10.07.2015 Views

Nr 439, grudzień 1991 - Znak

Nr 439, grudzień 1991 - Znak

Nr 439, grudzień 1991 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

._._NAK ~N.UI EKRAK


ZNAK NRMIESIF;CZNIK GRUDZIEN <strong>1991</strong>KRAKOWROK XLIII<strong>439</strong> (12)TRESe ZESZYTU:Odredakcj! ______________________________________3Jan Andrzej Kloczowski OPSACRUM - FASCYNACJE I W.\TPLIWOSCI 5Mircea EliadeSWIAT. MIASTO. DOMtlum. Ireneusz Kania 12Jean Hani. SYMBOLIKA SWI.\TYNI CHRZESCIJANSKIEJDZWONNICA I LABIRYNTtlum. A.Q. Lavique 23Eric ShanesALEJA BOHATEROWtlum. IN 33Eli.bieta WolickaSACRUM W SZTUCE - PUNKTY ZAPALNE SPORU 43ks. Otto MauerKOSCIOl WOBEC SZTUKI KOSCIELNEJ-BEZRADNOStIDYSTANSdum. Wojciech Buchner 49Wojciech BalusSZTUKA - IDEA - SACRUMUwagi 0 XIX- wiecznych korzeniachwsp6lczesnej sytuacji sztuki sakralnej 53Tadeusz BorutaDZIElO SZTUKI KOSCIELNEJ- MII;DZY ZNAKIEM A SYMBOLEM 66Stanislaw RodzinskiLAMENTY I NARZEKANIA CZAS SKONCZYt... 70Ireneusz KaniaCZY KOSCIOllSTOTNIE NIE JEST lODZl.\ PODWODN.\7 __ 77


Agata Jonecko. Apolinary Karol Michalski OFMIDEA RE LlGIJNA W ARCHITEKTURZE SAKRALNEJna przykladzie projektu klasztoru si6str Klarysekw Zabrzu- Mikulczycach 82WOKOl PROJEKTU:Teresa Stankiewicz. Przemyslaw Gawor. kit. Jan Popiel SJ 88Karol TarnowskiMUZVKA. FILOZOFIA. TRANSCENDENCJA 95Bohdan PociejMUZYKA W OBEC TRZECH PORZA,DKOW 102TEMATY I REFLEKSJEJadwiga ZylinskaOUTREM ER ____________________________________Alfred GawronskiJf;ZYK A RZECZVWISTOSC (10)CZY NAZWV COS MOWIA, 0 ISTNIENIU 7 122ZDARZENIA ­KSIA,lKI- LUDZIEAndrzej Maciej KaniowskiPANSTWO I MORALNOSC 127Irena Trzcieniecka- SchneiderZAPR05ZENIE DO UPRAWIANIA LOGIKI 135 .Maria Malgorzata BaranowskaLOCUS METAPHYSICUS 139Piotr Siejkowski OPCZY METAFIZVKA MOlE JESZCZE PRZYNIESC POCIESZENIE7GI06Sa sluchacza 143Ludmila GrygielLIST Z WlOCH 147JEDENASTA WIECZOREM ...KrzyWof Osuch SJOGOLNE SPOJRZENIE NA PIERWSZY TVDZIENCWICZEN DUCHOWVCH SW. IGNACEGOW ASPEKCIE WVZWOLENIA 150CZVTAJA,C MIESIf;CZNIKIKrystyna CzerniKULTU RA W DIASPORZE ________________________ 156NOWE KSIA,Z KISUMMARY _________________________________SOMMAIRE _________________________________113163167168


00 RE OAKCJI Tematem grudniowego numeru "<strong>Znak</strong>u" jest spotkanie z Transcendencjqpoprzez sztuki. Rozpoczynamy od propozycji rozstrzygnicc terminologicznych,od fascynacji i wqtpliwosci otaczajqcych slowo sacrum, tak CZ(!stouzywane i naduzywane w tym kontekscie. Gdy odsuniemy upraszczajqcqdychotomic sacrum i profanum, sacrum okazuje si(! tym, co posredniczypomi(!dzy czlowiekiem a Transcendencjq; jest tym, co objawia Roga." "ajszerszq perspektyw(! proponuje Mircea Eliade, ktory si(!ga az doczlowieka rf!ligii kosmicznej i jego wyobrazenia przestrzeni: tej wielkiej,calego iwiata i tej malej - domu. Z kolei swiqtynie ehrzescijafzskie,a szczegolnie jej arcydziela, gotyckie katedry, odkrywajq symbolik(! niektorychswych cz(!sel.· dzwonnicy i lahiryntu, gdzie splatajq si(! ze sobqwyobrazenia jeszcze poganskie, wykorzystane i reinterpretow:me nast(!pnieprzez chrzeScijaizstwo. Inny rodzaj takiej reinterpretacji archaicznych wqtkowukazuje dzielo Constantina Rrancusiego, ktorego monument poswi(!conypami(!ci narodowych bohaterow rumunskich wienczy Bezkresna Kolumna,. wprowadzajqca widza w symbolik(! wznoszenia sic, lotu, wychodzenia "poza",a wicc "trans-cendencji" wlaSnie.Raz poruszone zagadnienia przejawiania sic "sacrum w sztuce" rodzqpytania 0 dziewi(!tnastowiecznq genez(! takiego sformulowania, 0 wsp61czesnepunkty zapalne trwajqcych wok61 tego tematu sporow. Wazne wydaje sictutaj przypomnienie fenomenu fat osiemdziesiqtych, doslownej obecnoscisztuki ijej tworcow w koscielnych wn(!trzach i w duszpasterstwach srodowisktworczych. Aby nie pozostac tylko wsrod teorii, prezentujemy niekonwencjonalnyprojekt klaszto ru, opisany przez architekta i teologa oraz kilkaposwi(!conych mu glosow. Ta konkretna propozycja odsyla jednak do ciqgletych samyeh pytaiz og61nych: czy dzielo sztuki sakralnej moze byc arcydzielem?jak pogodzic ze sobq funkcjonalnosc budowli, ktora ma sluzycwspolnocie i wiernym, z pokusq niekonwencjonalnosci rozwiqzan arehitektonicznychczy plastycznych? czy mozna skonstruowac od nowa czytelny znakidei religijnej?Najwi(!cej uwagi poswi(!ciliSmy arehitekturze, jej bowiem najcz(!sciej przypisujemyprzymiotnik "sakralny". Przyglqdamy si(! jednak spotkaniu czlowiekaz Transcendencjq takze w sztukach przemawiajqeych innym j(!zykiem- w malarstwie i muzyce.W tym roku mija 500 rocznica urodzin sw. Ignacego Loyoli. Z tej okazjiprzypominamy drog(! cwiczen duchowych zalecanyeh przez tworc(! TowarzystwaJezusowego.3


JAN ANDRZEJ Kt.OCZOWSKI OPSACRUMFASCYNACJE I WATPLIWOSCISacrwn stalo' si~ slo'wem modnym i to' Po'winno' wystarczyc, aby o'budzicnasz~ czujno'Sc. Wci~z slychae 0' o'becno'sci sacrwn w kulturze, ch~tnieprzyjmo'wani s~ prorocy zwiastuj~cy jego' Po'wrot, a w ko'scielnychkruchtach ogl~dae mo'ma wystawy sztuki sakralnej. Teo'retycy prawiesi~ zgod zili , iz sacrwn wlasnie jest najbardziej podstawo'w~ warto'Scill,o'kreSlaj~cll to'zsamo'SC religii. Przy blizszym jednak wejrzeniu ta Po'Zo'rnazgoda o'kazuje si~ zludna: Po'j~ie sacrwn jest wo'rkiem, do' ktorego' wrzucasi~ bardzo' przypadko'we treSci, i to' rome przez r6Znych. Nadszedl wi~czas, aby krytycznie przemysle6 funkcjo'no'wanie o'wego' terminu w kulturze.POCHODZENlE SACR UMPo' raz pierwszy problem sacrwn Po'dj~li so'cjo'lo'go'wie francuscy, w pierwszychlatach naszego' stulecia, za spraw~ Marcela Maussa, ktory napisal:,,(Swi~to'sc) jest to' idea-matka religii. Mit i do'gmat na swoj sPo'sobanalizuj~ jej treSc, ryty ko'rzystajll z jej wlasciwo'Sci, mo'ralno'sc religijnaz niej wyplywa, kaplani jll wcielajll, Po'mniJd religijne sprawiajll jejo'becno'sc na ziemi i jll w niej zako'rzeniajll. Religia jest administracjllsacrwn." So'cjo'lo'go'wie Po'trzebo'wali tak ro'zumianego' sacrwn do' innychcelow niz antroPo'lo'go'wie, chcieli bo'wiem znalezc o'kreSlenie religii, ktorePo'ZWo'lilo'by uchwycic jej spoleczn~ funkcj~ jako' "ujedno'liconego' systemuwierzen i praktyk odno'sz~cych si~ do' rzeczy swi~tych", jak pisal Durkheim.W ro'ku 1913, czyli prawie jedno'czesnie z francuskimi so'cjo'lo'gami,Natan So'ederblo'm, protestancki teo'lo'g i biskup Uppsali a zarazemwybitny znawca i teo'retyk dziejow religii, napisal na kartach angielskiejencyklo'pedii religijnej znarnienne slo'wa: "Swi~to'SC jest najwamiejszymslo'wem religii; jest mo'ze nawet bardziej isto'tne od Po'j~ia Bo'ga." I TakiePo'gl~dy wycho'dzily na sPo'tkanie badaczo'm, ktorzy byli przeko'nani, zeI "lloliness is the great word in religion; it is even more essential than the notion ofGocf·. [w:]Encyclopedia of Religion and Ethies, ed . by J. Hastings, London 1913, l.VI, s. 731.5


JAN ANDRZEJ KlOCZOWSKI OPposzerzenie poprzez badania antropologiezne naszej znajomoSci religiiwymaga odejScia od europejskiego rozumienia tego terminu jako relaeji doosobowego Boga. Okazalo si~, ze takie uj¢e nie odpowiada rzeczywistosciwielu religii - istniej'l, talcie tradyeje religijne, w kt6ryeh idea Bogaosobowego nie jest obecna: buddyzm, dZinizm, taoizm. Aby otworzyc teobszary rzeezywistosci religijnej, trzeba bylo odnalezc inny kluez nizkategorie, kt6re podsuwaj'l, badaezom tradyeje religijne znane Europejezykom.Takim kluezem mialo si~ stac owo magiezne slowo sacrum.Ale jed noezesnie ehodzilo r6wniez 0 odnalezienie klucza, ktory bypozwolil otworzyc najbardziej istotne wymiary religijnej wizji swiata.Chodzilo 0 wie1kie wyzwanie, jakim byl dla nauki 0 religii redukejonizm,ezyli postawa poszukuj'l,ea wyjasnienia istoty religii poprzez wskazanie narzeczywistosc bardziej (w przekonaniu redukejonistow) podstawow'l, - jakpodswiadomosc w doktrynie Freuda ezy walka klasowa w wierzeniaehmarksistow. pr-zywolano sacrum, aby oealic nierozkladalnosc religii i jejby tow 'I: autonomi~; innymi slowy okrdlenie religii jako relaeji ezlowiekado sacrum mialo dac pewnosc, iz religia istnieje naprawd~ (LeszekKolakowski).Tak wi~ interesuj'l:ey nas termin pojawil si~ z poez'l:tkiem XX wieku,w pisarstwie naukowym zajmuj'l,cym si~ religi'l:, ale - co warte jestpodkrdlenia - w kontekstaeh zgola odmiennyeh. Soederblomowi ehodziloo podkrdlenie nierozkladalnej wartoSci religii, ktorej nie moma utozsamiacz zadn'l: inn'l: dziedzin'l: kultury, bowiem religia posiada swoistyprzedmiot (wlasnie sacrum), ku ktoremu ukierunkowuje ezlowieka. Nato- .miast franeuskiej szkole soejologieznej ehodzilo 0 wyromienie religii jakoswoistego pola, na ktorym urzeczywistniaj'l, si~ wi~zi spoleczne. Soederblombyl zainteresowany glownie przezwyei~zeniem redukejonizmu; natomiastsoejologiezna teza 0 swoistosci religii wskazywala jedynie nafunkejonaln'l: odmiennosc wi~zi religijnej od jakiehkolwiek wi~zi in negorodzaju - nie jest to jednak to sarno, co uznanie religii za dzied zi n~ suigeneris.Ale i w obr~bie badan ezysto religioznawezyeh (nie tylko ' soejologieznyeh)w?rowadzono termin sacrum z dwu romyeh przyezyn: jedni ehcie1isi~ pozbyc niewygodnego, ezy tez (w ieh mniemaniu) nie nie wyjasniaj'l,cegoterminu "Bog osobowy", inni natomiast byli bardziej zainteresowaniprzezwy ci~Zeni em redukejonizmu, ktory zapoznawal sam'l: istot~ religii.Dla wnocnienia pozyeji sacrum posr6d kategorii religioznawezyehszezegolne znaczenie miala ksi 'l,zka Rudolfa Otto Das Heilige 2. Napodstawie ogromnego materialu porownawczego opisal on reli gi~ jakodomen~ ujawniania si~ tajemniezej moey boskiego numinosum, moey,ktorej obecnosc budzi w ezlowieku paradoksaln'l: reakej ~ r6wnoczesnej1 Rudolf OIlO, Das !leilige, Breslau 1917, tlum. polskie Bogdan Kupis: SWifIOs{;, Warszawa1968.6


SACRUM - FASCYNACJE I WATPLIWOSCIfascynacji i l~ku (mysterium fascinosum i mysterium tremendum). Religia- zapewnial OUo - nie jest dziedzinll wiedzy, twierdzen, lecz sferll, w kt6rejczlowiek spotyka si~ z tajemniczll Rzeczywistoscill, poznawanll w przezyci uemocjonainyro.SACRUM JAKO SW1~TY BYT (MIRCEA ELIADE)Sposroo wieIu badaczy opisujllcych i wyjasniajllcych reIigi~ wybieramwlasnie Eliadego, bowiem on najbardziej rozbudowal badania "sacrologiczne",opierajllc si~ przy tyro na poszukiwaniu archaicznych form religii,kt6rll nazywamy kosrnicznll.Religijny obraz swiata czlowieka archaicznego zbudowany jest naopozycji sacrum /profanum . Nie jest to tylko opozycja dwu przeciwstawnychwartoSci, si~ga ona gl~biej, polega bowiem na przeciwstawieniu bytui nie-bytu. Na archaicznym PQziomie kuItury rozumienie bytu jest Seislezlllczone z sacrum - naprawd~ jest rzeczywiste tylko to, co swi~te(s a k r al n e). Eliade opowiada si~ za koniecznoSeill poszerzenia podstawowejkategorii religijnej w ten spos6b, aby nie ograniczala si~ ona doidei Boga. Czytamy: "Religia moze si~ stac slowem u:lytecznym podwarunkiem zdania sobie sprawy z faktu, Ze nie odnosi si~ ona koniecznie. do faktu wiary w Boga, w bog6w czy duchy, ale do doswiadczenia sacrum,a co za tym idzie, do idei bytu, sensu i prawdy." J Tekst ten jest 0 tylewazny, Ze wbrew pogilldom wieIu badaczy Eliade uwaia, iz sacrum jestnazwll dla R z e c z y w i s t 0 sci, ku kt6rej skierowany jest czlowiek religijnyi ze to wlasnie dllzenie konstytuuje jego religijnosc. Eliade wyjasnia: "Fakt,ze czlowiek reIigijny chce :lye w sacrum, jest w istocie r6wnowaznyz faktem, ze chce umiejscowie si~ w rzeczywistosci obiektywnej, sprzeciwiasi~ obezwladniajllcej sile nieskonczonej wzgl¢nosci doswiadczen czystosubiektywnych, chce :lye w swiecie rzeczywistym i owocnyro, nie zasw zludzie." 4Istnienie sacrum rna dla czlowieka znaczenie egzystencjaIne wtedy, gdyposiada on moZliwose nawillzania kontaktu ze swi~tll Rzeczywistoscill. Jestto mOZliwe poprzez udzial w rytualnych dzialaniach, dzi~ki kt6rymczlowiek wychodzi poza czas historyczny, gdzie rozgrywa si~ jego zycie,wst~pujllc jednoczeSnie w czas swi~ty, archetypiczny, gdzie dzialajll bogowiei st~ wszystkie rzeczy biorll sw6j poczlltek. Bye, czyli istniecnaprawd~, mozna tylko wtedy, gdy zna si~ drog~ wiodllCll do Zr6del bytu,jedynie one bowiem pozwalajll czlowiekowi odzyskiwae sily i odnawiaeswiat. Swiat wylonil si~ z chaosu, warunkiem jego trwania jest kosrnicznylad, kt6ry musi bye periodycznie odnawiany - dlatego wlaSnie udzialw rycie umacnia w istnieniu i dlatego trzeba nawillzywac kontakt z bogamipoprzez ryt. Opozycja pomi¢zy sacrum i profanum nie jest oPOzycjllJ TraklGI 0 hislor;; religii, Warszawa 1966, s.30.• Op.cil., s. 454.7


JAN ANDRZEJ KlOCZOWSKI OPporni~zy dworna rodzajami rzeczywistoSci, raczej porni~zy dwomasposobami urzeczywistniania przez czlowieka jego egzystencji - religijnej,ktora rna poczucie swej sensownosci, gdyz ozywia j~ swiadomosc uczestniczeniaw powszechnym ladzie, oraz tej swieckiej, "chaotycznej", pozbawionejsensu a wi~ ostatecznie takze i istnienia.SACR UM CZY SWI~TOSC ?Jednak spor 0 sacrum toczyl si~ nie tylko pomi~zy badaczarni religii,stalo si~ ono takZe przedmiotern debaty porni~zy ftIozofami. Chcialbymna tym rniejscu opowiedziec kilka slow 0 roznicy zdan porni~zy Heideggererna Uvinasem, nie tyle dlatego, Ze rnarny w tym wypadku doczynienia z wielkimi nazwiskami, ale dlatego przede wszystkim, ze w sposobwyj~tkowo jasny ow spor ujawnia w~zlowe punkty cal ego zagadnienia.Moi:na chyba, bez przesady, nazwac Heideggera "filozofern poganskiegosacrum". 5 Heidegger idzie w slad Nietzschego, dziel~c z nirn przekonanie,iz najbardziej przenikliwy wgl~d w rzeczywistosc swiata daje narn sztuka.Dlatego tez najgl~bszym nOdlern filozoficznych natchnien byla dla Heideggera- obok rnysli pre-sokratykow - poezja, najbardziej zas Hoelderlin.Zatrzymam si~ chwil~ na opisie greckiej swi~tyni, ktory znajdujerny nakartach Das Wesen des Kunstwerk. 6Swi~tynia stoi na rozleglej rowninie, pod lazurowym niebosklonern. Jestcal a dla siebie - niczego nie nasladuje, niczego sob~ nie przedstawia, alejednoczeSnie - nie jest dla siebie jedynie. Ukryta jest w niej figura boga,swi~tynia stanowi jego miejsce zamieszkiwania. Kai:dy, najrnniejszy nawet .fragment swi~tyni to wlasnie zamieszkiwanie wyraza. Swi~tynia zamykaboga w sobie, ale jednoczeSnie jest otwarta na otaczaj~cy j~ swiat, moi:nawr~cz powiedziee, ze bog poprzez otwart~ kolumnad~ swi~tyni idzie doswojego ludu. Owe wyjScia i powroty decyduj~, Ze Zycie greckiego ludu jestzwi~zane ze swi~tyni~, st~d czerpie swe Zycie kazdy rnieszkaniec doliny.Obecnosc owa ogarnia cale Zycie Greka, tak narodziny jak i smierc,blogoslawienstwo jak i przeklenstwo, porazki i zwyci~stwa, radosc i kl~ski.Caly grecki swiat zamkni~ty jest w swi~tyni. Jest ona prawdziWym dzielernsztuki, ale jednoczesnie jest czyms 0 wiele wi~kszym. Prawda jest otwarciem,a swi~tynia powoduje wlasnie owo otwarcie na istot~ prawdy.Brzmi to nieco zagadkowo - na co bowiern otwiera nas dzielo sztuki, coprzed nami odslania? Czyni to dwojako - poprzez prezentacj~ (w znaczeniu:uprzytomnienia, sprawiania obecnosci) "swiata", oraz poprzez objawieniezierni.Rozszyfrujrny znaczenie tych poj~c. "Swiat" w filozofii Heideggera totyle, co duchowa atmosfera epoki, pr~dy kulturalne, spoleczne i polityczne, WlaArue sacrum a rue Swi~lOSci, bowiem Heidegger uZywa lego samego lerminu co RudolfOllo w dziele Das Hei/ige.• Szkic len zamieszczony jesl w lomie Holzwege, Frankfurt 1956.8


SACFlUM - FASCYNACJE I WATPLIWOSCIprzenikaj~ce okreslony ezas historii ezlowieka. Gdy ezytamy w omawianymtekScie, i:e swi~tynia (dzielo sztuki) prezentuje nam "swiat", to znaezytyle, ze otwiera nas na wielkosc, godnosc i swi~tosc swiata okrdlonejepoki. W swi~tyni dopelnia si~ i spelnia prawda swiata. Sprawia to wlasnieprzez uobecnienia boskosci. CM to oznaeza?Zapytamy - bo ten aspekt nas obecnie interesuje - jaka jest, w rozumieniuHeideggerowskim, relaeja pomi~dzy sacrum (das Hei/ige) a boskoSci~?W slynnym LiScie 0 ..humanizmie" znajdujemy interesuj~ey fragment:"Dopiero dzi~ki prawdzie bycia istota swi~toSci daje si~ pomyslec. ·Dopierowyehodz~e od istoty swi~toSci moma pomyslec istot~ boskosci. Dopierow swietle istoty boskosci mozemy pomyslee i wyrazic to, na co ehcewskazac slowo Bog." 7 Swi~tosc jest wi~ w tajemniezy sposob zwi~zanaz najgl~bszym wymiarem rzeczywistoSci, bogowie zas j~ jedynie zwiastuj~,a boska ieh istota jest bosk~ jedynie dlatego, i:e zwiastuje swi~tosc.Mysl Heideggera - nie tylko w tym zreszt~ miejseu - stala si~ punktemwyjscia dla fundamentalnego sporu: ezy jest on mysllcielem otwieraj~eymdrog~ powrotu do najbardziej fundamentalnego wymiaru fLiozofii ezy tei:m~rcem odnawiaj~eym m~drosc staroZytnego poganstwa, wygnan~ z kulturyeuropejskiej przez judeo-chrzeseijanski monoteizm?Zwolenniey takiej linii interpretaeyjnej (jak Alain de Benoist) 8 powiada­.j~, iz sacrum pozwala najgl~biej wejrzee w tajemnie~ bycia, ukazujenajbardziej przepasciste otehlanie rzeezywistosci. Przytaeza si~ na dow6dprawdy tekst Heideggera z rozprawy 0 poezji: "Hoelderlin okrdla natur~sacrum, poniewaz jest ono starsze od ezasu i ponad bogarni ... Swi~tosc niejest zadn~ z wlaSciwosci przypisywanyeh okreslonemu Bogu. Sacrum niejest sacrum poniewaz jest divinum: dzieje si~ wr~ez przeciwnie - to wlasniedzi~ki sacrum boskie jest boskie." 9 ZauwaZmY to znamienne odwr6cenieporzlldku, do ktorego jestdmy przyzwyezajeni - sacrum jest wazniejsze odboskoSci (od Boga), bliZsze jest prawdzie byeia.Zdeeydowanym opozyejonist~wobec mysli Heideggera jest Uvinas- szezeg61nie widac to w przedstawieniu interesuj~eej nas w tej ehwili relaejipomi~zy sacrum a swi~toSci~. Bardzo swiadomie nawi~zuje on do innejsrooziemnomorskiej tradyeji - tradyeji mysli biblijnej. Jej fundamentemjest nauka 0 transcendentnym Bogu, Stworey nieba i ziemi, co w sposobradykalny przeciwstawia si~ pogl~owi Heraklita, dla ktorego swiat "jestpclen bogow". Swiat, wobee ktorego i w ktorym si~ znajdujemy, jeststworzony przez Boga i jest swiatem swieekim, nie sakralnym. Czytamyw jednym z tekstow Levinasa: "OtM i ona, odwieezna, urzekajllca moepoganstwa, si~gaj~ea daleko poza przezwyci~zony od dawna infantylizm7 Lisl 0 "hwnanizmie", ltum. Jozef Tischner, [w:] Martin Heidegger, Budowac - mieszkac-myslec. Ese}e wybrane, Wybral, opracowal i wsl@em opatrzyl Krzysztof Michalski, Warszawa1977, s.113-4.8 Alain de Benoist, Thomas Molnar, L 'eclipse du sacr". Discours - Reponses, Paris 1986.• Martin Heidegger, C6i po poecie?, przel.Krzysztof Wolicki, op.cil., s.168-223.9


JAN ANDRZEJ KLOCZOWSKI OPbalwochwalstwa. Sacrum przenikajqce swiat - judaizm jest tylko bye mozetego wlasrue zaprzeczeniem. Zniszczye swi~te gaje - rozumiemy terazczystose tego rzekomego wandalizmu. Tajemnica rzeczy jest ir6dlemwszelkiego okrucienstwa wobec ludzi." 10Inaczej tei niz Heidegger pisze Uvinas 0 czlowieku. Za sadnicz~katego ri~ , poprzez kt6r~ mysliciel niemiecki opisuje czlowieka, jest kategoriazamieszkania. Bye to zamieszkae, budujij,c dom pod okiem IstotBoskich, istocz~cych si~ w Niebie. Dla Uvinasa zasadnicz~ kategoriij, jestbycie z Innym, relacja do Drugiego, kt6ra uprzedza relacj~ do swiata i jestdla czlowieka wawiejsza. Nawi~zuj~ wi~i z Bogiem, gdy otwieram si~ nabliiniego, szczeg6lnie zas na tego, kt6ry jest najbardziej bezbronny.Dlatego Uvinas glosi etyczn~ "swi~tose" przeciw religijnej sakralnoSci.lest przez to wierny - podkresla to bardzo swiadomie - tradycji biblijnej,kt6ra ukazuje przede wszystkim czlowieka wsluchanego w Siowo a niewypatruj~cego znak6w.Wu;;C W KONCU - 1AK SI~ RZECZY MAJt\ NAPRAWD~?Opowiedzialem pokr6tce przebieg debaty, jaka rozgorzala wok61 sacrum,ale wiem, ze nie mog~ na tym poprzestae, bowiem nie zadowol~ w tenspos6b slusznej ciekawoki moich Czytelnik6w. Wydaje rni si~, ze trzebawyjse poza geografi~ tak zarysowanego sporu, bowiem rozwi~zania opartena dychotomii sacrum /profanum nie wydaj~ si~ do konca szcz~liwe.Przyznalbym racj~ w tym rniejscu - ale tylko w tym - Heideggerowi, kt6ryproponuje poslugiwanie si~ jeszcze jednym poj~em - b 0 s k 0 s e, divinum ..Inaczej jednak trzeba ustawie wzajemn~ ich zalemosc. lezeli badamytradycje religijne wywodz~ce si~ z pnia abraharnicznego (czyli judaizm,chrzescijanstwo i islam), to b~ziemy zmuszeni przyj~e tr6jczlonowy uklad:divinum (Deus) - sacrum - profanum. B6g objawia si~ w swiecie i przemawiado czlowieka w jego (czlowieka) dziejach. Zwraca si~ do niego z poslaniemprzez prorok6w, ale takZe przemawia poprzez przyrod~ i poprzez calestworzenie, kt6rego jest Stw6rcij, i Panem. Gdy uiywam wi~c terrninusacrum, to ch~ powiedziee tyle: slowem tym opisuj~ wlasciwosc tegowszystkiego, co staje porni~zy czlowiekiem a Bogiem i co stanowi sfer~objawiaj~cej posrednioSci (mediacji). Sacrum jest teofaniczne, objawia Boga.Swiat jest BoZy, ale nie boski, jest pelen boskich znak6w, bowiem Bogzechcial do czlowieka poprzez ten swiat przemawiae. Mowi~c paradoksalnie- swiat jest swiecki, poniewaZ jest BoZy. Dlatego w tym swieckirn swiecieczlowiek rna wypatrywae znakow boskiej ObecnoSci, jak Mojiesz dostrzeglj~ w plonij,cym krzewie i pelen nabomej czci zdj¥ sandaly (Wj 3,5). CzlowiekBiblii doswiadcza obecnosci Boga Zywego, Boga Abrahama, Izaaka i lakuba,czyli Boga przemawiaj~cego w historii i poprzez histori~.10 Emmanuel Uvinas, lIeidegger, Gagarin i my, [w:) Trudflf1 wolnose. Eseje 0 judaizmie, przel.Agnieszka Kurys, s. 247-8.10


MIRCEA ELiADESWIAT, MIASTO, DOMWiele lat temu jeden z moich profesorow na uniwersytecie w Bukareszciemial okazjy wysluchania serii wykladow slynnego historyka TeodoraMommsena. W owym czasie, na pocz~tku lat dziewitrCdziesi~tych, Mommsenbyl juz bardzo posunitrty w latach, zachowywal jednak jeszcze pelniywladz umyslowych, pamitrc zas mial zdumiewaj~co swiez~ i dokladn~.Tematem pierwszego wykladu byl opis Aten w czasach Sokratesa. Niekorzystaj~c z najmniejszych nawet notatek, Mommsen nakreslil na tablicyplan miasta, tak jak wygl~dal on w V wieku. Objasniaj~c go wskazywalmiejsca, w ktorych znajdowaly sitr swi~tynie i budynki publiczne, a takZetermy i slynne zagajniki. Szczegolne wraienie zrobila jego Zywa rekonstrukcjamiejskiej scenerii Fajdrosa. Cytuj~c usttrp, w ktorym Sokrates nazadane przez siebie pytanie slyszy od Fajdrosa, ie Lyzjasz mieszkau Epikratesa, Mommsen wskazal przypuszczalne miejsce i wyjasnil, iewed lug tekstu dom ow (wczeSniej zamieszkiwal go Morychos) s~siadowalze swi~tyni~ Zeusa Olimpijskiego. Nastypnie uczony nakrdlil drogySokratesa i Fajdrosa brzegiem Ilissosu, po czym wskazal miejsce - ustronnyzak~tek pod wysokim platanem - gdzie prawdopodobnie obaj zatrzymalisitr i rozpoczyli pamiytny dialog.Oszolomiony erudycj~, znakomit~ pamitrci~ i literack~ przenik:liwosci~Mommsena, moj profesor po wykladzie pozostal jeszcze przez chwiltrw amfi tea trze. Zobaczyl wowczas, jak do Mommsena podchodzi staryslu4cy, bierze go lagodnie pod ramiy i prowadzi ku wyjsciu. Zdaniem jednegoze studentow, ktory rowniez tam siy znajdowal, slynny historyk sam nie umialtrafic do domu. Najwiykszy Zyj~y autorytet w sprawach dotyc~cych AtenV wieku pne. byl zupelnie zagubiony w Berlinie kajzera Wilhelma.Trudno byloby 0 lepszy wsttrp do problematyki, ktor~ ' zamierzamomowic w tym artykule. W istocie, Mommsen jest swietn~ ilustracj~ sensupropozycji egzystencjalnej, ktora brzmi "Zyjcie we wlasnym swiecie". Jegoswiatem rzeczywistym, jedynym, jaki go obchodzil i mial dian znaczenie,byl klasyczny swiat grecko-rzymski. Dla Mommsena swiat Grekowi Rzymian nie by! Ii tylko histori~, to znaczy martw~ przeszlosci~,przywrocon~ do zycia dzitrki historiograficznej a n a m n e z i e; byl to j egoswiat - miejsce, w ktorym mogl siy poruszac, snuc mysli i smakowacszczyscie bycia Zywym i tworczym. Prawd~ powiedziawszy, nie wiem, czyzawsze potrzebowal sluz~cego, ktory by go odprowadzal do domu. Chybanie. Jak wi~kszosc tworczych umyslow, prawdopodobnie Zyl w podwojnymswiecie: w otoczeniu form i wartosci, ktorych zrozumieniu poswi~ci l cale12


SWIAT. MIASTO. DOMZycie, i ktore to otoczenie odpowiada mniej wi~cej "kosmicmie uladzonemu",a zatem "uswi~conemu" swiatu ludow pierwotnych, i w drugim- codziennym, " swieckim" , w ktory - jak to powiedzial by Heidegger- zostal "wrzucony". Otoz, jak wszystko na to wskazuje, Mommsenw latach swej starosci czul si~ oderwany od swieckiej, nieistotnej, jawi'lcejmu si~ jako absurdalna i koniec konc6w nieuporz'lrlkowana - przestrzeniwspo/czesnego mu Berlina. Jesli w odniesieniu do swieckiej przestrzeniBerlina wolno mowic 0 amnezji u Mommsena, to trzeba rowniez przyj'lc,:i:e amnczj~ t~ kompensowala mu niewiarygodna wprost anamneza wewszystkim, co si~ tyczylo jego swiata egzystencjalnego, to znaczy klasycznegouniwersum grecko-rzymskiego. Mommsen jako starzec ryl w swieciearchetypow.Doswiadczenie najbardziej podobne do tego zagubienia w niemanej, nieuporz'ldkowanej przestrzeni znajdujemy, jak si~ zdaje, u australijskiegoplemienia Achilpow z grupy Aranda. Wedle ich mitologii, istota boskazwana Numbakuia "uladzila" na ksztah Kosmosu ich terytoriwn, stworzylaich przodk6w i dala pocz'ltek instytucjom. Numbakula, sporz'ldziwszysobie z pnia hewei swi~ty maszt, wspi'll si~ po nim az do nieba i mikn'll.Maszt ten przedstawia os kosmicm'l, gdyz wlasnie wokol niego ziemiastaje si~ mo:i:liwa do zamieszkania, przeksztalca si~ w "swiat". Totez jego. rytualne maczenie jest bardzo duze. Achilpowie nosZ'l go z sob'l w swoichw~rowkach; w zaleinosci od tego, w kt6r'l pochyla si~ stron~, obieraj'lkierunek podr6:i:y. Dzi~ki temu, mimo ci'lgiego przernieszczania si~, zawszepozostaj'l w obr~bie "swojego swiata", utrzymuj'lc jednoczdnie l'lcmoscz niebem, w ktorym rozplyn'll si~ Numbakula. Ziamanie si~ masztuomaczaloby katastrof~, w pewnym sensie nast'lpilby bowiem "koniecswiata" i powr6t do chaosu. Wedlug legendy, przytoczonej przez Spencerai Gillena, gdy kiedys maszt si~ zlamal, cale plemi~ przeZywalo chwiletrwogi. Ludnosc przez jakis czas bl'lkala si~ bezladnie tu i tam, po czymusiadla na ziemi i czekala na smierc. I Jest to makomita ilustracja potrzebynadania "kosmicznego ladu" ziemi, na ktorej przyszlo nam ryc. "Swiat"staje si~ dla Achilp6w "ich swiatem" tylko w tej rnierze, w jakiejodwzorowuje on Kosmos uladzony i uswi~cony przez Numbakul~. Niemog'l oni rye bez tej pionowej osi zapewniaj'lcej im "otwarcie" natranscendencj~, a zarazem wnozliwiaj'lcej orientacj~ w przestrzeni. Innymislowy, w "chaosie" Zyc si~ nie da. Po zerwaniu kontaktu z transcendencj'li zakloceniu systemu orientacji bytowanie w swiecie przestaje byc dlaAchilpow mo:i:liwe, totez poddaj'l si~ oni smierci. 2Nie mniej dramatyczny jest przypadek Bororow z Mato Grossow Brazylii, blyskotliwie przeanalizowany przez Oaude Levi-Straussaw Smutku tropik6w. Wioska Bororow, tradycyjnie zorganizowana naI B. Spencer i F.1. Gillen, The Aruma, London 1926, t. I, str. 388.1 M. Eliade, Le Sacre el Ie profane, Paris 1965, str. 28-36. Zob. r6wniez tegoz Religionsauslraliennes, Paris 1972, str. 60--63.13


MIRCEA ELlADEplanie przyblizonego kola wokol domu m~zczym i placu tanecznego,podzielona jest na cztery cz~Sci dwiema osiami: jedna biegnie z polnocy napoludnie, druga ze wschodu na zachoo. Podzia/y te rz¥iz'l caloksztaltemiycia spolecznego wioski, szczegolnie zas systemem pokrewienstwa i zwi'lzkowmalzenskich. Misjonarze-salezjanie, ktorzy jako pierwsi weszli w kontaktz Bororami, uznali, Ze jedynym sposobem poprawienia ich losu b¢zieprzekonanie ich, by porzucili swoje tradycyjnie zbudowane wioski i przenie­Sli si~ gdzie indziej. Ozywieni milosierdziem i dobryrpi intencjami misjonarzewmidli dla nich wid macmie - jak im si~ zdawalo - praktycmiejsz'li wygodniejsz'l, skladaj'lC'l si~ z prostok'ltnych, rownolegle ustawionychchat. Ta nowa organizacja rozbila calkowicie zlozony system socjalnyBororow, zwi'lzany tak Scisle z przestrzennym porz'ldkiem tradycyjnejwioski, ze nie mogl on juz nadal trwae po transplantacji w obce srodowisko.Jeszcze tragicmiejsze okazalo si~ to, ze odci~ci od swojej kosmologii,wpisanej w sarno rozplanowanie wioski, Bororowie - jakkolwiek wiod'lcytryb zycia niemal koczowniczy - poczuli si~ zupelnie zagubieni w swiecie.W tych warunkach kaZdy w miar~ sensowny argument salezjanow sklanialich do uJegloSci wobec tego nowego i niezrozumialego swiata. JW ostatecznym rachunku okazuje si~, Ze dla czlowieka ze spolecmosciarchaicmej sam fakt zycia w swiecie rna walor religijny, a todlatego, ze zyje on w swiecie stworzonym przez istoty nadprzyrodzone i zejego wioska lub dom jest obszarem Kosmosu. Kosmologia nie uzyskala tujeszcze wartosci i funkcji swieckich, protonaukowych. Kosmologia - czylizbior obrazow i symboli kosmologicznych, nadaj'lcych ksztalt swiatuzamieszkiwanemu - jest nie tylko systemem idei religijnych, ale rownie£pewnym sposobem zachowania religijnego.KOSMOGONlCZNY MODEL MIASTAJdli zycie w swiecie rna dla czlowieka archaicmego wartosc religijn'l, todlatego, ze jest to wynik specyficmego doswiadczenia czegos, co nazwalibysmy"przestrzeni'l uswi~con'l". W rzeczy samej, dla czlowiekareligijnego przestrzen nie jest jednorodna, pewne jej cz~sci roZni'l si~jakosciowo cd innych. Istnieje przestrzen swi~ta, a wi~ silna, znacz'lca; S'ltez inne przestrzenie, nie uswi~cone, a wi~ pozbawione struktury, formyi znaczenia. Ale nie tylko to. Tej niejednorodnosci przestrzeni czlowiekreligijny doswiadcza jako opozycji mi¢zy przestrzeni'l swi~t'l - jedynierzeczywist'l i rzeczywiScie istniej'lc'l - oraz wszelkimi innymiprzestrzeniami, skladaj'lcymi si~ z otaczaj'lcych j'l, amorficmych obszarow.Religijne doswiadczenie niejednorodnosci przestrzeni jest doswiadczeniempierwotnym, porownywalnym ze stworzeniem swiata. Przelamanie przestrzeniumoZliwia zaistnienie swiata, odslania bowiem punkt staiy, central-J Cl. Uvi-Strauss, Smulek Iropikow, Warszawa 1960; 1. Rykwert, The Idea of a Town,przedr. z Forum, Leclura Architectonica, Hilversum, b.d., slr. 41.14


SWI AT. MIASTO. DOMn4 os wszelkiej przysz!ej orientacji. Gdy w hierofanii przejawia si~ sacrum,nast~p uj e nie tylko przelamanie jednorodnej przestrzeni, lecz dochodzir6wniez do objawienia rzeczywistoSci absolutnej, kt6ra przeciwstawia si~nierzeczywistoSci rozleglych obszar6w dookolnych. Przejawienie si~ sacrumontologicznie stwarza swiat. W jednorodnej i nieskonczonej rozci4glosci,gdzie nie jest moZliwy zaden punkt odniesienia, gdzie zatem nie momaustalic zadnej 0 r i en t a cj i, hierofania ujawnia absolutny punkt sta/y-ce n trum.W tej sytuacji jest jasne, Ze odkrycie - czyli objawienie - przestrzeniswi~ t ej rna dla czlowieka religijnego wielkie znaczenie egzystencjalne. Nic niemoze si~ zacZ4c, niczego nie moma dokona c bez uprzedniej orientacji,wszeika zas orientacja implikuje obranie punktu stalego. Dlatego wlasnieczlowiek religijny zawsze staral si~ zaloZyc swoj4 siedzib~ w "centrumswiata". Jdli swiat jest miejscem, w kt6rym wypada namz y c, to musi on zostac z a I 0 z 0 ny, a przeciez zaden swiat nie moze si~narodzic w chaosie jednorodnej i wzgl~nej przestrzeni swieckiej. Odkrycieb4dz projekcja stalego punktu - centrum - rownowazne jest stworzeniuswiata. Zorientowanie i rytuaIne skonstruowanie przestrzeni swi~tej rnaznaczenie kosmogoniczne. Dzieje si~ tak dlatego, ze rytual, za pomoqkt6rego czlowiek konstruuje przestrzen swi~t4' jest skuteczny tylko 0 tyle,'0 ile odtwarza dzielo bog6w, to znaczy kosmogoni~.Dzieje Rzymu, jak i wszelkich innych rniast-panstw lub ludow, rozpoczynaj4si~ od zalozenia miasta; innyrni slowy, akt zalozeniar6wnoznaczny jest z k 0 s m 0 g 0 n i 4. Kame nowe miasto jest nowymzapocz4tkowaniem swiata. Jak uczy nas legend a 0 Romulusie, wyoraniekolistej bruzdy (sulcus primigenius) wskazuje miejsce posadowienia mur6wmiasta. Autorzy klasyczni sklonni byli wyprowadzic slowo urbs (miasto,grad) od urvum (wygi~e lemiesza) lub urvo (or~ wokolo); niektorzy inniwywodzili je od orbis (przedmiot wygi~ty, okr4g/y; swiat). Serwiusznadmienia, ze "skoro kame nowe miasto bylo zakladane za pomoq pluga,rowniei: plugiem bylo niszczone, tak, izby oba te akty jeden zawieralw sobie rytual" 4.Srodek Rzymu byl wkl~slosci4' mundus. punktem pol4czenia swiataziemskiego ze sferami nii:szymi. Juz dawno temu W.H. Roscher zinterpretowalmundus jako om/alos (p~pek swiata). Kame rniasto posiadaj4cemundus uwazano za posadowione w centrum swiata, w p~ku orbisterrarum. Ze wszech miar trafna jest rowniez propozycja, aby okreSlenieRoma quadrata rozumiec nie jako form~ kwadratow4, lecz jako podzialmiasta na cztery cz~Sci. Kosmologia rzymska opierala siy na obrazie ziemi,terra, podzielonej na cztery regiony. S• Enelda. 4. 212; per. 1. Rykwert, The Idea ...• dz. cyt., M. Eliade. Le Sacre...• dz.cyt.• str. 44. Zob. r6wniez tegoz Cenlre du montie. Temple.Maison. w: R. Bloch i in .• Le Symbolisme cosmique des monwnenlS religieux. Rome 1957. str.57-82; P. Wheatley. The City as Symbol. London 1967; tenZe. Th e Pivot of the Four Quarters:A Preliminary Inquiry into the Origins anti Character ofthe Ancient Chinese City. Chicago 1971.15


MIRCEA ELlADEPodobne koncepcje odnajdujemy wsz¢zie w swiecie neolitycznymi w Poczlitkach epoJci brlizu. W Indiach zarowno miasto, jak i swilitynia,zbudowane sli na wzor wszechswiata. Rytualy fundacyjne przedstawiajlicykJ kosmogoniczny. Kosmiczna gora Meru razem ze swoimi g10wnymibogami sytuowana jest symbolicznie w centrum miasta. Rowniez kazdaz czterech glownych bram miasta znajduje siy pod opiekli bogow.W pewnym sensie miasto i jego mieszkancy podniesieni zostajli do poziomunadludzkiego: grod upodobniony jest do gory Meru, ludzie zas stajli siy"wizerWlkarni" bogow. Nawet w pomej epoce (wiek XVIII) Dzajpurbudowano wedle tradycyjnego kanonu opisanego w Silpaiastrach 0 [kJasyczneind yjskie traktaty 0 budownictwie i innych kunsztach rykodzielniczych- przyp. tlum.].Plan metropoiii perskiej byl taki sam jak miast indyjskich, tzn. imagomundi. Zgodnie z perskli tradycjli, wszechswiat pomysiano na ksztalt kolao szesciu szprychach z wieikim otworem posrodku, niby pypkiem. Tekstytwierdzily, ze "kraj iranski" (Airyanam vaejah) jest srodkiem i sercemswiata, a wiyc najcenniejszym ze wszystkich krajow. Dlatego Sziz, rodzinnemiasto Zaratusztry, uwazano za zrOdlo wladzy krolewskiej. Tron ChosroII zbudowano w taki sposob, aby symbolizowal Wszechswiat. Zwano go"osili swiata" iub "biegunem swiata". Siedzlicy na tronie posrodkuswojego palacu krol znajdowal siy symbolicznie w centrum Uranopolis,kosmicznego miasta. 'Symbolika tego typu jeszcze jaskrawiej wystypuje w kambodzanskimAngkor:Miasto, ze swoimi murami i fosami, przedslawia Wszechswiat otoczonyzewsz:j.d lancuchami gor i mitycznymi oceanami. Znajdujllca si~ w centrumswilltynia przedslawia materialnie gor~ Meru; jej pi~c wiei to jakoby pi~cszczytow swi~tego masywu z jego tarasami, ktore przypominaj!l nast~puj!lcepo sobie swiaty. Jest ona pionem rytualnego cyrkla, jej osie poziomei pionowe wyznaczaj!l cztery strony swiata, zenit i nadir. Sanktuariapomniejsze odwzorowuj!l konstelacje i ich obroty. Glowny obrz!ldek obowi!lzujllcywiernego polega na obchodzeniu budowli wkolo, w przepisanymkierunku, dzi~ki czemu przechodzi on kolejno przez wszystkie fazy cykluslonecznego; innymi slowy, przebiega przestrzet1 podlug rytmu czasu. Swilltynia,prawdziwy chronogram, symbolizuje swi~tll kosmografirr i topografirrwszechswiala i rZ!ldzi nimi, jest bowiem tegoi: wszechswiala idealnymcentrum, punktem kierowniczym.8Ten sam model, z niewielkimi modyfikacjami, odnajdujemy w calejpoludniowo--wschodniej Azji. Syjam dzielil siy na cztery prowincje, zestoiicli w centrum i palacem krolewskim posrOOku miasta. Kraj 00­wzorowywal Wszechswiat, ten bowiem, wedle syjamskiej kosmologii, jest• Zob. Stella Kramrisch, The llindu Temp/e, Calcutta 1946, t.I, str. 14 in., 26 in., passim;por. rowniei nasze The Center of the World (ukaie si~ wkrOtce).7 Zob. wykaz i:rOdel w: M. Eliade, The Center ..., dz.cyt., rozdz. II.8 B.-Ph. Groslier, Hommes et pierres, Paris 1956, str. 30.16


SWIAT. MIASTO. DOMczworok~tem z g6r~ Meru posrodku. Bangkok nazywany jest "niebieskimmiastem krolewskim", "Miastem Bogow", itd. Krol, znajduj~c si~ w centrumswiata, jest czakrawarlinem, Kosmokratorem. Podobnie Mandalayw Birmie, zbudowane w 1857 wedle tradycyjnej kosmologii (tzn. jako imagomundl), stanowi czworok~t z palacem krolewskim w centrum. Ten samschemat kosmologiczny i t~ sam~ korelacj~ rni~zy Kosmosem, panstwem,miastem oraz palacem stwierdzamy w Chinach. Swiat stworzony zostal jakoprostok~t z Chinami posrodku; w czterech glownych jego stronach znajdowalysi~ cztery morza, cztery swi~te gory i cztery ludy barbarzyilskie.Miasto budowano w formie czworok~ta z trzema bramami na kaZdym bokui palacem posrodku; byl on odpowiednikiem gwiazdy polarnej. Z tegocentrum doskonaly wladca moZe oddzialywae na caly wszechswiat. 9DOM W CENTRUM SWIATABI~dem byloby mniemae, ze ta kosmologiczna symbolika ograniczala si~do palacow, swi~tyn i miast krolewskich, i Ze wymienione symbole bylyzrozumiale jedynie dla uczonych teologow, bogatych i pot~mych wladcowtudzie:i zarz~dcow i arystokratow. Z oczywistych powodow wspornnialemtylko 0 niektorych z najslynniejszych zespolow architektonicznych; w is­·tocie t~ kosmologiczn~ symbolik~ odnajdujemy w kazdym domu, chacieczy namiocie spolecznoSci tradycyjnych, chocby najbardziej archaicznychi "prymitywnych".W rzeczywistoSci zwykle nie da si~ mowic 0 domu, nie wspominaj~co miescie, sanktuarium b~dz swiecie. Nader cz~sto wszystko to, co momapowiedziee 0 domu, odnosi si~ rowniez do wsi lub miasta. RozlicznerCwnowaznosci istniej~ce mi~zy Kosmosem, krajem, rniastem, swi~tyni~,domem, chat~ - uwydatniaj~ t~ sam~ fundamenta\n~ symbolik~: kazdez tych przedstawien wyraza egzystencjalne doswiadczenie b y ci a wsw i e­c ie, a dokladniej - fakt znajdowania si~ w swiccie zorganizowanymi znacz~cym, bo stworzonym przez istoty nadprzyrodzone. Ten sam zespolsymboli kosmologicznych, formulowanych w kategoriach przestrzennych,architektonicznych, ksztaituje dom, miasto i Kosmos. Zeby zrozumieesymbolik~ domu u Dajakow, trzeba poznac ich mit kosmogonicznymowi~cy, ze swiat zrodzil si~ z walki dwu przeciwnych zasad - Mahatali,najwYZszego bostwa, i w~za wod pierwotnych. Chodzi 0 to, ze caly domjest replik~ pierwszego wzorcowego domostwa: wzniesiono go symboliczniena grzbiecie wodnego w~za, jego dach przedstawia pierwotn~ gor~, naktorej tronuje Mahatala, parasol zas symbolizuje drzewo iycia. Podobniedualizm kosmologiczny, cechuj~cy indonezyjsk~ religi~, kultur~ i spoleczenstwo,widac jasno w strukturze kaZdego domu z jego podzialem nauswi~one rytualnie cz~sci "m~sk~" i "zensk~" . 10• Por. M. Eliade. The Center .... dz.cyl.• rozdz. II. 10 M. Eliade. La NOslalgie... . dz.cyt.• SIr. 159 i D .• 307 i D. 17


MIRCEA ELlADERowniez tradycyjny dom chinski uksztaltowany jest przez symbolik\!kosmiczn'l. Otwor w dachu, zwany "olmem niebios", zapewnia pol'lCzeniez niebem. Tak sarno nazywali Chinczycy otwor w szczycie jurty mongolskiej.Termin "olmo niebios" oznacza rowniei po chinsku "komin". CZySci'ljurty mongolskiej jest centralnie osadzony slup wychodz'lcy przez tenotwor; utozsamia siy on symbolicznie z "fLiarem swiata", tzn. z axis mundi.W wielu regionach swiata ty axis mundi wyobraza konkretnie b'ldz to slupcentralny, podtrzyrnuj'lcy dom, b'ldz tei osobno stoj'lce podpory zwane"filarami swiata". Inaczej mowi'lc symbolik y kosmiczn'l odnajdujemyw samej strukturze kazdego domu. Dom jest imagomundi. Skoro niebo pojmowano na ksztalt wielkiego namiotu, podpartegocentralnie umieszczonym fLiarem, slup namiotowy b'ldi belky podpieraj'lc'ldom kojarzono z filarami swiata i stosownie do tego nazywano. 11Podobne wyobrazenia spotykane S'l nagminnie wsrOd licznych plemionIndian polnocnoamerykanskich, szczegolnie zas u Algonkinow i Siuksow.Ich swiyte miejsce odosobnienia, gdzie urz'ldzaj'l inicjacje, przedstawiaWszechswiat. Dach symbolizuje sklepienie nieba, podloga - ziemiy, czterySciany - cztery glowne strony przestrzeni kosmicznej. Rytualnym konstruowaniemprzestrzeni swiytej rZ'ldzi trojaka symbolika: czworo drzwi,czworo okien i cztery kolory oznaczaj'l cztery gl6wne kierunki. Strukturaswiytego odosobnienia odtwarza zatem kosmogoniy, gdyz wyobraia swiat.Dodajmy, ze wspolzalemosc miydzy Kosmosem a czasem kosmicznym("kolowym") odczuwana jest tak silnie, iz w licznych narzeczach indianskichslowo "swiat" oznacza zarazem "rok". Na przyklad niektore plemionaz Kalifomii mowi'l "swiat przeszedl" albo "ziemia przeszla" w sensie""uplyn'll rok". Dakotowie powiadaj'l: "Rok to okr'lg wok61 swiata", tzn.kr'lg zakreslony wokol swiytego miejsca odosobnienia. 12Moze najbardziej pouczaj'lcego przykladu symboliki domu dostarczaIud Fali z polnocnego Kamerunu. Ich dom, wizerunek Wszechswiata,a zatem i mikrokosmosu reprezentowanego przez czJowieka, odbijajednoczeSnie wszystkie fazy mitu kosmogonicznego. Oznacza to, ie domten nie jest konstrukcj'l statyczn'l, lecz ie obdarzony jest " ruchem "odpowiadajCicym poszczeg6lnym etapom procesu kosmicznego. Zorientowanierozmaitych czysci domostwa (filar centralny, sciany, dach), jak tezrozmieszczenie narzydzi i przedmiot6w gospodarstwa zwi'lzane S'l z cyrkulacj'lmieszkancow i miejscem, jakie zajmuj'l oni w domu. Innymi slowy,czlonkowie rodziny zmieniaj'l miejsce w obrybie domu w zaleznosci odporu roku, pory dnia i rozmaitych zmian w ich sytuacji rodzinnej bCldzspolecznej.13II TenZe • ..Briser Ie toil de la maison": Symbolisme architectonique et physiologie subtile. w:Studies in Mysticism and Religion, Presented to Gershom G. Schol£m, pod red. E.E. Urbacha, R.Zwi Werblowsky'ego j C. Wirszubskiego. Jerusalem 1967. str. 131-139.12 TenZe. Le Sacre .... dz.cyt., str. 42, 63-M.Il Zob. J.- P. Lebeuf. L'Jlabitation des Fali monlagnardr du Cameroun septentrional. Paris1961. slr. 457 in.18


SWIAT. MIASTO. DOMWystarczaj'lCO dlugo rozwodzilem si~ nad religijnym sensem domostwaludzkiego, zeby pewne wnioski nie nasuwaly si~ same. Podobnie jak miastolub sanktuarium, dom jako calosc - lub tez jego poszczeg6lne cz~sci- uswi~ony jest przez symbolik~ b'ldz rytual kosmologiczny. Totez faktosiedlenia si~ gdziekolwiek b'ldz, czy to b~zie chodzic 0 zalozenie wsi, czytez 0 zbudowanie dorou, oznacza decyzj~ bardzo powam'l, zale:iy od niejbowiem sama egzystencja czlowieka. Krotko mowi'lc, idzie 0 to, zeczlowiek musi stworzyc sobie wlasny swiat i przyj'lc zadanie podtrzymywaniago oraz odnowy. Nie zmienia si~ lekkomyslnie siedziby, bo przeciez niejest rzecz'l latw'l zmienic swiat na inny. Dom nie jest przedmiotem,"maszyn'l do mieszkania"; jest on wszechswiatem, kt6ry czlowieksobie buduje nasladuj'lc wzorcowe dzielo bogow- k 0 s m 0 g 0 n i~. Budowanie i zasiedlenie kazdej siedziby zawsze poniek'ldrownoznaczne jest z pocZlltkiem, z nowym :iyciem, wszelki zaSpocz'ltek odtwarza ow pierwotny pocZ'ltek, kiedy ponad swiatem po razpierwszy rozblyslo swiatlo. Nawet obecnie, w naszych wysoce zdesakraJizowanychspolecznosciach, radosne uroczystoSci i zabawy towarzysz'lcewprowadzaniu si~ do nowego mieszkania zachowuj'l jeszcze wspomnienieowej pierwotnej, zywiolowej radosci, wi'lz'lcej si~ z incipit vita nova.IZRAEL - ZlEMIA SWI~TANie s'ldz~, abysmy mogIi skwitowac gestem lekcewazenia wszystkie tewierzenia i praktyki pod pretekstem, ze na1eZ'l one do przeszloSci i niedotycz'l czlowieka wsp6lczesnego. Naukowe pojmowanie przestrzeni kosmicznej- nieskonczonej i pozbawionej centrum - nie rna nic wspolnegoz egzystencjalnym doswiadczeniem bytowania w swiecie znajomym i znacz'lcym.Nawet narOO tak mocno ukierunkowany historycznie jakZydzi nie moglby si~ obejsc bez jakichS kosmologicznych ram podobnychdo niekt6rych sposrOO wzmiankowanych przeze mnie schematow. RowniezZydzi wierz'l, Ze Izrael usytuowany jest w centrum swiata i ze kamienw~gielny swi'ltyni jerozolimskiej stanowi tegoz swjata fundament. Skala,na ktorej wznosi si~ Jerozolima, pogr'lzona jest gl~boko w wody podziemne(tehom). Swi'ltynia znajduje si~ dokladnie ponad tehom, b~d'lcymhebrajskim odpowiednikiem babilonskiego apsu - pierwotnych woo sprzedStworzenia. Apsu i lehom symbolizuj'l akwatyczny chaos, amorficznyaspekt substancji kosmicznej, jednoczdnie zas swiat smierci, wszystkiego,co poprzedza :iycie i nast~puje po nim. Dlatego skala jerozolimskastanowi punkt przeci~cia i kontaktu pomi~zy ziemi'l a swiatemniZszym. Ponadto ow obraz wertykalny rna swoj odpowiednik w przestrzenihoryzontalnej, w tym sensie, ze regiony niZsze moma kojarzycz nieznanymi obszarami pustynnymi, jakie otaczaj'l terytorium zamieszkane.Tak wi~c swiat podziemny, na ktorym mocno os.adzony jest Kosmos,19


MIRCEA ELlADEodpowiada chaosowi rozci~gaj~cernu si~ poza obr~bem miasta. 14 Jerozolirnajest przeto... miejscem ziemskim najbliZszym nieba, gdyi w plaszczyinie poziomejstanowi dokladny Srodek swiata geograficznego, w pionowej zaS m ajduje si\;dokladnie na p%wie drogi mi\;dzy swiat em wyiszym i niiszym, w miejscu,gdzie oba one zbliiaj~ si~ najbardziej do nask6rka ziemi, jako ie niebowmosi si~ tylko 0 dwa lub osiemnascie tysi~ey lokci od ziemi, dokladnieponad Jerozolim~, wody zaS tehom le4 jedynie tysi~e lokei pod 8will tyni ~.W¢r6wka w g6r~, do Jerozolimy, oznacza dla Zyda wzniesienie si\; dosamego tygla stworzenia, matryey wszystkiego, co istnieje, osrodka i zasadyrzeezywistosci, miejsca blogoslawionego par excellence. 15Oto dlaczego - jak to ujmuje Rabbi Nachman z Braclawia 10 Izrael jest"prawdziwym osrodkiern duszy zycia, a wi~ i odnowienia swiata ...:iroolern radosci, doskonalej m~drosci ... czyst~ i zbawcz~ moq ziemi" 17.Zyciodajna moc Ziemi i Swi~tyni wyrazana jest na wiele sposob6w;rabinowie cz~sto nawet jakby przeScigaj~ w hiperbolach. W podobnymsensie jeden z tekstow rabinicznych stwierdza, Ze "wraz ze zburzeniemSwi~tyni laska opuScila swiat". Historyk religij Jonathan Z. Smith takinterpretuje tradycj~ rabin iczn~:Swi~tynia i jej rytuaJ pelni~ funkej~ filar6w kosmiemyeh lub »swi~tegosrupa« podtrzymuj~go swiat. Jesli w sluibie swilltynnej nast\1Juje przerwalub jakies zakl6cenie, jesli popelniony zostaje blllrl, w6wczas cierpi na tymr6wniei swiat, laska, plodnosc - w istocie calosc stworzenia wyplywajllea ze8rodka. Podobnie jak w przypadku swi~tego slupa u Aehilp6w (oo.) naruszenie8rodka i jego moey omaeza zerwanie wi~zi mi¢zy rzeczywistoScilla swiatem - wi~zi ukonstytuowanej przez Ziemi~ 8wi~t~ . Przerwanie tegostosunku more przybrac form~ bl¢u lub wygnania, ale zawsze jest kosmieznilkatastrofll. 18WspolczeSni pisarze i erudyci i:ydowscy, sk


SWIAT, MIASTO, DOMczenie." 20 Wprawdzie obrazowymi wyraZeniami "Bog bez Swi'!tyni","obecnosc wygnanego Boga" postugiwal si~ juz Rabbi Akiba w I w., jestjednak czyms wysoce znarniennym, Ze S,! one tak cz~sto spotykane rowniezobecnie. lonathan Eibschiitz, talmudysta z XVIII w., pisal: "Skoro niernamy juz leruzalern, to po co narn zycie? To pewne, ze z iycia zst,!pilisrnyw srnierc. Prawd,! jest tez cos odwrotnego. Gdy Pan wyprowadzi Syjonz niewoli, na powrot ze smierci wst,!pirny w iycie." 21 lest rzecZl!uderzaj,!c,!, ze'" nawet u syjonistow tzw. laickich, u ateuszow, przekonanych marksistow,zaloZycieli pierwszych kibucow, pod wplywem idei »zierni i pracy«, ktorezast~powaly im religite obserwujemy powrot do dawnego jtezyka ewokujllcegoodzyskany Srodek, iycie karrnillce site sokami ziemi. Na przyklad A.D.Gordon, uwaiany powszechnle za przywooc,. wspoinot swieckich z poczlltkuXX w:, opisuje swoje przei~cia jtezykiem pclnym barwnych obrazow - drzewkosmicznych, J>tePkow zieffil itd. Pisze on: »Chcemy po prostu iycia, ni mniej,ni witecej, wlasnego naszego iycia czerpillcego z iywotnych irooel na polachi pod niebem naszej Ojczyzny ... Przybywamy do Ojczyzny, aieby na powrotwkorzenic site w ziernite naszll rodzinnll, z ktorej nas wyrwano ... Obowillzkiemnaszym jest wszystkie sily poswitecic tej glownej sprawie ... W Palestynieusilujemy osiedlic stworwny na nowo nared iydowski.« 22RELIGIE KOSMICZNE A WlERZENlA BIBLIJNENietrudno byloby rnnozyc cytaty i przytaczac liczne podobne przykladyz innych wspolczesnych kultur. Polozylern akcent na i:ydowskiej symboJicekosrnologicznej, poniewaz na ogol jest ona rnniej znana. 23 W rzeczy samej,judaizm oraz - w pewnej rnierze - chrzeScij anstwo uwazane sl! powszechnieza religie niernal calkowicie his tor yc z n e, tzn. chronologicznie ukierunkowane.Ziernia Izraela, z lerozolirn,! i Swi'!tyni'! po.srodku, jest ziernil!swi~t'!, gdyz jej historia, na ktor,! sklada si~ dlugi cil!g nadnaturalnychwydarzen urzeczywistnionych przez lahwe dla dobra swojego ludu, sarnajest swi~ta. To jednak odnosi si ~ rowniez do wielu innych religii, zarownopierwotnych, jak orientalnych. Dla ludow Aranda, Dajakow, Bororo ichziernia jest swi~ta, poniewaz stworzona zostala i urz


MIRCEA ELlADEdoswiadczenie przestrzeni swiytej - dorou, miasta, Icraju - nadal pozostajewazne dla wspolczesnego, zdwiecczonego czlowieka. Jak wiemy, czlowieknigdy nie zyl w przestrzeni izotropowej w rozumieniu matematykowi fizykow, tzn. posiadaj'lcej te same wlasciwoSci we wszystkich kierunkach.Przestrzen, jakiej doswiadcza czlowiek, jest z 0 r i e n tow a n a, a wiycanizotropowa, bo kazdy jej wymiar i kazdy kierunek rna swoj'l specyficzn'lwartosc. Tak zatem "gora" osi pionowej nie rna tej samej wartosci co"dol", podobnie jak mog'l siy roznic lewa i prawa strona wzdluz osipoziomej. Problem polega na tym, czy doswiadczenie przestrzeni zorientowanej,a taki:e inne podobne doswiadczenie przestrzeni swiadomiei celowo konstruowanej (na przylclad rozmaite przestrzenie w sztucei architekturze), maj'l cos wspolnego z przestrzeni'l swiyt'l hominis religiosi.Jest to pytanie z pewnosci'l trudne. K to potrafi na nie odpowiedziee?Z pewnosci'l nie ten, komu umyka znaczenie przestrzeni swiytej i ktozupehtie nie bierze pod uwagy kosmicznej symboliki tradycyjnej siedzibymieszkalnej . Niestety, tak dzieje siy najczysciej.N a zakonczenie chcialbym przypornniec 0 slynnym procesie po pierwszejwystawie Brancusiego w nowojorskim Armory Show. Otoz urzOld celny, niezgodziwszy siy z twierdzeniem, i:e pewne rZeZby Bnincusiego (miydzyinnymi Panna Pogany i Muza) to istotnie dziela sztuki, obci'lzyl je bardzowysokimi oplataroi, jak zwykle bloki marmuru. Nie osOldzajmy jednak zbytsurowo nowojorskich celnikow, skoro podczas procesu w nastypstwie tegooclenia dziel Bnincusiego jed en ze znakomitych amerykanskich krytykowsztuki stwierdzil, ze Panna Pogany i Muza to tylko bryly polerowanegomannuru!W roku 1913 sztuka Brancusiego byia czyms tak nowym, ze nawetspecjaliSci nie potraftli nic w niej z 0 b a c z y C. N atomiast kosmicznasymbolika przestrzeni jest tak odwieczna i swojska, ze wielu ludzi dot'ld niepotrafiio jej zauwai:yc.Mircea EliadeHum. lreneusz KaniaPrelekcja wygloszona na Loyda University, Chicago 1970. Tekst opublikowany jakorozdzial II tomu esej6w Mircea EJiadego pt. Okullyzm, czasy, mody kulluralne, kt6ryukaie sit< nakladem Oficyny Literackiej w Krakowie w 1992 r.22


JEAN HANISYMBOLIKA SWIATYNI CH RZESCIJANSKI EJ DZWONNICA I LABJRYNTStudiwn Jeana Hani analizuje symboliczne znaczenk zarowno swiqtynijako calosci. jak i poszczeg61nych jej cz~sci. Autor proponuje CzytelnikowiprzeSledzenk drogi wiernego, ktory przechodzi od sfery profanum at domieszkania Boga. Pisze: "Pozdrowiwszy dzwonnic~. z kt6rq jest w najwi~kszejzatylosci, jako te jej glos wzywa go do modlitwy kilka razy dziennie,wkmy mija kolejno bram~, kropklnic~, przy kt6rej si~ tegna, naw~, ktora gokieruje w stro~ oltarza - tam jest srodek i koniec kosciola." Z tej drogiwybkramy dwa elementy: dzwonnic~ i Iabirynt.1. DZWONNlCA I DZWONDzwonnica, ktorej znaczenie jakby narastalo w miar~ uplywu wiekow,nie jest pierwotnym elementem architektury chrzescijanskiej. W najstarszychznanych kOSciolach dzwonnicy nie bylo. Wiei:e, ktore widzimyw kosciele w Rawennie i w kosciolach Syrii, nie byly przeznaczone dozawieszenia na nich dzwonow, ale do czego mialy sluzye - nie wiemy.Poiniej dopiero upowszechnil si~ zwyczaj konstruowania dzwonnic i zawieszaniana nich dzwonow.Autorzy sredniowieczni rozwijajll symbolik~ dzwonnicy na dwa sposoby.Jedni, reprezentuj~cy najstarsze pogl~dy (pasterz Hermasa, Metiton) widz~w dzwonnicy obraz Matki Boskiej i KoSciola, nazywanych cz~sto zaPieSniq nad piesniami Wiez~ Dawidow~; inni - i takie stanowisko jestnajcz~stsze - przypisuj~ dzwonom znaczenie "moralizuj~ce" i przenosz~ich sens na dzwonni~, ale jedni i drudzy lubi~ porownywae j~ dokaznodzieJow i pralat6w napominaj~cych i pouczaj~cych ludzi. Ponadtomoma przdledzie nuz~ce wywody 0 symbolice malo znacz~cyc'1 detaliu Honoriusza z Autun czy Duranda de Mende, ktore mog~ bye waznejedynie dla historykow idei.ezy nalezy jednak odrzucac to, co ujawnia symb~lika dzwonnicy? Z cal~pewnosci~ nie. To, Ze wieza nie slui:yla pierwotnie dzwonom, wydaje si~wazne, poniewaz pozwoli nam odeprzee natychrniast zarzuty obroncow23


JEAN HANIkoncepcji "uiytkowej". Do odrzucenia jest rowniez teza utrzymuj~ca, i:epierwotnie wieze pelnily wyl~cznie funkcje "dekoracyjne". Talde wyjasnienie,cz~to wysuwane w zwi~zku z wygl~dern naszych dawnych rnonurnentowreligijnych, jawi si~ jako ostatni bastion ignorancji i jako takie niejest do przyj~cia dla kogokolwiek, kto rna chocby prowizoryczne rozeznaniew prawdziwej wymowie sztuld sakraLnej tradycyjnej, gdzie nie rnarniejsca dla fantazji i sqdow bezpodstawnych. Ci, ktorzy twierdz~ inaczej,nie tylko rnylq si~ sami, ale jeszcze imputuj~ dawnym artystorn swojewlasne, wspolczesne koncepcje sztuki i artysty.Wydaje si~, ze najbardziej interesuj~ce s~ te wyjasnienia znaczeniadzwonnicy, ktore polegaj~ na I~czeniu jej symboliki z symbolik~ kosrniczn~swi~tyni. Forma dzwonnicy powtarza schemat samej swi~tyni: kopulawzniesiona na szdcianie, kopula rnog~ca przybrac ksztalt "piramidy",szescio- lub osmioScianu, ktora jest form~ przejSciow~ od kuli doszdcianu. To, co zostalo powiedziane na temat symboliki swi~tyni,zachowuje w duzym stopniu warnosc przy symbolice dzwonnicy.Morna jednak dodac, i:e wieza jako taka jest symbolem specjalnym,symbolem wznoszenia si~ . Wieia z piramid~ i igliq, ktora j~ zwiencza,strzela w niebo i jest obrazem gory, Gory Kosmicznej. W niektorychtradycjach religijnych gora sluiyla jako model dla swi~tyn: piramidyegipskie, sumeryjski ziggourat, a takie budowle Indii 54 swi~tyniami-gorami,zatern pewne podobienstwo mi~dzy tymi budowlami a naszymidzwonnicarni jest prawdopodobne.SpecjaLna uwaga nalezy si~ wiei:orn blizniaczym, budowanym na Zachodziew naszych wielkich katedrach na zachodniej fasadzie. Wydaje si~,'ze s~ one zwi~zane z symbolik~ solarn~, co jest wlasciwe wszystkimbudowlorn orientowanym, zatern bylyby one wspomnieniem kolumnsolarnych, przekazanym cechom budowniczych, bylyby ostatnim awatarempryrnitywnych indeksow przeznaczonych do praktycznego okreslaniastrefy, w ktorej przemieszcza si~ punkt wschodu slonca na wschodzie.Strefa ta jest rozumiana jako minimum zimy i maksimum lata. Wyznaczasi~ dwa punkty krancowe za pornoc~ dwu "swiadk6w", czyli slup6wokrdlaj~cych odpowiednio dwa punkty "przesilenia" usytuowane napolnoc i na poludnie albo, jesli kto woli, na prawo lub lewo od osirownonocy. Ta ostatnia bywala czasami oznaczona betylern. Niektoremenhiry w uszeregowaniu bretonskirn i angielskim graly t~ wlasnie rol~.Tak sarno jak obeliski i dwa pylony usytuowane przy wejsciu do swi~tynegipskich (analogia pylonow do naszych wiez blizniaczych jest 0 tylebardziej uderzaj~ca, ze jedne i drugie Sq inkorporowane w budowl ~swiqtyni), dwie kolumny spizowe w swiqtyni Salornona, dwie kolumny nafasadzie prymitywnych swiqtyn greckich. Nast~pnie, kiedy polqczy si ~w pewnych wypadkach dwie kolurnny poprzecznq belkq, tworzy si~ /uktryumfalny, ktory byl najpierw "brarnq sIOl1ca". Takie znaczenie bylopMniej podkrdlane rzezbq wozu Apolla sytuowanq nad lukiern.24


SYMBOLIKA SWIATYNI CHRZESCIJANSKIEJ* * * Pami~tamy pi~kne stronice Geniuszu chrzeScijanstwa, na ktorych Chateaubriandanalizuje "poezj~ dzwonow": "IUedy ze spiewem slowikow w czasieZniw 0 wschodzie jutrzenki dochodzi nas z wioski glos dzwoneczkow,powiadaj,!, i.e to aniol miwa aby budzic rolnikow, gra na jakims instrumen­. cie rydowskim histori~ Sefory alba Noemi ..." Tym poetyckim przekazem nienalei}' gardzic: dzwony dzwoni,! na codzienne modlitwy, w waZnychmomentach naszego rycia - dla nowo narodzonego, poslubionych i zmar­Iych. Dzwony S'! jakby glosem napelnionym naszymi radoSciami i smutkamii dlatego "maj,! w naszych sercach dui:o sympatii". Ale w dawnych czasach,kiedy zmysl religijny nie byl jeszcze zdezintegrowany, dzwony rodzityw naszych d uszach cos wi~cej, nie tylko nastroje. JeSli chcemy wiedziee, jakiejest znaczenie dzwonow w autentycznej perspektywie religijnej, wystarczyzapoznac si~ z rytualem ich poswi~ia, ktory w stylu najzupelniej biblijnymrozwija istotne tematy ich tradycyjnej symboliki.To, co uderza przede wszystkim, to sakralny charakter nadawanydzwonom. Ich chrzest, taki sam jak chrzest dziecka i poswi~cenie kosciola,wl'!cza je do sacrum i upodabnia do neofity. Rytual obejmuje oczyszczeniewod,! egzorcyzmujllC'! i swiQCOnll, oczyszczenie kadzidlem, ktore spala si~pod dzwonem, namaszczenie olejem, wreszcie nadanie imienia i obleczenie'W bialll szat~.SwietnoSci tego rytualu nie daloby si~ wytlumaczyc, gdyby dzwon bylprzedmiotem czysto uzytkowym, przeznaczonym wylllcznie do zwotywaniawiernych do kosciola. Ma on zatem bardzo wyrazisty sakralny charakter,co zrozumiemy lepiej, jdli go umieScimy w kategoriach, do ktorych nalezy,a wi~ religijnych - "sakralnych dzwi~kow".DZwi~k wydawany przez instrumenty metal owe, a w szczegolnoscizrobione z br'!zu, sluzy wsz~zie do sygnalizowania obecnosci sacrum, cospotykamy u wielu plemion afrykanskich. "Prorocy" i kaplanki u Bangorownoszll skorzany ubior wykonczony dzwonkowatymi fr~zlami;kaplani plemienia Akamba noszll podobny stroj ceremonialny. Ten faktnalezy l'!czyc z przepisami danymi w Ksi~ze Wyjscia (28, 31 in.),odnosz'!cymi si~ do plaszcza kaplana: plaszcz ten mial u dolu fr~z1egranatu i zlote dzwoneczki, na przemian. IUedy kaplan wchodzil doswi~tego swi~tych, powinien dac si~ slyszec dZwi~k dzwoneczkow. Hinduscyasceci anonsujll swoje nadejscie dzwoneczkami lub ielaznll kolatkll.Dzwi~k tych instrumentow nie ogranicza si~ wyl,!cznie do sygnalizowaniaobecnoSci sacrum, on je tworzy i w ten sposob odgrywa waZn,! rol~w egzorcyzmach. U Hindusow wcillz jeszcze uderza si~ w miedzianemozdzierze, aby wyp~zac demony (asuras) z domow i swilltyn. W wieluregionach Afryki z tych samych powodow potrzllsa si~ dzwonkamiw momencie narodzin i zgonow. Na Borneo uzywa si~ gongow pogrzebowych,ktorych dzwonienie podobne jest bardzo do naszego podzwonnego.Ale jeszcze bardziej interesuj,!ce S,! - zaraz zobaczymy,25


JEAN HANIdlaczego - zwyczaje Grek6w i Rzymian, kt6rych relikty wci:rl SOl obecne weFrancji. U tych narodowosci br4z, jak dla nas dzwon, mial wlasciwoscioczyszczaj4ce i magiczne (apolropaique), a sluZyI r6wniez do egzorcyzm6w.ApoUodor uczy nas, ze uiywano go "do wszelkich oczyszczen i konsekracji".Uderzano w instrumenty bqzowe w czas zaloby po wybitnychosobistoSciach, w momencie zacmienia slonca dla odstraszenia zjaw,a w szczeg6lnosci podczas majowego swi~ta ku czci zmarlych - muries,w rytuale inicjacyjnyrn, nazywanyrn rhronismos, kiedy tanczono wok61neofity nasladuj4c kuretow tancz4cych wokol noworodka Zeusa.Studium rytualu poswi~nia dzwonow ujawnia koncepcj~ analogiczn4do roli br4zu sakralnego, ktory powinien, z jednej strony, wzywacblogoslawienstwo Boze, odp~zac demony od swi4tyni i miejsc zamieszkania,oddalac w szczegolnoSci burze i wichury: "Niech ten dzwon- mowi4 slowa modlitwy - podobny do liry Dawidowej, przyzywa DuchaSw. lagodnoSci4 swej harmonii ... Niech, kiedy jego glos wznosi si~ donieba, kosciol zostaje pod opiek4 Aniolow ..." Prosi si~ po wielekroc:"Niech glos tego dzwonu ... odepchnie sidla Nieprzyjaciela z jego oszukanczymizasadzkami, niech odepchnie grad, piorun, grzmoty, wichur~i wszelkie k1~ski", "Niech przelamie pot~gi powietrza. Niech drz4 te pot~gi,slysz4c jego gios, niech uciekaj4 przed znakiem, jaki wyrylismy na tyrndzwonie." W szczegolnosci dzwon pogrzebowy mial oddalac zle duchy odzmarlego.Dodajmy, iz na dzwonach odlewa si~ cz~sto formuly zakl~c przeciwkopiorunom i burzom albo inwokacje jak Ave Maria lub Rex gloriae, venicum pace. Wyraza si~ w tym przekonanie, ze dzwon przekazuje w zasi~gu 'swego glosu formul~, ktora wypeinia, oczyszcza i sakralizuje powietrzei przestrzen wskutek wlasnosci sakralnego tekstu. Z tego punktu widzeniadzwon gra w naszej kulturze rol~ analogiczn4 do tybetanskiego mlynkamodlitewnego. Przedmioty te i ich funkcje SOl malo znane na Zachodziei z tej racji niewlaSciwie przedstawiane. Mlynek, 0 ktoryrn mowa, jest tokolo zawieraj4ce zwoj pergaminowy pokryty tekstami modlitw. Mlynkitakie znajduj4 si~ na kazdyrn rogu ulicy, przechodnie obracaj4je po to, abyw zasi~gu ich glosu uswi~cic przestrzen.'•••Od wieku X na szczycie dzwonnicy umieszcza si~ koguta. Byl taki kogutna bazylice lateranskiej za papieza Paschalisa II (XI w.) Chodzi tu zapewneo stary chrzeScijanski symbol zwi 4zany z zaparciem si~ sw. Piotra, alerowniez 0 zespol symboli korespond uj4cych doskonale z syrnbolik4dzwonu. Kogut jest w rzeczywistosci ptakiem solarnyrn. Zajmowal waznemiejsce w religii iranskiej (mazdaizm), gdzie byl poswi~cony samemuAhura-Mazdzie, bogu swiat/a. Po przej~iu przez pitagorejczykow jegokult zostal upowszechniony w Rzyrnie, a w Grecji zostal inkorporowany26


SYMBOLIKA $WIATYNI CHRZE$CIJANSKIEJdo tradycji chrzeScijanskiej: nie moglibysmy inaczej wytlumaczyc jegoobecnosci w literaturze pierwszych wiekow naszej ery i sredniowiecza,a w kaidym razie Ewangelia nie dalaby do tego podstaw. Wyjasnieniasymbolu koguta probowali dokonac jui sami Persowie. Wedlug nich kogutmial wstrz4Sac leniwymi i wzywac ich do porannej modlitwy, jak rownieiodp\XIzac zle duchy, bo zapowiadal swiatlo sloneczne, ktore rozpraszanocne larwy - negotiam perambulans in tenebris.Kogut stal si~ nawet obrazem samego Chrystusa: sw. Ambroiy nazywaJezusa: gallus mysticus, poniewai jako zwyci~zca ciemnosci i pieklazmartwychwstal ranD i wezwal nas do uczynkow swiat/osci. KonstytucjeApostolskie wzywajll rowniei chrzeScijan do modlitwy ,,0 pianiu koguta",ktory wzywa do uczynkow swiat/oSci. W hymnie Aeterne rerum condi/or(Laudes) sw. Ambroiy znajduje ponadto pi~kne poetyckie akcenty dlauswietnienia roli koguta: "Oto pianie herolda dnia, strainika gl~bokiejnocy... Na jego glos poranne gwiazdy rozpraszajll ciemnoSci nieba i calychor gwiazd porzuca swe drogi ... Kogut budzi tych, co odpoczywajll,i spiochow, oskarZa niewiernych. Z pianiem koguta wraca nadzieja, chorzyodzyskujll zdrowie, zlodziej chowa swoj noi, do serc grzesznikow wracawiara."Najbardziej instruktywny jest hymn Do Przezornosci (Cathemerinon 1,1),gdzie wyraia si~ expressis verbis wiar~ w moc egzorcystycznll tego ptaka:"Bllldzllce demony, ktore chowajll si~ w ciemnosciach nocy, uciekajll nawszystkie strony przeraione pianiem koguta: bo swiatlo zbawienia, swiatloBoskoSci, ktore nadchodzi, a ktorego oni nienawidzll, rozdziera ciemnoscii zm usza do ucieczki slepe narz\XIzia nocy."Owa mistyka koguta symbolizujllca czuwanie duszy oczekujllcej nadejsciaDucha, duchowego slonca, powtarza si~ przez cale sredniowiecze,spotykamy jll u Rabana Maura, Honoriusza z Autun, Hugona od sw.Wiktora i Duranda de Mende. Jak widac, kogut umocowany na dzwonnicyjest zupelnie na swoim miejscu. Ptak solamy siedzllCY na wieiy solamej jakna straznicy oczekuje wzejscia gwiazdy dziennej, a kiedy ta si~ pojawia,jego glos wtoruje glosom porannym dzwonow, przep\XIza nocne demony,zapowiadajllc wiecznll rezurekcj~ SIOI1ca SprawiedliwoSci.II . LABIRYNTProblem labiryntow, przedstawianych na posadzce niektorych kosciolow,moze wydawac si~ na pierwszy rzut oka nieistotny i niepotrzebniezaprzlltajllcy uwag~ badacza, ktory pragnie przedstawic sprawy najbardziejistotne. Jdli tu jednak 0 labiryncie b~dziemy mowic, to nie dlatego, iebyzaspokoic zwyklll ciekawosc zwiedzajllcych nasze dawne budowle religijne,lecz po to, by ukazawszy ich natur~ i przeznaczenie rzucic nowe swiatlo naswilltyni~ jako takll.27


JEAN HANI•••Zwyczaj formowania labirynt6w byl - przynajrnniej w niekt6rychkrajach - bardzo rozpowszechniony. We Francji zachowaly si~ labiryntyw Sain t-Quentin, Amiens, Bayeux, Poi tiers, Guicamp. Kiedys bylo ichduio wi ~j, ale zagin~ly , jak na przyklad w Arras, Auxerre, Reims i Sens.Moina je ponadto spotkac w Anglii, w Niemczech, we Wloszech (pavia,Piacenza, Cremona, Lucca). Ich pocz'!:t1ci si~gaj,!: dale1ciej przeszloSci,o czym swiadcz,!: pozostaloSci antycznej bazyli1ci chrzdcijans1ciej w Orleanville(Castellum Tingitanum). Ich zwi,!:zek, przynajmniej "literac1ci", zeslynnym labiryntem kretens1cim jest pewny, bo poswiadczony inskrypcjamii obrazowymi przedstawieniami, co zaraz zobaczymy. Czy jednak naleiyiSIS dalej w tym 1cierunku i tam szukac pocz'!:tk6w naszego labiryntu,uwzgJ~niwszy sugestie Evansa, jakoby "bazylikalny" typ budowli moglpowstac na Krecie? To nie wychodzi poza sfer~ przypuszczen. Pragniemynatomiast zwr6cic uwag~ na badania Autrana dotycz'!:ce geograficznegorozkladu labiryntow w kosciolach europejs1cich, ktory - jego zdaniem- pokrywa si~ z geografi'!: megalit6w. Sk,!:din,!:d znaleziono labiryntwyrzezany na kamieniach megalitycznych i moina ta1ci ogJ'!:dat w MuzeumDublina. Hipotezy 0 przekazaniu nam labiryntu przez cywilizacj~ megalityczn'!:wykluczyc pewnie nie naleiy. Zreszt'!: nie btrdziemy si ~ zatrzymywacnad tymi historycznymi rozwaianiarni, bo nie mieszcz'!: si~ onew naszej perspektywie, chcemy natomiast zaj,!:c si~ labiryntem j ako ta1cim.Niekt6re z labirynt6w usytuowane S,!: w nawie na skrzyiowaniu z transeptem,ale wi~kszosc zaraz na pocz'!:tku nawy tak, ie wierny napotyka jezaraz po wejsciu do swi'!:tyni . Labirynt tworz'!: serie koncentrycznych k6l,nie1ciedy, jak w Amiens, osmiobok6w koncentrycznych, co na jednowychodzi w swietle naszych wczdniejszych wywod6w. Srodek labiryntuzaznaczony jest wyraznie, nie1ciedy wypelnia go scena figuralna lub jakismotyw geometryczny. Czasem w jego centrum przecinaj,!: si~ dwie prostopadleosie tworz'!:ce krzyi widoczny poprzez zloienia nie1ciedy bardzozagmatwanych linii k6t.Jakie bylo znaczenie i przeznaczenie tej figury?OczywiScie, z tego samego powodu, kt6ry sformulowalismy przy omawianiudzwonnicy, odrzucamy tez~ m6wi,!:C'!:, ie mialy one charakter czystoornamentacyjny. Mamy zreszt'!: na to wystarczaj¥y dow6d, bowiem z cal,!:pewnosci,!: sluZyly do pewnych praktyk religijnych, z kt6rymi zwi'!:zanebylo uzyskanie odpustu.Zanim jednak wywiedziemy, 0 co chodzi, co jest istot'!: problemu,chcemy przypornniet njekt6re pr6by wyjasnienia tych tajemniczych obiekt6w.Ot6i chciano w nich widziee na przyklad znak wspolnoty cechowejbudowniczych, co jest 0 tyle prawdopodobne, i e w niekt6rych przypadkach, jak w Amiens, architekt umieScil wewn'!:trz labiryntu swoj,!: podobizn~.N iekiedy labirynt przybiera fo rm~ linii ci ,!:glej, czym przypominapowr6z z w~zlami (corde a noeds) lub ozdobn,!: p~t1~ (lacs d'amour)28


SYM BOLI KA SWIA.TYNI CHRZESCIJANSKIEJ-dobrze znane symbole korporacji rzemidlniczych przedstawiaj~ce mi¢zyinnymi w~zel, symbol l~cznoSc:i czlonkow tych organizacji. Potwierdzenietej roli Iabiryntow oddaJa tylko prawdziwe objasnienie. Funkcj~ t~wyprowadza si~ tu z samego wygl'!du przedmiotu tlumacz~cego, dlaczegozostal przyj~ty za emblem at, a nie czym jest sam w sobie.Pierwsze przyblizenie znaczenia labiryntu daje nam znany fakt, Ze byl onuiywany w staroiytnoSc:i jako znak ochronny miast i domow przedurokami. Knight w swojej ksi~zce Cumaen Gates (1936) pokazal to naodkrytych w Koryncie modelach domow archaicznej epoki -labirynty bylytam ryte na murach zewn~trznych. Staroiytny Korynt istotnie pozostawalpod silnym wplywem kultury mykenskiej i kretenslciej. To przybliia namlabirynty angielskie, ktore mialy ksztalt malych pomnikow: wznoszonebyly w obejsciach i przy kosciolach. Moglyby zatem owe Iabiryntyodgrywae roI~ egzorcystyczn~ przeciwko zlym mocom - trudno tow kaidym razie wykluczye. Wiemy, Ze fosy i mury sredniowiecznych miastbyly poswi~cane rytualnie dla obrony przeciw atakom demonow, zarazyi smierci. W takim przypadku ich sytuowanie przy wejsciu do swi~tynibyloby w pelni wytlumaczalne.Niemniej jednak rola magiczna (apotropaique) labiryntu w katedrach niezostala dowiedziona, zatem nie moze bye przyj~ta jako ich istota. Ichprzeznaczeniem bylo przede wszystkim symbolizowanie porz~dku duchowego,co pokazano zarowno w tradycji, jak i strukturze samego Iabiryntu,ktor~ przedstawilismy wyzej.JeZeli w strukturze Iabiryntu stwierdzamy kola, zwoje i nalozone na nieosie, to musi uderzye podobienstwo tej figury do sieci paj~zej, b¢~cejnaturalnym wzorem tkackim. Cztery ramiona krzyza tworz~ osnow~,podczas gdy linie koncentryczne i ich zwoje tworz~ w~tek. W symboliceuniwersalnej tkanina wyobraza swiat, egzystencj~ pomyslan~ niekiedy jakodzielo Paj~ka kosmicznego, b¢~cego obrazem Artysty najwyzszego. W tejperspektywie to, co widzimy w labiryncie, jest kompIikacj~ w~tku,utrudniaj~q odnalezienie si~ w zwojach. Jako taka ligura przedstawiaIudzkie iycie z jego odmianami Iosu, ludzk~ kondycj~ i jej pogr~niew swiecie. Wejscie do labiryntu jest narodzinami, wyjScie - smierci~.W pewnym sredniowiecznym manuskrypcie hermetycznym, przechowywanymw Saint Marc czytamy: "Widz~c te tysi~zne skr~ty do wewn~trz i nazewnqtrz, koliste zwroty, rozpoznajesz cykliczny bieg zycia, odslaniaj~ cisi~ sliskie wiraZe i kr~te drogi! Rozwija si~ (labirynt) koncentrycznie i zwijaw deli katnie skr~on~ spiral~, jakby zwoje W~za Zla pelzly i slizgaly si~jed en po drugim do wielkiego dnia, w tajemnicy .. ."Pozostawiony samemu sobie czlowiek nie jest w stanie rozeznae si~,bl~dzi jak Dante w "ciemnym Iesie". Aby si~ odnaleic, trzeba miee "nitk~Ariadny", ktora jest takim wlasnie koncentrycznym zwojem; jej zagrnatwaniejest zrozumiale, skoro tworzy j~ ci~gla nie, "nie iycia". W j~zykuchrzeScijanskim owa nitka, ktora pozwoli nam si~ odnale:ie, to Laska29


JEAN HANIBoza. Czy nie jest zuchwalstwem interpretowae mit Tezeusza w takiwlasnie spos6b, jak czyni to inskrypcja wyryta na labiryncie tumuw Lucce? "Oto labirynt na Krecie zbudowany przez Dedala, z kt6regonikt, kto wszedl, nie zdolal siy wydostae z wyj'!tkiem Tezeusza, kt6remulaskawie pomogla nie Ariadny... " - Thezeus gratis Adriane (sid) stamineiustus. Warto zwr6cie uwagl(: na slowo gratis, pozostaj,!ce w zwi,!zkuz gratia - laska. To Ariadna jest lask,! bosk,!, kt6ra pomogla Tezeuszowiw walce z monstrum, lask,! pomagaj,!C'l czlowiekowi zwalczye zlo. Taalegoryczna egzegeza, wydobywaj'lCa chrzeScijanski sens z antycznegomitu, pozostaje w pehtej zgodzie z mysl,! wczesnochrzdcijansk,! i sredniowieczn'!.W centrum labiryntu w Chartres przedstawiona byla scena walkiTezeusza i fakt ten jest silnym poparciem interpretacji, kt6r'! zaproponowalismy.M6wilismy 0 centrum labiryntu, a to pozwala nam rozwin,!e inn,! mysl.Nie bydziemy zajmowae sil(: juz zwojami i ich zagmatwaniem, lecz czteremaramionami albo osiami, ktorych przeciycie wypada w srodku tej figury.Zwroemy uwagy, i:e oto znow znaleZlismy siy wobec analogicznegodiagramu jak ow znany nam juz z aktu zalozenia swi'!tyni: krzyz w kole.Zreszt'! istnienie labiryntow kwadratowych, takich jak w Orteansville,pokazuje dobrze, i:e jestdmy tutaj w sferze tej samej symboliki kolai kwadratu - kwadratury kola. Tak wiyc labirynt jawi sil(: nam w sposoboczywisty jako symbol kosmiczny, mikrokosmos, "obraz swiata", w kt6­rym krzyz kardynalny, emanacja srodka, porz,!dkuje "chaos" zwojow.Wazny w tej figurze jest srodek utozsamiaj,!cy sil(: ze srodkiem swiata - tuzbiegaj,! sil(: linie. To wlasnie dlatego w sredniowieczu nazywano labirynt"drog,! do leruzalem", miasta swil(:tego, usytuowanego koniecznie, jak tojuz wiemy, w centrum swiata. Przebycie labiryntu zastl(:powalo niekiedypielgrzymkl(: do lerozolimy. Z t'! praktyk,! zwi'!zane byly odpusty, ktorychwaznose traktowano bardzo powa:i:nie. Chodzi tu 0 to, co sil(: nazywa"podroz'! do srodka" albo, jesli kto woli, "duchow,! orientacj,! bytu",czego pielgrzymkajest zewnl(:trznym aspektem. Pielgrzymkajako nakazanasobie droga do uswil(:conego centrum jest zwycil(:stwem nad przestrzeni,!i czasem, poniewazjej celjest identyczny rytualnie z Celem najwyzszym, zesrodkiem najwyi:szym - z Bogiem, a w mniejszym wymiarze z leruzalemniebiesk,! i Kosciolem. Zapewne dlatego w centrum labiryntu w Orleansvil­Ie widzimy "magiczny kwadrat", kt6rego litery ukladaj,! sil(: w SanctaEcclesia.Potwierdzeniem tego, co tu powiedzielismy, moze bye idea i zwyczajmandali u Hindusow. Mandala jest diagramem przedstawiaj,!cym koncentrycznekola wpisane w kwadrat, co w tradycji hinduskiej uwaza sil(: zaimago mundi. Odgrywa ona pewn'! roll(: w rytach inicjacyjnych: rysuje sil(: j,!na ziemi i neofita przemierza stopniowo rozmaite strefy, zeby dojsc do jejsrodka. Owa podr6z do srodka jest w pewnym sensie tym samym, coprocesja wyznawc6w hinduizmu wspinaj,!cych sil(: po stopniach swi'!ty­30


SYMBOLIKA SWIATYN I CHRZE$CIJANSKIEJni-gory, prowadz~cych do kaplicy na szczycie, usytuowanej na osipionowej - identyfikuje si~ j~ z rajem. Mandala moze bye przeto uwazanaza projekcj~ na plaszczyznie drogi id~cej zboczem gory, za obraz wznoszeniasi~ kosrnicznej gory raju. Idzie tu zapewne 0 to sarno, co w labiryntach:mandala jest analogiczn~ figuq krzyzowo-kolow~, jak~ znamy z rytuzalozenia swi~ty.ni, diagramem swi~tyni jako taldej, obrazem kosmosui centrum d uchowego.Teraz mo:i:emy juz stwierdzie, jak wai:n~ rol~ w tej perspektywie mialowejScie wiemego do labiryntu i usilowanie przebycia owych mistycznychsplotow. Trzeba zatem zakwestionowae to, co na ten temat mowil kanonikz Chartres, Cistemay, jakoby byla to "glupia zabawa tych, kt6rzy niemaj~c nic do roboty zabijali tu swoj czas". Powaga takiego "pielgrzyrnowania",jak zreszt~ powaga kazdego pielgrzymowania, wynikaz faktu, ze symbolizuje one pielgrzymk~ prawdziw~, prawdziw~ "podr6:i:do srodka", co jest podr6:i:~ wewn~trzn~ w poszuldwaniu siebie. "Ja"czlowieka nie jest tozsame z jego cialem, dziedzin~ zmyslow~, ani jegodusz~ - dziedzin~ uczue, ani jego umyslem - dziedzin~ mysli i rozumu. Jaidentyfikuje si~ zjego duchem albo - by uzye poj~ia tradycyjnego - z jegosercem. Ten duch i serce bywaj~ nazywane w szkolach duchowych gl~bi~(Ie fond), "znaldem wewn~trznyrn" lub jeszcze "wierzcholldem duszy". To.tu rnieSci si~ esencja czlowieczenstwa, "obraz Boga w czlowieku", tam jestcentrum jestestwa. Cala praca duchowa, jedyny cel Zycia, unwn necessarwn,to zrealizowanie si~, zdobywanie z bosk~ pomoq samoswiadomoSci, alenie swiadomosci intelektualnej, lecz organicznej i ontologicznej. Ten jedynycel naszego jestestwa zostaje zrealizowany, gdy wszystlcie inne powloki,ja" rozplywaj~ si~ w owyrn centrum iywyrn i swietiistyrn, b~~cyrn"k.r6Iestwem Bozym w nas", a dzi~1d analolPi mi~zy makro- i mikrokosmosemludzkim utozsami~ si~ w Centrum Swiata. Czlowiek, kt6ry dzi~kiLasce przebywa w owyrn centrum, widzi wszystko: swiat i siebie tak, jakbywidzial okiem Boga.W dlugirn i nielatwyrn wysilku koncentracji, jakiego musimy dokonac nanas samych, aby przenikn~e do owego centrum, duch musi bye podtrzyrnywanyprzez podpory zewn~trzne , ktore kanalizuj~ odczucia i myslipowoduj~c ich wejscie w perspektyw~ celu i w ten spos6b pomagaj~czlowiekowi dotrzee do swego wlasnego centrum. Funkcj~ tak~ spelniaj~rozrnaite obrazy. Opr6cz swi~tych ikon od dawien dawna ui;ywane bylyabstrakcyj ne figury symboliczne, geometryczne, konstruowane w talcispos6b, by ujawnily punkt centralny, z kt6rego bierze pocz~tek. Jest wielceprawdopodobne, ze labirynt jest jedn~ z nich. Reprezentuje on kategori~yantra, kt6rym to hinduskim slowem okresla si~ wszellde figury sluz~cepodtrzymaniu w medytacji i koncentracji duchowej. Mandala, jak widzielismy,jest yantra na ui;ytek rytualu. Analogia rni~zy mandal~ a labirynternjest na tyle jaskrawa, ze mozemy wyprowadzic z niej s~dy 0 ichidentycznej funkcji.31


JEAN HANIDysponujemy przykladem ujawniajl!cym Zywotnosc labiryntu przynajmniejw c~Sci srodowisk chrzeScijanskich i mozna sobie wyobrazic, czymbyl labirynt ilia czlowieka sredniowiecznego. P. Doumes opublikowalznakomitl! pr~ na temat sztuki Sre, plemienia Zyjl!cego na plaskowyZuwietnamskim. Sposroo wielu zagadnien, 0 ktorych pisze, nasZl! uwa~zatrzymuje to, co dotyczy motywow dekoracyjnych na wyrobach koszykarskich.Punktem wyjscia dla plecionki jest sIazyzowanie pr~tow wyznaczajl!cychsrodek nazywany nus (serce), ktore w trakcie splatania przedmiotuzwielokrotnia si~ i rozszerza w koncentryczne kwadraty. Takie splatanienazywa si~ guung nus, co znaczy "droga serca". W kwadracie poczl!tkowymzbiegajl! si~ Iinie "konstrukcyjne" i dlatego przycil!ga on naszwzrok. UWaZna obserwacja guung nus prowadzi wzrok w poszukiwaniuowego "serca" i na nim go zatrzymuje. Pewien Sre, chrzeScijanin,poproszony 0 dekoracj~ Iazyza, umieSciI w jego srodku nus, ana czterechramionach cos w rodzaju krokwi (un mouvement de chevrons), skierowanychdo srodka, co tworzylo prawdziwe Serce (Sacre Coeur). Innyzdefiniowal nus jako punkt pierwotny, z ktorego wszystko wyplywa (=centrum swiata), i powiedzial, Ze chrzeScijanin zostal przyprowadzony tam,by rozwazal Serce Jezusa jako wzor do nasladowania, Ze jest to punkt,w ktorym rozpoczyna si~ "tkanie" wspolnoty ludzkiej. (CArt Sacre,7, 1955).Takie poj~ie centrum jest najzupeiniej niezastl!pione w pracy duchoweji, konsekwentnie, w tworzeniu - w pewnym sensie - narz¢zi dla jejwykonania. Stwierdzono juz, ze od wyznaczenia srodka rozpoczyna si¢zalozenie swilltyni, "narz¢zia" medytacji. Tak oto wrociIismy do labiryntu.Jean HaniHum. A.Q. Lavique32


ERIC SHANESALEJA BOHATEROWKryzys wspOlczesnej sZluki religijnej jesl kryzysem wyobraini rozumianejjako inslrumenl poznania religijnego. Wyobrainia bowiem, wbrew roman­Iycznym poelom, nie jesl narzfdziem wylwarzajqcym nowq rzeczywislOsc, aleorganem poznania glfbszej rzeczywislosci duchowej, lajemniczym jfzykiemprzemawiajqcym przez slruklury widzialnego iwiala.Kryzys wspolczesnej szluki religijnej jesl lakie kryzysem Iych religii,klorych pokarmem byla ijesl hierofania. Wiara oparla na Ewangelii, choc odre/igii kosmicznej bardzo odmienna, znalazla z lamlq wsp61ny jfzyk i wykorzyslalamoce wyobraini, Jakie byly w niej zloione. Dzisiaj obserwujemyde-sakralizacjf kosmosu, przeslrzen nie jesl w slanie uniesc sakralnegoznaczenia, przypisywanego jej od wiekow, przeciwnie - przeslala bye dlaczlowieka obszarem konlemplacji, a jesl lerenem zdobywczej penelracji.Sqjednak i w naszym sluleciu dokonania arlyslyczne, a zarazem duchowe,godne najwyiszej uwagi - do lakich naleiy niewqlpliwie zaprojeklowanaprzez Conslanlina Brancusiego Aleja Bohalerow, a zwlaszcza wienczqca jqBezkresna Kolumna. Pisal 0 Iym Mircea Eliade: "Geniusz Brancusiegopolega na Iym, ii wiedzial on, gdzie szukac prawdziwego irodla form, klorechcial slworzyC. Zamiasl reprodukowac swial ludowej sZluki rumwiskiej lubafrykaliskiej, slaral sif jakby zinlerioryzowac wlasne doswiadczenie iyciowe.Uda/o mu sif zalem odnaleic rodzaj »obecnosci-w-swiecie«, charaklerys­Iycznej dla czlowieka archaicznego, obojflnie, czy byl 10 mysliwy z epokiDolnego Paleolilu, czy lei srOdziemnomorski, karpacko-dunajski lub afrykaliskirolnik z epoki Neolilu. Jesli w dziele Brancusiego moina bylodoslrzec nie Iylko zwiqzki slrukluralne i morfologiczne z ludowq sZlukqrumuliskq. ale lakie analogie ze sZlukq murzyliskq i prehislorycznq rzeibqsrodziemnomorskq i balkaliskq - 10 dlalego, ie wszyslkie Ie szluki sq sobiekullurowo bliskie: ich irOdla bijq w Dolnym Paleolicie i Neolicie. Innymislowy, drogq wspomnianej przez nas »inlerioryzacji«, a naslfpnie anamnezy,doszedl Brancusi do lakiego widzenia iwiala, Jakie wlaiciwe bylo Iworcomarcydziel prehislorycznych. Odnalazl spos6b »obecnosci-w-swiecie«, kloryIym nieznanym arlystom pozwalal stworzyc wlasny iwial plaslyczny w przeslrzenijakieinnej od lej, w jakiej rozwijala sif np. klasyczna szluka grecka."Sila arlystycznego dokonania Brancusiego plynie z lego, ie odnalazl onjfzyk, majqcy moc odnawiajqcq slare archelypy, jfzyk, ktory, jak zapewniaJung, jest zloiony w glfbokich pokladach naszej psychiki.Dyskusja nad kryzysem sztuki re/igijnej czy sakralnej CZfslo nie jesldyskusjq oryginalnq. 10 znaczy pomija rzeczywiste irOdla lego kryzysu. Jest33


ERIC SHANESnatomiast bardzo symptomatyczna - ujawnia bowiem oznaki choroby,trawiqcej zsekularyzowanego czlowieka XX stulecia. Dlatego warto przypatrzeesit! propozycji rumunskiego rzeibiarza - jego Alei Bohater6w i BezkresnejKolumnie, etapom powstawania i znaczeniom, jakie poszczeg6lnym jejelementam naOOI sam artysta. Dzielo Brancusiego pozwala miee nadziejf- cZfsto wbrew nadziei - ze po latach koszmaru, kiedy k icz rywalizowalz "nowoczesnosciq", sztuka religijna trafi do swego "ir6dla wody iywej".Bye moze Brancusi jest jednym z przewodnik6w, wskazujqcych do niegodrogf?Podczas I wojny swiatowej, w 1916 roku, miala mleJsce bitwa nadbrzegami rzeki Jiu i w okolicach mostu na tej rzece w Tfrgu-Jiu. W latach1934-1935, kiedy zblizala si~ dwudziesta rocznica bitwy, postanowionowzniesc tam pomnik. Proje1ct powierzono mieszkaj'lcemu w6wczas w ParyiuBrancusiemu, kt6ry od dawna pragn'll zbudowac cos monumentalnegow swojej ojczyinie. Do realizacji doszio jednak dopiero w roku 1937.Brancusi pokazuj'lc zdj~e jednej z wczesniej przez siebie wykonanychrzezbionych kolumn, zapowiedzial, ze pomnik b¢zie mial tak'l wlasnienietradycyjn'l postac, a "projekt b¢zie si~ skladal ze ScieZki rozpoczynaj'lcejsi~ na mOScie w Jiu, miejscu b¢l}-cym swiadkiem odwagi i m~stwaRumun6w, kt6ra dalej bydzie prowadzila ku Ogrodowi Miejskiemu.Sciezka miala nosic nazw~ »Sciezka Bohater6w«, a na jej koncu mialstan'lc »Pomnik WdziycznoSci«. Pornnik mial miec 29 metr6w wysokoSci,wznosZ'lC si~ niemal bez konca, tak jak nasza wdziycznosc dla bohater6w .'~[Zmiana lokalizacji spowodowala zmian~ koncepcji], Brancusi zaproponowalstworzenie Alei Bohater6w (Calea Eroilor), h6ra miala miec przesziop61tora kilometra dlugoSci i Il}-czyc kolumn~ z rzek'l Jiu.Wkr6tce po wprowadzeniu tej zmiany Brancusi zaofiarowal now'l pr a~,kt6ra miala dopelnic kol um n~: monumentaln'l bram\(, kt6ra bylabypolozona w ogrodzie miejskim nad rzek'l. RZeZbiarz dwukrotnie zmienilproponowane polozenie bramy na pozycj~ bardziej odlegil}- od wejScia doparku, aby struktura mogia stanowic "wizualnie niezaleZn'l calosc";w rzeczy samej chcial, aby zwiedzaj'lcy mogli spacerowac dookola niej, takjak mogli to robic z wszystki mi jego wolno stoj'lcymi rzezbami.W paZdzierniku 1937 r. Brancusi nadzorowa! wznoszenie BezkresnejKolumny i by! obecny przy konsekracji odnowionego kosciola Sw.Apostol6w Piotra i Paw!a. KOSci61 ten, znany jako "kosci61 bohater6w",poniewaz byl poswiycony ofiarom bitwy z 1916 r., zostal potraktowanyjako czysc promenady.N astypnie Brancusi zaproponowal dodanie jeszcze jednej rzezby: stolu,kt6ry stan'l!by w ogrodzie miejskim niedaleko mostu, w miejscu gdziezakOl1czyla siy bitwa obronna w 1916 r.: ustawienie tam trzeciej rzezbywzmocniloby zwi'lzek pomiydzy miejscem bitwy i pozosta!ymi dwoma34


ERIC SHANESdzielami, ktore razem stanowily calosc. Zarowno wczesna historia projektuz Tirgu-Jiu, jak i miejsce, jakie od samego pocz'ltku miala promenadabohaterow w calosci schematu, odslaniajll w jasny sposob rzelbiarskiei konceptualne intencje Brancusiego. NaleZy pamiytac, ze Brancusi odpoczlltku przyjlll idey "Sciezki", a potniej drogi, ktora polllczylaby jegorzeiby z miejscem bitwy. Wyrainie wskazujll na to zarowno dokumentacjaprojektu z Tirgu-Jiu, jak rowniez komentarze samego rzeibiarza. Naprzyklad, gdy zapytano Brancusiego, dlaczego istnieje tak duza odlegloscmi¢zy Stolem Ciszy i Bezkresnq Kolumnq, odpowiedzial, iz zrobil tak,poniewaz "droga bohaterow jest zawsze twarda i dluga": jasnym jest, ZeodlegloSci mi¢zy poszczegolnymi dzielami mialy dla niego symboliczneznaczenie. W oczywisty sposob wskazywal rowniez, Ze przynajrnniej dwiez jego rzeib majll znaczenie wlasciwe dla pomnika wojennego. ZarownoAleja Bohaterow, jak i jej zwillzek z rzeibami sll fundamentalne dlazrozumienia poszczegolnych czysci i spolecznego celu calosci.W czerwcu 1938 r. Brancusi przybyl do Tlrgu-Jiu, aby pracowac nadrzezbami. Na jednym ze zdj¢ zrobionych w tym czasie widae BramfPocalunku w zaawansowanym stadium konstrukcji, ale jeszcze bez zadnychrzeibien, a w tie moi:na dostrzec stol. Brancusi zamowil wykonaniestolkow z kamienia, w rezultacie 12 stolkow 0 kolistym ksztalcie zostalorozstawionych dokola Stolu Ciszy, a 30 innych, 0 ksztalcie bardziejkwadratowym, umieszczono wzdluz scieili prowadZ'lcej do Bramy Pocalunku.Kamien, ktory pozos tal z Bramy, wykorzystano do zrobienia dwochlawek w pobli:iu obydwu kranc6w Bramy. 28 lipca 1938 r. zostalaukonczona Brama Pocalunku, jak rowniez Bezkresna Kolumna. Caly zespofpomnikow zostal otwarty 27 paidziernika 1938 r., przy otwarciu obecnybyl sam Brancusi.I uz w 1937 r. Brancusi zwrocil uwagy, ie projekt rozpoczyna siy odmostu i konczy siy "Pomnikiem WdziycznoSci". Z pewnoscill tendencja kutranscendencji w dziele Brancusiego sugeruje, ze to jest wlasciwy sposobpatrzenia na zespol pomnikow z Tirgu-liu, z niskim Stolem Ciszy napoczlltku, a Bezkresnq Kolumnq na koncu.Stol Ciszy, ustawiony jakieS dwieScie metrow na polnoc od mostu, jestzrobiony z trawertynu (z Banpotoc?), tak sarno jak otaczajllce godwanaScie stolkow, kazdy w postaci dwoch polkul, zl'lczonych tylnymiczysciami. W 1938 r. Brancusi nazywal to dzielo tylko Stolem, poiniejnazwal je Stolem Glodnego i Stolem Ciszy. Poniewaz ostatnia z tych nazwjest zawsze dawana temu dzielu, dlatego b¢zie przyjyta i tutaj. Rzeiba tamoze byc interpretowana na wielu poziomach. Najbardziej oczywistymjest, Ze moZe ona sluZyC jako cZysc umeblowania parku - stol, przy ktorymmogll zasillsc ludzie. Sam Brancusi mowil: "Wyrzeibilem ten stM i stolkidla ludzi, aby mogli usillSC i spoZyc posilek." JednakZe zatroszczyl siy, bystolki byly tak daleko od stolu, Zeby nikt nie mogl wprost z niego jesc.36


ALEJA BOHATEROWWsze:ako jest w Stole Ciszy cos znacznie wi~j niz tylko odpoczyneki spo:iywanie posilku, jak to zauwa:iyl Brancusi, "linia Stolu Ciszy sugerujezamkni~t~ krzyw~ kola, ktora gromadzi, skupia i jednoczy". W Tfrgu-Jiuw paidziemiku 1916 r. ludzie z cal~ pewnosci~ zgromadzili si~, skupilii zjednoczyli w obliczu wroga. Poczucie jednosci jest wzmocnione przezinne, lokalne skojarzenia z kolem. Na przyklad sugerowano, Ze dzieloformalnie wywodzi si~ z niskich, okr~glych i drewnianych stolow wiejsleich,zwanych masa joasa. Rzeczywiscie, tak moglo bye, bior~c pod uwag~wzgl~n~ niskosc stolu; wiejskie meble w Rumunti w czasach Brancusiegobyly podobnie nisleie. Stwarzaj~c rzecz podobn~ do domowych sprz~tow,Brancusi mogl miee nadziej~, Ze jego stol i stolk! zjednocz~ ludzi w jedn~rodzin~, tak jak to si~ stalo w 1916 r.Na pocz~tku stollei byly raczej z1~czone w pary niz rozstawionerownomiemie wokol stolu. Byla w tym zapewne intencja odpowiednioscido tworzenia par wokol poprzecznej bel lei Bramy Pocalunku. Bior~c poduwag~ fakt, ze dla Brancusiego tworzenie par prowadzilo do zrodzenianowego czlowieka, a tynl samym do stworzenia rodziny, moZe to rowniezokreSlae rodzinne znaczenie stolu. Jednakze ostateczne rozstawienie stolkoworaz ich liczba sugeruj~, ze Brancusi zdecydowal si~ raczej nawzmocnienie wspolnotowej wymiany, anizeli doswiadczenia samotnego czy'w obr~bie pary - wspolnotowose, ktora dostarcza subtelnych spolecznychakcentow, wlasciwych dla pomnika wojennego. Stol Ciszy moze rowniezw sobie ukrywae mniej oczywiste znaczenie religijne, bowiem dla Kosciolaprawoslawnego (ktorego Brancusi byl stalym, choe niesystematycznymczlonleiem, i ktory byl wyznaniem wi~kszosci w Oltenti) czynnose jedzeniajest sarna z siebie swi~t~. W niektorych swi~tyniach prawoslawnych momaspotkae okr~gle stoly eucharystyczne, m.in. w starym kosciele w Hobita,gdzie Brancusi jako dziecko uczestniczyl w liturgii, a gdzie moma dostrzecza oltarzem okrwy stol wotywny.Jest jeszcze jedna rzecz, z ktorej mogl si~ zrodzie pomysl Stolu Ciszy- kamien mlynslei, ktory cz~sto jest uzywany przez rumunskich rolnikowjako stol stoj~cy na wolnym powietrzu. Brancusi nie tylko zrobil z kamieniamlynsleiego stol w jednej ze swoich pracowni w ParyZu, ale nawetstworzyl w 1938 r. dwa podobne stoly, aby slu:iyly jako cz~se wyposaZeniaparku w Tfrgu-Jiu. Zostaly zrobione dla mera rniasta, aby podzi~kowaemu za goscinnose, dzisiaj mozna je obejrzeC w prywatnym ogrodzie.Pozostale znaczenia Stolu Ciszy wyrastaj~ z rozwazan w oparciuo liczby. To, ze centralna c~sc jest otoczona przez dwanascie dodatkowychsugeruje zwi~zek z mi~i~cami roku lub godzinami dnia, obydwiesugestie s~ wsparte przez ksztalt stolkow, przypominaj~ one bardzoklepsydr~, kt6ra w czasach dziecinstwa Brancusieg0 byla cz~sto uzywana,zwlaszcza w cz~Sci rolniczej Rumunii. Okolo roku 1948 sam Brancusizinterpretowal swoj~ rZeZb~ jako Chrystusa otoczonego przez dwunastuApostol6w. Wszelako wszystleie te powi~zania s~ zaernione przez to, co jest37


ERI C SHAN ESprawdopodobnie najmocniejszym znaczeniem Stolu Ciszy, staje Sitr onejasne, kiedy practr ttr ujrzymy w szerszym kontekScie calosci dzielaBrancusiego.RZeZbiarz CZtrsto uiywal duzej formy przyporninaj4cej btrben, postawionejna mniejszej, jako bazy dla swoich rzeib. W tym wypadku daje takllpodstawtr, ale jest ona pusta. I z pewnosci4 ostateczne znaczenie StoluCiszy wywodzi si~ z tego faktu. W rniejscu, gdzie zwiedzaj4cy jest proszony,by pami~tal 0 tych, ktorzy zgintrli, pustka, ktor4 napotyka, bezposredniowskazuje na ich nieobecnosc. Zyj4CY S4 zaproszeni, by usiedli na niskichstolkach wokol pustej podstawy i by kontemplowali tych, ktorzy Sll teraznieobecni, niewidzialni. Aieby nie potraktowano tej interpretacji jako grywyobraini, trzeba pami~tae, ze Brancusi wczesniej stworzyl dzielo, ktore jestnajpelniejszll probCl uj~a niewidzialnego - Rzeibg dla Niewidomego. Cowi~cej, ta interpretacja pomoglaby w wyja&nieniu, dlaczego Brancusi nazwalswoje dzielo Stolem Ciszy: cisza jest calkowitCl nieobecnosci Cl. Bye moze StolCiszy jest ostatecznym slowem wypowiedzianym w dorobku rzeibiarza,wykraczajClcym poza Rzeibf} dla Niewidomego i Poczqtek Swiata. T utajnieobecnosc jest przemieniona w wypowiedi POzytywnCl. Pustka wypelnionajest znaczeniem i gI~bokim poczuciem utraty.Zwiedzaj4cy przechodzi od Stolu Ciszy ku Bramie Pocalunku, jakidcwierc mili na wschOd. W przestrzeni pomi¢zy obydwiema rzeibamiznajduje sitr trzydzidci sied zen, zrobionych wedlug projektu Brancusiego,umieszczone S4 one w pi~iu grupach po trzy z obydwu stron IClcZ4cej,obydwa obiekty Sciezki. Rowniez te stolki maj4 ksztah klepsydry, chociazS4 bardziej kwadratowe niz okr4gle.Brama Pocalunku jest wykonana z tego samego co Stol Ciszy piaskowegotrawertynu. Caluj 4ce si~ postacie S4 powtorzone na pomnikuBrancusiego 40 razy, stanowiClc motyw Iiniowy wyryty do kola belkowaniapo 16 razy na przodzie i tyle oraz 4 razy po bokach. Rowniez w podobnysposob powtarza si~ na Bramie Pocalunku okrClgly motyw " oko w oko",pojawia si~ on czterokrotnie na kazdej z podtrzymuj4cych calo~ kolumnie.Brancusi byl swiadomy zarowno ekspresyjnych moZliwoSci, jak i uzytkowejfunkcji bram i wejse. Pierwsza rzecz z tego rodzaj u, jak4 stworzyl- drewniane drzwi z 1915 r. - mialy lekko przerysowane nadproze, cecha tajest jeszcze bardziej widoczna w d~bo wych drzwiach z 1930 r., ktore mialynacinane brzegi, tylko troch~ bardziej zaznaczone nii: w BezkresnejKolumnie. RZeZbiarz wykonal inne be1kowanie i kolumny przed zrobieniemBramy Pocalunku. Jednym z nich jest duza, gipsowa Kolumna Pocalunku,stworzona oketo 1933 r. dla niedokonczonej Swi4tyni Medytacji w Indiach.Tutaj ozdobne belkowanie spoczywa na kolumnie, maj4cej na sobieten sam motyw " oko w oko" , jaki znajduje si~ na Bramie Pocalunku.Brama Pocalunku oddzialywuje na kilku powi4zanych ze sob4 poziomach.Oczywiscie jest nawi 4zaniem do lukow triumfalnych, tradycyjnych38


ALEJA BOHATEROWsposobow upami~tnienia bitew i wojen. Dzi~ki uzyci u motywu pocalunkui innych srod kow milosc symbolicznie triumfuje nad nienawiScil!. W calosciowejformie Brama Pocalunku symbolizuje zjednoczenie, ktore wyraionejest w motywie pocalunku, bowiem belkowaniejednoczy dwie podpierajl!ceje kolumny. Samo be1kowanie, ze swojl! wl!skl!, podobnl! do wieka gornl!cz~scil! i jeszcze W~zszl! cz~s ci~ dolnl!, przypomina w swoim ksztalcierumunsk ~ skrzyni~ z posagiem. Takie malzenskie dodatki s~ cz~stoozdobione znakiem krzyza, wyrytym w drzewie, dokladnie takie sameznaki pojawiajl! si~ na niektorych bazach pomnikow Brancusiego. Wprowadzenieskojarzen malZenskich do bramy ozdobionej 40 obrazamicaluj~cych si~ par wydaje si~ jak najbardziej stosowne.Rowniez ponizej belkowania Br4RIY milosc ukazuje swoje oblicze.Wielkie, przeci~te na pol kule, ktore w pomnilru Pocalunek Brancusiegosymbolizujl! oczy, tutaj Sl! oderwane od jakiegokolwiek umieszczenia natwarzy. Znaczenie oczu (a zarazem pamil!tkowej wymowy rzezby) wyjaSnionezostalo w zdaniu, ktore zanotowal Petre Comamescu: "CM pozostalo,kiedy juz ci~ nie rna? Brancusi zwykl wyjasniac. Pami~ oczu, twoichspojrzen, ktore wyrazaly milosc do czlowieka i narodu. Te [ormy obrazujl!zjednoczenie m~czyzny i kobiety przez milosc." Brancusi przypisywaljednak dwom podpierajl!cym kolumnom wi~ cej znaczenia niz moglobywyni kac z faktu, ie maj~ na sobie oczy. Ukazujl! one wydatniej to, co si~pojawia nad nimi: "Na kolumnach jest umieszczony profil dwojgaobejmujl!cych si~ kochankow. Co jest male tam w gorze - mowil Brancusiwskazujl!c na c~sc poprzecznl! - tutaj jest powi~k szo ne. " Rzdbiarz mialna mysli jeszcze cos wi~ej, kiedy tworzyl okr~gle , przypominajl!ce oczy[ormy, swiadczy 0 tym w jasny sposob rozmowa, ktorl! przeprowadzilz Malvinl! HolTman w 1938 r.: "Oto gipsowe modele podpierajl!cychkolumn [Bramy Pocalunku], co pani w nich widzi? - zapytal Brancusi.Pomyslalam przez c hwil~. Widz~ ksztalt dwoch komorek, ktore si~spotykajl! i tworZll Zycie... Poczl!tek zycia... poprzez milosc. Czy mamra cj ~? T ak, rna pani racj~ - odpowiedzial - kolumny te s~ rezultatem latposzukiwan. Pierwsza pojawila sie grupa dwoch splecionych, siedzl!cychpostaci w kamieni u ... potem symbol jaja, p6Zniej mysl skierowala si~ ku tejbramie wiodl!cej poza."Stwierdzenie Brancusiego, ie Brama Pocalunku jest "przejSciem wiodl!­cym poza" rzuca swiatlo na filozoficzne zaloienia Bramy, Alei Bohlterow,i Bezkresnej Kolumny, na ktorej konczy si~ droga. Poczynajl!C od BramyPocalunku zwiedzaj~cy idzie na wschOd na odleglosc okolo stu metrow,zanim wyjdzie z parku i przejdzie przez szeroki bulwar. Dalej rozpoczynasi~ wlaSciwa Aleja Bohaterow i min~wszy kilka miejskich blokow po okolo800 metrach dochodzi si~ do duiego placu, otaczajl!cego koScio! Sw.Apostolow Piotra i Pawla. Rozsiadlszy si~ szeroko na AIei Bohaterow,kOScio! zaslania calkowicie Bezkresnq Kolumllf. Brancusi zrobi! wszystko,by "os Calea Eroi/or zostala precyzyjnie przeprowadzona przez sam srodek39


ERIC SHANESoltarza", uzyl taue SZCzytu krzyZa na dzwonnicy do sprawdzenia pionuBezkresnej Kolumny. Poniewaz Brancusi pragn~l, aby Brama Pocalunkubyla "przejSciem wiod~cym poza", koSciol midci si~ w cluchu AleiBohaterow, sugeruj~c drog~, ktor~ moma dojsc do tego "poza"; rzezbiarztraktowal "kosciol bohaterow" jako cz~sc swojego kompleksu.Obszedlszy kosciol, zwiedzaj~cy wraca na Alej~ Bohater6w i w koncuspostrzega Bezkresnq kolumfl{!, w odleglosci okolo 400 metrow. PoprzejSciu torow kolejowych zbliZamy si~ do duzego parku polozonego naszczycie malego wzg6rza, na jego skraju stoi sarna kolumna. BezkresnaKolumna rna powyi:ej 30 metrow wysokoSci i zrobiona jest z i:eliwnychcz~sci (nazywanych przez Brancusiego paciorkami). 1Wspinaj~ si~ na wzgorze, zblii:amy si~ do Bezkresnej Kolumny (kt6raw przeci~u jest kwadratowa), patr~ na jej r6g a nie na bok kwadratu,i oko natychmiast jest prowadzone wokol rzezby i poza ni~. Jdli spojrzeCna ni~ w gor~, kazda cz~c wydaje si~ bye mniejsza, jakby si~galyw nieskonczonosc. Powtarzanie "paciorkow" rowniez narzuca silne poczuciepulsowania. Chociai: obecnie powierzchnia jest pozbawiona polysku,to jednak Brancusi pragn¥, aby kolumna tak mocno odbijala swiatio,jak jego rzezby w br~zie. Wyobrazenie sobie takiego polysku daje w umysleefekt wzbijaj~j si~ w g6r~ lekkosci, ktorej musial szukac rzeZbiarz.Do dzisiejszego dnia, kiedy ktos umiera w Hobita, mieszkancy tegorejonu scinaj~jodl~ i umieszczaj~ martwe drzewo nad glow~ pochowanego,zwyczaj ten z pewnoSci~ byl znany Brancusiemu. Kiedy igly jodlyzaczynaj~ opadae, mowi si~, i:e placze ona nad umarlym, czasownik dla'okrdlenia opadania i plakania jest ten sam (a varsa). Drzewo rna rowniezdotrzymywac zmarlemu towarzystwa. Zatem kolumna musiala si~ wydawacBrancusiemu najbardziej odpowiedni~ form~ na parni~tkowy pomnikw jego rodzimym regionie.Ksztalt Bezkresnej Kolumny z Tirgu-Jiu pochodzi cz~Sciowo, jesli niew calosci, z zaparni~tanych przez rzezbiarza z~bkowanych form oitenskiejarchitektury ludowej, zwlaszcza w rejonie Hobita. Na przyklad niezwykiepodobny z~bkowany ksztalt, biegn~cy wzdluz wewn~trznycli i zewn~trznychkraw~zi, moma zobaczyc na starej bramie w Talpasesti, niedalekoHobita, zostal on umieszczony przed zrekonstruowanym miejscem urodzinBrancusiego w Hobita. Tutaj z~bkowania nie s~ romboidalne, tak jak napaciorkach Bezkresnej Kolumny, ale wydaje si~ prawdopodobnym, ZeBrancusi zlagodzil wystaj~ce formy w ksztalt romboidu dla zwi~kszeniapoczucia ich rytmicznego wznoszenia si~, to drobne dostosowanie nieI POCZllwSzy od wczesnych tat 50-tych kolumna stoi odchylona 0 7 slopni od pionu, wledyto stalinowslU mer miasla Tir~-Jiu zadecydowa~ 2:e dzielo to jesl zachodnio-formalistycmymrupieciern i staml si~ jl4 zwali6 1 odda6 na przelopienie. Przymocowal do niej liny i pr;r;ez trzy dniprzy pornocy koni usHowal jl4 obali6. Na ~~e Bmncusi umocowal koniec kolumnyw slalowej podslawie 0 kszlalcie pimmidy i zalal il4 po~znll i1oAciI4 cernentu, toleii okazala si~bye nie do ruszenia, chociai: zoslala pozoslawiona z leklcim przechylern.40


ALEJA BOHATEROWpowinno zaciemniac ich podobienstwa. Ta sarna brama rna falujllce wzorywyci~te w pionowych deskach, przymocowanych do jej drzwi, Sll to typowe ·wzory, ktore mogIy dostarczyc Brancusiemu jeszcze jednego wzorca dorytmicznego ksztaltu jego kolumny.Inne zllbkowane formy, tworzllce caloSciowy ksztalt, powielony w postaciBezkresnej Kolumny, pojawiajll si~ jedna obok drugiej wzdluzozdobnej podpory znajdujllcej si~ mi¢zy dwoma drzwiami starego budynkuz Hobita, kt6ry teraz przedstawia miejsce urodzin Brancusiego.Rzeczywiste miejsce urodzin znikn~o przed II wojnll swiatowll, alew latach 197G-71 zastllpilje dom polozony 0 trzy parcele niiej, na tej samejulicy. Mieszkancy Hobita twierdzili, ie drugi dom byl praktycznie identycznyz rzeczywistym miejscem jego urodzin, wykonany zostal przez tegosamego wiejskiego cieSl~. Wydaje si~ prawdopodobnym, ie wlasny domrzezbiarza byl ozdobiony takimi zllbkowanymi formami, jeSii nie, toBrancusi mogI je zobaczyc kawalek dalej na tej samej ulicy. CarolaGiedion-Welcker, kt6ra znala Brancusiego, wspomina, ze rzeibiarz "nigdynie zapornnial, ani nie przestawal podkreslac ..., ie jego prosty wiejski dom,zbudowany z chropowatych belek z pobliskiego lasu rowniez zawieralelementy koScielnej fonny i IllCzyl przez wieki sacrum i pro/anum".Zllbkowane fonny pojawiajll si~ rowniez na starym kosciele w Hobita,-do kt6rego Brancusi chodzil jako dziecko. KoSciol zostal zbudowany przezIona Brancusiego, pradziadka rzeibiarza, a jego math, siostra i bracia Sllwszyscy pochowani na jego dziedzincu. Ponad stopniowanyrni kolumnami,ktore rowniez poprzedzajll ksztalty kolumn Brancusiego, przykuwa wzrokzllbkowany motyw identyczny z tymi, kt6re stosowal cz~sto rzezbiarz,obiega on dokola caly koSci61.Inne rumunskie rzezby, takie jak slupy i podpory werand, cz~sto majllpowtarzajllce si~ romboidalne fragrnenty i mogly zadecydowac 0 ksztalciekolumn Brancusiego. Wplyw tych architekturalnych irodel zostal w sposobWidoczny wzmocniony przez ksztalt duzej sruby od tJoczni win a, kt6rllBrancusi trzyrnal w swoim studio w Paryiu. Uczniowie rzeibiarza sugerowali,ie stanowila dokladny model jego kolumn, ale to raczej falujllcapowtarzalnosc ksztaltow miala wplyw niz sam ksztalt, bo sruba z tloczninie przypomina kolumn w takim stopniu, jak wiele rumunskich rzeib. (Wkaidym razie dokladny ksztalt sruby z tloczni pojawia si~ w jednej z rzezbBrancusiego - KrOlu Kr0l6w z 1938 r.) Sugerowano r6wniez, ze Brancusitworzyl swoje kolumny pod wplywem sztuki afrykanskiej, jednak ksztaltyzdobillce kolumny afrykanskich totemow bardzo odbiegajll od zllbkowanychfonn w kolumnach Brancusiego.Motyw nacinania pojawia si~ w przeszlo dwudziestu rzezbach Brancusiego.Idea, kt6ra za tym stala, to wyzwolenie od ziemskiego zniewolenia,zostala ona wyrazona juz w rzeibie Ptaka w Przestrzeni i innychdzielach. W Bezkresnej Kolumnie otrzyrnala swoj wyraz w formie duzobardziej abstrakcyjnej, poprzez projekcj~ na wielkll skal~ pulsujllcego41


ERIC SHANESw gor~ ruchu. Jednak Bezkresna Kolumna nie jest jedynie abstrakcyjnClrzezbCl, wyrazajClcCl ruch. Zawarte w niej tony metafizyczne sCl najlepiejokreSlone przez wyjasnienie jej znaczenia wypowiedziane przez samegoBrancusiego: "Nazwijmy j'l schodami do nieba."Detale Bezkresnej Kolumny podkreSlajCl efekt kosmicznej bezkresnoSci.Boki najnizszego fragmentu rosnCl pionowo poza srod kowy punkt tejcz~sci, nast~pnie skr~ajCl do wewnCltrz, co daje wrazenie, jak gdybykolumna dopiero co zmaterializowala si~ z podloza i romboidalny ksztattdopiero powstal. Wytworzony przez poszczegolne cz~Sci moment skierowanyku gorze trwa da1ej poprzez polelement na samym szczycie kolumny,automatycznie l'lczyrny go z wyobrazonCl drugCl poloWCl i kolumna wydajesi~ ci'lgnClc dalej poza zasi~g naszego wzroku. Efekt jest taki, jakbysmyspostrzegali tylko fragment czegos, co zawsze zblizalo si~ do nas od dolui b~dzie zawsze ciClgnClc si~ poza nas. Tym "czyms" nie jest oczywiScie tylkowyobrazeniowa, niekoncZ'lca si~ dlugosc zelaza; w kontekScie mysliBrancusiego moze jedynie oznaczac boski i nieskonczony rytm istnienia,sam'l ci'lglosc iycia.Brancusi opisujClc Brwnfl Pocalunku jako "bram~ wiodClcCl poza" a BezkresnqKolumnfl jako "schody do nieba", sugeruje program, kt6ry leiyu podloza zespolu w Tlrgu-Jiu. St61 Ciszy jest niski i rna znaczClceskojarzenia ze wspolnotowosci'l i domem - pokorne, rodzinne poczCltkiiycia. Brwna Pocalunku mowi 0 nast~pnym waznym kroku w ludzkimrozwoju: malZenstwo, zjednoczenie plciowe, zrodzenie. Nast~pnie idClC " w,kierunku poza", poza kosciol, wzdluz dlugiej, trudnej, ale ostateczniebohaterskiej drogi dochodzi si~ do kolumny wiodClcej do nieskonczonoSci.ZespOl rzeib w Tlrgu-Jiu nie obejmuje jedynie trzech bardzo tworczych aleniezwiClzanych dziel. Wr~z przeciwnie, wydaje si~, ze ich two rca chcial, bywszystkie te oddzielne dziela pracowaly razem jako wyslawianie calegoludzkiego zycia. Post~p, jaki zawierajCl, tworzy szczytowy wyraz sztukiBrancusiego i ofiaruje jedn'l z najbardziej wznioslych duchowych podrozy,jakCl rna do zaofiarowania sztuka dwudziestego wieku.Eric Shanestruro. J.N.Na podstawie ksi:j,i.ki Constantin Brancusi, Abbeville Press, New Jork 1989.42


ELiBIETA WOLICKASACRUM I SZTUKAPUNKTY ZAPALNE SPORUWielokrotnie sztuka wsp6lczesna probuje zmierzyc si~ z t~ sfer~wartosci, kt6 r~ za filozofarni religii przyzwyczailismy si~ nazywac sacrwn.Od lat ta trudna konfrontacja budzi wSroo zainteresowanych gwaltowneemocje, prowokuje spory i pornirno licznych, udokumentowanych taki:ew pismiennic'twie polskirn, dyskusji, nie rokuje rychlego rozstrzygni~ia,ani wyczerpania tematu.Miejsce sztuki w obszarze zarezerwowanym dla religijnego kultu, oboktego, i e rna sw oj~ dlug:j, - slawn~ i rnniej slawnll - histori~ w europejskiejkulturze, wci~i: dornaga si~ gruntownego narnyslu i ponownego dookreslenia,zwlaszcza dzis, w warunkach ostrej konkurencji nowych pr:j,d6ww sztuce - pr~d 6w, kt6re z reguly wylamujll si~ z ram dotychczasowych~tandard 6w i przyzwyczajen koscielnego mecenatu i religijnego OObiorcy.Jednakie sacrum obwarowane tradycyjnymi wyrnogami i strzezone instytucjonaJnie,lecz pozbawione oZywczego elementu nowoSci i OOkrywczo­Sci wlasciwego tworczoSci artystycznej, narazone jest na wyobcowaniez iycia kultury, grozi mu skostnienie w anachronicznych formach,zarnkni~ cie w enklawie czcigodnego, lecz nieczytelnego dla wspo/czesnejmentalnosci i OOleglego 00 spolecznych realiow "rytualnego muzeurn".Nova et vetera - napi~ie inwencji i tradycji, innowacji i kontynuacji,przenika calosc dziejow chrzescijanskiej kultury i wr~cz stanowi 0 jejZywotnoSci. Jednakze nigdy dot~d, jak si~ wydaje, napi~e to nie przybieralopostaci tak drastycznie konfliktowej, przynajmniej do chwili, gdy stalo si~jasne, iz rola sztuki sakcalnej nie sprowadza si~ do funkcji ozdobnika orazdydaktycznego srodka - pomocy wizualnej - w katechezie i utrwalaniuw zbiorowej p arni~ wyznawcow wyobraien swi~tej historii i doktryny. Odtakiego, wllSkiego pojrnowania jej zadan w przestrzeni liturgicznej OOzegnalosi~ juz oficjaJne nauczanie Kosciola. Dokumenty Soboru Watykanskiego II,wypowiedzi papieiy, zwlaszcza Jana Pawla II, stworzyly "nowe podstawyOOniesienia Kosciola do swiata, do wsp6lczesnej kultury, a wi~ takze i dosztuki (...). KoSci61 wchodzi w nowy etap stosunku do kultury i do sztuki,stosunku partnerstwa, wolnoSci i dhiI'ogu" (Jan Pawel II, Przem6wienie doartyst6w i dziennikarzy w Monachium, 19 Xl 1980).Ten " nowy etap" obfituje wszelako w nowe dylematy i rOOzi noweproblemy. Zadeklarowane w Konstytucji Gaudiwn et Spes aggiornamentoi koscie1na polityka inkulturacji zderzaj:j, si~ dzis z fenomenern desak­43


ELiBIETA WOLICKAralizacji kultury i sztuki, ze szczeg6lnym wyczuleniem artyst6w na osobisti!autonomi~ i wolnosc w sferze wlasnej tw6rczoSci, a tam ze specyficznympojmowaniem i przezywaniem sacrum, kt6re szukaji!c wyrazu w nowychformach artystycznych kontestuje tradycyjne kanony obrazowania, schematyikonograficme, nawykowe wyobrazenia i interpretacje religijnychprawd.Pomijaji!C (chociaz bynajmniej nie lekcewazi!c) kwestie praktyczne, np.trudnoSci komunikacji mi¢zy koscielnym mecenatem i tw6rcami, a taueartystami i odbiorcami ich sztuki, spr6bujmy wypunktowac te czynniki,kt6re wydaji! si~ najistotniejsze - wyznaczaji! gori!Ci! lini~ sporu 0 ksztahsztuki sakralnej, czy tez 0 miejsce sztuki w sakralnym uniwersum,w przestrzeni kultowej.ZrOdla kontrowersji kryji! si~ bowiem przede wszystkim w sferzewrazliwosci, w wyczuleniu na podstawowe wartosci: te, ktore Urzi!dNauczycielski wysuwa na czolo swej wychowawczej misji, oraz te, kt6rymholduji! artYSci, podporzi!dkowuji!c im swoji! tw6rczosc, a nawet osobisteZycie. Por6wnuji!c np. wypowiedzi Jana Pawla II skierowane do artyst6wi tw6rc6w kultury z pogli!dami tych ostatnich (publikowanymi chocby nalamach renomowanego kwartalnika "Kunst und Kirche") rzuca si~ w oczyznarnienna rozbiemosc orientacji, ktora sprawia, ze nie tylko dekJarowany,ale takze z trudem realizowany "dialog" nie przebiega bezkonfliktowo,a osii!gni~te po drodze "historyczne kompromisy", choe nie moma imodm6wie doniosloSci, wcii!Z maji! charakter prowizoryczny i raczej wyji!tkowy.Bye moze nie da si~ - przynajmniej na razie - uzyskac wi~ej nizrejestrowanie kolejnych pr6b i bl¢6w, a przy okazji niejako - szcz~sliwychuzgodnien satysfakcjonuji!cych obydwie strony. Warto jednak odnotowaena biezi!co to, co pozwala uczyc si~ na bl~ach oraz to, co umoZliwia udanerozwii!zania i budzi nadzieje na dalsze osi~i~a.Pierwsza bariera, kt6ra odgradza sztuk~ wsp6lczesni! od sfery sacrum, tojej nieokielznane eksperymentatorstwo i pogon za nowoscii!. Rewolucjatechnologiczna, kt6ra zawladn~la taue warsztatem tw6rc6w, sprawia, Zefascynacja i zonglerka tworzywem cz~sto staje si~ dla nich ~lem samymdla siebie, a wypr6bowywanie zwii!zanych z tym moZliwosci uzyskiwaniaartystycznych efekt6w - czyms istotniejszym niz realizacja wartoSci nadr~nychwzgl~em tych, kt6re doti!d uznawano za instrumentalne.W przypadkach skrajnych ta fascynacja wywoluje cz~sto efekt pretensjonalnejtandety - epatowania zr~cznoscii! w poslugiwaniu si~ niekonwencjonalnymisrodkami artystycznej kreacji, techniczni! pomyslowoscii! i zabawi!materialem bez wyraznego inte~jonalnego celu. "Przekazem staje si~sarno medium" - to hasla Marshala McLuhana dotyczy w duzej mierzetakze sztuki wsp6lczesnej.Drugi! barieri! - wazniejszi! od technologicznego iluzjonizmu, ale tezz nim zwii!zani! - jest nieufnosc wobec wartoSci uznanych za tradycyjnei pretenduji!cych do rangi absolutnych. Nieufnose t~ podzielaji! zreszti!44


SACRUM I SZTUKA - PUNKTY ZAPALNE SPORUtworcy z rzesz'l odbiorcQw ich sztuki - rownie niepewn'l tego, na czymoprzeC kryteria oceny i sklonn'l je uznawac za rezultat umowy, okolicznosciowegoi tymczasowego porozurnienia co do regul gry, ktore w kazdejchwili moma zarnienic na inne. Programowy antyestetyzm oraz psychosocjologicznewyznaczniki wartosciowania - l'lcznie z mod'l, przypadkowosci'li eksperymentatorstwem, si~ganiem do podswiadomoScl i indywidualnychautobiografti, a takze swoiste "zaangazowanie" sztuki, ktore kaZe jejkonkurowaC ze srodkami masowego przekazu i propagandy - w sumiepowoduj'l, iz swiat wart 0 Sci sztuki wspolczesnej opanowany zostal przezten sam reJatywizm, ktory dr'lZy obyczajowosc, moralnosc, polityk~i stosunki spoleczne na skal~ dot'ld nie spotykan'l. Stwarza to sytuacj~paradoksaln'l: wyzwolony artysta, dla ktorego wszeJka sluZebnosc sztukijest kamieniem obrazy, podporzCldkowuje si~ zarazem nader latwo wszeJkimzmiennym pr'ldom aktualnej mody, ideologii, mechanizmom rynkowegopopytu i propagandy. W tej sytuacji samoobronne obstawaniekoScielnego mecenatu przy tradycyjnych formach, treSciach i srodkachwyrazu w sztuce sakralnej moZe si~ niekiedy wydawac jedynym skutecznymremedium na niepewnosc i chaotyczne Iluktuacje gustow, na swoistyagnostycyzm aksjologiczny, ktory grozi rozmyciem sacrum jako wartoScibezwzgl~dnej i transcendentnej wobec kulturowych perturbacji.. Dodajmy do tego trzeci czynnik, ktory pojednanie sztuki z sacrumstrzezonym przez instytucje koscielne stawia pod znakiem zapytania,a mianowicie tendencj~ do religijnosci bezwyznaniowej, kontestuj'lcejformuly dogmatyczne tradycyjnej doktryny i poszukuj'lcej "znakow transcendencji"poza oficjalnie uznanymi form ami kultu, normami etycznymii sposobarni obrazowania. Rozbrat z tradycj'l si~ga tu gI~biej niz zakwestionowaniewzorow ikonograficznych czy stylow aprobowanych dotychczasprzez koscielnego mecenasa i zbiorowego odbior~ - dotyczy samegopojmowania pierwiastka sakralnego, ktory sztuka rna wyrazac i na swojsposob uobecniac, si~ga pokladow wyobraini symbolicznej ksztaituj'lcejpodstawowe archetypy kulturowej SwiadomoSci. Ty wlasnie swiadomosccharakteryzuje dzis szczegolna ambiwalencja, ktora wywoluje "dadaizmsymboliczny" Uak go nazwal Tadeusz Chrzanowski). Tworzona w tymstanie swiadomosci sztuka, odzegnuj'lc si~ od wszelkich konwencji odziedziczonychz przesz!osci i podtrzymywanych przez konserwatywne przyzwyczajeniakleru oraz klienteli wyznawcQw, porusza si~ w przestrzeniniczyjej - nie zagospodarowanej przez zadne wzorce i nie ograniczonejprzez normy: formalne, ikonograficzne, doktrynalne, aksjologiczne; nieprzyjmuje do wiadomosci zadnej "ortodoksji". Rezygnuje nie tylkoz kanonow, ale i z wszelkich regul innych od tych, ktore sarna stanowi- zwraca siy ku wlasnym zrOdlom tworczosci poj~tym skrajnie autonornicznie,w duchu derniurgicznej wolnoSci. W swych zap¢ach kontestatorskichstaje siy prowokacyjna, perwersyjna, a nawet bluiniercza. W demaskowaniustereotypow "pobomoSci mieszczanskiej" oraz wysmiewaniu45


ELZBIETA WOLICKAkiczowatej "sztuki konfekcyjnej" posuwa si~ do obrazoburstwa i anty-sacrwn.Z kolei w poszukiwaniu hierofanii ucieka si~ do ezoteryzmui nadrealnej symboliki "form m6wi'!cych", dalekiej od wszelkich skojarzenz religi,! Objawienia, albo transponuje motywy i :tematy tradycyjnegoobrazowania religijnego w spos6b calkowicie dowolny, cz~sto synkretyczny,lub korzystaj,!cy z pastiszu, z reguly silnie nasycony subiektywnymprzezyciem tw6rcy.ezy zatem w pejzaru sztuki wsp6lczesnej brak miejsca na tak,! szt uk~sakraln,!, kt6ra zdolna bylaby przekazae cos z prawdziwego ducha religiinie burz'!c jej wlaSciwego kanonicznego porz'!dku wartoSci, ale i niezdradzaj,!c jednoczesnie wlasnej, inwencyjnej niezawisloSci?Morna s,!dzic, Ze religijne eksploracje sztuki kieruj,! si~ dzis przedewszystkim ku poszukiwaniu - cz~sto po omacku - nowych form swiadectwa.Artysta stal si~ bardziej ruz kiedykolwiek swiadomy swej podmiotowo­Sci - jako tw6rca i jako wyznawca, a takze jako czlonek i wyrazicielspolecznoSci, w kt6rejiyje i kt6rej prezentuje swoje dzielo. T~ podmiotowoscprzezywa cz~sto dramatycznie - jako powinnosc "budzenia zesnu", demaskowania, wstrz,!sania, prowokowania. Jego rozumienie sztukijako nosni.ka religijnej tresci rue dopuszcza, by stala si~ ona "pigulic,!latwejpociechy", terapeutycznym srodkiem przywracania dobrego samopoczucia.More bardziej niz kiedykolwiek dot,!d swiadomy jest swojej misjiprofetycznej i dlatego nie jest sklonny poddac si~ naciskom opiniiwi~kszoSci i dyktatowi mecenatu ulegaj,!cego miemym gustom i nawykommasowego odbiorcy. Artysta broni si~ przed kompromisem, kt6ry chcialbyprzystosowae jego dzielo do "sredniej przeci~tnej", broni si~ przed"ugrzecznieniem" swej sztuki, przed ograniczeniem prawa do protestu,obnazania dobrodusznej hipokryzji, 0 jak,! pos,!dza wszelkie wzorcei normy zbyt uladzone, bezkonfliktowe, pozbawione elementu opozycji."W dzisiejszej sztuce C •..) czlowiek zostaje uwolniony z calej przyslaniaj,!cejgo otoczki romantycznoSci. Zostaje ukazany - jak si~ to m6wi- w swojej nie upi~kszonej niczym realnosci. Dokonuje si~ to w sztucewsp6lczesnej takZe przez ukazywanie zabl,!kania i zam~tu, l~ k6w, absurdalnoScii bezsensu, obrazu swiata karykaturalnego i karykaturalnejhistorii. Wi,!ze si~ to cz~sto z odrzuceniem wszelkiego tabu. (...)Literatura, teatr, film, sztuki plastyczne uwazaj'! si~ dzisiaj w znacznejmierze za form~ krytyki, protestu i opozycji, za oskarzerue tego, co si~dzieje. Pi~kno wydaje si~ bye kategori'! wypieran,! ze sztuki na rzeczukazywania czlowieka w jego negatywnosci, w jego sprzecznosciach, w jegozabl


SACRUM I SZTUKA - PUNKTY ZA PALNE SPORUnie prowadzi do zasmakowania w zlu, do radosci zniszczenia i upadku?e zy rue prowadzi do cynizmu i zniewazania czlowieka?" (Jan Pawel II,przem6wienie do artystow i dzienrukarzy w Monachium, 19 XI 1980).Nacisk na indywidualne swiadectwo, ktore rna bye miarq autentycznoscidziela - nawet jeSli nie pogrqza si~ one w jednostronnej negatywnoscii pr6buje przybli:iye to, co "ponadwyraialne", dotknqe tajemruczej rzeczywistoScireligijnej - utrudnia joonak jego wlqczenie w przestrzen sakralnqi uniwersum j~zyka liturgicznego. Mowiqc proSciej: stawia barier~ uniwersaIizmowi,do ktorego aspiruje wszelki j~ k sakralny. Tu wlaSnie kryje si~bye mo:ie glowny punkt zapalny sporu roi¢zy zindywidualizowanymj ~zykiem sztuki wsp6lczesnej a j~zykiem KoSciola, do kt6rego sztuka rnawnosie niezb¢ny element symbolicznego obrazowania - ewokowae sacrwn.Uniwersalizm j~zyka zamienilismy dzis na socjologicznie i pragmatycznie(psychologicznie) rozumianq skutecznose wypowiedzi. Klopoty z odzyskaniemsakralnego universale, a raczej transcendentale, podziela dzisiejszasztuka z filozofiq, kt6ra tak:ie mozolnie poszukuje adekwatnego wyrazudla intui cji i doswiadczen nie roieszczqcych si~ w ramach poznanianaukowego i wykraczajqcych poza kategorie "wiedzy pozytywnej", ale teinie dajqcych si~ juz wypowiedziee ani odczytae za posrednictwem formuldawnych system ow spekulatywnej metafizyki. Zar6wno jedna jak i druga~ sztuka i ftIozofia - rnUSZq wi~ w pewnym sensie "powracae dopoczqtku", odnajdywae pierwociny wlasnej rnowy w ludzkim doswiadczeniuzarazem indywidualnym i powszechnym.Probierzem autentycznosci j~zyka sztuki sakralnej winna bye jegoprofetycznosc i liturgi cznose jednoczdnie. Sprostae temu paradoksalnemuzadaniu: uobecniania tego, co na wskros osobiste, konkretne, "poszczeg61­ne" - osobowo, geograficznie i historycznie - i zarazern tego, couniwersalne i transcendentne, potrafi najJepiej j~zyk symboliczny, wlasciwysztuce. Warto na koniec raz jeszcze przytoczye wypowiedi Jana Pawla II,kt6ry wnikliwie zadanie to sformulowal apelujqc do wynalazczej wrazliwo­Sci tworcow:"Sztuka jest doswiadczeniern powszechnosci. Nie moze bye tylkoprzoorniotern lub srodkiem. Jest slowern pierwotnym w tym sensie, :ieprzychodzi jako pierwsze i znajduje si~ u podstaw kazdego innego slowa.Jest slowem poczqtku, kt6re zgl~bia, wychodzqc poza bezposrednioscdoswiadczenia, podstawowy i ostateczny sens zycia. Jest poznaniem,wyrazanyrn za pomocq linii, obraz6w i diwi~k6w - symboli, w kt6rychrnysl potrafi rozpoznae przeblyski tajemnicy :iycia wychodzqce pozagranice, kt6rych sarna nie jest w stanie przekroczye: otwarcie si~ na gl~bi~,na wielkosc i niepoj~tosc istnienia. Sq to drogi , kt6re otwierajq czlowiekana taj emnic~ i wyrazajq jego niepok6j, ktorego nie spos6b wyrazie innymisrodkarni. T ak wi~ sztuka rna w sobie cos z religii, gdy prowadziczlowieka do uswiadomienia sobie owego niepokoju, kt6ry tkwi w gl~bijego istoty i kt6rego nie jest w stanie nigdy zaspokoie ani nauka47


ELiBIETA WOLICKAz obiektywnym formalizmem swoich regul, ani technika Z JeJ zaprogramowaniem,kt6re wyklucza ryzyko pomyUti (...). Sztuka nie jest drog~ dopodswiadomoSci, ale do wi~kszej jeszcze swiadomosci; otwiera czlowiekana samego siebie i czyni go bardziej czlowiekiem. I dlatego jest ona tilieform~ wychowania, treningu, szkolll najwyi:szego czlowieczenstwa (...).Sztuka jest na sw6j spos6b objawieniem transcendencji" (Spotkanie zeswiatem sztuki i kultury w Wenecji, 16 VI 1985).Luty <strong>1991</strong>Elibieta WolickaTekst opublikowany w katalogu Triennale Plastyki "Sacrum", Cz~stochowa <strong>1991</strong>.NOWOSC WYDAWNICTWA ZNAK BOG I PRZYRODAW FILOZOFII PROCESUSERIA ZNAK-IDEE NR 5Pierwsza w Polsce obszerna prezentacja oryginalnego nurtu liIozolii wspolezesnejnawillzujllcego do dorobku Alfreda N. Whiteheada. Przygotowanyprzez bpa Jozefa Zyciriskiego tom zawiera zarowno omowienie nIozofliprocesu piora jej polskieh znaweow, jak i przeklady tekstow jej czolowychreprezentantow: Whitehead a, Van der Vekena, Hartshorne'a ezy LewisaForda.ZAMOWIENIA: SIW ZNAK ul. Kol§ciuszki 37 30-105 Krakow48


KS. OTTO MAUERKOSCIOt. WO BEC SZTUKI WS POt.CZESNEJ:BEZRADNOSC I DYSTANSPodejmuj(!c temat: KoSci61 i sztuka wsp6lczesna, chcialbym zacz(!e odpostawienia tezy, ie KoSci61 nie wykorzystal tak zwanej sztuki "wsp6lczesnej".Przyjmowal wobee niej postaw~ bezradnej powsci(!gliwosci, a kiedyjuz okazywal' jej zainteresowanie, popelnial najcz~sciej - choe nie zawsze- bl~y. Sytuacja jest godna pozalowania, gdy widzi si~, ie wielcy artySci,powiedzmy cezanne czy Monet, nigdy nie przyjmowali zlecen od KoSciola.Matisse natkn(!l si~ wprawdzie przypadkowo na pewnego inteligentnegodominikanina, ojca Couturier, kt6ry si~ 0 niego zatroszczyl. Podobnie jestw przypadku architektury. 010 pierwsze wstrZ(!saj(!ce zjawisko. Istniej(!cale nurty w sztuce wsp6lczesnej, kt6re uszly uwagi KoSciola, jak naprzyklad secesja lub kubizm. Nic dziwnego: wszak wyspeejalizowano si~wtak zwanej sztuce koscielnej. Mniemano, ze jest to sztuka sui generis.Kiedy w innych czasach, powiedzmy w okresie romanskim, gotyckim,w czasach renesansu czy baroku, a nawet jeszcze w okresie Biedenneieru,Kosci61 przejmowal 6wczesne tendencje artystyczne z ogromn(! i bezkrytyczn(!naiwnosci(!, s(!dzono w6wczas, ze musi istniee jakis - by tak rzee- rezerwat ochrony sztuki koScielnej, i lamano sobie glow~ nad tym, jakicharakter mialby on wlaSciwie posiadae. Wymagano tez od chrzeScijanskichartyst6w rzeczy nadzwyczajnych lub domagano si~ zgola chrzeScijanskiegoartysty dla chrzeScijanskiej sztuki. Kontrargument dostarczonyzostal dawno temu: witraze Legera w Audincourt, jakkolwiek byl onateist(! i zaprzysi~zonym komunist(!, nie s(! wcale mniej uduchowione nizwiele rzeezy stworzonych przez artyst6w oddanych KoSciolowi.Doszlo jednak nie tylko do nieporozumienia na temat sztuki "koScielnej",ale takze sztuki "chrzeScijanskiej". Czymze mialaby ona bye? Ot6z,sztuk~ chrzeScijansk(! moma by naturalnie rozumiee jako sztuk~ przedstawiaj(!qchrzeScijanskie tematy, Ukrzyzowanie, wydarzenia bozonarodzeniowelub trzeeh swi(!tobliwych kr616w kI~z(!cych przed Matk(!z Dzieckiem. Naturalnie, moma to nazwae sztuk(! chrzeScijansk(!, jezelitylko istnieje chrzeScijanska atmosfera i chrzeScijanska poboznosc. Czymjednak rna bye ponadto sztuka chrzeScijanska, na czym polega chrzeScijanskoseportretu? I jeszcze wi~j : bye moze oznak(! i pozostalosci(! chrzescijanskosciu Goyi jest wlasnie to, ie stworzyl on portrety kr616wi kr6lowych b¢(!c jakby S(!dem Ostateeznym i demaskacj(!. Bye rnoZe49


OTTO MAUERprorocy wcielili si~ w takich artystow jak Goya, Daumier, Georges Grosz,poniewaz KoSciol nie mogl juz Scierpie6 zadnych prorokow, a hierarchianie byla zainteresowana tym, by narazac si~ na niepokoje lub zgolapozwalac na wstrz'!,sanie podstawami swej wiekuistej i niezwruszonejbudowli prorokom, ktorzy zwracaj'!, si~ jed y n i e na zewn'!,trz ku zlemuSwiatu.I tak oto narzuca si~ pytanie: czym powinna bye si:tuka chrzeScijanska?Wszystko to sprawia, Ze okreslenie "chrzeScij anska" jawi si~ w zastosowaniudo sztuki jako wysoce wqtpliwe, a w kazdym razie godnenamyslu, jako ze sugeruje ograniczenie lub redukcj~ do niewielu oznak.Calose zagadnienia rozgrywa si~ w ramach antymodernistycznegoprocesu wylqczania si~ KoSciola, jaki zachodzi w XIX stuleciu. Chodzitakze 0 to, Ze stroni si~ od pytan, nad ktorymi niemal nigdy si~ niezastana\o\1ano, pytan, na ktore nie moma odpowiedziee w danym momencielub na ktore nie b~zie moma odpowiedziee nigdy. ChrzeScijanstwo,podobnie jak cale spoleczenstwo, uleglo przeciez filisterskiemu zaslepieniuide'!, bezpieezenstwa. Totez wlasnie dlatego KOSciol nie przyjql do wiadomOScirowniez decyduj'!,cych przemian w sztuce wspolczesnej.CHRZESCIJANSTWO MUSI Bye JEDNAK SILt\ Tw6RCZt\Chcialbym postawie tez~, Ze wszelkie wspolczesne tendencje i w ogolewszystkie tendencje w sztuce, jakie kiedykolwiek wyst@owaly, dajq si~pogodzie z tym co chrzeScijanskie i mog'!, bye uZyteezne w realizacji celowkultu. Teologia musi si~ nieco zmienie. Dotychczas oSqdzala swiat mipodstawie ustalonych z gory zasad dogmatycznej natury i dopuScila si~,moim zdaniem, podwojnego grzechu: po pierwsze, zdeprecjonowala calkowicieto co historyczne; po wtore, s'!,dzila zawsze wedle p rzyj ~ t ych z gorykryteriow konkretny wymiar historycznoSci, kairos, to, co si~ wlasnie terazwydarza i wylania, a zatem kazdq nowosc. Nigd y nie zrozumiala, Zewlasnie tutaj uobecnia si~ teologiczny topos. Inaczej bylo u swi~tegoPawla: rozurnial on teologi~ jako faktologi~ .KOSci61 musi zatem uwzgl~ nic proces uczenia si ~. Nazbyt bowiemprzyzwyczail si ~ do nauczania, i to nader apriorycznego, a powinienprzeciez bye bardziej empiryczny i sam si~ uczye. Nie wolno zapominae, Zesymbolizm, mocny punkt odniesienia dla wartosci duchowych w sztuce,da1eki jest jeszcze od wyczerpania. Istniejq, by tak rzee, cale, pow stalew mi~dzyczasie swiaty, z kt6rymi KoSci61 si~ rozrninql i nie wlqczyl ichw sw6j inwentarz, kt6rych chrzeScijanie juz nie przeZywajq, nie oczyszczajq,nie krytykujq i nie przesiewajq, co oczywiScie jest rzeeZq nieodzown'!,.Ostatecznie sztuka jest przeciez elementarn'!, dziedzin'!, Zycia czlowieka,nie tylko atmosferq, strerq, lecz wypowiedziq, istotn'!, wypowiedziq czlowieka,nie moZe wi~ bye traktowana wylqcznie jako dzialalnose sluzqcapewnym celom, powiedzmy, jako sztuka zaangazowana, sztuka naboma,50


KOSCIOl WOBEC SZTUKI WSPOlCZESN EJ: BEZRADNOSC I DYSTANScelowo stosowana sztuka obrZ¢owa lub jakakolwiek inna tego rodzaju,nawet pedagogicznie katechetyczna, anagogiczna - sztuka bowiem jestsztuk ~ wlasnie jako taka.Od czasow Apologetow KoSci61 nauczyl si~ uprawiae mozofi~, porozumiewacsi~ z dziedzin~ polityki i zajmowae si~ nieustannie tymi rzeczywistosciami,ktore go prawdziwie dotyczyly - podobnie dzis powinien wl~czaesi~ ustawicznie w dialog ze sztukll (by uzye mimo wszystko tego zbyt cz~stoui:ywanego slowa). Przerywajllc dialog, popada si~ w stan przykcej izolacji.To zas oznacza, Ze nie moma pozostawae wy1llcznie w Aleksandrii, lecznalezy udae si~ do Aten: tak jak Ojcowie Kapadoccy, ktorzy zrozumieli, Zetrzeba ise do Aten, owej poganskiej stolicy filozofii, i ze nie wolnopoprzestawae wy1llcznie na a1eksandryjskiej szkole katechetycznej. Uprawiaeteolo gi~ i filozofowae mom a jedynie w oparciu 0 nieprzerwanykontakt z naukll i sztukll swoich czasow.Dzisiejsza sztuka potrzebuje - i to bardzo - duchowej, swiatopogl~owej, wyznaczonej przez kanony wiary i etycznej egzegezy, alew kazdym tak zwanym chrzeScijanskim kraju istnieje tylko niewieluteologow, ktorzy si~ tym zajmujll. Sztuka jest terenem dzialania demon ow,a1bowiem wstrZllsa czlowiekiem; jest czyms ekstatycznym, czyms, coprzenika calego czlowieka i wyzwala wszystkie jego sily, erotyk~, seks,11. takze nami~tn o sci polityczne. Niezb¢ ni Sll ludzie, ktorzy dzi~ki obcowaniuze sztukll i tworzeniu jej potrafi~ poskromie owe demony, kiedyprzyst~p ujll one do swego dziela.lednoczeSnie w chrzeScijanstwo wkracza pierwiastek tworczy. Milosc, ton ajwi~k sze przykazanie, jest przeciez tworcza. To, czego Chrystus dokonalna Krzyru bylo wszak ekscesem, ekstaz~ miloSci. KOSciol zrodzil si~ z tejekstazy, z rany w boku i w sercu, jak mowili Ojcowie KoSciola.ChrzeScijanst No nie moze przeciez polegae jedynie na relacjach prawnych,na podporzlldkowaniu i zwierzchnictwie, ustawach i rabinizmie, czy teztylko na dogmatach, lecz musi bye wielkll, przekonuj'lCl! ekstaZll, wyjsciempoza siebie i mobilizacjll wszystkich duchowych sil czlowieka, jednymslowem, musi bye czyms tworczym. ChrzeScijanie nie mog~ wi~ po prostumowie zawsze "nie" temu, co wymyslil i wynalazJ swiat.lezeli KOSciol nawillze kontakt ze sztukll wspolczesn ~, jego charyzmatykazyska na sileo A zatem juz nie tylko porz~ek, juz nie tylkohierarchia, nie tylko to, co pragnie zawsze uwiecznienia i z natury swejdllZy do bezruchu - lecz wlaSnie swobodny powiew, ktory jest niczymwiatr. Potrzeba wi~ charyzmatykow, kt6rych nic nie moze zas t~pic,potrzeba nowych ekscentrycznych mistykow, nowych prorok6w, nowychhermeneut6w, nowych terapeutow lub im podobnych, jakkolwiek by si~zwali. Dzi~ki temu KoSci61 zbliZy si~ ku wymiarowi eschatologicznemu.Naturalnie, eschatologia juz si~ zacz~la : "Dzieci, oto ostatnia godzina",mowi swi~ty Ian. Zacz~la si~ w tym momencie, kiedy Chrystus wyp~dzildemony za pomoCl! Ducha Bozego, albowiem wowczas nastalo juz51


OTTO MAUERKrolestwo Boze (Mt 12,28). Ale, rzecz rownie oczywista, nie rna go jeszcze.:lyjemy w KoScie1e in exitu Israel de A egypto , domus Jacob . de populobarbaro, w KoScie1e, Ictory ukonstytuowal si~ poprzez wyjScie i dlategoznajduje si~ stale na szlaku pragnienia. Obraz ten, ze wzgl¢u na sw'lwymow~ charyzmatyczn'l, swoj'l duchowosc, kreatywnosc i syrobolik~stanowi wielk'l wskaz6wk~, :ie mamy tu do czynienia z nienasyceniem,fragmentarycznoSci'l, zaslon'l, niedost~noScill, stawaniem si~, z tyro, czegojeszcze nie rna; ze to, co prawdziwie istotne musi si~ dopiero wydarzyc.Koncz~ sentencj'l z nagrobka kardynala Newmana: Ex wnbris et imaginihusin veritatem - ze swiata pozor6w i obrazow ku prawdzie i rzeczywistoSci.Otto MauerHum. Wojciech BuchnerNOWOSC WYDAWNICTWA ZNAK Louise BoydKRESYLouise Boyd (1877-1972), uczestniczka wielu wypraw geogralicznych i zasruzonabadaczka Arktyki, latem r. 1934 odbyla trwajll,Cll blisko lrZy miesi1jCepodroz po Polsce, przemierzajll,C turystycznym packard em ponad 10 000 kmi wykonujll,c 2 500 nierzadko unikalnych fotogralii. Fotografowane prze nill,osady zagubione w poleskich hlotach, i"ybackie lodzie i place targowe,kresowe miasteczka z ich niepowtarzalnll, archileklurll" przedstawiajll, swiat,ktOry juz wkrotce mial zostae starty z powierzchni ziemi przez bezlitosnywalec Hislorii. Album zawiera 157 fotogramow od Wilenszczyzny, poprzezPolesie, Bialorus, Ukrain~ aZ po Huculszczyzn~. Ze wzgl¢u na swll, wartoscdokumentalnll, oraz szczegolny klimat emocjonalny stanowic ~izie prawdziwyrarytas dla licznych wielbicieli KIesow, wrai:liwych na ich legend~i romantyczny urok.ZAMQWIENIA: SIW ZNAK ul. Kosciuszki 37 30--105 Krakow52


WOJCIECH BAlUSAle czym byl dla ludzi zeszlego stulecia "duch"? Poj~cie to, jak trafniepoucza Maly slownik terminow fllozoflcznych, oznaczac moze b'!dz by tn i e mat e ria In y b'!dz z a sad ~ rz'!dZl!c'! dziejami, swiatem lub narodem.2 W pierwszym przypadku duchem nazwiemy wszellde istoty bezcielesne:osobowego Boga, duchy czyste (sc. anioly), a taue du s~ ludzk,!.W przypadku drugim s,! nim zas "pewne idee, pr'ldy kulturowejednocz'leeludzi w ich wspolnym zadaniu" 3, a wi~ obiektywna, ponadosobowadeterrninanta kieruj,!ca post~powaniem epok, ludow i narodow. Ouch jakobyt niematerialny jest zatem podmiotem; duch jako zasada - czyms naksztah idei i prawa jednoczdnie.Wiek XIX oba te znaczenia cz~sto l'lczy!. Bo do czego w sumiesprowadza si~ realna obecnosc zasady rz'!dz'lcej dziejami lub narodem? Dotego, co nazywa si~ "duchem czasu" b'ldz "duchem epoki", "duchemchrzeScijanskim" albo "duchem narodowym": do d zi a I an i a. Do dzialaniaw c z a s ie, a wi~ do ksztahowania biegu i charakteru dziejow. Ale comole dzialac? Zgodnie z al'\tyczn'l jeszcze intuicj,! - to, co "Zyje", czyli to,co rna zdolnosc "rozumnego ruchu" - duch zatem musi miee takie czy innekwalifikacje podmiotowe. R ozumial to doskonale Hegel, tworz'lc swojmonistyczny system, ale rozumieli tez jego romantyczni antagoniSci. Hegeltraktowal ducha jako absolutny podrniot, dochodz'lcy poprzez poszczegolne,dialektyczne stadia rozwoju do samoswiadomosci. Ouch wykraczalw ten sposob poza kartezjanski dualizm cogito i swiata, stanowi'lc,Jedni~", d'lz'lC'! do samej siebie i znosZl!C4 przeciwienstwa tak na szczeblurozwoju poszczegolnego czlowieka (duch subiektywny), jak jego dziejow"kolektywnych" (duch obiektywny), czy tez najwyzszych wytwor6w swia:domoSci z ftlozofi'l na czele (d uch absolutny). Ouch byl tu "wszystkim":dzialal w kazdej jednostee, ale i w jej obiektywnych ograniczeniach (prawahistoryczne), tworzyl i niszczyl, by osiilgnile sw6j eel: bycie dla siebie. 4Nie inaczej mysleli i romantycy, choc c~to (np. Mickiewicz) z:iymali si~na hegJowskie poj~i e der Geist, zredukowane, jak twierdzili, jedynie "doczystej swiadomoSci" ' . Ola nich duch byl przede wszystkim "spirytualistyczny",bardziej " anielski" nii "ftlozoficzny". Przypatrzmy si~ choebymysli Juli usza Slowackiego. Wedlug niego duchy-podmioty pierwotniebiernie pactycypowaly w Bogu, pot em zazildawszy ksztahow staty si~aniolami bildi "duchami gJobowyrni". Ouch gJobowy ziemski, zgrzeszywszylenistwem, dilzilC do ekspiacji, rozdzielil si ~ na szereg indywiduownieorganicznych (np. skaly), organicznych (rosliny i zwier~ta) i ludzi.1 A. Podsiad, Z. Wi~ckowski , Maly s/ownik tennimJ w i pojfc Jilo zoJicznych, Warszawa 1983,s.74., A.L. Zachariasz, PojrciL ducha obiLktywnego w JilozoFd W. Diltheya na tie mylli G.W.F./legla, fl. Rickerta i N . /lartmanna, "Studia Filozoficme", 8(225), 1984, s. 42.• Ch. Taylor, /legel, Frankfurt s/M 1978, 5. 11 ')-126; J. Hyppolite, Genesis and Structure of/lege/'s Phenomenology of Spirit, Evaston 1984, s. 322-323; J. Tischner, W obliczu siJy osqdu,"Res Publica", 3, 1987, s. 67-71.• Zob. A. Walicki , FilozoJia a mesjanizm. Studia z dziejow JilozoJii i my.fli spoleczno--religijnejromantyzmu polskiego, Warszawa 1970, s. 246.54


SZTUKA -IDEA - SACRUMPodzial ten nast~p owa l w czasie i stanowil kolejne stadia rozwoju ducha.Finalem tej ewolucji bylo wlasnie pojawienie si~ cz!owieka i powstanienarodow, czyli kolektywnej formy ducha, d~i~cej do ponownego zjednoczeniaz Bogiem. o Duch jest tu wi~c tylei podrniotem co i zasad~rz~~c~ dziejami, sil~ prowadz~~ do celu, jakim bye powinno "anie1stwog1obowe".Duch-zasada, duch-prawo, duch-idea i duch-podmiot, zI~czone w jednoprzez Hegla, znaczyly drog~ mysli w zeszlym stuleciu. Czym byl bowiemw ostatecznoSci duch? Zasad~ i istot~ czego? Zwr6Cmy uwag~: duch, jak juimowilismy, nie trwa w rniejscu -duch dziala, "iyje". Duch idzie przez dzieje;d uch po prostu, jako heglowski duch obiektywny, jest zasad~d z iej ow. 7 Gdy bowiem w okresie "kryzysu swiadomosci europejskiej"upadla ostatecznie liniowa, chrzeScijanska wizja sensu dziejow, prowadz~cychod epoki ante legem, poprzez sub lege i sub gratia do Paruzji, znikn~1z historii wyrniar oeconomiae divinae. Odnalezc go moma bylo jedyniedoszukuj ~c si~ w uplywaj~cyrn czasie trwania jakichs praw alba ingerencjiistoty wyiszej. 8 Albo post~powania w mysl pewnej idei czystej czy tei ideiwcielonej, a wi~c idea!u. Bo, jak pisal Hegel w EncyklopedU, "idea jestpoe z ~ t k 0 w 0 tylko jedn~ og6lnll substancjll, natomiast jej rozwini~tll,prawdziwll rzeczywistoScili jest to, ie istnieje ona jako pod m i 0 t i w tensposob jako duch" 9. Idea jest tyrn, co wyznacza spos6b dzialania ducha,jest jego finis, celem ostatecznyrn, absolutnyrn speinieniem.Ale wiek XlX czul, ie wlasnej idei nie rna. A iye i tworzye trzeba bylo,dlatego tei wyjSciem z sytuacji "na teraz" , fmis operis, stalo s i ~ n a­sl adowanie idealu. Czym zas byl ideal? Wiemy jui: doskonal~materializacjll idei, a wi~ jakims osillgni~iem dokonanyrn przez czlowiekaj ui w przeszloSci. St~d wiek XlX byl wiekiem his tor y z m u: powtarzaniemtego, co doskonale obrazowalo r6wnowag~ ducha. 10 W zakresiesztuki sakralnej, by powrocie do zasadniczego tematu naszych rozwaian,by! zwr6ceniem si~ ku tyrn czasom, w kt6rych "duch chrzescijanski"wyrazil si~ w spos6b pelny. Przypatrzmy si~, jak tego dokonano i jakiepoci~gn~lo to za sobll skutki.MISTYCYZM ARCHITEKTURY SAKRALNEJ WIEKU XlXChceszli wiedziee i czue, CZ(\m jest sztuki swil(tej, religijuej, majestat, wst~pdo przybytku katedr naszych kalolickich, ale wst~p z sercem pelnym wiary.• J.G. Pawlikowski, Mistyka Siowackiego. Studiow nad Krolem-Duchem czrJC pierwsza,Lw6w 1909; J. SkoczyDski, Narod w hLrlOriozojii Siowackiego (na podstawie pism jilozojicznychi politycznychj, ,,Archiwum Historii Filozofii i Mysli Spolecznej", 22, 1976, s. 143-154.7 A.L. Zachariasz, op.cit., s. 43.8 G.G. Jggers, Deutsche Geschichtswisserz.rcha/t. Eme Kritik der traditionellen Geschichtsau/­fassung von Herder bis zur Gegenwart, Munchen 1971, s. 246.• G.W.F. Hegel, Encyklopedia naukjilozojicznych, Hum. S.F. Nowicki, WarSZilwa 1990, s.239.10 H.G. Evers, Zur Anordnung der Stile, [w:] Beitrage zum Problem des Stiipluralismus" Studien zur Kunst des 19. lahrhunderts", t. 38, Munchen 1979, s. 27-28.55


WOJCIECH BAlUSTu w jedno ognisko zebrane, na co tylko sztuka najwYZsza zdobyc si~ more.Jak niemowl~ przejmuje si~ dreszczem radosci, gdy glos maUd uslyszy, takdusza zadri:y ~sknotll wiekuist!l, gdy jll tutaj owiejll tchy innych·swiatow. Tuslupce i kolumny smialym strzalem ulatujll ku niebu, niby modlilw kamiennychoniemiale naboi:etistwa, a rozwijajllc si~ u szczytow jakby gal~ziepa1mow pokoju, Illczll si~ ze sobll sklepienia lukami; a w przestrzeniach tychwysokich, rozleglych, niby szepty liki gaju, unoszll si~ uskrzydlone westchnieniai ciche placze ludu. (...) Jest to wizerunek rozmaitoSci i ladu,poetycznej fantazyi i harmonii. Pok6j panski zstllPii w ten przybytek i w serceludu korz~go si~ Bogu. Rzeklbys, res stanlll w przysionku wiecznoki;uciechy, boleSci i nadzieje doczesne, wszystko w duszy umilklo. A wazenie si~uczuc naszych, co wiecznie si~ w nas kolysze, teraz si~ przechyla, szaJa rzeczyziemskich tonie w zapomnieniu, a szala rzeczy niebianskich wznosi si~wiekuistll nadziejll. - Sluchaj: j~knlll grzmillcy organow glos, chor zabrzmialhymnem i psalmem na chwal~ Panu na wysokosciach, a Pan przebywa nawichrow i piorunow wozie; toczy si~ muzyka i spiew niby balwanyrozkolysanej powodzi swiata, a napelnia przestrzenie wszystkie, odbijajllc si~o sklepienia, luki i slupce wzniosle. (...)Zaiste, laC jest wszechmogllca pot~ga sztuki reJigijnej, bo ona jest szczytemsztuki wszelkiej. Gdy bowiem w sztuce wyraia si~ nieskonczonosc i bezwzgl~naprawda pod postacill zmyslow!l, wi~ tei: sztuka religijna uzmyslawiajllcnajwyzsZ!l nieskOllczonosc, to jest Boga samego, staje si~ zarazemnajwyzszym sztuki szczeblem. Ideal jest tu w najwzniosJejs:zej swojej sferze. 11Te zdania J ozefa Kremera WProwadzajil nas doskonale w sednomyslenia XIX-wiecznego: gotyk jest tu "niematerialny" i skierowany kugorze, pelen tysknoty za "wiekuistoSciil". Jest zatem sakralny, bo nakierowanyku Bogu. Podobne stwierdzenia znajdziemy u wielu innycnautorow zeszlego stulecia. Zacytujmy chocby fragmenty La CathedraleJorisa K. Huysmansa m6wiilce 0 katedrze w Chartres:Jest ona streszczeniem nieba i ziemi; nieba ukazujllc nam zwartll falang~ jegomieszkancow, prorokow, patriarch6w, aniolow i swi~tych, przejrzyslymicialami rozswietlajllcych wn~trze kosciola, SpiewajllCych chwal~ Matki i Syna;jest streszczeniem ziemi - glosi bowiem wznoszenie si~ duszy, wzbijanie si~w gor~ czlowieka; istotnie wskazuje wyrai:nie chrzcicijanom prog~ do zyciadoskonalego (...)I t~ alegori~ zycia mistycznego, wyjawionll przez wn~trze katedry, dopelniana zewnlltrz hlagaJny ksztalt budowli. Oszolomiona radoscill zjednoczenia,dusza, rozpaczajllc, i:e i;yje, dllzy juz jedynie do wymkni~cia si~ na zawszez gehenny swego ciala. 12Co mowiil zaprezentowane powyiej cytaty? Przede wszystkim mowiilo idealnej swiiltyni. Mowiil tei 0 pewnej interpretacji gotyku, a taueo pewnej religijnosci. PrecyzujilC: mowiil 0 tym, ie idealny koscio! jestwytworem ducha chrzeScijanskiego i jako budowla gotycka rozumiany byeII 1. Kremer, Listy z KraiwHla, t. I; Krakow, 1844, s. 326-328.12 1. K. H uysrnans, Z Katedry Rozdzial XV!, [w;] loris-Karl lIuysmans 0 sZ/uce, opr. E.Grabska, llum. Z. OSlrowska-Grabska ~,Teksty irOdlowe do dziejow Leorii sztuki ", t. 16),Wroclaw 1969, s. 187.56


SZTUKA - IDEA - SACRUMpowinien w kategoriach "mistycznych". W nim bowiem dusza wznosi siyku Bogu resp. ku nieskonczonoSci.Jak wyjasnilem jui rzecz poprzednio, pojycie ducha rozumiee moinadwojako: b~z jako byt niernaterialny, b~dz jako zasad y ludzkiej aktywno­Sci - sens epoki lub swiatopogl~u. Pojycie "ducha chrzeScijanskiego"midci siy, co oczywiste, w drugim znaczeniu terminu "duch" i oznaczaistoty swiatopogl~u zakorzenionego w nauce Starego i Nowego Testamentu.Istota ta, wedle rozpowszechnionych w XIX w. interpretacji,polegala na spirytualizmie i skierowaniu "w gory" - ku Bogu, z pominiyciemrzeczy ziernskich. St~d tei i architektura wyrai:aj~ca ducha chrzescijanskiegomusiala siy odrywae od ziemi. To, co sakralne, powinno byewiyc "nieziemskie". 13Coi to jednak znaczy: bye "nieziemskirn"? Przede wszystkim znaczy to:bye "oddzielonym od swiata". W ten spos6b dziala architektura rornanskai bizantynska: rnroczna i tajemnicza, ukryta w grubych rnurach 0 rnalychotworach okiennych i drzwiowych. Ale bye "nieziemskim" znaczy tei bye"niematerialnym" i "unosz~cym w gory", w "zaswiaty". To zas jest istot~gotyku. W takim ujyciu to, co sakralne jest tym, co dziala na czlowieka: najego uczucia, wyobrainiy i rozum. To, co sakralne porywa, zachwyca,wprowadza w podniosly nastroj. To, co sakralne jest w z n i 0 s I e .. Ale nie tylko: dzialaj~c na czlowieka, na jego uczucia i wyobrainiy orazporywaj~c go sw~ wznioslosci~, pomaga mu wzniesc siy w gory, ku Bogu.Daje rodzaj ekstazy, ktor~ niejednokrotnie nazywano "mistyczn~". Prawdziwaarchitektura jest wiyc "mistyczna".Co to bliiej oznacza? "Mistyczne" w owym ujyciu znaczy tyle, codotykaj~ce nieskonczonoSci, ulatuj~ce w gory. To, co "mistyczne" przekraczacodziennose w swoistej ekstazie - i pydzi ku nieokreslonosci.Zacytujmy tu slowa J ana Sasa Zubrzyckiego, architekta i estetyka: "Myslza progiern swi1tyni odczuwa dziwn~ potygy, zda siy jej, ie st~d naskrzydlach musi ulecie6 w kraje pozaziemskie. (oo.) Ai kiedy rnuzykarozbrzmieje chorem ton ow, zlewaj~cych siy z glosem duszy, wtedy juiekstaza nie rna wyrazu i czlek jeno w przeczuciu tajemnym chyli pokornieczolo przed Bostwern i jego PiyknoSci~." 14 Coi: to za rnistyka? To mistykatajernniczosci. Dusza ulatuje z ciala gdzid w przestworza, cosprzeczuwaj~c i podziwiaj~c. Stan taki trafnie uj~1 Hegel, pisz~c: "Jejrnysleniem jest bezpostaciowy dzwiyk dzwonow albo ciepla won kadzidel,jakid rnyslenie muzyczne, nie dochodz~ce do pojycia. (oo.) Totei rnarny tudo czynienia z wewnytrznym ruchem czystej uczuciowoSci (des reinemGemuls)." Przedmiot owego myslenia jest "nieosi~galnym by tern pozaswiatowym,ktory wtedy, gdy go ujmujemy myslowo (ergreifen), wymyka11 B.G.M. Reardon, Religion in the Age of Romanticism. Studies in Early Nineteenth CenturyThought, Cambridge 1985; K. DOhmer, .In we/chem Stile sol/en wir bauen?" Architekturtheoriezwischen Klassizismu.r lind Jugendstil "Studien wr Kunst des 19. lahrhunderts", t. 36, Munchen1976, s. 129.,. 1. Sas Zubrzycki, Filozoflll architektu.ry. Jej teom i estetyka, Krakow 1894, s. 124.57


WOJCIECH BALUSsi~ nam , a raezej juz si~ wymknlli. J uz si~ nam wymknllt, poniewaz byt tenz jednej strony jest niezmiennoscill, kt6ra siebie mysli jako cos jednostkowego,i dlatego swiadomosc odnajduje w nim bezposrednio siebiesamll. C... ) Zamiast uehwyeic myslowo istot~ , ona tylko jll odezuwa, a wi~wraea do siebie." ISTaka "mistyka" jest zaprzeezeniem prawdziwego doswiadezenia mistyeznego.W nim bowiem nie nie "uiatuje" - dusza ludzka odezuwa jedynie"przylgni~cie" do Boga, partyeypaej~ w jego istocie i rniloki. Prawdziwamistyka to pozaraejonalne Jego poznanie, to "wewn~trzn e doswiadezenieduszy pogr4zonej w Absolucie" 10. Owo zjednoczenie z Bogiem nie zaezynasi~ od wzlot6w leez od "noey ciemnej". "Przez to wyrazenie rozumie si~- powiada Sw. Jan od Krzyza - kontem pl aej~ oezyszczaj4e4' C •••) Ona tobowiem sprawia biernie w duszy C•.. ) zaparcie si~ samej siebie i wszystkiehrzeczy." 17 Podobnie pisal i Jakob Boehme: "Gdy uciszysz swe zmyslyi wol~, objawione ci b~d4 wiekuiste widzenie, slyszenie i mowa, i sluehaci patrzeC b~zie przez ciebie B6g." 18 Oznaeza to, Ze dopiero po doswiadezeniu"noey ciemnej", po "wyI4ezeniu" wlasnyeh zmysl6w i wyobrazen,dostllpic moma wizji, ale nie od uezueia " wst~powania" rzecz cala si ~zaezyna. Najpierw bowiem USt~Uj4 obrazy zmyslowe - potem dopierodoznaje si~ laski b 0 ski ego widzenia. Zatem mistyka arehitektury sakralnejw uj~iu XIX-wieeznym jest falszywa. Nie si~ga ona Absolutu, leezjedynie mrocznej sfery ekstaz uezueiowyeh. To nie mistyka, powiedzialbyMerton, leez mistyeyzm. 19Gdzie tkwi jego iroolo? Odpowiedijest prosta: w religijnosci romantyeznej, religijnoki uezueiowej i sentymentalnej. ReligijnoSci, w kt6rej obo-'wi 4zujll "prawa serca" i gdzie liezy si~ jedynie subiektywny punktwyjscia. 20 Ale nie tylko tam: romantyezny subiektywizm jest bowiemowocem nowozytnej koncepeji podmiotowoSci. T~ zas naznaezyl ostatecznyrozlam na to co zewn~trzne i to co wewn~trzne. Pomi¢ zy jednymi drugim nie ma korespondeneji. Cogito, jain, musz4 sobie torowac d rog~ku swiatu same. Czlowiek nie jest juz tym, ktory zna a priori porz4dek ideiUak u Platona) lub ktory oswieeony jest przez Boga Uak u 4w. Augustyna).Porozumienie zostalo zerwane - czlowiek istnieje w swiecie dzie1 4cymsi~ dyehotomieznie na: ja/swiat, ja/inni, ja/moje cialo, a takze na:swiat/zaswiaty. Bog jest po "tamtej stronie" w zaswiataeh, a wi~ wlasciwiepoza ludzkim doswiadezeniem. 21 Pozostaje, tak typowa dla romantyzmuglownie, t~sknota za nieskonezonosei4 i "mistyezne" wzloty w jejobszar ..." G.W.F. Hegel, Fenomenologia ducha, tlum. A. Landman, l. 1: WarsUlwa 1964, s. 249-250.I. T. Merton, Wspinaczka ku prawdzie. [w:]tegoz, Szukanie Boga, Krako w 1983, s. 76.17 Swi~ty Jan ad Krzyi.a, Noc ciemna, [w:] tegoi:, Dziela. Krakow 1987, s. 404 ... Cyt. UI: J.G. Pawlikowski, Op.cil., s. 113 .I. Merton, Op.cil., s. 76 . 2 0 B.M .G . Reardon, op .cil., S. 8-10. 21 Ch. Taylor, llumanismus und nwderne Idenliliil, [w:) Der Mensch in den modernen WissenschaJlen. hrsg. K. Mi chalski, Stuttgart 1985, s. 117-170.58


SZTUKA - IDEA - SACRU MZ dotychczasowych rozwaian wynika, ii sakralny charakter architekturyzeszlego stulecia wiOlie si~ z jej "mistycyzmem". Ale co to bliiej znaczy?Popatrzmy na rzecz raz jeszcze: mowa 0 "mistycyzmie" zaczyna si~zawsze tam, gdzie pojawia si~ in t e r pre t a cj a stylow historycznych.Mistycyzm jest wi~ pewnOl formOl r 0 z u m i en i a d awnej sztuki; rozumieniapoprzez pryzmat "ducha chrzeScijanskiego". Ta interpretacja zostajenast~pnie naloiona na nowo powstajOlce budowle. Nie tkwi ona wi~w nich immanen tnie, lecz met a for y z u j e kaidOl z nich.Sakralny charakter architektury zeszlego stulecia ma wi~ metaforycznycharakter. Co to bliiej znaczy? Przede wszystkim to, ie, jak powiedzielismyjui, jest on wyl'tCznie rzecZol interpretacji. Metafo~ w sztukach wizuaInychmoma bowiem zobaczyc tylko wowczas, jdli si~ bardzo chce. 22 Tylko wtedy,jeSli prze nie sie si~ na nie pewne znaczenie. Fakt przeniesienia jest tubardzo istotny. Mowi on bowiern tyle, ie architektura zeszlego stulecia niejest sakraIna sarna z siebie. Jest niOl jedynie w sensie przenosnym.Poniewaz dochodzimy do sedna sprawy, zatrzymajmy si~ jeszcze nadjednym przykladem. W S/ylu nadwiSlanskim powiada Zubrzycki, ze ,,01000 krokow od Betleem" byla wieza dla pilnowania trzody "i wedlepodania we wiezy tej C.. .) okazali si~ Anioiowie, zwiastujOlcy NarodzenieChrystusa". Stlld tei wieze kOScielne "p r z y po min ah" OWol wiez~, "zktorej Anioiowie giosili Boie Narodzenie".23 Wieia koscielna jest wi~metaforOl tamtej.Co w tym zaskakujOlcego? To mianowicie, ze znika, tak typowe dlawszelkiej religijnoSci, myslenie mityczne. Mysienie poslugujllce si~ z a sad oliden ty cznos ci. 24 Tu wieze symbolizujOl, liczby symbolizujOl, ale nielC!czll si~ naprawd~ z tym, co symbolizujll. Symbolizm ow rna niewielewspolnego z tym, co Maksym Wyznawca nazywal "wizjll symbolicznll"czyli moZliwoScill rozumienia w przedmiotach poznawalnych zmyslowoniewidzialnej rzeczywistoSci niepoj~tego, ktore tkwi poza nim. 25 Tu koSciolnie jest odbiciem idei, a przybytkiem Boga staje si~ 0 tyle 0 ile - on jedyniewznosi dusze ku nieskonczonoSci. KOScioi w tym uj~ciu symbolizuje - niejest wi~ miej scem hierofanii; Bog naprawd~ mieszka w zaswiatachi trzeba do niego "mistycznie" wzIatywac. Sacrum uzyskuje jedynieprzestrzenny charakter przez skontrastowanie go z pro/anum.IDEALIZACJA VERSUS UOBECNIANlEPowiedzielismy, ie XIX-wieczne sacrum istnieje jedynie dzi~ki przestrzennemuprzeciwstawieniu do pro/anum. Czym jest zaS pro/anum? PoII M. Por~bski, ezy meta/orf mozfUl zobaczyc?, "Teksly" 6 (54), 1980, s. 61-78.13 J. Sas Zubrzycki, Styl fUldwi1laluki jaJco odden sztuki jredniowiecznej w Polsce, Krak6w1910, s. 52.Z4 Por. M . Hade, Sacred Architecture and Symbolism, [w:] legoi., Symbolism , the Sacres andthe Arts, ed . D. ApoSlolos--Cappadona, New York 1986, s. 107-109." O. von Simson, Katedra gotycka. lej narodzlny I zfUlczenie, tlum. A. Palinska, Warszawa1988, s. 18-19.59


WOJCIECH BALUSprostu codziennosci'l. Sacrum zatem to sub lim a c j a codziennosci w niecodziennose,"transsubstancjacja" swiatowoSci w pozaswiatowose. Czymjest owa "transsubstancjacja"? Powiedzielismy: metafor'l, mistycyzmem,symbolicznosci'l. 1 ak j'l jednak osi'lgano? ledyn'l drog'l byla his tor y z a­cj a. Historyzacja, a wi~ nawi'lzanie do tego momentu, gdy duch religijnyswi~iI swe apogeum. Architektura tych czasow byla objawien i emreligijnoSci, objawieniem chrzeScijanstwa. Byla niemal "nie ryk'l ludzk'luczyniona" 20. Kontynuowanie jej, powtarzanie jej form stawalo siy w tensposob partycypacj'l w sacrum. Dlatego tez historyzm powtarzal dawnestyle, wyci'lgaj'lc ich esencjy. Powtarzal dawne fonny, bo byly oneswiytoSci'l pochodz,!q z czasow, gdy czlowiek i Bog byli blisko, gdy istnialpomiydzy swiatem i "zaswiatami" naturalny kontakt. lako swiytosc, fonnyte byly ide a I ami - najdoskonalej oddanymi ideami. Idee chrzeScijanstwaS'l zas niezrnienne i wieczne, dlatego i idealy S'l trwale. Powtarzae formy np.gotyckie znaczylo wi~ bye blisko idei. Sakralny charakter architekturyzeszlego stulecia zamyka siy zatem wid e a liz m i e. Idealizm w tymrozumieniu jest niczym innym jak powtorzeniem tego, co swiyte. ZasadaidentycznoSci, nieobecna w symbolizrnie kOSciolow, powraca w ich stylistyee.Sakralny jest sam n eo sty I zastosowany w danym kosciele. Sakralnyprzez swoj idealizm czyli odpowiedni'l interpretacjy "ducha" epoki,w ktorej powstal. Sacrum XIX-wieczne zawiera siy wi~ w historyzmie,w "rytualnym" powtorzeniu tego, CO uwazano za "bliskie nieskonczono­Sci". 27 Co zas za takie uznae moma bylo? To, CO dzialalo na religijneuczucia ludzi zeszlego stulecia. Tak zas dzialal gotyk - sw'l, jak twierdzono,"niematerialnosci'l" i wznioslosci'l, romanizm - sw'l mrocznosci'l, przysa~dzistosci'l i oddzieleniem od codziennosci, oraz - podobnie - styl bizantynski,rownie "tajemny" jak romanizrn.Ale ideaJizacja dotyczyla nie tylko architektury. D


SZTU KA - IDEA - SACRUMBy rzecz lepiej zrozumiee, popatrzmy na funkcjy sztuki sakralnejw sredniowieczu. W 6wczesnych koSciolach, podobnie zreszt~ jak w XIXstuleciu, staly rzeibione i maIowane oHarze, a Sciany zdobily freski oraztapiserie. Przedstawiano na nich osoby boskie, swiytych, wydarzeniaz historii biblijnej, prawdy teologiczne, hierarchiy niebiansk~ . Ale w jakimcelu? Ot6z funkcj~ tych przedstawien bylo u 0 been i an i e. "Wolnoprzyj~e - powiada Adam Labuda - Ze karoy, nawet schematyczny obrazswiytej istoty m6g1 bye w oczach sredniowiecznego odbiorcy jej rzeczywist~obecnoSci


WOJCIECH BALUSCo jednak oznaczalo to dla sztuki sakralnej? Po prostu bezposred ni~"nieobecnosc" Boga i ujmowanie go jedynie przez pryzmat idealu, czylidoskonalej materializacji ducha chrzeScijanskiego. B6g zatem w wieku XIXprzysloni~ty zostal "absolutem bliiszym", kwintesencjlt chrzeScijanstwa,dziejowlt doskonaloSci~. Obraz harmonii wszechswiata zastltpil cytat,uobecnianie Transcendencji - jej idealizacja."SIGNlFIKACJA"C6i pocz~c bylo dalej z idealizacj~? Najpierw, zgodnie z rozwojem sztukiw zeszlym stuleciu, zac~to j~ naturalizowac: dodano realnie-idealnypejzai, realne, choc idealizowane szaty, realne, choc idealnie pi~kne rysyswi~tym twarzom. Potem przestylizowano wszystko w duchu secesji.Naszym czasom pozostal sehematyzm b~dz zamiana wszystkiego w jednowymiarowyznak.Ale dlaczego sehematyzm i znak? Bo pozbawiwszy sztuk~ sakraln~funkcji uobecniania (widocznej przeciei jeszcze w baroku), wiek XIXodci~1 j~ praktycznie od funkcji liturgicznej. Kiedys naboienstwa odbywalysi~ wobec Boga przedstawionego w oltarzu czy na Scianachswi~tyni; w zeszlym stuleciu zas wobec samego oltarza czy malowide!Sciennych. One to bowiem, odsylaj'1c do ducha, czyli zasady b'1d:l ideizawartej w ideale, odsylaly w praktyce do samych siebie jako tcgo idealumaterializacji. Istot'1 stawal si~ oltarz jako oltarz, nie zas zawarty w nimobraz - analogat metafizyczno-teologicznej struktury swiata. Wainyokazal si~ jedynie fakt istnienia oltarza, a co go stanowic mialo (pozaoczywiScie mens~), zamienilo si~ w spraw~ drugorz¢n~. Wystarczyc m6g1zn a k: krzyz, klosy, winne grona. Proces ten zacz~1 si~ jui w wieku XIX,czego dowodem liczne obrazki dewocjonalne, przedstawiaj'1ce takie wIasnieznaki, a takie oltarze, z kt6rych wymiefuny tu interesuj'1cy projektTeodora Talowskiego, przeznaczony dla koSciola w Dobrzechowie (1899).W ostatniej z kwater tego oltarza wyobrazil autor Piet~ na tie krzyia zeznakiem IHS, na kt6ry to znak r~k~ wskazuje B6g Ojcicrc. Polq.czenieneorenesansowego idealizmu z neogotyck~ oprawlt calosci i "znakowym"charakterem tresci obrazuje pocz~tek "signifikacji" sztuki sakralnej. 31Innym wyjsciem poza XIX- wieczny idealizm staly si~ "sehematyzm"i "zdziecinnienie", czyli prymitywizacja b'1dz zamierzona "niedojrzalosc"w sposobie obrazowania seen z historii swi~tej; gl6wnie w malarstwieSciennym. Dlaczego bylo to wyjScie? Bo jedynym anlidolum na uczony,powainy i doslowny czasem idealizm wydalo si~ nawi'1zanie do niewinnegospojrzenia ludzi spoza kultury historyzmu: nawi~zanie do sztuki pozaeuropejskiej,do sztuki ludowej i sztuki dziecka. Tam tkwila szczerosc intencji,a taki:e odmiennosc formy, gwarantuj'1ca, jak wydawac si~ moglo,JI W. Balus, Architektura sakralfUl Teodora Talowskiego, "Zeszyty Naukowe UJ, Prou:ez Hislorii Szluki", z. 20 (w druku).62


SZTUKA - IDEA - SACRUM"sakralny dystans" do przedstawianych osob i wydarzen. Bo czy momaukazae Boga jako, najpi~kn iejszego nawet, czlowieka, maj'lc za sob'ldoswiadczenia XIX- wiecznego idealizmu?Tak potoczyly si~ losy sztuki sakralnej: z jednej strony idealizm,prowadz'lcy w ostatecznej konsekwencji do "slodkiego" kiczu, z drugiejzas aikonicznose, schematyzm bqdz "zdziecinnienie". Takie S'l skutkiwieku XIX. Czy oznaczaj'l one kres sztuki sakralnej? Tego powiedziee niemorna. Co oznaczaj'l na pewno - to kres pewnej wizji swiata i wiary w jegometafizyczny lad . Oznaczaj'l tez koniecznose poszukiwania doswiadczeniasacrum poza "idealem", a w konsekwencji poza czasem i poza sztuk'lfiguraln'l. Przyjrzyjmy si~ teraz tej sprawie.CZYSTY SYMBOL I CZYST A FORMAIdealistyczna konkretyzacja osob i seen sakralnych zrodzila swe przeciwienstwojuz w wieku XIX, w symbolizmie sztuki religijnej, poszukuj'lcejdoswiadczenia Boga poza historyczn,! wizj'l dU(;ha chrzescijanskiego:najpierw w naturze, potem w czystej formie, a w koncu w kontestacji. Bylto proces "uniekonkretniania" , a wi~ odwrotu od figu ralnej konkretnoscioraz idealizmu, a zarazem proba ukonkretnienia doswiadczenia sacrum.Doswiadczenia autentycznego i wykraczaj,!cego poza "absolut blizszy",poza ideal. Doswiadczenia swi~ to sci.Naile jednak doswiadczenie sacrum morna ukonkretnie? Czy moze mieeono wymiar ortodoksji? C~ sci owo tak, ale tylko cz~Sciowo. Sacrumbowiem, przypomnijmy rzeczy zn ane, to w I as c i w 0 se przysluguj'lcaobiektom fizycznym, miejscom, ludziom, czasom, polegaj'lca na w y I 'lczen i u ich z codziennoSci (czyli ze sfery pro/anum), poniewaz przejawiasi{: przez nie (i przez nich) moc nadprzyrodzona. Sacrum jest wi~nazn aczone hierofani,!, objawia swi~tosc , ale rownieZ to, co przekl~te; mocnadprzyrodzona moze bye bowiem zarowno dobra jak i zla. 32 Dlatego tezjego obraz w sztuce moze odnosie si ~ tak do katolicyzmu jak i buddyzmu,panteizmu czy satanizmu. Doswiadczenie sacrum odslania bowiem zazwyczajjedynie mroczne ZrDdlo, a jego moc opiera si~ tylko na sile owegodoswiadczenia.Jakie to moZe bye doswiadczenie? Powiedzielismy juz wyzej, ze natury.Sakraln'l moc objawiae moze np. swi ~ ta gora, miejsce wywyzszone, pomostprowadz'!cy ku niebu. 33 Na gorze dokonala si~ zbawcza ofiara Chrystusa,st'ld teZ j,! to, uwienczon'l krucyfi ksem, ukazal ok. 1808 r. na swym obrazieoltarzowym Caspar David Friedrich. W sto lat p6Zniej Ferdinand Hodleroddal sakralny charakter alpejskiego wypi ~trzen ia juz bez znaku Chrys­31 M. E1iade, Traklal 0 hislorit religii, tlum. I. Wierusz-Kowalski, Warszawa 1966, s. 1-10;M. P o r~ bs ki , Arlysla i sacrum, "Przegllld Powszechny" 5/765, 1985, s. 230-235.]J I .A . Kloczowski , Cora czyli wznoszenie si{, [w:] tegoz, A myfmy si{ spodziewa/i ... , Poznan1990, s. 53-59.63


WOJCIECH BAlUStusowego, a jedynie poprzez symetryczn'l kompozycj~ plotna, ukazujitC4"lias ewigen Element der Natur". 34Ale symetria to rzecz kompozycji dziela - blisko st4


SZTUKA -IDEA - SACRUMnej wiary tego stulecia w kreatywnil i zasadniczil rol~ ducha w proeesieksztaltowania si~ dziejow, narodow, chrzeScijanskiej wiary. "Odwrot" tendoskonale opisuje i analizuje w poinych pisrnach Martin Heideggerpoprzez poj~e "prawdy bycia". Bo czym jest prawda bycia? Tym, coodwrocilo si~ od czlowieka, wytrilcajilc mu jednoczesnie eel istnienia.Czlowiek wspolczesny, czlowiek "czasu rnamego", nie wierzy juz, jakczlowiek XIX-wieczny, w sens praw historii. Absolut, Bog, bogowie- Heidegger niczego tu nie precyzuje - cos czy ktos stojilCY ponad rodzajernludzkim, odszedl, zostawiajilc jedynie slad swej obecnoSci. Sens, widocznynajpierw w metafizycznym ladzie wszechswiata, a w zeszlym stuleciuw teleologii ducha, dilzilcego zarowno u Hegla jak i rornantycznychrnesjanistow czy pozytywistycznych ewolucjonistow do idealnego punktu"omega", skryl si~ w mroku, pozbawiaj'lC czlowieka moZliwoSci prawdziwegornyslenia. Bo, powiada Heidegger, "czlowiek rnoZe rnyslec, 0 ilerna po ternu rnoZliwosc". Ale sarna moZliwosc nie wystarcza - czlowiekmusi potrafic rnyslec,poniewaZ polrafic, znaczy: dopuScic cos do siebie wedJe jego isloly i slrzecusilnie tego wpuszczenia. PotrafllllY tylko to, czemu sprzyjamy, 10, czemuprzynalezymy dopuszczaj~c je. Naprawd~ sprzyjamy lylko temu, co wpierwz siebie sprzyja nam wla~nie, i 10 nam w naszej islocie, przychylaj~c si~ kuniej. Dzi~k.i lemu przychyleniu si~ istota nasza jest ugodzona wezwaniem.Przychylenie si~ jest namow~. Namowa przemawia do naszej isloly, wzywanas ku islocie i utrzymuje nas w niej.4OMyslenie wymaga zatem jakiejs "nieskrytosci", jakiejs narnowy, jakiegoswezwania. Czlowiek sam z siebie nie mysli, twierdzi Heidegger, a jedynie"w kontakcie" z tym "co-do-rnyslenia", z jak,!s transcendentnil zasadil.Pustka, ktora pozostala po utracie "ducha", jest wi~ tym, co trapi naszeczasy. Pozostaje jedynie mrok niedookrdlonej "prawdy bycia" - poklosiewiary zeszlego stulecia w celowosc ewolucjonistycznych proces6w historiotworczychi, utrudniona przez natr~tne posrednictwo tegoz ducha, mozliwoscbezposredniego doswiadczenia Boga.Wojciech Balus.. M. Heidegger, Co znaczy my.JIee?, ttum. J. Miura i J. Tiscbner, [w:] Filozoj1a wspOlczesM,red . Z. Kuderowicz, Warszawa 1983, t. I, s. 224.65


TAD EU SZ BORUTADZI EtO SZTU KI Kosel ELN EJ~DZY ZNAKIEM A SYMBOLEMM IObecnosc obrazow w kosciele nie jest wcale tak oczywista, jak by si~ tornoglo wydawae na pierwszy rzut oka. Mimo Ze od Soboru Nicejskiego IIm in~o ponad 1200 lat i Ze 0 sprawach sztuki mowiono na szeSciu soborachpowszechnych (i'lcznie z ostatnim Vatican urn II), katolicyzm dot,!d nieodpowiedzial w istocie, czy obrazowanie jest KOSciolowi rzeczywiSciepotrzebne. Przebywaj'lc w starych kosciolach, wsrOd Scian szczelniewypelnionych obrazami i freskami, maj,!c w pami~ci najwi~ksze kolekcjesztuki, ktorych trzon stanowi,! dziela 0 tematyce religijnej czy wr~czkuhurowej - trudno uwierzyc, Ze w naszej wspolczesnej kulturze i naszejreligijnoSci, b¢,!cej przeciez spadkobierC'l tej dawnej, powstalo zjawiskonowego ikonoklazmu. Wspolczesne koscioly S,! ub ogie w obrazy, czasemniemal puste. Problem stworzenia miejsca dla ludzi gromadz'!cych si~ naliturgi~ "zalatwia" architektura. Naj s wi~ tszy Sakrament, kaplan i mensaoltarzowa S'l niezb¢ne, ale i wystarczaj,!ce, by odbyla si~ Msza swi~ta . Poco wi~ tu jeszcze obraz?Pytania tego nie zadaje sobie zazwyczaj ksi,!dz ani wi~kszosc parafian.Potrzeb ~ dziela sztuki w koSciele poddaje w w'!tpliwosc n ajcz~sci ejintelektualista, architekt, a czasami nawet sam artysta. Przyczyny, dlaktorych tak si~ dzieje, S'l zlozone - na pewno duzo zlego uczynil tu wiekXIX i roine proby stworzenia w sztuce stylu koscielnego. Do dzisiajpokutuje to kiczern i drobnomieszczanskirn smakiem w dekoracji kosciolow.Nie mniej zamieszania spowodowaly burzliwe dzieje sztuki wspolczesnej. Uciekaj,!c od kiczu - przeciwstawiano mu skrajny awangardyzm,nie zastanawiaj'lc si~, czy nowe "izmy", a wlaSciwie mody·, S,! w staniewyrazie relacj~ rni¢zy czlowiekiern a Bogiem. Bye moze rowniez, haslonowego ikonoklazmu jest niejako produktern ubocznym slusznych ideiekumenicznych, przede wszystkim dialogu z protestantyzmem - niech~tnymobrazowaniu.W postanowieniach Soboru Watykanskiego II znalazlo si~ okrdleniedziel sztuki sakralnej jako "znakow i symbol ow najwyzszych spraw", copokrywa si~ ze skrotowym charakterem dziel sztuki nowoczesnej, ktorymrownie bliskie jest poj~ie znaku, jak obca rola ilustracji. Jest to wyrazneodejscie od koncepcji ilustratorskiej sztuki, takiej choeby, jak sredniowiecznaBihlia pauperum.Analiza przytoczonego sforrnulowania soborowego sprawia wrazenie, Ze66


DZIElO SZTUKI KOSCI ELNEJ - MI !;DZV ZNA KI EM A SYM BOLEMjej autorzy utozsamiajll poj~ia znaku i symbolu - tymczasem jest mi~zynimi istotna roinica sugerujllca dwie roine funkcje sztuki. <strong>Znak</strong> rnacharakter konwencjonalny, b~llC arbitralnie stworzony przez czlowieka,jest jakby jednokierunkowy, informuje tylko 0 konkretnym fakcie. F unkcjaznaku nie wykracza poza ~ jednopoziomowll i jed noznaczn~ informacj~, dlatego sztuka opieraj llca si ~ na teorii znaku sprawdza si~ przedewszystkim jako dekoracja lub informacja wizualna. Inaczej symbol - rnaon charakter naturalny, jakby tkwil od poczlltku w wewn ~ tr znej strukturzeSwiata. Nie mysmy go stworzyli, my jedynie go odkrywamy. Symbol pelnifunkcj~ IllCZllCll, w1llcza nas w jaklls pelniejsZll przestrzen podmiotow~. Jestwieloznaczny, wielopoziomowy, nie daje si~ nigdy w pelni zwerbalizowac.Objawiajllc si~ - powoduje pra~ nie tyle naszego rozumu co intuicji, dzi~kiczem u pozwala na bezposrednie, pozawerbalne uj~ie rzeczywistoSci. w jejistocie. R zeczywistosc symbolu jest rzeczywistoscill w pelnym tego slowaznaczeniu. Symbol rodzi si~ w relacji podmiotowej, konkretnego ,ja"z konkretnym "Ty". Przywoluje doswiadczenie pelnej obecnoSci., spotkania,dlatego wlaSnie sztuka symboliczna rna szan~ spelnic w Koscieletak istotnll funkcj~.Analizujllc interpretacj~ sztuki sakralnej w postanowieniach SoboruWalykanskiego II warto pam i ~tac , ze byly one formulowane w okresie, gdyw sztuce panowala awangarda, niejako pod jej presjll. Artysci wierzyliw liniowy, niczym nie zakloeony rozwoj sztuki, reagujllc rownoczeSnieniemal alergicznie na karoll tresc w dziele - waina byla tylko czysta fonna.Taka postawa spowodowala olbrzymie zuboi:enie ikonografii wspolczesnegomalarstwa religijnego. Posoborowy KoSci.ol znakomicie obywa si~ bezsztuki, a jei:eli juz jll sprowadza, to ealy program ikonografiezny zamawianychdziel ogranicza si ~ do kilku tematow: Ukrzyzowanego, Matki Boskiej(najcz~sciej kopie dawnych, uSwi~conych wizerunkow), przedstawienia"Jezu, ufam Tobie" i portretow swi~tych. Z calego bogactwa bardziejrozbudowanej, narracyjnej ikonografii KoSci.ol zamawia niekiedy tylko"Dro g~ Krzyzowll".Dzisiaj nikt ehyba nie zamowilby u Rubensa ezy Michala Aniola "SllduOstatecznego", u Van Eycka "Adoracji Baranka Apokaliptycznego",u Caravaggia "Powolania sw. Mateusza". Znikly przedstawienia takgI~b o ko symboliczne jak "Fons Vitae" , "Transfiguracja", czy wczesniej juzpot~pi one obrazy apokryficzne. KoSciol wspolczesny rna do zaoferowaniaartystom tylko program zdobienia kosciola. Oferta ta jest zresztll zgodnaze znakowym charakterem sztuki nowoczesnej i z naturalnym ludzkimdlli:eniem do przyozdabiania swi lltyni, wyroiniania jej sposroo innychprzestrzeni.Sztuka oczywiScie powinna zdobic przestrzen sakralnll, aranzowac jllplastycznie i sprzyjac kontemplacji. Jednak niech~ wobec treSci w sztucei negacja obrazowania w kosciele spowodowaiy, it: uiywane symbolereligijne zmieniajll si~ cz~s to w puste znaki, dekoracyjny ornament.67


TADEUSZ BORUTAZaden proboszcz i i:adna parafia nie zam6wilyby pewnie dzisiaj u GriinewaldaOharza Isenheimskiego. I chociaz w Ukrzyzowaniu Griinewaldajest tak wiele treSci, wr~ez drobiazgowego opisu um~zonego ciala Chrystusa- wlasniE to, tak bardzo ilustratorskie dzielo, uprzytamnia i uobecnianajpelniej tajemnie~ Bogo-czlowieezenstwa Chrystusa i prawd~ Jegoofiary. Uobecnienie to nie odbywa si~ wyl,!cznie poprzez treSci: zobaczeniewszystkieh ran, ukazanie zdeformowanyeh stop Ukrzyzowanego, alepoprzez intensywnosc widzenia rzeczywistoSci - podniesionej przez artyst~do wymiaru ogolnego syrnbolu. Sztuka, wlasnie dzi~ki swej mimetyemoSci,pozwala spojrzee na otaezaj,!c


DZIElO SZTUKI KOSC IE LN EJ - MI~DZY ZNAKIEM A SYMBOLEMproste doswiadczenia optyczne: zestawianie kolorow, wywotywanie iluzjiprzestrzeni na plaszczyZnie i niemal kazde estetyzowanie realnosci sprawiaw rezultacie wrazenie dotykania sfery sacrum.W ten sposob doswiadczenia zwi~ane z naturalnym funkcjonowaniemludzkiego umyslu i procesem poj¢owania, a taue fizjologi~ wzroku- okrdla si~ jako sfer~ "ideain~ " , " absolutn~" lub "religijn~". Tymczasemtzw. "Absolut sztuki" niewiele rna wspolnego z Bogiem konkretnychreligii, a juz zupelnie nic z Bogiem chrzeScijan. Relacja religijna pozostajezawsze relacj~ konkretn~ i osoboWll, gdy ,ja" stoi wobec konkretnej osobyPana Boga.Przydawanie sztuce funkcji parareligijnych jest symptomatyczne dlapewnego typu duchowoSci i potrzeb psychicznych wspolczesnego czlowieka.Pobrzmiewajll tu idee religii naturalnych czy tzw. religijnoSci kosmicznej;znamienny jest tei: fakt renesansu buddyzmu, rosnllce zainteresowaniepraktykami religii Wschodu i powstawanie - na bazie chrzeScijanstwa- roinego rodzaju sekt, ktorych WSpolnll cechll, istotnll dla tych rozwazan,jest negowanie osobowego charakteru Boga.Wspolczesny czlowiek doswiadczajllc wlasnej niewystarczainoSci i kruchoSci,laknie jakiejs duchowoSci, chce przekraczac reainosc naszego "tui teraz". Dlatego tak latwo rezygnuje z wlasnej jaini na rzecz zagubienia si~w jakiejs swiadomosci zbiorowej. Tymczasem uznanie osobowego Bogaimplikuje intensywne doswiadczenie wlasnego ,ja", i to ,ja" musi dokonacaktu - aktu wiary.Niech~c do personalizmu jest zbieina z niech~cill wobec sztuki przedstawiajllcej.Moim zdaniem wlaSnie taka sztuka - moze spelnic wainll rol~w fonnowani u si~ nowego czlowieka i nowej postawy religijnej . Broni~w tym tekscie sztuki mimetycznej, gdyz ona - ex definitione - ustalawlasciwe relacje mi~zy tworcll a otaczajllcll rzeczywistoScill. DlategoKOSciol nie powinien zamykac si~ przed poslugll artystow i ograniczacfunkcji sztuki do zdobienia i w'lskiego programu ikonograficznego. Sztukatakze moZe pelnic istotnll rol~ w ewangelizacji. Artysta tworzllc - rnamoZliwosc podniesienia najrnniejszego fragmentu rzeczywistoSci do wyrniaruogolnego symbolu. Poprzez swoje obrazy - uczy podmiotowo przezywacswiat, wnika w jego wewn~trznll struktur~. Kultura wspolczesna - zatracajllccharakter kultury symbolicznej na rzecz konsumpcyjnej - spowodowalawyaiienowanie si~ czlowieka. Jego relacje ze swiatem, a tauez drugim czlowiekiem, stajll si~ tylko przedmiotowe. Nie rna tu miejsca najakiekolwiek Objawienie, na jakllkolwiek Obecnosc. Symboliczna sztukareligijna jest w stanie stworzyc przestrzen dla teofanii, wyzwolic w nasi n tuicj~, ktora przyblizy nam osobowego Boga.Tadeusz Boruta69


STANIStAW RODZINSKILAMENTY I NARZEKANIA CZAS SKONCZYC... Niedawno dane mi bylo zobaczye witraze zrealizowane wedlug projektowl ozefa MehofTera w Katedrze fryburskiej . Kiedy patrzylem na zespolznakomitych dziel polskiego artysty, zastanawialem si~ nad inn~ jeszczespraw ~.Oto na przelomie XIX i XX stulecia w nieduZym, prowincjonalnym choeuniwersyteckim midcie grono duchownych i swieckich postanowilo ro z­pisae konkurs na witraZe do sredniowiecznego wn~trza gotyckiej swi~tyni.Mimo iz w pozostawionych przez MehofTera zapiskach wiele jest sarkastycznychuwag 0 fryburskich notablach , musimy jednak uznae ich odwag~i wyob raini ~, wiel k~ swiadomosc historyczn l! i formacj~ duchow~, poczuciegodnoSci wlasnej, ale i przekonanie, Ze istnieje w sztuce, w tym moZeprzede wszystkim w sztuce sakralnej, koniecznose kontynuacji. Ze wchodZllCYdo prastarych swi~tyn ludzie napelniaj~ je nie tylko sill! swychmodlitw, ale tez musz ~ zawrzee w nich opowiesc 0 swej wierze, 0 swejmalosci i swojej nadziei. T~ opowieSci ~ jest szt uka sakralna b og ac~~wn~trza , b¢l!ca nie tylko dowodem talentu artystow, ale i tego, ze artysciczuj ~ si ~ synami KoSciola, a ci, ktorzy Sll wlodarzami swi~tyn, rozumiej~wag~ posrednictwa mi~zy Bogiem i czlowiekiem, jakie sil~ swej wiaryi wyobrami realizuj~ artysci. Mlodopolskie witraZe artysty z Krakowa,miasta pod austriackim zaborem, w szwajcarskiej, sredniowiecznej swi~ tyninadal przypominaj~ 0 znaczeniu ryzyka i kontynuacji w sztuce sakralnej.W krakowskim kOSciele Franciszkanow, w kaplicy M~ki Panskiej,mOZemy ogl~dae ostatnie wielkie dzielo Jozefa Mehoffera, ukonczon~w roku 1946 " Drog~ Krzyzow~". Dzielo 0 nadzwyczajnej sile wyrazui zadziwiaj~ce nowoSci~ spojrzenia. Zawieraj~ce tak poruszaj~ce seeny jakta, w ktorej Chrystus przed przybiciem do krzyZa Zegna si~, tak jak dodzisiaj ludzie przed podroz~, przed decydujl!cym wydarzeniem, jak ta,gdzie pies lire rany Chrystusa nios~cego krzyz. Prawie nikt nie zwiedza tejkaplicy, a sarno wn~trze rna okna usytuowane tak, Ze praktycznieuniemoZliwiaj~ ogll!danie polowy dziel. Ktos i tutaj zaryzykowal kiedyszamawiaj~c u Wyspianskiego polichromi~, a u MehofTera czternaScieduzych obrazOw. Ale juz dzisiaj nie mysli si~ 0 tym , w jaki sposob topokazae. A przeciez na calym swiecie wrzucona do skarbonki monetauruchamia oswietlenie obrazow nawet w najciemniejszych wn~trzach.70


LAMENTY I NARZEKANIA CZAS SKONCZVC ...Czyiby wiese 0 tym wynalazku, przynosz~cym zreszt~ zyski, nie dotarlajeszcze do Krakowa?Min~lo troch~ lat i nast~pcy tych samych Franciszkanow, ktorzyzamawiali dziela u Wyspianskiego i Mehoffera, u wspolczesnej krakowskiejartystki, Teresy Stankiewicz, zamowili do tejie kaplicy M ~k i Panskiejwitrai przedstawiaj~cy Ukrzyiowanie. Pi~kn y witrai, bardzo dobrzeuzupelniaj~cy wn~trze w kolorze i nastroju, zostal jednak pewnego dniawyj~ty i zloiony w pace, w ktorej przypuszczalnie spoczywa do dzisiaj. Poprostu nie spodobal si~. Nie starczylo wyobrami i odwagi. Mimointerwencji owczesnego metropolity, su kces odniesli likwidatorzy. Czasyzm ieniaj~ si~, a ludzie niestety razem z nirni . leieli wsporninam napocz~tku 0 tych wlasnie sprawach, to dlatego, ie w jakis spos6bsygnalizuj~ one dwa spojrzenia na sztuk~ w KOSciele, ale i we wn ~trzukoScielnym. Na sposob traktowania sztuki w iyci u KoSciola rozumianegojako wsp6lnota Dzieci Boiych, ale tei: w swi ~tyni budowanej W okrdlonymczasie, w takim a nie innym kraju, przez takich a nie innych ludzi.Nikt chyba nie zliczy sympozj6w i posiedzen, ktore zaczynaj~ si ~i konc~ na biadaniu, narzekaniu i utyskiwaniu wokol wsp6lczesnej sztukisakralnej w Polsce. Wyglaszamy referaty, zwiedzamy koScioly, kiwamyglowarni, obiecujemy pop raw~ i nadal tkwimy w kr~gu przypadkow, rzeczyakazjonalnie udanych, a wielokrotnie skandalicznych. Pozostawiamy nacale wieki (bo taka jest przeciei prawda) kraj zaludniony koSciolamiznik~d, fantomami nie maj ~c yrni zwi~zku z tradycj~ i krajobrazem,udekorowanyrni wewn~ trz wtedy, gdy architekturajestjui: faktem, a znalezionymalarz lub rzdbiarz gamiruje na swoj~ m odl~ Dom Boi:y - w zalei:­nOSci od stanu wlasnej wiedzy teologicznej i poboi:noSci. Wszyscy wiemy,jak budowano koscioly w Polsce Ludowej. He udr~ki i upokorzen, a nierazchytroSci wymagaly najprostsze zabiegi dla realizacji podstawowego prawaczlowieka, by m6g1 si ~ on pomodlic w swoim kosciele. To oczywiscie wieleusprawiedliwia. Ale Bogu dzi ~k i tego diabla mamy za sob ~.Dzisiaj moma jui: na politechnikach przeprowadzac Cwiczenia w zakresiearchitektury sakralnej. Moma na akademiach sztuk pi~kn ychrealizowac zadania dotycz~ce malarstwa czy rzezby monumentalnej, moinaopracowywac cwiczenia w zakresie architektury wn~t rza sakralnego.Moma tei: dzisiaj drog~ konkurs6w rozstrzygac autorstwo nowo wznoszonychswi~tyn, moma, tak jak uczynila to grupa swieckich z Gdanska,drog~ spotkan i plenerow wylonic grupy autorskie, kt6rym powierzane s~potem konkretne realizacje sakralne.Sztuka w KoSciele winna stac si~, tak jak zawsze, sp raw~ wyb oru,spraw~ intelektualnej i duchowej formacji artysty, ale i duchowienstwa. T oj ui: za malo, jeieli w trakcie studi6w w serninarium duchownym mlodyczlowiek dowiaduje si~ na skroconym kursie 0 podstawach historii sztukiczy zasadach prawnych dotycz~cych konserwacji zabytkow. Nie chodzi tei:o to, aby glownym celem nauczania mlodych kaplanow byly zagadnienia71


STANISlAW RODZINSKIbaroku, impresjonizmu czy, CO nie daj Boie, konceptualizmu. Rzeczw czym innym. Kardynal Ratzinger w swej bardzo wainej ksi~Zce Raporto stank wiary napisal:Apologia chrzeScijanstwa moglaby oprzeC si~ na dwu tylko argumentach.Swi~tych, ktorych wylonil KOSci6l, i Sztuce, ktora wyrasta z jego wn~trza.Bog staje si~ nam blizszy, gdy patrzymy na wspanialose swi~tosci i na sztuk~plyn~ z wn~lrza wspolnoty wierzliCych. Bliskosci tej nie ma w chytrychzabiegach apologetyki, wypracowanej cz~stokroC raczej dla usprawiedliwieniaciemnych, bo tylko ludzkich stron w historii KoSciola. Jei:eli KOSci61 rnanadaI nawracae, czyli uczlowieczac Swiat - jak more odrzucae p i~kno? Pi~knotak mocno splecione z miloscill, a takre ze wspanialoSciIl Zmartwychwstania?ChrzeScijanin nie powinien zadowaIae si~ latwym. Nie powinien ustawaew dlli:eniu, by KoSci61 stal si~ ojczyznll pi~kna prawdziwego, bez ktoregoswiat stanie si~ poczlllkiem piekla. (...) Teolog nie kochajllcy sztuki, more byeniebezpieczny. Ta bowiem Slepota i gluchota na pi~kno nie jest sprawlldrugorz~nll, lecz more wycisnlle pi~tno takze na jego teologii.Moina by tu powrocic ponownie do opisarua przypuszczalnego stanuswiadomoSci, wiedzy i poczucia pi~kna tych, ktorzy decydowali 0 witraiachMehofTera we Fryburgu. Duchownemu nie jest potrzebna szczego­Iowa wiedza 0 sztuce, t~ zast~pic powinna wiedza 0 tajemnicach ludzkiegoZycia. Duchowny powinien wiedziec, a moZe przeczuwaC zwi~zek KoSciolai sztuki, dostrzegac w tym zwi~zku ogromn~ szan~ duszpasterskll,niekiedy genez~ modlitwy. Zewn~trznymi znakami lekcewaienia sztuki, jejwartosci duchowej, ale i w koncu materialnej s~ zamykane na haczykswi~tynie i kaplice bezlitosnie grabione przez wspolczesnych barbarzyncOw.A przeciez u zrooel tego barbarzyfistwa jest takie pogarda dlaczlowieka i jego dziela. Zwroemy uwag~ i na to, Ze plugawe napisy sprayempojawiaj~ si~ teraz rowniei na murach koSciolow. Ale s~ i grozniejszeobjawy - traktowania sztuki w koSciele jak propagandy, a nie znakuwartosci duchowej. "Drogi panie - powiedzial mlody wikary do mojegoprzyjaciela - zaprojektuj nam pan oharze na Boze Cialo. Zrob pan jakiestlo, my mamy szturmowki w kolorach koScielnych." To rue tylko przej~tyod aparatu partyjnego styl mowienia i uiywanych okreslen. 0 wielepowainiejszy jest fakt, ii przez kilkadziesillt lat cale spoleczenstwo bylowychowywane w systemie, w ktorym sztuka ruosla w sobie ziamo wolnoscii nonkonformizmu, a to, co nazywano potocznie i oficjalnie sztuk~, byloozdabianiem, dekorowaruem i artystycznym wiwatowaniem. Bylo propagand~.Uplynie wiele lat, zanim kOScioly nie b~~ z okazji swillt i uroczystoscidekorowane jak sale widowiskowe i zanim zmieni si~ spolecznerozumienie funkcji sztuki i artysty w KoSciele.Stoimy w tej chwili przed jedyn~ w swoim rodzaju szans~ . KOSciolwychodzi z okopow, nie jest - jak mowil do nas Jan Pawel II - ,jedynymobszarem wolnosci, ktorej zabraklo gdzie indziej". KoSciol w Polsce winiendostrzec sztuk~ jako jedn~ z szans ksztaltowarua formacji in telektualnej72


LAMENTY I NARZEKANIA CZAS SKONClYC...i duchowej wspolczesnego czlowieka. Nalei:y to robie mysl~c rownoczesnieo ksztalceniu duchowienstwa, ale i 0 nauce religii, gdzie spokojnie,systematycznie, ale i konsekwentnie - tandetny obrazek moze zast~piedobra ilustracja, reprodukcja, taka sarna, jak~ wyswietla nauczycielwychowania plastycznego mowi ~ c 0 gotyku czy renesansie. KOSciolnauczaj~cy winien wypracowae, jak robil to od stuleci, wlasny styl i wlasn~jakosc wizualnego przekazu edukacyjnego, ugruntowanego na relleksjio Bogu, 0 sztuce, 0 sensie Zycia w Bogu i sensie zycia poprzez sztuk~.Mar~ 0 liSci.e pasterskim Episkopatu Polski, ktory bylby poswit;conypi~knu w Zyciu KoSciola i sztuce w Zyciu KoSciola. Jest w naszej literaturzewiele tekstow, ktore moglyby stanowie punkt wyjscia do takich rozwazan.Warto tu wspomniec chociaZby 0 krotkiej relleksji Adama Chmielowskiego- sw. Brata Alberta, umieszczonej w warszawskim "Ateneum"w roku 1876. Wiele tam zastanawiaj~co wspolczesnych mysli 0 sztuce, jejspolecznym sensie, ale i oddzialywaniu na osob~ ludzk~. W kraju, gdziebuduje si~ i wyposaZa tyle swi~tyn, trzeba wiernym powiedziee, Zeogromny wysilek spoleczny, materialny i fizyczny, jaki towarzyszy i towarzyszylzawsze wznoszeniu swi~tyni, to wznoszenie materialnych znakowludzkiej modlitwy, zas zawsze tym znakiem bylo dzielo sztuki. Lud Bozymusi miee swiad omosc, Ze od pierwszych swych dni chrzeScijanstwoprzyj~lo znaki i symbole plastyczne, a wi~c znaki i symbole pomyslaneprzez czlowieka, aby przyblizyc si~ do Boga. Budowanie koSciola torealizowanie zamyslu artystycznego, to dawanie Zywemu Bogu ziemskiegomieszkania. Wobec gwaltownej sekularyzacji naszego Zycia, wobec towarzysz~cegokaZdemu przelomowi i kazdemu kryzysowi zobojt;tnienia nawartosci, na kultur~ , na tajemni~ - glos KoSciola 0 doniosiosci roli sztukijako, rownie starym jak modlitwa, ogniwie mog~cym poi~czye czlowiekaz Niewidzialnym wydaje si~ konieczny. Inaczej zubozeje duchowy i ludzkiwymiar Zycia koScielnego.Chc~c dotrzec do fenomenu polskiego katolicyzmu i fenomenu polskiegoKoScioia nie moma pomin~c zjawiska lat 80--tych. Pomijaj~csprawy, 0 ktorym wiemy wszyscy, warto jednak przypomnie6, ze odogloszenia stanu wojennego do konca lat 80--tych bylismy w naszym krajuswiadkami bojkotu oficjalnego zycia artystycznego. Spoieczenstwu najdobitniejznany jest bojkot aktorow. Jest nawet poswi~ona temu ksi~zka.Znikni~cie popularnych twarzy z ekranow telewizyjnych byio zauwaZalneod razu. Polacy, nie k ochaj~cy sztuki, nie chodz~y na wystawy, w znaczniemniejszym stopniu odczuli opor srodowiska plastycznego. Odbywai si~w ciszy i anonimowosci. W mniejszych osrodkach byi czynem heroicznym,w wi~kszych - poczucie bezpieczenstwa i wzajemnej solidarnoSci iagodziloszarosc i beznadziej~ kolejnych etapow stanu wojennego. Artystyczny ruchprzykoscielny wybuchi rownie nagle, jak potem zgasl. Stal si~ czymsnaturalnym, spontanicznym, najprawdopodobniej zaskoczyi w rownejmierze samych artystow, duchownych, wreszcie tzw. wiadze, ktore pogard­73


STANISlAW RODZINSKIliwie dzialania nasze nazywaly "wystawami w kruchcie" . Nazwa tegomiejsca jest wi~ osobliwym dowodem oporu, obron(! przez atak, swoist(!prowokacj(!.Dzisiaj moi:emy juz spokojnie starae si~ opisaC zjawisko polskiej sztukiprzykoScielnej, sztuki niezaIemej. przyjScie do KoSciola po ochron~i pomoc, przyjscie do miejsca, ktore zyskalo w owym czasie statusosobliwej eksterytorialnoSci, bylo z jednej strony nawi(!zaniem do polskichtradycji niepodleglosciowych, z drugiej - konsekwencj(! gdanskiego sierpnia,kiedy symbole narodowego i antykomunistycznego protestu niemaInatychmiast pol(!czone zostaly z wizerunkiem krzyza, Matki Bozej Cz~stochowskieji portretami papieza. Od tego momentu owe trzy wizerunkistaly si~ symbolem egzorcyzmowania ustroju, jego klamstw, matactwi obludy.T rzeba tez przyznae, i:e poza bardzo nielicznymi incydentami - niewidziaInagranica, jak(! chronil nas doslownie i w przenosni KoSciol, niezostala w latach stanu wojennego i poiniej naruszona. Po roku 1945srodowisko plastyczne przez bardzo dlugie lata odnosilo si~ do wladzz uczuciem oscyluj(!cym mi¢zy konformizmem a lagodnie znoszon(!akceptacj(!. Bylismy petentami i dopiero poine lata siedemdziesi(!te przynioslyoznaki rodz,!cego si~ oporu, ingerencje cenzury, niepokoj wladzprzed i w czasie zjazdow ZPAP. Sztuka sakralna skutecznie zepchni~tazostala na margines, nawet powami artysci nie akcentowali faktu, i;ewspolpracuj(! z KoSciolem. Bye moi:e ta w gruncie rzeczy nijaka sytuacjaspowodowala pewn(! letniosc owczesnych, pol skich realizacji sakralnych.Tworzone w konwencji uladzonego postimpresjonizmu, nie nosily raczeJznamion prywatnego przezywania wiary, dramatycznej ekspresji czy Zarliwosci.Moma powiedziee, ze wszyscy zadowoleni byli z tego stanu rzeczy.KoSciol nie lubil tzw. sztuki nowoczesnej, artYSci nie probowali ni(!zapelniae wn~trz koscielnych, wladza czuwala, aby nie przesadzae w represjach.Do poinych lat siedemdziesi(!tych temat religijny praktycznie nieistnial na wystawach plastycznych. Wyj'!tek stanowily organizowanekilkakrotnie wystawy sztuki religijnej. Ukazywaly wiele rzeczy waznych,jakby podskornie dojrzewajl!Cych. Budzily entuzjazm killCu znawcow,niepokoj duchowienstwa, a wladzom udalo si~ wreszcie uniemozliwieorganizacj~ kolejnych pokazow. Ogromne zainteresowanie wzbudzila wystawaukazuj(!ca pion konkursu na koSciol w Nowej Hucie. Byla to jedynatego rodzaju wystawa w peerelu. Pokazala ogrom moi;liwoSci, niestetyznowu zakneblowanych na dlugie lata.Wspominam 0 tym dlatego, by ukazae niezwyklosc odszukania przezsrodowisko plastyczne KOScioia jako miejsca schronienia w stanie wojennym.Sila wiary i tradycji byla wi~ksza niz ideowa bylejakose, jak(!prezentowalismy przez dlugie lata. Bardzo i;ywa i rownie nieoczekiwanabyla reakcja duchowienstwa. Pojawilo si~ \'Jielu ksi~zy, ktorzy od tamtychtat do dzisiaj trwaj(! w pracy i przyjazni, powstalo szereg galerii, rozpocz~lo74


LAMENTY I NARZEKANIA CZAS SKONCZVC ...si~ znane nam wszystkim przykoscielne :iycie artystyczne. Warto pami~taco tamtych latach, trzeba pilnie strzec dokumentacji wszystkich podj~tychwowczas dzialan.Niezalemie od dorafnych dzialan nowo powstalych wowczas galerii,trzeba tu pami~tac 0 muzeach koSclelnych, muzeum Archidiecezji Warszawskiej,muzeach w Opolu, Katowicach, Plocku, ktore staly si~ wtedyautentycznymi cent rami polskiej sztuki wspolczesnej. Na marginesie tychwszystkich prac, dzialan i inicjatyw nie moma zapominac, :ie to, COnajwamiejsze, zawsze zale:ialo od pojedynczych lud zi. Odejscie czlowieka- z reguly oznacza likwid acj~ inicjatywy, przeniesienie ksi¢za-animatorai przyjaciela srodowiska oznacza z reguly koniec religijnych inicjatywi dzialan tworczych. Gdy min~lo zagroi:enie stanu wojennego, gdy przeciwnikpolityczny utracil wlad~, oslabil si~ zwi~ek KoSclola ze srodowiskamitworczymi i srodowisk tworczych z KoSclolem. OczywiScie, :ie na dlu:iszllmet~ mariai: koscielno-wystawowy nie byl moiliwy w takiej formie,w jakiej istnial w latach 80-tych. Oczywiscie, i:e powrot do normalnoscioznacza powrot obrazow do normalnych galerii i normalnie funkcjonujllcychBiur Wystaw Artystycznych. Ale normalna powinna te:ipozostac potrzeba i:ywego kontaktu artysty z KoSclolem. Jako doradcll,kims potrzebnym, szanowanym, po prostu lubianym. KoSclol nie rnapotrzeby i nie powinien na sil~ organizowac zycia artystycznego, podtrzymywacsztucznych inicjatyw i wymyslonych z przyczyn ambicjonalnychimprez. Ale nie powinien rezygnowac z naturalnych zwi llZkow z ludimisztuki i sztukll wspolczesnll. Oczywiscie nie chodzi tu 0 zwillzki z gronemarchitektow czy plastykow stale wspolpracujllcych z KoSciolem. Chodzio poszerzenie tego kr~gu.Wystawy przykoSclelne ukazaly wiele zjawisk nowych, wiele - jesli -takmoma powiedziee - ikonograficznych rewelacji, ukazaly fo rm u l~ sztukireligijnej, tej powstajllcej z wewn~t rznej potrzeby tworcy, a nie tylko nazamowienie, umo:iliwily kontakt ze sztukll tysillcom ludzi, ktorzy ni gdytego kontaktu nie mieli. Wn~trze swilltyni, osoba ksi¢za i dramat czasuuwiarygodnily artyst~, jego pra~, jego powolanie i miejsce wsroo ludzi.Wystawy podswnowujllce dorobek sztuki niezalemej, mimo naj wi~kszychstaran organizatorow, nie potrafily odtworzyc klimatu tych wystaw,poniewa:i nie powtorzyly tego wlasnie niebywalego fenomenu ludzi z ciekawoScilli cieplem patrzllcych na wspolczesne obrazy w kaplicach, kruchtach,przedsionkach i kru:igankach.Ai:eby oddac wszystkim sprawiedliwosc, powiedziee trzeba, :ie i wieluarty stow odeszlo spod koscielnego parasola, gdy tylko przestalo padac.Szybko, nie ogllldajllc si~ , po laury rynk u i normalnego :iycia. Powrot dononnalnosci oznacza wi~ pow rot do starych przyzwyczajen. Obecniew kilku tylko miejscach utrzymano temperatur~ dawnych spotkan, wniej~tnieewoluujllc w metodach pracy, zmieniajllc akt sprzeciwu w pra~ nadsobll, w namysl nad Bogiem i sztukll.75


STANISLAW RODZlriiSKICzyzby pozostaly nam tylko wspomnienia?Wydaje mi siy, Ze teraz, jak i zawsze, trzeba szukae ludzi i opierae siy naludziach. Byli i pozostali tw6rcy, dla kt6rych wiara jest serisem iycia,ktorzy jako ludzie i artySci chC


IRENEUSZ KANIA CZY KOSCIOt ISTOTNIE NIE JEST tODZIA PODWODNA? Pan Jerzy Turowicz utrzymuje, Ze nie, i ma po temu dobrze udokumentowaneracje. Czemuz wi\!C ta bezdyskusyjna, zdawaloby si~, konstatacja,ubrana w tak dowcipn~ i b1yskot1iw~ form~ literack~, przez dluZszy czasnie wydawala mi si~ calkiem oczywista, owszem, dr~yla mi podst~niedusz~ jak~s nieokreSlon~ w~tpliwoSci.~?OlSnienie przyszlo ktoregos dnia, gdym w towarzystwie przyjacie1ap¢zil rowerem w stron~ Mydlnik. "Popatrz! - krzykn~1 Leszek, wskazuj~cna lewo. - Czy ten koSciol nie jest podobny do okr~tu podwodnegoz wysuni~tym peryskopem?"RzeczywiScie - stwierdzilem, przyjrzawszy si~ bryle wznoszonej nao.siedlu swi~tyni. Gornajej ~se, ponad wyokr~glonym korpusem, przypominalakiosk V-Boota z ilustracji w ksi~ach 0 II wojnie swiatowej. Nietylko to zreszt~: gdy spojrzeC na wznoszqce si~ ku gorze skosnym slimakiemmury, mOZna w nich znalezc podobieristwo do toru bobslejowego. Milosnikcywilizacji indyjskiej natomiast bez wysilku dostrzeZe tu nawi~e doobserwatorium astronomicznego Diantar Mantar w Delhi.Tak zatem uswiadomilem sobie, Ze KoSci.ol wprawdzie nie jest lodzi~podwodn~, niektore jednak koSci.e1ne budowle mog~ si~ do tego wehikulubardzo tu i owdzie upodabniac.Nie tylko przeciez do niego. Inna swi~tynia, na innym nowym osiedlukrakowskim, przypomina - horribile dictu - zwini~tego w pierscien w~zaz wystawion~ czujnie do gory glowk~. Jeszcze inn a dumnie pi~trzy szare,betonowe p1aszczyzny przeprute niebiesko oprawnymi ci~gami malych, nito fabrycznych, ni to dworcowych okienek. Z daleka sprawia wraZeniepot~Znego pudla i flub bunkra, i / lub hangaru na rakiety kosmiczne, iflub...itd. Jdli idzie 0 zorganizowanie jej przestrzeni wewn~trznej, hala dworcaw Opolu jest przy niej szczytem wykwintu i przytulnej intymnosci.Inna nowo zbudowana, sk~din~ okazala, swi~tynia w jednym z glosnychuzdrowisk (!?) gorskich usiluje bryl~ swoj~ nasladowac - z niezaprzeczalnympowodzeniem - trzy zestawione razem domki kampingowetypu Brda. Noblesse oblige; miejscowose owa jest wszak jedn~ z turystycznychstolic naszego kraju.Jeszcze inn a, w miejscowosci bynajmniej nie turystycznej, upodabnia si~dose dokladnie do hangaru lotniczego. Jeszcze inna ... itd., itd. Komus, kto77


IREN EUSZ KANIAciekaw, gdzie zacz te okazy wspolczesnego budownictwa koscielnegomoina o gl ~d ac , slu~ dokladniejszymi danymi. CzyZ to jednak konieczne?Zjawisko jest ogolnopolskie i spotykane na kazdym kroku. Zalewa nas falaszkaradzienstwa pretenduj~cego zarozumiale do miana "nowoczesnej architekturysakralnej" . Nie b~Zmy jednak nadto surowi: niektore zewzniesionych w ostatnich latach swi~tyn istotnie przypominaj~ koscioly,a nie lodzie podwodne.DLACZEOOZ TO KOSCIOL NIE POWINIEN PRZYPOMINACLODZI PODWODNEJ?Otoz dlatego, ze jednym z jego zadan jest bycie - rowniez w ksztalciefizycznym - swi~tyni~ , templum, chocby nawet krzyz na jego dachuprzeslonily gal~zie drzew lub mrok zmierzchania.Podlug legendy, Bramante, ko ntynuuj ~c b udow~ bazyliki Piotrowej naWatykanie, zapomnial zwienczyc j~ krzyzem (rzecz to calkiem mozliwaw tej areiigijnej z gruntu epoce, jak~ byl wloski rene sans i okresp6Zniejszy). Mimo to nikt chyba nie mial wowczas w~tpliwoSci, i:e tapot~ina budowla rna bye przybytkiem przeznaczonym Bogu.T u konieczny si~ staje krotki ekskurs religioznawczo-historyczny. Motterndian niech b¢ ~ slowa Jaspersa: "Przei:ywamy krajobraz skoncentrowan y w o k 0 1 bud o wli sa kr al n ych" 1 (podkr. moje, I.K.).Od czasow niepam i ~tnych, w najstarszych cywilizacjach, swi ~tyn iaodgrywala rol~ szczegoln~ w organizowaniu przestrzeni. Obszar sank.tuariwn zakresla w niezroznicowanej ("chaotycznej") przestrzeni swiatamiejsce wyroinione - to rnianowicie, w ktorym dochodzi do hierofanii.Swi~ty ni a zatem konstytuuje przestrzen sakraln ~, wokol ktorej skupia si~przestrzen "zwykla" , swiecka. W chaos swiata zostaje wprowadzony lado strukturze religijnej. Oparta jest ona na dwojakiej opozycji: poziomej(napi~e mi¢zy przestrzeni~ swi~t~ i swi eck~, wyrainie rozgraniczonymi)i pionowej (napi~ie mi¢ zy tym, co doczesne, i transcendencj~). Naprz eci~ciu tych n api~e sytuuje si~ wlasnie swilltynia; znajduje si~ ona eo ipsow "centrum swiata". Przechodzi przez nill "os swiata" (axis mundl).Tej symbolice swilltyni jako "osi swiata" , organi zuj~cej przestrzenKosmosu, powinno w przestrzeni widzialnej, oswojonej przez czlowieka,odpowiadac - 0 ile rnoinoSci - centralne usytuowanie budowli sakralnej.I tak istotnie bywalo w staroi:ytnych Indiach, Chinach, Mezopotamii,Grecji, Rzymie, Meksyku.Swi ~tynia bywa rowniez rniejscem, w ktorym symbolicznie - poprzezrytual - okresowo uobecnialy si~ hierofanie i dramatyczne "zdarzeniaswi ~te" (narodziny boga, jego smierc, odkupiencza ofiara itd.). Byly toI K. Jaspers. Filozojia egzy:rtencji. WybOr pismo prz.el. A. Wolkowicz, PIW Warszawa. 1990.str. 320-321 •.78


CZY KOSCIQtlSTOTNIE NIE JEST tOOZIA POOWO ONA?zdarzenia 0 charakterze kosmicznym, tajemnicze, strasme i wspaniale.Dlatego swilltynia symbolizowala nie tylko centrwn swiata, ale i sam swiat;przejawia si~ to w jej zorientowaniu wedle kt6rejs z osi kardynalnych(naj~Sciej wschOd- zachOd) oraz w ksztalcie: kwadratowym (buddyjskiBorobudur na Jawie), prostoklltnym (w Grecji i Rzymie), okrllglym (wChinach i Rzymie). Symboli k~ kosmicznll odzwierciedla r6wniez podzial jejwn{:trza (w rzucie poziomym) na trzy c~: sanktuariwn (niebo, siedzibabostwa), naw~ (swiat widzialny) i narteks (przedsionek do swiata). Takipodzial byl charakterystyczny m.in. dla Swilltyni jerozolirnskiej, sklld przeszedldo pierwszych koScioiow chrzeScijanskich. Te budowano zrazu na planiekwadratowym, prostoklltnym lub jako rotundy; plan krzyZa jest poZniejszy.Symbolika Kosmosu jako swiata uPorzlld kowanego dominuje w swilltynigreckiej, kenstruowanej wszak w oparciu 0 kanony i proporcje ustaloneliczbowo, matematycznie. Symboliczna naocznosc axis mundi ulegaw swilltyni greckiej zatarciu wskutek braku wybitniejszych architektonicznychakcentow wertykaInych przewyzszajllcych brylll swilltyni; jej echemzdajll si~ bye kamienie omfaIiczne (jak w Delfach).Akcenty wertykaIne wlaSciwe Slt natorniast symbolicznej komponenciewskazujltcej na transcendentny wymiar bytu i Kosmosu. Od czasownajdawniejszych archetypem pewnego rodzaju swi lltyni jest gora aIbodrzewo. Szczegolnie charakterystycme pod tym wzgl¢em slt swilltynieindyjskie - hinduistyczne (Mahabalipuram, Kandarija- Mahadewa w Khadzuraho,Brihadiswara w Gangaikondasolapuram, itd.), buddyjskie (Mahabodhiw Bod h-Gaj a, czorteny w Tybecie, itd.). Tu zresztlt mamy doczynienia - trudno orzec, do jakiego stopnia - z genezlt fallicznlt elementowpionowych. MoZliwe, iz (choe pewni badacze zdecydowanie temu zaprzeczajll) takltz genez{: mialy rowniez slupy kultowe (aszery) pojawiajltcesi~ cillgle na nowo w Izraelu epoki prorokow, kt6rzy dramatyczniei bezkompromisowo pi~tnowaIi te uporczywe recydywy balwochwalstwa.To bye moZe spowodowalo, Ze w znanych nam opisach Swilltyni jerozolimskiejnie wspomina si~ 0 i:adnej wiezy czy slupie, i to mimo wielkiej roli,jakll w religijnym i;yciu Izraela odgrywaly gory (Moria, Syjon itd.). Innltprzyczynlt niech{:Ci wyznawcow Jahwe do wiezy jako elementu budowlikultowej mogly bye reminiscencje zwiltzane z babilonskimi zigguratami(i ich biblijnlt egzemplifikacjlt - wiezll Babel), kojarzltcymi si{: raczejz ludzklt pych~ niz z czci~ dla Boga. Zresztll w religii Izraela hierofaniaprzybierala najcz~Sciej form{: zst~powania Boga do swego ludu.To starosemickie uprzedzenie wobec wiezy odziedziczyli widae chrzescijanie,gdyz pierwsze ich swilltynie budowane byly - jak juz wspomnielismy- na wzor przybytku jerozolimskiego, nieco zas pomiej - "domukrolewskiego" (bazylika). Dlatego nie rnialy one wiez.Centralnym akcentem ideowym pozniejszych kosciolow, wskazuj¥ymna transcendencj{:, byla raczej kopula; usadowiona na b~bnie , kt6ryodwzorowywal ziemi{:, wyobraZala ona sklepienie niebieskie (Hagia So­79


IRENEUSZ KANIAphia, San Vitale). Ta wertykalizacja symboliki kosmicznej swiiltyni chrzescijanskiejw V-VI w. wydaje mi siy zdarzeniem kapitainej wagi w budowaniukosciolow, odtild bowiem w organizowaniu ich bryl coraz wiyksz'l rol~grac b~'l wektory i plaszczyzny zorientowane pionowo. Musialo si~ dotego przyczynic rowniez jakid, zaistniale niepostrzerenie, przesuni~eakcentow w swiadomosci teologicznej owczesnych ludzi, rozpami~tuj'lcychmisterium Wcielenia i Zmartwychwstania. W nast~stwie tego przesuni~aswi'ltynia - dotychczas "dom Boga" - stala si~ dla nich przede wszystkimmiej seem kon taktu z Panem w niebiesiech poprzez zmartwych wstalegoi wniebowst~uj'lcego Chrystusa. Jdli tak bylo, to wyrarniejsze niiprzedtem odczucie wymiaru wertykalnego, transeendentnego chrzeScijanskiejtajemnicy musialo znalezc sobie adekwatny wyraz materialny. Si~gni~tona powrot do prastarej, uniwersalnej symboliki pionu; karier~w architekturze sakraInej zac~la robic wieza. Wiei:a na dlugie stulecia stalasi~ charakterystycznym chrzeScijanskim symbolem d'lzenia duszy ludzkiejdo Boga, nie trac'lc przy tym - co trzeba podkrdlic - nic ze swejod wiecznej symboliki kosmicznej "osi swiata", organizuj~j przestrzen- doczesn'l i sakraln'l pospolu, i we wzajemnym przeciwstawieniu.Dopiero teraz, po okolu dziesi~ciu stuleciach panowania warchitekturzekoScielnej, wiei:a - symbol sakralnoSci par excellence - wchodzi w okreszmierzchu.KONKLUZJEtego szkicu sprowadzaj'l si~ do serii pytan, po ~SCl retorycznych;maj'lcych jednak prowokowac do dyskusji. Czy koScioly budowanew ostatnich latach w Polsce spemiaj'l - i w jakiej mierze - rowniez funkcjesymboliczne, jako centra, wokol ktorych organizuje si~ przestrzen swiecka,krajobraz czlowieka, jako naoczne uobecnienie transeendencji? (W swietlepowyzszego wywodu jest jui chyba jasne, re ta funkcja nie musi konieczniesuponowac centralnej topograficznie pozycji budowli sakraInej w midcieczy na osiedlu.) Czy funkcjy ty mogil z powodzeniem wypelpiac budowlepozbawione zdecydowanych, wybitnych akcentow wertykalnych, daj'lcychoparcie dla niespokojnego wzroku wspolczesnego czlowieka i zmuszaj'lcychgo - chocby raz na dzien - do uniesienia glowy? Czy zdolne S'lspelniae ty roly budowle szpetne, usiluj'lce swoim pozal siy Bore "stylem"dostosowac siy do rownie szpetnego otoczenia betonowych prostopadloscianow,z jakich skladaj'l siy polskie osiedla mieszkaniowe? J eSIi niektorzybudowniczowie tak pojmuj'l architektoniczn'l i przestrzenn'l harmoniy, tomogy im powiedziee, re w takim razie po stokroc wolalbym najzupeiniejsZ'ldysharmoni y, kompletny dysonans. A moze na fakt, re kOScioly naszecoraz cZy5ciej buduje siy bez wieiy, wplywaj'l jedynie czynniki ekonomiczne?Taki argument moglbym przyj'lc tylko wowczas, gdyby wieza mialabye fakultatywnym dodatkiem do calego projektu.80


CZY KOSCIOl lSTOTNIE NIE JEST lODZIA PODWODNJ\?Czy zalem dlugo jeszcze b¢~ powstawac koscioly podobne do pancernychpudel, niczym - przynajmniej z zewn~trz - nie sugeruj~ce swojegosakralnego przeznaczenia? Pomijam tu godn~ osobnej debaty kwesti~ ichwystroju wewn~trznego, na ogol rownie odsakralizowanego jak projektyarchitektoniczne.I na koniec: gdzie w tym wszystkim jest wladza duchowna, daj~ca wszakowym projektom swoje placet merytoryczne - czyli rei i g ij n e?Osobiscie nie wid~ dobrych powodow do rezygnacji z tak uniwersalnej,przejrzystej i obroslej tradycj~ symboliki reiigijnej, jak~ mieSd w sobiewieza. Glosuj~ przeto za przywroceniem polskim koScioiom wiez. Smuk­Iych , strzelistych, b~z masywnych, alba nawet calkiem Nkatych - alezawsze dorninuj~cych nad dookolnym krajobrazem. Tak, ieby koSciolznow, jak przez setki lat, wskazywal nam ten najwainiejszy, wertykalnywymiar bytu. I by znowu kojarzyl si~ nam z niewzruszon~ g6r~. Z osi~swiata. Z latami~ morsk~.T~skni~ do tego nie tylko wierz~cy chrzeScijanie.Ireneusz KaniaNOWOSC WYDAWNICTWA ZNAK Michal HellerFILOZOFIA SWIATAWYBRANE ZAGADNIENlA I KJER UNKl FILOZOFII PRZYRODYSzosta z kolei wydana przez ZNAK ksi¢a wybitnego teologa i kosmologa,profesora Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Jest to popularnywyklad osnuty wokol najwainiejszych postaci z dziejow fLlozofli przyrody,wnos~cych istotny wklad w histori,. (i wspolczesnosc) tego kierunku/ilozofli: Platona, Arystotelesa, Kartezjusza, Newtona, Leibniza, Kanta,Whiteheada, Poppera.ZAMOWIENIA: SIW ZNAK ul. Kosciuszki 37 30-105 Krakow81


AGATA JON ECKOAPOj.INARY KAROL MICHALSKI OFMIDEA RELlGIJNA W ARCH ITEKTURZE SAKRALNEJ NA PRZYKtADZI E PROJ EKTU KLASZTORU SIOSTR KLARYSEK W ZABRZU - M IKULCZVCACH IDEA RELlG IJNA W ARC HITEKTURZE SAKR ALN EJArchitektura jest sztuk~ ksztaltowania przestrzeni materialnej, w kt6rejrozgrywa si~ Zycie czlowieka. Jest dziedzin~ sztuki plastycznej, a jednoczdniedziedzin'l techniki budowlanej i ekonomii uZytkowej. Dzielo sztukiarchitektonicznej d~Zy do zaspokojenia materiaInych potrzeb i nasyceniaduchowych pragnien czlowieka. Zapewnia bezpieczne schronienie, umozliwiaspelnianie rozmaitych funkcji Zyciowych, dostarcza estetycznychwrai:en. Ksztalt czy forma dziela architektonicznego niekoniecznie musi s i ~ograniczae do wyrai:ania jedynie wartosci uZytkowych i estetycznych.'UZytecznoSci i pi~knu dziela mog~ towarzyszye wartosci logiczne i moraIne:prawdy i dobra. To znaczy, ie forma dziela architektonicznego moieobjawiae idee, kt6re daj~ do myslenia i sluz~ dobru duchowemu czlowieka.Te idee mog~ si~ wcielae w dziela architektury, kt6re sluz'l zamieszkaniu,pracy, nauce, czy miejscu i przestrzeni kuItu religij nego, b~dz zorganizowanegoZycia duchowego czyli Zycia zakonnego. Na przyklad, forma dzielaarchitektonicznego, jakim jest szkola, wyraza transcendentne wartoSciprawdy, dobra i pi~kna, osi~g ania wiedzy i m~d roSci tak uksttaltowanegomiejsca w przestrzeni. Fonna, funkcja i konstrukcja - podstawowewymiary dziela architektury - wsp6listniej'lc w harmonij nej jednoSci mog'lbye zakorzenione w ideach objawiaj'lcych estetyczne, duchowe lub religijnewartosci danego dziela.W architekturze sakraInej idea religijna jest ide~ wiodClC'l, d'lzy dopodporz~dkowania sobie wartoSci uZytkowych, estetycznych i duchowychdziela, zachowuj~ jednosc i harmoni~ fonny, funkcji i konstrukcji. Ideareligijna przejawia si~ zasadniczo w fonnie, to znaczy, w ksztalcie brylydziela architektury. Najprostszym i najch~tniej stosowanym wyrazaniemidei religijnej jest przedstawianie dziela w fonnie kojarz~cej si~ z jakimsmaterialnym elementeill kultu religijnego, na przyklad z namiotem lub82


AGATA JONEC KO, APO LI NARY K. M ICHALSKI OFMzlozonymi dlofuni, alba w formie tak abstrakcyjnej, ze obcej doswiadczeniuczlowieka, a do ktorej moma dorobie dowoln'l sztuczn'l t e ori~reJigijn'l. Natomiast dzielo architektury sakralnej, ktore rzeczywiSciewyroslo z gl~bi idei religijnej i mysli architekta, spelnia funkcj~ znaku,ktory wskazuje i oznacza Bosk'l Rzeczywistose. Tego rodzaju dzielo,oprocz romorakich wlasciwoSci, posiada istotne znaczenie religijne. Obcowaniez takim dzielem sztuki nie tylko dostarcza doznan estetycznych,ale przede wszystkim wprowadza w swoiste doswiadczenie Sacrum. Momajeszcze inaczej powiedziee, Ze dzielo architektury sakralnej wywodz'lce si~z idei reJigijnej objawia sens religijny, sens Sacrum.Rzetelne projektowanie architektury sakralno-klasztornej wywodzi si~z religijnej idei Zycia zakonnego, uwzgl¢niaj 'lc - rzecz jasna - wymogiarchitektury w ogole. Istota Zycia zakonnego objawia si~ nie tylkow zakonnej duchowoSci, lecz rowniez w zewn ~trzn ej i materi alnej organizacji,ktorej podlozem jest klasztor. Istota zycia zakonnego sprowadzasi~ zatem do rozromienia i oddzielenia dwoch rzeczywistosci: swiatoweji boskiej. Klasztor jest swego rodzaju znakiem BoskoSci w swiecie. Nietylko rozr6Znia to, co swiatowe od tego, co Boskie. Dzielo architekturyklasztornej wznosi ku Bogu i wprowadza w tajem n i~ Sacrum. Klasztor rnabye swego rodzaj u progiem czy przedsionkiem Zamieszkania Boga; rnaobjawiae nietrwalosc domu swiat owego i rzetelnosc zamieszkania w DomuOjca. Projekt klasztoru Siostr Klarysek w Zabrzu-Mikulczycach jest prob'larchitektury sakralnej wyroslej z gI~b i idei religijnej.IDEA RELIGIJNA A FORMA OBIEKT U KLASZTORNEGORozpowszechnilo si~ w teologii przekonanie, ze istot'l zycia zakonnegojest istnienie na granicy dwoch rzeczywistoSci - swiatowej i boskiej, Zyciezakonne rozgranicza i jednoczy to, co swiatowe i to, co Boskie. Idea Zyciazakonnego jako pogranicza tych dwoch rzeczywistoSci stanowila podstaw~projektu architektonicznego formy klasztoru kontemplacyjnego, przeznaczonegodla wspolnoty z Zakonu Siostr Franciszkanek Klarysek. Poj~egranicy moma wyrazic j~zyki em architektury, na przyklad, za pomoc'lformy muru. W takiej postaci zostal zaprojektowany omawiany klasztor.Mur jest jego istot'l. Klasztor ten jest wlasciwie murem. Mur nie tylkorozgranicza. Mur wskazuje na odmiennosc tego, co jest po obu stronach.W historii i tradycji architektury mur wyst~pow aljak o nieodl'lczny elementzespolu klasztornego, oddzielaj'lc wewn~trzn'l przestrzen od swiata zewn~trznego,strzeg'lc tajemniczosci i spokoju miejsca, ktore otaczal. W przedstawianymprojekcie klasztoru forma muru posiada bardziej zasadniczysens. Mur nie jest tutaj tylko masywn'l przegrod'l, lecz posiada swojewn~trze, ktore stanowi przestrzen Zyciow'l dla wspolnoty zakonnej. SkoroZycie zakonne rna toczye si~ w obr~bie klasztoru, ktory jest murem, towlasciwie dzieli je od swiata zewn~trznego tylko Sciana, ktora mniej84


IDEA RELlGIJNA W ARCHITEKTURZE SAKRALN EJodgradza i oddziela, chociaz rozgranicza i odr6znia. Zycie zakonnerozgrywajl!ce si~ w tak rozumianej przestrzeni nie tylko w sensie przenosnyrni metafizycznyrn, lecz w sensie doslownyrn i fizycznyrn moze toczye si~na granicy swiatowej i boskiej rzeczywistosci. COS, co jest na granicy,wlasciwie nie nalei:y ani do jednej, ani do drugiej rzeczywistosci. Mur,kt6ry obejmuje sobl! przestrzen i:ycia klasztornego, jest w pewnyrn sensiewy1l!czony ze swiata, jest znakiem rzeczywistosci nie z tego swi ata.Tak opisany sens religijny formy klasztoru-muru moze bye czytelny dlatych tylko ludzi, kt6rzy znajl! jego wewn~trznl! st rukt u r~, na przyklad dlarnieszkanc6w klasztoru. Zewn~trznemu obserwatorowi wid ok formy obiektu,widzianej w poziomie, nie odslania takiego sensu. Mur bowiem jawi si ~z zewnl!trz jako nieprzenikniony owalny masyw, zza kt6rego nic si~ niewylania. Znajdujl!ce si~ za murem obiekty, na przyklad dzwonnicei kosci61, Sl! wprawdzie wyzsze od niego, lecz zjawisko skr6tu perspektywicznegosprawia, i:e nawet z dalszej odlegioSci sl!'prawie niewidoczne zezwyklego poziomu obserwacji. Jedynie patrzl!cemu od strony wzg6rza, dokt6rego klasztor przylega, odslania si~ sens tego zalozenia. Obszar wzg6rzajest zamkni~ty i otoczony murem oporowyrn. Zwykly obserwator, spogll!dajl!cyz ziemi na klasztor-mur, moze wi~c widzie6 tylko owalny masywmuru zaokrl!g1ony wertykalnie i horyzontalnie. Jego spojrzenie moi:e si~slizgae wzdluz, po obwodzie muru, lub wzwyz, nie znajdujl!c zakonczenia,ani nie natrafiajl!c poczl!tkowo na zaden punkt, kt6ry stanowilby rozwil!zanietej fo rmy. Na zewn~trznej Scianie muru zaznacza si~ jedynienieznacznie jednostajny rytm dzwigar6w konstrukcji nosnej i otwor6wdoswietlajl!Cych, kt6re przez kontrast z murem po t~guj l! jeszcze wrazenienieobejmowalnoSci bryly. Taka forma klasztoru nie pozwala si~ ogarnl!ejednyrn spojrzeniem i zamknl!e mysll!, a pr6ba systematycznego ogll!daniamuru moze pozostawie wrai:enie niekonczenia si~. To wrazenie daje domyslenia, i:e za tyrn, co kryje mur, istnieje tajemnica. Nic tak bowiem niepozwala doswiadczye tajemniczoSci, jak to, co jest nieskonczone - to, co si~nie konczy lub to, czego koniec jest nieprzewidziany. Klasztor nie jestobiektem calkowicie nied ost~n ym , zamkn i~ tym i wy1l!czonyrn ze swiata,jak siedziby dawnych anachoret6w. Zaokrl!glony wertykalnie i horyzontalniemur, dajl!cy doswiadczenie nieprzeniknionosci i nieskonczonoSci,wzbudza szacunek wobec tajemnicy, lecz jednoczdnie intryguje; zapraszai pocil!ga.Klasztor-mur zjednej strony zawija si~ w kierunku wejScia. Na pierwszyrzut oka wejscie nie jest widoczne. Stopniowo odslania si~ obserwatorowizblizajl!cemu si~ do muru. Sarno wejScie nie jest jeszcze braml! - jestwylotem, kt6ry prowadzi do wlaSciwego wejScia do klasztoru. Kolistaforma klasztoru, 0 Scianach umykajl!cych zar6wno w pionie, jak i w poziomie,wskazuje nie tylko na niedost~nosc i tajemniczose tego rniejsca.Ui:ycie w projekcie formy wielokrzywiznowej, jakl! tworzy klasztor-mur,prowadzi do efektu podobnego jak w przypadku formy kulistej, mimo85


AGATA JONECKO. APOLINARY K. MICHALSKI OFMtego, i:e bryla klasztoru jest otwartlt figurlt przestrzennlt. Dlatego teiogiltdanie jej moi:e powodowac paradoksalne doswiadczenie i doskonalo­Sci, i nieskOliczonoSci. Przedstawiona forma klasztoru nie daje prostegoskojarzenia z jakims atrybutem kultu re1igijnego, ani tei nie dezorientujeabstrakcyjnoscilt. Nawiltzuje do ludzkiego doswiadczenia i objawia sensreligijny.Opisana forma klasztoru-muru zo:.lala w projekcie umiejscowionau podnoza wzgorza, posroo Iltk, pol i niewielkich skrawkow wysokiejzie1eni. Obiekt klasztoru nawiltZUje do oblego ksztaltu wzgorza, do ktoregoprzylega. Taki sposob wkomponowania obiektu w teren wydaje si~odpowiedni i zgodny z idelt poloi:enia klasztoru w przestrzeni. Nie chodzibowiem 0 to, aby klasztor wtapial si~ w otoczenie i ginl!l najego tie, ani teio to, aby dominowal w krajobrazie. Tak jak istnienie Boga jest dzialaniemobecnoSci i nieobecnosci w swiecie, podobnie usytuowanie klasztoru przywzgorzu w otwartym terenie jest znakiem jawoej obecnoSci w swieciei jednoczesnie znakiem wyrastania poza t~ rzeczywistosc. Jest to obecnoscnie narzucajltca si~ i dajltca do myslenia.SENS RELIGIlNY UKLADU I POSZCZE06LNYCH ELEMENT6w PRZESTRZENI KLASZTORNEJ Omawiany projekt klasztoru nie tylko wyraia sens religijny, ale jestrowniez odzwierciedleniem ducha Zakonu, dla ktorego zostal przeznaczony.Klasztor Siostr Klarysek jest klasztorem 0 charakterze cenobityczno-anachoretycznym,to znaczy, wspolnotowo-pustelniczym. Uklad funkcjonalno-przestrzennytego rodzaju klasztorow powstal w wyniku syntezystylu iycia pustelniczo--samotniczego i wspolnotowego. Idea iycia cenobityczno-anachoretycznegopo raz pierwszy znalazla sw6j wyraz w 1084 r.w ukladzie przestrzennym klasztoru zwanego kartuzjlt. Nie tylko ZakonKartuzow, lecz wszystkie inne zakony kontemplacyjne wznoszlt swojeklasztory wedlug tego schematu, ktory w og6lnych zarysach pozostalniezrnieniony do naszych czasow. W klasztorze kontemplacyjnym wyr6iniasi~ zatem trzy zasadnicze strefy:1. Strefa klauzury lub klasztor wlaSciwy, ktory stanowilt ce1ezakonne i pornieszczenia wsp6lnotowe, zgrupowane wok61 koSciola.2. Strefa posrednia, ktorlt tworZl! koSciol i pozostale obiekty iycia.wspolnotowego.3. Strefa swiecka, ktora sluiy niezb¢nym kontaktom ze swiatemzewo~trznym.Strefa klauzury projektowanego klasztoru Si6str Klarysek nawiltzuje doukladow przestrzennych jeszcze wczdniejszych nii prototyp kartuzji; doklasztorow eremickich wczesnego chrzeScijanstwa. Pierwotne pustelnieukladaly si~ w wience eremow. Podobnie w opisywanym projekcic cele86


IDEA RELlGIJNA W ARCHITEKTURZE SA KRALNEJzakonne rozmieszczone Sll na linii zblizonej do ok r~g u - jak mawialilacinnicy; cellulae per gyrum claus!ri. Taki uklad eel zakonnych pozwalalepiej ukazac id~ koneentrycznoSci, to znaczy skupienia si~ wokolswilltyni, niz na przyklad typowy dziedziniec czworoboczny, ktory Scillgauwag~ patrZl!cego w kierunku naromikow. Uklad eel koneentrycznieskupionych wokol koSciola - serca klasztoru - podkresla eentralnosckoSciola i jednosc zamieszkujllcych samotne eele mniszek. Klasztor-murbiegnllcy dookola dziedzinca i kosciola mieSci w sobie nie tylko celezakonne, ale taki:e inne pomieszczenia przeznaczone do wy1llcznegodostwu i uzytku wspoJnoty. Strefa Scislej klauzury jest najbardziejwy s u ni ~tll w stron~ swiata zewn~trznego strefll klasztoru. Zostala onajednak tak skomponowana, ze pozostaje najbardziej niedost~pnll i intymnllcz~scill calego klasztoru. Do strefy klauzury przylega strefa posrednia, doktorej przynalezy furta z przedsionkiem, koSciol, zakrystia i biblioteka.Strefa ta lezy wzdluz korytarza Illczllcego ze sobll przeciwlegle kraneeklauzury. Jest ona wylllczona ze Scislej klauzury, a jednoczeSnie pozostajelatwo dost~pna dla mniszek.Pozostaly teren obiektu klasztornego to tak zwana strefa swiecka. W jejob r~bie zn ajd uje si ~ cz~sc koSciola dostwna rowniez dla ludzi swieckich,dziedziniec przed kosciolem, cz ~ sc bibli oteki oraz skrzydlo mieszkalnez pokojami dla kapelana klasztoru i goSci. Sll tam takze obiektygospodarcze, warsztaty techniczne, ogrOd i sad. Strefa ta jest przestrzeniClotwartCl z wielu stron, wychodzClCCl swoim terenem w kierunku wzgorza, doktorego przylega klasztor. Do tej strefy przynalei:y rowniei: zespol wejsciowy,kt6ry rna szczegolne znaczenie w ukazaniu sensu religijnegoklasztoru. Zespol wejsciowy zostal tak zaprojektowany, aby wprowadzalpoprzez kolejne odslony w tajernniczy swiat klasztoru. Slui:y temu efekt takzwanej sekwencji wn ~ t rz. Chqc dostac si~ do wewnCltrz klasztoru, trzebanajpierw przebyc otwarty korylarz-wClwoz, biegnClcy wzdluz muru, n ast~pniewejsc przez bram~ na otwarty dziedziniec, z ktorego dopiero momadostac si~ do przedsionka i furty, lub tez, wchodzClC w nast~pny otwartykorytarz, dojsc do bocznych drzwi koSciola. Przechodzenie z jednegown ~t rza do drugiego moze wzmagac napi~e i swiadomosc sakralnoscimiejsca, w ktorym si~ znaleZlismy.W obr~bie stref glownych, podstawowych, moma wyodr~bnic jeszczemniejsze jednostki przestrzenne. PowiClzania pomi¢zy poszczegolnymicz~sciami klasztoru majCl Scisle okrdlony sens funkcjonalny, kompozycyjnyi symboliczny. Wszystkie przestrzenie klasztoru sCl tak skomponowane,aby wspolistnialy i wspoitworzyly jeden i:ywy organizm, ktory tworzynajlepsze warunki do zycia. Wszak klasztoru nie wypelnia jedynie martwacisza i bezruch, lecz enigmatyczny dialog rozgrywajClcy si~ mi¢zy Bogiema czlowiekiem i mi¢zy ludimi.W tworzeniu symboliki klasztoru nie bez znaczenia bylo zastosowanieodpowiedniej technologii konstrukcyjnej i odpowiedniego materialu. For­87


..AGATA JONECKO. APOLINARY K. MICHALSKI OFMmy masywne, betonowe, ci~ce ku ziemi, kontrastuj~ z lekkimi, azurowymikonstrukcjami ze szkla i stali. Przyziemnosc kontrastuje ze wzniosloSci'l,powaga i statycznosc z jasnoSci~ i zywiolowosci~. .Idea religijna jest ir6dlem architektury sakralnej i poslugiwanie si~ ni~,posuni~te nawet do opracowywania szczegolow, nie ogranicza moi:liwoScikompozycyjnych architekta. Sprawia, i:e dzielo sztuki architektonicznejposiada nie tylko walory uZytkowe i estetyczne, ale objawia prawdziwysens religijny.Agata JoneckoApolinary Karol M ichalski OFMWOKOt PROJEKTUTERESA STANKIEWICZUtraciliSmY niewinnosc dawnych wiekow, gdy powstawaly koscioly,klasztory bez zalozen przyjmowanych z gory, spontanicznie, wyrastaj'lcw sposob jakby naturalny z ziemi, z jej kamieni, gliny. Byly prostymswiadectwem czlowieka religijnego, tworzyly dzieci~~ jednosc duchai materii. Pustelnie, najpierw groty, eremy bronily si~ przed swiatem.Pomiej l~czyly si~ razem i tak powstawaly klasztory z kaplicarni, przyrastalydo koSciolow. Bywaly obronne, wielkie, ale zawsze byla w nichklauzura jak pestka w owocu, miejsce ukrycia w duchu pokory i ubostwa.Cywilizacja, rozwoj nauk daly pocz~tek swiadomej woli tworzenia dzielsztuki. Budowany koSci61 zawsze byl symbolem, znakiem ku czci Boga.Goruj~cy nad krajobrazem pionowymi wiezarni, przywolywal glosemdzwonu. Juz budowniczowie sredniowiecznych katedr wspolzawodniczylize sob~ - byli artystami. OdejScie od niewinnosci dawnych wiekow stalo si~wi~ksze w renesansie i baroku. T~sknota do dawnej jednosci i prostotypozostala, a raczej wrocila i data nieszc~sliwe naSladownictwa: neoromanszczyzn\li neogotyk, neokl asycyzm.Teraz mamy do czynienia z probarni stworzenia jednosci, wspolbrzmieniasztuki z cywi li zacj~, technik~. Rezultaty: nie wiadomo, czy to, cowidzimy, jest bankiem, kosciolem czy silosem zboiowym. W sztuce panujenadmiar teorii (tam, gdzie jest spontanicznosc, mamy zjawiska takie jakSanta Segreda G audiego czy pro st~ matematyczn'l rzeib~ betonow'lWotzuby pod Wiedniem - w pierwszym przypadku improwizacja, w drugimnatomiast uwienczenie przedsrniertne dziela rzeibiarskiego calegoZycia artysty).88


WOK()t PROJEKTULiezne sympozja, seminaria, rozprawy roztrZ4sajll wszelkie moZliwewarianty tematu "Sacrum a sztuka". Leez pogodzenie zakladanej z g6ryw naszej cywilizacji nieograniczonoSci wybor6w ze spontanieznll potrzebllwyraiania wiary, staje si~ prawie nieosillgalne.W innej sytuacji nii architekt jest malarz. Nieskr~owany warunkamifunkejonowania, warunkami materialu i wieloma innymi - podobnie jakmuzyk rna do dyspozyeji alfabet swoieh znak6w. Przy ich pomoeyprowadzi dialog dueha z materill, choc nie moZe uniknllc skaieniawynikajllcegcrze sztuki swiadomej.Arehitekt dzisiaj jest nie tylko budowniczym, ale tei artystll i jako takipodlega pokusie stworzenia arcydziel.Czy jednak klasztor powinien byc areydzielem?Dlaczego brzydki ceglany klasztorek karmelitanski, tylko funkejonalny,skromny, bo budowany minimalnym kosztem, bez iadnej pretensji dodziela sztuki, rna w sobie e~sto to, co okrdlamy jako sacrum, duchapokory i ub6stwa, w przeciwienstwie do wielu dziel arehitektury sakralnej?Pytania te zad aj~ sobie patrzlle na projekt klasztoru s.s. Klarysek.Czego ja wJaSciwie eh~? Prawdziwego, nie pozornego ub6stwa, funejonalnoscibez dziela sztuki? Powrotu do jaskin ezy zbiorowego dormitoriumsw. Klary? Czy betonowyeh malyeh bunkr6w, razem skupionych,kleconyeh bez arehitekta? Czy przemawia przeze runie irraejonalnat~sknota ezy konsekwencja w ub6stwie reguly Matki Teresy z Kalkuty,kt6ra uzn aJa, i:e nasze podwarszawskie Laski sll za bogate?Ten projekt, wzorowany na dawnych skupiskach domk6w Kartuz6w,jest fun kcjonalny, zgodny z przepisami i zaloieniami reguly oraz opinillteologa, rownoczesnie pi~knie jak slimak wrosni~ty w krajobraz zgodnyz naszym ezasem (takie poprzez przewidziany do uiycia material) jestnajprostszym dzielem sztuki.Wydaje rni si~, ie to jakis wylom, szez~sliwy wyjlltek ukazujlleymoiliwoSci i budzlley nadziej~ na jednosc wiary ze sztukll w naszejeywilizaeji skaionej zbytnim przerostem swiadomosci. Szukamy. Inaczejpozostaloby artystom tylko milezenie.Teresa StankiewiczPRZEMYStAW GAWORKompetencje moje upowamiajll do formulowania spostrzeien tylkoz punktu widzenia projektujllcego architekta, a nie profesjonalnegokrytyka architektury, estetyka, czy historyka sztuki. Musz~ tei wspomniee,i:e dost~pny material i1u~tracyjny nie byl dostater.zny. Nie znam terenu89


WOKOt PROJEKTU(kontekstu krajobrazowego), w ktorym obiektjest projektowany, nie znamtez zaloi:en inwestora, zadanych architektowi. Stll,d nie mog~ formulowacswych mysli krytycznych zbyt kategorycznie, ograniczajl!!c je do kilku, jakmi wydaje si~, najistotniejszych.Koncepcja zespolu ldasztornego (ldasztor z obszernym zapleczem i sporykOSciol) jest bardzo intresujll:Ca. Kreuje ona bogatll, strukt ur~ architektonicznl!!,ktorll, stanowi nie tylko w okrdiony sposob uporzl!!dkowanakompozycja przestrzenna (geometryczna) - co jest w architekturze istotnei oczywiste - ale taHe bogata warstwa znaczeniowa (semantyczna) - co juznie jest powszechne w projektach architektonicznych, a wyst~puje tylkow rozwill,zaniach (utworach) ambitniejszych.Charakterystyczny uklad planu calosci zalozenia - w tym jego koncentrycznosc,skierowana ku kosciolowi, stanowill,cemu srodek i domi n ant~uklad u - dobrze wyraza sens znaczeniowy, nawi ll,zujl!!c przy tym tworczodo trad ycji chrzeScijanskiej architektury ldasztornej. Nie jest tu waZne, dlazamierzonego i uzyskanego efektu architektonicznego, czy uklad ten zostalwyprowadzony z inspiracji wczesnosredniowiecznych kIasztorow cenobitycznych,czy anachoretycznych z kr ~gu kultury srooziemnomorskiej, czyinspiracj~ t~ odnajdziemy w kIasztorach bliskowschodnich, czy w formachanachoreckich kI asztorow iryjskich, w ktorych spotykaly si~ dawniejszejeszcze trad ycje prymi tywnego budownictwa celtyckiego z geometrycznll,reguiarnoScil!! rzymskich budynkow kultowych. A moze mamy tu, poprostu, do czynienia z uprawnionym upodobaniem projektujll,cego architekta(projektuj ll,cego wspoiczd nie) do pewnego typu uformowani form ainych konwencji.Calosc zalozenia wkomponowana zostala w stok wzg6rza nie bezingerencji i znacznego przeksztaicenia naturainego terenu, po to, abyuksztaltowac pczed kosciolem plaski plac (rodzaj atrium przy kosciolachstarochrzeScijanskich). Niekorzystnie wyeksponowano tu na kraw~zistoku, ponad kosciolem i przedkoScieinym placem, cz~sc gospodarcZlj,obiektu i garaZe (?).Uklad funkcjonainy obiektu od c zytuj~ jako zaprojektowany bardzoprawidlowo i zapewniajll,cy zaspokojenie zlozonych potrzeb zycia kIasztornego,jak i wiernych , dia ktorych przeznaczony jest kOSciol i niektorepomocnicze pornieszczenia kIasztorne (np. biblioteka).Uklad przestrzenny, tak zewn ~ trzny, jak i wewn~trzny, jest intrygujll,cyw swej architektonicznej narracji, budowanej wrazliwie przy pomocysekwencji i wzajemnej reIacji poszczegoinych przestrzeni, ich ksztaltui proporcji, przy pomocy rei:yserii swiatia, a wreszcie form-symboli.Uksztaltowanie calosci przestrzennej zespolu rei:yserowane jest z pewn~in tryg~, p oI egaj ~c~ na zakrywaniu, utajnianiu kompozycji pczed zbytlatwym i jednoznacznym jej odczytywaniem. Pelniejsze odczytanie staje si~moi:liwe dopiero w spojrzeniu z otaczajll,cego wzgorza. Wszystko tosprawia, ze sceneria przestrzenna zespolu kIasztornego sprzyjac b~zie90


WOK()t PROJEKTU- jak wyobraiam to sobie - poczuciu sakralnoSci tego miejsca. (Dodamnawiasem: pod warunkiem konsekwentnej i starannej realizacji.)Analiza projektu zespolu kJasztornego prowadzi do, przedstawionychpowyzej, pozytywnych uwag i ocen, natomiast wiele kontrowersji wzbudzaautorski opis semantycznej warstwy projektu, owe "co mial na mysli autorutworu". Boj~ si ~ takich autorskich "instrukcji ui:ytkowania", wpisuj,!cychniejako w dzielo obowi,!zuj ,!cy sposob estetycznego jego odbioru i przeZycia.S~ one zbyteczlle.Architektura nie jest sztuk~ przed s tawiaj~c ll , jest szt uk ~ 0 wysokimstopniu abstrakcji, nie poddaj,!Cll sit;) jednoznacznie oczywistym przekladomopisowym. Istotna w sztuce architektury jest wars twa p orz~dkuj~ca(syntaktyczna) - j~ wlasnie tworzy kompozycja. Warstwa techniczna(pragmatyczna) okreSla warunki i sposoby realizacji. Oczywiscie,posluguje si~ architektura swoistym semantycznym j~zykiem, j ~zykiemznak6w, przyj ~ tych i utrwalonych historycznie, przy czym forma tychznakow ulega r6i:nym przemianom. Takim paradygmatycznym znakiemjest, na przyklad, mur (Sciana, przegroda) - w swej istocie, dziel'!cyi roz r6i:niaj~cy d zi elon~ przestrzen - na tym znaku oparto niejakokoncepcj ~ architek to niczn~ zespolu kJasztornego (przestrzeni dla Zyciazakonnego na granicy dwoch rzeczywistosci). Tu semantyka jest zro­.zumiala. Autorzy jednak mowi~ w opisie 0 wielu niezrozumialych zaleznOSciachznaczeniowych. Na przyklad: jak rozumiee, ze w dziele architektonicznymobjawiae si~ mog~ takie wartoSci ogolne jak dobroe i prawda;i dalej, jak konkretna idea religijna (tu chrzeScijanstwo) moze przejawiaesi ~ w formie architektonicznej. Z innej strony, kiedy mowa 0 wyraziearchitektoniczn ym projektowanego kJasztoru, moilla by zapytae, jak rnasi t;) on do zasad reguly zakonnej, ktore tak wyraznie przejawialy sit;)w formule budownictwa franciszkanskiego.J~zyk architektonicznych znaczen nie jest wyrainie skodyfikowany (czybye moze?), stlld interpretacja znaczeniowa w odbiorze architektury - tak,jak i innych sztuk abstrakcyjnych (szczegolnie muzyki) - jest zwodnicza.Najgorzej, gdy roilly bywajt;)zyk znakow (kod), przy ui:yciu ktorego dzielojest intencjonalnie kreowane, a inny jest ten, przy pomocy ktoregoodbiorca chce je p6Zniej odczytac (dekodowac) i zinterpretowac. Prowadzieto musi do lueporozumien. W tym miejscu pojawia sit;) dla mnieproblem kanonicznoSci w architekturze sakralnej.Dotykam tu tylko powYZszych zagadnien na marginesie omawianiakoncepcji klasztoru Siostr Klarysek w Zabrzu-Miku1czycach w przekonaniu,ze problematyka semantyki architektonicznej leZy u nas odlogiem,czekajllc na analityczne badania, teone i wdrazanie w swiadomej tworczo­Sci. Tymczasem zas poslugujemy sit;) semantyk~ architektoniczn~ w sposobdose uproszczony i wieloznaczny, co uwidacznia sit;) szczegolnie wewspolczesnej polskiej architekturze sakralnej.I na koniec jeszcze slowo. Byloby ogromnie pozyteczne, gd yby Redakcja91


WO KOl PROJEKTU"<strong>Znak</strong>u" mogla systematycznie kontynuowae zainteresowanie problematykllwspolczesnej sztuki i architektury sakralnej w Polsce, organizujl!c nalamach swego miesi~cznika tak potrzebne w tej dziedzinie k rytyk~ i informacj~.Krakow, grudzien <strong>1991</strong>Przemyslaw GaworJAN POPIEL SJPrzedstawiony projekt zostal opracowany na bazie pewnej teorii, ktorllstworzyli architekt i - a moZe przede wszystkim - ksil!dz. Pewne jejelementy Sll oczywiste, niektore jednak budZll moje wl!tpliwoSci. Zacznijmyod metafory klasztoru-muru i podkrdlania roli klasztoru jako znaku. ToSl! pewne oczywistoSci - kl asztor jest znakiem, a mur klasztorny tez "cosznaczy", co znajduje nawet odzwierciedlenie w j ~zyku potocznym: mowi si~o "odgrodzeniu murem", 0 "zamk.ni~ciu si~ w murach klasztornych". Conatomiast w prezentowanej koncepcji pozostalo z tego tradycyjnegoznaczenia? Tutaj klasztor staje si ~ cz ~Sci !l muru i wydaje mi si~, ze tymsamym mur traci cz~sciowo swoje znaczenie. Mur staje si~ nie tym, coodgradza, a zarazem jest znakiem IllCznoSci ze swiatem - tutaj "mieszka si ~w mu rze".Taki:e polozenie klasztoru - w dole, przyros ni~tego do wzgorza - powoduje,Ze klasztor przestaje bye znakiem czytelnym z zewnl!trz. Tajemniczos6budowli jest zresztll zamierzeniem auto row; ktos ogl l!dajl!cy jl! z dalekamoglby si~ zaledwie domyslae, co dzieje si ~ za tym dziwnym muremi prawdopodobnie domyslalby si~ tu raczej przeznaczen technicznych(reaktor atomowy?), a nie klasztoru. Jednak autorzy silny nacisk k1adl! nato, Ze klasztor jest znakiem, tymczasem w rzeczywistosci makiem jest tylkodla tych, ktorzy w nim mieszkajll. Uzasadniajl!ca budow~ teoria 0 charakterzesymbolicznym staje si~ bowiem czytelna tylko dla tego, kto rna kluczdo jej rozszyfrowania. Tu pojawia si~ moja kolejna wl!tpllwosc - otozbudzl! jl! zawsze projekty, ktore i:ycie naklaniajl! do teorii. Przykladem jestslynna La Tourette, klasztor, ktory dla dominikanow zaprojektowal LeCorbusier. Ta oryginalna budowla niedlugo byla domem zakonnikow, niedalo si~ tam mieszkae.Tyle teoria. O uzo wl!tpliwoSci budzi ponadto aspekt funkcjonalny tegoklasztoru-muru (moZliwy do ocenienia na tyle, na ile pozwalajl! przedstawionemakiety). Przyjrzyjmy si~ usytuowaniu kosciola: jak piSZll autorzy,kOSciol jest sercem klasztoru. Ale ogll!dajllc makie t~ odnosi si~wrazenie, ze koSciol niknie jak w mrowisku; trudno dopatrzee si~ sylwetkikOSciola zarowno z zewnl!trz, jak i od wewnl!trz. Jedyne elementywertykalne to dzwonnice, znacznie oddalone od kosciola (co nie jest zadnl!92


WOKOt PR OJEKTUnow o Sci~ w architekturze sakralnej: tam, gdzie nie bylo W1ez koscielnych,cz~sto budowano wolno stoj~ee dzwonniee). I jeszcze jedna uwagapraktyczna: tradycyjne klasztory przy ty kaj~ do koSciola, gdzie zakonnicyi zakonniee modl~ si~ w chorze. T utaj bardzo wydluzona jest drogazakonnic do choru, a jak wynika z projektu nie przewidziano zadnejwewn~trznej kaplicy. Op racowuj ~c projekt klasztoru nie moma pomin~copinii samych zainteresowanych, a wi~ wspolnoty, ktora rna ten klasztorzamieszkiwac.Widzimy, Ze jedna strona budynku jest zawsze zamknil[:ta, a cele s~otwarte tylko na wirydarz. Tym samym traci si ~ wiele przestrzeni i swiatla- w klasztorach trad ycyjnych mamy zazwyczaj korytarz i po obu jegostronach eele; tutaj jest moZliwe polozenie eel tylko z jednej strony.Autorzy uzasadniaj~ to pebtym odizolowaniem mieszkancOw klasztorukontemplatywnego, zamkni~ci em w kr~gu klauzury.Niepokoi takZe zasada budowania wszystkiego z krzywizn i teza, zew budowlach na planie kwadratu czy prosto k ~ ta wlasnie k~ty (np.naromiki wirydarza) niepotrzebnie przyci~gaj~ wzrok. Istnieje jednak planidealnego klasztoru z IX wieku z St. Gallen i jest on w calosci oparty nazasadzie prostok~tow (dotyczy on wprawdzie zakonu typu benedyktynskiego,a wi~ nie czysto kontemplatywnego) .. Tutaj powstai ul , w ktorym trzeba znac wszystkie Sci.ezki, aby sil[:swobodnie poruszac. Wyg1~ a to wprawdzie int e resuj~co, ale w zyciucodziennym jestdmy przyzwyczajeni do pewnych konwencji w organizowaniuprzestrzeni i c~s t o rzeczy zbyt oryginalne szybciej s i ~ n udz ~. Trzebajednak przyznac, Ze proponowana budowla nie nuzyiaby nadmiaremregularnoSci. Pytanie tylko, jak wyg1 ~daloby mieszkanie na co dzien w taknieregularnej budowli? Kon sekw encj~ budowania z krzywizn (Sci.anazewn l[:trzna i wewn ~ t rzn a od strony wirydarza) bylyby nie-prostok~tnecele. Z doswiadczenia codziennego wiemy, Ze pokoje z jakimikolwiekkrzywiznami s~ nieustawne. Wprawdzie ciaio ludzkie jest zbudowanez samych krzywizn, ale to wlasnie czlowiek wprowadza geometril[: i k~typroste jako wymog zycia. Nasze i:ycie jest sterowane geometri~ - jakbyioby z wszystkimi przedmiotami (np. meblami), ktore nie s~ dostosowanedo krzywizn? Dotychczas niechl[:tnie przyjmowano eksperymentyz wprowadzaniem krzywizn do budownictwa - wlasnie ze wzg1~owfunkcjonalnych.Sarna realizacja projektu bylaby skomplikowana od strony konstrukcyjneji kosztowna. Skomplikowane byioby wykonawstwo, np. prowadzeniewszelkich przewodow w obr~bi e tak zakrzywionych murow. Kiedy mysll[:o klasztorze klarysek staje mi przed oczami San Damiano w AsyZu- pierwotny klasztor sw. Klary, budowla mala i uboZuchna. A utorzy pisz~tez 0 ubostwie, ale uproszczenie form geometrycznych nie oznacza jeszczezmniejszenia kosztow budowli. Tu sarno budowanie b~zie duzo droZszeod tradycyjnego, a potem kosztowna b ~zie kaZda konserwacja. Niestety,93


WOKOt PROJEKTUwszelkie propozycje budowli nietypowych powoduj,!: podrozenie kosztow,przedluzenie samej pracy, spowodowane takze ograniczeniami materialowyrni.Bye more jednak powstale tu w'!tpliwoSci konstrukcyjne maj,!: swojerozwi,!:zanie w dokumentacji szczegolowej.Podsumowuj,!c - przedstawiony projekt jest niew'!tpliwie niekonwencjonaln,!:propozycj,!: budowy klasztoru. Trudno byloby powtarzae torozwi,!:zanie, ale bye more ta konkretna realizacja bylaby ciekawa.Przysttrp uj'!c jednak do ewentualnej realizacji trzeba pamitrtae, Ze w jejtrakcie mog'! sitr pojawi e niezliczone trudnosci, problemy konstrukcyjnei materialowe etc., ktorych dzisiaj nie sposob przewidziee. Nie mamypewnosci, jak zyloby sitr i modlilo w takim klasztorze. Cen,!: byloby dlugieprzyzwyczajanie sitr mieszkanc6w do tej niew'!tpliwie ciekawej budowli.Kazimierz Popiel SJWYDA WNICTWO ZNAK POLECA Norman DaviesB O Z E IGRZYS K OHISTORIA POLSKI, TOM I: DO RO KU 1795RUM . ELiBIETA TABAKOWSKAPierwszy tom g1osnego jui: w swiecie dziela prezentujllcego zachodnimczytelnikom pasjonujqq wizj~ dziejow Polski, ktore - widziane oczamiangielskiego uczonego - rowniei: polskiemu czytelnikowi odslaniajll noweperspektywy i szczego!y. Dociekliwosc, doskonala orientacja autora w temaciew polllczeniu z emocjonainym wen zaangai:owaniem, a takie czystolilerackie walory ksilliki Czyrllll z niej bez wlltpienia wydawnicze wydarzenie.Liczne mapy, tablice chronologiczne, indeksy.94Norman DaviesB O Z E IGRZYSKOHISTORIA POLSKI. TOM II: 1795-1981RUM. ELiBIETA TAB AKOWSKADalszy ci4g pasjonujllcej wizji dziejow Polski. Walory pisarstwa autora i jegowiedza hisloryczna znane S4 juz czytelnikom polskim z pierwszego tomudziela, a dodatkowll atrakcjll tomu drugiego jest inne nii: do niedawnaobowiq.zujllce w PRL ukazanie najnowszej historii Polski. W aneksiefragmenty I tomu, skonfiskowane przez cenzur~ w 1988 r.ZAMOWIENIA: SIW ZNAK. ul. Kosciuszki 37.30-105 Krakow


KAROL TARNOWSKIMUZYKA, FILOZOFIA, TRANSCEND ENCJAChcialbym przyjrzec si ~ pewnej sytuacji, ktor'!: zwyklo si~ okreSlac jakoegzystencjaln'!:: sytuacji bycia w jednej osobie muzykiem-wykonawC


KAROL TARNOWSKIutworu, tak bym ja mowil 0 nim, a on 0 mnie, wyrazal moje emocje i mojswiat wartosci; secundo: realizacjt: tego "wcielenia", ktore jest zywe, zakai:dym razem nieco inne. Oba momenty stanowi~ w istocie jedno,wcielenie jest wcielaniem, ktore ukazuje szczegoln~ rolt: wolnosciw interpretacji. Bt:dzie 0 niej zaraz mowa.lezeli chodzi 0 uniwersum znaczen zawartych w utworze, nie jest oneoczywiScie zadnym "obiektywnym" zespolem trdci, co najmniej z dwupowodow. Po pierwsze, cala sfera znaczen jest jako pozapojt:Ciowa niemalcalkowicie niedookreSlona, calkowicie wchlonit:ta przez formt: muzyczn~,i lektura znaczen dokonuje sit: wyl'lcznie poprzez lekturt: tej fonny. Podrugie zaS forma muzyczna szyfruj~c znaczenia przeklada je na jt:zykartystycznych em 0 cj i, glt:boko angaZuj~cych odbior~ czy wykonaw~i dlatego lektura tych znaczen musi z istoty bye takze emocjonalna, a zatemstanowie Scisle indywidualn~, czy lepiej - osobist~ odpowiedz na ow swiatbytu i wartosci. Osobista odpowiedz znaczy odpowiedz w 0 I n a; wolnoseinterpretatora wyplywa ze sposobu, w jaki jawi~ mu sit: przebiegi muzycznewraz z zawartymi w nich znaczeni ami , ktore moze zrealizowae jedynieosobiscie, to znaczy poprzez w I as n e, choe wyznaczone w sposob ogolnyprzez muzyczn~ fonnt:, emocje.Siowo wolnose, ktore pojawilo sit: w tych wywodach, rna k:luczoweznaczenie. Istnieje bardzo wiele koncepcji wolnoSci, ktorych wyszczegolnieniepomint: korzystaj~c z zalozonego na pocz~tku postulatu ograniczeniasit: do mojej wlasnej perspektywy. Wyroznit: tu jedno rozumieniewolnosci, ktore uwazam na najtrafniejsze: wolnosc jest to pozbawionaprzymusu odpowiedz na wartoSci, taka jednak, ktora jest zarazem zgodnaz p r a wd ~ 0 tych wartoSciaeh, ezyli 0 ieh miejseu w "obiektywnej", jak sit:to mowi, hie r are hi i wartosci. Tak rozumiana wolnose jest zarazemw y z w a I ani e m czlowieka, to znaezy jego samorealizaej~; gdyz tylkoprawda 0 wartosciaeh i 0 moim do nieh stosunku moze ro zwin ~erzeczywiste potenejalnosci mojego ezlowieezenstwa.lesli wolnosc jest tym wlasnie, to wolnose interpretatora muzycznegobt:dzie przede wszystkim poszukiwala prawdy utworu, k~ory rna byewykonany - nie prawdy abstrakeyjnej, lecz wyplywaj~cej zarowno z fonnymuzyeznej, jak z wnt:trza wykonawey, z jego emoeji; prawdy dialogumit:dzy nim a utworem. Ale moZe sit: zdarzye, Ze to istotne nakierowaniewolnosci na prawdt: bt:dzie domagalo sit: od wykonawey prawdy wszt:dzietam, gdzie ona wystt:Puje: w Zyeiu osobistym, rodzinnym i narodowym,wreszcie prawdy 0 rzeczywistosci w ogole, ktora stanowi przedmiotdoeiekan filozofieznyeh, a taue teologicznyeh. Nie twierdzy weale, ze tocaloSciowe ukierunkowanie na prawdt: jest konieezne - nie, co dotyezywolnosci nie jest konieezne, wszystko jest tylko wezwaniem, ktore moZe,ale nie musi bye podjt:te.W tym rniejseu muszt: powrocic na moment do mojego osobistegodoswiadezenia. Potrzeba mozofii pojawila sit: u mnie wezdnie, w wieku96


M UZYKA. FILOZO FIA. TRANSCENDENCJAkiikunastu iat i nigdy mnie nie opuszczala, chociaz pocz'!tkowo niewyobraZalem sobie, Ze mog~ j,! studio wac, b¢~c przez moich profesorowi moj~ rodzin~ przytwierdzony na wieki wiekow, wydawalo si~, dofortepianu. Czulem, Ze w muzyce obcuj~ nie tylko z wartoSci.ami wysokiegorz~u, ktore maj~ swoj~ prawd~, ale i z wcieionymi w te wartoSci.znaczeniami, ktore choc spelnione w muzyce w sposob w pewnym sensiedoskonaly, "domagaj,!" si~ przecie:i czegos takiego, jak r 0 zj a oS n i e n i e, toznaczy uczynienie tematem specjalnej, teoretycznej uwagi i narnyslu.Mialem zawsze poczucie, Ze muzyce brak tej jasnoSci., a taue - choc tozabrzmi paradoksalnie - glosu, by wypowiedziec petn~ prawd~ 0 rzeczywistoscii wartoSciach, 0 ktorych muzyka caly czas na swoj sposob mowi. Czymia/em racj~? I tak, i nie.Wydaje mi , si~, ze dostrzegalem i dostrzegarn cos, co nie zawsze bylow kulturze brane pod uwag~: analogicznosc poj~cia prawdy. W muzyceprzejawia si~ jakas prawda i ta sarna - analogicznie - prawda przejawia si~takZe w dyskursie fiiozoficznym. A raczej prawda przejawia si~ p r zed ew s z y s t kim w dyskursie filozoficznym i naukowym, 0 ile d,!zy on doprawdy w sposob bezinteresowny, ale ta sarna, anaiogicznie, prawdawypowiada si~ takZe w sztuce, a wi~c i w muzyce. Zasadnicza roinicami¢zy nimi po\ega jednak nie na romcy j~zyka, iecz na tym, Ze prawdajest cen traln~, g 10 w n '! wartosci,! wszelkiej wypowiedzi fiiozoficznej,podczas gdy w wypowiedzi artystycznej jest t~ wartosci~ niejako uboczniew stosunku do naczelnej wartosci sztuki, jak,! jest - szeroko rozumiane- p i ~ k n o. Dyskurs filozoficzny rodzi si~ ze skupionego spojrzenia naimmanentny sens poszczegoJnych sfer rzeczywistosci, a w kOllCU i przedewszystkim bytu jako takiego rozpatrywanego dla niego sarnego i w nimsamym, po to, by wydobyc ukryt~ jego wlasn,! prawd~. Prawda w sztucenatomiast jest nierozl~cznie spleciona z pi~knem i wachlarzem jemupodobnych wartoSci i im podporz~dkowana. Wlasnie jednak diategowraZliwosc na wartosc prawdy moze prowadzic do poszukiwania takichdzialan i takich wypowiedzi, w ktorych prawda jest wartosci~ naczeln~i wyodr~bion~. MoZe wi~ prowadzic do filozofii, ktora sluiy jednejz naczelnych dla sztuki wartosci, ale przeciez nie wartoSci dla niejabsolutnie zasadniczej.D


KAROL. TA RNOWS KIZe mom a si~ do niej coraz bardziej zblizae; dla dllzenia do prawdy prawdajest - jak to mowil Kant - idell regulatywnll, ktora jako taka jest absolutnaw gl~bszym jeszcze sensie: jako prawda calkowita, jasnosc bez ciemnoSci.Zaloienie takie nie zawsze jest przyjmowane i moZe nie byloby lojalnieoskari:ae takich np. filozofow jak Heidegger 0 niekonsekwencj~ : filozofowieci nie potrafiliby jednak odpowiedziee przekonywajllco na pytanie,dlaczego w ogole warto dllZYe do prawdy, skoro jej nigdy nie momaosi~ lle, alba skoro nie jest tym, za co si~ jll spontanicznie przyjmuje- jakims ,;tak, tak, nie, nie".D~nie do prawdy jest zatem de facto dllZeniem do pewnego absolutu,choc moZe si~ za takie nie uznae. Z kolei dllZenie do absolutu moZe, choenie musi, rozpoznae siebie jako dllZenie do Absolutu pod kaZdymwzgl¢em, "kt6ry wszyscy nazywajll Bogiem", jak mowi sw. Tomasz. Tutajwlainie, gdzie chodzi rownoczesnie 0 prawd ~ ostatecznego sensu zycialudzkiego, i 0 ostateczny gwarant zrozumialosci rzeczywistoSci, ktory jestzarazem iroolem istnienia tej rzeczywistosci - tutaj wlaSnie nih nie moZeprzymusie ludzkiej wolnosci do przyj~ci a tego ostatecznego fundamentuwszystkiego. Twierdzenie, ktore wypowiadam, zaklada oczywiScie pewnllkoncepcj ~ pomawalnoSci Boga, ktora taue nie musi bye uznana zaoczywistll. Dla mnie jednak - wracam do momentu biograficznego- dllienie do prawdy poprzez filo zofi~ bylo eo ipso szukaniem prawdyo ostatecznym fundamencie ludzkiego Zycia i bytu jako takiego, poniewaitylko to poszukiwanie nadawalo peloy sens mojej w o lno sci czlowiekaotwartego na wartosc prawdy.Poszukiwanie ostatecznego fundamentu rzeczywistosci jest jednak zara~zem poszukiwaniem czegos nieskonczenie tajemniczego, czegos, co niemoZe w i adnyrn sensie bye samo w sobie da n e, czegos co si~ nieustanniei radykalnie wymyka, co jest ostatecznie znane jedynie jako Nieznane i copozwala si~ przeczue raczej nii poznae. Poznanie to - czy to przeznajbardziej abstrakcyjne poj~ie "czystego aktu samoistnego istnienia", czyto przez d08wiadczenie symbolicznego wymiaru rzeczywistosci, czy przezwymog ab.olutnej prawdy, absolutnego dobra lub pi~kn a prowadzi naszawsze ku temu co niewidzialne, ukryte, co nie da si~ ostatecznie wyraziea


MUZYKA. FI LOZOFIA, TRANSCENDENCJ Adrogi poznanie Boga cenne - nie tylko drogi ftlozficme, jak pi¢ dr6g sw.Tomasza i wiele innych. Drogi zakotwiczone w wymogu absolutnejprawdy, absolutnego dobra i pi~kna stanowill nie tylko przeslanki w pewnegotypu dojSciach filozoficmych, ale dajll si~ same w sobie do s wi adcz y c: pragnienie absolutnego dobra i pi~kn a nie jest jedynie poj~em, aleodsyla do doswiadczenia, ktore kaidy z nas moze - ale nie musi - przeiyc.Pragnienie absolutnego dobra rodzi si~ nieraz w zetkni~u z ludzklltragedill. A pragnienie absolutnego pi~kna? Nie tylko i nie tyle w zet kn i~ciuz brzydotll, ale tam i przede wszystkim w zetkni~u z wielkim pi~kn em- na przyklad dziela muzycmego.W ten sposob gloo prawdy w sztuce, ktory wyodr~bniwszy si~ moZeprowadzic do dociekan filozoficmych, poprzez pragnienie absolutu prawdymoZe stac si~ swiadomym siebie glodem poznawania Absolutu podkaidym wzgl~em tam wsz¢zie, gdzie si~ On przejawia, a wi~ t a kZ ew sztuce, w muzyce. Droga od sztuki do fllozofii moZe prowadzicz powrotem od ftlozofri do sztuki - po to, by szukac w niej juz rue tyleprawdy, co pi~kna jako symbolu i "odbicia" Absolutu. Ta droga, ktorajam przypomina drog~ Platona, Plotyna, Pseudo-Dionizego i sw. Augustyna,stala si ~ taue moim udzialem - co nie znaczy, Ze porzucilem filozofi~dla muzyki, tak, jak przedtem nie porzucilem calkowicie muzyki dlafilozofri.Gabriel Marcel pisal, Ze to \}'Iasnie arcydziela muzyki, w szczegolnoscioratoria Bacha, otwarly przeo nim swiat niewidzialny, ktory utoisamil zeswiatem religii i swoiScie rozllmianej metafizyki. Pi sal: "Tym, co mnieoZywialo, byl w spos6b istotny wym6g' transcendencji. Ale w jakichkierunkach to przekroczenie zamierzalo si~ dokonywac? .. Byl moZe calemoje poszukiwanie filozoficzne bylo jakby gigantycznym odejsciem, abyz powrotem dotrzec do czegos, co bylo mi pierwotnie bezposrednio ·danena spos6b doswiadczenia muzycznego. W tym sensie m6j dlug wobecwielkich muzyk6w, od Bacha czy Beethovena po Debussy'ego i Faun!'go,wydaje mi si~ przewaiac nad dlugiem, kt6ry mo g~ miec w stosunku dokt6regokolwiek fil ozofa - przy czym Platon byl tym, ktory w wymiarzefilozoficmym, w samej gl~bi, naznaczyl mnie od poczlltku najbardziej."Przezycie nawr6cenia na chrzeScijanstwo w 1928 roku natychmiast wyrazasi~ u niego i willZe z przezyciami muzycmymi: "To istotnie narodziny.Wszystko jest inne. Widz~ teraz jasno w moich improwizacjach"; "DIu goprzed chwil~ gralem Brahmsa, sonaty na fortepian, kt6rych d ot~d nieznalem. Pozo stan~ one dla mnie na zawsze zlllczone z tymi niezapomnianymichwilami. Jak zatrzymac to uczucie zawladni~cia, pelnego bezpieczenstwa,a takze ogarni~a?" I wreszcie na koncu swego gl6wnegodziela, Tajemnicy byru, przeprowadza Marcel paral el~ pomi¢zy strukturllbytu, kt6ry jest dla niego w sposob istotny mi¢ zyl udzk ~ peln~ komunill,do kt6rej wszyscy, czy wiemy 0 tym czy nie, d ~Zymy - a orkies tr~, ktorejczlonkowie stajll si~ coraz bardziej rozumnll jednoscill pod batut~ tajem­99


KAROL TARNOWSKIniczego Dyrygenta: "Podejmujllc jedno z tych porownan muzycznych, doktorych mam, jak wiecie, nieprzezwyciyzon,! sklonnosc, powiedzialbym, Zeod chwili, w ktorej stajemy siy przenikalni na infiltracjy tego co Niewidzialne,my, ktorzy moZe bylismy na poczlltku jedynie solistami nieprawnymi,a zarazem pemymi pretensji, d'liYmy do stania siy stopniowo braterslcimii oczarowanymi czlonkami orkiestry. W orkiestrze tej ci, ktorych niestosownienazywamy wnarlymi, Sll bez w'!tpienia znacznie blizej Tego,o ktorym nie nalezaloby moZe mowic, ze kieruje symfonill, ale ktory j estsymfonill w jej glybokiej i rozwnnej jednosci, do ktorej mOZemy miecnadziejy przystypowac jedynie niewyczuwalnie poprzez indywidualne proby,ktorych calosc, niemoiliwa do przewidzenia przez nas, jest przecieznieodlllczna od jej (tj. symfonii) wlasnego powolania."W tekstach tych Marcel mowi nie tyle 0 piyknie, ile raczej 0 prawdzie- trzeby by tu wiyc raczej cytowac Platona i sw. Augustyna nii Marcela.JeZeli jednak cytujy tu wlasnie Marcela, to przede wszystkim z powodujego przekonania, Ze jego filozofia zawierala siy in nuce w przeiyciachmuzycznych, Ze powraca on do muzyki, jako do mediwn, w ktorymTranscendencja - jak to nazywa - przegll!da siy najdoskonalej. A przegilldasiy, poniewaZ muzyka mowi 0 Transcendencji w koncu nie tyle przezwzruszenia religijne, ktorych kaidy z nas moze zreszt'! doznawac sluchajllcnp. Mszy h-moll Bacha, ile przez piykno formy, ktore jest najg/ybsZll- choc nie jedynll - tej fonny treSci,!, a nie tylko doczepionll do niejwartoscill - mysly tu oczywiScie 0 iywej, konkretnej fonnie utworu, a nieo tzw. formie sonatowej czy symfonicznej. Przez "treSc fonny" rozumiemtutaj to jedynie, 0 czym warto naprawdy w utworze myslee i mowic, to, cOnadaje najglybszy sens dzielu, co powoduje, ie nie jest ono puste, leczpel n e. WlaSnie dziyki temu, Ze piykno jest trescill - tak rozwnianll- formy muzycznej, tresc ta, a wiyc i forma, moZe mowic w pewnym sensiew pro s t 0 Transcendencji i Absolucie, nie bydllC zmuszona zakotwiczacsiy w roinych skonczonych tresciach, niezb~nych dla filozoficznych drogdochodzenia do Transcendencji. Sarna fonna utworu muzycznego - i kazdegoinnego utworu artystycznego - z n a c z y w stopni u, 'IV jakim jestpiykna. B~llC zas piykna, budzi tysknoty za piyknem absolutnym, ujawniajllc,Ze j u i w nim uczestniczy, Ze jest sobll jedynie jako jego odblask.Jest to lekcja, zarowno teoretyczna Platona z Uczty i Fajdrosa, jakpraktyczna - wszystkich piyknych utworow, nie tylko od Bacha doFaure'go, ale od spiewu gregorianskiego do Lutoslawskiego.Powiedzialem, Ze piykno muzyki "ujawnia", ze jui uczestniczy w Piyknieabsolutnym. Ale powinienem byl powiedziec: m oie ujawniac. Niktnas nie moZe przymusic, Zeby odnajdywac slady Absolutu w tym, coskonczone, slady Stworcy w stworzeniu. Nikt nie moie tego zrobic,poniewai Absolut, "ktory wszyscy nazywajll Bogiem", jest T aj em n i c ,!,a my mamy w 0 Inos C, by siy na Niego otworzyc, lub tei zamknllc.W przejsciu od piykna muzyki do Boga nie rna rowniei iadnej kartezjails­100


M UZYKA, FILOZOFIA, TRANSCENDENCJAkiej oczywistoSci; jest raczej "oczywistosc serca", ktorej jednak mozemyzaprzeczye, poniewaz n i c z ego tun apr a w d ~ n i e wid z i m y - a uwazamywzrok i jego intelektualne transpozycje za uprzywilejowane, w grun-'cie rzeczy jedyne prawomocne, irodlo poznania. Moze nalezaloby uciec si~raczej do metafory sluchowej wlasnie i powiedziee, ze mozemy uslyszeeSiowo, jeSli si~ na Nie otworzymy, nastawimy "sluch naszego serca"?lakkolwiek by bylo, nasze poznawanie Tajemnicy jest - "intuicj~ sleN"i dlatego domaga si~ udzialu wolnosci, to znaczy decyzji, ktora jestrodzajem czynnej in t e r pre t a cj i. Ta podstawowa interpretacja d~zyzazwyczaj sarna z siebie do jalciejs innej, gI~bszej hermeneutyki. ledn~z nich moze bye z pewnosci~ hermeneutyka ftIozoficzna, refleksja, ktoranie wyrzeka si ~ udzialu wolnosci, wiedz~c, ze choe obowi~zuje j~ maksyrnalnykrytycyzm, obowi~zuje j~ tam wiernosc wobec najgl~bszegodoswiadczenia. Czy inn~ tak~ hermeneutyk~ moze bye interpretacjawykonawstwa muzycznego? Czy moze ona naprawd~ bye tak~ hermeneutyk~tajemnicy, zanurzenia w gl~bie tego, co transcendentne, a przecidtakZe intyrnne? Nie wiem, balbyrn si~ tak twierdzie. Moze jednakmoma tu znowu odwolae si~ do slow Marcela 0 improwizacji jako wyrazienawrocenia - tego rodzaju doswiadczenia s~ mi tak:ie nieobce. Z pewnosci~u Marcela obie te interpretacje stanowi~ gI~bok~ jednosc komplementarftoScii jakby dialogu mi¢zy filozofi~ a muzyk~. Moze temu swiadectwumoma zaufae - zwlaszcza jdeli wlasne doswiadczenia wydaj~ si~ jepotwierdzae. Oto, mi~zy innymi, dlaczego s~d~, ze pomi~zy filozofi~a muzyk~ moze bye plodna osmoza, w ktorej staram si~ w miar~ moichskromnych moZliwoSci uczestniczye.Karol Tarnowski101


BO HDAN POCIEJMUZYKA WOBEC TRZECH PORZADKOW Od wiel u lat absorbuje mnie pewna idea: stworzenia filozofIi m uzyki,teom ftlozoficznej na tyle uniwersalnej, Ze, skupiona gl6wnie na muzycekultury Zachodu, rnoglaby ona obejmowaC wszelk


MUZYKA WOBEC TRZECH PORZAOKOWtworzymy, rozwijamy i piel~gnujemy , b ~i tei: niszczymy i gwalcimy. Jeslirna on dla nas tajemnice, a miewa rozliczne, to Sll one przynajmniejwytrumaczalne.o drugim porzlldku - natury - z ktorym organicznie, materialnie,genetycznie jesteSmy zwillzani, w ktorym jestdmy zakorzenieni, ktorymamy w sob ie, na swojll smiertelnosc, ale ktory przynajmniej mozemynaszll swiadomoScill zawiesic, zneutralizowac - 0 tym drugim porzlldkumamy gromadzonll wiekami wied~, kt6rej ogrom nas przytlacza, c~ stodezorientuje, lecz sedno sprawy, czyli problem obcoSci natury "samejw sobie", cillgie nam si~ wymyka, niedocieczony. OdkryliSmY rozliczneprawa natury, mowimy 0 jej cudach, zachwycamy si~ jej pi~knem ; to znowzasmucamy jej okrucienstwem. lesteSmy (rzekomo) w niej, zdolni doch loni~a jej wszystkimi zmyslami; ostatnimi czasy obudzilo si~ tei:wzgl¢em niej nasze ludzkie sumienie: poczucie winy (z racji bezmySlnegoblldi systematycznego jej wyniszczania). Ale to wszystko nie zmienia faktu,i:e i ona, natura, stanowi dla nas tajemni~ 0 nieprzeniknionym rdzeniu.o trzecim p orz~ku - boskim - mlldrze byloby powiedziee, i:e nie wiemynic. Mimo po t ~gi i rozlegloSci Biblii i ksillg innych religii, mimo szerokieji gl~bo kiej jak morze i spi~trzon ej jak lancuchy g6rskie teologii wszelkichrodzajow, gatunkow i odcieni. Wszelka tu wiedza sprowadza si~ do wiary,PQtwierdza jej, b~i jej przeczy. Bo czyi: naprawd~ z czystym sumieniem,z calll odpowiedzialnoscill moiemy powiedziec, i:e 0 Bogu wiemy coskolwiekwi~j ponad to, co napisal niegdys tworca teologii negatywnej,tajernniczy mnich z V zapewne wieku, Pseudo-Dionizy Areopagita?Bog nie jest ani dUSZIb ani inteligencjlb nie rna ani wyobraZni, ani mniemania,ani rozumu, ani pojmowania; on nie jest ani slowem, ani mysl'l; nie moZe byeani nazwany, ani poj\;ty; nie jest ani lic zb ~ , ani porZlldkiem; wielkoscill animalo Sci~ , rownos ci~ ani nierownos ci ~, podobienstwem ani niepodobienstwem.Nie jest nieruchomym, ani nie porusza si\;, ani nie spoczywa. Nie mamocy, nie jest pot\;gll, ani swiatlem. Nie iyje, ani nie jest iyciem. Nie jest anisubstancjll, ani wiecznoscill, ani czasem. Nie rna w nim percepcji. N.ie jest aninau k~, ani prawdll, ani panowaniem, ani m ~roScill ; nie jest ani jeden, anijednoScill, ani bOstwem, ani d obr oci ~ . Nie jest duchem, 0 tyle, 0 i1e znamyduchOw; nie jest synostwem, ani ojcostwem; ani i:adn'l rzecz'l, kt6ra moglabybye przez nas a1bo przez drugich poj\;ta. On nie jest niczym z tego, co nie jest,ruczym nawet z tego, co jest. Nic z tego, co istnieje, nie zna go takim, jakimjest i On nie zna Zadnych rzeczy, ktore istniejll, tak jak one Sll. Nie ma w nimani slowa, ani irnierua, ani wiedzy; nie jest ani ciemnoScill, ani swiatlem;falszem ni prawdll. Nie moma wypowiedziec 0 Nim ani absolutnegotwierdzenia, ani negacji absolutnej; a twierdzllc a1bo zaprzeczajllc 0 Nimrzeczy Jemu podrz¢niejsze, nie b¢ziemy w stanie stwierdzie lub zaprzeczycJego samego, bo ta doskonala i jedyna przyczyna wszystkich istot jest ponadwszystkie twierdzenia i bo Ten, ktory jest najzupelniej niezaleinym i wyiszymnad wszelkie istoty, przenosi wszystkie nasze negacje. INiemniej w tym zestawie i porownaniu trzech porzlldkow porzlldekI TIum. E. Bulbak, cyt. w; "<strong>Znak</strong>- Idee 3" s. 46.103


BOHDAN POCIEJboski jest jedynym porz~dkiem istotnym, prawdziwym ordo. Oto wi~ naszstan zawieszenia, niepewnoSci, wieloznacznosci. Oto nasza sytuacja, z ktorejtak ch\!tnie uciekarny w sztuk\!. Ale sarna ucieczka to akt jeszczeprymitywny i czynnosc latwa: chroni~c dorainie przed rozpa~ pozwalazaledwie przetrwae. Mnie natomiast chodzi 0 cos bardziej zasadniczego:o wykazanie sensu sztuki jako wielkiego posrednika mi¢zy trzema porz,!dkami.Co to znaczy? I jak wlaSciwie moZliwe jest takie posrednictwo? Czy niejest one jeszcze jednym kolejnym ogniwem w lancuchu zludzen, iluzj~ iluzjiestetycznej sztuki? Pomyslmy jednak: skoro powstalo kiedys (kiedy?) costakiego jak sztuka, przedziwna, bezinteresowna aktywnosc estetyczna czlowieka,wydaj~ca - zrazu mimochodem, potem coraz swiadomiej i staranniej- swoje owoce: utwory, wytwory, dziela; skoro teoretycy, historycy,"genetycy" sztuki od tak dawna dociekaj,! jej pierwotnych pocz'!tkowi przyczyn, to moZe logiczniej i zgodnie z nasz~ duchow,! natur~ bylobyprzypuScic, ze sztuka - aktywnosc estetyczna - powstala w nieswiadomymzrazu zarniarze: posredniczenia mi¢zy porz~kami - ludzkim, natury,boskim; a w miar\! rozwoju ludzkiej swiadomoSci ten jej zamiar stawal si\!wyrainiejszy, konkretyzowal w eel sztuki?Powiedziec moma tak, okreslaj~c istot\! i ide\! dziela sztuki: Dzielo sztukipeine, dojrzaie, w polifonii swoich wartosci, swoim istnieniem, swoj~ form,!swiadczy 0 ukrytych zwi,!zkach hannonijnych mi\!dzy trzema porz~dkarni.Materi\! bowiem bierze z natury, fonn\! nadaje mu czlowiek, a przenika jeduch czyli boski pierwiastek. To ogolne stwierdzenie moma rozwijaci wzbogacac. Dzielo sztuki swiadczy rownoczdnie 0 czlowieku, naturze,Bogu; a kazdy z tych porz~dkow inspiruje, pobudza odpowiedni zasobsymboli. Sztuka, zakorzeniona w "ludzkim", "naturalnym", boskim",rownoczesnie porz~dki te wyraza, przedstawia, symbolizuje. Istnieje napewno tajemnicza, nieujawnialna w zwyczajnym wgl,!dzie wi\!z mi¢zyporz~dkarni. Sztuka j~ estetycznie unaocznia.Muzyka zas zdolna jest przedstawic t\! wi\!z ze szczegoln~ sugestywnosci~,moC'! estetyczn~; a to z uwagi na swoj,! "dialektyk¥", l,!czenie cechprzeciwstawnych: plynnosc ruchu - ostrosc rytmu, uplyw czasu - staloscform, swobodna fantazja - matematyczna Seislosc, zmyslo~a powabnosc- wysublimowana duchowosc, czysta intuicyjnosc - spekulacyjna mysl.Muzyka nie potrzebuje rzeczywistej przestrzeni - tylko wyimaginowanej,ani obiektywnego (fizykalnego) czasu - jeno wyobrazonego, wewn\!trznego.Muzyka jest dZwi\!kow~ realizacj~ swiata idealnego - slyszalnosci,!idei. Charakter zas owej sztuki jest taki, ze potrafi ona wnikac wsz¢zie,wszystko przenikn~c jako najbardziej duchowa ze sztuk.A w dzielach najbardziej wysublimowanych i zlozonych, genialnychprzejawach romorakiej pracy ducha w dZwi\!kowej materii - jak BachowskaSztuka fugi - muzyka daje narn nieomylny obraz hierarchii trzechporz~dkow w ich Scislej zaleznosci: Kosmos-natur\! penetruje, dq zy,organizuje mysl ludzka; jalowa wszakZe bylaby jej praca i martwe tej pracy104


MUZYKA WOBEC TRZECH PORZADKCWowoce, gdyby nie stale dzialanie bosldej energii ducha. Muzyka daje namunaocznienie bosldego porz~dku - w strukturach dZwi~kowych.IIPosrednictwo muzyld. Jak nalezy je rozumiec? Jak je uzasadnic? Jezelijuz proste (pozornie) opisywanie jakoSci i powabow muzyld, przy pelnejodpowiedzialnosci za slowo, nastr~za niemale trudnosci, to coz dopierosi~ dzieje, gdy si~gamy rejonow mysli abstrakcyjnej, probuj~c okrdlicmuzyk~, jej istnienie, byt w perspektywie metafizycznej? Klad~ tak duzynacisk na poj~e i rol~ posroonictwa, gdyz widz~ w tym najwazniejszeposlannictwo, rnisj~ muzyld i ostateczne uzasadnienie sensu jej istnienia.Muzyka posredniczy mi~zy sferami, ktore okreSlaj~ nasz~ egzystencj~.Z racji swego dialektycznego, dualistycznego charakteru zdolna jest namdac doznanie i przezycie harmonii, zgodnosci mi~zy tymi sferarni. Todzi~1d muzyce swiat lagod'nieje, kosmos traci dla nas przerazaj~~ obcosc,natura staje si~ nam blii.sza, boskosc - realna. To dzi~1d muzyce czlowieksam siebie lepiej pojmuje, i jdli nawet nie w pelni akceptuje swoj tragicznylos, to mniej si~ przeciw niemu buntuje.Jak jednak wykazac, ze ta rola muzyld nie jest Ii tylko jeszcze jednym-zludzeniem, pobomym jedynie zyczeniem? Po pierwsze - si~gaj~c do :hOOelduchowych i korzeni muzyld samej. Po drugie - si~gaj~c do jej symboliki.ZrOOla duchowe naszej muzyki s~ greclde, korzenie si~gaj~ szkolpitagorejsldch; koncepcja muzyld, do ktorej nawi~zujemy - najwyrainiejzarysowana i dokladnie przedstawiona w pismach Platona (Paitstwo,Prawa) i Arystote1esa (Polityka). Jest ona iywa i aktualna przez caleeuropejslde sredniowiecze, az po wiek XVI. Przypomnijmy tylko, ze jest towielka uniwersalna koncepcja zapewniaj~ca samej muzyce miejsce centralnew gronie sztuk (co tez spokrewnia nasz~ srodziemnomorsk~ kultur~z kulturami Wschodu). Muzyczna, muzyczno-matematyczna jest zasadaswiata. Kosmos dZwi~zy "muzyk~ sfer" i jest zorganizowany wedlug jejmatematycznych praw. Te prawa wywodz~ si~ z liczbowego rdzenia,oparte s~ na Liczbie. Swiat prawdziwy czyli idealny (przdwiadczeniei koncepcja Platona) istnieje harmonijnie; uniwersalna muzyczna harmoniarz~zi bytem. Tak poj~ta muzyka - muzycznosc - zawiera w sobieoczywisty imperatyw doskonalosci. Jest to koncepcja muzyld racjonalistyczna,przenikni~ta rozumn~ mysl~. A zwaiywszy grecld panteizm - jestto koncepcja muzyld boska. Tak~ wlasnie muzyk~ odkrywal, tak~ teoretyzowalgrecld umysl.Si~gaj~c jednak do kulturowych :hOOel i korzeni muzyld, uchwytuj~cpocz~tld wielldej mysli muzycznej i mysli 0 muzyce, odkrywamy zarazemmuzyld samej drug~ stron~, starsz~ zapewne, pradawn~. Koncepcj~nazwac jej nie moma, jako ze jest irracjonalna, alogiczna, "ciemna" Tomuzyczny iywiol - zwi~zany bardziej z "chaosem" niz z "kosmosem", jej105


BOHDAN POCIEJ"dzika" energia, magicma moc, zdolnosc oczarowania, zaklinania, zniewalania.(fu zroola sll mityczne, a mit Orfeusza, grll i Spiewem zaklinajllcegodzikie bestie i straZnikow Tartaru, jest koronnym przykladem.) Ta stronamuzyki - przeciwienstwo skonczonej doskonaloSci - wskazuje raczej nabezkres, nieskonczonosc.Podwojna ni6 genezy muzyki prowadzi nas tedy wstecz do dwoch sfer:mlodszej - rozumnej sfery kosmicznego Logosu odkrywanego i ujmowanegow poj~ia przez ludzki intelekt; starszej - irracjonalnej sfery alogicznegochaosu i nieokreslonoSci bezkresnej, z ktorej wylania si ~ dopiero rozumnybyt. Druga nic prowadzi nas wi~c do pocZlltkow i zrooel mitycznychbardziej archaicmych, starszych od wszelkiej sztuki; zroola mitycznemuzyki Sll najdawniejsze.Pytanie - 0 ile te domniemane zroola Sll warne jeszcze dzisiaj? Czymuzyka w naszej zachodniej kulturze i cywilizacji jest jeszcze, w swejistocie, tll samll muzykll, jakll byla, w swojej dwoistosci, niegdys dlaGrekow? Otoz, mimo kolosalnych przeobraZen, jakim ulegla w dllgublisko trzechtysillcletniej historii, mimo nieslychanego rozwoju, ewolucji,wzbogacania, zmianj~zyka, symboliki, funkcji; mimo, wnaszymjuz wieku,rewolucji, katastrof, red ukcji, degeneracji - dwoista natura muzyki niezmienila si~ zasadniczo. Przeciwnie, jej dualizm prad awny, archaicznypogl~bil si~ i wyostrzyl, a dzis jest tak wyrazny, jak nigdy dotlld.Wspolczesna tworczosc muzyczna swiata cywilizowanego, tworczoscpoj~ta jako wielopoziomowa calos6, lllcznie z rozleglll subkulturll mlodziezowll,jest ostro spolaryzowana, rozpi~ta mi~zy biegunarni magicznegoZywiolu i czystego intelektu. Sll, naturalnie, najrozmaitsze strefy posrednie'- szczegolnie rozlegle i bogate w odcienie w post-modernistycznychczasach totalnego eklektyzmu w sztuce - ale mnie interesuje ow podzial nasfery, gdzie dominuje porzlldkujllcy rozum i rZlldzi rozjasniajllca myslorganizujllca formy oraz na sfer~ "ekstatycznego szalu" , degradujllcegorozum, sprowadzajllcego go do roli "praktycznego organizatora interesu".Ta ogromna dziedzina muzycmej subkultury masowej (efekt inwazjikulturowych mlodziezy) wywodzi siy z drugiego, odkrywaqego niegd ysprzez Grek6w, archaicznego iroola muzyki. Jest to wi~ swoisty "powr6tdo zr6del" (ale w karykaturalnej postaci), mrocznych, mitycznych korzenimuzyki; neoprymitywizm, pseudo-pierwotnosc; degeneracja kultury muzycznejoraz totalna profanacja jej sakralnych irooel.Czym jest muzyka dla nas, wsp6ltw6rcow i uczestnikow kulturykonczllcego siy tysillclecia? Dzi~ki fonografii i mass-mediom mamy callim uzyky w zasi~gu naszych dloni: wsp6lczesnll oraz, co warniejsze, dawnll,czerpanll z bogatych zasobow przeszloSci, czysto nawet bardziej Zywll nizmuzyka naszych czasow. I jakkolwiek od czasow starogreckich muzykazmieniala si~ w swych przejawach i formach - do historii przechodzily jejjyzyki, symbolizmy, szyfry - to przeciez nie zmienila si~ jej istota, jejdualistycme oddzialywanie na nas. Podobnie jak nie zmienila si~ od106


MUZYKA WOBEC TRZECH PORZADKOWczasow starogreckich struktura ludzkiego umyslu laknllcego absolutnegopoznania, milujl}Cego m'ldrosc... A skoro iywy jest nadal dualizm muzyki(kJasyczny Logos - archaiczny Zywiol) w oddzialywaniu na nas, to wolnosen'sownie rozwaZac problem jej posrednictwa mi~zy Porzlldkami, w ktorychzyjemy.Nasza ludzka sfera kultury jest pomi~zy naturll a Bogiem. Muzyka,doznawana, przyswajana, przei:ywana przez nas, zwraca nas, naszll intuicj~ , w kierunku dwoch sfer: naszych pradawnych biologicznych korzeni(natura) i naszego duchowego poczlltku oraz celu (Bog).Rozwazmy teraz symbo lik ~ muzyki. M uzyka symbolizuje, czyli w szczegolnysposob znaczy, odnosi si~ - wlasnll strukturll, charakterem, jakosciami- do trzech wymienionych stref. Chodzi tu wi~ nie tylko i nie przedewszystkim 0 owe konwencjonalne, retoryczne fi gury dZwi~kowe, pseudo--j~ykimuzyczne Oak np. w retoryce baroku), ale glownie 0 jakoScimuzyki zlozone, kompleksowe; 0 pewne okrdlone stany i charakterymuzyki, na kt6re skladajll si~ zarowno jej substancja czyli strukturainterwalowa, jak i barwa brzmienia, konsystencja, rodzaje ruchu, stadiarozprzestrzeniania, stopnie wewn~trznej zlozonosci. W ten sposob substancjalniei przypadloSciowo pojmowana symbolika trzech sfer rzeczywistosci- trzech Porzlldkow - jest obecna w muzyce od wiekow, choc oczywiscienie od razu przejawi si ~ w peJnym bogactwie i nat~zeniu. Przeciwnie, przezdlugie wieki, az po wiek XVII, jest ona nader skromna, oszcz~na,skupiona glownie w melodycznej substancji, ograniczona do kilku charakterystycznychefektow, paru zwrotow fundamentalnych, zwillzanych z kluczowymip oj ~ci am i teologii (Bog, Trojca S wi~ta, Niebo i Ziemia, Narodzenie,Zbawienie, Odkupienie, M ~ka i Smierc, Zmartwychwstanie).Intensywny rozwoj polifonii (XIV - XVI wiek) , zlozonosci i komplikacje,rosnllce bogactwo konstrukcji d Zwi ~kowych, kunsztownosci formy- wszystko to sprzyja wyksztalceniu i rozwojowi symbolicznego j~zykamuzyki: stajllc si~ coraz bardziej zlozonll, muzyka moze tym samym wi~jzn aczyc, wyrazic, przedstawic. Jednaki:e az do czasow poinego renesansusymbolika ta i energia znaczeniowa (pseudoj~zyko wa) muzyki trzymanajest w ryzach przez nad rz~nll intelektualn ll kon cepcj~ . Pot~znym impulsemdo prawdziwego rozkwitu i peJnego wyzwolenia mocy znaczeniowychi symbolicznych energii muzyki b~zie dopiero sytuacja samej muzyki naprzelomie stuleci (w Halii, w Anglii): nowe, ozywcze zwillzki poezjii muzyki, nowy stosunek do slowa, nowy p¢ do przedstawiania i wyrazania- w madrygale i przede wszystkim w dramma per musica: narodzinyopery, nowoi:ytnego teatru muzycznego.SYMBOLIKA NATURYNazwac jll moma najbard ziej archaicznll symbolikll muzyki, wynikajllCllz rdzenia dZwi~ kowej substancji. Materia zadnej innej ze sztuk nie jest tak107


BOHDAN POCIEJbliska Zywiolu, Zycia biologicmego, jak dzwi~kowa materia muzyki.Naczelnymi cechami porz'!dku natury s'!: otwartosc, bezkres, plynnoscgranic, przemiana i rozwoj, powstawanie i obumieranie - przy rownoczesnej(przedziwna dialektyka!) stalosci pewnych gatunkowych wzorc6wformalnych. Podobnie muzyka: sw'! niezrownan,! plynnosc i lotnoscwkomponowuje w 10Zyska precyzyjnych i zlozonych wzorcow (pomyslmytu 0 jej najbardziej kunsztownych formach - fudze i sonacie!). Jejkomponowanie to temperacja i geometryzacja zywiolu, "ujarzmianie" go,poddawanie prawom Liczby.Otwartosc, amorfia, tendencje "nieskOllczonoSciowe" - przez dlugiewieki s,! w muzyce w stanie na wpol utajonym, potencjalne. AJbowiemw muzyce kr~gu kultury Zachodu dyscyplina, rygor, mysl i koncepcjagoruj,! nad spontanicmosci,!; rygor rytmu, miary poetyckie wiersza, zasadywspo!brzmien, reguly reguluj,!ce ruch g!osow: w skomplikowanej i scislejstrukturze polifonicznej melodia nie moze si~ zbyt bujnie i samodzielnierozwijac. A kazdy efekt maczeniowy, wyrazowy czy ilustracyjny (efektowtych nie brak w renesansowych chansons francuskich, madrygalach wloskichi angielskich) jest wpisany w polifoniczn,! struktur~.Niemniej w!asnie w owym prze!omowym XVI wieku w muzyce budzi si~na dobre natura. W nast@nym zas stuleciu, nast,!pi prawdziwy rozkwit"naturalnej" obrazowoSci i ilustracyjnoSci. Rozkwit symboliki naturyw pierwszym stadium baroku u Monteverdiego - w Iicmych madrygalach,Combattimento, operach - podda si~ p6Zniej pewnej dyscyplinie, normom,konwencji. Ta symbolika stanow i wygl,!dow natury rozwijac si~ b¢ziestale przez caly wiek XVII w operze wloskiej, u klawesynistow francuskich',u wloskich orkiestrowych pre-symfonikow, aby wreszcie osi,!gn,!c apogeum- u Vivaldiego, Bacha, Hiindla. Wspiera si~ ta symbolika naokreslonych stanach muzyki - materii dzwi~kowej i formy: szczegolnejplynnoSci, przeptywie jakby, falowaniu dZwi~kowego uniwersum, ci,!glejprzemianie, snuciu motywow, narastaniu i wygasaniu dZwi~kowego spektrum;starych, sredniowiecmych jeszcze efektach echa; szczegolnej ulotnoscii lekkosci - efektach jakby rozszerzania oraz kurczeni;t przestrzenidZwi~kowej - w lutniowych i klawesynowych preludiach, w muzyceorganowej; w zmiennoSci konsystencji i ci~zaru muzyki, w jej g~stnieniui rozrzedzaniu; wreszcie - i tu moment najbardziej przyszloSciowy:w instrumentalnej kolorystyce barokowej orkiestry. W tych wszystkichstanach i stadiach muzyki rysuje si~ juz mamienna symbolika czterechZywiolow: wody, powietrza, ognia i ziemi. Rozwija si~ tez obrazowosc- zdolnosc muzyki do wyrazania i malowania powabow i nastrojownatury.I jesli teraz chcielibysmy pisac dalsze dzieje symboliki i natury w muzyce,to powiemy, ze w nast~pnych epokach stylistycmych - klasycyzmiei romantyzmie - nie dzieje si~ pod tym wz gl~dem nic innego, jak tylkointensywny rozwoj i rozrost, transfomlacja i subiektywizacja barokowych108


MUZYKA WOBEC TRZECH PORZADKCWid iomow w tym glownie medium, ktore nazywamy orkiestr,! symfoniczn,!,w kulturze symfonizmu i symfonice: oratoria Haydna (Stworzenie swiatai Pory roku) otwieraj,! now'! er~ malarstwa dzwi~kowego i zapowiadaj,!drugie apogeum symboliki muzycznej natury.SYMBOLIKA SFERY LUDZKlEJWypelnia ona centrum dziedziny muzycznej. W Zywiole diwi~kowymi forrnach muzyki skupia si~ wszak, odbija i przetwarza cala sfera kulturyw najszerszym pojyciu, czyli wszystko to, co konstytuuje przestrzen naszejduchowej egzystencji. Muzyka, zakorzeniona w pradawnych Zywiolachnatury, karmi si~ przeciez od wiekow tym, co ludzkie.Zwro6ny uwag~ na to, Ze 0 muzyce, b~,!cej przeciez, podobnie jak innesztuki, wytworem czlowieka, mowi~ tak, jakby przychodzila ona do nasz zewn'!trz ... I wlasnie t~ osobliwosc muzyki, odroiniaj,!c,! j,! od poezjii sztuk wizualno--przestrzennych: jej podwojn,! transcendencj~ chcialem tupodkreslic. Obmyslana, koncypowana, w istocie przeplywa ona przez nas,utrwalaj,!c si ~ w nas b,!dz nie utrwalaj,!c, a zadna ze sztuk nie odznacza si~tego rodzaju plynnosci,!. Przez kompozytora jest tylko chwytana i zapisywana.Forrnuj,!c muzyk~, nadaj,!c jej plynnej materii mniej lub bardziejwyrazne ksztaity, kompozytor przeznacza j,! do wtornej transcendencji,wprojektowania w przestrzen, poza sam,! siebie: przeznaczeniem muzykiurzeczywistnianej jest rozbrzmiewac w przestrzeni tylko umownie i sztucznieograniczonej, w istocie zas - otwartej, bezkresnej. A przeplywaj,!c taki nawiedzaj,!c swoje kompozytorskie media, muzyka nasyca si~ tym, coludzkie i kulturowe, z intencj,! wyrazania.W ten sposob w ci,!gu wiekow rozwoju muzyki powstaje i wzbogaca si~symbolika diwi~kowa czlowieka i kuitury, prawdziwa musica humana.Przygi,!daj,!c si~ baczniej tej symbolice w obszarze ostatniego tysi,!clecia(gdyz wted y w naszej zachodniej cywilizacji muzyka istotnie rozwija si~i "pisze" swoj,! h i stori~), natrafiamy z miejsca na znamienn,! opozycj~,dualizm muzyki, zlozenie b~,!ce prost'! konsekwencj,! natury ludzkiej:dualizm mysli i uczucia, inte1ek tu i emocji.Z jednej wi~ strony muzyka, zwlaszcza muzyka polifoniczna wiekowsrednich, renesansu i baroku, z kulminacj,! mysli polifonicznej u Bacha,sam,! swoj,! struktur,!, konstrukcj,!, zlozeniem, kompozycj,! swiadczyo charakterze i kreatywnosci iudzkiego intelektu. Z drugiej strony - dopelniaj,!co- rozwija si~ w muzyce zycie uczuciowe. Pocz'!tkowo, przez dlugiewieki powoli, umiarkowanie, zdominowane mysl'!. Pomiej, od wieku XVIi w czasach baroku, coraz intensywniej, zachowuj,!c wszelako az po wiekXIX rown o wag~ z mysl,!, pierwiastkiem intelektu. Dopiero wiek XIX,epoka muzycznego romantyzmu, przyniesie zachwianie rownowagi, "hipertro fi~ uczuc" Uak to okreslal Karol Szymanowski), wzrost temperaturyemocjonalnej m uzyki, rozrost i przerafinowanie sfery uczuciowej (Schu­109


BOHDAN POCIEJmann, Liszt, Wagner). J~zyk uczuc w muzyce osi4gnie apogeum intensywnoscii bogactwa (Chopin), przejawiaj4c rownoczesrue - u Wagnera- pewne mamiona kryzysu i przyszlej dekadencji, ktora wyst4pi naprzelomie wiekow i w pocz4tkach nowego stulecia. Moe uezueiowa muzykinasili si~ i rozplomieni w muzyce Mahlera, owej wielkiej kulminacji"modernistycznego" romantyzmu; po czyrn nast4pi marnienny dla pierwszejpolowy naszego wieku generalny zmierzch uczuc romantycznyehw muzyce, ieh atrofia, degeneracja, wysuszenie ...SYMBOLIKA SFERY BOSKJEJldli poprzednie sfery symboliki muzyemej - natury i czlowieka - potraktujemyjako "tez~" i "antytez~", to symbolika porz4dku boskiegoomacza "syntezy". W dziejach muzyki kuitury Zaehodu Bog jest 00­niesieniem najwyzszym i najswi~tszyrn, zwieraj4cym, ukierunkowuj4cymcal4 mow~ i symbolik~ muzyki, jej idiomy wyrazowe, jej maki i szyfry, jejOOdzialywanie, wyraiarue i maezenie.Nasza muzyka kultury chrzeScijanskiej ostatnieh pi~tnastu wiekow,tradycja muzyczna, w ktorej wzrastalismy i w ktorej iyjemy, ow przebogatyzasob utworow, stylow i kierunkow, wywOOzi SWOj4 mysl, teori~,koncepcj~ , dyscyplin~ i form~ z Grecji; natomiast to, co emocjonalne,ekspresyjne, ekstatyezne - ze WschOOu, glownie z tradyeji iydowskichspiewow synagogalnych. W ten sposob uksztahowala si~ pierwsza wielkaformacja duchowa naszej muzyki, zwana choralem gregorianskim. I nasz~wi~e muzyka, a rue tylko zrytualizowana i nierozwijaj4ca si~ muzyka kulturDalekiego WschOOu, rna :hoola i korzenie sakralne. Synteza teologicma,do ktorej muzyka w swoich dziejach d4zy, jest juz wi~ ruejako w punkciewyjscia. Powiedziec moina wr~cz, upraszczaj4e i wyostrzaj4c problem, zeto, co w muzyce europejskiej najcenniejsze, jej mysl, pierwiastek duchowy,wywOOzi si~ z greekiego panteizmu i iydowskiego spirytualizmu. Umyslowoscwiekow srednich widzi muzyk~ plura};"lycZl.ie zroinicowan4' dzielij4 i kIasyfikuje: musica mundana, musica hwnana, musica irutrumentalis.Najbogatszy chybC'. zestaw funkcji muzyki majdujemy u poinosredniowiecznegoteoretyka XV wieku, lana Tinctorisa:11 0Dziafania wo)nej i zacnej muzyki chcialbym sprowadzic dodwudziestu, mianowicie do lakich:Boga radowaC,Boga chwalic,RadoSci zbawionych zwi ~kszac,K oSci 61 wojuj!lcy do tryumfujlj.cego zblii.ac,Przygotowywac do uzyskania Bozego blogoslawieristwa,D usze do poboZnosci pobudzac,Smutek rozpraszac,Zatwardziafosc serca zmi~kczaC,D iabla zmuszac do ucieczki,


Wywolywae stan ekstazy,Umysly przyziemne podnosic,Zlll wol~ odbierae,Ludzi cieszyc,Chorych leczyc,W trudach ulg~ dawac,Dusze do walki podniecac,Milosc podsycae,Obcowaniu ludzi przyjemnosci dodawac,Uczonym w muzyce slaw~ dawac,Dusze zbawiac. 2MUZYKA WOBEC TRZEC H PO RZA,D KOWWszelako 0 bycie i sensie muzyki decyduje ostatecznie jej odniesienie doBoga, one wr~cz usprawiedliwia jej egzystencj ~ ziemsk~. Mirno takintensywnego, od czasow renesansu, rozwoju nurtow i gatunkow swieckich,zwi ~zek muzyki z reli gi ~ i litu rgi ~ b~ zi e zachowany i niepodwaialny.I choc muzyka w Scislym sensie sakraina w czasach nowoZytnych straci t~dominacj\.l, jak ~ miala w wiekach srednich, to przeciei nada! b~dzie iywouczestniczyc w sferze iycia religijnego, ai po dzien dzisiejszy. Badaczdziejow muzyki religijnej dostrzeie tu proces znamienny chyba tylko diaumyslowoSci i wrailiwosci europejskiej. Mianowicie p rzemian~, jakbysakralizacj\.l jakoSci symboliczno-wyrazowych muzyki. Moina to w skrocie'uj ~c nast\.lpuj~ co: Muzyka kultury chrzeScijanskiej, w swoich pocz~tk ach,w swojej pierwszej wieIkiej choralowej fonnacji, ma w samej swejsubstancji melodycznej pewien rdzeri symboliki sakra!nej i teologicznej.W melodyce choralowych spiewow, w Scislym zwi ~zku z laci riskim slowem- tekstami liturgii - zawarte jest j ut zasadnicze kwantum symboliki,symbolicznej esencji teologii fundamentaInej: atrybut6w Boga, charakteruTrojcy Swi\.ltej, odlliesienia czlowieka do Boga, Boga do swiata; ziamaeschatologii i soteriologii.W miar\.l rozwoju, polifonizacji, harmonizacji muzyka coraz intensywniej(od XVI wieku) rozwija dwie sfery symboliki: natury i czlowieka; zbIii aj~csi~ do renesansowego przelomu i do czasow nowoiytnych, staje si~ bliiszanaturze i bard ziej Iudzka. A jej obrazowosc, wyrazowosc, uczuciowoscbujnie rozkwi t aj ~ ca w gatunkach swieckich epoki baroku (opera, muzykainstrumentalna Iutniowa i klawesynowa) zostaje rownoczd nie (zwlaszczaw k r~gach protestanckich) swoiscie adaptowana i wchlanian a, przyswajanaprzez muzyczn~ teol o gi ~ . I tak powstaje i wzbogaca przez caly XVII wiekswoisty j~zyk religijllej symboliki muzycznej kompozytorow niemieckich:j~zyk symfonii sakrainych i religijnych koncertow Heinricha Schiitza, j~zykkompozytorow szkol organowych , j~ zyk choralow i kantat protestanckich.6w j~zyk d~iy do pelni i syntezy, a osi~ga swoje apogeum w tw6rczoSciBacha.U tego naj wi~kszego kompozytora czasow nowoZytnych kultury Za­2 Wl. Tatarkiewicz, llisloria eSlelyki, l. II! Ossolineum 1967, s. 281.111


BOHDAN POCIEJchodu muzyka osi,!gIWla tak wysokie stadium bogactwa, rozmaitosciuksztaltowan, sposobow wewn~trznego zloienia, tak zawrotny poziommysli, gl~bie uczuciowego wyrazu i niedoscignione mistrzostwo formy - zepozwolilo to na rozwini~cie najbardziej zlozonej i pelnej teologii muzycznej,jaka kiedykolwiek pojawila si~ w dziejach religii i kultury. Mysl,uczucie, ekspresja, natura, kosmos "zaszyfrowane" w muzycznych idiomach,zwrotach, figurach dZw:i~kowych zespalaj,! si~ w aspekcie sacrwn,w perspektywie przeZycia religijnego i poj~ teologii, w przestrzeni Wiary.Muzyczn,! teologi~ odczytujemy przede wszystkim z kantat Bacha,przeznaczonych na wszystkie niedziele i swi~ta roku koscielnego. Ich tekstodnosi si~ do aktualnych czytan z Pisma sw.; stanowi'l one rodzajmuzycznych homilii. Tu, w kantatach, oraz w Pasjach, j~zyk muzyczny- dZw:i~kowy, substancjalny j~zyk symboliczny roi:nych figur znacz,!cych,jest najbardziej czytelny, albowiem tlumaczy go slowo: poetyckie w choralachi ariach, proprozodyczne w recytatywach, we wst~pnych chorach.Niemiecka poezja religijna XVI-XVII wieku przeplata si~ tu z fragrnentamiBiblii. 6w j~zyk symboliki religijno-teologicznej przenosimy, z pelnymuzasadnieniem, na bezslown,! juz substancj~ utworow organowych- choralow (do ktorych kluczem jest tytul), preludiow i fug. Nie koniec natym. Bardziej wnikliwe wejrzenie w substancj~ muzyki BRcha prowadzi downiosku, ze modus symboliki teologicznej przenika w mniejszyrn lubwi~kszym stopni u cal,! jego tworczosc, zwlaszcza tak genialne summy myslikompozytorskiej i sposobow komponowania muzyki, jak Woh/temperiertesKia vier, Musikalisches Opfer, Kunst der Fuge. Ten sposob podejscia doBacha, hermeneutyczno-teologicznego, ma juz swoj,! tradycj~ w pracach'starszych badaczy - Alberta Schweitzera i Arnolda Scheringa. JTaka, wyprofilowana teologicznie interpretacja dziela Bachowskiego- znajduj,!ca rowniez peine uzasadnienie w biografii kompozytora - pozwalagl~biej rozumiee muzyk~ w ogole. Odkrywaj'lc tutaj teologiczne szyfry,penetruj'lc rozlegl'l symbolik~ odnosZ'lC'l si~ do Boga i boskiego dzialania,wnikamy gl~biej w istot~ muzyki samej. To zbliza nas bardziej douchwycenia i okrdlenia mediacyjnej roli muzyki, do posredni,ctwa mi¢zytrzema porz~kami: porz~kiem natury, porz~kiem ludzkim i porz~kiernboskim.Bohdan Pociejl A i w oaszych czasach jest nader owocny, jak 0 tym kwi adClAl prace Airreda Diirra(0 kantatach), Eggebrechta (0 Szluce jug!), a ostalnio rewelacyjny cykl audycji Miroslawa Perza,,200 kantal Bacha" .112


JADWIGA iYLl NSKATEMATY I REFLEKSJEOUTR EMERWyprawy krzy:iowe stanowi~ najwi~ksz~ przygod~ rycerstwa zachodniegoi calej spolecznoSci chrzeScijanskiej w sredniowieczu. Wbrew pozorom,i wbrew opinii niektorych historykow, nie byly to ekspedycje w celachkolonialnych, lecz obrona Europy przed naporem Islamu, a ogolniemo wi~ c Azji.Od pocz~tku dziejow gra toczyla si~ 0 t~ sam~ stawk~. W V wieku p.n.e.napierali na Europ~ Persowie; w ponad tysi~c lat poZniej byli to Arabowie,wyznawcy Mahometa. Islam wzywal do swi~tej wojny przeciw niewiernym,a niewiernym byl kazdy, kto nie wyznawal Islamu. Rozpaleni wizj~ swi~tejwojny, Arabowie w pierwszym impecie zaj~li Persj~, po czym j~li podbijaeprowincje nalez~ce do Wschodniego Cesarstwa Rzymskiego: Syri~, Egipt,wybrzeie polnocnej Afryki, i zac~li szykowae si~ do zaj~cia wizygockiejHiszpanii. W krotkim czasie podbili j~.Droga, jak~ odbyli Arabowie z polwyspu arabskiego do Hiszpanii, byladaleka nie tylko w sensie geograficznym lecz duchowym. Koczownicyzagarniali po drodze wysoko cywilizowane kraje, nalei:~ce ongi doImperium Romanum, ogl~dali palace i kOScioly, muzea i biblioteki,obserwatoria astronomiczne i akademie, i nasi~kali minion~, lecz wsz~zieobecn~ Cywilizacj~ Hellenistyczn~. W swoim zwyci~skim pochodzie obaliliistniej~ce granice i zabrali si~ do budowy panstwa islamskiego si~gaj~cegopo Pireneje. Niebawem przekroczyli grani~, jak~ Pireneje oddzielaly ichod krolestwa Frankow.Karol Miot, sprawuj~y faktyczn~ wladz~ u boku ostatniego z Merowingow,na wieSe, ze Maurowie - tak zwali si~ Arabowie osiedli w Hiszpanii- wdarli si~ do Akwitanii, wyszedl im na spotkanie i zagrodzil drog~ w gI~bFrancji. Karol Mlot zdawal sobie spraw~, ze wtargni~cie Maurow doAkwitanii zagraza czyms wi~j niz zagarni~cie przez s~siada miasta czyzbuntowanie si~ prowincji przeciwko wladzy Frankow. PrzekroczeniePirenejow przez Arabow oznaczalo zerwanie tamy, chroni~cej obwodrodzimej, chrzeScijanskiej Europy przed inwazj~ obcego Zywiolu.Bitwa mi~zy Frankami i Maurami rozegrala si~ w roku 732. Arabowiezostali zatrzymani i musieli wycofae si~ za Pireneje.Wielu historykow mniema, i:e bitwa pod Tours i Poitiers odegralapodobn~ rol~, co bitwa pod Salamin~ w roku 480 p.n.e. Pami~ 0 tej113


JADWIGA zYLi NSKAostatniej zajmuje naleme jej miejsce nie tylko w podr~ k ach szkolnych,lecz Zyje w pami~ zbiorowej Grecji i - ufam - Europejczyk6w w og6le.Kiedy plyn~ lam na statku wycieczkowym "Saronic Star" po zatocesarOllskiej, w pewnym momencie przewodnik powiedzial: "Przeplywamyobok Salaminy" i umilkl. Nie dodal zadnego komentarza, jakimi opatrywalkoiejno mijane wysepki i wyspy.Bitwa pod Tours i Poi tiers nie stanowi konca, lecz pocz'ltek wielowiekowychzmagan chrzeScijariskiej Europy z Islamem. Olociaz obiesti'ony toczyly je w imi~ hasel religijnych, w rzeczywistosci bylo to zderzeniedw6ch od ~bnych Cywilizacji. Spoiwem kaZdego z nich byla wsp6lnotareligijna. Ramice dotyczyly wszystkich omal dziedzin Zycia: koncepcjiwolnosci, obyczajaw, prawa, tradycji, organizacji i panstwa.Feudalizm, ktarego miano umownie rozci'lgni{:to na rom e Cywilizacjew wiekach srodnich , w rzeczywistoSci jest znamieniem i wytworem duchai umyslowoSci. europejskiej. Przetargi z wladz'l 0 prawa stanowe i powstanietakich instytucji, jak uniwersytet i parlament, swiadcz'l 0 stalymd;p;eruu do wolnoSci w sferze spolecznej i kwestionowaniu dogmat6w.To w Azji Mniejszej, podczas wypraw krzyzowych, zac~lo keystalizowacsi~ poczucie jednosci europejskiej, uznaj'lcej wspolne waloryi wynikajctee z nich formy zachowania. Wyraznikiem, moi.e najbardziejznamiennym, ustroju feudalnego jest pozycja krola. Kr61 byl PomazancemBozym; jednoczesnie byi primus inter pares, w wi{:kszoSci panstw europejskiehobieralnym przez rownych mu stanem hi'lz'lt. Rozdzial wladzyswieckiej od duchownej, w mysl zasady: oddajcie Bogu co boskie,a cesarzowi co cesarskie; stanowil fundament dualistycznej wladzy - papie:'i.a i cesarza - w Europie.W Islamie Iealif, potomek Mahometa, sprawowal najwyiszll wladz{:SwiecK'l i d ucbown'l.Gdy Almaryk, kral lerozolimy, zawar! pakt z kalifem w Kairze, wyslaldo niego w poselstwie Hugona, seniora Cezarei, oraz templariuszaGotfryda dla podpisani a traktatu. Tu nast'lpil incydent zanotowany przezarcybisleupa Tyru. H ugo chcial na spos6b zachodni przypi ec~towac owakt u &ciSni~cicm golej dloni kalifa. Na widok wyci'lgn i ~tej prawicy Frankadworzan osipakich ogam ~a zgroza. Nast'lpila chwila niepewnoSci . lednaki.eb lif "z pogardliwym usmiechem zdecydowal si~ po chwili zdj'lcr~kawiezk~".Kruejaty zostaly podj ~ te z mysl'l, azeby uwolnic Gr6b Chrystusa z r'lkmuzulman6w, zapewnic pielgrzymom bezpieczne szlaki Ntnicze do ZiemiSwi~tej i wzi llC pod op iek~ chrzeScijan w Azji Mniejszej i Syrii. W owymczasie bylo tam wi~cej ehrzdcijan nii: muzubnanow. To tam powstalypierwsze gminy chrzeScijariskie. Sw. Pawel adresowal swoje listy dokoSclolow w Azji Mniejszej. Na zdobytyeh terytoriaeh krzyrowey ze tkn ~lisi~ z chrzeScijanami r6mych obrZlldkow, monofizytami, jakobitami, pauliejanami,nestorianami i grekami uznaj'leymi za glo w~ koScioia pat ri arch~114


OUTREMERw Konstantynopolu. Krzyzowcy chcieli w zd obytych przez siebie rniastachzaprowadzic obrZlldek lacinski, usuwali patriarchow i instalowali arcybiskupowlacinskich, co rozj~trzylo przeciw nim ludnosc obrZlldku greckiego.Wielu grekow przedkladalo rz¥iy muzulmanow nad rz~dy lacinnikow.Antagonizm mi~ zy krolestwem Frankow w Syrii a Bizancjum moglwyjSc na dobre tylko muzubnanom. Rozumieli to krolowie lerozolimyi Cesarz, probuj~c raz po raz montowac wspolny front przeciw Turkom.Po obu stronach istniala nieufnosc i zarzucano sobie zdrad~ interesow - razchrzeScijanstwa, innyro razem cesarstwa lub krolestwa jerozolimskiego.Awantumicy, a tych wsrOd baronow nigdy nie brakowalo, wi~jodwaini nii m~drzy , niszczyli proby zgodnego wspoldzialania. TakiRenald de Chatillon swoj~ wypraw~ na Cypr, gdzie pozwolil swoimzolnierzom gwalcic i rabowac, a duchownyro greckim obcinac uszy i nosy,utrwalal nienawisc mi~zy grekami i lacinnikami. Skonczyl zreszt~ marnie:wzi ~ty do niewoli przez Saladyna odpowiadal tak impertynencko, ZeSaladyn wlasnor~mie Sci ~1 go mieczem.W porownaniu ze swiatem Islamu, Frankow byla w Outremer garstka.St. Runciman, autorytet w kwestii wypraw krzyzowych, podaje, Zebaronow i rycerzy nie bylo nigdy wi~j nii tysi~c. Zolnierzy kilkakroewi ~cej . To, ie krolestwo frankijskie, pomimo klotni mi¢zy baronarnii zawiSci mi¢zy domami kupieckimi, utrzyroalo si~ przez dwieScie lat,wynikalo z podzialow w swiecie arabskim i rywalizacji mi¢ zy poszczegolnyroiemirami i atabegam:. To jednak nie byloby wystarczylo, gdyby niestala pomoc i Zachodu - bo po pierwszej krucjacie przyszly nast~pne- oraz powstanie zakonow rycerskich i pot~ga Cesarstwa bizantyjskiegoszach uj~cego poczynania Turkow.Krolowie l erozolimy rozumieli, ze egzystencja Outremer zalezy odpot ~gi i sojuszu z Bizancjum i z chrzeScijanskimi ~si adam i. Baldwin Trzeciposlubil ksi~Zniczk~ bizantyjsk~, siostrzeni~ bazyleusa (Bizantyjczycy. ubolewali, Ze urocza Teodora zostala zlozona w ofierze "bestii z Zachodu"),Maria ksi~Zniczka Antiochii (pra-prawnuczka Boemunda PierwszegoNormandzkiego) zostala zon~ Manuela Pierwszego Komnena CesarzaBizancjum. Baronowie koligacili si~ z domami pan uj~cyroi w Armeniii Gruzji. Nie obywalo si~ przy tyro bez konfliktow.Syryjczycy, mieszkancy Gruzji i Armenii byli brodaci. Frankowie golilizarost. Anna Komnena zachwycaj~c si ~ nad urod~ Boemunda pisze:" twarz mial starannie wygolon ~, podbrOdek gladki jak z gipsu". Pewienwladca Armenii stawial jako warunek wyraienia zgody na malienstwoc6rki z baronem frankijskim, zeby ten zapuSciI brod~!Bitni baronowie, ktorych jasnowlose glowy raz po raz spadaly na polubitwy i w¢rowaly jako trofeum wojenne do Bagdadu, nie tylko wojowaliz muzulmanami. Zdarzalo si~, ie gdy nie toczyly si~ walki, baronowiepogranicmych twierdz wyruszali na polowania wspolnie z s~siaduj~cymiemirami. Kupcy arabscy byli wpuszczani przez bramy do miast b¢~cych115


JADWIGA iYLlNSKAwe wtadaniu Frankow i tam sprzedawali na bazarach swoje towary.Templariusze kontaktowali siy z alchemikami muzuhnanskimi. Ksi,!zytai hrabiowie panstewek feudalnych zawierali pakty z jednym atabegiumtureckim przeciw innemu. Ryszard Lwie Seree chciat nawet wydae swojll,siostry Joanny za brata Saladyna Al-Adila, lecz ani Joanna - ani Al-Adilnie wziyli tej propozycji na serio. A wtaSciwie Joanna stanowczo siy temusprzeciwila (poiniej Ryszard pasowat na ryeerza syna Al-Adila). Dochodzitojednak do mieszanych malZenstw. Papiei Paschalis skarcil patriarchyza udzielenie sakramentu matZenstwa Frankowi z kobietll, muzuhnansk,!.Natomiast kapelan krola Baldwina zachwycat siy wzajemnym przenikaniemsiy obu spotecznosci i wierzyl, Ze to tu, na Ziemi Swiytej, nast,!pizjednoczenie narodow.Krolowie jerozolimscy starali siy zachowywac nie jak okupanci, leczprawowici wladcy catej zamieszkatej tam spotecznoSci. W s,!dach Arabowie- poddani krola jerozolimskiego, sktadali przysiygy na Koran. Zydzi naTory. Muzulmanie przyznawali, ie wyroki byly sprawiedliwe. Jyzykiempanuj,!cym w Outremer byt francuski (Langue d'oi'L), ktorym postugiwali siyrowniei Normanowie sycylijscy. Frankowie uczyli siy tei jyzyka arabskiego,a byli i tacy, co rozczytywaJi siy w poezji arabskiej. Baronowiestanowili zamkniyt,! kasty i zawierali zwi'lZki malienskie w jej obrybie.Zolnierze, dla ktorych nie stato kobiet rodzimego pochodzenia, zenili siyz miejscowymi chrzeScijankami - schizmatyczkami i Saracenkami.Sytuacja kobiety w Islamie r6Znita siy od jej pozycji w Europie. K obiet~w Islamie byta przez cate iycie poddana myiczyinie, nie miala p rawosobistych, 0 czym swiadczy m.in. znikoma ilose kobiet muzuhnanskichznana z imienia.Co do pozycji - nie roli - kobiety w chrzeScijanskiej Europie zdaniahistorykow s,! podzielone. Georges Duby w ksill,ice Rycerz, Kobk tai Ksiqdz stwierdza, Ze kobieta byta dyskryminowana na kaidym polu.Wydawana za m,!i bez pytaniajej 0 zgody, musiata bye postuszna myiowi,ktory mogi wyzuc jll, z mienia, wyp¢zie z domu, pozba~c dachu nadgtowll" co dziato siy za przyzwoleniem, jeieli nie aprobat'!, Kosciola.Regine Pemoud w dziele Kobkta w czasach katedr utrzymuje, Ze KoSciolbrat kobiety w obrony, w matienstwie byta otaczana szacunkiem, zarZll,dzatadobrami (nieraz zreszt'! jej dziedzicznymi), dysponowala swoimmieniem, 0 czym swiadczll, testamenty. Oboje uczeni opierajll, siy nadokumentach, tyle, Ze kaide z nich wybiera inne dla podparcia swojej tezyi wyci,!ga odmienne z nich wnioski. Regine Pemoud zadawala siystwierdzeniem, Ze kobieta w Europie nie byta niewolniC


OUTREMERprawo bicia zon (Tout habitant de Viliefranche a fe droit de battre sa femme,que fa mort ne s'ensuive). Dokument pochodzi z XlII wieku.Sytuacja kobiety w Outremer byla bez porownania lepsza niz w Europie.przede wszystkim kobiet bylo w krolestwie jerozolimskim znacznie mniejnii m¢:czyzn. Przyjeidialy do Ziemi Swi~tej wielkie damy, nieraz skoligaconez dworami krolewskimi, spadkobierczynie fortun. Osiadle w Outremerdziedziczyly - w braku m~skiego potomka - baronie, lenna, ksi~stwai tron, ktory z chwil~ malienstwa dzielily z m~iem, czy kolejnymi m~iami.Z hrabinll Stefani~, dziedziczk~ Oultrejourdin (Zajordanii), Saladyn pertraktowaljak z rownym mu partnerem.Istotnll roini~ pomi¢zy kobiet~ w Islamie i w Europie stanowil fakt, zew Islamie jej podrz¢nosc i zaleinosc byla usakralizowana przez Koran.Ilekroc wzbieral sprzeciw wobec Cywilizacji Zachodniej, ofiar~ padalykobiety. Archaiczne prawa Koranu byly praktykowane z cal~ surowosci~az do kary kamienowania wl~cznie. Prawo zezwalalo na poligamiei pochwalalo jll.W chrzeScijanskiej Europie (przedtem w Imperium Romanum) panowalamonogamia. Pole dzialania kobiety wykraczalo poza dom i krok pokroku zyskiwala ona - razem z innymi uposledzonymi stanami - rownouprawnienie,co nie oznacza, Ze antyfeminizm jako zjawisko nie istnieje. (fumoja osobista uwaga, ie antyfeminizm jest wprost proporcjonalny dozaniku etosu rycerskiego).W Outremer od pocz~tku krzyzowaly si~ racje religijne z ekonomicznymi.Wielkie miasta hand lowe: Piza, Wenecja, Genua, pragn~c przej~chandel z Orientem, judzily przeciw Cesarstwu. Skomplikowanej politykicesarstwa nigdy Frankowie nie rozumieli. I stalo si~, Ze konflikt z m uzulmanamiprzerodzil si~ w konflikt z Bizancjum. Czwarta krucjata, miast doZiemi Swi ~t ej, ruszyla na Konstantynopoi. W roku 1204 stolica cesarstwazostala zdobyta i spl~drowana. Bezcenne dziela sztuki zniszczone.Kiedy zwiedzalam Istarnbul, nasz guide Turek, wskazuj~c na slady ogniaw H agii Sophii, zmienionej na meczet, zwrocil si~ wprost do mnie: "To niemy zrobilismy, to krzyzowcy."Krzyzowcy wlasnymi r~kami zniszczyli zapor~ przez wiele wiekowskutecznie broni~q Europ~ przed wtargni~ciem Islamu. W roku 1261Cesarstwo lacinskie w Konstantynopolu upadlo, Bizancjum nigdy nieodzyskalo dawnej po t~gi.Ruch Krucjaty z kaidym pokoleniem byl slabszy. Frankowie tracilijedn~ twierd ~ po drugiej. Szosta Krucjata prowadzona przez krolaLudwika Dzi ewi~tego byla ostatni~ zakrojon~ na tak wielk~ skal~ .Wyprawa skierowala si~ na Egipt. Frankowie zdobyli Damiett~ i sultanofiarowal zwrot Jerozolimy (zd obytej przez SaJadyna w roku 1187 i nakrotko odzyskanej przez Fryderyka II Hohenstaufe). Byly to warunkibardzo korzystne dla Frankow, ale swi~ty krol nie chcial pertraktowac117


JADWIGA iYLIN SKAz niewiemymi. Atak na Al Mansurah, prowadzony przez brata kr6IewskiegoRoberta hrabiego d'Artois, skonczyl si~ k1~sk'l krzyzowc6w. MuzulmaniePrzystllpili do przejmowania statk6w z zywnosci'l dla krzyzowc6w.Frankom uwi ~zlym w Delcie Nilu grozil gloo i zac~ly si~ szerzyc choroby.Dopiero teraz kr61 Ludwik zdecydowal si~ zwr6cic Damiett~ w zamian zaJerozolim~.T ymczasem w Kairze nastllPila rewolucja palacowa. Na wycofuj'lcychsi~ z DeIty F rank6w uderzyli mamelucy. Kr6l Ludwik wraz ze swymrycerstwem dostali si~ do niewoli. Tylko m~stwo i przytomnosc umyslukrolowej Malgorzaty zdolaly utrzymac Damiett~ stanowillC'l zastaw.Trzeba bylo jeszcze zaplacie za krola i pojmanych baron ow olbrzymi okup.Uiscili go (acz Z oporami) glownie templariusze. Pozostali w Damiecieranni F rankowie zostali przez mameluk6w - wbrew traktatowi - wymordowani.K.rol Ludwik poplyn'll do St. lean d'Acre. Swoim wasalompozwolil wrocie do Francji, co skwapliwie uczynili. Ludwik zostal w Jerozolimiebez annii i pieni{:dzy. Na szc~Scie dla Frank6w Egipt, zagrozonyprzez dynast i~ panujllCll w Syrii muzubnailskiej, odwrocil na razie swojlluwag~ od Frankow.Wyprawa sw. Ludwika wywolala w swiadomoSci Frank6w psychicznywstrZlls. Sam kr6l Przyjlll swojll kl~sk~ z pokorll. Ale krzyzowc6w og arn~lajakas malaise, poczucie daremnosci tyle slawionych Gesta Dei per Francos.Czyiby B6g odwr6cil si~ od swoich wojownik6w?Kr61 Ludwik dopiero teraz poj'll, jak niepewna jest sytuacja w Outremer,zaleina od fl uktuacji w otaczajllcym je morzu arabskim. W poczuciu smiertelnego zagroi:enia zdecydowal si~ na pertraktacje z asasynami,nie uznajllcymi dynastii Abbasyd6w w Bagdadzie. Posel kr6la Ludwikawyslany do stolicy asasyn6w w Masyafie zdumial si ~ widokiem icholbrzymiej biblioteki z dzielami gnostyckimi, gdzie m.in. znajdowalo si ~apokryficzne kazanie Chrystusa do sw. Piotra. loinville podaje, ze mi{:dzykrolem Ludwikiem i asasynami zostalo podpisane przymierze obronne.Asasyni byli sektll gnostyckll wywodZllCll si~ z Persji. Zaslyn~li niez propagowania swojej wiary, lecz z mord6w politycznych, dokonywanychna rozkaz swego przywoocy (Starca z Gor). Dzialali z ukrycia i uderzalibezbl¢nie, cz~sto sami przy tym gin llC. Zdawali si~ nie do pokonania.W rzeczywistoSci zostali wymordowani w koncu XIII wieku przez Mongolow.Ich biblioteka sp lon~la . Ich doktryna jest po dzis dzien nieznana.Z ci ~ikim sercem kr61 Ludwik opuscil Outremer, zmuszony wracac doF rancji z powodu panujllcych tam zamieszek. Obiecywal sobie, ie jeszczepowr6ci do Outremer, liCZllC na nowych sprzymierzenc6w - ustosunkowanychwrogo do Islamu M ongolow.lednak wbrew iluzjom sw. Ludwika baronowie obawiali si~ Monogol6wbardziej nii muzulmanow, z ktorymi byli oswojeni. Przeraialo ich wyrafinowaneokrucienstwo Mongol6w i brak w ich mentalnosci p oj~a honoru.Totei baronowie przepuScili przez swoje terytorium wojska egipskie118


OUTREMERszykuj~ce si~ do odparcia Mongol6w, kt6rzy zdobyli kolejno Bagdad,Aleppo, Damaszek i zaj~li jui: G ~. Muzuhnanie dzi ~ki krzyi:owcomwyszli Mongolom na spotkanie i w bitwie pod Aju Dialut na drodze doJerozolimy odnieSli zwyci~stwo.Egzystencja Outremer byla teraz wi~j nii: kiedykolwiek zalei:na oddalszych stosunk6w czy dobrej woli dynastii panuj~cej w Egipci e.Z Europy ci~e jeszcze n ad ci~gali ochotnicy, i:arliwi rycerze, kt6rzypragn ~li spebtie zloi:ony slub i obowi~zek chrzeScijanskiego wojownika,walCZl!C w obronie Ziemi Swi~tej . Po czym wracali do Europy, jak Edwardangielski i nasz Henryk Sandomierski. Niekt6rzy jednak zo8tali, urzeczeniatmosfer ~ panujllcll w Outrcmer. Skladal si~ na ni~ klimat i powietrzeprzesycone aromatem wschodnich owocow, krzewow i korzeni. Kipillcew portach i:ycie, obfitosc towarow pochodZl!cych z wszystkich stronswiata, barwnose strojow, roi:norodnosc j~zykow, reUgii, tajemnych praktyka1chemic2l1ych, sekt gnostyckich ... Zycie oscylowalo mi~ zy niebezpieczenstwemi beztrosk~ festynow i polowan, uplywalo wsrod intrygdworskich, przygoo milosnych i walki. Bylo podniecaj~ ce, niezapomniane,jedyne.Na Zachodzie opowiadano sobie ze zgorszeniem i zazdr oSci ~ 0 zbytku,w jakim i:yli Frankowie. Mieszkali w zamkach wyslanych wschodnimitobiercami, chodzili w jedwabiach, raczyli si~ wschodnimi owocami,zai:ywali k ~pieli. Lecz pobyt w Outremer nie slui:yl im. Smierteinosc wsrodniemowillt byla bardzo wysoka. Owoce, spoi:ywane przez rnuzulmanowbez szkody dla zdrowia, szkodzily Frankom. Domyslam· si~, te muzulmanie,uprawiajllcy rytualne ablucje, jedli czystymi r~kami, a Frankowienie m ali zasad higieny.Z pocztami ksi~Zllt przybywali do Outremer trubadurzy. Najslynniejszymsposroo nich byl Zofr Rudel, opiewajllcy swojll milosc do dalekiejksi~ i:n iczki:Zadna mnie inna nie upoiProcz milowania mega w daliBo kt6rai; przy niej silt ostoiUr od~ z bUska czy z dalekaDla p i~knej mojej umilowanejRad w saracenskie ch~ kajdanyBlii:ej bye przy niej chociai; skuty.(Hum. Z. Romanowiczowej)Wedlug legendy, 20fr Rudel wyprawil si~ do Ziemi S wi~ tej i na statkuzachorowal. Zaniesiono go do gospody w Tripolis i dana mac ksi~i:niczce,ktora przyszla do niego. Skonal w jej ramionach. Pochowano go w domutemplariuszy. Bye moi:e dalekll ksi~i:niczkll byla Melisanda, c6rka hrabiegoTripolisu, siostrzenica krolowej Melisandy.119


JADWIGA ZYLINSKAW Outremer dorabiali siy nie tyle baronowie i l)'cerze, co kUpcy.Pomi¢zy republikami kupieckimi Genu~, Wenecj~ i Piz~, maj~cymi swojefaktorie we wszystkich portach, konkurencja stawala siy coraz ostrzejsza.Genuenczycy za dostarczenie galer z gory zastrzegali sobie monopol nahandel. Nie maj~c wlasnej floty Frankowie nie mogli siy bez nich obejsc.Rowniez Wenecjanie i Pizanczycy mieii swoje dzielnice w najwiykszymporcie St. Jean d'Acre. Z Outremer plynyly do Wioch i Francji jedwabie,wyroby ceramiczne, szklo, korzenie, trzcina cukrowa, oliwki, perfumyi leki. Europa placila za towary drewnem i Zelazem. PapieZe sprzeciwali siywywozeniu surowcow, mog~cych slui:yc do celow militarnych, a zeiazoi drewno do tego slui:yly. Kupcy nie dali si~ przekonac.Krzyzowcy wyprawiali si~ do Ziemi Swiytej maj~ za haslo uwolnienieGrobu Chrystusa - nie bogacenie si~, jak kolonizatorzy w p6Zniejszychwiekach. Co nie znaczy, Ze byli mniej okrutni niz inni zdobywcy. Fanatyzmkrzyzowc6w, zwlaszcza nowo przybywaj~ych z Europy, rozpalal corazwiykszy fanatyzm muzulmanow, a nie wszyscy mieii, jak Saladyn, "slaboscdo jasnowlosych m~zow".Coraz bardziej kurczyly si~ ziemie w posiadaniu krzyzowc6w. Z chwil~utraty Zajordanii zabraklo chleba. Ziemia rodzila owoce, oliwlci, ale zbozabylo za malo. Mimo wezwan, pomoc z Europy nie nadchodzila. Aznast~pil moment, Ze jedna z ostatnich, najpotymiejsza twierdza St. Jeand'Acre zostala zdobyta przez mamelukow. Templariusze w cytadeli bronilisi~ do ostatka. Przedtem ewakuowali cz~sc ludnosci cywilnej (tylu ilu siydalo zaokr~towac) na Cypr, dok~d odplyn~l Henryk, nominalny krolJerozolimy. Sprawdzila siy przepowiednia biskupa Tyru "Bog zdle zaglady'na Saint Jean d'Acre, albowiem na calym swiecie nie rna rownie rozpasanego,pogr~zonego w rozpuScie i sodomii - miasta."Damy ewakuowane na Cypr nigdy nie zdjyly zaloby po utraconejojczyinie.Frankowie kochali ziemiy, zdobyt~ przez ich przodkow mieczem.Podobnie Francuzi w wieku xx: z nostalgi~ rozstawali siy z Algieri't,a Anglicy z Indiami. .Wyprawy krzyzowe, jak wszystlcie konkwisty, maj,!; zI'!; reputacjy,pomimo ze ocalily Europ~ od zalania przez Islam i op6Znily 0 dwieScie latzdobycie Konstantynopola przez Turkow. Europa, najmniejszy kontynentswiata, wlaSciwie nie kontynent, a przyczolek Azji, mogla utrzymac swoj~tozsamosc tylko za ceny dominacji nad swiatem.Po zdobyciu Konstantynopola przez Turkow, Islam o kr ~zal Europypolkolem: z Afrylci polnocnej, z Bosni, znad Dunaju, z Grecji, z Krymui znad Bosforu. ZachOd musial znaleic sposob, azeby Islam przestalzagrazac jej srodkom do zycia - przez przejycie wszystlcich szlakowhandlowych - i w rezultacie samemu zyciu. Krucjaty wykazaly, zenie moma obronic siy tymi srodkami militamymi, jakimi Europa dysponowala.120


OUTREMERMarco Polo opisawszy potl[:gl[: i bogactwa Wielkiego Chana rozpalilwyobrainil[: Europejczyk6w, widz~c w nim potencjalnego sojusznika przeciwIslamowi, 0 czym marzyl juz sw. Ludwik. Ale droga w gI~b Azji l~embyla dluga i niepewna. Wyprawa Henryka Zeglarza i jego nastl[:pc6wpotwierdzila mgiiste wiadomoSci, ze optywaj~c Afrykl[: mozna dotrzecdrog~ morsk~ do Indii, a stamt~d do Imperium Mongol6w. Ta drogar6wniez byla najezona niebezpieczenstwami.Krzysztof Kolumb pierwszy wpadl na mysl, aZeby dotrzec do Indiiplyn~c na ZachOd. Europejczycy wiedzieli, Ze ziemia jest kulista, nie mielijednak poj~a 0 jej rozmiarach. "Imago mundi" podaje, Ze morze dziel~ceHiszpani~ od WybrzeZa Indii, mozna przy pomyslnych wiatrach przebycw ci ~gu kilku dni. Z tyro przeSwiadczeniem Krzysztof Kolurnb wyplyn~1w roku 1492 do Indii, Zegiuj~c na zachOd. Po paru miesi~cach zeglugidotarl do jednej z wysp u wybrzeZy Ameryki, do konca Zycia nidwiadomy,Ze odkryl nowy l~.W czterdzidci lat po upadku Konstantynopola Europejczycyposiali w Nowym Swiecie ziarna swojej cywiliza c j i , z karo yro wiekiem nabieraj~cej domin uj~cego znaczenia w swiecie.Jak ongi Outremer - Ameryka stala si~ przedluzeniem Europy.Europa pozostala Centrum Cywilizacji Zachodniej, lecz nie moZe si~~bejsc bez pot~gi materialnej i oslony militarnej Ameryki. Dwie wojnyswiatowe, rozp~tane przez samych Europejczyk6w, i wojna nad Zatok~Persk~ wykazaiy, ze sil~ rozstrzygaj~c~ jest - nie wiadomo na jak dlugo- Ameryka - jedyna trwala konkwista starej Europy.Jadwiga ZylinskaNOWOSC WYDAWNICTWA ZNAK Czeslaw MiloszDALSZ E OKOLICENajnowszy tom pi~knych i m~drych wierszy Milosza, ukazuj~cy sj~ w 80.urodziny poety, zawiera utwory zamieszczane w ci~gu ostatnich trzech Jatw "Kulturze", "Zeszytach Lilerackich", "Tygodniku Powszechnym" i "Na­Glosie", a takie wiersze dOlychczas nie publikowane. Ksi!li;ce lej wolnowrOiyc, iz okaZe si~ jedn~ z najwamiejszych w dorobku laureta NagrodyNobla.ZAMOWIENIA: SIW ZNAK ul. Kosciuszki 3730-105 Krakow121


ALFRED GAWRONSKIJ~ZYK A RZECZYWI STO SC (10)CZY NAZWY COS M DWIA 0 ISTN IENI U?Paradoksy i antynomie ujawniajltce si~ w teoriach ftIozoficznych swiadczltzazwyczaj, i:e cos istotnego zostalo w nich pomini~te Iub Zle postawione.Takie paradoksy slt cz~sto glownyro bodicem do tego, aby romeosrodki filozoficzne i cale pokolenia badaczy skupily swojlt uwag~ najednym zagadnieniu Iub jednym zespole zagadnien. Prowadzi to zwykle dobardziej rzeczowych dyskusji mi¢zy nimi i Iepszej wzajemnej kontroliwynikow, niz to zazwyczaj bywa w fiIozofii. W takiej sytuacji kumulacjadoswiadczen w danej dziedzinie post~puje szybciej i sprawniej, a rozwiltzaniaw wi~kszym stopniu uwzgl¢niajlt trudnosci formulowane przezbadaczy reprezentujltcych odmienne stanowiska oraz powiltzania danegoproblemu z problemami dziedzin przyleglych.Taklt wlasnie rol~ sHy nap¢owej dociekan filozoficznych, skupiajltcejwok6ljednego zespolu zagadnien kilka pokolen badaczy z r6Znych, czasembardzo odleglych od siebie, osrodk6w filozoficznych, odegral w pierwszejpolowie XX wieku, i O'igrywa do pewnego stopnia jeszcze dzis, paradokspustych wyrazen denotujltcych i wynikajltcy z niego paradoks zdanegzystencjalnych, majltcych takie wyrazenie na miejscu podmiotu. Jakie sltto paradoksy?MoZe najlatwiej b¢zie je przedstawie nawiltzujltc do teorii intencjonalnoScizjawisk psyrhicznych w wersji sfonnulowanej przez Brentano,Husserla i Meinonga pod koniec ubieglego stulecia. Przez intencjonalnoseBrentano rozumial szczeg6lnlt, jego zdaniem, charakterystyJc~ wszelkichzjawisk psychicznych, polegajltclt na tym, Ze zawierajlt one zawsze jakies"odniesienie do pewnej treSci, skierowane slt na pewien przedmiot" '. Takiprzedmiot zjawiska psychicznego moze bye lub nie bye realny, czyli istnieew swiecie zewn~trzn ym; r6wnoczesnie nie jest on, zdaniem Brentany,"przedstawieniem rzeczy, lecz samlt rzeczlt" 2.Doktryn~ intencjonainoSci Brentany rozwin~li Husserl i Meinong. Tenostatni stworzyl w tyro celu "nowlt nauk~", kt6rlt nazwal "teorilt przedmiotu","przedmiotu jako takiego" lub "czystego przedmiotu". Przeciwstawiasi~ ona tradycyjnej metafizyce w tyro, Ze ta ostatnia zajmuje si~122I Psych%gle von tmpirischen SlaNipunkl, Lipsk: 1924, s. 115. 2 Zoh. list z 17 marca 1905 do A. Marty'ego.


cz.y NAZWY coS MOWIA 0 ISTNIENIU7przede wszystkim przedmiotami istniejllcymi; natomiast przedmiot jakotaki, zdaniem Meinonga, jest oboj~tny na istnienie, gdyz jest tylkokoniecznym odniesieniem naszej dzialalnosci psychicznej.W szczegolnosci, nasza dzialalnosc slldzenia zawsze i koniecznie odnosi si~do czegos, do pewnego przedmiotu, ktory moZe istniee tylko w naszej"intencji". WlaSnie dlatego taki przedmiot "intencjonalny", w jakis sposobi w jakims sensie istnieje, jest realny, chociaz nie tak, jak byty, ktoreMeinong nazywa "aktualnymi". Mamy wi~ w ontologii Meinongaprzedmioty istniejllce na r6Zne sposoby: takze zlote gory, czarownicei okrllgle trojkllty mogll bye "przedmiotem" naszych rozwazan, a wi~ naswoj sposob istniejll.Rozumowanie bardzo podobne moma zastosowae w analizie j~zyka dokaZdego wyrai:enia denotujllcego lub referencyjnego, wyst~pujllcego w jakimkolwiekzdaniu sensownym. Tak tez pod wplywem teorii Meinongauczynil na poczlltku swojej kariery Russell. W ksillzce Principles ofMathematics, opublikowanej w 1903 roku, bronil on tezy uznajllcej "bycie"romego rodzaju indywidu6w, nawet nieistniejllcych.Bycie (being) jest tym, eo przysruguje karoemu terminowi, ktory momapoj ~e , kaidemu przedmiotowi myslenia - krotko mowi~, wszystkiemu, comoze wyst ~pie w slldzie, prawdziwym lub falszywym, i wszystkim takims!ldom. Bycie przysruguje wszystkiemu, co da sic< policzye. JeSli A jest czyms,co moze bye poliezone jako jeden, to jest oczywiste, ie A jest czyms, a wic


ALFRE D GAWRONSKIfilozotii XX wieku. Fenomenologia, mimo pewnych odchylen i wahan,pozostala w gruncie rzeezy wiem~ psychologiczno---SwiadomoSci owemuuj~iu problernu istnienia, alba wrtrCz "zoboj~tniala" na istnienie Oakw fenomenologii transcendentalnej Husserla), podczas gdy filozofia analitycznapostawila ten problem na plaszczyznie j~zykowo-logiczn ej w przekonaniu,ie tylko na niej da si~ on wyjasnic.Rozwi'lzanie paradoksu istnienia zaproponowane przez Russella twierdzeniem,ie kazda nazwa, i to koniecznie, rna swoje odniesienie, nie jestzadawalaj~ce i sam Russell szybko si~ 0 tym przekonal. Teza, ie wszystkoistnieje alba ie wszystkie jednostkowe twierdz~ce zdania egzystencjalne ~tautologiczne, a p rzeez~ce - kontrtautologiczne, jest - jak twierdzi UrszulaNiklas - "raz~co niezgodna z ugruntow an~ in tuicj~ j~zykow~ co doposlugiwania si~ slowern »istnieC«". Slowa tego uzywamy do nietautologicznegozaprzeczenia, ze pewne indywiduum istnieje, gdyz uwazamy, ze jestto sprawa empiryczna a nie logiczna, i do odroiniania swiatow rnoi:liwych,altematywnych wobee swiata aktualnie istniej~cego, od tegoz wlasnieswiata. Predykat "istnieje" w j~zyku naturalnym sluzy wlasnie temu, abymoc przeprowadzac tego rodzaju twierdzenia i tego rodzaju odroinienia.W kierunku wytoczonym przez Russella w Principles of Mathematicsposzlo wielu filozofow, mi¢zy innymi Moore, Ayer i Quine. Roine pr6byzbliienia teorii fLlozoficznej do intuicji w tej dziedzinie, opracowane przeztakich filozofow jak Hintikka i Rescher, chociai godne uznani a, takie nies~ zadawalaj~ce . Wielkiego przelomu dokonali tu dopiero Strawson,Kripke i Charles Kahn, 0 czym byla mowa w poprzednich szkicach.Natomiast przed publikacj~ dziel tych trzech tak wybitnych i tak roinycnmyslicieli teren do rozwi~zania zagadki zdan egzystencjalnych i wyraiendenotuj~cych przygotowal sam Russell.To jego stale odnawiaj~ca si~ refleksja byla w tej dzi edzinie najbardziejinspiruj~ca i wywada najwi~kszy wplyw. Wspolautor Principia Mathematicaszybko zauwaiyl, jak sztuczne i jalowe jest ro zwi~zanie zaproponowaneprzez siebie w Principles ofMathematics i przeciwko takiemurozwi~zaniu ostro zareagowal w imi~ "rzp'elnego poczucia r:ealnosci". Tareakcja takie zasluguje na obszerne zacytowanie, gdyi zawiera ona, obokrozwi~zan nieudanych, szereg zarodkowych intuicji, ktore inspirowalyposzukiwania filozofow przez wiele lat i ktorych trafnosc dopiero dzismoiemy w pelni docenic. W 191 9 roku, proponuj~c nast~pne z koleirozwi~zanie paradoksu nazw pustych, pisal Russell :124Meinong np. argumentuje, ie moiemy mowie 0 "zlolej gorze", 0 "okrllglymkwadracie", i tak dalej; moiemy wyrai:aC prawdziwe slldy, ktorych SIl onepod miotami; musz~ wi~ mice jakiS rodzaj logicznego islnienia, gdyiw przeciwnym wypadku s~y , w ktorych wys t~pujlj., bylyby pozbawionesensu. W takich teoriach, wydaje mi si~, zachodzi jakies zalamanie si~ legopoczucia realnosci, ktore powinno bye zachowane nawet w najbardziejabstrakcyjnych rozwaianiach. Jestem gotow bronie tezy, ie logika nie


ClY NAZWY coS MOWIA 0 ISTNIENIU 7powinna przyjmowac jednoroicOw iatwiej, nii to czyni zoologia; bo logikainteresuje si~ swiatem realnym rownie prawdziwie jak zoologia, chociaidotyczy to jego bardziej abstrakcyjnych i ogolnych cech. Twierdzic, iejednoroice istniejll w heraldyce, albo w literaturze, albo w wyobraZni, jestialosnym i lichym unikiem. To, co istnieje w heraldyce, nie jest zwierz~ciemz krwi i kosci, poruszajllCym si~ i oddychajllcym z wlasnej natury. To, coistnieje, jest obrazem albo opisem w slowach. Tak samo, powiedziec, ie np.Hamlet istnieje w swoim swiecie, a mianowicie w swiecie wyobrainiSzekspira, podobnie jak Napoleon istnial w zwyklym swiecie, to powiedziecrozmyslnie cos, co budzi zamieszanie i wprowadza niewiarygodny zam~t.Istnieje tylko jeden Swiat, swiat "realny": wyobrainia Szekspira jest jegocz~ci ll i mysli, bore mial piszllC Hamleta, Sll realne. Tak sarno realne SllmysJi, ktore mamy czytajllc t~ szluk~. Ale samll istotll beletrystyki jest to, ietylko mysli, uczucia, itd., Szekspira i jego czytelnikow sll reaine i ie do nichnie dochodzi jakis obiektywny Hamlet. Jesli weimiemy w rachub~ wszystkieuczucia wzbudzone przez Napoleona u pisarzy i czylelnikow prac historycznych,to jeszcze nie dotkn~Jismy realnego czlowieka; lecz w przypadkuHamleta dochodzimy do jego konca. Gdyby nikt nie pomySJal 0 Hamlecie,nic by z niego nie pozostalo; gdyby nikt nie pomyslal 0 Napoleonie, szybkoon sam sprawilby, aby to nastllPilo. Poczucie rzeczywistosci jest w logicekwestill iycia i smierci i ktokolwiek nim iongiuje gloszllc, ie Hamlet maswoisty rodzaj realnosci, wyrz/ldza szkod~ mysleniu. 3Russell odrzuca tu jalowy pogl,!d, ze istnieje wszystko, CO ktos pomysli;ale to, co proponuje jako kolejne rozwi,!zanie paradoksu nazw pustych,takze nie w pelni zadowala. Nie przytaczalbym tak obszernego fragmentutekstu, gdyby nie fakt, ze moma w rum przesledzic niezmiernie ciekawezjawisko Scierania si~ w mysli wybitnego mysliciela rozwi,!zan, kt6re mog'!okazac si ~ defmitywne i z czasem okaZ,! si~ sluszne, i pogl,!d6w, kt6resprowadz'! t ~ mysl na manowce przez pomieszanie zjawisk nalez'!cych doodmiennych kategorii poj~ciowych. Mamy przed sob,! dwie odrnienneintuicje, kt6re przy gl~bszym zastanowieniu S,! rozbiei:ne, a kt6rychmysliciel rue potrafi odr6mic.N ajpierw, na pytanie, czy istnieje Hamlet lub jednorozec, Russellodpowiada, ,,:le to, co istnieje, jest obrazem albo opisem w slowach". Takierozwi,!zanie, w mysl zasady stosowania interpretacji najkorzystniejszej dlaautora, moma rozumiec nastwuj,!co: to, co naprawd~ istnieje. to konkretnet e k sty, wydrukowane albo zapami~tane przez pewn,! grup~ spoleczn,!.czyli byty maj,!ce swoj,! intersubiektywn'!, spoleczn,! obiektywizacj~ w ludzkichwypowiedziach lub napisach; w niekt6rych z tych tekst6w mamyopisy i historie jednorozc6w, a w innych mamy histori~ Hamleta. Jdli takijest sens rozwi,!zania proponowanego przez Russella, to jest to odpawiedznowa i tw6rcza, gdyz stawia cal,! sp raw~ na innej plaszczyinie, ruz todotychczas robiona: teksty (zapisane lub spolecznie zaparni~tane i przekazywane)nale:i,! do swiata intersubiektywnie sprawdzalnego, Sl! przedrniotami3 B. Russell. Introduction to Mathemalfcal Philosophy, 2 wyd., s. 169-170.125


ALFRE D GAWRONSKIkoreferencyjnej identyfikacji, ich poszczegolne okazy Sll obiektami czasoprzestrzennymi(wypowiedzi i zapisy) i moglt bye wspolnym desyg n a temroznych numerycznie aktow swiadomoSci nalez'!cych do r 0 z n ychpod m i 0 tow. Raz stworzone, istniej,! w swiecie niezalem ie od mysli,intencji i aktow swiadomosci poszczegolnych ludzi.JeSli jednak taka byla intuicja Russella, to nie rozwin,!l on jej, natomiastw nast~pnych zdaniach rozwija inn'! tez~, ktora jest zaprzeczeniemdomniemanej intuicji: istnienie postaci literackich, takich jak Hamlet,sprowadzone zostaje do mysli i wyobraZen 0 nich zawartych w ludzkichumyslach. Nie moZe to bye sluszne rozwill,zanie paradoksu, gdyz mysliposzczegolnych swiadomoSci nie S,! i nie mog'! bye wzajemnie koreferencyjnebez wspolnego odniesienia do elementu zewn~trznego, transcendentnegow stosunku do kaZdej z nich: kaZda swiadomose, jak mawial Frege, chociaznalezy do swiata realnego, odnosi si~ do swojego prywatnego przedmiotui jej przedmiot nie jest porownywalny z przedmiotem "intencjonalnym"innej swiadomoSci. Nie mozna mylie "intencjonalnych" przedmiotowposzczegolnych swiadomoSci z odniesieniem nazw, nawet pustych, funkcjonujll,cychspolecznie w tekstach, nazw takich jak "Hamlet" czy ,jednocozee".Bez odromienia tych dwoch plaszczyzn nie da si~ wytlumaczyefaktu, ze w zdaniu "Hamlet nie istnieje" slowo "Hamlet" rna to sarnoznaczenie (odniesienie) dla kazdego z nas i zgodnie z nasz'! intuicj,! nieodnosi si~ do czegos, co istnieje t y I k 0 w umysle jednego czlowieka, leczdo czegos, co jest s pole c z n i e utrwalone i znane.Gdyby nie bylo spolecznie rozpowszechnionego tekstu, gdyby slow!">Hamlet bylo tylko nazw,! przedmiotu intencjonalnego w swiadomosciposzczegolnych ludzi niczym nie powi,!zanych, nikt z nich nie moglbywiedziee, 0 czym mowi (albo mysli) drugi czlowiek, kiedy wypowiada toirni~ : nie mamy bowiem bezposredniego wgl


ZDARZENIA .~ LUDZI E PANSTWO I MORALNOSCWprawdzie spory polityczne oraz rozwazania nad politykll prowadzonesll dzis w naszym kraju niejednokrotnie - a moZe nawet w przewazajllcejmierze - w kategoriach etycznych, zas racje moraine wchodzll w skladpodstawowego repertuaru argumentow wytaczanych przez Scieraj'lCC si~strony, to jednak odnosi si~ wrazenie, iz owe moraine racje c~sto stanowillparawan sluzllCY tylko kamuflowaniu walki 0 wladz~. Moralny punktwidzenia jest zatem obecny w naszym zyciu politycznym, tyle tylko, Zew dose osobliwy spos6b. Wyst~uje on mianowicie raczej w formiezinstrumentalizowanego moralizatorstwa aniZeli umiej~tnoSci krytycznego- a zarazem opartego na pewnych, rzeczywiScie dajllcych si~ stosowacw sferze prawa i polityki, standardach moralnych - oceniania rozwillzanpolityczno--legislacyjnych. St~ tez nasuwa si~ podejrzenie, iz slabo uswiadamiamysobie, jakiego charakteru mialyby byc owe nonny i standardymoraine, mogllce sluZyc tak uprawomocnianiu jak i krytyce rozstrzygni¢prawnych i posuni¢ politycznych, oraz jak w praktyce wyglildac mialobystosowanie standardow moralnych we wspomnianych sferach.Reakcjll na degeneracj~ zdolnoSci posrugiwania si~ standardami moralnymiw sferze prawa i polityki moZe byc rezygnacja z wszelkich probstosowania standardow moralnych w tych wymiarach. Grozba ta, grozbanasilenia si ~ pozytywistycznego myslenia w prawie i w polityce, nie jestbynajmniej pozorna. Pozytywizacja prawa i polityki, wyrazajllca si~w postulacie moralnej neutralnosci obu tych sfer, wyrastala przeciez,m i~zy innymi, ze slusznego sklldinlld sprzeciwu wobec naduZyc kryteriowmoralnych i swi atopogl~owych, tudziez ze swiadomoSci nierzadko fatalnychskutkow poslugiwania si~ nimi. Poniewaz grozba takich nad uZyc orazinstrumentalnego posrugiwania si~ standardami moralnymi jest calkiemrealna, warto moZe, nim popadnie si~ w drugll skrajnosc, tzn. zajrnie si~stanowisko zdecydowanie pozytywistyczne, przyjrzec si~, na jakim poziomieprzede wszystkim oraz w jaki sposob stykajll si~ ze sobll: moral nosez jednej, prawo i polityka zas z drugiej strony.Wlasnie ze sprzeciwu m.in. wobec wspomnianego symptomu pozytywizacjimyslenia w interesujllcych nas tu dziedzinach wyrastajll rozwazania127


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEOtfrieda H6ffe 1. Artykuly zebrane w omawianym tomiku poehodZ4z pierwszej polowy lat osiemdziesi~tych i podzielic je mozna na dwiezasadrucze grupy. Do pierwszej zaliezyc naleZy teksty poruszaj~ metaprob­Iemy filozofii spolecznej, filozofii politycznej oraz etyki, w tyro rowniezteksty zajmuj~ce si~ problematyk~ metodologiczn~; do drugiej zas artyku/yporuszaj~ce konkretne problemy filozofii politycznej i tu w sposob bardziejbezposredni anii:eli w tych pierwszyeh dochodz~ do. glosu okreslone opcjepolityczne i polityezno--ideowe spory. Nadrz~nym problemem calegotomiku i obydwu wyroi:nionyeh grup artykulow jest jedna generalnakwestia: moralnyeh aspektow problematyki prawno--panstwowej.Niemali:e do polowy XIX wieku bylo czyms oczywistym, ii dwiepodstawowe instytucje Zycia spolecznego, zarowno prawo jak i panstwo,mog~, a nawet winny bye analizowane w kategoriach etycznych. Tasi~gaj~ea czasow antycznyeh tradycja przerwana zostala wraz z intensyfikaej~znamiennyeh dla procesu moderruzaeji tendeneji ku racjonalizacjii formalizaeji. Polityk~ proponowano wowczas postrzegae jako sfer~rZ~Z4q si~ jedynie regulami walki 0 wlad~, zas jedyne uprawomocrueniepolityeznyeh ustalen i prawnyeh rozstrzygni~ widziee w - usankcjonowanejco najwyiej pewnymi regulami proceduralnymi lub po prostu nagimfaktem posiad ania wladzy - politycznej decyzji, ktora tym samym nieposiada jui zadnego moralnego usprawiedliwienia i rue moZe bye rozpatrywanaw kategoriach moralnych.Sprzeciw wobec w ten sposob dokonanego oczyszezenia rozwaian nadpanstwem i prawem z metafizyczno-etycznyeh domieszek oraz probarehabilitacji ruegdysiejszej filozofii praktycznej, ponownie otwieraj~cejmoiliwosc prowadzenia na wspomniane tematy rozwazan w kategoriachetyeznych, nie musi bynajmniej bye swiadectwem utraty trzezwoSci spojrzeniana panstwo i prawo. HafTe nie tylko nie kwestionuje faktu, izwladza, a w konsekwencji rowniez - b¢~ey w gestii pans twa, tudziezznajduj~cy odzwierciedlenie w prawie - przymus, stanowi~ konieeZlll!:komponent~ polityeznych i prawnych stosunkow w panstwie, ale nawet- i jest to nadrz~dny motyw jego rozwazan - stara si~ on wl~snie pokazac,ii przymus ow posiada moraIne, a nie na przyklad pragmatyczne jedynie,usprawiedliwienie.Reprezentowane przez HafTego stanowisko jest zatem skierowane krytycznierue tylko przeciwko pozytywistyeznym sposobom rozumierua panstwa,prawa i polityki. Jest ono w rownej mierze krytycznie zwroeoneprzeciwko anarehizmowi tkwi~cemu - wedle intepretaeji H6fTego - w lewicowo-soejalistycznymwyobraieniu "spoleezenstwa wolnego od przemocy".Przeprowadzana z utopijno--lewicowych pozyeji i motywowana raejamimoralnymi kcytyka panstwa i prawa jako instrumentow zniewoleniajednostek czy klas spolecznych - jakkolwiek by i rue byla pozbawionaI Olfried HolTe, Den SIOI1I brauchl selbs/ efn Volle von Teufeln. Philosophlsche Versuche zurRechts - und Slaalselhilc, Philipp Redam jun., Stuttgart 1988, 55. 174.128


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEnierzadko pewnej slusznoSci - zapoznaje jednak konstytutywny fakt, iz bezpanstwa (oraz naturaInie prawa), a zatem i bez pewnej - moraInieusprawiedliwionej - dozy przemocy, rue jest moZliwe mi¢zyludzkiewspolzycie oraz porZlldek spoleczny, zgodne z moralnymi postulatami,zawartymi przede wszystkim w idei praw czlowieka.Podstawowa teza broniona przez H6fTego glosi wi~, iz porz~dekpanstwowo--prawny posiada moraIne uprawomocnienie. Kategorie moraInielegitymlzuj~ce porZlldek prawny i por~dek panstwowy nie s~ naturalnietozsame z kategoriami etycznymi konstytutywnymi dla moralnoSciosobistej. H6ffe pragnie pokazac, iz kryteria moraIne maj~ce zastosowaniew stosunku do rzeczywistoSci polityczno--prawnej rue s~ czyms wnoszonymdo niej z zewn~trz, lecz Ze s~ jej w pewien sposob immanentne.HafTe, w przeciwienstwie do pragn~cych realizowac w praktyce w naszymi:yciu spoleczno--politycznym ,jednosc moraInoSci i polityki", zdajesobie doskonaIe spraw~ z tego, iz k-westia rehabilitacji filozofti praktycznejnie jest bynajmniej zupelnie oczywista. Swiadom jest on zarowno wagiteoretycznych i metodologicznych obiekcji zglaszanych m.in. przez sceptykow,przyznaj~cych s~dom normatywnym co najwyzej subiektywn~waznosc, jak i trudnosci teoretycznych, z jakimi uporae si~ musi wszelkaproba uzasadnienia obiektywnej waznoSci tego typu s~dow . St~d tezpostawa HafTego moZe bye obca politykom reprezentuj~cym punktwidzerua zdrowego r"zs~ku, tzn. przekonanym, iz - 0 ile dysponuje sil;tylko b u sol~ jedynie slusznych wewnl;trznych przekonan - jest sil; powolanymdo ich realizacji i nie rna potrzeby zaprz~tae sobie glowy w~tpliwosciaminurtuj~cymi teoretykow pozbawionych owej wewnl;trznej busoli.Sprawa rue jest jednak tak prosta, gdyz osobiste wyobrai:enia moraInei standardy moralnosci indywidualnej nie pokrywaj~ sil; z zasadamimoralnymi, przez pryzmat kt6rych mozna (a sk~din~d i naIei:y) oceniaeporz~dek panstwowo--prawny, a ponadto standardy te - pomimo, jakmoglibysmy powiedziee, pewnej intuicyjnej z rumi "zazylosci" - wymagaj~teoretycznego ugruntowania, by mogly sil; rowniei: stae akceptowalne dlabardziej krytycznie i sceptycznie nastawionych umyslow.Pytanie, czy proponowane przez HafTego, i w zarysie wylozone w tytulowymartykule tomiku, moraine uprawomocnienie porz~ku prawnego orazpanstwa, jako instytucji dysponuj~cej przymusem, jest w calej rozci~gloScido zaakceptowania i rue budzi istotnych w~tpliwoSci, pozostae musiw krotkiej recenzji bez odpowiedzi. Nie moma jednak z cal~ pewnosci~odm6wic slusznoSci samej intencji calego przedsil;wzi~a: rzeczowegoprzedyskutowania argumentow przeciwnikow oraz podjl;cia proby wykazaniaistnienia ponadpozytywnych - i swoistych stosunkom politycznymi prawnym - zasad i norm, uprawomocniaj~cych dopiero pozytywnerozwi~zania prawne oraz decyzje wladzy panstwowej.Teksty H6fTego poswil;cone bardziej szczegolowym problemom teoriipanstwa czy teorii polityki, bezposredruo koresponduj~ z problem ami129


ZDARZENI A - KSIAiKI - LUDZIEartykutujllcymi si~ - mniej czy bardziej otwarcie - w politycznychpolemikach i konfliktach w Polsce. Dlatego tez Sll one godne szczegolnejuwagi, jak:o Ze warto, by, na przyklad, rodzimi piewcy sicrajnie liberalnejkoncepcji panstwa, jak rowniez heroldowie moralnosci patrzllcy na id~pluralizmu i tolerancji jako na zagroZenie Dziesi~orga Przykazan (blldizagroZenie narodowego bytu), tudziez ideologowie operujllCY anachronicznyroinieeo we wspolczesnyro swiecie schematami: "prawica" versus"lewica", czy "k:onserwatywne" versus "postwowe" (w ktorych to schematachjedenczlon jest naturalnie utozsamiany z tyro, co absolutnie "dobre",drugi zas z absolutnym "zlem"), mogli spokojnie przyjrzee si~ argument omteoretyka niezaangazowanego w polslde spory, za to umiejilcego wnikliwie,a to znaczy - na ile to tylko moZliwe - bezstronnie, wywazac racjeprzemawiajllce za stusznoScill tego czy inn ego stanowiska.Jednyro z konkretnych problemow, w stosunku do ktorego sam autorwyprowadza ze swej koncepcji oraz swojego sposobu widzenia relacjimi¢zy politykil a morainoScill okreSlone i bezposrednie wniosld, jestprobleme socjalnej funkcji panstwa oraz zasadnoSci (blldi niezasadnoSci)idei socjalnych praw czlowieka i wynikajllcych z tej idei odnosnychzobowillzan panstwa.Cz~se teoretyk6w zajmujllcych skrajnie liberalne pozycje, jak np. RobertN ozick, wyst~puje przeciwko rozbudowie socjalnych funkcji panstwa,uwai:ajllc, iZ rozrost panstwa opiekunczego, majllcy lagodzie negatywneskutki rozwoju spoleczenstw industrialnych, sam jest wi~kszym schorzeniemaniZeli przypadloSci, na kt6re mial on bye lekarstwenl. H6ffe zdajesobie doskonale spraw~ z populamosci tezy glosZllcej, iz zaliczenie dokatalogu podstawowych praw czlowieka r6wniez praw socjalnych prowadzido pojawienia si~ pewnego napi~a, a nawet konfliktu pomi~zyprawami socjalnymi a prawami wolnosciowyroi. Nie moma jednak zapominae0 powodach, dla kt6rych narodzila si~ idea praw czlowieka;narodzila si~ ona mianowicie, mi¢zy innyroi, z uswiadomienia sobieprzeszkOd, w tyro r6wniez przesikOd natury socjalnej, jalde legly na drodzeku realizacji wolnosci czlowieka i praw jll gwarantujllcych, zal}wai:a H6ffe.Urniej~tnie pokazuje on, z jednej strony, jak kruche Sll teoretycm eprzeslanki lezllce u podstaw idei ograniczenia funkcji panstwa do minimum,z drugiej zas, jak bl¢nie interpretowana moze bye idea socjalnychpraw czlowieka w6wczas, ldedy probuje si~ jej nadae charakter publiczniegwarantowanych praw kazdego konkretnego podmiotu.Analiza Hoffego zrnierza do wykazania, wbrew krytykom idei pans twasocjalnego, iz spelnianie przez panstwo funkcji socjalnych nie tylko niemusi zagrazae realizacji praw wolnosciowych ani tez praw do politycznegowsp61deeydowania, lecz nawet pomaga w ich urzeezywistnianiu.Prawa socjalne stanowill, wedle H6ffego, jednll z trzech, bynajmniej niekolidujllcych ze sobll, leez wzajemnie d opelniajllcych si~ grup praw,w sumie dopiero skladajllcych si~ na to, co zwie si~ p rawami czlowieka.130


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEW mysl stanowiska HofTego prawa socjalne uzyskuj ~ teoretyczne uzasadnieniewowczas, gdy interpretujemy je jako warunek moZliwoSci realizacjipraw wchodz~cych w ski ad dwu pozostalych grup, a mianowicie prawgwarantuj~cych wolnosci osobiste oraz praw gwarantuj~cych demokratycznyudzial w sprawowaniu wladzy. Glos~c powyi;s z ~ tez~, czyni naturalnieHofTe zastrzezenie - krytycznie wymierzone przeciwko m.in. socjalistyczno--k:olektywistycznyminterpretacjom idei panstwa socjalnego - ii:realizacja praw socjaInych nie moZe dokonywae si~ kosztem wolnosciosobistej i prawa do politycznego wspok1ecydowania. Przykladowo bior~c,z fundamentalnego prawa do pracy nie nalei:y wyci~gae wniosku, powiadaHaffe, ii: pracownikom plajtuj~cego p rzedsi~biorstwa wolno okupowaezaklad i kontynuowae produkcj~ dla wlasnych korzySci, czy tei: przezprawo do pr'acy rozumiee zobowi~nie panstwa do znalezienia i wskazaniakazdemu czlowiekowi miejsca zatrudnienia; taka interpretacja prawsocjalnych stawialaby je rzeczywiScie w konflikcie z prawami gwarantuj~cyrniwolnosci osobiste, takie np. jak wolnose wyboru zawodu czywolnose dzialalnosci gospodarczej.Broni~c, z jednej strony, idei praw socjalnych, z drugiej zas wys~uj'lCprzeciwko interpretacjom je autonornizuj~cyrn i widz'lcym w nich przedewszystkim pewne zobowi'lzania panstwa do spelniania okrdlonych socjal­'flych roszczen konkretnych podmiotow, broni HafTe pewnego posredniegorozwi'lzania pomi¢zy skrajnymi stanowiskami. Przy takim widzeniufunkcji panstwa oraz rozumieniu praw czlowieka nieuchronnie stan~e musiprzed nami pytanie, zaprz~taj~ce uwag~ krytycznych sympatykow ideipanstwa socjalnego, bam~~cych na doswiadczeniach spoleczenstw wysokorozwini~tych:jakie maj~ bye rozmiary tego, 0 co panstwo troszczye si~m u s i, a jakie tego, 0 co panstwu troszczye si~ w 0 I n o.Na marginesie wywodow HofTego warto zauwaZye, ii: sytuacja spoleczenstwi:egnaj~cych si~ z modelem zetatyzowanej gospodarki i wszechobecnegopanstwa roi:ni si~ dose istotnie od sytuacji, w jakiej znalazly si~obecnie spoleczenstwa realizuj~ce (w mniej czy bardziej Scislyrn sensie)model panstwa interwencjonistycznego i spolecznej gospodarki rynkowej.Istotna roi:nica wynika przede wszystkim st'ld, ii: postawione pytaniepojawilo si~ w spoleczenstwach pomokapitalistycznych z cal~ ostroSci~dopiero po, najprzoo, trwaj'lcym par~ dziesi'ltkow lat okresie doswiadczenz funkcjonowaniem - wolnej od ingerencji panstwa i imperatywowsocjalnej opiekUllczoSci - gospodarki wolnorynkowej, tudziei: okresieuswiadamiania sobie spolecznych tego nast~pstw, nast~pnie zas z kolei powieloletnim rowniei: okresie doswiadczen z ekonornicznymi, politycznymi,spolecznymi i psychologicznymi konsekwencjarni roz~ostu socjalnych funkcjipans twa i (faktycznej czy rzekomej) jego "nadopiekunczoSci". Spoleczenstwaobiegowo zwane "postkomunistycznyrni" stan~ly przed owympytaniemnagle, zmuszone do udzielenia natychmiastowej odpowiedzi i tona obydwie cz~Sci tego pytania, nie dysponuj'lc jednoczdnie doswiad­131


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEczeniami wysokorozwini~tych spoleczenstw zachodnich. Postawione pytanienie jest tylko kwesti~ teoretyczn~, lecz pal~cym problemem praktycznym,ktorego rozwi~anie w zasadniczy sposob przes~d zac rowniei: b¢zieo przyszlych losach tych nader kruchych jeszcze demokratycznych systemowpolitycznych.Innym, konkretnym przykladem zachodzenia na siebie problematykipolitycznej i moralnej, rozpatrywanym przez autora omawianego tomu,jest kwestia pluralizmu i tolerancji. Wprawdzie zasada pluralizmu stanowiniew~tpliwie konstytutywny element wspolczesnych spoleczenstw i jestjednym z podstawowych warunkow realizacji spolecznej wolnoSci orazpolitycznej sprawiedliwoSci, nie oznacza to jednak, ii: nie jest onakwestionowana, i to rowniei: w swiecie zachodnim.Niektorzy z przeciwnikow idei pluralizrnu twierdzic b~ ll, ii: p oci~ga onaza sob~ relatywizm, czy nawet nihilizm aksjologiczny, inni zas, ii: realizacjazasady pluralizmu w sferze polityki prowadzi do anarchizmu i paralii:ujemechanizm podejmowania politycznych decyzji. Z kolei krytycy, skupiajllcysWll uwag~ na deskryptywnym sensie poj~a pluralizmu, wskazywacb¢ll, ii: poj~cie to, ui:yte w odniesieni u do wspolczesnych spoleczenstw, rnaco najwyi:ej postulatywny a nie opisowy sens, jako i:e istnienie grupsocjalnie i politycznie uposledzonych, tudziez nader skomplikowany i zbiurokratyzowanymechanizm wywierania wplywu na polityczne decyzje,eliminujllcy z procesu podejmowania decyzji podmioty slabiej zorganizowanei nie maj~ce dost~u do zinstytucjonalizowanych kanalow artykulacjiinteresow, swiadcz~ raczej 0 tym, i:e poj~e pluralizmu bardziej mistyfikujei przeslania obraz rzeczywistosci, anii:eli adekwatnie j~ opisuje. 'Pomimo icrytyki, zjakll si~ spotyka, odgrywa poj~e pluralizmu szczegoln~rol~ we wspOlczesnych teoriach demokracji. Zdaruem H6ffego, peloi onew nich funkcj~ krytyczn~, mianowicie jako podstawowe medium zapewnianiarownowagi w stosunkach pomi¢zy jednostkll a panstwem, d zi~ki ktorern uprzezwyci~i:ona zostaje zarowno wizja liberalnego zatomizowarua jednostek,z jednej, jak i wizja wszechkompetentnego panstwa, z drugiej strony.Zarowno powyzszy, krytyczny sens poj~a pluralizmu we wliPolczesnychteoriach demokracji, jak i wspomniane wczesniej krytyki pod adresem tegopoj~a, swiadcz~ 0 tym, ii: w poj~u pluralizmu dostrzec moma dwadopemiajllce si~ momenty: deskryptywny i normatywny, na ktorym skupiasi~ naturalnie uwaga Hoffego, starajllcego si~ wydobyc, spoza tylkopozornie czysto deskryptywnej treSci tego poj~a, jego gl~bszy , normatywnysens.Pluralizm rozumiany w sensie normatywnym jest, zdaniem Hoffego,czyms wi~cej anii:eli tylko biernll akceptacjll wiel oSci i roi:norodnoSci;nalei:y go rozumiee jako aktywn ~ ich a fi rmacj~ jako czegos dobregoi poi:ytecznego. W przypadku pluralizmu spolecznego i politycznegoprzejawia si ~ owa afirmacja np. w gwarantowaniu roi:norodnym grupomjednakowego prawa do swobodnego rozwoju.132


ZDARZENIA - KSIAiKI - LUDllEGdy mowimy 0 wspolczesnych spoleczenstwach jako 0 demokracjachpluralistycznych, p oj~a pluralizmu uzywamy w pierwszym rz¢zie w sensieopisowym. Niemniej jednak i w owym empirycznym czy opisowymSl!dzie zawiera si~ j uz pewna normatywna treSc. W empirycznym sensieprzez dem o k racj~ plu ralistyczn~ rozumiemy ustroj , w ktorym funkcjonujewiele sil spolecznych i politycznych, Scieraj~ych si~ ze sob~ i walcz~cycho wplywy. lednoczeSnie jednak pomi¢zy tymi silami istniee musi, zauwazaHofTe, zasadnicza zgoda co do sposobu instytucjonalizacji procesu podejmowaniadecyzji politycznych. To, co jest przedmiotem owej zgody,stanowi norm a tywn~ treSc poj~a pluralizmu i tworzy pewien normatywnyfundament calego systemu politycmego.Stanowisko HofTego i jego rozumienie pluralizmu jest zwr6cone zarownoprzeciwko wrogom tej idei, uznaj~cym, iZ poci~ga ona za sob~relatywizm czy nihilizm moralny, jak rowniez przeciwko okreSlonyminterpretacjom owej fundamentalnej normatywnej zgody. W pierwszyrnwypadku sprzeciwia si~ HofTe bl¢nemu, jego zdaniem, absolutyzowaniuroinorodnoSci kulturowej, politycznej i moralnej, a tym samym opowiadasi~ za "zrelatywizowanym" poj~iem pluralizmu; w drugim zaS, zwraca si~przeciwko interpretacjom owej fundamentalnej zgody eksponuj~cym momentformalno-proceduralny, rozumiany jako jedyny moment wytwarzaj~cysp o leczn~ i polityczn:t wsp olnot ~. 0 ile w ogole rna byc mozliwaspoleczna wspo}praca i komunikacja, powiada H olTe, to pewnym normommusi przyslugiwac powszechna wainosc i stac one wowczas b¢:t ponadroinorodnoSci:t partykularnych przekonan, wyznan i wyobrazen 0 Zyciu.Taki charakter przysluguje w szczeg61noSci p r a w 0 m c z low i e k a.Prawa czlowieka s:t pewnymi uprawnieniami i zobowi:tzaniami posiadaj:tcymiwainosc niezaleinie od konkretnych politycznych konstelacji i historyczno-spolecznychuwarunkowan. Poza tym nie daj:t si~ one zredukowacdo pewnych czysto formalno-proceduralnych regul demokratycznegowspolzycia, lecz zawieraj:t pewnll su bstancjaln~ trese. Na ow~ treSC skI adasi~ m.in. zrekonstruowane w swym historycznym rozwoju i poddane przezH6fTego syntetycznej analizie, komplementarne w stosunku do idei pluralizmupoj~ie tolerancji. Pluralizm nie jest celem samym w sobie. SluZy oninnemu celowi: zagwarantowaniu jednakowych praw i wolnoSci. Dlaurzeczywistniania tego nadrz¢nego celu konieczna jest wlasnie to Iera n ­cj a. Moma nawet powiedziee, ze obydwie te idee s:t niczym innym jaktylko dwoma perspektywami patrzenia na jeden i ten sam fenomen:"podczas gdy pluralizm eksponuje wielosc rownouprawnionych i posiadaj~cychwolnosc grup, to tolerancja kladzie akcent na zapewnianie i gwarantowaniewolnosci innym" (113-114).H olTe rozromia dwie formy tolerancji. Minimum koniecznym dlaistnienia pluralistycznych demokracji jest istnienie tolerancji przynajmniejw pasywnej formie, tzn. w takiej, w ktorej odmiennosc jest co najmniej"tolerowana". Takie rozumienie nie oddaje jednak, zdaniem H6fTego,133


ZDARZENIA - KSIAiKI - LUDZIEistotnego i gl~bszego sensu poj'rcia toierancji. W mocniejszym rozumieniuomacza ono bowiem akceptacj~ i uznanie odmiennoSci, czyii afirmacj'rinnego czlowieka czy innych grup spolecznych, bazuj~q na uznaniugodnoSci i wolnoSci kaZdej osoby iUdzkiej.Zasada tolerancji rodzi liczne trudnoSci inteiektualne. Zawsze bowiemmusi pojawie si~ pytanie 0 granice toierancji, 0 ile toierancja nie ma si~przeksztalcie w ob oj~tnosc czy cyniczny nihilizm przyzwa!aj~cy na wszystko,w tym na ewidentne bezprawie i niesprawiedliwosc. Jest to szczegolnietrudny problem, gdyz wytyczaj~c zasadzie toierancji pewne granice, latwoodebrae wolnosc politycmym przeciwnikom, glos~ na przyklad, izpostawa ich nie czyni z nich wiarygodnych partnerow spolecznegowsp6lZycia. By uni kn ~e tych niebezpieczenstw, nale:iy wyrainie sf ormulowaernia r~ wyznacz aj llc ~ granice toierancji. Owll miar~ stanowi,zdaniem HolTego, kryterium jednakowego stopnia wolnosci, tzn. wymog,by od nikogo nie wymagae wi~kszego ograniczenia woinoSci, aniZeli towymagane jest od wszystkich innych czlonkow wspolnoty. Jedyne ograniczenia,jakim podiega zasada toierancji, nakladane s~ przez zasad~woinosci i zasad ~ sprawiedliwosci , ktore w sposob iiteralny wylozone s~w prawach czlowieka.Akceptacja zasady toierancji nie jest jednak kwesti~ arbitralnego jejuznania (b~di nieuznania) przez jednostki czy nawet politycme instancje.Jej uznanie i przestrzeganie nie jest spraw~ dobrowoinego wyboru, iecz jestpewnym obowi~kiern i to ob o wi ~zkiem moraino-prawnym: do czuwanianad stosowaniem si~ do owej zasady zobowillzane jest pallstwo i realizacjaowej zasady musi posiadac gwarancje instytucjonalne. Zasada toierancJiznajduje si~ zatem ponad pozytywnym po r~kiem prawnym, na strazy jejurzeczywistniania stae zaS musi panstwo wraz - w razie potrzeby - z b¢ llcymiw jego gestii srodkami przymusu.Dopoki jedllak iroolem akceptacji zasady toierancji, jak i w ogole prawczlowieka, jest jedynie przymus, to trudno jeszcze mowic 0 urzeczywistnianiuowej zasady. Dopiero gdy staje si~ ona skladnikiem osobistejpostawy rnoralnej jednostek, etyczn~ cnot'! obywatela, mOZemy mowico jej prawdziwym urzeczywistnieniu; dopoki jednak to nie nast~pi zasadnejest, zdaniem H ofTego, by na straZy rea!izacji owej zasady rnoralnej stalopanstwo z b¢ ~cymi w jego gestii srodkami przemocy. W taki oto m.in.sposob stykajq si~ ze sobq analizowane przez HofTego wymiary: rnoralnoscii polityki.W podobnym duchu kwestionowania stereotypowych dychotomicznychklasyflkacji podchodzi HolTe do nieproduktywnego i nieadekwatnie opisujqcegowy st~puj qce wsp6lczesnie politycme opcje rozro:inienia: k 0 n s e r­w a tyw n e - p ost~powe (bqdi : prawica - lewica). KaZdy nierna! zewspolczesnych ruchow polityctnych zawiera w swym progranlie zarownoelementy, ktore rnogq bye uznane za znamienne dla niegdysiejszychkonserwatystow,jak i elementy charakterystyczne niegdys dla reprezentan­134


ZDARZENIA - KSI.,\ZKI - LUDZIEtow postaw im przeciwstawnych. Szczeg61nie trudne do sklasyfikowaniawedle powyzszego dychotornicznego schematu s~ nowe ruchy spoleczne,zwlaszcza inicjatywy obywatelskie, zauwaza trafnie Heffe. Jaki wnioseknaleiy wyci~gn~e, jego zdaniem, z tych obserwacji? Przede wszystkim taki,iz nalezy zrezygnowae z pochopnego, wzajemnego politycznego etykietkowaniasi~, skupie si~ zas naleiy na konkretnych, rzeczywistych problemach.Czy przemyslenia i argwnenty teoretyka i filozofa polityki wywrzeemog~ bezposredni wplyw na postawy i pogl~dy aktorow sceny politycznej,przedkladaj~cych w iyciu politycznym reguly walki nad reguly dyskursui nad rzeczow~ argumentacjl(, jest spraw~ raczej w~tpliw~. Niernniej jednaknie ~ one bez znaczenia dla ksztahowania kultury politycznej. Moinaz Heffern w wielu konkretnych kwestiach si~ nie zgadzae, ale sarnopodj~e rzeczowej dyskusji byloby jui istotnym wkladem w ksztahowaniezarowno mySlenia 0 polityce, jak i myslenia politycznego.Andrzej Maciej Kaniowski. ZAPROSZE NIE DO UPRAWIANIA LO GIKIWiele publikacji naukowych przedstawia wycinek wiedzy, ktoremu Sllposwi~cone , jako monolit bez najmniejszej rysy czy luki. Ujl(cie takie rnaprzekonae czytelnika, Ze autor zrobil juz wszystko, co bylo do zrobienia,a to, czego nie zrobil, nie jest warte wzmianki. NiemoZliwe jest sledzeniedrogi, ktorll w rzeczywistosci pod~i:al tworca. Zostaje odwr6cona naturalnaw praktyce badawczej kolejnose - wnioski przybierajll postae wyj­Sciowych tez, ktore pojawiajll sil( nie wiadomo sk~d (Francuzi nazywaj~ to"twierdzeniami spadochronowymi"). Czytelnik takiego dziela moze byenim zafascynowany, moZe bye pelen podziwu dla dokonan autora, niemoZe jednak pokusie si~ 0 dyskusj~ z nim lub 0 samodzieln~ prob~weryfikacji tego, co wlaSnie przeczytal. Nie jest tei w stanie doloiye nawetnajrnniejszej cegielki do owego monolitycznego gmachu. Odklada wi~ksi~k~ z przeswiadczeniem, Ze dalsze jego zainteresowanie tll dziedzin~moZe bye wy1llcznie odtworcze, wszystko bowiem zostalo jui zbadane,odkryte i wyjasnione. Wniosek taki jest zniech~ajllcy przede wszystkim dlamlodych czytelnikow.Na szcz~e zdarzaj~ si~ autorzy, ktorzy podejmujll trudne i niewdzi~znezadanie sklonienia czytelnika, aby poszedl ich sladem. Pokazujll oni.zarowno tajniki wlasnego warsztatu badawczego, jak i problemy, ktoremimo ich pracy (a wlaSciwie n a sk u te k ich pracy) nie zostaly jeszcze135


ZDARZENIA - KSIl\iKI - LUDZIErozwi'lZane. Niedoscignionym wzorem byl tu Kazimierz Ajdukiewicz i dotej tradycji wyrainie nawi'l,Zuje Leon Koj w swej ksi4i:ce Mys/ i znak. IKsi~zka ta sklada si~ z szeSciu artykul6w i rozpraw zamieszczonychw ukladzie chronologicznym, mimo i:e pierwszy z artykul6w zawierakonsekwencje dwoch nast~pnych. Jako pow6d takiego ukladu podajeautor ch~c pokazania przyczyn rozwoju koncepcji, nie zas jej ostatecznegoobrazu. Rzeczywiscie, prezentacja wynik6w nie jest tu jedynym celem.R6wnie wai:ne jest przedstawienie aparatury poj~ciowej , ktora, jak piszeautor, "ma znalezc zastosowanie w nowym studium opisuj'lcym og61nefunkcjonowanie j~zyka". Logiczn'l ba~ tej aparatury stanowi systemQuine'a, przedstawiony w jego Logice matematycznej, niemniej znajomosctego systemu nie jest warunkiem koniecznym zrozumienia treScl ksi'lili.Duz'l korzyse i przyjemnose zjej lektury moze odniesc czytelnik posiadaj'lcyjedynie elementam'l znajomose logiki, co, moim zdaniem, jest jejniew'ltpliw'l zale4. Jak pisze Leon Koj: "Wyodr~bnienie j~zyka i symbolicznyzapis twierdzen pozwalaj'l odci¢ si~ od werbalnych, coraz toinnych sformulowan i od pozornych uzupeinien, kt6re w istocie zmieniaj'ltreSc wprowadzonych sformulowan tak dalece, Ze prowadz'l do odrniennychkonsekwencji" (s. 59).Trese ksi'lzki obfituje w rome w'ltki. Przede wszystkim odnajdujemy tumetod~ powi'lZania pragmatycznego uj~ia j~zyka z uj¢em semantycznym,natomiast uj~cie pragmatyczne zostaje oparte na bazie psychologicznej.Takie spojrzenie na j~zyk wydaje si~ bye zgodne z tendencj,! panuj,!C'!w ostatnich latach w filozofii j~zyka, a uwzgl~niaj'!C'l w znacznie wi~kszymstopniu jego aspekt pragmatyczny. Warto wi~ przypomniee, Ze uj¢e tak1ezostalo przedstawione przez Leona Koja juz w pracy Semantyka a pragmatykawydanej w 1971 roku. 2 Tam tez zaj'll si~ on zasad'l przezroczystoSci,ktorej poswi~ny jest pierwszy rozdzial ksi4i:ki Mys/ i znak.Zasad a przezroczystoSci m6wi, Ze znak jest "pfZe'"a oczysty" dla przedmiotu(lub znaczenia). Zatem, gdy cos jest znakiem, nie zwracamy uwagi na samznak, lecz na wskazywany przezen fakt (lub na znaczenie, a za jegoposrednictwem na fakt). Autor bud uje system, kt6rego aksjomaty s,! odpowiednikarnizasady przezroczystoSci. Z systemu tego wypiowadza twierdzenia,kt6re wykorzystuje do przeprowadzenia analizy antynomii semantycznych.Okazuje si~ , i:e zasada przezroczystoSci w spos6b naturalny, maj'!Cyuzasadnienie psychologiczne, zabezpiecza przed antynomiami semantycznymi.DotychClasowe rozwi'lZallia (np. podzial na j~zyk i metaj ~zy k) prZY,jmowanew spos6b dose sztuczny, jedynie aby zapobiec antynorniotn, narzucaly znaczneograniczenia operacjom tworzenia nazw wyraZen.H usserl uwazal, i:e zasada przezroczystoSci jest wrodzona. Leon Kojwyprowadza j'l jako konsekwen cj ~ liniowosci myslenia. Teza 0 liniowosciI L.Koj, Mysl i znak, Krajowa Agencja Wydawnicza, Bialystok 1990.2 L. Koj, Semanlyka a pragmalyka. Slosuneit j(!zykoznawsl wa i psychologii do semanlyki,PWN, Warszawa 1971.136


ZDARZENIA - KS IAiKI - LUDZIEmyslenia z cal~ pewnoSci ~ nie jest bezdyskusyjna, autor zatem stara si~ j~uzasadnic. Wyraienie jest znakiem w "sensie aktualnym" tylko w tymkrotkim czasie, gdy uZyikownik znaku wlasnie mysli 0 denotacie i dostrzegaznak. W tych krotkich okresach tri:ytkownik znaku mysli wyl~znie 0 denotacieznaku xi nie starcza mu czasu, aby pomyslee jeszcze cos wi~ej . Zatemmyslenie dyskursywne (zwi~ane z poslugiwaniem si~ znakami) jest liniowe.Z kolei powyi:sza hipoteza daje si~ wyprowadzic z hipotezy nastwnej,mowi ~j 0 rownowainoSci myslenia i mowy wewn~trznej . Hipoteza taodnosi si~ do jednego tylko typu myslenia - myslenia werbalnego, nierozstrzygaj ~, czy istniej ~ tei inne typy myslenia i na czym one polegaj~.Myslenie werbalnejest nieodl~cznie zwi~ ane z przekonaniem. Gdy mysli si~o jednym i nie dopuszcza si~ innych mysli, mysl ta staje si~ przekonaniemspontanicznytll. Jdli pomyslimy s~ sprzeczny z dotychczasowyrn przekonaniem,przechodzimy do przekonania refleksyjnego. Tak wi~ mysillc, zawszeZywimy jakid przekonania.Jednak nie sposob sprowadzie calej dzialalnoSci myslowej czlowieka domyslenia werbalnego. Autor probuje wi~ scharakteryzowaC opisane przezPiageta "zintemalizowane dokladanie" (element do elementu, aby utworzyezbior) przez odtworzenie w oparciu 0 nie aksjomatyki teorii mnogoSci.Natomiast aktywnosc umyslowa czlowieka moze bye przedstawiona jakokonstruowanie fragmentow swiatow moruwych. Do wniosku tego dochodziautor przeprowadzaj~c analiz~ zdan fikcyjnych, czyli takich, ktorych podmiotami~ nazwy puste. WsrOd zdan fikcyjnych moma wyromie takie,ktore uznajemy nie tylko za sensowne, ale i za prawdziwe, np.: "Hamlet bylpelen w ~tpliwo Sci " . Zdanie to jest prawdziwe w pewnym fragmencie swiatamoZliwego przedstawionym przez Shakespeare'a. W tym fragmencie innezdania dotycz~ce H arnleta mogll bye falszywe lub pozbawione wartoScilogicznej. Te ostatnie mo~ jednak bye prawdziwe b~z falszywe w jednymz nieskonczenie wielu swiatow moruwych zawierajllcych dany fragment.PodejScie to rozwi~uje problemy zwi~zane ze stosowaniem nazw pustych,wys~puj~ w teorii deskryptow Russella, jak tez u Quine'a czy Strawsona.Jui: z powyiszego powierzchownego streszczenia widae, jak roznorodnei bogate konsekwencje wyprowadza autor z przyj~tych hipotez. Obokwspomnianych jui , dotycz~cych antynomii semantycznych oraz nazwpustych, moma wymienie pochodnose semantycznych praw j~zykowychwzgl¢em pragmatyki, argumenty na rzecz pewnej formy konceptualizmu,czy metod~ unikni~ a pewnych klopotow zwi~zanych z Popperowskllkoncepcj~ moZliwoSci odrzucania zdan bazowych. Niernniej najistotniejszywydaje mi si~ fakt, ze uwaznemu czytelnikowi zaprezentowane zostalonarz¢zie, ktore z powodzeniem moZe zastosowae we wlasnych badaniach.MoZe tei:, jesli ma ochoty, podj~e pra~ w tym miejscu, gdzie przerwal jllautor, ktory niejednokrotnie pisze, Ze jego rozwaiania stanowill jedyniedogodny punkt wyjscia do dalszych badan i wskazuj ~ ich moZliwekierunki.137


ZDARZENIA - KSIAlKI - LUDZIEWyraine wyeksplikowanie przyjmowanych zalozen sklania tez czytelnikado dyskusji nad nimi. Najwi~j WlltpliwoSci budzi, moim zdaniem,rozdzial: Psychologiczna geneza zbioru. Jak wiadomo, poglqdy Piageta bylyw duzym stopniu zainspirowane jego fascynacj~ strukturami matematycznymi,w tym taue teoriomnogoSciowymi. T~ fascynacj~ bardzo trafnieoddaje okrdlenie jednej z pan - dydaktykow matematyki, ze "Piaget gdziespojrzal, tam widzial grupy". Wydobywanie z teorii Piageta aksjomatykiteorii ronogosci wydaje si~ wi~ prowadzic do bl~nego kola. P6Zniejszebadania psychologow wykazaly zreszt~, ze powi~zanie struktur logicznychw ludzkim wnysle z dzialalnosci~ praktyczn~ jest dose skomplikowane.Z jednej strony jest prawie pewne, Ze nie da si~ wywidc struktur logicznychz samego tylko dzialania praktycznego bez pomostu, jaki stanowij~zyk. Z drugiej strony nie jest jasne, czy struktury te maj~ jakikolwiekudzial w wielu typach dzialalnoSci. Moina nauczyc psa szczekac wtedyi tylko wtedy, gdy dzwonek dzwoni i swiatlo swieci, nie zakladaj~c, Zeposiada on poj~cie koniunkcji. Uwagi powyzsze nie wykluczaj~ oczywiSciemoZliwoSci stosowania metod proponowanych przez Leona Koja dobadania konsekwencji wynikow otrzymywanych przez psychologow.Jak widac, MySl i znak moze zainteresowac zarowno filozofow, j~zykoznawc6wczy psychologow, jak tez nauczycieJi, ktorzy mogll znaleiC w niejwiele materialu do przemyslen. Myslenie werbalne oraz przewaga przekonanspontanicznych charakterystyczne s~ dla wieku dzieci~go. Dzieciwlasnie poruszaj~ si~ sprawnie w wieloSci moZliwych swiatow, budowanych"na niby" z ogromn~ konsekwencj~ . W wieku dzieci~ym tworzeniekwantyfikatora ogolnego odbywa si~ rzeczywiScie przez dokladanie - "dla'kawego" oznacza "dla kazdego z przedmiotow, ktore znam" i ulegastopniowemu rozszerzaniu.Nalezy wi~ na zakonczenie podac powody, dla ktorych ksi~zka taz pewnosci~ nie odegra takiej roli, jak~ odegrac powinna. Pierwszym jestnaklad 800 +200 egzemplarzy, ktory juz w momencie wydania czyni z niejniemal bialego kruka. Drugim jest konsekwentnie od wie1u lat prowadzonadehurnanizacja programu nauczania w szkolach srednich i na studiach.Wbrew temu, co na ogol si~ s~dzi, dehumanizacja ta nie po\ega naograniczaniu iloSci godzin poswi~onych na nauk~ j~zyka polski egoi historii, ale wlasnie na nauk~ matematyki, logiki i filozofii. Skutkiem tegojest fakt, Ze blisko polowa studentow wyzszych uczelni nie odro:iniaprzeslanek od wniosku, a znakomita wi~kszose jakikolwiek zapis symbolicznytraktuje jako magiczne zakl~cie, ktore wlasnie dlatego rna mocmagiczn~, :ie zrozumiee go si~ nie da. Dla wi~kszosci potencjalnychczytelnikow ksi~zka MySl i znak jest wi~c niedost~na. Ale to juzw najmniejszym stopniu nie jest win~ Leona Koja.Irena Trzcieniecka-Schneider138


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIELOCU S M ETAPH YSICUS Tytul mial byc inny: Horror metaphysicus. Na zakonczenie (czyJi jakoukoronowanie) sesji "Metafizyka na rozdroiu" 1 przewidywana byladyskusja 0 Horrorze metafizycznym Leszka Kolakowskiego. Dyskusj{:przeniesiono na poZniej, ale Kolakowski i jego "horror" stale byJi obecni,jako tlo i punkt odniesienia.Kolakowski streszcza na stu kilkudziesi~u stronach cal~ histori{:filozofti. Autorzy referatow, ktore zloZyIy si{: na omawian~ sesj{:, podj~Ji si~rownie ambitnego zadania - oprocz analiz poszczegoJnych postaci i problemowzaprezentowano tam kilka sposobow ujmowania calosci dziejowfilozofti (np. referat Wojciecha Chudego). Nietrudno talcie odnaleic kilkapodstawowych, wspoJnych dla Kolakowskiego i uczestnikow sesji, sprawi klopotow - metafizycznych i z metafizyk~. luz pierwszy, mo:i:napowiedziee - "tytulowy" - odczyt Metajizyka na rozdroiu wygloszonyprzez Elzbiet~ Wolick~ zawieral prawie wszystkie w~tki, ktore powracalyuparcie przez trzy dni.Metafizyka jawi si~ wi~ wspolczesnie jako "droga" - droga ci~gle nanowo stawianych pytan i podejmowanych poszukiwan. Pytania dotycz'lprzede wszystkim doswiadczenia zr6dlowego, ktore stawaloby si~ punktemwyjscia myslenia filozofa, czyJi byloby jakims focus metaphysicus. Czymstakim bywa dzis cz{:sto fakt komunikacji mi{:dzyludzkiej oraz doswiadczenie"bycia w swiecie". Zadania filozofti okreSlane s~ jako "rozjasnianieegzystencji" (za laspersem) i "myslenie tego, co nie pomyslane" (zaRicoeurem).Bardzo cz~sto powracaj~cym motywem jest "koniec fIlozofii", wyczerpaniesi{: tradycyjnych paradygmat6w i dotychczasowych sposobow myslenia.Takich sformulowan uZywa kaZdy, kto mowi 0 Heideggerze, Heglu,Levinasie czy Rosenzweigu. Najsilniej w~tek ten doszedl do glosu w odczycieCezarego Wodzinskiego, ktory wyro:i:nia w mysli europejskiej dwaporz'lrlki myslenia: jeden, ontologiczny, oparty na romicy byt-nicosc,drugi, aksjologiczny, dla ktorego podstawowe jest rozro:i:nienie dobra i zla.1 "MetaJizyka na rozdroill", konferencja zorganizowana przez Wydzial Filozofii PATi miesi~cznik "<strong>Znak</strong>", 24-25 X <strong>1991</strong>; doc. E. Wolicka, Melajizyka nil rozdroiu; ks . doc. T .W~lawski, Jakiej melaflZyki polrzebujq leologowie. Zwrol czy konlynUilcja?; dr C. Wodzinski,o zamilknifciu melajizyki; Irs. dr bab. R. RoidZe6ski, Czy moiliwa jesl melu/izyka poIleideggerze?; Irs. dr bab. M. l¢raszewski, Melajizyka jako dqienie w kierunku Dobra; doc. W.Galewicz, Czy moina wyprowadzic byl z powinnoici?·O aksjologicznych argumenlach w melajizyce;prof. B. Skarga, Toisamo.fC i rOinica; prof. W. Str6i.ewski, MelaFlZyka jako projekl; doc. K .Tarnowski, Ku melaflZyce nadzier'l Irs. bp l . Zycinski, RLlcjonainoiC i eslelyka w melaflZyceproceru; dr bab. l.A. Kloczowski OP, Od mislyki do melajizyki; dr bab. T. Gadacz SP, OdmelaflZyki do mislyki; dr bab. W. Chudy, Byl czy refleksja? Melajizyczne aspekly segmenlacjidziejow !cullury; dr A. Bobko, Neokanlyzm - mifdzy jilozoFlq bylu i jiwzoFlq kullury. Niniejszesprawozdanie Die oddaje, niestety, sprawiedliwoSci wszystkim lrcSciom sesji i wszystkimreferatom - w§r6d kt6rych nie bylo nudnycb czy nieinspiruj4C)'cb. CaI08C material6w z sesjizostanie opublikowana w ramach serii "<strong>Znak</strong>-Idee".139


ZDARZENIA - KSI.A,iKI - LU DZIEPorzqdki te doszly do kresu rozwoju odpowiednio: w mysli Heideggerai Nietzschego. Motywy "kOllca" dajq si~ zauwaZye wyraznie rowniei:w podzialaeh historii mysli zaprezentowanyeh przez Wojciecha Chudego.Podzial pierwszy, klasyezny, wyromia epok~ filozofti bytu, ep o k~ ftIozofiirefleksji oraz wspolczesnose, kt6rej istot'l jest przezwyci ~i:anie epokpoprzednieh. Podobnie w drugim, nieklasyeznym podziale: dzieje myslirozpadajq si ~ na premodernizm, modemizm i postmodemizm. Wsp6lczesnoseokreslona zostaje wi~ przede wszystkim jako to, co nast'lpilo "po"- po modemizmie, a okrdla jq w pierwszym rz¢zie swiadomose "smierciezlowieka" (tzn. - moma by dodae - dotyehezasowej wizji czlowieka); jejdokonania to ironiezna gra rozbitymi szczqtkami myslowego i kulturowegodziedzietwa. Rozbicie i romicowanie si~, mroemose, niejasnosei skrytose to naje~stsze doznania i najez~ Sciej ui:ywane poj ~ia. Wyezerpaniesi~ filozofti i niemomose myslenia dalej w ten sam spos6b pokazujetaki:e wlasnie Kolakowski, po kolei doprowadzaj qe w Horrorze doabsurdu, przez wykrywanie wewn~t rznyeh sprzecznosci, wszystkie gl6wneeuropejskie wqtki myslowe.Widziane w "postmodernistyeznym" kontekScie fil ozofie Rosenzweigai Levinasa (przedrniot referat6w ks. Tadeusza Gadacza i ks. MarkaJ¢raszewskiego) ukazujq si~ jako dui:o bardziej nacechowane dramatyzmemi swiadezqce 0 rozbiciu swiata nii: wtedy, gdy Sq omawiane podhaslem "filozofia dialogu" (w6wezas zauwaZa si~ raezej ieh "cieple"i przyjazne ezlowiekowi wqtki). Byt u Rosenzweiga jest rozbity na trzynieredukowalne faktyeznoSci: Boga, czlowieka i swiat. Nawet nicose jestpotr6jna: nicose wiedzy 0 Bogu, nicose wiedzy 0 ezlowieku i nicose wiedzyo swiecie. Mogq bye trzy prawdy i trzy teorie poznania, ale niemoi:liwajestcaloSciowa wizja. Podobnie u Uvinasa najistotniejsze mysli dotyezqrozbicia totainoSci, wyrwania ze swiata, wyehodzenia w NieskOllezonose,w stron~ calkowicie Innego. A wi~ pozbawienie tego, co bliskie i znane,rueh w stron~ nowego i nieznanego, obecnose Innego, diaehronia w stosunkudo Boga (ezyli pewne rozmijanie si~ z Bogiem, b¢qeym zawsze Tym,Kt6ry jui: przeszedl) i wreszcie rozlumienie samej tOZsamoSci ezlowiekaMetafizyka jest rozumiana jako wyehodzenie "poza" nie tylko w zwiqzkuz filozofiami Rosenzweiga i Uvinasa (kiedy m6wi si~ 0 niej, jak np. ks.J¢raszewski, jako 0 zaproszeniu do wyehodzenia poza hie et nunc).Metafizyka jako poszukiwanie transcendeneji to jeden z dwu sposob6w jejrozumienia wyr6m ionyeh przez B arbar~ S karg~ (drugi to metafi zyka jakoposzukiwanie zasady rzeczywistoSci).Metafizyka wyehodzi wi~ poza to, co zmienne i widzialne (ks. TomaszW~l awski ). Szuka ukrytego metafizyeznego horyzon tu, kt6ry umoZliwialbyusprawiedliwienie rzeczywistoSci. Bylby to wi~ wysilek docierania dostyku realnoSci i idealnoSci, projektowanie rzeezywistoSci w pelni usprawiedliwionej,b¢qcej, jako pelnia bycia, ponad skonezonym istnieniem i nieistnieniem.Wyehodzenie ponad absurd w stron~ horyzontu sensu momwe jest140


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE- zgodnie z d uchem mysli M arcela (d o ktorego nawi¥Uje Karol Tarnowski)- dzil;ki wierze, nadziei i miloSci, czyli: otwarciu na Drugiego i na Boga,Ktory jest zrOdlem pelni bycia i gwarantem dobra.TakZe metafizyka jako projekt (odczyt Wladyslawa Str6Zewskiego)moZe bye rozumiana jako wychodzenie. U Zycie slowa "projekt" wskazuje,ze chodzi 0 wychodzenie ze swojego " metafi zycznego apriori" - swojegowgl¥lu w zas ad~ rzeczywistoSci - i rzutowanie tego przed siebie. (Wodczycie Strozewskiego najbardziej in trygujl!ce bylo - przywolywanemimochodem i na marginesie - n api~ie mil;dzy metafizykl! jako scienliadivina a metafizykl!-projektem.) W sytuacji wyczerpania si~ dotychczasowychparadygmatow, wobec doswiadczenia rozbicia swiata czy tei: potrzebywyzwolenia sil; z krl;gu znanych, a niewystarczajl!cych sposobowwidzenia i myslenia - wyjscie "poza" : odrzucenie wszystkiego, co znanei wyprobowane i zwr6cenie sil; w stronl; niemal jeszcze calkiem ciemnegoi niezrozurni alego "innego" i nowego, staje sil; jedynl! drogl!.Postulat wyjscia poza porzl!dek bycia i nicosci (i Heideggerowskiegobytu i bycia) oraz dobra i zla formuluje Cezary Wodzinski, ktorypodstawowe doswiadczenie bycia, wlasciwe naszym czasom, ujmuje w formull;"zio j es t". WspolczeSnie zlo jest najpierwotniejszym i najbardziejrealnym wykladnikiem bycia, nosnikiem jedynego dost~pnego znaczeniasiowa "bye" - twierdzi Wodzinski. Zlo, ktore tutaj si~ ukazuje, jestsamodzielne i nierelacyjne. U wolnione z romych aksjologii jest poniekl!d"poza dobrem i zlem" . Dotychczasowe porzl!dki mysienia nie potrafil!poradzie sobie z epifanil! zla. Metafizyka ontologiczna skupia sil; na ,jest",ale gubi to, co dotyczy wartosci . Metafizyka aksjoiogiczna ujmuje warto­Sci, ale nie rozumie ,jest". Ostatecznie wi~ metafizyka wsp0lczesnamilczy.Przed nami droga negatywna: wydobycie na jaw z call! ostroscil! naszejniemoi:noSci sformulowania probiemu zla. D roga pozytywna pozostajenienazwana i niejasna - prowadzilaby ona do czegos, co byloby pierwotne,jeszcze przedontologiczne i przedaksjoiogiczne, do wspolnej podstawy obuporzl!dkow, b¢l!cej poza byciem i by tern, poza dobrem i zlem, wobeckt6rej zawodzi juz logika i dialektyka.Szukanie pocZlltku zr6i:nicowania, tego, co by dopiero powodowalor6znicowanie, pojawia sil; takZe w referacie Barbary Skargi omawiajl!cejp6Zny tekst Heideggera dotyczl!cy identycznosci i r6znicy. Mowa jest tamo stawaniu sil; rozdzialu bytu i bycia. Rozdzialu, kt6ry jest jednoczeSnie ichzwi~zkiem, ich wzajemnym ujmowaniem sil;. T o, co stoi u podstawr6Znicowania i jednoczenia, jest u poczl!tku metafizyki, rZl!dzi jej przemianami.Tozsamosc i roznica Sl! wi~ czyms dziejl!cym sil;. Moma powiedzie6,ze tozsamosc rodzi sil; z chwiejnoSci, z roi:nicy. Mozna tei: stawiae pytanieo bycie r6inicy (a nie, jak dotl!d , 0 tozsamosc bycia).Filozofowie nie poprzestajl! wi~ na konstatowaniu rozbicia i roznicy,lecz pytajl! 0 sarno roi:nicowanie. Szukajl!c tego, co pierwsze, zwracajl! sil;141


ZOARZENIA - KSII\tKI - LUOZIEOak zawsze to robiono) do doswiadczenia, ktore byloby podstawowe,kluczowe, iroolowe. Tak, jak to robi Cezary Wodzinskianalizuj~cydoswiadczenie zla. I jak ks. Tomasz W~lawski, kt6ry w zawsze i dlakaZdego obecnym doswiadczeniu przemijania i oczekiwania przyszlosciodnajduje drog~ do Boga. Dany w tym doswiadczeniu zwi~zek terainiejszoScii przyszlosci jest jak zwillzek widzialnego i niewidzialnego, jakzwillzek tego, co ludzkie i swiatowe z tym, co boskie. Przyszlosc - to, cootwarte i oczekujllce nas, co niewidzialne, coprzychodzi i co jest nam dane- z czym jednak spotykamy si~ tylko w teraZniejszoSci. Podobnie - towlasnie swiat widzialny jest dla nas miejscem spotkania Boga. W tensposo,b doswiadczamy spJecenia widzialnego i niewidzialnego, dw6chrzeczywistosci, ktore daj~ si~ odroiniac, ale nie sposob ich realnierozdzielic.Rozwazanie doswiadczenia doprowadza do odkrywania osobowegowymiaru metafizyki. Jak mowi Karol Tarnowski, doswiadczenie metafizyczneto doswiadczenie konkretnego czlowieka, mnie samego, ktory mysJio tym, co mnie najbardziej obchodzi. Ks. Gadacz, omawiaj~c pogilldyRosenzweiga, twierdzi, Ze istnienie mysliciela - istoty kruchej i smiertelnej- poprzedza myslenie. Nie tylko poprzedza, bo myslenie Rosenzweigawyprowadza go w koncu poza filozofi~ - przed oblicze Boga i blizniego.Jan Andrzej Kloczowski OP, mowillCY 0 bliskich zwillZkach metafizykii mistyki datujllCych si~ najpewniej od samych pocZlltkow myslenia,traktuje ftlozofi~ jako przedmiot inicjacji. Zamilkni~e metafizyki tokonsekwencja braku' wymiaru gl~bi w czlowieku, wymiaru, ktory zostaieotwarty wlasnie dzi~ki inicjacji.W poszukiwaniu ostatecznej podstawy i poczlltku filozofowie zwracaj~si~ wi~ coraz cz~sciej w stron~ doswiadczenia konkretnej osoby ludzkiej.Kolakowski, ktory potrafi sprowadzic do sprzecznoSci wszystkie dotychczasowewlltki metafizyki, odslania ostatecznie (i to najJepiej wlasnie dzi~k itemu sprowadzaniu do absurdu) jeden niepodwaZalny i podstawowy fakt:1udzkll potrzeb~ zadawania pytan ostatecznych, upartll i wiecznie ponawianllpr6b~ budowania metafizyki. To jest ten ostateczny fakt - wok61kt6rego kr~zymy, fakt , kt6ry sam w sobie jest niewyjasniony, momapowiedziee - irracjonalny, ciemny. Jest u pocz~tku . Locus metaphysicus.MoZe uda si~ zajrzeC w ciemnosci, kt6re si~ poza nim kryjll?Maria Matgorzata Baranowska142


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIECZY M ETA FIZY KA M OlE J ESZCZE PRZYNIESC POCIESZENIE? GLOSSA StUCHACZATo, co 2Iozumialem, jest pi~lme; przypuszczam, ie to, czego nie2Iozumialem, jest rownie pi~kne, tylko, i:e do zgl~bieniawymagaloby nurka delijskiego.Diogenes LaertiosZ tym pytaniem wychodzilern z sali, gdzie rnialem okazj\? wysluchackilkunastu referat6w 0 koniecznoSci metafizyki. Filozofia pierwsza zostalazaprezentowana raz jeszcze jako cz~ ftlozofii i kuitury, a taue jakozaufana slui:ebnica (0 ile nie przyjaci6lka) teologii. Moglem r6wniei:zapoznac si\? z diagnoz~ aktualnej kondycji scienliae supremae, czy wr\?czotrzymac zapewnienie 0 jej nidrniertelnoSci ..., a jednak opuszczalern sesj\?z niepokojem. Dlaczego?, Uczestnic~c w ftlozoficznym Iriduum i analizuj~c prezentowane referaty- wbrew c~stej konkluzji - poszukiwalem odpowiedzi na dr\?cz~ce rnniepytania: dlaczego metafizyka rna si\? tak dobrze, skoro tui: za drzwiami tejsali konczy si\? jej kr6lestwo, a zaczyna siy swiat dezin tegracji, zapornnieniao wszystkim, co wskazuje na jak~s glybiy, tajemnic\?, otwartosc nanieskonczonosc? Dlaczego otaczaj~cy auly swiat jest slepy i gluchy, niedost rzegaj~cy ani Boga-Poety, ani Boga-Prawdy? Czy istnieje jakiszwi ~zek pomiftdzy nie--metafizycznym, zewn\?trznym swiatem, a optymizmemnastroju tej sali? Jak doszlo do powstania obecnej sytuacji swiata, takszczelnie zamkni¥tego na inn y w y m i a r? Co jest przyczyn~ dostrzegalnejdezintegracji samego czlowieka oraz jego postrzegania i mysienia 0 rzeczywistoSci?Co czynic z tekstem (Derrida), kt6ry po brzegi wypelnil naszkosmos, i ktory jui: nie wola 0 interpretacj\??A wi\?c, czy wobec takiej rzeczywistosci, uslyszane rozwai:ania przynioslyukojenie? Sk~d w og61e jest we mnie pragnienie owego pocieszenia i sensu?Co powoduje ow smutelc, ktorego nie rozproszyly referaty?Pomimo killcu bardzo dobrych referat6w, w ktorych rnoma bylodostrzec zarowno gl\?bok~ intuicj\? ftlozoficzn~ u prelegenta, jak i znakomit~umiej\?tnosc prezentacji tematu, nie znaiazlem metafizycznego ukojeniawobec powyiszych pytan. Mysi\?, i:e m6j brak pocieszenia wynika z nast¥puj~cychczterech przyczyn. Po pierwsze: z rozczarowania metafizylc~jako systemem nie odnosZllcym si\? do doswiadczenia Zycia, istnienia,ostatecznych pytan, jakie s~ stawiane i przei:ywane dzisiaj, tui: "za oknem".143


ZDARZENIA - KSIAlKI - LUDZIEOczekiwa/em zatem na ustosunkowanie si~ w/asnie f i I 0 z 0 fi i p i e r w­szej do chaosu fundamentalnych zasad, na jakich oparta jest naszacywilizacja i model swiata. Natomiast by/em mocno zdziwiony nieustannllobecnoScill tezy, Ze "metafizyka by/a, jest i b~zie, zatem nie rna co si ~o nill martwic". Czyzby istnienie metafizyki by/o dogmatem absolutnieautonomicznym wobec antymetafizycznego cz/owieka korica naszego wieku?Czy jako nauka opisujllca triad~ : Absolut--{;z/owiek....swiat, moze sobieona pozwolic na zapomnienie (Iub tez pomini~ci e w dyskusji) aktualnejkontestacji prawdy 0 tych trzech biegunach rzeczywistoSci? Albo tez, czymoZe pozostac oboj~tnll na zastllpienie jej prawd jakim s nowym ontologicznymi dol em - pe/nym powabu cielcem, odzianym w j~zyk owykokon, przez 1ct6ry nie moZe si~ przebic trzeZwa mysl? Sesja nie podj~latematu, juz nie tyle genezy atrofii wrazliwosci metafizycznej (zostawmy tohistorykom kultury), co obecnej egzystencji cz/owieka, i:yjllcego wobeczaniku wiedzy 0 tym, co pierwsze. Nie zapyta/a 0 przyczyn~ dDbregosamopoczucia cz/owieka beztroskiego, obywajllcego si~ bez wie1kich zagadnieri,nieczu/ego na zaden horror metaphysicus (moze to tylko nerwicowachoroba niekt6rych intelektualistow i ksi~zy?). Wreszcie, syropozjum niewyrazi/o zainteresowania pojawieniem si~ nowych "konstrukcji ontologicznych"- mieszanki nauki i religii, metafizyki, gnozy i wiary. Z pewnosci'lbadanie zawartosci takiego intelektualnego smietnika (jaki obecnie paralizujewiele dziedzin opisujllcych wspomnianll triad~) , nie nalei;y do czynno­Sci najbardziej estetycznych, nawet dla samego myslenia. Czyz jednak bl:Ztakiej diagnozy aktualnej kultury i swiadomosci moma okreslic stanmetafizyki--dzisiaj i miec nadziej~ na metafizyk~jutra? .Skoro juz mowa 0 rodzajach percepcji swiata i jego konsekwencjach dlametafizyki i antropologii, przedstawi~ drugi powOd niepocieszenia. Za/uj~bardzo, Ze w sesji zabralc10 prezentacji tradycji henologicznej. Brakiemby/o pomini~cie przes/ania Ennead i wynikajllcej z nich - teologii negatywnej.Szkoda, Ze zapomniano 0 Plotynie, gdyz jak nie moma pomysle6metafizyki bez Arystotelesa, Akwinaty, Kartezjusza, Spinozy, Kanta,HegJa czy (co pokazala prelekcja ks. bpa Zyciriskiego) Whiteheada, tak niesposob nie dostrzec tego genialnego metafizyka i mistyka. Poza tyro- szkoda, Ze nie rozwinlll tego wlltku o. Jan Andrzej Kloczowski mowillco Eckharcie - wlasnie via negativa jest istotnym zaloZeniem wieJ u szkolmistycznych, tak kon templacji Zachodu, jak i Wschodu. Co wi~j, istniejetaka metafizyka, ktora jest mistykll, i taka mistyka, kt6ra jest metafizykll- patrz Enneady Plotyna i Kazania Eckharta. W koricu takie nasza obecnakultura, pomimo zdeformowania, nosi w sobie ukryty refleks ftlozofiii teologii negatywnej, pragnienia jednosci i harmonii (sklonnosc dowiecznie atrakcyjnego panteizmu), niech¢ do nazywania (druga "slabosc"naszych czasow - agnostycyzm). Zatem przypomnienie mysli Plotynabyloby szansll odsloni~a przyczyn bezdroi:y (a moZe wartoSci?) niektorych"modnych" obecnie kierunkow myslenia.144


ZDARZENIA - KSIAiKI- LUDZIETrzeci'l przyczyn'l mojego zamyslenia podczas sesji bylo niedostrzezeniezwi'lzku pomi¢zy metafizyczn'l spekulacj'l a jej wcieleniem wyraionymw systemach ideologicznych, nioS'lcych zaglady nie tylko dla szerokorozumianej kultury, ale przede wszystkim konkretnych ludzi i calychnarodow. Wiem, Ze jest to ogromny temat, ale nie moze zabrakn'lc dlaniego miejsca i czasu wsr6d referatow usiluj'lcych opisac obecn'l sytuacjymetafizyki. Warto pamiytac, ze filozofia znaczy tau e u milo wan i em 'l drosci, a jej fundament - metafizyka - jest dla tej m~rosci drog'lwyjscia poza widzialny horyzont rzeczy. St~ wspolodpowiedzialnoscfilozofii pierwszej za sposob filozofowania i jego konsekwencje. Filozoficzneslowo (logos) ma moc podnoszenia czlowieka, wskazywania sensu jegoegzystencji i uzasadniania poza-biologicznych aspiracji, ale tez ma moczabijania. Oto wamy dzisiaj tern at taue dla metafizykow i etykow.Jak uczy doswiadczenie mijaj'lcego wieku, odniesienie slowa do praktykistawia wymagania dui:ej odpowiedzialnosci od wyglaszaj'lcego swojekoncepcje filozofa. Nie mom a rzucac slow na wiatr, nie moina (coprzypomniala doc. Elzbieta Wolicka, cytuj'lC Leszka Kolakowskiego)uiywac slow nie pamiytaj'lc 0 ich tradycji, przesz!oSci - wrycz, co dodamjuz od siebie - magii i potygi. Przypomny kilka najbardziej znanychprzykladow spekulacji i ich tragicznej interpretacji, ktora nie znalazmwystarczaj'lcego sprzeciwu posr6d samych filozofow. Platon i Hegela totalitaryzm, Nietzsche a kult wiyzow krwi w faszyzmie, akademickiedywagacje wsrod dalekowschodnich studen tow na Sorbonie w latach6O-tych i dramat Kambodzy. Ale nie popadajmy w katastrofizm - jednoscslowa i iycia prowadzila tam do powstania pozytywnych i ci'lgiewzbudzaj'lcych podziw przykladow wielkosci czlowieka, piykna swiatai koncepcji Stworcy. Ilustracj'l niech b¢zie jednosc metafizyki, kulturyi religii w sredniowieczu. Konstrukcja Summy Tomasza z Akwinu jestwypelniona tyro samym czarem proporcji, jasnosci'l mysli autora, czysensem przeslania - co gotycka katedra. Moina si~gn'lc po przykladjeszcze wczesniejszy. Oto w staroiytnej Grecji, spotykamy nauczaj'lcegoS02-okratesa, niedoscigniony wzor odpowiedzialnosci za slowo i jegoharmoniy z zyciem. Jesli przypominamy sobie wielkosc metafizyki, wartowspomniec rownie:i: 0 godnoSci bycia ftlozofem. Nauczanie m'ldroSci jestodpowiedzialnym powolaniem... Szkoda, ze w czasie sesji nie padlopytanie, na ile filozof (metafizyk) jest odpowiedzialny za swoj'l konstrukcjymySlow'l? Czy i w jakich warunkach moma mowic 0 autonornicznyro zyciutakiej filozofri? Dodam, jest to szczegolne pytanie taue wobec zamazaniasiy ethosu bycia nauczycielem ftlozofii...Czwarta przyczyna mego niepocieszenia wynika z braku refleksji nadk onfl i k t e m in te rpret a cji, alba tez wewn~trznej polemiki r6Znychmetafizyk, ktore si~ wzajemnie wykluczaj'l (co nie jest jakims zlem),a zarazem ubiegaj'l 0 prymat w opisywaniu istoty np. czlowieka. Costanowi 0 rozstrzygni~ u takiej dyskusji, zwlaszcza wobec wieloSci j~zy-145


ZOARZENIA - KSIAZKI - LUOZIEkow (0 ezym moglismy si~ przekonae) niekiedy bardzo hermetyeznyeh? Powysluehaniu napisanego takim j~zykiem referatu pozostaje jedynie wiaraw intuiej~ metafizyezn,! autora i oklaski nadziei ... Stawialem sobie zatempytanie, ezy jest jeszcze moiliwe - wobee wieloScl argwnentow roznyehkierunkow filozofli i ro:inorodnoSci "gier j~zykowyeh" - uzasadnieniejednej prawdy np. dla rozwnu i wiary? Powracam w tym miejseu dokoniecznoSci odpowiedzi na pytania postawione przy - wspomnianejpowy:iej - pierwszej przyezynie braku pocieszenia.Wreszcie ostatnia uwaga dotyezy samej organizaeji. Nie udalo mi si~dociee, ezy celem sesji byla prezentaeja ro:inyeh uj¢ metafizyki (sklonnybylbym tak interpretowac sklad przybylyeh prelegentow), ezy tez ide,! bylakonfrontaeja ro:inyeh szk61 uprawiaj'!Cyeh filozofi~ pierwsZll? MoZe wartobyloby zorganizowac forwn filozofiezne i pozwolic, aby w dyskusjiwynikaj,!cej z odmiennoSci metod i tradyeji razjeszcze padly pytania 0 rol~i sens metafizyki i ontologii w obecnym ezasie snu rozumu, a narodzinkolejnyeh upiorow ..Powy:isze, bardzo osobiste post scriptum nie jest w zaden sposobwyezerpuj'!Cym opisem sesji. Wyraza one jedynie trosk~ 0 poszukiwanie"bezuzytecznej Prawdy" (pi~kne wyrazenie Maritaina z Wielkosci i n(!dzymetaJizykt). PodkreSl~ raz jeszeze, Ze w tej refleksji za punkt patrzenia na"drogi i bezdroZa metafizyki" przyj,!iem podstawowe pytania 0 rel aej~tworzonyeh konstrukeji do rzeczywistoSci, 0 granice interpretaeji, czywreszcie problem zapl'!tania si~ mysli w j~zyk... Pomimo ukazanyehtrudnoSci, uwaZam, Ze ta sesja byla wamym (ehoc stawianym z wielkim'drzeniem) krokiem w poszukiwaniu odnowy metafizyki, a zarazem - cotrzeba podkrdlic - byla taue w jakiejs mierze sprawozdaniem 0 ftlozofieznejkondyeji dzisiejszego ezlowieka w perspektywie kilku waznyeh polskiehmyslicieii. Co wi~ej, tytulowe "rozdcoZa metafizyki" to rowniei kryzysezlowieka. Jak zatem przywrocic ezlowiekowi pam i~c i zdrowie? Szukanieodpowiedzi na to pytanie wymagaloby kolejnego sympozjum i mamnadziej~ na kontynuaej~ - rozpoe~tej t'! sesj,! - problematyki. Ostateezniebowiem, ezyz historia metafizyki nie jest taue histori,! ezlo~eka? A jejupadek - jego kl~sk,!? Oboje S,! zatem zaleini od siebie, a ta wi~zprzetrwala jui niejedn'! prob~ ezasu i niejedn,! tei proklamaej~ "konea"i smierci ...Przytoe~ w tym miejseu fragment rozwaian Maritaina (Wielkosc i n(!dzame t aJizyklJ:146Bezui:yteczna metafizyka wprowadza porz~ ek - nie jakis umowny pofZlldekzewn~trzn y, ale lad oparty 0 i:rOdla wieczne (...). Przywraca czlowiekowijego r6wnowag~ i ruch, poJegaj'lCt! na tym, jak wiadomo, i:e czlowiekcillZY gloWil ku gwiazdom, wiszilC przykuty do ziemi obiema nogami.Odkrywa mu w calej rozciilgloSci bytu wartosci rzeczywiste i ich hierarchi~ .Ogniskuje jego etyk~. Utrzymuje w srusznym ladzie wszechswiat jego


ZOARZENIA - KSIAiKI - LUOZIEpoznania., zapewniaj~ naturaJny zasi~g, zgodnosc i podporzlldkowanierozrnailych nauk ...Czy jest to jednak tylko marzenie 0 metafizyce i pragnienie pocieszenia,cz.y moze zalozenie mozliwe do udowodnienia i dlatego przynoszl!ceukojenie?Piotr Siejkowski OPLIST ZI~IPrzez ostatnie cztery dni paidziemika dane mi bylo uczestniczyew niezwyklyrn spotkaniu zorganizowanym przez Papieskl! Rad~ Kultury.Temat sympozjum brzmial: "Chrzescijanstwo i kultura w Europie: pami~ ,swiadomosc, projekt", a jego celem rnialo bye wylonienie tematow obradzblizajl!cego si~ Synodu Biskupow, a tatie - zasugerowanie konkretnychpostanowien. W watykanskiej sali synodalnej zebralo si~ okolo 50 osob 23narodowosci, pod przewodnictwem kardynala Paul Pouparda, ktory (naZyczenie Ojca Swi~tego) przygotowal spotkanie i kierowal jego przebiegiem.Uczestnicy sympozjum skupili sWll uwag~ na przemianach religijnychi kulturowych, ale zarowno w referatach jak i dyskusji znalazly si~ rowniezelementy charakterystyki sytuacji spolecznej i politycznej dzisiejszej Europy.Mowiono bowiem nie tylko 0 prlldach umyslowych i Zyciu KoSciola,ale rownie:i: 0 wojnie w Chorwacji, 0 konfliktach narodowoSciowych orazo trudnoSciach ekonornicznych w krajach postkomunistycznych. Stalympunktem wyjScia byla sytuacja kulturowa, a Hem - Zycie KoSciola. Dlategotez Serb nie musial Humaczyc polityki swego rZl!du, lecz dzielil si~ swymsmutkiem z powodu toczllcej si~ wojny i rozbicia Kosciola prawoslawnego;dlatego tez Chorwat nie musial udowadniac prawa swego narodu dosuwerennoSci, lecz mowil 0 jego chrzeScijanskiej tozsamoSci, jakl! Europawinna poznac; z pewnoscill obaj zostali wlasci wie zrozumiani, a prosbao modlitw~ za ich kraje - na pewno wysluchana.Z tym samym zrozumieniem spotkal si~ Litwin (siedzllcy obok Rosjaninadzi ~ki sprawiedliwemu przydzialowi miejsc wedlug alfabetycznej listynazwisk), ktory mowil 0 specyfice historii i aktualnych trudnosciach swegokraju oraz Ukrainiec, ktory uporczywie przypominal "narodowll" interpretacj~chrztu Rusi IUjowskiej jako pocZlltku historii Ukrainy. Takw atmosferze zadumy i zrozurnienia spotkali si~ po upadku komunizmuludzie kultury calej Europy. Fakt, :le obradowali w Watykanie, :le147


ZDARZENIA - KSII\iKI - LUDZIErozpoczynali i koriczyli obrady wsp oln~ modlitw~, jest wainym znakiemdla przyszlosci naszego kontynentu. Gdy slyszalam, jak siedz~cy przedemn~ prof. Julij Schreider, katolik z Moskwy, odmawial po laciniez rosyjskim zaspiewem Aniol Pariski, a jego ~siad z Salonik recytowal gopo grecku, mialam wrai:enie, :ie slys~ glos jednej jedynej Europy zgromadzonejw KoSciele powszechnym.Trudno tutaj omawiac przeszlo 40 referatow (czytelnik polski b¢zie si~mogl z nimi zapoznac dzi~ki kieleckiemu wydawnictwu "Jednosc") orazo:iywion~ d yskusj ~. Tote:i postanowilam podzielic si~ jedynie kilkomarefleksjarni, pisanymi na Zywo, bo nazajutrz po zakoriczeniu sympozjum.Mom a bylo zauwaZyc wyrainie trzy grupy uczestnikow i problem ow:zachodnio-europejskie, srodkowo-europejskie oraz z bylego Zwi~zkuSowieckiego. Obywatele tego imperium stanowili najliczniejs~ grup~,przyjazd do Watykanu byl dla nich niezwyklym prze:iyciem, a z kolei ichwypowiedzi byly dla reszty uczestnikow - wielk~ now o Sci~ .KaZda z wymienionych grup koncentrowala si~ na nieco innychproblemach, a przede wszystkim - nieco odrniennie do nich podchodzila.Zachodnio-europejscy przestawiciele chrzeScijariskich elit, pozostaj~c przyswej tradycyjnej tendencji do przeintelektualizowania problem ow wiary,charakteryzowali ogolne nurty :iycia religijnego i kulturowego, odsuwaj~cna margines alba zupeloie pornijaj~c analiz~ "nietypowych" zjawisk, jaknp. oznaki o:iywienia wiary wsrOd mlodziezy, wzrost powolari do instytutowswieckich czy rozwoj akcji charytatywnej na rzecz "nowychbiednych" (chorych na AIDS, ernigrantow, itp.). W ich wypowiedziachzabraklo elementu osobistego swiadectwa i opisu doswiadczenia konfron-'tacji z wrogirni chrzeScijatistwu ideami i postawami.Europa srodkowa objawila si~ jako obszar niezwykle zromicowany.Istniej~ce romice w sytuacji KoSciola i spoleczetistw, przykryte dotychczascz ap ~ komunistycznego systemu, ukazuj~ si~ teraz z cal~ ostroSci~.Podobnie dzieje si~ ze slaboSciarni i wadami. Owa swoista "balkanizacja"Europy srodkowej zaskakuje nie tylko mieszkatic6w owych krajow, aletak:ie rnieszkatic6w Zachodu. Wrai:enie to spot~gowal z pewnosci~ fakt, Zewlasnie w trakcie obrad sympozjum nadchodzily niepokoj~ce ' wiadomoscio wynikach wyborow w Polsce. Oczywista wydaje si ~ potrzeba wypracowanianowego typu duszpasterstwa, niestety nie jest wcale oczywiste,sk~ czerpac wzory. Kraje srodkowo--europejskie, a rowniez rniejscoweKoScioly, szukaj ~ wlasnej formuly udzialu w formowaniu si~ kultury,ethosu zjednoczonej Europy, ale dot~ jej nie znalazly ani tez nie otrzymalyodpowiedniej pomocy z Zachodu. ChrzeScijanie tych krajow potrzebuj~ nietylko ekonomicznej pomocy w odbudowie wydawnictw czy uniwersytetow,ale taue rady zachodnio--europejskich chrzeScijan, doswiadczaj~cych odlat ekspansji sekularyzacji "totalitaryzmu" mass medi6w i dominacjiindyferencji granicz~cej z nihilizmem, nazwanej przez prof. Spaemannaz Monachium "dorninacj~ banalu". Podobna pomoc jest potrzebna148


ZOARZEN IA - KSII>,ZKI - LUOZIEw refleksji nad problemem toi:samoSci narodowej w Europie "ojczym"oraz nad wzajemn~ relacj~ wolnoSci i prawdy.Te same problemy stan~ si~ (a po cz~sci jui: si~ staly) przedmiotem troskichrzeScijan poszczegolnych republik odrywaj~cych si~ od Zwi~ku Radzieckiego.Dodatkow~ trudnosc stanowi dla nich specyficma tradycja KoScioiaprawoslawnego (szczegolnie jego lojalnosc wobec wladzy paDstwowej) orazjego zagmatwane dzieje w ostatnim p6lwieezu. Wszystko to jest przedmiotemgl~bokiej refleksji i oi:ywionej dyskusji, ktorej eeha odezwaly si~w sali synodalnej. Rosjanie, odurzeni nagle odzy skan~ wolnoSci~ , s~ bardzopochloni~ anal~ ostatnich wydarzen i rozpatrywaniem przeszloSci; ranyzadane przez komunizm ~ jeszcze niezabliinione, wspomnienie domanychupokorzen ~ jeszcze tak i:ywe, ii: nie moma 0 nich mowic z dystansem.Wymownym tego swiadeetwem byl powracaj~y niemal codziennie problemwspoludzialu intelektualistow w manipulowaniu kultur~ i znieksztalceniuprawdy historycznej. Ustawicznie powracalo pytanie 0 granice odpowiedziaInoSciza to, co si~ dzialo w Rosji po roku 1917 i w krajach s~ied nich poroku 1945. Powracal postulat 0 koniecmoSci skruchy. OsobiScie bylo to dlamnie sporym zaskoczeniem, a z rozmow wywnioskowalam, i:e nie tylko jatak to odebralam. Moi:e umalismy ten problem za sp raw~ "typowoniemieek~", dotycz~ rozrachunku z hitleryzmem? W zwi~zk u z rozwai:aniamiRosjan pojawilo si~ tei: pytanie, sformulowane zreszt~ publicznieprzez Francuza, Yves Hamant, 0 wspolodpowiedziaInosc tych zachodnichintelektualistow, ktorzy ulegali iluzji lub cynicznie popierali ro syjsk~ propagand~,ktorzy uprawiali marksizm jako czyst~ gr~ intelektualn~ albo tei:ui:ywali go jako narZ¢zia w walce z chrzeScijanstwem. Slusmie przeto IrinaAlberti apelowala, aby przysluchiwac si~ temu, co mowi~ wyzwolonenarody, a nie tylko wertowaC oficjaIne deklaracje politykow.Rosyjscy intelektualisci przedstawili rowniei: ciekaw~ charakteryst yk~aktualnej sytuacji duchowej i kulturowej ich kraju. Znamienny wydaje misi~ fakt, i:e wszyscy referenci, ktorzy ldadli nacisk na wai:nosc prawdmoralnych i wartosci kulturowych zrodzonych z wiary, mowili w gruncierzeezy 0 tej samej rzeezywistosci i podobnie widzieli przyszlosc. Taknp. prawoslawny teolog Wladimir Zielinski, ktory podzielil si~ swoimpragnieniem powrotu Rosji do chrzeScijanskiej wspolnoty europejskiej,odnalazl si~ doskonale w zarysowanym przez siostr~ Marguerite Lena(francuskiego pedagoga i teoretyka wychowania) projekcie "Europy eucharystycmej",czyli Europy przechowuj~cej pami~c Chrystusowej ofiary.Zarowno mieszkancy Europy srodkowej jak i republik dawnego Zwi~zkuRadzieekiego mowili 0 deformacji w sposobie myslenia i dzialania, jak~pozostawil w spadku komunizm. Mowili tei: 0 kruchoSci nowo narodzonejdemokracji. Dramatycmym akcentem w tych rozwai:aniach byla, nadeslanado Rzymu, pi~kna i gl~boka refleksja Rumunki, Doini Cornei, natemat przemian swiadomosci moralnej pod wplywem ideologii i represjikomunizmu. Sarna Cornea nie mogla przyjeehac do Rzymu z powodu149


ZDARZENIA - KSIAiKI - LUDZIE"biurokratycznych" przeszk6d; uczestnicy sympozjum wystali do niejtelegram z zapewnieniem 0 pami~ci i modlitwie.W czasie spotkania objawila si~ ponownie stara prawda, Ze najpewniejszymfundamentem zjednoczonej Europy Sl!: te wartosci, ktore stanowilyzawsze wlaSciwy jej ethos, a pornimo "zdrad" i dewiacji zostaly przechowanew chrzeScijanskiej tradycji. Przedsynodalne spotkanie ukazalo tez roi~,jakl!: KoSci61, wszyscy chrzeScijanie, mogl!: odegrae w budowaniu EuropyTrzeciego Tysil!:clecia. Trudno sobie wyobrazie podobnl!: "konferencj~mi¢zynarodowl!:" pod kierunkiem jakiegos polityka. Czyz wykazalby t~saml!: delikatnosc i· otwartosc co kardynal Poupard? Czyz potrafitbywzruszyc i natchnl!:e wiarl!: tak, jak Ojciec Swi~ty? W swoim przemowieniudo uczestnik6w sympozjum powiedzial on m.in., Ze odrodzona Europa niemoZe zapomniee 0 swych XX-wiecznych m~zennikach, 0 cierpieniachi Izach tych, ktorzy pozostali wierni chrzeScijanskiej tozsamoSci Europy.Misjl!: chrzeScijan jest zachowywanie pami~ 0 chrzeScijanskim dziedzictwiei przeniesienie w przyszlose jego istotnych wartoSci, nawet gdybywi~kszosc Europejczykow uznala je za przestarzale i niewygodne. EuropaXXI wieku musi bye wierna swej przeszloSci, nie moZe zapomniee 0 swoimchrzcie. W przeciwnym wypadku nie b¢zie EuroPl!:, iecz mall!: prowincjl!:wielkiego globu, pozbawionl!, wyrazistej tozsamoSci.Rzym, 1 listopada <strong>1991</strong>Ludmila GrygielJE A STAWIEC' M ...OGOLN E SPOJRZENIE NA PIE RWSZY TYDZI EN CWICZEN DUCHOWYCH SW. IGNACEGO W AS PEKCIE WYZWOLENIA Wolnosc i wyzwoienie - oto slowa, ktore budzl!: w nas na ogol i:ywyoddzwi~k. Jest pewno tak dlatego, Ze i woinose, i poczucie zniewoienianalezl!: do fundamentalnych doswiadczen kaZdego czlowieka. Roi:niemoina opisywae status ludzkiej egzystencji - w kOl1cU czlowiek odkrywa,150


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEchoe nie zawsze refleksyjnie to wyznaje, ze stoi przed nie zgl~bionllTajemniq, od Kt6rej spod ziewa si~ radykalnej odmiany, wlasnie wyzwoleniaswej egzystencji ku pelni tak czy inaczej wyrazanej. Tak jest, takpowinno bye "w kOlicu", ale zanim czlowiek dojdzie do radykalnejafinnacji Sensu i do wyzwalajllcej go wiary w T ajemni~ , w pie r w m usidoj rzee rad ykalnll altematyw~ zadanll ludzkiej wolnoSci. Niejako podrodze do bezwarunkowej afinnacji Sensu i Tajemnicy trzeba doswiadczyeradykalizmu " albo-alb0", przed kt6rym stoi czlowiek. Moze czlowiekzatrzymae si ~ u granic siebie samego i swiata i ich nie przekroczye kuTemu, Kt6ry w swej Nieograniczonosci stwarza ograniczonll rzeczywistoseczlowieka i swiata.Uderzajllce jest to, Ze zasadniczo wsp6lne ludzkie doswiadczenie staje si~podstawll dla radykalnie r6i:nych wybor6w.Jedni wobec rzeczywistoSci, kt6ra jawi si~ jako problematyczna i ~zabsurdalna, dokon ujll wyjScia ku Boskiej Transcendencji, inni - wobec tejsamej rzeczywistoSci - negujll ostateczny Sens i Sll przekonani, Ze zapadajllsi~ w nicosc, z poczuciem zjednej strony bohaterskiego realizmu, a z drugiejz nieuchronnym odczuciem daremnoSci wszystkiego i wr~ rozpaczy.Oto pokr6tce przywolana altematywa, przed kt6rll stoi kazdy czlowiekw swej wolnosci, tj. w owym fundamentalnym darze i zadaniu, by siebie'wybrae i okreSIie w owym rozstrzygn i~u: ja wychylony w akcie wiary kuosobowej Nieskonczonosci Boga, albo ja uwi ~ziony w wlasnej skonczonoscii zniewolony granicami, r6i:nymi granicami, w koncu graniCll smierci,pojmowanej jako unicestwienie swiadomej egzystencji.Czlowiek w og6le, a czlowiek wsp6lczesny w szczeg61ny spos6b, jestterenem zmagania sil afirmacji iycia i sil negacji siebie, i negacji wyzwalajllcegoostatecznego Sensu splecionego z niepoj~tll swi~tll Tajemnicll.Pocillga go swi ~ta Tajemnica Boga, 0 ile dochodzi do jakiegos Jej widzenia,ale tez pcha go "cos" w otchlan nicoSci i absurdu. Bye moZe mamy dzisiajdo czynienia - i to w skali masowej, cywi1izacyjnej - ze zoboj~tnieniem nadramatycznll alternat yw~ sensu i bezsensu, iycia i smierci, afirmacjii negacji. Miejsce zarliwosci - w wi erze czy w ateizmie - zdaje si~ zajmowaeob oj~tn o sc. Weszlismy "w er~ postateistycznll, to znaczy w epok~, w kt6rejludzie pogodzili si~ z nieobecnoscill Boga i sami organizujll wlasne zycie,powai:nie lub lekkomyslnie, ale bez odniesienia do Boga" . 1 To rozpoznaniefrancuskiego autora, Marcela Neuscha) pokrywaloby si~ ze stwierdzeniemMartina Heideggera: "Czas Nocy Swiata jest marnym czasem,gdyz marnieje coraz bardziej. Zmarnial az tak, ze nie potrafi juz rozpoznae,iz brak Boga jest wlasnie brakiem." 2Na tie powyi:szego opisu dotycZllcego zjednej strony alter n a tywy,przed kt6rll stoi ludzka wolnosc, a z drugiej z 0 b 0 j ~ t n i e n i a wieluI Marcel Neusch, U i rOdei wsp/Hcze.mego ateizmu, Paris 1980, s. I I, [m:) Jao Galarowicz,W czasi~ mamym, "<strong>Znak</strong>" 380/38 1, s. 220., [z.a :) j.w., s. 218.151


ZDARZENIA - KSIAiKI - LUDZIEwspolczesnych na rozstrzygaj~cy charakter tej altematywy (oczywiSciediagnoza jest fragmentaryczna) - jawi si~ wa g a tej pracy ducha ludzkiego,ktora dokonuje si~ w Pierwszym Tygodniu Cwiczen Duchowych. Jest towlaSnie praca ku 0 b ud zen i u w r a z 1 i w 0 s c i na zadan ~ czlowiekowialtem atyw~ i:ycia i smierci, nadziei i rozpaczy. Jest to jednoczeSnie pracawyzwalania wolnoSci, mpionej i nieSwiadomej siebie, ku wolnoSci, ktorastaje si ~ swiadomym samostanowieniem w swiatlach prawdy 0 Wszechmocyi Milo Sci Stworcy, naszego Pana i Boga.W Cwiczeniach Duchowych, zwlaszcza w Fundamencie i w PierwszymTygOOniu, uczestnik rekolekcji ma zyskac ost r~ swiadomosc swej woinoSci,to znaczy tego, i:e dany jest sobie, by siebie posiadal; i:e dany jest sobie, bysobie w swietle poznanej prawdy i dobra panowal, i by w oparciu 0 tosamoposiad anie i samopanowanie - siebie stanowil czyli budowal i takd o si~gal petru sobie wlaSciwej. W procesie cwiczen staje si ~ mu jasne, i:eprzed darem i zadaniem wolnosci tak rozumianej ani nie nalezy, ani niemoma uciec. W Cwiczeniach D uchowych - i to juz na samym poc~ tk u,w Fundamencie - ludzka wolnosc wezwana jest do odkrycia i uznania, i:esamostanowienie nie jest jak~s absol u tn~ samoz alem~ kreatywnoSci ~, leczi:e ta kreatywnosc wlaSciwa ludzkiej wolnosci poddana jest imperatywowiprawdy i dobra. Czlowiek bud uje siebie w zalei:nosci 00 prawdy i w respekciedla hierarchii dabr. Ale same wartoSci, abstrakcyjnie poj ~te , czlowiekanie wyzwalaj~ , choc go autentycznie buduj~. W Cwiczeniach Duchowychcenne i:yciowo jest to, i:e czlowiek staje nie tylko wobec radykalnejaltematywy prawdy i klamstwa, dobra i zla, wartoSci niuzych i wyzszych,ale zostaje postawiony wobec osobowej altematywy: ja sam, albo ja 'w jednoSci z moim Stwar~ i Panem. W imi~ prawdy 0 sobie wezwany jestdo zrelatywizowania siebie, czyli OOniesienia siebie do Boga.Juz Fundament Cwiczen wzywa uczestnika rekolekcji do wejScia w relacj~:chwalenia Boga, slui:enia Mu i czczenia Go - w OOpowiedzi na milosnydar Stwarcy wpisany w trwaj~cy akt stworzenia. Pl aszczyzn ~ n awi~zan i awyzw al aj~cych czlowieka relacji jest BoZa Milosc, ktara jednak w Fundamenciejest "obustronnie zaszyfrowana" . Ze strony Boga wyraZa si~milosc wlasnie w akcie ci ~glego stwarzania czlowieka, a ze stronyczlowieka wyrazi si~ ona w radosnym dzi~ kczynieniu za wszystko, co odStw6rcy otrzymuje, i przez wszystko, co czlowiek czyni. Takie gotowoscsluzenia Bogu w realizacji Jego planu oraz calkowity respekt wobec BozychPrzykazan i niep oj~ tych Jego drag - stanowi konkretny wyraz ufnej miloSciczlowieka wzgl¢ em Boga.Moma powiedzie6, i:e w Fundamencie wolnosc zaczyna budzic si~ i czucsw~, zarowno pozytywn~ jak i negatywn~ , gl~bi~: z jednej strony widzi, i:ejest owocem Bozej MiloSci i jest przez ni~ wzywana do milosnej 00­powiedzi, a z drugiej zaczyna doswiadczac wewn~trznego oporu wobec tejpropozycji. Widzi tei: jak jej daleko do i:ycia wedlug odsloni~tego ladu152


ZDARZENIA- KSIAiKI - LUDZIEBozego. Uczestnik rekolekcji jest przygotowany, zeby wkroczye w PierwszyTydzien Cwiczen i zmierzye si~ z grzechem.Pierwszy Tydzien C....iczen dobywa w nim i wobec niego wszystkienieuswiadarniane zwykle wymiary grzechu. I tak najpierw G r z e c hAn i 0 low, przypomniany i rozwazany, wnosi wiele swiatla w swiatludzkiej wolnosci. Odbywajllcy rekolekcje jest zaproszony, i:eby stopniowoodkrye prawd~ 0 naturze stworwnej wolnoSci. Uswiadamia sobie, Zedrarnat wolnosci dotyczy nie tylko czlowieka, ale i innych istot duchowychstworzonych na Bozy obraz i podobienstwo. Przez to rozwaianie 0 grzechuaniolow zostaje zakreslony jakby najdalszy horyzont historii ludzkiegogrzechu. Tu jest rniejsce mi~zy innymi na to, zeby ludzka wolnosc ujrzalaz calym spokojem i powagll duchowe iroolo doswiadczanych kuszeD.i zwpdzen: ,.Nie toczymy walki przeciw krwi i ciarn, lecz przeciw ZwierzchnoSciom,przeciw Wladzom, przeciw rZlldcom swiata tych ciemnoSci,przeciw pierwiastkom duchowym zla na wyi:ynach niebieskich" (Ef 6,12).W prawdzie 0 upadku aniolow i 0 ich przejSciu "od laski do zloSci"- iroolowo wyjasnia si~ gn~b illCY ludzkll wolnosc fakt podlegania swiatamocy Zlego. Sw. Jan napisze, Ze "caly swiat lezy w mocy Zlego" (1 J 5,19).W konfrontacji z prawdll 0 grzechu aniolow wolnose uczestnika rekolekcjibudzi si~ coraz bardziej i staje si~ czujna, widzllC, ze wolnosc anielska.- rozswietlona poznaniem jasniejszyrn niz ludzkie - nie chce "sobie pomocdobrym uzyciem", by trwae w czci i posruszenstwie swemu Stworcy, leczdochodzi do pychy. N ajwyrainiej sarno swiatlo prawdy nie wystarcza, bytrwae w jednoSci ze Stworq. Potrzeba duchowego wysilku, dzi~ki ktoremuproba zaufania zostaje pomyslnie przetrzymana. Rozwazajllc grzech aniolow,p os t~ujllcy drogll ewiczen odkrywa jakby na neutralnym gruncie t~za t rwazaj~ Cll prawd ~, Ze pokusa pychy i nieufnoSci do intencji Stworcyrodzi si~ nie tylko i nie przede wszystkim z braku wiedzy, nie tylko i nieprzede wszystkim z braku wiary. To wlaSnie bytowe olbrzymy jasnopoznajllce sw6j status i obdarowanie przechodZll od laski do zlosci i pychy.Przechodzllc do rozwaZania grzechu Adama i Ewy odbywajllcyrekolekcje coraz wyrainiej dostrzega, Ze swiat stworzonych wolnosci- aniol6w i ludzi - stanowi jeden swiat wzajemnie powillzany. Trzeba liczyesi~ z faktem oddzialywania mocy Zlego na ludzkll wolnose. Te inteligentne,ale "zeZlone" duchy, zyskujll moZliwoSci oddzialywania na czlowieka,nawillzujllc do jego bytowego statusu istoty stworzonej. Bye stworzonymmaczy bye kochanym i chcianym, ale znaczy to rowniez bye ograniczonym,a to z kolei maczy takze, bye zlaknionym polepszenia swej sytuacjibytowej i szybkiego dojScia do pelni, do doskonaloSci. Istot~ przez Bogastworzonll i wezwan~ do udzialu w nieskonczonoSci Boskiego zycia - poczasie pr6by - zawsze morna skusie, urojonym we wlasnym wn~trzu czy (i)podpowiedzianym z zewnlltrz, m ira z e m stania si~ Bogiem bez Boga przyjednoczesnym odrzuceniu warunkow pr6by okrdlonej przez Dobroei M~drosc Stw6rcy.153


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEWnikanie w mechanizm kuszenia w raju, wpatrywanie siy w konsekwencjegrzechu, dobywanie ciyzkosci, zlosci i brzydoty grzechu, (rozwazaniewreszcie 0 grzechu jakiegos czlowieka) dostrzezenie, jak grzech naznaczapiytnem zycie - wszystko to sprawia, Ze wolnosc staje siy swiadoma siebiei swej rzeczywistej sytuacji. Jest to sytuacja zniewolenia. W mstorii rosnierzeka zla i grzechow. Uczestnik widzi i czuje, jak jest w tej rzece zanurzony.Wgll!daj4c w glybie swego serca widzi, jak napiytnowane S4 grzechem jegostruktury psychiczne i jego odniesienia do ludzi i do swiata. Od krywa teznajglybsze iroolo tej sytuacji; to zaklo"ona relacja do Pana i Stworcyznajduje swe negatywne odbicie na wszystkich relacjach: do siebie samego,do bliinich i do swiata.Fundamentalny grzech zerwania ufnej relacji ze Stwore


ZOARZENIA- KSIAZKI- LUOZIEludzkiej wolnoSci: "Wyobrazajl!c sobie Chrystusa, Pana naszego, obecnegoi wiszl!cego na lcrzyZu rozmawiae z Nim (pytajl!c Go), jak to On, b¢l!cStw0rq, do tego doszedl, i:e stal si~ czlowiekiem, a od Zycia wiecznegoprzeszedl do smierci doczesnej i do konania za moje grzechy" (CD 53).Trwajl!c u stop Ukrzyzowanego na gorze Kalwarii, czlowiek poddaje si~Mocy Milosci bijl!cej z Krzyza. Nad otchlanil! bezsensu i rozpaczy stajeprzy nim Ten, Ktory "b¢l!c Stworcl!, do tego doszedl, ze stal si~czlowiekiem"; staje i powstrzymujl!c przed negacjl!, przed opadaniemw pustk~ nicosci - afirmuje jego czlowieczenstwo, ukazuje sens wszystkichludzkich zmagan i ograniczen, zdejmuje ci~zar winy i smierci, wi~j: prosio ufne trwanie w Nim i wraz z Nim - w Ojcu. Wolnose dotl!d zniewolona:grzechem i winl!, cierpieniem i smiercil! - zostaje wprowadzona w bezkresnl!przestrzen swiatla i miloSci. Znajduje wreszcie ten zywiol, dla ktoregozostala stworzona. Ukrzyzowany i Zmartwychwstaly Chrystus przekonuje,i:e wszystkim najwi~kszym zagroi:eniom: grzechowi, smierci i szatanowi- zostala odebrana moc smierteinego szkodzenia i przemawiania przeciwmilosnym wi~zom Boga i czlowieka.W tym ogolnym spojrzeniu na Pierwszy Tydzien Cwiczen warto jeszczena koniec zauwaZye, ze Tydzien ten konczy si~ rozwazaniem 0 Pie k I e.To, bye moze coraz cz~sciej pomijane, ewiczenie rna zapewne waZnl!, chyba.niedocenionl! funkcj~ w zabezpieczaniu odzyskanej wolnoSci. Drugiewprowadzenie do rozwazania 0 piekle najlepiej uwydatnia znaczenie tegoewiczenia dla umocnienia wolnosci odzyskanej dzi~ki pogl~bionej skruszeserca i dzi~ki doswiadczeniu bezmiaru Bozego Milosierdzia: "Tu prosie- pisze sw. Ignacy - 0 dogl~bne odczucie kary, ktorl! cierpil! pot~pieni, abyprzynajmniej strach przed karami pomogl mi do unikni~a grzechu,gdybym kiedy z powodu swych win zapomnial 0 miloSci Pana odwiecznego"(CD 65). Podobnl! mysl podejmuje sw. Ignacy w 18--ej reguleo ,rzymaniu z Kosciolem: "Chociaz ponad wszystko nalezy cenie usilnl!sluzb~ Bogu, Pan u naszem u, z czystej milosci, to jednak powinnismy wielcepochwalae bojam Jego Boskiego Majestatu; bo nie tylko bojam synowskajest rzecZl! dobrl! bardzo i swi~tl!, ale nawet bojam sluzebna, jdli czlowieknie zdobywa si~ na nic lepszego i pozyteczniejszego, wielce pomaga dowyrwania si~ z grzechu smierteinego; a gdy czlowiek raz z niego si~ wyrwie,latwo dochodzi do bojaini synowskiej, ktora calkowicie jest Bogu,Panu naszemu, przyjemna i mila, bo jest nierozdzielna od milosci Bozej"(CD 370).Dopoki czlowiek Zyje na :.ierni - ciwe jak cien - towarzyszy mumoZliwosc wybrania sobi~ piekla jako wiecznego miejsca przebywania,a dzieje si~ to w akcie zamkni~c::l si~ w sobie i w akcie ubostwieniaskonczonej rzeczywistosci swiata. Stl!d dobrze jest, wychodZl!c z rekolekcjiz owocem wlaSciwym Pierwszemu Tygodniowi, jeszcze raz zobaczye,z czego Chrystus wyzwolil grzesznika i do czego moze on powr6cie ...155


ZDARZENIA - KSIAiKI - LUDZIEI koncowa refieksja, ktora wykracza poza temat: otoz jdli odbywaj,!cemurekolekcje uda si~ rzeczywiScie zakosztowac we Fundamencie i PierwszymTygodniu nowej wolnosci, wewn~trznie wyzwolonej przez miloSlSOjca stwarzaj,!cego i przez milosiern,! miloSlS Syna zbawiaj ,!cego, tozapragnie on wejse w kolejne Tygodnie Cwiczen, by przyl,!czaj,!c si~ doJezusa, bye z Nim, iSIS za Nim, uczyc si~ Go i wydawae Mu gl~bie serca doprzemiany. Dopiero ten dlugotrwaly proces zabezpieczy kruchy owocPierwszego Tygodnia, czyni,!c zwyci~stwo nad grzechem, smierci,! i szatanem- coraz bardziej trwalym i nieodwracalnyrn. Z doswiadczenia chrzescijanskiegowiemy, Ze to zwyci~stwo staje si~ n aprawd~ trwale i ostatecznenie przez sam fakt jednorazowego odprawienia calych Cwiczen, ale niejakoprzez nieustanne ich odprawianie - az owoc kazdego T ygodnia stanie si~trwal'! wspolrZ¢n,! okreSlaj,!C'! kazdy akt wolnosci: kazdy zamiar, decyzj~i czyn.Krzysztof Osuch SJC Z YTA J J\ C MIESI~CZNIKIKULTURA W DIASPORZESiowo "emigrant" kryje w sobie tajemni~ jakiegos dramatu, skomplikowan'!histori~ czyjegos losu; sugeruje sytuacj~ przymusu, ucieczki lubwygnania, tulaczki i bezdomnoSci. Obywatele krajow normalnych, opuszczaj'!Cswoje ojczyzny, nie ernigruj,! - mog,! co najwyzej przebywae zagranic,!: czasowo lub stale - co odbiera moze ich Zyciorysom ·romantyczno--awanturniczykoloryt, ich samych uwalnia jednak od bolesnychrozterek i konfliktow sumienia. Jednym z pierwszych przejawow i dowodowbudowanej w naszym kraju "normalnosci" jest wlasnie probaprzywracania Polsce jej emigrantow. Niektorzy wracaj,! osobiscie - z wizyt'!lub na stale - inni, obecni juz tylko swoj,! tworczosci,!, przywolywani s,!coraz cz~sci ej w licznych dyskusjach i sesjach poswi~conych literaturze "ileobecnej" i "zbojeckiej".Probie scalania dorobku wspolczesnej kultury polskiej towarzyszynamysl nad sytuacj,! duchow'! polskiego emigranta - poddanego dialektycewolnosci i wykorzenienia, rozdartego porni¢zy poczucie sluzby i pragnienieniezalemosci. M oze to bye doswiadczenie tragiczne i niszcz'!ce,156


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEmoie bye jednak takie - zwlaszcza w przypadku ludzi kultury - niezwyklewzbogacaj,!ce i tworcze."Doswiadczenie emigracji jest cenne z roinych powodow - mowiAgnieszka H olland w wywiadzie z 4 (29)/<strong>1991</strong> numeru "NaGlosu" - Popierwsze: czlowiek zostaje skazany na samotnosc, nie rna naturalnegooparcia, srodowiska, przyjaciol. Ta sytuacja wydaje mi si~ bardzo prawdziwaegzystencjaInie, szczegolnie w odniesieniu do tworcy: z natury rzeczysamotny, gdy znajdzie si~ w warunkach czystej obcosci, pozbawiony takich»podporek«jak j ~zy k i inne nawyki spoleczne, pozbawiony korzeni - musisiy zmierzye z sob'!, samookrdlie, poznae prawd~ 0 sobie.Drugi poiytek plynie st,!d, ie ogl,!da si~ siebie i swoj kraj z innej niizwykle perspektywy i w proporcjach, ktore S4 bardziej reaIne.Trzeci natomiast, Ze gdy siy poznaje Zycie innych ludzi, srodowisk,kultur, widzi siy uniwersalny wymiar rzeczy, to, ie swiat jest bardziejzloiony, skompli kowany, bogaty - nii wtedy, gdy poruszamy si~ tylko powlasnym podw6rku. Uczymy si~ pokory. To wszystko sklada si~ na bardzopozytywne doswiadczenie."Historiy takiej emigracyjnej samo-edukacji opowiada Bohdan Cywinski- w artykule Emigranci... nieobecni? na lamach "Wi~zi" (7-8,<strong>1991</strong>). Tekstten jest podsumowaniem politycznych doswiadczen emigracji - najnowszej,. wiyc i najbardziej bolesnej. Analizuj,!c wszystkie przeszkody i zasadzkiczyhaj,!ce na dzialaczy emigracyjnych, ktorzy za swoje poslannictwo uznaIiinformowanie swiata 0 tym, co dzieje siy w Polsce - autor przytaczawlasne, nie pozbawione autoironii ale i rozbrajaj,!cej szczerosci, swiadectwo:"Poki bylem w Polsce, swiat wygl,!dal dla mnie tak: z jednej stronyjest Ameryka i to jest to, co bardzo lubi~. W srodku jest EuropaZachodnia, ktor,! tei bardzo lubi~, ale kt6ra - nie wiadomo dlaczego- »podskakuje« w stosunku do Amerykanow, a podskakiwac, jako iywo,nie powinna. Z drugiej strony jest Rosja, komunizm - to jest to, czego nielubiy. Miydzy tym wszystkim, w samym srodku jest Polska, najwainiejszykraj na swiecie, kt6ry stara siy 0 wolnose. I ten Zach6d ogromnie chcialbyjej przyjsc z pom0C


ZDARZENIA - KSIA2:KI - LUDZIEna r~k~. (...) I wreszcie zrozumialem, Ze nie wszystkie szatany na swieciemaj~ komunistyczny garnitur, ze zdarzaj~ si~ i inne, a w koncu, ze Polskanie jest najwarniejszym krajem na swiecie, nie jest p~pkiem swiata. Trudnai gorzlca byla to naulca, bo m6j caly dotychczasowy swiat pojye zostalzburzony. "Artykul Bogdana Cywinskiego jest takZe bolesn~ i przejmuj~q, choezarazem kontrowersyjn~ , skarg~ - protestem przeciwko stosunkowi "Kraju"do postsolidarnosciowej emigracji: "To, co si~ przez te dziesiye latm6wilo 0 emigrantach, to - czytane po tamtej stronie granicy - brzmialoobrzydliwie. Pozwalam sobie w tym miejscu dae upust mojej wieloletniejirytacji.Z jednej strony wypowiadany w kraju stosunek do emigrant6w byl taki:uciekliScie, jesteScie szczurami, kt6re uciekaj~ z ton~cego okr~tu, wy niechcieliScie tutaj uczestniczye w naszej ci~zkiej sytuacji, wyscie sobie wybraliwygodne iycie na Zachodzie. Wy juz nas nie chcecie rozumiee, jestdciedo rob k i e w i c z ami, a okreslenie »doroblciewicz« wyraza najwi~ksz~pogard~, jest najwi~ksz~ obelg~ w tym kraju, kt6ry mieni si~ bye nadorobku. (...) Kiedy na KUL organizowano wielkie sesje z udzialembiskup6w, obraduj~ce nad wiellcimi stratami moralnymi i duchowymiprzedstawicieli mlodego pokolenia wyjeZdzaj~cych na emigracj~, nam naZachodzie robilo si~ przykro. Dlaczego nikomu na KUL nie przyszlo doglowy, Ze za granic~ morna si~ dowiedzie6 tego, czego KOSciol w Polsce niejest w stanie powiedzie6 i ze tam morna zyskac duchowo . R~ce opadalyi plakae si~ chcialo, bo niestety KoSciol w Polsce - nie wyl~czaj~cnajwyzszych jego autorytet6w - przyl~czyl si~ do pomiatania emigran- 'tami."W dziejach polskiej emigracji powtarza si~ uporczywie paradoks pogl~bianiai utwierdzania narodowej tozsamoSci pomimo, a moze wlasniedzi~ki, sytuacji wyobcowania i fizycznego oddalenia od ojczystego pejzaiu.Innym osobistym zapisem wlasnej, emigracyjnej historii jest tekst StanislawaBaranczaka publikowany w "Pulsie" (nr 52/<strong>1991</strong>) i zatytulowany:"Emigracja": Co to znaczy?: "Emigracja »zewn~trzna«, ktora nast~pilaw moim zyciu, przy calym otwarciu przede mn~ - czego ' nie neguj~- nowych moZliwoSci bycia sob~, jednoczesnie na uiytek publicznyzamkn~la mnie w pudelku z napisem »Polak« (a to pudelko z kolei w niecotylko mniej ciasnym pudelku z napisem »Wschodnioeuropejczyk«). Kiedymieszkalem sobie w Poznaniu, bylem dla wielu osob r6inymi ludimi: dlakogos - tlumaczem lohna Donne'a, dla kogo innego - literaclcimhunwejbinem napadaj~cym na zasluzonych pisarzy w rodzaju AnnyKlodzinskiej, dla jeszcze innych osob - »tym Zydem z KOR-u«, »autoremtej ksi~zki 0 Bialoszewskim«, albo, powiedzmy, »tym szatynem z blokunaprzeciwko, ktory, gdyby si~ tak nie garbil, bylby moze nawet doseprzystojny«. Wprowadzalo to w moje la pewne zamieszanie i nawetpoczucie dezintegracji, ale za to - iIei: moZliwosci do wyboru! Kiedy158


ZDARZENIA - KSIAiKI - LUDZIEnatomiast staj ~ na mownicy w auli college'u w stanie Minnesota alba NewHampshire, dokl!d mnie zaproszono, abym uswiadomil miejscowym studentom, na czym polega ten dziwny kraj posrodku Europy, 0 ktorymczasem sly sz~ w telewizji - wszystkie te moje, tak rome osobowoScizbiegajl! si~ do rozmiarow schludnej etykietki z napisem: »BARANCZAK(bahrun-chuck). Polish scholar, expert in Polish Affaics.«"W warunkach emigracyjnych "polskosc" niejednokrotnie jawi si~ jakowydestylowany, szczegolnie doskwieraj~cy splot tradycji i wartosci - ~d~cychna row:ti bogactwem, co opresj~. Pragnienie przezwyci~zenia "polsko­Sci", i "Polak a w czlowieku" deklarowalo wielu tworcow emigracyjnych,choc cz~s to im zarliwsze bylo d~zenie do niezawislosci, tym wi~kszezdeterminowanie uprzykrzon~ i wysnion~ "polskosci~". Taki byl przypadekG ombrowicza, ktorego "wyzwalaniu Polaka z Polski" poswi~cil swojartykul Leonard Neuger. "Teksty Nowe" (1/2/<strong>1991</strong>), w caloSci poswi~oneliteraturze emigracyjnej, zamieszczaj~ tekst Neugera PolskoH: jako eel,w ktorym czytamy: "Z Gombrowiczowskiej krytyki dyskursow patriotycznychwylania si~ tedy Polska i polskosc jako eel, ktory trzeba rozpoznac,ktory trzeba poddac krytyee, ktory trzeba zdekomponowac po to, byosi~gn~c eel wyzszy: Polsk~ i polskosc wyzwolone z wlasnych uwiklani powinnosci, radosne i tworcze, swobodnie uzywaj~ce siebie. Czy b~zie to-jeszcze wyrazalne w kategoriach narodowych? Raczej nie: Polak Gombrowiczajest przede wszystkim tworc~, czlowiekiem wolnym." WedlugNeugera Gombrowicz kwestionuje nie tylko polskosc, ale takZe dziedzictwocalej Europy Srodkowej, zwlaszcza tej zideologizowanej, lub obci~zonej grzechami nacjonalizmu i ksenofobii. RownoczeSnie "Gombrowicznie jest iojainym obywatelem (...) Europy banalu, kliszy i frazesu,k tor~ opisal w Dzienniku, szczegolnie w partiach dotycz~cych Berlinai Paryza. Jego czlowiek jest wszak tworc~ i to szczegMnie na banaluczulonym. Wszystkim tym Europom zostawil Gombrowicz poslanie,ktore najprosciej moma by okreslic jako aideoiogiczne. Nie wolnopodp o rz~dk owywac ani siebie, ani innych jakiejkolwiek ideoiogii (...)Gombrowicz nie rna zadnej reeepty dla ludzkoSci, stawia jednak okreSlonezadania jednostee. Adresatem jego poslania jest wlasnie jednostka."Pisarzem, ktorego cala tworczosc jest jednym, wielkim hymn em ku czciwolnosci jednostki, jest Andrzej Bobkowski - emigrant niejako podwojny,bo tajemniczy i obcy takze wobec srodowiska polskiej diaspory. JegoSzkice pi6rkiem - wojenny dziennik pisany w okupowanej Francji, odkapitulacji do wyzwolenia Paryza - s~ manifestacj~ przekomego indywidualizmu,lecz takze niezwykle gorzk~ i wnikliw~ obserwacj~ bankructwapewnego ethosu. "Bobkowski stal si~ kronikarzem upadku kraju,w kulcie ktorego, jak w tylu polskich domach inteiigenckich, wychowywanogo od dziecka" - pisze w "Tekstach" (1-2 /<strong>1991</strong>) Jan Zielinski,wartykule Wielki spok6j - "I wlasnie z powodu tego kuitu, tej milo sci do fadouce France - slodkiej Francji - jest jego ksi~zka tak gor~ca, tak159


ZDARZENIA - KSI.A,ZKI - LUDZIEnami~tna. Zawiedziona milose oczyszcza wzrok: Andrzej Bobkowski dajenam bogaty katalog wad narodowych Francuzow, jakie ze szczegoln,!ostrosci,! ujawnily si~ w czasie wojny i okupacji. Tchorzostwo, wygod nictwo,ksenofobia, narodowa arogancja, sklonnosc do kolaboracji - to tylkoniektore pozycje tego katalogu. Ostrose spojrzenia budzi zal, ze w okupowanejPolsce nie mielismy drugiego takiego Bobkowskiego, ktory bypozostawil rownie bezlitosny i rownie przy tym sprawiedliwy obraznaszego spoleczenstwa w okresie proby".Rozczarowanie Bobkowskiego w stosunku do Francji dotyczylo taknaprawd~ calej Europy, ktor,! nazywa "beznadziejnym Klajem" i oskarZao cyniczne sprzeniewierzenie si~ najcenniejszym wartosciom wlasnegodziedzictwa. Diagnoza ta, a takZe przemozne pragnienie wolnosci i niezaleznokiod wszelkich dogmatow, absolutow i ideologii - doprowadzilypisarza do decyzji porzucenia Starego Kontynentu i zamieszkania w G watemali- sk,!d tak motywowal swoj,! decyzj~: "Europejczyk, ktory nie chcebye wolnym, przestaje bye Europejczykiem. Aby nim pozostae, musialemwyjechae."Strategi~ Bobkowskiego - ocalenia wartosci przez u cieczk~ od ichkarykatury - analizuje w eseju Europa odrzucona ("Tworczosc" nr 9/<strong>1991</strong>)Stanislaw Stabro: "Europa po II wojnie swiatowej utracila, wedlugBobkowskiego, swoj,! duchow,! i fizyczn,! jednose, swoj,! kulturow,!tozsamose, decyduj,!c,! przez wieki 0 wadze i znaczeniu jej tradycji.Podzielona i »zdipisiala« stala si~ tylko cieniem swojej przeszlosci, pust'!form,!, ograniczaj,!C4 wolnose jednostki i calych spoleczenstw. (...) Bobkowskiporzucal w czerwcu 1948 roku Europ~, aby tym bardziej, przynaj- .mniej w swojej swiadomosci wyrafinowanego intelektualisty, ocalie tetradycyjne wartosci kultury europejskiej, na ktorych ufundowana zostalasr6dziemnomorska cywilizacja. (...) Odrzucenie Europy, ktora go zawiodla,bylo w jego przypadku, oprocz praktycznych konsekwencji takiegokroku, charakterystyczn'! dla inte1ektualisty XX wieku przygod,! duchow,!.Bylo prob,! poszukiwania przez klerka prawdy 0 czlowieku na innych nizdot,!d, zastrzezonych przez tradycj~, obszarach. C.. .) Gest Bobkowskiegobyl obron,! indywidualizmu w tym sensie, w jakim wartosc' t~ zap is alaeuropejska tradycja. Spoza nieSmiertelnej bariery polskiego literackiegoi nie tylko literackiego kolektywizmu, schematycznego myslenia zbiorowychuniesien ten gest wydaje nam si~ zdrad,!. Bo polska literaturai kultura nie lubi,! w gruncie rzeczy indywidualist6w i outsider6w. C... )Nawet Conrada, jednego z duchowych mistrz6w autora Coco d'Oro, nieomin~ly kiedys zarzuty zdrady. (...) Andrzej Bobkowski swoim gestemkontynuowal tradycj~ star~ jak Europa. To nie tyle ucieczka, co wyb6rinnego swiata dokonany kJedysprzez Artura Rimbauda. To polinezyjskautopia nieszcz~snego Gauguina. (...) To wsp6lczesne juz zycie i smiereJacquesa Brela, spoczywaj,!cego dzisiaj obok tegoz Paula Gauguina nacmentarzu wyspy Auotany na Markizach. C.. .) Eskapizm ten w paradoksal­160


ZDARZEN IA - KSIAi KI - LU DZI Eny sp030b w fmale podj~tych przez bohaterow dzialan utwierdzal wartoSci,przeciwko ktorym jak gdyby na pocz ~ tku byl skierowany. Generalnie rzeczbior~c, i tu Andrzej Bobkowski nie byl zadnym wyj~tkiem, dzialania testanowily od wieczn~ pr6 b~ ustanowienia krolestwa wolnoScl czlowieka.W kazdej epoce tragiczn~ i skazan~ na fi zyczn~ kI ~sk~ , bo taka jest naturawolnosci." Moze wi~ - w czasach brutaInej "przepychanki" do Europy,w Humie zniecierpliwionych s~siad6w, warto czytac zlowrogie mementoBobkowskiego - parafrazuj~c slowa poety: "Europa jest w nas."Bezwzgl~ne uzalemienie duchowej suwerennoSci ad warunkow zewn~trznychjest mitem, kt6ry weryfikuje si~ najlepiej wlasnie na emigracji. Ci,ktorym udalo si~ wypracowac wewn~trzn~ niezalemosc, l ub i~ podwazacwplyw i znaczenie sytuacji "geopolitycznej" dla ich rozwoju. D ekIaruje totakze Adam Zagajewski w rozmowie z Tadeuszem Lubelskim Spr(!zynazycia drukowanej w 11 numerze "Kina": "Nie, nie potrzebuj~ tegodystansu. Tak si~ zlozylo, Ze on jest, bo mieszkam tutaj, i ze to mi nieprzeszkadza funkcjonowac. Ale nieraz m6wi~ sobie, Ze gdybym nadalmieszkal w Krakowie, to bym pi sal - no, moZe nie dokladnie to samo, aleduch tego bylby taki sam. Bo dla mnie zasad~ organizuj~q wypadki jestpewna rozwijaj~ca si~ spr~zyna Zycia, entelechia. Zegarki kwarcowe juzteraz nie maj~ takiej spr~Zyny, ale zycie j~ rna w dalszym ci~gu. I bardziej, wierz~ w ni~ jako zasad~ niz w mechaniczno-geograficzne koleje losu. (...)To nie w tym rzecz, ze ja zostalem uderzony fascynuj~c~ wolnosci~Zachodu. Raczej uderzyla mnie sila indywidualnosci pisarzy, takich jakCzapski, Milosz, Gombrowicz, ktorzy Zyli pod dyktando wlasnego Zycia,a nie epoki historycznej. A to wlasnie jest od dluzszego juz czasu moimidealem ."Kazdy czlowiek, a zwlaszcza tw6rca, jest w jakis sposob powolany dowolnosci. Wydaje si~ jednak, ze wsrod powolanych s~ jednostki wybrane,predysponowane szczegolnie do dawania swiadectwa indywidualizmui niezalemosci. Wedlug Tadeusza Nyczka, tworc~ takimjest wlasnie AdamZagajewski, ktorego dowcipny portret znaleic moma w cytowanym juznumerze "NaGlosu" (4(29)/<strong>1991</strong>): "Nasz pupilek swiatowy ... Najwi~kszakariera pokoleniowa, obok Staszka Baranczaka. Ten najcichszy poeta,ktory pisywal antymetaforyczne wiersze (...) A teraz jeden z najbardziejznanych swiatu pol skich poetow, Humaczony, wydawany, zapraszany. (...)Adam bardzo si~ bronil przed pogl~dem, Ze zmiana jego optyki poetyckiejjest na swoj sposob zwi~zana z jego wyjazdem. Uwazal, ze jest toszkodliwa, krzywdz~ca personalizacja i tak dalej. Dzisiaj widz~, ze nawetnie musial si~ z tego tlumaczyc (...) poniewaz to si~ rodzi w czlowiekuzupelnie niezalemie ad jego swiadomosci i refleksji. Wejscie w wolnosc,zwykl~, czysto fizyczn~ wolnosc, czyli Zycie w kraju, gdzie nawet kot jestwolny, nie tylko czlowiek, i gdzie w traw~ nikt nie wtyka tabliczek »Niedapctac trawnikow« - to jest doswiadczenie, ktore umyk;t regulkom.Wejscie w taki swiat nieuchronnie powoduje na~czenie si~ fantastyczn~161


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEzwyczajnoSci~ wolnosci, jakby znika wtedy automatycznie potrzeba walkiz »czam~ pian~«, jak to kiedys pisal Herbert. Po prostu ta »czama piana«staje siy czyms tak wstydliwie malym i mamym... Ten wielki wolny swiatwszedl w Adama w sposob tak naturalny, w jaki wielu z nas wchodzi teraz,odk~d nasz Lewiatan zmniejszyl siy do wymiarow petitu z przypisow dowierszy Norwida."Ta "fantastyczna zwyczajnosc wolnosci" jest g16wnym przeslani!!mplyn~cym do nas z wci~z jeszcze lepszej i bardziej cywilizowanej polowyswiata. Zanim tak dlugo oczekiwana "normal nose" zupelnie nam obrzydniei zbanalnieje, zanim przestanie nam ci~Zye przeklenstwo " Zyciaw ciekawych czasach" - przyjmijmy jeszcze jedn~ nauky: ze rowniei:wolnose bywa tragiczna, a normalnosc niezwykla. Uwierzmy emigrantom,oni wiedz~ to lepiej. W tym samym numerze ,;NaGlosu" przekonuje naso tym Stanislaw Baranczak: "Jeszcze w latach siedemdziesi~tych, kiedybylem dysydentem, moglem miee zludzenia, ze moje Zycie jest na tylebarwne, iz moze kogos zainteresowae; ze material zycia sam w sobie byljeSli nie poezj~, to choeby materialem dla poezji. Natomiast po wyjeZdziedo Stan6w stalem si y po pro stu mieszczuchem, kt6ry mieszka sobiew domku pod miastem, takim jak inne domki, i stam4d dojeZdza do pracy- i to moje Zycie przestalo bye zabarwione jak~kolwiek niezwyklosci~.I musialem sobie zadae pytanie, czy to Zycie moze nadal stanowie materialdla poezji, czy nadal mogy pisae wiersze takie jak dawniej, w kt6rychpewien material autobiograficzny byl przywolywany i wykorzystywany.Wielk~ pomoc~ stal siy tu dla mnie Philip Larkin. TalcZe James Merrill,kt6rych przez te lata tlumaczylem, i paru jeszcze wsp6lczesnych poet6wamerykanskich i angielskich.To wszystko byli poeci, kt6rych specyfika polega na tym, ze oni byd~cludimi takimi jak inni, bez zadnych malowniczych przyg6d w swojejbiografii, potraflli wlasnie z tej szarosci Zycia uczynie gl6wny temat swojejtw6rczoSci. To oni mnie nauczyli, ze nawet w najbardziej bezbarwneji spokojnej biografii kryj~ siy tajemnice i pewne mroczne glybie, kt6remoma eksplorowae. Pod powierzchni~ takiego mieszczanskiego Zyciakryj~ si y - gl6wnie w nas samych, w naszych duszach, 'by tak tostaroswiecko uj~e - takie sklybienia i konflikty, 0 kt6rych zawsze b¢ziemoma pisae, ktore zawsze byd~ tematem dla poezji. (...) Okazuje siybowiem, Ze w sytuacji, w ktorej mamy dach nad glow~, popijamy befsztykdobrym winem i nikt nam nie wyrywa paznokci, jestdmy wci~z jeszczepostawieni twar~ w twarz z paroma problemami ludzkiej egzystencji(takimi jak samotnose, nieodwzajemniona milose, albo smiere), na ktorenigdy nie znajdzie siy lekarstwa, i poezja jest nam niezb¢nie potrzebnachoeby tylko po to, aby podsun~e nam slowa i zdania, kt6rymi mozemyo tych problemach m6wie z sob~ samym, z Bogiem, czy z in nymisluchaczami. (...) Czlowiek nie moze bye nigdy tak naprawdy calkiemszczysliwy. Nawet gdy jego ojczyzna jest wolna, jego kieszenie peine i jego162


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEiycie pod kaZdym wzgl~em sensowne i udane, zawsze zdarzy si~ cos, co gounieszc~sliwi , upokorzy, napelni poczuciem zawod u, a zyciu odbierzesens. Przy czym oczywiScie nie przestaje bye prawdl!, ze iycie w gruncierzeczy m a sens ... ale poezja jest wlasnie po to, zeby takie sprzeczne prawdyujmowae w slowa."Krystyna CzerniNOWE KSIJ\iKIPANSTWOWY fNSTYTUT WYDAWNICZYZygmunt Krasinski: Listy do r6Znych adresat6w /-2. Zebral, opracowali wst~pem poprzedzil Zhigniew Sudolski. Warszawa <strong>1991</strong>, s. 628+688. Nakl. 5 tys. egz. Cena nie podana. Biblioteka Poezji i Prozy- Korespondencja Zygmunta Krasiflskiego.Franyois-Rene de Chateaubriand: Pamif!tniki zza grobu. Wyb6r, przekladi komentarz Joanna Guze. Warszawa <strong>1991</strong>, s. 668. Nakl. 5 tys. egz.Cenia nie pod ana.Jaroslav Seifert: Wszystkie uroki swiata. Przypadki i wspomnienia. PrzeloiyliJacek Bukowski, Andrzej Czcibor-Piotrowski. Warszawa <strong>1991</strong>,s. 556. Nakl. 5 tys. egz. Cena ok. 52000 zl.Wlodzirnierz Odojewski: Zapomniane, nieuSmierzone ... Warszawa <strong>1991</strong>, s.168. Nakl. 20 tys. egz. Cena ok. 13 000 zl.Joanna Walaszek: Konrad Swinarski i jego krakowskie inscenizacje. Warszawa<strong>1991</strong>, s. 356. Nakl. 3 tys. egz. Cena nie podana. Seria Artysci.James Baldwin: Moj Giovanni. Przelozyl Andrzej Selerowicz. Warszawa<strong>1991</strong>, s. 156. Nakl. 30 tys. egz. Cena ok. 13000 zl. Klub InteresujqcejKsiqiki.Matthias Mander: Kazuar. Przelozyl Slawomir Blaut. Warszawa <strong>1991</strong>, s.328. Nakl. 10 tys. egz. Cena nie podana. Wspolczesna ProzaSwiatowa.. .Stephen Jay Gould: Niewczesny pogrzeb Darwina. WybOr esejow. Wybraloraz przedmowl! i przypisami opatrzyl Antoni HotTman. PrzelozylaNina Kancewicz-HotTman. Warszawa <strong>1991</strong>, s. 344. Nakl. 10 tys.egz. Cena nie podana. Bibioteka MySli Wsp6lczesnej.BIBLIOTEKA "WII~ZI"Andrzej Kijowski: Granice literatury. Wyb6r szkicow krytycznychi historycznych. Zebral, opracowal i wst~pem poprzedzil TomaszBurek. Tom 1- 2. Warszawa <strong>1991</strong>, s. 318 + 232. Nakl. nie podany.Cena ok. 40 000 zl.163


NOWE KS IA,ZKIOFICYNA WYDA WNICZA INTERIMKazimierz Wierzynski: Pamiftnik poety. Do druku przygotowal, wst~pemi przypisami opatrzyl Pawel K~dzie1a. Warszawa <strong>1991</strong>, s. 488. Nald.i cena nie podane.WYDA WNICfWO MASZACHABAKs. Jan Twardowski: Niecodziennik. Krakow 199 1, s. 56. Nakt. niepodany. Cena hurtowa 8 000 zl. Bihlioteka "NaGlosu".WYDA WNICfWO A5Leszek Aleksander M oczul ski: 70 widokow w drodze do Wenecji. Wyhorpoezji 1959-1990. Opracowanie graficzne Jan Sawka. Poznan <strong>1991</strong> ,s. nib. Nakl. i cena nie podane. Bihlioteka Poetycka pod red .Ryszarda Krynickiego.Stanislaw Baranczak: Zwierz{!ca zajadlosc. Z zapiskow zniech{!conegozoologa. Oldadka, strona tytulowa i rysunki Wojciech Wolynski.Poznan <strong>1991</strong> , s. nIb. Nakl. i cena nie podane. Bihlioteka Poetycka.Stanislaw Baranczak: Biografioly. Poczet 56 jednostek slawnych, slawetnychi oslawionych oraz Appendix wnoiliwiajqcy czlowiekowi kulturalnemuzrozwnienie i zapamiftanie 0 co chodzi w 7 podstawowych utworachW. Szekspira. Rysunki i opracowanie graficzne Wojciech Wolynski.Poznan <strong>1991</strong>,. s. 56. Nakl. i cena nie podane. Bihlioteka Poetycka . .WYDA WNICfWO FISGustaw Herling-Grudzinski: Dwa opowiadania. Wieia. Cud. IlustrowalJan Lebenstein. Lublin <strong>1991</strong>, s. 52. Nakl. 3 tys. egz. r~czn i enumerowanych. Cena nie podana.Leo Lipski: Sm ierc i dziewczyna. Opowiadania. Lublin <strong>1991</strong>, s. 152. Nakl.i cena nie podane.Zdzislaw Kudelski: Pielgrzym SWiftokrzyski. Szkice 0 Herlingu-Grudzinskim.Lublin <strong>1991</strong>, s. 160 + ilustr. N akl. i cena nie podane.LUDOWA SPOLDZIELNIA WYDAWNICZAWiliam Blake: Poezje wyhrane. Wybral, przelozyl i opracowal ZygmuntKubiak. Warszawa <strong>1991</strong>, s. 168. Nakl. i cena nie podane. BihliotekaPoe/ow.164


NOWE KSIAZKILES EDITIONS NOIR SUR BLANCOcalollY TUl Wschodzie. Z Julianem Stryjkowskim rozmawia Piotr Szewc.Montricher (Suisse) <strong>1991</strong>, s. 278. Nakl. nie podany. Cena ok. 95000 zl.OFICYNA LlTERACKAErik Johan Stagnelius: E/egie. Wybral, przelozyl i wst~pem opatrzylLeonard Neuger. Krakow <strong>1991</strong>, s. 104. Nakl. i cena nie podane.Isabel Allende: Z milosci i cienia. Przciozyla Anna Sieprawska. Krakow<strong>1991</strong>, s. 256. Nakl. i cena nie podane.OFICYNA LlTERACKA I RES PUBLICAAlbert Camus: Czlowiek zbuntowany. Przelozyla Joanna Guze. Krakow<strong>1991</strong>, s. 296. Nakl. i cena nie podane.OFICYNA LlTERACKA I WYDA WNICTWO LlTERACKIEMircea Eliade: Swi(ltojafrskie iniwo. Pami(ltniki II (1937-1960). Przelozylz francuskiego Ireneusz Kania. Krakow <strong>1991</strong>, s. 176. Naki. i cena niepodane.WYDAWNICTWO LlTERACKlELidia Czukowska: Przedimiercie. Przeklad i poslowie Alia Sarachanowa.Krakow <strong>1991</strong>, s. 82. Nakl. i cena nie podane.Jan Kott: Kamienny Potok. Eseje 0 teatrze i pami(lci. Wydanie krajowe IIrozszerzone. Krakow <strong>1991</strong>, s. 614. Nakt. i cena nie podane.Stanislaw Lem: Wysoki Zamek. Wiersze mlodziencze. Wyd. II w tej edycji.Krakow <strong>1991</strong>, s. 224. Nakl. i cena nie podane.Jerzy Zagorski: Poezje wybrane. Wybor i wst~p Ryszard Matuszewski.Krakow <strong>1991</strong>, s. 250. Nakl. i cena nie podane.Waclaw Iwaniuk: Zanim zllikniemy w opactwie k%r6w. Wyb6r wierszy.Wyboru dokonal Krzysztof Lisowski. Wst~p Janusz Kryszak. Krakow<strong>1991</strong>, s. 170. Nakl. i cena nie podane.Julian Kornhauser: Wiersze z /at osiemdziesiqtych. Przedmowa TadeuszaKomendanta. Krakow <strong>1991</strong>, s. 166. Nakt. i cena nie podane.Wajda m6wi 0 sobie. Wywiady i teksty. Wst~p, wybor i opracowanieWanda Wertenstein. Krakow <strong>1991</strong>, s. 310 + i1ustr. Nakl. 5 tys. egz.Cena nie podana.Elzbieta Morawiec: Powidoki teatru. Swiadomosc teatra/na w po/skimteatrze powojennym. Krakow <strong>1991</strong>, s. 376. Nakl. i cena nie podane.Natan Gross: Kim pan jest, panie Grymek? Cz. I: Byl dom ... Cz. II: Nawqskiej kladce. Krakow <strong>1991</strong>, s. 438. Nakl. i cena nie podane.165


.,­NOWE KSI.A,iKIIrena Bronner: Cykady nad Wislq i Jordanem. Krakow <strong>1991</strong>, s. 222+ iJustr. Naklad i cena nie podane.Carlos Castaneda: Nauki don Juana. Wiedza Indian z plemie.nia Yaqui.PrzeloZyl Adam Szostkiewicz. Krakow <strong>1991</strong>, s. 304. Nakl. 10 tys.egz. Cena nie pod ana.WYDAWNICfWO KRl\GJan Kott: Pisma wybrane. Tom 1: WokOiliteratury. Tom 2: Teatr czytany.Tom 3: Fotel recenzento. Wybor i uklad: Tadeusz Nyczek. Warszawa<strong>1991</strong>, s. 340 + 424 +490+ iIustr. Nakl. nie podany. Cena t. 1-3 ok.125 000 zl.NIEZALEZNA OFICYNA WYDAWNICZATadeusz Konwicki: Rojsty. Wyd. III. Warszawa <strong>1991</strong>, s. 178. Nakl. i cenarue podane.Borys Sawinkow: Kon wrony. Przelozyl i poslowiem opatrzyl Jan Gondowicz.Warszawa <strong>1991</strong>, s. 110. Nakl. i cena rue podane.William Styron: Wybor Zofti. Przelozyl Zbigniew Batko. Warszawa <strong>1991</strong>,s. 518. Nakl. rue podany. Cena ok. 50000 zl.WYDAWNICfWO PENMarta Piwinska: Juliusz Slowacki od duchow. Warszawa <strong>1991</strong>, s. 502. Nakl. ·rue podany. Cena ok. 42 000 ri.WYDAWNICfWO PEN I WYDAWNICTWO ITAKAZwierz~ slucha zwierzen. Male bestiariwn z angielskiego w wyborze i przekladzieStanislawa Baranczaka. Warszawa <strong>1991</strong>, s. 136. Nakl. niepodany. Cena ok. 24 000 ri.WYDAWNICfWO POMORZEVac1av Havel: Teatr. Audiencja, Wernisai, Protest, Largo desolato, Kuszenie,Rewaloryzacja. PrzeloZyl z j~zyka czesldego Andrzej SlawomirJagodzinsld. Bydgoszcz <strong>1991</strong>, s. 298. Nakl. nie podany. Cena ok.27000 zl.WYDAWNICTWO ZEBRADaniJo Kis: Encyklopedia wnarlych. PrzeloZyli Danuta Cirlic-straszynskai Christos Arvaniditis. Warszawa <strong>1991</strong>, s. 216. Nakl. nie podany.Cena ok. 24 000 zl.166


SUMMARYThe leading subject of the December edition of "<strong>Znak</strong>" is the relationbetween various branches of art (architecture, painting, music) and religion.It starts with Jan A. Kloczowski's OP essay in which the author explainscertain ambiguities and misunderstandings about the concept of sacrum asthe mediating factor between man and the Transcendence. Mircea Eliadedescribes difTerent ways of approaching the phenomenon of space andinterpreting its hidden meaning by cosmic religions. Jean Hani analyses thesymbols of the belfry and the labirynth in the Gothic cathedral. Eric Shanesdiscusses the attempt of a Christian reinterpretation of pagan themes aspresented in Constantin Brancusi's works.Elzbieta Wolicka brings up the problem of how sacrum manifests itself inmodem art. She puts the emphasis on the main points of controversy in thedispute between the Church and the art of the vanguard. Otto Mauer iscritical of the former's attitude towards modern art, describing it ashelplessness and standoffish reserve. Wojciech Barns in turn traces theorigins of the crisis in modern religious a.rt back to the 19th century, whenthere emerged a way of understanding an artistic work inspired by theidealistic trend of that time. Tadeusz Boruta espouses the mimetic. approach to religious art.A group of articles devoted to the current situation in Polish religious artbegins with a text by Stanislaw Rodnnski who considers the process of closercooperation between the Church and artistic circles in the time of martial lawin the early eighties. Ireneusz Kania expresses certain reservations concerningprevalent tendencies in religious art of today. By way of graphic exemplificationwe have inserted an unconventional design of a monastery togetherwith a commentary by an architect (Agata Jonecko), a theologian (ApolinaryK. Michalski OFM), and opinions expressed by experts in religious architecture(Teresa Stankiewicz, Przemyslaw Gawor and Jan Popiel SJ).Music, alongside painting and architecture, can likewise be a place of anencounter between man and the Transcendence. Karol Tarnowski shareswith us his personal reflection on the complexity of spiritual motivationswhich have led him from music to philosophy, so as to see the former ina new and difTerent light, whereas Bohdan Pociej delineates a conceptionof music as a mediator between the two realms: human and divine.F inally, readers can fmd an essay by Jadwiga Zylinska on the causes andsignificance of religious crusades in the Western culture, Alfred Gawronski's"Language and Re~lity", reviews of books by Otfried HofTe (AndrzejM. Kaniowski) and Leon Koj (Irena Trzcieniecka-Schneider), reportsfrom the session "Metaphysics at the Crossroads" (Maria M. Baranowskaand Piotr Siejkowski OP), Ludmila Grygiel's letter from Italy, KrzysztofOsuch's meditation on Loyola'S spiritual exercises, and Krystyna Czemi'sreview of the press.167


SOMMAIRELe theme de ce dernier cahier de \'annee <strong>1991</strong> est Ie rapport entre les arts(architecture, peinture et musique) d'une part, et la religion d'autre part.Doutes et incomprehensions, de plus en plus nombreux a surgir a ut~ur duconcept du sacre com me intermediaire entre I'hornme et la Transcendance,seront clarifes par Jan A. Kloczowski OP. Mircea Eliade decrit lesrepresentations de l'espace presentes dans les religions cosmiques et sonsens cache. La symboliq ue des c10chers et du labyrinthe dans Ie sanctuairegothique est analysee par Jean Hani, tandis que la tentative de reinterpretationchretienne des toiles de fond pafennes presents dans l'oeuvreBrancusi interesse Eric Shanes.Le probleme de la manifestation du sacre dans l'art contemporain estpose par Eli:bieta Wolicka, qui met l'accent sur les points nevralgiques duconflit existant entre l'Eglise et \'art d'avant-garde. C'est en critiquequaJifie que l'abbe Otto Mauer caracterise I'attitude de l'Eglise envers \'artcontemporain comme embarrassee et distante. Selon Wojciech Balus, lacrise que traverse l'art sacre contemporain a pour origine la conception del'oeuvre d'art, en honneur dans la pensee idealiste du XIXeme siecle. Parc~ntre, Tadeusz Boruta conceit l'art sacre comme une mimesis.La troisieme partie du cahier fe.ra Ie point sur I'art sacre en Pologne, avecun article de Stanislaw Rodzinski qui analyse Ie rapprochement opere entrel'Eglise et les milieux artistiques durant la decade de ,,1'etat de guerre",c'est-a-dire dans les annees quatre-vingt. Ireneusz Kania critique les.tendances dominantes dans l'architecture sacree actuelle. En contrepoint,nous proposons un projet de couvent, non-


. ZESPOt • STEFAN SWIEiAWSKI. STANISlAW STOMMA. JERlYTURO­WICZ. STEFAN WILKANOWICZ. JACEK W01NIAKOWSKI.HALINA BORTNOWSKA. STANIStAW GRYGIEL. M A REKSKWARNICKI. WtADYSlAW STROiEWSKI. TOMASZ FIAl­. KOWSKI •REDAKCJA • JAROSlAW GOWIN (sekretarz rodakcji). KAROL TA RNOW ­SKI. STEFAN WILKANOWICZ (rodaktor naczelny). HEN RYKW01NIAKOWSKI .adresredakcji iadministracji • 30-105 Krak6w. Kokiuszki 37.1 p .. tel. 21-89-20. f ax 21-98-14WARUNKI PRENUMERATVInformujemy. ie w zw illZku z rosnllcymi kosztami papieru i produkcji. a lakie zwi~kszajllcymisi~ koszlami przesylek pocztowych. RSW .. Prasa - Ksiqzka-Ruch" poczll.wszyod 1990 r. przyjmuje wylll.cznie prenumeral~ kwartalnll.. Z tych samych powod6wAdminislracja Mi e si~czn ika .. <strong>Znak</strong>" r6wniei wprowadza prenumeral~ kwartalnll..PRENUMERATA PBOWADZON A PRZEZ ADMINISTRACJI; MIESII;CZNIKA. ..ZNAK"I. PRENUMERAT~ KRAJOWA1. Adminislraeja zaslrzega sobie prawo kwartalnej regulacji ceny w prenumeracie.2. Informacja 0 nowej cenie podana ~dzie z wyprzeczeniem kwartalnym.3. Kwoty wplacone na prenumeral~ p6lrocznll. i rocznll. Iraklujemy zaliczkowo. W przy­padku zmiany ceny. wszyslkich prenumeralor6w obowi1jZuje doplala do danego kwartalu. Cena 1 egz. w I kwartale 1992 r. wynosi 13000 zl. prenumerala kwartalna 39000 zl. Cena 1 egz. w II kw artale 1992 r. wynosi 15000 zl. prenumerala kwartalna 45000 zl. Wplaty przyjmuje Administra.cja M iesi~znika ..<strong>Znak</strong>". 30-105 Krak6w. ul. Kosciuszki 37. konto PKO I OM/Krak6w nr 35510-25058-136.II. PRENUMERATA ZAGRANICZNACena 1 egzemplarza wynosi 3$. prenumerala' roczna 36$. Doplata roczn a za wysylk~pocztll.lOlniczll: Europa - 6$. Ameryka -12$. Auslralia - 18$. Prenumerala dla adresal6wz Europy Wsch.: 36$ rocznie. wysylka pOCZI'l zwykl'l. Prenume ral~ dewizow'l moinarozp ocz'lt od dowolnego mi esillca roku . KanIa dewizowe: SIW ZNAK Sp. z 0.0. BankPKO SA 0 / Krak6w nr 5.35078-7000339-157-212-7870.Dla adresal6w' z Europy Wsch. istnieje .r6wniez mo;iliwost oplacen ia prenumeratyw zl016wkach. Cena i zasady jak w prenumeracie krajowej plus 100% za wysylk ~ pocztllzwykbt. Konto PKO I OM/Krak6w nr 3551.0-25058-136.. .PRENUMERATA PROWADZONA PRZ EZ RSW "PRASA-KSIAtKA-RUCH"I. PRENUMERAf A KRAJOWACena 1 egz. w I kwartale 1992 r. wynosi 13000 zl. prenumerala kwartalna 39000 zl.Cena 1 egz. w II kwartale 1992 r. wynosi 15000 zl. prenumerala kwartalna 45000 zl.Szczeg6l0we informacje we wlaSciwych dla miejsca zamieszkania lub siedziby prenumeralOraoddzialach RSW lub w urz~dach pocztowych.II. PRENUMERATA ZAGRANICZNAPrenumerata zagraniczna jesl 0 .. 100% droisza od pre(lumeraty krajowej i na I kwartal1992 r. wynosi: 78000 zl. a na II kwartal 1992 r.: 90000 zl. Wysylka poczt'l zwyklq.Prenumeral ~ zagranicznq przyjmuje RSW "Prasa-Ksiqika- Ruch" Centrala Kolportaiu Prasyi Wydawnictw. Warszawa. ul. Towarowa 28. leI. 20-12-71 Konlo P.B.K. XIII Oddz.Warszawa nr 370044-1195-139-11Material6w nie zam6wionych nie odsylamyZaklad Poligraftczny Spolecznego JnstytuIU Wydawniczego <strong>Znak</strong>, Krak6w ul. Koociuszki 37. Druk ukonczono w grudniu <strong>1991</strong> r. INDEKS 38371ISSN 0044488 XCena zeszytu zf 15000.­

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!