Nr 384-385, listopad-grudzieÅ 1986 - Znak
Nr 384-385, listopad-grudzieÅ 1986 - Znak
Nr 384-385, listopad-grudzieÅ 1986 - Znak
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
W NUMERZE:<br />
"Centralnq cz~sclq koncepcji i wskazan, przekazanych cztowiekowi<br />
przez wielkie postacie religii i filozof6w, byta zawsze i wsz~dzie<br />
jakas nauka 0 sen s i e b 0 lui c i e r pie n i a (...)". Otwierajqca<br />
numer rozprawa Maxa Schelera przynosi fundamentalnq analiz~<br />
rozmaitych sposobow ujmowania problemu cierpienia przez wielkie<br />
religie i systemy filozoficzne.<br />
• <br />
"Przeze mnie idziesz ku miastu cierpienia ...". Dwie piesni "Piekfa"<br />
Dantego w nowej polskiej szacie j~zykowe j pochodzq z przygotowywanego<br />
do druku wyboru z "Boskiej Komedii" w przekfadzie<br />
Tomasza tubienskiego.<br />
• <br />
"Opowiesc 0 Antychryscie" W todzimierza Sotowjowa, wyj~ta z jego<br />
"Trzech rozmow", dokumentuje ostatni, " apokaliptyczny" okres<br />
tworczosci zmarfego w roku 1900 wielkiego rosyjskiego mysliciela.<br />
" Oto trzy gtowne idee, ktore skfonify Sofowjowa do napisania filozoficznego<br />
dialogu »Trzy rozmowy«: nowa wizja chrzescijanstwa,<br />
strach przed inwazjq Mongotow oraz wiara w istnienie Ks i~ ci a Tego<br />
Swiata i szybkie przyjscie Antychrysta". Autorem przekfadu<br />
i obszernego szkicu wprowadzajqcego, z ktorego pochodzi ' powyzsze<br />
zdanie jest Grzegorz Przebinda; 0 apokaliptyce Sofowjowa i jej<br />
oddziatywaniu na Mariana Zdziechowskiego pisze Jan Krasicki.<br />
• <br />
3 kwietnia <strong>1986</strong> roku mi n~la dziewi~cdziesiqta rocznica urodzin <br />
Jozefa Czapskiego. 0 Czapskim - malarzu i pisarzu, 0 jego bio<br />
grafii, stosunku do polskiej tradycji i wizji sztuki, jaka wytania si~ <br />
z jego wtasnej tworczosci malarskiej i pisarstwa krytyc.znego trak<br />
tuje artykut Andrzeja Nowakowskiego. Pawel Taranczewski pisze <br />
o swej lekturze wydanego przez wydawnictwo "<strong>Znak</strong>" tomu "Patrzqc",<br />
a rubryka " Zdarzenia-Ksiqzki-Ludzie" przynosi not~ 0 jubileuszowej<br />
wystawie ptocien i rysunkow Czapskiego, zorganizowanej<br />
przez Muzeum Archidiecezji Warszawskiej - pierwszej wystawie<br />
Czapskiego w Warszawie od wybuchu " wojny swiatowej.<br />
• <br />
Dzienniki podrozy Jerzego Stempowskiego stanowiq waznq cZ~$e<br />
spuscizny wybitnego polskiego eseisty; analizuje je w swym artykule<br />
Andrzej Stanislaw Kowalczyk.
C<br />
ZNAK <br />
M I E S I Ii; C Z N .I K<br />
KRAKOW<br />
ROK XXXVIII<br />
NR <strong>384</strong>-<strong>385</strong> (11-12)<br />
LlSTOPAD-GRUDZIEN <strong>1986</strong><br />
TRESe ZESZYTU:<br />
• o SENSIE CIERPIENIA <br />
tfum. A.W. <br />
3 Max Scheler<br />
44 Nota tlumacza<br />
45 Dante Alighieri<br />
• BOSKA KOMEDIA <br />
Pieklo - piesn III i IV <br />
Hum. Tomasz tubieliski <br />
54 Grzegorz Przebinda<br />
• APOKALIPSA WtODZIMIERZA )SOtOWJOWA <br />
71 Wlodzimierz Sol ow jaw <br />
• OPOWIESC 0 ANTYCHRYSCIE <br />
tfum. Grzegorz Przebinda <br />
96 Jan Krasicki<br />
• W CIENIU ANTYCHRYST A<br />
.108 Andrzej Nowakowski<br />
• HOMO PINGENS ET SCRIBENS .<br />
o JOZEFIE CZAPSKIM<br />
126 Pawel Taranczewski<br />
• CZAPSKI PATRZY NA SZTUKIi <br />
140 Andrzej Stanislaw Kowalczyk <br />
• PODROZ DO EUROPY - DZIENNIKI JERZEGO<br />
STEMPOWSKIEGO<br />
DYSKUSJE <br />
151 Marian Grabow,ski <br />
• W KONTRAPUNKCIE EUROPEJSKH~GO MY5LENIA <br />
159 Eli:bieta Wolicka <br />
• W KONTRAPUNKCIE IDEOLOGICZNEGO<br />
MY$LENIA - CZYLI KtOPOTOW Z KOtAKOWSKIM<br />
CIJ\G DALSZY<br />
~
167<br />
172<br />
181<br />
185<br />
195<br />
198<br />
,<br />
202<br />
208<br />
214<br />
ZDARZENIA - KSI~LKI - LUDZIE<br />
Krzysztof Sliwinski<br />
•<br />
PRZEGL~D KRAJOWY I ZAGRANICZNY<br />
Ks. tukasz Kamykowski<br />
•<br />
..JEZUS CHRYSTUS" WALTERA KASPERA<br />
Jerzy Gaul<br />
•<br />
HISTORIA: DYSKURS WtADZY CZY "ZABOJCZY<br />
DLA NIEJ NAPOJ"<br />
Roman Mazurkiewicz<br />
•<br />
SEMIOTYKA PETERSBURGA<br />
Wac/ow Pyczek<br />
•<br />
ROMANTYCZNA SAKRALlZACJA DZIEJOW<br />
Marek J. Karp<br />
•<br />
..... JENO ODMIEN CZAS KALEKI"<br />
Tomasz Szponder<br />
•<br />
POGON ZA CIENIEM<br />
Adam Szostkie"Nicz<br />
•<br />
..THE NEW CRITERION"<br />
•<br />
Tomasz Fialkowski<br />
CZAPSKI W WARSZAWIE<br />
2<br />
217<br />
220<br />
221<br />
224<br />
226<br />
229<br />
236<br />
237<br />
NOTY 0 KSI~LKACH<br />
•<br />
HW: Odpowiedzialnosc Pelagiusza<br />
WD: Wydawca w stanie. wojennym<br />
TF: Sztuka Tysiqcletniej Rzeszy<br />
SC: Jeszcze jedno swiadedwo<br />
JED E N A S TAW I E C Z 0 REM... <br />
Jan Pawel II<br />
OPATRZNOSC BOLA A OBECNOSC ZtA<br />
•<br />
I CIERPIENIA W SWIECIE<br />
•<br />
Dans cc numero<br />
Ksiqi:ki nodes lane<br />
•<br />
OPATRZNOSC BOLA PRZEZWYCII;LA Zto<br />
W CHRYSTUSIE JEZUSIE
MAX SCHELER<br />
o SENSIE CIERPIENIA<br />
Centralnq cz~sciq koncepcji i wskazan, przekazanych czlowiekowi<br />
przez wielkie postacie religii i filozof6w, byla zawsze i wsz~dzie<br />
jakas nauka 0 sen s i e b 6 lui c i e r pie n i a na calym<br />
swiecik. Na niej wspieralo si~ zalecenie i zaproszenie, aby nalezycie<br />
potraktQwac cierpienie, aby w I a sci w i e je znosic, bqdz by<br />
je likwidowac.<br />
Takie zalecenie i zaproszenie bynajmniej nie byloby sensowne,<br />
gdyby rzeczywiscie zycie uczuc sprowadzalo si~ wylqcznie i bez<br />
reszty do niemych, slepych stan6w, kt6re w nas nast~pujq po sobie<br />
i wiqzq si~ ze sobq wedlug reguly przyczynowosci. Tak jednak<br />
nie jest. Nasze zycie emocjonalne jest raczej wspaniale zr6Znicowanym<br />
systemem naturalnych objaw6w i oznak, kt6re nam otwierajq<br />
nas samych. Przynajmniej pewna klasa uczuc dostarcza<br />
w sam y m przeZywaniu czegos takiego jak "sens", "znaczenie",<br />
poprzez kt6re uczucie oddaje pewne obiektywne zr6znicowanie<br />
wartosci jakiegos bytu, czynu lub spotykajqcego nas [osu, bqdz<br />
tez antycypujqCO wskazuje na nie, zarysowlljqC je juz przed ich<br />
pojawieniem si~; poprzez kt6re zaprasZ
4<br />
MAX SCHELER<br />
wose jakiejs potrawy w przypadku mozliwego jej spozycia przez<br />
organizm; skrucha, kt6ra odciqza naSZq przeszlose i oswobadza nas<br />
do nowego dobra, kiedy bolesnie oczyszcza i odrzuca 3 - oto kilka<br />
przyklad6w tego, ze uczucia mogq miee sen s zawarty w samy,m<br />
ich przezywaniu, kt6ry siEl zasadniczo r6zni od ich przyczynowego<br />
pochodzenia oraz od czysto obiektywnej celowoSci w gospodarce<br />
prowadzonej przez zycie (Lebenshaushalt), celowosci Irzyslugujqcej<br />
np. takze r6znorodnym rodzajom b6l6w, kt6rym brakuje przezytego<br />
sensu.<br />
Tak jak uczucie nie jest pozbawione sensu i znaczenia, tak tez<br />
n i e jest tytlko s tan e m. Istniejq r6wniez emocjonalne sposoby<br />
zachowania siEl albo funkcje, kt6re w rozmaicie zmienn:y sposab<br />
mogq siEl budowae na ' czystych stanach emocjonalnych (das rein<br />
ZustiindHche des Gefiihls) 4: ten sam b61 i stan cierpienia (nie<br />
tylko warunkujqcy go bodziec) mozna c z u e funkcjonalnie w bardzo<br />
raznym stopniu i w razny spos6b. Podczas gdy historycznie<br />
stale Sq progi wzbudzania i wzmagania siEl stanaw uczuciowych<br />
(np. ba16w organicznych), dajqce siEl odraznie pr6g doznawania I<br />
(LeidensschweHe) i sila cierpienia (Leidenskraft) b6lu mogq bye<br />
bardzo r 0 z m a i c i e ustopniowane w dziejach cywilizacji. To<br />
sarno odnosi siEl do zddlnosci cieszenia siEl stanami przyjemnymi;<br />
jest ona tym wiElksza, im mniejsze i bardziej przelotne wrazenie<br />
przyjemnosci moze uaktywnie emocjonalnq funkcjEl "cieszenia siEl".<br />
Zmieniae siEl tez moze sposab emocjonalno-funkcjonalnego p r z y j<br />
mowa n i a w Ja jednego i tego samego stanu uczuciowego. Mozemy<br />
cierpieniu siEl "oddae" alba mu siEl opierae, mozemy je<br />
"wytrzymywae", "znosie"" po prostu "cierpiee", mozemy siEl tez<br />
nim "rozkoszowae" (algofilia). Slowa te zawsze oznaczajq zmieniajqce<br />
siEl rod z a j e c z u cia i budujqcego siEl na nim chcenia,<br />
kt6re nie Sq jeszcze jednoznaczmde' okreslone przez stan uczuciowy.<br />
/ .<br />
Ale na jeszcze wyzszym piEltrze p 0 n a d owymi "funkcjami<br />
uczuciowymi" znajdujq siEl te formy aktywnosci i akty naszej d u<br />
c howe j 0 sob 0 w 0 sci, ktare wielkosci, miejscu, sensowi,<br />
• Szczeg610wa analiza aktu skruchy znajduje sill w mojej ksillzce Vom EWIgen<br />
1m Menschen, w artykule Reue und Wled ergeburt (1917). Por. r6wniez mOj'l<br />
kslljzkll Wescn und Formcn der Sympathlc, wyd. 2, Cohen. Bonn 1923.<br />
• Jesli zanika calkiem, albo jest znacZ'Ilie oslabione, czucie stan6w uczuciowych<br />
(kt6re wraz ze swymi korelatami wyrazowymi mogll przy tym nadal<br />
istnleC), to pojawiajll sill stany. opisane przez LDwy'ego i Schlldera w przypadkach<br />
depersonalizacji. Wprawdzie chorzy przezywajlj stany uczuclowe, ale<br />
powodu braku jednolltej centralnej funkcji uczuciowej jak gdyby odszcze<br />
l<br />
pione od "Jan 1 nie ZW!lIzane (ohnc Etnheit) z jego og6lnyml tendencjami. por.<br />
Paul Schilder, Setbstbewusstscln und personUchkeltsbewusstseln, Berlin 1914,<br />
s. 60.
o ~ENSIE CIERPIENIA<br />
owocnosci naszych stanow uczllciowych mogq nadac zupelnie odmienny<br />
charqkter w calym obszarze zycia i jego kontekscie. Nalezq<br />
tutaj roznice uwagi, np. zwazania i niezwazania na uczucia,<br />
roznice duchowej aktywnosci woli, wyrazajqce si~ w "szukaniu"<br />
bolu i cierpienia albo "uciekaniu" od nich, prawdziwym ich ;;przezwyci~zaniu"<br />
albo tylko "wypieraniu" w podswiadomosc, roznice<br />
oceny (jako kary i grzechu, jako srodka oczyszczania i poprawy<br />
itd.), wreszcie roznice t 1 u mac zen i a, reIigijnego i ' metafizycznego,<br />
ktore przekrarczajqc bezposredni sens przeiyciowy naS'zych<br />
uczuc wlqcza je, jako czlon, w kontekst swiata i jego boskiej zasady.<br />
Dlatego kazda filozoficzna koncepcja cierpienia zawiera rowniez<br />
jakqs szczegolnq s y m b 0 I i k ~ p 0 r u s zen n a s z ego<br />
s e rca, jakies wskazanie (Hineindeuten) na kierujqce, sensowne<br />
Iub bezsensowne sHy w roznorodnej grze uczuc.<br />
o ile wi~c w bolu i cierpieniu czyste wrazenie i stan oznacza<br />
fakt oraz nieunikniony los wszystkiego, co iyje, to przeciez ponad<br />
tq slepq faktycznosciq istnieje sfera sen sui sfera w 0 1 nos c i,<br />
do ktorej nawiqzujq wielkie koncepcje ibawienia.<br />
W s z y s t. k i e cierpienia i bole stworzen majq pewien sens,<br />
przynajmniej jakis sens obiektywny. Jak juz zauwazyl Arystoteles,<br />
wszelka przyjemnosc i przykrosc jest wyrazem r 0 z k wit U (FOTderung)<br />
a I b 0 z a ham 0 wan i a z y c Ii a. Stwierdzenie to pozostaje<br />
zasadniczo sluszne, mimo pozornych wyjqtk6w. Z pewnosciq<br />
pijqc w stanie rozgrzania lodowatq wod~, ktora przyjemnie gasi<br />
,pragnieni'e, mozemy wypic smierc; z pewnosciq istniejq bolesne<br />
operac.je, kt6re ratujq zycie calego orgaI).izmu; z pewnosciq istniejq<br />
slodkie, smaczne trucizny i gorzkie Iekarstwa w sensie doslownym<br />
i przenosnym. R6wniez stopnie szkodliwosci dla zycia oraz stopnie<br />
b6Iu wydajq si~ malo dopasowane do siebie: wyrwanie paznokcia<br />
sprawia wielki bOl, chociaz dla procesu zycia jest to bez znaczenia,<br />
natomiast usuni~cie cz~sci kory kresomozgowia jest bezbolesne,<br />
chac smiertelne. Dzi~ki wprowadzeniu t r z e c h innych prawd,<br />
te i podobne zarzuty mo-zna pogodzic z zasadq Arystotelesa:<br />
1. Sensowny system ostrzegania i wabienia czy zapra,szania, jaki<br />
stanowi nasze zycie uczuciowe, jest nastawiony jedynie na ' t y p o<br />
we pod w z g 1 ~ d e m gat u n k 0 w y m dla ka2ldego organizmu<br />
szkody i korzysci (Forderungen), kt6re go spotykajq ze strony samej<br />
natury. Jesli jakas cz~sc organizmu jest normalnie chroniona<br />
przed naruszeniem, jak kora mozgowa przez czaszk~, to nie istnieje<br />
sygnal alarmowy bolu, K'torym kazdy narzqd powiadamia<br />
centrum jui: 0 swoim zagrozeniu, a nie dopiero 0 doznanym uszkodzeniu.<br />
Tak jak natura nie mogla uwzgl~dnic · zmiennych, cywiIizacyjnie<br />
i historycznie uwarunkowanych bodzc6w i ich kombinacj~<br />
tak tei: nie mogla uw~gl~dnic rzadkich sztucznych ingerencji.<br />
5
MAX SCHELER<br />
2. W przypadku nie wszystkich rodzajow uczue rozkwit i hamowanie<br />
zycia, ktorych oznakq i wewn~trznym odbiciem psychicznyrn<br />
jest przyjemnose i przykrose, odnosi si~ do cal 0 sci o'w ego zycia<br />
organizmu jako calego indywiduum, lecz przewaznie tylko do<br />
chwilowego stanu organizmu i czynnoSci zyciowej tej jego c z ~ sci,<br />
ktora jest wpierw poddana dZlialaniu bod~ca. Uczucia niz.sze, bardziej<br />
peryferyczne, przede wszystkim "wrazenia uczuciowe", nie<br />
mylq si~ co do wartosci bodz
o SENSIE CIERPIENIA<br />
w przypadku uczue psychicznych. Zmieniajqce si~, uczuciowo przezyte<br />
stany ciala niewiele tylko wplywajq na owe uczucia wyisze,<br />
stosujq,ce si~ na ogol do k 0 n s e k wen c j i sen s u · przedstawionych,<br />
od ciala niezaleinych procesow, ktorych aspekt wartosciowy<br />
zarazem uchwytujq. 4) C z y s to d u c howe u c z u cia met a<br />
f i z y c z no - r eli g i j n e, "uczucia zbawcze" (Hcilsgefilhle) odno<br />
SZq si~ do rdzenia duchowej osoby jako niepodzielnej calosci (szcz~<br />
§liwose, rozpacz, bezpieczenstwo, udr~ka sumienia, spokoj, skrucha<br />
itd.). Kto stud
MAX SCHELER<br />
wy rozmnazania; tak jak smiere jest morfologicznie rzecz biorqc<br />
ofiarq dla wy s t~pujqcej dopiero w swiecie wielokom6rkowc6w organizacji<br />
i zr6Znicowania organizmu (Minot) - tak tez wszelkie cie r<br />
pienie i b61 jest wedle swego metafizycznego, najbardziej formalnego<br />
sensu,' przezyciem ofiary c z ~ s ci d 1 a cal 0 sci oraz tego,<br />
co relatywnie m n i e j wartosciowe dla 1ego, co bar d z de j wartosciowe.<br />
Chociaz zasadnicza mysl Arystotelesa na temat przyjemnosci<br />
i przykrosci, jako oznak rozkwitu i zahamowania zyda, wzgl~dnie<br />
duchowej duszy i osoby, jest prawdziwa, to jednak w 0 g 61 e nie<br />
pozwala ona zrozumiee sensu 1 s t n i e n i a cierpienia i b6lu w<br />
swiecie. Moze nam ona pom6c zrozumiee jedynie sensowne i celowe<br />
powiqzanie b Oll6w i przyjemnosci z bodi:cami i reakcjami<br />
organizmu, przy ktorych pojawieniu si~ n ~ st~puje rozkwit i zahamowanie<br />
zycia. Owe powiqzania Sq sensowne i celowe jako<br />
pewien system sygna16w (przY'n~t, ostrzezen) dla okreslonych sposob6w<br />
zachowania si~ organizmu. Wszelka "tresura" f wierzqt i ludzi,<br />
0 He prowadzona jest na zasadzie premii (nagrody) i kary<br />
(w nie-moralnym znaczeniu slowa), wykorzystuje tylko do okreslonych<br />
cel6w tresury, ,wychowania te naturalne przyporzqdkowania<br />
uczue okreslonym procesom zyciowym oraz ich (tj. uczue)<br />
szczeg6lnq wartose dla zycia organicznego. 0 tyle trafnie nazwano<br />
"autotresurq" wla.sne do s w~adc zenia w uczeniu si~, kt6re o-rg~,nizm<br />
przeprowadza na podlozu powodzenia i niepowodzenia pierwptnie<br />
przypadkowych ruch6w ("pr6b"),
o SENSIE CIERPIENIA<br />
stworzenia i bie na alarm w przypadku zagrozenia zycia Mysl<br />
teologiczna wlasnie n i e wystarcza teodycei, do kt6rej cz~sto wykor~ystywano<br />
ide~ Arystotelesa. Powiem otwarcie: Gdybym ide~<br />
i istnienie Boga chcial uzyskae dopliero na podstawie wniosku przyczynowego<br />
wychodzqcego od wlaSciwosci i istnienia swiata, tak<br />
jak jest mi on empirycznie znany, a nie od pierwotnego osobowego<br />
i doswiadczeniowego kontaktu rdzenia mojej osoby ze swi~tq<br />
dobrociq i mqdrosciq w akcie reIigijnym 8, to nawet tak{ przypadek,<br />
ze w calym pozostalym swiecie jasnieje pok6j, szcz~sIiwose<br />
i harmonia, a istnieje jedno jed y n e, choeby jeszcze s I abe<br />
wrazenie b6lu, np. jakiegos robaka, zupelnie by wystarczal, aby<br />
odmowie mej aprobaty dla uznania wszechdobrego i wszechmocnego<br />
StwOI'cy swiata.<br />
Jedynie wtedy, gdy fakt b6lu i cierpienia umiesci si~ w swiecie<br />
idei 0 f i a r y, jak to ' wpierw w historii uczynilo w spos6b<br />
najbardziej zdecydowany chrzescijanstwo g~SZqC ide~ zrodzonego<br />
z milosci, dobrowolnego (frei), zast~pczego ofiarnego cierpienia samego<br />
Boga w Chrystusie, mozliwe jest - bye moze - przyblizenie<br />
si~ do gl~bszej teodycei cierpienia. .<br />
Przede wszystkim trzeba wyjasnie ciemne, wieloznaczne poj~cie<br />
"ofiary". 0 "ofierze" w sensie obiektywnym (w odroznieniu od<br />
swobodnego "ofiarowywania siebie albo czegos", do czego zdolne<br />
Sq tylko wolne duchowe osoby) mozna rriowie zawsze, ale tez tylko<br />
wtedy, gdy urzeczywistnienie jakiegos dobra 0 porownawczo<br />
"w y Z s z e j ran d z e a k s j 0 log i c z n e j" okazuje si~ zWliqzane<br />
w s p 0 sob i s tot nos c i 0 wok 0 n i e. c z n y z unicestwieniem<br />
alba pomniejszeniem dobra 0 porownawczo n i z s z e j randze,<br />
wzgl~dnie z ustanowieniem jakiegos zla znajdujqcego si~ na nizszym<br />
poziomie hierarchicznym (Rangstufe). JeSli przyjmuje si~ jedynie<br />
wa-rtosci pozytywne i negatywne oraz rozmaite ilosci w obydwu<br />
grupach, nie przyjmujqc zas rowniez obiektywnych po z i o<br />
m 6 w hie r arc h i c z nyc h (z ktorych kazdy obejmuje znowu<br />
wartosci pozytywne i negatywne), wowczas mozna mowie tylko<br />
o "kosztach", a nie 0 "oHa·rach". Kto prereruje tylko .przyjemnose<br />
wi~kszq nad mniejszq, dIuzej trwajqcq przyszlq nad kr6tkotrwaIq<br />
terazniejszq tego samego rodzaju, mniejsze zlo i cierpienie nad<br />
wi~ksze, wi~kszq przyjemnose nad zwiqzane z jej przyczynq mniejsze<br />
zlo - nie ponosi z tego powodu zadnej "ofiary". ObHcza on<br />
tylko nalezycie "koszty".· Idea ofiary zawiera wi~cej: nie tylko<br />
arytmetyk~ przyjemnosci i przykrosci, dobr i zla, lecz 0 s tat e c z<br />
n e, nie przybierajqce znowu innej formy z I i k wid 0 wan i e<br />
• Na temat jedynego uprawruenla tej ostatnlej drog! por. mOje prob!eme der<br />
Religion, w : Yom Ewtgen im Menschen, Leipzig, 1921.<br />
9
MAX SCHELER<br />
d6br i przyjemnosci, wzgI~dnie ostateczne ustanowienie zla (Vbeln)<br />
i przykrosci. Kazda jednak ofiara (w sensie sU'biektywnym i obiektywnym)<br />
zawsze jest tez koniecznie ofiarq "d I a czegoS". Sarno<br />
ustanowienie zla Iub cierpienia jest - jako obiektywne zdarzenie<br />
- obiektywnie pozbawione sensu; jako zdarzenie swobodnie<br />
zamierzone, jest bezsensowne, np. patologiczne, jak w algofilii,<br />
rozkoszowaniu si~ okrucie11stwem, czystym negatywizmie niszczqcym<br />
drugiego i samego siebie. Wlasnie o"vo "dla" wskazuje zawsze<br />
na jakqs pozytywnq wartose w y z s z ego rz~du (Rang), albo<br />
na unikni~cie zla wyzszego rz~du - wyzszego niz rZqd wlasciwy<br />
dla ofiarowanego dobra. "Ofiara" jest k 0 n i e c z n a tylko<br />
wtedy, gdy przyczynowose, jako prawidlowose zachodzqca mi~dzy<br />
rzeczami i procesami b~dqcymi nosicielami wartosci, lqczy w konieczny<br />
spos6b urzeczywistnienie wyzszej wartosci pozytywnej<br />
(wzgI(}dnie unikni~cie zla wyZszego rz~du) z ustanowieniem i urzeczywistnieniem<br />
zla nizsf:ego rz~du.<br />
Majqc na uwadze to najbardziej formalne poj~cie ofiary twierdz~,<br />
ze wszystkie rodzaje b0l6w i cierpien - jakkolwiek by si~<br />
cierpiq·cy zachowywal wobec nich - Sq w sobie jedynie subiektywnymi<br />
psychicznymi odzwierciedleniami i korelatami obiektywnych<br />
proces6w ofiary (tzn. powodujqcych nast~pstwa tendencji),<br />
w kt6rych ja:kies dobro nizszego po'rzqdku zostaje poswi~cone dla<br />
dobra wyzszego porzqdku. (Ontologia cierpienia.)<br />
Podstawowym stosunkiem bytowym jest tutaj stosunek mi~dzy<br />
c z ~ sci q i c a los c i q, gdziekolwiek istnieje ponadsumatywna<br />
calose realna (a wi~c nie tylko sztuczna, iyjqca z lask! naszego syntetyzujqcego<br />
intelektu), calose zatem, kt6rej byt, dzialanie i wartose<br />
Sq niezaleine od bytu, dzialania i wartosci jej pojedynczych<br />
cz~sci. Jedynie wtedy, gdy calose dziaIa, jest i iyje w swych<br />
cZESsciach j a k 0 calose (totalitas), a cz~sci. dzialajq nie tylko w calosci,<br />
Iecz r6wniei "dla" calosci, moina m6wie 0 ofierze mi~dzy<br />
cz~sciq i calosciq i tylko wtedy istnieje moiliwose p'ojawienia<br />
si~ jakichkolwiek cierpien. Tylko w -tych przypadkach cz~sci calosci<br />
nazywajq si~ tez jej "czIonami" (organa); i tylko w tym<br />
przypadku mi~dzy calosciq i cz~sciq zachodzi ponadsumatywny<br />
stosunek "solidarnego powiqzania", 0 ile w sensie panowania oraz<br />
kierowania i prowadzenia calose jest "dla" cz~sci, a w sensie wyspecyfikowanego<br />
sluzenia, bycia kierowanym, bycia prowadzonym<br />
cz~sd Sq "dla" calosci. W swiecie, M6ry pod wzgI~dem formaInym<br />
bylby czysto mechaniczno-s~matywny, nie moglaby zapewne<br />
istniee moi 1iwose c,ierpienia i b6Iu, a tym bardziej one same. Nie<br />
moglyby one r6wniei istniee w absolutnrie "teileol'ogicznym swiecie",<br />
jak wyobraia go sobie teizm. Ale takZe w swiecie, kt6rego<br />
cz~sci nie bylyby samodzielnymi substancjami, wyposaionymi we<br />
10
o SENSIE CIERPIENIA<br />
wlasciwosci i wlasne siIy, lecz bylyby wyIqcznie"zaleznymi" <br />
jesli chodzi 0 istnienie i uposazenie jakosciowe (Sosein) - od<br />
calosci jej cz~sciami (modi), albo l1awet tylko subiektywnie wykrojonymi<br />
uj~ciami stron (Seitenansichten) calosci, "punktami widzenia"<br />
calosci - nie bylby spelniony minimallny warunek mozliwego<br />
istnienia cierpienia i b61'll. Dlatego istnienia jakiejkolwiek<br />
rzeczy, kt6rej istot~ stanowiq b61, i cierpienie, nie b~dzie magI<br />
nigdy wytlumaczyc nie tylko zwykly racjonalny teizm odwolujqcy<br />
si~ do wniosku przyczynowego (Kausalschlussteismus), lecz<br />
r6wniez mechani s tyc~ny materiaJ.izm i asocjacjonistyczne zapatrywanie<br />
na dusz ~, a takze abstrakcyjny monizm panteistyczny (np. Spinozy,<br />
RegIa). Zawsze bowiem dopiero 0 p 0 z y c j a (Widerstreit)<br />
samodzielnych cz~sci, wykazujqcych wlasnq prawidiowosc, wobec<br />
ich funkcjonalnej pozycji w pewnej calosci, z kt6rq Sq one solidame<br />
i kt6ra jest solidama z nimi, stanowi najog6lniejszq 0 n<br />
t 0 log i c z n q pod s taw ~ ide a 1 n e j m 0 z I i w s ,c i pojawienia<br />
si~ cierpienia i b6lu wsw i e c i e w 0 g 61 e, jakkolwiek<br />
zresztq wyglqdalyby szczeg6lne causae secundae, wywolujqce<br />
w tej lub owej formie cierpienie i bal ziemskiej istoty zywej.<br />
Jedynie tez spos6b, w jaki w przypadku owej opozycji pewna<br />
calosc (w okreslonym wlasnie znaczeniu) t~ opozycj~ swej cz~ s ci<br />
"ma" dla siebie samej alba jq "przezywa" (wzgI~dnie cz~sc "prze<br />
Zywa opozycj~ calosci wobec swojej czynnosci), jest tym, co w najog6lniejszym<br />
znaczeniu nazywamy "przykrosciq". Opozycja taka<br />
zaklada spontanicznq (dlatego nie samowolnq) aktywnosc zar6wno<br />
calosci jako calosci jak tez c z~sci jako cz~sd. Gdyby udalo si~<br />
(powr6cimy p6zniej do techniki "znoszenia") usunqc wszelki op6r<br />
calosci wobec cz~sci, kiedykolwiek dziaia ona dlla calosci nie zgodnie<br />
z sensem, lecz wbrew niemu lub bezsensownie, to zostalby<br />
rawniez usun i ~ty najog6Iniejszy warunek kazdego mozliwego balu;<br />
zostalby on usuni~ty r6wniez wtedy, gdyby cz~sc calkowicie si~<br />
poddawala dynamicznemu dzialaniu calosci i nie okazywala zadnego<br />
aktywnego oporu wobec niego. Na miej3cu ' tego, co nazywamy<br />
tutaj "calosciq" i "cz~sciq", moze pojawic si~ wszystko, co<br />
w najszerszym znaczeniu slowa stanowi takq jednosc wielosci<br />
(Vieleinheit). Juz wedlug powierzchownego, metafizycznie niezinterpretowanego<br />
doswiadczenia Sq to w naszym swiecie ludzkiego<br />
doswiadczenia przede wszystkim wszelkie z y w e jed nos c i (kom6rka,<br />
organizm, calosc spoleczno-biologiczna), nast~pllie wszelkie<br />
duchowe jed nos cia k t 6 w 0 sob 0 w y c h, w por6wnaniu,<br />
z jednej strony, z cz~seiowymi aktami osoby, a z drugiej z osobami<br />
zhimowym'i (Gesamtpersonen) (narody, panstwa, koscioly, kr~gi<br />
kulturowe), kt6rych czlonami Sq osoby jednostkowe, bez ujmy dla<br />
ich indywidualnej godnosci wlasnej. Gdyby s w i a t jako taki byl<br />
11
MAX SCHELER<br />
rowniez - czego 'fiie wiemy w sposob pewny - tego rodzaju ca<br />
Iosciq, to naiezaloby "swiatu" jako takiemu tez przypisac jabs <br />
rodzaj cierpienia. <br />
Tak ja!k nat UTa 1 n a s m i ere jest w momencie jej nastqpienia<br />
ceUowo i sensownie okreslonq, naturalnq samoofiarq indywiduum<br />
ze wzgh:du na· (fur) jego rozmnazanie, zatem rowniez. ze<br />
wzglE:du na za{!howanie i podniesienie na wyzszy loziom calego<br />
gatunku, "ofiarq", ktorq jedno zycie automatycznie ponosi dla ·<br />
peIniejszego i wyzszego zycia - a idea smierci jest najbolesniej<br />
SZq ideq,- ktorq moze sobie pomyslec czlowiek jako istota Zywa,<br />
o He przy rozpatrywaniu smierci wychodzi on od swego indywidualnego<br />
pE:du zyciowego, tzn. nie wychodzi ani od celow immanentnych<br />
samej ewol'Ucji zycia, ani oct wymagan i losow swej<br />
duchowej, przelhacza~qcej sferE: witalnq osobowosci - tak b 01<br />
jest czyms takim jak oznakq "smierci na malq skalE:": ofiarq cZE:sci<br />
'(wzglE:dnie jej wlasnej zyciowej ekspansjli) (Forderung) dla zachowania<br />
calego organdzmu, a zarazem przypomnieniem smierci. "B6<br />
lem" nazywamy jedynie "uzmyslowienie" sobie koniecznego ze<br />
wzglE:du na (fur) calosc ograniczenia i zahamowania, jakiego pewna<br />
cZE:sciowa jednosc zyciowa (komorka, tkanka, narzq.i, system<br />
narzqdow) doznaje dllatego, ze jako element sluzebny wlqczona jest<br />
w zorganizowanq calosc.<br />
Bol i smierc Sq do siebie podobne takze pod tym wzglE:dem, ze<br />
warunki ich istnienia i nastE:powania w calosci natury i drzewa<br />
Zycia stajq siE: tym bardziej prawdopodobne i nieuchronne, im bardziej<br />
wzrasta jakosciowe zroznicowanie, hierarchizacja, podzial pracy,<br />
wyspecyfikowanie calosci witalnej w stosunku do jej cZE:sci.<br />
Dopiero "z w i ~ z e k" (Verband) stwarza warunki dla bolu. Dopiero<br />
w obrE:bie wielokomorkowej, wyraznie "zorganizowanej" istoty<br />
zywej zaczyna siE: tez wyrazniejsze morfologiczne zjawisko<br />
smierci (zwIoki) i dopiero tutaj przypuszczalnie nastE:puje takze<br />
pierwsze wyrazne wrazenie 0 charakterze bolowym. Utworzenie<br />
zwiqzku jest wlasnie tym samym pierwotnym warunkiem umoZliwiajqcym<br />
"walkE: cZE:sci" (Roux) w organizmie oraz ich opartq n
o SENSIE CIERPIENIA<br />
stu Zycia indywiduum, przekraczaj'lcego je sarno, natomiast bol<br />
wzrostu ze smierci'l dziel'lcych si~ komorek tkanek i narz'ldow,<br />
jako slad drogi rozmnaiania. W obydwu przypadkach idea ofiary<br />
scisle wi'lie ze sob'l smief(~ i bOI.<br />
Wszystko, co nazywamy "doznawaniem" (Leiden) w przeclwlenstwie<br />
do "czynu" i "dzialania" (nie do przyjemnoSci). jest dwojakiego<br />
rodzaju. Opor calosci wobec cz~sci jest tym bardziej odczuwany<br />
przez cz~se, im mniej stawiaj'lca opor cz~se rna sily do wywolania<br />
przeciw-opol'U i samopotwierdzenia siebie. Bol jako uzmyslowienie<br />
sobie t ego "doznawania" jest b 01 e m be z s i I n o<br />
sci, biedy, niedostatku, spadku sil, starzenia si~. "Doznawanie"<br />
jednak rpsnie rowniei w biegunowo przeciwstawnym pracesie:<br />
przez ponadnormaln'l a k t Y w nos e cz~sci przeciw calosci, ktora<br />
wskutek skostnienia swej organizacji gwaltownie Humi cz~se "rosn'lc'l"<br />
w sil~ i zwi~kszaj'lc'l swe rozmiary. Jest to przeciwstawny<br />
typ bolu, b 0 1 w z r 0 stu, s taw ani a s i~, "bOle narodzin".<br />
Drugi rodzaj bolu moie bye szlachetniejszy, pierwszy pospolitszy <br />
ten znakiem obumierania, tamten oznak'l nabierania mocy przez<br />
iycie - ale oba rodzaje bolow S'l "ofiararrui".<br />
Tak jak okazuje si~, ie milo sew ita 1 n a (jako wewn~trzna<br />
strana p~du rozrooczego u wyiej zorganizowanych, dwuplciowych<br />
istot) l'lczy si~ ze smierciq (jako pierwotnym oddzialywaniem na<br />
calose utraty substancji i sil przy rozrrinaianiu) tak samo jak<br />
smiere i bol z two r zen i em z w i 'l z k u - ktore sarno jest<br />
skutkiem buduj'lcych, poszukuj'lcych si~, przenikni~tych erosem sil<br />
iywych jednosci - tak tei w sposob konieczny i wewn~trzny wiqie<br />
si~ z~ sob'l milo s e i b 0 I. Milose jako prasila wszelkiego<br />
tworzenia zwiqzku (w przestrzeni) i wszelkiego rozmnaiania (w czasie)<br />
tworzy przeto dopiero wst~pny warunek ,;ofiary", ktorq jest<br />
zarowno Sffiiere jak i bolo Ten sam mroczny p~d tego, co oiywione<br />
do wychodzenia ponad siebie ku coraz pel n i e j s z emu i wyzszemu<br />
zyC'iu, przejawiajqcy si~ wspolnie w tworzeniu zwiqzku<br />
i rozmnaianiu, tworzy dopiero ontologiczny warunek wst~pny bolu.<br />
W tym dwojakim znaczeniu bol i smiere WYWOOZq si~ z miloscL<br />
Nie byloby ich bez niej.<br />
Milos e, s m i ere, boil, two r zen i e z wi q z k u i<br />
w z r 0 s t po z i 0 m u 0 r ga n i i. a c j i (wlasciwy "rozwoj") przez<br />
roinicowanie si~ i integracj~ tworzq zatem jui w sferze bytu czysto<br />
witalnego konie.cznie i' nierozdzielnie powi'lzan'l gl'Up~<br />
procesow i stanow. Trudno to sobie ~omyslee. Musimy jednak<br />
w pro s t e j intuicji uchwycie calkowicie wewn~trzn'l i koniecznq<br />
jed nos e owych wielkich, elementarnych zjawisk zycia. (Zycie<br />
ziemskich organizacji roslinnych, zwierz~cych, ludzkich jest tylko<br />
jed n y m przypadkowym przykladem wzajemnej przynaleznosci<br />
13
~AX SCHELER<br />
ide j tych rzeczy.) W rozmaitych "uj~ciach z r6znych stron" jakby<br />
odslania nam si~ W owej intuicji jed e n wzlot zycia, tym szczytniejszy,<br />
gdy w tych elementarnych wydarzeniach zycia uczestniczy<br />
losowo - w jakiejs prostej lub zlozonej formie - w s z y s tko,<br />
CO ozywione. .<br />
A jesli poszukuje siE: nazwy identycznej jednosci w owej calosci<br />
przynaleznych do 'siebie zdarzeil. i stan6w, to istnieje tylko jedna<br />
nazwa, kt6ra je lqczy: 0 f i a r a. Cos nizszego zostaje poswi~cone<br />
d[a czegos wyzszego; poswi~cajqca siE: albo poswi~cona cz~sc cierpi<br />
i umiera "zast~pczo" za calosc, aby calosc zostala uratowana,<br />
zachdwana, by zalezni.e od okolicznoSci znalazla s~ w rozkWiicie<br />
i na wyZszym poziomie (gefordert und gesteigert). W s z elk i e<br />
cierpienia "zast~puje" i uprzedza, azeby calosc mniej cierpiala.<br />
K a z d a smierc indywiduum jest za'stE:pcza w odniesieniu do nast~pujqcej<br />
w przeciwnym razie smierci gatunku i· wlasnie przez to<br />
sluzy zyciu, odrzucajqcemu swojq organizacj~, kt6ra stala si~ zbyt<br />
skostniala, oraz pragnqcemu przekroczyc swojq danq organizacj~.<br />
W s z elk a milosc jest milosciq ofiarnq (Opferliebe) - subiektywnym<br />
pojawiajqcym si~ w swiadomosci echem ofiary cz~sci dla<br />
przeksztalcajqcej si~ calosci.<br />
P~erwsza nama, kt6rej udziela nam wglq.d w ten zwjqzek i jego<br />
koniecznosc, jest nast~pujqca: N i e m 0 z n a c h c i e c j e d<br />
neg 0 b e z d rug i ego, a wi~c milosci i zwiqzku (wsp6Lnoty)<br />
bez smierci i b6lu, pelniejszego rozwoju i wzrostu zycia bez b6lu<br />
i smierci, slodyczy milosci bez ofiary i jej b6lu. Jesli ·wglqd ten<br />
calkowicie si~ obejmie nie tylko intelektem, lecz r6wniez sercern,<br />
to pogodzi on nas w znacznie gl~bszy spos6b z istnieniem b6lu<br />
i smierci niz prawda 0 samej celowosci b6lu. Gdybysmy bowiem<br />
postawili sobie pytanie, czy powaznie si~ zdecydowac na rezygnacj~<br />
z milosci i pelniejszego rozwoju zycia, aby uwolnic siE; od b6lu<br />
i smierci, to chyba tylk{) niewielu odpowiedzialoby na nie prostym<br />
"tak". Jezeli smierc i b61 Sq koniecznymi sladami, jakie<br />
zostawiajq po sobie zachowanie i podniesienie na wyzszy poziom<br />
zycia i wzrostu, to jedynie z trudem mozemy je odrzucac. Wolno<br />
nam jeszcze odrzucac i zwakzac tylko b6le braku, a nie b6Ue<br />
wzrostu.<br />
Wiqze siE; .z tym jeszcze drugi wglqd. Ofiara jest jak glowa<br />
Janusa, kt6rego oblicza zarazem smiejq si~ i placzq. Spoglqda zarazem<br />
w dolinE; lez i w dolin~ radosci. Ofiara obejmuje jedno<br />
i drugie: r ado s.c milosai oraz b 61 oddClinia zycia za to, co si~<br />
kocha. W pewnym sensie "ofiara" byla i jest p r zed r ado sci q<br />
i P r zed b6lem, kt6re jedynie z niej wypromieniowujq, stajqc<br />
siE; jej dziecmi. Przyjemnosc i b61 Sq w ofierze jeszcze zwiqzane,<br />
jak w jednym bukiecie, w prostocie jednego aktu zycia. Poszuku<br />
14
o SENSIE CIERPIENIA<br />
jqce swego nowego wyzszego stanu zycie, kt6rego samym ruchem<br />
jest ofiara, pozdrawia w niej nowy wyzszy stan i zegna si~ ze<br />
starym stanem. Jest to zupelnie j~ s ne i oczywiste w przypadku najwyz3zej<br />
ofiary: w swobodnej, swiadomej duchowej ofierze milosci<br />
(Liebesopfer), poniewaz w tym samym akcie przezywa si~ szcz~sliwose<br />
milowania i. b61 utraty poswi~canego w milosci dobra. Ale<br />
r6wniez w duchowe uj~cie pojawiajqcego si~ automatycznie b6lu,<br />
smierci, cierpienia wpada z powrotem swiatlo tego najczystszego<br />
i najvv'yzszego przezycia wolnego ducha, kt6re w niezwykly spos6b<br />
obejmuje swym blaskiem wszystkie cierpienia nie majqce duchowe..:<br />
go charakteru. Illosciowe wywazanie przyjemnosci i b6lu w zyciu<br />
czlowieka, kt6rym to wywazaniem zajql si~ w historii hedonizm <br />
raz z wydzwi~kiem optymlstycznym 'Z uwagi na pozornie pozytywny<br />
rezultat bilansu przyjemnosci, raz z wydzwi~kiem pesymistyczny:m<br />
z uwagi na negatywny wynik - wydaje si~, juz jako<br />
met 0 d a, bezsensowne na gruncie tego wyzszego stanowiska<br />
przyj~tego w rozwazaniach. Rrzyj€mnose i bOil vkwi r6wnie pierwotnie<br />
w ofierze i w ofiarnej milosci; negacj~ samego zycia oznaczaloby<br />
pragnienie zanegowania przyjemnosci i b6lu lub je nego<br />
z nich. Ich najwyzsze polqczenie, koncentracja, synteza dopiero<br />
w najczystszej i najwyzszej ofierze milosci stanowi szczytowy pUnkt<br />
zycia: tracenie i uzyskiwanie stajq si~ w niej identyczne.<br />
Totez b61 i przyjemnose zI\acznie odbiegajq od siebie jedynie<br />
w najnizszych, najbardziej peryferycznych stanach naszego zmyslowego<br />
istnienia. 1m gl ~ b i e j zas wchodzimy w naszq jazn (SeZbst)<br />
i sku pia my s i ~ w a k t y w nos c ina s z e j 0 sob y, tym<br />
bardziej one si~ przenikajq. Pesymizm np. Schopenhauera, kt6ry<br />
tYlko b61 uwaza za cos pozytywnego, przyjemnose za cos negatywnego<br />
(tzn. jako "wyciszenie" zabarwionego b6lem naporu zycia,<br />
potrzeby, dqzenia), przeocza obydwi,e sprawy: calkiem pozyty\vnq<br />
przyjemnosc znajdowalnq w samej aoktywnosci zyciowej<br />
(i najwyzszq przyjemnose duchowego "tworzenia") oraz b61 i cierpienie,<br />
wynikajqce nie z "braku" lub potrzeby, ale ze spo~gowania<br />
aktywnosci zyciowej ponad jej dotychczasowy poziom (np. b61<br />
wzrostu). 2ycie nigdy i nigdzie nie toczy si~ dalej jedynie dzi~ki<br />
sile odpychania danych stan6w przykrych, dzi~ki tzw. "potrzebom",<br />
wytwarzajq,cym przymus stanom naporu i napi~cia, jak falszywie<br />
nauczal juz John ,Locke, a Schopenhauer to powt6rzyl. Jak wykazuje<br />
"gra" u czlowie'ka i ssak6w wyzszych, a "poruszenia na chybil<br />
trafil" u zwierzqt nizszych az do jednokom6rkowc6w, pelna<br />
przyjemnoscl aktywnosc zyciowa wyplywa raczej pierwotnie<br />
z n a d m i a r u jego sil; pozyteczne efekty tych ruch6w, kt6re<br />
pami~e utrwala i coraz dokladniej przyporzqdkowuje okreSlonym<br />
kombinacjom bodzc6w, Sq w t 6 r n e wobec tej pierwotnie w pel<br />
15
MAX SCHELER<br />
nj. przyjemnej aktywnosci, a tzw. "potrzeby" powstajq dopiero<br />
z przyzwyezajenia do dobr i "e£ektow", jakie przynioslo takie dzialanie<br />
wolne 00 celu, b~qee jakby zabawq i grq (spielerisches Tun).<br />
Wyjqtku 00 tej reguly nie stanowiq zarowno najwyisze twory<br />
ducha ludzkiego jak najintensywniejsza przyjemnose zmyslowa, rozkosz<br />
aktu plOOzenia. "Uwolniona od woli" rozkosz estetyczna nie<br />
oznaeza, jak sqdzi Schopenhauer, najwi~kszej szcz~sliwo s ei. Zadowolenie,<br />
kt6re artysta, badacz znajduje w swym gotowym dziele,<br />
jest niepoTownanie WIi~ksze 00 tego, ktore m6g1by kiedykolwiek<br />
znaleze w slawie albo pochwale i uznaniu podziwiajqcego to dzielo<br />
otoczenia - przez wsp61rozkoszowanie si~ jego rozkoszq. Radose<br />
tw6rcy, "geniusza" (genitor) w pro c e s i e sam ego t w o<br />
r zen i a jest jednak jeszcze niepomiernie wi~ksza od radowania<br />
.s:i.~ swym wytworem, dzielem; zresztq uZlI1a on ,swoje dzielo za<br />
"gotowe" dopiero,_ wtedy, gdy towarzyszqca procesowi tworzenia<br />
radose zaczyna juz wygasae. Jedynie Bog jest -nigdy niesyt (nie<br />
leid) swego tworzenia i tylko dlatego jego dzielo jest nieskonczone.<br />
R6"'Qlie z w y d a wan i e m n a sw i a t Zycia przez zycie w<br />
akcie plodzenia natura zwiqzala najgl~biej poruszajqcq zmyslowq<br />
przyjemnose Zycia. Umieszczajqc two['zenie zycia przez cos ozywionego<br />
w ogniu rozkoszy wyroznila je nieporownanie bardziej<br />
niz sarno z a e how ani e zyda (przez zaspokojenie glodu i pragnienia),<br />
kt6remu przypisala stany przyjemnosci. Ten sam akt<br />
rozmnazania, ktory pierwotnie zbiega si~ ze smierciq jako zlem<br />
najwi~kszym, a co,raz ostrz'ej odcbzi-ela si~ 00 niej dopiero u wielokomorkowcow<br />
- pozostajqc jednak pierwszq przyczynq smierci 7<br />
i jej istotnym towarzyszem - zostal uznany przez natur~ za gOOny<br />
n a j g 1 ~ b s z e j przyjemnosci.<br />
Wyzsze, tzw. historyczne szczeble rozwoju czlowieka cz~sto zaslaniajq<br />
te proste zwiqzki 0 charakterze prawidlowosci, ale ich<br />
nie naruszajq. Naturalnie, dolqczajq si~ tutaj r6wriiez czynniki<br />
okreslajqce przykrose i przyjemnose, kt6re nie majq £adnego 00<br />
powiednika w czysto biologicznych stanaeh i prawach i nigdy nie<br />
Sq okreslone jedynie przez te prawa. "Mysl" ludzka, uskrzydlona<br />
d,uchowq milosci
o SENSIE CIERPIENIA<br />
wodu coraz szerszego, a zarazem coraz gl~biej si~gajqcego budowania<br />
zwiqzk6w (VerbandsbiZdung) i ich kifzyzowania si~,<br />
,pot~gujqcego<br />
zaleznosci czlowieka od · cZfowieka, grupy od grupy; z powodu<br />
rosnqcego zr6znicowania i integracji zycia, cywilizacji, pracy<br />
i duchowej kultury wsp6lnoty ludzkiej, udzialem czlowieka w jego<br />
historii stajq si~ zar6wno i los c i 0 w 0 wzmagajqce si~ bOle<br />
i cierpienia, jak tez coraz wi~ksza j a k 0 sci 0 wa r6Znorodnosc<br />
cierpieil. Tak wi~c w odniesieniu do form jego zwiqzk6w powtarza<br />
si~ prawo, kt6re wedlug Minota 8 pozwala ukazac smierc oraz<br />
zdolnosc doznawania b6lu jako poniekqd ofiar~ Zycia dla wyzszej<br />
organizacji gatunku. Wszyscy obserwatorzy lud6w pierwotnych<br />
Sq zgodni w swym sqdzie, ze stale utrzymujqca si~ ich pogoda <br />
z rzadka przerywana najbardziej elementarnymi cierpieniami, przypisanymi<br />
naszemu rodzajowi - nie ma zadnego por6wnania z nastrojem<br />
ludzi cyWlihzowanych. Strach przed smierciq - jedno<br />
z najwi~kszych zr6del cierpienia czlowieka w odr6znieniu od zwiqzanego<br />
z terazniejszosciq zwierz~cia, kt6re zna tylko chwilowy,<br />
wynikajqcy z sytuacji 1 ~ k przed smierciq - ) est u ludzi pierwotnych<br />
niemal calkowicie przezwyci~zony przez tak bardzo rozpowszechnionq<br />
nauk~ 0 dalszej, nie tylko psychicznej, [ecz takze<br />
cielesnej, niewidzialnej egzystencji zmarlego, albo przez poglqd<br />
i wiar~, ze nastqpiq ponowne narodziny w nowych cialach (ze<br />
istnieje realna identycmosc wnuka i przodka). Zdolnosc d 0 z n a<br />
w an i a t y c h sam y c h wrazeil b6lu jest niewqtpliwie mniejsza<br />
i rosnie wraz ze wzrostem cywilizacji. Chociaz czlowiek pierwotny<br />
jest wystawiony na kaprysy, przypadki, zagrazajqce ·mace<br />
natury 0 wiele bardziej niz czlowiek cywilizowany, obawa czlowieka<br />
pierwotnego przed naturq i poczucie dystansu wobec niej<br />
Sq znaczni€ mniejsze. Oba uczuoia bud z i dopi€ro na dobre<br />
obiektywne poznanie natury i jej niebezpieczeilstwo oraz wzmagajqca<br />
si~ wal.ka, kt6rq prowadzi z niq cywilizacja techniczna. Zar6wno<br />
indywidualna swiadomosc Ja i duszy jest tutaj (tzn. u ludzi<br />
pierwotnych) jakby calkowicie jeszcze wtopiona w zwiqzek<br />
(Verband), w jego idee · i uczucia kdlektywne, jak tez swiadome<br />
I zycie calej Zyjqcej jednosci pokoleniowej wtopione jest w tradycj~,<br />
zwyczaj, obyczaj przeszlosci. Jednostka i pokolenie spoczywajq<br />
i sniq jakby jeszcze bez wlasnej i swiadomie "wlasnej" sfery<br />
uczuciowej w macierzyilskich obj~iach przyrody oraz losowo danej<br />
wsp6lnoty i historii. To stanowi pow6d braku tych wszystkich<br />
gl~bszych cierpieil, kt6re u czlowieka cywilizowanego rodzi dopiero<br />
owa w las n a .0 d pow i e d z i a 1 nos c za ·prowadzenie<br />
• Por. c. s . Minot, The PToblem of Age, GTowth and Death, New York 1908,<br />
oraz ModeTne PTobleme der Btologie, Jena 1913.<br />
'<br />
2 - ZNAK 17
MAX SCHELER<br />
swego zycia, nast~pnie owa izolacja, samotnosc i niepewnosc, w y<br />
O b cowan i e ze wsp6lnoty, tradycji i natury, troska i l~k przed<br />
zyciem, kt6re zjawiaja, si~ w spos6b konieczny wraz z uwolnieniem<br />
si~ z tych chronia,cych maderzyIlskich wi~z6w.<br />
To sarno prawo rza,dzi jednak jeszcze narodami cywilizowanymi<br />
i epokami ich istnienia. JeSli wzia,c pod uwag~ ducha historycznego,<br />
zmysl czynu i energi~ do pracy, powame traktowanie ziemi,<br />
• wielkosc dokonan cywilizacyjnych i klllturowych, rozmiary i zawila,<br />
organizacj~ panstwa przy zna,cznym wzroscie liczby ludzi,<br />
wysubtellnienie wrazen i obyczaj6w, ekonomkzny podzial pracy<br />
i nadanie wiedzy fachowego charakteru, to z tymi i innymi sp e~<br />
cyficznymi wlasciwosciami narod6w ' Zachodu i ich dziej6w na<br />
pewno n i e wi a, z a 1 s i ~ w z r 0 s t s z c z ~ Scj a. Chiny, Japonia,<br />
lndie sa, i byly - bez europejskiej. cywilizacji - szcz~sliwsze<br />
i pozostalyby szcz~Sliwe dluzej, gdyby nie narzucano im tej<br />
cywilizacji. R6wniei: w historii Zachodu cierpiev,ie narastalo szybciej<br />
niz szcz~scie. W tym punkcie Rousseau i Kant maja, slusznosc:<br />
cywilizacja stwarza w i ~ c e j cierpien i g 1 ~ b s z e cierpienia,<br />
anizeli pomniejsza zakres cierpieiJ. przez coraz pelniejsza, i skuteczniejsza,<br />
walk~ przeciwko ich przyczynom. Wprawdzie nowe<br />
zr6dla radosci i rozkoszy,' kt6re tWOiI"zy cywilizacja, sa, znaczne d. r6inorodne,<br />
ale dotycza, tylko plyts'zych sfer uczuc, natomi,ast gl~bsze,<br />
ogarniaja,ce substancj~ czlowieka, historycznie niewiele si~ zmieniaja,<br />
(np. spok6j sumienia, wszelkie radosci milosci). Nadto organizacja<br />
naszych zmys16w jest juz taka, ze rza,d intensywnosci bOlu<br />
jest wi~kszy od rz~du intensywnosci przyjemnoSci, a spot~gowanie<br />
wrazenia b6lu przy coraz silniejszym bodi:cu b6lowym jest znacznie<br />
gwaltowniejsze niz spot~gowanie bardziej oci~zalego wraienia<br />
przyjemnosci przy r6wnie coraz silniejszym bodzcu 9. P.rzyzwyczajamy<br />
si~ latwiej do obiektywnego post~pu standard of life, do<br />
wynalazk6w, narz~dzi, maszyn - tak iz przyjemnosci jako reakcje<br />
na nie przestaja, si~ pojawiac .(ausfalZen) - niz do obiektywnie<br />
n~dznego polozenia. Przy tym samym wzroscie bodzca b61 rosnie<br />
nie ty!lko gwaltowniej w por6wnaniu z przyjemnoscia" jest nie<br />
tylko bardziej stabilny i w mniejszym stopniu daje si~ zmniejszyc<br />
przez przystosowanie i przyzwyczajenie, ale jest tei: mniej<br />
relatywny nii: przyjemnosc 10. Sa,d Talleyranda, i:e ci, kt6rzy i:yli<br />
po 1789 r. nie poznali radosci i:ycia, ani nie jest tylko sa,dem<br />
jednostki albo jednostronnym sa,dem czlowieka nalei:a,cego do klas<br />
• Por. A. Kowalewsky, Studlen zur Psychotogle d es Pesstmlsmus, w pracy<br />
Lowenfelda Gren zfTagen des Nerven- und SeeLenLebens, Wiesbaden 1904.<br />
"Doznania lud6w, ras 51\ bardzJej podobne W odniesieniu do tego, co sprawia<br />
b61, anizeli w odniesieniu do tego, co sprawla przyjemno ~ ~ . - Latwiej<br />
jest wsp61cierpi e ~ nit wsp 6 1radowa~ . siE:.<br />
18
o SENSIE CIERPIENIA<br />
wyzszych, ani nie dotyczy ty:1ko przewrotu dokonanego p!'zez Rewolucj~<br />
Francuskq. Czyz nie mozna tego samego powiedziee w odniesieniu<br />
do roku 1914 I ze znacznie w i ~ k s z q jeszcze racjq<br />
Niewiele • marzen zostalo tak strasznie zniweczonych przez bieg<br />
rzeczy jak marienia XVIII w. 0 wzrastajq,cym w dziejach szcz~seiu<br />
czlowieka. Srodki, narz~dzia, maszyny, organizacje, powolane do<br />
tego,. by cwo szcz~scie wzrastalo, tak bardzo usidlily sobq i swoim<br />
mechanizmem ·czynnosci i dusze ezlowieka, iz eel, ze wzgl~du<br />
na kt6ry zostaly sporzqdzone, calkowicie popadl w zapomnienie;<br />
totez czlowiek w zasadzie bar d z i e j eierpi z powodu tego technicznego<br />
swiata srodk6w, z powodu jego wlasnej prawidlowosci,<br />
jego przypadk6w i nieobliczalnosci, anizeli z powodu niedostatk6w<br />
(VbeLn), do ktoryeh usuni~cia zostal on wymyslony i wytworzony.<br />
Historyeznie stan ten musial wywolae, od J. J. Rousseau, problematycznq<br />
tendenej~ myslowq i uczueiowq wyrazajqcq- si~ w p e<br />
s y m i z m i e eywilizaeyjnym i kulturowym. Rousseau, Kant, Fichte,<br />
Hegel, Schopenhauer, E.v. Hartmann, Nietzsche, Toistoj, Baudelaire,<br />
Balzac, slowianofile, Dostojewski, Strindberg Sq calkowicie<br />
zgodni przynajmniej co do negatywnej z e u d a j m 0 n i stye z<br />
neg 0 punktu widzenia oeeny wsp6lczesnej cywilizacji i kultury.<br />
W calej zachodniej historii duchowej nie bylo p r zed XIX w. I<br />
takiego wielkiego, wykazujqcego ciqglose kierunku eudajmonistycznego<br />
oskarzania kultury. W kazdym razie - jakiekolwiek bylyby<br />
braki w uzasadnieniu jego tez - wskazuje on na faktyczne odczuwanie<br />
zycia w tej ,epoce 11. Rady i poeiechy, jakich udzielajq<br />
nam owi myslieiele, Sq naturalnie bardzo zr6znicowane. Rousseau <br />
nie obeznany, jak eala jego epoka, z nieugi~tq konsekwencjq i nieuchronnosciq<br />
cywilizacyjnego zycia - daje nam jeszcze naiwnq<br />
. rad~ powrotu do ·"natury", idylli. Kant powiada w staropruskim<br />
heroicznym duchu: «Wytrwaj mimo wszystko» i przeczy temu, ze<br />
wartose i god nose ludzkich stanow mozna by mierzye szcz~seiem<br />
alba bezbolesnosciq. · Ustanowienie "panstwa niesprz.ecznych eel6w<br />
w rozumnej wsp6lnocie swiatowego panstwa" jest najwyzszym<br />
ziemskim dobrem rowniez wtedy, gdyby przym.osilo one czlowiekowi<br />
coraz wi~cej eierpienia. PeIne zblizenie (AusgLeichung) cnoty<br />
i szcz~scia, nalezy, wedlug niego, przesunqe na tamten swiat. Wedle.<br />
Fichtego, w zwiqzku ze wzmagajqcymi si~ cierpieniami czlowieka<br />
powinien nas pocieszye czyn rozumnego formowania natury jako<br />
"material naszego obowiqzku" i satysfakcja sumienia, plynqea ze<br />
spelnienia w nim naszego obowiqzku i naszego przeznaezenia. He-<br />
II Por. rozprawt: Neucre Versuche einer Gesch!chtsphHosoph!e dCr Dekadenz<br />
w t. 4 tego dzle!a [tj. Schr!tten zur Soziologie und Weltanschauungslehre].<br />
[Wspomnlany tom nle ukaza! sit:.]<br />
19
MAX SCHELER<br />
gel, ktory urOCZYSCle oswiadcza, ze historia czlowieka nie jest<br />
"glebq szcz~scia", usiluje nas wydzwignqc ponad nasze nieme<br />
indywidualne cierpienie przez najwspanialsze ,opisanie tworczego<br />
wiru stawania si~ Boga powracajqcego w dziejach do siebie samego,<br />
Boga, ktory w dziejach sam cierpi, ale kazdy bol doznawania<br />
wiecznej sprzecznosci w sobie jakby narkotycznie usmierza nowymi<br />
czynami i dokonaniami. Czlowiek jest dla niego tylko zolnierzem<br />
w sluzhie oswobadzaj,!,cej si~ boskiej "idei"; calkowic1e<br />
jej oddany i w walke zaj~ty swoim "przeciwnikiem", ktory metafizycznie<br />
rzecz biorqc jest jedynie jego pomocnikiem w urzeczywistnianiu<br />
boskich koniecznoSci, powinien zapomniec 0 cierpieniach,<br />
ktorymi boski duch "podst~pnie" go ludzi jako czyms rzeczywistym,<br />
aby wyt~Zyl SWq historycznq energi~. Schopenhauer<br />
zaleca, zupelnie na odwrot, pogodzenie si~ z koniecznym cierpie<br />
, niem slepej woli, ktora jest wiecznq istotq tego swiata i ktorej<br />
najwyzej zorganizowanym i dlatego najgl~biej cierpiqcym przejawem<br />
jest swiadomy i myslqcy czlowiek; rezygnacj~ i ucieczk~<br />
w bezczynnq kontemplacj~ idei w filozofii, sztuce, religijnej ascezie.<br />
Samo istnienie jest "winq" i d I ate g 0 cierpieniem - i tylko<br />
odrealnienie (Irrealisierung) tego, co rzeczywiste przez zanegowanie<br />
w nas swiatowej woli moze przyniesc wprawdzie nie szcz~sliwosc,<br />
ale bez'bolesnosc i spokoj. Eduard von Hartmann lqczy koncepcj~<br />
rozwoju i historyzm Hegla z metafizycznym pesymizmem<br />
Schopenhauera. W rozwazaniach j ktore Sq rownie systematy,cznie<br />
przemySllane, analitycznie gl~bokie, jak bliskiezyciu, usiluje pokazac,<br />
ze cierpienia ludzkosci powi~kszajq si~ i pogl~biajq wraz<br />
z post~pem cywilizacji i kultury, zatem w bilansie przyjemnosd<br />
coraz bardziej przewazajq nad jej pozycjami. Ale wlasnie w tym<br />
wielkim procesie doswiackzania przez luqzkosc siebie i swiata,<br />
wraz z rozwojem historycznym staje si~ ona coraz bardziej u w 0 I<br />
n ion a oraz sarna siebie 'Uwalnia, a w niej takze cierpiq,cy Bog<br />
si~ uwalnia od slepegoaktu fiat, ktory pierwotnie dal istnienie<br />
temu swiatu i w nim czlowiekowi. Eudajmonizm jako teoria wattosci<br />
- w' kaZdej ze swych form: jako eudajmonizm indywidualny,<br />
eudajmonizm spoleczny i eudajmonizm post~pu - znalazl w Hartmannie<br />
swego najgl~bszego i najostrzejszego krytyka. Nietzsche<br />
poszukuje miary wartosci zycia w s k ali r 0 z mac h u (Schwungweite)<br />
szcz~scia i cierpienia) jego wielkosci i w wewn~trznej roznorodnosci<br />
uczuc. Obawia si~ w przyszlosci mniej wzrostu cierpienia<br />
jak w ogole zniwelowania stanow gl~bszego cierpienia i gl~bszej<br />
przyjemnosci.<br />
Wqtpi~, aby owe rady i pociechy oddawaly sprawiedUwosc wielkiemu<br />
zagadnieniu historycznegQ kie
o SENSIE CIERPIENIA<br />
one z rozmaitych stron do osobliwego, jasno-mroanego, slodkoprzykrego<br />
bukietu ofiary zlozonego z przyjemnosci i cierpien~a.<br />
Tylko jednak tu i 6wdzie dotykajq jakiegos elementu jej bogactwa,<br />
ale jej nie ogarniajq i nie wyczerpujq jej gl~bi.<br />
Kant, Fichte, Hegel i inni "autorzy heroizujqcy" ("Heroiker" ) az<br />
nazbyt heroiczne Prusy-Niemcy widzq jasno zawarte w k aidej<br />
ofierze c i e r pie n i a oraz zawartq w kazdej ofierze war t 0 s C.<br />
Przeoczajq jednak, ie czlowiek nie moie w og6le zrezygnowac ze<br />
szcz~scia, tak sarno jak z samego bytu. Samopotwierdzenie kaidej<br />
przyjemnosci jest zbyt bezsporne, a'by moina je bylo kwestionowac.<br />
Przyjemnosc nie wymaga w iadnej formie uzasadnienia swej<br />
wartosci. Ona "jest" i pozostaje juz wartoSciowa, gdy j est. W<br />
swej Rozprawie 0 nami~tnosciach milosci Pascal powiada bardzo<br />
trafnie: "Ze przyjemnosc jest dobra a cierpienie zle, nie trzeba<br />
na to zadnego dowodu. Serce to czuje" 12.<br />
Reroizm pogardy dla kazdej przyjemnosci jest naukq i posta<br />
Wq, kt6ra niszczy samq siebie tak jak Arystypowa afirmacja kaidej<br />
przyjemnosci. 0 b i e nauki w spos6b k 0 n i e c z n y konczq<br />
si~ pesymizmem. W Niemczech czysty heroizm gloszony przez<br />
Kanta, RegIa, J. G. Fichtego musial takie doprowadzic do pesymizmu.<br />
Czyny, kt6rych domaga si~ heroizm gardzq
I<br />
MAX SCHELER<br />
wynagradzajq wszystkie wzrastajqce bole i pozwalajq rdzeniowi<br />
duszy znaleze si~ ponad nilli. P T Z Y j em nos e jakq przynosi<br />
r 0 s n q 'c ami los e i tworcza dzialalnose kultura[na, ekstensywny<br />
i intensywny rozwoj wspolnoty i sympatetycznej historycznosci<br />
zycia, musi ostatecznie skompensowae towarzyszqCY w spos6b koniec~ny<br />
temu wzrostowi wzmagajqcy si~ bolo Czysty heroizm (Nur<br />
-Heroismus) jest slepy , na t~ milose i jej przynaleznq najszlachetniejszq.<br />
przyjemnose. Uszcz~sliwia nie tylko milose szcz~sliwa, ale<br />
. takZe nieszcz~s1iwa, jako przyjemnose funkcji. Eudajmonizm jest<br />
slepy na wzrost derpien i jego koniecznose. Rosnie jedynie sarna<br />
"ofiara" i jej koniecznose - ani wylqoCZnie jej przyjemnose, ani<br />
tez wylqcznie jej b61. Nietzsche najbardziej zblizyl si~ do tej prawdy:<br />
Skala rozmachu, wielkose ruchu zycia mi~dzy gl ~ b i q przyjemnosci<br />
a g 1 ~ b i q bolu w pewnym sensie "poprzedza" same<br />
stany przyjemnosci i cierpienia, ktore Sq tylko przypadkowo osiqg<br />
ni~tymi punktami koncowymi ruchu wahadlowego w rosnqcej<br />
skali rozmachu. "S ens em" jednak owej skali jest "ofiara".<br />
A tego nie wiedzial duch Nietzschego zwr6cony jedynie ku r6znorodnosci<br />
zycia i wielkosci jego ruchu.<br />
* <br />
* * <br />
Uzyskawszy istotnosciowe poznanie sen s u b6lu i cierpienia,<br />
z1NToemy uwag~ na wszystko, czego ludzkose - w bolesnym doswiadczeniu<br />
- dotychczas si~ nauczyla, co wie 0 tym, jak nalezy<br />
s i~ z a c how Y w a e wobec bolu i cierpienia. Z uwagi na ogrom<br />
i niejasnose zadania, z uwagi na niezmiennie niemy czysty fakt<br />
b61u - bardzo niewiele, ale jednak troch~ si~ nauczyla. W tych<br />
nauka,ch kaZda t e c h n i k a cierpienia zawsze si~ga swymi korzeniami<br />
do jakiejs e t y k i cierpienia oraz ' do jakiegos metafizycznego<br />
lub religijnego t 1 u mac zen i a cierpienia.<br />
Przede wszystkim napomkn~ 0 kilku g low nyc h t Y pac h<br />
takich teo r i i c i e r pie n i a. Je§li rozejrzymy si~ w historii,<br />
to zauwazymy wiele sposobow z a c how ani a s i ~ (Begegnung)<br />
wobec cierpienia. Dostrzegamy drog~ uprzedmiotowienia cierpienia<br />
i rezygnacji, wzgl~dnie aktywnego znoszenia (Duldung); drog~<br />
hedonistycznej 'ucieczki przed cierpieniem; drog~ przyt~pienia cierpienia<br />
qZ do zupelnej apatii; drog~ 'tluma,czenia cierpienia oraz<br />
jego iluzjonistycznej negacji; drog~ usprawiedliwiania wszelkiego<br />
cierpienia - jako kary; wreszde drog~ najwspanialszq i najbardziej<br />
powiklanq z wszystk1ch drog, uka'zanq w chrzescijanskiej<br />
n au ce 0 cierpieniu: drog~ blogiego (selig) cierpienia i dokonujqcego<br />
si~ w cierpieniu wyzwolenia od niego dzi~ki mifbsiernej milosci<br />
Boga, "kr61ewskq drog~ krzyza".<br />
22
o SENSIE CIERPIENIA<br />
Pierwszy z tych typ6w przedstawia si~ nam historycznie w wi~kszej<br />
czystosci wpierw w n au c e Bud d y, powracajq
MAX SCHELER<br />
znakomitego przekladu kazan Buddy, dokonanego przez K. E. Neumanna<br />
14.<br />
W przypadku kazdego rodzaju bolu i cierpienia istniejq dwie<br />
przeciwstawne drogi, na ktorych si~ je zmniejsza i usuwa. Jednq<br />
jest aktywna walka z e w n ~ t r z n a przeciwko obiektywnym, naturalnym<br />
lub spolecznym p r z y c z y nom bolu i cierpienia, zdecydowany<br />
"opor przeciw zlu" jako obiektywnej wlasciwosci swiatao<br />
Tq drogq podqzaia na ogol aktywna i heroiczna cywilizacja<br />
z a c hod n i a. Druga droga polega nie na usuwaniu zia i przez<br />
to dopiero derpienia z jego powodu, lecz na probie powstrzymania<br />
od wewnqtrz c i e r pie n i a (wywolywanego ' wszelkimi mozhwymi<br />
rodzajarni zla) przez mozliwie calkowite i doskonale,<br />
umyslne usuwanie mimowolnego, automatycznego oporu, ktory <br />
jak juz dawno poznali Hindusi - jest tak sarno jak przyczyna<br />
zewn~trzna (tzn. obiektywne zlo naturalne i spoleczne) warunkiem<br />
istnienia bolu i cierpienia. Pozytywny duchowy kunszt wlasnie<br />
n i e s p r z e c i wi ani a si ~ z I u, calkowite "znoszenie" go rna<br />
tutaj , doprowadzic do usuni~cia cierpienia z wn~trza, z centrum<br />
iycia, a posrednio - samego zla, poniewaz nie jest ona, wedle<br />
tego uj~cia,czyms obiektywnie realnym, lecz tylko mrocznym C'ieniem,<br />
ktory jakby rzuca na swiat wlasne n a s z e cierpienie wywolane<br />
czyms w swiecie (an der Welt).<br />
NajradykaIniejszq, najbardziej konsekwentnq, najwspanialszq<br />
formq tej drogi jest droga Bud d y. Znacznie mniej konsekwentnq<br />
form~ przybraia ona w poznorzymskiej s z k 0 I est oi c k i e j<br />
(Epiktet) oraz w c h r z esc i jan ski e j. Zasad~ "Nie sprzeciwiaj.<br />
si~ zlu", niedawno znow tak cz~sto przytaczanq przez Lwa<br />
Toistoja, a nawet potr'aktowanq jako podstaw~ calej jego etyki,<br />
zawiera takze Ewang~ ia. Rowniez stwierdzenie, ze "kto od miecza<br />
wojuje ten od miecza ginie", wyraza pochwal~ tzw. .,,-cnot pasywnych".<br />
Mimo to nie rna wqtpliwosci, Ze ow rodzaj zachowania si~<br />
wobec bolu, cierpienia i zia nie jest tak istotny i syst.ematycznie<br />
tak wazN.Y dia chrzescijanstwa, jak dla buddyzmu. Brak w chrzescijanstwie<br />
nie tyllko specyficznych technik, ktore Budda cz~sciowo<br />
przejql z systemu jogi i rozwinql; takze wzor osobowy, jaki<br />
wyIania si~ z przebiegu Zycia i smierci Jezusa, wlasnie w tym<br />
punkcie rozni si~ zasadniczo od wzoru osobowego wyIaniajqcego<br />
si~ z zycia i smierci Buddy. Jezus wskazuje cz~sto, iz nie zamierza<br />
calkowicie rezygnowac z przeciwstawiania si~ ziu (dem Vbe!<br />
und dem Boseri). Surowosc, z jakq oczyszcza swiqtyni~ z prze<br />
"Por. Die Reden Gotamo Buddhos, MUnchen 1921, a ponadto Fr. Heiler, D ie<br />
bucldhistische Versenkung, wyd. 2, MUnchen 1922 oraz L .. Ziegler, D er ewige<br />
Buddho, Darmstadt 1922.<br />
24
o SENSIE CIERPIENIA<br />
kupniow, z jakq wyst~puje "w swi~tym gniewie" przeciwko faryzeuszom,<br />
'sposob, w jaki prosi Boga, aby "odsunql od niego ten<br />
kielich", a nawet jego ostatni rozpaczliwy okrzyk na krzyzu, wymuszony<br />
przez wlasny bol i brzemi~ grzechow ludzkosci, za ktore<br />
- 0 czym wie - cierpi "w zast~pstwie" i ktore w gl~bi swego<br />
serca przeiywa jako calosc (zusammengefasst) wraz ze wszystkimi<br />
jej immanentnymi udr~kami zwiqzanymi z grzechami - nie wskazuje<br />
na nic, co przypominaloby c!i:chy, pelen dystansu (entfremdete),chlodny<br />
spokoj, w ktorym Budda zyje i ktorym przepelniony<br />
umiera rozmawiajqc ze swoimi przyjaciolmi. Cierpliwe i heroiczne<br />
branie na siebie kr,zyza, ucielesniana przez chrzeocijanskich<br />
m~czennikow idea bohatera dzwLgajqCego, znoszqcego swoje cierpienie,<br />
mmall1ie war t 0 sci pasywnego oporu za p r z e w y z<br />
s z a j q c q, przynajmniej w przypadlkach typowych, wartosc oporu<br />
aktywno-heroicznego - staly si~ istotnymi czynniItami skladowymi<br />
jednego powszechnego idealu chrzescijanskiego 15.<br />
Zwlaszcza w Kosciele wschodnim, a w kr~gu jego oddzialywania<br />
szczegolnie silnie w sferach rosyjskiej ortodoksji, idea<br />
pas y w neg 0 z nos zen i a (Dulden) oraz likwidowania zla<br />
i cierpienia przez nie sprzeciwiaruie si~ im (dwojako dostosowanego:<br />
do niemal zqdnego cierpienia slowians'kiego charakteru narodowego<br />
oraz do aktow i metod przemocy caratu) uzyskala zasi~g<br />
przekraczajqcy nawet owe przypadki typowe, memal pod<br />
kazdym wzgl~dem odnoszqc zwyci~stwo !lad myslq 0 aktywnym<br />
usuwani4. zla 16. Dowodzi tego zarowno sposob, w jaki rosyjski<br />
chlop dawnego ' porzqdku traktowal zimowe mrozy, gl6d i pragnienie,<br />
napasc w czasie wojny, zadanie gwaltu przez swoich panow,<br />
sil~ wlasnych i cudzych nami~tnosci, z'brodniarza i wsze\lkie smutne<br />
zrzqdzenia losu, jak tez poetyc'ko-prorocze gloryfikowanie pokornego,<br />
pasywnego cierpi~tnictwa (Duldertum) przez wielkkh poetow<br />
imyslicieIi rosyjsk,ich, w nie mniejszym stopniu przez Tolstoja<br />
Dostojewskiego 17.<br />
" Ideal ten znajduje wyraz nawet w chrzescijanskiej koncepcji panstwa. np,<br />
W odrzucaniu kazdej aktywnej rewOlucji przeciw zwierzchnosci takze wtedy,<br />
gdy nakazuje ona COS sprzecznego '" prawem natury.<br />
" [.. We wschodnim chrzescijailstwip. - z~uwai.a Scheler w artykuIe VbeT<br />
iistLiches und west!tches Chrtstentum - pas y w n e cnoty znoszenia, wytrzymaloSc~,<br />
pokory przewyzszajq niepomiernle cnoty aktywne, a slla' cierpienia<br />
i cierpliwosc dominujq nad heroicznyml elementami ewangeIlcznego etosu<br />
wlqcznie z aktywnq milosciq bllzniego. 1 to w stopniu tak znacznym. ze zlo,<br />
przed kt6rym staje dusza, nie jest c:zyms, co nalezaloby zwalczac. lecz czyms,<br />
co nalezy znosic 1 wycierpiec" (w: schrijten ZUT Sozio!ogte und We!tanschauungs!ehre,<br />
wyd. 2 Gesammelte Werke, t. 6, Bern-MUnchen 1963, s. 105).1<br />
17 W swojej ksiqzce Zniszczenie osobowosct (przeklad niemieckl Dresden 1922)<br />
Maksym Gorki wysunql ci~zkie oskarzenie wobec obydwu pisarz.y. ze opowia<br />
25
MAX SCHELER<br />
A jednak nawet tutaj, we wschodnim chrzescijanst.wie, w kt6<br />
rym - w przeciwienstwie do zachodniego idealu aktywnych bohater6w<br />
(Heroentum), kt6rego wspanialym swiadectwem jest cal a<br />
historia Zachodu wraz z jego stanem zakonnym ksztaltujqcym kultun,:,<br />
a nie stroniqcym od niej - umysly opanowala zwyci~ sko<br />
wzorcowa idea pasywnego bohaterstwa (Heldentum), zaznacza s i~<br />
jeszcze bardzo znaczna r 0 z n i caw por6wnaniu z indyjskim,<br />
a w szczeg61,nosci buddyjskim sposobem tra~towania b6lu, cierpienia,<br />
zla. Moina jq kr6tko sformulowac w taki spos6b:<br />
Buddyjskie za'chowanie si~ tak samo nie jest sam y m znoszeniem,<br />
przyjmowaniem, wytrzymywaniem cierpienia jak najaktywniejszy<br />
zachodni heroizm, kt6ry poslugujq'c si~ technikq, systematycznq<br />
higienq, terapiq., cywilizacjq, pracq na polu kultury, skierowal<br />
swoje gorqce, nami~tne pragnienie na likwidacj~ .zewn~ trznego<br />
zla i przyczyn cierpienia, uznanych za realne. Wlasnie owo<br />
a k t y w n e gorqce pragnienie calkowitego i radykalnego usuni~cia<br />
cierpienia, az do jego najmniejszego przejawu i az do jego<br />
i1ajgl~bszego zr6dla - owa idea postawiona przez wol~ jako ce!l<br />
oraz fanatyczna wiara w mozliwosc praktycznego osiqgni~cia tego<br />
celu - 1 q c z y Budd~ z przejawami n a j a k t y w n 1e j s z e g o<br />
zachodniego heroizmu, jakie znamy: pOCZqWszy od greckiego mitu<br />
Prometeusza i Herkulesa az do szczeg6lnych filozoficznych sformulowan<br />
sposobu mySlenia i Zycia p6znego techniczno-kapita'listycznego<br />
swiata Europy P61nocnej, zawartych w pozytywistycznym<br />
pragmatyzmie od Franciszka Bacona do ;Karola Marksa i Williama<br />
Jamesa. R6znicy mi~dzy cierpieniem szlachetnym, oczyszczajqcym<br />
a nieszlachetnym, ponizajqcym nie znajq 0 by d wa sposoby<br />
myslenia, odznac.zajqce si~ zresztq biegunowo przeciwstawnymi<br />
nastawieniami 1S: wszellcie i kame cierpienie jest w r6wnej<br />
mierze zle i powinnt1> zostac zlikwidowane. Jedynie droga do<br />
tego celu wdli jest u Buddy dokladnie przeciwstawna drodze wskazywanej<br />
przez dominujqcy etos Zachodu, a w zwiqzku z tym inny<br />
jest tez rod z a j heroicznej aktywnoSci. Kr61lko m6wiqc, zachodnia<br />
idea bohatera upatruje spos6b/likwidowania cierpienia w z e<br />
dajqc siE: za t q postaWq nie~wiadomie s!uzyU lnteresom burzuazji 1 op6zniali<br />
rewolucj E:. Ta ekononUczno-marksistowska . lnterp'retacja jest fa!szywa tak bardzo,<br />
ze nie 'zas!uguje na powazne odparcle.<br />
'. Niejednq s!usznq 1 trafnq uwag~ na ten temat moina znalezc u Maxa<br />
Broda (Hei dentum, Chnstentum, Judentum, MUnchen 1922). Dzlwi trlko, ze autor<br />
r6wniez mnie przypisuje nieznajomosc tego rozrMnienia. Przedez w mojej<br />
teorH poziom6w uczuc (por. D er Formattsmus tn der Ethik, rozdz. V 8) wyraznie<br />
sformu!owalem twierdzenie. ze praktyczna moznosc kierowanla uczuciami<br />
maleje tym bardziej, w 1m g!~bszej warstwle znajdujq si~ przezywane<br />
uczucia.<br />
26
o SENSIE CIERPIENIA<br />
w n ~ t r z n e j technicznej aktywnosci skierowanej na materialnq<br />
przyrod~ i organizacj~ spoleczenstwa; indyjsko-buddyjska idea bohatera<br />
- w we w n ~ t r z n e j, lepiej ujmujqc: wewnqtrz-psychicznej,<br />
wewnqtrzorganicznej aktywnosci skierowanej na pop~dy,<br />
na "prag.nienie" (Durst), (ktorego palqcy zar zobrazowany w tropach,<br />
odpowiada u Buddy przykiadnie za calosc pop ~dow witalnych<br />
i ich centrum-Ja), na kt6rego pierwotnym istnieniu i oddzialywaniu,<br />
na kt6rego preegzystencji pop r zed z aj q C e j (vor)<br />
wszelkie obiektywne "istnienie" r e 1 a t y w n i e wspiera si~<br />
(gesetzt ist) zar6wno istnienie swiata jak obraz ' swiata.<br />
W miejsce maksymy "Sprzeciwiaj si~ zlu" (aktywny heroizm znoszenia<br />
cierpienia) pojawia si~ tutaj zupeinie inny - bardzo gl~boko<br />
. ufundowany w przynaleznej don metaftizyce i teorii wiedzy<br />
- imperatyw, kt6remu mozna nadac nast~pujqCq form~: "Likwiduj<br />
w duchowy sposob, jak najbardziej skoncentrowanym czyn<br />
em ducha, n i e zlo, ale pop~dowo, automatycznie i mimowolnie<br />
pojawia jqcy si~ mozliwy 0 p 0 r wobec zla, mianowicie przez usuwanie<br />
pragnienia az do wygaszenia go". Dopiero bowiem "pragnienie"<br />
(Durst) warunkuje pozor bytowej aut 0 nom i i swiata oraz<br />
jego postaci i nalezqcych do niego rzeczy, stajqc si~ przez to rowniez<br />
wiecznym prawarunkiem "cierpienia" na swiecie, co oznacza<br />
tutaj: przymusu znoszenia (Hinnehmen) poniekqd nie pytajqcego<br />
ciebie wPierw ° to "narzucanda si~" istnienia swiata i jego iakosciowego<br />
uposazenia; przy czym "pragnienie" wytwarza ciqgle<br />
na nowo t~ autonomi~ bytowq. Sprzeciwiaj si~ wi~c bezwarunkowo!<br />
Ale sprzeciwiaj s i~ twemu wewn~trznemu, zazwyczaj nie opanowanemu<br />
organiczno-psychicznemu oporowi przeciw · ziu. Sarno<br />
zlo nie jest bowiem realne, lecz jest tyUko c i e n i e m tego mozliwego<br />
opciru, kt6ry zarazem stanowi mom e n tis t n i e n ia we<br />
wszystkim, co istnieje, tzn. w i'stocie pdpowiada za jedynie "pozornq",<br />
fantomatycznq, klamliwq autonomi~ bytowq swiata.<br />
W przeciwienstwie do pozostalych religii i koncepcji metafizycznych<br />
buddyzm nie zaWli.era teorii cierpienia jako cz~sci skladowej <br />
sam j est teoriq cierpienia. Cztery zlote prawdy 19, kt6re stanowiq<br />
jego najstarszy i najpewniejszy fundament, dotyczq wyIqcznie:<br />
1. ist6ty cierpienia, 2. przyczyny cierpienia, 3. warunku Iikwida,cji<br />
cierpienia, 4. drogi do urzeczywistnienia tego warunku przez duch<br />
a ludzkiego. Jedynie czwarta z tych prawd zawiera etyk~ i technikG<br />
cierpienia, podczas gdy trzy poprzednie wlqcznie ze slawnq<br />
formulq mowiqc'l, ° zwi'l,zku przyczynowym ("Wszystkie istoty znajdujq<br />
si~ w spos6b konieczny i nieunikniony w takich stanach,<br />
" W zwi
MAX SCHELER<br />
na kt6re zasluiyly ISwymi czynami") Sq twierdzeniami metafizycznej<br />
natury, wzglE:;dnie zasadami teoriopoznawczymi.<br />
Chociai w tej rozprawie rna bye przedyskutowana tylko buddyjska<br />
technika cierpienia, trzeba przedtem poczynic kilka uwag 0 jej<br />
zaloieniach metafizycznych i teoriopoznawczych. Nie chodzi nam<br />
przy tym 0 wiernose historycznq, a tym bardziej 0 historycznq<br />
.i psychologicznq genez~ tej metafizyki cierpienia, ale 0 jej rzeczowy<br />
zwiqzek sensowy - w sensie c z y s t e j teo r i i s w i a t 0<br />
po g 1 q d u, kt6ra upatruje w buddyzmie jedynie najznakomitszy<br />
przyklad o'kreslonego moZliwego typu idealnego ludzkiego zachowania<br />
siE:; wobec cierpienia.<br />
Najtrudniej uchwycie nauk~ 0 is to c i e cierpienia i jego p o<br />
w s taw ani u; podRegala tez ona bardzo zr6inicowanym interpretacjom.<br />
Problem zasadniczy jest nast~pujqcy: Jak Budda dochodzi<br />
do zr6wnania istnienia (nie dopiero jakosciowego uposaienia)<br />
swiata i samego czlowieka po prostu z c i e r pie n i e m Czy<br />
owo pozorne twierdzenie i na nasze pierwsze odczucie zupelnie<br />
nieuzasadnione polega na zwyklym przeoczeniu tysiE:;cznych form<br />
i rzeczywistych przejaw6w ,Przyjemnosci, powodzenia, wesolosci,<br />
szczE:;sliwoSci Czy polega one na uog6lnieniu osobistych doswiadczen<br />
Buddy albo doswiadczen dziejowych jego narodu Czy tE:;<br />
osobliwq nauk~ tlumaczy gorqcy, nu ±~cy klimat, tlumaczq udre:ki,<br />
jakie sprawia on czlowiekowi i czy poszukiwany przez BuddE:;<br />
spo'k6j, uciszenie, wygaszenie "pragnienia" jest jedynie przeniesionym<br />
na poziom ducha ,,,chlodem cienia", tak rzadko uzyczanego<br />
czlowiekowi iyjqcemu w Indiach Czy nauka Buddy polega na po<br />
• p~dowej negacji swiata, na pope:dzie smierci 20 chylqcej si~ do<br />
upadku (iiberspaten), zdegenerowanej rasy, kt6ra a priori odrzuca<br />
wszelkie pozytywnie zabarwione uc·zuoia zwiqzane z aktywnosciq,<br />
jakich walka ze swiatem i jego ksztaltowanie dostarcza wznOSZqcym<br />
si~ pod wzgle:dem witalnym na wyZszy poziom rasom, oraz<br />
, oczekuje tyl'ko zbawienia pogrqiona w blogim, spokojnym stanie<br />
nadswiadomosci (Oberbewusstsein$haltung), przynoszqcym nawet<br />
calkowitq niwelac je: w.'\lzellkich postaci swiadomosci i bytu Czy<br />
tei polega na zarysowujqcej sie: czlowiekowi ide i powodzenia,<br />
szcze:scia, najwyzszego dobra, kt6re dla silnej te:sknoty serca stalo<br />
s ie: tak odlegle, ie w por6wnaruiu z t q ideq w s z elk i e istnienie<br />
musi przedstawie sie: jako "cierpienie" i jako tylko cierpienie<br />
A moze polega na jakims og61noludzkim, anormalnym przykuciu<br />
.. Istnienie "pop
o SENSIE CIERPIENIA<br />
pop~dowej uwagi przez zjawiska narodzin, starzenia si~, ·choroby,<br />
smierci, ktore pierwsza ze zlotych prawd wymienia jako najbardziej<br />
uderzajqce swiadectwa tego, ie wszelkie istnienie i iycie<br />
jest cierpieniem; ktore odgrywajq tak wielkq rol~ rowniei w' znanej<br />
(mitycznej) historii nawrocenia Buddy Czy wreszcie nauka ta<br />
jest w mniejszym stopniu wyrazem delikatnie i lagodnie obniiajCjcego<br />
sw6j poziom (dahingleitenden) iycia, ktoregQ aktywna wola<br />
zwiqzana z danq raSq Ulegla jui gl~bokiemu zalamaniu, aniieli<br />
raczej - odwrotnie - swiadectwem, a posrednio duchowym wytworem<br />
tak bardzo n ami ~ t nyc h natur, tak bez reszty pochloni~tych,<br />
oczarowanych, ba, upojonych wszystkimi zjawiskami,<br />
ktore mogq budzie nasze ludzkie pragnienie, ie ludzie ci, aby<br />
w ogole utrzymywae siebj"e stale w istnileni'U , mUSZq cal k 0 w i<br />
c i e 0 d rz u c i e (abnegieren) tak niebezpieczny dla nich odurzajqcy<br />
nap6j przyjemnosci, poniewai 'nie jest im raz na zawsze dane<br />
utrzymY\o\Zanie sensownej m i a r y w jego sp0Zywaniu Czyi du- .<br />
chowa technika (Seelentechnik) w y lq c zan i a s i ~ z przyczynowego<br />
zwiqzku czynu i istmenia (wrocimy jeszcze do tego), techn<br />
ri.ka "To nie jestem ja", "To rue jest moja jazn", "To nie jest<br />
moja wlasnose", nie jest tylko srodkiem przeciwdzialajqcym, jakqs<br />
medicina mentis przeciwko nadmiernemu impulsowi pop~dowemu<br />
tak ekstatycznego, wylqcznego oraz - w przypadku uaktywnienia<br />
i w ogole dopuszczenia do wewn~trznego ruchu '- nie dajqcego<br />
si~ powstrzymae zniewolenia i przywiqzania do jakiegos ulubionego<br />
zjawiska, ie jedynie jeszcze jedno, mianowicie s y s t e m a<br />
t y c z n e u s m i e rca n i e w z a rod k u, przeszkadza pragnieniu,<br />
by cal 0. S e iycia zniszczye i rozproszye<br />
Nie sqdz~, ieby bylo warto szczeg6lowo przedyskutowae te i inne<br />
hipotezy historyczne, zwiqzane z rasq, klimatyczne, psychologiczne,<br />
zanhn zwlaszcz9 zostanie w pelni zrozumiany obiektywny sens<br />
tej nauki - do czego takie dzisiaj wiedzie jeszcze daleka droga.<br />
Wszystkie te hipotezy dajq, bye moze, jakqs odpowiedz na zupelnie<br />
inn e pytanie nii to, na ktore - jak si~ przypuszcza <br />
udziela si~ odpowiedzi, mianowide na pytanie, w jakich warunkach<br />
c z low i e k Z a c hod u, uwzgU~dniajqc jego najogolniej<br />
SZq esencjalnq struktur~ psychicznq, mogl'by si~ zwr6cie do takiej<br />
nauki.<br />
Powr6emy przeto do pytania, co oznacza, co moze sensownie<br />
oznaczae to, ii w pierwszej ze zlotych prawd przyjmuje si~ : "Istnienie<br />
jest cierpieniem; powstanie i przemijanie, zmiana' i przemiana<br />
jako taka - bez wzgl~du na jej charakter (Sosein), bez wzgl~du<br />
na to, czy budzi znowu przyjemnosc, czy bol - j est cierpieniem"<br />
Jak dlugo uwazam Budd~ za jednego z najgl~bszych umyslow<br />
ludzkosci, a nie 'za jakiegos dziwaka i jedyrue wyznajqcego<br />
29
.'<br />
MAX SCHELER<br />
pesymizm oburzenia a la Schopenhauer, nie mog~ nigdy przystae<br />
na to, aby rdzen tej idei"cierpienia" stawiae na r6wni z niech~ciq<br />
do b6lu i cierpienia, chociaz nie mozna zaprzeczye, ze przytaczane<br />
Sq przede wszystkim zjawiska budzqce pozytywnq niech~e ,<br />
b61, cierpienie, trwog~, strach, jako przyklady i swiadectwa tego,<br />
ze swiat jest "cierpieniem" (np. choroba, ub6stwo, smiere, utrata<br />
kochanych rzeczy, ludzi, itd.). Jednak r d zen tej idei cierpienia<br />
jest znacznie bardziej formalny; znacznie przekracza on tez wewn~trzne<br />
p r z e z y
o SENSIE CIERPIENIA<br />
Po trzecie, jasne si~ staje r6wniez to, ze nie ma tu wcale jakiejkolw-iek<br />
idei rae hun k ubi 1 a n s u j q c ego p r z y j e m nos c<br />
i c i e r pie n i e, na kt6rej opiera si~ metafizyczny pesymizm<br />
Schopenhauera i E. v. Hartmanna, i ze w kulminacyjnym punkcie,<br />
do kt6rego prowadzq poszczeg6lne szczeble wyzwalania - stale<br />
dwustronnego wyzwalania bytu podmiotu (Ichsein) i bytu swiata <br />
n i e ma juz pogody, uciszenia, spokoju jako n a j c z y s t s z y c h<br />
form przyjemnosci olbecnych jeszcze na poprzedruch szczeblach<br />
pogrqzania si~. Przyjemnosci nie zarzuca si~ tego, ze jest przyjemnosciq,<br />
a nie przykrosciq, lecz zarzuca si~ to, iz jest po b u<br />
d zen i e m (Ajjektion), tak jak b61 i cierpienie; z pedag{)gicznego<br />
punktu wid zenia i ze wzg~du na kierowanie duszq zarzuca si~<br />
jej w i ~ c·e j niz b6lowi i cierpieniu tyl
MAX SCHELER<br />
staje dzi~ki nim ponownie obj~ty sferq panowania naszej a k t y w<br />
nos c i d u c howe j, z ktorej wyrwala go w sposob dla nas nieswiadomy<br />
jedynie nasza zqdza.<br />
Prafenomenem poznawczego do'konania Buddy jest przeto calwicie<br />
wewn~trzne pow i q zan i e teo r i i p 0 z nan i a z I)- a u<br />
k q 0 z b a w i e n i u, z kt6rych dopiero wylaniajq si~ t e c h tt i k i<br />
cierpienia. Owa teoria poznania jest calkowitym rea liz m e m<br />
istnienia swiata, a owa nauka 0 zbawieniu jest calkowitym .ide r<br />
liz m e m normy i zadania postawiOtJ-ego przed zyciem. Swiat<br />
jest pierwotnie realnosciq, ale powinien zostac poddany ideacji<br />
(solZ ideiert), powinien s t a c s i ~ o'brazem, powinien stac si~ nim<br />
dzi~ki c z y no w i ducha. Talk Ja,k gl~boki€ slowa Novalisa: "Swiat<br />
nie jest snem, ale powinien stac si~ snem" Sq dalekie od idealri.lZmu<br />
Kanta i Schopenhauera, kt6rzy jako teoretyczny wglqd podajq to,<br />
co dla Novallisa pozostaje wlasnie przedmiotem i celem wewn~trznego<br />
,c z y n u oraz polegajqcej na takich czynach historii ksztalcenia,<br />
.tak tez nauka Buddy jest jeszcze bardziej odlegla od tego<br />
p6znego zachodniego idealizmu. Prafenomen- odkrycia Bud d y<br />
polega raczej na tym, ze cicha mowa rzeczy swiata: "Oto jestesmy",<br />
"Oto jestesmy tu i jestesmy takie, Jakie jestesmy, nie . oczekujqc<br />
na twojq zgod~", "Jestesmy tu, takze niezaleznie od twojej i wszelkiej<br />
mozliwej wiedzy 0 nas", ze to ich przemawianie do naiwnej<br />
swiadomosci "wlasciwie" jest "klamstwem", samsarq, fantomem,<br />
zastyglym ksztrutem (gewordene Erstarrung), tyl'ko n as z e j z q<br />
d z y, kt6ra si~ga albo do naszego indywidualnego pozqdania i przywiqzania,<br />
do "pragnienia" naszego albo zaszczepionego nam dziedzicznie<br />
(durch Fortpflanzung) przez naszych przodkow, w kazdym<br />
razie do a k t Y w nos c i czlowieka jako takiego, do aktywnosci<br />
mimowolnej, zautomatyzowanej, ale zasadniczo d a j q c e j s i ~<br />
jeszcze w y I q C z y c przez "swi~tego". Dopiero odpowiedziq swiata<br />
na t~ mimowolnq aktywnosc czlowieka jest opor = realnosc.<br />
Nauka, ze wszeUkie istnienie jest owocem i nast~pstwem c z y<br />
now, stanowi z jednej strony logiczne zalozenie tego, iz dzi~ki<br />
"wyjsciu" Ja poza zwiqzek przyczynowy, dzi~ki aktowi powodujqcemu<br />
"niezamq,conq oboj~tnosc", dzi~,ki osiqgni~ciu "odosobnienia"<br />
i oddzielenia przez najgl~bszy rdzen Ja mozna naprawd~ wylqczyc<br />
a k t czynu w tych czynach z owego lancucha okropnej I'przyczynowosci".<br />
Z drugiej strony, nauka ta - w sensie zwiqz'inym z rozwojem<br />
nauki Buddy - jest tylko pozniejszq racjonalnq podbudowq<br />
intuicyjnie pierwotnej z b awe z e j pew nos c i, ze najgl~bszq<br />
mOCq swego ducha czlowiek jest w stanie i moze spelnic a'kt zasadniczego<br />
odwr6cenia si~ od gry cieni, jakq jest powstawanie,<br />
stawanie si~ oraz zamkni~ty w sobie, w istocie nieskonczony lancuch<br />
przyczynowy. ·"Jedynie bowiem to, co opiera si~ na czynie,<br />
32
o SENSIE CIERPiENIA<br />
moze zostac zmienione lub usuni~te przez czyn". Aksjomat ten<br />
utrzymuje calq nauk~ Buddy.<br />
"Likwirlacja cierpienia" nie oznaaa wi~c tutaj niczego innego<br />
jak ods I 0 III i ~ c i e przez spontanicZlIl1e uzyskanq wiedz~, jakby<br />
obiektywnego, "klamstwa", fantomu, pozoru rzeczy prezentujqcych<br />
si~ jako autonomiczne w swym istnieniu i podlegajqce wlasnym<br />
prawom (selbstgesetzlich); likwidacja cierpienia oznacza wylonieni~<br />
si~ (setzen) pustki "n i cos c i" - slowe) to bynajmniej nie<br />
oznacza tutaj "niebycia czyms", lecz wylqcznie "nieistnienie" jako<br />
n i est a w ian i e j u Z 0 P 0 r u przez· rzeczy - wlasnie tam,<br />
gdzie uprzednio swiezo i zuchwale jasnialy rzeczy w swej autonomii<br />
istnienia. Dlatego w nast~pstwie pel n e j "wiedzy" znalezienie<br />
si~ ' swiata w calkowitej wladzy duchowej oraz nicosc=nirwana<br />
okazujq si~ scisle paralelnymi korellatami. To, co Budda<br />
zwie "wiedzq", nie jest ani uczestnictwem (metheksis), ani "odbiciem",<br />
ani "okresleniem", ani "porzqdkowaniem i formowaniem"..<br />
Jest to wylqcznie usuni~cie c h a r a k t e r II istnienia swiata dzi~ki<br />
przeni.kni~ciu wi~zow zqdzy, przykuwajqcych nas do niego i u m 0<br />
z I i w i a j q c y c h dopiero jego istnienie, przerwanie gry i sporu<br />
istnienia z nieistnieniem tej tresci swiata, wlasnie dla nas aktualnej<br />
alba dajqcej si~ jeszcze przyczynowo polqczyc z w~zlem "terazniejszosci"<br />
- a przez to rowniez wtornie: jest to zasadnicze<br />
uchylenie s q d u 0 istnieniu (jako afirmacji ' 1 u b negacji istnienia).<br />
.<br />
Takze w tym ujawnia si~ przeciwienstwo do pesymizmu 2achodu<br />
- b~dqcego jedynie rea k c j q na glowny rys jego optymizmu.<br />
Dla Schopenhauera i Hartmanna zbawczq naukq (HeiZslehre)<br />
byla negacja swiata jako nast~pstwo wglqdu w analogiczny<br />
charakter jego istnienia. Budda tego nie naucza. Pozostaje on poza<br />
istnieniem i nieistnieniem, poza afirmacjq i negacjq swiata. Celem<br />
wybawienia jest dla niego niezamqcona ob 0 j ~ t nos c jako nast~pstwo<br />
wg1lqdu w przekraczajqcq wszel'kq sprzecznosc (Obergegensiitzlichkeit)<br />
zawartosc czystej wiedzy i jej korelatu, tzn.<br />
tego, co nieisibniejqce i "tego, co nie-nie-istruejqce" w ogole, "nirwana",<br />
a subiektywnie: "wygaszenie".<br />
Cz~sc owej techniki, wylqczonq z tego pesymistycznego w odniesieniu<br />
do istnienia kontekstu indyjskiego, odnajduje si~ - na<br />
podlozu optymistycznym w odniesieniu do istnienia - takze u S p i<br />
no z y 22 i G 0 e the g o. J ej teoretycznq podstaw~ stanowi poglqd,<br />
ze afekt polega w rzeczy samej jedyrue na "zagmatwanych,<br />
l1iejasnych przedstawieniach i myslach", zatem na jakims niedostatku<br />
aktywnosci naszego rozumu. A \vi~c afekt - glosi kon-<br />
It por. cz. II 1 III Etykt (Teoria afekt6w i wolnosci).<br />
3 - ZNAK 33
MAX SCHELER<br />
kluzja - musi dae si~ calKowicie usunqe (sich LOsen) przez wprcwadzajq.ce<br />
jasnose przenilkanie zagmatwania i up.rzedmiotawianie,<br />
tak ja.k mglawica gwiazd zamienia si~ w teleskopie w ich mczaik~.<br />
Ta droga ma z pewncsciq jakies podstawy w faktach naszego<br />
zycia psychicznego. Owo ogarni~cie i przenikni~cie J a przez<br />
cierpienie zdaje si~ zmniejszae, gdy pro s t 0 i m 0' c n 0' spoglqdamy<br />
w cblkze cierpienia i jegc przedmiot, gdy jedncczesnie samc<br />
cierpienie jalkby wydcbywamy z nas czyniqc je p r zed m i 0 t em<br />
oraz dzi~'ki pewnemu rcdzajowi izolujqcego osaczenia go hamujemy<br />
zabarwianie nim calegc naszego Zycia. R6wniez tutaj wzmozona,<br />
uwaga pcwoduje zanik uczucia. Droga ta jednak nie prowadzi<br />
daleko, a jej pcdstawa teoretyczna jest falszywa. Uczucia nie Sq<br />
bowiem "m~tnymi myslami". Istniejq cierpienia 0' takiej gl~bi<br />
i sile, ze owo dzialanie zalamuje si~, ba, gdy zamiast samegc<br />
cierpienia obejmuje tylko jego p r zed m i 0 t y, przyncsi nawet<br />
przeciwstawny efekt: stlumienie, skupienie i zag~szczenie cierpie<br />
. nia jakby w pozbawionq obiektu, unOSZqCq si~ w umysle mas~.<br />
Mozna by si~ zastancwie, czy wzrcst pesymizmu towarzyszqcy rozwojowi<br />
duchcwemu 'w Indiach nie zcstal w y w 01 any wlasnie<br />
tq technikq stosowa·nq wobec cierpienia, ewkzonq od stuleci. Przede<br />
wszystkim jednak rnale.zaloby zapytae: Skqd mialaby si~ 'brae<br />
s i 1 a .do cwego wylqczania (Aussersichsetzen), jesli by juz jej nie<br />
udzielilo jakies gl~bsze szcz~scie Kazde przezwyci~zenie cierpienia<br />
jest faktycznie skutkiem, a nie przyczynq, gl~bszegc szcz~scia .<br />
A co z gorzkq albc lagodnq i pogodnq r e z y g n a c j q, poniewaz<br />
wszystko przeciez cierpi - drogq, kt6rq ch~tnie zaleca takze<br />
S c hop e n h au e r, podqzajqc za Hindusami To "pocieszenie'<br />
jest wqtpliwe. W kazdym razie szlachetniejsza jest dusza, kt6ra<br />
cierpiqc usuwa si~, i 'kt6rq zadowala to, ze cierpi jedynie ona<br />
a nadto widzi w Oik61 siebie raclose, dusza, kt6rej .podw6jnym<br />
ci~zarem pmygruiata smce fakt rosnqcej wsp61noty w cie rpieniu.<br />
Czy lepszq okazala si~ he don i rs t y C z n a u c i e c z·k apr zed<br />
c i e r pie n i e m, pr6ba osiqgni~cia dzi~ki sile woH pozytywnej<br />
nadwyzki przyjemnosci Nie przemawiajq za tym juz najdawniejsze<br />
dzieje tej teorii, pOCZqwszy cd Arystypa az do pesymisty Hegezjasza,<br />
naklaniajqcego swoich .sluchaczy do smierci' (i dlategc ·<br />
nazwanegc Peisithanatos), oraz do Epikura, kt6ry na miejscu maksimum<br />
pozytywnej terazniejszej przyjemnooci zmyslowej, b~dqcego<br />
w nauce Arystypa dobrem najwyzszym, wprowadza jedynie bezbolesnose<br />
i spO'k6j umyslu (ata'l'aksj~). Historyczna przemiana tego<br />
systemu zyciowego w calkowicie poibawiony nadziei pesymizm jest<br />
tylko konkretnym przykladem wewn~trzne g o p raw a ducha :<br />
Istniejq rzeczy, kt6re n i e pojawiajq si~ wlasnie wtedy, kiedy<br />
czyni si~ je swiadomym celem woli i dzialania, oraz rzeczy, kt6re<br />
34
1<br />
o SENSIE CIERPIENIA<br />
tyro pewniej przychodz'l im bardziej c h c e s i ~ ich unikn'le. Do<br />
takiego rodzaju rzeczy naileZy szcz~scie i cierpienie. Szc.z~scie<br />
umyka przed swoim mysliwym coraz dalej. Cierpienie przybliza si~<br />
do uciekiniera tym barrdmej, lim szybciej on udeka. Dotyczy to<br />
zwlaszcza uczue "gl~bszych". A r y sty p zaczyna od stwierdzenia,<br />
ze nie pragl).ie d'lZye do posiadalIlia bogactwa, koni, przyjaci6l,<br />
kobiet, lecz do swojej p r z y j em nos c i, jakiej dostarczaj'l<br />
(Lust an ilmen); tylko glupiec zabiega 0 rzeczy i dobra, m~drzec<br />
zas d'lZy jedynie do swojej przyjemnosci wywolanej tymi<br />
rzeczami i dobrami. W ten spos6b pelnif; swiata i zawartych w nim<br />
wartosci, kt6rych ozywione milosci'l ogl'ldanie (Geschautheit) i kt6<br />
rych rzeczowe uformowanie pozwala zakwitn'le temu, co nazywamy<br />
"szczf;sciem",. jako laskawemu zjawisku towarzysz'l.cemu i r€akcji<br />
- Arystyp przeksztalca w n~dzne, nagie rusztowanie pomocnicze<br />
sluz'lce pojawieniu si~ (fur den Aufbau) przelotnych wrazen<br />
przyjemnosci w jego osamotnionym ciele, w "zr6dlo bodzc6w"<br />
wywoluj'lcych przyjemnose w ciele. Nie ,chce pytae, czy jego ukochana<br />
przyjaci6lka odwzajemni mu milose; jesli bowiem zjada<br />
ryb~, nie pyta, czy on smakuje rybie, lecz tylko, czy ryba smakuje<br />
jemu! Sam Arystyp jest jednak "glupcem". Usuwa grunt ~<br />
nie zauwazaj'lc tego - na kt6rym zakwita kwiat szcz~scia: swobodne,<br />
czule i aktywne 0 d dan i e s i ~ swiatu, wzgl~dnie ukochanej<br />
osobie. Nie zauwaia, ze nawet przyjemnose - im gl~bsze<br />
przynosi zadowolenie - pojawia si~ tylko wtedy, gdy prakty.cznie<br />
intencj~ zwraca si~ nie na ni'l, lecz na jej p r zed m i 0 t<br />
i jego wewn~trzn'l war t 0 s c; nie dostrzega tez, ze zatracenie<br />
si~, przy kt6rym nast~puje odwr6cenie si~ od wlasnego Ja, w podmiocie<br />
milosci wzajemnej, wyrastaj'lcej na podlozu nasiej milosci,<br />
stanowi wlasnie r d zen szcz~scia milosci. Nie zauwaza, ii<br />
scislym prawem zycia jest to, ze praktyczna m 0 z nos c w y<br />
w 0 1ani a uczucia szcz~scia przez bezposrednio skierowan'l na<br />
n i e sam 0 intencj~ chcenia i dzialania maUeje wraz z gl~bi'l<br />
i trwalosci'l te~o uczucia, i ie, scisle bior'lc mozna praktycznie<br />
wywolae jedynie uczucia przyjemnosci zmyslowej 23. Nie zwraca<br />
uwagi na to, ze b6lu mozna umyslnie unikac jedynie w tej mierze<br />
i 0 - tyle, 0 tie jest on bliski, peryferycznej sferze zmyslowej. Nie<br />
rozumie tez tego, iz praktyka unikanla przyczyn b61u powoduje<br />
tak znaczny wzrost c i e r pie n i a wywolanego przez b6le 0 tej<br />
samej wielkosci, ze efektem koncowym, spowodowanym zwi~'kszeniem<br />
w.razliwosci na b61, koniecznie przeciez spotykaj'lcy czlowie<br />
-ka, moze bye jedynie wi~ksze cierpienie~ Nie widzi podstawowego<br />
" Por. mOje wywody w pracy D er Forma[!smus tn d er EtMk und die mateTiale<br />
W ertethlk, rozdz. V 8 1 V 9.<br />
35
MAX SCHELER<br />
faktu, ze uczucie moze bye tylko zr 6 d 1 e m, zjawiskiem towarzystqcym<br />
i darem, ale nie celem chcenia. Totei technika ucieczki<br />
przed cierpieniem m' u s i a 1 a si~ s'konczye t~sknotq za smierciq.<br />
Wszystkie trzy nast~pne wymienione ' drogi: p r z y t ~ pie n i a<br />
cierpienia az do apatii, her 0 i c zn e j . w a I k i z cierpieniem oraz<br />
wypierania cierpienia az do pr6by i 1 u z 0 r y c z neg 0 , 0 d r z u~<br />
can i a (Wegillusionierung) go, byly w staroiyJnosci obierane <br />
z przewagq raz jednej, raz drugiej czy trzeciej - tprzez c y nik<br />
6 w i ich potomk6w ze szkoly stoickiej. Kierunek rozwoju przebiega<br />
przy tym od bieguna heroicznej Walki z cierpieniem, kt6rq<br />
w pe1ni unaocznia wspaniala antyczna saga 0 Herkulesie, swi~tym<br />
zalo.ionej przez Antystenesa' szkoly cynicznej, az do bieguna autosugestii<br />
i iluzorycznego odrzucania cierpienia przez mlodszych<br />
stoik6w.<br />
P 0 s taw a her 0 i c z neg 0 b 0 j 0 w n i k a zwalczajqcego cierpienie,<br />
kt6re zsy1ajq bogowie i stojqca jeszcze ponad nimi Mojra,<br />
jest przede wszystkim antycznq postawq wobec cierpienia. R6zni<br />
si~ ona zar6wno od hedonicznej ucieczki przed cierpieniem, jak<br />
od chrzescijanskiego umilowania cierpienia i przyjmowania go<br />
jako zeslanego przez Boga, laskawego, zbawczego lekarza duszy,<br />
jak tym bardziej od nauki buddyjskiej. Antyczny bohater cierpienia<br />
nie ucieka przed nim, przeciwnie, poszukuje go i zabiega 0 nie<br />
w sferze przyg6d, niebezpieczenstw, ci~zkiej pracy. Poszukuje go<br />
jak rycerskiego przeciwnika, kt6rego pokonujqc walecznosciq, cierphwosciq,<br />
wytrwalosciq znajduje w tym, dla swiadomosci wlasnej<br />
i otoczenia, m i a r ~ swych sil i swojej wartosci. Szuka on<br />
uczucia szcz~scia, jakie daje wlasna sila, a zarazem s 1 a w y zwyci~zcy<br />
. cierpienia. Owo niemal sportowe sam 0 0 c e n ian i e<br />
s i e b ie, jedynie wt6rnie przynoszqce korzystne nast~pstwa dla<br />
otoczenia i jego dobra, stanowi gl6wny czynnik antycznego bohaterstwa<br />
cierpienia, a tak.ie antycznej "ascezy". Patos spokoju,<br />
opanowania i wytrzymalosci, przewainie po1qczony z · gestami deklamujqcego<br />
retora, z kt6rymi tak ch~tnie umiera bohater antyczny<br />
- nawet smiere Sokratesa nie jest calkiem pozbawiona tych<br />
rys6w - byl ciqgle nasladow.any az do Fryderyka Wielkiego, ktorego<br />
listy Sq silnie zabarwione tym duchem stoicyzmu.<br />
S'kutecznose owej postawy heroicznej rna jednak wyrazn~ g r a<br />
n ice. Zawodzi ona w obUiczu glf:bszego cierpienia duszy, kt6re<br />
nie poddaje si~ wladzy wkraczajqcej woli. Zbyt cz~sto pro\vadzi<br />
do zamiany slawy zwyci~stw nad zewn~trznymi niedolami iycia<br />
na gl~bsze cierpienie s twardnienia serca oraz ozi~blego zgorzknienia;<br />
jedynie wypiera ona cierpienie 'W g 1 q b duszy -:- jaikby z dumy,<br />
gdy samemu sobie wypadlo przyznae s i~, ie zosta1 osiqg ni~ty<br />
punkt, w kt6rym musiala zawiese wkraczajqca \Vola. Przede wszy<br />
36
o SENSIE CIERPIENIA<br />
stkim zas owa heroiczna dusza pozostaje calkowicie zalezna od<br />
o bra z u, ktory w refleksji przedstawia (zuwirft) innym, a przynajmniej<br />
samej so'bie. Augustyn gl~boko i slusznie oSqdza w a paiistwie<br />
Bozym heroiczne samobojstwo zhailbionej Lukrecji: "Wstydzila<br />
si~ bowiem, ze to na jej osobie, ,choc qez jej udzialu, spelniony<br />
zostal cudzy haniebny czyn. Rzymska niewiasta, zbyt zqdna<br />
dobrej slawy, l~kala si~, by nie myslano, gdyby zyla dalej, ze<br />
z ochotq znosi to, czemu ulegla tylko na skutek przemocy. Oto<br />
dlaczego sqdzila, ze kar~ t~ winna przed oczy ludzkie postawie<br />
jako swiadka swojej duszy, skoro nie mogla im ukazae swego sumienia."<br />
24<br />
As c e zap r z y t ~ pie n i a pojawia si~ przede wszystkim wtedy,<br />
gdy zawodzi aktywna heroiczna wola. Owa asceza oznacza<br />
rezygna.cj~ antycznego bohatera cierpienia, jest antycznq niewolniczq<br />
moralnosciq cierpiqcego, tak jak heroizm jest antycznq pailskq<br />
moralnosciq cierpiqcego. Dobrze reprezentuje jq Epiktet oraz<br />
stoicy epoki cesarstwa. Po s t~powanie polegajqce na przyt~pieniu,<br />
o He zostanie uwieilczone sukcesem, nie tylko jednak usuwa z duszy<br />
zrodla wszelkich wyzszych i nizszych r ado sci - ow dumny<br />
racjonalny ideal apatii ma wartose fantomu i w razie urzeczywistnienia<br />
zaraz by upadl, poniewaz czlowiek, ktory by go osiqgnql,<br />
pozbawilby si~ tych wszystkich sil kierujqcych i wskazowek<br />
ktorych naszemu zyciu dostarcza gra uczuc. Ideal ten jest "upiorem<br />
unOSZqcym si~ nad grobami". :przed kilkoma laty zostal doklarllnie<br />
opisany przypadek pacjentki z kliniki Charcota, u ktorej<br />
w nast~pstwie pewnej choroby zaniklo wiele sfer uczuc organicznych<br />
i psychicznych. Tak wi~c nie miala ona zadnego poczucia<br />
czasu i trwania, ·uczucia glodu i sytosci, apetytu i wstr~tu, uczucia<br />
zm~czenia i uczucia sympatii dla swoich wlasnych dzieci. Musiala<br />
spoglqdac na zegarek, aby odroznic pi~c minut od dwoch godzin;<br />
nie kierujqc si~ glodem i apetytem, musiala jesc wedlug zegarka,<br />
tak samo isc spac wedlug zegarka itd. Do obowiqzkowych starail<br />
o swoje dzieci mogl jq sklonic jedynie s q d, ze Sq jej dzieemi,<br />
a nie sympatia do nich. Swiadomosc jej egzystencji skurczyla si~<br />
prawie do "cogito ergo sum" i tylko z przerazeniem mogla <br />
pozbawiona wszelkiego automatyzmu emocjonalnego - spostrzegac<br />
wlasnq istot~ i zycie jak co§ "obcego". To nieszcz~sne stworzenie,<br />
ktore calego swego ducha musialo wkladac w najprostsze kontynuowanie<br />
wlasnego istnienia, moze przyblizyc ide~ tego, jak wyglqdaJ:by<br />
idealny stoik, gdyby listllial.<br />
Juz szkola stoicka wprowadza jeszcze inne post~powanie<br />
.. [Sw. Augustyn, 0 panstW!e Bozym, t. I, przel. W. Kornatowskl, Warszawa<br />
19T1, s. 115.1<br />
,<br />
37<br />
niz
MAX SCHELER<br />
przyt~pienie ciet"pienia. Polega ona na zap r z e c ,z ani u c i e r<br />
pie n i u, dokonujqcemu si~ raz raczej w formie tzw. meta.fizycznego<br />
usprawiedliwienia zla w swiecie, raz raczej w formie autosugestii<br />
pewnego rodzaju. Pierwsza z tych form ponownie si~ silnie<br />
zaznaczyla w metafizycznym optymizmie XVII i XVIII w,<br />
u S pin 0 z y i w teodycei Lei b n i z a; druga zas w uzyskujqcym<br />
tak zadziwiajqcy sukces w Ameryce rue h u C h r i s t ian<br />
Sci e n c e.<br />
Zgodnie z pierwszym kierunkiem, obrai: zla, kt6re sprawia nam<br />
cierpienie, ma wyplywac jedynie stqd, ze nasze s tan 0 wi s k 0<br />
wobec swiata jest zbyt egocentryczne i partykuUarne. Tam, gdzie<br />
widzimy zlo, znajdujemy si~ - wedle tej koncepcji ..:.-. jakby za<br />
blisko swiata, tak jak widz moze stanqc zbyt blisko obrazu, w efekcie<br />
czego spostrzega tylko plamy barwne zamiast faktycznego sensu<br />
i harmonii. Tak wi~c metafizyka tego rodzaju konstruuje sobie<br />
i dolqcza do kaZdego szeregu zla niewidzialny pO'fZqdek rea1nosci,<br />
w powiqzaniu z kt6rymi jedynie "pozorne" zlo przestaje byc zlem<br />
i staje siE: dobrem. Jakze jednak wielkie i powszechne mu~aloby<br />
bye zlo, skoro nawet nieskonczonej konstrukcji i £antazji nie udaje<br />
siE: wlqczyc go w taki niewidzialny zwiqzek! Metafizyka ta niczego<br />
nie dowodzi chcqc dowiesc wszystko. Jest ona nadto rzeczywiscie<br />
"niegodziwa" (Schopenhauer), poniewaz podkopuje wszelkq<br />
energiE: wewnE:trznq i zewnE:trznq do z w a I c zan i a zla.<br />
Drugi kierunek wprowadza juZ w szkole stoidk,iej teza, ze cierpienie<br />
pol ega tylko "na naszym przedstawieniu i istnieje z jego<br />
powodu", a nie z powodu samych rzeczy, totez za pomocq energiczttego<br />
myslenia nalezy wyprzee to przedstawienie alba tak je<br />
przeksztalcic, aby zniklo derpienie. Teza ta zapoczqtkowala u schylku<br />
starozytnosci rozw6j t e c h n i k i w y pie ran Ii. a iiI u z j i<br />
stosowanej wobec niedoli Zycia (w polqczeniu z systematycznif<br />
Icwiczonq autosugestiq, ze "b61 nie jest zlem"). A owa technik~<br />
szerzyla si~ tym bardziej, ze odczucie swiata u schylku epoki antycznej<br />
stawalo siE: coraz bardziej negatywne. Tak jak w przypadku<br />
wi&nych z !!'uchu Christian Science, podj~to juz tutaj na serio<br />
pomyslnq pr6bE:, aby po prostu wyrugowac ze swiata zlo, cierpienie<br />
i b61. Byla to ostatnia pr6ba Laokoona - gl~bokiego symbolu<br />
dotkniE:tej ciE:zkim cierpieniem staroZytnosci - obronienia siE: przed<br />
oplatajqcymi go wE:zami. Na scenie swiata pojawila si~ chrzescijanska<br />
nauka 0 sensie cierpienia i wlasciwym zachowaniu siE: wobec<br />
niego.<br />
S tar y T est a men t z wielkq konsekwencjq nadal cierpieniu<br />
sens usprawiedliwiajqcy. Kazde cierpienie rna bye ostatecznie<br />
k a r q, urzeczywistnieniem juz na ziemi boskiej sprawiedliwosci<br />
odwetu (Vergeltungsgerechtigkeit): karq za grzechy, grzechy jed<br />
38
o SENSIE CIERPIENIA<br />
nostki, rodzic6w czy calego rodzaju ludzkiego skazonego grzechem<br />
pierworodnym. Cz~sto jednak juz w Psalmach, najbardziej wstrzqsajqco<br />
w Ksi~dze Hioba, a ponownie' w Ksi~dze ' Koheleta, podnosil<br />
si~ z calq mocq glos cierpiqcych sprawiedliwych przeciwko temu<br />
strasznemu wyjasnieniu, kt6re do boleSci (Weh) kazdego jakkolwiek<br />
"niezawinionego" cierpienia dod a j e jeszcze bolese z powodu<br />
jakiegos gdzies popel,nionego grzechu, za kt6ry ma bye kar,,!<br />
25. My§l., kt6ra jakiemus czlowiekowi naszych czas6w moze juz<br />
wydae si~ przykra, mysl, ze Bog chloszcze wlasnie tych, kt6rych<br />
mil u j e, a chloszcze ich nie dla pokarania, ale po to, by ich<br />
istot~ oczyscie 'Z tego, co ziemskie i dop.rowadzie ich do- re!ligijnej<br />
wiernosci, mogla w duszy nieszcz~s nego Hioba ozwae si~ jakby<br />
cieplym, lagodnym glosem \VY-bawienia. Jednakze nie ta mysl, kt6<br />
ra ca,lq swojq moc ukazala dopiero w swiecie chrzescijanskim, lecz<br />
zar jej rnesjailskiej nadziei, kroczqcej przed niq jak slup ognia,<br />
wydal tak wielorako wypr6bowany w jego historii heroizm cierpienia<br />
Judy 26.<br />
Patrzqc na wyjasnienia, lekarstwa, techniki, narkozy, za pomOCq<br />
kt6rych geniusz antyczny chcial wypie morze cierpienia,<br />
uderza, ze c h r z esc i j ail s k a k 0 n c e p c j a c i e r pie n i a<br />
stanowi zupelne 0 d w r 6 c e n i e postawy wobec niego. Przede ·<br />
wszystkim nalezy zwr6cie uwag~ na og,romne odpr~zenie, kt6re<br />
samo musialo juz oddzialywac jak wybawienie, odpr~zenie dzi~ki<br />
prostemu uznaniu, dzi ~ki naiwnemu w y r a z 0 w i b6lu i cierpienia.<br />
Nie ma juz mowy 0 antycznej pysze cierpienia, chelpieniu si~<br />
nim, poniewaz jego wielkosc jest rniarq wlasnej sily i ukazuje jq<br />
otoczeniu. Nie ma tez mowy 0 nieugi~tej (hart) dumie, naka'Zujqcej<br />
ukrywanie samego siebie i innych pro pozorem spokoju ducha<br />
albo pod oslonq reto-ryki cierpiqcego i umierajqcego "m~Tca".<br />
Tak dlugo powstrzymywany krzyk cierpiqcego stworzenia znowu<br />
rozbrzrn~ewa swobodnie i ostro na caly WszechSwiat. Najgl~bsze<br />
cierpienie, uczucie oddalenia samego Boga, wyraza swobodnie<br />
i otwarcie na krz zu Jezus: "Dla.czego rnnie opusciles". Nie nadaje<br />
si~ tez zadnego innego znaczenia: b61 jest b6lem, jest zlem,<br />
przyjemnose jest przyjemnosciq, a pozytywna s z c z ~ s Ii w 0 s e,<br />
nie sam "spok6j" czy buddyjskie "wybawienie serca", stanowi<br />
dobro nad dobra. Nie rna zadnego przyt~pienia, ~ecz zmi~~czajqce<br />
dusz~ p r z e c i e r pie n i e w cierpieniu wlasnym i ' wsp6lcierpieniu.<br />
Jednak w tym doznawaniu cierpienia wytryskuje zupelnie<br />
nowe Zr6dlo sUy, plynqcej z odslaniajqcego si~ dopiero w m il 0 sci ,<br />
poznaniu i czynie, szcz~sHwie oglgdanego, wyzszego pOI1Zqdku rze-<br />
II "Grzech pierworodny" jest tylko pOj
MAX SCHELER<br />
czy. A owo doznawanie cierpienia rna nowy sens: oczyszczanie<br />
(Liiuterung) dzi~ki mi10siernej mi10sci Boga, zsy1ajllcego cierpienie<br />
jako przyjaciela duszy. Dopiero dZ1~ki tym dwom momentom<br />
udalo si~, jak si~ wydaje, chrzeocijanstwu - be Z n a d a wan i a<br />
cierpieniu now ego z n a c zen i a, uznajqc ca1y jego ci~zar<br />
i jego charakter jako zla - w1qczyc cierpienie, jako istotny czynnik,<br />
w porzqdek swiata i porzqdek zbawienia, ami mot 0 przemienic<br />
je z wroga, ktorego nalezy zwalczac, na witanego przyjaciela<br />
duszy. Oczyszczenie - nie kara, a takze nie ulepszenie.<br />
Wielki paradoks judaizmu, "cierpiqcy sprawiedliwy", znika jak<br />
kropla w morzu, w obrazie niezawinionego, swobodnie wzi~tego<br />
na siebie cierpienia cz10wieka za cudzq win~, czlowieka, ktory sam<br />
jest zarazem Bog'iemJ i ktory wzywa wszystkich, aby poszli za<br />
rum jego drogll krzyza. Cierpienie m 0 z e znowu bye ' niezawinionym<br />
cierpieniem. Boska jakosc cierpiqcego odciska na cierpieniu<br />
nowe, cudowne, szlachetne pi~tno.<br />
COZ jednak oznacza slowo "oczyszczenie" Nie oznacza ono <br />
jak je sobie cz~sto wyk1adano w przypadku fa1szywego patologicznego<br />
pragnienia cierpienia - ze sarno cierpienie powoduje rozwoj<br />
moralny lub rel~gijny, blldz nawet, ze zamierzone sprawia.nie sohie<br />
b6lu i cierpienia w ascezie oddala od spraw ciahl (entIeibliche)<br />
i przybliZa do Boga. Oznacza ono, ze b6le i niedole zycia<br />
coraz bardziej kierujll spojrzenie naszego ducha na c e n t r a 1 n e,<br />
duchowe dobra zycia i na dobra zbawienia, przede wszystkim na<br />
te wszelkie dobra, kt6re zgodhie z wiarll chrzescijanskq Sq nam<br />
ofiarowane w 1asce i zbawieniu Chrystusa. Nie oznacza zatem<br />
stworzenia jakiejs' jakosci mora1nej lub religijnej, lec: klarowanie<br />
(Reinigung) i oddzielanie t ego, cop raw d z i w e od tego, co<br />
n i e prawdzrwe, powolne odrzucanie tego, co niZsze od tego, co<br />
wyzsze w centrum naszej doozy. Poglqd, ze cierpienie sam 0<br />
w sob i e przybliza do Boga, jest znacznie bardziej grecki i neoplatonski<br />
niz chrzescijanski i tylko K 0 sci 61 Ws c hod n i<br />
i g r ec k i wnriosl go do chrzescijanstwa i utrzymal od trzeciego<br />
stullecia az po dzien dzisi,ejszy 27. Ppglqd ten jest hod1em rosyj'skiej<br />
zqdzy cierpienia i rosyjskiej odosabniajqcej ascezy mniszej.<br />
R6znica staje SiEf jeszcze bardziej jasna, gdy si~ zrozumie<br />
' wewn~trzne istotowe' powiqz.anie cierpienia i milos<br />
c i w chrzescijanskiej koncepcji cierpienia. Wezwanie, aby<br />
c'i e r pie c we wsp6lnocie krzyza z Chrystusem i w Chrystusie<br />
jest zakorzenione w jeszcze bardziej centralnym wezwaniu, by<br />
milo wa e tak sarno jak Chrystus i w Chrystusie. A wi~c zrodlern<br />
wspolnoty milosci nie jest wsp6lnota krzyza, ale wspolnota<br />
40<br />
.. Por. artykul UbeT listttche. unit W6.tUches ChTlBtentum.
o SENSIE CIERPIENIA<br />
krzyza jest zakorzeniona we wsp6lnocie milo sci. Dlatego tez<br />
asceza chrzeScijanskanie rna normatywnego znaaenia, jak gdyby<br />
stanowila samoistnq drog~ do Boga, lecz rna jedynie znaczenie<br />
techniczne polegajqce na uczeniu si~ ponoszenia ofiary z d6br,<br />
ze szcz~scia w tym celu, aby m6c jq zlozyc wtedy, gdy zazqda<br />
tego milosc. W taki spos6b asceza ta nie oddziela od wsp6l'lloty",<br />
lale z powrotem kieruje na niq. Nie przygotowuje ekstatycznej<br />
kontemplacji Boga, kt6rq mialaby dzi~ki niej osiqgnqc samotna<br />
jednostka, lecz przygotowuje .c z y n milo sci, · w spelnieniu<br />
kt6rego czlowiek pobozny czuje si~ najblizej Boga i Chrystusa.<br />
Tym samym tzw. pasywne cnoty uIleglosci, cierpliwosci, pokornego<br />
przyjmowa'llia cierpienia zostajq podporzqdkowane aktywnej<br />
cnocie czyhnej milosci 28.<br />
Sw6j najgl~bszy sens uzyskuje jednak Qwa koncepcja cierpienia<br />
dopiero dzi~ki wglqdowi, kt6ry moze tylko w pelni potwierdzic<br />
majqca raczej na oku sprawy swiec1Cie (weltliche) psychologia wsp6lczesna.<br />
Jest to wglqd w c h a r a Ik t e rIa ski przyslugujqcy<br />
wszystkim gl~bszym uczuciom szcz~scia oraz wglqd w prawidlowosci,<br />
kt6re zachodzq mi~dzy poziomem uczuc 29, ich oddzialywaniem<br />
i zadowoleniem, jakim napelniajq.. Chrzescijanska koncepcja<br />
cierpienia domaga si~ w i ~ c e j niz cierpliwego znoszenia cierpien.<br />
Domaga si~ ona, lepiej: wskazuje na s z c z ~ s 1i wed 0<br />
z nan i a (seUges Erleiden); zgodnie ze swym najgl~bszym rdzeniem<br />
glosi, ze tylko czlowiek szcz~sliwy, tj. chroniony przez Boga,<br />
moze we wlasciwy spos6b doznawac cierpienia i b6lu, mHowac cierpienie<br />
i - jesli to konieczne - poszukiwaccierpienia. W Listach<br />
do Koryntian kaze Pawel spiewac duszy wzniosle hymny radosci<br />
podczas oglqdania post~pujqcego rozpadu jej ciala i jej ziemskich<br />
d6br. Kaze jej przywabiac wszellkie cierpienia ziemskie, aby dzi~ki<br />
nim uswiadamiala sobie z jeszcze wi~kszqniz ' przedtem szcz~sliwosciq<br />
gl~bi~swego bezpieczenstwa (Geborgenheit) i ocalenia<br />
(Geretettheit) w Bagu. W dokumentach dotyczqcych m~czennik6w<br />
to, co tutaj bylo przeiywarne, ri stanowno przedmiot kazan, jest<br />
opisane jako tresc zycia. Te cudowne sHy wyzwalala w m~czenniku<br />
nie sarna jasniejqca per s p e k t y w a s zcz~sliwego tamtego<br />
swiata, lecz przeZywana szcz~Sliwosc, zwiqzana z po s i a d a<br />
n i e m litosciwego Boga podczas mqk.<br />
Gdy umarla c6reczka Lutra, Magdalena, powiedzial Luter: "Ra<br />
.. R6Zni to 0 cale nlebo chrzescljanskq koncepcjE: cierplenia od buddyzmu,<br />
wedlug kt6rego mllos(: - odwrotnie - bE:dqca "wybawieniem serca" ceniona<br />
jest tylko dzlE:kl swej negujqcej sHe: jako wyzbycie slE: sleble, wyparcle slE:<br />
sieble.<br />
II POjE:cle pozlomu uczu(: anallzujE: dokladniej w mojej kslqzce Dar Forma<br />
!tsmUB \n der Ethlk, rozdz. V 8.<br />
41
MAX SCHELER<br />
duj~ si~ w duch.u, ale jesli chodzi 0 cialo, jest rmi bardzo smutno.<br />
Cudowuq rzeCZq jest wiedziee, ze ona na pewno znajduje si~ w spokoju<br />
. i ze jest jej dobrze, a mimo to bye tak smutnym." Jest to<br />
godne uwagi p r z e c i w i ens two e u d a j m 0 n i z m u! Eudajmonizm<br />
nie zna faktu, ze w rOZnych co do gl~bi warstwad1 naszej<br />
duszy okreslenie pod wzgl~'dem uczuciowym moze bye zarazem<br />
negatywne i pozytywne, jak to opisuje tak plastyczniEl Luter;<br />
ze mi~dzy sferq uczue zmyslowych, rozciqglych, zlokalizowa-·<br />
nych w ciele (bol, rozkosz itd.) a szcz~§liwosciq i rozpaczq naszej<br />
najgl~bszej jazni znajdujq si~ pewne p 0 z i 0 m y uczucia i na<br />
kazdym z nich mozliwa jest przyjemnose i przykrose 0 swoistej<br />
jakosci; ze mozemy np. pogodnie cierpiee jakis bol oraz w przygn~bieniu<br />
rozkoszowae si~ bukietem wina. Eudajmonizm nie zna<br />
rowniez tego, ze wewn~trzna prawidlowose zwiqzk6w oraiZ nast~powanie<br />
po sobie przezye uczuciowych na jakims okreslonym<br />
poziomie pozostajq zasadniczo nienaruszone przez ich porzqdek<br />
i nast~pstwo na innym poziomie, jakkolwiek uwaga moze si~ przy<br />
tym przenosie z jednego na drugi poziom. Eudajmonizm nie wie,<br />
ze uczucia nie poddajq si~ chceniu i zamierzeniu tym bardziej,<br />
im Sq gl~bsze i bardziej centralne albo mowiqc inaczej: im gl~bsze<br />
Sq uczucia pozytywne, tym bardziej majq c h a r a k t e r I a<br />
ski. Przede wszystkim jednak eudajmonizm nie zna okreslonego<br />
pr,zez prawidlowose sposobu, wedle kt6rego uczucia jako z r 6 d I a<br />
. chcenia i post~powania - nie jako zamierzone cele, za kt6re chce<br />
je brae - oddzialujq mi~dzy tymi poziomami. Nie dostrzega, ze<br />
jedynie niezadowolenie na bardziej centralnym poziomie uczucia,<br />
w istocie ' rzeczy wi~c n i e s z c z ~ s I i w 0 sen a j bar d z i e j<br />
we w n ~ t r z neg 0 r d zen i a c z low i e k a, powoduje tendencj~<br />
w 0 I i do wywolywania uczucia przyjemnosci, jako sur 0<br />
gat u wewn~trznego nieszcz~scia, na poziomie coraz blizszym najbardziej<br />
zewn~trznej sferze zmyslowej; ze jednak - odwrotnie <br />
czlowiek moze znosie h61 i cierpienie na bardziej peryferycznym<br />
poziomie tym latwiej i tym bardziej blogo, im bardziej jest zadowollony<br />
na poziomie centralnym, tzn. im jest "szcz~sliwszym"<br />
i w Bogu chronionym czlowiekiem. Nie dostrzega, ze wszelki hedonizm<br />
jest juz oznakq rozpaczy. Nie zauwaza, ze doswiadczenie<br />
oczyszczenia, tj. doswiadczenie powodowanego cierpieniem na poziomach<br />
bardziej peryferycznych zatrzymywania si~ w coraz gl~biej<br />
polozonych "zamkach /duszy" oraz otwierania si~ tutaj dzi~ki<br />
rosnqcym sHorn ducha na pr;zyj~cie wyzszego s;wiata, moze s e n<br />
sow n i e so doprowadzie do milo wan i a tego cierpienia, do<br />
milo wan i a go jako milosiernych uderzen mlota, kt6rymi boski<br />
42<br />
" Tzn. bez algofilii.
o SENSIE CIERPIENIA<br />
,rzezbiarz wykuwa form~ idealnej jazni z materialu egzystencji;<br />
poczqtko'Wo pogrqzonej w gmatwani:nie tego, co zmyslowe i egoistyczne.<br />
Eudajmonista szuka przyjemnosci, znajduje - lzy. Uczeii. Chrystusa<br />
0 s i q g a (besitzt) szcz~sliwose. Poszukuje on bolu, aby coraz<br />
gl~biej i jasniej uswiadomie sobie OWq szcz~sliwose, trwajqcq<br />
mimo falowania peryferycznych uczue szcz~scia. Dla czlowieka<br />
starozytnego, b~dqcego w gruncie rzeczy eudajmonistq, swiat zewn~trzny<br />
byl pogodny i wesoly. W swej is to c i e byl on jednak<br />
dla niego gl~boko smutny i mroczny. Poza tq radosnq jawnosciq<br />
i powierzchniq swiata, ktorq zwie si~ "wesolq starozytnosciq", zieje<br />
"Moira" i "przypadek". Dla chrzescijanina swiat zewn~trzny jest<br />
mroczny, s'powity nOCq i pelen cierpienia. Ale jego istota jest<br />
samq szcz~Sliwosciq Ii zachwyceniem. / 1 to jest szczegolny proces<br />
okr~zny w post~powaniu chrzescijamna wobec cierpienia: Kiedy<br />
chrzescijanin - wyrzeklszy si~, macq wlasnego rozumu i wyplywajqcego<br />
z centrum .Ja chcenia, hedonicznej ucieczki przed cierpieniem,<br />
'Zwalczarnia go w postawie herosa allbo znoszerua ze s,toickim<br />
uporem -:- otwiera swojq dusz~ poprzez Chrystusa mOCq Boga<br />
oraz poleca i oddaje siebie jego milosierdziu, w c h a r a k t e r z e<br />
I ask i zamieszkuje w nim, przenikajqc do samego centrum szcz~sliwose<br />
(zentrale Seligkeit), pozwalajqca mu blogo znosic kame<br />
cierpienie jako obraz sensu krzyza. Kiedy zas przyjmuje cierpienie<br />
jak przyjaciela, ze swiadomosciq, ze jest one sposobem oczyszczenia<br />
pochodzqcym z dlonli litosciwej miloooi, coraz mocniej<br />
i jasniej u t wi e r d z a si~ wlasnie w owej szczdIiwosci i bezpieczenstwie,<br />
ktore pozwalajq mu znosie cierpienie. Tak wi~c cala<br />
sila do znoszenia cierpienia wyplywa u niego z gl~bszego szcz~Scia.<br />
KaMe natomiast reierpienie przesuwa "miejsce" owego szcz~scia<br />
jeszcze gl~biej, 'nii przedtem, w jego jaini. Ta sama zas milose,<br />
ktorq chrzescijanin spelnia podqzajqc za Bogiem i Chrystusem (w<br />
sensie "omnia amare in Deo") i ktora prowadzi go do cierpienia<br />
i ofiary, stanowi tez irodlo szcz~sliwosci, pozwalajqcej mu r a<br />
do s n i e znosiecierpienie. A owa szcz~sIiwose milowania staje<br />
si~ jeszcze gl~bsza i wi~ksza, gdy ofiarne cierpienie jest tym<br />
cieTpieniem, do ktorego prowadzi milose. "Gdy dojdziesz do tego,<br />
ze cierpienie stanie ci si~ mile i zasmakujesz w nim dla milosci<br />
Chrystusa, bqdz pewny, ze jestes na dobrej drodze, ze znalazles<br />
raj na ziemi. Ale dopokl uginasz si~ pod ci~zarem cierpienia i chcesz<br />
go uniknqe, ile jeszcze z tobq. Ono i tak dosi~gnie ci~, gdziekolwiek<br />
bys uciekl" 31.<br />
Max Scheler<br />
tlurn. A.W.<br />
~l Tomasz a Kempis, [0 nasladowantu Chrystusa, wyd. 2, przel. A. Kamlenska,<br />
Warszawa 1984, s. 89.1<br />
43
.<br />
MAX SCHELER<br />
Nota tlumacza<br />
Zagadnienie b61u Ii cier,pienia ,podejmowal Scheler ik·1lkakrotnie z zamiarem<br />
opraeowania rpeln~ejs ,zej koncerpcji, uwz;gl~dniajqcej aSipeikty fenomenologiczne,<br />
aksjologiczne, etyczne, psychotechniczme i metaf~zyczne .<br />
ROZIPraw~ 0 sensie cierpienia (Vom Sinn des Leides) opublikowal<br />
w'pier1w w ~siqcke Krieg und Aufbau (Leipzig 1916). Okolo 1920 r.<br />
ZiI1a"cznie poszerzyl t~ r,oopraw~ ,pUib1i1kujqc jq w pracy pt. Moralia, stanowiq'cej<br />
jeden z 'trzech tom6w Schriften Zur Soziologie und Weltanschauungslehre<br />
(Lei'pzig 1923): W przedmowie z konca 1922 r. do owej<br />
pracy pisal: ' "Badanie, 'kt6rego przedmiot stawal mi si~ w mra['~ uplywu<br />
l
DANTE ALiGHIERI<br />
BOSKA KOMEDIA<br />
PIEKtO <br />
Piesn III <br />
Przeze mnie idziesz ku miastu cierpienia, <br />
Przeze mnie idziesz w kraj wiecznego bOlu, <br />
Przeze mn~e idziesz mi~dzy Iud stracony, <br />
Sprawiedliwose rzqdzila maim wieikim Tworcq, <br />
A zbudowala mnie pot~ga Boza, <br />
Najwyzsza mqdrose i najpierwsza milose. <br />
Przede mnq nie nie zostalo stworzone <br />
Oprocz spraw wiecznych, a ja wiecznie trwam, <br />
Rzuecie wszelkq nadziej~ ktorzy tu wchodzicie. <br />
Takie slowa ujrzalem wysoko na bramie, <br />
Litery byly czarno wypisane. <br />
"Mistrzu ci~zko mi przyjqe sens przeczytanego" <br />
Ta,k rzeklem, on mi na to, czlowie'k doswiadczony <br />
"Tutaj wypada pozbye si~ tchorzostwa, <br />
Cab nieufnose niech zginie w tej chwili. <br />
Przybywamy na miej'sce, mowilem ci 0 nim, <br />
Abys zobaczyl udr~ezonyeh Iudzi, <br />
I{torzy stracili, jak skarb, wlasny rozum". <br />
Po czym na mojq r~k~ kladzie r~k~ swojq <br />
I z twarzq jasnq, co mi dodalo otuchy, <br />
Prowadzi mnie ku wn~ttzu tajemniczyeh spraw. <br />
Tam rozbrzmiewajq w bezgwiezdnym powietrzu, <br />
Wzdychania, skargi i glosne lamenty, <br />
One sprawily, ze zaczqlem plakac. <br />
Rozmaite j~zyki, straszliwe przemowy, <br />
Slowa bolesci, gniewne wykrzykniki, <br />
Ochryple i donosne glosy i oklaski, <br />
45
DANTE ALiGHIERI<br />
Czyniq zgielk, kt6ry ciqgle si~ tkotluje,<br />
Jak piasek wirujqcy w gwaltownym podmuchu,<br />
W powietrzu malowanym farbami na wiecznosc.<br />
Wtedy ja, z glOWq scisni~tq od grozy,<br />
Spytalem: "Mistrzu, CO slysz~ dokola,<br />
K'imsq ci ludzie przybici cierpieniem"<br />
Odpowiedzial mi: ,;Takie n~dzne polozenie<br />
Udzialem sm~tnych i bezbarwnychduch6w<br />
Kt6re zyly bez pochwal, haiiby nie zaznaly.<br />
Teraz Sq wymieszani.z 'ch6rem zlych aniol6w,<br />
Anio16w CO nie byli ani wierni Bogu,<br />
Ani Bogu przeciwni, lecz sobq zaj~ci.<br />
Niebo, kt6re zazdrosnie strzeze swego pi~kna, <br />
Gna ich precz, a gl~bdKie pieklo nie przyjmuje, <br />
Bo nie chce sladu chwaly mi~dzy grzesznikami". <br />
Wi~c m6wi~ dalej: "C6Z jest tak bolesne <br />
Dla ni'ch, Mistrzu, ze strasznie ci~zko rozpaczajq" <br />
Odpowiedz Mistrza: "Bardzo kr6tko ci wyjasni~ <br />
Oni nawet juz w smierci nie majq nadziei, <br />
Ich slepe zycie jest czyms tak prZyziemnym, <br />
Ze kazdemu zazdroszczq odmiennego losu. <br />
Na swiecie nikt ich wi~cej nie wspomina, <br />
Zamiast sprawiedhwosci, milosierdzia - wzgarda <br />
Nie m6wmy 0 nich wi~cej, widziales, idz dalej". <br />
Wtedy patrzqc dokola sposttzeglem chorqgiew, <br />
Obracala si~ w locie z takq wielkq pr~dkosciq <br />
Jakby chwila wytchn1enia byla tCzyms nagannym. <br />
A za chorqgwiq dlugie sun~ly szeregi <br />
I nie moglem po prostu uwierzyc, by smierc <br />
Tak wiele istnieii 1udzkich zniweczyla. <br />
PrzypomnialelJ). soble niekt6re osoby <br />
Ujrzalem, rozpoznalem cieii pewnej postac'i <br />
Kt6rej slynna odmowa byla nikczemnoSciq. <br />
46
BOSKA KOMEDIA<br />
Natychmiast zrozumialem ze tu, bez wqtpienia,.. <br />
Mam do czynienia z gromadq n~d z nik6w <br />
Niemilych Bogu oraz przeciwnikom Boga. <br />
Ci nieszcz~sliwcy 11igdy nie zyli naprawd~, <br />
A teraz trwajq nadzy, okropnie pokluci <br />
Przez osy i szerszenie, kt6re tam ~eszkajq<br />
Dlatego twarze ich Sq zlane krwiq, <br />
Krew micsza si~ ze lzami i splywa do st6p <br />
A tam juz czyha na niq obmierzle robactwo. <br />
Po czym ;vzro'k w innq obr6cilem stron~ <br />
I widz~ wiel'kq rzek~, ludzi na jej brzegu. <br />
Wi~ c zapytalem: "Kim Sq, pozw6U Mistrzu, <br />
Cl}cialbym wiedziec co sprawia, ze, jak si~ wydaje, <br />
Tak bardzo Sq gotowi przejsc na drugq stron~, <br />
Co ja wyrainie widz~ w slabym swietle". <br />
"Te sprawy z czasem b~dq ci wiadome" <br />
Mistrz na to "kiedy nad pos~pnq rzekq, <br />
Nad Acherontem, wstrzymamy sw6j marsz". <br />
Z oczyma spuszczonymi i zawstydzonymi <br />
Balem si~ m6wic, zanim doszlismy do rzeki <br />
By si~ Misirzowi zadnym slowem nie uprzykrzyc. <br />
<br />
I oto plynie w naSZq stron~ 16di, <br />
A w lodzi starzec: biale, stare wlosy <br />
I krzyczy: "Biada wam, wy pot~piency, <br />
Nie ludzcie si~ nadziejq, ze ujrzycie niebo,<br />
Na mojej lodzi czeka was przeprawa<br />
W ciemnosci wieczne mi~dzy l6d i ogien<br />
-<br />
A ty, kt6ry trafiles pomi~dzy umarlych,<br />
Zywy duchu natychmiast zabieraj si~ stqd"<br />
Lecz gdy tylko zobaczyl ze nie posluchalem<br />
Dodal: "Ty innym szlatkiem poprzez inne wrota<br />
Ale nie t~dy przeplyniesz na brzeg<br />
I lzejsze cz6lno tobie b ~dz ie przeznaczone".<br />
47
DANTE ALiGHIERI<br />
A Mistrz do niego: "Nie zlose si~ Charonie <br />
Nie pytaj wi~cej, tak jest zapisane <br />
Tam gdzie co zapisane moze bye spelnione". <br />
Na obrosni~te policzki Charona <br />
Co wok61 oczu rna ogniste kr~gi, <br />
Straznika sinych bagien, wr6cil wtedy spok6j. <br />
Lecz tamte dusze, nagie, um~czone <br />
Zaledwie poslyszaly owe gorzkie slowa <br />
Juz w odmiennych kolorach dzwoniqce z~bami, <br />
Bluznily Bogu, kl~ly swych rodzic6w, <br />
Rodzaj ludzki, czas miejsce oraz pochodzenie <br />
Swojego urodzenia, swojego nasienia. <br />
A potem wszystkie razem pociqgn~ly, <br />
Wsr6d ogromnego placzu, na przekl~ty brzeg, <br />
Gdzie jest spoekanie ludzi bez bojazni Bozej. <br />
Oczy Charona jarzq si~ jak w~gle, <br />
Jaki straswy, zwoluje, zbiera wszystkie dusze, <br />
I grzmoci wioslem kazdq kt6ra si~ ociqga. <br />
,<br />
Niby jesienne a.iscie spadajqce<br />
Jeden za drugim, az galqz zobaczy<br />
Caly'sw6j ubi6r lezqcy na ziemi,<br />
Podobnie nieszcz~sliwe plemi~ Adamowe <br />
Jedno za drugim porzuca t~ stron~ <br />
Jak ptactwo poderwane znajomym sygnalem. <br />
Oto ruszajq przez b~unatne fale, <br />
Lecz zanim wylqdujq na przeciwnym brzegu, <br />
Tu juz si~ tworzy nowe zbiegowisko. . <br />
\<br />
"M6j synu", Mistrz powiedzial z wielkq laskawosciq<br />
W tym miejscu si~ zebrali ludzie z r6znych stron,<br />
Na wszystkich B6g si~ gniewal, kiedy umierali.<br />
Teraz oni gotowi Sq forsowae rzek~, <br />
Gdyz Boska sprawiedliwose kluje jak ostroga, <br />
I cale przerazenie zmienia w pozqdanie. <br />
48
BOSKA KOMEDIA<br />
T ~dy nie chodzq nigdy dobre dusze, <br />
Dlatego Charon gniewal si ~ na ciebie, <br />
\V tej chwili mozesz lepiej pojqC jego slowa". <br />
Ledwo na tym Mistrz skonczyl, mroczna okolica <br />
Zatrz~sla si~ tak mocno, ze pot mnie oblewa, <br />
Kiedy wspominam swoje przerazenie. <br />
Nad zaplakanq ziemiq rozp~ tal si~ wiatr <br />
I blyskawicq 0 szkarlatnym blasku <br />
Ogluszyl moje zmys1y, upad1em na ziemi~. <br />
\<br />
Jak czlowiek; kiedy nagle pochwyci go sen.<br />
Piesn IV<br />
Na mojq glow~ pelnq gl~bokieg~ snu <br />
Spadl grom po t~z n y, caly si~ wzdrygnqlem <br />
J ak czlowiek nagile silq obudzony; <br />
Zerwalem s i~ na nogi, \vypocz~tym wzrokiem <br />
Tocz~ dokola i prosto przed siebi.e <br />
P at rz~, by poznac miejsce w kt6rym si~ znalazlem. <br />
Dolina pelna b6lu zamkniE;ta urwiskiem <br />
Za p rawd~ stalem na skraju doliny otchlani <br />
Gdzie zbierajq si~ grzmoty nieskonczonych skarg. <br />
Zrobilo si~ tak ciemno, przepastnie i chmurno <br />
Ze, si~gajqc oczyma do samego dna, <br />
Nie potrafilem niczego rozr6znic. <br />
"Oto zstqpimy w gl~bie zamkni~t~go swiata" <br />
Zaczql poeta wyraznie pobladly <br />
"Ja p6jd~ pierwszy, ty drugi tuz za mnq" <br />
Lecz spostrzeglszy jak bardzo caly jest zmieniony <br />
Powiedzialem: "Ja'kze mam isc, sam si~ l~kasz, <br />
Ty, cos mi sil dodawal w mojej niepewnosci". <br />
A on mi na to: "Udr~ka tych lud,zi <br />
Kt6rzy tkwiq tam ponizej nadala mej twarzy <br />
Wyraz litosci co bierzesz za stra~h. <br />
4 - ZNAK 49
DANTE ALiGHIERI<br />
Chodzmy juz, dlugose drogi zmusza do wymarszu". <br />
I ruszyl, co sprawilo, ze tez przekroczylem <br />
Pierwszy krqg, wyznaczony dokola otchlani.<br />
/ <br />
A tam, jesli zawierzye wlasnemu sluchowi <br />
Nie bylo placzu, jedynie westchnienia <br />
Od ktorych niesmiertelnepowietrze dygoce. <br />
Westchnienia owe braly si~ z Zalosci <br />
Zalosci bez cierpienia, jaka ogarn~la <br />
Nieprzeliczone Uumy dzieci, kobiet, m~zczyzn.<br />
Dobry Mistrz m6wi do mnie: "Czemu nie zapytasz <br />
kim Sq te duchy, kt6rym si~ przyglqdasz <br />
Chc~ abys wiedzial, zanim p6jdziesz dalej, <br />
Ze nie zgrzeszyly, ale ich zaslugi <br />
Nie Sq wystarczajqce, bo nie przeszly chrztu, <br />
Czyli bramy tej wiary kt6rq ty wyznajesz. <br />
Przed chrzescijanstwem zyly, wobec tego <br />
Nie uwielbialy Boga jak naQezy; <br />
Ja jestem jednym z owych nieszcz~snik6w. <br />
Oto za spraWq jakich ulomnosci <br />
Mysmy straceni, tak bardzo cierpimy <br />
Ze zye nam przyszlo' pragnqc bez nadziei". <br />
Smutek scisn'll mi serce na powyzsze slowa <br />
Bo znalem ludzi ogromnej warto sci <br />
Kt6rzy w otchlani trwajq zawieszeni <br />
"M6j Mistrzu, powiedz mi, powiedz mi Panie"<br />
Tak rozpoczynam bowiem pragn~ umocnienia<br />
W jej wierze kt6ra wszelkie bl~dy przezwyci~za<br />
"Vfi~c nikt naprawd~ stqd si~ nie wydostal<br />
Dzi~ki wlasnym zaslugom lub czyims staraniom<br />
I byl blogoslawiony potem, nikt" Pojmuje<br />
Ukryty sens pytania, odparl: "W tej kondycji<br />
Bylem ja sam niedawno kiedy przyszedl mozny<br />
<strong>Znak</strong>iem zwyci~stwa ukoronowany.<br />
50
BOSKA KO MEDIA<br />
Zabral stqd cienie, duch pierwszego ojca <br />
lAbIa jego syna, i cienie Noego, <br />
~1 o j ze s za prawoda wcy poslulinego Bogu; <br />
Patriarchy Abrahama i Kr61a Dawida. <br />
Proroka Izraela z ojcem i potomstwem <br />
I z Ra chelq ella k t6rej tak wiele uczynil; <br />
I wielu innych zabral, dar bl:ogoslawienstwo, <br />
I wiedz, tak sobie zycze;, ze przenigdy wczesniej <br />
Nie byly ocalone zadne ludzkie dusze". <br />
Kiedy to m6wil nie przystawalismy <br />
A tymczasem stopniowo pozostar za nami <br />
Las, powiadam wyrainie, las stl:oczonych duch6w. <br />
Odkqd zbudzilem sie;, niewiele drogi <br />
11ielismy jui za sobq, gdy spostrzeglem ogiell <br />
Kt6ry rozgromil ciemnosc na calej p61kuili <br />
ByEsmy jeszcze w pewnym oclclaleniu <br />
Lecz dostatecznie blisko aby moc rozr6inic <br />
J ak ctcigodne osoby tam sie; znajdowaly. <br />
,,0 ty cos chlubq wszelkiej nauki i sztuki <br />
Kim sie; ci ludzie, oni posiadajq . <br />
Tyle splendoru w sobie, tak s i~ wyr6zniajq" <br />
;-;J. to mi odpowiedzial: "Przesla wne imiona<br />
. Kt6re dzwie;czq w powietrzu ponad twoim zyciem,<br />
Zdobyly laske; w niebie, stqd Sq przed innymi".<br />
I<br />
Tymczasem clal si~ slyszec glos przemawiajqcy: <br />
Uczcijcie jak przystoi wielkiego poet~ <br />
Jego cien odszedl, ale zn6w jest z nami. <br />
Na tym glos urwal i zamilkl zupelnie, <br />
Ujrzal:em cztery cienie,· zblizaly sie; do nas: <br />
Pote;zne cienie ni to smutne ni wesole. <br />
A wtedy dobry Mistrz zaczyna m6wic: <br />
"Przyjrzyj sie; temu, kt6ry z mieczem w clloni <br />
Zbliza s i ~, wyprzeclzaj c; c tr6jke; pozostalych <br />
51
DANTE ALIGHIERI<br />
J ak wielki pan: to Homer, krolewsk i poeta,<br />
Na st ~ pny idzie satyryk Horaey,<br />
Trzeci Owidiusz, Lukian czwarty i ostatni".<br />
Ujrzalem pi~knq szkol~ razem zgromadzonq<br />
A p rowadzi jq wielki pan najwyzszej piesni,<br />
Ktory jak orzel wzbija si~ nad resztq.<br />
Chw il~ s i~ pomi~ dzy sobq naradza1li,<br />
Po czym zwrocili do mnie z przyjacielskim gestem<br />
Co clob rze widzqc moj Mistrz si~ usmiechnql.<br />
ObdarzyLi mnie jeszcze znaczniejszym h onorem<br />
P rz yj~l i bowiem do swojego grona<br />
A wi~ c ja jestem szosty posrod takich m ~ drcow .<br />
I kroczylismy razem w kierunku jasnosci<br />
Mowiqc 0 rzeczach, k tore dobrze zmilczee<br />
A tam gdzie bylem warto zajmowae si~ nimi.<br />
Az podchodzimy do stop wspanialego zamku<br />
Siedem razy wynioslym murem opasany,<br />
Pi~knym strumieniem okr~znie broniony.<br />
P rzez strumien suchq nogq, jak po twardym gruncie<br />
I w chod z~ przez bram siedem w towarzystwie m~drcow<br />
Wst ~ pujemy na lq k ~ Bwiezq i zielonq.<br />
L udzie 0 uroczystym niespiesznym spojrzeniu<br />
Na lqce: wyglqd ich pelen powagi,<br />
Lagodnymi glosami rzadko przemawiajq .<br />
'Wtedy cofn~lismy si~ w ktorqs strom~<br />
N a miejsce jasne, otwarte, wysokie<br />
Skqd wszyscy oni mogli bye widoczni.<br />
Pros to przed nami nad lSniqcq zieleniq,<br />
Tam ukazaly mi si~ wielkie dusze<br />
C zu j~ s i~ wywyzszony ze je zobacz:ylem.<br />
..<br />
Ujrzalem wi~c Elektr~ w swietnym towarzystwie<br />
Byli tam posr6d innych Hektor i Eneasz<br />
Cezar w pelnym rynsztLtnku z oczyma sokola.<br />
52
BOSKA KO M EDI A<br />
Zobaczylem K a m ill1~ i Pentesi le~ <br />
Gdzie i,ndziej dal si~ dostrzec dobry krol Latino, <br />
Siedzqcy obok corki swej Lawinii <br />
vVidzialem tez Brutusa, co wygnal Tarkwina, <br />
Lukr ecj~ , Juli~, Marcj~ i Korne li~ <br />
I Saladyna n ~ osobnym m iejscu. <br />
A kiedy nieco unioslem powieki, <br />
Poka zal mi si~ arcymistrz wszechnauk <br />
Roclzina filozofow wokol arcymistrza. <br />
Wszyscy w niego wpatrzeni, czyni q mu honory: <br />
Wyrozniajq s i~ zw las z~ za Sokrates i Platon <br />
Oni Sq przed innymi, Sq jemu najblizsi. <br />
Demokryt dla ktorego swiat dzielem przypadku <br />
Diogenes, Tales i Anaksagoras <br />
I Empedokles, Heraklit i Zenon <br />
.. ,<br />
Dante Alighieri<br />
tlum. Tomasz tubienskl<br />
I zbieracz cennych ziol, Dioskuridesa <br />
Mam tu na mysli, jest Orfeusz, Linus' <br />
Moralista Seneka i Tuliusz Cycero; <br />
Euklicles geometra oraz P tolomeusz, . <br />
Hipokrates, Ga[enus oraz Awicenna, <br />
I Awerroes wielki komentator. . <br />
Nie p otra fi ~<br />
do konca opisac ich wszystkich <br />
Bowiem ponagla mnie temat ogromny <br />
Dla ktorego raz po r az brakuje mi sl6w. <br />
Z dobranej szostki dwoch nas pozostalo; <br />
:Vloj Mistrz mqdry przewodnik wiedzie innq drogq, <br />
Tam drzy powietrze, tam spokoju !lie ma: <br />
J a id~ w tam tq stronq, gdzie nic si~ nie Swieci.<br />
53
I<br />
GRZEGORZ PRZEBINDA<br />
APOKALIPSA <br />
WlODZIMIERZA SOlOWJOWA <br />
W latach dzi ew l~ed zi esiqtyc h w mysli Solowjowa (1853-1900)<br />
nast~p u j e pr zelol11. Mlody Solowjow byl optYl11istq, wierzyl<br />
w urzeczywistnienie Krol€stwa Bozego na Ziel11i. Na zdecydowany<br />
z\vrot w jego poznej mySli wplyn~lo wiele przyczyn. Rozwianie<br />
l11arzen 0 teokra'cji, poczu cie zagrozenia chinskiego, vvielki glad<br />
w Rosji w 1891 roku, wreszcie ni e s2!cz~sliwa m ilose do zam~znej<br />
Sofii Mar tynowej - wszystko to w rozny spos6b wyznacza ,kres<br />
utopii Solowjowa. Ostatnie lata jego zycia i tworczosci naznaczone<br />
Sq pesymizmem, jakkolwiek pesymizmem tworczym - ch rzescijanskim.<br />
Wyrzeb jqc si~ teokratycznych iluzji, Solowjow w 1891 roku<br />
w Moskiewskil11 Towarzystwie Psychologicznym wyglosil odczyt<br />
pt. 0 upadku swiatopoglqdu sredniowiecznego. Ow r eferat, kt6<br />
rego wysluchala cala owczesna moskiew'ka smietanka towarzyska<br />
i fi'lozoficzna, wywo1a1 ogromny skandal. Niektorzy sluchacze (np.<br />
pisarz P iotr Boborykin) demonstracyjnie opuscili sa l~ posiedzen.<br />
Pismo "Moskowskije Wiedomosti" przez dwa miesiqce po prelekcj i<br />
ostro polemizowalo z Solowjowem, a bywaly dni, iz cale numery<br />
gazety wypelnione by1y atakami n a Solowjowa 1. Zgub"nY1J1 "swiatopoglqdem<br />
sredniowiecznym" Solowjow nazywa "historyczny kompr<br />
omis pomi ~ d zy ' chrzescijanstwem a poganstwem, ktory p owstal<br />
w Sred niowieczu zarowno na r omano-germa11Skil11 Zachodzie jak<br />
i bizantynskim Wschodzie." 2 Gdy Chrystu s ch odzil: po 2iemi, a postolowie<br />
nie rozum ieli Jego nauki i n ie odrodzili si~ w Nim . Dopiero<br />
w Dzien Zeslania Ducha S wi~tego poj ~ li sens Jego dzia<br />
1alnosci. K osciol do tej pory nie przezyl swej Pi~ ed z ie siq tnic y .<br />
Czasy przed E':011stantynel11 Wielkim - wbrew potocznemu mniem<br />
aniu - bynajm niej nie byly zlotq epokq chrzescijanstwa. Swiad<br />
CZq 0 tym n apominajqce listy S\v. Pawla. A za Konstantyna i Konstancj<br />
i, pc'tem za Teodory i Justyniana stala si~ rzecz straszna <br />
poganshvo zosta10 zakazane, a chrzescija11stwo nakazane dekretem<br />
1 P~r . K cnstan tin Moczu1sldj, W !adimir SoIOWjoW. 2 i zn' i ttc2enlje, Par-yz<br />
1951, s. 195-196.<br />
I Sooranlje socz!nl enij W!adlmira Slerglej ewlcza So!owjowa, Sank t-Pietierburg<br />
1901-1907, t. V I, s. 247.<br />
54
APOKALIPSA WtODZIMIERZ A sOtOWJOWA<br />
i wowczas to wlasnie powstal ow zgubny sredniowieczny" polpoganski,<br />
polchrzescijanski swiatopoglqd, z kt6rego zmierzchu naleiy<br />
sil'; radowac. 3 Jednaki e spiritus fLat ubi vult. Ducll Jezusa<br />
Chrystusa dziala poprzez niewier zqcych. To oni zlikwidowali egzeucje<br />
i tortury, przyczynilli si E; (przynajmniej na Zachodzie) do<br />
zaprzestania przesladowan heretykow, zniesli panszczyzniany niewolniczy<br />
przymus. Judasz do konca udawal ucznia Chrystusa, "<br />
a okazal sil'; zdrajcq, Tomasz mial od wagE; wyznac SWq niewiarE;,<br />
a jednak pozostal apostolem i umarl za Jezusa. · Ci wiE;C, kt6rzy<br />
mieniq siE; chrzescijanami, m USZq dopiero stac siE; nimi naprawdE;.<br />
J ak wiE;C widac, od czyt ten nie byl skierowany - jak z\vyklo<br />
sil'; nieraz przyjmowac - przeciwko chrzescijanstwu, lecz przeciwko<br />
"ludziom malej wia,ry ", ktorzy zafalszowali naukE; Chrystusa.<br />
W tym samym kontekscie nalezy rozpatrywac zclanie Solowjowa<br />
skierowane w 1892 roku do Eugeniusza Trubieckoja: "Wzywales<br />
chrzescijan wszystkich wyznal1, aby zjednoczyli siE; we wsp6lnej<br />
walce przeciwko a·teizmowi; ja chcialbym na odwr6t - zjednoczyc<br />
siE; ze wsp6lczesnymi. niewierzqcymi w walce przeciwko wspolczesnym<br />
chrzescijanom" .4 Ow problem zafalszowania chrzescijan.<br />
stwa powr acac bE;dzie w mysli Solowjowa w latach dziewiE;cdziesiqtych<br />
wielokr otnie, a na jpelniej zostanie wyrazony w Trzech<br />
rozmowach.<br />
Uksztaltowana w latach dziewiE;cdziesiqtych wizja prawdziwego<br />
chrzescijanstwa zostala przez Solowjowa jasno przedstawiona w roku<br />
1896 w liscie do przyjaciella Eugeniusza Tavernier:<br />
"... Sq tylko trzy prawdy poswiadczone Slowem Boiym:<br />
1) Ewange'lia gloszona bE;dzie po calej ziemi, 'co znaczy, iz prawda<br />
bE;d zie dana calemu rodzajowi ludzkiemu, czy tez wszystkim narodom;<br />
2) Syn Czlowieczy znajdzie na ziemi malo wiary, to znaczy, iz<br />
przy koncu prawdziwie wierzqcy stanowic bE;dq tylko nieznacznq<br />
mniejszosc - wiE;ksza C'zE;SC ludzi podqiy za Antychrystem;<br />
3) Tym niemniej po k rotkiej i zacieklej walce stronnictwo zla<br />
bl';dzie zwyciE;zone i prawdziwie wierzqca mniejszosc odniesie calkowite<br />
zwyciE;stwo.<br />
' Cha ra k teryst yczn e , iz p odobnie surow o tr a ktowa l chrze§cija nstwo z e poki<br />
K onsta ntyna Wielklego Lew Tolstol (L. Tolst oj , Cerkow ' t gosudarstwo ( w :)<br />
Potnoje so brant j e soczlntentj, Moskwa 1957, t. 23, s. 480). Caly zresztq a rtyku!<br />
Solowjowa zbiezny jest w tej kwestil z myslq Toistoja, kt6rego a utor U padku<br />
h utatopog!qdu sred ni owt ecznego w drugiej polowie la t 90 obwola Antychrystem!<br />
• Cy t. za K. Moczulsldj, o p. cit., s. 195. Badacz Z'<strong>Nr</strong>aca u wa,gfi na wazny psychologiczn<br />
y a spel
GRZEGORZ P't:EBINDA<br />
Na tych trzech prawdach, prostych i niepodwazalnych dla kazdego<br />
z wierzqcym, opieram caly plan chrzescijanskiej polityki."<br />
5<br />
Solowjow wi~c ostatecznie wyrzeka si~ mysli 0 "zewn~trzn ej pot~dze<br />
teokracji" 6, wierzqcy bowiem u kresu dziej6w stanowic b ~ d q<br />
mniejszosc. Nie wynika z tego pasywnosc prawdziwie wierzqcych <br />
wr~cz przeciwnie, Chrystus w wa1ce z Antychrystem potrzebuje<br />
ich pomocy. Poniewaz Zas chrzescijanski swiat posiada tylko jed~<br />
no tradycyjne i prawdziwe ,centrum - Rzym, nalezy skupic si ~<br />
wok6I niego, shichajqC wszak ze glosu wIasnego sumienia. Ci bowiem<br />
kaplani i mnisi, kt6rzy wladz~ koscielnq stawiajq na r6wni<br />
z Bogiem, p6jdq za Antychrystem. 7<br />
Pesymizm historiozoficzny p6znego Solowjowa wiqze si~ z innq<br />
bardzo waznq kwestiq - filozof rosyjski u schylku swego kr6tkiego<br />
zycia niezwykUe ostro iwyraziscie odczuwal zagrozenie chinskie.<br />
W 1888 roku w Paryskim Towarzystwie Geograficznym wysluchal<br />
mowy chmskiego gener ala Czen-ki-Tonga. "Jestesmy zdolni<br />
i gotowi - m6wil do Europejczyk6w swietnq francuszczyznq<br />
general - przejqc od was wszystko, czego nam trzeba, calq tech'<br />
nik~ waszej umyslowej i materialnej kultury, lecz nie przyswoimy<br />
zadnych waszych wierzen, zadnej waszej idei, a nawet upodobania.<br />
Lubimy tylko siebie i szantjjemy tylko sil~ (...) Cieszymy si ~<br />
z waszego post~pu, lecz nie mamy ani ochoty, ani potrzeby aktywnie<br />
w nim uczestniczyc - Vlry sami przygotujecie srodki, kt6rch<br />
uzyjemy, aby was ujarzmic'\8 W p6Hora roku p6zniej Solowjow<br />
pisze artykul pt. Chiny i Europa. Powolujqc s i~ na d wie prace:<br />
religioznawcy A. Reville'a La Religion Chinoise oraz sinologa<br />
Georgijewskiego Principy zizni Kita.ja, Solowjow dochodzi do nast~pujqcego<br />
wniosku. W swiecie istniejq dwie odr ~b ne kulltury:9<br />
europe jska, wywodzqca si~ z tradycji grecko-rzymskiej oraz chinska.<br />
Pierwotnq zasadq, na ktorej opiera s i~ cala chiilska cywilizacja<br />
jest "kult przeszlosci i ub6stwienie ·zmarlych".to; Za Geo rgi~<br />
jewskim Solowjow opisuje przypadki chinskiego k anibalizmu<br />
i skladania Zywych ludzkich ofiar za umarlych (jeszcze 200 lat<br />
, W. Solowjow , Pis'ma, Pietierburg 1923, s. 198.<br />
• lb., s . . 199. <br />
7 ..Naleiy oczekiwac - pisze Solowjow - Ii; 99'10 kaplan6w I mnich6w opo<br />
wie sl
APOKALIPSA WtODZIMIERZA SOtOWJOWA<br />
przed Chrystusem zorganizowano str ~ s zliwy pogrzeb imperatorawraz.<br />
z jego zywymi zonami, kt6rq to ceremon i~ "uswietnialy"<br />
Iampki plonqce Iudzkim tluszczem). Ekspansywna 11 cywilizacja<br />
chinska jest cywilizacjq smierci. W roku 1891 w kilk u rosyjskich<br />
guberniach (Tambowskiej, Kazanskiej, Samarskiej) wyb ucha straszliwy<br />
gl6d. Lew T olstoj pubIikuje z tej okaz6i s eri~ artyk u16 w,<br />
organizuje kuchnie Iudowe. Solowjow takze przeksztalca si~ na<br />
moment w public yst~ i dzialacza spolecznego. 12 Gdzie jednak widzi<br />
pr z yczyn~ tego wywolanego kl ~ skq suszy glodu W artykule<br />
Wrog ze W schodu (1892) pisze: "Zwaia si~ na nas Azja Srednia<br />
zywiolowq silq swej pustyni, dyszy na nas wysuszajqcymi wschodnimi<br />
wiatrami, kt6re nie spotykajqc zadnej przeszkody· w wykarczowariych<br />
Iasach, donoszq kl~by piasku do samego Kijowa." 13<br />
Susza J<br />
kt6ra naplywa z Orientu stanowi preludium do inwazji<br />
chinszczyzny i buddyzmu. 14 T~ wi z j ~ przyszlego chinskiego panowania<br />
Solowjow okresla mianem p311mongolizmu. Owa inwazja riie<br />
jest jednak nieunikniona: "Wszystko jeszcze w naszych r~k a ch .<br />
Pierwszym warunkiem dla mozliwego, choc m alo prawdopodobnego,<br />
pokojowego wci q gni~cia rasy mongolskiej w krqg chr zescijan <br />
SKleJ kultury, jes t to, by sam e chrzescijanskie narody byly b ardziej<br />
chrzescijan skie, aby we wszystkich przejawach zb iorowego<br />
zycia w wi ~ k s zym stopniu kierowaly si~ zasadami morainosci niz<br />
haniebnym wyrachowaniem i w~ogosciq ekonomicznq oraz reIigijnq."<br />
15<br />
Idea panmongolizmu tyI1ko z pozoru jest g l ~boko pesymisty czna.<br />
W 1894 roku w jednym z pi~kniejs zyc h swych liryk6w Solowjow<br />
wyznaje:<br />
11 Solowjow obawia siE: pot ~ gi wojskow ej Chin. Za gazel'! "Nowostl" pod a je<br />
da ne 0 aktualnym starue ieh floly: "Nleeh pan bE:dzle laskaw naplsac - prosl<br />
pa rE: la t pozniej p rzyjaeiela - ezy potwie rdzila si ~ wiadomo~ c 0 podpisanlu<br />
uk ladu miE:dzy Japoniq a Chlnami; to bardzo wazne". - P is'ma Wladim tr a<br />
Si crgtejewicza Solowjowa, t. 1. , Sankt-Pietierburg 1908, s. 227.<br />
" w pewn y m mome ncie Solow jow , by pomoc glodujqecm u ludowi, m ysll<br />
na wet 0 rewoluCji! Chee prosic generala Dra gomirowa 0 obj E: l'ie p rzy wodztwa<br />
nad rew olueyj nym towarzystwem - D. S t remoouk h off , Vladimir Solo1:ie v e t<br />
Son oeuvr e m cssia nique, La usanne , b . d., s. 218.<br />
1l Sobran i j e soczt n tentj. .., t. V, s. 412.<br />
" Pow oluj ac si E: na ws pomnienia misjonarza o. Evaris te Regis H u ca V oyag e<br />
en Ch ine, M o n gotte et au Thtb et (pr zeklad polski: E. R. Hue - w spomnienta<br />
z p~ dr 6 ;!; y p o Tatarji, T y b ecie I Clltnaell w latach 1844 , 1845 i 1846 odbytej pTzez<br />
ks. H u e, Wa rsza wa 1858 r., przel. A. Kremer) Solowjow "t p r zerazerue m \isze<br />
o buddyjsk im bractwie Kela n6w, ktorego czlonkom przypisuje si" nadludzkie<br />
cech y. Bractwo ow o zamierza obj'lc wladz" w Tybeeie, Chinach, a pote m podbic<br />
caly swiat przed pow tornym p r zyjseiem Buddy. - Sobranij e s o e~ nien i j ....<br />
t. V I , s. 360.<br />
" Sobranije soczin ientj, t. VII, s. 417.<br />
57
GRZ EGORZ PRZEBINDA<br />
Choc imi~ dzikie - panmongolizm!<br />
Mnie jednak mile ucho piesci,<br />
Jakby majestat wznioslej doli,<br />
Od Boga danej, w nim si~ miesciL<br />
(przel. Wiktor W oroszylski)<br />
Solowjow w ierzy, iz panmongollizm b~dzie bezposrednim zwiastunem<br />
. Powt6rnego Przyjscia Chrystusa. P esymizm jego jest wi~c<br />
aktualny jedynie w planie historycznym; .poza historiq poj~cie to<br />
"mile ucho pi.esci", poniewaz jest zwiastunem "majestatu wznioslej<br />
doli od Boga danej".<br />
Mlody Solowjow opisujqc zlo, zgodny byl w zasadzie z augustyii.<br />
skq koncepcjq amisio boni. Charakterystyczne, iz w jego mysli<br />
nieobecny byl r6wniez szatan. W wiek u dvmdziestu lat stwierdzil<br />
w r~cz, iz w diabla nie wierzy.1 6 W 1898 roku Solowjow odbyl SWq<br />
drugq podr6z d o Egiptu.n W czasie jazdy par owcem bylo m u<br />
d ane - jak glosi tradycj a - spotkac si ~ twar zq w twarz z K si~ <br />
ciem Ciemnosci. 18 Wspomina 0 tym (jak zwykle p61zartoblivvie)<br />
w napisanym w tymze 1898 roku wierszu Nocq na Archipel.agu.<br />
Bratanek zas Solowjowa podaje: "... w pierwszym dniu Wielkanocy<br />
Solowjow, wszedlszy do kajuty, ujrzal u siebie w l6zku demona<br />
podobnego do kosmatego zwierza. Solowjow zwr6cil si~ do<br />
niego (... ): "Czy ty wiesz, ze Chrystus zmartwychwstal« Na to<br />
demon wykrzy'knql: »Zmartwychwstac to on zmartwychwstal, ale<br />
cie'bie i tak wykoii.cz~« i rzudl si~ na Solowjowa." 19 Realnosc<br />
owej, jakby zywcem zaczer p ni~tej ze Zlotej legendy history jki, moze<br />
budzic powazne wqtpliwosci, jakkolwiek jej gl6wne przeslanie<br />
jest niezaprzeczalne - Solowjow uwierzyl w istnienie osobowego<br />
zla i szatana. 20<br />
Oto wi~c trzy g16wne idee, odczucia, kt6re sklonHy Solowjow a<br />
do napisania filozoficznego dialogu Trzy rozm owy (1899-1900): nowa<br />
wizja chrzescijanstwa, stra,ch przed dnwazjq Mongo16w oraz<br />
10 ",s'rna W tadlrniTa SleTgl ejewlcza . Solowjowa., t. 1., S. 88. ..Mozna nawet<br />
.powiedzlec - pisze D. S tremooukhotf - ze jeSli chrzescijanstwo Tolstoja b ylo<br />
chrzescijanstwem bez Ch rystusa, to wiara Solowjowa z pierwszego okresu byla<br />
ch rzesc!janstwem b ez A ntychrysta. - Op. cit., s. 227.<br />
" w poemacie TTZy spotkanl a S olowjow pisze , dlaczego w 1875 r . po raz<br />
pierwszy pojechal do Egip tu: w czasie st udiowania w Brytyjskim Muzeum litera<br />
tur y 0 SoH! - M'ldrosci B oze j uslySzal jej glos: "Bqdz w Egipcie". Owa d ruga<br />
podr6z miala odnowic objawienie.<br />
18 Bye moze jednak jill nieco )Ncze§niej . w latach 1896-97 odczul obecnosc<br />
szatana - w wierszu D as Ewig-Welbliche (Slowo dlablorn morskirn ku llrzestrodze)<br />
opisuje spotkanie z demonami u wybrzezy Finlandi!.<br />
" Sie rgiej M. Solowjow, Zlzn t tworczeskaja evo!Ucija Wladirnira sotowjowa,<br />
B ruksela 1977, s. 365.<br />
" Por. K. Moczulskij, op. cit., s. 251.<br />
/<br />
58
AP OKALIPSA WLODZI M IERZA SOLOWJOWA,<br />
wiara w istnien ie K s i~ cia Tego Swiata i szybkie przyjscie Antychrysta.<br />
Gdy chodzi 0 form ~ ostatniego dzie1a Solowjowa, to widac<br />
tuta j wyrazny wplyw P latona - u schylku i ycia Solowjow<br />
podjqJ: decyzj~ 0 przetlumaczeniu na rosyjski ca1ej tw6rczosci<br />
autora Uczty, jakkolwiek zamier zenia nie zrealizowal. Ukaza1 s i ~<br />
za zycia,. Sol:owjowa jed ynie pierwszy tom zamierzony,ch Dziet<br />
wszystkich, smierc bowiem udaremnila ten l110numentalny zamysL<br />
W wieku XIX formq dialogu poslugiwali si~ mi~dzy innymi Joseph<br />
de Maistre w Wieczorach petersburskich (Les soirees de Saint-Peterbourg),<br />
J ulian Klaczko w Rozmowach fl orenckich (Cause7'ies<br />
fl.o rentines) a taki e polski jezuita Marian Morawski w Wieczorach<br />
nad Lemanem. 21<br />
W napisanym w N ie dzi el~ Wielkanocnq 1900 r oku w s t ~pi e do<br />
Trzech rozm6w Solowjow pytal: "ezy zlo jest tylko naturalnym<br />
brakiem, niedoskonalosciq, kt6ra sarna z siebie zniknie wraz ze<br />
wzrostem dobr a, ezy t ez jest r zeezywistq s ilq, pokusq panujqcq<br />
nad naszym swiatem, tak ie dla skutecznej z niq wa[ki tr zeba<br />
miec pUnkt oparcia w innym porzqdku bytu " 22 W tym wlasnie<br />
pytaniu m oi na dostrzee ew o luej~ mysli Solowjowa. Jeszcze w latach<br />
80-tyeh odpowiedzialby za sw. Augustynem, i e zlo jest brakiem<br />
dobra, teraz jest przekonany , ii do walki z nim trzeba szukac<br />
"oparcia w innym porzqdku bytu". Ta przemiana wiqie s i ~<br />
bezposr ednio z tajemniczym spotk a niem w czasie podr6zy do Egiptu,<br />
0 czyrn w porninalisrny powyiej: "Mniej w i ~ c e j d wa lata ternu<br />
- pisze Solowjow - szczeg61na przemia na w nastroju d ucha,<br />
o kt6rej n ie rna potrzeby tutaj s i ~' rozwodzic, wzbudzila we mnie<br />
silnq i natarczywq ch~ c naswietlenia w spos6b jasny i og61nod<br />
o st~ pn y gl6wnych kwestii dotyczq cych zl:a, k t6re winny zainteresowac<br />
wszystkich." 28<br />
Dialog T rzy rozm owy rna charakt.er p o l em i ~zny i apologetyczny.<br />
"Wiele lat temu - zaczyna SWq p o lem i k ~ Solowjow - przeczytalem<br />
i nfo rm acj~ o ' nowej r €!ligii, kt6r a powstala gdzies we wschodnich<br />
guberniach . Religia owa , k t6rej wyznawc6w nazywano wiercidziurami<br />
(wiertidyrniki), ezy tei dziuroch walcam i (dyromoliaji)<br />
po'legala n a tym , ii przew'ierdwszy w scianie izby w jakim s ciemnym<br />
kqcie . dz iur ~ sredniej w ielkosci, vryzna wcy zbEzali do<br />
.\ Wicczor y nad L em an em ukazyw a ly s i~ w "Przegl'ldzie P owszech n ym" w<br />
latach 1893- 96. Wzna wia ne p a r ~ ra zy, doczeka!y si~ tlu maczen n a k ilkanascie<br />
JE:zyk6w. " TTZy ,'ozmowy f orm'l, a nie kiedy i trescia - twie rdzi Ma rian Zdz1e <br />
chowski - p r zypominaj'l W iec zor y nad L emanem ks. Morawskiego i w pew nej<br />
mier ze mog!y pod . i ch wp!ywem powstac". - U opo k! mesja n i zmu, Lw6w 1912,<br />
s. 123. Dopowiedziec nalezy, 1:1: jedynie f o rm~ m6g!<br />
Morawskiego, t rescl b owiem obu dialog6w bard<br />
.. Sobr anije soc zin! cnlj.... t. VIII, S. 453.<br />
ft l b., S. 453.<br />
zo s i ~<br />
zacze r pn " c<br />
od siebie<br />
s o!owjow<br />
r 6Znl
GRZEGORZ PRZEBINDA<br />
niej usta i wiele razy upareie po\vtarzali: "moja izbo, moja dziuro,<br />
zmiluj s i~ nade mn'l!" 24 Owo balwoehwalstwo, najprymitywniejsze<br />
z moiliwyeh, nie jest jednak oszustwem: wyznawey tej<br />
"wiary" sprawiedliwie nazywali izb~ - izb'l, a dziur~ - dziurq.<br />
Religia w5palezesnyeh "dziur oehwalcaw" ulegia ewolueji: ieh izba<br />
nazywa sr~ ter az "Kr6llestwem Boi:ym na ziemi" a d ziur a - "now'l<br />
ewangeli'l". Co zas najgorsze, rainiea pomi~d zy t'l ewangeliq<br />
a prawd ziw'l Dohr'l Nowin'l jest taka, jak r azniea pomi~ <br />
dzy dziur 'l w drewnie a prawdziwym iywym drzewem. OWi "intehgentni<br />
dziuroehwaley" sam i .s iebie nazywaj'l ehrzeseijanami,<br />
ehoe nie uznaj'l Zmartwy ehwstania i po cieh u· myslq, ze J ezus w<br />
ogale nie istnial, leez jest mitem wymyslonym przez apostola P a<br />
wla. leh prawdziwym prorokiem powinien wi~ e bye nie Chrystus,<br />
leez Budda: " On wszak rzeezywiseie glo s ~l: to, ezego im trzeba:<br />
.biernose, niesprzeeiwianie si~ , beZlezynnose, t rzeiwose itd., a ehoe<br />
nie byl · m~ ez en nikiem, to jednak udale mu s i~ "uobie blyskotliw'l<br />
karier~" dla swej r eligii." 25<br />
Polemika ta skierowana jest przeeiwko Lwu Tolstojowi i kregowi<br />
jego wyznaweow. Stosunki Solowjowa z Tolstojem byly zawsze<br />
bardzo zloi one. "J ako m yslieiel religijny - pisze Andrzej<br />
W alicki - reprezentowal Tolstoj skrajnq we rsj ~ etyezno-ewangelieznej<br />
i r aejonalistyeznej h eterodoksji enrzeseijanskiej (.. .) Diametralnie<br />
przeeiwn'l tend e nej~ reprezentowala w Rosji mys1 fi10<br />
zofiezno-re1igijna Wlodzimierza Solo\vjowa. Obaj glosili kcmiecznose<br />
odr c;>dzenia enrzeseijanstwa i religij ~ej regeneraeji ludzk osei,<br />
ale rozumieli religi~ w ogale, ' a ehrzeseijanstwo w szezegaJnosci,<br />
w sposab tak kraneowo rainy, i e wszystkie praby ieh wzajemnego<br />
porozumie nia spelza!y na niezym. Tolsto ja draznH mistyey zm<br />
Solowj.owa, Solowjow nie m agI zniese moralistyki Tolst'oj a. Jak<br />
stwierdza biogr af Solowjowa, oddy ehanie jednyJ:1 powietrzem bylo<br />
dla nie:l fizyeznq niem al niemoiliwoseiq." 26 Tolstoj, racjonalista<br />
i moraLlJta, w osobie J ezusa Ch r ystusa widzial jedynie wielkiego<br />
cz! owieka w stylu Buddy ' ezy K onfucjusza. vVedlug To13toj .1 Chrystus,<br />
ja k kaidy ezlowiek, umarl i nie zmartwyenwst.:J . W 1eeie<br />
1894 roku w liscie do Tolstoja Solowjow pisal, ii: g l a w r. ~ przyezyn'l<br />
ieh sporu' jest kwestia zmartwyehwstania Je.wsa . Zalartwyeh<br />
"vstanie bylo dla Solowjowa jedynym i najwainiejszym dowodem<br />
na przyszle z wye i~ z en i e zla, ktaremu na i mi~ jest smiere.<br />
Zmartwy,chwstanie J ezusa, a potem nas wszystkieh, przemoze owo<br />
" l b., s. 454.<br />
" lb., s. 456.<br />
" A n d rzej W a licki, Rosyjska f Uozofla ! mysL spol eczna od oswiccenia do<br />
mar k s!zmu, W a rszawa 1973, s. 487-88.<br />
60
APOKALIPSA WlODZIMIERZA SOtOVIJOWA<br />
g 6wne z10.27 We wspomnianym Iiseie Solowjow staral si~ przekonac<br />
Torstoja, iz uznanie Wielk anocy byloby logicznym podsumo<br />
waniem jego systemu. Tolstoj - rzecz jasna - przekonac si~<br />
nie dal, a Solowjow dostrzegl wowczas w jego twarzy rysy nadchodzqcego<br />
Antychrysta. 28 Ludzie bowiel11 typu Tolstoja, ktorzy zafalszowali<br />
chrzescijanstwo 29,' Sq grozniejsi od jawnyeh wrogow<br />
wiary, poniewaz k azdy z tyeh ostatnieh moze stac si~ apostolel11<br />
Pawlel11, podezas gdy falszywy chrzescijanin latwo wybierze drog~<br />
zd rajcy Judasza.<br />
T7'ZY ro zmowy majq takze eel apologetyczny. Solowjow pragnie,<br />
z trzech roznyeh punktow widzenia, przeclstawic walk~ ze zlem,<br />
r
GRZE GOR Z PRZ EB IN DA<br />
w czasie wojny z Turcjq oddzialu baszybuzukovv, ktorzy spalili<br />
zywcem mieszkancow spokojnej wsi ormianskiej i zamierzali kontynuowac<br />
grabieze i rozboje. General twierdzi, iz jest pewien, ze<br />
gdyby zmarl bezposrednio po tej chwalebnie zwyci~sk ie j bitwie,<br />
znalazlby si~ u boku Pana w niebie. Stanowisko cwo jest po- '<br />
glqdem samego Solowjowa. Miesiqc przed smierciq, na wiese 0 ekspedycji<br />
karnej wyslanej do Chin przez cesarza Wilhelm a II (w odwet<br />
za zabicie niemieckiego ambasadora) Solowjow pisze wiersz<br />
poswi~cony cesarzowi Niemiec, ktory konczy s i~ n as t ~p u j q Co :<br />
P eIne jest milosci Boze lono,<br />
Wszystkich nas jednako wzywa, lecz<br />
Widzqc paszcz~ smoka wyszczerzonq,<br />
Zrozumiales: jedno - krzyz i miecz.<br />
W rozmowie drugiej prezentuje swe optymistyczne stanowisko<br />
Polityk. Ateista i wolnomysliciel, z upodobaniem -cytuje slo\va<br />
Lukrecjusza : "Tantum religio potuit suadere malorum". WieUe poglqdow<br />
Polityka odniese mozna jednak do samego Solowjowa<br />
z wczesniejszego optymistycznego okresu; niektorym zas Solowjow<br />
pozostal wierny do konca zycia. Polityk cz~sto mowi frazami<br />
Z P1"oblemu namdowego i Apologii dobTa.31 Twierdzi on, iz gl6wm(<br />
przeszkode. dla jednosci i pokoju w Europie stanowi Turcja.<br />
Gdy ow muzulmanski kra j zostanie ucywilizowany (dzielo to rozpocze.ly<br />
Niemcy), zapewniona tym samym be.dzie jednose europejska,<br />
a wi~c i pok6j - wojny zniknq zupelnie z planu' dziejow.<br />
Rosja nie jest - jak niektorzy twierdzq - grekoslowianskq enklawq<br />
czy mieszaninq chinszczyzny z mongolizmem, lecz od Piotra<br />
I - krajem europejskim. Nieznaczna domieszka azjatyckosci<br />
tlumaczy si~ polozeniern geograficznym. Nierncy rnogliby powiedziec<br />
0 Rosji z westchnieniern:<br />
Zwei Seelen wohnen, ach! ~n i h r e r Brust<br />
Die eine will sich von der andern trennen.<br />
Nie trzeba jednak, by te "dusze" si~ roziqczyly - wystarczy<br />
tylko - co juz si~ stalo - iz owa lepsza europejsk a dusza przewazy<br />
nad azjatyckq. Wszak i sarno Bizanyjum oryginalne bylo<br />
wlasnie "domieszkq azjatyckosci" 32. "Naste.puje teraz - wywodzi<br />
Poilityk - epoka pokoju i pokojowego rozprzestrzeniania si~ euro<br />
62<br />
>t Por. Siergiej M. Solowjow. op. cit.. s. 386. <br />
" Sobranije sOczinit;:.ntj...• t. VIII. s. S15.
APOKALIPSA WlODZIMIERZA SOWWJOWA<br />
pejskiej kultury. Wszyscy powinni stae si~ Europejczykami. Poj~cie<br />
«Europejczyk,. winno' zlae si~ z poj~ciem «czlowiek», a poj~cie<br />
«europejski swiat k ultury,. - z poj~ciem «ludzkosb..".33<br />
W trzecim dialogu do glosu dochodzi Pan Z. (czyli sam Solowjow),<br />
prezentujqc swe poglqdy w ostrej polemice z K s i~ciem-To l <br />
stojem. Ten ostatni twierdzi, ii sens chrzescijanstwa najlepiej symbolizuje<br />
przypowiese 0 ogrodnikach z winnicy (Lk 20, 9-19). Najemnicy,<br />
kt6rzy dostali w d zie riaw~ winnic~, zapomnieli 0 swych<br />
obowiqzkach wobec wlasciclela, a n a po~inajqcych ich poslanc6w,<br />
a nawet syna pana, zabili. Wedle Ksi~cia-Tolstoja, winnica<br />
symbolizuje Kr6lestwo Boze na Ziemi, kt6re ustanowione b ~dzi e ,<br />
gdy ludzie wypelniq etycznq nauk~ Jezusa przedstawionq w Kazaniu<br />
na G6rze, a polegajqcq na niesprzeciwianiu s i~ zlu silq. Owa<br />
nauka - wedle Ksi~cia - najlepiej zostala wyrazona w przykazaniu:<br />
"Nie zabi jaj". Kazde zab6jstwo, nawet w obronie wlasnej<br />
czy bliiniego, jest absolutnym zlem. Tym samym wojna jest zIem<br />
gl6wnym - gdy ludzkose od niej si~ uwolni, na swiecie zal'lanuje<br />
Kr6lestwo Rozumu i Dobra.<br />
Pan Z. oponuje: wojna nie jest bezwzgl~dnym zlem, a pok6j<br />
be z wzgl~dnym dobrem. Bywa zly ,pok6j i dobra wojna. "Bezw<br />
zg l ~d nie niesluszna jest tylko sama zasada zla i klamst'vva, a nie<br />
takie sposoby walki z niq jak miecz rycerza c'zy pi6ro dyplomaty:<br />
oc~ze te win'llY bye oceniane wedle swej rzeczywistej celowosci<br />
w danych warunkach - za kazdym razem lepszy jest spos6b<br />
bardziej skuteczny, tzn. ten, kt6ry lepiej slu:i:y dobru. I sw.<br />
Aleksy, metropolita, gdy pokojowo wstawial s i~ za ksiq:i:~tami ruskimi<br />
w Ordzie, i sw. Sergiusz, gdy blogoslawil or~:i: Dymitra Donskiego<br />
przeciwko tejie Ordzie .....:.. byli w r6wnej mierze kaplanami<br />
tego samego dobra... " 34 Par~ lat wczesniej w Apologii dobra<br />
SoIowjow pisal, i:i: istniejq trzy sposoby oceny zjawiska wojny:<br />
og61no-moralny (teoretyczny), historyczny i indywidualny (praktyczny)<br />
- wszelkie nieporozumienia wynikajq z faktu miesza nia<br />
tvch trzech punkt6w widzenia. Z teoretycznego og61nomoralnego<br />
punktu widzenia wojna jest anomaliq, czyli zIem. Zlem jednak<br />
wzgl~nym, poniewai w pewnych historycznych okolicznosciach<br />
okazywaIa si~ ana mniejszym zIem, czyli wzgl~dnym dobrem.<br />
.. lb., s. 516. ApoteOZujllc ~w1at kultury europejsklej, Polltyk z wielkim lekcewazeniem<br />
m6wt 0 Papuasaeh, Eskimosach, nie uznaje raejl Bur6w w ich<br />
wojnie Z wYZSZq kulturalnle europejskq Angliq. Ow poglqd nalezal do samego<br />
Soiowjowa, kt6ry w dy~kusjach nazywal walk!l Bur6w glupotq• Nie od rzec~y<br />
moze b!ldzie nadmlenic, If Identyczny punkt wtdzenia na wojn!l burskq reprezentowal<br />
w tym &amym czasie Roman Dmowskl (MlIslt nowoczesnego polaka,<br />
r07 d7. Zagarlnlen!a narodowego bytu).<br />
.. l b., s. 458.<br />
63
GRZEGORZ PRZEBINDA<br />
W dziejach ludzkosc'>i wiele wojen odegralo rol~ . pozytywnq, przyczyniajqc<br />
si~ - co bynajmniej nie jest paradoksem - do utrwalenia<br />
pokoju. Dla jednostki zas wojna niekonieeznie musi. vviqzac<br />
si~ z zab6jstwem - pojedynezy bowiem uezestnik wojny rzadko<br />
bierze udzial w bezposrednim zabijaniu.<br />
Solowjowowski Sokr ates podpisalby si~ pod slowami Generala<br />
z pierwszej rozmowy: "Wszyscy ludzie Sq bracmi. Pi~knie. Bardzo<br />
si~ ciesz~. Lecz co , dalej Wszak bracia bywajq r6zni. I dlaczego<br />
mam s i~ , nie zainteres owac, kt6ry z moieh braei jest Kainem,<br />
a kt6ry Ablem Jes!i zas na moich oczach m6j brat Kain zdziera<br />
sk6r~ z mojego brata Abla, to wlasnie dlatego, 1z drogie mi jest<br />
braterstwo, dam bratu Kainowi w ueho, aby oduezyl si~ psot." 35<br />
Jak wi ~ e widac, Solowjowa poglqdy w kwestii wojen prawie w niezym<br />
nie odbiegajq od chrzescijanskiej koncepcji "wojny spr awieduiwej",<br />
zapoczqtkowanej przez sw. Augustyna, a rozwijanej<br />
przez sw. Tomasza z Akwinu, Franciszka de Vittoria, Franciszka<br />
Suareza ezy Luigi Taparellego.<br />
Pan Z. rzeezowo polemizuje takze z "nowq ewangeHq" Ksi~eia-Tolstoja.<br />
Nie ma "gwiazdy jasniejszej" od tej, kt6ra "swieci<br />
w ewangelicznym slowie": "Czy myslicie, ze przyszedlem dac zie<br />
111i pok6j Nie, powiadam wam, leez rozlam." · (Lk 12,5 1) Chrystus<br />
przyni6s1 na ziemi~ prawd~, a ona zawsze dzieli. Ow falszywy<br />
pok 6j (a raczej biernq ch~c spokoju) glosi K siqz~-Tol s toj. Chrystus<br />
zas przyni6s1 pok6j prawclziwy: "Pok6j zostawiam wam, pok6j<br />
NIoj daj~ wam. Nie tak jak daje swiat, Ja wam daj~." (J 14,27).<br />
Gdy chodzi 0 przypowiesc 0 robotnikach w winniey, to ona ma<br />
zupelnie inn q wymow,~: jest "oskarzeniem niegodnych przyw6dc6w<br />
narodu zydowskiego za ich sprzeciwianie si~ Mesjaszowi." 36<br />
Chrystus ma na mysli Ojca, Siehie i prorok6w z jednej strony .<br />
.(symbolizowanych przez wlaseieiela winnicy i jego wyslannik6w<br />
oraz syna) i arcykaplan6w (symbolizowanych przez niegodnyeh<br />
'n ajemnik6w). Sedno Ewangelii jest gdzie indziej: w tym samym<br />
dwunastym rozdziale Ewangelii Lukasza m6wi s i~ jeszcze 0 "zmart'W'Ychwaniu<br />
umarlych, ze umarli zmartwyehwstanq, albowiem B6g<br />
nie jest Bogiem umarlyeh, lecz zywych, a potem dowodzi si~, ze<br />
Chrystus nie jest synem Dawida, leez synem Bozym... " 37 Odpowiedz-pytanie<br />
Ksi~ci a dowodzi, jak instrumentalnie traktuje<br />
on Ewangei1i~: "Czyz mozna wyciqgac wnioski z jed'nego rozdzialu,<br />
nie wiadomo gdzie i przez kogo napisanego" Ripostuje Ksi~ciu<br />
Dama, piqty uczestnik dialogu "grajqca rol~ blazna z dramatu<br />
.. lb., s. ;84. <br />
" lb., S. 542. <br />
'" lb., s. 543\ <br />
64
APOKALIPSA WtODZIMIERZA SOLOWJOWA<br />
<br />
Szekspira i wypowiadajqca niekiedy bystre i gl~bokie mysli" 38:<br />
"Ach nie! Nawet bez sprawdzania wiem, iz nie w jednym rozdziale,<br />
lecz we wszystkich czterech Ewangeliach jest bardzo wiele<br />
i 0 zmartwychwstaniu, i 0 boskosci Chrystusa... " 39 Z mysli Ksi ~ c ia<br />
wynika wniosek, ze zlo istnieje dlatego" poniewaz ludzie mu si~<br />
sprzeciwiajq - gdy tylk:o ludzie zrezygnujq z uZywania sily w obliczu<br />
zla, one zniknie. Dobro w ten spos6b osiqgane jest aktem negatywnym,<br />
aktem powstrzymania woli, a nie kreacji. Tymczasem<br />
twierdzi Pan Z. - natchnione dobro jest aktywne: "... i rozum,<br />
i sumienie stajq si~ (wtedy) niezawodnymi sojusznikami samego<br />
dobra, a moralnose (...) staje si~ prawdziwym zyciem w dobru,<br />
organicznym wzrostem i doskonaleniem calego czlowieka wewn~trznego,<br />
osoby ' i spoleczenstwa, narodu i ludzkosci, by zakonczye si~<br />
zYWq jed.nosciq wskrzeszonej przeszlosci z urzeczywistnianq przyszlosciq<br />
w tym wiecznym prawdziwym Kr6.lestwie Bozym, kt6re<br />
choe b~dzie na ziemi, lecz na nowej ziemi, zaslubionej w milosci<br />
z nowym niebem." 40 Z punktu widzenia Ksi~cia - choe nie zdaje<br />
on sobie z tego sprawy - misja Jezusa na ziemi zakonczyla si~<br />
k l ~ sk q . Nie zdolal on wszak - co potwierdza Ewangelia - nawr6cie<br />
Heroda, Judasza, zydowskich arcykaplan6w, ezy jednego<br />
z ukrzyzowanych z nim zloczync6w. A przeciez na tym - wedle<br />
Ks i~ cia - mialo polegae jego zadanie. "Kr6lestwo Boze" bez Zmartwychwstania<br />
- konezy Pan Z. - to Kr6lestwo Smierci, czyli<br />
Szatana.<br />
G16wnq odpowiedziq Ksi~ciu miala wszakze bye wpleciona w<br />
trzeci dialog Opowiesc 0 Antychryscie, kt6rq Pan Z. ezyta z r~kopisu<br />
pozostawionego rzekomo przez zmarlego mnieha Pansofiusa<br />
(gr. Pansofia - wszechmqdrose). SWq Opowiesc sam Solowjow<br />
c2.y tal wiosnq 1900 roku w domu brata Miehala. Symbolista<br />
Andrzej Biely wspom~na : "Wchodz~; Solowjow siedzi smutny,<br />
zm~ ezony , miznaczony owym pi~tnem martwoty i strasznej wielkosei,<br />
kt6re spoezf;lo na nim w ciqgu ostatnich miesi~cy: zd alo<br />
s i ~, iz ujrzal to, czego nikt nie widzial, a nie m6g1 znaleze sl6w,<br />
by SWq wiedz~ przekazae... Solowjow zaezql czytae. Przy slowach:<br />
»J an podniosl si~ do bialej swieey podobny«, On rowniez si~ podnio<br />
I, jak gdyby wyciqgnql si~ w fotelu. Zdaje si~, ze w oknaeh<br />
migotaly blyskawice. Twarz Solowjowa drgala w blyskawieach<br />
natchnienia." 41<br />
• S . M. Solowjow, op. cit., s. 386•<br />
.. Sobranije sOczintenij.... t. VIII. s. 543-44.<br />
.. lb., s. 551• <br />
.. Andriej Bielyj, Arabieski , M oskwa 1911, cyt. za K. Moczulskij, op. cit., s. 260. <br />
5 - ZNAK 65
GRZEGORZ PRZEBINDA<br />
Jak nalezy czytac cwo g e n i a 1 n e 42, choc literacko niezbyt<br />
udane przeslanie Tak, by nie pogubic si~ w drobiazgach, by wiedziec<br />
co jest esencjq, co jest wazne, co mniej wazne, co, nie przedstawiajqc<br />
wi~kszego znaczenia, jest wymyslem i fall1tazjq autor a.<br />
We wst~pie do Trzech rozmOw, majqc na mys"li Opowiesc 0 Antychryscie,<br />
Solowjow pisal: "Niekt6re konkretne rysy i detale mojej<br />
opowiesci mozna traktowac tylko jako poglqdowe objasnierua<br />
dla rzeczy istotnych i wiarygodnych, aby nie pozostawiac ich golymi<br />
scpematami".,a A m6wiqc dalej 0 nieuchronnej inwazji mongolizmu,<br />
objasnial: "Dla zwartoSci narracji, trzeba bylo dodac<br />
do owych racji 0 przyszlej mongolskiej nawalnicy r6zne detale,<br />
przy kt6rych - rzecz jasna - nie upieram si~." Istotnq rzeczq,<br />
o czym jeszcze rue wspominaliSmY, jest przekonanie, ze inwa z j~<br />
chiriskq poprzedzi - walka Europy "przeciw przebudzonemu Islamowi<br />
zachodniej Azji oraz p61nocnej i srodkowej Afryki." 4"<br />
Jednak najbardziej wstrzqsajqcym obrazem solowjowowskiej Opowiesci,<br />
kwintesencjq calych Trzech rozm6w, g16wnq odpowiedziq<br />
Ksi~ciu-Toistojowi jest sylwetka Antychrysta: "Wewn~trzne znaczenie<br />
Antychrysta - pisze Solowjow - jako religijnego samozwanca,<br />
uzurpacjq, a nie wielkosciq ducha, zdobywajqcego sobie'<br />
godnosc . Syna Bozego, jego zwiqzek z falszywym prorokiemtaumaturgiem,<br />
kuszqcym ludzi prawdziwymi i falszywymi .cudami,<br />
specjalne, ciemne i grzeszne pochodzenie samego Antychrysta, zlq<br />
silq zdo'bywajqcego pozorny status swiatowego wladcy, og6lny przebieg<br />
i koniec jego dzialalnosci, a takze niekt6re pojedyncze charakterystyczne<br />
cechy jego i falszywego proroka, np. »sprowadzanie<br />
ognia z nieba«, zabicie dw6ch swiadk6w Chrystusa, wystawienie<br />
ich cial na ulicach Jerozolimy itd. - wszystko ' to znajduje si~<br />
w Slowie Bozym i najdawniejszej tradycji." '5<br />
Zajrzyjmy wi~c, zgodnie ze wskaz6wkami autora, do Slowa Bozego<br />
i tradycji, Antychryst (gr. antichristos - przeciwnik Chrystusa)<br />
w spos6b najbardziej jednoznaczny pojawia si~ w Listach<br />
sw. Jana. Ewangelista nazywa tak bqdz kaZdego, kto nie uznaje<br />
.. Utw6r 6w sam Solowjow uwatal za genlalny - zgodzllo sill z tym p6i:niej<br />
wielu badaczy. Jednakowoi: Andrzej Walicki (op. cit., s. 567) twlerdzi, it "poglqd<br />
to przesadny", albowiem "przenikliwosc prorocza Solowjowa wydaje sill<br />
wlltpl1wej jakosci". Ale chyba tylko wtedy - zapytajmy - gdy zechcemy go<br />
traktowac instrumentalnie 1 szukac w ,nlm np. dokladnych dat spodziewanycb<br />
wydarzeil Up. Trudno bOwlem zgodzlc sl
APOKALIPSA WtODZIM I ERZA SOtOWJOWA<br />
Jezusa za Mesjasza (1 J 2,22; 1 J 4,3; 2 J 7), bqdz przeeiwnika<br />
Chrystusa przy koneu dziejow (1 J 2,18). Sw. P awel w Liseie do<br />
Tessaloniezan (2 Tes 3-4) w:spomina 0 "ezlowieku grzeehu, synu<br />
za traeenia, k tory si~ sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa<br />
s i~ Bogiem (...) tak ie zasiqdzie w swiqtyni Boga, dowodzqc,<br />
ze sam jest Bogiem." WedIe Pawla (2 Tes. 2,9) szatan sam nie<br />
b~dzie Antyehrystem, leez jego inspiratorem. Antyehryst Solowjo<br />
\Va rna takie eechy apokaliptyeznej Bestii. Przywolae moze naleZy<br />
rowniei slowa Chrystusa: "strzeieie s i ~ falszywych prorokow,<br />
k torzy przychodzq do was w owczej skorze, a wewnqtrz Sq drapieznymi<br />
wilkami. Poznacie ieh po owocach." (Mt 7,15-16).<br />
W tym kierunku poszla mysl sw. Cyryla Jerozolimskiego, ktory<br />
w Katechezach (Catech. XX, De Secundo Christi Adventu) twierdzil,<br />
ii Antyehryst "udawae b~dzie . roztfO'pnose, lagodnq poboinose,<br />
filantropi~ I zawladnie Imperium Rzymskim przy pomoey<br />
eudow magieznych." 46<br />
Chociai Antychryst rna rysy eschatooogiczne, w tradycji (a nawet<br />
w Slowie Boiym) nadawano mu niekiedy rysy historyczne,<br />
a ezasem wr~cz utoisamiano z konkretnymi ludzmi czy grupami<br />
ludzi. W staroiytnosci uwazano, ii wyjdzie z pokolenia Dan, odbuduje<br />
swiqtyni~ jerozolimskq i nakaie oddawae sobie boskq czese.<br />
Za Antychrysta uwaiano Nerona, Kal i gul~, Cesarstwo Rzymskie,<br />
potem Mahometa. Hus i Luter Antychrysta widzie
GRZEGORZ PRZEBINDA<br />
su - sp~dza wi~c w pieczarze dziesi~e lat. Nietzsche nie zniosl<br />
tego zwyci~stwa filozofii nad wlasnym duchem - postradal<br />
zmysly. "Przyklad Nietzschego nie wywarl iadnego wrazenia na<br />
jego wyznawcach, ktorzy bez iadnego sprzeciwu, z entuzjazmem<br />
ulegli pokusie: prawd~ zastqpili filologiq, a wymyslonego nadczlowieka<br />
postawili ponad prawdziwym. Ow prawdz'iwy mowil: "ChoebYScie<br />
mnie nie wierzyli, wierzcie moim dzielom.« (J. 10, 38) <br />
i rzeczywiscie powstal z martwych. Nadczlowiek wymyslo-ny dysponuje<br />
jedynie slowami, a slowa te SWq dzwi~cznosciq i zgr ~ bnosciq<br />
przywabiajq niedouczony Hum, zmuszajqc go do zapomnienia pou<br />
czajqcej tragedii ich autora".47 Bye moie jednak - zastanawia<br />
si~ Solowjow - nie byla to jedYinie malo waina vilozoficzna zabawa;<br />
lecz mimowolne przeczucie przez Nietzschego przyszlych<br />
falszywych znakow i czynow 48<br />
Wiele dyskusji i sporow wywolal sposob wykreowania Antychrysta.<br />
Gieorgij Fiedotow zarzucil Solowjowowi, ii iadna tradycja,<br />
zaden z Ojcow Kosdola nie przedstawiajq Antychrysta jako<br />
"przekonanego 0 swej szczerosci oszusta".49 Dalo si~ slyszec glosy,<br />
ii jedynq wlasciwie wadq "nadczlowieka" jest to, ii jest... Antychr<br />
ystem. Wszystko to - rzecz jasna - bylo wynikiem nieznajomosci<br />
i nieuwainegoczytania Pisma sw. Odpowiedz na podobne<br />
zarzuty znaleic moina jui w samym dialogu Trzy roz<br />
~owy - Solowjow przewidzial podobne glosy, ale jak cz~ s to bywa,<br />
jego reak,cja a priori zdala si~ na nic. Po wysluchaniu opowiesci<br />
do Pana Z. zwraca si~ z wqtpliwosciami Dama: "Na czym<br />
w k oncu polega sens tego dramatu Mimo wszystko nie rozum<br />
iem, dlaczego panski Antychryst tak nienawidzi Boga, choc sam<br />
w istocie jest dobry, a nie zly Na co Pan Z.: kiedy wlasnie<br />
w istocie dobry nie jest. Na tym polega caly sens. Wycofuj~ swe<br />
wczesniejsze slowa, ie »Antychrysta nie da si~objasnic samymi<br />
przyslowiami«. Moina go wszak objasnic jednym, a przy tym nadzwyczaj<br />
prostym przyslowiem: nie wszystko zloto, co . si~ swieci.<br />
Blasku rna to zafalszowane dobro ai nadta; lecz prawdziwej<br />
sHy - zadnej".50 An tychryst, ktory ,,'narzllcil blyszozqcq zaslon~<br />
'dobra i prawdy na tajernnic~ skrajnej nieprawosei" 51 przypofnina<br />
" Sobranlje soczintent:J ...• t. VIII. s. 401•<br />
.. W artykule z 1898 r. pt. Idea nadczl owteka Solowjow twierdzi. 1:1: ludzkosci,!<br />
rZ ,!d2>,! trzy modne idee: nale:t.'!cy do przeszlosci (Ia basse cour historii)<br />
ekonomlczny materializm K. Marksa. zwi,!zany z dniem jutrzejszym abstrakcyjny<br />
moralizm L. Tolstoja oraz demonizm nadczlowieka F. Nietzschego. kt6ry<br />
zapanuje pojutrze...<br />
.. G. P. Fiedotow. Ob AnttchTistowom dobTte, "Put" 1926, <strong>Nr</strong> 5, cyt. za<br />
D. stp«!!mooukhoff, op. cit., s. 294. <br />
50 Sobranije soczinlenlj, .. , t. VIII, s. 582. <br />
.. lb., •. 460. <br />
68
APOKALIPSA WtODZlMlE6ZA SOlOWJOWA<br />
Wielkiego Brata z orwel1lowskiej Oceanii, kt6rego Ministerst wo<br />
Prawdy zajmuje si~ klamstwem. Ministersh~ o Pokoju - w ojnq,<br />
a Ministerstwo Milosci - nienawisciq. 52 W swiecie Antychrysta<br />
zar6wno to co boskie, jak i to co cesarskie, oddano cesarzowi. 53<br />
Warto na koniec zwr6cic uwag~ na jeszcze jednq waznq kwe s ti~.<br />
Konstantin Moczulskij pisze, iZ "nie spos6b odegnac od siebie<br />
strasznej mysli, ze autor m6wi 0 sobie, demaskuje swoje klamstvyo."<br />
54 RzeczywiScie, Antychryst dokonujqcy falszywego zjed noczenia<br />
Koscio16w, moze przypominac Solowjowa z okresu teokratycznego<br />
- prawdziwe zjednoczenie Koscio16w dokonuje sit; bowiem<br />
na 'granicy dziej6w. "Genialna ksit;ga Antychrysta, znOS ZqC<br />
wszelkie przeciwienstwa, wydaje sit; rozwiqzywac problem, k t6ry<br />
postawila teozofia; dzialalJlosc magiczna pseudo-proroka Apolloniusza<br />
udaje teurgi~; wreszcie rozwiq'zanie problemu ekonomicznego,<br />
poczqtek Imperium Powszechnego i fa~szywe zjednoezenie<br />
Koscio16w tworzq pseudo-teokraej~, poniewaz B6g jest w niej zast'lpiony<br />
przez Szatana." 55<br />
W zakonezeniu przedmowy do Trzeeh rozm6w Solowjow p is al<br />
o "weale nie tak dalekim oblioezu bladej smierei, radzqeym cicho<br />
nie bdkladac druku tej ksiqzeczki".56 Umarl w par~ mie si~ cy<br />
p6zniej. Smierc byla ostatnim akordem jego tw6rczosci. "Uwa<br />
:i:am, iz wszystko sit; skonczylo - mowil na lozu smierci do przyjaciela.<br />
- Owa g16wna linia historiii powszechnej podzieaonej na<br />
starozytnq, sredniowiecznq i nowozytnq osiqga sw6j kres. Nie potrzeba<br />
juz profesor6w historii powszechnej... ich przedmio't traci<br />
dzisiaj swe znaczenie; nie b~dzie mozna juz m6wic 0 wOjnie' R6zy .<br />
Czerwonej z Bialq. Wszystko sit; skonczylo".57 Ale tylko na ziemi.<br />
,<br />
" Na 6wf problem zw r6cit uwag
GRZEGORZ PRZEBIN DA<br />
Powtorzmy bowiem za bada-czem: "Eschatologia Solowjowa nie<br />
wynika z rozpaczy i przygn~bienia - tragedi~ historii swiata,<br />
przyjscie Antychrysta i Apokalips~ traktuje nie jako zaglad~, lecz<br />
jako sen.s 5wia:ta i drog~ do zbawienia." 68<br />
Sierpien, 1985<br />
Grzegorz Przebinda<br />
70<br />
U K. Moczulskij, op. cit. , s. 253.
WtODZIMIERZ SOtowJOW<br />
OPOWIESC 0 ANTYCHRYSCIE<br />
Choc imi~ dzikie - panmongoUzm<br />
Mnie jednak mile ucho piesci<br />
Jakiby majestat wzm~oslej doli<br />
Od Boga danej w n ~m si~ miescil<br />
(przel. Wiktor Woroszylski)<br />
Dwudziesty wiek po Narodzeniu Panskim byl epokq ostatnich<br />
wielkich wojen, wzajemnych wasni i przewrot6w. Posredniq przyczynq<br />
najwi~kszej zewn~trznej wojny byl powstaly jeszcze pod<br />
kooiec XIX wieku ruch umyslowy zwany panmongolizmem. Jako<br />
nasladowcy, Japonczycy z zadziwiajqcq szybkosciq i skutecznosci'l<br />
p rz ej~li materialne formy europejskiej kultury, przyswajajqc zarazem<br />
niekt6re drugorz~dne europejskie idee. Dowiedziawszy si~<br />
z podr~cznik6w historii i gazei 0 istnieniu na Zachodzie panhellenizmu,<br />
pangermanizmu, panslawizmu i panisUamizmu, aby zjednoczyc<br />
pod swoim przewodnictwem wszystkie narody Wschodniej<br />
Azji dla decydujqcej walk'i przeciw cudzoziemcom czyli Europejczykom,<br />
oglosili wielkq ide~ panmongolizmu. Korzystajqc z tego,<br />
iz na poczqtku XX wieku Europa zaj~ta byla ostatniq decydujqcq<br />
walkq ze swiatem muzulmanskim, zacz~li urzeczywistniac sw6j<br />
plan - najpierw zaj~li Kore~, potem Pekin, gdzie z pomocq chinskiej<br />
post~powej partii obal'ili starq mandrurskq dynasti~, a osadziIi<br />
na jej miejscu japonskq, z czym pogodzili si~ wkr6tce chinscy<br />
konserwatysci, pojqwszy, iz z dwojga zlego lepiej wybrac zlo mniejsze<br />
- sw6j swego broni. Tak czy owak bowiem, stare Chiny nie<br />
mialy szans na utrzymanie samodzielnoSci panstwowej i nieuchronnie<br />
musialy si~ podporzqdkowac aUbo Europejczykom, alba Japonczykom.<br />
Bylo pewne, ze panowanie Japonczy'k6w, jakkolwiek<br />
zniszczy 'Zewn~trzne formy chinskiej panstwowosci (ktore wyraznie<br />
si~ juz iprzeZyly), nie naruszy wszakze wewn~trznych za~<br />
sad narodowego 'bytu, podczas gdy przewaga mocarstw europejskich,<br />
z przyczyn politycznych wspierajqcych chrzescijanskich misj<br />
onarzy, zagrozi najgl~bszym podstawom Chin. Wczesniejsza nienawisc<br />
mi~dzy Chinczykam'i i Ja.ponczykami zrodzila si~ wtedy,<br />
gdy ani jedni, ani drudzy nie ~ali EUr
. <br />
WWDZIMIERZ SOtOWJOW<br />
n~ t~ panmongolizmu, usprawiedliwiajqeego zarazem w ieh oezach<br />
smutnq konieeznose zewn~trznej europeizacj-i. "Zrozumcie uparci<br />
bracia - powtarzali Japonczycy - ze nie z milosci ku psom zachodnim<br />
przejmujemy ieh or~z, lecz po to, by bie ich wlasnq<br />
broniq. Jezeli przylqczyeie si~ do nas i przyjmiecie nasze praktyczne<br />
zwierzchnictwo, to wkrotce nie tyl'ko wygnamy bialyeh<br />
diablow z naszej Azji, lecz podbiwszy ich wlasne kraje, utworzymy<br />
prawdziwe Panstwo Srodka, kroluJqee nad calym swiatem.<br />
Sluszna jest wasza nienawise do Europejczykow i wasza narodo<br />
,va duma, leez wzmocnide te uczucia nie samymi marzeniami, Qeez<br />
r ozumnym ezynem. My pierwsi przystqpilismy do dziela, musimy<br />
wi~c i , wam wskazae drog~ wspoLnej korzysci. Zobaczcie<br />
sami, co przyniosla wam wasza polityka zarozumialosci i nieufnosci<br />
do nas, waszych przyjaciol i obroncow: Rosja i Anglia,<br />
Niemcy i Francja, omal nie podzielily was calkowicie mi~dzy siebie,<br />
a wasze tygrysie przedsi~wzi~cia zakonczyly si~ bezsilnym<br />
podrygiwaniem w~zowego ogona". · Rozwazni Chiilczycy przyznali<br />
im racj~ i japonska dynastia stala si~ pot~zna. Pierwszq jej trosk q<br />
bylo - co zrozumiale - utworzenie pot~znej armii i floty. Wielk q<br />
cz~se sil zbrojnych Japonii przeniesiono do Chin, gdzie daia ona<br />
podstaw~ nowej ogromnej armii. Wladajqcy j~zykiem ehil'lskim<br />
japonscy oficerowie spelniali rol~ instr'uktorow 0 wiele lepiej niz<br />
odsuni~ei Europejczycy, a sposrod niezliczonej ludnosci Chin, Mandzurii,<br />
Mongollii i Tybetu wybrano dostatecznq ilose zdatnego wojska.<br />
I oto juz pierwszy bogdychan mogi dokonae udanej proby<br />
or~za
OPOWIE~C 0 ANTYCHRYSCIE<br />
u granic Mandzurii dwustutysi~czna TO'syjska armia pr6buje bez<br />
powodzenia wtargnqc w granice dobrze bronionych Chin. Cz~sc<br />
si1 pozostawiwszy w Rosji, aby nie dopuscily do utworzenia nowej<br />
armii i zwa1czaly jednoczesnie coraz liczniejsze partyzanckie<br />
oddzialy, bogdychan z trzema armiami prze'kracza granice Niemiec.<br />
Tutaj jednak zdqzono si~ przygotowac i jednq z mongolskich<br />
armii pobito na glow~. Ale w6wczas we Francji g6r~ bierze<br />
sp6znione stronnictwo odwetowe i wkrotce na tylach Niemiec<br />
jest juz milion wrogich bagnetow. Mi~dzy mlotem a kowadlem,<br />
armia niem'iecka musi przyjqc przedlozone przez bogdychana<br />
honorowe warunki kapit.ubcji. Bratajqc si~ z z6ltymi, uradowani<br />
Francuzi rozpraszajq si~ po Niemczech i wkr6tce trac,!<br />
\vszelkie poczucie dyscypliny wojskowej. Bogdychan rozkazuje swoim<br />
zolnierzom wyr.znqc niepotrzebnych juz sprzymierzencow, co<br />
wypelniaj,! z iscie chinskq dokladnosciq. W Paryzu wybucha powstanie<br />
robotnik6w sans patrie i stolica zachodniej kultury radosnie<br />
otwlera swe bramy dlla wladcy Wschodu. Nasyciwszy SWq<br />
ciekawosc, bogdychan udaje si~ do nadmo1rskiego miasta Boulogne,<br />
gdzie pod oslonq floty przybylej z Oceanu Spokojnego przygotowuje<br />
okr~ty, aby przetransportowac swe wojska do Wielkiej Bryt<br />
anii. Poniewaz jednak potrzebuje pieni~dzy, Anglicy okupujq si~<br />
miliardem funt6w. Po roku wszystkie europejskie panstwa skladajq<br />
hold lenny bogdychanowi. Ow - pozostawiwszy w Europie<br />
potrzebnq' dla okupacji liczb~ zolnierzy - wraca na Wsch6d i wyprawia<br />
si~ morzem do Ameryki i Australii. P61 wieku -Europa<br />
dzwiga nowe jarzmo mongolskie. Epoka ta charakteryzuje si~ od<br />
wewnqtrz calkowitym przemieszaniem i gl~bokim przenikaniem<br />
idei wschodnich i europejskich - jest to jakby powt6rzenie en<br />
grand starozytnego aleksandryjskiego synkretyzmu. W dziedzinach<br />
zas praktycznych najbardziej charakterystyczne stajq sit: , trzy zjawiska:<br />
wielki naplyw do Europy chinskich i japonskich robotni-'<br />
k6w, co zaostrza problemy spoleczno-ekonomiczne; pr6by rozwiqzania<br />
tej kwestii p6lsrodkami, w czym wyr6znily si~ klasy rZqdzqce;<br />
wyt~iona mi~dzynarodowa dzialalnosc tajnych spolecznych<br />
organizacji, ktore majqc na celu wyp~dzenie Mongol6w i odzyskanie<br />
europejskiej nieza1Ieznosci, zawiqzaly wielki mi~dzynarodowy<br />
spisek. Ow wielki sipsek po mistrzowsku przygotowany, w kt6<br />
r ym uczestniczyly takze - na ile bylo to moZliwe pod kontrolq<br />
namiestnikow bogdychana - miej'scowe rzqdy narodowe, udaje<br />
si~ znakomicie. W oznaczonym dniu rozpoczyna si~ rzez mongolskich<br />
zolnierzy, morduje si~ i wyp~dza azjatyckich robotnikow.<br />
Wsz~dzie pojawiajq si~ tajne kadry etiropejskiej armii i wedlug<br />
dawno w najdrobniejszych szczegolach przygotowanego planu organizuje<br />
si~ powszechnq mobilizacj~. Nowy bogdychan, wnuk wiel<br />
73
WtODZIMIERZ SOLOWJOW<br />
kiego zdobywcy, spieszy z Chin do Rosji, .lecz tutaj europejska<br />
armia bije na glow~ jego niezliczone zast~py. Rozproszone resztki<br />
wracajq w glqb Azji i Europa jest wolna. . Brak jednosci pomi~dzy<br />
pilnujqcymi jedynie swych wlasnych interes6w panstwami<br />
byl przyczynq p6lwiekowej zalemosci od azjatyckich barbarzync6w,<br />
zas wielkie i peIne chwaly wyzwolenie osiqgni~to organizacjq<br />
zjednoczonych sil wszystkich europejski-ch narod6w. Naturalnym<br />
tego skutkiem jest, iz dawny trady.cyjny ustr6j poszczeg6llnych<br />
nacji traci wsz~dzie znaczenie, zas ostatnie resztki starych<br />
monarchicznych instytucji zanikajq. W XXI wieku Europa<br />
jest federacjq mniej lub bardziej demokratycznych panstw - tworZq<br />
si~ Europejskie Stany Zjednoczone. PostE}P zewtl~trznej kultury,<br />
powstrzymany chwilowo przez najazd mongolski i walk~<br />
wyzwolenczq, zn6w nabral tempa, lecz problemy ludzkiej duszy:<br />
pytania 0 sens zycia i smieroi, 0 ostateczny los swiata i czlowieka,<br />
utrudnione i zaciemnione przez ogromnq liczb~ 'hadan i nowych<br />
odkryc z zakresu fizjologii i psychologii, pozostajq jak dawniej<br />
bez odpowiedzi. Jedno tylko mozna stwierdzic na pewno, jakkolwiek<br />
w sensie przeczqcym: calkowity upadek teoretycznego materializmu.<br />
Wyobrazenia 0 wszechSwiecie jako systemie wirujqcych<br />
atom6w i 0 zyciu jako rezuItacie mechanicznej akumuaacji najdrobniejszych<br />
zmian materii nie zadowalajq juz nikogo myslqcego.<br />
Ludzkosc wyrosla na zawsze z tego okresu fi!lozoficznego niemowl~ctwa.<br />
Ale z drugiej strony okazuje si~, iz ludzkosc utracila<br />
takze- zdolnosc dzieci~cej, naiwnej, nieswiadomej wiary. Takich<br />
rzeczy jak B6g tworzqcy swiat z niczego etc. zaprzestano juz uczyc<br />
nawet w szkolach elementarnych. Dla poj~c owych wypracowano<br />
pewien wsp6lny wysoki poziom, ponizej kt6rego nie moze zejsc<br />
zaden dogmatyzm. Podczas gdy ogromna wi~kszosc mySlqcych ludzi<br />
jest niewierzqca, to nieliczni wierzqcy stajq si~ z koniecznosci<br />
lu(jzmi myslqcymi, wypelniajqc nakaz Apostola: bqdzcie dziecmi<br />
sercem, lecz nie rozumem. 1<br />
Zyl w owym czasie pomi~dzy ni€(licznymi wierzqcymi spirytualistami<br />
pewien nadzwyczajny czIowiek (wielu nazywalo go nadczlowiekiem),<br />
kt6remu obca byla zar6wno dziecinnosc serca jak i umyslu.<br />
Byl jeszcze mlody, lecz dzi~ki jego nadzwyczajnemu geniuszowi<br />
znano go szeroko jako wielkiego mysliciela, pisarza i dzialacza<br />
spolecznego. CzujqC w sobie samym wielkq sil~ ducha, byl zawsze<br />
przekonanym spirytualistq, a jasny umysl stale ukazywal mu prawdziwosc<br />
tego, w co nalezy wierzyc. Wierzyl wi~c w dobro; Boga<br />
i Mesjasza, lecz kochal tylko samego siebie. Wierzyl w Boga, lecz<br />
w gl~bi d4szy, jakby nieswiadomie i mimo woli, sobie oddawal<br />
74<br />
1 Kor 14,20.
OPOWIE5C 0 ANTYCHRY$CIE<br />
pierwszenstwo. Wierzyl w Dobro, lecz wszechwidz'lce oko wieczn<br />
sci wiedzialo, ze czlowiek ow ulegnie zlej sile, jesli tylko ta odpowiednio<br />
go przekupi - nie iluzj'l uczue i niskich z'ldz, a nawet<br />
nie przyn~t'l wysokiej wladzy, lecz jedynie pokus'l bezgranicznej<br />
milosci wlasnej. Milose ta zreszt'l nie byla jakims nieswiadomym<br />
instynktem czy szalonym roszczeniem. Poza wyj'ltkowym<br />
geniuszem, urod'l i szlachetnosci'l, ogromn'l miloM: wlasn'l wielkiego<br />
spirytualisty, ascety i dobroczyncy dostatecznie tlumaczyly<br />
najwyzsze przejawy wstrzemi~iliwosci, bezinteresownosci i aktywnej<br />
filantropii. Czyz wi~c mozna go obwiniac, ie tak szczodrze<br />
obdarowany przez Boga, zobaczyl w owych laskach szczegoine<br />
znaki wyj'ltkowej przychyinosci plyn'lcej z gory i zacz'll uwaiac<br />
siebie za drugiego po Bogu, za jedynego w swoim rodzaju<br />
Syna Bozego Krotko mowi'lc, uznal si~ -za tego, kim w rzeczywistosci<br />
byl Chrystus. Lecz to poczucie swej najwyzszej godnosci<br />
nie ukazalo mu morainych powinnosci wzgl~dem Boga i swiatao<br />
Przeciwni~, uznal je za prawo do wyzszosci nad innymi, a przede<br />
wszystkim nad Chrystusem. Z pocz'ltku nie czul do Jezusa<br />
wrogosci. Uznawal jego mesjansk'l godnosc i znaczenie, Iecz otwarcie<br />
nazyral Go swym wielkim poprzednikiem '- umysl okryty<br />
mrokiem' milosci wlasnej nie pojmowal morailnej ofiary Chrystusa<br />
i J ego absolutnej wyj'ltkowosci. Rozumowal nast~puj'lCo: "Chrystus<br />
przyszedl przede mnq; ja zjawiam si~ jako drugi; Ieez przeciez<br />
to, co w porzqdku czasowym przychodzi poiniej, w swej istocie<br />
jest doskonalsze. Przychodz~ jako ostatni, przy kon-cu dziejow,<br />
wlasnie dlatego, ii jestem doskonalym i ostatecznym zbawicieIem~<br />
Tamten Chrystus to moj' poprzednik. Mial za zadanie uprzedzic<br />
i przygotowae moje przyjscie." MysIqc w ten sposob, wielki czlo<br />
, wiek XXI wieku dopasowuje do siebie wszystko, co w Ewangelii<br />
powiedziano na temat Powtornego Przyjscia i wyjasnia, iz nie<br />
b~dzie to powrot tego samego Chrystusa, Iecz zastqpienie Chrystusa<br />
wczesnego - ostatecznym, czyli nim samym.<br />
Na tyro etapie czlowiek jutra nie jest jeszcze zbyt oryginalny.<br />
W podobny wszak sposob widzial Chrystusa i siebie Mahomet,<br />
czlowiek uczciwy, ktorego nie sposob pos'ldzic 0 zle zamiary.<br />
Lec,z samolubn,ie wywyzszajqc si~ nad Chrystusa, czlowiek ow<br />
usprawiedliwi si~ takim wywodem: "Chrystus, gloszqc i potwierdzaj'lc<br />
swym zyciem moraIne dobro, byl reformatorem swiata,<br />
a ja mam bye dobroczyncq tej na wpol zreformowanej Iudzkosci.<br />
Kaidemu dam wszystko, czego mu potrzeba. Chrystus jako moralista<br />
dzieUil Iudzi dobrem i zlem, ja - pol'lcz~ ich dobrami,<br />
ktorych potrzebujq zarowno iii jak dobrzy. B~d~ prawdziwym<br />
przedstawicielem tego Boga, ktory wznosi swe slonce nad dobrymi<br />
i zlymi, spuszcza deszcz na sprawiedIiwych niesprawiedli<br />
75
WWDZIMIERZ sotOWJOW<br />
wych. 2 Chrystus przyni6s1 miecz,3 ja przynios~ pok6j. Grozil ziemi<br />
strasznym Sqdem Ostatecznym. Ale ostatnim s~dziq b~d~ ja, a sqd<br />
m6j nie b~d z ie jedynie sqdem sprawiedliwosci, lecz sqdem laski.<br />
Moja sprawiedhwose nie b~dzie nagradzae, lecz rozdzielae. Rozdziel~<br />
wszystkich i kazdemu dam wedle jego potrzeb".<br />
I w tym wspanialym nastroju 'czeka na jakies wyr azne wezwanie<br />
od Boga, kt6ry powierzy mu dzielo nowego zbawienia ludzkosci,<br />
jemu - starszemu synowi, ulu'bionemu pierworodnemu Boga.<br />
Czeka i karmi egoizm swiadomosciq swych nadludzkich cn6t i t a<br />
Rent6w - jest przeciez - jak to
OPOWIESC 0 ANTVCHRVSCIE<br />
eiemnosci ujq:al lagodny i smutny wizerunek. "Lituje si~ nade<br />
mnq ... Nie, nigdy! Nie zmartwychwstal, nie zmartwychwstalt"<br />
I rzucil s i~ z urwiska. Leez cos spr~zystego jak slup wody zatrzymalo<br />
go w powietrzu, poczul wstrzqS jak od porazenia prqdemo<br />
Jakas sila odrzucila go do tylu. Straeil na moment przytomnosc<br />
i oeknql si~ na kl~ezkaeh 0 kilka krokow od urwiska.<br />
Widzial kontury jakiejs blyszczqcej fosfory'eznq swiatlosciq postaci,<br />
a para oezu dojmujqcym blaskielu przenikala w jego dusz~.<br />
Widzi owe przenikliwe oezy i slyszy gdzies z gl~bi siebie, a moze<br />
z zewnqtrz,- jakis dziwny, gluchy glos, stlumiony, a zarazem<br />
wyrazny, metaIiczny, jakby z fonografu. I glos ten mowi do niego:<br />
"Synu m6j umilowany, cala moja przychylnosc - dla ciebie.<br />
Dlaczegos mhie nie wezwal Dlaezego czciles tamtego glupca i jego<br />
ojca Jam b6g i ojciec twoj. A tamten ukrzyzowany zebrak, 'tobie<br />
i mnie - obey. Nie mam innego syna, proez ciebie. Tys niepowtar<br />
zalny, jedyny, tys rowny mnie. Miluj~ ci~ i niezego od eiebie nie<br />
zqdam. Jestes przeeiez pi~kny, wielki, pot~zny. Czyn swe dzielo<br />
w twoim, nie moim imieniu. Nie zazdroszcz~ ei, bo ci~ miluj~.<br />
Niezego od ciebie nie zqdam. Ten, ktorego uwazaies za boga, wym<br />
agal od swego syna posluszenstwa, i to posluszenstwa bezgra,nicznego<br />
- do smierei krzyzowej. I nie pomogl mu na krzyzu. Ja<br />
niezego od eiebie nie wymagam, leez wspomog~ ci~. Dla clebie<br />
samego, dla twojej wlasnej godnosei i doskonalosei, z czystej, bezinteresownej<br />
milosei do ciebie - wspomog~ ei~. Przyjmij mego<br />
. dueha. Jak wczesniej dueh moj zrodzil si~ w pi~knieJ teraz zrodzi<br />
si~ w sileo I przy tyeh slowach n'ieznanego usta nadCiZlowieka mimowolnie<br />
si~ rozehylHy, para przenikliwyeh oezu przyblizyla si~<br />
d o jego twarzy \i poezul jak ostry lodowaty strumien, wehodzqe<br />
do srodka, przenika eale jego jestestwo. Razem z tym poczul niebywalq<br />
sil~, rzeskosc, lekkosc i uniesienie. 4 W tym samym momende<br />
para oezu i swietliste oblicze nagle zni'kn~ly, cos unioslo<br />
nadczlowieka ponad ziemi~ i naraz opuseilo go w sadzie, przy<br />
drzwiaeh domu.<br />
Nast~pnego dnia, nie tylk'o goseie, leez takze sluzba nadezlowieka<br />
zdumiona byla dziwnym, jakims natchnionym jego wyglqdem. Leez<br />
byliby jeszcze bardziej zdumieni, gdyby mogIi widziec, i jakq<br />
nadnaturallnq szybkoseiq i latwosciq pisal on, zamknqwszy si~ w<br />
swym gabinecie, swoje znakomite dzielo pt. Otwarta droga dla<br />
ogolnoswiatowego pokoju i dobrobytu.<br />
'<br />
Poprzednie ksiqzki i spoleezna dzialalnosc nadczlowieka mialy<br />
wielu krytykow, jakkolwiek w wi~kszosci reIigijnych, bez zadnego<br />
4 Scena ta jest jakby odwr6conym aktem 'chrztu w rzece Jordan (Cz. Mllosz,<br />
Sctence Fiction and the Coming of the Antichrist (w:) op. cit., S. 25).<br />
77
WlODZIMIERZ SOlOWJOW<br />
autorytetu (mowa wszak 0 czasach Antychrysta) - malo kto im<br />
wierzyl, gdy wskazywali, ze we wszystkim, co mowil i pisal "czlowiek<br />
jutra" widae oznaki calkiem wyjqtkowej, nienaturalnej milosci<br />
wlasnej i pewnosci siebie, przy brpku prawdziwej prostoty,<br />
szczerosci i serdecznoSci. .<br />
Lecz nowym dzielem przeciqgnie na SWq stron~ nawet niektorych<br />
dawnych krytykow i przeciwnikow. Ksi~ga owa, napisana po<br />
przygodzie na urwisku, jest swiadectwem nieznanej przedtem mocy<br />
geniuszu. B~dzie czyms wszechobejmujqcym i pogodzi wszelkie<br />
przeciwnosci. I...qCZq si~ w niej: szlachetny szacunek dla starych<br />
\ podan i symboli z szerokim i smialym radykalizmem spoleczno<br />
-politycznych zqdan; nieograniczona swoboda mysli z najgl~bszym<br />
zrozumieniem mistycyzmu; bezwzgl~dny indywidualizm ze szczerym<br />
oddaniem d1a idei dobra powszechnego; najwyzszy idealizm<br />
rzqdzqcych zasad z pelnq wyrazistosciq praktycznych dzialan i;yciowych.<br />
Wszystko to b~dzie zlqczone i zwiqzane z takim genialnym<br />
artyzmem, ze odtqd kazdy jednostronny mysliciel b~dzie m6gI<br />
zrozumiee i przyjqc calosc dziela - stosujqC bowiem do niego<br />
wylqcznie wlasny aktualny punkt widzenia, w niczym nie naruszy<br />
samej prawdy. Nie b~dqc zmuszonym przezwyci~zye dla niej<br />
swego ja, w zadnym razie nie odzegna si~ Tzeczywiscie od jednostronnosci,<br />
nie odrzuci bynajmniej swych bl~dnych poglqdow i dqzen,<br />
a nawet niczym swych idei nie dopelni. Ta zadziwiajqca ' ksi~ga<br />
wkrotce b~dzie przelozona na wszystkie j~zyki cywilizowanych<br />
i niektorych niecywilizowanych narodow. Tysiqce gazet we wszystkich<br />
cz~sciacli. swiata zapelni si~ na caly rok reklamq wydaw,niczq<br />
i zachwytem krytykow. Tanie wydania z pprtretamf autora rozchodzie<br />
si~ b~dq w milionach egzemplarzy i caly kulturalny swiat<br />
(w tym czasie b~dzie to oznaczae prawie calq kul~ ziemskq) napelni<br />
si~ wiesciq 0 niezrownanym, wielkim i jedynym! Nikt nie<br />
sprzeciwl si~ tej ksi~dze, wszyscy ujrzq w niej objawienie calkowitej<br />
prawdy. Cala przes2llose b~dzie w lI1iej oceni-ona z takq<br />
bezstronnosciq, cala terazniejszose przedstawiona tak sprawiedliwie<br />
i wyczerpujqCO, a 'najlepsza przyszlose ukazana w tak namacalnym<br />
i wyraznym zwiqzku z terazniejszosciq, iz ka'zdy powie:<br />
"Oto wlasll'ie .to, czego nam trzeba; oto ideal, ktory nie jest utopiq,<br />
oto zamiar, Mory nie jest chimerq." Wspanialy pisarz nie<br />
tylko porwie wszystkich, lecz stanie si~ dla kazdego przyjemny,<br />
aby wypelnily si~ slowa Chrystusa: "Przyszedlem w imieniu Ojca<br />
mego, a nie przyj~liscie Mme. Gdyby jednak przyszedl ikto inny<br />
we wlasnym imieniu, to byscie go pqyj~li".5 Wszak aby bye przyj~tym,<br />
trzeba bye przyjemnym.<br />
78<br />
• J. 5.43.
OPOWIESC 0 ANTYCHRYSCIE<br />
Wprawdzie niektorzy bogobojni ludzie, gorqco chwalqc ow'l ksiE;<br />
g~ , zaczn'l pytae, d1laczego nie wspomina siE; w niej ani razu 0 Chrystusie.<br />
Le'cz inni chrzescijanie wyraz'l sprzeciw: ,,1 chwala Bogu!<br />
Wystarczy, ie w minionych wiekach niepowQlani zarliwcy szargab<br />
swiE;tosciq. GlE;boko religijny pisarz musi bye teraz ostrozny.<br />
Czegoz chcecie Przeciez trese ksiE;gi jest przenikniE;ta prawdziwie<br />
chrzescijanskim duchem czynnej milosci i wszechogarniajqcej iycz-"<br />
!iwosci." I wszyscy si~ z tym zgodz'l. Wkrotce po wydaniu Otwartej<br />
drogi, ktora uczynHa swego autora najpopularniejszym czlowiekiem,<br />
jaki kiedykolwiek zjawil si~ na ziemi, mialo zebrae<br />
si~ w Berlinie usta wodawcze zgromadzenie zwiqzku panstw europejskich.<br />
Zwiqzek ow (zaloiony po kilku zewn~trznych i wewnE;trznych<br />
wojnach wyzwalajqcych EuropE; spod jarzma mongdlskiego,<br />
ktore w znacznym stopniu zmienily mapE; kontynentu) byl naraiony<br />
na niebezpieczenstwo konfliktu. Teraz jui nie mi~dzy<br />
narodami, lecz pomiE;dzy spolecznymi i politycznymi stronnictwami.<br />
Nalezqcy do potE;inego bractwa frankmasonow wodzirejowie<br />
ogolnoeuropejskiej polityki odczuwali brak wspolnej wladzy wykonawczej.<br />
Jednose europejska, 'osiqgniE;ta z takim trudem, w kaidej<br />
chwili gotowa byla siE; rozpase. W radzie zwiqzkowej zwanej<br />
tei rZqdem §wiatowym (Comite permanent universel) nie bylo<br />
jednomyslnosci, nie wszystkie bowiem miejsca zajmowali w niej<br />
oddani dla sprawy prawdziwi masoni. Niezaleini czlonkowie rady<br />
zawierali miE;dzy sob'l odrE;bne porozumienia i grozilo to nowq<br />
wojnq. Wowczas "wtajemniczeni" zdecydowali siE; powolae jednoosobowq<br />
wladzE; wykonawczq z ocLpowiednimi pelnomocnictwami.<br />
Glownym kandydatem byl tajny czlonek lloZy ~ "czlowiek jutra".<br />
Z zawodu uczony artylerzysta 6, dla wiel1kiego maj'ltku zaliczany<br />
do kapitalistow, mial przyjaciol we wszystkich wojskowych i finan-'<br />
sowych krE;gach. W innych, mniej oswieconych czasach, przemawialaby<br />
przeciwko niemu okolicznose, iz pochodzenie jego okryte<br />
. ,bylo glE;bokim mrokiem tajemnicy. Jego matkE;, kobietE; wyrozumialq,<br />
dobrze znano na obu polkulach globu, lecz zbyt wielu roinych<br />
mE;zczyzn mialo podstawE; uwaiac siE; za jego ojca. Okolicznosci<br />
te, rzecz jasna, nie mogly miec iadnego znaczenia w stuleciu<br />
tak PostE;powym, ii mialo one bye juz ostatnim. Czlowiek<br />
jutra zostal prawie jednoglosnie wybrany dozywotnim prezydentem<br />
Europejskich Stanow Zjednoczonych. Gdy pojawil siE; na trybunie<br />
w pelnym blasku swej ponadludzkiej mlodzienczej urody<br />
i sHy i w krasomowczym natchnieniu wylozyl swoj uniwersalny<br />
program, oczarowana i roznamiE;tniona publicznose w porywie<br />
• Aluzja do Lwa Toistoja. kt6ry w roku 1854 po zdaniu egzamln6w. sluzyl<br />
jako artylerzysta w czas1e obh;zenia Sewastopol. podczas Wojny Krymsklej.<br />
79
WlODZIMIERZ SOlOWJOW<br />
entuzjazmu, bez glosowania, zdecydowala nadac mu najwyz.szq<br />
godnosc rzymskiego imperatora. Kongres zamkni~to wsr6d og61nej<br />
radosci. Wielki wybraniec wydal manifest, zaczynajqcy si~ nas<br />
t~pujqco: "Narody ziemi! Pok6j m6j wam daj~!", a konczqcy si~<br />
slowami: "Narody ziemi! Spelnily si~ obietnice! Wieczny powszechny<br />
pok6j jest zapewniony. Kazda pr6ba jego naruszenia spotka<br />
si~ ze zdecydowanym przeciwdzialaniem. Od dzisiaj bowiem istnieje<br />
na ziemi jedna centralna wladza, silniejsza od innych oddzielnie<br />
lub razem wzi ~ tych. Ta niezwyci~zona, zdolna do pokonama<br />
wszystkiego wladza, do mnie nalezy. Ja jestem prawqwitym V\'Ybrancem<br />
Europy i wladcq wszystkich jej sit Mi~zyn a rodowe prawo<br />
ma wreszcie dawno oczekiwanq sarnkcj~. Od dzisiaj zadne m o<br />
carstwo nie osmieli si~ powiedziec - wojna, gdy ja m6wi~ <br />
pok6j. Narody ziemi - pok6j wam!" Manifest 6w osiqgnql upragnfony<br />
skutek. Wsz~ dzie poza Europq, szczeg6lnie w Amer yce, potworzyly<br />
si~ imperialistyczme pa'rtie, kt6re zmusily swe rzqdy do<br />
przystqpienia na r6znych warunkach do Europejskich Stan6w Zjednoczonych,<br />
pod n ajwyzsze zwierzchnictwo rzymskiego imperatora.<br />
Tu i 6wdzie w Afryce i Azji pozostawaly jeszcze niezalezne plemiona<br />
i wladcy. Z niewielkq, lecz wyborowq armiq, zlozonq z r o<br />
syjskich, niemieckich, polskich, w~gierskich i tureckich pulk6w<br />
imperator wyprawia si~ na obszary mi~dzy Azjq Wschodniq a Marokiem.<br />
Bez wi~kszego przelewu krwi podporzqdkowuje sobie<br />
wszystkich niepokornych. We wszystkich panstwach obu c z~ s ci<br />
swiata pozostawia swych namiestnik6w, kt6rymi Sq wyksztalceni<br />
po europejsku i oddani mu tubylczy wielmozowie. Zdumiona i dczarowana<br />
iludnosc . wszystkich poganskich kraj6w oglasza go najwyzszym<br />
bogiem. W ciqgu jednego roku powstaje swiatowa monarchia,<br />
we wlasciwym znaczeniu tego slowa. Zlikwidowano zarodki<br />
wojny. Powszechna liga pokoju zebrala si~ po raz ostatni.<br />
Oglaszajqc na ,czesc \'Jielkiego bojownika 0 pok6j pelen zachwytu'<br />
panegiryk, jako niepotrzebna - rozwiqzala si~ . W nowym roku<br />
swego panowania rzymski i swiatowy imperator wydaje nowy manifest:<br />
"Narody ziemi! Obiecalem wam pok6j i oto go macie. Lecz<br />
pok6j jest pi~kny tylko w dobrobycie. Komu w czasie pokoju<br />
zagraza plaga n~dzy, temu i pok6j nie sprawia radoSci. Przyjdzcie<br />
teraz do mnie. wszyscy glodni i zmarzni~i, abym was nasycil<br />
i ogrzal." A: potem oglasza prostq powszechnq reform~ spolecznq,<br />
kt6rej plan wytyczyl w pierwszym dziele (juz wtedy oczarowala<br />
ona wszystkie 'szla,chetne i trzezwe umysly). Skupiwszy obecnie<br />
w swoim r~ku swiatowe fLnanse i kolosalne ziemskie posiadloSci,<br />
magI wcielic w zycie OWq reform~, zadowalajqc biednych i nie<br />
krzywdzqc zbytnio bogatych. Kazdy zaczql otrzymywac wedlug<br />
swych zdolnosci, a kai.dq zdolnosc , nagradzano wedle jej pracy<br />
80
OPOWIE$C 0 ANTYCHRY$CIE<br />
i zaslug. Nowy wladca ziemi byl przede wszystkim litoSciwym filantropem,<br />
lecz nie wylq
WlODZIMIERZ SOlOWJOW<br />
roz1qczy si~ z nim nigdy. I oto narody ziemi, obdarzone przez<br />
w1adc~ dobrodziejstwem powszechnego pokoju i powszechnej sytosci,<br />
b~dq ponadto mog1y si~ stale zachwycac najbardziej roinorodnymi<br />
i nieoczekiwanymi dziwami i znakami. Konczyl si~ trzeci<br />
rok panowania nadczlowieka.<br />
Po szcz~\sliwym rozwiqzaniu kwestii politycznej i spo1ecznej, pojawil<br />
si~ problem relligijny. Podniosl go sam imperator, przede<br />
wszystkim w stosunku do chrzescijanstwa. W owym czasie chrzescijaI1stwo<br />
znalaz10 si~ w nast~pujqcym poloieniu: choc bardzo<br />
znacznie zmniejszyla si~ bczba jego wyznawcow (na calej kuJli<br />
ziemskiej pozostawalo nie wi~cej nii: czterdziesci pi~c milionow<br />
chrzescijan) to jednak Kosciol odrodzil si~ moralnie, zyskujqc na<br />
jakosci to, co stracil w ilosci. Ludzi nie zwiqzanych z wiarq duchowo,<br />
nie zaliczano wi~cej do chrzescijan. Zmniejszyla si~ rowniei<br />
liczba wyznawC6w innych reJigii, tak ii zachowala si~ mi~dzy<br />
nimi dawna proporcja liczbowa. Wrogosc we wzajemnych stosunkach<br />
nie zmienila si~ w calkowite pojednanie, jednakie oslabla<br />
bardzo i przeciwnosci zatracily SWq dawnq ostrosc. Papiestwo dawno<br />
jui wyp~dzono z Rzymu i po dlugich tulaczkach znalazlo schronienie<br />
w Petersburgu 8, pod warunkiem, ze nie b~dzie prowadzic<br />
stamtqd propagandy wewnqtrz kraju. W Rosji papiestwo nabralo<br />
prostoty. Nie zmniejszajqc istotnie niezb~dnego skladu swy·ch kolegiow<br />
i oficjow, musialo wszakie uduchowic ich dzialalnosc, a takze<br />
ograniczyc do minimum swoj pyszny rytual i ceremonial. Chociai<br />
wielu dziwnych i gorszqcych zwyczajow formalnie nie zniesiono, to<br />
jednak znikn~ly one same z siebie. We wszystkich innych krajach,<br />
szczegolnie w Ameryce Polnocnej, hierarchia katdJ.icka miala jeszcze<br />
wielu niezaleznych, niezwykle energicznych, 0 pot~znej woli<br />
przedstawicieli, ktorzy 0 wiele mocniej niz przedtem jednoczyli kosciol<br />
katolicki, pozwalajqc mu zachowac mi~dzynarodowe kosmopolityczne<br />
znaczenie. Co do protestantyzmu (na ktorego czele dalej<br />
staly Niemcy - szczegolnie po ponownym polqczeniu si~ kosciola<br />
. anglikanskiego z katolickim), to oczyscil si~ on ze skrajnie polemicznych<br />
elementow - stronnicy tych tendencji jawnie przeszli<br />
na' pozycje religijnego indyferentyzmu i niewiary. W kosciele<br />
ewangelickjm pozostaili tylko szczerze wierzqcy, ktorym przewodzili<br />
ludzie lqczqcy rozleglq uczonosc z gl~bokq religijnosCiq, coraz<br />
usilniej dqzqcy do odrodzenia w sobie zywego obrazu dawnego<br />
prawdziwego chrzescijaI1stwa. Rosyjskie prawoslawie, po tym jak<br />
• Wyb6r miasta Piotra Wielkiego na stoliCE: papiestwa rna z:apewne z jednej<br />
strony zwiqzek z jego nazw~, Petersburg - rniasto Piotra) a z drugiej jest<br />
echern dawnego mesjanizmu Solowjowa. Warto moze dodac, ze w mlodo§ci<br />
Solowjo"" nic lubil Petersburga, dopiero pod konlec zycla stal siE: on dla niego<br />
miastern ukochanym, por6wnywal go z Aleksandriq i Konstantynopolern.<br />
82
OPOWIESC 0 ANTYCHRYSCIE<br />
wydarzenia polityczne zmienily oficjalne polozenie cerkwi, jakkolwie'k<br />
utracilo wiele milionow swych rzekomych, z nazwy tylko<br />
czlonkow, za to doznalo radosci zjednoczenia z naj1epszq cz~sciq<br />
starowierow, a nawet ze znacznq liczbq sekciarzy, reprezentujqcycn<br />
. pozytywne religijne kierunki. Ta odnowiona cerkiew, nie rosnqc<br />
liczebnie, zacz~la wzrastac w sil~ ducha, co najlepiej przejawilo<br />
si~ w wewn~trznej wa1ce z coraz liczniejszymi wsrod 1udu i towarzystwa<br />
skrajnymi sektami, nie wolnymi od demoniczego i satanicznego<br />
e1ementu.<br />
W ciqgu dwoch pierwszych 1at nowego panowania wszyscy chrzescijanie,<br />
znuzeni i przerazeni wielkq liczbq poprzednich rewolucji<br />
i w:ojen, odnosili si~ do nowego wladcy i jego pokojowych reform<br />
po cz~sci z zyczliwym wyczekiwaniem, po cz~sci ze zdecydowanq<br />
przychylnosciq, a nawet z gorqcym zachwytem. Lecz w trzecim<br />
roku, z pojawieniem ,si~ wielkiego maga, wielu prawoslawnych,<br />
katolikow i ewangelikow zacz~lo odczuwac powazne obawy i niech~c.<br />
Teksty ewangeliczne i apostolskie mowiqce 0 ksi~ciu tego<br />
swiata i 0 Xntychryscie byly czytane uwaZiliej i zywo komentowane.<br />
Z pewnych oznak imperator domyslil si~ nadchodzqcej burzy<br />
i zdecydowal jak najszybciej wyjasnic spraw~. Na poczqtku czwartego<br />
roku panowania oglasza manifest s'kierowany do wszystkich<br />
swych wiernych chrzescijan bez wzg1~du na wyznanie, proszqc<br />
o wybranie 1ub naznaczenie pelnomocnych przedstawicieli na sobor<br />
powszechny, ktory odb~dzie si~ pod jego przewodnictwem. Rezydencj~<br />
imperatora przeniesiono ,v tym czasie z Rzymu do Jerozolimy.<br />
Pa1estyna byla wtedy autonomicznym obszarem rZqdzonym<br />
i zaludnionym przewaznie przez Zyd6w. 9 Wolna Jerozolima<br />
stala si~ nag1e cesarskim miastem. Chrzescijanskie swiqtynie pozostaly<br />
nietkni~te, 1ecz na calej rozleglej rowninie Haram-esz-Szerif<br />
ad Bi'rket-Israln i obeonych koszar z jednej strony az do me<br />
. czetu el-Aqsa i "stajen Sa1omonowych" z drugiej, wzniesiono<br />
ogromny budynek mieszczqcy w sobie, procz dwoch starych niewie1kich<br />
meczetow, obszernq cesarskq swiqtyni~, wspolnq d1a wszystkich<br />
wyznan, a takze dwa wspaniale cesarskie palace · z bibliotekami,<br />
muzeami i oddzielnymi pomieszczeniami dla doswiadczen<br />
i cwiczen magicznych. W tej polswiqtyni-polpalacu 14 wrzesnia 10<br />
mial rozpoczqC si~ sobor powszechny. Poniewaz kosci61 ewangelicki<br />
nie posiada kaplanstwa we wlasciwym znaczeniu, hierarchowie<br />
katoliccy i prawoslawni - zgodnie z zyczeniem imperatora <br />
• "Gdyby (Solowjow - G. P .) klerowal sl~ prawdopodoblenstwem - plsze<br />
Milosz - - nie przedstawilby zydowskiego panstwa ze stoUCq w Jerozollmie<br />
i z mllionow
WtODZIMIERZ SOlOWJOW<br />
aby w iPewnym sensie ujednolicic przedstawicielstwo wszystkich<br />
cz~sci chrzescijarustwa, zdecydowali dopuscic do uczestnictwa w soborze<br />
pewnq liczb~ swieckich, znanych 'z ipoboznosci i oddania dla<br />
spraw koscielnych; .a jesli juz dopuszczono swieckich, to nie mozna<br />
bylo pominqc nizszego duchowienstwa swieckiego i zakonnego.<br />
W ten spos6b og6Ina liczba uczestnik6w soboru przekroczyla trzy<br />
tysiqce, a okolo miliona chrzescijanskich pielgrzym6w zalalo Jerozolim~<br />
i calq Palestyn~. Spomi~dzy czlonk6w soboru wyr6znialy<br />
si~ trzy postaci. Przede WlSzystkim papiez Piotr II, prawowity<br />
zwierzchnik katolickiej .cz~sci soboru. Jego poprzednik zmarl w drodze<br />
na sobor i w Damaszku odbylo si~ konklawe, kt6re jed~oglosnie<br />
wybralo kardynala Simone Barionini. Przyjql on imi~<br />
Piotra. ll Pochodzil z prostego Iudu, z okolic Neapolu i zaslynql<br />
jako kaznodzieja reguly karmelickiej, ktory mial wielkie zaslugi<br />
w zwalczaniu pewnej coraz silniejszej w PetE~rsburgu i okolicach<br />
sekty, deprawujqcej nie tylko prawoslawnych, Iecz takze katolikow.<br />
Mianowany biskupem mohylewskim, a potem kardynalem,<br />
juz wczesniej byl przewidziany do tiary. Byl czlowiekiem pi~cdziesi~cidletnim,<br />
sredniego wzrostu i siInej budowy, mial czerwonq<br />
twarz, garbaty nos i g~ste brwi, byl istotq gorqcq i energicznq,<br />
mowil z zarliwosciq, szeroko gestykulujqc i bardziej zachwycal<br />
sluchaczy niz przekonywal. 8wiatowemu wladcy nowy papiez okazywal<br />
nieufnosc i niech~c, szczegolnie po tym, jak zmarly papiez,<br />
udajqc si~ na sobor, uIegl naciskom imperatora i mianowal kardynalem<br />
cesarskiego kanclerza i wielkiego swiatowego maga, egzotycznego<br />
biskupa Apolloniusza, ktorego Piotr uwazal za wqtpliwego<br />
, katolika i niewqtpliwego oszusta. Rzeczywistym, choc nieoficjalnym<br />
przywodcq prawoslawnych byl starzec Jan, szeroko<br />
znany wsrod rosyjskiego ludu. Choc oficjalnie byl biskupem w "stanie<br />
spoczynku", nie mieszkal jednak w zadnym z klasztorow, Iecz<br />
stale, w~drowal po swiecie. Krqzyly 0 nim rozne [egendy. Jedni<br />
zapewniali, ze to zmartwychwstaly Fiodor Kuzmicz czyli car Aleksander<br />
I, zyjqcy trzysta Iat temu. Inni szli daIej i twierdzili, ze<br />
jest on prawdziwym starcem Janem, to znaczy apostolem Janem<br />
Teologiem, ktory nigdy nie umarl i pojawil si~ w ostatnich cza<br />
11 solowjow u schylku ~ycia lubll powolywac sl
OPOWIES(: 0 ANTVCHRVSCIE<br />
sach. On sam nic nie mowil 0 'Swoim pochodzeniu i mlodosci.<br />
Obecnie byl bardzo wiekowym, lecz rzeskim s·taruszlkiem - jego<br />
biale loki i broda zdawaly si~ bye .zoUe, a nawet zielone. Wysoki<br />
wzrostem i szczuplej budowy, mial jednak peIne, lekko rozowe<br />
policzki, zywe blyszczqce oczy i wzruszajqco poczciwy wyraz twarzy<br />
i spos6b wyslawiania si~. Ubrany byl zawsze w biaIq sutann~<br />
i bialy plaszcz. Na czele ewangelickich uczestnik6w soboru stal<br />
niezwykle uczony niemiecki teolog, profesor Ernest Pauli,12 Byl to<br />
suchy staruszek, niewielkiego wzrostu, z ogromnym czolem, ostrym<br />
nosem i gladko wygolonym podbr6dkiem. Jego oczy patrzyly z jakqs<br />
dziwnq srogq dobrotIiwoSciq. Co chwil~ zacieral r~ce, kiwal<br />
glowq, grozI1ie unosil brwi i wydymal wargi; blyskal przy tym<br />
oczami i ponuro wymawial oderwane dzwi~i: so! nun! ja! so<br />
also! Byl ubrany uroczyscie - bialy krawat i dlugi pastorski surdut<br />
z jakimis orderami.<br />
Otwarcie soboru bylo imponujqce. Dwie trzecie ogromnej swiqtyni,<br />
przeznaczonej dla "Wl')polnoty wszechwyznan", zastawiono<br />
Iawkami i Lnnymi stolkami dla uczestnikow soboru. Jednq trzeciq<br />
zajmowaia wysoka estrada, gdzie, pr6cz tronu dla ·cesarza, i ponizej<br />
- dla wiel~iego maga, kardynala i cesarskiego kanclerza,<br />
staly rz~dy krzesel: w tyle - dla ministr6w, dworu i sekretarzy<br />
panstwowych, z boku - jeszcze dluzsze rz~dy, niewiadomego przeznaczenia.<br />
Na chorach umieszczono orkiestry, a na sqsiednim placu<br />
wyszykowano dwa gwardyjskie pulki i bateri~, kt6ra miala oddac<br />
uroczyste salwy. Uczestnicy soboru odprawirri juz swe msze w r6znych<br />
Ikosciolach i otwarcie soboru mialo bye calkowicie swieckie.<br />
Gdy wszedl imperator z wielkim ma.giem i switq, a orkiestra zagrala<br />
"marsza zjednoczonej ludzkosci", ktory byl cesarskim hymnem<br />
mi~dzynarodowym, Wgzyrscy uczestnicy soboru wstali i machajqc<br />
czapkami wykrzykn~li glosno trzy razy: - Vivat! Rura!<br />
Roch! - Imperator, stojqC kolo tronu i podnoszqc z majestatycznq<br />
laskawosciq SWq dlon, odezwal si~ dzwi~czny~ i milym glosem:<br />
"Chrzescijanie wszelkich wyznan! Ukochani bracia moi i poddani!<br />
Od poczqt'ku mego panowania, ktore z biogoslawienstwa Najwyzszego<br />
zaslyn~lo tak wspanialymi dzielami, nigdy nie mialem powodu,<br />
by bye z was niezadowolonym; zawsze wypelnialiscie obowiqzki<br />
wiary i sumienia. Uwazam jednak, ze to malo. Moja szczera<br />
do was milose, bracia ukochani, zqda wzajemnosci. Chc~, abyscie<br />
nie z poczucia obowiqzku, lecz z serdecznej milosci, uznaIi mnie<br />
za swego prawdziwego wIadc~ w kazdej sprawie sluzqcej dobru<br />
ludzkosci. Ponad to, co dla wszystkich czyni~, warn chcialbym<br />
1! Imiona 'przyw6dc6w trzech CZElsc! chrzescijanstwa: Piotr, Jan, Pawel SII <br />
jak widac - imionami apostol6w. Mysl 0 takich patronach trzech odlam6w<br />
chrzescijanstwa zapozyczyl Solowjow u Schellinga.<br />
85
WtoDZIMIERZ SOlOWJOW<br />
okazae szczeg6lnq lask~. Chrzescijanie, czym m6glbym was uszcz~sliwie<br />
Co warn ofiarowae, nie jako poddanym, [eez jako wsp61<br />
wyznawcom, braciom moim Chrzescijanie! powiedzcie mi, co jest<br />
dla was najdrozsze w chrzescijanstwie, abym w t~ stron~ m6g1<br />
skierowae SWe wysilki" Przerwal i czekal. Po swiqtyni ni6sl siG<br />
gluchy szum. Uczestnicy soboru szeptali mi~dzy sobq. Papiei Piotr,<br />
gorqCO gestykuilujqc, cos Humaczyl najbliiej siedzqcym. Profesor<br />
Pauli kiwal glowq' i wzruszony cmokal ustami. Sfarzec Jan, nachylajqc<br />
si~ nad wschodnim biskupem i jednym z kapucyn6w cos<br />
im cicho wyjasnial. Odczekawszy kilka minut, imperator zwr6cil<br />
si~ do soboru tym samym tonem, w kt6rym wszakze dzwi~czala<br />
teraz ledwo dostrzegalna nutka ironii: "Ukochani chrzescijanie <br />
powiedzial - wiem, jak trudno jest dae jedJnoznaczn ~ odpovviedz.<br />
Chc~ i tu warn pom6c. Jesteficie, na
OPOWIESC 0 ANTVCHRVSCIE<br />
i swieckich, ktory wszakze przesunql si~ ku niemu i okrqzyl go<br />
ciasnym pierscieniem. Slychae bylo stamtqd stlumiony szept: non<br />
praevalebunt, non praevalebunt portae inferni.<br />
Patrzqc ze zdurnieniem na nieruchomego papieza, imperator znow<br />
podnios1 glos: "Ukochani brada! Wiem, iz mi~d zy wami Sq i tacy,<br />
dla ktorych najdroZsza w chrzescijanstwie jest §wiE:ta tradycja,<br />
stare symbole, stare piesni i modlitwy, ikony i rytual mszy swi~tej.<br />
I rzeczywiscie, coz moze bye drozszego dla religijnej duszy<br />
Wiedzcie, umilowani, ze podpisalem dzisiaj ustawG i przeznaczy<br />
1em bogate srodki dla swiatowego muzeum archeologii chrzescijanskiej<br />
w slawnym naszym cesarskim mieseie Konstantynopolu.<br />
B~dziemy tam zbierae, studiowae i przeehowywae wszelkie pa<br />
,rniqtki dawnego kosciola, przewaznie wschodniego. Prosz~ was,<br />
abyscie jutro wybrali 'sposrod siebie komisj~. Oceni ona wraz ze<br />
mnq srodki, ktore nalei:y przedsi~wziqe aby, w miar~ moznosci,<br />
przyblizye wspolczesnemu zyeiu, stosunkom i obyezajom tradycj~<br />
i prawa swi~tej prawoslawnej cerkwi! Bracia prawoslawni! Komu<br />
·trafia do przekonania moje postanowienie, kto w gl~bi serea ezuje,<br />
ze moze nazwac mnieprawdziwym panem i wIadcq, niech tu wej<br />
.dzie." I wi~ksza eZGsc hierarehii wsehodu i polnoey, polowa ksi~zy,<br />
mnichow i wiernyeh z radosnymi okrzykami weszla na e s trad~,<br />
patrzqc z ukosa na dumnie zasiadajqcyeh tam katolikow. Leez<br />
starzee Jan glosno wzdyehal i nie podnosil si~. A gdy Hum wokol<br />
niego moe no przerzednial, opuseil swojq Iawk~ i usiadl b~izej<br />
papieza Piotra i jego otoezenia. W slad za nim podqzyli takze inni<br />
prawoslawni, ktorzy nie weszIi iJla estrad~. Znow przemowil imperator:<br />
"Z'nam i takich mi~dzy wami, ukochani ehrzescijanie, ala<br />
ktoryeh najdroZsze w ehrzeScijanstwie jest wlasne przekonanie 0<br />
prawdzie i wolne , badanie Pisma, Nie rna potrzeby rozwodzic s i~,<br />
co 0 tym sqdz~. Wiecie, bye moze, ze jeszcze we wezesnej mlodosei<br />
napisalem wielki utwor z zakresu krytyki biblijnej, ktory w owym ,<br />
ezasie narobil trochG szumu i wyznaczyl poczqtek mojej slawy.<br />
Uniwersytet w Tybilndze, l:iyc moze pami~tajqe 0 tym, zwraea si~<br />
teraz do mnie z prosbq, abym przyjql od niego honorowy doktorat<br />
z teologii. Kazalem odpowiedziec, ze przyjmuj~ go z zadowoleniem<br />
i wdzi~eznosciq. A dzisiaj, ustanawiajqc muzeum chrzescijanskiej<br />
areheologii, podpisalem takze statut swiatowego instytutu<br />
do spraw wolnyeh badan Pi-sma Swi~te g o (pod kazdym wzgl~dem<br />
i na kazdy mozliwy sposob) i studiowania nauk pomoeniezyeh.<br />
Jego budzet wynosi 1,5 mIn marek. Komu trafia do serea moja<br />
szczera przychylnosc, kto swym ezystym uczuciem uzna mnie za<br />
swego pot~znego przywode~, niech si~ zblizy do nowego doktora<br />
teologii." I pi~kne usta wielkiego ezlowieka wykrzywil jakis dziwny<br />
usmieszek. Ponad polowa uczonyeh teologow ruszyla ku estraj<br />
87
WtODZIMIERZ SOlOWJOW<br />
dzie - jakoklwiek bez pospiechu i z pewnym wahaniem. Wszyscy<br />
si~ oglqdali na profesora Pauli, ktory jak'by przyrosl do swego<br />
miejsca. Nisko opuscil glow~, przygarbil si~ i skulil. Uczehi teologowie,<br />
ktorzy weszli na estrad~ zawstydzili si~ - jeden z nich<br />
machnql nagle r~kq i zeskoczywszy raptem na dol, obok schodow,<br />
pobiegl kulejqc w kierunku profesora Pauli i otaczajqcej go maIej<br />
grupki ludzi. Ow podni6sl glow~, wstal z nieo.kreslonym ruchem<br />
i przeszedl obok opustoszalych lawek w asyscie wytrwalych wspolwyznawcow.<br />
Usiadl wraz z nimi w pobliztl starca Jana, papieza<br />
Piotra i ich ludzi. Ogromna wi~kszosc soboru, w tym prawie cala<br />
hierarchia Wschodu i Zachodu znajdowaia si~ na estradzie. W do!J.e,<br />
blisko siebie, pozostaly tylko trzy grupy ludzi, sciSni~te wokol<br />
starca Jana, papieza Piotra i profesora Pauli. Imperator zwrocil<br />
si~ do nich smutnym glose.!TI: "Coz jeszcze mog~ uczynic dla was<br />
Dziwni ludzie! Czego chcecie ode mnie Nie wiem. Odpowiedzcie<br />
sami, chrzescijanie, wy, :porzuceni przez wi~kszosc swoich braci<br />
i przywodc6w, pot~pieni z woli ludu: co dla was jest najdroZsze<br />
wcnrzescijanstwie" W tym samym momencie do biaIej swiecy<br />
podobny podn16s1 si~ starzec Jan i odpowiedzial Iagodnie: "Wielki<br />
wladco! NajdroZszy w chrzescijanstwie jest dla nas sam Chrystus -<br />
On Sam, od Ktorego wSizystko pochodzi, wiemy bowiem, iz w Nim<br />
zamieszkuje cielesnie cala pelnia BoskoSci. Lecz i ad ciebie, panie,<br />
gotowismy przyjqc kaZ\iq lask~, jesli tylko w tych 'Szczodrych darach<br />
rozpoznamy swi~tq dion Chrystusa. Na twoje pytanie: co<br />
mozesz dla nas uczynic - oto nasza prosta odpowiedz: wyznaj<br />
przed nami, tu i teraz, ze wierzysz w Jezusa Chrystusa, Syna Bozego,<br />
wcielonego, zmartwychw,stalego, ktory przyb~dzie powtornie<br />
- wyznaj Go, a my z milosciq uznamy w tobie prewdziwego<br />
zwiastuna Jego chwalebnego Powt6rnego Przyjscia'." Umillknql<br />
i utkwil wzrok w twarzy imperatora. Z tamtym dzialo si~ cos<br />
niedobrego. W jego wn~trzu wybuchla jakas piekielna burza, podobna<br />
do tej, kt6rq prze;i;yl w OWq fatalnq noc. Calkiem zatracil<br />
wewn~trznq rownowag~ i wszystkie jego mysli skupily si~ na tym,<br />
aby nie utracic zewn~trznego opanowania i nie zdemaskowac si~<br />
przed czasem. Czynil nadludzkie wysiIki, aby nie rzucic si~ z dzikim<br />
wrzaskiem na mowiqcego i nie zaczqc -go gryzc z~bami. Nagle<br />
uslyszal znajomy nieziemski glos: "Milcz i niczego si~ nie boj".<br />
Milczal. Tylko ·zmartwiala i pociemniala twarz cala si~ przekrzywila,<br />
a z oczu lecialy skry. W czasie, gdy 'Starzec Jan przemawial,<br />
wielki mag, kt6ry siedzial, owini~ty swym obszernym trojkolorowym<br />
plaszczem, skrywajqcym kardynalskq purpur~, zdawal si~<br />
czym§ manipulowac. .Jego skupione oczy blyszczaIy, a wargi poruszaly<br />
'Si~. Przez otwarte okna swiqtyni widac bylo nadchodzliC!l<br />
i wkrotce wszystko pociemnialo. Starzec Jan nie<br />
czarnq C'hmur~<br />
88
OPOWIESC 0 ANTYCHRYSCIE<br />
spuszczal zdumionych i przerazonych oczu z milczqcej twarzy imperatora.<br />
Nagle odskoczyl w przerazeniu i zwracajqc si~ do tylu,<br />
stlumionym glosem wykrzy'knql: "Dziatki! Antychryst!" W tym<br />
czasie, razem z ogluszajqcym uderzeniem gromu, w swiqtyni rozblysn~la<br />
ogromna krqgla blyskawi'ca, ktora oIm-yla sobq starca.<br />
Wszystko na moment zamarlo i gdy ogluszeni chrzescijanie doszli<br />
do siebie, starzec Jan [ezal martwy.<br />
Blady, lecz spokojny imperator zwrocil si~ do zgromadzenia:<br />
"Widzielismy sqd BoZy. Nie chcialem niczyjej smierci, lecz Ojciec<br />
moj niebieski msci si~ za swego umilowanego syna. Sprawa jest<br />
skonczona. Ktoz b~dzie spieral si~ z NajwyZszym Sekretal'ze! Piszcie:<br />
Powszechny sobor wszystkich chrzescijan, po tym jak ogien<br />
z niebios porazil szalonego przeciwn:i!ka boskiego majestatu, jednoglosnie<br />
uznal pot~znego imperatora Rzymu i calego swiata za swego<br />
pana i wladc~." Nagle jedno glosne i wyrazne slowo ponioslo si~ po<br />
swiqtyni: "Contradicitur".12a Papiez Piotr II wstal i 'Z purpuroWq<br />
twarzq, trz~sqc si~ caly z gniewu, uni6s1 sw6j pastoral w kierunku<br />
imperatora: ,,Naszym Wladcq jedynym jest Jezus Chrystus, Syn<br />
Boga zywego. A kim ty jestes - slyszales. Precz od nas Kainie <br />
bratobojco! Precz naczynie diabelskie! Mocq Chrystusa, ja, sluga<br />
slug Bozych wykluczam ci~ na wieki, podly psie, z dziedziny Panskiej<br />
i oddaj~ ojcu twemu, 'Szatanowi! Anatema, anatema, anatema!"<br />
Gdy papiez m6wH, wielki mag niespokojnie czyms poruszal<br />
pod swym plaszczem i ostatniq anatem~ zagluszyl grzmot. Ostatni<br />
papiez upadl bez tchu. "Tak oto z rEtki ojca mego zginq wszyscy<br />
moi wrogowie" - powiedzial imperator. "Pereant, ,pereant!" krzyknE:li<br />
przerazeni ksiqz~ta kosciola. A on odwr6cil si~ i wolno wyszedl<br />
drzwiami za estradq, opierajqc si~ na ramieniu wielkiego<br />
maga, w asyscie ISwego tlumu. W swiqtyni pozostaly dwa trupy<br />
i zbity krqg polZywych ze strachu chrzescijan. Jedynym, kt6ry<br />
nie stracil glowy, byl profesor Pauli. Powszechne przerazenie wyzwolilo<br />
w nim calq sil~ ducha. Zewn~trznie takze si~ przemienil <br />
byl majestatyczny i peleh natchnienia. Zdecydowanym krokiem<br />
wszedl na estrad~ i usiadlszy na jednym Z ' miejsc opuszczonych<br />
przez panstwowych sekretarzy, wziql kartk~ papieru i zaczql na<br />
niej cos pisac. Skonczywszy wstal i przeczytal gromkim glosem:<br />
"Chwala jedynemu Zbawicielowi Jezusowi Chrystusowi. Powszechny<br />
sobor Bozych Kosciol6w zebrawszy si~ w Jerozolimie, po tym,<br />
lIa W 449 r. odbyl sl!l w Efezle " synod zb6jecki", na kt6rym patriarcha<br />
aleksandryjski Dioskur chcial podniesc do dogmatu monofizyckll herezj
WlODZIMIERZ SOlOWJOW<br />
jak blogoslawiony brat nasz Jan, zwierzchnik wschodniego chrzescijans<br />
twa, zdemaskowal wiellkiego klamc~ i wroga Bozego jako ,<br />
prawdziwego Antychrysta, przepowiedzianego w Slowie Bozym" i po<br />
tym, jak blogoslawiony ojciec Piotr, zwierzchnik chrzescijanstwa<br />
zachodniego, zgodnie z prawem oblozyl go wiecznq anatemq Kosciola<br />
Bozego, nad cialami dwoch poleglych za prawd~ swiadkow<br />
Chrystusa postanawiamy przeto: zerwac wszelkie stosunki z wykl~tym<br />
i jego obmierzlq zgrajq, oddalic si~ na pustyni~ i czekae<br />
na nieuchronne przyjscie prawdziwego Pana naszego Jezusa Chrystusa."<br />
Zar!l'iwosc zawladn~la Uumem i rozlegly si~ gromkie glosy:<br />
"Adveniat! Adveniat cito! Komm, He,rr Jesu, komm! Griadi Gospodi<br />
Jisusie! ,Przyjdz, Panie Jezu!" 13<br />
Profesor Pauli dopisal cos i przeczytal: "Uchwaliwszy jednoglosnie<br />
ow pierwszy i ostatni akt soboru powszechnego skladamy<br />
swe podpisy, i uczynil w kierunku zgromadzenia zach~cajqcy znak.<br />
Wszyscy pospiesznie wchodzili na podwyzszenie i skladali podpisy.<br />
Na kon·cu wielkim gotyckimi literami podpisal si~ profeso[':<br />
"duorum defunctorum testium locum tenens Ernst Pauli". "Teraz<br />
idziemy z naSZq arkq ostatniego przymierza!" - powiedzial<br />
wskazujqc na dwoch zmarlych. Ciala podniesiono na noszach. Powoli,<br />
spiewajqc lacinskie, niemieckie i cerkiewno-slowianskie hymny,<br />
chrzescijanie skierowaIi si~ ku wyjsciu z Hilram-esz-Szerif. Tu<br />
pochod zatrzymal poslany przez imperatora sekretarz stanu w asyscie<br />
oficera z p/lutonem gwardii. Zolnierze stan~li przy wejsciu,<br />
a sekretarz stanu przeczytal z podwy:i;szenia: "Rozkaz boskiego<br />
majestatu: dla pouczenia ludu chrzescijanskiego, aby uchronie go<br />
przed wywolujqcymi gorszqcezamieszki ludzmi zlej woli, uznaliSmY<br />
za stosowne trupy dwoch burzycieli, zabitych przez ogien niebieski,<br />
wystawie na widok pu'bliczny na ulicy Chrzescijan (Hanit<br />
-en-Nasara), u wejscia do -glownej swiqtyni tego wyznania, nazwanej<br />
imieniem Grobu i Zmartwychwstania Panskiego, aby wszyscy<br />
mogli upewnie si~ 0 ich rzeczywistej smierci. Ich upartych<br />
zwolennikow, zlosliwie odrzucajqcych nasze dobrodziejstwa i za<br />
'mykajqcych w szalen'stwie · oczy na widok oczywistych znakow<br />
prawdziwej boskosci, zwalniamy za naszym milosiernym wstawiennictwem<br />
u ojca niebieskiego od zasluzonej Sm.i~rci przez ogien<br />
z nieba, Mogq robie, co chcq. Zabrania si~ im jedynie, dla powszechnego<br />
dobra, zamies~kiwae miasta i inne zaludnione rejony,<br />
aby swymi zlosIiwymi klarhstwami nie kusili i nie gorszylli prostych<br />
i ·niewinnych ludzi." Gdy skonczyl, osmiu zolnierzy, na<br />
znak oficera, podeszlo ku noszom z cialami.<br />
n Por. Ap 22, 20,<br />
90
OPOWIESC 0 ANTVCHRVSCIE<br />
"Niech spelni siE:, co napisano!" 14 - powiedzial profesor Pauli<br />
i nio$qcy nosze chrzescijanie milczqco oddali je zolnierzom. Ci<br />
oddalili siE: p6lnocno-zachodniq bramq, a chrzescijanie, wychodzqc<br />
p6Inocno-wschodniq, pospiesznie kierowali si~ p()za miasto, obok<br />
G6ry Oliwnej; w kierunku Jerycha, drogq, kt6rq' wczesniej zandarmi<br />
i · pulki kawalerii oczYScily z tlum6w. Na pustynnych wzg6<br />
rzach kolo Jerycha zdecydowali siE: przeczekac parE: dnL NastE:pnego<br />
ranka z Jerozolimy przybyli znajomi pielgrzymi i opowiedzieli,<br />
co zaszlo w Syjonie. Po obiedzie w palacu zaproszono wszystkich<br />
uczestnikow soboru do ogromnej sali tronowej - w pobUizu<br />
domniemanego tronu Salomona. Imperator, zwracajqc siE: do przedstawicieli<br />
hierarchii katolickiej oswiadczyl, ze pomyslnosc kosciola<br />
wymaga od nich wyraznie niezwlocznego wybrania godnego nastE:pcy<br />
apostola Piotra. W tych warunkach, wyboru winno dokonac<br />
siE: w spos6b uproszczony, a obecnosc jego, imperatora, z nawiqzkq<br />
wynagrodzi odstE:pstwa od rytualu, on zas w imieniu wszystkich<br />
chrzescijan proponuje SwiE:temu Kolegium wyb6r jego umilowanego<br />
przyjaciela i brata Apolloniusza, aby ich scisly zwiqzek<br />
wzmocnil nierozerwalnie jednosc kosciola i panstwa dla obop6lnej<br />
korzyscL SwiE:te Kolegium odda~ilo siE: . do osobnego pokoju na<br />
konklawe i po pol godzinie wr6ciio z nowym papiezem - Apollo-.<br />
niuszem. W czasie, gdy trwaly wybory, imperator lagodnie, mqdrze<br />
i wymownie przekonywal prawoslawnych i ewangelickich przedstawicieli,<br />
aby w obliczu nowej wielkiej ery chrzescijanskich dziejaw<br />
zakonczyli stare wasnie. RE:czyl t~z slowem, ze Apolloniusz<br />
zdola na zawsze zlikwidowac naduzycia papieskiej wladzy, Przekonani<br />
tq mOWq przedstawicielle prawoslawia i protestantyzmu<br />
sporzqdzili akt zjednoczenia kosciol6w i gdy Apolloniusz z kardynalami<br />
ukazal si~ w komnacie wsr6d radosnych krzykaw calego<br />
zgromadzenia, grecki archijerej i ewangelicki pastor podali mu<br />
dokument. "Accipio et approbo et laetificatur cor meum", powiedzial<br />
Apolloniusz podpisujqc . dokument. "Jestem takim samym<br />
prawdziwym prawoslawnym i prawdziwym ewangelikiem jak i prawdziwym<br />
katolikiem", dodal i przyjaznie ucalowal Greka i Niemca.<br />
Podszedl potem do imperatora, ktory go objql i dlugo trzymal<br />
w swych ramionach. Wowczas jakies swiecqce punkciki zacz~ly unosic<br />
si~ w ' palacu i swiqtyni we wszystkich kierunkach. Narastaly<br />
i przeksztalcaly siE: w swietliste formy dziwnych istot, nie spotykane<br />
na ziemi ~wiaty posyp'aly siE: z gory, napelniajqce powietrze nie<br />
""Dwom moim ~wIadkom dam wladz
WtODZIMIERZ SOlOWJOW<br />
znanym aromatem. Z g6ry rozlegly si~ takze zachwycajqce, kojqce<br />
dusz~ i chwytajqce za serce dzwi~ki nie slyszanych dotqd instru- .<br />
mentow muzycznych: Anielskie glosy niewidziaInyc!l spiewak6w<br />
wyslawialy nowych wladcow nieba i ziemi. Natenczas rozlegl si~<br />
straszny podziemny huk w p6lnocno-zachodnim rogu Srodkowego<br />
palacu pod kubbet-el-aruach to znaczy pod kopulq dusz, gdzie<br />
wedlug muzulmanskich podan znajduje si~ wejscie do piekiel.<br />
Gdy zgrorpadzenie na zyczenie imperatora ruszylo w t~ ' stron~,<br />
wszyscy wyraznie uslyszeli niezIiczone, delikatne i przejmujqce<br />
glosy - ni to dzieci~ce, ni to diabe!1skie. Wolaly one: "nadeszla<br />
pora, wypuscie nas, wybawcy, wybawcy!" Lecz gdy Apolloniusz,<br />
przyIgnqwszy do 'skaly, krzyknql cos trzy razy w nieznanym j~zyku,<br />
glosy umilkly i podziemny szum ucichl. Wtedy niezmierzony<br />
Hum Iudzi okrqiyl ze wszystkich stron Haram-esz-Szer'if. Z nadejsciem<br />
nocy imperator, wychodzqc razem z nowym papiezem<br />
na wschodni ganek, wywolal burz~ zachwytow. Zyczliwie klanial<br />
sie we wsze stro!llY, podczas gdy Apolloniusz z ,podsuwanych mu<br />
przez kardynalow-
OPOWIESC 0 ANTVCHRVSCIE<br />
szeni stali na nogach cali i zd rowi. 15 I przem6wil wskrzeszony<br />
J an: "A wi~c zn6w jestesmy razem, dziatki. Oto, co warn powiem:<br />
nadeszIa pora, aby wypeinic ostatniq modlitw~ Chrystusa za uczni6w<br />
Jego, by byli jedno, jak On sam i Ojciec Sq jedno. 16 Dia te j<br />
godnosci Chrystusowej uczcijmy wi~c dziatki naszego umilowanego<br />
brata Piotra. Niechaj w ostatnich chwillach dziej6w pasie<br />
owce Chrystusowe. Tak, brade!" I objql Piotra. Wtedy podszedl<br />
profes or' Pauli: "Tu' est Petrus!" - zwr6cil si~ do ,papieza - jetzt<br />
ist es ja griindlich erwiesen und ausser jeden Zweifel gesetzt." .<br />
SWq prawicq mocno uscisnql dIml papieza, a lewic~ podal starcowi<br />
J anowi, m6wiqc: "So also, ViHerchen - nun sind wir ja<br />
Eins in Christo." Tak oto wsr6d ciemnej nocy, w g6rskiej oddalonej<br />
okoli1!y speinilo si~ zjednoczenie 'koscio16w. I ciemnosc nocy<br />
nagle rozjasnila 'S i~ wielkim blaskiem. Potem wielki znak ukazal<br />
si ~ na niebie: Niewiasta obleczona w slonce i ksi~zyc pod jej stopami,<br />
a na jej glowie wieniec z gwiazd dwunastu. 17 Zjawisko<br />
trwalo czas jakis, a potem wolno ruszylo ku poludniu. Papiez<br />
Piotr podni6sl sw6j pastox:.a1 i krzyknql: "Oto nasza chorqgiew. Za<br />
niq idziemy." I ruszyl w 'kierunku zjawiska w asyscie obu starc6w<br />
i calego tlumu chrzescijan, ku Bozej G6rze Syna j.<br />
* * •<br />
P o tym jak duchowi przyw6dcy i wyznawcy chrzescijanstwa oddalili<br />
si~ na p u styni~ arabskq, dokqd ze wszech stron ciqgn~ly<br />
ku nim tlumy wiernych obronc6w :prawdy, nowy papiez m6g1 bez<br />
przesz'k6d demoralizowac swoimi cudami i dziwadlami wszystkich<br />
pozostalychpowierzchownych chrzescijan, kt6rzy nie r ozpoznali w<br />
nim Antychrysta. Oglosil, ze wladzq swych kiluczy otworzyl drzwi<br />
dzielqce ziemski i pozagrobowy swiat. I rzeczywisde, obcowanie<br />
zywych z umadymi, ludzi z demonami stalo si~ rzeCZq normalnq.<br />
Roz win ~ l y si~ nowe, nie spotykane wczesniej, rodzaje mistycznej<br />
rozpu'sty i demonolatrii. Imperator umocnil s i~ religijnie ipoddajqc<br />
s i~ namowom tajnego glosu "ojca" oglosil, iz jest jedynym<br />
prawdziwym wcieleniem .najwyzszego wszechswiatowego majesta-:<br />
tu. Tymczasem spadlo na niego nowe nie s zcz~ s c i e, kt6rego wcale<br />
s i ~ nie spodziewal: powstali 2ydzi. Nar6d 6w, liczqcy w tym czasie<br />
okolo 30 milion6w ludzi, nie byl 'bez winy - przygotowa ~ bo<br />
11 " I (wielu) s p os r 6d iud6 w, szczep6w , j
WWDZIMIERZ SOlOWJOW<br />
wiem i umocnil ogolnoswiatowq pozycj~ nadczlowieka. A gdy ow<br />
przeniosl si~ do Jerozolimy, tajnie podtrzymujqc w srodowisku zydowskim<br />
sluchy 0 tym, ze jego glownym celem jest ustanowienie<br />
swiatowego panowania Izraela, Zydzi uznali w nim lVIesjasza, a ich<br />
zachwycone oddanie nie mialo granic. I nagle powstaai, dyszqc<br />
gniewem i zemstq. Jak si~ okazalo, Zydzi uwazajqcy imperatora<br />
za Izraelit~ z krwi i kosc ~ , przypadkowo odkryli, ze ow nie jest<br />
nawet obrzezany. W tym samym dniu cala Jerozglima, a nazajutrz<br />
cala Palestyna, ob j ~te zosltaly powstaniem. Befgrwniczne i gorqce<br />
oddanie dla zbawcy Izraela, dla przepowiedzianego Mesjasza, zmienilo<br />
si~ w rownie bezgranicznq ' i gorqcq nienawisc do pod .3 t~pnego<br />
oszusta i zuchwalego samozwanca. Cale Zydostwo powstalo jak<br />
jeden mqz, a jego wrogowie ze zdumieniem . dostrzegli, ze dusza<br />
Izraela zyje w swym wn~trzu nie wyrachowaniem i pozqdaniem<br />
Mamony, lecz silq szczerego uczucia, ufnosciq i gniewem swej prastarej<br />
mesjanicznej wiary. Imperator, nie spodziewajqc si~ . tak<br />
szybkiego zrywu, stracil panowanie nad sobq i wydal rozporZqdzenie<br />
s kazujqce na smierc wszystkich niepokornych Zydow i Chr7p.<br />
scijan. Wiele tysi~cy, dziesiqtki tysi~cy tych, co nie zdqzyli si~<br />
uzbroic, bezlitosnie zabito. Lecz wkrotce milionowa armia Zydow<br />
zdobyla Jero z olim~ i osaczyla Antychrysta w Haram-esz-8zerif.<br />
W jego dyspozycji pozostala tylko cz~sc gwardii, ktora nie byla<br />
w stanie przemoc sil nieprzyjacieU:a. WykorzystujqC sztuk~ czaro<br />
·dziejskq swego papieza, imperator przenika w szeregi obl~zonych<br />
i wkrotce znow zjawia si~ w 8yrii z niezliczonym wojskiem roznop'lemiennych<br />
pogan. Nie liczqc w,cale na sukoos, Zydzi wszak<br />
wyszli' mu naprze
OPOWIESC 0 ANTYCHRYSCIE<br />
zachwyoone tlumy: byli to wszyscy straceni przez Antychrysta 2ydzi<br />
i chrzescijarue. Ozyli oni i b~dq panowac z Chrystusem przez<br />
tysiqc lat.1 9<br />
Tematem tej opowiesci nie byla ogolna katastrofa wszechswiata,<br />
lecz jedynie rozwiqzanie naszych historycznych dziejow skladajqcych<br />
si~ z przYJscia, wywyzszenia i upadku Antychrysta.<br />
Wfodzimierz Sofowjow<br />
lIum. Grzegorz Przebi ndo<br />
Opowiesc: 0 Antychryscie tlumaczOll1o wedlug: Sobranije Soczinienij Wladimira<br />
Siergiejewicza Solowjowa, Pietierbur,g 1903, t. VIII, s. 556-586.<br />
Wszy,stkie przypisy pochodzq od tlumao:z.:a. Przeiklad powj'lzszy jest drugim<br />
polSikim tlumaaeniem opowieSci Sol:owjowa. Pierwsze uikazalo sit:<br />
w formie ksi
JAN KRASICKI<br />
W CIENIU ANTYCHRYSTA <br />
Styl eschatologicznego. myslenia Mariana Zdziechowskiego wykrystalizowal<br />
si~ w ' polowie biografii intelelktualnej lnyslicie(la<br />
dzi~ki wplywowi eschatologii i a,pokaliptyki Wlodzimierza Solowjowa.<br />
Myslenie historiozoficzne Zdziechowskiego z lat mi~dzywojennych<br />
pozostalo w obr~bie wczesniejszego myslowego schematu,<br />
ktorego probk~ dal w jednej z~ swoich ksiqzek z dziedziny "psychologii<br />
narodow slowianskich" 1.<br />
'<br />
W mysleniu tym nadrz~dnq strukturq wobec struktury his to riozoficznej<br />
pozostalo myslenie religijne, zwlaszcza 'eschatologiczne,<br />
zarowno wierne Objawieniu chrzescijanskiemu jak i modyfikujqce<br />
je do wlasnych potrzeb, dopisujqce wlasny interpretacyjny komentarz.<br />
W rezultacie mysliciel stanql przed a[ternatywq "a'ngelizacji"<br />
historii, swiata i czlowieka, bqdz ich "demonizacji", gdzie przyj~cie<br />
jednego lub drugiego rozwiqzania lqczylo si~ z okreslonq<br />
ontologiq, soteriologiq oraz eschatologiq - perspektywami ocalenia<br />
swiata i czlowieka, bqdz porzucenia ich na pastw~ zlych mocy.<br />
Slowem, wybor danej opcji lqczyl si~ z rozstrzygni~ciem fundamentalnych<br />
zagadnien teologiczno-dogmatycznych - domagal si~<br />
odpowiedzi na pytanie 0 ontologiczny status rzeczywistosci, pytanie<br />
0 "dobro" i "zlo" w dziejach i w czlowieku. I chociai mysliciel<br />
oparl si~ pokusom manicheizmu i gnozy, to jednak przeslania<br />
Ewangelii sw. Jana o ·tym, "ie caly (...) swiat lezy w mocy Zlego"<br />
(1 J 5,19) 2nie zlekcewazyl.<br />
Najbardziej jaskrawy przyklad wyjscia poza zarysowanq allternatyw~,<br />
w ktorym przechodzi juz ona jakby w koniunkcj~ oppositOTUm<br />
przedstawionych opcji odnalazl Zdziechowski w ewolucji<br />
poglqdow Wlodzimierza Solowjowa ,-<br />
mysliciela, ktory ziemski<br />
horyzont potrafil objqc w swojej wizji eschatologicznej "orlim"<br />
profetycznym wzrokiem sw. Jana Apostola z wyspy Patmos. Bylo<br />
to cos wi~cej niz pr6by bogoiskatieli rosyjskich, uczniow Solowjowa<br />
(D. Merezkowski, M. Bierdiajew i inni), wyb6r pomi~dzy zrealizowanym<br />
w historii "bozoczlowieczenstwem" i "satanokracjq" Apo<br />
1 Por. M. Zdziechowski, V opoki m esjanizmu. N owe studia z psychologH narod6w<br />
s~ow ianski c h, Lw6w 1912. W ninieJszym artykule skupiam sit:: . na problem<br />
aty ce tej ksiqzki. .<br />
'Pismo SWit::te ("Biblia Tysiqcle cia "), Poznan 19BO, s. 1391.<br />
96
W CIENIU ANTYCHRYSTA<br />
kalipsy, byla to - jak wspolczesnie u Jozefa Tischnera i Leszka<br />
Kolakowskiego - proba "rehabilitacji" zla, zrozumienia jego sily<br />
i nie tylko kulturowej waznosci, bez ktorej kultura ludzka wchodzi<br />
w jalowy bieg, a fundamentalne kwestie pozostajq nierozstrzygni~te.3<br />
Solowjowa poznal Zdziechowski wczesnie, jeszcze podczas swoich<br />
filo[ogicznych studiow w Petersburgu. Byla to znajomosc nie<br />
tylko lekturowa, lecz spotkanie "twarzq w twarz". Solowjow z petersburskich<br />
Wyklad6w 0 Bozoczlowieczenstwie utrwalil si~ Zdziechowskiemu<br />
niezwykle trwale i gl~boko, jako nieomalze czlowiek<br />
lIZ innego swiata": "asceta" 4, 0 "Chrystusowej twarzy", ' prorok<br />
i wizjoner, filozof i mistyk, "dzieci~co naliwny i ufny" 5 a zarazem<br />
dojrzaly i uczynny na co dzien chrzescijanin. Postac Solowjowa<br />
patronowala Zdziechows'kiem u od chwili osobistego spotkania, przez<br />
kolejne prace: U opoki mesjanizmu, Pesymizm, romantyzm a podstawy<br />
chrze§cijanstwa, po przedwojennq publicystyk~ polityczno<br />
-filozoficznq 6.<br />
Jest to zadziwiajqcy przyklad wiernosci ucznia wobec swojego<br />
duchowego mistrza. Wspolczesnego badacza winny jednak zasta.<br />
llawiac nie tylko te ."powinowactwa z wyboru". Zdziechowski pisal<br />
zawsze 0 Solowjowie w stopniu superlatywnym, uzYwajqC nieraz<br />
przesadnych, hiperbolizujqcych okre§len ("prorok", "wielki eschatolog",<br />
"wizjoner") ale w jednym pozostal nieust~pliwie krytyczny<br />
- nigdy nie przystal na solowjowowski ideal teokratyczny, a<br />
SciSlej na moiliwosc jego historycznego zrealizowania. Fakt ten dzisiaj<br />
zastanawia n ie tylko jako akt intelektualnego "odst~pstwa"<br />
od idei duchowego przewodnika. W swietle tego faktu latwiej jest<br />
zrozumiec historiozofiE: i eschatologi~ samego Zdziechowskiego:<br />
nieufnego wobec prob terrestrializacji idei Krolestwa Bozego, nieugi~t'ego<br />
krytyka ziemskich, r6wniez "teokratycznych" utopii.<br />
Ale w koilcowej fazie ewolucji pog[qd6w Solowjowa znalazl mysliciel<br />
moment, od kt6rego poglqdy rosyjskiego wizjonera przyjql<br />
nieomalze za wlasne. Jest to punkt w systemie poj~ciowym<br />
Solowjowa "obj~tosciowo" niewielki, ma on jednakie wag~ punktu<br />
przesilajqcego, ukazujqc .w intelektualnej konstrukcji tego .- jedynego<br />
dotqd systematycznego filozofa rosyjskiego - gl~bokq on-<br />
I P or. L. Kolakowski, c zy dtabel moze bye 'zbatDIony, Londyn 1981 oraz<br />
kilka es ej6w ;T. Tischnera na temat prob1ematyki zla w " <strong>Znak</strong>u", m. in. Zlo<br />
w dialogu k uszenta, " <strong>Znak</strong>" 1982 nr 328.<br />
• Por. M. Zdziechowski, U
JAN KRASICKI<br />
~<br />
tologicznq rys.~ . Niewielki na poz6r, "drobny artykulik" 7 k tol'ym<br />
si~ zajql Zdziechowski - jest czyms wi~cej niz broszur,q publicystycznq,<br />
wi~cej niz filozoficznym "zartem". Jest, za co go uznal<br />
sam autor: "przepowiedniq", bye moze przez swobodne potraktowanie<br />
tematu dajqcq wi~cej odczue realnej grozy zla niz demonollogiczne<br />
traktaty i wypowiedzi Ojc6w Kosciola ,,0 Antychryscie".<br />
Trzy rozmowy 0 wojnie powszechnej, post~pie i koncu historii,<br />
wraz z zalqczeniem krotkiej opowieSci 0 AntychrYScie w ewolucji<br />
poglqd6w Solowjowa majq wag~ testamenj;u. Pisane juz jakby<br />
z "tamtego brzegu", w przeczuciu smierci, zwlaszcza w Krotkiej<br />
opowiesci... skreslonej przez jednq noc - w czasie Wielkiej Nocy<br />
8 - Sq tekstem kapitalnej wagi, tak dla zrozumienia rosyjskiego<br />
filozofa jak i polskiego ucznia. W istocie nie Sq owocem braku<br />
nadziei, lecz wiary w "moc Zmartwychwstania" tego "depozytu<br />
boskosci" Chrystusa, triumfu Prawdy i Swiatla nad mocami zla<br />
i zniszczenia.<br />
Byloby przesadq twierdzic, iz tekst Trzech rozmow... rozlamuje<br />
calq tw6rczosc Solowjowa na okres "zmyslenia i prawdy" 9, ale<br />
unaocznia on, sugeruje Zdziechowski, iz filozof w swoich dotychczasowych<br />
rozwazaniach zapomnial (czy jakby nie chcial pan1i~tal:)<br />
0 elemencie zla, Ikt6ry jest "skandalem" w dziele stworzenia,<br />
ale bez kt6rego cala wizja teokratycznego Kr6lestwa Bozego okazuje<br />
si~ budowllq nie na skale, lecz piasku.<br />
Mysliciel, kt6ry cale swoje iycie poswi~cil jednej idei, b~qcej<br />
wr~z przedmiotem jego wiary, u jego konca jednym pociqgni~ciem<br />
pi6ra stawia nad niq bolesny znak zapytania, bierze jq w krytyczny<br />
"nawias".10 Co wi~cej, to epoche obejmuje nie tylko dzielo,<br />
ale i autora. Andrzej Walicki. pisze, iz serdeczny przyjaciel Solowjowa,<br />
Konstanty Leontiew, po zapoznaniu si~ z tresciq jego<br />
wyklad6w, gdzie mysliciel nie zatrzymal si~ jedynie na krytyce<br />
nacjonalistycznego prawoslawia i cerkwi, lecz doszedl do apologii<br />
"post~pu" i "liberalizmu", do "interpretacji chrzes.ijanstwa" w tym<br />
"duchu" - uznal w nim "narz~dzie Antychrysta" i wezwal duchowienstwo<br />
prawoslawia do kazan przeciw niemu... ll W tyro kontekscie<br />
nie powinien dziwic fakt, iz do trychotomicznego podzialu<br />
poglqd·6w Solowjowa [E. N. Trubieckoj: 1. okres "przygotowaw<br />
, M. Zdziechowski, U opokt mesjantzmu, op. cit., s. 119.<br />
• lb., S. 122 .<br />
• Np. L. Szestow pisal, 1:1; ..pomlE:dzy T,. z e m a .,. 0 z mow a m ~ i tym, co<br />
Solowjow napisal wcze~niej, lezy nie dajqca siE: niczym zapelni~ przepa~ c " .<br />
Por. L. Szestow, UmozTcntje t ApokaUpsts. ReUgtozna;a ftlosoft1a wt. Sotowjo- ·<br />
wa w: UmozTentje t odkTowtentje, Paris 1964, s. 38.<br />
10 Por. M. Zdziechowski, op. cit., s. 119 i n. <br />
71 A. Walicki, W kT~gU konseTwatywnej utoptt, Wars21awa 1964, s. 465. <br />
98<br />
"
W CIENIU ANTYCHRYSTA<br />
ezy" (do 1881 r.); 2. okres "utopijny" (1882-1890); 3. "okres utraty<br />
wiary w mozliwose realizaeji teokratyeznej utopii] jeden z badaczy<br />
(D. Stremooukhoff) dopisa1 czwa'rtq ez~se, "apokaliptycz'ilq" 12.<br />
ezy znaczy10 to jednak, iz w okresie tym filozof dokona1 jakby<br />
inteIe'ktuaInego i moralnego o'braehunku z samym sobq, ii So<br />
10wjow "przyzna1 si~" do "antychrystycyzmu" - przyjq1 go na<br />
w1asne moraIne i inteIektualne sumienie Utozsamil si~ z nim,<br />
jakby ehcia1 Leontiew<br />
Dla Zdziechowskiego slawa filozofa z Krotkiej opowiesci 0 Antychryscie<br />
mia1y wag~ testamentu dajqcego swiadectwo przekonaniu<br />
0 realnej, osobowej obecnosei zla w dziejach. Tego, ii: tej<br />
tresei ,,0 b jaw i e n i a" zapoznae nie spos6b, m imo najszlachetniejszych<br />
inteneji. Wizja zla, kt6rq mia1 Solow jow w trakcie ostatniej<br />
podr6zy do Egiptu, jakze ' odmienna od patronujqcej idei<br />
"teokracji" 13 wizji Sofii Bozej, otwiera w ewolucji Solowjowa<br />
okres dla Zdzieehowskiego dalece istotniejszy niz dotychczasowe<br />
teokratyczne "marzycielst wo" transcendentalisty - platonika. Okres<br />
utwierdza jqcy mySliciela w przekonaniu 0 slusznosci i merytorycznej<br />
prawomoenosci krytyki terrestrialnych idei utopijnych mesjanist6w<br />
i millenaryst6w polSikich i rosyjskich. 14 W obliczu poglqd6w<br />
jego uczni6w, "bogoiskatieli", kt6rzy- "teraz albo nigdy" 15<br />
zamierzali urzeezywistnic w historii "cud" Kr6lestwa Bozego,<br />
ostatnia publikacja Solowjowa nie byla jedynie spektakularnym<br />
gestem.<br />
Ale zanim w pe1ni "objawil si~ ow syn zatraeenia", 0 kt6rym<br />
m6wi Pismo sw., na ostatnich kartach Trzech rozmow,16 jest on<br />
upostaciowaniem' ,idei, kt6re trudno uznae wprost za niechrzescijanskie.<br />
W ustylizowanych na platonskie dialogach trudno dopatrzec<br />
si~ slad6w jego osobowej obecnosci. Lqezy je nic szilachetnego<br />
humanizmu, temat6w: po s t~pu, wojny, niestosowania przemocy<br />
17. Jakze jednak blisko 'od idei "post~pu" do uznania historii<br />
II Por. A. Walicki, op. cit., s. 459, przypis nr 34.<br />
II Om6wienie "teokratycznych" koncepcji Solowjowa w: A. Walicki, Rosyj ska<br />
mysL ...• op. cit.• s. 556-561, W kn
JAN KRASIC·KI<br />
ludzkiej za wylqezne dzielo ezlowieka z zupelnym wykluczeniem<br />
jej pozaziemskiego, transeendentnego sensu. Jak blisko od sprzeeiwu<br />
wobec sHy i przemocy do podwazenia prawdy Chrystusa<br />
przynoszqcego "na swiat nie po'koj, leez wojmt. Ton "trzech rozmow"<br />
eiqgle oeiera si~ 0 falsyfikaeje oezywistyeh, ewangelicznych<br />
prawd, kazda z nieh ma swoje dialektyezne dopelnienie, jest historyeznie<br />
relatywna, ma swoj "eien". I kiedy wionie juz realnq<br />
grozq, rozmowy si~ konezq i rozpoezyna lektura tekstu niejakiego<br />
Pansofiusza, bylego akademika, obeenie zakonnika.<br />
"Koniec historii" w Kr6tkiej opowiesci 0 Antychrykie to niewqtp'liwie<br />
autoparodia teokratycznych dziel Solowjowa: Historia<br />
i przyszlosc teokracji (1886 r.), La Russie et l'Eglise Universelle<br />
(1888 r.). KOIIliee historii to nie historyezne, teokratyane "bozoczlowieczenstwo';<br />
uezniow Solowjowa, leez triumf pot~g zla przejawiajqcyeh<br />
si~ poprzez doktryny spoleczno-polityezne. To nie "bozoczlowieezenstwo",<br />
leez "satanoez1owieczenstwo", to wprawdzie<br />
nie czysty ateizm i bezreligijnosc, leez religijnosc fa1szywa, mistyfikuj<br />
~ ca tresc Objawienia, wypaezajqca depozyt wiary. To nie<br />
"t e o-kracja", lecz ,,8 a tan o-kraeja". Solowjow wymienil kilka<br />
jej "masek" ~ ideologicznyeh wcielen - my dodalibysmy wspolczesnie<br />
i nast~pne.<br />
Rzecz jednak nie w przek1adzie topoi Objawienia na desygnaty<br />
ze swiata ludzkich ideologii i systemow pdlityeznych, leaz w umiej~tnosci<br />
czytania ich w relaejach bosko-ludzkiego dramatu i slowa<br />
Bozego skierowanego ku cz1owiekowi. Tak czyta1 Apokalip s ~<br />
Solowjow - pisze Zdziechowski. "Wed1ug Pisma sw. - zauwaza<br />
- ostatnim aktem tragedii dziejowej b~dzie antychrystycyzm".19<br />
Istotnie, w Kr6tkiej opowiesci 0 AntychryScie, b~d q eej parodiq<br />
teokratycznych dzia1 Solowjowa i stanowiqeej zarazem parod i ~<br />
Objawienia, w dzielku "rozniqcym si~ zasadniezo od wszystkiego<br />
co Solowjow oglosil", nie spotykamy" (...) dawniejszych rojen 0 poslannietwie<br />
Rosji, 0 harmonii trzech wladz w przyszlej doskonalej<br />
spolecznosci, eesar zu rosyjskim pojednanym z Koseiolem powszech<br />
18 A. Walicki: "cel dlj:!.en Solow jowowskiego Antychrysta jest jakby parodilj<br />
idealu s w 0 bod n e j te 0 k r a c j i". R osy;ska tilo :zotta.... op. cit.. s. 568.<br />
J . Klinger zapisal: "Solowjow nie tylko w yrzekl siE: calkowicie dawn ej idei<br />
t eokracji, lecz utozsamil jq po prostu z duchem Antychrysta". Wizj E: zla w<br />
Egipcie inte r pret uje teolog w ka tegoriach psychoanalizy i doswiadczenia " ciemnych<br />
m oc y" (analogiczn ego d o doswiadczen Ojc6w Pustyni - np. "'w. Antoniego).<br />
TTZy dtalogt wraz z dodanlj don KT6 tkq opowtesctq 0 A nty chr y kie to<br />
zdaniem J. Klinge ra eksterior yzacja (i psychoana liza) zlych m ocy, kt6r ych doswiadczyl<br />
w sobie Solowjow. J. Klinger, Dwt e postacl... w: 0 ts toeie prawos Law ta ,<br />
op. cit., s. 294.<br />
" M. Zd ziechowski, U op okt meSjanizm u , op. ci·t., s. 128.<br />
100
W CIENIU ANTYCHRYSTA<br />
nym katolickim i od papleZa bior qcym sWq wladz ~ nad swiatem<br />
chrzescijanskim (...) " .20<br />
. Zamiast tej teokratycznf:j "filozofii troistosci" 21 w Bogu majqcej<br />
bye idealnym wzorem trzech wladz: cesarza (Ojciec), kaplana<br />
(Syn Bozy),' oraz proroka (Duch Sw.) w idealnym spoleczenstwie<br />
konca czasow 22 - mamy jej p a rodi~. I juz nie "przebostwiona",<br />
lecz zniewolona do gl~bi swojej jazni Lud ~ko 8 e bliska jest intronizacji<br />
"anty-papieza" popieranego przez "Cesarza-hnperatora"<br />
wespol z jego "falszywym prorokiem". Ale nie na tym r zecz si~<br />
konczy. Nie tylko bowiem "prorok" jest "falszywy" (jak si~ wyraza<br />
Pismo 8W.) lecz "falszywy" jest r6wniez '" sam "Chrystus",<br />
lub raczej .Imperator, kt6ry si~ za Chrystusa podaje. Solowjow'<br />
zrozumial, iz nie istnieje historia czysto Iud z k a, historia moze<br />
bye aU b 0 ludzka albo diabelska. Sil zla z historii wykluczye si~<br />
nie da. "Ponura postac Antychrysta - pisze Zdziechowski - obj~la<br />
wyobrazni ~ Solowjowa i zniszczyla wszystkie marzenia 0 przyszlym<br />
zlotym wieku (oo.)" 23<br />
Co jest i s tot q "antychrystycyzmu" 24 Solowjowa Wszak dla<br />
Zdziechows'kiego Antychryst Trzech rozm6w to nie tylko idea upostaciowana<br />
w jednej osobie, kt6rej imi~, Apollyon, przywoluje<br />
apokaliptycznego Aniola Przepa8ci Antychryst Solowjowa to k t 0 s<br />
i co 8 zarazem wi~cej niz ow "czlowieku grzechu, syn zatracenia,<br />
kt6ry si~ sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa si ~ Bogiem<br />
tak ze zasiqdzie w swiqtyni Boga dowodzqc, ze sam jes t<br />
Bogiem" (2 res 2,3-4).25<br />
Objawienie apokaliptycznego Antychrysta-Imperatora poprzedza<br />
"powstanie wielu antychryst6w" (1 J 3,18) uosobionych w konkretnych<br />
postaciach historycznych i ideologiach wrogich Chrystusowi<br />
i Ewangelii, tym grozniejszych, ze - jak u ,Solowjowa - poslugujqcych<br />
si~ rytem i autorytetem 'chrzescijanskich teologumen6w,<br />
przychodzqcych w chrzescijanskich "szatach". Totez - pisze Zdziechowski<br />
- zdaniem rosyjskiego filozofa-wizjonera "antychrystycyzm"<br />
nie b ~ dzie wyplywem oboj~tnosci religijnej, ani materializmu,<br />
ani jakiejkolwiek negacji chrzescijanstwa, Iecz samozwanstwem<br />
religijnym, gdy imi~ Chrystusa przywlaszczq sobie takie<br />
" o p. cit., s. 129.<br />
tl Op. cit., s. 115.<br />
I<br />
n o p. cit., s. 115 i n.<br />
D ' Op. cit., s. 119.<br />
.. "Antyehryst jest problemem m etafizyki historii. Antyehryst nte jest obja <br />
wieniem tego starego zla, kt6re daje sill w y ~ledzic ad pierwszych dnt ludzkiej<br />
historii, leez zla naszego, zla przyehod z~e ego wieku, kt6re blldzie 0 wiele straszniejsze<br />
od p rzeszlego". Par. M. Bierdia jew, smys! istorti, Berlln 1923, s. 244-245.<br />
" Pism o Swillte, ed. cit., s. 1344.<br />
101
JAN KRA SICKI<br />
<br />
<br />
sily w Ludzkosci, k tore tresciq i formq obce Sq Chrystusowi i istocie<br />
Jego nauki." 26 A zatem, apostazja przepowiedziana w Apokalipsie<br />
to nie tyUe jawny ateizm, co "odst~pstwo" od prawdziwej<br />
wiary i nadziei na Paruzj~. To ponadto zaprzeczenie apostolskiej<br />
formule wiary, iZ "Jezus jest Mesjaszem". "Podwojnym wstr~tem<br />
p isal Zdziechowski - przej~ly (Solowjowa) te kierunki, ktor e wyst~pujqC<br />
pod haslem ,chrzescijanskim odrzucajq Chrystusa Syna<br />
Bozego". To wlasnie swiadectwo jest probierzem prawowiernosci<br />
w tych "ostatecznych czasach" - tymczasem solowjowowski Antychry<br />
st probuje uzasadnic, ii Chrystus byl jedynie jego prorokiem,<br />
zwiastunem... "Kto jest klamcq - cytowal Zdziechowski P ismo<br />
sw. - jedno ten, ktory przeczy, ii Jezus nie jest Chrystusem Ten<br />
jest Antychryst, ktory przy Ojca i Syna".27 Talkie przeczenie najdobitniej<br />
przejawia si~ w doktrynie moralno-religijnej Tolstoja,<br />
gdzie Chrystus nie jest jui oczekiwanym Zbawcq i jedYllq "bramq"<br />
do Ojca, lecz kolejnym Nauczycielem ludzkosci jak Budda<br />
i Mani przed Nim. Nie jest Chrystusem-Mesjaszem, ktorego Paruzji<br />
oczekuje ludzkosc.<br />
Antychryst kocha bezgranicznie siebie, "ulomnosc" ma jednq<br />
pisze Zdziechowski - t~, "ie kocha siebie, nie Boga". Tu rozwiera<br />
s i~ przepasc pomi~dzy anonimowq filantropiq i umHowaniem "ludzk<br />
osci" przez Antychrysta i osobowo-podmiotowq milosciq Chrystusa.<br />
Solowjowowska, g l~boka krytyka tolstoizmu to ponadto obnaienie<br />
jego metafizycznych inspiracji, plynqcych z przyj~cia falszywej<br />
ontologii swiata, kardynalnego zapoznania prawdy 0 "grzechu<br />
swiata" i ontologicznyin skazeniu swiata i czlowieka w nim<br />
przez grzech pierworodny. Dodajmy, ii tolstojowski optymizm w poglqd<br />
ach na naturalnq kondycj~ swiata i czlowieka rozmija si~ zupelnie<br />
z bib!lijnym dogmatem 0 "mocy nieprawosci" (2 Tes 2,7)<br />
d zialajqcej "ai do teraz" owego misterium iniquitatis. 28 Ten "humanizm"<br />
patronujqcy klimatowi dialogow z Trzech rozm6w dopernia<br />
rysow apokaliptycznego Antychrysta. Jest w nim tei cz~sc<br />
autoportretu samego Solowjowa.<br />
Mimo historycznego sztafaiu, spoleczno-ekonomicznej i humanitarnej<br />
retoryki is tot a ,,0 b jaw i e n i a" Antychrysta nie spro<br />
~ adza si~ do spraw ciala, lecz si~ga poziomu ducha. "Najgenialniejszy<br />
czlowiek jakiego ludzkosc wydala", n a d c z low i e k<br />
"wysniony przez Nietzschego",29 "ktorego du s z ~ przepelnia jedno<br />
m arzenie" - realizacja postulatow wlasnego dziela pod wymow-,<br />
It M. Zdzlechowski, op. cit., s. 12B-129 . <br />
.., O p. cit., s. 12B. <br />
" P or. Ks. L. P ellowski, P r obLem zta, W 'lbrzezno 1931. <br />
" M . Zdziechowski, op. c it., s. 130. <br />
102
W CIENIU ANTYCHRYSTA<br />
nym tytulem Droga do powszechnego pokoju i szcz~ s cia,80 siElga<br />
po tytul ... Boga. SiElga juz nie po ludzkie ciala, lecz d u s z e.<br />
Jest to najtrudniejszy moment w dramaturgii jego "objawienia".<br />
. Temat byl tak trudny i wazki zarazem, ze po "rozwiqzaniu kwestii<br />
socjalnej i ekonomicznej (...) podni6sl go sam Imperator".31<br />
To tutaj, na osobiscie zwolanym Soborze Powszechnym, tuz przed<br />
zjednoczeniem rozdzielonych dotqd KoscioI6w chrzescijanskich Im~<br />
perator wyglasza autoapologiEl, powtarzajqc niemal tezy Wielkie~<br />
go Inkwizytora. W swietle tego, co uczyni! i "glosi", jest rzeczy~<br />
wiscie "wiellkim" czlowiekiem, uosobieniem humanizmu, postt:;pu,<br />
cnoty i og61noludzkich ideal6w. To, co glosil dwa tysiCjce lat temu<br />
wstecz jego "poprzednik" Jezus wypelnilo siEl naocznie i empirycz~<br />
nie. ChrystU's glosi! zawsze ubogich a oto wszyscy sCj nakarmieni<br />
i otoczeni milosierdziem. Chrystus glosil "miecz i wojnEl" a oto on<br />
"przynosi pok6j"...<br />
Czyzby zatem za sprawq tego trzydziestotrzyletniego "nadczlo~<br />
wieka" nastqpilo wypelnienie odwiecznych pragnien ludzkosci<br />
o "zlotym wieku" a dzieje osiqgnElly sw6j kres, wieki siEl wypel~<br />
nily Czyzby naocznie wypelnialy siEl slowa Pisma 0 millenium<br />
Chrystusa Czy tak wlasnie rna one wyglCjdac PytajCjc w spos6b<br />
bardziej filozoficzny: czyz "powinnosc" stala siEl "bytem" a hi~<br />
storia "tu i teraz" osiCjgnElla sw6j kres Kirnze zatern jest Irnpe~<br />
rator Po dlugirn milczeniu, gdy rna zlozyc "swiadectwo wiary"<br />
w Jezusa Chrystusa Syna Bozego i Mesjasza, gdy lada chwila zdaje<br />
siEl padnq slowa, iz to on wlasnie jest "Chrystusern", "Mesja<br />
'szem", slychac stanowczy glos patriarchy prawoslawia, starca Jana:<br />
"Dzieci! Antychryst!" 82 Po nirn juz tyko trzykrotnie: "anatema"<br />
wypowiedziane z niezwykl,! sil,! i przekonaniern przez ostatniego<br />
przewodnika Koscioia rzymskokatolickiego, papieza Piotra F.<br />
Kuszenie Antychrysta, tak jak rnowa Wielkiego Inkwizytora jest<br />
wielkCj metaforCj kuszenia ludzkosci. Tak jCj czytal Dostojewski,<br />
tak Solowjow i Zdziechowski. I rnniej istotnCj spraw,! jest "orygi~<br />
nalnosc" sarnej wizji: pisarza, ezy tez fillozofa - jak zastanawia<br />
siEl Walicki.38 Zdzieehowskiego uderza fakt, iz Solowjow inaczej<br />
niz jego uczniowie (zwlaszcza Merezkowski) choc "stal na 'apo~<br />
kaliptycznyrn" to jednak na "realnyrn gruncie".3'<br />
J ak pisala Wiktoria Krzernien, "historia nie spelnila proroctwa<br />
Merezkowskiego a rnistycznym spoleczenstwie i nadejsciu epoki<br />
• lb. <br />
n Por. W. Solowjow. op. cit.• s. 206. <br />
Sf lb.. s. 213 • <br />
.. A. Walicki. Rosyjska fllozotta.••• op. cit•• s. 567. <br />
.. M. Zdziechowskl. op. cit.• S. 304. <br />
103
t. Por. W. KrzemieI'l, FUozofla w ctentu prawoslawta, Warszoawa 1979, s. n .<br />
.. Por. W. Solowjow, 0 soblaznjach, op. cit., s. 18. Polski przeklad: 0 pokusach<br />
p 61prawdy, tlum. W. Sal1j, "W drodze", 1982 nr 7.<br />
17 M. Zdziechowski, op. cit., So 124•<br />
• Por. M. Zdziechowski, pesymtzm, romantyzm.... op. cit., s. 327, 338 I , n.<br />
I<br />
JAN KRASICKI<br />
Bozoczlowieczenstwa".35 Historia - zdaje si~ czytae "testament"<br />
Solowjowa Zdziechowski - VI ostatnich swoich a'ktach odslonic<br />
musi realny dramat Trzech rozm6w. Dramat egzystencjalnej, realnej<br />
i osobowej obecnosci zla w dziejach i jego nieusuwalnosci w<br />
przyrodzonym, naturalnYfIl porzqdku rzeczy. Najwi~kszym wrogiem<br />
chrzescijanstwa jest nie tyle wojujqcy ateizm, lecz "kryptochrzescijanstwo",<br />
nie ideologie jawnie antychrzescijanskie, lecz redukujqce<br />
jego nadprzyrodzonq trese do jakiejkoLwiek p 0 z i 0 m e j sfery:<br />
materialnej, moralnej, estetycznej. Nie jest najwi~kszym wrogiem<br />
Prawdy m6wienie n i e - p raw d y, lecz "pokusa mowienia polprawd".36<br />
Pokusa w istocie 'SzataIlska, operujqca nieboskq i nieludzkq<br />
dialektykq dobra i zla, prawdy i falszu, swiatla i cienia.<br />
Wszystkie ludzkie utopie (spoleczne, moraIne, polityczne, estetyczne)<br />
Sq falsyfikacjami ontologicznego pochodzenia zla.<br />
Zlo jest zakorzenione gl~b i ej niz si~gnqe moze etyka i moralistyka.<br />
W moralnej doktrynie Tolstoja o ' "niesprzeciw'ia.niu si~<br />
zlu zlem", doprowadzonej w Trzech Tozmowach "do absurdu", tkwi<br />
falsz usprawiedliwiony racjami ludzkimi, lecz podwazony przez<br />
porzqdek or~dzia Chrystusa. Tak jak istnieje "zly pokoj" i "zla<br />
wojna", tak sarno moze istniee w rownie uprawniony sposob "dobry<br />
pok6j" i "dobra wojna"...37 Zlo lezy i wyzej i gl~biej niz si~ga<br />
ludzka etyka, a jedynq skutecznq odpowiedziq na nie jest "misterium"<br />
nadprzyrodzonej Bozej Milosci. Ludzkie, naturalne strategie<br />
walki ze zlem, jak chociazby moralizm Tolstoja, tych "poziomow"<br />
zla niestety nigdy nie dosi~gnq. Logi'ka Bozej Milo.sci<br />
lamie jednakze prawidla ludzkiej, autonomicznej etyki: tam gdzie<br />
"grzech", tam "obficiej wylala si~ I:.aska", tam gdzie "upadek",<br />
tam "milosierdzie". Ze zlem waaczy jedynie skutecznie milose zakorzeniona<br />
w "Bogu, ktory jest" milosciq" (1 J, 4,8). Milose pozba<br />
wiona tych zrodel nigdy nie si~gnie korzeni zla, gdyz zrodla<br />
zla lezq poza etykq i ontologiq swiata.<br />
To "ponadfenomenalne" zlo, ktorego zrodel upatrywal Zdziechowski<br />
za Solowjowem i Schellingiem w "odpadlym od Boga pierwiastku<br />
Duszy swiata" 38, "z ktorq upadlismy i my" manifestuje<br />
si~ bezposrednio jako ludzki egoizm, jako biologiczna "walka<br />
wszystkich przeciwko wszystkim". Jest to milose wlasna sub specie,<br />
ktorej fenomen zgl~bil Solowjow w Duchowych podstawach<br />
zycia. Tolstoizm, ktory ignoruje zupelnie te pozaantropologiczne<br />
uwiklania czlowieka i jego historii w misterium iniquitaiis jest<br />
104
W CIENIU ANTYCHRYSTA<br />
naiwny w swojej ortopraktyce moralnej. Zlo, ehoe przejawia si~<br />
jako, "indywidualne, spo1eczne, fizyczne" nie przestanie istniec<br />
przez to tylko . jedynie, ze ludzie powstrzymajq si~ ad akt6w <br />
z ludzkiego pun'ktu widzenia - moralnie z 1 y c h.<br />
Na pytanie postawione przez filozofa w Przedmowie do Trzech<br />
rozmow 0 ontologicznq natur~ i poehodzenie zla, 0 to czy zlo "jest<br />
tylko przypadkiem ginqcym z rozwojem swiata" 39 (augustynskim<br />
privatio boni, malum est accidens) Zdziechowski za Solowjowem<br />
odpowiada jednoznaeznie: zlo istnieje i dzia1a, jest aktywne i zaboreze,<br />
egzystimcjalne. To nie, ze przewaznie podaje si~ za dobro.<br />
To tym grozniejsze, ehoe tylko na takie "istnienie" go stae." U<br />
Sehellinga - pisa1 Zdziechowski - "zlo b~dqe k1amstwem w swojej<br />
istoeie, 'pozbawione jest prawdziwego bytu, ale j est i jest<br />
straszne - jest tym, co bye nie powinno, a bye ehce".40 Solowjow,<br />
wierny uezen Schellinga , czytal ja!k jego nauezyciel dog1~bnie<br />
E wangeli~ sw. Jana. M6wi ona 0 "Bogu-milosci", ale tez ciqgle<br />
przypomina 0 "moey Zlego", w kt6rej swiat "leZy" (1 J 5,19), oraz<br />
o "grzechu swiata" '(1 J 2,15 i miejsea paraleO.ne).<br />
Solowjowowska demaskacja "falszywego ehrzescijanstwa", kt6<br />
rego modelem byl dIan tolstoizm (a po ez~sci i wlasna ,teo-kracja")<br />
to odr6Znienie Prawdy od jej imitacji, prawdziwego pokoju Chrystusowego<br />
od jego ziemskieh falsyfikat6w, odr6znienie wolnosei<br />
"dzieei Bozych" od wolnosei zholdowanyeh niewolnik6w l~ku i sil<br />
tego swiata. Dla Solowjowa najwi~kszym zlem, najwi~kszym argumentem<br />
za "pesymizmem" byla smiere 41. ' Filozof jedna1kze - pisze<br />
Zdziechowski - przyjql za najdonioslejszq prawd~ chrzeseijanstwa<br />
dogmat Zmartwychwstania 42 i dopiero w jego wymowie Ziemia<br />
jako miejsee biologicznego i fizycznego rozkladu oraz degeneracji,<br />
teatr kr6lestwa smierci "b~l\eej zaplatq za grzeeh" znajduje sw6j<br />
wlasciwy ostatni akt dramatu dziejowego. W kontekscie tajemniey<br />
Chrystusa - Paschy i "mocy Zmartwychwstania" fakt, iz Solowjow<br />
napisa1 Krotkq opowieSc w ciqgu tej wlasnie "Wielkiej<br />
Nocy" 43 nabiera ' znaezenia symbolu zwyci~stwa Wiecznego Zycia<br />
nad grzechem, zlem i smierciq. I tylko w kontekscie tej Nocy<br />
nalezy ostatecznie rozpatrywae "noe swiata" pogrqzonego w grzechu<br />
i w "najwi~kszym zlu - smierci".<br />
])la Zdziechowskiego zlo rna charakter duchowy i jedynie d u<br />
c howe moze bye nad nim zwyci~stwo. "Nie toczymy bowiem<br />
U W. Solow jow. Przedmowa. op. cit•• s. 83.<br />
.. M. Zdziechowski. pesymtzm. Tomantyzm" .• op. cit•• s. 265.<br />
U Por. M. Zdziechowski. U opokt mesjanizmu. op. cit.. S. 216. Pesymtzm, TOmantyzm...•<br />
op. cit.• s. 341.<br />
.. M. Zdziechowski, Pesymtzm. Tomantyzm.•.• op. cit.• s. 341.<br />
o M. Zdziechowski, U opokl mesjanlzmu. op. cit.• s. 122.<br />
105
JAN KRASICKI<br />
\<br />
walki przeciw krwi i cialu, lecz przeciw Zwierzchnosciom, przeciw<br />
rzqdcom swiata tych ciemnosci, przeciw pierwiastkom duchowym<br />
zla na wyzynach niebieskich" - pisal sw. Pawel (Ef 6,12).44<br />
W Przedmowie do przedwojennego zbioru stkic6w W obZiczu konca<br />
zapisal mysliciel, iz bez wzglE;du na naoczny final tej walki "powstajemy<br />
w zgodzie z Tym, kt6ry wszystko widzi". W imiE; "de-,<br />
pozytu swojej boskosci" tj. faktu Zmartwychwstania "wzywal Zbawiciel"<br />
do "walki ze zlymi mocami, ze zlem, w kt6rym swiat<br />
leZy".45 Bozoczlowieczenstwo nie bE;dzie zatem "kresem historii"<br />
jako "koniec rzeczy", "jako najwyzszy akt obop6lny" Boga i czlowieka,<br />
"najwyzsze objawienie tw6rczosci Boga i czlowieka" eksplikowane<br />
u Eugeniusza Trubeckiego 46 i Mikolaja Bierdiajewa<br />
i wsp6lne w zasadzie wszystkim mySlicielom kr~gu sofiologicznego.<br />
Wprawdzie myslicieil rna wiele zrozumienia i osobistej sympatii<br />
dla tego "dynamiczego, nie fatalistycznego",47 heroistycznego,<br />
" geo~entryczego" rozumienia konca rzeczy, lecz "bozoczlowieczenstwo'<br />
pojmuje nie jako ·"ideal historyczny" 48 (w terminologii Maritaina),<br />
lecz najwyzszy postulat moralny lezqcy nie na linii historii<br />
(horyzontalnej), lecz dokonujqcy siE; przez osobowq mil0 Sc':<br />
Boga i osoby-duszy ludzkiej (wertykalnej) 49. Jest to "powolanie<br />
czlowieka", a nie millenarystyczne spelnienie mesjanskiej, bosko<br />
-ludzkiej syntezy "wiecznego czlowieka" w dziejach.50 UjE;cie<br />
Zdziechowskiego stanowi jaskrawe przeciwienstwo "rojen" polsk1eh<br />
i rosyjskich mesjanist6w 0 "przeb6stwionym swiecie", "mistycznym<br />
spoleczenstwie", "zjednoczeniu nieba i ziemi".51 Ostatnie akty<br />
historii - zgodnie z Apokalipsq - wypelnia metafizyka zla, jest<br />
to jednak jego ostateczne "wysilenie". Zdziechowski za Solowjowem-wizjonerem<br />
przekladal te a'pokaliptyczne "szyfry" na desygnaty<br />
z ludzkiego swiata. Nie znaczy to, ze symbolizm Apokalipsy<br />
redu:kowal do jednoznacznych ziemskich odpowiednik6w. Punkt<br />
sub specie aeternitatis pozwalal zachowac wlasciwe gradacje i proporcje,<br />
zakreslic granice miE;dzy boskim i ludzkim, odr6znic historia<br />
sacra od historia profana. Pozwalal r6wniez "tropic" slady zla<br />
.. Pismo SwiE:te, ed. cit., s. 1328• <br />
.. M. Zdzlechowski, przedmowa do: W obltczu konca, op. cit., s. VI. <br />
.. por. M. Zdziechowskl, Testament ks. Eugentusza Trubteck!ego, op. cit., <br />
s. 199.<br />
., lb., s. 193.<br />
.. Por. J. Maritain, Humanlzm Integra!ny . -Londy n 1960, c z. IV.<br />
.. Por. A. Walicki, Mt'ldzy ftlozoftq, rettglq t potttykq, Warszawa 1983, s. 30•<br />
.. W sensie 0 jaklm m6wil na wykladach w Coll~ge de France 0 "czlowleku<br />
-syntezie" oraz 0 "czlowieku-wiecznym" Mickiewicz. Por. A. Mickiewicz, Literatura<br />
s!owtanska, przel. L . Ploszewski, w: Dzte!a, Warszawa 1955, t. 10, s. 475i n.<br />
01 Par. M. Zdziechowski, Wlzja Krasinsk lego, Krak6w 1912, W p /ywy rosyjskie<br />
na dusz'l potskq, Krak6w 1920, S. 17 i n.<br />
106
W CIENIU ANTYC HRYSTA<br />
oraz §ledzic m1e,lSCa dramatycznych nieraz skrzyzowan tych porZqdk6w.<br />
Na jeanym z nich spotkal si~ z "ponurq postaciq Antychrysta"<br />
solowjowowskich Trzech Tozm6w. W poetyckiej transpozycji<br />
przyszlych Uos6w ludzkosci dostrzegl 'mysliciel wzorzec<br />
walki dwoch swiatow: jednego r z e c z y wi s t ego, chociaz przychodz'lcego<br />
z "ukrycia", objawiajqcego siEi poprzez znaiki i symbole,<br />
oraz drugiego, b~dqcego jego odwroceniem, imitacj'l , podajqC'l<br />
siEi jednak natr~tn i e za jedyn'l prawdziw'l i 0 s tat e c z n q<br />
rzeczywistosc, co wiEicej, wykluczajqcq jakikolwiek poza niq istniej'lcy<br />
swiat. Tak, jak'by jego Wladca i demiurg zapomnial, czy tez<br />
zlekcewazyl fakt, iz zaakceptowanie realnosci tego swiata wymaga<br />
co najmniej plyn'lcego z wolnego wyboru p r z y z w 0 1 e<br />
n i a na jego zaistnienie. Apokalip tyczny Apollyon, "ksi'lzEi tego<br />
swiata" zlekcewazyl t~ prawd~, iz byt znany mu z epizodu w KsiEidze<br />
Rodzaju, ktory nazywa si~ c z low i e k, jest duchem wcielonym<br />
i jest przeto w mocy odpowiedziec mu tymi samymi slowy,<br />
jakimi on niegdys odpowiedzial Stworcy: Non serviam! ("nie b~dEi<br />
sluzyl:!").<br />
"Nie" sta rca Jana na eschatologicznym i ekumenicznym soborze<br />
w Jerozolimie znaczylo: "tak". Mowi'lc dobitniej: znaczylo "tak,<br />
tak", "nie, nie". Juz bez dialektyki swiatla i cienia, prawdy i falszu.<br />
Bylo to "t a k" ostateczne, wypowiedzial je Solowjow w czas<br />
Wielkiej Nocy, gdy "noc" zla, grzechu i smierci si~ "pochylila,<br />
a dzien s i~ przybUiZyl".<br />
Zdziechowski wiedzial, jakie znaczenie mial ten fakt dla Wlodzimierza<br />
Solowjowa, w i elk i ego esc hat 0 log a i sot e<br />
r io log a zarazem. We Wst~pie do wyda'nej w 1932 r. ksiqzki,<br />
juz pod koniec Zycia mysliciel zapisal: "p ~d historii jest coraz<br />
gwaltowniejszy. Rozmiarami i szybkosciq zdobyczy swoich w zakresie<br />
techniki, cywilizacja przescignEila szybkosc marzenia, skrocila<br />
czas (...) ezy to przyspieszone tempo - zapytywal wielki poeta,<br />
mysliciel i prorok Wlodzimierz Solowjow, - nie oznacza pocz'ltku<br />
konca - konca swiata, owego przesilenia dziejowego, w ktorym<br />
zapanuje Antychryst, a po nim zagrzmi trqba Archaniola i S~dzia<br />
straszny a sprawiedliwy sqdzic przyjdzie zywych i umarlych"<br />
52 Wsp6lczesny czytelnik tych sl6w na to pytanie musi juz<br />
sam udzielic sobie odpowiedzi.<br />
Jan Krasicki<br />
.. M. Zdziechowski, Wst~ p do: Chateau br\and 1 Napoleon, Wllno 1932.<br />
107
ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />
HOMO PINGENS ET SCRIBENS<br />
o JOZEFIE CZAPSKIM<br />
•<br />
3 kwietnia <strong>1986</strong> roku min~la dziewi~edziesiqta rocznica urodzin<br />
J6zefa Czapskiego.<br />
Dziewi~edziesiqt lat zycia, zwlaszcza zycia tak burzliwego, tak<br />
barwnego, kt6re toczylo si~ nie na peryferiach historii, [ecz w samym<br />
jej centrum\.- to wielka rzecz, to wartost: "sarna w sobie",<br />
urastajqca do rangi jakiejs monumentalnej metafory i zarazem wymuszajqca<br />
'na wsp6lczesnym krytyku spizowy ton rozwazan. M6j<br />
Boze, pomyslec by mozna w tym momencie, iz przypomnienie tak<br />
s~dziwego wieku artysty to nie innego jak preludium do tzw.<br />
roc z n i cow ego szkicu "ku czci", rekapitulujqcego i zarazem<br />
idealizujqcego wielkosc czasu minionego. Jednak nie! Byloby to<br />
w pewien szczeg6lny spos6b nieuczciwe zar6wno wobec J6zefa<br />
Czapskiego, i ja'k i przede wszystkim wobec czytelnika tego tekstu.<br />
W rozmaitych rocznicowych artykulach jest zawsze cos z atmosfery<br />
(i metafcryki) epitafi6w. Tymczasem w przypadiku tego artysty<br />
doprawdy nie spos6b m6wie 0 czasie przeszlym! Czapski co prawda<br />
juz nie maluje, ale pisze dalej i, co najwazniejsze, nie jest to<br />
dreptanie w miejscu. Zresztq pisanie jest .dla niego swoistq iyciowq<br />
koniecznosciq. Jak powiada w jednym z ostatnich wywiad6w:<br />
"Dzienniki to »Ciqglose oddechu«" 1. Z malowania zrezygnowal<br />
nie tak dawno; z konieczno~ci. Na glosnym Paryskim Biennale<br />
w roku 1985 malarz zaprezentowal, ja'k za mlodzienczych [at, swe<br />
ostatnie p16tna i musialy to bye pl6tna nie byle jakie, skoro Wojciech<br />
Karpinski w sprawozdaniu z wystawy pisal: "Trudno uwierzyc,<br />
ze Martwq natur~ w czerwieni i zieleni malowal artysta<br />
88-letni. (...) Pl6tna z ostatnich lat uwazam zresztq za jego najznakomitsze<br />
osiqgni~cia. Brakowalo mi na Biennale krajobraz6w<br />
Czapskiego. Stanowilyby rozjasnienie calej ekspozycji, jeszcze ,pelniejsze<br />
ukazanie, czym moze bye dzisiaj malarstwo: prawdz'iwq<br />
lekcjq widzenia i przykladem wizji. Tak wlasnie, jako manifest<br />
108<br />
I J. Czapski: Ciqgto§t oddechu. Notowala Maria Wiernikowska, Paryz 1985.
o JOZEFIE CZA PS KIM<br />
mlodosci malarza i trwalosci malarstwa, odebralem sal~ obrazow<br />
Czapskiego na Nowym Biennale Paryskim" 2.<br />
Przypomnienie daty urodzin J ozefa Czapskiego jest w gruncie<br />
rzeczy wyrazem swoistej bezradnosci z mojej strony. Bezradnosci <br />
przyznaj~ - majqcej swoj przewrotny urok... ·Wszelkie (nawet te<br />
nieuswiadomione) zap~dy w stron~ podsumowywania zycia czlowieka,<br />
ktory przyszedl na swiat w Mlodej 'Polsce (I), w dodatku<br />
artysty tak ciqgle tworczego - oczywiscie n~Cq, ale z gory skazane<br />
Sq na fiasko. Sq po prostu za wczesne. Nie mySlmy 0 cokole<br />
dla Czapskiego, zapomnijmy 0 jego latach, a ponizsze uwagi potral{.tujmy<br />
jedynie jako cz~sciowe splacenie dlugu wobec polskiego .<br />
czytelnika. .<br />
* <br />
Wora,eam ~wsze do tego samego: nie wy,biegac<br />
poza wspomnienie, to wspomnienie, kt6re dalo<br />
ei .szOk - resz:ta tyl1ko przesZ'kadza.<br />
J6zef Czapsk i, Dzienniki<br />
... Wi~e jak to jest naprawd~ Gdzie tu miejsce na antytradycjonalistyczne<br />
mySlenie 0 sztuce, w koilcu - na samq sztuk~<br />
z akompaniujqcym jej glosnym wyrzekaniem na caly ten romantyczny<br />
i postromantyczny kram z Szalem Podkowiilskiego, Ksi~ciem<br />
J6zefem tonqcym w nurtach -Elstery Suchodolskiego,' Matejkowskq<br />
'ezy Grottgerowskq Poloniq, nie ' mowiqc 0 licznych konterfektach<br />
takich herosow jak Kosciuszkoczy Napoleon Jak wytlumaczyc,<br />
ze artystyczna osobowosc Jozefa Czapskiego jawi si~<br />
z jednej strony jako synonim u dan ego kapistowskiego (czytaj:<br />
nastawionego eksperymentatorsko, wyrazajqcego sprzeciw konwencjom<br />
realizmu i naturalizmu, zafascynowanego "Francjq") buntu<br />
w sztuce polskiej, z drugiej zas stanowi jeszcze jedno wcielenie<br />
wlasnie romantycznego modelu myslenia 0 sztuce i ku[turze Paradoksalne<br />
- a moze wlasnie znamienne -...- ze nawet sama biografia<br />
artysty poddana zostala procesowi romantycznej mityzacji;<br />
calkowicie niezaleznie od woH samego Czapskiego. Zapewne dlatego<br />
nieslychanie trudno jest zamknqc mysl i osobowosc Czapskiego<br />
w jakqkolwiek formul~. Najwi~kszym klopotem, z ktorym<br />
przyjdzie si~ boryikac przyszlemu monografiscie, b~dzie wYznaczenie<br />
tej s z c z ego 1 n e j granicy pomi~dzy Czapskim-artystq<br />
a Czapskim-legendq, i:ywym symbolem pokolenia, ktorego patos<br />
tragicznych losow i doswiadczeil stal siE: tak bardzo polsko-roman-<br />
I W. Ka rpinski: J 6ze1 Czapskt na pary sktm Bienna!e. "Zeszyty Llterackie"<br />
1985, nr 11, s. 157.<br />
109
ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />
tycznq obsesjq 3. Ale, jak si~ okazuje, to tylko pozorny paradoks,<br />
ze legendo-tw6rczej stylizacji poddana zostala biografia artysty<br />
tak mocno zwiqzanegoz genezq przedwojennej "odnowy" artystycznej.<br />
Biografia autora Na nieZudzkiej ziemi fuIllkcjonuje bowiem<br />
nade wszystko jako symbol los6w tej cz~sci pr zedwojennej<br />
czol6wki intelektualnej, ktorej zycie zdeterminowane bylo przede<br />
wszystkim wschodniqperspektywll widzenia i odczuwania hitlerowskiej<br />
i nie tylko hitlerowskiej apokalipsy. A to oznacza, iz<br />
legenda Czapskiego przekraeza w pewnym momencie wymiar historii<br />
i staje si~ elementern samej sztuki, rzqdzqcej si~ zgola in'Ilymi<br />
prawami niz te, ktore budowane bye mUSZq w oparciu 0 twardq<br />
dialek t yk~ rzeczywistych zdarzen. Mowiqc nieco inaczej: zar6wno<br />
biografia Czapskiego, jak i jego pisarstwo (to 0 sztuee i to<br />
o "zyciu") jest przede wszystkim ciqglym zmaganiern si~ ze zjawiskiern<br />
nazywanyrn pr zez Mieczyslawa Por~bskiego "klasyczno<br />
-rornantycznq utopiq j~zykowej koine", utopill, ktora jednoczesnie<br />
nie byla w stanie przemoe "metafory zinstytucjonalizowanej,<br />
rnocno osadzonej w tradyeyjnie heroicznyeh wqtkach: Drogi, Wyboru,<br />
Walki, Apoteozy" '. Sam Czapski powiada: "Czlowiek rnusi<br />
ise pewnyrn nurtern i wybierac co jest dla niego najwamiejsze.<br />
Kdlejnose i waznosc" 5. Nie sposob uwolnic si~ ad przekonania,<br />
iz wlasnie owe heroiczne wqtki stanowill dla niego kolejne etapy<br />
zyciowej i artystycznej drogi.<br />
Jak zawsze w6wczas gdy biografia artysty wkracza w obszar<br />
"literatury", stajerny wobee jak:ze narn znanego i bliskiego rornantycznego<br />
toposu cierpienia jako zrodla sztuki. To nie przypadek,<br />
ze bodaj najblizszq Czapskiemu postaeill stal si~ Stanislaw Brzozowski.<br />
Gdy autor Oka cytu j ~ w swyrn znanyrn szkicu Romantyaznose<br />
w Grand PaZais slynnq mysl Brzozowskiego: "Romantycy<br />
usilowali przernoc w sobie upiora. Mlodej Polsce upi6r wlasnie<br />
byl gl~biq i prawdq" - to w gruncie rzeczy w sposob nieswia-\<br />
domy padkresla, ii; dla niego samego eale rnySlenie 0 sztuce jest<br />
przeniesionq na grunt tradycji kultury walkq z upiorern legendy<br />
wlasnej biogra£ii. Ta walka stala si~ jego gl~b.iq i prawdll. Mow1qc<br />
wprost: str6j Czap~kiego-kapisty jest wi~c tyUko kostiumem, skrywajqcyrn<br />
wlasciwy dylemat jego tw6rczej osobowosci; dylemat,<br />
I Por. szczeg61nie tom TumuLt t wtdma, pary! 1981. Zawiera on nalwi~kszy<br />
wYD6r wspomnietJ., artyku16w 1 s2:kic6w 0 charakterze g16wnie autoDiograflcznym,<br />
pubUkowanych w r6Znych czasopismach w Iatach 1948--1979.<br />
• M. Por~bski: Po j~ ci e Tomantyzmu. (W:) Romantyzm t Romantycznot~ 1D<br />
sztuce potsktej XIX t XX wteku. Wystawa w salach Zach~ty CBWA w WIII"<br />
szawie, pazdziernik - Ustopad 1975, wystawa w Galerll Sztukl Wsp61czesnel<br />
BWA w Katowicach, styczetJ. - luty 1975<br />
• J. Czapskl: Ctqglot~ oddechu, s. 27.<br />
110
o JOZEFIE CZA PSKIM<br />
kt6ry zamyka si~ 'dychotomiq: etyczny a estetyczny wymiar sztuki.<br />
Czapski zachwycajqcy si~ Cezannem, Waliszewskim, Bonnardem,<br />
tropiqcy nieustannie tajemnice ich warsztatu mala'rskiego, a jednoczeSnie<br />
pomstujqcy na "postmatejkizm i ogony impresjonizlllu<br />
okraszone ludowosciq z niebieskim sniegiem i chlopkami w kolorowych<br />
chustach" I; - tak naprawd~ m6wi 0 czyms zgola innym.<br />
Interesuje go w gruncie rzeczy zawsze ten sam dylemat artystycznego<br />
buntu, ikt6ry dokonac si~ nie moze, bo niemoZliwy jest<br />
"bunt kwiatu przeciwko jego korzeniom", jak powiada tak bliski<br />
mu Brzozowski.<br />
Tak wi~c to tylko poz6r, ze pisanie Czapskiego 0 sztuce skupia<br />
si~ wok61 problem6w warsztatu i jego czysto filozoficznych odnie:rieil,<br />
sytuujqcych si~ gdzies gl~boko w egzystencjalnych rejonach.<br />
W miar~ uwazna lektura Dziennik6w, a takze szkic6w,<br />
artykul6w, esej6w i recenzji powstajqcych przez ponad pi~Cdziesiqt<br />
lat, owocuje refleksjq, iZ cala wewn~trzna dramaturgia tego pisarstwa<br />
0 sztuce, historii i .zyciu dotyka w istocie spraw 0 wiele<br />
bardziej uniwersaUnych, a zarazem uchwytnych. Sprowadzajq si~<br />
one do nieustannego, choc czasami, wydawac by si~ moglo, beznadziejnego<br />
poszukiwania pewnego modus vivendi pqmi~dzy<br />
e t y c z n y m modelem kuItury, z jakiego wyroslo pokolenie kapist6w,<br />
a est e t y c z n y m i bezdrozami wsp6lczesnej sztu:ki.<br />
JednakiJe, jeSli ograniczymy si~ tylko do tej pierwszej, najog6lniejszej<br />
refleksji i nie spr6bujemy wniknqc gl~biej w istotne<br />
Jilodstawy pisarstwa Czapskiego, to nie pojmiemy tej swoistej jego<br />
synkretycznosci, kt6ra sprawia, iz mamy do czynienia nie tyle<br />
z krytykq artystycznq sensu stricto, ile przede wszystkim z kreacjq<br />
pewnej postawy swiatopoglqdowej, ideowej. To, co wydaje si~ najwazniejsze<br />
w pisarstwie Czapskiego, polega na milczqcym zalozeniu,<br />
iz rzeczywistosc sztuiki weryfikowana jest nie prawami estet.yki,<br />
lecz miarq przezycia etycznego, kt6ra poprzez sztuk~ odbija<br />
portret wi e c z neg 0 czlowieka. Charakteryzujqc tw6rczosc Poliakoffa,<br />
tzw. czystego abstrakcjonisty, powiada 0 nim Czapski, ze<br />
"daje on prze.zycie, ale jakby (tylko) estetyczne", nieco wczesniej<br />
zas pisze - "Nie wiedzqc czym jest czlowiek wsp6lczesny, wiem<br />
czym jest czlowiek wieczny, ikt6rego oblicze przeziera w sztuce" 7.<br />
Dychotomia pomi~dzy estetycznym' a etycznym jest dla autoca<br />
Tumultu i widm podstawowym przeslaniem niemal wszystkich jego<br />
pismo Znajdujemy jq nie tylko w jego rozwazaniach dotyczqcych<br />
Cezanne'a, ale takze ~icassa, Waliszewskiego, Potworowskiego,<br />
Gierymskiego... Opowiedzenie si~ Czapskiego po stronie etycznego<br />
• Patrzqc, Krak6w 1983, M. 12. <br />
7 r atrzqc, s. 387-388. <br />
111
ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />
w sztuce nieuchronnie prowadzi do wniosku, ze zarowno pisarstwo<br />
samego artysty, a chyba talkie caly ruch kapistow jest konsekwencjq<br />
wyboru, ktoremu patronuje mysl Stanislawa Brzozowskiego<br />
zawarta w slowach "tw6rczosc artystyczna jest pr6bq ustalenia<br />
stosunku pomi~dzy sobq a swiatem wartosci". W tym sensie<br />
kapizm Czapskiego nie jest wi£:c iadnq rewolucjq przeciwko tak<br />
zaciekle zwalczanemu przezen akademizmowi (jako warsztatowi!)<br />
mlodopolskiemu. I chyba dlatego wlasnie wi~kszose jego tekst6w<br />
tak bardzo kojarzy si~ z postaciq Stanislawa Brzozowskiego, ktorego<br />
Czapski - jak deklaruje - jest tzw. "uczuciowym wyznawcq";<br />
bye moie w tym tez kryje si~ cz~se tajemnicy jego ideowo<br />
-artystycznej postawy. Wyrazona ona zostala explicite w znakomitym<br />
szkicu 0 Stanislawie Brzozowskim (1963) 8. Telkst ten stanowi<br />
niezbite swiadectwo podstawowego i ostatecznego wyboru,<br />
dokonanego przez artyst~ jui w roku 1919. Sprowadza si~ ona do<br />
przekonania, ie wewn~trznym i najistotniejszym imperatywem<br />
. sztuki jest wlasnie jej wymiar etyczny, kt6ry kaze patrzec na<br />
ni!l zawsze jako na integralny eIlement historii: "... odkrylem Legend<br />
~ Mlodej Polski. Otworzylem jq w srodku pierwszego rozdzialu:<br />
Nasze ja w historii. C6Z bylo w nim talk rewelacyjnego, ze mialem<br />
wprost fizyczne wrazenie, ie odkrywam cos dla mnie najwainiejszego<br />
Zrozumialem nagle .calym sobq, od pierwszych stron tej ksiqiki,<br />
ie nie jestem sam, ze jestem zwiqzany z ca~ym swiatem, z historiq,<br />
ie nie rna samotnosci, ie moje najistotniejsze mysIl i przezycia<br />
nie sq moj!l tylko wlasnosciq (...) ze nalez!l do historii, chc~<br />
tego czy nie chc~, ie jestem nie tylko potrzebny, ale ze nikt za<br />
mnie tego co zrobic musz~ nie zrobi, i zrobic nie moze" 9.<br />
Refleksy tej wlasnie postawy odnajdziemy we wszystkich wypowiedziach<br />
dotyczqcych spraw malarstwa, jego historii i terainiejszoscL<br />
Dychotomia ta okresla zarazem ontologiczny wymiar mysli<br />
Czapskiego, zakl~tej w chochdlim tancu, w kt6rym bunt przeciwko<br />
romantycznej przeszlosci tworzy nierozerwalnq par~ z niemoinosciq<br />
uwolnienia si~ od sHy romantycznej historiozofii z jej moralnym<br />
imperatywem cierpienia.<br />
Uproszczony poglqd, ii postae Czapskiego fuqkcjonuje w historii<br />
sztuki jako synonim kapistowskiego buntu, programowo odcinajqcego<br />
si~ od romantycznej i postromantycznej przeszlosci, jest wi~c<br />
tezq bl~dnq. BI ~dnq, gdyz zaciemnia ona warne przeslanie . tego<br />
pisarstwa, zawarte w pytaniu 0 sens nieustannych, w coraz szybszym<br />
rytmie post~pujqcych metamorfoz sztuki. To wlasnie w po<br />
• patrzqc. s. 273-290.<br />
• patrzqc. s. 278-279.<br />
112
o JOZEFIE CZAPSKIM<br />
wyiszym kontekscie funkcjonuje inne pytanie, sformulowane przez<br />
Czapskiego w eseju Koniecznosc i ~aska : "... sztu1ka, kt6ra byla potrzebq<br />
czlowieka od grot przedhistorycznych do naszych czas6w,<br />
czym b~dzie po epoce, kiedy artysta (wsp61czeS'I1Y) wystawia w probowkach<br />
wlasnq uryn~ na wielkiej wystawie w Grand Palais, lub<br />
inny artysta jui dzis slawny wysta wia i »sprzedaje jak buleczki«<br />
w znanej paryskiej galerii tej jesieni i smiecie i odpadki zebrane<br />
w h ermetycznych slojach... " 10 Pami
ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />
sprawrueJsze niz kiczowaty Szal Podkowin:skiego. Tw6rca MeZanchoZii<br />
(notabene prezentowanej na wystawie) wydaje si~ bliski<br />
Czapskiemu g16wnie z tego powodu, i:e jak bodaj zaden malarz<br />
drugiej polowy XIX wieku (moze z wyjqtkiem mlodego Weiss a),<br />
wyrai:a to, co jeden z ubieglowiecznych 'krytyk6w nazwal "tajemni-<br />
CZq mOCq cierpienia", . .<br />
Naturalnie, tak ostry sprzeciw Czapskiego nie moze w najmniejszym<br />
stopniu dziwic czy zaskakiwac. Tych kilka zdan chyba najpelniej<br />
obrazuje zasadniczy drari1at, jaki rozegral si~ po wkroczeniu<br />
kapizmu na aren~ sztuki i jaki rozgrywa si~ w naszej swiadomosci<br />
doslownie po dzien dzisiejszy. Dwoistosc oabioru malarstwa<br />
zaprezentowanego na wspomnianej wystawie, kt6ra byla<br />
czyms w rodzaju misterium narodowego, jest przeciez az nazbyt<br />
wyrazna: jak pisal w komentarzu do wystawy Marek Rostworowski,<br />
jest to z jednej strony wyrazenie "polskiego universum,<br />
patologicznego, podnioslego i pobudzajqcego (...), synteza swiata<br />
i dzialalnosci czlowieka, odmowa poddawania si~ przymusom, zdj~cie<br />
ich ze wszystJkich zniewolonych, osiqganie woUnosci tworczej,<br />
jej manifestowanie i udzielanie jej innym -swojego- rodzaju rZqd<br />
dusz przez wprowad~enie uczestnikow artystycznych dzialan, w sfer~<br />
wolnosci" 12, z drugiej zas - wyrazenie smiesznosci i groteskowosci<br />
tej postawy, kt6rej sens najlepiej oddaje cytat z Mrozka:<br />
,,0 tu! - krzyknqlem, szeroko otwierajqc jam~ ustnq i wskazujqe<br />
palcem na z~by trzonowe. - 0 tu wybili, Pani€, za wolnosc wybili!"<br />
13, Paradoks polega na tym, iz werbalnie Czapski manifestuje<br />
solidarnosc z tq drugq postawq rodem z Witkacego, Gombrowieza<br />
ezy w koncu cytowanego MroiJka. Ale tez z powodzeniem re-.<br />
fleksja Rostworowskiego moglaby posluzyc za motto do bodaj calego<br />
pisarstwa autora Oka, jak r6wniez - jego biografii. Tak wi~c,<br />
mi~dzy tymi dwiema strategiami odbioru, a raczej uczestnictwa<br />
w sztuce miesci si~ postawa Czapskiego. Z pewnosciq nie odwraca<br />
si~ on od oczywistego przeeiez przeslania, jakie wystawa<br />
niosla: gdyby tak bylo, to caly jego system ideowy okazalby si~<br />
wewn~trznie niesp6jny. A tak przeciez nie jest. Nie jest tym bardziej,<br />
ze sens wewn~trznych napi~c tej postawy krystalizuje 'si~<br />
wlasnie wok61 biografii artysty. W tej samej recenzji z paryskiej<br />
wystawy Romantycznosc... pisal przeciei:: "przypomnial mi si~ w<br />
mojej obronie Brzozowski~ »Co nie jest biografiq, nie jest w og61e«,<br />
Zrozumialem nagle, ze na calq wystaw~ patrzylem poprzez mojq<br />
biografi~. Gorzki atak m6j ;na brak kryteri6w malarskich tej<br />
wystawy, allei: to ~alszy ciqg walki 'naszej mlodosei, kapist6w i na-<br />
SI Marek Rostworowski: Romantyzm l w tek dW!ldziesty, (W:) Romantyzm .<br />
I Romantyczn osc...<br />
" Cyt. za J. Czapskim: PatTz,!c, s. 344.<br />
114
o JOZEFIE CZAPSKIM<br />
szych przyjaciol. (...) Zrozumialem przy tym, ze ta cala wystawa<br />
z Matejkq, ze snami i zmorami, z jej mlodopolskq gorqczkq i formq<br />
tak cz~sto Ikalekq - ze to i moja biografia, biografia nas wszystkich.<br />
(...) Ten kuIt nie tragedii rozdartej, zniewolonej ojczyzny,<br />
ale kuIt polskiego 0 b era m mer g a u (...) I nagle uczcilem<br />
calym sercem Gombrowicza i Mrozka" 14.<br />
Taka bowiem biografia - jak w zakl~tym kole - przeistacza<br />
s i~ w fikcj~, w mit, we wspanialq wizj~ historii narodu naznaczonego<br />
pi~tnem tragedii. W tym spektarklu - jak pisal Mieczyslaw<br />
Por~bski - "jestesmy- wspaniali i bezradni, papagaje i perokety<br />
cierniem historii wciqz na nowo w kazde saskie ostatki<br />
koronowani. Czy tak musi bye zawsze" 15. Mimo Legendy Mlodej<br />
Polski Brzozowskiego, mimo Witkacego, Gombrowicza i Mrozka,<br />
mimo Wyspian3l;\:iego i jego Wyzwolenia dalej poddajemy si~ temu<br />
"stereotypowi upartemu" 16. Po latach sklonni jestesmy z wi~kszq<br />
pewnosciq wnioskowae, iz wlasnie przeciwko temu stereotypowi,<br />
nie zas jego historiozoficzno-romantycznym podsta worn skierowany<br />
byl bunt pierwszych kapistow. Ale czy byl to bunt udany ..<br />
Trudno 0 jednoznaczne oceny. Tym bardziej, ze "przypadek"<br />
autora Patrzqc uswiadamia dobitnie, iz ten sprzeciw mimo wszystko<br />
nie byl i nie jest w stanie przezwyci~zye . owego specyficznie<br />
teatra[nego (choe to moze zbyt mocno powiedziane), polsko-emigracyjnego<br />
syndromu wlasnej biografii.<br />
* <br />
... co zna,czy rzemioslo, kiedy nie rna WlZJQ...<br />
J6zef CzapSiki, Dzienniki<br />
Kim jest Czapski - malarzem czy pisarzem Odpowiedz. w gruncie<br />
rzeczy nie nastr~cza trudnosci: jako artysta realizuje si~ on<br />
niewqtpliwie przede wszystkim w malarstwie. Nie oznacza to jednak,<br />
ze pisanie jest dla niego zaj~ciem wylqcznie podrz~dnym,<br />
marginesowym, pozostajqcym w luznym zwiqzku z tworZE!l1iem na<br />
plotnie. Joanna Pollakowna slusznie zauwza: "JezeIi istnieje jako<br />
typ ludzki homo scribens, Jozef Czapski niechybnie do tego gatunku<br />
nalezy. Bo 0 ile malarstwo jest dla niego samym przezywaniem<br />
(tyilez artystycznym co intelektualnym i gl~boko duchowym),<br />
pisanie zdaje si~ stanowie konieczne dopelnienie przezycia" 17. Nie<br />
' .<br />
" p atn qc s. 343-344<br />
15 Mieczyslaw Pon;b ski: poze gnan te z k ryt y kq. Krak6w-Wroclaw 1983, s. 392<br />
:J1)3.<br />
" Okreslenie Mieczyslawa Por~b s l
ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />
jest to zatem ten typ osobowosci tworczej, ktorq reprezentujq Wyspianski,<br />
Blalkeczy Gessner; dla nich bowiem odmiennose tworzywa<br />
artystycznej ekspresji byla w pewnym sensie nieistotna. Podpisujqc<br />
si~ pod myslq Pollakowny, zauwazmy jednak, iz pisarstwo<br />
Czapskiego jest takZe przejmujqcq autoanalizq samego procesu<br />
tworczego, rysujqcego "Si~, by tak rzec, w dwoch jakosciowo<br />
odmiennych perspektywach: egzystencjalnej i historycznej. Przyjrzyjmy<br />
si~ im blizej.<br />
Teza to zapewne ryzykowna, ale trudno nie odniese wrazenia, iz<br />
owo "dopowiadanie" slowem tego, co "dzieje si~ na p16tnie (oboj~tnie<br />
- wlasnym czy cudzym) stanowi dla Czapskiego formE;<br />
walki z kompleksem "artysty nieudanego", ktorego wewn~trzny<br />
imperatyw tworzenia nie idzie w parze z przekonaniem, ze w istocie<br />
jest on tworcq. Wi~cej nawet: poslugiwanie si~ pi6rem jest<br />
wyrazem swiadomego skazania si~ na samotnose w przekonaniu,<br />
ze tylko ten stan to warunek konieczny, aby odnaleze si~ jako<br />
artysta. W krotkiej przedmowie do Patrzqc nie przypadkiem wspomina<br />
Czapski slowa Gertrudy Stein, Ikt6ra w rozmowie z nim<br />
powiedziala: "C6Z mi wciqz opowiadasz 0 Twoich kolegach Malarz,<br />
ktory chce cos wniese do sztuki, musi bye sam i sam dotrzee<br />
do swojej wlasnej drogi" 18. Miala racjE; - stwierdza Czapski.<br />
Brak przekonania, iz jest w stanie sprostae wyzwaniu, towarzyszye<br />
b~dzie autorowi Oka bez przerwy, przez wszystkie lata<br />
tw6rczosci, az po dziell dzisiejszy. W Maim Londynie (1958), wspominajqc<br />
rok 1926 i jednq z rozmow z WaUiszewskim i Cybisem;<br />
Czapski .wyznal: "Zdaje si~, ze tego \vieczoru dopiero s tal e m<br />
s i ~ malarzem, bo zrozumialem, ze nadal t~ sci a n~ ciemnosci bGd~<br />
probowal przebijae, nawet przyjmujqc ewentualnose, ze jej nigdy<br />
nie pr zebij~, bo oderwae si~ od malarstwa nie mog~ . Dotiknqlem<br />
jakiegos dna. Skqd ten upol', sam nie rozumiem. Rysunki moje<br />
z wczesnej mlodosci byly manieryczne i falszywe, gdy zdolnosci<br />
do muzyki, nad ktol'q duzo pracowalem w tamtych czasach nikt<br />
mi nieodmawial. (...) Wi~c dlaczego pchalem si~ do malarstwa<br />
nie zach~cany przez nikogo i b~dqc wlasnie w tej dziedzinie wyjqtkowo<br />
t~py, wp~o s t bez talentu" 19. Podkreslmy, ze szkice, artykuly<br />
i eseje zawarte w Oku, a talkze Dzienniki Sq wymownym<br />
swiadectwem uporczywej walki z wlasnq "scianq ciemnosci", Sq<br />
jednoczesnie zapisem kondycji "artysty cierpiqcego", w pelni swiadomego<br />
swych ograniczen, ktore Sq rodzajem ekspiacji za "win~ "<br />
stania si~ tworcq. Na marginesie zauwazmy tez, iz wlasnie tutaj<br />
prawdopodobnie - 0 czym dalej - tkwiq Zrodla nieskrywanej<br />
" Patrzqc, s. 5. <br />
10 patrzqc, s. 112. <br />
116
o JOZEFIE CZAPSKIM<br />
niechE;ci Czapskiego do Picassa, dziecka SzczE;scia, dla ktorego sztuka<br />
byla t y I k 0 formq zabawy.<br />
DrE;CzqCe uswiadamianie sobie istnienia "sciany ciemnosci", ktoremu<br />
Czapski daje nieustannie wyraz, r odzi mechanizm obronny.<br />
Polega on na nieustannym czuwaniu, oczekiwaniu na epifaniE;,<br />
szczegolny stan tworczej iluminacji, w ktorym wreszcie chociaz na<br />
moment stanie siE; artystq. Pisarstwo Czapskiego jest w istocie nie<br />
tyUko dopelnienieni przezycia - jak powiada Pollakowna - ale<br />
przede wszystkim sposobem utrzymania wlasnej swiadomosci w nieustannym<br />
napiE;ciu, Iktore w pewnym momencie przerodzi siE;, bye<br />
moze, w epifaniE;. Przykladow tego rodzaju epifanicznych objawien,<br />
kuItywowanych przez lata cale, odnajdziemy w pismach<br />
Czapskiego bez liku. Stanowiq one moment niezwykle wazny<br />
i skrzE;tnie przez niego odnotowywany: "Ktoregos dnia ruszylem<br />
do Londynu do National Gallery. Oglqdalem setki plocien bez<br />
specjalnego wrazenia, przechodzqc juz bardzo zmE;czony od sali<br />
do sali i nagle zobaezylem male ploeienko. (...) Do dzis; po trzydziestu<br />
paru lataeh, wid z E; to plotno, widzE; tyeh parE; niklych<br />
szarosci i tE; ezerniawq eorotowskq zielen. Trudno mi mowie 0 tej<br />
ehwili, ale po latach Krakowskiej Alkademii, Paryza, po tygodniach<br />
spE;dzonych w Luwrze na pi!lnym (...) kopiowaniu Poussina <br />
pierwszy raz w zyeiu tak przezylem malarstwo" 20. Podobnym<br />
"pierwszym przezyciem" byly dla niego rowniez dziela Van Gogha<br />
(Most przez rzeczk~ 21), Hezne ptotna Cezanne'a. A w ostatnim<br />
eseju Patrzqe wyznal: "SehodzE; wi~e na grunt dni.a powszedniego.<br />
Wra-cam do tyeh sekund szoku, wizji, konieeznosci, ktorych zaniedbanie,<br />
zgluszenie w sobie poprzez dnie, "lktore robiq szmaty<br />
z nas«, autentyczny artysta czuje jako grzeeh" 22.<br />
Owa szczegolna nieeiqglose aktu przeiycia estetyczno-duchowego<br />
w obliezu dziela sztuki, ktora objawia SWq doskonalose nagle i na<br />
moment, jest w przypadku Czapskiego - jak siE; zdaje - skutkiem<br />
postawy, okreslajqcej istotE: , tzw. "tworezego patrzenia". W<br />
artykule Matisse i troglodyta, parafrazujqe zdanie Ciorana, pisal:<br />
"Trzeba by mowie, pisae 0 dzielaeh sztulki jakby "historia sztuki«<br />
nie istniala, na wzor troglodyty olSnionego i przerazonego... ".<br />
Wowezas to - Ifowiada dalej - dokonuje siE: "dziwna komunia<br />
artysty i odbiorey". Komunia ta, to poszukiwanie "i nne g 0 w y<br />
m i a r u, ktory nie ma nie wspolnego z takim ezy innym jui:<br />
z gory przyjE;tym ustawieniem historycznym, takq ezy innq idee<br />
preCOn(;ue" 28•<br />
.. Patrzqc, s. 116. <br />
I! patTzqc, s. 327. <br />
ft Patrzqc, s. 389. <br />
II PatTzqc, s. 317. <br />
117
ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />
Powstaje pytanie: z jakiej tradycji wynika, a wlasciwiej - i jakq<br />
tradycjq wsp6lbrzmi ten typ "tw6rczego patrzenia" Odpo-'<br />
wiedz - mimo, ze wydaje siE: tu wazna - nie jest bynajmniej<br />
prosta. Niewqtpliwie cwo "artystyczne przezycie" otwarte jest nie<br />
tyle na metafizycznq, ile na relligijnq tajemnicE:. W niej tkwi, jak<br />
to formuluje Czapski, "swiadectwo prawdy czlowieika". Nie gubiqc<br />
tego jakze waznego i wyraznego rysu ·postawy autora Patrzqc,<br />
wskazmy tez na inny jej aspekt, bye moze zaskakujqcy, ale dlatego<br />
warty wnikliwszej uwagi. Postawa ta z jednej strony w przejrzysty<br />
spos6b koresponduje z rozwiniE:tq przez romantyim koncepcjq<br />
Vico "artysty jako czlowieka pierwotnego" 24, z drugiej<br />
zas staje siE: jeszcze jedn~ realizacjq neoromantycznego modelu<br />
przei:ycia sztuki, objawionego bodaj najpelniej w dziewiE:tnastowiecznej<br />
krytyce impresyjnej (krytyce poet6w), kt6rej korzenie<br />
tkwiq glE:boko w przeszlosci. Mozna co prawda twierdzic, ze tam<br />
gdzie Czapski m6wi 0 "potwornym zagE:szczeniu przei:ycia", znaczy<br />
to z u pel n i e co innego nii: u "estet6w", ale nie spos6b<br />
uwolnie siE: od jednoczesnego przeswiadczenia, i:e w mniej czy<br />
bardziej wyrazny spos6b postawa ta naklada siE: na bogatq tradycjE:<br />
wspomnianej "krytyki poet6w", loktijqcej siE: po stronie<br />
"e s .t e t y c z neg 0". Moina m6wie 0 innych punktach dojscia postawy<br />
Czapskiego, ale punkty wyjscia wydajq siE: te same jak<br />
u "estet6w".<br />
Mario Praz zauwazyl, iz "ten spos6b patrzenia na dzielo zostal<br />
wprpwadzony przez Diderota i doprowadzony do skrajnosci przez<br />
Oskara Wilde'a w formule »krytyk jako artysta «" 25. Tezy Wilde'a<br />
w samej Mlodej Polsce znalazly, jak wiemy, wielu wyzn'awc6w;<br />
naUei:al do nich taki:e Ignacy M~tuszewski, kt6ry jako zwolennik<br />
subiektywizmu w krytyce pisal: "Subiektywna metoda jest potrzebq<br />
do ,wydobycia na jaw pewnych wlasciwosci dziela nie dajqcych<br />
siE: wyjasnic i zbadac winny spos6b" 28. Poglqd ten powt6rzq<br />
taki:e Karol Irzykowski, Antoni Lange, Cezary Jellenta. .<br />
R6wniei: . w samej literaturze, nie obcej przeciei: Czapskiemu,<br />
przyklad6w takiego zachwytu troglodyty, kt6ry ogarnia dzielo na<br />
poziomie metafory, nie zas dyskursu, odnajdziemy bez liku. Przypomnijmy<br />
chociai:by A reb.ours Huysmansa. Przei:ycie przez bo<br />
14 0 koncepcjl poety jako czlowleka plerwotnego wylotonej w dzlele Glambattisty<br />
Vlco Setenza Nuova plsal szerzej Michal Glowinskl. Par. Michal Glo<br />
Wiflskl, za,~wtat przedstawtony.. Szldee a p oez;!t Boleslawa Le~mtana, Warszawa<br />
1981, 8. 15-21.<br />
II Par. Marlo Praz. Mnemosyne. Rzeez 0 powtnowactwte Itteratury t sztuk<br />
plastyeznycn. Przel. WoJclech Jeklel. Warszawa 1981, s. 42.<br />
ft Por. Ignacy Mstuszewskl, 0 Bztuce t krytyce. Studta t Bzktce , Warszawa<br />
1965, s. 193.<br />
118
o JCZEFIE CZAPSKIM<br />
hatera Tanca smierci Gustawa Moreau, Sacra Conversatione Ferrariego,<br />
Komedii smierci Bresdina, grafik Albreehta Diirera ezy Odilona<br />
Redona - to przeeiez nie ehlodna analiza wrazeil w obliezu<br />
dziela mistrzow, to pr zede wszystkim kontemplaeja obrazu w jego<br />
epifanicznym, "innym" wymiarze. "Niczym stary krol, des Esseintes<br />
zmiazdzony, unicestwiony,- otumanialy, tkwil przed tancerkq"<br />
27 (chodzi 0 Salome Moreau). Nie inaczej jest u Czapskiego:<br />
"Talk samo Matisse, ktorego odkrywam coraz na nowo, jakbym<br />
go nie znal od lat, dostarcza mi znowu przeZyc poza czasem i- staj~<br />
wobec jego dziel jak olsniony troglodyta" 28. Podobnie b~dzie w<br />
przypadku dziel Fra Angelico, Boscha, Morandiego, przede wszystkim<br />
zas plocien Cezanne'a. Obraz jawi si~ Czapskiemu na ogol<br />
jako amorficzna struktura bez wewn~trznego porz'ldku, ktory by<br />
scalal rozmaite poziomy ikoniczne. Ale czasami, rzadko, dzieje si~<br />
tak, ze po zdj~ i u zaslony ("odkTywam Matisse'a coraz na nowo")<br />
dzielo objawia si~ urod'l idealnej harmonii, zamdmi~tej, wewn~trznie<br />
samowystarczalnej doskonalosci, w ktorej kazdy elemenf, kazdy<br />
poziom wsp6lbrzmi z pozostalymi.<br />
Ten model "tw6rczego patrzenia" nie ogranicza si~ bynajmniej<br />
do kontaktu z cudzq sztuk'l; dotyczy takze wlasnej tw6rczosci.<br />
W artykule pod charakterystyeznym tytulem Koniecznosc i laska,<br />
definiuj'le istot~ malarstwa, Czapski stwierdza, iz jest one ikoniecznosci'l<br />
utrwalania przezycia, szoku doznanego na przyklad na widok<br />
"fioletowej lydki tlustej kobiety". I dalej: "Wizja Boj~ si~<br />
naduzycia szumnych sl6w, nie mam jednak czym tego slowa zast'lpic.<br />
Chodzi 0 to, ze zwykle patrz~ na swiat jak na ma~ geograficzn'l,<br />
wszystko rownie waine, pr~dzej wszystko rownie niewazne,<br />
i naraz widz~ takq cry inn'l ikombinaej~ forl!l i barw, poprzez<br />
ktore nagle (...) odkrywam jakby przez przypadek, czlowieka, kt6ry<br />
istniec dla mnie zaczyna jakby ealq SWq istotq, poprzez zauwazon'l<br />
zmarszczk~, asymetri~ twarzy ezy kolor krawata" 29. Mniej przy<br />
tym chodzi 0 tak moeno ·podlkreslan'l "momentalnosc", "naglosc"<br />
doznania, zwan'l cz~sto przez Czapskiego szokiem; idzie natomiast<br />
przede wszystkim 0 now'l jego jakosc, w ktorej "reaUne", zmyslowo<br />
namaealna "kombinacja form i barw" staje si~ zr6dlem fenomenologicznego<br />
doznania, konkretyzuj'lcego si~ w pierwszym rzucie<br />
oka. "Czy takie widzenie stwarza koniecznie mus utrwalenia<br />
przezycia" - pyta autor Oka. Odpowiadajqc stwierdza: "Hof<br />
11 Jorls-Karl Huysmans, Na wspak, przel. Julian Rogozinski, Warszawa 1976,<br />
s. 101-102•<br />
.. patrzqc, s. 317. <br />
ft patrzqc, s. <strong>385</strong>. <br />
119
ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />
mannsthal w Liscie do Lorda Chandos jest zdania wr~el odwrot<br />
_nego. Niezaleznie jak to widzenie nazwac, pewny jestem, ze jest<br />
one ealkiem inn e niz zwykle i napelnione inn q tresciq. W<br />
tym pierwslym doznaniu nie ma nawet cienia mysli elY i komu<br />
moze to poza mnq do ezegos sluzyc" 30. Czym zatem jest cwo widzenie,<br />
na czym polega jego innosc Raz jeszeze okazuje si~, ze<br />
dla Czapskiego akt tw6rezy to bynajmniej nie skonkretyzowany<br />
do wymiaru jednego dziela zesp61 ehwytow piktoralnyeh, ukladajqeyeh<br />
si~ W okreslone modele stylowe ezy stylistyezne; gdyby tak<br />
bylo, to postulat ahistoryeznego "widzenia" troglodyty pozbawiony<br />
bylby jakiegokoUwiek sensu. Bo ezymze jest historia sztuki, jesli<br />
nie badaniem przebieg6w akt6w tworczych w nieustannym procesie<br />
doskonalenia si~ formy 31. Dla Czapskiego "sens'" malarstwa<br />
kryje si~ poza dzielem, gdyz stanowi one t y I k 0 konieezny<br />
wyraz "potwornego zag~szczenia przezycia wobee nawet (ezy wlasnie)<br />
najoboj~tniejszego, najbanalniejszego zjawiska. (...) Wi~c malarstwo<br />
i sztulka w ogole sluz~ (...) jako jE;zyk zag~szczonego przekazu<br />
przezyc, kt6re zwykle w nas ginq nie doprowadzone do zadnego<br />
konea" 32.<br />
Ale, ale...! Problem nie przedstawia si~ jednak tak ealkiem<br />
przejrzyscie, jakby moglo siE; to wydawac. W przypadku Czapskiego<br />
rzecz rue sprowadza siE; -bowiem do samej tylko kondycji<br />
psychicznej, emocjonalnej czy - szerzej - egzystenejalriej artysty<br />
i odbiorey, Ikt6rzy nawet w niedobrym obrazie potrafiq dostrzec<br />
.jego epifaniczny blysk pi~kna i doskonalosci. Owo olsnienie<br />
troglodyty dokonac si~ moze jedynie przy spelnieniu okreslonych<br />
warunk6w natury historyczno-artystycznej (i to jest ta druga wspomniana<br />
przez nas uprzednio perspektywa). Gdyby bardziej wnik!l.iwie<br />
przeanalizowac apologetyezny stosunek Czapskiego do Cezanne'a,<br />
to okazaloby si~, iz wed lug autora Oka wiellkosc samot ~<br />
nika z Aix wynika przede wszystkim z idealnej harmonii pomi~dzy<br />
koniecznosciq uei~czki od wszelkieh teoretycznyeh, poetyekich<br />
i warsztatowyeh kanonow mody - a jednoczesnym un~kni~ciem<br />
zerwania kontaktu z naturq, ktora pozostaje niezmiennym zr6dlem<br />
"bezgranieznego bogaetwa ksztalt6w i tresci okiem widzianych".<br />
Dopiero w tym "pomiE;dzy" kryje si~ zalqzek sztuki.<br />
W przedmowie do Patrzqc Czapskd. wyznal: -,;Ten wybor moich<br />
artyku16w pisanyeh w ciqgu blisko piE;cdziesi~ciu lat stal si~ mimo<br />
woli kronikq tej epoki malarstwa widzianq nie przez histo<br />
.. Tamte. ...<br />
"Por. Ernst H. GQmbrich, Sztuka t zludzenie. 0 psychotogtl pTzedstawteni a<br />
o bTazowego. Przel. J . Zaranskl, Warszawa 1981.<br />
'" PatTzqc, s. 386, 388.<br />
120
o JOZEFIE CZAPSKIM<br />
ryka sztuki, ale malar za" 33. Pomyli si~ jednak ten, kto te slowa<br />
przyjmie bez zastrzeieil. Czapski, wbrew 'temu co twierdzi, okazal<br />
si~ znakomitym historykiem sztuki, ktory, jak malo kto, posiadl<br />
rzadki dar syntetyzowania zjawisk i faktow skladajqcych si~<br />
astatecznie na misterny fresk burzliwych pi~edziesi~ciu lat w sztuce<br />
kr~gu kulltury francuskiej. Warto wi~c przyjrzee si~ mu bliiej<br />
nie tylko jako artyscie porzqdkujqcemil rzeczywistose poprzez epifanicz'lle<br />
dozna-nia, ale wlasnie jako historYikowi sztuki, ktorego<br />
swiadomose Qlkre§lona zostala takie poprzez moiliwq do uchwycenia<br />
tradycj~.<br />
J ego droga biegla - jak wyznaje - od Gierymskiego, Cezanne'a,<br />
Bonnarda ai po Soutine'a, de Staela, Morandiego. Ona tei uksztaltowala<br />
zasadnicze estetyczno-warsztatowe imponderabilia programu<br />
autora Oka. Uogolniajqc przyjqe moina, i e program ow miesci<br />
si~ w ramach hasla: "Od Cezanne'a do Picassa". To pierwsze nazwisko<br />
oznacza stalq i niezachwianq wiernose Czapskiego wobec<br />
wartosci, ktore malarstwo Cezanne'a wprowadzilo w obieg sztuki<br />
34; gdy tymczasem to drugie pozostanie synonimem wiecznej niepewnosci,<br />
polqczenia podziwu z nieskrywanq dezaprobatq wobec<br />
"krolewskiego tygrysa w malarSikim cyrku".<br />
Stosunek Czapskiego do Cezanne'a odpowiadal w duiej mierze<br />
rowniez formule polskiego koloryzmu, dla ktorego tworca Wielkich<br />
kqpiqcych si~ byl niewqtpliwie patronem. "JeSli ehodzi 0 nasze<br />
bostwa, zdaje si~, ze jedno. tyUko nie podlegalo fluktuacji w naszej<br />
ocenie: byl nim i pozos tal 'Cezanne" 35. Tak wi~c, gdy w roiku<br />
1937 w artykule zatytulowanym ° Cezannie i s-wiadomosci malarskiej<br />
stawial pytanie - "Czy Cezanne byl r zeezywiscie Mojieszem"<br />
- to bylo ono dla niego i dla calego "Komitetu P aryskiego"<br />
pytaniem bez wqtpienia retorycznym. Tym bardziej, ze juz<br />
wczesniej -w szkieu pod wymownym tytulem Re-wolucja Cezanne'a<br />
(1934) cytowal zdanie malarza, ktore dla wszystkich kapistow stalo<br />
s i~ jednym z podstawowych, by tak rzee, _metafizycznyeh kryterow<br />
wartosei: "trzeba na powrot stae si~ klasykiem prze,z doznanie"<br />
36. To "doznanie", wyrazone obrazem, dostrzeze potem CzapSiki<br />
w obrazach Waliszewskiego, Cybisa, Potworowskiego, Jaremy.<br />
Odkrycie Cezanne'a, a wi~c: pogarda dla akademizmu, swiadomose<br />
scalania rysunku i koloru w obrazie, przy tym uznanie ko-<br />
III patrzqc, s. 5.<br />
ac Pisalem 0 tyro szerzej w artykule J6zet Czapsk t -<br />
patTzeni a. " WIE:z" 1983, nr 7, s. 85-93.<br />
.. PatTzqc, S. 32.<br />
h Patr zqc, S. 55.<br />
sz t u ka krytycznego<br />
121
ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />
10fu, a nie rysunku, za konstrukcyjny punkt wYJscla, brak zrozumienia<br />
dla swiatlocienia, wzgarda wobec tematow "literaokich",<br />
dqznosc do osiqgni~eia ,absolutnej autonomii "obrazu" - to przeciez<br />
podstawowe tezy pollskiego koloryzmu: Genetyczne zwiqzki<br />
ze sztukq Cezanne'a, 0 kt6rym Czapski powiadal, ze przyszedl na<br />
swiat po to, aby zniszczyc impresjonizm, si~gaj~ zresztq znacznie<br />
gl~biej i dotyczq wielu kwestii, mi~dzy innymi wspolnego traktowania<br />
natury jako zespolu bryl geometrycznych, synkretyzmu<br />
chwyt6w kompozycyjnych, a takze prawdy, iktora zawarta zostala<br />
w slynnej Cezannowskiej deklaracji, i:e "kiedy kolor dochodzi do<br />
nafwi~kszego ~ogaetwa, forma uzyskuje najwi~k s z q pelni~".<br />
Trudno twierdzic, ze Czapski-malarz do d~isiaj pozostal wierny<br />
wszystkim tym zalozeniom estetycznym i warsztatowym; sam zresztq<br />
powiadal 0 sobie niejednokromie, ze jako artys ta od kapizmu<br />
odszed1 jui: dawno. Niewqtpliwie jednak jego historyczno-artystyczna<br />
swiadomosc, jego synteza blisko pi~cdzies i ~cioletniej tradycji<br />
malarstwa uksztaltowane zosta1y poprzez ezy w wyniku rewoIucji<br />
Cezannowskiej, k t6rej refleksy odnajdujemy w samym programie<br />
artystycznym kapizmu. Na ' tym tIe charakterystyczny i bardziej<br />
zrozumialy staje si~ fakt, ze najwi~cej uwagi poswi~ca Czapski tym<br />
artystom, kt6rzy nigdy nie kryli faktu Cezannowskiej proweniencji<br />
swego wlasnego pojmowania sztuki. Tak jest w przypadku Legera,<br />
Jacquesa Villona, Braque'a, Deraina, Matisse'a i wielu innych; nazwiska<br />
tych tworc6w pojawiajq si~ w pisarstwie krytycznym Czapskiego<br />
najcz~sciej.<br />
W· tym kgntekscie szczeg6!lnie wazne wydaje s i~ przypomnien,ie<br />
Bonnarda. Wazne, gdyi: wiqze si~ one z pewnym nieporozumieniem,<br />
ktore lektura pism krytycznych Czap3kiego wyjasnia w sposob<br />
jednoznaczny. Ot6z w wielu opracowaniach i Iui:nych uwagach<br />
dotyczqcych malarstwa tworcow "Komitetu Paryskiego" wymienia<br />
' si~ na pierwszym miejscu nazwisko Bonnarda jako bezposrednego<br />
inspiratora ich sztuki. Nie jest to opinia \v pelni zasadna.<br />
Znamiennie brzmi uwaga krytyka, iktory w posmiertnym<br />
wspomnieniu 0 Bonnardzie mimochodem i w nawiasie wspomnial:<br />
"Bardzo jest charakterystyczne jak Bonnard malowal (bron Boze,<br />
hilkomu bym tak malowac nie radzil)" 37. W innym zas miejscu<br />
czytamy: "Jesli po Pankiewiczu kapisci byili w lataeh trzydzlestych<br />
glownymi propagatorami malarstwa Bonnatda w Polsce, nie<br />
.swiadczy to wcale by 1a two asymilowali jego malarstwo na poczqtku"<br />
38. Otoi: to! Przyczyny faktu, ze nazwisko tego artysty tak<br />
t1 Fatrzqc, s. 129. <br />
II FatTZqC, s. 129. <br />
122
o JCZEFIE CZAPSKIM<br />
cz~sto wymieniano w6wczas przy r6inych okazjach, tkwily zgola<br />
gdzie indziej. Wiqzaly si~ one z tym, ie Bonnard byl bliskim przyjacielem<br />
samego Pankiewicza i za jego posrednictwem calej tej<br />
niewiellkiej kolonii polskich artyst6w w Paryzu. Po drugie, nazwisko<br />
to funkcjonowalo wtedy bardziej jako symbol "raju sztuki",<br />
kt6ry SkOllczyl \ si~ wraZ z odejsciem malarza (nic dziwnego,<br />
ze wspomnienie Czapskiego 0 czolowym przedstawicielu Nabist6w<br />
nosi tytul Raj utracony). Chodzilo przy tym nie tyle 0 podpatrywanie<br />
i przejmowanie samego warsztatu Bonnarda (jak to si~ stalo<br />
w przypadku Cezanne'a), He raczej 0 zauroczenia specyficznq aurq<br />
nastrojowq jego obraz6w, kt6ra przez niemal cale tw6rcze zycie<br />
artyst~ po,",ostala niezmieniona. Kojarzyla si~ ona z deijlkatnq ra""<br />
dosciq zycia i pi~kna, jakby wbrew tym wszystkim paroksyzmom<br />
i modom, kt6re nieustannie nast~powaly po sob ie, odsylajqc nieraz<br />
samego Bonnarda w krain~ zapomnienia. Bylo to jednoczesnie<br />
pi~kno rzeczy malych, codziennych, pozornie tylko niegcidnych sztuki<br />
39. Kiedy Czapski powiada: "Malarstwo 130nnarda bylo dla mnie<br />
i zostalo w doznaniu »rajem utracon"ym«, ostatnim ogniwem wielkiej<br />
s:z;koly francuskiej" 40 - to ozn~cza, ze defimitywnie zegna<br />
si~ z mlodosciq, odchodzqcq w idealizowanq przeszlosc. Ale oczywiScie<br />
nie tylko intymna refleksja nad wlasnq przeszlosciq jest<br />
tu istotna. Czapski bowiem cz~sto akcentuje swoje przeswiadczenie,<br />
ze to nie Bonnard, lecz "malarstwo abstrakcyjne .zbawi swiat".<br />
Natura[nie przekonanie to nie rna charakteru uniwersalnego, dotyczy<br />
pewnego, by tak rzec, momentu historycznego, kiedy to<br />
"abstrakcja" tralktowana byla jako wielka odnowa sztuki, jako<br />
katharsis. W roku smierci Bonnarda (1947) byla juz' calkiem jasne,<br />
ze tendencje do "odprzedmiotowania" sztuki stajq si~ coraz powszechniejsze.<br />
Wsr6d takich 'przemian zar6wno Czapski, jak i jego<br />
towarzy~ze czuli si~ cokolwiek obco, mimo zrozumienia dla nich.<br />
Ich raj mlodosci, kt6remu patronowal Bonnard, powoli przemija!.<br />
Powyzsza, zwiqzana z malarstwem ~ygresja jest wyrazem dobitnego<br />
uswiadomienia sob ie' przez Czapskiego - przemijania. Powoduje<br />
to zrazu niedostrzegalne, z uplywem lat coraz wyrazniejsze<br />
wyostrzenie wspomnianego uprzednio etycznego kryterium wartosci,<br />
kt6remu podlegac rna zar6wno dzielo sztuki, jak i historyczne<br />
procesy ewolucji artystycznych. Trudno mnozyc tu przyklady<br />
potwierdzajqce owo spostrzezenie, ale przynajmniej jeden nalezy<br />
wskazac bezwzgl~dnie - ten zwiqzany jest z Picassem. Stosunek<br />
.. Por. Claude Roger-Marx: Bonnard, (W:) Od Maneta do poUocka. Siowntk<br />
m alarstwa nowoczesnego. Przel. H. Devechy. Warszaw a 1973, s. 3p.<br />
.. Patrzqc, s. 241.<br />
123
ANDRZEJ NOWAKOWSKI<br />
Czapskiego do otego artysty jest bez wqtpienia jednym z bardziej<br />
frapujqcych wqtkow jego kolejnych rozrzuconych tekstow krytycznych.<br />
"Picasso cale zycie uczyl siE: sciqgae od wszystkich i nie<br />
znosH wlasnych nasiadowcow" - ta 'opinia wydaje siE: wyrazae<br />
jednoznacznie negatywnq postawE: Ikrytyka -wo,bec tworcy Kobiety<br />
W koszuli. W innym zas miejscu powiada kr6tko, lecz jeszcze dobitniej:<br />
"WiE:c to jest Picasso KUE:ska!" 41 Zastanawiajqce, skqd tak<br />
apodyktyeznie negatywny ton u krytyka, kt6ry z zasady stroni<br />
od podobnych ocen. Zaskakujqce tym bardziej, ze jeszcze dwadziescia<br />
lat wczesniej pisal: ,,1 znowu przezylem przed Picasse,n<br />
to, co juz przezylem · tyle razy przed obrazem, rzezbq, talerzem<br />
ezy "l'ysunlkiem tego artysty. Az mnie zatkal swoim smakiem; zawsze<br />
to sarno uczucie niespodziankij zabawy, kombinacja nieslyehanego<br />
bogactwa zrodel reminiscencji" 42. To co p6Zniej bylo "sciqganiem"<br />
tu jest "reminiscencjq". Jak zracjonalizowae ten rozrzut<br />
opinii Nie sqdzE:, aby decydujqcy wplyw mialy tu lata. Wydaje<br />
siE:, ze Czapski akceptuje Picassa jako artystE:, natomiast obce Sq<br />
mu moraIne Zrodla jego sztuki, u podstaw ktorych tkwi egocentryzm,<br />
niepohamowana zqdza slawy, zqdza byeia pierwszym za<br />
wszelkq cenE:, nieliczenia siE: z nikim i niczym. W cytowanym eseju<br />
100 Picass6w pisal: "... wydal mi siE: nagle postaciq tragicznq przez<br />
swoj nienasycony nigdy glod potE:gi, glod, by on jeden tylko mogl<br />
blyszczee blaskiem nieporownanym (...) Ten krol okryty chwalq<br />
zdal mi siE: krolem nagim. Co myslal ten starzec w obliczu smierci,<br />
ktorej nienawidzil, ten czlowiek, ktory naprawdE: wiek swoj<br />
naznaczyl" 48.<br />
I w tym momencie dochodzimy do najwazniejszego przeslania<br />
tw6rczosci Czapskiego - przeslania, ktore w ostatnich latach coraz<br />
cZE:sciej formulowane jest explicite: prawdzi'vva, wie!lka sztuka<br />
musi bye zawsze owocem cierpienia i pokory wobec natury i wobec<br />
czlowieka. W przeciwnym wypadku jest pus t a, . talk jak<br />
pusta jest eyrkowa zonglerka maczugami. W roku 1979 w eseju<br />
pod tytulem Rozrachunki osiemdziesiE:ciotrzyletni tworca pisal slowa,<br />
ktore niech wystarezq za podsumowanie niniejszego szkicu:<br />
"Sztuka zmienia swiat w dziwny krysztal, ktory w czlowieku<br />
wSlkrzesza cos co zdawaloby siE: w nim zamarlo, nie ucieezkE: w jalowy<br />
estetyzm, ale dotkiE:cie innego wymiaru przezye. Do tego<br />
doprowadzic nns moze dziennik Korczaka, unurzany w krwi i poeie<br />
eodziennosei getta, a takze ·przezroczysta jak krysztal sztuka<br />
poetyeka Szczepanovieza, nie mniej okrutna ale wysublimowana,<br />
.. patrzqc, s. 353. <br />
" Patrzqc, S. 233. <br />
.. patrzqc, s. 355. <br />
124
o J6 ZEFIE CZAPSKIM<br />
ktora nam przynosi nagle stan szcz ~ '§liwosci, nie odbierajqc nam<br />
nic z bolu zycia." 43<br />
Coz tu dodac Chyba tylko to, ze w tych udokumentowanych<br />
zyciem slowach niczym w zwierciadle odbija si~ ll1asz d ~ i e wi ~<br />
t n as t y wiek, od ktQrego jak widac ucieczki nie ma! A juz na<br />
pewno nie bylo jej dla Jozefa Czapskiego.<br />
Andrzej Nowakowski<br />
.. Tum1!!t i w i dma, S. 341.<br />
125
PAWEt TARANCZEWSKI<br />
CZAPSKI PATRZY NA SZTUK~<br />
Chyba nikt juz talk nie pisze, bo tel1 spos6» pisania jest owocern<br />
kultury i obycia niemozliwych bez swiata, kt6ry je dawal *.<br />
Plynie on takze z generalnego nastawienia: cz~sc krytyk6w rna<br />
postaw~ resentymentu, a Czapski ducha afirmacji - nawet tych,<br />
kt6rych odrzuca, nie chce ponizyc. Jego slowo to najczr;:sciej "wyraz<br />
holdu i milosci do wielu malarzy, kt6rym nie tyUko on ale<br />
i jego generacja najwi~cej zawdzi~cza" (s: 5). MilosS powoduje,<br />
ze Czapski pisze tylko 0 tym, co jest niq naznaczone lub co jq<br />
uraza stal'ajqc si~ oddzielic p raw d z i w e p r z e z y c i e od<br />
chwilowego nastroju czy uniesienia (1959). W 1972 stwierdzi, ze<br />
talkie przezycie milosci - gdzie indziej nazwane szokiem - wyr6znia<br />
wsr6d innych przezyc vvlasciwq mu moc nadawania jednosci<br />
wielorakinl tresciom oraz to, ze wzbudza ono ch~c podzielenia si~<br />
nim z innymi. SWq metod~ krytycznq opisal blizej w 1970 (s. 316):<br />
Przezycie milosci, szok - powie to wyraznie - jest poza czasem<br />
a scislej poza czasem jest jego istota. Krytyk powinien do niej<br />
dotrzec niezaleznie od "historycznych podporek", kt6re "majq prawo<br />
istniec tylko jako wt6rne, nast~pujqce po a nie p r zed konfrontacjq<br />
intymnq piszqcego z obrazem". Wie jednak, ze czysty,<br />
bezzalozeniowy a zarazem indywidualny- opis "komunii artysty<br />
i odbiorcy" jest niemal niemozliwy bez "wpadania w zestawienia,<br />
por6wnania.. histori~" , totez jego horyzont rozumienia wyczuwalny<br />
jest wsz~dzie na kartach Patrzqc. Mi~dzy innymi do horyzontu tego<br />
nalezy Ikazdorazowy "egzystencjaUny nastr6j" autora, ,kt'6ry kaze<br />
mu te same sprawy osqdzac w r6znych czasach r6zni-e i to tak, ze<br />
nie mozna stwierdzic jakiegos generalnego kierunku rozwoju jego<br />
mysli. Do horyzontu nalezq tez poglqdy artystyczne i filozoficzne,<br />
kt6re w zasadzie nie zmieniajq si~ a raczej dopelniajq.<br />
Piszqcy 0 sztuce szalenie latwo wpadajq w ogolniki, w opisach<br />
Czapskiego jednak okreslenia obraz6w nigdy nie majq wielu zastosowan;<br />
dzi~ki sile intuicji i wyrobieniu iego mowa 0 malarstwie<br />
nabiera niemal zmyslowej, naocznej konkretnosci. Zarazem jednark<br />
pisarstwo Czapskiego jest pewnq estetykq, lecz nie teoretycznq<br />
a zYWq, swoistq "estetykq sytuacyjnq"_ uwiklanq najcz~sciej <br />
choc nie zawsze - w ' krytyk~.<br />
126<br />
• J6zef C zapski. Patrzqc. Z nal, 1983.
CZAPSKI PATRZY NA SZTUKf;<br />
DROGA DO MALARSTWA<br />
Gdy w 1920 Czapski pojawia si~ n a dobre w Krakowie, nie jest<br />
juz mlodziencem "zielonym", jednak dotqd formowala go literatura,<br />
nie malarstwo! I to [iteratura rosyjska i rosyjska rzeczywistoSC!<br />
(Tumult i widma, s. 265). Pierwszy byl To1stoj; potem Dostojewski,<br />
Rozanow a 'takze - to wsrod Rosjan wyjqtek -<br />
Nietzsche; wyzwalajq go -oni spod wp1ywu To1stoja. Do Polski<br />
przyjezdza "nic 0 niej nie wiedzqc" (Tumult i widma, s. 267),<br />
po przezyciu dwoch rewolucji, z Btokiem i Majakowskim w zanadrzu<br />
- i widzi jq najpierw poprzez slowo: w Krakowie, w 1919,<br />
przypadkiem, w jakiejs d.entystycznej poczekalni, czyta Brzozowskiego,<br />
ktory' odkrywa przed nim Polsk~ i polskq literatur~, pogh;biajqc<br />
jednoczesnie spojrzenie na Rosj~. Takze poprzez Brzozowskiego<br />
otwiera si~ przed Czapskim mysl europejska.<br />
W Akademii Krakowskiej zderza s i ~ z klimatem cabkiem nowym,<br />
przeciwnym mlodopolskim nastrojom. Jest to swiat "beztroskiej<br />
pewnosci siebie, zwyci~ s kiego optymizmu i zmyslowej radosci<br />
zycia", takze atmosferaartystyczna, ktorq nalezy znac, by<br />
zrozumiec program kapistow. Bowiem "przyszl'i kapisci, ludzie<br />
tkni~ ci formizmem (Galka Muszkato!owa), majakowszczyznq (Br u<br />
no J asienski), futuryzmem, kubizmem" (1) (s. 280), inny juz cel artystyczny<br />
miec bt;dq 'lia oku.<br />
Nie pociqga ' ich program wyros1y z formizmu. Przyjazn z Cybisem<br />
uczy go Jlatrzec, rozumiec ·na czym polega sens malarski.<br />
Poprzez Waliszewskiego przezyw a kierunki artystyczne i malarzy,<br />
bowiem ,,0 m alarstwie nie wiedzial prawie nic, 0 Francuzach nie<br />
rnial pojt;cia" (s. 67).<br />
2 e jest malarzem, uswiadamia sobie dopiero w Pa ryzu, gdy tenze<br />
Cybis z Waliszewskiin - dwaj mentorzy - odwiedzajq go z jakims<br />
gosciem z P olski. Okazuje si~, li:e Czapski mial im posluzyc<br />
za przyklad tego, ze pr aca i najlepsze ch~ci nie zrobiq malarza<br />
z kogos bez talentu. Przyjaciele cncieli pokazac gosciowi czlowieka,<br />
ella kt6rego swia t malarstwa jest na zaW3ze zamknit;ty. AIie<br />
w Czapskim wtedy wlasnie cos si~ nagle otwarlo, zrozumial, ze<br />
dutk.nql dna, na ktor ym znalaz1 pewnosc, i2 "oderwac si~ od malarstwa<br />
nie moze" (s. 112).<br />
P oza tym przezyl dwie ilumi,nacje. Wczesniejszej udziela mu<br />
mala reprodukcja Mostu przez rzek~ Van Gogha ujrzana w krakowskim<br />
sklepie z far bami w 1920 (5. 37) pozniejsza nast
PAWEl TARANCZEWSKI<br />
OLSNIENIE I PRACA<br />
OlSnienie jest tozsame z "doznaniem maUarskim", jest przezyciem<br />
wcale nie wstrz~saj~cym (!), ale "jakims cichym, pelnym,<br />
niezaleznym od woli, rozlewaj~cym sit:; na setki innych przezye".<br />
Jest takze "szokiem". Szok ten rna jakby dwa oblicza, co upowaznia<br />
do uzy.cia wyrazu w dwoch znaczeniach: je.st obecny w doznaniu<br />
malarskim oraz w doswiadczeniu ohrazu. Szok pierwszy ma<br />
charakter artystyczny, drugi - e.stetycnny. Szok artystyczny przejawia<br />
siE; nadto w dwoch odcieniach: jako ulot·ne przezycie ale rowniez<br />
jako pretekst (motyw) powsta.riia obrazu. Malowae nalezy to,<br />
co nas poruszy1o i poruszenie to jest powodem koniecznyrn lecz<br />
talkze wystarczaj~cyrn podjt:;cia pracy, ktora potem rozwija sit:;<br />
w wielu kolejnych etapach - juz to al1alitycznych, juz to syntetycznych.<br />
Pienvsze jest jednak zobaczenie, ktore w swej istocie jest prze;<br />
zyciem istnienia, pol ega "na odkryciu, ze jakies zjawisko j est<br />
i to jest bardziej niz cokdlwiek innego". Zobaczone zjawisko odslania<br />
sit:; jako ens realissimum w przezyciu "potwornie zagt:;szczonym"<br />
a poniewaz/ jest to przeiycie malarskie, istnienie ods1ania<br />
sit:; w pewnej kombinacji form i barw dostrzeionej obojt:;tnie gdzie<br />
(s. . <strong>385</strong>). Odpowiedzi~ malarza na to przezycie jest sit:;gnit:;cie do<br />
plamy barwnej. Jak w poezji realnosciq jest slowo, tak w malarstwie<br />
realnosciq jest plama barwna, ktora w obrazie buduje<br />
formt:;, czy wrp'cz nadaje tej formie pe1nit:; wyrazu. BiY umiee ni~<br />
operowae trzeba pracy i wiedzy. "Artysci budujqcy wszystko na<br />
talencie (...) nie zwiCjzani swiadomosc i ~ i zadnq gl~bsz~ tradycj~,<br />
jakze 1atwo trac~ mozliwose jakiegokolwiek rozwoju".<br />
Niemniej talent jest niezbywalny, tworzy on wlasne, nieznane<br />
widzenie zycia, wlasny styl i dlatego 'musi z koniecznosci wydawac<br />
sit:; ciemnym i wadli\vym, jezeli s~dzi sit:; 0 nim na podstawie<br />
z gory powzi~tych estetycznych formulek.<br />
CNOTY ARTYSTYCZNE<br />
Artysta i jego sztuka tworzq daa CzapSikiego nadrzt:;dn~ jednose;<br />
st,!d poznajq
CZAPSKI PATRZY NA SZTUKIi<br />
Nie jestesmy panami naszego dziela, ono jest nam narzucone".<br />
"Tu dochodzimy do sedna wszelkiej prawdziwej tw6rczosci. Wszystko<br />
jedno w jakiej gal~zi sztulki, czy nawet iycia - jeieli tylko<br />
rna si~ wraienie mog~ : tak, ale mog~ i inaczej, swiadczy to, ie si~<br />
jest jeszcze w okresie szukania; w momencie tw6rczym jest zawsze<br />
jedyne slowo, jedyny czyn - prawdziwy; wszystkie inne Sq<br />
klamstwem, albo niedociqgni~ciem" (s. 21). Koniecznose t~ jednak<br />
naleiy widziee na szerszym tle. To, co powoluje, wybiera, znajduje<br />
si~ w innym, [epszym i wyiszym swiecie, kt6ry z kolei jest<br />
wyczuwalny wlasnie w tym wolaniu. Swiatem owym rzqdzq pewne<br />
prawa 0 normatywnej mocy nakladania na artyst~ obowiqzk6w.<br />
Ze wzgl~du . na te prawa wymaga Czapslki od artysty rzetelnosci<br />
malarskiej, samokontroli przy pracy, "czystego", bezinteresownego<br />
podejscia do sztuki, calkowitego wysilku; podziwia cnoty Cezanne'a,<br />
jego ciqgle niezadowolenie z siebie, ciqglq gotowose zaczynania od<br />
poczqtku, pokor~, bezgraniczne oddanie i wiernose szttlce. M6wiqc<br />
o Waliszewskim - obok cn6t scisle osobowych - wylicza inne,<br />
par exceLLence artystyczne: zawsze iywy w tym tw6rcy nur t ma<br />
. larskiego doznania, czucie i pasj~ natury, widze:nie barwy, umiej~tnose<br />
niezasklepiania si~ w efektowny{!h formulkach, przesi q kni~cie<br />
kulturq malarS'kq przy jednoczesnym niq nieskr~powa niu.<br />
.Interesujqca jest analiza cn6t Gierymskiego (s o 83, 1938), kt6<br />
. rych opis jest tak prowadzony, ii sugeruje interpretacj~ tych cn6t<br />
jako momentow dialektycznych w sensie zaproponowanym przez<br />
Str6iewskiego 1.<br />
Wartose moralnq ma r6wniei akt nazwany przez Czapslkiego<br />
"dezercjq" artysty. Poniewai praca artystyczna wymaga zupelnego<br />
skupienia wszystkich sil w jednym kierunku i to nie tyako zesrodkowania<br />
uwagi ale tei innego rytmu, innego oddechu, zatem<br />
artysta robi wraienie "dezertera". "Dezerterem" jednalk jest taki e<br />
ten, kto porzuca sztuk~ b~dqc do niej powolaonym czy tei stosuje<br />
uniki podejmujqc zaj~cia zast~pc z e, pozor'nie waine, spelniane jedynie<br />
po to, by m6c usprawiedliwie przed sobq artystycznq bezczynnosc.<br />
PRZEZYCIE ARTYSTYCZNE I ESTETYCZNE, SENS<br />
o znaczeniu artysty rozstrzyga zatem nie samo dzielo lecz dzielo<br />
wraz z drogq rozwoju jego tworcy. Malarstwo rna sens wowczas,<br />
gdy artysta z jednej strony idzie w glqb swych ·doznan, z drugiej<br />
zas - doznania te opiera na widzeniu. Ponownie napotytkamy szok<br />
1 Wladyslaw S t r 6~ ew s ki , Dla!ekt y lca tw 6 rc ZOo~ci , PoWoMo, 19830<br />
9 - ZNAK 129
PAWEt TARANCZEWSKI<br />
artystyczny, kt6ry daje poczqtek tworczosci. Szok ten musi bye<br />
w obrazie widoczny i prowokowae szok widza. Szok artystyczny<br />
to przezycie wartosci w naturze, ma on w obrazie wag~ zasadni<br />
CZq i jego obecnosc resp. nieobecnose jest dla Czapskiego podstawq<br />
oceny estetycznej plotna. Ponadto szok artystyczny jest zasadq porzqdkujqcq<br />
obraz, wszystkie jego warstwy sensu i ich wzajemny<br />
stosunek. Czapski nie twierdzi jednalk, ze poglqd ten jest wazny<br />
we wszystkich etapach dziejow, odnosi go raczej do swego pokolenia.<br />
Szok widza dookreslamy przydawkq "estetyczny", nadajqc jednose<br />
calemu przezywaniu obrazu. Ingardoo powiedzialby "emocja ·<br />
wst~pna", ktora dlatego jest "wst~pna", ze jest pierwsza, nie zas<br />
dlatego, ze pojawia si~ tylko na pocz
CZAPSKI PATRZY NA SZTUK~<br />
w tekscie Patrzqc, powtarza go tei Czapski w wywiadzie nadanym<br />
pod koniec 1984 przez "GIos Ameryki". Ma wowczas lat blisko 90.<br />
Jest to zatem aksjomat, ktorego od 1920, od kiedy zaczqI maUowac,<br />
do dzis nie podwazyl. Cel studiowania natury nie jest jednak<br />
poznawczy. Studium poznawcze jest pozorne, schematyczne, bez<br />
zrnyslu analizy artystycznej, jest latwe, jest - powtarza za Chwist:<br />
kiern - nudnq .i. bezcelojVq informa
PAWEt TARANCZEWSKI<br />
intencjq oka, jest ona syntetycznym, jedynym widzeniem otacza~<br />
jqcego swiata (s. 104). Wizja nie jest ikonsekwencjq sumowania'<br />
si~ widzen, splywa na artyst~ nieoczekiwanie jak laska a cza '~<br />
jej zstqpienia jest nieprzewidywalny, nie zaUezy od zdolnosci. Wi<br />
zja zst~puje juz to nagle, juz to nieznacznie i powoli; bqd:Z: na l<br />
poczqtku pracy, bqdz tez na jej koncu - jak nagroda. Jesli asceza<br />
przygotowuje na przyj~cie laski, to na zstqpienie wizji przygotoj<br />
wuje rozwijanie swiadomosci przez poznawanie tradycji, zwiqzel
CZAPSKI PATRZY NA SZTUK~<br />
konczqc, Waliszewski interesowal si~ juz to walorem, juz to ekspresyjnym<br />
kolorem, zas Potworowski dopiero w Anglii dal calq<br />
miar~ wielkiego talentu. Sam Czapski napisze 0 sobie, ze blqkal<br />
si~ latami nie widzqc drogi, przeszedl szJkol~ postimpresjonizmu,<br />
by wreszcie szukae wyrazu dla przezye i wizji dalekich od czystej<br />
i radosnej kontemplacji natury i swiata postimpresjonistow. Powie<br />
tak juz w 1926! ,<br />
Niewqtpliwie natomiast istnial wspolny program metodyczny<br />
i moralny: -walka 0 elementarz malarski, nami~tna bezkompromisowose<br />
myslenia malarskiego, wartosciowanie jedynie malarskie,<br />
kult Cezanne'a a potem dopiero Bonnarda. Wszystko to lqczylo<br />
si~ z dqzeniem, by osiqgnqe swiat doskonaly wie1kiej qualite malarskiej<br />
i dalE!j go odkrywae. J ednakze mowiono i mowi si~ nadal,<br />
ze problemy rozwiqzywane przez kapistow w obrazach byly rozwiqzane<br />
i zamkni~te juz wowczas gdy je podejmowali, ze program<br />
proponowany przez nich byl wtorny, ze mallarstwo to pozostalo<br />
w pol kroku na drodze ku abstrakcji. Bo przeciez lata 20-te to<br />
gwaltowny rozwoj mi~d 'zy i:nnymi wlasnie abstrakcji, jak uwazane<br />
- sztuki przyszlosci.<br />
Krytyka ta zaklada liniowy rozwoj sztuki, nieuchronnose pewnych<br />
kierunkow, ktorym sprzeciwianie si~ je;;t .proznym wysilkiem<br />
wyrzucajqcym opozycjonist~ poza nurt wlasciwy rozwoju,<br />
poza tym przyjmuje, ze w malarstwie chodzi 0 rozwiqzywanie problemow.<br />
Ponadto nie bylo wcale tak, ze kapisci, niezorientowani<br />
prowincjusze nie zauwai;yli w Paryzu Utubizmu i abstrakcji. Mysl~,<br />
ze ich. wybor byl swiadomy. Kierunki te znali juz z Krakowa<br />
a "Bonnard byl dla nich obok Cezanne'a rowniez punktem wyjscia<br />
kapistow mozna by uznae za anachronicznq tylko wow<br />
wykazae, ze kolor w malarstwie jest spra<br />
Wq raz na zawsze przebrzmialq i zamkni~tq. Jezeli jednak kapizm<br />
jako okres w polskim malarstwie juz si~ dokonal, to kolor<br />
pozostal nadal probllemem, tyle ze w Polsce dzis zapomnianym.<br />
Problem ten - ze wzgl~du na samq jego problematycznose <br />
trzeba ponownie przemyslec, nie wolno rzucie koloru na pastw~<br />
proznego sceptycyzmu czy z pogardq od trqcic.<br />
przeciwko epigonom kubizmu".<br />
Postaw~<br />
czas, gdyby udalo si~<br />
Czapski odchodzi od programu kapistow - dojrzewajqc wewn~trznie<br />
oraz pod wplywem wojny. Rewiduje ocen~ ruchu oraz<br />
zaw~za obowiqzywaUnosc pewnych twierdzen kapistow 0 tworczosci,<br />
uznajqc w obrazie tematyzacj~ wyZszych warstw sensu.<br />
Pod Ikoniec zycia stwierdzi, ze w sztuce interesuje go czlowiek,<br />
kt6ry - jak powie w Notatkach malarskich Jan Cybis ("Sztuka"<br />
4/84) - wprowadza do malarstwa zagadnienia moraine.<br />
133
PAWEl TARANCZEWSKI<br />
MALARSTWO ZAANGAZOWANE<br />
W kwestii zagadnien moralnych i zaangazowania malarstwa najogo}niejsze<br />
jest stwierdzenie z 1952: "kazda sztuka moze<br />
istniee wbrew prqdom epoki, ale , nigdy poza niq". Sztuka jest<br />
wi~c osadzona w dziejach i w te dzieje uwiklana. Czy wobec;: tego<br />
da si~ utrzymae przekonanie, ze istota przezycia artystyczn ego<br />
i estetycznego jest poza czasem<br />
Chronologicznie pierwsze jest jednak pytanie 0 potrzeb~ tematu<br />
literackiego w maUarstwie. Powraca one w 1954 i 1972. Otoz<br />
obraz moze unaocznie sensy inne niz artystyczny, bez pomocy<br />
tematu literackiego, tak ten sens artystyczny organizujqc, by magI<br />
pojawie si~ sens inny, nie pokazany w obrazie tematycznie. Czapski<br />
jednak rue egzorcyzmuje tematu literackiego, aprobujqc jego<br />
obecnosc W obrazach Waliszewskiego ~ to juz w czasach, gdy "temat<br />
w sztuce byl przez wielu pryncypialnie wykl~ty" (s. 65).<br />
Dlatego mniemam, ze choc pewne mysli Czap,skiego ujawnHy si~<br />
dopiero po wojnie, m~czyly go od poczqtku, od czasow rosyjskich<br />
i rewolucji. Czas i przezycia pomogly im tylko ujawni6 si~ pelniej.<br />
Sensy nie stricte artystyczne Sq juz pewnq postaciq zaangazowania,<br />
ale uwaga - pol ega one na "przerazajqco subtelnych"<br />
zwiqzkach malarstwa ze swojq epokq. Sztuka zaangazowana nie<br />
jest w zadnym razie sztukq kierowanq. "Sztuka nie moze bye kierowana,<br />
bo przestaje bye sztukq, nie moze bye pop~dzana ani<br />
przez wladz~ ani przez pouczenia krytyki. Zaangaiowanie jest<br />
spraWq "gl~bokiego instynktu samych artystow, ich calkowitej wewn~trznej<br />
wolnosci" (s. 137). Wlasciwe zaangaiowanie ma miejsce,<br />
gdy artysta sluiy prawdzie. Zatem pozaczasowe przeiycie obecne<br />
w obrazie jest rowniez jakos zaangazowane a zaangazowanie to<br />
wcieUa si~ w zwiqzki z epokq. Dlatego wydaje mi si~, ze dziejowose<br />
malarstwa interpretowae naleiy w kategoriach w c i e I e<br />
n i a.<br />
DYLEMATY SZTUKI NARODOWEJ<br />
Bardziej widocznq formq zaangazowania sztuki jest sztuka narodowa.<br />
Czapski nie odrzuca poj~e: "sztuka narodowa" i "styl narodowy"<br />
ale domaga si~, by ich nie falszowano i nie naduzywano,<br />
bowiem w Polsce panuje pod tym wzgl~dem swoisty redukcjonizm:<br />
mianem sztuki narodowej "okreslamy kaide plotno ilustrujqce<br />
zewn~trzne formy zycia polSkiego" (s. 45, 1933) (dzis takie!). Sztukq<br />
narodowq jest wi~c par excellence malarstwo Matejki (dzis<br />
tzw. sztuka publicystyczna), nie jest niq zas "prawdziwa tradycja<br />
134
CZAPSKI PATRZY NA SZTUK~<br />
malarska" w Polsce: Orlowski, Michalowski, Rodakowski, Kotsis<br />
(dzi§ idqc po tej mysli dorzucie mogilibysmy kapist6w, L6dzkq<br />
Awangard~, sporo malarstwa powojennego...). Nadto entuzjazm dla<br />
sztuki narodowej lqczy si~ z niech~ciq do wplyw6w obcych (s. 45,<br />
1933). Tymczasem artysta moze sluzye swej ojczyznie "tylko b~dqc<br />
artystq, to znaczy pod warunlkiem, ze w chwili gdy bada prawa<br />
sztuki, kiedy tworzy swoje doswiadczenie i odkrycia (...), ze w tych<br />
chwilach nie mysli 0 niczym innym, nawet 0 Ojczyznie, a tylko<br />
o prawdzie wobec kt6rej stoi". Natomiast ludziom odcinajqcym si~<br />
od wplyw6w mozna rzec tylko, ze obrazy uznawane przez nich<br />
za narodowe znajdujq si~ r6wniez pod obcymi wplywami, tyle<br />
ze innymi i na innym planie. Ze starych Matejko byl przeciez<br />
pod wplywem akademizmu europejskiego, na Juliusza Kossaka<br />
wplyn~la Francja, na dzisiejszq naSZq sztuk~ publicystycznq <br />
trzeciorz~dne malarstwo niemieckie - przyklady mozna by mnozye.<br />
Sztuki nie mozna izolowac od wplyw6w, bowiem wielka sztuka<br />
i kultura lqczy, indywidualnoSci narodowe ludzkosc dzielq. Sens<br />
narodowy powinien przemawiac og6lnoludzkim j~zykiem wielkiej<br />
sztuki. Zdanie to m6glby CzapSki powt6rzyc i dzis, bo sprawa<br />
stala si~ zywa w latach ostatnich a wraz z niq problem Matejki,<br />
o kt6rym pisze w latach 20-tych (s. 37), w 1933, 1947 (s. 149) i w<br />
. 1956 (s. 203). W oparciu 0 teksty Czapskiego mozna chyba powiedziec,<br />
ze wina Matejki nie pol ega na tym, iz poszedl drogq, kt6rq<br />
szlo wielu innych w XIX stuleciu, ale na tym, ze swiadomie i dobrowolnie<br />
zaparl si~ swej wewn~trznej koniecznosci. Matejko "rozumial<br />
warunki artystycznej doskonalosci obrazu", dzialal zas swiadomie<br />
wbrew rozumieniu, a wi~c w zlej wierze. Czapski jednak<br />
usprawiedliwia Matejk~ tak: w sytuacji wyjsciowej zastal on alternatyw~:.<br />
szluka lub Ojczyzna a scislej - przeciwstawienie sztuki<br />
poj~tej jako ancilla patriae sztuce zachowujqcej autonomi~ wobec<br />
spraw Ojczyzny. Matejko ulegl cisnieniu sytuacji i w punkcie wyjscia<br />
przyjqwszy aksjomat, ze Ojczyzna · jest wazniejsza, odrzucil<br />
sztuk~ sqdzqc, ze oddanie si~ jej sprzeciwia si~ Ojczyznie.<br />
Pozornose tej alternatywy polega na tym, ze bl~dnie uznano,<br />
ii sens patriotyczny w malarstwie wyklucza sens artystyczny obrazu.<br />
Tak nie jest. Sensy te pozostajq do siebie w stosunku fun<br />
Ijowania i nadbudowywania - a to zaleznie od tego jak wywazymy<br />
relacj~.<br />
DZIEJOWOSC SZTUKI<br />
Tw6rczose kazdego artysty wiqze si~ Zl epokq, jest dziejowa<br />
a ponadto ma wlasnq histori~, kt6rej sensem jest docieranie przez<br />
135
PAWEt TARANCZEWSKI<br />
artyst~ do wlasnego malarntwa. Niemniej sens artystyczny nie jest<br />
jeden dla wszystkich. Istnieje wiele estetYlk i estetyczny totalizm<br />
jest smierciq mallarstwa. Odmienne estetyki mogq si~ mi~dzy sobq<br />
zwalczac, co sprawia czasem wrazenie, ze sluszma jest tylko jedna<br />
z nich a pozos tale powinny zost ~ c wyeLiminowane. To zludzenie.<br />
Mimo to walka jest potrzebna, poniewaz oczyszcza przeciwnika.<br />
Rozne Ikierunki artystyczne i ich estetyki nie ukladajq si~ jedne<br />
po drugich, jak to narzuca systematyka opracowan hlstorycznych.<br />
Kierunki te nast~pujq nieraz nadzwyczaj szybko po sobie,<br />
przeplatajq si~ i zwalczajq. Pewne postawy i linie rozwoju Sq<br />
otwarte, inne prowadzq w slepq ulic~. Czapski sledzi z uwagq<br />
te sprawy, zywo interesuje go zwlaszcza gwaltowny rozwoj malarstwa<br />
abstrakcyjnego po wojnie. Jest to jego zdaniem - mimo<br />
dokonan - slepa ulica. Pryncypialne odwrocenie si~ od natury,<br />
do ktorego prowadzil abstrakcjonizm "pchn~lo malarzy do szukania<br />
innych drog wyrazu, nie majqcych przewaznie juz nic z malarstwem<br />
wspolnego, co znaw doprowadzilo do wniosku, ze malarstwo<br />
umarlo" (s. 323). Oczywiscie sarno malarstwo abstrakcyjne<br />
nie prowadzi do takiej Ikonkluzji, jest to wynik historiozoficznej<br />
tezy uznajqcej Iliniowy rozwoj malarstwa a raczej sekwencj ~ nast~pujqcych<br />
po sobie kierunkow. Zgodnie z tym kubizm i abstrakcja<br />
uznane zostaly za nowy wiek malarstwa, reszta zas za nalezqcq<br />
do "umarlego swiata burzuazji, ktory od lat w proch si~<br />
sypie" (s. 319). Podobnie twierdzili teoretycy socrealizmu uznajqc<br />
kubizm i abst\akcj~ za sztuk~ umierajqcego swiata burzuazji. Dla<br />
Czapskiego zWlqzlki sztuki z epokq Sq jednak "przerazajqco subtelne",<br />
nie jest w zadnym razie tak, ze jakas grupa spoleczna wytwarza<br />
swojq sztuk~, ktora ginie, gdy grupa ta ginie. Po prostu.<br />
malarstwo - obok zwiqzk6w z epokq - zawiera w sobie ponadczasowy<br />
rdzen. Poza tym logika r02lwoju malarstwa jest wlasnq<br />
logikq rozwoju tej sfery ducha. "Kierunki ginq nie ·przez to co<br />
odkrywajq i czego broniq, ale przez to co przekreslajq. Naturalizm<br />
doprowadzony do absurdu, to znaczy naturalizm, kt6ry zgubil sens<br />
konstrukcji, zmysl formy, musial wywolac drugq, nie mniej skrajnq<br />
reakcj~ - abstrakcjonizm; ale abstrakcjonizm (jako kierunek<br />
kaleki, odrzucajqcy natur~, oko i widzenie) jest r6wniez Skazany"<br />
(s. 32, 1958).<br />
Czapski domaga si~ s z t uk i pel n e j czylli takiej, w kt6rej<br />
skrajnosci bylyby ze sobq jakos pogodzone. Postulat ten nie jest<br />
u niego nowy, glosi go juz w 1937 m6wiqc 0 woli pelni malarskiej<br />
u kapi ~taw.<br />
Jaka jedna~ b~dzie przyszlosc malarstwa Oto mozliwa odpowiedz:<br />
Nasze "dzis" jest takie, ze malarstwo, aczkolwiek de facto<br />
136
CZAPSKI PATRZY NA SZTUKI;<br />
. <br />
jest, nie rna JUZ sensu. Na plotnie powiedziano juz wszystko, co<br />
bylo do powiedzenia. Malarstwo naleZy do przeszlosci, jak do przeszlosci<br />
nalezy luczywo i kolowrotek. Czapski jednak twierdzi co<br />
innego. Malarstwo w pierwszym rz~dzie zalezy od ludzi, "zginqe<br />
moze i musi, jezeli zginq ludzie zdolni malarstwo tworzyc i malarstwo<br />
przezywae" (s. 331, 1972). Nie zginie, dopoki istniejq ci<br />
wszyscy, dla ktorych malarstwo jest "swiadomosciq zycia". Malarstwo<br />
przyszlosci rna bye oparte 0 natur~ . Swiadomose t~ zdobyl<br />
zrozumiawszy, ze nami~tne Ikontrowersje i walki mi~dzy abstrakcjonistami.<br />
a zwolennikami sztuki figuratYWlnej nalezq do przeszlosci<br />
i ze obraz lIma prawo bye - jak od wiek wiek6w - stopem element6w<br />
abstrakcyjnych z figuratywnymi" (s. 325, 1972).<br />
Stqd tez nte traktuje powaznie awangardy lat 60-tych i 70-tych.<br />
Nie bierze. serio oglaszanego przez cz~se tej awangardy konca ma<br />
. larstwa. Klein, Fontana, manifestacje na paryskim Biennale Mlodych<br />
- to dla niego formy zabawy (s. 331). Sam idzie innq drogq,<br />
jest to ciqgle "nieustanne poszerzanie, pogl~bianie wrazliwosci na<br />
swiat otaczajqcy, powracanie przy tym systemaryczne do zaci~tego,<br />
pokornego studiowania natury, jej form i barw, ktorych bezgraniczne<br />
bogactwo odczue mozemy patrzqc chociazby cale zycie tylko<br />
na zmi~tq serwet~, na zawsze ten sam stol (...) .:...- to jest droga<br />
prbwadzqca Iku mojemu malarstwu" (s. <strong>385</strong>).<br />
Co do innych zas juz to pyta: "czym malarstwo b~dzie po epoce<br />
kiedy artysta wspolczesny wysta wia w probowkach wlasnq uryn~<br />
na wiellkiej wystawie w Grand Palais w Paryzu tego lata, Iub<br />
inny artysta, juz dzis slawny, wystawia i »sprzedaje jak buleczki«<br />
w znanej paryskiej galerii tej jesieni i smieci i odpadki zebrane<br />
w hermetycznych slojach" (s, 390, 1973) - .juz to przewiduje: malarstwo<br />
przetrwa, bowiem jest potrzebne, od grot AItamiry po<br />
nasze czasy. Nie widzi powodow, dla ktorych mialoby zgin·qe w<br />
przyszlosci. Malarstwo odrodzi si~ po kryzysie lat 60-tych i 70-tych.<br />
Czapski przewiduje trzy kierunki jego rozwoju: a I b 0 malarstwo<br />
zawrze przymierze z Zyciem, b~dzie sprzyjae Zyciu i czynowi,<br />
a I b 0 stanie si~ lalkoniczne, aluzyjne, tajne, stanie si~ sztukq dla<br />
garstki wtajemniczonych, a I b 0 tez stanie si~ drogq do autentycznej<br />
religijnej kontemplacji. We wszystkich trzech przypadkach<br />
malarstwo sluzyc b~dzie spot~gowaniu swiadomosci Zycia, b~dzie<br />
swiadectwem intymnej prawdy czlowieka (1973). I znow powraca<br />
leitmotiv wywodow Czapskiego: "Studium natury, scisle, spokojne<br />
studium natury zbawi maUarstwo, ktore bez tego uschnie i juz<br />
usycha w nasladowaniu sztuk prymitywnych, w trickach, sensacjach<br />
i akademizmie' abstrakcji gorszym, ciasniejszym niz wszystkie<br />
poprzednie akademizmy, bo odci~tym od zrodel zycia, od hodel<br />
sakralnych (kultura agnostyczna) i od bezposredniego dozna<br />
137
PAWEl TARANCZEWSKI<br />
nia, nieustannej kontemplacji natury, od jej niewyczerpanego bogactwa<br />
ksztaltow i barw" (s. 174).<br />
Poniewaz malarstwo jest cz~§ciq kultury, zatem poglqdy na malarstwo<br />
Sq rowniez poglqdami na kultur~. Ale Sq u Czapskiego<br />
my§li 0 kulturze og6lniejsze. Kluczowe Sq tu poj~cia c i q g los c i<br />
i przeciwstawne mu poj~cie r wan i a. Kultura powinna rozwijac<br />
si~ w spos6b ciqgly. Jezeli korzenie zostanq zerwane, czlowiek<br />
swiat znienawidzi - powtarza za Dostojewskim. Szacunek dUa<br />
tradycji nie jest dowodem slabosci ale sHy swiadomej swych zr6<br />
del. PrzyUdadem jest nieustanne odradzanie si~ sztuki francuskiej,<br />
kt6ra nie gardzila tradycjq, lecz um,iala interpetowac jq ciqgle<br />
od nowa.<br />
Rwaniu ciqgtosci sprzyja kult aktualnosci, ona bowiem z kolei<br />
sprzyja rewolucjom, kt6re zn6w przekreslajq tradycj~. W kulcie<br />
aktualnosci kryje si~ wielkie niebezpieczenstwo dla sztuki, niebezpieczenstwo<br />
jej splycenia, niezdolnosci dopracowania si~ autentycznej<br />
wizji ' przez artystow temu kultowi ulegajqcych. Ciqgtose<br />
burzy talkze niesprzyjajqcy klimat polityczny. W eseju Aura letsza<br />
z 1956 pokazuje to na przy~ladzie socrealizmu i jego wypaczajqcego<br />
umysly artyst6w i krytyk6w wplywowi.<br />
Kultura powinna zywic si~ kontemplacjq, kt6ra jest analogiczna<br />
do kontemplacji religijnej. Nie jest zatem kulturotworczq postawa<br />
pragmatyczna i utylitarna (s. 105). Kontemplacja prowadzi<br />
artyst~ do tajemnego dialogu, ktory prze§wieca poprzez dziela<br />
wielkiej sztuki, jak swiadomose innej obecnosci· przeswieca poprzez<br />
dziela mistylk6w. W ten spos6b wzbogaca Czapski ogromnie<br />
sens przezycia artystycznego, kt6re nie ogranicza si~ tylko db<br />
artystycznego szoku. Niemniej sztuka nie moze stae si~ neo-religiq<br />
agnostycznej kultury. "Jezeli sztuka rna wystarczyc (...) jezelli jest<br />
tylko rzuconym w ciemnosc zapytaniem, na kt6re nie moze bye<br />
odpowiedzi, bo nie rna komu odpowiadac (.. ,), jezeli Bach, Rembrandt<br />
czy Norwid Sq tylko zapytaniem, a nie takze 0dpowiedziq,<br />
niciq lqczqcq nas z doswiadczeniem innego ' wymiaru, 0 ktorym<br />
nawet Proust pisze w swych stronach 0 smierci Bergotte'a - sztuka<br />
jest wtedy jak wszystko w zyciu, m6wiqc j~zykiem Kiryllowa<br />
z Bies6w, «diabelskim wodewdlem»" (s. 176).<br />
Sztuka zatem rna bye medium umoiliwiajqcym doswiadczenie<br />
innego wymiaru. Sztuka nie rna stac si~ religiq a religia sztukq,<br />
kazda rna zachowac swe wlasciwe miejsce.<br />
* * * <br />
Czapski pisze jasno, uderza szerokosc i otwartosc w wypowiadanych<br />
przezen - cz~sto kontrowersyjnych - poglqdach; powie<br />
138
CZAPSKI PATRZY NA SZTUK~<br />
dzialbym tez - m~stwo czerpane z afirmacji wartoSci. Nadto oddech<br />
kogos, kto nigdy nie dal sobie narzucic zadnej cenzury ani<br />
zewn~trznej ani wewn~trznej.<br />
Podczas lektury Patrzqc czulem si~ caly czas "wewnqtrz" ksiqzki,<br />
nie zas obok niej. Mialem wrazenie, ze ktos przemawia do<br />
mnie wprost, ze ktos mi znany wszedl do pokoju i opowiada,<br />
rozmawia, rozwaza. Mialem wrazenie, ze slucham starszego kolegi,<br />
kt6ry odpowiada na moje pytania, wyjasnia to, czego nie rozurniem,<br />
rn6wi 0 sprawach, 0 kt6rych wiern niewiele lub nie calkiem<br />
wszystko.<br />
Z drugiej strony zawartosc teoretyczna ksiqzki nie zawsze jest<br />
odkrywcza. Dowiadujerny si~ cz~sto spraw znanych - przynajrnniej<br />
w pewnych kr~gach artyst6w i historyk6w sztuiki. Ale, p 0<br />
pie r w s z e nie jest bana[ny fakt gloszenia takich wlasnie poglqd6w<br />
w czasie, gdy niernal powszechnie panujq poglqdy odrnienne<br />
i to rlie dlatego, by si~ przeciwstawic modzie lecz z wewn~trznego<br />
przekonania, kt6re wymaga rn~stwa w obliczu wartosci<br />
zar6wno w6wczas, gdy trzeba bylo bronic czystego malarstwa<br />
przed polskq atmosferq lat 30-tych, jak i w6wczas, gdy awangarda<br />
powojenna odwraca si~ od malarstwa i przekresla sztuk~.<br />
Czapski broniqc swego stanowiska si~gal gl~biej uwazajqc, ze kultura<br />
swe ostateczne, najgl~bsze uzasadnienie, SWq racj~ bytu ~zerpie<br />
z wartosci nadprzyrodzonych. Ze prawdziwa kultura jest dzielern<br />
laski.<br />
Pod rug i e, jeieli nawet Czapski powtarza rzeczy znane, to<br />
nigdy nie Sq to slowa wewn~trznie puste, kazda wypowiedz rna<br />
walor egzystencjalny. Dlatego slowo jego dziala jak nauka i wychowuje<br />
czyte!lnika. Ma moc slowa, kt6re jest powiedziane zawsze<br />
od siebie.<br />
Jest po t r z e c i e ksiqzka CzapSkiego obronq malarstwa, pokazuje<br />
bowiem, ze dla malarstwa jest miejsce w kulturze, bowiern<br />
uprawianie go reforrnuje wn~trze artysty odnawiajqc jego<br />
widzenie, jest takie drogq doskonalosci - paralelnq do innych<br />
drog. Ujawnia, ie obrazu nie .da si~ zastqpic niczyrn innyrn, jest<br />
on bowiem pelniq o,partq na harrnonii prawie niernaterialnej, jest<br />
sarnoistnym swiatem wcielonej wizji.<br />
I wreszcie sil~ tej ksiqzce nadaje charakter wspornnien a niekiedy<br />
wyznan, kt6re pozwalajq spotkac zycie innego czasu i osobE:<br />
sarnego autora.<br />
Power Toronczewskl<br />
139
ANDRZEJ STANIStAW KOWALCZYK<br />
PODRO! DO EUROPY<br />
DZIENNIKI JERZEGO STEMPOWSKIEGO<br />
Dzienniki podrozy Jerzego Stempowskiego stanowiq obok eseistyki<br />
i epistolografii najwazniejszq cz~sc jego literackiego dorobku.<br />
Pierwszy dziennillt pt. Pielgrzym (Wrazenia z pobytu w Holandii<br />
i Niemczech zimq 1923124) wydany zostal w 95 egzemplarzach w<br />
1924 roku pod pseudonimem B. Serafin i jest prawdopodobnie<br />
pierwszym utworem Jerzego Stempowskiego. Nast~pne dzienniki<br />
podr6i;y powstaly juz po II wojnie swiatowej. W kr6tkim wst~pie<br />
do Pielgrzyma odnajdujemy zdania, ktore charakteryzujq postaw~<br />
autora Rubis d'Orient jako diarysty. M6wi 0 sob ie, ze "odbywa<br />
pieO.grzymk~ do lepszych czas6w. (...) Wlasciwosciq pielgrzymow<br />
jest to, ze idq oni dlugo i wytrwale; zmuszeni okolicznosciami (...)<br />
chodzq drogami ok6Inymi, ! czasami nawet wracajq do miejsc juz<br />
znanych, robiq dlugie postoje, ale nigdzie nie zatrzymujq si~ myslq,<br />
kt6ra zdqza do celu pielgrzymki" *. Formula ta okresla r6wniez<br />
poetyk~ dziennika. Zapowiada jego eseizacj~ przy jednoczesnym<br />
zachowaniu wlasciwej dziennikowi jako gatunkowi literackiemu<br />
tematycznej roznorodnosci. .<br />
Czasy, kt6re mialy nadejsc, okazaly si~ dla Europy katastrofalne.<br />
Ale przeciez nie zmusilo to Jerzego Stempowskiego do rezygnacji,<br />
gdyz dzi~ki mysli czlowiek nigdy nie jest bezbronny. Jej zadaniem<br />
jest pielgrzymka do lepszych czasow.<br />
Pierwsze trzy powojenne dzienniki powstaly w czasach nie sprzyjajqcych<br />
podrozowaniu. Poczqtkowy zapis w Dziennik'u podrozy<br />
Dzlennlkl ukazywaly siE: w pary:lu~ Wszystkle przedrukowane zostaly<br />
w tomle Od Berdyczowa do Rzymu (Paryz 1971): Dztenntk podrozy do Austrtt<br />
Niemtec (Ltstopad-gTUdzlen 1945), wyszedl w wydaniu ksl1jzkowym<br />
(ltzym 1946), ukazal slE: r6wnie:!: przeklad wloskl, w artykule dla lokalizacjl<br />
cytat6w uzywam skr6tu: DPAN, llczba oznacza stronE: w tomle Od Berdyczowa<br />
do Rzymu; Corona turrtta (Z dztenntka podr6~y do Wloch, ltstopad 1947 <br />
styczen 1948) ~ CT; Nowy dztennlk podrozy do Ntemtec (Ztma 1948-1949) -<br />
NDPN; Dztennik podrozy do Niemiec (Czerwiec 1951) - DPN; Dzlennik podrozy<br />
do Westfaut (PaZdzterntk-Ustopad 1954); Ntemcy-Austrta - 1962; Holandla 1962;<br />
Frankfurt - 1962; Bonn - 1963; W Turynle - 1963; Slonce jeslenl (Jugoslawta<br />
1965). Zamieszczony wsr6d dziennik6w utw6r Sulmona - 1958 uwazam za esej.<br />
W krajowym wydanlu esej6w Jerzego stempowsklego (Krak6w 1983, wyb6r<br />
I oprac. W. Karpinski) znalazly siE: fragmenty nlekt6rych dzlennlk6w.<br />
140
DZIENNIKI JERZEGO STEMPOWSKIEGO<br />
do Austrii i Niemiec nosi dat~ 13 <strong>listopad</strong>a 1945. Ledwie zakonczyla<br />
si~ Wojna swiatowa, juz Stempowski przekracza granic~<br />
bezpiecznej i wzgU~dnie dostatniej Szwajcarii aby... wlasnie <br />
przeciez nie po to, aby z msciwq satysfakcjq przyglqdae si~ ruinom<br />
niemieckich i austriackich miast, zobaczye Niemcow w roli zwyci~zonych,<br />
okupowanych i pogn~bionych. Niedlugo potem odwiedza<br />
Wlochy - drugie z europejskich panstw bylej Osi. Dla Stempowskiego<br />
- tak dotkliwie odczuwajqcego rozdar.cie Europy <br />
podroz po pogrqzonych w chaosie Niemczech byia gestemwyrazajqcym<br />
trosk~ Europejczyka 0 jego rodzinny kontynent. Odbycie<br />
podroiy (bez wzgl~du na liczne przeszkody) to proba przywrocenia<br />
czy poswiadczenia powrotu do stanu normalnosci. Podroz bowiem<br />
dla Stempowskiego to nie tyle wyprawa turystyczna, He przede<br />
wszystkim akt nawiqzania dialogu z Europejoczykami innej narodowosci,<br />
ludzmi, ktorych europejskose staia si~ w ostatnich czasach<br />
problematyczna; jedni wyrzekli si~ jej swiadomie, inni nie<br />
mieli dose odwagi, aby jej bronie. (Jako cel swojej drugiej podrozy<br />
do Niemiec (1948-49) podaje autor zapoznanie si~ z tamtejszym<br />
ruchem literackim. Lektura kiUku ksiqzek nasun~la mu przypuszczenie,<br />
ze w Niemczech "rodzi si~ jakies 'llowe pismiennictwo<br />
i trwa poszukiwanie form artystycznych odpowiadajqcych tragicznej<br />
sytuacji naszego kontyY{entu".) Maj 1945 roku nie oznacza dla<br />
Stempowskiego triumfu Europy, bo nie mozna jej sobie wyobrazie<br />
bez Wloch i Niemiec. Faszyzm zostal pokonany, ustala hitl,=·<br />
rowska okupacja, ale druga wojna swiatowa byla dla Europy jako<br />
dla pewnej jednosci kulturalnej druzgocqcym ciosem (chot oczywiscie<br />
to sarna Europa los taki sobie zgotowala, jak przekonywajqco<br />
dowodzi Stempowski w artykule Europa 1938-1039 czy<br />
w Eseju dla Kassandry). Podroze do panstw dawnej Osi maje; zatern<br />
pomoc Stempowskiemu w odpowiedzi na pytania, co zostalo<br />
z europejskiej jednosci; czy mozna zywie nadziej~ na reedukacj~<br />
zdeprawowanych przez wojn~ narodow, na powr6t syna marnotrawnego<br />
(ktorym stala si~ cala Europa) do domu tradycji. Podobne<br />
pytania formulowal Tadeusz Kronski w pisanej podczas<br />
wojny rozprawie Faszyzm a tradycja europejska. Widzial on t~<br />
totalitarnq ideologi~ jaiko efekt absolutyzowania pewnych wartosci,<br />
uczynienia ich bytami samoistnymi i niezaleznymi od tradycji.<br />
Stempowskiego interesujq przede wszystkim . konsekwencje faszyzmu<br />
i wojny, niepokoi go fakt, ze ludzkose tak Iatwo przyj~la<br />
nauki totalitaryzmu. Dzienniki podrozy skierowane Sq wi~c ku<br />
przyszlosci. Autor rozwaza w ni.ch konsekwencje niedalekiej przeszlosci<br />
dla terazniejszosci i jutra, 0 "zwyci~zcach" mowi si~ moze<br />
wi~cej niz 0 zwyci~zonych. Obca jest Stempowskiemu zarowno<br />
141
ANDRZEJ ST. KOWALCZYK<br />
martyrologiczna maniera, jak i euforyczny ton i pochlebstwa pod<br />
adresem ktoregokolwiek z aliantow.<br />
Sam autor okreslil swoje utwory jako dzienniki podrozy, nawiqzujqc<br />
w ten sposob do dziewi~tnastowiecznej tradycji terminologicznej<br />
(np. Dziennik podrozy do Tatrow Seweryna Goszczynskiego).<br />
Okreslenie "dziennik" sugeruje intymne zapiski, zapowiada<br />
opis swiata zewn~trznego przez pryzmat osobowosci i doznan autora.<br />
Pisanie dziennika jest potrzebq wewn~trznq podmiotu, slui)'<br />
mu dla pogl~bienia wiedzy 0 sobie samym, okreslenia swej pozycji<br />
w srodowisku czy spoleczenstwie. Uzupelnienie slowa "dziennik"<br />
epitetem "podr6i:y" zapowiada, ze odtqd uwaga skupiona zostanie<br />
na swiecie zewn~trznym. Tekst zawrze w sobie opis przyg6d,<br />
wydarzen, charakterystyk~ spotkanych ludzi, zapisy rozm6w<br />
z nimi przeprowadzonych etc., b~dzie relacjq aJktualnq, wspolczesnq<br />
wydarzeniom. W ten sposob zblizy si~ do reportazu. Kwalifikacja<br />
ta bylaby szczegolnie odpowiednia w przypadku Dziennika<br />
podrozy do Austrii i Niemiec, w ktorym akcentowana jest niezwyklosc<br />
wyprawy, trudy oraz niebezpieczenstwa z niq zwiqzane.<br />
Okupowane Niemcy, odgrodzone od reszty Europy scislym kordonem,<br />
stajq si~ terra ignota. Dobrze sobie znany, lezqcy w sercu<br />
kontynentu kraj, odkrywa (w doslownym sensie) Stempowski po<br />
raz drugi. CharaJkterystyoe nowej sytuacji nie tytlko Niemiec, ale<br />
i caIej Europy towarzyszq opisy "nielegalnego" przekraczania granicy,<br />
przekupywania straznik6w, ktorych "wyglqd od razu zdradza<br />
bylych gierojow z SS", noclegi w ruinach i domach dla przesiedlencow,<br />
korzystanie z pomocy przemytnikow, etc. Oto probka<br />
tekstu dobrze ilustrujqca literackie umiej~tnosci Stempowskiego:<br />
"Jestem znow w gorach, ktore przeszedlem przed miesiqcem. Wiele<br />
si~ tu od tego czasu zmienilo. Niebo jest szare. Gory pokryte Sq<br />
nowym, gl~bokim sniegiem. Wszystkie przepustki uniewazmono.<br />
Przejsc pilnujq pafrole. Decyduj~ si~ jechac do Boo. 0 z,mroku jestem<br />
w domu znajomego przemytnika.<br />
- Czy po tym sniegu mozna przejsc na tamtq stron~<br />
- Jak komu.<br />
- Na przyklad mnie.<br />
Stary patrzy .na muie przez chwil~ uwaznie zniza glos.<br />
- Moj syn przeprowadzi pana jutro z rana do Too." (DPAN,<br />
s. 150).<br />
Ta zr~czna stylizacja literacka odwolujqca si~ do stereotypow<br />
rodem z relacji podroznik6w i odkrywcow dzikich i niebezpiecznych<br />
krain (stopniowanie napi~cia, zachowujqcy zimnq krew bohater,<br />
dialog ludzi rozumiejqcych si~ w pol slowa) podkre§la jeszcze<br />
stopien upadJku Europy, podzielonej, zniszczonej, zbarbaryzo<br />
142
DZIENNIKI JERZEGO STEMPOWSKIEGO<br />
wanej. Trudno mowic nawet 0 kroku wstecz, bo przeciez obecna<br />
sytuacja nie znajduje odpowiednika w przeszlosci. Zresztq przeszlosc,<br />
a przede wszystkim lata poprzedzajqce pierwszq wojnE;<br />
swiatowq to dla Stempowskiego wlasnie miara normalnosci. ·<br />
Jedna wazna cecha rozni utwory Pawla Hostowca od repor:tai:y.<br />
Jednq z regul tego gatunku jest wymog scislosci podawanych faktow,<br />
dqzenie do swego rodzaju weryzmu. Natomiast autora Eseju<br />
berdyczowskiego bardziej interesuj'l wnioski; nieustannie zadaje<br />
on sobie pytanie, w jaki sposob to, czego jest swiadkiem w Niemczech,<br />
Austrii i we Wloszech akresla sytuacjE; calego kontynentu.<br />
Pierwsze doswiadczenia i obserwacje budz'l raczej pesymizm.<br />
Pod wrazeni~m wypadkow w Kempten i PostE;powania wladz amerykanskich<br />
wobec emigrantow z Europy srodkowej i wschodniej<br />
Stempowski napisze z wlasciwym sobie sarkazmem, ze "zamiast<br />
obiecywanych podczas wojny: wolnosci od glodu i strachu, epoka<br />
Zjednoczonych Narodow przyniosla Europie inne, mniej znane wolno<br />
sci, jak wolnosc polowania na ludzi, z zasadzki lub z nagonk'l,<br />
lapania ich we wnyki jalk borsukow i sprzedawania ich skory"<br />
(DPAN, 116).<br />
Wyzwolona wlasnie spod okupacji hitlerowskiej Europa znajduje<br />
siE; w stanie zawieszenia, strach i niepewnosc Sq powszechne.<br />
"Czekac... Nigdy zapewne slowo to nie mialo tego znaczenia i zasiE;gu<br />
co dzis. Miliony osob zajE;te Sq glownie czekaniem. Czekaj'l<br />
na przepustki, na moznosc powrotu do kraju lub wyjazdu<br />
do ziemi obiecanej. Jeszcze Uiczniejsi n1e majq dok'ld jechac i czekaj'l<br />
w og6le; czekaj'l pokoju, czeikaj'l lepszych czas6w" (DPAN,<br />
110) - notuje Stempowski, ktory juz wie, ze nalezy do tej ostatniej<br />
grupy. Charakterystyczne, ze od samego autora nie slyszymy ani<br />
slowa skargi, Nie zdradza prawie swoich uczuc, przedstawia chlodn'l<br />
analizE; stanu rzeczy w przekonaniu, ze nikt, komu bliskie Sq<br />
wartosci Ikultury naszego kontynentu nie moze pozostac obojE;tny.<br />
Dlatego dziennikom podr6zy obca jest publicystyka czy propaganda,<br />
ich autor nie zamierza indoktrynowac czytelnika. Aby zgodzic<br />
siE; ze Stempowskim, trzeba uprzednio zaakceptowac zakorzenionq<br />
w kulturze i cywilizacji europejskiej hierarchiE; wartosci<br />
(l'lcznie z faktem ich roznorodnosci, ktory implikuje postaWE; plur<br />
alistyczn'l).<br />
Stempowski stwierdza, ze nastrojowi niepewnosci towarzysz'l<br />
glE;bsze przemiany w postawach wobec zycia. "Od czasow Renesansu<br />
Zachod cenil nade wszystko energiE;, przedsiE;biorczosc, wynalazczosc,<br />
zapobiegliwosc, zdoUnosc do pracy. Poczqtek obecnego<br />
stulecia ujrzal narodziny mistyki czynu. (...) Dzis po latach gor'lczki<br />
pracy i niedorzecznych wysilkow (...) organizacja zbiorowa<br />
zdaje si~ prowadzic wci'lz przez te same etapy: przem,vsl, kryzys,<br />
143
ANDRZEJ ST. KOWALCZYK<br />
zbrojenie, bombardowanie. Przedsi~biorczose prywatna, poprzez<br />
niezliczone przeszkody, pozwolenia na prac~, przepustki, reglamentacje<br />
(...) poprzez tysiq
DZIENNIKI JERZEGO STEMPOWSKIEGO<br />
m~ i talent, a przez to humanizujqcych naszq egzystencj~. Zwiedzajqc<br />
w 1951 roku odbudowany dom Goethego we Frankfurcie<br />
ZWl'aca Stempowski uwag~ na stare meble z XVIII w. Spostrzezenie<br />
to staje si~ punktem wyjscia dla refleksji nie tylko pedagogicznej:<br />
"Dzieci wychowane w takich wn~trzach muszq posiadac<br />
innq wrazliwosc, inny stosunek do swiat'a przedmiotow niz dzieci,<br />
ktore wYros1y otoczone fabrycznq tandetq. Odleglosc mi~dzy domem<br />
Goethego i mieszRaniem w dzisiejszej czynszowej kamienicy<br />
jest zapewne ta sama, co m i~dzy wizjami swiata autora Fausta<br />
i Franza Kafki" (DPN, 271). Pi~kne przedmioty przykuwajqc na<br />
SZq uwa g~ i wzbudzajqc nasz podziw, UCZq dostrzegac i cehic swiat<br />
zewn~ trzny, dostarczajq wreszcie czlowiekowi miary, kryter ium.<br />
D z i~k i takim postawom tworcow dawna sztuka nie zaslugiwala na<br />
miano omfaloskopicznej. Nilltt z nich nie wypowiedzialby slow Celine'a:<br />
J estem zlamany, pozostala mi tylko moja nienawisc i moj<br />
styl (zob. esej Po powodzi z tomu Eseje dla Kassandry ). Wspolczesne<br />
miasta na kazdym kroku przypominajq swym mieszkailcom<br />
o mizerii n~dzy (mimo materialnego dostatku) i jednowymiarowosci<br />
cywilizacji przemyslowej. "Mieszkajqc przez dlugie nata w takich<br />
miastach - pisze Jerzy Stempowski - mialem nieraz przeczucie,<br />
ze powstale z chciwosci, wYzysku i pogardy ludzi dla samych siebie<br />
- splonq ikiedys jak Sodoma i Gomora. Nikt nie b~dzie ich<br />
bronil od zaglady, bo dla karoego byly zwierciadlem jego ubostwa"<br />
(NDPN, 236). Dlatego pietyzm dla wszystkiego, co wnosi w zycie<br />
p i ~kno i przypomina 0 wsp6lnocie z minionymi wiekami staje si~<br />
tak wazny. Moze nawet pozwala czlowiekowi zachowae jego ludzkq<br />
i s tot~, bo przedmioty okazaly jej wi~cej przywiqzania niz on sam.<br />
Wedlug Stempowskiego jednym z na jwi~kszych grzechow XX wiek<br />
u byl jego (zrodzony wczesruej) utylitaryzm. W swej uproszczonej<br />
wersji przyczynil si~ on do zubozenia ludzkiej egzystencji<br />
przez redukcj~ potrzeb i aspiracji czlowieka. Pozbawil si~ on moznosci<br />
kontaktu z rzeczywistosciq marzenia i wyobrazni odznaczajqCq<br />
si~ innq hierarchiq wartosci niz sfera codziennej praktyki.<br />
Stqd Hostowiec przychodzi do wniosku, ze "po latach pozar6w<br />
i ucieczek zbieranie rzeczy starych i urzqdzanie :wn~trz a nawet<br />
samo ich oglqdanie zdaje si~ bye za~ciem kojqcym, balsamicznym,<br />
Ieczqcym zaognione rany moraIne. Kto posiada do tego dane, powinien<br />
mu si~ poswi~cic, nawet gdyby swiat mial trwac tytlko<br />
trzy tygodnie" (ibidem, 250).<br />
Stempowski poszukiwal w Niemczech zapowiedzi przyszlego odrodzenia.<br />
Nie czerpal satysfakcji wzorem tak wielu Polakow z katastrofy<br />
Niemiec (przy czym katalStrofq dla niego byla nie tylko<br />
kl~ska militarna, ale przede wszystkim sam hitleryzm). Uwazal,<br />
ze Niemcy Sq r6wnie niezb~dne Europie jak Europa Niemcom.<br />
10 - ZNAK 145
ANDRZEJ ST. KOWALCZYK<br />
Nic wi~c dziwnego, ze szczeg6lnq uwag~ zwr6cil Stempowski na<br />
niemiedkq inteligencj~. Mial zresztq wsr6d niej wielu znajomych<br />
i przyjaci61, kt6rych w trakcie kr6tkich podr6zy staral s i~ odwiedzie.<br />
Inteligencji Hostowiec zawsze przypisywal waznq ro l~,<br />
widzqc w niej grup~ powolanq do kultywowania tradycji i - r6wnoczesnie<br />
- do refleksji nad wsp6lczesnosciq (zob. esej Dzieci<br />
Warszawy w poczqtkach XX stulecia). Jednakze inteligencja w wieku<br />
dwudziestym nie stan~la na wysokosci zadania, "wszystkie bowiem<br />
wywrotowe i antyhumanitarne prqdy naszych czas6w, narodowy<br />
socjallizm, faszyzm, (...), wyszly nie sposr6d robotnik6w<br />
i chlop6w, ale z uniwersytet6w" (DPAN, 109). Tymczasem jedna:k<br />
w 1945 roku inteligencja dzieli los wszystkich Niemc6w. W rnonachijskiej<br />
laini spotyka Hostowiec zatopionych w lekturze ludzi,<br />
w kt6rych rozpoznaje "resztki inteligencji (...) dawnych sluchaczy<br />
Maxa Schelera (...), bywalc6w Cafe Stephanie i kOllcert6w W sali<br />
Vier Jahreszeiten". Przyszli tu, zeby si~ ogrzae. Zimne mieszkania<br />
uniernoZliwiajq wykonywanie pra·cy umyslowej, a przeciez "juz sarna<br />
bierna obrom~ rnysli od ' b6lu, jakim przeszywa jq narastan ie<br />
chaosu, wymaga dlugiego, uporczywego skupienia, oswojenia dzikich<br />
skok6w historii, ulozenia szarpiq'Cych wyobraini~ zjawisk<br />
w fonn ~ , pozwalajqcq chociai:by na ich przytomnq enumeracj~ "<br />
(DPAN, 130).<br />
Kiedy jednak rnija najgorszy okres, zycie kulturalne ozywia si~ .<br />
Wie!le stron swych dziennik6w poswi~ca Stempowski rozwijajqcemu<br />
si~ ruchowi ksi~garskiernu i czytelnictwu. Z satysfakcjq notuje,<br />
ze znowu wielikirn zaintereso.waniem cieszy si~ literatura starozytna<br />
i klasycy europejscy. LqCZy to z instynktownq potrzebq powrotu<br />
do ustalonych wartosci; jak w czasach dezintegracji spolecznej<br />
popularnose osiqga literatura 0 charakterze romantycznym, tak<br />
w ·cza"sach reintegracji ludzie nowi si~gajq po starych autor6w,<br />
aby przywr6cie ciqglose. "Lektura Iliady, czytanej bez przerwy<br />
przez dwa i p61 tysiqca lat, daje (...) poczUJcie wsp61noty duchowej<br />
ze wszystkimi pokoleniami poprzednimi i dostarcza kompletnego<br />
zludzenia stalosci i ciqglosci Zycia" (NDPN, 234). Odnajdujerny tu<br />
jeden z cz~sto pojawiajqcych si~ w eseistyce i epistolografii Hostowca<br />
motyw6w - wiar~ w jezeli nie ocal'ajqcq, to w kazdym<br />
razie porzqdkujqcq moc kultury. Dzi~i niej kll~ski spowodowane<br />
przez szalenstwa wsp6lczesnych nie mUSZq okazae si~ ostateczne.<br />
Nie oznacza to oczywiscie, ze potomkowie starych ·cywilizacji mogq<br />
robie, co im si~ Zywnie podoba - Sq jednak granice i Europejczycy<br />
XX wieku bliscY' juz byli ich przekroczenia. Oznacza to,<br />
ze stare cywilizacje nie pozostawiajq swych spadkobierc6w bezbronnymi<br />
i samotnymi wobec chaosu historii i przypadkowosci<br />
egzystencji. Czlowiek u Stempowskiego - jakkolwiek slaby i latwo<br />
146
DZIENNIKI JERZEGO STEMPOWSKIEGO<br />
ulegajqcy zlu, jest jednak istotq wolnq, dla swego normalnego<br />
rozwoju potrzebujqcq zdyscyplinowanej - przez swiadomosc norm<br />
etycznych i zwiqzek z tradycjq - swobody. W przeciwnym razie<br />
karleje duchowo. '<br />
Omawiajqc rynek ksi~garski, nie oszcz~dzil Stempowski samych<br />
ksi~gar zy . Okreslil ich jalko ludzi stworzonych raczej do "handlowania<br />
bykami i liczenia pieni~dzy". Oni sami doprowadzilli do<br />
zakwestionowania specjalnego statusu ksiqiki; staia s i~ ona towarem<br />
takim jak inne, podlegajqcym przepisom dewizowym, kontyngentowym,<br />
clearingowym etc. "Truten siedzqcy za biurkiem<br />
w byle ministerstwie zastanawia si~ zupelnie na serio, na jakim<br />
miejscu postawic produikcj~ i handel ksiqzkq w hierarchii potrzeb<br />
doraznych kpju, jak gdyby w jego m~tnej i ciemnej glowie mogIy<br />
w ogole istniec kryteria do tego rodzaju ocen" (CT, 167). Los<br />
ksiqzki jest dla Stempowkiego miarq degradacji kultury. Trafnie<br />
ujmuje to aforyzm mowiqcy 0 ksiqzce francuskiej, ktora docierala<br />
niegdys swobodnie do UraIu, dzis natomiast "nie moze przekroczyc<br />
linii Maginota". W Europie podzielonej ikordonami, najezonej<br />
twierdzami szerzyc si~ zacz~la mentainosc wlasciwa obroncom<br />
obl~zonego miasta. Nic wi~c dziwnego, ze i ksiqzka europejska<br />
staia si~ "parafianska, tandetna w tresci, glupia i zmanierowana<br />
na najnizszy snobizm" (ibid., 168). Opinie Stempowskiego na temat<br />
poziomu wspolczesnej ~siqzki odzwierciedlajq jego negatywne<br />
stanowisko wobec pewnych roszczen kultury masowej. Irytowalo go<br />
likwidowanie hierarchii, tak istotpego atrybutu kazdej dziedziny<br />
tworczosci. To, co niisze nie powinno wysuwac si~ przed to, co<br />
wyzsze; Iiczba odbiorcow nie moze stac si~ kryterium wartosci.<br />
W clziennikach podrozy po Niemczech musialy znalezc oclzwierciedienie<br />
nurtujqce calq Europ~, a przede wszystkim samych Niemcow,<br />
kwestie polityczne. Jak doszlo do katastrofy Jakie posuni~cia<br />
w przeszlosci przyniosly tak fatalne skutki Odpowiedzi,<br />
jaikich Niemcy udzieiali na powyzsze pytania, byly dla Polaka<br />
z oczywistych wzgl~daw bardzo interesujqce. "W swietle wypadkow<br />
ostatnich lat - pisze Stempowski - pruska polityka ekspansj<br />
i terytorialnej miala w sobie cos z wiejskiego makiaweIizmu<br />
zapatrzonego w ziemi~ i slepego na wszystkie inne elementy po<br />
Iityki. Od X:VIII wieku partnerem Prus - jako aaiant Iub wrag <br />
byla Rosja. Po kaidym .przesuni~ciu granic Prusy dostawaly kawal<br />
gruntu pod kartofle, w r~ce Rosji zas wpadaly olbrzymie obszary,<br />
zamieszkujqce je Iudy, brzegi marz, zdobycze otwierajqce przepastne<br />
perspektywy na kontynenty i oceany. Utrzymanie tych zdobyczy<br />
wymagalo od Ro~ ji najwi~kg,zego sko~entrowania wladzy<br />
politycznej i sily wojskowej, zamykajqc jej drog~ do tentowanej<br />
kilka razy ewolucji liberalnej w stylu' zachodnim. Proporcja sil<br />
147
.<br />
ANDRZEJ ST. KOWALCZYK<br />
mi~dzy partnerami ulegala ciqglym p r zesuni~ciom na niekorzysc<br />
Niemiec" (NDPN, 218).<br />
Czy dostrzezenie i analiza dramatycznych dla Europy i Niemiec<br />
'konsekwencji bl~dow politycznych zaowocuje rowniez w dziedzinie<br />
moralnosci Stempowski unika w swych dziennikach zarowno<br />
patosu, jak i tanich publicystycznych frazesow, ktore z takq latwosciq<br />
przychodzily i przychodzq wielu Pdlakom piszqcym 0 oclpowiedzialnosci<br />
Niemcow za zbrodnie drugiej wojny swiatowej. W<br />
powsciqgliwosci tej k ryje si~ szacunek ella pami~ci ofiar, a takze<br />
ch~e pobudzenia raczej refleksji niz emocji. Nie 'oznacza to jednak<br />
milczenia. Zdaniem' Hostowca niebezpieczenstwo pkwi nie w<br />
moZliwosci odrodzenia politycznych wplywow nazistow - jest to<br />
nierealne. Nowy n acjonalizm totalitarny m oze odrodzie si~ w oparcin<br />
0 zaszczepione przez hitleryzm postawy, wzory zachowania<br />
takie jak respek t dla przemocy, pogarda dla slabych, dobrze rozwini~<br />
ta umiej~tnosc biernego przystosowania s i ~ . K u zclziwieniu<br />
wielu nie nastqpila w Niemczech samorzutna ekspiacja czy chocby<br />
wyznanie win. P rzyczynq tego nie jest zatwardzialosc w grzeehu,<br />
dziala tu raczej stary nawyk bezwzgl~dnego posluszenstwa<br />
i biernosci wyniesiony jeszcze z. okresu Republiki Weimarskiej:<br />
"Brak samodzie!J.nej i niezaleznej opinii publicznej zdaje si~ bye<br />
stalq chorobq pan stwa nowozytnego" - konkluduje Jerzy Stempowski.<br />
Nie oznacza to jednak, ze nad kwestiq tak zwariej Entnazifizierung<br />
m ozna przejse do porzqdku dziennego. Komentujqc proees<br />
0 zabojstwo wi~znia, ktory w kwietniu 1945 roku usilowal<br />
uciec z konwoju, autor Eseju berdyczowskiego dostrzega zroznicowanie<br />
postaw mlodych Niemcow - swiadkow morderstwa.<br />
Chlopea, ktory wydal uciekajqcego wi~znia, ale przed sqdem przyjmuje<br />
za swoj czyn odJi>owiedzialnose i uznaje win~, sklonny jest<br />
Stempowski uznae za "wewn~trznie oezy~ zczonego od hitleryzmu".<br />
1nni nie wyzwolili si~ jeszcze spod wladzy utylitarnej moralnosci<br />
obl~zonego miasta, dopuszczajqcej etyczny relatywizm. Rela'Cji<br />
z proeesu w Monachium towarzy~zy refleksja rzuc·ajqca swiatlo<br />
na etyczne poglqdy samego Stempowsikiego. Pojawiajqcy si~ tu<br />
rnotyw ekspiaeji nie oznacza akceptaeji moralnosci opartej na<br />
Boskim autorytecie. Jego postaw~ mozna okreSlic jako etyk~ bez<br />
sankcji i powinnosci. Sposob forrnulowania przez Stempowskiego<br />
problemu jest znamienny. Oto:i pyta on: czy wypada wydae uciekajqcego<br />
wi~znia Nie wdajqc si~ w rozro:inienia, przywoluje histori~<br />
Jezusa i Judasza. Ewangelia przywolana zostaje nie jako<br />
slowo Objawione, ale jako tel,cst wyrazajqey doswiadezenie etyczne<br />
ludzlkosci. Tak odpowiada na zadane pytanie tradycja; kto zatem<br />
wydaje zbiega, ten sprzeniewierza si~ starym, utrwalonym w kulturze<br />
normom etycznym, zdradza ludzki lad swiata. Denazyfikacja<br />
148
DZIENNI KI JERZEGO ST EMPOWSK IEGO<br />
~dz ie polegae na odbudowie wiary w wartose i niezb~dnose tego<br />
fadu. Dopiero to b~dzie znakiem, ze "czasy przesladowan, »robienia<br />
porzqdku« pogardy dla zycia i godnosci czlowieka min~ly. (...)<br />
P rzemiany tej nie nalezy zapewne wyobrazae sobie w formie<br />
naglej metamorfozy, lecz raczej jako proces powblny, rozwijajqcy<br />
si~ nie tyle na forum publicznym, iIe w trybie -wieczornych rozmow<br />
i r achunkow sumienia. Sarna natura tego procesu o~ asnia ,<br />
czemu mocarstwa okupujqce Niemcy niewiele tyllko przyczynily<br />
si~ do odhitleryzowania kraju" (NDPN, 215).<br />
Char akterystyeznq cechq dziennilkow Stempowskiego jest cz~sto<br />
manifestowana nieeh ~ e do zwyci ~ skieh aliantow. Obserwowanych<br />
na frankfurc1dm dworcu amerykanskieh zolnierzy okresla mianem<br />
n owego Herrenvollku. Sq pewni siebie i aroganccy - "k iedy Amerykanie<br />
jadq na urlop, dworzec jest tylko dla nich. Inne pociqgi<br />
przewidziane na ten czas po prostu nie odehodzq". Opis tego vvydarzenia<br />
pokazuje, jaik narrator dzienriikow okresla SWq pozycj ~<br />
w pr zedstawionej rzeczywistosci. Widzimy go w tlum ie upokorzonych<br />
Niemeow, przyjmuje ich punkt widzenia, bye moze okreslenie<br />
"Herrenvolk" pochodzi ~snie od nich. Podkreslony przez<br />
narr atora br ak dystansu oznacza nie tyle wspolczucie dla Niemcow,<br />
ile manif estacj ~ europejskiej solidarnosci. W swej niech ~ ci<br />
do zachodnich aliant ow posuwa si~ Stempowski do niesprawiedliwych<br />
zarzutow, w ktorych nietrudno dostrzec tak jednak rzadkie<br />
u niego rozgoryczenie: "Mieszkancy Europy Sq dzis w polozeniu<br />
szczura w wannie, szukajqcego na prozno wyjscia po gladkich<br />
scianach. Dobroczynny wujaszek Sam r zuea im do ieh wi~zi e nia<br />
po kiIka dolar6w w przypuszczeniu, ze brak im tylko p ie ni~ dz y,<br />
a by byli zupelnie szcz~sIiwi i rozwin~l i wielk q dzialalnose gospodarczq"<br />
(CT, 155). W 1947 notuje, ze nieuniikniona wyda je si~ powszechna<br />
glebae adscriptio, gdyz "latw iej jest nawet pobie Hitlera,<br />
niz wyzwolie si~ same'llU ze slepego egoizmu i pogardy dla<br />
gorzej uzbrojonych" (loc. cit.). Na k sztalt p owojennej Europy wply <br />
n~l o nie tylko militarne zwyci~stwo nad faszyzmem, [ecz rowniez<br />
-zawar te mi ~ dzy aliantami uklady.<br />
_<br />
Nie oznacza to oczywiscie, aby Stempowski nie docenial wagi<br />
pomocy aliant6w dla Europy. Wiflae to szczegolnie w dzienniku<br />
podroi:y do Moch, w ktorym opisuje okres la grande paura <br />
wielkiego strachu spowodowanego radykalizacjq ma.
ANDRZEJ ST. KOWALCZYK<br />
nych juz w latach pi~edziesiqtych podkresla autor latwosc i komfort<br />
podrozowania. Miasta podnoszq si~ z gruzow, Niemcy zachodnie<br />
wkraczajE} w okres cudu gospodarczego, rozwija si~ zycie<br />
kulturalne. Zresztq juz w 1947 roku we Wloszech Stempowski<br />
dostrzega poczqtlki przemian: prowokatorzy usilujqcy rozniecie<br />
ulliczne zamieszki nie znajdujq wsrod Wlochow posluchu. "Po stu<br />
1atach autentycznego i sztucznie rozdmuchiwanego fanatyzmu narodowego,<br />
po okresie kultu czynu ' i sHy, w Europie mozna zauwazye<br />
pewne objawy reakcji. Fanatyzm i wzajemna nietolerancja<br />
zniszczyly zamoznose i niezaleznosc naszego kontynentu. Postawy<br />
aroganckie i wyzywajqce, ktore uchodzily za normalne przed dziesi~ciu<br />
1aty, wydajq si~ .dzis pozbawione wszelkiego racjonalnego<br />
umotywowania. Moralnosc ob1~zonego miasta i mobilizacji tota1nej<br />
spustoszyly zycie osobiste. U ludow bardziej wrazliwych i posiadajqcych<br />
pewne tradycje, przeciw tej moralnosci zacz~ly wyst~powae<br />
pierwsze oznaki oporu~' (CT, 162).<br />
Dzienniki podrozy Stempowskiego mozna podzielic na dwie grupy.<br />
Do pierw-szej na[eZy zaliczye utwory wczesne, powstale w latach<br />
czterdziestych. W sklad drugiej WGhodzq dziennitki napisane<br />
w 1atach pi~edziesiqtych i szesedziesiqtych (ostatni - Sionce jesieni<br />
(Jugoslawia 1965)~ Nie znajdziemy w pozniejszych dziennikach<br />
obecnego w pierwszych tonu subtelnego liryzmu, rownowazonego<br />
zresztq, jak zwyk1e u Stempowskiego, przez ironi~ czy sarkazm.<br />
Ten osobisty ton pokazywal, jak da1ece opisywane fakty i poruszane<br />
sprawy byly Stempowskiemu nieoboj~tne -: rok 1945<br />
oznaczal kres nadziei na Ikoniec tulaczki. To pierwszy dziennik<br />
z jesiennej (1945) podrozy po Niemczech zawiera pi~knq dygresj~<br />
o ojczystych rzekach, ktorych szum zawsze towarzyszy wydanym<br />
samotnosci emigrantom. "Zdaje mi si~ - mowi Jerzy Stempowski<br />
- ze gdybym ociemnialy, stary, trawiony gorqczkq i obl~dem ,<br />
poslyszal znow ten szum, lata blqdzenia po manowcach spadlyby<br />
ze mnie jak lachma'ny niedoli i stalbym si~ znow sobq" (DPAN, 112).<br />
W utworach drugiej grupy nie manifestujq si~ juz tak otwarcie<br />
pog1qdy etyczne i po1ityczne samego Hostowca. Przewaza opis i re<br />
1acja. Spotkani ludzie, wydarzenia, odwiedzane miejsca nie prowokujq<br />
juz wypowiedzi na zasadnicze tematy. Sq to dzienniki podrozy<br />
epoki stabilizacji; zewn~trzny spoatoj i dystans ukrywajq<br />
bye moze gorycz. Zdegradowana Europa zaakceptowala swoj los.<br />
Nie miala wyboru mi~dzy innymi rowniez dlatego, ze sarna si~ go<br />
wyrzekla.<br />
Nie moze to jednak oznaczae dla Europejczyka powstrzymania<br />
biegu mysli w jej nieustannej "pieilgrzymce do lepszych czasow".<br />
150<br />
Andrzej Stanislaw Kowalczyk
v s K u s J E<br />
MARIAN GRABOWSKI<br />
-\<br />
W KONTRAPUNKCIE EUROPEJSKIEGO <br />
MYSLENIA <br />
Nie myslalem, ze zyc b~d~ w tak osobliwej<br />
chwili.<br />
Kiedy B6g skalnych Wyzyn i grom6w,<br />
Pan Zast!W6w, kyrioo Sabaoth,<br />
NajdotJkliwiej upoko·rzy lud~i,<br />
P{)zwoliwszy ,iIm dzialac ja'k tylko zapragnq,<br />
1m .zo-stawiajq'c wni
MARIAN GRABOWSKI<br />
lozonych i wtasnego ic~ odc;:zytania. Robi~ to swiadom szkicowych<br />
uproszczen i niedopowiedzen.<br />
Ksiqzka jest wr~cz Ikliniczym op isem opozycji mi~dzy wiedzq<br />
i wiarq ujawniaj~cej si~ z calq silq w naszej cywilizacji. Spor ten<br />
w swej nowo±ytnej wersji jest spotem mi~dzy religiq a naukq,<br />
.scislej zas mi~dzy religiq a okres!onym typem filozofowania stojqcym<br />
' za nowoiytnym przyrodoznawstwem. Przeciw r eligii stawal<br />
scjentyzm, radykalny empiryzm, pewne odmiany racjonaaizmu,<br />
ktore tak czy inaczej powolywaly przyrodoznawstwo, a jeszcze<br />
bardziej wlasciwy mu sty! myslenia d!a pot'wierdzenia swych racji.<br />
Wydaje m i si~, ze Kolakowski trafia swymi pytaniami w sarno<br />
jqdro sporu. Pyta on 0 prawomocnosc wypowiedzi religijnych, jak<br />
i tych, ktore odrzucajq ich se nsownosc, a nawet mozliwosc. Materia:!<br />
do analiz jest tak dobr any, ze mozna sledzic kryteria sensownosci,<br />
docieJkac :hodel upr awomocnienia aktu religijnego, jak<br />
i jego negacji. Razem z autorern podqzamy od doswiad czen mistycznych<br />
ku podejmowanym na przestrzeni wiekow probom racjonalnego<br />
uzasadnienia istniEfuia Absolutu, wyjasniania tajemnicy<br />
zla, ku j~zykowi religijnemu. Sedno konfliktu mi~dzy opcjq t ylko<br />
na rzecz wiedzy opartej na pewnosci chocby i probabilistycznej,<br />
w iedzy empirycznej bqdz logicznie sprawdzalnej, w vvysokim sto- .<br />
pniu niezaleznej od partycypacji w n iej poznajqcego podmiotu<br />
i posiadajqcej moc preciyktywnosci, a religiq z jej pr.etensjami do<br />
prawdzi'Wosci i swoistq mOCq poznaWCZq sprowadza si~ do pytania<br />
0 istnienie transcendentalnego kryterium prawdy - pewnego<br />
i waznego zawsze i wsz~dzie. Opisujqc konflikt mi~dzy radylkalnym<br />
fenomenalizmem a metafizykq Kolakowski zauwaza : "Nie mamy<br />
w filozoficznym instrumentarium zadnej powszechnie przy j ~ <br />
tej »wyiszej« zasady, za pomocq ktorej daloby si~ ulagodzic k onflikt<br />
mi~dzy tymi. dwiema opcjami." Ta uwaga sluszna jest zasadniczo<br />
w dowolnej plaslczyznie sporu, ezy to 0 epistemologicZllq<br />
pewnosc, czy 0 metafizyeznq koniecznosc. Proby poszuk iwania prawdy<br />
waznej powszechnie, bezwzgl~dneg o kryteriumprawomocnosci,<br />
konczq si~ fiaskiem. Jesli patrzec na histo ri~ filozofii nowozytnej,<br />
to od Kartezjusza po Husserla jest ona poszukiwaniem epistemologicznego<br />
absolutu, probq ustalenia :hodel i w ar unkow poznawezej<br />
pewnosci, nieornylnosci. Idea ta okazala si~ nie do zrealizowania.<br />
Stwierdzenie zas tego faktu niesie niezwyklle powazne konsekwencje.<br />
J esli nie rna prawdy wszystkoobejmujqcej, to i k azda<br />
prawda cZqstkowa staje si~ wqtpliwa. Nast~puje metodologiczny<br />
u padek w bezsens i chaos. Nie istniejq wiarygodne drogowslkazy.<br />
Sytuacj~ takq Autor nazywa nihilizmem poznawczym. ezyz jednak<br />
nie mozna by zadowolic si~ slabszymi kryteriami: cz~sc i owq<br />
koherencyjnosciq, ustalaniem kryteriow prawdziwosci lokalnie slu<br />
•<br />
152
W ,KONTRAPUNKCIE EUROPEJSKIEGO MV$LENI A<br />
sznych vv zaleznosci od sposobow poznania Okazuje si~, ze mozna.<br />
Pewien jednak rodzaj fragmentarycznych z zalozenia dociekan nad<br />
strukturq rzeczywistosci rna wlasnosci poszerzania swego horyzontu,<br />
az po pytanie 0 ostateczne zrodlo pra wdy. Ten rodzaj pytan<br />
przejawia specyficzne roszczenie do prawdy i chce od wolac si~<br />
do miejsca gwara ntujqcego zasadniczosc jakiejkolwiek prawdy. Chodzi<br />
tu 0 sprawy tak zasadnicze (np. kwestia istnienia Absolutu),<br />
ze one same kierujq refleks j ~ ku pytaniu 0 pod s ta w~ wszelkiej<br />
prawclziwosci. Kolakowski docenia, wa g ~ tego pytania i odpowia<br />
:la: "j:\by cos bylo prawdziwe JUusi istniec podmiot nieomylny"<br />
i dalej "...bez absolutnego podmiotu nie jest rno:Jliwe prawomocne<br />
uzywanie predykatu »prawdziwy«". Opowiada si~ za formulq Dostojewskiego<br />
"J ezeli nie rna Bqga, to wszystko wolno" rozumianq<br />
jako formula epistemologiczna "... albo Bog, albo poznawczy n ihilizm".<br />
Takiej odpowiedzi udziela przy analizie klasycznych racjonalnych<br />
argumentow na istnienie Absolutu. Ukazuje i inne obszary<br />
ludzkiej aktywnosci i refleksji, gdzie odpowiedz jest podobna.<br />
Moze najwlasciwszym miejscem, gdzie narzuca si~ pytanie 0 uprawomocnienie<br />
sensu jest kultura z jej ogromnq produk cj ~ nadznaczen<br />
(doda1Jkowy sens wszelkich przeja wow zycia, jak milosc,<br />
smierc). Rowniez i fillozofia historii dzieli t~ wlasciwosc. K olakowski<br />
pisze, ze musi istniec odniesienie do wiecznosci i wiara, ze<br />
wydarzenia historyczne Sq czyms wi~cej niz wydajq si~ byc. "...sa<br />
rno objawienie jest zrodlem jakiejkolwiek wiedzy, kt6rq mamy<br />
nadziej~ zgrornadzic 0 »znaczeniu historii« i oczywiscie 0 samej<br />
prawomocnosci takiego dziwacznego poj~cia."<br />
W ten spos6b Kolakowski szkicuje przyklady sytuacji, gdzie pojawiajqce<br />
si ~ znaczenia, sensy dornagajq si ~ uprawomocnienia. Docieramy<br />
do zasadniczego dla ksiqZlki pytania, 0 gwarancj ~ sens6w.<br />
Najwyrazniej uwidocznia s i~ one w strukturze aktu religijnego.<br />
Opis ak tu religijnego rozpoczyna si ~ od pr6by wykazania zasadniczej<br />
niemozliwosci jego racjonalizacji. Ilustruje to analiza<br />
zawartosci logicznej i empirycznej tradycyjnych pr6b uspravviedliwlenia<br />
istnienia zla. Rzeczywistosc zla w swiecie i po j ~cie Dobrego<br />
Boga nie dajq si~ racjonalnie u zgodnic. -;,Akt wiary i zaufaonia<br />
Bogu musi poprzedzac zdolnosc ujrzenia Jego rqk w trakcie wydarzel'i.<br />
i w srnutku ludzkiej historii".. Dalej nast~puje analiza pozytywnej<br />
strony doswiadczenia religijnego, jakim jest rnistyka.<br />
Odslania ona znaczenie uczestnictwa w poznaniu religijnym, part<br />
ycypacji nierna[ nieobecnej w porzqdku poznania r acjonalnego.<br />
Wiara mistykow dostarcza im wiedzy 0 swiecie budowanej n a<br />
innyrn wzorcu pewnosci niz racjonalny ic z~stokroc pozostajqcej<br />
w jawnej sprzecznosci z wiedzq opart"! na regulach ratio. 0 sposobie<br />
konstytuowania si~ sensu wypowiedzi religijnej Autor pisze<br />
153
MARIAN GRABOWSKI<br />
".. j~zyk sacrum jest j~zykiem kultu i oznacza to, ze jego skladniki<br />
stajq si~ zna
W KONTRAPUNKCIE EUROPEJSKIEGO MY$LENIA<br />
Pisze: "...nie sposob ... bye skazanym na stan schizofrenicznego<br />
rozdwojenia..." i usiluje zinterpetowac stanowisko Kolakowskiego<br />
wqtpiqc w jego bezstronnosc w utrzymaniu sprzecznych racji i posqdzajqc<br />
go 0 sceptycyzm. T~ reakcj~ odbieram jako spontanicznq<br />
i prawdziwq, jako odruch emocjonalnie lecz nie intelelktualnie uzasadniony.<br />
Kolakowski wie i daje temu wyraz, ze sytuacja, 0 ktorej pisze,<br />
wiqie si~ ze szczegolnq intelektualnq i duchowq konfiguracjq naszej<br />
cywilizacji. To zaistnialy uklad kulturowy wyjaskrawia konflikt<br />
porzqdku wiedzy i wiary, i to na s!kal~ nie pojedynczych<br />
ludzkich losow, lecz na skal~ cywilizacji okreslajqc istotnie duchowy<br />
klimat naszej epoki.<br />
Elibieta Wolicka post~pujqeza analizami Autora postrliega wsp61<br />
czesnq nam sytuacj~ jako irracjonalnq, fideistycznq i gloszqc moiliwosc<br />
racjonalnej argumentacji filozofii i teologii protestuje przeciw<br />
wynikom myslenia autora If there is no God... Uzycie tych<br />
okreslen wydaje si~ wqtpliwe, bo ich rozmycie znaczeniowe jest<br />
ogromne. ~ to niezbyt precyzyjne etykietki, ktore nie pomagqjq<br />
w zrozumieniu czegokolwiek. M-am tez wrazenie, ze piszqc 0 racjonalnosci<br />
rna ona na mysli jeden jej mozliwy wzorzec - racjonalnosc<br />
klasycznej metafizyki. Tymczasem rozpoznania czynione<br />
przez Kolakowskiego Sq dowodem niebywalych mozliwosci rozumu<br />
ludzkiego. Rozum bowiem moze stanqc wobec porzqdk6w, ktore<br />
majq calkiem rozne rodzaje intelligibillnosci i zdolny jest je pojqC<br />
i uznac. Potrafi zarazem uczciwie przyznac, ze nie moze ze swym<br />
sposobem pojmowania swiata wtargnqc w nie, nie niszczqc przyrodzonej<br />
im sensownosci. W moim rozumieniu to dopiero jest przykladem<br />
prawdziwej racjonalnosci. W Ikoncu to rozum uznaje porzqdek<br />
wiary, jej odmiennose od siebie, wzajemnq niesprowadzalnosc.<br />
Nie przyznaje tez sobie prawa do narzucenia jednej totalnej<br />
reguly wyjasniajqcej. Zadnych "ostatecznych uzasadnien". I vi tym<br />
kryje si~ jego wielkosc. Rozumowi pozostaje poszukiwanie trudno<br />
wykrywa'lnych linii demarkacyjnych,ustalenie kryteriow konstytuowania<br />
s i~ roz.p.ych sensownosci, ' stopnia ich wzajemnej przenikalnoSci.<br />
Taka racjonalnosc nie grozi absolutyzowaniem ktoregokolwiek<br />
z porzqdkow poznawczych, z rodzaj6w doswiadczenia, nawet<br />
jeW mialoby to byc doswiadczenie metafizyczne. Chce brae<br />
rzeczy jakimi Sq. Staje si~ miejscem autentycznej pokory intelektualnej<br />
nie narzucanej przez zadnecredo, kultur~, system filozoficzny,<br />
ideologi~. Chcialoby si~ az powiedziee, ze jest to poboznose<br />
mysli. .<br />
Jak podjqc dialog z tezami Religion Czy mozliwe jest kontynuowanie<br />
takiego myslenia na gruncie chrzescijanskiego credo<br />
Nie gorszyc si~, nie mowie "zblqdziles", nie trywializowae opisa<br />
155
MARIAN GRABOWSKI<br />
.-<br />
nej antynomii: sens i Bog, a bezsens i Nicosc przez wskazanie<br />
pozornej latwosci wiary. Co naprawd~ Humaczy stwierdzenie Wolickiej,<br />
ze "wspolczesna mentalnosc ma gigantyczny 'post-oswieceniowy<br />
komplelks" "Jedyny pomost szeroko poj~tego racjonalizmu<br />
tradycyjnej metafizyki" (Wolicka) tez nie wydaje s i~ lekarstwem<br />
najlepszym. Klasyczna filozofia Boga zostala stworzona przez geniusza<br />
lecz w zupelnie innej sytuacji kulturowej i przy innych<br />
dahych poczqtkowych nii: te, ktorymi dzisiaj chrzescijanin dysponuje.<br />
Rozszczepienie, 0 ktorym traktuje ksiqzka Leszka Kolaikowskiego<br />
nie istnialo wtedy jako fakt :kulturowy. Dzisiaj jest ono<br />
w stanie przesilenia, tzn. pozwala na wzgl~dnie bezstronnq analiz~ ,<br />
ale nadal istnieje. Czlowiek wierzqCY musi budowac' swoje rozumienie<br />
w iary, swoje rehgijne myslenie nie pomijajqc tego.<br />
Czy przypadkiem ten obszar duchowego rozdwojenia, w ktorym<br />
si~ znajdujemy,' n ie jest naszym preambulum f i dei Moze wspol,<br />
czesnym pozqdaniem gwarancji sensu budujemy nasz zgola o.ry~<br />
ginalny "arguD;lent z potrzeby,Sensu". Czy to wydobyte w filozoficznych<br />
docieikaniach pytanie 0 Gwaranta nie jest zwornikiem r oe:<br />
maitych objaw6w laknienia sensu w naszych czasach TopografJa<br />
wspolczesnej nauki to tez miliony dywergencyjnych sens6w i iadnej<br />
powszechnej reguly scalajqcej. Kazda proba jej ustanowienia<br />
to mordowanie metody naukowej w jej wspolczes·nym ksztakie<br />
(pomimo tego, iz tworzymy roznorakie p roby unifikacji). A cod<br />
zienne zycie z inwazjq ogromnej ilosci informacji niekoherentnej,<br />
cz~ sto wzajemnie sprzecznej i straszliwie amorficznej... Czlowiek<br />
zawsze pojawia s i~ jako ten, ktory zdolny jest rozumiec znaczen<br />
ie, ktory odczytuje i tworzy sensowne struktury w nauce, technice,<br />
kulturze, religii... Zawsze tez taka jego dzialalnosc podszyta<br />
byla l~k{em przed bezsensem - mozliwym rozpadem sensu. L~k<br />
ten stal si~ dominujqcy w naszej epoce (P. Tillich). Tworczq wreszcie<br />
dzialalnosc czlowieka XX ~eku najdosadniej Dddaje okreslenie<br />
Misnera: "Har dware jest to software". Sam reaany produkt '<br />
d zialalnosci czlowieka (hardw are) prieslania oprogramowanie, tj.<br />
ow dodatkowy sens (software). Wytwory naszej dzialalnos
W ,KONTRAPUNKCIE EUROPEJSKIEGO MVSLENIA<br />
nie to jest przedsionkiem modlitwy, naszq XX-wiecznq teodyceC!.<br />
Je] mottem mogloby bye ostatnie zdanie Iksiqzki Kolakowskiego<br />
"the real is what people really crave for", kt6re tlumacz~ tu moze<br />
nieco d O'Wolnie: realnym jest to, 0 co ludzie prawdziwie blagajq.<br />
• Jeszcze jedna sprawa, raczej ad personam. Ezbieta Wollicka nazywa<br />
Kolakowskiego "laickim prorokiem". Nie podoba mi si~ tu<br />
przymiotnik, ale sarna mysl jest prowokujqca. Aby 'zachowae sens<br />
slowa prorok, a niczego nie wmawJac Kolakowskiemu, przyjmijmy<br />
mozliwie najslabsze znaczenie tego slowa. Prorok jest tym,<br />
ktory 'rozumie swoj czas w tym' sensie, ze widzi i czuje miejsca,<br />
k tore pomagajq bqdz przeszkadzajq ludziom 'W spelnianiu ich religijnego<br />
powolania. I co wi~ ce j , m usi dae temuswiadectwo. Nasza<br />
epoka rna sklonnose do zacierania w czlowieku miejsc istotnie<br />
J konstytuu jq'cych religijnose. W tym kontekscie przyjrzyjmy si~ niektorym<br />
wypowiedziom Kolakowskiego.<br />
Kiedy dzisiaj, takze wsrod chrzescijan, z podziwu godnq glupotq<br />
zaciera si~ gra nic~ mi~dzy sacrum i profanum lub trywialnie<br />
sprowadza jeden porzqd elk do drugiego, to Koiakowski analizujqc<br />
t ~ kwe sti~ tylko w plaszczyznie kulturowej ostrzega: "Sekularyzacja<br />
swiata chrzescijanskiego dochodzi do skutku nie tylko w postaci<br />
bezposredniej negacji sacrum, lecz takze w formie posredniej:<br />
przez uriiwersalizacj~ sacrum, ktora, uniewazniajqc rozI;'6znienie<br />
mi~d zy sacrum i profanum, pr:lwadzi do tych samych wynik6w.<br />
Jest to chrzescijanstwo, kt6rc odrywa si~ od swoich zrodel<br />
apdkaliptycznych, chrzescijanstwo, ktore spieszy u swi~cae z gory<br />
wszystkie formy zycia swieckiego, jako ze wszystkie mogq uchod<br />
zie za krystallizacj~ boskiej energii; chrzescijanstwo bez zla ..."<br />
(Odwet sacrum w kulturze swieckiej).<br />
Jesll . chrzescijanie przestaj'l wierzye w Ksi~cia Ciemnosci, w<br />
istnienie zewn~trznego zla, to serio pisze ° nlm Kolakowski w esejach<br />
Diabel i Czy (liabel moze bye zbawiony<br />
Gdy wielu chrzescijanskich pUblicystow i kaznodziejow przestalo<br />
walczye 0 powrot prawdziwego d{)swiadczenia winy, gdyz praw<br />
' dopodobnie sami juz nie rozumiejq jego roli w Iksztaltowaniu czlowieka<br />
religijnego, to Kolakowski pisze: "HiBtoria biblijna daje<br />
nam takze podstawy, by dopatrywae si~ scislej korelacji, a nawet<br />
r ownowaznosci, mi~dzy doswiadczeniem winy i doswiadczeniem<br />
sacr um. Swiadomose wir:iy w sensie wlasciwym, czyli niezalezna<br />
od obawy przed kar'l, jest tak zwi'lzana' z percepcj'l sa.crum, ze<br />
kazde z dwojga daje si~ okreslie przez drugie: mozna sacrum opisae<br />
jako to, czego, pogwakenie rodzi poczude winy, a poczucie winy<br />
jako swiadomose pogwalcenia sacrum". (Reprodukcja kulturalna<br />
i zapominanie). Przyklady mozna mnoZye.<br />
Jesli filozofia chrzescijanska rna zbudowac wsp6lczesny "przed<br />
157
MARIAN GRABOWSKI<br />
sionek" wiary, to musi wyjsc: od rzetelnego opisu stanu swiadorposci<br />
dzisiejszego czlowieka, jego sytuacji inteQektualnej, aksjologicznej,<br />
duchowej. Takiego opisu wyrazonego w j~zyku iywym<br />
dla wsp6lczesnych a dotyczqcego zderzenia wiary i wiedzy, kt6ry<br />
jednoczesnie jest pewnym swiadectwem osobistym, dostarcza ksiqzka<br />
Leszka Kolakowskiego. Dopiero na takim gruncie mozna za<br />
CZqC budowac teodyce~ naszego czasu - bez skr6t6w, gorszqcych<br />
uproszczen i podejrzanych apologii.<br />
Marian Grabowski<br />
158
ELZBIETA WOLICKA<br />
W KONTRAPUNKCIE IDEOLOGICZNEGO<br />
MYSLENIA - CZYLI KlOPOTOW<br />
Z KOlAKOWSKIM CIAG DALSZY<br />
Losem recenzji, krytyk i polernik z koniecznosci ograniczonych<br />
do rozrniarow publicystycznego eseju jest z reguly to, ze niejako<br />
z natury rzeczy narazajq si~ na zarzut niedostatecznosci uzasadnie6.<br />
ostrzej wybitych tez oraz poslugiwanie si~ "niezbyt precyzyjnyrni<br />
etykietkarni". Ale ta wlasnie wada gatunlku literackiego rna takZe<br />
proporcjonalnq zalet~: prowokuje do pytan i popycha dalej rnyslenie,<br />
ktore przeciez rozwija si~ w diaUogu. Wdzi~czna jestem Marianowi<br />
Grabowskiernu za podj~cie sporu 0 odczytanie ksiqzki Leszka<br />
Kolakowskiego 0 religii.<br />
Na wst~pie pragn~ podkreslic, ze w rowl1ej rnierze jak moj<br />
oponent zdaj~ sobie spraw~ z nieuchronnych, ja1k si~ rzeklo, "szkicowych<br />
uproszczen i niedopowiedzen", ktoryrni niestety musi "grze ~<br />
szyc" takze nasza polemika. Ale moze to skloni innych jeszcze<br />
czytelnik6w Religion, kt6rych jest w Polsce wcale nie tak malo,<br />
do zabrania glosu - a nie bylaby to jui pierwsza wok61 tej ksiqzki<br />
dyskusja. Zasluguje ona zresztq ze wszech miar na przedyskutowanie.<br />
Gdyby jej oryginal ulkazal si~ po polsku, stalaby si~ jednyrn<br />
z l1ajwazniejszych wydarzeii. filozoficznego ruchu umyslowego<br />
ostatnich lat w Polsce. Wypada gorzko zalowac, ze trafia do<br />
nas drogq nieco okr~znq, i krzepic si~ altruistycznq pociechq, iz<br />
skorzystali na tym czytelnicy literaturj~ "wysokiej" w krflgu jflzyka<br />
angielskiego na swiecie.<br />
Nie bardzo rozumiem,' dlaczego pan Grabowski Ddebral' mojq<br />
pdlernik~ z tezarni Kolakowskiego jalko trywializacjfl jego poglqd6w,<br />
wynikajqcq z jakichS blizej nieokreslonych emocjonalnych<br />
uprzedzeii., a moje polemiczne stanowisko jako latwq apologetykfl<br />
przestarzalych przesqdow metafizycznych. Wydawalo mi sifl, ie<br />
skupilam sifl przede wszystk'irn na tak zwanej "krytyce irnmanentnej"<br />
starajqc sifl zrekonstruowac (co zawsze jest pewnyrn uproszczeniem)<br />
gl6wnq mysl autora w spos6b przynajmniej niesprzeczny<br />
z jego intencjami, a jezeli ta wlasnie mysl, wyrazona w ksiqzce .<br />
wielokrotnie i na r6iny spos6b, obudzila m6j sprzeciw, to chyba<br />
159
EL ZBIETA WOLICKA<br />
dyskusja dotyczqca wazkich problemow filozoficznych interpretacji<br />
swiata, w ktorym wspolnie zyjemy i rozszyfrowywania zagadek<br />
ludzkiej swiadomosci ten swiat "modelujqcej", nie jest tylko i w y<br />
lqcznie uprawniona w gronie wyznawcow okreslonej teorii 'i, metodologii<br />
Zarzut ndezr.ozumienia i upraszczania cudzych poglqdow<br />
z podejrzeniem 0 ich tendencyjne wypaczanie najlatwiej odparowac<br />
rykoszetem, ale taki zabieg z miejsca i definitywnie zamyka<br />
kazdq dyskusj~. Starajmy si~ zatem porozumieb i nie gorszmy si~<br />
zbyt szybko trudnosciami, 0 jakie musimy si ~ stale potykac w sytuacji,<br />
gdy "sztuka m qdrej rozmowy" 0 jakiej .marzylo si~ kiedys<br />
Platonowi, jest u nas - z r oznych i raczej smutnych powodow <br />
w zaniku.<br />
Ustalmy na poczqtelk punkty zbiezne. Mniemam, iz zgodna jestem<br />
z panem Grabowskim w ocenie wagi tego wydarzenia, jakim jest<br />
bez wqt.pienia Religion na filozoficznym rynku wydawniczym. Zgad<br />
zam si~ takze z t wierdzeniem , ze "ksiqZka jest wr~ c z klinicznym<br />
opisem opozycji m i~dzy wiedzq a wiarq ujawniajqcej si~ z calC!<br />
silq w naszej cywiliiacji". J a tez dokladnie Itak jq odczytalam.<br />
Uwazam, wraz z panem Grabowskim, ze ow opis sytuacji intetektualnej<br />
przepr owadzony zostal po mistrzowsku, z iscie pr ofetycznq<br />
pasjq i intelektualnym wigorem. Opisany przez Kolakowskiego<br />
ak tualny - przynajmniej w pewnych Ju~gach mysli europejskiej<br />
- stan "rozdwojenia swiadomosci" nie jest jednak wcale<br />
tak bardzo "nowy" - przypomina np. koncepcj~ "dwoch prawd",<br />
jaka si~ pojawila u schylku sredniowiecza i na poczqtku ery nowozytnej<br />
i przysporzyla niemalo klopotu 6wszesnym teoretykom.<br />
Znamienne, ze "p6zny scholas tyk" pozytywizm].l - K,olakowski <br />
d ochodzi do podobnych konkluzji! Nazwano je kied*s fideistycznymi,<br />
wolno wi~c chyba, per analogiam t~ etykietk~ przypiqc<br />
wsp6lczesnemu glosicielowi "dw6ch opcji" - jako ze do kwestii<br />
prawdy zachowuje on daleko idqcq, sceptyczl1q rezerw~.<br />
Przejdzmy do wyjaSiliania Ikwestii spornych. Przede wszystkim<br />
nie jest rzeCZq ani samooczywistq, ani dowiedzionq, 'ie 0 p 0 z y<br />
c j a wiedzy i wiary jest, jak to sugeruje Kolakowski, s p r z e c z<br />
nos c i q, a nie p r z e c i w i ens t we m, ze jedna drugq w y<br />
k 1 u c z a raczej niz do pel n i a. Warto przypomniec te podstawowe<br />
opozycje kwadratu logicznego, bo okazuje si~, ze do dzis<br />
majq one nieblahe znaczen,ie dla "oddawania sprawiedliwosci widziaLnemu<br />
swiatu". Dla Kolakowskiego opozycja wiedzy (=nauki)<br />
i wiary zasadza si~ na sprzeczno§Ci. Wolno rou tak sqdzic - skoro<br />
przyjql apr i 0 r i takq ,a nie innq persp€lktyw~ poznaWCZq, wyroslq<br />
w 'prostej linH z pozytywistycznego scjentyzmu. Jednakze<br />
twierdzenie, ze ta zasada myslowa "wynika" rou z analizy i opisu<br />
rearnej sytua.cji, i przeto naleZy jq uznac za empirycznie dowie<br />
160
W KONTR APUN KCIE IDEOLOGICZNEGO MVSLENIA<br />
dzionq, jak sqdzi pan Grabowski, na to nie rna zgody. Jest to<br />
bowiem teza arbit.;alnie przyj~ta na podstawie nie mniej arbitralnie<br />
uznanych zalozen. Tak chyba zresztq uwaza Kolakowski,<br />
gdyz inaczej narazalby si~ na klasyczny blqd petitio principii,<br />
tzn. na "przeskok" od opisu sytuacji egzystencja[nej, ktora z natury<br />
rzeczy uwzgl ~dn i a relatywizmy historyczne i geograficzne<br />
(mozna by ich wiele wymienic), do stanowienia zasad, sugerujqc<br />
zarazem, ze obowiqzujq one zawsze i wsz~dzie, no bo ... ta:ka jest<br />
sytuacja, tak wlasnie wyglqda swiat i tak funkcjonuje myslenie<br />
jak je oto Filozof widzi i opisuje. Przyznam, ze w niektorych partiach<br />
ksiqzki Ko1akowskiego i ja m ialam podejrzenia 0 takie narzucanie<br />
sugestywnej a pozornie tylko "dowiedzionej" tezy.<br />
Kwestia takiego uprawomocniania zasad poznania, ktore gwarantowaloby<br />
ich transcendentny wobec empirii charakter - to osobna<br />
i oczywiscie bardzo kontrowersyjna kwestia, ktorej nie sposob<br />
tu wyczer pujqco wyjasnic. Wiqze si ~ ona z zagadnieniem tak zwa~<br />
nego "punktu wyjscia" w teorii poznania, 0 k tore potykajq si~<br />
wszystkie bardziej "pryncypialnie" i maksymalistycznie zorientowane<br />
filozofie. Nie jestem wcale zdania, ze wszystko, co mozliwe<br />
i interesujqce zostalo juz na ten temat powiedziane i ze idea poszulkiwania<br />
absolutnego oparcia dla poznawczej pewnosci "skonczy~<br />
1a s i~ definitywnym fi.'askiem", jak oglasza pan Grabowski. Sq~<br />
dz~, ze to zbyt pospieszna diagnoza. Musimy tu oczywiscie zrezygnowac<br />
z polemiki historycznej i z wyjasnien "systemowych" <br />
w takim czy innym znaczeniu. Spr obuj~ zwrocic uwag~ na wazne<br />
d[a 'ilaszego sporu sprawy n-ie wykra
ELZBIETA WOLICKA<br />
Grabowskiego, ani wysuwanej przez Kolalkowskiego, a popieranej<br />
przez jego zwolennika, tezy 0 podstawowej i niezbywaUnej irracjonalnosci<br />
wiary. Spr6buj~ raz jeszcze wyjasnic swoje stanowisko,<br />
pomijajqc z koniecznosci i tym razem kwestie historyczne.<br />
Trzeba przede wszystkim podkreslic z naciskiem, ie zarowno<br />
dziedzina racjonalnosci, jak religii jest wielorako, nie tylko ilosciowo,<br />
lecz takie jalkosciowo, bardzo zroznicowana, ze te we w n~ trzne<br />
roinice nie zawsze wykluczajq si~, ze zachodzq mi~dzy nimi<br />
liczne i skomplikowane zwiqzki, w tym takze zwiqzki mi~dzy poznaniem<br />
racjonalnym a wiarq religijnq, oraz ze sytuujq sip' ponadto<br />
w pewnej skali aksjologicznej, innymi slowy, ze mozna tez m6<br />
wic 0 roznej randze, donioslosci, war t 0 sci poszczegolnych typow<br />
racjonaUnosci, a takie odmian religii - oczywiscie ze w zgl~du<br />
na oki'eslone kryteria i w dkreslonej poznawczej perspektywie.<br />
Dzialania racjonalne piobowali porzqdkowac i klasyfikowac jui<br />
starozytni' i sredniowieczni budowniczowie "swiqtyn wszechnauk",<br />
. czynili to takze oswieceniowi Encyklopedysci, pozniej - pozytywisci,<br />
zajmujq si~ problemem klasyfikacji nauk i wspolczesni teoretycy<br />
nauki, rozrozniajqc dyscypliny pierwsze i pochodne, glowne<br />
i pomocnicze, ogolne i bardziej szczegolowe itd., nie m6wiqc . ju:i:<br />
o zroznicowaniach przedmiotowych oraz pod wzgl~dem metod i zastosowan<br />
pralktycznych. Zeby nie mnozyc banalow: m amy d 0<br />
·c z ynienia z wieloma porzqdkami - i model ami<br />
r a c jon a 1 nos c i, b y n a j m n i e j w z g 1 ~ d ems i e b i e n i e<br />
r ow now a z n)1 m i, ani pod wzgU~dem poznawczym, ani przedmiotowym,<br />
ani formalnym, ani metodologicznym itd. Ladowanie<br />
tego olbrzymiego i wieloaspektowo zroznicowanego panaceum wied<br />
zy i ludzkiej aktywnosci poznawczej d o jednego worka z etykietkll<br />
"racjonalne" jest bardzo grubym uproszczeniem. Kontr o<br />
wersja powstaje jui chocby przy pier wszym z brzegu rozr6Znieniu<br />
nauk pr zyrodniczych i humanistycznych. Jaka jest racjonalnosc<br />
jednych, a jaka dr ugich, czy Sq wzajem nie rea ukowalne,<br />
a co z filozofiq, czy raczej filozofiami - czy "m ajq s i ~" ku naukom<br />
pozyty wnym czy r aczej k u h um anistyce a m oze filozofia<br />
stanowi genus tertium W tych i innych podob nych kwestiach nie<br />
rna zgody i poglqd K olak owskiego na jednorodnosc naukowego<br />
ratio nie jest bynajmniej prawdll powszechnie waznq i ogolnie<br />
p rzy j ~ t q, nawet (a moze przede wszystkim) przez teoretyk6w naukL<br />
W zwiqzku z tym nie Sqdz~, zeby opowiadanie si~ za racjonal.<br />
nosciq - okre§lonego typu filozofii (trzeba tu zastosowac liczb~<br />
mnogq), ktore by mogly stanowic preambula fidei i umoZliwia6<br />
"rozumienie w iary" mialo bye cZyms gorszqcym czy kompromitujqcym.<br />
Dlaczego sklon na jestem bronie rozumnosci wiary - postar<br />
am si~ wyjasnic.<br />
162
W KONTRAPUNKCIE IDEOLOGICZNEGO, MYSLENIA<br />
Wywody Kolalkowskiego na temat wzajemnej dychotomii wiedzy<br />
i wiary reIigijnej zawierajq pewien s chemat rozumowania, ktory.<br />
pan Grabowski trafnie, jak mi s i~ wydaje, rekonstruuje. W skrocie<br />
przedstawia si~ on tak: "rozum w swoim porzqdku poznawczym<br />
nie posiada ostatecznego dost~pu do pra wdy" (cytuj~ pana Grabowskiego),<br />
wskutek czego "kaida ,prawda eZqstkowa staje si~<br />
wqtpliwa" (j.w.) i w koncu nieuchronnie "nast~puje metodologiczny<br />
upadek w bezsens i chaos" (j.w). Remedium na ten stan rzeezy<br />
moze bye - choe oczywiscie nie musi - wiara religijna. Ale<br />
moze to bye wylqcznie wiara, ktora v.ryznaje "credo quia absurdum"<br />
- inna jest v.rykluczona, bo musialaby zywie nieuprawnione,<br />
zdaniem Kolakowskiego, a nawet "nieczyste", zdaniem pana<br />
Grabo\vskiego, qaesitio intellectus - "dqzenie do zrozumienia" <br />
oraz okreslone w tym porzqdku pozn§!wczym, (oezywiscie roznym<br />
od naukowego) roszczenie do prawdy.<br />
Wylozmy' spraw~ najkrocej tak: po pierwsze, z podwazalnosci<br />
i podatnosei na wqtpienie "prawd eZqstkowych" - ja'kiegokolwiek<br />
rodzaju - wynika tylko to, ze nie Sq one absolutne (co jest tautologiq),<br />
tzn., ze nie wyezerpujq, Uecz posuwajq dalej i stymulujq<br />
ludzkiedalsze poszu k iwania prawdy w wie lu<br />
r '0 z nyc h po r z q d k a c h po z n a w c z y e h. Natomiast nie<br />
wynika, ze ipso facto "prawdy cZqstkowe", dlatego, ze nie dostarczajq<br />
absolutnej pewnosci poznawczej, dadzq si~ ostateeznie sprowadzie<br />
do rbior u konstatacji epistemologieznie "opoj~tnyeh" n a<br />
p raWd ~ i falsz i z tej r aeji dajqeyeh si~ uzywae dowolnie, w umownie<br />
stanowionym uniwersum p ewnej dyskursy wnej "gry". P o d ru <br />
gie, z tego, ie tak ezy inaczej, pojmowany "absolut pra wdy" jest<br />
tu i teraz, we w szystkieh znanych nam, do st~ pnych i mozliv.rych<br />
do przewidzenia warun:){aeh poznawczyeh nie osiqgalny w p r o s t<br />
(to slowo eheialabym podkreslic!) nie v.rynika, iz podstawowe i niezbywalne<br />
prawdziwosciowe roszezenie rozum u ludzkiego jest wobec<br />
tego en gros b ezzasadne i wr~c z absurdalne, a kazda ,;prawda<br />
eZqstkowa" - iluzor yczna i wobee tego nie warta nawet tak szlachetnego<br />
m iana . W tym wlasnie miejscu musz~ wyrazic ostry<br />
sprzeciw, nie z r acji emoejonaUny ch, lecz dlatego, ze takie postawienie<br />
sprav.ry obraza, m oim zdaniem, zarowno zv.ryklq ludzkq,<br />
zdroworozsqdkowo k onsta towanq, zdolnose rozumienia -'- jakkolwiek<br />
bylaby ana krucha, omylna i wielorako ograniczona - jak<br />
i swiadomosc wiary. Wiara bowiem z natur y, jesli jest a k t e m<br />
w pel n i l u d z ki m , a nie tylko ehwilov.rym nastrojem ezy<br />
"poboznym Zyczeniem", tak czy inaczej "szuka rozumienia". Dodajmy,<br />
ze talkze cz~sto wyprzedza je, a tam, gdzie w chodzi w g r ~<br />
bezgosredni stosunek osoby do osoby, zwlaszeza ludzkiego " ja"<br />
d o transcenden tnego "Ty" - w ogale czyni rozumienie mozliv.rym.<br />
163
ELlBIETA WOLICKA<br />
I tylko w tym sensie "przekracza rozum" - p r z e k r a c z a,<br />
tran'Scenduje, ale ani nie degraduje czy uniewaznia, ani nie wyklucza<br />
z obszar6w (znow - wielorako zroznicowanych!) swego doswiadczenia.<br />
Trzeba tez stanqc w obronie "prawd cZqstkowych", ktore n a<br />
lezaloby rac.zej oca[ac z pietyzmem anizeli lekcewazyc, czy co gorsze,<br />
manipulowae nimi, dlatego, ze nie b~dqc absolutne wydajq<br />
si~ sfrustrowanemu 'sceptykowi rownowaznie malo wazne! Do tak<br />
ich wnio~6w mozna by dojsc, gdyby "metodologiczny upadek<br />
' w bezsens i chaos" mial bye rzeczywiscie ostatnim slowem ludzkich<br />
poznawczych aspiracji. Sqdz~, ze przeciwnie - odkrycie i zaafirmowanie<br />
jakiejkolwiek "prawdy cZqstkowej", tymczasowej, podwazalnej<br />
i niepewnej, da si~ uzasadnic tylko w perspekty wie absolutnego<br />
roszczenia do prawdy pelnej, a z drugiej strony, wskazuje<br />
na sensownosc takiego r oszczenia, jest jego znakiem j swiadectwem.<br />
Wyglqda na to, ze roszczenie "absolutystyczne", wedlug<br />
wszelkich przewidywan, pozostanie do konca ludzkiej przygody<br />
poznawciej wlasnie t y 1 k 0 r 0'S Z C zen i em, a nie posiadaniem<br />
i za wlaszczeniem prawdy absolutnej, wszystkoobejmujqcej i niezbicie<br />
pewnej. Jest to zresztq, m oim zdaniem, okolicznosc raczej<br />
pocieszajqca n iz p rzygn~biajqca, bo gdyby prawda absoautna stala<br />
si~ osiqgalna dla nas tu i teraz, z tq chwilq z miejsca podzielilaby<br />
los wszystkich "prawd cZqstkowych" - chyba, ze Absolutem bylby<br />
ten, kto by jq odkryl i oglosil. Poza jednym wyjqtkiem (0 ktorym<br />
zaswiadcza Ewangelia) rpielismy niestety w historii zbyt wielu<br />
pretendentow, k torym si~ wydawalo, ze wlasnie osiqgn~li to,<br />
do czego mogli jedynie aspirowac.<br />
Dqzenie do prawdy jest wi~c i pozostanie dla nas zawsze tylko'<br />
dqzeniem. Dqzy si~ jednalk po to, by osiqgnqc i szuka po to, by<br />
znalezc. Dqzenie do prawdy j est "s c e 1> t y c z n e", jesli pozostaniemy<br />
wierni etymologii tego slowa (skeptomai :- poszukuj~)<br />
, ale w znaczeniu pozytywnego zwrocenia si~ ku prawdzie, a nie<br />
k u jakiejs rzekomo aksjo[ogicznie "oboj~tnej" pustce, albo ku bezsensowi<br />
i chaosowi. W tym cZqstkowym, niepewnym, najezonym<br />
trudnosciami i bl~dami dqzeniu do prawdy, w r a z z towarzy<br />
SZqCq mu swiadomosciq jej rrtetodologicznej nieosiqga1nosci tu i teraz<br />
w pelni, kryje si~, z jednej strony, uznanie 'wlasnej i w og6le<br />
ludzkiej ograniczonosci, w tym wypadlku - poznawczej, z drugiej<br />
zas strony cos, co jq nobilituje i usensownia. Paul Ricoeur postrzega<br />
w swiadomosci pewnq pierwotnq zdolnosc, wyprzedzajqcq<br />
dyskursywne poznanie i rozumienie (a takze akt wiary) i nazywa<br />
jq rodzajem intuicyjnego wyczucia, kt6re jest rozumne, czy jak<br />
kto woli: racjonalne, chociaz nie jest wiedzq pozytywnq (un sentiment<br />
qui est raison mais non savoir). Nazywa jq r6wniez z r 6 d<br />
164
W -KO NTRAPUNKCIE IDEOLOGICZNEGO MVSLENI A<br />
l ow q a fir mac j q (affirmation originaire). Sw. Tomasz z Akwinu,<br />
poslugujqc si~ j~zykiem bardziej "uczonym", nazywal jq "intelekcjq<br />
pierwszych zasad myslenia" (intellectus primorum principiorum)<br />
lub "pojmowaniem prawdy naturalnie (w nas) wrazonym"<br />
(cognitio veritatis natura/iter inserta). Inaczej m6wiqc, jest<br />
to pierwsze "tak" umyslu ludzkiego, b~dqce niejako wyrazem<br />
"optymizmu", by tak rzec, co do sensownosci wlasnych poczynan<br />
poznawczych i aspiracji, zr6dlowym zwr6ceniem si~ ku prawdzie <br />
bezposrednio ku kazdej "prawdzie cZqstkowej": metafizycznej, .<br />
naukowej, religijnej czy innej, a posrednio ku prawdzie absolutnej.<br />
Sqdz~, ze dochodzimy tu do sedna sprawy. Otoz w zablokowaniu<br />
- wyni1kajqcym ze swego rodzaju .poznawczego "paralizu",<br />
ze si~ tak wyraz~ - tej wyprzedzajqcej wiedz~ intuicji i zrodlowej<br />
afirmacji sklonna bylabym upatrywae istot~ "postoswieceniowego<br />
kompleksu" i wlasciwe zr6dlo 'Schor zen wsp6lczesnej swiadomosci.<br />
Poetyka "czarnej literatury" ora4 retoryka rozmaitych<br />
"filozofii absurdu" zeruje ria tym schorzeniu, budujqc jego swoistq<br />
estetyk~ i moze dlatego . nielatwo pezygnuje z rewelaeji absurdalnego<br />
swiatao<br />
"Wiara absurdalna" moze z takim swiatem pozostac w jak najlepszej<br />
zgodzie, co najwyzej poeiqga za sobq "podw6jnq swiadomose",<br />
ezy "rozdwojenie ducha". oraz subiektywne przeZycie niemoznosci<br />
wyjscia z 'bl~dnego kola: negacji sensu oraz pozqdania<br />
sensu. Pan Grabowski wiclzi w tym nowe preambuZum wiary,<br />
"oezyszczaj;tce" jq z iluzorycznych uproszczen. Ja dostrzegam raczej<br />
intelektuaUny unik, najczGsciej przyozdobiony w szaty profetycznej<br />
gnozy. Jest ona bardzo niefortunnq wersjq wsp61czesnej "apologetyki".<br />
To, ze dzis taka wlasnie j,apologetyka" cieszy siG szczeg6lnym<br />
powod\z:eniem i stanowi ulubione preambulum fidei, jest<br />
konstatacjq smutnego faktu, lecz bynajmniej nie jest racjonalnym<br />
argumentem na jej korzysc. Nie jest to zresztq "ap ologetyka" tak<br />
nowa, jak si~ wydaje - co moi:na sprawdzic studiujqc histor~<br />
idei.<br />
Pan Grabowski z "pozqdania gwaraneji sensu" chcialby uczynic<br />
podsta w~, na kt6rej "mozna by zaczqc budowac teodyce~ naszego<br />
qasu". Otoz bylaby to teodycea na uzytek prywa t-ny, co<br />
najwyzej liezqca si~ w gronie wsp6lwyznawe6w, poniewaz z psychologicznego<br />
zjawiska, choc stalo si~ one bardzo powszechne i uroslo<br />
do rozmiarow epidemii s-polecznej, nie da si~ wyprowadzic<br />
i:adnej logieznie waznej i intelektualnie zadowalajqcej zasady argumentacji,<br />
a jedynie i wylqcznie - propagandy. Mamy tu do czynienia<br />
z niebezpiecznym przemycaniem pozornej r6wnowaznosci<br />
mi~zy retorycznq sprawnosciq narzucania pewnego obrazu sytuacji<br />
i oddzialywania psychologicznego a sztukq racjonatlnej argu<br />
165
EL2:BIETA WOLICKA<br />
mentacji. Taka "rownowaznose" otwiera pole nast~pnej : z propagowanej<br />
"religii Zyczeniowej" kr otka i prosta droga do utopijnej<br />
ideologii. W owczas mamy do wyboru - na rowni irracjonalnego,<br />
bo odwolujqcego si~ do tej samej "potrzeby sensu" - rozne<br />
jej odmiany. Jedne mozemy odrzucae, jako "qpium", a inne nobilitowae,<br />
jako obietnice "nowego wspanialego swiata" lub ,choeby<br />
psychologicznego azylu - wylqcznie w imi~ tego, czy odpowiada<br />
to, czy tez ni'e odpowiada naszej aktualnej "potrzebie seiJ.<br />
su". Albowiem: the rea~ is what peop~e really crave for.<br />
Daleka jestem od przypisywania j a k i e j Ik 0 1 w i e k metafizyce<br />
mocy radykallnie uzdrawiajqcej. Ale jezeli mamy zaczqe na<br />
serio myslee 0 jakims remedium ona wspolczesne schorzenia swiad<br />
omosci, to tkwienie w zawieszeniu pomi~dzy irracjonalnosciq i absurdem<br />
'a plaskq, "sprofanowanq" ,racjonalnosciq nauk pozytywnych,<br />
takq operacj~ z go r y u ni e m 0 z 1 i w i a. Sqdz~, ze bez<br />
powrotu do j a k i e j s metafizyki, bez ponownego postawienia<br />
pytan metafizycznych nie obejdzie si~, jezeli chcemy ocalie rozumnose<br />
wiary, czyli jej w pelni ludzki, nie tylko dkolicznosciowy czy<br />
"zyczeniowy" charakter. A nie jest to bynajmniej tak "latwe",<br />
jak nieslusznie imputuje pan Grabowski. Intelektualna przygoda<br />
Martina Heideggera jest tu, moim zdaniem, dostatecznie wymownym<br />
przyikladem. Nie wystarczy odnotowywae z satysfakcjq czy<br />
, z dreszczem horroru symptomy "odwetu", jaki bierze we wspolczesnym<br />
swiecie sprofanowane przezen sacrum, ani epatowae "poczuciem<br />
winy" na zmian~ z "pozqdaniem sensu". Chyba ze juz<br />
tak oswoilismy si~ z naszymi chorobami, a nawet przywiqzaliSmy<br />
do nich, ze wyzwalanie si~ z nich przysporzyloby nam tylko dodatlkowych,<br />
niepotrzebnych klopotow. '<br />
Eli:biela Wolicka<br />
166
I ZDARZENIA-KSI4ZKI-LUDZIE<br />
PRZEGLAD KRAJOWY<br />
ZAGRANICZNY<br />
Z poczqtkiem maja ~986 .roku Stolica Apostolska opublikowala<br />
dokument, kt6ry przede wszystkim z duszpasterskiego punktu widzenia<br />
zajmuje si~ zjawi'Skiem sekt, nowych religii, ezoterycznych I<br />
wierzen - . calej tej wielobarwnej plejady niewielkich grupek<br />
i pot~:i:nych ruch6w stanowiqcych w wielu krajach Swiata wyzwanie<br />
dla Kosciola i religi.i tradycyjnych. Dokument ten opiera si~<br />
na nagromadzonych doswiadczeniach i na studiach prowadzonych<br />
przez Watykanskie Sekretariaty: Jednosci Chrzescijan, Dialogu<br />
z Religiami Niechrzescijanskimi i Dialogu z Niewierzqcymi oraz<br />
Papieskq Rad~ Kultury. "Z praktyki wiemy, ze zazwyczaj mo:i:liwosc:<br />
dialogu z sektami jest niewielka alba :i:adna; ze nie tylko<br />
Sq one na dialog zamkni~te, ale mogq takze stwarzac powazne<br />
przeszkody dla 'ksztaltowania ekumenicznych postaw" .-<br />
czytamy<br />
w tym dokumencie. "Mimo to jednak, jesIi mamy pozostac<br />
wierni naszym wlasnym przekonaniom i zasadom: szacunlkowi dla<br />
ludzkiej osoby, sza,cunkowi dla wolnosci religijnej, wierze w dzialanie<br />
Ducha, kt6ry niezgl~ionymi drogami dqZy do tego, aby milujqca<br />
Wola Bo:i:a wypelnila si~ w stosunku do calej ludzkosci<br />
i ka:i:dego m~:i:czyzny, ka:i:dej kdbiety, ka:i:dego dziecka - ,nie mozemy<br />
po prostu zadowalac si~ pot~pianiem i zwalczaniem sekt,<br />
oczekujqc mo:i:e, ze zostanq postawione poza prawem rrub wygnane<br />
(...). "Wyzwanie« jakie przed nami stawiajq nowe ruchy religijne<br />
jest wyzwaniem do odnowienia naszego wlasnego duszpasterstwa<br />
i jego wi~kszej skutecznosci". .<br />
W innej cz~sci dokumentu czytamy jeszcze: "Wydaje si~, :i:e bardzo<br />
niewielu ludzi przylqcza si~ do sekt ze zlych intencji. Najwi~ksze<br />
mo:i:liwosci stwarzajq sektom ludzie dobrzy i to, co jest<br />
dobre w ludzkich motywacjach. Najwi~ksze sukcesy odnoszq seJkty<br />
zwykle tam, gdzie Kosci61 Iub spoleczenstwo nie potrafily odwolac<br />
s i~ do tych, tkwiqcych w czlowieku, dobrych motywacji".<br />
Przytaczam te cytaty w zupelnie nieautoryzowanym, wlasnym<br />
tlumaczeniu z wersji angielskiej. Mam nadziej~ , ze jakas niedokladnosl:<br />
w stosunku do oryginalu nie gubi jednak zasadniczego<br />
ducha tekstu, wsz~dzie na ogol dobrze przyjmowanego. Tekstu,<br />
ktory nie tyiko m6wi 0 nowych religiach, ale odslania to oblicze<br />
167
ZDARZENIA - KSI1\2KI - LUDZI.E<br />
Kosciola, za kt6rym tak wielu ludzi dobrej woli t~skni : Kosciola<br />
pokornego, wiernego Prawdzie Chrystusowej i milujqcego czlowieka.<br />
Nowe religie i stare sekty Sq nie tyako barwnym elementem<br />
wsp61czesnegoswiata, swiadectwem niezmierzonego bogactwa duchowych<br />
i psychicznych pragnien ludzkiej natury. Dla jednych <br />
cz~sto mlodych i stosunkowo beibronnych - Sq fascynujqce. Dla<br />
innych - cz~sto rodzic6w i tez cz~ to bezbronnych - Sq przeraza ~<br />
jqcymi orga nizmami, kt6re pochlon~ly ich dzieci. Po[e dzialalnosci<br />
sekt jest ogromne i jesli na jednym biegunie zna ~ezc moima szlachetne<br />
sfery dzialalnosci zmierzajqcej do altruistycznej sluzby ludziom<br />
i duchowe poszukiwania, to na drugim bezwzgl~dne lamanie<br />
osobowosci, okrutny wyzysk materialny, swiadome klamstwo<br />
i, nawet zbrodni~ . Z poj~ciem sekt kojarzy si~ nie tylko lagod ne<br />
apostolowanie misjonarzy · nowej, s zcz~sliwej ery w dziejach ludzkosci,<br />
ale tez zdj~cia, kt6re jeszcze mamy przed oczyma, upiornego,<br />
zbiorowego samob6jstwa w poludniowoamerykanskiej dzungli.<br />
W Polsce problem talk: zwanych nowych religii malo komu sp ~ <br />
dza sen z oczu. [-'- - -] [Ustawa z dnia 31 VII 1981 r. 0 kontroli<br />
publikacji i widowisk art. 2 pkt. 6 (Dz. U. nr 20 poz. 99, zm.: 1983<br />
Dz. U. nr 44 poz. 204)] w por6wnanJu z obawami ·0 rozprzestrzenianie<br />
si~ indyferentyzmu - najpierw moralnego a potem religijnego<br />
- obawa przed dzialalnosciq sekt (poza lokalnymi incydentami)<br />
ogranicza si~ prawie do tego, ze w niedzierne przedpoludnie<br />
rozlegnie si~ dzwonek do drzwi. i jakies mile osoby zaproponujq<br />
dys kusj~ 0 Biblii. Fenomen sekt jest przede wszystkim<br />
obecny w dw6ch sferach cywilizacyjnych: w silnie zdechrystianizowanych,<br />
uprzemyslowionych spoleczenstwach Zachodu i' w wielu<br />
rejonach Trzeciego Swiata. Dlaczego na przyklad w Afryce<br />
O. Gerard Guitton , franciszkanin z Togo (za "La Croix", 17.6.<br />
<strong>1986</strong>) uwaza, ze "po pierwsze, sil~ przyciqgajqcq ma to, co tajemnicze<br />
i ezoteryczne (...) dlatego cz~sto nauczanie koscielne nie zadowala<br />
. Afrykanina. Szuka on czegos innego i slyszy ' si~ tu r az<br />
po raz uwagi, ze Kosci61 cos urr{rywa. Szuka jakby gnozy. J esli<br />
uslyszy cos 0 ewangeliach apokryficznych lub apokalipsach pierwszych<br />
wiek6w, to dqZy w tym kierunku, aby odnalezc prawdy<br />
ostateczne i nigdy n ieslysiane, a jednoczesnie przeZywa rozczarowanie,<br />
gdy mu s i~ t~ spraw~ z wszytkich s tron oswietli. (...) Drugim<br />
motywem, kt6ry Afrykanina popycha ku sektom, jest pragnienie<br />
przekroczenia wielosci Koscio16w chrzescijanskich. Tego punlktu<br />
akurat rzymski dokument nie podkresla. Chrzescijanstwo dotarlo<br />
d o Afryki wraz ze swymi rozlamami i pretensjami kazdego z Koscio16w<br />
do wylqcznego posiadania prawdy. Afrykanina szybko pociqga<br />
latwy synkretyzm, bez trudnosci przechodzi z jednego Ko<br />
168
ZDARZENIA - K511\tKI - LUDZIE<br />
sciola do drugiego, w zadnym nie bt';dqc naprawdt'; u siebie. (...) Na<br />
koniec uderza pragnienie osiqgnit';cia slkutecznosci natychmiastowej<br />
i na p6l magicznej, odslaniajq siE; poklady starego fetyszyzmu. Czt';~<br />
5tO napotykam ludzi, kt6rzy poszukujq modlitw skuteczniejszych<br />
niz zwykle dla osiqgnit';cia uzdrowienia czy jakiegos innego pomySlnego<br />
obrotu spraw". .<br />
Nad tymi slowami wyrazajqcymi doswiadczenie togijskiego m i<br />
sjonarza latwo jest przejsc bez zatrzymywania sit'; : wydajq sit';<br />
streszczac sprawy dosyc oczywiste i odpowiadac wyobrazeniom<br />
o nieskomplikowanych potrzebach i zagmatwanym swiecie pojt';c<br />
ludo,,, w wyobrazeniu dziewit';lmastowiecznej Europy - dzikich.<br />
Gdy jednak spojrzec uwai:niej, to odnalezc w nich mozna wyraz<br />
bardzo fundamentalnych pragnien ludzkich, dajqcych sit'; bez trud<br />
u dostrzec' takZe pod powlokq bardziej zracjonalizowanej i 0 wiele<br />
bardziej wyrafinowanej cywilizacji: pragnienia dotarcia wobr E;b tajemnicy,<br />
misterium istnienia, pragnienia przelamania podzial6w<br />
i odnalezienia jednosci, pragn'ienia pokonania wlasnej bezsilnosci<br />
wobec wszystkich zlych mocy zagrazajqcych czlowiekowi.<br />
"Kazdy osrodek, kt6ry duszpasterzom i rodzicom dostarcza informacji<br />
0 nowych ruchach religijnych, p rzypomina maly osrodek<br />
zdrowia, w kt6rym opatruje sit'; rany i przepisuje lekarstwa. SpotJllk<br />
amy sit'; z pelnq niepokoj6w mlodziezq, z rodzicami pelnymi<br />
oburzenia, nauczycielami i ksit';zmi ciekawymi wszystkiego. Nie<br />
mozemy powstrzymac siE; ad wypowiedzenia spostrzezenia: szk o dli~<br />
we uwiklania sit'; w zwiqzki z orientalnq lub ezotery cznq m qdrosciq<br />
byly latwe do uniknit';cia, gdyby wczesniej znalazla sit'; pomocna<br />
dion chrzescijanskiego przewodnika" powiada ks. John Wijngaards,<br />
dyrektor Housetop Centre w Londynie ("The Tablet" 17.5.1968).<br />
"W eiqgu ostatnichkilku lat wielu k atolik6w, kt6rzy przylqczyli<br />
sit'; do rozmaitych sekt, m6wilo mi 0 tym, ze jednq z g16wnych<br />
kprzysci, Jakie osiqgnt';li, bylo nauczenie sit';, jak sit'; modlie. »Chodzilem<br />
do znanej katolickiej szkoly. Oczywiscie bralismy udzial we<br />
Mszy i wypelnialismy inne religijne obowiqzki, ale nikt nie uczyl<br />
mnie, jak sit'; modlie. A m6j guru mnie uczyl. Teraz kazdego dnia<br />
spt';dzam dlugie chwile, opr6zniajqc m6j umysl z bezui:ytecznych<br />
wyobrazen i medytujqc w Bozej ObecnoSci«". Zdaniem Iks. Wijngaard<br />
sa "gl6wnie d wa czynniki Sq odpowiedzialne za naSZq porazkt';<br />
w niesieniu ludziom pomocy, ulatwiajqcej im odkrycie, czym jest<br />
modlitwa. Praktyki nasze Sq zbyt sformalizowane, a przewodnictwo<br />
zbyt bezosobowe. Prawdziwa modlitwa, tak jak Zycie, ma swoje<br />
wznOSZqce sit'; i opadajqce fale. Obejmuje calq osobE; ludzkq. BE;dqc<br />
odbiciem zywego zwiqzku z Bogiem, wymaga zarazem uczue i my<br />
Sli, jakzaangazowanie sit'; w kai:dy inny zywy zwiqzek. (...) My<br />
m6wimy a wiernosci pralktykom religijnym, 0 derpliwosci w mo<br />
169
ZDARZENIA - ·KSIAZKI - LUOZIE<br />
mentach pustki, 0 tym, zeby nie szukae duchowego komfortu <br />
ale kladziemy w ten spos6b nacisk bardziej na uzyskiwanie pewnych<br />
sprawnosci niz na. zywe doswiadczenie. A ilu sposrod nas,<br />
ksiE;ZY, duszpasterzy, nauczycieli i rodzic6w potrafi zaofiarowac<br />
indywidualny »kurs« modlitwy osobistej Znam takich bardzo niewielu.<br />
Przyjmujemy, ze ludzie posiqdq jakos sami tE; umiejE;tnosc.<br />
CZE;sto czujemy siE; niekompetentni, gdy przychodzi nam zetknqc<br />
siE; z mlodym poszulkiwaczem absolutu czy poczqtkujqcym misty-'<br />
kiem". Nauczylismy siE; m6wic 0 religii trochE; bezosobowo: w wielkich<br />
kosciolach, do nie znajqcych siE; ludzi. I zatracilismy umiej~tnose<br />
przekazywania wielkiej wizji: nadziei przyjscia Kr6llestwa,<br />
w ktorym biedni bE;dq szczE;sliwi, w kt6rym nie b~dzie glodu, w ktorym<br />
placzqcy zostanq pocieszeni a z gloszenia proroczej .prawdy<br />
wobec przesladowc6w plynqe bE;dzie radose. Wielu chrzescijan kryje<br />
si~ w Kosciele za niosqcymi poczucie spokojnego bezpieczeilstwa<br />
murami sformalizowa.nego rytualu, zdogmatyzowanych wierzeil,<br />
szczeg6lowego kodeksu i autorytarnych przyw6dc6w. Zupelnie tak,<br />
jak inni kryjq siE; za murami sekt.<br />
W jednymz kolejnych numer6w ;,The Tablet" (24.5.<strong>1986</strong>) znajdujE;<br />
list przeoryszy kt6regos z kontemplacyjnych klasztor6w. "Powraca<br />
wsr6d nas cZE;sto pytanie - pisze ona - w jaki spos6b i<br />
moglybysmy bye bardziej pomocne lokalnemu Kosciolowi, . pozostajqc<br />
zarazem wierne naszemu Ikontemplacyjnemu iyciu w klauzurze<br />
Na ' nar-zych spotkanilach si6str z zakon6w kontemplacyjnych<br />
dochodzimy" do wniosku, ze powinnismy sluzye pomOCq [udziom<br />
pr'agnqcym siE; modlic. Mozemy ulatwiae im wlqczanie siE; w pewien<br />
spos6b w odprawiane przez nas oficja - ale jestesmy takze<br />
gotowe rozmawiae z ludzmi 0 ich problemach zwiqzanych z zyciem<br />
modlitwy'.<br />
Tradycja zycia monastycznego nie jest w Polsce zbyt zywa, mimo<br />
pewnego rozk-witu zeillskich zgromadzeil klauzur~wych. Szacunek<br />
okazywany mnichom i mniszkom nie umniejsza olbrzymiego<br />
dystansu, jaki istnieje w swiadomosci wiernych miE;diy ich zyciem<br />
religijnym a iyciem' klasztornym. Czasami nawet sarna swiadomoM:<br />
istnienia wsp6lczesnie wsp6lnot konternplacyjnych i sensu<br />
ich istnienia jest ledwie dbecna. Co jakis cza's powraca jednak<br />
pytanie, czy klasztory w Polsce i dzisiaj nie moglyby siE; stawac<br />
talkze prawdziWyrni szkolarni modlitwy nie tylko dQa wlasnych<br />
nowicjuszy i nowicjuszek, ale dla tych wszystkich, kt6rzy cZE;sto<br />
sarnotnie i po omacku paszukujqskarb6w chrzescijaJlskiej tradycji<br />
Zycia duchowego.<br />
Od dziesiE;ciu juz lat istnieje w Paryzu wsp6lnota rnonastyczna,<br />
kt6ra zrodzila siE; z ukazanych przez II Sob6r Watykailski perspek<br />
170
ZDA.RZENIA - KSI ....2:KI - LUDZIE<br />
tyw modliwy liturgicznej i ewangelizacji swiata. Nosi ona nazw~<br />
J erozolimSkiej Wspolnoty Monastycznej (czy ta!k tlumaczye mozna<br />
"Fraternite monastique de Jerusalem") i miesci si~ w samym sercu<br />
najbardziej t~tniqcych zyciem dzielnic paryskich. "Drzwi obszernego<br />
budynku koscielnego prowadzq do miejsca - pisze Bernard<br />
Le Leannec - ("La Croix", 1-2.6.<strong>1986</strong>) - gdzie trzy razy w ciqgu<br />
dnia ci, ktorzy spragnieni Sq absolutu, odnajdujq oaz~ modlitwy<br />
w sercu pustyni, jakq stalo si~ miasto. Pustyni samotnosci, oboj~<br />
tnosci i anonimowosci. (...) Mnis~ i mniszki, w bialych plaszczach<br />
chorowych tworzq w prezbiterium grup~, do modlitwy ktorej do<br />
Iqczajq si~ przyjacieile, codzienni uczestnicy, ludzie, ktorzy trafili<br />
przypadkowo, swieccy i duchowni. Wi~kszose zebranych stanowi<br />
mlodziez. Ksiqdz-robotnik powiedzial bratu Pierre-Marie, przel'ozonemu-zalozycielowi<br />
wspolnoty: »wy dopuszczacie Boga do glosu«.<br />
»Nic specjaLnego nie mamy do powiedzenia tym, ktorzy tu trafiajq«<br />
mqwi br. Pierre-Marie. »Chcemy raczej, by usIyszeli glos Boga,<br />
ktory do nich mowi. Razem, w postawie sluchacza uwolnie chcemy<br />
Slowo Boze. Dokonujemy tego poprzez liturgi~«. Liturgia, zachowujqc<br />
swoj rzymski schemat, jest tu wzbogacona elementami<br />
tradycji Kosciola Wschodniego. »Z zachwytem odkrylem, jaka ewan<br />
/<br />
geliza.cyjna sila tkwi w liturgii« mowi da1ej br: Pierre-Marie.<br />
»Ma ona moe uzdrowicielskq, moc dokonywania pr~emiany, ktor<br />
ej nie napo1J'kalem nigdzie indziej. W ciqgu trzech miesi~cy tutaj,<br />
w Saint-Gervais widzialem wi~cej nawrocen niz w ciqgu siedmiu<br />
lat pracy jako duszpasterz na Sorbonie (...) Na,szym celem jest<br />
zye i modlie si~ w milujqcej si~ wspolnocie w sercu tej rzeczywistosci,<br />
ktorq stanowi miasto. Jestesmy mieszkancami miasta, zyjemy<br />
rytmem wspolczesnej metropolii. Zyjemy z naszych pensji:<br />
lekarzy, inzynierow, profesorow, aae takze sekretarek, rzemieslnikow,<br />
pomocy domowych... pracujemy na zewnqtrz, zazwyczaj na<br />
pol etatu, w najrozmaitszyeh zawodach. Zarowno indywidualnie<br />
jak i jako wspolnota nie chcemy 'bye wlascicielami czegokolwie'k,<br />
. wynajmujemy wi~c tyllko mieszJkania. W przekonaniu, ze naszym<br />
klasztorem jest ulica, nie mamy zadnej materialriej klauzury. Na<br />
koniec, naszq misj~ wypelniainy z mandatu kardynala-arcybiskupa<br />
Paryza. Chcemy bye mniszkami i mnichami Paryza. W ten sposob,<br />
w duchu ostatniego Soboru pragniemy wyrazie szczegolnq<br />
wi ~z, ktora nas lqezy z Kosciolem lokalnym«". Obecnie do wspolnot<br />
naleiy 60 braci (w tym 20 w Paryzu) i ponad czterdziesci siostr,<br />
nalezqcych do pi~tnastu roznych narodowosci. Cz~se z nich mieszka<br />
we wspolnotach, pozostali zyjq na pol pustelniczo w konstelacji<br />
9kromnych miestkan, w promieniu 200 metrow od dzwonnicy Saint<br />
-Gervais. Powoli pomi~dzy braemi, siostrami i mieszkancami dzielnicy<br />
zaczynajq tworzye si~ wi~zy. Do tych wspolnot zaliczye trze<br />
171
ZDARZENI A - KSI IIZKI - LUDZIE<br />
ba takze swieckie wspolnoty mlodziezowe, grupE: "przypatrujqcych<br />
si~" (ktorzy przylqczajq si~ na pewien okres) i od niedawna wsp6~ <br />
not~ dzieciE:cq. Calose tworzy "Wspolnot~ Jerozolimskq". Podobne<br />
wspolnoty istniejq juz dzis wMarsylii i w jednej z mniejszych<br />
miejs cowosci francuskich. Tworzq siE: w Togo, w Japonii, w Argentynie<br />
i we Wloszech. Cafe zycie monastyczne jest skierowane ku<br />
przyszlosci. "Chcielibysmy, w Iciqgu pi~tnastu lat, ktore nam zostajq<br />
przed nadejsciem XXI wieku bye uformowani dostatecznie<br />
i dostatecznie zakorzenieni, aby moc odpowiedziec na ten ogrom<br />
duchowego laknienia, ktore wzrasta wsz~dzie, ale zwlaszcza w sercach<br />
wielkich miast".<br />
11 sierpnia <strong>1986</strong><br />
Krzysztol Sliwinski<br />
"JEZUS CH RYSTUS" WALTERA KASPERA<br />
Bardzo dlugo nie moglem siE: zabrae do napisania czegos 0 tej<br />
ksiqzce, mimo ze to obiecalem, ze k siqzk~ znalem i wieiJ.okrotnie<br />
k orzystalem w swej pracy dydaktyczej z tych czy i~nych jej frgmentow.<br />
. Bylo w niej cos, czego nie rozumialem, a co . sprawialo,<br />
ze nie moglem jej zaakceptowac do konca - i nie wiedzialem, co<br />
to .takiego. Przeciez chyba nie sarna strona zewn~tr z na uboga '<br />
i szara, nie ten sciesniony, drobny druk z odbitymi jeszcze slabiej<br />
widocznq k ursywq podstawowymi twierdzeniami - Sq ksiqzki,<br />
ktore potrafiq podbie mysl i serce czytelnika, mimo ze przemawiajq<br />
ze stronic duzo bardziej szarych. I chyba nie ~rudny j~zyk<br />
pomnozony 0 odczuwalne w ro:inych miejscach chropowatosci, cza·<br />
sem niejasnosci przekladu - wiadomo, ze z tego rodzaju trudnosciami<br />
zawsze nalezy si~ liczyc przyst~pujqC do lektury prze·<br />
kladow rozpraw teologicznych wyrastajqcych z odmiennej od na·<br />
szej tradycji j~zykowej i k ulturowej. Wi~c moze wlasnie sarna ta<br />
odmiennosc tradycji, problematyki, kr~gu myslicieli, wsrod ktorych<br />
obraca si~ autor, przeprowadzajqc swe wywody; caly ten swiat<br />
mysli luteransko-kantowsko-heglowskiej, z ktorym kiedys polski<br />
kleryk niusiat si~ zapoznac dla caloksztaltu wiedzy, aae ktorym<br />
nigdy tak do konca na serio nie umial si~ przejqc I tak, i nie <br />
przeciez wlasnie zadaniem dobrej k siqzki jest wprowadzae w no<br />
172
ZDARZENIA - KSIII2:KI - LUDZIE "<br />
we swiaty, zapraszajqc czyteln"ika do poszerzenia i wzbogacenia<br />
swego rozumienia. A Jezus Chrystus Waltera Kaspera 1 jest bez<br />
wqtpienia ksiqikq dobrq, potrzebnq, wainq tym bardziej, ze od<br />
dzi e si~ciu lat, tlumaczona na roine j~zyki, ksztaltuje mysl profesorow<br />
i studentow teologii katolickiej w roznych stronach swiata.<br />
I dobrze, ze przed trzema laty zostala udost~pniona tallde polskiemu<br />
czytelnikowi. Wi~c co Gdzies chyba jeszcze gl~biej musialo<br />
lezee zrodlo tego, co stwarzalo cwo poczucie obcosci, wr aienie<br />
niepokoju, z ktorym korespondowal ze wn~trz ny wyglqd ksiqzki.<br />
To cos, co - poniewaz nienazwane - nie pozwalalo ani 'Swobodnie<br />
czytae, ani tym bardziej pisae 0 niej.<br />
"Teologiczna d yskusja ostatniego dziesi~ciolecia - pisal Kasper<br />
przed dziesi~ciu laty, rozpoczynajqc swojq ksi qzk~ 0 Jezusie, ktory<br />
jest Chrystusem - przynajmniej po stronie katollickiej w powainej<br />
mierze po swi~co na byla postawionemu przez Sob~r Watyftl:anski<br />
II zadaniu odnowy Kosciola." "Lecz sens i racja Kosciola <br />
to nie jakas idea, zasada czy jakis program (...) Racjq i sensem<br />
Kosciola jest natomiast osoba, 'posiadajqca konkretne imi ~ : Jezus<br />
Chrystus (...) Tak wi~c aktualne ~est pytanie: kim jest Jezus Chrystus<br />
Kim jest J ezus Chrystus dla nas dzisiaj" (s. gn). Wychodzqc<br />
od tego wprowadzenia w problematyk~ ksiqzki, probowalem<br />
zrozumiee, skqd ten opor przy jej czytaniu.<br />
P uniktem wyjscia jest dla K aspera zadanie odnowy Kosciola<br />
postawione przez SobOr. Ot6z nauczono mnie w Krakowie patrzee<br />
na to zadanie jako na majqee podwojne oblieze: ad intra i ad<br />
extra. "Mozna tu mowic - przypomnijmy - 0 swoistej logice<br />
Soboru. Samo uj~eie Koseiola »od wewnqtrz« i »od zewnqtrz« stwarza<br />
analogi~ do ezlowieka, ktory takze w owyeh dwu aspektach<br />
siebie okresla i ur zeezywistnia (...) Formula Eeclesia ad intra -<br />
Eeclesia ad extra odpowiada temu wlasnie ustosunkowaniu, jakie<br />
w zyeiu wsp6lczesnego Kosciola wyraza si~ z jednej strony w skupieniu<br />
na swej wlasnej istocie, z drugiej strony zas poszerzeniu<br />
i otwarciu (...) Pelna spojnosc z dzielem Odkupienia urzeczywistnia<br />
si~ w obu tych aspektaeh ad intra i ad extra W nieh obu Kosciol<br />
odnajduje pelni~ swoieh zalozen i swego poslannietwa. Wlasciwosc<br />
tego poslannietwa jest duszpasterska (...) I tu wydaje si~, ze wlasnie<br />
Pawel VI dziE:ki swej magistralnej parze pojE:c »swiadomosc Koseiola<br />
- dialog« dopom6g1 wydobyc OWq wlasciwcSc duszpasterskq<br />
Soboru, dopom6g1 mianowieie ujqC tE: seisle duszpasterskq trese,<br />
jaka zawiera siE: w poznaniu Koseiola ad intra i ad extra".2<br />
• Walter Kasper, Jezus Chrystus. Przelozyl Bernard Bialecki. Warszawa 1983,<br />
lnstytut Wydawnlczy PAX.<br />
• Kard. Karol WOjtyla, WstfP og61ny w: Sob6r watyka~skt 11. Konstytucje,<br />
d ekrety, deklaracje. Tekst polski. Poznan 1968, s. 13 n.<br />
173
ZDARZENIA - KSIII2:KI - LUDZIE<br />
Otoz, jesli, jak wnikliwie zauwaza Kasper, zadanie odriowy Kosciola<br />
musialo doprowadzic do pytania na nowo 0 osob~, slowo<br />
i dzielo Jezusa Chrystusa, jesli zwlaszcza to pytanie powstaje na<br />
gruncie napi~cia , mi~zy . otwarciem a jednoznacznosciq Kosciola<br />
(por. Jezus Chrystus, s. 9),"to nasuwa si~ uwaga, ze spojrzenie<br />
Kosciola (ktory jest w Chrystusie - por. 1 Tes 1,1; 2,14) na Chrystusa<br />
(ktory jest Jego GlOWq - por. Koll 1,18) rna takze dwa wymiary:<br />
ad intra i ad extra, wyrazajqc swiqdornose Kosciola "wewn~trznq"<br />
0 Tym, ktory jest jego wlasnym centrum i dialog Kosciola<br />
"na zewnqtrz" 0 Tym, ktory uzasadnia jego (Kosciola) tn\'anie<br />
i przyjmowanie tak iej a nie innej po'Stawy wobec Swiata.<br />
T~ roznic~ w sposobie myslenia imowienia 0 Synu zeslanym przez<br />
Ojca, w ktorym Ojcu spodoba1o si~ odnowie wszystko (por. KK 3)<br />
i 0 Tym, ktory przez swoje wcielenie zjednoczyl si~ jakos z kazdym<br />
czlowiekiem (por. KDK 22) zaznaczajqcq si~ w ' tekstach soborowych<br />
w zaleznosci od tego, czy Kosciol kieruje si ~ bardziej<br />
ad intra czy bardziej ad extra, mozna chyba widziec tez w wypracowaniu<br />
przez teologi~ podwojnego, rozniqcego si~ podejsciem<br />
i metodq traktatu 0 Chrystusie: dogmatycznego i apologetycznego.<br />
Kosciol jest swiadom, iz jest wspo'lnotq kryjqcq w sobie mister<br />
ium Boga, ktory mu s i~ powierzyl, i stqd duzo bardziej niz jakak<br />
olwiek ludzka rodzina, ktora tez zawsze rna swojq tajemnic~<br />
i wlasny, ' rodzinny sposob my§lenia, mowienia, rozurnienia i parni~t<br />
ania ' swych czlonkow oraz przedstawiania ich ludziom z zewnqtrz<br />
- rna 'Swoj wlasny stosunek do tego, k torego nazywa SWq<br />
Glowq, swym Oblubiencem, rna bogatq trad y c j ~ zrozumialego tylko<br />
"w r odzinie", tylko w oparciu 0 danq Kosciolowi zazylosc z Nun,<br />
rnowienia i myslenia 0 Nim, poznawania Go. Niosqc rownoczesnie<br />
J ego poslanie skierowane k u calem u swiatu, m ajqc §wiadomose,<br />
ze On sam chce bye poznany i p r zy j~ ty p rzez wszystkich, Kosciol<br />
szuka tez ' nieustannie sposobow, by m owie ° N im w sposob zrozumialy<br />
d la ty ch , ktorzy Go jeszcze nie p r zyj~li, w opa'rciu 0 j ~zyk<br />
i sposoby poznania wsp611ne z rozmowcami. Ad intra, w kr~gu<br />
zlqczonym tq samq wiarq w boski, natchniony charakterksiqg<br />
Pisma Swi~teg o, w o piek~ Ducha Swi~ tego nad przekazem i rozwojem<br />
rozumienia Objawienia powierzonego Kosciolowi, w kr~gu<br />
zespolonyrn wspolnym przeZywaniem obecnosci Pana w liturgii,<br />
w Eucharystii, w pe1nieniu Jego wo1i przez milose, mozna zgl~biac<br />
calq Tajem nic~ Syna Bozego, ktory stal si~ czlowiekiem dla naszego<br />
zbawienia, tak jak zostala n am ona przekazana i poswiadczona<br />
przez licznych w ' ciqgu wiekow swiadkow czerpiqcych z niej<br />
swiatlo dla mysli i m oc dla Zycia. A d extra zas" starajqc si~ w jakiejs<br />
m ierze zdac \S p raw~ z tego, k im On dla n a'S jest, k im jest<br />
dla czlowieka, dla czlowiek a, lk tory pyta, trzeba jednoczesnie prze<br />
174
lDARlENIA - KSII\ZKI - LUDllE<br />
konywac, ze istnieje dost~p do Jego Tajemniey, ze idqe za Nim<br />
nie post~pujemy za "wymysionymi mitami" (por. 2P 1,16) Ieez za<br />
swiadkami, kt6rych swiadectwu mozna i trzeba uwierzyc. Oczywiscie<br />
te d wa rodzaje poznania J ezusa i m6wienia 0 Nim Sq ze<br />
sobq sprz~zone: apologetyczne ad extra zaklada dobrq znajomosc<br />
i gl ~ bokie zakorzenienie w dogmatycznym ad intra, umaeniajqc<br />
w ,zamian wkorzenienie poznania ad intra w krqg kultury i mysli<br />
swiata.<br />
Chyba wlasnie podejscie do ksiqzki Kaspera z takim mniej wi ~ <br />
cej przed-rozumieniem (leglo u podloza tego wewn~trznego niezadowolenia<br />
czy niepokoju, jakie odciuwalem w kontakeie z niq:<br />
"kim wlasciwie ten Kasper jest Z jakiego punktu widzenia pisze<br />
Do kogo" - by!, to raezej podsk6rny niepok6j niz jasno<br />
sformulowane pytanie. .<br />
Na jasno sformulowane pytanie mozna zresztq jasno i prosto odpowiedziec<br />
- a nawet z;naIezc t~ odpowiedz w pierwszych pobieznym<br />
konta,kcie .z samq ksiqzkq. Walter Kasper jest oczywiscie<br />
wybitnym teologiem katoliekim; "urodzony w 1933 r. jest od 1970 r.<br />
profesorem i wykladowcq teologii dogmatycznej na uniwersytecie<br />
w Tybindze. Opublikowal szereg cynnych dziel z zakresu teo<br />
Iogii, jak np. Das Absolute in der Geschichte (1956 r.), Glaube und<br />
Geschichte (1970 r.), Glaube in Wandel der Geschichte (1973 r .),<br />
Einfiih rung in der Glauben (1980 r.)" - informuje notka wydawcy<br />
na okladce ksiqzki. Ksiqzka zas Jesus der Christus powstala jako<br />
wynik wielokrotnego przepracowywania cykiu wyklad6w na temat:<br />
Oso ba i dzie!o Jezusa Chrystusa wyglaszanych w dzi es i ~ cio <br />
leciu 1964-1974 na uniwersytecie w Munster, Tybindze i Gregorianum<br />
w Rzymie i metod ycznie zawd ziE;cza wiele 'ka to(lickiej szko<br />
Ie tybinskiej, zwlaszcza chrystologieznym koncepcjom K arla Adarna<br />
i J osepha Ruperta Beiselmanna - jak informuj\e w przedmowie<br />
sam autor (s. 5), kt6ry jest tez k siE;dzem ikatolickim. Rzut oka zas<br />
na spis ttesci ;-' n iezwykle przejrzysfy 3 - zapowiada systematyczny<br />
wyklad obejmujqcy zar6wno problema t yk E; apologetycznq (CZE;sC I,<br />
• W skr6cie przedstawia sill on nastllPuj
ZDARZENIA - KSIIIZKI - LUDZIE<br />
rozdzial II i cz~s(: II) jak i dogmatycznq (cz~s(: I, rozdzial III<br />
i cz~sc III). Wszystko az dotqd jest jasne i proste.<br />
Niepok6j, 0 kt6rym m6wilem wyzej, zaczql si~ przy przejsciu<br />
do systematycznej lektury w zwiqzku z tym, ze cos si~ zacz~lo nie<br />
zgadzac z oczekiwaniami wlasnie na linii ad intra - ad extra,<br />
na linii autor - adresaci, "my" - "wy". "Normalnie" w tralktacie<br />
chrystologii apologetycznej istnieje, albo wyraznie zaznaezona albo<br />
ukryta w "my" ogolnoludzkiej wspolnoty ludzi myslqcyeh i dobrej<br />
woli, linia dialogu (wzgl~dnie polemiki) mi~dzy "my" autora, ktory<br />
prezentuje mysl wychodzqcego ad extra Kosciola (ewentualnie bez<br />
akcentowania r6znic wyniklych z podzial6w chrzescijanstwa) a "wy"<br />
adresat6w nie znajqcych lub cz~sciej niezainteresowanych czy nav.;et<br />
wr~cz uprzedzonych do Chrystusa. Tra'ktat zas dogmatyczny<br />
rozwija si~ w kr~gu "my" wspolnego autorowi i adresatom Kosciola<br />
i jego tradycji; "ja" autor a na ogol ginie sluzebnie w ulatwianiu<br />
czytelnikom wgl~biania si~ w ffiqdrosc Kosciola ad intra, czasem,<br />
w kwestiach otwartych, ujawniajqc si~ bardziej, najcz~sciej<br />
w utozsamieniu z jakims w~zszym niz grono adresatow "my" danego<br />
kieruniku czy szkoly teologieznej. Bywa, ze jedno dzielo obejmuje<br />
oba traktaty i wtedy "normalnie" traktat apologetyczny zostaje<br />
wlqczony w perspektyw~ okreslonego wyznaniowego ad intra<br />
jako rodzaj wprowadzenia (dogmatica fundamentalis w dawnych<br />
podr~cznikach): "przekonajmy si~, zanim zaczniemy si~ wgf~biac<br />
w tajniki naszej wiary, ze rna ona solidne podstawy".<br />
Otoz to, z ezym nie umialem sobie poradzie, to optyka ksiqzki .<br />
Jezus Chrystus Kaspera, Iktora wydaje si~ bye odwrotna, a przynajmniej<br />
odmienna: tak jakby wychodzqe od apologetycznego ad<br />
extra cz~se I i II wyprowadzalo si~ nast~pnie z domowego zacisza<br />
na forum publiczne, w cz~sci III, najbardziej "wewn~trzn'l"<br />
tajemnic~ Kosciola: Tajemnic~ Jezusa Chrystusa jako Syna Bozego,<br />
a zarazem Syna Czlowieczego i przez to doskonalego.Posrednika<br />
mi~dzy Bogiem a ludzmi. Sprobujmy przyjrzec si~ temu wrazeniu<br />
z bliska i zweryfikowae je.<br />
Zamierzonych adresat6w swej ksiqzki pr6lbuje w przedmowie<br />
okreslic sam autor. Pisze: "Po Ecznych, niekiedy burzliwych dysputach<br />
i dyskursach teologicznych z przelomu ostatnich dz ie si~ciu<br />
lat, istnieje wyrazne zapotrzebowanie na Ikrytycznq dyskusj~ ' i na<br />
solidne, wnikliwe i syntetyczne potraktowanie centralnych tematow<br />
teologii. Dlatego napisalem t~ ksiqzk~ dna studiujqcych teologi~,<br />
jak rowniez dla duchownych i swieckich znajdujqcych si~<br />
w sluzbie koscielnej oraz dla wielu chrzescijan, dla kt6rych udzial<br />
w tych teologicznych dyskusjach stal si~ cz~sciq ieh wiary; ponadto,<br />
bye moze, ksiqzka ta b~dzie pomOCq dla wciqz wzrastajqcej<br />
liczby ludzi, kt6rzy stojq poza Kosciolami, a interesujq si~<br />
176
ZDARZENIA - KSII\2:KI - LUDZIE<br />
Jezusern Chrystusern i Jego sprawq'L (s. 5). Widae wi~c od razu<br />
podwojny krqg adresatow:· krqg chrzescijan, dla ktorych burzliwe<br />
dysputy teologiczne ostatnich lat stanowiq cz~se ich ,wiary <br />
do nich Kasper adresuje swe dzielo wprost - i zainteresowani<br />
Jezu'sern Chrystusern ludzie stojqcy "poza Kosciolami". To<br />
ostatnie okreslenie, podobnie jak zakres autorow uwzgl~niajqcych<br />
w omawianiu "burzliwych dysput i dyskursow" pokazuje<br />
dobitnie, ze krqg chrzescijan, ktorych autor ma na mysli w pierwszym<br />
rz~dzie, jest w pewnym -sensie ' bardzo szeroki, rozRowyznaniowy.<br />
Nie wydaje si~ jednak ani by ksiqzka miala bye jakqs<br />
przechodzqcq ponad wyznaniowymi podzialami ogolnochrzescijanskq<br />
medytacjq ad intra nad wspolnie przyjmowanq podstawowq<br />
cz~sciq wspolriq naszej wiary w Chrystusa, atni tez wspolnym z tej<br />
podstawowej bazy wyjseiem ad extrd ku ludziom stojqcym "poza .<br />
Kosciolami". Metoda obrana przez autora ksiqzki jest inna. Wiqze<br />
si~ to z zadaniem, jakie autor wyznacza chrystologii, ktora ma wykraczae<br />
"poza w~iszy teologiczny kontekst" (s. 11) i bye odpowiedziq<br />
nie tylko na "kryzys toisamosci Kosciola", lecz takze na' stojqcy za<br />
nim ogolny kryzys nurtujqcy nowoczesne spoleczenstwo: "kryzys<br />
poczueia wlasnego sensu" (por.. s. 10); 'SWq "refleksj~ chrystologicznq"<br />
traktuje Kasper jako sluzb~, "jak~ teologia (kt6ra z pewnosciq<br />
nie jest wszystkim w Kosciele) pelnie moze na rzeez dzisiejszego<br />
spoleczenstwa i Kosciola, by mogly odnaaeze SWq tozsamose"<br />
(s. 11).<br />
Przy zalozeniu wyjseiowym, ze nie tylko Kosci61, aie spoleczenstwo<br />
w og6le zagubily swojq tozsamose, trudno wyehodzie od<br />
jakiegos "my" koscielnego, FlY od rodzinnosci choeby tylko czysto<br />
po ludzku przezywanej wsp61nej tradycji, obyczaju, sposobu zycia.<br />
Jesli pojawia si~ w Iksiqzce jakies "my", to jest to raczej tylko<br />
wqskie i kruche "my" zakladanego normalnie przez wykladowc~<br />
ezy pisarza porozumienia ze sluchaczami ezy czytelnikami sledzqeymi<br />
przebieg jego wywod6w. Wspolczucie z wielkq samotnosciq<br />
autora b~dzie chyba najwlasciwszym imieniem bOlu, 0 kt6rym pisalem<br />
w zwiqzku z mojq lekturq tej ksiqzki, a niepok6j - niepakojem<br />
0 to, w ezyim imieniu przemawia. Chcqc bowiem utrzymac<br />
wi~z z kr~giem odbiorc6w, 0 kt6rych wiadomo tylko, ze udzial<br />
w burzliwych dyskusjach teollogicznych gl~boko oddzialal na ich<br />
wiar~, ze interesujq si:~ Jezusem Chrystusem i "Jego sprawq" i ze,<br />
nawet jesli i!q "duehownymi czy swieckimi w, sluzbie · koscielnej"<br />
kt6regos z Kosciolow ehrzescijanskich, to mogq bye w stanie gl~bokiego<br />
kryzysu swej wyznaniowej i spoleeznej tozsamosci, autor<br />
zdaje si~ rezygnowae z ujawniania swego koscielnego zalkorzenienia.<br />
Nawet wyznanie osobistej, naj'bardziej elementarnej wiary w Chrystusie,<br />
bez kt6rej niemozliwe jest uprawianie chrystologii, pod<br />
12 - ZNAK<br />
177 .
ZOARZENIA - KSII\ZKI - WOZIE<br />
suni~te jest czytelnikowi w niemal calkowicie bezosobowej formie:<br />
To, ze "chrystologia moze podejmowac zasadnicze problemy czasow<br />
nowozytnych i starac si~ rozwiqzywac ich aporie" - pisze<br />
Kasper - "oczywiscie jest mozliwe tylko na podstawie pewnej<br />
decyzji, b~qcej zasadniczym rozstrzygni~ciem mi(fdzy wiarq i niewiarq.<br />
Wyzwalajqce pojednanie, jakie dokonuje si~ w Chrystusie<br />
i przez Chrystusa, jest w pierwszym rz~dzie darem Boga, a dopiero<br />
wtornie zadaniem czIowieka. Tu precyzyjnie przebiega granica<br />
mi~dzy chrzescijanskq teologiq, a co najwyzej po chrzescijansku<br />
zabarwionq ideologiq i utoP.iq" (s. 11).<br />
Postawiwszy takie twierdzenie, autor przechodzi zaraz do przedstawienia<br />
podstawowych tendencji dzisiejszej chrystologii, zaczynajqc<br />
od omowienia dyskusji jakq wywolalo 1500-Uecie Soboru<br />
Chalcedollskiego W 1951 r. Wymienia w zwiqzku z tym dIugq listG<br />
nazwisk (por. s. 11-14), ktora w dalszym ciqgu ksiqzki jeszcze<br />
si~ znacznie poszerza obej mujqc glownie - to zrozumiale - autorow<br />
z kr~gu j~zyka niemieckiego, ale zawsze w ten sposob, ze<br />
sqsiadujq ze sobq autorzy katoliccy i protestanccy roznych orientacji<br />
i stopnia zaangazowania w wiar~ oraz tacy, kt6rzy interesowali<br />
si~ i interesujq "sprawq Jezusa" spoza ta:lkiej czy innej<br />
przynaleznosci koscielnej (H. S. Reimarus, G. F. Hegel, E. Renan).<br />
Zasadniczq metodq autora jest referowanie glownych linii rozwoju<br />
toczqcej si~ od poczqtku dziejow chrzescijanstwa dyskusji<br />
wokol Osoby i dzieia Jezusa z Nazaretu, ze szczegolnym uwzgl~dnieniem<br />
problematyki wspolczesnej. "Ksiqzka ta nie zamierza<br />
ani powtarzac w sposob sterylny, ani tez ze wzgl~du na obfitosc<br />
materialu referowac . wyczerpui'l.co wszystkich, wr~cz nie dajqcych<br />
si~ ogarnqc, nowych pod wzgl~dem egzegetycznym, historycznym'<br />
i systematycznym szczegolowych problemow (...) chodzi 0 to, aby<br />
w 'systematycznej reflleksji wydobyc na jaw zarowno motywy wiodqce,<br />
jak i nowe koncepcje oraz w dyskusji z nimi odwazyc si~<br />
na wIasnq systematycznq koncepcj~, Iktora sprosta 1 usprawiedliwi<br />
zarowno bogactwo tradycji jak i wyniki wspolczesnej dyskusji<br />
wobec dzisiejszego 'sposobu myslenia'l. (s. 6). W histori~ poszczegolnych<br />
aspektow zagadnienia Jezusa zwanego Chrystusem, Kasper<br />
wplata swojq krytycznq ocen~, proponuje swoje rozwiqzania. Przede<br />
wszystkim stara si~ pomoc czytelnikowi zrozumiec sam problem<br />
poprzez jego histori~, potem, na tym tle', przekonac, dl~czeg6 to<br />
czy inne rozwiqzanie wydaje si~ niewystarczajqce, wreszcie podsunqc<br />
do zaakceptowania proponowanq przez siebie formul~ ezy<br />
tez kierunek, styl i metod~ dalszych poszulkiwan, ktore ukazuje<br />
jako wolne od krytykowanych ograniczen. Jest to zawsze wlasnie<br />
propozycja do czytelnika: "zobacz, czy ci~ to przekonuje", podana<br />
bez wyraznego odslaniania wszystkich przeslanek autora.<br />
178
ZOARZENIA - KSIp,tKI - LUDZIE<br />
Zgodnie ze swym 'zalozeniem bowiem stara si~ on "usprawiedliwiae<br />
bogactwo tradycji i wyniki wsp6lczesnej dyskusji wobec dzisiejszego<br />
sposobu myslenia" naznaczonego sladami gl~bOkiego kryzysu<br />
tozsamosci Kosciol6w i spoleczenstwa, a wi~c krytycznego takze<br />
wobec tradycyjnych sposob6w poszerzania i pogl~biania wiedzy<br />
teologicznej. W szczeg61nosci od poczqtku do konca swojego<br />
dziela nie moze zakladae zadnego wspOlnie z czytelnikiem przyjmowanego<br />
autorytetu nadprzyrodzonego: ani Pisma Swi~tego ani<br />
tym mniej wyjasnien dokonywanych przez Sdbory. Apeluje do<br />
zyczliwie nastawionego rozumu adresata zapewne w jakiejs mierze<br />
prowadzonego juz swiatlem Bozej laski, skoro pociqga go tego<br />
rodzaju lekt.ura, jaikby w nadziei, ze prawda, "kt6rawnika w umysly<br />
jednoczesnie lagodnie i silnie" narzJci si~ im nie inaczej jak<br />
tylko silq samej prawdy (por. DWR 1).<br />
Jednoczesnie, (odmiennie niz dawna apologetyka) w tym samym<br />
dziele, w podawanych przez siebie propozycjach Kasper stara si~ <br />
pozostajqc wiernym w gl~bi duszy i w zasadniczych stwierdzeniach<br />
nauce katolickiej - reformowae takze czy posuwae naprz6d<br />
sposoby rozumienia ezy praktycznego przezywania misterium Chry- .<br />
stusa w Koseiele, do kt6rego nalezy. W swej relacjonujqco-krytyeznej<br />
metodzie ustawia si~ niejako w pozyeji zewn~trznej takze<br />
w stosun:ku do Koseiola (tak jest na przyklad przy ostateeznej<br />
oeenie roli dogmatu ehalcedonskiego - ' s. 243, czy nauki 0 pochodzeniu<br />
Os6b w Tr6jey Swi~tej - s. 268, czy tez praktyeznego<br />
uswiadomienia sobie przez ehrzescijan solidarnosei w dziele Odkupienia<br />
- s. 228). Nie znaezy to, ze odrzuca rol~ Koseiola i jego<br />
tradycji. Stwierdza wyraznie niemal na wst~pie: "Punktem wyjscia<br />
chrystologii jest fenomenologia wiary w Chrystusa, a wi~c to, jak<br />
ta wiara w Kosciolach ehrzeseijanskieh wyglqda, jak si~ jq przezywa,<br />
glosi, praktykuje. Wiara w Jezusa Chrystusa rodzi si~ tylko<br />
w spotkaniu z wierzqcymi ehrzescijanami" (s. 22). Poniewaz jednaik<br />
"wlasciwq treseiq i ostatecznym kryterium chrystologii jest<br />
sam Jezus Chrystus, Jego zycie, Jego przeznaczenie, Jego slowo<br />
i dzielo", poniewaz "Jezus Chrystus jest pierwotnym, a wiara Kosciola<br />
wt6rnym kryterium chrystologii" (s. 22) i poniewaz SWq<br />
sluzb~ teologia dzisiejsza ma pelnie po to, aby nie tylko spoleezenstwo<br />
ale i Kosci6l "mogly odnaleze SWq tozsamose" (por. s. 11),<br />
Kasper stara si~ wskazywac drogi takze Koseiolowi: "Kosci61 nie<br />
moze zapewnie sobie dzisiaj tozsamosci - pisze na przyklad <br />
ani przez wylqczne odwolywanie si~ do ortodoksji, ani przez wyeofywanie<br />
i zabezpieczenie si~ na pozyejach samego aktu wiary<br />
i ortopraksji. Wazne jest, aby dzisiejsze problemy podejmowac od<br />
podstaw i pytac, w jaki spos6b jedno i drugie znajduje pokrycie<br />
w Jezusie Chrystusie" (s. 19). Jego ksiqzka ma bye wlasnie takim<br />
179
ZOARZENIA - KSII\ZKI - LUOZIE<br />
podejmowaniem problemow zwiqzanych z Jezusem Chrystusem ad<br />
podstaw - w sluibie Kosciolowi tak jak i spoleczeilstwu ale niejako<br />
"na wlasnq r~k~" i na wlasnq odpowiedzialnosc.<br />
Po jasnym uswiadomieniu sobie takiej wlasnie pozycji, czy taktyki<br />
autora, lektura ksiqiki staje si~ swobodniejsza. Moina za<br />
CZqC po prostu sledzic tok i zasadnosc wywodow, raz podziwiac<br />
ich trafnosc, to znow dyskutowac z nimi. Unika si~ nieporozumieil:<br />
oczekiwania, ie ksiqi:.ka odpowi'e wprost na pytanie 0 nauk~ Kosc~ola<br />
na temat Chrystusa czy, ie da . narz~dzie do rozpl.'aszania<br />
wqtpliwosci osob pytajqcych 0 Jego wiarygodnosc. Wyrainiej m.9ina<br />
tei oceniac waaory i ograniczenia takiej metody przybliiania<br />
"Jezusa i Jego sprawy" w dzisiejszym, pluralistycznym swiecie.<br />
Uczyc si~ kunsztu dyskretnego podprowadzania przez odpowiedniq<br />
prezentacj~ dziejow mysli do akceptacji pe_wnych istotnych<br />
tez chrzescijanstwa, a jednoczesnie ·zwracac uwag~, gdzie autor<br />
wypowiada rzeczywiscie wlasnq mysl, a gdzie prezentuje mysli<br />
innych i w jakiej mierze je akceptuje. Wtedy iksiqika oiywa i zaczyna<br />
przemawiac swojq wlasnq logikq, staje si~ rzeczywiscie cennq<br />
pomOCq w gruntownym przemysleniu jeszcze raz swej wlasneL<br />
wiaryw Jezusie Chrystusie.<br />
Dlatego wlasnie napisalem 0 tej ksiqz.ce to, co napisalem. Nie<br />
probuj~ jej ·streszczac - tego typu recenzje jui istniejq,4 a calq<br />
ksiqik~ warto przeczytac i przemyslec. Ale wlasnie w takiej -perspektywie,<br />
jakiej ona dla siebie iqda: solidnej i krytycznej dyskusji.<br />
Co znaczy tajde: majqc jui do ta1kiej dyskusji wczesniejsze przygotowanie<br />
przez znajomosc problematyki, nauki Kosciola ...<br />
I dodam, jui "poza nawiasem", calkiem od siebie i pewnie troch~<br />
od rzeczy, jesZicze to: jakas pierwsza intuicja dotyczqca tego,<br />
w jakim duchu, ja'k nalezy podejsc do ksiqzki Waltera Kaspera,<br />
ieby jq zrozumiec przechodzqc ponad wraieniem niedosytu i bolu,<br />
tak aby dotrzec do jej istotnej wartosci, zrodzila si~ podczas rozwaiania<br />
kart innej ksiqzki: nienaukowej, bardzo "domowej" w Kosciele,<br />
stanowiqcej jego podstawowy modUitewnik. W II tomie Liturgii<br />
Godzin jest na 'S. 803 (w ramach Godziny czytan Niedzieli<br />
.Zeslania Ducha Swi~tego) taki tekst sw. Ireneusza biskupa (ktorego<br />
Kaspercytuje najcz~sciej sposrod swi~tych w swej ksiqzce):<br />
"Jaik bez wody nie da si~ zaczynic suchej mqki i wyrobic z niej<br />
jednego ciasta i jednego chleba, tak i my nie mozemy stac si~<br />
.jedno w Chrystusie Jezusie bez wody, ktora przychodzi z nieba.<br />
Jak zeschni~ta ziemia nie wyda plonu bez wilgoci, tak my, ktorzy<br />
bylismy suchym drzewen1, ani wydalibysmy owocow zycia bez desz<br />
'Np. ks. Cz. Rychlicklego w "Ateneum Kaplanskim" t. 103 (VII-VIII 1984),<br />
s. 181-185.<br />
180
ZDARZENIA - KSII\2:KI - LUDZIE<br />
czu zeslanego z woH niebios (...) Na Panu spoczql Duch Boga,<br />
»Duch mqdrosci i rozumu, Duch rady i mE:stwa, Iuch wiedzy i bojazni<br />
Boga«. Pan zas tego Ducha dal Kosciolowi (...). Ta oZywcza<br />
rosa jest nam konieczna, abysmy nie zostali spaleni i nie stali siE:<br />
bezuzyteczni."<br />
Teologia jest sluzbq - zakonczmy myslq samego Kaspera<br />
"kt6ra z pewnosciq nie jest wszysfkim w Kosciele".<br />
ks. lukasz Kamykowski<br />
HISTORIA: DYSKURS WlADZY. CZY<br />
"ZASOJCZY DLA NIEJ NAPOJ"<br />
Ludzkosc uwiklana w roznorakie relacje z materiq, czasem i przestrzeniq<br />
zmaga siE: przeciez nie tylkb z naturq. Wielkq cZE:sc jej<br />
energii pochlaniajq wewnqtrzgatunkowe spory. Silq napE:dowq tej<br />
rywalizacji jest m.in. zqdza wladzy, ktora ujawnia swoj destrukcyjny<br />
wplyw w najprostszych nawet grupach. E~ektem jej dzialania<br />
. jest podzial na rzqdzqcych i rZqdzonych bez wzglE:du na to,<br />
czy zadecydowala 0 tym naga sila, czy demokratyczne reguly gry.<br />
Sposob postrzegania rzeczywistosci przez przedstawicieli obu grup<br />
jest odmienny, dotyczy to rowniez stosunku do przeszlosci. Naturalnq<br />
konsekwencjq sprzecznosci ludzkich interesow jest wielosc<br />
historii. Obok historii "oficjalnej", apologetycz'nej, powielanej bez<br />
konca przez srodki masowego przekazu, ktore wychwalajq pod<br />
niebiosa slusznosc obranej drogi, istnieje rowniez historia "krytyczna",<br />
demaskujqca poczynania wladz, ujawniajqca przemilclane<br />
fakty, podejmujqca probE: naswietlenia dziejow z punktu widzenia<br />
ludzi spoza systemu. W jakim stopniu warunki polityczne sprzyjajq<br />
zblizaniu siE: Ilu'b oddalaniu obu nurtow historiografii<br />
Probq odpowiedzi na to pytanie Sq peIne pasji szkice meksykanskich<br />
uczonych opublikowane w Bibliotece Mysli Wsp6lczesnej 1.<br />
Aby w pelni zrozumiec meksykanskie przeslanie, wypada, chocby<br />
w paru zdaniach, przypomniec zasadnicze cechy systemu politycznego<br />
. Meksyku. Profesor Lepkowski okre§la go we wstE:pie<br />
1 Po co nam h!stor!a Przelozyla Maria Mr6z, wst
ZDARZENIA - KSIf\iKI - LUDZIE<br />
jalko "centralistyczne i autorytarne panstwo populistyczne 0 fasadzie<br />
demokratycznej", kt6regel aparat zlal siEt w jedno z aparatern<br />
rzqdzqcej "partii dominujqcej". Tuz po zwyciEtstwie Rewolucji<br />
Meksykanskiej poczyniono szereg koncesji na rzecz narodu, p6zniej<br />
jednak ,zinstytucjonalizowana rewolucja" zasklepila siEt, a panstwo<br />
nie potrafilo juz rozladowae konflikt6w na drodze pokojowej.<br />
Przykladem tego jest 1968 rcXk, kiedy wladze odpowiedzialy<br />
silq na pokojowe manifestacje, wiece i strajki student6w. Odm6wHy<br />
dia'logu, odnowy i porozumienia, pokazaly swoje prawdziwe oblicze.,<br />
.<br />
W warunkach systemu autorytarnego trudno m6wie 0 wolnej,<br />
nieskrEtpowanej tw6rczosci. Sytuacja historyk6w nie jest wi~c do<br />
pozazdroszczenia. I to wcaae ollie z powodu nieprzydatnosci dla<br />
wladzy, wrEtcz przeciwnie - dla ich niezbEtdnosci. System niedemokratyczny<br />
bowiem zwielokrotnia problem kazdej organizacji<br />
panstwowej - pochodzenie i legitymizacj~ grupy dominujqcej.<br />
Zrozumiee go nie spos6b bez odniesien do przeszlosci. W niej<br />
tkwiq przeciez nie tylko korzenie wladzy, ale takze p6zniejszego<br />
do niej stosunku zwyklych obywateli. A. C6rdova zwraca uwagEt<br />
na kapitalny fakt, tbardzo czEtsto pomijany w prostych przeciwsta- '<br />
wieniach demokracji i totalitaryzmu. Wladza, kt6ra rna mandat<br />
narodu nie zawsze jest demokratyczna; moze bye wladzq autorytarnq<br />
wlasnie z powodu tego poparcia. Paradoks ten wiqzae trzeba<br />
z jej pochodzeniem. Analizujqc przypadek wladzy rewolucyjnej,<br />
C6rdova zauwaza, ze rZqd ustanowiony rewolucyjnym czynem mas<br />
ludowych traktowany jest z mitycZllq wiarq w lepszq przyszlose.<br />
Rodzi siEt stqd mit Rewolucyjnego Panstwa, kt6re najlepiej wyraza,<br />
broni i realizuje interesy spoleczne. Ow mit, jak zresztq kaZdy<br />
inny, niewieae rna wsp6lnego z rzeczywistosciq. Interesy grupy<br />
rzqdzqcej w miar~ uplywu czasu zaczynajq odbiegae od aspiracji<br />
spoleczenstwa. Pa11stwo ludowe kroczy 'coraz bardziej pod sztandarem<br />
egoizmu grupy dominujqcej. Do realizacji tego celu sluzq najrozmaitsze<br />
dzialania - okreslonq rol~ odgrywa r6wniez swoista<br />
interpretacja przeszlosci.<br />
Historia jest jednqz form kultury najczEtsciej wykorzystywanych<br />
dla uzasadnienia wladzy. Przypuszczenie, ze "og6lnq tendencjCj<br />
wsp6lczesnych rzqd6w jest wplywanie na form~ przedstawiania<br />
przeszlosci, popieranie historii uprawomacniajqcej ustanowione rZqdy<br />
i niechEttny stosunek do w'iedzy historycznej dostarczajqcej<br />
przyjemnosci lub destabilizujqcej czy neutralnej, nie majqcej innego<br />
-celu niz zdobywanie wiedzy i. jej upowszechnianie" nie' jest<br />
trudne do weryfikacji. Jesli zatem zakladamy, jak E. Florescano,<br />
ze punktem wyjscia rekonstruikcji przeszlosci jest terazniejszose,<br />
to tym samym uwzgl~dnie musimy fakt, ze interesy ludzi, kt6rzy<br />
182
ZDARZENIA - KSIA2:KI - LUDllE<br />
tq terazniejszosciq rzqdzq, b~dq odgrywac decydujqcq rol~. Z chwiO.q<br />
zwyci~stwa jakiegos ruchu spolecznego narzucona zostaje spoleczenstwu<br />
jego wladza. Staje· si~ Dna, twierdzi dalej Florescano,<br />
miarq historii, gdyz wskazuje co i dlaczego z przeszlosci nalezy<br />
przypominac i kultywowac. Wspomniany autor wyciqga radykalny<br />
wniosek, z{! odtwarzanie przeszlosci jest przede wszystkim dzialalnosciq<br />
politycznq a nie naukowq, poniewaz "staje si~ sposobem<br />
identyfikacji, wyjasnia poczq1Jki, uprawomocnia ustalony porzqdek,<br />
nadaje sens zyciu jednostki i narodow, wpaja wzory etyczne,<br />
usprawiedliwia panowanie jednych nad drugimi, tworzy podstawy<br />
rzeczywistosci i projekty najblizszej przyszlosci". Jak dowodzi<br />
Florescano, dzieje si~ tak, poniewaz srodki umozliwiajqce praktyk~<br />
badawczq (np. · ilrchiwa, publikacje, niektore metody i techniki badawcze)<br />
pozostajq w gestii wladz centralnych. Tym bardziej, ze<br />
same instytucje (uniwersytety, akademie, instytuty) Sq cialami, ktorym<br />
panstwo zlecilo funkcje wytwarzania i przekazywania wiedzy.<br />
Gdy panstwo jest sillne, a spoleczenstwo
ZDARZENIA - KSIIIZKI - LUDZIE<br />
leinosci od tego, czy interes, ktory sklania badacza do opowiedzenia<br />
si~ po czyjejs 'stronie (...) jest interesem konserwatywnym, ezy<br />
tei interesem krytycznym wobec istniejqcego porzqdku rzeczy" lub<br />
tei: "Ta grupa lub klasa spoleczna, ktorej interes jest zbieiny<br />
z radykaln!p krytykq ustanowionej wladzy, b~dzie mogla najbardziej<br />
si~ z'hliiyc w swojej interpretacji historii do kryteriow wiedzy<br />
naukowej". W tym sposobie widzenia rzeczywistosci dostrzegamy<br />
znanq skqdinqd optylk~ . AbsurdaQnosc w'iqzania prawdy z grupami<br />
ludzkimi uwidacznia si~ jeszcze bardziej, gdy autorzy, jak<br />
np. A. Gilly w szkicu Historia jako krytyka i jako dyskurs wladzy,<br />
si~gajq do zrodel tej koncepcj'i - do przeciwstawiania praey fizycznej+i<br />
umyslowej. Dystynkcja ta skaiona jest bl~dnym zaloieniem<br />
0 wyzszosci pracowni1k6w fizycznyeh, ktorych si~ gloryfikuje,<br />
w stosunku do deprecjonowanych tzw. pracownik6w nieprodukcyjnych.<br />
W konsekweneji w modelu tym na plan pierwszy wysuwajq<br />
si~ problemy energetyczne. Zapoznany zostaje zatem fakt,<br />
ie dla kaidego, najprostszego· i najprymi.ty,,{niejszego nawet organizmu,<br />
r6wniei wymiana informacji jest spraWq iycia i smierci.<br />
Idealizacja grup parajqcyc'h si~ praCq fizycznq i pr6by naprawienia<br />
"bl~dow ' historii" prowadzq do katastrofalnych skutkow. Systemy<br />
zloione, a takimi Sq spoleczenstwa cywili~acji przemyslowej,<br />
pozbawione prawidlowej wymiany informaeji z otoczeniem stajq<br />
si~ .slepe i zagubione w srodowisku ulegajqcym gwaltownym przemianom.<br />
Faikt ten rna okreslone konsekwencje nie tylko dla wymiany<br />
energii, ktorej zaspokojenie zaczyna napotykac na coraz<br />
wi~ksze trudnosci, ale i dla prawidlowego funkcjonowania struktur<br />
organizacyjnych i informacyjnych. IrracjonaQna wiara w moiliwosc<br />
budowy wspolnoty, ktora nie b~dzie generowac stosunkow dominacji<br />
(przypisywanych niewlasciwym formom wlasnosci hodel<br />
e,nergii) nie znajduje potwierdzenia w ramaeh organizmow panstwowych.<br />
Wladza, pomimo tego, ie jej formy tradycyjne zniszczono<br />
czynem rewolucyjnym, odradza si~ szybko ad nbwa, a wraz<br />
z 'niq te same schorzenia systemowe ffi. in. historia jako dyskurs<br />
wladzy.<br />
Znajdujemy si~ zatem powtornie w punkcie wyjscia. Wiemy jui<br />
jednaik, ie, po pierwsze, nie rna sensu wiqzac prawdy 0 przeszlosci<br />
z interesem jakiejkolwiek grupy (kaidy interes zaslepia)<br />
oraz, po drugie, historia powiedziec nam moie wiele 0 nas samych<br />
pod warunkiem przezwyci~ienia wlasnego egoizmu. Jak bardzo<br />
jest to czasem trudne, nie 'trzeba nikogo przekonywac. Aby jednak<br />
uchwycic jakqs cZqstk~ prawdy, wsluchiwac si~ trzeba nie tylko<br />
w glosy hag'iografow, ale z rownq uwagq w opinie niezadowolo<br />
..nych, . przedstawicieli historii Ikrytycznej. Tylko we wzajemnym<br />
dialogu obu nurtow historiografii dokonac s i~ moie tworcza syn<br />
184
ZDARZENIA - KSI>\ZKI - LUDZIE<br />
teza, wzbogacajqca nauk~ 0 nowe tresci. .A:by to jednak nastqpilo,<br />
spelnione bye ·mUSZq pewne warunki polityczne. W Zyciu publicznym<br />
nie moze zabraknqe miejsca dla ja'kichkolwiek odlamow opinii<br />
puhlicznej; dotyczy to tak grup zwiqzanych z produkcjq tzw. materialnych<br />
podstaw egzystencji, jak z pozyskiwaniem i przetwarzaniem<br />
informacj'i (wszelllka tworczose umyslowa, nie tylko historykow,<br />
musi zyskae nalezne jej uznanie). Realny i wiarygodny<br />
dialog nie jest oczywiscie do pomyslenia bez droznych kanalow<br />
komunikacji spolecznej i to nie tylko w relacJi gora-dol, ale takze<br />
dol-gora.<br />
Bye moze his toria pO,wstajqca w ten sposob bylaby idealem.<br />
Warto jednak uzmyslowie go sobie, zyskujqc punkt odniesienia<br />
dla oceny' tworczosci historycznej w warunkadh niedemokratycznych,<br />
iktore nasycajq jq tresciami ideologicznymi lub utopijnymi.<br />
Historia jako "pomnik wladzy" i historia "napoj zabojczy dla wladzy"<br />
Sq tworami spolecznosci schizofrenicznej, dowodem riiebezpiecznego<br />
rozbicia spoleczenstwa. W postulacie wspolnego tworzenia<br />
historii idzie zatem nie tylko 0 dobro nauki, ale - co jest<br />
chyba wazniejsze - 0 dobro wspolnoty wystawionej na groznq pokus~<br />
uniformizacji wiedzy (wykluczajqcej wszelkq alternatyw~)<br />
o otoczeniu i 0 sobie samym tak w · przeszlosci, jak i obecnie.<br />
Jerzy Gaul<br />
SEMIOTYKA; PETERSBURGA<br />
Naukowa seria wydawana przez uniwersytet w Tartu (Estonia)<br />
pod greckim haslem Semeiotike, z rosyjskim podtytulem Trudy<br />
po znakowym sistiemam, jest dzisiaj chyba najznakomitszq wizytowkq<br />
semiotycznie zorientowanej humanistyki radzieckiej (przede<br />
wszystkich estOllsk~ej i rosyjskiej), znanq na calym niemalze swiecie.<br />
Pierwszy tom Trudow Uikazal si~ w 1964 roku i zawieral Wyklady<br />
z poetyki strukturalnej Jurija M. Lotmana, inicjatora i glownego<br />
redaktora serii. Kolejne tomy ,pojawialy si~ srednio co dwa<br />
lata, rozszerzajqc . stopniowo tematyczny zakres swych lamow.<br />
Wkrotce wyodr~bnily si~ takie dzialy jak struktura tekstu artystycznego,<br />
semiotyka literatury, mitu, folkloru, religii, sztUik plas<br />
185
ZDARZENI A - KSlljZKI - LUDZIE<br />
tycznych, kina, teatru itd. 1 P6zniej, pod koniec lat 70-tyc'h, profil<br />
serE ulegl modyfikacji; zac z ~to wydawac skromniejsze obj~tosciowo,<br />
a[e za to co roku, zeszyty ' tematyczne. Tak np. X tom Trud6w<br />
poswi~cony byl semiotyce kultury, tom XI - semiotyce tekstu,<br />
tom XII - strukturze tekstu artystycznego. Reformy te nie<br />
o bj~ly niestety mikroskopijnego nakladu, wahajqcego :s i ~ (w wersji<br />
rosyjskiej) od 500 do 1500 egzemplarzy. Nic wi~c dziwnego, ze<br />
tartuskie Trudy Sq trudno osiqgalne nawet w duzych, uniwersyteck<br />
ich 'bibliotekach ZSRR, zas w Polsce nalezq do prawdziwych rarytasow.<br />
,W 1984 roku, a w i ~ c w 20 rocznic~ ukazania si~ historycznego<br />
juz dzisiaj tomu prac Lotmana, uniwersytet w Tartu wydal az<br />
dwa zeszyty Trud6w: tom XVII, po swi~cony dia"logowi w semiotyce<br />
,kultury oraz tom XlVIII, nOSZqcy, tytul Semiotyka miasta i kultury<br />
miejskiej. Petersburg. Pierwsza cz ~s c tego tytulu nie wymaga<br />
chyba dodatkowych uzasadnien. Wys tarczy tu wspomniec, ze tom<br />
jest owocem pracy seminarium na temat kultury miejskiej, dzialajqcego<br />
w ramach Tartuskiej Szkoly Semiotycznej. Natomiast wybor<br />
Petersburga jako obiektu analiz kulturowo-semiotycznych,<br />
mozna umotywowac bardzo prosto: jest on, jak stwierdza we wst~pie<br />
Lotman, zjawiskiem z punktu widzenia semiotyki unikalnym,<br />
zarowno w swej typowosci jak i s pecyfice. Niczym soczewka skupia<br />
podstawowe antynomie rosyjskiej historii, kultury i swiadomosci.<br />
Zazwyczaj historia miasta stopniowo akumuluje jego mitolog i~<br />
i symbolik ~ . Petersburg nat omiast narodzil si~ najpierw w sferze<br />
symbollicznej, pozniej dopiero materialnie. K ad wyprzedzil tutaj<br />
tekst, a relacje mi ~ dzy nimi okazaly s i~ niezwykle dram atyczne.<br />
Petersburg byl jednoczesnie tworcq swej mitologii jak i jej wytworem.<br />
Semiotyka kultury moze wi~c traktowac to miasto albo<br />
jako tekst kultury, wlqczony w h i s to r i ~ cywilizacji i na jej . tIe<br />
postrzegany jak o spojny i calosciowy fenomen, albo tez jllko generator<br />
tekstow kultury 0 sobie i innych. Te dwa spojrzenia na<br />
Petersburg 'powracajq we wszystkich artykulach zbioru.<br />
XVIII tom Trudow zawiera dziesi ~ c prac. Dwie pierwsze majq<br />
charakter ogolny, wprowadzajqcy i syntetyczny zarazem - warto<br />
wi~c zaprezentowac je nieco dokladniej. Pozostale podejmujq zagadnienia<br />
mniej lub bardziej szczegolowe i choc Sq nie mniej<br />
interesujqce, z koniecznosci o gr anic z~ si~ tutaj do zwi~zly ch anonsow<br />
b i'bliograficzno-tematyczny ch.<br />
Tom otwiera szkic '0l. N. Toporowa zatytulowany Petersburg<br />
1 Syntetyczne om6wienie zawa rtosci pier wszych dzi esi ~ ciu tom6w TTUdow<br />
po znakowym sistiemam ukazalo si ~ w "Ruchu Literac)
ZOARZENIA - KSII\i:KI - LUOZIE<br />
i "tekst peteTsbuTSki" w literatuTze Tosyjskiej, jak zwykle u tego<br />
autora pomyslowy i pelen erudycji.<br />
Kazde miasto mowi wlasnym j~zykiem . Mow'l Petersburga S'l<br />
jego ulice, place, wody, wyspy, ogrody, budowle, pomniki, ludzie,<br />
historia, idee. Wszystko to sklada si~ na swego rodzaju heterogeniczny<br />
t e k s t, b~qcy nosnikiem jakiegos globalnego sensu.<br />
Petersburg, podobnie jak inne miasta, posiada takze swoje mity <br />
przede wszystkim mity genetyczne 0 zaloieniu miasta i jego "demiurgu".<br />
Jednak wyj'ltkowosc Petersburga w rosyjskiej kulturze<br />
polega na czyms innym - tylko jemu bowiem towarzyszy w' rosyjskiej<br />
literaturze swoisty "te'kst petersburski", a sCislej, syntetyczny<br />
super-tekst, TIosnik najwyZszy
lDARlENIA - KSI!\ZKI - LUDllE<br />
mal dwa stulocia tradyej~ przeciwstawiania Petersburgowi · Moskwy<br />
2. Zaleznie od punktu widzenia realizuje si~ 0110 w dwoja-'<br />
kiej postaci. Pierwszy schemat przeciwstawia sobie bezduszny, biurokratyczny,<br />
skoszarowallY, oficja[ny, sztucznie regularny, abstrakcyjny',<br />
nieprzytulny, pozbawiony korzeni i nierosyjski Petersburg<br />
oraz duehowq, rodzinno-intymnq, przytulnq, konkretnq, swojskq<br />
i rosyjskq Moskw~. Drugi schemat slawia w opozycji Petersburg <br />
cywilizowane, kulturalne, planowo i logicznie zabudowane, europejskie<br />
m i a s to . oraz Moskw~ - chaotycznq, nieuporzqdkowanq,<br />
sprzecznq z .logikq, polazjatyckq wi e s.<br />
Znaczqcy jest zarowno sam rejestr tych okreslen jak i -jego .<br />
struktura. W takiej ezy innej formie pojawiajq si~ one w utworach<br />
Gogola, Hercena, Bielinskiego, w sporach "zapadnikow"~ ze<br />
slowianofilami. "Tekst petersburski" dopuszcza takze warianty<br />
ambiwalen'tnego stosunku pisarzy do miasta (np. Puszkin), a takze<br />
ich ewolu{!j~ od nienawistnej wrogosci do zapami~taIej milosci.<br />
Pomijajqc _ analiz~ obrazow Moskwy i Peter~urga w literaturze<br />
rosyjskiej, Toporow zwraca naSZq uwag~ na przestrzenny aspekt<br />
ich wzajemnych odniesien.<br />
Moskwa, jej przestrzen (ciaIo) przeciwstawia si~ Petersburgowi<br />
i jego przestrzeni jako cos organicznego, naturalnego, -niemaU przy- .<br />
rodniczego (por. metafory roslinne w opisach Moskwy), powstalego<br />
z siebie samego, bez czyjejs woH, planu, ingerencji - czemus obcemu,<br />
nieorganicznemu, sztucznemu, skrajnie kulturowemu, powo<br />
Ianemu do zycia czyjqS wIadczq wolq, w opareiu 0 z gory obmyslony<br />
plan, schemat, regul~. Stqd bierze si~ szczegolna konikretnosc,<br />
"uziemiona" realnosc Moskwy, w przeciwienstwie do abstrakcyjnego,<br />
fantomatycznego, wydumanego Petefsburga (Grigoriew, Dostojewski,<br />
Merezkowski, Pilniak). To strukturalne przeeiwienstwo<br />
mi~dzy "pelnokrwistq" przestrzeniq Moskwy i quasi-przestrzeniq Petersburga<br />
tlumaczy, dlaczego w Moskwie iyje si~ wygodnie, przytulnie,<br />
swobodnie (zgodnie ze swojq wolq), pewnie (ze' wsparciem<br />
w rodzinie, rodzie, tradycji), zas w Petersburgu - bez zakorzenienia<br />
i nie ze swojej woH.<br />
Teksty 0 Petersburgu - r6Znych autorow i z roznych okresow<br />
- Sq do siebie uderzajq{!o podobne. Swiadczy to, zdaniem<br />
Toporowa, 0 niezwykIej stymulacyjnej mocy tego miasta, ograniczajqcej<br />
nawet wollnosc tworczq. Podobienstwa tego nie wyjasniajq<br />
bowiem ani jednosc obiektu opisu, ani tez sila konwencji. Ukrytym<br />
nerwem tozsamosci Petersburga, jego genotypem, jest staly<br />
wektor idei-sensu: droga ku moralnemu zbawieniu, duchowemu<br />
I 0 opozycJi Moskwy 1 Petersburga pisze, podajljC takze. pqyktady literackle,<br />
Wtadystaw Panas, w znakomitym szkicu pt. Przestrzenie semtotyczne ("<strong>Znak</strong>"<br />
1977, nr 11-12).<br />
188
ZDARZENIA - KSII\ZKI - lUDZIE<br />
odrodzeniu w chwili, gdy Zycie ginie w kr6lestwie smierci, a klamstwo<br />
i zlo triumfujq nad prawdq i dobrem. To wlasnie dqzenie,<br />
ta orientacja na najwyzszy cel, stanowi w decydujqcej mierze<br />
o sp6jnoSci "tekstu petersburskiego"_ Jest to wi~c tekst smierci<br />
i zycia, · tragedii i zbawienia. Wiele swiatla na istot~ tej antynomii<br />
i jej projektowanego rozstrzygni~cia moze rzucic talkze analiza<br />
innych niz czysto literackich substrat6w "tekstu petersburskiego".<br />
Toporow wyr6znia trzy podstawowe ic'h zakresy:<br />
- sf era Ii a t u r y: wlasciwosci klimalyczno-meteorologiczne<br />
i krajobrazowe Petersburga ('przede wszys'tkim "biale noce", obfitos6<br />
wody, niezwykle zachody slonca), graniczne polozenie miasta<br />
(na skraju, na rozdrozu swiata, na granicy zycia i smierci);<br />
- sf era mat e ria 1 n 0 - k u 1 t u row a: . plan, geometria, zabudowa<br />
itp. uwzgl~dniajqca takze petersburskie realia: duzq przewag~<br />
lictby zgo.\l6w nad liczbq urodzen w Pet,ersburgu, ogromnq<br />
przewag~ liczby m~zczyzn, pleniqcq si~ przest~pczos6, prostytucj~,<br />
choroby weneryczne, alkoholizm, samob6jstwa itp. Te i inne rysy<br />
Petersburga wykorzystywane Sq (np. przez Dostojewskiego) do<br />
tworzenia niepowtarzalnej aury metafizycznej tego miasta (strach,<br />
cierpienie, smier6); .<br />
-"T sf era d u c how 0 - k u 1 t u row a: mity, podania, proroctwa,<br />
dziela literackie, wszystkie warianty spirytualizacji i antropomorfizacji<br />
Petersburga, idee religijrne, filozoficzne i spoleczne,<br />
postacie realne i literackie itd. Tutaj wlasnie ukryta jest najgl~bsza<br />
struktura ideowa ,tekstu petersburskiego", Iktorq Toporow<br />
nie waha si~ nazwa6 "sakralnq": Ona wlasnie syntetyzuje sfery<br />
natury i kultury. Natura ciqzy ku poziomowi, plaskosci, ku wodzie<br />
i ziemi, kultura natomiast zorientowana jest wertykalnie, w g6r~,<br />
ku niebu i sloncu. Przejscie od naturYi do kultury (jako jeden<br />
z wariant6w zbawienia) symbolizuje zawieszenie wzrOlku na o.sniqcej<br />
w sloncu iglicy lub kopule przez czlowiek1\ stojqcego na ziemi.<br />
Tak rodzq si~ niepowtarzalne cechy Petersburga: c h a 0 s (mrok,<br />
cien, iluzja, ' sobowt6r) sqsiaduje tu z k 0 s m 0 s e m (jednosc, 10<br />
gika, harmonia, astra widzialnos6). Przestrzen "tekstu 'Petersburskiego"<br />
odznacza si~ wi~c zar6wno skrajnq am·orficznosciq jak i hipertrofiq<br />
oznaczonosci. Chaotyczna slepota i kosmiczne jasno-wi.:.<br />
dzenie to bieguny postrzegania fenomenu tego miasta. Na analogicznyc'h<br />
zasadach opiera si~ petersburska mitologia i eschatologia.<br />
Historia Petersburga to czasowa, zamiJc!ni~ta przerwa w continuum<br />
chaasu. Mit poczqtku Petersburga opowiada jak z chaosu wynurzyl<br />
si~ kosmos, mit jego konca (i:ermontow, Bielyj, Mickiewicz,<br />
a przede wszystkim folklor) opisuje rozpad tego kosmosu. W "tek<br />
SCle petersburs'kim" zawarta jest kwintesencja zycia na skraju,<br />
nad przepasciq, na progu smierci, a · jednoczesnie tutaj wlasnie<br />
189
ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />
rozpoczynajq swoj bieg drogi do tbawien'ia, 'tutaj zakodowane jest<br />
proroctwo 0 przyszlych dziejach Rosji. Byl bowiem dla niej Petersburg<br />
tym miejscem, w ktorym mogla poszukiwae odpowiedzi '<br />
na pytania zasadnicze .<br />
•SymboHka PetersbuTga i problemy semiotyki miasta to tytul<br />
na s t~pnego artykulu, ktorego autorem jest J. Lotman. Z dwoch<br />
zasadniczych probllemow semiotyki miasta: miasto jako ~rzestrzell<br />
oraz miasto jako nazwa (znak), Lotman wybiera jako przedmiot<br />
swych rozwazan problem pierwszy.3 Relacje miasto ~ kraj - swiat<br />
mogq Iksztaltowae si~ rozmaicie. Dominujq t u. jednak dwo: modele.<br />
Miasto moze bye izomorficzne wobec panstwa, a nawet je uosabiac<br />
(np. Rzym), moze jednak takZe stanowic jego, antytez~ . W pierwszym<br />
przypadk'\1 miasto jest traktowane jako idealny model wszechswiata<br />
i polozone jest zawsze w centrum okreslonej przestrzeni<br />
(Rzym, Jerozolima, Moskwa). Moze bye takze odbierane jako figura<br />
panstwa niebiailskiego. W przypadku drugim miasto zajmuje<br />
wobec kraju pozycj~ eikscentrycznq, lezy na jego kresach lub nawet<br />
poza nimi. Znana z historii, motywowlrna glownie politycznie,<br />
praktyka przenoszenia stolic na peryferie czy poza obr~b wlasnych<br />
ziem (8wiatoslaw, Karol Wielki), jest Todzajem operacji na kodzie<br />
egzystencjalnym; s'twarza bowiem semiotyczne centrum nie<br />
istniejqcej jeszcze domeny, a jecinoczesnie unicestwia dotychczaso<br />
Wq s truktur~ znakowq.<br />
Miasto polozone cel1'tralnie w przestrzeni semiotycznej odwoluje<br />
si~ do toposu "miasta lIla gorze". Przypisuje si~ mu funkcje posrednika<br />
mi~dzy ziemiq a niebem, zas mit genetyczny zaklada<br />
ingerencj~ bogow w jego powstanie. Jest 'to miasto posiadajqce<br />
poczqtek, lecz nie posiadajqce konca, miasto wieczne (np. Roma<br />
aeterna). ~iasto polozone ekscentrycznie sytuuje si~ 'na .skraju przestrzeni<br />
kultury - lIla brzegu morza, w ujsciu rzeki. Aktua[izacji<br />
ulega tutaj nie jak. w pierwszym przypadku opozycja. sakralnego<br />
oj swieckiego, lecz antynomia naturalnego i sztucznego. Jest to '<br />
wi~c miasto stworzone wbrew naturze, w walce z zywiolami przyrody.<br />
Fakt ten moze bye interpretowany dwojako: jako triumf<br />
rozumu nad zywiolami, albo tez jako' sprzeniewierzenie si~ naturalnemu<br />
porzqdkowi swiata. Nazwa talkiego miasta obrasta w mity<br />
eschatologiczne, przepowiednie katastrofy i ostatecznego triumfu<br />
zywiolow (najcz~sciej jest to wizja potopu, jak w przepowiedni<br />
Metodiusza Patarskiego 0 przyszlych losach Konstantynopola). Ten<br />
wlasnie, "akw~tyczny" wariant , eschatologiczny obecny jest tak- <br />
3 Ten drugi aspekt semlotykl Petersburga rozpatruj1j B. Usplenski 1 J . Lotman<br />
w artykule Echa koncepcjl "Mos/owa - Trzecl Rzym" w tdeotogl1 P lo tr a I<br />
zamieszczonym w zbiorze Chudozestwiennyj ja'fY/' snednlcw!ekowl ja, Moskwa<br />
1982 (zob. takze recenzj E: tej ksi'lzkl w ..znaku" 1984, nr 2-3).<br />
190
ZOARZENIA - KSII\ZKI - LUOZIE<br />
ze w mitologii Petersburga - spod odm~tow b~dzie tylko sterczee<br />
wierzcholek twierdzy Pietropawlowskiej (Lermontow, Dmitriew,<br />
Odojewski). Odwieczna walka zywiolu i ladu wciela si~ w petersburskiej<br />
mitologii w antytez~ wody i ikamienia. Chodzi tu rzecz<br />
jasna 0 kamien poddany kuHurowej obrobce, a nie 0 wytwor przyrody<br />
(skal~). Kamien petersburskiej cywilizacji jest - w przeciwienstwie<br />
do kamienia-skaly - kamieniem ruchomym, mog ~ cym<br />
si~ przemieszczae. Kamienie Petersburga to fundamenty wzniesione<br />
na wodzie, na bloc ie, wbrew naturze. Woda nieustannie podmywa<br />
tu kamien, drqzy go i przemieszcza. To ona byla tutaj<br />
na poczqtku i to ona ostatecznie zatriumfuje. Kainien przeminie <br />
jest tylko iluzjq. .<br />
I jeszcie jeden paradoks. Na przelkor powyzszej interpretacji,<br />
Petersburg jest rownoczesnie utozsamiany z Rzymem - zwlaszcza<br />
na przelomie XVIII i XIX wieku. W jego obrazie lqczq si~ wi~c<br />
dwa przeciwstawne archetypy: Rzymu wiecznego oraz Rzymu czasowego<br />
(upadlego - Konstantynopol). Zaleznie tez od punktu widzenia,<br />
eksponujqcego bqdz trwalose bqdz tez przemijalnose Petersburga,<br />
moze on bye uwazany za figur~ -raju, wcielenie Rozumu,<br />
alba tez za zlowieszczq maskarad ~ Antychrysta. Idealne, stworzone<br />
jako owoc racjonalistycznej utopii miasto zostalo wzniesione<br />
na now y m mi e j s c u, w · izolacji od dotychczasowej historii,<br />
ktorq szybko zastqpila mitologia. Jednym z wielu paradoksow Petersburga<br />
jest wlasnie to, ze miasto zbudowa~e sztucznie jako wcielenie<br />
oswieconego, racjonalistycznego swiatopogilqdu, oikazalo si~<br />
niezwykle mitogenne. Dzieje rzeczywiste przeplatajq si~ tutaj z legendq,<br />
a "salonowy folklor" Petersburga swobodnie przenika do<br />
dziel Dostojewskiego, Puszkina i Gogola. Ciekawe jest takze ito,<br />
ze oceny Petersburga formulowane Sq zawsze z zewn~trznego, nawet<br />
sztucznie skonstruowanego punktu widzenia. "Europejczyk"<br />
potraktuje go jako "Azj~ w Europie", Rosjanin (Moskwiczanin)<br />
jako "Europ~ w Rosji".· I jeden jednak i drugi podkreslq uderzajqCq<br />
sztucznose tego miasta, miasta-teatru, miasta-iluzji ("miasto<br />
wykute w powietrzu"). Tajemnica i cud stajq si ~ tutaj nieomal<br />
llormCj. Teatralnose i dekoracyjnose Petersburga obco'krajowiec ~<br />
okresli jednak co najwyzej jako "obce pi~kno", podczas gdy Rosjanin<br />
uzna je za symbol europejskosci.<br />
Przestrzen Petersburga, jego zycie codzienne i swiqteczne wraz<br />
. z ceremonialem dworskim, paradami wojsk i uroczystosciami religijnymi,<br />
mozna zdaniem Lotmana opisae j~zyki em teatru, poslugujqc.<br />
si~ takimi terminami jak scena, ku[isy, aktor, widz, gra itp.<br />
Teatralnose tego miasta polega na nieustannej grze pomi~dzy rzeczywistosciq<br />
sceny i rzeczywistosciq widza, przy ·czym kazda z nich<br />
wydaje si~ ~luzoryc zna ' z 'punktu widzenia drugiej.<br />
191
ZDARZENIA - KSIl',iKI - LUDZIE<br />
"Bra1k swobody odciska si~ tutaj na wszystkim, az po oblicze<br />
samodzierzcy; nosi on wiele masek, ale nie rna twarzy. Szukacie<br />
czlowieka Przed wami zawsze stanie imperator" - wspomina SWq<br />
audiencj~ u cara markiz de Custine.<br />
Autorem kolejnego artykulu, zatytulowanego Zalozenie Petersburga<br />
i emblematyka imperialna, jest G. W. · WiIinbachow. Zalozertie<br />
Petersburga - pisze autor - mialo bye znakiem inicjacji<br />
nowego etapu w historii Rosji - imperium rosyjskiego. W tym<br />
celu Piotr I wykorzystywal szeroko cesarskq emblematyk~ rzymsko-bizantynskq.<br />
Wraz z ekspansjq Rosji na terenach nadbaUyckich<br />
"rosnie w sil~" dwuglowy orzel na carskich sztandarach. Na wzor<br />
tradycji rzymskich otrzymuje zoUe (zlote) Ho, a ta-kze nowe atrybuty<br />
--.:. mapy czterech morz. 20Ity.kolor dominuje takze w architekturze<br />
Petersburga; Dostojewski pisze nawet 0 zoltym petersburskim<br />
sniegu. Jest to takze kolor strojow gwardii carskiej. Od<br />
konca XVII wieku rozpowszechnia si~ nowy symbol - krzyz sw.<br />
Andrzeja (byl on na rowni ze sw. Piotrem i Pawlem patronem<br />
cara). Do podstawowego repertJlaru heraldyki Petersburga nalezaly<br />
takie emJ:)Iematy jak krzyz Konstantyna WielGl:iego, filar, korona,<br />
.miecz i klucz, kotwica itd. W konkluzji autor stwierdza: "Emblematyka<br />
i symboilika Sankt-Petersburga odzwierciedla glowne nurty<br />
ideologiczne tego okresu. Synteza emblematyki imperialnej i atrybutow<br />
absolutystycznydh, znalkow patronalnych i regal-i,ow panstwowych,<br />
stworzyla zyzne podloze dla ksztaUowania si~ petersburskiego<br />
mitu - obrazu "dziela Piotrowego".<br />
M. B. Pliuchanowa w szkicu pt. Tron petersburski w folklorze<br />
poddaje analizie dwa, najbardziej popularne w epoce petersbur-·<br />
skiej, dramaty nudowe: Car Maksymilian i IJ6dka. Analiza ich przestrzeni,<br />
postaci i funkcji odslania dwa przeciwstawne modele dynamiczne.<br />
Car Maksymilian realizuje sjuzet smiere-zmartwychwstanie,<br />
w przestrzeni, w ktorej centrum znajduje si~ tron petersburski.<br />
Przeciwstawia si~ jej przestrzen riazanskiej Wolgi, w ktorej<br />
rozgrywa si~ akcja IJ6dki. Oba Jltwory Sq przykladami folkloru historycznego,<br />
w sposob konfliktowy syntetyzujqcego epos i obri~d.<br />
W krotkim, opartym na wspomnieniach szkicu pt. U wagi 0 inte<br />
ZektuaZnej topograjii Petersburga w pierwszej cwierci XX wieku,<br />
D. S. Lichaczow podejmuje prob~ rekonstruk
ZDARZENI A - KSI AZ KI - LUDZI E<br />
brzeg Newy mial inny charakter: dzialalo tu wiele teatr6w i teatrzyk6w,<br />
cz~sto eksperymentalnych, slynna "wieza" Wiaczeslawa<br />
Iwanowa, w kt6rej na "zurfiksach" zbieral si~ caly intellektualny<br />
Petersburg, istnialo w iele miejsc, gdzie spotykali si~ malarze i poeci,<br />
urzqdzano wieczory literackie (m. in. Marinetti) i dyskusje. Jak<br />
swiadczy 6wczesna poezja, r6znica pomi~dzy prawym i lewym brzegiem<br />
Newy byla juz wtedy uSwiadamianym sobie przez mieszkancow<br />
Petersburga rysem jego topografii kulturalnej.<br />
Z. G. Minc, M. W. Biezrodn yj i A. A. Danilewski Sq autorami<br />
artykulu zatytulowanego "Tekst petersburski" i symbolizm rosyjski.<br />
Nawiqzujqc do ustalen Toporowa, uznajq "tekst petersburski<br />
symbolist6w rosyjskich" zarowno za rozdzial nieustannie powstajqcego<br />
"tekstu petersburskiego literatury rosyjskiej", jak i za szczeg6lnq<br />
grup~ tekstow w obr~bie tego polistrukturalnego dziela.<br />
Autorzy rozwazajq problem stosunku symbolistow do petersburskiego<br />
dziedzictwa XIX wieku oraz ich oryginallnq drog~ tworczq<br />
w tym zakresie. Symbolizm rosyjski zaak ceptowal w zasadzie j~zyk<br />
artystyczny swych poprzednikow piszqcych 0 Petersburgu, nadajqc<br />
m u funkcj~ kodu interpretacyjnego wobec nowych obrazow-symboli,<br />
na rowni z antycznq mitologiq, Ewangeliami i Apokalipsq.<br />
"Tekst petersburski mlodszych symbolistow - stwierdzajq autorzy<br />
- zywil si~ »tajemnkq« przemieszanq z trwoZliwq nadziejq<br />
na jej odsloni~cie, na przeobrazenie lub zgub~ tego miasta. Kiedy<br />
wyczerpal s i~ ten patos, "tekst petersburski" w jego mlodszo-symbolistycznym<br />
wariancie byl zakonczony. Jego zwienczeniem i zamkni~ciem<br />
stal si~ Petersburg Bielego".<br />
W szkicu pt. Petersburski cykl Benedykta Lifszyca: poetyka zagadki<br />
M. L. Gasparow poddaje analizie 10 wierszy poswi~conych<br />
zabytkom architektonicznym Petersburga, powstalych w latach<br />
1913-1915. Przytoczmy najistotniejsze zdania: "Ogolna koncepcja<br />
Petersburga u Lifszyca powstala z nalozenia na siebie dwoch dobrze<br />
znanych mitow petersburskich: tradycji puszkinowskiej, wywodzqcej<br />
si~ od Miedzianego Jezdzca - kultura przeciwko Zywio<br />
10m, granit przeciwko Newie i blotu; oraz tradycji post-puszkinowskiej,<br />
wywodzqcej si~ od "zapadnlkow" i slowianofillow - Zachod<br />
przeciwko Wschodowi, racjonalny porzqdek przeciwko organicznemu<br />
chaosowi. Powstaje w ten sposob obraz nast~pujqcy:<br />
bunt Zywiolow i bunt rosyjskiej Azji to jedno; zrownowaZyc i zharmonizowac<br />
go kulturq mozna jedynie wtedy, jesli b~dzie si~ ona<br />
Zywic racjonalnosciq Zachodu; bez Zachodu przeksztalci si~ w daremny<br />
ucisk i sarna ulegnie zagladzie".<br />
Fascynacja A. Bielego kinematografem i "kinematograficznq mitotw6rczoscill"<br />
- jak pisal w artykule Teatr i dramat wsp6kzesny<br />
- odbily si~ wyraznie m. in. w jego powiesci Petersburg .<br />
..<br />
13 - ZNAK 193
ZDARZENIA - KSIIlt.KI - LUDZIE<br />
J. G. Cywjan \V szkicu pt. 0 pochodzeniu niekto1'ych motywow<br />
" Petersburga" Andrieja Bielego dowodzi, ze glowne motywy tej<br />
powiesei - motyw czlowieka-bomby, motywy kosmiczne .:..- zac<br />
zerpni~te zostaly z owczesnej tworczosci kinematograficznej <br />
z filmu That Fatal Sneeze (1907) i z filmow Georges'a Meliesa.<br />
" Poetyka Sankt-Petersburga" w epoce symbolizmu - postsymbolizmu,<br />
jak stwierdza w tak wlasnie zatytulowanym artykule<br />
R. G. Timienczik, stanowila swoiste podsumowanie d wuwiekowej<br />
tradycji pisania 0 tym mieseie. Doszukizvano s i~ analogii Petersburga<br />
z Rzymem, Wenecjq, Londynerri, podkreslajqc w ten sposob<br />
podwojnq, europejsko (centrum) - rosyjskq' (peryferie) natu<br />
r ~ miasta. Konstruowano paralele ty,pu architektura Peter sburga<br />
- wiersz 0 ·Petersburgu (rriotyw Petersburga) - K si ~ g i, eksponowano<br />
jego dwoistose, dualizm mocy opiek Ul1czych (Piotr - Zmij).<br />
Slowem, jak pisze autor, odwolywano si~ do poetyki narastajqcych<br />
w nieskoiiczonose odbie i r efleksow.<br />
Ostatnim szkieem zbioru jest Gogol L. W. Pumpianskiego. W<br />
pierwsze j jego cz~sci autor prezentuje wlasnq interpretacj~ "kultury<br />
smiechu" w Rosji, podobnie ja1k w Grecji, Hiszpanii ezy u Szekspira,<br />
wyst~ pujq cej zawsze w parze z pierwiastkiem tragieznym.<br />
W tym kontekscie P umpianski analizuje Nos Gogola i jego zwiqzki<br />
z kulturq Petersburga.<br />
Bye moze jedynie czysty przypadek sprawil, ze w tak symbolicznie<br />
napi~tn o wanym r oku 1984 Szkola Semiotye:z;na w Tartu<br />
wydala te dwa tomy Trudow: jeden, poswi ~ eony miastu, k tore<br />
mialo bye w zamysle tworcy wcieleniem utopii "stolicy, r egularnej",<br />
oraz drugi, dowodzq cy j ~zy kiem semiotyki, ze sercem ikazdej<br />
kultury jest pluralizm i d ialog. Petersburg, jak pisze Lotman,<br />
mial bye stolieq "wojskowo-k oszar owq" i centrum paiistwowym.<br />
Ale mial bye takze morskim portem Rosji, "Nowym Amsterd a<br />
mem". Latwo spostrzec, ze funkcje te Sq ze sdbq sprzeczne. Ideal<br />
miasta otwartego na swiat, podatnego na wplywy kulturaane, heterogenieznego<br />
i wieloj~zycznego nie moze harmonijnie wspolistniec<br />
z idealem "stolicy wojskowej", z koszarowq, jednoplanowq semiotykq.<br />
Kazde otwarcie, przekroezenie normy, traktowane byloby <br />
tutaj jako zagrozenie dla monolitu. Ktory wi~c, patrzqc z perspektywy<br />
wielu dziesh;cioleei, Petersburg Z\vyci ~z yl Po Petersburgu<br />
koszarowym pozostaly tylko twierdze i wi~zienia , Peter sburg artystyczny<br />
wyniosl ku ltur ~ rQsyjskq na "przepastne wyzyny".<br />
Roman Mazurkiewicz<br />
194
ZDARZENIA - KSI1\2KI - LUDZIE<br />
ROMANTYCZNA SAKRALlZACJA <br />
DZIEJOW <br />
Najnowsza ksiqzka Marii J anion 1 nie jest ehyba wydarzeniem<br />
tej skali co inne wezesniej-sze Ik siqzki tej autorki, jak ehoeby znakomita<br />
Gora,czka romantyczna (Warszawa 1975) alba napisane<br />
wspolnie z Mariq Zmigrodzkq dzielo pt. Romantyzm i historia<br />
(Warszawa 1978) ezy tez opublikowana w ramaeh Biblioteki Romantyeznej<br />
Reduta (Krakow 1979). Czas formy otwartej n ie ma<br />
ambieji bycia monografiq konkretnego zjawiska, nie przynosi takze<br />
jakichS fundamentalnych rozpraw. Niemniej jest to iksiqzk a wazna<br />
i jej aektura stanowi - jak' w przypadku w i ~k zosci publikacji<br />
tej autorki - - pasjonujqcq p rzygo d ~ intelektualnq.<br />
CZas formy otwartej jest zjawiskiem trudnym do jednoznacznego<br />
okreslenia. Ksiqzka jest zbiorem tekstow 0 roznej proweniencji,<br />
roznym " c i~ z arz e gatunkowym" i dotyezqcych czp,sto dose odmiennych<br />
fakto-w literackieh, soejologicznyeh, kulturowych ezy politycznych.<br />
Obok stosunkowo obszernyeh studiow 0 eharakterze nieco<br />
ogolniejszym , jak Estetyka §redniowiecznej Poinocy ezy Literatum<br />
romantyczna jako do kument spiskow zawiera ona .krotsze sZlkiee<br />
po swi~ e o n e zja wiskom jednostkowym. Sq tutaj: interpretacje pojedynczych<br />
utworow, omowienie spektaklu, okolieznosciowe przemowienie<br />
itp.<br />
Czas fo rmy otwartej la,czqc tak r oznorodne zagadnienia i podejmuja,c<br />
c z~sto od1egle w a,tki staje si ~ w pewnym sensie sam "formq<br />
otwar tq". Dodatkowym uzasadnieniem tego olkreslenia jest fakt,<br />
iz ksiqzka ukazuje s i~ w kszta!cie innym, niz zaplanowala autorka,<br />
bowiem "z przyczyn od niej nieza leznyeh" - jak informuje nota<br />
na stronie 322 - nie zosta!y umieszczone w ksiqzee szkice: Ocalenie<br />
przez rozpacz oraz znany czytelnikom "Tw6rezosci" (nr 4/1983)<br />
tekst za tytulowany Tam gdzie rojsty po swi ~ c ony prozie K onwickiego.<br />
Czyni to ks i qzk ~ dzielem fragmentar ycznym , chociaz juz nie<br />
w sensie romantyeznym [- - - -] [Ustawa z dnia 31 VII 1981 r.<br />
o kontroli publikaeji i widowisk art. 2 pkt 6 (Dz. U. nr 20 poz. 99,<br />
zm.: 1983 Dz. U. nr 44 poz. 204)] .<br />
Zamieszczone w Czasie formy otwartej studia i szkice l a,czy<br />
wspGany temat - romantyzm tyr tejski. (Ddtyczy to takZe cz ~sci<br />
zatytulowanej Media romantyczne, gdzie uwaga autorki koneentr<br />
uje s i ~ jednak na literaturze wspolczesnej). Tutaj Maria .1'anion<br />
jest wierna swoim dotychezasowym zain teresowaniom. Od 1al bo<br />
1 Maria 'Jan!on: Czas f ormy otwartej. Tematy t media Tomantyczne. Wa r<br />
szaw a 1984. Panst wQwy Instytut Wydawniczy, s. 389.<br />
195
ZDARZENIA - KSIt>,2:KI - LUDZIE<br />
wiem przedmiotem jej bad an, licznych analiz i "opis6w" jest ta<br />
wlasnie odmiana romantyzmu.<br />
Romantyzm tyrtejski prowadzi w grqb dziej6w, w grqb historii,<br />
aby umozliwic jej pelniejsze zrozumienie i dostarczyc podniet do<br />
dzialania. To romantyzm energii i walki. On wlasnie okresla kapitary<br />
naszego myslenia 0 sprawach narodowych i w dalszym ciqgu<br />
determ inuje nasze poczucie toZsamosci.<br />
Autork~ Czasu form y otwartej interesujq przede wszystkim "mechanizmy<br />
dziejotw6rczej dzialalnosci polskiego romantyzmu" (zob.<br />
Romantyzm i historia, s. 11). A wi~c jej uwaga b~dzie s i~ skupiac<br />
przede wszystkim na w y dar zen i a c h tworzqcych histori~.<br />
Wydarzenia te szy'bko uzyskiwaly wymiar symboliczny, aktywizujqC<br />
stare i twor zqc nowe mity. Dla romantyk6w takimi \V'jdar<br />
zeniami byly: spisek, czyu rewolucyjny-powstanie oraz gest poety<br />
"stwarzajqcego celnym slowem rzeczywistosc", piszqcego scenariusze<br />
powstan i porywajqcego mocq wyrazenia (por. Rewolucja literacka<br />
a rewolucja polityczna, s. 138).<br />
Owe historiotw6rcze wydarzenia Sq ujmowane przez Mari~ J a<br />
nion z jednej strony w kategoriach teatralnych, a z drugiej w kategoriach<br />
religijnych. Oba te sposo'by ujmowania wydarzen historycznych<br />
majq tutaj swoje gl~bokie uzasadnienie.<br />
Teatr t o sztuka, literatura. To patetyczne gesty stwarzajqce no<br />
Wq r zeczywistosc. Teatralizacja zycia w epoce romantyzmu byia<br />
faktem. Wiele wydarzen mialo literackie scenariusze. 0 zwiqzku<br />
literatury romantycznej z rzeczywistosciq historycznq napisano duzo,<br />
ale chyba doplero Maria Janion uswiadamia nam, jak totalny<br />
charakter miala ta zaleznosc, jak daleko s i~g alo to wladztwo liter<br />
atury.<br />
Przedstawienie wydarzen historycznych w rkategoriach religijnych<br />
jest zasadniczym rysem omawianej ksiqzki. Maria Janion ujawnia,<br />
jak glE:bokie bylo przekonanie romantyk6w 0 religijnym wymiarze<br />
dziej6w. P okazuje, jak mocno to przekonanie bylo z a~ odowane w<br />
ich mentalnosci, odslania, w jakim stopniu to "religijne" myslenie<br />
. i odczuwanie ksztaltowalo ich swiadomosc i 'tozsamosc. My§leniem,<br />
postawami i czynami romantytk6w zawladn~la wizja historii identyfikowanej<br />
z teofaniq.<br />
"Historia romantyczna sklada si~ bardziej z b I y s k 0 w i 0 b j a<br />
wi e n niz z organicznie ze sobq powiqzanych pasm ciqglosci"<br />
(s. 145, podkr. W. P .) - oto definicja romantycznej historii.<br />
Dla romantyk6w mialy znaczenie tylko wydarzenia w perni dziejotworcze,<br />
owe blyski i objawienia, ujawniajqce si~ w przestr zeni eleuzyjskiej,<br />
prometejskiej i jedynie prawdziwej (por. s. 140).<br />
Prostq konsekwencjq tak zsa1kralizowanej his toriozofii dla naszych<br />
r omantyk6w bylo stworzenie "religii patriotyzmu", b ~dqcej<br />
196
ZDARZENIA - KSI LK I - LUDZI E<br />
"wiernq imitacjq religii, wyposazonq we wszystkie konieczne cechy,<br />
akcesoria, postawy i reakcje, lqcznie z rytualem, liturgiq, katechizmem,<br />
karq i nagrodq, niebem i pieklem, wlasnymi swi£;tym i<br />
oraz ortodoksjq i heterodOlksjq" (s. 94). TeI\i zasadniczy dla omawianej<br />
ksiqzki motyw "religii patriotyzmu", obeeny w wie;kszosci<br />
szkic6w, szczeg6Inie ujawnia si£; w dw6ch - A7'tysta 7'omantyczny<br />
wobec na7'odowego sacrum oraz w chyba najbardziej interesujqcym<br />
tutaj tekscie pt. Literatura 1'omantyczna jako do kument spisk6w.<br />
Dla polskich romantyk6w ojczyzna stala si£; wartoscia, najwyzsza,<br />
z moZliwych, zostala utozsamiona z sacrum. "Rozpoznanie ojczyzny<br />
jakQ najwyZszej wartosci doikonywalo si~ u polskich romantyk6w<br />
w rytmie inicjacji rycerskiej i iluminacji mistycznej<br />
Nagle olsnienie przypomina moment wtajemniczenia w relligi£;;<br />
inicjacja patriotyczna byla odczuwana jako najscislej spokrewniona<br />
z religijna," (s. 94).<br />
Swoje gl6wne idee ta romantyczna filozofia wyprowadzala oczywiscie<br />
z chrzescijallstwa. Wydarzeniom hist orycznym byla narzucana<br />
symbolika biblijp.a, g16w nie nowotestamentalna. Tak powstal,<br />
o czym wie kazdy, romantyczny mesjanizm. Sakralizacja ojczyzny<br />
zapewniala jej ocalenie, zlozenie sacrum w grobie dawalc n a dzi ej ~<br />
na zmar twychwstanie.<br />
Sa, to raczej znane sprawy, ale chyba po raz pierwszy umieszczono<br />
je tutaj w szerszym kontekscie kullturowym, co pozwolilo<br />
na szereg istotnych wyjasnien jesli chodzi 0 genez£; i znaczenie<br />
wielu przeikonan i postaw romantyk6w. Rola szczeg6Ina przypada<br />
tutaj esejowi Estetyka sredniowiecznej P6lnocy. Po raz pierwszy<br />
w tej wlasnie "religijnej" perspektywie ukazuje Maria Janion niekt6re<br />
wydarzenia epoki - chocby d oswiadczenia " swie;tokrzyzc6w"<br />
czy tzw. Cyganerii Warszawskiej. R6wniez po Taz pier wszy wydarzenia<br />
te Sq konsekwentnie okre§lane p rzy pomocy termin6w<br />
wypracowywanych na gruncie wsp6lczesnego religioznaw.stwa.<br />
Zwr6cenie uwagi na takie zagadnienia jak mesjanizm, "religia<br />
patl'iotyzmu", a nade wszystlko sposab ich odczytania jest dowodem<br />
u jawniajqcej si£; coraz bardziej fascynacji Marii Janion chrzescijanstwem.<br />
Zjawisko to mozna juz zaobserwowac w Romantyzmie<br />
i historii. Ale wydaje si£;, ze przyj£;ta przez nia, wizja chrzescijanstwa<br />
jest mocno redukcjonistyczna. Maria J anion interpretuje bowiem<br />
jako chrzescijanskie postawy b~d q ce wyrazem prometejskiego<br />
aktywizmu, kt6re ostatecznie Sq moty wowane pr zez woIuntaryzm<br />
wy nikaja,cy wprost z romantycznego indywid ualizmu i ego-'<br />
tyzmu, a nie z chr zescijan st wa. W tej wizji chrzescijanstwa nie<br />
ma miejsca na doswiadczenie par ex cellence kenotyczne. T ak poj£;te<br />
chrzescijanstwo staje sie; tylko religiq, a nie wy darzeniem<br />
197
ZOARZENIA - KSlflL:KI - LUOZIE<br />
w h istorii zbawienia. Jest zjawiskiem :kulturowym i funkcjonuje<br />
podobnie jak ideologia czy mito1ogia. .<br />
Uwagi te nie zmierzajq do podwazania atrakcyjnosci wywodow<br />
Marii Janion, 1ecz do wskazania moz1iwosci i potrzeby dyskusji<br />
majqcej motywacje swiatopoglqdowe.<br />
.,<br />
Waclaw Pyczek<br />
" ...<br />
JENO -ODMIEN . CZAS KALEKI "<br />
Autora, wie1dletniego redaktora "Wi~zi" czyte1nikom przedstawiae<br />
chyba nie trzeba. Na jego ·nowq ksiqzk~ * zlozylo si~ dwaclziescia<br />
par~ tekst6w; najstarszy pochodzi z roku 1959, najmlodszy<br />
liczy 1at czthy. Sq wsrod nich chyba wszystkie uprawiane<br />
przez Bohdana Skaradzinskiego gatunki: eseje, reportaze, po1emiki<br />
i recenzje. Prawdziwa retrospektywa pu'b1icysty. Na takie miano<br />
ksiqzka za.sluguje zwlaszcza z powodu tematycznej reprezentatywnosci<br />
zebranych w niej szikicow. Na pierwszym miejscu - historia<br />
najnowsza, przede wszystkim kampania wr zesniovJa, takze inne<br />
aspekty i "teatry " II wojny. Eseje 0 sprawie polskiej w okresie<br />
zabor6,v, I wojnie i Dwudziestoleciu, wreszcie reportaze p osw i~ <br />
eone wspolc ~e s nosci dopelniajq merytoryeznej zawartosci wyboru.<br />
Skarad zinski lubi podkreslae SWq obeose \-v obec klanu historykow<br />
pr ofesjonalnych, nie raz wyrwie mu si~ pod ieh adresem<br />
u szezypliwa u waga. Jest w tym wiele k oikieterii, m oze tez nieco<br />
srodow iskowej - p ublicystycznej - ekskluzywnosci. Swojq ksiqzk<br />
~ r ozpoczyna podkresleniem wlasnej, o dr~bnej od obowiqzujqcej<br />
w "cechu" perspek tywy widzenia. Tytulowy ch "korzeni" profesjonalista<br />
szukalby w antyeznym Rzym ie, moze w Biskupinie, nie<br />
zas na drogach wr zesniowego odwrotu ezy w konspir acyjnyeh [ 0<br />
kalaeh. II wojna jest k 0l1COWq cezurq nasze j h istorii i historiografii:<br />
n ieliczni i do tego bardzo niesmialo doch odzq do 1at 1948- 49,<br />
pozniej rozciqga s i~ mglawicowa strefa niczyja - ani to h istoria,<br />
bo zby t swieza, a ni terazniejszose, 'b o juz z lekka zapomniana.<br />
Pu bli c y st~ natomiast interesuje przyszlose. Ter azniejszose reduku je<br />
• Boh d an S kara d zil'ls k i, Kor z ~ n i c n aszego l.osu . Watsza w a 1985, Biblioteka<br />
" Wi
ZDARZENIA - KSI J\iKI - LUDZIE<br />
s i~ 1i tylko do punktu startu, a wydarzenia, ktorym, musialo stawic<br />
czola pokolenie ojca czy dziada, stajq si~ w tej perspektywie<br />
pra wdziwymi korzeniami. Ale za tym wszystkim czai si~ chyba<br />
jeszcze gl~bsza roznica. Celem uczciwego historyka nie moze bye<br />
ic innego niz zdobycie informacji 0 faktach. Prawdziwemu publicyscie<br />
winno chodzie 0 - to, co - nieco wulgarnie - akreslamy<br />
jako nauki plynqce z historii. Ujmujqc rzecz bardziej scjentystycznie<br />
- publicyst~ zajmujq te zwlaszcza momenty prze.szlosci, ktore<br />
majq moe ksztaltowania swiadomosci i postaw spolecznych. Musi<br />
wi~c pelnic rol~ naszego zbiorowego psychoanalityka. Gdy atmosfera<br />
spoleczna jest az g~sta od szarpania ran i krytyk, wtedy trzeba<br />
zajqe si~ wietrzeniem. Pokazywaniem, ze az tak zle - jako spolecznosc<br />
- my§lec 0 sobie nie mamy prawa. Wydaje mi si~, ii:<br />
sens t rzydziestoletniej pu'hlicystycznej pracy Skaradzinskiego trzeba<br />
widziec i w talkim kontekscie.<br />
Skaradzinski lubi walczyc ze stereotypami, zwlaszcza tymi mocnymi,<br />
zeskorupialymi. Na kartach Korzeni rozprawia si~ z tendencjq<br />
do wyolbrzymiania roli polskiego planu wojny z Niemcami. Przypomina,<br />
ze nawet gdyby przez cale dwudziestolecie studiowano<br />
tylko ewentualnosc wojny na granicy zachodniej i polnocnej, to<br />
po zaj~ciu Czechoslowacji trzeba by wszystkie przygotowane dyrektywy<br />
odeslae do archiwum i ' p'r~dziutko opracowywae nowe,<br />
od powiadajqce zmienionej sytuacji strategicznej rozkazy. Kiedy indziej<br />
skutecznie podwaza - podszyte 'pragnieniem sensacji - przekonanie<br />
0 geopolitycznych skutkach smierci generala Sikorskiego.<br />
·Do wlasciwych wymiar6w sprowadza tez rozpropagowanq przez<br />
Stanislawa Mackiewicza tez~ 0 angielskiej, podst~pnie wplqtujqcej<br />
nas w wojn~ intrydze z ofertq gwarancji. Na podstawie pami ~ tnikow<br />
Montgomery'ego i Eisenhowera pokazuje, jak bardzo mylilismy<br />
si~ sqdzqc, iz zachodni spos6b wojowania - w przeciwien <br />
stwie do rosyjskiego - charakter yzuje s i~ specja1lnq oszcz~dnosciq<br />
zycia zolnierzy. W innym miejscu por6wnujqc liczb~ poleglych<br />
w bitw ie 0 Monte Cassino z codziennymi stratami w okupowanym<br />
kraju, a takZe z iloscill zmadych na iracko-iranskim, a wi~c pokojowym<br />
odcinku szlaku armii gen. Andersa, kaze nam pami~tae, ze pro-'<br />
porcje strat nie za wsze wyglqdajq tak jak skrzeczy megafon stereotypu.<br />
Zestawiajqc blaski i cienie naszej mi~dzywojennej gospodarki<br />
chce nam u§wiadomic, ie po d okonanej restrukturalizacji okolo<br />
3/4 6wczesnej produkcji konsumowano w kraju. Poprzednio W okresie<br />
zabor6w towary te w wi~k s zo§ci wysylano nad Wolg~ , a nawet<br />
do Chin. Zysk6w takie nie wydawano n ad WisICj. Logicznym tym<br />
spostrzei eniem Skar adzinski zach wial, przyroslym nam do oezu,<br />
zwycza jem oceniania poziomu €Ikonomicznego jedynie przy pomocy<br />
wskaznika produktu globalnego. L is t~ przykIad6w pokonanych m i<br />
199
ZDARZENIA - KSIIIZKI - lUDZIE<br />
t6w mozna by ciqgnqe dalej, ale nie byloby to lojalne wobec przyszlych<br />
czytelnik6w KOTzeni. Ksiqzka zbyt szczeg6l:owo streszczona<br />
juz tak nie zaciekawia.<br />
Istotnym walorem publicystytki Skaradzinskiego jest odwaga<br />
stawiania kwestii zasadniczych. W pierwszym rz~dzie zaliczye do<br />
nich trzeba pytanie: "czy nie za latwo zapadla decyzja wa[ki"<br />
i na ile kl~sce wojennej winnismy sobie sami, a na ile byla ona<br />
owocem og61nej, nie przez nas zawinionej sytuacji w Europie<br />
J edno z takich zasadniczych pytan pozwol~ sobie zacytowac w pel:<br />
nym kontekscie: "Od stu kilkudziesi~ciu lat zycie [lad Wislq to<br />
przede wszystkim t l:uczenie Ibem 0 sci a n~. Politycznie, kulturalnie<br />
i gospodarczo. A jednak trwamy tu jako sila polityczna - zorganizowana,<br />
bqd:i: tylko iJotencjalna - z wl:asnq i zYWq mimo<br />
wszystko kulturq, w bogactw,ie swym rekompensujqcq nieszcz~sc i a<br />
i bezsil~ ; bieda nasza tez utrzymuje si~ w r6wnym dystansie od<br />
r eszty Europy - w dystansie jednego pokolenia - co daje szans~ ,<br />
ze jeden wielki skok wprowadzi nas mi~dzy narody urzqdzone,<br />
gdy tylko umozliwi to koniunktura... StraszJliwa potrafi bye nasza<br />
narodowa niemoc, skoro nie umiemy zapobiec sytuacji, gro- '<br />
zqcej wprost biologicznq i duchowq zagladq, gdy porywano i mordowano<br />
na naszych oczach najlepszych rodaik6w, gdy mrozono na<br />
smierc w wagonach nasze dzieci, gdy frymarczono juz nie tylko<br />
granicami polskiego panstwa, lecz nawe't i naSZq toisamosciq narodowq<br />
Nie spos6b jednak nie zauwazyc u nas takie i mocy<br />
szczeg6lnej, widac jq przede wszystkim w nierealistycznej, zda si~,<br />
a powszechnej i upartej t~sknocie aby zyc po swojemu; i wl:asnie<br />
ta t~sknota rodzi koncepcje, dzialania i ruchy zbiorowe az po wielkie<br />
struktury organizacyjne oraz, w okreslonych warunkach, zrywy<br />
calego narodu; nie na tyle silne by odwr6cic nasze losy, wystarczajqce<br />
jednak by ich wektor odc'hylic przed najgorszym ...<br />
Materializacjq tej mocy bylo nasze wojenne panstwo podziemne<br />
i emigracyjne; powstale i dzialajqce w sytuacji, gdy spi:zysi~gly si~<br />
przeciw nam wszelkie demony rodzaju Iludzkiego i zle wiatry historii<br />
- potrafilo jednak wychowywac i karac, inspirowac i zapobiegac,<br />
wytyczac dalej naSZq przyszlosc ... Jakzez to w koncu<br />
jest, by tak jednym zdaniem powiedziec, z tymi naszymi polskimi<br />
sprawami i z nami samymi"<br />
Nie b~d~ tu - z wylozonych powyiej powod6w - referowal<br />
konkretnych odpowiedzi autora i wspierajqcych je motywacji. Nie<br />
odm6wi~ sobie jednak zrekapit ulowania odpowiedzi na to gener<br />
alne pytanie 0 nas i 0 nasze polSikie sprawy. Na te postawione<br />
we w s t~pie kwestie Skaradzinski odpowiada kaidym swym tekstem.<br />
I tam gdzie konkluduje, ze: "walka, chocby najci~zsza, juz<br />
z samej swej definicji ma wyd:i:wi~k niewsp6lmiernie bardziej opty<br />
200
ZDARZENIA - KSI"ZKI - LUDZI E<br />
mistyczny niz kapitulacja, choeby na honorowych warunkach".<br />
(1 22). I tam gdzie oSqdza, ze: "Polacy w czasie II wojny swiatowej<br />
mylili siE: w swoich sqdach cz~sto , choe nie cZE:sciej niZ inne narody<br />
- i z pewnosciq nie rozumieli wszystkich za!kr~t6w polit yki,<br />
wymog6w historii, dyplomatycznych. trick6w. Ale poczucie wlasne~<br />
go interesu mieH imponujqce i jasnq - jedynie slusznq -j odpowiedz<br />
na pytanie, co robie, jak bronic... " (331). A takze tam, gdzie<br />
wyznaje: "sHy motorycznej takiego natE:zenia woli nie umiem wy.<br />
jasnic tylko przy pomocy rozumowych przeslanek; jeszcze go·<br />
rzej byloby zbyc problem bogoojczyznianym frazesem; myslE:, ze<br />
to instynkt zbiorowosci nakazal jej reagowae tak, a nie inaczej na<br />
zagrozenie ~iertelne . Nie traktuj~ tego insty>nktu jako sily slepej<br />
i bezrozumnej. Bye moze to jakas wyzsza i dalekowzroczna mqdrosc.<br />
W danym przypadku sprawila ona, ze do wszystkich na,szych ni e~<br />
szczE:SC wojennych nie doszlo jeszcze jedno - ale najgrozniejsze<br />
na przyszlose - zbiorowe zalamanie siE:, kompromitacja w naszych<br />
wlasnych oczach polskosci jako wsp6Inoty..." (402-403). Wyrwalem<br />
te pojedyncze zdania z r6znych kontekst6w. Obawiam si~, czy aby<br />
przez to nie skrzywdzilem - mimo wofi - autora, !kt6ry w oczach<br />
nie znajqcego Korzeni moze zostae zaliczony do licznego wsr6d nas<br />
gatunku tanich optymist6w. No c6z - jedna na to rada - si~gnqe<br />
po k s i q i:k~, ja mogE: jedynie zapewnic, iz znajdziecie tam panstwo<br />
glE:boko zakotwiczone w faktach przemyslenia.<br />
Czytelnicy, a takze sluchacze odczyt6w Bohdana Skaradziflskiego<br />
mieli sposobnosc poznae jego "wrzesniowq" erudycj~ - ogromnq<br />
znajomoU: szczeg610wej faktografii. Sdlidnq warstwE:"faktograficznq<br />
latwo wyczuc w s~kicach skladajqcych siE: na Korzenie naszego<br />
lo su, choc autor wyraznie unika popisywania siE: swojq wiedzq<br />
i rzadko porzuca t E: wstrzemi~z1iwq postawE: - jesli tak czyni, zna..<br />
czy to, ze mocno poirytowali go popularyzacyjni chalturnicy. Nigdy<br />
nie ogranicza siE: do szukania odpowiedzi na pytanie "jak". Stara<br />
siE: dowiedziec - "dlaczego". Czy nie z tego powodu jego pisar·<br />
stwo stalo siE: prawdziwq, a wiE:c plodnq pu'blicystykq<br />
Konsekwencje takiej postawy widac i 'tam, gdzie dotyka wsp61<br />
czesnosci. Od wielu juz lat polska publicystyka gospodarcza <br />
ujmujqc rzecz generalnie - trwa jakby w letargu. Trafiajq si~<br />
dobre r eportaie, ale forma podstawowa - ma!kroekonomiczny esej,<br />
pol ~ b i ony przez uwzg l ~ dn ien ie konsekwencji natury spolecznej,<br />
naprawdE: nalei;y do rzadkosci. Taki stan rzeczy jest - jak<br />
sq d z~ - naturalnym skutkiem wszechobecnosci probilematyki gospodarczej<br />
w mass-mediach. J edni wystraszyli s i ~ rej propagandowymi<br />
funkcjami, inni - przytloczeni szumem informacyjnym <br />
zatracili wrazliwosc slyszenia. Bohdan Skaradzinski nalei;y do tych<br />
nieIicznych, kt6rzy zniech~cic si~ nie dali. Niewiernych odsylam<br />
201
ZOA' z Archipelugu. Przcloi yl Stanislaw Baral'lczak.<br />
Poslowiem opatrzyl Stanislaw Lem. K rak6w 1983, Wydawnictwo Literackie.<br />
202
ZDARZEN IA - KSI;;ZKI - LUDZIE<br />
jawia wielki talent do czarow. Wys l:any na wysp~ Roke do slynnej<br />
szkoly cz a rnok s i ~ znikow, po raz pierwszy doznaje napasci ze strony<br />
Cienia, gdy przeliczajqc si~ ze zdobytymi umiej~tnosciami przyzywa<br />
na ten swiat duchy zmarlych. Nas"t~pnie, po wyleczeniu od <br />
niesionych w starciu ran, probuje 'mU umknqc. 1,-Vi kOlicu, widzqc<br />
nieskutecznosc ucieczki, sam podejmuje - za namowq swego mentora,<br />
ezarownika Ogiona - pogon za Cieniem. Po ikilku zaci~tych<br />
utarezkaeh doehodzi, w trakcie o.stateeznej i nierozstrzygni ~ tej w<br />
gruncie rzeczy walki, do polqezenia Geda z jego Cieniem w jednq<br />
nierozdzielnq ealosc - bohater osiqga w ten sposob wyzszy poziom<br />
rozwoju czlowieczenstwa. -<br />
To wszystko dzieje si~ na basniowym Swiatomorzu i na rozrzuconych<br />
na nim wyspach, w atmosferze czarow, zjaw, smokow<br />
i tajemnych moey. Jednoczesnie ten fantastyezny swiat nie jest<br />
pozbawiony wielu naturalnyeh, ludzkich znamion: zazdrosci, przyjazni,<br />
ciekawosci, eh~ei imponowania innym, wzajemnej pomocy<br />
i zyczliwosci lub nienawisci.<br />
- W p o ~iz szym szkicu zaim~ s i~ przede wszystkim glownym, w m o<br />
im m niemaniu, prdblemem tej niezwykle interesujqcej powiesci<br />
czyli pro c e s e ill d 0 j r z e wan i a ·c z lo w i e ik a, rozwoju jego<br />
osobowosci. Interesowac mnie b~dq rowniez pewne za warte w n iej<br />
poglqdy dotyezqce charakterystyki procesu poznania - pom i n ~ natomiast<br />
an a[ iz ~ niewqtpliwyeh walorow literackich ksiqzki.<br />
S qd z ~ , ze na przedstawiony przez Ursule, K. Le Guin obraz procesu<br />
dojrzewania jednostki duzy wplyw wywarla koncepcja znanego<br />
szwajearskiego psychoanalityka Carla Gustava Junga. Byl<br />
on najpierw sympatykiem, a nawet przez krotki ezas wspolpra co w<br />
niikiem Zygmunta Freuda. P6zniej stal s i~ jego zd ecydowanym<br />
antagonist,! i tw6rcq wlasnego, niezwykle oryginalnego, systemu<br />
teorety cznego.<br />
Wedlug Junga s truk: tu r~ psychiki tworzq: swiad omose, m eSWladornose<br />
indywid ualna i nieswiadomosc zbiorowa (kolektywna). Podstawowym<br />
prawem zycia psychicznego jest dqzenie do peIni (d qzenie<br />
do jednosci) polegajqce na integrowaniu t resci nieswiadom ych<br />
ze swiadomymi. Ostatecznym eelem tego proeesu, zwanego i n d y <br />
wid u a c j
ZOARZENIA -<br />
KSII',2:KI ~ LUOZIE<br />
wose calkowitego opanowania swiadomosci przez tn~sci nieswiadome.<br />
Droga ku jednosci jest tym trudniejsza, ze nieswiadomosc<br />
zbiorowq oprocz arc'hetypow tworzq rowniez pop ~dy, wsrod ktorych<br />
najwazniejszym jest pop~d 1P1ciowy. A wi~c nieswiadomosc,<br />
jako swoista baza swiadomosci, zawiera w sobie dwa pierwiastki<br />
o roi:nej naturze: ducha (archetypy) i materialnq energi~ (pop~dy) .<br />
Caly pierwszy okres zycia czlowieka znajduje 'Si~ wedlug J unga<br />
pod wplywem ,,maski" (persony) czyli nieco upraszczajqc - wzorow<br />
zachowania i myslenia zwiqzanych z rolq spolecznq (a raczej<br />
rolami, bo kaZdy z nas realizuje przeciez caly szereg rol za wodowych<br />
i osobistych). Istotnq cechq tego okresu jest ch~c jak najlepszego<br />
przystosowania si~ do rzeczywistosci zewn~trznej, do srodowiska,<br />
w ktorym czlowiek zyje. Dopiero w drugim etapie Zycia,<br />
juz po osiqgni~ciu pelnej dojrzalosci spolecznej, maze nastqpic<br />
wspomniany wczesniej proces stopniowego integrowania tresci nieswiadomych<br />
ze swiadomymi. Nie wyst~puje on u kaZdego - jest<br />
raczej zjawiskiem rzadkim, a osoby, ktore osiqgn~ly cel ostateczny<br />
- stan "jazni" - nalezq wr~cz do wyjqtkow.<br />
Oczywiscie Czarno ksi~znik z archipeLagu nie jest zbeletryzowanq<br />
wersjq koncepcji Carla Gustava Junga. Przypuszczalna inspiracja<br />
dotyczy tylko niektorych fragmentow teorii psychologii analitycznej.<br />
Pr@ces dojrzewania czlowieka przedstawiony przez autork~ skoncentrowany<br />
jest wokol integrowania ze swiadomosciq tych tresci<br />
zycia psychicznego, ktorych symbdlem jest wlasnie "cien".<br />
Cien wedlug Junga ma specyficznq, dwoistq n a t u r~, odrozniajqcq<br />
go od pozostalych archetypow. Symbolizuje tresci najlatwiejsze<br />
stosunkowo do uswiadomienia. Przede wszystkim jest uosobieniem<br />
"ciemnej", n ajcz~sciej negatywnej, strony osobowosci jednostkL<br />
Stanowiq jq wypar te ze swiadomosci do nieswiadomosci indywidualnej<br />
wszelkie tresci 0 charakterze konfliiktowym, poglqdy na<br />
temat samego siebie z ktorymi nie mozemy si~ pogodzie, wydarzenia<br />
ktore chcemy zapomniee. Jednoczesnie przenikajq takze do<br />
tej ciemnej sfery tresci z nieswiadomosci zbiorowej. Z drugiej<br />
strony, jak juz wspomnialem, "cien" jest rowniez jednym z archetypow<br />
tworzqcych nieswiadomosc zbiorowq - W tym sensie oznacza<br />
on emocjonalno-instynktowne, wr~cz "zwierz~ce" korzenie natury<br />
ludzkiej, ktore Sq jednak konieczne dla pelnego rozwoju czlowieka.<br />
W ten sposob mozna chyba uznae "cien" za przeciwienstwo<br />
prezentowanej ze wn~ trzn i e "maski", zjawiska 0 pochodzeniu kulturowo-spolecznym.<br />
Tak wi~c zerwanie "maski" poprzez akceptacj~<br />
"cienia" jest ws t ~pnym i k oniecznym etapem procesu indywiduacji.<br />
Podobnie ambiwalentne r ozumienie natury Cienia wyst~pu je<br />
204
ZDARZENIA - KSIA2KI - LUDZI E<br />
r6wniez u Ursu]i K. Le Guin. Po pierwsze jest to nierozdzielnie<br />
zwiqzany z Gedem jego wlasny Cien (jego negatywna, nieuswiadomiona<br />
cz~se osobowosci), kt6ry z natury swej bezksztaltny, czasami<br />
u]ega personifikacji pod postaciq niekt6rych os6b z otoczenia<br />
bohatera: ojca, rywala ze szkoly cz a rnoksi~znilk6w czy przypadkowo<br />
spotkanego w~drowca. Dokonuje si~ w i~c projekcja na innych<br />
tego, z czym Ged nie chce (I'ub nie moze) si~ W i sobie zgodzic.<br />
Po drugie zas Cien jest silq zewn~trznq wobec Geda, kwintesencjq<br />
21a, Szatanem niemal; czyms odwiecznym, co przybywa z samych<br />
trzewi Wszechswiata po to, aby opanowae dobrego w gruncie rzeczy<br />
czlowieka i kierowacnim. Czlowiek, poddajqc si~ "ciemnej"<br />
mocy, przestaje bye panem swego 10su, swych my§li i zachowan,<br />
staje s i~ gebbfthem, zlosliwym zwierz~ciem, przynoSZqcym wylqcznie<br />
zlo swemu otoczeniu. Ta pozorna niekonsekwencja poglqd6w<br />
autorki rue jest z pewnosciq wadq czy slabq stronq, a raczej wprost<br />
przeciwnie - umozliwia pelniejsze i prawdziwsze ulkazanie fenomenu<br />
21a.<br />
Podkres]my jeszcze raz, ze caly ten proces dojrzewania cz1owieka<br />
polega na integrowaniu, a nie przezwyci~za'lliu Zla. Celem<br />
jego nie jest zwyciEtStwo Dobra ]ub Zla, swiadomej (dobrej) ]ub<br />
nieswiadomej (zlej) strony natury czlowieka lecz ich .przenikanie<br />
si~ i wsp6lne odtqd funkcjonowanie. Jednosc i dialektyka przeciwienstw<br />
jawi si~ nam tu jako podstawowe prawo rozwoju psychicznego.<br />
W wymiarze jednostkowym chodzi 0 uswiadomienie sobie wszystkich<br />
swych wad, slabosci, kompleks6w i lkonflikt6w (a wi~c swoich<br />
"ciemnych" stron) po to, aby stac si~ prawdzlwym, funkcjonujqcym<br />
i odczuwajqcym w pelny spos6b cz1owiekiem. MoZliwe jest to<br />
jedynie dzi~ki krytycznemu spojrzeniu na swe "cienie" i zaakceptowaniu<br />
ich. Po d1ugim zmaganiu z wlasnym Cieniem, do tego<br />
wlasnie stanu wzajemnej symbiozy swiadomej (jasnej) i nieswiadomej<br />
(ciemnej) cz~sci osobowosci dochodzi Ged, tytulowy bohater<br />
powiesci. Staje si~ to moZliwe dopiero wtedy, kiedy zdolal odkrye<br />
prawdziwe imi~ (czyli rzeczywistq natur~) Cienia. Okazuje si~<br />
nim bye wlasne imi~ Geda. Jest to symboll ich polqczenia, oraz<br />
ostatecznego zaak ~eptowania stalosci i potrzeby tego zwiqz,ku. Odtqd<br />
Ged zr6del swych porazek i sukces6w szukae b~dzie w samym<br />
sobie, a nie w otaczajqcych go ludziach lub w dzialaniu' przypadku.<br />
B~zie cz10wiekiem wewnqtrzsterownym, w maksymalnym stopniu<br />
autonomicznym wobec wp1yw6w otoczenia oraz pewnym cel6w<br />
i racji swego post~powania - "... Ged ani nie zostal pokonany, ani<br />
nie zwyci~zyl, lecz nazywajqc cien swej smierci 'swoim wlasnym<br />
imieniem, uczynil siebie ca1osciq: cz1owiekiem; kims, kto znajqc<br />
swoje cale, prawdziwe ja, nie moze ' zostae wylkorzystany ani za<br />
205
ZDARZENIA - KSl ljZKI - LUDZIE<br />
wladni~ty przez zadnq innq moc poza samym sobq, i kto przezywa<br />
dzi~ ki temu swoje zycie w i mi~ zycia, a nigdy w sluzbie<br />
zniszczenia, cierpienia, nienawiSci lub ciemnosci".<br />
A zatem zlo okazalo si~ nie bye zlem absolutnym, a r aczej,<br />
jako konieczne dopelnienie dobra, czyms tak sarno jak ono waznym<br />
i n ie zb~dnym w rozwoju.<br />
Jak juz wspomnialem, zintegrowanie "cienia" jest u Junga jedynie<br />
w st~pnym etapem tego niezwykle trudnego i niebezpiecznego<br />
procesu "dqzenia do pelni". Wyd,aje si~ jednak, ze autorka<br />
Cza rnok s i ~ znika · widzi w walce z "cieniem" najwazniejszy etap<br />
dojrzewania czlowieka. Pewne wskazowki swiadczq, ze mogly jq<br />
r owniez za inspirowac poglqdy Junga na temat integrowania tresci<br />
dotyczqcych innych niz "cien" archetypow, np. "Starego M~d rca" .<br />
Jest to jedna z d woch postaci tzw. oso'bowosci manicznej (wedlug<br />
Junga osobowose ta jest "... obdarzona tajemnymi, czarodziejskimi<br />
,vlasci wosciami (mana), dysponujqca magicznq wiedzq i p o t~ gq ").<br />
Co 0 tej inspiracji moze swiadczye Sam Ged jest najpierw<br />
. adeptem sztuki czarn oksi~skiej, a pozniej "pelnoprawnym" i "wykwalifikowanym"<br />
czarnoksi~zn ilk iem (czarownik to wed lug Junga<br />
postac najlepiej uosabiajqca po t~g~ osobowosci manicznej). Ponadto<br />
wie d z ~ SWq na temat pr aw rzqdzqcych swiatem zdobywa w szko<br />
Ie czarno k s i~zniko w, pod okiem najlepszych specjalist6w w tym<br />
"zawodzie" (autorka przypisuje im wielkq po t~g~, niezwyklq wiedz<br />
~ i u m i e j ~tnosci, ktorych nie posiadajq zwykli smiertellnicy).<br />
A wreszcie, jednq z wyrozniajqcych si~ postaci jest wspomnla ny<br />
juz Ogion, r6wniez -czarownik, jakby d uchowy ojciec i przewodnik<br />
Geda. To przeciez jego interwencja stala si~ punktem przelomowym<br />
i rozpocz~ l a nowy etap w procesie dojrzewania Geda - za<br />
r adq Ogiona bohater podjql zakonczonq sukcese~ pogon za Cieniem.<br />
Spojrzmy jeszcze - krotko - na dwie wazne w tej powiesci<br />
k westie. P ierwsza z nich dotyczy sposobu, w jaki ulk a-zala Ursula<br />
K. Le Guin pr o c e s po z n a wan i a s w i a t a. J est on przedstawiony<br />
jako warunek konieczny wszelkiej dzialalnosci czarnoks<br />
i~ zniko w polegajqcej na ingerowaniu w sHy Natury. Ingerencja<br />
jest skuteczna i bezpieczna jedynie wtedy, gdy rzeczy [ub zjawiska,<br />
na kt6re rna bye wywarty okreslony wplyw, nazwane zostanq<br />
swym prawdziwym imieniem wyrazonym w Dawnej Mowie<br />
przy jednoczesnej swiadomosci S'kutkow, jakie moze to przyniesc.<br />
Aby zatem skutecznie oddzialywae na otoczenie lub jego elementy,<br />
konieczne jest poznanie jego wlasciwosci i prawdziwej natury, a takze<br />
przynajmniej najwainiejszych praw regulujqcych ich funkcjonowanie,<br />
no i w koncu wyrazenie tego wszystkiego w specyficznym<br />
j~zyku. Jakze to bliskie, mimo basniowej otoczki, celom poznania<br />
206
ZDARZEN IA - KSI A Z K I - LU DZI I.O<br />
naukowego! COZ moze 0 tym swiadczyc Przede wszystkim znajomosc<br />
prawdziwych nazw rzeczy i slkutk6w ich uzycia (a za tem<br />
i mozliwosc rzeczywistego oraz bezpiecznego wplywu na otoczenie)<br />
autork a pozostawia w wylqcznej niemal gestii bardzo ograniczonego<br />
k r~gu os6b - c za rn o k,si ~znik6w (naukowc6w). Um iej<br />
~t nosci tych pozbawiona jest natomiast cala reszta opisywanego<br />
basniowego spoleczenst wa. Dodajmy t u, ze takie ostre r6znicowapi<br />
e naukowego (z natury s wej elitarn ego) i potocznego sposobu<br />
poznawania swiata staIo si ~ juz od ponad cwier c wieku ptzedmiotem<br />
krytyki tzw. psychologii poznawczej. Niekt6rzy jej pr zedstawiciele,<br />
widzqc wieHe 'cech wsp6lnych obydwu sposob6w poznania,<br />
nazywajq kazdego p r ze c i~t nego zjadacza chleba "nawkowcem<br />
z ulicy".<br />
Ursula Le Guin uznaje, ze swiat jest poznawalny ("Wszystkie<br />
r zeczy m ajq imiona..."), ale jednoczesnie ukazu je proces poznania<br />
jako nigdy nie konczqce si ~ poszukiwanie prawdy o istocie swiata<br />
i poszczeg6lnych jego elemen t6 w. P odkresla takze, ze uzyskana<br />
przez to wiedza nie ma charakteru absolutnego, a prawdziwosc<br />
konstatacji jest jedynie w z g l~ d n a , ograniczona niemal wylqcznie do<br />
ok reslony ch fragment6w rzeczywistosci. Wspomniane tu zalozenia<br />
respektowane Sq aktualnie przez znacznq ,cz~ sc - jesli, nie pr zez<br />
wi~ k s z o sc - os6b zajmujqcych s i~ teoriq poznania.<br />
Kwestia druga: w powiesci wymienia s i~ wlasciwie tylko jedno,<br />
najbardziej ogfflne prawo r zqdzqce funkcjonowaniem calego Wszechswiata<br />
w spos6b absolutny - jest nim k 0 n i e c z n os c z a c h o<br />
w a n i a r 6 w no w a g i. "Ale nie w olno ci zmieniac ani jednej<br />
rzeczy, ani jednego kamyka, ani jednego ziarnka piasku, dop6ki<br />
nie b~dzie s z wiedzial, jakie dobro i zio wywola ten czyn. Swiat<br />
jest w r 6wnowadze. Czarodziejska m oc Przemieniania i P rzy wolywan<br />
ia moze zak16cic r6wnowa g~ swiata. Niebezpieczna to m oc.<br />
Najbardziej ryzykowna. Musi bye poprzedzona wiedzq i sluzye potrzebie"<br />
- tak upominajq nauczycie;Ie naszego bohatera, kt6rego<br />
niecierpliwosc polqczona z niedostatecznq wiedzq doprowadzlly niemal<br />
do tragedii w trakcie pier wszego ,starcia z Cieniem. J est to<br />
chyba kolejne przeslanie autorki. Wiedza zdobyta przez ludzi, g16wn<br />
ie dz i~ k i nauce, w trakcie rozwoju cywilizacji i wynikajqce z niej<br />
ogromne mozliwosci oddzialywania na nasze srodowisko, sluZyc mu<br />
SZq podtrzymywaniu l ub przywracaniu r 6wnowagiswiata; nie zas<br />
powodowac jej zachwianie lub wr~cz calk owite zniszczenie.<br />
Ged' poznal gr oZJb ~ niewlasciwego zastosowania zdqbytej wiedzy<br />
wywolujqc Z10 ucielesnione w jego wlasnym Cieniu. My jako ludzkosc<br />
wywolujemy podobne - juz nie basniowe lecz realne - Zlo<br />
niSZCZqC w spos6b nieprzemy§lany r6wnowag~ Natury. Czynimy<br />
tak jedynie dUa spektakularnych 1 chwilowo korzystnych o,siqgni~c,<br />
207
ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />
rue myslqc 0 losie tych, kt6rzy przyjdq po nas, nie doM: dzia~<br />
lajqc na rzecz przyszlosci.<br />
Czanoksi~znika z archipeZagu Stanislaw Lem zaliczyl do nurtu<br />
fantastyki baSniowej (fantasy) odr6mianego od science fiction, podkreslajqc<br />
r6wnoczesnie paradoksalny na pierwszy rzut oka realizm<br />
powiesci.<br />
Rzeczywiscie - czytanie tego rodzaju "bajek" przyniese moze<br />
kazdemu material do zna,cznie gl~bszej refleksji na temat problem6w<br />
natury Czlowieka i 8wiata niz wiele sposr6d tzw. powiesci<br />
psychologicznych i obyczajowych czy tez cz~sto niezrozumialych<br />
dla laik6w raport6w naukowych. A prawdziwie "czarodziejska"<br />
szata j~zy~owa i atmosfera powiesci, powolana do istnienia dz i~k i<br />
niezwyklej wyobrazni autorki sprawiajq, ze tresci tej ksiqilki przerna<br />
wiajq do nas ze szczeg6lnq mocq.<br />
Tomasz Szponder<br />
"THE NEW CRITERION"<br />
Listopadowy (1985 r.) numer miesi~cznik a "The New Criterion"<br />
przynosi szkic Josepha Epsteina poswi~cony tw6rczosci Somerseta<br />
Maughama (1874-1965). Niezbyt Ilubiany przez krytyk~, nami~tn i e<br />
zas czytywany i oglqdany (napisal wiele komedii obyczajowych,<br />
a Hczne jego powiesci i opowiadania przeniesiono na ekran), moze<br />
uchodzie za przyklad pisarza, kt6remu si~ powiodlo. Doch6d, jaki<br />
przyniosly mu adaptacje sceniczne i filmowe opowi~dania Rain<br />
(Deszcz) przekroczyl ponoe milion dolar6w, a za opowiadania placono<br />
mu dolara od slowa. Pierwszy na'klad jego powiesc1 0 Ma- '<br />
chiavellim (Then and Now, 1946) wynosil 825000 egzemplarzy. Nie<br />
braklo mu tez przytomnosci umy,c;lu i sporq cz~se swyeh pieni~ d zy<br />
powierzyl obrotnemu maklerowi z San Francisco, kt6ry szybko je<br />
pod woil i potroil. Dzi~ki sukcesom finansowym Maugham uzyskal<br />
calkowitq niezaleznosc, co pozwolilo mu przez cale wlasciwie Zycie<br />
zajmowae si~ wylqcznie pisaniem, a takZe kosztowae przyjemnosci<br />
Zycia dokladnie takiego, jakiego pragnql. W roku 1926<br />
zakupil osmioakrowq posiadlosc na Riwierze (prze~naczonq pierwotnie<br />
przez kr6la Leopolda dla jego spowiednika), a stojqcy na<br />
jej terenie dom (doglqdany przez trzynascioro sluzby) dekorowal<br />
208
ZDARZENI A - KSlljZ KI - LUDZIE<br />
pl:6tnami impresjonist6w (w6wczas jeszcze illie tak drogimi). Heniqdze<br />
pozwolily mu tak,ie poszerzye tematyk~ jego l~s iq z ek (wszedl:<br />
przeciez do smietanki towarzyskiej) i pisae 0 swiecie ze swobodq,<br />
o jakiej trudno marzye literatowi walczqcemu ciqgle 0 srodki do<br />
zycia. Ale Maughama - swiatowca, ktory wszystko widzial i nic<br />
nie jest go w stanie zaskoczye (bo taki wlasnie literacki autoportret<br />
wykreowal pisarz w swych ksiq2lkach) trzeba odroznie od Maughama<br />
na co dzien, czlowieka zmagajqcego si~ z kompleksem niskiego<br />
wzrostu, jqkaniem si~ i skrywajqcego raczej sw6j homoseksualizm.<br />
Ten Maugham wzbudzal niepokoj ci~tosciq swego j~zyka (nawet<br />
u samej krolowej Elzbiety, obok ktorej posadzono go kiedys<br />
na bankiecie) i przejawial wielkq ipodejrzliwose wzgl~dem ludzi,<br />
ktorzy go otaczali. Sam Maugham uwazal si~ za zawodowego humo<br />
rys t~ dqzq cego wzorem Balzaca do przedstawienia "rozkosznej<br />
komedii zycia". Byl tez r ad, ze porownywano go z Maupassantem,<br />
a to ze wzgl~du na formalne mistrzostwo jego opowiadan. Warto<br />
tez odnotowae wyznanie Orwella stwierdzajqcego, ze na opowiadaniach<br />
Maughama uczyl si~ zwi~zlosci i "przezroezystosci" stylu.<br />
Zapy tany 0 sekret swej sztuki pisarskiej, autor Of Human Bondage<br />
odpowiedzial: "Trzeba miee zdrowy rozsqdek i nie zbaezac z tematu".<br />
Przez krytyk~ by! jednak nieluibiany - ostro atakowa!<br />
go na przyklad Edmund WiLson (w gwaltownie rosnqcej po ostatniej<br />
wojnie popularnosci pisarza w Stanach Zjednoczonych do~<br />
patrywal s i~ oznak upadku smaku czytajq.cej publicznosci), ale bo<br />
tez Maugham swymi sqdami 0 niektorych pisarzach modernistyez u<br />
nych wprost prowokowal "jajoglowych" krytyk6w literackich<br />
(u Prousta ceni! sobie na przyklad "cudowriy humor" i obfitosc<br />
"cieka wie i plastycznie przedstawionych postaci", ignorujqc calkow<br />
ieie warstw~ filozoficznq). Narazie mogl si~ takze SWq apolitycznosciq<br />
i tym, ze - niejako na przekor modernistom - 0 sprawach<br />
zawilych staral si~ pisae moZliwie jak najprosciej. Za najwi~<br />
kszych pisarzy uwazal Maugham Tolstoja, Dostojewskiego, Balzaca<br />
i Dickensa, nigdy tez nie uskarzal si~ na brak tematow. Pracowal<br />
regularnie - od 9.45 do 12.45 - pisa! szybko a malo poprawial;<br />
uwazal, ze pisarz powinien po sobie pozostawic jak najw<br />
i~kszy dorobek, a podstawq ocen jego pisarstwa winno stae si~<br />
t o, co w dorobku tym najlepsze. Tego moralist~, ktorego nigdy<br />
nie dziwi niemoralnosc, porownuje ~pstein z La Rochefoucauldem,<br />
gdyz piszqc a naturze [udzkiej - swym zasadniczym temacie <br />
skupia si~ na chciwosei, pozqdaniu, strachu i snobizmie. Mimo<br />
jednak swych ponurych zapatrywan na czlowieka, Maugham wplata<br />
w SWq tworczosc takze przyklady ludzkiej odwagi i uczciwosci.<br />
Choe Zywot pisarza uwazal za pelen utrapien, doznawanych glownie<br />
ze strony ludzi "dybiqcych" na jego slaw~, pieniqdze czy auto<br />
14 - ZNAK 209
l OARlENIA - KS llli KI - LUOllE<br />
r ytet, to jednak w mozliwosci przelania wszystkich owych ne£:atywn<br />
ych doswiadczel'l n a papier dostrzegal p o t~zny czynnik duchowego<br />
wyzwolenia. J edynym prawdziwie wolnym czlowiekiem ezyn<br />
il Maugham wlasnie pisarza, a lektura jego wlasnej tw6rczosci<br />
pozwala i nam pow i~kszyc odrobi n~ zakres naszej wolnosci, konkluduje<br />
Epstein.<br />
W obronie "modernizmu" (modernism, modernity), atakowanego <br />
jak 0 tym swiadczq przytoczone przez autor a cytaty z ksiqiek<br />
marksistowskiego "poststrukturalisty" Fredricka Jamesona oraz<br />
uwazanego za "neok onse rwatyst~" czlonka rady redakcyjnej "The<br />
New York Timesa" Rogera Starra - zar6wno z lewa, jak i z prawa<br />
- staje w marcowym numerze (<strong>1986</strong> r.) "The New CriterioI'll><br />
Hilton Kramer, naczelny r edaktor miesi~ c z nika . Jameson uwaia,<br />
ie .moder nizm stracil aktualnose w zwiqzku ze zmierzchem burzuazyjnego<br />
indywidualizmu, poniewaz zas z nikn~ i tw6rcy pokroju<br />
Picassa, Prousta ezy Eliota, tkt6rych specyficznq eechq byla niepowtarzalnose<br />
ich osobistej wizji swiata oraz stylu ekspresji <br />
wsp61czesna kultura m oze jedynie zwr6cie s i~ w s tron~ pastiszu<br />
i parodii, czyli zajqe si~ sobq sam q, wyrazajqc zarazem swiadomose<br />
nieuchronnej k l~ ski sztuki i estetyki. Z kolei Starr przypisuje<br />
tarapaty (g16wnie finansowe), w jakie popadly wladze Nowego<br />
Jorku... malarstwu abstrakcyjnemu i "impulsowi modernistycznemu",<br />
k t6rego ma ono bye r zekomym ucielesnieniem. Personalnie<br />
odpowiedzialnym za ten stan rzeczy czyni Starr r odzin~<br />
RoClkefeller6w, w czym znajduje sojusznika w okreslajqcym si~<br />
mianem "socjalisty" Danie'lu Bellu, kt6ry nowojorskie Muzeum<br />
Sztuki Nowoczesnej nazwal w pewnym artykule "satrapiq Rockefeller6w",<br />
a w swej glosnej ksiqzce 0 sprzecznosciach kulturalnych<br />
kapitalizmu napisal, ze uwaza modernizm za "czynnik rozpadu<br />
swiatopoglqdu mieszczanskiego". Sprawa tak rozumianego m odernizmu<br />
doprowadzila zatem, jak si~ zdaje, do obalenia tradycyjnych<br />
Hnii podzia16w ideologicznych: atatkujq go zar6wno zwolennicy,<br />
jak i przeciwnicy kapitalizmu i klasy mieszczanskiej, ehoe<br />
z przyczyn zgoia przeciwstawnych - ludzie pokroju Jamesona<br />
majq mu za zle to, ze wydaje si~ im on integralnym skladnikiem<br />
mieszczanskiej demokracji, natomiast przedstawiciele prawicy odrzucajq<br />
modernizm, bo - jak sqdzq - podkopuje on t~z demokracj~.<br />
Starajqc si~ dociec przyczyn tego intrygujqcego zjawis'ka Hin ton<br />
Kramer - sam nastawiony prokapitalistycznie i promieszczansko <br />
powraca do lat 60-tych, kiedy to modernizm zostal na dobre wlqczony<br />
do gI6wnego nurtu kultury amerykanskiej. Lata 60-te <br />
okres kontrkultury, ruehu IPrzeciwko wojnie w Wietnamie, rewolucji<br />
seksualnej i triumfu muzyki rookowej - pozostawily po so<br />
210
ZDAR ZEN IA - KSII\L:K I - LUDZI E<br />
bie "gruzy", z kt6rych ameryk Lska kultura wciqz jeszcze si~<br />
"wygrzebuje". Rola, jakq w nie Jk ojach lat 60-tych odegral modernizm,<br />
doczekala si~ ze strony jego dzisiejszych wrog6w dw6ch<br />
interpretacji: rozczar owana i zawiedziom: lewica intelektualna odrzucila<br />
modernizm, bo zamiast przyczynil si~ do rewolucji i obalenia<br />
swiata burzuazyjnego, stal si~ on jedlrm z czynnik6w sprawczych<br />
bUrZuazyjnej kultury kapitalistyczne:, uznae go zatem nalezy<br />
za "kontrrewollucyjny", a wlasciwie "reakcyjny". Poniewaz<br />
zas na sw6j spos6b modernizm jest jedynq ZyWq postaciq wsp6lczesnej<br />
kultury wysokiej, lewica odrzuca tak ze wszelkie roszczenia<br />
tejze kultury, dqzqc do obalenia statusu, jakim cieszy si~ ona<br />
obecnie w zyciu duchowym demokratycznych spoleczenstw mieszczanskich,<br />
wyznaczajqc tym samym nOWq r o l~ kultur ze masowej,<br />
mianowicie r o l~ czynnUka politycznej "dekonstrukcji". I nterpretacja<br />
ObOZll przeciwnego, k tory w braku lepszego terminu Kramer<br />
okresla mianem "filistr6w", polega z kolei na przypisaniu m odernizmowi<br />
calej odpowied zialnosci za chaos lat 60-tych. Zgodnie z tym<br />
punktem widzenia, [ata 60-te byly widowniq pr zelozenia m odernizmu<br />
na konkretne dzialania sumujqce si~ w tym, co nazwano<br />
kontr kulturq i rewolucjq seksualnq. W tym sensie Woodstock stanowil<br />
punkt k ulminacyjny modernistycznego marzenia 0 spoleczenstwie<br />
w stanie permanentnej ekstazy i orgii. Wedle tej interpretacji<br />
modernizm niosl z sobq obietnic~ zniszczenia kapitalizmu<br />
i mieszczanskiego sposobu Zycia, a wypadki lat 60-tych wykazaly,<br />
jak wielki jest potencjal destrllkcji zawarty w ideach modernistycznych.<br />
Tymczasem Kramer zapytuje przytomnie, czy kontrkultura<br />
rzeczywiscie czerpala sw6j dynamizm z tycnze idei, a nie ze<br />
±r6de! w istocie wrogich mysli modernistyeznej, za kt6rej przedstawieieli<br />
nalezaloby przeciez uznae Flauberta, Henry Jamesa,<br />
Prousta, Eliota, Maneta, Cezanne'a, Matisse'a, Picassa, StrawinS!kiego<br />
ezy Sehoenberga. Przeeiez uczestniey marsz6w antywojennyeh<br />
nie nosili w plecakaeh ksiqzek Joyee'a, Manna, Hemingwaya ezy<br />
Gertrudy Stein. Lewica dqZy do zakwestionowania modernizmu,<br />
gdyz nie przyczynil si~ on do zwyci~stwa rewollueji, a filistrzy usilujCj<br />
uczynie zen koz!a ofiarnego. Oba te podejseia uwaza Kramer<br />
za karykaturalne uproszczenie wypadk6w historyeznych.<br />
Nie kwestionujCjc obeenosci elementu buntu w ruchu modernistycznym,<br />
Kramer podkresla jednak, ze nie odgrywal on w nim<br />
nigdy roli pierwszoplanowej, a zasadnicze osiqgni~cia modernizmu<br />
mia!y charakter raczej estetyczny niz polityczny i przyczynily si~<br />
do uksztaltowania si~ nowej wrailiwosei w kulturze spoleczenstw<br />
mieszczanskich, ufundowanej odtCjd na autonomii tw6rczosci artystyeznej,<br />
Wlasnie owej "niezaleznosci impulsu estetycznego" nie<br />
moie modernizmowi i jego dzisiejszym zwolennikom darowae ani<br />
211
ZDAIlZENIA - K SltjZKI - LUDZIE<br />
ideologizowana lewica, ani filist. ska prawica. Tymczasem kultura<br />
modernistyczna pelni od dawna unkcj~ "estetycznego i duchowego",<br />
niekiedy zas nawet "moralnego" sumienia w zyciu kUasy sredniej,<br />
dzi~ki czemu stala ;i~ ona g16wnym nurtem dmltury demokratycznego<br />
spoleczenst l a kapitalistycznego. W atakach na modernizm<br />
Kramer dostr ~ ga wi~c w istoci.e zamach na rdzen zycia<br />
duchowego spoleczenstw demokratycznych, ezyli zamach na samq<br />
demokracj~.<br />
Rezerw ~ , z jakq w raaiowej rozmowie z Jackiem Kalabinskim<br />
opowiada1 0 ostatnim - ezterdziestym 6smym - mi ~dzynarodowym<br />
kongresie PEN-Clubu Adam Zagajewski, pozwala lepiej zrozumiee<br />
obszerna relacja - pi6ra Rogera Kimballa - z tegoz kongresu<br />
zamieszczona w tym samym, marcowym numerze "The New<br />
Criterion". Przypomnijmy, ze PEN-Club - organizaej~ zrzeszajqcq<br />
poet6w, dramaturg6w, eseist6w, wydawc6w i prozaLk6w - za1ozyli<br />
w roku 1921 w Londynie poetka C. A. Dawson Scott oraz John<br />
Galsworthy, a jej gl6wnym celem jest obrona swobod tw6rczych<br />
na calym swiecie. Haslo 48 kongresu brzmia1o: "Wyobraznia pisarza<br />
a wyobraznia panstwa". Obrady zdominowala polityka, a scislej<br />
frontaany atak na administracj~ Ronalda Reagana, w kt6rym czolowq<br />
rol ~ odegrali sami Amerykanie. Pretekstem stala s i~ obecnose<br />
sekretarza stanu Shultza na uroczystej inauguracji kongresu,<br />
zaproszonego zresztq przez aktualnego prezesa sekcji ameryJkanskiej<br />
Normana Mailera, kt6rego trudno posqdzae 0 sympatie proreaganowskie.<br />
Cz~sc uczestnik6w kongresu poczula si~ osobiscie obrazona<br />
tym, ze wsr6d ludzi pi6ra znalazl si~ - i to w Stanach Zjednoczonych<br />
- polityk. Za rzecznika tej grupy mozna uznac<br />
E. L. Doctorowa. Spoza przytoczonego wyzej hasla obrad przezieralo<br />
przeswiadczenie 0 radykalnym i nieuniknionym konflikcie,<br />
jaki na cal y m s w i e c i e wyst~puje pomi~dzy wyobrazniq pisarza<br />
a "wyobrazniq panstwa". Autorzy hasla - Donald 'Barthelme<br />
i poeta Richard Howard - nie dostrzegli jakby mozliwosci, ze<br />
ow konflikt nie musi bye rownie radykalny w Paryzu i w Pradze.<br />
Z przemowienia sekretarza stanu Shultza odnotujmy stwierdzenie,<br />
ze "stopien swobody, jakq w krytykowaniu panstwa majq<br />
pisarze, jest prawdziwym miernikiem ich niezaaeznosci", a takze <br />
zwiqzanq z haslem kongresu - przestrog~ przed "intelektualnymi<br />
i moralnymi zagrozeniami, jakie pociqga za sobq personifika·cja<br />
»panstwa«" i odrywanie instytucji "panstwa" od kontekstu historycznego<br />
i spolecznego. Shultz podkreslil rowniez, ze mogloby zakrawac<br />
na ironi~, gdyby wolnose intelektualnq ceniono jedynie<br />
w tych krajach, gdzie ona nie istnieje.<br />
Niejakie poj~cie 0 atmosferze, w jakiej przebiegaly obrady d ajq<br />
212
ZDARZENIA - KSIIIZKI - LU DZIE<br />
dwa incydenty: Rosario Murillo, poetka i malZonka prezydenta<br />
Nikaragui Daniela 0rtegi, wezwala pisarzy do przeciwstawienia<br />
si~ ludobojstwu dokonywanemu na tym ikraju, nie odpowiedziala<br />
wszakze na pytanie, jak trzeba by nazwae. to, co w latach 30-tych<br />
i 40-tych stalo si~ z Zydami, jeSli obecne wypadki w Nikaragui mielibysmy<br />
okreslic mianem ludob6jstwa. Incydent drugi: Gunter<br />
Grass, "zszokowany" tym, ze musial wysluchae przemowienia<br />
Shu[tza, podkreslil w obecnosci przypominajqcego 0 zasadach dobrego<br />
wychowania Mailera, ze "musimy naulczye si~ znowu bye<br />
anarchistami", czym wywolal entuzjazm publicznosci.<br />
Dla rownowagi chcialbym na koniec wspomniee 0 dwoch przemowieniach<br />
odbiegajqcych od ogolnej atmosfery kongresu. W pierwszym<br />
z nich coraz glosniejszy na Zachodzie pisarz izraelski Amos<br />
Oz zwrocil uwag~ na przepase dzielqcq subtelnosc i wyrafinowanie<br />
oryginalnej tworczosci pisarzy od poglqdow, jakie wyrazajq<br />
ani w petycjach, manifestach i dyskusjach panelowych. Oz uwaza<br />
panstwo za "zlo konieczne", po prostu dlatego, ze "wielu ludzi<br />
potrafi si~ zachowywae zgola nieludzko", dostrzega przy tym, ze<br />
panstwa bywajq rozne: niektore calkiem zn08ne, inne zle, jeszcze<br />
inne - nie do wytrzymania, a praca pisarza polega przeciez na<br />
roznicowaniu. Ci, ktorzy ignorujq istnic!1ie roznych stopni zla,<br />
rychlo stae si~ mogq jego slugami. Tragizm historii nie polega<br />
na permanentnym konflikcie jednostek bez skazy z diabelskim systemem,<br />
lecz raczej na ciqglym zmaganiu si~ spoleczenstw wzgil.~dn ie<br />
przyzwoitych z nikczemnymi, a sci§lej - na wiecznym tchorzostwie<br />
spoleczenstw wzgl~dnie przyzwoitych, okazywanym ilekroe<br />
zetk nq s i~ one z okrucienstwem spoleczenstw opresyjnych.<br />
Peruwianczyk Mario Vargas Llosa rozwazajqc miejsce sztuki<br />
i literatury w spoleczenstwie wyrazil przypuszczenie, ze czlowiek<br />
musi "d r~czye" samego siebie, by mogl zye w harmonii ze spo1eczenstwem,<br />
czyli Humic swe najbardziej odrazajqce i aspoleczne<br />
pragnienia i ekstrawagancje wlasnej ~"Yobrazni. Panstwo jest politycznym<br />
wyrazem owego tlumienia, czyli jest zlem koniecznym,<br />
ktore broni nas przed nami samymi. Kompensaty za owe stlumione<br />
uczucia dostarcza literatura. Na jej obszarze mogq swobodnie<br />
rozkwitae ludzkie fantazje, nie podlegajqc cenzurze wymogow<br />
Zycia spolecznego. W tym tez sensie 1110zna przypisae literaturze<br />
funkcj~ wywrotowq: dajqc upust pragnieniom godzqcym<br />
w panujqcy porzqdek spoleczny, podwaza sam ow porzqdek. W<br />
ostatnich czasach literatura zamienia si~ jednak coraz bardziej<br />
w dzialalnose rozrywko\vq, z wyjqtkiem - spostrzega Llosa -<br />
Kraj6w 0 ustroju represyjnym, w ktorych swoboda wypowiedzi<br />
artystycznej z definicji godzi w panujqcy porzqdek spoleczny. Choc<br />
Llosa m6wi! z ubolewaniem 0 przeksztalcaniu si~ literatury w czy<br />
213
ZDAR ZENI A - KS IIIZ KI - LUDZI E<br />
stq rozrywk~, dal jasn o do zrozumienia, ze jego sympatie Sq po<br />
stronie kraj6w demokratycznych. Chodzi bowiem 0 to, by zachowac<br />
OWq kompensujqcq funkcj~ literatury, nie poswi~cajqc przy<br />
tym wolnosci i otwart()sci znamionujqcych ustr6j demokratyczny.<br />
Adam Szostkiewicz<br />
CZ APSKi W WARSZAWIE<br />
,,Jestem bardzo wzruszony, ze te slowa, k t6r e teraz m6wi~, b~d ,!<br />
powt6rzone na wernisazu m ojej wystawy w Warszawie. Przeciez<br />
nie potrze buj~ nawet tego m6wic: Cafe moje zycie m arzylem wystawia<br />
c w Polsce. Od 39 roku nie wystawilem ani r azu w War <br />
szawie. IV Warszawie, w kt6rej sam przez dz iesi~ c lat malowalem<br />
i kt6ra jest moim miastem".<br />
Tych kilku zdal'l odt worzonych z magnetofono\yej tasmy wobec<br />
zgromadzonych na dz ie~zil'lc u Muzeum na Solcu sluchalo si~ ze<br />
s cis ni~tym gardlem. Wzruszenie i radose mieszaly si~ 'z niedowierzaniem<br />
i zalem . Niedowierzaniem - ze jednak d o tej wystawy<br />
doszlo. Zalem - ze dopiero teraz i ze mogla bye inna, wspanialsza.<br />
PrzyczY'ny znamy az za dobrze, ale to przeciez niczego nie<br />
naprawia.<br />
Pierwsza od wojny wystawa J 6zefa Czapskiego w Warszawie·,<br />
trzecia w kraju {dwie poprzednie, w Poznaniu i Krakowie, umozliwi!<br />
Pazdziernik}. Z kon iecznosci ograniczona d o p16cien wybranych<br />
ze zbior6w trzech m uze6w i kilku prywatny ch k olekcji krajowych.<br />
.<br />
" Wernisaz wystawy: Czapski. M alarstwo i r ysunek odby~ si ~ w Muzeum<br />
Archidiecezji Warszawskiej 5 maja <strong>1986</strong> roku, ekspozycja otwarta<br />
byla do 28 czerwca tegm roku. Komisarzami wystawy byli dyrektor<br />
Muzeum, ks. Andrzej PrzekaziiLski i Danuta Wr6blewska; 'konsultantami<br />
Joanna Pollak6w.na (kt6ra takze redagowala katalog), Jacek Wozniakowski<br />
i Stamislaw RocIziilski. W wystawie towarzyszqcej Bye razem<br />
udzia l wzi~li Grzegorz Bednarski, Pnemyslaw Brykalski, Ja:n Dzi~dzio <br />
ra, Zbylut GrzY\vacz, Tadeusz Jackowski, J anusz Marci:niak, Stanislaw<br />
Rodziilski, Hanna Rudzka-Cybisowa, Jacek Sempoliilski, Jacek Sienicki,<br />
Jerzy Stajuda, J acek WaItes. Slowo podczas etwarcia wyglosil ks. J a<br />
nusz St. Pasierb. Wer:nisazowi towarzyszyl Koncert dedykowany J6zejowi<br />
Czapskiemu, poclczas k t6rego Ann a Gruszc.zyilska j Maksymilian<br />
Bylicki wy,konali ubwo'l'Y trzech polskich ikompozytor6w dzialajqcych w<br />
Paryzu; Romana Palestra, SzymOll1a Laksa i Mi chala Spisaka. Pelny<br />
tekst przesla,nej z Paryia wypowiedzi Czapsk.iego skierowanej do uczestnik6w<br />
wernisaiu maleic mazna we wrzeSniowym numerze "Przeglqdu<br />
Powszechnego" z rCJIku <strong>1986</strong>.<br />
214
ZDARZENIA - KSL~iKI - LUDZIE<br />
Do tego rysunki - kiakadziesiqt przyjechalo z Paryza, by juz<br />
w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej pozostac. Troch~ zdj~c i dokumentow.<br />
Powielony katalog w symbolicznym nakladzie, z pi~knymi<br />
tekstami Joanny Polla!k6wny, Jacka Wozniakowskiego, Stanislawa<br />
Rodzinskiego i Jacka WaItosia. Szkic WaItosia Bye razem<br />
wprowadzal w ide~ towarzyszqcej obrazom Czapskiego ekspozycji<br />
dzie! dwunastu malarzy - od Hanny Rudzkiej-Cybisowej, niegdys<br />
czlonkini Komitetu Paryskiego, po najmlodszych, urodzonych w 1atach<br />
p i~cdziesiqtych. Zwornikiem lqczqcym t~ dwunastk~ nie by!o<br />
o c zywisciepoj~cie szko!y. "Bo porozumienie z J6zefem Czaps!kim-<br />
napisal WaItos - opiera si~ na moZliwosci polemiki, na zarliwie<br />
prowadzonym sporze 0 wa'rtosci w malarstwie przeciez przez kazdego<br />
inaczej pojmowane".<br />
Sarna wystawa, pieczolowicie przygotowywana, nie mogla zastqpie<br />
niedoszlej a planowanej od kil!ku lat wielkiej retrospektywy.<br />
Czterdziesci kilka pl6cien r ozwieszonych w przyciasnych salkach<br />
i korytarzach muzeum nie m ogio dae pelnego obrazu szescd<br />
zie s i~c iu lat tw6rczosci Czapskiego. Pozwolilo jedna!k przynajmniej<br />
odczytae zarys jego drogi - od trzech dziel $przed roku 39 po<br />
dwie martwe natury i pejzaz namalowane w latach ostatnich, na<br />
kt6rych wzdluz spoin plam koloru wydoby wa s i~ jakby na powierzch<br />
ni~ biel. Poszczeg61ne etapy tej d rogi znaczone byly na<br />
Solcu zaledwie trzema-czterema przykladami; · juZ chocby znajomose<br />
wydanego przed kilku nastu laty w Lozannie albumu Murieille<br />
Werner-Gagneb1n uswiadamia, jak nieoczekhvane m alarskie<br />
swiaty za nimi si~ kryjq. Wysiteik organizator 6w sprawil jednak,<br />
ze warszawska wystawa nie [pozostala jedynie aktem symbolicznym,<br />
ze mimo tych ograniczen by I a prawdziwym powrotem do<br />
kraju Czapskiego-malarza. Czapski-pisarz zawsze byl tu jakos obecny,<br />
a d zi~k i inicjatywom wydawniczym ostatnich lat, zwlaszcza<br />
zas trudowi J oanny P ollak6wny, k t6ra przygotowaia dwa tomy<br />
jego szkicow, czytelnik w Polsce m6gI go p oznae i jako komentatora<br />
i uczestnika przemian ar tysty cznych naszego wieku, i jako<br />
przejmujqco obiektywnego swiadka nieludzkiego ·czasu. Czapski<br />
-malarz po prostu n i e m 6 g I bye znany, choc stawal si~ powoH<br />
legendq - niewielu dane bylo odwiedzic podparyski dom, by<br />
tam, w praeowni na pi~trze, oglqdac pl6tno za pl6tnem ustawiane<br />
na sztalugach r~kq ich autora, niewielu tez trafialo na kolejne<br />
paryskie, genewskie ezy londynskie wernisaze. Mimo to dzielo<br />
Czapskiego znajdowalo dro g~ do nast~pnych pokdlen malarzy, rodzity<br />
. s i ~ przyjaznie, odkrywaly - ponad czasem - niespodziewane<br />
zwiqzki i powinowaetwa duchowe. Dzi~ki temu wystawiajqcy<br />
raze·m z Czapskim na Soicu rzeczywiscie "byli z nim razem" <br />
i nie przeksztalcilo si~ to jedynie. w czezy, pusty gest.<br />
215
ZDAftZENIA - KSI1\2KI - LUDZIE<br />
o Czapskim-malarzu i krytyku piszq w tym numerze "<strong>Znak</strong>u"<br />
Andrzej Nowakowski i Pawel Taraillczewski. Dzi~ki kamerze, ktora<br />
pozwolila zapisac na tasmie video jego dlugi monolog, takie ci,<br />
ktorzy nigdy si~ z nim nie zetkn~li, poznac mog,! przynajmniej<br />
cZqstk~ jego niezwyklej osobowosci, zarliwosc i swiezosc z jak'!<br />
wciqz na nowo przyjmuje terazniejszosc i powraca do przeszlosci <br />
a dotyczy to i sztuki, i historii, i przede wszystkim moie tworZqcych<br />
je ludzi. Czapski nie maluje jui, dalej jednak pisze: niedawno<br />
oglosil krotki tekst, zatytulowany Wi~zy nierozerwaLne.<br />
Wspomina w nim mlodzienczq lektur~ dziennika Amiela i znalezione<br />
tam zdanie, kt6re utkwilo mu w pami~ci i do kt6rego przykladal<br />
cz~sto wlasne zycie: Chacun a eu sa terre promise, son<br />
jour d'extase et sa fin en exil. Terre promise - ziemi,! obiecanq <br />
byl dIan kilkuletni pobyt w Paryzu, "pierwsze zetkni~cie Dichtung<br />
und Wahrheit w moim wlasnym zyciu" oraz "pierwsze wielkie<br />
olSnienia m alarskie". "Drugiej daty, nazwanej przez Amiela jour<br />
d'extase - pisze dalej - do niedawna nigdzie w moim zyciu<br />
umiescie nie moglem, ale teraz z cal'! swiadomosci,! mog~ powiedziee,<br />
ze bylo to otwarcie mojej wystawy w Warszawie, w Muzeum<br />
Archidiecezjalnym, wystawy zorganizowanej przez iksi~dza<br />
Przekazinskiego, Joann~ Pol1ak6wn~, kt6ra jak nikt inny zna moje<br />
malarstwo od dobrej i zlej strony, i przez tylu moich w Polsce<br />
przyjaci6l: Jacka Wozniakowskiego, Stanislawa Rodzinskiego i innych.<br />
Sam si~ dzisiaj sobie dziwi~, jak bardzo to wydarzenie uroslo<br />
w mojej swiadomosci, bo tei nie pozwalalem sobie marzyc 0 tym<br />
przez te wszystkie lata... Teraz ta wystawa dala mi dow6d, ze<br />
mam tam bardzo bliskich sobie Uudzi, wcale nie mojej generacji,<br />
kt6ra prawie cala wymarla, ale wsr6d malarzy 0 wiele mlodszych<br />
ode mnie... Dlaczego to dla mnie tak wazne Bo chcialbym tak<br />
bardzo, niezaleznie od wartosci moich p16cien, 0 kt6rej nie mam<br />
zadnego pojE;cia (bo chyba zaden malarz rzetelny nigdy nie jest<br />
pewny siebie i przede wszystkim zdaje mu si~, ze najlepsze p16tno<br />
dopiero namaluje) ,czue si~ wlCjczony w dlugi lancuch malarstwa<br />
polskiego. Chcialbym tutaj podzi~'kowac z gl~bi serca i tym wszystkim,<br />
kt6rzy si~ do mojej wystawy przyczynili, i tym mlodym<br />
malarzom, kt6rzy chcieli obok mnie wystawie w znak braterstwa<br />
generacji".<br />
Wystawa J6zefa Czapsikiego byla pi~knym ,darem przyjaci61 na<br />
jego dziewi~cdziesiGciolecie - choc przede wszystkim byla przynajmniej<br />
cz~sciowym splaceniem dlugu naaeznego i jemu, i polskiej<br />
publicznosci. Ale tei jej organizatorzy [Ilie mogli chyba spodziewac<br />
si~ az t a k i ego podziE:kowania.<br />
216<br />
Tomasz Fialkowski
NOT V o K S 4 Z K A C H <br />
ODPOWIEDZIALNOse PELAGIUSZA<br />
Leo Moulin, La gauche, la droite et la peche originel et autres<br />
essais. Preface d'Alain Lancelot, Paris 1984, Librairie des Meridiens.<br />
Leo Moulin, autor kilkunastu ksiqzek i niezliczonych naukowych<br />
i popularnych artykul6w daje 'swoim dorobkiem optymistyczne<br />
swiadectwo mozliwej nawet w czasach specjaliza·cji rozleglosci i roznorodnosci<br />
niedyiletancko traktowanych zainteresowan. Pisze bowiem<br />
0 historii i historii idei, 0 przemianach spolecznych w Europie,<br />
0 socjologii europejskiej rozwoju gospodarczego, 0 Dantem,<br />
o socjologii kuchni europejskiej, jest uznanym specjalistq w zakresie<br />
d ziejow sredniowiecznego monastycyzmu a zwlaszcza reguly<br />
sw. Benedykta i historii zalozonego przezen zakonu.<br />
Ostatnia ksiqzka prof. Moulin jest zbiorem czterech esejow d a<br />
jqcych swoisty obraz genezy i przemian idei i ideologii politycznych<br />
zwlaszcza lewicowych. Leo Moulin nalezy do tych historyk6w,<br />
ktorzy w dZlejach idei oglqdanych z perspektywy XX w.<br />
odnajdujq pewne wydarzenie pierwotne, wzorcowe, stanowiqce<br />
pierwsze ogniwo ewolucyjnego lancucha lub kreujqce niejako intelektualnq<br />
matryc~, kt6ra w kolejnych epokach b~dzie si~ odtwa<br />
\ rzac w mysleniu i w inspirowanym tym my§leniem dzialaniu. Dla<br />
Karla Lowitha, Henri de Lubaca, Andre Reszlera czy wielu innych<br />
takim wzorcem jest tw6rczosc kalabryjskiego mnicha Joachima<br />
z Fiore i jego wizja trzech epok - Ojca, Syna i Ducha w dziejach<br />
swiata, w kt6rych splecione wzajemnie historia swiata i swiecka<br />
prowadzq do ostatecznego wyzwolenia ludzkosci, do realizacji<br />
absolutu na ziemi. Dla Alaina Besanc;ona paradygmatyczny sens<br />
rna postac Marcjona i wczesny gnostycyzm chrzescijanski z charakterystycznym<br />
dla gnozy odrzuceniem wiary na rzecz "wiedzy<br />
pewnej" i uj ~ ciem calej rzeczywistosci - Boga, swiata i czlowieka<br />
- w ramy jednolitej wizji. Dla Leo Moulina natomiast momentem<br />
0 kluczowym znaczeniu jest sp6r pomi ~dzy Pellagiuszem<br />
a Sw. Augustynem z poczqtku V stulecia. Co prawda sw. Augustyn<br />
wyszedl z tego sporu 'zwyci~sko i herezja pelagianska zostala pot~<br />
pion a, ale antropologia Pelagiusza odnawia si~ w najrozmaitszych<br />
ideach i ruchach religijnych i politycznych po dzien dzisiejszy.<br />
Zasadnicze znaczenie ma zwlaszcza pelagianski optymizm<br />
217
Z DARZ ENIA -<br />
KS1'IZKI .:..- LUDZIE<br />
naturalistyczny. Pelagiusz, apologeta Iudzkiej wolnosci, odrzuca<br />
wszystko, co moze jej zagrozie: z jednej strony ide~ grzechu pierworodnego,<br />
a z drugiej - koniecznosc laski. Czlowiek moze nie<br />
grzeszye, moze zbawic si~ 0 wlasnych silach, bez 'nadprzyrodzonej<br />
pomocy, dzi~ki rozumnej wiji swego cefu i konsekwentnej pracy<br />
woli. Czlowiek Pellagiusza jest absolutnym panem natury, ale zarazem<br />
winien wyrzec si~ ograniczaj'lcej jego wolnose wlasnosci.<br />
Sam Pelagiusz l'lczyl swoj optymizm z ascetycznym purytanizmem,<br />
niektorzy z jego uczniow odrzuciwszy ow rygoryzm glosili pochwal~<br />
sensualizmu. Przekonanie 0 istotowej wolnosci czlowieka, jego<br />
n i e skr~powanej woli, prometejskie zaufanie do Iudzkich mozliwosci,<br />
przeswiadczenie 0 zupelnej r6wnosci Iudzi, 0 !p0t~dze rozumu, 0 mozliwosciach<br />
calkowitego uksztaltowania czlowieka przez wychowanie,<br />
wiara w nieustaj'lcy po s t~p - oto elementy idei Pelagiusza,<br />
kt6re weszly w krwioobieg mysli europejskiej zyskujqc najpierw<br />
wyraz religijny a pozniej poEtyczny w rozmaitych millenaryzmach<br />
sredniowiecznyc:h, w ockhamizmie, u Wyckliffa, Rusa i Mlinzera,<br />
w ruchu begard6w, w utopiach renesansowych, w oswieceniowym<br />
humanizmie, w ideach post~pu i rewolucji, Ciekawe, ze od poczqtku<br />
istnieje charakterystyczna zbieznose pomi~dzy dO'ktrynami<br />
odrzucajqcymi radykaInq slabose, uposledzenie ludzkiej natury,<br />
a pewnymi wizjami politycznymi jak np. slawne Miasto Slonca<br />
Campanelli (1568- 1639), teokr atyczne, racjonalisty czne i kolektywistyczne,<br />
albo projekty Marsyliusza z Padwy (zm. ok. 1343), kt6<br />
ry powiada, ze "w kazdym miescie wladza powinna bye jedna<br />
i wylqczna, spr a wowana bez p osrednik6w i bez podzialu odpowiedzialnosci".<br />
Leo Moulin widzi w Pelagiuszu swego rodzaju pierwowzor<br />
,,[ewicowego intelektualisty". Na przeciwnym biegunie stoi<br />
pesymistyczna, augustynska wizja czlowieka, wzorcowa dla tradycyjnej<br />
"prawicy", natomiast sw. Benedykt, spoglqdajqcy na czlowieka<br />
bez zludzen, ale z wielkodusznym otwarciem - to "centrum".<br />
.<br />
Taka polityczna perspektywa spojrzenia na trzy postacie z dziej6w<br />
chrzescijanstwa zostaje mocniej u zasadniona w drugim eseju<br />
(Millenaryzmy i ideologie post~pu) ktory, podobnie jak inne liczne<br />
studia "mesjanologiczne" stara si~ pokazac, w jak wielkiej mierze<br />
"szereg naszych przeswiadczen, opcji politycznych, naszych wizji<br />
swiata i nadziei wyrasta ' wprost z gleby emocji religijnych". Autora<br />
interesuje zwlaszcza poj~cie rewolucji i zwiqzki tegoz z duchem<br />
chrzescijanstwa w jego ortodoksyjnych a zwlaszcza heretyckich<br />
formach. Rozwazania nad religijnq percepcjq czasu i nad religiq<br />
jako czynnikiem integracji i dezintegracji spolecznej prowad zq do<br />
wniosku, ze warunki spoleczno-ekonomiczne nie stanowiq nigdy<br />
same przez si~ m otoru dziej6w - nawet n a j ci~Zsze, nie natchnq<br />
218
ZDARZENIA - KS II\ZKI - LUDZIE<br />
nikogo ideq buntu, je§li nie jest ona wczesniej obecna w ludzkich<br />
glowach. Decydujqce znaczenie rna wi ~c nie s y t u a c j a sarna,<br />
a jej in t e r pre t a c j a. I drugi wniosek, bliski Aronowskiej<br />
koncepcji ideologii jako zeswiecczonych religii - wedle<br />
ktorego "iaden czynnik polityczny nie dziala w petni, jesli nie<br />
zyska wymiarow zjawiska religijnego".<br />
Duch RayulOnda Arona i Hannah Arendt, a takie Maxa Webera<br />
i - par auoksalnie - Georgesa Sorela unosi si~ nad kolejnymi<br />
dwoma esejami dotyczllcymi tematyki wsp6lczesnej: Nowa zdrada<br />
kLerkow i Przeznaczenie lewicy. 'vV pierwszym eseju rozwai a<br />
Moulin mechanizl1.1y popychajqce intelektualistow do politycznego<br />
zaangaiowania i jego skutki, istotnie rnie tylko dla czystosci r qk<br />
lecz tak i e czystosci mysli, zastanawia si~ nad losem klerkow w<br />
sluibie panujllcych ideologii, nad mechanizmami swiadomych i n ieswiadomych<br />
zaslepien, nad moiliwosciq i warunkami minimum<br />
ebiektywizmu w naukach spolecznych. Leo Moulin rzuca na zachodnich<br />
intelektualistow minionych dzie s i~cioleci r6ine jakie<br />
sluszne oskarienia, odslania psychologiczne spr~iyny popychajqce<br />
ich do takiej czy innej postaci zdrady klerkowskiego powolania.<br />
Aby pokazac, z jakiego punktu prowadzi swoj krytyczny wywod,<br />
autor wprowadza n iespodziewanie wqtek osobisty , stosujqC d o samego<br />
siebie " metod~ krytycznq", pokazuje wlasne biograficzne<br />
uwaruD!kowania: ardenczyk, syn aktywnego dzialacza i zaloiyciela<br />
zwiqzkow zawodowych, wychowany w atmosferze nieufnosci wobec<br />
intelektualist6w , w agnostycyzmie, r adyka1nego wOillomyslicielstwa<br />
i kulcie indywidualistycznego myslenia i dzialania "pod<br />
prqd" panujqcych opinii i k onformizmow.<br />
Ksiqika Leo Moulina jest przykladem posta\\ry klerkowskiej par<br />
excelLence. JeSli autora jej nielatwo jest opatrzyc ideologicznq czy<br />
politycznq pi e cz~ciq, to bynajmniej nie z racji jego niech~ci do<br />
zdecydowanych sqdow albo braku spojnosci mysli. Passion de lucidiU!<br />
i passion du comprendre - te dwa hasla zapoiy czone od<br />
Raymonda Arona i AIlfreda Grossera uzupelnia trzecie - sans<br />
illusion, a wreszcie swiadomy i ujawniony bodziec m oralny. Ta<br />
mysl, zmierzajqca do przenilkliwego i bez zludzen, ale gl~boko ludzkiego<br />
rozumienia i wyposaiona w gl~bi~ historycznej erudycji jest<br />
zbyt blisko rzeczywistosci (i to nawet wowczas, gdy puszcza si~<br />
na wody wielkich uog6lnien) by dac si~ okreslic pojedynczq, abstrakcyjnq<br />
etykietq.<br />
Krytyk pelagianskiego optymizmu, jest Moulin, choc \V innym<br />
wymiarze, umiarkowanym optymistq: n ie tylko wierzy, i e mysl<br />
ludzka zdolna jest niekiedy wzniesc si~ ponad h istoryczne i spoleczne<br />
determinacje iku chocby minimum obiektywizmu i tym samym<br />
przybliiyc s i~ do prawdy; nie tylko sqdzi, ie kultura euro<br />
219
ZDARZENIA - KSIA2.KI - LUDZIE<br />
pejska jest wciqz wartosciq wartq obrony i zachowania, lecz zdaje<br />
si~ ufac, ze szaleiistwa ludzkiego umysiu przemijajq z czasem, a wi~c<br />
praca na rzecz stopniowego ulepszania tego swiata i umniejszania<br />
sumy ludzkich cierpieii, chocby miala si~ dokonywac bardzo drobnymi<br />
krokami, rna sens i nie jest z gory skazana na kl~sk~.<br />
H. W.<br />
WYDAWCA W STANIE WOJENNYM<br />
Pierre Assoulirie, Caston GaHimard. Un demi siecle d'edition francaise.<br />
P aris, Balland, 1984, s. 49 5 .<br />
Dobrze jest byc wytwornym (i zamoznym!) dyletantem, zadomowio!1ym<br />
'W srodowisku pisarzy i artystow; jeszcze lepiej - umiec<br />
przetworzyc w cos \-vainego doswiadczenia, jakie taki tryb iycia<br />
przynosi. Naj\ovspanialszq ilustracjq tej niezbyt
ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />
tury postawilo sobie za cel, dowodzq, ze jest inaczej, ze spryt i przytomnoSt':<br />
wydawcy to w tej wojnie bardzo duzo, ale ultima ratio<br />
stanowi w niej mimo wszystko talent pisarza, ten tajemniczy, wymyikajqcy<br />
si~ wszystkim definicjom dar mowienia rzeczy waznych.<br />
Taki optymistyczny wniosek wynika z ksiqZki Assouline'a i juz<br />
sam ten wqtek wystarczylby, zeby jq z wielkim zaj~ciem przeczytac.<br />
J est w niej jednak fragment szczegolnie i z nieco innych<br />
w zg l~do w pasjonujqcy: rozdzial po sw i~cony okresowi ol: ~l p acj i.<br />
Wiadomo" ze - n a szcz ~ sc ie dla Francji - okupant nie wydal<br />
kulturze francuskiej tak totalnej wojollY jak naszej. Pisarze francuscy<br />
mogli legallnie, po uzyskaniu imprimatur hitlerowskiej cenzury,<br />
wydawac swe dziela a korzystali z tej mozliwosci wcale ollie<br />
tylko kolaboranci czy ideowi faszysci, ale i niektorzy pisarze zwiqzani<br />
z Ruchem Oporu, drukujqcy pod pseudonimami w podziemnych<br />
wydawnictwach i pismach.<br />
Wymagalo to jednak, zwlaszcza ze strony wydawcow, nieustannej<br />
gry z okupantem, ciqglych kontaktow i ikonszachtow z jego<br />
funkcjonariuszami, kompromisow, gierek, czasem upokarzajqcych<br />
u s t~p stw, kt6re tylko bardzo niewyrazna i niezbyt - zwlaszcza<br />
z d ala - czytelna granica dzielila od zwyklej wsp6lpracy. Wielu<br />
zresztq t~ graollic~ przekroczylo i nie zawsze lat;wo bylo po wojnie<br />
ocenic, kto po prostu zdradzil, a !kto si~ tylko "przekombinowal"<br />
w tej okrutnej ehoc pasjonujqcej grze. ezy warto bylo jq podejm<br />
owac e zy cena za nieprzerwanq obecnosc literatury nie byla<br />
za wysoka ezy obroniono wi~cej niz stracono ezy nie lepiej bylo<br />
n a jakis czas po prostu zamilknqc, nawet ryzykujqc, ze wrogie<br />
glosy pozostanq same na pIlacu Sprawa nie byla jednoznaczna tuz<br />
po wyzwoleniu (choc samego Gallimarda jednoglosnie bronili w<br />
okresie powojennych czystek pisarze Ruchu Oporu) i nie jest jednoznaczna<br />
dotqd. Assouline na przyklad nie kryje swoich wqtpliwosci,<br />
ale "okupacyjny" rozdzial jego !ksiqzki przynosi obfite<br />
i obiektywne dossier tej sprawy. Warto si~ z nim zapoznac, mozna<br />
s~ nad nim zadumac.<br />
W. D.<br />
SZTUKA TVSI~CLETNIEJ<br />
RZESZV<br />
Reinhard Merker, Die bildenden Kilnste im Nationalsozialismus.<br />
Kulturideologie. Kulturpolitik. Kulturproduktion. KOln 1983, Du<br />
Mont Buchverilag<br />
W ciekawosci, z jakq si~gamy po ksiqZki 0 sztuce na uslugach<br />
rZqdow totalitarnych jest cos niezdrowego - cos z nieco perwer<br />
221
ZDARZEN IA - KS IIjZKI - WDZIE<br />
syjnego zainteresowania losami d alekiej krewnej, Iktora zeszla na<br />
zle drogi. Bo przeciez war tosc tej sztuki bywa 'na ogol nikla, charakteryzuje<br />
jq z r eguly banaln a zachowawczose, nudne i uporczywe<br />
powielanie ty ch samych patetyczno-m onumentalnych bqdz ckliwo<br />
-sentymentalnych wzorow. Fascynuje nas wi~c nie ona sarna, ale<br />
raczej proces nieuchronnej deprawacji, ktoremu podlega, i kierujqce<br />
tym procesem mechanizmy. Ich poznanie, pr ocz zaspokojeuia<br />
niskich instynktow, p rzyniesc moze przeciez takze i inne pozytlki.<br />
Dlatego warto przeczytae k si qzk~ Reinharda Merkera, choc po<br />
jej przeczytaniu chcialoby s i~ zadae autorowi k ilka pytan i czasem<br />
z nim poklocie. On sam jest, jak si~ dowiadujemy ze wst~pnej<br />
notki, praktylkujqcym lekarzem, a teoria i k rytyk a kultury stanowiq<br />
drugie jego zainteresowanie. KsiqZka, 0 ktorej tu mowa,<br />
wyszla w dose r enomowanej ch oe popularnej serii DuMont Taschenbucher.<br />
Trojdzial, u widoczniony w podtytule - a wi~c ideologia<br />
ku1iury, polityka kulturalna i w reszcie produkcja artystyczna <br />
odpowiada we wn~t r znemu podzialowi jej zawar tosci. Otrzymujemy<br />
w ten sposob niezmiernie r ozbudowane tlo: zasadnicze zr~by<br />
nazistowskiej ideologii, syl wetki jej inspiratorow i protagonistow,<br />
instytucje i przedsi~wzi~c ia "zycia kulturalnego" III Rzeszy. Ta<br />
c z~sc iksiqzk i, zwlaszcza w par tiach traktujqcych 0 ideologii, silq<br />
rzeczy zawierac musi wiele uproszczen, gl ~bie j i ciekawiej pisal<br />
o tym chocby George L. Mosse w tlumaczonym u nas K ryzysie<br />
ideologii niemieckiej, ale miejsce i tak "zjada" - w rezultacie na<br />
rozdzial 0 "produkcji artystycznej'" III Rzeszy wygospodarowal<br />
autor ledwie jednq trzeciq, a i to skupiajqc si~ w nim glownie<br />
na architekturze i monumentalnych przedsi~wzi~ciach Troosta<br />
i Speera. Malarstwo i rzezb~ rozpatruje wedle glownych wqtkow<br />
ikonograficznych czy problemowych i ich funkcji, przeslizgujqc s i~<br />
jakby nad zagadnieniem formaInych zrodel tej sztuki i jej wi~kszej<br />
lub mniejszej zbieznosci ze wspolczesnymi nurtami sztuki eur o,:<br />
pejskiej. Mysl~ tu ehoeby 0 jej stosunku do "Nowej RzeezowoSci"<br />
(Neue Sachlichkeit), kt6ra, choc pot~piona, wplyn~la jednak ehyba<br />
na ofkjalne malarstwo hitlerowskieh Niemiec, tworzqc tam przedziwnq<br />
rnieszank~ z poglosami realistow - Leibla, Trlibnera ezy<br />
Thomy - i XIX-wieeznych akademikow.<br />
Merker sztuki III Rzeszy nie lubi - co zupelnie zrozumiale <br />
i nie zostawia na niej suchej nitki. W ezytelniku budzi si~ przez<br />
to czasem przekora. Oto przyklad: piszqc 0 inspirowanym przez<br />
"volkistowskich" ideologow tzw. Heimatschutzstil w architekturze<br />
(a wi~c "stylu ochrony" czy tez "pieczy nad ojczystq ziemiq"',<br />
kt6ry glosil potrzeb~ wtopienia budowli w wiejski ezy podmiejski<br />
krajobraz i dostosowania ich charakteru i skali do materialow<br />
i sHy roboczej jakie znaleze mozna w najblizszej okoliey, tluma<br />
222
ZOARZENIA - KSII\ZKI - LU OZIE<br />
ezy Merker jego popularnosc gl6wnie wzg1l~da mi ideologicznymi<br />
oraz tym, ze pozwalal: o sz ez~dzac materialy potrzebne dia p rzemys!u<br />
zbrojeniowego (beton, stal) i dawal lepszq och r o n~ p rzed<br />
atakami lotniczymi (). Zapewne tak - w arto jednak takze zauwazyc,<br />
ze pod jego postulatami olburqcz podpisaliby si~ dzis chocby<br />
"zieIoni"!<br />
Osor ny i bardzo interesujqcy wqtek, ktory Merker wy o dr~bnil<br />
zreszt . w podrozdzial, ale 0 k torym poczytaloby si~ eh~t ni e jeszcze<br />
wi~ce (ehoc pisze 0 nim w tlumaczonej u nas ksiqzce Joh n Willett)<br />
stanowiq dzieje stoczonej na samym poczqtku rzqdow Hitlera batalii<br />
0 ekspresjonizm. W 1937 roku dziela ekspresjonistow znalazly<br />
si~ na wystawie "Sztuki zdegenerowanej", ale cztery lata wczesniej<br />
nie byto jeszcze pewne, czy nie stanowiq jednak prawdziwego<br />
wcieiJ.enia niemieckiego, aryjskiego ducha. Zda wal si~ ku<br />
temu sklaniac zwlaszcza Goebbels, wytrawny dialektyk umiejqcy<br />
lqczyc skrajnosci: inspir ator srynnego palenia ksiqzek, rownoczesnie<br />
wraZliwy byl na wartosci sztuki prawdziwie niemieckiej - na s tanowisku<br />
przewodniczqcego Izby Pismiennictwa Rzeszy widziec<br />
ehcial Stefana George, Izby Filmu - Fritza Langa, pragnql tez<br />
doprowadzic d o powrotu Tomasza Manna. W lecie roku 1933 nazistowski<br />
zwiqzek studentow zorganizowal wys t aw~, na ktorej jako<br />
genii loci narodowosocjalistycznych Niemiec prezentowano dziela<br />
ekspresjonistow, m .in. Schmidta-Rottluffa, Noldego i Barlacha <br />
wlasnie Barlacha, k t6rego rzeiby juz niedlugo usuni~te zostanq nie<br />
tylko z pubIicznych zbiorow ale i z kosciolow, az do przetopienia<br />
slynnego aniola z katedry w Gtistrow, ich autor zas umrze w osamotnieniu<br />
w roku 1938. Emil NOlde bardziej tu si~ tlumaczy <br />
skqdinqd znakomity malarz, juz w 1920 roku wstqpil do narodowosocjalistycznej<br />
.partii w Szlezwilku-Holsztynie. Podobnie bylo i w<br />
literaturze, by przypomniec Gottfrieda Benpa i jego krotkotrwaly<br />
na szcz~scie flirt z hitleryzmem; slynne zdanie zaczynajqce si~ od<br />
"Gdy slysz~ slowo kultura..." nie pochodzi, jak si~ cz~sto sqdzi,<br />
z mowy Goebbelsa, ale ze sztuki ekspresjonisty Hannsa Johsta,<br />
ktory rowniez zglosil akces do nazist6w.<br />
Ta proba sil nie miala jednak trwac dlugo. Jeszcze kilku tworcow,<br />
probujqc ratowac swojq pozycj~, zlozylo oswiadczenia, ktore<br />
czytamy dzis z zazenowaniem - Sq wsrOd nich Ernst Ludwig<br />
Kirchner, Karl Hofer, Oskar Schlemmer..., zwyci~zyla jednak zaehowa<br />
wcza linia Alfreda Rosenberga i jego wspolpracownikow,<br />
IlliRsza zapewne Ftihrerowi od wyrafinowanych koncepcyj Goebbelsa.<br />
Ten ostatni umial: z nich dialektycznie zrezygnowac i kr6tkotrwali<br />
sojusznicy znaleili si~ w 1937 roku bez wyjqtku na wspom<br />
nianej juz wystawie, gromadzqcej przyklady entartete Kunst.<br />
Dzieje wzajemnych relacyj awangard w sztuce i ruchow totali<br />
223
ZDARZENIA - KSIIIZKI - LUDZIE<br />
tarnych to w ogole temat osobny i wdzi~czne pole do porown awczych<br />
studiow. Takich studiow u Merkera niestety nie znajdziemy<br />
- juz na wst~pie zastrzega si~, ze a.nalogii zadnych snue nie<br />
b~dzie. Trudno - zajqe si~ tym musimy sami, a ksiqzka Merkera<br />
pozostanie zbiorem interesujqcych fakt6w i - czego tu dotqd nie<br />
wspomnialem - kopalniq materialu ikonograficznego, ktory nie<br />
cz~sto mamy okazj~ oglqdae. -<br />
T. F.<br />
JESZCZE JEONO SWIAOECTWO<br />
Maurice Pradines, Le Beau voyage. Itineraire de Paris aux frontieres<br />
de Jerusalem, Les Editions du Cerf, Paris 1982, str. 150<br />
W czasach, kiedy Krak6w byl takim samym euro,pejskim miastem<br />
jak np. Moguncja lub Wenecja, a dOlkladnie biorqc w roku<br />
1932, odbyl si~ w tym miescie mi~dzynarodowy kongres poswi~cony<br />
"edukacji moralnej", na ktorym odczytal sw6j "komunikat"<br />
Maurice Pradines, filozof i psycholog ze Strasbourga, znany juz<br />
ze swych prac traktujqcych 0 Krytyce warunkow dziatania (1909 r.),<br />
a zwlaszcza z zakresu Filozofii doznania (1928 r.). Ow glos zapowiadal<br />
napisaoq i wydanq pozniej (w 1941 r.) rozpraw~ 0 duchu Teligii,<br />
kt6ra zyskala sobie slaw~ nie mniejszq niz Dwa zrodla moralnosci<br />
Bergsona. Na Ikilka miesi~cy przed smierciq w 1958 r.<br />
Pradines napisal i oglosil w "La Table Ronde" nieduzy, bo czterdziestoczterostronicowy<br />
tekst, ktory uchodzi za jego testament duchowy,<br />
a w kt6rym opisal on swoje itinerarium intelektualne; tytul<br />
tego tekstu brzmial intrygujqco: Pi~kna podroz. Droga z Paryza<br />
do granic Jeruzalem. Kilka lat temu wydawictwo.CERF wydalo<br />
w postaci ksiqzki Le Beau voyage z przedmowq Gisele Brelet,<br />
kt6ra prezentowala tekst w "La Table Ronde", z wprowadzeniem<br />
Andre Grappe oraz z przypisami i komentarzem Rolanda<br />
Guyot.<br />
Jak widae wydawnictwo potraktowalo bardzo powaznie SWq<br />
misj~ i zrobilo wszystko, by wspolczesny czytelnik odni6sl korzyse<br />
z lektury, korzysc duchowq, bo swiadectwo glosnego filozofa nie<br />
moze nie sklonic do zadumy. Kto wie, czy Fradines nie "zaw~drowal"<br />
pod bramy Jerozolimy pod wplywem swej zony, kt6ra, gl~boko<br />
pobozna, bolala nad tym, ze mqz nie podzielal jej wiary.<br />
W kaZdym razie uznanie rzeczywistosci nadprzyrodzonej, 0 ktorej<br />
m6wi religia, przyszlo z czasem w wyniku nieustajqcego obrachunku<br />
intellektualnego - poddane rewizji przez filozofa prawidla,<br />
224
ZDARZENIA - KSI",ZKI - LUDZIE<br />
wedle kt6rych kierowal swym umyslem, oznaczajq niczym kamienie<br />
milowe przebytq przez niego drog~, u kresu kt6rej nastqpilo<br />
stwierdzenie calkowitej autono]Ilii wiary a takze melancholijne<br />
wyznanie, ze jakkolwiek trudno jest czlowiekowi pojqC Boga-Ojca,<br />
to jednak wbrew glosom rozumu byloby istnieniu Bozemu przeczyC.<br />
Uwiarygodnia to swiadectwo zar6wno wprowadzenie jak komentarz<br />
wspomnianych jui: wsp6lautor6w; jako znawcy nie tylko<br />
mysli sztrasburskiego filozofa, ale r6wniez tematyki i problematyki,<br />
kt6rq karmila si~ filozofia psychologiczna i religijna tej<br />
epoki, Sq doskonalymi przewodnikami na trasie, ikt6rq ognis przebyl<br />
sam Pradines, a teraz w slad za nim wsp61czesny czytelnik,<br />
nie m ajqcy przeciei: historycznego przygotowania do podobnej lektury.<br />
Le Beau voyage jako dokument jest przyczynkiem do nienapisanej<br />
jeszcze "Historii", kt6ra ma za przedmiot zmiany zachodzqce<br />
w swiadomosci "uczonej", w swiadomosci porzucajqcej<br />
pozytywistyczny paradygmat dla bardziej reaUistycznego podejscia.<br />
Bo realistycznym nalezy nazwac przekonanie 0 ulomnosci kondycji<br />
ludzkiej, ikt6rej nie poprawi. 'najbardziej nawet optymistyczna ideologia.<br />
s. c.<br />
'S - ZNAK 225
JED E N A S TAW lEe Z 0 REM...<br />
JAN PAWEt II<br />
4 VI <br />
OPATRZNOSC BOZA A OBECNOSC ZlA I CIERPIENIA <br />
W SWIECIE <br />
1. Powr6Cmy dzisiaj raz jeszcze do tych slow z pierwszego Listu<br />
sw. Piotra, do ktorych odwolalismy sifi przy koncu poprzedniej<br />
katechezy.<br />
"Niech bfidzie blogosl:awiony Bog i Ojciec Pana naszego Jezusa<br />
Chrystusa. On w swoim wielkim milosierdziu przez powstanie<br />
z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodzil nas do zywej nadziei:<br />
do dziedzictwa nieznisZlczalnego { niepokalanego i niewifidnqcego,<br />
ktore jest zachowane dla was w niebie. (...) Dlatego radujecie<br />
sifi, choc teraz musicie doznac trochfi smutku z powodu roznych<br />
doswiadczen. Przez to wartosc waszej wiary okaze sifi 0 wiele<br />
cenniejsza od zniszczalnego zlota, ktore przeciez probuje si
JAN PAWEt II -<br />
OPATRZNOSC BOlA A OBECNOSC ZtA I CIERPIENIA W SWIECIE<br />
mi~dzy innymi rawnie.z wielkq ksi~gq 0 eierpieniu. Tak wi~e eierpienie<br />
wehodzi eaIkowieie w kontekst wszystkiego, CO Bag eheial<br />
powiedziee ludzkosei "wielokrotnie przez prorokaw, a na koneu<br />
przez Syna" (por. Hbr 1, 1); wehodzi w kontekst samoobjawienia<br />
si~ Boga oraz w kontekst Ewa ngelii: Dobrej Nowiny zbawienia.<br />
Stqd tez jedyna metoda, wlaseiwa i adekwatna, przy szukaniu<br />
od'powiedzi na pytanie 0 zlo i eierpienie w .swiecie, moze bye tylko<br />
taka: szukae jej w konte'kseie objawienia zawartego w SIowie B o<br />
zym.<br />
3. Sarna w sobie rzeezywistose zla i eierpienia jest wieloraka.<br />
Powszeehnie odr6Znia si~ zlo w znaezeniu fizyeznym od zla w znaezeniu<br />
moralnym. Zio moraIne razni si~ od zIa fizyeznego przeele<br />
wszY3tkim przez to, ze jest one za winiOlne, ze jest zalezne od<br />
wolnej woli ezlowieka. Jest to zlo natury duehowej. Jesli odraznia<br />
si~ od niego zlo fizyezne, to rawniez i z tej raeji, ze to elrugie nie<br />
musi bye zale.zne wprost od woli ezlowieka, nie znaezy to jednak,<br />
azeby nie moglo bye przez niego spowodowane, ezy nawet zawinione.<br />
Istnieje wiele raznorodnyeh odmian zia fizyeznego, ktare<br />
ezIovviek spowodowal ezasem przez swojq niewiedzE; czy nieostroznose,<br />
eza3em jednak przez zanied1banie wlasciwych dzialan lub<br />
wrE;cz p oprzez el zialanie 'l1iewlaseiwe, szkoelJiwe. Poza tym jednak<br />
istniejq raine wypadki zla fizyeznego, ktare zachoelzi w swiecie niezaleinie<br />
oel clzialan.ia czlowieka. Wystarezy przypomniee ehoeby<br />
raine klE;Ski ezy katastrofy naturalne, a takze odmiany kaleetwa<br />
ezy tei schorzen somatyeznyeh bqelz psyehieznyeh, ktaryeh ezlowiek<br />
nie za wini!.<br />
4. Cierpienie lqezy si~ z doswiadezeniem tych rainyeh i vvielorakieh<br />
odmian zia. Bywa one w pewnej mierze takie udziaiem<br />
zwierzq t, jako istot obdarzonych czueiem zmyslowym, ale clopiero<br />
w ezlowieku osiqga wlaseiwy mu wymiar eluchowy. Moina powiedziee,<br />
ie ezlowiek cierpi wewn ~t rznie , swiaclom ie, ze eloswiadcza<br />
eierpienia w skali ealej swojej istoty, na miar~ swyeh zdolnosci<br />
do d zialania i reagowania, do odbioru i oclrzucania pewnych wrazen.<br />
Wobec tak okrutnego closwiadczenia, a w szczegalnosci wobec<br />
cierpienia niezawinionego, czlowiek stawia owe trudne, gl~bok i e,<br />
nieraz elramatyczne pytania, ktore niosq w sobie czasem oskarzenie,<br />
czasem wyzwanie, a czasem zas Sq odrzuceniem Boga i Jego Opatrznosei.<br />
Te pytania i problemy moina ujqe w .nastE;pujqcy sposob:<br />
jak pogodzie zlo i cierpienie z OWq pelnq milosei trosk q ojcowskq<br />
Boga, 0 jakiej mowi Chrystus w Ewangelii J ak pogodzie je z transcendentnq<br />
Mqdrosciq Stworey oraz z Jego wszeehmoeq A w sposob<br />
bardziej dialektyezny: ezy mozemy, wobec ealego doswiadczenia<br />
zIa w swieeie, a zwlaszcza wolbec eierpienia niewinnyeh, powiedziee,<br />
ze Bog nie ehce zla A jezeUi go chee, jak mozemy wie<br />
227
JEDENASTA WIECZOREM .••<br />
rzyc, ze jest Milosciq Tym bardziej, skoro Milosc ta jest wszechmocna<br />
5. Wobec tych pytan takze i my - podobnie jak Hiob - zdajemy<br />
sobie spraw~, jak trudno jest dac na nie odpowiedz. Szukamy<br />
jej z pokorq i ufnosciq nie w nas samych, lecz w Slowo Boze.<br />
Juz w Starym Testamencie znajdujemy przejmujqce i doniosle<br />
stwierdzenie: "Mqdrosci zlo nie przemoze. Si~ga pot~znie od kranca<br />
do kranca i wlada wszystkim z dobrociq" (Mdr 7, 30-8, 1). Wobec<br />
wielorakiego doswiadczenia zla i cierpienia w swiecie juz Stary<br />
Testament daje swiadectwo prymatu Mqdrosci i dobroci Bozej,<br />
prymatu Jego Opatrznosci. Moze najpelniej zarysowalo si~ to w<br />
Ksi~dze Hioba, kt6ra w calosci poswi~cona jest tematyce zia i b6lu,<br />
przejawiajqcych si~ w straszliwych czasem pr6bach, z kt6rych czlowiek<br />
sprawied'liwy wychodzi zwyci~ s ko dzi~ki zdolbytej z trudem<br />
pewnosci, ze B6g jest dobry. Do'Strzegalna w Ksi~dze Hioba swiadomose<br />
ograniczen i marnosci rzeczy s tworzonych prowadzi do<br />
wniosku, ze pewne odmiany "zla" fizycznego (tj. braku czy ograniczenia<br />
dobra) nalezq do samej struktury byt6w stworzonych,<br />
kt6re z natury swojej Sq niekonieczne i przemijajqce, a wi~c zniszczalne.<br />
Wiemy ponadto, ze byty materialne pozostajq z sobq w scislej<br />
wsp6tzaleznosci, 0 czym m6wi antyczne adagium: "smierc jednego<br />
jest zyciem drugiego" (corruptio unius est generatio alterius).<br />
Tak wi~c w jakiejs mierze i smierc sluzy zyciu. Odnosi si~ to<br />
i do czIowieka, 0 ile jest on istotq r6wnoczesnie zwierz~cq i duchowq,<br />
smiertelnq i niesmiertelnq. Znamienne Sq jednak w tym<br />
wzgl~dzie siowa sw. Pawla, tkt6re otwierajq przed nami jeszcze<br />
szersze horyzonty: "chociaz (...) niszczeje nasz czIowiek zewn~trzny,<br />
to jednak ten, kt6ry jest wewnqtrz, odnawia 'Si~ z dnia na<br />
dzieil" (2 Kor 4, 16). I dalej: "Niewielkie bowiem utrapienia nasze<br />
obecnego czasu gotujq bezmiar chwaly przyszlego wieku" (tamze,<br />
4, 17).<br />
6. Kiedy wi~c Pismo Swi~te zapewnia: "Mqdrosci zlo nie przemoze"<br />
(Mdr 7, 30), umacnia w nas przekonanie, ze w opatrznosciowym<br />
pilanie Stw6rcy wobec swiata zlo ostatecznie jest jednak<br />
podporzqdkowane dobru. W kontekscie integralnej prawdy 0 Bozej<br />
Opatrznosci latwiej dokonac rozr6znienia pomi~dzy twierdzeniem:<br />
"B6g nie chce zla samego w sobie", a twierdzeniem "B6g dopuszcza<br />
zlo". Co do pierwszego zdania warto przytoczyc raz jeszcze<br />
slowa z ksi~gi Mqdrosci: "Smierci B6g nie uczynil i ·nie cieszy si~<br />
ze zguby zyjqcych. Stworzyl bowiem wszystko po to, aby bylo"<br />
(Mdr 1, 13-14). Jesli zas chodzi 0 dopuszczanie zla w porzqdku<br />
fizycznym np. tego, ze byty materialne (w tym r6wniez i cialo<br />
ludzkie) niszczejq i UJ1egajq smierci, trzeba powiedziee, ze nalezy<br />
to do samej istotowej struktury tych byt6w. Czyz byloby do po<br />
228
JAN PAWEl II -<br />
OPATRZNOSC BOiA PRZEZWYCI~iA ltO W CHRYSTUSIE ODKUPICIELU<br />
myslenia przy dzisiejszym stanie swiata materialnego nieograni<br />
ClOne utrzymywanie si ~ w istnieniu kazdej jednostkowej istoty<br />
cielesnej Staje si~ wi~c zrozumiale to, ze "Bog smierci nie uczynil",<br />
jak glosi Ksi~ga Mqdrosci, a jednak jq dopuszcza, a dopuszczajqc,<br />
rna na wzgl~dzie calosciowe dobro rnaterialnego wszechswiata.<br />
7. Jesli z kolei chodzi 0 zIo moraIne, czyli grzech i win~ pod<br />
roznymi postaciami i z roznymi konsekwencjami, rowniez w porzqdku<br />
fizycznym, to tego zla Bog stanowczo i bezwzgl~dnie nie<br />
chce. Zlo moraIne jest calkowicie przeciwne wdli Boga. Jeieli w<br />
dziejach czlowieka i swiata to zlo w rzeczywistosci jest obecne <br />
owszein, czasem zdaje si~ przemozne - jesli poniekqd ma swojq<br />
histori~, to ze s trony Bozej Opatrznosci zostaje one dopuszczone<br />
ze wzgl~du na to, ze Bog chce, aby w swiecie stworzonym istniala<br />
wolnose. Istnienie wo1nosci stworzonej (a wi~c istnienie czlowieka.<br />
istnienie czystych duchow, jak aniolowie, 0 ktorych mowie b ~ d zi e<br />
my w pozniejszym czasie), jest nieodzowne dla tej pelni s tworzenia,<br />
jaka odpowiada odwiecznemu Planowi Boga (0 czym byIa<br />
juz mowa w jednej z poprzednich katechez). Ze wzgl~du na t~<br />
pel n i~ dobra, jakq Bog chce urzeczywistnic w stworzeniu, jest rze<br />
CZq bardziej podstawowq istni~nie istot wolnych niz to, ie owe<br />
istoty mogq swojej wolnosci uzye wbrew Stworcy, czyli ze \Volnose<br />
pociqgnie za sobq zlo moraIne. W tym znaczeniu wiara chrzescijanska<br />
przyjmuje, ie Bog dopuszcza zIo moraIne.<br />
Wielkie jest niewqtpliwie swiatlo, jakiego dostarcza nam rozum<br />
i Objawienie w dziedzinie tajemnicy Boiej Opatrznosci, ktora nie<br />
chce zla, lecz dopuszcza jego istnienie, majqc na wzg'l~dzie wyzsze<br />
dobro. Ale hod1em swiata ostatecznego moze bye tylko zwyci~s ki<br />
Krzyz Chrystusa. Temu Krzyzowi poswi~cimy naszq przysz1q katechez~.<br />
11 VI<br />
OPATRZNOSC BOZA PRZEZWYCI~ZA ZtO <br />
W CHRYSTUSIE ODKUPICIELU <br />
1. W poprzedniej katechezie 'staralismy si~ odpowiedziee na pytanie<br />
0 Bozq Opatrznose, nurtujqce cz1o\vieka wszystkich epok<br />
W ob:Jiczu zla i cierpienia. Slowo Boze oswieca nas stale w tym<br />
wzgl~dzie, mowiqc, Zli "mqdrosci [Bozej] zlo nie przemoze" (Mdr<br />
7, 30) i ze B6g nie chce zla, ale dop'Uszcza jego istnienie w swiecie<br />
z u wagi na wyzsze cele. Dzis pragniemy zwrocie si~ do J ezusa<br />
229
JEDENASTA WI5CZOREM...<br />
Chrystusa, ktory w swej tajemnicy paschalnej daje pelnq i kompletnq<br />
odpowiedz na to dr~czqce czlowieka pytanie.<br />
Przede wszystkim zastanowimy 'si~ nad tym, ze sw. Pawe1 glosi<br />
Chrystusa Ukrzyzowanego jako "moc Bozq i mqdrosc Bozq" (por.<br />
1 Kor 1, 24), w ktorej zawiera si~ zbawienie dla wierzqcych. Jest<br />
to z pewnosciq moc przedziwna, jesli objawia si~ w slabosci i w ,ponizeniu:<br />
w m~ce i smierci krzyzowej. Jest to tez mqdrosc przedziwna,<br />
nieznana swiatu poza Objawieniem Bozym. W odwiecznym<br />
Planie Bozym, a z kolei w opatrznosciowym dzialaniu Bozym w<br />
dziejach czlowieka, wszelkie z10, a w szczegolnosci zlo moraIne <br />
grzech, zostaje podporzqdkowane ddbru odkupienia i zbawienia<br />
wlasnie przez Krzyz i Zmartwychwstanie Chrystusa. Moina powiedziec,<br />
ie w Nim Bog 'vvyprowadza dobro ze zla. Wyprowadza je<br />
poniekqd z samego zia grzechu, ktorym bylo cierpienie Niewinnego<br />
Baranka i jego straszliwa smierc na krzyzu ja,ko ofiara za<br />
grzechy swiata, Lilturgia Koscioia nie waha si~ tu mowic 0 felix<br />
culpa (por. Liturgia Wigilii Paschalnej, Prok1amacja diakona).<br />
2. Tak wi~c, na pytanie: jak pogodzic zlo i cierpienie w swiecie<br />
z prawdq 0 Opatrznosci Boiej, nie moiemy odpowiedziec w sposob<br />
definitywny, nie odwolujqc si~ do Chrystusa. Z jednej strony bowiem<br />
Chrystus, Siowo W cielone, . potwierdza przez swoje iycie<br />
w ubostwie, w poniieniu i trudzie, a zwlaszcza przez swojq m~k~<br />
i smierc, ie Bog jest z kazdym czlowiekiem w jego cierpieniu,<br />
ie sam to wielorakie cierpienie ziemskiej egzystencji cz10wieka<br />
niejako przyjmuje na siebie. Rownoczesnie zas objawia, ze to cierpienie<br />
posiada odkupien,czq i zbawczq wartosc i moc. Ze w nim<br />
przygotowuje si~ wlasnie owo "dziedzictwo niezniszczalne", 0 jakim<br />
mowi sw. Piotr w s,woim pierwszym Liscie: "dziedzictwo, ktore<br />
jest zachowane dla nas w niebie" (:por. 1 P , 4). Prawda 0 Opatrznosci<br />
zyskuje w ten sposob, poprzez "moc i mqdrosc" krzyia Chrystusowego,<br />
swe definitywne znaczenie eschatologiczne. .ostateczna<br />
odpowiedz na pytanie 0 zlo i cierpienie w wymiarach ziemskiego<br />
bytowania czlowieka zostaje udzielona w Objawieniu Bozym z perspektywy<br />
praedestinatio in Christo; z perspektywy powolania czIowieka<br />
do zyda wiecznego, do udzialu w zyciu samego Boga. T~<br />
wlasnie odpowiedz przyniosl Chrystus i potwierdzil jq do konca<br />
swoim krzyzem i zmartwychwstaniem,<br />
3, W taki spos6b wszystko, r6wniez zlo i cier.pienie w swiecie<br />
stworzonym, a zw1aszcza w dziejach czlowieka, jest poddane owej<br />
niegl ~bionej Mqdrosci, 0 kt6rej z uniesieniem pisze sw. Pawel:<br />
,,0 gl~bokosci bogactw, mqdrosci i wiedzy Boga! Jakze niezbadane<br />
Sq Jego wyroki i nie do wysledzenia Jego drogi" (por. Rz 11, 33).<br />
Jest to bowiem w takim zbawczym calokszta1cie o\ova "Mqdrosc,<br />
kt6rej zlo nie przemoze" (por. Mdr 7, 30). Mqdrosc ta jest zas pe1<br />
230
JAN PAWEl II - OPATRZNOSC BOLA PRZEZWYCI~LA ZlO W CHRYSTUSIE OOKUPICIELU<br />
na Milosci, tak bowiem "Bog umilowal swiat, ze Syna swego Jednorodzonego<br />
dal" (J 3, 16).<br />
4. 0 tej wlasnie Mqdrosci, peInej milosci i wspolczucia dla cierpiqcego<br />
czIowieka, m6wiq pisma apostolskie, pomagajqc strapionym<br />
wiernym w rozpoznaniu drogi laski Bozej. Tak wi~c Sw. Piotr<br />
pisze do pierwszego pokdlenia chrzescijan: "Radujcie si~, choe teraz<br />
musicie doznae troch~ :smutku z powodu r6znorodnych doswiadczen"<br />
(1 P 1, 6). I dodaje: "Przez to wartose waszej wiary<br />
okaze si~ 0 wiele cenniejsza od zniszczalnego zlota, ktore przeciez<br />
probuje si~ w ogniu, na slaw~, chwal~ i czese przy objawieniu<br />
Jezusa Chrystusa',' (1 P 1, 7). To ostatnie zdanie anwiqzuje do<br />
Starego Testamentu, w szczeg6lnosei do Ksi~gi Syracha, gdzie czytamy:<br />
"w ogniu doswiadcza :si~ zloto, a ludzi milyeh Bogu <br />
w piecu utrapienia" (Syr 2, 5). Nawiqzujqc do tego sainego tematu,<br />
sw. Piotr pisze w da1szym ciqgu swego Listu: "cieszcie si~, im<br />
bardziej jestescie uczestnikami cierpien Chrystusowyeh, abyseie si~<br />
cieszyli i radowali przy objawieniu Jego chwaIy" (1 P 4, 13).<br />
5. W podobnym sensie wypowiada si~ apostol Jakub, gdy wzywa<br />
wiernych, by radosnie i wytrwale znosili wszelkie pr6by: "Za<br />
pelnq radose poezytujcie to sobie, bracia moi, ilekroe spadajq na<br />
was rozne doswiadczenia. Wiedzeie, ze to, co wystawia waSZq<br />
wiar~ na prob~, rodzi wytrwalose. Wytrwalose zas winna bye dzielem<br />
doskonalym" (Jk 1, 2-4). Wreszcie sw. Pawel w Liscie do<br />
Rzymian porownuje cierpienia czlowieka i swia ta do ,bolow rodzenia"<br />
calego stworzenia, mowiqc przede wszystkich 0 "westchnieniach"<br />
tych, ktorzy Ipasiadajq "pierwsze dary Ducha" i oczekujq<br />
ostatecznego przybrania za synow, czyli "odkupienia naszego ciala"<br />
por. Rz 8, 22-23). Dodaje jednak: "Wiemy, ze Bog z tymi, ktorzy<br />
Go milujq, wspoldziala we wszystkim dla ich dobra" Rz 8, 28)<br />
i dailej: "Ktoz nas moze odlqczye od milosci Chrystusowej Utrapienie,<br />
ucisk ,ezy przesladowanie, glod ezy nagose, niebezpieczenstwo<br />
czy miecz (Rz 8, 35). Koilczqe zas pisze, "jestem pewien,<br />
ze ani zycie ani smiere (...) ani jakiekolwiek inne stworzenie nie<br />
zdoia nas odlqczye od milosei Boga, ktora jest w Chrystusie Jezusie,<br />
Panu naszym" (R~ 8, 38-39).<br />
6. Tak wi~c cier,pienie, widziane oczyma wiary, chociaz jawi si~<br />
jeszcze jako najbardziej mroczny aspekt losu czlowieka na ziemi,<br />
to rownoezesnie odslania tajemnic~ Bozej Opatrznosci, zakorzenionq<br />
w objawieniu Chrystusa, a zwlaszcza w Jego krzyzu i Zmartwychwstaniu.<br />
Moze si~ oczywiscie zdarzye, ze l1a pytanie 0 zlo<br />
i cierpienie w swiecie stworzonym przez Boga czlowiek nie znajcluje<br />
odpowiedzi doraznej, zwlaszcza, gdy nie ma zywej wiary w<br />
tajemnic~ paschallnq Jezusa Chrystusa. StQpniowo, z pomocq wiary<br />
podsycanej modlitwq odsiania si~ prawdziwy sens cierpienia, kto<br />
231
JEDENASTA WIECZOREM...<br />
rego kazdy czlowiek doswiadcza w tym zyciu. Dzieje si~ tak za<br />
spraw'l slowa Bozego Objawienia i "nauki krzyza" (por. 1 Kor 1, 18)<br />
Chrystusa, ktory jest "moc'l Boz'l i m'ldrosci'l Boz'l" (1 Kor 1, 24).<br />
Sobor Watykanski II mowi: "Przez Chrystusa i w Chrystusie rozjasnia<br />
si~ zagadka (aenigma) cierpienia i smierci, ktora przygniata<br />
nas poza Jego Ewangeli'l" (Gaudium et spes, 22). Odnajduj'lc przez<br />
wiar~ t~ moc i t~ "mqdrose", znajdujemy si~ na zbawczych drogach<br />
Bozej Opatrznosci. Potwierdza si~ wowczas znaczenie slow<br />
psalmisty: "Pan jest moim pasterzem (...) / chociazbym chodzil<br />
oiemn'l dolin'l, / zla si~ nie ul~kn~, / bo Ty jestes ze mn'l" (por.<br />
Ps 23 [22], 1. 4). Opatrznose Boza oznacza zatem to, ze Bog towarzyszy<br />
czlowiekowi na jego drodze.<br />
7. Tak wi~c Iprawda 0 Opatrznosci, ktora u swoich podstaw zwi'lzana<br />
jest z tajemnic'l stworzenia, musi bye jednak odczytywana<br />
w kontekscie calego Objawienia, w kontekscie calego Credo. W sposob<br />
organiczny wchodzi w prawd~ 0 Opatrznosci objawienie przeznaczone<br />
(praedestinatio) czlowieka i swiata w Chrystusie, objawienie<br />
calej zbawczej ekonomii oraz jej urzeczywistnianie si~ w<br />
dziejach. Prawda 0 Opatrznosci Bozej jest tez najscislej zwiqzana<br />
z prawd'l 0 krolestwie Bozym' i st'ld kluczowe znaczenie posiadaj'l<br />
slowa Chrystusa, wypowiedz.iane w bezposrednim zwiqzku<br />
z Jego nauk'l 0 Opatrznosci: "starajcie si~ naprzod 0 krolestwo<br />
[Boga] i 0 Jego sprawiedliwose, a to wszysl1ko b~dzie warn dodane"<br />
(Mt 6, 33; por. Lk 12, 31). Prawda 0 Bozej Opatrznosci,<br />
czyli 0 transcendentnym wladaniu Boga stworzonym swiatem, staje<br />
si~ zrozumiala w swietle prawdy 0 krolestwie Bozym, 0 tym<br />
krolestwie, jakie Bog odwiecznie zamierzyl urzeczywistnic w stworzonym<br />
swiecie na gruncie przeznaczenia w Chrystusie: w Tym,<br />
ktory jest "Pierworodnym calego stworzenia" (por. Kol 1, 15).<br />
ze ....<br />
Ten sam dokument w jednym z poprzednich rozdzialow stwierdza:<br />
"Nie myli si~ czlowiek, gdy uwaza si~ za wyzszego od r zeczy<br />
cielesnych a nie tyilko za cZ'lstk~ przyrody lub za anonimowy<br />
skladnik spolecznosci panstwowej. Albowiem tym, co zawiera jego<br />
wn~trze, przerasta czlowiek caly swiat rzeczy, a wraca do tych<br />
wel\' n~trznych gl~bi, gdy zwraca si~ do swego serca, gdzie oczekuje<br />
go Bog, ktory bada serce i gdzie on sam pod okiem Boga<br />
decyduje 0 wlasnym losie" (tamze, 14).<br />
4. Rozwoj swiata zmierzaj'lcy do u stanowienia porz'ldku ekonomicznego<br />
i kulturowego, ktory b~dzie coraz pelniej odpowiadal<br />
wszystkim potrzebom ludzkim, wchodzi w zakres powolania czlowieka<br />
do p anowania nad swiatern. St'ld na rowni z osi'lgni ~ ci am i<br />
rowniez ' konkretne zdobycze cywilizacji naukowej i technicznej,<br />
jak tez o s i'lgni~cia k ultury humanistycznej i "mqdrosci" wszys t<br />
232
JAN PAWEt /I -<br />
OPATRZNOSC BolA PRZEZWYCI~lA Zto W CHRYSTUSIE ODKUPICIEtU<br />
kich stuIeci, zawierajq si~ w sferze "opatrznosci", w kt6rej uczestniezy<br />
czlowiek, aby reaIizowae plan Bozy w swiecie. W tym swietle<br />
Sob6r widzi i uznaje wartose i funkcj~ kuItury i praey. W naszych<br />
czasach. K"onstytucja Gaudium et spes opisuje w istocie no<br />
Wq sytuacj~ kulturowq i spolecznq ludzkosci, wyszczegolniajqc jej<br />
cechy charakterystyczne i moZliwosci rozwoju, ktorego zawrotne<br />
tempo wzbudza podziw i nadziej~ (por. Gaudium et spes, 53-54).<br />
Sobor uznaje wspaniale osiqgni~cia czlowieka, kt6re wlqcza w zakres<br />
planu i przykazania Boga i wiqze z Ewange'liq braterstwa,<br />
gloszonq przez Jezusa Chrystusa: "Kiedy czlowiek pracq rqk swoieh<br />
Iub przy pomocy umiej~tnosci technicznych uprawia ziemi~,<br />
aby przynosila plony i stawala si~ godnym mieszkaniem dIa calej<br />
rodziny ludzkiej i kiedy swiadomie uczestniczy w zyciu grup spo<br />
Iecznych, wykonuje on objawiony na pOCZq tku dziejow zamysl<br />
Boiy, ie czlowiek rna czynie sobie poddanq ziemi~ i doskonalie<br />
rzeczy stworzone; tym samym doskonali tei samego siebie, a rownoezesnie<br />
wypelnia wielkie przykazanie Chrystusowe 0 oddawaniu<br />
si~ na sluzb~ swym braciom" (Gaudium et spes, 57, por. tamie,<br />
63).<br />
5. Sobor nie pomija jednak wielkich problemow zwiqzanych z rozwojem<br />
wspolczesnego czlowieka w wymiarze osoby i wsp6Inoty<br />
r6wnoczesnie. Zludne byloby mniemanie, ze moina nie zwracac<br />
• na nie uwagi, tak jak bl~dem byloby traktowanie ich w sposob<br />
niewlasciwy lub powierzchowny, trwajqc w absurdalnym przekonaniu,<br />
ze niepotrzebne jest jakiekQIwiek odniesienie do Opatrznosci<br />
czy woli Bozej. Sobor m6wi: "Za dni naszych rodzaj Iudzki,<br />
przej~ty podziwem dIa swych wynailazkow 'i swej pot~gi, cz~sto<br />
jednak roztrzqsa niepokojqce kwestie, dotyczqce dztsiejszej ewolucji<br />
swiata, miejsca i zadania czlowieka we wszechswiecie, sensu<br />
jego indywidualnego i zbiorowego wysilku, a wreszcie celu ostatecznego<br />
rzeczy i Iudzi" (Gaudium et spes, 3). Nast~pnie wyjasnia:<br />
"Jak to bywa przy kaidym kryzysie wzrostu, przemiana niesie z sobq<br />
niemale trudnosci. I tak, rozposcierajqc tak szeroko swojq pot~g~,<br />
czlowiek nie zawsze potrafi wptZqC jq w swojq sluib~. Usi<br />
Iujqc wniknqe gl~biej w tajniki swego ducha, cz~sto okazuje si ~<br />
bardziej niepewnym samego siebie. Odkrywajqc krok za krokiem<br />
coraz jasniej prawidla iycia spolecznego, waha 'Si~ co do kierunku,<br />
jaki na1eialoby nadae temu Zyciu" (tamie, 4).<br />
Sobor mowi wyraznie 0 "sprzecznosciach i zakloceniach r6wnowagi",<br />
kt6re Sq wynikiem "szybkich, dokonujqcych si~ nieraz bezladnie<br />
przemian" w sytuacji spoleczno-ekonomicznej, w obyczajach<br />
i kulturze, a takie w mysIeniu i swiadomosci czlowieka, w rodzinie,w<br />
stosunkach spolecznych, w stosunkach pomi~dzy grupami,<br />
wspoInotami i narodami; przemian, ktore prowadzq do "wza<br />
233
JEDENASTA WIECZOREM .. .<br />
jemny,ch nieufnosci i wrogosci, konfliktow i udr~k, ktorych sam <br />
czlowiek jest zarowno przyczynq, jak ofiarq" Lpor. tamze, 8-9). <br />
Wreszeoie Sobor dochodzi do sedna problemu stwierdzajqc: ,,2a<br />
klocenia rownowagi, na ktore cierpi dzisiejszy swiat, (...) wi'lz,! <br />
si~ z bardziej podstawowym zachwianiem rownowagi, ktore ma <br />
miejsce w sercu ludzkim" (tamze, 10). <br />
6. Twierdzenie, ze przypisywane sobie przez czlowieka "panowanie<br />
nad swiatem" jest ab"solutne i radykalne i ze mozna je<br />
urzeczywistniac bez zadnego odniesienia do Bozej Opatrznosci, jest<br />
calkowicie nieuzasadnione w obliczu sytuacj'i, w jakiej zyje czlowiek<br />
w swiecie wspolczesnym. Przekonanie, ze mozna Zlbudowac<br />
swoje zycie i ze swiata uczynic krolest'vvo .szcz~scia tylko przy<br />
pomocy wlasnych sil, jest proznym i nie'bezpiecznym zludzeniem.<br />
Pokusie tej u1legl wspolczesny czlowiek, niepomny, ze takze cywilizacja<br />
industrialna i ,postindustrialna jest uzalezniona od praw<br />
natury (por. tamze, 26-27). Czlowiek jednak latwo ulega zas1epieniu<br />
przekonaniem 0 wlasnej samowystarczalnosci w .stopniowym<br />
"opanowywaniu" sil natury, prowadzqcym do zapomnienia 0 Bogu<br />
lub do zaj~cia J ego miej.sca. Przekonanie to przybiera dzisiaj w niektory,ch<br />
srodowiskach postac manipulacji biologicznej, genetycznej,<br />
psychologicz'nej, ktora jesli nie kieruje si~ kryteriami prawa moralnego<br />
(czyli nie zmierza do realizacji krolestwa Bozego), moze<br />
przerodzic si~ wpa:nowanie czlowieka nad czlowiekiem, poci'lga- •<br />
jqC za sobq tragiczne i zalosne konsekwencje. Sobor uznajqc wielkosc<br />
a zarazem ograniczenie wspolczesnego czlowieka w slusznej<br />
autonomii rzeczy docze.sny,ch (pOT. tamie, 36), przypomina mu<br />
prawd~ 0 Bozej Opatr:;mosci, ktora wychodzi czlowiekowi naprzeciw,<br />
ofiarowujqc mu wsparcie i pomoc. W takim zwi'lzku z Bogiem<br />
Ojcem, Stworzycielem i Opatrznosciq, czlowiek moze stale<br />
odkrywac fundament swojego zbawienia.<br />
TROSKA 0 UWI~ZIONYCH<br />
Pozdrawiajqc wszystkich tutaj obecnych, pragn~ raz jeszcze nawiqzac<br />
do tego slowa komunikatu, jednego z ostatnich, polskiej<br />
Konferencji Episkopatu, ktory mowi 0 uwi~zionych. Pragn~ dac<br />
wyraz trosce 0 wszystkich na.szych rodakow uwi~zionych, zwlaszcza<br />
uwie:zionych z .powodu ich przekonan. Wchodzq tu w gr~ jakies<br />
podstawowe prawa' czlowieka. Pragn~ nade w.szys tJko polecic<br />
modlitwie tych wszystkich naszych bracii siostry uwi~zionych,<br />
o ktorych myslq rodacy, nie zostawiajqc i-ch samymi, ktorych my~l,!,<br />
troskq i modlitwq wspierajq. Bo chodzi 0 to, azeby swiat, w ktorym<br />
zyjemy - a w tym swiecie na.sza Ojczyzna - byl bardziej<br />
234
JAN PAWEl II - OPATRZNOSC BOlA PRZEZWYCI~IA ZlO W CHRYSTUSIE ODKUPICIELU<br />
godny czlowieka, byl prawdziwym mieszkaniem ludzi, ludzi zyjqcych<br />
w prawdzie, sprawiedliwosci i milosci. 0 to zabiegamy WSZe; <br />
dzie, wsr6d wszystkich narod6w, 0 to za'biegamy w spos6b szczeg61<br />
ny wsr6d tego narodu, kt6ry jest naszq Ojczyznq.<br />
Jan Pawel II<br />
Kazania ze srodowych audiench genera.!nych. Teks t wg L'Osservatore<br />
Romano wyd. po!s:kie nr 6, <strong>1986</strong>, s. 5- 6.<br />
• <br />
235
SOMMAIRE<br />
PHILOSOPHIE. Max Scheler, Vom Sinn des Leides (Gesammelte<br />
Werke, Band 6, Bern-Miinchen 1963). Sur Ie sens de la souffranoce.<br />
Traduction de A. W.<br />
La poh~mique<br />
engagee autour du livre de Leszek Kolakowski,<br />
Religion, (Glasgow 1982), dont nous avons publie la recension, faite<br />
par Eli:bieta Wolicka dans de numero 368-369, se poursuit avec<br />
Marian Grabowski qui suggere une autre lecture de Kolakowski,<br />
dans la conception duquel il voit Ie preambule de ila foi chez<br />
l'homme contemporain. Quant a Wolicka, elle denonce chez Ie philosophe<br />
sa tendance a opposer foi et science, alors qu'elles sont<br />
complementaires et non contradictoires.<br />
RELIGION: Vladimir Soloview, Recit sur l'Antechrist. Recit<br />
fantastique sur l'avenir du monde et du christianisme, sur U'Antechrist<br />
qui falsifie Ie christianisme et sur l'unification des Eglises<br />
chretiennes. (Oeuvres completes de Soloview, tome VII, Petersburg<br />
1903).<br />
Le traducteur, Grzegorz Przebinda, analyse les idees de Sol04<br />
view, qui sont aux antipides professees par Tolstoi, dans un article<br />
intitule: Uapocalypse de Wlodzimierz Solowjow. Le meme theme<br />
est repris par Jan Krasicki dans A l'ombre de l'Antechrist, qui<br />
commente les idees de Soloview en se basant sur les notes de son<br />
disciple, Marian Zdziechowski.<br />
ARTS: J6zef Czapski, peintre et ecrivain etabUi en France, a fete<br />
en <strong>1986</strong> ses quatre-vingt-dix ans. Occasion pour Andrzej Nowa4<br />
kowski de tenter une estimation de sa biographie artistique (Homo<br />
pingens et scribens), et pour Pawel Taranczewski d'examiner sa<br />
conception de l'art, conception que Ie peintre a exposee dans son<br />
ouvrage Patrzqc (ed. <strong>Znak</strong> 1983). Par ailleurs, Ie musee archidiocesain<br />
de Varsovie a organise une exposition de ses oeuvres, qu'a<br />
vues Tomasz FialkowskL<br />
LETTRES: Tomasz Lubienski · travaille sur une nouvelle version<br />
de la Divine Comedie de Dante, dont nous publions les troisieme<br />
et quatrieme chants.<br />
.Andrzej S. Kowalczyk parle du journal de voyage de Jerzy Stem4<br />
powski en Autriche et en Allemagne, dans lequel l'auteur note<br />
ses impressions et ses reflexions au gre d'un itineraire accompli<br />
a,pres la seconde guerre mondiale, tout en mettant l'accent sur<br />
l'avenir culturel de l'Europe.<br />
236
SOMMAIRE<br />
REVVE DE LA PRESSE: Krzysztof Sliwinski a choisi cette fois-ci <br />
de parcourir les articles relatifs aux sectes et a la vie contempla<br />
tive, dont ill constate Ie renouveau. <br />
Outre Ie mensuel "The New Criterion" (<strong>Nr</strong> 11, 1985) lu par Adam <br />
Szostkiewicz, les livres suivants ont e>te recenses: <br />
- Maria Janion, Czas formy otwartej (Warszawa 1984). Esquisses <br />
sur Ie romantisme polonais, par Waclaw Pyczek.<br />
- Bohdan Skaradzinski, Korzenie naszego losu (Racines de notre<br />
destin Warszawa 1985). Receuil de textes et de raportages sur Ie<br />
dernier demi-siecle en Pologne. par Marek J. Karp.<br />
- Ursula K. Le Guin, A Wizard of Earth Sea (Czarnoksi~znik<br />
z Archipelagu, Krakow 1983). Un recit fantastique, par Tomasz<br />
Szponder.<br />
- Walter Kasper, Jesus der Christus (Jezus Chrystus, Warszawa<br />
1983). Traite de theologie, par l'abbe Lukasz Kamykowski.<br />
- Leo Mouilin, La gauche, la droite et le peche originel et autres<br />
essais (Paris 1984), par H. W.<br />
- Pierre Assouli'ne, Gaston GalZimard. Un demi-siecle d'edition<br />
franqaise (Paris 1984), p.ar W. D. <br />
- Reinhard Merker, Die Bildenden Kiinste im Nationalsozialismus. <br />
Kulturideologie. Kulturpolitik. Kulturproduktion. (KOln 1983), par <br />
T.F.<br />
- Maurice Pradines, Le beau voyage. Itineraire de Paris aux<br />
frontieres de Jerusalem (Paris 1982), par S. C.<br />
- Annuaire de l'Universite de Tartu, tome XVIII, Semiotique de<br />
la ville et de la culture citadine. Petersburg. (Tartu 1984) par Roman<br />
Mazurkiewicz. <br />
- A quoi nous sert l'histoire Receuil d'articles ecrits 'par des <br />
historiens mexicains (Warszawa <strong>1986</strong>), dans une traduction de Ma<br />
ria Mr6z, par Jerzy Gaul. <br />
MEDITATION: sur quelques pensees de Jean-Paul II au sujet<br />
du mal et de la souffrance exprimees dans sa catechese.<br />
KSll\tKI NADEStANE:<br />
WYDAWNICTWO POLSKIEJ PROWINCJI 00. DOMINIKANOW<br />
"W DRODZE"<br />
Simon Tugwell OP: Osiem blogoslawienstw. Rozwazania nad Tradycjq<br />
chrzescijanskq. Tlumaczenie Wojcich UIIlOlt. Poznan <strong>1986</strong>, s. 152.<br />
Nakl. nie podany. Cena 220 zl.<br />
237
KSIIIZKI NADESlANE<br />
WYDAWNICTWO "PRZEGLJ\DU POWSZECHNEGO"<br />
Paul Beauchamp SJ: Psalmy nocq i dniem. Tlumaczenie Mi eczyslaw<br />
FUgarslki SJ. Wa'rsz,awa 1985, s. 252. Nakl. 9 tys.<br />
PANSTWOWE WYDAWNIC'TWO NAUKOWE<br />
Immanuel Kant: Krytyka wladzy sqdzenia. Przeloo.yl oraz opa trzyl<br />
przedmawq i przypisami Jerzy Galeaki. Tluma,czenie przejrzal<br />
Adam LalI1dman. Wyd. II. Wa:rszawa <strong>1986</strong>, s. 552. Nakl. 15 tYls.<br />
Cena 360 zl.<br />
Gustave Le Boo: Psychologia tlumu. P nzeloiyl Bolesla.w Kapf oc.ki.<br />
Przejrzal i .przedmowq opaltrzyl Staillislaw Mika. Wyd. III popraw.iane<br />
(l porwojenne). P:rzedmowa do II wytdania polsikiego Stanislaw<br />
Grabski. Warszawa <strong>1986</strong>, s. 192. Nakl. 20 tys. Cena 280 zl.<br />
B iblioteka Klasykow Psychologii.<br />
Maria OssowSlka: Ethos rycerski i jego odmiany. Wyo. II. Warszawa<br />
<strong>1986</strong>, s. 180. Nalkl. 15 tys . Gena 220 zl. Seria L ogos.<br />
Ludwirk Bazylow: Historia nowozytnej kultury rosyjskiej. Warszawa<br />
<strong>1986</strong>, ,5. 772. Na'kl. 30· tY's. Cena 1200 zl.<br />
PANSTWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY<br />
Wladyslaw Smolensk i: Szkoty historyczne w Polsce (Glowne k ierunki<br />
poglqdow na przysztosc). Wyd. II. Przedmowq poprzedzil Andrzej<br />
F . Grabski. Warszawa <strong>1986</strong>, s. 148. Nakl. 10 tys. Cena 150 z1.<br />
Zygmunt Starorypil1siki, Konstarnty Borowsikd: Mif:dzy Kamie1icem<br />
a Archangielskiem. Dwa pamif:tniki powsta1icow z 1863 roku.<br />
o.prac·OIwal Stefan Kieniewicz. W,al1Szawa <strong>1986</strong>, s. 414. Na'kl. 10 tys.<br />
Cena 400 oll.<br />
Paul Coates: I dentycznosc i nieid en tycznosc w tworczo sci Boleslawa<br />
Lesmiana. Studium 0 tautologii, paradoksie i lustr ze. Warszawa<br />
<strong>1986</strong>, s. 148. Nakl. 3 tys. Cooa 180 zl.<br />
Poezj e nowohebrajskie. Wybral, przeloo:yl, rpm:edmowq i lI10tami opatrzyl<br />
Aleksaul der Ziemny. Wau'szawa 1·986, s. 192. Na,'kl. 5 ty s. Cena<br />
180 zl.<br />
Iris Murdoch: Morze, morze. P rzel oo:yla Wieslaw a Schaitterowa. Warszawa<br />
<strong>1986</strong>, s. 600. Na kl. 30 tys. Cena 500 zl. W spolc.
,KSI..;ZKI NADEStANE<br />
WYDAWNICTWO L1TERACKIE<br />
Fhilip Roth: Kompleks Portnoya. Przeloiyla Anrna KolysZJko. Kra'k6w<br />
~Wroclaw <strong>1986</strong>, s. 268. NakL 50 tys. C€lna 320 z1.<br />
Statnislaw Lem: Solaris. "Niezwyci~zony". Wyd. Ill. KraIk6w-Wro.claw<br />
<strong>1986</strong>, s. 436. Nalk1. 100 tys. Cena 420 zl (w opr. twardej), 320 zl<br />
(w opr. broszurowej). Seria Dziet Stanislawa Lema.<br />
ARKADY<br />
Wladys law TataI'kiewicz: Historia estetyki 1. Estetyka starozytna. Wa~' <br />
szawa 1985[1
KSI1\2KI NAOESlANE<br />
REDAKCJA WYDAWNICTW KUL<br />
Narod . Kokiol. Kultura. Szkice z historii Po~ski. [Autor,zy: Aleksander<br />
Gieysztor, Zygmunt Sulowski, Bronislaw Geremek, Janusz Tazbir,<br />
Emamuel RostworowS'ki, Jerzy Lojek, Wladyslaw Zajewski, Marian<br />
Marek Drozdawski, Olgderd Terlecki, Marian Fu~, Jerzy<br />
Kloc.zowski]. Lublin <strong>1986</strong>, s. 264 + ilusk. i mapy. Nakl. 10 tys.<br />
Cena 320 z1. Studi'Um J~zyika i Kultury Polslciej dla Student6w<br />
Zagranicznych. 8zk,ola Letnia Kultury i JE:zyika Pols:kieg
ZESPOt • STEFAN SWIEZAWSKI, STANIStAW STOMMA, JE<br />
RZV TUROWICZ, STEFAN WILKANOWICZ, JACEK<br />
WOZNIAKOWSKI, HAUNA BORTNOWSKA, STANI<br />
StAW GRYGIEL, MAREK SKWARNICKI, WtADY<br />
StAW STROZEWSKI<br />
REDAKCJA • FRAN CISZEK BLAJDA, TOMASZ FIAtKOWSKI (sekretarz<br />
redakcji), STEFAN WILKANOWICZ (redaktor<br />
naczelny), HENRYK W02NIAKOWSKI (zast~pca redaktora<br />
naczelnego)<br />
adres <br />
redakcji • 31-041 Krak6w, Sienna 5, I p., tel. 22-71-84 <br />
adres<br />
administracji • 31-007 Krak6w, Wislna 12, I p., 22-13-72<br />
prenumerata • krajowa: p61roczna 600.-, roczna 1200.-. Termin<br />
wplat: do 10 <strong>listopad</strong>a na pierwsze p61rocze i caly<br />
nast~pny rok, w innych terminach do 1 kaidego miesiqca<br />
poprzedzajqcego okres prenumeraty. Prenumerat~<br />
przyjmujq : dor~czyciele, urz~dy pocztowe, Oddzialy<br />
RSW "Prasa-Ksiqika-Ruch" wlakiwe dla miejsea<br />
zamieszkania prenumeratora oraz administracja<br />
mies. "<strong>Znak</strong>", ul. Wislna 12, 31-007 Krak6w, konto<br />
PKO 101M Krak6w 35510-25058-136. Administracje<br />
przyjmuje r6wniei prenumerat~ z rozpocz~ciem wysylki<br />
od najbJiiszego wydrukowanego numeru (trzeba<br />
to zaznaczyc na blankiecie wplaty).<br />
zagraniczna: p61roczna zl 900.-, reezna 1800.- .<br />
Prenumerat~ przyjmuje: RSW "Prasa-Ksiqika-Ruch",<br />
Centro Kolp. Prasy i Wydawnictw, Warszawa. ul. Towarowa<br />
28, NBP XV O/Warszawa <strong>Nr</strong> 1153-201045<br />
-139-11<br />
Poprzednie numery "lnaku" nabywac moina w Administracji<br />
miesi~cznika "<strong>Znak</strong>", Krak6w, ul. Wislna<br />
12 oraz w nast~pujqcych ksi~garnioch: Katowice:<br />
Ksi~gornia ~w. Jacka, ul. 3 Mojo 18; Krak6w:<br />
Ksi~gornia Krokowska, ul. Sw. Krzyta 13, Ksi~garnia<br />
..Veritas", ul. Slowkowska 20; Poznan: Ksi~garnia<br />
~w. Wojciecho, PI. Wolno~ci 1 ;Warszawa: Ksi~garnia<br />
two WoJciecho, ul. Freta 48; Wroc'aw: Ksi~garnia<br />
Archidiecezjalna, ul. Katedrolna 6<br />
Orukornla Wydownlcza 1m. Wladyslawa Ludwlka Anczyca, <br />
Krak6w, ul. WOdowlcka 6. <br />
Naklad 15000 + 450. <br />
Maszynopls otrzymano w pa1dzlernlku <strong>1986</strong>. Zorn. nr 2091/86. 0-3.<br />
DRUK UKONCZONO W CZERWCU 1967.<br />
INDEKS 38371<br />
ISSN-0044-448-X<br />
cena zeszytu z' 100.