05.01.2015 Views

Nr 384-385, listopad-grudzień 1986 - Znak

Nr 384-385, listopad-grudzień 1986 - Znak

Nr 384-385, listopad-grudzień 1986 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

W NUMERZE:<br />

"Centralnq cz~sclq koncepcji i wskazan, przekazanych cztowiekowi<br />

przez wielkie postacie religii i filozof6w, byta zawsze i wsz~dzie<br />

jakas nauka 0 sen s i e b 0 lui c i e r pie n i a (...)". Otwierajqca<br />

numer rozprawa Maxa Schelera przynosi fundamentalnq analiz~<br />

rozmaitych sposobow ujmowania problemu cierpienia przez wielkie<br />

religie i systemy filozoficzne.<br />

• <br />

"Przeze mnie idziesz ku miastu cierpienia ...". Dwie piesni "Piekfa"<br />

Dantego w nowej polskiej szacie j~zykowe j pochodzq z przygotowywanego<br />

do druku wyboru z "Boskiej Komedii" w przekfadzie<br />

Tomasza tubienskiego.<br />

• <br />

"Opowiesc 0 Antychryscie" W todzimierza Sotowjowa, wyj~ta z jego<br />

"Trzech rozmow", dokumentuje ostatni, " apokaliptyczny" okres<br />

tworczosci zmarfego w roku 1900 wielkiego rosyjskiego mysliciela.<br />

" Oto trzy gtowne idee, ktore skfonify Sofowjowa do napisania filozoficznego<br />

dialogu »Trzy rozmowy«: nowa wizja chrzescijanstwa,<br />

strach przed inwazjq Mongotow oraz wiara w istnienie Ks i~ ci a Tego<br />

Swiata i szybkie przyjscie Antychrysta". Autorem przekfadu<br />

i obszernego szkicu wprowadzajqcego, z ktorego pochodzi ' powyzsze<br />

zdanie jest Grzegorz Przebinda; 0 apokaliptyce Sofowjowa i jej<br />

oddziatywaniu na Mariana Zdziechowskiego pisze Jan Krasicki.<br />

• <br />

3 kwietnia <strong>1986</strong> roku mi n~la dziewi~cdziesiqta rocznica urodzin <br />

Jozefa Czapskiego. 0 Czapskim - malarzu i pisarzu, 0 jego bio­<br />

grafii, stosunku do polskiej tradycji i wizji sztuki, jaka wytania si~ <br />

z jego wtasnej tworczosci malarskiej i pisarstwa krytyc.znego trak­<br />

tuje artykut Andrzeja Nowakowskiego. Pawel Taranczewski pisze <br />

o swej lekturze wydanego przez wydawnictwo "<strong>Znak</strong>" tomu "Patrzqc",<br />

a rubryka " Zdarzenia-Ksiqzki-Ludzie" przynosi not~ 0 jubileuszowej<br />

wystawie ptocien i rysunkow Czapskiego, zorganizowanej<br />

przez Muzeum Archidiecezji Warszawskiej - pierwszej wystawie<br />

Czapskiego w Warszawie od wybuchu " wojny swiatowej.<br />

• <br />

Dzienniki podrozy Jerzego Stempowskiego stanowiq waznq cZ~$e<br />

spuscizny wybitnego polskiego eseisty; analizuje je w swym artykule<br />

Andrzej Stanislaw Kowalczyk.


C<br />

ZNAK <br />

M I E S I Ii; C Z N .I K<br />

KRAKOW<br />

ROK XXXVIII<br />

NR <strong>384</strong>-<strong>385</strong> (11-12)<br />

LlSTOPAD-GRUDZIEN <strong>1986</strong><br />

TRESe ZESZYTU:<br />

• o SENSIE CIERPIENIA <br />

tfum. A.W. <br />

3 Max Scheler<br />

44 Nota tlumacza<br />

45 Dante Alighieri<br />

• BOSKA KOMEDIA <br />

Pieklo - piesn III i IV <br />

Hum. Tomasz tubieliski <br />

54 Grzegorz Przebinda<br />

• APOKALIPSA WtODZIMIERZA )SOtOWJOWA <br />

71 Wlodzimierz Sol ow jaw <br />

• OPOWIESC 0 ANTYCHRYSCIE <br />

tfum. Grzegorz Przebinda <br />

96 Jan Krasicki<br />

• W CIENIU ANTYCHRYST A<br />

.108 Andrzej Nowakowski<br />

• HOMO PINGENS ET SCRIBENS .<br />

o JOZEFIE CZAPSKIM<br />

126 Pawel Taranczewski<br />

• CZAPSKI PATRZY NA SZTUKIi <br />

140 Andrzej Stanislaw Kowalczyk <br />

• PODROZ DO EUROPY - DZIENNIKI JERZEGO<br />

STEMPOWSKIEGO<br />

DYSKUSJE <br />

151 Marian Grabow,ski <br />

• W KONTRAPUNKCIE EUROPEJSKH~GO MY5LENIA <br />

159 Eli:bieta Wolicka <br />

• W KONTRAPUNKCIE IDEOLOGICZNEGO<br />

MY$LENIA - CZYLI KtOPOTOW Z KOtAKOWSKIM<br />

CIJ\G DALSZY<br />

~


167<br />

172<br />

181<br />

185<br />

195<br />

198<br />

,<br />

202<br />

208<br />

214<br />

ZDARZENIA - KSI~LKI - LUDZIE<br />

Krzysztof Sliwinski<br />

•<br />

PRZEGL~D KRAJOWY I ZAGRANICZNY<br />

Ks. tukasz Kamykowski<br />

•<br />

..JEZUS CHRYSTUS" WALTERA KASPERA<br />

Jerzy Gaul<br />

•<br />

HISTORIA: DYSKURS WtADZY CZY "ZABOJCZY<br />

DLA NIEJ NAPOJ"<br />

Roman Mazurkiewicz<br />

•<br />

SEMIOTYKA PETERSBURGA<br />

Wac/ow Pyczek<br />

•<br />

ROMANTYCZNA SAKRALlZACJA DZIEJOW<br />

Marek J. Karp<br />

•<br />

..... JENO ODMIEN CZAS KALEKI"<br />

Tomasz Szponder<br />

•<br />

POGON ZA CIENIEM<br />

Adam Szostkie"Nicz<br />

•<br />

..THE NEW CRITERION"<br />

•<br />

Tomasz Fialkowski<br />

CZAPSKI W WARSZAWIE<br />

2<br />

217<br />

220<br />

221<br />

224<br />

226<br />

229<br />

236<br />

237<br />

NOTY 0 KSI~LKACH<br />

•<br />

HW: Odpowiedzialnosc Pelagiusza<br />

WD: Wydawca w stanie. wojennym<br />

TF: Sztuka Tysiqcletniej Rzeszy<br />

SC: Jeszcze jedno swiadedwo<br />

JED E N A S TAW I E C Z 0 REM... <br />

Jan Pawel II<br />

OPATRZNOSC BOLA A OBECNOSC ZtA<br />

•<br />

I CIERPIENIA W SWIECIE<br />

•<br />

Dans cc numero<br />

Ksiqi:ki nodes lane<br />

•<br />

OPATRZNOSC BOLA PRZEZWYCII;LA Zto<br />

W CHRYSTUSIE JEZUSIE


MAX SCHELER<br />

o SENSIE CIERPIENIA<br />

Centralnq cz~sciq koncepcji i wskazan, przekazanych czlowiekowi<br />

przez wielkie postacie religii i filozof6w, byla zawsze i wsz~dzie<br />

jakas nauka 0 sen s i e b 6 lui c i e r pie n i a na calym<br />

swiecik. Na niej wspieralo si~ zalecenie i zaproszenie, aby nalezycie<br />

potraktQwac cierpienie, aby w I a sci w i e je znosic, bqdz by<br />

je likwidowac.<br />

Takie zalecenie i zaproszenie bynajmniej nie byloby sensowne,<br />

gdyby rzeczywiscie zycie uczuc sprowadzalo si~ wylqcznie i bez<br />

reszty do niemych, slepych stan6w, kt6re w nas nast~pujq po sobie<br />

i wiqzq si~ ze sobq wedlug reguly przyczynowosci. Tak jednak<br />

nie jest. Nasze zycie emocjonalne jest raczej wspaniale zr6Znicowanym<br />

systemem naturalnych objaw6w i oznak, kt6re nam otwierajq<br />

nas samych. Przynajmniej pewna klasa uczuc dostarcza<br />

w sam y m przeZywaniu czegos takiego jak "sens", "znaczenie",<br />

poprzez kt6re uczucie oddaje pewne obiektywne zr6znicowanie<br />

wartosci jakiegos bytu, czynu lub spotykajqcego nas [osu, bqdz<br />

tez antycypujqCO wskazuje na nie, zarysowlljqC je juz przed ich<br />

pojawieniem si~; poprzez kt6re zaprasZ


4<br />

MAX SCHELER<br />

wose jakiejs potrawy w przypadku mozliwego jej spozycia przez<br />

organizm; skrucha, kt6ra odciqza naSZq przeszlose i oswobadza nas<br />

do nowego dobra, kiedy bolesnie oczyszcza i odrzuca 3 - oto kilka<br />

przyklad6w tego, ze uczucia mogq miee sen s zawarty w samy,m<br />

ich przezywaniu, kt6ry siEl zasadniczo r6zni od ich przyczynowego<br />

pochodzenia oraz od czysto obiektywnej celowoSci w gospodarce<br />

prowadzonej przez zycie (Lebenshaushalt), celowosci Irzyslugujqcej<br />

np. takze r6znorodnym rodzajom b6l6w, kt6rym brakuje przezytego<br />

sensu.<br />

Tak jak uczucie nie jest pozbawione sensu i znaczenia, tak tez<br />

n i e jest tytlko s tan e m. Istniejq r6wniez emocjonalne sposoby<br />

zachowania siEl albo funkcje, kt6re w rozmaicie zmienn:y sposab<br />

mogq siEl budowae na ' czystych stanach emocjonalnych (das rein<br />

ZustiindHche des Gefiihls) 4: ten sam b61 i stan cierpienia (nie<br />

tylko warunkujqcy go bodziec) mozna c z u e funkcjonalnie w bardzo<br />

raznym stopniu i w razny spos6b. Podczas gdy historycznie<br />

stale Sq progi wzbudzania i wzmagania siEl stanaw uczuciowych<br />

(np. ba16w organicznych), dajqce siEl odraznie pr6g doznawania I<br />

(LeidensschweHe) i sila cierpienia (Leidenskraft) b6lu mogq bye<br />

bardzo r 0 z m a i c i e ustopniowane w dziejach cywilizacji. To<br />

sarno odnosi siEl do zddlnosci cieszenia siEl stanami przyjemnymi;<br />

jest ona tym wiElksza, im mniejsze i bardziej przelotne wrazenie<br />

przyjemnosci moze uaktywnie emocjonalnq funkcjEl "cieszenia siEl".<br />

Zmieniae siEl tez moze sposab emocjonalno-funkcjonalnego p r z y j­<br />

mowa n i a w Ja jednego i tego samego stanu uczuciowego. Mozemy<br />

cierpieniu siEl "oddae" alba mu siEl opierae, mozemy je<br />

"wytrzymywae", "znosie"" po prostu "cierpiee", mozemy siEl tez<br />

nim "rozkoszowae" (algofilia). Slowa te zawsze oznaczajq zmieniajqce<br />

siEl rod z a j e c z u cia i budujqcego siEl na nim chcenia,<br />

kt6re nie Sq jeszcze jednoznaczmde' okreslone przez stan uczuciowy.<br />

/ .<br />

Ale na jeszcze wyzszym piEltrze p 0 n a d owymi "funkcjami<br />

uczuciowymi" znajdujq siEl te formy aktywnosci i akty naszej d u­<br />

c howe j 0 sob 0 w 0 sci, ktare wielkosci, miejscu, sensowi,<br />

• Szczeg610wa analiza aktu skruchy znajduje sill w mojej ksillzce Vom EWIgen<br />

1m Menschen, w artykule Reue und Wled ergeburt (1917). Por. r6wniez mOj'l<br />

kslljzkll Wescn und Formcn der Sympathlc, wyd. 2, Cohen. Bonn 1923.<br />

• Jesli zanika calkiem, albo jest znacZ'Ilie oslabione, czucie stan6w uczuciowych<br />

(kt6re wraz ze swymi korelatami wyrazowymi mogll przy tym nadal<br />

istnleC), to pojawiajll sill stany. opisane przez LDwy'ego i Schlldera w przypadkach<br />

depersonalizacji. Wprawdzie chorzy przezywajlj stany uczuclowe, ale<br />

powodu braku jednolltej centralnej funkcji uczuciowej jak gdyby odszcze­<br />

l<br />

pione od "Jan 1 nie ZW!lIzane (ohnc Etnheit) z jego og6lnyml tendencjami. por.<br />

Paul Schilder, Setbstbewusstscln und personUchkeltsbewusstseln, Berlin 1914,<br />

s. 60.


o ~ENSIE CIERPIENIA<br />

owocnosci naszych stanow uczllciowych mogq nadac zupelnie odmienny<br />

charqkter w calym obszarze zycia i jego kontekscie. Nalezq<br />

tutaj roznice uwagi, np. zwazania i niezwazania na uczucia,<br />

roznice duchowej aktywnosci woli, wyrazajqce si~ w "szukaniu"<br />

bolu i cierpienia albo "uciekaniu" od nich, prawdziwym ich ;;przezwyci~zaniu"<br />

albo tylko "wypieraniu" w podswiadomosc, roznice<br />

oceny (jako kary i grzechu, jako srodka oczyszczania i poprawy<br />

itd.), wreszcie roznice t 1 u mac zen i a, reIigijnego i ' metafizycznego,<br />

ktore przekrarczajqc bezposredni sens przeiyciowy naS'zych<br />

uczuc wlqcza je, jako czlon, w kontekst swiata i jego boskiej zasady.<br />

Dlatego kazda filozoficzna koncepcja cierpienia zawiera rowniez<br />

jakqs szczegolnq s y m b 0 I i k ~ p 0 r u s zen n a s z ego<br />

s e rca, jakies wskazanie (Hineindeuten) na kierujqce, sensowne<br />

Iub bezsensowne sHy w roznorodnej grze uczuc.<br />

o ile wi~c w bolu i cierpieniu czyste wrazenie i stan oznacza<br />

fakt oraz nieunikniony los wszystkiego, co iyje, to przeciez ponad<br />

tq slepq faktycznosciq istnieje sfera sen sui sfera w 0 1 nos c i,<br />

do ktorej nawiqzujq wielkie koncepcje ibawienia.<br />

W s z y s t. k i e cierpienia i bole stworzen majq pewien sens,<br />

przynajmniej jakis sens obiektywny. Jak juz zauwazyl Arystoteles,<br />

wszelka przyjemnosc i przykrosc jest wyrazem r 0 z k wit U (FOTderung)<br />

a I b 0 z a ham 0 wan i a z y c Ii a. Stwierdzenie to pozostaje<br />

zasadniczo sluszne, mimo pozornych wyjqtk6w. Z pewnosciq<br />

pijqc w stanie rozgrzania lodowatq wod~, ktora przyjemnie gasi<br />

,pragnieni'e, mozemy wypic smierc; z pewnosciq istniejq bolesne<br />

operac.je, kt6re ratujq zycie calego orgaI).izmu; z pewnosciq istniejq<br />

slodkie, smaczne trucizny i gorzkie Iekarstwa w sensie doslownym<br />

i przenosnym. R6wniez stopnie szkodliwosci dla zycia oraz stopnie<br />

b6Iu wydajq si~ malo dopasowane do siebie: wyrwanie paznokcia<br />

sprawia wielki bOl, chociaz dla procesu zycia jest to bez znaczenia,<br />

natomiast usuni~cie cz~sci kory kresomozgowia jest bezbolesne,<br />

chac smiertelne. Dzi~ki wprowadzeniu t r z e c h innych prawd,<br />

te i podobne zarzuty mo-zna pogodzic z zasadq Arystotelesa:<br />

1. Sensowny system ostrzegania i wabienia czy zapra,szania, jaki<br />

stanowi nasze zycie uczuciowe, jest nastawiony jedynie na ' t y p o­<br />

we pod w z g 1 ~ d e m gat u n k 0 w y m dla ka2ldego organizmu<br />

szkody i korzysci (Forderungen), kt6re go spotykajq ze strony samej<br />

natury. Jesli jakas cz~sc organizmu jest normalnie chroniona<br />

przed naruszeniem, jak kora mozgowa przez czaszk~, to nie istnieje<br />

sygnal alarmowy bolu, K'torym kazdy narzqd powiadamia<br />

centrum jui: 0 swoim zagrozeniu, a nie dopiero 0 doznanym uszkodzeniu.<br />

Tak jak natura nie mogla uwzgl~dnic · zmiennych, cywiIizacyjnie<br />

i historycznie uwarunkowanych bodzc6w i ich kombinacj~<br />

tak tei: nie mogla uw~gl~dnic rzadkich sztucznych ingerencji.<br />

5


MAX SCHELER<br />

2. W przypadku nie wszystkich rodzajow uczue rozkwit i hamowanie<br />

zycia, ktorych oznakq i wewn~trznym odbiciem psychicznyrn<br />

jest przyjemnose i przykrose, odnosi si~ do cal 0 sci o'w ego zycia<br />

organizmu jako calego indywiduum, lecz przewaznie tylko do<br />

chwilowego stanu organizmu i czynnoSci zyciowej tej jego c z ~ sci,<br />

ktora jest wpierw poddana dZlialaniu bod~ca. Uczucia niz.sze, bardziej<br />

peryferyczne, przede wszystkim "wrazenia uczuciowe", nie<br />

mylq si~ co do wartosci bodz


o SENSIE CIERPIENIA<br />

w przypadku uczue psychicznych. Zmieniajqce si~, uczuciowo przezyte<br />

stany ciala niewiele tylko wplywajq na owe uczucia wyisze,<br />

stosujq,ce si~ na ogol do k 0 n s e k wen c j i sen s u · przedstawionych,<br />

od ciala niezaleinych procesow, ktorych aspekt wartosciowy<br />

zarazem uchwytujq. 4) C z y s to d u c howe u c z u cia met a­<br />

f i z y c z no - r eli g i j n e, "uczucia zbawcze" (Hcilsgefilhle) odno­<br />

SZq si~ do rdzenia duchowej osoby jako niepodzielnej calosci (szcz~­<br />

§liwose, rozpacz, bezpieczenstwo, udr~ka sumienia, spokoj, skrucha<br />

itd.). Kto stud


MAX SCHELER<br />

wy rozmnazania; tak jak smiere jest morfologicznie rzecz biorqc<br />

ofiarq dla wy s t~pujqcej dopiero w swiecie wielokom6rkowc6w organizacji<br />

i zr6Znicowania organizmu (Minot) - tak tez wszelkie cie r­<br />

pienie i b61 jest wedle swego metafizycznego, najbardziej formalnego<br />

sensu,' przezyciem ofiary c z ~ s ci d 1 a cal 0 sci oraz tego,<br />

co relatywnie m n i e j wartosciowe dla 1ego, co bar d z de j wartosciowe.<br />

Chociaz zasadnicza mysl Arystotelesa na temat przyjemnosci<br />

i przykrosci, jako oznak rozkwitu i zahamowania zyda, wzgl~dnie<br />

duchowej duszy i osoby, jest prawdziwa, to jednak w 0 g 61 e nie<br />

pozwala ona zrozumiee sensu 1 s t n i e n i a cierpienia i b6lu w<br />

swiecie. Moze nam ona pom6c zrozumiee jedynie sensowne i celowe<br />

powiqzanie b Oll6w i przyjemnosci z bodi:cami i reakcjami<br />

organizmu, przy ktorych pojawieniu si~ n ~ st~puje rozkwit i zahamowanie<br />

zycia. Owe powiqzania Sq sensowne i celowe jako<br />

pewien system sygna16w (przY'n~t, ostrzezen) dla okreslonych sposob6w<br />

zachowania si~ organizmu. Wszelka "tresura" f wierzqt i ludzi,<br />

0 He prowadzona jest na zasadzie premii (nagrody) i kary<br />

(w nie-moralnym znaczeniu slowa), wykorzystuje tylko do okreslonych<br />

cel6w tresury, ,wychowania te naturalne przyporzqdkowania<br />

uczue okreslonym procesom zyciowym oraz ich (tj. uczue)<br />

szczeg6lnq wartose dla zycia organicznego. 0 tyle trafnie nazwano<br />

"autotresurq" wla.sne do s w~adc zenia w uczeniu si~, kt6re o-rg~,nizm<br />

przeprowadza na podlozu powodzenia i niepowodzenia pierwptnie<br />

przypadkowych ruch6w ("pr6b"),


o SENSIE CIERPIENIA<br />

stworzenia i bie na alarm w przypadku zagrozenia zycia Mysl<br />

teologiczna wlasnie n i e wystarcza teodycei, do kt6rej cz~sto wykor~ystywano<br />

ide~ Arystotelesa. Powiem otwarcie: Gdybym ide~<br />

i istnienie Boga chcial uzyskae dopliero na podstawie wniosku przyczynowego<br />

wychodzqcego od wlaSciwosci i istnienia swiata, tak<br />

jak jest mi on empirycznie znany, a nie od pierwotnego osobowego<br />

i doswiadczeniowego kontaktu rdzenia mojej osoby ze swi~tq<br />

dobrociq i mqdrosciq w akcie reIigijnym 8, to nawet tak{ przypadek,<br />

ze w calym pozostalym swiecie jasnieje pok6j, szcz~sIiwose<br />

i harmonia, a istnieje jedno jed y n e, choeby jeszcze s I abe<br />

wrazenie b6lu, np. jakiegos robaka, zupelnie by wystarczal, aby<br />

odmowie mej aprobaty dla uznania wszechdobrego i wszechmocnego<br />

StwOI'cy swiata.<br />

Jedynie wtedy, gdy fakt b6lu i cierpienia umiesci si~ w swiecie<br />

idei 0 f i a r y, jak to ' wpierw w historii uczynilo w spos6b<br />

najbardziej zdecydowany chrzescijanstwo g~SZqC ide~ zrodzonego<br />

z milosci, dobrowolnego (frei), zast~pczego ofiarnego cierpienia samego<br />

Boga w Chrystusie, mozliwe jest - bye moze - przyblizenie<br />

si~ do gl~bszej teodycei cierpienia. .<br />

Przede wszystkim trzeba wyjasnie ciemne, wieloznaczne poj~cie<br />

"ofiary". 0 "ofierze" w sensie obiektywnym (w odroznieniu od<br />

swobodnego "ofiarowywania siebie albo czegos", do czego zdolne<br />

Sq tylko wolne duchowe osoby) mozna rriowie zawsze, ale tez tylko<br />

wtedy, gdy urzeczywistnienie jakiegos dobra 0 porownawczo<br />

"w y Z s z e j ran d z e a k s j 0 log i c z n e j" okazuje si~ zWliqzane<br />

w s p 0 sob i s tot nos c i 0 wok 0 n i e. c z n y z unicestwieniem<br />

alba pomniejszeniem dobra 0 porownawczo n i z s z e j randze,<br />

wzgl~dnie z ustanowieniem jakiegos zla znajdujqcego si~ na nizszym<br />

poziomie hierarchicznym (Rangstufe). JeSli przyjmuje si~ jedynie<br />

wa-rtosci pozytywne i negatywne oraz rozmaite ilosci w obydwu<br />

grupach, nie przyjmujqc zas rowniez obiektywnych po z i o­<br />

m 6 w hie r arc h i c z nyc h (z ktorych kazdy obejmuje znowu<br />

wartosci pozytywne i negatywne), wowczas mozna mowie tylko<br />

o "kosztach", a nie 0 "oHa·rach". Kto prereruje tylko .przyjemnose<br />

wi~kszq nad mniejszq, dIuzej trwajqcq przyszlq nad kr6tkotrwaIq<br />

terazniejszq tego samego rodzaju, mniejsze zlo i cierpienie nad<br />

wi~ksze, wi~kszq przyjemnose nad zwiqzane z jej przyczynq mniejsze<br />

zlo - nie ponosi z tego powodu zadnej "ofiary". ObHcza on<br />

tylko nalezycie "koszty".· Idea ofiary zawiera wi~cej: nie tylko<br />

arytmetyk~ przyjemnosci i przykrosci, dobr i zla, lecz 0 s tat e c z­<br />

n e, nie przybierajqce znowu innej formy z I i k wid 0 wan i e<br />

• Na temat jedynego uprawruenla tej ostatnlej drog! por. mOje prob!eme der<br />

Religion, w : Yom Ewtgen im Menschen, Leipzig, 1921.<br />

9


MAX SCHELER<br />

d6br i przyjemnosci, wzgI~dnie ostateczne ustanowienie zla (Vbeln)<br />

i przykrosci. Kazda jednak ofiara (w sensie sU'biektywnym i obiektywnym)<br />

zawsze jest tez koniecznie ofiarq "d I a czegoS". Sarno<br />

ustanowienie zla Iub cierpienia jest - jako obiektywne zdarzenie<br />

- obiektywnie pozbawione sensu; jako zdarzenie swobodnie<br />

zamierzone, jest bezsensowne, np. patologiczne, jak w algofilii,<br />

rozkoszowaniu si~ okrucie11stwem, czystym negatywizmie niszczqcym<br />

drugiego i samego siebie. Wlasnie o"vo "dla" wskazuje zawsze<br />

na jakqs pozytywnq wartose w y z s z ego rz~du (Rang), albo<br />

na unikni~cie zla wyzszego rz~du - wyzszego niz rZqd wlasciwy<br />

dla ofiarowanego dobra. "Ofiara" jest k 0 n i e c z n a tylko<br />

wtedy, gdy przyczynowose, jako prawidlowose zachodzqca mi~dzy<br />

rzeczami i procesami b~dqcymi nosicielami wartosci, lqczy w konieczny<br />

spos6b urzeczywistnienie wyzszej wartosci pozytywnej<br />

(wzgI(}dnie unikni~cie zla wyZszego rz~du) z ustanowieniem i urzeczywistnieniem<br />

zla nizsf:ego rz~du.<br />

Majqc na uwadze to najbardziej formalne poj~cie ofiary twierdz~,<br />

ze wszystkie rodzaje b0l6w i cierpien - jakkolwiek by si~<br />

cierpiq·cy zachowywal wobec nich - Sq w sobie jedynie subiektywnymi<br />

psychicznymi odzwierciedleniami i korelatami obiektywnych<br />

proces6w ofiary (tzn. powodujqcych nast~pstwa tendencji),<br />

w kt6rych ja:kies dobro nizszego po'rzqdku zostaje poswi~cone dla<br />

dobra wyzszego porzqdku. (Ontologia cierpienia.)<br />

Podstawowym stosunkiem bytowym jest tutaj stosunek mi~dzy<br />

c z ~ sci q i c a los c i q, gdziekolwiek istnieje ponadsumatywna<br />

calose realna (a wi~c nie tylko sztuczna, iyjqca z lask! naszego syntetyzujqcego<br />

intelektu), calose zatem, kt6rej byt, dzialanie i wartose<br />

Sq niezaleine od bytu, dzialania i wartosci jej pojedynczych<br />

cz~sci. Jedynie wtedy, gdy calose dziaIa, jest i iyje w swych<br />

cZESsciach j a k 0 calose (totalitas), a cz~sci. dzialajq nie tylko w calosci,<br />

Iecz r6wniei "dla" calosci, moina m6wie 0 ofierze mi~dzy<br />

cz~sciq i calosciq i tylko wtedy istnieje moiliwose p'ojawienia<br />

si~ jakichkolwiek cierpien. Tylko w -tych przypadkach cz~sci calosci<br />

nazywajq si~ tez jej "czIonami" (organa); i tylko w tym<br />

przypadku mi~dzy calosciq i cz~sciq zachodzi ponadsumatywny<br />

stosunek "solidarnego powiqzania", 0 ile w sensie panowania oraz<br />

kierowania i prowadzenia calose jest "dla" cz~sci, a w sensie wyspecyfikowanego<br />

sluzenia, bycia kierowanym, bycia prowadzonym<br />

cz~sd Sq "dla" calosci. W swiecie, M6ry pod wzgI~dem formaInym<br />

bylby czysto mechaniczno-s~matywny, nie moglaby zapewne<br />

istniee moi 1iwose c,ierpienia i b6Iu, a tym bardziej one same. Nie<br />

moglyby one r6wniei istniee w absolutnrie "teileol'ogicznym swiecie",<br />

jak wyobraia go sobie teizm. Ale takZe w swiecie, kt6rego<br />

cz~sci nie bylyby samodzielnymi substancjami, wyposaionymi we<br />

10


o SENSIE CIERPIENIA<br />

wlasciwosci i wlasne siIy, lecz bylyby wyIqcznie"zaleznymi" ­<br />

jesli chodzi 0 istnienie i uposazenie jakosciowe (Sosein) - od<br />

calosci jej cz~sciami (modi), albo l1awet tylko subiektywnie wykrojonymi<br />

uj~ciami stron (Seitenansichten) calosci, "punktami widzenia"<br />

calosci - nie bylby spelniony minimallny warunek mozliwego<br />

istnienia cierpienia i b61'll. Dlatego istnienia jakiejkolwiek<br />

rzeczy, kt6rej istot~ stanowiq b61, i cierpienie, nie b~dzie magI<br />

nigdy wytlumaczyc nie tylko zwykly racjonalny teizm odwolujqcy<br />

si~ do wniosku przyczynowego (Kausalschlussteismus), lecz<br />

r6wniez mechani s tyc~ny materiaJ.izm i asocjacjonistyczne zapatrywanie<br />

na dusz ~, a takze abstrakcyjny monizm panteistyczny (np. Spinozy,<br />

RegIa). Zawsze bowiem dopiero 0 p 0 z y c j a (Widerstreit)<br />

samodzielnych cz~sci, wykazujqcych wlasnq prawidiowosc, wobec<br />

ich funkcjonalnej pozycji w pewnej calosci, z kt6rq Sq one solidame<br />

i kt6ra jest solidama z nimi, stanowi najog6lniejszq 0 n­<br />

t 0 log i c z n q pod s taw ~ ide a 1 n e j m 0 z I i w s ,c i pojawienia<br />

si~ cierpienia i b6lu wsw i e c i e w 0 g 61 e, jakkolwiek<br />

zresztq wyglqdalyby szczeg6lne causae secundae, wywolujqce<br />

w tej lub owej formie cierpienie i bal ziemskiej istoty zywej.<br />

Jedynie tez spos6b, w jaki w przypadku owej opozycji pewna<br />

calosc (w okreslonym wlasnie znaczeniu) t~ opozycj~ swej cz~ s ci<br />

"ma" dla siebie samej alba jq "przezywa" (wzgI~dnie cz~sc "prze­<br />

Zywa opozycj~ calosci wobec swojej czynnosci), jest tym, co w najog6lniejszym<br />

znaczeniu nazywamy "przykrosciq". Opozycja taka<br />

zaklada spontanicznq (dlatego nie samowolnq) aktywnosc zar6wno<br />

calosci jako calosci jak tez c z~sci jako cz~sd. Gdyby udalo si~<br />

(powr6cimy p6zniej do techniki "znoszenia") usunqc wszelki op6r<br />

calosci wobec cz~sci, kiedykolwiek dziaia ona dlla calosci nie zgodnie<br />

z sensem, lecz wbrew niemu lub bezsensownie, to zostalby<br />

rawniez usun i ~ty najog6Iniejszy warunek kazdego mozliwego balu;<br />

zostalby on usuni~ty r6wniez wtedy, gdyby cz~sc calkowicie si~<br />

poddawala dynamicznemu dzialaniu calosci i nie okazywala zadnego<br />

aktywnego oporu wobec niego. Na miej3cu ' tego, co nazywamy<br />

tutaj "calosciq" i "cz~sciq", moze pojawic si~ wszystko, co<br />

w najszerszym znaczeniu slowa stanowi takq jednosc wielosci<br />

(Vieleinheit). Juz wedlug powierzchownego, metafizycznie niezinterpretowanego<br />

doswiadczenia Sq to w naszym swiecie ludzkiego<br />

doswiadczenia przede wszystkim wszelkie z y w e jed nos c i (kom6rka,<br />

organizm, calosc spoleczno-biologiczna), nast~pllie wszelkie<br />

duchowe jed nos cia k t 6 w 0 sob 0 w y c h, w por6wnaniu,<br />

z jednej strony, z cz~seiowymi aktami osoby, a z drugiej z osobami<br />

zhimowym'i (Gesamtpersonen) (narody, panstwa, koscioly, kr~gi<br />

kulturowe), kt6rych czlonami Sq osoby jednostkowe, bez ujmy dla<br />

ich indywidualnej godnosci wlasnej. Gdyby s w i a t jako taki byl<br />

11


MAX SCHELER<br />

rowniez - czego 'fiie wiemy w sposob pewny - tego rodzaju ca­<br />

Iosciq, to naiezaloby "swiatu" jako takiemu tez przypisac jabs <br />

rodzaj cierpienia. <br />

Tak ja!k nat UTa 1 n a s m i ere jest w momencie jej nastqpienia<br />

ceUowo i sensownie okreslonq, naturalnq samoofiarq indywiduum<br />

ze wzgh:du na· (fur) jego rozmnazanie, zatem rowniez. ze<br />

wzglE:du na za{!howanie i podniesienie na wyzszy loziom calego<br />

gatunku, "ofiarq", ktorq jedno zycie automatycznie ponosi dla ·<br />

peIniejszego i wyzszego zycia - a idea smierci jest najbolesniej­<br />

SZq ideq,- ktorq moze sobie pomyslec czlowiek jako istota Zywa,<br />

o He przy rozpatrywaniu smierci wychodzi on od swego indywidualnego<br />

pE:du zyciowego, tzn. nie wychodzi ani od celow immanentnych<br />

samej ewol'Ucji zycia, ani oct wymagan i losow swej<br />

duchowej, przelhacza~qcej sferE: witalnq osobowosci - tak b 01<br />

jest czyms takim jak oznakq "smierci na malq skalE:": ofiarq cZE:sci<br />

'(wzglE:dnie jej wlasnej zyciowej ekspansjli) (Forderung) dla zachowania<br />

calego organdzmu, a zarazem przypomnieniem smierci. "B6­<br />

lem" nazywamy jedynie "uzmyslowienie" sobie koniecznego ze<br />

wzglE:du na (fur) calosc ograniczenia i zahamowania, jakiego pewna<br />

cZE:sciowa jednosc zyciowa (komorka, tkanka, narzq.i, system<br />

narzqdow) doznaje dllatego, ze jako element sluzebny wlqczona jest<br />

w zorganizowanq calosc.<br />

Bol i smierc Sq do siebie podobne takze pod tym wzglE:dem, ze<br />

warunki ich istnienia i nastE:powania w calosci natury i drzewa<br />

Zycia stajq siE: tym bardziej prawdopodobne i nieuchronne, im bardziej<br />

wzrasta jakosciowe zroznicowanie, hierarchizacja, podzial pracy,<br />

wyspecyfikowanie calosci witalnej w stosunku do jej cZE:sci.<br />

Dopiero "z w i ~ z e k" (Verband) stwarza warunki dla bolu. Dopiero<br />

w obrE:bie wielokomorkowej, wyraznie "zorganizowanej" istoty<br />

zywej zaczyna siE: tez wyrazniejsze morfologiczne zjawisko<br />

smierci (zwIoki) i dopiero tutaj przypuszczalnie nastE:puje takze<br />

pierwsze wyrazne wrazenie 0 charakterze bolowym. Utworzenie<br />

zwiqzku jest wlasnie tym samym pierwotnym warunkiem umoZliwiajqcym<br />

"walkE: cZE:sci" (Roux) w organizmie oraz ich opartq n


o SENSIE CIERPIENIA<br />

stu Zycia indywiduum, przekraczaj'lcego je sarno, natomiast bol<br />

wzrostu ze smierci'l dziel'lcych si~ komorek tkanek i narz'ldow,<br />

jako slad drogi rozmnaiania. W obydwu przypadkach idea ofiary<br />

scisle wi'lie ze sob'l smief(~ i bOI.<br />

Wszystko, co nazywamy "doznawaniem" (Leiden) w przeclwlenstwie<br />

do "czynu" i "dzialania" (nie do przyjemnoSci). jest dwojakiego<br />

rodzaju. Opor calosci wobec cz~sci jest tym bardziej odczuwany<br />

przez cz~se, im mniej stawiaj'lca opor cz~se rna sily do wywolania<br />

przeciw-opol'U i samopotwierdzenia siebie. Bol jako uzmyslowienie<br />

sobie t ego "doznawania" jest b 01 e m be z s i I n o­<br />

sci, biedy, niedostatku, spadku sil, starzenia si~. "Doznawanie"<br />

jednak rpsnie rowniei w biegunowo przeciwstawnym pracesie:<br />

przez ponadnormaln'l a k t Y w nos e cz~sci przeciw calosci, ktora<br />

wskutek skostnienia swej organizacji gwaltownie Humi cz~se "rosn'lc'l"<br />

w sil~ i zwi~kszaj'lc'l swe rozmiary. Jest to przeciwstawny<br />

typ bolu, b 0 1 w z r 0 stu, s taw ani a s i~, "bOle narodzin".<br />

Drugi rodzaj bolu moie bye szlachetniejszy, pierwszy pospolitszy ­<br />

ten znakiem obumierania, tamten oznak'l nabierania mocy przez<br />

iycie - ale oba rodzaje bolow S'l "ofiararrui".<br />

Tak jak okazuje si~, ie milo sew ita 1 n a (jako wewn~trzna<br />

strana p~du rozrooczego u wyiej zorganizowanych, dwuplciowych<br />

istot) l'lczy si~ ze smierciq (jako pierwotnym oddzialywaniem na<br />

calose utraty substancji i sil przy rozrrinaianiu) tak samo jak<br />

smiere i bol z two r zen i em z w i 'l z k u - ktore sarno jest<br />

skutkiem buduj'lcych, poszukuj'lcych si~, przenikni~tych erosem sil<br />

iywych jednosci - tak tei w sposob konieczny i wewn~trzny wiqie<br />

si~ z~ sob'l milo s e i b 0 I. Milose jako prasila wszelkiego<br />

tworzenia zwiqzku (w przestrzeni) i wszelkiego rozmnaiania (w czasie)<br />

tworzy przeto dopiero wst~pny warunek ,;ofiary", ktorq jest<br />

zarowno Sffiiere jak i bolo Ten sam mroczny p~d tego, co oiywione<br />

do wychodzenia ponad siebie ku coraz pel n i e j s z emu i wyzszemu<br />

zyC'iu, przejawiajqcy si~ wspolnie w tworzeniu zwiqzku<br />

i rozmnaianiu, tworzy dopiero ontologiczny warunek wst~pny bolu.<br />

W tym dwojakim znaczeniu bol i smiere WYWOOZq si~ z miloscL<br />

Nie byloby ich bez niej.<br />

Milos e, s m i ere, boil, two r zen i e z wi q z k u i<br />

w z r 0 s t po z i 0 m u 0 r ga n i i. a c j i (wlasciwy "rozwoj") przez<br />

roinicowanie si~ i integracj~ tworzq zatem jui w sferze bytu czysto<br />

witalnego konie.cznie i' nierozdzielnie powi'lzan'l gl'Up~<br />

procesow i stanow. Trudno to sobie ~omyslee. Musimy jednak<br />

w pro s t e j intuicji uchwycie calkowicie wewn~trzn'l i koniecznq<br />

jed nos e owych wielkich, elementarnych zjawisk zycia. (Zycie<br />

ziemskich organizacji roslinnych, zwierz~cych, ludzkich jest tylko<br />

jed n y m przypadkowym przykladem wzajemnej przynaleznosci<br />

13


~AX SCHELER<br />

ide j tych rzeczy.) W rozmaitych "uj~ciach z r6znych stron" jakby<br />

odslania nam si~ W owej intuicji jed e n wzlot zycia, tym szczytniejszy,<br />

gdy w tych elementarnych wydarzeniach zycia uczestniczy<br />

losowo - w jakiejs prostej lub zlozonej formie - w s z y s tko,<br />

CO ozywione. .<br />

A jesli poszukuje siE: nazwy identycznej jednosci w owej calosci<br />

przynaleznych do 'siebie zdarzeil. i stan6w, to istnieje tylko jedna<br />

nazwa, kt6ra je lqczy: 0 f i a r a. Cos nizszego zostaje poswi~cone<br />

d[a czegos wyzszego; poswi~cajqca siE: albo poswi~cona cz~sc cierpi<br />

i umiera "zast~pczo" za calosc, aby calosc zostala uratowana,<br />

zachdwana, by zalezni.e od okolicznoSci znalazla s~ w rozkWiicie<br />

i na wyZszym poziomie (gefordert und gesteigert). W s z elk i e<br />

cierpienia "zast~puje" i uprzedza, azeby calosc mniej cierpiala.<br />

K a z d a smierc indywiduum jest za'stE:pcza w odniesieniu do nast~pujqcej<br />

w przeciwnym razie smierci gatunku i· wlasnie przez to<br />

sluzy zyciu, odrzucajqcemu swojq organizacj~, kt6ra stala si~ zbyt<br />

skostniala, oraz pragnqcemu przekroczyc swojq danq organizacj~.<br />

W s z elk a milosc jest milosciq ofiarnq (Opferliebe) - subiektywnym<br />

pojawiajqcym si~ w swiadomosci echem ofiary cz~sci dla<br />

przeksztalcajqcej si~ calosci.<br />

P~erwsza nama, kt6rej udziela nam wglq.d w ten zwjqzek i jego<br />

koniecznosc, jest nast~pujqca: N i e m 0 z n a c h c i e c j e d­<br />

neg 0 b e z d rug i ego, a wi~c milosci i zwiqzku (wsp6Lnoty)<br />

bez smierci i b6lu, pelniejszego rozwoju i wzrostu zycia bez b6lu<br />

i smierci, slodyczy milosci bez ofiary i jej b6lu. Jesli ·wglqd ten<br />

calkowicie si~ obejmie nie tylko intelektem, lecz r6wniez sercern,<br />

to pogodzi on nas w znacznie gl~bszy spos6b z istnieniem b6lu<br />

i smierci niz prawda 0 samej celowosci b6lu. Gdybysmy bowiem<br />

postawili sobie pytanie, czy powaznie si~ zdecydowac na rezygnacj~<br />

z milosci i pelniejszego rozwoju zycia, aby uwolnic siE; od b6lu<br />

i smierci, to chyba tylk{) niewielu odpowiedzialoby na nie prostym<br />

"tak". Jezeli smierc i b61 Sq koniecznymi sladami, jakie<br />

zostawiajq po sobie zachowanie i podniesienie na wyzszy poziom<br />

zycia i wzrostu, to jedynie z trudem mozemy je odrzucac. Wolno<br />

nam jeszcze odrzucac i zwakzac tylko b6le braku, a nie b6Ue<br />

wzrostu.<br />

Wiqze siE; .z tym jeszcze drugi wglqd. Ofiara jest jak glowa<br />

Janusa, kt6rego oblicza zarazem smiejq si~ i placzq. Spoglqda zarazem<br />

w dolinE; lez i w dolin~ radosci. Ofiara obejmuje jedno<br />

i drugie: r ado s.c milosai oraz b 61 oddClinia zycia za to, co si~<br />

kocha. W pewnym sensie "ofiara" byla i jest p r zed r ado sci q<br />

i P r zed b6lem, kt6re jedynie z niej wypromieniowujq, stajqc<br />

siE; jej dziecmi. Przyjemnosc i b61 Sq w ofierze jeszcze zwiqzane,<br />

jak w jednym bukiecie, w prostocie jednego aktu zycia. Poszuku­<br />

14


o SENSIE CIERPIENIA<br />

jqce swego nowego wyzszego stanu zycie, kt6rego samym ruchem<br />

jest ofiara, pozdrawia w niej nowy wyzszy stan i zegna si~ ze<br />

starym stanem. Jest to zupelnie j~ s ne i oczywiste w przypadku najwyz3zej<br />

ofiary: w swobodnej, swiadomej duchowej ofierze milosci<br />

(Liebesopfer), poniewaz w tym samym akcie przezywa si~ szcz~sliwose<br />

milowania i. b61 utraty poswi~canego w milosci dobra. Ale<br />

r6wniez w duchowe uj~cie pojawiajqcego si~ automatycznie b6lu,<br />

smierci, cierpienia wpada z powrotem swiatlo tego najczystszego<br />

i najvv'yzszego przezycia wolnego ducha, kt6re w niezwykly spos6b<br />

obejmuje swym blaskiem wszystkie cierpienia nie majqce duchowe..:<br />

go charakteru. Illosciowe wywazanie przyjemnosci i b6lu w zyciu<br />

czlowieka, kt6rym to wywazaniem zajql si~ w historii hedonizm ­<br />

raz z wydzwi~kiem optymlstycznym 'Z uwagi na pozornie pozytywny<br />

rezultat bilansu przyjemnosci, raz z wydzwi~kiem pesymistyczny:m<br />

z uwagi na negatywny wynik - wydaje si~, juz jako<br />

met 0 d a, bezsensowne na gruncie tego wyzszego stanowiska<br />

przyj~tego w rozwazaniach. Rrzyj€mnose i bOil vkwi r6wnie pierwotnie<br />

w ofierze i w ofiarnej milosci; negacj~ samego zycia oznaczaloby<br />

pragnienie zanegowania przyjemnosci i b6lu lub je nego<br />

z nich. Ich najwyzsze polqczenie, koncentracja, synteza dopiero<br />

w najczystszej i najwyzszej ofierze milosci stanowi szczytowy pUnkt<br />

zycia: tracenie i uzyskiwanie stajq si~ w niej identyczne.<br />

Totez b61 i przyjemnose zI\acznie odbiegajq od siebie jedynie<br />

w najnizszych, najbardziej peryferycznych stanach naszego zmyslowego<br />

istnienia. 1m gl ~ b i e j zas wchodzimy w naszq jazn (SeZbst)<br />

i sku pia my s i ~ w a k t y w nos c ina s z e j 0 sob y, tym<br />

bardziej one si~ przenikajq. Pesymizm np. Schopenhauera, kt6ry<br />

tYlko b61 uwaza za cos pozytywnego, przyjemnose za cos negatywnego<br />

(tzn. jako "wyciszenie" zabarwionego b6lem naporu zycia,<br />

potrzeby, dqzenia), przeocza obydwi,e sprawy: calkiem pozyty\vnq<br />

przyjemnosc znajdowalnq w samej aoktywnosci zyciowej<br />

(i najwyzszq przyjemnose duchowego "tworzenia") oraz b61 i cierpienie,<br />

wynikajqce nie z "braku" lub potrzeby, ale ze spo~gowania<br />

aktywnosci zyciowej ponad jej dotychczasowy poziom (np. b61<br />

wzrostu). 2ycie nigdy i nigdzie nie toczy si~ dalej jedynie dzi~ki<br />

sile odpychania danych stan6w przykrych, dzi~ki tzw. "potrzebom",<br />

wytwarzajq,cym przymus stanom naporu i napi~cia, jak falszywie<br />

nauczal juz John ,Locke, a Schopenhauer to powt6rzyl. Jak wykazuje<br />

"gra" u czlowie'ka i ssak6w wyzszych, a "poruszenia na chybil<br />

trafil" u zwierzqt nizszych az do jednokom6rkowc6w, pelna<br />

przyjemnoscl aktywnosc zyciowa wyplywa raczej pierwotnie<br />

z n a d m i a r u jego sil; pozyteczne efekty tych ruch6w, kt6re<br />

pami~e utrwala i coraz dokladniej przyporzqdkowuje okreSlonym<br />

kombinacjom bodzc6w, Sq w t 6 r n e wobec tej pierwotnie w pel­<br />

15


MAX SCHELER<br />

nj. przyjemnej aktywnosci, a tzw. "potrzeby" powstajq dopiero<br />

z przyzwyezajenia do dobr i "e£ektow", jakie przynioslo takie dzialanie<br />

wolne 00 celu, b~qee jakby zabawq i grq (spielerisches Tun).<br />

Wyjqtku 00 tej reguly nie stanowiq zarowno najwyisze twory<br />

ducha ludzkiego jak najintensywniejsza przyjemnose zmyslowa, rozkosz<br />

aktu plOOzenia. "Uwolniona od woli" rozkosz estetyczna nie<br />

oznaeza, jak sqdzi Schopenhauer, najwi~kszej szcz~sliwo s ei. Zadowolenie,<br />

kt6re artysta, badacz znajduje w swym gotowym dziele,<br />

jest niepoTownanie WIi~ksze 00 tego, ktore m6g1by kiedykolwiek<br />

znaleze w slawie albo pochwale i uznaniu podziwiajqcego to dzielo<br />

otoczenia - przez wsp61rozkoszowanie si~ jego rozkoszq. Radose<br />

tw6rcy, "geniusza" (genitor) w pro c e s i e sam ego t w o­<br />

r zen i a jest jednak jeszcze niepomiernie wi~ksza od radowania<br />

.s:i.~ swym wytworem, dzielem; zresztq uZlI1a on ,swoje dzielo za<br />

"gotowe" dopiero,_ wtedy, gdy towarzyszqca procesowi tworzenia<br />

radose zaczyna juz wygasae. Jedynie Bog jest -nigdy niesyt (nie<br />

leid) swego tworzenia i tylko dlatego jego dzielo jest nieskonczone.<br />

R6"'Qlie z w y d a wan i e m n a sw i a t Zycia przez zycie w<br />

akcie plodzenia natura zwiqzala najgl~biej poruszajqcq zmyslowq<br />

przyjemnose Zycia. Umieszczajqc two['zenie zycia przez cos ozywionego<br />

w ogniu rozkoszy wyroznila je nieporownanie bardziej<br />

niz sarno z a e how ani e zyda (przez zaspokojenie glodu i pragnienia),<br />

kt6remu przypisala stany przyjemnosci. Ten sam akt<br />

rozmnazania, ktory pierwotnie zbiega si~ ze smierciq jako zlem<br />

najwi~kszym, a co,raz ostrz'ej odcbzi-ela si~ 00 niej dopiero u wielokomorkowcow<br />

- pozostajqc jednak pierwszq przyczynq smierci 7<br />

i jej istotnym towarzyszem - zostal uznany przez natur~ za gOOny<br />

n a j g 1 ~ b s z e j przyjemnosci.<br />

Wyzsze, tzw. historyczne szczeble rozwoju czlowieka cz~sto zaslaniajq<br />

te proste zwiqzki 0 charakterze prawidlowosci, ale ich<br />

nie naruszajq. Naturalnie, dolqczajq si~ tutaj r6wriiez czynniki<br />

okreslajqce przykrose i przyjemnose, kt6re nie majq £adnego 00­<br />

powiednika w czysto biologicznych stanaeh i prawach i nigdy nie<br />

Sq okreslone jedynie przez te prawa. "Mysl" ludzka, uskrzydlona<br />

d,uchowq milosci


o SENSIE CIERPIENIA<br />

wodu coraz szerszego, a zarazem coraz gl~biej si~gajqcego budowania<br />

zwiqzk6w (VerbandsbiZdung) i ich kifzyzowania si~,<br />

,pot~gujqcego<br />

zaleznosci czlowieka od · cZfowieka, grupy od grupy; z powodu<br />

rosnqcego zr6znicowania i integracji zycia, cywilizacji, pracy<br />

i duchowej kultury wsp6lnoty ludzkiej, udzialem czlowieka w jego<br />

historii stajq si~ zar6wno i los c i 0 w 0 wzmagajqce si~ bOle<br />

i cierpienia, jak tez coraz wi~ksza j a k 0 sci 0 wa r6Znorodnosc<br />

cierpieil. Tak wi~c w odniesieniu do form jego zwiqzk6w powtarza<br />

si~ prawo, kt6re wedlug Minota 8 pozwala ukazac smierc oraz<br />

zdolnosc doznawania b6lu jako poniekqd ofiar~ Zycia dla wyzszej<br />

organizacji gatunku. Wszyscy obserwatorzy lud6w pierwotnych<br />

Sq zgodni w swym sqdzie, ze stale utrzymujqca si~ ich pogoda ­<br />

z rzadka przerywana najbardziej elementarnymi cierpieniami, przypisanymi<br />

naszemu rodzajowi - nie ma zadnego por6wnania z nastrojem<br />

ludzi cyWlihzowanych. Strach przed smierciq - jedno<br />

z najwi~kszych zr6del cierpienia czlowieka w odr6znieniu od zwiqzanego<br />

z terazniejszosciq zwierz~cia, kt6re zna tylko chwilowy,<br />

wynikajqcy z sytuacji 1 ~ k przed smierciq - ) est u ludzi pierwotnych<br />

niemal calkowicie przezwyci~zony przez tak bardzo rozpowszechnionq<br />

nauk~ 0 dalszej, nie tylko psychicznej, [ecz takze<br />

cielesnej, niewidzialnej egzystencji zmarlego, albo przez poglqd<br />

i wiar~, ze nastqpiq ponowne narodziny w nowych cialach (ze<br />

istnieje realna identycmosc wnuka i przodka). Zdolnosc d 0 z n a­<br />

w an i a t y c h sam y c h wrazeil b6lu jest niewqtpliwie mniejsza<br />

i rosnie wraz ze wzrostem cywilizacji. Chociaz czlowiek pierwotny<br />

jest wystawiony na kaprysy, przypadki, zagrazajqce ·mace<br />

natury 0 wiele bardziej niz czlowiek cywilizowany, obawa czlowieka<br />

pierwotnego przed naturq i poczucie dystansu wobec niej<br />

Sq znaczni€ mniejsze. Oba uczuoia bud z i dopi€ro na dobre<br />

obiektywne poznanie natury i jej niebezpieczeilstwo oraz wzmagajqca<br />

si~ wal.ka, kt6rq prowadzi z niq cywilizacja techniczna. Zar6wno<br />

indywidualna swiadomosc Ja i duszy jest tutaj (tzn. u ludzi<br />

pierwotnych) jakby calkowicie jeszcze wtopiona w zwiqzek<br />

(Verband), w jego idee · i uczucia kdlektywne, jak tez swiadome<br />

I zycie calej Zyjqcej jednosci pokoleniowej wtopione jest w tradycj~,<br />

zwyczaj, obyczaj przeszlosci. Jednostka i pokolenie spoczywajq<br />

i sniq jakby jeszcze bez wlasnej i swiadomie "wlasnej" sfery<br />

uczuciowej w macierzyilskich obj~iach przyrody oraz losowo danej<br />

wsp6lnoty i historii. To stanowi pow6d braku tych wszystkich<br />

gl~bszych cierpieil, kt6re u czlowieka cywilizowanego rodzi dopiero<br />

owa w las n a .0 d pow i e d z i a 1 nos c za ·prowadzenie<br />

• Por. c. s . Minot, The PToblem of Age, GTowth and Death, New York 1908,<br />

oraz ModeTne PTobleme der Btologie, Jena 1913.<br />

'<br />

2 - ZNAK 17


MAX SCHELER<br />

swego zycia, nast~pnie owa izolacja, samotnosc i niepewnosc, w y­<br />

O b cowan i e ze wsp6lnoty, tradycji i natury, troska i l~k przed<br />

zyciem, kt6re zjawiaja, si~ w spos6b konieczny wraz z uwolnieniem<br />

si~ z tych chronia,cych maderzyIlskich wi~z6w.<br />

To sarno prawo rza,dzi jednak jeszcze narodami cywilizowanymi<br />

i epokami ich istnienia. JeSli wzia,c pod uwag~ ducha historycznego,<br />

zmysl czynu i energi~ do pracy, powame traktowanie ziemi,<br />

• wielkosc dokonan cywilizacyjnych i klllturowych, rozmiary i zawila,<br />

organizacj~ panstwa przy zna,cznym wzroscie liczby ludzi,<br />

wysubtellnienie wrazen i obyczaj6w, ekonomkzny podzial pracy<br />

i nadanie wiedzy fachowego charakteru, to z tymi i innymi sp e~<br />

cyficznymi wlasciwosciami narod6w ' Zachodu i ich dziej6w na<br />

pewno n i e wi a, z a 1 s i ~ w z r 0 s t s z c z ~ Scj a. Chiny, Japonia,<br />

lndie sa, i byly - bez europejskiej. cywilizacji - szcz~sliwsze<br />

i pozostalyby szcz~Sliwe dluzej, gdyby nie narzucano im tej<br />

cywilizacji. R6wniei: w historii Zachodu cierpiev,ie narastalo szybciej<br />

niz szcz~scie. W tym punkcie Rousseau i Kant maja, slusznosc:<br />

cywilizacja stwarza w i ~ c e j cierpien i g 1 ~ b s z e cierpienia,<br />

anizeli pomniejsza zakres cierpieiJ. przez coraz pelniejsza, i skuteczniejsza,<br />

walk~ przeciwko ich przyczynom. Wprawdzie nowe<br />

zr6dla radosci i rozkoszy,' kt6re tWOiI"zy cywilizacja, sa, znaczne d. r6inorodne,<br />

ale dotycza, tylko plyts'zych sfer uczuc, natomi,ast gl~bsze,<br />

ogarniaja,ce substancj~ czlowieka, historycznie niewiele si~ zmieniaja,<br />

(np. spok6j sumienia, wszelkie radosci milosci). Nadto organizacja<br />

naszych zmys16w jest juz taka, ze rza,d intensywnosci bOlu<br />

jest wi~kszy od rz~du intensywnosci przyjemnoSci, a spot~gowanie<br />

wrazenia b6lu przy coraz silniejszym bodi:cu b6lowym jest znacznie<br />

gwaltowniejsze niz spot~gowanie bardziej oci~zalego wraienia<br />

przyjemnosci przy r6wnie coraz silniejszym bodzcu 9. P.rzyzwyczajamy<br />

si~ latwiej do obiektywnego post~pu standard of life, do<br />

wynalazk6w, narz~dzi, maszyn - tak iz przyjemnosci jako reakcje<br />

na nie przestaja, si~ pojawiac .(ausfalZen) - niz do obiektywnie<br />

n~dznego polozenia. Przy tym samym wzroscie bodzca b61 rosnie<br />

nie ty!lko gwaltowniej w por6wnaniu z przyjemnoscia" jest nie<br />

tylko bardziej stabilny i w mniejszym stopniu daje si~ zmniejszyc<br />

przez przystosowanie i przyzwyczajenie, ale jest tei: mniej<br />

relatywny nii: przyjemnosc 10. Sa,d Talleyranda, i:e ci, kt6rzy i:yli<br />

po 1789 r. nie poznali radosci i:ycia, ani nie jest tylko sa,dem<br />

jednostki albo jednostronnym sa,dem czlowieka nalei:a,cego do klas<br />

• Por. A. Kowalewsky, Studlen zur Psychotogle d es Pesstmlsmus, w pracy<br />

Lowenfelda Gren zfTagen des Nerven- und SeeLenLebens, Wiesbaden 1904.<br />

"Doznania lud6w, ras 51\ bardzJej podobne W odniesieniu do tego, co sprawia<br />

b61, anizeli w odniesieniu do tego, co sprawla przyjemno ~ ~ . - Latwiej<br />

jest wsp61cierpi e ~ nit wsp 6 1radowa~ . siE:.<br />

18


o SENSIE CIERPIENIA<br />

wyzszych, ani nie dotyczy ty:1ko przewrotu dokonanego p!'zez Rewolucj~<br />

Francuskq. Czyz nie mozna tego samego powiedziee w odniesieniu<br />

do roku 1914 I ze znacznie w i ~ k s z q jeszcze racjq<br />

Niewiele • marzen zostalo tak strasznie zniweczonych przez bieg<br />

rzeczy jak marienia XVIII w. 0 wzrastajq,cym w dziejach szcz~seiu<br />

czlowieka. Srodki, narz~dzia, maszyny, organizacje, powolane do<br />

tego,. by cwo szcz~scie wzrastalo, tak bardzo usidlily sobq i swoim<br />

mechanizmem ·czynnosci i dusze ezlowieka, iz eel, ze wzgl~du<br />

na kt6ry zostaly sporzqdzone, calkowicie popadl w zapomnienie;<br />

totez czlowiek w zasadzie bar d z i e j eierpi z powodu tego technicznego<br />

swiata srodk6w, z powodu jego wlasnej prawidlowosci,<br />

jego przypadk6w i nieobliczalnosci, anizeli z powodu niedostatk6w<br />

(VbeLn), do ktoryeh usuni~cia zostal on wymyslony i wytworzony.<br />

Historyeznie stan ten musial wywolae, od J. J. Rousseau, problematycznq<br />

tendenej~ myslowq i uczueiowq wyrazajqcq- si~ w p e­<br />

s y m i z m i e eywilizaeyjnym i kulturowym. Rousseau, Kant, Fichte,<br />

Hegel, Schopenhauer, E.v. Hartmann, Nietzsche, Toistoj, Baudelaire,<br />

Balzac, slowianofile, Dostojewski, Strindberg Sq calkowicie<br />

zgodni przynajmniej co do negatywnej z e u d a j m 0 n i stye z­<br />

neg 0 punktu widzenia oeeny wsp6lczesnej cywilizacji i kultury.<br />

W calej zachodniej historii duchowej nie bylo p r zed XIX w. I<br />

takiego wielkiego, wykazujqcego ciqglose kierunku eudajmonistycznego<br />

oskarzania kultury. W kazdym razie - jakiekolwiek bylyby<br />

braki w uzasadnieniu jego tez - wskazuje on na faktyczne odczuwanie<br />

zycia w tej ,epoce 11. Rady i poeiechy, jakich udzielajq<br />

nam owi myslieiele, Sq naturalnie bardzo zr6znicowane. Rousseau ­<br />

nie obeznany, jak eala jego epoka, z nieugi~tq konsekwencjq i nieuchronnosciq<br />

cywilizacyjnego zycia - daje nam jeszcze naiwnq<br />

. rad~ powrotu do ·"natury", idylli. Kant powiada w staropruskim<br />

heroicznym duchu: «Wytrwaj mimo wszystko» i przeczy temu, ze<br />

wartose i god nose ludzkich stanow mozna by mierzye szcz~seiem<br />

alba bezbolesnosciq. · Ustanowienie "panstwa niesprz.ecznych eel6w<br />

w rozumnej wsp6lnocie swiatowego panstwa" jest najwyzszym<br />

ziemskim dobrem rowniez wtedy, gdyby przym.osilo one czlowiekowi<br />

coraz wi~cej eierpienia. PeIne zblizenie (AusgLeichung) cnoty<br />

i szcz~scia, nalezy, wedlug niego, przesunqe na tamten swiat. Wedle.<br />

Fichtego, w zwiqzku ze wzmagajqcymi si~ cierpieniami czlowieka<br />

powinien nas pocieszye czyn rozumnego formowania natury jako<br />

"material naszego obowiqzku" i satysfakcja sumienia, plynqea ze<br />

spelnienia w nim naszego obowiqzku i naszego przeznaezenia. He-<br />

II Por. rozprawt: Neucre Versuche einer Gesch!chtsphHosoph!e dCr Dekadenz<br />

w t. 4 tego dzle!a [tj. Schr!tten zur Soziologie und Weltanschauungslehre].<br />

[Wspomnlany tom nle ukaza! sit:.]<br />

19


MAX SCHELER<br />

gel, ktory urOCZYSCle oswiadcza, ze historia czlowieka nie jest<br />

"glebq szcz~scia", usiluje nas wydzwignqc ponad nasze nieme<br />

indywidualne cierpienie przez najwspanialsze ,opisanie tworczego<br />

wiru stawania si~ Boga powracajqcego w dziejach do siebie samego,<br />

Boga, ktory w dziejach sam cierpi, ale kazdy bol doznawania<br />

wiecznej sprzecznosci w sobie jakby narkotycznie usmierza nowymi<br />

czynami i dokonaniami. Czlowiek jest dla niego tylko zolnierzem<br />

w sluzhie oswobadzaj,!,cej si~ boskiej "idei"; calkowic1e<br />

jej oddany i w walke zaj~ty swoim "przeciwnikiem", ktory metafizycznie<br />

rzecz biorqc jest jedynie jego pomocnikiem w urzeczywistnianiu<br />

boskich koniecznoSci, powinien zapomniec 0 cierpieniach,<br />

ktorymi boski duch "podst~pnie" go ludzi jako czyms rzeczywistym,<br />

aby wyt~Zyl SWq historycznq energi~. Schopenhauer<br />

zaleca, zupelnie na odwrot, pogodzenie si~ z koniecznym cierpie­<br />

, niem slepej woli, ktora jest wiecznq istotq tego swiata i ktorej<br />

najwyzej zorganizowanym i dlatego najgl~biej cierpiqcym przejawem<br />

jest swiadomy i myslqcy czlowiek; rezygnacj~ i ucieczk~<br />

w bezczynnq kontemplacj~ idei w filozofii, sztuce, religijnej ascezie.<br />

Samo istnienie jest "winq" i d I ate g 0 cierpieniem - i tylko<br />

odrealnienie (Irrealisierung) tego, co rzeczywiste przez zanegowanie<br />

w nas swiatowej woli moze przyniesc wprawdzie nie szcz~sliwosc,<br />

ale bez'bolesnosc i spokoj. Eduard von Hartmann lqczy koncepcj~<br />

rozwoju i historyzm Hegla z metafizycznym pesymizmem<br />

Schopenhauera. W rozwazaniach j ktore Sq rownie systematy,cznie<br />

przemySllane, analitycznie gl~bokie, jak bliskiezyciu, usiluje pokazac,<br />

ze cierpienia ludzkosci powi~kszajq si~ i pogl~biajq wraz<br />

z post~pem cywilizacji i kultury, zatem w bilansie przyjemnosd<br />

coraz bardziej przewazajq nad jej pozycjami. Ale wlasnie w tym<br />

wielkim procesie doswiackzania przez luqzkosc siebie i swiata,<br />

wraz z rozwojem historycznym staje si~ ona coraz bardziej u w 0 I­<br />

n ion a oraz sarna siebie 'Uwalnia, a w niej takze cierpiq,cy Bog<br />

si~ uwalnia od slepegoaktu fiat, ktory pierwotnie dal istnienie<br />

temu swiatu i w nim czlowiekowi. Eudajmonizm jako teoria wattosci<br />

- w' kaZdej ze swych form: jako eudajmonizm indywidualny,<br />

eudajmonizm spoleczny i eudajmonizm post~pu - znalazl w Hartmannie<br />

swego najgl~bszego i najostrzejszego krytyka. Nietzsche<br />

poszukuje miary wartosci zycia w s k ali r 0 z mac h u (Schwungweite)<br />

szcz~scia i cierpienia) jego wielkosci i w wewn~trznej roznorodnosci<br />

uczuc. Obawia si~ w przyszlosci mniej wzrostu cierpienia<br />

jak w ogole zniwelowania stanow gl~bszego cierpienia i gl~bszej<br />

przyjemnosci.<br />

Wqtpi~, aby owe rady i pociechy oddawaly sprawiedUwosc wielkiemu<br />

zagadnieniu historycznegQ kie


o SENSIE CIERPIENIA<br />

one z rozmaitych stron do osobliwego, jasno-mroanego, slodkoprzykrego<br />

bukietu ofiary zlozonego z przyjemnosci i cierpien~a.<br />

Tylko jednak tu i 6wdzie dotykajq jakiegos elementu jej bogactwa,<br />

ale jej nie ogarniajq i nie wyczerpujq jej gl~bi.<br />

Kant, Fichte, Hegel i inni "autorzy heroizujqcy" ("Heroiker" ) az<br />

nazbyt heroiczne Prusy-Niemcy widzq jasno zawarte w k aidej<br />

ofierze c i e r pie n i a oraz zawartq w kazdej ofierze war t 0 s C.<br />

Przeoczajq jednak, ie czlowiek nie moie w og6le zrezygnowac ze<br />

szcz~scia, tak sarno jak z samego bytu. Samopotwierdzenie kaidej<br />

przyjemnosci jest zbyt bezsporne, a'by moina je bylo kwestionowac.<br />

Przyjemnosc nie wymaga w iadnej formie uzasadnienia swej<br />

wartosci. Ona "jest" i pozostaje juz wartoSciowa, gdy j est. W<br />

swej Rozprawie 0 nami~tnosciach milosci Pascal powiada bardzo<br />

trafnie: "Ze przyjemnosc jest dobra a cierpienie zle, nie trzeba<br />

na to zadnego dowodu. Serce to czuje" 12.<br />

Reroizm pogardy dla kazdej przyjemnosci jest naukq i posta­<br />

Wq, kt6ra niszczy samq siebie tak jak Arystypowa afirmacja kaidej<br />

przyjemnosci. 0 b i e nauki w spos6b k 0 n i e c z n y konczq<br />

si~ pesymizmem. W Niemczech czysty heroizm gloszony przez<br />

Kanta, RegIa, J. G. Fichtego musial takie doprowadzic do pesymizmu.<br />

Czyny, kt6rych domaga si~ heroizm gardzq


I<br />

MAX SCHELER<br />

wynagradzajq wszystkie wzrastajqce bole i pozwalajq rdzeniowi<br />

duszy znaleze si~ ponad nilli. P T Z Y j em nos e jakq przynosi<br />

r 0 s n q 'c ami los e i tworcza dzialalnose kultura[na, ekstensywny<br />

i intensywny rozwoj wspolnoty i sympatetycznej historycznosci<br />

zycia, musi ostatecznie skompensowae towarzyszqCY w spos6b koniec~ny<br />

temu wzrostowi wzmagajqcy si~ bolo Czysty heroizm (Nur­<br />

-Heroismus) jest slepy , na t~ milose i jej przynaleznq najszlachetniejszq.<br />

przyjemnose. Uszcz~sliwia nie tylko milose szcz~sliwa, ale<br />

. takZe nieszcz~s1iwa, jako przyjemnose funkcji. Eudajmonizm jest<br />

slepy na wzrost derpien i jego koniecznose. Rosnie jedynie sarna<br />

"ofiara" i jej koniecznose - ani wylqoCZnie jej przyjemnose, ani<br />

tez wylqcznie jej b61. Nietzsche najbardziej zblizyl si~ do tej prawdy:<br />

Skala rozmachu, wielkose ruchu zycia mi~dzy gl ~ b i q przyjemnosci<br />

a g 1 ~ b i q bolu w pewnym sensie "poprzedza" same<br />

stany przyjemnosci i cierpienia, ktore Sq tylko przypadkowo osiqg<br />

ni~tymi punktami koncowymi ruchu wahadlowego w rosnqcej<br />

skali rozmachu. "S ens em" jednak owej skali jest "ofiara".<br />

A tego nie wiedzial duch Nietzschego zwr6cony jedynie ku r6znorodnosci<br />

zycia i wielkosci jego ruchu.<br />

* <br />

* * <br />

Uzyskawszy istotnosciowe poznanie sen s u b6lu i cierpienia,<br />

z1NToemy uwag~ na wszystko, czego ludzkose - w bolesnym doswiadczeniu<br />

- dotychczas si~ nauczyla, co wie 0 tym, jak nalezy<br />

s i~ z a c how Y w a e wobec bolu i cierpienia. Z uwagi na ogrom<br />

i niejasnose zadania, z uwagi na niezmiennie niemy czysty fakt<br />

b61u - bardzo niewiele, ale jednak troch~ si~ nauczyla. W tych<br />

nauka,ch kaZda t e c h n i k a cierpienia zawsze si~ga swymi korzeniami<br />

do jakiejs e t y k i cierpienia oraz ' do jakiegos metafizycznego<br />

lub religijnego t 1 u mac zen i a cierpienia.<br />

Przede wszystkim napomkn~ 0 kilku g low nyc h t Y pac h<br />

takich teo r i i c i e r pie n i a. Je§li rozejrzymy si~ w historii,<br />

to zauwazymy wiele sposobow z a c how ani a s i ~ (Begegnung)<br />

wobec cierpienia. Dostrzegamy drog~ uprzedmiotowienia cierpienia<br />

i rezygnacji, wzgl~dnie aktywnego znoszenia (Duldung); drog~<br />

hedonistycznej 'ucieczki przed cierpieniem; drog~ przyt~pienia cierpienia<br />

qZ do zupelnej apatii; drog~ 'tluma,czenia cierpienia oraz<br />

jego iluzjonistycznej negacji; drog~ usprawiedliwiania wszelkiego<br />

cierpienia - jako kary; wreszde drog~ najwspanialszq i najbardziej<br />

powiklanq z wszystk1ch drog, uka'zanq w chrzescijanskiej<br />

n au ce 0 cierpieniu: drog~ blogiego (selig) cierpienia i dokonujqcego<br />

si~ w cierpieniu wyzwolenia od niego dzi~ki mifbsiernej milosci<br />

Boga, "kr61ewskq drog~ krzyza".<br />

22


o SENSIE CIERPIENIA<br />

Pierwszy z tych typ6w przedstawia si~ nam historycznie w wi~kszej<br />

czystosci wpierw w n au c e Bud d y, powracajq


MAX SCHELER<br />

znakomitego przekladu kazan Buddy, dokonanego przez K. E. Neumanna<br />

14.<br />

W przypadku kazdego rodzaju bolu i cierpienia istniejq dwie<br />

przeciwstawne drogi, na ktorych si~ je zmniejsza i usuwa. Jednq<br />

jest aktywna walka z e w n ~ t r z n a przeciwko obiektywnym, naturalnym<br />

lub spolecznym p r z y c z y nom bolu i cierpienia, zdecydowany<br />

"opor przeciw zlu" jako obiektywnej wlasciwosci swiatao<br />

Tq drogq podqzaia na ogol aktywna i heroiczna cywilizacja<br />

z a c hod n i a. Druga droga polega nie na usuwaniu zia i przez<br />

to dopiero derpienia z jego powodu, lecz na probie powstrzymania<br />

od wewnqtrz c i e r pie n i a (wywolywanego ' wszelkimi mozhwymi<br />

rodzajarni zla) przez mozliwie calkowite i doskonale,<br />

umyslne usuwanie mimowolnego, automatycznego oporu, ktory ­<br />

jak juz dawno poznali Hindusi - jest tak sarno jak przyczyna<br />

zewn~trzna (tzn. obiektywne zlo naturalne i spoleczne) warunkiem<br />

istnienia bolu i cierpienia. Pozytywny duchowy kunszt wlasnie<br />

n i e s p r z e c i wi ani a si ~ z I u, calkowite "znoszenie" go rna<br />

tutaj , doprowadzic do usuni~cia cierpienia z wn~trza, z centrum<br />

iycia, a posrednio - samego zla, poniewaz nie jest ona, wedle<br />

tego uj~cia,czyms obiektywnie realnym, lecz tylko mrocznym C'ieniem,<br />

ktory jakby rzuca na swiat wlasne n a s z e cierpienie wywolane<br />

czyms w swiecie (an der Welt).<br />

NajradykaIniejszq, najbardziej konsekwentnq, najwspanialszq<br />

formq tej drogi jest droga Bud d y. Znacznie mniej konsekwentnq<br />

form~ przybraia ona w poznorzymskiej s z k 0 I est oi c k i e j<br />

(Epiktet) oraz w c h r z esc i jan ski e j. Zasad~ "Nie sprzeciwiaj.<br />

si~ zlu", niedawno znow tak cz~sto przytaczanq przez Lwa<br />

Toistoja, a nawet potr'aktowanq jako podstaw~ calej jego etyki,<br />

zawiera takze Ewang~ ia. Rowniez stwierdzenie, ze "kto od miecza<br />

wojuje ten od miecza ginie", wyraza pochwal~ tzw. .,,-cnot pasywnych".<br />

Mimo to nie rna wqtpliwosci, Ze ow rodzaj zachowania si~<br />

wobec bolu, cierpienia i zia nie jest tak istotny i syst.ematycznie<br />

tak wazN.Y dia chrzescijanstwa, jak dla buddyzmu. Brak w chrzescijanstwie<br />

nie tyllko specyficznych technik, ktore Budda cz~sciowo<br />

przejql z systemu jogi i rozwinql; takze wzor osobowy, jaki<br />

wyIania si~ z przebiegu Zycia i smierci Jezusa, wlasnie w tym<br />

punkcie rozni si~ zasadniczo od wzoru osobowego wyIaniajqcego<br />

si~ z zycia i smierci Buddy. Jezus wskazuje cz~sto, iz nie zamierza<br />

calkowicie rezygnowac z przeciwstawiania si~ ziu (dem Vbe!<br />

und dem Boseri). Surowosc, z jakq oczyszcza swiqtyni~ z prze­<br />

"Por. Die Reden Gotamo Buddhos, MUnchen 1921, a ponadto Fr. Heiler, D ie<br />

bucldhistische Versenkung, wyd. 2, MUnchen 1922 oraz L .. Ziegler, D er ewige<br />

Buddho, Darmstadt 1922.<br />

24


o SENSIE CIERPIENIA<br />

kupniow, z jakq wyst~puje "w swi~tym gniewie" przeciwko faryzeuszom,<br />

'sposob, w jaki prosi Boga, aby "odsunql od niego ten<br />

kielich", a nawet jego ostatni rozpaczliwy okrzyk na krzyzu, wymuszony<br />

przez wlasny bol i brzemi~ grzechow ludzkosci, za ktore<br />

- 0 czym wie - cierpi "w zast~pstwie" i ktore w gl~bi swego<br />

serca przeiywa jako calosc (zusammengefasst) wraz ze wszystkimi<br />

jej immanentnymi udr~kami zwiqzanymi z grzechami - nie wskazuje<br />

na nic, co przypominaloby c!i:chy, pelen dystansu (entfremdete),chlodny<br />

spokoj, w ktorym Budda zyje i ktorym przepelniony<br />

umiera rozmawiajqc ze swoimi przyjaciolmi. Cierpliwe i heroiczne<br />

branie na siebie kr,zyza, ucielesniana przez chrzeocijanskich<br />

m~czennikow idea bohatera dzwLgajqCego, znoszqcego swoje cierpienie,<br />

mmall1ie war t 0 sci pasywnego oporu za p r z e w y z­<br />

s z a j q c q, przynajmniej w przypadlkach typowych, wartosc oporu<br />

aktywno-heroicznego - staly si~ istotnymi czynniItami skladowymi<br />

jednego powszechnego idealu chrzescijanskiego 15.<br />

Zwlaszcza w Kosciele wschodnim, a w kr~gu jego oddzialywania<br />

szczegolnie silnie w sferach rosyjskiej ortodoksji, idea<br />

pas y w neg 0 z nos zen i a (Dulden) oraz likwidowania zla<br />

i cierpienia przez nie sprzeciwiaruie si~ im (dwojako dostosowanego:<br />

do niemal zqdnego cierpienia slowians'kiego charakteru narodowego<br />

oraz do aktow i metod przemocy caratu) uzyskala zasi~g<br />

przekraczajqcy nawet owe przypadki typowe, memal pod<br />

kazdym wzgl~dem odnoszqc zwyci~stwo !lad myslq 0 aktywnym<br />

usuwani4. zla 16. Dowodzi tego zarowno sposob, w jaki rosyjski<br />

chlop dawnego ' porzqdku traktowal zimowe mrozy, gl6d i pragnienie,<br />

napasc w czasie wojny, zadanie gwaltu przez swoich panow,<br />

sil~ wlasnych i cudzych nami~tnosci, z'brodniarza i wsze\lkie smutne<br />

zrzqdzenia losu, jak tez poetyc'ko-prorocze gloryfikowanie pokornego,<br />

pasywnego cierpi~tnictwa (Duldertum) przez wielkkh poetow<br />

imyslicieIi rosyjsk,ich, w nie mniejszym stopniu przez Tolstoja<br />

Dostojewskiego 17.<br />

" Ideal ten znajduje wyraz nawet w chrzescijanskiej koncepcji panstwa. np,­<br />

W odrzucaniu kazdej aktywnej rewOlucji przeciw zwierzchnosci takze wtedy,<br />

gdy nakazuje ona COS sprzecznego '" prawem natury.<br />

" [.. We wschodnim chrzescijailstwip. - z~uwai.a Scheler w artykuIe VbeT<br />

iistLiches und west!tches Chrtstentum - pas y w n e cnoty znoszenia, wytrzymaloSc~,<br />

pokory przewyzszajq niepomiernle cnoty aktywne, a slla' cierpienia<br />

i cierpliwosc dominujq nad heroicznyml elementami ewangeIlcznego etosu<br />

wlqcznie z aktywnq milosciq bllzniego. 1 to w stopniu tak znacznym. ze zlo,<br />

przed kt6rym staje dusza, nie jest c:zyms, co nalezaloby zwalczac. lecz czyms,<br />

co nalezy znosic 1 wycierpiec" (w: schrijten ZUT Sozio!ogte und We!tanschauungs!ehre,<br />

wyd. 2 Gesammelte Werke, t. 6, Bern-MUnchen 1963, s. 105).1<br />

17 W swojej ksiqzce Zniszczenie osobowosct (przeklad niemieckl Dresden 1922)<br />

Maksym Gorki wysunql ci~zkie oskarzenie wobec obydwu pisarz.y. ze opowia­<br />

25


MAX SCHELER<br />

A jednak nawet tutaj, we wschodnim chrzescijanst.wie, w kt6­<br />

rym - w przeciwienstwie do zachodniego idealu aktywnych bohater6w<br />

(Heroentum), kt6rego wspanialym swiadectwem jest cal a<br />

historia Zachodu wraz z jego stanem zakonnym ksztaltujqcym kultun,:,<br />

a nie stroniqcym od niej - umysly opanowala zwyci~ sko<br />

wzorcowa idea pasywnego bohaterstwa (Heldentum), zaznacza s i~<br />

jeszcze bardzo znaczna r 0 z n i caw por6wnaniu z indyjskim,<br />

a w szczeg61,nosci buddyjskim sposobem tra~towania b6lu, cierpienia,<br />

zla. Moina jq kr6tko sformulowac w taki spos6b:<br />

Buddyjskie za'chowanie si~ tak samo nie jest sam y m znoszeniem,<br />

przyjmowaniem, wytrzymywaniem cierpienia jak najaktywniejszy<br />

zachodni heroizm, kt6ry poslugujq'c si~ technikq, systematycznq<br />

higienq, terapiq., cywilizacjq, pracq na polu kultury, skierowal<br />

swoje gorqce, nami~tne pragnienie na likwidacj~ .zewn~ trznego<br />

zla i przyczyn cierpienia, uznanych za realne. Wlasnie owo<br />

a k t y w n e gorqce pragnienie calkowitego i radykalnego usuni~cia<br />

cierpienia, az do jego najmniejszego przejawu i az do jego<br />

i1ajgl~bszego zr6dla - owa idea postawiona przez wol~ jako ce!l<br />

oraz fanatyczna wiara w mozliwosc praktycznego osiqgni~cia tego<br />

celu - 1 q c z y Budd~ z przejawami n a j a k t y w n 1e j s z e g o<br />

zachodniego heroizmu, jakie znamy: pOCZqWszy od greckiego mitu<br />

Prometeusza i Herkulesa az do szczeg6lnych filozoficznych sformulowan<br />

sposobu mySlenia i Zycia p6znego techniczno-kapita'listycznego<br />

swiata Europy P61nocnej, zawartych w pozytywistycznym<br />

pragmatyzmie od Franciszka Bacona do ;Karola Marksa i Williama<br />

Jamesa. R6znicy mi~dzy cierpieniem szlachetnym, oczyszczajqcym<br />

a nieszlachetnym, ponizajqcym nie znajq 0 by d wa sposoby<br />

myslenia, odznac.zajqce si~ zresztq biegunowo przeciwstawnymi<br />

nastawieniami 1S: wszellcie i kame cierpienie jest w r6wnej<br />

mierze zle i powinnt1> zostac zlikwidowane. Jedynie droga do<br />

tego celu wdli jest u Buddy dokladnie przeciwstawna drodze wskazywanej<br />

przez dominujqcy etos Zachodu, a w zwiqzku z tym inny<br />

jest tez rod z a j heroicznej aktywnoSci. Kr61lko m6wiqc, zachodnia<br />

idea bohatera upatruje spos6b/likwidowania cierpienia w z e­<br />

dajqc siE: za t q postaWq nie~wiadomie s!uzyU lnteresom burzuazji 1 op6zniali<br />

rewolucj E:. Ta ekononUczno-marksistowska . lnterp'retacja jest fa!szywa tak bardzo,<br />

ze nie 'zas!uguje na powazne odparcle.<br />

'. Niejednq s!usznq 1 trafnq uwag~ na ten temat moina znalezc u Maxa<br />

Broda (Hei dentum, Chnstentum, Judentum, MUnchen 1922). Dzlwi trlko, ze autor<br />

r6wniez mnie przypisuje nieznajomosc tego rozrMnienia. Przedez w mojej<br />

teorH poziom6w uczuc (por. D er Formattsmus tn der Ethik, rozdz. V 8) wyraznie<br />

sformu!owalem twierdzenie. ze praktyczna moznosc kierowanla uczuciami<br />

maleje tym bardziej, w 1m g!~bszej warstwle znajdujq si~ przezywane<br />

uczucia.<br />

26


o SENSIE CIERPIENIA<br />

w n ~ t r z n e j technicznej aktywnosci skierowanej na materialnq<br />

przyrod~ i organizacj~ spoleczenstwa; indyjsko-buddyjska idea bohatera<br />

- w we w n ~ t r z n e j, lepiej ujmujqc: wewnqtrz-psychicznej,<br />

wewnqtrzorganicznej aktywnosci skierowanej na pop~dy,<br />

na "prag.nienie" (Durst), (ktorego palqcy zar zobrazowany w tropach,<br />

odpowiada u Buddy przykiadnie za calosc pop ~dow witalnych<br />

i ich centrum-Ja), na kt6rego pierwotnym istnieniu i oddzialywaniu,<br />

na kt6rego preegzystencji pop r zed z aj q C e j (vor)<br />

wszelkie obiektywne "istnienie" r e 1 a t y w n i e wspiera si~<br />

(gesetzt ist) zar6wno istnienie swiata jak obraz ' swiata.<br />

W miejsce maksymy "Sprzeciwiaj si~ zlu" (aktywny heroizm znoszenia<br />

cierpienia) pojawia si~ tutaj zupeinie inny - bardzo gl~boko<br />

. ufundowany w przynaleznej don metaftizyce i teorii wiedzy<br />

- imperatyw, kt6remu mozna nadac nast~pujqCq form~: "Likwiduj<br />

w duchowy sposob, jak najbardziej skoncentrowanym czyn<br />

em ducha, n i e zlo, ale pop~dowo, automatycznie i mimowolnie<br />

pojawia jqcy si~ mozliwy 0 p 0 r wobec zla, mianowicie przez usuwanie<br />

pragnienia az do wygaszenia go". Dopiero bowiem "pragnienie"<br />

(Durst) warunkuje pozor bytowej aut 0 nom i i swiata oraz<br />

jego postaci i nalezqcych do niego rzeczy, stajqc si~ przez to rowniez<br />

wiecznym prawarunkiem "cierpienia" na swiecie, co oznacza<br />

tutaj: przymusu znoszenia (Hinnehmen) poniekqd nie pytajqcego<br />

ciebie wPierw ° to "narzucanda si~" istnienia swiata i jego iakosciowego<br />

uposazenia; przy czym "pragnienie" wytwarza ciqgle<br />

na nowo t~ autonomi~ bytowq. Sprzeciwiaj si~ wi~c bezwarunkowo!<br />

Ale sprzeciwiaj s i~ twemu wewn~trznemu, zazwyczaj nie opanowanemu<br />

organiczno-psychicznemu oporowi przeciw · ziu. Sarno<br />

zlo nie jest bowiem realne, lecz jest tyUko c i e n i e m tego mozliwego<br />

opciru, kt6ry zarazem stanowi mom e n tis t n i e n ia we<br />

wszystkim, co istnieje, tzn. w i'stocie pdpowiada za jedynie "pozornq",<br />

fantomatycznq, klamliwq autonomi~ bytowq swiata.<br />

W przeciwienstwie do pozostalych religii i koncepcji metafizycznych<br />

buddyzm nie zaWli.era teorii cierpienia jako cz~sci skladowej ­<br />

sam j est teoriq cierpienia. Cztery zlote prawdy 19, kt6re stanowiq<br />

jego najstarszy i najpewniejszy fundament, dotyczq wyIqcznie:<br />

1. ist6ty cierpienia, 2. przyczyny cierpienia, 3. warunku Iikwida,cji<br />

cierpienia, 4. drogi do urzeczywistnienia tego warunku przez duch<br />

a ludzkiego. Jedynie czwarta z tych prawd zawiera etyk~ i technikG<br />

cierpienia, podczas gdy trzy poprzednie wlqcznie ze slawnq<br />

formulq mowiqc'l, ° zwi'l,zku przyczynowym ("Wszystkie istoty znajdujq<br />

si~ w spos6b konieczny i nieunikniony w takich stanach,<br />

" W zwi


MAX SCHELER<br />

na kt6re zasluiyly ISwymi czynami") Sq twierdzeniami metafizycznej<br />

natury, wzglE:;dnie zasadami teoriopoznawczymi.<br />

Chociai w tej rozprawie rna bye przedyskutowana tylko buddyjska<br />

technika cierpienia, trzeba przedtem poczynic kilka uwag 0 jej<br />

zaloieniach metafizycznych i teoriopoznawczych. Nie chodzi nam<br />

przy tym 0 wiernose historycznq, a tym bardziej 0 historycznq<br />

.i psychologicznq genez~ tej metafizyki cierpienia, ale 0 jej rzeczowy<br />

zwiqzek sensowy - w sensie c z y s t e j teo r i i s w i a t 0­<br />

po g 1 q d u, kt6ra upatruje w buddyzmie jedynie najznakomitszy<br />

przyklad o'kreslonego moZliwego typu idealnego ludzkiego zachowania<br />

siE:; wobec cierpienia.<br />

Najtrudniej uchwycie nauk~ 0 is to c i e cierpienia i jego p o­<br />

w s taw ani u; podRegala tez ona bardzo zr6inicowanym interpretacjom.<br />

Problem zasadniczy jest nast~pujqcy: Jak Budda dochodzi<br />

do zr6wnania istnienia (nie dopiero jakosciowego uposaienia)<br />

swiata i samego czlowieka po prostu z c i e r pie n i e m Czy<br />

owo pozorne twierdzenie i na nasze pierwsze odczucie zupelnie<br />

nieuzasadnione polega na zwyklym przeoczeniu tysiE:;cznych form<br />

i rzeczywistych przejaw6w ,Przyjemnosci, powodzenia, wesolosci,<br />

szczE:;sliwoSci Czy polega one na uog6lnieniu osobistych doswiadczen<br />

Buddy albo doswiadczen dziejowych jego narodu Czy tE:;<br />

osobliwq nauk~ tlumaczy gorqcy, nu ±~cy klimat, tlumaczq udre:ki,<br />

jakie sprawia on czlowiekowi i czy poszukiwany przez BuddE:;<br />

spo'k6j, uciszenie, wygaszenie "pragnienia" jest jedynie przeniesionym<br />

na poziom ducha ,,,chlodem cienia", tak rzadko uzyczanego<br />

czlowiekowi iyjqcemu w Indiach Czy nauka Buddy polega na po­<br />

• p~dowej negacji swiata, na pope:dzie smierci 20 chylqcej si~ do<br />

upadku (iiberspaten), zdegenerowanej rasy, kt6ra a priori odrzuca<br />

wszelkie pozytywnie zabarwione uc·zuoia zwiqzane z aktywnosciq,<br />

jakich walka ze swiatem i jego ksztaltowanie dostarcza wznOSZqcym<br />

si~ pod wzgle:dem witalnym na wyZszy poziom rasom, oraz<br />

, oczekuje tyl'ko zbawienia pogrqiona w blogim, spokojnym stanie<br />

nadswiadomosci (Oberbewusstsein$haltung), przynoszqcym nawet<br />

calkowitq niwelac je: w.'\lzellkich postaci swiadomosci i bytu Czy<br />

tei polega na zarysowujqcej sie: czlowiekowi ide i powodzenia,<br />

szcze:scia, najwyzszego dobra, kt6re dla silnej te:sknoty serca stalo<br />

s ie: tak odlegle, ie w por6wnaruiu z t q ideq w s z elk i e istnienie<br />

musi przedstawie sie: jako "cierpienie" i jako tylko cierpienie<br />

A moze polega na jakims og61noludzkim, anormalnym przykuciu<br />

.. Istnienie "pop


o SENSIE CIERPIENIA<br />

pop~dowej uwagi przez zjawiska narodzin, starzenia si~, ·choroby,<br />

smierci, ktore pierwsza ze zlotych prawd wymienia jako najbardziej<br />

uderzajqce swiadectwa tego, ie wszelkie istnienie i iycie<br />

jest cierpieniem; ktore odgrywajq tak wielkq rol~ rowniei w' znanej<br />

(mitycznej) historii nawrocenia Buddy Czy wreszcie nauka ta<br />

jest w mniejszym stopniu wyrazem delikatnie i lagodnie obniiajCjcego<br />

sw6j poziom (dahingleitenden) iycia, ktoregQ aktywna wola<br />

zwiqzana z danq raSq Ulegla jui gl~bokiemu zalamaniu, aniieli<br />

raczej - odwrotnie - swiadectwem, a posrednio duchowym wytworem<br />

tak bardzo n ami ~ t nyc h natur, tak bez reszty pochloni~tych,<br />

oczarowanych, ba, upojonych wszystkimi zjawiskami,<br />

ktore mogq budzie nasze ludzkie pragnienie, ie ludzie ci, aby<br />

w ogole utrzymywae siebj"e stale w istnileni'U , mUSZq cal k 0 w i­<br />

c i e 0 d rz u c i e (abnegieren) tak niebezpieczny dla nich odurzajqcy<br />

nap6j przyjemnosci, poniewai 'nie jest im raz na zawsze dane<br />

utrzymY\o\Zanie sensownej m i a r y w jego sp0Zywaniu Czyi du- .<br />

chowa technika (Seelentechnik) w y lq c zan i a s i ~ z przyczynowego<br />

zwiqzku czynu i istmenia (wrocimy jeszcze do tego), techn<br />

ri.ka "To nie jestem ja", "To rue jest moja jazn", "To nie jest<br />

moja wlasnose", nie jest tylko srodkiem przeciwdzialajqcym, jakqs<br />

medicina mentis przeciwko nadmiernemu impulsowi pop~dowemu<br />

tak ekstatycznego, wylqcznego oraz - w przypadku uaktywnienia<br />

i w ogole dopuszczenia do wewn~trznego ruchu '- nie dajqcego<br />

si~ powstrzymae zniewolenia i przywiqzania do jakiegos ulubionego<br />

zjawiska, ie jedynie jeszcze jedno, mianowicie s y s t e m a­<br />

t y c z n e u s m i e rca n i e w z a rod k u, przeszkadza pragnieniu,<br />

by cal 0. S e iycia zniszczye i rozproszye<br />

Nie sqdz~, ieby bylo warto szczeg6lowo przedyskutowae te i inne<br />

hipotezy historyczne, zwiqzane z rasq, klimatyczne, psychologiczne,<br />

zanhn zwlaszcz9 zostanie w pelni zrozumiany obiektywny sens<br />

tej nauki - do czego takie dzisiaj wiedzie jeszcze daleka droga.<br />

Wszystkie te hipotezy dajq, bye moze, jakqs odpowiedz na zupelnie<br />

inn e pytanie nii to, na ktore - jak si~ przypuszcza ­<br />

udziela si~ odpowiedzi, mianowide na pytanie, w jakich warunkach<br />

c z low i e k Z a c hod u, uwzgU~dniajqc jego najogolniej­<br />

SZq esencjalnq struktur~ psychicznq, mogl'by si~ zwr6cie do takiej<br />

nauki.<br />

Powr6emy przeto do pytania, co oznacza, co moze sensownie<br />

oznaczae to, ii w pierwszej ze zlotych prawd przyjmuje si~ : "Istnienie<br />

jest cierpieniem; powstanie i przemijanie, zmiana' i przemiana<br />

jako taka - bez wzgl~du na jej charakter (Sosein), bez wzgl~du<br />

na to, czy budzi znowu przyjemnosc, czy bol - j est cierpieniem"<br />

Jak dlugo uwazam Budd~ za jednego z najgl~bszych umyslow<br />

ludzkosci, a nie 'za jakiegos dziwaka i jedyrue wyznajqcego<br />

29


.'<br />

MAX SCHELER<br />

pesymizm oburzenia a la Schopenhauer, nie mog~ nigdy przystae<br />

na to, aby rdzen tej idei"cierpienia" stawiae na r6wni z niech~ciq<br />

do b6lu i cierpienia, chociaz nie mozna zaprzeczye, ze przytaczane<br />

Sq przede wszystkim zjawiska budzqce pozytywnq niech~e ,<br />

b61, cierpienie, trwog~, strach, jako przyklady i swiadectwa tego,<br />

ze swiat jest "cierpieniem" (np. choroba, ub6stwo, smiere, utrata<br />

kochanych rzeczy, ludzi, itd.). Jednak r d zen tej idei cierpienia<br />

jest znacznie bardziej formalny; znacznie przekracza on tez wewn~trzne<br />

p r z e z y


o SENSIE CIERPIENIA<br />

Po trzecie, jasne si~ staje r6wniez to, ze nie ma tu wcale jakiejkolw-iek<br />

idei rae hun k ubi 1 a n s u j q c ego p r z y j e m nos c<br />

i c i e r pie n i e, na kt6rej opiera si~ metafizyczny pesymizm<br />

Schopenhauera i E. v. Hartmanna, i ze w kulminacyjnym punkcie,<br />

do kt6rego prowadzq poszczeg6lne szczeble wyzwalania - stale<br />

dwustronnego wyzwalania bytu podmiotu (Ichsein) i bytu swiata ­<br />

n i e ma juz pogody, uciszenia, spokoju jako n a j c z y s t s z y c h<br />

form przyjemnosci olbecnych jeszcze na poprzedruch szczeblach<br />

pogrqzania si~. Przyjemnosci nie zarzuca si~ tego, ze jest przyjemnosciq,<br />

a nie przykrosciq, lecz zarzuca si~ to, iz jest po b u­<br />

d zen i e m (Ajjektion), tak jak b61 i cierpienie; z pedag{)gicznego<br />

punktu wid zenia i ze wzg~du na kierowanie duszq zarzuca si~<br />

jej w i ~ c·e j niz b6lowi i cierpieniu tyl


MAX SCHELER<br />

staje dzi~ki nim ponownie obj~ty sferq panowania naszej a k t y w­<br />

nos c i d u c howe j, z ktorej wyrwala go w sposob dla nas nieswiadomy<br />

jedynie nasza zqdza.<br />

Prafenomenem poznawczego do'konania Buddy jest przeto calwicie<br />

wewn~trzne pow i q zan i e teo r i i p 0 z nan i a z I)- a u­<br />

k q 0 z b a w i e n i u, z kt6rych dopiero wylaniajq si~ t e c h tt i k i<br />

cierpienia. Owa teoria poznania jest calkowitym rea liz m e m<br />

istnienia swiata, a owa nauka 0 zbawieniu jest calkowitym .ide r­<br />

liz m e m normy i zadania postawiOtJ-ego przed zyciem. Swiat<br />

jest pierwotnie realnosciq, ale powinien zostac poddany ideacji<br />

(solZ ideiert), powinien s t a c s i ~ o'brazem, powinien stac si~ nim<br />

dzi~ki c z y no w i ducha. Talk Ja,k gl~boki€ slowa Novalisa: "Swiat<br />

nie jest snem, ale powinien stac si~ snem" Sq dalekie od idealri.lZmu<br />

Kanta i Schopenhauera, kt6rzy jako teoretyczny wglqd podajq to,<br />

co dla Novallisa pozostaje wlasnie przedmiotem i celem wewn~trznego<br />

,c z y n u oraz polegajqcej na takich czynach historii ksztalcenia,<br />

.tak tez nauka Buddy jest jeszcze bardziej odlegla od tego<br />

p6znego zachodniego idealizmu. Prafenomen- odkrycia Bud d y<br />

polega raczej na tym, ze cicha mowa rzeczy swiata: "Oto jestesmy",<br />

"Oto jestesmy tu i jestesmy takie, Jakie jestesmy, nie . oczekujqc<br />

na twojq zgod~", "Jestesmy tu, takze niezaleznie od twojej i wszelkiej<br />

mozliwej wiedzy 0 nas", ze to ich przemawianie do naiwnej<br />

swiadomosci "wlasciwie" jest "klamstwem", samsarq, fantomem,<br />

zastyglym ksztrutem (gewordene Erstarrung), tyl'ko n as z e j z q­<br />

d z y, kt6ra si~ga albo do naszego indywidualnego pozqdania i przywiqzania,<br />

do "pragnienia" naszego albo zaszczepionego nam dziedzicznie<br />

(durch Fortpflanzung) przez naszych przodkow, w kazdym<br />

razie do a k t Y w nos c i czlowieka jako takiego, do aktywnosci<br />

mimowolnej, zautomatyzowanej, ale zasadniczo d a j q c e j s i ~<br />

jeszcze w y I q C z y c przez "swi~tego". Dopiero odpowiedziq swiata<br />

na t~ mimowolnq aktywnosc czlowieka jest opor = realnosc.<br />

Nauka, ze wszeUkie istnienie jest owocem i nast~pstwem c z y­<br />

now, stanowi z jednej strony logiczne zalozenie tego, iz dzi~ki<br />

"wyjsciu" Ja poza zwiqzek przyczynowy, dzi~ki aktowi powodujqcemu<br />

"niezamq,conq oboj~tnosc", dzi~,ki osiqgni~ciu "odosobnienia"<br />

i oddzielenia przez najgl~bszy rdzen Ja mozna naprawd~ wylqczyc<br />

a k t czynu w tych czynach z owego lancucha okropnej I'przyczynowosci".<br />

Z drugiej strony, nauka ta - w sensie zwiqz'inym z rozwojem<br />

nauki Buddy - jest tylko pozniejszq racjonalnq podbudowq<br />

intuicyjnie pierwotnej z b awe z e j pew nos c i, ze najgl~bszq<br />

mOCq swego ducha czlowiek jest w stanie i moze spelnic a'kt zasadniczego<br />

odwr6cenia si~ od gry cieni, jakq jest powstawanie,<br />

stawanie si~ oraz zamkni~ty w sobie, w istocie nieskonczony lancuch<br />

przyczynowy. ·"Jedynie bowiem to, co opiera si~ na czynie,<br />

32


o SENSIE CIERPiENIA<br />

moze zostac zmienione lub usuni~te przez czyn". Aksjomat ten<br />

utrzymuje calq nauk~ Buddy.<br />

"Likwirlacja cierpienia" nie oznaaa wi~c tutaj niczego innego<br />

jak ods I 0 III i ~ c i e przez spontanicZlIl1e uzyskanq wiedz~, jakby<br />

obiektywnego, "klamstwa", fantomu, pozoru rzeczy prezentujqcych<br />

si~ jako autonomiczne w swym istnieniu i podlegajqce wlasnym<br />

prawom (selbstgesetzlich); likwidacja cierpienia oznacza wylonieni~<br />

si~ (setzen) pustki "n i cos c i" - slowe) to bynajmniej nie<br />

oznacza tutaj "niebycia czyms", lecz wylqcznie "nieistnienie" jako<br />

n i est a w ian i e j u Z 0 P 0 r u przez· rzeczy - wlasnie tam,<br />

gdzie uprzednio swiezo i zuchwale jasnialy rzeczy w swej autonomii<br />

istnienia. Dlatego w nast~pstwie pel n e j "wiedzy" znalezienie<br />

si~ ' swiata w calkowitej wladzy duchowej oraz nicosc=nirwana<br />

okazujq si~ scisle paralelnymi korellatami. To, co Budda<br />

zwie "wiedzq", nie jest ani uczestnictwem (metheksis), ani "odbiciem",<br />

ani "okresleniem", ani "porzqdkowaniem i formowaniem"..<br />

Jest to wylqcznie usuni~cie c h a r a k t e r II istnienia swiata dzi~ki<br />

przeni.kni~ciu wi~zow zqdzy, przykuwajqcych nas do niego i u m 0­<br />

z I i w i a j q c y c h dopiero jego istnienie, przerwanie gry i sporu<br />

istnienia z nieistnieniem tej tresci swiata, wlasnie dla nas aktualnej<br />

alba dajqcej si~ jeszcze przyczynowo polqczyc z w~zlem "terazniejszosci"<br />

- a przez to rowniez wtornie: jest to zasadnicze<br />

uchylenie s q d u 0 istnieniu (jako afirmacji ' 1 u b negacji istnienia).<br />

.<br />

Takze w tym ujawnia si~ przeciwienstwo do pesymizmu 2achodu<br />

- b~dqcego jedynie rea k c j q na glowny rys jego optymizmu.<br />

Dla Schopenhauera i Hartmanna zbawczq naukq (HeiZslehre)<br />

byla negacja swiata jako nast~pstwo wglqdu w analogiczny<br />

charakter jego istnienia. Budda tego nie naucza. Pozostaje on poza<br />

istnieniem i nieistnieniem, poza afirmacjq i negacjq swiata. Celem<br />

wybawienia jest dla niego niezamqcona ob 0 j ~ t nos c jako nast~pstwo<br />

wg1lqdu w przekraczajqcq wszel'kq sprzecznosc (Obergegensiitzlichkeit)<br />

zawartosc czystej wiedzy i jej korelatu, tzn.<br />

tego, co nieisibniejqce i "tego, co nie-nie-istruejqce" w ogole, "nirwana",<br />

a subiektywnie: "wygaszenie".<br />

Cz~sc owej techniki, wylqczonq z tego pesymistycznego w odniesieniu<br />

do istnienia kontekstu indyjskiego, odnajduje si~ - na<br />

podlozu optymistycznym w odniesieniu do istnienia - takze u S p i­<br />

no z y 22 i G 0 e the g o. J ej teoretycznq podstaw~ stanowi poglqd,<br />

ze afekt polega w rzeczy samej jedyrue na "zagmatwanych,<br />

l1iejasnych przedstawieniach i myslach", zatem na jakims niedostatku<br />

aktywnosci naszego rozumu. A \vi~c afekt - glosi kon-<br />

It por. cz. II 1 III Etykt (Teoria afekt6w i wolnosci).<br />

3 - ZNAK 33


MAX SCHELER<br />

kluzja - musi dae si~ calKowicie usunqe (sich LOsen) przez wprcwadzajq.ce<br />

jasnose przenilkanie zagmatwania i up.rzedmiotawianie,<br />

tak ja.k mglawica gwiazd zamienia si~ w teleskopie w ich mczaik~.<br />

Ta droga ma z pewncsciq jakies podstawy w faktach naszego<br />

zycia psychicznego. Owo ogarni~cie i przenikni~cie J a przez<br />

cierpienie zdaje si~ zmniejszae, gdy pro s t 0 i m 0' c n 0' spoglqdamy<br />

w cblkze cierpienia i jegc przedmiot, gdy jedncczesnie samc<br />

cierpienie jalkby wydcbywamy z nas czyniqc je p r zed m i 0 t em<br />

oraz dzi~'ki pewnemu rcdzajowi izolujqcego osaczenia go hamujemy<br />

zabarwianie nim calegc naszego Zycia. R6wniez tutaj wzmozona,<br />

uwaga pcwoduje zanik uczucia. Droga ta jednak nie prowadzi<br />

daleko, a jej pcdstawa teoretyczna jest falszywa. Uczucia nie Sq<br />

bowiem "m~tnymi myslami". Istniejq cierpienia 0' takiej gl~bi<br />

i sile, ze owo dzialanie zalamuje si~, ba, gdy zamiast samegc<br />

cierpienia obejmuje tylko jego p r zed m i 0 t y, przyncsi nawet<br />

przeciwstawny efekt: stlumienie, skupienie i zag~szczenie cierpie­<br />

. nia jakby w pozbawionq obiektu, unOSZqCq si~ w umysle mas~.<br />

Mozna by si~ zastancwie, czy wzrcst pesymizmu towarzyszqcy rozwojowi<br />

duchcwemu 'w Indiach nie zcstal w y w 01 any wlasnie<br />

tq technikq stosowa·nq wobec cierpienia, ewkzonq od stuleci. Przede<br />

wszystkim jednak rnale.zaloby zapytae: Skqd mialaby si~ 'brae<br />

s i 1 a .do cwego wylqczania (Aussersichsetzen), jesli by juz jej nie<br />

udzielilo jakies gl~bsze szcz~scie Kazde przezwyci~zenie cierpienia<br />

jest faktycznie skutkiem, a nie przyczynq, gl~bszegc szcz~scia .<br />

A co z gorzkq albc lagodnq i pogodnq r e z y g n a c j q, poniewaz<br />

wszystko przeciez cierpi - drogq, kt6rq ch~tnie zaleca takze<br />

S c hop e n h au e r, podqzajqc za Hindusami To "pocieszenie'<br />

jest wqtpliwe. W kazdym razie szlachetniejsza jest dusza, kt6ra<br />

cierpiqc usuwa si~, i 'kt6rq zadowala to, ze cierpi jedynie ona<br />

a nadto widzi w Oik61 siebie raclose, dusza, kt6rej .podw6jnym<br />

ci~zarem pmygruiata smce fakt rosnqcej wsp61noty w cie rpieniu.<br />

Czy lepszq okazala si~ he don i rs t y C z n a u c i e c z·k apr zed<br />

c i e r pie n i e m, pr6ba osiqgni~cia dzi~ki sile woH pozytywnej<br />

nadwyzki przyjemnosci Nie przemawiajq za tym juz najdawniejsze<br />

dzieje tej teorii, pOCZqwszy cd Arystypa az do pesymisty Hegezjasza,<br />

naklaniajqcego swoich .sluchaczy do smierci' (i dlategc ·<br />

nazwanegc Peisithanatos), oraz do Epikura, kt6ry na miejscu maksimum<br />

pozytywnej terazniejszej przyjemnooci zmyslowej, b~dqcego<br />

w nauce Arystypa dobrem najwyzszym, wprowadza jedynie bezbolesnose<br />

i spO'k6j umyslu (ata'l'aksj~). Historyczna przemiana tego<br />

systemu zyciowego w calkowicie poibawiony nadziei pesymizm jest<br />

tylko konkretnym przykladem wewn~trzne g o p raw a ducha :<br />

Istniejq rzeczy, kt6re n i e pojawiajq si~ wlasnie wtedy, kiedy<br />

czyni si~ je swiadomym celem woli i dzialania, oraz rzeczy, kt6re<br />

34


1<br />

o SENSIE CIERPIENIA<br />

tyro pewniej przychodz'l im bardziej c h c e s i ~ ich unikn'le. Do<br />

takiego rodzaju rzeczy naileZy szcz~scie i cierpienie. Szc.z~scie<br />

umyka przed swoim mysliwym coraz dalej. Cierpienie przybliza si~<br />

do uciekiniera tym barrdmej, lim szybciej on udeka. Dotyczy to<br />

zwlaszcza uczue "gl~bszych". A r y sty p zaczyna od stwierdzenia,<br />

ze nie pragl).ie d'lZye do posiadalIlia bogactwa, koni, przyjaci6l,<br />

kobiet, lecz do swojej p r z y j em nos c i, jakiej dostarczaj'l<br />

(Lust an ilmen); tylko glupiec zabiega 0 rzeczy i dobra, m~drzec<br />

zas d'lZy jedynie do swojej przyjemnosci wywolanej tymi<br />

rzeczami i dobrami. W ten spos6b pelnif; swiata i zawartych w nim<br />

wartosci, kt6rych ozywione milosci'l ogl'ldanie (Geschautheit) i kt6­<br />

rych rzeczowe uformowanie pozwala zakwitn'le temu, co nazywamy<br />

"szczf;sciem",. jako laskawemu zjawisku towarzysz'l.cemu i r€akcji<br />

- Arystyp przeksztalca w n~dzne, nagie rusztowanie pomocnicze<br />

sluz'lce pojawieniu si~ (fur den Aufbau) przelotnych wrazen<br />

przyjemnosci w jego osamotnionym ciele, w "zr6dlo bodzc6w"<br />

wywoluj'lcych przyjemnose w ciele. Nie ,chce pytae, czy jego ukochana<br />

przyjaci6lka odwzajemni mu milose; jesli bowiem zjada<br />

ryb~, nie pyta, czy on smakuje rybie, lecz tylko, czy ryba smakuje<br />

jemu! Sam Arystyp jest jednak "glupcem". Usuwa grunt ~<br />

nie zauwazaj'lc tego - na kt6rym zakwita kwiat szcz~scia: swobodne,<br />

czule i aktywne 0 d dan i e s i ~ swiatu, wzgl~dnie ukochanej<br />

osobie. Nie zauwaia, ze nawet przyjemnose - im gl~bsze<br />

przynosi zadowolenie - pojawia si~ tylko wtedy, gdy prakty.cznie<br />

intencj~ zwraca si~ nie na ni'l, lecz na jej p r zed m i 0 t<br />

i jego wewn~trzn'l war t 0 s c; nie dostrzega tez, ze zatracenie<br />

si~, przy kt6rym nast~puje odwr6cenie si~ od wlasnego Ja, w podmiocie<br />

milosci wzajemnej, wyrastaj'lcej na podlozu nasiej milosci,<br />

stanowi wlasnie r d zen szcz~scia milosci. Nie zauwaza, ii<br />

scislym prawem zycia jest to, ze praktyczna m 0 z nos c w y­<br />

w 0 1ani a uczucia szcz~scia przez bezposrednio skierowan'l na<br />

n i e sam 0 intencj~ chcenia i dzialania maUeje wraz z gl~bi'l<br />

i trwalosci'l te~o uczucia, i ie, scisle bior'lc mozna praktycznie<br />

wywolae jedynie uczucia przyjemnosci zmyslowej 23. Nie zwraca<br />

uwagi na to, ze b6lu mozna umyslnie unikac jedynie w tej mierze<br />

i 0 - tyle, 0 tie jest on bliski, peryferycznej sferze zmyslowej. Nie<br />

rozumie tez tego, iz praktyka unikanla przyczyn b61u powoduje<br />

tak znaczny wzrost c i e r pie n i a wywolanego przez b6le 0 tej<br />

samej wielkosci, ze efektem koncowym, spowodowanym zwi~'kszeniem<br />

w.razliwosci na b61, koniecznie przeciez spotykaj'lcy czlowie­<br />

-ka, moze bye jedynie wi~ksze cierpienie~ Nie widzi podstawowego<br />

" Por. mOje wywody w pracy D er Forma[!smus tn d er EtMk und die mateTiale<br />

W ertethlk, rozdz. V 8 1 V 9.<br />

35


MAX SCHELER<br />

faktu, ze uczucie moze bye tylko zr 6 d 1 e m, zjawiskiem towarzystqcym<br />

i darem, ale nie celem chcenia. Totei technika ucieczki<br />

przed cierpieniem m' u s i a 1 a si~ s'konczye t~sknotq za smierciq.<br />

Wszystkie trzy nast~pne wymienione ' drogi: p r z y t ~ pie n i a<br />

cierpienia az do apatii, her 0 i c zn e j . w a I k i z cierpieniem oraz<br />

wypierania cierpienia az do pr6by i 1 u z 0 r y c z neg 0 , 0 d r z u~<br />

can i a (Wegillusionierung) go, byly w staroiyJnosci obierane ­<br />

z przewagq raz jednej, raz drugiej czy trzeciej - tprzez c y nik<br />

6 w i ich potomk6w ze szkoly stoickiej. Kierunek rozwoju przebiega<br />

przy tym od bieguna heroicznej Walki z cierpieniem, kt6rq<br />

w pe1ni unaocznia wspaniala antyczna saga 0 Herkulesie, swi~tym<br />

zalo.ionej przez Antystenesa' szkoly cynicznej, az do bieguna autosugestii<br />

i iluzorycznego odrzucania cierpienia przez mlodszych<br />

stoik6w.<br />

P 0 s taw a her 0 i c z neg 0 b 0 j 0 w n i k a zwalczajqcego cierpienie,<br />

kt6re zsy1ajq bogowie i stojqca jeszcze ponad nimi Mojra,<br />

jest przede wszystkim antycznq postawq wobec cierpienia. R6zni<br />

si~ ona zar6wno od hedonicznej ucieczki przed cierpieniem, jak<br />

od chrzescijanskiego umilowania cierpienia i przyjmowania go<br />

jako zeslanego przez Boga, laskawego, zbawczego lekarza duszy,<br />

jak tym bardziej od nauki buddyjskiej. Antyczny bohater cierpienia<br />

nie ucieka przed nim, przeciwnie, poszukuje go i zabiega 0 nie<br />

w sferze przyg6d, niebezpieczenstw, ci~zkiej pracy. Poszukuje go<br />

jak rycerskiego przeciwnika, kt6rego pokonujqc walecznosciq, cierphwosciq,<br />

wytrwalosciq znajduje w tym, dla swiadomosci wlasnej<br />

i otoczenia, m i a r ~ swych sil i swojej wartosci. Szuka on<br />

uczucia szcz~scia, jakie daje wlasna sila, a zarazem s 1 a w y zwyci~zcy<br />

. cierpienia. Owo niemal sportowe sam 0 0 c e n ian i e<br />

s i e b ie, jedynie wt6rnie przynoszqce korzystne nast~pstwa dla<br />

otoczenia i jego dobra, stanowi gl6wny czynnik antycznego bohaterstwa<br />

cierpienia, a tak.ie antycznej "ascezy". Patos spokoju,<br />

opanowania i wytrzymalosci, przewainie po1qczony z · gestami deklamujqcego<br />

retora, z kt6rymi tak ch~tnie umiera bohater antyczny<br />

- nawet smiere Sokratesa nie jest calkiem pozbawiona tych<br />

rys6w - byl ciqgle nasladow.any az do Fryderyka Wielkiego, ktorego<br />

listy Sq silnie zabarwione tym duchem stoicyzmu.<br />

S'kutecznose owej postawy heroicznej rna jednak wyrazn~ g r a­<br />

n ice. Zawodzi ona w obUiczu glf:bszego cierpienia duszy, kt6re<br />

nie poddaje si~ wladzy wkraczajqcej woli. Zbyt cz~sto pro\vadzi<br />

do zamiany slawy zwyci~stw nad zewn~trznymi niedolami iycia<br />

na gl~bsze cierpienie s twardnienia serca oraz ozi~blego zgorzknienia;<br />

jedynie wypiera ona cierpienie 'W g 1 q b duszy -:- jaikby z dumy,<br />

gdy samemu sobie wypadlo przyznae s i~, ie zosta1 osiqg ni~ty<br />

punkt, w kt6rym musiala zawiese wkraczajqca \Vola. Przede wszy­<br />

36


o SENSIE CIERPIENIA<br />

stkim zas owa heroiczna dusza pozostaje calkowicie zalezna od<br />

o bra z u, ktory w refleksji przedstawia (zuwirft) innym, a przynajmniej<br />

samej so'bie. Augustyn gl~boko i slusznie oSqdza w a paiistwie<br />

Bozym heroiczne samobojstwo zhailbionej Lukrecji: "Wstydzila<br />

si~ bowiem, ze to na jej osobie, ,choc qez jej udzialu, spelniony<br />

zostal cudzy haniebny czyn. Rzymska niewiasta, zbyt zqdna<br />

dobrej slawy, l~kala si~, by nie myslano, gdyby zyla dalej, ze<br />

z ochotq znosi to, czemu ulegla tylko na skutek przemocy. Oto<br />

dlaczego sqdzila, ze kar~ t~ winna przed oczy ludzkie postawie<br />

jako swiadka swojej duszy, skoro nie mogla im ukazae swego sumienia."<br />

24<br />

As c e zap r z y t ~ pie n i a pojawia si~ przede wszystkim wtedy,<br />

gdy zawodzi aktywna heroiczna wola. Owa asceza oznacza<br />

rezygna.cj~ antycznego bohatera cierpienia, jest antycznq niewolniczq<br />

moralnosciq cierpiqcego, tak jak heroizm jest antycznq pailskq<br />

moralnosciq cierpiqcego. Dobrze reprezentuje jq Epiktet oraz<br />

stoicy epoki cesarstwa. Po s t~powanie polegajqce na przyt~pieniu,<br />

o He zostanie uwieilczone sukcesem, nie tylko jednak usuwa z duszy<br />

zrodla wszelkich wyzszych i nizszych r ado sci - ow dumny<br />

racjonalny ideal apatii ma wartose fantomu i w razie urzeczywistnienia<br />

zaraz by upadl, poniewaz czlowiek, ktory by go osiqgnql,<br />

pozbawilby si~ tych wszystkich sil kierujqcych i wskazowek<br />

ktorych naszemu zyciu dostarcza gra uczuc. Ideal ten jest "upiorem<br />

unOSZqcym si~ nad grobami". :przed kilkoma laty zostal doklarllnie<br />

opisany przypadek pacjentki z kliniki Charcota, u ktorej<br />

w nast~pstwie pewnej choroby zaniklo wiele sfer uczuc organicznych<br />

i psychicznych. Tak wi~c nie miala ona zadnego poczucia<br />

czasu i trwania, ·uczucia glodu i sytosci, apetytu i wstr~tu, uczucia<br />

zm~czenia i uczucia sympatii dla swoich wlasnych dzieci. Musiala<br />

spoglqdac na zegarek, aby odroznic pi~c minut od dwoch godzin;<br />

nie kierujqc si~ glodem i apetytem, musiala jesc wedlug zegarka,<br />

tak samo isc spac wedlug zegarka itd. Do obowiqzkowych starail<br />

o swoje dzieci mogl jq sklonic jedynie s q d, ze Sq jej dzieemi,<br />

a nie sympatia do nich. Swiadomosc jej egzystencji skurczyla si~<br />

prawie do "cogito ergo sum" i tylko z przerazeniem mogla ­<br />

pozbawiona wszelkiego automatyzmu emocjonalnego - spostrzegac<br />

wlasnq istot~ i zycie jak co§ "obcego". To nieszcz~sne stworzenie,<br />

ktore calego swego ducha musialo wkladac w najprostsze kontynuowanie<br />

wlasnego istnienia, moze przyblizyc ide~ tego, jak wyglqdaJ:by<br />

idealny stoik, gdyby listllial.<br />

Juz szkola stoicka wprowadza jeszcze inne post~powanie<br />

.. [Sw. Augustyn, 0 panstW!e Bozym, t. I, przel. W. Kornatowskl, Warszawa<br />

19T1, s. 115.1<br />

,<br />

37<br />

niz


MAX SCHELER<br />

przyt~pienie ciet"pienia. Polega ona na zap r z e c ,z ani u c i e r­<br />

pie n i u, dokonujqcemu si~ raz raczej w formie tzw. meta.fizycznego<br />

usprawiedliwienia zla w swiecie, raz raczej w formie autosugestii<br />

pewnego rodzaju. Pierwsza z tych form ponownie si~ silnie<br />

zaznaczyla w metafizycznym optymizmie XVII i XVIII w,<br />

u S pin 0 z y i w teodycei Lei b n i z a; druga zas w uzyskujqcym<br />

tak zadziwiajqcy sukces w Ameryce rue h u C h r i s t ian<br />

Sci e n c e.<br />

Zgodnie z pierwszym kierunkiem, obrai: zla, kt6re sprawia nam<br />

cierpienie, ma wyplywac jedynie stqd, ze nasze s tan 0 wi s k 0<br />

wobec swiata jest zbyt egocentryczne i partykuUarne. Tam, gdzie<br />

widzimy zlo, znajdujemy si~ - wedle tej koncepcji ..:.-. jakby za<br />

blisko swiata, tak jak widz moze stanqc zbyt blisko obrazu, w efekcie<br />

czego spostrzega tylko plamy barwne zamiast faktycznego sensu<br />

i harmonii. Tak wi~c metafizyka tego rodzaju konstruuje sobie<br />

i dolqcza do kaZdego szeregu zla niewidzialny pO'fZqdek rea1nosci,<br />

w powiqzaniu z kt6rymi jedynie "pozorne" zlo przestaje byc zlem<br />

i staje siE: dobrem. Jakze jednak wielkie i powszechne mu~aloby<br />

bye zlo, skoro nawet nieskonczonej konstrukcji i £antazji nie udaje<br />

siE: wlqczyc go w taki niewidzialny zwiqzek! Metafizyka ta niczego<br />

nie dowodzi chcqc dowiesc wszystko. Jest ona nadto rzeczywiscie<br />

"niegodziwa" (Schopenhauer), poniewaz podkopuje wszelkq<br />

energiE: wewnE:trznq i zewnE:trznq do z w a I c zan i a zla.<br />

Drugi kierunek wprowadza juZ w szkole stoidk,iej teza, ze cierpienie<br />

pol ega tylko "na naszym przedstawieniu i istnieje z jego<br />

powodu", a nie z powodu samych rzeczy, totez za pomocq energiczttego<br />

myslenia nalezy wyprzee to przedstawienie alba tak je<br />

przeksztalcic, aby zniklo derpienie. Teza ta zapoczqtkowala u schylku<br />

starozytnosci rozw6j t e c h n i k i w y pie ran Ii. a iiI u z j i<br />

stosowanej wobec niedoli Zycia (w polqczeniu z systematycznif<br />

Icwiczonq autosugestiq, ze "b61 nie jest zlem"). A owa technik~<br />

szerzyla si~ tym bardziej, ze odczucie swiata u schylku epoki antycznej<br />

stawalo siE: coraz bardziej negatywne. Tak jak w przypadku<br />

wi&nych z !!'uchu Christian Science, podj~to juz tutaj na serio<br />

pomyslnq pr6bE:, aby po prostu wyrugowac ze swiata zlo, cierpienie<br />

i b61. Byla to ostatnia pr6ba Laokoona - gl~bokiego symbolu<br />

dotkniE:tej ciE:zkim cierpieniem staroZytnosci - obronienia siE: przed<br />

oplatajqcymi go wE:zami. Na scenie swiata pojawila si~ chrzescijanska<br />

nauka 0 sensie cierpienia i wlasciwym zachowaniu siE: wobec<br />

niego.<br />

S tar y T est a men t z wielkq konsekwencjq nadal cierpieniu<br />

sens usprawiedliwiajqcy. Kazde cierpienie rna bye ostatecznie<br />

k a r q, urzeczywistnieniem juz na ziemi boskiej sprawiedliwosci<br />

odwetu (Vergeltungsgerechtigkeit): karq za grzechy, grzechy jed­<br />

38


o SENSIE CIERPIENIA<br />

nostki, rodzic6w czy calego rodzaju ludzkiego skazonego grzechem<br />

pierworodnym. Cz~sto jednak juz w Psalmach, najbardziej wstrzqsajqco<br />

w Ksi~dze Hioba, a ponownie' w Ksi~dze ' Koheleta, podnosil<br />

si~ z calq mocq glos cierpiqcych sprawiedliwych przeciwko temu<br />

strasznemu wyjasnieniu, kt6re do boleSci (Weh) kazdego jakkolwiek<br />

"niezawinionego" cierpienia dod a j e jeszcze bolese z powodu<br />

jakiegos gdzies popel,nionego grzechu, za kt6ry ma bye kar,,!<br />

25. My§l., kt6ra jakiemus czlowiekowi naszych czas6w moze juz<br />

wydae si~ przykra, mysl, ze Bog chloszcze wlasnie tych, kt6rych<br />

mil u j e, a chloszcze ich nie dla pokarania, ale po to, by ich<br />

istot~ oczyscie 'Z tego, co ziemskie i dop.rowadzie ich do- re!ligijnej<br />

wiernosci, mogla w duszy nieszcz~s nego Hioba ozwae si~ jakby<br />

cieplym, lagodnym glosem \VY-bawienia. Jednakze nie ta mysl, kt6­<br />

ra ca,lq swojq moc ukazala dopiero w swiecie chrzescijanskim, lecz<br />

zar jej rnesjailskiej nadziei, kroczqcej przed niq jak slup ognia,<br />

wydal tak wielorako wypr6bowany w jego historii heroizm cierpienia<br />

Judy 26.<br />

Patrzqc na wyjasnienia, lekarstwa, techniki, narkozy, za pomOCq<br />

kt6rych geniusz antyczny chcial wypie morze cierpienia,<br />

uderza, ze c h r z esc i j ail s k a k 0 n c e p c j a c i e r pie n i a<br />

stanowi zupelne 0 d w r 6 c e n i e postawy wobec niego. Przede ·<br />

wszystkim nalezy zwr6cie uwag~ na og,romne odpr~zenie, kt6re<br />

samo musialo juz oddzialywac jak wybawienie, odpr~zenie dzi~ki<br />

prostemu uznaniu, dzi ~ki naiwnemu w y r a z 0 w i b6lu i cierpienia.<br />

Nie ma juz mowy 0 antycznej pysze cierpienia, chelpieniu si~<br />

nim, poniewaz jego wielkosc jest rniarq wlasnej sily i ukazuje jq<br />

otoczeniu. Nie ma tez mowy 0 nieugi~tej (hart) dumie, naka'Zujqcej<br />

ukrywanie samego siebie i innych pro pozorem spokoju ducha<br />

albo pod oslonq reto-ryki cierpiqcego i umierajqcego "m~Tca".<br />

Tak dlugo powstrzymywany krzyk cierpiqcego stworzenia znowu<br />

rozbrzrn~ewa swobodnie i ostro na caly WszechSwiat. Najgl~bsze<br />

cierpienie, uczucie oddalenia samego Boga, wyraza swobodnie<br />

i otwarcie na krz zu Jezus: "Dla.czego rnnie opusciles". Nie nadaje<br />

si~ tez zadnego innego znaczenia: b61 jest b6lem, jest zlem,<br />

przyjemnose jest przyjemnosciq, a pozytywna s z c z ~ s Ii w 0 s e,<br />

nie sam "spok6j" czy buddyjskie "wybawienie serca", stanowi<br />

dobro nad dobra. Nie rna zadnego przyt~pienia, ~ecz zmi~~czajqce<br />

dusz~ p r z e c i e r pie n i e w cierpieniu wlasnym i ' wsp6lcierpieniu.<br />

Jednak w tym doznawaniu cierpienia wytryskuje zupelnie<br />

nowe Zr6dlo sUy, plynqcej z odslaniajqcego si~ dopiero w m il 0 sci ,<br />

poznaniu i czynie, szcz~sHwie oglgdanego, wyzszego pOI1Zqdku rze-<br />

II "Grzech pierworodny" jest tylko pOj


MAX SCHELER<br />

czy. A owo doznawanie cierpienia rna nowy sens: oczyszczanie<br />

(Liiuterung) dzi~ki mi10siernej mi10sci Boga, zsy1ajllcego cierpienie<br />

jako przyjaciela duszy. Dopiero dZ1~ki tym dwom momentom<br />

udalo si~, jak si~ wydaje, chrzeocijanstwu - be Z n a d a wan i a<br />

cierpieniu now ego z n a c zen i a, uznajqc ca1y jego ci~zar<br />

i jego charakter jako zla - w1qczyc cierpienie, jako istotny czynnik,<br />

w porzqdek swiata i porzqdek zbawienia, ami mot 0 przemienic<br />

je z wroga, ktorego nalezy zwalczac, na witanego przyjaciela<br />

duszy. Oczyszczenie - nie kara, a takze nie ulepszenie.<br />

Wielki paradoks judaizmu, "cierpiqcy sprawiedliwy", znika jak<br />

kropla w morzu, w obrazie niezawinionego, swobodnie wzi~tego<br />

na siebie cierpienia cz10wieka za cudzq win~, czlowieka, ktory sam<br />

jest zarazem Bog'iemJ i ktory wzywa wszystkich, aby poszli za<br />

rum jego drogll krzyza. Cierpienie m 0 z e znowu bye ' niezawinionym<br />

cierpieniem. Boska jakosc cierpiqcego odciska na cierpieniu<br />

nowe, cudowne, szlachetne pi~tno.<br />

COZ jednak oznacza slowo "oczyszczenie" Nie oznacza ono ­<br />

jak je sobie cz~sto wyk1adano w przypadku fa1szywego patologicznego<br />

pragnienia cierpienia - ze sarno cierpienie powoduje rozwoj<br />

moralny lub rel~gijny, blldz nawet, ze zamierzone sprawia.nie sohie<br />

b6lu i cierpienia w ascezie oddala od spraw ciahl (entIeibliche)<br />

i przybliZa do Boga. Oznacza ono, ze b6le i niedole zycia<br />

coraz bardziej kierujll spojrzenie naszego ducha na c e n t r a 1 n e,<br />

duchowe dobra zycia i na dobra zbawienia, przede wszystkim na<br />

te wszelkie dobra, kt6re zgodhie z wiarll chrzescijanskq Sq nam<br />

ofiarowane w 1asce i zbawieniu Chrystusa. Nie oznacza zatem<br />

stworzenia jakiejs' jakosci mora1nej lub religijnej, lec: klarowanie<br />

(Reinigung) i oddzielanie t ego, cop raw d z i w e od tego, co<br />

n i e prawdzrwe, powolne odrzucanie tego, co niZsze od tego, co<br />

wyzsze w centrum naszej doozy. Poglqd, ze cierpienie sam 0<br />

w sob i e przybliza do Boga, jest znacznie bardziej grecki i neoplatonski<br />

niz chrzescijanski i tylko K 0 sci 61 Ws c hod n i<br />

i g r ec k i wnriosl go do chrzescijanstwa i utrzymal od trzeciego<br />

stullecia az po dzien dzisi,ejszy 27. Ppglqd ten jest hod1em rosyj'skiej<br />

zqdzy cierpienia i rosyjskiej odosabniajqcej ascezy mniszej.<br />

R6znica staje SiEf jeszcze bardziej jasna, gdy si~ zrozumie<br />

' wewn~trzne istotowe' powiqz.anie cierpienia i milos<br />

c i w chrzescijanskiej koncepcji cierpienia. Wezwanie, aby<br />

c'i e r pie c we wsp6lnocie krzyza z Chrystusem i w Chrystusie<br />

jest zakorzenione w jeszcze bardziej centralnym wezwaniu, by<br />

milo wa e tak sarno jak Chrystus i w Chrystusie. A wi~c zrodlern<br />

wspolnoty milosci nie jest wsp6lnota krzyza, ale wspolnota<br />

40<br />

.. Por. artykul UbeT listttche. unit W6.tUches ChTlBtentum.


o SENSIE CIERPIENIA<br />

krzyza jest zakorzeniona we wsp6lnocie milo sci. Dlatego tez<br />

asceza chrzeScijanskanie rna normatywnego znaaenia, jak gdyby<br />

stanowila samoistnq drog~ do Boga, lecz rna jedynie znaczenie<br />

techniczne polegajqce na uczeniu si~ ponoszenia ofiary z d6br,<br />

ze szcz~scia w tym celu, aby m6c jq zlozyc wtedy, gdy zazqda<br />

tego milosc. W taki spos6b asceza ta nie oddziela od wsp6l'lloty",<br />

lale z powrotem kieruje na niq. Nie przygotowuje ekstatycznej<br />

kontemplacji Boga, kt6rq mialaby dzi~ki niej osiqgnqc samotna<br />

jednostka, lecz przygotowuje .c z y n milo sci, · w spelnieniu<br />

kt6rego czlowiek pobozny czuje si~ najblizej Boga i Chrystusa.<br />

Tym samym tzw. pasywne cnoty uIleglosci, cierpliwosci, pokornego<br />

przyjmowa'llia cierpienia zostajq podporzqdkowane aktywnej<br />

cnocie czyhnej milosci 28.<br />

Sw6j najgl~bszy sens uzyskuje jednak Qwa koncepcja cierpienia<br />

dopiero dzi~ki wglqdowi, kt6ry moze tylko w pelni potwierdzic<br />

majqca raczej na oku sprawy swiec1Cie (weltliche) psychologia wsp6lczesna.<br />

Jest to wglqd w c h a r a Ik t e rIa ski przyslugujqcy<br />

wszystkim gl~bszym uczuciom szcz~scia oraz wglqd w prawidlowosci,<br />

kt6re zachodzq mi~dzy poziomem uczuc 29, ich oddzialywaniem<br />

i zadowoleniem, jakim napelniajq.. Chrzescijanska koncepcja<br />

cierpienia domaga si~ w i ~ c e j niz cierpliwego znoszenia cierpien.<br />

Domaga si~ ona, lepiej: wskazuje na s z c z ~ s 1i wed 0­<br />

z nan i a (seUges Erleiden); zgodnie ze swym najgl~bszym rdzeniem<br />

glosi, ze tylko czlowiek szcz~sliwy, tj. chroniony przez Boga,<br />

moze we wlasciwy spos6b doznawac cierpienia i b6lu, mHowac cierpienie<br />

i - jesli to konieczne - poszukiwaccierpienia. W Listach<br />

do Koryntian kaze Pawel spiewac duszy wzniosle hymny radosci<br />

podczas oglqdania post~pujqcego rozpadu jej ciala i jej ziemskich<br />

d6br. Kaze jej przywabiac wszellkie cierpienia ziemskie, aby dzi~ki<br />

nim uswiadamiala sobie z jeszcze wi~kszqniz ' przedtem szcz~sliwosciq<br />

gl~bi~swego bezpieczenstwa (Geborgenheit) i ocalenia<br />

(Geretettheit) w Bagu. W dokumentach dotyczqcych m~czennik6w<br />

to, co tutaj bylo przeiywarne, ri stanowno przedmiot kazan, jest<br />

opisane jako tresc zycia. Te cudowne sHy wyzwalala w m~czenniku<br />

nie sarna jasniejqca per s p e k t y w a s zcz~sliwego tamtego<br />

swiata, lecz przeZywana szcz~Sliwosc, zwiqzana z po s i a d a­<br />

n i e m litosciwego Boga podczas mqk.<br />

Gdy umarla c6reczka Lutra, Magdalena, powiedzial Luter: "Ra­<br />

.. R6Zni to 0 cale nlebo chrzescljanskq koncepcjE: cierplenia od buddyzmu,<br />

wedlug kt6rego mllos(: - odwrotnie - bE:dqca "wybawieniem serca" ceniona<br />

jest tylko dzlE:kl swej negujqcej sHe: jako wyzbycie slE: sleble, wyparcle slE:<br />

sieble.<br />

II POjE:cle pozlomu uczu(: anallzujE: dokladniej w mojej kslqzce Dar Forma­<br />

!tsmUB \n der Ethlk, rozdz. V 8.<br />

41


MAX SCHELER<br />

duj~ si~ w duch.u, ale jesli chodzi 0 cialo, jest rmi bardzo smutno.<br />

Cudowuq rzeCZq jest wiedziee, ze ona na pewno znajduje si~ w spokoju<br />

. i ze jest jej dobrze, a mimo to bye tak smutnym." Jest to<br />

godne uwagi p r z e c i w i ens two e u d a j m 0 n i z m u! Eudajmonizm<br />

nie zna faktu, ze w rOZnych co do gl~bi warstwad1 naszej<br />

duszy okreslenie pod wzgl~'dem uczuciowym moze bye zarazem<br />

negatywne i pozytywne, jak to opisuje tak plastyczniEl Luter;<br />

ze mi~dzy sferq uczue zmyslowych, rozciqglych, zlokalizowa-·<br />

nych w ciele (bol, rozkosz itd.) a szcz~§liwosciq i rozpaczq naszej<br />

najgl~bszej jazni znajdujq si~ pewne p 0 z i 0 m y uczucia i na<br />

kazdym z nich mozliwa jest przyjemnose i przykrose 0 swoistej<br />

jakosci; ze mozemy np. pogodnie cierpiee jakis bol oraz w przygn~bieniu<br />

rozkoszowae si~ bukietem wina. Eudajmonizm nie zna<br />

rowniez tego, ze wewn~trzna prawidlowose zwiqzk6w oraiZ nast~powanie<br />

po sobie przezye uczuciowych na jakims okreslonym<br />

poziomie pozostajq zasadniczo nienaruszone przez ich porzqdek<br />

i nast~pstwo na innym poziomie, jakkolwiek uwaga moze si~ przy<br />

tym przenosie z jednego na drugi poziom. Eudajmonizm nie wie,<br />

ze uczucia nie poddajq si~ chceniu i zamierzeniu tym bardziej,<br />

im Sq gl~bsze i bardziej centralne albo mowiqc inaczej: im gl~bsze<br />

Sq uczucia pozytywne, tym bardziej majq c h a r a k t e r I a­<br />

ski. Przede wszystkim jednak eudajmonizm nie zna okreslonego<br />

pr,zez prawidlowose sposobu, wedle kt6rego uczucia jako z r 6 d I a<br />

. chcenia i post~powania - nie jako zamierzone cele, za kt6re chce<br />

je brae - oddzialujq mi~dzy tymi poziomami. Nie dostrzega, ze<br />

jedynie niezadowolenie na bardziej centralnym poziomie uczucia,<br />

w istocie ' rzeczy wi~c n i e s z c z ~ s I i w 0 sen a j bar d z i e j<br />

we w n ~ t r z neg 0 r d zen i a c z low i e k a, powoduje tendencj~<br />

w 0 I i do wywolywania uczucia przyjemnosci, jako sur 0­<br />

gat u wewn~trznego nieszcz~scia, na poziomie coraz blizszym najbardziej<br />

zewn~trznej sferze zmyslowej; ze jednak - odwrotnie ­<br />

czlowiek moze znosie h61 i cierpienie na bardziej peryferycznym<br />

poziomie tym latwiej i tym bardziej blogo, im bardziej jest zadowollony<br />

na poziomie centralnym, tzn. im jest "szcz~sliwszym"<br />

i w Bogu chronionym czlowiekiem. Nie dostrzega, ze wszelki hedonizm<br />

jest juz oznakq rozpaczy. Nie zauwaza, ze doswiadczenie<br />

oczyszczenia, tj. doswiadczenie powodowanego cierpieniem na poziomach<br />

bardziej peryferycznych zatrzymywania si~ w coraz gl~biej<br />

polozonych "zamkach /duszy" oraz otwierania si~ tutaj dzi~ki<br />

rosnqcym sHorn ducha na pr;zyj~cie wyzszego s;wiata, moze s e n­<br />

sow n i e so doprowadzie do milo wan i a tego cierpienia, do<br />

milo wan i a go jako milosiernych uderzen mlota, kt6rymi boski<br />

42<br />

" Tzn. bez algofilii.


o SENSIE CIERPIENIA<br />

,rzezbiarz wykuwa form~ idealnej jazni z materialu egzystencji;<br />

poczqtko'Wo pogrqzonej w gmatwani:nie tego, co zmyslowe i egoistyczne.<br />

Eudajmonista szuka przyjemnosci, znajduje - lzy. Uczeii. Chrystusa<br />

0 s i q g a (besitzt) szcz~sliwose. Poszukuje on bolu, aby coraz<br />

gl~biej i jasniej uswiadomie sobie OWq szcz~sliwose, trwajqcq<br />

mimo falowania peryferycznych uczue szcz~scia. Dla czlowieka<br />

starozytnego, b~dqcego w gruncie rzeczy eudajmonistq, swiat zewn~trzny<br />

byl pogodny i wesoly. W swej is to c i e byl on jednak<br />

dla niego gl~boko smutny i mroczny. Poza tq radosnq jawnosciq<br />

i powierzchniq swiata, ktorq zwie si~ "wesolq starozytnosciq", zieje<br />

"Moira" i "przypadek". Dla chrzescijanina swiat zewn~trzny jest<br />

mroczny, s'powity nOCq i pelen cierpienia. Ale jego istota jest<br />

samq szcz~Sliwosciq Ii zachwyceniem. / 1 to jest szczegolny proces<br />

okr~zny w post~powaniu chrzescijamna wobec cierpienia: Kiedy<br />

chrzescijanin - wyrzeklszy si~, macq wlasnego rozumu i wyplywajqcego<br />

z centrum .Ja chcenia, hedonicznej ucieczki przed cierpieniem,<br />

'Zwalczarnia go w postawie herosa allbo znoszerua ze s,toickim<br />

uporem -:- otwiera swojq dusz~ poprzez Chrystusa mOCq Boga<br />

oraz poleca i oddaje siebie jego milosierdziu, w c h a r a k t e r z e<br />

I ask i zamieszkuje w nim, przenikajqc do samego centrum szcz~sliwose<br />

(zentrale Seligkeit), pozwalajqca mu blogo znosic kame<br />

cierpienie jako obraz sensu krzyza. Kiedy zas przyjmuje cierpienie<br />

jak przyjaciela, ze swiadomosciq, ze jest one sposobem oczyszczenia<br />

pochodzqcym z dlonli litosciwej miloooi, coraz mocniej<br />

i jasniej u t wi e r d z a si~ wlasnie w owej szczdIiwosci i bezpieczenstwie,<br />

ktore pozwalajq mu znosie cierpienie. Tak wi~c cala<br />

sila do znoszenia cierpienia wyplywa u niego z gl~bszego szcz~Scia.<br />

KaMe natomiast reierpienie przesuwa "miejsce" owego szcz~scia<br />

jeszcze gl~biej, 'nii przedtem, w jego jaini. Ta sama zas milose,<br />

ktorq chrzescijanin spelnia podqzajqc za Bogiem i Chrystusem (w<br />

sensie "omnia amare in Deo") i ktora prowadzi go do cierpienia<br />

i ofiary, stanowi tez irodlo szcz~sliwosci, pozwalajqcej mu r a­<br />

do s n i e znosiecierpienie. A owa szcz~sIiwose milowania staje<br />

si~ jeszcze gl~bsza i wi~ksza, gdy ofiarne cierpienie jest tym<br />

cieTpieniem, do ktorego prowadzi milose. "Gdy dojdziesz do tego,<br />

ze cierpienie stanie ci si~ mile i zasmakujesz w nim dla milosci<br />

Chrystusa, bqdz pewny, ze jestes na dobrej drodze, ze znalazles<br />

raj na ziemi. Ale dopokl uginasz si~ pod ci~zarem cierpienia i chcesz<br />

go uniknqe, ile jeszcze z tobq. Ono i tak dosi~gnie ci~, gdziekolwiek<br />

bys uciekl" 31.<br />

Max Scheler<br />

tlurn. A.W.<br />

~l Tomasz a Kempis, [0 nasladowantu Chrystusa, wyd. 2, przel. A. Kamlenska,<br />

Warszawa 1984, s. 89.1<br />

43


.<br />

MAX SCHELER<br />

Nota tlumacza<br />

Zagadnienie b61u Ii cier,pienia ,podejmowal Scheler ik·1lkakrotnie z zamiarem<br />

opraeowania rpeln~ejs ,zej koncerpcji, uwz;gl~dniajqcej aSipeikty fenomenologiczne,<br />

aksjologiczne, etyczne, psychotechniczme i metaf~zyczne .<br />

ROZIPraw~ 0 sensie cierpienia (Vom Sinn des Leides) opublikowal<br />

w'pier1w w ~siqcke Krieg und Aufbau (Leipzig 1916). Okolo 1920 r.<br />

ZiI1a"cznie poszerzyl t~ r,oopraw~ ,pUib1i1kujqc jq w pracy pt. Moralia, stanowiq'cej<br />

jeden z 'trzech tom6w Schriften Zur Soziologie und Weltanschauungslehre<br />

(Lei'pzig 1923): W przedmowie z konca 1922 r. do owej<br />

pracy pisal: ' "Badanie, 'kt6rego przedmiot stawal mi si~ w mra['~ uplywu<br />

l


DANTE ALiGHIERI<br />

BOSKA KOMEDIA<br />

PIEKtO <br />

Piesn III <br />

Przeze mnie idziesz ku miastu cierpienia, <br />

Przeze mnie idziesz w kraj wiecznego bOlu, <br />

Przeze mn~e idziesz mi~dzy Iud stracony, <br />

Sprawiedliwose rzqdzila maim wieikim Tworcq, <br />

A zbudowala mnie pot~ga Boza, <br />

Najwyzsza mqdrose i najpierwsza milose. <br />

Przede mnq nie nie zostalo stworzone <br />

Oprocz spraw wiecznych, a ja wiecznie trwam, <br />

Rzuecie wszelkq nadziej~ ktorzy tu wchodzicie. <br />

Takie slowa ujrzalem wysoko na bramie, <br />

Litery byly czarno wypisane. <br />

"Mistrzu ci~zko mi przyjqe sens przeczytanego" <br />

Ta,k rzeklem, on mi na to, czlowie'k doswiadczony <br />

"Tutaj wypada pozbye si~ tchorzostwa, <br />

Cab nieufnose niech zginie w tej chwili. <br />

Przybywamy na miej'sce, mowilem ci 0 nim, <br />

Abys zobaczyl udr~ezonyeh Iudzi, <br />

I{torzy stracili, jak skarb, wlasny rozum". <br />

Po czym na mojq r~k~ kladzie r~k~ swojq <br />

I z twarzq jasnq, co mi dodalo otuchy, <br />

Prowadzi mnie ku wn~ttzu tajemniczyeh spraw. <br />

Tam rozbrzmiewajq w bezgwiezdnym powietrzu, <br />

Wzdychania, skargi i glosne lamenty, <br />

One sprawily, ze zaczqlem plakac. <br />

Rozmaite j~zyki, straszliwe przemowy, <br />

Slowa bolesci, gniewne wykrzykniki, <br />

Ochryple i donosne glosy i oklaski, <br />

45


DANTE ALiGHIERI<br />

Czyniq zgielk, kt6ry ciqgle si~ tkotluje,<br />

Jak piasek wirujqcy w gwaltownym podmuchu,<br />

W powietrzu malowanym farbami na wiecznosc.<br />

Wtedy ja, z glOWq scisni~tq od grozy,<br />

Spytalem: "Mistrzu, CO slysz~ dokola,<br />

K'imsq ci ludzie przybici cierpieniem"<br />

Odpowiedzial mi: ,;Takie n~dzne polozenie<br />

Udzialem sm~tnych i bezbarwnychduch6w<br />

Kt6re zyly bez pochwal, haiiby nie zaznaly.<br />

Teraz Sq wymieszani.z 'ch6rem zlych aniol6w,<br />

Anio16w CO nie byli ani wierni Bogu,<br />

Ani Bogu przeciwni, lecz sobq zaj~ci.<br />

Niebo, kt6re zazdrosnie strzeze swego pi~kna, <br />

Gna ich precz, a gl~bdKie pieklo nie przyjmuje, <br />

Bo nie chce sladu chwaly mi~dzy grzesznikami". <br />

Wi~c m6wi~ dalej: "C6Z jest tak bolesne <br />

Dla ni'ch, Mistrzu, ze strasznie ci~zko rozpaczajq" <br />

Odpowiedz Mistrza: "Bardzo kr6tko ci wyjasni~ <br />

Oni nawet juz w smierci nie majq nadziei, <br />

Ich slepe zycie jest czyms tak prZyziemnym, <br />

Ze kazdemu zazdroszczq odmiennego losu. <br />

Na swiecie nikt ich wi~cej nie wspomina, <br />

Zamiast sprawiedhwosci, milosierdzia - wzgarda <br />

Nie m6wmy 0 nich wi~cej, widziales, idz dalej". <br />

Wtedy patrzqc dokola sposttzeglem chorqgiew, <br />

Obracala si~ w locie z takq wielkq pr~dkosciq <br />

Jakby chwila wytchn1enia byla tCzyms nagannym. <br />

A za chorqgwiq dlugie sun~ly szeregi <br />

I nie moglem po prostu uwierzyc, by smierc <br />

Tak wiele istnieii 1udzkich zniweczyla. <br />

PrzypomnialelJ). soble niekt6re osoby <br />

Ujrzalem, rozpoznalem cieii pewnej postac'i <br />

Kt6rej slynna odmowa byla nikczemnoSciq. <br />

46


BOSKA KOMEDIA<br />

Natychmiast zrozumialem ze tu, bez wqtpienia,.. <br />

Mam do czynienia z gromadq n~d z nik6w <br />

Niemilych Bogu oraz przeciwnikom Boga. <br />

Ci nieszcz~sliwcy 11igdy nie zyli naprawd~, <br />

A teraz trwajq nadzy, okropnie pokluci <br />

Przez osy i szerszenie, kt6re tam ~eszkajq<br />

Dlatego twarze ich Sq zlane krwiq, <br />

Krew micsza si~ ze lzami i splywa do st6p <br />

A tam juz czyha na niq obmierzle robactwo. <br />

Po czym ;vzro'k w innq obr6cilem stron~ <br />

I widz~ wiel'kq rzek~, ludzi na jej brzegu. <br />

Wi~ c zapytalem: "Kim Sq, pozw6U Mistrzu, <br />

Cl}cialbym wiedziec co sprawia, ze, jak si~ wydaje, <br />

Tak bardzo Sq gotowi przejsc na drugq stron~, <br />

Co ja wyrainie widz~ w slabym swietle". <br />

"Te sprawy z czasem b~dq ci wiadome" <br />

Mistrz na to "kiedy nad pos~pnq rzekq, <br />

Nad Acherontem, wstrzymamy sw6j marsz". <br />

Z oczyma spuszczonymi i zawstydzonymi <br />

Balem si~ m6wic, zanim doszlismy do rzeki <br />

By si~ Misirzowi zadnym slowem nie uprzykrzyc. <br />

<br />

I oto plynie w naSZq stron~ 16di, <br />

A w lodzi starzec: biale, stare wlosy <br />

I krzyczy: "Biada wam, wy pot~piency, <br />

Nie ludzcie si~ nadziejq, ze ujrzycie niebo,<br />

Na mojej lodzi czeka was przeprawa<br />

W ciemnosci wieczne mi~dzy l6d i ogien<br />

-<br />

A ty, kt6ry trafiles pomi~dzy umarlych,<br />

Zywy duchu natychmiast zabieraj si~ stqd"<br />

Lecz gdy tylko zobaczyl ze nie posluchalem<br />

Dodal: "Ty innym szlatkiem poprzez inne wrota<br />

Ale nie t~dy przeplyniesz na brzeg<br />

I lzejsze cz6lno tobie b ~dz ie przeznaczone".<br />

47


DANTE ALiGHIERI<br />

A Mistrz do niego: "Nie zlose si~ Charonie <br />

Nie pytaj wi~cej, tak jest zapisane <br />

Tam gdzie co zapisane moze bye spelnione". <br />

Na obrosni~te policzki Charona <br />

Co wok61 oczu rna ogniste kr~gi, <br />

Straznika sinych bagien, wr6cil wtedy spok6j. <br />

Lecz tamte dusze, nagie, um~czone <br />

Zaledwie poslyszaly owe gorzkie slowa <br />

Juz w odmiennych kolorach dzwoniqce z~bami, <br />

Bluznily Bogu, kl~ly swych rodzic6w, <br />

Rodzaj ludzki, czas miejsce oraz pochodzenie <br />

Swojego urodzenia, swojego nasienia. <br />

A potem wszystkie razem pociqgn~ly, <br />

Wsr6d ogromnego placzu, na przekl~ty brzeg, <br />

Gdzie jest spoekanie ludzi bez bojazni Bozej. <br />

Oczy Charona jarzq si~ jak w~gle, <br />

Jaki straswy, zwoluje, zbiera wszystkie dusze, <br />

I grzmoci wioslem kazdq kt6ra si~ ociqga. <br />

,<br />

Niby jesienne a.iscie spadajqce<br />

Jeden za drugim, az galqz zobaczy<br />

Caly'sw6j ubi6r lezqcy na ziemi,<br />

Podobnie nieszcz~sliwe plemi~ Adamowe <br />

Jedno za drugim porzuca t~ stron~ <br />

Jak ptactwo poderwane znajomym sygnalem. <br />

Oto ruszajq przez b~unatne fale, <br />

Lecz zanim wylqdujq na przeciwnym brzegu, <br />

Tu juz si~ tworzy nowe zbiegowisko. . <br />

\<br />

"M6j synu", Mistrz powiedzial z wielkq laskawosciq<br />

W tym miejscu si~ zebrali ludzie z r6znych stron,<br />

Na wszystkich B6g si~ gniewal, kiedy umierali.<br />

Teraz oni gotowi Sq forsowae rzek~, <br />

Gdyz Boska sprawiedliwose kluje jak ostroga, <br />

I cale przerazenie zmienia w pozqdanie. <br />

48


BOSKA KOMEDIA<br />

T ~dy nie chodzq nigdy dobre dusze, <br />

Dlatego Charon gniewal si ~ na ciebie, <br />

\V tej chwili mozesz lepiej pojqC jego slowa". <br />

Ledwo na tym Mistrz skonczyl, mroczna okolica <br />

Zatrz~sla si~ tak mocno, ze pot mnie oblewa, <br />

Kiedy wspominam swoje przerazenie. <br />

Nad zaplakanq ziemiq rozp~ tal si~ wiatr <br />

I blyskawicq 0 szkarlatnym blasku <br />

Ogluszyl moje zmys1y, upad1em na ziemi~. <br />

\<br />

Jak czlowiek; kiedy nagle pochwyci go sen.<br />

Piesn IV<br />

Na mojq glow~ pelnq gl~bokieg~ snu <br />

Spadl grom po t~z n y, caly si~ wzdrygnqlem <br />

J ak czlowiek nagile silq obudzony; <br />

Zerwalem s i~ na nogi, \vypocz~tym wzrokiem <br />

Tocz~ dokola i prosto przed siebi.e <br />

P at rz~, by poznac miejsce w kt6rym si~ znalazlem. <br />

Dolina pelna b6lu zamkniE;ta urwiskiem <br />

Za p rawd~ stalem na skraju doliny otchlani <br />

Gdzie zbierajq si~ grzmoty nieskonczonych skarg. <br />

Zrobilo si~ tak ciemno, przepastnie i chmurno <br />

Ze, si~gajqc oczyma do samego dna, <br />

Nie potrafilem niczego rozr6znic. <br />

"Oto zstqpimy w gl~bie zamkni~t~go swiata" <br />

Zaczql poeta wyraznie pobladly <br />

"Ja p6jd~ pierwszy, ty drugi tuz za mnq" <br />

Lecz spostrzeglszy jak bardzo caly jest zmieniony <br />

Powiedzialem: "Ja'kze mam isc, sam si~ l~kasz, <br />

Ty, cos mi sil dodawal w mojej niepewnosci". <br />

A on mi na to: "Udr~ka tych lud,zi <br />

Kt6rzy tkwiq tam ponizej nadala mej twarzy <br />

Wyraz litosci co bierzesz za stra~h. <br />

4 - ZNAK 49


DANTE ALiGHIERI<br />

Chodzmy juz, dlugose drogi zmusza do wymarszu". <br />

I ruszyl, co sprawilo, ze tez przekroczylem <br />

Pierwszy krqg, wyznaczony dokola otchlani.<br />

/ <br />

A tam, jesli zawierzye wlasnemu sluchowi <br />

Nie bylo placzu, jedynie westchnienia <br />

Od ktorych niesmiertelnepowietrze dygoce. <br />

Westchnienia owe braly si~ z Zalosci <br />

Zalosci bez cierpienia, jaka ogarn~la <br />

Nieprzeliczone Uumy dzieci, kobiet, m~zczyzn.<br />

Dobry Mistrz m6wi do mnie: "Czemu nie zapytasz <br />

kim Sq te duchy, kt6rym si~ przyglqdasz <br />

Chc~ abys wiedzial, zanim p6jdziesz dalej, <br />

Ze nie zgrzeszyly, ale ich zaslugi <br />

Nie Sq wystarczajqce, bo nie przeszly chrztu, <br />

Czyli bramy tej wiary kt6rq ty wyznajesz. <br />

Przed chrzescijanstwem zyly, wobec tego <br />

Nie uwielbialy Boga jak naQezy; <br />

Ja jestem jednym z owych nieszcz~snik6w. <br />

Oto za spraWq jakich ulomnosci <br />

Mysmy straceni, tak bardzo cierpimy <br />

Ze zye nam przyszlo' pragnqc bez nadziei". <br />

Smutek scisn'll mi serce na powyzsze slowa <br />

Bo znalem ludzi ogromnej warto sci <br />

Kt6rzy w otchlani trwajq zawieszeni <br />

"M6j Mistrzu, powiedz mi, powiedz mi Panie"<br />

Tak rozpoczynam bowiem pragn~ umocnienia<br />

W jej wierze kt6ra wszelkie bl~dy przezwyci~za<br />

"Vfi~c nikt naprawd~ stqd si~ nie wydostal<br />

Dzi~ki wlasnym zaslugom lub czyims staraniom<br />

I byl blogoslawiony potem, nikt" Pojmuje<br />

Ukryty sens pytania, odparl: "W tej kondycji<br />

Bylem ja sam niedawno kiedy przyszedl mozny<br />

<strong>Znak</strong>iem zwyci~stwa ukoronowany.<br />

50


BOSKA KO MEDIA<br />

Zabral stqd cienie, duch pierwszego ojca <br />

lAbIa jego syna, i cienie Noego, <br />

~1 o j ze s za prawoda wcy poslulinego Bogu; <br />

Patriarchy Abrahama i Kr61a Dawida. <br />

Proroka Izraela z ojcem i potomstwem <br />

I z Ra chelq ella k t6rej tak wiele uczynil; <br />

I wielu innych zabral, dar bl:ogoslawienstwo, <br />

I wiedz, tak sobie zycze;, ze przenigdy wczesniej <br />

Nie byly ocalone zadne ludzkie dusze". <br />

Kiedy to m6wil nie przystawalismy <br />

A tymczasem stopniowo pozostar za nami <br />

Las, powiadam wyrainie, las stl:oczonych duch6w. <br />

Odkqd zbudzilem sie;, niewiele drogi <br />

11ielismy jui za sobq, gdy spostrzeglem ogiell <br />

Kt6ry rozgromil ciemnosc na calej p61kuili <br />

ByEsmy jeszcze w pewnym oclclaleniu <br />

Lecz dostatecznie blisko aby moc rozr6inic <br />

J ak ctcigodne osoby tam sie; znajdowaly. <br />

,,0 ty cos chlubq wszelkiej nauki i sztuki <br />

Kim sie; ci ludzie, oni posiadajq . <br />

Tyle splendoru w sobie, tak s i~ wyr6zniajq" <br />

;-;J. to mi odpowiedzial: "Przesla wne imiona<br />

. Kt6re dzwie;czq w powietrzu ponad twoim zyciem,<br />

Zdobyly laske; w niebie, stqd Sq przed innymi".<br />

I<br />

Tymczasem clal si~ slyszec glos przemawiajqcy: <br />

Uczcijcie jak przystoi wielkiego poet~ <br />

Jego cien odszedl, ale zn6w jest z nami. <br />

Na tym glos urwal i zamilkl zupelnie, <br />

Ujrzal:em cztery cienie,· zblizaly sie; do nas: <br />

Pote;zne cienie ni to smutne ni wesole. <br />

A wtedy dobry Mistrz zaczyna m6wic: <br />

"Przyjrzyj sie; temu, kt6ry z mieczem w clloni <br />

Zbliza s i ~, wyprzeclzaj c; c tr6jke; pozostalych <br />

51


DANTE ALIGHIERI<br />

J ak wielki pan: to Homer, krolewsk i poeta,<br />

Na st ~ pny idzie satyryk Horaey,<br />

Trzeci Owidiusz, Lukian czwarty i ostatni".<br />

Ujrzalem pi~knq szkol~ razem zgromadzonq<br />

A p rowadzi jq wielki pan najwyzszej piesni,<br />

Ktory jak orzel wzbija si~ nad resztq.<br />

Chw il~ s i~ pomi~ dzy sobq naradza1li,<br />

Po czym zwrocili do mnie z przyjacielskim gestem<br />

Co clob rze widzqc moj Mistrz si~ usmiechnql.<br />

ObdarzyLi mnie jeszcze znaczniejszym h onorem<br />

P rz yj~l i bowiem do swojego grona<br />

A wi~ c ja jestem szosty posrod takich m ~ drcow .<br />

I kroczylismy razem w kierunku jasnosci<br />

Mowiqc 0 rzeczach, k tore dobrze zmilczee<br />

A tam gdzie bylem warto zajmowae si~ nimi.<br />

Az podchodzimy do stop wspanialego zamku<br />

Siedem razy wynioslym murem opasany,<br />

Pi~knym strumieniem okr~znie broniony.<br />

P rzez strumien suchq nogq, jak po twardym gruncie<br />

I w chod z~ przez bram siedem w towarzystwie m~drcow<br />

Wst ~ pujemy na lq k ~ Bwiezq i zielonq.<br />

L udzie 0 uroczystym niespiesznym spojrzeniu<br />

Na lqce: wyglqd ich pelen powagi,<br />

Lagodnymi glosami rzadko przemawiajq .<br />

'Wtedy cofn~lismy si~ w ktorqs strom~<br />

N a miejsce jasne, otwarte, wysokie<br />

Skqd wszyscy oni mogli bye widoczni.<br />

Pros to przed nami nad lSniqcq zieleniq,<br />

Tam ukazaly mi si~ wielkie dusze<br />

C zu j~ s i~ wywyzszony ze je zobacz:ylem.<br />

..<br />

Ujrzalem wi~c Elektr~ w swietnym towarzystwie<br />

Byli tam posr6d innych Hektor i Eneasz<br />

Cezar w pelnym rynsztLtnku z oczyma sokola.<br />

52


BOSKA KO M EDI A<br />

Zobaczylem K a m ill1~ i Pentesi le~ <br />

Gdzie i,ndziej dal si~ dostrzec dobry krol Latino, <br />

Siedzqcy obok corki swej Lawinii <br />

vVidzialem tez Brutusa, co wygnal Tarkwina, <br />

Lukr ecj~ , Juli~, Marcj~ i Korne li~ <br />

I Saladyna n ~ osobnym m iejscu. <br />

A kiedy nieco unioslem powieki, <br />

Poka zal mi si~ arcymistrz wszechnauk <br />

Roclzina filozofow wokol arcymistrza. <br />

Wszyscy w niego wpatrzeni, czyni q mu honory: <br />

Wyrozniajq s i~ zw las z~ za Sokrates i Platon <br />

Oni Sq przed innymi, Sq jemu najblizsi. <br />

Demokryt dla ktorego swiat dzielem przypadku <br />

Diogenes, Tales i Anaksagoras <br />

I Empedokles, Heraklit i Zenon <br />

.. ,<br />

Dante Alighieri<br />

tlum. Tomasz tubienskl<br />

I zbieracz cennych ziol, Dioskuridesa <br />

Mam tu na mysli, jest Orfeusz, Linus' <br />

Moralista Seneka i Tuliusz Cycero; <br />

Euklicles geometra oraz P tolomeusz, . <br />

Hipokrates, Ga[enus oraz Awicenna, <br />

I Awerroes wielki komentator. . <br />

Nie p otra fi ~<br />

do konca opisac ich wszystkich <br />

Bowiem ponagla mnie temat ogromny <br />

Dla ktorego raz po r az brakuje mi sl6w. <br />

Z dobranej szostki dwoch nas pozostalo; <br />

:Vloj Mistrz mqdry przewodnik wiedzie innq drogq, <br />

Tam drzy powietrze, tam spokoju !lie ma: <br />

J a id~ w tam tq stronq, gdzie nic si~ nie Swieci.<br />

53


I<br />

GRZEGORZ PRZEBINDA<br />

APOKALIPSA <br />

WlODZIMIERZA SOlOWJOWA <br />

W latach dzi ew l~ed zi esiqtyc h w mysli Solowjowa (1853-1900)<br />

nast~p u j e pr zelol11. Mlody Solowjow byl optYl11istq, wierzyl<br />

w urzeczywistnienie Krol€stwa Bozego na Ziel11i. Na zdecydowany<br />

z\vrot w jego poznej mySli wplyn~lo wiele przyczyn. Rozwianie<br />

l11arzen 0 teokra'cji, poczu cie zagrozenia chinskiego, vvielki glad<br />

w Rosji w 1891 roku, wreszcie ni e s2!cz~sliwa m ilose do zam~znej<br />

Sofii Mar tynowej - wszystko to w rozny spos6b wyznacza ,kres<br />

utopii Solowjowa. Ostatnie lata jego zycia i tworczosci naznaczone<br />

Sq pesymizmem, jakkolwiek pesymizmem tworczym - ch rzescijanskim.<br />

Wyrzeb jqc si~ teokratycznych iluzji, Solowjow w 1891 roku<br />

w Moskiewskil11 Towarzystwie Psychologicznym wyglosil odczyt<br />

pt. 0 upadku swiatopoglqdu sredniowiecznego. Ow r eferat, kt6­<br />

rego wysluchala cala owczesna moskiew'ka smietanka towarzyska<br />

i fi'lozoficzna, wywo1a1 ogromny skandal. Niektorzy sluchacze (np.<br />

pisarz P iotr Boborykin) demonstracyjnie opuscili sa l~ posiedzen.<br />

Pismo "Moskowskije Wiedomosti" przez dwa miesiqce po prelekcj i<br />

ostro polemizowalo z Solowjowem, a bywaly dni, iz cale numery<br />

gazety wypelnione by1y atakami n a Solowjowa 1. Zgub"nY1J1 "swiatopoglqdem<br />

sredniowiecznym" Solowjow nazywa "historyczny kompr<br />

omis pomi ~ d zy ' chrzescijanstwem a poganstwem, ktory p owstal<br />

w Sred niowieczu zarowno na r omano-germa11Skil11 Zachodzie jak<br />

i bizantynskim Wschodzie." 2 Gdy Chrystu s ch odzil: po 2iemi, a postolowie<br />

nie rozum ieli Jego nauki i n ie odrodzili si~ w Nim . Dopiero<br />

w Dzien Zeslania Ducha S wi~tego poj ~ li sens Jego dzia­<br />

1alnosci. K osciol do tej pory nie przezyl swej Pi~ ed z ie siq tnic y .<br />

Czasy przed E':011stantynel11 Wielkim - wbrew potocznemu mniem<br />

aniu - bynajm niej nie byly zlotq epokq chrzescijanstwa. Swiad­<br />

CZq 0 tym n apominajqce listy S\v. Pawla. A za Konstantyna i Konstancj<br />

i, pc'tem za Teodory i Justyniana stala si~ rzecz straszna ­<br />

poganshvo zosta10 zakazane, a chrzescija11stwo nakazane dekretem<br />

1 P~r . K cnstan tin Moczu1sldj, W !adimir SoIOWjoW. 2 i zn' i ttc2enlje, Par-yz<br />

1951, s. 195-196.<br />

I Sooranlje socz!nl enij W!adlmira Slerglej ewlcza So!owjowa, Sank t-Pietierburg<br />

1901-1907, t. V I, s. 247.<br />

54


APOKALIPSA WtODZIMIERZ A sOtOWJOWA<br />

i wowczas to wlasnie powstal ow zgubny sredniowieczny" polpoganski,<br />

polchrzescijanski swiatopoglqd, z kt6rego zmierzchu naleiy<br />

sil'; radowac. 3 Jednaki e spiritus fLat ubi vult. Ducll Jezusa<br />

Chrystusa dziala poprzez niewier zqcych. To oni zlikwidowali egzeucje<br />

i tortury, przyczynilli si E; (przynajmniej na Zachodzie) do<br />

zaprzestania przesladowan heretykow, zniesli panszczyzniany niewolniczy<br />

przymus. Judasz do konca udawal ucznia Chrystusa, "­<br />

a okazal sil'; zdrajcq, Tomasz mial od wagE; wyznac SWq niewiarE;,<br />

a jednak pozostal apostolem i umarl za Jezusa. · Ci wiE;C, kt6rzy<br />

mieniq siE; chrzescijanami, m USZq dopiero stac siE; nimi naprawdE;.<br />

J ak wiE;C widac, od czyt ten nie byl skierowany - jak z\vyklo<br />

sil'; nieraz przyjmowac - przeciwko chrzescijanstwu, lecz przeciwko<br />

"ludziom malej wia,ry ", ktorzy zafalszowali naukE; Chrystusa.<br />

W tym samym kontekscie nalezy rozpatrywac zclanie Solowjowa<br />

skierowane w 1892 roku do Eugeniusza Trubieckoja: "Wzywales<br />

chrzescijan wszystkich wyznal1, aby zjednoczyli siE; we wsp6lnej<br />

walce przeciwko a·teizmowi; ja chcialbym na odwr6t - zjednoczyc<br />

siE; ze wsp6lczesnymi. niewierzqcymi w walce przeciwko wspolczesnym<br />

chrzescijanom" .4 Ow problem zafalszowania chrzescijan.­<br />

stwa powr acac bE;dzie w mysli Solowjowa w latach dziewiE;cdziesiqtych<br />

wielokr otnie, a na jpelniej zostanie wyrazony w Trzech<br />

rozmowach.<br />

Uksztaltowana w latach dziewiE;cdziesiqtych wizja prawdziwego<br />

chrzescijanstwa zostala przez Solowjowa jasno przedstawiona w roku<br />

1896 w liscie do przyjaciella Eugeniusza Tavernier:<br />

"... Sq tylko trzy prawdy poswiadczone Slowem Boiym:<br />

1) Ewange'lia gloszona bE;dzie po calej ziemi, 'co znaczy, iz prawda<br />

bE;d zie dana calemu rodzajowi ludzkiemu, czy tez wszystkim narodom;<br />

2) Syn Czlowieczy znajdzie na ziemi malo wiary, to znaczy, iz<br />

przy koncu prawdziwie wierzqcy stanowic bE;dq tylko nieznacznq<br />

mniejszosc - wiE;ksza C'zE;SC ludzi podqiy za Antychrystem;<br />

3) Tym niemniej po k rotkiej i zacieklej walce stronnictwo zla<br />

bl';dzie zwyciE;zone i prawdziwie wierzqca mniejszosc odniesie calkowite<br />

zwyciE;stwo.<br />

' Cha ra k teryst yczn e , iz p odobnie surow o tr a ktowa l chrze§cija nstwo z e poki<br />

K onsta ntyna Wielklego Lew Tolstol (L. Tolst oj , Cerkow ' t gosudarstwo ( w :)<br />

Potnoje so brant j e soczlntentj, Moskwa 1957, t. 23, s. 480). Caly zresztq a rtyku!<br />

Solowjowa zbiezny jest w tej kwestil z myslq Toistoja, kt6rego a utor U padku<br />

h utatopog!qdu sred ni owt ecznego w drugiej polowie la t 90 obwola Antychrystem!<br />

• Cy t. za K. Moczulsldj, o p. cit., s. 195. Badacz Z'<strong>Nr</strong>aca u wa,gfi na wazny psychologiczn<br />

y a spel


GRZEGORZ P't:EBINDA<br />

Na tych trzech prawdach, prostych i niepodwazalnych dla kazdego<br />

z wierzqcym, opieram caly plan chrzescijanskiej polityki."<br />

5<br />

Solowjow wi~c ostatecznie wyrzeka si~ mysli 0 "zewn~trzn ej pot~dze<br />

teokracji" 6, wierzqcy bowiem u kresu dziej6w stanowic b ~ d q<br />

mniejszosc. Nie wynika z tego pasywnosc prawdziwie wierzqcych ­<br />

wr~cz przeciwnie, Chrystus w wa1ce z Antychrystem potrzebuje<br />

ich pomocy. Poniewaz Zas chrzescijanski swiat posiada tylko jed~<br />

no tradycyjne i prawdziwe ,centrum - Rzym, nalezy skupic si ~<br />

wok6I niego, shichajqC wszak ze glosu wIasnego sumienia. Ci bowiem<br />

kaplani i mnisi, kt6rzy wladz~ koscielnq stawiajq na r6wni<br />

z Bogiem, p6jdq za Antychrystem. 7<br />

Pesymizm historiozoficzny p6znego Solowjowa wiqze si~ z innq<br />

bardzo waznq kwestiq - filozof rosyjski u schylku swego kr6tkiego<br />

zycia niezwykUe ostro iwyraziscie odczuwal zagrozenie chinskie.<br />

W 1888 roku w Paryskim Towarzystwie Geograficznym wysluchal<br />

mowy chmskiego gener ala Czen-ki-Tonga. "Jestesmy zdolni<br />

i gotowi - m6wil do Europejczyk6w swietnq francuszczyznq<br />

general - przejqc od was wszystko, czego nam trzeba, calq tech'­<br />

nik~ waszej umyslowej i materialnej kultury, lecz nie przyswoimy<br />

zadnych waszych wierzen, zadnej waszej idei, a nawet upodobania.<br />

Lubimy tylko siebie i szantjjemy tylko sil~ (...) Cieszymy si ~<br />

z waszego post~pu, lecz nie mamy ani ochoty, ani potrzeby aktywnie<br />

w nim uczestniczyc - Vlry sami przygotujecie srodki, kt6rch<br />

uzyjemy, aby was ujarzmic'\8 W p6Hora roku p6zniej Solowjow<br />

pisze artykul pt. Chiny i Europa. Powolujqc s i~ na d wie prace:<br />

religioznawcy A. Reville'a La Religion Chinoise oraz sinologa<br />

Georgijewskiego Principy zizni Kita.ja, Solowjow dochodzi do nast~pujqcego<br />

wniosku. W swiecie istniejq dwie odr ~b ne kulltury:9<br />

europe jska, wywodzqca si~ z tradycji grecko-rzymskiej oraz chinska.<br />

Pierwotnq zasadq, na ktorej opiera s i~ cala chiilska cywilizacja<br />

jest "kult przeszlosci i ub6stwienie ·zmarlych".to; Za Geo rgi~<br />

jewskim Solowjow opisuje przypadki chinskiego k anibalizmu<br />

i skladania Zywych ludzkich ofiar za umarlych (jeszcze 200 lat<br />

, W. Solowjow , Pis'ma, Pietierburg 1923, s. 198.<br />

• lb., s . . 199. <br />

7 ..Naleiy oczekiwac - pisze Solowjow - Ii; 99'10 kaplan6w I mnich6w opo­<br />

wie sl


APOKALIPSA WtODZIMIERZA SOtOWJOWA<br />

przed Chrystusem zorganizowano str ~ s zliwy pogrzeb imperatorawraz.<br />

z jego zywymi zonami, kt6rq to ceremon i~ "uswietnialy"<br />

Iampki plonqce Iudzkim tluszczem). Ekspansywna 11 cywilizacja<br />

chinska jest cywilizacjq smierci. W roku 1891 w kilk u rosyjskich<br />

guberniach (Tambowskiej, Kazanskiej, Samarskiej) wyb ucha straszliwy<br />

gl6d. Lew T olstoj pubIikuje z tej okaz6i s eri~ artyk u16 w,<br />

organizuje kuchnie Iudowe. Solowjow takze przeksztalca si~ na<br />

moment w public yst~ i dzialacza spolecznego. 12 Gdzie jednak widzi<br />

pr z yczyn~ tego wywolanego kl ~ skq suszy glodu W artykule<br />

Wrog ze W schodu (1892) pisze: "Zwaia si~ na nas Azja Srednia<br />

zywiolowq silq swej pustyni, dyszy na nas wysuszajqcymi wschodnimi<br />

wiatrami, kt6re nie spotykajqc zadnej przeszkody· w wykarczowariych<br />

Iasach, donoszq kl~by piasku do samego Kijowa." 13<br />

Susza J<br />

kt6ra naplywa z Orientu stanowi preludium do inwazji<br />

chinszczyzny i buddyzmu. 14 T~ wi z j ~ przyszlego chinskiego panowania<br />

Solowjow okresla mianem p311mongolizmu. Owa inwazja riie<br />

jest jednak nieunikniona: "Wszystko jeszcze w naszych r~k a ch .<br />

Pierwszym warunkiem dla mozliwego, choc m alo prawdopodobnego,<br />

pokojowego wci q gni~cia rasy mongolskiej w krqg chr zescijan ­<br />

SKleJ kultury, jes t to, by sam e chrzescijanskie narody byly b ardziej<br />

chrzescijan skie, aby we wszystkich przejawach zb iorowego<br />

zycia w wi ~ k s zym stopniu kierowaly si~ zasadami morainosci niz<br />

haniebnym wyrachowaniem i w~ogosciq ekonomicznq oraz reIigijnq."<br />

15<br />

Idea panmongolizmu tyI1ko z pozoru jest g l ~boko pesymisty czna.<br />

W 1894 roku w jednym z pi~kniejs zyc h swych liryk6w Solowjow<br />

wyznaje:<br />

11 Solowjow obawia siE: pot ~ gi wojskow ej Chin. Za gazel'! "Nowostl" pod a je<br />

da ne 0 aktualnym starue ieh floly: "Nleeh pan bE:dzle laskaw naplsac - prosl<br />

pa rE: la t pozniej p rzyjaeiela - ezy potwie rdzila si ~ wiadomo~ c 0 podpisanlu<br />

uk ladu miE:dzy Japoniq a Chlnami; to bardzo wazne". - P is'ma Wladim tr a<br />

Si crgtejewicza Solowjowa, t. 1. , Sankt-Pietierburg 1908, s. 227.<br />

" w pewn y m mome ncie Solow jow , by pomoc glodujqecm u ludowi, m ysll<br />

na wet 0 rewoluCji! Chee prosic generala Dra gomirowa 0 obj E: l'ie p rzy wodztwa<br />

nad rew olueyj nym towarzystwem - D. S t remoouk h off , Vladimir Solo1:ie v e t<br />

Son oeuvr e m cssia nique, La usanne , b . d., s. 218.<br />

1l Sobran i j e soczt n tentj. .., t. V, s. 412.<br />

" Pow oluj ac si E: na ws pomnienia misjonarza o. Evaris te Regis H u ca V oyag e<br />

en Ch ine, M o n gotte et au Thtb et (pr zeklad polski: E. R. Hue - w spomnienta<br />

z p~ dr 6 ;!; y p o Tatarji, T y b ecie I Clltnaell w latach 1844 , 1845 i 1846 odbytej pTzez<br />

ks. H u e, Wa rsza wa 1858 r., przel. A. Kremer) Solowjow "t p r zerazerue m \isze<br />

o buddyjsk im bractwie Kela n6w, ktorego czlonkom przypisuje si" nadludzkie<br />

cech y. Bractwo ow o zamierza obj'lc wladz" w Tybeeie, Chinach, a pote m podbic<br />

caly swiat przed pow tornym p r zyjseiem Buddy. - Sobranij e s o e~ nien i j ....<br />

t. V I , s. 360.<br />

" Sobranije soczin ientj, t. VII, s. 417.<br />

57


GRZ EGORZ PRZEBINDA<br />

Choc imi~ dzikie - panmongolizm!<br />

Mnie jednak mile ucho piesci,<br />

Jakby majestat wznioslej doli,<br />

Od Boga danej, w nim si~ miesciL<br />

(przel. Wiktor W oroszylski)<br />

Solowjow w ierzy, iz panmongollizm b~dzie bezposrednim zwiastunem<br />

. Powt6rnego Przyjscia Chrystusa. P esymizm jego jest wi~c<br />

aktualny jedynie w planie historycznym; .poza historiq poj~cie to<br />

"mile ucho pi.esci", poniewaz jest zwiastunem "majestatu wznioslej<br />

doli od Boga danej".<br />

Mlody Solowjow opisujqc zlo, zgodny byl w zasadzie z augustyii.­<br />

skq koncepcjq amisio boni. Charakterystyczne, iz w jego mysli<br />

nieobecny byl r6wniez szatan. W wiek u dvmdziestu lat stwierdzil<br />

w r~cz, iz w diabla nie wierzy.1 6 W 1898 roku Solowjow odbyl SWq<br />

drugq podr6z d o Egiptu.n W czasie jazdy par owcem bylo m u<br />

d ane - jak glosi tradycj a - spotkac si ~ twar zq w twarz z K si~ ­<br />

ciem Ciemnosci. 18 Wspomina 0 tym (jak zwykle p61zartoblivvie)<br />

w napisanym w tymze 1898 roku wierszu Nocq na Archipel.agu.<br />

Bratanek zas Solowjowa podaje: "... w pierwszym dniu Wielkanocy<br />

Solowjow, wszedlszy do kajuty, ujrzal u siebie w l6zku demona<br />

podobnego do kosmatego zwierza. Solowjow zwr6cil si~ do<br />

niego (... ): "Czy ty wiesz, ze Chrystus zmartwychwstal« Na to<br />

demon wykrzy'knql: »Zmartwychwstac to on zmartwychwstal, ale<br />

cie'bie i tak wykoii.cz~« i rzudl si~ na Solowjowa." 19 Realnosc<br />

owej, jakby zywcem zaczer p ni~tej ze Zlotej legendy history jki, moze<br />

budzic powazne wqtpliwosci, jakkolwiek jej gl6wne przeslanie<br />

jest niezaprzeczalne - Solowjow uwierzyl w istnienie osobowego<br />

zla i szatana. 20<br />

Oto wi~c trzy g16wne idee, odczucia, kt6re sklonHy Solowjow a<br />

do napisania filozoficznego dialogu Trzy rozm owy (1899-1900): nowa<br />

wizja chrzescijanstwa, stra,ch przed dnwazjq Mongo16w oraz<br />

10 ",s'rna W tadlrniTa SleTgl ejewlcza . Solowjowa., t. 1., S. 88. ..Mozna nawet<br />

.powiedzlec - pisze D. S tremooukhotf - ze jeSli chrzescijanstwo Tolstoja b ylo<br />

chrzescijanstwem bez Ch rystusa, to wiara Solowjowa z pierwszego okresu byla<br />

ch rzesc!janstwem b ez A ntychrysta. - Op. cit., s. 227.<br />

" w poemacie TTZy spotkanl a S olowjow pisze , dlaczego w 1875 r . po raz<br />

pierwszy pojechal do Egip tu: w czasie st udiowania w Brytyjskim Muzeum litera<br />

tur y 0 SoH! - M'ldrosci B oze j uslySzal jej glos: "Bqdz w Egipcie". Owa d ruga<br />

podr6z miala odnowic objawienie.<br />

18 Bye moze jednak jill nieco )Ncze§niej . w latach 1896-97 odczul obecnosc<br />

szatana - w wierszu D as Ewig-Welbliche (Slowo dlablorn morskirn ku llrzestrodze)<br />

opisuje spotkanie z demonami u wybrzezy Finlandi!.<br />

" Sie rgiej M. Solowjow, Zlzn t tworczeskaja evo!Ucija Wladirnira sotowjowa,<br />

B ruksela 1977, s. 365.<br />

" Por. K. Moczulskij, op. cit., s. 251.<br />

/<br />

58


AP OKALIPSA WLODZI M IERZA SOLOWJOWA,<br />

wiara w istnien ie K s i~ cia Tego Swiata i szybkie przyjscie Antychrysta.<br />

Gdy chodzi 0 form ~ ostatniego dzie1a Solowjowa, to widac<br />

tuta j wyrazny wplyw P latona - u schylku i ycia Solowjow<br />

podjqJ: decyzj~ 0 przetlumaczeniu na rosyjski ca1ej tw6rczosci<br />

autora Uczty, jakkolwiek zamier zenia nie zrealizowal. Ukaza1 s i ~<br />

za zycia,. Sol:owjowa jed ynie pierwszy tom zamierzony,ch Dziet<br />

wszystkich, smierc bowiem udaremnila ten l110numentalny zamysL<br />

W wieku XIX formq dialogu poslugiwali si~ mi~dzy innymi Joseph<br />

de Maistre w Wieczorach petersburskich (Les soirees de Saint-Peterbourg),<br />

J ulian Klaczko w Rozmowach fl orenckich (Cause7'ies<br />

fl.o rentines) a taki e polski jezuita Marian Morawski w Wieczorach<br />

nad Lemanem. 21<br />

W napisanym w N ie dzi el~ Wielkanocnq 1900 r oku w s t ~pi e do<br />

Trzech rozm6w Solowjow pytal: "ezy zlo jest tylko naturalnym<br />

brakiem, niedoskonalosciq, kt6ra sarna z siebie zniknie wraz ze<br />

wzrostem dobr a, ezy t ez jest r zeezywistq s ilq, pokusq panujqcq<br />

nad naszym swiatem, tak ie dla skutecznej z niq wa[ki tr zeba<br />

miec pUnkt oparcia w innym porzqdku bytu " 22 W tym wlasnie<br />

pytaniu m oi na dostrzee ew o luej~ mysli Solowjowa. Jeszcze w latach<br />

80-tyeh odpowiedzialby za sw. Augustynem, i e zlo jest brakiem<br />

dobra, teraz jest przekonany , ii do walki z nim trzeba szukac<br />

"oparcia w innym porzqdku bytu". Ta przemiana wiqie s i ~<br />

bezposr ednio z tajemniczym spotk a niem w czasie podr6zy do Egiptu,<br />

0 czyrn w porninalisrny powyiej: "Mniej w i ~ c e j d wa lata ternu<br />

- pisze Solowjow - szczeg61na przemia na w nastroju d ucha,<br />

o kt6rej n ie rna potrzeby tutaj s i ~' rozwodzic, wzbudzila we mnie<br />

silnq i natarczywq ch~ c naswietlenia w spos6b jasny i og61nod<br />

o st~ pn y gl6wnych kwestii dotyczq cych zl:a, k t6re winny zainteresowac<br />

wszystkich." 28<br />

Dialog T rzy rozm owy rna charakt.er p o l em i ~zny i apologetyczny.<br />

"Wiele lat temu - zaczyna SWq p o lem i k ~ Solowjow - przeczytalem<br />

i nfo rm acj~ o ' nowej r €!ligii, kt6r a powstala gdzies we wschodnich<br />

guberniach . Religia owa , k t6rej wyznawc6w nazywano wiercidziurami<br />

(wiertidyrniki), ezy tei dziuroch walcam i (dyromoliaji)<br />

po'legala n a tym , ii przew'ierdwszy w scianie izby w jakim s ciemnym<br />

kqcie . dz iur ~ sredniej w ielkosci, vryzna wcy zbEzali do<br />

.\ Wicczor y nad L em an em ukazyw a ly s i~ w "Przegl'ldzie P owszech n ym" w<br />

latach 1893- 96. Wzna wia ne p a r ~ ra zy, doczeka!y si~ tlu maczen n a k ilkanascie<br />

JE:zyk6w. " TTZy ,'ozmowy f orm'l, a nie kiedy i trescia - twie rdzi Ma rian Zdz1e ­<br />

chowski - p r zypominaj'l W iec zor y nad L emanem ks. Morawskiego i w pew nej<br />

mier ze mog!y pod . i ch wp!ywem powstac". - U opo k! mesja n i zmu, Lw6w 1912,<br />

s. 123. Dopowiedziec nalezy, 1:1: jedynie f o rm~ m6g!<br />

Morawskiego, t rescl b owiem obu dialog6w bard<br />

.. Sobr anije soc zin! cnlj.... t. VIII, S. 453.<br />

ft l b., S. 453.<br />

zo s i ~<br />

zacze r pn " c<br />

od siebie<br />

s o!owjow<br />

r 6Znl


GRZEGORZ PRZEBINDA<br />

niej usta i wiele razy upareie po\vtarzali: "moja izbo, moja dziuro,<br />

zmiluj s i~ nade mn'l!" 24 Owo balwoehwalstwo, najprymitywniejsze<br />

z moiliwyeh, nie jest jednak oszustwem: wyznawey tej<br />

"wiary" sprawiedliwie nazywali izb~ - izb'l, a dziur~ - dziurq.<br />

Religia w5palezesnyeh "dziur oehwalcaw" ulegia ewolueji: ieh izba<br />

nazywa sr~ ter az "Kr6llestwem Boi:ym na ziemi" a d ziur a - "now'l<br />

ewangeli'l". Co zas najgorsze, rainiea pomi~d zy t'l ewangeliq<br />

a prawd ziw'l Dohr'l Nowin'l jest taka, jak r azniea pomi~ ­<br />

dzy dziur 'l w drewnie a prawdziwym iywym drzewem. OWi "intehgentni<br />

dziuroehwaley" sam i .s iebie nazywaj'l ehrzeseijanami,<br />

ehoe nie uznaj'l Zmartwy ehwstania i po cieh u· myslq, ze J ezus w<br />

ogale nie istnial, leez jest mitem wymyslonym przez apostola P a­<br />

wla. leh prawdziwym prorokiem powinien wi~ e bye nie Chrystus,<br />

leez Budda: " On wszak rzeezywiseie glo s ~l: to, ezego im trzeba:<br />

.biernose, niesprzeeiwianie si~ , beZlezynnose, t rzeiwose itd., a ehoe<br />

nie byl · m~ ez en nikiem, to jednak udale mu s i~ "uobie blyskotliw'l<br />

karier~" dla swej r eligii." 25<br />

Polemika ta skierowana jest przeeiwko Lwu Tolstojowi i kregowi<br />

jego wyznaweow. Stosunki Solowjowa z Tolstojem byly zawsze<br />

bardzo zloi one. "J ako m yslieiel religijny - pisze Andrzej<br />

W alicki - reprezentowal Tolstoj skrajnq we rsj ~ etyezno-ewangelieznej<br />

i r aejonalistyeznej h eterodoksji enrzeseijanskiej (.. .) Diametralnie<br />

przeeiwn'l tend e nej~ reprezentowala w Rosji mys1 fi10­<br />

zofiezno-re1igijna Wlodzimierza Solo\vjowa. Obaj glosili kcmiecznose<br />

odr c;>dzenia enrzeseijanstwa i religij ~ej regeneraeji ludzk osei,<br />

ale rozumieli religi~ w ogale, ' a ehrzeseijanstwo w szezegaJnosci,<br />

w sposab tak kraneowo rainy, i e wszystkie praby ieh wzajemnego<br />

porozumie nia spelza!y na niezym. Tolsto ja draznH mistyey zm<br />

Solowj.owa, Solowjow nie m agI zniese moralistyki Tolst'oj a. Jak<br />

stwierdza biogr af Solowjowa, oddy ehanie jednyJ:1 powietrzem bylo<br />

dla nie:l fizyeznq niem al niemoiliwoseiq." 26 Tolstoj, racjonalista<br />

i moraLlJta, w osobie J ezusa Ch r ystusa widzial jedynie wielkiego<br />

cz! owieka w stylu Buddy ' ezy K onfucjusza. vVedlug To13toj .1 Chrystus,<br />

ja k kaidy ezlowiek, umarl i nie zmartwyenwst.:J . W 1eeie<br />

1894 roku w liscie do Tolstoja Solowjow pisal, ii: g l a w r. ~ przyezyn'l<br />

ieh sporu' jest kwestia zmartwyehwstania Je.wsa . Zalartwyeh<br />

"vstanie bylo dla Solowjowa jedynym i najwainiejszym dowodem<br />

na przyszle z wye i~ z en i e zla, ktaremu na i mi~ jest smiere.<br />

Zmartwy,chwstanie J ezusa, a potem nas wszystkieh, przemoze owo<br />

" l b., s. 454.<br />

" lb., s. 456.<br />

" A n d rzej W a licki, Rosyjska f Uozofla ! mysL spol eczna od oswiccenia do<br />

mar k s!zmu, W a rszawa 1973, s. 487-88.<br />

60


APOKALIPSA WlODZIMIERZA SOtOVIJOWA<br />

g 6wne z10.27 We wspomnianym Iiseie Solowjow staral si~ przekonac<br />

Torstoja, iz uznanie Wielk anocy byloby logicznym podsumo<br />

waniem jego systemu. Tolstoj - rzecz jasna - przekonac si~<br />

nie dal, a Solowjow dostrzegl wowczas w jego twarzy rysy nadchodzqcego<br />

Antychrysta. 28 Ludzie bowiel11 typu Tolstoja, ktorzy zafalszowali<br />

chrzescijanstwo 29,' Sq grozniejsi od jawnyeh wrogow<br />

wiary, poniewaz k azdy z tyeh ostatnieh moze stac si~ apostolel11<br />

Pawlel11, podezas gdy falszywy chrzescijanin latwo wybierze drog~<br />

zd rajcy Judasza.<br />

T7'ZY ro zmowy majq takze eel apologetyczny. Solowjow pragnie,<br />

z trzech roznyeh punktow widzenia, przeclstawic walk~ ze zlem,<br />

r


GRZE GOR Z PRZ EB IN DA<br />

w czasie wojny z Turcjq oddzialu baszybuzukovv, ktorzy spalili<br />

zywcem mieszkancow spokojnej wsi ormianskiej i zamierzali kontynuowac<br />

grabieze i rozboje. General twierdzi, iz jest pewien, ze<br />

gdyby zmarl bezposrednio po tej chwalebnie zwyci~sk ie j bitwie,<br />

znalazlby si~ u boku Pana w niebie. Stanowisko cwo jest po- '<br />

glqdem samego Solowjowa. Miesiqc przed smierciq, na wiese 0 ekspedycji<br />

karnej wyslanej do Chin przez cesarza Wilhelm a II (w odwet<br />

za zabicie niemieckiego ambasadora) Solowjow pisze wiersz<br />

poswi~cony cesarzowi Niemiec, ktory konczy s i~ n as t ~p u j q Co :<br />

P eIne jest milosci Boze lono,<br />

Wszystkich nas jednako wzywa, lecz<br />

Widzqc paszcz~ smoka wyszczerzonq,<br />

Zrozumiales: jedno - krzyz i miecz.<br />

W rozmowie drugiej prezentuje swe optymistyczne stanowisko<br />

Polityk. Ateista i wolnomysliciel, z upodobaniem -cytuje slo\va<br />

Lukrecjusza : "Tantum religio potuit suadere malorum". WieUe poglqdow<br />

Polityka odniese mozna jednak do samego Solowjowa<br />

z wczesniejszego optymistycznego okresu; niektorym zas Solowjow<br />

pozostal wierny do konca zycia. Polityk cz~sto mowi frazami<br />

Z P1"oblemu namdowego i Apologii dobTa.31 Twierdzi on, iz gl6wm(<br />

przeszkode. dla jednosci i pokoju w Europie stanowi Turcja.<br />

Gdy ow muzulmanski kra j zostanie ucywilizowany (dzielo to rozpocze.ly<br />

Niemcy), zapewniona tym samym be.dzie jednose europejska,<br />

a wi~c i pok6j - wojny zniknq zupelnie z planu' dziejow.<br />

Rosja nie jest - jak niektorzy twierdzq - grekoslowianskq enklawq<br />

czy mieszaninq chinszczyzny z mongolizmem, lecz od Piotra<br />

I - krajem europejskim. Nieznaczna domieszka azjatyckosci<br />

tlumaczy si~ polozeniern geograficznym. Nierncy rnogliby powiedziec<br />

0 Rosji z westchnieniern:<br />

Zwei Seelen wohnen, ach! ~n i h r e r Brust<br />

Die eine will sich von der andern trennen.<br />

Nie trzeba jednak, by te "dusze" si~ roziqczyly - wystarczy<br />

tylko - co juz si~ stalo - iz owa lepsza europejsk a dusza przewazy<br />

nad azjatyckq. Wszak i sarno Bizanyjum oryginalne bylo<br />

wlasnie "domieszkq azjatyckosci" 32. "Naste.puje teraz - wywodzi<br />

Poilityk - epoka pokoju i pokojowego rozprzestrzeniania si~ euro­<br />

62<br />

>t Por. Siergiej M. Solowjow. op. cit.. s. 386. <br />

" Sobranije sOczinit;:.ntj...• t. VIII. s. S15.


APOKALIPSA WlODZIMIERZA SOWWJOWA<br />

pejskiej kultury. Wszyscy powinni stae si~ Europejczykami. Poj~cie<br />

«Europejczyk,. winno' zlae si~ z poj~ciem «czlowiek», a poj~cie<br />

«europejski swiat k ultury,. - z poj~ciem «ludzkosb..".33<br />

W trzecim dialogu do glosu dochodzi Pan Z. (czyli sam Solowjow),<br />

prezentujqc swe poglqdy w ostrej polemice z K s i~ciem-To l ­<br />

stojem. Ten ostatni twierdzi, ii sens chrzescijanstwa najlepiej symbolizuje<br />

przypowiese 0 ogrodnikach z winnicy (Lk 20, 9-19). Najemnicy,<br />

kt6rzy dostali w d zie riaw~ winnic~, zapomnieli 0 swych<br />

obowiqzkach wobec wlasciclela, a n a po~inajqcych ich poslanc6w,<br />

a nawet syna pana, zabili. Wedle Ksi~cia-Tolstoja, winnica<br />

symbolizuje Kr6lestwo Boze na Ziemi, kt6re ustanowione b ~dzi e ,<br />

gdy ludzie wypelniq etycznq nauk~ Jezusa przedstawionq w Kazaniu<br />

na G6rze, a polegajqcq na niesprzeciwianiu s i~ zlu silq. Owa<br />

nauka - wedle Ksi~cia - najlepiej zostala wyrazona w przykazaniu:<br />

"Nie zabi jaj". Kazde zab6jstwo, nawet w obronie wlasnej<br />

czy bliiniego, jest absolutnym zlem. Tym samym wojna jest zIem<br />

gl6wnym - gdy ludzkose od niej si~ uwolni, na swiecie zal'lanuje<br />

Kr6lestwo Rozumu i Dobra.<br />

Pan Z. oponuje: wojna nie jest bezwzgl~dnym zlem, a pok6j<br />

be z wzgl~dnym dobrem. Bywa zly ,pok6j i dobra wojna. "Bezw<br />

zg l ~d nie niesluszna jest tylko sama zasada zla i klamst'vva, a nie<br />

takie sposoby walki z niq jak miecz rycerza c'zy pi6ro dyplomaty:<br />

oc~ze te win'llY bye oceniane wedle swej rzeczywistej celowosci<br />

w danych warunkach - za kazdym razem lepszy jest spos6b<br />

bardziej skuteczny, tzn. ten, kt6ry lepiej slu:i:y dobru. I sw.<br />

Aleksy, metropolita, gdy pokojowo wstawial s i~ za ksiq:i:~tami ruskimi<br />

w Ordzie, i sw. Sergiusz, gdy blogoslawil or~:i: Dymitra Donskiego<br />

przeciwko tejie Ordzie .....:.. byli w r6wnej mierze kaplanami<br />

tego samego dobra... " 34 Par~ lat wczesniej w Apologii dobra<br />

SoIowjow pisal, i:i: istniejq trzy sposoby oceny zjawiska wojny:<br />

og61no-moralny (teoretyczny), historyczny i indywidualny (praktyczny)<br />

- wszelkie nieporozumienia wynikajq z faktu miesza nia<br />

tvch trzech punkt6w widzenia. Z teoretycznego og61nomoralnego<br />

punktu widzenia wojna jest anomaliq, czyli zIem. Zlem jednak<br />

wzgl~nym, poniewai w pewnych historycznych okolicznosciach<br />

okazywaIa si~ ana mniejszym zIem, czyli wzgl~dnym dobrem.<br />

.. lb., s. 516. ApoteOZujllc ~w1at kultury europejsklej, Polltyk z wielkim lekcewazeniem<br />

m6wt 0 Papuasaeh, Eskimosach, nie uznaje raejl Bur6w w ich<br />

wojnie Z wYZSZq kulturalnle europejskq Angliq. Ow poglqd nalezal do samego<br />

Soiowjowa, kt6ry w dy~kusjach nazywal walk!l Bur6w glupotq• Nie od rzec~y<br />

moze b!ldzie nadmlenic, If Identyczny punkt wtdzenia na wojn!l burskq reprezentowal<br />

w tym &amym czasie Roman Dmowskl (MlIslt nowoczesnego polaka,<br />

r07 d7. Zagarlnlen!a narodowego bytu).<br />

.. l b., s. 458.<br />

63


GRZEGORZ PRZEBINDA<br />

W dziejach ludzkosc'>i wiele wojen odegralo rol~ . pozytywnq, przyczyniajqc<br />

si~ - co bynajmniej nie jest paradoksem - do utrwalenia<br />

pokoju. Dla jednostki zas wojna niekonieeznie musi. vviqzac<br />

si~ z zab6jstwem - pojedynezy bowiem uezestnik wojny rzadko<br />

bierze udzial w bezposrednim zabijaniu.<br />

Solowjowowski Sokr ates podpisalby si~ pod slowami Generala<br />

z pierwszej rozmowy: "Wszyscy ludzie Sq bracmi. Pi~knie. Bardzo<br />

si~ ciesz~. Lecz co , dalej Wszak bracia bywajq r6zni. I dlaczego<br />

mam s i~ , nie zainteres owac, kt6ry z moieh braei jest Kainem,<br />

a kt6ry Ablem Jes!i zas na moich oczach m6j brat Kain zdziera<br />

sk6r~ z mojego brata Abla, to wlasnie dlatego, 1z drogie mi jest<br />

braterstwo, dam bratu Kainowi w ueho, aby oduezyl si~ psot." 35<br />

Jak wi ~ e widac, Solowjowa poglqdy w kwestii wojen prawie w niezym<br />

nie odbiegajq od chrzescijanskiej koncepcji "wojny spr awieduiwej",<br />

zapoczqtkowanej przez sw. Augustyna, a rozwijanej<br />

przez sw. Tomasza z Akwinu, Franciszka de Vittoria, Franciszka<br />

Suareza ezy Luigi Taparellego.<br />

Pan Z. rzeezowo polemizuje takze z "nowq ewangeHq" Ksi~eia-Tolstoja.<br />

Nie ma "gwiazdy jasniejszej" od tej, kt6ra "swieci<br />

w ewangelicznym slowie": "Czy myslicie, ze przyszedlem dac zie­<br />

111i pok6j Nie, powiadam wam, leez rozlam." · (Lk 12,5 1) Chrystus<br />

przyni6s1 na ziemi~ prawd~, a ona zawsze dzieli. Ow falszywy<br />

pok 6j (a raczej biernq ch~c spokoju) glosi K siqz~-Tol s toj. Chrystus<br />

zas przyni6s1 pok6j prawclziwy: "Pok6j zostawiam wam, pok6j<br />

NIoj daj~ wam. Nie tak jak daje swiat, Ja wam daj~." (J 14,27).<br />

Gdy chodzi 0 przypowiesc 0 robotnikach w winniey, to ona ma<br />

zupelnie inn q wymow,~: jest "oskarzeniem niegodnych przyw6dc6w<br />

narodu zydowskiego za ich sprzeciwianie si~ Mesjaszowi." 36<br />

Chrystus ma na mysli Ojca, Siehie i prorok6w z jednej strony .<br />

.(symbolizowanych przez wlaseieiela winnicy i jego wyslannik6w<br />

oraz syna) i arcykaplan6w (symbolizowanych przez niegodnyeh<br />

'n ajemnik6w). Sedno Ewangelii jest gdzie indziej: w tym samym<br />

dwunastym rozdziale Ewangelii Lukasza m6wi s i~ jeszcze 0 "zmart'W'Ychwaniu<br />

umarlych, ze umarli zmartwyehwstanq, albowiem B6g<br />

nie jest Bogiem umarlyeh, lecz zywych, a potem dowodzi si~, ze<br />

Chrystus nie jest synem Dawida, leez synem Bozym... " 37 Odpowiedz-pytanie<br />

Ksi~ci a dowodzi, jak instrumentalnie traktuje<br />

on Ewangei1i~: "Czyz mozna wyciqgac wnioski z jed'nego rozdzialu,<br />

nie wiadomo gdzie i przez kogo napisanego" Ripostuje Ksi~ciu<br />

Dama, piqty uczestnik dialogu "grajqca rol~ blazna z dramatu<br />

.. lb., s. ;84. <br />

" lb., S. 542. <br />

'" lb., s. 543\ <br />

64­


APOKALIPSA WtODZIMIERZA SOLOWJOWA<br />

­<br />

Szekspira i wypowiadajqca niekiedy bystre i gl~bokie mysli" 38:<br />

"Ach nie! Nawet bez sprawdzania wiem, iz nie w jednym rozdziale,<br />

lecz we wszystkich czterech Ewangeliach jest bardzo wiele<br />

i 0 zmartwychwstaniu, i 0 boskosci Chrystusa... " 39 Z mysli Ksi ~ c ia<br />

wynika wniosek, ze zlo istnieje dlatego" poniewaz ludzie mu si~<br />

sprzeciwiajq - gdy tylk:o ludzie zrezygnujq z uZywania sily w obliczu<br />

zla, one zniknie. Dobro w ten spos6b osiqgane jest aktem negatywnym,<br />

aktem powstrzymania woli, a nie kreacji. Tymczasem<br />

twierdzi Pan Z. - natchnione dobro jest aktywne: "... i rozum,<br />

i sumienie stajq si~ (wtedy) niezawodnymi sojusznikami samego<br />

dobra, a moralnose (...) staje si~ prawdziwym zyciem w dobru,<br />

organicznym wzrostem i doskonaleniem calego czlowieka wewn~trznego,<br />

osoby ' i spoleczenstwa, narodu i ludzkosci, by zakonczye si~<br />

zYWq jed.nosciq wskrzeszonej przeszlosci z urzeczywistnianq przyszlosciq<br />

w tym wiecznym prawdziwym Kr6.lestwie Bozym, kt6re<br />

choe b~dzie na ziemi, lecz na nowej ziemi, zaslubionej w milosci<br />

z nowym niebem." 40 Z punktu widzenia Ksi~cia - choe nie zdaje<br />

on sobie z tego sprawy - misja Jezusa na ziemi zakonczyla si~<br />

k l ~ sk q . Nie zdolal on wszak - co potwierdza Ewangelia - nawr6cie<br />

Heroda, Judasza, zydowskich arcykaplan6w, ezy jednego<br />

z ukrzyzowanych z nim zloczync6w. A przeciez na tym - wedle<br />

Ks i~ cia - mialo polegae jego zadanie. "Kr6lestwo Boze" bez Zmartwychwstania<br />

- konezy Pan Z. - to Kr6lestwo Smierci, czyli<br />

Szatana.<br />

G16wnq odpowiedziq Ksi~ciu miala wszakze bye wpleciona w<br />

trzeci dialog Opowiesc 0 Antychryscie, kt6rq Pan Z. ezyta z r~kopisu<br />

pozostawionego rzekomo przez zmarlego mnieha Pansofiusa<br />

(gr. Pansofia - wszechmqdrose). SWq Opowiesc sam Solowjow<br />

c2.y tal wiosnq 1900 roku w domu brata Miehala. Symbolista<br />

Andrzej Biely wspom~na : "Wchodz~; Solowjow siedzi smutny,<br />

zm~ ezony , miznaczony owym pi~tnem martwoty i strasznej wielkosei,<br />

kt6re spoezf;lo na nim w ciqgu ostatnich miesi~cy: zd alo<br />

s i ~, iz ujrzal to, czego nikt nie widzial, a nie m6g1 znaleze sl6w,<br />

by SWq wiedz~ przekazae... Solowjow zaezql czytae. Przy slowach:<br />

»J an podniosl si~ do bialej swieey podobny«, On rowniez si~ podnio<br />

I, jak gdyby wyciqgnql si~ w fotelu. Zdaje si~, ze w oknaeh<br />

migotaly blyskawice. Twarz Solowjowa drgala w blyskawieach<br />

natchnienia." 41<br />

• S . M. Solowjow, op. cit., s. 386•<br />

.. Sobranije sOczintenij.... t. VIII. s. 543-44.<br />

.. lb., s. 551• <br />

.. Andriej Bielyj, Arabieski , M oskwa 1911, cyt. za K. Moczulskij, op. cit., s. 260. <br />

5 - ZNAK 65


GRZEGORZ PRZEBINDA<br />

Jak nalezy czytac cwo g e n i a 1 n e 42, choc literacko niezbyt<br />

udane przeslanie Tak, by nie pogubic si~ w drobiazgach, by wiedziec<br />

co jest esencjq, co jest wazne, co mniej wazne, co, nie przedstawiajqc<br />

wi~kszego znaczenia, jest wymyslem i fall1tazjq autor a.<br />

We wst~pie do Trzech rozmOw, majqc na mys"li Opowiesc 0 Antychryscie,<br />

Solowjow pisal: "Niekt6re konkretne rysy i detale mojej<br />

opowiesci mozna traktowac tylko jako poglqdowe objasnierua<br />

dla rzeczy istotnych i wiarygodnych, aby nie pozostawiac ich golymi<br />

scpematami".,a A m6wiqc dalej 0 nieuchronnej inwazji mongolizmu,<br />

objasnial: "Dla zwartoSci narracji, trzeba bylo dodac<br />

do owych racji 0 przyszlej mongolskiej nawalnicy r6zne detale,<br />

przy kt6rych - rzecz jasna - nie upieram si~." Istotnq rzeczq,<br />

o czym jeszcze rue wspominaliSmY, jest przekonanie, ze inwa z j~<br />

chiriskq poprzedzi - walka Europy "przeciw przebudzonemu Islamowi<br />

zachodniej Azji oraz p61nocnej i srodkowej Afryki." 4"<br />

Jednak najbardziej wstrzqsajqcym obrazem solowjowowskiej Opowiesci,<br />

kwintesencjq calych Trzech rozm6w, g16wnq odpowiedziq<br />

Ksi~ciu-Toistojowi jest sylwetka Antychrysta: "Wewn~trzne znaczenie<br />

Antychrysta - pisze Solowjow - jako religijnego samozwanca,<br />

uzurpacjq, a nie wielkosciq ducha, zdobywajqcego sobie'<br />

godnosc . Syna Bozego, jego zwiqzek z falszywym prorokiemtaumaturgiem,<br />

kuszqcym ludzi prawdziwymi i falszywymi .cudami,<br />

specjalne, ciemne i grzeszne pochodzenie samego Antychrysta, zlq<br />

silq zdo'bywajqcego pozorny status swiatowego wladcy, og6lny przebieg<br />

i koniec jego dzialalnosci, a takze niekt6re pojedyncze charakterystyczne<br />

cechy jego i falszywego proroka, np. »sprowadzanie<br />

ognia z nieba«, zabicie dw6ch swiadk6w Chrystusa, wystawienie<br />

ich cial na ulicach Jerozolimy itd. - wszystko ' to znajduje si~<br />

w Slowie Bozym i najdawniejszej tradycji." '5<br />

Zajrzyjmy wi~c, zgodnie ze wskaz6wkami autora, do Slowa Bozego<br />

i tradycji, Antychryst (gr. antichristos - przeciwnik Chrystusa)<br />

w spos6b najbardziej jednoznaczny pojawia si~ w Listach<br />

sw. Jana. Ewangelista nazywa tak bqdz kaZdego, kto nie uznaje<br />

.. Utw6r 6w sam Solowjow uwatal za genlalny - zgodzllo sill z tym p6i:niej<br />

wielu badaczy. Jednakowoi: Andrzej Walicki (op. cit., s. 567) twlerdzi, it "poglqd<br />

to przesadny", albowiem "przenikliwosc prorocza Solowjowa wydaje sill<br />

wlltpl1wej jakosci". Ale chyba tylko wtedy - zapytajmy - gdy zechcemy go<br />

traktowac instrumentalnie 1 szukac w ,nlm np. dokladnych dat spodziewanycb<br />

wydarzeil Up. Trudno bOwlem zgodzlc sl


APOKALIPSA WtODZIM I ERZA SOtOWJOWA<br />

Jezusa za Mesjasza (1 J 2,22; 1 J 4,3; 2 J 7), bqdz przeeiwnika<br />

Chrystusa przy koneu dziejow (1 J 2,18). Sw. P awel w Liseie do<br />

Tessaloniezan (2 Tes 3-4) w:spomina 0 "ezlowieku grzeehu, synu<br />

za traeenia, k tory si~ sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa<br />

s i~ Bogiem (...) tak ie zasiqdzie w swiqtyni Boga, dowodzqc,<br />

ze sam jest Bogiem." WedIe Pawla (2 Tes. 2,9) szatan sam nie<br />

b~dzie Antyehrystem, leez jego inspiratorem. Antyehryst Solowjo­<br />

\Va rna takie eechy apokaliptyeznej Bestii. Przywolae moze naleZy<br />

rowniei slowa Chrystusa: "strzeieie s i ~ falszywych prorokow,<br />

k torzy przychodzq do was w owczej skorze, a wewnqtrz Sq drapieznymi<br />

wilkami. Poznacie ieh po owocach." (Mt 7,15-16).<br />

W tym kierunku poszla mysl sw. Cyryla Jerozolimskiego, ktory<br />

w Katechezach (Catech. XX, De Secundo Christi Adventu) twierdzil,<br />

ii Antyehryst "udawae b~dzie . roztfO'pnose, lagodnq poboinose,<br />

filantropi~ I zawladnie Imperium Rzymskim przy pomoey<br />

eudow magieznych." 46<br />

Chociai Antychryst rna rysy eschatooogiczne, w tradycji (a nawet<br />

w Slowie Boiym) nadawano mu niekiedy rysy historyczne,<br />

a ezasem wr~cz utoisamiano z konkretnymi ludzmi czy grupami<br />

ludzi. W staroiytnosci uwazano, ii wyjdzie z pokolenia Dan, odbuduje<br />

swiqtyni~ jerozolimskq i nakaie oddawae sobie boskq czese.<br />

Za Antychrysta uwaiano Nerona, Kal i gul~, Cesarstwo Rzymskie,<br />

potem Mahometa. Hus i Luter Antychrysta widzie


GRZEGORZ PRZEBINDA<br />

su - sp~dza wi~c w pieczarze dziesi~e lat. Nietzsche nie zniosl<br />

tego zwyci~stwa filozofii nad wlasnym duchem - postradal<br />

zmysly. "Przyklad Nietzschego nie wywarl iadnego wrazenia na<br />

jego wyznawcach, ktorzy bez iadnego sprzeciwu, z entuzjazmem<br />

ulegli pokusie: prawd~ zastqpili filologiq, a wymyslonego nadczlowieka<br />

postawili ponad prawdziwym. Ow prawdz'iwy mowil: "ChoebYScie<br />

mnie nie wierzyli, wierzcie moim dzielom.« (J. 10, 38) ­<br />

i rzeczywiscie powstal z martwych. Nadczlowiek wymyslo-ny dysponuje<br />

jedynie slowami, a slowa te SWq dzwi~cznosciq i zgr ~ bnosciq<br />

przywabiajq niedouczony Hum, zmuszajqc go do zapomnienia pou<br />

czajqcej tragedii ich autora".47 Bye moie jednak - zastanawia<br />

si~ Solowjow - nie byla to jedYinie malo waina vilozoficzna zabawa;<br />

lecz mimowolne przeczucie przez Nietzschego przyszlych<br />

falszywych znakow i czynow 48<br />

Wiele dyskusji i sporow wywolal sposob wykreowania Antychrysta.<br />

Gieorgij Fiedotow zarzucil Solowjowowi, ii iadna tradycja,<br />

zaden z Ojcow Kosdola nie przedstawiajq Antychrysta jako<br />

"przekonanego 0 swej szczerosci oszusta".49 Dalo si~ slyszec glosy,<br />

ii jedynq wlasciwie wadq "nadczlowieka" jest to, ii jest... Antychr<br />

ystem. Wszystko to - rzecz jasna - bylo wynikiem nieznajomosci<br />

i nieuwainegoczytania Pisma sw. Odpowiedz na podobne<br />

zarzuty znaleic moina jui w samym dialogu Trzy roz­<br />

~owy - Solowjow przewidzial podobne glosy, ale jak cz~ s to bywa,<br />

jego reak,cja a priori zdala si~ na nic. Po wysluchaniu opowiesci<br />

do Pana Z. zwraca si~ z wqtpliwosciami Dama: "Na czym<br />

w k oncu polega sens tego dramatu Mimo wszystko nie rozum<br />

iem, dlaczego panski Antychryst tak nienawidzi Boga, choc sam<br />

w istocie jest dobry, a nie zly Na co Pan Z.: kiedy wlasnie<br />

w istocie dobry nie jest. Na tym polega caly sens. Wycofuj~ swe<br />

wczesniejsze slowa, ie »Antychrysta nie da si~objasnic samymi<br />

przyslowiami«. Moina go wszak objasnic jednym, a przy tym nadzwyczaj<br />

prostym przyslowiem: nie wszystko zloto, co . si~ swieci.<br />

Blasku rna to zafalszowane dobro ai nadta; lecz prawdziwej<br />

sHy - zadnej".50 An tychryst, ktory ,,'narzllcil blyszozqcq zaslon~<br />

'dobra i prawdy na tajernnic~ skrajnej nieprawosei" 51 przypofnina<br />

" Sobranlje soczintent:J ...• t. VIII. s. 401•<br />

.. W artykule z 1898 r. pt. Idea nadczl owteka Solowjow twierdzi. 1:1: ludzkosci,!<br />

rZ ,!d2>,! trzy modne idee: nale:t.'!cy do przeszlosci (Ia basse cour historii)<br />

ekonomlczny materializm K. Marksa. zwi,!zany z dniem jutrzejszym abstrakcyjny<br />

moralizm L. Tolstoja oraz demonizm nadczlowieka F. Nietzschego. kt6ry<br />

zapanuje pojutrze...<br />

.. G. P. Fiedotow. Ob AnttchTistowom dobTte, "Put" 1926, <strong>Nr</strong> 5, cyt. za<br />

D. stp«!!mooukhoff, op. cit., s. 294. <br />

50 Sobranije soczinlenlj, .. , t. VIII, s. 582. <br />

.. lb., •. 460. <br />

68


APOKALIPSA WtODZlMlE6ZA SOlOWJOWA<br />

Wielkiego Brata z orwel1lowskiej Oceanii, kt6rego Ministerst wo<br />

Prawdy zajmuje si~ klamstwem. Ministersh~ o Pokoju - w ojnq,<br />

a Ministerstwo Milosci - nienawisciq. 52 W swiecie Antychrysta<br />

zar6wno to co boskie, jak i to co cesarskie, oddano cesarzowi. 53<br />

Warto na koniec zwr6cic uwag~ na jeszcze jednq waznq kwe s ti~.<br />

Konstantin Moczulskij pisze, iZ "nie spos6b odegnac od siebie<br />

strasznej mysli, ze autor m6wi 0 sobie, demaskuje swoje klamstvyo."<br />

54 RzeczywiScie, Antychryst dokonujqcy falszywego zjed noczenia<br />

Koscio16w, moze przypominac Solowjowa z okresu teokratycznego<br />

- prawdziwe zjednoczenie Koscio16w dokonuje sit; bowiem<br />

na 'granicy dziej6w. "Genialna ksit;ga Antychrysta, znOS ZqC<br />

wszelkie przeciwienstwa, wydaje sit; rozwiqzywac problem, k t6ry<br />

postawila teozofia; dzialalJlosc magiczna pseudo-proroka Apolloniusza<br />

udaje teurgi~; wreszcie rozwiq'zanie problemu ekonomicznego,<br />

poczqtek Imperium Powszechnego i fa~szywe zjednoezenie<br />

Koscio16w tworzq pseudo-teokraej~, poniewaz B6g jest w niej zast'lpiony<br />

przez Szatana." 55<br />

W zakonezeniu przedmowy do Trzeeh rozm6w Solowjow p is al<br />

o "weale nie tak dalekim oblioezu bladej smierei, radzqeym cicho<br />

nie bdkladac druku tej ksiqzeczki".56 Umarl w par~ mie si~ cy<br />

p6zniej. Smierc byla ostatnim akordem jego tw6rczosci. "Uwa­<br />

:i:am, iz wszystko sit; skonczylo - mowil na lozu smierci do przyjaciela.<br />

- Owa g16wna linia historiii powszechnej podzieaonej na<br />

starozytnq, sredniowiecznq i nowozytnq osiqga sw6j kres. Nie potrzeba<br />

juz profesor6w historii powszechnej... ich przedmio't traci<br />

dzisiaj swe znaczenie; nie b~dzie mozna juz m6wic 0 wOjnie' R6zy .<br />

Czerwonej z Bialq. Wszystko sit; skonczylo".57 Ale tylko na ziemi.<br />

,<br />

" Na 6wf problem zw r6cit uwag


GRZEGORZ PRZEBIN DA<br />

Powtorzmy bowiem za bada-czem: "Eschatologia Solowjowa nie<br />

wynika z rozpaczy i przygn~bienia - tragedi~ historii swiata,<br />

przyjscie Antychrysta i Apokalips~ traktuje nie jako zaglad~, lecz<br />

jako sen.s 5wia:ta i drog~ do zbawienia." 68<br />

Sierpien, 1985<br />

Grzegorz Przebinda<br />

70<br />

U K. Moczulskij, op. cit. , s. 253.


WtODZIMIERZ SOtowJOW<br />

OPOWIESC 0 ANTYCHRYSCIE<br />

Choc imi~ dzikie - panmongoUzm<br />

Mnie jednak mile ucho piesci<br />

Jakiby majestat wzm~oslej doli<br />

Od Boga danej w n ~m si~ miescil<br />

(przel. Wiktor Woroszylski)<br />

Dwudziesty wiek po Narodzeniu Panskim byl epokq ostatnich<br />

wielkich wojen, wzajemnych wasni i przewrot6w. Posredniq przyczynq<br />

najwi~kszej zewn~trznej wojny byl powstaly jeszcze pod<br />

kooiec XIX wieku ruch umyslowy zwany panmongolizmem. Jako<br />

nasladowcy, Japonczycy z zadziwiajqcq szybkosciq i skutecznosci'l<br />

p rz ej~li materialne formy europejskiej kultury, przyswajajqc zarazem<br />

niekt6re drugorz~dne europejskie idee. Dowiedziawszy si~<br />

z podr~cznik6w historii i gazei 0 istnieniu na Zachodzie panhellenizmu,<br />

pangermanizmu, panslawizmu i panisUamizmu, aby zjednoczyc<br />

pod swoim przewodnictwem wszystkie narody Wschodniej<br />

Azji dla decydujqcej walk'i przeciw cudzoziemcom czyli Europejczykom,<br />

oglosili wielkq ide~ panmongolizmu. Korzystajqc z tego,<br />

iz na poczqtku XX wieku Europa zaj~ta byla ostatniq decydujqcq<br />

walkq ze swiatem muzulmanskim, zacz~li urzeczywistniac sw6j<br />

plan - najpierw zaj~li Kore~, potem Pekin, gdzie z pomocq chinskiej<br />

post~powej partii obal'ili starq mandrurskq dynasti~, a osadziIi<br />

na jej miejscu japonskq, z czym pogodzili si~ wkr6tce chinscy<br />

konserwatysci, pojqwszy, iz z dwojga zlego lepiej wybrac zlo mniejsze<br />

- sw6j swego broni. Tak czy owak bowiem, stare Chiny nie<br />

mialy szans na utrzymanie samodzielnoSci panstwowej i nieuchronnie<br />

musialy si~ podporzqdkowac aUbo Europejczykom, alba Japonczykom.<br />

Bylo pewne, ze panowanie Japonczy'k6w, jakkolwiek<br />

zniszczy 'Zewn~trzne formy chinskiej panstwowosci (ktore wyraznie<br />

si~ juz iprzeZyly), nie naruszy wszakze wewn~trznych za~<br />

sad narodowego 'bytu, podczas gdy przewaga mocarstw europejskich,<br />

z przyczyn politycznych wspierajqcych chrzescijanskich misj<br />

onarzy, zagrozi najgl~bszym podstawom Chin. Wczesniejsza nienawisc<br />

mi~dzy Chinczykam'i i Ja.ponczykami zrodzila si~ wtedy,<br />

gdy ani jedni, ani drudzy nie ~ali EUr


. <br />

WWDZIMIERZ SOtOWJOW<br />

n~ t~ panmongolizmu, usprawiedliwiajqeego zarazem w ieh oezach<br />

smutnq konieeznose zewn~trznej europeizacj-i. "Zrozumcie uparci<br />

bracia - powtarzali Japonczycy - ze nie z milosci ku psom zachodnim<br />

przejmujemy ieh or~z, lecz po to, by bie ich wlasnq<br />

broniq. Jezeli przylqczyeie si~ do nas i przyjmiecie nasze praktyczne<br />

zwierzchnictwo, to wkrotce nie tyl'ko wygnamy bialyeh<br />

diablow z naszej Azji, lecz podbiwszy ich wlasne kraje, utworzymy<br />

prawdziwe Panstwo Srodka, kroluJqee nad calym swiatem.<br />

Sluszna jest wasza nienawise do Europejczykow i wasza narodo­<br />

,va duma, leez wzmocnide te uczucia nie samymi marzeniami, Qeez<br />

r ozumnym ezynem. My pierwsi przystqpilismy do dziela, musimy<br />

wi~c i , wam wskazae drog~ wspoLnej korzysci. Zobaczcie<br />

sami, co przyniosla wam wasza polityka zarozumialosci i nieufnosci<br />

do nas, waszych przyjaciol i obroncow: Rosja i Anglia,<br />

Niemcy i Francja, omal nie podzielily was calkowicie mi~dzy siebie,<br />

a wasze tygrysie przedsi~wzi~cia zakonczyly si~ bezsilnym<br />

podrygiwaniem w~zowego ogona". · Rozwazni Chiilczycy przyznali<br />

im racj~ i japonska dynastia stala si~ pot~zna. Pierwszq jej trosk q<br />

bylo - co zrozumiale - utworzenie pot~znej armii i floty. Wielk q<br />

cz~se sil zbrojnych Japonii przeniesiono do Chin, gdzie daia ona<br />

podstaw~ nowej ogromnej armii. Wladajqcy j~zykiem ehil'lskim<br />

japonscy oficerowie spelniali rol~ instr'uktorow 0 wiele lepiej niz<br />

odsuni~ei Europejczycy, a sposrod niezliczonej ludnosci Chin, Mandzurii,<br />

Mongollii i Tybetu wybrano dostatecznq ilose zdatnego wojska.<br />

I oto juz pierwszy bogdychan mogi dokonae udanej proby<br />

or~za


OPOWIE~C 0 ANTYCHRYSCIE<br />

u granic Mandzurii dwustutysi~czna TO'syjska armia pr6buje bez<br />

powodzenia wtargnqc w granice dobrze bronionych Chin. Cz~sc<br />

si1 pozostawiwszy w Rosji, aby nie dopuscily do utworzenia nowej<br />

armii i zwa1czaly jednoczesnie coraz liczniejsze partyzanckie<br />

oddzialy, bogdychan z trzema armiami prze'kracza granice Niemiec.<br />

Tutaj jednak zdqzono si~ przygotowac i jednq z mongolskich<br />

armii pobito na glow~. Ale w6wczas we Francji g6r~ bierze<br />

sp6znione stronnictwo odwetowe i wkrotce na tylach Niemiec<br />

jest juz milion wrogich bagnetow. Mi~dzy mlotem a kowadlem,<br />

armia niem'iecka musi przyjqc przedlozone przez bogdychana<br />

honorowe warunki kapit.ubcji. Bratajqc si~ z z6ltymi, uradowani<br />

Francuzi rozpraszajq si~ po Niemczech i wkr6tce trac,!<br />

\vszelkie poczucie dyscypliny wojskowej. Bogdychan rozkazuje swoim<br />

zolnierzom wyr.znqc niepotrzebnych juz sprzymierzencow, co<br />

wypelniaj,! z iscie chinskq dokladnosciq. W Paryzu wybucha powstanie<br />

robotnik6w sans patrie i stolica zachodniej kultury radosnie<br />

otwlera swe bramy dlla wladcy Wschodu. Nasyciwszy SWq<br />

ciekawosc, bogdychan udaje si~ do nadmo1rskiego miasta Boulogne,<br />

gdzie pod oslonq floty przybylej z Oceanu Spokojnego przygotowuje<br />

okr~ty, aby przetransportowac swe wojska do Wielkiej Bryt<br />

anii. Poniewaz jednak potrzebuje pieni~dzy, Anglicy okupujq si~<br />

miliardem funt6w. Po roku wszystkie europejskie panstwa skladajq<br />

hold lenny bogdychanowi. Ow - pozostawiwszy w Europie<br />

potrzebnq' dla okupacji liczb~ zolnierzy - wraca na Wsch6d i wyprawia<br />

si~ morzem do Ameryki i Australii. P61 wieku -Europa<br />

dzwiga nowe jarzmo mongolskie. Epoka ta charakteryzuje si~ od<br />

wewnqtrz calkowitym przemieszaniem i gl~bokim przenikaniem<br />

idei wschodnich i europejskich - jest to jakby powt6rzenie en<br />

grand starozytnego aleksandryjskiego synkretyzmu. W dziedzinach<br />

zas praktycznych najbardziej charakterystyczne stajq sit: , trzy zjawiska:<br />

wielki naplyw do Europy chinskich i japonskich robotni-'<br />

k6w, co zaostrza problemy spoleczno-ekonomiczne; pr6by rozwiqzania<br />

tej kwestii p6lsrodkami, w czym wyr6znily si~ klasy rZqdzqce;<br />

wyt~iona mi~dzynarodowa dzialalnosc tajnych spolecznych<br />

organizacji, ktore majqc na celu wyp~dzenie Mongol6w i odzyskanie<br />

europejskiej nieza1Ieznosci, zawiqzaly wielki mi~dzynarodowy<br />

spisek. Ow wielki sipsek po mistrzowsku przygotowany, w kt6­<br />

r ym uczestniczyly takze - na ile bylo to moZliwe pod kontrolq<br />

namiestnikow bogdychana - miej'scowe rzqdy narodowe, udaje<br />

si~ znakomicie. W oznaczonym dniu rozpoczyna si~ rzez mongolskich<br />

zolnierzy, morduje si~ i wyp~dza azjatyckich robotnikow.<br />

Wsz~dzie pojawiajq si~ tajne kadry etiropejskiej armii i wedlug<br />

dawno w najdrobniejszych szczegolach przygotowanego planu organizuje<br />

si~ powszechnq mobilizacj~. Nowy bogdychan, wnuk wiel­<br />

73


WtODZIMIERZ SOLOWJOW<br />

kiego zdobywcy, spieszy z Chin do Rosji, .lecz tutaj europejska<br />

armia bije na glow~ jego niezliczone zast~py. Rozproszone resztki<br />

wracajq w glqb Azji i Europa jest wolna. . Brak jednosci pomi~dzy<br />

pilnujqcymi jedynie swych wlasnych interes6w panstwami<br />

byl przyczynq p6lwiekowej zalemosci od azjatyckich barbarzync6w,<br />

zas wielkie i peIne chwaly wyzwolenie osiqgni~to organizacjq<br />

zjednoczonych sil wszystkich europejski-ch narod6w. Naturalnym<br />

tego skutkiem jest, iz dawny trady.cyjny ustr6j poszczeg6llnych<br />

nacji traci wsz~dzie znaczenie, zas ostatnie resztki starych<br />

monarchicznych instytucji zanikajq. W XXI wieku Europa<br />

jest federacjq mniej lub bardziej demokratycznych panstw - tworZq<br />

si~ Europejskie Stany Zjednoczone. PostE}P zewtl~trznej kultury,<br />

powstrzymany chwilowo przez najazd mongolski i walk~<br />

wyzwolenczq, zn6w nabral tempa, lecz problemy ludzkiej duszy:<br />

pytania 0 sens zycia i smieroi, 0 ostateczny los swiata i czlowieka,<br />

utrudnione i zaciemnione przez ogromnq liczb~ 'hadan i nowych<br />

odkryc z zakresu fizjologii i psychologii, pozostajq jak dawniej<br />

bez odpowiedzi. Jedno tylko mozna stwierdzic na pewno, jakkolwiek<br />

w sensie przeczqcym: calkowity upadek teoretycznego materializmu.<br />

Wyobrazenia 0 wszechSwiecie jako systemie wirujqcych<br />

atom6w i 0 zyciu jako rezuItacie mechanicznej akumuaacji najdrobniejszych<br />

zmian materii nie zadowalajq juz nikogo myslqcego.<br />

Ludzkosc wyrosla na zawsze z tego okresu fi!lozoficznego niemowl~ctwa.<br />

Ale z drugiej strony okazuje si~, iz ludzkosc utracila<br />

takze- zdolnosc dzieci~cej, naiwnej, nieswiadomej wiary. Takich<br />

rzeczy jak B6g tworzqcy swiat z niczego etc. zaprzestano juz uczyc<br />

nawet w szkolach elementarnych. Dla poj~c owych wypracowano<br />

pewien wsp6lny wysoki poziom, ponizej kt6rego nie moze zejsc<br />

zaden dogmatyzm. Podczas gdy ogromna wi~kszosc mySlqcych ludzi<br />

jest niewierzqca, to nieliczni wierzqcy stajq si~ z koniecznosci<br />

lu(jzmi myslqcymi, wypelniajqc nakaz Apostola: bqdzcie dziecmi<br />

sercem, lecz nie rozumem. 1<br />

Zyl w owym czasie pomi~dzy ni€(licznymi wierzqcymi spirytualistami<br />

pewien nadzwyczajny czIowiek (wielu nazywalo go nadczlowiekiem),<br />

kt6remu obca byla zar6wno dziecinnosc serca jak i umyslu.<br />

Byl jeszcze mlody, lecz dzi~ki jego nadzwyczajnemu geniuszowi<br />

znano go szeroko jako wielkiego mysliciela, pisarza i dzialacza<br />

spolecznego. CzujqC w sobie samym wielkq sil~ ducha, byl zawsze<br />

przekonanym spirytualistq, a jasny umysl stale ukazywal mu prawdziwosc<br />

tego, w co nalezy wierzyc. Wierzyl wi~c w dobro; Boga<br />

i Mesjasza, lecz kochal tylko samego siebie. Wierzyl w Boga, lecz<br />

w gl~bi d4szy, jakby nieswiadomie i mimo woli, sobie oddawal<br />

74<br />

1 Kor 14,20.


OPOWIE5C 0 ANTYCHRY$CIE<br />

pierwszenstwo. Wierzyl w Dobro, lecz wszechwidz'lce oko wieczn<br />

sci wiedzialo, ze czlowiek ow ulegnie zlej sile, jesli tylko ta odpowiednio<br />

go przekupi - nie iluzj'l uczue i niskich z'ldz, a nawet<br />

nie przyn~t'l wysokiej wladzy, lecz jedynie pokus'l bezgranicznej<br />

milosci wlasnej. Milose ta zreszt'l nie byla jakims nieswiadomym<br />

instynktem czy szalonym roszczeniem. Poza wyj'ltkowym<br />

geniuszem, urod'l i szlachetnosci'l, ogromn'l miloM: wlasn'l wielkiego<br />

spirytualisty, ascety i dobroczyncy dostatecznie tlumaczyly<br />

najwyzsze przejawy wstrzemi~iliwosci, bezinteresownosci i aktywnej<br />

filantropii. Czyz wi~c mozna go obwiniac, ie tak szczodrze<br />

obdarowany przez Boga, zobaczyl w owych laskach szczegoine<br />

znaki wyj'ltkowej przychyinosci plyn'lcej z gory i zacz'll uwaiac<br />

siebie za drugiego po Bogu, za jedynego w swoim rodzaju<br />

Syna Bozego Krotko mowi'lc, uznal si~ -za tego, kim w rzeczywistosci<br />

byl Chrystus. Lecz to poczucie swej najwyzszej godnosci<br />

nie ukazalo mu morainych powinnosci wzgl~dem Boga i swiatao<br />

Przeciwni~, uznal je za prawo do wyzszosci nad innymi, a przede<br />

wszystkim nad Chrystusem. Z pocz'ltku nie czul do Jezusa<br />

wrogosci. Uznawal jego mesjansk'l godnosc i znaczenie, Iecz otwarcie<br />

nazyral Go swym wielkim poprzednikiem '- umysl okryty<br />

mrokiem' milosci wlasnej nie pojmowal morailnej ofiary Chrystusa<br />

i J ego absolutnej wyj'ltkowosci. Rozumowal nast~puj'lCo: "Chrystus<br />

przyszedl przede mnq; ja zjawiam si~ jako drugi; Ieez przeciez<br />

to, co w porzqdku czasowym przychodzi poiniej, w swej istocie<br />

jest doskonalsze. Przychodz~ jako ostatni, przy kon-cu dziejow,<br />

wlasnie dlatego, ii jestem doskonalym i ostatecznym zbawicieIem~<br />

Tamten Chrystus to moj' poprzednik. Mial za zadanie uprzedzic<br />

i przygotowae moje przyjscie." MysIqc w ten sposob, wielki czlo­<br />

, wiek XXI wieku dopasowuje do siebie wszystko, co w Ewangelii<br />

powiedziano na temat Powtornego Przyjscia i wyjasnia, iz nie<br />

b~dzie to powrot tego samego Chrystusa, Iecz zastqpienie Chrystusa<br />

wczesnego - ostatecznym, czyli nim samym.<br />

Na tyro etapie czlowiek jutra nie jest jeszcze zbyt oryginalny.<br />

W podobny wszak sposob widzial Chrystusa i siebie Mahomet,<br />

czlowiek uczciwy, ktorego nie sposob pos'ldzic 0 zle zamiary.<br />

Lec,z samolubn,ie wywyzszajqc si~ nad Chrystusa, czlowiek ow<br />

usprawiedliwi si~ takim wywodem: "Chrystus, gloszqc i potwierdzaj'lc<br />

swym zyciem moraIne dobro, byl reformatorem swiata,<br />

a ja mam bye dobroczyncq tej na wpol zreformowanej Iudzkosci.<br />

Kaidemu dam wszystko, czego mu potrzeba. Chrystus jako moralista<br />

dzieUil Iudzi dobrem i zlem, ja - pol'lcz~ ich dobrami,<br />

ktorych potrzebujq zarowno iii jak dobrzy. B~d~ prawdziwym<br />

przedstawicielem tego Boga, ktory wznosi swe slonce nad dobrymi<br />

i zlymi, spuszcza deszcz na sprawiedIiwych niesprawiedli­<br />

75


WWDZIMIERZ sotOWJOW<br />

wych. 2 Chrystus przyni6s1 miecz,3 ja przynios~ pok6j. Grozil ziemi<br />

strasznym Sqdem Ostatecznym. Ale ostatnim s~dziq b~d~ ja, a sqd<br />

m6j nie b~d z ie jedynie sqdem sprawiedliwosci, lecz sqdem laski.<br />

Moja sprawiedhwose nie b~dzie nagradzae, lecz rozdzielae. Rozdziel~<br />

wszystkich i kazdemu dam wedle jego potrzeb".<br />

I w tym wspanialym nastroju 'czeka na jakies wyr azne wezwanie<br />

od Boga, kt6ry powierzy mu dzielo nowego zbawienia ludzkosci,<br />

jemu - starszemu synowi, ulu'bionemu pierworodnemu Boga.<br />

Czeka i karmi egoizm swiadomosciq swych nadludzkich cn6t i t a­<br />

Rent6w - jest przeciez - jak to


OPOWIESC 0 ANTVCHRVSCIE<br />

eiemnosci ujq:al lagodny i smutny wizerunek. "Lituje si~ nade<br />

mnq ... Nie, nigdy! Nie zmartwychwstal, nie zmartwychwstalt"<br />

I rzucil s i~ z urwiska. Leez cos spr~zystego jak slup wody zatrzymalo<br />

go w powietrzu, poczul wstrzqS jak od porazenia prqdemo<br />

Jakas sila odrzucila go do tylu. Straeil na moment przytomnosc<br />

i oeknql si~ na kl~ezkaeh 0 kilka krokow od urwiska.<br />

Widzial kontury jakiejs blyszczqcej fosfory'eznq swiatlosciq postaci,<br />

a para oezu dojmujqcym blaskielu przenikala w jego dusz~.<br />

Widzi owe przenikliwe oezy i slyszy gdzies z gl~bi siebie, a moze<br />

z zewnqtrz,- jakis dziwny, gluchy glos, stlumiony, a zarazem<br />

wyrazny, metaIiczny, jakby z fonografu. I glos ten mowi do niego:<br />

"Synu m6j umilowany, cala moja przychylnosc - dla ciebie.<br />

Dlaczegos mhie nie wezwal Dlaezego czciles tamtego glupca i jego<br />

ojca Jam b6g i ojciec twoj. A tamten ukrzyzowany zebrak, 'tobie<br />

i mnie - obey. Nie mam innego syna, proez ciebie. Tys niepowtar<br />

zalny, jedyny, tys rowny mnie. Miluj~ ci~ i niezego od eiebie nie<br />

zqdam. Jestes przeeiez pi~kny, wielki, pot~zny. Czyn swe dzielo<br />

w twoim, nie moim imieniu. Nie zazdroszcz~ ei, bo ci~ miluj~.<br />

Niezego od ciebie nie zqdam. Ten, ktorego uwazaies za boga, wym<br />

agal od swego syna posluszenstwa, i to posluszenstwa bezgra,nicznego<br />

- do smierei krzyzowej. I nie pomogl mu na krzyzu. Ja<br />

niezego od eiebie nie wymagam, leez wspomog~ ci~. Dla clebie<br />

samego, dla twojej wlasnej godnosei i doskonalosei, z czystej, bezinteresownej<br />

milosei do ciebie - wspomog~ ei~. Przyjmij mego<br />

. dueha. Jak wczesniej dueh moj zrodzil si~ w pi~knieJ teraz zrodzi<br />

si~ w sileo I przy tyeh slowach n'ieznanego usta nadCiZlowieka mimowolnie<br />

si~ rozehylHy, para przenikliwyeh oezu przyblizyla si~<br />

d o jego twarzy \i poezul jak ostry lodowaty strumien, wehodzqe<br />

do srodka, przenika eale jego jestestwo. Razem z tym poczul niebywalq<br />

sil~, rzeskosc, lekkosc i uniesienie. 4 W tym samym momende<br />

para oezu i swietliste oblicze nagle zni'kn~ly, cos unioslo<br />

nadczlowieka ponad ziemi~ i naraz opuseilo go w sadzie, przy<br />

drzwiaeh domu.<br />

Nast~pnego dnia, nie tylk'o goseie, leez takze sluzba nadezlowieka<br />

zdumiona byla dziwnym, jakims natchnionym jego wyglqdem. Leez<br />

byliby jeszcze bardziej zdumieni, gdyby mogIi widziec, i jakq<br />

nadnaturallnq szybkoseiq i latwosciq pisal on, zamknqwszy si~ w<br />

swym gabinecie, swoje znakomite dzielo pt. Otwarta droga dla<br />

ogolnoswiatowego pokoju i dobrobytu.<br />

'<br />

Poprzednie ksiqzki i spoleezna dzialalnosc nadczlowieka mialy<br />

wielu krytykow, jakkolwiek w wi~kszosci reIigijnych, bez zadnego<br />

4 Scena ta jest jakby odwr6conym aktem 'chrztu w rzece Jordan (Cz. Mllosz,<br />

Sctence Fiction and the Coming of the Antichrist (w:) op. cit., S. 25).<br />

77


WlODZIMIERZ SOlOWJOW<br />

autorytetu (mowa wszak 0 czasach Antychrysta) - malo kto im<br />

wierzyl, gdy wskazywali, ze we wszystkim, co mowil i pisal "czlowiek<br />

jutra" widae oznaki calkiem wyjqtkowej, nienaturalnej milosci<br />

wlasnej i pewnosci siebie, przy brpku prawdziwej prostoty,<br />

szczerosci i serdecznoSci. .<br />

Lecz nowym dzielem przeciqgnie na SWq stron~ nawet niektorych<br />

dawnych krytykow i przeciwnikow. Ksi~ga owa, napisana po<br />

przygodzie na urwisku, jest swiadectwem nieznanej przedtem mocy<br />

geniuszu. B~dzie czyms wszechobejmujqcym i pogodzi wszelkie<br />

przeciwnosci. I...qCZq si~ w niej: szlachetny szacunek dla starych<br />

\ podan i symboli z szerokim i smialym radykalizmem spoleczno­<br />

-politycznych zqdan; nieograniczona swoboda mysli z najgl~bszym<br />

zrozumieniem mistycyzmu; bezwzgl~dny indywidualizm ze szczerym<br />

oddaniem d1a idei dobra powszechnego; najwyzszy idealizm<br />

rzqdzqcych zasad z pelnq wyrazistosciq praktycznych dzialan i;yciowych.<br />

Wszystko to b~dzie zlqczone i zwiqzane z takim genialnym<br />

artyzmem, ze odtqd kazdy jednostronny mysliciel b~dzie m6gI<br />

zrozumiee i przyjqc calosc dziela - stosujqC bowiem do niego<br />

wylqcznie wlasny aktualny punkt widzenia, w niczym nie naruszy<br />

samej prawdy. Nie b~dqc zmuszonym przezwyci~zye dla niej<br />

swego ja, w zadnym razie nie odzegna si~ Tzeczywiscie od jednostronnosci,<br />

nie odrzuci bynajmniej swych bl~dnych poglqdow i dqzen,<br />

a nawet niczym swych idei nie dopelni. Ta zadziwiajqca ' ksi~ga<br />

wkrotce b~dzie przelozona na wszystkie j~zyki cywilizowanych<br />

i niektorych niecywilizowanych narodow. Tysiqce gazet we wszystkich<br />

cz~sciacli. swiata zapelni si~ na caly rok reklamq wydaw,niczq<br />

i zachwytem krytykow. Tanie wydania z pprtretamf autora rozchodzie<br />

si~ b~dq w milionach egzemplarzy i caly kulturalny swiat<br />

(w tym czasie b~dzie to oznaczae prawie calq kul~ ziemskq) napelni<br />

si~ wiesciq 0 niezrownanym, wielkim i jedynym! Nikt nie<br />

sprzeciwl si~ tej ksi~dze, wszyscy ujrzq w niej objawienie calkowitej<br />

prawdy. Cala przes2llose b~dzie w lI1iej oceni-ona z takq<br />

bezstronnosciq, cala terazniejszose przedstawiona tak sprawiedliwie<br />

i wyczerpujqCO, a 'najlepsza przyszlose ukazana w tak namacalnym<br />

i wyraznym zwiqzku z terazniejszosciq, iz ka'zdy powie:<br />

"Oto wlasll'ie .to, czego nam trzeba; oto ideal, ktory nie jest utopiq,<br />

oto zamiar, Mory nie jest chimerq." Wspanialy pisarz nie<br />

tylko porwie wszystkich, lecz stanie si~ dla kazdego przyjemny,<br />

aby wypelnily si~ slowa Chrystusa: "Przyszedlem w imieniu Ojca<br />

mego, a nie przyj~liscie Mme. Gdyby jednak przyszedl ikto inny<br />

we wlasnym imieniu, to byscie go pqyj~li".5 Wszak aby bye przyj~tym,<br />

trzeba bye przyjemnym.<br />

78<br />

• J. 5.43.


OPOWIESC 0 ANTYCHRYSCIE<br />

Wprawdzie niektorzy bogobojni ludzie, gorqco chwalqc ow'l ksiE;­<br />

g~ , zaczn'l pytae, d1laczego nie wspomina siE; w niej ani razu 0 Chrystusie.<br />

Le'cz inni chrzescijanie wyraz'l sprzeciw: ,,1 chwala Bogu!<br />

Wystarczy, ie w minionych wiekach niepowQlani zarliwcy szargab<br />

swiE;tosciq. GlE;boko religijny pisarz musi bye teraz ostrozny.<br />

Czegoz chcecie Przeciez trese ksiE;gi jest przenikniE;ta prawdziwie<br />

chrzescijanskim duchem czynnej milosci i wszechogarniajqcej iycz-"<br />

!iwosci." I wszyscy si~ z tym zgodz'l. Wkrotce po wydaniu Otwartej<br />

drogi, ktora uczynHa swego autora najpopularniejszym czlowiekiem,<br />

jaki kiedykolwiek zjawil si~ na ziemi, mialo zebrae<br />

si~ w Berlinie usta wodawcze zgromadzenie zwiqzku panstw europejskich.<br />

Zwiqzek ow (zaloiony po kilku zewn~trznych i wewnE;trznych<br />

wojnach wyzwalajqcych EuropE; spod jarzma mongdlskiego,<br />

ktore w znacznym stopniu zmienily mapE; kontynentu) byl naraiony<br />

na niebezpieczenstwo konfliktu. Teraz jui nie mi~dzy<br />

narodami, lecz pomiE;dzy spolecznymi i politycznymi stronnictwami.<br />

Nalezqcy do potE;inego bractwa frankmasonow wodzirejowie<br />

ogolnoeuropejskiej polityki odczuwali brak wspolnej wladzy wykonawczej.<br />

Jednose europejska, 'osiqgniE;ta z takim trudem, w kaidej<br />

chwili gotowa byla siE; rozpase. W radzie zwiqzkowej zwanej<br />

tei rZqdem §wiatowym (Comite permanent universel) nie bylo<br />

jednomyslnosci, nie wszystkie bowiem miejsca zajmowali w niej<br />

oddani dla sprawy prawdziwi masoni. Niezaleini czlonkowie rady<br />

zawierali miE;dzy sob'l odrE;bne porozumienia i grozilo to nowq<br />

wojnq. Wowczas "wtajemniczeni" zdecydowali siE; powolae jednoosobowq<br />

wladzE; wykonawczq z ocLpowiednimi pelnomocnictwami.<br />

Glownym kandydatem byl tajny czlonek lloZy ~ "czlowiek jutra".<br />

Z zawodu uczony artylerzysta 6, dla wiel1kiego maj'ltku zaliczany<br />

do kapitalistow, mial przyjaciol we wszystkich wojskowych i finan-'<br />

sowych krE;gach. W innych, mniej oswieconych czasach, przemawialaby<br />

przeciwko niemu okolicznose, iz pochodzenie jego okryte<br />

. ,bylo glE;bokim mrokiem tajemnicy. Jego matkE;, kobietE; wyrozumialq,<br />

dobrze znano na obu polkulach globu, lecz zbyt wielu roinych<br />

mE;zczyzn mialo podstawE; uwaiac siE; za jego ojca. Okolicznosci<br />

te, rzecz jasna, nie mogly miec iadnego znaczenia w stuleciu<br />

tak PostE;powym, ii mialo one bye juz ostatnim. Czlowiek<br />

jutra zostal prawie jednoglosnie wybrany dozywotnim prezydentem<br />

Europejskich Stanow Zjednoczonych. Gdy pojawil siE; na trybunie<br />

w pelnym blasku swej ponadludzkiej mlodzienczej urody<br />

i sHy i w krasomowczym natchnieniu wylozyl swoj uniwersalny<br />

program, oczarowana i roznamiE;tniona publicznose w porywie<br />

• Aluzja do Lwa Toistoja. kt6ry w roku 1854 po zdaniu egzamln6w. sluzyl<br />

jako artylerzysta w czas1e obh;zenia Sewastopol. podczas Wojny Krymsklej.<br />

79


WlODZIMIERZ SOlOWJOW<br />

entuzjazmu, bez glosowania, zdecydowala nadac mu najwyz.szq<br />

godnosc rzymskiego imperatora. Kongres zamkni~to wsr6d og61nej<br />

radosci. Wielki wybraniec wydal manifest, zaczynajqcy si~ nas<br />

t~pujqco: "Narody ziemi! Pok6j m6j wam daj~!", a konczqcy si~<br />

slowami: "Narody ziemi! Spelnily si~ obietnice! Wieczny powszechny<br />

pok6j jest zapewniony. Kazda pr6ba jego naruszenia spotka<br />

si~ ze zdecydowanym przeciwdzialaniem. Od dzisiaj bowiem istnieje<br />

na ziemi jedna centralna wladza, silniejsza od innych oddzielnie<br />

lub razem wzi ~ tych. Ta niezwyci~zona, zdolna do pokonama<br />

wszystkiego wladza, do mnie nalezy. Ja jestem prawqwitym V\'Ybrancem<br />

Europy i wladcq wszystkich jej sit Mi~zyn a rodowe prawo<br />

ma wreszcie dawno oczekiwanq sarnkcj~. Od dzisiaj zadne m o­<br />

carstwo nie osmieli si~ powiedziec - wojna, gdy ja m6wi~ ­<br />

pok6j. Narody ziemi - pok6j wam!" Manifest 6w osiqgnql upragnfony<br />

skutek. Wsz~ dzie poza Europq, szczeg6lnie w Amer yce, potworzyly<br />

si~ imperialistyczme pa'rtie, kt6re zmusily swe rzqdy do<br />

przystqpienia na r6znych warunkach do Europejskich Stan6w Zjednoczonych,<br />

pod n ajwyzsze zwierzchnictwo rzymskiego imperatora.<br />

Tu i 6wdzie w Afryce i Azji pozostawaly jeszcze niezalezne plemiona<br />

i wladcy. Z niewielkq, lecz wyborowq armiq, zlozonq z r o­<br />

syjskich, niemieckich, polskich, w~gierskich i tureckich pulk6w<br />

imperator wyprawia si~ na obszary mi~dzy Azjq Wschodniq a Marokiem.<br />

Bez wi~kszego przelewu krwi podporzqdkowuje sobie<br />

wszystkich niepokornych. We wszystkich panstwach obu c z~ s ci<br />

swiata pozostawia swych namiestnik6w, kt6rymi Sq wyksztalceni<br />

po europejsku i oddani mu tubylczy wielmozowie. Zdumiona i dczarowana<br />

iludnosc . wszystkich poganskich kraj6w oglasza go najwyzszym<br />

bogiem. W ciqgu jednego roku powstaje swiatowa monarchia,<br />

we wlasciwym znaczeniu tego slowa. Zlikwidowano zarodki<br />

wojny. Powszechna liga pokoju zebrala si~ po raz ostatni.<br />

Oglaszajqc na ,czesc \'Jielkiego bojownika 0 pok6j pelen zachwytu'<br />

panegiryk, jako niepotrzebna - rozwiqzala si~ . W nowym roku<br />

swego panowania rzymski i swiatowy imperator wydaje nowy manifest:<br />

"Narody ziemi! Obiecalem wam pok6j i oto go macie. Lecz<br />

pok6j jest pi~kny tylko w dobrobycie. Komu w czasie pokoju<br />

zagraza plaga n~dzy, temu i pok6j nie sprawia radoSci. Przyjdzcie<br />

teraz do mnie. wszyscy glodni i zmarzni~i, abym was nasycil<br />

i ogrzal." A: potem oglasza prostq powszechnq reform~ spolecznq,<br />

kt6rej plan wytyczyl w pierwszym dziele (juz wtedy oczarowala<br />

ona wszystkie 'szla,chetne i trzezwe umysly). Skupiwszy obecnie<br />

w swoim r~ku swiatowe fLnanse i kolosalne ziemskie posiadloSci,<br />

magI wcielic w zycie OWq reform~, zadowalajqc biednych i nie<br />

krzywdzqc zbytnio bogatych. Kazdy zaczql otrzymywac wedlug<br />

swych zdolnosci, a kai.dq zdolnosc , nagradzano wedle jej pracy<br />

80


OPOWIE$C 0 ANTYCHRY$CIE<br />

i zaslug. Nowy wladca ziemi byl przede wszystkim litoSciwym filantropem,<br />

lecz nie wylq


WlODZIMIERZ SOlOWJOW<br />

roz1qczy si~ z nim nigdy. I oto narody ziemi, obdarzone przez<br />

w1adc~ dobrodziejstwem powszechnego pokoju i powszechnej sytosci,<br />

b~dq ponadto mog1y si~ stale zachwycac najbardziej roinorodnymi<br />

i nieoczekiwanymi dziwami i znakami. Konczyl si~ trzeci<br />

rok panowania nadczlowieka.<br />

Po szcz~\sliwym rozwiqzaniu kwestii politycznej i spo1ecznej, pojawil<br />

si~ problem relligijny. Podniosl go sam imperator, przede<br />

wszystkim w stosunku do chrzescijanstwa. W owym czasie chrzescijaI1stwo<br />

znalaz10 si~ w nast~pujqcym poloieniu: choc bardzo<br />

znacznie zmniejszyla si~ bczba jego wyznawcow (na calej kuJli<br />

ziemskiej pozostawalo nie wi~cej nii: czterdziesci pi~c milionow<br />

chrzescijan) to jednak Kosciol odrodzil si~ moralnie, zyskujqc na<br />

jakosci to, co stracil w ilosci. Ludzi nie zwiqzanych z wiarq duchowo,<br />

nie zaliczano wi~cej do chrzescijan. Zmniejszyla si~ rowniei<br />

liczba wyznawC6w innych reJigii, tak ii zachowala si~ mi~dzy<br />

nimi dawna proporcja liczbowa. Wrogosc we wzajemnych stosunkach<br />

nie zmienila si~ w calkowite pojednanie, jednakie oslabla<br />

bardzo i przeciwnosci zatracily SWq dawnq ostrosc. Papiestwo dawno<br />

jui wyp~dzono z Rzymu i po dlugich tulaczkach znalazlo schronienie<br />

w Petersburgu 8, pod warunkiem, ze nie b~dzie prowadzic<br />

stamtqd propagandy wewnqtrz kraju. W Rosji papiestwo nabralo<br />

prostoty. Nie zmniejszajqc istotnie niezb~dnego skladu swy·ch kolegiow<br />

i oficjow, musialo wszakie uduchowic ich dzialalnosc, a takze<br />

ograniczyc do minimum swoj pyszny rytual i ceremonial. Chociai<br />

wielu dziwnych i gorszqcych zwyczajow formalnie nie zniesiono, to<br />

jednak znikn~ly one same z siebie. We wszystkich innych krajach,<br />

szczegolnie w Ameryce Polnocnej, hierarchia katdJ.icka miala jeszcze<br />

wielu niezaleznych, niezwykle energicznych, 0 pot~znej woli<br />

przedstawicieli, ktorzy 0 wiele mocniej niz przedtem jednoczyli kosciol<br />

katolicki, pozwalajqc mu zachowac mi~dzynarodowe kosmopolityczne<br />

znaczenie. Co do protestantyzmu (na ktorego czele dalej<br />

staly Niemcy - szczegolnie po ponownym polqczeniu si~ kosciola<br />

. anglikanskiego z katolickim), to oczyscil si~ on ze skrajnie polemicznych<br />

elementow - stronnicy tych tendencji jawnie przeszli<br />

na' pozycje religijnego indyferentyzmu i niewiary. W kosciele<br />

ewangelickjm pozostaili tylko szczerze wierzqcy, ktorym przewodzili<br />

ludzie lqczqcy rozleglq uczonosc z gl~bokq religijnosCiq, coraz<br />

usilniej dqzqcy do odrodzenia w sobie zywego obrazu dawnego<br />

prawdziwego chrzescijaI1stwa. Rosyjskie prawoslawie, po tym jak<br />

• Wyb6r miasta Piotra Wielkiego na stoliCE: papiestwa rna z:apewne z jednej<br />

strony zwiqzek z jego nazw~, Petersburg - rniasto Piotra) a z drugiej jest<br />

echern dawnego mesjanizmu Solowjowa. Warto moze dodac, ze w mlodo§ci<br />

Solowjo"" nic lubil Petersburga, dopiero pod konlec zycla stal siE: on dla niego<br />

miastern ukochanym, por6wnywal go z Aleksandriq i Konstantynopolern.<br />

82


OPOWIESC 0 ANTYCHRYSCIE<br />

wydarzenia polityczne zmienily oficjalne polozenie cerkwi, jakkolwie'k<br />

utracilo wiele milionow swych rzekomych, z nazwy tylko<br />

czlonkow, za to doznalo radosci zjednoczenia z naj1epszq cz~sciq<br />

starowierow, a nawet ze znacznq liczbq sekciarzy, reprezentujqcycn<br />

. pozytywne religijne kierunki. Ta odnowiona cerkiew, nie rosnqc<br />

liczebnie, zacz~la wzrastac w sil~ ducha, co najlepiej przejawilo<br />

si~ w wewn~trznej wa1ce z coraz liczniejszymi wsrod 1udu i towarzystwa<br />

skrajnymi sektami, nie wolnymi od demoniczego i satanicznego<br />

e1ementu.<br />

W ciqgu dwoch pierwszych 1at nowego panowania wszyscy chrzescijanie,<br />

znuzeni i przerazeni wielkq liczbq poprzednich rewolucji<br />

i w:ojen, odnosili si~ do nowego wladcy i jego pokojowych reform<br />

po cz~sci z zyczliwym wyczekiwaniem, po cz~sci ze zdecydowanq<br />

przychylnosciq, a nawet z gorqcym zachwytem. Lecz w trzecim<br />

roku, z pojawieniem ,si~ wielkiego maga, wielu prawoslawnych,<br />

katolikow i ewangelikow zacz~lo odczuwac powazne obawy i niech~c.<br />

Teksty ewangeliczne i apostolskie mowiqce 0 ksi~ciu tego<br />

swiata i 0 Xntychryscie byly czytane uwaZiliej i zywo komentowane.<br />

Z pewnych oznak imperator domyslil si~ nadchodzqcej burzy<br />

i zdecydowal jak najszybciej wyjasnic spraw~. Na poczqtku czwartego<br />

roku panowania oglasza manifest s'kierowany do wszystkich<br />

swych wiernych chrzescijan bez wzg1~du na wyznanie, proszqc<br />

o wybranie 1ub naznaczenie pelnomocnych przedstawicieli na sobor<br />

powszechny, ktory odb~dzie si~ pod jego przewodnictwem. Rezydencj~<br />

imperatora przeniesiono ,v tym czasie z Rzymu do Jerozolimy.<br />

Pa1estyna byla wtedy autonomicznym obszarem rZqdzonym<br />

i zaludnionym przewaznie przez Zyd6w. 9 Wolna Jerozolima<br />

stala si~ nag1e cesarskim miastem. Chrzescijanskie swiqtynie pozostaly<br />

nietkni~te, 1ecz na calej rozleglej rowninie Haram-esz-Szerif<br />

ad Bi'rket-Israln i obeonych koszar z jednej strony az do me­<br />

. czetu el-Aqsa i "stajen Sa1omonowych" z drugiej, wzniesiono<br />

ogromny budynek mieszczqcy w sobie, procz dwoch starych niewie1kich<br />

meczetow, obszernq cesarskq swiqtyni~, wspolnq d1a wszystkich<br />

wyznan, a takze dwa wspaniale cesarskie palace · z bibliotekami,<br />

muzeami i oddzielnymi pomieszczeniami dla doswiadczen<br />

i cwiczen magicznych. W tej polswiqtyni-polpalacu 14 wrzesnia 10<br />

mial rozpoczqC si~ sobor powszechny. Poniewaz kosci61 ewangelicki<br />

nie posiada kaplanstwa we wlasciwym znaczeniu, hierarchowie<br />

katoliccy i prawoslawni - zgodnie z zyczeniem imperatora ­<br />

• "Gdyby (Solowjow - G. P .) klerowal sl~ prawdopodoblenstwem - plsze<br />

Milosz - - nie przedstawilby zydowskiego panstwa ze stoUCq w Jerozollmie<br />

i z mllionow


WtODZIMIERZ SOlOWJOW<br />

aby w iPewnym sensie ujednolicic przedstawicielstwo wszystkich<br />

cz~sci chrzescijarustwa, zdecydowali dopuscic do uczestnictwa w soborze<br />

pewnq liczb~ swieckich, znanych 'z ipoboznosci i oddania dla<br />

spraw koscielnych; .a jesli juz dopuszczono swieckich, to nie mozna<br />

bylo pominqc nizszego duchowienstwa swieckiego i zakonnego.<br />

W ten spos6b og6Ina liczba uczestnik6w soboru przekroczyla trzy<br />

tysiqce, a okolo miliona chrzescijanskich pielgrzym6w zalalo Jerozolim~<br />

i calq Palestyn~. Spomi~dzy czlonk6w soboru wyr6znialy<br />

si~ trzy postaci. Przede WlSzystkim papiez Piotr II, prawowity<br />

zwierzchnik katolickiej .cz~sci soboru. Jego poprzednik zmarl w drodze<br />

na sobor i w Damaszku odbylo si~ konklawe, kt6re jed~oglosnie<br />

wybralo kardynala Simone Barionini. Przyjql on imi~<br />

Piotra. ll Pochodzil z prostego Iudu, z okolic Neapolu i zaslynql<br />

jako kaznodzieja reguly karmelickiej, ktory mial wielkie zaslugi<br />

w zwalczaniu pewnej coraz silniejszej w PetE~rsburgu i okolicach<br />

sekty, deprawujqcej nie tylko prawoslawnych, Iecz takze katolikow.<br />

Mianowany biskupem mohylewskim, a potem kardynalem,<br />

juz wczesniej byl przewidziany do tiary. Byl czlowiekiem pi~cdziesi~cidletnim,<br />

sredniego wzrostu i siInej budowy, mial czerwonq<br />

twarz, garbaty nos i g~ste brwi, byl istotq gorqcq i energicznq,<br />

mowil z zarliwosciq, szeroko gestykulujqc i bardziej zachwycal<br />

sluchaczy niz przekonywal. 8wiatowemu wladcy nowy papiez okazywal<br />

nieufnosc i niech~c, szczegolnie po tym, jak zmarly papiez,<br />

udajqc si~ na sobor, uIegl naciskom imperatora i mianowal kardynalem<br />

cesarskiego kanclerza i wielkiego swiatowego maga, egzotycznego<br />

biskupa Apolloniusza, ktorego Piotr uwazal za wqtpliwego<br />

, katolika i niewqtpliwego oszusta. Rzeczywistym, choc nieoficjalnym<br />

przywodcq prawoslawnych byl starzec Jan, szeroko<br />

znany wsrod rosyjskiego ludu. Choc oficjalnie byl biskupem w "stanie<br />

spoczynku", nie mieszkal jednak w zadnym z klasztorow, Iecz<br />

stale, w~drowal po swiecie. Krqzyly 0 nim rozne [egendy. Jedni<br />

zapewniali, ze to zmartwychwstaly Fiodor Kuzmicz czyli car Aleksander<br />

I, zyjqcy trzysta Iat temu. Inni szli daIej i twierdzili, ze<br />

jest on prawdziwym starcem Janem, to znaczy apostolem Janem<br />

Teologiem, ktory nigdy nie umarl i pojawil si~ w ostatnich cza­<br />

11 solowjow u schylku ~ycia lubll powolywac sl


OPOWIES(: 0 ANTVCHRVSCIE<br />

sach. On sam nic nie mowil 0 'Swoim pochodzeniu i mlodosci.<br />

Obecnie byl bardzo wiekowym, lecz rzeskim s·taruszlkiem - jego<br />

biale loki i broda zdawaly si~ bye .zoUe, a nawet zielone. Wysoki<br />

wzrostem i szczuplej budowy, mial jednak peIne, lekko rozowe<br />

policzki, zywe blyszczqce oczy i wzruszajqco poczciwy wyraz twarzy<br />

i spos6b wyslawiania si~. Ubrany byl zawsze w biaIq sutann~<br />

i bialy plaszcz. Na czele ewangelickich uczestnik6w soboru stal<br />

niezwykle uczony niemiecki teolog, profesor Ernest Pauli,12 Byl to<br />

suchy staruszek, niewielkiego wzrostu, z ogromnym czolem, ostrym<br />

nosem i gladko wygolonym podbr6dkiem. Jego oczy patrzyly z jakqs<br />

dziwnq srogq dobrotIiwoSciq. Co chwil~ zacieral r~ce, kiwal<br />

glowq, grozI1ie unosil brwi i wydymal wargi; blyskal przy tym<br />

oczami i ponuro wymawial oderwane dzwi~i: so! nun! ja! so<br />

also! Byl ubrany uroczyscie - bialy krawat i dlugi pastorski surdut<br />

z jakimis orderami.<br />

Otwarcie soboru bylo imponujqce. Dwie trzecie ogromnej swiqtyni,<br />

przeznaczonej dla "Wl')polnoty wszechwyznan", zastawiono<br />

Iawkami i Lnnymi stolkami dla uczestnikow soboru. Jednq trzeciq<br />

zajmowaia wysoka estrada, gdzie, pr6cz tronu dla ·cesarza, i ponizej<br />

- dla wiel~iego maga, kardynala i cesarskiego kanclerza,<br />

staly rz~dy krzesel: w tyle - dla ministr6w, dworu i sekretarzy<br />

panstwowych, z boku - jeszcze dluzsze rz~dy, niewiadomego przeznaczenia.<br />

Na chorach umieszczono orkiestry, a na sqsiednim placu<br />

wyszykowano dwa gwardyjskie pulki i bateri~, kt6ra miala oddac<br />

uroczyste salwy. Uczestnicy soboru odprawirri juz swe msze w r6znych<br />

Ikosciolach i otwarcie soboru mialo bye calkowicie swieckie.<br />

Gdy wszedl imperator z wielkim ma.giem i switq, a orkiestra zagrala<br />

"marsza zjednoczonej ludzkosci", ktory byl cesarskim hymnem<br />

mi~dzynarodowym, Wgzyrscy uczestnicy soboru wstali i machajqc<br />

czapkami wykrzykn~li glosno trzy razy: - Vivat! Rura!<br />

Roch! - Imperator, stojqC kolo tronu i podnoszqc z majestatycznq<br />

laskawosciq SWq dlon, odezwal si~ dzwi~czny~ i milym glosem:<br />

"Chrzescijanie wszelkich wyznan! Ukochani bracia moi i poddani!<br />

Od poczqt'ku mego panowania, ktore z biogoslawienstwa Najwyzszego<br />

zaslyn~lo tak wspanialymi dzielami, nigdy nie mialem powodu,<br />

by bye z was niezadowolonym; zawsze wypelnialiscie obowiqzki<br />

wiary i sumienia. Uwazam jednak, ze to malo. Moja szczera<br />

do was milose, bracia ukochani, zqda wzajemnosci. Chc~, abyscie<br />

nie z poczucia obowiqzku, lecz z serdecznej milosci, uznaIi mnie<br />

za swego prawdziwego wIadc~ w kazdej sprawie sluzqcej dobru<br />

ludzkosci. Ponad to, co dla wszystkich czyni~, warn chcialbym<br />

1! Imiona 'przyw6dc6w trzech CZElsc! chrzescijanstwa: Piotr, Jan, Pawel SII ­<br />

jak widac - imionami apostol6w. Mysl 0 takich patronach trzech odlam6w<br />

chrzescijanstwa zapozyczyl Solowjow u Schellinga.<br />

85


WtoDZIMIERZ SOlOWJOW<br />

okazae szczeg6lnq lask~. Chrzescijanie, czym m6glbym was uszcz~sliwie<br />

Co warn ofiarowae, nie jako poddanym, [eez jako wsp61­<br />

wyznawcom, braciom moim Chrzescijanie! powiedzcie mi, co jest<br />

dla was najdrozsze w chrzescijanstwie, abym w t~ stron~ m6g1<br />

skierowae SWe wysilki" Przerwal i czekal. Po swiqtyni ni6sl siG<br />

gluchy szum. Uczestnicy soboru szeptali mi~dzy sobq. Papiei Piotr,<br />

gorqCO gestykuilujqc, cos Humaczyl najbliiej siedzqcym. Profesor<br />

Pauli kiwal glowq' i wzruszony cmokal ustami. Sfarzec Jan, nachylajqc<br />

si~ nad wschodnim biskupem i jednym z kapucyn6w cos<br />

im cicho wyjasnial. Odczekawszy kilka minut, imperator zwr6cil<br />

si~ do soboru tym samym tonem, w kt6rym wszakze dzwi~czala<br />

teraz ledwo dostrzegalna nutka ironii: "Ukochani chrzescijanie ­<br />

powiedzial - wiem, jak trudno jest dae jedJnoznaczn ~ odpovviedz.<br />

Chc~ i tu warn pom6c. Jesteficie, na


OPOWIESC 0 ANTVCHRVSCIE<br />

i swieckich, ktory wszakze przesunql si~ ku niemu i okrqzyl go<br />

ciasnym pierscieniem. Slychae bylo stamtqd stlumiony szept: non<br />

praevalebunt, non praevalebunt portae inferni.<br />

Patrzqc ze zdurnieniem na nieruchomego papieza, imperator znow<br />

podnios1 glos: "Ukochani brada! Wiem, iz mi~d zy wami Sq i tacy,<br />

dla ktorych najdroZsza w chrzescijanstwie jest §wiE:ta tradycja,<br />

stare symbole, stare piesni i modlitwy, ikony i rytual mszy swi~tej.<br />

I rzeczywiscie, coz moze bye drozszego dla religijnej duszy<br />

Wiedzcie, umilowani, ze podpisalem dzisiaj ustawG i przeznaczy­<br />

1em bogate srodki dla swiatowego muzeum archeologii chrzescijanskiej<br />

w slawnym naszym cesarskim mieseie Konstantynopolu.<br />

B~dziemy tam zbierae, studiowae i przeehowywae wszelkie pa­<br />

,rniqtki dawnego kosciola, przewaznie wschodniego. Prosz~ was,<br />

abyscie jutro wybrali 'sposrod siebie komisj~. Oceni ona wraz ze<br />

mnq srodki, ktore nalei:y przedsi~wziqe aby, w miar~ moznosci,<br />

przyblizye wspolczesnemu zyeiu, stosunkom i obyezajom tradycj~<br />

i prawa swi~tej prawoslawnej cerkwi! Bracia prawoslawni! Komu<br />

·trafia do przekonania moje postanowienie, kto w gl~bi serea ezuje,<br />

ze moze nazwac mnieprawdziwym panem i wIadcq, niech tu wej­<br />

.dzie." I wi~ksza eZGsc hierarehii wsehodu i polnoey, polowa ksi~zy,<br />

mnichow i wiernyeh z radosnymi okrzykami weszla na e s trad~,<br />

patrzqc z ukosa na dumnie zasiadajqcyeh tam katolikow. Leez<br />

starzee Jan glosno wzdyehal i nie podnosil si~. A gdy Hum wokol<br />

niego moe no przerzednial, opuseil swojq Iawk~ i usiadl b~izej<br />

papieza Piotra i jego otoezenia. W slad za nim podqzyli takze inni<br />

prawoslawni, ktorzy nie weszIi iJla estrad~. Znow przemowil imperator:<br />

"Z'nam i takich mi~dzy wami, ukochani ehrzescijanie, ala<br />

ktoryeh najdroZsze w ehrzeScijanstwie jest wlasne przekonanie 0<br />

prawdzie i wolne , badanie Pisma, Nie rna potrzeby rozwodzic s i~,<br />

co 0 tym sqdz~. Wiecie, bye moze, ze jeszcze we wezesnej mlodosei<br />

napisalem wielki utwor z zakresu krytyki biblijnej, ktory w owym ,<br />

ezasie narobil trochG szumu i wyznaczyl poczqtek mojej slawy.<br />

Uniwersytet w Tybilndze, l:iyc moze pami~tajqe 0 tym, zwraea si~<br />

teraz do mnie z prosbq, abym przyjql od niego honorowy doktorat<br />

z teologii. Kazalem odpowiedziec, ze przyjmuj~ go z zadowoleniem<br />

i wdzi~eznosciq. A dzisiaj, ustanawiajqc muzeum chrzescijanskiej<br />

areheologii, podpisalem takze statut swiatowego instytutu<br />

do spraw wolnyeh badan Pi-sma Swi~te g o (pod kazdym wzgl~dem<br />

i na kazdy mozliwy sposob) i studiowania nauk pomoeniezyeh.<br />

Jego budzet wynosi 1,5 mIn marek. Komu trafia do serea moja<br />

szczera przychylnosc, kto swym ezystym uczuciem uzna mnie za<br />

swego pot~znego przywode~, niech si~ zblizy do nowego doktora<br />

teologii." I pi~kne usta wielkiego ezlowieka wykrzywil jakis dziwny<br />

usmieszek. Ponad polowa uczonyeh teologow ruszyla ku estraj<br />

87


WtODZIMIERZ SOlOWJOW<br />

dzie - jakoklwiek bez pospiechu i z pewnym wahaniem. Wszyscy<br />

si~ oglqdali na profesora Pauli, ktory jak'by przyrosl do swego<br />

miejsca. Nisko opuscil glow~, przygarbil si~ i skulil. Uczehi teologowie,<br />

ktorzy weszli na estrad~ zawstydzili si~ - jeden z nich<br />

machnql nagle r~kq i zeskoczywszy raptem na dol, obok schodow,<br />

pobiegl kulejqc w kierunku profesora Pauli i otaczajqcej go maIej<br />

grupki ludzi. Ow podni6sl glow~, wstal z nieo.kreslonym ruchem<br />

i przeszedl obok opustoszalych lawek w asyscie wytrwalych wspolwyznawcow.<br />

Usiadl wraz z nimi w pobliztl starca Jana, papieza<br />

Piotra i ich ludzi. Ogromna wi~kszosc soboru, w tym prawie cala<br />

hierarchia Wschodu i Zachodu znajdowaia si~ na estradzie. W do!J.e,<br />

blisko siebie, pozostaly tylko trzy grupy ludzi, sciSni~te wokol<br />

starca Jana, papieza Piotra i profesora Pauli. Imperator zwrocil<br />

si~ do nich smutnym glose.!TI: "Coz jeszcze mog~ uczynic dla was<br />

Dziwni ludzie! Czego chcecie ode mnie Nie wiem. Odpowiedzcie<br />

sami, chrzescijanie, wy, :porzuceni przez wi~kszosc swoich braci<br />

i przywodc6w, pot~pieni z woli ludu: co dla was jest najdroZsze<br />

wcnrzescijanstwie" W tym samym momencie do biaIej swiecy<br />

podobny podn16s1 si~ starzec Jan i odpowiedzial Iagodnie: "Wielki<br />

wladco! NajdroZszy w chrzescijanstwie jest dla nas sam Chrystus -<br />

On Sam, od Ktorego wSizystko pochodzi, wiemy bowiem, iz w Nim<br />

zamieszkuje cielesnie cala pelnia BoskoSci. Lecz i ad ciebie, panie,<br />

gotowismy przyjqc kaZ\iq lask~, jesli tylko w tych 'Szczodrych darach<br />

rozpoznamy swi~tq dion Chrystusa. Na twoje pytanie: co<br />

mozesz dla nas uczynic - oto nasza prosta odpowiedz: wyznaj<br />

przed nami, tu i teraz, ze wierzysz w Jezusa Chrystusa, Syna Bozego,<br />

wcielonego, zmartwychw,stalego, ktory przyb~dzie powtornie<br />

- wyznaj Go, a my z milosciq uznamy w tobie prewdziwego<br />

zwiastuna Jego chwalebnego Powt6rnego Przyjscia'." Umillknql<br />

i utkwil wzrok w twarzy imperatora. Z tamtym dzialo si~ cos<br />

niedobrego. W jego wn~trzu wybuchla jakas piekielna burza, podobna<br />

do tej, kt6rq prze;i;yl w OWq fatalnq noc. Calkiem zatracil<br />

wewn~trznq rownowag~ i wszystkie jego mysli skupily si~ na tym,<br />

aby nie utracic zewn~trznego opanowania i nie zdemaskowac si~<br />

przed czasem. Czynil nadludzkie wysiIki, aby nie rzucic si~ z dzikim<br />

wrzaskiem na mowiqcego i nie zaczqc -go gryzc z~bami. Nagle<br />

uslyszal znajomy nieziemski glos: "Milcz i niczego si~ nie boj".<br />

Milczal. Tylko ·zmartwiala i pociemniala twarz cala si~ przekrzywila,<br />

a z oczu lecialy skry. W czasie, gdy 'Starzec Jan przemawial,<br />

wielki mag, kt6ry siedzial, owini~ty swym obszernym trojkolorowym<br />

plaszczem, skrywajqcym kardynalskq purpur~, zdawal si~<br />

czym§ manipulowac. .Jego skupione oczy blyszczaIy, a wargi poruszaly<br />

'Si~. Przez otwarte okna swiqtyni widac bylo nadchodzliC!l<br />

i wkrotce wszystko pociemnialo. Starzec Jan nie<br />

czarnq C'hmur~<br />

88


OPOWIESC 0 ANTYCHRYSCIE<br />

spuszczal zdumionych i przerazonych oczu z milczqcej twarzy imperatora.<br />

Nagle odskoczyl w przerazeniu i zwracajqc si~ do tylu,<br />

stlumionym glosem wykrzy'knql: "Dziatki! Antychryst!" W tym<br />

czasie, razem z ogluszajqcym uderzeniem gromu, w swiqtyni rozblysn~la<br />

ogromna krqgla blyskawi'ca, ktora oIm-yla sobq starca.<br />

Wszystko na moment zamarlo i gdy ogluszeni chrzescijanie doszli<br />

do siebie, starzec Jan [ezal martwy.<br />

Blady, lecz spokojny imperator zwrocil si~ do zgromadzenia:<br />

"Widzielismy sqd BoZy. Nie chcialem niczyjej smierci, lecz Ojciec<br />

moj niebieski msci si~ za swego umilowanego syna. Sprawa jest<br />

skonczona. Ktoz b~dzie spieral si~ z NajwyZszym Sekretal'ze! Piszcie:<br />

Powszechny sobor wszystkich chrzescijan, po tym jak ogien<br />

z niebios porazil szalonego przeciwn:i!ka boskiego majestatu, jednoglosnie<br />

uznal pot~znego imperatora Rzymu i calego swiata za swego<br />

pana i wladc~." Nagle jedno glosne i wyrazne slowo ponioslo si~ po<br />

swiqtyni: "Contradicitur".12a Papiez Piotr II wstal i 'Z purpuroWq<br />

twarzq, trz~sqc si~ caly z gniewu, uni6s1 sw6j pastoral w kierunku<br />

imperatora: ,,Naszym Wladcq jedynym jest Jezus Chrystus, Syn<br />

Boga zywego. A kim ty jestes - slyszales. Precz od nas Kainie ­<br />

bratobojco! Precz naczynie diabelskie! Mocq Chrystusa, ja, sluga<br />

slug Bozych wykluczam ci~ na wieki, podly psie, z dziedziny Panskiej<br />

i oddaj~ ojcu twemu, 'Szatanowi! Anatema, anatema, anatema!"<br />

Gdy papiez m6wH, wielki mag niespokojnie czyms poruszal<br />

pod swym plaszczem i ostatniq anatem~ zagluszyl grzmot. Ostatni<br />

papiez upadl bez tchu. "Tak oto z rEtki ojca mego zginq wszyscy<br />

moi wrogowie" - powiedzial imperator. "Pereant, ,pereant!" krzyknE:li<br />

przerazeni ksiqz~ta kosciola. A on odwr6cil si~ i wolno wyszedl<br />

drzwiami za estradq, opierajqc si~ na ramieniu wielkiego<br />

maga, w asyscie ISwego tlumu. W swiqtyni pozostaly dwa trupy<br />

i zbity krqg polZywych ze strachu chrzescijan. Jedynym, kt6ry<br />

nie stracil glowy, byl profesor Pauli. Powszechne przerazenie wyzwolilo<br />

w nim calq sil~ ducha. Zewn~trznie takze si~ przemienil ­<br />

byl majestatyczny i peleh natchnienia. Zdecydowanym krokiem<br />

wszedl na estrad~ i usiadlszy na jednym Z ' miejsc opuszczonych<br />

przez panstwowych sekretarzy, wziql kartk~ papieru i zaczql na<br />

niej cos pisac. Skonczywszy wstal i przeczytal gromkim glosem:<br />

"Chwala jedynemu Zbawicielowi Jezusowi Chrystusowi. Powszechny<br />

sobor Bozych Kosciol6w zebrawszy si~ w Jerozolimie, po tym,<br />

lIa W 449 r. odbyl sl!l w Efezle " synod zb6jecki", na kt6rym patriarcha<br />

aleksandryjski Dioskur chcial podniesc do dogmatu monofizyckll herezj


WlODZIMIERZ SOlOWJOW<br />

jak blogoslawiony brat nasz Jan, zwierzchnik wschodniego chrzescijans<br />

twa, zdemaskowal wiellkiego klamc~ i wroga Bozego jako ,<br />

prawdziwego Antychrysta, przepowiedzianego w Slowie Bozym" i po<br />

tym, jak blogoslawiony ojciec Piotr, zwierzchnik chrzescijanstwa<br />

zachodniego, zgodnie z prawem oblozyl go wiecznq anatemq Kosciola<br />

Bozego, nad cialami dwoch poleglych za prawd~ swiadkow<br />

Chrystusa postanawiamy przeto: zerwac wszelkie stosunki z wykl~tym<br />

i jego obmierzlq zgrajq, oddalic si~ na pustyni~ i czekae<br />

na nieuchronne przyjscie prawdziwego Pana naszego Jezusa Chrystusa."<br />

Zar!l'iwosc zawladn~la Uumem i rozlegly si~ gromkie glosy:<br />

"Adveniat! Adveniat cito! Komm, He,rr Jesu, komm! Griadi Gospodi<br />

Jisusie! ,Przyjdz, Panie Jezu!" 13<br />

Profesor Pauli dopisal cos i przeczytal: "Uchwaliwszy jednoglosnie<br />

ow pierwszy i ostatni akt soboru powszechnego skladamy<br />

swe podpisy, i uczynil w kierunku zgromadzenia zach~cajqcy znak.<br />

Wszyscy pospiesznie wchodzili na podwyzszenie i skladali podpisy.<br />

Na kon·cu wielkim gotyckimi literami podpisal si~ profeso[':<br />

"duorum defunctorum testium locum tenens Ernst Pauli". "Teraz<br />

idziemy z naSZq arkq ostatniego przymierza!" - powiedzial<br />

wskazujqc na dwoch zmarlych. Ciala podniesiono na noszach. Powoli,<br />

spiewajqc lacinskie, niemieckie i cerkiewno-slowianskie hymny,<br />

chrzescijanie skierowaIi si~ ku wyjsciu z Hilram-esz-Szerif. Tu<br />

pochod zatrzymal poslany przez imperatora sekretarz stanu w asyscie<br />

oficera z p/lutonem gwardii. Zolnierze stan~li przy wejsciu,<br />

a sekretarz stanu przeczytal z podwy:i;szenia: "Rozkaz boskiego<br />

majestatu: dla pouczenia ludu chrzescijanskiego, aby uchronie go<br />

przed wywolujqcymi gorszqcezamieszki ludzmi zlej woli, uznaliSmY<br />

za stosowne trupy dwoch burzycieli, zabitych przez ogien niebieski,<br />

wystawie na widok pu'bliczny na ulicy Chrzescijan (Hanit­<br />

-en-Nasara), u wejscia do -glownej swiqtyni tego wyznania, nazwanej<br />

imieniem Grobu i Zmartwychwstania Panskiego, aby wszyscy<br />

mogli upewnie si~ 0 ich rzeczywistej smierci. Ich upartych<br />

zwolennikow, zlosliwie odrzucajqcych nasze dobrodziejstwa i za­<br />

'mykajqcych w szalen'stwie · oczy na widok oczywistych znakow<br />

prawdziwej boskosci, zwalniamy za naszym milosiernym wstawiennictwem<br />

u ojca niebieskiego od zasluzonej Sm.i~rci przez ogien<br />

z nieba, Mogq robie, co chcq. Zabrania si~ im jedynie, dla powszechnego<br />

dobra, zamies~kiwae miasta i inne zaludnione rejony,<br />

aby swymi zlosIiwymi klarhstwami nie kusili i nie gorszylli prostych<br />

i ·niewinnych ludzi." Gdy skonczyl, osmiu zolnierzy, na<br />

znak oficera, podeszlo ku noszom z cialami.<br />

n Por. Ap 22, 20,<br />

90


OPOWIESC 0 ANTVCHRVSCIE<br />

"Niech spelni siE:, co napisano!" 14 - powiedzial profesor Pauli<br />

i nio$qcy nosze chrzescijanie milczqco oddali je zolnierzom. Ci<br />

oddalili siE: p6lnocno-zachodniq bramq, a chrzescijanie, wychodzqc<br />

p6Inocno-wschodniq, pospiesznie kierowali si~ p()za miasto, obok<br />

G6ry Oliwnej; w kierunku Jerycha, drogq, kt6rq' wczesniej zandarmi<br />

i · pulki kawalerii oczYScily z tlum6w. Na pustynnych wzg6­<br />

rzach kolo Jerycha zdecydowali siE: przeczekac parE: dnL NastE:pnego<br />

ranka z Jerozolimy przybyli znajomi pielgrzymi i opowiedzieli,<br />

co zaszlo w Syjonie. Po obiedzie w palacu zaproszono wszystkich<br />

uczestnikow soboru do ogromnej sali tronowej - w pobUizu<br />

domniemanego tronu Salomona. Imperator, zwracajqc siE: do przedstawicieli<br />

hierarchii katolickiej oswiadczyl, ze pomyslnosc kosciola<br />

wymaga od nich wyraznie niezwlocznego wybrania godnego nastE:pcy<br />

apostola Piotra. W tych warunkach, wyboru winno dokonac<br />

siE: w spos6b uproszczony, a obecnosc jego, imperatora, z nawiqzkq<br />

wynagrodzi odstE:pstwa od rytualu, on zas w imieniu wszystkich<br />

chrzescijan proponuje SwiE:temu Kolegium wyb6r jego umilowanego<br />

przyjaciela i brata Apolloniusza, aby ich scisly zwiqzek<br />

wzmocnil nierozerwalnie jednosc kosciola i panstwa dla obop6lnej<br />

korzyscL SwiE:te Kolegium odda~ilo siE: . do osobnego pokoju na<br />

konklawe i po pol godzinie wr6ciio z nowym papiezem - Apollo-.<br />

niuszem. W czasie, gdy trwaly wybory, imperator lagodnie, mqdrze<br />

i wymownie przekonywal prawoslawnych i ewangelickich przedstawicieli,<br />

aby w obliczu nowej wielkiej ery chrzescijanskich dziejaw<br />

zakonczyli stare wasnie. RE:czyl t~z slowem, ze Apolloniusz<br />

zdola na zawsze zlikwidowac naduzycia papieskiej wladzy, Przekonani<br />

tq mOWq przedstawicielle prawoslawia i protestantyzmu<br />

sporzqdzili akt zjednoczenia kosciol6w i gdy Apolloniusz z kardynalami<br />

ukazal si~ w komnacie wsr6d radosnych krzykaw calego<br />

zgromadzenia, grecki archijerej i ewangelicki pastor podali mu<br />

dokument. "Accipio et approbo et laetificatur cor meum", powiedzial<br />

Apolloniusz podpisujqc . dokument. "Jestem takim samym<br />

prawdziwym prawoslawnym i prawdziwym ewangelikiem jak i prawdziwym<br />

katolikiem", dodal i przyjaznie ucalowal Greka i Niemca.<br />

Podszedl potem do imperatora, ktory go objql i dlugo trzymal<br />

w swych ramionach. Wowczas jakies swiecqce punkciki zacz~ly unosic<br />

si~ w ' palacu i swiqtyni we wszystkich kierunkach. Narastaly<br />

i przeksztalcaly siE: w swietliste formy dziwnych istot, nie spotykane<br />

na ziemi ~wiaty posyp'aly siE: z gory, napelniajqce powietrze nie­<br />

""Dwom moim ~wIadkom dam wladz


WtODZIMIERZ SOlOWJOW<br />

znanym aromatem. Z g6ry rozlegly si~ takze zachwycajqce, kojqce<br />

dusz~ i chwytajqce za serce dzwi~ki nie slyszanych dotqd instru- .<br />

mentow muzycznych: Anielskie glosy niewidziaInyc!l spiewak6w<br />

wyslawialy nowych wladcow nieba i ziemi. Natenczas rozlegl si~<br />

straszny podziemny huk w p6lnocno-zachodnim rogu Srodkowego<br />

palacu pod kubbet-el-aruach to znaczy pod kopulq dusz, gdzie<br />

wedlug muzulmanskich podan znajduje si~ wejscie do piekiel.<br />

Gdy zgrorpadzenie na zyczenie imperatora ruszylo w t~ ' stron~,<br />

wszyscy wyraznie uslyszeli niezIiczone, delikatne i przejmujqce<br />

glosy - ni to dzieci~ce, ni to diabe!1skie. Wolaly one: "nadeszla<br />

pora, wypuscie nas, wybawcy, wybawcy!" Lecz gdy Apolloniusz,<br />

przyIgnqwszy do 'skaly, krzyknql cos trzy razy w nieznanym j~zyku,<br />

glosy umilkly i podziemny szum ucichl. Wtedy niezmierzony<br />

Hum Iudzi okrqiyl ze wszystkich stron Haram-esz-Szer'if. Z nadejsciem<br />

nocy imperator, wychodzqc razem z nowym papiezem<br />

na wschodni ganek, wywolal burz~ zachwytow. Zyczliwie klanial<br />

sie we wsze stro!llY, podczas gdy Apolloniusz z ,podsuwanych mu<br />

przez kardynalow-


OPOWIESC 0 ANTVCHRVSCIE<br />

szeni stali na nogach cali i zd rowi. 15 I przem6wil wskrzeszony<br />

J an: "A wi~c zn6w jestesmy razem, dziatki. Oto, co warn powiem:<br />

nadeszIa pora, aby wypeinic ostatniq modlitw~ Chrystusa za uczni6w<br />

Jego, by byli jedno, jak On sam i Ojciec Sq jedno. 16 Dia te j<br />

godnosci Chrystusowej uczcijmy wi~c dziatki naszego umilowanego<br />

brata Piotra. Niechaj w ostatnich chwillach dziej6w pasie<br />

owce Chrystusowe. Tak, brade!" I objql Piotra. Wtedy podszedl<br />

profes or' Pauli: "Tu' est Petrus!" - zwr6cil si~ do ,papieza - jetzt<br />

ist es ja griindlich erwiesen und ausser jeden Zweifel gesetzt." .<br />

SWq prawicq mocno uscisnql dIml papieza, a lewic~ podal starcowi<br />

J anowi, m6wiqc: "So also, ViHerchen - nun sind wir ja<br />

Eins in Christo." Tak oto wsr6d ciemnej nocy, w g6rskiej oddalonej<br />

okoli1!y speinilo si~ zjednoczenie 'koscio16w. I ciemnosc nocy<br />

nagle rozjasnila 'S i~ wielkim blaskiem. Potem wielki znak ukazal<br />

si ~ na niebie: Niewiasta obleczona w slonce i ksi~zyc pod jej stopami,<br />

a na jej glowie wieniec z gwiazd dwunastu. 17 Zjawisko<br />

trwalo czas jakis, a potem wolno ruszylo ku poludniu. Papiez<br />

Piotr podni6sl sw6j pastox:.a1 i krzyknql: "Oto nasza chorqgiew. Za<br />

niq idziemy." I ruszyl w 'kierunku zjawiska w asyscie obu starc6w<br />

i calego tlumu chrzescijan, ku Bozej G6rze Syna j.<br />

* * •<br />

P o tym jak duchowi przyw6dcy i wyznawcy chrzescijanstwa oddalili<br />

si~ na p u styni~ arabskq, dokqd ze wszech stron ciqgn~ly<br />

ku nim tlumy wiernych obronc6w :prawdy, nowy papiez m6g1 bez<br />

przesz'k6d demoralizowac swoimi cudami i dziwadlami wszystkich<br />

pozostalychpowierzchownych chrzescijan, kt6rzy nie r ozpoznali w<br />

nim Antychrysta. Oglosil, ze wladzq swych kiluczy otworzyl drzwi<br />

dzielqce ziemski i pozagrobowy swiat. I rzeczywisde, obcowanie<br />

zywych z umadymi, ludzi z demonami stalo si~ rzeCZq normalnq.<br />

Roz win ~ l y si~ nowe, nie spotykane wczesniej, rodzaje mistycznej<br />

rozpu'sty i demonolatrii. Imperator umocnil s i~ religijnie ipoddajqc<br />

s i~ namowom tajnego glosu "ojca" oglosil, iz jest jedynym<br />

prawdziwym wcieleniem .najwyzszego wszechswiatowego majesta-:­<br />

tu. Tymczasem spadlo na niego nowe nie s zcz~ s c i e, kt6rego wcale<br />

s i ~ nie spodziewal: powstali 2ydzi. Nar6d 6w, liczqcy w tym czasie<br />

okolo 30 milion6w ludzi, nie byl 'bez winy - przygotowa ~ bo­<br />

11 " I (wielu) s p os r 6d iud6 w, szczep6w , j


WWDZIMIERZ SOlOWJOW<br />

wiem i umocnil ogolnoswiatowq pozycj~ nadczlowieka. A gdy ow<br />

przeniosl si~ do Jerozolimy, tajnie podtrzymujqc w srodowisku zydowskim<br />

sluchy 0 tym, ze jego glownym celem jest ustanowienie<br />

swiatowego panowania Izraela, Zydzi uznali w nim lVIesjasza, a ich<br />

zachwycone oddanie nie mialo granic. I nagle powstaai, dyszqc<br />

gniewem i zemstq. Jak si~ okazalo, Zydzi uwazajqcy imperatora<br />

za Izraelit~ z krwi i kosc ~ , przypadkowo odkryli, ze ow nie jest<br />

nawet obrzezany. W tym samym dniu cala Jerozglima, a nazajutrz<br />

cala Palestyna, ob j ~te zosltaly powstaniem. Befgrwniczne i gorqce<br />

oddanie dla zbawcy Izraela, dla przepowiedzianego Mesjasza, zmienilo<br />

si~ w rownie bezgranicznq ' i gorqcq nienawisc do pod .3 t~pnego<br />

oszusta i zuchwalego samozwanca. Cale Zydostwo powstalo jak<br />

jeden mqz, a jego wrogowie ze zdumieniem . dostrzegli, ze dusza<br />

Izraela zyje w swym wn~trzu nie wyrachowaniem i pozqdaniem<br />

Mamony, lecz silq szczerego uczucia, ufnosciq i gniewem swej prastarej<br />

mesjanicznej wiary. Imperator, nie spodziewajqc si~ . tak<br />

szybkiego zrywu, stracil panowanie nad sobq i wydal rozporZqdzenie<br />

s kazujqce na smierc wszystkich niepokornych Zydow i Chr7p.­<br />

scijan. Wiele tysi~cy, dziesiqtki tysi~cy tych, co nie zdqzyli si~<br />

uzbroic, bezlitosnie zabito. Lecz wkrotce milionowa armia Zydow<br />

zdobyla Jero z olim~ i osaczyla Antychrysta w Haram-esz-8zerif.<br />

W jego dyspozycji pozostala tylko cz~sc gwardii, ktora nie byla<br />

w stanie przemoc sil nieprzyjacieU:a. WykorzystujqC sztuk~ czaro­<br />

·dziejskq swego papieza, imperator przenika w szeregi obl~zonych<br />

i wkrotce znow zjawia si~ w 8yrii z niezliczonym wojskiem roznop'lemiennych<br />

pogan. Nie liczqc w,cale na sukoos, Zydzi wszak<br />

wyszli' mu naprze


OPOWIESC 0 ANTYCHRYSCIE<br />

zachwyoone tlumy: byli to wszyscy straceni przez Antychrysta 2ydzi<br />

i chrzescijarue. Ozyli oni i b~dq panowac z Chrystusem przez<br />

tysiqc lat.1 9<br />

Tematem tej opowiesci nie byla ogolna katastrofa wszechswiata,<br />

lecz jedynie rozwiqzanie naszych historycznych dziejow skladajqcych<br />

si~ z przYJscia, wywyzszenia i upadku Antychrysta.<br />

Wfodzimierz Sofowjow<br />

lIum. Grzegorz Przebi ndo<br />

Opowiesc: 0 Antychryscie tlumaczOll1o wedlug: Sobranije Soczinienij Wladimira<br />

Siergiejewicza Solowjowa, Pietierbur,g 1903, t. VIII, s. 556-586.<br />

Wszy,stkie przypisy pochodzq od tlumao:z.:a. Przeiklad powj'lzszy jest drugim<br />

polSikim tlumaaeniem opowieSci Sol:owjowa. Pierwsze uikazalo sit:<br />

w formie ksi


JAN KRASICKI<br />

W CIENIU ANTYCHRYSTA <br />

Styl eschatologicznego. myslenia Mariana Zdziechowskiego wykrystalizowal<br />

si~ w ' polowie biografii intelelktualnej lnyslicie(la<br />

dzi~ki wplywowi eschatologii i a,pokaliptyki Wlodzimierza Solowjowa.<br />

Myslenie historiozoficzne Zdziechowskiego z lat mi~dzywojennych<br />

pozostalo w obr~bie wczesniejszego myslowego schematu,<br />

ktorego probk~ dal w jednej z~ swoich ksiqzek z dziedziny "psychologii<br />

narodow slowianskich" 1.<br />

'<br />

W mysleniu tym nadrz~dnq strukturq wobec struktury his to riozoficznej<br />

pozostalo myslenie religijne, zwlaszcza 'eschatologiczne,<br />

zarowno wierne Objawieniu chrzescijanskiemu jak i modyfikujqce<br />

je do wlasnych potrzeb, dopisujqce wlasny interpretacyjny komentarz.<br />

W rezultacie mysliciel stanql przed a[ternatywq "a'ngelizacji"<br />

historii, swiata i czlowieka, bqdz ich "demonizacji", gdzie przyj~cie<br />

jednego lub drugiego rozwiqzania lqczylo si~ z okreslonq<br />

ontologiq, soteriologiq oraz eschatologiq - perspektywami ocalenia<br />

swiata i czlowieka, bqdz porzucenia ich na pastw~ zlych mocy.<br />

Slowem, wybor danej opcji lqczyl si~ z rozstrzygni~ciem fundamentalnych<br />

zagadnien teologiczno-dogmatycznych - domagal si~<br />

odpowiedzi na pytanie 0 ontologiczny status rzeczywistosci, pytanie<br />

0 "dobro" i "zlo" w dziejach i w czlowieku. I chociai mysliciel<br />

oparl si~ pokusom manicheizmu i gnozy, to jednak przeslania<br />

Ewangelii sw. Jana o ·tym, "ie caly (...) swiat lezy w mocy Zlego"<br />

(1 J 5,19) 2nie zlekcewazyl.<br />

Najbardziej jaskrawy przyklad wyjscia poza zarysowanq allternatyw~,<br />

w ktorym przechodzi juz ona jakby w koniunkcj~ oppositOTUm<br />

przedstawionych opcji odnalazl Zdziechowski w ewolucji<br />

poglqdow Wlodzimierza Solowjowa ,-<br />

mysliciela, ktory ziemski<br />

horyzont potrafil objqc w swojej wizji eschatologicznej "orlim"<br />

profetycznym wzrokiem sw. Jana Apostola z wyspy Patmos. Bylo<br />

to cos wi~cej niz pr6by bogoiskatieli rosyjskich, uczniow Solowjowa<br />

(D. Merezkowski, M. Bierdiajew i inni), wyb6r pomi~dzy zrealizowanym<br />

w historii "bozoczlowieczenstwem" i "satanokracjq" Apo­<br />

1 Por. M. Zdziechowski, V opoki m esjanizmu. N owe studia z psychologH narod6w<br />

s~ow ianski c h, Lw6w 1912. W ninieJszym artykule skupiam sit:: . na problem<br />

aty ce tej ksiqzki. .<br />

'Pismo SWit::te ("Biblia Tysiqcle cia "), Poznan 19BO, s. 1391.<br />

96


W CIENIU ANTYCHRYSTA<br />

kalipsy, byla to - jak wspolczesnie u Jozefa Tischnera i Leszka<br />

Kolakowskiego - proba "rehabilitacji" zla, zrozumienia jego sily<br />

i nie tylko kulturowej waznosci, bez ktorej kultura ludzka wchodzi<br />

w jalowy bieg, a fundamentalne kwestie pozostajq nierozstrzygni~te.3<br />

Solowjowa poznal Zdziechowski wczesnie, jeszcze podczas swoich<br />

filo[ogicznych studiow w Petersburgu. Byla to znajomosc nie<br />

tylko lekturowa, lecz spotkanie "twarzq w twarz". Solowjow z petersburskich<br />

Wyklad6w 0 Bozoczlowieczenstwie utrwalil si~ Zdziechowskiemu<br />

niezwykle trwale i gl~boko, jako nieomalze czlowiek<br />

lIZ innego swiata": "asceta" 4, 0 "Chrystusowej twarzy", ' prorok<br />

i wizjoner, filozof i mistyk, "dzieci~co naliwny i ufny" 5 a zarazem<br />

dojrzaly i uczynny na co dzien chrzescijanin. Postac Solowjowa<br />

patronowala Zdziechows'kiem u od chwili osobistego spotkania, przez<br />

kolejne prace: U opoki mesjanizmu, Pesymizm, romantyzm a podstawy<br />

chrze§cijanstwa, po przedwojennq publicystyk~ polityczno­<br />

-filozoficznq 6.<br />

Jest to zadziwiajqcy przyklad wiernosci ucznia wobec swojego<br />

duchowego mistrza. Wspolczesnego badacza winny jednak zasta.­<br />

llawiac nie tylko te ."powinowactwa z wyboru". Zdziechowski pisal<br />

zawsze 0 Solowjowie w stopniu superlatywnym, uzYwajqC nieraz<br />

przesadnych, hiperbolizujqcych okre§len ("prorok", "wielki eschatolog",<br />

"wizjoner") ale w jednym pozostal nieust~pliwie krytyczny<br />

- nigdy nie przystal na solowjowowski ideal teokratyczny, a<br />

SciSlej na moiliwosc jego historycznego zrealizowania. Fakt ten dzisiaj<br />

zastanawia n ie tylko jako akt intelektualnego "odst~pstwa"<br />

od idei duchowego przewodnika. W swietle tego faktu latwiej jest<br />

zrozumiec historiozofiE: i eschatologi~ samego Zdziechowskiego:<br />

nieufnego wobec prob terrestrializacji idei Krolestwa Bozego, nieugi~t'ego<br />

krytyka ziemskich, r6wniez "teokratycznych" utopii.<br />

Ale w koilcowej fazie ewolucji pog[qd6w Solowjowa znalazl mysliciel<br />

moment, od kt6rego poglqdy rosyjskiego wizjonera przyjql<br />

nieomalze za wlasne. Jest to punkt w systemie poj~ciowym<br />

Solowjowa "obj~tosciowo" niewielki, ma on jednakie wag~ punktu<br />

przesilajqcego, ukazujqc .w intelektualnej konstrukcji tego .- jedynego<br />

dotqd systematycznego filozofa rosyjskiego - gl~bokq on-<br />

I P or. L. Kolakowski, c zy dtabel moze bye 'zbatDIony, Londyn 1981 oraz<br />

kilka es ej6w ;T. Tischnera na temat prob1ematyki zla w " <strong>Znak</strong>u", m. in. Zlo<br />

w dialogu k uszenta, " <strong>Znak</strong>" 1982 nr 328.<br />

• Por. M. Zdziechowski, U


JAN KRASICKI<br />

~<br />

tologicznq rys.~ . Niewielki na poz6r, "drobny artykulik" 7 k tol'ym<br />

si~ zajql Zdziechowski - jest czyms wi~cej niz broszur,q publicystycznq,<br />

wi~cej niz filozoficznym "zartem". Jest, za co go uznal<br />

sam autor: "przepowiedniq", bye moze przez swobodne potraktowanie<br />

tematu dajqcq wi~cej odczue realnej grozy zla niz demonollogiczne<br />

traktaty i wypowiedzi Ojc6w Kosciola ,,0 Antychryscie".<br />

Trzy rozmowy 0 wojnie powszechnej, post~pie i koncu historii,<br />

wraz z zalqczeniem krotkiej opowieSci 0 AntychrYScie w ewolucji<br />

poglqd6w Solowjowa majq wag~ testamenj;u. Pisane juz jakby<br />

z "tamtego brzegu", w przeczuciu smierci, zwlaszcza w Krotkiej<br />

opowiesci... skreslonej przez jednq noc - w czasie Wielkiej Nocy<br />

8 - Sq tekstem kapitalnej wagi, tak dla zrozumienia rosyjskiego<br />

filozofa jak i polskiego ucznia. W istocie nie Sq owocem braku<br />

nadziei, lecz wiary w "moc Zmartwychwstania" tego "depozytu<br />

boskosci" Chrystusa, triumfu Prawdy i Swiatla nad mocami zla<br />

i zniszczenia.<br />

Byloby przesadq twierdzic, iz tekst Trzech rozmow... rozlamuje<br />

calq tw6rczosc Solowjowa na okres "zmyslenia i prawdy" 9, ale<br />

unaocznia on, sugeruje Zdziechowski, iz filozof w swoich dotychczasowych<br />

rozwazaniach zapomnial (czy jakby nie chcial pan1i~tal:)<br />

0 elemencie zla, Ikt6ry jest "skandalem" w dziele stworzenia,<br />

ale bez kt6rego cala wizja teokratycznego Kr6lestwa Bozego okazuje<br />

si~ budowllq nie na skale, lecz piasku.<br />

Mysliciel, kt6ry cale swoje iycie poswi~cil jednej idei, b~qcej<br />

wr~z przedmiotem jego wiary, u jego konca jednym pociqgni~ciem<br />

pi6ra stawia nad niq bolesny znak zapytania, bierze jq w krytyczny<br />

"nawias".10 Co wi~cej, to epoche obejmuje nie tylko dzielo,<br />

ale i autora. Andrzej Walicki. pisze, iz serdeczny przyjaciel Solowjowa,<br />

Konstanty Leontiew, po zapoznaniu si~ z tresciq jego<br />

wyklad6w, gdzie mysliciel nie zatrzymal si~ jedynie na krytyce<br />

nacjonalistycznego prawoslawia i cerkwi, lecz doszedl do apologii<br />

"post~pu" i "liberalizmu", do "interpretacji chrzes.ijanstwa" w tym<br />

"duchu" - uznal w nim "narz~dzie Antychrysta" i wezwal duchowienstwo<br />

prawoslawia do kazan przeciw niemu... ll W tyro kontekscie<br />

nie powinien dziwic fakt, iz do trychotomicznego podzialu<br />

poglqd·6w Solowjowa [E. N. Trubieckoj: 1. okres "przygotowaw­<br />

, M. Zdziechowski, U opokt mesjantzmu, op. cit., s. 119.<br />

• lb., S. 122 .<br />

• Np. L. Szestow pisal, 1:1; ..pomlE:dzy T,. z e m a .,. 0 z mow a m ~ i tym, co<br />

Solowjow napisal wcze~niej, lezy nie dajqca siE: niczym zapelni~ przepa~ c " .<br />

Por. L. Szestow, UmozTcntje t ApokaUpsts. ReUgtozna;a ftlosoft1a wt. Sotowjo- ·<br />

wa w: UmozTentje t odkTowtentje, Paris 1964, s. 38.<br />

10 Por. M. Zdziechowski, op. cit., s. 119 i n. <br />

71 A. Walicki, W kT~gU konseTwatywnej utoptt, Wars21awa 1964, s. 465. <br />

98<br />

"


W CIENIU ANTYCHRYSTA<br />

ezy" (do 1881 r.); 2. okres "utopijny" (1882-1890); 3. "okres utraty<br />

wiary w mozliwose realizaeji teokratyeznej utopii] jeden z badaczy<br />

(D. Stremooukhoff) dopisa1 czwa'rtq ez~se, "apokaliptycz'ilq" 12.<br />

ezy znaczy10 to jednak, iz w okresie tym filozof dokona1 jakby<br />

inteIe'ktuaInego i moralnego o'braehunku z samym sobq, ii So­<br />

10wjow "przyzna1 si~" do "antychrystycyzmu" - przyjq1 go na<br />

w1asne moraIne i inteIektualne sumienie Utozsamil si~ z nim,<br />

jakby ehcia1 Leontiew<br />

Dla Zdziechowskiego slawa filozofa z Krotkiej opowiesci 0 Antychryscie<br />

mia1y wag~ testamentu dajqcego swiadectwo przekonaniu<br />

0 realnej, osobowej obecnosei zla w dziejach. Tego, ii: tej<br />

tresei ,,0 b jaw i e n i a" zapoznae nie spos6b, m imo najszlachetniejszych<br />

inteneji. Wizja zla, kt6rq mia1 Solow jow w trakcie ostatniej<br />

podr6zy do Egiptu, jakze ' odmienna od patronujqcej idei<br />

"teokracji" 13 wizji Sofii Bozej, otwiera w ewolucji Solowjowa<br />

okres dla Zdzieehowskiego dalece istotniejszy niz dotychczasowe<br />

teokratyczne "marzycielst wo" transcendentalisty - platonika. Okres<br />

utwierdza jqcy mySliciela w przekonaniu 0 slusznosci i merytorycznej<br />

prawomoenosci krytyki terrestrialnych idei utopijnych mesjanist6w<br />

i millenaryst6w polSikich i rosyjskich. 14 W obliczu poglqd6w<br />

jego uczni6w, "bogoiskatieli", kt6rzy- "teraz albo nigdy" 15<br />

zamierzali urzeezywistnic w historii "cud" Kr6lestwa Bozego,<br />

ostatnia publikacja Solowjowa nie byla jedynie spektakularnym<br />

gestem.<br />

Ale zanim w pe1ni "objawil si~ ow syn zatraeenia", 0 kt6rym<br />

m6wi Pismo sw., na ostatnich kartach Trzech rozmow,16 jest on<br />

upostaciowaniem' ,idei, kt6re trudno uznae wprost za niechrzescijanskie.<br />

W ustylizowanych na platonskie dialogach trudno dopatrzec<br />

si~ slad6w jego osobowej obecnosci. Lqezy je nic szilachetnego<br />

humanizmu, temat6w: po s t~pu, wojny, niestosowania przemocy<br />

17. Jakze jednak blisko 'od idei "post~pu" do uznania historii<br />

II Por. A. Walicki, op. cit., s. 459, przypis nr 34.<br />

II Om6wienie "teokratycznych" koncepcji Solowjowa w: A. Walicki, Rosyj ska<br />

mysL ...• op. cit.• s. 556-561, W kn


JAN KRASIC·KI<br />

ludzkiej za wylqezne dzielo ezlowieka z zupelnym wykluczeniem<br />

jej pozaziemskiego, transeendentnego sensu. Jak blisko od sprzeeiwu<br />

wobec sHy i przemocy do podwazenia prawdy Chrystusa<br />

przynoszqcego "na swiat nie po'koj, leez wojmt. Ton "trzech rozmow"<br />

eiqgle oeiera si~ 0 falsyfikaeje oezywistyeh, ewangelicznych<br />

prawd, kazda z nieh ma swoje dialektyezne dopelnienie, jest historyeznie<br />

relatywna, ma swoj "eien". I kiedy wionie juz realnq<br />

grozq, rozmowy si~ konezq i rozpoezyna lektura tekstu niejakiego<br />

Pansofiusza, bylego akademika, obeenie zakonnika.<br />

"Koniec historii" w Kr6tkiej opowiesci 0 Antychrykie to niewqtp'liwie<br />

autoparodia teokratycznych dziel Solowjowa: Historia<br />

i przyszlosc teokracji (1886 r.), La Russie et l'Eglise Universelle<br />

(1888 r.). KOIIliee historii to nie historyezne, teokratyane "bozoczlowieczenstwo';<br />

uezniow Solowjowa, leez triumf pot~g zla przejawiajqcyeh<br />

si~ poprzez doktryny spoleczno-polityezne. To nie "bozoczlowieezenstwo",<br />

leez "satanoez1owieczenstwo", to wprawdzie<br />

nie czysty ateizm i bezreligijnosc, leez religijnosc fa1szywa, mistyfikuj<br />

~ ca tresc Objawienia, wypaezajqca depozyt wiary. To nie<br />

"t e o-kracja", lecz ,,8 a tan o-kraeja". Solowjow wymienil kilka<br />

jej "masek" ~ ideologicznyeh wcielen - my dodalibysmy wspolczesnie<br />

i nast~pne.<br />

Rzecz jednak nie w przek1adzie topoi Objawienia na desygnaty<br />

ze swiata ludzkich ideologii i systemow pdlityeznych, leaz w umiej~tnosci<br />

czytania ich w relaejach bosko-ludzkiego dramatu i slowa<br />

Bozego skierowanego ku cz1owiekowi. Tak czyta1 Apokalip s ~<br />

Solowjow - pisze Zdziechowski. "Wed1ug Pisma sw. - zauwaza<br />

- ostatnim aktem tragedii dziejowej b~dzie antychrystycyzm".19<br />

Istotnie, w Kr6tkiej opowiesci 0 AntychryScie, b~d q eej parodiq<br />

teokratycznych dzia1 Solowjowa i stanowiqeej zarazem parod i ~<br />

Objawienia, w dzielku "rozniqcym si~ zasadniezo od wszystkiego<br />

co Solowjow oglosil", nie spotykamy" (...) dawniejszych rojen 0 poslannietwie<br />

Rosji, 0 harmonii trzech wladz w przyszlej doskonalej<br />

spolecznosci, eesar zu rosyjskim pojednanym z Koseiolem powszech­<br />

18 A. Walicki: "cel dlj:!.en Solow jowowskiego Antychrysta jest jakby parodilj<br />

idealu s w 0 bod n e j te 0 k r a c j i". R osy;ska tilo :zotta.... op. cit.. s. 568.<br />

J . Klinger zapisal: "Solowjow nie tylko w yrzekl siE: calkowicie dawn ej idei<br />

t eokracji, lecz utozsamil jq po prostu z duchem Antychrysta". Wizj E: zla w<br />

Egipcie inte r pret uje teolog w ka tegoriach psychoanalizy i doswiadczenia " ciemnych<br />

m oc y" (analogiczn ego d o doswiadczen Ojc6w Pustyni - np. "'w. Antoniego).<br />

TTZy dtalogt wraz z dodanlj don KT6 tkq opowtesctq 0 A nty chr y kie to<br />

zdaniem J. Klinge ra eksterior yzacja (i psychoana liza) zlych m ocy, kt6r ych doswiadczyl<br />

w sobie Solowjow. J. Klinger, Dwt e postacl... w: 0 ts toeie prawos Law ta ,<br />

op. cit., s. 294.<br />

" M. Zd ziechowski, U op okt meSjanizm u , op. ci·t., s. 128.<br />

100


W CIENIU ANTYCHRYSTA<br />

nym katolickim i od papleZa bior qcym sWq wladz ~ nad swiatem<br />

chrzescijanskim (...) " .20<br />

. Zamiast tej teokratycznf:j "filozofii troistosci" 21 w Bogu majqcej<br />

bye idealnym wzorem trzech wladz: cesarza (Ojciec), kaplana<br />

(Syn Bozy),' oraz proroka (Duch Sw.) w idealnym spoleczenstwie<br />

konca czasow 22 - mamy jej p a rodi~. I juz nie "przebostwiona",<br />

lecz zniewolona do gl~bi swojej jazni Lud ~ko 8 e bliska jest intronizacji<br />

"anty-papieza" popieranego przez "Cesarza-hnperatora"<br />

wespol z jego "falszywym prorokiem". Ale nie na tym r zecz si~<br />

konczy. Nie tylko bowiem "prorok" jest "falszywy" (jak si~ wyraza<br />

Pismo 8W.) lecz "falszywy" jest r6wniez '" sam "Chrystus",<br />

lub raczej .Imperator, kt6ry si~ za Chrystusa podaje. Solowjow'<br />

zrozumial, iz nie istnieje historia czysto Iud z k a, historia moze<br />

bye aU b 0 ludzka albo diabelska. Sil zla z historii wykluczye si~<br />

nie da. "Ponura postac Antychrysta - pisze Zdziechowski - obj~la<br />

wyobrazni ~ Solowjowa i zniszczyla wszystkie marzenia 0 przyszlym<br />

zlotym wieku (oo.)" 23<br />

Co jest i s tot q "antychrystycyzmu" 24 Solowjowa Wszak dla<br />

Zdziechows'kiego Antychryst Trzech rozm6w to nie tylko idea upostaciowana<br />

w jednej osobie, kt6rej imi~, Apollyon, przywoluje<br />

apokaliptycznego Aniola Przepa8ci Antychryst Solowjowa to k t 0 s<br />

i co 8 zarazem wi~cej niz ow "czlowieku grzechu, syn zatracenia,<br />

kt6ry si~ sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa si ~ Bogiem<br />

tak ze zasiqdzie w swiqtyni Boga dowodzqc, ze sam jes t<br />

Bogiem" (2 res 2,3-4).25<br />

Objawienie apokaliptycznego Antychrysta-Imperatora poprzedza<br />

"powstanie wielu antychryst6w" (1 J 3,18) uosobionych w konkretnych<br />

postaciach historycznych i ideologiach wrogich Chrystusowi<br />

i Ewangelii, tym grozniejszych, ze - jak u ,Solowjowa - poslugujqcych<br />

si~ rytem i autorytetem 'chrzescijanskich teologumen6w,<br />

przychodzqcych w chrzescijanskich "szatach". Totez - pisze Zdziechowski<br />

- zdaniem rosyjskiego filozofa-wizjonera "antychrystycyzm"<br />

nie b ~ dzie wyplywem oboj~tnosci religijnej, ani materializmu,<br />

ani jakiejkolwiek negacji chrzescijanstwa, Iecz samozwanstwem<br />

religijnym, gdy imi~ Chrystusa przywlaszczq sobie takie<br />

" o p. cit., s. 129.<br />

tl Op. cit., s. 115.<br />

I<br />

n o p. cit., s. 115 i n.<br />

D ' Op. cit., s. 119.<br />

.. "Antyehryst jest problemem m etafizyki historii. Antyehryst nte jest obja ­<br />

wieniem tego starego zla, kt6re daje sill w y ~ledzic ad pierwszych dnt ludzkiej<br />

historii, leez zla naszego, zla przyehod z~e ego wieku, kt6re blldzie 0 wiele straszniejsze<br />

od p rzeszlego". Par. M. Bierdia jew, smys! istorti, Berlln 1923, s. 244-245.<br />

" Pism o Swillte, ed. cit., s. 1344.<br />

101


JAN KRA SICKI<br />

­<br />

­<br />

sily w Ludzkosci, k tore tresciq i formq obce Sq Chrystusowi i istocie<br />

Jego nauki." 26 A zatem, apostazja przepowiedziana w Apokalipsie<br />

to nie tyUe jawny ateizm, co "odst~pstwo" od prawdziwej<br />

wiary i nadziei na Paruzj~. To ponadto zaprzeczenie apostolskiej<br />

formule wiary, iZ "Jezus jest Mesjaszem". "Podwojnym wstr~tem<br />

p isal Zdziechowski - przej~ly (Solowjowa) te kierunki, ktor e wyst~pujqC<br />

pod haslem ,chrzescijanskim odrzucajq Chrystusa Syna<br />

Bozego". To wlasnie swiadectwo jest probierzem prawowiernosci<br />

w tych "ostatecznych czasach" - tymczasem solowjowowski Antychry<br />

st probuje uzasadnic, ii Chrystus byl jedynie jego prorokiem,<br />

zwiastunem... "Kto jest klamcq - cytowal Zdziechowski P ismo<br />

sw. - jedno ten, ktory przeczy, ii Jezus nie jest Chrystusem Ten<br />

jest Antychryst, ktory przy Ojca i Syna".27 Talkie przeczenie najdobitniej<br />

przejawia si~ w doktrynie moralno-religijnej Tolstoja,<br />

gdzie Chrystus nie jest jui oczekiwanym Zbawcq i jedYllq "bramq"<br />

do Ojca, lecz kolejnym Nauczycielem ludzkosci jak Budda<br />

i Mani przed Nim. Nie jest Chrystusem-Mesjaszem, ktorego Paruzji<br />

oczekuje ludzkosc.<br />

Antychryst kocha bezgranicznie siebie, "ulomnosc" ma jednq<br />

pisze Zdziechowski - t~, "ie kocha siebie, nie Boga". Tu rozwiera<br />

s i~ przepasc pomi~dzy anonimowq filantropiq i umHowaniem "ludzk<br />

osci" przez Antychrysta i osobowo-podmiotowq milosciq Chrystusa.<br />

Solowjowowska, g l~boka krytyka tolstoizmu to ponadto obnaienie<br />

jego metafizycznych inspiracji, plynqcych z przyj~cia falszywej<br />

ontologii swiata, kardynalnego zapoznania prawdy 0 "grzechu<br />

swiata" i ontologicznyin skazeniu swiata i czlowieka w nim<br />

przez grzech pierworodny. Dodajmy, ii tolstojowski optymizm w poglqd<br />

ach na naturalnq kondycj~ swiata i czlowieka rozmija si~ zupelnie<br />

z bib!lijnym dogmatem 0 "mocy nieprawosci" (2 Tes 2,7)<br />

d zialajqcej "ai do teraz" owego misterium iniquitatis. 28 Ten "humanizm"<br />

patronujqcy klimatowi dialogow z Trzech rozm6w dopernia<br />

rysow apokaliptycznego Antychrysta. Jest w nim tei cz~sc<br />

autoportretu samego Solowjowa.<br />

Mimo historycznego sztafaiu, spoleczno-ekonomicznej i humanitarnej<br />

retoryki is tot a ,,0 b jaw i e n i a" Antychrysta nie spro­<br />

~ adza si~ do spraw ciala, lecz si~ga poziomu ducha. "Najgenialniejszy<br />

czlowiek jakiego ludzkosc wydala", n a d c z low i e k<br />

"wysniony przez Nietzschego",29 "ktorego du s z ~ przepelnia jedno<br />

m arzenie" - realizacja postulatow wlasnego dziela pod wymow-,<br />

It M. Zdzlechowski, op. cit., s. 12B-129 . <br />

.., O p. cit., s. 12B. <br />

" P or. Ks. L. P ellowski, P r obLem zta, W 'lbrzezno 1931. <br />

" M . Zdziechowski, op. c it., s. 130. <br />

102


W CIENIU ANTYCHRYSTA<br />

nym tytulem Droga do powszechnego pokoju i szcz~ s cia,80 siElga<br />

po tytul ... Boga. SiElga juz nie po ludzkie ciala, lecz d u s z e.<br />

Jest to najtrudniejszy moment w dramaturgii jego "objawienia".<br />

. Temat byl tak trudny i wazki zarazem, ze po "rozwiqzaniu kwestii<br />

socjalnej i ekonomicznej (...) podni6sl go sam Imperator".31<br />

To tutaj, na osobiscie zwolanym Soborze Powszechnym, tuz przed<br />

zjednoczeniem rozdzielonych dotqd KoscioI6w chrzescijanskich Im~<br />

perator wyglasza autoapologiEl, powtarzajqc niemal tezy Wielkie~<br />

go Inkwizytora. W swietle tego, co uczyni! i "glosi", jest rzeczy~<br />

wiscie "wiellkim" czlowiekiem, uosobieniem humanizmu, postt:;pu,<br />

cnoty i og61noludzkich ideal6w. To, co glosil dwa tysiCjce lat temu<br />

wstecz jego "poprzednik" Jezus wypelnilo siEl naocznie i empirycz~<br />

nie. ChrystU's glosi! zawsze ubogich a oto wszyscy sCj nakarmieni<br />

i otoczeni milosierdziem. Chrystus glosil "miecz i wojnEl" a oto on<br />

"przynosi pok6j"...<br />

Czyzby zatem za sprawq tego trzydziestotrzyletniego "nadczlo~<br />

wieka" nastqpilo wypelnienie odwiecznych pragnien ludzkosci<br />

o "zlotym wieku" a dzieje osiqgnElly sw6j kres, wieki siEl wypel~<br />

nily Czyzby naocznie wypelnialy siEl slowa Pisma 0 millenium<br />

Chrystusa Czy tak wlasnie rna one wyglCjdac PytajCjc w spos6b<br />

bardziej filozoficzny: czyz "powinnosc" stala siEl "bytem" a hi~<br />

storia "tu i teraz" osiCjgnElla sw6j kres Kirnze zatern jest Irnpe~<br />

rator Po dlugirn milczeniu, gdy rna zlozyc "swiadectwo wiary"<br />

w Jezusa Chrystusa Syna Bozego i Mesjasza, gdy lada chwila zdaje<br />

siEl padnq slowa, iz to on wlasnie jest "Chrystusern", "Mesja­<br />

'szem", slychac stanowczy glos patriarchy prawoslawia, starca Jana:<br />

"Dzieci! Antychryst!" 82 Po nirn juz tyko trzykrotnie: "anatema"<br />

wypowiedziane z niezwykl,! sil,! i przekonaniern przez ostatniego<br />

przewodnika Koscioia rzymskokatolickiego, papieza Piotra F.<br />

Kuszenie Antychrysta, tak jak rnowa Wielkiego Inkwizytora jest<br />

wielkCj metaforCj kuszenia ludzkosci. Tak jCj czytal Dostojewski,<br />

tak Solowjow i Zdziechowski. I rnniej istotnCj spraw,! jest "orygi~<br />

nalnosc" sarnej wizji: pisarza, ezy tez fillozofa - jak zastanawia<br />

siEl Walicki.38 Zdzieehowskiego uderza fakt, iz Solowjow inaczej<br />

niz jego uczniowie (zwlaszcza Merezkowski) choc "stal na 'apo~<br />

kaliptycznyrn" to jednak na "realnyrn gruncie".3'<br />

J ak pisala Wiktoria Krzernien, "historia nie spelnila proroctwa<br />

Merezkowskiego a rnistycznym spoleczenstwie i nadejsciu epoki<br />

• lb. <br />

n Por. W. Solowjow. op. cit.• s. 206. <br />

Sf lb.. s. 213 • <br />

.. A. Walicki. Rosyjska fllozotta.••• op. cit•• s. 567. <br />

.. M. Zdziechowskl. op. cit.• S. 304. <br />

103


t. Por. W. KrzemieI'l, FUozofla w ctentu prawoslawta, Warszoawa 1979, s. n .<br />

.. Por. W. Solowjow, 0 soblaznjach, op. cit., s. 18. Polski przeklad: 0 pokusach<br />

p 61prawdy, tlum. W. Sal1j, "W drodze", 1982 nr 7.<br />

17 M. Zdziechowski, op. cit., So 124•<br />

• Por. M. Zdziechowski, pesymtzm, romantyzm.... op. cit., s. 327, 338 I , n.<br />

I<br />

JAN KRASICKI<br />

Bozoczlowieczenstwa".35 Historia - zdaje si~ czytae "testament"<br />

Solowjowa Zdziechowski - VI ostatnich swoich a'ktach odslonic<br />

musi realny dramat Trzech rozm6w. Dramat egzystencjalnej, realnej<br />

i osobowej obecnosci zla w dziejach i jego nieusuwalnosci w<br />

przyrodzonym, naturalnYfIl porzqdku rzeczy. Najwi~kszym wrogiem<br />

chrzescijanstwa jest nie tyle wojujqcy ateizm, lecz "kryptochrzescijanstwo",<br />

nie ideologie jawnie antychrzescijanskie, lecz redukujqce<br />

jego nadprzyrodzonq trese do jakiejkoLwiek p 0 z i 0 m e j sfery:<br />

materialnej, moralnej, estetycznej. Nie jest najwi~kszym wrogiem<br />

Prawdy m6wienie n i e - p raw d y, lecz "pokusa mowienia polprawd".36<br />

Pokusa w istocie 'SzataIlska, operujqca nieboskq i nieludzkq<br />

dialektykq dobra i zla, prawdy i falszu, swiatla i cienia.<br />

Wszystkie ludzkie utopie (spoleczne, moraIne, polityczne, estetyczne)<br />

Sq falsyfikacjami ontologicznego pochodzenia zla.<br />

Zlo jest zakorzenione gl~b i ej niz si~gnqe moze etyka i moralistyka.<br />

W moralnej doktrynie Tolstoja o ' "niesprzeciw'ia.niu si~<br />

zlu zlem", doprowadzonej w Trzech Tozmowach "do absurdu", tkwi<br />

falsz usprawiedliwiony racjami ludzkimi, lecz podwazony przez<br />

porzqdek or~dzia Chrystusa. Tak jak istnieje "zly pokoj" i "zla<br />

wojna", tak sarno moze istniee w rownie uprawniony sposob "dobry<br />

pok6j" i "dobra wojna"...37 Zlo lezy i wyzej i gl~biej niz si~ga<br />

ludzka etyka, a jedynq skutecznq odpowiedziq na nie jest "misterium"<br />

nadprzyrodzonej Bozej Milosci. Ludzkie, naturalne strategie<br />

walki ze zlem, jak chociazby moralizm Tolstoja, tych "poziomow"<br />

zla niestety nigdy nie dosi~gnq. Logi'ka Bozej Milo.sci<br />

lamie jednakze prawidla ludzkiej, autonomicznej etyki: tam gdzie<br />

"grzech", tam "obficiej wylala si~ I:.aska", tam gdzie "upadek",<br />

tam "milosierdzie". Ze zlem waaczy jedynie skutecznie milose zakorzeniona<br />

w "Bogu, ktory jest" milosciq" (1 J, 4,8). Milose pozba<br />

wiona tych zrodel nigdy nie si~gnie korzeni zla, gdyz zrodla<br />

zla lezq poza etykq i ontologiq swiata.<br />

To "ponadfenomenalne" zlo, ktorego zrodel upatrywal Zdziechowski<br />

za Solowjowem i Schellingiem w "odpadlym od Boga pierwiastku<br />

Duszy swiata" 38, "z ktorq upadlismy i my" manifestuje<br />

si~ bezposrednio jako ludzki egoizm, jako biologiczna "walka<br />

wszystkich przeciwko wszystkim". Jest to milose wlasna sub specie,<br />

ktorej fenomen zgl~bil Solowjow w Duchowych podstawach<br />

zycia. Tolstoizm, ktory ignoruje zupelnie te pozaantropologiczne<br />

uwiklania czlowieka i jego historii w misterium iniquitaiis jest<br />

104


W CIENIU ANTYCHRYSTA<br />

naiwny w swojej ortopraktyce moralnej. Zlo, ehoe przejawia si~<br />

jako, "indywidualne, spo1eczne, fizyczne" nie przestanie istniec<br />

przez to tylko . jedynie, ze ludzie powstrzymajq si~ ad akt6w ­<br />

z ludzkiego pun'ktu widzenia - moralnie z 1 y c h.<br />

Na pytanie postawione przez filozofa w Przedmowie do Trzech<br />

rozmow 0 ontologicznq natur~ i poehodzenie zla, 0 to czy zlo "jest<br />

tylko przypadkiem ginqcym z rozwojem swiata" 39 (augustynskim<br />

privatio boni, malum est accidens) Zdziechowski za Solowjowem<br />

odpowiada jednoznaeznie: zlo istnieje i dzia1a, jest aktywne i zaboreze,<br />

egzystimcjalne. To nie, ze przewaznie podaje si~ za dobro.<br />

To tym grozniejsze, ehoe tylko na takie "istnienie" go stae." U<br />

Sehellinga - pisa1 Zdziechowski - "zlo b~dqe k1amstwem w swojej<br />

istoeie, 'pozbawione jest prawdziwego bytu, ale j est i jest<br />

straszne - jest tym, co bye nie powinno, a bye ehce".40 Solowjow,<br />

wierny uezen Schellinga , czytal ja!k jego nauezyciel dog1~bnie<br />

E wangeli~ sw. Jana. M6wi ona 0 "Bogu-milosci", ale tez ciqgle<br />

przypomina 0 "moey Zlego", w kt6rej swiat "leZy" (1 J 5,19), oraz<br />

o "grzechu swiata" '(1 J 2,15 i miejsea paraleO.ne).<br />

Solowjowowska demaskacja "falszywego ehrzescijanstwa", kt6­<br />

rego modelem byl dIan tolstoizm (a po ez~sci i wlasna ,teo-kracja")<br />

to odr6Znienie Prawdy od jej imitacji, prawdziwego pokoju Chrystusowego<br />

od jego ziemskieh falsyfikat6w, odr6znienie wolnosei<br />

"dzieei Bozych" od wolnosei zholdowanyeh niewolnik6w l~ku i sil<br />

tego swiata. Dla Solowjowa najwi~kszym zlem, najwi~kszym argumentem<br />

za "pesymizmem" byla smiere 41. ' Filozof jedna1kze - pisze<br />

Zdziechowski - przyjql za najdonioslejszq prawd~ chrzeseijanstwa<br />

dogmat Zmartwychwstania 42 i dopiero w jego wymowie Ziemia<br />

jako miejsee biologicznego i fizycznego rozkladu oraz degeneracji,<br />

teatr kr6lestwa smierci "b~l\eej zaplatq za grzeeh" znajduje sw6j<br />

wlasciwy ostatni akt dramatu dziejowego. W kontekscie tajemniey<br />

Chrystusa - Paschy i "mocy Zmartwychwstania" fakt, iz Solowjow<br />

napisa1 Krotkq opowieSc w ciqgu tej wlasnie "Wielkiej<br />

Nocy" 43 nabiera ' znaezenia symbolu zwyci~stwa Wiecznego Zycia<br />

nad grzechem, zlem i smierciq. I tylko w kontekscie tej Nocy<br />

nalezy ostatecznie rozpatrywae "noe swiata" pogrqzonego w grzechu<br />

i w "najwi~kszym zlu - smierci".<br />

])la Zdziechowskiego zlo rna charakter duchowy i jedynie d u­<br />

c howe moze bye nad nim zwyci~stwo. "Nie toczymy bowiem<br />

U W. Solow jow. Przedmowa. op. cit•• s. 83.<br />

.. M. Zdziechowski. pesymtzm. Tomantyzm" .• op. cit•• s. 265.<br />

U Por. M. Zdziechowski. U opokt mesjanizmu. op. cit.. S. 216. Pesymtzm, TOmantyzm...•<br />

op. cit.• s. 341.<br />

.. M. Zdziechowski, Pesymtzm. Tomantyzm.•.• op. cit.• s. 341.<br />

o M. Zdziechowski, U opokl mesjanlzmu. op. cit.• s. 122.<br />

105


JAN KRASICKI<br />

\<br />

walki przeciw krwi i cialu, lecz przeciw Zwierzchnosciom, przeciw<br />

rzqdcom swiata tych ciemnosci, przeciw pierwiastkom duchowym<br />

zla na wyzynach niebieskich" - pisal sw. Pawel (Ef 6,12).44<br />

W Przedmowie do przedwojennego zbioru stkic6w W obZiczu konca<br />

zapisal mysliciel, iz bez wzglE;du na naoczny final tej walki "powstajemy<br />

w zgodzie z Tym, kt6ry wszystko widzi". W imiE; "de-,<br />

pozytu swojej boskosci" tj. faktu Zmartwychwstania "wzywal Zbawiciel"<br />

do "walki ze zlymi mocami, ze zlem, w kt6rym swiat<br />

leZy".45 Bozoczlowieczenstwo nie bE;dzie zatem "kresem historii"<br />

jako "koniec rzeczy", "jako najwyzszy akt obop6lny" Boga i czlowieka,<br />

"najwyzsze objawienie tw6rczosci Boga i czlowieka" eksplikowane<br />

u Eugeniusza Trubeckiego 46 i Mikolaja Bierdiajewa<br />

i wsp6lne w zasadzie wszystkim mySlicielom kr~gu sofiologicznego.<br />

Wprawdzie myslicieil rna wiele zrozumienia i osobistej sympatii<br />

dla tego "dynamiczego, nie fatalistycznego",47 heroistycznego,<br />

" geo~entryczego" rozumienia konca rzeczy, lecz "bozoczlowieczenstwo'<br />

pojmuje nie jako ·"ideal historyczny" 48 (w terminologii Maritaina),<br />

lecz najwyzszy postulat moralny lezqcy nie na linii historii<br />

(horyzontalnej), lecz dokonujqcy siE; przez osobowq mil0 Sc':<br />

Boga i osoby-duszy ludzkiej (wertykalnej) 49. Jest to "powolanie<br />

czlowieka", a nie millenarystyczne spelnienie mesjanskiej, bosko­<br />

-ludzkiej syntezy "wiecznego czlowieka" w dziejach.50 UjE;cie<br />

Zdziechowskiego stanowi jaskrawe przeciwienstwo "rojen" polsk1eh<br />

i rosyjskich mesjanist6w 0 "przeb6stwionym swiecie", "mistycznym<br />

spoleczenstwie", "zjednoczeniu nieba i ziemi".51 Ostatnie akty<br />

historii - zgodnie z Apokalipsq - wypelnia metafizyka zla, jest<br />

to jednak jego ostateczne "wysilenie". Zdziechowski za Solowjowem-wizjonerem<br />

przekladal te a'pokaliptyczne "szyfry" na desygnaty<br />

z ludzkiego swiata. Nie znaczy to, ze symbolizm Apokalipsy<br />

redu:kowal do jednoznacznych ziemskich odpowiednik6w. Punkt<br />

sub specie aeternitatis pozwalal zachowac wlasciwe gradacje i proporcje,<br />

zakreslic granice miE;dzy boskim i ludzkim, odr6znic historia<br />

sacra od historia profana. Pozwalal r6wniez "tropic" slady zla<br />

.. Pismo SwiE:te, ed. cit., s. 1328• <br />

.. M. Zdzlechowski, przedmowa do: W obltczu konca, op. cit., s. VI. <br />

.. por. M. Zdziechowskl, Testament ks. Eugentusza Trubteck!ego, op. cit., <br />

s. 199.<br />

., lb., s. 193.<br />

.. Por. J. Maritain, Humanlzm Integra!ny . -Londy n 1960, c z. IV.<br />

.. Por. A. Walicki, Mt'ldzy ftlozoftq, rettglq t potttykq, Warszawa 1983, s. 30•<br />

.. W sensie 0 jaklm m6wil na wykladach w Coll~ge de France 0 "czlowleku­<br />

-syntezie" oraz 0 "czlowieku-wiecznym" Mickiewicz. Por. A. Mickiewicz, Literatura<br />

s!owtanska, przel. L . Ploszewski, w: Dzte!a, Warszawa 1955, t. 10, s. 475i n.<br />

01 Par. M. Zdziechowski, Wlzja Krasinsk lego, Krak6w 1912, W p /ywy rosyjskie<br />

na dusz'l potskq, Krak6w 1920, S. 17 i n.<br />

106


W CIENIU ANTYC HRYSTA<br />

oraz §ledzic m1e,lSCa dramatycznych nieraz skrzyzowan tych porZqdk6w.<br />

Na jeanym z nich spotkal si~ z "ponurq postaciq Antychrysta"<br />

solowjowowskich Trzech Tozm6w. W poetyckiej transpozycji<br />

przyszlych Uos6w ludzkosci dostrzegl 'mysliciel wzorzec<br />

walki dwoch swiatow: jednego r z e c z y wi s t ego, chociaz przychodz'lcego<br />

z "ukrycia", objawiajqcego siEi poprzez znaiki i symbole,<br />

oraz drugiego, b~dqcego jego odwroceniem, imitacj'l , podajqC'l<br />

siEi jednak natr~tn i e za jedyn'l prawdziw'l i 0 s tat e c z n q<br />

rzeczywistosc, co wiEicej, wykluczajqcq jakikolwiek poza niq istniej'lcy<br />

swiat. Tak, jak'by jego Wladca i demiurg zapomnial, czy tez<br />

zlekcewazyl fakt, iz zaakceptowanie realnosci tego swiata wymaga<br />

co najmniej plyn'lcego z wolnego wyboru p r z y z w 0 1 e­<br />

n i a na jego zaistnienie. Apokalip tyczny Apollyon, "ksi'lzEi tego<br />

swiata" zlekcewazyl t~ prawd~, iz byt znany mu z epizodu w KsiEidze<br />

Rodzaju, ktory nazywa si~ c z low i e k, jest duchem wcielonym<br />

i jest przeto w mocy odpowiedziec mu tymi samymi slowy,<br />

jakimi on niegdys odpowiedzial Stworcy: Non serviam! ("nie b~dEi<br />

sluzyl:!").<br />

"Nie" sta rca Jana na eschatologicznym i ekumenicznym soborze<br />

w Jerozolimie znaczylo: "tak". Mowi'lc dobitniej: znaczylo "tak,<br />

tak", "nie, nie". Juz bez dialektyki swiatla i cienia, prawdy i falszu.<br />

Bylo to "t a k" ostateczne, wypowiedzial je Solowjow w czas<br />

Wielkiej Nocy, gdy "noc" zla, grzechu i smierci si~ "pochylila,<br />

a dzien s i~ przybUiZyl".<br />

Zdziechowski wiedzial, jakie znaczenie mial ten fakt dla Wlodzimierza<br />

Solowjowa, w i elk i ego esc hat 0 log a i sot e­<br />

r io log a zarazem. We Wst~pie do wyda'nej w 1932 r. ksiqzki,<br />

juz pod koniec Zycia mysliciel zapisal: "p ~d historii jest coraz<br />

gwaltowniejszy. Rozmiarami i szybkosciq zdobyczy swoich w zakresie<br />

techniki, cywilizacja przescignEila szybkosc marzenia, skrocila<br />

czas (...) ezy to przyspieszone tempo - zapytywal wielki poeta,<br />

mysliciel i prorok Wlodzimierz Solowjow, - nie oznacza pocz'ltku<br />

konca - konca swiata, owego przesilenia dziejowego, w ktorym<br />

zapanuje Antychryst, a po nim zagrzmi trqba Archaniola i S~dzia<br />

straszny a sprawiedliwy sqdzic przyjdzie zywych i umarlych"<br />

52 Wsp6lczesny czytelnik tych sl6w na to pytanie musi juz<br />

sam udzielic sobie odpowiedzi.<br />

Jan Krasicki<br />

.. M. Zdziechowski, Wst~ p do: Chateau br\and 1 Napoleon, Wllno 1932.<br />

107


ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />

HOMO PINGENS ET SCRIBENS<br />

o JOZEFIE CZAPSKIM<br />

•<br />

3 kwietnia <strong>1986</strong> roku min~la dziewi~edziesiqta rocznica urodzin<br />

J6zefa Czapskiego.<br />

Dziewi~edziesiqt lat zycia, zwlaszcza zycia tak burzliwego, tak<br />

barwnego, kt6re toczylo si~ nie na peryferiach historii, [ecz w samym<br />

jej centrum\.- to wielka rzecz, to wartost: "sarna w sobie",<br />

urastajqca do rangi jakiejs monumentalnej metafory i zarazem wymuszajqca<br />

'na wsp6lczesnym krytyku spizowy ton rozwazan. M6j<br />

Boze, pomyslec by mozna w tym momencie, iz przypomnienie tak<br />

s~dziwego wieku artysty to nie innego jak preludium do tzw.<br />

roc z n i cow ego szkicu "ku czci", rekapitulujqcego i zarazem<br />

idealizujqcego wielkosc czasu minionego. Jednak nie! Byloby to<br />

w pewien szczeg6lny spos6b nieuczciwe zar6wno wobec J6zefa<br />

Czapskiego, i ja'k i przede wszystkim wobec czytelnika tego tekstu.<br />

W rozmaitych rocznicowych artykulach jest zawsze cos z atmosfery<br />

(i metafcryki) epitafi6w. Tymczasem w przypadiku tego artysty<br />

doprawdy nie spos6b m6wie 0 czasie przeszlym! Czapski co prawda<br />

juz nie maluje, ale pisze dalej i, co najwazniejsze, nie jest to<br />

dreptanie w miejscu. Zresztq pisanie jest .dla niego swoistq iyciowq<br />

koniecznosciq. Jak powiada w jednym z ostatnich wywiad6w:<br />

"Dzienniki to »Ciqglose oddechu«" 1. Z malowania zrezygnowal<br />

nie tak dawno; z konieczno~ci. Na glosnym Paryskim Biennale<br />

w roku 1985 malarz zaprezentowal, ja'k za mlodzienczych [at, swe<br />

ostatnie p16tna i musialy to bye pl6tna nie byle jakie, skoro Wojciech<br />

Karpinski w sprawozdaniu z wystawy pisal: "Trudno uwierzyc,<br />

ze Martwq natur~ w czerwieni i zieleni malowal artysta<br />

88-letni. (...) Pl6tna z ostatnich lat uwazam zresztq za jego najznakomitsze<br />

osiqgni~cia. Brakowalo mi na Biennale krajobraz6w<br />

Czapskiego. Stanowilyby rozjasnienie calej ekspozycji, jeszcze ,pelniejsze<br />

ukazanie, czym moze bye dzisiaj malarstwo: prawdz'iwq<br />

lekcjq widzenia i przykladem wizji. Tak wlasnie, jako manifest<br />

108<br />

I J. Czapski: Ciqgto§t oddechu. Notowala Maria Wiernikowska, Paryz 1985.


o JOZEFIE CZA PS KIM<br />

mlodosci malarza i trwalosci malarstwa, odebralem sal~ obrazow<br />

Czapskiego na Nowym Biennale Paryskim" 2.<br />

Przypomnienie daty urodzin J ozefa Czapskiego jest w gruncie<br />

rzeczy wyrazem swoistej bezradnosci z mojej strony. Bezradnosci ­<br />

przyznaj~ - majqcej swoj przewrotny urok... ·Wszelkie (nawet te<br />

nieuswiadomione) zap~dy w stron~ podsumowywania zycia czlowieka,<br />

ktory przyszedl na swiat w Mlodej 'Polsce (I), w dodatku<br />

artysty tak ciqgle tworczego - oczywiscie n~Cq, ale z gory skazane<br />

Sq na fiasko. Sq po prostu za wczesne. Nie mySlmy 0 cokole<br />

dla Czapskiego, zapomnijmy 0 jego latach, a ponizsze uwagi potral{.tujmy<br />

jedynie jako cz~sciowe splacenie dlugu wobec polskiego .<br />

czytelnika. .<br />

* <br />

Wora,eam ~wsze do tego samego: nie wy,biegac<br />

poza wspomnienie, to wspomnienie, kt6re dalo<br />

ei .szOk - resz:ta tyl1ko przesZ'kadza.<br />

J6zef Czapsk i, Dzienniki<br />

... Wi~e jak to jest naprawd~ Gdzie tu miejsce na antytradycjonalistyczne<br />

mySlenie 0 sztuce, w koilcu - na samq sztuk~<br />

z akompaniujqcym jej glosnym wyrzekaniem na caly ten romantyczny<br />

i postromantyczny kram z Szalem Podkowiilskiego, Ksi~ciem<br />

J6zefem tonqcym w nurtach -Elstery Suchodolskiego,' Matejkowskq<br />

'ezy Grottgerowskq Poloniq, nie ' mowiqc 0 licznych konterfektach<br />

takich herosow jak Kosciuszkoczy Napoleon Jak wytlumaczyc,<br />

ze artystyczna osobowosc Jozefa Czapskiego jawi si~<br />

z jednej strony jako synonim u dan ego kapistowskiego (czytaj:<br />

nastawionego eksperymentatorsko, wyrazajqcego sprzeciw konwencjom<br />

realizmu i naturalizmu, zafascynowanego "Francjq") buntu<br />

w sztuce polskiej, z drugiej zas stanowi jeszcze jedno wcielenie<br />

wlasnie romantycznego modelu myslenia 0 sztuce i ku[turze Paradoksalne<br />

- a moze wlasnie znamienne -...- ze nawet sama biografia<br />

artysty poddana zostala procesowi romantycznej mityzacji;<br />

calkowicie niezaleznie od woH samego Czapskiego. Zapewne dlatego<br />

nieslychanie trudno jest zamknqc mysl i osobowosc Czapskiego<br />

w jakqkolwiek formul~. Najwi~kszym klopotem, z ktorym<br />

przyjdzie si~ boryikac przyszlemu monografiscie, b~dzie wYznaczenie<br />

tej s z c z ego 1 n e j granicy pomi~dzy Czapskim-artystq<br />

a Czapskim-legendq, i:ywym symbolem pokolenia, ktorego patos<br />

tragicznych losow i doswiadczeil stal siE: tak bardzo polsko-roman-<br />

I W. Ka rpinski: J 6ze1 Czapskt na pary sktm Bienna!e. "Zeszyty Llterackie"<br />

1985, nr 11, s. 157.<br />

109


ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />

tycznq obsesjq 3. Ale, jak si~ okazuje, to tylko pozorny paradoks,<br />

ze legendo-tw6rczej stylizacji poddana zostala biografia artysty<br />

tak mocno zwiqzanegoz genezq przedwojennej "odnowy" artystycznej.<br />

Biografia autora Na nieZudzkiej ziemi fuIllkcjonuje bowiem<br />

nade wszystko jako symbol los6w tej cz~sci pr zedwojennej<br />

czol6wki intelektualnej, ktorej zycie zdeterminowane bylo przede<br />

wszystkim wschodniqperspektywll widzenia i odczuwania hitlerowskiej<br />

i nie tylko hitlerowskiej apokalipsy. A to oznacza, iz<br />

legenda Czapskiego przekraeza w pewnym momencie wymiar historii<br />

i staje si~ elementern samej sztuki, rzqdzqcej si~ zgola in'Ilymi<br />

prawami niz te, ktore budowane bye mUSZq w oparciu 0 twardq<br />

dialek t yk~ rzeczywistych zdarzen. Mowiqc nieco inaczej: zar6wno<br />

biografia Czapskiego, jak i jego pisarstwo (to 0 sztuee i to<br />

o "zyciu") jest przede wszystkim ciqglym zmaganiern si~ ze zjawiskiern<br />

nazywanyrn pr zez Mieczyslawa Por~bskiego "klasyczno­<br />

-rornantycznq utopiq j~zykowej koine", utopill, ktora jednoczesnie<br />

nie byla w stanie przemoe "metafory zinstytucjonalizowanej,<br />

rnocno osadzonej w tradyeyjnie heroicznyeh wqtkach: Drogi, Wyboru,<br />

Walki, Apoteozy" '. Sam Czapski powiada: "Czlowiek rnusi<br />

ise pewnyrn nurtern i wybierac co jest dla niego najwamiejsze.<br />

Kdlejnose i waznosc" 5. Nie sposob uwolnic si~ ad przekonania,<br />

iz wlasnie owe heroiczne wqtki stanowill dla niego kolejne etapy<br />

zyciowej i artystycznej drogi.<br />

Jak zawsze w6wczas gdy biografia artysty wkracza w obszar<br />

"literatury", stajerny wobee jak:ze narn znanego i bliskiego rornantycznego<br />

toposu cierpienia jako zrodla sztuki. To nie przypadek,<br />

ze bodaj najblizszq Czapskiemu postaeill stal si~ Stanislaw Brzozowski.<br />

Gdy autor Oka cytu j ~ w swyrn znanyrn szkicu Romantyaznose<br />

w Grand PaZais slynnq mysl Brzozowskiego: "Romantycy<br />

usilowali przernoc w sobie upiora. Mlodej Polsce upi6r wlasnie<br />

byl gl~biq i prawdq" - to w gruncie rzeczy w sposob nieswia-\<br />

domy padkresla, ii; dla niego samego eale rnySlenie 0 sztuce jest<br />

przeniesionq na grunt tradycji kultury walkq z upiorern legendy<br />

wlasnej biogra£ii. Ta walka stala si~ jego gl~b.iq i prawdll. Mow1qc<br />

wprost: str6j Czap~kiego-kapisty jest wi~c tyUko kostiumem, skrywajqcyrn<br />

wlasciwy dylemat jego tw6rczej osobowosci; dylemat,<br />

I Por. szczeg61nie tom TumuLt t wtdma, pary! 1981. Zawiera on nalwi~kszy<br />

wYD6r wspomnietJ., artyku16w 1 s2:kic6w 0 charakterze g16wnie autoDiograflcznym,<br />

pubUkowanych w r6Znych czasopismach w Iatach 1948--1979.<br />

• M. Por~bski: Po j~ ci e Tomantyzmu. (W:) Romantyzm t Romantycznot~ 1D<br />

sztuce potsktej XIX t XX wteku. Wystawa w salach Zach~ty CBWA w WIII"­<br />

szawie, pazdziernik - Ustopad 1975, wystawa w Galerll Sztukl Wsp61czesnel<br />

BWA w Katowicach, styczetJ. - luty 1975­<br />

• J. Czapskl: Ctqglot~ oddechu, s. 27.<br />

110


o JOZEFIE CZA PSKIM<br />

kt6ry zamyka si~ 'dychotomiq: etyczny a estetyczny wymiar sztuki.<br />

Czapski zachwycajqcy si~ Cezannem, Waliszewskim, Bonnardem,<br />

tropiqcy nieustannie tajemnice ich warsztatu mala'rskiego, a jednoczeSnie<br />

pomstujqcy na "postmatejkizm i ogony impresjonizlllu<br />

okraszone ludowosciq z niebieskim sniegiem i chlopkami w kolorowych<br />

chustach" I; - tak naprawd~ m6wi 0 czyms zgola innym.<br />

Interesuje go w gruncie rzeczy zawsze ten sam dylemat artystycznego<br />

buntu, ikt6ry dokonac si~ nie moze, bo niemoZliwy jest<br />

"bunt kwiatu przeciwko jego korzeniom", jak powiada tak bliski<br />

mu Brzozowski.<br />

Tak wi~c to tylko poz6r, ze pisanie Czapskiego 0 sztuce skupia<br />

si~ wok61 problem6w warsztatu i jego czysto filozoficznych odnie:rieil,<br />

sytuujqcych si~ gdzies gl~boko w egzystencjalnych rejonach.<br />

W miar~ uwazna lektura Dziennik6w, a takze szkic6w,<br />

artykul6w, esej6w i recenzji powstajqcych przez ponad pi~Cdziesiqt<br />

lat, owocuje refleksjq, iZ cala wewn~trzna dramaturgia tego pisarstwa<br />

0 sztuce, historii i .zyciu dotyka w istocie spraw 0 wiele<br />

bardziej uniwersaUnych, a zarazem uchwytnych. Sprowadzajq si~<br />

one do nieustannego, choc czasami, wydawac by si~ moglo, beznadziejnego<br />

poszukiwania pewnego modus vivendi pqmi~dzy<br />

e t y c z n y m modelem kuItury, z jakiego wyroslo pokolenie kapist6w,<br />

a est e t y c z n y m i bezdrozami wsp6lczesnej sztu:ki.<br />

JednakiJe, jeSli ograniczymy si~ tylko do tej pierwszej, najog6lniejszej<br />

refleksji i nie spr6bujemy wniknqc gl~biej w istotne<br />

Jilodstawy pisarstwa Czapskiego, to nie pojmiemy tej swoistej jego<br />

synkretycznosci, kt6ra sprawia, iz mamy do czynienia nie tyle<br />

z krytykq artystycznq sensu stricto, ile przede wszystkim z kreacjq<br />

pewnej postawy swiatopoglqdowej, ideowej. To, co wydaje si~ najwazniejsze<br />

w pisarstwie Czapskiego, polega na milczqcym zalozeniu,<br />

iz rzeczywistosc sztuiki weryfikowana jest nie prawami estet.yki,<br />

lecz miarq przezycia etycznego, kt6ra poprzez sztuk~ odbija<br />

portret wi e c z neg 0 czlowieka. Charakteryzujqc tw6rczosc Poliakoffa,<br />

tzw. czystego abstrakcjonisty, powiada 0 nim Czapski, ze<br />

"daje on prze.zycie, ale jakby (tylko) estetyczne", nieco wczesniej<br />

zas pisze - "Nie wiedzqc czym jest czlowiek wsp6lczesny, wiem<br />

czym jest czlowiek wieczny, ikt6rego oblicze przeziera w sztuce" 7.<br />

Dychotomia pomi~dzy estetycznym' a etycznym jest dla autoca<br />

Tumultu i widm podstawowym przeslaniem niemal wszystkich jego<br />

pismo Znajdujemy jq nie tylko w jego rozwazaniach dotyczqcych<br />

Cezanne'a, ale takze ~icassa, Waliszewskiego, Potworowskiego,<br />

Gierymskiego... Opowiedzenie si~ Czapskiego po stronie etycznego<br />

• Patrzqc, Krak6w 1983, M. 12. <br />

7 r atrzqc, s. 387-388. <br />

111


ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />

w sztuce nieuchronnie prowadzi do wniosku, ze zarowno pisarstwo<br />

samego artysty, a chyba talkie caly ruch kapistow jest konsekwencjq<br />

wyboru, ktoremu patronuje mysl Stanislawa Brzozowskiego<br />

zawarta w slowach "tw6rczosc artystyczna jest pr6bq ustalenia<br />

stosunku pomi~dzy sobq a swiatem wartosci". W tym sensie<br />

kapizm Czapskiego nie jest wi£:c iadnq rewolucjq przeciwko tak<br />

zaciekle zwalczanemu przezen akademizmowi (jako warsztatowi!)<br />

mlodopolskiemu. I chyba dlatego wlasnie wi~kszose jego tekst6w<br />

tak bardzo kojarzy si~ z postaciq Stanislawa Brzozowskiego, ktorego<br />

Czapski - jak deklaruje - jest tzw. "uczuciowym wyznawcq";<br />

bye moie w tym tez kryje si~ cz~se tajemnicy jego ideowo­<br />

-artystycznej postawy. Wyrazona ona zostala explicite w znakomitym<br />

szkicu 0 Stanislawie Brzozowskim (1963) 8. Telkst ten stanowi<br />

niezbite swiadectwo podstawowego i ostatecznego wyboru,<br />

dokonanego przez artyst~ jui w roku 1919. Sprowadza si~ ona do<br />

przekonania, ie wewn~trznym i najistotniejszym imperatywem<br />

. sztuki jest wlasnie jej wymiar etyczny, kt6ry kaze patrzec na<br />

ni!l zawsze jako na integralny eIlement historii: "... odkrylem Legend<br />

~ Mlodej Polski. Otworzylem jq w srodku pierwszego rozdzialu:<br />

Nasze ja w historii. C6Z bylo w nim talk rewelacyjnego, ze mialem<br />

wprost fizyczne wrazenie, ie odkrywam cos dla mnie najwainiejszego<br />

Zrozumialem nagle .calym sobq, od pierwszych stron tej ksiqiki,<br />

ie nie jestem sam, ze jestem zwiqzany z ca~ym swiatem, z historiq,<br />

ie nie rna samotnosci, ie moje najistotniejsze mysIl i przezycia<br />

nie sq moj!l tylko wlasnosciq (...) ze nalez!l do historii, chc~<br />

tego czy nie chc~, ie jestem nie tylko potrzebny, ale ze nikt za<br />

mnie tego co zrobic musz~ nie zrobi, i zrobic nie moze" 9.<br />

Refleksy tej wlasnie postawy odnajdziemy we wszystkich wypowiedziach<br />

dotyczqcych spraw malarstwa, jego historii i terainiejszoscL<br />

Dychotomia ta okresla zarazem ontologiczny wymiar mysli<br />

Czapskiego, zakl~tej w chochdlim tancu, w kt6rym bunt przeciwko<br />

romantycznej przeszlosci tworzy nierozerwalnq par~ z niemoinosciq<br />

uwolnienia si~ od sHy romantycznej historiozofii z jej moralnym<br />

imperatywem cierpienia.<br />

Uproszczony poglqd, ii postae Czapskiego fuqkcjonuje w historii<br />

sztuki jako synonim kapistowskiego buntu, programowo odcinajqcego<br />

si~ od romantycznej i postromantycznej przeszlosci, jest wi~c<br />

tezq bl~dnq. BI ~dnq, gdyz zaciemnia ona warne przeslanie . tego<br />

pisarstwa, zawarte w pytaniu 0 sens nieustannych, w coraz szybszym<br />

rytmie post~pujqcych metamorfoz sztuki. To wlasnie w po­<br />

• patrzqc. s. 273-290.<br />

• patrzqc. s. 278-279.<br />

112


o JOZEFIE CZAPSKIM<br />

wyiszym kontekscie funkcjonuje inne pytanie, sformulowane przez<br />

Czapskiego w eseju Koniecznosc i ~aska : "... sztu1ka, kt6ra byla potrzebq<br />

czlowieka od grot przedhistorycznych do naszych czas6w,<br />

czym b~dzie po epoce, kiedy artysta (wsp61czeS'I1Y) wystawia w probowkach<br />

wlasnq uryn~ na wielkiej wystawie w Grand Palais, lub<br />

inny artysta jui dzis slawny wysta wia i »sprzedaje jak buleczki«<br />

w znanej paryskiej galerii tej jesieni i smiecie i odpadki zebrane<br />

w h ermetycznych slojach... " 10 Pami


ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />

sprawrueJsze niz kiczowaty Szal Podkowin:skiego. Tw6rca MeZanchoZii<br />

(notabene prezentowanej na wystawie) wydaje si~ bliski<br />

Czapskiemu g16wnie z tego powodu, i:e jak bodaj zaden malarz<br />

drugiej polowy XIX wieku (moze z wyjqtkiem mlodego Weiss a),<br />

wyrai:a to, co jeden z ubieglowiecznych 'krytyk6w nazwal "tajemni-<br />

CZq mOCq cierpienia", . .<br />

Naturalnie, tak ostry sprzeciw Czapskiego nie moze w najmniejszym<br />

stopniu dziwic czy zaskakiwac. Tych kilka zdan chyba najpelniej<br />

obrazuje zasadniczy drari1at, jaki rozegral si~ po wkroczeniu<br />

kapizmu na aren~ sztuki i jaki rozgrywa si~ w naszej swiadomosci<br />

doslownie po dzien dzisiejszy. Dwoistosc oabioru malarstwa<br />

zaprezentowanego na wspomnianej wystawie, kt6ra byla<br />

czyms w rodzaju misterium narodowego, jest przeciez az nazbyt<br />

wyrazna: jak pisal w komentarzu do wystawy Marek Rostworowski,<br />

jest to z jednej strony wyrazenie "polskiego universum,<br />

patologicznego, podnioslego i pobudzajqcego (...), synteza swiata<br />

i dzialalnosci czlowieka, odmowa poddawania si~ przymusom, zdj~cie<br />

ich ze wszystJkich zniewolonych, osiqganie woUnosci tworczej,<br />

jej manifestowanie i udzielanie jej innym -swojego- rodzaju rZqd<br />

dusz przez wprowad~enie uczestnikow artystycznych dzialan, w sfer~<br />

wolnosci" 12, z drugiej zas - wyrazenie smiesznosci i groteskowosci<br />

tej postawy, kt6rej sens najlepiej oddaje cytat z Mrozka:<br />

,,0 tu! - krzyknqlem, szeroko otwierajqc jam~ ustnq i wskazujqe<br />

palcem na z~by trzonowe. - 0 tu wybili, Pani€, za wolnosc wybili!"<br />

13, Paradoks polega na tym, iz werbalnie Czapski manifestuje<br />

solidarnosc z tq drugq postawq rodem z Witkacego, Gombrowieza<br />

ezy w koncu cytowanego MroiJka. Ale tez z powodzeniem re-.<br />

fleksja Rostworowskiego moglaby posluzyc za motto do bodaj calego<br />

pisarstwa autora Oka, jak r6wniez - jego biografii. Tak wi~c,<br />

mi~dzy tymi dwiema strategiami odbioru, a raczej uczestnictwa<br />

w sztuce miesci si~ postawa Czapskiego. Z pewnosciq nie odwraca<br />

si~ on od oczywistego przeeiez przeslania, jakie wystawa<br />

niosla: gdyby tak bylo, to caly jego system ideowy okazalby si~<br />

wewn~trznie niesp6jny. A tak przeciez nie jest. Nie jest tym bardziej,<br />

ze sens wewn~trznych napi~c tej postawy krystalizuje 'si~<br />

wlasnie wok61 biografii artysty. W tej samej recenzji z paryskiej<br />

wystawy Romantycznosc... pisal przeciei:: "przypomnial mi si~ w<br />

mojej obronie Brzozowski~ »Co nie jest biografiq, nie jest w og61e«,<br />

Zrozumialem nagle, ze na calq wystaw~ patrzylem poprzez mojq<br />

biografi~. Gorzki atak m6j ;na brak kryteri6w malarskich tej<br />

wystawy, allei: to ~alszy ciqg walki 'naszej mlodosei, kapist6w i na-<br />

SI Marek Rostworowski: Romantyzm l w tek dW!ldziesty, (W:) Romantyzm .<br />

I Romantyczn osc...<br />

" Cyt. za J. Czapskim: PatTz,!c, s. 344.<br />

114


o JOZEFIE CZAPSKIM<br />

szych przyjaciol. (...) Zrozumialem przy tym, ze ta cala wystawa<br />

z Matejkq, ze snami i zmorami, z jej mlodopolskq gorqczkq i formq<br />

tak cz~sto Ikalekq - ze to i moja biografia, biografia nas wszystkich.<br />

(...) Ten kuIt nie tragedii rozdartej, zniewolonej ojczyzny,<br />

ale kuIt polskiego 0 b era m mer g a u (...) I nagle uczcilem<br />

calym sercem Gombrowicza i Mrozka" 14.<br />

Taka bowiem biografia - jak w zakl~tym kole - przeistacza<br />

s i~ w fikcj~, w mit, we wspanialq wizj~ historii narodu naznaczonego<br />

pi~tnem tragedii. W tym spektarklu - jak pisal Mieczyslaw<br />

Por~bski - "jestesmy- wspaniali i bezradni, papagaje i perokety<br />

cierniem historii wciqz na nowo w kazde saskie ostatki<br />

koronowani. Czy tak musi bye zawsze" 15. Mimo Legendy Mlodej<br />

Polski Brzozowskiego, mimo Witkacego, Gombrowicza i Mrozka,<br />

mimo Wyspian3l;\:iego i jego Wyzwolenia dalej poddajemy si~ temu<br />

"stereotypowi upartemu" 16. Po latach sklonni jestesmy z wi~kszq<br />

pewnosciq wnioskowae, iz wlasnie przeciwko temu stereotypowi,<br />

nie zas jego historiozoficzno-romantycznym podsta worn skierowany<br />

byl bunt pierwszych kapistow. Ale czy byl to bunt udany ..<br />

Trudno 0 jednoznaczne oceny. Tym bardziej, ze "przypadek"<br />

autora Patrzqc uswiadamia dobitnie, iz ten sprzeciw mimo wszystko<br />

nie byl i nie jest w stanie przezwyci~zye . owego specyficznie<br />

teatra[nego (choe to moze zbyt mocno powiedziane), polsko-emigracyjnego<br />

syndromu wlasnej biografii.<br />

* <br />

... co zna,czy rzemioslo, kiedy nie rna WlZJQ...<br />

J6zef CzapSiki, Dzienniki<br />

Kim jest Czapski - malarzem czy pisarzem Odpowiedz. w gruncie<br />

rzeczy nie nastr~cza trudnosci: jako artysta realizuje si~ on<br />

niewqtpliwie przede wszystkim w malarstwie. Nie oznacza to jednak,<br />

ze pisanie jest dla niego zaj~ciem wylqcznie podrz~dnym,<br />

marginesowym, pozostajqcym w luznym zwiqzku z tworZE!l1iem na<br />

plotnie. Joanna Pollakowna slusznie zauwza: "JezeIi istnieje jako<br />

typ ludzki homo scribens, Jozef Czapski niechybnie do tego gatunku<br />

nalezy. Bo 0 ile malarstwo jest dla niego samym przezywaniem<br />

(tyilez artystycznym co intelektualnym i gl~boko duchowym),<br />

pisanie zdaje si~ stanowie konieczne dopelnienie przezycia" 17. Nie<br />

' .<br />

" p atn qc s. 343-344<br />

15 Mieczyslaw Pon;b ski: poze gnan te z k ryt y kq. Krak6w-Wroclaw 1983, s. 392­<br />

:J1)3.<br />

" Okreslenie Mieczyslawa Por~b s l


ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />

jest to zatem ten typ osobowosci tworczej, ktorq reprezentujq Wyspianski,<br />

Blalkeczy Gessner; dla nich bowiem odmiennose tworzywa<br />

artystycznej ekspresji byla w pewnym sensie nieistotna. Podpisujqc<br />

si~ pod myslq Pollakowny, zauwazmy jednak, iz pisarstwo<br />

Czapskiego jest takZe przejmujqcq autoanalizq samego procesu<br />

tworczego, rysujqcego "Si~, by tak rzec, w dwoch jakosciowo<br />

odmiennych perspektywach: egzystencjalnej i historycznej. Przyjrzyjmy<br />

si~ im blizej.<br />

Teza to zapewne ryzykowna, ale trudno nie odniese wrazenia, iz<br />

owo "dopowiadanie" slowem tego, co "dzieje si~ na p16tnie (oboj~tnie<br />

- wlasnym czy cudzym) stanowi dla Czapskiego formE;<br />

walki z kompleksem "artysty nieudanego", ktorego wewn~trzny<br />

imperatyw tworzenia nie idzie w parze z przekonaniem, ze w istocie<br />

jest on tworcq. Wi~cej nawet: poslugiwanie si~ pi6rem jest<br />

wyrazem swiadomego skazania si~ na samotnose w przekonaniu,<br />

ze tylko ten stan to warunek konieczny, aby odnaleze si~ jako<br />

artysta. W krotkiej przedmowie do Patrzqc nie przypadkiem wspomina<br />

Czapski slowa Gertrudy Stein, Ikt6ra w rozmowie z nim<br />

powiedziala: "C6Z mi wciqz opowiadasz 0 Twoich kolegach Malarz,<br />

ktory chce cos wniese do sztuki, musi bye sam i sam dotrzee<br />

do swojej wlasnej drogi" 18. Miala racjE; - stwierdza Czapski.<br />

Brak przekonania, iz jest w stanie sprostae wyzwaniu, towarzyszye<br />

b~dzie autorowi Oka bez przerwy, przez wszystkie lata<br />

tw6rczosci, az po dziell dzisiejszy. W Maim Londynie (1958), wspominajqc<br />

rok 1926 i jednq z rozmow z WaUiszewskim i Cybisem;<br />

Czapski .wyznal: "Zdaje si~, ze tego \vieczoru dopiero s tal e m<br />

s i ~ malarzem, bo zrozumialem, ze nadal t~ sci a n~ ciemnosci bGd~<br />

probowal przebijae, nawet przyjmujqc ewentualnose, ze jej nigdy<br />

nie pr zebij~, bo oderwae si~ od malarstwa nie mog~ . Dotiknqlem<br />

jakiegos dna. Skqd ten upol', sam nie rozumiem. Rysunki moje<br />

z wczesnej mlodosci byly manieryczne i falszywe, gdy zdolnosci<br />

do muzyki, nad ktol'q duzo pracowalem w tamtych czasach nikt<br />

mi nieodmawial. (...) Wi~c dlaczego pchalem si~ do malarstwa<br />

nie zach~cany przez nikogo i b~dqc wlasnie w tej dziedzinie wyjqtkowo<br />

t~py, wp~o s t bez talentu" 19. Podkreslmy, ze szkice, artykuly<br />

i eseje zawarte w Oku, a talkze Dzienniki Sq wymownym<br />

swiadectwem uporczywej walki z wlasnq "scianq ciemnosci", Sq<br />

jednoczesnie zapisem kondycji "artysty cierpiqcego", w pelni swiadomego<br />

swych ograniczen, ktore Sq rodzajem ekspiacji za "win~ "<br />

stania si~ tworcq. Na marginesie zauwazmy tez, iz wlasnie tutaj<br />

prawdopodobnie - 0 czym dalej - tkwiq Zrodla nieskrywanej<br />

" Patrzqc, s. 5. <br />

10 patrzqc, s. 112. <br />

116


o JOZEFIE CZAPSKIM<br />

niechE;ci Czapskiego do Picassa, dziecka SzczE;scia, dla ktorego sztuka<br />

byla t y I k 0 formq zabawy.<br />

DrE;CzqCe uswiadamianie sobie istnienia "sciany ciemnosci", ktoremu<br />

Czapski daje nieustannie wyraz, r odzi mechanizm obronny.<br />

Polega on na nieustannym czuwaniu, oczekiwaniu na epifaniE;,<br />

szczegolny stan tworczej iluminacji, w ktorym wreszcie chociaz na<br />

moment stanie siE; artystq. Pisarstwo Czapskiego jest w istocie nie<br />

tyUko dopelnienieni przezycia - jak powiada Pollakowna - ale<br />

przede wszystkim sposobem utrzymania wlasnej swiadomosci w nieustannym<br />

napiE;ciu, Iktore w pewnym momencie przerodzi siE;, bye<br />

moze, w epifaniE;. Przykladow tego rodzaju epifanicznych objawien,<br />

kuItywowanych przez lata cale, odnajdziemy w pismach<br />

Czapskiego bez liku. Stanowiq one moment niezwykle wazny<br />

i skrzE;tnie przez niego odnotowywany: "Ktoregos dnia ruszylem<br />

do Londynu do National Gallery. Oglqdalem setki plocien bez<br />

specjalnego wrazenia, przechodzqc juz bardzo zmE;czony od sali<br />

do sali i nagle zobaezylem male ploeienko. (...) Do dzis; po trzydziestu<br />

paru lataeh, wid z E; to plotno, widzE; tyeh parE; niklych<br />

szarosci i tE; ezerniawq eorotowskq zielen. Trudno mi mowie 0 tej<br />

ehwili, ale po latach Krakowskiej Alkademii, Paryza, po tygodniach<br />

spE;dzonych w Luwrze na pi!lnym (...) kopiowaniu Poussina ­<br />

pierwszy raz w zyeiu tak przezylem malarstwo" 20. Podobnym<br />

"pierwszym przezyciem" byly dla niego rowniez dziela Van Gogha<br />

(Most przez rzeczk~ 21), Hezne ptotna Cezanne'a. A w ostatnim<br />

eseju Patrzqe wyznal: "SehodzE; wi~e na grunt dni.a powszedniego.<br />

Wra-cam do tyeh sekund szoku, wizji, konieeznosci, ktorych zaniedbanie,<br />

zgluszenie w sobie poprzez dnie, "lktore robiq szmaty<br />

z nas«, autentyczny artysta czuje jako grzeeh" 22.<br />

Owa szczegolna nieeiqglose aktu przeiycia estetyczno-duchowego<br />

w obliezu dziela sztuki, ktora objawia SWq doskonalose nagle i na<br />

moment, jest w przypadku Czapskiego - jak siE; zdaje - skutkiem<br />

postawy, okreslajqcej istotE: , tzw. "tworezego patrzenia". W<br />

artykule Matisse i troglodyta, parafrazujqe zdanie Ciorana, pisal:<br />

"Trzeba by mowie, pisae 0 dzielaeh sztulki jakby "historia sztuki«<br />

nie istniala, na wzor troglodyty olSnionego i przerazonego... ".<br />

Wowezas to - Ifowiada dalej - dokonuje siE: "dziwna komunia<br />

artysty i odbiorey". Komunia ta, to poszukiwanie "i nne g 0 w y­<br />

m i a r u, ktory nie ma nie wspolnego z takim ezy innym jui:<br />

z gory przyjE;tym ustawieniem historycznym, takq ezy innq idee<br />

preCOn(;ue" 28•<br />

.. Patrzqc, s. 116. <br />

I! patTzqc, s. 327. <br />

ft Patrzqc, s. 389. <br />

II PatTzqc, s. 317. <br />

117


ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />

Powstaje pytanie: z jakiej tradycji wynika, a wlasciwiej - i jakq<br />

tradycjq wsp6lbrzmi ten typ "tw6rczego patrzenia" Odpo-'<br />

wiedz - mimo, ze wydaje siE: tu wazna - nie jest bynajmniej<br />

prosta. Niewqtpliwie cwo "artystyczne przezycie" otwarte jest nie<br />

tyle na metafizycznq, ile na relligijnq tajemnicE:. W niej tkwi, jak<br />

to formuluje Czapski, "swiadectwo prawdy czlowieika". Nie gubiqc<br />

tego jakze waznego i wyraznego rysu ·postawy autora Patrzqc,<br />

wskazmy tez na inny jej aspekt, bye moze zaskakujqcy, ale dlatego<br />

warty wnikliwszej uwagi. Postawa ta z jednej strony w przejrzysty<br />

spos6b koresponduje z rozwiniE:tq przez romantyim koncepcjq<br />

Vico "artysty jako czlowieka pierwotnego" 24, z drugiej<br />

zas staje siE: jeszcze jedn~ realizacjq neoromantycznego modelu<br />

przei:ycia sztuki, objawionego bodaj najpelniej w dziewiE:tnastowiecznej<br />

krytyce impresyjnej (krytyce poet6w), kt6rej korzenie<br />

tkwiq glE:boko w przeszlosci. Mozna co prawda twierdzic, ze tam<br />

gdzie Czapski m6wi 0 "potwornym zagE:szczeniu przei:ycia", znaczy<br />

to z u pel n i e co innego nii: u "estet6w", ale nie spos6b<br />

uwolnie siE: od jednoczesnego przeswiadczenia, i:e w mniej czy<br />

bardziej wyrazny spos6b postawa ta naklada siE: na bogatq tradycjE:<br />

wspomnianej "krytyki poet6w", loktijqcej siE: po stronie<br />

"e s .t e t y c z neg 0". Moina m6wie 0 innych punktach dojscia postawy<br />

Czapskiego, ale punkty wyjscia wydajq siE: te same jak<br />

u "estet6w".<br />

Mario Praz zauwazyl, iz "ten spos6b patrzenia na dzielo zostal<br />

wprpwadzony przez Diderota i doprowadzony do skrajnosci przez<br />

Oskara Wilde'a w formule »krytyk jako artysta «" 25. Tezy Wilde'a<br />

w samej Mlodej Polsce znalazly, jak wiemy, wielu wyzn'awc6w;<br />

naUei:al do nich taki:e Ignacy M~tuszewski, kt6ry jako zwolennik<br />

subiektywizmu w krytyce pisal: "Subiektywna metoda jest potrzebq<br />

do ,wydobycia na jaw pewnych wlasciwosci dziela nie dajqcych<br />

siE: wyjasnic i zbadac winny spos6b" 28. Poglqd ten powt6rzq<br />

taki:e Karol Irzykowski, Antoni Lange, Cezary Jellenta. .<br />

R6wniei: . w samej literaturze, nie obcej przeciei: Czapskiemu,<br />

przyklad6w takiego zachwytu troglodyty, kt6ry ogarnia dzielo na<br />

poziomie metafory, nie zas dyskursu, odnajdziemy bez liku. Przypomnijmy<br />

chociai:by A reb.ours Huysmansa. Przei:ycie przez bo­<br />

14 0 koncepcjl poety jako czlowleka plerwotnego wylotonej w dzlele Glambattisty<br />

Vlco Setenza Nuova plsal szerzej Michal Glowinskl. Par. Michal Glo­<br />

Wiflskl, za,~wtat przedstawtony.. Szldee a p oez;!t Boleslawa Le~mtana, Warszawa<br />

1981, 8. 15-21.<br />

II Par. Marlo Praz. Mnemosyne. Rzeez 0 powtnowactwte Itteratury t sztuk<br />

plastyeznycn. Przel. WoJclech Jeklel. Warszawa 1981, s. 42.<br />

ft Por. Ignacy Mstuszewskl, 0 Bztuce t krytyce. Studta t Bzktce , Warszawa<br />

1965, s. 193.<br />

118


o JCZEFIE CZAPSKIM<br />

hatera Tanca smierci Gustawa Moreau, Sacra Conversatione Ferrariego,<br />

Komedii smierci Bresdina, grafik Albreehta Diirera ezy Odilona<br />

Redona - to przeeiez nie ehlodna analiza wrazeil w obliezu<br />

dziela mistrzow, to pr zede wszystkim kontemplaeja obrazu w jego<br />

epifanicznym, "innym" wymiarze. "Niczym stary krol, des Esseintes<br />

zmiazdzony, unicestwiony,- otumanialy, tkwil przed tancerkq"<br />

27 (chodzi 0 Salome Moreau). Nie inaczej jest u Czapskiego:<br />

"Talk samo Matisse, ktorego odkrywam coraz na nowo, jakbym<br />

go nie znal od lat, dostarcza mi znowu przeZyc poza czasem i- staj~<br />

wobec jego dziel jak olsniony troglodyta" 28. Podobnie b~dzie w<br />

przypadku dziel Fra Angelico, Boscha, Morandiego, przede wszystkim<br />

zas plocien Cezanne'a. Obraz jawi si~ Czapskiemu na ogol<br />

jako amorficzna struktura bez wewn~trznego porz'ldku, ktory by<br />

scalal rozmaite poziomy ikoniczne. Ale czasami, rzadko, dzieje si~<br />

tak, ze po zdj~ i u zaslony ("odkTywam Matisse'a coraz na nowo")<br />

dzielo objawia si~ urod'l idealnej harmonii, zamdmi~tej, wewn~trznie<br />

samowystarczalnej doskonalosci, w ktorej kazdy elemenf, kazdy<br />

poziom wsp6lbrzmi z pozostalymi.<br />

Ten model "tw6rczego patrzenia" nie ogranicza si~ bynajmniej<br />

do kontaktu z cudzq sztuk'l; dotyczy takze wlasnej tw6rczosci.<br />

W artykule pod charakterystyeznym tytulem Koniecznosc i laska,<br />

definiuj'le istot~ malarstwa, Czapski stwierdza, iz jest one ikoniecznosci'l<br />

utrwalania przezycia, szoku doznanego na przyklad na widok<br />

"fioletowej lydki tlustej kobiety". I dalej: "Wizja Boj~ si~<br />

naduzycia szumnych sl6w, nie mam jednak czym tego slowa zast'lpic.<br />

Chodzi 0 to, ze zwykle patrz~ na swiat jak na ma~ geograficzn'l,<br />

wszystko rownie waine, pr~dzej wszystko rownie niewazne,<br />

i naraz widz~ takq cry inn'l ikombinaej~ forl!l i barw, poprzez<br />

ktore nagle (...) odkrywam jakby przez przypadek, czlowieka, kt6ry<br />

istniec dla mnie zaczyna jakby ealq SWq istotq, poprzez zauwazon'l<br />

zmarszczk~, asymetri~ twarzy ezy kolor krawata" 29. Mniej przy<br />

tym chodzi 0 tak moeno ·podlkreslan'l "momentalnosc", "naglosc"<br />

doznania, zwan'l cz~sto przez Czapskiego szokiem; idzie natomiast<br />

przede wszystkim 0 now'l jego jakosc, w ktorej "reaUne", zmyslowo<br />

namaealna "kombinacja form i barw" staje si~ zr6dlem fenomenologicznego<br />

doznania, konkretyzuj'lcego si~ w pierwszym rzucie<br />

oka. "Czy takie widzenie stwarza koniecznie mus utrwalenia<br />

przezycia" - pyta autor Oka. Odpowiadajqc stwierdza: "Hof­<br />

11 Jorls-Karl Huysmans, Na wspak, przel. Julian Rogozinski, Warszawa 1976,<br />

s. 101-102•<br />

.. patrzqc, s. 317. <br />

ft patrzqc, s. <strong>385</strong>. <br />

119


ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />

mannsthal w Liscie do Lorda Chandos jest zdania wr~el odwrot­<br />

_nego. Niezaleznie jak to widzenie nazwac, pewny jestem, ze jest<br />

one ealkiem inn e niz zwykle i napelnione inn q tresciq. W<br />

tym pierwslym doznaniu nie ma nawet cienia mysli elY i komu<br />

moze to poza mnq do ezegos sluzyc" 30. Czym zatem jest cwo widzenie,<br />

na czym polega jego innosc Raz jeszeze okazuje si~, ze<br />

dla Czapskiego akt tw6rezy to bynajmniej nie skonkretyzowany<br />

do wymiaru jednego dziela zesp61 ehwytow piktoralnyeh, ukladajqeyeh<br />

si~ W okreslone modele stylowe ezy stylistyezne; gdyby tak<br />

bylo, to postulat ahistoryeznego "widzenia" troglodyty pozbawiony<br />

bylby jakiegokoUwiek sensu. Bo ezymze jest historia sztuki, jesli<br />

nie badaniem przebieg6w akt6w tworczych w nieustannym procesie<br />

doskonalenia si~ formy 31. Dla Czapskiego "sens'" malarstwa<br />

kryje si~ poza dzielem, gdyz stanowi one t y I k 0 konieezny<br />

wyraz "potwornego zag~szczenia przezycia wobee nawet (ezy wlasnie)<br />

najoboj~tniejszego, najbanalniejszego zjawiska. (...) Wi~c malarstwo<br />

i sztulka w ogole sluz~ (...) jako jE;zyk zag~szczonego przekazu<br />

przezyc, kt6re zwykle w nas ginq nie doprowadzone do zadnego<br />

konea" 32.<br />

Ale, ale...! Problem nie przedstawia si~ jednak tak ealkiem<br />

przejrzyscie, jakby moglo siE; to wydawac. W przypadku Czapskiego<br />

rzecz rue sprowadza siE; -bowiem do samej tylko kondycji<br />

psychicznej, emocjonalnej czy - szerzej - egzystenejalriej artysty<br />

i odbiorey, Ikt6rzy nawet w niedobrym obrazie potrafiq dostrzec<br />

.jego epifaniczny blysk pi~kna i doskonalosci. Owo olsnienie<br />

troglodyty dokonac si~ moze jedynie przy spelnieniu okreslonych<br />

warunk6w natury historyczno-artystycznej (i to jest ta druga wspomniana<br />

przez nas uprzednio perspektywa). Gdyby bardziej wnik!l.iwie<br />

przeanalizowac apologetyezny stosunek Czapskiego do Cezanne'a,<br />

to okazaloby si~, iz wed lug autora Oka wiellkosc samot ~<br />

nika z Aix wynika przede wszystkim z idealnej harmonii pomi~dzy<br />

koniecznosciq uei~czki od wszelkieh teoretycznyeh, poetyekich<br />

i warsztatowyeh kanonow mody - a jednoczesnym un~kni~ciem<br />

zerwania kontaktu z naturq, ktora pozostaje niezmiennym zr6dlem<br />

"bezgranieznego bogaetwa ksztalt6w i tresci okiem widzianych".<br />

Dopiero w tym "pomiE;dzy" kryje si~ zalqzek sztuki.<br />

W przedmowie do Patrzqc Czapskd. wyznal: -,;Ten wybor moich<br />

artyku16w pisanyeh w ciqgu blisko piE;cdziesi~ciu lat stal si~ mimo<br />

woli kronikq tej epoki malarstwa widzianq nie przez histo­<br />

.. Tamte. ...<br />

"Por. Ernst H. GQmbrich, Sztuka t zludzenie. 0 psychotogtl pTzedstawteni a<br />

o bTazowego. Przel. J . Zaranskl, Warszawa 1981.<br />

'" PatTzqc, s. 386, 388.<br />

120


o JOZEFIE CZAPSKIM<br />

ryka sztuki, ale malar za" 33. Pomyli si~ jednak ten, kto te slowa<br />

przyjmie bez zastrzeieil. Czapski, wbrew 'temu co twierdzi, okazal<br />

si~ znakomitym historykiem sztuki, ktory, jak malo kto, posiadl<br />

rzadki dar syntetyzowania zjawisk i faktow skladajqcych si~<br />

astatecznie na misterny fresk burzliwych pi~edziesi~ciu lat w sztuce<br />

kr~gu kulltury francuskiej. Warto wi~c przyjrzee si~ mu bliiej<br />

nie tylko jako artyscie porzqdkujqcemil rzeczywistose poprzez epifanicz'lle<br />

dozna-nia, ale wlasnie jako historYikowi sztuki, ktorego<br />

swiadomose Qlkre§lona zostala takie poprzez moiliwq do uchwycenia<br />

tradycj~.<br />

J ego droga biegla - jak wyznaje - od Gierymskiego, Cezanne'a,<br />

Bonnarda ai po Soutine'a, de Staela, Morandiego. Ona tei uksztaltowala<br />

zasadnicze estetyczno-warsztatowe imponderabilia programu<br />

autora Oka. Uogolniajqc przyjqe moina, i e program ow miesci<br />

si~ w ramach hasla: "Od Cezanne'a do Picassa". To pierwsze nazwisko<br />

oznacza stalq i niezachwianq wiernose Czapskiego wobec<br />

wartosci, ktore malarstwo Cezanne'a wprowadzilo w obieg sztuki<br />

34; gdy tymczasem to drugie pozostanie synonimem wiecznej niepewnosci,<br />

polqczenia podziwu z nieskrywanq dezaprobatq wobec<br />

"krolewskiego tygrysa w malarSikim cyrku".<br />

Stosunek Czapskiego do Cezanne'a odpowiadal w duiej mierze<br />

rowniez formule polskiego koloryzmu, dla ktorego tworca Wielkich<br />

kqpiqcych si~ byl niewqtpliwie patronem. "JeSli ehodzi 0 nasze<br />

bostwa, zdaje si~, ze jedno. tyUko nie podlegalo fluktuacji w naszej<br />

ocenie: byl nim i pozos tal 'Cezanne" 35. Tak wi~c, gdy w roiku<br />

1937 w artykule zatytulowanym ° Cezannie i s-wiadomosci malarskiej<br />

stawial pytanie - "Czy Cezanne byl r zeezywiscie Mojieszem"<br />

- to bylo ono dla niego i dla calego "Komitetu P aryskiego"<br />

pytaniem bez wqtpienia retorycznym. Tym bardziej, ze juz<br />

wczesniej -w szkieu pod wymownym tytulem Re-wolucja Cezanne'a<br />

(1934) cytowal zdanie malarza, ktore dla wszystkich kapistow stalo<br />

s i~ jednym z podstawowych, by tak rzee, _metafizycznyeh kryterow<br />

wartosei: "trzeba na powrot stae si~ klasykiem prze,z doznanie"<br />

36. To "doznanie", wyrazone obrazem, dostrzeze potem CzapSiki<br />

w obrazach Waliszewskiego, Cybisa, Potworowskiego, Jaremy.<br />

Odkrycie Cezanne'a, a wi~c: pogarda dla akademizmu, swiadomose<br />

scalania rysunku i koloru w obrazie, przy tym uznanie ko-<br />

III patrzqc, s. 5.<br />

ac Pisalem 0 tyro szerzej w artykule J6zet Czapsk t -<br />

patTzeni a. " WIE:z" 1983, nr 7, s. 85-93.<br />

.. PatTzqc, S. 32.<br />

h Patr zqc, S. 55.<br />

sz t u ka krytycznego<br />

121


ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />

10fu, a nie rysunku, za konstrukcyjny punkt wYJscla, brak zrozumienia<br />

dla swiatlocienia, wzgarda wobec tematow "literaokich",<br />

dqznosc do osiqgni~eia ,absolutnej autonomii "obrazu" - to przeciez<br />

podstawowe tezy pollskiego koloryzmu: Genetyczne zwiqzki<br />

ze sztukq Cezanne'a, 0 kt6rym Czapski powiadal, ze przyszedl na<br />

swiat po to, aby zniszczyc impresjonizm, si~gaj~ zresztq znacznie<br />

gl~biej i dotyczq wielu kwestii, mi~dzy innymi wspolnego traktowania<br />

natury jako zespolu bryl geometrycznych, synkretyzmu<br />

chwyt6w kompozycyjnych, a takze prawdy, iktora zawarta zostala<br />

w slynnej Cezannowskiej deklaracji, i:e "kiedy kolor dochodzi do<br />

nafwi~kszego ~ogaetwa, forma uzyskuje najwi~k s z q pelni~".<br />

Trudno twierdzic, ze Czapski-malarz do d~isiaj pozostal wierny<br />

wszystkim tym zalozeniom estetycznym i warsztatowym; sam zresztq<br />

powiadal 0 sobie niejednokromie, ze jako artys ta od kapizmu<br />

odszed1 jui: dawno. Niewqtpliwie jednak jego historyczno-artystyczna<br />

swiadomosc, jego synteza blisko pi~cdzies i ~cioletniej tradycji<br />

malarstwa uksztaltowane zosta1y poprzez ezy w wyniku rewoIucji<br />

Cezannowskiej, k t6rej refleksy odnajdujemy w samym programie<br />

artystycznym kapizmu. Na ' tym tIe charakterystyczny i bardziej<br />

zrozumialy staje si~ fakt, ze najwi~cej uwagi poswi~ca Czapski tym<br />

artystom, kt6rzy nigdy nie kryli faktu Cezannowskiej proweniencji<br />

swego wlasnego pojmowania sztuki. Tak jest w przypadku Legera,<br />

Jacquesa Villona, Braque'a, Deraina, Matisse'a i wielu innych; nazwiska<br />

tych tworc6w pojawiajq si~ w pisarstwie krytycznym Czapskiego<br />

najcz~sciej.<br />

W· tym kgntekscie szczeg6!lnie wazne wydaje s i~ przypomnien,ie<br />

Bonnarda. Wazne, gdyi: wiqze si~ one z pewnym nieporozumieniem,<br />

ktore lektura pism krytycznych Czap3kiego wyjasnia w sposob<br />

jednoznaczny. Ot6z w wielu opracowaniach i Iui:nych uwagach<br />

dotyczqcych malarstwa tworcow "Komitetu Paryskiego" wymienia<br />

' si~ na pierwszym miejscu nazwisko Bonnarda jako bezposrednego<br />

inspiratora ich sztuki. Nie jest to opinia \v pelni zasadna.<br />

Znamiennie brzmi uwaga krytyka, iktory w posmiertnym<br />

wspomnieniu 0 Bonnardzie mimochodem i w nawiasie wspomnial:<br />

"Bardzo jest charakterystyczne jak Bonnard malowal (bron Boze,<br />

hilkomu bym tak malowac nie radzil)" 37. W innym zas miejscu<br />

czytamy: "Jesli po Pankiewiczu kapisci byili w lataeh trzydzlestych<br />

glownymi propagatorami malarstwa Bonnatda w Polsce, nie<br />

.swiadczy to wcale by 1a two asymilowali jego malarstwo na poczqtku"<br />

38. Otoi: to! Przyczyny faktu, ze nazwisko tego artysty tak<br />

t1 Fatrzqc, s. 129. <br />

II FatTZqC, s. 129. <br />

122


o JCZEFIE CZAPSKIM<br />

cz~sto wymieniano w6wczas przy r6inych okazjach, tkwily zgola<br />

gdzie indziej. Wiqzaly si~ one z tym, ie Bonnard byl bliskim przyjacielem<br />

samego Pankiewicza i za jego posrednictwem calej tej<br />

niewiellkiej kolonii polskich artyst6w w Paryzu. Po drugie, nazwisko<br />

to funkcjonowalo wtedy bardziej jako symbol "raju sztuki",<br />

kt6ry SkOllczyl \ si~ wraZ z odejsciem malarza (nic dziwnego,<br />

ze wspomnienie Czapskiego 0 czolowym przedstawicielu Nabist6w<br />

nosi tytul Raj utracony). Chodzilo przy tym nie tyle 0 podpatrywanie<br />

i przejmowanie samego warsztatu Bonnarda (jak to si~ stalo<br />

w przypadku Cezanne'a), He raczej 0 zauroczenia specyficznq aurq<br />

nastrojowq jego obraz6w, kt6ra przez niemal cale tw6rcze zycie<br />

artyst~ po,",ostala niezmieniona. Kojarzyla si~ ona z deijlkatnq ra""<br />

dosciq zycia i pi~kna, jakby wbrew tym wszystkim paroksyzmom<br />

i modom, kt6re nieustannie nast~powaly po sob ie, odsylajqc nieraz<br />

samego Bonnarda w krain~ zapomnienia. Bylo to jednoczesnie<br />

pi~kno rzeczy malych, codziennych, pozornie tylko niegcidnych sztuki<br />

39. Kiedy Czapski powiada: "Malarstwo 130nnarda bylo dla mnie<br />

i zostalo w doznaniu »rajem utracon"ym«, ostatnim ogniwem wielkiej<br />

s:z;koly francuskiej" 40 - to ozn~cza, ze defimitywnie zegna<br />

si~ z mlodosciq, odchodzqcq w idealizowanq przeszlosc. Ale oczywiScie<br />

nie tylko intymna refleksja nad wlasnq przeszlosciq jest<br />

tu istotna. Czapski bowiem cz~sto akcentuje swoje przeswiadczenie,<br />

ze to nie Bonnard, lecz "malarstwo abstrakcyjne .zbawi swiat".<br />

Natura[nie przekonanie to nie rna charakteru uniwersalnego, dotyczy<br />

pewnego, by tak rzec, momentu historycznego, kiedy to<br />

"abstrakcja" tralktowana byla jako wielka odnowa sztuki, jako<br />

katharsis. W roku smierci Bonnarda (1947) byla juz' calkiem jasne,<br />

ze tendencje do "odprzedmiotowania" sztuki stajq si~ coraz powszechniejsze.<br />

Wsr6d takich 'przemian zar6wno Czapski, jak i jego<br />

towarzy~ze czuli si~ cokolwiek obco, mimo zrozumienia dla nich.<br />

Ich raj mlodosci, kt6remu patronowal Bonnard, powoli przemija!.<br />

Powyzsza, zwiqzana z malarstwem ~ygresja jest wyrazem dobitnego<br />

uswiadomienia sob ie' przez Czapskiego - przemijania. Powoduje<br />

to zrazu niedostrzegalne, z uplywem lat coraz wyrazniejsze<br />

wyostrzenie wspomnianego uprzednio etycznego kryterium wartosci,<br />

kt6remu podlegac rna zar6wno dzielo sztuki, jak i historyczne<br />

procesy ewolucji artystycznych. Trudno mnozyc tu przyklady<br />

potwierdzajqce owo spostrzezenie, ale przynajmniej jeden nalezy<br />

wskazac bezwzgl~dnie - ten zwiqzany jest z Picassem. Stosunek<br />

.. Por. Claude Roger-Marx: Bonnard, (W:) Od Maneta do poUocka. Siowntk<br />

m alarstwa nowoczesnego. Przel. H. Devechy. Warszaw a 1973, s. 3p.<br />

.. Patrzqc, s. 241.<br />

123


ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />

Czapskiego do otego artysty jest bez wqtpienia jednym z bardziej<br />

frapujqcych wqtkow jego kolejnych rozrzuconych tekstow krytycznych.<br />

"Picasso cale zycie uczyl siE: sciqgae od wszystkich i nie<br />

znosH wlasnych nasiadowcow" - ta 'opinia wydaje siE: wyrazae<br />

jednoznacznie negatywnq postawE: Ikrytyka -wo,bec tworcy Kobiety<br />

W koszuli. W innym zas miejscu powiada kr6tko, lecz jeszcze dobitniej:<br />

"WiE:c to jest Picasso KUE:ska!" 41 Zastanawiajqce, skqd tak<br />

apodyktyeznie negatywny ton u krytyka, kt6ry z zasady stroni<br />

od podobnych ocen. Zaskakujqce tym bardziej, ze jeszcze dwadziescia<br />

lat wczesniej pisal: ,,1 znowu przezylem przed Picasse,n<br />

to, co juz przezylem · tyle razy przed obrazem, rzezbq, talerzem<br />

ezy "l'ysunlkiem tego artysty. Az mnie zatkal swoim smakiem; zawsze<br />

to sarno uczucie niespodziankij zabawy, kombinacja nieslyehanego<br />

bogactwa zrodel reminiscencji" 42. To co p6Zniej bylo "sciqganiem"<br />

tu jest "reminiscencjq". Jak zracjonalizowae ten rozrzut<br />

opinii Nie sqdzE:, aby decydujqcy wplyw mialy tu lata. Wydaje<br />

siE:, ze Czapski akceptuje Picassa jako artystE:, natomiast obce Sq<br />

mu moraIne Zrodla jego sztuki, u podstaw ktorych tkwi egocentryzm,<br />

niepohamowana zqdza slawy, zqdza byeia pierwszym za<br />

wszelkq cenE:, nieliczenia siE: z nikim i niczym. W cytowanym eseju<br />

100 Picass6w pisal: "... wydal mi siE: nagle postaciq tragicznq przez<br />

swoj nienasycony nigdy glod potE:gi, glod, by on jeden tylko mogl<br />

blyszczee blaskiem nieporownanym (...) Ten krol okryty chwalq<br />

zdal mi siE: krolem nagim. Co myslal ten starzec w obliczu smierci,<br />

ktorej nienawidzil, ten czlowiek, ktory naprawdE: wiek swoj<br />

naznaczyl" 48.<br />

I w tym momencie dochodzimy do najwazniejszego przeslania<br />

tw6rczosci Czapskiego - przeslania, ktore w ostatnich latach coraz<br />

cZE:sciej formulowane jest explicite: prawdzi'vva, wie!lka sztuka<br />

musi bye zawsze owocem cierpienia i pokory wobec natury i wobec<br />

czlowieka. W przeciwnym wypadku jest pus t a, . talk jak<br />

pusta jest eyrkowa zonglerka maczugami. W roku 1979 w eseju<br />

pod tytulem Rozrachunki osiemdziesiE:ciotrzyletni tworca pisal slowa,<br />

ktore niech wystarezq za podsumowanie niniejszego szkicu:<br />

"Sztuka zmienia swiat w dziwny krysztal, ktory w czlowieku<br />

wSlkrzesza cos co zdawaloby siE: w nim zamarlo, nie ucieezkE: w jalowy<br />

estetyzm, ale dotkiE:cie innego wymiaru przezye. Do tego<br />

doprowadzic nns moze dziennik Korczaka, unurzany w krwi i poeie<br />

eodziennosei getta, a takze ·przezroczysta jak krysztal sztuka<br />

poetyeka Szczepanovieza, nie mniej okrutna ale wysublimowana,<br />

.. patrzqc, s. 353. <br />

" Patrzqc, S. 233. <br />

.. patrzqc, s. 355. <br />

124


o J6 ZEFIE CZAPSKIM<br />

ktora nam przynosi nagle stan szcz ~ '§liwosci, nie odbierajqc nam<br />

nic z bolu zycia." 43<br />

Coz tu dodac Chyba tylko to, ze w tych udokumentowanych<br />

zyciem slowach niczym w zwierciadle odbija si~ ll1asz d ~ i e wi ~­<br />

t n as t y wiek, od ktQrego jak widac ucieczki nie ma! A juz na<br />

pewno nie bylo jej dla Jozefa Czapskiego.<br />

Andrzej Nowakowski<br />

.. Tum1!!t i w i dma, S. 341.<br />

125


PAWEt TARANCZEWSKI<br />

CZAPSKI PATRZY NA SZTUK~<br />

Chyba nikt juz talk nie pisze, bo tel1 spos6» pisania jest owocern<br />

kultury i obycia niemozliwych bez swiata, kt6ry je dawal *.<br />

Plynie on takze z generalnego nastawienia: cz~sc krytyk6w rna<br />

postaw~ resentymentu, a Czapski ducha afirmacji - nawet tych,<br />

kt6rych odrzuca, nie chce ponizyc. Jego slowo to najczr;:sciej "wyraz<br />

holdu i milosci do wielu malarzy, kt6rym nie tyUko on ale<br />

i jego generacja najwi~cej zawdzi~cza" (s: 5). MilosS powoduje,<br />

ze Czapski pisze tylko 0 tym, co jest niq naznaczone lub co jq<br />

uraza stal'ajqc si~ oddzielic p raw d z i w e p r z e z y c i e od<br />

chwilowego nastroju czy uniesienia (1959). W 1972 stwierdzi, ze<br />

talkie przezycie milosci - gdzie indziej nazwane szokiem - wyr6znia<br />

wsr6d innych przezyc vvlasciwq mu moc nadawania jednosci<br />

wielorakinl tresciom oraz to, ze wzbudza ono ch~c podzielenia si~<br />

nim z innymi. SWq metod~ krytycznq opisal blizej w 1970 (s. 316):<br />

Przezycie milosci, szok - powie to wyraznie - jest poza czasem<br />

a scislej poza czasem jest jego istota. Krytyk powinien do niej<br />

dotrzec niezaleznie od "historycznych podporek", kt6re "majq prawo<br />

istniec tylko jako wt6rne, nast~pujqce po a nie p r zed konfrontacjq<br />

intymnq piszqcego z obrazem". Wie jednak, ze czysty,<br />

bezzalozeniowy a zarazem indywidualny- opis "komunii artysty<br />

i odbiorcy" jest niemal niemozliwy bez "wpadania w zestawienia,<br />

por6wnania.. histori~" , totez jego horyzont rozumienia wyczuwalny<br />

jest wsz~dzie na kartach Patrzqc. Mi~dzy innymi do horyzontu tego<br />

nalezy Ikazdorazowy "egzystencjaUny nastr6j" autora, ,kt'6ry kaze<br />

mu te same sprawy osqdzac w r6znych czasach r6zni-e i to tak, ze<br />

nie mozna stwierdzic jakiegos generalnego kierunku rozwoju jego<br />

mysli. Do horyzontu nalezq tez poglqdy artystyczne i filozoficzne,<br />

kt6re w zasadzie nie zmieniajq si~ a raczej dopelniajq.<br />

Piszqcy 0 sztuce szalenie latwo wpadajq w ogolniki, w opisach<br />

Czapskiego jednak okreslenia obraz6w nigdy nie majq wielu zastosowan;<br />

dzi~ki sile intuicji i wyrobieniu iego mowa 0 malarstwie<br />

nabiera niemal zmyslowej, naocznej konkretnosci. Zarazem jednark<br />

pisarstwo Czapskiego jest pewnq estetykq, lecz nie teoretycznq<br />

a zYWq, swoistq "estetykq sytuacyjnq"_ uwiklanq najcz~sciej ­<br />

choc nie zawsze - w ' krytyk~.<br />

126<br />

• J6zef C zapski. Patrzqc. Z nal, 1983.


CZAPSKI PATRZY NA SZTUKf;<br />

DROGA DO MALARSTWA<br />

Gdy w 1920 Czapski pojawia si~ n a dobre w Krakowie, nie jest<br />

juz mlodziencem "zielonym", jednak dotqd formowala go literatura,<br />

nie malarstwo! I to [iteratura rosyjska i rosyjska rzeczywistoSC!<br />

(Tumult i widma, s. 265). Pierwszy byl To1stoj; potem Dostojewski,<br />

Rozanow a 'takze - to wsrod Rosjan wyjqtek -<br />

Nietzsche; wyzwalajq go -oni spod wp1ywu To1stoja. Do Polski<br />

przyjezdza "nic 0 niej nie wiedzqc" (Tumult i widma, s. 267),<br />

po przezyciu dwoch rewolucji, z Btokiem i Majakowskim w zanadrzu<br />

- i widzi jq najpierw poprzez slowo: w Krakowie, w 1919,<br />

przypadkiem, w jakiejs d.entystycznej poczekalni, czyta Brzozowskiego,<br />

ktory' odkrywa przed nim Polsk~ i polskq literatur~, pogh;biajqc<br />

jednoczesnie spojrzenie na Rosj~. Takze poprzez Brzozowskiego<br />

otwiera si~ przed Czapskim mysl europejska.<br />

W Akademii Krakowskiej zderza s i ~ z klimatem cabkiem nowym,<br />

przeciwnym mlodopolskim nastrojom. Jest to swiat "beztroskiej<br />

pewnosci siebie, zwyci~ s kiego optymizmu i zmyslowej radosci<br />

zycia", takze atmosferaartystyczna, ktorq nalezy znac, by<br />

zrozumiec program kapistow. Bowiem "przyszl'i kapisci, ludzie<br />

tkni~ ci formizmem (Galka Muszkato!owa), majakowszczyznq (Br u­<br />

no J asienski), futuryzmem, kubizmem" (1) (s. 280), inny juz cel artystyczny<br />

miec bt;dq 'lia oku.<br />

Nie pociqga ' ich program wyros1y z formizmu. Przyjazn z Cybisem<br />

uczy go Jlatrzec, rozumiec ·na czym polega sens malarski.<br />

Poprzez Waliszewskiego przezyw a kierunki artystyczne i malarzy,<br />

bowiem ,,0 m alarstwie nie wiedzial prawie nic, 0 Francuzach nie<br />

rnial pojt;cia" (s. 67).<br />

2 e jest malarzem, uswiadamia sobie dopiero w Pa ryzu, gdy tenze<br />

Cybis z Waliszewskiin - dwaj mentorzy - odwiedzajq go z jakims<br />

gosciem z P olski. Okazuje si~, li:e Czapski mial im posluzyc<br />

za przyklad tego, ze pr aca i najlepsze ch~ci nie zrobiq malarza<br />

z kogos bez talentu. Przyjaciele cncieli pokazac gosciowi czlowieka,<br />

ella kt6rego swia t malarstwa jest na zaW3ze zamknit;ty. AIie<br />

w Czapskim wtedy wlasnie cos si~ nagle otwarlo, zrozumial, ze<br />

dutk.nql dna, na ktor ym znalaz1 pewnosc, i2 "oderwac si~ od malarstwa<br />

nie moze" (s. 112).<br />

P oza tym przezyl dwie ilumi,nacje. Wczesniejszej udziela mu<br />

mala reprodukcja Mostu przez rzek~ Van Gogha ujrzana w krakowskim<br />

sklepie z far bami w 1920 (5. 37) pozniejsza nast


PAWEl TARANCZEWSKI<br />

OLSNIENIE I PRACA<br />

OlSnienie jest tozsame z "doznaniem maUarskim", jest przezyciem<br />

wcale nie wstrz~saj~cym (!), ale "jakims cichym, pelnym,<br />

niezaleznym od woli, rozlewaj~cym sit:; na setki innych przezye".<br />

Jest takze "szokiem". Szok ten rna jakby dwa oblicza, co upowaznia<br />

do uzy.cia wyrazu w dwoch znaczeniach: je.st obecny w doznaniu<br />

malarskim oraz w doswiadczeniu ohrazu. Szok pierwszy ma<br />

charakter artystyczny, drugi - e.stetycnny. Szok artystyczny przejawia<br />

siE; nadto w dwoch odcieniach: jako ulot·ne przezycie ale rowniez<br />

jako pretekst (motyw) powsta.riia obrazu. Malowae nalezy to,<br />

co nas poruszy1o i poruszenie to jest powodem koniecznyrn lecz<br />

talkze wystarczaj~cyrn podjt:;cia pracy, ktora potem rozwija sit:;<br />

w wielu kolejnych etapach - juz to al1alitycznych, juz to syntetycznych.<br />

Pienvsze jest jednak zobaczenie, ktore w swej istocie jest prze;­<br />

zyciem istnienia, pol ega "na odkryciu, ze jakies zjawisko j est<br />

i to jest bardziej niz cokdlwiek innego". Zobaczone zjawisko odslania<br />

sit:; jako ens realissimum w przezyciu "potwornie zagt:;szczonym"<br />

a poniewaz/ jest to przeiycie malarskie, istnienie ods1ania<br />

sit:; w pewnej kombinacji form i barw dostrzeionej obojt:;tnie gdzie<br />

(s. . <strong>385</strong>). Odpowiedzi~ malarza na to przezycie jest sit:;gnit:;cie do<br />

plamy barwnej. Jak w poezji realnosciq jest slowo, tak w malarstwie<br />

realnosciq jest plama barwna, ktora w obrazie buduje<br />

formt:;, czy wrp'cz nadaje tej formie pe1nit:; wyrazu. BiY umiee ni~<br />

operowae trzeba pracy i wiedzy. "Artysci budujqcy wszystko na<br />

talencie (...) nie zwiCjzani swiadomosc i ~ i zadnq gl~bsz~ tradycj~,<br />

jakze 1atwo trac~ mozliwose jakiegokolwiek rozwoju".<br />

Niemniej talent jest niezbywalny, tworzy on wlasne, nieznane<br />

widzenie zycia, wlasny styl i dlatego 'musi z koniecznosci wydawac<br />

sit:; ciemnym i wadli\vym, jezeli s~dzi sit:; 0 nim na podstawie<br />

z gory powzi~tych estetycznych formulek.<br />

CNOTY ARTYSTYCZNE<br />

Artysta i jego sztuka tworzq daa CzapSikiego nadrzt:;dn~ jednose;<br />

st,!d poznajq


CZAPSKI PATRZY NA SZTUKIi<br />

Nie jestesmy panami naszego dziela, ono jest nam narzucone".<br />

"Tu dochodzimy do sedna wszelkiej prawdziwej tw6rczosci. Wszystko<br />

jedno w jakiej gal~zi sztulki, czy nawet iycia - jeieli tylko<br />

rna si~ wraienie mog~ : tak, ale mog~ i inaczej, swiadczy to, ie si~<br />

jest jeszcze w okresie szukania; w momencie tw6rczym jest zawsze<br />

jedyne slowo, jedyny czyn - prawdziwy; wszystkie inne Sq<br />

klamstwem, albo niedociqgni~ciem" (s. 21). Koniecznose t~ jednak<br />

naleiy widziee na szerszym tle. To, co powoluje, wybiera, znajduje<br />

si~ w innym, [epszym i wyiszym swiecie, kt6ry z kolei jest<br />

wyczuwalny wlasnie w tym wolaniu. Swiatem owym rzqdzq pewne<br />

prawa 0 normatywnej mocy nakladania na artyst~ obowiqzk6w.<br />

Ze wzgl~du . na te prawa wymaga Czapslki od artysty rzetelnosci<br />

malarskiej, samokontroli przy pracy, "czystego", bezinteresownego<br />

podejscia do sztuki, calkowitego wysilku; podziwia cnoty Cezanne'a,<br />

jego ciqgle niezadowolenie z siebie, ciqglq gotowose zaczynania od<br />

poczqtku, pokor~, bezgraniczne oddanie i wiernose szttlce. M6wiqc<br />

o Waliszewskim - obok cn6t scisle osobowych - wylicza inne,<br />

par exceLLence artystyczne: zawsze iywy w tym tw6rcy nur t ma­<br />

. larskiego doznania, czucie i pasj~ natury, widze:nie barwy, umiej~tnose<br />

niezasklepiania si~ w efektowny{!h formulkach, przesi q kni~cie<br />

kulturq malarS'kq przy jednoczesnym niq nieskr~powa niu.<br />

.Interesujqca jest analiza cn6t Gierymskiego (s o 83, 1938), kt6­<br />

. rych opis jest tak prowadzony, ii sugeruje interpretacj~ tych cn6t<br />

jako momentow dialektycznych w sensie zaproponowanym przez<br />

Str6iewskiego 1.<br />

Wartose moralnq ma r6wniei akt nazwany przez Czapslkiego<br />

"dezercjq" artysty. Poniewai praca artystyczna wymaga zupelnego<br />

skupienia wszystkich sil w jednym kierunku i to nie tyako zesrodkowania<br />

uwagi ale tei innego rytmu, innego oddechu, zatem<br />

artysta robi wraienie "dezertera". "Dezerterem" jednalk jest taki e<br />

ten, kto porzuca sztuk~ b~dqc do niej powolaonym czy tei stosuje<br />

uniki podejmujqc zaj~cia zast~pc z e, pozor'nie waine, spelniane jedynie<br />

po to, by m6c usprawiedliwie przed sobq artystycznq bezczynnosc.<br />

PRZEZYCIE ARTYSTYCZNE I ESTETYCZNE, SENS<br />

o znaczeniu artysty rozstrzyga zatem nie samo dzielo lecz dzielo<br />

wraz z drogq rozwoju jego tworcy. Malarstwo rna sens wowczas,<br />

gdy artysta z jednej strony idzie w glqb swych ·doznan, z drugiej<br />

zas - doznania te opiera na widzeniu. Ponownie napotytkamy szok<br />

1 Wladyslaw S t r 6~ ew s ki , Dla!ekt y lca tw 6 rc ZOo~ci , PoWoMo, 19830<br />

9 - ZNAK 129


PAWEt TARANCZEWSKI<br />

artystyczny, kt6ry daje poczqtek tworczosci. Szok ten musi bye<br />

w obrazie widoczny i prowokowae szok widza. Szok artystyczny<br />

to przezycie wartosci w naturze, ma on w obrazie wag~ zasadni­<br />

CZq i jego obecnosc resp. nieobecnose jest dla Czapskiego podstawq<br />

oceny estetycznej plotna. Ponadto szok artystyczny jest zasadq porzqdkujqcq<br />

obraz, wszystkie jego warstwy sensu i ich wzajemny<br />

stosunek. Czapski nie twierdzi jednalk, ze poglqd ten jest wazny<br />

we wszystkich etapach dziejow, odnosi go raczej do swego pokolenia.<br />

Szok widza dookreslamy przydawkq "estetyczny", nadajqc jednose<br />

calemu przezywaniu obrazu. Ingardoo powiedzialby "emocja ·<br />

wst~pna", ktora dlatego jest "wst~pna", ze jest pierwsza, nie zas<br />

dlatego, ze pojawia si~ tylko na pocz


CZAPSKI PATRZY NA SZTUK~<br />

w tekscie Patrzqc, powtarza go tei Czapski w wywiadzie nadanym<br />

pod koniec 1984 przez "GIos Ameryki". Ma wowczas lat blisko 90.<br />

Jest to zatem aksjomat, ktorego od 1920, od kiedy zaczqI maUowac,<br />

do dzis nie podwazyl. Cel studiowania natury nie jest jednak<br />

poznawczy. Studium poznawcze jest pozorne, schematyczne, bez<br />

zrnyslu analizy artystycznej, jest latwe, jest - powtarza za Chwist:<br />

kiern - nudnq .i. bezcelojVq informa


PAWEt TARANCZEWSKI<br />

intencjq oka, jest ona syntetycznym, jedynym widzeniem otacza~<br />

jqcego swiata (s. 104). Wizja nie jest ikonsekwencjq sumowania'<br />

si~ widzen, splywa na artyst~ nieoczekiwanie jak laska a cza '~<br />

jej zstqpienia jest nieprzewidywalny, nie zaUezy od zdolnosci. Wi<br />

zja zst~puje juz to nagle, juz to nieznacznie i powoli; bqd:Z: na l<br />

poczqtku pracy, bqdz tez na jej koncu - jak nagroda. Jesli asceza<br />

przygotowuje na przyj~cie laski, to na zstqpienie wizji przygotoj<br />

wuje rozwijanie swiadomosci przez poznawanie tradycji, zwiqzel


CZAPSKI PATRZY NA SZTUK~<br />

konczqc, Waliszewski interesowal si~ juz to walorem, juz to ekspresyjnym<br />

kolorem, zas Potworowski dopiero w Anglii dal calq<br />

miar~ wielkiego talentu. Sam Czapski napisze 0 sobie, ze blqkal<br />

si~ latami nie widzqc drogi, przeszedl szJkol~ postimpresjonizmu,<br />

by wreszcie szukae wyrazu dla przezye i wizji dalekich od czystej<br />

i radosnej kontemplacji natury i swiata postimpresjonistow. Powie<br />

tak juz w 1926! ,<br />

Niewqtpliwie natomiast istnial wspolny program metodyczny<br />

i moralny: -walka 0 elementarz malarski, nami~tna bezkompromisowose<br />

myslenia malarskiego, wartosciowanie jedynie malarskie,<br />

kult Cezanne'a a potem dopiero Bonnarda. Wszystko to lqczylo<br />

si~ z dqzeniem, by osiqgnqe swiat doskonaly wie1kiej qualite malarskiej<br />

i dalE!j go odkrywae. J ednakze mowiono i mowi si~ nadal,<br />

ze problemy rozwiqzywane przez kapistow w obrazach byly rozwiqzane<br />

i zamkni~te juz wowczas gdy je podejmowali, ze program<br />

proponowany przez nich byl wtorny, ze mallarstwo to pozostalo<br />

w pol kroku na drodze ku abstrakcji. Bo przeciez lata 20-te to<br />

gwaltowny rozwoj mi~d 'zy i:nnymi wlasnie abstrakcji, jak uwazane<br />

- sztuki przyszlosci.<br />

Krytyka ta zaklada liniowy rozwoj sztuki, nieuchronnose pewnych<br />

kierunkow, ktorym sprzeciwianie si~ je;;t .proznym wysilkiem<br />

wyrzucajqcym opozycjonist~ poza nurt wlasciwy rozwoju,<br />

poza tym przyjmuje, ze w malarstwie chodzi 0 rozwiqzywanie problemow.<br />

Ponadto nie bylo wcale tak, ze kapisci, niezorientowani<br />

prowincjusze nie zauwai;yli w Paryzu Utubizmu i abstrakcji. Mysl~,<br />

ze ich. wybor byl swiadomy. Kierunki te znali juz z Krakowa<br />

a "Bonnard byl dla nich obok Cezanne'a rowniez punktem wyjscia<br />

kapistow mozna by uznae za anachronicznq tylko wow­<br />

wykazae, ze kolor w malarstwie jest spra­<br />

Wq raz na zawsze przebrzmialq i zamkni~tq. Jezeli jednak kapizm<br />

jako okres w polskim malarstwie juz si~ dokonal, to kolor<br />

pozostal nadal probllemem, tyle ze w Polsce dzis zapomnianym.<br />

Problem ten - ze wzgl~du na samq jego problematycznose ­<br />

trzeba ponownie przemyslec, nie wolno rzucie koloru na pastw~<br />

proznego sceptycyzmu czy z pogardq od trqcic.<br />

przeciwko epigonom kubizmu".<br />

Postaw~<br />

czas, gdyby udalo si~<br />

Czapski odchodzi od programu kapistow - dojrzewajqc wewn~trznie<br />

oraz pod wplywem wojny. Rewiduje ocen~ ruchu oraz<br />

zaw~za obowiqzywaUnosc pewnych twierdzen kapistow 0 tworczosci,<br />

uznajqc w obrazie tematyzacj~ wyZszych warstw sensu.<br />

Pod Ikoniec zycia stwierdzi, ze w sztuce interesuje go czlowiek,<br />

kt6ry - jak powie w Notatkach malarskich Jan Cybis ("Sztuka"<br />

4/84) - wprowadza do malarstwa zagadnienia moraine.<br />

133


PAWEl TARANCZEWSKI<br />

MALARSTWO ZAANGAZOWANE<br />

W kwestii zagadnien moralnych i zaangazowania malarstwa najogo}niejsze<br />

jest stwierdzenie z 1952: "kazda sztuka moze<br />

istniee wbrew prqdom epoki, ale , nigdy poza niq". Sztuka jest<br />

wi~c osadzona w dziejach i w te dzieje uwiklana. Czy wobec;: tego<br />

da si~ utrzymae przekonanie, ze istota przezycia artystyczn ego<br />

i estetycznego jest poza czasem<br />

Chronologicznie pierwsze jest jednak pytanie 0 potrzeb~ tematu<br />

literackiego w maUarstwie. Powraca one w 1954 i 1972. Otoz<br />

obraz moze unaocznie sensy inne niz artystyczny, bez pomocy<br />

tematu literackiego, tak ten sens artystyczny organizujqc, by magI<br />

pojawie si~ sens inny, nie pokazany w obrazie tematycznie. Czapski<br />

jednak rue egzorcyzmuje tematu literackiego, aprobujqc jego<br />

obecnosc W obrazach Waliszewskiego ~ to juz w czasach, gdy "temat<br />

w sztuce byl przez wielu pryncypialnie wykl~ty" (s. 65).<br />

Dlatego mniemam, ze choc pewne mysli Czap,skiego ujawnHy si~<br />

dopiero po wojnie, m~czyly go od poczqtku, od czasow rosyjskich<br />

i rewolucji. Czas i przezycia pomogly im tylko ujawni6 si~ pelniej.<br />

Sensy nie stricte artystyczne Sq juz pewnq postaciq zaangazowania,<br />

ale uwaga - pol ega one na "przerazajqco subtelnych"<br />

zwiqzkach malarstwa ze swojq epokq. Sztuka zaangazowana nie<br />

jest w zadnym razie sztukq kierowanq. "Sztuka nie moze bye kierowana,<br />

bo przestaje bye sztukq, nie moze bye pop~dzana ani<br />

przez wladz~ ani przez pouczenia krytyki. Zaangaiowanie jest<br />

spraWq "gl~bokiego instynktu samych artystow, ich calkowitej wewn~trznej<br />

wolnosci" (s. 137). Wlasciwe zaangaiowanie ma miejsce,<br />

gdy artysta sluiy prawdzie. Zatem pozaczasowe przeiycie obecne<br />

w obrazie jest rowniez jakos zaangazowane a zaangazowanie to<br />

wcieUa si~ w zwiqzki z epokq. Dlatego wydaje mi si~, ze dziejowose<br />

malarstwa interpretowae naleiy w kategoriach w c i e I e­<br />

n i a.<br />

DYLEMATY SZTUKI NARODOWEJ<br />

Bardziej widocznq formq zaangazowania sztuki jest sztuka narodowa.<br />

Czapski nie odrzuca poj~e: "sztuka narodowa" i "styl narodowy"<br />

ale domaga si~, by ich nie falszowano i nie naduzywano,<br />

bowiem w Polsce panuje pod tym wzgl~dem swoisty redukcjonizm:<br />

mianem sztuki narodowej "okreslamy kaide plotno ilustrujqce<br />

zewn~trzne formy zycia polSkiego" (s. 45, 1933) (dzis takie!). Sztukq<br />

narodowq jest wi~c par excellence malarstwo Matejki (dzis<br />

tzw. sztuka publicystyczna), nie jest niq zas "prawdziwa tradycja<br />

134


CZAPSKI PATRZY NA SZTUK~<br />

malarska" w Polsce: Orlowski, Michalowski, Rodakowski, Kotsis<br />

(dzi§ idqc po tej mysli dorzucie mogilibysmy kapist6w, L6dzkq<br />

Awangard~, sporo malarstwa powojennego...). Nadto entuzjazm dla<br />

sztuki narodowej lqczy si~ z niech~ciq do wplyw6w obcych (s. 45,<br />

1933). Tymczasem artysta moze sluzye swej ojczyznie "tylko b~dqc<br />

artystq, to znaczy pod warunlkiem, ze w chwili gdy bada prawa<br />

sztuki, kiedy tworzy swoje doswiadczenie i odkrycia (...), ze w tych<br />

chwilach nie mysli 0 niczym innym, nawet 0 Ojczyznie, a tylko<br />

o prawdzie wobec kt6rej stoi". Natomiast ludziom odcinajqcym si~<br />

od wplyw6w mozna rzec tylko, ze obrazy uznawane przez nich<br />

za narodowe znajdujq si~ r6wniez pod obcymi wplywami, tyle<br />

ze innymi i na innym planie. Ze starych Matejko byl przeciez<br />

pod wplywem akademizmu europejskiego, na Juliusza Kossaka<br />

wplyn~la Francja, na dzisiejszq naSZq sztuk~ publicystycznq ­<br />

trzeciorz~dne malarstwo niemieckie - przyklady mozna by mnozye.<br />

Sztuki nie mozna izolowac od wplyw6w, bowiem wielka sztuka<br />

i kultura lqczy, indywidualnoSci narodowe ludzkosc dzielq. Sens<br />

narodowy powinien przemawiac og6lnoludzkim j~zykiem wielkiej<br />

sztuki. Zdanie to m6glby CzapSki powt6rzyc i dzis, bo sprawa<br />

stala si~ zywa w latach ostatnich a wraz z niq problem Matejki,<br />

o kt6rym pisze w latach 20-tych (s. 37), w 1933, 1947 (s. 149) i w<br />

. 1956 (s. 203). W oparciu 0 teksty Czapskiego mozna chyba powiedziec,<br />

ze wina Matejki nie pol ega na tym, iz poszedl drogq, kt6rq<br />

szlo wielu innych w XIX stuleciu, ale na tym, ze swiadomie i dobrowolnie<br />

zaparl si~ swej wewn~trznej koniecznosci. Matejko "rozumial<br />

warunki artystycznej doskonalosci obrazu", dzialal zas swiadomie<br />

wbrew rozumieniu, a wi~c w zlej wierze. Czapski jednak<br />

usprawiedliwia Matejk~ tak: w sytuacji wyjsciowej zastal on alternatyw~:.<br />

szluka lub Ojczyzna a scislej - przeciwstawienie sztuki<br />

poj~tej jako ancilla patriae sztuce zachowujqcej autonomi~ wobec<br />

spraw Ojczyzny. Matejko ulegl cisnieniu sytuacji i w punkcie wyjscia<br />

przyjqwszy aksjomat, ze Ojczyzna · jest wazniejsza, odrzucil<br />

sztuk~ sqdzqc, ze oddanie si~ jej sprzeciwia si~ Ojczyznie.<br />

Pozornose tej alternatywy polega na tym, ze bl~dnie uznano,<br />

ii sens patriotyczny w malarstwie wyklucza sens artystyczny obrazu.<br />

Tak nie jest. Sensy te pozostajq do siebie w stosunku fun­<br />

Ijowania i nadbudowywania - a to zaleznie od tego jak wywazymy<br />

relacj~.<br />

DZIEJOWOSC SZTUKI<br />

Tw6rczose kazdego artysty wiqze si~ Zl epokq, jest dziejowa<br />

a ponadto ma wlasnq histori~, kt6rej sensem jest docieranie przez<br />

135


PAWEt TARANCZEWSKI<br />

artyst~ do wlasnego malarntwa. Niemniej sens artystyczny nie jest<br />

jeden dla wszystkich. Istnieje wiele estetYlk i estetyczny totalizm<br />

jest smierciq mallarstwa. Odmienne estetyki mogq si~ mi~dzy sobq<br />

zwalczac, co sprawia czasem wrazenie, ze sluszma jest tylko jedna<br />

z nich a pozos tale powinny zost ~ c wyeLiminowane. To zludzenie.<br />

Mimo to walka jest potrzebna, poniewaz oczyszcza przeciwnika.<br />

Rozne Ikierunki artystyczne i ich estetyki nie ukladajq si~ jedne<br />

po drugich, jak to narzuca systematyka opracowan hlstorycznych.<br />

Kierunki te nast~pujq nieraz nadzwyczaj szybko po sobie,<br />

przeplatajq si~ i zwalczajq. Pewne postawy i linie rozwoju Sq<br />

otwarte, inne prowadzq w slepq ulic~. Czapski sledzi z uwagq<br />

te sprawy, zywo interesuje go zwlaszcza gwaltowny rozwoj malarstwa<br />

abstrakcyjnego po wojnie. Jest to jego zdaniem - mimo<br />

dokonan - slepa ulica. Pryncypialne odwrocenie si~ od natury,<br />

do ktorego prowadzil abstrakcjonizm "pchn~lo malarzy do szukania<br />

innych drog wyrazu, nie majqcych przewaznie juz nic z malarstwem<br />

wspolnego, co znaw doprowadzilo do wniosku, ze malarstwo<br />

umarlo" (s. 323). Oczywiscie sarno malarstwo abstrakcyjne<br />

nie prowadzi do takiej Ikonkluzji, jest to wynik historiozoficznej<br />

tezy uznajqcej Iliniowy rozwoj malarstwa a raczej sekwencj ~ nast~pujqcych<br />

po sobie kierunkow. Zgodnie z tym kubizm i abstrakcja<br />

uznane zostaly za nowy wiek malarstwa, reszta zas za nalezqcq<br />

do "umarlego swiata burzuazji, ktory od lat w proch si~<br />

sypie" (s. 319). Podobnie twierdzili teoretycy socrealizmu uznajqc<br />

kubizm i abst\akcj~ za sztuk~ umierajqcego swiata burzuazji. Dla<br />

Czapskiego zWlqzlki sztuki z epokq Sq jednak "przerazajqco subtelne",<br />

nie jest w zadnym razie tak, ze jakas grupa spoleczna wytwarza<br />

swojq sztuk~, ktora ginie, gdy grupa ta ginie. Po prostu.<br />

malarstwo - obok zwiqzk6w z epokq - zawiera w sobie ponadczasowy<br />

rdzen. Poza tym logika r02lwoju malarstwa jest wlasnq<br />

logikq rozwoju tej sfery ducha. "Kierunki ginq nie ·przez to co<br />

odkrywajq i czego broniq, ale przez to co przekreslajq. Naturalizm<br />

doprowadzony do absurdu, to znaczy naturalizm, kt6ry zgubil sens<br />

konstrukcji, zmysl formy, musial wywolac drugq, nie mniej skrajnq<br />

reakcj~ - abstrakcjonizm; ale abstrakcjonizm (jako kierunek<br />

kaleki, odrzucajqcy natur~, oko i widzenie) jest r6wniez Skazany"<br />

(s. 32, 1958).<br />

Czapski domaga si~ s z t uk i pel n e j czylli takiej, w kt6rej<br />

skrajnosci bylyby ze sobq jakos pogodzone. Postulat ten nie jest<br />

u niego nowy, glosi go juz w 1937 m6wiqc 0 woli pelni malarskiej<br />

u kapi ~taw.<br />

Jaka jedna~ b~dzie przyszlosc malarstwa Oto mozliwa odpowiedz:<br />

Nasze "dzis" jest takie, ze malarstwo, aczkolwiek de facto<br />

136


CZAPSKI PATRZY NA SZTUKI;<br />

. <br />

jest, nie rna JUZ sensu. Na plotnie powiedziano juz wszystko, co<br />

bylo do powiedzenia. Malarstwo naleZy do przeszlosci, jak do przeszlosci<br />

nalezy luczywo i kolowrotek. Czapski jednak twierdzi co<br />

innego. Malarstwo w pierwszym rz~dzie zalezy od ludzi, "zginqe<br />

moze i musi, jezeli zginq ludzie zdolni malarstwo tworzyc i malarstwo<br />

przezywae" (s. 331, 1972). Nie zginie, dopoki istniejq ci<br />

wszyscy, dla ktorych malarstwo jest "swiadomosciq zycia". Malarstwo<br />

przyszlosci rna bye oparte 0 natur~ . Swiadomose t~ zdobyl<br />

zrozumiawszy, ze nami~tne Ikontrowersje i walki mi~dzy abstrakcjonistami.<br />

a zwolennikami sztuki figuratYWlnej nalezq do przeszlosci<br />

i ze obraz lIma prawo bye - jak od wiek wiek6w - stopem element6w<br />

abstrakcyjnych z figuratywnymi" (s. 325, 1972).<br />

Stqd tez nte traktuje powaznie awangardy lat 60-tych i 70-tych.<br />

Nie bierze. serio oglaszanego przez cz~se tej awangardy konca ma­<br />

. larstwa. Klein, Fontana, manifestacje na paryskim Biennale Mlodych<br />

- to dla niego formy zabawy (s. 331). Sam idzie innq drogq,<br />

jest to ciqgle "nieustanne poszerzanie, pogl~bianie wrazliwosci na<br />

swiat otaczajqcy, powracanie przy tym systemaryczne do zaci~tego,<br />

pokornego studiowania natury, jej form i barw, ktorych bezgraniczne<br />

bogactwo odczue mozemy patrzqc chociazby cale zycie tylko<br />

na zmi~tq serwet~, na zawsze ten sam stol (...) .:...- to jest droga<br />

prbwadzqca Iku mojemu malarstwu" (s. <strong>385</strong>).<br />

Co do innych zas juz to pyta: "czym malarstwo b~dzie po epoce<br />

kiedy artysta wspolczesny wysta wia w probowkach wlasnq uryn~<br />

na wiellkiej wystawie w Grand Palais w Paryzu tego lata, Iub<br />

inny artysta, juz dzis slawny, wystawia i »sprzedaje jak buleczki«<br />

w znanej paryskiej galerii tej jesieni i smieci i odpadki zebrane<br />

w hermetycznych slojach" (s, 390, 1973) - .juz to przewiduje: malarstwo<br />

przetrwa, bowiem jest potrzebne, od grot AItamiry po<br />

nasze czasy. Nie widzi powodow, dla ktorych mialoby zgin·qe w<br />

przyszlosci. Malarstwo odrodzi si~ po kryzysie lat 60-tych i 70-tych.<br />

Czapski przewiduje trzy kierunki jego rozwoju: a I b 0 malarstwo<br />

zawrze przymierze z Zyciem, b~dzie sprzyjae Zyciu i czynowi,<br />

a I b 0 stanie si~ lalkoniczne, aluzyjne, tajne, stanie si~ sztukq dla<br />

garstki wtajemniczonych, a I b 0 tez stanie si~ drogq do autentycznej<br />

religijnej kontemplacji. We wszystkich trzech przypadkach<br />

malarstwo sluzyc b~dzie spot~gowaniu swiadomosci Zycia, b~dzie<br />

swiadectwem intymnej prawdy czlowieka (1973). I znow powraca<br />

leitmotiv wywodow Czapskiego: "Studium natury, scisle, spokojne<br />

studium natury zbawi maUarstwo, ktore bez tego uschnie i juz<br />

usycha w nasladowaniu sztuk prymitywnych, w trickach, sensacjach<br />

i akademizmie' abstrakcji gorszym, ciasniejszym niz wszystkie<br />

poprzednie akademizmy, bo odci~tym od zrodel zycia, od hodel<br />

sakralnych (kultura agnostyczna) i od bezposredniego dozna­<br />

137


PAWEl TARANCZEWSKI<br />

nia, nieustannej kontemplacji natury, od jej niewyczerpanego bogactwa<br />

ksztaltow i barw" (s. 174).<br />

Poniewaz malarstwo jest cz~§ciq kultury, zatem poglqdy na malarstwo<br />

Sq rowniez poglqdami na kultur~. Ale Sq u Czapskiego<br />

my§li 0 kulturze og6lniejsze. Kluczowe Sq tu poj~cia c i q g los c i<br />

i przeciwstawne mu poj~cie r wan i a. Kultura powinna rozwijac<br />

si~ w spos6b ciqgly. Jezeli korzenie zostanq zerwane, czlowiek<br />

swiat znienawidzi - powtarza za Dostojewskim. Szacunek dUa<br />

tradycji nie jest dowodem slabosci ale sHy swiadomej swych zr6­<br />

del. PrzyUdadem jest nieustanne odradzanie si~ sztuki francuskiej,<br />

kt6ra nie gardzila tradycjq, lecz um,iala interpetowac jq ciqgle<br />

od nowa.<br />

Rwaniu ciqgtosci sprzyja kult aktualnosci, ona bowiem z kolei<br />

sprzyja rewolucjom, kt6re zn6w przekreslajq tradycj~. W kulcie<br />

aktualnosci kryje si~ wielkie niebezpieczenstwo dla sztuki, niebezpieczenstwo<br />

jej splycenia, niezdolnosci dopracowania si~ autentycznej<br />

wizji ' przez artystow temu kultowi ulegajqcych. Ciqgtose<br />

burzy talkze niesprzyjajqcy klimat polityczny. W eseju Aura letsza<br />

z 1956 pokazuje to na przy~ladzie socrealizmu i jego wypaczajqcego<br />

umysly artyst6w i krytyk6w wplywowi.<br />

Kultura powinna zywic si~ kontemplacjq, kt6ra jest analogiczna<br />

do kontemplacji religijnej. Nie jest zatem kulturotworczq postawa<br />

pragmatyczna i utylitarna (s. 105). Kontemplacja prowadzi<br />

artyst~ do tajemnego dialogu, ktory prze§wieca poprzez dziela<br />

wielkiej sztuki, jak swiadomose innej obecnosci· przeswieca poprzez<br />

dziela mistylk6w. W ten spos6b wzbogaca Czapski ogromnie<br />

sens przezycia artystycznego, kt6re nie ogranicza si~ tylko db<br />

artystycznego szoku. Niemniej sztuka nie moze stae si~ neo-religiq<br />

agnostycznej kultury. "Jezeli sztuka rna wystarczyc (...) jezelli jest<br />

tylko rzuconym w ciemnosc zapytaniem, na kt6re nie moze bye<br />

odpowiedzi, bo nie rna komu odpowiadac (.. ,), jezeli Bach, Rembrandt<br />

czy Norwid Sq tylko zapytaniem, a nie takze 0dpowiedziq,<br />

niciq lqczqcq nas z doswiadczeniem innego ' wymiaru, 0 ktorym<br />

nawet Proust pisze w swych stronach 0 smierci Bergotte'a - sztuka<br />

jest wtedy jak wszystko w zyciu, m6wiqc j~zykiem Kiryllowa<br />

z Bies6w, «diabelskim wodewdlem»" (s. 176).<br />

Sztuka zatem rna bye medium umoiliwiajqcym doswiadczenie<br />

innego wymiaru. Sztuka nie rna stac si~ religiq a religia sztukq,<br />

kazda rna zachowac swe wlasciwe miejsce.<br />

* * * <br />

Czapski pisze jasno, uderza szerokosc i otwartosc w wypowiadanych<br />

przezen - cz~sto kontrowersyjnych - poglqdach; powie­<br />

138


CZAPSKI PATRZY NA SZTUK~<br />

dzialbym tez - m~stwo czerpane z afirmacji wartoSci. Nadto oddech<br />

kogos, kto nigdy nie dal sobie narzucic zadnej cenzury ani<br />

zewn~trznej ani wewn~trznej.<br />

Podczas lektury Patrzqc czulem si~ caly czas "wewnqtrz" ksiqzki,<br />

nie zas obok niej. Mialem wrazenie, ze ktos przemawia do<br />

mnie wprost, ze ktos mi znany wszedl do pokoju i opowiada,<br />

rozmawia, rozwaza. Mialem wrazenie, ze slucham starszego kolegi,<br />

kt6ry odpowiada na moje pytania, wyjasnia to, czego nie rozurniem,<br />

rn6wi 0 sprawach, 0 kt6rych wiern niewiele lub nie calkiem<br />

wszystko.<br />

Z drugiej strony zawartosc teoretyczna ksiqzki nie zawsze jest<br />

odkrywcza. Dowiadujerny si~ cz~sto spraw znanych - przynajrnniej<br />

w pewnych kr~gach artyst6w i historyk6w sztuiki. Ale, p 0<br />

pie r w s z e nie jest bana[ny fakt gloszenia takich wlasnie poglqd6w<br />

w czasie, gdy niernal powszechnie panujq poglqdy odrnienne<br />

i to rlie dlatego, by si~ przeciwstawic modzie lecz z wewn~trznego<br />

przekonania, kt6re wymaga rn~stwa w obliczu wartosci<br />

zar6wno w6wczas, gdy trzeba bylo bronic czystego malarstwa<br />

przed polskq atmosferq lat 30-tych, jak i w6wczas, gdy awangarda<br />

powojenna odwraca si~ od malarstwa i przekresla sztuk~.<br />

Czapski broniqc swego stanowiska si~gal gl~biej uwazajqc, ze kultura<br />

swe ostateczne, najgl~bsze uzasadnienie, SWq racj~ bytu ~zerpie<br />

z wartosci nadprzyrodzonych. Ze prawdziwa kultura jest dzielern<br />

laski.<br />

Pod rug i e, jeieli nawet Czapski powtarza rzeczy znane, to<br />

nigdy nie Sq to slowa wewn~trznie puste, kazda wypowiedz rna<br />

walor egzystencjalny. Dlatego slowo jego dziala jak nauka i wychowuje<br />

czyte!lnika. Ma moc slowa, kt6re jest powiedziane zawsze<br />

od siebie.<br />

Jest po t r z e c i e ksiqzka CzapSkiego obronq malarstwa, pokazuje<br />

bowiem, ze dla malarstwa jest miejsce w kulturze, bowiern<br />

uprawianie go reforrnuje wn~trze artysty odnawiajqc jego<br />

widzenie, jest takie drogq doskonalosci - paralelnq do innych<br />

drog. Ujawnia, ie obrazu nie .da si~ zastqpic niczyrn innyrn, jest<br />

on bowiem pelniq o,partq na harrnonii prawie niernaterialnej, jest<br />

sarnoistnym swiatem wcielonej wizji.<br />

I wreszcie sil~ tej ksiqzce nadaje charakter wspornnien a niekiedy<br />

wyznan, kt6re pozwalajq spotkac zycie innego czasu i osobE:<br />

sarnego autora.<br />

Power Toronczewskl<br />

139


ANDRZEJ STANIStAW KOWALCZYK<br />

PODRO! DO EUROPY<br />

DZIENNIKI JERZEGO STEMPOWSKIEGO<br />

Dzienniki podrozy Jerzego Stempowskiego stanowiq obok eseistyki<br />

i epistolografii najwazniejszq cz~sc jego literackiego dorobku.<br />

Pierwszy dziennillt pt. Pielgrzym (Wrazenia z pobytu w Holandii<br />

i Niemczech zimq 1923124) wydany zostal w 95 egzemplarzach w<br />

1924 roku pod pseudonimem B. Serafin i jest prawdopodobnie<br />

pierwszym utworem Jerzego Stempowskiego. Nast~pne dzienniki<br />

podr6i;y powstaly juz po II wojnie swiatowej. W kr6tkim wst~pie<br />

do Pielgrzyma odnajdujemy zdania, ktore charakteryzujq postaw~<br />

autora Rubis d'Orient jako diarysty. M6wi 0 sob ie, ze "odbywa<br />

pieO.grzymk~ do lepszych czas6w. (...) Wlasciwosciq pielgrzymow<br />

jest to, ze idq oni dlugo i wytrwale; zmuszeni okolicznosciami (...)<br />

chodzq drogami ok6Inymi, ! czasami nawet wracajq do miejsc juz<br />

znanych, robiq dlugie postoje, ale nigdzie nie zatrzymujq si~ myslq,<br />

kt6ra zdqza do celu pielgrzymki" *. Formula ta okresla r6wniez<br />

poetyk~ dziennika. Zapowiada jego eseizacj~ przy jednoczesnym<br />

zachowaniu wlasciwej dziennikowi jako gatunkowi literackiemu<br />

tematycznej roznorodnosci. .<br />

Czasy, kt6re mialy nadejsc, okazaly si~ dla Europy katastrofalne.<br />

Ale przeciez nie zmusilo to Jerzego Stempowskiego do rezygnacji,<br />

gdyz dzi~ki mysli czlowiek nigdy nie jest bezbronny. Jej zadaniem<br />

jest pielgrzymka do lepszych czasow.<br />

Pierwsze trzy powojenne dzienniki powstaly w czasach nie sprzyjajqcych<br />

podrozowaniu. Poczqtkowy zapis w Dziennik'u podrozy<br />

Dzlennlkl ukazywaly siE: w pary:lu~ Wszystkle przedrukowane zostaly<br />

w tomle Od Berdyczowa do Rzymu (Paryz 1971): Dztenntk podrozy do Austrtt<br />

Niemtec (Ltstopad-gTUdzlen 1945), wyszedl w wydaniu ksl1jzkowym<br />

(ltzym 1946), ukazal slE: r6wnie:!: przeklad wloskl, w artykule dla lokalizacjl<br />

cytat6w uzywam skr6tu: DPAN, llczba oznacza stronE: w tomle Od Berdyczowa<br />

do Rzymu; Corona turrtta (Z dztenntka podr6~y do Wloch, ltstopad 1947 ­<br />

styczen 1948) ~ CT; Nowy dztennlk podrozy do Ntemtec (Ztma 1948-1949) -<br />

NDPN; Dztennik podrozy do Niemiec (Czerwiec 1951) - DPN; Dzlennik podrozy<br />

do Westfaut (PaZdzterntk-Ustopad 1954); Ntemcy-Austrta - 1962; Holandla 1962;<br />

Frankfurt - 1962; Bonn - 1963; W Turynle - 1963; Slonce jeslenl (Jugoslawta<br />

1965). Zamieszczony wsr6d dziennik6w utw6r Sulmona - 1958 uwazam za esej.<br />

W krajowym wydanlu esej6w Jerzego stempowsklego (Krak6w 1983, wyb6r<br />

I oprac. W. Karpinski) znalazly siE: fragmenty nlekt6rych dzlennlk6w.<br />

140


DZIENNIKI JERZEGO STEMPOWSKIEGO<br />

do Austrii i Niemiec nosi dat~ 13 <strong>listopad</strong>a 1945. Ledwie zakonczyla<br />

si~ Wojna swiatowa, juz Stempowski przekracza granic~<br />

bezpiecznej i wzgU~dnie dostatniej Szwajcarii aby... wlasnie ­<br />

przeciez nie po to, aby z msciwq satysfakcjq przyglqdae si~ ruinom<br />

niemieckich i austriackich miast, zobaczye Niemcow w roli zwyci~zonych,<br />

okupowanych i pogn~bionych. Niedlugo potem odwiedza<br />

Wlochy - drugie z europejskich panstw bylej Osi. Dla Stempowskiego<br />

- tak dotkliwie odczuwajqcego rozdar.cie Europy ­<br />

podroz po pogrqzonych w chaosie Niemczech byia gestemwyrazajqcym<br />

trosk~ Europejczyka 0 jego rodzinny kontynent. Odbycie<br />

podroiy (bez wzgl~du na liczne przeszkody) to proba przywrocenia<br />

czy poswiadczenia powrotu do stanu normalnosci. Podroz bowiem<br />

dla Stempowskiego to nie tyle wyprawa turystyczna, He przede<br />

wszystkim akt nawiqzania dialogu z Europejoczykami innej narodowosci,<br />

ludzmi, ktorych europejskose staia si~ w ostatnich czasach<br />

problematyczna; jedni wyrzekli si~ jej swiadomie, inni nie<br />

mieli dose odwagi, aby jej bronie. (Jako cel swojej drugiej podrozy<br />

do Niemiec (1948-49) podaje autor zapoznanie si~ z tamtejszym<br />

ruchem literackim. Lektura kiUku ksiqzek nasun~la mu przypuszczenie,<br />

ze w Niemczech "rodzi si~ jakies 'llowe pismiennictwo<br />

i trwa poszukiwanie form artystycznych odpowiadajqcych tragicznej<br />

sytuacji naszego kontyY{entu".) Maj 1945 roku nie oznacza dla<br />

Stempowskiego triumfu Europy, bo nie mozna jej sobie wyobrazie<br />

bez Wloch i Niemiec. Faszyzm zostal pokonany, ustala hitl,=·­<br />

rowska okupacja, ale druga wojna swiatowa byla dla Europy jako<br />

dla pewnej jednosci kulturalnej druzgocqcym ciosem (chot oczywiscie<br />

to sarna Europa los taki sobie zgotowala, jak przekonywajqco<br />

dowodzi Stempowski w artykule Europa 1938-1039 czy<br />

w Eseju dla Kassandry). Podroze do panstw dawnej Osi maje; zatern<br />

pomoc Stempowskiemu w odpowiedzi na pytania, co zostalo<br />

z europejskiej jednosci; czy mozna zywie nadziej~ na reedukacj~<br />

zdeprawowanych przez wojn~ narodow, na powr6t syna marnotrawnego<br />

(ktorym stala si~ cala Europa) do domu tradycji. Podobne<br />

pytania formulowal Tadeusz Kronski w pisanej podczas<br />

wojny rozprawie Faszyzm a tradycja europejska. Widzial on t~<br />

totalitarnq ideologi~ jaiko efekt absolutyzowania pewnych wartosci,<br />

uczynienia ich bytami samoistnymi i niezaleznymi od tradycji.<br />

Stempowskiego interesujq przede wszystkim . konsekwencje faszyzmu<br />

i wojny, niepokoi go fakt, ze ludzkose tak Iatwo przyj~la<br />

nauki totalitaryzmu. Dzienniki podrozy skierowane Sq wi~c ku<br />

przyszlosci. Autor rozwaza w ni.ch konsekwencje niedalekiej przeszlosci<br />

dla terazniejszosci i jutra, 0 "zwyci~zcach" mowi si~ moze<br />

wi~cej niz 0 zwyci~zonych. Obca jest Stempowskiemu zarowno<br />

141


ANDRZEJ ST. KOWALCZYK<br />

martyrologiczna maniera, jak i euforyczny ton i pochlebstwa pod<br />

adresem ktoregokolwiek z aliantow.<br />

Sam autor okreslil swoje utwory jako dzienniki podrozy, nawiqzujqc<br />

w ten sposob do dziewi~tnastowiecznej tradycji terminologicznej<br />

(np. Dziennik podrozy do Tatrow Seweryna Goszczynskiego).<br />

Okreslenie "dziennik" sugeruje intymne zapiski, zapowiada<br />

opis swiata zewn~trznego przez pryzmat osobowosci i doznan autora.<br />

Pisanie dziennika jest potrzebq wewn~trznq podmiotu, slui)'<br />

mu dla pogl~bienia wiedzy 0 sobie samym, okreslenia swej pozycji<br />

w srodowisku czy spoleczenstwie. Uzupelnienie slowa "dziennik"<br />

epitetem "podr6i:y" zapowiada, ze odtqd uwaga skupiona zostanie<br />

na swiecie zewn~trznym. Tekst zawrze w sobie opis przyg6d,<br />

wydarzen, charakterystyk~ spotkanych ludzi, zapisy rozm6w<br />

z nimi przeprowadzonych etc., b~dzie relacjq aJktualnq, wspolczesnq<br />

wydarzeniom. W ten sposob zblizy si~ do reportazu. Kwalifikacja<br />

ta bylaby szczegolnie odpowiednia w przypadku Dziennika<br />

podrozy do Austrii i Niemiec, w ktorym akcentowana jest niezwyklosc<br />

wyprawy, trudy oraz niebezpieczenstwa z niq zwiqzane.<br />

Okupowane Niemcy, odgrodzone od reszty Europy scislym kordonem,<br />

stajq si~ terra ignota. Dobrze sobie znany, lezqcy w sercu<br />

kontynentu kraj, odkrywa (w doslownym sensie) Stempowski po<br />

raz drugi. CharaJkterystyoe nowej sytuacji nie tytlko Niemiec, ale<br />

i caIej Europy towarzyszq opisy "nielegalnego" przekraczania granicy,<br />

przekupywania straznik6w, ktorych "wyglqd od razu zdradza<br />

bylych gierojow z SS", noclegi w ruinach i domach dla przesiedlencow,<br />

korzystanie z pomocy przemytnikow, etc. Oto probka<br />

tekstu dobrze ilustrujqca literackie umiej~tnosci Stempowskiego:<br />

"Jestem znow w gorach, ktore przeszedlem przed miesiqcem. Wiele<br />

si~ tu od tego czasu zmienilo. Niebo jest szare. Gory pokryte Sq<br />

nowym, gl~bokim sniegiem. Wszystkie przepustki uniewazmono.<br />

Przejsc pilnujq pafrole. Decyduj~ si~ jechac do Boo. 0 z,mroku jestem<br />

w domu znajomego przemytnika.<br />

- Czy po tym sniegu mozna przejsc na tamtq stron~<br />

- Jak komu.<br />

- Na przyklad mnie.<br />

Stary patrzy .na muie przez chwil~ uwaznie zniza glos.<br />

- Moj syn przeprowadzi pana jutro z rana do Too." (DPAN,<br />

s. 150).<br />

Ta zr~czna stylizacja literacka odwolujqca si~ do stereotypow<br />

rodem z relacji podroznik6w i odkrywcow dzikich i niebezpiecznych<br />

krain (stopniowanie napi~cia, zachowujqcy zimnq krew bohater,<br />

dialog ludzi rozumiejqcych si~ w pol slowa) podkre§la jeszcze<br />

stopien upadJku Europy, podzielonej, zniszczonej, zbarbaryzo­<br />

142


DZIENNIKI JERZEGO STEMPOWSKIEGO<br />

wanej. Trudno mowic nawet 0 kroku wstecz, bo przeciez obecna<br />

sytuacja nie znajduje odpowiednika w przeszlosci. Zresztq przeszlosc,<br />

a przede wszystkim lata poprzedzajqce pierwszq wojnE;<br />

swiatowq to dla Stempowskiego wlasnie miara normalnosci. ·<br />

Jedna wazna cecha rozni utwory Pawla Hostowca od repor:tai:y.<br />

Jednq z regul tego gatunku jest wymog scislosci podawanych faktow,<br />

dqzenie do swego rodzaju weryzmu. Natomiast autora Eseju<br />

berdyczowskiego bardziej interesuj'l wnioski; nieustannie zadaje<br />

on sobie pytanie, w jaki sposob to, czego jest swiadkiem w Niemczech,<br />

Austrii i we Wloszech akresla sytuacjE; calego kontynentu.<br />

Pierwsze doswiadczenia i obserwacje budz'l raczej pesymizm.<br />

Pod wrazeni~m wypadkow w Kempten i PostE;powania wladz amerykanskich<br />

wobec emigrantow z Europy srodkowej i wschodniej<br />

Stempowski napisze z wlasciwym sobie sarkazmem, ze "zamiast<br />

obiecywanych podczas wojny: wolnosci od glodu i strachu, epoka<br />

Zjednoczonych Narodow przyniosla Europie inne, mniej znane wolno<br />

sci, jak wolnosc polowania na ludzi, z zasadzki lub z nagonk'l,<br />

lapania ich we wnyki jalk borsukow i sprzedawania ich skory"<br />

(DPAN, 116).<br />

Wyzwolona wlasnie spod okupacji hitlerowskiej Europa znajduje<br />

siE; w stanie zawieszenia, strach i niepewnosc Sq powszechne.<br />

"Czekac... Nigdy zapewne slowo to nie mialo tego znaczenia i zasiE;gu<br />

co dzis. Miliony osob zajE;te Sq glownie czekaniem. Czekaj'l<br />

na przepustki, na moznosc powrotu do kraju lub wyjazdu<br />

do ziemi obiecanej. Jeszcze Uiczniejsi n1e majq dok'ld jechac i czekaj'l<br />

w og6le; czekaj'l pokoju, czeikaj'l lepszych czas6w" (DPAN,<br />

110) - notuje Stempowski, ktory juz wie, ze nalezy do tej ostatniej<br />

grupy. Charakterystyczne, ze od samego autora nie slyszymy ani<br />

slowa skargi, Nie zdradza prawie swoich uczuc, przedstawia chlodn'l<br />

analizE; stanu rzeczy w przekonaniu, ze nikt, komu bliskie Sq<br />

wartosci Ikultury naszego kontynentu nie moze pozostac obojE;tny.<br />

Dlatego dziennikom podr6zy obca jest publicystyka czy propaganda,<br />

ich autor nie zamierza indoktrynowac czytelnika. Aby zgodzic<br />

siE; ze Stempowskim, trzeba uprzednio zaakceptowac zakorzenionq<br />

w kulturze i cywilizacji europejskiej hierarchiE; wartosci<br />

(l'lcznie z faktem ich roznorodnosci, ktory implikuje postaWE; plur<br />

alistyczn'l).<br />

Stempowski stwierdza, ze nastrojowi niepewnosci towarzysz'l<br />

glE;bsze przemiany w postawach wobec zycia. "Od czasow Renesansu<br />

Zachod cenil nade wszystko energiE;, przedsiE;biorczosc, wynalazczosc,<br />

zapobiegliwosc, zdoUnosc do pracy. Poczqtek obecnego<br />

stulecia ujrzal narodziny mistyki czynu. (...) Dzis po latach gor'lczki<br />

pracy i niedorzecznych wysilkow (...) organizacja zbiorowa<br />

zdaje si~ prowadzic wci'lz przez te same etapy: przem,vsl, kryzys,<br />

143


ANDRZEJ ST. KOWALCZYK<br />

zbrojenie, bombardowanie. Przedsi~biorczose prywatna, poprzez<br />

niezliczone przeszkody, pozwolenia na prac~, przepustki, reglamentacje<br />

(...) poprzez tysiq


DZIENNIKI JERZEGO STEMPOWSKIEGO<br />

m~ i talent, a przez to humanizujqcych naszq egzystencj~. Zwiedzajqc<br />

w 1951 roku odbudowany dom Goethego we Frankfurcie<br />

ZWl'aca Stempowski uwag~ na stare meble z XVIII w. Spostrzezenie<br />

to staje si~ punktem wyjscia dla refleksji nie tylko pedagogicznej:<br />

"Dzieci wychowane w takich wn~trzach muszq posiadac<br />

innq wrazliwosc, inny stosunek do swiat'a przedmiotow niz dzieci,<br />

ktore wYros1y otoczone fabrycznq tandetq. Odleglosc mi~dzy domem<br />

Goethego i mieszRaniem w dzisiejszej czynszowej kamienicy<br />

jest zapewne ta sama, co m i~dzy wizjami swiata autora Fausta<br />

i Franza Kafki" (DPN, 271). Pi~kne przedmioty przykuwajqc na­<br />

SZq uwa g~ i wzbudzajqc nasz podziw, UCZq dostrzegac i cehic swiat<br />

zewn~ trzny, dostarczajq wreszcie czlowiekowi miary, kryter ium.<br />

D z i~k i takim postawom tworcow dawna sztuka nie zaslugiwala na<br />

miano omfaloskopicznej. Nilltt z nich nie wypowiedzialby slow Celine'a:<br />

J estem zlamany, pozostala mi tylko moja nienawisc i moj<br />

styl (zob. esej Po powodzi z tomu Eseje dla Kassandry ). Wspolczesne<br />

miasta na kazdym kroku przypominajq swym mieszkailcom<br />

o mizerii n~dzy (mimo materialnego dostatku) i jednowymiarowosci<br />

cywilizacji przemyslowej. "Mieszkajqc przez dlugie nata w takich<br />

miastach - pisze Jerzy Stempowski - mialem nieraz przeczucie,<br />

ze powstale z chciwosci, wYzysku i pogardy ludzi dla samych siebie<br />

- splonq ikiedys jak Sodoma i Gomora. Nikt nie b~dzie ich<br />

bronil od zaglady, bo dla karoego byly zwierciadlem jego ubostwa"<br />

(NDPN, 236). Dlatego pietyzm dla wszystkiego, co wnosi w zycie<br />

p i ~kno i przypomina 0 wsp6lnocie z minionymi wiekami staje si~<br />

tak wazny. Moze nawet pozwala czlowiekowi zachowae jego ludzkq<br />

i s tot~, bo przedmioty okazaly jej wi~cej przywiqzania niz on sam.<br />

Wedlug Stempowskiego jednym z na jwi~kszych grzechow XX wiek<br />

u byl jego (zrodzony wczesruej) utylitaryzm. W swej uproszczonej<br />

wersji przyczynil si~ on do zubozenia ludzkiej egzystencji<br />

przez redukcj~ potrzeb i aspiracji czlowieka. Pozbawil si~ on moznosci<br />

kontaktu z rzeczywistosciq marzenia i wyobrazni odznaczajqCq<br />

si~ innq hierarchiq wartosci niz sfera codziennej praktyki.<br />

Stqd Hostowiec przychodzi do wniosku, ze "po latach pozar6w<br />

i ucieczek zbieranie rzeczy starych i urzqdzanie :wn~trz a nawet<br />

samo ich oglqdanie zdaje si~ bye za~ciem kojqcym, balsamicznym,<br />

Ieczqcym zaognione rany moraIne. Kto posiada do tego dane, powinien<br />

mu si~ poswi~cic, nawet gdyby swiat mial trwac tytlko<br />

trzy tygodnie" (ibidem, 250).<br />

Stempowski poszukiwal w Niemczech zapowiedzi przyszlego odrodzenia.<br />

Nie czerpal satysfakcji wzorem tak wielu Polakow z katastrofy<br />

Niemiec (przy czym katalStrofq dla niego byla nie tylko<br />

kl~ska militarna, ale przede wszystkim sam hitleryzm). Uwazal,<br />

ze Niemcy Sq r6wnie niezb~dne Europie jak Europa Niemcom.<br />

10 - ZNAK 145


ANDRZEJ ST. KOWALCZYK<br />

Nic wi~c dziwnego, ze szczeg6lnq uwag~ zwr6cil Stempowski na<br />

niemiedkq inteligencj~. Mial zresztq wsr6d niej wielu znajomych<br />

i przyjaci61, kt6rych w trakcie kr6tkich podr6zy staral s i~ odwiedzie.<br />

Inteligencji Hostowiec zawsze przypisywal waznq ro l~,<br />

widzqc w niej grup~ powolanq do kultywowania tradycji i - r6wnoczesnie<br />

- do refleksji nad wsp6lczesnosciq (zob. esej Dzieci<br />

Warszawy w poczqtkach XX stulecia). Jednakze inteligencja w wieku<br />

dwudziestym nie stan~la na wysokosci zadania, "wszystkie bowiem<br />

wywrotowe i antyhumanitarne prqdy naszych czas6w, narodowy<br />

socjallizm, faszyzm, (...), wyszly nie sposr6d robotnik6w<br />

i chlop6w, ale z uniwersytet6w" (DPAN, 109). Tymczasem jedna:k<br />

w 1945 roku inteligencja dzieli los wszystkich Niemc6w. W rnonachijskiej<br />

laini spotyka Hostowiec zatopionych w lekturze ludzi,<br />

w kt6rych rozpoznaje "resztki inteligencji (...) dawnych sluchaczy<br />

Maxa Schelera (...), bywalc6w Cafe Stephanie i kOllcert6w W sali<br />

Vier Jahreszeiten". Przyszli tu, zeby si~ ogrzae. Zimne mieszkania<br />

uniernoZliwiajq wykonywanie pra·cy umyslowej, a przeciez "juz sarna<br />

bierna obrom~ rnysli od ' b6lu, jakim przeszywa jq narastan ie<br />

chaosu, wymaga dlugiego, uporczywego skupienia, oswojenia dzikich<br />

skok6w historii, ulozenia szarpiq'Cych wyobraini~ zjawisk<br />

w fonn ~ , pozwalajqcq chociai:by na ich przytomnq enumeracj~ "<br />

(DPAN, 130).<br />

Kiedy jednak rnija najgorszy okres, zycie kulturalne ozywia si~ .<br />

Wie!le stron swych dziennik6w poswi~ca Stempowski rozwijajqcemu<br />

si~ ruchowi ksi~garskiernu i czytelnictwu. Z satysfakcjq notuje,<br />

ze znowu wielikirn zaintereso.waniem cieszy si~ literatura starozytna<br />

i klasycy europejscy. LqCZy to z instynktownq potrzebq powrotu<br />

do ustalonych wartosci; jak w czasach dezintegracji spolecznej<br />

popularnose osiqga literatura 0 charakterze romantycznym, tak<br />

w ·cza"sach reintegracji ludzie nowi si~gajq po starych autor6w,<br />

aby przywr6cie ciqglose. "Lektura Iliady, czytanej bez przerwy<br />

przez dwa i p61 tysiqca lat, daje (...) poczUJcie wsp61noty duchowej<br />

ze wszystkimi pokoleniami poprzednimi i dostarcza kompletnego<br />

zludzenia stalosci i ciqglosci Zycia" (NDPN, 234). Odnajdujerny tu<br />

jeden z cz~sto pojawiajqcych si~ w eseistyce i epistolografii Hostowca<br />

motyw6w - wiar~ w jezeli nie ocal'ajqcq, to w kazdym<br />

razie porzqdkujqcq moc kultury. Dzi~i niej kll~ski spowodowane<br />

przez szalenstwa wsp6lczesnych nie mUSZq okazae si~ ostateczne.<br />

Nie oznacza to oczywiscie, ze potomkowie starych ·cywilizacji mogq<br />

robie, co im si~ Zywnie podoba - Sq jednak granice i Europejczycy<br />

XX wieku bliscY' juz byli ich przekroczenia. Oznacza to,<br />

ze stare cywilizacje nie pozostawiajq swych spadkobierc6w bezbronnymi<br />

i samotnymi wobec chaosu historii i przypadkowosci<br />

egzystencji. Czlowiek u Stempowskiego - jakkolwiek slaby i latwo<br />

146


DZIENNIKI JERZEGO STEMPOWSKIEGO<br />

ulegajqcy zlu, jest jednak istotq wolnq, dla swego normalnego<br />

rozwoju potrzebujqcq zdyscyplinowanej - przez swiadomosc norm<br />

etycznych i zwiqzek z tradycjq - swobody. W przeciwnym razie<br />

karleje duchowo. '<br />

Omawiajqc rynek ksi~garski, nie oszcz~dzil Stempowski samych<br />

ksi~gar zy . Okreslil ich jalko ludzi stworzonych raczej do "handlowania<br />

bykami i liczenia pieni~dzy". Oni sami doprowadzilli do<br />

zakwestionowania specjalnego statusu ksiqiki; staia s i~ ona towarem<br />

takim jak inne, podlegajqcym przepisom dewizowym, kontyngentowym,<br />

clearingowym etc. "Truten siedzqcy za biurkiem<br />

w byle ministerstwie zastanawia si~ zupelnie na serio, na jakim<br />

miejscu postawic produikcj~ i handel ksiqzkq w hierarchii potrzeb<br />

doraznych kpju, jak gdyby w jego m~tnej i ciemnej glowie mogIy<br />

w ogole istniec kryteria do tego rodzaju ocen" (CT, 167). Los<br />

ksiqzki jest dla Stempowkiego miarq degradacji kultury. Trafnie<br />

ujmuje to aforyzm mowiqcy 0 ksiqzce francuskiej, ktora docierala<br />

niegdys swobodnie do UraIu, dzis natomiast "nie moze przekroczyc<br />

linii Maginota". W Europie podzielonej ikordonami, najezonej<br />

twierdzami szerzyc si~ zacz~la mentainosc wlasciwa obroncom<br />

obl~zonego miasta. Nic wi~c dziwnego, ze i ksiqzka europejska<br />

staia si~ "parafianska, tandetna w tresci, glupia i zmanierowana<br />

na najnizszy snobizm" (ibid., 168). Opinie Stempowskiego na temat<br />

poziomu wspolczesnej ~siqzki odzwierciedlajq jego negatywne<br />

stanowisko wobec pewnych roszczen kultury masowej. Irytowalo go<br />

likwidowanie hierarchii, tak istotpego atrybutu kazdej dziedziny<br />

tworczosci. To, co niisze nie powinno wysuwac si~ przed to, co<br />

wyzsze; Iiczba odbiorcow nie moze stac si~ kryterium wartosci.<br />

W clziennikach podrozy po Niemczech musialy znalezc oclzwierciedienie<br />

nurtujqce calq Europ~, a przede wszystkim samych Niemcow,<br />

kwestie polityczne. Jak doszlo do katastrofy Jakie posuni~cia<br />

w przeszlosci przyniosly tak fatalne skutki Odpowiedzi,<br />

jaikich Niemcy udzieiali na powyzsze pytania, byly dla Polaka<br />

z oczywistych wzgl~daw bardzo interesujqce. "W swietle wypadkow<br />

ostatnich lat - pisze Stempowski - pruska polityka ekspansj<br />

i terytorialnej miala w sobie cos z wiejskiego makiaweIizmu<br />

zapatrzonego w ziemi~ i slepego na wszystkie inne elementy po­<br />

Iityki. Od X:VIII wieku partnerem Prus - jako aaiant Iub wrag ­<br />

byla Rosja. Po kaidym .przesuni~ciu granic Prusy dostawaly kawal<br />

gruntu pod kartofle, w r~ce Rosji zas wpadaly olbrzymie obszary,<br />

zamieszkujqce je Iudy, brzegi marz, zdobycze otwierajqce przepastne<br />

perspektywy na kontynenty i oceany. Utrzymanie tych zdobyczy<br />

wymagalo od Ro~ ji najwi~kg,zego sko~entrowania wladzy<br />

politycznej i sily wojskowej, zamykajqc jej drog~ do tentowanej<br />

kilka razy ewolucji liberalnej w stylu' zachodnim. Proporcja sil<br />

147


.<br />

ANDRZEJ ST. KOWALCZYK<br />

mi~dzy partnerami ulegala ciqglym p r zesuni~ciom na niekorzysc<br />

Niemiec" (NDPN, 218).<br />

Czy dostrzezenie i analiza dramatycznych dla Europy i Niemiec<br />

'konsekwencji bl~dow politycznych zaowocuje rowniez w dziedzinie<br />

moralnosci Stempowski unika w swych dziennikach zarowno<br />

patosu, jak i tanich publicystycznych frazesow, ktore z takq latwosciq<br />

przychodzily i przychodzq wielu Pdlakom piszqcym 0 oclpowiedzialnosci<br />

Niemcow za zbrodnie drugiej wojny swiatowej. W<br />

powsciqgliwosci tej k ryje si~ szacunek ella pami~ci ofiar, a takze<br />

ch~e pobudzenia raczej refleksji niz emocji. Nie 'oznacza to jednak<br />

milczenia. Zdaniem' Hostowca niebezpieczenstwo pkwi nie w<br />

moZliwosci odrodzenia politycznych wplywow nazistow - jest to<br />

nierealne. Nowy n acjonalizm totalitarny m oze odrodzie si~ w oparcin<br />

0 zaszczepione przez hitleryzm postawy, wzory zachowania<br />

takie jak respek t dla przemocy, pogarda dla slabych, dobrze rozwini~<br />

ta umiej~tnosc biernego przystosowania s i ~ . K u zclziwieniu<br />

wielu nie nastqpila w Niemczech samorzutna ekspiacja czy chocby<br />

wyznanie win. P rzyczynq tego nie jest zatwardzialosc w grzeehu,<br />

dziala tu raczej stary nawyk bezwzgl~dnego posluszenstwa<br />

i biernosci wyniesiony jeszcze z. okresu Republiki Weimarskiej:<br />

"Brak samodzie!J.nej i niezaleznej opinii publicznej zdaje si~ bye<br />

stalq chorobq pan stwa nowozytnego" - konkluduje Jerzy Stempowski.<br />

Nie oznacza to jednak, ze nad kwestiq tak zwariej Entnazifizierung<br />

m ozna przejse do porzqdku dziennego. Komentujqc proees<br />

0 zabojstwo wi~znia, ktory w kwietniu 1945 roku usilowal<br />

uciec z konwoju, autor Eseju berdyczowskiego dostrzega zroznicowanie<br />

postaw mlodych Niemcow - swiadkow morderstwa.<br />

Chlopea, ktory wydal uciekajqcego wi~znia, ale przed sqdem przyjmuje<br />

za swoj czyn odJi>owiedzialnose i uznaje win~, sklonny jest<br />

Stempowski uznae za "wewn~trznie oezy~ zczonego od hitleryzmu".<br />

1nni nie wyzwolili si~ jeszcze spod wladzy utylitarnej moralnosci<br />

obl~zonego miasta, dopuszczajqcej etyczny relatywizm. Rela'Cji<br />

z proeesu w Monachium towarzy~zy refleksja rzuc·ajqca swiatlo<br />

na etyczne poglqdy samego Stempowsikiego. Pojawiajqcy si~ tu<br />

rnotyw ekspiaeji nie oznacza akceptaeji moralnosci opartej na<br />

Boskim autorytecie. Jego postaw~ mozna okreSlic jako etyk~ bez<br />

sankcji i powinnosci. Sposob forrnulowania przez Stempowskiego<br />

problemu jest znamienny. Oto:i pyta on: czy wypada wydae uciekajqcego<br />

wi~znia Nie wdajqc si~ w rozro:inienia, przywoluje histori~<br />

Jezusa i Judasza. Ewangelia przywolana zostaje nie jako<br />

slowo Objawione, ale jako tel,cst wyrazajqey doswiadezenie etyczne<br />

ludzlkosci. Tak odpowiada na zadane pytanie tradycja; kto zatem<br />

wydaje zbiega, ten sprzeniewierza si~ starym, utrwalonym w kulturze<br />

normom etycznym, zdradza ludzki lad swiata. Denazyfikacja<br />

148


DZIENNI KI JERZEGO ST EMPOWSK IEGO<br />

~dz ie polegae na odbudowie wiary w wartose i niezb~dnose tego<br />

fadu. Dopiero to b~dzie znakiem, ze "czasy przesladowan, »robienia<br />

porzqdku« pogardy dla zycia i godnosci czlowieka min~ly. (...)<br />

P rzemiany tej nie nalezy zapewne wyobrazae sobie w formie<br />

naglej metamorfozy, lecz raczej jako proces powblny, rozwijajqcy<br />

si~ nie tyle na forum publicznym, iIe w trybie -wieczornych rozmow<br />

i r achunkow sumienia. Sarna natura tego procesu o~ asnia ,<br />

czemu mocarstwa okupujqce Niemcy niewiele tyllko przyczynily<br />

si~ do odhitleryzowania kraju" (NDPN, 215).<br />

Char akterystyeznq cechq dziennilkow Stempowskiego jest cz~sto<br />

manifestowana nieeh ~ e do zwyci ~ skieh aliantow. Obserwowanych<br />

na frankfurc1dm dworcu amerykanskieh zolnierzy okresla mianem<br />

n owego Herrenvollku. Sq pewni siebie i aroganccy - "k iedy Amerykanie<br />

jadq na urlop, dworzec jest tylko dla nich. Inne pociqgi<br />

przewidziane na ten czas po prostu nie odehodzq". Opis tego vvydarzenia<br />

pokazuje, jaik narrator dzienriikow okresla SWq pozycj ~<br />

w pr zedstawionej rzeczywistosci. Widzimy go w tlum ie upokorzonych<br />

Niemeow, przyjmuje ich punkt widzenia, bye moze okreslenie<br />

"Herrenvolk" pochodzi ~snie od nich. Podkreslony przez<br />

narr atora br ak dystansu oznacza nie tyle wspolczucie dla Niemcow,<br />

ile manif estacj ~ europejskiej solidarnosci. W swej niech ~ ci<br />

do zachodnich aliant ow posuwa si~ Stempowski do niesprawiedliwych<br />

zarzutow, w ktorych nietrudno dostrzec tak jednak rzadkie<br />

u niego rozgoryczenie: "Mieszkancy Europy Sq dzis w polozeniu<br />

szczura w wannie, szukajqcego na prozno wyjscia po gladkich<br />

scianach. Dobroczynny wujaszek Sam r zuea im do ieh wi~zi e nia<br />

po kiIka dolar6w w przypuszczeniu, ze brak im tylko p ie ni~ dz y,<br />

a by byli zupelnie szcz~sIiwi i rozwin~l i wielk q dzialalnose gospodarczq"<br />

(CT, 155). W 1947 notuje, ze nieuniikniona wyda je si~ powszechna<br />

glebae adscriptio, gdyz "latw iej jest nawet pobie Hitlera,<br />

niz wyzwolie si~ same'llU ze slepego egoizmu i pogardy dla<br />

gorzej uzbrojonych" (loc. cit.). Na k sztalt p owojennej Europy wply ­<br />

n~l o nie tylko militarne zwyci~stwo nad faszyzmem, [ecz rowniez<br />

-zawar te mi ~ dzy aliantami uklady.<br />

_<br />

Nie oznacza to oczywiscie, aby Stempowski nie docenial wagi<br />

pomocy aliant6w dla Europy. Wiflae to szczegolnie w dzienniku<br />

podroi:y do Moch, w ktorym opisuje okres la grande paura ­<br />

wielkiego strachu spowodowanego radykalizacjq ma.


ANDRZEJ ST. KOWALCZYK<br />

nych juz w latach pi~edziesiqtych podkresla autor latwosc i komfort<br />

podrozowania. Miasta podnoszq si~ z gruzow, Niemcy zachodnie<br />

wkraczajE} w okres cudu gospodarczego, rozwija si~ zycie<br />

kulturalne. Zresztq juz w 1947 roku we Wloszech Stempowski<br />

dostrzega poczqtlki przemian: prowokatorzy usilujqcy rozniecie<br />

ulliczne zamieszki nie znajdujq wsrod Wlochow posluchu. "Po stu<br />

1atach autentycznego i sztucznie rozdmuchiwanego fanatyzmu narodowego,<br />

po okresie kultu czynu ' i sHy, w Europie mozna zauwazye<br />

pewne objawy reakcji. Fanatyzm i wzajemna nietolerancja<br />

zniszczyly zamoznose i niezaleznosc naszego kontynentu. Postawy<br />

aroganckie i wyzywajqce, ktore uchodzily za normalne przed dziesi~ciu<br />

1aty, wydajq si~ .dzis pozbawione wszelkiego racjonalnego<br />

umotywowania. Moralnosc ob1~zonego miasta i mobilizacji tota1nej<br />

spustoszyly zycie osobiste. U ludow bardziej wrazliwych i posiadajqcych<br />

pewne tradycje, przeciw tej moralnosci zacz~ly wyst~powae<br />

pierwsze oznaki oporu~' (CT, 162).<br />

Dzienniki podrozy Stempowskiego mozna podzielic na dwie grupy.<br />

Do pierw-szej na[eZy zaliczye utwory wczesne, powstale w latach<br />

czterdziestych. W sklad drugiej WGhodzq dziennitki napisane<br />

w 1atach pi~edziesiqtych i szesedziesiqtych (ostatni - Sionce jesieni<br />

(Jugoslawia 1965)~ Nie znajdziemy w pozniejszych dziennikach<br />

obecnego w pierwszych tonu subtelnego liryzmu, rownowazonego<br />

zresztq, jak zwyk1e u Stempowskiego, przez ironi~ czy sarkazm.<br />

Ten osobisty ton pokazywal, jak da1ece opisywane fakty i poruszane<br />

sprawy byly Stempowskiemu nieoboj~tne -: rok 1945<br />

oznaczal kres nadziei na Ikoniec tulaczki. To pierwszy dziennik<br />

z jesiennej (1945) podrozy po Niemczech zawiera pi~knq dygresj~<br />

o ojczystych rzekach, ktorych szum zawsze towarzyszy wydanym<br />

samotnosci emigrantom. "Zdaje mi si~ - mowi Jerzy Stempowski<br />

- ze gdybym ociemnialy, stary, trawiony gorqczkq i obl~dem ,<br />

poslyszal znow ten szum, lata blqdzenia po manowcach spadlyby<br />

ze mnie jak lachma'ny niedoli i stalbym si~ znow sobq" (DPAN, 112).<br />

W utworach drugiej grupy nie manifestujq si~ juz tak otwarcie<br />

pog1qdy etyczne i po1ityczne samego Hostowca. Przewaza opis i re­<br />

1acja. Spotkani ludzie, wydarzenia, odwiedzane miejsca nie prowokujq<br />

juz wypowiedzi na zasadnicze tematy. Sq to dzienniki podrozy<br />

epoki stabilizacji; zewn~trzny spoatoj i dystans ukrywajq<br />

bye moze gorycz. Zdegradowana Europa zaakceptowala swoj los.<br />

Nie miala wyboru mi~dzy innymi rowniez dlatego, ze sarna si~ go<br />

wyrzekla.<br />

Nie moze to jednak oznaczae dla Europejczyka powstrzymania<br />

biegu mysli w jej nieustannej "pieilgrzymce do lepszych czasow".<br />

150<br />

Andrzej Stanislaw Kowalczyk


v s K u s J E<br />

MARIAN GRABOWSKI<br />

-\<br />

W KONTRAPUNKCIE EUROPEJSKIEGO <br />

MYSLENIA <br />

Nie myslalem, ze zyc b~d~ w tak osobliwej<br />

chwili.<br />

Kiedy B6g skalnych Wyzyn i grom6w,<br />

Pan Zast!W6w, kyrioo Sabaoth,<br />

NajdotJkliwiej upoko·rzy lud~i,<br />

P{)zwoliwszy ,iIm dzialac ja'k tylko zapragnq,<br />

1m .zo-stawiajq'c wni


MARIAN GRABOWSKI<br />

lozonych i wtasnego ic~ odc;:zytania. Robi~ to swiadom szkicowych<br />

uproszczen i niedopowiedzen.<br />

Ksiqzka jest wr~cz Ikliniczym op isem opozycji mi~dzy wiedzq<br />

i wiarq ujawniaj~cej si~ z calq silq w naszej cywilizacji. Spor ten<br />

w swej nowo±ytnej wersji jest spotem mi~dzy religiq a naukq,<br />

.scislej zas mi~dzy religiq a okres!onym typem filozofowania stojqcym<br />

' za nowoiytnym przyrodoznawstwem. Przeciw r eligii stawal<br />

scjentyzm, radykalny empiryzm, pewne odmiany racjonaaizmu,<br />

ktore tak czy inaczej powolywaly przyrodoznawstwo, a jeszcze<br />

bardziej wlasciwy mu sty! myslenia d!a pot'wierdzenia swych racji.<br />

Wydaje m i si~, ze Kolakowski trafia swymi pytaniami w sarno<br />

jqdro sporu. Pyta on 0 prawomocnosc wypowiedzi religijnych, jak<br />

i tych, ktore odrzucajq ich se nsownosc, a nawet mozliwosc. Materia:!<br />

do analiz jest tak dobr any, ze mozna sledzic kryteria sensownosci,<br />

docieJkac :hodel upr awomocnienia aktu religijnego, jak<br />

i jego negacji. Razem z autorern podqzamy od doswiad czen mistycznych<br />

ku podejmowanym na przestrzeni wiekow probom racjonalnego<br />

uzasadnienia istniEfuia Absolutu, wyjasniania tajemnicy<br />

zla, ku j~zykowi religijnemu. Sedno konfliktu mi~dzy opcjq t ylko<br />

na rzecz wiedzy opartej na pewnosci chocby i probabilistycznej,<br />

w iedzy empirycznej bqdz logicznie sprawdzalnej, w vvysokim sto- .<br />

pniu niezaleznej od partycypacji w n iej poznajqcego podmiotu<br />

i posiadajqcej moc preciyktywnosci, a religiq z jej pr.etensjami do<br />

prawdzi'Wosci i swoistq mOCq poznaWCZq sprowadza si~ do pytania<br />

0 istnienie transcendentalnego kryterium prawdy - pewnego<br />

i waznego zawsze i wsz~dzie. Opisujqc konflikt mi~dzy radylkalnym<br />

fenomenalizmem a metafizykq Kolakowski zauwaza : "Nie mamy<br />

w filozoficznym instrumentarium zadnej powszechnie przy j ~ ­<br />

tej »wyiszej« zasady, za pomocq ktorej daloby si~ ulagodzic k onflikt<br />

mi~dzy tymi. dwiema opcjami." Ta uwaga sluszna jest zasadniczo<br />

w dowolnej plaslczyznie sporu, ezy to 0 epistemologicZllq<br />

pewnosc, czy 0 metafizyeznq koniecznosc. Proby poszuk iwania prawdy<br />

waznej powszechnie, bezwzgl~dneg o kryteriumprawomocnosci,<br />

konczq si~ fiaskiem. Jesli patrzec na histo ri~ filozofii nowozytnej,<br />

to od Kartezjusza po Husserla jest ona poszukiwaniem epistemologicznego<br />

absolutu, probq ustalenia :hodel i w ar unkow poznawezej<br />

pewnosci, nieornylnosci. Idea ta okazala si~ nie do zrealizowania.<br />

Stwierdzenie zas tego faktu niesie niezwyklle powazne konsekwencje.<br />

J esli nie rna prawdy wszystkoobejmujqcej, to i k azda<br />

prawda cZqstkowa staje si~ wqtpliwa. Nast~puje metodologiczny<br />

u padek w bezsens i chaos. Nie istniejq wiarygodne drogowslkazy.<br />

Sytuacj~ takq Autor nazywa nihilizmem poznawczym. ezyz jednak<br />

nie mozna by zadowolic si~ slabszymi kryteriami: cz~sc i owq<br />

koherencyjnosciq, ustalaniem kryteriow prawdziwosci lokalnie slu­<br />

•<br />

152


W ,KONTRAPUNKCIE EUROPEJSKIEGO MV$LENI A<br />

sznych vv zaleznosci od sposobow poznania Okazuje si~, ze mozna.<br />

Pewien jednak rodzaj fragmentarycznych z zalozenia dociekan nad<br />

strukturq rzeczywistosci rna wlasnosci poszerzania swego horyzontu,<br />

az po pytanie 0 ostateczne zrodlo pra wdy. Ten rodzaj pytan<br />

przejawia specyficzne roszczenie do prawdy i chce od wolac si~<br />

do miejsca gwara ntujqcego zasadniczosc jakiejkolwiek prawdy. Chodzi<br />

tu 0 sprawy tak zasadnicze (np. kwestia istnienia Absolutu),<br />

ze one same kierujq refleks j ~ ku pytaniu 0 pod s ta w~ wszelkiej<br />

prawclziwosci. Kolakowski docenia, wa g ~ tego pytania i odpowia­<br />

:la: "j:\by cos bylo prawdziwe JUusi istniec podmiot nieomylny"<br />

i dalej "...bez absolutnego podmiotu nie jest rno:Jliwe prawomocne<br />

uzywanie predykatu »prawdziwy«". Opowiada si~ za formulq Dostojewskiego<br />

"J ezeli nie rna Bqga, to wszystko wolno" rozumianq<br />

jako formula epistemologiczna "... albo Bog, albo poznawczy n ihilizm".<br />

Takiej odpowiedzi udziela przy analizie klasycznych racjonalnych<br />

argumentow na istnienie Absolutu. Ukazuje i inne obszary<br />

ludzkiej aktywnosci i refleksji, gdzie odpowiedz jest podobna.<br />

Moze najwlasciwszym miejscem, gdzie narzuca si~ pytanie 0 uprawomocnienie<br />

sensu jest kultura z jej ogromnq produk cj ~ nadznaczen<br />

(doda1Jkowy sens wszelkich przeja wow zycia, jak milosc,<br />

smierc). Rowniez i fillozofia historii dzieli t~ wlasciwosc. K olakowski<br />

pisze, ze musi istniec odniesienie do wiecznosci i wiara, ze<br />

wydarzenia historyczne Sq czyms wi~cej niz wydajq si~ byc. "...sa­<br />

rno objawienie jest zrodlem jakiejkolwiek wiedzy, kt6rq mamy<br />

nadziej~ zgrornadzic 0 »znaczeniu historii« i oczywiscie 0 samej<br />

prawomocnosci takiego dziwacznego poj~cia."<br />

W ten spos6b Kolakowski szkicuje przyklady sytuacji, gdzie pojawiajqce<br />

si ~ znaczenia, sensy dornagajq si ~ uprawomocnienia. Docieramy<br />

do zasadniczego dla ksiqZlki pytania, 0 gwarancj ~ sens6w.<br />

Najwyrazniej uwidocznia s i~ one w strukturze aktu religijnego.<br />

Opis ak tu religijnego rozpoczyna si ~ od pr6by wykazania zasadniczej<br />

niemozliwosci jego racjonalizacji. Ilustruje to analiza<br />

zawartosci logicznej i empirycznej tradycyjnych pr6b uspravviedliwlenia<br />

istnienia zla. Rzeczywistosc zla w swiecie i po j ~cie Dobrego<br />

Boga nie dajq si~ racjonalnie u zgodnic. -;,Akt wiary i zaufaonia<br />

Bogu musi poprzedzac zdolnosc ujrzenia Jego rqk w trakcie wydarzel'i.<br />

i w srnutku ludzkiej historii".. Dalej nast~puje analiza pozytywnej<br />

strony doswiadczenia religijnego, jakim jest rnistyka.<br />

Odslania ona znaczenie uczestnictwa w poznaniu religijnym, part<br />

ycypacji nierna[ nieobecnej w porzqdku poznania r acjonalnego.<br />

Wiara mistykow dostarcza im wiedzy 0 swiecie budowanej n a<br />

innyrn wzorcu pewnosci niz racjonalny ic z~stokroc pozostajqcej<br />

w jawnej sprzecznosci z wiedzq opart"! na regulach ratio. 0 sposobie<br />

konstytuowania si~ sensu wypowiedzi religijnej Autor pisze<br />

153


MARIAN GRABOWSKI<br />

".. j~zyk sacrum jest j~zykiem kultu i oznacza to, ze jego skladniki<br />

stajq si~ zna


W KONTRAPUNKCIE EUROPEJSKIEGO MY$LENIA<br />

Pisze: "...nie sposob ... bye skazanym na stan schizofrenicznego<br />

rozdwojenia..." i usiluje zinterpetowac stanowisko Kolakowskiego<br />

wqtpiqc w jego bezstronnosc w utrzymaniu sprzecznych racji i posqdzajqc<br />

go 0 sceptycyzm. T~ reakcj~ odbieram jako spontanicznq<br />

i prawdziwq, jako odruch emocjonalnie lecz nie intelelktualnie uzasadniony.<br />

Kolakowski wie i daje temu wyraz, ze sytuacja, 0 ktorej pisze,<br />

wiqie si~ ze szczegolnq intelektualnq i duchowq konfiguracjq naszej<br />

cywilizacji. To zaistnialy uklad kulturowy wyjaskrawia konflikt<br />

porzqdku wiedzy i wiary, i to na s!kal~ nie pojedynczych<br />

ludzkich losow, lecz na skal~ cywilizacji okreslajqc istotnie duchowy<br />

klimat naszej epoki.<br />

Elibieta Wolicka post~pujqeza analizami Autora postrliega wsp61­<br />

czesnq nam sytuacj~ jako irracjonalnq, fideistycznq i gloszqc moiliwosc<br />

racjonalnej argumentacji filozofii i teologii protestuje przeciw<br />

wynikom myslenia autora If there is no God... Uzycie tych<br />

okreslen wydaje si~ wqtpliwe, bo ich rozmycie znaczeniowe jest<br />

ogromne. ~ to niezbyt precyzyjne etykietki, ktore nie pomagqjq<br />

w zrozumieniu czegokolwiek. M-am tez wrazenie, ze piszqc 0 racjonalnosci<br />

rna ona na mysli jeden jej mozliwy wzorzec - racjonalnosc<br />

klasycznej metafizyki. Tymczasem rozpoznania czynione<br />

przez Kolakowskiego Sq dowodem niebywalych mozliwosci rozumu<br />

ludzkiego. Rozum bowiem moze stanqc wobec porzqdk6w, ktore<br />

majq calkiem rozne rodzaje intelligibillnosci i zdolny jest je pojqC<br />

i uznac. Potrafi zarazem uczciwie przyznac, ze nie moze ze swym<br />

sposobem pojmowania swiata wtargnqc w nie, nie niszczqc przyrodzonej<br />

im sensownosci. W moim rozumieniu to dopiero jest przykladem<br />

prawdziwej racjonalnosci. W Ikoncu to rozum uznaje porzqdek<br />

wiary, jej odmiennose od siebie, wzajemnq niesprowadzalnosc.<br />

Nie przyznaje tez sobie prawa do narzucenia jednej totalnej<br />

reguly wyjasniajqcej. Zadnych "ostatecznych uzasadnien". I vi tym<br />

kryje si~ jego wielkosc. Rozumowi pozostaje poszukiwanie trudno<br />

wykrywa'lnych linii demarkacyjnych,ustalenie kryteriow konstytuowania<br />

s i~ roz.p.ych sensownosci, ' stopnia ich wzajemnej przenikalnoSci.<br />

Taka racjonalnosc nie grozi absolutyzowaniem ktoregokolwiek<br />

z porzqdkow poznawczych, z rodzaj6w doswiadczenia, nawet<br />

jeW mialoby to byc doswiadczenie metafizyczne. Chce brae<br />

rzeczy jakimi Sq. Staje si~ miejscem autentycznej pokory intelektualnej<br />

nie narzucanej przez zadnecredo, kultur~, system filozoficzny,<br />

ideologi~. Chcialoby si~ az powiedziee, ze jest to poboznose<br />

mysli. .<br />

Jak podjqc dialog z tezami Religion Czy mozliwe jest kontynuowanie<br />

takiego myslenia na gruncie chrzescijanskiego credo<br />

Nie gorszyc si~, nie mowie "zblqdziles", nie trywializowae opisa­<br />

155


MARIAN GRABOWSKI<br />

.-<br />

nej antynomii: sens i Bog, a bezsens i Nicosc przez wskazanie<br />

pozornej latwosci wiary. Co naprawd~ Humaczy stwierdzenie Wolickiej,<br />

ze "wspolczesna mentalnosc ma gigantyczny 'post-oswieceniowy<br />

komplelks" "Jedyny pomost szeroko poj~tego racjonalizmu<br />

tradycyjnej metafizyki" (Wolicka) tez nie wydaje s i~ lekarstwem<br />

najlepszym. Klasyczna filozofia Boga zostala stworzona przez geniusza<br />

lecz w zupelnie innej sytuacji kulturowej i przy innych<br />

dahych poczqtkowych nii: te, ktorymi dzisiaj chrzescijanin dysponuje.<br />

Rozszczepienie, 0 ktorym traktuje ksiqzka Leszka Kolaikowskiego<br />

nie istnialo wtedy jako fakt :kulturowy. Dzisiaj jest ono<br />

w stanie przesilenia, tzn. pozwala na wzgl~dnie bezstronnq analiz~ ,<br />

ale nadal istnieje. Czlowiek wierzqCY musi budowac' swoje rozumienie<br />

w iary, swoje rehgijne myslenie nie pomijajqc tego.<br />

Czy przypadkiem ten obszar duchowego rozdwojenia, w ktorym<br />

si~ znajdujemy,' n ie jest naszym preambulum f i dei Moze wspol,<br />

czesnym pozqdaniem gwarancji sensu budujemy nasz zgola o.ry~<br />

ginalny "arguD;lent z potrzeby,Sensu". Czy to wydobyte w filozoficznych<br />

docieikaniach pytanie 0 Gwaranta nie jest zwornikiem r oe:­<br />

maitych objaw6w laknienia sensu w naszych czasach TopografJa<br />

wspolczesnej nauki to tez miliony dywergencyjnych sens6w i iadnej<br />

powszechnej reguly scalajqcej. Kazda proba jej ustanowienia<br />

to mordowanie metody naukowej w jej wspolczes·nym ksztakie<br />

(pomimo tego, iz tworzymy roznorakie p roby unifikacji). A cod<br />

zienne zycie z inwazjq ogromnej ilosci informacji niekoherentnej,<br />

cz~ sto wzajemnie sprzecznej i straszliwie amorficznej... Czlowiek<br />

zawsze pojawia s i~ jako ten, ktory zdolny jest rozumiec znaczen<br />

ie, ktory odczytuje i tworzy sensowne struktury w nauce, technice,<br />

kulturze, religii... Zawsze tez taka jego dzialalnosc podszyta<br />

byla l~k{em przed bezsensem - mozliwym rozpadem sensu. L~k<br />

ten stal si~ dominujqcy w naszej epoce (P. Tillich). Tworczq wreszcie<br />

dzialalnosc czlowieka XX ~eku najdosadniej Dddaje okreslenie<br />

Misnera: "Har dware jest to software". Sam reaany produkt '<br />

d zialalnosci czlowieka (hardw are) prieslania oprogramowanie, tj.<br />

ow dodatkowy sens (software). Wytwory naszej dzialalnos


W ,KONTRAPUNKCIE EUROPEJSKIEGO MVSLENIA<br />

nie to jest przedsionkiem modlitwy, naszq XX-wiecznq teodyceC!.<br />

Je] mottem mogloby bye ostatnie zdanie Iksiqzki Kolakowskiego<br />

"the real is what people really crave for", kt6re tlumacz~ tu moze<br />

nieco d O'Wolnie: realnym jest to, 0 co ludzie prawdziwie blagajq.<br />

• Jeszcze jedna sprawa, raczej ad personam. Ezbieta Wollicka nazywa<br />

Kolakowskiego "laickim prorokiem". Nie podoba mi si~ tu<br />

przymiotnik, ale sarna mysl jest prowokujqca. Aby 'zachowae sens<br />

slowa prorok, a niczego nie wmawJac Kolakowskiemu, przyjmijmy<br />

mozliwie najslabsze znaczenie tego slowa. Prorok jest tym,<br />

ktory 'rozumie swoj czas w tym' sensie, ze widzi i czuje miejsca,<br />

k tore pomagajq bqdz przeszkadzajq ludziom 'W spelnianiu ich religijnego<br />

powolania. I co wi~ ce j , m usi dae temuswiadectwo. Nasza<br />

epoka rna sklonnose do zacierania w czlowieku miejsc istotnie<br />

J konstytuu jq'cych religijnose. W tym kontekscie przyjrzyjmy si~ niektorym<br />

wypowiedziom Kolakowskiego.<br />

Kiedy dzisiaj, takze wsrod chrzescijan, z podziwu godnq glupotq<br />

zaciera si~ gra nic~ mi~dzy sacrum i profanum lub trywialnie<br />

sprowadza jeden porzqd elk do drugiego, to Koiakowski analizujqc<br />

t ~ kwe sti~ tylko w plaszczyznie kulturowej ostrzega: "Sekularyzacja<br />

swiata chrzescijanskiego dochodzi do skutku nie tylko w postaci<br />

bezposredniej negacji sacrum, lecz takze w formie posredniej:<br />

przez uriiwersalizacj~ sacrum, ktora, uniewazniajqc rozI;'6znienie<br />

mi~d zy sacrum i profanum, pr:lwadzi do tych samych wynik6w.<br />

Jest to chrzescijanstwo, kt6rc odrywa si~ od swoich zrodel<br />

apdkaliptycznych, chrzescijanstwo, ktore spieszy u swi~cae z gory<br />

wszystkie formy zycia swieckiego, jako ze wszystkie mogq uchod<br />

zie za krystallizacj~ boskiej energii; chrzescijanstwo bez zla ..."<br />

(Odwet sacrum w kulturze swieckiej).<br />

Jesll . chrzescijanie przestaj'l wierzye w Ksi~cia Ciemnosci, w<br />

istnienie zewn~trznego zla, to serio pisze ° nlm Kolakowski w esejach<br />

Diabel i Czy (liabel moze bye zbawiony<br />

Gdy wielu chrzescijanskich pUblicystow i kaznodziejow przestalo<br />

walczye 0 powrot prawdziwego d{)swiadczenia winy, gdyz praw­<br />

' dopodobnie sami juz nie rozumiejq jego roli w Iksztaltowaniu czlowieka<br />

religijnego, to Kolakowski pisze: "HiBtoria biblijna daje<br />

nam takze podstawy, by dopatrywae si~ scislej korelacji, a nawet<br />

r ownowaznosci, mi~dzy doswiadczeniem winy i doswiadczeniem<br />

sacr um. Swiadomose wir:iy w sensie wlasciwym, czyli niezalezna<br />

od obawy przed kar'l, jest tak zwi'lzana' z percepcj'l sa.crum, ze<br />

kazde z dwojga daje si~ okreslie przez drugie: mozna sacrum opisae<br />

jako to, czego, pogwakenie rodzi poczude winy, a poczucie winy<br />

jako swiadomose pogwalcenia sacrum". (Reprodukcja kulturalna<br />

i zapominanie). Przyklady mozna mnoZye.<br />

Jesli filozofia chrzescijanska rna zbudowac wsp6lczesny "przed­<br />

157


MARIAN GRABOWSKI<br />

sionek" wiary, to musi wyjsc: od rzetelnego opisu stanu swiadorposci<br />

dzisiejszego czlowieka, jego sytuacji inteQektualnej, aksjologicznej,<br />

duchowej. Takiego opisu wyrazonego w j~zyku iywym<br />

dla wsp6lczesnych a dotyczqcego zderzenia wiary i wiedzy, kt6ry<br />

jednoczesnie jest pewnym swiadectwem osobistym, dostarcza ksiqzka<br />

Leszka Kolakowskiego. Dopiero na takim gruncie mozna za­<br />

CZqC budowac teodyce~ naszego czasu - bez skr6t6w, gorszqcych<br />

uproszczen i podejrzanych apologii.<br />

Marian Grabowski<br />

158


ELZBIETA WOLICKA<br />

W KONTRAPUNKCIE IDEOLOGICZNEGO<br />

MYSLENIA - CZYLI KlOPOTOW<br />

Z KOlAKOWSKIM CIAG DALSZY<br />

Losem recenzji, krytyk i polernik z koniecznosci ograniczonych<br />

do rozrniarow publicystycznego eseju jest z reguly to, ze niejako<br />

z natury rzeczy narazajq si~ na zarzut niedostatecznosci uzasadnie6.<br />

ostrzej wybitych tez oraz poslugiwanie si~ "niezbyt precyzyjnyrni<br />

etykietkarni". Ale ta wlasnie wada gatunlku literackiego rna takZe<br />

proporcjonalnq zalet~: prowokuje do pytan i popycha dalej rnyslenie,<br />

ktore przeciez rozwija si~ w diaUogu. Wdzi~czna jestem Marianowi<br />

Grabowskiernu za podj~cie sporu 0 odczytanie ksiqzki Leszka<br />

Kolakowskiego 0 religii.<br />

Na wst~pie pragn~ podkreslic, ze w rowl1ej rnierze jak moj<br />

oponent zdaj~ sobie spraw~ z nieuchronnych, ja1k si~ rzeklo, "szkicowych<br />

uproszczen i niedopowiedzen", ktoryrni niestety musi "grze ~<br />

szyc" takze nasza polemika. Ale moze to skloni innych jeszcze<br />

czytelnik6w Religion, kt6rych jest w Polsce wcale nie tak malo,<br />

do zabrania glosu - a nie bylaby to jui pierwsza wok61 tej ksiqzki<br />

dyskusja. Zasluguje ona zresztq ze wszech miar na przedyskutowanie.<br />

Gdyby jej oryginal ulkazal si~ po polsku, stalaby si~ jednyrn<br />

z l1ajwazniejszych wydarzeii. filozoficznego ruchu umyslowego<br />

ostatnich lat w Polsce. Wypada gorzko zalowac, ze trafia do<br />

nas drogq nieco okr~znq, i krzepic si~ altruistycznq pociechq, iz<br />

skorzystali na tym czytelnicy literaturj~ "wysokiej" w krflgu jflzyka<br />

angielskiego na swiecie.<br />

Nie bardzo rozumiem,' dlaczego pan Grabowski Ddebral' mojq<br />

pdlernik~ z tezarni Kolakowskiego jalko trywializacjfl jego poglqd6w,<br />

wynikajqcq z jakichS blizej nieokreslonych emocjonalnych<br />

uprzedzeii., a moje polemiczne stanowisko jako latwq apologetykfl<br />

przestarzalych przesqdow metafizycznych. Wydawalo mi sifl, ie<br />

skupilam sifl przede wszystk'irn na tak zwanej "krytyce irnmanentnej"<br />

starajqc sifl zrekonstruowac (co zawsze jest pewnyrn uproszczeniem)<br />

gl6wnq mysl autora w spos6b przynajmniej niesprzeczny<br />

z jego intencjami, a jezeli ta wlasnie mysl, wyrazona w ksiqzce .<br />

wielokrotnie i na r6iny spos6b, obudzila m6j sprzeciw, to chyba<br />

159


EL ZBIETA WOLICKA<br />

dyskusja dotyczqca wazkich problemow filozoficznych interpretacji<br />

swiata, w ktorym wspolnie zyjemy i rozszyfrowywania zagadek<br />

ludzkiej swiadomosci ten swiat "modelujqcej", nie jest tylko i w y­<br />

lqcznie uprawniona w gronie wyznawcow okreslonej teorii 'i, metodologii<br />

Zarzut ndezr.ozumienia i upraszczania cudzych poglqdow<br />

z podejrzeniem 0 ich tendencyjne wypaczanie najlatwiej odparowac<br />

rykoszetem, ale taki zabieg z miejsca i definitywnie zamyka<br />

kazdq dyskusj~. Starajmy si~ zatem porozumieb i nie gorszmy si~<br />

zbyt szybko trudnosciami, 0 jakie musimy si ~ stale potykac w sytuacji,<br />

gdy "sztuka m qdrej rozmowy" 0 jakiej .marzylo si~ kiedys<br />

Platonowi, jest u nas - z r oznych i raczej smutnych powodow ­<br />

w zaniku.<br />

Ustalmy na poczqtelk punkty zbiezne. Mniemam, iz zgodna jestem<br />

z panem Grabowskim w ocenie wagi tego wydarzenia, jakim jest<br />

bez wqt.pienia Religion na filozoficznym rynku wydawniczym. Zgad<br />

zam si~ takze z t wierdzeniem , ze "ksiqZka jest wr~ c z klinicznym<br />

opisem opozycji m i~dzy wiedzq a wiarq ujawniajqcej si~ z calC!<br />

silq w naszej cywiliiacji". J a tez dokladnie Itak jq odczytalam.<br />

Uwazam, wraz z panem Grabowskim, ze ow opis sytuacji intetektualnej<br />

przepr owadzony zostal po mistrzowsku, z iscie pr ofetycznq<br />

pasjq i intelektualnym wigorem. Opisany przez Kolakowskiego<br />

ak tualny - przynajmniej w pewnych Ju~gach mysli europejskiej<br />

- stan "rozdwojenia swiadomosci" nie jest jednak wcale<br />

tak bardzo "nowy" - przypomina np. koncepcj~ "dwoch prawd",<br />

jaka si~ pojawila u schylku sredniowiecza i na poczqtku ery nowozytnej<br />

i przysporzyla niemalo klopotu 6wszesnym teoretykom.<br />

Znamienne, ze "p6zny scholas tyk" pozytywizm].l - K,olakowski ­<br />

d ochodzi do podobnych konkluzji! Nazwano je kied*s fideistycznymi,<br />

wolno wi~c chyba, per analogiam t~ etykietk~ przypiqc<br />

wsp6lczesnemu glosicielowi "dw6ch opcji" - jako ze do kwestii<br />

prawdy zachowuje on daleko idqcq, sceptyczl1q rezerw~.<br />

Przejdzmy do wyjaSiliania Ikwestii spornych. Przede wszystkim<br />

nie jest rzeCZq ani samooczywistq, ani dowiedzionq, 'ie 0 p 0 z y­<br />

c j a wiedzy i wiary jest, jak to sugeruje Kolakowski, s p r z e c z­<br />

nos c i q, a nie p r z e c i w i ens t we m, ze jedna drugq w y­<br />

k 1 u c z a raczej niz do pel n i a. Warto przypomniec te podstawowe<br />

opozycje kwadratu logicznego, bo okazuje si~, ze do dzis<br />

majq one nieblahe znaczen,ie dla "oddawania sprawiedliwosci widziaLnemu<br />

swiatu". Dla Kolakowskiego opozycja wiedzy (=nauki)<br />

i wiary zasadza si~ na sprzeczno§Ci. Wolno rou tak sqdzic - skoro<br />

przyjql apr i 0 r i takq ,a nie innq persp€lktyw~ poznaWCZq, wyroslq<br />

w 'prostej linH z pozytywistycznego scjentyzmu. Jednakze<br />

twierdzenie, ze ta zasada myslowa "wynika" rou z analizy i opisu<br />

rearnej sytua.cji, i przeto naleZy jq uznac za empirycznie dowie­<br />

160


W KONTR APUN KCIE IDEOLOGICZNEGO MVSLENIA<br />

dzionq, jak sqdzi pan Grabowski, na to nie rna zgody. Jest to<br />

bowiem teza arbit.;alnie przyj~ta na podstawie nie mniej arbitralnie<br />

uznanych zalozen. Tak chyba zresztq uwaza Kolakowski,<br />

gdyz inaczej narazalby si~ na klasyczny blqd petitio principii,<br />

tzn. na "przeskok" od opisu sytuacji egzystencja[nej, ktora z natury<br />

rzeczy uwzgl ~dn i a relatywizmy historyczne i geograficzne<br />

(mozna by ich wiele wymienic), do stanowienia zasad, sugerujqc<br />

zarazem, ze obowiqzujq one zawsze i wsz~dzie, no bo ... ta:ka jest<br />

sytuacja, tak wlasnie wyglqda swiat i tak funkcjonuje myslenie<br />

jak je oto Filozof widzi i opisuje. Przyznam, ze w niektorych partiach<br />

ksiqzki Ko1akowskiego i ja m ialam podejrzenia 0 takie narzucanie<br />

sugestywnej a pozornie tylko "dowiedzionej" tezy.<br />

Kwestia takiego uprawomocniania zasad poznania, ktore gwarantowaloby<br />

ich transcendentny wobec empirii charakter - to osobna<br />

i oczywiscie bardzo kontrowersyjna kwestia, ktorej nie sposob<br />

tu wyczer pujqco wyjasnic. Wiqze si ~ ona z zagadnieniem tak zwa~<br />

nego "punktu wyjscia" w teorii poznania, 0 k tore potykajq si~<br />

wszystkie bardziej "pryncypialnie" i maksymalistycznie zorientowane<br />

filozofie. Nie jestem wcale zdania, ze wszystko, co mozliwe<br />

i interesujqce zostalo juz na ten temat powiedziane i ze idea poszulkiwania<br />

absolutnego oparcia dla poznawczej pewnosci "skonczy~<br />

1a s i~ definitywnym fi.'askiem", jak oglasza pan Grabowski. Sq~<br />

dz~, ze to zbyt pospieszna diagnoza. Musimy tu oczywiscie zrezygnowac<br />

z polemiki historycznej i z wyjasnien "systemowych" ­<br />

w takim czy innym znaczeniu. Spr obuj~ zwrocic uwag~ na wazne<br />

d[a 'ilaszego sporu sprawy n-ie wykra


ELZBIETA WOLICKA<br />

Grabowskiego, ani wysuwanej przez Kolalkowskiego, a popieranej<br />

przez jego zwolennika, tezy 0 podstawowej i niezbywaUnej irracjonalnosci<br />

wiary. Spr6buj~ raz jeszcze wyjasnic swoje stanowisko,<br />

pomijajqc z koniecznosci i tym razem kwestie historyczne.<br />

Trzeba przede wszystkim podkreslic z naciskiem, ie zarowno<br />

dziedzina racjonalnosci, jak religii jest wielorako, nie tylko ilosciowo,<br />

lecz takie jalkosciowo, bardzo zroznicowana, ze te we w n~ trzne<br />

roinice nie zawsze wykluczajq si~, ze zachodzq mi~dzy nimi<br />

liczne i skomplikowane zwiqzki, w tym takze zwiqzki mi~dzy poznaniem<br />

racjonalnym a wiarq religijnq, oraz ze sytuujq sip' ponadto<br />

w pewnej skali aksjologicznej, innymi slowy, ze mozna tez m6­<br />

wic 0 roznej randze, donioslosci, war t 0 sci poszczegolnych typow<br />

racjonaUnosci, a takie odmian religii - oczywiscie ze w zgl~du<br />

na oki'eslone kryteria i w dkreslonej poznawczej perspektywie.<br />

Dzialania racjonalne piobowali porzqdkowac i klasyfikowac jui<br />

starozytni' i sredniowieczni budowniczowie "swiqtyn wszechnauk",<br />

. czynili to takze oswieceniowi Encyklopedysci, pozniej - pozytywisci,<br />

zajmujq si~ problemem klasyfikacji nauk i wspolczesni teoretycy<br />

nauki, rozrozniajqc dyscypliny pierwsze i pochodne, glowne<br />

i pomocnicze, ogolne i bardziej szczegolowe itd., nie m6wiqc . ju:i:<br />

o zroznicowaniach przedmiotowych oraz pod wzgl~dem metod i zastosowan<br />

pralktycznych. Zeby nie mnozyc banalow: m amy d 0<br />

·c z ynienia z wieloma porzqdkami - i model ami<br />

r a c jon a 1 nos c i, b y n a j m n i e j w z g 1 ~ d ems i e b i e n i e<br />

r ow now a z n)1 m i, ani pod wzgU~dem poznawczym, ani przedmiotowym,<br />

ani formalnym, ani metodologicznym itd. Ladowanie<br />

tego olbrzymiego i wieloaspektowo zroznicowanego panaceum wied<br />

zy i ludzkiej aktywnosci poznawczej d o jednego worka z etykietkll<br />

"racjonalne" jest bardzo grubym uproszczeniem. Kontr o­<br />

wersja powstaje jui chocby przy pier wszym z brzegu rozr6Znieniu<br />

nauk pr zyrodniczych i humanistycznych. Jaka jest racjonalnosc<br />

jednych, a jaka dr ugich, czy Sq wzajem nie rea ukowalne,<br />

a co z filozofiq, czy raczej filozofiami - czy "m ajq s i ~" ku naukom<br />

pozyty wnym czy r aczej k u h um anistyce a m oze filozofia<br />

stanowi genus tertium W tych i innych podob nych kwestiach nie<br />

rna zgody i poglqd K olak owskiego na jednorodnosc naukowego<br />

ratio nie jest bynajmniej prawdll powszechnie waznq i ogolnie<br />

p rzy j ~ t q, nawet (a moze przede wszystkim) przez teoretyk6w naukL<br />

W zwiqzku z tym nie Sqdz~, zeby opowiadanie si~ za racjonal.<br />

nosciq - okre§lonego typu filozofii (trzeba tu zastosowac liczb~<br />

mnogq), ktore by mogly stanowic preambula fidei i umoZliwia6<br />

"rozumienie w iary" mialo bye cZyms gorszqcym czy kompromitujqcym.<br />

Dlaczego sklon na jestem bronie rozumnosci wiary - postar<br />

am si~ wyjasnic.<br />

162


W KONTRAPUNKCIE IDEOLOGICZNEGO, MYSLENIA<br />

Wywody Kolalkowskiego na temat wzajemnej dychotomii wiedzy<br />

i wiary reIigijnej zawierajq pewien s chemat rozumowania, ktory.<br />

pan Grabowski trafnie, jak mi s i~ wydaje, rekonstruuje. W skrocie<br />

przedstawia si~ on tak: "rozum w swoim porzqdku poznawczym<br />

nie posiada ostatecznego dost~pu do pra wdy" (cytuj~ pana Grabowskiego),<br />

wskutek czego "kaida ,prawda eZqstkowa staje si~<br />

wqtpliwa" (j.w.) i w koncu nieuchronnie "nast~puje metodologiczny<br />

upadek w bezsens i chaos" (j.w). Remedium na ten stan rzeezy<br />

moze bye - choe oczywiscie nie musi - wiara religijna. Ale<br />

moze to bye wylqcznie wiara, ktora v.ryznaje "credo quia absurdum"<br />

- inna jest v.rykluczona, bo musialaby zywie nieuprawnione,<br />

zdaniem Kolakowskiego, a nawet "nieczyste", zdaniem pana<br />

Grabo\vskiego, qaesitio intellectus - "dqzenie do zrozumienia" ­<br />

oraz okreslone w tym porzqdku pozn§!wczym, (oezywiscie roznym<br />

od naukowego) roszczenie do prawdy.<br />

Wylozmy' spraw~ najkrocej tak: po pierwsze, z podwazalnosci<br />

i podatnosei na wqtpienie "prawd eZqstkowych" - ja'kiegokolwiek<br />

rodzaju - wynika tylko to, ze nie Sq one absolutne (co jest tautologiq),<br />

tzn., ze nie wyezerpujq, Uecz posuwajq dalej i stymulujq<br />

ludzkiedalsze poszu k iwania prawdy w wie lu<br />

r '0 z nyc h po r z q d k a c h po z n a w c z y e h. Natomiast nie<br />

wynika, ze ipso facto "prawdy cZqstkowe", dlatego, ze nie dostarczajq<br />

absolutnej pewnosci poznawczej, dadzq si~ ostateeznie sprowadzie<br />

do rbior u konstatacji epistemologieznie "opoj~tnyeh" n a<br />

p raWd ~ i falsz i z tej r aeji dajqeyeh si~ uzywae dowolnie, w umownie<br />

stanowionym uniwersum p ewnej dyskursy wnej "gry". P o d ru ­<br />

gie, z tego, ie tak ezy inaczej, pojmowany "absolut pra wdy" jest<br />

tu i teraz, we w szystkieh znanych nam, do st~ pnych i mozliv.rych<br />

do przewidzenia warun:){aeh poznawczyeh nie osiqgalny w p r o s t<br />

(to slowo eheialabym podkreslic!) nie v.rynika, iz podstawowe i niezbywalne<br />

prawdziwosciowe roszezenie rozum u ludzkiego jest wobec<br />

tego en gros b ezzasadne i wr~c z absurdalne, a kazda ,;prawda<br />

eZqstkowa" - iluzor yczna i wobee tego nie warta nawet tak szlachetnego<br />

m iana . W tym wlasnie miejscu musz~ wyrazic ostry<br />

sprzeciw, nie z r acji emoejonaUny ch, lecz dlatego, ze takie postawienie<br />

sprav.ry obraza, m oim zdaniem, zarowno zv.ryklq ludzkq,<br />

zdroworozsqdkowo k onsta towanq, zdolnose rozumienia -'- jakkolwiek<br />

bylaby ana krucha, omylna i wielorako ograniczona - jak<br />

i swiadomosc wiary. Wiara bowiem z natur y, jesli jest a k t e m<br />

w pel n i l u d z ki m , a nie tylko ehwilov.rym nastrojem ezy<br />

"poboznym Zyczeniem", tak czy inaczej "szuka rozumienia". Dodajmy,<br />

ze talkze cz~sto wyprzedza je, a tam, gdzie w chodzi w g r ~<br />

bezgosredni stosunek osoby do osoby, zwlaszeza ludzkiego " ja"<br />

d o transcenden tnego "Ty" - w ogale czyni rozumienie mozliv.rym.<br />

163


ELlBIETA WOLICKA<br />

I tylko w tym sensie "przekracza rozum" - p r z e k r a c z a,<br />

tran'Scenduje, ale ani nie degraduje czy uniewaznia, ani nie wyklucza<br />

z obszar6w (znow - wielorako zroznicowanych!) swego doswiadczenia.<br />

Trzeba tez stanqc w obronie "prawd cZqstkowych", ktore n a­<br />

lezaloby rac.zej oca[ac z pietyzmem anizeli lekcewazyc, czy co gorsze,<br />

manipulowae nimi, dlatego, ze nie b~dqc absolutne wydajq<br />

si~ sfrustrowanemu 'sceptykowi rownowaznie malo wazne! Do tak<br />

ich wnio~6w mozna by dojsc, gdyby "metodologiczny upadek<br />

' w bezsens i chaos" mial bye rzeczywiscie ostatnim slowem ludzkich<br />

poznawczych aspiracji. Sqdz~, ze przeciwnie - odkrycie i zaafirmowanie<br />

jakiejkolwiek "prawdy cZqstkowej", tymczasowej, podwazalnej<br />

i niepewnej, da si~ uzasadnic tylko w perspekty wie absolutnego<br />

roszczenia do prawdy pelnej, a z drugiej strony, wskazuje<br />

na sensownosc takiego r oszczenia, jest jego znakiem j swiadectwem.<br />

Wyglqda na to, ze roszczenie "absolutystyczne", wedlug<br />

wszelkich przewidywan, pozostanie do konca ludzkiej przygody<br />

poznawciej wlasnie t y 1 k 0 r 0'S Z C zen i em, a nie posiadaniem<br />

i za wlaszczeniem prawdy absolutnej, wszystkoobejmujqcej i niezbicie<br />

pewnej. Jest to zresztq, m oim zdaniem, okolicznosc raczej<br />

pocieszajqca n iz p rzygn~biajqca, bo gdyby prawda absoautna stala<br />

si~ osiqgalna dla nas tu i teraz, z tq chwilq z miejsca podzielilaby<br />

los wszystkich "prawd cZqstkowych" - chyba, ze Absolutem bylby<br />

ten, kto by jq odkryl i oglosil. Poza jednym wyjqtkiem (0 ktorym<br />

zaswiadcza Ewangelia) rpielismy niestety w historii zbyt wielu<br />

pretendentow, k torym si~ wydawalo, ze wlasnie osiqgn~li to,<br />

do czego mogli jedynie aspirowac.<br />

Dqzenie do prawdy jest wi~c i pozostanie dla nas zawsze tylko'<br />

dqzeniem. Dqzy si~ jednalk po to, by osiqgnqc i szuka po to, by<br />

znalezc. Dqzenie do prawdy j est "s c e 1> t y c z n e", jesli pozostaniemy<br />

wierni etymologii tego slowa (skeptomai :- poszukuj~)<br />

, ale w znaczeniu pozytywnego zwrocenia si~ ku prawdzie, a nie<br />

k u jakiejs rzekomo aksjo[ogicznie "oboj~tnej" pustce, albo ku bezsensowi<br />

i chaosowi. W tym cZqstkowym, niepewnym, najezonym<br />

trudnosciami i bl~dami dqzeniu do prawdy, w r a z z towarzy­<br />

SZqCq mu swiadomosciq jej rrtetodologicznej nieosiqga1nosci tu i teraz<br />

w pelni, kryje si~, z jednej strony, uznanie 'wlasnej i w og6le<br />

ludzkiej ograniczonosci, w tym wypadlku - poznawczej, z drugiej<br />

zas strony cos, co jq nobilituje i usensownia. Paul Ricoeur postrzega<br />

w swiadomosci pewnq pierwotnq zdolnosc, wyprzedzajqcq<br />

dyskursywne poznanie i rozumienie (a takze akt wiary) i nazywa<br />

jq rodzajem intuicyjnego wyczucia, kt6re jest rozumne, czy jak<br />

kto woli: racjonalne, chociaz nie jest wiedzq pozytywnq (un sentiment<br />

qui est raison mais non savoir). Nazywa jq r6wniez z r 6 d­<br />

164


W -KO NTRAPUNKCIE IDEOLOGICZNEGO MVSLENI A<br />

l ow q a fir mac j q (affirmation originaire). Sw. Tomasz z Akwinu,<br />

poslugujqc si~ j~zykiem bardziej "uczonym", nazywal jq "intelekcjq<br />

pierwszych zasad myslenia" (intellectus primorum principiorum)<br />

lub "pojmowaniem prawdy naturalnie (w nas) wrazonym"<br />

(cognitio veritatis natura/iter inserta). Inaczej m6wiqc, jest<br />

to pierwsze "tak" umyslu ludzkiego, b~dqce niejako wyrazem<br />

"optymizmu", by tak rzec, co do sensownosci wlasnych poczynan<br />

poznawczych i aspiracji, zr6dlowym zwr6ceniem si~ ku prawdzie ­<br />

bezposrednio ku kazdej "prawdzie cZqstkowej": metafizycznej, .<br />

naukowej, religijnej czy innej, a posrednio ku prawdzie absolutnej.<br />

Sqdz~, ze dochodzimy tu do sedna sprawy. Otoz w zablokowaniu<br />

- wyni1kajqcym ze swego rodzaju .poznawczego "paralizu",<br />

ze si~ tak wyraz~ - tej wyprzedzajqcej wiedz~ intuicji i zrodlowej<br />

afirmacji sklonna bylabym upatrywae istot~ "postoswieceniowego<br />

kompleksu" i wlasciwe zr6dlo 'Schor zen wsp6lczesnej swiadomosci.<br />

Poetyka "czarnej literatury" ora4 retoryka rozmaitych<br />

"filozofii absurdu" zeruje ria tym schorzeniu, budujqc jego swoistq<br />

estetyk~ i moze dlatego . nielatwo pezygnuje z rewelaeji absurdalnego<br />

swiatao<br />

"Wiara absurdalna" moze z takim swiatem pozostac w jak najlepszej<br />

zgodzie, co najwyzej poeiqga za sobq "podw6jnq swiadomose",<br />

ezy "rozdwojenie ducha". oraz subiektywne przeZycie niemoznosci<br />

wyjscia z 'bl~dnego kola: negacji sensu oraz pozqdania<br />

sensu. Pan Grabowski wiclzi w tym nowe preambuZum wiary,<br />

"oezyszczaj;tce" jq z iluzorycznych uproszczen. Ja dostrzegam raczej<br />

intelektuaUny unik, najczGsciej przyozdobiony w szaty profetycznej<br />

gnozy. Jest ona bardzo niefortunnq wersjq wsp61czesnej "apologetyki".<br />

To, ze dzis taka wlasnie j,apologetyka" cieszy siG szczeg6lnym<br />

powod\z:eniem i stanowi ulubione preambulum fidei, jest<br />

konstatacjq smutnego faktu, lecz bynajmniej nie jest racjonalnym<br />

argumentem na jej korzysc. Nie jest to zresztq "ap ologetyka" tak<br />

nowa, jak si~ wydaje - co moi:na sprawdzic studiujqc histor~<br />

idei.<br />

Pan Grabowski z "pozqdania gwaraneji sensu" chcialby uczynic<br />

podsta w~, na kt6rej "mozna by zaczqc budowac teodyce~ naszego<br />

qasu". Otoz bylaby to teodycea na uzytek prywa t-ny, co<br />

najwyzej liezqca si~ w gronie wsp6lwyznawe6w, poniewaz z psychologicznego<br />

zjawiska, choc stalo si~ one bardzo powszechne i uroslo<br />

do rozmiarow epidemii s-polecznej, nie da si~ wyprowadzic<br />

i:adnej logieznie waznej i intelektualnie zadowalajqcej zasady argumentacji,<br />

a jedynie i wylqcznie - propagandy. Mamy tu do czynienia<br />

z niebezpiecznym przemycaniem pozornej r6wnowaznosci<br />

mi~zy retorycznq sprawnosciq narzucania pewnego obrazu sytuacji<br />

i oddzialywania psychologicznego a sztukq racjonatlnej argu­<br />

165


EL2:BIETA WOLICKA<br />

mentacji. Taka "rownowaznose" otwiera pole nast~pnej : z propagowanej<br />

"religii Zyczeniowej" kr otka i prosta droga do utopijnej<br />

ideologii. W owczas mamy do wyboru - na rowni irracjonalnego,<br />

bo odwolujqcego si~ do tej samej "potrzeby sensu" - rozne<br />

jej odmiany. Jedne mozemy odrzucae, jako "qpium", a inne nobilitowae,<br />

jako obietnice "nowego wspanialego swiata" lub ,choeby<br />

psychologicznego azylu - wylqcznie w imi~ tego, czy odpowiada<br />

to, czy tez ni'e odpowiada naszej aktualnej "potrzebie seiJ.­<br />

su". Albowiem: the rea~ is what peop~e really crave for.<br />

Daleka jestem od przypisywania j a k i e j Ik 0 1 w i e k metafizyce<br />

mocy radykallnie uzdrawiajqcej. Ale jezeli mamy zaczqe na<br />

serio myslee 0 jakims remedium ona wspolczesne schorzenia swiad<br />

omosci, to tkwienie w zawieszeniu pomi~dzy irracjonalnosciq i absurdem<br />

'a plaskq, "sprofanowanq" ,racjonalnosciq nauk pozytywnych,<br />

takq operacj~ z go r y u ni e m 0 z 1 i w i a. Sqdz~, ze bez<br />

powrotu do j a k i e j s metafizyki, bez ponownego postawienia<br />

pytan metafizycznych nie obejdzie si~, jezeli chcemy ocalie rozumnose<br />

wiary, czyli jej w pelni ludzki, nie tylko dkolicznosciowy czy<br />

"zyczeniowy" charakter. A nie jest to bynajmniej tak "latwe",<br />

jak nieslusznie imputuje pan Grabowski. Intelektualna przygoda<br />

Martina Heideggera jest tu, moim zdaniem, dostatecznie wymownym<br />

przyikladem. Nie wystarczy odnotowywae z satysfakcjq czy<br />

, z dreszczem horroru symptomy "odwetu", jaki bierze we wspolczesnym<br />

swiecie sprofanowane przezen sacrum, ani epatowae "poczuciem<br />

winy" na zmian~ z "pozqdaniem sensu". Chyba ze juz<br />

tak oswoilismy si~ z naszymi chorobami, a nawet przywiqzaliSmy<br />

do nich, ze wyzwalanie si~ z nich przysporzyloby nam tylko dodatlkowych,<br />

niepotrzebnych klopotow. '<br />

Eli:biela Wolicka<br />

166


I ZDARZENIA-KSI4ZKI-LUDZIE<br />

PRZEGLAD KRAJOWY<br />

ZAGRANICZNY<br />

Z poczqtkiem maja ~986 .roku Stolica Apostolska opublikowala<br />

dokument, kt6ry przede wszystkim z duszpasterskiego punktu widzenia<br />

zajmuje si~ zjawi'Skiem sekt, nowych religii, ezoterycznych I<br />

wierzen - . calej tej wielobarwnej plejady niewielkich grupek<br />

i pot~:i:nych ruch6w stanowiqcych w wielu krajach Swiata wyzwanie<br />

dla Kosciola i religi.i tradycyjnych. Dokument ten opiera si~<br />

na nagromadzonych doswiadczeniach i na studiach prowadzonych<br />

przez Watykanskie Sekretariaty: Jednosci Chrzescijan, Dialogu<br />

z Religiami Niechrzescijanskimi i Dialogu z Niewierzqcymi oraz<br />

Papieskq Rad~ Kultury. "Z praktyki wiemy, ze zazwyczaj mo:i:liwosc:<br />

dialogu z sektami jest niewielka alba :i:adna; ze nie tylko<br />

Sq one na dialog zamkni~te, ale mogq takze stwarzac powazne<br />

przeszkody dla 'ksztaltowania ekumenicznych postaw" .-<br />

czytamy<br />

w tym dokumencie. "Mimo to jednak, jesIi mamy pozostac<br />

wierni naszym wlasnym przekonaniom i zasadom: szacunlkowi dla<br />

ludzkiej osoby, sza,cunkowi dla wolnosci religijnej, wierze w dzialanie<br />

Ducha, kt6ry niezgl~ionymi drogami dqZy do tego, aby milujqca<br />

Wola Bo:i:a wypelnila si~ w stosunku do calej ludzkosci<br />

i ka:i:dego m~:i:czyzny, ka:i:dej kdbiety, ka:i:dego dziecka - ,nie mozemy<br />

po prostu zadowalac si~ pot~pianiem i zwalczaniem sekt,<br />

oczekujqc mo:i:e, ze zostanq postawione poza prawem rrub wygnane<br />

(...). "Wyzwanie« jakie przed nami stawiajq nowe ruchy religijne<br />

jest wyzwaniem do odnowienia naszego wlasnego duszpasterstwa<br />

i jego wi~kszej skutecznosci". .<br />

W innej cz~sci dokumentu czytamy jeszcze: "Wydaje si~, :i:e bardzo<br />

niewielu ludzi przylqcza si~ do sekt ze zlych intencji. Najwi~ksze<br />

mo:i:liwosci stwarzajq sektom ludzie dobrzy i to, co jest<br />

dobre w ludzkich motywacjach. Najwi~ksze sukcesy odnoszq seJkty<br />

zwykle tam, gdzie Kosci61 Iub spoleczenstwo nie potrafily odwolac<br />

s i~ do tych, tkwiqcych w czlowieku, dobrych motywacji".<br />

Przytaczam te cytaty w zupelnie nieautoryzowanym, wlasnym<br />

tlumaczeniu z wersji angielskiej. Mam nadziej~ , ze jakas niedokladnosl:<br />

w stosunku do oryginalu nie gubi jednak zasadniczego<br />

ducha tekstu, wsz~dzie na ogol dobrze przyjmowanego. Tekstu,<br />

ktory nie tyiko m6wi 0 nowych religiach, ale odslania to oblicze<br />

167


ZDARZENIA - KSI1\2KI - LUDZI.E<br />

Kosciola, za kt6rym tak wielu ludzi dobrej woli t~skni : Kosciola<br />

pokornego, wiernego Prawdzie Chrystusowej i milujqcego czlowieka.<br />

Nowe religie i stare sekty Sq nie tyako barwnym elementem<br />

wsp61czesnegoswiata, swiadectwem niezmierzonego bogactwa duchowych<br />

i psychicznych pragnien ludzkiej natury. Dla jednych ­<br />

cz~sto mlodych i stosunkowo beibronnych - Sq fascynujqce. Dla<br />

innych - cz~sto rodzic6w i tez cz~ to bezbronnych - Sq przeraza ~<br />

jqcymi orga nizmami, kt6re pochlon~ly ich dzieci. Po[e dzialalnosci<br />

sekt jest ogromne i jesli na jednym biegunie zna ~ezc moima szlachetne<br />

sfery dzialalnosci zmierzajqcej do altruistycznej sluzby ludziom<br />

i duchowe poszukiwania, to na drugim bezwzgl~dne lamanie<br />

osobowosci, okrutny wyzysk materialny, swiadome klamstwo<br />

i, nawet zbrodni~ . Z poj~ciem sekt kojarzy si~ nie tylko lagod ne<br />

apostolowanie misjonarzy · nowej, s zcz~sliwej ery w dziejach ludzkosci,<br />

ale tez zdj~cia, kt6re jeszcze mamy przed oczyma, upiornego,<br />

zbiorowego samob6jstwa w poludniowoamerykanskiej dzungli.<br />

W Polsce problem talk: zwanych nowych religii malo komu sp ~ ­<br />

dza sen z oczu. [-'- - -] [Ustawa z dnia 31 VII 1981 r. 0 kontroli<br />

publikacji i widowisk art. 2 pkt. 6 (Dz. U. nr 20 poz. 99, zm.: 1983<br />

Dz. U. nr 44 poz. 204)] w por6wnanJu z obawami ·0 rozprzestrzenianie<br />

si~ indyferentyzmu - najpierw moralnego a potem religijnego<br />

- obawa przed dzialalnosciq sekt (poza lokalnymi incydentami)<br />

ogranicza si~ prawie do tego, ze w niedzierne przedpoludnie<br />

rozlegnie si~ dzwonek do drzwi. i jakies mile osoby zaproponujq<br />

dys kusj~ 0 Biblii. Fenomen sekt jest przede wszystkim<br />

obecny w dw6ch sferach cywilizacyjnych: w silnie zdechrystianizowanych,<br />

uprzemyslowionych spoleczenstwach Zachodu i' w wielu<br />

rejonach Trzeciego Swiata. Dlaczego na przyklad w Afryce<br />

O. Gerard Guitton , franciszkanin z Togo (za "La Croix", 17.6.<br />

<strong>1986</strong>) uwaza, ze "po pierwsze, sil~ przyciqgajqcq ma to, co tajemnicze<br />

i ezoteryczne (...) dlatego cz~sto nauczanie koscielne nie zadowala<br />

. Afrykanina. Szuka on czegos innego i slyszy ' si~ tu r az<br />

po raz uwagi, ze Kosci61 cos urr{rywa. Szuka jakby gnozy. J esli<br />

uslyszy cos 0 ewangeliach apokryficznych lub apokalipsach pierwszych<br />

wiek6w, to dqZy w tym kierunku, aby odnalezc prawdy<br />

ostateczne i nigdy n ieslysiane, a jednoczesnie przeZywa rozczarowanie,<br />

gdy mu s i~ t~ spraw~ z wszytkich s tron oswietli. (...) Drugim<br />

motywem, kt6ry Afrykanina popycha ku sektom, jest pragnienie<br />

przekroczenia wielosci Koscio16w chrzescijanskich. Tego punlktu<br />

akurat rzymski dokument nie podkresla. Chrzescijanstwo dotarlo<br />

d o Afryki wraz ze swymi rozlamami i pretensjami kazdego z Koscio16w<br />

do wylqcznego posiadania prawdy. Afrykanina szybko pociqga<br />

latwy synkretyzm, bez trudnosci przechodzi z jednego Ko­<br />

168


ZDARZENIA - K511\tKI - LUDZIE<br />

sciola do drugiego, w zadnym nie bt';dqc naprawdt'; u siebie. (...) Na<br />

koniec uderza pragnienie osiqgnit';cia slkutecznosci natychmiastowej<br />

i na p6l magicznej, odslaniajq siE; poklady starego fetyszyzmu. Czt';~<br />

5tO napotykam ludzi, kt6rzy poszukujq modlitw skuteczniejszych<br />

niz zwykle dla osiqgnit';cia uzdrowienia czy jakiegos innego pomySlnego<br />

obrotu spraw". .<br />

Nad tymi slowami wyrazajqcymi doswiadczenie togijskiego m i­<br />

sjonarza latwo jest przejsc bez zatrzymywania sit'; : wydajq sit';<br />

streszczac sprawy dosyc oczywiste i odpowiadac wyobrazeniom<br />

o nieskomplikowanych potrzebach i zagmatwanym swiecie pojt';c<br />

ludo,,, w wyobrazeniu dziewit';lmastowiecznej Europy - dzikich.<br />

Gdy jednak spojrzec uwai:niej, to odnalezc w nich mozna wyraz<br />

bardzo fundamentalnych pragnien ludzkich, dajqcych sit'; bez trud<br />

u dostrzec' takZe pod powlokq bardziej zracjonalizowanej i 0 wiele<br />

bardziej wyrafinowanej cywilizacji: pragnienia dotarcia wobr E;b tajemnicy,<br />

misterium istnienia, pragnienia przelamania podzial6w<br />

i odnalezienia jednosci, pragn'ienia pokonania wlasnej bezsilnosci<br />

wobec wszystkich zlych mocy zagrazajqcych czlowiekowi.<br />

"Kazdy osrodek, kt6ry duszpasterzom i rodzicom dostarcza informacji<br />

0 nowych ruchach religijnych, p rzypomina maly osrodek<br />

zdrowia, w kt6rym opatruje sit'; rany i przepisuje lekarstwa. SpotJllk<br />

amy sit'; z pelnq niepokoj6w mlodziezq, z rodzicami pelnymi<br />

oburzenia, nauczycielami i ksit';zmi ciekawymi wszystkiego. Nie<br />

mozemy powstrzymac siE; ad wypowiedzenia spostrzezenia: szk o dli~<br />

we uwiklania sit'; w zwiqzki z orientalnq lub ezotery cznq m qdrosciq<br />

byly latwe do uniknit';cia, gdyby wczesniej znalazla sit'; pomocna<br />

dion chrzescijanskiego przewodnika" powiada ks. John Wijngaards,<br />

dyrektor Housetop Centre w Londynie ("The Tablet" 17.5.1968).<br />

"W eiqgu ostatnichkilku lat wielu k atolik6w, kt6rzy przylqczyli<br />

sit'; do rozmaitych sekt, m6wilo mi 0 tym, ze jednq z g16wnych<br />

kprzysci, Jakie osiqgnt';li, bylo nauczenie sit';, jak sit'; modlie. »Chodzilem<br />

do znanej katolickiej szkoly. Oczywiscie bralismy udzial we<br />

Mszy i wypelnialismy inne religijne obowiqzki, ale nikt nie uczyl<br />

mnie, jak sit'; modlie. A m6j guru mnie uczyl. Teraz kazdego dnia<br />

spt';dzam dlugie chwile, opr6zniajqc m6j umysl z bezui:ytecznych<br />

wyobrazen i medytujqc w Bozej ObecnoSci«". Zdaniem Iks. Wijngaard<br />

sa "gl6wnie d wa czynniki Sq odpowiedzialne za naSZq porazkt';<br />

w niesieniu ludziom pomocy, ulatwiajqcej im odkrycie, czym jest<br />

modlitwa. Praktyki nasze Sq zbyt sformalizowane, a przewodnictwo<br />

zbyt bezosobowe. Prawdziwa modlitwa, tak jak Zycie, ma swoje<br />

wznOSZqce sit'; i opadajqce fale. Obejmuje calq osobE; ludzkq. BE;dqc<br />

odbiciem zywego zwiqzku z Bogiem, wymaga zarazem uczue i my­<br />

Sli, jakzaangazowanie sit'; w kai:dy inny zywy zwiqzek. (...) My<br />

m6wimy a wiernosci pralktykom religijnym, 0 derpliwosci w mo­<br />

169


ZDARZENIA - ·KSIAZKI - LUOZIE<br />

mentach pustki, 0 tym, zeby nie szukae duchowego komfortu ­<br />

ale kladziemy w ten spos6b nacisk bardziej na uzyskiwanie pewnych<br />

sprawnosci niz na. zywe doswiadczenie. A ilu sposrod nas,<br />

ksiE;ZY, duszpasterzy, nauczycieli i rodzic6w potrafi zaofiarowac<br />

indywidualny »kurs« modlitwy osobistej Znam takich bardzo niewielu.<br />

Przyjmujemy, ze ludzie posiqdq jakos sami tE; umiejE;tnosc.<br />

CZE;sto czujemy siE; niekompetentni, gdy przychodzi nam zetknqc<br />

siE; z mlodym poszulkiwaczem absolutu czy poczqtkujqcym misty-'<br />

kiem". Nauczylismy siE; m6wic 0 religii trochE; bezosobowo: w wielkich<br />

kosciolach, do nie znajqcych siE; ludzi. I zatracilismy umiej~tnose<br />

przekazywania wielkiej wizji: nadziei przyjscia Kr6llestwa,<br />

w ktorym biedni bE;dq szczE;sliwi, w kt6rym nie b~dzie glodu, w ktorym<br />

placzqcy zostanq pocieszeni a z gloszenia proroczej .prawdy<br />

wobec przesladowc6w plynqe bE;dzie radose. Wielu chrzescijan kryje<br />

si~ w Kosciele za niosqcymi poczucie spokojnego bezpieczeilstwa<br />

murami sformalizowa.nego rytualu, zdogmatyzowanych wierzeil,<br />

szczeg6lowego kodeksu i autorytarnych przyw6dc6w. Zupelnie tak,<br />

jak inni kryjq siE; za murami sekt.<br />

W jednymz kolejnych numer6w ;,The Tablet" (24.5.<strong>1986</strong>) znajdujE;<br />

list przeoryszy kt6regos z kontemplacyjnych klasztor6w. "Powraca<br />

wsr6d nas cZE;sto pytanie - pisze ona - w jaki spos6b i<br />

moglybysmy bye bardziej pomocne lokalnemu Kosciolowi, . pozostajqc<br />

zarazem wierne naszemu Ikontemplacyjnemu iyciu w klauzurze<br />

Na ' nar-zych spotkanilach si6str z zakon6w kontemplacyjnych<br />

dochodzimy" do wniosku, ze powinnismy sluzye pomOCq [udziom<br />

pr'agnqcym siE; modlic. Mozemy ulatwiae im wlqczanie siE; w pewien<br />

spos6b w odprawiane przez nas oficja - ale jestesmy takze<br />

gotowe rozmawiae z ludzmi 0 ich problemach zwiqzanych z zyciem<br />

modlitwy'.<br />

Tradycja zycia monastycznego nie jest w Polsce zbyt zywa, mimo<br />

pewnego rozk-witu zeillskich zgromadzeil klauzur~wych. Szacunek<br />

okazywany mnichom i mniszkom nie umniejsza olbrzymiego<br />

dystansu, jaki istnieje w swiadomosci wiernych miE;diy ich zyciem<br />

religijnym a iyciem' klasztornym. Czasami nawet sarna swiadomoM:<br />

istnienia wsp6lczesnie wsp6lnot konternplacyjnych i sensu<br />

ich istnienia jest ledwie dbecna. Co jakis cza's powraca jednak<br />

pytanie, czy klasztory w Polsce i dzisiaj nie moglyby siE; stawac<br />

talkze prawdziWyrni szkolarni modlitwy nie tylko dQa wlasnych<br />

nowicjuszy i nowicjuszek, ale dla tych wszystkich, kt6rzy cZE;sto<br />

sarnotnie i po omacku paszukujqskarb6w chrzescijaJlskiej tradycji<br />

Zycia duchowego.<br />

Od dziesiE;ciu juz lat istnieje w Paryzu wsp6lnota rnonastyczna,<br />

kt6ra zrodzila siE; z ukazanych przez II Sob6r Watykailski perspek­<br />

170


ZDA.RZENIA - KSI ....2:KI - LUDZIE<br />

tyw modliwy liturgicznej i ewangelizacji swiata. Nosi ona nazw~<br />

J erozolimSkiej Wspolnoty Monastycznej (czy ta!k tlumaczye mozna<br />

"Fraternite monastique de Jerusalem") i miesci si~ w samym sercu<br />

najbardziej t~tniqcych zyciem dzielnic paryskich. "Drzwi obszernego<br />

budynku koscielnego prowadzq do miejsca - pisze Bernard<br />

Le Leannec - ("La Croix", 1-2.6.<strong>1986</strong>) - gdzie trzy razy w ciqgu<br />

dnia ci, ktorzy spragnieni Sq absolutu, odnajdujq oaz~ modlitwy<br />

w sercu pustyni, jakq stalo si~ miasto. Pustyni samotnosci, oboj~<br />

tnosci i anonimowosci. (...) Mnis~ i mniszki, w bialych plaszczach<br />

chorowych tworzq w prezbiterium grup~, do modlitwy ktorej do­<br />

Iqczajq si~ przyjacieile, codzienni uczestnicy, ludzie, ktorzy trafili<br />

przypadkowo, swieccy i duchowni. Wi~kszose zebranych stanowi<br />

mlodziez. Ksiqdz-robotnik powiedzial bratu Pierre-Marie, przel'ozonemu-zalozycielowi<br />

wspolnoty: »wy dopuszczacie Boga do glosu«.<br />

»Nic specjaLnego nie mamy do powiedzenia tym, ktorzy tu trafiajq«<br />

mqwi br. Pierre-Marie. »Chcemy raczej, by usIyszeli glos Boga,<br />

ktory do nich mowi. Razem, w postawie sluchacza uwolnie chcemy<br />

Slowo Boze. Dokonujemy tego poprzez liturgi~«. Liturgia, zachowujqc<br />

swoj rzymski schemat, jest tu wzbogacona elementami<br />

tradycji Kosciola Wschodniego. »Z zachwytem odkrylem, jaka ewan­<br />

/<br />

geliza.cyjna sila tkwi w liturgii« mowi da1ej br: Pierre-Marie.<br />

»Ma ona moe uzdrowicielskq, moc dokonywania pr~emiany, ktor<br />

ej nie napo1J'kalem nigdzie indziej. W ciqgu trzech miesi~cy tutaj,<br />

w Saint-Gervais widzialem wi~cej nawrocen niz w ciqgu siedmiu<br />

lat pracy jako duszpasterz na Sorbonie (...) Na,szym celem jest<br />

zye i modlie si~ w milujqcej si~ wspolnocie w sercu tej rzeczywistosci,<br />

ktorq stanowi miasto. Jestesmy mieszkancami miasta, zyjemy<br />

rytmem wspolczesnej metropolii. Zyjemy z naszych pensji:<br />

lekarzy, inzynierow, profesorow, aae takze sekretarek, rzemieslnikow,<br />

pomocy domowych... pracujemy na zewnqtrz, zazwyczaj na<br />

pol etatu, w najrozmaitszyeh zawodach. Zarowno indywidualnie<br />

jak i jako wspolnota nie chcemy 'bye wlascicielami czegokolwie'k,<br />

. wynajmujemy wi~c tyllko mieszJkania. W przekonaniu, ze naszym<br />

klasztorem jest ulica, nie mamy zadnej materialriej klauzury. Na<br />

koniec, naszq misj~ wypelniainy z mandatu kardynala-arcybiskupa<br />

Paryza. Chcemy bye mniszkami i mnichami Paryza. W ten sposob,<br />

w duchu ostatniego Soboru pragniemy wyrazie szczegolnq<br />

wi ~z, ktora nas lqezy z Kosciolem lokalnym«". Obecnie do wspolnot<br />

naleiy 60 braci (w tym 20 w Paryzu) i ponad czterdziesci siostr,<br />

nalezqcych do pi~tnastu roznych narodowosci. Cz~se z nich mieszka<br />

we wspolnotach, pozostali zyjq na pol pustelniczo w konstelacji<br />

9kromnych miestkan, w promieniu 200 metrow od dzwonnicy Saint­<br />

-Gervais. Powoli pomi~dzy braemi, siostrami i mieszkancami dzielnicy<br />

zaczynajq tworzye si~ wi~zy. Do tych wspolnot zaliczye trze­<br />

171


ZDARZENI A - KSI IIZKI - LUDZIE<br />

ba takze swieckie wspolnoty mlodziezowe, grupE: "przypatrujqcych<br />

si~" (ktorzy przylqczajq si~ na pewien okres) i od niedawna wsp6~ ­<br />

not~ dzieciE:cq. Calose tworzy "Wspolnot~ Jerozolimskq". Podobne<br />

wspolnoty istniejq juz dzis wMarsylii i w jednej z mniejszych<br />

miejs cowosci francuskich. Tworzq siE: w Togo, w Japonii, w Argentynie<br />

i we Wloszech. Cafe zycie monastyczne jest skierowane ku<br />

przyszlosci. "Chcielibysmy, w Iciqgu pi~tnastu lat, ktore nam zostajq<br />

przed nadejsciem XXI wieku bye uformowani dostatecznie<br />

i dostatecznie zakorzenieni, aby moc odpowiedziec na ten ogrom<br />

duchowego laknienia, ktore wzrasta wsz~dzie, ale zwlaszcza w sercach<br />

wielkich miast".<br />

11 sierpnia <strong>1986</strong><br />

Krzysztol Sliwinski<br />

"JEZUS CH RYSTUS" WALTERA KASPERA<br />

Bardzo dlugo nie moglem siE: zabrae do napisania czegos 0 tej<br />

ksiqzce, mimo ze to obiecalem, ze k siqzk~ znalem i wieiJ.okrotnie<br />

k orzystalem w swej pracy dydaktyczej z tych czy i~nych jej frgmentow.<br />

. Bylo w niej cos, czego nie rozumialem, a co . sprawialo,<br />

ze nie moglem jej zaakceptowac do konca - i nie wiedzialem, co<br />

to .takiego. Przeciez chyba nie sarna strona zewn~tr z na uboga '<br />

i szara, nie ten sciesniony, drobny druk z odbitymi jeszcze slabiej<br />

widocznq k ursywq podstawowymi twierdzeniami - Sq ksiqzki,<br />

ktore potrafiq podbie mysl i serce czytelnika, mimo ze przemawiajq<br />

ze stronic duzo bardziej szarych. I chyba nie ~rudny j~zyk<br />

pomnozony 0 odczuwalne w ro:inych miejscach chropowatosci, cza·<br />

sem niejasnosci przekladu - wiadomo, ze z tego rodzaju trudnosciami<br />

zawsze nalezy si~ liczyc przyst~pujqC do lektury prze·<br />

kladow rozpraw teologicznych wyrastajqcych z odmiennej od na·<br />

szej tradycji j~zykowej i k ulturowej. Wi~c moze wlasnie sarna ta<br />

odmiennosc tradycji, problematyki, kr~gu myslicieli, wsrod ktorych<br />

obraca si~ autor, przeprowadzajqc swe wywody; caly ten swiat<br />

mysli luteransko-kantowsko-heglowskiej, z ktorym kiedys polski<br />

kleryk niusiat si~ zapoznac dla caloksztaltu wiedzy, aae ktorym<br />

nigdy tak do konca na serio nie umial si~ przejqc I tak, i nie ­<br />

przeciez wlasnie zadaniem dobrej k siqzki jest wprowadzae w no­<br />

172


ZDARZENIA - KSIII2:KI - LUDZIE "<br />

we swiaty, zapraszajqc czyteln"ika do poszerzenia i wzbogacenia<br />

swego rozumienia. A Jezus Chrystus Waltera Kaspera 1 jest bez<br />

wqtpienia ksiqikq dobrq, potrzebnq, wainq tym bardziej, ze od<br />

dzi e si~ciu lat, tlumaczona na roine j~zyki, ksztaltuje mysl profesorow<br />

i studentow teologii katolickiej w roznych stronach swiata.<br />

I dobrze, ze przed trzema laty zostala udost~pniona tallde polskiemu<br />

czytelnikowi. Wi~c co Gdzies chyba jeszcze gl~biej musialo<br />

lezee zrodlo tego, co stwarzalo cwo poczucie obcosci, wr aienie<br />

niepokoju, z ktorym korespondowal ze wn~trz ny wyglqd ksiqzki.<br />

To cos, co - poniewaz nienazwane - nie pozwalalo ani 'Swobodnie<br />

czytae, ani tym bardziej pisae 0 niej.<br />

"Teologiczna d yskusja ostatniego dziesi~ciolecia - pisal Kasper<br />

przed dziesi~ciu laty, rozpoczynajqc swojq ksi qzk~ 0 Jezusie, ktory<br />

jest Chrystusem - przynajmniej po stronie katollickiej w powainej<br />

mierze po swi~co na byla postawionemu przez Sob~r Watyftl:anski<br />

II zadaniu odnowy Kosciola." "Lecz sens i racja Kosciola ­<br />

to nie jakas idea, zasada czy jakis program (...) Racjq i sensem<br />

Kosciola jest natomiast osoba, 'posiadajqca konkretne imi ~ : Jezus<br />

Chrystus (...) Tak wi~c aktualne ~est pytanie: kim jest Jezus Chrystus<br />

Kim jest J ezus Chrystus dla nas dzisiaj" (s. gn). Wychodzqc<br />

od tego wprowadzenia w problematyk~ ksiqzki, probowalem<br />

zrozumiee, skqd ten opor przy jej czytaniu.<br />

P uniktem wyjscia jest dla K aspera zadanie odnowy Kosciola<br />

postawione przez SobOr. Ot6z nauczono mnie w Krakowie patrzee<br />

na to zadanie jako na majqee podwojne oblieze: ad intra i ad<br />

extra. "Mozna tu mowic - przypomnijmy - 0 swoistej logice<br />

Soboru. Samo uj~eie Koseiola »od wewnqtrz« i »od zewnqtrz« stwarza<br />

analogi~ do ezlowieka, ktory takze w owyeh dwu aspektach<br />

siebie okresla i ur zeezywistnia (...) Formula Eeclesia ad intra -<br />

Eeclesia ad extra odpowiada temu wlasnie ustosunkowaniu, jakie<br />

w zyeiu wsp6lczesnego Kosciola wyraza si~ z jednej strony w skupieniu<br />

na swej wlasnej istocie, z drugiej strony zas poszerzeniu<br />

i otwarciu (...) Pelna spojnosc z dzielem Odkupienia urzeczywistnia<br />

si~ w obu tych aspektaeh ad intra i ad extra W nieh obu Kosciol<br />

odnajduje pelni~ swoieh zalozen i swego poslannietwa. Wlasciwosc<br />

tego poslannietwa jest duszpasterska (...) I tu wydaje si~, ze wlasnie<br />

Pawel VI dziE:ki swej magistralnej parze pojE:c »swiadomosc Koseiola<br />

- dialog« dopom6g1 wydobyc OWq wlasciwcSc duszpasterskq<br />

Soboru, dopom6g1 mianowieie ujqC tE: seisle duszpasterskq trese,<br />

jaka zawiera siE: w poznaniu Koseiola ad intra i ad extra".2<br />

• Walter Kasper, Jezus Chrystus. Przelozyl Bernard Bialecki. Warszawa 1983,<br />

lnstytut Wydawnlczy PAX.<br />

• Kard. Karol WOjtyla, WstfP og61ny w: Sob6r watyka~skt 11. Konstytucje,<br />

d ekrety, deklaracje. Tekst polski. Poznan 1968, s. 13 n.<br />

173


ZDARZENIA - KSIII2:KI - LUDZIE<br />

Otoz, jesli, jak wnikliwie zauwaza Kasper, zadanie odriowy Kosciola<br />

musialo doprowadzic do pytania na nowo 0 osob~, slowo<br />

i dzielo Jezusa Chrystusa, jesli zwlaszcza to pytanie powstaje na<br />

gruncie napi~cia , mi~zy . otwarciem a jednoznacznosciq Kosciola<br />

(por. Jezus Chrystus, s. 9),"to nasuwa si~ uwaga, ze spojrzenie<br />

Kosciola (ktory jest w Chrystusie - por. 1 Tes 1,1; 2,14) na Chrystusa<br />

(ktory jest Jego GlOWq - por. Koll 1,18) rna takze dwa wymiary:<br />

ad intra i ad extra, wyrazajqc swiqdornose Kosciola "wewn~trznq"<br />

0 Tym, ktory jest jego wlasnym centrum i dialog Kosciola<br />

"na zewnqtrz" 0 Tym, ktory uzasadnia jego (Kosciola) tn\'anie<br />

i przyjmowanie tak iej a nie innej po'Stawy wobec Swiata.<br />

T~ roznic~ w sposobie myslenia imowienia 0 Synu zeslanym przez<br />

Ojca, w ktorym Ojcu spodoba1o si~ odnowie wszystko (por. KK 3)<br />

i 0 Tym, ktory przez swoje wcielenie zjednoczyl si~ jakos z kazdym<br />

czlowiekiem (por. KDK 22) zaznaczajqcq si~ w ' tekstach soborowych<br />

w zaleznosci od tego, czy Kosciol kieruje si ~ bardziej<br />

ad intra czy bardziej ad extra, mozna chyba widziec tez w wypracowaniu<br />

przez teologi~ podwojnego, rozniqcego si~ podejsciem<br />

i metodq traktatu 0 Chrystusie: dogmatycznego i apologetycznego.<br />

Kosciol jest swiadom, iz jest wspo'lnotq kryjqcq w sobie mister<br />

ium Boga, ktory mu s i~ powierzyl, i stqd duzo bardziej niz jakak<br />

olwiek ludzka rodzina, ktora tez zawsze rna swojq tajemnic~<br />

i wlasny, ' rodzinny sposob my§lenia, mowienia, rozurnienia i parni~t<br />

ania ' swych czlonkow oraz przedstawiania ich ludziom z zewnqtrz<br />

- rna 'Swoj wlasny stosunek do tego, k torego nazywa SWq<br />

Glowq, swym Oblubiencem, rna bogatq trad y c j ~ zrozumialego tylko<br />

"w r odzinie", tylko w oparciu 0 danq Kosciolowi zazylosc z Nun,<br />

rnowienia i myslenia 0 Nim, poznawania Go. Niosqc rownoczesnie<br />

J ego poslanie skierowane k u calem u swiatu, m ajqc §wiadomose,<br />

ze On sam chce bye poznany i p r zy j~ ty p rzez wszystkich, Kosciol<br />

szuka tez ' nieustannie sposobow, by m owie ° N im w sposob zrozumialy<br />

d la ty ch , ktorzy Go jeszcze nie p r zyj~li, w opa'rciu 0 j ~zyk<br />

i sposoby poznania wsp611ne z rozmowcami. Ad intra, w kr~gu<br />

zlqczonym tq samq wiarq w boski, natchniony charakterksiqg<br />

Pisma Swi~teg o, w o piek~ Ducha Swi~ tego nad przekazem i rozwojem<br />

rozumienia Objawienia powierzonego Kosciolowi, w kr~gu<br />

zespolonyrn wspolnym przeZywaniem obecnosci Pana w liturgii,<br />

w Eucharystii, w pe1nieniu Jego wo1i przez milose, mozna zgl~biac<br />

calq Tajem nic~ Syna Bozego, ktory stal si~ czlowiekiem dla naszego<br />

zbawienia, tak jak zostala n am ona przekazana i poswiadczona<br />

przez licznych w ' ciqgu wiekow swiadkow czerpiqcych z niej<br />

swiatlo dla mysli i m oc dla Zycia. A d extra zas" starajqc si~ w jakiejs<br />

m ierze zdac \S p raw~ z tego, k im On dla n a'S jest, k im jest<br />

dla czlowieka, dla czlowiek a, lk tory pyta, trzeba jednoczesnie prze­<br />

174


lDARlENIA - KSII\ZKI - LUDllE<br />

konywac, ze istnieje dost~p do Jego Tajemniey, ze idqe za Nim<br />

nie post~pujemy za "wymysionymi mitami" (por. 2P 1,16) Ieez za<br />

swiadkami, kt6rych swiadectwu mozna i trzeba uwierzyc. Oczywiscie<br />

te d wa rodzaje poznania J ezusa i m6wienia 0 Nim Sq ze<br />

sobq sprz~zone: apologetyczne ad extra zaklada dobrq znajomosc<br />

i gl ~ bokie zakorzenienie w dogmatycznym ad intra, umaeniajqc<br />

w ,zamian wkorzenienie poznania ad intra w krqg kultury i mysli<br />

swiata.<br />

Chyba wlasnie podejscie do ksiqzki Kaspera z takim mniej wi ~ ­<br />

cej przed-rozumieniem (leglo u podloza tego wewn~trznego niezadowolenia<br />

czy niepokoju, jakie odciuwalem w kontakeie z niq:<br />

"kim wlasciwie ten Kasper jest Z jakiego punktu widzenia pisze<br />

Do kogo" - by!, to raezej podsk6rny niepok6j niz jasno<br />

sformulowane pytanie. .<br />

Na jasno sformulowane pytanie mozna zresztq jasno i prosto odpowiedziec<br />

- a nawet z;naIezc t~ odpowiedz w pierwszych pobieznym<br />

konta,kcie .z samq ksiqzkq. Walter Kasper jest oczywiscie<br />

wybitnym teologiem katoliekim; "urodzony w 1933 r. jest od 1970 r.<br />

profesorem i wykladowcq teologii dogmatycznej na uniwersytecie<br />

w Tybindze. Opublikowal szereg cynnych dziel z zakresu teo­<br />

Iogii, jak np. Das Absolute in der Geschichte (1956 r.), Glaube und<br />

Geschichte (1970 r.), Glaube in Wandel der Geschichte (1973 r .),<br />

Einfiih rung in der Glauben (1980 r.)" - informuje notka wydawcy<br />

na okladce ksiqzki. Ksiqzka zas Jesus der Christus powstala jako<br />

wynik wielokrotnego przepracowywania cykiu wyklad6w na temat:<br />

Oso ba i dzie!o Jezusa Chrystusa wyglaszanych w dzi es i ~ cio ­<br />

leciu 1964-1974 na uniwersytecie w Munster, Tybindze i Gregorianum<br />

w Rzymie i metod ycznie zawd ziE;cza wiele 'ka to(lickiej szko­<br />

Ie tybinskiej, zwlaszcza chrystologieznym koncepcjom K arla Adarna<br />

i J osepha Ruperta Beiselmanna - jak informuj\e w przedmowie<br />

sam autor (s. 5), kt6ry jest tez k siE;dzem ikatolickim. Rzut oka zas<br />

na spis ttesci ;-' n iezwykle przejrzysfy 3 - zapowiada systematyczny<br />

wyklad obejmujqcy zar6wno problema t yk E; apologetycznq (CZE;sC I,<br />

• W skr6cie przedstawia sill on nastllPuj


ZDARZENIA - KSIIIZKI - LUDZIE<br />

rozdzial II i cz~s(: II) jak i dogmatycznq (cz~s(: I, rozdzial III<br />

i cz~sc III). Wszystko az dotqd jest jasne i proste.<br />

Niepok6j, 0 kt6rym m6wilem wyzej, zaczql si~ przy przejsciu<br />

do systematycznej lektury w zwiqzku z tym, ze cos si~ zacz~lo nie<br />

zgadzac z oczekiwaniami wlasnie na linii ad intra - ad extra,<br />

na linii autor - adresaci, "my" - "wy". "Normalnie" w tralktacie<br />

chrystologii apologetycznej istnieje, albo wyraznie zaznaezona albo<br />

ukryta w "my" ogolnoludzkiej wspolnoty ludzi myslqcyeh i dobrej<br />

woli, linia dialogu (wzgl~dnie polemiki) mi~dzy "my" autora, ktory<br />

prezentuje mysl wychodzqcego ad extra Kosciola (ewentualnie bez<br />

akcentowania r6znic wyniklych z podzial6w chrzescijanstwa) a "wy"<br />

adresat6w nie znajqcych lub cz~sciej niezainteresowanych czy nav.;et<br />

wr~cz uprzedzonych do Chrystusa. Tra'ktat zas dogmatyczny<br />

rozwija si~ w kr~gu "my" wspolnego autorowi i adresatom Kosciola<br />

i jego tradycji; "ja" autor a na ogol ginie sluzebnie w ulatwianiu<br />

czytelnikom wgl~biania si~ w ffiqdrosc Kosciola ad intra, czasem,<br />

w kwestiach otwartych, ujawniajqc si~ bardziej, najcz~sciej<br />

w utozsamieniu z jakims w~zszym niz grono adresatow "my" danego<br />

kieruniku czy szkoly teologieznej. Bywa, ze jedno dzielo obejmuje<br />

oba traktaty i wtedy "normalnie" traktat apologetyczny zostaje<br />

wlqczony w perspektyw~ okreslonego wyznaniowego ad intra<br />

jako rodzaj wprowadzenia (dogmatica fundamentalis w dawnych<br />

podr~cznikach): "przekonajmy si~, zanim zaczniemy si~ wgf~biac<br />

w tajniki naszej wiary, ze rna ona solidne podstawy".<br />

Otoz to, z ezym nie umialem sobie poradzie, to optyka ksiqzki .<br />

Jezus Chrystus Kaspera, Iktora wydaje si~ bye odwrotna, a przynajmniej<br />

odmienna: tak jakby wychodzqe od apologetycznego ad<br />

extra cz~se I i II wyprowadzalo si~ nast~pnie z domowego zacisza<br />

na forum publiczne, w cz~sci III, najbardziej "wewn~trzn'l"<br />

tajemnic~ Kosciola: Tajemnic~ Jezusa Chrystusa jako Syna Bozego,<br />

a zarazem Syna Czlowieczego i przez to doskonalego.Posrednika<br />

mi~dzy Bogiem a ludzmi. Sprobujmy przyjrzec si~ temu wrazeniu<br />

z bliska i zweryfikowae je.<br />

Zamierzonych adresat6w swej ksiqzki pr6lbuje w przedmowie<br />

okreslic sam autor. Pisze: "Po Ecznych, niekiedy burzliwych dysputach<br />

i dyskursach teologicznych z przelomu ostatnich dz ie si~ciu<br />

lat, istnieje wyrazne zapotrzebowanie na Ikrytycznq dyskusj~ ' i na<br />

solidne, wnikliwe i syntetyczne potraktowanie centralnych tematow<br />

teologii. Dlatego napisalem t~ ksiqzk~ dna studiujqcych teologi~,<br />

jak rowniez dla duchownych i swieckich znajdujqcych si~<br />

w sluzbie koscielnej oraz dla wielu chrzescijan, dla kt6rych udzial<br />

w tych teologicznych dyskusjach stal si~ cz~sciq ieh wiary; ponadto,<br />

bye moze, ksiqzka ta b~dzie pomOCq dla wciqz wzrastajqcej<br />

liczby ludzi, kt6rzy stojq poza Kosciolami, a interesujq si~<br />

176


ZDARZENIA - KSII\2:KI - LUDZIE<br />

Jezusern Chrystusern i Jego sprawq'L (s. 5). Widae wi~c od razu<br />

podwojny krqg adresatow:· krqg chrzescijan, dla ktorych burzliwe<br />

dysputy teologiczne ostatnich lat stanowiq cz~se ich ,wiary ­<br />

do nich Kasper adresuje swe dzielo wprost - i zainteresowani<br />

Jezu'sern Chrystusern ludzie stojqcy "poza Kosciolami". To<br />

ostatnie okreslenie, podobnie jak zakres autorow uwzgl~niajqcych<br />

w omawianiu "burzliwych dysput i dyskursow" pokazuje<br />

dobitnie, ze krqg chrzescijan, ktorych autor ma na mysli w pierwszym<br />

rz~dzie, jest w pewnym -sensie ' bardzo szeroki, rozRowyznaniowy.<br />

Nie wydaje si~ jednak ani by ksiqzka miala bye jakqs<br />

przechodzqcq ponad wyznaniowymi podzialami ogolnochrzescijanskq<br />

medytacjq ad intra nad wspolnie przyjmowanq podstawowq<br />

cz~sciq wspolriq naszej wiary w Chrystusa, atni tez wspolnym z tej<br />

podstawowej bazy wyjseiem ad extrd ku ludziom stojqcym "poza .<br />

Kosciolami". Metoda obrana przez autora ksiqzki jest inna. Wiqze<br />

si~ to z zadaniem, jakie autor wyznacza chrystologii, ktora ma wykraczae<br />

"poza w~iszy teologiczny kontekst" (s. 11) i bye odpowiedziq<br />

nie tylko na "kryzys toisamosci Kosciola", lecz takze na' stojqcy za<br />

nim ogolny kryzys nurtujqcy nowoczesne spoleczenstwo: "kryzys<br />

poczueia wlasnego sensu" (por.. s. 10); 'SWq "refleksj~ chrystologicznq"<br />

traktuje Kasper jako sluzb~, "jak~ teologia (kt6ra z pewnosciq<br />

nie jest wszystkim w Kosciele) pelnie moze na rzeez dzisiejszego<br />

spoleczenstwa i Kosciola, by mogly odnaaeze SWq tozsamose"<br />

(s. 11).<br />

Przy zalozeniu wyjseiowym, ze nie tylko Kosci61, aie spoleczenstwo<br />

w og6le zagubily swojq tozsamose, trudno wyehodzie od<br />

jakiegos "my" koscielnego, FlY od rodzinnosci choeby tylko czysto<br />

po ludzku przezywanej wsp61nej tradycji, obyczaju, sposobu zycia.<br />

Jesli pojawia si~ w Iksiqzce jakies "my", to jest to raczej tylko<br />

wqskie i kruche "my" zakladanego normalnie przez wykladowc~<br />

ezy pisarza porozumienia ze sluchaczami ezy czytelnikami sledzqeymi<br />

przebieg jego wywod6w. Wspolczucie z wielkq samotnosciq<br />

autora b~dzie chyba najwlasciwszym imieniem bOlu, 0 kt6rym pisalem<br />

w zwiqzku z mojq lekturq tej ksiqzki, a niepok6j - niepakojem<br />

0 to, w ezyim imieniu przemawia. Chcqc bowiem utrzymac<br />

wi~z z kr~giem odbiorc6w, 0 kt6rych wiadomo tylko, ze udzial<br />

w burzliwych dyskusjach teollogicznych gl~boko oddzialal na ich<br />

wiar~, ze interesujq si:~ Jezusem Chrystusem i "Jego sprawq" i ze,<br />

nawet jesli i!q "duehownymi czy swieckimi w, sluzbie · koscielnej"<br />

kt6regos z Kosciolow ehrzescijanskich, to mogq bye w stanie gl~bokiego<br />

kryzysu swej wyznaniowej i spoleeznej tozsamosci, autor<br />

zdaje si~ rezygnowae z ujawniania swego koscielnego zalkorzenienia.<br />

Nawet wyznanie osobistej, naj'bardziej elementarnej wiary w Chrystusie,<br />

bez kt6rej niemozliwe jest uprawianie chrystologii, pod­<br />

12 - ZNAK<br />

177 .


ZOARZENIA - KSII\ZKI - WOZIE<br />

suni~te jest czytelnikowi w niemal calkowicie bezosobowej formie:<br />

To, ze "chrystologia moze podejmowac zasadnicze problemy czasow<br />

nowozytnych i starac si~ rozwiqzywac ich aporie" - pisze<br />

Kasper - "oczywiscie jest mozliwe tylko na podstawie pewnej<br />

decyzji, b~qcej zasadniczym rozstrzygni~ciem mi(fdzy wiarq i niewiarq.<br />

Wyzwalajqce pojednanie, jakie dokonuje si~ w Chrystusie<br />

i przez Chrystusa, jest w pierwszym rz~dzie darem Boga, a dopiero<br />

wtornie zadaniem czIowieka. Tu precyzyjnie przebiega granica<br />

mi~dzy chrzescijanskq teologiq, a co najwyzej po chrzescijansku<br />

zabarwionq ideologiq i utoP.iq" (s. 11).<br />

Postawiwszy takie twierdzenie, autor przechodzi zaraz do przedstawienia<br />

podstawowych tendencji dzisiejszej chrystologii, zaczynajqc<br />

od omowienia dyskusji jakq wywolalo 1500-Uecie Soboru<br />

Chalcedollskiego W 1951 r. Wymienia w zwiqzku z tym dIugq listG<br />

nazwisk (por. s. 11-14), ktora w dalszym ciqgu ksiqzki jeszcze<br />

si~ znacznie poszerza obej mujqc glownie - to zrozumiale - autorow<br />

z kr~gu j~zyka niemieckiego, ale zawsze w ten sposob, ze<br />

sqsiadujq ze sobq autorzy katoliccy i protestanccy roznych orientacji<br />

i stopnia zaangazowania w wiar~ oraz tacy, kt6rzy interesowali<br />

si~ i interesujq "sprawq Jezusa" spoza ta:lkiej czy innej<br />

przynaleznosci koscielnej (H. S. Reimarus, G. F. Hegel, E. Renan).<br />

Zasadniczq metodq autora jest referowanie glownych linii rozwoju<br />

toczqcej si~ od poczqtku dziejow chrzescijanstwa dyskusji<br />

wokol Osoby i dzieia Jezusa z Nazaretu, ze szczegolnym uwzgl~dnieniem<br />

problematyki wspolczesnej. "Ksiqzka ta nie zamierza<br />

ani powtarzac w sposob sterylny, ani tez ze wzgl~du na obfitosc<br />

materialu referowac . wyczerpui'l.co wszystkich, wr~cz nie dajqcych<br />

si~ ogarnqc, nowych pod wzgl~dem egzegetycznym, historycznym'<br />

i systematycznym szczegolowych problemow (...) chodzi 0 to, aby<br />

w 'systematycznej reflleksji wydobyc na jaw zarowno motywy wiodqce,<br />

jak i nowe koncepcje oraz w dyskusji z nimi odwazyc si~<br />

na wIasnq systematycznq koncepcj~, Iktora sprosta 1 usprawiedliwi<br />

zarowno bogactwo tradycji jak i wyniki wspolczesnej dyskusji<br />

wobec dzisiejszego 'sposobu myslenia'l. (s. 6). W histori~ poszczegolnych<br />

aspektow zagadnienia Jezusa zwanego Chrystusem, Kasper<br />

wplata swojq krytycznq ocen~, proponuje swoje rozwiqzania. Przede<br />

wszystkim stara si~ pomoc czytelnikowi zrozumiec sam problem<br />

poprzez jego histori~, potem, na tym tle', przekonac, dl~czeg6 to<br />

czy inne rozwiqzanie wydaje si~ niewystarczajqce, wreszcie podsunqc<br />

do zaakceptowania proponowanq przez siebie formul~ ezy<br />

tez kierunek, styl i metod~ dalszych poszulkiwan, ktore ukazuje<br />

jako wolne od krytykowanych ograniczen. Jest to zawsze wlasnie<br />

propozycja do czytelnika: "zobacz, czy ci~ to przekonuje", podana<br />

bez wyraznego odslaniania wszystkich przeslanek autora.<br />

178


ZOARZENIA - KSIp,tKI - LUDZIE<br />

Zgodnie ze swym 'zalozeniem bowiem stara si~ on "usprawiedliwiae<br />

bogactwo tradycji i wyniki wsp6lczesnej dyskusji wobec dzisiejszego<br />

sposobu myslenia" naznaczonego sladami gl~bOkiego kryzysu<br />

tozsamosci Kosciol6w i spoleczenstwa, a wi~c krytycznego takze<br />

wobec tradycyjnych sposob6w poszerzania i pogl~biania wiedzy<br />

teologicznej. W szczeg61nosci od poczqtku do konca swojego<br />

dziela nie moze zakladae zadnego wspOlnie z czytelnikiem przyjmowanego<br />

autorytetu nadprzyrodzonego: ani Pisma Swi~tego ani<br />

tym mniej wyjasnien dokonywanych przez Sdbory. Apeluje do<br />

zyczliwie nastawionego rozumu adresata zapewne w jakiejs mierze<br />

prowadzonego juz swiatlem Bozej laski, skoro pociqga go tego<br />

rodzaju lekt.ura, jaikby w nadziei, ze prawda, "kt6rawnika w umysly<br />

jednoczesnie lagodnie i silnie" narzJci si~ im nie inaczej jak<br />

tylko silq samej prawdy (por. DWR 1).<br />

Jednoczesnie, (odmiennie niz dawna apologetyka) w tym samym<br />

dziele, w podawanych przez siebie propozycjach Kasper stara si~ ­<br />

pozostajqc wiernym w gl~bi duszy i w zasadniczych stwierdzeniach<br />

nauce katolickiej - reformowae takze czy posuwae naprz6d<br />

sposoby rozumienia ezy praktycznego przezywania misterium Chry- .<br />

stusa w Koseiele, do kt6rego nalezy. W swej relacjonujqco-krytyeznej<br />

metodzie ustawia si~ niejako w pozyeji zewn~trznej takze<br />

w stosun:ku do Koseiola (tak jest na przyklad przy ostateeznej<br />

oeenie roli dogmatu ehalcedonskiego - ' s. 243, czy nauki 0 pochodzeniu<br />

Os6b w Tr6jey Swi~tej - s. 268, czy tez praktyeznego<br />

uswiadomienia sobie przez ehrzescijan solidarnosei w dziele Odkupienia<br />

- s. 228). Nie znaezy to, ze odrzuca rol~ Koseiola i jego<br />

tradycji. Stwierdza wyraznie niemal na wst~pie: "Punktem wyjscia<br />

chrystologii jest fenomenologia wiary w Chrystusa, a wi~c to, jak<br />

ta wiara w Kosciolach ehrzeseijanskieh wyglqda, jak si~ jq przezywa,<br />

glosi, praktykuje. Wiara w Jezusa Chrystusa rodzi si~ tylko<br />

w spotkaniu z wierzqcymi ehrzescijanami" (s. 22). Poniewaz jednaik<br />

"wlasciwq treseiq i ostatecznym kryterium chrystologii jest<br />

sam Jezus Chrystus, Jego zycie, Jego przeznaczenie, Jego slowo<br />

i dzielo", poniewaz "Jezus Chrystus jest pierwotnym, a wiara Kosciola<br />

wt6rnym kryterium chrystologii" (s. 22) i poniewaz SWq<br />

sluzb~ teologia dzisiejsza ma pelnie po to, aby nie tylko spoleezenstwo<br />

ale i Kosci6l "mogly odnaleze SWq tozsamose" (por. s. 11),<br />

Kasper stara si~ wskazywac drogi takze Koseiolowi: "Kosci61 nie<br />

moze zapewnie sobie dzisiaj tozsamosci - pisze na przyklad ­<br />

ani przez wylqczne odwolywanie si~ do ortodoksji, ani przez wyeofywanie<br />

i zabezpieczenie si~ na pozyejach samego aktu wiary<br />

i ortopraksji. Wazne jest, aby dzisiejsze problemy podejmowac od<br />

podstaw i pytac, w jaki spos6b jedno i drugie znajduje pokrycie<br />

w Jezusie Chrystusie" (s. 19). Jego ksiqzka ma bye wlasnie takim<br />

179


ZOARZENIA - KSII\ZKI - LUOZIE<br />

podejmowaniem problemow zwiqzanych z Jezusem Chrystusem ad<br />

podstaw - w sluibie Kosciolowi tak jak i spoleczeilstwu ale niejako<br />

"na wlasnq r~k~" i na wlasnq odpowiedzialnosc.<br />

Po jasnym uswiadomieniu sobie takiej wlasnie pozycji, czy taktyki<br />

autora, lektura ksiqiki staje si~ swobodniejsza. Moina za­<br />

CZqC po prostu sledzic tok i zasadnosc wywodow, raz podziwiac<br />

ich trafnosc, to znow dyskutowac z nimi. Unika si~ nieporozumieil:<br />

oczekiwania, ie ksiqi:.ka odpowi'e wprost na pytanie 0 nauk~ Kosc~ola<br />

na temat Chrystusa czy, ie da . narz~dzie do rozpl.'aszania<br />

wqtpliwosci osob pytajqcych 0 Jego wiarygodnosc. Wyrainiej m.9ina<br />

tei oceniac waaory i ograniczenia takiej metody przybliiania<br />

"Jezusa i Jego sprawy" w dzisiejszym, pluralistycznym swiecie.<br />

Uczyc si~ kunsztu dyskretnego podprowadzania przez odpowiedniq<br />

prezentacj~ dziejow mysli do akceptacji pe_wnych istotnych<br />

tez chrzescijanstwa, a jednoczesnie ·zwracac uwag~, gdzie autor<br />

wypowiada rzeczywiscie wlasnq mysl, a gdzie prezentuje mysli<br />

innych i w jakiej mierze je akceptuje. Wtedy iksiqika oiywa i zaczyna<br />

przemawiac swojq wlasnq logikq, staje si~ rzeczywiscie cennq<br />

pomOCq w gruntownym przemysleniu jeszcze raz swej wlasneL<br />

wiaryw Jezusie Chrystusie.<br />

Dlatego wlasnie napisalem 0 tej ksiqz.ce to, co napisalem. Nie<br />

probuj~ jej ·streszczac - tego typu recenzje jui istniejq,4 a calq<br />

ksiqik~ warto przeczytac i przemyslec. Ale wlasnie w takiej -perspektywie,<br />

jakiej ona dla siebie iqda: solidnej i krytycznej dyskusji.<br />

Co znaczy tajde: majqc jui do ta1kiej dyskusji wczesniejsze przygotowanie<br />

przez znajomosc problematyki, nauki Kosciola ...<br />

I dodam, jui "poza nawiasem", calkiem od siebie i pewnie troch~<br />

od rzeczy, jesZicze to: jakas pierwsza intuicja dotyczqca tego,<br />

w jakim duchu, ja'k nalezy podejsc do ksiqzki Waltera Kaspera,<br />

ieby jq zrozumiec przechodzqc ponad wraieniem niedosytu i bolu,<br />

tak aby dotrzec do jej istotnej wartosci, zrodzila si~ podczas rozwaiania<br />

kart innej ksiqzki: nienaukowej, bardzo "domowej" w Kosciele,<br />

stanowiqcej jego podstawowy modUitewnik. W II tomie Liturgii<br />

Godzin jest na 'S. 803 (w ramach Godziny czytan Niedzieli<br />

.Zeslania Ducha Swi~tego) taki tekst sw. Ireneusza biskupa (ktorego<br />

Kaspercytuje najcz~sciej sposrod swi~tych w swej ksiqzce):<br />

"Jaik bez wody nie da si~ zaczynic suchej mqki i wyrobic z niej<br />

jednego ciasta i jednego chleba, tak i my nie mozemy stac si~<br />

.jedno w Chrystusie Jezusie bez wody, ktora przychodzi z nieba.<br />

Jak zeschni~ta ziemia nie wyda plonu bez wilgoci, tak my, ktorzy<br />

bylismy suchym drzewen1, ani wydalibysmy owocow zycia bez desz­<br />

'Np. ks. Cz. Rychlicklego w "Ateneum Kaplanskim" t. 103 (VII-VIII 1984),<br />

s. 181-185.<br />

180


ZDARZENIA - KSII\2:KI - LUDZIE<br />

czu zeslanego z woH niebios (...) Na Panu spoczql Duch Boga,<br />

»Duch mqdrosci i rozumu, Duch rady i mE:stwa, Iuch wiedzy i bojazni<br />

Boga«. Pan zas tego Ducha dal Kosciolowi (...). Ta oZywcza<br />

rosa jest nam konieczna, abysmy nie zostali spaleni i nie stali siE:<br />

bezuzyteczni."<br />

Teologia jest sluzbq - zakonczmy myslq samego Kaspera<br />

"kt6ra z pewnosciq nie jest wszysfkim w Kosciele".<br />

ks. lukasz Kamykowski<br />

HISTORIA: DYSKURS WlADZY. CZY<br />

"ZASOJCZY DLA NIEJ NAPOJ"<br />

Ludzkosc uwiklana w roznorakie relacje z materiq, czasem i przestrzeniq<br />

zmaga siE: przeciez nie tylkb z naturq. Wielkq cZE:sc jej<br />

energii pochlaniajq wewnqtrzgatunkowe spory. Silq napE:dowq tej<br />

rywalizacji jest m.in. zqdza wladzy, ktora ujawnia swoj destrukcyjny<br />

wplyw w najprostszych nawet grupach. E~ektem jej dzialania<br />

. jest podzial na rzqdzqcych i rZqdzonych bez wzglE:du na to,<br />

czy zadecydowala 0 tym naga sila, czy demokratyczne reguly gry.<br />

Sposob postrzegania rzeczywistosci przez przedstawicieli obu grup<br />

jest odmienny, dotyczy to rowniez stosunku do przeszlosci. Naturalnq<br />

konsekwencjq sprzecznosci ludzkich interesow jest wielosc<br />

historii. Obok historii "oficjalnej", apologetycz'nej, powielanej bez<br />

konca przez srodki masowego przekazu, ktore wychwalajq pod<br />

niebiosa slusznosc obranej drogi, istnieje rowniez historia "krytyczna",<br />

demaskujqca poczynania wladz, ujawniajqca przemilclane<br />

fakty, podejmujqca probE: naswietlenia dziejow z punktu widzenia<br />

ludzi spoza systemu. W jakim stopniu warunki polityczne sprzyjajq<br />

zblizaniu siE: Ilu'b oddalaniu obu nurtow historiografii<br />

Probq odpowiedzi na to pytanie Sq peIne pasji szkice meksykanskich<br />

uczonych opublikowane w Bibliotece Mysli Wsp6lczesnej 1.<br />

Aby w pelni zrozumiec meksykanskie przeslanie, wypada, chocby<br />

w paru zdaniach, przypomniec zasadnicze cechy systemu politycznego<br />

. Meksyku. Profesor Lepkowski okre§la go we wstE:pie<br />

1 Po co nam h!stor!a Przelozyla Maria Mr6z, wst


ZDARZENIA - KSIf\iKI - LUDZIE<br />

jalko "centralistyczne i autorytarne panstwo populistyczne 0 fasadzie<br />

demokratycznej", kt6regel aparat zlal siEt w jedno z aparatern<br />

rzqdzqcej "partii dominujqcej". Tuz po zwyciEtstwie Rewolucji<br />

Meksykanskiej poczyniono szereg koncesji na rzecz narodu, p6zniej<br />

jednak ,zinstytucjonalizowana rewolucja" zasklepila siEt, a panstwo<br />

nie potrafilo juz rozladowae konflikt6w na drodze pokojowej.<br />

Przykladem tego jest 1968 rcXk, kiedy wladze odpowiedzialy<br />

silq na pokojowe manifestacje, wiece i strajki student6w. Odm6wHy<br />

dia'logu, odnowy i porozumienia, pokazaly swoje prawdziwe oblicze.,<br />

.<br />

W warunkach systemu autorytarnego trudno m6wie 0 wolnej,<br />

nieskrEtpowanej tw6rczosci. Sytuacja historyk6w nie jest wi~c do<br />

pozazdroszczenia. I to wcaae ollie z powodu nieprzydatnosci dla<br />

wladzy, wrEtcz przeciwnie - dla ich niezbEtdnosci. System niedemokratyczny<br />

bowiem zwielokrotnia problem kazdej organizacji<br />

panstwowej - pochodzenie i legitymizacj~ grupy dominujqcej.<br />

Zrozumiee go nie spos6b bez odniesien do przeszlosci. W niej<br />

tkwiq przeciez nie tylko korzenie wladzy, ale takze p6zniejszego<br />

do niej stosunku zwyklych obywateli. A. C6rdova zwraca uwagEt<br />

na kapitalny fakt, tbardzo czEtsto pomijany w prostych przeciwsta- '<br />

wieniach demokracji i totalitaryzmu. Wladza, kt6ra rna mandat<br />

narodu nie zawsze jest demokratyczna; moze bye wladzq autorytarnq<br />

wlasnie z powodu tego poparcia. Paradoks ten wiqzae trzeba<br />

z jej pochodzeniem. Analizujqc przypadek wladzy rewolucyjnej,<br />

C6rdova zauwaza, ze rZqd ustanowiony rewolucyjnym czynem mas<br />

ludowych traktowany jest z mitycZllq wiarq w lepszq przyszlose.<br />

Rodzi siEt stqd mit Rewolucyjnego Panstwa, kt6re najlepiej wyraza,<br />

broni i realizuje interesy spoleczne. Ow mit, jak zresztq kaZdy<br />

inny, niewieae rna wsp6lnego z rzeczywistosciq. Interesy grupy<br />

rzqdzqcej w miar~ uplywu czasu zaczynajq odbiegae od aspiracji<br />

spoleczenstwa. Pa11stwo ludowe kroczy 'coraz bardziej pod sztandarem<br />

egoizmu grupy dominujqcej. Do realizacji tego celu sluzq najrozmaitsze<br />

dzialania - okreslonq rol~ odgrywa r6wniez swoista<br />

interpretacja przeszlosci.<br />

Historia jest jednqz form kultury najczEtsciej wykorzystywanych<br />

dla uzasadnienia wladzy. Przypuszczenie, ze "og6lnq tendencjCj<br />

wsp6lczesnych rzqd6w jest wplywanie na form~ przedstawiania<br />

przeszlosci, popieranie historii uprawomacniajqcej ustanowione rZqdy<br />

i niechEttny stosunek do w'iedzy historycznej dostarczajqcej<br />

przyjemnosci lub destabilizujqcej czy neutralnej, nie majqcej innego<br />

-celu niz zdobywanie wiedzy i. jej upowszechnianie" nie' jest<br />

trudne do weryfikacji. Jesli zatem zakladamy, jak E. Florescano,<br />

ze punktem wyjscia rekonstruikcji przeszlosci jest terazniejszose,<br />

to tym samym uwzgl~dnie musimy fakt, ze interesy ludzi, kt6rzy<br />

182


ZDARZENIA - KSIA2:KI - LUDllE<br />

tq terazniejszosciq rzqdzq, b~dq odgrywac decydujqcq rol~. Z chwiO.q<br />

zwyci~stwa jakiegos ruchu spolecznego narzucona zostaje spoleczenstwu<br />

jego wladza. Staje· si~ Dna, twierdzi dalej Florescano,<br />

miarq historii, gdyz wskazuje co i dlaczego z przeszlosci nalezy<br />

przypominac i kultywowac. Wspomniany autor wyciqga radykalny<br />

wniosek, z{! odtwarzanie przeszlosci jest przede wszystkim dzialalnosciq<br />

politycznq a nie naukowq, poniewaz "staje si~ sposobem<br />

identyfikacji, wyjasnia poczq1Jki, uprawomocnia ustalony porzqdek,<br />

nadaje sens zyciu jednostki i narodow, wpaja wzory etyczne,<br />

usprawiedliwia panowanie jednych nad drugimi, tworzy podstawy<br />

rzeczywistosci i projekty najblizszej przyszlosci". Jak dowodzi<br />

Florescano, dzieje si~ tak, poniewaz srodki umozliwiajqce praktyk~<br />

badawczq (np. · ilrchiwa, publikacje, niektore metody i techniki badawcze)<br />

pozostajq w gestii wladz centralnych. Tym bardziej, ze<br />

same instytucje (uniwersytety, akademie, instytuty) Sq cialami, ktorym<br />

panstwo zlecilo funkcje wytwarzania i przekazywania wiedzy.<br />

Gdy panstwo jest sillne, a spoleczenstwo


ZDARZENIA - KSIIIZKI - LUDZIE<br />

leinosci od tego, czy interes, ktory sklania badacza do opowiedzenia<br />

si~ po czyjejs 'stronie (...) jest interesem konserwatywnym, ezy<br />

tei interesem krytycznym wobec istniejqcego porzqdku rzeczy" lub<br />

tei: "Ta grupa lub klasa spoleczna, ktorej interes jest zbieiny<br />

z radykaln!p krytykq ustanowionej wladzy, b~dzie mogla najbardziej<br />

si~ z'hliiyc w swojej interpretacji historii do kryteriow wiedzy<br />

naukowej". W tym sposobie widzenia rzeczywistosci dostrzegamy<br />

znanq skqdinqd optylk~ . AbsurdaQnosc w'iqzania prawdy z grupami<br />

ludzkimi uwidacznia si~ jeszcze bardziej, gdy autorzy, jak<br />

np. A. Gilly w szkicu Historia jako krytyka i jako dyskurs wladzy,<br />

si~gajq do zrodel tej koncepcj'i - do przeciwstawiania praey fizycznej+i<br />

umyslowej. Dystynkcja ta skaiona jest bl~dnym zaloieniem<br />

0 wyzszosci pracowni1k6w fizycznyeh, ktorych si~ gloryfikuje,<br />

w stosunku do deprecjonowanych tzw. pracownik6w nieprodukcyjnych.<br />

W konsekweneji w modelu tym na plan pierwszy wysuwajq<br />

si~ problemy energetyczne. Zapoznany zostaje zatem fakt,<br />

ie dla kaidego, najprostszego· i najprymi.ty,,{niejszego nawet organizmu,<br />

r6wniei wymiana informacji jest spraWq iycia i smierci.<br />

Idealizacja grup parajqcyc'h si~ praCq fizycznq i pr6by naprawienia<br />

"bl~dow ' historii" prowadzq do katastrofalnych skutkow. Systemy<br />

zloione, a takimi Sq spoleczenstwa cywili~acji przemyslowej,<br />

pozbawione prawidlowej wymiany informaeji z otoczeniem stajq<br />

si~ .slepe i zagubione w srodowisku ulegajqcym gwaltownym przemianom.<br />

Faikt ten rna okreslone konsekwencje nie tylko dla wymiany<br />

energii, ktorej zaspokojenie zaczyna napotykac na coraz<br />

wi~ksze trudnosci, ale i dla prawidlowego funkcjonowania struktur<br />

organizacyjnych i informacyjnych. IrracjonaQna wiara w moiliwosc<br />

budowy wspolnoty, ktora nie b~dzie generowac stosunkow dominacji<br />

(przypisywanych niewlasciwym formom wlasnosci hodel<br />

e,nergii) nie znajduje potwierdzenia w ramaeh organizmow panstwowych.<br />

Wladza, pomimo tego, ie jej formy tradycyjne zniszczono<br />

czynem rewolucyjnym, odradza si~ szybko ad nbwa, a wraz<br />

z 'niq te same schorzenia systemowe ffi. in. historia jako dyskurs<br />

wladzy.<br />

Znajdujemy si~ zatem powtornie w punkcie wyjscia. Wiemy jui<br />

jednaik, ie, po pierwsze, nie rna sensu wiqzac prawdy 0 przeszlosci<br />

z interesem jakiejkolwiek grupy (kaidy interes zaslepia)<br />

oraz, po drugie, historia powiedziec nam moie wiele 0 nas samych<br />

pod warunkiem przezwyci~ienia wlasnego egoizmu. Jak bardzo<br />

jest to czasem trudne, nie 'trzeba nikogo przekonywac. Aby jednak<br />

uchwycic jakqs cZqstk~ prawdy, wsluchiwac si~ trzeba nie tylko<br />

w glosy hag'iografow, ale z rownq uwagq w opinie niezadowolo­<br />

..nych, . przedstawicieli historii Ikrytycznej. Tylko we wzajemnym<br />

dialogu obu nurtow historiografii dokonac s i~ moie tworcza syn­<br />

184


ZDARZENIA - KSI>\ZKI - LUDZIE<br />

teza, wzbogacajqca nauk~ 0 nowe tresci. .A:by to jednak nastqpilo,<br />

spelnione bye ·mUSZq pewne warunki polityczne. W Zyciu publicznym<br />

nie moze zabraknqe miejsca dla ja'kichkolwiek odlamow opinii<br />

puhlicznej; dotyczy to tak grup zwiqzanych z produkcjq tzw. materialnych<br />

podstaw egzystencji, jak z pozyskiwaniem i przetwarzaniem<br />

informacj'i (wszelllka tworczose umyslowa, nie tylko historykow,<br />

musi zyskae nalezne jej uznanie). Realny i wiarygodny<br />

dialog nie jest oczywiscie do pomyslenia bez droznych kanalow<br />

komunikacji spolecznej i to nie tylko w relacJi gora-dol, ale takze<br />

dol-gora.<br />

Bye moze his toria pO,wstajqca w ten sposob bylaby idealem.<br />

Warto jednak uzmyslowie go sobie, zyskujqc punkt odniesienia<br />

dla oceny' tworczosci historycznej w warunkadh niedemokratycznych,<br />

iktore nasycajq jq tresciami ideologicznymi lub utopijnymi.<br />

Historia jako "pomnik wladzy" i historia "napoj zabojczy dla wladzy"<br />

Sq tworami spolecznosci schizofrenicznej, dowodem riiebezpiecznego<br />

rozbicia spoleczenstwa. W postulacie wspolnego tworzenia<br />

historii idzie zatem nie tylko 0 dobro nauki, ale - co jest<br />

chyba wazniejsze - 0 dobro wspolnoty wystawionej na groznq pokus~<br />

uniformizacji wiedzy (wykluczajqcej wszelkq alternatyw~)<br />

o otoczeniu i 0 sobie samym tak w · przeszlosci, jak i obecnie.<br />

Jerzy Gaul<br />

SEMIOTYKA; PETERSBURGA<br />

Naukowa seria wydawana przez uniwersytet w Tartu (Estonia)<br />

pod greckim haslem Semeiotike, z rosyjskim podtytulem Trudy<br />

po znakowym sistiemam, jest dzisiaj chyba najznakomitszq wizytowkq<br />

semiotycznie zorientowanej humanistyki radzieckiej (przede<br />

wszystkich estOllsk~ej i rosyjskiej), znanq na calym niemalze swiecie.<br />

Pierwszy tom Trudow Uikazal si~ w 1964 roku i zawieral Wyklady<br />

z poetyki strukturalnej Jurija M. Lotmana, inicjatora i glownego<br />

redaktora serii. Kolejne tomy ,pojawialy si~ srednio co dwa<br />

lata, rozszerzajqc . stopniowo tematyczny zakres swych lamow.<br />

Wkrotce wyodr~bnily si~ takie dzialy jak struktura tekstu artystycznego,<br />

semiotyka literatury, mitu, folkloru, religii, sztUik plas­<br />

185


ZDARZENI A - KSlljZKI - LUDZIE<br />

tycznych, kina, teatru itd. 1 P6zniej, pod koniec lat 70-tyc'h, profil<br />

serE ulegl modyfikacji; zac z ~to wydawac skromniejsze obj~tosciowo,<br />

a[e za to co roku, zeszyty ' tematyczne. Tak np. X tom Trud6w<br />

poswi~cony byl semiotyce kultury, tom XI - semiotyce tekstu,<br />

tom XII - strukturze tekstu artystycznego. Reformy te nie<br />

o bj~ly niestety mikroskopijnego nakladu, wahajqcego :s i ~ (w wersji<br />

rosyjskiej) od 500 do 1500 egzemplarzy. Nic wi~c dziwnego, ze<br />

tartuskie Trudy Sq trudno osiqgalne nawet w duzych, uniwersyteck<br />

ich 'bibliotekach ZSRR, zas w Polsce nalezq do prawdziwych rarytasow.<br />

,W 1984 roku, a w i ~ c w 20 rocznic~ ukazania si~ historycznego<br />

juz dzisiaj tomu prac Lotmana, uniwersytet w Tartu wydal az<br />

dwa zeszyty Trud6w: tom XVII, po swi~cony dia"logowi w semiotyce<br />

,kultury oraz tom XlVIII, nOSZqcy, tytul Semiotyka miasta i kultury<br />

miejskiej. Petersburg. Pierwsza cz ~s c tego tytulu nie wymaga<br />

chyba dodatkowych uzasadnien. Wys tarczy tu wspomniec, ze tom<br />

jest owocem pracy seminarium na temat kultury miejskiej, dzialajqcego<br />

w ramach Tartuskiej Szkoly Semiotycznej. Natomiast wybor<br />

Petersburga jako obiektu analiz kulturowo-semiotycznych,<br />

mozna umotywowac bardzo prosto: jest on, jak stwierdza we wst~pie<br />

Lotman, zjawiskiem z punktu widzenia semiotyki unikalnym,<br />

zarowno w swej typowosci jak i s pecyfice. Niczym soczewka skupia<br />

podstawowe antynomie rosyjskiej historii, kultury i swiadomosci.<br />

Zazwyczaj historia miasta stopniowo akumuluje jego mitolog i~<br />

i symbolik ~ . Petersburg nat omiast narodzil si~ najpierw w sferze<br />

symbollicznej, pozniej dopiero materialnie. K ad wyprzedzil tutaj<br />

tekst, a relacje mi ~ dzy nimi okazaly s i~ niezwykle dram atyczne.<br />

Petersburg byl jednoczesnie tworcq swej mitologii jak i jej wytworem.<br />

Semiotyka kultury moze wi~c traktowac to miasto albo<br />

jako tekst kultury, wlqczony w h i s to r i ~ cywilizacji i na jej . tIe<br />

postrzegany jak o spojny i calosciowy fenomen, albo tez jllko generator<br />

tekstow kultury 0 sobie i innych. Te dwa spojrzenia na<br />

Petersburg 'powracajq we wszystkich artykulach zbioru.<br />

XVIII tom Trudow zawiera dziesi ~ c prac. Dwie pierwsze majq<br />

charakter ogolny, wprowadzajqcy i syntetyczny zarazem - warto<br />

wi~c zaprezentowac je nieco dokladniej. Pozostale podejmujq zagadnienia<br />

mniej lub bardziej szczegolowe i choc Sq nie mniej<br />

interesujqce, z koniecznosci o gr anic z~ si~ tutaj do zwi~zly ch anonsow<br />

b i'bliograficzno-tematyczny ch.<br />

Tom otwiera szkic '0l. N. Toporowa zatytulowany Petersburg<br />

1 Syntetyczne om6wienie zawa rtosci pier wszych dzi esi ~ ciu tom6w TTUdow<br />

po znakowym sistiemam ukazalo si ~ w "Ruchu Literac)


ZOARZENIA - KSII\i:KI - LUOZIE<br />

i "tekst peteTsbuTSki" w literatuTze Tosyjskiej, jak zwykle u tego<br />

autora pomyslowy i pelen erudycji.<br />

Kazde miasto mowi wlasnym j~zykiem . Mow'l Petersburga S'l<br />

jego ulice, place, wody, wyspy, ogrody, budowle, pomniki, ludzie,<br />

historia, idee. Wszystko to sklada si~ na swego rodzaju heterogeniczny<br />

t e k s t, b~qcy nosnikiem jakiegos globalnego sensu.<br />

Petersburg, podobnie jak inne miasta, posiada takze swoje mity ­<br />

przede wszystkim mity genetyczne 0 zaloieniu miasta i jego "demiurgu".<br />

Jednak wyj'ltkowosc Petersburga w rosyjskiej kulturze<br />

polega na czyms innym - tylko jemu bowiem towarzyszy w' rosyjskiej<br />

literaturze swoisty "te'kst petersburski", a sCislej, syntetyczny<br />

super-tekst, TIosnik najwyZszy


lDARlENIA - KSI!\ZKI - LUDllE<br />

mal dwa stulocia tradyej~ przeciwstawiania Petersburgowi · Moskwy<br />

2. Zaleznie od punktu widzenia realizuje si~ 0110 w dwoja-'<br />

kiej postaci. Pierwszy schemat przeciwstawia sobie bezduszny, biurokratyczny,<br />

skoszarowallY, oficja[ny, sztucznie regularny, abstrakcyjny',<br />

nieprzytulny, pozbawiony korzeni i nierosyjski Petersburg<br />

oraz duehowq, rodzinno-intymnq, przytulnq, konkretnq, swojskq<br />

i rosyjskq Moskw~. Drugi schemat slawia w opozycji Petersburg ­<br />

cywilizowane, kulturalne, planowo i logicznie zabudowane, europejskie<br />

m i a s to . oraz Moskw~ - chaotycznq, nieuporzqdkowanq,<br />

sprzecznq z .logikq, polazjatyckq wi e s.<br />

Znaczqcy jest zarowno sam rejestr tych okreslen jak i -jego .<br />

struktura. W takiej ezy innej formie pojawiajq si~ one w utworach<br />

Gogola, Hercena, Bielinskiego, w sporach "zapadnikow"~ ze<br />

slowianofilami. "Tekst petersburski" dopuszcza takze warianty<br />

ambiwalen'tnego stosunku pisarzy do miasta (np. Puszkin), a takze<br />

ich ewolu{!j~ od nienawistnej wrogosci do zapami~taIej milosci.<br />

Pomijajqc _ analiz~ obrazow Moskwy i Peter~urga w literaturze<br />

rosyjskiej, Toporow zwraca naSZq uwag~ na przestrzenny aspekt<br />

ich wzajemnych odniesien.<br />

Moskwa, jej przestrzen (ciaIo) przeciwstawia si~ Petersburgowi<br />

i jego przestrzeni jako cos organicznego, naturalnego, -niemaU przy- .<br />

rodniczego (por. metafory roslinne w opisach Moskwy), powstalego<br />

z siebie samego, bez czyjejs woH, planu, ingerencji - czemus obcemu,<br />

nieorganicznemu, sztucznemu, skrajnie kulturowemu, powo­<br />

Ianemu do zycia czyjqS wIadczq wolq, w opareiu 0 z gory obmyslony<br />

plan, schemat, regul~. Stqd bierze si~ szczegolna konikretnosc,<br />

"uziemiona" realnosc Moskwy, w przeciwienstwie do abstrakcyjnego,<br />

fantomatycznego, wydumanego Petefsburga (Grigoriew, Dostojewski,<br />

Merezkowski, Pilniak). To strukturalne przeeiwienstwo<br />

mi~dzy "pelnokrwistq" przestrzeniq Moskwy i quasi-przestrzeniq Petersburga<br />

tlumaczy, dlaczego w Moskwie iyje si~ wygodnie, przytulnie,<br />

swobodnie (zgodnie ze swojq wolq), pewnie (ze' wsparciem<br />

w rodzinie, rodzie, tradycji), zas w Petersburgu - bez zakorzenienia<br />

i nie ze swojej woH.<br />

Teksty 0 Petersburgu - r6Znych autorow i z roznych okresow<br />

- Sq do siebie uderzajq{!o podobne. Swiadczy to, zdaniem<br />

Toporowa, 0 niezwykIej stymulacyjnej mocy tego miasta, ograniczajqcej<br />

nawet wollnosc tworczq. Podobienstwa tego nie wyjasniajq<br />

bowiem ani jednosc obiektu opisu, ani tez sila konwencji. Ukrytym<br />

nerwem tozsamosci Petersburga, jego genotypem, jest staly<br />

wektor idei-sensu: droga ku moralnemu zbawieniu, duchowemu<br />

I 0 opozycJi Moskwy 1 Petersburga pisze, podajljC takze. pqyktady literackle,<br />

Wtadystaw Panas, w znakomitym szkicu pt. Przestrzenie semtotyczne ("<strong>Znak</strong>"<br />

1977, nr 11-12).<br />

188


ZDARZENIA - KSII\ZKI - lUDZIE<br />

odrodzeniu w chwili, gdy Zycie ginie w kr6lestwie smierci, a klamstwo<br />

i zlo triumfujq nad prawdq i dobrem. To wlasnie dqzenie,<br />

ta orientacja na najwyzszy cel, stanowi w decydujqcej mierze<br />

o sp6jnoSci "tekstu petersburskiego"_ Jest to wi~c tekst smierci<br />

i zycia, · tragedii i zbawienia. Wiele swiatla na istot~ tej antynomii<br />

i jej projektowanego rozstrzygni~cia moze rzucic talkze analiza<br />

innych niz czysto literackich substrat6w "tekstu petersburskiego".<br />

Toporow wyr6znia trzy podstawowe ic'h zakresy:<br />

- sf era Ii a t u r y: wlasciwosci klimalyczno-meteorologiczne<br />

i krajobrazowe Petersburga ('przede wszys'tkim "biale noce", obfitos6<br />

wody, niezwykle zachody slonca), graniczne polozenie miasta<br />

(na skraju, na rozdrozu swiata, na granicy zycia i smierci);<br />

- sf era mat e ria 1 n 0 - k u 1 t u row a: . plan, geometria, zabudowa<br />

itp. uwzgl~dniajqca takze petersburskie realia: duzq przewag~<br />

lictby zgo.\l6w nad liczbq urodzen w Pet,ersburgu, ogromnq<br />

przewag~ liczby m~zczyzn, pleniqcq si~ przest~pczos6, prostytucj~,<br />

choroby weneryczne, alkoholizm, samob6jstwa itp. Te i inne rysy<br />

Petersburga wykorzystywane Sq (np. przez Dostojewskiego) do<br />

tworzenia niepowtarzalnej aury metafizycznej tego miasta (strach,<br />

cierpienie, smier6); .<br />

-"T sf era d u c how 0 - k u 1 t u row a: mity, podania, proroctwa,<br />

dziela literackie, wszystkie warianty spirytualizacji i antropomorfizacji<br />

Petersburga, idee religijrne, filozoficzne i spoleczne,<br />

postacie realne i literackie itd. Tutaj wlasnie ukryta jest najgl~bsza<br />

struktura ideowa ,tekstu petersburskiego", Iktorq Toporow<br />

nie waha si~ nazwa6 "sakralnq": Ona wlasnie syntetyzuje sfery<br />

natury i kultury. Natura ciqzy ku poziomowi, plaskosci, ku wodzie<br />

i ziemi, kultura natomiast zorientowana jest wertykalnie, w g6r~,<br />

ku niebu i sloncu. Przejscie od naturYi do kultury (jako jeden<br />

z wariant6w zbawienia) symbolizuje zawieszenie wzrOlku na o.sniqcej<br />

w sloncu iglicy lub kopule przez czlowiek1\ stojqcego na ziemi.<br />

Tak rodzq si~ niepowtarzalne cechy Petersburga: c h a 0 s (mrok,<br />

cien, iluzja, ' sobowt6r) sqsiaduje tu z k 0 s m 0 s e m (jednosc, 10­<br />

gika, harmonia, astra widzialnos6). Przestrzen "tekstu 'Petersburskiego"<br />

odznacza si~ wi~c zar6wno skrajnq am·orficznosciq jak i hipertrofiq<br />

oznaczonosci. Chaotyczna slepota i kosmiczne jasno-wi.:.<br />

dzenie to bieguny postrzegania fenomenu tego miasta. Na analogicznyc'h<br />

zasadach opiera si~ petersburska mitologia i eschatologia.<br />

Historia Petersburga to czasowa, zamiJc!ni~ta przerwa w continuum<br />

chaasu. Mit poczqtku Petersburga opowiada jak z chaosu wynurzyl<br />

si~ kosmos, mit jego konca (i:ermontow, Bielyj, Mickiewicz,<br />

a przede wszystkim folklor) opisuje rozpad tego kosmosu. W "tek­<br />

SCle petersburs'kim" zawarta jest kwintesencja zycia na skraju,<br />

nad przepasciq, na progu smierci, a · jednoczesnie tutaj wlasnie<br />

189


ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />

rozpoczynajq swoj bieg drogi do tbawien'ia, 'tutaj zakodowane jest<br />

proroctwo 0 przyszlych dziejach Rosji. Byl bowiem dla niej Petersburg<br />

tym miejscem, w ktorym mogla poszukiwae odpowiedzi '<br />

na pytania zasadnicze .<br />

•SymboHka PetersbuTga i problemy semiotyki miasta to tytul<br />

na s t~pnego artykulu, ktorego autorem jest J. Lotman. Z dwoch<br />

zasadniczych probllemow semiotyki miasta: miasto jako ~rzestrzell<br />

oraz miasto jako nazwa (znak), Lotman wybiera jako przedmiot<br />

swych rozwazan problem pierwszy.3 Relacje miasto ~ kraj - swiat<br />

mogq Iksztaltowae si~ rozmaicie. Dominujq t u. jednak dwo: modele.<br />

Miasto moze bye izomorficzne wobec panstwa, a nawet je uosabiac<br />

(np. Rzym), moze jednak takZe stanowic jego, antytez~ . W pierwszym<br />

przypadk'\1 miasto jest traktowane jako idealny model wszechswiata<br />

i polozone jest zawsze w centrum okreslonej przestrzeni<br />

(Rzym, Jerozolima, Moskwa). Moze bye takze odbierane jako figura<br />

panstwa niebiailskiego. W przypadku drugim miasto zajmuje<br />

wobec kraju pozycj~ eikscentrycznq, lezy na jego kresach lub nawet<br />

poza nimi. Znana z historii, motywowlrna glownie politycznie,<br />

praktyka przenoszenia stolic na peryferie czy poza obr~b wlasnych<br />

ziem (8wiatoslaw, Karol Wielki), jest Todzajem operacji na kodzie<br />

egzystencjalnym; s'twarza bowiem semiotyczne centrum nie<br />

istniejqcej jeszcze domeny, a jecinoczesnie unicestwia dotychczaso­<br />

Wq s truktur~ znakowq.<br />

Miasto polozone cel1'tralnie w przestrzeni semiotycznej odwoluje<br />

si~ do toposu "miasta lIla gorze". Przypisuje si~ mu funkcje posrednika<br />

mi~dzy ziemiq a niebem, zas mit genetyczny zaklada<br />

ingerencj~ bogow w jego powstanie. Jest 'to miasto posiadajqce<br />

poczqtek, lecz nie posiadajqce konca, miasto wieczne (np. Roma<br />

aeterna). ~iasto polozone ekscentrycznie sytuuje si~ 'na .skraju przestrzeni<br />

kultury - lIla brzegu morza, w ujsciu rzeki. Aktua[izacji<br />

ulega tutaj nie jak. w pierwszym przypadku opozycja. sakralnego<br />

oj swieckiego, lecz antynomia naturalnego i sztucznego. Jest to '<br />

wi~c miasto stworzone wbrew naturze, w walce z zywiolami przyrody.<br />

Fakt ten moze bye interpretowany dwojako: jako triumf<br />

rozumu nad zywiolami, albo tez jako' sprzeniewierzenie si~ naturalnemu<br />

porzqdkowi swiata. Nazwa talkiego miasta obrasta w mity<br />

eschatologiczne, przepowiednie katastrofy i ostatecznego triumfu<br />

zywiolow (najcz~sciej jest to wizja potopu, jak w przepowiedni<br />

Metodiusza Patarskiego 0 przyszlych losach Konstantynopola). Ten<br />

wlasnie, "akw~tyczny" wariant , eschatologiczny obecny jest tak- ­<br />

3 Ten drugi aspekt semlotykl Petersburga rozpatruj1j B. Usplenski 1 J . Lotman<br />

w artykule Echa koncepcjl "Mos/owa - Trzecl Rzym" w tdeotogl1 P lo tr a I<br />

zamieszczonym w zbiorze Chudozestwiennyj ja'fY/' snednlcw!ekowl ja, Moskwa<br />

1982 (zob. takze recenzj E: tej ksi'lzkl w ..znaku" 1984, nr 2-3).<br />

190


ZOARZENIA - KSII\ZKI - LUOZIE<br />

ze w mitologii Petersburga - spod odm~tow b~dzie tylko sterczee<br />

wierzcholek twierdzy Pietropawlowskiej (Lermontow, Dmitriew,<br />

Odojewski). Odwieczna walka zywiolu i ladu wciela si~ w petersburskiej<br />

mitologii w antytez~ wody i ikamienia. Chodzi tu rzecz<br />

jasna 0 kamien poddany kuHurowej obrobce, a nie 0 wytwor przyrody<br />

(skal~). Kamien petersburskiej cywilizacji jest - w przeciwienstwie<br />

do kamienia-skaly - kamieniem ruchomym, mog ~ cym<br />

si~ przemieszczae. Kamienie Petersburga to fundamenty wzniesione<br />

na wodzie, na bloc ie, wbrew naturze. Woda nieustannie podmywa<br />

tu kamien, drqzy go i przemieszcza. To ona byla tutaj<br />

na poczqtku i to ona ostatecznie zatriumfuje. Kainien przeminie ­<br />

jest tylko iluzjq. .<br />

I jeszcie jeden paradoks. Na przelkor powyzszej interpretacji,<br />

Petersburg jest rownoczesnie utozsamiany z Rzymem - zwlaszcza<br />

na przelomie XVIII i XIX wieku. W jego obrazie lqczq si~ wi~c<br />

dwa przeciwstawne archetypy: Rzymu wiecznego oraz Rzymu czasowego<br />

(upadlego - Konstantynopol). Zaleznie tez od punktu widzenia,<br />

eksponujqcego bqdz trwalose bqdz tez przemijalnose Petersburga,<br />

moze on bye uwazany za figur~ -raju, wcielenie Rozumu,<br />

alba tez za zlowieszczq maskarad ~ Antychrysta. Idealne, stworzone<br />

jako owoc racjonalistycznej utopii miasto zostalo wzniesione<br />

na now y m mi e j s c u, w · izolacji od dotychczasowej historii,<br />

ktorq szybko zastqpila mitologia. Jednym z wielu paradoksow Petersburga<br />

jest wlasnie to, ze miasto zbudowa~e sztucznie jako wcielenie<br />

oswieconego, racjonalistycznego swiatopogilqdu, oikazalo si~<br />

niezwykle mitogenne. Dzieje rzeczywiste przeplatajq si~ tutaj z legendq,<br />

a "salonowy folklor" Petersburga swobodnie przenika do<br />

dziel Dostojewskiego, Puszkina i Gogola. Ciekawe jest takze ito,<br />

ze oceny Petersburga formulowane Sq zawsze z zewn~trznego, nawet<br />

sztucznie skonstruowanego punktu widzenia. "Europejczyk"<br />

potraktuje go jako "Azj~ w Europie", Rosjanin (Moskwiczanin)<br />

jako "Europ~ w Rosji".· I jeden jednak i drugi podkreslq uderzajqCq<br />

sztucznose tego miasta, miasta-teatru, miasta-iluzji ("miasto<br />

wykute w powietrzu"). Tajemnica i cud stajq si ~ tutaj nieomal<br />

llormCj. Teatralnose i dekoracyjnose Petersburga obco'krajowiec ~<br />

okresli jednak co najwyzej jako "obce pi~kno", podczas gdy Rosjanin<br />

uzna je za symbol europejskosci.<br />

Przestrzen Petersburga, jego zycie codzienne i swiqteczne wraz<br />

. z ceremonialem dworskim, paradami wojsk i uroczystosciami religijnymi,<br />

mozna zdaniem Lotmana opisae j~zyki em teatru, poslugujqc.<br />

si~ takimi terminami jak scena, ku[isy, aktor, widz, gra itp.<br />

Teatralnose tego miasta polega na nieustannej grze pomi~dzy rzeczywistosciq<br />

sceny i rzeczywistosciq widza, przy ·czym kazda z nich<br />

wydaje si~ ~luzoryc zna ' z 'punktu widzenia drugiej.<br />

191


ZDARZENIA - KSIl',iKI - LUDZIE<br />

"Bra1k swobody odciska si~ tutaj na wszystkim, az po oblicze<br />

samodzierzcy; nosi on wiele masek, ale nie rna twarzy. Szukacie<br />

czlowieka Przed wami zawsze stanie imperator" - wspomina SWq<br />

audiencj~ u cara markiz de Custine.<br />

Autorem kolejnego artykulu, zatytulowanego Zalozenie Petersburga<br />

i emblematyka imperialna, jest G. W. · WiIinbachow. Zalozertie<br />

Petersburga - pisze autor - mialo bye znakiem inicjacji<br />

nowego etapu w historii Rosji - imperium rosyjskiego. W tym<br />

celu Piotr I wykorzystywal szeroko cesarskq emblematyk~ rzymsko-bizantynskq.<br />

Wraz z ekspansjq Rosji na terenach nadbaUyckich<br />

"rosnie w sil~" dwuglowy orzel na carskich sztandarach. Na wzor<br />

tradycji rzymskich otrzymuje zoUe (zlote) Ho, a ta-kze nowe atrybuty<br />

--.:. mapy czterech morz. 20Ity.kolor dominuje takze w architekturze<br />

Petersburga; Dostojewski pisze nawet 0 zoltym petersburskim<br />

sniegu. Jest to takze kolor strojow gwardii carskiej. Od<br />

konca XVII wieku rozpowszechnia si~ nowy symbol - krzyz sw.<br />

Andrzeja (byl on na rowni ze sw. Piotrem i Pawlem patronem<br />

cara). Do podstawowego repertJlaru heraldyki Petersburga nalezaly<br />

takie emJ:)Iematy jak krzyz Konstantyna WielGl:iego, filar, korona,<br />

.miecz i klucz, kotwica itd. W konkluzji autor stwierdza: "Emblematyka<br />

i symboilika Sankt-Petersburga odzwierciedla glowne nurty<br />

ideologiczne tego okresu. Synteza emblematyki imperialnej i atrybutow<br />

absolutystycznydh, znalkow patronalnych i regal-i,ow panstwowych,<br />

stworzyla zyzne podloze dla ksztaUowania si~ petersburskiego<br />

mitu - obrazu "dziela Piotrowego".<br />

M. B. Pliuchanowa w szkicu pt. Tron petersburski w folklorze<br />

poddaje analizie dwa, najbardziej popularne w epoce petersbur-·<br />

skiej, dramaty nudowe: Car Maksymilian i IJ6dka. Analiza ich przestrzeni,<br />

postaci i funkcji odslania dwa przeciwstawne modele dynamiczne.<br />

Car Maksymilian realizuje sjuzet smiere-zmartwychwstanie,<br />

w przestrzeni, w ktorej centrum znajduje si~ tron petersburski.<br />

Przeciwstawia si~ jej przestrzen riazanskiej Wolgi, w ktorej<br />

rozgrywa si~ akcja IJ6dki. Oba Jltwory Sq przykladami folkloru historycznego,<br />

w sposob konfliktowy syntetyzujqcego epos i obri~d.<br />

W krotkim, opartym na wspomnieniach szkicu pt. U wagi 0 inte­<br />

ZektuaZnej topograjii Petersburga w pierwszej cwierci XX wieku,<br />

D. S. Lichaczow podejmuje prob~ rekonstruk


ZDARZENI A - KSI AZ KI - LUDZI E<br />

brzeg Newy mial inny charakter: dzialalo tu wiele teatr6w i teatrzyk6w,<br />

cz~sto eksperymentalnych, slynna "wieza" Wiaczeslawa<br />

Iwanowa, w kt6rej na "zurfiksach" zbieral si~ caly intellektualny<br />

Petersburg, istnialo w iele miejsc, gdzie spotykali si~ malarze i poeci,<br />

urzqdzano wieczory literackie (m. in. Marinetti) i dyskusje. Jak<br />

swiadczy 6wczesna poezja, r6znica pomi~dzy prawym i lewym brzegiem<br />

Newy byla juz wtedy uSwiadamianym sobie przez mieszkancow<br />

Petersburga rysem jego topografii kulturalnej.<br />

Z. G. Minc, M. W. Biezrodn yj i A. A. Danilewski Sq autorami<br />

artykulu zatytulowanego "Tekst petersburski" i symbolizm rosyjski.<br />

Nawiqzujqc do ustalen Toporowa, uznajq "tekst petersburski<br />

symbolist6w rosyjskich" zarowno za rozdzial nieustannie powstajqcego<br />

"tekstu petersburskiego literatury rosyjskiej", jak i za szczeg6lnq<br />

grup~ tekstow w obr~bie tego polistrukturalnego dziela.<br />

Autorzy rozwazajq problem stosunku symbolistow do petersburskiego<br />

dziedzictwa XIX wieku oraz ich oryginallnq drog~ tworczq<br />

w tym zakresie. Symbolizm rosyjski zaak ceptowal w zasadzie j~zyk<br />

artystyczny swych poprzednikow piszqcych 0 Petersburgu, nadajqc<br />

m u funkcj~ kodu interpretacyjnego wobec nowych obrazow-symboli,<br />

na rowni z antycznq mitologiq, Ewangeliami i Apokalipsq.<br />

"Tekst petersburski mlodszych symbolistow - stwierdzajq autorzy<br />

- zywil si~ »tajemnkq« przemieszanq z trwoZliwq nadziejq<br />

na jej odsloni~cie, na przeobrazenie lub zgub~ tego miasta. Kiedy<br />

wyczerpal s i~ ten patos, "tekst petersburski" w jego mlodszo-symbolistycznym<br />

wariancie byl zakonczony. Jego zwienczeniem i zamkni~ciem<br />

stal si~ Petersburg Bielego".<br />

W szkicu pt. Petersburski cykl Benedykta Lifszyca: poetyka zagadki<br />

M. L. Gasparow poddaje analizie 10 wierszy poswi~conych<br />

zabytkom architektonicznym Petersburga, powstalych w latach<br />

1913-1915. Przytoczmy najistotniejsze zdania: "Ogolna koncepcja<br />

Petersburga u Lifszyca powstala z nalozenia na siebie dwoch dobrze<br />

znanych mitow petersburskich: tradycji puszkinowskiej, wywodzqcej<br />

si~ od Miedzianego Jezdzca - kultura przeciwko Zywio­<br />

10m, granit przeciwko Newie i blotu; oraz tradycji post-puszkinowskiej,<br />

wywodzqcej si~ od "zapadnlkow" i slowianofillow - Zachod<br />

przeciwko Wschodowi, racjonalny porzqdek przeciwko organicznemu<br />

chaosowi. Powstaje w ten sposob obraz nast~pujqcy:<br />

bunt Zywiolow i bunt rosyjskiej Azji to jedno; zrownowaZyc i zharmonizowac<br />

go kulturq mozna jedynie wtedy, jesli b~dzie si~ ona<br />

Zywic racjonalnosciq Zachodu; bez Zachodu przeksztalci si~ w daremny<br />

ucisk i sarna ulegnie zagladzie".<br />

Fascynacja A. Bielego kinematografem i "kinematograficznq mitotw6rczoscill"<br />

- jak pisal w artykule Teatr i dramat wsp6kzesny<br />

- odbily si~ wyraznie m. in. w jego powiesci Petersburg .<br />

..<br />

13 - ZNAK 193


ZDARZENIA - KSIIlt.KI - LUDZIE<br />

J. G. Cywjan \V szkicu pt. 0 pochodzeniu niekto1'ych motywow<br />

" Petersburga" Andrieja Bielego dowodzi, ze glowne motywy tej<br />

powiesei - motyw czlowieka-bomby, motywy kosmiczne .:..- zac<br />

zerpni~te zostaly z owczesnej tworczosci kinematograficznej ­<br />

z filmu That Fatal Sneeze (1907) i z filmow Georges'a Meliesa.<br />

" Poetyka Sankt-Petersburga" w epoce symbolizmu - postsymbolizmu,<br />

jak stwierdza w tak wlasnie zatytulowanym artykule<br />

R. G. Timienczik, stanowila swoiste podsumowanie d wuwiekowej<br />

tradycji pisania 0 tym mieseie. Doszukizvano s i~ analogii Petersburga<br />

z Rzymem, Wenecjq, Londynerri, podkreslajqc w ten sposob<br />

podwojnq, europejsko (centrum) - rosyjskq' (peryferie) natu<br />

r ~ miasta. Konstruowano paralele ty,pu architektura Peter sburga<br />

- wiersz 0 ·Petersburgu (rriotyw Petersburga) - K si ~ g i, eksponowano<br />

jego dwoistose, dualizm mocy opiek Ul1czych (Piotr - Zmij).<br />

Slowem, jak pisze autor, odwolywano si~ do poetyki narastajqcych<br />

w nieskoiiczonose odbie i r efleksow.<br />

Ostatnim szkieem zbioru jest Gogol L. W. Pumpianskiego. W<br />

pierwsze j jego cz~sci autor prezentuje wlasnq interpretacj~ "kultury<br />

smiechu" w Rosji, podobnie ja1k w Grecji, Hiszpanii ezy u Szekspira,<br />

wyst~ pujq cej zawsze w parze z pierwiastkiem tragieznym.<br />

W tym kontekscie P umpianski analizuje Nos Gogola i jego zwiqzki<br />

z kulturq Petersburga.<br />

Bye moze jedynie czysty przypadek sprawil, ze w tak symbolicznie<br />

napi~tn o wanym r oku 1984 Szkola Semiotye:z;na w Tartu<br />

wydala te dwa tomy Trudow: jeden, poswi ~ eony miastu, k tore<br />

mialo bye w zamysle tworcy wcieleniem utopii "stolicy, r egularnej",<br />

oraz drugi, dowodzq cy j ~zy kiem semiotyki, ze sercem ikazdej<br />

kultury jest pluralizm i d ialog. Petersburg, jak pisze Lotman,<br />

mial bye stolieq "wojskowo-k oszar owq" i centrum paiistwowym.<br />

Ale mial bye takze morskim portem Rosji, "Nowym Amsterd a­<br />

mem". Latwo spostrzec, ze funkcje te Sq ze sdbq sprzeczne. Ideal<br />

miasta otwartego na swiat, podatnego na wplywy kulturaane, heterogenieznego<br />

i wieloj~zycznego nie moze harmonijnie wspolistniec<br />

z idealem "stolicy wojskowej", z koszarowq, jednoplanowq semiotykq.<br />

Kazde otwarcie, przekroezenie normy, traktowane byloby ­<br />

tutaj jako zagrozenie dla monolitu. Ktory wi~c, patrzqc z perspektywy<br />

wielu dziesh;cioleei, Petersburg Z\vyci ~z yl Po Petersburgu<br />

koszarowym pozostaly tylko twierdze i wi~zienia , Peter sburg artystyczny<br />

wyniosl ku ltur ~ rQsyjskq na "przepastne wyzyny".<br />

Roman Mazurkiewicz<br />

194


ZDARZENIA - KSI1\2KI - LUDZIE<br />

ROMANTYCZNA SAKRALlZACJA <br />

DZIEJOW <br />

Najnowsza ksiqzka Marii J anion 1 nie jest ehyba wydarzeniem<br />

tej skali co inne wezesniej-sze Ik siqzki tej autorki, jak ehoeby znakomita<br />

Gora,czka romantyczna (Warszawa 1975) alba napisane<br />

wspolnie z Mariq Zmigrodzkq dzielo pt. Romantyzm i historia<br />

(Warszawa 1978) ezy tez opublikowana w ramaeh Biblioteki Romantyeznej<br />

Reduta (Krakow 1979). Czas formy otwartej n ie ma<br />

ambieji bycia monografiq konkretnego zjawiska, nie przynosi takze<br />

jakichS fundamentalnych rozpraw. Niemniej jest to iksiqzk a wazna<br />

i jej aektura stanowi - jak' w przypadku w i ~k zosci publikacji<br />

tej autorki - - pasjonujqcq p rzygo d ~ intelektualnq.<br />

CZas formy otwartej jest zjawiskiem trudnym do jednoznacznego<br />

okreslenia. Ksiqzka jest zbiorem tekstow 0 roznej proweniencji,<br />

roznym " c i~ z arz e gatunkowym" i dotyezqcych czp,sto dose odmiennych<br />

fakto-w literackieh, soejologicznyeh, kulturowych ezy politycznych.<br />

Obok stosunkowo obszernyeh studiow 0 eharakterze nieco<br />

ogolniejszym , jak Estetyka §redniowiecznej Poinocy ezy Literatum<br />

romantyczna jako do kument spiskow zawiera ona .krotsze sZlkiee<br />

po swi~ e o n e zja wiskom jednostkowym. Sq tutaj: interpretacje pojedynczych<br />

utworow, omowienie spektaklu, okolieznosciowe przemowienie<br />

itp.<br />

Czas fo rmy otwartej la,czqc tak r oznorodne zagadnienia i podejmuja,c<br />

c z~sto od1egle w a,tki staje si ~ w pewnym sensie sam "formq<br />

otwar tq". Dodatkowym uzasadnieniem tego olkreslenia jest fakt,<br />

iz ksiqzka ukazuje s i~ w kszta!cie innym, niz zaplanowala autorka,<br />

bowiem "z przyczyn od niej nieza leznyeh" - jak informuje nota<br />

na stronie 322 - nie zosta!y umieszczone w ksiqzee szkice: Ocalenie<br />

przez rozpacz oraz znany czytelnikom "Tw6rezosci" (nr 4/1983)<br />

tekst za tytulowany Tam gdzie rojsty po swi ~ c ony prozie K onwickiego.<br />

Czyni to ks i qzk ~ dzielem fragmentar ycznym , chociaz juz nie<br />

w sensie romantyeznym [- - - -] [Ustawa z dnia 31 VII 1981 r.<br />

o kontroli publikaeji i widowisk art. 2 pkt 6 (Dz. U. nr 20 poz. 99,<br />

zm.: 1983 Dz. U. nr 44 poz. 204)] .<br />

Zamieszczone w Czasie formy otwartej studia i szkice l a,czy<br />

wspGany temat - romantyzm tyr tejski. (Ddtyczy to takZe cz ~sci<br />

zatytulowanej Media romantyczne, gdzie uwaga autorki koneentr<br />

uje s i ~ jednak na literaturze wspolczesnej). Tutaj Maria .1'anion<br />

jest wierna swoim dotychezasowym zain teresowaniom. Od 1al bo­<br />

1 Maria 'Jan!on: Czas f ormy otwartej. Tematy t media Tomantyczne. Wa r­<br />

szaw a 1984. Panst wQwy Instytut Wydawniczy, s. 389.<br />

195


ZDARZENIA - KSIt>,2:KI - LUDZIE<br />

wiem przedmiotem jej bad an, licznych analiz i "opis6w" jest ta<br />

wlasnie odmiana romantyzmu.<br />

Romantyzm tyrtejski prowadzi w grqb dziej6w, w grqb historii,<br />

aby umozliwic jej pelniejsze zrozumienie i dostarczyc podniet do<br />

dzialania. To romantyzm energii i walki. On wlasnie okresla kapitary<br />

naszego myslenia 0 sprawach narodowych i w dalszym ciqgu<br />

determ inuje nasze poczucie toZsamosci.<br />

Autork~ Czasu form y otwartej interesujq przede wszystkim "mechanizmy<br />

dziejotw6rczej dzialalnosci polskiego romantyzmu" (zob.<br />

Romantyzm i historia, s. 11). A wi~c jej uwaga b~dzie s i~ skupiac<br />

przede wszystkim na w y dar zen i a c h tworzqcych histori~.<br />

Wydarzenia te szy'bko uzyskiwaly wymiar symboliczny, aktywizujqC<br />

stare i twor zqc nowe mity. Dla romantyk6w takimi \V'jdar<br />

zeniami byly: spisek, czyu rewolucyjny-powstanie oraz gest poety<br />

"stwarzajqcego celnym slowem rzeczywistosc", piszqcego scenariusze<br />

powstan i porywajqcego mocq wyrazenia (por. Rewolucja literacka<br />

a rewolucja polityczna, s. 138).<br />

Owe historiotw6rcze wydarzenia Sq ujmowane przez Mari~ J a­<br />

nion z jednej strony w kategoriach teatralnych, a z drugiej w kategoriach<br />

religijnych. Oba te sposo'by ujmowania wydarzen historycznych<br />

majq tutaj swoje gl~bokie uzasadnienie.<br />

Teatr t o sztuka, literatura. To patetyczne gesty stwarzajqce no­<br />

Wq r zeczywistosc. Teatralizacja zycia w epoce romantyzmu byia<br />

faktem. Wiele wydarzen mialo literackie scenariusze. 0 zwiqzku<br />

literatury romantycznej z rzeczywistosciq historycznq napisano duzo,<br />

ale chyba doplero Maria Janion uswiadamia nam, jak totalny<br />

charakter miala ta zaleznosc, jak daleko s i~g alo to wladztwo liter<br />

atury.<br />

Przedstawienie wydarzen historycznych w rkategoriach religijnych<br />

jest zasadniczym rysem omawianej ksiqzki. Maria Janion ujawnia,<br />

jak glE:bokie bylo przekonanie romantyk6w 0 religijnym wymiarze<br />

dziej6w. P okazuje, jak mocno to przekonanie bylo z a~ odowane w<br />

ich mentalnosci, odslania, w jakim stopniu to "religijne" myslenie<br />

. i odczuwanie ksztaltowalo ich swiadomosc i 'tozsamosc. My§leniem,<br />

postawami i czynami romantytk6w zawladn~la wizja historii identyfikowanej<br />

z teofaniq.<br />

"Historia romantyczna sklada si~ bardziej z b I y s k 0 w i 0 b j a­<br />

wi e n niz z organicznie ze sobq powiqzanych pasm ciqglosci"<br />

(s. 145, podkr. W. P .) - oto definicja romantycznej historii.<br />

Dla romantyk6w mialy znaczenie tylko wydarzenia w perni dziejotworcze,<br />

owe blyski i objawienia, ujawniajqce si~ w przestr zeni eleuzyjskiej,<br />

prometejskiej i jedynie prawdziwej (por. s. 140).<br />

Prostq konsekwencjq tak zsa1kralizowanej his toriozofii dla naszych<br />

r omantyk6w bylo stworzenie "religii patriotyzmu", b ~dqcej<br />

196


ZDARZENIA - KSI LK I - LUDZI E<br />

"wiernq imitacjq religii, wyposazonq we wszystkie konieczne cechy,<br />

akcesoria, postawy i reakcje, lqcznie z rytualem, liturgiq, katechizmem,<br />

karq i nagrodq, niebem i pieklem, wlasnymi swi£;tym i<br />

oraz ortodoksjq i heterodOlksjq" (s. 94). TeI\i zasadniczy dla omawianej<br />

ksiqzki motyw "religii patriotyzmu", obeeny w wie;kszosci<br />

szkic6w, szczeg6Inie ujawnia si£; w dw6ch - A7'tysta 7'omantyczny<br />

wobec na7'odowego sacrum oraz w chyba najbardziej interesujqcym<br />

tutaj tekscie pt. Literatura 1'omantyczna jako do kument spisk6w.<br />

Dla polskich romantyk6w ojczyzna stala si£; wartoscia, najwyzsza,<br />

z moZliwych, zostala utozsamiona z sacrum. "Rozpoznanie ojczyzny<br />

jakQ najwyZszej wartosci doikonywalo si~ u polskich romantyk6w<br />

w rytmie inicjacji rycerskiej i iluminacji mistycznej<br />

Nagle olsnienie przypomina moment wtajemniczenia w relligi£;;<br />

inicjacja patriotyczna byla odczuwana jako najscislej spokrewniona<br />

z religijna," (s. 94).<br />

Swoje gl6wne idee ta romantyczna filozofia wyprowadzala oczywiscie<br />

z chrzescijallstwa. Wydarzeniom hist orycznym byla narzucana<br />

symbolika biblijp.a, g16w nie nowotestamentalna. Tak powstal,<br />

o czym wie kazdy, romantyczny mesjanizm. Sakralizacja ojczyzny<br />

zapewniala jej ocalenie, zlozenie sacrum w grobie dawalc n a dzi ej ~<br />

na zmar twychwstanie.<br />

Sa, to raczej znane sprawy, ale chyba po raz pierwszy umieszczono<br />

je tutaj w szerszym kontekscie kullturowym, co pozwolilo<br />

na szereg istotnych wyjasnien jesli chodzi 0 genez£; i znaczenie<br />

wielu przeikonan i postaw romantyk6w. Rola szczeg6Ina przypada<br />

tutaj esejowi Estetyka sredniowiecznej P6lnocy. Po raz pierwszy<br />

w tej wlasnie "religijnej" perspektywie ukazuje Maria Janion niekt6re<br />

wydarzenia epoki - chocby d oswiadczenia " swie;tokrzyzc6w"<br />

czy tzw. Cyganerii Warszawskiej. R6wniez po Taz pier wszy wydarzenia<br />

te Sq konsekwentnie okre§lane p rzy pomocy termin6w<br />

wypracowywanych na gruncie wsp6lczesnego religioznaw.stwa.<br />

Zwr6cenie uwagi na takie zagadnienia jak mesjanizm, "religia<br />

patl'iotyzmu", a nade wszystlko sposab ich odczytania jest dowodem<br />

u jawniajqcej si£; coraz bardziej fascynacji Marii Janion chrzescijanstwem.<br />

Zjawisko to mozna juz zaobserwowac w Romantyzmie<br />

i historii. Ale wydaje si£;, ze przyj£;ta przez nia, wizja chrzescijanstwa<br />

jest mocno redukcjonistyczna. Maria J anion interpretuje bowiem<br />

jako chrzescijanskie postawy b~d q ce wyrazem prometejskiego<br />

aktywizmu, kt6re ostatecznie Sq moty wowane pr zez woIuntaryzm<br />

wy nikaja,cy wprost z romantycznego indywid ualizmu i ego-'<br />

tyzmu, a nie z chr zescijan st wa. W tej wizji chrzescijanstwa nie<br />

ma miejsca na doswiadczenie par ex cellence kenotyczne. T ak poj£;te<br />

chrzescijanstwo staje sie; tylko religiq, a nie wy darzeniem<br />

197


ZOARZENIA - KSlflL:KI - LUOZIE<br />

w h istorii zbawienia. Jest zjawiskiem :kulturowym i funkcjonuje<br />

podobnie jak ideologia czy mito1ogia. .<br />

Uwagi te nie zmierzajq do podwazania atrakcyjnosci wywodow<br />

Marii Janion, 1ecz do wskazania moz1iwosci i potrzeby dyskusji<br />

majqcej motywacje swiatopoglqdowe.<br />

.,<br />

Waclaw Pyczek<br />

" ...<br />

JENO -ODMIEN . CZAS KALEKI "<br />

Autora, wie1dletniego redaktora "Wi~zi" czyte1nikom przedstawiae<br />

chyba nie trzeba. Na jego ·nowq ksiqzk~ * zlozylo si~ dwaclziescia<br />

par~ tekst6w; najstarszy pochodzi z roku 1959, najmlodszy<br />

liczy 1at czthy. Sq wsrod nich chyba wszystkie uprawiane<br />

przez Bohdana Skaradzinskiego gatunki: eseje, reportaze, po1emiki<br />

i recenzje. Prawdziwa retrospektywa pu'b1icysty. Na takie miano<br />

ksiqzka za.sluguje zwlaszcza z powodu tematycznej reprezentatywnosci<br />

zebranych w niej szikicow. Na pierwszym miejscu - historia<br />

najnowsza, przede wszystkim kampania wr zesniovJa, takze inne<br />

aspekty i "teatry " II wojny. Eseje 0 sprawie polskiej w okresie<br />

zabor6,v, I wojnie i Dwudziestoleciu, wreszcie reportaze p osw i~ ­<br />

eone wspolc ~e s nosci dopelniajq merytoryeznej zawartosci wyboru.<br />

Skarad zinski lubi podkreslae SWq obeose \-v obec klanu historykow<br />

pr ofesjonalnych, nie raz wyrwie mu si~ pod ieh adresem<br />

u szezypliwa u waga. Jest w tym wiele k oikieterii, m oze tez nieco<br />

srodow iskowej - p ublicystycznej - ekskluzywnosci. Swojq ksiqzk<br />

~ r ozpoczyna podkresleniem wlasnej, o dr~bnej od obowiqzujqcej<br />

w "cechu" perspek tywy widzenia. Tytulowy ch "korzeni" profesjonalista<br />

szukalby w antyeznym Rzym ie, moze w Biskupinie, nie<br />

zas na drogach wr zesniowego odwrotu ezy w konspir acyjnyeh [ 0­<br />

kalaeh. II wojna jest k 0l1COWq cezurq nasze j h istorii i historiografii:<br />

n ieliczni i do tego bardzo niesmialo doch odzq do 1at 1948- 49,<br />

pozniej rozciqga s i~ mglawicowa strefa niczyja - ani to h istoria,<br />

bo zby t swieza, a ni terazniejszose, 'b o juz z lekka zapomniana.<br />

Pu bli c y st~ natomiast interesuje przyszlose. Ter azniejszose reduku je<br />

• Boh d an S kara d zil'ls k i, Kor z ~ n i c n aszego l.osu . Watsza w a 1985, Biblioteka<br />

" Wi


ZDARZENIA - KSI J\iKI - LUDZIE<br />

s i~ 1i tylko do punktu startu, a wydarzenia, ktorym, musialo stawic<br />

czola pokolenie ojca czy dziada, stajq si~ w tej perspektywie<br />

pra wdziwymi korzeniami. Ale za tym wszystkim czai si~ chyba<br />

jeszcze gl~bsza roznica. Celem uczciwego historyka nie moze bye<br />

ic innego niz zdobycie informacji 0 faktach. Prawdziwemu publicyscie<br />

winno chodzie 0 - to, co - nieco wulgarnie - akreslamy<br />

jako nauki plynqce z historii. Ujmujqc rzecz bardziej scjentystycznie<br />

- publicyst~ zajmujq te zwlaszcza momenty prze.szlosci, ktore<br />

majq moe ksztaltowania swiadomosci i postaw spolecznych. Musi<br />

wi~c pelnic rol~ naszego zbiorowego psychoanalityka. Gdy atmosfera<br />

spoleczna jest az g~sta od szarpania ran i krytyk, wtedy trzeba<br />

zajqe si~ wietrzeniem. Pokazywaniem, ze az tak zle - jako spolecznosc<br />

- my§lec 0 sobie nie mamy prawa. Wydaje mi si~, ii:<br />

sens t rzydziestoletniej pu'hlicystycznej pracy Skaradzinskiego trzeba<br />

widziec i w talkim kontekscie.<br />

Skaradzinski lubi walczyc ze stereotypami, zwlaszcza tymi mocnymi,<br />

zeskorupialymi. Na kartach Korzeni rozprawia si~ z tendencjq<br />

do wyolbrzymiania roli polskiego planu wojny z Niemcami. Przypomina,<br />

ze nawet gdyby przez cale dwudziestolecie studiowano<br />

tylko ewentualnosc wojny na granicy zachodniej i polnocnej, to<br />

po zaj~ciu Czechoslowacji trzeba by wszystkie przygotowane dyrektywy<br />

odeslae do archiwum i ' p'r~dziutko opracowywae nowe,<br />

od powiadajqce zmienionej sytuacji strategicznej rozkazy. Kiedy indziej<br />

skutecznie podwaza - podszyte 'pragnieniem sensacji - przekonanie<br />

0 geopolitycznych skutkach smierci generala Sikorskiego.<br />

·Do wlasciwych wymiar6w sprowadza tez rozpropagowanq przez<br />

Stanislawa Mackiewicza tez~ 0 angielskiej, podst~pnie wplqtujqcej<br />

nas w wojn~ intrydze z ofertq gwarancji. Na podstawie pami ~ tnikow<br />

Montgomery'ego i Eisenhowera pokazuje, jak bardzo mylilismy<br />

si~ sqdzqc, iz zachodni spos6b wojowania - w przeciwien ­<br />

stwie do rosyjskiego - charakter yzuje s i~ specja1lnq oszcz~dnosciq<br />

zycia zolnierzy. W innym miejscu por6wnujqc liczb~ poleglych<br />

w bitw ie 0 Monte Cassino z codziennymi stratami w okupowanym<br />

kraju, a takZe z iloscill zmadych na iracko-iranskim, a wi~c pokojowym<br />

odcinku szlaku armii gen. Andersa, kaze nam pami~tae, ze pro-'<br />

porcje strat nie za wsze wyglqdajq tak jak skrzeczy megafon stereotypu.<br />

Zestawiajqc blaski i cienie naszej mi~dzywojennej gospodarki<br />

chce nam u§wiadomic, ie po d okonanej restrukturalizacji okolo<br />

3/4 6wczesnej produkcji konsumowano w kraju. Poprzednio W okresie<br />

zabor6w towary te w wi~k s zo§ci wysylano nad Wolg~ , a nawet<br />

do Chin. Zysk6w takie nie wydawano n ad WisICj. Logicznym tym<br />

spostrzei eniem Skar adzinski zach wial, przyroslym nam do oezu,<br />

zwycza jem oceniania poziomu €Ikonomicznego jedynie przy pomocy<br />

wskaznika produktu globalnego. L is t~ przykIad6w pokonanych m i­<br />

199


ZDARZENIA - KSIIIZKI - lUDZIE<br />

t6w mozna by ciqgnqe dalej, ale nie byloby to lojalne wobec przyszlych<br />

czytelnik6w KOTzeni. Ksiqzka zbyt szczeg6l:owo streszczona<br />

juz tak nie zaciekawia.<br />

Istotnym walorem publicystytki Skaradzinskiego jest odwaga<br />

stawiania kwestii zasadniczych. W pierwszym rz~dzie zaliczye do<br />

nich trzeba pytanie: "czy nie za latwo zapadla decyzja wa[ki"<br />

i na ile kl~sce wojennej winnismy sobie sami, a na ile byla ona<br />

owocem og61nej, nie przez nas zawinionej sytuacji w Europie<br />

J edno z takich zasadniczych pytan pozwol~ sobie zacytowac w pel:­<br />

nym kontekscie: "Od stu kilkudziesi~ciu lat zycie [lad Wislq to<br />

przede wszystkim t l:uczenie Ibem 0 sci a n~. Politycznie, kulturalnie<br />

i gospodarczo. A jednak trwamy tu jako sila polityczna - zorganizowana,<br />

bqd:i: tylko iJotencjalna - z wl:asnq i zYWq mimo<br />

wszystko kulturq, w bogactw,ie swym rekompensujqcq nieszcz~sc i a<br />

i bezsil~ ; bieda nasza tez utrzymuje si~ w r6wnym dystansie od<br />

r eszty Europy - w dystansie jednego pokolenia - co daje szans~ ,<br />

ze jeden wielki skok wprowadzi nas mi~dzy narody urzqdzone,<br />

gdy tylko umozliwi to koniunktura... StraszJliwa potrafi bye nasza<br />

narodowa niemoc, skoro nie umiemy zapobiec sytuacji, gro- '<br />

zqcej wprost biologicznq i duchowq zagladq, gdy porywano i mordowano<br />

na naszych oczach najlepszych rodaik6w, gdy mrozono na<br />

smierc w wagonach nasze dzieci, gdy frymarczono juz nie tylko<br />

granicami polskiego panstwa, lecz nawe't i naSZq toisamosciq narodowq<br />

Nie spos6b jednak nie zauwazyc u nas takie i mocy<br />

szczeg6lnej, widac jq przede wszystkim w nierealistycznej, zda si~,<br />

a powszechnej i upartej t~sknocie aby zyc po swojemu; i wl:asnie<br />

ta t~sknota rodzi koncepcje, dzialania i ruchy zbiorowe az po wielkie<br />

struktury organizacyjne oraz, w okreslonych warunkach, zrywy<br />

calego narodu; nie na tyle silne by odwr6cic nasze losy, wystarczajqce<br />

jednak by ich wektor odc'hylic przed najgorszym ...<br />

Materializacjq tej mocy bylo nasze wojenne panstwo podziemne<br />

i emigracyjne; powstale i dzialajqce w sytuacji, gdy spi:zysi~gly si~<br />

przeciw nam wszelkie demony rodzaju Iludzkiego i zle wiatry historii<br />

- potrafilo jednak wychowywac i karac, inspirowac i zapobiegac,<br />

wytyczac dalej naSZq przyszlosc ... Jakzez to w koncu<br />

jest, by tak jednym zdaniem powiedziec, z tymi naszymi polskimi<br />

sprawami i z nami samymi"<br />

Nie b~d~ tu - z wylozonych powyiej powod6w - referowal<br />

konkretnych odpowiedzi autora i wspierajqcych je motywacji. Nie<br />

odm6wi~ sobie jednak zrekapit ulowania odpowiedzi na to gener<br />

alne pytanie 0 nas i 0 nasze polSikie sprawy. Na te postawione<br />

we w s t~pie kwestie Skaradzinski odpowiada kaidym swym tekstem.<br />

I tam gdzie konkluduje, ze: "walka, chocby najci~zsza, juz<br />

z samej swej definicji ma wyd:i:wi~k niewsp6lmiernie bardziej opty­<br />

200


ZDARZENIA - KSI"ZKI - LUDZI E<br />

mistyczny niz kapitulacja, choeby na honorowych warunkach".<br />

(1 22). I tam gdzie oSqdza, ze: "Polacy w czasie II wojny swiatowej<br />

mylili siE: w swoich sqdach cz~sto , choe nie cZE:sciej niZ inne narody<br />

- i z pewnosciq nie rozumieli wszystkich za!kr~t6w polit yki,<br />

wymog6w historii, dyplomatycznych. trick6w. Ale poczucie wlasne~<br />

go interesu mieH imponujqce i jasnq - jedynie slusznq -j odpowiedz<br />

na pytanie, co robie, jak bronic... " (331). A takze tam, gdzie<br />

wyznaje: "sHy motorycznej takiego natE:zenia woli nie umiem wy.<br />

jasnic tylko przy pomocy rozumowych przeslanek; jeszcze go·<br />

rzej byloby zbyc problem bogoojczyznianym frazesem; myslE:, ze<br />

to instynkt zbiorowosci nakazal jej reagowae tak, a nie inaczej na<br />

zagrozenie ~iertelne . Nie traktuj~ tego insty>nktu jako sily slepej<br />

i bezrozumnej. Bye moze to jakas wyzsza i dalekowzroczna mqdrosc.<br />

W danym przypadku sprawila ona, ze do wszystkich na,szych ni e~<br />

szczE:SC wojennych nie doszlo jeszcze jedno - ale najgrozniejsze<br />

na przyszlose - zbiorowe zalamanie siE:, kompromitacja w naszych<br />

wlasnych oczach polskosci jako wsp6Inoty..." (402-403). Wyrwalem<br />

te pojedyncze zdania z r6znych kontekst6w. Obawiam si~, czy aby<br />

przez to nie skrzywdzilem - mimo wofi - autora, !kt6ry w oczach<br />

nie znajqcego Korzeni moze zostae zaliczony do licznego wsr6d nas<br />

gatunku tanich optymist6w. No c6z - jedna na to rada - si~gnqe<br />

po k s i q i:k~, ja mogE: jedynie zapewnic, iz znajdziecie tam panstwo<br />

glE:boko zakotwiczone w faktach przemyslenia.<br />

Czytelnicy, a takze sluchacze odczyt6w Bohdana Skaradziflskiego<br />

mieli sposobnosc poznae jego "wrzesniowq" erudycj~ - ogromnq<br />

znajomoU: szczeg610wej faktografii. Sdlidnq warstwE:"faktograficznq<br />

latwo wyczuc w s~kicach skladajqcych siE: na Korzenie naszego<br />

lo su, choc autor wyraznie unika popisywania siE: swojq wiedzq<br />

i rzadko porzuca t E: wstrzemi~z1iwq postawE: - jesli tak czyni, zna..<br />

czy to, ze mocno poirytowali go popularyzacyjni chalturnicy. Nigdy<br />

nie ogranicza siE: do szukania odpowiedzi na pytanie "jak". Stara<br />

siE: dowiedziec - "dlaczego". Czy nie z tego powodu jego pisar·<br />

stwo stalo siE: prawdziwq, a wiE:c plodnq pu'blicystykq<br />

Konsekwencje takiej postawy widac i 'tam, gdzie dotyka wsp61­<br />

czesnosci. Od wielu juz lat polska publicystyka gospodarcza ­<br />

ujmujqc rzecz generalnie - trwa jakby w letargu. Trafiajq si~<br />

dobre r eportaie, ale forma podstawowa - ma!kroekonomiczny esej,<br />

pol ~ b i ony przez uwzg l ~ dn ien ie konsekwencji natury spolecznej,<br />

naprawdE: nalei;y do rzadkosci. Taki stan rzeczy jest - jak<br />

sq d z~ - naturalnym skutkiem wszechobecnosci probilematyki gospodarczej<br />

w mass-mediach. J edni wystraszyli s i ~ rej propagandowymi<br />

funkcjami, inni - przytloczeni szumem informacyjnym ­<br />

zatracili wrazliwosc slyszenia. Bohdan Skaradzinski nalei;y do tych<br />

nieIicznych, kt6rzy zniech~cic si~ nie dali. Niewiernych odsylam<br />

201


ZOA' z Archipelugu. Przcloi yl Stanislaw Baral'lczak.<br />

Poslowiem opatrzyl Stanislaw Lem. K rak6w 1983, Wydawnictwo Literackie.<br />

202


ZDARZEN IA - KSI;;ZKI - LUDZIE<br />

jawia wielki talent do czarow. Wys l:any na wysp~ Roke do slynnej<br />

szkoly cz a rnok s i ~ znikow, po raz pierwszy doznaje napasci ze strony<br />

Cienia, gdy przeliczajqc si~ ze zdobytymi umiej~tnosciami przyzywa<br />

na ten swiat duchy zmarlych. Nas"t~pnie, po wyleczeniu od ­<br />

niesionych w starciu ran, probuje 'mU umknqc. 1,-Vi kOlicu, widzqc<br />

nieskutecznosc ucieczki, sam podejmuje - za namowq swego mentora,<br />

ezarownika Ogiona - pogon za Cieniem. Po ikilku zaci~tych<br />

utarezkaeh doehodzi, w trakcie o.stateeznej i nierozstrzygni ~ tej w<br />

gruncie rzeczy walki, do polqezenia Geda z jego Cieniem w jednq<br />

nierozdzielnq ealosc - bohater osiqga w ten sposob wyzszy poziom<br />

rozwoju czlowieczenstwa. -<br />

To wszystko dzieje si~ na basniowym Swiatomorzu i na rozrzuconych<br />

na nim wyspach, w atmosferze czarow, zjaw, smokow<br />

i tajemnych moey. Jednoczesnie ten fantastyezny swiat nie jest<br />

pozbawiony wielu naturalnyeh, ludzkich znamion: zazdrosci, przyjazni,<br />

ciekawosci, eh~ei imponowania innym, wzajemnej pomocy<br />

i zyczliwosci lub nienawisci.<br />

- W p o ~iz szym szkicu zaim~ s i~ przede wszystkim glownym, w m o­<br />

im m niemaniu, prdblemem tej niezwykle interesujqcej powiesci<br />

czyli pro c e s e ill d 0 j r z e wan i a ·c z lo w i e ik a, rozwoju jego<br />

osobowosci. Interesowac mnie b~dq rowniez pewne za warte w n iej<br />

poglqdy dotyezqce charakterystyki procesu poznania - pom i n ~ natomiast<br />

an a[ iz ~ niewqtpliwyeh walorow literackich ksiqzki.<br />

S qd z ~ , ze na przedstawiony przez Ursule, K. Le Guin obraz procesu<br />

dojrzewania jednostki duzy wplyw wywarla koncepcja znanego<br />

szwajearskiego psychoanalityka Carla Gustava Junga. Byl<br />

on najpierw sympatykiem, a nawet przez krotki ezas wspolpra co w­<br />

niikiem Zygmunta Freuda. P6zniej stal s i~ jego zd ecydowanym<br />

antagonist,! i tw6rcq wlasnego, niezwykle oryginalnego, systemu<br />

teorety cznego.<br />

Wedlug Junga s truk: tu r~ psychiki tworzq: swiad omose, m eSWladornose<br />

indywid ualna i nieswiadomosc zbiorowa (kolektywna). Podstawowym<br />

prawem zycia psychicznego jest dqzenie do peIni (d qzenie<br />

do jednosci) polegajqce na integrowaniu t resci nieswiadom ych<br />

ze swiadomymi. Ostatecznym eelem tego proeesu, zwanego i n d y ­<br />

wid u a c j


ZOARZENIA -<br />

KSII',2:KI ~ LUOZIE<br />

wose calkowitego opanowania swiadomosci przez tn~sci nieswiadome.<br />

Droga ku jednosci jest tym trudniejsza, ze nieswiadomosc<br />

zbiorowq oprocz arc'hetypow tworzq rowniez pop ~dy, wsrod ktorych<br />

najwazniejszym jest pop~d 1P1ciowy. A wi~c nieswiadomosc,<br />

jako swoista baza swiadomosci, zawiera w sobie dwa pierwiastki<br />

o roi:nej naturze: ducha (archetypy) i materialnq energi~ (pop~dy) .<br />

Caly pierwszy okres zycia czlowieka znajduje 'Si~ wedlug J unga<br />

pod wplywem ,,maski" (persony) czyli nieco upraszczajqc - wzorow<br />

zachowania i myslenia zwiqzanych z rolq spolecznq (a raczej<br />

rolami, bo kaZdy z nas realizuje przeciez caly szereg rol za wodowych<br />

i osobistych). Istotnq cechq tego okresu jest ch~c jak najlepszego<br />

przystosowania si~ do rzeczywistosci zewn~trznej, do srodowiska,<br />

w ktorym czlowiek zyje. Dopiero w drugim etapie Zycia,<br />

juz po osiqgni~ciu pelnej dojrzalosci spolecznej, maze nastqpic<br />

wspomniany wczesniej proces stopniowego integrowania tresci nieswiadomych<br />

ze swiadomymi. Nie wyst~puje on u kaZdego - jest<br />

raczej zjawiskiem rzadkim, a osoby, ktore osiqgn~ly cel ostateczny<br />

- stan "jazni" - nalezq wr~cz do wyjqtkow.<br />

Oczywiscie Czarno ksi~znik z archipeLagu nie jest zbeletryzowanq<br />

wersjq koncepcji Carla Gustava Junga. Przypuszczalna inspiracja<br />

dotyczy tylko niektorych fragmentow teorii psychologii analitycznej.<br />

Pr@ces dojrzewania czlowieka przedstawiony przez autork~ skoncentrowany<br />

jest wokol integrowania ze swiadomosciq tych tresci<br />

zycia psychicznego, ktorych symbdlem jest wlasnie "cien".<br />

Cien wedlug Junga ma specyficznq, dwoistq n a t u r~, odrozniajqcq<br />

go od pozostalych archetypow. Symbolizuje tresci najlatwiejsze<br />

stosunkowo do uswiadomienia. Przede wszystkim jest uosobieniem<br />

"ciemnej", n ajcz~sciej negatywnej, strony osobowosci jednostkL<br />

Stanowiq jq wypar te ze swiadomosci do nieswiadomosci indywidualnej<br />

wszelkie tresci 0 charakterze konfliiktowym, poglqdy na<br />

temat samego siebie z ktorymi nie mozemy si~ pogodzie, wydarzenia<br />

ktore chcemy zapomniee. Jednoczesnie przenikajq takze do<br />

tej ciemnej sfery tresci z nieswiadomosci zbiorowej. Z drugiej<br />

strony, jak juz wspomnialem, "cien" jest rowniez jednym z archetypow<br />

tworzqcych nieswiadomosc zbiorowq - W tym sensie oznacza<br />

on emocjonalno-instynktowne, wr~cz "zwierz~ce" korzenie natury<br />

ludzkiej, ktore Sq jednak konieczne dla pelnego rozwoju czlowieka.<br />

W ten sposob mozna chyba uznae "cien" za przeciwienstwo<br />

prezentowanej ze wn~ trzn i e "maski", zjawiska 0 pochodzeniu kulturowo-spolecznym.<br />

Tak wi~c zerwanie "maski" poprzez akceptacj~<br />

"cienia" jest ws t ~pnym i k oniecznym etapem procesu indywiduacji.<br />

Podobnie ambiwalentne r ozumienie natury Cienia wyst~pu je<br />

204


ZDARZENIA - KSIA2KI - LUDZI E<br />

r6wniez u Ursu]i K. Le Guin. Po pierwsze jest to nierozdzielnie<br />

zwiqzany z Gedem jego wlasny Cien (jego negatywna, nieuswiadomiona<br />

cz~se osobowosci), kt6ry z natury swej bezksztaltny, czasami<br />

u]ega personifikacji pod postaciq niekt6rych os6b z otoczenia<br />

bohatera: ojca, rywala ze szkoly cz a rnoksi~znilk6w czy przypadkowo<br />

spotkanego w~drowca. Dokonuje si~ w i~c projekcja na innych<br />

tego, z czym Ged nie chce (I'ub nie moze) si~ W i sobie zgodzic.<br />

Po drugie zas Cien jest silq zewn~trznq wobec Geda, kwintesencjq<br />

21a, Szatanem niemal; czyms odwiecznym, co przybywa z samych<br />

trzewi Wszechswiata po to, aby opanowae dobrego w gruncie rzeczy<br />

czlowieka i kierowacnim. Czlowiek, poddajqc si~ "ciemnej"<br />

mocy, przestaje bye panem swego 10su, swych my§li i zachowan,<br />

staje s i~ gebbfthem, zlosliwym zwierz~ciem, przynoSZqcym wylqcznie<br />

zlo swemu otoczeniu. Ta pozorna niekonsekwencja poglqd6w<br />

autorki rue jest z pewnosciq wadq czy slabq stronq, a raczej wprost<br />

przeciwnie - umozliwia pelniejsze i prawdziwsze ulkazanie fenomenu<br />

21a.<br />

Podkres]my jeszcze raz, ze caly ten proces dojrzewania cz1owieka<br />

polega na integrowaniu, a nie przezwyci~za'lliu Zla. Celem<br />

jego nie jest zwyciEtStwo Dobra ]ub Zla, swiadomej (dobrej) ]ub<br />

nieswiadomej (zlej) strony natury czlowieka lecz ich .przenikanie<br />

si~ i wsp6lne odtqd funkcjonowanie. Jednosc i dialektyka przeciwienstw<br />

jawi si~ nam tu jako podstawowe prawo rozwoju psychicznego.<br />

W wymiarze jednostkowym chodzi 0 uswiadomienie sobie wszystkich<br />

swych wad, slabosci, kompleks6w i lkonflikt6w (a wi~c swoich<br />

"ciemnych" stron) po to, aby stac si~ prawdzlwym, funkcjonujqcym<br />

i odczuwajqcym w pelny spos6b cz1owiekiem. MoZliwe jest to<br />

jedynie dzi~ki krytycznemu spojrzeniu na swe "cienie" i zaakceptowaniu<br />

ich. Po d1ugim zmaganiu z wlasnym Cieniem, do tego<br />

wlasnie stanu wzajemnej symbiozy swiadomej (jasnej) i nieswiadomej<br />

(ciemnej) cz~sci osobowosci dochodzi Ged, tytulowy bohater<br />

powiesci. Staje si~ to moZliwe dopiero wtedy, kiedy zdolal odkrye<br />

prawdziwe imi~ (czyli rzeczywistq natur~) Cienia. Okazuje si~<br />

nim bye wlasne imi~ Geda. Jest to symboll ich polqczenia, oraz<br />

ostatecznego zaak ~eptowania stalosci i potrzeby tego zwiqz,ku. Odtqd<br />

Ged zr6del swych porazek i sukces6w szukae b~dzie w samym<br />

sobie, a nie w otaczajqcych go ludziach lub w dzialaniu' przypadku.<br />

B~zie cz10wiekiem wewnqtrzsterownym, w maksymalnym stopniu<br />

autonomicznym wobec wp1yw6w otoczenia oraz pewnym cel6w<br />

i racji swego post~powania - "... Ged ani nie zostal pokonany, ani<br />

nie zwyci~zyl, lecz nazywajqc cien swej smierci 'swoim wlasnym<br />

imieniem, uczynil siebie ca1osciq: cz1owiekiem; kims, kto znajqc<br />

swoje cale, prawdziwe ja, nie moze ' zostae wylkorzystany ani za­<br />

205


ZDARZENIA - KSl ljZKI - LUDZIE<br />

wladni~ty przez zadnq innq moc poza samym sobq, i kto przezywa<br />

dzi~ ki temu swoje zycie w i mi~ zycia, a nigdy w sluzbie<br />

zniszczenia, cierpienia, nienawiSci lub ciemnosci".<br />

A zatem zlo okazalo si~ nie bye zlem absolutnym, a r aczej,<br />

jako konieczne dopelnienie dobra, czyms tak sarno jak ono waznym<br />

i n ie zb~dnym w rozwoju.<br />

Jak juz wspomnialem, zintegrowanie "cienia" jest u Junga jedynie<br />

w st~pnym etapem tego niezwykle trudnego i niebezpiecznego<br />

procesu "dqzenia do pelni". Wyd,aje si~ jednak, ze autorka<br />

Cza rnok s i ~ znika · widzi w walce z "cieniem" najwazniejszy etap<br />

dojrzewania czlowieka. Pewne wskazowki swiadczq, ze mogly jq<br />

r owniez za inspirowac poglqdy Junga na temat integrowania tresci<br />

dotyczqcych innych niz "cien" archetypow, np. "Starego M~d rca" .<br />

Jest to jedna z d woch postaci tzw. oso'bowosci manicznej (wedlug<br />

Junga osobowose ta jest "... obdarzona tajemnymi, czarodziejskimi<br />

,vlasci wosciami (mana), dysponujqca magicznq wiedzq i p o t~ gq ").<br />

Co 0 tej inspiracji moze swiadczye Sam Ged jest najpierw<br />

. adeptem sztuki czarn oksi~skiej, a pozniej "pelnoprawnym" i "wykwalifikowanym"<br />

czarnoksi~zn ilk iem (czarownik to wed lug Junga<br />

postac najlepiej uosabiajqca po t~g~ osobowosci manicznej). Ponadto<br />

wie d z ~ SWq na temat pr aw rzqdzqcych swiatem zdobywa w szko­<br />

Ie czarno k s i~zniko w, pod okiem najlepszych specjalist6w w tym<br />

"zawodzie" (autorka przypisuje im wielkq po t~g~, niezwyklq wiedz<br />

~ i u m i e j ~tnosci, ktorych nie posiadajq zwykli smiertellnicy).<br />

A wreszcie, jednq z wyrozniajqcych si~ postaci jest wspomnla ny<br />

juz Ogion, r6wniez -czarownik, jakby d uchowy ojciec i przewodnik<br />

Geda. To przeciez jego interwencja stala si~ punktem przelomowym<br />

i rozpocz~ l a nowy etap w procesie dojrzewania Geda - za<br />

r adq Ogiona bohater podjql zakonczonq sukcese~ pogon za Cieniem.<br />

Spojrzmy jeszcze - krotko - na dwie wazne w tej powiesci<br />

k westie. P ierwsza z nich dotyczy sposobu, w jaki ulk a-zala Ursula<br />

K. Le Guin pr o c e s po z n a wan i a s w i a t a. J est on przedstawiony<br />

jako warunek konieczny wszelkiej dzialalnosci czarnoks<br />

i~ zniko w polegajqcej na ingerowaniu w sHy Natury. Ingerencja<br />

jest skuteczna i bezpieczna jedynie wtedy, gdy rzeczy [ub zjawiska,<br />

na kt6re rna bye wywarty okreslony wplyw, nazwane zostanq<br />

swym prawdziwym imieniem wyrazonym w Dawnej Mowie<br />

przy jednoczesnej swiadomosci S'kutkow, jakie moze to przyniesc.<br />

Aby zatem skutecznie oddzialywae na otoczenie lub jego elementy,<br />

konieczne jest poznanie jego wlasciwosci i prawdziwej natury, a takze<br />

przynajmniej najwainiejszych praw regulujqcych ich funkcjonowanie,<br />

no i w koncu wyrazenie tego wszystkiego w specyficznym<br />

j~zyku. Jakze to bliskie, mimo basniowej otoczki, celom poznania<br />

206


ZDARZEN IA - KSI A Z K I - LU DZI I.O<br />

naukowego! COZ moze 0 tym swiadczyc Przede wszystkim znajomosc<br />

prawdziwych nazw rzeczy i slkutk6w ich uzycia (a za tem<br />

i mozliwosc rzeczywistego oraz bezpiecznego wplywu na otoczenie)<br />

autork a pozostawia w wylqcznej niemal gestii bardzo ograniczonego<br />

k r~gu os6b - c za rn o k,si ~znik6w (naukowc6w). Um iej<br />

~t nosci tych pozbawiona jest natomiast cala reszta opisywanego<br />

basniowego spoleczenst wa. Dodajmy t u, ze takie ostre r6znicowapi<br />

e naukowego (z natury s wej elitarn ego) i potocznego sposobu<br />

poznawania swiata staIo si ~ juz od ponad cwier c wieku ptzedmiotem<br />

krytyki tzw. psychologii poznawczej. Niekt6rzy jej pr zedstawiciele,<br />

widzqc wieHe 'cech wsp6lnych obydwu sposob6w poznania,<br />

nazywajq kazdego p r ze c i~t nego zjadacza chleba "nawkowcem<br />

z ulicy".<br />

Ursula Le Guin uznaje, ze swiat jest poznawalny ("Wszystkie<br />

r zeczy m ajq imiona..."), ale jednoczesnie ukazu je proces poznania<br />

jako nigdy nie konczqce si ~ poszukiwanie prawdy o istocie swiata<br />

i poszczeg6lnych jego elemen t6 w. P odkresla takze, ze uzyskana<br />

przez to wiedza nie ma charakteru absolutnego, a prawdziwosc<br />

konstatacji jest jedynie w z g l~ d n a , ograniczona niemal wylqcznie do<br />

ok reslony ch fragment6w rzeczywistosci. Wspomniane tu zalozenia<br />

respektowane Sq aktualnie przez znacznq ,cz~ sc - jesli, nie pr zez<br />

wi~ k s z o sc - os6b zajmujqcych s i~ teoriq poznania.<br />

Kwestia druga: w powiesci wymienia s i~ wlasciwie tylko jedno,<br />

najbardziej ogfflne prawo r zqdzqce funkcjonowaniem calego Wszechswiata<br />

w spos6b absolutny - jest nim k 0 n i e c z n os c z a c h o­<br />

w a n i a r 6 w no w a g i. "Ale nie w olno ci zmieniac ani jednej<br />

rzeczy, ani jednego kamyka, ani jednego ziarnka piasku, dop6ki<br />

nie b~dzie s z wiedzial, jakie dobro i zio wywola ten czyn. Swiat<br />

jest w r 6wnowadze. Czarodziejska m oc Przemieniania i P rzy wolywan<br />

ia moze zak16cic r6wnowa g~ swiata. Niebezpieczna to m oc.<br />

Najbardziej ryzykowna. Musi bye poprzedzona wiedzq i sluzye potrzebie"<br />

- tak upominajq nauczycie;Ie naszego bohatera, kt6rego<br />

niecierpliwosc polqczona z niedostatecznq wiedzq doprowadzlly niemal<br />

do tragedii w trakcie pier wszego ,starcia z Cieniem. J est to<br />

chyba kolejne przeslanie autorki. Wiedza zdobyta przez ludzi, g16wn<br />

ie dz i~ k i nauce, w trakcie rozwoju cywilizacji i wynikajqce z niej<br />

ogromne mozliwosci oddzialywania na nasze srodowisko, sluZyc mu­<br />

SZq podtrzymywaniu l ub przywracaniu r 6wnowagiswiata; nie zas<br />

powodowac jej zachwianie lub wr~cz calk owite zniszczenie.<br />

Ged' poznal gr oZJb ~ niewlasciwego zastosowania zdqbytej wiedzy<br />

wywolujqc Z10 ucielesnione w jego wlasnym Cieniu. My jako ludzkosc<br />

wywolujemy podobne - juz nie basniowe lecz realne - Zlo<br />

niSZCZqC w spos6b nieprzemy§lany r6wnowag~ Natury. Czynimy<br />

tak jedynie dUa spektakularnych 1 chwilowo korzystnych o,siqgni~c,<br />

207


ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />

rue myslqc 0 losie tych, kt6rzy przyjdq po nas, nie doM: dzia~<br />

lajqc na rzecz przyszlosci.<br />

Czanoksi~znika z archipeZagu Stanislaw Lem zaliczyl do nurtu<br />

fantastyki baSniowej (fantasy) odr6mianego od science fiction, podkreslajqc<br />

r6wnoczesnie paradoksalny na pierwszy rzut oka realizm<br />

powiesci.<br />

Rzeczywiscie - czytanie tego rodzaju "bajek" przyniese moze<br />

kazdemu material do zna,cznie gl~bszej refleksji na temat problem6w<br />

natury Czlowieka i 8wiata niz wiele sposr6d tzw. powiesci<br />

psychologicznych i obyczajowych czy tez cz~sto niezrozumialych<br />

dla laik6w raport6w naukowych. A prawdziwie "czarodziejska"<br />

szata j~zy~owa i atmosfera powiesci, powolana do istnienia dz i~k i<br />

niezwyklej wyobrazni autorki sprawiajq, ze tresci tej ksiqilki przerna<br />

wiajq do nas ze szczeg6lnq mocq.<br />

Tomasz Szponder<br />

"THE NEW CRITERION"<br />

Listopadowy (1985 r.) numer miesi~cznik a "The New Criterion"<br />

przynosi szkic Josepha Epsteina poswi~cony tw6rczosci Somerseta<br />

Maughama (1874-1965). Niezbyt Ilubiany przez krytyk~, nami~tn i e<br />

zas czytywany i oglqdany (napisal wiele komedii obyczajowych,<br />

a Hczne jego powiesci i opowiadania przeniesiono na ekran), moze<br />

uchodzie za przyklad pisarza, kt6remu si~ powiodlo. Doch6d, jaki<br />

przyniosly mu adaptacje sceniczne i filmowe opowi~dania Rain<br />

(Deszcz) przekroczyl ponoe milion dolar6w, a za opowiadania placono<br />

mu dolara od slowa. Pierwszy na'klad jego powiesc1 0 Ma- '<br />

chiavellim (Then and Now, 1946) wynosil 825000 egzemplarzy. Nie<br />

braklo mu tez przytomnosci umy,c;lu i sporq cz~se swyeh pieni~ d zy<br />

powierzyl obrotnemu maklerowi z San Francisco, kt6ry szybko je<br />

pod woil i potroil. Dzi~ki sukcesom finansowym Maugham uzyskal<br />

calkowitq niezaleznosc, co pozwolilo mu przez cale wlasciwie Zycie<br />

zajmowae si~ wylqcznie pisaniem, a takZe kosztowae przyjemnosci<br />

Zycia dokladnie takiego, jakiego pragnql. W roku 1926<br />

zakupil osmioakrowq posiadlosc na Riwierze (prze~naczonq pierwotnie<br />

przez kr6la Leopolda dla jego spowiednika), a stojqcy na<br />

jej terenie dom (doglqdany przez trzynascioro sluzby) dekorowal<br />

208


ZDARZENI A - KSlljZ KI - LUDZIE<br />

pl:6tnami impresjonist6w (w6wczas jeszcze illie tak drogimi). Heniqdze<br />

pozwolily mu tak,ie poszerzye tematyk~ jego l~s iq z ek (wszedl:<br />

przeciez do smietanki towarzyskiej) i pisae 0 swiecie ze swobodq,<br />

o jakiej trudno marzye literatowi walczqcemu ciqgle 0 srodki do<br />

zycia. Ale Maughama - swiatowca, ktory wszystko widzial i nic<br />

nie jest go w stanie zaskoczye (bo taki wlasnie literacki autoportret<br />

wykreowal pisarz w swych ksiq2lkach) trzeba odroznie od Maughama<br />

na co dzien, czlowieka zmagajqcego si~ z kompleksem niskiego<br />

wzrostu, jqkaniem si~ i skrywajqcego raczej sw6j homoseksualizm.<br />

Ten Maugham wzbudzal niepokoj ci~tosciq swego j~zyka (nawet<br />

u samej krolowej Elzbiety, obok ktorej posadzono go kiedys<br />

na bankiecie) i przejawial wielkq ipodejrzliwose wzgl~dem ludzi,<br />

ktorzy go otaczali. Sam Maugham uwazal si~ za zawodowego humo<br />

rys t~ dqzq cego wzorem Balzaca do przedstawienia "rozkosznej<br />

komedii zycia". Byl tez r ad, ze porownywano go z Maupassantem,<br />

a to ze wzgl~du na formalne mistrzostwo jego opowiadan. Warto<br />

tez odnotowae wyznanie Orwella stwierdzajqcego, ze na opowiadaniach<br />

Maughama uczyl si~ zwi~zlosci i "przezroezystosci" stylu.<br />

Zapy tany 0 sekret swej sztuki pisarskiej, autor Of Human Bondage<br />

odpowiedzial: "Trzeba miee zdrowy rozsqdek i nie zbaezac z tematu".<br />

Przez krytyk~ by! jednak nieluibiany - ostro atakowa!<br />

go na przyklad Edmund WiLson (w gwaltownie rosnqcej po ostatniej<br />

wojnie popularnosci pisarza w Stanach Zjednoczonych do~<br />

patrywal s i~ oznak upadku smaku czytajq.cej publicznosci), ale bo<br />

tez Maugham swymi sqdami 0 niektorych pisarzach modernistyez u<br />

nych wprost prowokowal "jajoglowych" krytyk6w literackich<br />

(u Prousta ceni! sobie na przyklad "cudowriy humor" i obfitosc<br />

"cieka wie i plastycznie przedstawionych postaci", ignorujqc calkow<br />

ieie warstw~ filozoficznq). Narazie mogl si~ takze SWq apolitycznosciq<br />

i tym, ze - niejako na przekor modernistom - 0 sprawach<br />

zawilych staral si~ pisae moZliwie jak najprosciej. Za najwi~<br />

kszych pisarzy uwazal Maugham Tolstoja, Dostojewskiego, Balzaca<br />

i Dickensa, nigdy tez nie uskarzal si~ na brak tematow. Pracowal<br />

regularnie - od 9.45 do 12.45 - pisa! szybko a malo poprawial;<br />

uwazal, ze pisarz powinien po sobie pozostawic jak najw<br />

i~kszy dorobek, a podstawq ocen jego pisarstwa winno stae si~<br />

t o, co w dorobku tym najlepsze. Tego moralist~, ktorego nigdy<br />

nie dziwi niemoralnosc, porownuje ~pstein z La Rochefoucauldem,<br />

gdyz piszqc a naturze [udzkiej - swym zasadniczym temacie ­<br />

skupia si~ na chciwosei, pozqdaniu, strachu i snobizmie. Mimo<br />

jednak swych ponurych zapatrywan na czlowieka, Maugham wplata<br />

w SWq tworczosc takze przyklady ludzkiej odwagi i uczciwosci.<br />

Choe Zywot pisarza uwazal za pelen utrapien, doznawanych glownie<br />

ze strony ludzi "dybiqcych" na jego slaw~, pieniqdze czy auto­<br />

14 - ZNAK 209


l OARlENIA - KS llli KI - LUOllE<br />

r ytet, to jednak w mozliwosci przelania wszystkich owych ne£:atywn<br />

ych doswiadczel'l n a papier dostrzegal p o t~zny czynnik duchowego<br />

wyzwolenia. J edynym prawdziwie wolnym czlowiekiem ezyn<br />

il Maugham wlasnie pisarza, a lektura jego wlasnej tw6rczosci<br />

pozwala i nam pow i~kszyc odrobi n~ zakres naszej wolnosci, konkluduje<br />

Epstein.<br />

W obronie "modernizmu" (modernism, modernity), atakowanego ­<br />

jak 0 tym swiadczq przytoczone przez autor a cytaty z ksiqiek<br />

marksistowskiego "poststrukturalisty" Fredricka Jamesona oraz<br />

uwazanego za "neok onse rwatyst~" czlonka rady redakcyjnej "The<br />

New York Timesa" Rogera Starra - zar6wno z lewa, jak i z prawa<br />

- staje w marcowym numerze (<strong>1986</strong> r.) "The New CriterioI'll><br />

Hilton Kramer, naczelny r edaktor miesi~ c z nika . Jameson uwaia,<br />

ie .moder nizm stracil aktualnose w zwiqzku ze zmierzchem burzuazyjnego<br />

indywidualizmu, poniewaz zas z nikn~ i tw6rcy pokroju<br />

Picassa, Prousta ezy Eliota, tkt6rych specyficznq eechq byla niepowtarzalnose<br />

ich osobistej wizji swiata oraz stylu ekspresji ­<br />

wsp61czesna kultura m oze jedynie zwr6cie s i~ w s tron~ pastiszu<br />

i parodii, czyli zajqe si~ sobq sam q, wyrazajqc zarazem swiadomose<br />

nieuchronnej k l~ ski sztuki i estetyki. Z kolei Starr przypisuje<br />

tarapaty (g16wnie finansowe), w jakie popadly wladze Nowego<br />

Jorku... malarstwu abstrakcyjnemu i "impulsowi modernistycznemu",<br />

k t6rego ma ono bye r zekomym ucielesnieniem. Personalnie<br />

odpowiedzialnym za ten stan rzeczy czyni Starr r odzin~<br />

RoClkefeller6w, w czym znajduje sojusznika w okreslajqcym si~<br />

mianem "socjalisty" Danie'lu Bellu, kt6ry nowojorskie Muzeum<br />

Sztuki Nowoczesnej nazwal w pewnym artykule "satrapiq Rockefeller6w",<br />

a w swej glosnej ksiqzce 0 sprzecznosciach kulturalnych<br />

kapitalizmu napisal, ze uwaza modernizm za "czynnik rozpadu<br />

swiatopoglqdu mieszczanskiego". Sprawa tak rozumianego m odernizmu<br />

doprowadzila zatem, jak si~ zdaje, do obalenia tradycyjnych<br />

Hnii podzia16w ideologicznych: atatkujq go zar6wno zwolennicy,<br />

jak i przeciwnicy kapitalizmu i klasy mieszczanskiej, ehoe<br />

z przyczyn zgoia przeciwstawnych - ludzie pokroju Jamesona<br />

majq mu za zle to, ze wydaje si~ im on integralnym skladnikiem<br />

mieszczanskiej demokracji, natomiast przedstawiciele prawicy odrzucajq<br />

modernizm, bo - jak sqdzq - podkopuje on t~z demokracj~.<br />

Starajqc si~ dociec przyczyn tego intrygujqcego zjawis'ka Hin ton<br />

Kramer - sam nastawiony prokapitalistycznie i promieszczansko ­<br />

powraca do lat 60-tych, kiedy to modernizm zostal na dobre wlqczony<br />

do gI6wnego nurtu kultury amerykanskiej. Lata 60-te ­<br />

okres kontrkultury, ruehu IPrzeciwko wojnie w Wietnamie, rewolucji<br />

seksualnej i triumfu muzyki rookowej - pozostawily po so­<br />

210


ZDAR ZEN IA - KSII\L:K I - LUDZI E<br />

bie "gruzy", z kt6rych ameryk Lska kultura wciqz jeszcze si~<br />

"wygrzebuje". Rola, jakq w nie Jk ojach lat 60-tych odegral modernizm,<br />

doczekala si~ ze strony jego dzisiejszych wrog6w dw6ch<br />

interpretacji: rozczar owana i zawiedziom: lewica intelektualna odrzucila<br />

modernizm, bo zamiast przyczynil si~ do rewolucji i obalenia<br />

swiata burzuazyjnego, stal si~ on jedlrm z czynnik6w sprawczych<br />

bUrZuazyjnej kultury kapitalistyczne:, uznae go zatem nalezy<br />

za "kontrrewollucyjny", a wlasciwie "reakcyjny". Poniewaz<br />

zas na sw6j spos6b modernizm jest jedynq ZyWq postaciq wsp6lczesnej<br />

kultury wysokiej, lewica odrzuca tak ze wszelkie roszczenia<br />

tejze kultury, dqzqc do obalenia statusu, jakim cieszy si~ ona<br />

obecnie w zyciu duchowym demokratycznych spoleczenstw mieszczanskich,<br />

wyznaczajqc tym samym nOWq r o l~ kultur ze masowej,<br />

mianowicie r o l~ czynnUka politycznej "dekonstrukcji". I nterpretacja<br />

ObOZll przeciwnego, k tory w braku lepszego terminu Kramer<br />

okresla mianem "filistr6w", polega z kolei na przypisaniu m odernizmowi<br />

calej odpowied zialnosci za chaos lat 60-tych. Zgodnie z tym<br />

punktem widzenia, [ata 60-te byly widowniq pr zelozenia m odernizmu<br />

na konkretne dzialania sumujqce si~ w tym, co nazwano<br />

kontr kulturq i rewolucjq seksualnq. W tym sensie Woodstock stanowil<br />

punkt k ulminacyjny modernistycznego marzenia 0 spoleczenstwie<br />

w stanie permanentnej ekstazy i orgii. Wedle tej interpretacji<br />

modernizm niosl z sobq obietnic~ zniszczenia kapitalizmu<br />

i mieszczanskiego sposobu Zycia, a wypadki lat 60-tych wykazaly,<br />

jak wielki jest potencjal destrllkcji zawarty w ideach modernistycznych.<br />

Tymczasem Kramer zapytuje przytomnie, czy kontrkultura<br />

rzeczywiscie czerpala sw6j dynamizm z tycnze idei, a nie ze<br />

±r6de! w istocie wrogich mysli modernistyeznej, za kt6rej przedstawieieli<br />

nalezaloby przeciez uznae Flauberta, Henry Jamesa,<br />

Prousta, Eliota, Maneta, Cezanne'a, Matisse'a, Picassa, StrawinS!kiego<br />

ezy Sehoenberga. Przeeiez uczestniey marsz6w antywojennyeh<br />

nie nosili w plecakaeh ksiqzek Joyee'a, Manna, Hemingwaya ezy<br />

Gertrudy Stein. Lewica dqZy do zakwestionowania modernizmu,<br />

gdyz nie przyczynil si~ on do zwyci~stwa rewollueji, a filistrzy usilujCj<br />

uczynie zen koz!a ofiarnego. Oba te podejseia uwaza Kramer<br />

za karykaturalne uproszczenie wypadk6w historyeznych.<br />

Nie kwestionujCjc obeenosci elementu buntu w ruchu modernistycznym,<br />

Kramer podkresla jednak, ze nie odgrywal on w nim<br />

nigdy roli pierwszoplanowej, a zasadnicze osiqgni~cia modernizmu<br />

mia!y charakter raczej estetyczny niz polityczny i przyczynily si~<br />

do uksztaltowania si~ nowej wrailiwosei w kulturze spoleczenstw<br />

mieszczanskich, ufundowanej odtCjd na autonomii tw6rczosci artystyeznej,<br />

Wlasnie owej "niezaleznosci impulsu estetycznego" nie<br />

moie modernizmowi i jego dzisiejszym zwolennikom darowae ani<br />

211


ZDAIlZENIA - K SltjZKI - LUDZIE<br />

ideologizowana lewica, ani filist. ska prawica. Tymczasem kultura<br />

modernistyczna pelni od dawna unkcj~ "estetycznego i duchowego",<br />

niekiedy zas nawet "moralnego" sumienia w zyciu kUasy sredniej,<br />

dzi~ki czemu stala ;i~ ona g16wnym nurtem dmltury demokratycznego<br />

spoleczenst l a kapitalistycznego. W atakach na modernizm<br />

Kramer dostr ~ ga wi~c w istoci.e zamach na rdzen zycia<br />

duchowego spoleczenstw demokratycznych, ezyli zamach na samq<br />

demokracj~.<br />

Rezerw ~ , z jakq w raaiowej rozmowie z Jackiem Kalabinskim<br />

opowiada1 0 ostatnim - ezterdziestym 6smym - mi ~dzynarodowym<br />

kongresie PEN-Clubu Adam Zagajewski, pozwala lepiej zrozumiee<br />

obszerna relacja - pi6ra Rogera Kimballa - z tegoz kongresu<br />

zamieszczona w tym samym, marcowym numerze "The New<br />

Criterion". Przypomnijmy, ze PEN-Club - organizaej~ zrzeszajqcq<br />

poet6w, dramaturg6w, eseist6w, wydawc6w i prozaLk6w - za1ozyli<br />

w roku 1921 w Londynie poetka C. A. Dawson Scott oraz John<br />

Galsworthy, a jej gl6wnym celem jest obrona swobod tw6rczych<br />

na calym swiecie. Haslo 48 kongresu brzmia1o: "Wyobraznia pisarza<br />

a wyobraznia panstwa". Obrady zdominowala polityka, a scislej<br />

frontaany atak na administracj~ Ronalda Reagana, w kt6rym czolowq<br />

rol ~ odegrali sami Amerykanie. Pretekstem stala s i~ obecnose<br />

sekretarza stanu Shultza na uroczystej inauguracji kongresu,<br />

zaproszonego zresztq przez aktualnego prezesa sekcji ameryJkanskiej<br />

Normana Mailera, kt6rego trudno posqdzae 0 sympatie proreaganowskie.<br />

Cz~sc uczestnik6w kongresu poczula si~ osobiscie obrazona<br />

tym, ze wsr6d ludzi pi6ra znalazl si~ - i to w Stanach Zjednoczonych<br />

- polityk. Za rzecznika tej grupy mozna uznac<br />

E. L. Doctorowa. Spoza przytoczonego wyzej hasla obrad przezieralo<br />

przeswiadczenie 0 radykalnym i nieuniknionym konflikcie,<br />

jaki na cal y m s w i e c i e wyst~puje pomi~dzy wyobrazniq pisarza<br />

a "wyobrazniq panstwa". Autorzy hasla - Donald 'Barthelme<br />

i poeta Richard Howard - nie dostrzegli jakby mozliwosci, ze<br />

ow konflikt nie musi bye rownie radykalny w Paryzu i w Pradze.<br />

Z przemowienia sekretarza stanu Shultza odnotujmy stwierdzenie,<br />

ze "stopien swobody, jakq w krytykowaniu panstwa majq<br />

pisarze, jest prawdziwym miernikiem ich niezaaeznosci", a takze ­<br />

zwiqzanq z haslem kongresu - przestrog~ przed "intelektualnymi<br />

i moralnymi zagrozeniami, jakie pociqga za sobq personifika·cja<br />

»panstwa«" i odrywanie instytucji "panstwa" od kontekstu historycznego<br />

i spolecznego. Shultz podkreslil rowniez, ze mogloby zakrawac<br />

na ironi~, gdyby wolnose intelektualnq ceniono jedynie<br />

w tych krajach, gdzie ona nie istnieje.<br />

Niejakie poj~cie 0 atmosferze, w jakiej przebiegaly obrady d ajq<br />

212


ZDARZENIA - KSIIIZKI - LU DZIE<br />

dwa incydenty: Rosario Murillo, poetka i malZonka prezydenta<br />

Nikaragui Daniela 0rtegi, wezwala pisarzy do przeciwstawienia<br />

si~ ludobojstwu dokonywanemu na tym ikraju, nie odpowiedziala<br />

wszakze na pytanie, jak trzeba by nazwae. to, co w latach 30-tych<br />

i 40-tych stalo si~ z Zydami, jeSli obecne wypadki w Nikaragui mielibysmy<br />

okreslic mianem ludob6jstwa. Incydent drugi: Gunter<br />

Grass, "zszokowany" tym, ze musial wysluchae przemowienia<br />

Shu[tza, podkreslil w obecnosci przypominajqcego 0 zasadach dobrego<br />

wychowania Mailera, ze "musimy naulczye si~ znowu bye<br />

anarchistami", czym wywolal entuzjazm publicznosci.<br />

Dla rownowagi chcialbym na koniec wspomniee 0 dwoch przemowieniach<br />

odbiegajqcych od ogolnej atmosfery kongresu. W pierwszym<br />

z nich coraz glosniejszy na Zachodzie pisarz izraelski Amos<br />

Oz zwrocil uwag~ na przepase dzielqcq subtelnosc i wyrafinowanie<br />

oryginalnej tworczosci pisarzy od poglqdow, jakie wyrazajq<br />

ani w petycjach, manifestach i dyskusjach panelowych. Oz uwaza<br />

panstwo za "zlo konieczne", po prostu dlatego, ze "wielu ludzi<br />

potrafi si~ zachowywae zgola nieludzko", dostrzega przy tym, ze<br />

panstwa bywajq rozne: niektore calkiem zn08ne, inne zle, jeszcze<br />

inne - nie do wytrzymania, a praca pisarza polega przeciez na<br />

roznicowaniu. Ci, ktorzy ignorujq istnic!1ie roznych stopni zla,<br />

rychlo stae si~ mogq jego slugami. Tragizm historii nie polega<br />

na permanentnym konflikcie jednostek bez skazy z diabelskim systemem,<br />

lecz raczej na ciqglym zmaganiu si~ spoleczenstw wzgil.~dn ie<br />

przyzwoitych z nikczemnymi, a sci§lej - na wiecznym tchorzostwie<br />

spoleczenstw wzgl~dnie przyzwoitych, okazywanym ilekroe<br />

zetk nq s i~ one z okrucienstwem spoleczenstw opresyjnych.<br />

Peruwianczyk Mario Vargas Llosa rozwazajqc miejsce sztuki<br />

i literatury w spoleczenstwie wyrazil przypuszczenie, ze czlowiek<br />

musi "d r~czye" samego siebie, by mogl zye w harmonii ze spo1eczenstwem,<br />

czyli Humic swe najbardziej odrazajqce i aspoleczne<br />

pragnienia i ekstrawagancje wlasnej ~"Yobrazni. Panstwo jest politycznym<br />

wyrazem owego tlumienia, czyli jest zlem koniecznym,<br />

ktore broni nas przed nami samymi. Kompensaty za owe stlumione<br />

uczucia dostarcza literatura. Na jej obszarze mogq swobodnie<br />

rozkwitae ludzkie fantazje, nie podlegajqc cenzurze wymogow<br />

Zycia spolecznego. W tym tez sensie 1110zna przypisae literaturze<br />

funkcj~ wywrotowq: dajqc upust pragnieniom godzqcym<br />

w panujqcy porzqdek spoleczny, podwaza sam ow porzqdek. W<br />

ostatnich czasach literatura zamienia si~ jednak coraz bardziej<br />

w dzialalnose rozrywko\vq, z wyjqtkiem - spostrzega Llosa -<br />

Kraj6w 0 ustroju represyjnym, w ktorych swoboda wypowiedzi<br />

artystycznej z definicji godzi w panujqcy porzqdek spoleczny. Choc<br />

Llosa m6wi! z ubolewaniem 0 przeksztalcaniu si~ literatury w czy­<br />

213


ZDAR ZENI A - KS IIIZ KI - LUDZI E<br />

stq rozrywk~, dal jasn o do zrozumienia, ze jego sympatie Sq po<br />

stronie kraj6w demokratycznych. Chodzi bowiem 0 to, by zachowac<br />

OWq kompensujqcq funkcj~ literatury, nie poswi~cajqc przy<br />

tym wolnosci i otwart()sci znamionujqcych ustr6j demokratyczny.<br />

Adam Szostkiewicz<br />

CZ APSKi W WARSZAWIE<br />

,,Jestem bardzo wzruszony, ze te slowa, k t6r e teraz m6wi~, b~d ,!<br />

powt6rzone na wernisazu m ojej wystawy w Warszawie. Przeciez<br />

nie potrze buj~ nawet tego m6wic: Cafe moje zycie m arzylem wystawia<br />

c w Polsce. Od 39 roku nie wystawilem ani r azu w War ­<br />

szawie. IV Warszawie, w kt6rej sam przez dz iesi~ c lat malowalem<br />

i kt6ra jest moim miastem".<br />

Tych kilku zdal'l odt worzonych z magnetofono\yej tasmy wobec<br />

zgromadzonych na dz ie~zil'lc u Muzeum na Solcu sluchalo si~ ze<br />

s cis ni~tym gardlem. Wzruszenie i radose mieszaly si~ 'z niedowierzaniem<br />

i zalem . Niedowierzaniem - ze jednak d o tej wystawy<br />

doszlo. Zalem - ze dopiero teraz i ze mogla bye inna, wspanialsza.<br />

PrzyczY'ny znamy az za dobrze, ale to przeciez niczego nie<br />

naprawia.<br />

Pierwsza od wojny wystawa J 6zefa Czapskiego w Warszawie·,<br />

trzecia w kraju {dwie poprzednie, w Poznaniu i Krakowie, umozliwi!<br />

Pazdziernik}. Z kon iecznosci ograniczona d o p16cien wybranych<br />

ze zbior6w trzech m uze6w i kilku prywatny ch k olekcji krajowych.<br />

.<br />

" Wernisaz wystawy: Czapski. M alarstwo i r ysunek odby~ si ~ w Muzeum<br />

Archidiecezji Warszawskiej 5 maja <strong>1986</strong> roku, ekspozycja otwarta<br />

byla do 28 czerwca tegm roku. Komisarzami wystawy byli dyrektor<br />

Muzeum, ks. Andrzej PrzekaziiLski i Danuta Wr6blewska; 'konsultantami<br />

Joanna Pollak6w.na (kt6ra takze redagowala katalog), Jacek Wozniakowski<br />

i Stamislaw RocIziilski. W wystawie towarzyszqcej Bye razem<br />

udzia l wzi~li Grzegorz Bednarski, Pnemyslaw Brykalski, Ja:n Dzi~dzio ­<br />

ra, Zbylut GrzY\vacz, Tadeusz Jackowski, J anusz Marci:niak, Stanislaw<br />

Rodziilski, Hanna Rudzka-Cybisowa, Jacek Sempoliilski, Jacek Sienicki,<br />

Jerzy Stajuda, J acek WaItes. Slowo podczas etwarcia wyglosil ks. J a­<br />

nusz St. Pasierb. Wer:nisazowi towarzyszyl Koncert dedykowany J6zejowi<br />

Czapskiemu, poclczas k t6rego Ann a Gruszc.zyilska j Maksymilian<br />

Bylicki wy,konali ubwo'l'Y trzech polskich ikompozytor6w dzialajqcych w<br />

Paryzu; Romana Palestra, SzymOll1a Laksa i Mi chala Spisaka. Pelny<br />

tekst przesla,nej z Paryia wypowiedzi Czapsk.iego skierowanej do uczestnik6w<br />

wernisaiu maleic mazna we wrzeSniowym numerze "Przeglqdu<br />

Powszechnego" z rCJIku <strong>1986</strong>.<br />

214


ZDARZENIA - KSL~iKI - LUDZIE<br />

Do tego rysunki - kiakadziesiqt przyjechalo z Paryza, by juz<br />

w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej pozostac. Troch~ zdj~c i dokumentow.<br />

Powielony katalog w symbolicznym nakladzie, z pi~knymi<br />

tekstami Joanny Polla!k6wny, Jacka Wozniakowskiego, Stanislawa<br />

Rodzinskiego i Jacka WaItosia. Szkic WaItosia Bye razem<br />

wprowadzal w ide~ towarzyszqcej obrazom Czapskiego ekspozycji<br />

dzie! dwunastu malarzy - od Hanny Rudzkiej-Cybisowej, niegdys<br />

czlonkini Komitetu Paryskiego, po najmlodszych, urodzonych w 1atach<br />

p i~cdziesiqtych. Zwornikiem lqczqcym t~ dwunastk~ nie by!o<br />

o c zywisciepoj~cie szko!y. "Bo porozumienie z J6zefem Czaps!kim-­<br />

napisal WaItos - opiera si~ na moZliwosci polemiki, na zarliwie<br />

prowadzonym sporze 0 wa'rtosci w malarstwie przeciez przez kazdego<br />

inaczej pojmowane".<br />

Sarna wystawa, pieczolowicie przygotowywana, nie mogla zastqpie<br />

niedoszlej a planowanej od kil!ku lat wielkiej retrospektywy.<br />

Czterdziesci kilka pl6cien r ozwieszonych w przyciasnych salkach<br />

i korytarzach muzeum nie m ogio dae pelnego obrazu szescd<br />

zie s i~c iu lat tw6rczosci Czapskiego. Pozwolilo jedna!k przynajmniej<br />

odczytae zarys jego drogi - od trzech dziel $przed roku 39 po<br />

dwie martwe natury i pejzaz namalowane w latach ostatnich, na<br />

kt6rych wzdluz spoin plam koloru wydoby wa s i~ jakby na powierzch<br />

ni~ biel. Poszczeg61ne etapy tej d rogi znaczone byly na<br />

Solcu zaledwie trzema-czterema przykladami; · juZ chocby znajomose<br />

wydanego przed kilku nastu laty w Lozannie albumu Murieille<br />

Werner-Gagneb1n uswiadamia, jak nieoczekhvane m alarskie<br />

swiaty za nimi si~ kryjq. Wysiteik organizator 6w sprawil jednak,<br />

ze warszawska wystawa nie [pozostala jedynie aktem symbolicznym,<br />

ze mimo tych ograniczen by I a prawdziwym powrotem do<br />

kraju Czapskiego-malarza. Czapski-pisarz zawsze byl tu jakos obecny,<br />

a d zi~k i inicjatywom wydawniczym ostatnich lat, zwlaszcza<br />

zas trudowi J oanny P ollak6wny, k t6ra przygotowaia dwa tomy<br />

jego szkicow, czytelnik w Polsce m6gI go p oznae i jako komentatora<br />

i uczestnika przemian ar tysty cznych naszego wieku, i jako<br />

przejmujqco obiektywnego swiadka nieludzkiego ·czasu. Czapski­<br />

-malarz po prostu n i e m 6 g I bye znany, choc stawal si~ powoH<br />

legendq - niewielu dane bylo odwiedzic podparyski dom, by<br />

tam, w praeowni na pi~trze, oglqdac pl6tno za pl6tnem ustawiane<br />

na sztalugach r~kq ich autora, niewielu tez trafialo na kolejne<br />

paryskie, genewskie ezy londynskie wernisaze. Mimo to dzielo<br />

Czapskiego znajdowalo dro g~ do nast~pnych pokdlen malarzy, rodzity<br />

. s i ~ przyjaznie, odkrywaly - ponad czasem - niespodziewane<br />

zwiqzki i powinowaetwa duchowe. Dzi~ki temu wystawiajqcy<br />

raze·m z Czapskim na Soicu rzeczywiscie "byli z nim razem" ­<br />

i nie przeksztalcilo si~ to jedynie. w czezy, pusty gest.<br />

215


ZDAftZENIA - KSI1\2KI - LUDZIE<br />

o Czapskim-malarzu i krytyku piszq w tym numerze "<strong>Znak</strong>u"<br />

Andrzej Nowakowski i Pawel Taraillczewski. Dzi~ki kamerze, ktora<br />

pozwolila zapisac na tasmie video jego dlugi monolog, takie ci,<br />

ktorzy nigdy si~ z nim nie zetkn~li, poznac mog,! przynajmniej<br />

cZqstk~ jego niezwyklej osobowosci, zarliwosc i swiezosc z jak'!<br />

wciqz na nowo przyjmuje terazniejszosc i powraca do przeszlosci ­<br />

a dotyczy to i sztuki, i historii, i przede wszystkim moie tworZqcych<br />

je ludzi. Czapski nie maluje jui, dalej jednak pisze: niedawno<br />

oglosil krotki tekst, zatytulowany Wi~zy nierozerwaLne.<br />

Wspomina w nim mlodzienczq lektur~ dziennika Amiela i znalezione<br />

tam zdanie, kt6re utkwilo mu w pami~ci i do kt6rego przykladal<br />

cz~sto wlasne zycie: Chacun a eu sa terre promise, son<br />

jour d'extase et sa fin en exil. Terre promise - ziemi,! obiecanq ­<br />

byl dIan kilkuletni pobyt w Paryzu, "pierwsze zetkni~cie Dichtung<br />

und Wahrheit w moim wlasnym zyciu" oraz "pierwsze wielkie<br />

olSnienia m alarskie". "Drugiej daty, nazwanej przez Amiela jour<br />

d'extase - pisze dalej - do niedawna nigdzie w moim zyciu<br />

umiescie nie moglem, ale teraz z cal'! swiadomosci,! mog~ powiedziee,<br />

ze bylo to otwarcie mojej wystawy w Warszawie, w Muzeum<br />

Archidiecezjalnym, wystawy zorganizowanej przez iksi~dza<br />

Przekazinskiego, Joann~ Pol1ak6wn~, kt6ra jak nikt inny zna moje<br />

malarstwo od dobrej i zlej strony, i przez tylu moich w Polsce<br />

przyjaci6l: Jacka Wozniakowskiego, Stanislawa Rodzinskiego i innych.<br />

Sam si~ dzisiaj sobie dziwi~, jak bardzo to wydarzenie uroslo<br />

w mojej swiadomosci, bo tei nie pozwalalem sobie marzyc 0 tym<br />

przez te wszystkie lata... Teraz ta wystawa dala mi dow6d, ze<br />

mam tam bardzo bliskich sobie Uudzi, wcale nie mojej generacji,<br />

kt6ra prawie cala wymarla, ale wsr6d malarzy 0 wiele mlodszych<br />

ode mnie... Dlaczego to dla mnie tak wazne Bo chcialbym tak<br />

bardzo, niezaleznie od wartosci moich p16cien, 0 kt6rej nie mam<br />

zadnego pojE;cia (bo chyba zaden malarz rzetelny nigdy nie jest<br />

pewny siebie i przede wszystkim zdaje mu si~, ze najlepsze p16tno<br />

dopiero namaluje) ,czue si~ wlCjczony w dlugi lancuch malarstwa<br />

polskiego. Chcialbym tutaj podzi~'kowac z gl~bi serca i tym wszystkim,<br />

kt6rzy si~ do mojej wystawy przyczynili, i tym mlodym<br />

malarzom, kt6rzy chcieli obok mnie wystawie w znak braterstwa<br />

generacji".<br />

Wystawa J6zefa Czapsikiego byla pi~knym ,darem przyjaci61 na<br />

jego dziewi~cdziesiGciolecie - choc przede wszystkim byla przynajmniej<br />

cz~sciowym splaceniem dlugu naaeznego i jemu, i polskiej<br />

publicznosci. Ale tei jej organizatorzy [Ilie mogli chyba spodziewac<br />

si~ az t a k i ego podziE:kowania.<br />

216<br />

Tomasz Fialkowski


NOT V o K S 4 Z K A C H <br />

ODPOWIEDZIALNOse PELAGIUSZA<br />

Leo Moulin, La gauche, la droite et la peche originel et autres<br />

essais. Preface d'Alain Lancelot, Paris 1984, Librairie des Meridiens.<br />

Leo Moulin, autor kilkunastu ksiqzek i niezliczonych naukowych<br />

i popularnych artykul6w daje 'swoim dorobkiem optymistyczne<br />

swiadectwo mozliwej nawet w czasach specjaliza·cji rozleglosci i roznorodnosci<br />

niedyiletancko traktowanych zainteresowan. Pisze bowiem<br />

0 historii i historii idei, 0 przemianach spolecznych w Europie,<br />

0 socjologii europejskiej rozwoju gospodarczego, 0 Dantem,<br />

o socjologii kuchni europejskiej, jest uznanym specjalistq w zakresie<br />

d ziejow sredniowiecznego monastycyzmu a zwlaszcza reguly<br />

sw. Benedykta i historii zalozonego przezen zakonu.<br />

Ostatnia ksiqzka prof. Moulin jest zbiorem czterech esejow d a­<br />

jqcych swoisty obraz genezy i przemian idei i ideologii politycznych<br />

zwlaszcza lewicowych. Leo Moulin nalezy do tych historyk6w,<br />

ktorzy w dZlejach idei oglqdanych z perspektywy XX w.<br />

odnajdujq pewne wydarzenie pierwotne, wzorcowe, stanowiqce<br />

pierwsze ogniwo ewolucyjnego lancucha lub kreujqce niejako intelektualnq<br />

matryc~, kt6ra w kolejnych epokach b~dzie si~ odtwa­<br />

\ rzac w mysleniu i w inspirowanym tym my§leniem dzialaniu. Dla<br />

Karla Lowitha, Henri de Lubaca, Andre Reszlera czy wielu innych<br />

takim wzorcem jest tw6rczosc kalabryjskiego mnicha Joachima<br />

z Fiore i jego wizja trzech epok - Ojca, Syna i Ducha w dziejach<br />

swiata, w kt6rych splecione wzajemnie historia swiata i swiecka<br />

prowadzq do ostatecznego wyzwolenia ludzkosci, do realizacji<br />

absolutu na ziemi. Dla Alaina Besanc;ona paradygmatyczny sens<br />

rna postac Marcjona i wczesny gnostycyzm chrzescijanski z charakterystycznym<br />

dla gnozy odrzuceniem wiary na rzecz "wiedzy<br />

pewnej" i uj ~ ciem calej rzeczywistosci - Boga, swiata i czlowieka<br />

- w ramy jednolitej wizji. Dla Leo Moulina natomiast momentem<br />

0 kluczowym znaczeniu jest sp6r pomi ~dzy Pellagiuszem<br />

a Sw. Augustynem z poczqtku V stulecia. Co prawda sw. Augustyn<br />

wyszedl z tego sporu 'zwyci~sko i herezja pelagianska zostala pot~<br />

pion a, ale antropologia Pelagiusza odnawia si~ w najrozmaitszych<br />

ideach i ruchach religijnych i politycznych po dzien dzisiejszy.<br />

Zasadnicze znaczenie ma zwlaszcza pelagianski optymizm<br />

217


Z DARZ ENIA -<br />

KS1'IZKI .:..- LUDZIE<br />

naturalistyczny. Pelagiusz, apologeta Iudzkiej wolnosci, odrzuca<br />

wszystko, co moze jej zagrozie: z jednej strony ide~ grzechu pierworodnego,<br />

a z drugiej - koniecznosc laski. Czlowiek moze nie<br />

grzeszye, moze zbawic si~ 0 wlasnych silach, bez 'nadprzyrodzonej<br />

pomocy, dzi~ki rozumnej wiji swego cefu i konsekwentnej pracy<br />

woli. Czlowiek Pellagiusza jest absolutnym panem natury, ale zarazem<br />

winien wyrzec si~ ograniczaj'lcej jego wolnose wlasnosci.<br />

Sam Pelagiusz l'lczyl swoj optymizm z ascetycznym purytanizmem,<br />

niektorzy z jego uczniow odrzuciwszy ow rygoryzm glosili pochwal~<br />

sensualizmu. Przekonanie 0 istotowej wolnosci czlowieka, jego<br />

n i e skr~powanej woli, prometejskie zaufanie do Iudzkich mozliwosci,<br />

przeswiadczenie 0 zupelnej r6wnosci Iudzi, 0 !p0t~dze rozumu, 0 mozliwosciach<br />

calkowitego uksztaltowania czlowieka przez wychowanie,<br />

wiara w nieustaj'lcy po s t~p - oto elementy idei Pelagiusza,<br />

kt6re weszly w krwioobieg mysli europejskiej zyskujqc najpierw<br />

wyraz religijny a pozniej poEtyczny w rozmaitych millenaryzmach<br />

sredniowiecznyc:h, w ockhamizmie, u Wyckliffa, Rusa i Mlinzera,<br />

w ruchu begard6w, w utopiach renesansowych, w oswieceniowym<br />

humanizmie, w ideach post~pu i rewolucji, Ciekawe, ze od poczqtku<br />

istnieje charakterystyczna zbieznose pomi~dzy dO'ktrynami<br />

odrzucajqcymi radykaInq slabose, uposledzenie ludzkiej natury,<br />

a pewnymi wizjami politycznymi jak np. slawne Miasto Slonca<br />

Campanelli (1568- 1639), teokr atyczne, racjonalisty czne i kolektywistyczne,<br />

albo projekty Marsyliusza z Padwy (zm. ok. 1343), kt6­<br />

ry powiada, ze "w kazdym miescie wladza powinna bye jedna<br />

i wylqczna, spr a wowana bez p osrednik6w i bez podzialu odpowiedzialnosci".<br />

Leo Moulin widzi w Pelagiuszu swego rodzaju pierwowzor<br />

,,[ewicowego intelektualisty". Na przeciwnym biegunie stoi<br />

pesymistyczna, augustynska wizja czlowieka, wzorcowa dla tradycyjnej<br />

"prawicy", natomiast sw. Benedykt, spoglqdajqcy na czlowieka<br />

bez zludzen, ale z wielkodusznym otwarciem - to "centrum".<br />

.<br />

Taka polityczna perspektywa spojrzenia na trzy postacie z dziej6w<br />

chrzescijanstwa zostaje mocniej u zasadniona w drugim eseju<br />

(Millenaryzmy i ideologie post~pu) ktory, podobnie jak inne liczne<br />

studia "mesjanologiczne" stara si~ pokazac, w jak wielkiej mierze<br />

"szereg naszych przeswiadczen, opcji politycznych, naszych wizji<br />

swiata i nadziei wyrasta ' wprost z gleby emocji religijnych". Autora<br />

interesuje zwlaszcza poj~cie rewolucji i zwiqzki tegoz z duchem<br />

chrzescijanstwa w jego ortodoksyjnych a zwlaszcza heretyckich<br />

formach. Rozwazania nad religijnq percepcjq czasu i nad religiq<br />

jako czynnikiem integracji i dezintegracji spolecznej prowad zq do<br />

wniosku, ze warunki spoleczno-ekonomiczne nie stanowiq nigdy<br />

same przez si~ m otoru dziej6w - nawet n a j ci~Zsze, nie natchnq<br />

218


ZDARZENIA - KS II\ZKI - LUDZIE<br />

nikogo ideq buntu, je§li nie jest ona wczesniej obecna w ludzkich<br />

glowach. Decydujqce znaczenie rna wi ~c nie s y t u a c j a sarna,<br />

a jej in t e r pre t a c j a. I drugi wniosek, bliski Aronowskiej<br />

koncepcji ideologii jako zeswiecczonych religii - wedle<br />

ktorego "iaden czynnik polityczny nie dziala w petni, jesli nie<br />

zyska wymiarow zjawiska religijnego".<br />

Duch RayulOnda Arona i Hannah Arendt, a takie Maxa Webera<br />

i - par auoksalnie - Georgesa Sorela unosi si~ nad kolejnymi<br />

dwoma esejami dotyczllcymi tematyki wsp6lczesnej: Nowa zdrada<br />

kLerkow i Przeznaczenie lewicy. 'vV pierwszym eseju rozwai a<br />

Moulin mechanizl1.1y popychajqce intelektualistow do politycznego<br />

zaangaiowania i jego skutki, istotnie rnie tylko dla czystosci r qk<br />

lecz tak i e czystosci mysli, zastanawia si~ nad losem klerkow w<br />

sluibie panujllcych ideologii, nad mechanizmami swiadomych i n ieswiadomych<br />

zaslepien, nad moiliwosciq i warunkami minimum<br />

ebiektywizmu w naukach spolecznych. Leo Moulin rzuca na zachodnich<br />

intelektualistow minionych dzie s i~cioleci r6ine jakie<br />

sluszne oskarienia, odslania psychologiczne spr~iyny popychajqce<br />

ich do takiej czy innej postaci zdrady klerkowskiego powolania.<br />

Aby pokazac, z jakiego punktu prowadzi swoj krytyczny wywod,<br />

autor wprowadza n iespodziewanie wqtek osobisty , stosujqC d o samego<br />

siebie " metod~ krytycznq", pokazuje wlasne biograficzne<br />

uwaruD!kowania: ardenczyk, syn aktywnego dzialacza i zaloiyciela<br />

zwiqzkow zawodowych, wychowany w atmosferze nieufnosci wobec<br />

intelektualist6w , w agnostycyzmie, r adyka1nego wOillomyslicielstwa<br />

i kulcie indywidualistycznego myslenia i dzialania "pod<br />

prqd" panujqcych opinii i k onformizmow.<br />

Ksiqika Leo Moulina jest przykladem posta\\ry klerkowskiej par<br />

excelLence. JeSli autora jej nielatwo jest opatrzyc ideologicznq czy<br />

politycznq pi e cz~ciq, to bynajmniej nie z racji jego niech~ci do<br />

zdecydowanych sqdow albo braku spojnosci mysli. Passion de lucidiU!<br />

i passion du comprendre - te dwa hasla zapoiy czone od<br />

Raymonda Arona i AIlfreda Grossera uzupelnia trzecie - sans<br />

illusion, a wreszcie swiadomy i ujawniony bodziec m oralny. Ta<br />

mysl, zmierzajqca do przenilkliwego i bez zludzen, ale gl~boko ludzkiego<br />

rozumienia i wyposaiona w gl~bi~ historycznej erudycji jest<br />

zbyt blisko rzeczywistosci (i to nawet wowczas, gdy puszcza si~<br />

na wody wielkich uog6lnien) by dac si~ okreslic pojedynczq, abstrakcyjnq<br />

etykietq.<br />

Krytyk pelagianskiego optymizmu, jest Moulin, choc \V innym<br />

wymiarze, umiarkowanym optymistq: n ie tylko wierzy, i e mysl<br />

ludzka zdolna jest niekiedy wzniesc si~ ponad h istoryczne i spoleczne<br />

determinacje iku chocby minimum obiektywizmu i tym samym<br />

przybliiyc s i~ do prawdy; nie tylko sqdzi, ie kultura euro­<br />

219


ZDARZENIA - KSIA2.KI - LUDZIE<br />

pejska jest wciqz wartosciq wartq obrony i zachowania, lecz zdaje<br />

si~ ufac, ze szaleiistwa ludzkiego umysiu przemijajq z czasem, a wi~c<br />

praca na rzecz stopniowego ulepszania tego swiata i umniejszania<br />

sumy ludzkich cierpieii, chocby miala si~ dokonywac bardzo drobnymi<br />

krokami, rna sens i nie jest z gory skazana na kl~sk~.<br />

H. W.<br />

WYDAWCA W STANIE WOJENNYM<br />

Pierre Assoulirie, Caston GaHimard. Un demi siecle d'edition francaise.<br />

P aris, Balland, 1984, s. 49 5 .<br />

Dobrze jest byc wytwornym (i zamoznym!) dyletantem, zadomowio!1ym<br />

'W srodowisku pisarzy i artystow; jeszcze lepiej - umiec<br />

przetworzyc w cos \-vainego doswiadczenia, jakie taki tryb iycia<br />

przynosi. Naj\ovspanialszq ilustracjq tej niezbyt


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

tury postawilo sobie za cel, dowodzq, ze jest inaczej, ze spryt i przytomnoSt':<br />

wydawcy to w tej wojnie bardzo duzo, ale ultima ratio<br />

stanowi w niej mimo wszystko talent pisarza, ten tajemniczy, wymyikajqcy<br />

si~ wszystkim definicjom dar mowienia rzeczy waznych.<br />

Taki optymistyczny wniosek wynika z ksiqZki Assouline'a i juz<br />

sam ten wqtek wystarczylby, zeby jq z wielkim zaj~ciem przeczytac.<br />

J est w niej jednak fragment szczegolnie i z nieco innych<br />

w zg l~do w pasjonujqcy: rozdzial po sw i~cony okresowi ol: ~l p acj i.<br />

Wiadomo" ze - n a szcz ~ sc ie dla Francji - okupant nie wydal<br />

kulturze francuskiej tak totalnej wojollY jak naszej. Pisarze francuscy<br />

mogli legallnie, po uzyskaniu imprimatur hitlerowskiej cenzury,<br />

wydawac swe dziela a korzystali z tej mozliwosci wcale ollie<br />

tylko kolaboranci czy ideowi faszysci, ale i niektorzy pisarze zwiqzani<br />

z Ruchem Oporu, drukujqcy pod pseudonimami w podziemnych<br />

wydawnictwach i pismach.<br />

Wymagalo to jednak, zwlaszcza ze strony wydawcow, nieustannej<br />

gry z okupantem, ciqglych kontaktow i ikonszachtow z jego<br />

funkcjonariuszami, kompromisow, gierek, czasem upokarzajqcych<br />

u s t~p stw, kt6re tylko bardzo niewyrazna i niezbyt - zwlaszcza<br />

z d ala - czytelna granica dzielila od zwyklej wsp6lpracy. Wielu<br />

zresztq t~ graollic~ przekroczylo i nie zawsze lat;wo bylo po wojnie<br />

ocenic, kto po prostu zdradzil, a !kto si~ tylko "przekombinowal"<br />

w tej okrutnej ehoc pasjonujqcej grze. ezy warto bylo jq podejm<br />

owac e zy cena za nieprzerwanq obecnosc literatury nie byla<br />

za wysoka ezy obroniono wi~cej niz stracono ezy nie lepiej bylo<br />

n a jakis czas po prostu zamilknqc, nawet ryzykujqc, ze wrogie<br />

glosy pozostanq same na pIlacu Sprawa nie byla jednoznaczna tuz<br />

po wyzwoleniu (choc samego Gallimarda jednoglosnie bronili w<br />

okresie powojennych czystek pisarze Ruchu Oporu) i nie jest jednoznaczna<br />

dotqd. Assouline na przyklad nie kryje swoich wqtpliwosci,<br />

ale "okupacyjny" rozdzial jego !ksiqzki przynosi obfite<br />

i obiektywne dossier tej sprawy. Warto si~ z nim zapoznac, mozna<br />

s~ nad nim zadumac.<br />

W. D.<br />

SZTUKA TVSI~CLETNIEJ<br />

RZESZV<br />

Reinhard Merker, Die bildenden Kilnste im Nationalsozialismus.<br />

Kulturideologie. Kulturpolitik. Kulturproduktion. KOln 1983, Du­<br />

Mont Buchverilag<br />

W ciekawosci, z jakq si~gamy po ksiqZki 0 sztuce na uslugach<br />

rZqdow totalitarnych jest cos niezdrowego - cos z nieco perwer­<br />

221


ZDARZEN IA - KS IIjZKI - WDZIE<br />

syjnego zainteresowania losami d alekiej krewnej, Iktora zeszla na<br />

zle drogi. Bo przeciez war tosc tej sztuki bywa 'na ogol nikla, charakteryzuje<br />

jq z r eguly banaln a zachowawczose, nudne i uporczywe<br />

powielanie ty ch samych patetyczno-m onumentalnych bqdz ckliwo­<br />

-sentymentalnych wzorow. Fascynuje nas wi~c nie ona sarna, ale<br />

raczej proces nieuchronnej deprawacji, ktoremu podlega, i kierujqce<br />

tym procesem mechanizmy. Ich poznanie, pr ocz zaspokojeuia<br />

niskich instynktow, p rzyniesc moze przeciez takze i inne pozytlki.<br />

Dlatego warto przeczytae k si qzk~ Reinharda Merkera, choc po<br />

jej przeczytaniu chcialoby s i~ zadae autorowi k ilka pytan i czasem<br />

z nim poklocie. On sam jest, jak si~ dowiadujemy ze wst~pnej<br />

notki, praktylkujqcym lekarzem, a teoria i k rytyk a kultury stanowiq<br />

drugie jego zainteresowanie. KsiqZka, 0 ktorej tu mowa,<br />

wyszla w dose r enomowanej ch oe popularnej serii DuMont Taschenbucher.<br />

Trojdzial, u widoczniony w podtytule - a wi~c ideologia<br />

ku1iury, polityka kulturalna i w reszcie produkcja artystyczna ­<br />

odpowiada we wn~t r znemu podzialowi jej zawar tosci. Otrzymujemy<br />

w ten sposob niezmiernie r ozbudowane tlo: zasadnicze zr~by<br />

nazistowskiej ideologii, syl wetki jej inspiratorow i protagonistow,<br />

instytucje i przedsi~wzi~c ia "zycia kulturalnego" III Rzeszy. Ta<br />

c z~sc iksiqzk i, zwlaszcza w par tiach traktujqcych 0 ideologii, silq<br />

rzeczy zawierac musi wiele uproszczen, gl ~bie j i ciekawiej pisal<br />

o tym chocby George L. Mosse w tlumaczonym u nas K ryzysie<br />

ideologii niemieckiej, ale miejsce i tak "zjada" - w rezultacie na<br />

rozdzial 0 "produkcji artystycznej'" III Rzeszy wygospodarowal<br />

autor ledwie jednq trzeciq, a i to skupiajqc si~ w nim glownie<br />

na architekturze i monumentalnych przedsi~wzi~ciach Troosta<br />

i Speera. Malarstwo i rzezb~ rozpatruje wedle glownych wqtkow<br />

ikonograficznych czy problemowych i ich funkcji, przeslizgujqc s i~<br />

jakby nad zagadnieniem formaInych zrodel tej sztuki i jej wi~kszej<br />

lub mniejszej zbieznosci ze wspolczesnymi nurtami sztuki eur o,:<br />

pejskiej. Mysl~ tu ehoeby 0 jej stosunku do "Nowej RzeezowoSci"<br />

(Neue Sachlichkeit), kt6ra, choc pot~piona, wplyn~la jednak ehyba<br />

na ofkjalne malarstwo hitlerowskieh Niemiec, tworzqc tam przedziwnq<br />

rnieszank~ z poglosami realistow - Leibla, Trlibnera ezy<br />

Thomy - i XIX-wieeznych akademikow.<br />

Merker sztuki III Rzeszy nie lubi - co zupelnie zrozumiale ­<br />

i nie zostawia na niej suchej nitki. W ezytelniku budzi si~ przez<br />

to czasem przekora. Oto przyklad: piszqc 0 inspirowanym przez<br />

"volkistowskich" ideologow tzw. Heimatschutzstil w architekturze<br />

(a wi~c "stylu ochrony" czy tez "pieczy nad ojczystq ziemiq"',<br />

kt6ry glosil potrzeb~ wtopienia budowli w wiejski ezy podmiejski<br />

krajobraz i dostosowania ich charakteru i skali do materialow<br />

i sHy roboczej jakie znaleze mozna w najblizszej okoliey, tluma­<br />

222


ZOARZENIA - KSII\ZKI - LU OZIE<br />

ezy Merker jego popularnosc gl6wnie wzg1l~da mi ideologicznymi<br />

oraz tym, ze pozwalal: o sz ez~dzac materialy potrzebne dia p rzemys!u<br />

zbrojeniowego (beton, stal) i dawal lepszq och r o n~ p rzed<br />

atakami lotniczymi (). Zapewne tak - w arto jednak takze zauwazyc,<br />

ze pod jego postulatami olburqcz podpisaliby si~ dzis chocby<br />

"zieIoni"!<br />

Osor ny i bardzo interesujqcy wqtek, ktory Merker wy o dr~bnil<br />

zreszt . w podrozdzial, ale 0 k torym poczytaloby si~ eh~t ni e jeszcze<br />

wi~ce (ehoc pisze 0 nim w tlumaczonej u nas ksiqzce Joh n Willett)<br />

stanowiq dzieje stoczonej na samym poczqtku rzqdow Hitlera batalii<br />

0 ekspresjonizm. W 1937 roku dziela ekspresjonistow znalazly<br />

si~ na wystawie "Sztuki zdegenerowanej", ale cztery lata wczesniej<br />

nie byto jeszcze pewne, czy nie stanowiq jednak prawdziwego<br />

wcieiJ.enia niemieckiego, aryjskiego ducha. Zda wal si~ ku<br />

temu sklaniac zwlaszcza Goebbels, wytrawny dialektyk umiejqcy<br />

lqczyc skrajnosci: inspir ator srynnego palenia ksiqzek, rownoczesnie<br />

wraZliwy byl na wartosci sztuki prawdziwie niemieckiej - na s tanowisku<br />

przewodniczqcego Izby Pismiennictwa Rzeszy widziec<br />

ehcial Stefana George, Izby Filmu - Fritza Langa, pragnql tez<br />

doprowadzic d o powrotu Tomasza Manna. W lecie roku 1933 nazistowski<br />

zwiqzek studentow zorganizowal wys t aw~, na ktorej jako<br />

genii loci narodowosocjalistycznych Niemiec prezentowano dziela<br />

ekspresjonistow, m .in. Schmidta-Rottluffa, Noldego i Barlacha ­<br />

wlasnie Barlacha, k t6rego rzeiby juz niedlugo usuni~te zostanq nie<br />

tylko z pubIicznych zbiorow ale i z kosciolow, az do przetopienia<br />

slynnego aniola z katedry w Gtistrow, ich autor zas umrze w osamotnieniu<br />

w roku 1938. Emil NOlde bardziej tu si~ tlumaczy ­<br />

skqdinqd znakomity malarz, juz w 1920 roku wstqpil do narodowosocjalistycznej<br />

.partii w Szlezwilku-Holsztynie. Podobnie bylo i w<br />

literaturze, by przypomniec Gottfrieda Benpa i jego krotkotrwaly<br />

na szcz~scie flirt z hitleryzmem; slynne zdanie zaczynajqce si~ od<br />

"Gdy slysz~ slowo kultura..." nie pochodzi, jak si~ cz~sto sqdzi,<br />

z mowy Goebbelsa, ale ze sztuki ekspresjonisty Hannsa Johsta,<br />

ktory rowniez zglosil akces do nazist6w.<br />

Ta proba sil nie miala jednak trwac dlugo. Jeszcze kilku tworcow,<br />

probujqc ratowac swojq pozycj~, zlozylo oswiadczenia, ktore<br />

czytamy dzis z zazenowaniem - Sq wsrOd nich Ernst Ludwig<br />

Kirchner, Karl Hofer, Oskar Schlemmer..., zwyci~zyla jednak zaehowa<br />

wcza linia Alfreda Rosenberga i jego wspolpracownikow,<br />

IlliRsza zapewne Ftihrerowi od wyrafinowanych koncepcyj Goebbelsa.<br />

Ten ostatni umial: z nich dialektycznie zrezygnowac i kr6tkotrwali<br />

sojusznicy znaleili si~ w 1937 roku bez wyjqtku na wspom<br />

nianej juz wystawie, gromadzqcej przyklady entartete Kunst.<br />

Dzieje wzajemnych relacyj awangard w sztuce i ruchow totali­<br />

223


ZDARZENIA - KSIIIZKI - LUDZIE<br />

tarnych to w ogole temat osobny i wdzi~czne pole do porown awczych<br />

studiow. Takich studiow u Merkera niestety nie znajdziemy<br />

- juz na wst~pie zastrzega si~, ze a.nalogii zadnych snue nie<br />

b~dzie. Trudno - zajqe si~ tym musimy sami, a ksiqzka Merkera<br />

pozostanie zbiorem interesujqcych fakt6w i - czego tu dotqd nie<br />

wspomnialem - kopalniq materialu ikonograficznego, ktory nie<br />

cz~sto mamy okazj~ oglqdae. -<br />

T. F.<br />

JESZCZE JEONO SWIAOECTWO<br />

Maurice Pradines, Le Beau voyage. Itineraire de Paris aux frontieres<br />

de Jerusalem, Les Editions du Cerf, Paris 1982, str. 150<br />

W czasach, kiedy Krak6w byl takim samym euro,pejskim miastem<br />

jak np. Moguncja lub Wenecja, a dOlkladnie biorqc w roku<br />

1932, odbyl si~ w tym miescie mi~dzynarodowy kongres poswi~cony<br />

"edukacji moralnej", na ktorym odczytal sw6j "komunikat"<br />

Maurice Pradines, filozof i psycholog ze Strasbourga, znany juz<br />

ze swych prac traktujqcych 0 Krytyce warunkow dziatania (1909 r.),<br />

a zwlaszcza z zakresu Filozofii doznania (1928 r.). Ow glos zapowiadal<br />

napisaoq i wydanq pozniej (w 1941 r.) rozpraw~ 0 duchu Teligii,<br />

kt6ra zyskala sobie slaw~ nie mniejszq niz Dwa zrodla moralnosci<br />

Bergsona. Na Ikilka miesi~cy przed smierciq w 1958 r.<br />

Pradines napisal i oglosil w "La Table Ronde" nieduzy, bo czterdziestoczterostronicowy<br />

tekst, ktory uchodzi za jego testament duchowy,<br />

a w kt6rym opisal on swoje itinerarium intelektualne; tytul<br />

tego tekstu brzmial intrygujqco: Pi~kna podroz. Droga z Paryza<br />

do granic Jeruzalem. Kilka lat temu wydawictwo.CERF wydalo<br />

w postaci ksiqzki Le Beau voyage z przedmowq Gisele Brelet,<br />

kt6ra prezentowala tekst w "La Table Ronde", z wprowadzeniem<br />

Andre Grappe oraz z przypisami i komentarzem Rolanda<br />

Guyot.<br />

Jak widae wydawnictwo potraktowalo bardzo powaznie SWq<br />

misj~ i zrobilo wszystko, by wspolczesny czytelnik odni6sl korzyse<br />

z lektury, korzysc duchowq, bo swiadectwo glosnego filozofa nie<br />

moze nie sklonic do zadumy. Kto wie, czy Fradines nie "zaw~drowal"<br />

pod bramy Jerozolimy pod wplywem swej zony, kt6ra, gl~boko<br />

pobozna, bolala nad tym, ze mqz nie podzielal jej wiary.<br />

W kaZdym razie uznanie rzeczywistosci nadprzyrodzonej, 0 ktorej<br />

m6wi religia, przyszlo z czasem w wyniku nieustajqcego obrachunku<br />

intellektualnego - poddane rewizji przez filozofa prawidla,<br />

224


ZDARZENIA - KSI",ZKI - LUDZIE<br />

wedle kt6rych kierowal swym umyslem, oznaczajq niczym kamienie<br />

milowe przebytq przez niego drog~, u kresu kt6rej nastqpilo<br />

stwierdzenie calkowitej autono]Ilii wiary a takze melancholijne<br />

wyznanie, ze jakkolwiek trudno jest czlowiekowi pojqC Boga-Ojca,<br />

to jednak wbrew glosom rozumu byloby istnieniu Bozemu przeczyC.<br />

Uwiarygodnia to swiadectwo zar6wno wprowadzenie jak komentarz<br />

wspomnianych jui: wsp6lautor6w; jako znawcy nie tylko<br />

mysli sztrasburskiego filozofa, ale r6wniez tematyki i problematyki,<br />

kt6rq karmila si~ filozofia psychologiczna i religijna tej<br />

epoki, Sq doskonalymi przewodnikami na trasie, ikt6rq ognis przebyl<br />

sam Pradines, a teraz w slad za nim wsp61czesny czytelnik,<br />

nie m ajqcy przeciei: historycznego przygotowania do podobnej lektury.<br />

Le Beau voyage jako dokument jest przyczynkiem do nienapisanej<br />

jeszcze "Historii", kt6ra ma za przedmiot zmiany zachodzqce<br />

w swiadomosci "uczonej", w swiadomosci porzucajqcej<br />

pozytywistyczny paradygmat dla bardziej reaUistycznego podejscia.<br />

Bo realistycznym nalezy nazwac przekonanie 0 ulomnosci kondycji<br />

ludzkiej, ikt6rej nie poprawi. 'najbardziej nawet optymistyczna ideologia.<br />

s. c.<br />

'S - ZNAK 225


JED E N A S TAW lEe Z 0 REM...<br />

JAN PAWEt II<br />

4 VI <br />

OPATRZNOSC BOZA A OBECNOSC ZlA I CIERPIENIA <br />

W SWIECIE <br />

1. Powr6Cmy dzisiaj raz jeszcze do tych slow z pierwszego Listu<br />

sw. Piotra, do ktorych odwolalismy sifi przy koncu poprzedniej<br />

katechezy.<br />

"Niech bfidzie blogosl:awiony Bog i Ojciec Pana naszego Jezusa<br />

Chrystusa. On w swoim wielkim milosierdziu przez powstanie<br />

z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodzil nas do zywej nadziei:<br />

do dziedzictwa nieznisZlczalnego { niepokalanego i niewifidnqcego,<br />

ktore jest zachowane dla was w niebie. (...) Dlatego radujecie<br />

sifi, choc teraz musicie doznac trochfi smutku z powodu roznych<br />

doswiadczen. Przez to wartosc waszej wiary okaze sifi 0 wiele<br />

cenniejsza od zniszczalnego zlota, ktore przeciez probuje si


JAN PAWEt II -<br />

OPATRZNOSC BOlA A OBECNOSC ZtA I CIERPIENIA W SWIECIE<br />

mi~dzy innymi rawnie.z wielkq ksi~gq 0 eierpieniu. Tak wi~e eierpienie<br />

wehodzi eaIkowieie w kontekst wszystkiego, CO Bag eheial<br />

powiedziee ludzkosei "wielokrotnie przez prorokaw, a na koneu<br />

przez Syna" (por. Hbr 1, 1); wehodzi w kontekst samoobjawienia<br />

si~ Boga oraz w kontekst Ewa ngelii: Dobrej Nowiny zbawienia.<br />

Stqd tez jedyna metoda, wlaseiwa i adekwatna, przy szukaniu<br />

od'powiedzi na pytanie 0 zlo i eierpienie w .swiecie, moze bye tylko<br />

taka: szukae jej w konte'kseie objawienia zawartego w SIowie B o­<br />

zym.<br />

3. Sarna w sobie rzeezywistose zla i eierpienia jest wieloraka.<br />

Powszeehnie odr6Znia si~ zlo w znaezeniu fizyeznym od zla w znaezeniu<br />

moralnym. Zio moraIne razni si~ od zIa fizyeznego przeele<br />

wszY3tkim przez to, ze jest one za winiOlne, ze jest zalezne od<br />

wolnej woli ezlowieka. Jest to zlo natury duehowej. Jesli odraznia<br />

si~ od niego zlo fizyezne, to rawniez i z tej raeji, ze to elrugie nie<br />

musi bye zale.zne wprost od woli ezlowieka, nie znaezy to jednak,<br />

azeby nie moglo bye przez niego spowodowane, ezy nawet zawinione.<br />

Istnieje wiele raznorodnyeh odmian zia fizyeznego, ktare<br />

ezIovviek spowodowal ezasem przez swojq niewiedzE; czy nieostroznose,<br />

eza3em jednak przez zanied1banie wlasciwych dzialan lub<br />

wrE;cz p oprzez el zialanie 'l1iewlaseiwe, szkoelJiwe. Poza tym jednak<br />

istniejq raine wypadki zla fizyeznego, ktare zachoelzi w swiecie niezaleinie<br />

oel clzialan.ia czlowieka. Wystarezy przypomniee ehoeby<br />

raine klE;Ski ezy katastrofy naturalne, a takze odmiany kaleetwa<br />

ezy tei schorzen somatyeznyeh bqelz psyehieznyeh, ktaryeh ezlowiek<br />

nie za wini!.<br />

4. Cierpienie lqezy si~ z doswiadezeniem tych rainyeh i vvielorakieh<br />

odmian zia. Bywa one w pewnej mierze takie udziaiem<br />

zwierzq t, jako istot obdarzonych czueiem zmyslowym, ale clopiero<br />

w ezlowieku osiqga wlaseiwy mu wymiar eluchowy. Moina powiedziee,<br />

ie ezlowiek cierpi wewn ~t rznie , swiaclom ie, ze eloswiadcza<br />

eierpienia w skali ealej swojej istoty, na miar~ swyeh zdolnosci<br />

do d zialania i reagowania, do odbioru i oclrzucania pewnych wrazen.<br />

Wobec tak okrutnego closwiadczenia, a w szczegalnosci wobec<br />

cierpienia niezawinionego, czlowiek stawia owe trudne, gl~bok i e,<br />

nieraz elramatyczne pytania, ktore niosq w sobie czasem oskarzenie,<br />

czasem wyzwanie, a czasem zas Sq odrzuceniem Boga i Jego Opatrznosei.<br />

Te pytania i problemy moina ujqe w .nastE;pujqcy sposob:<br />

jak pogodzie zlo i cierpienie z OWq pelnq milosei trosk q ojcowskq<br />

Boga, 0 jakiej mowi Chrystus w Ewangelii J ak pogodzie je z transcendentnq<br />

Mqdrosciq Stworey oraz z Jego wszeehmoeq A w sposob<br />

bardziej dialektyezny: ezy mozemy, wobec ealego doswiadczenia<br />

zIa w swieeie, a zwlaszcza wolbec eierpienia niewinnyeh, powiedziee,<br />

ze Bog nie ehce zla A jezeUi go chee, jak mozemy wie­<br />

227


JEDENASTA WIECZOREM .••<br />

rzyc, ze jest Milosciq Tym bardziej, skoro Milosc ta jest wszechmocna<br />

5. Wobec tych pytan takze i my - podobnie jak Hiob - zdajemy<br />

sobie spraw~, jak trudno jest dac na nie odpowiedz. Szukamy<br />

jej z pokorq i ufnosciq nie w nas samych, lecz w Slowo Boze.<br />

Juz w Starym Testamencie znajdujemy przejmujqce i doniosle<br />

stwierdzenie: "Mqdrosci zlo nie przemoze. Si~ga pot~znie od kranca<br />

do kranca i wlada wszystkim z dobrociq" (Mdr 7, 30-8, 1). Wobec<br />

wielorakiego doswiadczenia zla i cierpienia w swiecie juz Stary<br />

Testament daje swiadectwo prymatu Mqdrosci i dobroci Bozej,<br />

prymatu Jego Opatrznosci. Moze najpelniej zarysowalo si~ to w<br />

Ksi~dze Hioba, kt6ra w calosci poswi~cona jest tematyce zia i b6lu,<br />

przejawiajqcych si~ w straszliwych czasem pr6bach, z kt6rych czlowiek<br />

sprawied'liwy wychodzi zwyci~ s ko dzi~ki zdolbytej z trudem<br />

pewnosci, ze B6g jest dobry. Do'Strzegalna w Ksi~dze Hioba swiadomose<br />

ograniczen i marnosci rzeczy s tworzonych prowadzi do<br />

wniosku, ze pewne odmiany "zla" fizycznego (tj. braku czy ograniczenia<br />

dobra) nalezq do samej struktury byt6w stworzonych,<br />

kt6re z natury swojej Sq niekonieczne i przemijajqce, a wi~c zniszczalne.<br />

Wiemy ponadto, ze byty materialne pozostajq z sobq w scislej<br />

wsp6tzaleznosci, 0 czym m6wi antyczne adagium: "smierc jednego<br />

jest zyciem drugiego" (corruptio unius est generatio alterius).<br />

Tak wi~c w jakiejs mierze i smierc sluzy zyciu. Odnosi si~ to<br />

i do czIowieka, 0 ile jest on istotq r6wnoczesnie zwierz~cq i duchowq,<br />

smiertelnq i niesmiertelnq. Znamienne Sq jednak w tym<br />

wzgl~dzie siowa sw. Pawla, tkt6re otwierajq przed nami jeszcze<br />

szersze horyzonty: "chociaz (...) niszczeje nasz czIowiek zewn~trzny,<br />

to jednak ten, kt6ry jest wewnqtrz, odnawia 'Si~ z dnia na<br />

dzieil" (2 Kor 4, 16). I dalej: "Niewielkie bowiem utrapienia nasze<br />

obecnego czasu gotujq bezmiar chwaly przyszlego wieku" (tamze,<br />

4, 17).<br />

6. Kiedy wi~c Pismo Swi~te zapewnia: "Mqdrosci zlo nie przemoze"<br />

(Mdr 7, 30), umacnia w nas przekonanie, ze w opatrznosciowym<br />

pilanie Stw6rcy wobec swiata zlo ostatecznie jest jednak<br />

podporzqdkowane dobru. W kontekscie integralnej prawdy 0 Bozej<br />

Opatrznosci latwiej dokonac rozr6znienia pomi~dzy twierdzeniem:<br />

"B6g nie chce zla samego w sobie", a twierdzeniem "B6g dopuszcza<br />

zlo". Co do pierwszego zdania warto przytoczyc raz jeszcze<br />

slowa z ksi~gi Mqdrosci: "Smierci B6g nie uczynil i ·nie cieszy si~<br />

ze zguby zyjqcych. Stworzyl bowiem wszystko po to, aby bylo"<br />

(Mdr 1, 13-14). Jesli zas chodzi 0 dopuszczanie zla w porzqdku<br />

fizycznym np. tego, ze byty materialne (w tym r6wniez i cialo<br />

ludzkie) niszczejq i UJ1egajq smierci, trzeba powiedziee, ze nalezy<br />

to do samej istotowej struktury tych byt6w. Czyz byloby do po­<br />

228


JAN PAWEl II -<br />

OPATRZNOSC BOiA PRZEZWYCI~iA ltO W CHRYSTUSIE ODKUPICIELU<br />

myslenia przy dzisiejszym stanie swiata materialnego nieograni­<br />

ClOne utrzymywanie si ~ w istnieniu kazdej jednostkowej istoty<br />

cielesnej Staje si~ wi~c zrozumiale to, ze "Bog smierci nie uczynil",<br />

jak glosi Ksi~ga Mqdrosci, a jednak jq dopuszcza, a dopuszczajqc,<br />

rna na wzgl~dzie calosciowe dobro rnaterialnego wszechswiata.<br />

7. Jesli z kolei chodzi 0 zIo moraIne, czyli grzech i win~ pod<br />

roznymi postaciami i z roznymi konsekwencjami, rowniez w porzqdku<br />

fizycznym, to tego zla Bog stanowczo i bezwzgl~dnie nie<br />

chce. Zlo moraIne jest calkowicie przeciwne wdli Boga. Jeieli w<br />

dziejach czlowieka i swiata to zlo w rzeczywistosci jest obecne ­<br />

owszein, czasem zdaje si~ przemozne - jesli poniekqd ma swojq<br />

histori~, to ze s trony Bozej Opatrznosci zostaje one dopuszczone<br />

ze wzgl~du na to, ze Bog chce, aby w swiecie stworzonym istniala<br />

wolnose. Istnienie wo1nosci stworzonej (a wi~c istnienie czlowieka.<br />

istnienie czystych duchow, jak aniolowie, 0 ktorych mowie b ~ d zi e­<br />

my w pozniejszym czasie), jest nieodzowne dla tej pelni s tworzenia,<br />

jaka odpowiada odwiecznemu Planowi Boga (0 czym byIa<br />

juz mowa w jednej z poprzednich katechez). Ze wzgl~du na t~<br />

pel n i~ dobra, jakq Bog chce urzeczywistnic w stworzeniu, jest rze­<br />

CZq bardziej podstawowq istni~nie istot wolnych niz to, ie owe<br />

istoty mogq swojej wolnosci uzye wbrew Stworcy, czyli ze \Volnose<br />

pociqgnie za sobq zlo moraIne. W tym znaczeniu wiara chrzescijanska<br />

przyjmuje, ie Bog dopuszcza zIo moraIne.<br />

Wielkie jest niewqtpliwie swiatlo, jakiego dostarcza nam rozum<br />

i Objawienie w dziedzinie tajemnicy Boiej Opatrznosci, ktora nie<br />

chce zla, lecz dopuszcza jego istnienie, majqc na wzg'l~dzie wyzsze<br />

dobro. Ale hod1em swiata ostatecznego moze bye tylko zwyci~s ki<br />

Krzyz Chrystusa. Temu Krzyzowi poswi~cimy naszq przysz1q katechez~.<br />

11 VI<br />

OPATRZNOSC BOZA PRZEZWYCI~ZA ZtO <br />

W CHRYSTUSIE ODKUPICIELU <br />

1. W poprzedniej katechezie 'staralismy si~ odpowiedziee na pytanie<br />

0 Bozq Opatrznose, nurtujqce cz1o\vieka wszystkich epok<br />

W ob:Jiczu zla i cierpienia. Slowo Boze oswieca nas stale w tym<br />

wzgl~dzie, mowiqc, Zli "mqdrosci [Bozej] zlo nie przemoze" (Mdr<br />

7, 30) i ze B6g nie chce zla, ale dop'Uszcza jego istnienie w swiecie<br />

z u wagi na wyzsze cele. Dzis pragniemy zwrocie si~ do J ezusa<br />

229


JEDENASTA WI5CZOREM...<br />

Chrystusa, ktory w swej tajemnicy paschalnej daje pelnq i kompletnq<br />

odpowiedz na to dr~czqce czlowieka pytanie.<br />

Przede wszystkim zastanowimy 'si~ nad tym, ze sw. Pawe1 glosi<br />

Chrystusa Ukrzyzowanego jako "moc Bozq i mqdrosc Bozq" (por.<br />

1 Kor 1, 24), w ktorej zawiera si~ zbawienie dla wierzqcych. Jest<br />

to z pewnosciq moc przedziwna, jesli objawia si~ w slabosci i w ,ponizeniu:<br />

w m~ce i smierci krzyzowej. Jest to tez mqdrosc przedziwna,<br />

nieznana swiatu poza Objawieniem Bozym. W odwiecznym<br />

Planie Bozym, a z kolei w opatrznosciowym dzialaniu Bozym w<br />

dziejach czlowieka, wszelkie z10, a w szczegolnosci zlo moraIne ­<br />

grzech, zostaje podporzqdkowane ddbru odkupienia i zbawienia<br />

wlasnie przez Krzyz i Zmartwychwstanie Chrystusa. Moina powiedziec,<br />

ie w Nim Bog 'vvyprowadza dobro ze zla. Wyprowadza je<br />

poniekqd z samego zia grzechu, ktorym bylo cierpienie Niewinnego<br />

Baranka i jego straszliwa smierc na krzyzu ja,ko ofiara za<br />

grzechy swiata, Lilturgia Koscioia nie waha si~ tu mowic 0 felix<br />

culpa (por. Liturgia Wigilii Paschalnej, Prok1amacja diakona).<br />

2. Tak wi~c, na pytanie: jak pogodzic zlo i cierpienie w swiecie<br />

z prawdq 0 Opatrznosci Boiej, nie moiemy odpowiedziec w sposob<br />

definitywny, nie odwolujqc si~ do Chrystusa. Z jednej strony bowiem<br />

Chrystus, Siowo W cielone, . potwierdza przez swoje iycie<br />

w ubostwie, w poniieniu i trudzie, a zwlaszcza przez swojq m~k~<br />

i smierc, ie Bog jest z kazdym czlowiekiem w jego cierpieniu,<br />

ie sam to wielorakie cierpienie ziemskiej egzystencji cz10wieka<br />

niejako przyjmuje na siebie. Rownoczesnie zas objawia, ze to cierpienie<br />

posiada odkupien,czq i zbawczq wartosc i moc. Ze w nim<br />

przygotowuje si~ wlasnie owo "dziedzictwo niezniszczalne", 0 jakim<br />

mowi sw. Piotr w s,woim pierwszym Liscie: "dziedzictwo, ktore<br />

jest zachowane dla nas w niebie" (:por. 1 P , 4). Prawda 0 Opatrznosci<br />

zyskuje w ten sposob, poprzez "moc i mqdrosc" krzyia Chrystusowego,<br />

swe definitywne znaczenie eschatologiczne. .ostateczna<br />

odpowiedz na pytanie 0 zlo i cierpienie w wymiarach ziemskiego<br />

bytowania czlowieka zostaje udzielona w Objawieniu Bozym z perspektywy<br />

praedestinatio in Christo; z perspektywy powolania czIowieka<br />

do zyda wiecznego, do udzialu w zyciu samego Boga. T~<br />

wlasnie odpowiedz przyniosl Chrystus i potwierdzil jq do konca<br />

swoim krzyzem i zmartwychwstaniem,<br />

3, W taki spos6b wszystko, r6wniez zlo i cier.pienie w swiecie<br />

stworzonym, a zw1aszcza w dziejach czlowieka, jest poddane owej<br />

niegl ~bionej Mqdrosci, 0 kt6rej z uniesieniem pisze sw. Pawel:<br />

,,0 gl~bokosci bogactw, mqdrosci i wiedzy Boga! Jakze niezbadane<br />

Sq Jego wyroki i nie do wysledzenia Jego drogi" (por. Rz 11, 33).<br />

Jest to bowiem w takim zbawczym calokszta1cie o\ova "Mqdrosc,<br />

kt6rej zlo nie przemoze" (por. Mdr 7, 30). Mqdrosc ta jest zas pe1­<br />

230


JAN PAWEl II - OPATRZNOSC BOLA PRZEZWYCI~LA ZlO W CHRYSTUSIE OOKUPICIELU<br />

na Milosci, tak bowiem "Bog umilowal swiat, ze Syna swego Jednorodzonego<br />

dal" (J 3, 16).<br />

4. 0 tej wlasnie Mqdrosci, peInej milosci i wspolczucia dla cierpiqcego<br />

czIowieka, m6wiq pisma apostolskie, pomagajqc strapionym<br />

wiernym w rozpoznaniu drogi laski Bozej. Tak wi~c Sw. Piotr<br />

pisze do pierwszego pokdlenia chrzescijan: "Radujcie si~, choe teraz<br />

musicie doznae troch~ :smutku z powodu r6znorodnych doswiadczen"<br />

(1 P 1, 6). I dodaje: "Przez to wartose waszej wiary<br />

okaze si~ 0 wiele cenniejsza od zniszczalnego zlota, ktore przeciez<br />

probuje si~ w ogniu, na slaw~, chwal~ i czese przy objawieniu<br />

Jezusa Chrystusa',' (1 P 1, 7). To ostatnie zdanie anwiqzuje do<br />

Starego Testamentu, w szczeg6lnosei do Ksi~gi Syracha, gdzie czytamy:<br />

"w ogniu doswiadcza :si~ zloto, a ludzi milyeh Bogu ­<br />

w piecu utrapienia" (Syr 2, 5). Nawiqzujqc do tego sainego tematu,<br />

sw. Piotr pisze w da1szym ciqgu swego Listu: "cieszcie si~, im<br />

bardziej jestescie uczestnikami cierpien Chrystusowyeh, abyseie si~<br />

cieszyli i radowali przy objawieniu Jego chwaIy" (1 P 4, 13).<br />

5. W podobnym sensie wypowiada si~ apostol Jakub, gdy wzywa<br />

wiernych, by radosnie i wytrwale znosili wszelkie pr6by: "Za<br />

pelnq radose poezytujcie to sobie, bracia moi, ilekroe spadajq na<br />

was rozne doswiadczenia. Wiedzeie, ze to, co wystawia waSZq<br />

wiar~ na prob~, rodzi wytrwalose. Wytrwalose zas winna bye dzielem<br />

doskonalym" (Jk 1, 2-4). Wreszcie sw. Pawel w Liscie do<br />

Rzymian porownuje cierpienia czlowieka i swia ta do ,bolow rodzenia"<br />

calego stworzenia, mowiqc przede wszystkich 0 "westchnieniach"<br />

tych, ktorzy Ipasiadajq "pierwsze dary Ducha" i oczekujq<br />

ostatecznego przybrania za synow, czyli "odkupienia naszego ciala"<br />

por. Rz 8, 22-23). Dodaje jednak: "Wiemy, ze Bog z tymi, ktorzy<br />

Go milujq, wspoldziala we wszystkim dla ich dobra" Rz 8, 28)<br />

i dailej: "Ktoz nas moze odlqczye od milosci Chrystusowej Utrapienie,<br />

ucisk ,ezy przesladowanie, glod ezy nagose, niebezpieczenstwo<br />

czy miecz (Rz 8, 35). Koilczqe zas pisze, "jestem pewien,<br />

ze ani zycie ani smiere (...) ani jakiekolwiek inne stworzenie nie<br />

zdoia nas odlqczye od milosei Boga, ktora jest w Chrystusie Jezusie,<br />

Panu naszym" (R~ 8, 38-39).<br />

6. Tak wi~c cier,pienie, widziane oczyma wiary, chociaz jawi si~<br />

jeszcze jako najbardziej mroczny aspekt losu czlowieka na ziemi,<br />

to rownoezesnie odslania tajemnic~ Bozej Opatrznosci, zakorzenionq<br />

w objawieniu Chrystusa, a zwlaszcza w Jego krzyzu i Zmartwychwstaniu.<br />

Moze si~ oczywiscie zdarzye, ze l1a pytanie 0 zlo<br />

i cierpienie w swiecie stworzonym przez Boga czlowiek nie znajcluje<br />

odpowiedzi doraznej, zwlaszcza, gdy nie ma zywej wiary w<br />

tajemnic~ paschallnq Jezusa Chrystusa. StQpniowo, z pomocq wiary<br />

podsycanej modlitwq odsiania si~ prawdziwy sens cierpienia, kto­<br />

231


JEDENASTA WIECZOREM...<br />

rego kazdy czlowiek doswiadcza w tym zyciu. Dzieje si~ tak za<br />

spraw'l slowa Bozego Objawienia i "nauki krzyza" (por. 1 Kor 1, 18)<br />

Chrystusa, ktory jest "moc'l Boz'l i m'ldrosci'l Boz'l" (1 Kor 1, 24).<br />

Sobor Watykanski II mowi: "Przez Chrystusa i w Chrystusie rozjasnia<br />

si~ zagadka (aenigma) cierpienia i smierci, ktora przygniata<br />

nas poza Jego Ewangeli'l" (Gaudium et spes, 22). Odnajduj'lc przez<br />

wiar~ t~ moc i t~ "mqdrose", znajdujemy si~ na zbawczych drogach<br />

Bozej Opatrznosci. Potwierdza si~ wowczas znaczenie slow<br />

psalmisty: "Pan jest moim pasterzem (...) / chociazbym chodzil<br />

oiemn'l dolin'l, / zla si~ nie ul~kn~, / bo Ty jestes ze mn'l" (por.<br />

Ps 23 [22], 1. 4). Opatrznose Boza oznacza zatem to, ze Bog towarzyszy<br />

czlowiekowi na jego drodze.<br />

7. Tak wi~c Iprawda 0 Opatrznosci, ktora u swoich podstaw zwi'lzana<br />

jest z tajemnic'l stworzenia, musi bye jednak odczytywana<br />

w kontekscie calego Objawienia, w kontekscie calego Credo. W sposob<br />

organiczny wchodzi w prawd~ 0 Opatrznosci objawienie przeznaczone<br />

(praedestinatio) czlowieka i swiata w Chrystusie, objawienie<br />

calej zbawczej ekonomii oraz jej urzeczywistnianie si~ w<br />

dziejach. Prawda 0 Opatrznosci Bozej jest tez najscislej zwiqzana<br />

z prawd'l 0 krolestwie Bozym' i st'ld kluczowe znaczenie posiadaj'l<br />

slowa Chrystusa, wypowiedz.iane w bezposrednim zwiqzku<br />

z Jego nauk'l 0 Opatrznosci: "starajcie si~ naprzod 0 krolestwo<br />

[Boga] i 0 Jego sprawiedliwose, a to wszysl1ko b~dzie warn dodane"<br />

(Mt 6, 33; por. Lk 12, 31). Prawda 0 Bozej Opatrznosci,<br />

czyli 0 transcendentnym wladaniu Boga stworzonym swiatem, staje<br />

si~ zrozumiala w swietle prawdy 0 krolestwie Bozym, 0 tym<br />

krolestwie, jakie Bog odwiecznie zamierzyl urzeczywistnic w stworzonym<br />

swiecie na gruncie przeznaczenia w Chrystusie: w Tym,<br />

ktory jest "Pierworodnym calego stworzenia" (por. Kol 1, 15).<br />

ze ....<br />

Ten sam dokument w jednym z poprzednich rozdzialow stwierdza:<br />

"Nie myli si~ czlowiek, gdy uwaza si~ za wyzszego od r zeczy<br />

cielesnych a nie tyilko za cZ'lstk~ przyrody lub za anonimowy<br />

skladnik spolecznosci panstwowej. Albowiem tym, co zawiera jego<br />

wn~trze, przerasta czlowiek caly swiat rzeczy, a wraca do tych<br />

wel\' n~trznych gl~bi, gdy zwraca si~ do swego serca, gdzie oczekuje<br />

go Bog, ktory bada serce i gdzie on sam pod okiem Boga<br />

decyduje 0 wlasnym losie" (tamze, 14).<br />

4. Rozwoj swiata zmierzaj'lcy do u stanowienia porz'ldku ekonomicznego<br />

i kulturowego, ktory b~dzie coraz pelniej odpowiadal<br />

wszystkim potrzebom ludzkim, wchodzi w zakres powolania czlowieka<br />

do p anowania nad swiatern. St'ld na rowni z osi'lgni ~ ci am i<br />

rowniez ' konkretne zdobycze cywilizacji naukowej i technicznej,<br />

jak tez o s i'lgni~cia k ultury humanistycznej i "mqdrosci" wszys t­<br />

232


JAN PAWEt /I -<br />

OPATRZNOSC BolA PRZEZWYCI~lA Zto W CHRYSTUSIE ODKUPICIEtU<br />

kich stuIeci, zawierajq si~ w sferze "opatrznosci", w kt6rej uczestniezy<br />

czlowiek, aby reaIizowae plan Bozy w swiecie. W tym swietle<br />

Sob6r widzi i uznaje wartose i funkcj~ kuItury i praey. W naszych<br />

czasach. K"onstytucja Gaudium et spes opisuje w istocie no­<br />

Wq sytuacj~ kulturowq i spolecznq ludzkosci, wyszczegolniajqc jej<br />

cechy charakterystyczne i moZliwosci rozwoju, ktorego zawrotne<br />

tempo wzbudza podziw i nadziej~ (por. Gaudium et spes, 53-54).<br />

Sobor uznaje wspaniale osiqgni~cia czlowieka, kt6re wlqcza w zakres<br />

planu i przykazania Boga i wiqze z Ewange'liq braterstwa,<br />

gloszonq przez Jezusa Chrystusa: "Kiedy czlowiek pracq rqk swoieh<br />

Iub przy pomocy umiej~tnosci technicznych uprawia ziemi~,<br />

aby przynosila plony i stawala si~ godnym mieszkaniem dIa calej<br />

rodziny ludzkiej i kiedy swiadomie uczestniczy w zyciu grup spo­<br />

Iecznych, wykonuje on objawiony na pOCZq tku dziejow zamysl<br />

Boiy, ie czlowiek rna czynie sobie poddanq ziemi~ i doskonalie<br />

rzeczy stworzone; tym samym doskonali tei samego siebie, a rownoezesnie<br />

wypelnia wielkie przykazanie Chrystusowe 0 oddawaniu<br />

si~ na sluzb~ swym braciom" (Gaudium et spes, 57, por. tamie,<br />

63).<br />

5. Sobor nie pomija jednak wielkich problemow zwiqzanych z rozwojem<br />

wspolczesnego czlowieka w wymiarze osoby i wsp6Inoty<br />

r6wnoczesnie. Zludne byloby mniemanie, ze moina nie zwracac<br />

• na nie uwagi, tak jak bl~dem byloby traktowanie ich w sposob<br />

niewlasciwy lub powierzchowny, trwajqc w absurdalnym przekonaniu,<br />

ze niepotrzebne jest jakiekQIwiek odniesienie do Opatrznosci<br />

czy woli Bozej. Sobor m6wi: "Za dni naszych rodzaj Iudzki,<br />

przej~ty podziwem dIa swych wynailazkow 'i swej pot~gi, cz~sto<br />

jednak roztrzqsa niepokojqce kwestie, dotyczqce dztsiejszej ewolucji<br />

swiata, miejsca i zadania czlowieka we wszechswiecie, sensu<br />

jego indywidualnego i zbiorowego wysilku, a wreszcie celu ostatecznego<br />

rzeczy i Iudzi" (Gaudium et spes, 3). Nast~pnie wyjasnia:<br />

"Jak to bywa przy kaidym kryzysie wzrostu, przemiana niesie z sobq<br />

niemale trudnosci. I tak, rozposcierajqc tak szeroko swojq pot~g~,<br />

czlowiek nie zawsze potrafi wptZqC jq w swojq sluib~. Usi­<br />

Iujqc wniknqe gl~biej w tajniki swego ducha, cz~sto okazuje si ~<br />

bardziej niepewnym samego siebie. Odkrywajqc krok za krokiem<br />

coraz jasniej prawidla iycia spolecznego, waha 'Si~ co do kierunku,<br />

jaki na1eialoby nadae temu Zyciu" (tamie, 4).<br />

Sobor mowi wyraznie 0 "sprzecznosciach i zakloceniach r6wnowagi",<br />

kt6re Sq wynikiem "szybkich, dokonujqcych si~ nieraz bezladnie<br />

przemian" w sytuacji spoleczno-ekonomicznej, w obyczajach<br />

i kulturze, a takie w mysIeniu i swiadomosci czlowieka, w rodzinie,w<br />

stosunkach spolecznych, w stosunkach pomi~dzy grupami,<br />

wspoInotami i narodami; przemian, ktore prowadzq do "wza­<br />

233


JEDENASTA WIECZOREM .. .<br />

jemny,ch nieufnosci i wrogosci, konfliktow i udr~k, ktorych sam <br />

czlowiek jest zarowno przyczynq, jak ofiarq" Lpor. tamze, 8-9). <br />

Wreszeoie Sobor dochodzi do sedna problemu stwierdzajqc: ,,2a­<br />

klocenia rownowagi, na ktore cierpi dzisiejszy swiat, (...) wi'lz,! <br />

si~ z bardziej podstawowym zachwianiem rownowagi, ktore ma <br />

miejsce w sercu ludzkim" (tamze, 10). <br />

6. Twierdzenie, ze przypisywane sobie przez czlowieka "panowanie<br />

nad swiatem" jest ab"solutne i radykalne i ze mozna je<br />

urzeczywistniac bez zadnego odniesienia do Bozej Opatrznosci, jest<br />

calkowicie nieuzasadnione w obliczu sytuacj'i, w jakiej zyje czlowiek<br />

w swiecie wspolczesnym. Przekonanie, ze mozna Zlbudowac<br />

swoje zycie i ze swiata uczynic krolest'vvo .szcz~scia tylko przy<br />

pomocy wlasnych sil, jest proznym i nie'bezpiecznym zludzeniem.<br />

Pokusie tej u1legl wspolczesny czlowiek, niepomny, ze takze cywilizacja<br />

industrialna i ,postindustrialna jest uzalezniona od praw<br />

natury (por. tamze, 26-27). Czlowiek jednak latwo ulega zas1epieniu<br />

przekonaniem 0 wlasnej samowystarczalnosci w .stopniowym<br />

"opanowywaniu" sil natury, prowadzqcym do zapomnienia 0 Bogu<br />

lub do zaj~cia J ego miej.sca. Przekonanie to przybiera dzisiaj w niektory,ch<br />

srodowiskach postac manipulacji biologicznej, genetycznej,<br />

psychologicz'nej, ktora jesli nie kieruje si~ kryteriami prawa moralnego<br />

(czyli nie zmierza do realizacji krolestwa Bozego), moze<br />

przerodzic si~ wpa:nowanie czlowieka nad czlowiekiem, poci'lga- •<br />

jqC za sobq tragiczne i zalosne konsekwencje. Sobor uznajqc wielkosc<br />

a zarazem ograniczenie wspolczesnego czlowieka w slusznej<br />

autonomii rzeczy docze.sny,ch (pOT. tamie, 36), przypomina mu<br />

prawd~ 0 Bozej Opatr:;mosci, ktora wychodzi czlowiekowi naprzeciw,<br />

ofiarowujqc mu wsparcie i pomoc. W takim zwi'lzku z Bogiem<br />

Ojcem, Stworzycielem i Opatrznosciq, czlowiek moze stale<br />

odkrywac fundament swojego zbawienia.<br />

TROSKA 0 UWI~ZIONYCH<br />

Pozdrawiajqc wszystkich tutaj obecnych, pragn~ raz jeszcze nawiqzac<br />

do tego slowa komunikatu, jednego z ostatnich, polskiej<br />

Konferencji Episkopatu, ktory mowi 0 uwi~zionych. Pragn~ dac<br />

wyraz trosce 0 wszystkich na.szych rodakow uwi~zionych, zwlaszcza<br />

uwie:zionych z .powodu ich przekonan. Wchodzq tu w gr~ jakies<br />

podstawowe prawa' czlowieka. Pragn~ nade w.szys tJko polecic<br />

modlitwie tych wszystkich naszych bracii siostry uwi~zionych,<br />

o ktorych myslq rodacy, nie zostawiajqc i-ch samymi, ktorych my~l,!,<br />

troskq i modlitwq wspierajq. Bo chodzi 0 to, azeby swiat, w ktorym<br />

zyjemy - a w tym swiecie na.sza Ojczyzna - byl bardziej<br />

234


JAN PAWEl II - OPATRZNOSC BOlA PRZEZWYCI~IA ZlO W CHRYSTUSIE ODKUPICIELU<br />

godny czlowieka, byl prawdziwym mieszkaniem ludzi, ludzi zyjqcych<br />

w prawdzie, sprawiedliwosci i milosci. 0 to zabiegamy WSZe; ­<br />

dzie, wsr6d wszystkich narod6w, 0 to za'biegamy w spos6b szczeg61­<br />

ny wsr6d tego narodu, kt6ry jest naszq Ojczyznq.<br />

Jan Pawel II<br />

Kazania ze srodowych audiench genera.!nych. Teks t wg L'Osservatore<br />

Romano wyd. po!s:kie nr 6, <strong>1986</strong>, s. 5- 6.<br />

• <br />

235


SOMMAIRE<br />

PHILOSOPHIE. Max Scheler, Vom Sinn des Leides (Gesammelte<br />

Werke, Band 6, Bern-Miinchen 1963). Sur Ie sens de la souffranoce.<br />

Traduction de A. W.<br />

La poh~mique<br />

engagee autour du livre de Leszek Kolakowski,<br />

Religion, (Glasgow 1982), dont nous avons publie la recension, faite<br />

par Eli:bieta Wolicka dans de numero 368-369, se poursuit avec<br />

Marian Grabowski qui suggere une autre lecture de Kolakowski,<br />

dans la conception duquel il voit Ie preambule de ila foi chez<br />

l'homme contemporain. Quant a Wolicka, elle denonce chez Ie philosophe<br />

sa tendance a opposer foi et science, alors qu'elles sont<br />

complementaires et non contradictoires.<br />

RELIGION: Vladimir Soloview, Recit sur l'Antechrist. Recit<br />

fantastique sur l'avenir du monde et du christianisme, sur U'Antechrist<br />

qui falsifie Ie christianisme et sur l'unification des Eglises<br />

chretiennes. (Oeuvres completes de Soloview, tome VII, Petersburg<br />

1903).<br />

Le traducteur, Grzegorz Przebinda, analyse les idees de Sol04<br />

view, qui sont aux antipides professees par Tolstoi, dans un article<br />

intitule: Uapocalypse de Wlodzimierz Solowjow. Le meme theme<br />

est repris par Jan Krasicki dans A l'ombre de l'Antechrist, qui<br />

commente les idees de Soloview en se basant sur les notes de son<br />

disciple, Marian Zdziechowski.<br />

ARTS: J6zef Czapski, peintre et ecrivain etabUi en France, a fete<br />

en <strong>1986</strong> ses quatre-vingt-dix ans. Occasion pour Andrzej Nowa4<br />

kowski de tenter une estimation de sa biographie artistique (Homo<br />

pingens et scribens), et pour Pawel Taranczewski d'examiner sa<br />

conception de l'art, conception que Ie peintre a exposee dans son<br />

ouvrage Patrzqc (ed. <strong>Znak</strong> 1983). Par ailleurs, Ie musee archidiocesain<br />

de Varsovie a organise une exposition de ses oeuvres, qu'a<br />

vues Tomasz FialkowskL<br />

LETTRES: Tomasz Lubienski · travaille sur une nouvelle version<br />

de la Divine Comedie de Dante, dont nous publions les troisieme<br />

et quatrieme chants.<br />

.Andrzej S. Kowalczyk parle du journal de voyage de Jerzy Stem4<br />

powski en Autriche et en Allemagne, dans lequel l'auteur note<br />

ses impressions et ses reflexions au gre d'un itineraire accompli<br />

a,pres la seconde guerre mondiale, tout en mettant l'accent sur<br />

l'avenir culturel de l'Europe.<br />

236


SOMMAIRE<br />

REVVE DE LA PRESSE: Krzysztof Sliwinski a choisi cette fois-ci <br />

de parcourir les articles relatifs aux sectes et a la vie contempla­<br />

tive, dont ill constate Ie renouveau. <br />

Outre Ie mensuel "The New Criterion" (<strong>Nr</strong> 11, 1985) lu par Adam <br />

Szostkiewicz, les livres suivants ont e>te recenses: <br />

- Maria Janion, Czas formy otwartej (Warszawa 1984). Esquisses <br />

sur Ie romantisme polonais, par Waclaw Pyczek.<br />

- Bohdan Skaradzinski, Korzenie naszego losu (Racines de notre<br />

destin Warszawa 1985). Receuil de textes et de raportages sur Ie<br />

dernier demi-siecle en Pologne. par Marek J. Karp.<br />

- Ursula K. Le Guin, A Wizard of Earth Sea (Czarnoksi~znik<br />

z Archipelagu, Krakow 1983). Un recit fantastique, par Tomasz<br />

Szponder.<br />

- Walter Kasper, Jesus der Christus (Jezus Chrystus, Warszawa<br />

1983). Traite de theologie, par l'abbe Lukasz Kamykowski.<br />

- Leo Mouilin, La gauche, la droite et le peche originel et autres<br />

essais (Paris 1984), par H. W.<br />

- Pierre Assouli'ne, Gaston GalZimard. Un demi-siecle d'edition<br />

franqaise (Paris 1984), p.ar W. D. <br />

- Reinhard Merker, Die Bildenden Kiinste im Nationalsozialismus. <br />

Kulturideologie. Kulturpolitik. Kulturproduktion. (KOln 1983), par <br />

T.F.<br />

- Maurice Pradines, Le beau voyage. Itineraire de Paris aux<br />

frontieres de Jerusalem (Paris 1982), par S. C.<br />

- Annuaire de l'Universite de Tartu, tome XVIII, Semiotique de<br />

la ville et de la culture citadine. Petersburg. (Tartu 1984) par Roman<br />

Mazurkiewicz. <br />

- A quoi nous sert l'histoire Receuil d'articles ecrits 'par des <br />

historiens mexicains (Warszawa <strong>1986</strong>), dans une traduction de Ma­<br />

ria Mr6z, par Jerzy Gaul. <br />

MEDITATION: sur quelques pensees de Jean-Paul II au sujet<br />

du mal et de la souffrance exprimees dans sa catechese.<br />

KSll\tKI NADEStANE:<br />

WYDAWNICTWO POLSKIEJ PROWINCJI 00. DOMINIKANOW<br />

"W DRODZE"<br />

Simon Tugwell OP: Osiem blogoslawienstw. Rozwazania nad Tradycjq<br />

chrzescijanskq. Tlumaczenie Wojcich UIIlOlt. Poznan <strong>1986</strong>, s. 152.<br />

Nakl. nie podany. Cena 220 zl.<br />

237


KSIIIZKI NADESlANE<br />

WYDAWNICTWO "PRZEGLJ\DU POWSZECHNEGO"<br />

Paul Beauchamp SJ: Psalmy nocq i dniem. Tlumaczenie Mi eczyslaw<br />

FUgarslki SJ. Wa'rsz,awa 1985, s. 252. Nakl. 9 tys.<br />

PANSTWOWE WYDAWNIC'TWO NAUKOWE<br />

Immanuel Kant: Krytyka wladzy sqdzenia. Przeloo.yl oraz opa trzyl<br />

przedmawq i przypisami Jerzy Galeaki. Tluma,czenie przejrzal<br />

Adam LalI1dman. Wyd. II. Wa:rszawa <strong>1986</strong>, s. 552. Nakl. 15 tYls.<br />

Cena 360 zl.<br />

Gustave Le Boo: Psychologia tlumu. P nzeloiyl Bolesla.w Kapf oc.ki.<br />

Przejrzal i .przedmowq opaltrzyl Staillislaw Mika. Wyd. III popraw.iane<br />

(l porwojenne). P:rzedmowa do II wytdania polsikiego Stanislaw<br />

Grabski. Warszawa <strong>1986</strong>, s. 192. Nakl. 20 tys. Cena 280 zl.<br />

B iblioteka Klasykow Psychologii.<br />

Maria OssowSlka: Ethos rycerski i jego odmiany. Wyo. II. Warszawa<br />

<strong>1986</strong>, s. 180. Nalkl. 15 tys . Gena 220 zl. Seria L ogos.<br />

Ludwirk Bazylow: Historia nowozytnej kultury rosyjskiej. Warszawa<br />

<strong>1986</strong>, ,5. 772. Na'kl. 30· tY's. Cena 1200 zl.<br />

PANSTWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY<br />

Wladyslaw Smolensk i: Szkoty historyczne w Polsce (Glowne k ierunki<br />

poglqdow na przysztosc). Wyd. II. Przedmowq poprzedzil Andrzej<br />

F . Grabski. Warszawa <strong>1986</strong>, s. 148. Nakl. 10 tys. Cena 150 z1.<br />

Zygmunt Starorypil1siki, Konstarnty Borowsikd: Mif:dzy Kamie1icem<br />

a Archangielskiem. Dwa pamif:tniki powsta1icow z 1863 roku.<br />

o.prac·OIwal Stefan Kieniewicz. W,al1Szawa <strong>1986</strong>, s. 414. Na'kl. 10 tys.<br />

Cena 400 oll.<br />

Paul Coates: I dentycznosc i nieid en tycznosc w tworczo sci Boleslawa<br />

Lesmiana. Studium 0 tautologii, paradoksie i lustr ze. Warszawa<br />

<strong>1986</strong>, s. 148. Nakl. 3 tys. Cooa 180 zl.<br />

Poezj e nowohebrajskie. Wybral, przeloo:yl, rpm:edmowq i lI10tami opatrzyl<br />

Aleksaul der Ziemny. Wau'szawa 1·986, s. 192. Na,'kl. 5 ty s. Cena<br />

180 zl.<br />

Iris Murdoch: Morze, morze. P rzel oo:yla Wieslaw a Schaitterowa. Warszawa<br />

<strong>1986</strong>, s. 600. Na kl. 30 tys. Cena 500 zl. W spolc.


,KSI..;ZKI NADEStANE<br />

WYDAWNICTWO L1TERACKIE<br />

Fhilip Roth: Kompleks Portnoya. Przeloiyla Anrna KolysZJko. Kra'k6w­<br />

~Wroclaw <strong>1986</strong>, s. 268. NakL 50 tys. C€lna 320 z1.<br />

Statnislaw Lem: Solaris. "Niezwyci~zony". Wyd. Ill. KraIk6w-Wro.claw<br />

<strong>1986</strong>, s. 436. Nalk1. 100 tys. Cena 420 zl (w opr. twardej), 320 zl<br />

(w opr. broszurowej). Seria Dziet Stanislawa Lema.<br />

ARKADY<br />

Wladys law TataI'kiewicz: Historia estetyki 1. Estetyka starozytna. Wa~' ­<br />

szawa 1985[1


KSI1\2KI NAOESlANE<br />

REDAKCJA WYDAWNICTW KUL<br />

Narod . Kokiol. Kultura. Szkice z historii Po~ski. [Autor,zy: Aleksander<br />

Gieysztor, Zygmunt Sulowski, Bronislaw Geremek, Janusz Tazbir,<br />

Emamuel RostworowS'ki, Jerzy Lojek, Wladyslaw Zajewski, Marian<br />

Marek Drozdawski, Olgderd Terlecki, Marian Fu~, Jerzy<br />

Kloc.zowski]. Lublin <strong>1986</strong>, s. 264 + ilusk. i mapy. Nakl. 10 tys.<br />

Cena 320 z1. Studi'Um J~zyika i Kultury Polslciej dla Student6w<br />

Zagranicznych. 8zk,ola Letnia Kultury i JE:zyika Pols:kieg


ZESPOt • STEFAN SWIEZAWSKI, STANIStAW STOMMA, JE­<br />

RZV TUROWICZ, STEFAN WILKANOWICZ, JACEK<br />

WOZNIAKOWSKI, HAUNA BORTNOWSKA, STANI­<br />

StAW GRYGIEL, MAREK SKWARNICKI, WtADY­<br />

StAW STROZEWSKI<br />

REDAKCJA • FRAN CISZEK BLAJDA, TOMASZ FIAtKOWSKI (sekretarz<br />

redakcji), STEFAN WILKANOWICZ (redaktor<br />

naczelny), HENRYK W02NIAKOWSKI (zast~pca redaktora<br />

naczelnego)<br />

adres <br />

redakcji • 31-041 Krak6w, Sienna 5, I p., tel. 22-71-84 <br />

adres<br />

administracji • 31-007 Krak6w, Wislna 12, I p., 22-13-72<br />

prenumerata • krajowa: p61roczna 600.-, roczna 1200.-. Termin<br />

wplat: do 10 <strong>listopad</strong>a na pierwsze p61rocze i caly<br />

nast~pny rok, w innych terminach do 1 kaidego miesiqca<br />

poprzedzajqcego okres prenumeraty. Prenumerat~<br />

przyjmujq : dor~czyciele, urz~dy pocztowe, Oddzialy<br />

RSW "Prasa-Ksiqika-Ruch" wlakiwe dla miejsea<br />

zamieszkania prenumeratora oraz administracja<br />

mies. "<strong>Znak</strong>", ul. Wislna 12, 31-007 Krak6w, konto<br />

PKO 101M Krak6w 35510-25058-136. Administracje<br />

przyjmuje r6wniei prenumerat~ z rozpocz~ciem wysylki<br />

od najbJiiszego wydrukowanego numeru (trzeba<br />

to zaznaczyc na blankiecie wplaty).<br />

zagraniczna: p61roczna zl 900.-, reezna 1800.- .<br />

Prenumerat~ przyjmuje: RSW "Prasa-Ksiqika-Ruch",<br />

Centro Kolp. Prasy i Wydawnictw, Warszawa. ul. Towarowa<br />

28, NBP XV O/Warszawa <strong>Nr</strong> 1153-201045­<br />

-139-11<br />

Poprzednie numery "lnaku" nabywac moina w Administracji<br />

miesi~cznika "<strong>Znak</strong>", Krak6w, ul. Wislna<br />

12 oraz w nast~pujqcych ksi~garnioch: Katowice:<br />

Ksi~gornia ~w. Jacka, ul. 3 Mojo 18; Krak6w:<br />

Ksi~gornia Krokowska, ul. Sw. Krzyta 13, Ksi~garnia<br />

..Veritas", ul. Slowkowska 20; Poznan: Ksi~garnia<br />

~w. Wojciecho, PI. Wolno~ci 1 ;Warszawa: Ksi~garnia<br />

two WoJciecho, ul. Freta 48; Wroc'aw: Ksi~garnia<br />

Archidiecezjalna, ul. Katedrolna 6<br />

Orukornla Wydownlcza 1m. Wladyslawa Ludwlka Anczyca, <br />

Krak6w, ul. WOdowlcka 6. <br />

Naklad 15000 + 450. <br />

Maszynopls otrzymano w pa1dzlernlku <strong>1986</strong>. Zorn. nr 2091/86. 0-3.<br />

DRUK UKONCZONO W CZERWCU 1967.<br />

INDEKS 38371<br />

ISSN-0044-448-X<br />

cena zeszytu z' 100.­

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!