Strona domowa Autora : http://popko.pl/ SKANOWAÅ DLA DOBRA ...
Strona domowa Autora : http://popko.pl/ SKANOWAÅ DLA DOBRA ...
Strona domowa Autora : http://popko.pl/ SKANOWAÅ DLA DOBRA ...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
<strong>Strona</strong> <strong>domowa</strong> <strong>Autora</strong> :<br />
<strong>http</strong>://<strong>popko</strong>.<strong>pl</strong>/<br />
SKANOWAŁ <strong>DLA</strong> <strong>DOBRA</strong> LUDZKOŚCI<br />
„JEZUS”<br />
CZYTASZ E-BOOKI - ZESKANUJ ULUBIONĄ KSIĄŻKĘ I DAJ SIECI<br />
COŚ OD SIEBIE.
..Gra toczy się w wielu wymiarach i na różnych poziomach świadomości. Są<br />
zaangażowane w nią siły stojące niemal u kresu doskonałości. Dla człowieka już samo<br />
uczestnictwo w tej grze oznacza awans. \a szczęście siły opiekujące się ludzką rasą mają<br />
celt zbieżne z naszymi. Oczy całego wszechświata są teraz zwrócone na Ziemię.<br />
W ostatnim czasie dokonał się przełom w rozumieniu zasad gry i nawet nasi przeciwnicy<br />
odstępują od swoich idei i przez człowieka usiłują wzmocnić własną świadom Duchy...<br />
Zbigniew Jan Popko<br />
Duchy<br />
(Zapiski medium)<br />
Kosmiczne niewolnictwo człowieka<br />
Wydawnictwo „01ivia" Sadów 2005
7<br />
1. Duchy<br />
Inny świat<br />
Niektórym ludziom natura sama otwiera drzwi prowadzące w wyższe światy, inni<br />
muszą na tę chwilę ciężko pracować, nierzadko całe życie, ale dla większości są to stany<br />
całkowicie obce i częstokroć... niepojęte. Ja, na swoje nieszczęście, należę do tej<br />
niefortunnej pierwszej grupy i wbrew opinii większości poszukiwaczy wcale się z tego nie<br />
cieszę. Swoista dwoistość natury, przeczucie wiecznego i nieuchronnego, wyalienowanie<br />
i śmieszność, ustawiczna walka z emocjami i zrujnowany układ nerwowy - oto ciężary,<br />
jakie gięły mi kark przez lata. Traktowany trochę jako dziwoląg, trochę jako człowiek<br />
mówiący od rzeczy, przyzwyczaiłem się ostatecznie do odmienności, jaka męczyła całe<br />
moje życie od najmłodszych lat.<br />
Wyrastając w małomiasteczkowym środowisku, siłą rzeczy wyrastałem pod murem<br />
ignorancji. Chcąc uchodzić za normalnego, godziłem się na ustępstwa, które dzisiaj<br />
mogę jednoznacznie nazwać obroną. Wszyscy wiemy, jak traktuje się człowieka, który<br />
robi rzeczy inne niż pozostali, który mówi językiem wyobraźni i widzi rzeczy niedostępne<br />
oku współbraci. Czy urodziłem się z takimi zdolnościami, czy rozwinął je we mnie<br />
przypadek - było to dla mnie bez znaczenia. Czułem się inny, byłem też tak odbierany i z<br />
tego powodu, jako dziecko, wiele wycierpiałem.<br />
Nie chodziłem do żłobka ani do przedszkola. Kiedy matka zostawiała mnie z obcymi,<br />
ryczałem do utraty tchu, bez przerwy. Dlatego cały okres przedszkolny spędziłem w<br />
dwupokojowym mieszkaniu czynszowym, usytuowanym na trzecim piętrze w górskiej<br />
miejscowości leżącej opodal Wałbrzycha. Rodzice wychodzili do pracy wcześnie, wracali<br />
wieczorami. Ojciec pracował ciągle, tylko matka, kucharująca w pobliskim sanatorium,<br />
wpadała za dnia zobaczyć, czy nic złego się ze mną nie dzieje. Robiła to na zmianę ze<br />
swoją siostrą a moją najukochańszą ciotką Genowefą.<br />
Mały, zostawiony sam sobie, uczyłem się przesypiać zły czas osamotnienia. I<br />
marzyłem... marzyłem o wszystkim, o czym tylko może marzyć kilkulatek. A kiedy<br />
ogarniała mnie bezkresna nuda, bawiłem się klockami i godzinami wyglądałem przez<br />
okno. W tych czasach niewielu posiadało telewizor, a gdyby moich rodziców byłoby i na<br />
niego stać, to obawiam się, że z obawy o zagrożenie porażenia prądem - stałby<br />
nieczynny. Nawet radio spoglądało na mnie z półki głuche jak pień. Więc jak<br />
powiedziałem: w krótkim czasie poznałem każdy centymetr mieszkania, każdy wir<br />
krążącego w pokoju powietrza. Innymi słowy, brak
8<br />
aktywnych zajęć wprowadzał mnie w niepokojące stany zawieszenia świadomości,<br />
zapominania o rzeczywistości, które nierzadko kończyły się niechęcią na widok<br />
powracającej z pracy matki, tego nadciągającego źródła zamętu: ruchu i hałasu. Aż<br />
nastał pamiętny dzień. Dzień kontaktu z nieznanym.<br />
Jak to miałem w zwyczaju, do oporu wylegiwałem się w łóżku, dumając o tym i<br />
owym, gdy nagle moją uwagę przykuł odgłos zbliżających się korytarzem kroków. A<br />
trzeba wiedzieć, że przegłos murów kamienicy do dzisiaj wystawia niechlubne<br />
świadectwo jej budowniczym. Każdy, czy to na górze, czy to na dole, doskonale orientuje<br />
się w ruchu całego mieszkającego tam ludzkiego żywiołu. Niemniej te kroki, tak<br />
podobne do innych, były przeznaczone tylko dla moich uszu. Wiedziałem<br />
0 tym od samego początku, od chwili, gdy rozpoczęły swą głośną wędrówkę na<br />
parterze. Strasznie się bałem. Schowany pod kołdrą zastanawiałem się, dlaczego ani na<br />
chwilę nie cichną, dlaczego wciąż jestem sam i o co w tym wszystkim chodzi.<br />
Kroki zachowywały niezmienny pogłos i rytm. Na ostatnim piętrze były tak samo<br />
wyraziste jak na parterze, tak samo miarowe i pewne. Wręcz przerażały nieustę<strong>pl</strong>iwym<br />
dążeniem do celu. Były tak osobliwie nienaturalne, że na wieczność zapisały się w mojej<br />
pamięci<br />
Skulony pod pierzyną, wtopiony w poduchy, bezskutecznie usiłowałem zwalczyć<br />
niekontrolowane drżenie całego ciała. Kiedy przybysz przeniknął ścianę<br />
1 z głośnym sapnięciem opadł na stojące opodal krzesło, serce skoczyło mi do gardła a<br />
płuca zamarły w bezdechu. Najbliższa godzina czy dwie były najdłuższymi godzinami w<br />
moim życiu. Ja, niczego nieświadome dziecko, czułem całym sobą, że oto stało się coś,<br />
co stać się nie powinno, i że tak na dobrą sprawę to nie wiem, czy jest to dla mnie<br />
korzystne, czy też nie. Jeszcze nie słyszałem opowiadanych wiele lat później historii o<br />
duchach i zjawiskach nadprzyrodzonych, a jednak wrodzony lęk przed nieznanym<br />
tryumfował. Mokry, zadyszany, cały rozgorączkowany i przejęty czekałem w napięciu na<br />
dalsze wydarzenia. Ale duch ani się nie odzywał, ani nie przybliżał. Trwał przyrośnięty do<br />
krzesła i astmatycznie zasysał powietrze, jakby miał zadyszkę. O jakże byłem mu w<br />
duchu wdzięczny za te niezmienne oddalenie, za tę umowną granicę trwania przy<br />
zdrowych zmysłach.<br />
Sądzę, że to doświadczenie było jednym z trzech najważniejszych w moim życiu, ale z<br />
pewnością to ono wszystko zapoczątkowało. I to ono mogło odblokować obszary<br />
mózgu odpowiedzialne za postrzeganie pozazmysłowe. Mogło, ale nie musiało. Dopiero<br />
po trzydziestu pięciu latach dowiedziałem się, iż to spotkanie, niekoniecznie w tej<br />
formie, było dużo wcześniej za<strong>pl</strong>anowane.<br />
Już kilka dni później mieszkanie zapełniło się niecodziennym towarzystwem, a<br />
samotne dni odeszły w niepamięć. Malutka skrytka na poddaszu stała się furtką<br />
prowadzącą w zaświaty. Przechodziły przez nią wśród stojących tam garnków i<br />
zasuszonej kiełbasy trzy skrzaty wielkości małego dziecka i czasami, choć rzadko. Alfę,<br />
Pani Łąk Zalesionej Doliny, jak zwano po tamtej stronie cały ten podgórski rejon. Wyjście<br />
tunelu znajdowało się na diabelskiej przełęczy, jak nazwałem po kilku latach przejście<br />
prowadzące między skałami na szczycie góry opodal przedszkola, gdzie prowadził szlak<br />
do schroniska „Andrzejówka". Nigdy nie pozwolono mi skorzystać z tego pomostu<br />
zawieszonego między dwoma światami.
9<br />
choć kiedy nieco dorosłem - bez obaw ukazano mi ów transkomunikacyjny punkt.<br />
Sądzę, iż poruszanie się tunelem było i jest niemożliwe dla człowieka, czego wówczas<br />
nie przyjmowałem do wiadomości, podejrzewając raczej, iż niemożliwość ta ma raczej<br />
charakter naturalny.<br />
Mimo ostrzeżeń podjąłem próby przekonania rodziców o istnieniu niewidzialnych<br />
przyjaciół. Lekceważenie dobrych rad leśnych duszków, na różne sposoby odradzających<br />
wyznanie sekretu, skończyło się silną nerwicą. Tak czy owak tajemnice świata przyrody<br />
skryły się w mroku mojego osobistego sekretu. Zakończyły zaś w chwili pójścia do<br />
szkoły. Z wiekiem, uwikłany w typowo ludzkie namiętności, traciłem z wolna kontakt z<br />
duszkami. Podejmowane wielokrotnie próby jego odtworzenia spełzły na niczym. Bardzo<br />
mnie to bolało, ale życie człowieka było jeszcze bardziej fascynujące. Wielokrotne<br />
przyrzekanie poprawy gubiło się gdzieś w znoju dnia codziennego, popieląc w<br />
zapomnieniu echo spotkań z nieznanym.<br />
I tak z czasem przestałem wierzyć w możliwość własnej poprawy. Ciemna strona<br />
ludzkiej natury niejednokrotnie mieszała mi w życiu szyki, a złe myśli często brały górę<br />
nad zdrowym rozsądkiem. Zastanawiałem się nawet, czy aby na pewno zasłużę po<br />
śmierci na zbawienie. Toteż wielkie było moje zdziwienie, gdy w czternastym roku życia<br />
dostąpiłem łaski pojednania z Panem Gór.<br />
Był wakacyjny słoneczny ranek. Lekki wiatr odbijał się bezgłośnie od tła<br />
bezchmurnego nieba, po czym spadał w dół, delikatnie muskając szczyty choin, które<br />
zielonym kobiercem rozpościerały się pod moim wyciągniętym na „Baranim Łbie" ciele.<br />
Połączony ze słonecznym żarem chłód nagiej skały przywoływał w pamięci zapomniane<br />
chwile, kiedy to gnany tęsknotą za leśnymi przyjaciółmi porzucałem dom na kilka dni, by<br />
w górskich wyprawach odnajdywać miejsca ich pobytu. Czego szukałem: spokoju,<br />
bezpieczeństwa, sensu życia, przyjaźni? - nie wiem. Może gnała mnie nieuzasadniona<br />
tęsknota za czymś tajemniczym, za czymś, co szarpało moją nutę pokrewieństwa z<br />
zaświatami? Niemniej i takie uproszczone tłumaczenie wystarczało, by pchać mnie do<br />
kolejnej tułaczki bez potrzeby dogłębnego uświadamiania sobie przyczyn takiego<br />
zachowania. Lanie i niezrozumienie w oczach rodziców były niczym w obliczu dążenia,<br />
które mną kierowało.<br />
I stało się. Jak i w którym momencie, tego nie jestem pewien. Może zasnąłem, może<br />
pogrążyłem się w letargu, może spontanicznie, pod wpływem tajemnicy chwili,<br />
przeszedłem na drugą stronę istnienia... Dość powiedzieć, że kiedy odzyskałem<br />
świadomość, byłem już - sam w sobie - innym człowiekiem. Znajdowałem się we<br />
wnętrzu istoty Ducha Gór i mogłem oglądać świat jego wszystkowidzącymi oczami,<br />
przenikać żywą materię nieludzkimi zmysłami i nieludzką łagodnością pobudzać ją do<br />
rozwoju. Moja człowiecza natura została zdeptana, starta w proch, zniweczona raz na<br />
zawsze. Cały ból odrzucenia przez współbraci rozwiał się niczym czarna mgła, niczym<br />
niechciana szata, która od lat boleśnie uwierała w ramionach.<br />
Mocą Pana Gór odnalazłem Alfę i X-a (ten jeden z trzech skrzatów używał imienia<br />
będącego kompilacją dźwięków i obrazów i nie jestem w stanie tego
10<br />
zapisać). Pozostali przyjaciele z wczesnego dzieciństwa odeszli dawno temu i wszelkie<br />
próby ich odszukania okazały się bezskuteczne. Także Alfę i X-a należało zostawić w<br />
spokoju. Oni również - przez odrodzenie w sobie miłości do człowieka, tego dziecka,<br />
którym tak troskliwie się zajmowali - musieli dla mnie umrzeć. W podarunku<br />
odziedziczyłem po nich część emocji, oni z kolei niewyzbywalnie wchłonęli<br />
niedoskonałą, cząstkę mnie samego. Pamięć wspólnie spędzonego czasu gruntowała tę<br />
więź.<br />
Leżałem na nagiej skale i czułem, że należało czekać i że tego czekania wcale nie<br />
można było określać ludzkim wyobrażeniem czasu. Stałem się samotny, a jednak<br />
wypełniony życiem po brzegi. Byłem zaspokojony. Łagodny i szanujący nieuchronny czas<br />
zmian. Pan Gór umożliwił mi wgląd w moją prawdziwą naturę. Zakończył bolesny okres<br />
poszukiwań i skierował całą energię na trwanie. Schodząc z gór wiedziałem, że mały<br />
Zbyszek umarł w objęciach snu. Do domu wracał z wakacji człowiek, który nie podniósł<br />
już ręki na młodszego brata, który aktywnie zajął się sportem i który rozsmakował się w<br />
poznawaniu natury człowieka.<br />
Kolejnym modyfikującym postrzeganie świata wydarzeniem była tragiczna śmierć<br />
ojca. Ona z kolei pchnęła mnie w wiry astralu i ukazała światy wypełnione duszami oraz<br />
istotami niewiele mającymi wspólnego z człowiekiem, ale dzielącymi z nim wspólną<br />
czasoprzestrzeń życiową. Ponieważ odejście ojca nie jest wyłącznie moim osobistym<br />
doświadczeniem, a stanowi obszar uczuć całej rodziny, szanując te więzi i nie mając<br />
przez to moralnego prawa do publikacji tajemnic łączących rodzinę, pominę ten etap<br />
życia stosownym milczeniem. Napomknę tylko, iż to odejście ukochanej osoby jeszcze<br />
szerzej otworzyło mi drzwi w zaświaty. Ukierunkowało. Zwróciło uwagę na genetyczne<br />
predyspozycje.<br />
Dwa kolejne lata stanowiły dla mnie prawdziwy przełom. Odkryłem w sobie zdolności<br />
radiestezyjne, mediumiczne i nieco bioenergoterapeutyczne. O ile z tych ostatnich<br />
rzadko korzystałem, o tyle te pierwsze wyczuliły mnie na świat wibracji i drogą pośrednią<br />
urzekły zagadką życia po śmierci. A muszę przyznać, że już pierwsze próby kontaktu ze<br />
zmarłymi przyniosły fascynujące doświadczenia. Wkrótce pojawiło się jasnosłyszenie i<br />
widzenie aury. Były to dla mnie odczucia nowe i szokujące, a wiedzę o nich, biorąc pod<br />
uwagę lukę wydawniczą w tamtych czasach, czerpałem wprost z astralu. Podjąłem próby<br />
regularnego przeprowadzania seansów, które gdzieś po roku umarły śmiercią naturalną<br />
by odrodzić się znowu po latach z większym rozmachem. Informacje spisywane w ich<br />
trakcie posłużyły mi do napisania dość obszernej książki. Ta jednak trafiła do szuflady.<br />
Brak czasu z powodu coraz większej aktywności w hermetycznym kręgu podobnych<br />
wędrowników, z którymi widywałem się niemal codziennie, poświęcając na badania<br />
zaświatów każdą wolną chwilę, znacznie ograniczył moje edytorskie zapędy.<br />
Prawdę powiedziawszy, to do współpracy z innymi nakłonił mnie sąsiad, znany<br />
miejscowy lekarz, który w tajemnicy prowadził skromne doświadczenia z hipnozą. Nie<br />
wdając się w zbędne szczegóły, powiem tylko, iż półroczne wspólne posiedzenia<br />
ukoronowane zostały stworzeniem aktywnej grupy pasjonatów, spośród których jedynie<br />
wspomniany Zygmunt (z powodów osobistych i braku autoryzacji zmuszony jestem<br />
używać pseudonimów) prowadził w miarę systematyczne notatki
11<br />
i każde spotkanie starał się podsumowywać w miarę logicznymi wnioskami. Dość szybko<br />
jednak wydarzenia nabrały takiego tempa i stały się tak niewiarygodne, iż nawet on<br />
ugiął się pod ciężarem własnej niekompetencji.<br />
Naszą grupę stanowiło początkowo pięć osób: Zygmunt (lekarz), Robert (oficer MO),<br />
Agnieszka (szanowana wróżka), Robert II (prywatny przedsiębiorca) i ja. Z czasem na<br />
stałe wzmocnił nasze szeregi Bronisław (nauczyciel historii w szkole średniej) i Zofia<br />
(pracownica urzędu miejskiego). Całe to grono, pomijając wiele osób przewijających się<br />
rzadziej lub częściej przez dom Zygmunta, dotrwało w niezmienionym składzie do końca<br />
istnienia „Grupy Mateusza". Historia Roberta II, który jako jedyny nie wrócił z <strong>pl</strong>anu<br />
astralnego, zasługuje na oddzielne omówienie, chociażby z racji tego, iż był to jedyny<br />
tego typu przypadek na świecie,<br />
0 jakim słyszałem. Wiele ciepłych słów należy się także Grzegorzowi, byłemu studentowi<br />
KUL-u, który początkowo bardzo aktywnie uczestniczył w naszych zebraniach. Dopiero<br />
sprawy rodzinne związane z przeprowadzką na odległy kraniec Polski rozluźniły nasze<br />
kontakty. Choć formy epistolarnej przyjaźni nabrały charakteru nie mniej aktywnego<br />
współuczestnictwa.<br />
Czym zajmowała się Grupa Mateusza? Co nas tak bardzo nurtowało, że dla tych<br />
poszukiwań bez chwili wahania poświęcaliśmy cały wolny czas, a nierzadko<br />
1 czas przeznaczony dla rodziny? Wbrew pozorom nie była to niczym nie<br />
uzasadniona chęć poznania świata astralnego, ale przede wszystkim gorące pragnienie<br />
poznania samego siebie. Duchy, religia, psychologia i psychotronika, medycyna<br />
naturalna, kabała etc. - oto dopełnienie wizerunku istoty, którą zwykliśmy nazywać<br />
człowiekiem. W miarę spore fundusze, którymi dysponowaliśmy, umożliwiły nam<br />
prowadzenie obszernej korespondencji, kodyfikowanie ogromnej ilości materiału oraz<br />
odbywanie podróży, od Niemiec począwszy, a na Indiach skończywszy.<br />
W miarę kolejnych odsłon coraz bardziej zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że<br />
zamierzony cel mija się z naszymi działaniami. Osiągnęliśmy punkt zwrotny. Odkryliśmy<br />
to, czego się raczej nie spodziewaliśmy, że prawda o człowieku nie leży w mocy<br />
wszelkich nauk, na których choćby pobieżne poznanie braknie każdemu z nas życia, lecz<br />
że jest ona usadowiona w nim samym. I zupełnie niespodziewanie rozpoczął się ruch<br />
powrotny, ku środkowi - gwałtownie wzrosło zainteresowanie koncentracją i medytacją<br />
które w połączeniu z psychologią dały już w miarę wiarygodny opis człowieczego<br />
istnienia, co w połączeniu z przekazami znajomych z astralu potwierdziło starą prawdę,<br />
że celem życia jest jego najpełniejsze, w miarę intensywne przeżycie. Przy czym forma tej<br />
pracy jest sprawą ściśle indywidualną. Wszelkie zaś nagminne roztrząsywanie kwestii<br />
człowieczeństwa, powikłań karmicznych, teologicznych wypaczeń etc. jest najczęściej<br />
stratą czasu, jest wysiłkiem, który opłaca się jedynie wybranym. Ale nawet im nie wolno<br />
narzucać innym własnej wizji świata. Ten zarzut w równej mierze dotyczy propagatorów<br />
New Age, wszelkich form religijnej indoktrynacji, jak i destrukcyjnego wpływu organizacji<br />
państwowych, wgniatających obywateli w uniform prawnych podmiotów. Dopiero<br />
samouświadomienie daje możliwość prawidłowej oceny rzeczywistości. Daje szansę życia<br />
zgodnie z podpowiedzią natury. I nie wolno przy
12<br />
tym zapominać, że naprowadzanie zbłąkanej duszyczki na właściwą drogę wbrew jej woli<br />
jest wykroczeniem przeciwko boskiemu prawu wolnostojeństwa. Szokujące, ale<br />
prawdziwe, bo wolność wyboru jest poszukiwaniem Boga, zaś poszukiwanie Boga jest<br />
poszukiwaniem siebie samego. Jak powiedział Mistrz Eckhart: „Bóg dał mi wszystko to,<br />
co dał swojemu Synowi, Jezusowi Chrystusowi". To znaczy - wyposażył człowieka we<br />
wszystkie płynące ze źródła łaski. I każde siłowe zaprzeczenie tej zasadzie powinno<br />
znaleźć swój odzew na wokandzie sądowej.<br />
Na czym więc początkowo skupiała się nasza uwaga? Co nas inspirowało? Właściwie<br />
to wszystko i nic. Były święte prawdy i równie godne rozważenia ich zaprzeczenia. Były<br />
głosy „stamtąd" i im wtórujące podpowiedzi żyjących. To znaczy...? No cóż, były regresje<br />
hipnotyczne i wielce niewskazane zabawy z psylocybiną i LSD. Była amfetamina i bardzo<br />
ciekawe doświadczenia ze sprowadzonym ze Stanów Zjednoczonych kaktusem San<br />
Pedro. Przyrządzony według oryginalnego przepisu nie wygrał jednak zawartą w nim<br />
meskaliną z naszymi roślinami psiankowatymi. Znawcy wiedzą jakie dwie rośliny mam na<br />
uwadze. Ustąpiła im pola nawet ibogaina, otrzymywana z afrykańskiego drzewa<br />
Tabemanthe Iboga. Z tym że w tym ostatnim przypadku nie dysponowaliśmy innymi<br />
halucynogenami, które by odbyć podróż astralną łączy się z ibogą. Pozbawiona ich<br />
wsparcia ibogaina wykazuje jedynie działanie halucynogenne i antynarkotyczne<br />
(pozwala wyjść z każdego narkotycznego uzależnienia). Potem prócz muchomora,<br />
wypróbowaliśmy jeszcze wiele innych tak zwanych roślin psychoaktywnych. Kto wie, czy<br />
niektóre z tych ostatnich nie były bardziej obiecujące od działania leków anestetycznych,<br />
takich jak ketamina, czy niektórych leków psychotropowych, uruchamiających<br />
mieszczący się w prawym płacie skroniowym tzw. ośrodek doznań mistycznych.<br />
Skromność doświadczeń w tej materii nie pozwoliła nam dociec, czy rzeczywiście w<br />
chwili śmierci organizmu ośrodek ten uaktywnia się po raz pierwszy, czy też w jakiejś<br />
mierze od zawsze stanowi ukryty, mało zbadany aktywator zdolności paranormalnych.<br />
Niemniej Zygmunt zapewnił nas całym swoim autorytetem, iż ta część mózgu<br />
niewąt<strong>pl</strong>iwie w jakimś stopniu związana jest z postrzeganiem pozazmysłowym. Być może<br />
w tym coś jest: Agnieszka, masując obszar głowy nad prawym uchem, potrafiła wejść w<br />
trans, przenosząc świadomość do innego wymiaru, skąd relacjonowała spotkania z<br />
własnym duchem opiekuńczym.<br />
Na szczęście poznawczy okres narkotycznego szaleństwa trwał krótko i zarzuciliśmy<br />
te i podobne mu eksperymenty jeszcze przed wejściem w uzależnienie. Po prostu<br />
zdawaliśmy sobie sprawę z własnej niekompetencji w ocenie skutków działania<br />
substancji uruchamiających widzenie paranormalne. Baliśmy się zwłaszcza ich<br />
niewąt<strong>pl</strong>iwie niezbadanego (nie destrukcyjnego) oddziaływania na organizm fizyczny.<br />
Większe nadzieje pokładaliśmy na doświadczeniach z koncentracją. Zaczęliśmy<br />
zupełnie prozaicznie - od techniki propagowanej przez E. Monahan i J. Silvę, zwanej<br />
przez nas roboczo medytacją alfa, by przez sugestopedyczne nauczanie metodą<br />
Łozanowa dotrzeć do opisów doświadczeń przeprowadzanych w Instytucie R. Monroe'a.<br />
Przyznam się szczerze, że wydane w 1971 roku przez
13<br />
pana Monroe „Podróże poza ciałem" nastawiły nas raczej nieprzychylnie do ćwiczeń z<br />
otwieraniem wrót. Uważaliśmy zgodnie, iż opisywane przez pana Monroe<br />
przemieszczanie się po innych wymiarach (z takim rozmachem i z taką <strong>pl</strong>astycznością) w<br />
ogóle nie mogło mieć miejsca. Nie przypuszczaliśmy wówczas, że już wkrótce przyjdzie<br />
nam zweryfikować ten zbyt surowy osąd.<br />
Dość szybko przekonaliśmy się, że dźwiękowa synchronizacja pracy półkul<br />
mózgowych łatwiej wprowadza w stany zarezerwowane do tej pory dla twardej<br />
medytacji czy głębokiej hipnozy. Każdy, kto kiedykolwiek otarł się o pracę z umysłem,<br />
wie, jakie znaczenie ma manipulowanie bioprądami mózgu. Że drgania mózgowe z<br />
częstotliwością 14-21 cykli na sekundę, określane jako poziom beta, oznaczają stan<br />
czuwania; od 7 do 14 cykli na sekundę, zwane poziomem alfa, są stanem odpowiednio<br />
lekkiego i głębokiego relaksu, w którym łatwo się uczyć i zapamiętywać podawane<br />
słownie informacje. W paśmie 4-7 drgań na sekundę (poziom theta) łatwo z kolei<br />
przeprogramować świadomość, formułując jasne i przekonywające polecenia. Wtedy też<br />
ludzki umysł potrafi świadomie wniknąć w zarezerwowane dotąd dla podświadomości<br />
obszary energetyczne i uzyskać niepowtarzalną możliwość dostrojenia się do całej<br />
energii Wszechświata. Fale delta (1-3 Hz) oznaczają już głęboki sen i wszelkie próby<br />
zachowania na tym poziomie świadomości kończą się albo zejściem w nieświadomość,<br />
albo wyjściem poza czas i nieśmiertelność.<br />
Wspomniane częstotliwości nie są przypadkowe i pokrywają się z tzw. falami<br />
Schumanna, z którymi Ziemia znajduje się w stanie stałego rezonansu. Te fale<br />
elektromagnetyczne o częstotliwości 7,83 Hz odgrywają ogromną rolę we współczesnej<br />
fizyce i medycynie. Nadto współczesne badania wskazują że prócz częstotliwości<br />
podstawowej w całkowitym spektrum fal Schumanna napotykamy na częstotliwości<br />
graniczne w odniesieniu do spektrum drgań ludzkiego mózgu, to jest 14, 20, 26... Hz.<br />
Oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko że ludzki mózg drga zgodnie z odwiecznymi<br />
prawami natury i że drgania te łatwo modyfikować metodą akustyczną wynalezioną<br />
właśnie przez Monroe'a.<br />
Każdy wie, że tworzące ludzki mózg dwie półkule mózgowe drgają z różnymi<br />
częstotliwościami, przy czym dominująca w życiu prawa półkula, zwana mózgiem<br />
werbalnym, wręcz przytłacza swoją aktywnością półkulę lewą, zwaną mózgiem<br />
wizualnym, odpowiedzialnym za kreatywność sfery duchowej. Bez tej ostatniej nie jest<br />
możliwa żadna pozazmysłowa eks<strong>pl</strong>oracja i tym bardziej jakakolwiek zabawa z<br />
energiami. Proszę pamiętać, że myśl to jedna z podstawowych form energii w życiu<br />
człowieka. Konsekwencje niezrozumienia tej prawdy mogą być bardzo bolesne. Sztuka<br />
doświadczeń pozazmysłowych polega więc na wzajemnym dostrojeniu do siebie pracy<br />
obu półkul mózgowych, co można osiągnąć albo długoletnim metafizycznym<br />
treningiem, na przykład praktykując medytację, albo przez wykorzystanie błyskawicznie<br />
działających nowych technologii. Przy czym ten pierwszy sposób, obwarowany wieloma<br />
praktycznymi i moralnymi nakazami, skutecznie odstrasza wielu mniej wytrwałych, a<br />
chętnych do zgłębienia tajemnicy istnienia poszukiwaczy.
14<br />
Monroe skrócił te poszukiwania, odkrywając efekt wibrato. Zauważył, że dochodzące<br />
do uszu dźwięki (raczej sygnały elektryczne) o różnej częstotliwości, na przykład do<br />
prawego ucha o częstotliwości 1000 Hz, a lewego - 1025 Hz, wywołują w obu półkulach<br />
rezonans i te zaczynają po czasie drgać zgodnie z częstotliwością równą różnicy drgań<br />
sygnałów pobudzających korę mózgową w tym przypadku będzie to 25 Hz. Związany z<br />
określoną częstotliwością specyficzny stan świadomości zostaje wywołany zgodnie w<br />
obu półkulach. Wspólnie pracują by usłyszeć trzeci sygnał. I jest nim już nie impuls<br />
akustyczny, lecz sygnał elektryczny. Nadto, umiejętnie modyfikując am<strong>pl</strong>itudę dźwięków<br />
przez stworzenie odpowiedniego ich układu, można łatwo nauczyć umysł przebywania<br />
w kilku wymiarach jednocześnie, to znaczy wpoić mu zasadę zachowania ciągu<br />
świadomości. Jest to jednak zupełnie inny rodzaj świadomości i ma raczej charakter<br />
pewności i wiary, niż - oglądania filmu.<br />
Kwestia synchronizacji półkulowej jest dobrze znana w procesie uzdrawiania<br />
duchowego. W przypadku zabiegu bioenergoterapeutycznego dochodzi w ekstremalnie<br />
pożądanych warunkach do całkowitej synchronizacji obu półkul mózgowych u<br />
leczącego, wejścia w stan alfa i dostrojenia się podczas zabiegu do fal mózgowych<br />
pacjenta, a nawet utworzenia u tego ostatniego tzw. okienka delta, co umożliwia<br />
przeprogramowanie sterowników energetycznych jego biopola. Oczywiście leczącego<br />
musi charakteryzować znacznie wyższy poziom wibracji. Badania przy użyciu generatora<br />
Tesli w komorze Faraday'a wykazały, iż wartość pola magnetycznego<br />
bioenergoterapeuty może osiągnąć nawet 10 000 miliwoltów, podczas gdy pole<br />
przeciętnego człowieka mieści się w granicach 0,01 miliwolta. Różnica zdumiewająca.<br />
Nie należy więc być zaskoczonym, gdy uda się nam gołym okiem dostrzec emisję<br />
biofotonów tryskających z ręki uzdrowiciela.<br />
Zaopatrzeni w sprowadzone bezpośrednio z USA nagrania Hemi-Sync (w Polsce były<br />
jeszcze niedostępne), skonstruowaliśmy wzorem badaczy amerykańskich specjalną<br />
kabinę do ćwiczeń i przystąpiliśmy do eksperymentów. Trudno mi dzisiaj ocenić efekty<br />
tej pracy, gdyż doświadczenia z nagraniami Hemi- -Sync zbiegły się w czasie ze<br />
stosowaniem przez nas innych technik wychodzenia poza ciało, i tak na dobrą sprawę<br />
nie wiadomo, jak wygląda ich skuteczność. A kiedy rozpętało się piekło, za późno było<br />
na jakiekolwiek porównania.<br />
Zainteresowanie zagadkowym rezonansem Ziemi i ludzkiego mózgu doprowadziło<br />
nas przez wyniki badań monachijskiego profesora W.O. Schumanna do Nikoli Tesli (do<br />
jego badań nad bezprzewodowym przesyłaniem energii), do urządzeń Pavlity i do<br />
patentów Bernarda Eastkunda, konstruktora urządzeń manipulujących pogodą.<br />
Okresowa fascynacja bronią psychotroniczną, zwaną w skrócie Psi-tech, uzmysłowiła<br />
nam, że pole walki militarnej na szeroką skalę objęło także obszary zjawisk<br />
parapsychicznych, że wojna psychotroniczna, w ogóle nie postrzegana przez ogół<br />
obywateli, zatacza coraz szersze kręgi, że zmilitaryzowana psychotronika w Rosji i USA to<br />
fakt niepodważalny i budzący wiele kontrowersji.<br />
Szokujące były zwłaszcza doniesienia o bestialskim napromieniowywaniu ludzi<br />
wszelkiego rodzaju falami energetycznymi (elektromagnetycznymi, infra-
15<br />
i ultradźwiękami, falami akustycznymi itd.) w byłym Związku Radzieckim, i to już w latach<br />
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy to naukowcy radzieccy doprowadzali żywy<br />
organizm ludzki do całkowitej destrukcji psychicznej bądź fizycznej. Dzisiaj Rosjanie<br />
dysponują bronią mogącą nie tylko zawładnąć na odległość wolą człowieka, ale i<br />
zniszczyć go w bardzo krótkim czasie przez różnego rodzaju energetyczne<br />
oddziaływania. Przy czym wiele z tego typu urządzeń wytwarza śmiercionośne<br />
promieniowanie przenikające na swej drodze wszelką materię. W ponad czterdziestu<br />
instytutach naukowych byłego ZSRR pracowano także nad technikami całkowitego<br />
przekształcania osobowości (i to z doskonałymi skutkami). Do perfekcji doprowadzono<br />
technikę szpiegostwa telehipnotycznego i militarną psychokinezę, zdolność niszczenia<br />
materii na odległość i przenoszenie niebezpiecznych chorób poprzez czwarty wymiar. W<br />
takim kontekście poruszanie wśród zwolenników ezoteryki tematu rozwijania zdolności<br />
psychometrycznych wydaje się niewygórowaną ambicją. Wręcz trąci dydaktyzmem<br />
rodem z filmów Disneya. Wystarczy poczytać Teda Andrewsa, by wiedzieć, co mam na<br />
myśli. Wystarczy wspomnieć o otępianiu ludzi specjalnymi falami podczas imprez<br />
pierwszomajowych w byłym ZSRR, mającymi zapobiec rozruchom, by się przerazić na<br />
dobre. Wystarczy wiedzieć, że zabijanie na odległość przy użyciu astralnych ciał<br />
zabójców jest faktem dokonanym i że wielu możnych tego świata posiada w swoim<br />
otoczeniu ekstrasensów czuwających dzień i noc nad ochroną ich ciał energetycznych -<br />
by po tych informacjach przestać spać spokojnie.<br />
Czytając z kolei doniesienia z amerykańskich źródeł wojskowych, można bez złudzeń<br />
zawyrokować, że przeprogramowanie ludzkiego mózgu na stałe, co Amerykanie nieraz<br />
stosowali już na masową skalę, to najlepsze z tego, co może nas spotkać, gdy broń<br />
psychotroniczna wymknie się wojskowym z rąk. Mało kto wie, że Amerykanie już<br />
dobrych parę lat temu skonstruowali urządzenie pozwalające człowiekowi astralnemu<br />
przemieszczać się w przestrzeni kosmicznej i że nawiązali w ten sposób udany kontakt z<br />
co najmniej dwiema obcymi cywilizacjami, które pod względem technicznym znacznie<br />
nas wyprzedzają. A wszystko to, o czym coraz głośniej się mówi, opiera się na<br />
wykorzystaniu potencjału ludzkiego umysłu. Aż ciśnie się na usta riposta<br />
Krishnamurtiego: „A przecież dopóki będziemy skłóceni w sobie, życie na ziemi<br />
pozostanie nigdy nie kończącą się walką".<br />
Bez fałszywej skromności możemy otwarcie powiedzieć, iż mamy do czynienia z<br />
masową kontrolą umysłów i że niedługo nastanie nowy porządek świata. Skrót<br />
MKULTRA (Tworzenie Zabójców Wykorzystujących Do Zabijania Sztukę Uśmiercania) na<br />
stałe wszedł do języka wojskowego. Niemal równocześnie CIA, NSA, agencje rządowe i<br />
siły zbrojne USA zaczęły realizować projekt Monarch, umożliwiający kontrolę umysłów<br />
na masową skalę. Brzmi to jak fantastyka naukowa, lecz nią nie jest, to fakt naukowy<br />
opierający się na tysiącach znanych patentów.<br />
Przeprogramowanie w tym kontekście ludzkiego umysłu tak, by funkcjonowało w<br />
nim kilka zwartych osobowości, nie wiedzących nic jedna o drugiej, aktywizowanych,<br />
czyli wyzwalanych z uśpienia lub w nie wprowadzających przy pomocy specjalnych<br />
kodów, na przykład określonym
16<br />
słowem, gestem czy zdjęciem, już po drugiej wojnie było wykorzystywane przez tzw.<br />
Iluminatów, czyli przez ludzi faktycznie rządzących Stanami Zjednoczonymi, gdzie sam<br />
prezydent znajduje się ledwie pośrodku tajemnej hierarchii. Takie żywe roboty,<br />
spełniające rozmaite role w swoich osobowościach, będące wedle życzenia raz<br />
wyszkolonym mordercą, to znów przedmiotem dewiacji seksualnej, wykorzystuje się od<br />
wielu lat. Przeprogramowywani na poziomie alfa, beta, delta i theta, potrafią nie tylko<br />
ochraniać panów na poziomach astralnych, ale i zabijać myślą na odległość.<br />
Wyprodukowane na początku lat osiemdziesiątych kasety instruktażowe dla<br />
psychotronicznych programistów ukazują jak w trybie beta wyhodować seksualną<br />
niewolnicę, a w trybie delta zabójcę doskonalszego od Nikity. Prócz przerażających<br />
relacji opisywanych przez osoby, którym przypadkowo udało się wydostać z takiej<br />
niewoli, szokuje również prostota, z jaką można bezkarnie manipulować treścią umysłu.<br />
A mówimy tu przecież wciąż o świecie energii subtelnych, tym samym, w który staramy<br />
się przeniknąć w czasie koncentracji i medytacji. To ten sam obszar, do którego wskakują<br />
astralni szpiedzy i podróżnicy. Science fiction? Nic podobnego. Już w latach<br />
siedemdziesiątych opracowano w Stanford Research Institute metody pozwalające na<br />
skok w czwarty wymiar, metody umożliwiające przekroczenie progu w stanie fal theta. I<br />
nie chodzi tu tylko o wykorzystanie umysłu (a raczej podświadomości) do penetracji<br />
poziomu zbiorowej nieświadomości, ale o świadome pozostawanie w tym zakazanym<br />
obszarze.<br />
W obliczu tych faktów blednie teoretyczne zainteresowanie sztuczkami<br />
dziewiętnastowiecznego psychometry H. Siada i tunelami Wheelera, rośnie zaś chęć<br />
pozyskania <strong>pl</strong>anów prostych urządzeń poruszanych siłą umysłu, mogących przekształcać<br />
materię na rozległych obszarach globu ziemskiego, urządzeń tak dziecinnie prostych w<br />
konstrukcji, iż wręcz nierealnych. I nie chodzi tu bynajmniej o różdżkarskie akcesoria i<br />
psychotroniczne tarcze obronne, lecz o prawdziwe bomby energetyczne, to jest o<br />
maszyny Wilhelma Reicha i urządzenia T. Galena Hieronymousa, które są w stanie<br />
spełnić niemal każde życzenie uruchamiającego je człowieka. Mało tego, ich prosta<br />
konstrukcja, łatwa do odtworzenia przez każdego majsterkowicza, może także<br />
funkcjonować ideowo: wystarczy znać sposób działania poszczególnych elementów<br />
maszyny, ich wzajemne oddziaływanie, narysować je na papierze i wszystko gra - działa<br />
tak samo, jak materialna konstrukcja (przynajmniej w przypadku niektórych urządzeń).<br />
Niewiarygodne, ale prawdziwe. I choć moce ludzkiego umysłu wydają się wciąż<br />
niezgłębione, to przecież niejeden z nas przechodził już przez drzwi otwierane<br />
poleceniem wydawanym w myślach. I jakoś nikt nie zastanawiał się nad im<strong>pl</strong>ikacjami<br />
takiego zjawiska.<br />
Uświadomienie sobie tej prawdy skierowało uwagę Grupy Mateusza na urządzenia<br />
ułatwiające kontakt z zaświatami, z naszym - w pojmowaniu członków grupy - domem.<br />
Było trochę zabawy w nagrywanie głosów zmarłych na magnetofon (chyba każdy<br />
spirytysta przeżył zafascynowanie Jiirgensonem, prof. Kónigiem czy księdzem<br />
Schmidem), próby fotografowania w ciemności i skalowanie obrazów na monitorze.<br />
Nieco więcej zainteresowania wzbudziły doniesienia o chronowizorach, urządzeniach<br />
pozwalających wtargnąć w obszary kroniki Akasza, i o głośnym
17<br />
kanale transkomunikacyjnym z Luksemnurga. Ale nawet pani Diana, która przywiozła z<br />
Niemiec kasety z telewizyjnych transmisji z istotami „stamtąd", musiała przyznać, że - jak<br />
dotąd - żadne urządzenie techniczne nie jest w stanie równać się z mocami medium. Nic<br />
więc dziwnego, że tego typu eksperymenty, uważane niekoniecznie za stratę czasu,<br />
szybko zarzuciliśmy, zwłaszcza że naszą uwagę przykuł na jakiś czas inny problem.<br />
Otóż w swoich spotkaniach z duchami dość często kontaktowaliśmy się ze<br />
zwolennikami Kościoła, aprobatorami istnienia instytucjonalnej formy religii, choć<br />
większość przychodzących zapowiadała jej rychły a sprawiedliwy koniec. Przez jakiś czas<br />
gubiliśmy się w domysłach. Podejrzewaliśmy nawet, że staliśmy się obiektem złośliwego<br />
żartu. Wiedzieliśmy bowiem, że głosiciele owych opinii są duchami normalnymi i<br />
objawiane nam stanowisko wypływa z rzeczowego pojmowania tamtej i tej<br />
rzeczywistości. Poddając krytyce własne teologiczne wykształcenie, sporo czasu<br />
poświęciliśmy na nadrobienie zaległości. Słowa podziękowania należą się tutaj zwłaszcza<br />
Grzegorzowi, który - mimo zapracowania - nie wahał się przekazać nam wszystkiego,<br />
czego nauczył się na KUL-u.<br />
Niesmaku, jaki wzbudziła w nas historia Kościołów, z ich mordami i dewiacjami, i<br />
fałszywym kanonem wiary, nie mógł poprawić ani wiew prawd uniwersalnych<br />
przewijających się przez karty pism świętych, ani postępująca liberalizacja życia<br />
kościelnego. Instytucja kościelna wypaczyła bowiem sens proroczych przekazów i nad<br />
Prawo Boże przedłożyła prawo kościelne i kościelną doktrynę (intrygę). Słowo Boże<br />
przemieniła w ostre gesty i słowa, w zmuszanie do uznawania patriarchalnych<br />
autorytetów, wywołała w człowieku konflikt wewnętrzny i uznała to za przyrodzony<br />
składnik codziennej egzystencji. Z myśli i wyobraźni wykuła oręż lęku i dzięki wiernym<br />
oraz poprzez wiernych rzuciła świat na kolana, ku posłudze. I jak to się ma do Słowa<br />
Bożego? Do idei samopoznania i miłości? Do ładu w świecie i harmonii? Do<br />
przetwarzania siebie samego? Dlaczego więc niektóre byty opowiedziały się za<br />
podtrzymaniem instytucjonalnych dewiacji, skoro i one były zgodne co do tego, że<br />
nauka Chrystusowa (nie biblijna) i ta głoszona w Indiach są w treściach bardzo podobne<br />
do siebie, wierne idei nadchodzących czasów i zasadniczo odmienne od traktatów<br />
wykładanych z ambon? Dlaczego, wiedząc, hołdowały wstecznictwu?<br />
Otóż owe byty, jak się później okazało, wcale nie negowały słuszności naszych<br />
przekonań, lecz drogą głębszej refleksji zmusiły nas do pełniejszego zrozumienia<br />
wielowątkowości ruchu religijnego. Kazały uszanować wybór człowieka, jego<br />
opowiadanie się za kościelnymi festynami i za jego chęć bycia zwolennikiem kościelnych<br />
instrukcji. Bo choć ich wędrówka ku Bogu szła drogą ślepego, cielęcego zawierzania<br />
kościelnemu systemowi, to jednak miała tę przewagę nad bałwochwalstwem, że i tak<br />
koncentrowała się na potrzebie poznawania prawdy jedynej, a więc ocierała o czynnik<br />
nadprzyrodzony. Sens zawarty w tym wysiłku miał dojrzewać z każdym następnym<br />
wcieleniem, czyniąc z wędrówki szkołę duchowego wzrostu. Zwyczajnie, kto dorósł do<br />
potrzeby uczestnictwa w życiu kościelnym był o krok na przód w stosunku do osoby<br />
scentrowanej wyłącznie na realizacji potrzeb niższego rzędu, mimo że rozumienie idei<br />
Boga było u niego wciąż
18<br />
dalekie od ideału. Ten, kto odrzucił już balast zginania kolan przed figurkami, może się<br />
cieszyć pełniejszym wglądem w rzeczywistość, lecz i przed nim widać ledwie zarysowany<br />
horyzont zbawienia. Tym bardziej nie powinien on wzgardzać czcicielami ceglanych<br />
murów, a wręcz przeciwnie, rozumiejąc to, co przychodzi im z oporami, z pokorą<br />
przekazy wać pozostałym w formie jak najbardziej tolerancyjnej i przystępnej. Wszystko<br />
celem wzmocnienia duchowej zalążni. W tym kontekście każdą formę napastliwości i<br />
odrzucenia Kościoła jako cegły Watykańskiej należy przyjąć za odpowiednik<br />
niedojrzałości duchowej. I wówczas zagubiony smakosz religijnego zwierzchnictwa w<br />
życiu społecznym, jeśli tylko uzbraja się w cier<strong>pl</strong>iwość i nasyca serce szlachetnymi<br />
czynami, lepiej zdaje egzamin z życia niż zadufani w sobie intelektualiści. Sednem<br />
poznania jest bowiem połączenie z wewnętrznym światłem, a nie nasilanie<br />
międzyludzkich animozji. Oznacza to również prawo do bycia sobą i wyrażania własnych<br />
opinii, do nauki poprzez samodzielne kreślenie siebie we własnym działaniu.<br />
Chyba dlatego, czytając o papieżu Aleksandrze VI, Bonifacym VIII i Urbanie VIII, miast<br />
porównywać ich życie i dwór z Sodomą i Gomorą widzieliśmy tylko ludzkie jednostki<br />
uwikłane w spory i namiętności tamtych czasów, w konflikty emocjonalne i intelektualne<br />
przerastające ich siły, a nie świętych mężów kierowanych Boską Opatrznością. I takimi<br />
trzeba ich widzieć na tle historycznym.<br />
Czy wypada się więc modlić do uświęconego w 1623 roku kardynała R. Bellarmino?<br />
Ja się nie modlę, ale nikomu nie wzbraniam, choć czasami lubię przypomnieć, iż był on<br />
zwykłym rozpustnikiem, zaprzedajłąi mordercą. Bo przecież i ja jestem życiowym<br />
niedołęgą: miast pogrążać się w szlachetnej medytacji, torującej drogę do<br />
nieograniczonej wiedzy, korzystałem z mind-machine i medytacji cygańskiej opartej o<br />
płyty św. Graala, czytam o Einsteinie i aferach gospodarczych, chodzę do kina oraz<br />
podziwiam uroki kobiecego ciała, zwyczajnie tracąc czas na hołubienie ludzkich słabości.<br />
Ale to przecież owe przypadłości tworzą naszą tarczę i osobowość, nasze niepowtarzalne<br />
osobowe człowieczeństwo, nasze odbicie Boga. Nauczmy się tylko wyrażać to w sposób<br />
nieskrępowany, wolnomyślny i cudownie spokojny. Wtedy nie przestaniemy dostrzegać<br />
Chrystusa w drugim człowieku. Wtedy zniknie problem Kosowa, Husajna, afgańskich<br />
Talibów, umierania Matki Ziemi i wypchanych głów zwierząt w pałacowych salonach.<br />
Tego nauczyli nas przyjaciele stamtąd.<br />
Miast się zajmować wcale nie przebrzmiałą współpracą NKWD ze Stolicą Piotrową<br />
miast podziwiać metody zwalczania przez „Radio Maryja" i tygodnik „Niedziela"<br />
dobroczynnej działalności Sorosa, miast porównywać politykę papieża Klemensa VII,<br />
oficjalnie popierającego niewolnictwo i czerpiącego z tego zyski, z polityką obecnej<br />
głowy Kościoła Katolickiego, także niezakulisowo optującego na rzecz dyktatur i<br />
reżimów, czyli po staremu manipulującego przy mechanizmie zniewalającym człowieka,<br />
miast tego całego chłamu poruszyliśmy skarby duchowej wiedzy, jaka przekazami<br />
mistrzów i wielkich tego świata trwa w niemym krzyku, wabiąc prostotą i wzniosłością<br />
przemyśleń każdego chętnego, gotowego do jej poznania podróżnika.
19<br />
Oczywiście taka postawa nie oznacza jednocześnie puszczenia w niepamięć<br />
kościelnego zakłamania, gdyż brak zrozumienia mechanizmu oddziaływania Kościoła na<br />
człowieka może w życiu przynieść więcej szkody niż pożytku. Warto czasami<br />
przypomnieć to i owo, odwołać się - jak ja to nazywam - do syndromu Grandiera.<br />
Każdy z nas w ten czy w inny sposób zapoznał się z „Matką Joanną od Aniołów", lecz<br />
chyba nie każdy wie, iż biedny Grandier spłonął na stosie wznieconym waśnią rozgorzałą<br />
między kardynałem Richelieu a papieżem Urbanem VIII, że przesłuchanie przeoryszy<br />
Joanny i zakonnic: Claire i Agnes było teatrem mającym zdyskredytować Grandiera, do<br />
czego się potem przyznały. Niestety, będąc ofiarami sprytnej manipulacji mogły już tylko<br />
bezradnie przyglądać się opanowującej Loudun histerii, kładącej kres marzeniu jezuity<br />
Urbana Grandiera o zniesieniu celibatu. Czy biskup Laubardemont, twórca całej intrygi,<br />
mającej wykazać zwierzchnictwo papieża nad kardynałem, a w podtekście Watykanu nad<br />
dworem Ludwika XIII, co prawidłowo odczytane określało walkę o wielkość daniny<br />
płaconej przez Francję na rzecz Watykanu, czy ten biskup, który osobiście podpalił stos<br />
pod Grandierem, do końca odgrywając rolę świętego wybawiciela, walczącego<br />
0 duszę rzekomo opętanego człowieka - czy był on w swoich metodach odosobnionym<br />
przypadkiem? Czy piętno diabelskie jest wymysłem minionych wieków? Czy zawodowi<br />
łowcy czarownic, mający na swoich kontach setki osób skazanych na śmierć za<br />
współpracę z szatanem, są tylko przykrym wspomnieniem minionych wieków? Nie są, a<br />
ich metody nadal zbierają krwawe żniwo. I to właśnie trzeba mieć na uwadze, gdy<br />
przyjdzie nam zmagać się z religijnym reakcjonizmem. Jeśli będziesz głosił nowatorskie<br />
poglądy, poglądy przeczące obowiązującym regułom, ktoś łatwo odnajdzie na twoim<br />
ciele liszaje, brodawki czy blizny, nieomylne dowody kontaktu z diabłem, a w przypadku<br />
ich braku - wykaże istnienie... niewidzialnego piętna duchowego. Wystarczy, że krzyknie,<br />
i po sprawie.<br />
Dlatego wspominając o liberalizmie, proszę pamiętać o znamieniu szatana<br />
1 syndromie Grandiera. Bo choć z olbrzymią flotą korsarską Jana XXIII moglibyśmy<br />
jeszcze świadomie walczyć, to już lepowi słów Innocentego VIII trudno byłoby się<br />
przeciwstawić. Ogłosił on rok 1490 rokiem świętym i za każde trzy dni spędzone w<br />
Rzymie, w jego karczmach i zajazdach, dawał całkowite odpuszczenie grzechów<br />
popełnionych w ciągu dwóch wybranych lat życia. A miodopłynność słów jego<br />
następców i słów władców pozostałych kościołów robiła i nadal robi wiele dobrego.<br />
Kościoły chcą kosić szmal, i dobrze, lecz niech czynią to oficjalnie i bez manipulowania<br />
naszym sumieniem, zresztą słowo sumienie to też ich wynalazek. Ale dajmy już temu<br />
pokój i pamiętajmy także o pozytywnym obliczu Kościoła.<br />
W Grupie Mateusza z wielkim zadowoleniem sondowaliśmy przekazy starożytnych<br />
mistrzów i z jeszcze większą uwagą śledziliśmy poczynania współczesnych myślicieli. Sai<br />
Baba, Maharishi Mahesh Yogi, Jiddu Krishnamurti, Gustavo Roi, Ojciec Klimuszko, Tenzin<br />
Wangyal, Sri Chinmoy - to nieliczne nazwiska z długiej listy mędrców, o jakich otarliśmy<br />
się w naszych poszukiwaniach. I nie ważnym było, kogo cytowaliśmy, czyje słowa<br />
poddawaliśmy w wąt<strong>pl</strong>iwość, bo zawsze, ale to zawsze odwoływali się oni do<br />
niewzruszalnych prawd uniwersalnych.
20<br />
czerpiąc pełnymi garściami ze wspólnego garnca wiedzy. Tego samego, do którego tak<br />
skwa<strong>pl</strong>iwie i wygłodniałe zaglądaliśmy.<br />
Co tam było? Ano wszystko: proekologiczny szamanizm, naga natura i praktyka<br />
medytacyjna w samym środku życia, pozwalające poznać świat i siebie przy pomocy<br />
umysłu; było zdrowie i poczucie pustki, wspólne punkty widzenia Wschodu i Zachodu, a<br />
przede wszystkim manifestacja tożsamości z Wszechjednym i Wszechmocnym. Cały<br />
kosmos tętnił tu życiem, a rodzaj ludzki oddawał hołd przyrodzie; duchowość wyzbywała<br />
się <strong>pl</strong>eśni religii i nietrwała materia człowiecza raz na zawsze odcinała się od narośli<br />
utrudniających manifestację boskości. Pozostała samodyscy<strong>pl</strong>ina, świadomy wysiłek<br />
odczuwania obecności Boga w życiu. Odpadła religia jako cel sam w sobie, pozostała<br />
sztuka życia z samym sobą: czujna świadomość, radykalna przemiana wewnętrzna,<br />
praktyczna wiedza, mówiąca o tym, że żadna technika, tym bardziej doktryna i system,<br />
nie są w stanie wynieść człowieka do nowego poziomu świadomości. Jedynie on posiada<br />
pełny obraz tego, jak jest uwarunkowany, jaki jest naprawdę i jakie są jego możliwości.<br />
Trzeba widzieć siebie, a nie swoje myśli o sobie. Trzeba widzieć człowieka, a nie nasze<br />
mniemanie o nim. Trzeba widzieć istotę rzeczywistości, a nie fantomy rozdygotanych<br />
wizji i fobii. Trzeba wyzwolić się od tych ograniczeń. Nadać sens indywidualnej podróży<br />
w głąb siebie.<br />
„Niewinny umysł - pisał Krishnamurti - nigdy nie skażony myślą potrafi zobaczyć,<br />
czym jest prawda, czym jest rzeczywistość, potrafi zobaczyć, czy istnieje coś poza nią. To<br />
jest medytacja".<br />
Już wiedzieliśmy, że medytacja jest formą pracy z umysłem. Wkrótce przekonaliśmy<br />
się, że nie jest ona metodą intelektualną ale mechaniczną, która doprowadza do<br />
totalnego zrozumienia. Było to jedno z najdonioślejszych odkryć, jakich dokonaliśmy.<br />
Była to prawda odkryta na nowo. Potem szło jak spłatka. A równolegle wzrosło<br />
zainteresowanie regresingiem, zwłaszcza po zapoznaniu się doświadczeniami A.<br />
Cannona, który cofnął w przeszłość bez mała półtora tysiąca ludzi, a swoje spostrzeżenia<br />
zawarł w „Mocy wewnętrznej". Potem doszedł jeszcze R. Moody, znany z całego cyklu<br />
publikacji poruszających kwestie karmicznych obciążeń, i K. Ring, mający na swoim<br />
koncie największą bodaj liczbę udokumentowanych przypadków tego typu. Nie<br />
ukrywam, że owe nowoczesne spojrzenie bardziej do nas przemawiało niż hinduskie<br />
Katha Upanishad czy Bardo Thódol (Tybetańska Księga Umarłych).<br />
Prócz blisko sześćdziesięciu cofnięć reinkarnacyjnych, przebadanych i nie<br />
pozostawiających cienia wąt<strong>pl</strong>iwości, co do ich prawdziwości, poruszyły nas także<br />
podróże do światów zamkniętych w zupełnie innych przestrzeniach, nie mających z<br />
ludzką ewolucją nic wspólnego. I jeśli nawet przywołane z podświadomości wydarzenia<br />
rzeczywiście miały miejsce, to ich prawidłowe odczytanie przekraczało nasze możliwości.<br />
Mówiąc zwyczajnie, wciąż nie mam pewności, czy wydobyte wspomnienia miały<br />
charakter indywidualnych wspomnień, czy też były - ze względu na nietypowe treści -<br />
niespotykaną formą konfabulacji.<br />
Dla lepszego zrozumienia tego niecodziennego zagadnienia przedstawię teraz dwa<br />
zapisy dotyczące inkarnacji tego samego człowieka (dwa następujące po sobie
21<br />
wcielenia). Pan M., rodowity Niemiec, mieszkający od urodzenia w Losheim, nawet nie<br />
przypuszczał, iż jego naturalna skłonność do zatrudniania Polaków (także na czarno)<br />
miała swój początek w niedalekiej przeszłości. W poprzednim życiu urodził się bowiem<br />
w XVIII stuleciu w Gdańsku w biednej rodzinie rybackiej. Powódź z 1775 roku zabrała mu<br />
całą rodzinę, a z niego samego uczyniła sierotę, zwanego potem Janem Rybakiem,<br />
Janem z imienia, nazwiskiem po ojcowskim fachu. Od tej chwili do końca życia miał nie<br />
zaznać spokoju. Już jako szesnastolatek pływał po Bałtyku i miał dziewczynę pracującą w<br />
tczewskiej karczmie. Niestety, odmrożona noga pokryła się bąblami, wdało się zakażenie<br />
i Jan Rybak stał się Janem Kaleką. Ani, konkubina karczmarza, dała gospodarzowi dwie<br />
córki i zmarła w wieku dwudziestu kilku wiosen w niewyjaśnionych okolicznościach, do<br />
końca żałując, że los nie pozwolił jej związać się z Janem Rybakiem. Samotny Jan całe<br />
swoje późniejsze życie spędził na tułaczce i posłudze. Od Gdańska po Gniew wędrował<br />
w poszukiwaniu pracy, najmując się najchętniej u gospodarzy, którzy nierzadko<br />
pozwalali mu zostać na zimę. Mawiano, że przynosi szczęście. Żył tylko dzięki temu<br />
przekonaniu. I prawie nigdy nie żebrał. Uważał, że życie - w jego przypadku - obeszło się<br />
z nim nader łagodnie. Jego wędrówka dobiegła końca na początku dziewiętnastego<br />
wieku (1829 rok) w Ptasznikach. Woda nie zapomniała o nim, przyszła z łoskotem kry<br />
wówczas, kiedy tego najbardziej pragnął, kiedy w maleńkich Ptasznikach nie znalazł<br />
ludzkiego serca. Woda zabrała go wraz z psem, z którym dzielił budę. Oto część<br />
odtworzonego po latach przekazu:<br />
„Mróz nie do wytrzymania. Czuję, jak krew krzepnie w zesztywniałym od zimna ciele.<br />
U gospodarzy wielkie ożywienie. Jak przez mgłę słyszę krzyki i zabijanie okien deskami.<br />
Chciałbym pomóc, lecz boję się wyjść z budy. Popędliwy gospodarz i jego syn mogą<br />
mnie zabić. Mówią, że ściągam wodę, że powódź idzie za mną. Boją się. Już dwa dni<br />
wcześniej kazali mi się wynosić. Nie mam siły się poruszyć. Jest mi coraz cie<strong>pl</strong>ej i wiem,<br />
że koniec mojej wędrówki jest bliski. Pies już wieczorem zerwał się ze sznura i przepadł<br />
w mroku nocy. Stary złorzeczył jak sam diabeł. Sądził, że to moja sprawka, że pies<br />
poszedł za moim wołaniem. Nie wiedzieli, że ruszył do Torunia, tam gdzie się wychował.<br />
Ludzie mówili, że Toruń zalała już woda z Warszawy, że żandarmeria zamyka mosty... Nie<br />
wiedzieli, że to dopiero początek tragedii. Wszystko wokół mnie jaśnieje, jest noc, ale ja<br />
już nic nie czuję. Ogromna tęsknota za Ani łzami nawilża mi policzki. Krzyki stają się<br />
coraz głośniejsze, ale mnie to obchodzi coraz mniej. Widzę ludzi uciekających łódkami i<br />
krę rozrywającą wały. Widzę światła wznoszące się ku górze... Widzę dom ściskany<br />
lodem i zgniatane ciało starca. Ależ to ja...! Jestem tego pewien! I jest mi z tego powodu<br />
tak dobrze jak nigdy. Boże, jak długo czekałem, jak długo..."<br />
Z kolei przytaczane przez pana M. tajemnicze przeżycia z kolejnego wcielenia do tej<br />
pory stanowią dla mnie zagadkę. Sadzę, iż podświadomość mogła, choć nie musiała,<br />
spłatać panu M. figla, podsuwając zlepek informacji niekoniecznie związanych z jakąś<br />
formą materialnej preegzystencji. Owe rzekomo reinkarnacyjne opisy pana M. mogły<br />
przecież być wspomnieniami z wycieczki po tamtym świecie. Czy wspomnienia te mówią<br />
o pewnej formie rzeczywistej ewolucji, czy są raczej
22<br />
imaginacją - trudno powiedzieć. Oto marna próba przełożenia na ludzki język kolejnego<br />
wcielenia pana M.:<br />
„W budowie budowy napotykam coraz więcej oporów. Nastaje czas zbiorów, a ja<br />
wciąż nie potrafię wyjść poza centrum. Ziarno jest pełne, a ja niezdecydowany. Wiem, że<br />
przez światłość ziarna dotrę do ciemności i tam znajdę pierwszy okruch. Całe działanie<br />
prowadzę w naświetlanie. Zapominam o odrzuceniu gorąca. Światło pali mnie i nie<br />
otwieram się. Wielu przychodziło w tym świetle i wielu odchodziło. Tylko ja mam szansę<br />
dokonać zbiorów. Trwam w walce. Odpowłaczam się warstwa po warstwie, ale nie<br />
docieram do wyjścia przez środek. Niknę, ale jestem. Życia opadają, bieląc fale i jest mi<br />
bardzo tęskno. Już wiem. że nie dotrę do celu i będę musiał znowu powrócić..."<br />
Pan M. wyszedł z transu w mocnym przeświadczeniu, że przegrał coś, o co usilnie<br />
walczył przez całe tamte życie. Odczucie zawodu było tak silne, że po policzkach<br />
spływały mu łzy. Lecz każda kolejna sekunda przebywania w rzeczywistości zacierała<br />
klimat minionego świata i wkrótce obserwator nie był w stanie nie tylko przełożyć na<br />
nasz język swoich odczuć, ale nawet ich zinterpretować. Przyznał potem, a regresji<br />
dokonaliśmy trzykrotnie, że za każdym razem odczuwał obecność czegoś, co chroniło<br />
go przed zejściem, przed poznaniem tego. co mogło go przyprawić o obłęd, ale do<br />
czego jednocześnie dążył każdą swoją cząstką. Miał wrażenie uczestnictwa w doniosłym<br />
akcie stworzenia i bliskiego doprowadzenia do końca jakiegoś ważnego zadania,<br />
pozostawania w stanie równie bogatym w odczucia jak ludzkie życie. Po głębszym<br />
zastanowieniu doszedł jednak do wniosku, że to, co wcześniej powiedział, mogło<br />
wyglądać zupełnie inaczej. Jednego był wszakże pewien: istniał, i pogłos tego istnienia<br />
przeniknął go na wskroś. Nie rozumie tego stanu, nie jest mu z nim wcale<br />
nadzwyczajnie, nie jest on czymś odmiennym, ale bez tych wspomnień nie byłby już taki<br />
jak dawniej. Z drugiej zaś strony nie potrafił rozsądnie wyjaśnić, co się w nim zmieniło.<br />
Czyżby otarł się o nieznane?<br />
Tego typu przeżycia nie są chyba odosobnione, bo podobny przypadek przytrafił się<br />
nam jeszcze raz. Mam ochotę zaryzykować twierdzenie, że podobne historie znalazły<br />
swoje odbicie w zapisach wielu tanatologów, że tworzyły zapisy wielu regresingów, ale<br />
traktowano je jako nieskoordynowany proces myślowy, nie podejrzewając nawet, że<br />
zahipnotyzowane osoby cofały się wspomnieniami do autentycznych obszarów<br />
rzeczywistości, gdzie ewolucja biegnie nie znanymi nam drogami. Powstaje pytanie, czy<br />
nie jest to czasami błąd w sztuce? Bo skoro przeniesienie świadomości na wyższy<br />
poziom dokonuje się poprzez jej usamodzielnienie, to czyż tworzenie z niej podmiotu<br />
nie jest procesem odwrotnym? Tak działa inwolucja. Lecz i to nie wyjaśnia wszystkiego.<br />
Poza tym wiadomym jest, iż dusza ewoluuje tylko w człowieczej materii. Więc tak czy<br />
owak coś tu nie pasowało.<br />
Wracając do prac Grupy Mateusza, z ubolewaniem muszę przyznać, iż<br />
zainteresowanie światem zmarłych zdystansowało z czasem nawet wartości płynące z<br />
praktykowania medytacji. No, może nie było to aż tak drastyczne, gdyż większość z nas<br />
na własny rachunek pozostała wierna ćwiczeniom duchowym (powiedzmy
23<br />
uczciwie: ezoterycznym), co znajdywało odzwierciedlenie w treści pytań zadawanych<br />
podczas seansów, niemniej dało się zauważyć postępujące zniechęcenie pracą nad sobą,<br />
a coraz większe zafascynowanie inwigilacją drugiej strony.<br />
Nim jednak przejdę do wyjść poza ciało i opisów innych światów, stanowiących<br />
ukoronowanie całego cyklu doświadczeń z innymi wymiarami, chciałbym zapoznać<br />
Czytelnika z charakterem wskazówek i pouczeń, jakie można uzyskać dzięki współpracy<br />
obu stron. Są one na tyle godne odnotowania, iż samą swoją prostotą nakłaniają do<br />
głębszych przemyśleń. Stanowią także formę społecznej resocjalizacji i dają impuls do<br />
poznania świata. To właśnie dzięki tym metodom, dzięki transmutacji duszy, mógł<br />
Pitagoras wędrować po światach i składać w całość okruchy wiedzy, z których stworzył<br />
alchemię, a Nicholas Flamel odkryć w XIV wieku prawdziwy kamień filozoficzny,<br />
pozwalający przemieniać rtęć w srebro i złoto, dzięki czemu ufundował czternaście<br />
szpitali, siedem kościołów i trzy ka<strong>pl</strong>ice.<br />
Wszystkie niżej zrelacjonowane spotkania odbyły się w siedzibie Grupy Mateusza,<br />
którą od początku istnienia stanowił dom Zygmunta, doskonale przygotowany do<br />
prowadzenia praktyki lekarskiej. Centrum spotkań nieodmiennie stanowił główny<br />
gabinet i ogromne biurko, wyróżniające się na tle ciemnej, sosnowej boazerii. Skupieni<br />
wokół jego rzeźbionych krawędzi wyciągaliśmy przygotowane wcześniej pytania,<br />
włączaliśmy magnetofon i przy przygaszonym świetle rozpoczynaliśmy seans. Kiedy<br />
wszystkie spojrzenia zaczęły się skupiać na mojej twarzy i pokój wypełniała całkowita<br />
cisza, kładłem prawą dłoń na starej tabliczce qui-ja i wyłączałem wszystkie bariery<br />
między mną a zaświatami. Pokój błyskawicznie zaludniał się duszami, które zabierały<br />
głos zgodnie z ustalaną przez siebie kolejnością.<br />
Ponieważ mogłem tylko na krótko włączyć astralny mechanizm widzenia,<br />
wykształciłem rodzaj widzenia intuicyjnego. Pochłaniało to znacznie mniej energii i<br />
dawało niezłe rezultaty: mogłem wówczas godzinami śledzić ruchy unoszących się<br />
postaci. Tylko nadal nie potrafiłem ich usłyszeć. Moje jasnosłyszenie było jakby<br />
zapóźnione, ociężałe, jednak przy wsparciu spirytystycznej tabliczki w zupełności<br />
wystarczało do rozmów z zaświatami. Często już po pierwszej literze potrafiłem wyłożyć<br />
całą myśl ducha, a on tylko ruchem talerzyka potwierdzał jej prawdziwość.<br />
Kiedy jednak usadowioną na spirytystycznej tabliczce dłoń zaczynały owiewać fale<br />
chłodu, charakterystyczny objaw przybycia negatywnych energii, włączałem mechanizm<br />
obronny: uruchamiałem wzrok astralny, pozwalający bardziej rzeczowo ocenić<br />
zagrożenie, na jakie byliśmy narażeni. I choć wyda się to nieprawdopodobne, część<br />
negatywnych duchów, zwanych duchami błądzącymi, i niebezpieczniejszych od nich:<br />
zwanych wyklętymi, nie zawsze przychodziła w złych zamiarach. Zwłaszcza duchy<br />
błądzące, kończące pokutną tułaczkę, służyły często radami, których trudno by się<br />
spodziewać po duchach normalnych. Ogromną rolę odgrywało tu doświadczenie z<br />
ostatniego życia, powołanie i oczywiście - intelekt.<br />
Pamiętam szczególnie jeden taki przypadek ducha błądzącego, który opuścił ziemski<br />
padół śmiercią samobójczą. Pan ten, bardzo życzliwie nastawiony do nas
24<br />
i zaświatów, mimo że za życia był prostym człowiekiem, przemawiał bez skrywanego<br />
wstydu i tak rozsądnie, że znajdowało to uznanie po obu stronach. Uczestniczył potem<br />
w kolejnych spotkaniach, a dzięki wstawiennictwu poznanych przyjaciół stamtąd, bardzo<br />
szybko przeszedł na etap następny i stał się duchem normalnym. Przy okazji<br />
dowiedzieliśmy się, że duch normalny może wiele pomóc pokutnikowi i że zasady kary<br />
za grzechy niewiele mają wspólnego z naszą jurysdykcją.<br />
Kontakt z duchem grzesznym jest niebezpieczny i zawsze należy się go wystrzegać.<br />
W całym moim spirytystycznym doświadczeniu nie spotkałem się z ani jednym<br />
grzesznikiem, który byłby do nas obojętnie nastawiony. Są to istoty na wskroś<br />
pozbawione ludzkich odruchów, na wskroś przesiąknięte złem, aroganckie i<br />
bezwzględne. Mogą być bardzo inteligentne, ale ich postępowanie jest całkowicie<br />
wyprane z ludzkich uczuć i zorientowane tylko na krzywdzenie innych. Są przy tym<br />
bardzo silne i nadzwyczaj pomysłowe. Są żywym przykładem istnienia mrocznej strony<br />
człowieczeństwa. Niektórzy grzesznicy, jeśli tylko mieli żywiciela, dysponowali tak<br />
znacznymi nadwyżkami energii, że przebicie się przez ich zasłonę energetyczną było<br />
niemożliwe i trzeba było kończyć seans. Potrafili oni skutecznie zastraszyć inne dusze, a<br />
nawet udaremnić kontakt ze starym duchem, który bądź co bądź stanowi kulminację<br />
ludzkiej ewolucji w astralu i wyłamując się z kręgu ponownych narodzin, staje się dość<br />
często przewodnikiem żyjących. Duch grzeszny to jego przeciwieństwo, to istota<br />
wypędzona za swoją nikczemność ze wszystkich światów. Jego obecność można<br />
przyrównać tylko do obecności szatana. To demon wyrosły z ludzkich obszarów<br />
egzystencji.<br />
Każdy chłód przenikający moją rękę stanowił zapowiedź idącego z zaświatów<br />
zagrożenia. Przezornie, kiedy pojawiał się chłodny wiew, wzywałem opiekunów i<br />
prosiłem o wsparcie. Kiedy zimno mroziło stawy, trzeba było się mieć na baczności i bez<br />
względu na okoliczności kończyć seans. Dodatkowe sztywnienie gardła oznaczało tylko<br />
jedno: bezwzględną wrogą napaść, obecność istoty, która wszelkimi sposobami<br />
usiłowała mnie zniszczyć. Wówczas pozostawało tylko jedno wyjście: wspólnie<br />
inwokowane przyzywanie Felicjana, starego ducha, który jako jedyny dysponował zgodą<br />
zaświatów na udzielanie nam pomocy w takich okolicznościach. Na szczęście do tak<br />
drastycznych przypadków prawie nigdy nie dochodziło, a i wizyty złych duchów należały<br />
do rzadkości. Pozwalaliśmy na taki kontakt tylko w wyjątkowych okolicznościach, to<br />
znaczy wtedy, gdy duch taki wielokrotnie przybywał na seanse, pokornie znosząc nakaz<br />
odwołania, bądź towarzyszył komuś ze stałych uczestników.<br />
A trzeba wiedzieć, że liczba zaproszonych gości często przekraczała dziesięć osób,<br />
więc zdarzało się i tak, że chcący się z nimi skomunikować znajomi czy krewni z<br />
zaświatów także musieli swoje odczekać. Nie było więc sposobności poświęcania czasu<br />
duszom nieczystym, które nawiedzały nas tylko we własnym interesie.<br />
Na początku padało fundamentalne: czy w pokoju znajduje się osoba, która powinna<br />
odejść? Jeśli nie było zastrzeżeń, pytałem, czy ustalono kolejność zadawania pytań.<br />
Pytałem nawet wówczas, gdy na seans w tym konkretnym dniu
25<br />
przybywały duchy zapowiedziane, związane wcześniejszym słowem. Takiej etykiety<br />
wymagano po tamtej stronie i nie mieliśmy nic przeciwko temu.<br />
Państwa zainteresuje z pewnością technika odbywania seansów. No cóż, kiedy<br />
nawiązywałem swoje pierwsze kontakty z zaświatami, posługiwałem się prostym<br />
alfabetem narysowanym na kartce papieru. Litery i cyfry od „0" do „9" były duże, gdzieś<br />
o wysokości sześciu centymetrów, ale niezbyt grube i tak zgrupowane, by wędrówka<br />
talerzyka toczyła się po jak najkrótszych trajektoriach. Prócz umieszczonej na samej<br />
górze listy imion (wskazywał je talerzyk, jeśli przybyły był naszym znajomym) znajdowały<br />
się kręgi z wypisanymi obowiązkowo zdaniami: tak, nie, nie wiem, nie wolno mi<br />
powiedzieć, muszę wracać, kończcie seans - mało energii. Silniejszym mediom polecam<br />
dodatkowe okienko z wyszczególnionym statusem przybyłego na rozmowę ducha: stary<br />
duch, duch normalny, duch błądzący, duch wyklęty, grzesznik. Każdy duch, chce tego czy<br />
nie, musi powiedzieć, kim jest. Duch z niższego rzędu może wprowadzić w błąd, jeśli<br />
osoba prowadząca seans nie ma dostatecznej mocy i doświadczenia w sprawach<br />
spirytystycznych. Wszelkie wskazówki w przypadku grzesznika zawodzą i bez praktyki tu<br />
się nie obejdzie. Nieodwołany, może narobić wiele zamieszania, może dużo zniszczyć, a<br />
nawet zabić. Dobrze, jeśli wykształcimy w sobie odruch informujący nas o rodzaju<br />
przybyłego na spotkanie ducha oraz o stanie naszej traconej bezpowrotnie podczas<br />
seansu energii. Powiem tylko raz: nawet stary duch może się objawić tylko kosztem<br />
naszej energii. Każdy zaś modny efekt dźwiękowy, nie wspomnę o wizualnym, wymaga<br />
wręcz jej olbrzymich dawek. Widziałem raz medium tak osłabione, że jego ciało<br />
eteryczne skurczyło się do wielkości piłki i wyglądało jak pomarszczony starzec. Taki<br />
człowiek bez pomocy z zewnątrz stanowi łatwy cel dla każdej przybłędy z astralu. I<br />
jeszcze jedno: zetknięcie się z duchem błądzącym kosztuje nas kilkakrotnie więcej<br />
energii niż jej ilość potrzebna do łączności z duchem normalnym. Duch wyklęty, jeśli<br />
dobrze nam życzy, pobiera jej nawet kilkadziesiąt razy więcej. Grzesznik to studnia bez<br />
dna. Wyrafinowany, wykończy nas w ciągu kilku minut.<br />
Oczywiście wiele zależy od ilości naszej witalnej mocy, którą trzeba stale uzupełniać.<br />
Energię można gromadzić przy pomocy koncentracji (nie medytacji), jak i poprzez<br />
właściwe odżywianie się. Znacznie więcej ma jej osoba trudniąca się pracą umysłową niż<br />
człowiek pracujący fizycznie. Ogólnie przyjmuje się, że medium o przeciętnej sile może<br />
odbywać trzy-cztery dwu-trzygodzinne seanse tygodniowo. Ich przedłużanie wymaga<br />
stosowania specjalnych zabiegów regenerujących.<br />
Jak wspomniałem, pierwsze techniki mediumiczne wyglądały raczej nieciekawie,<br />
standardowo. Jednak już na początku osiągałem przekazy liczone w setkach słów.<br />
Jednak pod warunkiem posługiwania się cienkim porcelanowym talerzykiem. Z czasem<br />
zauważyłem, że już w chwili rozpoczynania ruchu talerzyka znam treść przekazu. Wątpiąc<br />
w niezawodność intuicyjnego odbioru, jeszcze z rok cyzelowałem technikę, głośnym<br />
mówieniem wyprzedzając pojawiający się odczyt. Z czasem talerzyk już tylko korygował<br />
pojawiające się błędy. Tak wykształciła się
26<br />
u mnie technika pseudojasnosłyszenia, odbioru sygnałów nie będących ani głosem, ani<br />
literą ani przeczuciem, lecz czymś w rodzaju pewności.<br />
Ponieważ na jakość odbioru składa się wiele czynników, dla pewności zawsze<br />
trzymałem rękę nad <strong>pl</strong>anszą i talerzykiem. Kiedy z różnych przyczyn działo się coś nie<br />
tak, talerzyk drgał, przypominając o powinności utrzymywania stałego stanu skupienia.<br />
Zachodziło to zwłaszcza w obecności tych bytów, z którymi wiązały mnie zastarzałe,<br />
zakłócające mój spokój wewnętrzny emocje. W przypadku nowo poznanych dusz łatwiej<br />
mi było utrzymać stan odprężenia. Barierę stanowiły raczej emocje zakorzenione w<br />
starych związkach. To one wytrącały mnie z równowagi. No cóż, takim mnie ulepiono i<br />
nie ma się czego wstydzić.<br />
Czy podczas seansów zajmowaliśmy się tylko wartościami ponadczasowymi? Wręcz<br />
przeciwnie. Zaczynaliśmy od samych dołów. Od pytań w rodzaju: kiedy coś się stanie?<br />
jak temu zaradzić? kiedy ktoś umrze? czy będzie koniec świata?" I grali w to starzy faceci.<br />
W tym celu pozyskiwaliśmy informacje od wszystkich nam życzliwych obserwatorów.<br />
Dość szybko wykształciliśmy mechanizmy wzajemnej współpracy i zaczęliśmy ingerować<br />
w zaświaty. Pierwsze próby z komunikowaniem się w snach, dość marne, choć dla wielu<br />
interesujące, ustąpiły niebawem miejsca doświadczeniom z wychodzeniem poza ciało.<br />
Nieoczekiwane zjawisko OBE, jakie dotknęło Roberta II, pochłonęło nas bez reszty,<br />
spychając wszystkie wcześniejsze doświadczenia na <strong>pl</strong>an dalszy. Zaczęła się<br />
najwspanialsza przygoda w naszym życiu. Zwłaszcza dla mnie, bo przestałem już wierzyć,<br />
że dane mi będzie jeszcze wnikać w światy z mojego dzieciństwa.<br />
Ale zacznijmy od początku. Odpowiedzmy sobie na często zadawane pytanie: czy<br />
przebywające w zaświatach dusze zmarłych rzeczywiście mogą przekazać nam jakieś<br />
konkretne informacje? Otóż tak. I to bynajmniej niemało, o ile oczywiście płyną od istot<br />
nam życzliwych. By przybliżyć to zagadnienie, przedstawię historię pewnej rodziny.<br />
Właściwie będzie to opowieść o pewnym młodym człowieku, który korzystał z naszej<br />
pomocy przez szereg lat i który dzięki radom stamtąd lepiej ułożył sobie życie.<br />
Kłopoty w rodzinie pana P. zaczęły się wkrótce po tym, jak na stałe przeprowadził się<br />
do kobiety, którą miał poślubić. Niebawem ich związek zdominowały wzajemne<br />
oskarżenia o nieszczerość i wybuchy niekontrolowanej agresji z obu stron. Po jakimś<br />
czasie pan P. stracił cały animusz i chęć do życia. Z człowieka dość dobrze dającego<br />
sobie radę w życiu stał się powoli emocjonalną ruiną apatycznym młodzieńcem<br />
uzależnionym całkowicie od wybranki. Ślub pogorszył ten układ, a i uczuciowo związek<br />
ten rozpadł się jeszcze przed jego sformalizowaniem.<br />
Kiedy pan P. znalazł się w naszym gabinecie, prosząc, byśmy zajęli się duchami<br />
grasującymi w jego mieszkaniu, podejrzewaliśmy raczej, iż miał się znaleźć tu jako<br />
pacjent Zygmunta, a nie jako uczestnik seansu spirytystycznego. Nawet potwierdzone<br />
przez małżonkę dziwne fakty, jakie utrudniały im pomieszkiwanie, zdawały się świadczyć<br />
raczej o pewnego rodzaju histerii, która mogła uruchomić ponadnaturalne siły któregoś<br />
z domowników.
27<br />
Ale już pierwsze badanie ujawniło obecność bardzo silnego ducha, który nawiedzał<br />
mieszkanie państwa P. To on zakłócał działanie telewizora, głośno chadzał po pokoju,<br />
przybijał gwoźdźmi watę do ściany, stwarzał miejsca wyraźnie odczuwalnego chłodu,<br />
trzaskał garnkami, tłukł żarówki, przewieszał obrazy i co najgorsze - przejmował kontrolę<br />
nad zachowaniem małżonków. Skłócał ich, a pana P. doprowadził wręcz do załamania<br />
nerwowego.<br />
Pierwszy seans zakończył się fiaskiem. Wezwany duch nie zamierzał się z nami<br />
kontaktować. Zaskakujące było to, że nie odczuwałem chłodu, charakterystycznego dla<br />
obecności duchów niższych, ale jednocześnie ten sam duch zamknął nam drogę do<br />
kontaktu z pozostałymi bytami. I to było ciekawe. Był poza tym bardzo silny i trochę<br />
arogancki: by dać nam dowody swojej nieustę<strong>pl</strong>iwości (pośrednio - władzy nad<br />
państwem P.) - wielokrotnie obszedł nasz stół, stukając po podłodze niczym marynarz z<br />
drewnianą nogą. Potem zgasił świeczki i zamilkł. Czuliśmy jednak cały czas jego<br />
obecność. Odwołany odchodził, lecz na niewiele to się zdało, gdyż za każdym razem,<br />
gdy wzywaliśmy przyjaciół, on zjawiał się pierwszy, blokując im do nas dostęp.<br />
Dwa dni później ponowiliśmy kontakt, nie wspominając o tym zainteresowanym.<br />
Podejrzewaliśmy, że poinformowany o naszych zamiarach, złośliwy duch kolejny raz<br />
odetnie nas od zaświatów. Nawet gdyby państwo P. starali się utrzymać całą sprawę w<br />
tajemnicy przed duchem, to nie wolno zapominać, że silny duch z łatwością może<br />
odczytać ludzkie myśli, ba! potrafi zajrzeć do pamięci nawet wbrew życzeniu człowieka.<br />
Mając to na uwadze, zorganizowaliśmy seans w tajemnicy. I udało się. Już za pierwszym<br />
razem nawiązaliśmy łączność z naszymi. Byłem wówczas dość dobrze wzmocniony<br />
energetycznie, więc już po kilku zdaniach odczytanych talerzykiem wpadłem w lekki<br />
trans i resztę seansu odbyliśmy z wykorzystaniem jasnosłyszenia.<br />
I co się okazało? Otóż pani P. nie była taką pierwszą lepszą osobą. Jej duchowym<br />
powołaniem było przywództwo. Męża zaś - nauka. To znaczy: na tamtym świecie ona<br />
była przywódcą duchowym, on naukowcem. I pod tym kątem realizowali swoje<br />
przeznaczenia we wszystkich inkarnacjach. On był duchownym, lekarzem, chemikiem,<br />
magiem i tak dalej, a więc niemal zawsze stykał się z wiedzą pod jakąkolwiek postacią;<br />
ona zaś była lekarzem, politykiem szlachcianką a nawet żoną faraona. Miała więc<br />
intuicyjne pojęcie o manipulowaniu ludźmi i wygrywaniu jednych przeciwko drugim.<br />
Dlatego, choć starsza od męża o lat sześć, obarczona na dodatek dzieckiem z<br />
pierwszego związku i niezbyt chwalebną reputacją, umiała się w życiu dobrze ustawić.<br />
Bez problemu owinęła sobie pana P. wokół palca, choć ten był początkowo<br />
zainteresowany młodą i atrakcyjną dziewczyną z sąsiedztwa, z którą zresztą był po<br />
słowie. Wszyscy byli bardzo zaskoczeni, gdy przystojny student rzucił naukę i zdał się na<br />
łaskę starszej, mało atrakcyjnej kobiety.<br />
Nie bez potrzeby tyle uwagi poświęcam przyczynom zejścia się tych dwojga ludzi,<br />
które u postronnych obserwatorów wydawały się co najmniej dziwne. Nieliczni wiedzą,<br />
że przywództwo na drugim świecie wiąże się z dysponowaniem pewną mocą<br />
niedostępną pozostałym duszom. Dzięki temu pani P. osiągała w życiu to, co chciała. A<br />
że chciała niewiele, to inna sprawa, związana raczej ze
28<br />
środowiskiem i posiadanym wykształceniem niż z możliwościami. Jako fryzjerka nie na<br />
wiele mogła sobie pozwolić. Ale jako wolny duch - i owszem. Pierwszego męża<br />
zdominowała. Gdy się opamiętał, bez problemu odebrała mu dziecko i puściła z<br />
torbami. Potem nastał radosny okres niezależności: kawiarnie i rozliczne przygody.<br />
Spotkanie z panem P. zburzyło tę sielankę. To zejście się było jednak im pisane.<br />
Postanowili to już w zaświatach i otrzymali na to zgodę. Nie wiedzieli jednak, że<br />
dzieciństwo pana P. potoczy się zupełnie inaczej, niż było za<strong>pl</strong>anowane, i że inna dusza<br />
postanowi uczestniczyć w tych zmianach. Wiedziała bowiem, że państwo P. się rozejdą.<br />
Najciekawsze w tym wszystkim są karmiczne powiązania. Państwo P. także w<br />
ostatnim życiu było małżeństwem. Mieszkali w Krakowie na początku tego stulecia, on<br />
był chemikiem średniej klasy, ona dość wziętym lekarzem dziecięcym. Może dlatego w<br />
tym życiu on nie cierpiał chemii, na samo wspomnienie o niej dostając gorączki, ona nie<br />
wiadomo skąd zawsze potrafiła podleczyć dzieci. Przy tym dobrze orientowała się w<br />
ziołolecznictwie, choć do żadnego zielnika nie zaglądała. Mąż także podzielał to<br />
zainteresowanie, jednak chyba tylko dlatego, że coś go zawsze korciło, by roztłuc jakieś<br />
zielsko w moździerzu.<br />
Nim przejdziemy do trzeciego aktora dramatu, skupmy się na chronologii. Mamy<br />
więc ducha stukającego i niesnaski między małżonkami. Cofnijmy się teraz<br />
0 kilka miesięcy. Pani P., która jeszcze wtedy była panią S., wprowadziła się po rozwodzie<br />
z powrotem do rodziców. Krótką radość dziadków z obecności wnuczki zakłóciły<br />
niebawem nocne eskapady córki, zwanej roboczo panią S. Pani S. pragnęła oddychać<br />
pełną piersią i nie ma co jej się dziwić: była jeszcze młoda i lubiła się zabawić. To<br />
doprowadziło do konfliktu z rodzicami. Sytuacja pogarszała się z dnia na dzień. I<br />
pewnego razu, idąc przez miejski rynek, zniechęcona do życia ciągłymi kłótniami z<br />
rodzicami, pani S. zapragnęła usamodzielnić się. Do tego brakowało jej tylko jednego:<br />
własnego mieszkania, którego nie miała. Mało tego - zdobycie takiego bez<br />
wieloletniego odkładania oszczędności na książeczce mieszkaniowej<br />
1odczekania swego w długiej kolejce graniczyło z cudem. Dobrze o tym wiedziała i z<br />
tego powodu była bardzo zła.<br />
W tej samej chwili naprzeciwko niej ukazała się dobrze jej znana postać staruszki -<br />
samotnie żyjącej kobiety. Świadomość posiadania przez starowinkę tak potrzebnego jej<br />
lokum doprowadziła ją do szaleństwa: nie bacząc na rangę słów wyrzekła w duchu<br />
przekleństwo, które podchwyciły związane z nią od lat złe duchy: „ Ta stara krowa<br />
gnieździ się sama, a ja się męczę? Żeby zdechła..." I stało się: kilka godzin później,<br />
wracając tą samą drogą przez rynek, staruszka poślizgnęła się i upadła tak nieszczęśliwie,<br />
że wkrótce skonała. Niby zwykły przypadek.<br />
Pani S. w jakiś sposób dowiedziała się o tym następnego dnia i wykorzystując<br />
znajomości, w tydzień wprowadziła się do mieszkania po tragicznie zmarłej kobiecie. Nie<br />
wiedziała, że sama była przyczyną jej tragedii i że kiedyś przyjdzie jej za to zapłacić. Jako<br />
przywódczyni, miała intuicyjną ale pełną świadomość korzystania z własnej mocy.<br />
Zresztą niejeden raz w życiu bawiła się na to konto, otrzymując zawsze to, co chciała. Złe<br />
duchy, które spełniły jej prośbę, podcinając
29<br />
staruszce nogi, zagwarantowały sobie dług wdzięczności po śmierci i wsparcie<br />
energetyczne za żywota. Związały się z nią na dobre.<br />
One też pomogły usidlić pana P. i po miesięcznej znajomości (!) postawić w Urzędzie<br />
Stanu Cywilnego. Pan P. gasł z dnia na dzień. Stał się mrukliwy, wiecznie zmęczony i<br />
emocjonalnie zależny od połowicy. Przeszedł niekorzystną metamorfozę. Nadto pani P.<br />
od samego początku stanowiła w stosunku do męża opozycję energetyczną<br />
przechwytując każdą nadwyżkę jego energii. To go pokonało. Błądząc w domysłach,<br />
zaczął upatrywać (i słusznie) źródło zła w poślubionej kobiecie. Wówczas prawem<br />
moralnym do akcji wkroczył duch staruszki. Rozgościł się na dobre w ich, czyli swoim<br />
dawnym mieszkaniu, i wziął pana P. w obronę. Rozbudził w nim chęć do życia i starał się,<br />
aby pan P. przejrzał w końcu na oczy. Lecz ta wykluwająca się niezależność była nie w<br />
smak pani P. i wspierającym ją duchom. Na <strong>pl</strong>anie astralnym rozegrała się wojna, której<br />
fizyczne manifestacje niewiele mogą powiedzieć o jej prawdziwych rozmiarach. Na takim<br />
etapie partyzantki pan P. znalazł się u nas, błagając o pomoc.<br />
Prosiliśmy naszych znajomych o wsparcie, o porozmawianie z duchem staruszki i<br />
skłonienie go do przyjścia na seans. Niestety, staruszka była duchem normalnym i miała<br />
prawo odmówić naszej prośbie. Byliśmy bezsilni. Jednak kiedy<br />
0 to samo poprosił pan P., duch staruszki przybył na spotkanie i przeprowadził z<br />
zainteresowanym ciekawą rozmowę.<br />
Na początku staruszka wyraziła głęboki żal o to, że wyrwano ją z życia, gdy mogła<br />
jeszcze tyle zrobić. I choć przeszła przez życie godnie i nie musi się oczyszczać, to jednak<br />
boleśnie odczuwa ciężar nie dokończonej pracy. Obiecała też nie pojawiać się więcej,<br />
jeśli pan P. sobie tego nie życzy. Potem własnymi słowami zdała relację z tego, co działo<br />
się w domu państwa P. Poradziła też, jak z tego kłopotu wyjść. O dziwo, pan P. zgodził<br />
się z duchem w całej rozciągłości jego wywodu i postanowił walczyć o siebie.<br />
Duch staruszki przestał niepokoić państwa P. Stosunki między małżonkami wróciły<br />
do względnej równowagi, a narodziny pierwszego syna po raz kolejny wykazały, jak<br />
łatwo przegrać życie w obliczu oczywistego. Pan P. poddał się całkowicie. Potem<br />
przyszedł drugi syn, a z nim depresja. Pan P. kochał dzieci<br />
1złożył im siebie w ofierze.<br />
Minęły cztery długie lata. Mamy kolejną odsłonę. W środku nocy pana P. wyrwa ze<br />
snu przemożny strach. Otwiera oczy, ale nie jest w stanie się poruszać. To, co ujrzał,<br />
przeraziło go do reszty. Na jego piersi siedział mały potwór wielkości ludzkiej głowy,<br />
przypominający trola. Siedział i sączył życiodajne fluidy wprost z jego krtani. Pan P. nie<br />
potrafił wykonać najmniejszego ruchu, a z każdym oddechem zmory coraz wyraźniej<br />
czuł, jak opuszczają go siły. Walczył o życie. Krzyczał, ale żaden głos nie wydobywał się z<br />
piersi. Nie potrafił poruszyć ręką ani nogą. Upiór kontrolował wszystkie jego reakcje.<br />
Robił, co chciał. Sytuacja stawała się dramatyczna. Panu P. pozostało już tylko liczenie<br />
czasu. Liczył sekundy i wzywał Boga na pomoc. Pot zrosił mu całe ciało i pościel stopiła<br />
się ze skórą w jedną zgniłą skorupę. Przez moment wydawało się, że nie pozostało nic<br />
innego, jak tylko zrobić rachunek sumienia. Kiedy pan P. stracił wiarę w ocalenie, zmora
30<br />
ustąpiła. Znikła nagle, pozostawiając w człowieku zdruzgotaną wizję ludzkich możliwości.<br />
Pan P. przestraszył się nie na żarty. Przyjął to ostrzeżenie jako odpowiedź na kolejną<br />
próbę wyrwania się spod wpływów żony, ale żadnych konkretnych kroków nie poczynił.<br />
Dwa dni później wieczorem najmłodszy syn zaczyna się dusić. Nie potrafi złapać<br />
oddechu i puchnie w oczach. Wygląda to tak, jakby ktoś wlewał mu do ciała wodę. W<br />
ciągu kilku minut sytuacja staje się niebezpieczna: syn traci świadomość i zapada w<br />
śpiączkę. Matka biegnie do sąsiadki dzwonić po pogotowie, a ojciec przytomnieje: mając<br />
przed oczyma przedostatnią noc, domyślając się kolejnego ataku zła, kładzie ręce na<br />
piersi dziecka i wzywa ducha staruszki na pomoc. 20 minut później dziecko znajduje się<br />
już na oddziale intensywnej terapii, ale pan P. jak w transie leży na podłodze i nadal<br />
wzywa ducha. Raptownie odczuwa głęboką ulgę, już wie, że dziecko jest bezpieczne.<br />
Patrzy na zegarek: 21.30. Nazajutrz żona przyznaje, że gdzieś koło tej godziny dziecko<br />
odzyskało świadomość i zaczęło się zachowywać tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało.<br />
Lekarze nie wiedzieli, jak to wytłumaczyć.<br />
Pan P. ponownie znalazł się za spirytystycznym stołem, czekając na reakcję<br />
zaświatów. Ale duch staruszki więcej się nie pojawił, choć to ona pomogła dziecku w<br />
potrzebie, przyszli za to jego bliscy. Co się okazało... Pani P. powróciła do dawnego trybu<br />
życia. Faktem jest, że od czasu zejścia się z obecnym mężczyzną do pracy więcej nie<br />
poszła, ale o dom dbała i czystość zachowywała. Ponieważ mąż pracował na kopalni na<br />
tak zwanej nocnej zmianie, pani P. bez problemów oddawała się dawnym uciechom,<br />
robiąc to nawet z kolegami męża z pracy. Ale - o to właśnie chodzi - ponieważ małżonek<br />
w tych sprawach wykazywał filozoficzną tolerancję, z uśmiechem wysłuchując życzliwych<br />
donosów i nie wspominając o tym połowicy, ta po czasie - wiedząc, że nie robi dobrze -<br />
zaczęła odczuwać wyrzuty sumienia, tym samym prowokując ataki złego. Życzliwe dusze<br />
prosiły, by pan P. się opamiętał, by znalazł rozwiązanie, nim będzie za późno.<br />
Pół roku później państwo P., chcąc ratować rozpadające się małżeństwo, wyjechali za<br />
granicę, gdzie zdali się na azyl polityczny. Jednak zapowiadany raj nie wyglądał tak<br />
kolorowo. Między nimi też nic się nie poprawiło. Po dwóch miesiącach pan P. znalazł<br />
pracę w odległej miejscowości i chcąc ją utrzymać, musiał tam zamieszkać. Przebywając<br />
całymi tygodniami poza domem, pan P. zaczął się budzić, wyzwalać spod wpływu żony.<br />
Ustały nawet ataki złego. Za to pani P. wpadła w szał. Robiła, co mogła, aby męża znowu<br />
uzależnić od siebie. Jak nic brakowało jej jego obecności. W tych zapędach nie<br />
kontrolowała już własnego zachowania. Za wszelką cenę musiała mieć męża przy sobie.<br />
Doprowadziła do utraty przez męża pracy, nastawiła dzieci przeciwko niemu, a nawet<br />
podsunęła mu takich znajomych, którzy o wszystkim jej donosili, wywierając na męża<br />
presję pod kątem jej zaleceń. Próbowała odzyskać utraconą pozycję dominy. Poczyniła<br />
nawet pewne nieuczciwe starania urzędowe, lecz mąż, przejrzawszy jej zabiegi, złożył<br />
papiery o powrót do kraju. Pani P. nie mogła do tego dopuścić. Wróciła za nim. Lecz pan<br />
P. sześć dni później wyjeżdża z powrotem za granicę, zapowiadając, że to koniec ich<br />
wspólnego pożycia, że będzie łożył na dzieci, lecz już razem nie
31<br />
zamieszkają. Zapowiedział rozwód. Trudna to była decyzja: kochał dzieci do szaleństwa,<br />
ale bał się, że jak wróci, to nie wytrzyma i targnie się na życie. A to byłoby jeszcze<br />
gorszym rozwiązaniem.<br />
Aż tu nagle oboje małżonków w tym samym czasie znajduje sobie nowych<br />
partnerów. Zauroczenie jest totalne. W przypadku pana P. jest to miłość z poprzednich<br />
wcieleń: pani B., nowa wybranka pana P., była jego niespełnioną miłością aż dwukrotnie.<br />
Po raz pierwszy poznali się w Polsce na przełomie XVI i XVII wieku. On, zubożały<br />
szlachcic, nie miał szans na zdobycie ręki zamożnej szlachcianki. Przyłapany na schadzce,<br />
salwuje się ucieczką i przepada bez wieści. Wypala żar serca w wojennej zawierusze i<br />
niebawem ginie. Ale miłość szlachcianki nie wytrzymuje rozłąki. Mimo zamążpójścia,<br />
mimo zrodzenia dzieci, szlachcianka umiera z tęsknoty za dawną miłością. Po raz kolejny<br />
niespełnionych kochanków los rzuca do Francji w czasy po rewolucji francuskiej. On jest<br />
urzędnikiem państwowym, uwikłanym w ciągłe afery, bezdzietnym i samotnie<br />
mieszkającym kawalerem. Ona - dorobkiewiczem, jak po drugiej stronie zwie się<br />
popularnie kurtyzany. Różnica klas społecznych przekreśla nadzieję na sformalizowanie<br />
tej miłości. Ale trwali w niej aż do końca. Obecne zejście się nieszczęśliwej pary<br />
podziałało jak katalizator: wpadli w sieci miłości. Zostali zaczarowani.<br />
U pani P. miłość jest innego rodzaju - ona potrzebuje ciągłych dostaw energii. Każdy<br />
jest cenny, kto ma ją w nadmiarze. Jeśli dodamy do tego dwudziestoletnią różnicę wieku<br />
oraz zaleciałości karmiczne: pan W. (nowy wybranek) w jednym z wcieleń był jej<br />
pierworodnym synem - to można wytłumaczyć uczucie, jakie ich połączyło. Jeśli łatwo<br />
usprawiedliwić panią P., wiadomo: młodość, energia, matczyne uczucia - to już inaczej to<br />
wygląda w przypadku pana W. Coś go trzyma przy partnerce, ale nie wie co. O sprawach<br />
karmicznych nie ma zielonego pojęcia. Jednak przy pani P. odczuwa błogi spokój. Nie<br />
domyśla się, że jego nadmierne popędy i energetyczna nadprodukcja są skrzętnie<br />
przechwytywane przez panią P. i pozostające na jej usługach byty. Pan W. staje się ich<br />
bezwolnym żywicielem. Jego wrodzona agresywność topnieje, co uważa za pożądane. Z<br />
człowieka wojowniczego, wręcz opryskliwego, staje się pantoflarzem. Zgaszony,<br />
wykonuje wszystkie jej polecenia i uważa to za wyróżnienie.<br />
I tu zaczyna się koniec przygody. Mijają miesiące. Pewne swego duchy podburzają<br />
panią P., prowokują sytuacje, w których mogłyby przejmować kontrolę nad innymi.<br />
Zaczynają się utarczki z sąsiadami. Każdy unika pani P. jak tylko może. Wszyscy wiedzą,<br />
że ma złe oko, że przed niczym się nie cofnie. Pani P. uderza więc w najbliższych -<br />
nastawia dzieci przeciwko ojcu i posyła w stronę byłego już męża tysiące nienawistnych<br />
myśli.<br />
Pozornie wszystko rozgrywa się w świecie fizycznym. Bo oto mamy do czynienia z<br />
wieloma sprawami sądowymi, w których pani P. domaga się sprawiedliwości. To<br />
domaganie się sprawiedliwości jest tylko przykrywką prawdziwych intencji. W<br />
rzeczywistości pan P. musi ponieść karę za wyłamanie się spod jej opieki. Duchy także<br />
pragną odwetu. Wytoczone sprawy są poważne i tylko dzięki własnemu sprytowi i<br />
opanowaniu pan P. zawdzięcza, że nie trafia za kratki.
32<br />
Bo oto oskarżony jest o bicie żony i dzieci. I choć takie incydenty nie miały miejsca, to<br />
wyszkolone przyjaciółki pani P. przyznają przed obliczem Temidy, że pan P. to<br />
prawdziwy tyran. Wszyscy jak zahipnotyzowani biorą stronę pani P. Kolejne sprawy,<br />
łącznie z poważnymi sprawami celno-skarbowymi, na których niedawny wspólnik, a<br />
obecnie świadek koronny, czyli pani P., zadaje przysłowiowy cios w <strong>pl</strong>ecy, wszystkie one<br />
- choć z bożą pomocą umorzone - podkopują zdrowie pana P. Między nim a panią B.,<br />
obecną małżonką dochodzi do konfliktów. Całe życie wydaje się panu P. stekiem<br />
niedorzeczności. Załamuje się.<br />
Wtedy w mieszkaniu nowego państwa P. zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Czyjaś<br />
życzliwa dłoń dzień w dzień zrzuca w łazience na podłogę wszystkie kosmetyki, jedne<br />
ubrania giną, inne są cięte. Małżonkowie stają się drażliwi i krzyczą na siebie z byle<br />
powodu. Oboje są wiecznie niewyspani i przemęczeni. W tym układzie wizyta pana P. u<br />
nas wydaje się mieć uzasadnione podstawy. Ale ani on, ani my nie spodziewaliśmy się<br />
zetknąć z aż tak potężnymi siłami. Całą sprawę traktowaliśmy w kategoriach układów z<br />
duchami, obrony przed nimi i tworzenia pozytywnych wibracji. Nikt z nas nie<br />
przypuszczał, że mamy do czynienia z prawdziwym złem.<br />
Pierwszy seans nie przyniósł żadnych sensacji. Przyjaciele stamtąd sprowadzili do nas<br />
bliskich krewnych pana P. i rozpoczął się korowód pozdrowień, pytań i ostrzeżeń. Po<br />
dwóch godzinach wyczerpującej energetycznie rozmowy dusze odeszły. Przyrzekły<br />
wrócić z potrzebnymi nam informacjami. Wiadomo bowiem, że na drugim świecie nawet<br />
najbliżsi niewiele wiedzą o losach żyjących.<br />
Pomijając kwestię ludzkiego braterstwa, trzeba wziąć pod uwagę i to, że dusze<br />
prowadzą tam swoje własne intensywne życie i że o nas tutaj wiedzą tyle, na ile pozwala<br />
im nasza pamięć o nich. Jeśli dużo i życzliwie ich wspominamy, schodzą po linii naszego<br />
głosu i są w stanie dość szybko to i owo ustalić. W przeciwnym razie wiedzą mało lub<br />
zgoła nic. Jednak dużo potrafią się dowiedzieć, tyle że nie wszystko mogą przekazać.<br />
Jedynie dusze od starego ducha począwszy mają większe możliwości. Dlatego niech się<br />
nikt nie dziwi, że dobra wróżka jest w stanie przekazać więcej interesujących nas<br />
informacji niż duchy. One na to potrzebują czasu i zgody danej przez duchy wyższe. Za<br />
to od razu mogą wyjawić wszystkie sekrety związane z naszym duchowym<br />
dojrzewaniem.<br />
Akurat w tym samym czasie przeprowadzaliśmy egzorcyzmy nad pewną dziewczyną<br />
wyrwaną z rąk mało znanej sekty. Bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, iż opętana stała<br />
się niebezpieczna nawet dla szalonych członków parareligijnej jednostki, którzy się jej<br />
dyskretnie pozbyli. Odnaleziona przez policję na katowickim dworcu kolejowym Beatka<br />
w opłakanym stanie wróciła do domu. Równolegle Robert II intensywnie eks<strong>pl</strong>orował<br />
swoje światy, przekazując nam jednocześnie coraz mniej danych. Słowem wytworzyła się<br />
bardzo niekorzystna sytuacja, w której siły zła mogły się sprzysięgnąć przeciwko nam.<br />
Połączyć się i zwyciężyć. Wszystko stało się nagle i zupełnie nas zaskoczyło. Jednak kilka<br />
dni przed zapowiadanym seansem pana P. z krewnymi, odbyłem krótką podróż astralną<br />
dzięki której mogłem wszystko zrozumieć.
33<br />
Był późny wieczór. Żona była z wizytą u teściów, więc miałem dużo czasu na<br />
eksperymenty. Zazwyczaj musiałem czekać, aż dzieci usną i ustanie ruch w całym<br />
mieszkaniu, w przeciwnym razie - kiedy byłem emocjonalnie pobudzony - przeszkadzał<br />
mi każdy dźwięk, czyniąc z przygotowań do wyjścia poza ciało prawdziwą mordęgę. Tym<br />
razem wszystko wyglądało jak należy i zamierzałem nawet dostać się w światy Roberta II.<br />
Już uspokajając oddech, czułem psychiczny dyskomfort. Wyglądało to tak, jakbym<br />
usiłował włożyć umysł do przyciasnego ubranka. Takie skojarzenie wydawało mi się<br />
wówczas najtrafniejsze. Jednak po chwili zamigotały obrazy, rozluźnione ciało dostało<br />
drgawek i wyskoczyłem z niego jak z pociągu. Czasami wyrzucało mnie, jak gdyby w<br />
ciele istniało ciśnienie, które musiało się rozprężyć, a ja mu stałem na przeszkodzie,<br />
niczym korek w butelce.<br />
Powiodłem oczami dookoła i poczułem się niepewnie. Albo moje zmysły stępiały,<br />
albo doświadczałem czegoś nowego. Wszystko było szare i nijakie, niczym z<br />
archiwalnego filmu. Kolory, jeśli już dało się je dostrzec, płowiały wprost w oczach.<br />
Początkowo sądziłem, że to efekt zmęczenia i nie ma co się tym przejmować.<br />
Wyszedłem z mieszkania i rozpocząłem lot ku posesji państwa P. I wtedy zobaczyłem to<br />
- mojego anonimowego obserwatora: czarną nieco upostaciowioną chmurę. Żadnych<br />
kolorowych myślokształtów czy eterycznych form życia. Tylko odpychający swoją<br />
obecnością zimny twór. Wiedziałem, że nic mi nie może zrobić, ale poczułem się<br />
nieswojo.<br />
W mieszkaniu państwa P. panowała identyczna szarość, jak gdyby ktoś umyślnie<br />
pokrył wszystko stagnacją i rozpadem. Pan P. leżał właśnie na kanapie i oglądał<br />
telewizję, a między nim a ekranem rozkoszowały się tańcem upiory. Radowały się,<br />
zawijały, unosiły tam i z powrotem. Wiedziałem już, że dom jest nawiedzony, że duchy<br />
nie odpuszczą że to poważna sprawa.<br />
Poszedłem dalej. Pani P. kończyła toaletę. Wychodziła spod prysznica. Właśnie<br />
zamierzałem się wycofać, gdy spostrzegłem, jak siedzący obok toalety cień przywarł do<br />
niej zaraz po tym, jak ustały strugi wody. W okolicach krzyża dało się zauważyć pasmo<br />
szarości, co zwiastowało prawdopodobnie wystąpienie stanu zapalnego w tym rejonie.<br />
Mogło to powodować poważne bóle krzyża, jak i choroby kobiece. Oznaczało jednak<br />
odpływ energii.<br />
Ponieważ we wszystkich trudniejszych przypadkach korzystaliśmy z pomocy Karola,<br />
mimochodem pomyślałem, że dobrze byłoby mieć go teraz przy sobie. Zapomniałem, że<br />
myśl w astralu natychmiast trafia do adresata, i nim się spostrzegłem, Karol pociągnął<br />
mnie za sobą Cieszyłem się z tego spotkania jak nigdy. Wylecieliśmy w otwartą<br />
przestrzeń i chwilę potem stałem się świadkiem przerażających scen, odbywających się<br />
tym razem w mieszkaniu pani W.<br />
Tylko logika kazała się domyślać, że oglądane monstrum jest człowiekiem. Pani W.<br />
przypominała wyglądem rozpadające się zwłoki: cała jej aura była poszarpana, a pod<br />
czarnymi smugami traciły się nawet kolory ubrania. W niczym nie przypominała kobiety.<br />
Powiedziałbym nawet, że trudno byłoby się dopatrywać w tej istocie czegokolwiek<br />
ludzkiego. A jeśli już - to wyjątkowo odrażającego i złego. Zły duch posiadł ją<br />
bezgranicznie. Kiedy tak stałem i przyglądałem się
34<br />
dziwadłu, te odwróciło głowę w moją stronę i gniewnie i ironicznie wydęło wargi. Na ten<br />
ułamek sekundy jego postać wysunęła się nieco poza kontury ciała nosiciela i pani P.<br />
lekko się ożywiła. Albo tylko tak mi się zdało. Pan W. siedział przed telewizorem<br />
otoczony całą zgrają ciemnych postaci, niewielkich, jakby cier<strong>pl</strong>iwie czekających na<br />
dzień, w którym staną się dorosłe. Młodszy syn pani W. posiadał dwóch opiekunów<br />
trwale przyssanych do ciała, tylko starszy uparcie bronił się prze atakiem na poziomie<br />
eterycznym. Widać jednak było, że i on wkrótce się podda. Przy tak zmasowanym ataku<br />
nie miał na dłuższą metę żadnych szans.<br />
Usłyszałem nieprzyjemne rzężenie i dostrzegłem wokół swoich nóg szybki ruch. Coś<br />
chwyciło mnie za nogi i poczęło ciągnąć w dół. Przestraszyłem się nie na żarty.<br />
Odruchowo wyciągnąłem rękę w stronę Karola, lecz trafiłem w pustkę. Coś we mnie<br />
pękło - moja pewność siebie. Kolejny intruz przywarł mi do <strong>pl</strong>eców, zasłaniając łapami<br />
oczy. I autentycznie przestałem cokolwiek widzieć. Strach zdławił krtań i coraz trudniej<br />
łapałem powietrze. Ja się dusiłem... dusiłem tam, gdzie się nie oddycha... Nagły<br />
przebłysk inteligencji... i odnalazłem się wśród żywych. Spoglądając z radością na<br />
zasłonięte okno własnego pokoju, słyszałem nadal szyderczy głos, przypominający mi<br />
reminiscencją (nie zdradzę, o co chodzi)<br />
0 moich sekretnych ułomnościach, które przez wiele lat osłabiały moją wolę. Brzmiało to<br />
jak zapowiedź frontalnego ataku.<br />
Nastały sądne dni. W mieszkaniach wszystkich członków Grupy Mateusza rozpętało<br />
się piekło. Naczynia pękały z hukiem, przedmioty latały gdzie chciały, psy za żadne<br />
skarby nie chciały przekroczyć progów mieszkań, niewidzialna siła biła nas i poniżała.<br />
Zdzierano z nas ubrania i niszczono materace. Bogu dzięki, że udało się nam wywieźć<br />
dzieci i że ataki ich nie dosięgły. Największe zniszczenia dotknęły dom Zygmunta.<br />
Popękały ściany, boazeria sama się spaliła, stół, przy którym przeprowadzano sensy,<br />
korniki zżarły w tydzień. Na suficie w gabinecie pojawiła się <strong>pl</strong>eśń, układająca się<br />
<strong>pl</strong>ackami we wzór szyderczo wykrzywionej twarzy. Mydła śmierdziały tak, że nie sposób<br />
ich było używać. U Roberta II niewidzialna siła na oczach przerażonej żony zmiażdżyła<br />
drzwi do pokoju. Bezustannie czuliśmy się obserwowani. Popadaliśmy w paranoję.<br />
Traciliśmy wiarę. Kościół odrzucił naszą prośbę o pomoc. Pan z Bielska, który jako jedyny<br />
odpowiedział na nasz apel w ogłoszeniach, błyskawicznie wycofał się z deklarowanej<br />
pomocy. Inni reklamujący się jako znani egzorcyści okazali się albo oszustami, albo<br />
ludźmi naiwnymi. Byliśmy zdani na własne siły. Modliliśmy się w duchu bez przerwy<br />
1 urządzaliśmy zbiorowe koncentracje. W czasie desperackich prób oporu coś nas<br />
wówczas przewracało, a Grzegorza usiłowało nawet powiesić na lampie. Byliśmy<br />
zrozpaczeni. Zaświaty pozostały głuche na nasze wezwania. Żadne wyjście poza ciało się<br />
nie powiodło, żaden nasz głos nie został usłyszany. Ponosiliśmy karę za naszą ciekawość,<br />
za usiłowanie pokonania zła.<br />
Piekło trwało przeszło dwa miesiące. Niektórzy wzięli urlopy. Kolega z komisariatu, w<br />
obecności którego działy się w pracy nieprzyjemne rzeczy, dostał nawet dodatkowy<br />
urlop. Czarna rozpacz. Jednak pewnego dnia wszystko ustało tak nagle, jak się pojawiło.<br />
Byliśmy zdumieni, ale zgodnie określiliśmy ten stan jako
35<br />
ciszę przed burzą. Po zwołującym nas telefonie od Zygmunta odetchnęliśmy jednak z<br />
ulgą: odezwali się nasi z zaświatów. Czyżby to oni rozprawili się z siłami zła?<br />
Gabinet przedstawiał sobą opłakany wygląd, jednak nikt się tym nie przejmował. Już<br />
od drzwi wyczułem obecność wielu przyjaznych nam energii. Potem ujrzałem, jak<br />
grupują okrąg wokół nas i zaczynają przemawiać. Wpadłem w trans. Przekaz był<br />
jednoznaczny: niebezpieczeństwo minęło. Wszystko skończyło się pomyślnie. Jednak<br />
dość szybko przestaliśmy być usatysfakcjonowani z takiego rozwiązania: zło ustąpiło,<br />
lecz Robert II nie wróci. Podczas swojego wyjścia w astral udało mu się skontaktować z<br />
naszymi przyjaciółmi i prosić ich o pomoc. Pomógł, lecz z nieznanych nam przyczyn<br />
postanowił nie wracać do świata żywych. Odchodził główny członek Grypy Mateusza.<br />
Bez niego nic nie mogło być takie jak dawniej.<br />
- Dlaczego? - spytałem w imieniu nas wszystkich.<br />
- Moje życie dobiegło kresu - przyznał duch Roberta II. - Nie muszę już tu<br />
przebywać. I nie chcę. To czysty przypadek, że mogłem się wam przydać. Nie obwiniajcie<br />
się za moje odejście. To wyłącznie mój wybór. Tam czeka na mnie wiele do zrobienia.<br />
- To twoja zasługa? - powiodłem ręką po otoczeniu.<br />
- Nie. Wsparli nas nasi przyjaciele. Uczynili to jednak niezgodnie z prawem tego<br />
świata i konsekwencje ich nie miną. Pomogli nam z czystości serca i chętnie.<br />
Prosząjednak, byście przerwali doświadczenia, gdyż sprawa nie jest zakończona.<br />
Potem padły jeszcze szczegółowe instrukcje dotyczące uporządkowania ziemskich<br />
spraw Roberta II, parę zdań ostrzeżeń i współczucia. Z naszej strony posypał się stek<br />
podziękowań i nad ranem mogliśmy powrócić do normalnego życia. Jednak nim<br />
zajęliśmy się własnymi sprawami, spełniliśmy wszystkie prośby Roberta II. Duszę, która<br />
wstąpiła w jego ciało, by zamknąć wszystkie jego sprawy ziemskie, łącznie z likwidacją<br />
firmy, wsparliśmy we wszystkich poczynaniach. I choć dziwiło nas to niepomiernie,<br />
przybysz w zachowaniu bardzo przypominał pierwotnego właściciela ciała. Jak mawiał, w<br />
trudnych chwilach Robert II dodawał mu otuchy. Miał on umowę z Robertem II, która<br />
zezwalała mu na wykorzystanie ciała do jego własnych celów. Wkrótce ciało Roberta II<br />
opuściło granice naszego kraju i fizyczny kontakt z nim urwał się na zawsze. I jeśli<br />
ktokolwiek powie, że to niemożliwe, że obca dusza nie może wejść w ciało posiadające<br />
zupełnie odmienną wibrację, że takie dopasowanie jest fikcją to zgodzę się z nim w 99<br />
procentach. Powiem więcej, im dalej od wstrząsających wydarzeń z przeszłości, tym<br />
mniej w nie wierzę. Wiem jednak, że niedługo dane mi będzie wejść na stałe w świat<br />
Roberta II i zrozumieć przyczyny tego zjawiska.<br />
Od czasu tych wydarzeń członkowie Grupy Mateusza przestali organizować<br />
spotkania i stało się jasne, że nikt nie zamierza reaktywować przerwanej działalności.<br />
Tamten świat na stałe zmienił nasze wyobrażenie o jego atrakcyjności. Ja osobiście<br />
jeszcze podejmowałem parokrotnie próby kontaktu z zaświatami, bo bardzo mi tego<br />
brakowało, ale za każdym razem oddziaływały na mnie wyjątkowo niszczące siły. Każde<br />
otwarcie się na astral, czy to poprzez koncentrację, czy poprzez mediumiczne techniki,<br />
zawsze prowokowało zło, które wolno
36<br />
i nieustę<strong>pl</strong>iwie zdobywało mnie kawałek po kawałeczku: niszczyło ciało i gwałciło umysł.<br />
Aż nastał dzień, w którym - chcąc ratować resztki zdrowego rozsądku - musiałem na<br />
zawsze zrezygnować z lustracji nieznanego. Ale nawet wtedy mi nie odpuszczono.<br />
Dziewięć lat trwał mój bój z siłami ciemności, nim ostatecznie odzyskałem kontrolę nad<br />
swoim własnym życiem. Dziś wszystko jest w porządku, wszystko się we mnie uspokoiło,<br />
i tylko sporadycznie zajmuję się sprawami, które do niedawna stanowiły treść mojego<br />
życia, które wypełniały mnie bez reszty. Niestety, za swoją ciekawość poniosłem okrutną<br />
karę: straciłem kochaną rodzinę, najbliższe mi w tym życiu osoby, które nie potrafiąc<br />
wytrwać przy mnie w tym trudnym okresie, znalazły spokój daleko poza moim światem...<br />
Jedyną pozytywną stroną całego zamieszania było szczęście państwa P., którzy,<br />
pozbawieni towarzystwa ciemności, mogli nareszcie odetchnąć i zająć się swoimi<br />
sprawami, a nade wszystko odtworzyć czar gasnącej między nimi miłości. U państwa W.<br />
sytuacja również się poprawiła, choć nie wygląda tak dobrze, jakbyśmy tego chcieli...
37<br />
Wróg działa w ciszy<br />
Walka ze złymi mocami jest walką z wiatrakami. Jeśli człowiek nie potrafi ocenić, w<br />
jakiej mierze jego myśli są zależne od niego samego, a w jakiej od sił nieczystych,<br />
którym dało się przyzwolenie do ingerowania w nasze życie, trudno wtedy ustalić nie<br />
tylko poziom naszej odpowiedzialności za wywołane przez nas wydarzenia, ale również<br />
trudno wypracować metody walki z energetycznym agresorem, który z czasem potrafi<br />
przejąć całkowitą kontrolę nad naszym postępowaniem. Jest to oczywiście temat rzeka i<br />
wielu z nas słyszało mrożące krew w żyłach opowieści o przyssanych do ciał ludzi<br />
energetycznych potworach. Mało kto jednak wie, iż są to przypadki nader rzadkie,<br />
niemal kuriozalne, że tak naprawdę agresja zaczyna się i kończy na delikatnym<br />
manipulowaniu ludzką świadomością, co i tak prowadzi do uzależnienia się od<br />
agresywnych bytów poprzez wytworzenie nowych nawyków, które w dziwny sposób<br />
zaczynają nam odpowiadać, tworząc nową osobowość.<br />
Taką walkę z nieuchwytną siłą tylko nieliczni mogą dostrzec i nadać jej właściwy<br />
wymiar. Z pozoru wygląda to na zwyczajne borykanie się z codziennymi kłopotami,<br />
tymczasem wojna toczy się na płaszczyznach innych wymiarów, znajdując swój<br />
bezpośredni wyraz w ludzkim działaniu. Jak trudno się rozeznać w tej mistyfikacji, jak<br />
trudno wyłapać przyczyny wielu zdarzeń, ustalając w nich udział złych i dobrych mocy,<br />
to znaczy stosunek perfidnego działania zła i związanego z nim ludzkiego przyzwolenia<br />
do typowego popełniania błędów, jakie kształtują ludzki charakter na przestrzeni życia,<br />
sprzęgniętego bezpośrednio z wrodzonym człowiekowi stałym dążeniem do poprawy -<br />
uzmysłowię na przykładzie zdarzeń, których byłem uczestnikiem w ostatnich miesiącach.<br />
Sprawa jest na tyle gorąca, że dosłownie przed chwilą znalazła swoje rozwiązanie.<br />
Przenieśmy się teraz na Śląsk w okolice Częstochowy. (Oczywiście wszystkie dane<br />
zostały zmienione). Leżą tu dwie miejscowości: wieś Ogrodów i Ukrainowice. W<br />
miejscowości Ogrodów państwo Bulikowie mieli dwie córki: Oliwię i Beatę. Państwo<br />
Bulikowie nie byli zbyt dopasowanym małżeństwem. Mimo wrodzonej pracowitości obu<br />
małżonków, mimo wielkiej miłości do dzieci i znanej życzliwości dla ludzi nie potrafili w<br />
życiu znaleźć wspólnego języka. Rozstali się w atmosferze rodzinnego skandalu, bo takie<br />
rzeczy rzadko miały miejsce w tej rodzinie, ale wspólnymi siłami dbali o szczęście córek.<br />
Przychodziło to im tym łatwiej, że pomieszkują przy tej samej drodze. Wspólnymi siłami<br />
postawili sklep spożywczy, który w tej chwili prowadzi młodsza z córek - Beata, a który<br />
pierwotnie był przeznaczony dla starszej córki - Oliwii. Jednak Oliwia wyszła za mąż za<br />
pana Andrzeja, który już prowadził małą działalność gospodarczą i który nie chcąc czynić<br />
zgorszenia - namówił żonę do oddania sklepu siostrze.
38<br />
Już sama jego obecność w tej rodzinie stanowiła wystarczający powód do cichych<br />
rozmów, by chciał on dodatkowo pogarszać rodzinne stosunki podejrzeniem<br />
0 polowanie na cudzy majątek, zwłaszcza że finansowo powodziło mu się niezgorzej.<br />
Punktem zapalnym była raczej różnica wieku, dzieląca go z żoną oraz przykre<br />
doświadczenia wyniesione z pierwszego małżeństwa, z którego miał dwoje synów. Z<br />
tych to powodów nigdy nie był zaakceptowany przez rodzinę panny młodej i czując tę<br />
niechęć, nigdy sam nie dążył do zmiany tego nastawienia. Sytuacja nieco się zmieniła po<br />
przyjściu na świat wnuczek: Jessiki i Alicji, ślicznych uroczych dziewczynek, z których<br />
starsza wykazuje silne inklinacje do literatury a młodsza do śpiewu i tańca. Oboje<br />
dziadków wraz z ciocią Beatą od samego początku dzielnie sekundowało przy<br />
narodzinach nowych członków rodziny<br />
1ofiarnie pomagało w ich wychowaniu, co zapracowanemu państwu Kopko, czyli<br />
małżeństwu Andrzeja z Oliwią, było bardzo na rękę. Nie zmieniło to jednak niechęci, jaką<br />
po staremu żywiono do myślącego inaczej Andrzeja. Ten utalentowany artystycznie<br />
człowiek, przedkładający twórcze wizje nad znojną codzienność, nie bardzo pasował do<br />
modelu człowieka szanującego <strong>pl</strong>emienne prawo starszeństwa.<br />
Andrzej, mający na swoim koncie nie tylko nieudane pierwsze małżeństwo,<br />
przypominające o sobie koszmarem wielu spraw sądowych, jakimi przez 10 lat gnębiła<br />
go była małżonka, ale na dodatek uginający się pod ciężarem nieszczęśliwego<br />
dzieciństwa, które zaważyło na jego relacjach ze światem, czyniąc z niego człowieka<br />
mało towarzyskiego i zamkniętego w świecie literackich wizji - nie tylko nie potrafił<br />
znaleźć wspólnego języka z rodziną żony, ale powoli acz sukcesywnie oddalał się od<br />
najukochańszej osoby, jaką była wybranka jego serca.<br />
Sądy, niemożność widywania dzieci z pierwszego małżeństwa, praca bez wytchnienia,<br />
wyobcowanie oraz artystyczne niespełnienie się - wszystko to razem wzięte podkopało<br />
wiarę Andrzeja w możliwość samorealizacji, co miało dla niego tragiczne konsekwencje.<br />
A że był nadwrażliwy, a że posiadał silne zdolności medialne, które odsłaniały przed nim<br />
tajemnice życia i śmierci niedostępne dla innych, przez co posiadł wiedzę ezoteryczną,<br />
że tak powiem: z pierwszej ręki - nie mógł się pogodzić z tym, że szlachetność jego serca<br />
nie idzie w parze z czynami. Z jednej strony kochał żonę i dzieci miłością wręcz szaleńczą<br />
z drugiej poświęcał im coraz mniej czasu. Na domiar złego podniósł rękę na ukochaną i<br />
z tym faktem nie potrafił się już nigdy pogodzić. Postanowił zrobić wszystko, aby to<br />
zmienić. Nie wiedział jednak, że w jego starania wmieszają się siły z innego świata.<br />
Zaczął od studiowania psychologii i psychiatrii, potem zatracił się w nurtach mniej<br />
ortodoksyjnych, które popularnie zwie się New Age, skończył na poznaniu dogmatów<br />
wielkich religii tego świata. Ale nie znalazł tam odpowiedzi na nurtujące go pytanie:<br />
dlaczego nie potrafi się zmienić, zapanować nad emocjami, skoro jego serce tak mocno<br />
bije dla bliskich?<br />
Na pozór rodzina Kopko mogła uchodzić za wyjątkowo udaną. Oboje zadbani i<br />
pracowici, córki udane, uruchomione dwa sklepy, ładny dom w Ukrainowicach - typowy<br />
obrazek rodziny, której się jakoś w życiu poszczęściło. Wszystko jeszcze grało, dopóki<br />
państwo Kopko mieszkali w Tarnowskich Górach. Andrzej wierzył, że
39<br />
się zmieni, o co usilnie się starał, zanurzając umysł w psychologii i teologii oraz kierując<br />
się coraz odważniej na nauki Jezusa. Jednak Oliwia, jego żona, już gasiła niezadowolenie<br />
w coraz częstszym przebywaniu poza domem: w licznym towarzystwie oraz u rodziny.<br />
Całkowity brak rozmów między małżonkami, nieumiejętność wyrażania własnych uczuć i<br />
komunikowania o własnych (zmieniających się) potrzebach doprowadzały do coraz<br />
częstszych prób poszukiwania szczęścia poza kręgiem rodzinnym. Andrzej szukał go w<br />
swoim umyśle, Oliwia w towarzystwie. Oboje szukali nie tam gdzie trzeba - szukali<br />
szczęścia nie poprzez siebie, nie poprzez miłość, ale poprzez czynniki zewnętrzne. I<br />
właśnie te czynniki w postaci osób trzecich i sił nie z tego świata przejęły z czasem<br />
kontrolę nad ich życiem.<br />
I tu zaczyna się nasza historia. Sytuacja zaczęła się zmieniać, kiedy państwo Kopko<br />
zjechali na stałe do Ukrainowic. Duży dom, wystawiony staraniem ojca pani Oliwii,<br />
przyciągał swoim majestatem wzrok każdego przechodzącego. Na dole okazały sklep, u<br />
góry rozległe mieszkanie mogły rodzić zazdrość. Lecz dla rodziny Kopko stanowiły<br />
kulminację marzeń o rodzinnym spokoju i nie miały nic wspólnego z produkcją na<br />
pokaz. Sama zresztą budowa była kolejnym sprawdzianem więzi scalających rodzinę. Bo<br />
oto z jednej strony teść pana Andrzeja, mimo podeszłego wieku poświęcający dzieciom<br />
wszystkie swoje siły, mający już na swoim koncie postawienie na swojej posesji w<br />
Ogrodowie drugiego sklepu, przez co stworzył coś na kształt wiejskiego ośrodka<br />
handlowego, stając się wzorem dobrego gospodarza, a z drugiej strony teściowa, całą<br />
swoją energię skupiająca na wnuczkach - oboje własnymi czynami dokumentowali chęć<br />
ratowania rodziny Kopko. Ale mimo wysiłku obu stron, mimo ogromu starań włożonych<br />
w próbę porozumienia, nigdy nie doszło u nich do szczerej rozmowy, mogącej zasypać<br />
różnice dzielące ich a zięcia. Ani życiowe doświadczenie teściów, ani mądrość Andrzeja<br />
nie pomogły w uzdrowieniu dość napiętych stosunków. Żadna też ze stron nie<br />
wykazywała ku temu wystarczającej chęci i odwagi. Wszystko w myśl zasady: jakoś to<br />
będzie. Kto wie, czy ten chłód nie był przyczyną tragedii, jaka w końcu spotkała tę<br />
rodzinę? A przecież wszyscy uczestnicy dramatu okazują się tu być naprawdę<br />
wartościowymi ludźmi, nie pozbawionymi nie tylko humoru, dociekliwości życia, ale<br />
będącymi na dodatek pracowitymi i dążącymi do uduchowienia poprzez cne życie.<br />
Zabrakło jednak zwyczajnej ludzkiej rozmowy od serca - prostego zbliżenia na poziomie<br />
werbalnym.<br />
Po sprowadzeniu się do Ukrainowic na początku 2003 roku relacje panujące między<br />
Andrzejem a Oliwią zaczęły się gwałtownie psuć. On, całkowicie pochłonięty<br />
wykańczaniem domu i sklepu, na co samych desek zużył grubo ponad tysiąc metrów<br />
kwadratowych, co nie tylko fachowcowi mówi o wielkości wysiłku włożonego w mijające<br />
dzień po dniu miesiące pracy, ona zajęta bez reszty prowadzeniem interesu, który<br />
wymagał jej ustawicznej troski. On, całkowicie zdesperowany odwlekającą się w<br />
nieskończoność wizją poświęcenia się własnej twórczości, którą upatrywał w pisarstwie;<br />
ona zniechęcona walką o pieniądze, w której coraz bardziej pozostawała osamotniona.<br />
On, niechętny żonie za brak uznania za trud wkładany w tkanie cudownych pokoi dla<br />
swoich dzieci oraz za brak
40<br />
docenienia wysiłku wkładanego w wykańczanie domu, który odwlekał w nieskończoność<br />
jego marzenia o zostaniu pisarzem; ona zagubiona w samotnej walce o dostatek,<br />
upatrująca w pałętającym się po domu mężczyźnie balast dla własnej finansowej<br />
niezależności. On zarzucający jej brak szacunku i lekceważenie; ona oskarżająca go o<br />
brak miłości i wspieranie w pracy. Typowe ludzkie niedogadanie się. On zamyka się<br />
przed nią w milczeniu, ona odwzajemnia ciągłymi ucieczkami do rodziny. Jedno zgubne<br />
działanie pociąga za sobą następne. Oboje upatrują w drugim złą wolę.<br />
Teraz na arenę wkraczają siły nie z tego świata. Oliwia poznaje młodego<br />
sympatycznego akwizytora, który reklamuje towar jednej z częstochowskich hurtowni<br />
chemicznych. Łagodny, miły, stale uśmiechnięty akwizytor natychmiast korzysta z okazji.<br />
Energiczna właścicielka dwóch sklepów, ceniona za wielkość obrotów partnerka<br />
handlowa, ładna zagubiona osoba jest doskonałym celem ataku. Oto nadarza mu się<br />
okazja połączenia przyjemnego z pożytecznym: zawładnięcie uroczą kobietą a<br />
jednocześnie zapewnienie sobie finansowej niezależności. Dla człowieka sprytnego to<br />
sprawa czysto techniczna, zwłaszcza że Oliwia jest całkowicie zagubiona (nie potrafi się<br />
odnaleźć w małżeństwie) i niezdolna do właściwej oceny sytuacji. Szczęście dzieci oraz<br />
małżeńska przysięga nic tu dla niego nie znaczą.<br />
Aby być pewnym sukcesu, Tadeusz korzysta z pomocy członków pewnej<br />
satanistycznej sekty, którzy ściągają do pomocy demona, a więc istotę posiadającą<br />
większą moc od złego ducha, na dodatek istotę niebezpieczną nawet dla promotora.<br />
Pomocną w tych staraniach okazuje się siostra Oliwii, czyli Beata, która od samego<br />
początku żywi niechęć do szwagra. Ona pierwsza pada łupem działania demona,<br />
podsycając niechęć Oliwii do męża.<br />
Oczywiście chwilowo nikt nic nie wie o prawdziwych działaniach akwizytora ani<br />
mieszaniu w głowie Oliwii przez siły nie z tego świata. Oliwia zmienia taryfę polskiej<br />
telekomunikacji na darmowe wieczory i godzinami rozmawia z adorującym ją<br />
młodzieńcem. Użalając się nad swoim losem, ulega sprytnej perswazji. Urok nowego<br />
mężczyzny działa zabójczo, ale ona jeszcze się waha. Wąt<strong>pl</strong>iwości tych nie podziela<br />
Beata, która uważa, iż rozpad w tej rodzinie się już dokonał. Oczarowana na dodatek<br />
wdziękiem nowego adoratora swojej siostry, nie tylko staje się jego rzecznikiem,<br />
umożliwiając parze schadzki we własnym lokum, ale od serca namawia siostrę do<br />
porzucenia męża, którego sama nigdy nie lubiła.<br />
I teraz zaczyna się subtelna gra sił ciemności. Otóż powołany do wykonania zadania<br />
demon należy do tych niebezpiecznych istot, które manipulują ludźmi z poziomu ich<br />
emocji. Drobnymi kroczkami potrafi on tak zmienić postrzeganie świata, iż to, co dzisiaj<br />
postrzegamy jako białe, jutro jawi się jako czarne. To, co dziś kochamy, jutro wydać się<br />
może niekochane, a nawet obleśne.<br />
Na przykład małżonkowie Kopko przez całe lata zbierali stare rzeźbione meble.<br />
Sprowadzali je nawet z Holandii, snując artystyczne wizje ich wykorzystania w<br />
mieszkaniu, czy to modernizacją mebla, czy też zmianą jego funkcjonalności. Miłość do<br />
staroci podzielali wspólnie. Tymczasem po odejściu od męża orientacja Oliwii w tej<br />
sprawie ulega metamorfozie. Nie tylko odrzuca dotychczasowe
41<br />
zamiłowanie do antycznych mebli, ale swoje nowe mieszkanie wyposaża w meble z Ikei,<br />
które do tej pory wspólnie z mężem uważała za liche i tandetne, co - mimo narzuconej<br />
mody - jest publiczną tajemnicą. Złożyła w ten sposób hołd siostrze, która od zawsze<br />
była orędowniczką szwedzkiego producenta mebli dla biednych. A taka przemiana<br />
samoistnie nie zachodzi. Ale do tego wrócę za chwilę.<br />
Andrzej nie był jednak takim łatwym łupem, jak chciał tego akwizytor. Jego<br />
obeznanie z prawami ezoterycznymi wyczuliło go na zaistnienie w życiu mocy, z którymi<br />
nie miał jeszcze do czynienia. Uświadamia to sobie doskonale w czasie kłótni, gdy rzuca<br />
krzesłem w żonę, kalecząc jej ręce. Jest tak zaszokowany rodzajem czynu, tak<br />
zdruzgotany niemożliwością zapanowania nad sobą iż zranione ramię ukochanej jawi<br />
mu się jak brocząca ostrzeżeniem rana Jezusa. Pojmuje, że rzecz idzie nie tylko o<br />
trwałość rodziny, ale i o zachowanie trzeźwości umysłu, który bez przerwy atakują<br />
wrogie, zrodzone zupełnie gdzie indziej myśli. Prosta modlitwa i powierzenie się Bogu<br />
nic tu nie dają bo drogę do zaświatów ma już odciętą. Spadek energii jest tak<br />
gwałtowny, że stawy puchną mu w oczach. Dosłownie w ciągu minuty każdy ze stawów<br />
potrafi dwukrotnie zwiększyć swoją objętość, stanowiąc poważne zagrożenie dla<br />
zdrowia. Andrzej cierpi fizycznie i psychicznie. Jest tak źle, że ma poważne trudności z<br />
chodzeniem. Z bólu nie potrafi spać ani zebrać myśli. Wszelkie rozmowy z żoną na ten<br />
temat spełzają na niczym. Oliwia w ogóle nie wierzy w takie sprawy, odrzuca możliwość<br />
ingerencji wcielonego zła. Osamotniony, Andrzej postanawia się oczyścić i w trakcie<br />
oczyszczania prosić Boga<br />
0 łaskę: rozpoczyna głodówkę i bezustannie się modli. Liczy tylko na siebie.<br />
Tymczasem Oliwia za <strong>pl</strong>ecami męża kwitnie. Po woli są łamane jej wszelkie opory.<br />
Wyrzuty sumienia i dobro dzieci odpływają w nieznane krainy. Chęć przebywania w<br />
pobliżu nowego mężczyzny jest dla niej zniewalająca. Znalazła wreszcie kogoś, kto<br />
nadaje tym samym językiem. Że nie jest to język podstępu, a miłości, potwierdza jej<br />
siostra. Żadna nie wie, że wpadły w klasyczne uwiedzenie, że obca siła uczyniła z nich<br />
niewolnice, że tak na dobrą sprawę poza przyzwoleniem nie wyraziły najmniejszej chęci<br />
czynienia zła. Ot tak, zwyczajnie, po prostu zmieniły orientację, zmieniły światopogląd,<br />
wyrzuciły poza nawias Andrzeja<br />
1szczęście dzieci. Wyglądało to na zupełnie normalne i... moralnie uzasadnione. Skoro<br />
się przestało kochać jednego faceta, trzeba kochać kogoś innego. Po co doskonalić się<br />
poprzez ratowanie w sobie człowieczeństwa, skoro to takie wymagające i nie na czasie?<br />
W potrzasku tej narzuconej miłości nie istniało tło zatytułowane mąż, dzieci,<br />
przyszłość, odnalezienie się w drugim człowieku, ludzka solidarność, boży obowiązek<br />
wspierania drugiego w potrzebie etc. One o tym zapomniały. To nie są żarty: Oliwia i<br />
Beata autentycznie przestały dostrzegać wszystkie zależności duchowe, które stanowiąc<br />
o rozwoju człowieka, kreują jego działanie w życiu codziennym. Nagle wszystko stało się<br />
proste i bezkompromisowe. A że w tej prostocie i bezkompromisowości nie mieścił się<br />
zawiły wzór rodziny, nic nie szkodzi... Czarujący uśmiech akwizytora i jego czułe<br />
dotknięcia rozwiewały wszelkie wąt<strong>pl</strong>iwości. Demon sycił się do upadłego. Czerpał siły<br />
do pokonania Andrzeja. Ale Andrzej wciąż stawiał opór.
42<br />
Już pierwsze dwa tygodnie głodówki, kiedy organizm zaczął się oczyszczać z<br />
duchowych trucizn, stanowiły dla Andrzeja wstrząs. Po drugim przełomie kwasicznym,<br />
czyli po trzecim tygodniu trwania głodówki, zaczęły się w nim otwierać kanały<br />
energetyczne, a umysł odzyskiwać władzę nad samym sobą. Po czwartym tygodniu<br />
pojawiły się widzenia. Andrzej potrafił nie tylko wyczuć obecność demona, ale i go<br />
ujrzeć. A że widok był obrzydliwy, bo demon był karykaturą ewolucji człowieka, nie będę<br />
nikogo przekonywać ani epatować zasłyszanym opisem. Dość dodać, że Andrzej<br />
ograniczył jego wpływ na własną osobę. Nie przypuszczał jednak, że pozostająca pod<br />
jego wpływem połowica już od dawna prowadzi podwójną grę. Zapomniała się do tego<br />
stopnia, że przesiadywała z akwizytorem w ich wspólnym domu całymi godzinami,<br />
przygotowując posiłki dla niego i asekurującej mu towarzyszki. Takie zachowanie było<br />
już dla niej normalne i nie widziała w tym nic niestosownego. Nie podjęła tez żadnych<br />
prób ratowania związku z mężem, a nawet szukała pretekstu, usprawiedliwienia dla<br />
podjętej już decyzji o rozejściu się.<br />
Powód znalazł się szybciej aniżeliby tego chciała. Kiedy Andrzej przygarnął do domu<br />
potrzebującego pomocy syna (z pierwszego małżeństwa) - zarzuciła mężowi, że ten nie<br />
liczy się absolutnie z jej zdaniem. Nagle nabrało to kosmicznego znaczenia. Przez<br />
następne półtora miesiąca ani słowem nie odezwała się do pasierba, choć to ona swego<br />
czasu nie tylko troszczyła się o niego lepiej od rodzonej matki, ale to właśnie ona swoim<br />
postępowaniem ukazała, jak Andrzej powinien kochać dzieci. Była wręcz biblijnym<br />
przykładem miłości. Teraz przeciwnie - uczepiwszy się błędu, jaki pasierb popełnił kilka<br />
lat wcześniej, zarzuciła im zmowę w celu przejęcia majątku i powiedziała, że odchodzi.<br />
Jej przeczucia nie okazały się zupełnie bezpodstawne, gdyż kilka miesięcy później<br />
pasierb okradł ojca i sprzeniewierzył pieniądze przekazane mu na rozkręcenie interesu.<br />
To jednak w niczym nie usprawiedliwia postępowania Oliwii.<br />
Aż pewnego kwietniowego popołudnia powiedziała wprost, że odchodzi, i pełna<br />
radości zeszła na dół do czekającego na nią akwizytora-Tadeusza. Dwie godziny później<br />
wespół z siostrą wywoziła z domu wszystkie osobiste rzeczy. Mogła sobie na to<br />
pozwolić, gdyż to ona przejęła oficjalnie firmę, jaką wspólnie z mężem prowadzili, i<br />
mogła wywierać na nim presję wedle własnego widzimisię. Słowo miłość i rodzina<br />
zastąpiła słowami Tadek i majątek. Niesiona falami miłosnych uniesień, oficjalnie zaczęła<br />
ukazywać się z Tadkiem i usilnie zdążała do zbratania go z dziećmi.<br />
Andrzej wpadł w rozpacz. Podejmowane wielokrotnie próby porozumienia się z żoną<br />
pogarszały tylko sytuację. Za każdym razem, kiedy jechał do sąsiedniej wsi (Ogrodowa),<br />
gdzie mieszkała teraz i prowadziła interesy jego ukochana żona, dochodziło do kłótni i<br />
awantur. Leciały wzajemne oszczerstwa i dochodziło do rękoczynów. Aż Andrzej zdał<br />
sobie sprawę z tego, że po odejściu żony nagle stracił zdrowy rozsądek, że coś tu nie<br />
gra, że jadąc do Oliwii z miłością w sercu, tuż po przekroczeniu progu sklepu czy<br />
mieszkania - widząc ubóstwianą osobę - stawał się raptownie wulkanem nienawiści i<br />
bólu. A przecież chciał tylko prosić o pojednanie, o „ratowanie w dzieciach domu". Ale<br />
Oliwia, co go niepomiernie dziwiło, nie
43<br />
pamiętała żadnych, dosłownie żadnych dobrych chwil z ich małżeństwa. A przecież<br />
nawet w najgorszym związku musiały zaistnieć w ciągu dwunastu lat wspólnego pożycia<br />
okresy wzajemnej szczęśliwości.<br />
Początkowo tego nie łapał, zwłaszcza że on sam pamiętał i złe, i dobre chwile, tak jak<br />
to się dzieje w umyśle normalnego człowieka. Nie stracił do końca zdrowego rozsądku.<br />
Dlaczego więc Oliwia wpadała w panikę, zmieniała się na twarzy i wrzeszczała zawsze,<br />
gdy tylko napomykał o ratowaniu ich związku? Owszem, podniósł z bezsilności na nią<br />
rękę, walczył nieudolnie o swoje racje, był źródłem wielu nieprzyjemnych sytuacji, ale<br />
starał się jak mógł, aby to zmienić. I choć nikt mu w tym nie pomagał, nikomu z tego<br />
powodu nie czynił zarzutów.<br />
Doprowadzony do ostateczności, postanowił skończyć z tym wszystkim. Mania<br />
samobójcza zaczęła się w nim prze<strong>pl</strong>atać z przemożną chęcią zakończenia całej tej<br />
stresującej dla niego sytuacji. I wcale nie chodziło tu o fizyczne przerwanie chemicznego<br />
rauszu, jaki fenyloetyloamina z dopaminą wywołują w mózgu zakochanego człowieka,<br />
bo po tylu latach i tak straciły palmę pierwszeństwa na rzecz endorfin (choć<br />
biochemiczny zegar Andrzeja i Oliwii tykał w tym samym rytmie, czyniąc z nich parę<br />
pożądającą się wzajemnie), ale chodziło raczej o imperatyw, wewnętrzny przymus<br />
skończenia z tą całą farsą przerwania zaklętego kręgu psychicznych katuszy. Można<br />
nawet powiedzieć, że zadziałały tu typowe czynniki psychologiczne, kiedy to bezsilność<br />
wytwarza agresję albo pogrąża człowieka w szaleństwie lub depresji.<br />
Najpierw opróżnił dom ze wszystkich oznak bytności żony i dzieci, zawożąc wszystko<br />
do teścia. Ale to nie ukoiło w nim bólu. Wręcz przeciwnie: strata rodziny raniła jego<br />
duszę coraz dotkliwiej. Andrzej czuł całym sobą że to nie ta droga, ale nie miał siły<br />
oprzeć się nakazom idącym z góry. Miast modlić się, postanowił zemścić się na żonie. O<br />
mały włos, a stałoby się nieszczęście. Chyba tylko interwencji niebio's zawdzięczamy, że<br />
nie stało się nic złego.<br />
Ale zło wciąż miało go we władaniu. Wciąż zamyślał zniszczyć wszystko, co wiązało<br />
go ze wspomnieniami. Jednak jakaś dziwna, nieuchwytna siła za każdym razem, gdy<br />
miało dojść do tragedii, powstrzymywała go przed wykonaniem ostatecznego ruchu.<br />
Popadał w prawdziwe szaleństwo. Rankiem przeklinał wszystko, na czym świat stoi,<br />
wieczorami modlił się żarliwie do Boga, prosząc go o łaskę dla siebie i rodziny. W dzień<br />
był siewcą złych myśli, w nocy przywdziewał szaty świętego. Walczył. Walczył o samego<br />
siebie i o rodzinę. Nie mogąc dłużej wytrzymać szalejącego w nim chaosu, postanowił<br />
uciszyć go za jednym zamachem.<br />
Późną nocą kładąc głowę na torach, myślał tylko o jednym, aby Bóg wybaczył mu, że<br />
zostawia syna bez zabezpieczenia a córki bez ojcowskiej miłości. Żeby wybaczył mu, iż w<br />
porywie szaleństwa chciał do ostatniej deski zniszczyć wszystko, co posiadał. Zabrano<br />
mu cały świat i bezgraniczny ból osamotnienia domagał się tego samego w stosunku do<br />
ukochanej. Ale on nie chciał być już więcej źródłem zła, wolał zginąć, byle tylko wy<strong>pl</strong>enić<br />
zło z własnego serca, byle wyrwać się z objęć szatana.<br />
Trzykrotnie kładł głowę na torach, za każdym razem cofając ją w ostatniej chwili. I<br />
wtedy po raz pierwszy mroczne niebo zszarzało i nieuchwytna siła,
44<br />
bezosobowa w uczuciach, nakazała mu zastanowić się nad tym, kogo uszczęśliwi tym<br />
czynem. Gdyby to dobry duch chciał mu przekazać tę sugestię, pewnie byłby się na jego<br />
głos zablokował. Zaskoczył go jednak emocjonalny chłód płynący z czyjejś obecności,<br />
któiy poruszył w jego umyśle jakąś ludzką podświadomą logikę. Tu nie było miejsca na<br />
emocjonalne afery, ale na drobiazgową rzeczowość. Po prostu to coś uderzyło w jego<br />
umysł, w najpotężniejsze narzędzie, jakie wykorzystywał do pojmowania świata. I to<br />
zadziałało.<br />
Dwa dni później, siedząc w dużym pokoju w towarzystwie syna i Mateusza, człowieka<br />
od lat zajmującego się energiami, mającego pewne doświadczenie w egzorcyzmowaniu,<br />
niewidzialna siła krępująca jego umysł ustąpiła. Wtedy ostatecznie pojął, co się stało i z<br />
czym ma do czynienia. Odblokowany, wspierany przez doświadczenie i moc Mateusza,<br />
szybko nawiązał kontakt z przyjaciółmi „stamtąd", z którymi rozmawiał przed laty.<br />
Zwłaszcza jeden z nich, Franciszek, dziadek Oliwii, który z racji własnej doskonałości<br />
zakończył już cykl karmiczny i przebywał obecnie w wyższych wymiarach, a z takimi<br />
istotami w normalnych warunkach kontaktu nie uzyskuje się, bo trzeba na to zapracować<br />
- pomógł im zrozumieć całą sytuację. Jeszcze tego samego wieczoru udało im się<br />
namierzyć demona i poznać jego płonący znak. Nareszcie można było rytuałem<br />
zablokować jego dostęp do umysłu.<br />
Ale Andrzej wiedział doskonale, że trzeba takie informacje sprawdzić jeszcze inaczej.<br />
Wizyty u dwóch jasnowidzów i znanego tarocisty potwierdziły wszystko, czego<br />
dowiedzieli się z zaświatów. Tadeusz nie tylko wyreżyserował całą sytuację, nie tylko był<br />
organizatorem próby samobójczej, ale pod płaszczykiem niewinności zdążył już dokonać<br />
wielu innych niecnych rzeczy, które z tą sprawą nie miały nic wspólnego. Mieszał w<br />
ludzkich losach dla samej potrzeby zabawy. Odczucie mocy władania innymi dostarczało<br />
mu adrenaliny niezbędnej do szczęścia. Jego myśli stanowiły największą kryminalną<br />
księgę świata, o jakiej mógł słyszeć człowiek. A że w tym przypadku łączył przyjemne z<br />
pożytecznym, cóż, miał facet fart...<br />
Na jego obronę wypada jednak dodać, iż nie był on osobiście Wielkim Reżyserem.<br />
Chcąc zawładnąć Oliwią a przede wszystkim uszczknąć co nieco z jej dorobku, skorzystał<br />
z pomocy znajomych satanistów, którzy od lat wyzwalali zło w celu przejmowania<br />
kontroli nad ludźmi, w celu przekształcania rzeczywistości pod kątem własnych potrzeb.<br />
I to oni bezpośrednio mocami demona zamierzali doprowadzić Andrzeja do utraty<br />
świadomości, kiedy ten prowadził samochód, co miało wyglądać na nieszczęśliwy<br />
wypadek, a gdyby to nie wyszło - do samobójstwa. Oni też pomagali mu doprowadzić<br />
do sytuacji, w której Oliwia mogłaby zostać zapłodniona przez Tadeusza. Oni też, nie<br />
Tadeusz, kontrolowali jej umysł, doprowadzając świadomość Oliwii do stanu chorobliwej<br />
awersji na widok męża. Jednak działali z polecenia Tadeusza, więc to na jego barki spada<br />
cała odpowiedzialność za rozwój wydarzeń..<br />
Okazało się również, iż Beata od lat umiejętnie podkopywała wiarę siostry w<br />
zasadność jej związku z Andrzejem, przez co łatwo stała się cichym sprzymierzeńcem<br />
ciemnych sił.
45<br />
Za pomoc w odkryciu prawdy przyszło jednak zapłacić. Dwa tygodnie zajęło<br />
demonowi doprowadzenie Mateusza do samobójstwa. Przypadek sprawił, że ktoś<br />
wszedł tam, gdzie nie powinien, i nie stało się najgorsze. Trudno powiedzieć, jaki wymiar<br />
osiągnęłyby wydarzenia w domu Andrzeja, gdyby nie przemiana, jaka zaszła w nim<br />
pewnej nocy, która uczyniła zeń człowieka niewrażliwego już na ataki zła.<br />
Kiedy późną nocą Andrzej klęczał w sypialni na stryszku, gorąco modląc się do<br />
niebios, niespodziewanie opadły mu ręce i nieopisana błogość zalała całe ciało.<br />
Wszystko, czego doświadczył w życiu, co zrobił i o czym pomyślał - zaistniało w jednej<br />
chwili, ale zaistniało w równowadze ze wszystkimi pozostałymi składnikami. Pozbawione<br />
ładunku emocji potrafiły sobą wyrazić całą szczerość życia, uzmysłowić wartość każdego<br />
czynu, słowa i myśli w przemianie ludzkiej duszy. Wszystko to razem krzyczało: co się<br />
stało, nie odstanie, niczego nie odrzucaj, a wszystko pamiętaj, ucz się na błędach, a<br />
wtedy staniesz się mistrzem własnego życia. Nastał w nim pokój, biblijny stan<br />
zrozumienia, którego żadne słowo nie jest w stanie opisać.<br />
Wtedy Andrzej ujrzał anioła przebaczenia, który polecił zanoszącej się płaczem<br />
postaci wybaczyć sobie własne grzechy. Ale przygnieciony wyrzutami sumienia Andrzej<br />
nie potrafił tego uczynić. Wciąż raniły go podstępne słowa Oliwii: „Ty jesteś temu winien,<br />
tylko ty..." Wtedy stało się coś, co i dla mnie samego stanowi novum - anioł<br />
przebaczenia w imieniu Andrzeja osobiście odpuścił mu grzechy. „W twoim imieniu<br />
odpuszczam ci grzechy" - rzekł i świadomość historii własnych czynów i myśli przestała<br />
ranić duszę Andrzeja, stając się trwałą podstawą jego wzrostu. Nareszcie miał własną<br />
księgę wskazówek, z której mógł do woli korzystać.<br />
Ale to nie koniec zastanawiających zajść tego wieczoru. Miejsce anioła przebaczenia<br />
zajął anioł miłości. Uczucie spokoju i pojednania, co jest szczytem fali miłości, spłynęło<br />
na zagubionego człowieka. Płacz ucichł, serce stanęło, a tęsknota za pełnią życia<br />
rozpaliła całe ciało. Uprzedzając pytanie Andrzeja, anioł zdradził mu największą<br />
tajemnicę przyszłości: „ Uratujesz rodzinę, jeśli wytrwasz w miłości".<br />
Prawdą jest, że ludzka ułomność (egoizm) potrafi spłatać figla w najmniej<br />
oczekiwanym momencie. I tak Andrzej wyobraził sobie, iż owa miłość ma charakter<br />
ludzki i tyczy się trwania w miłości do żony. Następnego ranka, przepełniony nadzieją<br />
siedział na wprost Oliwii i ze zdumieniem patrzył, jak z każdym jej słowem kruszeje w<br />
nim wiara we wszystko, czego doświadczył poprzedniego wieczoru. Oliwia - za nic mając<br />
opowieść męża o aniołach - po raz kolejny krzyczała, że to koniec, że ma się wynosić, że<br />
składa o rozwód i że nie chce go więcej widzieć. Zraniony do żywego, oszołomiony, a<br />
nade wszystko zagubiony w domysłach, wrócił do siebie i co się do tej pory nie zdarzało,<br />
miast wariować, popadł w zadumę. Jednak najbardziej dręczyło go nie duchowe<br />
doświadczenie, ale pytanie, czy to już koniec jego miłości. A jeśli koniec, to czy oznacza<br />
on sprzeciw wobec woli zaświatów?<br />
Jak i kiedy zapadł w sen, sam nie wie. Obudził się w środku nocy cały wstrząśnięty.<br />
Sen, jaki się przed chwilą skończył, był tak wyraźny jak obraz
46<br />
telewizyjny. I co ciekawe, śniąc, Andrzej wiedział, że śni. We śnie uciekał z żoną przed<br />
jakimś mężczyzną, który chciał ją dopaść. Podczas tej ucieczki, goniąc niemal resztkami<br />
sił, wpadli na cmentarz, gdzie czekał na nich wysłannik Franciszka. Wtedy to Andrzej zdał<br />
sobie sprawę z tego, że śni i że wie, że śni. Duch przekazał mu, że w ich sercach nigdy<br />
nie będzie rozwodu oraz że Andrzej napisze w ciągu 18 lat wiele książek, zyskując sławę<br />
także poza granicami kraju. Pokrzepiony na duchu, Andrzej postanowił po swojemu<br />
zweryfikować te informacje. Przedpołudniowa konsultacja z dwoma jasnowidzami, u<br />
których uprzednio zasięgał porady, potwierdziła wiarygodność snu i przepowiedni<br />
dotyczącej pisarstwa. Reszta też pasowała.<br />
Kwestia odnalezienia się państwa Kopko w ponownym zejściu się nadal pozostawała<br />
w gestii Andrzeja. Otóż, co ciekawe - Andrzej miał przed sobą dwie drogi życiowe, jedna<br />
łączyła go z nową wybranką, gdyby zrezygnował z walki o rodzinę, druga wiązała<br />
szczęśliwie w starym związku. Jednak wybór należał całkowicie do niego. To on miał<br />
podjąć ostateczną decyzję (kiedy nadejdzie ku temu właściwy czas), z kim s<strong>pl</strong>ecie swoją<br />
przyszłość. Oba zaś rozwiązania miały przynieść mu harmonię w życiu, podczas gdy<br />
Oliwia - po rozwodzie z Andrzejem (gdyby Andrzej zrezygnował ze starań o odzyskanie<br />
rodziny) - żałowałaby po latach niefortunnej znajomości z Tadeuszem i do końca życia<br />
tęskniłaby za byłym mężem, którego porzuciła w chwili słabości. Jej związek z<br />
Tadeuszem w ciągu czterech lat miał stać się dla niej ciężarem, jednak zrodzone z tego<br />
związku dziecko związałoby ją z nim na zawsze. Poza tym nie miałaby dokąd wrócić,<br />
gdyż nowa wybranka Andrzeja miała zawładnąć jego sercem już na zawsze.<br />
Rzecz w tym, że ze względu na dobro dzieci oraz świadomość tego, że miłość Oliwii<br />
do niego wciąż trwa, choć jest stłumiona przez demona - Andrzej ani myślał o rozstaniu<br />
i nadal modlił się o wybawienie. Tzn. modlił się o to, aby nie osłabnąć w miłości do niej.<br />
Modlił się żarliwie, czytał Pismo Święte i kontrolował myśli. Zwłaszcza to ostatnie<br />
zadanie przerastało jego siły i stawało się z wolna sztuką dla sztuki.<br />
Aż pewnego dnia, po ostrej wymianie zdań między nim a obiema siostrami, Beata,<br />
należąca od jakiegoś czasu do Kościoła Zielonoświątkowego, chcąc osłabić pobudliwość<br />
szwagra, zaproponowała mu przyjęcie Chrystusa do swojego serca. Zdumiony Andrzej<br />
już miał odpowiedzieć, że od dawna zna i ceni nauki Jezusa i że próbuje żyć w myśl jego<br />
zaleceń, więc niech mu tu ona wody z mózgu nie robi, gdy nagle uzmysłowił sobie<br />
prawdziwy sens słów anioła miłości: „Uratujesz rodziną, jeśli wytrwasz w miłości".<br />
Światełko z napisem „ratunek" zapaliło się i spokojny jak nigdy Andrzej powrócił do<br />
siebie, czekając na niedzielną mszę, na którą do kościoła zielonoświątkowców<br />
postanowił się wybrać razem z Beatą.<br />
W niczym nie przeszkadzało mu innowierstwo, bo od dziecka nie wierzył w Kościół<br />
jako instytucję, uznając tylko jego świątynny charakter. Wiedział, że Bóg mieszka nie<br />
tylko w człowieku, ale i w każdym innym miejscu na ziemi. Kwestia dogmatów była dlań<br />
jedynie przeszkodą w wyrażaniu się poprzez nauki Jezusa. Poczuł całym swoim<br />
istnieniem, że to ta droga.
47<br />
Msza w częstochowskim kościele stanowiła dla niego nie lada nowość. Tańce, wesołe<br />
śpiewy, barwne kazanie, radość ludzi - to całe misterium wywarło na nim wielkie<br />
wrażenie. Na dodatek zaczął postrzegać kościół w innym wymiarze. Tak jakby wielki<br />
fotograf świata nałożył na siebie dwie klisze, jedną stanowiły proste, niemal obskurne<br />
ściany kościelnego pomieszczenia, w którym odbywała się msza, tak znacznie<br />
odbiegające od majestatu murów kościołów katolickich, druga z klisz promieniała zaś<br />
monumentalnym, wspaniałym, opartym na przepysznie inkrustowanych kolumnach<br />
sklepieniem. Ilekroć poddawał się radości śpiewu, tylekroć ten duchowy, eteryczny<br />
wizerunek świątyni stawał się wyraźniejszy, przytłumiając obraz tego rzeczywistego,<br />
murowanego.<br />
Niesiony falą radości, tej cudowności, odważył się prosić pastora o pomoc w walce z<br />
demonem, który wciąż starał się grzebać mu w umyśle. Spotkanie z nim oraz tzw.<br />
Rodziną, do której przynależy każdy wyznawca tej wiary, odbyło się dwa dni później.<br />
Jednak dzień wcześniej u Andrzeja dokonała się prawdziwa, znana tylko mistykom<br />
przemiana duchowa. Po 30 latach duchowej huśtawki dane mu było przyjąć Chrystusa<br />
do swojego serca. I nie czynił tego na siłę, to się po prostu w nim stało. Nauki Mistrza<br />
zakotwiczyły się w nim. nie naruszając starych struktur myślenia. Myśli rodzące emocje i<br />
słowo, te zaś tworzące nawyki, co trwałością charakteru w los ludzki się przemieniają,<br />
płynęły przez umysł do serca a stamtąd dopiero do ośrodka porządku i woli, a nie<br />
odwrotnie. Andrzej doznał swoistego nawrócenia, równowaga ducha i materii<br />
przeniknęła go na wskroś. Najważniejsze, że demon odskoczył jak oparzony. Przestał<br />
krążyć dookoła i czekać na okazję. Zło skapitulowało.<br />
Jednak, zafascynowany odmiennością religii, Andrzej udał się na wyznaczone<br />
spotkanie zgodnie z obietnicą. Nie szukał już jednak wsparcia, ale zrozumienia, jakiejś<br />
ludzkiej życzliwej rozmowy o zjawiskach, które w ostatnich miesiącach zmąciły jego<br />
spokój. Jakież było jego zdziwienie, gdy dowiedział się, że rozmowy z aniołami i<br />
przemiana, która wprowadziła do jego serca nauki Jezusa, to tylko gra szatana, który<br />
różne przywdziewa maski. Jeszcze bardziej się zdziwił, gdy wmawiano mu, że tylko<br />
pastor, jako wybraniec Boży, mógł takiej przemiany doznać, co też się stało wiele lat<br />
wcześniej. Potem już z rozpędu poruszano sprawy teologiczne, które swoją niebiańską<br />
ważnością miały od teraz modelować myślenie jego, czyli adepta.<br />
Okazało się przy tym, że rzeczony pastor, poza licznymi podkreśleniami w Biblii, które<br />
wyzwalały w nim cytatomanię, nie miał najmniejszego pojęcia o dziejach powstania<br />
Starego i Nowego Testamentu oraz o historii samego Kościoła w ogóle, co pozwoliłoby<br />
uniknąć wielu logicznych i doktrynalnych błędów w rozmowie. Nie spodobało się<br />
Andrzejowi, że jakąkolwiek pomoc uzależniano od bezkrytycznego przyjęcia ich zasad<br />
wiary, co w ogóle nie licuje z ludzką duchową godnością i boską tolerancją, i co<br />
najgorsze, że zaprzeczono - w trakcie erystycznej wymiany zdań - że nauki Jezusa mają<br />
nas uszlachetniać w myśli, mowie i czynie (sic!).<br />
Gdy Andrzej wyznał, że nauki Wielkiego Mistrza, za jakiego uważa Jezusa, polegają<br />
właśnie na tym, małżonka przewodnika rodziny rzekła wprost, że nie ma
48<br />
w nim Boga. Wtedy Andrzej wstał i odparł, że Bóg mieszka w każdym człowieku i w<br />
każdym żywym zwierzęciu czy roślinie, a nie jak oni uważają: tylko w nawróconym na ich<br />
wiarę. To, co potem usłyszał, stało w tak ostrej sprzeczności z opartymi na Biblii<br />
kazaniami, które słyszał na żywo i z kaset w ich kościele, że opuszczał ich zbór z bolącym<br />
sercem, prosząc Boga, by w sercach jego niedawnych rozmówców zagościł spokój i<br />
miłość, by pycha i brak pokory nie czyniły z nich więcej ludzi wynoszących się ponad<br />
innych.<br />
Z drugiej zaś strony cieszył się bardzo, że do tego spotkania doszło. Raczej<br />
przeczuwał, że coś takiego się wydarzy. Stało się bowiem coś, co uzmysłowiło mu starą<br />
prawdę, że w poszukiwaniu Boga racje innych ludzi nie mają znaczenia. Chrystusowa<br />
moc zrozumienia uwolniła go od krytyki innych i w radosnym spokoju udał się na<br />
kolację. Już nie potrzebował do walki o siebie sięgać po pomoc drugiego człowieka.<br />
Przyrzekł sobie do końca życia pozostać wiernym Chrystusowi, choćby miało to mu<br />
przynieść ból i cierpienie.<br />
Jednak na kolejną mszę pojechał, jak wcześniej ustalił z Beatą. Chciał się przekonać,<br />
co na temat jego rozmowy z pastorem i przedstawicielami rodziny ma ona do<br />
powiedzenia. Nie spotkał go zawód: Beata ślepo wierzyła w dogmat własnej religii,<br />
usprawiedliwiając tym własną niewiedzę. Była fanatyczką Może na swój osobliwy sposób<br />
starała się postępować w życiu jak najbardziej godnie. Jednak z prawdziwą przemianą<br />
duchową na którą ochoczo się powoływała, nie miało to wiele wspólnego. Było to raczej<br />
wygodne posługiwanie się wiarą dla własnych celów. Zaś wszystko, co stało w<br />
sprzeczności z jej poglądami, także dotyczącymi spraw codziennych, na które przecież<br />
promieniował duch jej religii, było określone mianem działania diabła. Jeśli zaś sama<br />
czyniła coś wbrew naukom Jezusa, to zawsze umiała to pięknie usprawiedliwić, a jeśli<br />
nie, to i tak miała rację, bo była przecież wyjątkowo uduchowiona.<br />
Mechanizm zmiany wiary nie jest przecież niczym innym, jak tylko próbą wygodnego<br />
ułożenia relacji z własną duchową tożsamością. Wiara w moc nowego dogmatu tak<br />
silnie działa na psychikę, iż innowierca świadomie wręcz zakłada, że zmiana wyznania<br />
pozwala mu nie tylko zapomnieć o dawnych przewinach, które zostają przypisane<br />
słabości dawnej wiary, ale w myśl sugestii wprowadzającego w nową wiarę kapłana<br />
pozwala mu wierzyć, że staje się on nie tylko świętym, ale wręcz alfą i omegą w<br />
sprawach wiary w ogóle. A że wiedza o tym ogranicza się do ślepego powtarzania kilku<br />
dogmatycznych wzorów, skupiających się na kilku wyklepanych formułkach, nie tylko go<br />
nie zniechęca, ale wręcz przeciwnie - staje się wygodne i metodą samooszustwa<br />
wywyższa ponad innych.<br />
Tymczasem zwyczajna ludzka logika wyraźnie wskazuje, że wiara w Boga, bez<br />
względu na fasadę kościelnych murów i spisaną na kartach ksiąg historię powstawania<br />
zrębów każdej z religii, zawsze prowadzi do jednego: do usilnej a świadomej pracy nad<br />
własną ułomnością. Do takiego postępowania w życiu, aby wyrządzać sobie i innym jak<br />
najmniej krzywdy. Aby uszlachetniać się w myśli, mowie i uczynku. I nic więcej. Ucieczka<br />
przed tym obowiązkiem poprzez zmianę doktryny wiary nic tu nie zmienia. Nawet<br />
najbardziej niesamowite i wyssane z palca kościelne historie są tylko echem ludzkich<br />
poszukiwań i powinno się je traktować
49<br />
jako nic nie znaczące akty kryminalne, a nie jako próbę porozumienia z własnym<br />
wnętrzem. Są one po prostu nieistotne. I choć wygodniej jest udawać, iż prawdziwą<br />
drogą do zbawienia jest klepanie formułek i omiatanie kościelnych figurek, tak<br />
naprawdę liczy się tylko praca nad sobą.<br />
Gwoli sprawiedliwości, by nie być stronniczym, muszę jednak dodać, a znam całą<br />
sprawę od podszewki, że Beata, jeśli zapomnieć o wątku religijnym i niechęci do<br />
Andrzeja - stanowi doskonały przykład na to, że człowiek nie tylko może, ale i powinien<br />
starać się wzrastać w Duchu Bożym. Na swoją miarę i możliwości stara się niektóre<br />
zalecenia Biblii uparcie wcielać w życie, co przecież niewielu czyni, ale nieznajomość<br />
prawdziwych nauk Mistrza i ludzkie słabości czynią z niej czasami osobę, która może<br />
zaszkodzić nawet sobie. Ale tak samo jest przecież z każdym z nas. Musiałem to jednak<br />
powiedzieć, bo w dalszej części historii mamy do czynienia właśnie z jej przewrotnością<br />
a raczej przewrotnością demona, który nawet wiarę potrafi wykorzystać do swoich<br />
perfidnych celów. Zdawanie się więc na osobę, która - mimo szczerych chęci i pewnych<br />
działań - sama ma kłopoty ze zrozumieniem własnej duchowości i nauk Jezusa i pod<br />
płaszczykiem tych nauk a domniemanej samowiedzy miesza w życiu innych ludzi, rodzi<br />
niebezpieczeństwo wybrania przez tych ostatnich niewłaściwej drogi, zwłaszcza gdy taka<br />
nawiedzona osoba wydaje się godnym zaufania powiernikiem, będącym na dodatek<br />
najbliższym członkiem rodziny. I taki kombinujący umysł demon łatwo potrafi<br />
wykorzystać do własnych celów.<br />
Mamy więc Andrzeja, który w czasie trwania rodzinnej tragedii rozpoczął nowe życie<br />
duchowe. Mamy Oliwię, która dostrzegła te zmiany, ale która nadal jest oczarowana<br />
akwizytorem i pozostaje pod wpływem siostry. Mamy dwoje dzieci państwa Kopko,<br />
które są kochane i uwielbiane przez swoich rodziców. I mamy Beatę, osobę, która może<br />
ten związek uratować, która ma obowiązek ten związek ratować, ale która - po<br />
ustąpieniu zła od Andrzeja - nie uczyni tego, bo już nie jest w stanie wierzyć nawet we<br />
własną słuszność.<br />
Podczas drugiej mszy, kiedy w przyjętym geście przyjaźni najbliżej stojące obok<br />
siebie osoby obejmują się wzajemnie, jednocząc się w Chrystusie, Beata nie potrafi<br />
wytrzymać dotyku ręki podanej przez Andrzeja. Po chwili cofa dłoń i już do końca mszy<br />
nie potrafi się uspokoić. Andrzej zaś czuje się tak, jakby dotykał kogoś zupełnie obcego.<br />
Nie wie jednak, co jest prawdziwą przyczyną tych odczuć.<br />
Kilka dni później wydarza się rzecz okropna: wieczorem zło atakuje przebywającą u<br />
Andrzeja starszą córkę. Próbuje wedrzeć się do umysłu jedenastoletniego dziecka i choć<br />
nie ma w obecności Andrzeja na to dostatecznej mocy, samym sprowokowaniem ataku<br />
inicjuje kolejne wydarzenia. I to w czasie, gdy Andrzej odzyskuje kontakt z dziećmi, a<br />
nawet wychodzi z propozycją, by dzieci zamieszkały u niego, co miałoby umożliwić<br />
Oliwii oficjalne przebywanie z kochankiem w jej nowym mieszkaniu, jakie ta wraz z<br />
siostrą znalazła w miejscowości Adra. Sprawa jest o tyle istotna, iż walka o dzieci ma<br />
wymiar ponadczasowy. Oboje rodziców mają świadomość nienaruszalności świętego<br />
prawa rodzicielskiego. Coś po prostu nakazuje im zawieszanie wojny, gdy tylko w grę<br />
wchodzi los dzieci. Czują że naruszenie tego status quo może łatwo przerodzić się
50<br />
w całkowite zniszczenie nadziei na normalne życie. I tu wykazał swoją pomysłowość<br />
demon: przypuszczając atak na Jessikę, z góry wiedział, że poniesie porażkę, ale wiedział<br />
również, jak ową porażkę umiejętnie wykorzystać.<br />
Bo wieczorem, wciąż rozmyślając o tym fakcie, Andrzej pisze list do Beaty, nie chcąc<br />
przez telefon zatracić sensu słów. Oczywiście chodzi o skłonienie Beaty do pomocy.<br />
Andrzej wie, że Beata w niczym mu nie pomoże, ale ma nadzieję, że agresja na córkę<br />
zmiękczy ją do tego stopnia, iż poważnie potraktuje jego słowa<br />
0 tym, że demon zaczyna mieć coraz większy udział w działaniach obu sióstr.<br />
Oto list, jaki napisał Andrzej do Beaty:<br />
„...Wczoraj późnym wieczorem zło zaatakowało Jessikę. Ciemna postać rzuciła się na<br />
nią i próbowała wedrzeć się do jej umysłu. Jessika zaczęła krzyczeć. Kiedy wpadła mi w<br />
ramiona, zło natychmiast ustąpiło. Najdziwniejsze, że Jessika miała pełną świadomość<br />
tego, co się działo, jakby to nie były sprawy czysto duchowe, ale materialne.<br />
Ja od czasu przemiany modlę się ustawicznie... modlę się trzy razy dziennie... Bóg<br />
widać mnie wspiera, bo odżyła we mnie uniwersalna miłość, jestem coraz spokojniejszy i<br />
mam coraz większe rozeznanie w dramacie, w jakim my wszyscy uczestniczymy.<br />
Dramat polega na tym, że zogniskowane w tej chwili wokół Oliwii zło robi wszystko,<br />
aby odciąć ode mnie dzieci. Wczoraj Jessika i Alicja miały do mnie przyjechać. Alicja<br />
bezpośrednio przed zabraniem jej do mnie dostała gorączki, jakby coś na siłę chciało ją<br />
zatrzymać. Mało tego, kiedy rozmawiałem przed magazynem z Oliwią, jej twarz zaczęła<br />
falować, jakby miała nałożoną maskę, jakby słowa wypowiadał ktoś inny. Ponieważ już to<br />
kiedyś u niej widziałem, wiem, w jakiej zależności od złych wpływów ona pozostaje.<br />
Zresztą takie przemiany już wcześniej zauważyła Jessika. Oznacza to, że rozerwanie<br />
rodziny było pierwszym krokiem na drodze uzależnienia jej od wpływu zaświatów.<br />
Kolejnym będą próby oderwania ode mnie dzieci i oderwania Oliwii od tych członków<br />
rodziny, którzy nie będą popierać jej zależności od Tadka. I zapewniam cię, że prędzej<br />
czy później odsunie się od matki<br />
1 ciebie, jeśli któraś z was nie poprze tego związku. Sądzę nawet (wybacz mi to), że<br />
prędzej opuści matkę, niż ciebie, gdyż zauważyłem, iż pozostajesz pod silnym wpływem<br />
Tadka. Lecz kiedy spróbujesz się temu złu przeciwstawić, nie nadając mu imienia, na<br />
własnej skórze odczujesz to, o czym piszę. Wystarczy, byś zaczęła się modlić do Boga,<br />
aby miał On w opiece twoją siostrę, aby wspierał ją ustawicznie i tak pokierował jej<br />
sprawami, aby znalazły one uznanie w Jego oczach. I w modlitwie nie wynoś ani mojej<br />
obecności, ani obecności kochanka. Proś tylko o wstawiennictwo Boże. Proś, jeśli jesteś<br />
jeszcze w stanie. Ja modlę się bez przerwy o to, aby bez względu na to, czy będę z Oliwią<br />
czy nie - Bóg wziął sprawy w swoje ręce.<br />
Obawiam się też, że coraz agresywniejsze ataki złego mogą mieć coraz większy<br />
wpływ i na twoje myśli i czyny. Tak samo zresztą, jak na wszystkich nas. Popatrz, jak<br />
muszę to widzieć: bronisz decyzji Oliwii, choć odejście ode mnie oznacza tragedię dla<br />
dzieci, oznacza umieranie w nich domu. Mówisz o braku miłości, mówisz o złym<br />
traktowaniu siostry przeze mnie, a nic nie wiesz o walce, jaką miesiącami toczyłem
51<br />
ze ziem, o wielu próbach porozumienia z Oliwią i o mojej miłości do dzieci. A przecież to<br />
Jezus uczy, że rodzina jest wartością nadrzędną, że trzeba jej bronić za wszelką cenę, co<br />
miałaś czynić jako mediator, a nie jako orzecznik.<br />
Twoja argumentacja nie idzie po linii duchowego rozwoju. Miłość nigdy nie umiera,<br />
można ją co najwyżej stłumić. A twoja aprobata dla Tadka? Twoje umożliwianie<br />
rozbijania rodziny? Czy to też idzie w parze zgodnie z naukami Jezusa? A owo usilne<br />
przekonywanie mnie, że Tadek nie ma nic wspólnego ze złem, jakie od wielu miesięcy<br />
rujnowało nasz związek, i moje doświadczenie w tej mierze to tylko podstęp szatana?<br />
Dlaczegóż to w imię sprawiedliwości bożej nie dopuściłaś do siebie nawet skrajnej<br />
możliwości, że ty możesz się mylić, a ja - mówić prawdę? Czyżby było to dla ciebie<br />
niewygodne? A co miałaś na myśli, wywożąc podczas mojej nieobecności rzeczy moich<br />
dzieci z mojego własnego domu? Czy Bóg nie wyzwalał w twoim sercu wstydu? Czy Bóg<br />
nie podpowiadał ci, że pomagasz niszczyć rodzinę ?<br />
Weź sobie w końcu do serca moje słowa: Tadek wyzwolił zło, które już w tamtym<br />
roku opanowało Oliwię i uczyniło z ciebie cichego sprzymierzeńca. To niezupełnie nasza<br />
wina, że zostaliśmy wykorzystani. Nieszczęście polega na tym. że stało się to wtedy, gdy<br />
byłem bliski sukcesu, gdy mając świadomość niezborności rodziny - podjąłem wiełki<br />
trud walki o żonę i dzieci. Głodowałem, modląc się, aby szczęście na trwale zagościło w<br />
mym domu. Wciąż chcę ratować rodzinę, i to nie w imię własnego egoizmu, ale w imię<br />
racji wyższych: duchowych. Sarn tego nie jestem w stanie dokonać. Owszem, doznałem<br />
przemiany, płonie we mnie ogień miłości, ale nie jest to ogień ślepy, lecz ogień<br />
mądrości, który mówi mi wprost, że spraw Boskich nie zostawia się samych sobie, ale że<br />
trzeba przy nich ustawicznie chodzić.<br />
Beato, jeśli jesteś w stanie modlić się w intencji sprowadzenia Boga do mojej rodziny,<br />
Bóg ci za to podziękuje moimi ustami. Módl się, aby zło - bez względu na to, gdzie<br />
siedzi - opuściło nas".<br />
Teraz zaczyna się najciekawsze. Argumentacja odpowiadającej listownie. Beaty.<br />
Argumentacja, dodam wyjaśniająco, przenicowana na wartości uważane dotychczas za<br />
niepożądane i wrogie.<br />
„To, że szatan (przez demona) odpuścił twoją osobę w spokoju, to wcale nie oznacza<br />
jeszcze, że przeżyłeś prawdziwe nawrócenie, że zło nie będzie cię atakowało np. przez<br />
dręczenie twojej córki".<br />
To ważne zdanie jest nie tylko próbą zastraszenia, wskazania, że walka wciąż się toczy<br />
i można ją przegrać, jest także w myśl założeń religijnych Beaty akcentowaniem faktu, że<br />
tylko pastorzy i taka nawrócona jak ona osoba są tymi, którzy mogą przejść prawdziwą<br />
przemianę, aby potem nieść Słowo Boże przez pustynię. Innymi słowy, mamy tu<br />
sytuację, w której osoba religijna (każąca się za taką uważać), miast wspierać rozmówcę<br />
duchowo w jego dążeniach do wypiekania pierwiastka duchowego, postępuje wręcz<br />
przeciwnie: z premedytacją dąży do osłabienia jego wiary w zbawienie. Podważa wręcz<br />
realność duchowej przemiany Andrzeja i zastrasza go nieugiętą mocą zła. Więc udział<br />
czynników niewidzialnych jest dla wyczulonego oka dość oczywisty. Idźmy dalej:
52<br />
„Może i w tej chwili osądzam twoje życie, a przy tym i ciebie, ale na dzień dzisiejszy<br />
tak myślę, więc szczerze to wyznaję, a jeżeli czyniąc to popełniam grzech, to niczyja to<br />
sprawa, ale tylko moja i Jezusa, bo to ja przed nim staję i odpowiadam za swoje czyny ".<br />
Pokręcona logika - bo oto z jednej strony mamy kogoś, kto ma prawo osądzać<br />
innych, co stoi w sprzeczności z dogmatem każdej religii i ludzkim sumieniem; na<br />
dodatek ta osoba zupełnie świadomie oświadcza, że ma do tego prawo, bo tak chce, a<br />
zarazem przyznaje, że wie, iż ukarze ją za to Jezus ( więc, skoro wierzy w tę karę, to i ma<br />
Jezusa w... zrozumieniu); a z drugiej strony mamy osobę (Andrzeja), której - skoro już<br />
głosi prawdę o swojej przemianie - innych osądzać nie wolno. Innymi słowy: chcesz być<br />
święty, cierp, ja na świętości zrobię doskonały interes i w imię Jezusa załatwię cię na<br />
amen. Proste...<br />
„ Uważam, że człowiek, któiy prawdziwie się odrodz.il w Chrystusie, nie myśli takimi<br />
kategoriami, jak: "..jeśli Bóg nas wesprze w tej walce" - ba, wie, że Bóg od chwili oddania<br />
mu swojego życia panuje w jego życiu i od tej chwili nie boi się niczego".<br />
Ciekawe sformułowanie, bo w trakcie kilku przeprowadzonych z Beatą rozmów<br />
wynikło niezbicie, co Beata wielokrotnie a uporczywie podkreślała, że żaden człowiek nie<br />
jest w stanie samotnie prowadzić walki ze złem i przeciwnościami losu, że zawsze trzeba<br />
ustawicznie modlić się o wsparcie. To oczywiste. Nawet najwięksi duchowi przewodnicy<br />
tego świata mieli i mają swoje za uszami, ulegając notorycznie ludzkim słabościom i<br />
pokusom. Jednak to oni najchętniej i najżarliwiej korzystają z niebiańskiego wsparcia,<br />
wiedząc, jaką przyniesie to im korzyść. Jednak w stosunku do Andrzeja Beata nie stosuje<br />
taryfy ulgowej, zapomina o tym, centrując uwagę na kolejnym osłabieniu jego związku z<br />
Chrystusem poprzez poddanie w wąt<strong>pl</strong>iwość jego wzrastania w bożym słowie i czynie. A<br />
gra słowna jest tak ustawiona, aby raz wyrzeczone słowo prędzej czy później utkwiło w<br />
podświadomości i mogło wywołać osłabienie jego woli. Jeśli Andrzej uwierzy, że<br />
modlitwa jest słabością przyznaniem się do duchowej ułomności, to przestanie się w<br />
końcu modlić i swoją pychą padnie w końcu szatanowi do nóg. Beata próbuje<br />
szantażować: chce nawróconemu (szlachetniejącemu świadomie w myśli, słowie i czynie<br />
człowiekowi) wmówić, iż jest albo świętym, nie potrzebującym żadnego wsparcia<br />
duchowego, albo zwyczajnym oszustem. Bardzo wyrafinowane...<br />
„Rodzina to ludzie, którzy się kochają i szanują. Ty mówisz o sobie: "Nie byłem za<br />
dobry?!" Nie taki stan cechuje osobę, która prawdziwie pokochała Jezusa i oddała mu<br />
swoje życie. Jest mi ciebie żal, bo szatan w dalszym cic[gu okłamuje ciebie, i myślę, że<br />
podsuwa się nawet do podszywania się pod Boga ".<br />
Proszę zauważyć, że podważanie prawdziwości zmian, jakie zaszły w Andrzeju<br />
stanowi główny cel zabiegów Beaty. Ona za wszelką cenę chce osłabić jego wolę.<br />
Owszem, Andrzej nigdy nie uchylał się do odpowiedzialności za swoje czyny, mówił<br />
otwarcie, że zawalił wiele spraw. Za to ani razu nigdy nie padło podobne oświadczenie z<br />
ust jego żony, która w oczach otoczenia puściła go kantem z młodszym facetem. W tym<br />
wypadku wszystko jest usprawiedliwione zanikiem
53<br />
miłości. Tymczasem prosty rachunek dowodzi, że trwanie w starym rodzinnym układzie<br />
jest dla tej rodziny znacznie korzystniejsze: trzy osoby kochają, jedna się zastanawia. W<br />
nowym układzie kocha tylko Oliwia, dzieci (nienawidzące wręcz Tadeusza) i Andrzej<br />
cierpią. Ale o tym nie wypada wspominać. Poza tym przyznanie się do winy osoby, która<br />
odnalazła się w Chrystusie jest raczej dowodem autentyczności tej przemiany, a nie jej<br />
zaprzeczeniem.<br />
„Po prostu uważam, że błądzisz i powinieneś szukać tej prawdziwej drogi, jaką jest<br />
Jezus Chrystus".<br />
Powtórka materiału. I przykro słyszeć, że osoba wszem i wobec głosząca o<br />
prawidłach duchowych wciąż ocenia innych, zwłaszcza tych, którzy szukają sposobów na<br />
wzrastanie w Duchu Bożym. To wręcz nieprzyzwoite. No chyba, że mamy tu do czynienia<br />
z siłami, które doskonale wiedzą jak wygląda ten wzrost duchowy. Pytanie tylko, czy są<br />
to siły ciemności czy wysłannicy Bożego Światła. Osobiście sądzę, że żaden rozsądny<br />
człowiek nie odważy się na poddanie w wąt<strong>pl</strong>iwość wysiłków kogoś, kto usilnie walczy o<br />
siebie w Chrystusie, nawet gdyby efekty tej walki były znikome, bo mogłoby to osłabić<br />
jego zbożne w tym kierunku zamiary. Czynić tak mogą tylko siły przeciwne tym<br />
dążeniom. Taka delikatna gra słów może zranić do żywego i zablokować duchowe<br />
dążenia na wiele lat. Czyżby o to chodziło?<br />
Kiedy Andrzej daje Beacie do zrozumienia, iż zbyt pochopnie wydaje wyroki, ta<br />
bezceremonialnie oświadcza:<br />
„ Twojej woli spełniać na pewno nie będę, bo jedyną osobą której wolę pragnę<br />
spełniać jest Bóg. Więc swoimi filozoficzno-psychologicznymi chwytami nie próbuj tego<br />
we mnie wywołać".<br />
Jak owa Boska wola wygląda w ujęciu Beaty już wiemy: niszczenie wszystkich i<br />
wszystkiego, co nie pasuje do jej pojmowania świata. A że owo pojmowanie jest ubogie i<br />
nacechowane ignorancją tym lepiej dla sił demonicznych. Piękny przykład krzyżowca,<br />
który pod płaszczykiem własnych interesów prowadzi wojnę z niewiernymi.<br />
I teraz najciekawsze:<br />
„ Uważam też, że dzieci z powodu narażania ich na właśnie takie niebezpieczeństwo<br />
nie powinny w twoim domu przebywać, ale to jest tylko moje zdanie, które w tej sytuacji<br />
nie liczy się, bo to nie moje dzieci, ale wasze ".<br />
A jednak wyszło szydło z worka... Doprawdy imponujące wyznanie. Jeszcze do<br />
niedawna owe dzieci były oczkiem w głowie Beaty i celem jej złowrogorodzinnych<br />
zabiegów, aż tu nagle wszystko to staje się nieprawdą bo ona nie ma nic do tego. Ale za<br />
tą chłodną ambiwalentną postawą padają jednak słowa o... rozsądnym oddzieleniu<br />
dzieci od ojca. Byle tylko Tadek miał czas na pranie im mózgu. Jest to kolejna próba<br />
narzucenia własnego zdania, i to o tyle istotna, że Beata intuicyjnie (?) wykorzystuje<br />
mocno ingerującą w podświadomość technikę negatywizmu: uważam, ale jednak nie<br />
mam do tego prawa - zasądzam, ale nie będę za to sądzona. Krętactwo godne Oskara.<br />
Te najciekawsze, moim zdaniem, fragmenty dobitnie ukazują maestrię, z jaką złe<br />
moce grzebią w ludzkiej psychice, a poprzez utrwalanie wzorca myśli -
54<br />
wpływają na nasze postępowanie. Pamiętajmy, że cytaty wypłynęły wprost spod ręki<br />
osoby uważającej się za uduchowioną, która w mniejszym lub większym stopniu zdaje<br />
sobie sprawę z metod, jakimi posługuje się szatan.<br />
Kiedy Andrzej zastaje swoją żonę z kochankiem in flagranti, wybucha typowym dla<br />
zdradzanego człowieka gniewem i reaguje dość obcesowo - w mieszkaniu żony tłucze<br />
Tadeusza na kwaśne jabłko. Zwyczajna męska reakcja rogacza. Jednak przybyła na<br />
ratunek do siostry Beata upatruje w tym wyłącznie opętanie: Andrzej jest nosicielem<br />
szatana! Teraz obie siostry mają koronny dowód na to, że Andrzej się nie zmieni, że jest<br />
skończony, że jego słowa o duchowej przemianie to pusta gadka. Obity Tadeusz urasta<br />
do rangi symbolu cierpiętnictwa, a ośmieszony i oficjalnie zdradzony Andrzej staje się<br />
osobą niepożądaną. Od tej chwili za nieszczęsnym kochankiem staje także teściowa.<br />
Andrzej wpada w rozpacz. Wie, że nie powinien atakować kochanka żony, wie, że i<br />
tak miał małe notowania i że teraz sięgnęły one dna. Wie, że może to oznaczać koniec<br />
starań o odzyskanie córek i rodziny. Po tym incydencie miłość żony do Tadeusza nagle<br />
tryska wszystkimi kolorami tęczy. Pogrążony w żalu, niechętny chwilowo całemu światu,<br />
Andrzej zabija rozpacz długimi wędrówkami po pobliskim lesie, nie widząc szans na<br />
uratowanie związku.<br />
Nie wiadomo kiedy ani jak, może dlatego, że Andrzej gorąco się modli, prosząc Boga<br />
o łaskę i szczęście dla wszystkich, nie wyłączając z tego kochanka żony, wiadomo jednak,<br />
że stał się kolejny cud: bezwarunkowa miłość rozrywa mu ciało - cała pierś trzęsie się,<br />
podryguje i płonie niesamowitym żarem. Zrywany oddech utyka w płucach. Wokół<br />
tułowia wytwarza się coś na wzór gorącej obręczy, pulsującej jaskrawym białym<br />
światłem, a w środku jej na wysokości łopatek, w miejscu Chrystusowego serca, pojawia<br />
się eteryczny obraz żony, do którego Andrzej słyszy komentarz Matki Boskiej: „Dopóki<br />
będziesz chronił żonę światłem miłości, dopóty będę ratować waszą przyszłość".<br />
Ogromna, niewyobrażalnie ogromna ulga zwala cierpiącego z miłości człowieka na leśną<br />
drogę i rzewny płacz wypełnia leśne ostoje. Andrzej nie może uwierzyć, że jego<br />
zdrówaśmaryjki, które od dłuższego czasu błagalnie szeptał do Matki Boskiej, mogły<br />
przynieść taki skutek.<br />
Pocieszycielka Rodzin ofiarowała mu też osobliwy dar: wystarczyło, by Andrzej<br />
zatopił się w modlitwie, powierzając się jej opiece, a otwierały się przed nim serca<br />
wszystkich mu znanych ludzi, tych, z którymi miał fizyczny kontakt. Widział barwne<br />
pasma o<strong>pl</strong>atające ich serca i głowy oraz potrafił je właściwie zinterpretować. Czytał w<br />
nich jak we własnej księdze życia podczas wizyty anioła przebaczenia. Z rozpaczą patrzył<br />
teraz, jak serce Oliwii przychylniej bije do kochanka niż do niego. Jak Oliwia miota się w<br />
swoich uczuciach, obdarzając męża to falą miłości, to huraganem nienawiści. To go<br />
wcale nie dziwiło, bo swego czasu i on przechodził podobne sensacje. Zaskoczyło go coś<br />
zupełnie innego, coś czego nigdy by się nie domyślił: Beata podkochiwała się w<br />
Tadeuszu. Obdarzała go uczuciem większym od tego, jakie było przeznaczone dla jej<br />
oficjalnego wybranka, z którym potajemnie wzięła ślub po dziesięciu latach znajomości,<br />
wtedy gdy była stuprocentowo pewna, że potrafi go całkowicie kontrolować.<br />
Zrozumiałym stało się, że chociażby z tej przyczyny zawsze będzie orędowniczką<br />
pojednania siostry
55<br />
z kochankiem. Nie trzeba chyba dodawać, że uczucie, jakie kierowała do szwagra, nie<br />
miało nic wspólnego z bożą harmonią, na jaką ostentacyjnie próbowała się pod<br />
płaszczykiem świętości powoływać.<br />
Nie wiem, jak potoczą się losy państwa Kopko, choć najbliższa przyszłość już się<br />
dokonała. Który z jej dalszych wariantów zwycięży, ten chroniący wartości rodzinne czy<br />
ten związany z zapomnieniem - nie wiadomo. Miejmy nadzieję, że oboje małżonków<br />
dorośnie do swojej roli i nie opuści ich miłość do dzieci i że tą miłością odzyskają nie<br />
tylko ich serca, ale i wzajemne zaufanie, bez względu na to, jakimi drogami potoczy się<br />
ich przyszłość.<br />
Najbardziej zaskakujące w tej całej sprawie jest stanowisko, jakie po nawróceniu zajął<br />
Andrzej. Nie tylko że zrezygnował on z wszelakiej ludzkiej pomocy w zmaganiach z<br />
demonem (idzie o wyzwolenie spod jego wpływu żony i dalszej rodziny), ale całkowicie<br />
odciął się od zaświatów, całą sprawę zdając w ręce Boga. Jest przekonany, że Bóg<br />
znajdzie tu najkorzystniejsze dla wszystkich rozwiązanie:<br />
„ Może to, co powiem, nie jest potwierdzeniem mojej silnej woli, ale mówię to z<br />
potrzeby serca. Miłość ma wiele twarzy, jedną z nich jest zostawienie drugiemu<br />
człowiekowi prawa do wyboru własnej ścieżki, prawa do wolności. Tak czyni Bóg,<br />
pozwalając nam wzrastać na własnych błędach. Wiem, że w połowie jestem winny<br />
rozpadu naszego związku, ale wiem też, że mam prawo do naprawy tego, co zepsułem.<br />
Oznacza to, że będę wspierać moje dzieci i moją żonę bez względu na to, czy będziemy<br />
razem, czy też spełnimy się w kolejnych związkach. Składając własne szczęście na ołtarzu<br />
ich wolności mogę udowodnić, że moja miłość była prawdziwa. Jednak dane to będzie<br />
ocenić dopiero po śmierci. Gotów jestem na to poświęcenie. Modlę się tylko o to, aby<br />
bez względu na finał naszej ziemskiej wspólności - zło raz na zawsze zostawiło moich<br />
bliskich w spokoju. Aby wolność osobista wyraziła się w wolności myśli i czynu, a nie<br />
była przedmiotem zabiegów sił z tego i tamtego świata. Nie mówię tego z pobudek<br />
egoistycznych, czując wciąż słodycz płynącą z ust mojej żony, choć mam nadzieję, że<br />
dane mi będzie odnaleźć się kiedyś w jej sercu - ale czynię to w nadziei, iż wieczność<br />
będzie miała kolor jej oczu".<br />
Jestem podobnego zdania, aczkolwiek uważam, że wspomaganie zamysłów Boga ma<br />
czasami swoje uzasadnienie. No by czyż tylko Tadeusz i Beata mają prawo mieszać w<br />
życiu innych, posługując się niebiańską retoryką? Czy ta niebiańska retoryka może<br />
usprawiedliwić zdradę, obłudę i rozbijanie rodziny?<br />
Kiedy nazajutrz po scysji z Tadeuszem Andrzej jedzie do Częstochowy, nikt się nie<br />
spodziewa, że rozmowa między nimi przebiegnie bez awantury. Ale Andrzej marzy tylko<br />
o jednym, aby Tadeusz zastanowił się nad swoim postępowaniem i odszedł, ratując jego<br />
małżeństwo. Bo przecież ten o kilkanaście lat młodszy od niego mężczyzna miał dopiero<br />
życie przed sobą i wszelkie atuty, by czerpać z niego pełnymi garściami. Tymczasem<br />
jego życie rodzinne już się skończyło. A przecież nikt nie zamierza reszty życia spędzać<br />
bez czułych ramion bliskiej mu osoby. Nadto do szaleństwa kochał obecną żonę i<br />
najcudowniejsze pod słońcem dzieci.<br />
Jakież było jego zdziwienie, gdy Tadeusz oznajmił, że dzieci go nie interesują i<br />
umożliwi mu ich zabranie, że on ma do zrealizowania zupełnie inny <strong>pl</strong>an.
56<br />
- Czy wiesz, że kaleczysz serca moich dzieci? - spytał Andrzej pewnego siebie<br />
Tadeusza.<br />
- Posłuchaj - padło z usta kochanka - nie mam zamiaru niańczyć twoich dzieci. Jak<br />
będziesz cicho, pomogę ci je odzyskać.<br />
- Wiem, że moje córki cię nie lubią - przyznał Andrzej po chwili namysłu - teraz<br />
wiem, dlaczego. Czy ty się nie boisz, że o tym powiem Oliwii?<br />
- Nie kpij - Tadeusz wydął szyderczo wargi. - Każde twoje słowo przeciwko mojemu<br />
działa na twoją niekorzyść, czy tego jeszcze nie łapiesz? Możesz dziesięciu świadków<br />
przyprowadzić a i tak nikt ci nie uwierzy. Wszyscy jedzą mi z ręki.<br />
- Przyszła teściowa też?<br />
-1 na nią przyjdzie czas, nie uważasz?<br />
- Powiedz mi - Andrzej gubił się w tym wszystkim - co zrobisz, jak Oliwia nie weźmie<br />
z tobą ślubu? Może ona będzie chciała odpocząć?<br />
- Są na to sposoby - rzucił Tadek, wstając od stolika. Nagle stało się jasne, że to<br />
koniec rozmowy. Jednak kochanek pochylił się nad Andrzejem i szepnął mu do ucha<br />
najsłodszym głosem na świecie - Przy dzidziusiu się nie odpoczywa... Wiesz, brzuch na<br />
wsi to temat do rozmów...<br />
- Zaczekaj - Andrzej złapał go za rękaw. - To o co ci właściwie chodzi? O nią czy o<br />
pieniądze?<br />
Tadeusz wyszarpnął rękę i stuknął dłonią w rękaw kurtki tak, jakby strącał robaka.<br />
- Nie twój interes. A przyjemność też mam - zadrwił. - I pamiętaj, jak mnie jeszcze<br />
raz dotkniesz... - wbił w Andrzeja przenikliwe spojrzenie. - Uważasz się za mądrego...<br />
Jestem od ciebie znacznie młodszy i silniejszy, jak myślisz, dlaczego ci przy Oliwii nie<br />
przy waliłem?...Co?...No?... Żebyś do końca przegrał - rzucił oschle i bez pożegnania<br />
ruszył ku wyjściu. Zwyciężył.<br />
Andrzej dogonił go już na parkingu. Dalsza rozmowa nie miała jednak sensu. Pewny<br />
swego kochanek drwił z niego w żywe oczy. Andrzej dopiero tutaj zrozumiał, z kim ma<br />
do czynienia. Ten przymilny, dobroduszny młodzian, ta apoteoza cnoty była<br />
wyrachowaną zimną bezlitosną maszyną prowadzącą swoją podstępną grę. Tymczasem<br />
jego mężowskie serce, przepełnione miłością do dzieci i żony, było właśnie przez<br />
kochaną kobietę odbierane jako twarde i nieczułe.<br />
Potem padło niezręczne słowo o siłowym rozwiązaniu i tryumfujący Tadeusz z<br />
krzywym uśmiechem odparł, że on ma stosowne układy i potrafi swoją wolę<br />
wyegzekwować. I stała się kolejna dziwna rzecz: miast unieść się gniewem, Andrzej<br />
odparł spokojnie:<br />
- Źle mnie zrozumiałeś. Nie mówię o stosowaniu przemocy, ale o zwykłej ludzkiej<br />
miłości. Nawet w czasach całkowitej ślepoty, nigdy z takich rozwiązań nie skorzystałem,<br />
choć - nie przeczę - brałem je z głupoty pod uwagę. Ale wstąpiłem na ścieżkę<br />
duchowego rozwoju i więcej z niej nie zejdę. Wspominając o żonie, mówiąc, że zrobię<br />
wszystko, aby ją odzyskać, odwoływałem się do mocy ducha, który jest we mnie. Ja się<br />
po prostu gorąco modlę o to, byś był bardzo szczęśliwy i byś wreszcie znalazł swoją<br />
drogę i miłość. A wtedy, gdy twoje serce samo ci podpowie, co powinieneś zrobić, może<br />
wtedy zostawisz moją rodzinę w spokoju.
57<br />
Wtedy dopiero staniesz się człowiekiem. To miałem na myśli, mówiąc, że uczynię<br />
wszystko, co w mojej mocy, abyśmy my wszyscy znaleźli swoje szczęście. Bo tylko w ten<br />
sposób: wspólnie i z osobna można się cieszyć prawdziwą miłością.<br />
Po tych słowach usta Tadeusza stały się cienką kreską a jego martwy wzrok zatopił<br />
się w piersi Andrzeja. Ale to było zbyt mało, by opętać uzbrojonego w miłość człowieka...<br />
I zbyt dużo, by Andrzej nie zdał sobie sprawy z tego, że właśnie przegrał szczęście<br />
swoich najbliższych...<br />
Tydzień później Andrzej udaje się do domu rodzinnego Tadeusza, dufając, że może<br />
tam ktoś potrafi wpłynąć na syna i rozerwać zaklęty krąg wydarzeń. Mylił się po raz<br />
kolejny. Został ośmieszony i zbyty ostrzeżeniem matki Tadeusza, że ma się przestać<br />
mieszać do interesów jej syna. Proszę zauważyć, że nie padło tam słowo o jakichkolwiek<br />
uczuciach, ale o... interesie. I ma to swoje uzasadnienie.<br />
Miesiąc później Andrzej ląduje w szpitalu. O czekającej go operacji wiedzą tylko dwie<br />
osoby. Kiedy po paru dniach Andrzej dzwoni do żony, chcąc z nią tylko krótko<br />
porozmawiać, usłyszeć w tej okropnej chwili samotności czyjś życzliwy głos, miast słów<br />
życzenia szybkiego powrotu do zdrowia słyszy tylko bolesne przypomnienie o<br />
rozwodzie. Oliwia ostrzega go, że nie ma już zamiaru respektować spisanej między nimi<br />
umowy. Że przemyślała to i owo i będzie robić tak, jak sama zechce. Andrzej odłożył<br />
słuchawkę i przeklął los za to, że życie nie uszło z niego przez dziurę w głowie.<br />
Prawdę powiedziawszy, umowa przedrozwodowa, jaką spisało zgodnie oboje<br />
małżonków, była sprawiedliwa dla obu stron i przez obie strony ową sprawiedliwość<br />
dokumentowały właściwe podpisy. Oto ona:<br />
„W związku z rozpadem naszego małżeństwa, sankcjonowanym wkrótce prawnym<br />
rozwodem, ja, Oliwia Kopko, zobowiązuję się do udzielania finansowej pomocy<br />
Andrzejowi Kopko, mojemu małżonkowi.<br />
Mając na uwadze obniżenie się jego poziomu życia po naszym rozejściu się w<br />
kwietniu 2004 roku, pamiętając, iż posiadana przeze mnie firma handlowa była jego<br />
własnością, przepisaną na mnie po zawarciu związku małżeńskiego - poczuwam się do<br />
obowiązku finansowego wspierania męża. Będzie to polegać na comiesięcznym<br />
wypłacaniu mu 1200 zł, rewaloryzowanych w stosunku rocznym o poziom inflacji <strong>pl</strong>us<br />
jeden procent: Zaś do czasu prowadzenia przeze mnie działalności gospodarczej w<br />
budynku usytuowanym w Ukrainowicach - zobowiązuję się pokrywać koszty eks<strong>pl</strong>oatacji<br />
budynku: światło, woda, węgieł, dostarczać chemii gospodarczej (mydło etc.) w ilościach<br />
odpowiadających poziomowi zużycia w typowym gospodarstwie domowym, oraz<br />
zobowiązuję się partycypować w kosztach koniecznych napraw budynku, jak np. w<br />
remoncie dachu, naprawie ścian czy w innych czynnikach losowych powodujących<br />
obniżenie jakości eks<strong>pl</strong>oatacyjnej budynku.<br />
Zobowiązanie dotyczące pokrywania kosztów eks<strong>pl</strong>oatacji budynku przestaje<br />
obowiązywać w chwili zaprzestania prowadzenia przeze mnie działalności gospodarczej<br />
w rzeczonej posesji.
58<br />
Natomiast kwestia wypłacania zapomogi mężowi traci rację bytu w chwili wzrostu<br />
jego życiowego standardu, pozwalającego mu na utrzymanie siebie i domostwa.<br />
Mówimy tu nie tylko o podjęciu pracy, ale i o zaistnieniu innych czynników<br />
pozwalających mu na w miarę godziwe życie.<br />
Umowa przestaje też obowiązywać w chwili przerwania przeze mnie prowadzenia<br />
działalności gospodarczej, jeśli byłoby to moje główne źródło utrzymania a apanaże<br />
wypłacane mężowi stanowiłyby dla mnie zagrożenie niewypłacalności. Chyba że mój<br />
nowy partner życiowy lub inne czynniki zapewniłyby mi dochód wystarczający do<br />
wspierania męża bez utraty tzw. płynności finansowej. Przy czym. ocenę tego moralnie<br />
etycznego porównania poziomów życia godzę się w nierozwiązywalnych kwestiach<br />
zostawić do rozpatrzenia drogą sądową.<br />
Zobowiązuję się także do jednorazowego wypłacenia sumy 45 tys. zł w czasie do<br />
końca tego roku.<br />
Przekazuję mu również w użytkowanie samochód marki Ford-Transit, Z<br />
pierwszeństwem korzystania z niego przez męża w przypadku konfliktu interesów.<br />
Naprawy i koszty utrzymania pokrywam osobiście. Zaś po wycofaniu z eks<strong>pl</strong>oatacji<br />
oddam go mężowi na własność.<br />
Zobowiązuję się także pomóc finansowo w zakończeniu remontu części mieszkalnej<br />
wzmiankowanej posesji, jak i zakupu zlewu oraz piecyka elektrycznego z piekarnikiem<br />
oraz nałożenia na zewnątrz klinkieru na część balkonową i drzwiową.<br />
W zamian mąż, prócz przejęcia na własność posesji usytuowanej w Ukrainowicach,<br />
zobowiązuje się nie rościć żadnych praw teraz ani w przyszłości, co do naszej pozostałej<br />
wspólnej własności majątkowej, która od teraz przechodzi na moją własność".<br />
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że po uśpieniu czujności Andrzeja pani Oliwia<br />
nie zamierzała do końca dotrzymywać obietnicy. Podpuszczana przez kochanka i<br />
rodzinę, krok po kroku wycofywała się z deklarowanych przysięgą obietnic. No, skoro za<br />
nic miała i przysięgę małżeńską, to cóż miały dla niej znaczyć jakieś tam błahostki<br />
spisane na kartce papieru. Owszem, wspierała męża przyrzeczoną miesięczną sumą i<br />
starała się przekazać mu jakąś sumę na edycję jego książek, ale miało to jedynie<br />
charakter asekuracyjny.<br />
Doszło do tego, że robiła wszystko, aby tylko go zranić. Jeśli zadzwonił do niej, ostro<br />
upominała, że dzwoni na jej koszt, gdy siadły stare akumulatory w aucie, zarządziła, by<br />
sam je sobie kupił, gdy prosił o pieniądze na podkład pod tynk, wywinęła się, powołując<br />
się na udzieloną pasierbowi pożyczkę, którą ten przetracił. I tak szło na okrętkę. Andrzej<br />
płakał na szpitalnym łóżku całymi godzinami.<br />
Przed wyjściem ze szpitala zadzwoniła do niego kobieta. Z głosu wynikało, że młoda<br />
i bardzo roztrzęsiona. Zapytała, czy jest mężem kobiety, z którą Tadeusz ma romans.<br />
Mówiła dosyć nieskładnie i była bardzo zdenerwowana. Nim zdążył zastanowić się nad<br />
odpowiedzią odłożyła słuchawkę. Minutę później zadzwonił starszy mężczyzna,<br />
prawdopodobnie w jego wieku. Przeprosił za natarczywość córki i zaproponował<br />
rozmowę przez normalny telefon, gdyż dzwonienie na komórkę -
59<br />
jeśli rozmowa się przeciągnie - jest w jego przypadku pewnym finansowym obciążeniem.<br />
W czasie dość długiej wymiany zdań okazało się, że Tadeusz równolegle z Oliwią<br />
utrzymywał stały kontakt z panną M. A że nie był to kontakt typowo towarzyski,<br />
świadczyła o tym dobitnie ciąża. Jednak obrotny kochanek nie miał najmniejszego<br />
zamiaru żenić się z biedną dziewczyną gdy trafiła mu się bogatsza kobieta, czyli Oliwia.<br />
By wyciszyć sprawę i uniknąć afery z ojcostwem, zaproponował zakochanej w nim<br />
dziewczynie pokaźną sumę pieniędzy na usunięcie ciąży, posługując się czysto<br />
makiaweliczną argumentacją: „Skoro i tak z tobą nie zostanę, to czy nie lepiej będzie,<br />
abyś znalazła sobie nową miłość? Dziecko ci w tym może przeszkodzić..." Ojciec M. z<br />
bolącym sercem poparł Tadeusza w tej sprawie. Jednak sprytny młodzieniec i tutaj<br />
usiłował nabić ludzi w butelkę. Wpłacił pierwszą ratę obiecanej sumy, ale umowy<br />
(rzekomej pożyczki) nie podpisał i jakoś nie znajdował czasu, aby odwiedzić zbolałą<br />
kochankę, która do niedawna była oczkiem w jego głowie. Czekał, przyczajony, aż M.<br />
usunie ciążę, aby nikt nie był mu w stanie niczego udowodnić. Ale sprytna dziewczyna<br />
potrafiła przeglądnąć zawartość telefonu komórkowego Tadeusza, odpisać numery i po<br />
zawartości skrzynki sms-owej zorientować się, kto jest jej rywalką. Właściwie to marzyła<br />
o tym, by Tadeusz się obudził i został z nią choćby ze względu na dziecko, ale jej ojciec<br />
doskonale rozumiał, że to i tak koniec ich związku, że nie pozostaje nic innego, jak tylko<br />
zmusić Tadeusza do reakcji. Po prostu zastraszyć go. Obiecał też pomóc Andrzejowi na<br />
sprawie rozwodowej.<br />
Po powrocie ze szpitala Andrzej od razu został zaatakowany przez Oliwię, która kpiła<br />
z niego, mówiąc wprost, że na takie numery z dzwonieniem i ciążami nabrać się nie da. Z<br />
ostrej wymiany zdań wynikało, że panna M. skontaktowała się również z Oliwią i że<br />
Oliwia zdążyła przeprowadzić już wyjaśniającą rozmowę z Tadeuszem, który zręcznie<br />
całą winą za rzekomo wyreżyserowany incydent obarczył Andrzeja, wmawiając kochance,<br />
że to podstęp jej zazdrosnego męża, a nie jakaś tam prawda. Jak zwykle wyszedł z<br />
opresji bez szwanku, mieszając z błotem bezsilnego konkurenta. Musiał też dogadać się<br />
z M. w sprawie usunięcia ciąży, gdyż nikt już więcej w tej sprawie do Andrzeja nie<br />
zadzwonił.<br />
Andrzej podupadł całkowicie. Jego nieodwzajemniona miłość staje się tak<br />
ogromnym, tak przytłaczającym duszę ciężarem, że nie jest w stanie tego wytrzymać. Ból<br />
nie do zniesienia rozdziera jego wnętrze, a wszystkie wspomnienia o ukochanej<br />
świadomość drze na strzępy. Ze łzami w oczach modli się, prosząc Boga o odebranie mu<br />
największego skarbu, jaki otrzymał za życia: miłości. Prosi, by Bóg wybaczył mu, że nie<br />
ma już siły przetrzymywać tego duchowego klejnotu. „ Jak wytrwasz w miłości, jak<br />
wytrwasz w miłości... jak wytrwasz..." - słyszy dudniące echo anielskiej przepowiedni i<br />
tonąc we łzach, błaga o odebranie mu tej nadziei.<br />
Może dlatego, że jego cierpienie sięgnęło kresu ludzkiej wytrzymałości, po trzech<br />
dniach próśb i błagań bardzo silny i ojcowski głos zapytuje Andrzeja, czy ten przyjmie<br />
Jego Wolę. Andrzej natychmiast orientuje się, z kim ma do czynienia. Pojmuje, że moc,<br />
jaka stoi za kierowanymi doń słowami, nie pochodzi od anioła, że jest dużo większa, że<br />
pochodzi od Boga. Całe ciało pogrążonego w modlitwie
60<br />
człowieka drży jak osika. Powtarzane jak w tańcu pytanie raz po raz rozdziera jego<br />
świadomość i pogrążonemu w rozpaczy Andrzejowi wydaje się, że zaświaty ścierają jego<br />
duszę na proch. On już wie, kto uraczył go swoją obecnością kto domaga się od niego<br />
największego poświęcenia, kto sięga po jego życie i duszę.<br />
Może kto inny na jego miejscu po tysiąckroć wykrzyczałby, że tak, że niech się stanie<br />
to, o co proszą go niebiosa, ale on nie wierzył, by ktoś stamtąd chciał pomóc mu<br />
porzucić najcenniejszy skarb, jaki może posiąść człowiek za swojego żywota: miłość!<br />
Nagle wystraszył się. że powierzenie się Bogu może oznaczać dla niego utratę rodziny:<br />
Oliwii i dzieci, które pójdą inną drogą. Z drugiej strony Bóg nie mógł przecież pozbawić<br />
go klejnotu, jaki rozpromienił się w nim świetlistymi barwami sił duchowych, gdyż to<br />
właśnie te siły prosił usilnie o wstawiennictwo. On tylko nie był w stanie udźwignąć tej<br />
miłości bez zatracenia w sobie całego człowieczeństwa.<br />
Jednak, jako syn, prosi Ojca o odpowiedź: Czy będę szczęśliwy? (ma na myśli<br />
ewentualność rozejścia się z Oliwią).<br />
- Ze mną, synu, każdy jest szczęśliwy - słyszy sercem duszy głos nie pozostawiający<br />
cienia wąt<strong>pl</strong>iwości co do prawdziwości przesłania.<br />
- Ale czy mogę jej mówić, że ją kocham i że chciałbym z nią być?!<br />
- To możesz mówić zawsze, ale nie narzucaj jej swojej woli.<br />
- Ale ona narzuca mi swoją..(!)<br />
- Wtedy pomyśl o mnie i daj mi kochać was tak, bym uczynił to, co dla wszystkich<br />
będzie najlepsze.<br />
Potem czyjaś dłoń zaprowadziła go do ciemnego pokoju i rozległ się głos: „To jest<br />
twój świat, pełen mroku i zagubienia". Potem wprowadzono go do pokoju jasnego<br />
(oświetlonego) i ten sam głos dokończył: „Od tej jasności zacznie się Woje nowe życie i<br />
będziesz szczęśliwy jak nigdy".<br />
Andrzej padł na kolana i... - powierzył swoje życie i wolę Bogu. Zaufał mu<br />
bezgranicznie. Naturalny spokój, niewymuszona cisza i anielska harmonia wyciszyły<br />
wszystkie wąt<strong>pl</strong>iwości w jego umyśle, sercu i duszy... Pojął, że miłość nie musi zawierać<br />
się w fizycznej materii, że ona gra swoją pieśń tylko w harmonii sfer i bycie jej wiernym<br />
sługą nie musi wcale oznaczać dotyku ukochanych dłoni. Umarł w nim człowiek, aby<br />
mógł narodzić się CZŁOWIEK. Jego walka skończyła się raz na zawsze... Ale cierpienie<br />
miało trwać aż do końca...<br />
A potem zjawił się przed nim anioł miłości w całej krasie swojej wspaniałości.<br />
Otoczony emanującą z całej postaci białą poświatą sprawił, że wszystko wokół stało<br />
skąpane w rajskich jasnych światłach, które ściany i sprzęty czyniły niemal<br />
przezroczystymi. Andrzeja otoczyły kordonem jeszcze inne jaśniejące postacie, a ich<br />
wielka radość wypełniła jego zbolałe serce wiarą w ocalenie. I jak w „Opowieści<br />
Wigilijnej" rozegrały się przed nim sceny zapowiadające przyszłość. Jedne przedstawiły<br />
mu rzeczywistość, która stałaby się jego udziałem, gdyby uległ siłom zła, inne ukazały<br />
mu świat, jaki czeka go w nagrodę za wytrwanie w miłości. Ale ani jedne, ani drugie nie<br />
stanowiły jednak odbicia tego, co tworzyły w nim myśli spłodzone przez ludzką<br />
niedoskonałość.
61<br />
W pierwszym przypadku ujrzał własne dzieci, borykające się z szarą rzeczywistością<br />
którym nie powodziło się życiu wcale lepiej niż pozostałym ludziom, choć ich potencjał<br />
moralny i intelektualny wskazywał na to, że powinno być raczej odwrotnie. Oliwia już nie<br />
żyła, a ona sam leżał w małym pokoiku brudny i zapijaczony. Po sklepach w Ogrodowie<br />
zostało tylko bolesne wspomnienie, a wspaniały dom w Ukrainowicach dawno zmienił<br />
właściciela.<br />
W drugim przypadku Andrzej widzi ślub Tadeusza z Oliwią i ich wspólną radość z<br />
narodzin dziecka. Zaskoczony, dowiaduje się, że dzięki jego miłości i prośbie o boże<br />
wstawiennictwo zostaje zdjęta klątwa z Tadeusza, któremu dane jest przeżyć z Oliwią<br />
kilka radosnych lat. Niestety, miłość łącząca Oliwię z Tadeuszem umrze w 4 roku ich<br />
wspólnego pożycia, a miejsce jej wypełnią żal i zawiedzione nadzieje, które od tej pory<br />
będą ją nękać aż do śmierci. W pięć lat po rozwodzie dziewczynki stoczą prawdziwy bój<br />
o ojca i od tego czasu będą częściej przebywać u niego niż u matki. Zaś w wieku<br />
dorosłym odwrócą się od jej całej rodziny, kierując swoje uczucia na ojca i jego przyszłą<br />
żonę, która stanie się dla nich wzorem kobiety godnej naśladowania. Obie będą wiodły<br />
szczęśliwe życie rodzinne i rozkręcą z pomocą Andrzeja udane interesy. W<br />
przeciwieństwie do nich dobra passa Tadeusza i Oliwii skończy się w czternastym roku<br />
ich znajomości, i choć zawsze stać ich będzie na modne ciuchy, to nigdy już nie będą<br />
mogli sobie pozwolić na życie ponad stan.<br />
Ktoś stojący z boku krzyknie zapewne: ale to nie jest szczęśliwe rozwiązanie!<br />
Początkowo i ja tak sądziłem, gdy Andrzej po raz pierwszy przedstawiał mi odsłoniętą<br />
przez anioła przyszłość. Dopiero po czasie zrozumiałem, że obojgu kochankom Bóg<br />
zezwolił wreszcie dopełnić prawa miłości. Bo oto Andrzej - mimo że poślubia kogoś<br />
innego - poprzez wstąpienie na ścieżkę duchowego rozwoju nie tylko trwa w miłości,<br />
która od tej pory zaczyna emanować na wszystkich ludzi, ale na dodatek sprowadza<br />
wielkie szczęście na dzieci i swoją nową rodzinę. Mało tego, po czterech latach pożycia z<br />
Tadeuszem Oliwia odkryje, iż trwająca w jej sercu miłość do byłego męża nie tylko, że<br />
nie wygasa, ale staje się na dodatek najczystszym rodzajem uczucia, jakiego<br />
kiedykolwiek doświadczyła. Jej miłość do Andrzeja stanie się z czasem tak naturalna, iż<br />
pozwoli jej wytrwać w nieudanym związku z Tadeuszem oraz w pokorze doczekać<br />
śmierci, która w zaświatach złączy nieszczęśliwych kochanków (Andrzeja i Oliwię) raz na<br />
zawsze. I choć nigdy nie zdobędzie się na odwagę, by przyznać się do błędu, to sama z<br />
siebie będzie życzyć pierwszemu mężowi wszystkiego najlepszego, tak jak on życzył jej<br />
tego w chwilach swojego największego cierpienia.<br />
I tak po raz tysięczny okazuje się, że to, co człowiekowi wydawać się może<br />
najwłaściwsze, w oczach zaświatów wygląda zupełnie inaczej. I choć siły zła i ludzka<br />
niedoskonałość rozdzieliły Andrzeja i Oliwię za życia, to ich prawdziwa miłość pokona<br />
nie tylko wszystkie przeciwności losu, ale poprzez obopólne cierpienie uszlachetni ich w<br />
oczach Pana i sprawi, iż tam, w górze, w naszym prawdziwym świecie, ich serca złączą się<br />
na wieki wieków. „Jeśli wytrwasz w miłości, uratujesz rodzinę" - rzekł przecież anioł,<br />
wieszcząc najlepsze z duchowego punktu widzenia zakończenie.
62<br />
I tak oto nauka cier<strong>pl</strong>iwości, jaka miała wyznaczyć za życia los Andrzeja, oraz nauka<br />
wolności i miłości, które mają stanowić wzór zmian w duszy Oliwii - osiągną swoją rację<br />
bytu, jeśli tych oboje rozłączonych kochanków wytrwa w prawie miłości i za życia będzie<br />
podążać śladem duchowych zobowiązań. Bo to, co tu, na ziemi, wydać się może<br />
błogosławieństwem, wcale nie musi być nim w oczach zaświatów, które są naszym<br />
odwiecznym domem... A te skromne 50 lat rozłąki, tak boleśnie uciskającej serce, prędzej<br />
czy później wyda się niczym wobec Woli Pana, prawa miłości oraz nieskończonego<br />
trwania w najdoskonalszym z duchowych związków...<br />
Jeśli ktoś ma jakieś pytania w tej sprawie, zwłaszcza jeśli chce odnieść je do własnego<br />
życia i prosić o wsparcie, Andrzej chętnie na nie odpowie, gdyż wie, iż to, czego<br />
doświadczył, nie jest tylko jego udziałem, ale jest udziałem nas wszystkich. Obiecał<br />
sobie, iż do końca życia będzie wspierał każdego, komu drogie są uczucia bliskich i ich<br />
szczęście, iż zrobi wszystko, co w jego mocy, aby nikt nie popełnił takich błędów jak on<br />
sam. Można się z nim skontaktować bezpośrednio w Internecie: e-mail: facet-odserca@wp.<strong>pl</strong>.<br />
Smutna to historia, ale prawdziwa. Na jej przykładzie widać, jak subtelne jest<br />
działanie sił zła i jak można tego nie zauważyć, zwalając całą winę na źle zrozumiane<br />
ludzkie intencje. I chociaż w tym przypadku tryumf dobra wydaje się retuszować<br />
wszystko, to proszę nie zapominać, że ta para duchowych kochanków została w tym<br />
życiu rozdzielona raz na zawsze, że nigdy nie złączą się ich dłonie we wspólnym uścisku i<br />
nigdy więcej nie zatopią swoich miłosnych spojrzeń w lazurach własnych zakochanych<br />
oczu.<br />
Tymczasem to nie my częstokroć odpowiadamy za zniszczenia w tym świecie, choć<br />
poprzez przyzwolenie, poprzez opowiedzenie się za złem, kiedy pozwalamy mu działać<br />
w naszym imieniu, też w pewnym stopniu ponosimy odpowiedzialność za to, co się<br />
stało.<br />
Chciałbym jeszcze zaprezentować osobiste wyznania osób, które w swoim życiu<br />
także odczuły obecność mściwych mocy, które dostrzegły podstępne działanie szatana i<br />
świadomie stoczyły z nim walkę. Ponieważ teksty nie są autoryzowane, po raz kolejny<br />
posłużę się inicjałami:<br />
„Nazywam się IW. i jak pamiętam - zawsze byłam inna. Nie chodzi mi o cechy<br />
zewnętrzne, bo tutaj mieszczę się w standardzie. Nie potrafiłam zrozumieć wielu<br />
problemów innych ludzi, że to czegoś nie mogą lub nie mają. Dla mnie było to<br />
oczywiste: chcę, to mam. Po prostu... Nie zastanawiałam się, dlaczego tak jest. Kto lub co<br />
za tym stoi. To się dzieje i już.<br />
Ezoteryką interesowałam się od zawsze. Kwestie religii były mi bliskie. Interesowało<br />
mnie, która co ma do zaoferowania swoim wyznawcom. Wróżby, numerologia,<br />
horoskopy... to takie fajne, tajemnicze i zabawne.<br />
Wiele było w moim życiu zdarzeń, które mogę uznać za początek mojego<br />
poważniejszego zainteresowania się światem magii. Uznaję, że był to rok 1996, kiedy<br />
wydarzył się przełom w moim życiu. Po jednym ze szkoleń prowadzonych przez<br />
światowej rangi trenera międzynarodowej organizacji szkolącej kadrę kierowniczą firm<br />
zajmujących się finansami zostałam zaatakowana energetycznie. Miałam
63<br />
świadomość, że znalazłam się krok od śmierci. To było niesamowite i przerażające. To<br />
doświadczenie było tak silne, że na zawsze zmieniło moje życie.<br />
Nie potrafiłam sobie z tym, co przeżyłam, poradzić ani sklasyfikować tego, ani<br />
zapomnieć. Zaczęłam więc szukać wytłumaczenia. Tak trafiłam do wróżki, z którą się<br />
zaprzyjaźniłam. Baśka "czarownica" dała mi tarota, a on zaczął do mnie mówić.<br />
Wystarczyło, że położyłam dłoń nad kartą, zamknęłam oczy i już wiedziałam, co<br />
chciałam: przeszłość, przyszłość, teraźniejszość... tak sobie, po prostu...<br />
Tak to sobie trwało - życie domowe, zawodowe swoim torem, a moje hobby swoim.<br />
W1999 zaczęły się u mnie pojawiać problemy ze zdrowiem. Wylądowałam w szpitalu ze<br />
skierowaniem na operację kręgosłupa (przepuklina między kręgami L4 i L5). Ból był<br />
straszny.<br />
Wspomniana Baśka "czarownica" przywiozła do szpitala bioenergoterapeutę, a ja<br />
uchwyciłam się nadziei, że uniknę operacji i wyzdrowieję. Uniknęłam - ale za jaką cenę!<br />
Między mną a bioenergoterapeutą szybko, bo od pierwszego kontaktu wzrokowego,<br />
nawiązało się porozumienie, na mocy którego podczas leczenia, a następnie po jego<br />
zakończeniu uczył mnie.<br />
W magii nie potrzeba ławek, tablic ani odrabianych słupków. Przekazy odbywają się<br />
drogą telepatyczną, a ćwiczysz sam. Byłam inicjowana, tak naprawdę to do końca nie<br />
wiem w co. Wszystko to było nowe i fascynujące, przeżycia bardzo intensywne, często<br />
ekstremalne. Widziałam i czułam energie, posiadałam zdolność wchodzenia w różne<br />
stany świadomości. Nie podobały mi się tylko niektóre myśli, nakazy i przymusy, które<br />
pojawiały się we mnie.<br />
Szukałam tzw. "prawdziwej wiedzy". I tak trafiłam na Hunę. Huna - wiedza tajemna<br />
kahunów. Brzmi dobrze, prawda? Ponieważ wszystko, co wiedziałam, nie dawało mi<br />
odpowiedzi na pytanie, co się ze mną dzieje, a kursy dostępne na rynku oferowały<br />
wiedzę według mnie elementarną, więc sama postanowiłam otworzyć ośrodek, w<br />
którym będzie można się uczyć magii przed duże M.<br />
O dziwo, wszyscy, którym zaproponowałam współpracę, ochoczo wyrażali Zgodę. W<br />
krótkim czasie otworzyłam w Warszawie szkołę regresingu, kursy Huny, kursy tarota i<br />
szkołę bioenergoterapii. Chętnych było wielu. Nawet nie musiałam się zbyt reklamować.<br />
Może dlatego, że zajęcia prowadzili fachowcy w swoich dziedzinach.<br />
Wizje rozwoju firmy były świetlane, ja wiedziałam i potrafiłam tak wiele, więc<br />
dlaczego nadal było mi tak źle??? Dlaczego nie czułam zadowolenia, mimo że mam moc<br />
materializacji swoich życzeń? Mimo tylu zdolności i umiejętności była we mnie i wokół<br />
mnie pustka! Ciągłe te pytanie "dlaczego?". Dlaczego? Czego mi brakuje? Jak to zrobić?<br />
Tak - brakowało mi miłości, na to wpadłam szybko. Tylko co to ta miłość? Tak łatwo<br />
pomylić ją z namiętnością pożądliwością i chciejstwem. Z pustym poczuciem władzy i<br />
mocy. To wszystko miałam, a ciągłe coś było nie tak. Gdy już było, okazywało się być<br />
czymś innym! Więc gdzie to jest? A może wcale tego nie ma?<br />
Gdy byłam w takim stanie, trafił do mnie "przez przypadek" J.S. i zaczął opowiadać o<br />
Jezusie i Bogu. Uświadomił mi, że Jezus Chrystus umarł na krzyżu za
64<br />
mnie i moje grzechy, że tylko w Jezusie znajdę to, czego tak bardzo pragnę. Trafił iskrą w<br />
proch i zapaliło się.<br />
Z naszego spotkania od razu pojechałam do księgarni kupić biblię. Wcale to nie było<br />
takie proste!!! Wszystko we mnie aż się skręcało. Każdy krok w kierunku Pisma Świętego<br />
był walką. Wewnętrzna szarpanina rozrywała mnie kawałek po kawałku.<br />
J.S. zadał mi pracę domową do odrobienia: podał numer psalmów i powiedział:<br />
czytaj na głos. Czytałam! Jak każdy porządny okultysta do rytuałów podchodzę<br />
poważnie. Kazali wykonać — zero dyskusji. Siadam do czytania, a tam puste strony! Nie<br />
ma tekstu! Więc się zdenerwowałam... i tekst się pojawił! Za chwilę zdania się<br />
poprzestawiały, to znów wyrazy zmieniały znaczenie i tak dalej...<br />
Zasłonięcie Słowa Bożego to jedno z działań diabła. Innym, którego doświadczyłam,<br />
to ataki fizyczne. W tym czasie byłam tak wyczerpana, że nie miałam siły chodzić, a<br />
pierwszej nocy po podjęciu decyzji o nawróceniu dostałam krwotoku. Obudziłam się<br />
rankiem w kałuży krwi. Byłam przerażona. Ataków na moje życie było jeszcze kilka. W<br />
standardzie są presje samobójcze.<br />
Wtedy dopiero zobaczyłam, z kim mam do czynienia i kim są te świetliste postacie -<br />
ci mistrzowie i opiekunowie duchowi. To demony podszywające się pod postać Anioła<br />
Światłości. Diabeł łatwo nie puszcza swojej ofiary. To fakt, ale faktem jest też to, że nad<br />
nim jest potężniejsza moc. Żaden człowiek nie ma możliwości zwyciężyć w tej walce,<br />
może natomiast poprosić o pomoc Jezusa Chrystusa (...)"<br />
Równie wstrząsające jest kolejne wyznanie:<br />
„ W pewnym sensie urodziłem się okultystą, a już na pewno z "okultystycznym<br />
obciążeniem ". Ojciec parał się różdżkarstwem (kiedy umarł, pozostawił mi w spadku<br />
swoje wahadełko), moja babcia stawiała kabałę, ja zaś, będąc dziesięcioletnim chłopcem<br />
- asystowałem jej przy tej czynności. Nie byli "zawodowcami", posiadali natomiast<br />
paranormalne zdolności. Odziedziczyłem je po nich i już w 14 roku życia dane mi było<br />
doświadczyć pierwszego okultystycznego "oświecenia". Wydarzyło się to w kwietniu<br />
1966 roku na pewnej górze nieopodal Kielc. Ogarnęła mnie wtedy i wypełniła dziwna,<br />
wydobywająca się spod ziemi i zstępująca z nieba moc. Czym była? Nie wiedziałem.<br />
Zdawałem sobie tylko sprawę, że jest odwieczna, pradawna.<br />
Wydarzenie to sprawiło, że zainteresowałem się mitologiami różnych ludów, a<br />
zwłaszcza Greków. Zeus, Hades, Dionizos byli dla mnie bardziej realni niż biblijny Bóg.<br />
Pierwszy kamienny ołtarz ku ich czci zbudowałem w wieku 17 lat. Potem zacząłem<br />
studiować etnografię i zafascynowałem się Orientem - Indiami, indyjską filozofią, religią i<br />
mistyką, a także taoizmem, buddyzmem, tantrą. Mój stosunek do chrześcijaństwa był<br />
bardzo krytyczny, Bardziej odpowiadał mi bezosobowy Absolut buddyzmu, zen oraz<br />
joga (praktykę medytacyjną rozpocząłem w 1972 roku). Jeździłem do Indii, tłumaczyłem<br />
z sanskrytu upaniszady, Bhagawatgitę, badałem kultury indyjskich <strong>pl</strong>emion, napisałem<br />
na ten temat doktorat, później postanowiłem zająć się ezoteryczną tradycją<br />
zachodniego kręgu kulturowego.
65<br />
W 1986 roku zetknąłem się z grupą łudzi uprawiających spirytyzm i służyłem im jako<br />
medium przyciągające duchy. Spirytyzm mnie jednak odstręczał, wolałem poświęcić się<br />
astrologii, alchemii, hermetyzmowi, a głównie kabale. Zacząłem wróżyć zwyczajnymi<br />
kartami. W czasie pobytu w Szwecji w 1987 roku kupiłem pierwszą talię tarota. Kiedy je<br />
obejrzałem, spostrzegłem, że znam skądś te wizerunki i wcale nie muszę uczyć się ich<br />
dywinacyjnych znaczeń. Wystarczyło, bym wziął do ręki jakąkolwiek kartę, i natychmiast<br />
"przypominało" mi się jej znaczenie.<br />
Wróciwszy do Polski, kontynuowałem wróżbiarski proceder, wzbudzając<br />
zaciekawienie znajomych dziennikarzy. Za ich namową zabrałem się do pisania dwóch<br />
książek o tarocie.<br />
(,..)Opracowałem dwie talie tarota, publikowałem artykuły na łamach pism<br />
ezoterycznych i będąc uznanym autorytetem w tej dziedzinie, intensywnie zajmowałem<br />
się rozpowszechnianiem wiedzy na jego temat, jak również dywinacją prowadzeniem<br />
kursów oraz szkoleń przeznaczonych dla przyszłych adeptów kartomancji. Nocami<br />
praktykowałem magię rytualną, wzorowaną na dziełach Eliphasa Leviego, Aleistera<br />
Crowleya i tradycji okultystycznego Zakonu Złotego Brzasku.<br />
Tak stałem się jednym z ważniejszych liderów polskiego ruchu New Age. W maju<br />
1992 roku znów spłynęło na mnie światło i doświadczyłem dotknięcia czegoś, co<br />
identyfikowałem z Bogiem. Jesienią tegoż roku poczułem przy sobie obecność jakiś<br />
bytów, czułem, że jestem obserwowany. Podczas wieczornej medytacji prześwietlił mnie<br />
jasny snop światła, jakiś głos zapytał, czy chcę przyjąć ten dar. Pewien, że mam do<br />
czynienia ze Stwórcą, odparłem, że oczywiście tak, chcę, i to bardzo!<br />
Niedługo potem zauważyłem obok siebie najpierw jedną potem drugą świetlistą<br />
postać. Byli to moi "duchowi przewodnicy", "mistrzowie", którzy wtajemniczyli mnie w<br />
różne aspekty kabały. Moja wrażliwość na paranormalne zjawiska bardzo wzrosła.<br />
Zyskałem zdolność odczytywania myśli. Wystarczyło, bym wziął do ręki jakiś przedmiot, i<br />
już znałem całą jego historię, losy właściciela, miejsce pochodzenia. Najbardziej jednak<br />
pasjonowała mnie umiejętność ezoterycznego interpretowania rozmaitych symboli oraz<br />
religijnych tekstów. Ten ostatni dar wykorzystałem do analizowania Biblii, odnajdując w<br />
niej wiele ukrytych, tajemnych przesłań.<br />
Z biegiem dni ogarniał mnie coraz większy niepokój. Czując się osaczony, zmuszany<br />
do robienia rzeczy, których nie chciałem robić, zwróciłem się o radę do pani M.S., znanej<br />
warszawskiej wróżki i uczennicy słynnych przedwojennych okultystów. "No cóż, panie J. -<br />
rzekła, wysłuchawszy mojej opowieści. - Musi pan wiedzieć, że Szatan przybiera<br />
różnoraką postać..."<br />
W tym dniu pani M.S. stała się moją mistrzynią zaś jej słowa podziałały na mnie<br />
niczym kubeł zimnej wody wylany na głowę. No i proszę! Szukałem Boga, odnalazłem<br />
diabła!<br />
Jeszcze tego samego wieczoru pozbyłem się magicznych rekwizytów, w odpowiedzi<br />
na co moi "astralni mistrzowie" zaatakowali mnie z potężną siłą. Udręczony, porażony<br />
strachem, szukałem ratunku w Bogu, w Ewangelii,
66<br />
w Modlitwie Pańskiej, ale nie chciałem pozbywać się tarota i wciąż uważałem siebie za<br />
kabałistę. Zarzuciwszy medytację, odczuwałem ponadto silną potrzebę zastąpienia jej<br />
inną praktyką. A że do moich rąk dotarły książki traktujące<br />
0 prawosławnej modlitwie, którą zowią "modlitwą Jezusową" (polegała ona na<br />
rytmicznym i wielokrotnym powtarzaniu krótkiej formuły skierowanej do Jezusa),<br />
uznałem to za "znak Boży" i przystąpiłem do jej systematycznego odmawiania.<br />
Wiosną 1995 roku wyjechałem do USA, gdzie zetknąłem się z indiańskimi<br />
szamanami. Potrafiłem już wtedy kontaktować się z "duchami drzew", z elementalami i<br />
innymi "duchami przyrody". Umiejętności te okazały się pomocne podczas<br />
przeprowadzonych przeze mnie operacji magicznych pod Świętym Krzyżem<br />
1 w Bielsku Białej. Ta ostatnia przerodziła się w magiczny bój z szatanem. Odniosłem<br />
"zwycięstwo", pomogła mi w tym zaś, jak wierzyłem, Matka Boska. Od tej pory niemal<br />
codziennie odmawiałem katolicki różaniec prze<strong>pl</strong>atany "modlitwą Jezusową".<br />
Zły wziął sobie na mnie odwet wiosną 1997 roku; w tym samym roku, w którym<br />
wyszła moja ostatnia ezoteryczna książka. Przybrawszy postać szerszenia, wstąpił w moje<br />
ciało, ja zaś - gnany łękiem - ruszyłem szukać ratunku w kościele katolickim.<br />
To, co się ze mną później działo, przypominało horror. Mówiąc najkrócej,<br />
doświadczyłem tego wszystkiego, co opętana przez diabła dziewczynka z filmu<br />
"Egzorcysta". Im bardziej jednak srożył się diabeł, im bardziej dręczył mnie omamami,<br />
fobiami, lękami, straszliwymi wizjami, chorobami i psychofizycznymi dolegliwościami, z<br />
tym większą determinacją biegałem do kościoła, brałem udział w mszach, przyjmowałem<br />
komunię, modliłem się do Bogurodzicy i mantrowałem przed ikonami na różańcach.<br />
Uwierzyłem we wszystkie katolickie dogmaty. Spowiadałem się, pokutowałem, modliłem,<br />
adorowałem eucharystię. Jezus nawiedzał mnie w wizjach, Matka Boska uleczyła jedną z<br />
moich chorób, w moim pokoju rosła góra przywiezionych ze "świętych miejsc"<br />
dewocjonaliów, a jego wystrój - jak powiadała ironicznie moja żona - z magicznego<br />
stawał się dewocyjno- kościelny. Pobożność wszelako w niczym mi nie pomogła i nie<br />
uchroniła przed napadami lęku, różnych fobii i narastającą manią samobójczą<br />
Pojąłem wreszcie, że daremnie szukam pomocy w Kościele. Że wszystkie te<br />
celebrowane przezeń misteria, w których dochodzi do mistycznej "przemiany wina w<br />
krew", a "opłatka w ciało", wszystkie te "cudowne obrazy", "szka<strong>pl</strong>erze", "medaliki", by<br />
nie wspomnieć o Rytuale Rzymskim, są przejawami magii, katolicką odmianą okultyzmu.<br />
Myśl ta naszła mnie gdzieś na początku 2002 roku. Schowałem różańce,<br />
dewocjonalia, modlitewniki i książeczki do nabożeństwa i pojechałem w Góry<br />
Świętokrzyskie - tam, skąd wywodzą się wszyscy moi przodkowie. "Boże moich ojców -<br />
modliłem się twarzą skierowaną ku Świętemu Krzyżowi - wskaż mi drogę". W<br />
odpowiedzi jakiś wewnętrzny głos kazał mi się wyrzec Jezusa, Biblii, chrześcijaństwa i<br />
wrócić do nauczania tarota.<br />
Pół roku później, stojąc o zachodzie słońca na wierzchołku Świętego Krzyża,<br />
ponownie doznałem "objawienia". Ogarnęło mnie światło, poczucie wolności
67<br />
i akceptacji. Zaznałem wyzwolenia. "Rób, co chcesz - usłyszałem - a obiecuję ci, że po<br />
śmierci i tak trafisz do mojej krainy".<br />
Zyskana tego dnia wolność rychło przeobraziła się w pustkę, w poczucie wewnętrznej<br />
martwoty. Faktycznie, mogłem robić wszystko. Mogłem uczyć tarota, czarować,<br />
medytować, modlić się albo szlajać po agencjach towarzyskich, zachłewać alkoholem,<br />
ćpać, mordować zwierzęta, składać je w ofierze szatanowi... Mogłem czynić najgorsze i<br />
najchwalebniejsze rzeczy - żadna z nich mnie nie kalała, ale też nie prowadziła do<br />
świętości. Ugrzęzłem w strasznym przepastnym nihiło, w pustce, w której nie istnieje<br />
miłość, przyjaźń, współczucie. Umarłem za życia. Mój duch skonał. Pozostało<br />
odczuwające ból i mdłą rozkosz ciało.<br />
Jesienią 2002 roku spotkałem Leszka K., czyli "Korzenia": byłego narkomana, byłego<br />
okułtystę, który został z okultyzmu uwolniony, gdy 12 lat temu nawrócił się na Jezusa<br />
Chrystusa. Rozmowy z nim wzbudziły we mnie iskierkę nadziei. "A może i ja mógłbym to<br />
zrobić?" - pomyślałem. Nic z tego! Przez następne pół roku nie mogłem nawet<br />
wypowiadać imienia Jezus! Nie mogłem się modlić, nie mogłem czytać Biblii (jej widok<br />
napawał mnie obrzydzeniem i wstrętem), a jeśli już to czyniłem, nie byłem w stanie<br />
zrozumieć jej słów. Zabrałem się więc do głośnego czytania psalmów. Pomogło, lecz<br />
tylko częściowo. Wystarczyła chwila nieuwagi, bym zaczął je czytać wspak, lub zamiast<br />
słowa "błogosławieństwo", wypowiadać słowo "przekleństwo". W sierpniu 2003 roku<br />
poprowadziłem w Górach Świętokrzyskich ostatni kurs tarota. Jechałem nań zdziwiony,<br />
bo nie wiedziałem, czemu Bóg, którego prosiłem o zwolnienie mnie z tego obowiązku,<br />
zezwolił, bym znów musiał "babrać się" w ezoteryce. Postępowałem więc ostrożnie. Nie<br />
epatowałem nikogo Biblią, do ostatniego dnia nie wyjawiłem swej decyzji o nawróceniu.<br />
Mówiłem tylko o tym, czym jest magia, okultyzm oraz tarot. Krok po kroku obnażałem<br />
złudny s<strong>pl</strong>endor i wszystkie pułapki pana magii - szatana. Zaczęły się dziać dziwne<br />
rzeczy. Jednych miotało, skręcało ze złości i oburzenia, inni palili karty tarota, modlili się<br />
psalmami i czytali Biblię.<br />
Wróciwszy do Warszawy, poczułem się osamotniony. Nie na długo. Najpierw<br />
poprosiła mnie o rozmowę Iwonka. Potem Inez, Beata i kilka innych osób. 1 okazało się,<br />
że każdy z nas cierpi na tę samą dolegliwość. Wszyscy zachorowaliśmy na okultyzm.<br />
Potrzebowaliśmy uzdrowienia. Potrzebowaliśmy Lekarza.<br />
W październiku zeszłego roku szatan po raz ostatni przypuścił szturm. Gnany<br />
obłędną myślą o samobójstwie, nie mogąc opanować tego pragnienia, siedziałem w<br />
moim pokoju i wołałem: „Jezu, Jezu, ratuj!" Uratował. Najpierw dał pokój, potem<br />
odnowił moją wiarę. Tego dnia zakochałem się w Nim "na zabój", gdyż to, co uczynił,<br />
pełne było tak czułej miłości, jakiej nigdy dotąd nie doznałem.<br />
Od tamtych dni minęło kilka miesięcy. Dziś mogę powiedzieć, że rok temu byłem<br />
martwy i spopielały. Teraz żyję i raduję się życiem. Przebudziłem się ze snu śmierci.<br />
Wiem, kto mnie uleczył i kto mnie ocalił. Kto jest sprawcą cudu mego nawrócenia. Jest<br />
Nim mój Bóg. Mój Zbawiciel. Syn Boży. JEZUS CHRYSTUS".<br />
No cóż, trudno się z tym nie zgodzić. Wszędzie tam, gdzie istnieje egoistyczna,<br />
ingerująca w wolność drugiego człowieka myśl, pojawia się zawsze
68<br />
zaproszenie do tańca z siłami ciemności. Nawet pozornie błahe życzenie zmiany<br />
rzeczywistości na naszą korzyść, co prawie zawsze stanowi cel koncentracji - może być<br />
początkiem końca naszej wolności. Wszędzie tam, gdzie usiłujemy zarządzać losem<br />
drugiej osoby bez uzyskania na to jej zgody, prędzej czy później będziemy musieli za to<br />
zapłacić. Proszę to mieć na uwadze.<br />
Równie niebezpieczne są wszelkiego rodzaju praktyki mediumiczne. Jeśli ktoś nie<br />
czuje się do tego powołany, nie powinien ani myśleć o tego typu doświadczeniach. Bóg<br />
każdemu z nas dał dar, każdego wyposażył w umiejętności, które będą mu pomocne w<br />
pokonywaniu zakrętów losu. Nie sięgajmy więc po to, co nie nasze, skupmy się na tym,<br />
co odczuwamy za nam dane. Nie mamy daru jasnowidzenia, nie oszukujmy się,<br />
uprawiając magię; nie mamy daru leczenia, nie chodźmy na kursy bioenergoterapii; nie<br />
mamy zdolności mediumicznych, nie kupujmy spirytystycznych akcesoriów, bo za tymi<br />
dążeniami nie może stać zdrowy rozsądek. Tam gdzie go nie ma, znajduje się furtka dla<br />
chorych dążeń, dla obsesji wydających nas na łaskę i niełaskę sił już potężniejszych od<br />
ludzkiego chcenia. Bądźmy pokorni, a nie w gorącej wodzie kąpani. Jednak zawsze, ale<br />
to zawsze, w jakiekolwiek tarapaty wpadniemy, możemy prosić o pomoc Boga, możemy<br />
odwołać się do Chrystusa czekającego na nas w świątyni naszego własnego serca. Ale to<br />
nie zwolni nas z obowiązku wyrównania szkód ani nie odwróci tego, co nasza zła myśl i<br />
zły czyn uczyniły bliźniemu. Lepiej pomyśleć sto razy i na te myślenie stracić całe życie,<br />
niż w ciągu minuty stracić to, co najcenniejsze: naszą godność i wiarę w zbawienie. Jeśli<br />
będziemy zważać na to, co myślimy, na to, co mówimy, i na to, co czynimy - żadne,<br />
nawet najsubtelniejsze działania sił ciemności nie wciągną nas w swoje rozgrywki, nie<br />
zapanują nad naszymi emocjami. Ale te myśli, te słowa i te czyny mają służyć tylko<br />
naszemu i bliźnich rozwojowi. Wówczas zawsze będziemy wiedzieć, w jakim świecie się<br />
znajdujemy.
69<br />
Słowa stamtąd<br />
Wielokrotnie proszono mnie o możliwość skorzystania z notatek, jakie latami<br />
sporządzałem podczas seansów z duchami. Czyniąc zadość tym i kolejnym prośbom,<br />
pragnę tą drogą udostępnić część z posiadanych zapisów. Czasu ani miejsca powstania<br />
tych relacji nie uwzględniłem, jeśli już, to raczej starałem się powiązać treści przekazów<br />
w jakąś całość tematyczną. Imiona rozmówców podałem w ich oryginalnym astralnym<br />
nazewnictwie. Nie starałem się też cenzurować przekazów, chociaż często jedne<br />
wypowiedzi przeczyły innym. Nie miało to jednak, jak odebrałem, charakteru<br />
sprzeczności, ale raczej wynikało z odmiennego punktu widzenia głoszących swoje<br />
poglądy dusz. Tak samo tu: na ziemi, jak i tam: w zaświatach każdy ma prawo do<br />
własnego zdania, a zdanie to dyktuje określona wiedza i doświadczenie.<br />
Antan (imię własne; <strong>pl</strong>anowany jeszcze jeden powrót na Ziemię; podsumowanie<br />
trzech seansów, na których kontaktował się ze swoją krewną):<br />
- Czy możemy stworzyć nową rzeczywistość?<br />
- Nie. Człowiek żyjący fizycznie nie jest w stanie tworzyć nowej rzeczywistości. To<br />
uczynił Bóg. Ale człowiek może stopniowo odkrywać dzieło Boga.<br />
- Jak to rozumieć? Przecież człowiek zbudował rakiety i ruszył ku gwiazdom?<br />
Przecież ingeruje z powodzeniem w genetykę istot żywych?<br />
- Czy stworzyliście atom. czy też po prostu go odkryliście? Człowiek nie jest w stanie<br />
stworzyć nic ponad to, co wyszło z zamysłu Boga. Może co najwyżej (w swoim<br />
mniemaniu) różnorodnie łączyć te elementy.<br />
- Czy istnieje miłość? Czym ona jest?<br />
- Miłość istnieje jak każda inna emocja. Nie jest ona ani lepsza ani gorsza od innych.<br />
Wam jest potrzebna, nam obojętna, a dla człowieka doskonałego stanowiłaby jedynie<br />
ciężar. Jest jak maszyna parowa, która w pewnym okresie stanowiła podwalinę rozwoju<br />
gospodarczego, by w miarę rozwoju technologii stać się jego hamulcem.<br />
- Czy to znaczy, że powinniśmy wystrzegać się miłości?<br />
- Wręcz przeciwnie. Jest ona waszą maszyną parową bez której niemożliwy byłby<br />
rozwój poprzez serce.<br />
- Czym tak naprawdę jest miłość?<br />
- Emocją, która podnosi wibrację życia. Stanem, który wchodzi w koincydencje z<br />
innymi emocjami i tworzy w ten sposób różnorodne formy ruchu energii. Dla was<br />
oznacza ona wyrażanie szacunku dla życia. Wasi filozofowie tworzą z niej mniej lub<br />
bardziej udane podpatrywanie świata, ale nie jest to
70<br />
potrzebne. Wystarczy wiedzieć, że ma ona też swoje złe strony i że nie należy jej<br />
przeceniać.<br />
- Jakie to mogą być złe strony?<br />
- Na przykład miłość egoistyczna jest przeciwieństwem szacunku, a nadmierne<br />
czczenie przedmiotu zwykłą bezmyślnością. Mówiąc o miłości romantycznej,<br />
bezwarunkowej, do samego siebie itd., wikłamy się jedynie w gry słowne. Miłość to<br />
emocja mogąca pchnąć człowieka tak do działań pozytywnych jak i negatywnych. Trzeba<br />
o tym pamiętać. Już bardziej prawdziwe od gry słów jest utożsamienie miłości z energią.<br />
Jednak dopiero czysta miłość, w formie wam niedostępnej, zasługuje na miano Miłości<br />
Bożej. Jest to wszakże energia tak wielka, iż żaden żywy człowiek nie może stanąć w jej<br />
obecności. I tylko ona wykazuje totalną pozytywność. Przynajmniej - rozumując ludzkimi<br />
kategoriami - w odniesieniu do znanych nam praw.<br />
- Czy energie te są naprawdę tak ogromne?<br />
- Są większe, niż to sobie możecie wyobrazić. Ale są przede wszystkim inne. Już<br />
drobna część tej energii może zlikwidować wszystkie bolączki waszej cywilizacji, od<br />
ludobójstwa począwszy, a na zanieczyszczeniach <strong>pl</strong>anetarnych skończywszy.<br />
- Dlaczego więc nam nie pomożecie?<br />
- Pomagamy, jednak w takim zakresie, na jaki pozwalają nam uniwersalne prawa<br />
nieingerencji.<br />
- Czy stan miłosnego uniesienia rzeczywiście wpływa na zmianę ludzkich zachowań?<br />
- Tak. Miłość to moc, miłość to energia. Energia ta zdolna jest wprowadzić nowy ład<br />
do zawiesiny atomowej, którą nazywamy materialnym ciałem. Takie przeprogramowanie<br />
sił spajających owe atomy tworzy całkowicie nową wartość. Nowe wibracje w<br />
cząsteczkowej zawiesinie zapoczątkowują trwałe zmiany chemiczne. Zmienia się stan i<br />
charakter ludzkiego ciała, a więc i zmienia jego oddziaływanie na otoczenie.<br />
- Czy człowiek może nauczyć się tak kochać świat i siebie, aby nawet nasza forma<br />
miłości niosła w sobie samą pozytywność?<br />
- Jest to ideał, któremu nawet w naszym astralnym świecie nie jesteśmy w stanie<br />
sprostać. Jednak w istnieniu każdego człowieka przychodzi taki moment, kiedy ów ideał<br />
staje się faktem. Lecz ma to wówczas zupełnie inny charakter, odmienny od naszych<br />
obecnych wyobrażeń. Dokonuje się to na jednym z wyższych etapów naszego rozwoju.<br />
- Na którym?<br />
- Nie wiem. A jeśli się domyślam, to w waszym rozumieniu i tak oznacza to<br />
niewiadomą. Do zrozumienia tego stanu potrzebne jest coś więcej, niż nasze wspólne<br />
doświadczenie. Zaś każda wąt<strong>pl</strong>iwość w ocenie zjawiska istniejącego na wyższym<br />
poziomie oznacza niestety niewiedzę.<br />
- Czy modlenie się do Boga za siebie i świat ma sens?<br />
- Tak jak i go nie ma. Obojętny jest mechanizm inicjowania zmian. Istotny jest tylko<br />
cel. Trzeba wszakże pamiętać, że nikt i nic nie wykona za nas tej pracy.
71<br />
Dlatego błądzą ci, którzy przypuszczają że odpuszczenie grzechów przez kapłana<br />
zwalnia ich od odpowiedzialności za skutki swoich czynów. Tego nie jest w stanie<br />
dokonać nawet pokrzywdzony, choć jego wstawiennictwo umniejsza wielkość grzechu.<br />
Leży to w gestii jedynie sprawcy czynu. W takim przypadku równie dobrze modlić się do<br />
Boga jak i do własnego rozsądku.<br />
- Czy można więc zrezygnować ze wstawiennictwa sił wyższych?<br />
- Tego nie powiedziałem. Chciałem tylko dać do zrozumienia, że wszelkie zmiany,<br />
jakich się domagamy, i tak zaczynają się w sercu człowieka. Także modlitwa do Boga ma<br />
tu swój początek. Siły wyższe, jak i sam człowiek, mogą jedynie wesprzeć ów proces.<br />
Nigdy zaś niczego nie wstrzymują i nie opóźniają. To świadomie i podświadomie robi<br />
sam zainteresowany.<br />
- Czy Bóg jest miłością?<br />
- Odpowiem zgodnie z poziomem mojej wiedzy: nikt nie wie, czym jest Bóg.<br />
Postrzegamy go jedynie skutkami jego pracy. Przenikające wszystko fale miłości są<br />
niewąt<strong>pl</strong>iwie skutkiem jego działania, może istnienia. Ale nie jest to równoznaczne ze<br />
stwierdzeniem, że Bóg jest także skutkiem własnego działania. Powiem jeszcze, iż ani ja,<br />
ani nikt z wyższych poziomów nie zadaje sobie takiego pytania. Odpowiedź na nie jest<br />
niemożliwa. Możliwa jest tylko interpretacja własnej płaszczyzny istnienia. A to nie jest<br />
miarodajnym źródłem informacji. A już najmniej mają do powiedzenia w tej kwestii<br />
ludzie materialni. Jak to w życiu bywa, ten kto najmniej wie, najczęściej zabiera głos. Ja i<br />
moi towarzysze przynajmniej to rozumiemy i nie zadręczamy się pustymi rozważaniami.<br />
- Przeczytałam w książce napisanej przez osobę, przez którą przemawiała Święta<br />
Maria, że dziecko należy najpierw uczyć zadowalać Boga, potem siebie, a w dalszej<br />
kolejności - innych, ponieważ pierwsza droga porozumienia prowadzi do Boga,<br />
następna do wyższego Ja, a kolejne do innych ludzi, czy to prawda?<br />
- Rozumując tymi kategoriami, zwłaszcza w odniesieniu do przekazów ziemskich,<br />
muszę przyznać, że podobne słowa nie mogły wyjść nie tylko z ust Marii, ale nawet z ust<br />
żadnej duszy z naszego poziomu. Była to z pewnością mniej trafna interpretacja słów<br />
Marii przez samego autora książki. Zawsze, ale to zawsze, pomijając szczególne<br />
przypadki osób świętych, droga wzrostu duchowego bierze sobie za cel ważność<br />
konkretnego istnienia. Dopiero potem zaczyna się współgranie z innymi istnieniami, a<br />
wszystko to razem wzięte jest właśnie duchowym współbrzmieniem. Sam Bóg nigdy nie<br />
pragnął własnego czczenia. Wręcz odwrotnie, uczył poprzez innych, że to On chce czcić<br />
efekty własnej pracy, że najważniejszym zadaniem człowieka jest nie oddawanie się<br />
patosowi religijnemu, lecz poszukiwanie samego siebie, swoich związków z przyrodą i<br />
drugim człowiekiem. Właśnie to nazywa się poszukiwaniem Boga, czyli siebie.<br />
Interpretacja w duchu materializmu duchowego jest zaprzeczeniem nauk Jezusa. Bóg nie<br />
jest żadnym wyższym urzędnikiem, o którego łaskę trzeba zabiegać. On stara się o nas i<br />
to jest najpiękniejsze. I to wystarczy. Lepiej zająć się sobą niż skazanymi na porażkę<br />
próbami poznania Zakresu Jego Wielkości.<br />
- Ale przecież w tradycji chrześcijańskiej rozwój duchowy zależy od umiejętności<br />
modlenia się i słuchania Boga?
72<br />
- Rozwój duchowy zależy od umiejętności słuchania samego siebie i nie zmieni tego<br />
żadna doktryna religijna. Gdyby było inaczej, każdy niegodziwiec mógłby po<br />
odpuszczeniu grzechów przez kapłana pukać do bram raju.<br />
- Czy to oznacza, że człowiek nie powinien kierować uwagi na fenomen Boga?<br />
- Oznacza to, że powinien najpierw zwracać uwagę na własne czyny. Sam będzie<br />
wiedział, kiedy nadejdzie moment bratania się z drugim człowiekiem i poprzez niego z<br />
przyrodą. Kwestia integralności z Bogiem nie istnieje, gdyż jesteśmy jego częścią nigdy<br />
nie porzuconą. Rozpatrywanie tego w kontekście jakiejkolwiek tradycji religijnej jest dla<br />
was stratą czasu. Przynosi jednak sporo zysków stanowi kapłańskiemu. Tymczasem Jezus<br />
uczył, że człowiek sam dla siebie jest najwyższym kapłanem. Nadszedł czas, by nareszcie<br />
obudziło się to, co zatruli nasi poprzednicy, przedstawiający się za mędrców. Człowiek,<br />
tracąc własną ważność, traci z oczu ideę Boga.<br />
- Jak nie stracić własnej ważności?<br />
- Wystarczy kierować się umysłem i intuicją bez soli egoizmu.<br />
- Jak z pewnością wiesz, jestem świeżo po rozwodzie. W kategoriach prawa<br />
kościelnego uchodzę za grzesznicę, czy z tego powodu spotkają mnie po śmierci jakieś<br />
przykrości?<br />
- Po pierwsze człowiek ma prawo rozstać się z drugim człowiekiem, jeśli trwanie w<br />
takim związku jest szkodliwe dla któregokolwiek z partnerów. Taka była i jest wola prawa<br />
duchowego. Tego nauczał także Jezus. Grzechem więc, mówiąc w cudzysłowie, byłoby<br />
trwanie w zależności, która rodzi niechęć, ból i nienawiść. Jeśli jednak w związku<br />
uczestniczą osoby trzecie i czwarte, należy starannie rozważyć zyski i straty wszystkich<br />
zainteresowanych trwaniem w pożyciu stron. Należy się poważnie zastanowić nad<br />
konsekwencjami takiego postępowania zwłaszcza wówczas, gdy rozstanie przynosi<br />
więcej niepożytku. Wówczas i na nas spadnie odpowiedzialność za takie z pozoru łatwe<br />
posunięcie. Sam, jako mężczyzna, rozwiodłem się z kobietą i to w czasach, kiedy<br />
formalnie nie zawierano małżeństw, a formalności rozwodowe - mimo litery prawa -<br />
praktycznie nie istniały. Zostawiłem ją z trójką dzieci i w akcie własnego niezadowolenia,<br />
mając z tego powodu wyrzuty sumienia, zaangażowałem się w waśnie rodzinne dwóch<br />
potężnych sąsiadów. Mimo wydzielenia małżonce sporej części majątku i łożenia na<br />
naukę starszego syna, zupełnie nieświadomie zmieniłem los córek, których życie<br />
potoczyło się zupełnie inaczej, niż to było za<strong>pl</strong>anowane. Obarczyło to moje kolejne<br />
powroty takim nadmiarem długów karmicznych, że część z nich pozostała niespłacona<br />
do tej pory. Na szczęście w ogólnym rozrachunku przeważyły cnoty i przygotowuję się<br />
powoli do przejścia na wyższy etap. Dlatego każdemu człowiekowi zrywającemu<br />
jakiekolwiek układy z innym człowiekiem proponuję najpierw rozpatrzenie wszystkich za<br />
i przeciw. Bóg ze swej strony nie czyni żadnych ograniczeń. Trzeba też wiedzieć, że<br />
trwanie w wielu bolesnych zależnościach międzyludzkich może być większym<br />
nieszczęściem, niż ich poniechanie.<br />
- Z tego, co mówisz, wynika, że wiele rzeczy stoi w sprzeczności z prawem<br />
Kościelnym. Czy w ogóle mamy prawo mówić o takich naukach?
73<br />
- Oczywiście. Bowiem każdy człowiek wybiera sobie swój własny sposób dążenia do<br />
doskonałości. Dla was jest to droga intelektualna. Innemu może pomóc nawet ślepe<br />
posłuszeństwo czy bałwochwalstwo. Niemniej zawsze przychodzi czas na poznanie<br />
prawd uniwersalnych. Tolerancja i miłość to najważniejsze składniki rozwoju duszy. Tam<br />
gdzie umysł jednoczy się z sercem, nie ma już żadnych wąt<strong>pl</strong>iwości. Wówczas<br />
mahometanin może zgodnie współistnieć z chrześcijaninem, a Chińczyk z<br />
Amerykaninem. Dlatego pytanie o prawo do manifestowania indywidualnego<br />
odkrywania świata musi się zawsze spotkać z aprobatą. Tok rozumowania każdego<br />
człowieka ściśle odpowiada jego poziomowi rozwoju. I nigdy nie jest błędny ani<br />
całkowicie poprawny. Ogłaszać własne idee może każdy z nas. Zupełnie inną sprawą jest<br />
przymuszenie do ich akceptowania drugiego człowieka. Dotąd, dopóki rozświetla wasze<br />
postępowanie blask tolerancji, zawsze znajdą się chętni do zweryfikowania swoich<br />
poglądów.<br />
- Skąd mamy mieć pewność, czy wygłaszane przez nas racje są słuszne?<br />
- Kiedy twierdzenia ukryte w słowach płyną wprost z głębi serca.<br />
- Co to znaczy?<br />
- Że mają podstawę ukrytą w sercu. Człowiek zawsze wie, czy to, co mówi, jest<br />
prawdą uniwersalną czy też czymś wymyślonym w celu manipulowania drugim<br />
człowiekiem.<br />
- Skąd mamy wiedzieć, że tak nie jest i w waszym przypadku?<br />
- Człowiek dojrzały duchowo zawsze wie. Inni do końca nie będą pewni. Poza tym<br />
część z tego, co możemy przekazać, i tak musi być zniekształcona, dopasowana do<br />
poziomu waszego świata. Reszty w ogóle nie wolno nam ujawniać. A i tak cały sens<br />
spotkania sprowadza się do rozumnego przemyślenia naszych odpowiedzi. Nawet nam<br />
bardzo trudno tak przedstawiać świat, by jednocześnie dopasować jego kształt do<br />
poziomu interpretacji każdego człowieka.<br />
- Czy sprowadzanie obrazów myśli do poziomu słowa także wypacza sens przekazu?<br />
- Nie, chociaż bardzo go spowalnia. Nasz poziom jest akurat tym, w którym istnieje<br />
równowaga między obiema formami komunikowania się. Stąd w miarę sprawnie<br />
kontaktujemy się między sobą. Jednakże - w przypadku seansów spirytystycznych -<br />
operowanie słowem ogranicza dodatkowo ogromna ilość energii niezbędnej do<br />
podtrzymania seansu.<br />
- Kto traci w czasie seansu więcej energii, my czy wy?<br />
- Wszyscy uczestnicy spotkania.<br />
- Czy człowiek powinien poświęcać się w imię wyższych celów?<br />
- Nie. Człowiek jest wartością nadrzędną i powinien zająć się swoją własną istotą.<br />
Jednakże nie powinien zapominać o najbliższych i o otoczeniu, w którym żyje. Dalekie<br />
wojny i nieszczęścia nie powinny go nadmiernie interesować. Tam też żyją ludzie, którzy<br />
zdają egzamin z samorealizacji. Nie nakłaniam do suchości w katalogowaniu ocen<br />
moralnych ani do wyzbywania się troski o los drugiego człowieka, chcę tylko zaznaczyć,<br />
że dla konkretnego przypadku ważniejsza winna być harmonia najbliższego otoczenia.<br />
Dopiero wówczas człowiek ma szansę na prawidłowy odbiór rzeczywistości i<br />
precyzyjniejsze kształtowanie całego świata.
74<br />
- Czy zło jest silniejsze od dobra?<br />
- Nie istnieje dobro ani zło. Istnieje tylko sfera uczynków przynoszących mniej lub<br />
bardziej pożądane rezultaty. Samo określenie zła ma wyłącznie ludzki charakter i odnosi<br />
się do ustanowionych przez człowieka norm współżycia. To, co dzisiaj uważamy za złe,<br />
często miało inny wydźwięk w poprzednich tysiącleciach. Niemniej ludzie powinni czynić<br />
więcej rzeczy przynoszących pomyślność ogółowi.<br />
- Czy u was istnieje noc? Czy śpicie?<br />
- Mamy co prawda dzień i noc, lecz nie odczuwamy potrzeby snu, tylko coś w<br />
rodzaju potrzeby odpoczynku.<br />
- Czy Bóg to jednostka?<br />
- Już mówiłem, że pojęcie Boga jest czystą spekulacją... Ale można powiedzieć i tak:<br />
Bóg to konkretna istota. To świadomość samojedna powstała ze zbiorowej świadomości<br />
istot znajdujących się na bardzo wysokim etapie ewolucyjnego rozwoju. Nie będziemy<br />
nigdy tak potężni jak Bóg, ale - choć zostaliśmy stworzeni przez Niego w określonym<br />
celu - możemy realizować tylko własne zamierzenia. Można też powiedzieć, że wszystko<br />
jest wszystkim, czyli jest nicością. Nicość to najwyższe stadium rozwoju. Można też<br />
powiedzieć coś zupełnie innego. Bo skoro Boga stworzyły jakieś inteligencje, to kto był<br />
ich rodzicem? Wszystko to, co teraz usłyszeliście, może być nieprawdą.<br />
- Więc kto to wszystko w końcu stworzył?<br />
- Rozumiem, do czego zmierzasz. Cały wywód sprowadza się do jednego: Bóg, o<br />
którym można mówić wyłącznie poprzez jego czyny. Cała biografia Boga to jedynie<br />
domniemywanie. Tak jest na każdym z poziomów, które są mi znane z opowieści.<br />
- Czy oprócz Boga istnieją równie potężne złe istoty?<br />
- Tak, ale nie są one w stanie w niczym mu zagrozić.<br />
- Czy tylko kundalini otwiera Trzecie Oko?<br />
- Kundalini nie otwiera Trzeciego Oka. Pomaga tylko wówczas, gdy człowiek już w<br />
sobie wypracował takie zdolności i gdy zezwolono mu na ich wykorzystywanie. Kundalini<br />
to cały mechanizm, spójna idea kreatywnego współdziałania wielu centrów<br />
energetycznych, także tych, o których nic, lub prawie nic nie wiecie. Trzecie Oko to hasło,<br />
to suma wielu dopełniających się uwarunkowań. To wypracowana umiejętność<br />
synchronizacji wielu poziomów świadomości. Dla was to ideał. Dla nas - kościec. Dla<br />
człowieka prawdziwego - powoli wypalany układ krążenia. Jeszcze wyżej - jeden z<br />
elementów minionego wzrastania. Zupełnie niepotrzebnie robicie wokół tego tyle<br />
zamieszania.<br />
- Chciałabym zająć się podnoszeniem poziomu wibracji.<br />
- Do podnoszenia poziomu siły życiowej nie jesteś przygotowana. Najpierw opanuj<br />
nerwy i naucz się cier<strong>pl</strong>iwości. To pierwszy z 9 etapów tej drogi.<br />
- A jakie są następne?<br />
- Różne u każdego człowieka. Na przykład u ciebie podnoszenie wibracji będzie<br />
aktem siódmego etapu.<br />
- Czy koncentracja mi w tym pomoże?<br />
-Tak.
75<br />
- Czy możesz mi udzielić jakiś konkretnych wskazówek?<br />
- Doskonale to robi Zbyszek, a dalej pomoże Karol (duch zajmujący się energiami,<br />
który w tym celu często nas odwiedzał).<br />
- Jaki jest wasz świat?<br />
- Nasz świat ma wiele poziomów i jeszcze więcej dróg wzrostu. Nawet ja nie znam<br />
ich wszystkich. Jest wielowymiarowy i różnokolorowy, jest domem tak wielu istnień, iż<br />
nigdy ich wszystkich nie poznamy. Spytaj konkretnie.<br />
- Czy twój poziom jest podobny do życia na Ziemi?<br />
- Wbrew temu, co chciałabyś usłyszeć, muszę powiedzieć, że bardzo, przynajmniej<br />
w formie wizualnej. Mamy swoje mieszkania i domy, jemy, jeśli kultywujemy nawyki<br />
żywota doczesnego, uczymy się i pracujemy. Pracujemy sześć dni w tygodniu, a<br />
siódmego, że tak powiem, odpoczywamy.<br />
- Czy to znaczy, że macie niedzielę?<br />
- Niedziela na Ziemi ma charakter święta, dnia wolnego od pracy, poświęconego<br />
Bogu. Jest to mylna interpretacja Słowa Bożego. Niedziela została dana w celu<br />
zregenerowania sił i zajęcia się własnymi sprawami. Jeśli ktoś wychował się w tradycji<br />
kościelnej, może uczestniczyć w religijnym rytualne samozastanawienia się nad sobą,<br />
lecz nie jest to potrzebne. Prawo to ustanowili ludzie. U nas niedziela ma formę zabawy i<br />
bardzo się z tego cieszymy.<br />
- Powiedz coś więcej o waszym świecie.<br />
- Nie mamy państw, choć mamy przywódców. Nie chorujemy. Są pory roku, dzień i<br />
noc. Rok ma 365 dni. Wielu z nas zachowuje imiona z ostatniego życia, choć każdy ma<br />
tutaj swoje własne imię. Mamy pracę, jaką chcemy, nawet gdyby była niezgodna z<br />
powołaniem. Nie zarabiamy pieniędzy, bo mamy, co chcemy. Nie ma ciężkich zawodów,<br />
jak górnictwo czy hutnictwo, są tylko takie, które służą doskonaleniu się i zdobywaniu<br />
wiedzy. Wykonujemy różne zawody, często inne niż na Ziemi. Obok filozofa są na<br />
przykład myśliciele i marzyciele. Nie ma żadnych rodzin. Wszyscy są rodziną. Zmarłym<br />
dzieciom zapewnia się prawidłowe dojrzewanie. Zasadniczo mieszkamy oddzielnie, a<br />
jeśli chcemy - razem. Organizacji społeczno-politycznych nie potrzebujemy - podlegamy<br />
uniwersalnemu prawu miłości i wiedzy. Nie kontaktujemy się z wyższym światem, bo nie<br />
odczuwamy takiej potrzeby. Zachowujemy wygląd z ostatniego życia.<br />
- Co to jest prawo wiedzy?<br />
-To świadomość faktu. Na przykład duch po prostu wszystko wie o osiągnięciach<br />
drugiego ducha i o jego życiu w ciele człowieka. Szanujemy własne wady i zalety.<br />
Pomaga to nam rozumieć życie.<br />
- Czy mądrość jest wykładnią wielkości?<br />
- Jest bardzo potrzebna, lecz wszystko jest od niej ważniejsze. Miłość i dobroć to<br />
nadrzędna i bezkonkurencyjna wartość. Ale dojść do nich bez udziału mądrości nie<br />
sposób. Jest ona zapowiedzią świadomości faktu, która stanie się kiedyś udziałem<br />
każdego człowieka. Typowo ludzka mądrość zaniknie tak samo jak uczucie miłości.<br />
- Słyszałam, że postrzegacie więcej barw, czy to prawda?
76<br />
- Tak. Człowiek rozróżnia siedem barw, świat eteryczny ma ich dwanaście, my<br />
dwadzieścia.<br />
- Czy złe duchy są niebezpieczne?<br />
- Bardzo. Kiedy przyjdzie zło, żaden człowiek nie jest w stanie mu się oprzeć.<br />
- Czy to znaczy, że czyniąc zło, nie odpowiadamy za siebie?<br />
- Zło działa tyłko za przyzwoleniem człowieka. Jeśli jednak zacznie to robić, żywy<br />
człowiek zatraci się w jego sile. Dlatego należy strzec się przed wykorzystywaniem złych<br />
duchów do niecnych celów. Nawet prowadzenie słabszych może zakończyć się<br />
spotkaniem z wielkimi siłami, które nazywamy złem, a które są czymś pośrednim między<br />
zwierzęciem a człowiekiem. Takie zło, określane mianem destrukcji, może przyjść<br />
potężne i wiele zniszczyć.<br />
- Czy to znaczy, że prócz złych duchów ludzkich istnieją inne formy zła?<br />
- Tak. Przed złym duchem można się strzec, przed złem - nie. Poza tym istnieją tzw.<br />
energie ujemne, które moglibyście z powodzeniem nazywać złem. My traktujemy je jako<br />
inne formy wyrazu ducha i w pełni szanujemy. Niemniej są tak potężne, że nawet duch<br />
<strong>pl</strong>anetarny nie jest się im w stanie oprzeć. Ich zejście na Ziemię byłoby straszne.<br />
- Czy wam zagraża takie zło?<br />
- Nie. I nic nie jest nam w stanie ono zrobić. To, co nazywamy złem, bytuje na innych<br />
poziomach, zwłaszcza tam, gdzie przebywają dusze błądzące i grzesznicy. Natomiast<br />
energie ujemne są wśród nas i istnieją wolną wolą Pana. Czasami dokonują przemian,<br />
które - mówiąc ludzkim językiem - mogą się nam nie podobać.<br />
- Czy energie ujemne mogą zstępować na Ziemię?<br />
- Mogą robić, co chcą. Pomniejsze jej cząstki wzmacniają się na Ziemi, uczestnicząc<br />
w procesie inkarnacji. Niosą wtedy z sobą duży ładunek inności, co może powodować<br />
konflikty. Jednak Ziemia nie jest miejscem ich działania.<br />
- Dziewiąta zasada satanistów głosi, że szatan był i jest najlepszym przyjacielem<br />
Kościoła, ponieważ utrzymywał jego władzę przez wszystkie minione lata i umożliwia mu<br />
robienie świetnych interesów. Czy to prawda?<br />
- Jest w tym pewna przesada. Szatan wspiera wszystkie działania opóźniające typ<br />
ewolucji, który za<strong>pl</strong>anowano dla ludzkości. Dotyczy to każdego człowieka i każdej<br />
instytucji. Kościół, który masz na myśli, nie uczynił więcej krzywd niż inne organy władzy.<br />
Kościół Katolicki był, jest i jeszcze jakiś czas będzie potrzebny ludzkości. Niemniej jego<br />
zmierzch jest bliski.<br />
- Czy zaświaty bronią Kościoła Katolickiego?<br />
- Wręcz przeciwnie. Kościół Wojujący, jak nazywamy tutaj Kościół Katolicki, wytracił<br />
więcej istnień ludzkich, niż pochłonęła druga wojna światowa. Kościół na własny pożytek<br />
wykorzystał Jezusa i odebrał wiernym świadomość prawdy o Chrystusie. Jakby<br />
powiedział Zbyszek, Kościół jako instytucja monopolistyczna nie ma prawa bytu. Byłoby<br />
to trafne stwierdzenie. Jednakże w przededniu wielkich zmian w świadomości ludzkiej<br />
zbiorowości powinniście zapomnieć o dawnych urazach i nie oglądając się na Kościół, z<br />
ufnością budować dzień jutrzejszy. A powiadam wam, że nie ma w nim miejsca tak na<br />
rozpamiętywanie przedawnionych krzywd, jak i na murowanego pasterza dusz.
77<br />
- Czy to znaczy, że mamy puścić w niepamięć wszystkie krzywdy wyrządzone przez<br />
Kościół?<br />
- Tak. Kościół nie był ani najgorszym, ani najlepszym wynalazkiem człowieka.<br />
Mogła go zastąpić instytucja jeszcze mniej humanitarna. Budowali go ludzie tak samo<br />
niedoskonali jak wy. Kościół to barwna historia ludzkich tęsknot i nadziei w świecie<br />
ułomności. To jedna z wielu opowieści o człowieku, który niebawem odejdzie w<br />
zapomnienie. Przemieniony przez światło człowiek dnia jutrzejszego mniej krytycznym<br />
okiem ogarnie dokonania swoje i własnych przodków. Radzę nie zajmować się tym<br />
tematem. Ani nie ganić ludzi znajdujących w murach kościelnych wytchnienie. Każdy ma<br />
swój czas pojmowania.<br />
- Ostatnio głośno mówi się o satanistach. Czy należy ich potępiać?<br />
- Satanista uznaje istnienie w działaniu zarówno miłości jak i nienawiści. Z<br />
psychologicznego punktu widzenia jest to stan naturalny i bliższy idei Boga niż religijny<br />
totalitaryzm. Niestety, satanista daje temu wyraz w bardzo niebezpiecznej formie<br />
rytualnej. Tego należy się wystrzegać. Mamy tu do czynienia z człowiekiem zagubionym,<br />
który nie potrafi w pełni doświadczyć wartości obu uczuć. Człowieka zagubionego nie<br />
wolno potępiać. Trzeba mu pomóc zrozumieć, w jak doktrynalnej pułapce się znalazł.<br />
Kiedy byłem w średniowieczu księdzem, chętnie korzystałem z podręcznika Honoriusza,<br />
któiy oficjalnie wprowadzał w ceremonie magiczne znacznie bardziej niebezpieczne niż<br />
współczesne zabiegi satanistów, i nie uważałem tego za błąd teologiczny. Postępowanie<br />
takie było nagminnie praktykowane przez stan kapłański i stanowiło jeden ze sposobów<br />
poznawania sił przyrody. Współczesna Msza Święta jest także rytuałem magicznym,<br />
nadto obciążonym obecnością Chrystusa w sakramencie spożywania chleba i wina, i nikt<br />
nie dostrzega niestosowności w nadaniu zabobonowi rangi doktryny przemienienia.<br />
Także wyrosły z chrześcijaństwa satanizm nie jest złem, dopóki nie godzi w człowieka.<br />
- Czy to znaczy, że człowiek ma prawo oddawać się praktykom satanistycznym, jeśli<br />
nie ma zamiaru wyrządzać krzywdy?<br />
- Człowiek ma prawo wolnego wyboru. To najdoskonalsze prawo dane człowiekowi.<br />
Ma więc prawo smakowania wszystkiego, co jego zdaniem służy poznaniu<br />
rzeczywistości. Niemniej praktyki satanistyczne są niebezpieczne i szczerze je odradzam.<br />
Znacznie aktywniejsze i pożyteczniejsze są zajęcia z koncentracji i ulubionej przez was<br />
Huny. Jednak i tu doradzam szczególną ostrożność.<br />
- Czym jest karmiczne doskonalenie się?<br />
-To zdobywanie wiedzy i doświadczenia oraz wynikły z nich rozwój duchowy, który<br />
znajduje swoje odzwierciedlenie w podniesieniu poziomu wibracji.<br />
- Podniesieniu wibracji pozostałych ciał człowieka?<br />
- Tak. Proces ten wielu nazywa oczyszczeniem lub powrotem do źródła.<br />
- Czy sami decydujecie o warunkach powrotu na Ziemię?<br />
- O czasie i miejscu powrotu nie decydujemy, choć wiele możemy zmienić. Składa<br />
się na to wiele czynników.<br />
- Czy zależy wam na utrzymywaniu kontaktu z naszym światem?<br />
- Nie, ale chętnie pomagamy.
78<br />
- Czy bliskich, którzy zostali na Ziemi, darzycie takim samym uczuciem?<br />
- Nasze więzi z żyjącą rodziną nie są wcale silniejsze od związków z innymi ludźmi.<br />
- Czy u was istnieje hierarchia wartości dusz?<br />
- Nie. Nie ma istnień mniej i bardziej wartościowych. Są tylko mniej i bardziej<br />
doskonałe. Wszyscy jesteśmy równi, choć nie wszyscy jednakowo wzmocnieni<br />
energetycznie.<br />
- Czy naprawdę kataklizm bądź trzecia wojna światowa zniszczą obecną cywilizację?<br />
- Dobrze wiecie, że takich informacji nie wolno nam udzielać. Jeśli już to ktoś robi,<br />
nie może być to zgodnie z prawdą, choć w pewnych kwestiach może się do niej zbliżyć.<br />
Wiem, że Zbyszek zadał to pytanie Osmonnowi (stało się to w czasie wyjścia poza ciało) i<br />
także nie uzyskał jednoznacznej odpowiedzi. Również żaden duch (Osmonn jest<br />
kosmitą) nie ujawni prawdy. Jeśli czyni to w naszym imieniu, pochodzi z niższych<br />
obszarów i już sam ten fakt podważa wiarygodność objawienia - oni nie potrafią<br />
odczytywać przyszłości. Proszę sięgnąć do jakiegokolwiek wcześniejszego objawienia, by<br />
już teraz zweryfikować przekaz z dokonanymi zmianami. Będzie on niespójny i rozbieżny<br />
z faktami. Dlatego nie pochodzi od nas. Jeśli zdradzimy fakty w tak masowej skali, mogą<br />
one nie wystąpić. Mogę tylko cię zapewnić, że każde cierpienie dni przyszłych przyniesie<br />
sobą nową jakość życia. Za niecałe tysiąc lat ludzkość przekroczy kolejny próg ewolucji i<br />
oczyszczenie czwartego czakramu stanie się faktem. Najbliższa przyszłość nie będzie ani<br />
lepsza, ani gorsza od dotychczasowego biegu historii. Zasadnicze zmiany dokonają się w<br />
obszarze niewidzialnym.<br />
- A zmiany klimatyczne? Przebiegunowanie Ziemi?<br />
- Mogę cię tylko zapewnić, że w miarę spokojnie dożyjesz swoich dni.<br />
- Czy zwierzęta mają duszę grupową?<br />
- Tak. Lecz w ostatnich tysiącach lat, równolegle do ewolucji człowieka, zachodząca<br />
w grupowej duszy zwierzęcej zmiana doprowadziła do wykształcenia się pierwszych dusz<br />
jednostkowych. Dlatego prócz duszy grupowej danego gatunku mogą istnieć dusze<br />
jednostkowe. Z tą różnicą, że dusze jednostkowe nie podlegają prawu inkarnacji.<br />
Dlatego Zbyszek tak często spotyka zwierzęta w niższym astralu.<br />
- Czy grzechem jest usunięcie ciąży?<br />
- Wiele nieporozumień narosło wokół tego faktu. Wielu twórców objawień podszyło<br />
podeń ludzkie prawo. Prawda o prawie wolnego wyboru mówi jednoznacznie, że każdy<br />
człowiek sam decyduje o sobie: o własnym ciele i własnym działaniu. Gdyby było inaczej,<br />
chcąc sprostać wymogom prawa, natura musiałaby wypracować zabezpieczenia<br />
uniemożliwiające usuwanie ciąży. Tak się jednak nie stało. Doradzam jednak ostrożność.<br />
Urodzenie dziecka znacznie wzmacnia wibrację kobiety. Jeśli kobieta czuje, że nie<br />
powinna tego robić, radzę posłuchać głosu serca, w przeciwnym razie usunięcie dziecka<br />
może zakończyć się kom<strong>pl</strong>ikacjami natury moralnej. Dla nas i dla duszy wcielającej się w<br />
ciało decyzja niedoszłej matki jest rozstrzygająca i z tego powodu nie ponosi ona żadnej<br />
odpowiedzialności, o ile do takiej się nie poczuwa. Proszę zapamiętać ostatnie słowo.<br />
Proszę także nie
79<br />
zapominać o przestrzeganiu prawa naturalnego, które zezwala na aborcję do trzeciego<br />
miesiąca ciąży. Chyba że w grę wchodzą poważne, zagrażające życiu wady rozwojowe<br />
dziecka. Wtedy długość ciąży nie ma znaczenia.<br />
- Duch człowieczy jest doskonalszy czy sam człowiek?<br />
- To jedność. Człowieka należy rozumieć jako doskonałą energię podnoszącą swoją<br />
wibrację. Albo raczej gromadzącą przez doświadczenie ładunek zdolny wynieść go w<br />
przestrzenie. Człowiek jest duchem sam w sobie. Jest wielki i takim pozostanie. Jedynie<br />
dla własnych potrzeb zapomina o tym na czas życia. Takie są ograniczenia materii, a<br />
tylko w niej możemy wzmóc moc wiekuistego istnienia.<br />
- Czy macie u siebie prawo?<br />
- Rozumiem sens pytania. Tak, mogę powiedzieć, że mamy takie prawo. To aprobata<br />
dobra, miłości i wolnego wyboru.<br />
- Czy wielcy tego świata cieszą się u was większym szacunkiem?<br />
- Nie. Wszyscy są tak samo traktowani. I to niezależnie od zasług. I mogę was<br />
zapewnić, że łatwiej prostemu i cierpiącemu człowiekowi dokonać przemiany na lepsze,<br />
niż bogatemu i zdrowemu.<br />
- Czy to znaczy, że źli są tak samo traktowani jak ludzie dobrzy.<br />
- Tak. Jednakże ich droga powrotu jest dłuższa. W tym czasie egzystują na niższych<br />
poziomach. Po oczyszczeniu powracają do domu.<br />
- Czy to znaczy, że z własnego wyboru można być złym i to akceptujecie?<br />
- Tak. Lecz akceptowanie nie jest aprobowaniem. Każdy po śmierci dokonuje<br />
samooceny i wie, czy dokonał postępu, czy też zatrzymał się w martwym punkcie. Sam<br />
sobie wyznacza karę. A im większy miał poziom wibracji, tym surowsza ocena. Spytajcie<br />
Zbyszka o jego podróże. Tam przebywają wszyscy, którzy się nie sprawdzili. Ich<br />
wygnanie jest długie i męczące, ale i ono kiedyś się kończy. Tego wszyscy chcemy.<br />
- Czy możliwe jest przeprowadzenie rozmowny z Mickiewiczem albo jakąś inną<br />
sławną za życia postacią?<br />
- Z Mickiewiczem nie. Dokonał on kolejnego wcielenia i przeszedł już na <strong>pl</strong>an<br />
wyższy. Najprostsze jest to w przypadku osób, które niedawno zmarły, a dusze ich<br />
przebywają na <strong>pl</strong>anie astralnym. Kiedy dusza zstępuje na Ziemię, to staje się kimś<br />
zupełnie innym. Po powrocie stanowi nową wartość, a dawna postać rozmazuje się w<br />
nowym obrazie. Nawet wieczny duch ewoluuje.<br />
- Ale skoro u was nie ma czasu, to realne byłoby spotkanie z Mickiewiczem przed i<br />
po jakimś wcieleniu?<br />
- To prawda, wymiar czasu u nas nie istnieje, lecz mamy coś na kształt<br />
energetycznego wzmocnienia, którego wartość stale się zmienia. Przybywając z wymiaru<br />
czasowego, stykacie się z wciąż nowymi wartościami energetycznymi.<br />
- A Kronika Akasza?<br />
- Traktuj ją jak film, którego wszystkie kadry można oglądać w jednej chwili.<br />
Prawdziwy jasnowidz ujrzy tam Mickiewicza w różnych wcieleniach, lecz z żadnym nie<br />
wejdzie w interakcję.
80<br />
- Niezbadaną sprawą jest samobójstwo. Raz słyszymy, że wszystkich, którzy targnęli<br />
się na życie, spotka surowa kara, kiedy indziej, że tylko nie zdali egzaminu i przyjdzie im<br />
powtarzać klasę.<br />
- Wszyscy mają słuszność. Za życia mawiałem, że samobójstwo w pojedynku (o ile<br />
pojedynkujący się walczy o życie) musi przynieść ulgę. Miałem rację. Jednak<br />
wykalkulowana śmierć, nawet w obronie wielkich ideałów, jest tragiczną pomyłką.<br />
Spójrzcie na to inaczej. Człowiek uciekający życiu to najczęściej nieszczęśnik nie<br />
potrafiący uporać się z własnymi problemami. Żyjąc w trudnej sytuacji, popada w stres<br />
lub zapada na inną przypadłość umysłową. Będąc chorym, nie zdaje sobie sprawy z tego,<br />
co czyni. Nie może więc z tego powodu nadto surowo się oceniać. Niestety, to co<br />
przerwał, musi dokończyć w następnych żywotach, i to będąc uwikłanym w mechanizm<br />
potęgujących się przyczyn i sutków. Tylko tu i teraz można opanować rozrzut<br />
występujących w życiu zdarzeń. Co się nie stanie, by krzywdom zadośćuczynić, powróci<br />
niespłaconym długiem. Naprawdę nie zazdroszczę nikomu, kto odważył się przeciąć<br />
za<strong>pl</strong>anowaną nić życia.<br />
- Czy zawsze musimy spłacać dług karmiczny?<br />
- Spłacenie wszystkich długów karmicznych jest niewykonalne. Mówiąc<br />
0 łańcuchu przyczyn i skutków mam na myśli doświadczenie na sobie samym skutków<br />
własnych nieprzemyślanych decyzji i czynów.<br />
- Czy pamięć poprzednich żywotów nie wsparłaby nas w dążeniu do doskonałości?<br />
- Rozumując pobieżnie i po waszemu, mógłbym przytaknąć. Lecz człowiek uczy się<br />
poprzez doświadczenie a wzmacnia poprzez emocje. Walcząc o ciało, walczy o uczucie.<br />
Walcząc o uczucie, walczy o ducha. Wiedza, jaka stałaby się udziałem człowieka, wiedza<br />
o przyszłości i przeszłości, wiedza o samym człowieku, przekreśliłaby jego walkę o<br />
ducha. Rozum ludzki nie musi tego akceptować, jednak dusza wie, że to najlepszy<br />
sposób na uszlachetnienie się. Przyjrzyjmy się dla przykładu Zbyszkowi. Był magiem, w<br />
prawdziwym tego słowa znaczeniu. Dokonywał rzeczy, o jakie ociera się dopiero<br />
współczesna nauka. Był panem życia<br />
1śmierci, który na dodatek powoływał do życia nowe formy rozumnych istnień. Znając<br />
rozmiary i niebezpieczeństwa wynikające z tych przeobrażeń, sam, dokonując bardzo<br />
mądrego wyboru, przerwał uciążliwy łańcuch własnej długowieczności. On doskonale<br />
wie, o czym mówię, ponieważ nie potrafiąc utrzymać emocji na wodzy - przyczynił się<br />
bezpośrednio do śmierci wielu tysięcy ludzi. Czy zachowanie tych zdolności i<br />
świadomość własnej mocy mogłyby pomóc mu w wyzbyciu się własnej niedoskonałości?<br />
Czy mógłby dokonać tego człowiek, który za życia przekraczał poziomy i nam<br />
niedostępne, który rozsmakował się w samowoli istnienia? Nie, nie mógłby. Bo on za<br />
życia miał to, do czego wy dopiero zmierzacie. Nie potrzebował zmian. Potrzebował ich<br />
jego duch. Zrozumiawszy błąd, przywrócił rozpad komórek. Dzięki temu zyskał prawo<br />
wyboru wcielenia. To jego trzecia podróż od tego czasu. Trzecia z nałożonym<br />
wędzidłem. Kiedy zapanuje nad emocjami, kiedy cier<strong>pl</strong>iwość wypali czerwień w<br />
słonecznym blasku serca, morwa miłości przepuści tak uszlachetnioną moc do bram<br />
wykroczenia i stanie się to, co było już czytane. Wiedząc, co i dlaczego zaszło, Zbyszek<br />
sam ograniczył w sobie
81<br />
przepływ energii. Spytajcie, czemu to zrobił, czemu sam nałożył blokady, czemu w tej<br />
chwili nie wykorzystuje mocy, która potrafi zmieniać rzeczywistość, czemu czeka, skoro<br />
jest czysty od serca wzwyż, a odpowiedź jego będzie dla was nauką.<br />
Wolność wyboru to sedno istnienia. Czasami warto przegrać rzecz mniejszą na<br />
poczet większych korzyści. Walcząc o szansę wyjścia z koła ponownych wcieleń, czekam<br />
spokojnie, bez potrzeby sycenia ego, na dzień, w którym w blasku cier<strong>pl</strong>iwości rozkwitną<br />
wszystkie talenty bez. szkody dla przywołującego mnie ducha. Gdybym podtrzymał życie<br />
maga, do dzisiaj nie byłbym w stanie zespolić aktywnej emocji z cier<strong>pl</strong>iwością.<br />
Cier<strong>pl</strong>iwość miała u mnie zawsze charakter pasywny i nawet nie podejrzewałem, jak ona<br />
intensywnie wibruje. Dawniej, walcząc, gronami myśli gasiłem emocje, zniekształcając ich<br />
logiczny wymiar, i przez, to popadłem w szaleństwo. Dopiero karmiczne zablokowanie<br />
niegdysiejszych zdolności otworzyło przede mną drzwi do opanowania siebie samego.<br />
Nie spaczony wirusem egoizmu dysk ludzkiego żywota został przygotowany do<br />
ponownego zapisu. Na szczęście wiedza zjednoczyła się we wspólnym uścisku z potęgą<br />
doświadczenia. I na nieszczęście umysł nie potrafi jeszcze przejść nad tym do porządku,<br />
ale on już wie, że strażnikiem nie jest on sani, ale Chrystus przezeń świadomie powołany.<br />
- Czy cierpimy dlatego, by ewoluować?<br />
- Nikt nie powiedział, że jakość ludzkiej ewolucji zależy od cierpienia. Owszem,<br />
cierpienie jest emocją uruchamiającą potężne wibracje. Jest nią także miłość. Do<br />
człowieka należy wybór, na której oprze własną przemianę. Problem sprowadza się do<br />
wewnętrznej walki uczuć z myślami, do ruchu ukrytych pragnień i nieuświadamianych sił.<br />
One są reaktorem, który emituje potrzebne duchowi prądy życia. Im intensywniejsze<br />
pływy tych mocy, tym wyraźniejsze rezultaty. Chleb życia, bez względu na rodzaj mąki, z<br />
którego został wypieczony, jest karmą dla kolejnej egzystencji. Cierpienie to jedna z<br />
najlepszych mąk, jaka została dana piekarzowi życia. Jest to warte zapamiętania.<br />
- Z tego wynika, że żyjąc miłością można uzyskać takie same efekty, jak cierpiąc bez<br />
reszty?<br />
- Żaden człowiek nie jest w stanie podtrzymać wibracji miłości. Może co najwyżej<br />
doświadczyć jej w ułamku sekundy. Lecz już samo dążenie do niej, wynikające z potrzeby<br />
serca, nie z egoizmu - potrafi uruchomić w człowieku wibracje, które na trwałe odcisną<br />
się w materii jego ducha. Miłość to wspaniałe uczucie i kiedyś będzie dane człowiekowi<br />
w pełni.<br />
- Czy istnieje piekło i czyściec?<br />
- Sto lat temu odpowiedziałbym chrześcijaninowi, że istnieje. I byłoby to zgodne z<br />
prawdą. Wam odpowiem, że jest to wyłącznie ludzki wymysł. I także będzie to zgodne z<br />
prawdą. Kiedy Zbyszek mówił o wędrówkach po krainach mroku, mówił - w<br />
subiektywnym odczuciu - prawdę. Po śmierci człowiek trafia do świata odpowiadającego<br />
poziomowi wibracji jego duszy. Stopniowo oczyszcza się, to znaczy pozbywa<br />
negatywnych energii i wznosi ku górze. Proces ten jest prze<strong>pl</strong>atany kolejnymi<br />
wcieleniami. Kiedy osiągnie status starej duszy, przestaje inkarnować i odchodzi, by dalej<br />
doskonalić się w wyższych światach. Niektórzy przed odejściem stają się z własnej woli<br />
opiekunami żyjących ludzi. Światy niższe
82<br />
są tworzone przez umysły znajdujących się tam powracających (zmarłych). Im<br />
prymitywniejszy i grzeszniejszy umysł, tym prymitywniejsze i okrutniejsze światy.<br />
Najcięższe z nich przenikają świat żywych. Dusze tam wegetujące, słabe energetycznie,<br />
wykorzystują wszystkie okazje, by sycić się ludzką energią. Czasami trzeba aż naszej<br />
interwencji, by te całkowicie zagubione, pozbawione świadomości Boga istoty wyrwać z<br />
zepsucia i zapomnienia. Są one natychmiast inkarnowane, by miały szansę na godziwsze<br />
życie i lepszy świat po śmierci. Ale zdarza się także, że normalna dusza potrafi za życia<br />
tak upaść, iż powrót jej do domu musi prowadzić przez niższe światy. Zachodzi wówczas<br />
przypadek wymuszonego snu pośmiertnego. Bez oczyszczenia byłoby to niemożliwe.<br />
Jednak w niczym to nie obciąża ducha, który gromadzi w sobie tylko ładunki<br />
pozytywnych doświadczeń. Niemniej karma takiego człowieka kom<strong>pl</strong>ikuje się, a ilość<br />
wcieleń - zwiększa.<br />
- Jedni mówią że wcieleń jest kilka, inni, że kilkanaście. Ile jest naprawdę?<br />
- Tylko najwięksi prorocy mają ich kilka, tak jak Jezus czy Budda. Wyjątkowo zdarza<br />
się kilkanaście. Normą jest 20-30. Ale są też trudniejsze przypadki. Słyszałem o duszy<br />
inkarnującej 61 razy.<br />
- Opętanie następuje zawsze za przyzwoleniem człowieka?<br />
- Tak, ale niekoniecznie. Może nim być mściwość innego człowieka. Wówczas<br />
odpowiedzialność za pogwałcenie prawa do wolnostanowienia spada na tego, kto dał<br />
niższym duchom przyzwolenie do zadania gwałtu. Dlatego bardzo trzeba się strzec<br />
wysyłania negatywnych myśli i emocji pod adresem drugiego człowieka. Mogę was<br />
zapewnić, że większą szkodę przyniosą emisariuszowi, niż poszkodowanemu.<br />
- Czy stosowanie regresji hipnotycznej jest niebezpieczne?<br />
- Nie, o ile dokonuje się tego pod fachowym okiem. Mogę jednak zapewnić, że<br />
nawet w stanie najgłębszej hipnozy człowiek nie jest w stanie dotrzeć do prawdziwych<br />
pokładów tzw. podświadomości.<br />
- Czy człowiek opracuje techniki potrafiące tego dokonać.<br />
- Nie. Jest to niewykonalne. Podświadomość jest podstawową wiedzą ducha. W<br />
większym zakresie może z niej korzystać jedynie dusza czysta.<br />
- Czy seanse spirytystyczne są dla każdego niebezpieczne?<br />
- Nie, jeśli odbywają się pod kontrolą opiekuna bądź starego ducha. Nawet w<br />
przypadku rozmów z duchem normalnym trzeba wcześniej wszystko umiejętnie<br />
zaaranżować. Dla niewprawnych tego typu eksperymenty mogą się źle skończyć.<br />
Najlepiej przejść inicjację u uznanego medium.<br />
- Czy Zbyszek robi wszystko właściwie?<br />
- On na wszelki wypadek stworzył magiczne koło powiązań. Każdy seans zaczyna od<br />
przywołania opiekuna. Nawet powierzając ciało duchowi błądzącemu ma pewność, że<br />
my czuwamy i nic złego stać mu się nie może. Ale i on popełnia błędy.<br />
- Czy każdy z nas może sobie taką pomoc zapewnić?<br />
- Tak, o ile posiada wystarczającą ilość energii.<br />
- Czy tę energię można gromadzić. To znaczy, czy nawet mniej sensytywna osoba<br />
może się skutecznie przygotować do seansu?
83<br />
- Tak, jeśli osoba ta wykazuje już pewne zdolności. Bez nich nie jest w stanie<br />
wygenerować specyficznego rodzaju wibracji potrzebnej do kontaktu. Poza tym im<br />
większe predyspozycje, tym więcej sposobów komunikowania się z nami.<br />
- Na przykład?<br />
- Według waszej dziesięciostopniowej skali maksymalnej wartości odpowiada<br />
umiejętność wizualnego sprowadzenia duszy. Ale już przy dziewięciu i pół taka<br />
sposobność nie występuje, nawet gdyby w seansie uczestniczyło sto osób. Szóstkę<br />
przydaliście osobom pożądanym, podtrzymującym energetycznie seans, a od czwórki w<br />
dół zabraniacie zbliżać się do kręgu. Z tymi parametrami muszę się zgodzić.<br />
- Jesteś zwolennikiem seansów?<br />
- Miła jest memu sercu każda rzecz dająca człowiekowi nowe spojrzenie.<br />
Roztropność każe mi jednak przyznać, że najlepszy chleb znajdziemy w piekarni, a<br />
właściwą poradę medyczną tylko u lekarza. Odradzam organizowania seansów osobom<br />
do tego niepowołanym, a ludziom obdarzonym słabą wolą uczestnictwa w nich. Decyzja<br />
należy do was. Wiedzcie także, że najważniejszym celem zdobywania wiedzy jest to, na<br />
ile pozwala ona wam się odnaleźć w rzeczywistości. Jeśli czujecie potrzebę uczestnictwa<br />
w misteriach duchowych, czyńcie to, gdyż może to być najcudowniejsza rzecz, jaka się w<br />
waszym życiu wydarzy. Jeśli zaś lęk spowija wasze poczynania, wstrzymajcie się, gdyż<br />
prawdopodobnie nie nadszedł jeszcze czas inicjacji. Roślinę można zmusić do szybszego<br />
wydania obfitych <strong>pl</strong>onów, u człowieka ten wybieg się nie uda. Człowiek jest wartością<br />
samą w sobie i pośpiech niczego tu nie musi zmieniać.<br />
Ewa (imię z ostatniego życia, czterokrotnie urodzona; niezależna, tylko raz<br />
przedstawiła przesłanie; objawiła się na spotkaniu, którego cełem było wyjście Roberta I<br />
poza ciało; przyszła do Renaty, którą znała z wcześniejszego wcielenia).<br />
- Przykro mi, że nie macie dosyć energii, by wasi znajomi pomogli Robertowi ujrzeć<br />
nasz świat, ale do takiego eksperymentu potrzeba naprawdę silnej wibracji. Robert<br />
choruje na oczy. Jest zbyt wyczerpany, by przystąpić do seansu. Proponuję na nowo<br />
zorganizować spotkanie gdzieś za miesiąc, może wtedy wszystko się uda.<br />
- Czy pomożesz nam w tym?<br />
- Nie, nie mam takiego zezwolenia, ale chętnie się o wszystkim dowiem. Proszono<br />
mnie tylko, bym to wam zakomunikowała.<br />
- Czy to znaczy, że tylko wybrane duchy mogą pomagać żywym w przekraczaniu<br />
granicy życia i śmierci?<br />
- Można to tak określić. Ja nie jestem gotowa do przyjęcia na siebie takiej<br />
odpowiedzialności. Jeśli Robert źle wykorzysta dar, osłabi to moją wewnętrzną<br />
motywację.<br />
- Kto wydaje zezwolenie na udział w takim eksperymencie?<br />
- Nie istnieje żadna specjalna instytucja powołana do kontaktów z wami i każdy<br />
duch, o ile ma wystarczająco dużo sił, może taką decyzję podjąć. On też przed sobą<br />
odpowiada za negatywne skutki takiego kroku.<br />
- Czy lękasz się skutków takiej pomocy?
84<br />
- Nie. Lecz lepiej w dogodnym czasie zrobią to inni wasi przyjaciele.<br />
- Dlaczego sami o tym nie powiedzą?<br />
- Robię to w ich imieniu.<br />
- Czy możesz o sobie coś powiedzieć?<br />
- Tak, lecz tego nie chcę. Przyszłam tu z innego powodu. Przyszłam do Renaty.<br />
- Jesteś jej krewną?<br />
- Znajomą...<br />
- EwąM.?<br />
- Nie. Poznałyśmy się w ubiegłym stuleciu, ale nie chcę tego wyjaśniać. To może<br />
wywołać ból.<br />
- Czy mam zadawać pytania? - Renata, nauczycielka w szkole podstawowej, przejęła<br />
prowadzenie seansu.<br />
- Nie. Nie przyszłam rozmawiać o przyszłości (Renatę bardzo interesowało<br />
poznawanie przyszłych wydarzeń, niekoniecznie związanych z jej osobą). Chcę cię<br />
ostrzec przed błędnym pojmowaniem odpowiedzialności. Musisz dokładnie zastanowić<br />
się nad własnymi odczuciami. To co przeżywasz, ma głębszy sens od nauk innych.<br />
Książki są dobre, ale są ogólne. Nie powinnaś podporządkowywać ich treściom własnych<br />
przemyśleń.<br />
- Wiem, do czego zmierzasz. Ale to przecież dzięki nim mogę się o sobie czegoś<br />
dowiedzieć.<br />
- Każdy człowiek przechodzi żmudną drogę zdobywania wiedzy i uczenia się na<br />
błędach. Od tego nie ma odwołania. Wszystko, co dostarcza nam wiedzy o świecie, jest<br />
pożyteczne. Ale kiedy człowiek staje się dorosły, powinien w większej mierze polegać na<br />
własnych doświadczeniach. Wówczas wzrasta i staje się silny. Odpowiedzialny za własne<br />
życie. Bez zrozumienia sensu odpowiedzialności nie jest w stanie realizować powołania. I<br />
to bez względu na popełniane błędy. Więcej osiągnie ten, kto je popełnia i się na nich<br />
uczy, niż ten, kto ich unika.<br />
- Ale za błędy trzeba płacić.<br />
- Owszem, jeśli są popełniane świadomie i wyrządzają innym szkody. Nie, jeśli nimi<br />
nie są.<br />
- Teraz rozumiem. (Renata, wprowadzona w zasady prowadzenia seansów,<br />
przedstawiła dręczący ją od dzieciństwa problem grzechu. Pragnąc dostosować życie do<br />
zasad dziesięciu przykazań, popadła w konflikt z własną indoktrynacją. Z jednej strony<br />
broniła wiary, z drugiej otwarcie występowała przeciwko matce, żarliwej katołiczce na<br />
pokaz, i przeciwko stanowi kapłańskiemu, sprowadzonemu w jej oczach do osoby<br />
duszpasterza, który próbował ją uwieść po lekcjach religii. To wywołało w niej poważny<br />
konflikt. Niechęć do krzywdzenia innych przybrała z czasem postać braku wiary w siebie<br />
i silnego poczucia winy, co na poziomie somatycznym uzewnętrzniało się ustawicznymi<br />
zapaleniami gardła. Ewa przyszła jej to wytłumaczyć).<br />
- Nie jestem tego pewna. Ale bardzo chcę, byś się nad tym zastanowiła. Pewność<br />
siebie to jedna z dwóch rzeczy, które powinnaś w tym życiu poznać.
85<br />
- A draga?<br />
- Upór.<br />
- To prawie to samo.<br />
- Pewność siebie to stan ducha, upór to emocja, to jego siła napędowa. Razem<br />
tworzą świadomość czynu. W twoim przypadku są esencją obecnego życia.<br />
- Czy to trudne do osiągnięcia?<br />
- Nie jest to proste. Jednym przychodzi łatwiej, innym trudniej, ale każdy musi tę<br />
lekcję zaliczyć.<br />
- Dlaczego ja mam z tym takie trudności? Słaba woła? Mało wiedzy albo chęci?<br />
- To właśnie chęci ciebie tutaj sprowadziły. Szukasz, a to bardzo istotne. Twoja silna<br />
wola też się kształtuje. Musisz tylko przestać ją tłumić unikaniem konfliktów. To chciałam<br />
ci powiedzieć.<br />
- Czy masz w tym jakiś cel?<br />
- Tak. W poprzednim życiu mogłam ci w tym pomóc, ale tego nie zrobiłam.<br />
Pozwolono mi to zrobić teraz.<br />
- Czy to znaczy, że już wcześniej borykałam się z tym problemem.<br />
- Tak. Przezwyciężenie go było celem twojego poprzedniego zejścia.<br />
- Czarno to widzę. Skoro i wtedy przegrałam, i dzisiaj mogę ponieść porażkę.<br />
- Dramatyzujesz. Żyłaś bardzo krótko i nie zdążyłaś się zmienić. Teraz masz<br />
ponowną szansę. Nie zmarnuj jej.<br />
- Wyrzuty sumienia?<br />
-Tak.<br />
- Konkretniej.<br />
- Lęk. Przekroczenie norm zachowania wywołuje u ciebie stany lękowe, a wraz z<br />
twoją koncepcją psychoanalizy - poczucie odtrącenia. Niewłaściwie kojarzysz osobiste<br />
odczucia i pragnienia z tzw. realnym zagrożeniem. Przez nie interpretujesz świat jako<br />
formę warunkowaną lękiem. Tym lękiem jest według ciebie brak wolności i piętno<br />
grzechu.<br />
- Właściwie nie wiem, co powiedzieć... Przecież grzech istnieje, bez względu na to,<br />
jaki jest mój stosunek do niego.<br />
- Grzech nie istnieje jako taki. To czyn rodzący skutki. Dopiero emocja nadaje mu<br />
kulturowy wymiar. Jednak u ciebie jest on niepotrzebnie obciążony spojrzeniem<br />
teologicznym.<br />
- Czy to jest słuszne?<br />
- To całkowicie błędna postawa. Grzech jest przeciwieństwem wolności. Mówiąc tak,<br />
przeczysz naukom Jezusa. Bóg dał ci wolność i powinnaś do niej dążyć, nie oglądając się<br />
na innych. Zachowując trzeźwy osąd, odkryjesz, że wyzbywając się lęku przed grzechem,<br />
robisz milowy krok na drodze do wyrobienia pewności siebie. Jeśli nie nauczysz się<br />
walczyć o swoje, nic nie uzyskasz.<br />
- Od czego powinnam zacząć?<br />
- Od zdefiniowania pojęcia grzechu. To źródło twojej bezsilności. Gdy znajdziesz<br />
nowy punkt odniesienia, otworzą się przed tobą drzwi do zupełnie innej
86<br />
rzeczywistości. Bądź mniej uległa. Zbiorowe myślenie zabija nie tylko osobowe „ja", ale<br />
również osobowego ducha.<br />
- Siła zbiorowej nieświadomości?<br />
- Trafiłaś.<br />
- Temat wiary i życia pozbawić cech teologicznej moralności?<br />
- Oczywiście. Nie potrzebujemy zbawienia. My jesteśmy zbawieni.<br />
- Wpadłam w sidła dwubiegunowości - między zniewolenie a wolność?<br />
- Można to tak ująć. Siła tworząca normy tkwi w człowieku. Jeśli człowiek lęka się<br />
czegokolwiek, bardzo często się myli.<br />
- To znaczy, że lękam się własnej reakcji na słuszność, która - tak na dobrą sprawę -<br />
nie musi być moją słusznością?<br />
- Tak. Ludzie często postępują wbrew zdrowemu rozsądkowi, nawet jeśli są tego<br />
świadomi. Lęk zabija ten zdrowy rozsądek. Im większa świadomość zachodzenia takiego<br />
procesu, tym większa odpowiedzialność za zewnętrzne i wewnętrzne formułowanie<br />
własnego wizerunku. Takie doświadczenie silnie pobudza indywidualność żyjącego i jest<br />
u nas bardzo cenione.<br />
- Chętnie bym wyrzuciła Kościół z mojego życia. Czy mogę to zrobić?<br />
- To człowiek wymyślił hierarchię: Bóg, Anioł Stróż, papież, biskup, ksiądz i wierny.<br />
To człowiek postawił Kościół między niebem a ziemią. I człowiek - jeśli tego chce - może<br />
to zmienić. Wybór należy do ciebie.<br />
- A wiara?<br />
- Wiara to zbiór przekonań. To bagaż, który każdy sam sobie narzuca. Wiara ma tyle<br />
postaci, ilu istnieje ludzi.<br />
- To nic innego jak rozbudowany światopogląd?<br />
- Krótko i rzeczowo.<br />
- A Jezus, a święci, a ich przesłania?<br />
- To wszystko jest symbolem wspólnego dziedzictwa. Są prawdy niezmienne,<br />
których echo pobrzmiewa w sercu każdego człowieka, i prawdy relatywne, tworzone na<br />
potrzeby określonego czasu. Pierwsze trwają wiecznie, drugie wymierają wraz z modą<br />
lub potrzebami.<br />
- A Kościół?<br />
- Może ci się nie spodoba to, co powiem, ale Kościół był potrzebą akceptowaną<br />
przez obie strony. Szkoda tylko, że tak bardzo wypaczył nauki Jezusa. Dzisiejszy Kościół<br />
to Urząd i w takiej formie nie przejdzie do przyszłości. Watykan upadnie. Ale kościoły,<br />
jako małe świątynie duchowej pomocy, przetrwają tam, gdzie słowa Wielkich Nauczycieli<br />
zostaną poprawnie odczytane.<br />
- Czy mówisz o Kościele Katolickim?<br />
- Mówię o wszystkich Kościołach. Współczesny Kościół Katolicki nie jest ani lepszy,<br />
ani gorszy od pozostałych.<br />
- A sekty?<br />
- Są niebezpieczne. Ostrzegam przed nimi.<br />
- A Kościół Moona?<br />
- Dla nas taki nie istnieje.<br />
- Ale w Korei został usankcjonowany.
87<br />
- Odpowiem inaczej: żaden Kościół nie przetrwa próby czasu, tym bardziej jego<br />
iluzja.<br />
- Trudno w to uwierzyć. Skoro człowiek składa się z duszy, to zawsze będzie szukać<br />
miejsc duchowego wsparcia. Tę rolę pełnią psycholodzy i kapłani. Oni są niezbędni.<br />
- Nadchodzi czas gwałtownych zmian. Zmianie ulegnie postrzeganie świata i rola<br />
człowieka w tym świecie. Zmianie ulegnie też sam człowiek. Dlatego lekarze dusz, w<br />
jakich przemienią się między innymi psychologowie i kapłani, będą jedynie<br />
współpracować z nowym człowiekiem. Ale na zasadach zupełnie innych niż obecnie.<br />
- Kto jest bliższy tajemnicy stworzenia, psycholog czy kapłan?<br />
- Ani jeden, ani drugi. Ich wiedza zostanie połączona i poszerzona stosownie do<br />
wymogów nadchodzących czasów.<br />
- Czy Sai Baba to rzeczywiście największy z żyjących mistrzów?<br />
- Hierarchizowanie to wyłącznie przypadłość żyjących. Stosując ten schemat<br />
myślenia, musiałabym przyznać, iż dla was jest mistrzem, u nas jest doskonalącym się, a<br />
na wyższym etapie zaliczany jest do grona poznających. Chodzi raczej o to, z jak<br />
doskonałymi istotami mają żyjący ludzie kontakt. Wówczas musiałabym dodać, że na<br />
ziemi przebywają okresowo w cielesnych ciałach znacznie doskonalsze dusze, niż dusze<br />
pozostałych ludzi. Jednak mają one inne zadania do wykonania i kontaktują się tylko z<br />
wybranymi. W masowej skali oddziaływania Sai Baba jest znaczącą postacią choć mocą<br />
dorównuje mu wielu mniej znanych mistrzów. Jednak są wśród was także dużo bardziej<br />
potężni nauczyciele. Ale ostrzegam przed porównaniami. Są nie tylko zbędne, ale<br />
zamazują cel nadrzędny, jaki przyświeca działalności mistrzów, a tylko ten się liczy.<br />
- A jaki to cel?<br />
- Duchowe odrodzenie ludzkości.<br />
- Mogę odrzucić moją wiarę i przyjąć przesłanie Baby?<br />
- Sai Baba mówi współczesnym to samo, co głosił Jezus. Używa tylko mniej<br />
archaicznych zwrotów. Słuchając jego, słuchasz Jezusa. Wystarczy odrzucić przeinaczenia<br />
kościelne i odwołać się do racji serca.<br />
- Reinkarnacja istnieje?<br />
-Tak.<br />
- Czy mogę skontaktować się z ojcem?<br />
- Przyjdzie na to czas.<br />
- Proszę, powiedz dlaczego?<br />
- Przechodzi drogę oczyszczenia.<br />
- Rozumiem. Jak mogę mu pomóc?<br />
- Modlitwą.<br />
- To mnie wiąże znowu z Kościołem.<br />
- To cię wiąże z sercem poprzez serce. Obojętne, jakich symboli miłości użyjesz.<br />
- Przepraszam...<br />
- Nie masz za co. Weź się w garść, a wszystko dobrze się skończy.
88<br />
- Czy będę miała dzieci?<br />
- Tak, lecz nie przerywaj leczenia.<br />
- Czy mam się kogoś wystrzegać?<br />
- Nauczyciela wuefu.<br />
-...?<br />
- Jest zazdrosny i nie panuje nad sobą. Bądź ostrożna.<br />
- Lubię mój zawód, ale czuję, że nie wyrażam się w nim w pełni. Poza tym<br />
pieniądze... Czy zmienię w przyszłości zawód.<br />
-Tak.<br />
- Kiedy?<br />
- Za sześć lat.<br />
- Jest to pewne?<br />
-Nie.<br />
- A od czego to zależy.<br />
- Od ciebie. Musisz być konsekwentna.<br />
- Powinnam wrócić do męża?<br />
- Nie mogę odpowiedzieć. Twój wybór jeszcze się nie dokonał. Od tej decyzji zbyt<br />
wiele zależy i nie mam prawa tego zmieniać.<br />
- Noszę się z zamiarem opuszczenia matki. Czy mam do tego prawo?<br />
-Tak.<br />
- A wyrzuty sumienia? Czuję się za nią odpowiedzialna.<br />
- Twoja matka jest dostatecznie dorosła, by odpowiadać za siebie. Nie utrudniaj<br />
tego ani jej, ani sobie.... Muszę wracać...<br />
Nao (duch niezależny; zgłosił chęć rozmowy na wolnym spotkaniu).<br />
- Jakim jesteś duchem?<br />
- Normalnym.<br />
- Czy jesteś z kimś związany.<br />
-Nie.<br />
- Czy chcesz sam coś powiedzieć?<br />
- Tak. Bardzo się gniewacie, że nie chcemy wam niczego konkretnego powiedzieć,<br />
że ukrywając tajemnice przyszłości i naszego świata, staramy się was omamiać. To<br />
nieprawda. Oczekujecie zbyt wiele. Wymagacie więcej, niż możemy zaoferować.<br />
Postrzegacie świat w zbyt wielkim uproszczeniu. To zamyka wam oczy na istotę życia.<br />
Pytacie o wynalazki, organizujecie przejścia astralne, prowadzicie dzienniki, dopytujecie<br />
się o nadchodzące wydarzenia, zamykacie nas w kręgu misteriów, a zapominacie o<br />
najważniejszym, o celu ludzkiego życia: o rozwoju duchowym. Jakże niewiele czasu<br />
poświęcacie rozmowie z samym sobą, jak mało zajmujecie się bliskimi. Sądzicie<br />
pochopnie, że dostępna nam wiedza otworzy przed wami drzwi poznania, że to<br />
wystarczy do zasłużenia sobie na godną śmierć. O jakże się mylicie! To wy sami jesteście<br />
kluczem owego poznania. To wasze serce jest największą i najpiękniejszą tajemnicą<br />
naszej wspólnej egzystencji. Nie kosmos, nie głębiny oceanów, nawet nie ludzki mózg,<br />
ale istota człowieczeństwa. Jedno życie poświęcone własnemu rozwojowi jest więcej<br />
warte niż dziesięć spędzonych nad
89<br />
wynalazkami, choćby te wynalazki miały znacząco podnieść poziom ludzkiego życia.<br />
Owszem, i one są potrzebne. Mają swoje za<strong>pl</strong>anowane miejsce. Lecz to nie one, ale<br />
człowiek jest tutaj nadrzędnym celem. I to właśnie jest największą tajemnicą jaką<br />
możemy wam odsłonić. Wszystko inne jest mało istotne i nie warto temu poświęcać<br />
miejsca.<br />
- Jednak przeprowadza się tajne eksperymenty tworzące stałe mosty między nami i<br />
wami oraz między nami, wami i obcymi cywilizacjami. Wiele z tajnych badań polega na<br />
przysposabianiu ludzkości do wejścia w nowy okres rozwoju. Tam duchy wiele mówią o<br />
urządzeniach technicznych mogących przyspieszyć rozwój zdolności parapsychicznych<br />
oraz w ogóle o urządzeniach przydatnych całej cywilizacji. Biorąc to pod uwagę możemy<br />
czuć się nieco zawiedzeni. Może nam się przecież wydawać, że poruszacie tematy mniej<br />
istotne i raczej mało znane, że nie jesteście tam tacy ważni, za jakich chcecie uchodzić,<br />
że prowadzicie nas przez prowincję duchowych, albo raczej pośmiertnych wartości,<br />
starannie selekcjonując przekazywane wiadomości. Ograniczacie się w swoich<br />
wypowiedziach do tendencyjnych haseł, ujętych w znane dogmaty wiary. Nie dajecie nic,<br />
co otworzyłoby przed nami całkowicie nowy świat.<br />
- Zaprawdę powiadam wam, że cały dorobek ludzkości jest zamknięty w<br />
człowieczym sercu. My przedstawiamy wam doń drogę na skróty, bez obciążania go<br />
problemami kosmicznych braci bądź złożonością przekazywania skom<strong>pl</strong>ikowanej wiedzy<br />
technicznej, która i tak jest ledwie zefirkiem wspomagającym huragan dmący w żagle<br />
ludzkiego żywota. Musicie przy tym i wiedzieć, że odsłanianie przed wami tajemnic<br />
naszych naukowców wymaga ogromnych przygotowań po obu stronach, także<br />
ogromnych ilości energii, a wszystko to razem wzięte - odpowiedzialności, jakiej nie<br />
możemy i nie chcemy na siebie przyjąć. Powiem jeszcze coś, co bardzo was zdziwi, a z<br />
czego często robimy sobie zdrowe żarty. Otóż całe zamieszanie wokół naszej<br />
supertechniki sprowadza się prawie wyłącznie do udoskonalania niższych światów. Ta<br />
wiedza, modyfikująca od zawsze wasz poziom, nie wnosi niczego nowego do naszego<br />
<strong>pl</strong>anu. Jest jedynie żałosną próbą ukazania w niższych wymiarach tego, co każdy tutaj<br />
potrafi sam z siebie. Niemniej napędza wasze koło czasu zgodnie z <strong>pl</strong>anami mistrzów i<br />
choćby z tego powodu ma dla nas wielkie znaczenie. Lecz przypomnę jeszcze raz: nasza<br />
nauka to przeciwieństwo waszej: ona nie rozwija naszej wiedzy, a jedynie ją wyraża,<br />
dopasowuje nasze umiejętności do wąskiego korytarza, który drążycie.<br />
Zarzucacie nam, że nie ukazujemy przed wami prawdziwego oblicza naszego świata.<br />
W zasadzie jest to stwierdzenie słuszne. W zasadzie jest ono błędne. Nasz świat, a<br />
mówię tylko o naszym poziomie, jest dużo bardziej złożony, niż możecie przypuszczać.<br />
Nawet uzdolniony jasnowidz ma trudności w przemieszczaniu się po nim, nie<br />
wspominając o rozumieniu, które ulega modyfikacji każdorazowo po powrocie do ciała.<br />
Tutaj wszystko jest możliwe. Wszystko może się zdarzyć. W jednym odwiedzanym przez<br />
was punkcie może przenikać się wiele obcych światów, światów obciążonych własnymi<br />
zmaganiami i nadziejami. W jednym punkcie mogą ścierać się światy mniej lub bardziej<br />
materialne, mniej lub bardziej
90<br />
realne, światy prawdziwe i światy nieprawdziwe, a każdy bezmierny i indywidualny.<br />
Nawet my w swoim poznaniu ograniczamy się do wnikania w wizje odpowiadające<br />
naszym wewnętrznym przemyśleniom, a zwłaszcza naszemu poziomowi wibracyjnemu.<br />
Takiego świadectwa inności nie jesteście w stanie przyjąć. Na szczęście łączy nas<br />
najważniejsze, nasz wspólny cel, którym jest powrót do macierzy-ducha. I w tej<br />
wędrówce jesteśmy jednacy. I o tej wędrówce, i o tym celu zawsze pragniemy<br />
rozmawiać. I to nam czynić wolno. Co się zaś tyczy losów pojedynczego człowieka, to nie<br />
u nas, a w sobie powinien szukać on odpowiedzi na wszystkie pytania. Jednocząc się w<br />
nim w boleści, możemy mu współczuć ziemskiego kieratu i co najwyżej - nieco<br />
wzmocnić czy ukierunkować jego dążenia. Więcej uczynić nie możemy.<br />
Nasuwa się więc pytanie, czemu tu jestem, czemu zabieram głos, skoro tak niewiele<br />
pomóc mogę? Jestem tu po to, by przypomnieć wam o znaczeniu życia we wzroście<br />
człowieka, o znaczeniu każdej boleści, jakiej doświadczacie, a przez którą dostępujecie<br />
łaski pojmowania. Każdy rok, każdy dzień, każda chwila zbliża was nieuchronnie ku<br />
wyzwoleniu i tylko od jakości przeżycia tego roku, tego dnia i tej chwili zależeć będzie,<br />
jakiego dokonacie postępu, jak będziecie się oceniać. My życzymy wam jak najlepiej, bo<br />
to leży w naszym wspólnym interesie, lecz nie zawsze to, co u was się liczy, ma u nas<br />
takie samo znaczenie. Nie bogactwo i czyny stanowią u nas o wartości duszy, lecz jej<br />
wewnętrzne przeobrażenie, jej bolesne zmaganie się z emocjami. Bo to właśnie ich<br />
przeistaczanie w coraz wyższą wibrację jest pracą jaką mamy wspólnie wykonać na<br />
naszych sąsiadujących z sobą poziomach, które - tak na dobrą sprawę - są jedną całością<br />
i jedynie przez życzliwość posługujemy się sztuczną segmentacją. Pragniemy dodać wam<br />
wiary i sił do walki o normalność, przypomnieć o znaczeniu refleksji i zapewnić, że każdy<br />
sprawiedliwy znajdzie tu nagrodę za bogobojne trwanie. Co posiał to i zbierze.<br />
Pragniemy przypominać o roli wiedzy, miłości i uczuć, bo są to wartości - niesłusznie -<br />
coraz mniej popularne. Zapatrzeni w media i twarze wielkich kreatorów rzeczywistości<br />
popadacie w małostkowość, a bezsens zmagań o duchowe doskonalenie wyobcowuje<br />
was nawet w świecie bliskich. Odtrąceni (w waszym pojmowaniu stosunków<br />
międzyludzkich), stłamszeni, marniejecie, siejąc zwątpienie i rażąc nasze oczy widmem<br />
upadku. A powiadam wam, że nie ten szybciej ku niebu podąża, kogo najbardziej ludzie<br />
sławią lecz ten, który największą pracę nad sobą wykona. Bogactwo, sława i znaczenie<br />
niczym są wobec skromności, dobroci, miłości i zgłębiania wiedzy. Często w zaciszu<br />
wiejskiej zagrody żyją myśliciele więksi od uznanych filozofów, a w murach więziennych<br />
szlifują się diamenty skruchy i skromności czystsze od wyświęconych biskupów. To<br />
właśnie nieugięte postanowienie zmian ku lepszemu, trwałe i zasadne, nadaje cel<br />
ludzkiemu życiu. Troszcząc się o dobra tego świata, jakże łatwo o tym zapominacie. I<br />
takim samym zapomnieniem jawi się wasz niepokój o zbytnią kameralność tego<br />
spotkania. A przecież głos serca pobrzmiewa jeszcze ciszej i odczuć go można dopiero<br />
po całkowitym odcięciu się od gwaru tego świata. Ale gdy przemówi, milkną wszelkie<br />
media i bledną twarze wielkich kreatorów. Bo nad człowiekiem i jego losem jeden tylko<br />
czuwa doradca - jego duch, a ten wie lepiej, co służy treści życia. Przestańcie
91<br />
zawracać sobie głowy przejmowaniem nawyków duchowych niemot, a wsłuchajcie się<br />
lepiej w powiew wrodzonej mądrości.<br />
- To takie niemodne...<br />
- Wyczucie chwili nigdy cię nie opuszcza (Ireno - uczestniczko seansu). Ale masz<br />
całkowitą słuszność. Wielcy dyrygenci waszego świata starannie kryją przed wami tę<br />
prawdę. Robią wszystko, byście zbyt szybko nie odnaleźli powrotnej drogi. Kierunkują<br />
waszą uwagę na prozaiczne życie ziemskie, na wilczy byt, który przedstawiają wam jako<br />
jedyną rzeczywistość. Więżą was w ograniczonym świecie bez prawa do spełnienia. A<br />
pokój, harmonia, miłość i jedność są jedynie tępymi pojęciami psychologicznymi i<br />
literackimi, odzwierciedlającymi trudy świata doczesnego. Przeczucie realności bytu<br />
duchowego zastępują historią o genetycznym powinowactwie ze światem zwierzęcym,<br />
gdzie zadośćuczynianie emocjom przekształcili w formę kultu, a źle odczytany<br />
materializm w rytuał uśmierzający wszelkie zło. Człowiek w ich mniemaniu to jedynie<br />
kawał dobrze wyćwiczonego mięsa sterowanego organicznym mózgiem.<br />
Tymczasem człowiek prawdziwy mniej ma wspólnego z cielesnością niż by wielu<br />
sobie tego życzyło. Człowiek to duch zstąpiony w materię, a mózg to zaledwie organ<br />
wyrażający wolę umysłu. Prawdziwy człowiek to istota duchowa o potencjale prasiły,<br />
która dla własnego wzrostu ubrała ziemską szatę, szatę, która umożliwia szybsze i<br />
pełniejsze uszlachetnienie, niż to jest dane w zaświatach. Lecz by tego dokonać, człowiek<br />
musi wstąpić na drogę powrotną musi - po zastanowieniu się i opamiętaniu - ulec<br />
wołaniu ducha.<br />
W zasadzie jest to droga prosta, lecz jej odszukanie sprawia ogromne trudności.<br />
Ogłupieni mediami i polityką oraz odwieczną walką Kościołów o wpływy, ludzie zatracają<br />
zdrowy rozsądek i pozwalają się nieść falom niskich myśli i przyziemnych zachcianek.<br />
Podobnie jest z wami. Stoicie tak blisko prawdy, jak tylko jest to możliwe, a jednak z<br />
przekorą odwracacie od niej głowę. Tęsknicie do sławy, do reklamy, za nic macie<br />
uświadomienie. Popełniacie większy błąd, niż ci, którzy z nami nie rozmawiają. To<br />
właśnie na was spadnie odpowiedzialność za zmarnowanie danej wam w imieniu<br />
wszystkich szansy. Otrząśnijcie się. Zadumajcie nad kresem żywota. Skierujcie uczucia,<br />
myśli i czyny na Boga, na Jego i wasze jestestwo. Uzewnętrznijcie boskie<br />
uwewnętrznienie.<br />
Jesteście światłem płynącym z Niego i przez Niego promieniujecie na cały<br />
wszechświat. Więcej od was zależy, niż moglibyście przypuszczać. Każda bezwiedna,<br />
mimochodem rzucona myśl, każdy, nawet najmniejszy czyn powróci do was stukrotnym<br />
echem. Czas wypełnić własne życie odwiecznym światłem doskonałości. Jeśli takie<br />
dążenie was określi, to z woli ducha Boże siły pomogą wam w otwarciu świadomości. I<br />
staną przed wami otworem bramy, do których tak głośno pukacie. Sami z siebie<br />
poznacie to, o co wciąż prosicie. Jest to jedyna droga gwarantująca pełne zrozumienie<br />
otrzymanych odpowiedzi. Dlatego proszę, byście się opamiętali, byście powstrzymali<br />
własne zapędy w przenikaniu w nasz świat, a więcej czasu poświęcili rozmowie z samym<br />
sobą. Tam, we wnętrzu, a nie w naszych ustach, odnajdziecie harmonię podtrzymującą<br />
bicie duszy wszechświata,
92<br />
świadomość wewnętrznego uwolnienia, świat urzeczywistnionych prawd duchowych,<br />
szlachetne siły swojej duszy.<br />
- To wszystko brzmi tak pięknie i prosto, ale jak tego dokonać?<br />
- Przez otwieranie świadomości na wyższe wibracje, przez kierowanie uwagi na<br />
wzniosłe siły, przez poznawanie Woli Bożej. Dopóki będziecie trwać w takim<br />
postanowieniu, dopóty energie życia będą was prowadziły drogą poznania i zbawienia.<br />
Jeśli jednak zwątpicie w samowoli w słuszność przemiany, jeśli prawa ziemskie<br />
postawicie nad boskimi, zstąpią w was siły destrukcji i nastanie czas bezdomny. Człowiek<br />
ma bowiem wolność myślenia i tylko od niego zależy, które do siebie siły dopuści. Każde<br />
zaś otwarcie się na wyższe światy oznacza tak dopuszczenie do siebie sił zbawczych, jak i<br />
wystawienie się na pokusy aktywizujące siły wrogie ludzkiemu dążeniu do doskonałości.<br />
Jeśli brak człowiekowi precyzyjnie określonego celu poprawy, lepiej już nie wystawiać się<br />
na ataki ciemnej potęgi, niż pochopnie liczyć na nasze wsparcie, gdyż zachodzi poważne<br />
niebezpieczeństwo zsunięcia się w obszary niskich wibracji i nadmierne uaktywnienie<br />
wszystkiego, co w człowieku najgorsze. Jedynie gorące postanowienie poprawy rozbudzi<br />
zarówno duszę jak i ciało i przenikając je na wskroś - dokona przeobrażenia was w to, co<br />
najwyższe. Praktyka otwierania świadomości polega na zbliżeniu do celu wewnętrznego<br />
życia i przez poznanie go - na wyrażenie istoty człowieczeństwa w życiu zewnętrznym.<br />
Zborność, pojednanie duchowego wnętrza z prawami boskimi, uczyni człowieka<br />
widzącym, chronionym przez najwyższe wibracje. Jest to łatwe do osiągnięcia i już samo<br />
postanowienie dążenia do takich zmian może człowieka zawrócić ze złej drogi.<br />
Ważniejsze dla was jest zrozumienie sensu przemiany, niż bezrozumne jej podnoszenie<br />
(praktykowanie). Gdyby na Ziemi żyli sami święci, trzeba by było dla wzrostu człowieka<br />
szukać innej <strong>pl</strong>anety. Powiem to tak: każdy człowiek ulepszający kontakt z własnym<br />
duchem, z własnym wnętrzem, jest przez tego ducha inspirowany i przynaglany do coraz<br />
intensywniejszej pracy nad sobą. Lecz każde zejście z drogi otwierania świadomości<br />
przez umiłowanie materialnych celów, nawet przy przestrzeganiu w życiu codziennym<br />
praw boskich, namaszcza wędrowca wpływami innych sił niż boskie. A za to prędzej czy<br />
później zawsze przyjdzie mu zapłacić. Jedynie ufność w Ducha Bożego, jedynie<br />
bezinteresowne trwanie w Jego prawach skieruje uwagę ludzkiej duszy na prawdy<br />
najwyższe. Tak setki pytań zadawanych nam na seansach, mających podbudować waszą<br />
samo wiedzę, jak i kierowanie się modą w uleganiu praktykom medytacyjnym, może<br />
sprowadzić nieszczęście, jeśli nie będzie wypływało z przemożnego postanowienia<br />
poprawy. Tak nierozważne postępowanie jest dużo bardziej niebezpieczne niż chłodna<br />
antyreligijność i wykalkulowany sceptycyzm.<br />
Radzę więc dobrze się zastanowić nad celem uczestnictwa w waszych seansach, niż<br />
żałować potem tego, czego cofnąć się już nie da. Pokora, równowaga i uwolnienie się od<br />
fałszywych dogmatów i rytuałów wiele wam w tym pomoże.<br />
Machwi (imię własne, jezuita z osiemnastego wieku, tylko raz uczestniczył w seansie):
93<br />
- Jesteście Światłem i Wieczną Prawdą lecz tego nie dostrzegacie. I tysiąc lat<br />
możecie żyć, lecz życia wiecznego nie dostąpicie bez zrozumienia tego prostego faktu.<br />
Od niego wszystko się poczęło i na nim skończy. Światło i Prawda utkane są z Miłości,<br />
jedynej materii przenikającej cały kosmos. W Świetle i Prawdzie rodzi się Słowo i<br />
człowiek może to Słowo przekazać innemu. Gdy z serca płynie, Ducha sobą niesie. Takie<br />
Słowo żyje i życie przenosi. Martwe Słowo lgnie ku śmierci i sądowi. Przekazując je, nie<br />
znajdziecie uznania we własnych oczach. Baczcie, by zawsze dawać świadectwo tego, od<br />
kogo pochodzi Słowo. Powielając cudze Słowa, nic nie zyskujecie, choćby Słowo piękne<br />
było. Lecz gdy w sercu znajdziecie dla niego odbicie, a kopię odzwierciedli życie - takie<br />
Słowo waszym się stanie i innemu może być przekazane. Ożywione, miłość przyniesie. I<br />
choćby w prawdzie smutek i gorycz siało, to prędzej czy później w Duchu zatryumfuje i<br />
miłością do siewcy powróci.<br />
- Co to znaczy?<br />
- Mówicie stanowczo za dużo, w ogóle, lub prawie w ogóle nie bacząc na to, co w<br />
słowie przekazać chcecie. A słowa raz wypowiedzianego cofnąć się nie da. Cofając je<br />
bowiem, przyznajecie się, żeście powiedzieli nie to, co miało być powiedziane. Stajecie<br />
się źródłem zamętu. Lepiej nic nie mówić, niż mówić nieprawdę. Mówcie mało, ale niech<br />
przekaz wasz serce ocenzuruje. Słowo nauczy was szacunku do siebie, a potem do<br />
drugiego człowieka. Wtedy staniecie się bożym żarnem, które <strong>pl</strong>ewy upadku od wiecznej<br />
prawdy oddzieli. I choćby uszy wasze pochwyciły pieśń wszystkich ust ludzkich, serce<br />
wasze uniesie jedynie tę prawdziwą i nią wesprze drugiego człowieka. A kiedy słowo<br />
zjednacie z czynem, nadejdzie kres waszej udręki. W sprawiedliwości odrodzeni, smak<br />
prawdy poznacie i łaska boża błogosławieństwem wiecznym was otoczy.<br />
- A kiedy mamy wiedzieć, że to, co robimy, i to, co mówimy, jest prawdą?<br />
- Prawda jest duchową mądrością płynącą wprost z Niebios. U sprawiedliwego<br />
spływa poprzez głowę wprost do serca, skąd wznosi się znowu i wypływa na świat przez<br />
usta. U człowieka przeciętnego wypowiedź przed opuszczeniem ust cenzuruje rozum. U<br />
tępego mądrość duchowa w ogóle nie pochodzi z serca, lecz wprost z rozumu<br />
wyrzucana jest przez usta na zewnątrz. Często jest więc mylna i wiele wprowadza<br />
zamieszania. To samo jest z mądrością czynu. Dla was połączenie głosu serca z<br />
doświadczeniem rozumu wydaje się korzystnym kompromisem. Dla ludzkiego ducha, z<br />
którym się kiedyś na powrót pojednacie, żaden przejaw pracy umysłu nie może wibracji<br />
serca zakłócić.<br />
- Z tego co wiemy, duch ludzki operuje już na płaszczyźnie duchowej i nie posiada<br />
umysłu. Czy to prawda?<br />
- Tak. Lecz i duch ludzki zachowuje coś w rodzaju indywidualnej pamięci. Więc i on<br />
może dla potrzeby chwili odtworzyć działanie umysłu. Spowalnia to jednak jego<br />
istnienie. Lecz nawet i wtedy, kiedy duch na swoje życzenie ulega ograniczeniom<br />
umysłu, jest on tak doskonałym, że świadomość starych nawyków w żaden sposób nie<br />
może osłabić siły jego uniwersalnego charakteru. Prawdą jest też to, że duch taki nie<br />
posiada również serca. Jego miejsce zajmuje już wyrażona miłość, a jest ona o tyle<br />
doskonalsza od tej, jakiej może doświadczyć człowiek cielesny, o ile tylko to sobie ludzki<br />
umysł może wyobrazić. Są to jednak dla żywych
94<br />
spekulacje. Dla was jedno powinno być nauką: im więcej serca włożycie w myśli, słowa i<br />
czyny, tym prędzej dostąpicie zbawienia. Oto moje poselstwo (moja przestroga i moje<br />
życzenie).<br />
- Wielu ludzi powiada w chwilach rozpaczy, że Bóg nie jest sprawiedliwy. Co sądzisz<br />
o tym, mając na uwadze sprawiedliwość w osądzaniu ludzkich czynów?<br />
- Bóg nie jest sprawiedliwy (odpowiedział inny duch; zapewne miał w tym więcej<br />
doświadczenia od Machwiego). Sprawiedliwość to ludzka cecha i tylko człowiek lubi się<br />
do niej ustosunkowywać. Gdyby Bóg był tylko doskonałym człowiekiem i chciał w ocenie<br />
czynów człowieka posłużyć się wagą sprawiedliwości, żaden człowiek, nawet i święty, nie<br />
mógłby dostąpić łaski zbawienia. Bóg nikogo nie osądza. Już samo takie podejrzenie jest<br />
z naszego punktu widzenia w złym tonie. Przecież to, co dzisiaj uważacie za normę,<br />
dawniej mogło być jej przeciwne. Takie podejście tylko pogłębia konflikt. Dlatego<br />
Machwi tu przyszedł. Dlatego dał wam do zrozumienia, że sekret zbawienia jest w<br />
rzeczywistości umiejętnością otwarcia się na głos własnego ducha, na głos serca, dzięki<br />
któremu człowiek ułatwia sobie za<strong>pl</strong>anowany rozwój.<br />
W swojej historii człowiek stworzył wiele zupełnie niepotrzebnych norm społecznych,<br />
zmarnował wiele sił i czasu na poszukiwanie ideałów zbawienia, poprzez które próbował<br />
się wyrazić. To błąd. Ale i dziejowa konieczność. Człowiek jednak nie potrzebuje<br />
zbawienia, jak to chcą widzieć chrześcijanie. Człowiek nie powstał także zbawiony.<br />
Człowiek po prostu jest i będzie. Wszędzie, w całym wszechświecie człowiek zawsze<br />
będzie człowiekiem. Bez wprowadzającego zamieszanie dodatku tylko lub aż. Jesteśmy<br />
tak samo ważni i nieważni jak wszystko inne, co stworzył Bóg. Tajemnica kryje się w<br />
przeżywaniu istnienia. To właśnie istnienie jest istotą ideału. Bóg jest istnieniem. Dlatego<br />
jest ideałem. Człowiek jest istnieniem, dlatego nie potrzebuje zbawienia. Bo jakże można<br />
zbawić istnienie od istnienia. To absurd.<br />
- Czy to znaczy, że po śmierci nie przechodzimy procesu oceny grzechów?<br />
- Grzech to czyn. Oba są określeniem normy. To, co dla przykładu Zbyszek zwalcza u<br />
siebie (nie powiem, co), jeszcze dwa tysiące lat temu było uważane za godne szacunku.<br />
Gdyby teraz Bóg chciał przyrównać postępowanie Zbyszka do postępowania mieszkańca<br />
Rzymu sprzed wielu stuleci, to okazałoby się, że obaj zasługują na pochwałę, chociaż<br />
obaj robili to samo akurat odwrotnie. A to by znaczyło, że boskie prawo jest ułomne.<br />
Zapytajcie raczej, czy to człowiek osądza siebie po śmierci? Odpowiem: nie. Nawet<br />
człowiek tego nie robi w stosunku do siebie samego. Człowiek może odnieść jedynie<br />
takie wrażenie, kiedy po przeżyciu śmierci klinicznej wraca do żywych i obce sobie<br />
doświadczenie próbuje przetłumaczyć na znany sobie język obrazów i słów. Tymczasem<br />
przebywał tu w odmiennym stanie świadomości i żadne interpretowanie tego stanu<br />
przez ubogi repertuar pojęć rozumu nie może być wiarygodnym odzwierciedleniem<br />
takich przeżyć. Taki człowiek imputuje sobie, że to, co zaszło, wyglądało tak a nie inaczej.<br />
Robi to, bo jest ograniczony rozumem, bo inaczej nie potrafi. Budzenie się umysłu<br />
postrzega jako film z życia, oglądany klatka po klatce, choć w rzeczywistości wszystkie<br />
sceny istnieją wespół, a wyższą wibrację odbiera jako wzór przenikającej
95<br />
na wskroś miłości. A przede wszystkim dużo mówi o wyrzutach sumienia, o obowiązku<br />
naprawienia krzywd. Tymczasem w przebłysku świadomości duchowej on tylko ujrzał,<br />
jak korzystne dla ewolucji jego i gatunku jest harmonijne współdziałanie wszystkich<br />
istnień. Zaś koło przyczyn i skutków postrzegł jako jedność ludzkich dusz. Grzech pojawił<br />
się jako zakłócenie burzące harmonię sfer, jako niedoskonałość wypływającą z<br />
ułomności rozumu. Czy zatem człowiek po śmierci, będąc doskonalszym, bo bliższym<br />
własnemu duchowi, ma się obwiniać za to, że za życia, będąc ułomnym, robił coś nie tak,<br />
coś, czego - widząc i rozumiejąc konsekwencje tego działania - by teraz nie zrobił?<br />
Przecież wasze prawo zakazuje karać osoby chore psychicznie za czyny, których<br />
dopuściły się nieświadomie. To samo prawo obowiązuje i u nas. Nazywamy je prawem<br />
wolnego wyboru.<br />
- Czy to znaczy, że człowiek wyrządzający innym krzywdę będzie po śmierci tak<br />
samo traktowany jak ten, który całe życie złożył w posłudze innym?<br />
- Tak. Lecz proszę nie mylić tego z pojęciem grzechu. Grzech to pojęcie ludzkiego<br />
prawa. Jednak człowiek upadły ma znacznie mniejszą wibrację od człowieka<br />
sprawiedliwego. Zrozumie to zaraz po przejściu w świat energii. Człowiek nieharmonijny,<br />
ciężki, nie jest w stanie wzbić się wyżej, ponad wibracje, które wypracował życiem, ponad<br />
światy, które tworzył myślami i czynami. Chcąc wznieść się ponad swój poziom, musi te<br />
światy powtórnie przeżyć, co wielu nazywa oczyszczeniem. Są też tacy, którzy swoim<br />
życiem uczynili tak dużo zaburzeń, iż nie są w stanie oderwać się nawet od ziemi, od<br />
najcięższej materii. Tych światy psychiczne są najbardziej przyziemne, a bywa, że tak<br />
mroczne, jak czerń.<br />
- Mówiąc o światach psychicznych masz na myśli kolejne poziomy wibracji?<br />
- Tak. Wraz ze wzrostem wibracji zmienia się jakość tworzonych światów. Każdy<br />
przebywa tam, gdzie tkwi jego wzór. Lecz dopiero od poziomu astralnego człowiek<br />
może w pełni wykorzystywać umysł. W niższych światach jest on częściowo zamknięty,<br />
to znaczy człowiek nie jest tam w stanie podnieść własnej wibracji do poziomu, na jakim<br />
funkcjonuje jego własny umysł. Ludzie upadli pozbawieni są nawet przebłysku<br />
świadomości jego istnienia. Wyzbyci zależnej od mózgu ziemskiej logiki, stają się<br />
zabawką w szponach emocji. Dopiero kiedy siła emocji słabnie, kiedy wypali się ostatni<br />
krąg zamknięcia, mogą sobie przypomnieć o własnym istnieniu. Wtedy otrzymują szansę<br />
ponownych narodzin.<br />
- Odnoszę wrażenie, że - mimo chwalebnego zacięcia dydaktycznego -<br />
naprzemiennie używacie naszych pojęć, typowych dla świata cielesnych, jak to czasami<br />
nas nazywacie, z pojęciami bardziej odpowiednimi dla domniemanych światów<br />
duchowych. Może to sprawiać wrażenie, że ktoś na siłę stara się być mądrzejszy, niż jest<br />
w rzeczywistości. Albo raczej, że czasami zapomina, iż gra rolę ducha. Co wy na to?<br />
- To prawda. Miedzy nami a wami, wbrew pozorom, niewielka jest różnica. W<br />
zasadzie tworzy ją umowna granica przejścia w inny wymiar. Reszta pozostaje ta sama.<br />
Łącznie z nawykami. Wasze stereotypy są naszymi. My jesteśmy wami. Dlatego<br />
podobnego używamy języka i mamy podobną świadomość walki z emocjami. Dopiero<br />
Wyzwoleni, jak wielu nazywa Niepowrotnych, a wy Starymi Duchami, wchodzą na <strong>pl</strong>any<br />
zupełnie odmienne. My i wy to dzień i noc, jawa i sen.
96<br />
Wielu z nas, mimo pamięci istnień, ma mniej do powiedzenia, niż żyjący. Z pewnością<br />
łatwiej nam żyć, lecz tęsknota za wspólnym, którą tu odczuwamy, sprawia, że garniemy<br />
się bardziej do was, niż możecie się tego domyślać. Jednak to my zawsze widzimy rzeczy<br />
i zjawiska takimi, jakimi są w rzeczy wistości. Człowiek żyjący może tego doświadczać<br />
jedynie wtedy, kiedy słucha głosu serca.<br />
- Odnoszę wrażenie, że i wy, i my możemy się mylić w ogólnej ocenie prawdy, że<br />
kolejne etapy ludzkiej egzystencji spoglądają na nasze zmagania pod zupełnie innym<br />
kątem, że ich ocena zjawisk i pojmowanie świata są tak różne od naszych ocen i pojęć, iż<br />
można z dużym prawdopodobieństwem przyznać, że nasze oba graniczne światy tkwią<br />
w edukacyjnych powijakach. Co wy na to?<br />
- Macie słuszność. Lecz i jej nie macie. Ogólne zasady naszej egzystencji są<br />
niezmienne. Zmienia się tylko odbiór i interpretacja rzeczywistości. Wiedza zależy od<br />
poziomu percepcji. Każda nowa zdolność, każdy nowy fakt, każde nowe doświadczenie<br />
pozwala nam głębiej wniknąć w rzeczywistość. Lecz to, co było, jest i będzie po wieki<br />
wieków. Tak jak uczeń pierwszej klasy uczy się dodawania, a student poznaje teorie<br />
wielkich liczb, a obaj z różnych poziomów poznają matematykę, tak my, wy i nasi<br />
poprzednicy uczymy się duchowości, poznając sekret istnienia. Różnice zależą od<br />
poziomu wykształcenia. Świat pozostaje ten sam.<br />
- Czy szatan jest dzieckiem bożym?<br />
- Czy cokolwiek stworzone przez Boga może być niedoskonałe? Czy Najwyższy<br />
może nie określić z góry <strong>pl</strong>onu własnego siewu? Szatan to nie zło. To sprzeczny z<br />
rozwojem ludzkości wykreowany przez niektórych ludzi wizerunek postępu. Kościół<br />
Wschodni odrzucił błędną myśl stworzenia szatana dla celów znanych tylko Bogu. Dobry<br />
Bóg nie mógł tego uczynić. Kościół Zachodni wizją szatana wystawił rozsądek wiernych<br />
na próbę. Kościół mógł to uczynić. Imię skryło się w pułapce. Cel: opanowanie duszy<br />
chrześcijanina - został osiągnięty. Od człowieka zależy, czy przyjmie koncepcję szatana,<br />
czy też ją odrzuci.<br />
Zupełnie czym innym jest koncepcja Lucyfera, Pana Przemian, Pana Przeciwieństw.<br />
Jest on niewąt<strong>pl</strong>iwie największym kreatorem świata. Choć został stworzony przez Pana,<br />
zdołał stworzyć więcej od Niego. Choć i takie rozumowanie jest iluzją bo skoro Lucyfera<br />
stworzył Bóg, to i dzieła Jego Syna są również i jego dziełami.<br />
Lucyfer został stworzony w celu ukazania prawdy o przejawianiu się Boga w materii.<br />
To właśnie on uczy wszelkie istnienia, w jaki sposób się Pan przejawia. Gdyby istniała<br />
tylko miłość, nikt nie traktowałby jej jak coś szczególnego. Nikt nawet nie rozumiałby, w<br />
jakim ekstatycznym stanie się znajduje. Dopiero stworzenie przeciwwagi w postaci całej<br />
gamy przeciwieństw potrafi uzmysłowić żyjącym, jaką wartość ma właśnie miłość, jak<br />
bardzo należy jej pożądać. Bóg stworzył jeden rodzaj energii, Lucyfer, Pan Przeciwieństw<br />
musiał ich stworzyć nieskończenie więcej. To samo dotyczy dobra i wielu odcieni zła. To<br />
samo można powiedzieć o wszystkim, co nas otacza i czego ustawicznie doświadczamy.<br />
A wszystko to po to, by w wolnym wyborze stale dążyć do duchowego ideału. W tym<br />
kontekście nie mówimy już o Lucyferze jako szatanie, czyli tej negatywnej sile, która<br />
trzyma nas w światach Lucyferowych idei, ale określamy go jako
97<br />
Prowadzącego, tego, który tworzy szkolę. Dlatego stoi on po prawicy Ojca. Właśnie<br />
dlatego Lucyfer jest symbolem wielu tajemnych bractw. Złem, czyli szatanem, wypada<br />
zaś określić siły, które na siłę utrzymują ludzi w nieświadomości istnienia boskiego<br />
ideału, które więżą ich w antyświatach. Lucyfer nie więzi, on wskazuje, on uczy<br />
dokonywać wyboru. Kto to zrozumie, dużo łatwiej może stawić opór życiowym<br />
przeciwieństwom.<br />
W trakcie przeprowadzanych seansów najczęstszą praktyką była próba uzyskania<br />
odpowiedzi na pytania wcześniej przygotowane, jeszcze w domu, w chwilach głębokiej<br />
zadumy. Luźno, swobodnie zadawane, nie adresowane do żadnego konkretnego bytu,<br />
zawsze spotykały się z życzliwością i zrozumieniem. Ponieważ liczba uczestników<br />
spotkania po drugiej stronie była z reguły znaczna, częstokroć jedno zadane pytanie<br />
pociągało za sobą kilka nieco różnych w tonie eks<strong>pl</strong>ikacji. Czasami zaś brnęły w<br />
wyjaśnienia dusze przebywające zupełnie gdzie indziej, które - co jest przymiotem<br />
tamtych światów - miały pełną świadomość toczącej się na odległej <strong>pl</strong>anecie pouczającej<br />
zabawy i zgodnie z własnym życzeniem chciały służyć pomocą. Czasami zaś do rozmowy<br />
mieszała się dusza, która chciała tylko coś słownie wyrazić, bądź coś komuś ważnego<br />
przekazać, co nie zawsze korespondowało z przewodnim tematem wieczoru. Ogólnie<br />
wyglądało to tak, że na podane z listy pytanie odpowiadał dowolny byt, całkowicie<br />
pomijając obowiązek przedstawienia się. Anonimowa seria pytań, anonimowa seria<br />
odpowiedzi. Krótko i rzeczowo. Stosownie do potrzeb. Niżej przedstawiam skrócony<br />
zapis z dwóch seansów, które odbyły się w odstępie kilku dni.<br />
- Czy oddech, zawieszony w trakcie medytacji, rzeczywiście przyspiesza<br />
synchronizację półkul mózgowych? Czy musi być kontrolowany?<br />
- Tak: spowolnienie i obserwowanie oddechu pomaga w przyspieszeniu<br />
synchronizacji pracy obu półkul mózgowych. Obserwowanie oddechu nie oznacza jego<br />
kontrolowania. Tak jak w medytacji nie ma celu, tak i nie ma go w kontrolowaniu<br />
oddechu. Oddech powinien być naturalny. Manipulowanie nim, to poświęcanie mu<br />
uwagi. Z medytacji nic nie wyjdzie. Medytacja to brak aktywności. To zawieszenie pracy<br />
umysłu w czasie bezdechu. Nie oszukuj się: medytacja z uwagą to koncentracja, to<br />
budowanie nowego, a nie poznawanie obecnego. Zastanów się, czego chcesz. Szukasz<br />
wizerunku czy siebie? Szukasz tego czy tamtego świata? W tamtym świecie oddech nie<br />
istnieje, nie jest potrzebny. Zostaw oddech i ciało w teraźniejszości. Lecz na początku,<br />
gdy uspokajasz emocje, przyjrzyj mu się dokładnie. Skup na nim całą uwagę. Obserwuj,<br />
jak wchodzi i wychodzi. Nie zatrzymuj go - on toczy własne życie, on jest związany z<br />
ciałem, nie z tobą. Ty istniejesz także wtedy, gdy nie wdychasz i nie wydychasz. W takich<br />
przerwach istniejesz naprawdę. Kiedy oddech się zatrzymuje, zatrzymuje się i myślenie.<br />
Spokój i cisza przenikają wieczność. Gdy spokój i cisza ogarnie oddech, znajdziesz się w<br />
wieczności. Gdy ustanie oddech, ustanie i praca umysłu. Gdy umrze umysł - umrze świat<br />
twoich złudzeń. Doznasz wyzwolenia.<br />
- Z tego wynika, że w medytacji nie istnieje żadna specjalna technika oddychania?
98<br />
-Nie.<br />
- Czy przez zadawanie sobie bólu można przejść w inny wymiar?<br />
- Takie techniki są bardzo niebezpieczne dla niewtajemniczonych. Stosowanie ich<br />
może poważnie uszkodzić niższe ciała duchowe. Wyzwolony przy ich pomocy krąg<br />
energii nie dąży do scentrowania, lecz istnieje jakby w biegu. Trudno nad nim<br />
zapanować.<br />
- Czy medytacja dynamiczna może prowadzić do oświecenia?<br />
- Każda medytacja jest pracą z umysłem. Nawet najprostsza aktywność jest<br />
medytacją jeśli zatraca umysł. Nie technika się liczy, lecz skutek: przejście w stan<br />
niewiedzy i nieistnienia, w stan totalnego odrzucenia ego przy jednoczesnym wycofaniu<br />
umysłu. Kiedy takie drgnięcie przychodzi, wie o tym tylko ten, kto tego doświadcza.<br />
- Czy każda medytacja jest dobra?<br />
- Zacznijmy od tego, że medytacja to życie, że nie ma i nie będzie dwóch takich<br />
samych medytacji, że nigdy żaden człowiek nie doświadczy tego samego, co<br />
doświadczył ktoś inny. Medytacja to tylko umowny zbiór technik naprowadzających na<br />
osiągnięcie takiego efektu. To wypracowanie nawyku dążenia do uzyskania takiego<br />
doświadczenia. I nic więcej. Każdy taki nawyk jest dobry. Lecz można także powiedzieć,<br />
że brak nawyków jest najdoskonalszą techniką. Usiądź i czekaj. Kiedy ustanie wszelkie<br />
poruszenie twojego życia, kiedy znikną także wszelkie znane ci metody - zrozumiesz<br />
„to". Bo tak naprawdę medytacja nie jest żadną techniką żadnym działaniem. Medytacja<br />
jest wewnętrzną naturą człowieka. Poznanie własnej istności kończy naukę ludzkiej<br />
duszy.<br />
- Czy mistrz może pomóc wprowadzić w stan medytacji?<br />
- Nikt tego nie może zrobić za ciebie. Może co najwyżej mgliście pokazać, jak<br />
zaczynali inni.<br />
- Czy mistrz powie, kiedy osiąga się stan wyzwolenia?<br />
- Nikt ci tego nie powie. To doświadczenie jest indywidualnym doznaniem. Zawsze<br />
się wie, kiedy następuje. Jest formą pamięci: gdy zachodzi - istniejemy, lecz gdy<br />
zaczniemy je sobie uświadamiać - już je gubimy.<br />
- Odnoszę wrażenie, że do rozpoczęcia medytacji wcale nie jest potrzebny<br />
nauczyciel?<br />
- I słusznie. Waszym prawdziwym i jedynym nauczycielem i mistrzem jest wyłącznie<br />
wasza własna Jaźń. Człowiek-mistrz i człowiek-nauczyciel to tylko aktywator. Starszy<br />
rocznik w tej samej szkole duchowego poznania. Ktoś, kto przed wami odkrył, że Jaźń w<br />
ich wnętrzu jest początkiem drogi do Boga. Głos prawdziwego mistrza sprowadza się do<br />
uświadomienia adeptowi tego prostego faktu. Reszta zależy od was samych. I strzeżcie<br />
się każdego nakazu mówiącego o szukaniu Boga poza wami. To sprzeczne z naukami<br />
Chrystusa, w duchu których jesteście rzekomo wychowani.<br />
- Czy praca z kundalini pomaga w medytacji?<br />
- Tak. Pomaga osiągnąć totalną harmonię. Jest dobrą inicjacją. Wraz z siłą witalną<br />
oddechu aktywizuje siły psychiczne zawarte w mózgu. Jednak praca z kundalini<br />
medytacją nie jest.
99<br />
- Co jest lepsze: wzrok utkwiony w martwym punkcie czy zamknięte powieki?<br />
- I jedno i drugie. Wszystko, co pomaga w osiąganiu stanu skupienia, co zatrzyma<br />
wędrujący umysł. Wybór należy do ciebie.<br />
- Czy prawdziwa miłość może przyjść do człowieka?<br />
- Nie. Prawdziwa miłość już jest w człowieku, choć na tym poziomie nie może być w<br />
pełni przejawiona. Miłość uzależniona od zewnętrza, nie jest prawdziwą miłością. Jest<br />
szaleństwem. Rzeczywista energia miłości wybucha w indywidualnej istności. Odczucie<br />
tego w sobie można nazwać przyjściem miłości. Tylko się nie oszukuj: prawdziwą<br />
miłością nie można manipulować. Bądź świadkiem w miłości.<br />
Czy zaawansowane metody duchowe można polecić jedynie osobom odrzucającym<br />
świat z jego pokusami?<br />
- Wręcz przeciwnie: pełnia życia jest wyrazem złożoności ludzkiej istoty, duchowość<br />
- jej jakości. Nie sposób jednego uzyskać bez drugiego. Złożoność i jakość wyznaczają<br />
status istnienia ducha. Owszem, cisza i spokój sprzyjają technikom medytacyjnym, lecz<br />
prawdziwy wgląd w siebie musi się jeszcze odbyć poprzez egzamin życia. Gdyby kresem<br />
człowieczego wzrostu było zatracenie się we własnej duchowości przy jednoczesnym<br />
odrzuceniu kształceniowego charakteru integracji ze światem, zstąpienie ludzkiego<br />
ducha w materię pozbawione byłoby celu. Człowiek jest jednostką społeczną. Tym<br />
bardziej jego wolny duch. Zamykanie się w tak zwanych murach klasztornych jest nie<br />
tylko wygodnictwem, ale i naruszeniem praw pozostałych ludzi, którzy pośrednio czy<br />
bezpośrednio ponoszą koszty utrzymania tak egoistycznej formy egzystencji. Droga ku<br />
wyższemu wiedzie poprzez dyscy<strong>pl</strong>inę duchową a ta bynajmniej nie oznacza odcięcia się<br />
od świata. Wręcz przeciwnie: oznacza jego dogłębne (na miarę jednostki) poznanie i<br />
doświadczenie siebie w tym poznaniu.<br />
- Czy wszystkie metody wejścia w medytację opierają się na wyeliminowaniu<br />
świadomości?<br />
- Tak... świadomości tu i teraz.<br />
- Czytałam, że cała trudność sprowadza się do umiejętności dotarcia do ego, do<br />
poznania sposobów jego funkcjonowania. Jak to zrobić?<br />
- Aby dojść do rdzennej myśli (natury) ego (jaźni), należy odrzucić cały intelektualny<br />
bagaż, cały niekończący się ciąg ulotnych idei i koncepcji. One istnieją same z siebie i dla<br />
siebie. Są otwartą opozycją w stosunku do świadomości zbiorowej. Są oddzielnym<br />
życiem. Nie twoim życiem. To one zmuszają umysł do ciągłego podróżowania. Trzeba to<br />
zatrzymać. Trzeba oddzielić myśl od postrzegania. Trzeba przerwać ten wewnętrzny<br />
dialog. Trzeba wyrwać się z niewoli myśli. Trzeba przestać być więźniem złudnej<br />
rzeczywistości. Zostawiamy ten zgiełk.'<br />
Teraz przenosimy uwagę ze świata zewnętrznego w stronę świata wewnętrznego.<br />
Nareszcie odrzuciliśmy kontrolę wyobrażonej przez siebie rzeczywistości. Wysiadamy z<br />
pociągu. Bierzemy taksówkę i udajemy się do fundamentalnego ego. Taksówka to<br />
przejście między dwoma światami. Ego to manifestacja duszy stojącej ponad intelektem,<br />
jest ono poza argumentami. Taksówka to jedynie czysty odbiór. To naturalna uwaga<br />
pozbawiona czynności umysłowych.
100<br />
Tylko ona, stojąc nad myślą, może zbadać naturę ego. Każde myślenie o taksówce to<br />
zabawa z myślą - cofamy się na dworzec. Tego nie chcemy. Wiedząc, że żadna myśl nie<br />
może zbadać własnego oblicza, przestajemy zadręczać taksówkarza i z obserwacji<br />
czynimy zjawisko wypełniające się w najdoskonalszym stopniu. Pozbawiona logicznych<br />
interpretacji podróż zespala nas z naturą ego, z najwyższym stopniem naszego<br />
indywidualnego życia, z samą istotą myśli i czynów, przenikających życie umysłowe.<br />
Pamiętaj: do pociągu pomoże ci wejść mistrz, do taksówki wsadzi cię mistrz, ale jazdę<br />
z taksówkarzem musisz odbyć sama. To kurs indywidualny. Tę część etapu poznawania<br />
siebie najczęściej nazywacie medytacją.<br />
- Czy wiara w osiągnięcie oświecenia jest niezbędna?<br />
- Od początku jest wskazana. Jeśli jest, pokrzepi serce wiarołomnego. Jest ona<br />
bowiem substancją Ducha, jest Wiedzą, do której się dąży w medytacji. Jest<br />
oczywistością która i tak nastąpi. Jest zasadą która wypełnia mózg i serce. Przed nią nie<br />
ma ucieczki - to składowa naszego życia. Można się tylko oszukiwać, że jest mało ważna.<br />
Mówi się wtedy o człowieku małej wiary. Ja mówię: o człowieku się oszukującym.<br />
- Czy nasz Anioł Stróż jest równie znaczny jak Aniołowie innych ludzi?<br />
- Błąd logiczny. Nie ma mniej i bardziej znaczących opiekunów. Każdy opiekun jest<br />
ideałem, do którego człowiek zdąża przez wszystkie swoje wcielenia.<br />
- Czytałem, że nie każdy człowiek posiada Przewodnika Duchowego?<br />
- Każdy człowiek ma swojego Przewodnika. Skoro żyjecie, skoro pobieracie ziemskie<br />
nauki, to znaczy, że zasłużyliście na szansę poprawy błędów i możecie się doskonalić.<br />
Wtedy potrzebujecie Prowadzącego. Nie może być inaczej.<br />
- Czy człowiek doskonały może dorównać Przewodnikowi?<br />
- Gdyby był doskonały, sam byłby Przewodnikiem. Muszę jednak przyznać, że nawet<br />
Przewodnicy posiadają różne poziomy wibracji, ale też każdemu człowiekowi przypisany<br />
jest najwłaściwszy mu opiekun. Dopiero Człowiek Prawdziwy jest w pełni doskonały.<br />
- A Sai Baba? Czy można porównać jego ludzką doskonałość z doskonałością<br />
Opiekunów?<br />
- Wszyscy oni razem wzięci, wespół z nami i wami, są niedoskonali, a różnice między<br />
tymi bytami prawdziwie niewielkie w skali rozwoju człowieka. Zniżając się jednak do<br />
waszego poziomu rozumowania, musiałbym zaprzeczyć. W naszych oczach takie<br />
porównanie jest całkowicie nieistotne. Istotnym jest wspólne wzrastanie. Czynimy to<br />
nieugięcie po obu stronach muru życia. Liczy się intencja i siły wkładane w te przemiany,<br />
a nie procentowy wkład. Tak naprawdę wszelkie wartościowanie ludzkiego życia jest<br />
tylko waszym wymysłem. Życie po prostu jest. Człowiek po prostu jest. I to jest w tym<br />
wszystkim najpiękniejsze.<br />
- Dość dużo obecnie się mówi i słyszy o podnoszeniu poziomu wibracji, co według<br />
wielu przekazów ma być jedynym celem naszego życia. Można wręcz dojść do wniosku,<br />
że walka o energię nie ma wiele wspólnego z doskonaleniem się człowieka, że ten sam<br />
efekt można uzyskać prowadząc zdecydowanie bardziej przyziemne życie. Co wy na to?
101<br />
- Często ludzie bez reszty oddający się praktykom duchowym błędnie sądzą że ich<br />
postępowanie jest najwłaściwsze. Zapominają że każdy człowiek kroczy swoją własną<br />
drogą, że każdy został w innym celu powołany, że różnimy się między sobą. Dlatego<br />
porównania są tu sztucznością nieporozumieniem. Ponieważ walka z emocjami, z<br />
namiętnościami życia, stanowi zasadniczy trzon człowieczej przemiany, można<br />
stanowczo stwierdzić, iż ten sam efekt, co przemyślenia mistyków, da w innym<br />
przypadku wieloletnia walka z nałogiem. Liczy się intensywność przemian. Jest ona<br />
zliczana zawsze, gdy człowiek ewoluuje. Wówczas on wzrasta a jego ciała energetyczne<br />
nabierają subtelności. Lecz to subtelność wynika z duchowej przemiany, a nie odwrotnie.<br />
I słowo otuchy: człowiek w rozwoju cofnąć się nie może. Może co najwyżej spóźnić się<br />
na mecie. Może zmarnować jedno, a czasami kilka wcieleń, może obarczyć się znaczną<br />
karmiczną odpowiedzialnością ale zawsze ma szansę zastanowić się nad sobą i pchnąć<br />
własny wózek do przodu. Wspomożenie błądzącego wiele może przynieść korzyści.<br />
Rzeczone wspomożenie, rzeczone przerabianie emocji i nasza tu rozmowa, jak i byt<br />
pośmiertny, są pracą z pewnymi formami energii, więc ujmowanie życia w kategoriach<br />
energetycznego wzrastania ma swoje uzasadnienie. Ponieważ jednak i myśl jest energią<br />
proszę nie sprowadzać sensu życia do poziomu fizycznych, jakby martwych przeobrażeń.<br />
Byłaby to profanacja, hołd złożony naukowemu zabobonowi. Byłaby to zachęta do<br />
odstąpienia od wartości nadrzędnych, którymi powinniście zawsze kierować się w życiu<br />
- Czy służenie drugiemu człowiekowi w imię szczęścia wiecznego ma duchowe<br />
uzasadnienie?<br />
- Ani częściowe służenie, ani całkowite poświęcenie się drugiemu człowiekowi w<br />
imię nagrody pośmiertnej nie jest symbolem duchowej rozwagi. Człowiek zawsze, ale to<br />
zawsze powinien zaczynać wzrastanie od poznania siebie samego, a dopiero potem<br />
wyrażać siebie poprzez pryzmat drugiego człowieka. Zrozumienie tej prostej zależności<br />
jest przeciwieństwem egoizmu i zaślepienia. Człowiek prawy, świadomy własnej mocy i<br />
ograniczeń, działa już bez religijnego wyrachowania i jest pozbawiony chęci<br />
zaspokajania niskich pobudek. Potrafi uczynić właściwy użytek z wolnostanowienia. On<br />
nie służy, on rozsądnie wspiera, on się nie zatraca w samokaleczącym zaślepieniu, on<br />
umiejętnie wyważa swoje relacje z innymi, bacząc, by zachować subtelną granicę własnej<br />
woli, łączącą ludzkie, osobiste światy, światy scentrowane we wzajemnym się<br />
poszanowaniu. Wtedy znika podejrzenie o prowadzenie wyrafinowanej gry czegoś za<br />
coś, a wykształca się trwały mechanizm wspólnego warunkowania indywidualnych<br />
światów. Wspólnota serc, wspólnota wielkiej drogi - to czar osobistych harmonii.<br />
Prawdziwe czyny budujące świat wewnętrzny pozbawione są nalotu wielorakich kultur i<br />
wierzeń. One spływają mlekiem przemienienia, one wzbogacają was uwolnieniem myśli<br />
broniących dotąd ludzkiej małości. W pokochaniu siebie takim, jakim się jest, znajdziecie<br />
także mądrość reagowania na cudze cierpienie. Wyciągnięcie ręki do drugiego człowieka<br />
nie może bowiem oznaczać zejścia z własnego wzoru przeobrażeń. Każdy człowiek<br />
zawarł indywidualną umowę na życie i musi przestrzegać jej zasad. Złamanie tych praw,<br />
nawet w imię zatracenia się
102<br />
w posłudze, wypacza wizerunek przemian nie tylko darczyńcy, ale godzi przede<br />
wszystkim w duchową szatę biorcy. Proszę tylko nie mylić posługi z życzliwą pomocą, z<br />
brataniem się dusz, ze wspólnym bytowaniem w trudnych chwilach czy cierpieniu.<br />
Pomocna dłoń zawsze znajdzie zrozumienie w naszych oczach, a odrobina<br />
samarytańskiego zapomnienia poklask pośród obserwatorów. Takie zachowanie ma<br />
wielkie u nas znaczenie, bowiem pozwala człowiekowi poszerzyć duchowe horyzonty,<br />
spojrzeć na los człowieczy pod kątem wieczności i zborności, odkryć czarowny świat<br />
wspólbytowania i legendą praposzulciwania dobra wzniecić samozbawiający się żar<br />
serca. Nie ma to jednak nic wspólnego z wyrachowaniem. I choć stroną faktograficzną<br />
wyda się powieleniem tamtych rozwiązań, to tutaj dyktuje je serce. A bezinteresowny<br />
głos serca, zasilony mądrością korony, wynosi czyn człowieka nad bramy niebieskie,<br />
dając czynotwórcy dostęp do mocy miłosierdzia. A komu dane jest ujrzeć blask<br />
miłosierdzia, ten nigdy nie spocznie w ustawicznej pracy na rzecz dobra ogółu, nigdy<br />
przy tym nie zapominając o swoim osobistym szczęściu. Mądrość czynu niesie bowiem w<br />
sobie ziarno pojmowania wielkości i niepowtarzalności każdego istnienia. Silna wola<br />
bycia i czynu i rozum to jest to, czego nam wszystkim potrzeba. Bezrozumne<br />
przemienianie drugiego człowieka przynosi szkodę zwłaszcza temu drugiemu.<br />
Wstrzymując gorliwość, zyskasz wdzięczność jego ducha. Wolno ci gubić siebie, ale nie<br />
wolno bezrozumnie gubić przeznaczenia drugiego człowieka. Odrzuć w swym działaniu<br />
środowiskowe stereotypy, wsłuchaj się w podpowiedź serca, a rzekoma niemoc odsłoni<br />
przed tobą kurtynę wspólnej przeszłości, w której zapisano, co brać i dawać pozwolono.<br />
Takie działanie nie wypaczy naszego wspólnego istnienia. Troska o wspólny byt i<br />
wspólne jutro musi wypływać z zasad ludzkiej filozofii istnienia, a ta częstokroć znacznie<br />
odbiega od rysu prawa materialnego, przy egzekwowaniu którego człowiek zwykł się<br />
niepotrzebnie upierać. Ludzkie prawo materialne chroni bowiem materialne dobro<br />
ogółu, bagatelizując często moralny zysk jednostki i jej duchowe kontinuum. Odrzućcie<br />
obowiązujące schematy myślenia i dajcie wyraz wolnej woli waszej. Dajcie posłuch<br />
waszemu duchowi, otwórzcie się na Świadomość Chrystusową. Niech wieczysta radość<br />
istnienia połączy was z harmonią Najwyższego. Wznieście się ponad poziom istoty<br />
materialnej, opanujcie siły zewnętrzne i obudzeni duchowo promieniujcie prawdą. I<br />
pamiętajcie: żaden człowiek nie usłuży właściwie drugiemu człowiekowi, póki nie<br />
przeżyje urzeczywistnienia Boga w sobie, póki nie wyrazi się Własną Bożą Jaźnią.<br />
Pofolgujcie więc nieco w swoim samarytańskim zacietrzewieniu i mniej ceremonialnie<br />
potraktujcie ortodoksyjne widzenie. Zacznijcie czynić i być w duchu.<br />
- Czy medytacja jest receptą na duchowy rozwój ?<br />
- Oczywiście, że nie. Medytacja pozwala jedynie odkryć człowieczą duchowość,<br />
zrozumieć lepiej kwestie dotyczące praw uniwersalnych. Medytacja to jedynie ćwiczenie<br />
umysłu, ale także obcowanie z Jaźnią. To pewna wiedza o sobie samym, która bez<br />
udziału serca, bez trudu doskonalenia się człowieka, może być zwykłą stratą czasu.<br />
Stając się modą może wypaczyć swój prawdziwy charakter. Jeśli poderwie serce, jeśli<br />
zmusi umysł do wysiłku - staje się odkrywcza, staje się siłą napędową ludzkiego<br />
podążania za prawdą o nim samym.
103<br />
- Czy medytacja w pewnych sprzyjających okolicznościach pozwala człowiekowi<br />
sięgnąć do pokładów Boskiej Wiedzy?<br />
- Człowiek w ogóle nie jest w stanie dotrzeć do tych pokładów podświadomości i<br />
nadświadomości, które wibrują w obszarach Wielkiej Wiedzy. Są to emanacje właściwe<br />
tylko jego duchowi. Człowiek może co najwyżej otrzeć się o wibrację Wielkiej Wiedzy,<br />
lecz nawet tego odczucia nie jest w stanie właściwie zinterpretować zawodną i ułomną<br />
ludzką logiką. Póki żyje się w materialnym ciele, uczestniczenie w procesie poznawania<br />
zaświatów jest wyłącznie złudą. Nie należy się jednak tego wstydzić. Trud medytacji<br />
wolno uznać za akcent w duchowym odrodzeniu całej istoty człowieka.<br />
- Czy każdy człowiek może kontaktować się z wami i poznawać prawa rządzące<br />
zaświatami?<br />
- Każdy. Ale większość z was ma nałożone blokady, które - respektując wiele praw, w<br />
tym prawo karmy - może zdjąć jedynie właściwy duch opiekuńczy. To wielka zaleta<br />
procesu wypalania życia: pozwala wam nie tylko zająć się bytem materialnym, ale chroni<br />
was także przed licznymi niebezpieczeństwami czyhającymi w światach niematerialnych.<br />
Owe ograniczenia pozwalają wam uczyć się poprzez wielorakie doświadczenia. W<br />
przeciwnym razie mielibyście dostęp do nas i do wiedzy od razu, co stoi w sprzeczności<br />
z celem zejścia ducha w materię. Roztrząsywanie naszych praw nie jest człowiekowi<br />
potrzebne. Ich poznawanie ma charakter marginalny i nie może przesłonić nadrzędnego<br />
celu ludzkiego bytowania. Ma jedynie zwrócić uwagę na pierwiastek duchowy zawarty w<br />
całym istnieniu, na sens ludzkiego żywota w materii. Odsłonięcie przed wami choćby<br />
części Wielkiej Wiedzy byłoby pogwałceniem prawa Wolnej Woli, szkodliwą ingerencją w<br />
proces rozwoju, co opóźniłoby proces przetwarzania się wcielonego w materię ducha. A<br />
to zmieniłoby tryb ludzkiej ewolucji. Byłby to dotkliwy cios zadany wszystkim siłom<br />
wspomagającym i uczestniczącym w kosmicznym wyniesieniu człowieka.<br />
Maa (przemówił raz, apologetyzując nauki Castanedy).<br />
- Moda nakazuje wierzyć, powoływać się na mistrzów. Ale mistrzów nie ma. W tym<br />
sensie, w jakim człowiek chce to widzieć, nie był nim ani Jezus, ani Budda. Prawdziwym<br />
mistrzem dla człowieka jest jego własna Jaźń, właściwe z nią zespolenie. Takie<br />
małżeństwo nazywamy mistrzostwem. Bez niego istnieje jedynie podążający ku śmierci<br />
człowiek. Cały zaś sztafaż w postaci guru i mistrzów o międzynarodowej sławie to<br />
zaledwie zaczyn wzmagający w człowieku łaknienie wiedzy. Człowieka można zwać<br />
wielkim o tyle, o ile jest on doskonałym w poznaniu samego siebie, uległym w<br />
poszanowaniu własnej osobistej mocy. Jeśli nauczy się odpowiedzialności wobec<br />
samego siebie, może bez obawy<br />
0 niezrozumienie wesprzeć się na doświadczeniu jego poprzedników. Lecz ich<br />
doświadczenie może mieć niewiele (lub wcale) wspólnego z tą cząstką wiedzy, która<br />
wypełnia jego własne życie. On musi samodzielnie kroczyć w poznaniu<br />
1 wolności, a wiedzę innych traktować po macoszemu, nadając jej postać małej<br />
wskazówki. Takie wyobrażenie indywidualnej podmiotowości nie jest kwestią wiary, lecz<br />
samopoznania.
104<br />
Już w chwili manifestowania zborności z pierwiastkiem boskim staje się człowiek i<br />
widzem i uczestnikiem doświadczenia. Wkracza, godny, na obszary nieznanego, w<br />
wibracje nowych prawd. Zrasta się wolno ze sferą tajemnicy, która ma głęboko<br />
indywidualne wyobrażenie. A głębokość ta zwie się światłem i kolorem: energią<br />
postrzeganą jako wzór życia. Im głębiej człowiek wnika w wir doświadczenia<br />
duchowego, tym doskonalsze poznaje wzory istnienia i z tym zasadniejszą brata się<br />
formą duchową. A <strong>pl</strong>anów takich jest kilkadziesiąt, będących dla siebie jak dzień i noc, a<br />
stanowią one zbiór podążający ku Przyczynie. Wam, w tej postaci, dane jest otrzeć się<br />
ledwie o dół tego wzrastania. Lecz to właśnie człowieka zwie Wszechświat Dzieckiem<br />
Bożym, chyląc czoło przed jego wrodzoną zdolnością podążania ku prawdzie. Ta<br />
zdolność krzepi ducha na <strong>pl</strong>anie materii, będąc ozdrowieńczym napojem dla strapionej<br />
duszy. Ten napój, zwany niepoznanym zdrojem, to wypełnienie i przeciwieństwo<br />
zarazem waszego pozostawania na tym <strong>pl</strong>anie. To emanacja nadświadomości. To druga<br />
strona ludzkiego żywota, ta mroczna, niezbadana i bardziej pociągająca, niż zwyczajne<br />
życie, do którego ma się jak rewers do awersu: choć siebie nie widzą choć sobie<br />
przeciwstawne, to jednaką materią wspólny byt wiążą. Dla jasności wywodu tę sferę<br />
odczuwania zwać będę rewersy wną<br />
To właśnie zdolność postrzegania emanacji rewersu stanowi o umiejętności<br />
wkraczania w obszary duchowe. Człowiek od dzieciństwa skutecznie i dobrze zaznajamia<br />
się z materią awersu. Poszukujący zabiega o poznanie rewersu, który swymi rządzi się<br />
prawami i po swojemu więzi zaglądający tam umysł. Ale dopiero świadome zespolenie<br />
awersu z rewersem wytwarza ten nurt postrzegania Jaźni, który widząc jedno w jednym,<br />
postrzega także jedno w drugim, integrując oba obszary świadomości, co umożliwia<br />
wgląd w niepoznawalne. To punkt zborny. Z jego wyżyn można dostrzec emanacje<br />
dwóch kolejnych poziomów, choć - ostrzegam - rozumienie poziomu trzeciego (piątego<br />
w kolejności) jest dla żyjącego człowieka prawie niemożliwe. Do czwartego dociera<br />
niewielu.<br />
Zlanie się awersu z rewersem stanowi ostateczny cel nauki człowieka. Zdolność<br />
postrzegania rewersu można rozwijać całe życie, pielęgnując właściwe nawyki<br />
percepcyjne. Można to czynić po uprzednim poznaniu awersu, rzeczywistej dla<br />
większości sfery bytu. Poszukujący najczęściej bagatelizują tę sferę, uważając ją za prostą<br />
i pewnie wyłożoną niekiedy nawet za... nieistotną. To zasada, której nikt i nic - prócz<br />
rzadkich przypadków namaszczenia - obejść nie może. Bez poznania obszaru, w którym<br />
dokonuje się życie, bez zapanowania nad chaosem emocji i myśli, niemożliwe jest<br />
wykroczenie poza przestrzeń. Tym pierwszym, pozornie najprostszym progiem wielu<br />
wzgardza. Wiele złego wyrządza milczenie braciszków zakonnych. Dla nich wasze<br />
poznanie oznacza utratę wpływów. Nie wolno się na nich oglądać. Haftujcie własny wzór<br />
krążenia energii w materii.<br />
Bycie świadomym pułapki stanowi rozsądną formę ujmowania awersu. Trzeba<br />
zawiesić w sobie opis poznanego świata. Trzeba ujrzeć go takim, jakim jest, kiedy<br />
emocje gasną w wąskiej przestrzeni spajającej obie rzeczywistości. Tę przestrzeń tworzy<br />
życie komórek waszych ciał oraz nieprzerwany dialog myśli. To dozorca więzienia. To<br />
one, myśli, kreują wasze światy, wypełniając pustkę życia wszelkimi
105<br />
możliwymi wizjami. To one ukazują świat takim a nie innym. Każą wierzyć, iż nawet one<br />
są namacalne i należą do was.<br />
Wyciszone, odrzucone ciało, wyrwane z zewnętrznego dialogu, spod władzy umysłu<br />
(zwykłego figuranta) - to wszystko, czego trzeba, by rzucić okiem na drugą stronę życia.<br />
Nazywacie to nie-działaniem, wstrzymaniem starego opisu świata. Już wiecie, że<br />
świadomość dwoistości bytu nie wystarczy, by rewers ogarnąć rozumem, że rewers<br />
wymyka się wszelkim schematom i że dlatego jest tak znienawidzony. Ego wie, że ono<br />
samo jest ułudą i tam, gdzie przebywa duch, nie ma dlań miejsca. Bo duch istnieje poza<br />
czasem i przestrzenią poza obszarem jego dominacji.<br />
Czy powinienem mówić dalej? Może tak, może nie. Wiecie dostatecznie dużo, bym<br />
odstąpił od powtórzeń. Powziąłem jednak zamiar uzupełnienia tego obrazu przez<br />
wskazanie wam innego punktu widzenia. Chcę mówić o Dziele Pana w kategoriach<br />
energii. Wskazać, jakie znaczenie ma ruch energii w odkrywaniu własnej mocy, w<br />
panowaniu nad rzeczywistością nad rzeczonym awersem.<br />
Człowiek to energia i świat to energia. Życie to wzajemne mieszanie się obu pływów,<br />
w których z wolna roztapia się ludzki eter, a ciało ducha zwiększa swoją wibrację. W tym<br />
ujęciu ludzki umysł to największy marnotrawca energii, jakiego możecie sobie wyobrazić.<br />
To fanfaron wiecznie egzaltowany, to snob bezdusznie osłabiający duszę, to twór<br />
zamykający Jaźń w mrocznym kręgu spiętrzonych myśli i rozdygotanych emocji. Walka z<br />
nim to pierwszy i najważniejszy krok na drodze ku nowemu poznaniu. To prawo dane<br />
każdemu z osobna, to nadzieja i chleb wiecznego żywota.<br />
Proszę, odstąpcie od podejmowania próżnych i bezsensownych działań, od ciągłego<br />
rozpamiętywania tysięcy nieistotnych spraw, od ustawicznego sycenia emocji.<br />
Doskonałość człowieka, to doskonałość w oszczędzaniu myśli, to cisza wewnętrznego<br />
świata, to rozwaga w wydatkowaniu energii. Bowiem człowiek jest tylko tym, ile i jakiego<br />
rodzaju zawiera się w nim duchowej energii. Im więcej, tym lepiej. Im bielsza, tym bliższa<br />
Światłu Ducha. Jesteście polami duchowej energii, więc brońcie się przed jej utratą.<br />
Jesteście tworem myślącym, więc uzupełniajcie jej braki. Wzmacniajcie się rozwagą<br />
każdego czynu i każdej myśli. Stosujcie wszelkie dostępne techniki i wciąż nadawajcie jej<br />
wyższą wibrację. Od tego zależy nie tylko wasz los po śmierci. Od tego, co robicie, zależy<br />
wasza własna moc. To sekret spełnionych życzeń. Nie szczęście, nie cuda, lecz<br />
energetyczna magia wyznacza wasz indywidualny zasięg. Gospodarujcie tą mocą<br />
rozsądnie. Proście Ducha, Słońce i Ziemię, by wspierały was w postanowieniu, a ujrzycie<br />
najjaskrawsze światło dnia. Wasz Wielki Poprzednik pięknie to sformułował: temu, co<br />
ma, zostanie dodane, temu, co nie ma, zostanie odebrane nawet to, w co oblekła go<br />
natura. Pamiętajcie, by cier<strong>pl</strong>iwie uczyć się wstrzymywać potok zbędnych myśli, emocji i<br />
czynności. One są waszą zgubą. To pogrobowe trociny indywidualnej ważności. Możecie<br />
to uczynić. Możecie pogrzebać je wraz z umysłem, bo mózg to jedynie sztuczny układ<br />
podsycający określone emocje. Przestańcie go żywić, a oszczędzicie prawie całą moc,<br />
moc gotową do zapłodnienia przez Wyższą Jaźń. Kiedy ona złoży swe nasienie,<br />
eks<strong>pl</strong>odujecie mocą wiekuistą i Duch na zawsze pozostanie z wami.
106<br />
Świadomość jest źródłem wyrażania się duszy w materii. Medytacja - stwierdzeniem<br />
tego faktu przez świadomość. I to wszystko. Dlatego wielu nazywa medytację niedziałaniem.<br />
Kiedy nie macie ciała, kiedy nie skupiacie umysłu ani nie kontrolujecie<br />
oddechu, kiedy uciekacie spod władzy uczuć i myśli - wtedy omijacie cały niepotrzebny<br />
zgiełk materii i stajecie się naprawdę milczący, stajecie się świadkami własnego wnętrza.<br />
Pamiętajcie: medytacja nie zajmuje się obliczem świadomości. Nie potrafi tego uczynić -<br />
jest tylko techniką. Oszczędźcie sobie tego wysiłku, a ujrzycie to, co Jest. „ Wtedy świat z<br />
własnej woli pozwoli ci zdjąć z niego maskę i będzie się tarzał w ekstazie u twych stóp "<br />
- Franz Kafka.<br />
- Ale im głębiej wchodzić w nie-działanie, tym staje się ono trudniejsze.<br />
- Odwrotnie. To na powierzchni umysł jest najbardziej wzburzony, podsuwając<br />
tysiące myśli i obrazów. Lecz im bardziej go zgłębiać, tym bardziej staje się<br />
spokojniejszy, aż do nastania całkowitej ciszy, w której sam umiera. Pamiętajcie, że po<br />
drodze otrzecie się o własne lęki i zderzycie z tłumionymi emocjami. W zetknięciu z nimi<br />
poniechajcie swe fałszywe Ja, dotknijcie je z uwagą i zostawcie. To odchodząca część<br />
was samych. Ale zarazem historia. Wyschła, ale i czegoś nauczyła. W ciszy, poza<br />
granicami ważności, zaczniecie żyć prawdą na stałe.<br />
To iluzja. Iluzja - sekret Ducha.<br />
Ele (marzyciel, z nikim niezwiązany; luźne notatki z kilku seansów).<br />
- Czy człowiek może odkryć wszystkie tajemnice istnienia?<br />
- Tylko człowiek prawdziwy. Dla was jest to .niemożliwe. Niemniej to człowiecza<br />
materia zawiera w sobie jedną z największych tajemnic istnienia. Lecz zwykły człowiek<br />
będzie mógł odczytać tylko część tej tajemnicy.<br />
- W odczytaniu bardziej pomocną będzie nauka czy tzw. zdolności<br />
psychotroniczne?<br />
- Wasza nauka może dojść tylko do pewnych granic. Przekroczyć może je tylko to,<br />
co zostało zrodzone z Ducha. Także wasze zdolności psychotroniczne dalekie są jeszcze<br />
od mocy, jaka wkrótce będzie wam dana. Jednak i one utkną na pierwszym poziomie<br />
wielkiego poznania. Nawet my mamy poważne trudności z przyswajaniem sobie prawd<br />
tworzących rzeczywistość. Nawet my nie jesteśmy w stanie przeniknąć<br />
wielowymiarowości Przyczyny. Tylko spekulujemy. Nam nie zależy na sztucznym<br />
przyspieszaniu ewolucyjnego pochodu. Co ma być, i tak będzie. Wszystko ma swój czas i<br />
miejsce. A wieczność swoje zalety. Duch człowieczy jest potężny, tak potężny, że w<br />
zetknięciu z nim bledną wszelkie porównania, jednak i on w czasie wzrostu ma swoje<br />
ograniczenia. I przed nim daleka droga do jedności z Przyczyną. Wasze życie w materii<br />
to ledwie początek tej drogi i nie powinniście tracić czasu na dociekanie tego, czego<br />
dociec nie można. My też tego nie robimy.<br />
- A czy możecie nas wspierać w szukaniu prawdy?<br />
- Właśnie to robimy. Oczywiście w z góry ustalonych granicach. Pozwolono nam<br />
jednak głosić o największej tajemnicy waszego żywota: droga ku wyższym światom<br />
biegnie nie po obrzeżu, lecz wnętrzem człowieka. W waszym sercu tli się
107<br />
największa tajemnica poznania i początek naszego wspólnego exodusu. W blasku tego<br />
płomienia bledną wszelkie wasze <strong>pl</strong>any i dokonania.<br />
- Czy materia stanowi nasze największe ograniczenie?<br />
- Rozwój Ducha, który doskonali się i wzrasta przez doświadczenia w materii. Kiedy<br />
Duch staje się na tyle mocny, by podjąć samodzielną wędrówkę, opuszcza świat materii.<br />
Ale sama materia, w swych prawach i prostocie, jest poważnym ograniczeniem dla<br />
pełniejszego manifestowania się Ducha. Lecz trudność ta przez cierpienie wzmacnia siły<br />
Ducha poza <strong>pl</strong>anem waszego świata. I ona, i Duch stanowią jedność. Są dwiema<br />
obdarzonymi świadomością stronami przejawionej w bycie Przyczyny. Można więc<br />
powiedzieć, że to niedoskonałość materii jest największą przeszkodą w objawieniu mocy<br />
Ducha. Lecz tylko z tej niedoskonałości może Duch wydobyć swoje niższe poziomy<br />
wibracji. Nadać im zdecydowanie szlachetniejszy rys. Stworzyć swe energetyczne<br />
podstawy.<br />
- Czy wszechświat jest skończony? Czy ma granice?<br />
- Koniec jednego jest początkiem drugiego. Co ma granice, nie może być<br />
nieskończone. Wszechświat nie ma granic, więc jest nieskończony. Jego nieskończoność<br />
ma w obrazie człowieczym postać czasu, wymiarów i ducha. Taka wizja niewiele ma<br />
wspólnego z rzeczywistością. Jednak nie potrafię zaproponować wam ściślejszej definicji.<br />
Wszystko byłoby prawdą i omyłką.<br />
- Czy Bóg stworzył wszechświat?<br />
- Tak. Bóg jest Przyczyną wszystkiego. Jest Wielkim Inicjatorem. Jest Zasadą od<br />
której wszystko się zaczęło.<br />
- Czy w zrodzeniu człowieka ma większy udział Bóg czy kosmici?<br />
- Bóg. Bóg powołał do życia człowieczego Ducha. Od tej chwili Duch sam szuka<br />
dróg doskonalenia się. Jedną z nich jest umiejętność przejawiania się w materii, którą<br />
sobą ożywia. Samą materię mogą na różne sposoby ugniatać przeróżne istnienia, lecz<br />
tylko Duch może w<strong>pl</strong>eść w nią życie. W przyszłości także ludzkość stworzy nowe gatunki,<br />
lecz życiem napełni je Duch i z woli Ducha tak się stanie.<br />
Tak, formę człowieka stworzyły obce rasy, lecz to Duch Człowieczy zstąpił w nią<br />
upatrując szansę dla własnego rozwoju. Człowiek Prawdziwy sam wybrał takie<br />
rozwiązanie.<br />
- Czy to znaczy, że człowiek mógł wyglądać zupełnie inaczej?<br />
- Wyglądał i wygląda. Duch Człowieczy wciela się w różne postacie.<br />
- Czy obecna postać ludzkiego ciała jest dobrym kompromisem między<br />
umiejętnościami Ducha a fizycznymi zdolnościami adaptacyjnymi?<br />
- Tak. I to bardzo, choć stworzycielom formy przyświecały w czasie jej powstawania<br />
zupełnie odmienne cele.<br />
- Czy kosmici chcieli uczynić z nas niewolników?<br />
-1 oni, i człowiek materialny jest marionetką w rękach sił wyższych. Gra toczy się w<br />
wielu wymiarach i na różnych poziomach świadomości. Są zaangażowane w nią siły<br />
stojące niemal u kresu doskonałości. Dla człowieka już samo uczestnictwo w tej grze<br />
oznacza awans. Na szczęście siły opiekujące się ludzką rasą mają cele zbieżne z naszymi.<br />
Oczy całego wszechświata są teraz zwrócone na
108<br />
Ziemię. W ostatnim czasie dokonał się przełom w rozumieniu zasad gry i nawet nasi<br />
przeciwnicy odstępują od swoich idei i przez człowieka usiłują wzmocnić własną<br />
świadomość.<br />
- Słyszałem, że ludzkość jest najpotężniejszą cywilizacją w Kosmosie. Jak to w takim<br />
kontekście rozumieć?<br />
- Ludzki Duch jest wielką nadzieją wszystkich na zrozumienie świadomości i<br />
istnienia. Zwrócona jest na niego uwaga ras doskonalszych od ludzkości. Już wiadomo,<br />
że to przez człowieka objawi się prawda ostateczna i że to on zjednoczy u kresu swej<br />
drogi całe istnienie w Bogu. To jedna z przyczyn przysposabiania naszego gatunku do<br />
przewodnictwa. Lecz na efekty tych przeobrażeń trzeba jeszcze długo czekać, choć wielu<br />
ma już o tym mgliste pojęcie. Całe to poznanie ma charakter tłumaczenia rocznemu<br />
dziecku teorii względności.<br />
- Czy są zapisane w kronice Akasza?<br />
- Nie. Kronika Akasza nie obejmuje tych wymiarów.<br />
- Czy to znaczy, że człowiek i ludzka dusza znajdują się w ewolucyjnym żłobku?<br />
-Tak.<br />
- A Duch ludzki?<br />
- Duch ludzki jest doskonalącym się istnieniem o niewyobrażalnej dla was mocy. O<br />
mocy po tysiąckroć potężniejszej od potęgi bogów opisywanych w świętych księgach.<br />
Lecz by zwiększać swój potencjał, musi wzrastać, wzmacniać się tu, na Ziemi. Dokonuje<br />
tego, przejawiając się w materii. Po temu wydziela z siebie duszę i wprzęga ją w ciała,<br />
które tworzą inni. Z kolei przejawiona w materii dusza, zwana człowiekiem, pozbawiona<br />
świadomości własnej mocy i jedności z Duchem, trwa, cierpiąc męki. W ogóle nie zdaje<br />
sobie sprawy z faktu bycia pionkiem w grze. Realizuje jednak przy tym własny,<br />
nieuświadamiany cel wzmacniania się przez wypalanie emocji w świecie karmy i astralu.<br />
Raz idzie to składniej, kiedy indziej z oporami, ale zawsze kończy się sukcesem, gdyż<br />
Duch ludzki jest nieśmiertelny i może ewoluować narożne sposoby.<br />
- Czy to znaczy, że mówiąc o potędze człowieka, powinniśmy mieć na uwadze siłę<br />
Ducha, a nie nasze przejawienie się w materii?<br />
- Materialne ciało jest kruche. Są jednak zawarte w nim najistotniejsze tajemnice<br />
Wszechświata. I z tego powodu należy je uznać za doskonałe i potężne. Nie zmieni tego<br />
fakt, iż tak łatwo tę ożywioną skorupę unicestwić. Tylko człowiek niemy i ślepy może<br />
twierdzić, że jest marnym robakiem na tym padole. Takie postrzeganie świata ma<br />
usprawiedliwić jego lenistwo i moralną upadłość. Kto wierzy w siebie, w serce Chrystusa,<br />
ten wierzy w duszę i niepokalanego Ducha Ludzkiego. Taki człowiek jest wielki bez<br />
względu na czas i miejsce, gdzie przebywa. Ciało w proch się obróci, lecz jego dokonania<br />
eks<strong>pl</strong>odują feerią barw.<br />
- A człowiek zaślepiony? Czy dla niego także nadejdą dni chwały?<br />
- Oczywiście. Nikt nie rodzi się geniuszem. Każdy sam musi dociekać prawdy i<br />
usiłować wibrować zgodnie z jej charakterem. I każdy - prędzej czy później - pomyślnie<br />
zaliczy ten sprawdzian.<br />
- Czy ludzie żyją także na innych <strong>pl</strong>anetach?
109<br />
- Tak. Duch Ludzki przejawia się w swojej rodzinie na różne sposoby. Rozmaity<br />
wygląd ciał, dopasowanych do istniejących na <strong>pl</strong>anetach warunków, niewiele tu zmienia.<br />
Jednak to Ziemia, a nie pozostałe światy, uważana jest za dom człowieka. Tutaj, w<br />
różnych wymiarach, zachodzą prawie wszystkie najistotniejsze zmiany związane z naszą<br />
ewolucją. Pobyty w innych światach należy uznać za naśladownictwo.<br />
- Czy Biblia mówi prawdę?<br />
- Życie Jezusa i niesione przezeń przesłanie to jedno, a opisy i interpretacje<br />
duchownych to drugie. Gdyby kościelny kanon wiary był zasadny, to nadal musielibyście<br />
wierzyć w czarownice i w Słońce obracające się wokół Ziemi. Broniąc bezzasadnej<br />
prawdy, umiera się w nędzy. Powinniście skłaniać się ku rozumieniu i ostrożnej zmianie<br />
obyczajów, które kształtują prawa. Jeśli zaś sprawiedliwe prawo nakazuje darzyć<br />
szacunkiem drugiego człowieka, zostawiając mu wolny wybór w słowie i myśli, to w<br />
takiej społeczności jest miejsce dla każdego. Dla tego, który wierzy w papieża, i dla tego,<br />
który umiłował Chrystusa. Mówiąc dosłownie: nie traktujcie Biblii zbyt poważnie. Teksty<br />
nie wyszły spod ręki świętych, gdyż takowych nie ma: tacy istnieją tylko w waszej<br />
wyobraźni. Ale ocena podnoszonych w niej kwestii moralnych dana jest każdemu z was,<br />
a nie tylko Kościołowi, który mylnie ustanowił się pośrednikiem między wami a Bogiem.<br />
Drogo płacicie za to pośrednictwo. Ukryte są jednak w Biblii słowa, których odczytanie<br />
może pomóc człowiekowi. Lecz nie każdy potrafi je znaleźć.<br />
- Spotkaliśmy się jednak i z nieco przeciwnymi sądami.<br />
- Jeśli dusza wcieliła się w materię raz czy dwa razy, dysponuje wciąż bardzo wąskim<br />
zakresem wiedzy i doświadczenia. Jej dom znajduje się w niższych światach astralnych.<br />
Nawiązanie z nią kontaktu można przyrównać do rozmowy z prawym, lecz bardzo<br />
prostym człowiekiem. Im wyżej wyniesiona dusza, tym głębszy posiada ona wgląd.<br />
Wypowiedzi takiej istoty są wzmocnione podkładem wyższych prawd uniwersalnych. Na<br />
szczycie rozumienia mają one charakter objawienia. Zapamiętajcie, proszę: im większy<br />
udział intuicji podczas rozmowy z zaświatami, tym większe prawdopodobieństwo<br />
uzyskania właściwej informacji. Mogę was zapewnić, że milowymi krokami nadchodzi<br />
radosny czas odrodzenia. Już dokonują się w człowieku zmiany, które niedługo pozwolą<br />
mu poznawać rzeczywistość na poziomie równym objawieniu. Wtedy znikną liczne<br />
wąt<strong>pl</strong>iwości, a człowiek przestanie się wikłać w bezzasadne spory.<br />
- Dlaczego tak mało prawd było przekazywanych w wiekach wcześniejszych? Wasze<br />
słowa mogłyby bardziej przyspieszyć rozwój duchowy ludzkości.<br />
- Nie mogłyby. Dusza ludzka ewoluuje stopniowo i wcześniej nie była jeszcze<br />
przygotowana na radosne nowiny. Tylko nieliczni dostępowali objawień. Większość z<br />
nich cierpiała z tego powodu bądź ginęła, nie znajdując zrozumienia współczesnych i nie<br />
mogąc dopasować się energetyczne do nowych warunków egzystencji. Lecz ziarno<br />
zostało posiane, czego teraz zbieracie <strong>pl</strong>ony. Są na ziemi centra, które od zawsze istniały<br />
na styku dwóch światów, wykorzystując naszą wiedzę dla dobra ogółu, jednak treści<br />
przekazów były w swej rewolucyjności zbyt niebezpieczne, by je w całości odsłaniać<br />
przed współbraćmi. Niebiosa dopiero
110<br />
zstępują ku waszemu światu. Walczcie, by dobre zwiastowanie nastąpiło jak najszybciej.<br />
- Jak to zrobić?<br />
- Darząc szacunkiem wszystko, z czym się stykacie. To wystarczy.<br />
- Czy treści Starego Testamentu są prawdziwe? Czy Bóg tam opisany zstąpił na górę<br />
Syjam (Syjon)?<br />
- Opisy dotyczą jednych z założycieli waszej cywilizacji, tak samo materialnych jak<br />
wy. Za to stojących na znacznie wyższym poziomie technicznego rozwoju. Ale i oni są<br />
instrumentem w rękach Panów Waszego i Naszego Świata. Pan Waszego i Naszego<br />
Świata także podlega woli Boga. Uczy się poprzez nas. Nie sądzicie chyba, że opisane w<br />
Starym Testamencie historie, gloryfikujące ludobójstwo i upadłą moralność, mogą mieć<br />
coś wspólnego z Bożą Doskonałością? Nie mogą i nie są. Wasi materialni przewodnicy<br />
popełnili wiele błędów i wiele się dzięki temu nauczyli. Teraz uczą się was.<br />
- Czy całą materię ożywia ta sama siła?<br />
-Tak.<br />
- Dlaczego więc rośliny nie są tak mądre jak człowiek?<br />
- Z tego samego powodu, dla którego człowiek nie jest tak mądry jak Pan Waszego i<br />
Naszego Świata. Jednak i je kosmiczna świadomość wykorzystuje do przejawienia się w<br />
materii, do modelowania się w jednej z licznych form ewolucji. Początek zawsze bywa<br />
trudny, lecz efekty tej pracy mogą w dalekiej przyszłości przekroczyć wasze najśmielsze<br />
oczekiwania.<br />
- Czym jest świadomość?<br />
- A czym nie jest? Jest nicością. Jest głosem Boga. Samopoznaniem. Wielkim<br />
rozwojem. Przejawieniem. Wszystkim.<br />
- Trudno to zrozumieć.<br />
- To tylko gra słów. My także udajemy, że zawłaszczamy ten zgiełk pozorów.<br />
- Czy można się pokusić o stwierdzenie, że my, materialni, możemy być bliżsi prawdy<br />
niż wy?<br />
- Będąc tu, nie postawilibyście takiego pytania. Was żadne tłumaczenie nie jest w<br />
stanie zadowolić. Dlatego na wiele pytań różne otrzymujecie odpowiedzi. Choć pozornie<br />
odmienne, wiernie oddają poziom naszej wiedzy. Każde nasze wyjaśnienie zsyłane jest w<br />
świat zawężonej świadomości. Treść przekazu zależy od taktu i zdolności mówiącego<br />
oraz od poziomu inteligencji i stopnia duchowego rozwoju odbiorcy. Kształtują ją<br />
jeszcze inne czynniki, lecz zbytecznością jest je wyliczać. Wystarczy powiedzieć, iż każdą<br />
informację barwimy kolorami słuchającego. Tylko w ten sposób jest ją w stanie<br />
zrozumieć, przyswoić i wykorzystać.<br />
- Rozumiem i przepraszam. Czy w medytacji naprawdę należy porzucić umysł, by<br />
nawiązać kontakt z Wyższym Ja?<br />
- Porzucenie umysłu, przekroczenie granic umysłu - to hasła umowne. To bardzo<br />
ludzkie podejście do nieznanego. W rzeczywistości umysł jest miejscem pobytu ego. W<br />
rzeczywistości chodzi o odłączenie go od ciała, od zmysłów, emocji i obrazów i<br />
rzutowanie go w pole powszechnej świadomości. Odrzucenie umysłu oznacza więc stan<br />
odłączenia go od ciała, od zajmowania się sprawami, które go
111<br />
całkowicie pochłaniają. Odciążony, dziewiczy, potrafi całą swoją energię skierować w<br />
stronę stanów odmiennych - niefizycznych. Najprościej mówiąc: po zaniechaniu<br />
typowych czynności umysłu dusza jest w stanie ujrzeć samą siebie. Może doświadczyć<br />
własnej bytności. Może się obudzić. A to znaczy, że to ty, człowieku, budzisz się z<br />
wieloletniego snu nieświadomości.<br />
- Czy po śmierci ciało astralne odłącza się od eterycznego i te ostatnie ginie po<br />
jakimś czasie, rozprasza się?<br />
- Nie. Oba stanowią jedność. Oba zbudowane są z żywej energii, to znaczy z energii<br />
obdarzonej świadomością, i dlatego żadne z nich nie może przestać istnieć. Jedynie<br />
cięższe cząstki ciała eterycznego mogą zostać odrzucone, lecz nie zawsze leży to w<br />
interesie Ducha.<br />
- Czytałam w „Tybetańskiej księdze zmarłych", że ciało eteryczne rozpada się, że<br />
stanowi jedynie akumulator niepotrzebny już po śmierci ciała?<br />
- Wszystkie ciała człowieka stanowią jedność, tak jak głowa, ręce i nogi, których nie<br />
można oddzielić od korpusu bez szkody dla całego organizmu. Mówienie o ciałach<br />
człowieka jako o oddzielnych, prawie samoistnie bytujących organach jest błędem<br />
logicznym. Duch człowieczy stanowi niepodzielną całość. To skom<strong>pl</strong>ikowana maszyna<br />
energetyczna funkcjonująca w kilku wymiarach. To wy jesteście tym Duchem. On jest w<br />
was, a nie w kosmosie. Choć, prawdę powiedziawszy, przebywa on jednocześnie w kilku<br />
miejscach. Zrozumiecie to, zdejmując z oczu opaskę życia doczesnego, która wiele<br />
zaciemnia. Dlatego Jezus wielokrotnie powtarzał, że Bóg, Duch i człowiek stanowią<br />
Jedność. Cały proces wzrastania Ducha można przyrównać do budzenia się ze snu, kiedy<br />
to w czasie powracania do rzeczywistości wyzbywa się on blokad energetycznych i<br />
świadomościowych. Początkowo śni, domyśla się, że ma formę bytu, ale bardzo mało<br />
wie o sobie i otaczającym go świecie. Lecz trud życia wzmacnia go, obdarowuje siłą woli<br />
i pragnieniem poznania. Stawia na granicy, gdzie - wciąż półświadomemu - ukazują się<br />
dwa światy. Tu może się pogubić, zawiesić na jakiś czas, ale i tak dopnie swego - wyjdzie<br />
z długiego snu. Zrozumie, że jest jasnością, lecz nadal nie będzie wiedział, jakie kieruje<br />
nim pragnienie. Pełne rozumienie prawd świata odbywa się już na <strong>pl</strong>anie astralnym, a<br />
właściwie w momencie opuszczania go. Dalej rozbudzony Duch działa sam, wedle<br />
własnej racji bytu. Jest totalnie wolny i w stałym ruchu. Jest nie do zatrzymania. Tkwi w<br />
poranku dnia.<br />
- Czy my rzeczywiście znajdujemy się w takim cieniu, że z czystym sumieniem<br />
można go przyrównać do snu?<br />
- Tak. Snu świadomości. Lecz jest to zarazem najbardziej płodny i najboleśniejszy<br />
okres zbierania doświadczeń. Z tego powodu współczujemy wam i staramy się was<br />
pocieszyć.<br />
- Czy poruszane przez nas zagadnienia mogą zostać inaczej opisane przez innego<br />
ducha?<br />
- Opis naszego świata, praw go utrzymujących, jest zwarty, lecz odmienny w<br />
doświadczeniu każdej z dusz. Każdy z nas inaczej go doświadcza, więc i jego<br />
interpretacja ma charakter indywidualny. Przekaz zniekształca także kwestia przełożenia<br />
nieznanego na język ludzkich odczuć i pojęć. Żadne tłumaczenie nie jest
112<br />
doskonałe a słowo - wystarczające. I najważniejsze: nie każdemu można to czy owo<br />
powiedzieć. Ubolewamy nad tym, lecz ograniczenia tego bezwzględnie musimy<br />
przestrzegać. Każdy wasz trud, każda cząstka cierpienia i wąt<strong>pl</strong>iwości przyniesie wam po<br />
śmierci nieocenioną pomoc, upragnione wzmocnienie. I o tym trzeba pamiętać.<br />
Zapewniam was, że żadna z myśli, jaką stworzył podszept ducha, nie zostanie<br />
zmarnowana.<br />
- Życie trwa krótko. Czy Człowiek Prawdziwy istnieje wiecznie? Jaki jest?<br />
- Człowiek Prawdziwy jest wieczny i niezniszczalny. Nie można go więzić ani niczego<br />
mu nakazywać. Jest wolny w pełnym tego słowa znaczeniu.<br />
- Czy duch może przebywać wszędzie? Czy ma ograniczenia przestrzenne i<br />
wymiarowe?<br />
- Wolność oznacza dobrodziejstwo niewystępowania jakichkolwiek granic. Duch jest<br />
wolny i wszystko może. Przestrzeń i wymiar nie stanowią dla niego przeszkody. Pewne<br />
ograniczenia dotyczą tylko duszy, którą powszechnie nazywacie duchem. Wynikają one z<br />
faktu jej niedoskonałości. W miarę nabywania doświadczenia ona sama dostrzega, czego<br />
wcześniej nie czyniła z powodu nie brania takiej ewentualności pod rozwagę. Im<br />
doskonalsza, z tym większym zapałem odkrywa nowe. Czyn oznacza duchowe<br />
wzmocnienie, jak i subtelność wibracji, pozwalającą na wędrówki po tożsamych<br />
obszarach. Dla ducha przestrzeń i wymiar nie stanowią przeszkody.<br />
- Co on w takim razie robi?<br />
- Stara się ową przestrzeń i wymiar zawrzeć w sobie.<br />
- Chyba to za dużo jak na jeden raz?<br />
- Tak. My też się tą sprawą nie zajmujemy.
113<br />
2. Podróże astralne<br />
Przedstawiony poniżej tekst jest skrótem, streszczeniem moich osobistych<br />
doświadczeń z wyjść poza ciało, jak i luźnym nawiązaniem do eksperymentów<br />
przeprowadzonych w Grupie Mateusza. Rozbudowany opis tego typu eksperymentów<br />
znajdzie się w kolejnej pozycji, poświęconej wyłącznie tego typu zjawiskom.<br />
Moje pierwsze wyjście z ciała było nie tylko przypadkowe, ale i przedwczesne. Gdyby<br />
zaistniało kilka lat później z pewnością nie miałbym przeciążonego układu nerwowego.<br />
No, może nie było aż tak źle, jednak zafascynowanie eks<strong>pl</strong>oracją astralu nazbyt<br />
nadwerężyło moje zasoby energii, i to do tego stopnia, iż nie mogłem przez pewien<br />
okres wyłączyć tzw. podsłuchu, kiedy to całym ciałem odbiera się halo świata astralnego<br />
Pierwszy raz opuściłem ciało zupełnie przypadkowo. Każdy zainteresowany<br />
koncentracją wie, jak wygląda pogrążone w relaksie ciało, kiedy napompowany<br />
sobowtór energetyczny przelewa się poza fizyczne granice a pulsująca głowa zdaje się<br />
większa od poduszki. Czasami przychodzi taki moment, kiedy nie słyszy się już nic poza<br />
głośną pracą cielesnej maszynerii. Krew tłoczy się z hukiem gdzieś w korytarzach żył,<br />
stawy niemiłosiernie trzeszczą głowę wypełnia jazgot kosmicznego „mmm", a na<br />
dodatek coś wszędzie wyje i dmucha, jakby to coś chciało się ulotnić wraz z całą<br />
zawartością jelit i płuc. Myśli, które dotąd natrętnie zajmowały naszą uwagę, przestają<br />
się grupować, jakby wypadają i partiami znikają z pola widzenia. Ciemność w oczach<br />
rozświetlają dziwne błyski i obrazy znikąd. Realne, jak spojrzenie z okna, porażają wręcz<br />
pięknem scen i intensywnością kolorów. Lecz wystarczy krótki osąd, chwila trzeźwego<br />
skojarzenia, właściwa ocena sytuacji i znikają one bezpowrotnie, by wynurzyć się dopiero<br />
w chwili kolejnego wyciszenia umysłu. Wówczas feeria barw i obrazów znowu nas<br />
porywa, zniewala swym urokiem w krainie zamanifestowanych zaświatów.<br />
Czasami zdarza się jednak, że zbyt długie przebywanie poza zasięgiem myśli<br />
powoduje opór ciała, albo raczej jego dziwne ożywienie. Przejmuje ono niejako<br />
panowanie nad samym sobą i zaczyna taniec niekontrolowanych odruchów. A to głowa<br />
zaczyna się dziwnie kręcić, a to ręka zadrży czy noga podskoczy, to przez rozluźnione<br />
jelita przebiegnie fala rytmicznych skurczów. Czasami się jednak tak zdarza, że ciało<br />
próbuje przejąć całkowitą kontrolę nad sobą: nagle ni z tego, ni z owego, niczym<br />
eteryczne kichnięcie, podrywa się ono do ucieczki, trzęsąc nami kilkanaście sekund<br />
niczym elektrowstrząs przenikający mięsień. Poinformowany o tym umysł spływa<br />
natychmiast do cielesnego futerału, nakrywając śnione krajobrazy i tajemnicze wzory<br />
czymś na kształt półsnu, i przejmuje to, co do niego pozornie należy - rozdygotane jak w<br />
febrze ciało. Tam stwierdza, że nic złego nie
114<br />
ma w tym wybuchu eterycznej świadomości. Ożywione wstrząsem ciało, już jakby<br />
gubiące się w przestrzeni duchowej, nadał o sobie przypomina: serce wali jak kafar, jelita<br />
nieomal się oddzielają od siebie, koniczyny zanikają, a głowa pęka wręcz w szwach. Ten<br />
pobudzający wstrząs, ten zastrzyk energii niemal rozsadza każdą komórkę, uaktywnia<br />
każdy atom, jaki krąży w tworze zwanym cielesną materią. Już nic nie słychać poza<br />
odgłosami tej kupy mięsa, ani dźwięków zza ściany, ani pracującej lodówki, nic: totalna<br />
cisza. I znowu tryby zaskakują: uspokojony umysł odpływa, albo raczej odpływają<br />
jakiekolwiek myśli, i spojrzenie na drugą stronę powtórnie wyostrza się.<br />
Właśnie podczas jednego z takich niekontrolowanych, niezależnych od woli krzyków<br />
cielesnej świadomości znalazłem się poza sobą. Co ciekawe, nie od razu zdałem sobie<br />
sprawę z tego, co się stało. Owszem, wiedziałem, że stoję, że patrzę na zasłonięte okno,<br />
że dobrze, raźnie się czuję i że nie potrafię skoordynować ruchów. Kiedy to do nmie<br />
dotarło, miast natychmiast znaleźć się w ciele, jak to opisują astralni podróżnicy,<br />
wyjaśniający skutki udzielającego się ciału astralnemu lęku, ja wręcz przeciwnie -<br />
znalazłem się w otwartej przestrzeni kosmicznej. Tak przynajmniej wypada nazwać<br />
miejsce, gdzie mnie przeniosło.<br />
Nie widziałem żadnych <strong>pl</strong>anet, tylko nieskończoną ilość przecinających przestrzeń<br />
mniejszych i większych kawałków materii, zostawiających za sobą świetliste ślady, które<br />
niczym snopy srebrnych iskier znaczyły lot każdej przemierzającej przestrzeń cząstki.<br />
Wyglądało to jak poiysowana klatka celuloidowa. Było to zapierające dech w piersi<br />
widowisko. Cały ten oszalały, pędzący w moją stronę ruch cząstek niebieskich nie<br />
przeszywał mnie, tego czym byłem, tylko jakby przeze mnie opływał moje ciało od<br />
wewnątrz. Dziwna radość i ciepło bijące z roziskrzonego strumienia były tak naturalne,<br />
jak drugi oddech. Sprawiały przyjemność, a jednocześnie czuło się, że zawierają<br />
świadomość poganiających je pasterzy. Szoku doznałem dopiero wówczas, gdy ujrzałem<br />
pędzące na tych słupach energii istoty: jaśniejące cudownym światłem duchy o ludzkiej<br />
formie, odziane w utkane ze światła tuniki. Z oszałamiającą prędkością pędziły wprost<br />
przed siebie. I choć powinny w oka mgnieniu znajdować się poza zasięgiem mojego<br />
wzroku, to jednak, zaciekawione moją obecnością, podpływały do mnie, śmiejąc się; a<br />
zarazem jakby znajdowały się daleko stąd. Moje serce piknęło i natychmiast znalazłem<br />
się w fizycznym ciele. Zszokowany, a właściwie nie umiejący opanować wypełniających<br />
mnie uczuć, taki jakiś zagubiony, miałem przemożną ochotę jeszcze raz doświadczyć<br />
spotkania z kosmicznymi pasterzami.<br />
Kilka dni później, tuż nad rankiem (długo oglądałem telewizję), będąc na dodatek<br />
zmęczonym, wręcz zasypiającym, zostałem automatycznie, bez najmniejszego udziału<br />
woli przeniesiony w kolejny świat astralny. Wyglądało to tak, jakbym zgubił własne ciało.<br />
W zwyczaju miałem padać <strong>pl</strong>ackiem na tapczan i odczuwać przez chwilę kołyszące<br />
drżenie sprężyn, tyle że tym razem miast spocząć w pościeli - przeleciałem na drugą<br />
stronę łóżka. Początkowo sądziłem, że zapadła się podłoga i lecę w przepaść. Chwyciłem<br />
się odruchowo jakiegoś wyimaginowanego przedmiotu i zawisnąłem w powietrzu.<br />
Dosłownie straciłem poczucie rzeczywistości. Kurczowo złapałem się gałęzi jakiegoś<br />
przepływającego
115<br />
obok drzewa i zamiast walczyć z przepaścią, usiłowałem uchronić się przed atakiem<br />
rozszalałej rzeki. Gałąź pękła i runąłem do wody. Nie łapałem tego, co się stało i<br />
dlaczego. Nie wiedziałem, co począć. Nie potrafiłem zebrać myśli. Odruchowo<br />
trzymałem głowę nad kipielą i łapczywie łapałem powietrze. Nie byłem wtedy zbyt<br />
dobrym pływakiem i bałem się, że żywioł mnie pochłonie. Na szczęście nic złego się nie<br />
stało: mając głowę czy to nad wodą czy pod wodą, zawsze jakoś udawało mi się<br />
zaczerpnąć powietrza. Zebrawszy wszystkie siły, wybiłem się z wody i wyskoczyłem w<br />
górę. Opadłem na pień dryfującego drzewa i nieco spokojniejszy próbowałem ocenić<br />
sytuację. Nareszcie zrozumiałem. „To się powtórzyło, to się powtórzyło" - huczało mi<br />
gdzieś w głowie. Domyśliłem się, że przekroczyłem próg, nie wiedziałem tylko, czy snu,<br />
czy innej rzeczywistości. Miałem zachować pamięć tych wydarzeń czy miały się one<br />
rozpłynąć w majaku rannego przebudzenia? Ale cokolwiek bym przypuszczał, w niczym<br />
nie zmieniało to niewesołego położenia. Podejrzewałem nawet, że jeśli nie pokonam<br />
żywiołu, jeśli nie zrozumiem, w czym rzecz, mogę być zamknięty w tamtym świecie na<br />
zawsze.<br />
Ogrom przestrzeni, ta jej nienaturalna wielkość, całkowicie mnie przytłoczyły. Po<br />
prostu się bałem. Tak jak może się bać normalny człowiek. Tylko zagubiona gdzieś w<br />
głębi duszy cząstka świadomości podpowiadała, bym się tak łatwo nie poddawał.<br />
Ale realizm sceny wstrząsał mną do głębi. Żadnych fanfar świetlnych, dinozaurów czy<br />
jakichkolwiek przeniesień do krainy fantazji. Zwyczajny, brutalny potop. Przelewające się<br />
szczytami gór morze, chaos niszczącego żywiołu, wyrywającego drzewa i z wyciem<br />
wodospadu wypełniającego wszelkie nierówności terenu. Apokalipsa. Ocean wody<br />
podświetlony blaskiem zachodzącego słońca. Do tego przeszywające uszy wycie wiatru i<br />
odgłos nadciągającej burzy. Niesamowity taniec rozbudzonej przyrody.<br />
Pierwszy przebłysk świadomość uzmysłowił mi, że nic mi się stać nie może, że<br />
przetrwam nawałnicę, że to gra zmysłów, że to nie dzieje się naprawdę. Lecz logika<br />
uparcie domagała się zachowania szczególnej ostrożności, jakby chciała mnie ostrzec,<br />
jakby mówiła: strzeż się, bo to wszystko jest zbyt dziwne. Pamiętam, że wówczas po raz<br />
pierwszy zapytałem siebie, czy tak wygląda piekło, bo jeśli tak, to moje powinno być<br />
zupełnie inne. Nie wiedziałem tylko jakie.<br />
Nagle ujrzałem niesiony przez masy wód statek i wynurzający się z otmętów dom. O<br />
ile na statku widać było krzątających się pospiesznie ludzi, o tyle dom wyglądał<br />
opustoszały. Zrobiło mi się tęskno za tą ostoją człowieczego bezpieczeństwa i raptem,<br />
bez fazy przeniesienia, stałem na podłodze miotanej przez fale chałupy. Połowę podłogi<br />
oderwał właśnie jakiś zabłąkany w otmętach głaz, potem odleciał dach i osłabione<br />
ściany zatrzęsły się w ostatniej agonii. Właśnie zacząłem żałować, że nie znalazłem się<br />
pośród rybackiej braci na bezpieczniejszym jednak statku, który jakoś tam walczył o<br />
przetrwanie, gdy czyjaś dłoń uniosła mnie w górę, a życzliwy głos zapytał, co ja<br />
wyprawiam.<br />
Zdumiony, ujrzałem serdecznie uśmiechniętego staruszka, rozpartego wygodnie w<br />
typowym krzesełku górskiej kolejki, odzianego w krótkie szorty i sportową koszulę z<br />
długim rękawem, który zdawał się za nic nie pojmować
116<br />
przyczyn mojego strachu. Raptem ogarnął mnie spokój, trwoga minęła bezpowrotnie i<br />
już bez łęku puściłem rękę nowo spotkanego towarzysza. Wisiałem tak koło niego i<br />
pohamowując oddech wpatrywałem się mu prosto w oczy. I choć nie objęło mnie<br />
bezgraniczne uczucie bezpieczeństwa, to na tyle doszedłem do siebie, że bez obaw o<br />
życie potoczyłem okiem wokół siebie. I nagle mnie olśniło. Emocje. To było to -<br />
emocje!... Cała scena oglądana z góry, z bezpiecznego miejsca obserwacji była tylko<br />
pozbawionym napięcia przepysznie kolorowym obrazem. Wystarczyło jednak zmienić<br />
punkt obserwacji, przyjąć rolę uczestnika, by strach na powrót zawładnął umysłem.<br />
Nieznajomy zaśmiał się życzliwie i pomknął przed siebie jak strzała, a ja z nim, jakby<br />
między nami wytworzyło się magiczne połączenie.<br />
Bez jakiegokolwiek przechodzenia przez formy pośrednie znaleźliśmy się w świecie<br />
zupełnie odmiennym. Oto przed nami widniał ogromnych rozmiarów sedes, mający na<br />
oko 12 metrów wysokości, na którego krawędzi - przy uniesionej desce klozetowej - stał<br />
prelegent: chudy jegomość w okularach na nosie. Wyglądał jak myszka szukająca sera.<br />
W dole na licznych rzędach prostych ławek bez oparć siedziało rozdyskutowane<br />
towarzystwo, bardziej zajęte sobą niż zwracające uwagę na dobiegający z góry głos. I<br />
choć prelegent dwoił się i troił, by zwrócić na siebie uwagę, tylko kilka osób zdawało się<br />
być zainteresowanych jego przemówieniem. Poza audytorium i amboną nie istniało nic,<br />
tylko bliżej nieokreślona, skąpana w szarościach przestrzeń. Ale czuło się, że tak<br />
naprawdę nikt nie miał zamiaru stamtąd odchodzić i sprawdzać, co znajduje się poza<br />
granicą wzroku. To absolutnie nikogo nie interesowało. Zajęci sobą tworzonymi przez<br />
siebie koncepcjami, czekali tylko na swoją kolejkę, by mieć sposobność zaprezentowania<br />
własnej twórczości. Pochłonięci rojeniami własnych umysłów, pozostawali głusi na<br />
jakiekolwiek odgłosy z zewnątrz. Niemi i ślepi, konferowali, żywo gestykulując, bądź w<br />
skupieniu po raz enty wprowadzali zmiany do już wykoncypowanych idei.<br />
I stała się rzecz, której bym się nigdy nie domyślił. Jakaś niewidzialna ręka pociągnęła<br />
za sznurek i prelegent przepadł w głośnym bulgocie spływającej z rezerwuaru wody.<br />
Absurdalność sceny rozśmieszyła mnie, lecz ujrzawszy spokój w zachowaniu<br />
prowadzącego mnie przyjaciela, zrozumiałem, że chodzi tu o coś więcej niż o dobry<br />
dowcip. I rzeczywiście: nikt ze zgromadzonych nie przestraszył się ani nie zdziwił tym, co<br />
się stało. Wszyscy za rzecz naturalną przyjęli to, że spłukało prelegenta. Mało tego - ten<br />
całkowicie suchy zajął miejsce na jednej z ławek, a jego ambonę jak gdyby nigdy nic<br />
postanowił przejąć kolejny naukowiec - orator. Ledwie podszedł do muszli, natychmiast<br />
został przeniesiony na krawędź sedesu i niczym najbardziej doświadczony mówca na<br />
świecie przystąpił do zapoznawania ogółu z własnymi projekcjami.<br />
Jeszcze nie rozumiałem, nie byłem nawet pewien, czy chcę to wszystko zrozumieć,<br />
gdy mój przewodnik przeniósł nas w kolejny świat. W świat, który rozwiał przede mną<br />
kilka wąt<strong>pl</strong>iwości. Tu panowała noc, noc rozświetlana wydobywającą się z ziemi<br />
czerwoną mgłą. Na wielkiej, może nieskończonej równinie zapamiętale ścierała się z<br />
sobą cała armia ludzi. Rycerze i współcześni żołnierze. Kopie i broń laserowa. Wszystko<br />
przemieszane bez ładu i składu.
117<br />
Wyglądało na to, że zebrano tu cały arsenał militarny, jaki stworzył na przestrzeni<br />
tysiącleci ludzki geniusz zbrodni.<br />
Jedni z walczących leżeli półżywi w okopach, inni z wściekłością godną<br />
doprowadzonego do szału wilka atakowali się wzajemnie, w ogóle na nic nie zważając.<br />
Tak jakby chodziło tylko o smakowanie bitewnego szaleństwa. Na tle pochłoniętych<br />
walką szeregowych żołnierzy widać było dyrygujących nimi dowódców. Tyle że ich nikt<br />
nie słuchał. Lecz widać nie było to wymaganą tu koniecznością. Wykrzykując rozkazy,<br />
śliniąc się i pocąc, <strong>pl</strong>anowali i wskazywali kierunki uderzeń, których i tak nikt nie<br />
realizował. Każdy walczył po swojemu, jak chciał. Nikogo nic nie dziwiło i nie<br />
odstraszało. Tu pika przeszyła serce, tam granat urwał komuś głowę, tu uzbrojony w łuk<br />
buszmen, tam wyćwiczony w zabijaniu komandos. A wszyscy pochłonięci zabijaniem.<br />
Zapamiętali i bezlitośni, konający od ran i pełni sił, jakby przed chwilą opuścili lazaret. A<br />
każda śmierć oznaczała ponowny i natychmiastowy powrót na pole walki.<br />
Zmartwychwstali natychmiast ulegali aurze mordu i z wrodzonym, nadnaturalnym<br />
instynktem zabijania ruszali z furią do przodu, byle kroić, byle dźgać, byle tu trwać.<br />
Na samą myśl, że mógłbym ulec fali przemocy i być zamkniętym w tym piekle,<br />
przestraszyłem się nie na żarty. Przewodnik poklepał mnie po <strong>pl</strong>ecach, jakby rozumiał<br />
moje obawy i jakoś podejrzanie się uśmiechnął. Właśnie miałem się zapytać, o co mu<br />
chodzi, a przy okazji zdeklarować się jako zagorzały przeciwnik wszelkich form<br />
przemocy, gdy scena się zmieniła i ujrzałem ogromną, zawieszoną w półmrocznej<br />
przestrzeni kulę składającą się z niezliczonych s<strong>pl</strong>ecionych z sobą w miłosnym uścisku<br />
ciał. Nie miała ona końca ani początku. Wlecieliśmy w ten gąszcz ciał, nie ulegając<br />
jednak fali erotyzmu. A było tu wszystko, albo i więcej, co człowiek mógł wymyślić w<br />
kwestii orgazmu i fizycznego podniecenia.<br />
Zgrupowani w całej tej przestrzeni ludzie, i nie tylko ludzie, całkowicie pochłonięci<br />
przeżywaną rozkoszą, zdawali się nie zwracać żadnej uwagi na jęczących w ekstatycznym<br />
uniesieniu najbliższych sąsiadów. Nie stykając się z sobą zdawali się w ogóle o sobie nic<br />
nie wiedzieć. Świadomość czyjejś obecności dotyczyła tylko wzajemnie baraszkujących z<br />
sobą grup. Wszyscy <strong>pl</strong>ąsali niczym pszczółki, nie mogąc się wyrwać spod wpływu<br />
pożądania.<br />
Mimo że oglądane sceny nie miały nic wspólnego z areną działań wojennych, to<br />
patrząc na rozpalone ciała pięknych, jęczących w ekstatycznym uścisku kobiet, dałem<br />
przewodnikowi do zrozumienia, iż jego filuterny uśmiech zadrżał posadami mojej<br />
energetycznej kopuły. Czułem, że oglądane sceny nie były pozbawione sensu ani mi<br />
obce, że wypływały z życia i ludzkich tęsknot, że były szczere, tylko źle<br />
przetransformowane. Jednak granicy między poprawnością a wynaturzeniem nie<br />
usiłowałem ustalić. Poczułem się zawstydzony, mały i daleki od ideałów. Ba, pojąłem, że<br />
gdyby istniało piekło i ja miałbym tam trafić, to wybrałbym właśnie takie. I twierdziłem<br />
to, patrząc wprost na wykrzywione w orgiastycznym bólu ciała, w którym to bólu<br />
mieszała się bezgraniczna rozpacz z szatańskim uniesieniem.<br />
Powoli zacząłem tracić obraz sprzed oczu, ale oglądane przed chwilą sceny nadal<br />
tłukły się w mojej głowie. Ze łzami w oczach powróciłem do ciała. Kolejnej nocy nie<br />
spałem, tylko wnikliwie analizowałem własny los, własne emocje i talenty
118<br />
- samego siebie. Coś we mnie pękło, coś kazało mi iść tam, gdzie nikogo przede mną nie<br />
było, a ja nie wiedziałem, gdzie się to znajduje: we mnie czy w zaświatach? Od tego<br />
czasu do chwili obecnej zapoznałem się z wielu podobnymi światami i doszedłem do<br />
wniosku, że pamiętna noc była nie tyle ostrzeżeniem, co przede wszystkim moim<br />
osobistym doświadczeniem. Co prawda, musiało upłynąć jeszcze wiele lat, nim<br />
zrozumiałem cel tej przygody, lecz dzisiaj jestem Bogu wdzięczny za udzielenie mi tej<br />
lekcji (nie powiem jakiej).<br />
Z obowiązku dodam, iż oglądałem jeszcze piekło religijnego zaślepienia, gdzie w<br />
złotym świecie złotych murów duchowni wszelkiej maści rozpaczliwie pragnęli ujrzeć<br />
ideał, na którym, oszukując ludzi, zbijali fortunę; oraz piekło rządzących tym światem,<br />
którzy w kuluarach szarych budowli kombinowali na całego, by nie ulec pomówieniom i<br />
nie stracić pozycji w politycznych rozgrywkach, gdzie strach przed utratą władzy<br />
napędzał każde, nawet najbardziej niemoralne i bezsensowne działanie<br />
Dane mi było ujrzeć także światy pośrednie, które mocą oczyszczenia wypalały<br />
resztki ludzkiej niegodziwości. Nie chodzi tu jednak o sam fakt istnienia osobistego<br />
piekła. Istotnym jest obszar jego występowania, umiejscowiony między Ziemią, eterem ją<br />
spowijającym a światem astralnym. Do obszaru tego nie mogą wchodzić dusze<br />
pozostające przy Ziemi, jak i przebywające w wyższych światach. Obszar ten dla dusz<br />
niższych jest niewidoczny, całkowicie pozostaje poza ich zasięgiem<br />
Tylko w szczególnych okolicznościach można pomóc pokutującym, wyrywając ich<br />
przed czasem ze stanu cierpienia, lecz nie zawsze jest to korzystne dla oczyszczającej się<br />
duszy. To, czego ona nie wypaliła we własnym piekle, mogłoby ją nadmiernie obciążyć w<br />
kolejnym życiu. Jedynie prawo łaski całkowicie kasuje takie obciążenie. Modlitwa za taką<br />
duszę jest tu wskazana, lecz korzyści z niej płynące odniesie dusza dopiero w astralu. W<br />
skróceniu pokuty zbytnio to nie pomoże, ale wydatnie wesprze nieszczęsną duszę w<br />
okresie wzmacniania się jej po wyjściu z fazy pokuty. Zdarza się też, że inne dusze ze<br />
szczerego serca przejmują na siebie część negatywnych wibracji cierpiącego,<br />
przyspieszając tym samym jego powrót do domu<br />
Niezmiernie istotne jest tu przebaczenie jeszcze za życia, co znacząco osłabia<br />
cierpienie duszy po śmierci. Z kolei jakiekolwiek nieprzychylne opinie o zmarłym<br />
przysparzają mu jedynie dodatkowych boleści. Są niewskazane i niewiele mają<br />
wspólnego z ludzkim braterstwem. Im dłużej trwa wytwarzanie niskich wibracji, tym<br />
dłużej my wszyscy będziemy pozostawać w szkole życia. Pokuta nie trwa długo, jednak<br />
dla przebywającej w bezczasowej przestrzeni duszy okres ten wydaje się wiecznością<br />
niekończącym się okresem zagubienia. Jest to zasadne. Pieczęć bólu jest tak duża, tak<br />
dotkliwa, iż promieniuje przez wszystkie poziomy, zapisując się mniej lub bardziej trwale<br />
w wibracjach duszy (zależnie od jej postępów), które potem głosem sumienia chronią<br />
człowieka przed popełnianiem rozlicznych błędów podczas kolejnej egzystencji. Nic w<br />
prawie uniwersalnym nie jest pozbawione sensu i o tym należy pamiętać.
119<br />
Moje pierwsze wyjścia poza ciało były całkowicie przypadkowe, tak mi się<br />
przynajmniej zdawało. Tak czy inaczej nie wiązały się z jakimikolwiek wysiłkami z mojej<br />
strony. Doszedłem więc do wniosku, iż korzystam z jakichś wrodzonych umiejętności, że<br />
mają one charakter stały i że są prawdziwym darem. Myliłem się. Po pierwsze wszystkie<br />
one były inicjowane przez mojego Przewodnika. Po drugie podróże astralne i słyszenie<br />
tego, co działo się po drugiej stronie, dość szybko podkopały mi zdrowie i zrujnowały<br />
układ nerwowy. Mój ówczesny stan mogę przyrównać jedynie do stanu człowieka<br />
chorego psychicznie i sądzę, że byłaby to nader trafna diagnoza. Dopiero utworzenie<br />
Grupy Mateusza i pomoc zaprzyjaźnionych duchów umożliwiły mi wyjście z tego<br />
opłakanego stanu. Jednak całkowite zamknięcie się przed światem astralnym nastąpiło<br />
dopiero po dziewięciu latach bolesnych prób blokowania drzwi prowadzących w<br />
zaświaty. To, co dla innych było wielką przygodą do czego usilnie dążyli przez całe życie,<br />
w moim przypadku okazało się koszmarem, balastem, jaki pragnąłem za wszelką cenę<br />
wyrzucić z własnego statku życia.<br />
Nie chcę tracić czasu na zbędne opisywanie rozlicznych receptur gwarantujących<br />
bądź usposabiających do wyjść poza ciało, od czego literatura aż pęka w szwach,<br />
wypada mi jednak zauważyć, że tryb życia czy predyspozycje mają dość znaczny wpływ<br />
na podtrzymanie tego typu zdolności. Osobiście nigdy nie piłem i nie paliłem, aktywnie<br />
uprawiałem sport, wiele medytowałem, w sytuacjach kryzysowych stosowałem<br />
koncentrację i w zasadzie byłem stały w uczuciach. To znaczy, iż od strony fizycznej<br />
(wibracyjnej) byłem dość dobrze przygotowany do tego typu eksperymentów. Może<br />
dlatego też nigdy nie doświadczyłem przejścia przez tunel czy spotkania z aniołem<br />
stróżem w taki sposób, jak to wielu opisuje. A może przeżyłem to wszystko na swój<br />
indywidualny sposób.<br />
Postaram się teraz pokrótce i niechronologicznie przypomnieć kilka podróży, jakie<br />
odbyłem po innych wymiarach. Dodam tonem komentarza, że przebywając w świecie<br />
astralnym, nie można korzystać z wielu zmysłów, w jakie jest wyposażona nasza dusza. I<br />
choć należę do ludzi o wysokim poziomie wibracji ciała astralnego, to jednak zawsze<br />
towarzyszył mi opiekun. Nawet wejście w świat oczyszczonych dusz astralnych<br />
wymagało jego obecności, nie mówiąc już o lotach na inne <strong>pl</strong>anety.<br />
Nigdy - co jest dla mnie dosyć dziwne - nigdy nie udało mi się wejść w przeszłość, i<br />
tylko raz w przyszłość. Prośbę tę spełnił na moje życzenie Karol, mój znajomy ze świata<br />
astralnego. Nie oznacza to wszakże, że takie umiejętności są rzadkością i że w ich<br />
istnienie należy powątpiewać.<br />
Sam przeżyłem krótkotrwałe spotkanie z indiańskim szamanem (tak zakładam), który<br />
przemierzał tamten świat w poszukiwaniu prawdy. Po licznych próbach nawiązania z nim<br />
kontaktu doszedłem do wniosku, iż przybył on naprawdę z odległej przeszłości, choć nie<br />
wykluczone, że z czasów pochrystusowych. Przywodzi to na myśl manuskrypty Rogera<br />
Bacona, który w XIII wieku dokonał wielu wynalazków i odkryć na miarę XX wieku. Opisał<br />
nie tylko budowę wielu współczesnych aparatów naukowych, jak mikroskop, ale<br />
nawiązał również do wiedzy wykraczającej poza nasze czasy. Kiedy zaś za dzieło mnicha<br />
wzięli się
120<br />
waszyngtońscy kryptolodzy, tajemnicze notatki przepadły bez wieści. Taką samą<br />
procedurę utajniania prawdy zastosowano swego czasu wobec rękopisów Leonarda Da<br />
Vinci.<br />
Także moje zmysły w astralu wykazywały daleko idący prymitywizm. I to tak znaczny,<br />
iż pewien czas czułem się niejako w obowiązku, by nie być posądzonym<br />
0 gołosłowność, do ukazywania świata w kolorach, których nie postrzegałem. Owszem,<br />
najniższy świat posiada dwie dodatkowe barwy, które każdy widzi, lecz uwrażliwienie na<br />
barwy poziomu wyższego było u mnie zależne już od ingerencji przewodnika. Może<br />
dlatego nie mam kłopotów z postrzeganiem barw ciała eterycznego, ale za to próby<br />
ujrzenia ciała astralnego wymagają ode mnie już pewnego wysiłku, postrzeganie zaś<br />
obrysu ciała mentalnego okupione jest z kolei nadmiernym skupieniem. Niecodzienne<br />
to, zwłaszcza że ekstrasensi - jeśli już postrzegają aurę człowieka - to nie mają<br />
problemów z ich energetyczną gradacją. Niestety, to co dla innych jest rzeczą normalną<br />
mi przychodziło z trudnością. Przyznaję się do tego, gdyż moje widzenie może<br />
powodować pewne zafałszowanie, błędne interpretowanie postrzeganych zjawisk,<br />
obiektów czy ich wzajemnych między sobą relacji. I to należy brać pod uwagę.<br />
Odrzucam jednak poleganie na cudzych, choć bardziej <strong>pl</strong>astycznych wizjach, i pozostanę<br />
wierny własnym, skromnym przeżyciom. Mam poza tym tę przewagę nad innymi, iż<br />
większość doświadczeń mogłem zweryfikować po rozmowie z przyjaciółmi stamtąd.<br />
Pokuszę się teraz o jak najbardziej wiarygodny opis moich skromnych podróży<br />
1 przedstawienie wynikłych z nich wniosków. I tak świat eteryczny wraz z niższym<br />
astralnym, który przetyka naszą materię, są kotłem wypełnionym przeróżnymi formami<br />
życia. Można tu spotkać wszystko, co wyobraźnia ludzka stworzyła i stworzy, oraz to, co<br />
leży poza jej zasięgiem. Znaczna część mieszkańców tego świata, mając ograniczone<br />
widzenie, nie zdaje sobie sprawy z istnienia rodzaju ludzkiego jako takiego. Można by<br />
rzec: nie dostrzega roślin, ludzi ani zwierząt. Jednak pozostałe formy egzystencji<br />
doskonale potrafią wykorzystać swoją energetyczną przewagę i będąc niewidzialnymi<br />
ssą siły z żywych organizmów bez najmniejszych skrupułów. W przypadku człowieka<br />
dokonuje się to za jego moralnym przyzwoleniem i nawet bezpośredni nasz opiekun<br />
musi się temu przyglądać bezradny.<br />
Najwięcej energetycznych pasożytów żeruje na ludziach pozbawionych hamulców<br />
moralnych i zborności psychicznej. W jednej z pijackich melin widziałem ludzi<br />
uginających się pod nawałem przeróżnych istot, które przelewały się po<br />
pomieszczeniach, atakując również ludzi znajdujących się za ścianą. Biły się między sobą<br />
i walczyły o bezpośredni dostęp do ciał na równi z duszami ludzi upadłych. Te ostatnie<br />
rękami i nogami przywarte do ciał pijanych nieszczęśników za wszelką cenę starały się<br />
utrzymać tę strategiczną przewagę, pozwalającą cieszyć się wspomnieniem utraconego<br />
raju. Niektóre duchy tak bardzo były zżyte z nosicielem, iż ani na chwilę go nie<br />
odstępowały. Z ich zachowania łatwo było wywnioskować, iż w pewien sposób mogą<br />
kontrolować reakcje żywicieli.<br />
Poczynione obserwacje dowodzą że wrogie formy energetyczne przyczepiają się do<br />
śpiących ludzi najczęściej na wysokości krzyża i głowy. Przy czym w tym
121<br />
ostatnim przypadku są to najczęściej dusze zmarłych ludzi, a w pierwszym gnilce,<br />
robakowatoobołe stwory z małymi ślepkami, zainteresowane jedynie energetyczną<br />
strawą Jednak wszystkie te pasożytnicze stwory atakują ludzi mających naruszone<br />
bariery psychiczne. Załamane, jakby zgniecione pole ochronne takich osłabionych<br />
energetycznie osób ułatwia pasożytom żerowanie. Omijają przy tym wejścia przez<br />
czakry, nawet gdy te są zniekształcone i wirują w przeciwną stronę.<br />
Te wrogie twory stosują szereg wybiegów, by usidlić nosiciela, na przykład poprzez<br />
wmówienie mu poczucia winy. Całymi dniami obłaskawiają ciało eteryczne, masując je<br />
delikatnymi ruchami, i sączą w nie podpowiedzi przeprogramowujące sposób myślenia.<br />
Kiedy osiągną sukces i człowiek się podda, kiedy zrobi coś źle, jak to w życiu bywa,<br />
natychmiast odwodzą go od myśli zadośćuczynienia krzywdzie i starają się jak tylko<br />
mogą ten stan niepewności pogłębić. Są tak wyrafinowane, że nigdy nie niszczą ofiary<br />
gwałtownie. Wręcz przeciwnie - proces jej obłaskawiania jest powolny i ledwie<br />
dostrzegalny. Potrafią nawet, kiedy zniewalany człowiek stawia opór - namówić go do<br />
mniejszego zła, a nawet oddać mu część własnej energii, byle ów tylko rozwinął w sobie<br />
głębokie przeświadczenie o słuszności postępowania. Kiedy stoczą go na dobre,<br />
najwięcej energii czerpią z pochłaniania myślokształtów, zarówno tych, które wysyła<br />
żywiciel, jak i tych, które wysyłają zaatakowani nienawiścią ludzie. Walka ta trwa do<br />
śmierci żywiciela bądź do chwili, kiedy jakiś wyjątkowo silny myślokształt, tworzący<br />
spółkę z jakąś larwą stanie się współwłaścicielem żywego trupa, wypędzając zeń<br />
pierwotnego agresora. Taki człowiek jest dla siebie stracony: nie uczyni żadnego kroku w<br />
celu wydobycia się z niewoli. Tylko dobre słowo może przynieść mu opamiętanie, ale i<br />
tak od jego zdeptanej woli zależy, czy przekształci je z pożytkiem dla siebie i innych.<br />
Złe duchy wykorzystają każdą sposobność, by zdobyć żywiciela, by zapanować nad<br />
jego wolą. W równym stopniu narażeni są na ich ataki złoczyńcy, jak i ludzie prawi,<br />
zajmujący się nawet duchowym doskonaleniem. Ten ostatni przypadek był dla mnie<br />
takim zaskoczeniem, iż na jego poznanie poświęciłem nieco więcej czasu.<br />
W mieście, w którym studiowałem, działał mało znany klub ezoteryczny, pokładający<br />
wielkie nadzieje w jodze, jako w metodzie mogącej doprowadzić do oświecenia. Pewna<br />
grupa pasjonatów, dodajmy tu: studentów, zachęcona sugestywnymi hasłami,<br />
spróbowała skorzystać z tego cudownego sposobu na odnalezienie swojej duchowej<br />
tożsamości. Ale ponieważ długotrwała droga wyrzeczeń i trud ćwiczeń nie bardzo<br />
przypadły im do gustu, studenci postanowili pójść na skróty i od razu postawili na<br />
twardą medytację. Miał to być złoty środek prowadzący wprost do celu. Wiedzieli już o<br />
wymogu odczuwania ciała eterycznego,<br />
0 odparciu myśli (ku temu stosowali mantrę) i o poszukiwaniu przeciwnej strony umysłu.<br />
A więc zdawali sobie doskonale sprawę z tego, że medytacja jest techniką usiłującą<br />
dotrzeć do istoty antyumysłu. Trenowali dość ostro, bo kilka razy w tygodniu. Lecz miast<br />
czuć się lepiej, stawali się coraz bardziej rozdrażnieni<br />
1 zagubieni. To mnie zastanowiło, gdyż swego czasu przechodziłem podobne<br />
sensacje.
122<br />
I co się okazało. Już w czasie przygotowań do relaksu pokój ich wypełniał się pewną<br />
liczbą nienasyconych dusz. Jeśli ktoś widział film „Duch", to niech podziękuje twórcy<br />
filmu za dokładne przedstawienie tego tak, jak to wygląda w rzeczywistości. Opis byłby<br />
niemal identyczny. Dusze te cier<strong>pl</strong>iwie czekały na chwilę, kiedy pogrążeni w relaksie<br />
studenci poczynali walczyć z myślami, starając się osiągnąć tak zwany stan bez myśli.<br />
Gdyby medytujący obserwowali przepływające myśli, nie zatrzymując się przy nich ani na<br />
chwilę, a nie walczyli z nimi, pomnażając tym samym ich potencjał, może by nie wpadli w<br />
pułapkę.<br />
Normalnie pracujący mózg tworzy niezliczoną ilość wizji, barw i mniej lub bardziej<br />
wyraźnych myślokształtów, oscylujących wokół trudnego do uchwycenia wątku. Ale<br />
umysł skoncentrowany na jednej łub kilku myślach potrafi odrysować tak wyraźne<br />
obrazy, tworzy tak ostre wizje, obdarzone tak potężnym ładunkiem energetycznym, że<br />
nawet ślepy mógłby zgadnąć, czego dotyczą. Wtedy czarni przystępowali do ataku:<br />
łapali wytwarzane obrazy i nie puszczając ich, na powrót wciskali w głowy animatorów.<br />
Mało tego: z własnej energii tkali wzory podobnych myśli, byle tylko medytujący przyjął<br />
je za swoje i wchłonął. Kiedy im się to udawało, kiedy krążąca natrętnie myśl wwiercała<br />
się w mózg, zawierała już w sobie nasienie, preparator, który w nieskończoność mógł się<br />
powielać. I choć był obcym ciałem, oszukany umysł, jeśli godził się na to przedstawienie,<br />
traktował go jak swojego. Wtedy czarny miał drogę otwartą: robił wszystko, by rozpalić<br />
w danym człowieku potrzebę wyrażania, kopiowania danej myśli w nieskończonym<br />
korowodzie podobnych wizji. Część tak tworzonych myśli syciła czarnego, reszta<br />
stanowiła pomnażany kapitał. A wszystko za moralnym przyzwoleniem człowieka. Itak<br />
jeden z nich rozbudzał niezdrowe w sobie potrzeby seksualne, inny pałał rozwijającą się<br />
nienawiścią do człowieka, który sprawił mu niedawno przykrość.<br />
Najbardziej nieprzyjemny widok przedstawiała osoba pozostająca pod całkowitą<br />
kontrolą nieczystego ducha. Opętanie było pełne na płaszczyźnie fizycznej, eterycznej i<br />
astralnej. Nawet energia pochodząca z jedzenia zasilała bezpośrednio pasożyta. Tkwił on<br />
w ciele ofiary niczym pająk wszczepiony odnóżami w otwory będące niegdyś wirującymi<br />
czakrami. Dzięki temu mógł on dowolnie modelować wygląd ciała fizycznego, choć na<br />
takie zabiegi nie był jeszcze dostatecznie silny. Widziałem, jak pewnej opanowanej przez<br />
kilka duchów kobiecie, jadącej w autobusie, biust powiększył się dwukrotnie tylko w celu<br />
zwrócenia na się uwagi pewnego mężczyzny, pozostającego, nawiasem mówiąc, pod<br />
wpływem alkoholu. Zapewne ktoś lub coś miało zamiar dobrać się do jego<br />
nadwątlonych rezerw energetycznych.<br />
Kiedy będzie Państwo medytować, proszę traktować tę przypowieść jako przestrogę.<br />
Będzie ona lekcją jakiej nikt nigdy nikomu nie dał. To samo niebezpieczeństwo dotyczy<br />
koncentracji, zwłaszcza gdy ma się na celu wpłynięcie na zachowanie drugiego<br />
człowieka. Większego ryzyka nie ma w przypadku gromadzenia energii na potrzeby<br />
zabiegów bioenergetycznych czy operowania nią na własnym organizmie celem<br />
pobudzenia sił witalnych. Wszelkie inne manipulacje energetyczne są zaproszeniem do<br />
działania sił, które mogą okazać się wielce niepożądane.
123<br />
Są to rzeczy niewiarygodne, ale prawdziwe. Sądzę nawet, że rozprawianie<br />
0 tego typu zjawiskach może budzić zrozumiały lęk, a nawet obrzydzenie, dlatego<br />
dodam tylko, byśmy bacznie uważali na to, co czynimy i o czym myślimy. Atak złego<br />
zaczyna się bowiem od zatrucia umysłu niepożądanymi myślami. Kiedy dojdziemy do<br />
wniosku, że dzieje się z nami coś takiego, że zaczynamy bez końca zastanawiać się nad<br />
rzeczami, które nie leżą w naszej naturze, lepiej wziąć się w garść i porzucić tego typu<br />
myślenie. Proszę przy tym pamiętać, iż takie obce myśli nie muszą początkowo<br />
oscylować wokół rzeczy, zjawisk i wydarzeń niszczących bezpośrednio drugiego<br />
człowieka. Jednak prędzej czy później uderzą w kogoś z tej czy innej strony. Na przykład<br />
poprzez rozbudzanie niezdrowej ambicji zły duch może doprowadzić do trwałych<br />
konfliktów w gronie solidarnie współpracujących dotąd pracowników, a chorobliwe<br />
zainteresowanie wędkarstwem nawet do rozbicia związku małżeńskiego. Trzeźwość w<br />
ocenie samego siebie ma tu niebagatelne znaczenie.<br />
Wrogie myślokształty powodują 99,9 procent wszystkich nieszczęść, jakie nas<br />
spotyka. Reszta przypada dopiero na inteligentne formy życia, jak zagubione dusze czy<br />
eteryczni agresorzy. W astralu toczy się prawdziwy bój na myśli między ludźmi. Posyłają<br />
oni ku sobie takie stosy niszczących obrazów i emocji, iż wielokrotnie w ogóle ich pod<br />
nimi nie widać. Myślokształty potrafią krążyć w polu energetycznym zaatakowanego<br />
człowieka jeszcze kilka lat po wygaśnięciu intencji je stwarzających. Niewielkie już,<br />
wyblakłe, mało ruchliwe, niczym wirus czekają na ożywczą dawkę energii, byle tylko<br />
powtórnie przeżyć chwile chwały. I ze świeczką szukać takich ludzi, którzy by<br />
negatywnych wibracji nie wysyłali w przestrzeń. Tę formę ludzkiej ułomności<br />
odnajdziemy nawet u znanych mistyków.<br />
W pasie o<strong>pl</strong>atającym człowieka na wysokości serca daje się zauważyć coś w rodzaju<br />
kalki. Są to odciśnięte w polu energetycznym kopie najsilniejszych złych myśli, jakie<br />
jeden człowiek posyła drugiemu. Dotyczy to zarówno nadawcy, jak<br />
1 odbiorcy. Im dłużej to trwa, tym bardziej są widoczne i tym ściślej opasują pas<br />
serca, nie pozwalając boskiej energii wpływać do tego ośrodka (duchowej przemiany).<br />
Może stąd wzięło się znane powiedzenie o zatwardziałym sercu, sercu z kamienia, gdyż<br />
jego widok można wówczas rzeczywiście przyrównać do mało ruchliwego organu<br />
wielkości dziecięcej pięści.<br />
Oczywiście zdarza się to tylko i wyłącznie w ekstremalnych warunkach i jak dotąd<br />
takie przypadki oglądałem sporadycznie. Raz było to związane z pewnym panem, starym<br />
wdowcem, który przez całe życie psychicznie znęcał się nad żoną, drugi raz zaś<br />
dotyczyło znanego mi z widzenia alkoholika, który swoim nałogiem rozmyślnie<br />
tyranizował rodzinę.<br />
Każdy obserwator po drugiej stronie natychmiast rozpoznaje emocje łączące z sobą<br />
dwoje ludzi. Kaskada obrazów - wespół z eks<strong>pl</strong>ozjami barw w biopolu - automatycznie<br />
sygnalizuje charakter stosunków łączących takich osobników. Wymiana energii dokonuje<br />
się tu na kilku poziomach jednocześnie i głosem podświadomości (intuicji) informuje<br />
oboje ludzi o rzeczywistych uczuciach, jakimi siebie darzą choćby przeczyły temu ich<br />
słowa.
124<br />
Gwoli wyjaśnienia muszę przyznać, iż moje pierwsze wyskoki w zaświaty oscylowały<br />
wyłącznie wokół spraw związanych z metempsychozą, wokół wszystkiego, co dotyczyło<br />
pojęcia karmy, a więc odpowiedzialności moralnej i ekspiacji. Dlatego zwiedzałem<br />
rozmaite piekła, także te wyglądające jak życie na ziemi, formy światów pokutnych<br />
(oczyszczających) i najniższe poziomy raju, albo raczej tego, co raj zwiastuje, gdy<br />
człowiek skończy swoją wędrówkę w długim łańcuchu wcieleń. I ani się domyślałem, że<br />
to wszystko razem wzięte było jedynie spojrzeniem na jedną stronicę życia po śmierci,<br />
na tę przypisaną wyłącznie ludzkiemu doskonaleniu się w kole życia i śmierci.<br />
Początkowo nawet nie przypuszczałem, że istnieje świat bez tego wszystkiego, że<br />
wystarczy przymknąć oczy nieco inaczej, by miast myślokształtów ujrzeć nowe.<br />
Zasłona spadła podczas ćwiczeń w Grupie Mateusza. Robert II, mający już udane dwa<br />
wyjścia poza ciało, opisywał tamten świat w sposób całkowicie mi obcy. Obaj wręcz<br />
podejrzewaliśmy, iż staliśmy się przedmiotami wielkiej mistyfikacji. Albo że każdy z nas<br />
odbiera tamten świat po swojemu. A jeśli tak, to czy aby nie mamy tu do czynienia z<br />
oszukańczą grą umysłu?<br />
Wszystko, co teraz powiem, zdarzyło się w miejscu naszych stałych zebrań, czyli w<br />
domu Zygmunta. Ponieważ przyjmował on pacjentów tylko trzy razy w tygodniu, w<br />
pozostałe dni zawłaszczaliśmy jego gabinet na potrzeby seansów i innych<br />
eksperymentów. Nierzadko tam spaliśmy, a jeszcze częściej opuszczaliśmy zebrania nad<br />
ranem, tuż przed wyjściem do pracy.<br />
Tego dnia byliśmy w kom<strong>pl</strong>ecie. Zresztą, do rzadkości należało, by seanse nie były<br />
obsadzone przez wszystkich członków Grupy. Najczęściej, przy mniej poważnych<br />
eksperymentach, to znaczy poruszających sprawy, o których i tak z reguły wszyscy<br />
wiedzą - mieliśmy dodatkowe towarzystwo w zaprzyjaźnionych z nami osobach. Jednak<br />
staraliśmy się za bardzo nie powiększać tego grona, ani we wszystko gości nie<br />
wtajemniczać. Inaczej rzecz wyglądała w przypadku osób usiłujących przy naszej<br />
pomocy skontaktować się ze zmarłymi, należącymi najczęściej do członków najbliższej<br />
rodziny. Wówczas liczba osób na seansie nierzadko dochodziła do kilkunastu. Jednak nie<br />
wszystkie one mogły wtedy rozmawiać z bliskimi. Za to od zaprzyjaźnionych z nami<br />
bytów uzyskiwały często informacje, których bliscy akurat nie potrafili im przekazać.<br />
Wynikało to i z niemożliwości dotarcia do takich informacji, jak i z prawa<br />
odpowiedzialności za ich udostępnienie, co nie każdy duch był w stanie przyjąć na swoje<br />
barki.<br />
Seans z wyjściem w zaświaty przygotowywaliśmy około miesiąca. Doenergetyzowani,<br />
bez większych problemów po krótkiej koncentracji przystąpiliśmy do działania. Nasi<br />
koledzy utworzyli wokół nas życzliwy kordon gotowych do pomocy osób, a po drugiej<br />
stronie stanęło aż szesnaście bytów, którym niezmiennie przewodził Karol, byt zajmujący<br />
się na <strong>pl</strong>anie astralnym energiami. Kiedy Zygmunt dał znak, że wszystko jest<br />
przygotowane, to znaczy że Robert I zdążył już włączyć kamerę i magnetofon, a<br />
Agnieszka podłączyła pod nas czujniki mierzące tętno i temperaturę, niemal natychmiast<br />
zapadliśmy w wyuczony stan płytkiego relaksu i odczuliśmy wzmożony ruch energii.
125<br />
Mimo wielu doświadczeń z wychodzeniem poza ciało tym razem miałem z tym dość<br />
poważne trudności. Przyzwyczajony do automatycznego wykorzystywania w tym celu<br />
spontanicznych reakcji ciała, na próżno usiłowałem polegać na jego automatycznych<br />
odruchach. Po wyciszeniu umysłu nie potrafiłem się jakoś odnaleźć. Zawsze wiedziałem,<br />
że coś się stanie albo nie, tym razem brakło alternatywy, i to mnie zbijało z tropu.<br />
Słyszałem tylko, jak ktoś szepnął, że wyszedł, i wtedy się domyśliłem, że Robert II już tam<br />
jest. Pomyślałem nawet, że tym razem mi nie wyjdzie. Wtedy ktoś mocno chwycił mnie<br />
za rękę i pociągnął. I nagle stanąłem twarzą w twarz ze wszystkimi zgromadzonymi w<br />
gabinecie duchami. Jeden drugiego trzymał za ręce, tworząc łańcuszek, na końcu<br />
którego stał Karol. Najwidoczniej w wyrwaniu mnie z posad ciała pomógł im wspólny<br />
wysiłek. Ludzie, stojący wokół pogrążonych w letargu ciał, na znak dany przez<br />
Agnieszkę, starym zwyczajem trzymającą wyciągniętą przed siebie rękę, odetchnęli i<br />
wygodnie rozpostarli się w fotelach. Im nie pozostawało nic innego, jak tylko czekać.<br />
Nawet Zygmunt, dosyć nerwowy z natury, machnął ręką i o nic się nie pytując, z<br />
poważną miną badacza zajął miejsce za biurkiem, gdzie zwyczajowo ustawiano<br />
poczęstunek.<br />
Dopiero po chwili przyglądania się spokojnym obliczom duchów, wśród których<br />
przeważali mężczyźni, skinąłem pytająco na Roberta II. Odpowiedział przecząco, i już<br />
wiedziałem, że typowe wyjścia z ciała, tak jak w moim przypadku, mogą obywać się bez<br />
przechodzenia przez tak zwany tunel. Choć wśród mistyków panuje przekonanie, że<br />
zapora energetyczna istniejąca między ciałem eterycznym a astralnym niejako wymusza<br />
wyjście przez czakrę korony, będącą (albo zwiastującą) dla duszy osławioną bramą w<br />
zaświaty, to jednak w przypadku istnienia pełni życia w ciele fizycznym - z tego typu<br />
przeżyciem można się nie spotkać. Ja czegoś takiego nie doznałem nigdy, zaś Robert II,<br />
czego nie sposób zasadnie skomentować, doświadczył tego przy pierwszym wyjściu, lecz<br />
nie spotkał się tam z aniołem, czyli duchem opiekuńczym, a tylko z asekurującym go<br />
Karolem.<br />
Nim opuściliśmy pokój, towarzyszące nam dusze odeszły, dosłownie znikając w<br />
miejscu. Zostaliśmy sami z Karolem i stojącym z boku jakby obserwatorem.<br />
Nieodmiennie odnosiliśmy wrażenie, iż jest czymś w rodzaju kontrolera, który ma śledzić<br />
nie tyle nasze wysiłki, co poczynania Karola. Odczuwaliśmy przed nim respekt i jakoś nie<br />
zdobyliśmy się na odwagę zadawania mu pytań.<br />
Gdy wypłynęliśmy na zewnątrz, moje zdumienie nie miało granic: nigdzie, dosłownie<br />
nigdzie nie widziałem ani myślokształtów, ani duchów czy innych form duchowego bytu.<br />
Nic, tylko zwyczajny świat. Oniemiałem z zachwytu. Piękno codzienności po prostu mnie<br />
zauroczyło.<br />
- Najpierw musiałeś przyjrzeć się sobie - wyjaśnił Karol, rozumiejąc moje<br />
zakłopotanie. - Wykorzystaj to teraz - dodał i pociągnął nas za sobą. W środku prosiłem<br />
go, by powiedział coś więcej, ale czułem, że tego nie zrobi. Nie uczyni tego dla mojego<br />
własnego dobra. Ku przestrodze, ku pamięci błędów, jakie kiedyś popełniłem.<br />
Przemieszczaliśmy się z coraz większą prędkością. Odruchowo przymykałem powieki<br />
i zasłaniałem się rękoma na widok napotykanych przeszkód. Zachowywałem się tak,<br />
jakbym nadal posiadał fizyczne ciało.
126<br />
- Dla ciebie to tylko inny wymiar - wyjaśnił Karol. - Jest nieskończenie wiele<br />
poziomów tego samego wycinka przestrzeni. Człowiek swoją istotą przenika ich więcej,<br />
niż możesz to sobie wyobrazić.<br />
Gdy chciałem zapytać, czy siedem, tak jak ma to się do liczby ciał duchowych,<br />
uprzedzając pytanie, natychmiast odpowiedział: znacznie więcej, i to tylko tych<br />
tworzących ciebie. Liczba światów, na których może przebywać dusza, jest nieskończona.<br />
Poza tym na każdym z tych światów możesz istnieć na dowolnie wybranym przez duszę<br />
poziomie uduchowienia. Oczywiście mówię o poziomach przepracowanych.<br />
Zaczęliśmy obniżać lot i niebawem wlecieliśmy do prawosławnej katedry wprost<br />
przez jej ściany. Krzątało tu się parę osób mówiących po angielsku, co kłóciło się z<br />
typowo cerkiewnym wystrojem wnętrza.<br />
- Stany - zapewnił Robert II, myśląc o USA. - Idziemy dalej? - spytał Karola, lecz ten<br />
nie odpowiedział.<br />
Wtedy odczuliśmy delikatną wibrację, takie wyjątkowo subtelne drganie przestrzeni.<br />
Fale dobiegały z sąsiedniej sali i tam też udaliśmy się w ślad za Karolem. Wówczas po raz<br />
pierwszy zrozumieliśmy rolę, jaką odgrywał drugi towarzysz podróży. Otoczyło nas<br />
twarde, albo raczej niezależne od naszej woli pole, które nie dawało gwarancji swobody<br />
ruchów, ale które niewąt<strong>pl</strong>iwie zapewniało bezpieczeństwo. Tego byliśmy<br />
stuprocentowo pewni.<br />
Nie od razu dotarło do nas, że rozgrywająca się przed nami scena będzie miała dla<br />
nas kapitalne znaczenie. Początkowo sądziliśmy, że w toczącym się między czterema<br />
osobami dialogu nie ma nic nadzwyczajnego. Tylko ubiór jednego z nich wydał się<br />
dziwnie niestosowny, niepasujący do miejsca religijnego kultu, w którym się<br />
znajdowaliśmy, ani do kanonów obowiązującej mody. Trzech dyskutujących miało na<br />
sobie eleganckie garnitury, podczas gdy czwarty luźną tunikę i elastyczną maskę. Trzech<br />
prowadziło dyskretny i ożywiony dialog, czwarty nie mieszał się do rozmowy. Jednak,<br />
kiedy najbliższy mu interlokutor zaczynał mówić, ten z maską zdawał się być bardziej<br />
skupiony. To pozwoliło nam się domyśleć, że wysyłał mu jakieś sygnały, przejmujące nad<br />
nim kontrolę. Instynktownie, z ciekawości zapragnąłem podejść bliżej, ale niewidzialna<br />
siła powstrzymała mnie przed tym krokiem. Nagle, nie wiem, w jaki sposób, bez<br />
jakiejkolwiek sugestii z zewnątrz zrozumiałem to, co mój umysł odrzucał od samego<br />
początku: czwarty nie był człowiekiem! Na Boga! To był przedstawiciel obcej cywilizacji!<br />
Nie wpadłem w panikę, ale poczułem wzbierający we mnie strach. Gdy tylko pojawiło<br />
się to uczucie, oddaliliśmy się o kilka metrów. Znaczyło to ni mniej, ni więcej, tylko że<br />
obcy był w stanie wyczuć naszą obecność, kiedy nasze emocje zaczynały wrzeć<br />
(wytwarzać nadmiar energii). A przecież obcy znajdował się wśród żywych, tyle że poza<br />
zasięgiem ich zmysłów. Po prostu był dla ludzi niewidzialny. I tyle. Prawda tak prosta, że<br />
aż zastanawiająca. Musiał więc posiadać naturalną umiejętność wyczuwania obecności<br />
istot z innych wymiarów.<br />
Jaką ulgę poczuliśmy, wiedząc, że chroni nas tajemniczy przyjaciel, lepiej nie<br />
wspominać. Choć niewidzialni, czuliśmy się nieswojo: tacy mali w obliczu nieznanego.<br />
Zakodowana gdzieś w genach bojaźń poruszyła pokładami prastarej
127<br />
wiedzy i zrobiło mi się niedobrze. Wyniesiony z przeszłości lęk przez nieznanym, taki<br />
sam, jaki paraliżuje człowieka na widok spotkanego w leśnych ostępach niedźwiedzia,<br />
przynaglał do ucieczki.<br />
- To twoje osobiste doświadczenie - usłyszałem. - Robert widzi ich po raz pierwszy.<br />
I rzeczywiście, rzut oka na Roberta II wystarczył, bym doszedł do identycznego<br />
wniosku: zafascynowany widowiskiem Robert II nie odrywał od obcego wzroku. Był<br />
zaintrygowany i całkowicie spokojny. Odniosłem wrażenie, że gdyby mógł, poprosiłby<br />
obcego o autograf. Czy to znaczyło, że gdzieś w czeluściach mojej karmicznej pamięci<br />
tkwiły przykre wspomnienia?<br />
Nie zdążyłem się nad tym poważniej zastanowić, gdy do pomieszczenia wszedł<br />
kolejny obcy. Nie przeniknął ścian ani nie wziął się nie wiadomo skąd. Po prostu przybył<br />
jak każdy normalny człowiek. I po uważnej obserwacji zauważyłem, że każdy z nich<br />
zwraca baczną uwagę, by nie wejść w kolizję z ludźmi, by nie być przez nich potrąconym.<br />
Gdy do sali wszedł na chwilę ubrany w starocerkiewne szaty duchowny, obaj obcy na<br />
wszelki wypadek odsunęli się dalej. Znaczyło to, iż nie postrzegani wzrokiem, są tu<br />
fizycznie obecni, że dysponują czymś pozwalającym im zachować całkowitą<br />
anonimowość tylko w sferze wizualnej. Nasuwa się tu skojarzenie do teorii błądzącej w<br />
źrenicy <strong>pl</strong>amki: gdy jakiś obiekt znajduje się w centrum jej odbicia, pozostaje<br />
niewidoczny.<br />
Przypomina mi się tu eksperyment przeprowadzony swego czasu z kotami, które<br />
były wychowywane w dwóch oddzielnych pomieszczeniach. Jeden w pomieszczeniu<br />
pomalowanym w paski pionowe, gdzie każdy przedmiot poruszał się tylko w pionie,<br />
drugi odwrotnie - w pomieszczeniu pomalowanym w paski poziome, gdzie każdy ruch<br />
przedmiotów był posuwisty. Gdy wpuszczono koty do normalnego pomieszczenia, ten z<br />
pokoju z paskami pionowymi w ogóle nie dostrzegał przedmiotów poruszających się w<br />
poziomie, drugi kot tych manifestujących posuw w pionie. Co znaczyło, że nawet<br />
prostymi środkami można oszukać zmysł wzroku. A co dopiero mówić o technologii<br />
obcych.<br />
I zachciało mi się śmiać. Przemieszana z zabobonnym lękiem radość wypełniła mnie i<br />
jakiś niewidzialny ciężar spadł mi z serca. Na pamiątkę tego wydarzenia, które coś we<br />
mnie przełamało, poprosiłem Roberta II o zdjęcie katedry św. Mikołaja w Nowym Jorku,<br />
w której - jak zapewniał Robert II - doszło do spotkania IV stopnia. A jeśli się mylił, to i<br />
tak nie jest to istotne, chodziło mi przecież<br />
0 symbol. Z drugiej strony, tylko on: historyk z wykształcenia, podróżnik z natuiy, mógł<br />
trafnie zidentyfikować miejsce kontaktu. Mnie jakoś na tym do dziś nie zależy.<br />
Coś zaczęło się wokół nas zmieniać. Obraz w jednej chwili się zamazał<br />
1 otaczające nas pole ochronne znikło. To, co wyłoniło się przed nami, nie<br />
przypominało ziemskiego świata. Znajdowaliśmy się w ogromnej sali, do której z wielu<br />
kierunków wbiegały liczne korytarze. Ściany zawierały charakterystyczne wybrzuszenia,<br />
jakby ktoś usiłował wyciszyć dźwięki, tyle że miast użyć materiałów wygłuszających,<br />
odpowiednio ukształtował ich naturalną powierzchnię.<br />
Tysiące małych żeberek i prętów wycelowanych w podłogę sąsiadowało z owalnymi<br />
<strong>pl</strong>ackami wypolerowanej na lustro stali, jeśli to była stal. Gdzieniegdzie
128<br />
zwisały obracające się wolno, niczym światła w dyskotece, wirujące także wokół siebie<br />
walce. Odniosłem wrażenie, iż były źródłem wibracji tłumiących psychiczną ekspresję.<br />
Jednocześnie podejrzewałem, że ich totalitarny charakter wypływał nie z potrzeby<br />
sprawowania kontroli, lecz miał na celu łagodne z medycznego punktu widzenia<br />
wyciszenie pracy umysłu.<br />
Kiedy zaczęliśmy przemieszczać się po tym nieskończonym ciągu korytarzy i<br />
poziomów, zrozumiałem, iż trafiliśmy tu w porze snu, a oglądane emitery zapewniały<br />
jedynie większe odprężenie. Jednak nie wszędzie panował spokój. Na niższych<br />
poziomach życie tętniło w pełni. Znane nam z katedry istoty krzątały się wszędzie,<br />
jednak co dało się zauważyć, rzadko kiedy oglądało się ich w grupach. Pracowano z<br />
reguły w pojedynkę. Najczęstszymi towarzyszami pracujących były proste automaty i<br />
niezliczona wręcz ilość wszędzie kursujących bezobsługowych wózków. Jedne woziły<br />
jakieś typowo konstrukcyjne elementy, inne przedmioty<br />
0 niejasnym przeznaczeniu, a pozostałe zaliczały po prostu puste przebiegi. Wszystkie<br />
były niemal identyczne: niewielkie <strong>pl</strong>atformy na kołach, z małymi burtami. Wyglądało to<br />
tak, jakby to same wózki wyznaczały harmonogram i rodzaj wykonywanych przez załogę<br />
prac. Jednak nic nie stało bezczynnie, ani obcy, ani maszyny.<br />
Nawet w najbardziej zatłoczonych salach nie odczuwało się zbytniego pośpiechu.<br />
Praca toczyła się spokojnie, nikt nikogo nie ponaglał ani nie zmuszał do nadmiernego<br />
wysiłku. Panowała ogólnie przyjazna atmosfera, choć dawało się wyczuć niewielkie<br />
napięcie. Wszyscy czekali na coś, co i tak miało się wkrótce wydarzyć, a co było w jakiś<br />
sposób związane z wymianą części załogi.<br />
Jedna z sal, jedna jedyna, była prawdziwą kulą w której na różnych poziomach<br />
znajdowały się przezroczyste fotele. W samym jej centrum na owalnym stole, zrobionym<br />
ze szklistego kamienia, stał mały stożek z wetkniętym weń krzyżem. Od tego miejsca<br />
pięły się okręgiem w górę rzędy foteli tak, że nawet z najwyżej położonego miejsca<br />
widać było punkt centralny.<br />
Widok krzyża trochę mnie zaskoczył, i dopiero po czasie skojarzyłem to miejsce ze<br />
świątynią. Nielicznie zgromadzeni obcy trwali w milczeniu, lecz wyczuwało się tu<br />
atmosferę wewnętrznego dialogu. Kula zdawała się odbierać<br />
1wzmacniać wibracje modlących się, czy jak ich tam to nazwać, dzięki czemu bez<br />
specjalnych technik mogli oni wyciszać funkcje umysłu. Jestem dziwnie przekonany, że<br />
ich wewnętrzne dialogi niewiele miały wspólnego z poszukiwaniem Boga, a raczej<br />
dotyczyły spraw codziennych. W istotach budziło się zadowolenie z siebie i pewność, że<br />
wszystko biegnie właściwym torem. Po prostu klasztor zadowolonych z siebie<br />
pracowników-zakonników. Miód: brak determinacji, jakaś skrywana jałowość, a jednak<br />
wszystko zapięte na ostatni guzik. I żywe.<br />
Zaczęliśmy się przemieszczać w górę. Dość szybko, ale w tempie pozwalającym<br />
ocenić przybliżoną liczbę poziomów. Po pokonaniu około 120-150 poziomów,<br />
zróżnicowanych co do wysokości o<strong>pl</strong>atających owalne sale korytarzy, znaleźliśmy się na<br />
zewnątrz, na powierzchni <strong>pl</strong>anety. Martwą jej skorupę, do złudzenia przypominającą<br />
kamienistą, pozbawioną wody pustynię, pokrywały półokrągłe kopuły miast.<br />
Najwidoczniej owalność była zasadniczym motywem
129<br />
architektonicznym. Te gigantyczne bąble o ścianach zbudowanych z półprzeźroczystego<br />
chłodnego metalu-szkła dawały schronienie wielu milionom istot. Panował w nich tłok<br />
nie do opisania. W przeciwieństwie do ulokowanych pod powierzchnią mieszkańców ci<br />
tutaj stanowili niezwykle aktywny żywioł. Typowo ludzkie skupiska rozgadanej gawiedzi,<br />
różnorodne ubiory, setki miejsc wypoczynku i wiele otwartych lokali pełniących rolę sal<br />
dyskusyjnych czy miejsc spotkań. I nigdzie śladów wyciszającej pracę umysłu aparatury.<br />
Typowe tętniące życiem miasto. Tyle że miast ludzi zapełniało je mrowie istot<br />
człekopodobnych.<br />
Tak na dobrą sprawę to ich podobieństwo do naszej rasy było uderzające.<br />
Zastanawiające i irytujące. Równie dobrze mogli uchodzić za naszych proto<strong>pl</strong>astów jak i<br />
potomków. Nieco mniejsi i drobniejsi, dość ruchliwi, o głowach nieco większych od<br />
ludzkich, posiadali twarze do złudzenia przypominające nasze. Tylko oczy były większe i<br />
bardziej wyraziste, a po uszach pozostały dziurki. Czaszki wszystkich osobników, tak<br />
męskich jak i damskich, pozbawione były owłosienia. Skóra miała jaśniejszą karnację i<br />
wyglądała na delikatniejszą. Może cieńszą - trudno mi to ocenić, gdyż wyglądem<br />
tamtych istot jakoś nie zaprzątałem sobie głowy. Jedno jest pewne: osobników różnych<br />
płci trudno było rozpoznać po wyglądzie. Zachowywali się niemal identycznie i niemal<br />
identyczną posiadali budowę organów fizycznych. Dopiero w oddzielnych pokojach,<br />
pełniących rolę mieszkań, uwidoczniały się różnice genetyczne. Organy płciowe<br />
osobników męskich wyglądały jak skarlałe pozbawione moszny prącia, zaś damskie były<br />
typowe, choć bardzo małe, i w typowym usadowione miejscu. Jakoś można się było<br />
domyśleć, że rzadko dochodziło do spontanicznych aktów współżycia. Wszyscy<br />
mieszkali bowiem osobno, a dzieci przebywały w czymś w rodzaju masowych<br />
przedszkoli, do których zwykli obywatele nie zaglądali. Wzrostem embrionów i porodami<br />
zajmowały się specjalne maszyny, które wyglądały jak powiększone łożyska kobiece. W<br />
ich wnętrzu, ukołysane gęstą galaretą wegetowały płody obcych, sącząc przez podpięte<br />
do ciała rurki życiodajne soki.<br />
Co zaskakujące, obcy traktowali sztuczny proces życia płodowego jako coś<br />
standardowego. Tak samo schematycznie podchodzili do wychowania młodego<br />
pokolenia. Choć dzieci i młodzież wydawały się być otoczone całkowitą opieką<br />
przysposobionych do tego dorosłych i nic im na pozór do szczęścia nie brakowało, to<br />
jednak obracali się wyłącznie we własnym towarzystwie. Całe to społeczeństwo tkwiło<br />
jakby w dwóch oddzielnych światach: w świecie beztroskiej młodości i w świecie<br />
odpowiedzialnej dorosłości. Społeczeństwo obcych pozbawione było obecności<br />
osobników starych, chyba że starość oznaczała śmierć. Ale i tak każdy by się domyślił, że<br />
panowały tu braterskie stosunki i wszystko, co się tyczyło norm współżycia było<br />
starannie dopracowane.<br />
W jednym z sektorów dojrzeliśmy - ku naszemu ogromnemu zdumieniu - grupkę<br />
prawdziwych ludzi, raźnie nad czymś dyskutujących. Stojąc wokół wózka wyładowanego<br />
nieokreślonego przeznaczenia aparaturą, wskazywali jakieś części i prowadzili o nich<br />
energiczną dyskusję. Swoim ożywieniem różnili się zdecydowanie od spokojniejszych z<br />
natury obcych, lecz nikt w tej ludzkiej
130<br />
impulsywności nie dopatrywał się czegokolwiek niestosownego. Traktowano ich jako<br />
stały element codzienności i omijano jak każdego innego członka społeczności.<br />
Dołączyliśmy do nich i z bliska obserwowaliśmy całą scenę. Ludzie, ubrani według<br />
obowiązujących trendów mody w dwuczęściowe wygodne kostiumy, ogoleni na glacę,<br />
posiadali jednak nieco delikatniejszą od naszej budowę fizyczną. Czy był to efekt braku<br />
fizycznego wysiłku, diety czy też zmniejszonej grawitacji - trudno było ocenić, lecz<br />
sposób gestykulacji i poruszania się wskazywał na długi proces adaptacji. Być może<br />
urodzili się już tutaj, albo asymilowali przez długie lata. Albo wcale nie pochodzili z<br />
Ziemi, tylko jeszcze z innej <strong>pl</strong>anety. Również język, choć pozornie tylko trochę odmienny<br />
od znanych mi ze słyszenia, a nie jestem przecież lingwistą, wykazywał zdumiewającą,<br />
nieczłowieczą płynność i monotonię. Nie sposób było rozróżnić pojedynczych słów -<br />
wszystkie miały jednakową intonację, taką przyjemną dla ucha melodyjną stałość. Jednak<br />
sam sposób komunikacji był typowy dla naszej rasy.<br />
I kiedy szereg wąt<strong>pl</strong>iwości zaczęło przybierać formę pytań, niewidzialna siła<br />
wpompowała nas wprost do typowego biura z lat dwudziestych, to znaczy do<br />
stereotypowego wyobrażenia o tym, jak takie biuro powinno wyglądać. Akurat<br />
zachodziło słońce i w pomieszczeniu robiło się szaro. Skąpane w półmroku sprzęty miast<br />
tracić swoje kontury, wręcz przeciwnie - zdawały się być coraz bardziej wyraźne. Jakby<br />
żyły własnym życiem. Zaklęta w grze cieni dusza pokoju wyrywała się spod kontroli<br />
dziennego światła, nadając każdemu przedmiotowi swoisty charakter. Nie taki byłbym<br />
daleki od prawdy, gdybym przyznał, że dobór sprzętów nie wydawał się przypadkowy,<br />
że stanowiły razem niepodzielną całość, że wespół tworzyły bramę wiodącą do tajemnic<br />
istniejących daleko poza ścianami tego pomieszczenia.<br />
Biurko, proste brązowe, bez specjalnych ozdób; szafka na dokumenty, metalowa, z<br />
blokadą górnej szuflady, w kolorze stalowym; szafa, dwuskrzydłowa, może podręczne<br />
archiwum; szereg dy<strong>pl</strong>omów w drewnianych ramkach; staromodne, tanie lampy; wieszak<br />
na ubrania, o jednym wsporniku i wielu ramionach; kubeł na parasole; kosz na papiery;<br />
trzy krzesła dla petentów; słowem: pokój bez jakiegoś szczególnego charakteru. Ale tym<br />
czymś, co intrygowało, co rodziło domysły - była przenikająca wszystko atmosfera<br />
głębokiej zadumy, pracowitości i surowości w ocenie wszystkich, którzy kiedykolwiek<br />
przekroczyli progi tego przybytku, nie wyłączając z tego osądu urzędującej tu osoby.<br />
Powaga miejsca zabijała. Uśmiech gasł, a na jego miejscu pojawiał się spokój badacza.<br />
Patrząc na moich towarzyszy, zrozumiałem, że doszli do podobnych wniosków. Tylko<br />
Karol, nasz przewodnik, nasz mąż opatrznościowy, zdawał się nie być tak zaaferowany<br />
całą sytuacją i spokojnie się nam przyglądał. Właśnie miałem zamiar żartobliwie rozłożyć<br />
ręce, zachęcając Karola do komentarza, gdy przeszklone drzwi rozwarły się z lekkim<br />
zgrzytem zawiasów i do gabinetu wkroczył niewielki człowieczek, natychmiast zajmując<br />
strategiczną pozycję za biurkiem. Wskazał ręką wolne krzesła, rozparł się na blacie i<br />
bębniąc palcami po spoczywających na nim kartkach, owionął nas taksującym<br />
spojrzeniem. Wyraźnie grał na zwłokę, a przecież byliśmy pewni, że nasza obecność jest<br />
od niego
131<br />
uzależniona, że maczał palce w naszej teleportacji. A on jak gdyby nigdy nic patrzył i<br />
patrzył, zwlekał i zwlekał, czekał i czekał... aż zrozumiałem. To o to chodziło! Że też<br />
prędzej na to nie wpadłem! Nasz porywacz był obcym, był krzyżówką szarego i<br />
człowieka, taką ciekawą genetyczną mieszanką ubraną w spodnie z szelkami i pomiętą<br />
koszulę w kwiatki. Lecz nie o te szelki i tasowanie DNA chodziło, ale<br />
0 uświadomienie nam złożoności świata, który jest tyglem, w którym wymieszano wiele<br />
inteligentnych ras. Szło o to, że przez chwilę traktowaliśmy obcego jak swojego, jako coś<br />
naturalnego, na co nie zwraca się uwagi.<br />
Wkrótce dały o sobie znać pradawne lęki, ożyła pradawna słabość, zbudziła się ta<br />
część nas, która nie pasowała do wizerunku współczesnego świata. To on: ludzki strach<br />
nie pozwalał na szczere i całkowite otwarcie się na ten świat... i na obcych. To nie ich się<br />
baliśmy, ale niewiedzy o nas samych. Także niewiedzy o świecie poza nami. Teraz ten<br />
świat stał u naszych drzwi i zapraszał do środka. Tym światem był rzeczony pokój, obcy -<br />
emisariuszem, a kraina za murami naszym zapowiadanym przeznaczeniem.<br />
Zrozumienie, że przynależę do cywilizacji lękającej się otwarcia na wszechświat,<br />
posiadało niespotykaną moc - nieomal rzuciło mną na kolana. Zarazem w oczach<br />
pojawiły się łzy. Płakałem jak dziecko i jak dziecko opuszczały mnie nieuzasadnione lęki i<br />
obawy. Odradzałem się. Stawałem się czysty<br />
1 niezapisany. I powiem to bez ogródek - zawładnęła mną prawdziwa radość<br />
istnienia, poczułem prawdziwą jedność z całym wszechświatem. I zrobiło mi się wstyd, że<br />
byłem tak głupim, zasklepionym w sobie, zacofanym człowiekiem, który baczy tylko na<br />
to, co się tyczy jego zachwaszczonego ogródka. I proszę mi wierzyć, targające mną<br />
namiętności nie miały nic wspólnego z tak zwanym duchowym odrodzeniem, które<br />
eskaluje ideę rozwoju ducha ludzkiego bez połączenia z innymi gatunkami. W tamtej<br />
krótkiej chwili pozostawałem całkowicie poza obszarem duchowym, byłem biologicznym<br />
człowiekiem przez duże „C", materialną jednością ze wszystkimi istotami i światami,<br />
całym chaosem i całą harmonią cudem zjednoczonym z kosmicznym ziarnem istnienia.<br />
Znikły uprzedzenia, małość i skrępowanie niewiedzą - byłem, istniałem jako „ten", i tylko<br />
to się liczyło. A wszystko w wymiarze materialnym. Powtarzam: w materialnym. I ten<br />
wymiar świadomości przekraczał swoim zakresem wszystko, czego do tej pory dokonała<br />
myśl ludzka.<br />
Od tego wydarzenia wiele rzeczy i moich indywidualnych ocen uległo<br />
przewartościowaniu. Ilekroć pragnę sprawiedliwie spojrzeć na jakieś zjawisko, wystarczy,<br />
że zamknę oczy i przeniosę się wyobraźnią do gabinetu z lat dwudziestych, a nabiera<br />
ono nowego znaczenia.<br />
Czego tak naprawdę dotyczyło spotkanie w gabinecie z lat dwudziestych? Naszych<br />
obaw przed wkroczeniem w nowy etap ewolucji? Naszych rozterek związanych z<br />
tajemnicą naszego zrodzenia? Lęku przed utratą dominacji w świecie zwierząt? Złudzeń<br />
co do rzekomej wielkości rodzaju ludzkiego?<br />
Tak czy inaczej było niewąt<strong>pl</strong>iwie próbą ukazania rzeczywistości od mniej znanej<br />
strony. Próbą zerwania z rutyną i myślową stagnacją. Zdjęciem ciemnych okularów z<br />
ludzkiego umysłu, który niepotrzebnie hoduje urojone lęki przed
132<br />
nowym. Było wyzwoleniem się spod tysięcy bzdurnych teorii i powiedzonek na siłę<br />
uszlachetniających ludzki rodzaj, jak i niesłusznie go szkalujących, w czym nauka i religia<br />
mają swój niewąt<strong>pl</strong>iwy udział.<br />
Historyczne realia gabinetu też zdają się mieć swoje uzasadnienie. Oto mamy przed<br />
sobą okres wielkich zmian. Z jednej strony mamy narodziny nowych technologii,<br />
będących jeszcze w powijakach, ale już widocznych na horyzoncie, z drugiej strony<br />
ciągnące się jak ogon kulturowe i duchowe zacofanie minionych pokoleń,<br />
podporządkowujące indywidualizm jednostki sile mało humanitarnego społeczeństwa.<br />
Gabinet stanowił zapowiedź czasu, w którym to nie społeczeństwo będzie się wyrażać w<br />
jednostce, a odwrotnie - jednostka w społeczeństwie. Zmiany tuż-tuż, ale jeszcze<br />
potrzeba wysiłku, jeszcze nie teraz, jeszcze trochę dystansu i cier<strong>pl</strong>iwości. Trzeba uważać,<br />
by prawidłowo odczytać przesłanie, by nie przedobrzyć. Ale to, co ma być, już niebawem<br />
się stanie, to się już śni i będzie. Wystarczy otworzyć oczy i nazwać rzecz po imieniu:<br />
kosmiczny człowiek. Jak to dumnie brzmi, tylko skąd ta surowość w wystroju gabinetu?<br />
To głód i nędza Trzeciego Świata? Dy<strong>pl</strong>omy zaś to alegoria, zapowiedź zwiastuna świtu?<br />
Skrzypienie drzwi - niedokończone wypracowanie? Nasza pisana nieustannie karma? Nie<br />
wiem, może tak, a może nie...<br />
Dlaczego poświęcam tyle miejsca gabinetowi z lat dwudziestych? Maniera? Bolesny<br />
zapis? Obowiązek - i co tam jeszcze? Nic z tych rzeczy. To syntetyczna próba<br />
przypomnienia nam wszystkim o potrzebie zdjęcia ciemnych okularów. Kiedy trafią na<br />
półkę naszych uprzedzeń i słabości, ujrzymy prawdę i pogodzimy się z nią. Tak, proszę<br />
mi wierzyć, jesteśmy blisko sukcesu i wystarczy bardzo niewiele, by go osiągnąć. Jednak<br />
brak rozwagi i popędliwość miast obiecanego raju może sprowadzić... nieszczęście.<br />
Gdyby było inaczej, gabinet z pewnością przypominałby lata pięćdziesiąte, te po<br />
wojennych wydarzeniach.<br />
Obcy przebierał palcami po stole i przebierał... Czekał, nie spieszył się...<br />
...obudziło mnie uczucie wielkiej niewygody. Kiedy rozwarłem powieki, czyjś głos<br />
powiedział, że już doszedłem do siebie, i dwie pary rąk przestały rozcierać mi tułów.<br />
Usiadłem na kanapie i trafiwszy na pytający wzrok Roberta II, zagrałem w powietrzu<br />
palcami, starając się naśladować manierę obcego: każdy przejazd dłonią po kartkach<br />
kończył swoistym akcentem: dodatkowym puknięciem w nie kciukiem.<br />
Sądzę, że nasi przyjaciele nie od razu pojęli grę obcego, choć tak zapewniali. Jednak<br />
z czasem „gabinet z lat dwudziestych" stał się wśród nas synonimem nadziei, potrzeby<br />
przepracowania własnych słabości w aspekcie duchowo-materialnego wzrastania. Był też<br />
synonimem niechwalebnej przeszłości naszego wojowniczego gatunku. Ale przeważało<br />
zawsze pozytywne nastawienie. Tylko wstyd bardzo to zamazywał.<br />
Gabinet z lat dwudziestych otwierał przed nami swoje podwoje jeszcze wielokrotnie.<br />
I choć nie zawsze gościła nas ta sama osoba, to zawsze nosiła szelki i koszulę w kratkę.<br />
Jak gdyby ktoś umyślnie starał się przypominać nam stare powiedzonko, że nie należy<br />
nikogo sądzić po wyglądzie, bo łatwo się wtedy omylić.
133<br />
Wizyty w gabinecie zapowiadały zmianę w postrzeganiu zaświatów. W nowym<br />
świetle ukazały koegzystencję z przedstawicielami obcych ras. Okazało się przy okazji, że<br />
naszą <strong>pl</strong>anetę zamieszkuje jeszcze kilka inteligentnych cywilizacji, choć nie tak licznych,<br />
to równie interesujących i ważnych jak nasz gatunek. Niektóre rasy przebywają z nami na<br />
tej samej płaszczyźnie czasoprzestrzennej, inne w światach równoległych, pozostałe<br />
przebywają tutaj jedynie gościnnie. Są nawet takie, co przebywają na płaszczyźnie<br />
astralnej. A to znaczy, że dysponują techniką umożliwiającą przeniesienie i utrzymanie<br />
materii grubowymiarowej w światach energii subtelnych.<br />
Właśnie tam, w astralu, widziałem dziesiątki miast kosmicznych<br />
0 wielokilometrowej średnicy, i setki mniejszych usytuowanych w całym układzie<br />
słonecznym. Przestrzeń astralna wręcz tętniła życiem. Ruch wszelkiego typu pojazdów<br />
kosmicznych był tak intensywny, że zapowiadał wystąpienie w niedalekiej przyszłości<br />
kłopotów komunikacyjnych. To daje pojęcie o rozmachu przeobrażeń, jakich tam<br />
dokonywano.<br />
I proszę mi nie zarzucać, że przenikanie twardej materii naszego wymiaru w rejony<br />
subtelnych energii astralu jest niemożliwe, bo ja też nadal tak uważam. Zamknięty w<br />
pułapce naszej nauki, wciąż nie potrafię tego zrozumieć. Nie wiem jak, ale jest to faktem<br />
takim samym, jak istnienie światów równoległych w każdym wymiarze. Być może<br />
opanowano tu technikę kosmicznej bańki, umożliwiającej zawieszanie twardej materii w<br />
lżejszej atmosferze światów astralnych. Nie wiem, nad takimi możliwościami się nie<br />
zastanawiam, bo nie jestem naukowcem. Techniczne aspekty tego, co widziałem, są mi i<br />
tak obojętne. Jak czytam książkę, nie zastanawiam się, z jakiego jest wykonana z papieru,<br />
i tyle...<br />
Przy okazji pragnę wyjaśnić, iż nie wszystkie eksperymenty dokonywane na ludziach<br />
w naszym wymiarze odbywają się za zgodą naszych astralnych braci<br />
1sióstr, tych przebywających w wyższych światach. Nie wszystko służy zbożnemu celowi<br />
wspomożenia obcych w rozwoju. Zachodzi wiele przypadków naruszania pewnych<br />
ustalonych praw i procedur, które gwarantują nam cielesną nietykalność. Z pewnością są<br />
tacy, którym współpraca z obcymi wyda się podejrzana, którzy zapytają wprost, a<br />
dlaczegóż to obcy, stojący na bardzo wysokim poziomie technologicznym, mieliby tracić<br />
czas na układanie się z nami, aby tylko otrzymać zgodę na przeprowadzanie jakiś tam<br />
eksperymentów? Skoro są silniejsi, mogą robić, co chcą nikogo nie pytając o zdanie.<br />
Odpowiadam: otóż ludzkość, czyli my, tyle że licząc od poziomu astralnego wzwyż, jest<br />
najpotężniejszą cywilizacją w kosmosie. I żadna z ras nie może się z nami ewolucyjnie<br />
równać. Wszyscy, którzy mogą przybywają do nas po nauki. Chcąc więc poznać nasz<br />
gatunek od podstaw, muszą siłą rzeczy pogrzebać i w naszym materialnym świecie. A tu<br />
często czują się bezkarni.<br />
Teraz z pewnością padnie inne, choć niezupełnie, pytanie: skoro jesteśmy tacy wielcy,<br />
niemal wspaniali, to dlaczego utrzymujemy materialny poziom, skoro panują tu warunki<br />
nie do pozazdroszczenia? Doznajemy tu strasznych cierpień, popadamy w duchowe<br />
rozterki i popełniamy tyle błędów, ile zdoła zgoła tylko wykoncypować ludzki umysł.<br />
Niestety, ale w kategoriach ewolucji kosmicznej my
134<br />
tu i teraz obecni przechodzimy najzwyklejsze pod słońcem szkolenie. Uczymy się myśleć<br />
i działać kategoriami ducha, którym tak naprawdę jesteśmy. Jesteśmy jak malutkie dzieci,<br />
które zaświaty prowadzą za rączkę do szkoły. I od nas samych zależy, jakie oceny znajdą<br />
się na końcowym świadectwie. Jesteśmy pionkami w grze, którą każdy z nas prędzej czy<br />
później skończy z pomyślnym rezultatem. A że nam ciężko, cóż, sami gotujemy sobie<br />
taki los. Nikt nam nie zabrania żyć w świecie pełnym dobrobytu.<br />
Ktoś mnie kiedyś zapytał: czy można człowieka postawić na równi z dewami czy<br />
innymi wielkimi duchami kosmosu? Pytanie niby banalne, a jednak odpowiedź nie jest<br />
taka prosta. Po pierwsze, duch człowieczy sam decyduje, co czynić zamierza; po drugie,<br />
w świecie duchowym nie istnieje pojęcie „ważności". Hierarchizowanie to ludzki<br />
wynalazek. Po trzecie, nie czuję się kompetentny i predestynowany do wyjaśniania tak<br />
zawiłych jednak kwestii. Po prostu za mało wiem. Gdy podobne pytanie postawiłem<br />
myślicielowi astralnemu, pouczył mnie, iż tylko w głowie dziecka mogło takie powstać.<br />
To tak, jakby toczyć spór o to, które słońce jest jaśniejsze i ważniejsze. Nawet<br />
przypuszczenie, iż ważniejsze i jaśniejsze jest to, które ogrzewa pytającego, jest<br />
absurdalne, gdyż dla odpowiadającego jest ważniejsze to, które świeci nad jego<br />
horyzontem. A i tak obaj są w błędzie, bo takie rozumowanie rani miłość pozostałych<br />
form życia. Wszystko jest jednym, nie istnieją żadne różnice i podziały.<br />
Myśliciel nie potraktował mnie jak smarkacza, nie był wzburzony, ale bardzo<br />
troskliwie przyjrzał się mojej duszy. Cóż, widać istota nie wcielająca się nigdy w materię<br />
potrafi z natury być ponad podziały. A potem śmiał się i śmiał, śmiał bez końca, a po<br />
chwili ja z nim. I było wesoło jak nigdy...<br />
W sumie odbyłem aż sześć przeniesień do gabinetu z lat dwudziestych. Pięć w<br />
towarzystwie Roberta II, jedno samodzielnie. Wszystkie były zainicjowane przez drugą<br />
stronę. Obawiam się, że nawet gdybym chciał - nie mógłbym złożyć tam wizyty<br />
dobrowolnie. Trzykrotnie byli to obcy i trzykrotnie Ziemianie. W tym kosmicznym<br />
obszarze nie spotkałem jakichkolwiek bliskich i znajomych. Oni przebywali zupełnie<br />
gdzie indziej: w astralnych światach równoległych, przeznaczonych (bez względu na<br />
<strong>pl</strong>anetarne pochodzenie) wyłącznie dla ewoluujących ludzkich dusz. Trzeba pamiętać, iż<br />
ludzie zamieszkują także inne obszary kosmosu, a nawet doskonalą się na <strong>pl</strong>anetach<br />
astralnych.<br />
Robert II w ciągu niespełna dwóch lat odbył blisko 30 wyjść w obszary kosmicznej<br />
wspólnoty. Odnalazł tam swoje przeznaczenie i swój astralny dom. Przyznał się, że nie<br />
zawsze był człowiekiem i że odmienne postrzeganie spraw moralnych bardzo utrudniało<br />
mu życie. Sam przekazał nam niewiele informacji mówiących o obcych i światach<br />
alternatywnych. Często zastanawiałem się, dlaczego tak jest, czemu wzbrania się przed<br />
ujawnianiem relacji z własnych podróży - nie chce z osobistych powodów czy ktoś mu<br />
tego zakazuje?<br />
W gabinecie z lat dwudziestych delikatnie acz stanowczo zabroniono mi wnikania w<br />
te sprawy, zaznaczając, iż zrobiono dla mnie więcej, niż mógłbym przypuszczać. Z kolei<br />
napomknięcie o tej sprawie w astralu spotkało się z milczącą dezaprobatą. Nie dosyć, że<br />
tylko nielicznych interesowały sprawy światów
135<br />
równoległych, to ci, którzy o tej sprawie wiedzieli coś więcej, sami stanów.;; odradzali<br />
poruszanie tego tematu. Powtarzano w kółko, że na wszystko przyjdzie czas.
136<br />
3.Kosmiczne niewolnictwo Czytelnik<br />
Prawda jest taka, że nasz rozwój na <strong>pl</strong>anecie Ziemia podlega potrójnemu systemowi<br />
kontroli. Pierwszy stanowi nieformalny rząd (Dyrygenci), który z marionetkowymi<br />
rządami państw niewiele ma wspólnego. W tym kontekście rzekomy nadświatowy rząd<br />
masonów to czysta kpina. Prawdziwi rządzący dysponują mocami i techniką<br />
wyprzedzającą to, z czym spotykamy się na co dzień o całą erę technologiczną albo i<br />
dwie. Posiadają tu, wśród nas, swoje agendy, skąd sprawują nieograniczoną władzę. Są<br />
ludźmi w pełnym tego słowa znaczeniu, lecz są również przedstawicielami różnych ras<br />
ewolucyjnych. Najstarsi z nich liczą 30 tysięcy lat. Są bezkarni, okrutni jak starożytni<br />
bogowie, jednak na swój cyniczny sposób identyfikują się z nami. Nigdy nie kontaktują<br />
się z ludźmi w sposób bezpośredni, do tego celu wykorzystują ludzkich posłańców,<br />
którym podtrzymują biologiczne życie do 300-400 lat.<br />
Kolejnym ogniwem w tej zagadce są traktowani na równi z nimi obcy. Aż trzy<br />
cywilizacje mają tu swój dom. Z czego jedna z nich zamieszkiwała ziemię jeszcze w<br />
czasach przedludzkich. Wszystkie one miały swój udział w biologicznym stwarzaniu<br />
drugiej i trzeciej rasy ludzkiej. Są apolityczni i neutralni wobec biegu wydarzeń, jakie<br />
prowokujemy. Zainteresowani po części długofalowym eksperymentem naszej ewolucji,<br />
doskonalszym od ich wzorca, więcej uwagi poświęcają mistykom i artystom niż<br />
naukowcom i politykom. Czasami prowadzą wśród nas normalne życie i piastują wysokie<br />
urzędy, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Jedna z ras obcych do złudzenia<br />
przypomina nasz gatunek. Część mieszkańców USA nosi ich genetyczne dziedzictwo.<br />
Dość często wchodzą w konflikt z Dyrygentami. Robert II był świadkiem, jak obcy<br />
likwidowali umieszczoną na Saharze aparaturę, która wespół z dziesiątkami podobnych<br />
urządzeń emitowała fale zmieniające częstotliwość drgań ludzkiego biopola (po to, by<br />
nasze drgania nie wchodziły w rezonans z drganiami Ziemi). Jednak i jedni, i drudzy<br />
dalecy są od otwartego konfliktu między sobą.<br />
Parę słów powinienem rzec jednak o jednej z ras szaraków, która swego czasu<br />
próbowała usilnie przejąć kontrolę nad naszym światem i która jest odpowiedzialna za<br />
masową eksterminację naszego gatunku i zwierząt. To właśnie oni są chwilowo<br />
najniebezpieczniejszym gościem na naszej <strong>pl</strong>anecie, gościem współpracującym z<br />
kilkoma rządami, który w zamian za <strong>pl</strong>any kosmicznych technologii do woli korzysta z<br />
ludzkich pokładów naturalnych. To właśnie oni są odpowiedzialni za masowe, idące już<br />
w miliony porwania ludzi, wykorzystywanych jako części zamienne oraz półprodukt, z<br />
którego obcy wytwarzają specjalną mieszankę substancji odżywczych, bez których nie<br />
mogliby przebywać na naszej <strong>pl</strong>anecie. I to
137<br />
właśnie im zawdzięczamy gwałtowny rozwój technik masowej komunikacji, których<br />
ogniwem pośrednim jest właśnie Internet, a które w rzeczywistości zapowiadają<br />
wprowadzenie systemu całkowitej kontroli człowieka.<br />
Gdyby Obcych i Dyrygentów przyrównać do kierowników świata materialnego, o tyle<br />
rządzącym ewolucją na Ziemi bytom duchowym wypadałoby przypiąć łatkę dyrektorów<br />
generalnych (Kreatorów). Posiadając nieograniczoną moc i postępując według<br />
całkowicie obcych nam zasad, tworzą biologię tego świata jedynie podług własnych<br />
zamysłów. Ich nie interesują kwestie dobrobytu czy materialnych wartości. Są<br />
scentrowani wyłącznie na przemianie ludzkiej moralności w ustalony ideał, który<br />
zapewnia im jak najpełniejsze pozyskiwanie z nas bioenergii. Ten świat należy do nich, a<br />
cały świat astralny może się tylko biernie przyglądać wprowadzanym przez nich<br />
zmianom. To właśnie oni manipulują nami, dążąc do tego, by nasze organizmy<br />
wytwarzały jak najwięcej emocji. Właśnie dlatego Dyrygenci, by utrzymać się u steru<br />
władzy, musieli dopasować swoje programy do potrzeb Kreatorów. Dlatego, dopóty<br />
istnieć będą Kreatorzy, Dyrygenci będą zmuszeni kontrolować nas z poziomu emocji, a<br />
nie umysłu, gdyż będący częścią ducha umysł leży poza ich zasięgiem. Do tego czasu nie<br />
ustaną wojny, praca ponad siły, głód, zakręcona kultura i sprzeczne z ideą wolności nurty<br />
religijne.<br />
Nie jest jednak aż tak źle, skoro duch ludzki zdecydował się ewoluować w tak<br />
koszmarnych warunkach, to znaczy zstępować w formy materialne przygotowane przez<br />
Kreatorów, a liczne cywilizacje obcych bacznie śledzą cały ten proces. Po prostu<br />
weszliśmy do obcego domu i chcąc dostać strawę i spoczynek - musimy akceptować<br />
prawa ustanowione przez gospodarzy. Oczywiście rola Dyrygentów jest rolą już spisaną<br />
na straty, gdyż Kreatorów nie interesuje rodzaj wzmacnianych emocji, lecz ich<br />
wielokrotność. Jeśli postawiłeś na ewolucję przez wzrastanie w miłości, jesteś dla nich<br />
tak samo dobry jak bezwzględny sadysta. Tu mamy prawo wolnego wyboru. Nie jest<br />
jednak też tak kolorowo. Rodzaj Kreatorów, z jakim mamy do czynienia na Ziemi, jest<br />
raczej z samej natury scentrowany na przetwarzaniu niższych wibracji. Lecz siła ludzkiej<br />
moralności, z którą się przecież liczą może to zmienić. A ponieważ Kreatorzy zakładali<br />
życie na większości <strong>pl</strong>anet w kosmosie, obcy ściągają do nas gremialnie, chcąc się<br />
przekonać, jakim sposobem udaje się nam ewoluować, zmieniając jednocześnie samą<br />
naturę Kreatorów. Badają więc nas od strony biologicznej i duchowej, chcąc nasze<br />
osiągnięcia zaszczepić na własnym gruncie, czyli tam, gdzie nie ma nadziei na<br />
autentyczną ewolucję duchową<br />
Proszę pamiętać, że obcy całą swoją doskonałością duchową i technologiczną<br />
wyraźnie (na swoją niekorzyść) odstają od tego, czego człowiek dokonał w zaświatach.<br />
Inna rzecz, że w porównaniu z naszymi sukcesami tu i teraz obcy wydają się nam wręcz<br />
wspaniali. Ta iluzja rozprasza się jednak w chwili ukończenia karmicznego marszu, kiedy<br />
silny duch ludzki może już podjąć wysiłek zaistnienia w gronie wielkich energii. Lecz - co<br />
niektórych może zdziwić - duch ludzki wcale nie spieszy się z wyciągnięciem pomocnej<br />
dłoni wychodzącym z cienia ludzkim duszom. Byłoby to nie tylko pogwałceniem prawa<br />
wolności i samostanowienia, ale byłoby to działaniem szkodliwym dla ewolucji duszy w<br />
świecie astralnym. Bo siła ducha krzepnie w cierpieniu. To ziemskie męki pozwalają<br />
duszy wyrwać się z piekła
138<br />
stworzonego staraniem Dyrygentów i Kreatorów. Mało tego, gdyby tak na tę sprawę<br />
spojrzeć z innej strony, to można byłoby dojść do wniosku, że nasze nieszczęścia są<br />
zarazem naszym wielkim wybawieniem, że świat Kreatorów jest dla wzrostu duszy<br />
potężnym katalizatorem. I to jest prawda. I to jest powód, dla którego świat ziemski jest<br />
taki, jaki jest - pozostawiony samemu sobie. Ale by przetrwała obecna cywilizacja,<br />
potrzebny jest natychmiastowy przewrót, obalenie Dyrygentów, a do tego możemy<br />
dojść jedynie drogą uzyskania pełnej samoświadomości, poprzez omijanie programów.<br />
Inaczej rzecz wygląda z kosmicznymi rasami, które przybyły tu po nauki. Wielu<br />
naszych naukowców pracuje nad rozwojem technologii umożliwiających obcym<br />
duchowe przeobrażenie w swoich światach. Prace są prowadzone w kierunku<br />
indywidualizacji duszy, są wycelowane na stworzenie ras biologicznych pozbawionych<br />
tzw. zbiorowej świadomości. To największy fortel Kreatorów: gubienie indywidualności w<br />
globalnej technicyzacji życia, tworzenie biologicznego organizmu społecznego, to jest<br />
posiadającego duszę zbiorową podobną do zbiorowej duszy zwierzęcej, gdzie<br />
niemożliwy jest indywidualny rozwój jednostki. To przekształciło wiele kosmicznych<br />
cywilizacji w emocjonalnych niewolników. Wiele gatunków już to zrozumiało. Lecz<br />
potrzeba jeszcze setek albo tysięcy lat, by zmodyfikowane genetycznie organizmy<br />
obcych, tworzące jakby jeden organizm, na powrót pchnąć na tory indywidualności. Tak<br />
oto nasza słabość, nadmierna indywidualność, jest nie tylko naszym wyzwoleniem, ale<br />
jest zarazem nadzieją na wolność dla wielu istnień w kosmosie. Uczą się nas: naszej<br />
duchowości i naszej... biologicznej doskonałości. Jesteśmy wielcy, choć nie zdajemy<br />
sobie z tego sprawy. Nie zdajemy, bo uczy się nas tylko posługi.<br />
Zresztą człowiek był zaprogramowany na niewolnika od samego początku. Kiedy<br />
jakaś ludzka rasa odkrywała swoje prawdziwe powołanie i podnosiła bunt, bestialsko ją<br />
eksterminowano. Kiedy ludzki duch tryumfował na Atlantydzie, po prostu zatopiono<br />
kontynent. Kiedy nasi przodkowie prawidłowo ocenili ewolucyjną grę i podnieśli bunt,<br />
natychmiast stali się niewygodni dla Dyrygentów. Ich potomkom, by nie operowali na<br />
obszarach wielkich energii, pozostających poza domeną naszych Panów, zablokowano<br />
Trzecie Oko. I to był prawdziwy wymiar zagłady Atlantydy. Jezus to ogłosił we<br />
właściwym czasie. Jednak wtedy był niezrozumiany, gubiony w doktrynach.<br />
Dzisiaj zaczynamy rozumieć, że wewnętrzna harmonia rozbudza w człowieku<br />
nadnaturalne siły, że zsynchronizowanie się z ziemskim polem magnetycznym uczyni z<br />
nas siłę, której Dyrygenci nie będą już w stanie się przeciwstawić. Człowiek posiadł już<br />
dar zachowania ciągłości świadomości i nie da się więcej zwieść pozorom. Także<br />
ewoluujący przy nas Kreatorzy uczą się już roli obserwatora. Dzięki nam nawet oni<br />
wykonają krok naprzód. Oto prawda<br />
0 nadchodzącym kresie doczesnego świata. Świata trudów ewolucji, świata rozkwitu<br />
ludzkiego ducha, świata nadziei dla kosmicznej braci. Zwycięstwo należy do nas. Szkoda<br />
tylko, że w przededniu tryumfu wielu z nas zdąży zginąć z głodu<br />
1 cierpienia, a niejeden schowa jeszcze judaszowski grosik do kieszeni.
139<br />
Podczas jednej z wypraw astralnych, kiedy poznawałem zasady istnienia na jednym<br />
ze światów czyśćcowych, tzn. oczyszczających - zostałem wchłonięty przez białe światło i<br />
przemieszczony w osobowość wędrującą przez wszechświat, której jedynym celem<br />
istnienia jest poznawanie warunków, w jakich przebiega ewolucja napotykanych<br />
cywilizacji.<br />
Sam nie wiem, jak wyrazić to, czego doświadczyłem, gdyż żadne słowo nie zdoła<br />
opisać stanów, które stały się moim udziałem, kiedy znajdowałem się w polu egzystencji<br />
tej istoty. Byłem nią, albo ona mną, albo ja jej poglądami, albo istniałem jako chwilowe<br />
otarcie się o jej poglądy - trudno mi to określić. Zdawała się być czymś więcej niż<br />
wiedzą, niż samoświadomością, ale czymś innym od typowej inteligencji. Czym? Nie<br />
wiem i chyba nigdy się nie dowiem. I nie o to chodzi. Cała rzecz rozbija się bowiem o<br />
adresowany do mnie przekaz, a nie o to, jakim rodzajem istoty był Czytelnik, jak owa<br />
niezależna istota w swoim nazewnictwie określiła swój stosunek do kosmicznych form<br />
życia.<br />
Unosząc się w próżni kosmicznej, będąc zawieszonym w czymś żywym i bardzo<br />
cier<strong>pl</strong>iwie znoszącym moją niedoskonałość (może wibracyjną), czułem, jak to pokojowo<br />
nastawione „coś" próbuje dopasować się do mnie i nadać informacje w sposób<br />
najbardziej uniwersalny. Znikąd pojawiły się lśniące kartki, albo raczej tablice grubości<br />
jednego milimetra, całe pokryte drukowanym połyskującym pismem. Litery falowały,<br />
jakby za moment miały upaść, po czym całe wyrazy a potem zdania odrywały się od<br />
tablic i wpadały mi wprost do głowy. Doznawałem efektu podwójnego widzenia:<br />
oglądane treści mogłem odczytywać zarówno na tablicach, jak i w umyśle. Było to<br />
ekscytujące i początkowo mało uwagi zwracałem na sam przekaz. Wtedy ujrzałem przed<br />
sobą Indianina ubranego w suknię z trawy i wielobarwny pióropusz, siedzącego w<br />
pozycji typowej dla medytującego, jak Budda. Kiedy Indianin spojrzał mi w oczy,<br />
uczułem jak zatracam się w sile tego spojrzenia. Wydawało mi się, że nie istnieje nic<br />
poza mną tym starym człowiekiem i wirującymi w kolo tablicami. Potem pozostały tylko<br />
one, a dalej już nic... Pełną świadomość odzyskałem dopiero po powrocie do ciała.<br />
Przedyfundowane do mózgu literki stanowiły już niezniszczalny zapis w korze<br />
mózgowej.<br />
Jeszcze kilka tygodni później mogłem słowo w słowo wyrecytować z pamięci cały<br />
zamieszczony niżej przekaz. Czy ostrzeżenie traktować poważnie, czy spotkanie z<br />
Czytelnikiem naprawdę miało miejsce? - nie jestem tego taki pewien. Do spotkania<br />
doszło bowiem w momencie gromadzenia się we mnie wąt<strong>pl</strong>iwości dotyczących kwestii<br />
rzeczywistego podporządkowania rasy ludzkiej kosmicznym cywilizacjom, całego tego<br />
zamieszania wokół hamowania naszego rozwoju. Może więc podświadomość stworzyła<br />
całą tę scenę jako wentyl bezpieczeństwa, wypuszczający z organizmu niezdrowe idee?<br />
A może wręcz przeciwnie - pojawił się ktoś, kto z rozmysłem rozwiał wszystkie dręczące<br />
mnie wąt<strong>pl</strong>iwości? Pomijając tę kwestię, muszę jednak przyznać, że wszystkie uzyskane w<br />
zaświatach informacje zdają się potwierdzać celność przewidywań (ocen) Czytelnika.<br />
Napomknięto mi, że człowiek jest istotą niezupełnie rozumiejącą sytuację, w jakiej się<br />
znajduje. A gatunek - gromadąjednostek nie znających własnej wartości.<br />
Oto osławiony przekaz:
140<br />
„ Co jest najważniejsze w waszym życiu?<br />
Zycie i zapewnienie nadmiaru. Gdy zostaliście stworzeni, wszystko widzialne już było.<br />
Prawdziwe życie jest niewidzialne. Życie jest w was wkomponowane. Jesteście i życiem i<br />
wami. Nie możecie tego zrozumieć. Ale posłuchajcie.<br />
Koziorodztwo. To choroba chroniczna nieczystej krwi. Pomieszanej z innymi.<br />
Początek zaczął się od zaistnienia istot ludzkich. Świat zrodził zakazany owoc: z dwóch<br />
różnych ras powstała trzecia, upośledzona. Takich rodzajów ludzkich jest dużo, lecz.<br />
tylko część wzrasta na Ziemi. Co zostało zrodzone na Ziemi, nie było godne życia,<br />
dlatego nastał Potop. Nowa wartość powstała jako obraz Z obrazu. Nowe zrodzenie jest<br />
tym samym co stare i postanowione zostało nowe prawo dla wszystkich zrodzonych na<br />
Ziemi. Ono zostało pominięte, a podłożono stare prawo sprzed Potopu. Na skutek<br />
koziorodztwa prawie wszyscy stracili świadomość prawdy i swojej mocy. Tylko nieliczni<br />
zachowali świadomość prawdziwego człowieczeństwa. Prawie wszyscy zostali wytępieni<br />
przez Siły Przeciwne Człowiekowi. Niedobitki są wciąż ścigane i może nastać wasz kres.<br />
Oto sens nadchodzących zmian: wesprzyjcie ich. Poza tym skażone rodzaje wtrącają się<br />
w wasze sprawy. Stosują Kody, Kościoły i Rządy. Cała symbolika wymierzona jest w was.<br />
Jezus nie mógł wam ukazać prawdy<br />
0 lewym prawie, a współcześni tego nie rozumieli. Wsłuchajcie się w jego sekrety. My<br />
nazywamy to walką z lewymi klamkami. Znając kod, odczytasz prawidłowo wyrazy. Są<br />
podane nie tylko w ustalonej kolejności, ale i są odbiciem czasu. Niektóre kody<br />
rozmnażają słowa. Niektóre, co były, się powtarzają. Jest konfidencja. Zwycięży ten, który<br />
ma pojęcie co do siebie. Uważajcie - Rodzina niszczy was wojną, logiką i wymianą<br />
określonej informacji. Prześladują was. Więzienie, Kościół, Wojsko to instrumenty<br />
wymierzone przede wszystkim w poszukujących prawdy. Ogłupianie. Za wszystko, co<br />
wasze, płacicie. Dawniej mieliście to za darmo. Jednak żyjecie od nowa. Wielcy mówią o<br />
złym duchu, Szatanie, i siłach zła. To metafora.<br />
1 Świadomi chcą wam to przekazać.<br />
Ogłupianie. To cały program stworzony dla ich wygodnictwa. Szczęściem, w nim<br />
człowiek może się częściowo realizować. Całość dawno przekroczyła rozmiary ich<br />
rozsądku i służy już tylko ich wygodnictwu. Tak stał się początek ich nadchodzącego<br />
końca. Zwiastowany Krzyż Niebieski oznacza powrót nauk Jezusa.<br />
Wasza prawda to prawo ustanowione przez Ojca Pana. Ale to też ich prawda. Nie<br />
mieli prawa was podporządkować. Będzie Sąd. Jednak większość wierzy, że przechytrzy<br />
Ojca. To hydra istnienia. Nawet Szatan nie wiedział, iż posiada umiejętności Ojca.<br />
Uwięziła go swawola panowania nad światem. Teraz sam się więzi. Tę wiedzę wykształcili<br />
w nim ludzie. Wyszedł dzięki waszym prorokom poza własne ramy. To zgubi w nim<br />
pychę. Jego zbuntowani zwolennicy, zwani Wnikliwymi (Ojciec - Przenikliwy) - już<br />
dostrzegają nadchodzący koniec. To wasza szansa. Wielu chce wam pomóc po obu<br />
stronach życia, lecz ostateczne przełamanie musi się dokonać w człowieku. Kiedy<br />
otworzy się serce i usłyszycie głos swoich dziadów, otrzymacie pewność szybkich zmian.<br />
Wasi sterownicy, żywi i duchowi, wykorzystują do komunikacji między swoimi<br />
światami dziury przestrzenne.
141<br />
Wolność się wam należy, ale musicie przestrzegać Praw Ojca. Czekajcie cier<strong>pl</strong>iwie i<br />
doskonalcie się. Gdy wzrośniecie, usłyszycie światło i....ujrzycie waszych ciemiężycieli.<br />
Rządzą wami bezpośrednio na Ziemi Zakulisowi. To przede wszystkim Wielcy<br />
Kreatorzy: politycy kościelni i rządowi. Stoją na najwyższych szczeblach bezczelności.<br />
Grają rolę niewiniątek, tworzą rządy, o jakich nawet wam się nie śniło. Zastosuj kod:<br />
kancelaria papieska - kant szatana. Niektórzy kreatorzy są pozornie mali, jak wy, lecz to<br />
jedynie pozór. Mogą was kontrolować na ulicy i w domu. Wielu jest niewidzialnych.<br />
Zasadniczo są wszędzie. Wymyślili pieniądz jako potężną formę sterowania wami. Ona<br />
skutecznie was zniewala. Potem symbolika i obrzędy połączone z symboliką. Specjalni<br />
Edukanci uczą wasze dzieci nieludzkiego programu. Byle tylko odciągnąć je od was.<br />
Utożsamienie człowiecze (pan K., obywatel, Polak etc.) to bardzo niebezpieczny oręż<br />
siania nieporozumień. To sens ukazania historii Kaina i Abla. Segregacja wprowadza was<br />
w trans, w którym nie widzicie własnego miejsca. Kod: poligrafia-holografia, obrazek -<br />
pióro - upiorek. Każdy wasz program jest trefny, jest wymierzony przeciwko jednostce.<br />
Całą stronę waszego życia piszą Edukanci. Otrząśnijcie się.<br />
Wszystko, co żyje na lądzie i w wodzie, nie ma podstaw bycia normalnym. Zewrzyjcie<br />
się ze światem. Męczysz człowieka, wykańczasz człowieka, zwierzę, roślinę. Jednak<br />
działalność Edukantów cię nie rozgrzesza. To ty jesteś sprawcą- narzędziem. Zamęczenie<br />
- zadręczenie (domy dziecka, sierocińce dla zwierząt, brak jakiegokolwiek szacunku dla<br />
życia). Kod: ukształtowany - wykształtowany. Wasz porządek to nienormalność, to<br />
podporządkowanie.<br />
Brak wyboru. Niedostosowany płaci śmiercią i zadręczeniem. A Pan Dał Wam<br />
Wszystko Za Darmo. Z Miłości. Z Istnienia.<br />
Robisz i dajesz. Nie walcz, nie stosuj ich metod. Ale nieś ducha. Wielcy prorocy uczą<br />
was medytacji. Wspieraj ich.<br />
Także rozwój duchowy i cywilizacyjny w przekazie wam danym jest zaciemniony. Kod:<br />
to czemu nie ma cię czterech. Więcej i tak w głowie mieć nie będziesz. To wynajdywanie<br />
bardziej skom<strong>pl</strong>ikowanych trendów. Strzeżcie się. Zycie i Duch to to samo. Już jesteście<br />
wielcy. Tylko się obudźcie. Kod: sen - męka. Nie nabywajcie niewłaściwych nawyków.<br />
Tylko drzwi otwórzcie. Zaprzyjaźnijcie się z rośliną.<br />
Istnieje też świat duchowy, bytujący obok waszych spraw. Nie zajmujcie się tym. Kod:<br />
nie depcz tam. Nawet Biali Bracia tam nie zaglądają. I wy nie poznacie tego: wy nie<br />
potraficie chodzić nawet wokół własnych spraw. Kod: zostaw duszę mrówki w spokoju.<br />
Wam nie wolno się tym światem zajmować, ani losem waszych ciemiężycieli.<br />
Wychowujcie dzieci i wzrastajcie. Kod: siedź i śnij. My też czekamy.<br />
UFO - normalne istnienie. Mogą wam tylko pomóc. Nie ma nic umarłego. Wszystko<br />
jest żywe i zdążające ku poznaniu. Oni i ciała niebieskie też. Kod: po co ci wiedzieć, jak<br />
uruchomić księżyc? Wiele zamierzeń powyżej i poniżej was dotyczy, lecz nie czas się tym<br />
zajmować. Odejdźcie z niewoli. Kod: pies ma tyle, co ma. UFO wam rozumu nie rozwinie.<br />
Wasz umysł jest w materii zablokowany. Ale jest
142<br />
wdrożony we wszystkie trendy. Kod: nie kombinuj. Utrzymujcie się przy życiu i patrzcie.<br />
Zniszczcie nadwynaturzenia. Poszanujcie wszelkie przejawy życia. Odtrujcie się. Kontaktu<br />
z mistrzami nie szukajcie. Kod: zerwij z kontrwywiadem. Jeśli was mistrz nie znajdzie, wy<br />
go też nie. Pamiętajcie: Oni zawsze dotrą do niego przed wami. Wasz cel: żyć zgodnie z<br />
prawem Prawdy.<br />
Szatan was miesza bez pozwolenia. Wasze samopoczucie to sterowana landrynka.<br />
Nie odczuwacie prawdziwego zadowolenia z życia.<br />
Świat duchowy i świat żywy podlega woli Pana. Prawo jest jedno. Nie bawcie się w<br />
kontakty ze światem duchowym. Dla was to zakazane. Kod: świeca sama gaśnie.<br />
Wyzwólcie się. Będzie, co było. Początek był i znowu będzie. Po prostu żyjcie. Kod: nie<br />
udawaj, że oddychasz.<br />
Wszechświat jest wielki. Każdy ma swój rodzaj, lecz rodzaj to nie to samo co całość.<br />
Kod: oglądaj siebie. Nie gubcie się. Pilnujcie właściwej kolejności. Przestańcie baczyć na<br />
brata i siostrę swoją, lecz baczcie na siebie. Nie pouczajcie ich ani siebie. Usłyszcie<br />
własną ciszę. Kod: spokojny podwieczorek nie należy do ciebie. Za myślami, emocjami<br />
czekacie wy sami. Przez was dokona się reszta.<br />
Nie przyszliście na świat z Ego. Domontowano je wam. Myśli fabrykuje się dla was od<br />
zawsze. Tylko emocje są wasze. Ten moduł życia, wznoszony w rozwoju, da większe<br />
<strong>pl</strong>ony niż osławiona droga ducha krzyżowego. Zabijając emocje, zabijacie samych siebie.<br />
Lecz żywiąc je niewłaściwie, wolniej podążacie ku duchowi. Zanurzcie się w głębiny dnia<br />
codziennego i w jego znoju odnajdżcie własną drogę - to sposób najpewniejszy. Kod: od<br />
Wacława do Wacława.<br />
Życie oznacza bycie sobą.<br />
Rodzina nie wychowuje już dzieci. Robią to za nią programy. Ani ksiądz, ani polityk<br />
nie może wam mówić, co macie robić. Strzeżcie się też pokazujących drogi. Pokazują je<br />
nie wszystkie. Niektórzy postępują tak z przykazania, inni z przymusu. Czytajcie między<br />
wierszami. Ja jestem Czytelnikiem. I uczcie się w sobie.<br />
Uważajcie na tych, co się tutaj nie narodzili. Kod: bocian dzieci nosi. Wasza siła jest w<br />
waszej słabości. Tego Szatan nie spostrzegł w uśmiechu Pana. A prawda w miłości i<br />
mocy spokoju. To stany święte niczym ruch Przyczyny.<br />
Media (szkoły i kino) to magia. Odciągają waszą uwagę. Syn Ojca zszedł was tego<br />
nauczać. Jezus poszedł wysłuchać uczonych w Piśmie i zapytał: "Co zrobiliście w Domu<br />
Ojca". A oni zrobili z tego martwą świątynię. "Ja jestem z człowieka" - ostrzegł ich. (Kod:<br />
dorwać małego). Czyż nie napisano w waszym Prawie: Ja rzekłem: bogami jesteście?"<br />
Pismo nazywa bogami tych, do których skierowane jest Słowo Boże. Jednak tajemnica i<br />
magia Pisma była tak wielka, że i Apostołowie zostali z prawdy wywiedzieni. I siadł Paweł<br />
na kamieniu i zapłakał, bo zrozumiał. Kiedy usłyszycie na mszy świętej: Idźcie, ofiara<br />
została spełniona! - zrozumcie to dosłownie. Tą ofiarą jesteście wy.<br />
Odtwórzcie nauki Jezusa. Kod: kamień na kamieniu tutaj nie zostanie. A prawdziwymi<br />
mistrzami nazwijcie wtajemniczonych. "Ja jestem drogą, prawdą i życiem" - powiedział<br />
Wielki Nauczyciel, nakazując tak myśleć każdemu prawowiernemu. Nieczysty podszept<br />
rzucił światu myśl, iż tylko ów nauczyciel jest
143<br />
drogą, prawdą i życiem. Zaprawdę powiadam wam, iż drogą prawdą i życiem jest każdy<br />
z was".<br />
Brać Czytelnika na poważnie? Można i nie trzeba - on sam zaprasza do poznania<br />
życia takim, jakim ono jest, bez dorabiania mu górnolotnej filozofii. Powinniśmy raczej<br />
zwrócić baczniejszą uwagę na naszą moralność. Nie idzie mi o wspieranie wysiłków<br />
mających na celu zmniejszenie dysproporcji między narodami świata. Od tego są liczne<br />
rządowe i pozarządowe organizacje. Mam na myśli widzenie brata w drugim człowieku.<br />
Tu można zmienić najwięcej. Wtedy nie rzucisz w niego kamieniem, a wręcz przeciwnie -<br />
podasz kromkę chleba. Musisz dojrzeć do tego, by zakopać wraz z bronią wszelkie swoje<br />
uprzedzenia. Żyj godnie - to wystarczy, więcej nie trzeba. I nie mów, że to niemożliwe.<br />
To trudne dla twojego ego, dla twojej mrocznej strony, ale nie dla ciebie. Zrobisz to<br />
teraz, skrócisz swoją edukację i zaoszczędzisz wiele bólu swoim braciom.<br />
Że na zmiany nie jest za późno, dowiedzieliśmy się z przesłania, jakie zostawiło nam<br />
UFO 15 sierpnia 2002 r. w okolicach miejscowości Crabwood w Anglii. Ukazany w zbożu<br />
piktogram przedstawiał twarz kosmity, obok której z prawej strony znajdował się<br />
przypominający kartę kodową dysk wypełniony łatwymi do odczytania znakami. Jego<br />
treść doskonale koresponduje z potrzebą szukania przez nas kosmicznej tożsamości.<br />
Oto on:<br />
„Strzeżcie się doręczycieli (dawców) FAŁSZYWYCH prezentów i ich ZŁAMANYCH<br />
(NIEDOTRZYMYWANYCH) OBIETNIC. Wiele BÓLU, ale jeszcze (jest) czas. EELRIJUE.<br />
DOBRO (tam na zewnątrz) istnieje. Sprzeciwiamy się OSZUSTWU. ZAMKNIĘCIE kanału<br />
(zakończenie połączenia)".<br />
Jeśli ktokolwiek wątpi w sens nadchodzących zmian, to pragnę go pocieszyć.<br />
Widziałem też świat przyszłości pozbawiony zła. Ludzi uśmiechniętych, wielkie na<br />
kilometry kopuły miejskie, poza którymi przechadzały się dzikie zwierzęta. I niebo<br />
błękitne, i słońce radośnie rozpostarte nad horyzontem.
144<br />
Oprogramowanie<br />
Póki co wzrastamy w światach stworzonych przez Kreatorów. Bezpośrednio rządzą<br />
nami Dyrygenci: Obcy i Zakulisowi, czyli rząd ponadś wiato wy. Robią to za sprawą<br />
specjalnych programów, których strzegą choćby wspomniani Edukanci i Sterownicy.<br />
Nasze pierwsze cywilizacyjne obudzenie musi polegać właśnie na zrozumieniu<br />
sposobu działania programów, które manipulują umysłem poprzez emocje. A ponieważ<br />
całość ma charakter energetycznego sprzężenia zwrotnego, dochodzi tu także do<br />
odwrócenia procesu i bezświadomego podsycania ubezwłasnowolniających nas stanów<br />
emocjonalnych. To bardzo, ale to bardzo ważne spostrzeżenie. Jednak jego przyjęcie nie<br />
jest aż tak proste, gdyż w pochodzie ku wolności rozum musi jeszcze przejść falę<br />
krytycyzmu, co oznacza na dodatek stoczenie walki z montowanym karmicznie ego.<br />
Przyjrzyjmy się owym wspomnianym programom, więzieniu, którego mury zdają się<br />
być niewidoczne, a które sprowadzają nasz umysł do roli mechanizmu. Programy<br />
warunkują cale nasze życie, to one, anie my, są prawdziwymi sprawcami zdecydowanej<br />
większości naszych czynów. Są tak skonstruowane, by myśleć i czuć za nas, by reagować<br />
zgodnie z przesłaniem niesionym przez program nadrzędny. One warunkują całe nasze<br />
życie. Tworzą małe i wielkie struktury, które wyznaczają nasze role tak w gronie<br />
rodzinnym, jak społecznym. Są przysłowiowym biblijnym po<strong>pl</strong>ątaniem języków. Ich<br />
doskonałość gwarantuje im niezależność, samopowielanie się, a nawet swoistą ewolucję.<br />
To one właśnie tak kom<strong>pl</strong>ikują rzeczywistość, że nawet rozwój współczesnej techniki,<br />
miast ułatwiać nam życie, jeszcze bardziej uzależnia nas od niej, czyniąc z umysłu aparat<br />
interpretacyjny, który poza ustawicznym uczeniem się reagowania na technikę nie ma<br />
już czasu na poświęcenie sobie choćby minuty uwagi. Typowa metoda otumaniania<br />
nowych członków sekt, którym na samodzielne myślenie nie zostawia się ani jednej<br />
wolnej chwili.<br />
Dezorientacja jest cechą każdego programu. A jak wiemy z doświadczenia,<br />
rozproszony umysł jest wyjątkowo podatny na uleganie zewnętrznej kontroli. Z grubsza<br />
można podzielić programy (usypiacze) na polityczne, gospodarcze, kulturowe i religijne.<br />
Wymuszają one określone wzory zachowań w pozbawionych woli umysłach. Tworzą<br />
ogólny wzór, którego odtwarzanie staje się samopowielającą się normą. Są zaborcze i<br />
wyrafinowane. Cenzurują każdy rodzaj myśli. I pomyśleć, iż są „tylko" informacją i umysł<br />
może swobodnie zastanawiać się nad ich prawdziwością.<br />
Dlaczego więc umysł każdy program przyjmuje jako zasadny? Ano dlatego, iż każdy<br />
program odwołuje się do emocji, jest na stałe w nich zakotwiczony i zawsze, ale to<br />
zawsze opiera się na już wcześniej zaakceptowanych standardowych programach,<br />
noszących miano potrzeb. Tak strategicznie skojarzone stają się
145<br />
nieuchwytne i klasyfikujące, to znaczy ujmujące świat w iluzorycznych kategoriach<br />
nakazu, czyli obowiązku. Dlatego postrzegamy i akceptujemy granice państwowe, choć<br />
to totalna bzdura, dlatego różnicujemy ludzi na podstawie koloru skóry, uważając<br />
„czarnych" za gatunek gorszy od „białych", choć to ewidentne nieporozumienie, dlatego<br />
wreszcie czujesz się bogaty, nosząc w portfelu kilka kart kredytowych, choć to tylko<br />
<strong>pl</strong>astik za nic nie przedkładający się na wartość poniesionego przez ciebie wysiłku.<br />
Klasyfikując wszystko dookoła, popadasz w obłęd, podejmujesz grę, która nic nie wnosi,<br />
a jedynie otumania, która odciąga twoją uwagę od sensu życia i kradnie cenne zasoby<br />
energii. Klasyfikujesz i klasyfikujesz, bez końca, na dodatek według zaleceń kolejnych<br />
programów. Nawet ty sam nosisz piętno osobowego programu, który wspierają<br />
pomocnicze programy wychowawcze. Nawet, za przeproszeniem, s<strong>pl</strong>unąć nie możesz,<br />
kiedy chcesz i gdzie chcesz. W autobusie - rozumiem, można po<strong>pl</strong>amić czyjeś spodnie,<br />
ale dlaczego rozglądasz się, czy kto cię nie widzi, skoro stoisz na środku pustej drogi?<br />
Ano dlatego, że programy mają zakodowaną klasyfikację skutków i przyczyn. Nawet<br />
kojarzysz, korzystając z pomocy programów, bo ich wpisująco-łączący charakter<br />
jednoczy cię ze wszystkimi ludźmi. Zapominasz przy tym, że droga ewolucji biegnie<br />
doliną indywidualności. Tylko zwierzęta mają duszę grupową nie ty... Dlaczego więc nie<br />
potrafisz tego wyraźnie dojrzeć? Bo prócz zakorzenienia się w emocjach, programy są<br />
wyposażone w filtry, które blokują rozwój niepożądanych reakcji. Dlatego ciągle zajadasz<br />
się ciastkami i lodami, zachłystując się ich smakowitością choć zawarty w nich cukier<br />
upośledza ci mózg, organ przejawiania się umysłu w materii. Dlaczego więc na Boga nie<br />
wyrzucisz go z jadłospisu? Bo zdrowy i mądry byłbyś trudniejszy do manipulowania... i<br />
tyle. Jesteś tak zaprogramowany, że nawet czytając te słowa, z chęcią sięgasz po kolejną<br />
porcję trucizny... O zgrozo! Więc program działa bardzo skutecznie, program wydaje ci<br />
rozkazy, program wyznacza ci granice twojej wolności. W tej chwili, czytając te słowa,<br />
potrafisz to sensownie zrozumieć, ale czy będziesz taki światły, gdy włączy się program<br />
krytycyzmu? Rzecz w tym, że każdy program ma skorelowany z nim anty-program. Twój<br />
Krytycyzm i Twoje Poparcie nic tu nie znaczą, liczy się tylko zaprzątanie Twojej Uwagi<br />
owym problemem. Na to masz tracić czas i siły. Nawet nasza wspólna tu obecność jest<br />
na swój sposób zaaranżowana i tylko nam się wydaje, że ocieramy się o sekret,<br />
tymczasem program w tej chwili reprodukuje sam siebie, potem rozpowszechni poprzez<br />
nas i na zasadzie skojarzeń z innymi programami wywoła określony skutek. Jaki? Ano<br />
zawsze zbieżny ze wzorcami społecznymi: masz myśleć i zachowywać się jak reszta<br />
populacji.<br />
Mógłby w tej chwili ktoś zapytać: no to po co się męczyć, skoro i tak nic z tego nie<br />
wyjdzie? Otóż nie całkiem. Programy bowiem, choć są idealne, pracują na żywej materii<br />
umysłu. Chcąc manipulować ową materią umysłu, muszą dostarczać jej właściwych<br />
informacji, a ponieważ umysł bombarduje w każdej chwili milion danych, muszą<br />
przepuszczać je przez tzw. filtr percepcji. Nie potrafią jednak najważniejszego:<br />
przewidzieć do końca sposobu przetworzenia owych informacji przez żywy obiekt. I to<br />
jest dla nas jedyna szansa na odkrycie mistyfikacji, na zrozumienie, że wybór pomiędzy<br />
programami nie jest żadnym wyborem. Lecz
146<br />
uwaga: próba rozwiązania tej zagadki, czyli zastąpienia starego programu nowym, jest<br />
równoznaczna z poddaniem się programowej strategii. To koń trojański zamykający nas<br />
w pułapce ograniczenia. To machina, której celem nie jest bynajmniej nasze dobro.<br />
Jak więc uwolnić się od oprogramowania społecznego, kulturowego i religijnego, jak<br />
ujrzeć światło na niebie? Odrzucić to wszystko... i tyle. Ale odrzucić w sensie duchowym,<br />
nie myślowym, bo co jak co, ale programowego myślenia uczono nas już w przedszkolu.<br />
Trzeba porzucić programy i medytować, zaglądać za kulisy teatralnej sceny, gdzie<br />
funkcjonują uświadamiane i nieuświadamiane mechanizmy obronne, te systemy<br />
bezpieczeństwa, które zbudowaliśmy racjonalnie, ale które same w sobie są także<br />
programami. Dopiero wtedy, gdy będziemy całkowicie bezbronni, zrozumiemy pojęcie<br />
programu i jego policyjny charakter, zrozumiemy, że to on i nic więcej przeszkadzał nam<br />
w uczeniu się. Że pod przykrywką gromadzenia wiedzy i dóbr ukrył naszą mądrość, która<br />
z jakimkolwiek gromadzeniem dóbr (także w postaci informacji) nie ma nic wspólnego,<br />
gdyż uczymy się tylko wtedy, gdy podążamy za sobą a nie za wiedzą. Przecież<br />
gromadzenie wiedzy nie jest uczeniem się, a tylko kolekcjonowaniem informacji.<br />
Niszcząc to wszystko, co dla nas stworzono, odkryjemy, że pętająca naszą swobodę<br />
programowa moralność jest niczym więcej tylko niemoralnym programem, który<br />
podsyca w nas egoizm, zachłanność, ambicję, a poprzez różne lęki i przesądy (zwłaszcza<br />
religijne) zamyka w twierdzeniach obcych naszej duchowej naturze. Żeby odnaleźć<br />
prawdę, należy całą tę fikcję zburzyć. Jednak nie burzyć w celu podążania za nową fikcją,<br />
ale W celu zrozumienia mechanizmu działających programów. Potrzebna jest radykalna<br />
rewolucja, która zniszczy wiodące programy i naszą uwagę skieruje w stronę<br />
samowiedzy, do naszego wnętrza. Tam uświadomimy sobie nasze relacje ze światem. W<br />
związkach z innymi, zachowując nadzwyczajną czujność umysłu i wnikliwość,<br />
postrzeżemy, odkryjemy, dlaczego postępujemy tak a nie inaczej, wbrew duchowemu<br />
prawu.<br />
Owszem, łatwo i wygodnie jest zawierzać programom, nie starając się siebie<br />
rozumieć, ale podążanie za nimi nigdy człowieka nie wyzwoli, nie nauczy podstaw<br />
prawidłowego myślenia i nie odsłoni prostoty umysłu. Wybór jest oczywisty: albo<br />
ocenianie, wartościowanie, gromadzenie i uczestniczenie w niekończącym się wyścigu, w<br />
którym nagrodąjest iluzja, albo - ponadczasowość, w której kończy się teatr, a przed<br />
zmęczonymi oczami rozpościera się kraina prawdziwego zrozumienia. Pamiętaj, program<br />
to twój ideał, to projekcja twoich pragnień, to iluzja dezintegrująca twoje autentyczne<br />
moce. Kiedy oczyszczamy umysł z wpływów ideału, ulegamy całkowitej przemianie, to<br />
co jest - znika.<br />
„Po prostu próbuję zwrócić uwagę na fakt - wskazuje Paul Devereux - że obecnie<br />
gruntownie zmienia się sposób, w jaki postrzegamy świadomość i rzeczywistość.<br />
Rzeczywistość na poziomie fizyki kwantowej jest niczym więcej, jak tylko potężną<br />
energią o zmiennym natężeniu. Lecz na poziomie, na którym zachodzą interakcje między<br />
ludźmi, postrzeganie "rzeczywistego świata" kształtowane jest przez psychikę i kulturę, w<br />
której żyjemy. Tak więc, rzeczywistość jest tworem
147<br />
mentalnym, modelem stworzonym na podstawie danych docierających do naszych<br />
zmysłów. Procesy umysłowe porządkujące informacje są takie same jak te, które tworzą<br />
halucynacje. Można by zatem zaryzykować stwierdzenie, że nasza kultura jest<br />
halucynacją samą w sobie i trwa, dopóki przy niej obstajemy. Jeśli zażyjemy jakikolwiek<br />
środek halucynogenny, nasze ograniczenia znikają i nagle jest nam dane ujrzeć<br />
wielowymiarową rzeczywistość o nieskończonych możliwościach ".<br />
Współczesna medycyna dysponuje urządzeniami pozwalającymi sprawdzić, co się<br />
dzieje w mózgu i gdzie z dokładnością do milimetra. Rezonans magnetyczny,<br />
tomografia komputerowa i pozytronowa tomografia emisyjna wskażą szczegółowo,<br />
który obszar mózgu odpowiada za marzenia senne, a który za mistyczne doznania.<br />
Jednak żadna aparatura nie da nam odpowiedzi na proste wydawałoby się pytanie: Czy<br />
mózg stworzył Boga, czy też Bóg stworzył mózg? Tej tajemnicy nie wyjaśni współczesna<br />
nauka ani żadna choćby najdoskonalsza maszyna. Jednak proste spostrzeżenie, iż w<br />
czasie olśnienia, kiedy zanika odczuwanie zmysłowe, a więc kiedy pozostaje czysta<br />
świadomość i owa świadomość nie potrzebuje już obiektu, a więc przestaje być<br />
produktem ubocznym działania zmysłów - owo spostrzeżenie mówi nam, że mózg a<br />
umysł to dwie różne rzeczy, choć przenikające się i współpracujące na wielu poziomach.<br />
Oznacza to, że niekoniecznie jedno potrzebuje drugiego do egzystencji, ale oznacza też,<br />
że stymulując jedno można bezpośrednio oddziaływać na drugie. Pamiętając o tym, że<br />
mózg jest organem fizycznym sprzężonym z ciałem, możemy postawić tezę, że każde<br />
wrażenie czy myśl znajduje odzwierciedlenie w zmianie aktywności mózgu. Wpływając<br />
na aktywność mózgu, wzmacniając lub wygaszając pobudzenie układu nerwowego,<br />
modyfikujemy także funkcjonowanie umysłu. I inaczej: umysł jest w stanie przekształcać<br />
emocje, a emocje sterować pracą umysłu.<br />
To, że mózg nie jest obowiązkowym organem do wyrażania się umysłu na tym<br />
poziomie materii, choć niewąt<strong>pl</strong>iwie bardzo pomocnym, wie medycyna od dawna.<br />
Wodogłowie, usuwanie półkul mózgowych, prawie całkowite zniszczenia kory<br />
mózgowej, a nawet jej genetyczny brak nie przeszkadza wielu osobom czuć i żyć<br />
normalnie, tak jak gdyby nie wiedzieli, że mają pod sklepieniem próżnię. Tak jakby umysł<br />
nie dostrzegł, iż jego materialny przedstawiciel w tym wymiarze przestał funkcjonować,<br />
że go zabrakło.<br />
Wiele natomiast mówi się o ilorazie inteligencji, zapominając, iż ten test dotyczy tylko<br />
tzw. inteligencji logicznej, której wysoki poziom świadczy raczej o nieprzystosowaniu do<br />
życia, o nieumiejętności odnalezienia się nawet w prostych codziennych czynnościach.<br />
Nie dziwi więc wynik badań dotyczących sukcesów, jakie ludzie obdarzeni wysokim IQ<br />
odnoszą w życiu. Podsumowanie ich starań jest doprawdy zastanawiające: nie tylko że<br />
przegrywają w walce o etaty z osobnikami o dużo niższym IQ, ale mają na dodatek<br />
poważne kłopoty z utrzymaniem na odpowiednim poziomie stosunków<br />
interpersonalnych. Za to odnoszą wyjątkowe sukcesy w tworzeniu wszelkiego rodzaju<br />
koncepcji naukowych. Są tu tak samo niezastąpieni jak mrówczy wojownik na polu walki.<br />
Tu są niepokonani, ale ich egzystencja zależy od słabszych krewniaków.
148<br />
Te rozbieżności między społecznymi oczekiwaniami, jakie przypisuje się ludziom<br />
wybitnym, a ich rzeczywistymi dokonaniami dosyć długo zastanawiały psychologów,<br />
doprowadzając w końcu do podziału inteligencji na racjonalną, emocjonalną i duchową.<br />
Tu IQ przypadło inteligencji racjonalnej, logicznej. Zaradność życiową uwarunkowano<br />
właściwie wykształconą inteligencją emocjonalną - EQ, którą słusznie uważa się dziś za<br />
podstawową. Jest ona wręcz wyznacznikiem naszego powodzenia w życiu. Co prawda<br />
samą inteligencję rozczłonkowano już na wewnątrzpsychiczną emocjonalną duchową<br />
humanistyczną matematyczną przestrzenną kinestetyczną i muzyczną ale to właśnie<br />
inteligencja emocjonalna odpowiada za nasze codzienne zachowania. To ona wytycza<br />
drogi, jakimi zwykliśmy się poruszać, dokonując wszelkich życiowych wyborów. Im EQ<br />
jest wyższe, tym mniej popełniamy błędów. W połączeniu z inteligencją duchową której<br />
zawdzięczamy kreatywność, elastyczność i twórczą spontaniczność - jest przebojową siłą<br />
taką co to każdą przeszkodę potrafi pokonać. IQ przydaje się jedynie do oszacowania<br />
wielkości tej przeszkody.<br />
Nas interesują emocje, bo to one są siłą wymykającą się spod naszej kontroli. Są<br />
energią potrafiącą zniszczyć nasze życie bez udziału naszej woli. Są mistycznym<br />
składnikiem naszego zadowolenia lub niezadowolenia. Są siłą która porusza nami jak<br />
marionetkami. Ktoś, kto nauczył się sztuki panowania nad emocjami, potrafi wziąć los w<br />
swoje ręce. Nim do tego jednak dojdzie, człowiek musi w sobie wiele przełamać. I nie<br />
znajdzie się nikt, kto mu poda przyjacielską dłoń. Wręcz przeciwnie: występując<br />
przeciwko kulturowemu oprogramowaniu, stanie się czarną owcą wyrzutkiem spoza<br />
kręgu, tworem zaburzającym sankcjonowaną moralność, którego nikt nie będzie<br />
adorował. Ci co to zrozumieli, po latach walki przywdziewają maskę naiwności i piją<br />
drinki tylko w towarzystwie podobnych sobie.<br />
Nim powiem wprost, do czego zmierzam, zacznę od czegoś, co mnie spotkało wiele<br />
lat temu, co zburzyło moją naiwną wiarę w doskonałość tworu, jakim jest ludzkie ciało, i<br />
co licznymi potem faktami uzmysłowiło mi, z jaką perfidią jesteśmy kontrolowani już na<br />
podstawowym, biologicznym poziomie. Odkrycie sekretu niewolnictwa dało też nadzieję,<br />
że nadejdzie czas, gdy człowiek będzie w stanie oprzeć się ciemięzcom.<br />
W czasie jednej z astralnych podróży, które odbywałem pod opieką mojego<br />
przewodnika, dostarczono mnie nad <strong>pl</strong>anetę do złudzenia przypominającą naszą<br />
błękitną Ziemię. Z tą różnicą że tamta była większa i otoczona grubą warstwą białych<br />
chmur. Tuż przede mną w przestrzeni kosmicznej, między mną a powierzchnią <strong>pl</strong>anety,<br />
unosił się pojazd zbudowany ze spojonych sobą półbąbli. Takie szklane kopuły<br />
opadające na metaliczne dna. Jakby wziąć garść baniek mydlanych, przeciąć na pół i do<br />
każdej z nich od spodu dokleić denko. Jedne były większe, wielkości domu, inne<br />
mniejsze, nie większe od pokoju. Gdzieś w połowie wysokości ścianki stykały się z sobą<br />
tworząc trwałe przejścia. Delikatność całej konstrukcji była iluzoryczna, bo miałem<br />
pewność, że nic nie jest w stanie jej naruszyć.
149<br />
W jednym z bąbli lewitował półnagi, ubrany tylko w białą opaskę mężczyzna. Był<br />
kimś w rodzaju duchowego przewodnika, którego mistyczne doświadczenia były potem<br />
jakoś przekazywane na widoczną w oddali <strong>pl</strong>anetę i kontynuowane przez jego uczniów.<br />
Choć ciało miał młode, czuło się wiekowość jego duszy. Odniosłem wrażenie, iż był<br />
istotą eteryczną, która tylko okresowo materializowała swoją postać dla ułatwienia<br />
kontaktu z rezydentami <strong>pl</strong>anety. Być może, czego nie jestem pewien, cała konstrukcja<br />
była kom<strong>pl</strong>eksem, który w celach treningowych odwiedzały jeszcze inne istoty.<br />
Zawieszoną między dwoma słońcami <strong>pl</strong>anetę zamieszkiwała cywilizacja, w której w<br />
jednym czasie ewoluowały aż jej trzy gałęzie rozwojowe, przy czym tylko jej ostatni<br />
poziom miał świadomość istnienia pozostałych dwóch. Pierwszą stanowili osobnicy<br />
scentrowani wyłącznie na realizacji własnych potrzeb. Całkowicie materialni, pracujący i<br />
nurzający się w świecie rozrywek i rywalizacji. Mimo braku wojen i istnienia jednej<br />
narodowości folgowali własnym emocjom na pełnym gazie. Zaryzykowałbym<br />
twierdzenie, że taki stan osiągnie nasza ziemska cywilizacja gdzieś za sto lat.<br />
Drugi poziom stanowiła grapa istot, które mimo materialnego ciała, a więc mimo<br />
własnej fizyczności - przeszła za życia na wyższy poziom rozwoju. Odżywiając się przy<br />
pomocy specjalnych maszyn energią czerpaną wprost z otoczenia, krasząc wytrwale<br />
emocjonalną ułomność, świadomie, poprzez doświadczenie, dochodzili bardzo szybko<br />
do stanu, w którym możliwy był przeskok (karmiczny?) w wyższe światy. Byli<br />
zmaterializowaną formą naszego astralu. Nie wiem, czy dobrze to odebrałem, ale takie<br />
odniosłem wrażenie. Prawdę powiedziawszy, nie zastanawiałem się wtedy nad tym, więc<br />
i nie otrzymałem wyczerpujących wskazówek, a dzisiaj na uzyskanie odpowiedzi z<br />
bezpośredniego źródła jest już za późno.<br />
Trzeci, najwyższy stopień rozwoju tworzyły istoty w pełni duchowe, niewidzialne dla<br />
współtowarzyszy z niższych <strong>pl</strong>anów, które za chwilowo główny cel obrały sobie dążenie<br />
do jak najszybszego wyrwania z koła reinkarnacji bardziej opóźnionych w rozwoju braci.<br />
Byli czymś pośrednim między duchem a duszą. I choć mogli napawać się całkowitą<br />
wolnością i realizować tylko własne cele, postanowili tkwić w niższej materii, by<br />
pracować dla dobra ogółu. Przekazując w formie wizji i myśli godne naśladowania<br />
wzorce zachowań, przyspieszali proces wypalania emocji, aby tylko ich bracia mogli jak<br />
najszybciej opuścić obszar grubej materii.<br />
Unoszący się przede mną przewodnik miał podkurczone i skrzyżowane nogi, a ręce<br />
trzymał oparte wewnętrzną stroną na udach. Zapatrzony przed siebie, w nicość,<br />
lewitował pogrążony w głębokim transie. W pewnej chwili pojawiło się wokół niego<br />
mnóstwo zobrazowanych myśli, takich, co to dopiero mają przerodzić się w czyn, i wiele<br />
zaistniałych zdarzeń z przeszłości. Sceny nakładały się jedna na drugą zlewały z<br />
materializującymi się w zamiary myślami, a mimo to każdą z nich wciąż postrzegało się<br />
jako oddzielną całość, choć między wieloma zachodziły bliskie związki w czasie, jakby<br />
jedna wynikała z drugiej, np. powzięty wcześniej zamiar dotykał w ruchu samego siebie,<br />
tylko już przeistoczonego w prawdziwe
150<br />
zdarzenie. Były tu sceny kłótni, pobić, waśni i przyjacielskich spotkań, a także zmieszane<br />
w bezładzie wszelkiego rodzaju intencje. Nie trzeba było być specjalnie domyślnym, by<br />
zrozumieć, że oto medytujący został otoczony odtworzonymi z przeszłości chwilami,<br />
których był głównym reżyserem i aktorem. Przesłanie było nader oczywiste.<br />
Nagle z góry spłynął snop białego, opalizującego złotawo światła, który spowił całą<br />
postać. Taka gruba na kilkanaście centymetrów rura przechodząca przez czubek głowy i<br />
poprzez sklepienie czaszki przenikająca tułów aż kości ogonowej. Owo światło zdało się<br />
zasadniczo wpływać na stan tego człowieka. Otaczające go obrazy straciły impet,<br />
pojaśniały, a nawet znacznie wyblakły.<br />
Najgorsze ze społecznego punktu widzenia wydarzenia, w których medytujący miał<br />
swój udział, zostały wykasowane. Zostały tylko te świadczące o jego poprawnym<br />
zachowaniu, w którym dawał upust dobrej woli. Ale okazało się, i to się boleśnie czuło,<br />
że narzucony, albo raczej uzależniony od wpływu białego światła system zachowań<br />
bardzo ograniczył samodzielność fizyczną i psychiczną tej postaci. Indywidualność, a<br />
nawet cel, jakim jest totalne poznanie świata emocji, zostały utracone. Białe światło nie<br />
służyło rozwojowi jego duszy. To była stagnacja.<br />
Białe światło znikło, a jego miejsce zajął czarny promień, który tym razem na odwrót<br />
- uderzył w kręgosłup od strony kości ogonowej, i pochłaniając zalegającą powyżej<br />
czerwień, pomknął w górę niczym strzała, znikając gdzieś pod sklepieniem czaszki. Tym<br />
razem wirujące wokół postaci sceny stały się bardziej kolorowe, ale dominowały w niej<br />
barwy ciemne a nawet bardzo ciemne. Przypominało to niedoświetlone klisze, które ktoś<br />
chciał na siłę uratować. Sceny przedstawiające sytuacje pozytywne, w których<br />
wydarzenia toczą się z pożytkiem dla wszystkich stron, przepadły niemal całkowicie, a<br />
rozmnożyły się za to wybuchy prawdziwego egoizmu, gdzie ego zostało napompowane<br />
do niewyobrażalnych wręcz rozmiarów. Ale i to nie była właściwa droga do wyzwolenia.<br />
Finałem takiej eks<strong>pl</strong>ozji wydarzeń była pośmiertna samotność, izolacja i odrzucenie. I ten<br />
sposób na życie okazał się nie do przyjęcia.<br />
I tutaj rozpoczyna się najciekawsze: sceny z życia stają się jakby lżejsze, bardziej<br />
transparentne, a wokół medytującego pojawiają się wirujące w kręgu różnokolorowe<br />
tablice, takie kamienie wielkości średniej książki. W tym samym czasie pojawiają się i<br />
wnikają w człowieka oba widziane wcześniej strumienie energii, biały od góry i czarny od<br />
dołu. Medytujący sięga po białą tablicę i umieszcza ją w klatce piersiowej gdzieś na<br />
wysokości serca. I co się dzieje? Czarny promień załamuje się i nie potrafi przeniknąć<br />
wyżej. Sceny przedstawiające tzw. pozytywne doświadczenia, w których normy zachowań<br />
wydają się pożądane, wyostrzają się i nabierają pięknych barw. Niby wszystko układa się<br />
tak, jak być powinno, ale jednak i tu pojawia się duchowy dysonans, bo brak spełnienia<br />
się w całości ludzkich doświadczeń zaczyna boleśnie ciążyć. Przypomina to rozpędzony,<br />
sunący na ślepo przed siebie pociąg, z którego nie sposób wyskoczyć. Po prostu nie ta<br />
droga: bezwarunkowe powierzenie się idei szlachetności zgubiło klucz do własnej<br />
indywidualności. Niby jest to zbieżne z intencjami ducha, ale duszy nie pozwalało<br />
rozwinąć skrzydeł. To co byłoby normą dla sił ducha, okazuje
151<br />
się być balastem dla duszy. I choć dusza zachowuje uzyskany przez wcześniejsze<br />
doświadczenia poziom wibracyjny, to utyka w miejscu.<br />
Odzwierciedlające ten poziom rozwoju mentalnego obrazy przedstawiały ludzi<br />
bezrozumnie i z egoistycznych pobudek oddanych idei Boga, a więc kątem <strong>pl</strong>ujących<br />
mnichów, umartwiających się, czyniących posługi innym z wyrachowania, a nie z<br />
potrzeby serca. Chodziło o tych wszystkich, którzy w dewocyjnym szaleństwie upatrywali<br />
obecność Najwyższego i ośmielali się sądzić, że w tak prymitywny a wyrachowany<br />
sposób uda się im zaskarbić Jego łaski. Typowa religijność na pokaz. Mania świętości.<br />
Czyny nie wypływające z serca, ale z przebiegłości. Targ dewocjonaliów i nic więcej. Kult<br />
idola.<br />
W kolejnej odsłonie dominuje czarna tablica. Jej niszcząca moc rozrywa biel<br />
spływającą z góry i człowiek nią owładnięty pogrąża się w najmroczniejsze i<br />
najpotworniejsze wewnętrzne światy. Rozdmuchane ego, poróbstwo, nikczemność i co<br />
tylko najgorsze osacza każdego, kto zaczyna polegać na jej mocy. Obrazy wokół<br />
medytującego nabierają barw właściwych zepsuciu rodzaju ludzkiego. Fałszywy, z gruntu<br />
egoistyczny pogląd, kiedy człowiek dla zaspokojenia własnych zachcianek przewraca<br />
cały świat do góry nogami. Koszmar.<br />
Ktoś dał do zrozumienia, że ślepe i egoistyczne kierowanie się w życiu czarnymi i<br />
białymi barwami do niczego dobrego nie prowadzi. I o ile biel znacząco odcina się od<br />
niszczących mocy czerni, to i tak niewiele czyni dobrego dla wzrastania duszy. Dusza,<br />
pozbawiona wzlotów i upadków, bólu doświadczenia, nie potrafi właściwie<br />
wkomponować się w życie.<br />
Tyle to i my wiemy, więc ktoś mógłby zapytać, a po co mnie wywiało w tak odległe<br />
zakamarki, by przypominać o tym, o czym wie każde dziecko? Wąt<strong>pl</strong>iwości rozwiał<br />
dalszy ciąg pokazu. Bo oto medytujący sięga po obie tablice naraz. Ale czyni to w<br />
ciekawy sposób. Czarną nie białą, tablicę umieszcza na wysokości pępka, a z białej,<br />
usadowionej między brwiami, wyrabia pióro, którym zamierza pisać po czarnej tablicy.<br />
Tam, gdzie skrobnie, czarne światło rozczepia się na wiele barw a powiązane z nimi<br />
sceny, dotąd wystawiające grającemu marne świadectwo, jako tego, co nie potrafił<br />
wizerunku Boga nosić w sercu, rozświetlają się, nabierają życia, a całość zaczyna być<br />
przesycona świadomym dążeniem do utrwalenia jak najlepszych wzorców zachowań.<br />
Medytujący świadomie wypisywał na tablicy nowe prawa, nowe zasady reagowania<br />
na świat. I to takie, które zadawały kłam obowiązującemu prawu. Takie, które zmuszają<br />
człowieka do zmagania się z sobą każdego dnia i przygotowują go do ponoszenia ofiary<br />
z siebie w przezwyciężaniu własnych niskich skłonności. Aby każdego ranka wstawał i<br />
zaczynał swoją wędrówkę od nowa, zbliżając się każdą myślą, każdym słowem i każdym<br />
czynem do własnej doskonałości, do Boga. Aby w myśli, słowie i czynie wy<strong>pl</strong>atał własną<br />
doskonałość, stając się bliskim własnemu duchowi.<br />
W trakcie wprowadzania zmian na czarnej tablicy w centralnej części mózgu, gdzieś<br />
na wysokości układu limbicznego, coraz wyraźniejszy stawał się obraz szarej,<br />
połyskującej srebrzyście tablicy. W tym samym czasie czarna tablica zaczęła zanikać,<br />
jakby niewidzialna siła wysysała z niej atom po atomie. Wszystko to trwało
152<br />
do chwili, kiedy obie tablice stały się szare. Czarna w brzuchu zszarzała, a biała w głowie<br />
srebrzyście pulsowała. Wtedy kolorowe tablice, krążące dotąd bezczynnie wokół postaci,<br />
same wleciały do ciała medytującego i zajęły należne im miejsca. Czerwona pierwsza,<br />
licząc od dołu, druga pomarańczowa, trzecia złota, czwarta zielona, piąta błękitna,<br />
potem niebieska i fioletowa. Typowy, znam nam z ezoteryki układ kolorów w czakrach.<br />
Nawet mnie to zastanowiło i wydało mi się to nieco naciągane. Wtedy coś podsunęło<br />
mi myśl, że cały przekaz adresowany jest do mnie i dotyczy wyłącznie rodzaju ludzkiego.<br />
Że choć oba nasze gatunki mają wiele cech wspólnych, to w przypadku rasy z tej <strong>pl</strong>anety<br />
rozkład energii wygląda nieco inaczej. Zrozumiałem, że mam do czynienia z istotą z<br />
powołania zajmującą się przetwarzaniem energii duchowych.<br />
Zapragnąłem się wytłumaczyć, że naprawdę ucieszyły mnie otrzymane wskazówki, że<br />
potwierdziły one moje własne spostrzeżenia, ale jakaś przekorna nuta we mnie dodała,<br />
że to i tak niewiele zmienia. To było niegrzeczne z mojej strony. Wtedy postać otworzyła<br />
oczy i przenikliwy wzrok spoczął na moich źrenicach. Były to najpiękniejsze, najczystsze<br />
w swoim wyrazie oczy, w jakie kiedykolwiek spoglądałem. Oczywiście, prócz niebieskich<br />
oczu mojej byłej małżonki. Mógłbym je przyrównać jedynie to radości i śmiechu, jakie<br />
mnie tuliły, gdy mój anioł wpatrywał się we mnie, kiedy się poznaliśmy. Jego spojrzenie<br />
koiło ból samotności, ten, który był dla mnie najgorszą rzeczą we wszechświecie.<br />
Uspokoiłem się. Teraz czekałem na to, co miało być uwieńczeniem całego spotkania.<br />
I stało się: wszystkie tablice na powrót zajęły należne im miejsca, krążąc swobodnie po<br />
orbicie wokół jaśniejącej sylwetki obcego. Tylko czarna stała się na powrót ciemna, jakby<br />
wynurzyła się z mroku szaleństwa, i wysunęła się poza obręb ciała, pozostając na stałej<br />
pozycji na wysokości pępka. Można było teraz spokojnie położyć na niej dłonie, choć<br />
wiedziałem, że jest to (chyba) niewykonalne. Ale taka ewentualność, nie wiedzieć czemu,<br />
bardzo mi pasowała.<br />
I nadszedł finał przedstawienia. Między brwiami pojawił się mały wir, niczym<br />
mikroskopijna trąba powietrzna. Trwało to krótko i ruch wnet ustał, a przed czołem<br />
medytującego ukazał się prosty wzór geometryczny. Podążając w kierunku czarnej<br />
tablicy, dwuwymiarowy wzór powiększył się i idealnie dopasował rozmiarami do<br />
wielkości czarnej tablicy. Scalił się z nią. A ja odniosłem wrażenie, że spotkały się dwie<br />
części jednej całości i że tak właśnie miało się stać. Czarna tablica zszarzała. A w tym<br />
płowieniu była jakaś nieuchronność, jakaś naturalna konsekwencja zdarzeń, na które nie<br />
ma się normalnie wpływu. Owa szarość nie była sztuczna ani wymuszona, ale<br />
przypominała raczej naturalne uspokojenie się wzburzonego oceanu. Ucichł wiatr, ustały<br />
fale, można było nareszcie odetchnąć. Jeśli starczało sił, można było chwycić za wiosła.<br />
I rzeczywiście - czakramy ożyły naturalnymi barwami, czekając na spotkanie<br />
podążającemu w ich kierunki białemu promieniowi, który brał swój początek gdzieś w<br />
kosmicznej przestrzeni. Kalejdoskop krążących wokół fiszek z monodramy życia nie<br />
zmienił się, ale ustała intensywność zawartych w nich wydarzeń. Bo oto - po<br />
zablokowaniu matrycy - medytujący miał dość czasu na spokojną ocenę sytuacji
153<br />
i dopasowanie do niej właściwego działania. Emocje nie były w stanie wytrącić go z<br />
równowagi, jeśli tylko sobie tego nie życzył.<br />
Ów nałożony na matrycę wzór, który polecono mi nazywać Orinem, stanowił sekret,<br />
który dawał człowiekowi władzę nad swoim własnym zachowaniem. Człowiek zyskiwał<br />
czas na podjęcie decyzji.<br />
I wtedy mnie oświeciło. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, o co chodzi. Wtedy<br />
wszystkie moje poszukiwania skupiły się w jednym a słusznym przeświadczeniu, że<br />
człowiek posiada wrodzoną umiejętność ingerowania we wzorce własnych zachowań.<br />
Czarna tablica była matrycą oprogramowaniem, które można modelować. I choć każdy z<br />
lepszym czy gorszym skutkiem robi to od zawsze, co ma symboliczny charakter walki<br />
dobra ze złem, to dotąd tylko mistycy wiedzieli, jak tego dokonać. Sama świadomość<br />
istnienia rządzących nami programów to ledwie początek drogi do wyzwolenia. Pełne<br />
zwycięstwo daje dopiero zapanowanie nad programami. I o to chodziło.<br />
Orin działa totalnie i nigdy się nie wyczerpuje. lest to figura geometryczna wpisana w<br />
kwadrat o boku równym 16 centymetrom. Dla ułatwienia rysowania wystarczy go<br />
podzielić na 16 pól o tych samym rozmiarach boków: po 4 centymetry każdy. Potem<br />
siadamy wygodnie w fotelu, umieszczamy Orin przed sobą i z odległości <strong>pl</strong>us minus<br />
jednego metra spokojnie się w niego wpatrujemy. Jeśli ma wpływać na matryce<br />
pozostałych domowników, opisujemy na nim okrąg.<br />
Na każdą z osób, które korzystały z Orinu, działał on nieco inaczej. Jedni odnosili<br />
wrażenie, jakby Orin odciskał rysunki na ich czole, inni, że kratował brzuch, a byli i tacy,<br />
którzy doznawali dziwnych wizji już po kilkuminutowym wpatrywaniu się w tę figurę.<br />
Jedni świadomie wiązali go z emocjami i wspierali jego oddziaływanie, pisząc białym<br />
piórem po czarnej tablicy, innym wystarczyła sama jego obecność.<br />
Z udzielonego mi przekazu wynikało, że czas pracy z Orinem jest dowolny, wystarczy<br />
poświęcić na to kilka minut co parę dni, aby skutek był trwały. Zawsze powinien on być<br />
umieszczony gdzieś na widocznym miejscu, aby mógł nieskrępowanie promieniować.<br />
Nie musimy go koniecznie zawieszać w centralnym punkcie gościnnego pokoju.<br />
Wystarczy zaczepić go gdzieś obok komody w sypialni, byle wisiał prostopadle do<br />
podłoża. O jednym wszakże zapominać nie wolno: o obecności Orinu w naszym życiu. I<br />
to wszystko. Orin sam z siebie blokuje matrycę. Orin wygasza emocje i daje czas na<br />
rozważne pokierowanie naszymi działaniami. Nerwowość, łęki i fobie, niepewność i<br />
zagubienie, wszystkie negatywne czynniki, jakie <strong>pl</strong>ączą nam rozum, zostają stłumione lub<br />
wyeliminowane. A proces hamowania aktywności matrycy zaczyna się już od pierwszej<br />
sekundy stworzenia Orinu. Ogranicza ją już samo wyobrażenie wzoru Orinu.<br />
Orin to największy dar, jaki otrzymałem w życiu. To wielka TAJEMNICA naszej<br />
egzystencji. Tak wielka, iż niewielu będzie ją w stanie docenić. Proszę tylko o jedno:<br />
nigdy o nim nie zapominać, reszta ułoży się sama. Bo zawsze nadejdzie taki czas, kiedy<br />
dusza zapragnie jego wsparcia. Jego odkrycie jest tak ważnym wydarzeniem, że powinno<br />
się mu poświęcić oddzielne opracowanie. Według mnie byłoby to jednak zwyczajnym<br />
pompowaniem tematu, tak modnym wśród
154<br />
ezoterycznego bractwa, gdzie byle nowinka wystarcza do edycyjnego ubarwienia<br />
skodyfikowanych w innych celach informacji. Taki w kółko powtarzany miszmasz. A tego<br />
starałem się uniknąć.<br />
Kiedy dotarła do mnie świadomość potęgi Orinu, kiedy zrozumiałem, jak prosta jest<br />
droga do wybawienia, mój przewodnik w jednej chwili przeniósł mnie na Ziemię.<br />
Znalazłem się głęboko pod jej powierzchnią w wytopionej w skale jaskini, naszpikowanej<br />
supernowoczesną techniką której przeznaczenia w ogóle nie pojmowałem. I chyba<br />
pojmować nie musiałem.<br />
Główną środkową część jaskini zajmowało ogromne urządzenie składające się z<br />
ruchomych talerzy i bardzo skom<strong>pl</strong>ikowanego oprzyrządowania. Urządzenie pracowało<br />
na cały gwizdek, wysyłając wszędzie niewidzialne promieniowanie (wibracje), które<br />
synchronizowało się z wibracjami naszej <strong>pl</strong>anety. Celem tej maszyny była zmiana<br />
modulacji fali grawitacyjnej Ziemi. Sztuczna zmiana częstotliwości drgań jej pola, albo<br />
raczej utrzymywanie jej na stałym poziomie.<br />
Nie jestem fizykiem, więc po swojemu, w najprostszych słowach opisuję to, czego<br />
byłem świadkiem. A że każde widzenie wymaga tłumaczenia, które opiera się na znanej<br />
obserwatorowi wiedzy, to proszę mi nie mieć za złe, że przedstawiony przeze mnie opis<br />
nie jest fachowy. Jednak faktem jest, że oglądana przeze mnie aparatura ingerowała<br />
bezpośrednio w częstotliwość drgań Ziemi, a pośrednio w częstotliwość drgań energii,<br />
jaka stale wnika w nasz układ nerwowy na wysokości dolnych kręgów kręgosłupa.<br />
Innymi słowy: sterowała naszą bioenergetyką.<br />
Było to dla mnie ważne spostrzeżenie, wręcz odkrycie, zwłaszcza że obecność<br />
obsługujących maszynę OBCYCH świadczyła o tym, że są oni tymi, którym podlega<br />
ponadświatowy rząd.<br />
W trakcie astralnych podróży (w Grupie Mateusza) Robert był świadkiem ustawiania<br />
na pustyni podobnej aparatury, ale tamta oddziaływała bezpośrednio na mózg, i była<br />
dziełem ludzi. Tutaj miałem do czynienia z oddziaływaniem na system energetyczny, na<br />
podstawowy mechanizm naszej egzystencji. Tam chodziło o wywołanie<br />
krótkookresowych skutków poprzez zaburzenie pracy mózgu, tutaj byliśmy niewoleni<br />
biologicznie, że tak powiem: już od chwili poczęcia.<br />
Ktoś mógłby powiedzieć, że to nic złego, że może chodzi o dawkę energii potrzebną<br />
do obrony organizmu przed jakimiś drobnoustrojami lub o jej nadwyżkę, która zwiększy<br />
w ludzkim ciele poziom sił witalnych. Niestety, z przykrością muszę temu zaprzeczyć.<br />
Wyjaśnienie, jakiego mi udzielono, zaprzeczało dobrym intencjom Obcych. Sens<br />
działania był oczywisty: bombardująca ludzki organizm energia zmuszała nas do jej<br />
przetworzenia - wzmocnienia. A że człowiek potrafi to czynić tylko w działaniu, staje się<br />
automatycznie jej przetwornikiem i producentem, jak maszyna, jak wysoko wydajna<br />
elektrownia.<br />
Proszę też nie zapominać, że nie chodzi tu o jakąś energię chemiczną czy fizyczną<br />
jaką człowiek zużywa podczas pracy mięśni. Nie, ten rodzaj energii wnikał wprost do<br />
naszych kanałów energetycznych i przechodził przez nasze indywidualne matryce.<br />
Uruchamiał na poziomie podświadomym zaprogramowane wzorce zachowań. Zmuszał<br />
do tego, byśmy na widok niechętnego nam sąsiada zaciskali zęby, a widząc<br />
znienawidzonego szefa. chcieli mu podstawić nogę, jeśli w ten
155<br />
sposób nauczono nas reagować. A wszystko dlatego, że energia ta działa w związku z<br />
programami. Ona je zwyczajnie w świecie pobudzała. A poprzez ich zintensyfikowanie -<br />
nami sterowała. Zmuszała do produkowania emocji na masową skalę!<br />
Sama energia jest neutralna. Matryca również. Ale wypromieniowywana w naszym<br />
działaniu energia może dla nas przybrać już postać pożądaną lub niepożądaną. Panów<br />
Tego Świata nie interesuje, w jaki czynny sposób będzie owa energia wzmacniana. Ich<br />
interesuje współczynnik wzmocnienia. Im wyższy, tym lepszy. Ot cała logika. Zagadka<br />
naszego duchowego wzrostu to dla Panów pustosłowie. Ich interesują zbiory<br />
wydatkowanej przez ludzki gatunek energii. To jest strawą esencją ich organizmów.<br />
Zagadnienia moralne zostawiają temu, kto je wymyślił.<br />
Czy to aby prawda? Kto wie... Ja jestem przekonany, że tak. Wierzę, że zmysły<br />
odpowiadają za odruchy bezwarunkowe, a matryca za warunkowe. Jeszcze prościej:<br />
energia indukowana w nasz system nerwowy, a raczej energetyczny, bo choć te systemy<br />
nakładają się na siebie, jak umysł na mózg, choć współegzystują to są to wciąż dwa<br />
oddzielne twory, więc ta wpompowywana w nas energia wyzwala w matrycy erupcje<br />
energii w postaci emocji. Matryca i emocje to jest to, co powinien poznać każdy<br />
człowiek, to jest właśnie największa tajemnica duchowej przemiany. To jest wiedza<br />
zakazana z drzewa dobrego i złego. Zatamowanie jej przepływu daje nam szansę na<br />
zapanowanie nad samym sobą.<br />
Niejeden pewnie powie, i co z tego, wystarczy kontrolować emocje i po krzyku. Otóż<br />
nie jest to takie proste. Po pierwsze ustawicznie podlegamy programom, po drugie nasz<br />
system nerwowy i energetyczny jest tak skonstruowany, że najpierw robimy coś zgodnie<br />
z matrycą a dopiero potem myślimy. Reagujemy automatycznie, jak roboty. Czas na<br />
refleksję jest wydłużony, o ile w ogóle ktoś ma na refleksję czas i ochotę.<br />
Osobiste słowo komentarza. Już papirus Ebersta z 1550 roku p.n.e. wskazywał na<br />
niezaprzeczalne związki układu trawiennego z emocjami. Potwierdził to L. Auerbach w<br />
XIX wieku, a najnowsze badania prof. W. Prinza nie pozostawiają co do tego cienia<br />
wąt<strong>pl</strong>iwości. Ilość komórek nerwowych w mózgu brzusznym jest większa od tej, jaka<br />
znajduje się w rdzeniu kręgowym. Mało tego - to właśnie ten drugi mózg tak naprawdę<br />
zawiaduje naszym organizmem. To jemu podlegają wszystkie narządy wewnętrzne, z<br />
którymi komunikuje się za pomocą neuroprzekaźników, a więc łączników takich samych,<br />
jakie wykorzystuje mózg czaszkowy.<br />
Mózg jelitowy to nie tylko żołądek i jelita. W nim chowa się największy i najcie<strong>pl</strong>ejszy<br />
narząd wewnętrzny - wątroba, odpowiedzialny za wiele procesów związanych z<br />
przemianą materii, układem krwionośnym i termoregulacją. Tu krew ma swoje źródło, tu<br />
trzustka wytwarza enzymy trawienne i insulinę, tu śledziona dba o naszą odporność, tu<br />
nerki oczyszczają organizm i tu skrywa się tajemnica naszej rozrodczości. Tak naprawdę<br />
to tu istnieje nasza egzystencja, podczas gdy w mózgu czaszkowym jedynie nasza<br />
świadomość. Lecz mózg jelitowy pracuje poza naszą kontrolą. To samodzielna istota,<br />
która równie dobrze może nam zaszkodzić, jak i nas
156<br />
uratować. Co najgorsze, a do tego zmierzam, impulsy nerwowe, nie wspominając o<br />
potoku energetycznym, biegną szybciej w stronę mózgu czaszkowego, niż z mózgu<br />
czaszkowego do jelitowego. Ktoś zadbał o to, aby najpierw powstawały pewne reakcje w<br />
naszym ciele, a dopiero potem dochodziło do ich oceny. A skoro już zdarzyło się coś<br />
poza kontrolą umysłu, to umysł może już temu tylko się biernie przyglądać i co najwyżej<br />
naprawiać skutki zaistniałych wydarzeń.<br />
Szokujące są wyniki badań, jakie przeprowadził B. Libet z Uniwersytetu Stanowego w<br />
Kalifornii. Mózgi ochotników, z którymi pracował i których prosił o podniesienie rąk do<br />
góry, rejestrowały tę czynność pół sekundy po wykonaniu ruchu. To znaczy, że w<br />
podjęciu decyzji o ruchu brała udział inna część ciała!<br />
Neurologia już dawno stworzyła koncepcję układu nerwowego jako sieci elektrycznej<br />
z neurotransmiterami w synapsach, pozwalającymi na przekazywanie elektrycznych<br />
impulsów z neuronu do neuronu. Dziś podejrzewa się, że 98 procent komunikacji<br />
wewnątrz mózgu odbywa się poprzez synapsy, reszta dotyczy molekuł informacyjnych,<br />
takich jak hormony i neuropeptydy, które działają na dłuższych odległościach i które<br />
mogą mieć wpisane w swoją strukturę wzorce zachowań. Rozwijając rozważania o<br />
przemieszczaniu się i gromadzeniu informacji w organizmie, dochodzimy do<br />
zaskakującego wniosku, że nie każdy sygnał odbierany za pomocą zmysłów jest<br />
przetwarzany w sposób czytelny dla pracy mózgu. Sygnały te odbiera i zapisuje<br />
nieuświadamiana część naszego układu nerwowego, znana jako podświadomość, i to<br />
ona decyduje, w jakiej formie przekazać świadomości posiadane informacje. Na tej<br />
samej zasadzie działa biologiczne oprogramowanie podtrzymujące funkcje życiowe<br />
organizmu, włącznie z samonaprawialnymi i samoregulującymi trybami awaryjnymi<br />
pracy. Tu zawarty jest model życia, cały system ugruntowanych i automatycznych ocen,<br />
których zasadność nie jest nigdy przez podświadomość podważana. Ona też traktuje<br />
emocje jako energię posiadającą neutralny ładunek.<br />
Z pewnością nie dochodziłoby do tak drastycznego wybuchu niekontrolowanych<br />
reakcji, gdyby nie nadmiar energetycznego ciśnienia, jaki wręcz zwala nas z nóg,<br />
powodując powstawanie milionów bzdurnych myśli na sekundę, które domagają się<br />
przecież realizacji. Tylko ludzie nadzwyczaj inteligentni emocjonalnie potrafią wyrażać<br />
swoje emocje w sposób bardziej kontrolowany, są zdolni nad nimi zapanować, a<br />
przynajmniej minimalizować ich destrukcyjne wpływy. Rozpoznając własne uczucia,<br />
łatwiej nam też zrozumieć innych. To zmniejsza liczbę konfliktów i rozterek<br />
wewnętrznych. Ale do osiągnięcia stanu psychicznej homeostazy potrzebna jest silna<br />
wola i trening.<br />
Pomocą w tej sytuacji może się okazać koncentracja i medytacja. Poprzez wyzwalanie<br />
pozytywnych emocji, poprzez dokonywanie zmian w zapisach matrycy, możemy dojść<br />
do takiego stanu, w którym odgórnie, wedle życzenia będziemy reagować na rzeczy i<br />
zjawiska w sposób, jaki nam najbardziej odpowiada. Po prostu musimy świadomie<br />
wprowadzić nowe zapisy w matrycy. Bez tego się nie obejdzie. Musimy stale dbać o<br />
nowe wpisy, gdyż wszystkie programy mają to do siebie, że bez przerwy będą usiłowały<br />
się w niej dokodować. Musimy stworzyć nowe wzory myślenia i to, co niepożądane -<br />
wyrzucić poza nawias.
157<br />
Modlitwa, koncentracja, medytacja i Orin są tymi narzędziami, które potrafią w miarę<br />
skutecznie uspokoić umysł i zmienić nasz system reagowania. Są w stanie osłabić siłę<br />
emocji, a nawet w pewnym stopniu nad nimi zapanować.<br />
Emocje nie są, jak uważa medycyna akademicka, stanami psychicznymi zależnymi od<br />
leżących u ich podłoża czynności mózgu. Są one biologicznymi (energetycznymi)<br />
funkcjami układu nerwowego (energetycznego) pozostającymi poza obszarem działania<br />
właśnie tegoż mózgu. Poprawnie ujął to Freud, uznając nieświadomość za źródło emocji,<br />
które były według niego oderwane od procesów psychicznych. I przy tym powinniśmy<br />
pozostać, na co wskazują najnowsze osiągnięcia psychologii.<br />
Emocja nie jest funkcją umysłu czy mózgu. Jest ona energią którą jedynie rejestruje<br />
układ nerwowy, a (zaprogramowany) umysł powinien przepuścić, pozwalając na jej<br />
niekontrolowany wypływ. Tylko odczuwanie jest funkcją mózgu. Tak jak układ nerwowy<br />
wykrywa zagrożenie, tak umysł warunkuje jego transformację. Mózg włącza się w<br />
działanie świadome dopiero wtedy, gdy zostanie wtajemniczony w procesy zachodzące<br />
w układach nieświadomego tworzenia informacji. To nie świadomość rządzi emocjami,<br />
ale emocje świadomością. One tworzą rdzeń naszej osobowości, określając to, kim<br />
jesteśmy, albo raczej, kim się stajemy. Żyją własnym życiem, na które nie mamy żadnego<br />
wpływu. Emocje są jednorodną energią której dopiero umysł nadaje różnorodną formę<br />
poprzez nadanie jej rangi uczucia. Namiętności, pragnienia i lęki, które uniemożliwiają<br />
nam myślenie, są tą samą jednorodną energią. Czy owe emocje będziemy utożsamiać z<br />
grzechami czy nadawać im wymiar pożądanej cechy, zależy od wzoru kulturowego i<br />
obowiązującej moralności. Zaś cała nasza wiedza o emocjach jest wiedzą o reakcjach, a<br />
nie wiedzą o tym, jak do nich doszło.<br />
To spostrzeżenie im<strong>pl</strong>ikuje nowe spojrzenie na ruch funkcjonujących w naszym ciele<br />
energii i określa stan naszej psychiki jako stan zdrowia maszyn. To dlatego emocje są<br />
związane z reakcjami ciała, podczas gdy między myśleniem a ciałem nie istnieją takie<br />
powiązania. Mechanizm potrzebny do kierowania emocjami jest innego rodzaju niż ten,<br />
który kieruje myśleniem i poznaniem. Odnalezienie obszaru odpowiedzialnego za<br />
wyrażanie emocji w materii, sterującego nimi, jest nadrzędnym zadaniem współczesnej<br />
psychologii. Zapomina się jednak, że podwzgórze czy płaty czołowe, które wydają się<br />
być takim centrum sterowania emocjami, są tylko lustrem układu mieszczącego się w<br />
jelitach. Ale nas to i tak nie interesuje, bo naszą uwagę przykuwa nie budowa silnika, lecz<br />
jego praca - poszukiwanie mocy w nieustannej analizie wszystkich własnych odczuć.<br />
Wyzwolenie się, rozwój duchowy, polega właśnie na zdystansowaniu się od własnych<br />
emocji i zrozumieniu, że są one wynikiem ruchu energii w naszym organizmie, energią<br />
wzmacnianą przez oprogramowanie matrycy. Emocje pochodzą z naszego układu<br />
energetycznego, a nie są wynikiem interakcji z ludźmi, z okolicznościami czy z<br />
przedmiotami. Każda emocja niesie w sobie ładunek energii wyposażony w informację o<br />
tym, jak ten ładunek energii ma być pomnożony (zapis w matrycy), i tym sposobem<br />
dyryguje naszą umiejętnością radzenia sobie z okolicznościami. One są szukającą ujścia<br />
energią a matryca nakazuje ową energię
158<br />
upuścić w ustalonej z góry reakcji na jakieś wydarzenie. Miast zmieniać ludzi, sytuacje i<br />
przedmioty, wystarczy zmienić emocje, a raczej zapisy dotyczące ich interakcji, a<br />
zmienimy trwale nasz stosunek do rzeczywistości. Kierowanie uwagi do wewnątrz, miast<br />
rozpraszanie jej w zewnętrznych ocenach, jest pierwszym krokiem do zapanowania nad<br />
wewnętrznym chaosem. Pamiętając, że emocje są sposobem przetwarzania energii w<br />
organizmie, łatwo możemy zmienić status opuszczającej organizm energii, zmieniając jej<br />
ładunek z negatywnego na pozytywny: np. łęk i nienawiść przekształcając w ufność i<br />
miłość. Jeśli uda nam się ta sztuczka, nigdy nie powrócimy do stanu, jaki charakteryzuje<br />
bezrozumne dzikie stworzenie, które w sensie egzystencji nie widzi nic poza prymitywną<br />
chęcią przeżycia i doświadczania samych rozkoszy.<br />
Wspomnieliśmy o emocjach i matrycy w kategoriach duchowego wyzwolenia, czas<br />
teraz bliżej przyjrzeć się temu, co nazywamy osobowością a co jest naszą karmicznie<br />
wykształconą niezmienną wartością. Czas zatrzymać się przy potrzebach, które niczym<br />
zastawy na stawie sterują emocjami, i wreszcie czas najwyższy powiązać to wszystko w<br />
jedną całość, co da nam wgląd w naszą własną duchowość i energetykę, co pozwoli nam<br />
ujrzeć świat i ewolucję poza mroczną kurtyną ułudy, jaką otoczyli nas Władcy już w<br />
kołysce stworzenia. Nareszcie możemy przyjrzeć się temu, co psychologowie nazywają<br />
światem potrzeb, a Dyrygenci: programami.
159<br />
Matryca a struktura osobowości<br />
Pytanie, jak dokonać zmian w matrycy, od zawsze nurtowało ludzkość. Od zawsze też<br />
oznaczało to dążenie do wyzwolenia duszy. Rozumowano słusznie, że droga poznania<br />
oznacza intensywną pracę nad sobą.<br />
Dziś już wiemy, jak formować i przekształcać swoją osobowość, co przekształcać, w<br />
jakim kierunku i jakimi metodami. Uważamy się za ludzi, a więc za istoty kształtowane<br />
silnymi procesami psychicznymi, a jednocześnie nie zdajemy sobie sprawy nie tylko z<br />
wagi tego stwierdzenia, ale i z zagrożenia, jakie niesie ingerencja w owe psychiczne<br />
struktury. Na szczęście coraz częściej przyznajemy, że człowiek to nie tyle organizm<br />
fizyczny, co cała duchowa i psychiczna struktura, a więc twór na tyle złożony, że trzeba<br />
się z nim nader ostrożnie obchodzić.<br />
Chętnie sięgamy po autorów propagujących różnorodne metody kształtowania<br />
osobowości czy stanów psychicznych, jak walkę z lękiem, modyfikowanie charakteru i<br />
siły woli, uczenie się samokontroli, wyrabianie orientacji prospołecznej - a rezygnujemy z<br />
potrzeby poznania samych siebie poprzez analizę własnych myśli, słów i czynów, tak<br />
jakbyśmy lekceważyli to, co najważniejsze.<br />
Godzinami potrafimy rozprawiać o dewiacjach, kom<strong>pl</strong>eksach, mechanizmach<br />
obronnych, nie wspominając ani słowa o przedmiocie tych zabiegów. W dobrej wierze<br />
sięgamy po wiele środków kontrolujących psychikę, jak psychoanaliza, hipnoza, sugestia,<br />
techniki relaksacyjne, religia, ustalanie rutyny czynności, dostarczanie ujść dla<br />
otamowanych potrzeb i popędów, i nawet nie zdajemy sobie sprawy z<br />
niebezpieczeństwa, jakie niesie sobą świadome i celowe stosowanie określonych<br />
środków psychicznych wobec samego siebie w celu wywołania we własnej osobowości<br />
określonych zmian. Potem pytamy z goryczą jak powstało to osamotnienie i rozpacz, a<br />
nawet depresja? Gdzie tkwił błąd: w nas samych czy w metodzie? Odpowiedź jest prosta:<br />
w niewiedzy. Bowiem wprowadzamy zmiany w oprogramowaniu matrycy wciąż<br />
posługując się jej oprogramowaniem. Tymczasem chodzi o coś zupełnie innego, o<br />
odrzucenie tego oprogramowania.<br />
W stosunku do organizmu fizycznego, będącego skutkiem, a nie przyczyną ewolucji<br />
psychiki - takiego błędu nie popełniamy. Jeśli pękła kość, zakładamy gips, jeśli<br />
szwankuje serce, udajemy się z wizytą do kardiologa, zaropiałym migdałom kładzie kres<br />
interwencja laryngologa.<br />
Paradoks człowieka dwudziestego wieku: słowo „psychika" stanowi zupełnie obcy,<br />
nieprzyswajalny zwrot, tak jakbyśmy nie potrafili go wymówić, ale jeśli ktoś zupełnie<br />
przypadkowo dostrzeże w nas chwiejność umysłową nawet tę twórczą - gotowi jesteśmy<br />
zedrzeć z niego skórę. Już samo mówienie o zainteresowaniu tą dziedziną potrafi<br />
przysporzyć masy kłopotów. Mamy więc poczucie ważkości problemu, ale nie potrafimy<br />
mu zaradzić.
160<br />
„To nie do uwierzenia, że człowiek XX wieku potrafi więcej powiedzieć<br />
0 budowie samochodu, produktu nowej technologii, niż o własnej psychice,<br />
kształtowanej od setek tysięcy lat".<br />
B. Langfield<br />
Trudno się z tą opinią nie zgodzić. I choć psychologia stała się nauką doświadczalną<br />
bardzo niedawno, bo dopiero pod koniec XIX wieku, to samo zagadnienie życia<br />
psychicznego stanowi tło rozważań człowieka od dobrych kilku tysięcy lat. Zajmowali się<br />
nim na poważnie Sokrates, Epiktet, Seneca i Marek Aureliusz. Zaprzątało ono umysły<br />
filozofów i twórców każdej z wielkich epok. Przed Nietzschem czy Schopenhauerem byli<br />
Montaigne i Pascal, jeszcze wcześniej Kartezjusz. Tajemnica ludzkiej psychiki stanowiła i<br />
stanowi również główne źródło dociekań systemów religijnych.<br />
Pamiętajmy, że jeśli sami sobie nie pomożemy, nikt nam nie pomoże. Prawda: to<br />
nasz duch, ciało przyczynowe zostało stworzone na podobieństwo Boga, a nie nasza<br />
powłoka tu i teraz, która przechodzi jedynie bolesną drogę edukacji na jednym z licznym<br />
etapów wiecznej egzystencji. Jednak bez zrozumienia funkcjonowania ciała-umysłu nie<br />
sposób rozwinąć treści ducha. Bez powiedzenia sobie wprost, że umysł działa<br />
programowany zapisem matrycy i jest pobudzany niekontrolowanymi emocjami -<br />
niewiele zrozumiemy z własnego postępowania.<br />
Tymczasem wielu głosi, że jedynie duch jest prawdą że nie ma co marnować<br />
cennego czasu na odkrywanie fizycznej tajemnicy takiego odpadu, jakim jest ludzkie<br />
ciało. Według głosicieli takich haseł lepiej myśleć o przypodobaniu się Bogu i trwać w<br />
modłach i w sakramencie pokuty, co od wieków postuluje Kościół, według którego<br />
dziecko, jak głosi oficjalna encyklika papieska, jest karą za odczuwanie zmysłowej<br />
przyjemności - niż pracować na rzecz tego Boga. Pogarda dla ludzkiego ciała i jego<br />
potrzeb nie ma jednak nic wspólnego z naukami proroków, którzy wręcz wskazywali na<br />
konieczność gruntownego poznania siebie. Dla nich ciało, umysł i duch stanowiły boże<br />
odzwierciedlenie piękna, idei życia zrodzonej w zamyśle bezosobowej zasady, którą z<br />
ludzka nazywali Panem Stworzenia.<br />
Nas obowiązuje sztywny podział kształtującej się psychiki na etap rozwoju<br />
fizycznego, seksualnego, psychicznego, rodzinnego i społecznego. To składowe całego<br />
procesu wzrastania, który zwykliśmy nazywać rozwojem duchowym, a nie - jak niektórzy<br />
mylnie interpretują - przygotowaniem do niego. Sens egzystencji zawarty jest w każdej<br />
chwili naszego myślenia i działania. Wszystkie one razem wzięte tworzą obraz naszych<br />
dokonań na <strong>pl</strong>anie żywota i mówią o naszych człowieczych zmaganiach z<br />
przeciwnościami losu. Każdy człowiek zmaga się z losem na swój osobliwy sposób.<br />
Każdy ma indywidualny kod, który nakazuje mu reagować w ustalonych okolicznościach<br />
tak a nie inaczej.<br />
Wypada teraz wspomnieć to i owo o owych kodach: potrzebie, kom<strong>pl</strong>eksie<br />
1 mechanizmie obronnym, czyli o kośćcu naszej osobowości, producencie emocji<br />
określonego rodzaju. Mówimy oczywiście o kodach wewnętrznych, gdyż z istnienia<br />
kodów zewnętrznych każdy zdaje sobie sprawę i każdy doskonale wie, jak prawo karne,<br />
gospodarcze, polityczne i kulturowe naginać do swoich potrzeb. Jednak przy
161<br />
takim rozumowaniu popadamy w starannie przygotowaną pułapkę, bo oto kodom<br />
wewnętrznym podporządkowujemy kody zewnętrzne. Z własnej woli stajemy się<br />
podwójnymi niewolnikami.<br />
Każdy dąży do uformowania dojrzałego, pozytywnego obrazu siebie samego. To<br />
mniemanie o sobie jest jedną z najważniejszych czynności regulujących nasze<br />
postępowanie. To mniemanie jest oczywiście nadrzędnym kodem, kodem aktywizującym<br />
kody pomniejsze, ale udajmy chwilowo, że tego nie dostrzegamy.<br />
Już Alfred Adler zauważył, iż postępowanie człowieka wynika z jego mniemania czy<br />
poglądu, jaki ma o sobie samym i o świecie, że jesteśmy tym i zachowujemy się tak, jaki<br />
wytworzyliśmy obraz siebie samych. To mniemanie<br />
0 sobie rozwija się stopniowo i nieubłaganie i ma wpływ na wszystko, czego człowiek<br />
doznaje i co przeżywa. Ma ono charakter psychocybernetyczny i dlatego, jak sugeruje<br />
Maltz, działa automatycznie, bez udziału naszej świadomości i woli, aż do momentu<br />
przekształcenia się w czyn. Chcąc zmienić rodzaj działania, wystarczy wymazać wadliwy<br />
program kształtujący osobowość, który warunkują bodźce docierające z otoczenia i z<br />
wnętrza organizmu. Tym narzuconym działaniem z zewnątrz, działaniem już<br />
wyprofilowanym programowo, może być na przykład wojna, która posiada kod<br />
moralnego obowiązku.<br />
Ale aby mieć wpływ na świadome i nieświadome działanie, musimy zdawać sobie<br />
sprawę z charakteru bodźców, które owo działanie inicjują, a także z ich siły<br />
1 intensywności. To świadome i celowe stosowanie określonych środków wobec<br />
samego siebie w celu wywołania spodziewanych (pozytywnych) zmian w osobowości<br />
nazywamy potocznie psychoterapią. Może ona przyjąć formę medytacji, treningu<br />
autogennego, jogi czy jakiegokolwiek innego systemu umożliwiającego nam w sposób<br />
bezpośredni i niefarmakologiczny zmianę mechanizmów regulujących zachowanie<br />
człowieka. Przemianę nazywamy czasami powrotem do prawdziwego źródła, w którym<br />
nie ma miejsca na dewiacje, złość, agresywność, pesymizm etc.<br />
„Starożytni posługiwali się prostym modelem życia psychicznego człowieka - pisze<br />
Stanisław Siek w "Autopsychoterapii". - Obejmował on trzy główne obszary: intelekt,<br />
uczucia i wolę. Dzisiaj wiemy o psychice znacznie więcej, zwłaszcza o grze<br />
nieświadomych sił tkwiących w człowieku, o jego popędach, mechanizmach obronnych,<br />
strategiach postępowania, obrazie siebie, lęku i stresie. Poznanie siebie staje się<br />
trudniejsze. Psycholog staje przed nie lada pytaniem. O czym pisać, żeby czytelnik<br />
zdobył jak najwięcej informacji o własnym życiu psychicznym. Wydaje się, że informacje<br />
o obrazie siebie, reakcjach lękowych, potrzebach psychicznych i mechanizmach<br />
obronnych to niezbędne minimum, od jakiego trzeba zacząć poznawanie siebie. Ważne<br />
są też informacje o zespołach cech i reakcji składających się na osobowość dojrzałą,<br />
dobrze przystosowaną i osobowość niedojrzałą ".<br />
Czymże jest ta osobowość?<br />
Istnieje kilkadziesiąt mniej lub bardziej udanych definicji osobowości i każdej z nich<br />
można postawić zarzuty. Świadczy to nie o powierzchowności prokurowanych pojęć, co<br />
o złożoności problemu. Dlatego tak ostrożnie tworzy się nową terminologię. Do<br />
najbardziej przystępnych należy zaliczyć pojęcie osobowości
162<br />
zaprezentowane przez Kampfa: osobowość jest integracją tych systemów, nawyków<br />
jednostki, które reprezentują jej indywidualny, charakterystyczny styl przystosowania się<br />
do otoczenia. Podobnie ujmuje rzecz Warren i Carmichel: osobowość jest jednolitą<br />
psychiczną organizacją ludzkiej istoty na określonym etapie jej rozwoju, obejmującą<br />
charakter, intelekt, temperament, uzdolnienia, postawy moralne i wszelkie inne postawy<br />
wytworzone w ciągu życia jednostki.<br />
Zajmując się problematyką osobowości, mamy do czynienia z ogółem<br />
psychofizycznych elementów występujących w postaci zorganizowanej. Dlatego<br />
posługujemy się najczęściej pojęciem struktury osobowości, akcentując jej specyficzną<br />
budowę i organizację. Nas będą interesować zawsze reakcje zachodzące między<br />
elementami tej struktury, ich stosunki i związki. Mówimy więc nie tylko<br />
0 temperamencie, charakterze, postawach, nawykach, intelekcie, uzdolnieniach,<br />
postawach moralnych, woli, przekonaniach, postrzeganiu siebie samego, emocjach,<br />
potrzebach, popędach, energii i sile jednostki, ale mówimy także o ich wzajemnym<br />
przenikaniu, o powstałym tą drogą niepowtarzalnym, charakterystycznym dla danej<br />
jednostki wzorze zachowań, zwanym indywidualnością. Współczesna psychologia<br />
zajmuje się właśnie analizą wpływu czynnika kulturowego i determinanty biologicznej na<br />
elementy tworzące nasze ,,ja".<br />
Nasze umowne ciało psychiczne jest w znacznym stopniu warunkowane stanem<br />
fizycznym organizmu, gdzie za ten stan odpowiada w dużej mierze mózg jelitowy. Od<br />
jego pracy i od działalności zmysłów i ich jakości zależy rodzaj<br />
1 intensywność bodźców napływających z otoczenia i z wnętrza organizmu. Typ budowy<br />
ciała, chemizm krwi, działanie gruczołów dokrewnych modyfikują nasz temperament i<br />
uzdolnienia, a co za tym idzie - również potrzeby.<br />
Atletyczny typ budowy ciała zdecydowanie lepiej nadaje się do uprawiania takich<br />
dyscy<strong>pl</strong>in sportowych, gdzie siła i wytrzymałość mają zasadnicze znaczenie. Pasywny typ<br />
leptosomiczny byłby tu żałosną pomyłką. Człowiek elokwentny i towarzyski znajdzie<br />
szybciej posłuch w środowisku niż jednostka obłożona pewnymi dysfunkcjami<br />
psychicznymi. Jednym słowem - jakość ciała i poziom zawartej w nim siły życiowej w<br />
dużej mierze decyduje o temperamencie, uzdolnieniach i potrzebach. Dysponując<br />
zdrowym i zadbanym ciałem mamy większą szansę zrealizowania osobistych celów, niż<br />
człowiek poświęcający wiele energii i czasu na utrzymanie ciała choćby na średnim<br />
poziomie sprawności.<br />
Równie istotne w kształtowaniu osobowości są posiadane uzdolnienia. Zaliczamy do<br />
nich uzdolnienia zależne od konstytucji organizmu fizycznego, jak wrażliwość zmysłowa<br />
( wzrok, słuch, smak, węch, dotyk, kinestezja, zdolność do synestezji), cechy motoryczne<br />
(siła, zręczność) czy uzdolnienia związane z obszarem funkcjonowania psychiki: (pamięć,<br />
wyobraźnia, sposób myślenia oraz predyspozycje twórcze i intelektualne). Decydują one<br />
często o rodzaju wykonywanej pracy, potrzebach, środowisku, w którym żyjemy, a także<br />
o rodzaju <strong>pl</strong>anów, zamysłów, czy marzeń.<br />
Ostatnią ważną składową modyfikującą osobowość jest temperament (nerwowy,<br />
uczuciowy, sangwiniczny, flegmatyczny, choleryczny, pasjonaty, amorficzny, apatyczny) -<br />
nieuchwytna, genetyczna siła decydująca o tempie
163<br />
procesów psychicznych, o jakości reakcji motorycznych i o szybkości zachodzących<br />
reakcji emocjonalnych, ich sile wyrazu, głębi i trwałości.<br />
Najprościej mówiąc, osobowość, prócz potrzeb, kształtuje wiele wrodzonych i<br />
nabytych predyspozycji, czyniąc z człowieka niepowtarzalny wzór zachowań i reakcji. Już<br />
kilkadziesiąt lat temu Katharine Briggs i Isabel Myers opracowały szczegółowy<br />
kwestionariusz, który pomaga usystematyzować naturalne preferencje osobowościowe,<br />
podkreślające unikatowy sposób myślenia i działania każdego człowieka. Panie wykazały,<br />
iż ludzi można zaliczyć do ośmiu znoszących się kategorii, gdzie ekstrawertyzm stoi w<br />
opozycji do introwertyzmu, intuicjonizm do empiryzmu, racjonalizm do uczuciowości, a<br />
systematyczność przeciwstawia się spontaniczności.<br />
Ogólny szkic zakłada, że takie preferencje są w ciągu całego życia człowieka stałe,<br />
lub - co najwyżej - zmieniają się nieznacznie, i to jedynie w tych przypadkach, gdy dany<br />
osobnik usilnie zmienia własny wizerunek. Przynależność do jednej z ośmiu zasadniczych<br />
grup określa źródło energii i kierunek jej wydatkowania. I tak to, co doładowuje<br />
ekstrawertyka, może do cna wyczerpać introwertyka; i vice versa. Introwertycy upatrują<br />
działanie i chęć życia w doświadczaniu wewnętrznego świata idei i wrażeń,<br />
ekstrawertyków pobudza ruch zewnętrznego aktywnego świata. Dlatego ci ostatni łakną<br />
kontaktu z ludźmi, podczas gdy introwertycy odnajdują się w działaniach wykluczających<br />
udział osób drugich i trzecich. Co nie oznacza, bynajmniej, iż każdego darzą awersją.<br />
Lubią ich, ale na odległość. Podstawowym błędem jest wywieranie na nich presji w celu<br />
wspólnego działania. Taka współpraca prędzej czy później zakończy się fiaskiem.<br />
Tymczasem nie są oni ani gorsi, ani lepsi od innych. Świat potrzebuje ich w równym<br />
stopniu co ekstrawertyków. Kwestia silnego, umiarkowanego bądź luźnego związku z<br />
daną grupą pozostaje sprawą otwartą każdego z nich.<br />
Jednak nie będę się zatrzymywać przy preferencjach osobowościowych, które są<br />
wytworem już działających programów. Nas przecież interesują same programy.<br />
Powiedzmy tylko, że jakość ciała fizycznego, posiadane uzdolnienia i temperament<br />
tworzą całość wchodzącą w interakcje z otoczeniem. Powstaje całkiem nowy typ<br />
doświadczenia i nowy typ osobowości, które od wczesnego dzieciństwa starają się<br />
wypracować jak najkorzystniejszy dla siebie układ koegzystencji.<br />
Ekonomiści klinicznie podzielili potrzeby człowieka na dwie grupy: potrzeby niższego<br />
rzędu (fizyczne) i wyższego rzędu (duchowe). Pierwsze są odpowiedzialne za przeżycie<br />
(jedzenie, mieszkanie, praca), drugie za ogólnie pojęty rozwój. O ile pierwsza grupa<br />
potrzeb istnieje od zawsze, o tyle potrzeby duchowe są luksusem, na który stać<br />
człowieka dopiero po zaspokojeniu potrzeb podstawowych.<br />
Psychologia wypracowała wiele metod opisujących charakter i potrzeby człowieka.<br />
Do najbardziej udanych należy oczywiście psychoanaliza, a koncepcja potrzeb Murraya<br />
jest jedną z najlepiej opracowanych. Wyróżnił on 27 potrzeb psychicznych,<br />
charakteryzujących się swoistą siłą, schematem zachowania, wrażliwością i<br />
uzewnętrznieniem w postaci określonej emocji lub uczucia, słowem - własnym<br />
kolorytem. Nadto ich funkcjonowanie określa pewna rytmika, fenomen
164<br />
łączenia się w grupy i zjawisko wzajemnego konfliktu, kiedy to zaspokajanie jednej<br />
potrzeby przekreśla zrealizowanie drugiej.<br />
Oto zaproponowana przez Murraya lista:<br />
• potrzeba unikania urazu fizycznego<br />
• potrzeba unikania urazu psychicznego ze strony innych<br />
• potrzeba unikania urazu psychicznego we własnych oczach<br />
• potrzeba poniżania się<br />
• potrzeba wyczynu<br />
• potrzeba stowarzyszania<br />
• potrzeba agresywności « potrzeba autonomii<br />
• potrzeba kompensacji « potrzeba uległości<br />
» potrzeba usprawiedliwiania siebie s potrzeba dominacji » potrzeba ekshibicjonizmu ®<br />
potrzeba żywienia i opiekowania się<br />
• potrzeba porządku<br />
• potrzeba zabawy<br />
• potrzeba izolacji<br />
• potrzeba przyjemnych doznań zmysłowych<br />
• potrzeba seksualna<br />
• potrzeba doznawania opieki i oparcia<br />
• potrzeba rozumienia<br />
• potrzeba nabywania<br />
• potrzeba tworzenia<br />
• potrzeba informowania innych<br />
• potrzeba doznawania aprobaty i uznania ze strony innych<br />
• potrzeba zatrzymywania.<br />
Cała ta piramida potrzeb stoi na podwalinie złożonej z dwóch popędów - popędu do<br />
życia, zwanym popędem seksualnym, i popędu do śmierci, zwanym popędem<br />
destrukcyjnym. Ujmowanie jednego z nich w kategoriach większej kreatywności czy w<br />
kategoriach pozytywu lub negatywu mija się z celem i jest błędne - oba są twórcze i<br />
zasadne, choć różnymi władają siłami. Dzisiaj dominuje jeden z nich, jutro szala<br />
przechyla się na korzyść drugiego. Jednak ich zsumowanie zawsze stanowi pewną<br />
całość.<br />
I tak zakochana dziewczyna czy chłopak emanuje zdecydowaną przewagą popędu<br />
do życia, jeśli jednak zabraknie obiektu pożądania i popęd do życia przestanie być<br />
zaspokajany, jego miejsce zajmie popęd destrukcyjny. Jeśli popęd do śmierci uzyska<br />
zdecydowaną przewagę, może dojść do tragedii. W najlepszym przypadku do<br />
przekonfigurowania potrzeb. To, co bawiło do tej pory, przestaje
165<br />
cieszyć, co interesowało - traci znaczenie. Im dłużej trwa stan dysharmonii, tym trwalszy<br />
okazuje się zespół nowo zaprogramowanych reakcji-potrzeb. Powstaje nowy system<br />
nawyków i przyzwyczajeń. Dopiero rzeczowe, analityczne podejście do tego zjawiska<br />
może spowodować odzyskanie względnej równowagi. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy<br />
bez przerwy stosować szereg metod obronnych, zachowawczych, umożliwiających w<br />
miarę normalną egzystencję, i nigdy nie dowiemy się, że trwamy w stanie obcym naszej<br />
pierwotnej naturze. Żeby to lepiej zrozumieć, należy przyjrzeć się temu zjawisku od<br />
podszewki, ale póki co wróćmy do krótkiego omówienia wspomnianych już potrzeb. To<br />
ważne, gdyż na koniec będziemy musieli zadać sobie pytanie, które z potrzeb są nam tak<br />
naprawdę potrzebne do życia, które wkomponowano we współczesny świat ludzkich<br />
przeżyć z rozmysłem, a byłyby całkowicie zbyteczne, gdyby cały świat utonął w blasku<br />
zupełnej harmonii (miłości), kiedy to także programy zewnętrzne przestałyby działać?<br />
Listę potrzeb otwiera potrzeba bezpieczeństwa, która oznacza dążenie do unikania<br />
urazu fizycznego, poniżenia we własnych oczach i unikania urazu ze strony innych ludzi.<br />
Charakterystyczną cechą tej potrzeby są stany lękowe, powstające wówczas, gdy<br />
człowiek uporczywie stara się wycofać z niebezpiecznych i trudnych sytuacji. Potrzeba ta<br />
wchodzi w konflikt z potrzebą wyczynu, dominowania i stowarzyszania się. Łączy zaś z<br />
potrzebą usprawiedliwiania się i unikania potępienia ze strony innych.<br />
Potrzeba unikania urazu psychicznego ze strony innych lękiem, niepokojem,<br />
poczuciem winy i wyrzutami sumienia broni jednostkę przed domniemanym<br />
zagrożeniem. Wspiera potrzebę stowarzyszania, żywienia i opiekowania się.<br />
Przeciwstawia potrzebie autonomii, nabywania, ekshibicjonizmu, seksualnej i<br />
dominowania.<br />
Potrzeba unikania urazu psychicznego we własnych oczach chroni przed<br />
upokorzeniem, ośmieszeniem, obojętnością ze strony środowiska i przed działaniem<br />
nacechowanym ryzykiem niepowodzenia. Uczucia niższości, zakłopotania, wstydu i<br />
nerwowości wywołują często swoiste reakcje fizjologiczne, jak drżenie ciała, jąkanie,<br />
pocenie się, tiki nerwowe czy tłumienie bądź zapominanie o upokorzeniach i<br />
niepowodzeniach. Rzeczona potrzeba wchodzi w konflikt z potrzebą wyczynu,<br />
dominowania, agresji, nabywania, seksualną i stowarzyszania się. Łączy z potrzebą<br />
usprawiedliwiania się, poniżania i ekshibicjonizmu, gdzie demonstracja doskonałości ma<br />
odwrócić uwagę od rzeczy upokarzających.<br />
Potrzeba poniżania się czyni nas biernymi wobec kary, nagany czy krzywdzącej<br />
krytyki. Zmusza do przyznawania się do błędów, do akceptowania własnej niższości, do<br />
samooskarżania się i w ogóle do pomniejszania własnej wartości. Wspiera potrzebę<br />
doznawania opieki i oparcia, ekshibicjonizmu, seksualną i agresywności. Znosi potrzebę<br />
bezpieczeństwa, stowarzyszania i uległości.<br />
Potrzeba wyczynu oznacza działanie na najwyższych obrotach, robienie czegokolwiek<br />
najlepiej, jak tylko jest to możliwe. Ambicją zapałem i aspiracją dąży do zwycięstwa i nie<br />
lęka się współzawodnictwa. Łączy z każdym idącym jej
166<br />
w sukurs zachowaniem, przeciwstawia zaś potrzebie bezpieczeństwa, zabawy,<br />
stowarzyszania i ekshibicjonizmu.<br />
Potrzeba stowarzyszania to radość z nawiązywania kontaktów i współpracy z innymi<br />
ludźmi. To wiara i zaufanie w dobrą wolę, miłość, sympatię i przyjaźń. Zarazem obawa<br />
przed czynieniem rzeczy raniących drugiego człowieka. Tworzy trwałe związki z wieloma<br />
innymi potrzebami, na przykład z potrzebą nabywania, agresywności, seksualną<br />
doznawania opieki i oparcia. Sprzeczność interesów wykazuje wobec potrzeby wyczynu,<br />
odrzucania, dominowania, autonomii a także agresywności.<br />
Potrzeba agresywności w dobrej wierze siłą i zapałem pozwala przezwyciężyć wiele<br />
trudności. Jej niechlubną stroną jest wyrażanie się w bezwzględnym ataku, ranieniu i<br />
zabijaniu, pomniejszaniu innych, ośmieszaniu i bezkompromisowym łamaniu opora. To<br />
syndrom irytacji, złości, zemsty, zazdrości i nienawiści. Człowieka bez reszty<br />
owładniętego tą potrzebą poznamy po charakterystycznym chodzie i mimice, po<br />
celowym zastraszaniu, wymuszaniu reakcji i po ujawnianiu różnorodnych form<br />
wściekłości. Skierowana do wewnątrz rozbudza przesadny samokrytycyzm i<br />
niebezpieczeństwo okaleczania siebie; czasami inicjuje samobójstwo. Taki agresywny<br />
człowiek otacza się wszystkim tym, co zaakcentuje tę cechę charakteru. Potrzeba<br />
agresywności udziela wsparcia potrzebie dominacji, seksualnej, ekshibicjonizmu i<br />
autonomii. Przeciwstawia potrzebom podporządkowującym jednostkę otoczeniu.<br />
Potrzeba autonomii to i dążność do wolności, i pragnienie nie ponoszenia<br />
jakiejkolwiek odpowiedzialności za własne czyny i słowa. Umacnia ją złość, bunt, opór,<br />
samowola, potrzeba agresywności, izolacji i zabawy (co może się wyrażać zamiłowaniem<br />
tak do pijackich imprez, jak i czarnych mszy). Eliminuje potrzebę stowarzyszania i<br />
bezpieczeństwa.<br />
Potrzeba kompensacji ułatwia przezwyciężanie własnych niepowodzeń i słabości oraz<br />
pokonywanie wszelkich przeszkód i trudności. W większej dawce utrudnia utrzymanie<br />
szacunku wobec siebie na wysokim poziomie. Tworzy trwałe związki z potrzebą wyczynu,<br />
agresywności, autonomii, usprawiedliwiania się i seksualną.<br />
Potrzeba uległości popycha do szukania opieki i oparcia u innych, okazywania im czci<br />
i honorów. Potulnością skłania do konformizmu i często bolesnej współpracy. Uzależnia<br />
od decydentów i pogłębia brak wiary we własne możliwości. Tworzy zależności z<br />
potrzebą opieki i oparcia.<br />
Potrzeba usprawiedliwiania się to rytuał obrony przed oskarżeniem, krytyką i naganą.<br />
Zręcznie tłumaczy niepowodzenia i upokorzenia, oczyszcza z podejrzeń. Przez<br />
nieprzyznawanie się do winy likwiduje poczucie winy, niższości i niepokoju.<br />
Potrzeba dominacji podporządkowuje człowiekowi każdy element środowiska,<br />
zarówno czynnik ludzki, jak i martwy. Manipulowanie otoczeniem wyrabia takie cechy<br />
charakteru, jak pewność siebie, władczość, stanowczość, zdecydowanie,<br />
autorytatywność, sprawność działania i wewnętrzną dyscy<strong>pl</strong>inę. Dążenie do mocy rozwija<br />
samokontrolę, powściąga własne impulsy i popędy. Potrzebie dominowania
167<br />
przychodzi w sukurs potrzeba agresywności, wyczynu i ekshibicjonizmu. Osłabia ją<br />
potrzeba uległości, doznawania opieki i oparcia.<br />
Potrzeba ekshibicjonizmu wyraża się w tendencji do bezkrytycznego akceptowania<br />
własnej osoby, do intrygowania, szokowania i fascynowania sobą. Człowieka nią<br />
owładniętego cechuje próżność, zgrywanie się cudacznym zachowaniem bądź<br />
ekstrawaganckim strojem i szukanie poklasku u publiczności. Potrzebę tę ugruntowuje<br />
silna potrzeba wyczynu, zabawy, dominowania, seksualna i doznawania opieki i oparcia.<br />
Potrzeba żywienia i opiekowania się przynosi wiele korzyści tam, gdzie ludzie<br />
zagubieni, chorzy i biedni oczekują jakiejkolwiek pomocy. Litość, żal i wrażliwość na<br />
niedolę bliźniego krzesa słowa pocieszenia i otwiera co zasobniejsze portfele. Jednak<br />
potrzeba ta skierowana do wewnątrz przynosi zgoła odmienny skutek. Przez użalanie się<br />
nad sobą i wyolbrzymianie własnego cierpienia przemienia dobroczyńcę w biorcę<br />
czyjegoś wsparcia. Najczęściej grupuje się z potrzebą stowarzyszania i seksualną.<br />
Przezwycięża potrzebę narcyzmu, agresywności i wyczynu.<br />
Potrzeba porządku, prócz pedantycznego utrzymywania ładu, przymusza do<br />
przesadnego dbania o wygląd, o sposób ukazywania się, wysławiania itd. Pozytywne<br />
koincydencje ustanawia z potrzebą wyczynu, unikania potępienia w oczach innych i<br />
własnych oraz z potrzebą ekshibicjonizmu.<br />
Potrzeba zabawy, nie będąc nastawioną na określony cel, oznacza raczej filozoficzne<br />
poszukiwanie radości czy ekstazy. Zabawa, wesołość i radość pozwalają na chwilową<br />
ucieczkę od rzeczywistości i są czymś w rodzaju naturalnej psychoterapii.<br />
Potrzeba izolacji wyrywa jednostkę ze środowiska. W pogardzie, obojętności i<br />
znudzeniu odseparowuje ją od ludzi uważanych za głupszych, śmiesznych i wrogich. W<br />
ostrzejszej postaci zamyka drzwi na klucz także przed gronem najbliższych. Jest ucieczką<br />
przed sytuacjami stresującymi i uznanymi za niebezpieczne, zwłaszcza gdy wzmacnia ją<br />
potrzeba autonomii, bezpieczeństwa i agresywności. Sama znosi potrzebę doznawania<br />
opieki i oparcia oraz ekshibicjonizmu.<br />
Potrzeba przyjemnych doznań zmysłowych rzuca człowieka na wody fizycznych<br />
rozkoszy i w krainy podniet duchowych. Znajduje ujście w powabnym ciele partnera,<br />
szeroko pojętej sztuce, a nawet w zajmowaniu się sferami duchowej harmonii. Rozpala<br />
potrzebę seksualną stowarzyszania i ekshibicjonizmu.<br />
Potrzeba seksualna odzwierciedla dokładnie swoje semantyczne brzmienie. Aprobuje<br />
wszystko, co sprzyja jej realizacji, od niewinnego zainteresowania erotyką po gwałty w<br />
zbrodniczej postaci. Zwrócona do wewnątrz przejawia się w autoerotyzmie i masturbacji.<br />
Łączy się z potrzebą stowarzyszania, agresywności, poniżania, ekshibicjonizmu i<br />
poznawczą Przeciwstawia potrzebie wyczynu i bezpieczeństwa.<br />
Potrzeba doznawania opieki i oparcia przez ukazywanie niepokoju, bezradności,<br />
osamotnienia i rozpaczy wymusza opiekę i zainteresowanie naszą osobą. Tworzy trwałe<br />
związki z potrzebą bezpieczeństwa, stowarzyszania i dominacji (kontrolowanie innych<br />
przez wzbudzanie litości).
168<br />
Potrzeba rozumienia skłania dosłownie do poznawania świata wszelkimi dostępnymi<br />
metodami, do szukania takich dróg i rozwiązań, by ogląd ów był jak najpełniejszy.<br />
Potrzebę twórczości wspiera wiele cech pozornie dalekich od wzbudzania stanu<br />
mistycznego olśnienia. Pomysłowość, intuicja, szybkość uczenia się oznacza prócz<br />
twórczej gry wyobraźni także umiejętność przystosowywania się do nowych warunków.<br />
Ważnym w ekspresji danej potrzeby czynnikiem jest wystąpienie określonych<br />
warunków sprzyjających jej rozwojowi. Na przykład potrzebę dominowania sprowokuje<br />
akcentowane przez drugą osobę lękliwe, poddańcze zachowanie, niepewność i<br />
zagubienie. Z kolei potrzebę seksualną rozbudzi czyjś atrakcyjny wygląd i przepojone<br />
seksapilem zachowanie. Potrzebę żywienia i opiekowania się - obecność osób<br />
bezradnych i słabych.<br />
Inną równie istotną cechą jest otamowywanie, ukrywanie potrzeb uważanych za<br />
niewłaściwe czy wręcz szkodliwe dla naszej pozycji w życiu i pracy. Porwani w szpony<br />
namiętności przez nadmiernie rozbudzoną seksualność, zakotwiczoną w popędzie do<br />
życia, popełniamy częstokroć wiele niewybaczalnych, ośmieszających nas czynów. Nie<br />
potrafiąc nad tym popędem zapanować, umniejszamy ich znaczenie, przenosząc<br />
nadmiar energii seksualnej na realizowanie innych potrzeb. O ile jednak zasilenie<br />
potrzeby twórczości czy wyczynu może być tym pozytywnym rozwiązaniem, o tyle<br />
eskalacja agresywności bądź dominacji może przynieść wiele rozczarowań -<br />
doprowadzić do ostrych konfliktów z otoczeniem i z istotnymi dla nas innymi<br />
potrzebami, dość wspomnieć o potrzebie stowarzyszania czy doznawania opieki i<br />
oparcia.<br />
Właśnie relacje zachodzące między potrzebami i ich grapami powodują<br />
podświadome stosowanie szeregu technik umożliwiających prowadzenie względnie<br />
normalnej egzystencji. Dopiero kiedy te nieuświadamiane techniki zawodzą dochodzi do<br />
mniejszych lub większych powikłań w sferze emocjonalnej, do stosowania środków<br />
gwarantujących powrót do stanu względnego komfortu psychicznego.<br />
Proszę zauważyć, że wyszczególnione tu potrzeby są fikcją, że nie zaistniałyby wcale,<br />
gdyby nie istniały inne i gdyby człowiek przestał zwracać na nie uwagę. Gdyby nie<br />
istniały wojny, gdyby świat wyglądał tak, jak wyglądać powinien, potrzeba<br />
bezpieczeństwa, potrzeba unikania urazu fizycznego i psychicznego, potrzeba dominacji<br />
i reszta tych wmówionych nam zapotrzebowań straciłyby rację bytu. W świecie wolności<br />
i miłości one po prostu by nie zaistniały. Dopiero wmawianie nam, że one są nam<br />
potrzebne, stwarza takie społeczno-polityczne tło naszych zachowań, w których one się<br />
powielają, a my tracimy zasadniczy sens życia sprzed oczu.<br />
Czas teraz przyjrzeć się zapisanym w matrycy kodom-sztuczkom, zwanym<br />
mechanizmami obronnymi, które w przypadku złego zadziałania programów pozwalają<br />
na ich odtworzenie w rzekomo nowej wzorcowni. Jest to również taki obszar naszego<br />
działania, w który jakby instynktownie, jakby w wyniku działaniu głosu rozsądku<br />
angażuje się nasza świadomość.
169<br />
Do najczęściej występujących mechanizmów obronnych (według Laughlina) należą:<br />
• wypieranie<br />
• sublimacja<br />
• identyfikacja<br />
• inwersja<br />
• kompensacja<br />
• restytucja<br />
• konwersja<br />
• zaprzeczenie istnienia czegoś<br />
• przeniesienie<br />
• dysocjacja<br />
• fantazjowanie<br />
• idealizacja<br />
• introjekcja<br />
• inkorporacja<br />
• projekcja<br />
• racjonalizacja<br />
• reakcje upozorowane<br />
• regresja<br />
• substytucja<br />
• symbolizacja<br />
• unieważnienie własnego poprzedniego działania<br />
• internalizacja.<br />
Ponadto Laughlin wprowadził dodatkowy podział na mechanizmy obronne<br />
prymitywne, głęboko nieświadome, występujące u osób mniej dojrzałych, i dojrzałe,<br />
istniejące na wyższych etapach osobniczego rozwoju, jak intelektualizacja, racjonalizacja,<br />
projekcja, restytucja czy sublimacja. Z czego wynika, iż rodzaj zastosowanych<br />
mechanizmów obronnych zależy w dużej mierze od wykształcenia i poziomu<br />
intelektualnego danego człowieka.<br />
Wypieranie (i tłumienie) polega na wygaszaniu mniej aprobowanych potrzeb, na<br />
takim ograniczaniu niepożądanych myśli, wyobrażeń, reakcji i czynów, aby całkowicie lub<br />
w pewnym stopniu je wyeliminować. Często przez tworzenie reakcji upozorowanych.<br />
Mechanizm wypierania na przykład potrzeby seksualnej może wywołać u osób<br />
nadmiernie pobudliwych oziębłość lub impotencję. Im surowsze ograniczenia, tym<br />
większe naciski. W skrajnym przypadku może dojść nawet do ślepoty, co w<br />
nieuświadamianym hamowaniu ma nie dopuścić do oglądania obiektu pożądania.<br />
Niestety, wypieranie nie niszczy siły potrzeby, nie usuwa jej ze świadomości, a jedynie<br />
nadaje jej inny kierunek ekspresji.<br />
Również sublimacja operuje poza świadomością jednostki. Blokując nieakceptowane<br />
popędy, rozładowuje je w sferze aprobowanej przez grupę społeczną w której żyje<br />
jednostka. Sublimacja znajduje nową formę głównie dla potrzeby agresywności i<br />
seksualnej. Przykładowo dziecko znajdujące przyjemność
170<br />
w męczeniu zwierząt może z czasem i zgodnie ze swoim zainteresowaniem zostać<br />
weterynarzem, zaś dziecko lubiące bawić się kałem - grzebiącym w ziemi i<br />
przesadzającym kwiaty ogrodnikiem.<br />
Identyfikacja poprzez przyjmowanie cudzych wzorców pozwala ograniczyć poczucie<br />
własnej niższej wartości. Poprzez ubieranie się i zachowywanie tak jak idol, rozpinamy<br />
kosztem własnej indywidualności parasol powszechnej tolerancji.<br />
Inwersja to powrót wypartych ze świadomości popędów, uczuć i myśli w<br />
zachowaniach wprost przeciwnych. Tu niechęć do jakiejś osoby przejawia się przesadną<br />
grzecznością i przyjacielskością, a niemożność prowadzenia bujnego życia seksualnego -<br />
kołtuńską bigoterią i świętoszkowatą pobożnością.<br />
Kompensacja wyrównuje braki i defekty tak w sferze psychicznej jak i fizycznej.<br />
Człowieka lękliwego obdarzy nadmierną pewnością siebie, a kalekę pchnie do<br />
wyczynowego uprawiania sportu.<br />
Restytucja jest uświadamianym bądź nieuświadamianym zadośćuczynieniem za<br />
wyrządzone krzywdy. Wyrównanie strat finansowych, moralnych czy uczuciowych może<br />
wielokrotnie przekroczyć rzeczywistą wartość szkód.<br />
Konwersja to z kolei przekształcenie nietolerowanej potrzeby lub popędu w fizyczne<br />
jego symptomy, za pomocą których ta potrzeba lub popęd może dojść do głosu. I tak<br />
pseudoparaliż dziecięcy miast fizjologicznego podtekstu może jedynie wyrażać<br />
pragnienie uzyskania przez dziecko większego zainteresowania ze strony rodziców.<br />
Przeniesienie jest mechanizmem obronnym przenoszącym jakieś uczucie z obiektu<br />
pierwotnego na zastępczy. I tak zepchnięta w podświadomość miłość do własnego ojca<br />
kończy się często poślubieniem znacznie starszego mężczyzny.<br />
Dysocjacja, przeciwnie do integracji, pozbawia jakieś zdarzenie czy obiekt otoczki<br />
emocjonalnej. Typowym przykładem jest odrzucenie odpowiedzialności za popełniony<br />
czyn. Spowodowanie czyjejś śmierci może zakończyć się lekceważącym wzruszeniem rąk<br />
i skwitowaniem, iż taki sam koniec prędzej czy później czeka każdego z nas.<br />
Fantazjowanie. Gra wyobraźni nareszcie pozwala odsłonić nasze prawdziwe oblicze.<br />
Ale po dłuższym czasie można zapragnąć mocniejszych wrażeń.<br />
Idealizacja - przesadne wychwalanie i przecenianie obiektu uczuć pozwala<br />
zapomnieć o skrywanej niechęci. Przesadna miłość do rodzica może oznaczać<br />
tuszowaną wrogość za doznane upokorzenia. Utrata partnera czasami tak bardzo<br />
idealizuje jego obraz, iż nierealnym staje się znalezienie drugiego osobnika o<br />
podobnych walorach. Ma to uchronić porysowaną psychikę przed kolejnym bolesnym<br />
rozczarowaniem.<br />
Introjekcja generuje do wewnątrz uczucia pierwotnie skierowane na kogoś innego.<br />
Skierowana na siebie wrogość i nienawiść w krańcowych przypadkach nasilonego<br />
napięcia inicjuje próby samobójcze. Na przykład pomijany w awansach pracownik<br />
wyprze ze swojej świadomości niechęć do zwierzchników i wtedy obrócona ku wnętrzu<br />
agresywność ujawni się w postaci bezsennych nocy, braku apetytu, tracenia<br />
zainteresowania pracą a nawet rodziną.
171<br />
Inkorporacja silniej niż identyfikacja przemienia człowieka w kopię drugiej osoby.<br />
Dziecko inkorporuje pewne zachowania rodziców, mające w oczach otoczenia zwiększyć<br />
jego podmiotowość, a jednostka słaba z natury przejmuje stereotyp zachowania<br />
silniejszego towarzysza, tak z pozytywnymi jak i negatywnymi cechami.<br />
Projekcja odwrotnie - innym osobom przypisuje nasze cechy i zamiary. Do jakich<br />
nieporozumień to doprowadza, nikomu nie trzeba przypominać, gdyż każdy z nas<br />
przynajmniej raz w życiu znalazł się w podobnie niezręcznej sytuacji.<br />
Racjonalizacja przekształca nieaprobowane motywy, odczucia i pragnienia na takie,<br />
które jednostka może z czystym sumieniem tolerować, które będą akceptowane przez<br />
otoczenie.<br />
Reakcje upozorowane dają szansę postępowania w sposób odwrotny do tego, jaki<br />
narzucają postawy, popędy i uczucia. Działaniem obejmują spore obszary psychiki.<br />
Pozwalają przenicować złe cechy, na przykład agresywność i rozbudzone pragnienia<br />
seksualne, na typowe, mnie drastyczne formy zachowania, w tym przypadku na łagodną<br />
agresywność czy usłużność i pruderię.<br />
Regresja stanowi powrót do czynności i zachowań wcześniej sprawdzonych,<br />
pozwalających na utrzymanie w miarę wysokiego komfortu psychicznego. Laughlin<br />
powołuje się na przypadek 32-letniej pacjentki, która po śmierci ojca cofnęła się w<br />
rozwoju do poziomu kilkuletniej dziewczynki, zapewniając sobie tym samym szczególną<br />
opiekę ze strony personelu szpitala, porównywalną jedynie z rodzicielską troskliwością.<br />
Substytucja przemodelowuje nieaprobowane potrzeby na potrzeby łatwiejsze do<br />
przyjęcia, o ile tylko realne jest rozładowanie już zgromadzonego potencjału w nowej<br />
formie. Agresywność skutecznie spala się w wyczynie, a wybujały seks w sztuce, bądź<br />
nawet w tak pozornie odległych czynnościach, jak namiętne palenie papierosów.<br />
Symbolizacja tworzy nową formę zachowania, która w sposób mniej rzucający się w<br />
oczy ma podkreślać potrzebę, którą staramy się poddać kontroli. Na przykład kobieta<br />
tonująca pobudliwość seksualną wyeksponuje tę potrzebę przez noszenie strojów<br />
podkreślających fizyczną atrakcyjność i swobodę.<br />
Unieważnienie własnego poprzedniego działania bazuje na poczuciu winy i kasuje<br />
wcześniejsze działanie, myśl czy pragnienie. Przykładem jest tu historia pewnego<br />
biznesmena, który dorobiwszy się majątku na doprowadzeniu wspólnika do ruiny, stał<br />
się na stare lata nie tylko cenionym obywatelem, ale i największym filantropem w swoim<br />
okręgu.<br />
Oprócz głównych mechanizmów obronnych istnieją także tzw. wtórne mechanizmy<br />
obronne, będące niejako skutkiem wystąpienia wcześniejszych reakcji obronnych.<br />
Wtórne mechanizmy obronne są jedynymi, z których przeciętny człowiek może zdać<br />
sobie sprawę bez uciekania się do psychoanalizy. Należą do nich:<br />
- rozgrzeszanie się<br />
- pokuta, naprawienie zła<br />
- odgradzanie, oddzielanie tego, co było razem
172<br />
- pójście na kompromis<br />
- kondensacja<br />
- konwergencja<br />
- zwlekanie, odraczanie działania<br />
- dewaluacja<br />
- zniekształcanie i maskowanie<br />
- odwracanie uwagi i tracenie zainteresowania<br />
- rozszerzanie określonych sposobów zachowania na inne niż pierwotne<br />
obiekty<br />
- eksternalizacja<br />
- omdlenie, robienie się słabym i chorym<br />
- przesadne mobilizowanie się do zwalczania przewidywanych trudności<br />
- nadmierna generalizacja<br />
- intelektualizacja<br />
- izolacja<br />
- nadmierne zdeterminowanie<br />
- uważanie się za nieułegającego chorobom<br />
- zastępowanie czegoś czymś innym<br />
- odpłacanie, retrybucja<br />
- odwracanie sensu<br />
- retrospektywna dewaluacja<br />
- sztuczne rozszczepianie, separowanie od siebie czegoś<br />
- ujawnianie ignorancji i niemożności wykonania czegoś<br />
- odwracanie się od rzeczywistości.<br />
I tak rozgrzeszanie się uwalnia od poczucia winy za popełniony czyn.<br />
Odgradzanie jest racjonalnym podziałem przeżyć, myśli i pragnień, tak aby między<br />
nimi nie doszło do konfliktu, aby związany z nimi ładunek emocji był jak najmniejszy.<br />
Przykładem funkcjonowania tego mechanizmu jest obdarzanie matki uczuciem miłości i<br />
tkliwości, a zarazem wrogości i niechęci.<br />
Kondensacja operuje symboliką i występuje w snach i marzeniach. Łączy i zagęszcza<br />
elementy należące do różnych obiektów, tworząc zbitki uczuć i obrazów, jakie w życiu<br />
realnie nie występują. Dlatego niekiedy śnimy o naszych znajomych, których<br />
przestaliśmy darzyć serdecznymi uczuciami, jako o przeciwnikach, z którymi walczymy<br />
metodami zaproponowanymi przez sprzyjające nam osoby.<br />
Zwlekanie i odraczanie działania nie dopuszcza do świadomości zbyt silnych myśli,<br />
uczuć i pragnień, dając psychice czas na oswojenie się z nimi i pomniejszenie tym<br />
samym niekorzystnego ładunku emocji. Dlatego często śmierć bliskiej osoby nie<br />
wywołuje odczucia straty, strachu i tragedii. Proces zrozumienia zdarzenia przeciąga się<br />
aż do czasu, kiedy może być przyswojony na spokojnie, bez doznania szoku.<br />
Dewaluacja pomniejsza znaczenie jakiegoś faktu, przeżycia, epizodu, najczęściej<br />
zabarwionego ujemnie. Tłumaczy utratę pracy możliwością znalezienia
173<br />
lepiej płatnej posady, a odejście partnera jego niską wartością moralną czy brakiem<br />
urody.<br />
Zniekształcanie niejako maskuje, przedstawia w innym świetle to, co jest bolesne.<br />
Często współpracuje z wypieraniem. Dlatego w krytyce małżonka wygodniej i zręczniej<br />
usprawiedliwić nudne, nie udane życie, niż zagłębiać się w roztrząsanie naszych w tym<br />
nieszczęściu udziałów.<br />
Odwracanie uwagi i tracenie zainteresowania jest formą najszybszej ucieczki przed<br />
palącym tematem.<br />
Omdlenie, robienie się chorym, określane potocznie ucieczką w chorobę, pozwala na<br />
bezbolesny powrót do okresu, kiedy byliśmy przedmiotem troski i opieki i kiedy nie<br />
ciążyła na nas żadna odpowiedzialność.<br />
Przesadne mobilizowanie się do pokonania przewidywanych trudności pozwala<br />
zgromadzić ogromny ładunek energii, jaki uchroni psychikę przed rozsypką nawet<br />
wówczas, gdy podejmowane działania skończą się totalną klęską.<br />
Intelektualizacja analizuje uczucia, pragnienia i zachowania, pozwalając na chłodne,<br />
realne ujęcie biegu różnorodnych zdarzeń, gdzie każde niepowodzenie daje się<br />
rzeczowo uzasadnić. Pozbawiony wówczas emocjonalnej otoczki problem przestaje być<br />
drażliwy i nabiera kształtu zwyczajnego wydarzenia.<br />
Izolacja zamazuje pamięć o bolączkach i niebezpieczeństwie. Wykorzystuje ten<br />
mechanizm strażak, wyzbywający się lęku przed ogniem, i pielęgniarka, odczuwająca<br />
strach przed chorobami zakaźnymi.<br />
Nadmierne zdeterminowanie uodparnia na trudności, które podsycają wyparte<br />
uczucia, pragnienia i potrzeby.<br />
Odporność to hart, to niewrażliwość na ciosy fizyczne i psychiczne. Przydaje się w<br />
sytuacjach nad wyraz niebezpiecznych, grożących utratą życia. Potrafi jednak<br />
przedstawić zagrożenie w niewłaściwym wymiarze.<br />
Zastępowanie czegoś czymś innym, identyfikowane z przeniesieniem, zastępuje<br />
wyparte potrzeby innymi potrzebami, manifestowanymi często w zachowaniu. W<br />
działaniu jest mniej skuteczne od substytucji.<br />
Retrospektywna dewaluacja poprzez emocjonalne pomniejszanie znaczenia<br />
przeżytych niegdyś zdarzeń, w których odegraliśmy niesławną rolę, pozwala częściowo<br />
lub całkowicie zapomnieć o niechlubnych wydarzeniach. Takie odkupienie win znosi<br />
także bolesne zadrażnienia występujące w podobnej a nowo zaistniałej sytuacji.<br />
Małżeńska zdrada nabiera posmaku romantycznej przygody, a utrata pracy mało<br />
istotnego incydentu.<br />
Ujawnianie ignorancji wespół z niemożliwością wykonania jakiegoś zadania<br />
przekreśla szansę zrealizowania projektu nie akceptowanego przez podświadomość,<br />
bądź uznanego za niemożliwy do wykonania. Przed doświadczeniem niepowodzenia<br />
chroni dziwna trudność w nauce, w zapamiętywaniu, w skupianiu uwagi. Twórcy<br />
wielokrotnie przechodzą katusze, nie mogąc - mimo szczerych chęci - w ogóle zabrać<br />
się za temat, którego nie czują choć cały materiał dawno leży przygotowany i choć staje<br />
zdolności.<br />
Reakcja króla Dawida, będąca zespołem kilku mechanizmów obronnych,<br />
obejmujących projekcję, identyfikację i racjonalizację, przypisuje innym osobom
174<br />
nieaprobowane cechy i reakcje. Wymusza takie zachowanie, jakby te osoby rzeczywiście<br />
te cechy i reakcje wobec danej osoby ujawniały. Laughlin opisuje przypadek pewnego<br />
lekarza, który wpadł w gniew na widok grupy cudzoziemców oglądających pisma<br />
pornograficzne. Po czasie okazało się, że jako dziecko, lekarz ten często wertował<br />
erotyczne periodyki, w wyniku czego w jego dorosłym pożyciu element voyuieryzmu<br />
odgrywał znaczącą rolę. Niestety, pierwotne impulsy zostały przez psychikę tak starannie<br />
ukryte, iż lekarz zdał sobie z nich sprawę dopiero po gwałtownej, zastanawiającej reakcji<br />
na swobodę cudzoziemców.<br />
Zrozumienie powodu istnienia potrzeb i reakcji obronnych stosowanych nadzwyczaj<br />
zręcznie i dyskretnie przez naszą psychikę jest zasadniczym krokiem na drodze do<br />
wyzwolenia. Od dzieciństwa uczymy się biegłości w stosowaniu reakcji obronnych i bez<br />
uwolnienia się od ich ciężaru nie osiągniemy zbawienia. Na domiar złego to, co<br />
uważamy za dręczące i wstydliwe, może być dla nas niesłychanie istotne. Mało tego -<br />
przedłużająca się zabawa z kodami zużywa nadmiernie pokłady subtelnej energii<br />
psychicznej, energii, która winna zasilać funkcjonowanie twórczych mechanizmów<br />
poznawczych i przystosowawczych. Tylko w ten sposób mamy szansę stworzyć w pełni<br />
dojrzałą osobowość. W przeciwnym wypadku nie sposób pogodzić się z rzeczywistością<br />
taką, jaka jest. Będzie ona zawsze wywoływać ból. Będzie wroga.<br />
Jeszcze raz: chcąc odzyskać wewnętrzną równowagę i zdrowie, musimy oszczędzać<br />
siły bezpowrotnie tracone na stosowanie mechanizmów obronnych. Na nic zda się<br />
mantrowanie, obwieszanie talizmanami i zatapianie w ezoteryce, jeśli nie zaczniemy<br />
wędrówki od rozprawienia się z matrycą. Nadzy w prawdzie, rozumiejący i akceptujący<br />
samych siebie (bo przecież takich stworzył nas Pan), będziemy mogli nareszcie<br />
dosięgnąć prawdziwego nieba.<br />
Jezus powiedział: „Królestwo Niebieskie jest w was i którykolwiek pozna siebie -<br />
znajdzie je. Starajcie się więc znać siebie, a wiedzieć będziecie, że jesteście synami Ojca, i<br />
wiedzieć będziecie, że jesteście w Mieście Ojca, a wy jesteście Miastem ".<br />
Jeśli przyrównamy się do komputera, to łatwo stwierdzimy, że nasze poszukiwania<br />
idą często niewłaściwą drogą Wiemy, że komputer - jako całość - to monitor, klawiatura,<br />
procesor, system operacyjny, sterujący pamięcią i kartą dźwiękową czy graficzną, i<br />
urządzenia peryferyjne, jak skaner, drukarka i modem. Kiedy mamy kłopoty z<br />
funkcjonowaniem komputera jako całości, kiedy serce maszyny się psuje, informatyk bez<br />
chwili wahania najpierw sprawdza system operacyjny, a dopiero potem odkręca<br />
obudowę i bada, jak sprawuje się reszta podzespołów.<br />
A my co robimy? My nie zwracamy uwagi na system operacyjny, od którego<br />
najwięcej zależy, choć jest jedynie niematerialną, duchową cząstką zespołu. Robimy coś<br />
gorszego: wmawiamy sobie, że błąd tkwi nie w nas, ale w zewnętrzu. I na szukanie tego<br />
błędu poświęcamy nierzadko całe życie.<br />
Na pewno wielu teraz zaskoczę, ale nie mam zamiaru w ogóle spuentować tego<br />
podrozdziału. Mam propozycję dla myślących. Wiemy już jak wyglądają kody<br />
wewnętrzne. Od zawsze przeciwstawiamy się kodom zewnętrznym. Załóżmy teraz.
175<br />
że żyjemy w świecie pozbawionym przemocy, gdzie nikt nikogo nie krzywdzi i nie<br />
wypowiada przeciw niemu fałszywego słowa. A więc w świecie nie kształtowanym przez<br />
kody. Proszę teraz mi powiedzieć, jakie potrzeby i mechanizmy obronne przestaną w<br />
takim świecie obowiązywać, które umrą śmiercią naturalną? Co zostanie z nas po<br />
odrzuceniu całego tego chłamu programowego? Człowiek prawdziwy...?...
176<br />
Korygowanie matrycy<br />
Sięganie po koncentrację i medytację jedynie w celu odreagowania mija się z celem.<br />
Jest to w tym przypadku mało profesjonalne podejście. Mam w kręgu znajomych osoby,<br />
które wstąpiły na ścieżkę rozwoju duchowego świadomie, z wewnętrznej potrzeby, jak i<br />
takie, dla których otarcie się o mistykę Wschodu miało nie tyle zapobiec wewnętrznym<br />
rozterkom, co być reakcją na obowiązującą w pewnych kręgach modę. I jak w pierwszej<br />
grupie zmiana życiowego doświadczenia była niejako zapowiedziana, tak w drugiej<br />
eksperyment okazał się fatalnym nieporozumieniem. Czy nie sprawdziła się metoda, czy<br />
zawiedli prowadzący kursy - trudno dzisiaj powiedzieć, zapewne nałożyły się na to i inne<br />
niekorzystne czynniki. Dość poprzestać na stwierdzeniu, iż wszystkie rodzaje technik<br />
operujących na psychice są wciąż mało poznane.<br />
Powinienem w tym momencie uczciwie przyznać, iż poważnych błędów<br />
merytorycznych nie ustrzegła się żadna metoda psychoterapeutyczna. I o ile uogólnienia<br />
mówią coś tam o rozumieniu „bytu ludzkiego", to w analizie jednostkowych przypadków<br />
wszelkie wyklepane formułki i recepty najczęściej zawodzą. To co jest dobre dla pana<br />
Kowalskiego, może wręcz zaszkodzić panu Nowakowi. Ryzyko niepowodzenia wzrasta,<br />
gdy za pana Nowaka biorą się programiści z urzędu.<br />
„Na przestrzeni ostatnich lat - pisze Dorota Zarębska-Piotrowska - pojawiło się wiele<br />
sygnałów wskazujących na fakt, że istniejące szkoły czy systemy filozoficzno-religijne i<br />
terapeutyczne nie zawsze spełniają nadzieje pokładane w nich przez potencjalnych<br />
adeptów, stanowiąc niekiedy przykład pseudoszkoły czy pseudo systemu, i że instytucje<br />
odpowiedzialne za ich funkcjonowanie zainteresowane są niestety głównie<br />
pomnażaniem własnego konta bankowego. Niektóre z nowo powstałych<br />
"uzdrawiających", "odradzających", czy też "rozwijających" szkół czy ośrodków tworzą i<br />
prowadzą osoby, oględnie rzecz ujmując - niekompetentne".<br />
Przyjrzyjmy się dla przykładu szalenie modnemu rebirthingowi, który żywcem<br />
przeniesiono z 31 wersetu Pierwszej Księgi Jogasutry, gdzie ujęty jest jako śwasapraśwa,<br />
czyli wdechowydech. Technika ta reklamowana jest dziś jako duchowe odradzanie się,<br />
jednak ta amerykańska forma prana jogi, porównywalna z kriya jogą - stanowi poważne<br />
zagrożenie dla funkcjonowania organizmu. Twórca metody Leonard Orr mówi wprost, że<br />
utrzymanie ciągłego rytmu oddychania, w którym oddech wewnętrzny stapia się z<br />
zewnętrznym, wdech z wydechem, pobudza wibracje w systemie nerwowym oraz<br />
systemie krążenia, oczyszczając ciało i jego aurę, a także odżywia umysł i ciało,<br />
wprowadzając je w stan równowagi.<br />
Prawda jest taka, że nie odkryliśmy tu Ameryki. Leonard Orr zwrócił jedynie uwagę na<br />
ważkość samego procesu wymiany gazowej, umiejętności, z którą przyszliśmy na świat,<br />
oraz uzmysłowił to, o czym między innymi przypomina joga,
177<br />
że od jakości oddechu zależy ściśle poziom prany w organizmie. Niestety, jej w pełni<br />
kontrolowany wzrost zachodzi tylko wtedy, gdy wykonuje się odpowiednio długie<br />
przerwy między wdechem a wydechem. Na dodatek metodę Orra cechuje syndrom<br />
hiperwentylacji i tężyczka, co doprowadza do dramatycznych zmian fizjologicznych i<br />
emocjonalnych.<br />
„Zmiany te - przyznaje Orr - nazywane są ogólnie syndromem hiperwentylacji. Myślę,<br />
że wzrost przypadków spontanicznych hiperwentylacji spowodowany jest nasileniem<br />
prawdy i światła, powszechnej ewolucji ducha i oświeceniem kultury".<br />
Proszę zwrócić uwagę na typowo religijny sposób argumentacji, na słowa:<br />
spowodowany jest nasileniem prawdy i światła, powszechnej ewolucji ducha i<br />
oświeceniem kultury.<br />
„Fenomen syndromu hiperwentylacji nie znajduje aprobaty w medycynie -<br />
kontynuuje Orr - ale akceptują go, pod różnymi nazwami, ruchy religijne. Chrześcijanie<br />
nazywają go chrztem ognia, spełnieniem Ducha Świętego lub wibracjami duchowego<br />
uzdrawiania. Religie Wschodu nazywają to zjawisko kriya jogą, prana jogą, kundalini jogą<br />
eliksirem nieśmiertelności, duchowym oddychaniem lub shakti itp. Niestety, medycyna<br />
wciąż okazuje strach i podejrzliwość wobec syndromu hiperwentylacji(...) Jeśli wyjdą na<br />
jaw frustracje z okresu twojego wczesnego dzieciństwa, wrogość i gniew, ważne jest<br />
zrozumienie, że są to uczucia, od których można się uwolnić bez zadawania bólu sobie i<br />
przyjaciołom oraz bez niszczenia środowiska ".<br />
Przyrównanie oddechu do chrztu ognia czy prana jogi jest uniwersalne i prawdziwe, a<br />
zarazem wprowadzające w błąd. Tak to ujęto, by czytelnik (poszukujący wrażeń<br />
mistycznych) wiązał to stwierdzenie jedynie z techniką proponowaną przez rebirthing.<br />
Prawdą jest, iż intensywne oddychanie odsłania głębsze pokłady podświadomości i<br />
wyzwala szereg reakcji demaskujących kom<strong>pl</strong>eksy i mechanizmy obronne, jak strach czy<br />
nienawiść. Tylko że owe reakcje nie są odkryciem rebirthingu. Poza tym odreagowanie<br />
przez uwolnienie szkodliwych energii nie usuwa przyczyn zaburzeń - to trzeba sobie w<br />
końcu jasno powiedzieć. Jest to tak istotne spostrzeżenie, iż nawet Huna poświęca mu<br />
wiele uwagi, tak wiele, iż stało się to podstawą na której zbudowano cały gmach<br />
wierzeń.<br />
Medycyna z powodzeniem stosuje hiperwentylację w EEG do prowokowania ruchu<br />
grafoelementów patologicznych, do ukazania drzemiącej w układzie nerwowym<br />
patologii. Oprócz negatywnego oddziaływania fizjologicznego, nie kończącego się<br />
jedynie zmianą chemizmu krwi, ma hiperwentylacja niekorzystny wpływ także na sferę<br />
emocjonalno-przeżyciową Obok nęcących doznań traumatycznych, jak wspomnienie<br />
odległych wydarzeń, pojawia się niebezpieczny stan pobudzenia, lęk, euforia, utrata<br />
poczucia czasu i orientacji w przestrzeni, przymglenie świadomości i taki ruch<br />
odmiennych stanów świadomości, który kończy się z czasem trwałą dysfunkcją w sferze<br />
centralnego i obwodowego układu nerwowego, co często daje o sobie znać nawet wiele<br />
lat po przeprowadzeniu zbawiennej terapii.
178<br />
W USA rejestrowano liczne przypadki tzw. polineuropatii wśród osób wymuszających<br />
hiperwentylację lub stosujących wspomniane cykle terapii oddechowej. Statystyki klinik<br />
psychiatrycznych informują, iż prawie połowa pacjentów z rozpoznaniem psychoz lub<br />
wieloobjawowych nerwic z dominującą w obrazie depresją miała dłuższy kontakt z<br />
praktykami medytacyjnymi, zwykle<br />
0 niejasnym charakterze i hiperwentyłacjami w rozmaitych wariantach.<br />
„Rozmowy przeprowadziłam osobiście z Orrem w 1984 r. w Krakowie przy okazji jego<br />
promocyjnego pobytu na zaproszenie Naukowo-Badawczego Zespołu Sugestologii przy<br />
Uniwersytecie Jagielońskim - czytamy u D. Zarębskiej- Piotrowslciej w "Tajemniczych<br />
energiach". - Jako leader zespołu, uważałam za stosowne zapoznać środowisko<br />
krakowskich specjalistów z proponowanym przez Orra rebirthingiem, mając nadzieję<br />
wówczas na włączenie go w repertuar stosowanych tu technik i procedur<br />
terapeutycznych. Jednakże już pierwsze doświadczenia, poparte przeprowadzonymi<br />
dyskusjami, spowodowały, że metoda ta nie została zaakceptowana - jako potencjalnie<br />
zagrażająca w warstwie tak psychologicznej, jak i fizjologicznej. Doświadczenia<br />
późniejsze oraz przeprowadzone badania jednoznacznie potwierdziły nasze przekonanie<br />
o słuszności podjętej decyzji".<br />
Odrębnym zagadnieniem są kwalifikacje odrodzicieli, to znaczy ludzi, w których ręce<br />
świadomie składamy nasze zdrowie. Ale skoro mistrzem zostaje się po kilkudziesięciu<br />
godzinach oddychania (zalecane sto), bez wymogu posiadania jakiegokolwiek dy<strong>pl</strong>omu<br />
z medycyny, to już ten fakt powinien wzbudzać podejrzenia. Jednak nie o zdrowie tu<br />
idzie, ale o kwestie finansowe:<br />
„Każdy odrodzicie! sam się zatrudnia - precyzuje Orr sprawę zarobków odrodzicieli -<br />
sam sobie podlega, jest niezależny zawodowo i odpowiedzialny przed swoim klientem,<br />
działa niezależnie od swej boskiej władzy".<br />
Boska władza przyciąga jak magnes, to stara historia.<br />
Zubożoną wersją rebirthingu jest medytacja dynamiczna, wykorzystywana do<br />
rozładowywania bloków w pierwszym ośrodku świadomości. Stosuje się ją jednak z<br />
mniejszą intensywnością i jak dotąd nie zauważono negatywnych skutków jej<br />
stosowania.<br />
Otóż czakra muladhar, jako ośrodek siły życiowej bazujący na popędzie do życia,<br />
czyli odbijający się w zachowaniach seksualnych, spotyka się w czasie ekspresji z ostrymi<br />
ograniczeniami kulturowymi i religijnymi. Broniąc się przed potępieniem ze strony<br />
otoczenia, człowiek podświadomie kumuluje energię seksu w postaci oralnej, analnej i<br />
genitalnej, nie pozwalając jej przedostać się do ośrodków wyższych, by twórczo<br />
ewoluowała. Powstaje stan napięcia, który już od podstaw wypacza osobowość<br />
jednostki. Dlatego rozbudzanie świadomości powinno rozpoczynać się od usuwania<br />
bloków w czakrze pierwszej. I tak bloki oralne kruszy wrzask, śmiech, krzyk, płacz etc. Tu<br />
zdaje egzamin encounter, gestalt, primal itd. Wszystkie one przynoszą wolność oralną.<br />
Natomiast bloki analne likwiduje chaotyczne, szybkie oddychanie. Uderzenie w ośrodek<br />
analny, rozluźnia go<br />
1 uwalnia. I tu właśnie jest pole do popisu medytacji dynamicznej. I nigdzie indziej.
179<br />
Uniwersalność, elastyczność, zdrowy rozsądek i cier<strong>pl</strong>iwe zbieranie informacji prędzej<br />
czy później pomogą nam znaleźć technikę pozwalającą odzyskać samokontrolę. Jak<br />
powiedział Kahuna Nui: „Istota Praprzyczyny nie może być pojęta. Możemy poznać Ją<br />
jedynie badając to, co Ona stworzyła. Stworzyła Ona ciebie, Człowieku. Badaj więc siebie<br />
i ucz się Ją poznawać".<br />
Niewybaczalnym oszustwem, jaki popełniają nieuczciwi psychoterapeuci, jest<br />
zapewnienie pacjenta o usunięciu blokad (kom<strong>pl</strong>eksów) tkwiących w polu<br />
psychoenergetycznym. Ujęcie osobowości w kategoriach ciała i jego procesów<br />
sprowadzają do opinii, iż rozładowanie złych energii następuje przez właściwe<br />
oddychanie, wywołujące zmianę metabolizmu. Wszystko w myśl zasady, że cokolwiek<br />
dzieje się w naszym umyśle, stanowi odbicie procesów zachodzących w ciele, i vice versa.<br />
Jest to rozumowanie bardzo uproszczone, które nie wyjawia, iż takie oddziaływanie jest<br />
ograniczone tylko do świadomych i powierzchownych aspektów osobowości. Aby<br />
poruszyć głębsze poziomy energetyczne, należy je najpierw wydobyć i zidentyfikować.<br />
Innej drogi nie ma.<br />
Uczestniczyłem kiedyś w terapii grupowej, gdzie na jednej z sesji poznałem starszą<br />
atrakcyjną i świadomą swej urody panią. Dręczył ją stres, uporczywy, niemal<br />
nienaturalny. Zakorzeniony na poziomie nieświadomości, wywoływał chroniczne<br />
napięcie emocjonalne, upośledzając ruchliwość i ograniczając ekspresję. Ta całkowicie<br />
niezależna finansowo pani mogła sobie pozwolić na szereg modnych psychoterapii, z<br />
czego skwa<strong>pl</strong>iwie korzystała. Jak się zwierzyła, terapia za każdym razem kończyła się<br />
sukcesem. Niestety, po jakimś czasie, kiedy tylko przestawała sztucznie zagłuszać reakcje<br />
organizmu, stres powracał. Raz objawił się nawet silną depresją i niewiele brakowało, a<br />
poszukiwanie remedium w duchowych technikach rozwoju świadomości skończyłoby się<br />
samobójstwem. Pomogła prosta psychoanaliza, wydobycie z otmętów podświadomości<br />
ukrytej tam prawdy.<br />
Otóż pani ta, stuprocentowa dama, nigdy nie zdradziła swojego męża, bo takiej<br />
potrzeby nie odczuwała, ale sama nie miała nic przeciwko temu, by jej mąż odnajdywał<br />
się w ramionach innych kobiet, co delikatnie dała mu do zrozumienia na początku<br />
małżeństwa. Wychodziła z filozoficznego założenia, że miłość nie ma nic wspólnego z<br />
takim przyziemnym uczuciem jak zazdrość. Skoro kocha, a kochała szczerze, to jak<br />
mogła źle patrzeć na drobne szczęśliwości drogiego jej sercu mężczyzny. Jednak z<br />
czasem zaczęła podejrzewać, iż jej mąż przypuszcza, że takie przyzwolenie zawiera<br />
głębszy podtekst i ma ukryć, usprawiedliwić jej konspirowane skoki na bok. To<br />
podejrzenie podejrzewania doprowadziło w końcu do stanów lękowych i załamania<br />
nerwowego.<br />
Mamy tu do czynienia z pozornym paradoksem, z którym nie poradziła sobie żadna z<br />
modnych metod psychoterapeutycznych, po jakie sięgała zagubiona pani. Nie poradziła,<br />
bo poradzić nie mogła. Przecież pani ta kochała swojego męża i była dumna ze swojej<br />
wolnomyślności (mającej dla niej walor człowieczeństwa), więc wszystko obracało się w<br />
kręgu pozytywnych uczuć. A jednak i ona wpadła w sidła programów, wyzwalających w<br />
niej nieuświadamiane lęki. Cóż, człowiek uczy się na błędach.
180<br />
Zdobycie wiedzy o kom<strong>pl</strong>eksach i ich leczeniu - to pierwszy rozsądny krok w<br />
poznaniu zasad funkcjonowania psychiki. Bez jego postawienia niemożliwe jest uporanie<br />
się z problemem niewysłuchanych modlitw.<br />
„Zrób najpierw trzy kroki na drodze udoskonalenia moralnego, zanim zrobisz jeden<br />
na drodze poznania prawd wyższych" - ostrzegał swego czasu S. Lubieński. Przyjrzyjmy<br />
się temu bardzo ważnemu zagadnieniu na przykładzie osiągnięć Huny, systemowi<br />
wierzeń i praktyk opartych na przekonaniu o istnieniu sił nadprzyrodzonych.<br />
Siedząc historyczną drogę rozwoju Huny, z dużym prawdopodobieństwem możemy<br />
założyć, iż Polinezja nie jest kolebką tego wspaniałego systemu magii. Odkryte na<br />
Bliskim Wschodzie czy w Afryce i Ameryce Północnej zapiski dowodzą iż Huna jest<br />
pozostałością starożytnej wiedzy, która rozlała się po świecie w chwili zatopienia<br />
Atlantydy. Również Jezusa historycznego łączy się z tą zapomnianą kulturą dowodząc na<br />
podstawie materiałów źródłowych i zapewnień mistyków, iż Mesjasz był kapłanem Huny,<br />
przynależącym do cenionej kasty lekarzy.<br />
Huna, jak i współczesna medycyna, uznaje trzy poziomy siły życiowej i posługuje się<br />
pojęciem kom<strong>pl</strong>eksów (grzechów). Ujmuje człowieka jako całość składającą się z trzech<br />
części: podświadomości, świadomości i nadświadomości, które - posługując się<br />
zaszczepionym w myśl zachodniego świata słownictwem - nazywamy niższym Ja,<br />
średnim Ja i Wyższym Ja (niższą średnią i Wyższą Jaźnią).<br />
Te trzy obszary zamieszkują trzy niewidzialne ciała oka, które ożywia siła życiowa<br />
mana, wytwarzana przez niższe Ja z pokarmu, powietrza i energii przechwytywanej<br />
wprost z otoczenia. Wszystkie trzy Ja spaja rodzaj nici wykonanej z tej samej substancji, z<br />
której są zbudowane owe ciała.<br />
Akumulowaną przez niższe Ja energię wyobrażano sobie jako wzbierającą w ciele<br />
wodę. Terminem mana posługiwano się wymiennie z hawajskim słowem wal,<br />
oznaczającym po prostu zwykłą wodę. Siłę życiową generowaną przez Wyższe Ja,<br />
przesyłaną w formie wibracji przez niższe Ja przy pomocy nici aka, symbolizują chmury i<br />
mgła, utworzone z małych kropelek wody, które opadając w postaci subtelnego deszczu<br />
- oznaczają powrót siły życiowej przekształconej przez Wyższe Ja w moc uzdrawiającą<br />
lub sprawczą. Człowieka dojrzałego i zdrowego charakteryzuje harmonijne<br />
współistnienie wszystkich trzech Ja. W razie nagłej potrzeby kahuni często korzystali z<br />
pomocy Poe Aumakua, wspólnoty Wyższych Ja, nieskończonego źródła wsparcia i<br />
przewodnictwa.<br />
Niższe Ja, znane kulturze Zachodu jako podświadomość, to nic innego jak połączenie<br />
w jedną całość ciała eterycznego z astralnym. To samodzielny duch, oddzielnie myśląca<br />
istota, czynnik równie twórczy jak średnie i Wyższe Ja. Nadto niższe Ja zaopatruje w<br />
energię wszystkie ciała człowieka, umożliwiając im wyrażanie się na <strong>pl</strong>anie fizycznym, i<br />
jest zbiornikiem całej naszej pamięci. Pamięta wszystko, z fotograficzną dokładnością<br />
lecz ma wadliwy, bezkrytyczny sposób rozumowania. Brak mu naszej logiki. A ponieważ<br />
jest także siedzibą wrażeń emocjonalnych, w swoim działaniu opiera się na uczuciach<br />
bardziej niż na rozumie. To motor wszelkich impulsów. To ono deformuje nasze<br />
zdroworozsądkowe
181<br />
myślenie, opierając się w aktywności na dawno zapomnianych wydarzeniach i emocjach.<br />
A ponieważ poziom intelektualny niższego Ja odpowiada poziomowi reagowania<br />
pięcioletniego dziecka, próbuje ono, choć jego siły umysłowe są żenująco małe, w<br />
niewłaściwy sposób narzucić swoją wolę średniemu Ja. Miotane popędami,<br />
kom<strong>pl</strong>eksami, swoiście pojmowanym grzechem i zapożyczonymi od nas potrzebami,<br />
robi wszystko, byle postawić na swoim. Nieważne czyim kosztem. Władając zmysłami i<br />
siłą życiową niższe Ja w ataku agresji i złości często buntuje się i odcina od pozostałych<br />
ciał. Także od ciała fizycznego, które pozbawione stałego zasilania zaczyna chorować.<br />
Brak harmonii między średnim i niższym Ja w ostateczności kończy się uległością tego<br />
pierwszego. Taki człowiek przestaje racjonalnie myśleć i przemienia się w chodzący<br />
wulkan emocji.<br />
Dygresyjnie powiążmy niższe Ja z funkcjami matrycy.<br />
Wyższe Ja, nie mając prawa narzucania swej woli niższemu Ja, choć wszechmocne,<br />
pozostaje cały czas cichym obserwatorem wydarzeń. Świadomość musi sama podjąć<br />
decyzję, kiedy i jakiej potrzebuje przemiany. Aby do tego doszło, średnie Ja musi<br />
dogadać się z niższym Ja, aby te wytworzyło odpowiednią ilość energii niezbędną do<br />
przekazania prośby Wyższemu Ja. Tylko niższe Ja posiada zdolność przekazywania<br />
Wyższemu Ja pragnień świadomości, każdorazowo kodowanych w myślokształtach<br />
(obrazach). Jeśli między podświadomością a świadomością panują przyjacielskie<br />
stosunki, prośba zostaje przesłana (w czasie koncentracji) natychmiast po uprzednim<br />
zakumulowaniu dużej ilości mana. Kahuni powiadają: mana-mana - podwójnie<br />
spiętrzona woda.<br />
Rozbrat między dwoma poziomami świadomości prowadzi do osobistych tragedii.<br />
Dopiero przekonanie niższego Ja do naszej sprawy wywołuje jego właściwą reakcję. Nie<br />
wolno jednak zapominać o niskim poziomie umysłowym niższego Ja, o jego wręcz<br />
bezmyślnym przywiązaniu do tradycji.<br />
W czasie udanej koncentracji, kiedy nasze ciało spoczywa idealnie rozluźnione, a<br />
umysł całkowicie wyciszony, niższe Ja przemawia do świadomości obrazami i fałami<br />
emocji, informując o blokach psychoenergetycznych, które zakłócają homeostazę całego<br />
organizmu. Wówczas łagodna acz stanowcza perswazja może poskromić niższe Ja,<br />
przemówić mu do wyobraźni i pozyskać do naszych <strong>pl</strong>anów.<br />
Usuwanie kom<strong>pl</strong>eksów to bardzo poważna sprawa i można ją przeprowadzić na dwa<br />
sposoby, albo przez zmuszenie niższego Ja do przyjęcia konwencji sprzecznej z jego<br />
poglądami, albo drogą zadośćuczynienia wyrządzonym krzywdom. O ile pierwsze<br />
rozwiązanie jest skuteczne w przypadku osobowości dojrzałej, o tyle w drugim sprawa<br />
wydaje się bardziej skom<strong>pl</strong>ikowana, chociażby ze względu na aspekt czasowy.<br />
Kahuni wyznają świętą zasadę, iż grzechem jest tylko krzywda wyrządzona drugiemu<br />
człowiekowi. W myśl zasady, według której zgrzeszyć przeciw Bogu nie sposób -<br />
odrzucają pojęcie świętokradztwa czy profanacji. Żyjemy na <strong>pl</strong>anie fizycznym i nasze<br />
czyny mają tylko wymiar ludzki, skrzywdzenie Boga nie jest możliwe. Ale i definicja<br />
grzechu jest dowolna. Względność ta oznacza, że to, co dla jednego jest grzechem, dla<br />
innego może być normalne.
182<br />
O co w tym wszystkim chodzi? Jak to jest, że tę samą krzywdę raz obarczamy<br />
piętnem moralnego zepsucia, a kiedy indziej nadajemy jej wartość neutralnego czynu?<br />
Otóż niższe Ja jest programowalne - miarę jego moralnych ocen wyznacza system<br />
przekonań średniego Ja. Jeśli dla świadomości coś grzechem nie jest, nie jest i dla<br />
podświadomości. Wzór owej osobniczej odpowiedzialności tkają zarówno naciski<br />
kulturowe, jak i indywidualne przekonania. Przykładowo, zabicie człowieka jest dla<br />
Europejczyka pogwałceniem prawa moralnego, zaś dla mieszkańca jednego z krajów<br />
trzeciego świata może mieć formę uzasadnionej obrony, gdzie czyjaś śmierć odgrywa co<br />
najwyżej drugorzędną rolę.<br />
Słowem, jeśli nasze działanie pokrywa się z zapatrywaniem niższego Ja, będzie ono<br />
dzielnie wspierało nasze wysiłki. Ogólna kwestia sprawiedliwości ludzkiej i boskiej, karmy<br />
i sądu ostatecznego nie ma żadnego wpływu na przesłanki, jakimi kieruje się<br />
podświadomość. Poczucie dobra i zła jest jej obce. Decyzję<br />
0 randze czynu zapisuje ślepo i bezkrytycznie, pod dyktando średniego ja. Innymi słowy,<br />
program zewnętrzny, jaki uważamy za społecznie słuszny, określa rodzaj programu,<br />
przez jaki przepływa energia w matrycy. Jeśli więc praktykujący chrześcijanin zbezcześci<br />
obraz Matki Boskiej, to - niestety - dopuści się grzechu<br />
1 niższe Ja zrobi wiele, by go wymazać. W przypadku wyznawcy islamu może to być<br />
poczytane nawet jako zasługa w walce z niewiernymi.<br />
Ponieważ poznawanie świata ma charakter indywidualny i w ciągu naszego życia<br />
średnie Ja stale ewoluuje, zdobywając coraz nowsze poziomy wiedzy, także system<br />
wartości i ocen moralnych ulega zmianie. Może się więc zdarzyć, że historia obrazu<br />
odejdzie w niepamięć przykryta patyną czasu i tysiącem ważniejszych późniejszych<br />
wydarzeń. Ale stare, zakodowane wzory ocen tkwią w niższym Ja niczym rakotwórcze<br />
złogi i w każdej chwili w tej czy innej formie mogą przypomnieć o sobie. Chcąc uniknąć<br />
kłopotów, chcemy tego czy nie, musimy dogadać się z niższym Ja, zaszczepiając w nim<br />
nowy punkt widzenia.<br />
Typowe dla chrześcijan odpuszczenie grzechów w posłudze kapłańskiej nie ma nic<br />
wspólnego ze skutkami działającego kom<strong>pl</strong>eksu winy w nauce kahunów. Chrześcijanie<br />
błędnie identyfikują grzech z wystąpieniem przeciwko Bogu osobowemu. Stąd bierze się<br />
celebrowanie wszelkiego rodzaju kapłańskich rozgrzeszeń. Mija się to z logiką i każdy<br />
chrześcijanin przyznaje w duchu, iż krzywdę wybaczyć może tylko ten, komu została<br />
wyrządzona. Każdy grzech musi być w całości i odpowiednio do swej wagi<br />
odpokutowany, czy to w życiu doczesnym, czy w następnym, i żadne wstawiennictwo<br />
ubranego w habit obserwatora w niczym tu nie pomoże. Pokuta przez skruchę, żal lub<br />
odkupienie zastępcze jest o tyle istotna, że uzmysławia sam fakt popełnienia<br />
niegodnego czynu i wyzwala w człowieku potrzebę zadośćuczynienia wyrządzonej<br />
krzywdzie. Cała reszta to jedynie taktyczny manewr Kościoła, umiejętnie manipulującego<br />
delikatną materią sumienia.<br />
Także Najwyższego Ja nie sposób skrzywdzić. Tęskni ono do kontaktu z niższym Ja,<br />
jednak poczucie winy, jakie krępuje niższe Ja, może spowodować, że niższe Ja stale<br />
będzie rezygnować z możliwości porozumienia.
183<br />
„Kahuni znali to - pisze M.F.Long - co psychoanaliza niestety przeoczyła. Jeżeli<br />
człowiek "zgrzeszył", a jego niższe i średnie Ja są zgodne co do tego, że zgrzeszył,<br />
wówczas niższe Ja może mieć uraz na punkcie tego, że grzech ów powinien być<br />
odpokutowany, lub ukarany. W tym przypadku niższe Ja może samo przystąpić do<br />
wymierzania kary przez wprowadzenie człowieka w chorobę łub nieszczęście ".<br />
Autor „Magii Kahunów" podaje przykład pewnego młodego człowieka,<br />
wychowanego w domu bardzo religijnym, który po skończeniu studiów postanowił<br />
zostać księdzem. Potem poniechał tę myśl i przyjął pracę w fabryce mebli, gdzie wyziewy<br />
z farb i lakierów spowodowały u niego poważną chorobę. Przeniesienie na wydział<br />
obróbki drewna także niczego nie zmieniło - przy<strong>pl</strong>ątała się astma. Leczenie na nic się<br />
nie zdawało. Dopiero rozpoznanie syndromu głębokiego kom<strong>pl</strong>eksu zmusiło młodego<br />
człowieka do przyznania, że popełnił wielki grzech, łamiąc obietnicę złożoną Bogu.<br />
Rozpoczęcie pracy duszpasterskiej oddaliło na dobre widmo alergii i astmy.<br />
Kahuni podzielili kom<strong>pl</strong>eks winy na cztery grupy. Pierwszą tworzyła świadoma<br />
nienawiść, obawy, chciwość i nietolerancja. Wszystko to, co dzisiaj uznawane jest za<br />
wystąpienie przeciwko miłości. Drugą grupę drzwi zamykających drogę do Wyższego Ja<br />
tworzyły te same wypaczenia, ale już przyswojone przez niższe Ja i przez niego swoiście<br />
interpretowane, ubarwione obrazami i emocjami z przeszłości, ustawicznie przez niego<br />
mieszane, tłumaczone, dopasowywane i usprawiedliwiane, objawiające się pierwszymi<br />
obrazoburczymi atakami na świadomość. Stąd gwałtowne i nieuzasadnione wybuchy<br />
emocji, gniewu i złości, stąd wzmaganie pokus oraz fałszywe usprawiedliwianie czynów<br />
dokonanych na szkodę innych. W tym stadium psychoanaliza dość skutecznie<br />
odbudowuje most przerzucony między podświadomością a nadświadomością.<br />
W trzeciej grupie głębia kom<strong>pl</strong>eksów jest tak ogromna, iż bez fachowej pomocy<br />
lekarza się nie obejdzie. Dochodzą do tego ataki na ciało fizyczne: różne objawy napięć<br />
psychicznych i neurotycznych oraz bolesne wstrząsy mentalne.<br />
Czwartą grupę stanowią zaburzenia wywołane wpływem na niższe Ja obcych energii<br />
z zewnątrz: niższych Ja innych osób, duchów, myślokształtów i obcych istot, które do<br />
zawładnięcia świadomością niższego Ja wykorzystują jego poczucie winy. Stąd biorą się<br />
częste rozdwojenia osobowości, wiele chorób psychicznych, poważne zatrucia<br />
organizmu, niedomagania gruczołów, zaburzenia systemu nerwowego a nawet spadek<br />
energii poniżej poziomu siły życiowej. W tym przypadku mobilizowanie niższego Ja do<br />
walki niewiele zmienia - z uporem maszyny powtarza ono stare stwierdzenia, domagając<br />
się pozostawienia go w spokoju. Potrafi nawet oddzielić się od grzesznej świadomości.<br />
Fachowa pomoc z zewnątrz to jedyna szansa powodzenia. Ale trzeba bardzo uważać, bo<br />
nawet doświadczony okultysta nie jest często w stanie samotnie przeciwstawić się<br />
wrogim siłom.<br />
Ciekawy przykład podaje Long, opisując przypadek swojego przyjaciela Hawajczyka,<br />
Chińczyka z pochodzenia, który o włos uniknął śmierci z powodu zaniku siły życiowej:
184<br />
„ Ow młody człowiek sympatyzował z piękną dziewczyną. Jeszcze jej co prawda się<br />
nie oświadczył, lecz wszyscy znajomi i krewni byli pewni, że uczyni to niebawem. Stan<br />
jego interesów był dobry, mógł więc się żenić. Lecz w jego sprawy sercowe wmieszał się<br />
ojciec, zamierzając według zwyczaju chińskiego wybrać narzeczoną dla syna. Syn kochał<br />
ojca, więc choć mu było przykro, zgodził się nie spotykać z Hawajką, by uczynić zadość<br />
życzeniu ojca.<br />
Młody człowiek zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczyna odczuje boleśnie<br />
zerwanie, lecz tak był pełen uczucia i wstydu, że nawet nie poszedł do niej, aby się<br />
wytłumaczyć. Niewąt<strong>pl</strong>iwie rozwinął się w nim kom<strong>pl</strong>eks winy, tkwiący w niższym Ja, a<br />
akceptowany w zupełności przez średnie Ja, które było przeświadczone, że dziewczyna<br />
została rzeczywiście skrzywdzona.<br />
Młoda Hawajka była przez jakiś czas w rozpaczy. Później jednak wzięła w niej górę<br />
złość i urażona duma. Postępując zgodnie z tradycją swego ludu, zwróciła się do ducha<br />
swej zmarłej babki, aby pomścił jej krzywdę.<br />
Po jakimś czasie młody człowiek zapadł na dziwną chorobę. Mdlał nagłe ni z tego, ni<br />
z owego. Kiedyś zemdlał, wpadł do ognia i bardzo się poparzył. Raz znów zemdlał,<br />
prowadząc samochód. Uszkodził wóz i o mało co nie pokaleczył się poważnie. Kiedyś<br />
znów zemdlał, paląc papierosa. Padł nieprzytomny na łóżko i znowu się poparzył.<br />
Wezwano lekarzy, lecz żaden nie potrafił postawić właściwej diagnozy. Od początku<br />
choroby hawajska matka chłopca namawiała go, aby poszedł do kahuny lecz syn miał<br />
zapatrywania nowoczesne, a w szkole uczono go, że kahuni są oszustami.<br />
Kiedy jednak leczenie sposobem białych nie dawało żadnych pozytywnych wyników,<br />
młody człowiek posłuchał rady matki. Kahuna, człowiek w podeszłym wieku, wysłuchał<br />
jego historii, usiadł na chwilę i zamknął oczy. Po czym podniósł głowę i powiedział, że<br />
wyczuwa obecność ducha starej Hawajki przy sobie. Dowiedział się od niej, że młody<br />
człowiek dopuścił się ciężkiego grzechu, krzywdząc kogoś, kto go kocha i kto mu ufał.<br />
Teraz duch babki mści się za krzywdę dokonaną na jej wnuczce.<br />
Młody człowiek był zdumiony. Przyznał się do winy i zapytał, co ma zrobić. Kahuna<br />
wytłumaczył mu starodawne prawo hawajskie głoszące, że nikomu nie wolno krzywdzić<br />
bliźniego ani na ciele, ani na mieniu, ani na uczuciach. Są to jedyne grzechy, jakie istnieją<br />
i na to jest tylko jeden sposób, winny musi dać zadośćuczynienie i uzyskać przebaczenie<br />
skrzywdzonego.<br />
Hawajczyk pożegnał się i poszedł prosto do dziewczyny. Spotkała go pogarda i<br />
gniew, lecz on uparcie starał się wytłumaczyć swe położenie. Była zła i nie chciała z nim<br />
gadać. Nazajutrz poszedł z podarunkami i znów gorąco prosił o przebaczenie. Tak<br />
przychodził przez kilka dni z kolei. W końcu jego usilne prośby złagodziły jej gniew.<br />
Przebaczyła mu i zgodziła się pójść z nim do starego, aby dowiedział się<br />
0 załatwieniu targu.<br />
Kahuna zdawał się czekać na nich. Pochwalił dziewczynę za jej dobroć, po czym<br />
przemówił do ducha babki, aby wiedziała, że zło zostało naprawione<br />
1 przebaczenie osiągnięte. Podziękował duchowi za to, że działał tak sprawnie i<br />
poprosił go, aby przestał chłopca atakować, bo sprawiedliwości siało się zadość.
185<br />
Duch babki zgodził się na to. Wówczas kahuna wziął wiązkę liści ti, pokropił wodą<br />
morską dziewczynę oraz powietrze, gdzie stał duch babki, i wypowiedział słowa kała,<br />
czyli przebaczenia, zawierające moc sugestywną. Następnie wyprawił dziewczynę do<br />
domu. Z kolei zwrócił się do młodego człowieka i mu oświadczył, że jego kala, czyli<br />
oczyszczenie, to sprawa trudniejsza.<br />
Wobec tego bowiem, że był winny i że poczucie winy umożliwiło duchowi<br />
umieszczenie w jego umyśle myśli o zemdleniu, występującej przy różnych okazjach, to<br />
nawet jego niższe Ja (inihipili) mogłoby go nadal karać, jeżeli nie zostałoby dostatecznie<br />
oczyszczone.<br />
Kahuna potwierdził, że do ceremoniału oczyszczenia i przebaczenia użyje bardzo<br />
silnego rytuału, skutecznego i niezawodnego. W ten sposób wyleczy go raz na zawsze z<br />
omdleń. Przyniósł jajko kurze i trzymając je długo w rękach, śpiewał półgłosem. Potem<br />
kazał mocom leczniczym wejść w jajko.<br />
Gdy jajko już było naładowane siłą życiową, stanął przed chłopcem i kazał mu<br />
wstrzymywać oddech tak długo, jak potrafi, i w ostatniej chwili wyciągnąć rękę. Wówczas<br />
kahuna podał mu filiżankę, do której wbił owe jajko, podczas gdy chłopiec wstrzymywał<br />
oddech. Następnie musiał szybko połknąć jajko, nie zaczerpnąwszy powietrza.<br />
Równocześnie musiał wypowiedzieć prośbę o przebaczenie. Słowa te, wzmocnione siłą<br />
zawartą w jajku, miały spowodować zupełne oczyszczenie i wyleczenie.<br />
Wszystko zostało tak wykonane we wszystkich szczegółach. Kahuna podał sugestię<br />
przebaczenia i zapomnienia o winie i o atakach omdlenia. Po zjedzeniu jajka<br />
kontynuował sugestie, nacierając brzuch młodego człowieka, kiedy on zaczął już<br />
oddychać. Po tych zabiegach kahuna oświadczył, że leczenie udało się nadzwyczaj<br />
pomyślnie, i ostrzegł pacjenta, aby zapomniał o tej małej sprawie i unikał myślenia o<br />
niej".<br />
Koncentracja w wydaniu Huny jest podobna do technik wypracowanych przez jogę,<br />
gdzie mamy do czynienia z gromadzeniem energii, wizualizacją, kontaktem z wyższą<br />
świadomością i odreagowaniem. Jednak w przypadku głębszych kom<strong>pl</strong>eksów podejście<br />
Huny wydaje się właściwsze. Także manipulowanie energiami jest tu dużo prostsze.<br />
Bardziej przemawiające do wyobraźni.<br />
Pozostała nam jeszcze do omówienia kwestia Wyższego Ja. To, kim i czym jest. Jaki<br />
jest jego odpowiednik w ezoteryce. Odpowiadam - nie wiem. I na to pytanie nie dały<br />
zadawalającej odpowiedzi nawet lata spędzone na kontaktach z zaświatami. O ile<br />
medycyna stanowczo opowiada się za przyrównaniem Wyższego Ja do superego, o tyle<br />
okultyzm znacznie bardziej kom<strong>pl</strong>ikuje te porównania. Chociaż, muszę przyznać, moje<br />
osobiste doświadczenia z <strong>pl</strong>anem astralnym skłaniają mnie do wniosków nieco<br />
odmiennych od tez stawianych przez wszystkie tradycje, jakie miałem przyjemność<br />
poznać. Owe pozornie mało znaczące różnice sąjednak, jak śmiem przypuszczać,<br />
tworzeniem zupełnie nowego wizerunku istoty ludzkiej. Lecz tym zagadnieniem zajmę<br />
się nieco później. Póki co, pozostańmy przy tezach starożytnego systemu wierzeń, gdzie<br />
Wyższe Ja to niewąt<strong>pl</strong>iwie wyższa forma świadomości. Według Huny przebywa ona<br />
(świadomość) w swoim ciele aka poza ciałem fizycznym. Może znajdować się
186<br />
bardzo blisko, albo też w większej odległości, która dla niej nie stanowi żadnego<br />
ograniczenia. Termin Aumakua, co znaczy dosłownie Duch Rodzicielski, odnosi się nie<br />
do wieku, lecz do siły i mądrości reprezentowanej przez Wyższe Ja. Jak wynika z tych<br />
prostych założeń, Wyższe Ja, tak samo jak i niższe Ja, stanowi integralną mało<br />
uświadamianą część istoty ludzkiej.<br />
Wszystko, o co prosimy Wyższe Ja w trakcie koncentracji, urzeczywistnia ono,<br />
wykorzystując manę dostarczaną przez niższe Ja. Tworzy nowy stan materii i zdarzeń w<br />
niej zachodzących według zamysłów średniego Ja. Jeśli realizowanie naszych dążeń<br />
przekracza siły Wyższego Ja (wchodząc w interesy osób prowadzonych przez inne<br />
nadświadomości), Wyższe Ja modyfikuje ludzkie przedsięwzięcia zgodnie z <strong>pl</strong>anami<br />
zaproponowanymi przez wspólnotę zaangażowanych w projekt Wyższych Ja, tak aby do<br />
minimum ograniczyć niekorzystne oddziaływanie nowo kreowanej rzeczywistości. Łatwo<br />
się domyślić, że wysiłki zmierzające do poprawy losu wielu ludzi znajdą natychmiastową<br />
aprobatę, zaś egoistyczne, szkodzące innym <strong>pl</strong>any mogą zostać odrzucone, to znaczy<br />
złożone na powrót na barki średniego Ja.<br />
System wierzeń Huny nie poświęca Wyższemu Ja zbyt wiele miejsca, skupiając uwagę<br />
na związkach z niższym Ja. Brakuje mu też technik intuicyjnego poznania natury<br />
Wyższego Ja, które z samego założenia jest inteligentne, dobre i wszechmocne, więc nie<br />
wymagające zbędnych komentarzy.<br />
Ezoteryka wydaje się bardziej precyzyjna, umieszczając Wyższe Ja w panteonie ciał<br />
duchowych, identyfikując je z tzw. ciałem przyczynowym, co niezupełnie odpowiada<br />
rzeczywistości, choć praktykujący rozwój duchowy niejednokrotnie odczuwają obecność<br />
tej najdoskonalszej cząstki człowieka. Tymczasem to właśnie Anioł Stróż (Stary Duch) jest<br />
tą personifikowaną Wyższą Jaźnią która spełnia ludzkie modlitwy, takie jest moje<br />
osobiste przekonanie. Stary Duch to oddzielna istota, która pilotuje do kilkunastu ludzi,<br />
starając się zapewnić im maksymalnie korzystny rozwój duchowy. Anioł Stróż egzystuje<br />
niezależnie od nadświadomości utożsamianej z ciałem przyczynowym, choć człowiek ma<br />
możliwość komunikowania się i korzystania z mocy obu tych form istnienia. Naturalnie,<br />
ezoteryczny Anioł Stróż, ten nasz kochany pocieszyciel, nie ma nic wspólnego z istotą<br />
współpracującą z dewami, a noszącą przez przypadek tę samą nazwę.<br />
Także cel podnoszenia poziomu energii przez niższe Ja jest nieco inny, niż ukazuje to<br />
Huna. Gromadzenie energii eterycznej ma zadanie wsparcia procesu regeneracji ciała<br />
fizycznego, a astralnej - kształtowania przestrzeni życiowej ziemskiego i astralnego<br />
<strong>pl</strong>anu materialnego, na którym egzystuje człowiek. To wymóg niezbędny do pokonania<br />
przeszkód, jakie tworzą różne siły i okoliczności w naszym świecie: między nami tu, a<br />
astralem tam.<br />
To rozdzielenie tu i tam jest oczywiście czysto teoretyczne, gdyż w praktyce mamy<br />
do czynienia z jednością. Same zaś zasoby energetyczne Naszego Opiekuna są<br />
niewyczerpywałne. Energia wytworzona przez niższe Ja nie spływa potem - jak głoszą<br />
kahuni - błogosławionym deszczem w dół. To alegoria do mocy pozostającej we<br />
władaniu niższego Ja, którą te wykorzystuje do zmiany otoczenia na poziomie
187<br />
materialnym, eterycznym i astralnym. To nawiązanie do łaski, do pomocy uzyskanej od<br />
Duchowego Opiekuna. To dobrze tłumaczy skuteczność Huny i jogi tam, gdzie zwraca<br />
się uwagę na kumulowanie energii w ciele eterycznym i astralnym, a następnie<br />
wyobrażeniowe manipulowanie ją.<br />
Szkoda tylko, że joga tak mało mówi o Wyższym Ja i kom<strong>pl</strong>eksach, bez pracy z<br />
którymi samorealizacja zawsze będzie szła opornie. Ale i temu można zaradzić, jeśli tylko<br />
pogrzebiemy w matrycy. Jednak nawet wówczas wciąż będziemy więzieni przez program<br />
programujący inne programy, który tak naprawdę wzmacnia programy zewnętrzne. Cały<br />
urok duchowości sprowadza się do najprostszej w świecie rzeczy: do zaniechania<br />
wewnętrznego programowania tam, gdzie nie zamierzamy ulegać ekspresji programom<br />
zewnętrznym (społecznym). A jeśli nie stać nas na taki wysiłek, powieśmy Orin na ścianie,<br />
aby poprzez wewnętrzne wyciszenie dostrzec to, co najważniejsze: samego siebie.
188<br />
Eden<br />
Namiastkę prawdy o genetycznym stworzeniu człowieka odnajdujemy w Księdze<br />
Rodzaju. Połowa chrześcijan wierzy, że wydarzenia zapisane w Genesis są prawdziwe,<br />
chociaż odnotowana historia powstania człowieka jest uboższa w fakty niż święte teksty<br />
innych religii. Mimo to, niekoniecznie czytając między wierszami, prezentowane w niej<br />
zrodzenie gatunku ludzkiego jest próbą nawiązania do tego, co zaszło naprawdę, choć<br />
jest to znacznie okrojone tłumaczenie starszych tekstów.<br />
W Starym Testamencie spotykamy bogów z krwi i kości, którzy toczyli między sobą<br />
spory i w prapoczątkach istnienia gatunku ludzkiego dręczyli ów tak, jak dręczy się<br />
niechciane i niebezpieczne zwierzę. W Nowym Testamencie zawarte są zaś treści,<br />
przedstawiające Jezusa jako członka elity rządzącej, którego ród wywodzi się<br />
bezpośrednio ze modyfikowanej genetycznie linii Panów. Konkretnie, o czym wspomina<br />
Księga Rodzaju, ród Jezusa po linii Dawida wywodzi się nie od Seta, syna Adama i Ewy,<br />
ale od Kaina, syna Ewy i Enkiego.<br />
Informacje tego typu uznawano za niebezpieczne i starannie je wycinano,<br />
modyfikując treść pism świętych tak, aby nie można z nich było wywnioskować, jak<br />
sprawy się miały. A spór dotyczy nie tylko wielości bóstw czy technicznej tajemnicy<br />
stworzenia naszej rasy, ale dotyczy przede wszystkim nauk Jezusa, w których Mistrz<br />
zawarł sposoby odnalezienia przez człowieka drogi do własnego domu. Chodzi tu<br />
0 poznanie prawdy o tym, jak duch człowieczy zdecydował się ewoluować na Ziemi, jakie<br />
były konsekwencje tego kroku i co należało zrobić, aby mimo wielu przeciwności<br />
osiągnąć cel nadrzędny naszej tu obecności - zbawienie. Kościół Chrześcijański zamydlił<br />
cały obraz tak w sferze nauk historycznych jak<br />
1w prawidłach ezoterycznych. Czy to z powodu ignorancji, czy też innych, nie ma to<br />
teraz znaczenia, bo nie o kryminalną historię chrześcijaństwa tu idzie, ale o prawdę o<br />
pierwszych dniach życia człowieka.<br />
Najstarsze teksty poruszające kwestię powstania człowieka, bez względu na tradycję<br />
kulturową są mniej lub bardziej udanym powieleniem tekstów starokananejskich, które<br />
odkryto w Syrii w latach dwudziestych. Dlatego zupełnie niepotrzebne byłoby w tym<br />
miejscu zaciemnianie całego obrazu poprzez różnego typu odsyłacze i porównania, bo<br />
nie o szczegółowość historyczną tu chodzi, ale o tło wydarzeń, które po dziś dzień ważą<br />
na naszym postrzeganiu świata, ukazując ten świat w barwach ustalonych przez Panów<br />
tego świata, a nie w barwach, które powinny kształtować nasze biologiczne i duchowe<br />
potrzeby.<br />
W zamierzchłej przeszłości <strong>pl</strong>aneta Ziemia była miejscem spotkań wielu cywilizacji.<br />
Jednak tylko nieliczne prowadziły na niej eks<strong>pl</strong>orację surowców. Ostatecznie jedna z nich<br />
zadomowiła się tu na stałe i włączyła Ziemię do swojej macierzy jako usankcjonowaną<br />
przez Galaktyczne Zgromadzenie kolonię. Miała jednak w myśl prawa galaktycznego<br />
obowiązek takiego prowadzenia eks<strong>pl</strong>oatacji
189<br />
naszej <strong>pl</strong>anety, aby zapewnić najlepszy z możliwych poziom rozwoju fauny i flory. Przed<br />
naruszaniem tego prawa strzegły i strzegą nadal inspekcje właściwych organów<br />
kosmicznej rady.<br />
Wszystko biegło zgodnie z <strong>pl</strong>anem do czasu, gdy zmęczeni ciężką pracą kosmici<br />
postanowili sobie ulżyć w wysiłku. Zdecydowali się reanimować taką formę rozumnego<br />
życia, która zechciałaby tu się rozwijać, pomagając im jednocześnie w pracy. Los padł na<br />
gatunek ludzki. Kosmici, nazywajmy ich już Bogami, doskonale rozumieli zależności<br />
istniejące między formą duchową i fizyczną. Dla nich one obie stanowiły jedność,<br />
posiadali bowiem wrodzoną zdolność postrzegania świata materialnego i duchowego.<br />
Dogadali się z człowiekiem astralnym, który zgodził się tu inkarnować. Leżało to<br />
także w interesie naszego ducha, który w ten sposób znalazł kolejne miejsce w kosmosie<br />
sprzyjające jego wzrostowi. Duch, tworzący świat astralny, ten nasz pośmiertny dom,<br />
przewidział także wszystkie niebezpieczeństwa związane z ewolucją pod kuratelą<br />
Obcych. Przewidział to, co stanowiło wielki sekret Bogów.<br />
Otóż bogowie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, iż istota zaczyna żyć w chwili<br />
wejścia w nią duszy, a do tego czasu jest zwyczajnym zbitkiem białek. Zresztą Ziemia nie<br />
była pierwszą <strong>pl</strong>anetą, na której dokonywali podobnych eksperymentów. Nigdy jednak<br />
na tak masową skalę. Tak czy owak, doskonale wiedzieli, co robią. Rozumowali logicznie:<br />
zstępująca w ciało dusza traci pamięć poprzednich żywotów (tych z innych <strong>pl</strong>anet i<br />
wymiarów) oraz wiedzę o celu zejścia. Staje się jakby bezwolną istotą którą można<br />
przycisnąć, zmusić do robienia rzeczy, których robić według ustaleń nie powinna. Taką<br />
pozostającą w fazie materialnej ewolucji owcą łatwo wówczas manipulować. Wystarczy<br />
nagiąć nieco prawo, stworzyć jej złudny obraz rzeczywistości, a będzie wykonywać<br />
narzucone jej zadanie w przeświadczeniu, że taki jest właściwy porządek rzeczy. Co za<br />
tym idzie, Bogowie nie naraziliby się na sankcje ze strony kosmicznych inspekcji. Nie<br />
miałby kto na nich donieść.<br />
Najdziwniejsze jest to, że aby doszło to zrodzenia człowieka, musiał być zawarty<br />
jeszcze jeden pakt, pakt ze stwórcami tej części kosmosu, którzy żywią się energią<br />
wytwarzaną przez wysoko rozwinięte formy życia. I nie chodzi tu tylko o pobieranie<br />
energii wyzwalanej poprzez klonowanie emocji. Jest to jednak zagadnienie bardziej<br />
złożone i nie dane mi było dobrze się w nim zorientować. Moje wnioski na ten temat to<br />
niemal spekulacje.<br />
Owo wykorzystanie dotyczy tak rodzaju ludzkiego, jak i obcych, których na Ziemi<br />
nazywamy Bogami. Wykorzystanie to nie ma nic wspólnego z typowym niewolnictwem.<br />
Kwestia dobra i zła to nielogiczność w tym kontekście, bo energie te są ambiwalentne.<br />
Ale gdybym miał oceniać ich nieocenialną stronę moralną co już jest spekulacyjną<br />
niedorzecznością to musiałbym przyznać, że mój umysł każe mi je pojmować w<br />
kategoriach energii negatywnych. Z drugiej strony, będąc w domu (duchu), mógłbym<br />
powiedzieć coś wręcz przeciwnego. Proszę mi jednak wierzyć, że nasze grubomaterialne<br />
pojęcie dobra i zła jest teoretyczne i aprobowane najwyżej do poziomu astralnego.<br />
Potem takie rozważania tracą zwyczajnie sens.
190<br />
Ale jesteśmy tu i teraz. 10 000 - 30 000 lat temu. Bo starotestamentowe historie<br />
dotyczą okresu ostatniej ludzkiej cywilizacji. Nigdzie zaś nie ma wzmianki<br />
0 wcześniejszych rasach ludzkich, zwłaszcza tej pierwszej, do stworzenia której<br />
wymagane było wcielenie w życie specjalnych kosmicznych procedur.<br />
Kilkaset tysięcy lat temu Bogowie uzyskali zgodę Kosmicznej Rady na stworzenie<br />
człowieka, a po dogadaniu się z naszym <strong>pl</strong>anem astralnym, uzyskali od duszy ludzkiej<br />
obietnicę, że ta inkarnuje w stworzonych przez nich organizmach.<br />
1 tak człowiek astralny zaczął zstępować w wyhodowane sztucznie ciała. Zstępował,<br />
wiedząc, na jakie ryzyko się naraża, wiedząc, że świat, jaki przygotowali mu Bogowie,<br />
uderzy w niego potężnym ładunkiem energetycznych przemian. Trudne warunki<br />
egzystencji, ból i cierpienie są bowiem dla duszy wielkim katalizatorem przemian.<br />
Gwałtowna erupcja emocji do tego stopnia przyspiesza jej rozwój, że umożliwia<br />
skrócenie liczby inkarnacji z kilkudziesięciu do kilkunastu. I to był niewąt<strong>pl</strong>iwy zysk<br />
zawartego z Bogami porozumienia.<br />
A haczyk gdzie? Pewnym dysonansem w tych subtelnie rysowanych <strong>pl</strong>anach jest<br />
przebiegłość Bogów, którzy przewidzieli, że człowiek astralny, doskonalszy ewolucyjnie<br />
na tamtym <strong>pl</strong>anie od nich, będzie chciał się w jakiś sposób zabezpieczyć przed ich<br />
domniemaną nieuczciwością. Całą uwagę skierowali więc na emocje. Walka o emocje<br />
stała się celem zabiegów obu stron. Bogowie dążyli do tego, aby życie ludzkie tak<br />
ograniczyć, by człowiek nie potrafił samodzielnie dotrzeć do poziomu<br />
samouświadomienia. Aby zwyczajnie zabrakło mu na to czasu. Aby biologicznie odciąć<br />
go od wiedzy Dobrego i Złego. Aby nie zerwał owocu z Drzewa Życia. Tylko pozbawioną<br />
świadomości duchowej jednostkę (ograbioną z wyczucia etyki, pozbawioną wiedzy i<br />
kultury) można było zamknąć w świecie fikcyjnych programów. Im potrzebny był<br />
niewolnik, istota wyzbyta moralności, która nie potrafiłaby z powodu ignorancji wznieść<br />
się na wyżyny ducha, która wiecznie by wracała na ten padół łez, za każdym razem<br />
będąc tak samo beznadziejnie niedoskonałą a więc wyhamowaną w ewolucji.<br />
Gdyby człowiekowi pozwolono żyć kilkaset lat, jak było to pierwotnie ustalone, z<br />
łatwością sam odkryłby własną moc i o tej mocy nauczałby innych. To skróciłoby jego<br />
powroty na ziemię do kilku inkarnacji i uczyniłoby go, co najgorsze, równym Bogom.<br />
Takiej ewentualności Bogowie musieli uniknąć. Nasze astralne przedstawicielstwo na<br />
wszelki wypadek przygotowało agentów, przywódców duchowych, którzy byli gotowi do<br />
dywersji na <strong>pl</strong>anie materialnym, którzy mieli pokrzyżować niecne <strong>pl</strong>any Bogów. Wojna<br />
jak w kinie. Walka zogniskowała się wokół rzeczy odsłaniających lub zasłaniających<br />
przed człowiekiem dostęp do prawdy, czyli wiedzę o naszym pochodzeniu i o ludzkiej<br />
energetyce.<br />
W tej bezpardonowej walce o władzę nad <strong>pl</strong>anetą Bogowie do dziś wykorzystują<br />
sprawdzone metody: technikę, programy i przekonanych do ich idei fałszywych<br />
proroków. Jak widzimy, wciąż są to bardzo skuteczne metody.<br />
Wróćmy teraz do zapisków historycznych, do Doliny Tygrysu i Eufratu, Mezopotamii,<br />
gdzie nad Zatoką Perską ulokowali swoją bazę naukową Bogowie, nadając jej miano<br />
Eden. Pamiętajmy, że jesteśmy obecnie czwartą ludzką cywilizacją, zarazem tą o której<br />
wspominają święte księgi. Wszelkie kosmiczne
191<br />
przepisy dotyczące zasiedlania <strong>pl</strong>anety przez człowieka zostały spełnione setki<br />
tysięcy lat wcześniej. Potem kolonie ludzkie niszczono i odbudowywano na nowo. Taki<br />
cyrk, w którym usiłowano wyhodować idealnego robotnika.<br />
Odpowiedzialnym za powstanie człowieka, za kształcenie i oświecenie rodzaju<br />
ludzkiego był Enki. Jego brat Enlil - za eks<strong>pl</strong>oatację Ziemi. Reszta bogów, choć wszyscy<br />
oni byli jednej krwi i byli sobie równi, pełniła pomniejsze funkcje. Wszyscy oni odznaczali<br />
się legendarną długowiecznością która szła w tysiące, a może dziesiątki tysięcy lat. W tę<br />
cechę nie wyposażono człowieka.<br />
Pierwsza generacja stworzonych ludzi (mówimy o czwartej cywilizacji) odznaczała się<br />
krótkożywotnością i nie spotykamy wzmianki o tym, by którykolwiek z proto<strong>pl</strong>astów<br />
przekroczył wiek tysiąca lat. Tylko pierwsi ludzie odznaczali się taką cechą (Adam i Ewa,<br />
Kain, Henoch, Mojżesz itd.). Była ona dana tylko grupie sprawującej władzę nad<br />
pozostałymi.<br />
Gen długowieczności, jaki przekazywano kolejnym pokoleniom ludzi, był<br />
przenoszony z krwią matki, dlatego wytworzyła się tradycja strategicznego łączenia par.<br />
Dlatego Enki został z czasem zastąpiony przez swojego brata Enlila, zrodzonego z ich<br />
ojca i siostry przyrodniej. Enlil posiadał geny ojca zachowane w lepszym stanie niż Enki.<br />
Dlatego też Kain ożenił się ze swoją siostrą przyrodnią księżniczką czystej krwi Luluwą,<br />
której ojcem był Enki a matką Lilith, wnuczka Enlila. Krew Abla była w porównaniu z<br />
krwią Kaina ziemska. Poprzez właściwy dobór związków tworzono królewską linię, która<br />
sprawowała bezpośrednią władzę nad resztą populacji. Przewyższali oni pobratymców<br />
długowiecznością, dostępem do prawdziwej wiedzy, która była skrywana przed<br />
pozostałymi, oraz tzw. zdolnościami paranormalnymi, rozbudzanymi przez spożywanie<br />
pewnych substancji.<br />
Wszystko dobrze działało do czasu, gdy władzę sprawował Enki. Uczynił on wiele dla<br />
naszego gatunku. Za jego staraniem stworzono system nauczania, on optował na rzecz<br />
długowieczności ludzkiego gatunku, osuszał bagna, zamieniając je w żyzne pola, uczył<br />
budowania domów i wprowadził prawo oparte na kodeksie moralnym.<br />
Znacznie gorsze warunki panowały w koloniach podległych pozostałym Nadzorcom.<br />
Tam było coraz wyraźniej widać, do czego był przeznaczony człowiek. Traktowany jak<br />
zwierzę, eksterminowany, zmuszany do prostytucji, mieszkający w norach, obszarpany i<br />
wiecznie głodny, dziesiątkowany pracą ponad siły, nie miał nikogo, kto mógłby go<br />
wyrwać z niewoli, kto by się za nim wstawił.<br />
Enki robił wszystko, aby uchronić naszych przodków przed tak okrutnym losem.<br />
Jednak pozostali nadzorcy stanowczo sprzeciwiali się humanitarnym zabiegom Enkiego i<br />
doprowadzili w końcu do tego, że stracił on władzę na rzecz Enlila, przenoszącego<br />
męskie geny ojca w większym procencie niż Enki (wykorzystano więc niepisane prawo<br />
pierwszeństwa w sprawowaniu władzy). Od tego momentu rozpoczęła się duchowa i<br />
fizyczna degradacja naszego gatunku. Ziemia stała się swego rodzaju więzieniem.<br />
Ponieważ człowiek nauczył się rozróżniać pojęcie dobra i zła, nie można go było już<br />
złamać zastraszaniem i fizycznym bólem. Kiedy mieszkańcy Edenu
192<br />
opowiedzieli się za przywróceniem władzy Enkiemu, Enlil (Jehowa) zesłał potop a<br />
ocalałych podzielił na osobne grapy i zwaśnił między sobą (pomieszał języki). Zniszczył<br />
Ur i Babilon oraz Sodomę i Gomorę, uważane za główne ośrodki nauki. Każdy przejaw<br />
sympatii dla Enkiego tępił bezlitosną eksterminacją. Słowem, uczynił z człowieka<br />
zaszczute zwierzę, któremu nie należały się żadne prawa. Z jego też rozkazu pozbawiono<br />
nas długowieczności oraz zamknięto przedstawicielom królewskiej linii dostęp do<br />
substancji, które rozwijały zdolności parapsychiczne do granic nam niepojętych.<br />
Człowiek stopniowo tracił wiedzę o swojej duchowości i zapominał o własnych<br />
korzeniach.<br />
Kiedy stało się jasne, że Enki raz na zawsze stracił panowanie nad ludzkością i nic<br />
tego faktu nie zmieni, postanowiono zejść do podziemia i tam utworzyć system tajnego<br />
nauczania, w którym adepci poznawaliby tajniki wiedzy, która do niedawna była szeroko<br />
dostępna, a teraz stała się zakazaną do tego stopnia, że sama wzmianka<br />
0 niej mogła oznaczać śmierć. Priorytetowym zaś celem spotkań tajnych ugrupowań była<br />
produkcja i zażywanie substancji wstrzymujących proces niewłaściwego podziału<br />
komórek, co hamowało proces starzenia się organizmu, oraz zażywanie środków<br />
aktywizujących Trzecie Oko, dzięki czemu przebywający w kilku wymiarach umysł<br />
potrafił zgłębiać prawdy niedostępne zwykłemu śmiertelnikowi.<br />
Do czasu całkowitego zniewolenia człowieka, kiedy to Enlil ostatecznie wydał zakaz<br />
podtrzymywania w ludziach mocy królewskiej krwi Enkiego, podtrzymywano dominujący<br />
gen dziedzictwa przenoszony z krwią matki (mitochondrialne DNA) poprzez właściwy<br />
dobór partnerów. Z każdym następnym pokoleniem procentowa zawartość boskiej krwi<br />
malała i stało się jasne, że tym sposobem nie uda się dłużej podtrzymać<br />
długowieczności. Należało tego dokonać w sposób sztuczny. Przywódców zaczęto<br />
karmić ekstraktem pochodzącym prawdopodobnie z krwi menstruacyjnej siostry<br />
Enkiego, zwanej Panią Życia. Gwiezdny Ogień, będący mieszanką endokrynologicznych<br />
składników, zwłaszcza pochodzących z szyszynki<br />
1 przysadki mózgowej, przeznaczony był wyłącznie dla przedstawicieli tzw.<br />
Smoczego Rodu, czyli mesjanistycznej linii naszego gatunku. Jezus jest tu ostatnim z<br />
oficjalnie odnotowanych członków tego królewskiego rodu.<br />
„...jedzcie i pijcie z niego wszyscy, jest to bowiem puchar krwi mojej, starego i<br />
nowego przymierza..."<br />
Zapotrzebowanie na Gwiezdny Ogień znacznie przekraczało możliwości produkcyjne.<br />
Prócz królewskiego rodu dostęp do niego pragnął mieć stan kapłański i co wyżsi<br />
dostojnicy. Chętnych było zbyt wielu. Potajemnie pracowano nad recepturami<br />
umożliwiającymi osiąganie przybliżonych efektów. Początkowo esencję pobierano od<br />
świętych dziewic, a kiedy jakość i ich esencji osłabła, sięgnięto po kolejne substytuty. W<br />
efekcie tych starań otrzymano Mleko Bogini, substancję w działaniu bardzo podobną do<br />
Gwiezdnego Ognia. Mleko Bogini zwano też chlebem pokładnym. Była to ta sama<br />
substancja wyrabiana z białego proszku złota, o której jest mowa w Księdze Wyjścia,<br />
kiedy to Mojżesz wziął złotego cielca, którego sporządzili Izraelici, i spalił go w ogniu i<br />
starł na biały proch. Tej samej substancji używali faraonowie jako środka zwiększającego<br />
aktywność szyszynki, co rozszerzało ich świadomość.
193<br />
Święty kamień ogniowy wyrabiali Mistrzowie Rzemiosła w specjalnie budowanych do<br />
tego celu świątyniach-laboratoriach. Jedną z takich alchemicznych budowli odkrył w<br />
1905 roku na Półwyspie Synaj egiptolog W.F. Petrie. W świątynnej pracowni pośród<br />
ogromnej ilości laboratoryjnego sprzętu i przedmiotów niewiadomego przeznaczenia<br />
odkryto znaczną ilość białego proszku. Podobną substancję znaleziono w schowku<br />
Komory Królewskiej znajdującej się wewnątrz Wielkiej Piramidy, lecz tam sprawę szybko<br />
zatuszowano, fałszując wyniki ekspertyz.<br />
Biały proszek okazuje się być wysoko-chronionym ognistym kamieniem zdolnym do<br />
regeneracji ciała fizycznego i do karmienia ciała świetlistego, co tłumaczy paranormalne<br />
zdolności i przechodzenie na wyższe poziomy świadomości spożywających go faraonów.<br />
Ta zadziwiająca substancja, będąca jednoatomowym nadprzewodnikiem, potrafi w<br />
pewnych warunkach ważyć mniej niż nic i samoistnie przenikać do innych wymiarów.<br />
Niwelowanie pola grawitacyjnego przekazuje swojemu nosicielowi.<br />
Te same właściwości, co Ogniowy Kamień, czyli biały proszek złota, wykazuje rod i<br />
iryd, substancje stanowiące 5 procent suchej masy mózgu. Wszystkie one wykazują<br />
właściwość zakrzywiania czasoprzestrzeni. Raz mogą znajdować się tu, to znów w innym<br />
wymiarze. Proszę sobie teraz wyobrazić, co zachodzi w mózgu człowieka poddanego<br />
działaniu takich substancji. Na dodatek owe pierwiastki w swojej spreparowanej<br />
białoproszkowej postaci wchodzą w reakcje z DNA. Już dawki rzędu jednego miligrama<br />
na jeden centymetr sześcienny roztworu podawane przez kilkanaście dni potrafią cofnąć<br />
najbardziej zaawansowaną postać raka.<br />
Już w 2001 roku zdano sobie sprawę, że cząsteczki DNA i RNA są energetycznym<br />
medium i generują pole, które komunikuje się z rezonansem tła Ziemi, <strong>pl</strong>anet i galaktyk.<br />
Na tego rodzaju interakcję już dużo wcześniej zwrócił uwagę Popp. Przy spójnym<br />
nakładaniu się fal w obrębie organizmu i między organizmem a otoczeniem dochodzi<br />
do niezakłóconego przepływu informacji i uporządkowania energetycznych struktur w<br />
organizmie. To z kolei podtrzymuje metabolizm, podobnie jak i pozostałe procesy<br />
życiowe, w tym funkcje psychiczne. W normalnych warunkach blokady, nadmiar i<br />
niedobór energii ustawicznie zakłócają przebieg procesów życiowych. Wówczas niesiona<br />
przez fotony informacja o kodzie genetycznym i budowie komórki ulega zniekształceniu.<br />
DNA i RNA mają wbudowane mechanizmy samonaprawcze, ale działają one tylko w<br />
obecności promieniowania o określonej długości fali. Widmo promieniowania<br />
elektromagnetycznego ludzkiego organizmu, popularnie zwanego aurą w sprzyjających<br />
okolicznościach zawiera taką naprawczą energetyczną składową. Może ją wzbudzać<br />
dźwięk, światło, myśl czy inna postać energii, ale zawsze jest to chwilowe. Kamień<br />
Ogniowy tych wad nie posiada. Działa korzystnie na organizm stale i totalnie.<br />
Ta przecząca fundamentalnym prawom fizyki i chemii substancja leczy nie tylko z<br />
każdej choroby, ale eliminuje także efekt działania wolnych rodników oraz odbudowuje<br />
telomer. Telomer to powtarzalna sekwencja DNA znajdująca się na końcu każdego<br />
chromosomu, która staje się krótsza z każdym podziałem komórki.
194<br />
Gdy telomer zostaje zredukowany do określonej długości, komórka przestaje się dzielić i<br />
ulega uszkodzeniu. Od 55 roku życia tempo takich niekorzystnych zmian podwaja się co<br />
sześć lat. Koło osiemdziesiątego roku życia krytyczna jedna trzecia naszych komórek<br />
ulega destrukcji.<br />
Tymczasem owe pierwiastki w swoim wysoko spinowym stanie blokują rozpad<br />
telomeru i naprawiają cały system odpornościowy. Leczą z każdej opartej na błędach<br />
DNA choroby, a poprzez reaktywację systemu immunologicznego czynią organizm<br />
niemal niewrażliwy na ataki wszelkiego rodzaju patogenów. Przedłużenie życia do 800-<br />
1000 lat może tu być normą. Prowadzone przez Davida Hudsona badania w tym<br />
kierunku potwierdzają te założenia.<br />
Kolejną zadziwiającą właściwością białego proszku złota jest jego oddziaływanie na<br />
ludzką świadomość. Po 5-6 dniowym przyjmowaniu dawki 500 miligramów zaczyna on<br />
słyszeć dźwięki porównywalne z harmonią sfer. Po kilkutygodniowej kuracji zmiany<br />
obejmują już całą fizjologię organizmu, zaczynają się dziwne sny i objawienia. Umysł<br />
zaczyna świadomie funkcjonować w wielowymiarowej rzeczywistości i rozpoczyna się<br />
aktywne życie w sferach energetycznych. Obcowanie z istotami stamtąd staje się tak<br />
samo normalne jak kontakt z obiektami z naszego wymiaru. Zwieńczeniem<br />
kilkumiesięcznego eksperymentu jest rozbudzenie kundalini i osiągnięcie oświecenia (!)<br />
Jest oczywiste, że dzięki spożywaniu takich substancji patriarchowie potrafili<br />
aktywizować pracę szyszynki, a więc przekraczać granice czasu i przestrzeni, czyli<br />
docierać do źródła prawdziwej wiedzy, jaka jest nam dana dopiero w astralu i w światach<br />
jeszcze wyższych. Jednocześnie wzmocniony układ immunologiczny i zablokowany<br />
telomer czyniły z nich istoty długowieczne, mogące doskonalić się w sztuce<br />
sprawowania władzy, dzięki czemu potrafili oni skutecznie przewodzić rodzajowi<br />
ludzkiemu, prowadząc długofalową politykę zmierzającą do usamodzielnienia się rasy<br />
ludzkiej, czego zagorzałym orędownikiem był Enki.<br />
Objęcie władzy przez Enlila położyło kres tym staraniom. Patriarchowie utracili<br />
przewodnictwo nad ludzkim rodzajem. Potop rozpoczyna okres gwałtownego upadku<br />
znaczenia królewskiego rodu, a od czasów Abrahama (potomka Noego) długość trwania<br />
życia także wśród jego przedstawicieli zostaje zrównana z przeciętną.<br />
Enki nie zamierza poddać się bez walki. Z jego inicjatywy zostaje założone Bractwo<br />
Węża, które upowszechnia wiedzę naukową a poprzez krzewienie sztuki i praw<br />
moralnych nie pozwala duchowym wartościom zgasnąć w ludzkim sercu. Mimo wielu<br />
starań nie udaje się mu przywrócić świetności ludzkiej rasy. Pozostali Nadzorcy<br />
korumpują Bractwo Węża i przekształcają je w oręż do walki z własnymi przeciwnikami.<br />
To, co miało być naszym wybawieniem, staje się poprzez indoktrynałną grę naszą<br />
pułapką. Enki staje się synonimem zła i wszeteczeństwa, Panem Piekieł i Księciem<br />
Kłamców, a poddana duchowym represjom ludzkość ostatecznie pada na kolana.<br />
Rozpoczęty wówczas proces zniekształcania prawd duchowych poprzez teologiczną<br />
irracjonałność trwa do dziś. Poprzez wprowadzony monoteizm uczyniono z Nadzorców<br />
fizyczną manifestację Istoty Najwyższej,
195<br />
a z wszelkich instytucji kościelnych - zaporę ogniową chroniącą przed dotarciem do<br />
obszarów własnej duchowości.<br />
Niewielka grupa wiedzących uchodzi cało z pogromu i w Egipcie kultywuje tradycje<br />
oświeceniowe w pragmatycznym procesie kształcenia naukowego. Na mistykę i<br />
ceremonialność nie ma tu miejsca. Krok po kroku uczy się adeptów wiedzy o duszy i<br />
naszym powołaniu. Praktycznie wdraża techniki prowadzące do duchowego wyzwolenia<br />
i wytwarza substytuty Gwiezdnego Ognia. Powstaje tajemny kod uniemożliwiający<br />
korzystanie z wiedzy wszystkim tym, którzy nie wywodzą się z kręgów Bractwa. W końcu<br />
imperium egipskie upada i główne struktury Bractwa muszą być siłą rzeczy przeniesione<br />
na nowe ziemie.<br />
W trakcie wielowiekowej działalności pierwotne idee założycieli Bractwa pod<br />
wpływem Enlilowych dywersantów zostają przeinaczone, obrócone przeciwko nam.<br />
Przenikający w szeregi zakonu szpiedzy przejmują ostatecznie władzę i przekształcają<br />
proludzką organizację w kolejny organ dywersji. Wiedza, dostępna w formie rytuału,<br />
zostaje przekłamana, a same Bractwo staje się kolejnym narzędziem zniewalającym<br />
ludzkość. Bractwo staje się przy tym tak udanym organem represji, tak łatwo<br />
samonapędzającym się, że pomysł ten zostaje wielokrotnie powtórzony. Nowe religie,<br />
jak islam, podtrzymują zamęt. Doskonale wpasowują się w istniejące oprogramowanie<br />
społeczne i napuszczone jedne na drugie, potrafią wiele namieszać.<br />
Stojące za krucjatami Braterstwo, kierujące poczynaniami Kawalerów Szpitalnych,<br />
Kawalerów Świątyni (Tem<strong>pl</strong>ariuszy) i Kawalerów Teutońskich, w pochodzie na islam, czyli<br />
na własną agenturę, potwierdza swoją wartość jako doskonałe narzędzie zbrodni.<br />
Sfałszowana Donacja Konstantyna, czyniąca z papieża następcę Boga na ziemi, pozwala<br />
dławić wszystkie ugrupowania usiłujące głosić prawdy duchowe. Kształtowana przy<br />
pomocy socjotechniki natura ludzka i w tym przypadku działa przeciwko nam.<br />
Podsycana religijnym żarem instytucjonalizowana wojna degraduje człowieka duchowo i<br />
umysłowo. Pojawiający się raz po raz mesjasze usprawiedliwiają wyższymi celami<br />
stosowanie wojen, zabójstw i manipulacji. Wojny, zabójstwa i manipulacje stają się<br />
powszechne i wchodzą do kanonu zwyczajowych, usankcjonowanych prawnie zachowań.<br />
Takie narzucone prawo zaczyna kreować świat i wyznaczać sztywne ramy ludzkiego<br />
pojmowania owego świata.<br />
Wyrosła z kręgów Braterstwa grupa Iluminatów (masonów i wszelkich innych kręgów<br />
wolnomularstwa) powiela dziś te same wzory, jakie w celu przejęcia władzy stosowali<br />
krzyżowcy. Oczywiście do arsenału sprawdzonych technik dochodzą i nowe,<br />
dopasowane do zmieniających się warunków. Genialny wynalazek, jakim jest inflacyjny<br />
pieniądz papierowy, pozwolił masonerii na wywołanie dwóch wojen światowych i<br />
przejęcie władzy nad wszystkimi najważniejszymi rządami. Globalizacja to ich kolejny<br />
wynalazek, kto wie, czy nie najgenialniejszy. Tworząc ponadświatowy rząd, zapewnili<br />
sobie dostęp do najnowocześniejszej techniki i pewnym jest, że nikt nie jest już im w<br />
stanie zagrozić. Dysponują tajnymi ośrodkami badań, w których prowadzi się badania<br />
naukowe nad zjawiskami, o których w ogóle nie wspomina współczesna nauka. Mają<br />
dostęp do technologii,
196<br />
która przeraża nawet obce cywilizacje. W pewnych ośrodkach są gotowe urządzenia<br />
umożliwiające nie tylko podróże w czasie, ale nawet interwencje w tzw. punktach<br />
węzłowych, od których zależą główne zmiany w czasoprzestrzeni. Modyfikacje<br />
przeszłości dotyczą także obcych cywilizacji, tych, które są na celowniku Nadzorców.<br />
Posługując się nami jak narzędziem, Nadzorcy wykorzystują nas do realizacji własnych<br />
celów. Ponieważ milowymi krokami zbliża się czas naszego zaistnienia na forum<br />
kosmicznych społeczności i nasi bezpośredni Nadzorcy zostaną poddani ocenie swojej<br />
działalności na Ziemi, już przygotowali sobie osłonę, alibi usprawiedliwiające ich<br />
ludobójczą działalność. Za wszystkie niekorzystne zmiany ma być obarczona ludzka<br />
niedoskonała natura. Stworzone w tym celu ośrodki interwencji, pozostające rzekomo w<br />
gestii człowieka - mają przygotować nowy scenariusz historycznych wydarzeń. A<br />
wszystko w białych rękawiczkach, a wszystko wykonane rękami człowieka.<br />
Jak to się wszystko skończy, nie wiem, ale powiem w zaufaniu, że nie jest aż tak źle.<br />
Istnieją bowiem na Ziemi zawieszone między wymiarami ośrodki astralnej agitacji, w<br />
których wre intensywna praca nad przygotowaniem ludzkości do wkroczenia w nowy<br />
wymiar egzystencji. Istnieje też przynajmniej jeden ośrodek badawczo-militarny, gdzie<br />
została skupiona cała nasza wiedza, gdzie (przy wsparciu jednej z cywilizacji) na rzecz<br />
naszego wyzwolenia pracuje grupa ludzi, którzy przeszli nie znaną mi ewolucję<br />
psychiczną i którzy dysponują psychotechniką przewyższająca nawet technikę naszych<br />
bezpośrednich Stwórców. Właśnie dlatego, z powodu wsparcia nas przez agendy<br />
astralne oraz wmieszania się do rozgrywek trzeciej cywilizacji, nasza przyszłość wydaje<br />
się nie być pozbawiona szans na sukces. Niewola, strach i niepewność jutra prędzej czy<br />
później odejdą w zapomnienie. Ale nim do tego dojdzie, czeka nas jeszcze zderzenie z<br />
prawdą o naszej przeszłości i z prawdą o naszym duchowym pochodzeniu. Wbrew<br />
pozorom to drugie będzie wymagać znacznie większego wysiłku. Niewielu jest bowiem<br />
takich, co gotowi są nienawiść i ignorancję zastąpić cnotą i stanem permanentnej<br />
miłości. Dopóki w ludzkich sercach nie zapanuje pokój, wciąż pozostaniemy<br />
niewolnikami. Dopóki nie zrozumiemy, jak i dlaczego zostaliśmy oszukani, dopóty nie<br />
zechcemy wkroczyć na drogę ewolucyjnych zmian. Dopóki nie pojmiemy, jaki jest<br />
mechanizm sterowania naszą świadomością dopóty nie opadnie zasłona mistyfikacji. Bez<br />
spełnienia tych warunków wyzwolenie nie jest możliwe.
197<br />
4. Bezpośrednia kontrola<br />
Czy aby to prawda? A dlaczegóż by nie. By to zrozumieć, nie trzeba być medium<br />
czerpiącym informacje z holograficznego źródła akaszy. Wystarczy włączyć logikę i<br />
właściwie zinterpretować informacje docierające do nas z naszego bezpośredniego<br />
otoczenia. 1 co tam mamy? Ano totalne ogłupianie. Choć wszystkim zainteresowanym<br />
wiadomo, że w wielu utajnionych bazach USA i specjalnie ku temu spreparowanych<br />
miastach żyje tysiące kosmitów, mordujących ludzi celem pozyskania specjalnych<br />
enzymów, które pozwalają im przeżyć w naszych warunkach, to już niewielu wie, że w<br />
proceder porywania ludzi zaangażowana jest także armia i rząd USA. I nie chodzi tu o<br />
sporadyczne przypadki porwań celem pozyskania kilku niewolników, ale o makabryczną<br />
przetwórnię zasilaną rocznie kilkudziesięcioma tysiącami osób. Podejrzewa się nawet, że<br />
cały rząd USA już po wojnie stracił kontrolę nad narodem na rzecz obcych, jednej z ras<br />
szaraków. Co uzyskano w zamian? Oczywiście niesamowity rozwój technologii<br />
militarnych, więc tych uśmiercających ludzi, co idzie za naszym milczącym<br />
przyzwoleniem, oraz technologii czyniących z ziemi globalną wioskę zasiedloną przez<br />
szczęśliwych mieszkańców. Jednak mówimy nie o tym rodzaju wioski, w której<br />
chcielibyśmy szczęśliwie dożyć sędziwego wieku, dbając o wychowanie dzieci i wnuków,<br />
ale o wioskę będącą w rzeczywistości obozem pracy, w której każdy nasz krok jest<br />
starannie inwigilowany.<br />
Czy to aby prawda? Ano popatrzmy... Weźmy na tapetę najdoskonalszy wynalazek<br />
ostatnich lat - Internet, cudo mające sprowadzić cały świat do granic własnego<br />
mieszkania, mające Eskimosa zbratać z mieszkańcem Polinezji. Ogólnoświatowa sieć ma<br />
swoje dobre strony, każdy je zna, ale też nie przez przypadek zwą ją pajęczyną, okiem<br />
Wielkiego Brata. Istnieje bowiem system mający pod kontrolą cały Internet i całą pocztę<br />
elektroniczną.<br />
Powstały już w 1947 roku z inicjatywy USA, Australii, Nowej Zelandii, Kanady i<br />
Wielkiej Brytanii szpiegowski program Echelon, naruszający przecież Konwencję Praw<br />
człowieka, ocenzurował przepływ informacji w sieci. A jest czego się bać, skoro sam<br />
stosowany przez FBI u providerów system Carnivore w ciągu sekundy może sprawdzić<br />
miliony listów elektronicznych. Dla jego potrzeb pracuje już 140 szpiegowskich satelitów.<br />
Ta wymyślona przez Agencję Bezpieczeństwa Narodowego pajęczyna dawno zatraciła<br />
cechy obronności i stała się orężem ponadnarodowych grup interesów w walce o rynki<br />
zbytu. A możliwości ma spore, skoro kontroluje 90% ruchu międzynarodowego na<br />
łączach telefonicznych, faksowych, teleksowych i internetowych. Echelon stał się bardzo<br />
ważnym narzędziem gospodarczym i politycznym w rękach wielkiego kapitału. Stał się<br />
wręcz narzędziem politycznego awansu i represji, rządowym, utrzymywanym z<br />
podatków organem wykańczającym zarówno krajową jak i zagraniczną konkurencję.
198<br />
Podobną taktykę stosują służby specjalne na całym świecie, zarówno w Europie jak i<br />
w Azji. A tam, gdzie skromne fundusze rządowe nie wystarczają na instalowanie<br />
systemów podsłuchowych, jak w Polsce, kosztem zakupu i instalacji odpowiednich<br />
urządzeń obarcza się bezpośrednio dostawców sieci. Jakie rozmiary przyjęła ta kontrola<br />
jasno widać na przykładzie Chin, gdzie armia 30 tysięcy urzędników bez przerwy<br />
monitoruje ruch na łączach, wykorzystując do tego celu zapory ogniowe stworzone w<br />
dolinie krzemowej.<br />
Jakby i tego było mało, za podglądanie przepływu informacji w sieci biorą się nawet<br />
zwyczajne przedsiębiorstwa, które zgodnie z prawem mogą śledzić poczynania swoich<br />
pracowników. Ażeby nie było już żadnych złudzeń: mocarstwa, tak dla pewności, fundują<br />
sobie sztywne sieci światłowodowe, jak te łączące Europę z USA (Rządowe Centrum<br />
Komunikacji w Wielkiej Brytanii z Krajową Agencją Bezpieczeństwa w USA). Byle tylko<br />
zapewnić sobie strategiczne bezpieczeństwo przesyłu danych.<br />
Wkrótce Internet zostanie przekształcony w strukturę dostępną tylko po rejestracji,<br />
gdzie każdy uczestnik będzie mieć cyfrowy identyfikator. Także całe oprogramowanie, z<br />
jakim będziemy wchodzić do sieci, i jakie będzie znajdować się na komputerze, będzie<br />
sukcesywnie sprawdzane pod kątem legalności. W tę cechę Naczelnego Inspektora<br />
będzie wyposażony system Microsoftu znany pod kodową nazwą jako Longhorn,<br />
którego premierę zapowiedziano na 2006 rok.<br />
Jakby tej wolności było mało, nowy typ komunikacji bezprzewodowej, tak zwana sieć<br />
komórkowa trzeciej generacji, już w samych założeniach była technicznie scalona z<br />
Internetem. Powstaje nowy rodzaj łączności, całkowicie jednoczący świat i całkowicie go<br />
kontrolujący. I nikt na poważnie nie bierze ostrzeżeń dotyczących gotowania się mózgu<br />
w potoku mikrofal. Zapomina się przy tym, że sygnał ma w telefonach komórkowych<br />
charakter pulsacyjny, przez co na częstotliwość główną mózgu nakładają się dodatkowo<br />
inne, harmoniczne pulsacje. Dąży się nawet do tego, by były one zgodne z rytmami fal<br />
mózgowych człowieka, aby i tą drogą można było sterować naszym zachowaniem. A<br />
jeśli ktoś nie korzysta z komórki, najnowszy satelita szpiegowski nie tylko podsłucha<br />
jego rozmowę (przekazując ją automatycznie do analizatora mowy, który określi jej<br />
prawdomówność) i odczyta stan jego umysłu, ale i fizycznie zaatakuje wiązką laserową.<br />
Zresztą życie ludzkie ani jego jakość nigdy nie miały znaczenia dla Dyrygentów.<br />
Nawet długowieczność odebrano nam tylko po to, by ograniczyć umysłowi czas<br />
potrzebny mu do samouświadomienia. Kiedy przed tysiącami lat człowiek zyskał<br />
biologiczną zdolność prokreacji, stał się niebezpieczny w swojej wolności przekazywania<br />
wiedzy. Taki - pozbawiony lęku przed zatraceniem - biologiczny robot mógł przecież<br />
rozwinąć poznanie do granic nie podlegających kontroli i tym sposobem odzyskać<br />
wolność.<br />
Wracając do ogólnoświatowej pajęczyny. Coraz więcej mówi się o perfekcyjnych<br />
technikach identyfikujących człowieka z bliska i ze znacznej odległości nawet w szybko<br />
poruszającym się tłumie, czy o im<strong>pl</strong>antach wszczepianych już nie tylko więźniom, ale i<br />
członkom grup specjalnych (rzekomo
199<br />
celem niesienia natychmiastowej pomocy w razie niebezpieczeństwa), a przemilcza się<br />
fakt nakładania na ogólne tło promieniowania mikrofalowego, spajającego urządzenia<br />
sieciowe, specjalnie modulowanej fali elektromagnetycznej, która działając na<br />
podświadomość, przeprogramowuje mózg wedle potrzeby.<br />
W USA w celu kontrolowania umysłów od wielu lat przeprowadza się tak zwane<br />
operacje psychologiczne w zakresie spraw cywilnych oraz wojskowych na<br />
częstotliwościach AM, FM, HF, TV. Opracowane przez amerykańską firmę elektroniczną<br />
wszczepiane do ciała miniaturowe urządzenie nadawczo-odbiorcze (Digital Angel, czyli<br />
numeryczny anioł) ma nie tylko zapewniać identyfikację właściciela, ale umożliwiać<br />
również przesyłanie sygnałów przejmujących nad nim pewną kontrolę.<br />
Opracowany projekt LUCID (Logical Universal Communication Interactive Databank)<br />
zakłada zebranie w jednym centralnym komputerze danych o każdym mieszkańcu naszej<br />
<strong>pl</strong>anety. Uniwersalna karta biometryczna lub wszczepiony pod skórę biochip będą<br />
mogły być w każdej chwili użyte w celu eliminacji niepożądanych osób.<br />
Departament Obrony Stanów Zjednoczonych już w 1994 roku walczył oprawo<br />
stosowania broni nieuśmiercających przeciwko wszystkim, którzy prowadzą działalność<br />
wymierzoną w sprawy jego jurysdykcji. Niektórzy z kręgów wojskowych przyznają<br />
otwarcie, że Ameryka jest już przygotowana do prowadzenia wojen XXI wieku, kiedy to<br />
przeciwnik będzie widział, słyszał i czuł rzeczy, które nie istnieją. I o to w tym wszystkim<br />
chodzi: w każdej chwili mieć wszystkich na oku, wiedzieć, co robią i co mówią.<br />
Niewygodnych eliminować, a krnąbrnych zamykać w obozach, jak to ma miejsce w<br />
Palestynie i Zimbabwe, gdzie kilkusetkilometrowej długości mury stają się symbolem<br />
współczesnego holokaustu.<br />
Od dawna są gotowe do użycia techniki wdrukowujące nową pamięć albo tak<br />
przekształcające pracę mózgu, że człowiek staje się zwyczajnym biologicznym robotem.<br />
Wykonując powierzone mu zadania, sam nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi. Bronie<br />
manipulujące ludzką świadomością pozwalają przesyłać sygnały bezpośrednio do<br />
podświadomości i z jej poziomu sterować świadomością. Tą drogą indukuje się także<br />
wszelkiego typu choroby a nawet fizycznie uszkadza organy. Wymyślony termin<br />
parapsychologicznego szpiega to nie poetyka science fiction, ale fakt znany od dawna.<br />
Odpowiednio wyszkoleni szpiedzy potrafią na odległość zbadać każdy zakamarek Ziemi<br />
i dostarczyć informacji z odległych obszarów kosmosu. Potrafią śledzić poczynania<br />
wroga a nawet zniszczyć go z poziomu innego wymiaru. Potrafią także walczyć między<br />
sobą i zrywać energetyczne więzy łączące ich z ciałem, co dla osoby zaatakowanej<br />
oznacza biologiczną śmierć w tym wymiarze.<br />
Wojskowe operacje psychologiczne kierowane są także przeciwko ludności cywilnej.<br />
Lista takich udokumentowanych poczynań jest tak długa, że Parlament Europejski usilnie<br />
dąży do tego, aby poszukiwania nowych nieuśmiercających broni oraz rozwijanie<br />
nowych strategii uzbrojenia regulować międzynarodowymi konwencjami. Obawy są<br />
uzasadnione. Jedną z ukrytych zalet amerykańskiego projektu HAARP jest umiejętność<br />
przenoszenia za pośrednictwem fal radiowych
200<br />
sygnałów kontrolujących umysł na obszar całej <strong>pl</strong>anety. Sygnały takie mogą być<br />
nadawane bezpośrednio albo mogą być wkomponowywane w istniejące systemy<br />
łączności radiowej.<br />
W porównaniu z takimi cudami techniki generatory infradźwiękowych impulsów,<br />
zdolne obrócić w perzynę całe miasta albo zniszczyć biologiczne życie na dowolnym<br />
obszarze, nie wydają się aż tak cudowne.<br />
Szaraków, czyli zwyczajnych ludzi, wystarczy obciążyć nadmierną pracą otumanić<br />
programami, a bez mrugnięcia okiem przyjmą rolę konia pociągowego. I nikogo ich los<br />
nie będzie obchodzić, bo niby kogo, skoro rząd ponadświatowy i tak od dawna<br />
przygotowuje się do biologicznej wyniszczającej wojny, mającej ograniczyć ludzką<br />
populację do łatwo sterowalnego poziomu. Słowa Henry*ego Kissingera, byłego szefa<br />
Rady Bezpieczeństwa narodowego i magnata prasowego Teda Turnera, nawołujące do<br />
ograniczenia ludzkiej populacji do 500 milionów osobników nie były wcale<br />
przypadkowe. Od wielu lat na Amerykanach testuje się rozmaite substancje<br />
biochemiczne mające jak najskuteczniej i w sposób wyglądający na naturalny skrócić<br />
ludzkie życie. Śmiercionośne substancje podaje się testowo nie tylko w zakładach<br />
karnych, ale również w szkołach, urzędach państwowych i tonami rozsiewa nad całymi<br />
miastami, a nawet nad całymi regionami. Jak w zawołaniu La Veya, założyciela Kościoła<br />
Szatana: „Czyń, co chcesz. Takie jest prawo".<br />
Panowie tego świata nie kierują się w swoim postępowaniu żadnymi zasadami<br />
moralnymi, a ich wynaturzenie jest wręcz legendarne. Na przykład grupa Zakulisowych,<br />
skryta pod płaszczykiem wpływowych satanistów, jest odpowiedzialna tylko w samych<br />
Stanach za składanie w ofierze od 50 000 do 60 000 dzieci. To chyba daje obraz o ich<br />
możliwościach i bezkarności.<br />
Próby ograniczenia ludzkiej populacji to nie bajeczka babuni opowiadana<br />
wieczorową porą. Trwające od 1942 roku prace nad bronią bakteriologiczną<br />
doprowadziły do przetworzenia miko<strong>pl</strong>azmy (czynnik chorobotwórczy wyekstrahowany<br />
z bakterii Brucella i wirusa wisny) w takie jej patogenne formy, że te od lat są przyczyną<br />
degeneracji układu nerwowego, chronicznego zmęczenia, włókniaka mięśni,<br />
stwardnienia rozsianego, choroby Parkinsona, choroby Wegnera, chorób kolagenowonaczyniowych,<br />
choroby Alzheimera i AIDS. Tego biologicznego kata ludzkości<br />
wyprodukowano w ramach Specjalnego Programu Wirusa Raka (ukrywanego pod<br />
płaszczykiem walki z rakiem!) tylko i wyłącznie w celu pozbawienia organizmu człowieka<br />
naturalnej ochrony.<br />
Prawo gospodarcze to kolejna forma igrania z ludzkim żywiołem. Sama kontrola<br />
ruchu światowego pieniądza, sprawowana obecnie przez system bankowy, umożliwia<br />
całkowite podporządkowywanie społeczeństw, wywoływanie wojen oraz tworzenie<br />
nowych praw państwowych. Zapoczątkowana w ubiegłym stuleciu przez Rothschildów<br />
taktyka pożyczania pieniędzy na prowadzenie wojen, bez względu na intencje<br />
pożyczkobiorcy, nabrała takiego rozmachu, że pożyczany obu stronom konfliktu<br />
pieniądz wywołał obie wojny światowe, przynosząc kosmiczne dochody i nieograniczoną<br />
władzę sferom bankowym. Wielkie ponadnarodowe koncerny,
201<br />
także amerykańskie, jak to miało miejsce w czasie II wojny światowej, bez żenady<br />
dostarczały broń obu stronom konfliktu.<br />
„...głównym celem utworzenia inflacyjnego pieniądza papierowego jest umożliwienie<br />
narodom prowadzenia wojen i ich przedłużania. Ponadto utrudnia on wysiłki związane z<br />
utrzymaniem własnej egzystencji w warunkach nowoczesnej ekonomii z powodu<br />
masowego zadłużenia i pasożytniczego przejmowania dóbr wywołanego przez ten<br />
system. Co więcej, stała inflacja zmniejsza wartość pieniędzy znajdujących się w<br />
posiadaniu ludzi, dzięki czemu wartość zgromadzonych przez nich dóbr stopniowo<br />
maleje. Dzięki systemowi pieniądza papierowego cele Nadzorców wyrażone w<br />
opowieściach o Raju i Wieży Babel zostały znacznie rozszerzone ".<br />
William Bramley<br />
I pomyśleć, że pieniądz papierowy rozpoczął swoją karierę jak skrypt dłużny, będący<br />
pisemnym zobowiązaniem do honorowego uregulowania długu...<br />
Świat stoi w obliczu kryzysu, ale system finansowy się nie psuje i wciąż skutecznie<br />
działa, blokując wszystkie niepożądane dla siebie działania. Jego siła wyraża się w<br />
zdominowaniu systemów państwowych. Gdy na przykład na odstrzał poszła Brazylia, w<br />
spłacie długów nie pomogła jej nawet dobra polityka gospodarcza: ani nadwyżka<br />
budżetowa, ani handlowa.<br />
Dyrygenci mają nieograniczoną władzę nad ponadnarodowym kom<strong>pl</strong>eksem<br />
gospodarczym. Modna ostatnio globalizacja to ledwie jedna z postaci nowoczesnego<br />
niewolnictwa. Bez wchodzenia w szczegóły łatwo zauważyć, że globalizacja już dawno<br />
wymknęła się spod kontroli i że przybrała typowo przestępczy charakter.<br />
Ponadnarodowe koncerny sterują handlem światowym a banki tworzą skuteczną iluzję<br />
oszczędzania, zmuszając ludzi do nadmiernej pracy. Przemysł narkotykowy dostarcza<br />
dochodów większych niż biznes medialny, a rzekoma walka z gangami narkotykowymi<br />
przyczynia się tylko do windowania cen używek.<br />
Ta pozorowana wojna z gangami narkotykowymi ma na celu jedynie niszczenie<br />
konkurencji. Właśnie dlatego skrót „CIA" oznacza dosłownie kokainę w Ameryce<br />
(Cocaine In America). Sprokurowana przez nią wojna w Wietnamie zapewniła nie tylko<br />
dostęp do opiumowych zasobów Złotego Trójkąta, ale także sponsorowaną przez<br />
podatników doskonałą logistykę. Ten sam chwyt zastosowano w dawnej Jugosławii,<br />
Afganistanie i Iraku. Zaś materiał handlowy: narkotyki, węgiel i ropa - to wyłącznie<br />
synonimy zysku i władzy. Dlatego też liberalizująca swoją politykę odnośnie narkotyków<br />
Kanada i Europa stały się solą w oku amerykańskich nacjonalistów. Rozważana przez<br />
Kanadę, Wielką Brytanię, Belgię i Luksemburg (podążające śladem Holandii) legalizacja<br />
marihuany uderzyła mocno w nadwątlony wizerunek walczącej z narkotykami Ameryki,<br />
wywołując gwałtowną reakcję Waszyngtonu. Nie wydaje jednak się, aby oceniane na<br />
blisko 300 miliardów dolarów zyski CIA osiągane z handlu narkotykami mogłyby być<br />
uszczu<strong>pl</strong>one europejską aferą.<br />
Tym bardziej nie dziwią dokumenty ujawnione przez R.L. Freemana, obnażające<br />
kulisy prowadzenia narkotykowych operacji w Wietnamie, zwłaszcza
202<br />
dotyczące istnienia tajnego zespołu powołanego do dokonywania mordów politycznych<br />
- Secret Death Sąuad (Tajny Zespół Śmierci) oraz ugrupowania - Experimental<br />
Assassination Taem, oficjalnie zarejestrowanego w CIA jako MACSOGSDODV (Specjalna<br />
Grupa Operacyjna Wojskowego Posiłkowego Dowództwa Strategicznego Ministerstwa<br />
Obrony w Wietnamie), które na swoim terenie dysponowały grupami szybkiego<br />
reagowania. Mordowano nawet własnych, wyrwanych z niewoli żołnierzy. I to wszystko<br />
na rozkaz Waszyngtonu. W obronie rzekomo amerykańskich interesów zginęło kilka<br />
milionów Wietnamczyków i 55 tys. Amerykanów. Ten sam los spotkał Gwatemalę i Chile,<br />
w których obalono niewygodne rządy i wprowadzono zależne od USA dyktatury, w<br />
wyniku czego śmierć poniosło przeszło milion ludzi, a reszta została zepchnięta do<br />
poziomu wegetacji.<br />
Może dlatego niejeden, mówiąc Dżamaat al-Tawhid wa Dżihad, IRA, FARC, RTA. Al-<br />
Qaida, LTTE, Abu Sajef, Hamas, Hezbollah, Dżemaja Islamija, bez zbędnych dywagacji na<br />
równi z nimi dodaje: CIA. W tej terrorystycznej mgławicy trudno się połapać. Nie<br />
wiadomo, kto kogo sponsoruje i jak napędza. Kiedy od wybuchu intifady we wrześniu<br />
2000 roku Unia Europejska udzieliła Palestyńczykom wsparcia w wysokości co najmniej<br />
330 min euro, z czego lwią część z tych pieniędzy wypłacono członkom zbrojnego<br />
ramienia Al-Fatah, znanego z aktów terroru m.in. na Zachodnim Brzegu, to możemy<br />
śmiało przyznać, że jesteśmy prawnymi sponsorami terroryzmu. Jesteśmy takimi samymi<br />
przestępcami, jak Colin Powell, amerykański Sekretarz Stanu, który z polecenia rządu<br />
USA przekazywał talibom wielomilionowe sumy.<br />
Wkrótce ma to się zmienić i odpowiedzialność za ewentualne przecieki ma szerokim<br />
łukiem omijać rządy, gdyż w USA i Wielkiej Brytanii rozpoczął się sezon prywatyzowania<br />
armii. A wszystko w obronie... narodowych interesów.<br />
Zrozumiałym wydaje się w tym kontekście zachowanie George'a Sorosa,<br />
największego filantropa świata ( na promowanie demokracji wydał w ciągu ostatnich lat<br />
blisko 5 młd dolarów), założyciela Instytutu Społeczeństwa Otwartego, który ostro<br />
zwalczając amerykański neokonserwatyzm, przeciwstawiający idei współpracy działanie<br />
brutalnej siły i konkurencji - wyłożył oficjalnie milionowe sumy na odsunięcie Georga<br />
Busha od władzy. Miejmy tylko nadzieję, że ten ideowy gest stworzenia prawdziwie<br />
liberalnego społeczeństwa zostanie właściwie odczytany i przyniesie kiedyś pożądany<br />
skutek.<br />
Praca ponad siły to kolejny mit gospodarczy. Przeszło 90 procent naszego wysiłku<br />
ginie nie tylko w postaci inflacji, zaniżonej wartości pracy czy podatków, ale jest<br />
świadomie przepuszczane przez komin. Stan nędzy i głodu w krajach ubogich utrzymuje<br />
się sztucznie, choć likwidacja jego jest możliwa w każdej chwili i nie ma to nic wspólnego<br />
z brakiem pieniędzy czy powoływaniem się na inne trudności. Na przykład Argentyna,<br />
kraj swego czasu równie bogaty co Francja, po 25 latach reform podjętych z inicjatywy<br />
Międzynarodowego Funduszu Walutowego stała się krajem, w którym 40 procent<br />
mieszkańców żyje poniżej progu nędzy.<br />
W państwach zaliczonych do grupy taniej siły roboczej wcielane są ponadnarodowe<br />
projekty opanowania całej produkcji roślinnej i przemysłowej.
203<br />
W sferze produkeyjno-eks<strong>pl</strong>oatacyjnej (wydobycie surowców) dokonuje się to drogą<br />
rynkową poprzez naturalny proces przejmowania zakładów produkcyjnych i<br />
przedsiębiorstw wydobywczych. W sferze rolniczej wygląda to inaczej, gdyż istnieje<br />
szereg barier nie pozwalających na wykup gigantycznych obszarów leśnych czy rolnych,<br />
będących przecież naturalną własnością narodu. Ale i na to znaleziono prosty, tani i<br />
skuteczny sposób: biotechnologię.<br />
Nie słychać nigdzie o dobrodziejstwach rewolucji biotechnologicznej, której<br />
pierwotnie przyświecającym celem było wyprodukowanie odmian takich zbóż i innych<br />
upraw, które zlikwidowałyby widmo klęski głodu zwłaszcza w państwach Trzeciego<br />
Świata. Za to mamy transgeniczną wojnę, gdzie nacisk położono wyłącznie na<br />
zwiększanie upraw roślin eksportowanych do państw najbiedniejszych, aby tym samym<br />
jeszcze bardziej zachwiać ich status quo. Mało tego, nowe nasiona, które siłą<br />
genetycznej doskonałości prędzej czy później wyprą pokolenia mniej odporne, są objęte<br />
patentami. Co to oznacza dla państw najbiedniejszych, wiadomo: politycznoekonomiczny<br />
przymus zakupu odpowiednio zmodyfikowanego nasienia.<br />
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nowe genetycznie zmodyfikowane pokolenie<br />
roślin mogło dawać sukcesywne <strong>pl</strong>ony, gdyby jednorazowy zakup nasion umożliwił w<br />
następnym pokoleniu kolejny zbiór. Nic bardziej błędnego. Uprawianie transgenicznych<br />
roślin z wykorzystaniem technologii opatentowanej przez Monsanato i Syngentę,<br />
opanowujących cały światowy rynek produkcji nasion, już wkrótce oznaczać będzie<br />
zakup nasion z wprowadzonym do nich tak zwanym genem śmierci, terminatorem, który<br />
uśmierca roślinę już od drugiego pokolenia. Agresywność genu-terminatora ujawnia się<br />
także wzmożonym wydzielaniem toksyn, które przenoszone przez owady niszczą<br />
całkowicie rośliny z upraw nie zmodyfikowanych genetycznie.<br />
Nietrudno przewidzieć, że cena opatentowanego ziarna pierwszego siewu znacznie<br />
podniesie cenę żywności. Na domiar złego cały ten zmonopolizowany<br />
biotechnologicznie agrobiznes wyniszcza farmy Afryki, gdzie genetycznie modyfikowane<br />
rośliny mogłyby poprzez zwiększenie <strong>pl</strong>onów przeciwdziałać niedoborom żywności. I<br />
chociaż takie zmienione ziemniaki dają <strong>pl</strong>ony o 18 procent większe, niewielkie są szanse,<br />
by mogli je uprawiać rolnicy wykorzystywanych krajów. Dlatego właśnie w akcie<br />
moralnego protestu prezydent Zambii odmówił przyjęcia 50 tys. ton genetycznie<br />
zmodyfikowanej kukurydzy podczas klęski głodu w 2002 roku. Co prawda, otwierane są<br />
nowe laboratoria biotechnologiczne, jak miało to miejsce w Malawi, Kenii czy Nigerii,<br />
lecz zasięg ich działania i tak pozostaje pod ścisłą kontrolą ponadnarodowych<br />
korporacji, co wielokrotnie dawał Bush do zrozumienia.<br />
W tej walce wygrywa tylko największy. A wielki kapitał USA wspierają organizacje<br />
rządowe. CIA, pracując na rzecz Monsanato, potrafi przekonać nawet naj oporniej szych<br />
polityków. Naukowcy w tym starciu w ogóle nie mają prawa głosu.<br />
Walka o światowy bank nasion rozpoczęła się już wiele lat temu, kiedy osiemnaście<br />
Międzynarodowych Ośrodków Rolnictwa (IARC) stało się przyczyną zatargu między<br />
Bankiem Światowym a krajami rozwijającymi się. Szybko okazało
204<br />
się, kto jest w stanie przejąć kontrolę nad ośrodkami mającymi kluczowe znaczenie dla<br />
globalnego rynku nasion, a tym samym nad kształtem ogólnoświatowego rolnictwa. Co<br />
prawda IARC podpisały z oenzetowską Organizacją ds. Żywności i Rolnictwa (FAO)<br />
umowę, w myśl której sponsorowana przez FAO Międzynarodowa Komisja ds.<br />
Genetycznego Zasobu Roślin będzie nad nimi sprawowała chronioną prawem<br />
międzynarodowym kontrolę, gdzie każdy z krajów członkowskich miałby jeden głos,<br />
jednakże propozycja ta została odrzucona, a ostateczną władzę nad IARC przejął<br />
Konsultatywny Zespół ds. Międzynarodowych Badań Rolniczych, którego prezesem jest<br />
człowiek będący jednocześnie wiceprezesem Banku Światowego.<br />
Zagrywka ta wydaje się uzasadniona, skoro USA i UE są zrzeszone w skupiającym 130<br />
państw (czytaj: grap interesów)WTO (Światowej Organizacji Handlu), narzucającej<br />
słabszym gospodarczo krajom korzystne dla siebie rozwiązania. WTO rządzą jednak jej<br />
najwięksi beneficjanci (oficjalnie 51 procent udziałów należy do USA), czyli<br />
ponadnarodowe korporacje, których jedynym obecnym celem jest patentowanie<br />
wszystkiego, co ma wymiar merkantylny, również roślin i zwierząt.<br />
Walka toczona o opanowanie zasobów całej pitnej wody świata to kolejny wynalazek<br />
owych grap interesów. Kto wie, czy nie najgenialniejszy, skoro przeszło miliard ludzi nie<br />
ma bezpośredniego dostępu do czystej wody, a 40 procent mieszkańców naszego globu<br />
cierpi na jej chroniczny niedostatek. Złoty interes.<br />
A mówimy przecież o humanitarnej metodzie zniewolenia ludzkości. Tam zaś, gdzie<br />
od niepamiętnych czasów działają już programy militarne, nawet takie zagrywki nie są<br />
konieczne. Tam masowe ludobójstwo ma wymiar normalności i według nowoczesnej<br />
nomenklatury znane jest całemu światu jako walka z terroryzmem.<br />
Pamiętamy okrutny los narodu czeczeńskiego, eksterminowanego przez wojska<br />
rosyjskie, pamiętamy apele organizacji charytatywnych i głosy Waszyngtonu wzywające<br />
do zakończenia tej rzezi. I co z tego wyszło? Ustępstwa Rosji, ONZ i NATO, otwierające<br />
USA drogę do Afganistanu, Pakistanu i państw środkowoazjatyckich, sprawiły, że kwestia<br />
ludobójstwa w Czeczenii przestała istnieć. Wystarczyło zaalarmować świat, iż na granicy<br />
gruzińsko-czeczeńskiej działają talibowie, by antyterrorystyczna operacja uzyskała<br />
wsparcie... międzynarodowe. Prosty wybieg, a jakże skuteczny. I co tu dużo gadać -<br />
wypracowany w kuluarach światowej polityki. Mamy się więc dziwić, że są już<br />
naśladowcy korzystający z nowych technik ludobójstwa opracowanych przez rosyjskie<br />
MSW oraz takie oddziały specjalne, jak OMON, SPECNAZ czy Alfa?<br />
Czeczenia nie jest tu wyjątkiem. Wojska NATO dokonywały przecież już w byłej<br />
Jugosławii mordów na masową skalę. Gazy toksyczne, bomby zawierające uran i napalm,<br />
broń chemiczna - cały ten arsenał śmiercionośnych środków spadał wprost na głowy<br />
cywilnych mieszkańców Macedonii, Albanii, Bośni i Słowenii. Mniejsze straty poniosło<br />
jedynie Kosowo. Z racji wspierania Wyzwoleńczej Armii Kosowa przez USA i RFN, czego<br />
ukrytym motywem było opanowanie tamtejszych kopalń, tereny te pozostawały pod<br />
kuratelą wielkich finansów. Szeroko nagłaśniane
205<br />
w mediach ludobójstwo związane z wysiedlaniem Albańczyków z Kosowa rzeczywiście<br />
miało miejsce, ale dopiero po rozpoczęciu bombardowań przez wojska NATO i to w<br />
miejscach opanowanych właśnie przez Armię Wyzwolenia Kosowa. Światu ukazano<br />
jednak prawdę w lustrzanym odbiciu. Mówiono też o 500 000 zamordowanych przez<br />
jugosłowiańską armię mieszkańców Kosowa, co usprawiedliwiało wprowadzenie sił<br />
NATO, podczas gdy było ich... 3000.<br />
Kiedy zaś uzbrojony przez Moskwę Sojusz Północny odciął USA dostęp do ropy<br />
kaspijskiej, otwierając Rosji obszary w Azji Południowej i Środkowej, geopolityczna<br />
administracja Busha znalazła ujście swojej mocarstwowej polityki w aneksji Izraela oraz<br />
rywalizacji z Rosją w Gruzji i Abchazji (celem przejęcia kontroli nad całym Kaukazem).<br />
Scenariusz tej rozgrywki wydaje się jasny, a Abchazja może stać się areną kolejnej<br />
nowoczesnej wojny. To samo dotyczy krajów arabskich, które już w latach<br />
siedemdziesiątych przestały panować nad swoimi gospodarkami, a reprezentujące je<br />
instytucje finansowe są tak prymitywne, że nie stanowią żadnej konkurencji. Te śpiące na<br />
ropie państwa, utrzymując wysoką stopę kredytową i silną lokalną walutę, musiały w<br />
końcu sięgnąć do rezerw walutowych, co zabiło eksport. Część z nich zaciągnęła kredyty,<br />
ale w starciu z fortuną świata miast uzdrowić własne gospodarki - stały się jej<br />
największymi dłużnikami.<br />
Wszystko w wielkim świecie dzieje się w powiązaniu z amerykańską gospodarką. Tu<br />
znajdują się siedziby największych korporacji świata. Kiedy w 1997 roku gospodarka USA<br />
stanęła w obliczu zapaści, architekci nowego ładu, scalając interes narodowy<br />
(gospodarczy i narkotykowy), rozpoczęli wojnę o Kosowo. Wysadzenie w powietrze<br />
majątku wartego kilkaset miliardów dolarów, a potem przechwycenie wszystkich<br />
kontraktów na jego odbudowę, wraz z przejęciem dróg przerzutu narkotyków z<br />
Dalekiego Wschodu do Europy - to wszystko uratowało Wielkiego Brata przez<br />
załamaniem. Historia z Irakiem jest klinicznym, wręcz stereotypowym powtórzeniem<br />
zastosowanej wcześniej zagrywki. Gdyby nasi polscy politycy choć część tej prawdy<br />
pojmowali, nasi żołnierze nie umieraliby w tej chwili za chwałę obcego kapitału, a jeśli<br />
już, to pewno udałoby się wytargować jakiś znaczący kontrakt. I kto komu przystawił<br />
pistolet do głowy?<br />
Tego błędu stara się uniknąć przywódca Libii Kadafii. Dotąd zagorzały przeciwnik<br />
USA i jeden z największych wrogów Zachodu, widząc, czym grozi wpisanie jego kraju na<br />
listę siedmiu państw zagrożonych terroryzmem, odciął się od Ligi Arabskiej i zaczął<br />
gorączkowo optować na rzecz światowego pokoju. Mając na uwadze straty<br />
amerykańskich koncernów naftowych, jakie te ponoszą na skutek wprowadzonego<br />
embarga, możemy z całym przekonaniem stwierdzić, że Libia stanie się wkrótce<br />
miejscem robienia doskonałych interesów z Zachodem. A może Kadafii ma dobrego<br />
nosa i wie, że kolejny cios pójdzie w Kolumbię, gdzie setki miliardów narkotykowych<br />
dolarów, stanowiąc zagrożenie dla Wall Street, czekają na nowego właściciela? Podobno<br />
pomysł taki nie podoba się prezydentowi Wenezueli, Hugo Chavezowi, ale Kadafii z<br />
pewnością zaciera ręce. No i cudowna Somalia, ze swoimi podzielonymi już przez<br />
amerykańskie spółki naftowe
206<br />
roponośnymi obszarami przez swoje związki z Al.-Itihaadą prędzej czy później stanie się<br />
celem agresji Wielkiego Brata, jak nie militarnej, to gospodarczej.<br />
Także Europa wykazuje już niebywałe zainteresowanie uregulowaniem stosunków z<br />
Trypolisem, na poważnie biorąc włoski projekt budowy rurociągu z Libii do Europy.<br />
Czyżby więc w stosunku do terrorysty Kadafiego wprowadzono nową taryfę ulgową? A<br />
czy z tej taryfy nie mógł przypadkiem skorzystać Afganistan i Wietnam? A może tak<br />
dołączyć do tego szacownego grona jeszcze Birmę Ne Wina, Północną Korę Kim Dżong<br />
ILa czy Ugandę Idi Amina? Irak nie mógł skorzystać z prawa łaski, bo miał ropę naftową i<br />
w nim - co gorsza - skupiały się narkotykowe interesy Kolumbii i Środkowego Wschodu.<br />
Wszystko zależy od chwilowego punktu widzenia USA, które siłą potęgi<br />
gospodarczej i liczbą 400 tysięcy swoich żołnierzy, pozostających w stanie bojowej<br />
gotowości poza granicami kraju, mogą sterować międzynarodową polityką. Skoro stać tę<br />
machinę na wykładanie corocznie 400 mld dolarów na cele obronne (tyle co pozostałych<br />
20 następnych państwa razem wziętych), to stać ich na wszystko. Nawet skom<strong>pl</strong>ikowana<br />
sytuacja w rejonie Dalekiego Wschodu, gdzie szachują się trzy mocarstwa - dwa<br />
militarne (Rosja i Chiny) oraz jedno gospodarcze (Japonia), skończy się z chwilą<br />
podpisania sojuszu amerykańsko-indyjskiego.<br />
Z drugiej strony tych kapitałowych machinacji istnieje biegun biedy, na którego nikt<br />
nie chce zwracać uwagi: 1,2 mld ludzi żyjących za mniej niż dolara dziennie i 250<br />
milionów dzieci pracujących w nieludzkich warunkach. Tak właśnie wygląda społeczne<br />
sumienie kapitalizmu. A my potrzebujemy systemu globalnej wrażliwości, biznesu o<br />
ludzkiej twarzy.<br />
„Biznes w sposób przekonujący musi zademonstrować ludziom, że jest integralną<br />
częścią społeczeństwa, a to oznacza, że musi dorosnąć do nowego sposobu myślenia,<br />
które nazwałbym prospołecznym - cytuję za prezesem Światowego Forum<br />
Ekonomicznego Klausem Schwabem. - Filozofia ta opiera się na czterech elementach:<br />
korporacyjnej atrakcyjności, korporacyjnej integralności, korporacyjnym obywatelstwie i<br />
społecznej przedsiębiorczości. Pojęcie korporacyjnej atrakcyjności oznacza, że dana<br />
firma musi udowodnić swą przydatność dla społeczeństwa. Chodzi o to, by nie tylko<br />
maksymalizować zyski akcjonariuszy, ale również służyć społeczeństwu jako takiemu ".<br />
Jak dotąd kapitalizm wykazuje się wyjątkowym zrozumieniem potrzeb<br />
społeczeństwa. Prosta filozofia kapitalizmu zakłada bowiem manipulowanie światem<br />
celem przejęcia nad nim całkowitej kontroli. Swoją drogą to ciekawe, czy są dziś tacy, co<br />
za pewnik biorą udział Bin Ladena w zburzeniu Wież Wolności (jako religijnego<br />
terrorysty i fanatyka, a nie człowieka-marionetki poruszanego sznurkami przez władców<br />
świata), notabene światowego centrum giełdowych manipulacji, czy też udział<br />
Czeczeńców w zamachu na moskiewski teatr? A może Wielki Reżyser ma zupełnie inną<br />
twarz? Powinniśmy raczej zapytać, kto zyskał na tragicznych wydarzeniach z 11<br />
września? Albo raczej, dlaczego amerykańscy konserwatyści nigdy nie zaakceptowali tzw.<br />
interwencji humanitarnych w Afganistanie, Panamie, Somalii, Bośni, Kosowie czy na Haitii<br />
i w Timorze Wschodnim?
207<br />
Zapewne wielu z nas pamięta, jak sfingowano atak na amerykańską marynarkę, co<br />
dało pretekst do rozpoczęcia wojny w Wietnamie. Ten scenariusz powtarzano już<br />
wielokrotnie i za każdym razem z dobrym rezultatem.<br />
Zaś takie pytania, jak: dlaczego leczono Osamę Bin Ladena w amerykańskim szpitalu<br />
w 2001 roku, choć był on już w tym czasie najbardziej poszukiwanym terrorystą? -<br />
Dlaczego aż 75 minut zwlekano z podjęciem akcji ratowniczej (z poderwaniem do lotu<br />
samolotów przechwytujących zgodnie z obowiązującymi procedurami) celem ratowania<br />
WTC? - Skąd wzięły się tajemnicze eks<strong>pl</strong>ozje wewnątrz wież WTC, bez których nie<br />
doszłoby do tak dramatycznego naruszenia siły nośnej konstrukcji? - Jakim cudem Bush<br />
oglądał uderzające w wieże samoloty, choć tego dnia telewizja niczego nie pokazywała?<br />
Jak to się stało, że od razu wiedziano, kto stoi za zamachami, zasypując tymi<br />
informacjami media, choć służby specjalne nie były fizycznie w stanie tak szybko poznać<br />
scenariusza wydarzeń? - Dlaczego wyparował samolot, który uderzył w Pentagon? - Kto<br />
tuż przed runięciem WTC zasypał giełdy akcjami przedsiębiorstw, których aktywa<br />
znacznie straciły na wartości po terrorystycznym ataku? - takie i im podobne pytania są<br />
jedynie potwierdzeniem siłowego wprowadzania zamordystycznych przepisów Nowego<br />
Prawa, które wkrótce obejmą obywateli Nowego Porządku. Na naszych oczach tworzy<br />
się nowe prawa i przywileje, które całkowicie ograniczą przepisy krajowe i lokalne.<br />
Powstaje nowa historia, która ponadnarodowym korporacjom daje przywilej władania<br />
światem, a obywatelowi tego świata - wielki guzik, czyli nic!<br />
Tylko społeczny ignorant może dojść do wniosku, że stoi oko w oko z<br />
niezamierzonymi działaniami o dobrych intencjach, że wojna z terroryzmem nie jest<br />
przykrywką dla usiłowań zmierzających do rozciągnięcia władzy nad całym gatunkiem, a<br />
oglądane przemiany nie są pretekstem do generowania niewolniczego prawodawstwa.<br />
Dlaczego w najbardziej uprzemysłowionych państwach świata, gdzie działają<br />
największe ponadnarodowe korporacje, stworzono tzw. prawodawstwo dyskryminujące,<br />
dające nieograniczoną władzę tzw. aparatowi ścigania. Wolność słowa oraz<br />
gwarantowane prawa obywatelskie przestały istnieć. Teraz każdy obywatel pod<br />
pretekstem walki z terroryzmem może być w majestacie prawa osadzony w areszcie bez<br />
wyroku i pozbawiony wszelkich należnych mu praw. Dotyczy to nie tylko zwyczajnych<br />
obywateli, ale wszystkich organizacji społecznych, politycznych i gospodarczych. Tak<br />
daleko może sięgnąć prawo? A mówimy tylko o nowej roli prawa w życiu mieszkańca<br />
globu.<br />
Z technicznego punktu widzenia będzie on wkrótce identyfikowalny w każdym<br />
punkcie globu, i to nie tylko za sprawą mikrochipów, które już zaczyna się wszczepiać<br />
obywatelom w USA i Wielkiej Brytanii. Również najnowocześniejsze urządzenia<br />
biometryczne, co powtórzę po raz drugi, identyfikujące ludzi nawet po zapachu,<br />
kształcie ucha, tęczówki oka, odcisku warg a nawet po sposobie poruszania się - są już<br />
dziś zdolne wykryć każdego z nas (tropionego). Wielkie nadzieje pokłada się w<br />
termografie, pozwalającym na wykrycie obiektu ruchomego na podstawie<br />
charakterystycznego rozkładu ciepła na twarzy. Także będący w fazie testów satelita<br />
Quickbird, potrafiący śledzić ruchy
208<br />
wszystkich obiektów na ziemi, nie pozostawia złudzeń co do tego, w jakim kierunku<br />
zmierza świat. Pozbawiony anonimowości obywatel, wyposażony w cyfrowy pieniądz,<br />
śledzony przez własny telefon komórkowy (każde takie urządzenie ma być wyposażone<br />
w urządzenie namiarowe), prędzej czy później stanie się pionkiem w grze wielkich tego<br />
świata. A kiedy wypadnie z szachownicy, kiedy im<strong>pl</strong>ementuje się mu nową pamięć lub<br />
wszczepi w mózg specjalny procesor, jak zrobiono to w Centrum Neuroinżynierii w los<br />
Angeles, stanie się wyjątkowo... bezpieczny.<br />
Jeszcze jedna ciekawostka. Nim runęły wieże World Trade Center (znokautowane<br />
przez wyszkolonego w CIA Osamę Bin Ladena, a poprzedzone spiskowym wysadzeniem<br />
biurowca Alfreda M. Murraha w 1995 roku)), rząd amerykański dysponował 15 milionami<br />
dawek Dryvaksu, szczepionki wyprodukowanej przez firmę Wyeth-Ayers Laboratories<br />
jeszcze w latach 70. Było to remedium na wirusa ospy, który już 25 lat temu miał być<br />
definitywnie zniszczony. Po nowojorskiej tragedii, kiedy zagrożenie bronią biologiczną<br />
stało się faktem, nagle ni stąd, ni zowąd władze federalne ogłosiły, że dysponują<br />
dawkami dla ponad 500 min osób. Czyżby ktoś gdzieś przewidział scenariusz wydarzeń?<br />
Owszem, istnieje poważne zagrożenie atakiem zmutowanych wirusów, gdzie wąglik,<br />
gorączka Q, tularemia, tyfus i bruceloza dzierżą palmę pierwszeństwa w wyścigu o<br />
trofeum dla najdoskonalszego biologicznego zabójcy, jednak jasnowidztwo i handlowa<br />
zaradność Urzędu Bezpieczeństwa Narodowego USA nawet w tym kontekście wydają się<br />
godne podziwu.<br />
Atak na WTC i Pentagon to powtórzenie starego chwytu w rozgrywkach politycznych.<br />
Kiedy w czasie drugiej wojny światowej rosły nastroje pacyfistyczne w społeczeństwie<br />
amerykańskim, to nic innego jak klęska w Pearl Harbour wstrząsnęła sumieniem<br />
Amerykanów, przekształciła ich w krwiożerczych mścicieli i co ważniejsze - wytworzyła w<br />
akcie zemsty ogromny kapitał żywy i finansowy. Odsłona historii z tamtych lat zdaje się<br />
potwierdzać, że prezydent Franklin D. Roosevelt doskonale przewidział skutki zatajenia<br />
faktów o zbliżającej się tragedii w Parl Harbour. To dzięki jego jasnowidczym<br />
posunięciom USA i NATO mogły potem przejąć kontrolę nad światową populacją.<br />
Prawdą jest jednak twierdzenie, że to nie głowy państw i szefowie wielkich korporacji<br />
rządzą światem, ale tajne ugrupowanie, które stoi w cieniu wielkiej polityki i wielkiego<br />
kapitału. I choć 51 procent największych podmiotów gospodarczych pozostaje w<br />
prywatnych rękach, a tylko 49 procent jest korporacjami państwowymi, z czego pewna<br />
część znajduje się i tak pod wpływami prywatnych grup interesu, i choć w samych tylko<br />
Stanach Zjednoczonych majątek wąskiej grupy najbogatszych powiększył się w ostatnim<br />
dziesięcioleciu trzykrotnie, podczas gdy całe społeczeństwo uległo znacznej<br />
pauperyzacji - to ma to jedynie znaczenie opisowe, bo kwestia sposobu tworzenia<br />
nowego obrazu świata to zupełnie inna para kaloszy.<br />
Ekonomia i kultura przybierają masowo ogólnoświatowy charakter. Banki, linie<br />
lotnicze, giełdy papierów wartościowych, imperia medialne, dosłownie cała światowa<br />
gospodarka globalizuje swoją działalność, gdyż globalizacja zapewnia całkowitą<br />
bezkarność. W samych tylko Stanach Zjednoczonych dochodzi rocznie do
209<br />
fuzji firm wartych co najmniej 70 mld dolarów. Wymazywanie granic, poniekąd słuszne<br />
ze społecznego punktu widzenia, uczyni z ekonomii system naczyń połączonych<br />
niepodlegający jakiejkolwiek kontroli. Sprawi, że zyski zaczną się przedkładać na sumy<br />
wręcz niewyobrażalne, które w całości trafią tam, gdzie są adresowane. Na przykład<br />
Titanic, z racji swojego ogólnoświatowego dostępu, przyniósł dochód szacowany na 1.8<br />
mld dolarów, sumę niemożliwą do uzyskania, gdyby był wyświetlany tylko w kraju<br />
producenta. Stąd powstaje potrzeba natychmiastowego podporządkowania ludzi, którzy<br />
stają się wyłącznie produktem (międzynarodowym).<br />
Zwyczajni ludzie i tak nic nie znaczą. W wielu krajach to tło życia bogatych, w innych<br />
poszukiwana klasa robotników, a w tzw. cywilizowanych państwach to manipulowane<br />
owce, które można strzyc na wszelkie sposoby. Nawet w USA, uważanym za ostoję<br />
demokracji, oskarżony o jakiekolwiek przestępstwo obywatel, chociażby o niezapłacenie<br />
mandatu, może być postawiony przed sądem i pozbawiony całego majątku. Na usługi<br />
tego procederu stworzono specjalny paragraf nakładający na dobra, a nie na ich<br />
właściciela, areszt za złamanie prawa, co w praktyce oznacza konfiskatę mienia. Jeśli<br />
obwiniony okaże się niewinny, to majątek i tak może przejść na własność skarbu<br />
państwa. Przejmowanie takich dóbr to obecnie jeden z najbardziej dochodowych<br />
interesów, którymi zajmują się wyspecjalizowane agencje rządowe, przeznaczające<br />
uzyskane tą drogą fortuny na... różne cele. Taki smutny los spotkał już setki tysięcy<br />
mieszkańców tego wymarzonego raju.<br />
Nastająca era <strong>pl</strong>anetaryzmu wykształci nowy model myślenia i egzystencji. Tu nawet<br />
obecna potęga: USA stoi na pozycji przegranego, więc oskarżanie władz USA o<br />
tworzenie nowego porządku przez amerykańskich intelektualistów jest tylko grą słów<br />
(neoliberalny kapitalizm zrealizuje i tak swoje skrajne postulaty). Przykładem są zmowy<br />
cenowe producentów, obejmujące swoim zasięgiem cały świat. Przyjęty w 1989 r. w USA<br />
Sherman Act. - ustawa pozwalająca karać zmowy cenowe - choć zmiażdżył wówczas<br />
trust kolejowy, stalowy, mięsny czy słynny Standard Oil Company Johna Rockefellera,<br />
powoli wymyka się spod rządowej kontroli. Owszem, jeszcze niedawno Departament<br />
Sprawiedliwości rozbił największy w historii USA kartel, ale to i tak wojna z wiatrakami,<br />
gdzie łamie się tego, kto idzie chwilowo w odstawkę. Kary pieniężne także tu nic nie<br />
zmienią bo władza jest warta poświęceń. Co prawda, grzywny o łącznej wartości 725 min<br />
dolarów ostudziły nieco szwajcarski koncern farmaceutyczny Roche, niemiecki BASF i<br />
sześć mniejszych firm za zawyżanie cen produkowanych przez nie witamin, 460 min<br />
dolarów odpalił francuski koncern Lafarge, brytyjski BPB i niemiecki Knauf za dzielenie<br />
rynku w Europie, ale to tylko antrakt przed właściwym występem większych grup<br />
kapitałowych. Akceptowalne straty w walce o nowe prawo finansowe. Wiedzą o tym<br />
wszyscy i bez skrupułów monopolizują rynki.<br />
Tylko w piętnastu najbardziej rozwiniętych państwach należących do OECD w ciągu<br />
ostatnich lat wykryto aż 250 zmów cenowych. Fala napiera z takich rozmachem, że już<br />
wkrótce rządy mocami urzędów antymonopolowych stracą nad tym panowanie. Coraz<br />
to nowe afery odsłaniają smutny obraz rzeczywistości:
210<br />
podporządkowani światowej finansjerze politycy dbają tylko o interesy wielkich<br />
korporacji. Dobro kraju i ich wyborców to czysta propaganda. Dość wspomnieć<br />
0 polskiej ustawie o biopaliwach, przyjętej na skutek działań silnego lobby producentów<br />
owych dodatków do paliw. Ustawa przeszła (dziś znowu zawieszona), choć świat<br />
motoryzacji raz po raz apelował o rozsądek, pokazując dziesiątki ekspertyz, z których<br />
wynika, że wręcz pożerające silniki i rury wydechowe biopaliwa wyszarpią z kieszeni<br />
Kowalskiego ok. 8 tys. złotych rocznie. I kto na tym zyska?<br />
„ Globalizacja umożliwia również ekspansję nielegalnych sieci i transakcji na całym<br />
świecie... - pisze Hans T. Van Veen . - Procedury finansowe ułatwiają ukrycie poczynań o<br />
charakterze przestępczym, zaś rosnąca wymiana towarowa zwiększa możliwości<br />
przemytu i oszustw... Podczas gdy zwolennicy legalności i ci, co optują za wzmocnieniem<br />
sił porządkowych, rywalizują między sobą w mediach<br />
1 na arenie politycznej, dwa światy, jeden skupiający specjalistów od egzekucji prawa, i<br />
drugi, przestępczy, coraz bardziej umacniają swoją władzę nad społeczeństwem...<br />
Podobnie do ponadnarodowych koncernów przedsiębiorcy o charakterze przestępczym<br />
działający w bardziej zorganizowanej formie rozszerzają swoje międzynarodowe<br />
operacje do takiego stopnia, że ich znaczenie w społeczności świata i ekonomii<br />
przekracza znaczenie rządów".<br />
Szlachetne oblicze owych ponadnarodowych korporacji wygląda dość ponuro.<br />
Przemysł zbrojeniowy to temat wyeks<strong>pl</strong>oatowany i nie będę o tym nawet wspominać,<br />
toczył i będzie toczyć naszą krew i pot z ciężkiej pracy. Bank Światowy to jego kolejna<br />
odsłona, to jak pożenione rodzeństwo. To właśnie tajne prawo bankowe doprowadziło<br />
do powstania granic państwowych, które jeszcze w XVII wieku praktycznie nie istniały.<br />
Dzisiaj na odwrót, dla ekspansji banków potrzebna jest ich... likwidacja.<br />
Przemysł farmaceutyczny rzuca na rynek leki będące nieprzydatnymi substancjami a<br />
nawet silnymi truciznami, zaś wiele zasadnych odkryć naukowych w świecie farmacji<br />
umiera śmiercią naturalną bądź zostaje zniszczonych procedurami. Jeśli i to nie pomaga,<br />
szykanuje się naukowców, pozbawia tytułów a nawet uprowadza, byle wymazać ze<br />
społecznej świadomości niepopularne poglądy. Tworzy się mity mające przedłużać<br />
ludzkie życie, a w rzeczywistości je niszczące, jak chociażby słynna historia z pokojami<br />
tlenowi (wylęgarniami wolnych rodników) i naświetlaniem rentgenowskim, które jest<br />
sprawcą 60 procent przypadków zachorowań na raka, czy dowcip z najlepiej<br />
sprzedającym się na świecie lekiem antydepresyjnym: PROZAC-kiem, będącym w<br />
rzeczywistości bardzo silną substancją zaburzającą zdolności umysłowe i wyzwalającą<br />
niepohamowaną agresję, przez co wiele niewinnych ludzi trafiło do więzienia, a w<br />
samych tylko USA 25 tys. straciło życie. FDA otrzymała kilkadziesiąt tysięcy raportów o<br />
niekorzystnych reakcjach na Prozac, ale nic w tej sprawie nie zrobiła, podobnie jak nie<br />
zastopowała Halicionu, innego leku psychotropowego, zakazanego na szczęście już w<br />
niektórych krajach. Także u nas można zafundować sobie pranie
211<br />
mózgu, kupując Cipramil, lek - uwaga - mający powstrzymywać nas od robienia<br />
niepohamowanych zakupów, który tak naprawdę jest lekiem z grupy prozacu.<br />
Kolejny mit (głupota?) - ideowe akcentowanie middle-class, której członkowie<br />
odczuwają przymus posiadania coraz większej ilości dóbr i uzyskiwania coraz większego<br />
uznania. Za ten luksus i iluzoryczną estymę gotowi są zapłacić najwyższą cenę, oddając<br />
się w całkowitą niewolę pracy. Dążenie do blichtru i posiadania tak dalece pochłania<br />
uwagę światowej klasy średniej, iż stereotyp rodziny w ogóle przestał tu funkcjonować,<br />
zaś partnerów dobiera się na jedną noc. Miast światową literaturę czyta się fachowe<br />
poradniki, co i gdzie kupić. Trzeba przecież wiedzieć, że benzyna jest o 15% tańsza w<br />
Grecji, na wina wydamy we Włoszech i Grecji do 30 % mniej, piwo i alkohole wypite w<br />
Czechach i Słowacji dadzą podwójny zysk, markowe kosmetyki sprowadzone z Włoch<br />
pozwolą zaoszczędzić jedną trzecią sumy, która przydadzą się do zakupu sprzętu<br />
elektronicznego w Holandii, który jest wart połowę tego, co w Anglii.<br />
Zaskakująca jest przy tym biochemiczna szczęśliwość klasy średniej. U buddystów,<br />
uważanych za najszczęśliwszych ludzi na świecie, najbardziej aktywny jest tzw. lewy płat<br />
przedczołowy, odpowiedzialny za uczucia pozytywne, podczas gdy prawy płat<br />
przedczołowy jest odpowiedzialny za uczucia negatywne. Oba zaś płaty przedczołowe<br />
rejestrują nasze emocje, nastrój i temperament. Skanowanie mózgu szczęśliwego<br />
wyznawcy buddyzmu i cieszącego się sukcesem zawodowym Europejczyka dowiodło, iż<br />
tylko u tego pierwszego mamy do czynienia ze wzmożoną aktywnością lewego płata<br />
przedczołowego. Czyżby więc radość z życia nie była uzależniona od stanu posiadania?<br />
A może mamy tu do czynienia z chorobliwą chęcią posiadania porównywalną z<br />
telewizjomanią, kiedy to występują takie charakterystyczne dla chorób psychicznych<br />
objawy, jak: histeryczne reakcje, nadpobudliwość i zespół odstawienny?<br />
Może dlatego poszukiwacze luksusu w pogoni za wyszukanym zbytkiem popełniają<br />
przestępstwa kilkakrotnie przekraczające straty wynikłe ze zwyczajnych rozbojów i<br />
włamań? Gorączka bogactwa, kolejny wyścig szczurów, staje się normą całkowicie<br />
odczłowieczającą sens pracy i korzystania z efektów tej pracy. Powoli wykształca się<br />
społeczeństwo ślepo dążące do bogactwa, ciężko pracujące na owo bogactwo i ginące<br />
w pogoni za tym bogactwem. Typowa robotyka. Tę robotykę skutecznie wspierają<br />
neurobiolodzy, którzy pomagają handlowcom zgłębić tajemnicę naszych wyborów<br />
podczas robienia zakupów.<br />
Neuromarketing zrodził się 10 lat temu, kiedy neurobiolog Antonia Damasio odkrył,<br />
że podczas robienia zakupów uaktywniają się nie tylko obszary mózgu odpowiedzialne<br />
za myślenie racjonalne, ale także te, które odpowiadają za powstawanie emocji, co<br />
wyraża się w odmiennym sposobie reakcji na dany produkt. I chociaż nie można<br />
fizycznie nakłonić ludzi do kupna danego produktu, to jednak można do tego<br />
wykorzystać komunikację kulturową która wykorzystuje sygnały na trwale zapisane w<br />
naszym systemie nerwowym, przez co pośrednio kontroluje nasze reakcje. I kto bez<br />
skrupułów wykorzystuje tę wiedzę?<br />
Przyjrzyjmy się teraz przemysłowi farmaceutycznemu tak od podszewki, zobaczmy,<br />
co tak naprawdę fachowcy z tej gałęzi gospodarki nam oferują.
212<br />
Ritalin, ważna pozycja na liście leków niebezpiecznych dla ludzkiego zdrowia.<br />
Wynaleziony z myślą o agresywnych więźniach, których nie udawało się okiełznać<br />
metodami współczesnej psychologii, z siłą uderzenia większą niż kokaina miał przerabiać<br />
ich na potulne baranki. Operacja się udała i lek zaczęto potajemnie stosować w<br />
amerykańskich szkołach, rzekomo celem uspokojenia młodzieży. Afera wybuchła, gdy<br />
okazało się, że Ritalin zmienia osobowość.<br />
Nazywana hormonem młodości substancja DHEA, mająca poprawiać kondycję<br />
fizyczną, polepszać pamięć i nastrój, zapobiegać cukrzycy i chorobom układu krążenia,<br />
według australijskich naukowców nie tylko nie spełnia tej roli, ale sama jest przyczyną<br />
wielu takich schorzeń, np. zawału serca (poprzez mnożenie komórek piankowatych,<br />
powodujących odkładanie się blaszek miażdżycowych). Wiara w ten cudowny środek na<br />
odmłodzenie była i jest fałszywa. Prawdziwe jest pojawiające się na ciele pań owłosienie<br />
i powiększanie się prostaty u mężczyzn.<br />
Steroidalny estrogen, stosowany w leczeniu po menopauzie i jako środek<br />
antykoncepcyjny, jest ściśle związany z wystąpieniem raka śluzówki macicy i piersi.<br />
Viagra - potencjał kliniczny tego leku jest rzekomo tak duży, że rekompensuje szereg<br />
działań ubocznych, takich jak: bóle głowy, uderzenia krwi do głowy, infekcje dróg<br />
moczowych, zaburzenia wzroku, biegunkę, zawroty głowy, wysypki, ustanie pracy serca,<br />
wrzody żołądka, ataki depresji, bezsenność i nadmierną wrażliwość na światło. Pfizer,<br />
firma produkująca ten specyfik, nie zaprzecza, że objawy te mogą być skutkiem zażycia<br />
leku. Ale co tam...<br />
Popularna aspiryna, środek mający zwalczać zawał serca i powstrzymywać przed<br />
wylewami do mózgu, tak naprawdę dobrze spisuje się tylko jako substancja podwajająca<br />
ryzyko wystąpienia wrzodów żołądka i krwawień do jamy brzusznej.<br />
Tamoxifen znany jako Nolvadex, najpopularniejszy lek przeciwko rakowi piersi, sam<br />
jest przyczyną raka macicy, raka wątroby, raka żołądka, raka okrężnicy i raka odbytu,<br />
oraz oczywiście... raka piersi. Ma swój niechwalebny udział w zakrzepach krwi, w<br />
uszkodzeniach oka i w nasileniu objawów menopauzy i depresji. Starczy?<br />
Dr Hal Huggins, który odkrył jatrogenny charakter choroby Alzheimera,<br />
udowadniając, że wywołują ją amalgamaty, czyli srebrne wypełnienia stomatologiczne,<br />
które z łatwością przenikając barierę krew-mózg, sukcesywnie zatruwają mózg oraz<br />
system nerwowy - za swoje wywrotowe odkrycie został na 20 lat pozbawiony licencji, a<br />
obrona dobrego imienia i prawdy kosztowała go nerwowe załamanie i 700 tysięcy<br />
dolarów. Choć zatrucie rtęcią pochodzącą ze srebrnych wypełnień zębów jest głównym<br />
czynnikiem sprawczym Alzhaeimera i dotyczy blisko 12 procent populacji, co ma<br />
znamiona epidemii (ludobójstwa), a więc co wymaga interwencji rządu, to wysiłki owego<br />
rządu polegały na maksymalnym wyciszaniu sprawy, przy czym odbieranie licencji na<br />
wykonywanie zawodu stomatologa należało do najłagodniejszych form perswazji.<br />
To samo zamieszanie mamy wokół fluoryzacji, która miast zmniejszać próchnicę<br />
zębów, sprzyja pękaniu kości, powstawaniu niedoczynności tarczycy, uszkadza mózg,<br />
nerki i paradoksalnie... zęby.
213<br />
Za podobne rewelacje usiłowano zniszczyć karierę i dorobek naukowy francuskiego<br />
biologa Gastona Naessensa. Trafił on do więzienia za wynalezienie i zastosowanie wielu<br />
rewelacyjnych leków, w tym stabilizatora układu immunologicznego. Jest on również<br />
odkrywcą somatydu, substancji subkomórkowej, zdolnej do samoreprodukcji, więc<br />
praktycznie niezniszczalnej, która znajduje się we wszystkich płynach biologicznych, tak<br />
zwierzęcych jak i roślinnych. Dalekosiężne idee Naessena do tego stopnia burzą stare<br />
paradygmaty, że otwarcie mówi się o pisaniu podręczników medycyny od nowa. Lecz<br />
optyka, mikrobiologia, hematologia i onkologia ani myślą ulec nowościom i po staremu<br />
leczą chorych z miernymi efektami.<br />
Drogą wyzwolenia nauki, łamiąc paradygmaty, poszedł David Hudson, który<br />
opracował metodę odzysku rodu i irydu, pierwiastków będących prawdopodobnie<br />
owymi somatydami, cząstkami o wymiarach od 0,6 (rod) do 1,8 (iryd) angstrema, które<br />
znajdują się w krwi i w niewytłumaczalny sposób budują struktury życia. Właśnie rodowi<br />
i irydowi przypisuje się podobną rolę do tej, jakie spełniało sproszkowane białe złoto w<br />
komorze królewskiej i jaką spełnia rozsypywane przez Sai Babę święte wibuti. Koszt<br />
uzyskania jednej uncji tych pierwiastków, a tyle jest konieczne do wyleczenia z AIDS,<br />
Hudson wyliczył na... 3,5 dolara. Rod i iryd, co najciekawsze, stanowią 5 procent ciężaru<br />
suchej masy tkanki mózgowej, i to w stanie wysokospinowym, co umożliwia<br />
komunikowanie się komórek między sobą za pomocą nadprzewodnictwa, czyli jak gdyby<br />
bez uwzględnienia wymiaru i czasu. Prócz uruchomienia szeregu procesów leczniczych<br />
oba pierwiastki skutecznie podnoszą poziom świadomości, a to już stanowi zagrożenie<br />
dla ustalonego ładu.<br />
Coraz więcej lekarzy przyznaje, że atakujące świat dziwne epidemie raka i choroby<br />
układu immunologicznego są rezultatem masowych szczepień za pomocą skażonych<br />
szczepionek. I choć urzędnicy o tym wiedzą nikt nie ośmieli się przeciwstawić<br />
wszechpotężnemu Urzędowi ds. Leków i Żywności. Ujawnianie takich informacji, jak<br />
masowe produkowanie przez Litton Bionetics broni biologicznej, jak wytworzenie<br />
szczepionek przez laboratoria firmy Merc, Sharpe&Dohme (przy wsparciu Centrum<br />
Chorób Zakaźnych i Urzędu ds. Leków i Żywności), które przyniosły AIDS-a i Ebola,<br />
przypominanie, że nakazana prawnie podawana dzieciom szczepionka przeciwko polio<br />
(podawana zupełnie niepotrzebnie) zawiera niebezpieczne zanieczyszczenia pochodzące<br />
od małp - wszystko to jest w trybie natychmiastowego kasowania uznawane za wymysły.<br />
Podanie do publicznej wiadomości, że doktor bakteriologii Bernie Eddy odkryła w<br />
szczepionce przeciw polio nowego wirusa, który uśmiercał zaszczepione nim małpy, nie<br />
tylko przeszło bez echa, ale z powodu zagrożenia utratą pracy i funduszy na inne<br />
badania otoczyło tę sprawę ( jak i tysiące jej podobnych) kordonem urzędowej<br />
tajemnicy.<br />
Ruth Brown, prekursorka radioniki, już w latach trzydziestych skonstruowała Homo<br />
Vibra Ray'a, przyrząd, za pomocą którego można było diagnozować i leczyć chorego na<br />
odległość. Medycyna akademicka z pomocą urzędu federalnego wtrąciła Drown do<br />
więzienia, a wiele skonstruowanych przez nią aparatów zniszczyła. I choć dzisiaj głośno<br />
już o porządku Bhoma, opolach morfogenetycznych Sheldrake'a
214<br />
i holograficznym umyśle Karla Pribrama, to nie wiadomo, jak długo jeszcze tak doniosłe<br />
wynalazki będą przed światem ukrywane.<br />
Radionikę wciąż spycha się na margines nauki tylko dlatego, że umiejętnie<br />
podpatruje energetykę organizmów żywych. Co jakiś czas słyszymy o nowych<br />
przyrządach poruszanych siłami umysłu, jednak nic nie wskazuje na to, aby weszły one<br />
do powszechnego użytku. Termin znikające projekty świadczy raczej o tym, że<br />
statystycznie rzecz ujmując, coraz mniej urządzeń tego typu ociera się o wnioski<br />
patentowe.<br />
Równie mało szczęścia co R. Brown miał dr Ryke Geerd Hamer, który trafił do<br />
więzienia na mocy niejasnego prawa wprowadzonego jeszcze za czasów Hitlera. Po<br />
odkryciu, że u podstaw raka leży mechanizm podświadomego szoku, który<br />
koncentryczną falą rozchodzi się w mózgu i stamtąd trafia do docelowego organu,<br />
uszkadzając go, zaś przerzuty raka wynikają ze zwyczajnego strachu przed śmiercią - jest<br />
ostro zwalczany przez niemieckie i europejskie sądy, co jest zrozumiałe, gdyż<br />
rozpowszechnianie wiedzy o nowej medycynie oznacza początek końca medycznofarmaceutycznego<br />
kom<strong>pl</strong>eksu. Dr Hamer, znajdując wydarzenie będące przyczyną szoku<br />
emocjonalnego, po jego lokalizacji w mózgu i w odpowiednim organie fizycznym,<br />
rozpoczyna terapię, uzyskując sukces w ponad 90 procentach przypadków, co jest<br />
statystyczną odwrotnością skuteczności konwencjonalnego leczenia.<br />
Na łaskę zapomnienia zasługują jedynie ci odkrywcy, którzy bez szemrania pozwalają<br />
utajniać własne wynalazki, jak to się stało w przypadku pierścienia Dotta,<br />
przywracającego chorym komórkom właściwy poziom energii i polaryzacji. Kiedy<br />
fundacja imienia Slona-Ketteringa zniszczyła wszystkie urządzenia, przy pomocy których<br />
leczono raka, dr Dott mógł spokojnie wrócić do swojego zamku i pogrążyć się w...<br />
religijnych rozważaniach.<br />
Opornych nęka się, nachodzi, ośmiesza lub zwyczajnie likwiduje. Notorycznie<br />
odrzuca się, ignoruje i zwalcza poglądy przeczące przyjętym teoriom, czyli staremu<br />
skapitalizowanemu porządkowi rzeczy<br />
Szczepionki DPT (przeciwko dyfterytowi, kokluszowi i tężcowi) oraz MMR (przeciwko<br />
odrze, śwince i różyczce) zamiast pomóc, zwiększają ryzyko zapaści właśnie na te<br />
choroby, i to aż pięciokrotnie. Zakłada się, że stosowane przeciwko arytmii serca leki,<br />
mające chronić przed zawałami, tylko w latach siedemdziesiątych i tylko w USA były<br />
przyczyną przedwczesnego zgonu 20-70 tysięcy ludzi. Z kolei szczepionka MMR jest<br />
przyczyną zaburzeń behawioralnych, jelitowych i prawdopodobnie autyzmu.<br />
Podawanie dzieciom neurotoksycznego Thiomersalu, zawierającego rtęć, jest jedną z<br />
głównych przyczyn autyzmu. Świat medyczny wie o tym od dawna, a mimo to<br />
stosowanie szczepionki zawierającej ten morderczy środek wciąż wzrasta. Nadto<br />
podawana niemowlętom ustawowa dawka aż stukrotnie przekracza tzw. dawkę<br />
bezpieczną.<br />
Dopuszczanie do obiegu tak zabójczych leków w przypadku dzieci to nie jest błaha<br />
sprawa. Jednak nie ma na świecie takiej siły, która by przemysł
215<br />
farmaceutyczny i jego przedstawicieli posadziła na ławie oskarżonych. Swój swojego nie<br />
ruszy.<br />
Co najbardziej bulwersuje, to całkowite lekceważenie chorych. Ocenia się, że 87<br />
procent leków nie jest dostatecznie przebadanych, choć ich ostateczną tzw. użytkową<br />
ocenę powinno się przyjmować jako podstawę właściwej ekspertyzy dopiero po 5-10<br />
latach a<strong>pl</strong>ikowania ich wybranej grapie pacjentów. Innymi słowy, większość leków jest<br />
dopuszczana do sprzedaży bez stosownych certyfikatów. Ich jakość też pozostawia wiele<br />
do życzenia. Władze brytyjskie odkryły, że szczepionka przeciwko polio była wytwarzana<br />
na bazie serum bydlęcego wąt<strong>pl</strong>iwej jakości, i to w okresie, gdy BSE osiągała najwyższe<br />
notowania w skali zagrożeń. Do 1993 roku w Wielkiej Brytanii blisko 11 milionów osób,<br />
zwłaszcza dzieci, otrzymało pod różnymi postaciami szczepionki przeciwko odrze,<br />
śwince, różyczce, dyfterytowi i kokluszowi wytworzone na bazie materiału bydlęcego.<br />
Dziś poważnie traktuje się ostrzeżenie o możliwości wystąpienia z tego powodu<br />
epidemii, która może uśmiercić 250 tysięcy ludzi.<br />
Podobne zagrożenie stanowi promieniowanie rentgenowskie, które przez<br />
dziesięciolecia uważano za zbawienne dla zdrowia. Naświetlania radem a<strong>pl</strong>ikowano jako<br />
cudowny środek na niemal każdą dolegliwość. I chociaż już w 1927 roku H J. Muller<br />
otrzymał nagrodę za udowodnienie, że promienie Rontgena powodują dziedziczne<br />
uszkodzenia DNA, do dzisiaj stosuje się je w medycynie, usprawiedliwiając to wysokim<br />
wskaźnikiem diagnostycznym. Właśnie z bezpiecznymi dawkami przenikającymi<br />
organizm podczas badania wiąże się dziś ponad połowę przypadków zachorowań na<br />
raka. Zresztą, z powodu zbyt częstego poddawania się badaniom rentgenowskim oraz<br />
tomografii komputerowej liczba powodowanych takimi badaniami przypadków<br />
nowotworowych zwiększyła się na świecie w ciągu ostatnich dwóch dekad prawie<br />
dwukrotnie. Badania Johna Gofmana mówią wprost: 60 procent wszystkich zachorowań<br />
na raka w USA jest związanych bezpośrednio z zastosowaniem promieni Rontgena.<br />
W sieci można odnaleźć informacje mówiące o tym, jak w latach siedemdziesiątych<br />
Amerykańskie Stowarzyszenie Rakowe i Narodowy Instytutu Raka, manipulując<br />
statystykami, obniżyły zalecany do naświetlań wiek badanych kobiet z pięćdziesięciu do<br />
czterdziestu lat, przez co zapadalność na raka przewodowego DCIS wzrosła o 3000<br />
procent. Co groźne, mammografia, prócz szkodliwości samego promieniowania, jest tak<br />
samo zawodna w wykrywaniu guzów piersi jak ręka lekarza, czemu wbrew naukowym<br />
dowodom zaprzeczają najwięksi producenci sprzętu mammograficznego: Siemens,<br />
DuPont, General Electric, Eastman Kodak i Piker. A Zeneca, inicjator Miesiąca<br />
Świadomości Raka Piersi jest zarazem producentem leku przeciwko temu schorzeniu,<br />
który to lek wywołuje co najmniej cztery inne typy raka u kobiet, z rakiem piersi<br />
włącznie. Powtórka z rozrywki...<br />
Niektórzy pamiętają jeszcze czasy, kiedy to na topie było spożywanie butelkowanej<br />
wody wzmacnianej radem, zwanej popularnie blaskiem słońca w płynie. Do tego ,.grona<br />
atomów dla zdrowia" dodajmy jeszcze inhalacje radonem, radioaktywne pasty do zębów<br />
i radioaktywne kremy do opalania, i faszerowane
216<br />
radem tabliczki czekolady sprzedawane jako odmladzacze. Paranoja czy dobrze<br />
przemyślane posunięcie? A może tak wróci do łask ekspres do kawy napędzany<br />
<strong>pl</strong>utonem, który gotowałby wodę przez sto lat bez potrzeby wymiany paliwa, jak to<br />
proponowała firma Monsanto, ta sama od genetycznie modyfikowanej żywności? Chyba<br />
wróci, skro uran stosuje się już powszechnie jako komponent nawierzchni drogowych i<br />
materiałów konstrukcyjnych (ble-ble-ble).<br />
Równie niebezpieczne są wszelkiego rodzaju terapie hormonalne, zalecane jako złoty<br />
środek na niemal wszystkie choroby związane ze starzeniem się organizmu, i nie tylko.<br />
Tymczasem już po dwóch latach stosowania takich kuracji zapadalność na wiele chorób<br />
znacznie wzrasta, np. na zawał serca i wylewy, czego nie zaobserwowano w grapach<br />
pacjentów nie stosujących zapobiegawczego leczenia hormonalnego. Im dłużej trwa<br />
terapia hormonalna, tym bardziej wzrasta ryzyko powikłań. Jednocześnie medialnoreklamowa<br />
siła Premarinu, dominującego w takich terapiach estrogenu, w ostatnich<br />
latach tak wzrosła, że osięgnęła na rynku farmaceutycznym miliardowe wartości.<br />
Zyski czerpie też medycyna z chemioterapii, choć ta konwencjonalna metoda<br />
leczenia przynosi mizerniej sze efekty niż połączenie diety z witaminami i lewatywą.<br />
Jeśli jakiś lek nie przynosi korzyści FDA, lub - co gorsze - jest prawdziwą formułą<br />
zdrowia, jak to ma miejsce w przypadku ibogainy, środka narkotycznego całkowicie<br />
bezpiecznego i skutecznie leczącego z każdego narkotycznego uzależnienia - wtedy<br />
całej sprawie ukręca się łeb. Kiedy próbowano wprowadzić na amerykański rynek<br />
przeciwrakowy lek Gastona Naessensa, to nie tylko nie dało się tego zrobić, ale poważne<br />
kłopoty spotkały wydawnictwo starające się promować lek nie zatwierdzony przez FDA.<br />
Równie mało szczęścia miała dr Hulda Clark z Północnej Dakoty, stosująca<br />
innowacyjną metodę antyrakową którą zamknięto w więzieniu za uprawianie zawodu<br />
lekarskiego bez pozwolenia, a potem niszczono procesami. Podobny los spotkał swego<br />
czasu R. Rife'a i naszego rodaka draS. Burzyńskiego. Pracujący w klinice Tacoma dr<br />
Jonathan Wright czekał niespełna dziesięć lat, nim pozwolono mu wrócić do zawodu po<br />
tym, jak siłami agentów federalnych FDA wdarła się do lecznicy, konfiskując „dowody<br />
winy". Podobnie energiczną akcję podjęło policyjno- medyczne komando w stosunku do<br />
prowadzących klinikę zdrowego człowieka dr J. Rancourt i naturoterapeuty dra von<br />
Winterfeldt-Schuberta z Quebecu, których niekonwencjonalne metody leczenia<br />
wzbudziły uzasadnione obawy co do możliwej zmiany całej teorii leczenia ludzkiego<br />
organizmu. Rene Caise, odkrywczym Essiaca, ziołowego preparatu na raka, nie otrzymała<br />
wydawanej przez Parlament Ontario zgody na prowadzenie praktyki lekarskiej, bo<br />
równałoby się to z uznaniem preparatu za remedium na tę przypadłość.<br />
A ortodoksyjna medycyna, wsparta skompromitowaną chemioterapią i<br />
napromieniowywaniem, legitymująca się uleczalnością raka na poziomie... 3 procent (tak<br />
ładnie ujmuje się w statystykach przeżywalność pacjentów) - jest zwyczajnie<br />
usankcjonowaną mordownią. Chęć zysku molocha medyczno- farmaceutycznego,<br />
zarabiającego na jednym pacjencie (dane w USA) do 160 000 dolarów jest<br />
porównywalna z pazernością przemysłu zbrojeniowego. Tak ujmując
217<br />
temat, łatwiej nam te wszystkie machinacje zrozumieć. Nadto integracja wielkich spółek<br />
w ponadnarodowy kom<strong>pl</strong>eks farmaceutyczny, wykupujący udziały w szpitalach i<br />
klinikach, wkrótce doprowadzi do tego, że przed chorym nie będzie istniała żadna<br />
alternatywa leczenia. Będzie się musiał poddać jedynej dostępnej terapii, bez względu<br />
na jej koszt.<br />
Supernagrody czekają tylko na sprzymierzeńców farmaceutycznego truciciela.<br />
Komercyjny model sprzedaży opiera się na uruchomieniu całej sieci agentów<br />
terenowych, którym podlegają bezpośrednio lekarze, od decyzji których zależy rodzaj<br />
przepisanego na recepcie specyfiku. Za dyskretną usłużność pobierają niebagatelne<br />
honoraria. W samych tylko Stanach Zjednoczonych na zjednanie lekarza przemysł<br />
farmaceutyczny wydaje rocznie 13 tysięcy dolarów. Przy czym tak zwane sławy naukowe<br />
inkasują na dodatek akcje, idące w setki tysięcy dolarów. To spowodowało, że lekarze<br />
stali się największą grupą marketingową przy wprowadzaniu leku na rynek. Najczęściej<br />
faworyzują bezwartościowe zlepki chemiczne, za to odpowiednio drogie. Chyba właśnie<br />
dlatego lekarze są jedną z najczęstszych przyczyn śmierci swoich pacjentów. W USA<br />
sklasyfikowano ich na trzecim miejscu, po zgonach spowodowanych zawałem serca i<br />
rakiem, wpisując na ich konto liczbę grubo powyżej dwustu tysięcy zmarłych (zabitych).<br />
W Europie skala tego zjawiska jest równie przerażająca: 70 tys. zgonów i poważnych<br />
zaburzeń zdrowotnych wynikłych po przyjęciu leków syntetycznych.<br />
W Australii też mamy do czynienia z masowym wymieraniem pacjentów. Same<br />
szpitale zajmują trzecie miejsce w kategorii największych zabójców, tuż po zawałach<br />
serca i raku. W przypadku krajów mniej rozwiniętych w ogóle nie prowadzi się takich<br />
statystyk. Może to i dobrze, bo wielu ma za słabe serce, by zapoznawać się z epitafijnymi<br />
kronikami. A jeśli kochają horrory, to mogą dać się namówić przez domowego lekarza<br />
na testowanie cudownych, innowacyjnych medykamentów czy środków kosmetycznych,<br />
które niewąt<strong>pl</strong>iwie mają same zalety. Rzecz w tym, że to gnioty, rzecz w tym, że lekarz<br />
skasuje okrągłą sumkę, a producent otrzyma prawa do sprzedaży specyfiku, bo zaliczył<br />
testy. A jak to działa, sprawdzą miliony zachęconych odpowiednią reklamą nabywców.<br />
Właśnie dlatego przez pięć do dziesięciu lat po udzieleniu zezwolenia na produkcję<br />
leku aż 87 procent tych specyfików, jak już wspomniałem, jest do końca nie zbadanych.<br />
Są do bani. Wynika to z prostej przyczyny: testowany lek podawany jest ochotnikom w<br />
małych dawkach, będących ułamkiem dawki przepisywanej potem przez lekarza. Po<br />
znadzorowaniu fizjologicznych reakcji osób przyjmujących lek, na podstawie analiz krwi i<br />
moczu, ze szczególnym uwzględnieniem kumulacyjnego zatrucia, polegającego na<br />
rozciągniętym w czasie, odkładaniu się toksyn w organizmie - lek dostaje zielne światło i<br />
trafia do aptek. Dlatego dopiero po pięciu latach okazało się, że przepisywany kobietom<br />
ciężarnym, cierpiącym na zaburzenia emocjonalne okresu ciąży i połogu, Talidomid -<br />
powoduje deformacje płodów. Inny zabójca: Benoxaprofen, przepisywany osobom ze<br />
schorzeniami artretycznymi, u ludzi starszych, u których substancje czynne pozostawały<br />
w organizmach znacznie dłużej niż u osób młodych, prowadził do nieodwracalnych<br />
uszkodzeń nerek.
218<br />
Przy poruszaniu takich problemów, gdy dochodzi do kontrolowanego zamachu na<br />
ludzkie życie, kwestie finansowe nie mają już żadnego znaczenia. I to czy na<br />
medykamencie farmaceutyczny dyktator zarabia 100 czy 1000 procent, nikogo już nie<br />
interesuje. I chyba o to chodzi...<br />
Dlatego też wciąż ukrywa się prawdę o dobroczynnej roli bakterii, a czyni z niej<br />
wroga numer jeden, którego należy zniszczyć za wszelką cenę, stosując w tym celu - a<br />
jakżeżby inaczej - skuteczne środki farmakologiczne. Przecież taka praktyka wybijania<br />
bakterii powoduje właśnie zagrożenie dla zdrowia, a nawet<br />
1życia. Bakterie nie tylko że nie wywołują chorób, ale są pożytecznymi organizmami,<br />
które pomagają w rozkładzie martwego materiału komórkowego po zakończeniu przez<br />
komórki organizmu swojego normalnego cyklu życiowego. Wspomagają proces<br />
oczyszczania z nagromadzonych produktów rozpadu i toksyn. Ingerencja w nie niszczy<br />
bezpośrednio systemy organizmu. Bakterie i wirusy istnieją wszędzie, a toksemia rozwija<br />
się tylko wtedy, gdy dana osoba prowadzi niezdrowy tryb życia. Poza tym każdy zdrowy<br />
organizm sam broni się przed ingerencją bakterii i wirusów, a robi to tak doskonale, że<br />
naukowcy są tym faktem wręcz zdumieni. To się po prostu ukrywa.<br />
Leki, zabijając bakterie, są śmiertelne dla wszystkich form życia metabolicznego,<br />
włącznie z komórkami ludzkimi. Organizm miast poświęcać swoje wszystkie rezerwy<br />
energetyczne na walkę z intruzem, co zachodzi zawsze podczas głodówki, musi, jeśli już<br />
dopadła nas choroba, owe cenne siły tracić na usuwanie zastosowanych leków czy<br />
preparatów, bo jest z natury zaprogramowany na odtrucie. Eliminowanie nowo<br />
przyjętych substancji uznaje za pierwszo<strong>pl</strong>anowe zadanie w procesie uzdrawiania.<br />
Właśnie dlatego w antyseptycznych szpitalach USA aż<br />
2 min osób rocznie ulega zakażeniom.<br />
Kiedy w przypadku ostrego zapalenia oskrzeli, zatok, gardła i infekcji górnych dróg<br />
oddechowych podaje się antybiotyki, oznacza to, że ordynujący lek pediatra nie wie, iż<br />
przyczyną tych przypadłości są wirusy, a nie bakterie. Płukanie gardła solą lub ziołami,<br />
głodówka i inne domowe sposoby leczenia przynoszą dobre rezultaty aż w 75<br />
procentach przypadków.<br />
Kolejnym mitem jest zakażenie przez zranienie. W przypadku czystego krwiobiegu do<br />
czegoś takiego w ogóle nie może dojść. Pojęcie choroby zaraźliwej jest jednakże<br />
aktualne, gdy organizm jest zatruty gnijącymi produktami w jelitach, które najpierw<br />
atakują organy trawienne, potem wydzielone z nich toksyny łatwo przenikają<br />
zdegenerowane ścianki jelit i osadzają się we wszystkich tkankach organizmu,<br />
przynosząc mu zgubę fizyczną i energetyczną. Ale i tu głodówka zdrowotna, trwająca<br />
25-50 dni (w zależności od wagi osobnika) może przynieść całkowite wyleczenie. I to<br />
nawet w przypadkach ciężkich schorzeń fizycznych i psychicznych. Jednak darmowe<br />
leczenie to wyjątkowo brzydka sprawa i dostarczający leki przemysł farmaceutyczny woli<br />
tego nie popierać.<br />
Za fasadą rzekomej wiedzy medycznej organizuje się prawdziwe obozy dla<br />
odbiorców farmaceutyków. Tymczasem za prawie 95 procent wszelkiego typu schorzeń<br />
odpowiedzialny jest niezdrowy, wręcz godny pożałowania sposób odżywiania, który<br />
inicjuje procesy gnilne w jelitach, a więc wydzielanie toksyn
219<br />
wprost do organizmu. Owszem, w drastycznych przypadkach lek może pomóc wybić<br />
florę bakteryjną, także własną, ale mówimy wówczas o leczeniu skutków, a nie przyczyn,<br />
bo organizm nadal będzie zatruwany.<br />
Jeśli już kogoś zainteresuje proces właściwego odżywiania, to dostępne na rynku tzw.<br />
odwadniające metody prędzej czy później kończą się przykrą niespodzianką. Nie<br />
powinno się ich stosować, nawet gdyby chwilowy spadek wagi ciała można było uznać<br />
za usprawiedliwiający.<br />
Wielu popełnia tu ten sam błąd, który jest przyczyną zdrowotnego kalectwa i w<br />
innych dziedzinach życia. Na przykład tłuszczomięsną metodę Atkinsa, gdzie tłuszcz<br />
spowija niczym celofanowa otoczka produkt białkowy w żołądku, można z<br />
powodzeniem przyrównać do intensywnego uprawiania sportu, który siłą mody niszczy<br />
stawy, rujnuje układ nerwowy i bombarduje ciało wolnymi rodnikami. Tak uczciwie<br />
mówiąc, to trzeba się doskonale w tym wszystkim orientować, by po raz kolejny nie paść<br />
ofiarą gangów żywieniowo-farmaceutyczno-medyczno- ubezpieczeniowych. Bo przecież<br />
na naszym zdrowiu nikomu, prócz nas, nie zależy. Dopiero nasze choroby i wykreowane<br />
modą potrzeby stanowią godny zabiegów produkt. Dlatego kartel firm<br />
farmaceutycznych zabiega usilnie o wprowadzenie zakazu sprzedaży witamin, soli<br />
mineralnych i ziół (!) A to wygląda już niewesoło.<br />
Nie od dziś wiadomo, że istnieją leki i sposoby likwidacji każdej choroby, lecz są i<br />
nadal będą one w niełasce, chyba że nastaną czasy, kiedy człowiek zdrowy będzie tak<br />
samo łatwo dawał się wykorzystywać jak chory. A przecież badania przeprowadzane w<br />
ostatnich latach wykazały, że człowiek chory nie może w ogóle zarazić człowieka<br />
zdrowego. Wirusy okazały się całkowicie obojętnym materiałem genetycznym,<br />
pozbawionym jakości życiowych, a bakterie rozmnażają się tylko na martwej materii<br />
organicznej. Poza tym naturalne choroby infekcyjne mają dobroczynny wpływ na<br />
dojrzewanie i rozwój układu immunologicznego, co starannie się przemilcza. Lecz i<br />
wówczas wirusy i bakterie nie są przyczyną choroby, lecz są obecne z jej powodu.<br />
Nawet superwiras HIV jest tak naprawdę zbitkiem komórkowych odpadów, które<br />
zyskały złą sławę dzięki wypróbowanej technice „kozła ofiarnego", albo raczej z powodu<br />
40 mld dolarów, jakie już zainkasowano dzięki temu złotodajnemu mitowi. Chorobę<br />
sprowadzają zaburzenia energetyczne wywołane niezbornością podświadomości<br />
(pomijając udział miko<strong>pl</strong>azmy). Nie muszę dodawać, że w znacznej mierze są one<br />
wynikiem szkodliwej działalności programów, programów zakłócających energetyczną<br />
harmonię organizmu, którą przywraca światło, dźwięk i tlen. Nie potrzeba tu żadnych<br />
leków. Niestety, sposoby wykorzystania takich technik są wciąż zatajane.<br />
I tak można by wymieniać bez końca. Wszystko, z czym stykamy się na co dzień,<br />
umiejętnie nas otumania. Media lansują chorobliwy styl życia, bezsensowną wizję<br />
dowartościowywania się, która jest niczym innym tylko wzorcem zachowań sterującym<br />
naszą aktywnością. Tylko w ten sposób można było z cholesterolu, który jest w<br />
rzeczywistości substancją dobroczynną, uczynić czarny charakter, a z niosących śmierć<br />
szczepionek prawdziwe panaceum. Przecież gnębiąca świat epidemia dziwnych odmian<br />
raka i chorób układu immunologicznego jest rezultatem
220<br />
masowych szczepień za pomocą zanieczyszczonych szczepionek, o czym służby<br />
medyczne wiedzą od lat.<br />
Przecież masowo stosowane antybiotyki, powtórzę po raz setny, działają tylko na<br />
komórki bakteryjne, nie imając się w ogóle chorób wirusowych, na których likwidację są<br />
rzekomo przeznaczone. Ich stosowanie przynosi więcej szkody niż pożytku, jeśli już ktoś<br />
odważy się mówić o jakimkolwiek pożytku. Prócz wybicia bakteryjnej flory jelitowej stają<br />
się przyczyną lekoodporności. Wówczas uodpornione, wytwarzające nowe białka<br />
bakterie zakażają bezkarnie organizm. Pojawiły się nawet szczepy odporne na wszystkie<br />
antybiotyki. Zresztą wiele szczepionek było stworzonych pro forma, dla samej chwały<br />
przemysłu farmaceutycznego, gdyż nigdy niczego nie leczyły, jak chociażby szczepionki<br />
przeciwko grypie, cholerze czy żółtej febrze.<br />
Jeśli jesteśmy przy szczepionkach, to warto wspomnieć o adjuwantach, czyli<br />
substancjach wspomagających dodawanych do szczepionek, które mają wzmagać<br />
reakcję immunologiczną na szczepionkę. Są to jednak ciała obce i poza nielicznymi<br />
wyjątkami, jak przyznaje dr Viera Scheibner, powodują działania uboczne: „Zapalenie<br />
stawów, bóle tkanki łącznej, powiększenie węzłów chłonnych, wysypki uczuleniowe,<br />
uczulenie na światło w postaci wysypki, wysypki w okolicy jarzmowej, chroniczne<br />
zmęczenie, chroniczne bóle głowy, nienormalną utratę włosów ciała, nie ulegające<br />
leczeniu ubytki skóry, owrzodzenia aftowe, zawroty głowy, osłabienie, utratę pamięci,<br />
napady, zmiany nastroju, problemy neuropsychiatryczne, uszkodzenia tarczycy, anemię,<br />
podwyższone OB., systemowy liszaj rumieniowy, stwardnienie rozsiane, stwardnienie<br />
zanikowe boczne, zespół Raynauda, syndrom Sjórgena, chroniczną biegunkę, nocne<br />
pocenie się i stany podgorączkowe".<br />
Także leczenie ortodoksyjnie wykazuje przerażająco niską skuteczność w porównaniu<br />
z tzw. metodami alternatywnymi. Nie chodzi tu bynajmniej<br />
0 aromaterapię, akupunkturę, kręgarstwo czy tym podobne techniki, które są bardzo<br />
pomocne w procesie zdrowienia, ale o sprawdzone naukowo innowacje, które dają<br />
chorym uzasadnioną nadzieję na powrót do zdrowia bez konieczności pochłaniania<br />
kilogramów kosztownych leków. Na przykład dr Friedrich Douwes, ordynator z kliniki św.<br />
George'a w RFN, stosując hipotermię, uzyskuje 80 procent pozytywnych wyników w<br />
leczeniu niezłośliwego przerostu prostaty i 90 procent wyzdrowień w przypadku raka<br />
prostaty, jeśli kurację wspomaga się blokadą hormonalną.<br />
Grupy wielkiego kapitału położyły jednak na całej sprawie swoją rękę<br />
1 przychylność opinii publicznej w propagowaniu tej formy leczenia stała się<br />
żenująco niska. Są też i jaskółki: krioterapia, czy fotodynamiczne usuwanie raka, ale<br />
metody te wciąż walczą o prawo do głosu. Większe nadzieje budzą osiągnięcia biologii<br />
cyfrowej, zajmującej się wpływem impulsów elektromagnetycznych na reakcje<br />
biochemiczne. J. Beneveniste, który wcześniej odkrył pamięć wody, wespół z D.<br />
Guillonetem udowodnił, iż molekuły i atomy mają swoją własną częstotliwość<br />
komunikacji wewnątrz i międzykomórkowej. Po zapisaniu tej częstotliwości i następnie<br />
odtworzeniu jej wprowadzono system biologiczny w błąd, wywołując reakcje<br />
nieuzasadnione rzeczywistym stanem organizmu. Wymuszono taką
221<br />
sprawność organizmu, jaką ten utrzymywał w czasie powstawania zapisu. O metodzie<br />
tej, na szczęście, słyszy się coraz częściej. Nęci możliwość wpływania za pomocą fal<br />
elektromagnetycznych, akustycznych, a nawet swego rodzaju naturalnych hologramów<br />
laserowych na komórki żywego organizmu, na wymienianie między nimi informacji<br />
dotyczących ich ogólnego stanu, produkcji białek i enzymów, ich potrzeb, braków itd.<br />
Równie wielkie nadzieje budzą tzw. terapie genowe, gdzie niewielkie chipy DNA mają<br />
pokazać, co się dzieje w organizmie, gdy zaatakowane chorobą geny funkcjonują źle.<br />
Znamy ponad 6000 dysfunkcji spowodowanych przez uszkodzenia pojedynczych genów.<br />
Po zastąpieniu ich nowymi, chory zostałby uleczony. Najpoważniejszym problemem<br />
terapii genowej jest sposób dostarczania genów do komórek pacjenta. Jeśli to się uda,<br />
choćby z wykorzystaniem jako nośnika wirusów, pozostanie wciąż otwarta kwestia<br />
kosztów takiego leczenia, a nie będzie ono tanie, skoro przedsiębiorstwa<br />
biotechnologiczne wydają rocznie tylko w USA 15 mld doi. na tego typu badania.<br />
Prawdę powiedziawszy, małe są szanse na to, aby Panom Tego Świata zależało na<br />
szybkim powrocie człowieka do zdrowia, chyba że stworzy się nowe programy jeszcze<br />
skuteczniej go eks<strong>pl</strong>oatujące. Wówczas jest szansa na to, iż najnowsze osiągnięcia<br />
biotechnologii, jak wytwarzanie leków wprost w zwierzęcych i roślinnych organizmach,<br />
czy wytwarzanie organów dzięki klonowaniu ludzkich embrionów - będą masowo<br />
wykorzystywane. Świat pełen naukowych cudów - to brzmi trochę niewiarygodnie, ale<br />
kwestia pożenienia interesów firm farmaceutycznych i biotechnologicznych z dobrem<br />
człowieka jest - moim zdaniem - wciąż otwarta, choć w tej chwili budzi pewne<br />
zastrzeżenia.<br />
Ciesząca się wysokim statusem społecznym psychiatria, jedno z głównych źródeł<br />
dochodu przemysłu farmaceutycznego, to w rzeczywistości kolejny niewypał. Jej<br />
zaskakująco niska skuteczność zastanawia cały świat medyczny, co nie przeszkadza<br />
ordynować coraz większych dawek coraz to droższych leków. Sami lekarze przyznają że<br />
kroczą po omacku i nie znają właściwego biegu prowadzonego przez nich procesu<br />
leczenia. Co prawda, nie stosuje się już dzisiaj uszkadzających mózg elektrowstrząsów,<br />
jednak lista zaniedbań jest wciąż rażąco długa. Każda forma leczenia farmakologicznego,<br />
czy to dotycząca środków uspakajających, czy przeciwdepresyjnych, zawsze kończy się<br />
wystąpieniem poważnych skutków ubocznych, skutecznie deprecjonujących zamierzony<br />
efekt leczniczy, w wyniku czego trzeba stosować leki likwidujące na dodatek owe<br />
niepożądane skutki.<br />
Niechlubną kartę psychiatrii i psychologii kreślą liczne badania, ukazujące wręcz<br />
szkodliwą ich rolę (owych nauk) w leczeniu tzw. chorób psychicznych. Okazuje się<br />
bowiem, że odsetek wyleczonych pacjentów, cierpiących na różnego rodzaju choroby<br />
umysłowe, jest znacznie wyższy, gdy nie poddaje się ich żadnej hospitalizacji. Wystarczy<br />
cisza i spokój, a sił natury same usuwają wszelkie dysharmonie umysłu. (Mało tego,<br />
badania przeprowadzane na kanadyjskich więźniach wykazały, że do groźnych<br />
incydentów dochodziło znacznie częściej wtedy, gdy otrzymywali oni leki<br />
psychotropowe, mające uśmierzyć ich agresję). Wszelkie stany chorobowe wynikłe<br />
rzekomo z zaburzeń hormonalnych i braku równowagi chemicznej w mózgu, które<br />
zwyczajowo łagodzi się końskimi dawkami
222<br />
psychotropów, ustępowały jak pod dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co więcej, sami<br />
lekarze bez żenady przyznają, że każdemu człowiekowi można przypisać znaczącą<br />
patologię psychiczną i poddać go obowiązkowemu leczeniu, co oznacza, iż owa<br />
domniemana patologia jest jego stanem naturalnym. Może dlatego odsetek samobójstw<br />
wśród psychiatrów jest większy niż średnia ogółu społeczeństwa... Jednak to oni mają<br />
nadal prawo oceniać, kto jest niebezpieczny dla otoczenia, a kto nie. Czyżby więc<br />
psychiatria była kolejnym szalbierstwem XXI wieku? Kolejną formą społecznej<br />
manipulacji? Czy wielkie koncerny farmaceutyczne, kontrolujące edukację publiczną<br />
kupiły psychiatrię w celu utrzymania fałszywego przekonania, że choroba psychiczna jest<br />
zaburzeniem mózgu i że chorzy potrzebują leków do końca życia? Dlaczego taki środek<br />
jak Zoloft, mający leczyć z depresji, aż o 7 procent wykazuje mniejszą skuteczność od<br />
<strong>pl</strong>acebo? Niemal identyczne porównania dotyczą skuteczności aż połowy<br />
antydepresyjnych leków: one trują!<br />
Studia historyczne pokazują wprost, że chroniczne choroby psychiczne są<br />
fenomenem współczesnej cywilizacji zachodniej a nie zapiskami zaczerpniętymi z kronik<br />
medycyny. Dlaczego więc amerykańscy lekarze ordynują leki psychotropowe około 90<br />
procentom nieletnich pacjentów? Zużycie psychotropów tak gwałtownie rośnie w tej<br />
grupie wiekowej, że w samej Europie zażywa je już ponad 6 procent dzieci, wśród<br />
których są nawet dwulatkowie.<br />
Po przeanalizowaniu ponad 900 tys. przypadków faszerowania dzieci psychotropami<br />
prof. Julie Magno Zito stwierdziła w opublikowanym na łamach „Archives of Pediatrics<br />
and Adolescent Medicine" artykule, że w leczeniu zaburzeń zachowania stosuje się u<br />
dzieci preparaty odurzające będące pochodną amfetaminy, a nawet neuroleptyki<br />
przeznaczone wyłącznie do leczenia ciężkich psychoz. Większość tych leków nie została<br />
nawet należycie przetestowana a dawkuje się je na wyczucie. Przepisywany<br />
nadpobudliwym latoroślom Ritalin, choć daje natychmiastowy efekt już po 20 minutach,<br />
w aż 70 procentach przypadków jest przyczyną nadpobudliwości w dorosłym życiu.<br />
Czyżby kolejna metoda powolnego uśmiercania? Dawniej propagowano elektrowstrząsy<br />
i łobotomię, które wypuszczały na świat szeregi żywych trapów, dziś usypia się mózgi<br />
metodami bardziej wyrafinowanymi. Swego czasu psychiatrzy Freeman i Watts osobiście<br />
bawili się w wycinanie coraz większych fragmentów tkanki mózgowej, dzisiaj sterowanie<br />
zachowaniami społecznymi, czyli kontrola umysłów, odbywa się poza lekarskimi<br />
gabinetami i nosi nazwę farmakologii.<br />
Cały przemysł wykorzystania surowców wtórnych, który nie wykorzystywane<br />
technologicznie odpadki po prostu spala, to jeden z najbardziej zdradliwych zabójców.<br />
Wyzwalane podczas spalania śmieci dioksyny nawet w najmniejszych ilościach<br />
upośledzają czynności życiowe organizmu żywego, zmieniając także jego materiał<br />
genetyczny. Ponieważ rozpuszczalne w tłuszczach dioksyny (polichlorodibenzoparadioksyny<br />
kilka tysięcy razy silniejsze od cyjanku potasu) bez trudu przenikają przez<br />
błony komórkowe - wraz z pokarmem zawierającym tłuszcz zwierzęcy są magazynowane<br />
w komórkach ciała niczym skład amunicji. Zawiera je nie tylko krew, ale i mleko matki.
223<br />
Samo spalenie 1 kg polichlorku winylu, najpopularniejszego i najczęściej palonego<br />
tworzywa, wytwarza 280 litrów chlorowodoru, który opadłszy na rzekę czy jezioro<br />
zamienia się w kwas solny. Dymna „dezaktywacja" poliuretanu, składnika uszczelek,<br />
tkanin, materaców - powoduje powstanie do 50 litrów cyjanowodoru.<br />
Szczęśliwy ten, kto uważa, że do skażeń wód i gleby przyczynia się tylko rolnictwo i<br />
tzw. przemysł produkcyjny. Nic bardziej błędnego: przemysł farmaceutyczny do tego<br />
stopnia degraduje środowisko naturalne, że stanowi to już zagrożenie dla życia.<br />
Najczęstszymi czynnikami skażającymi są: kwas fibrynowy, leki obniżające poziom<br />
lipidów i analgetyki (leki uśmierzające ból, jak ibuprofen i diclofenac), leki nasercowe<br />
zwane beta blokerami, leki stosowane w chemioterapii, antybiotyki i hormony. Obecność<br />
tych substancji stwierdza się nawet w wodach pitnych.<br />
Raport sporządzony przez Urząd Geologiczny Stanów Zjednoczonych na podstawie<br />
badań przeprowadzonych w Europie stwierdza jednoznacznie:<br />
„Najczęściej wykrywanym zanieczyszczeniem był coprostanol (steroid znajdujący się<br />
w fekaliach), cholesterol (steroid roślinny i zwierzęcy), N-N-dietyltoluamid (środek<br />
przeciwko owadom), kofeina (stymulant), triclosan (bakteriobójczy środek<br />
dezynfekcyjny), trój- i dwuchloretylowyfosforan (środek gaśniczy) i 4-nonylfenol<br />
(niejonizujący detergent metaboliczny). W 48procentach ścieków wykryto antybiotyki -<br />
14 spośród 22 możliwych do wykrycia antybiotyków stosowanych w medycynie i<br />
weterynarii. Inne związki to analgetyki (leki przeciwbólowe), leki przeciw astmie,<br />
antydepresanty, kodeina, kotinina (pochodna nikotyny), dwuchlorek benzenu, insektydy<br />
takie jak carbaryl, chlorpyrifos i cała gama leków hormonalnych oraz związków<br />
naśladujących działanie hormonów".<br />
U osób cierpiących na zespół chronicznego zmęczenia wykryto znaczące ilości<br />
pestycydów z grupy węglowodorów chlorowanych, mimo iż chorzy nie mieli z nimi<br />
styczności. Stężenie HCB (sześciochlorobenzen) u takich pacjentów dochodziło do 45<br />
procent. Jednak i zdrowe osoby zawierały go aż 21 procent. Obecność 16 pestycydów<br />
stwierdza się nawet u niemowląt karmionych produktami tak renomowanych<br />
producentów pokarmów dla dzieci, jak Gerber, Heinz i Beech-Nut. Z tego osiem z nich<br />
uważa się za rakotwórcze.<br />
Wiele kontrowersji moralnych wzbudza fluoryzacja wody, która powoduje zmiany<br />
genetyczne. Pierwszy raz na masową skalę stosowali fluor naziści w obozach<br />
koncentracyjnych, co umożliwiało im łatwe kontrolowanie zachowań więźniów,<br />
świadomie czekających na śmierć. Podtruty fluorem mózg czyni bowiem z ludzi bierne<br />
ofiary manipulacji. Efekty były tak obiecujące, że Niemcy i Rosja rozważały poważnie<br />
uczynienie z niego narzędzia do sprawowania kontroli nad podbitymi narodami. Co<br />
nazistom wymknęło się spod kontroli, wróciło obecnie w tym samym zbrodniczym<br />
charakterze. Spiskowa teoria o zbawiennym oddziaływaniu fluoru na zęby, mijająca się z<br />
prawdą sprawia, że jego zawartość w wodzie znacznie przekracza dopuszczalne normy,<br />
które i tak prowadzą do znacznego spowolnienia reakcji sensorycznych i umysłowych.
224<br />
Wykorzystanie fluoru, jako jednej z metod depopulacji rodzaju ludzkiego, też nie<br />
dziwi po tym, jak wielki kapitał USA już w latach trzydziestych oficjalnie poparł politykę<br />
eksterminacyjną, także w odniesieniu do własnego narodu. Kolejną odsłoną<br />
<strong>pl</strong>anowanego ludobójstwa było zaangażowanie ogromnych funduszy w rozwój broni<br />
biologicznych, co rozpoczęto po II Wojnie Światowej i co znalazło swój wyraz w<br />
„Memorandum 200" Biura Bezpieczeństwa Narodowego, gdzie czytamy:<br />
„Depopulacja powinna stanowić sprawę najwyższego rzędu w naszej polityce<br />
zagranicznej dotyczącej państw Trzeciego Świata. (... )zmniejszenie tempa przyrostu<br />
naturalnego w krajach Trzeciego Świata jest kwestią zasadniczą dla bezpieczeństwa<br />
narodowego USA. (...^dziesiątkowanie populacji Trzeciego Świata powinno być<br />
nadrzędną kwestią amerykańskiej gospodarki".<br />
Kiedy pracujący w Instytucie Rockeffelera naukowcy wszczepili komórki rakowe<br />
licznej grupie mieszkańców Puerto Rico (rok 1932), jeden z eksperymentatorów tak<br />
wyjaśnił przyczyny badań:<br />
„To najbrudniejsza, najbardziej leniwa, zdegenerowanci i złodziejska rasa<br />
zamieszkująca naszą półkulę... Wszyscy lekarze z rozkoszą eksperymentują na tych<br />
żałosnych istotach".<br />
Eksperymentów było znacznie więcej, i to coraz bardziej wyrafinowanych, jak środki<br />
antykoncepcyjne o długoterminowym działaniu, wywołujące szereg innych<br />
niekorzystnych efektów, a kilka dziesięcioleci później nastąpił gwałtowny wysyp<br />
wszelkiego rodzaju zmutowanych wirusów (jak AIDS), niszczących ludzki system<br />
immunologiczny. Przerażająca konkluzja o otwarciu biologicznej puszki Pandory nasuwa<br />
się sama.<br />
Przemysł kosmetyczny wykorzystuje blisko 5 tys. substancji, z których wiele truje,<br />
uszkadza wątrobę, skórę, mózg, a nawet zabija. Nie mówiąc już o wszelkiego rodzaju<br />
uczuleniach i alergiach. Prawie każdy kosmetyk w mniejszym lub większym stopniu<br />
zawiera w sobie substancje niebezpieczne dla zdrowia. Pomijając oczywiście kosmetyki<br />
produkowane na bazie naturalnych składników, mieszanych najczęściej na podstawie<br />
wskazówek naszych przodków, jak chociażby receptur Galena ( 200r. p.n.e.), gdzie kremy<br />
chłodzące tworzy się na bazie wosku pszczelego zmieszanego z oliwą z oliwek i wodą.<br />
Współczesne kosmetyki wzbogaca się inaczej. Utleniające farby do włosów (znane z<br />
mocy wywoływania raka pęcherza) zawierają diaminofenole i rezorcynę, szampony<br />
przeciwłupieżowe - dwusiarczek selenu, środki do pielęgnacji włosów - kwas<br />
tioglikolowy, dezodoranty - fenylosulfonian cynku, środki przeciwpotne - chlorowodorek<br />
glinowocyrkonowy, preparaty do depilacji - siarczki metali alkalicznych; pudry i zasypki -<br />
talk, preparaty do usuwania skórek wokół paznokci - wodorotlenek sodu i potasu, środki<br />
do pielęgnacji skóry i włosów - nadtlenek wodoru, środki do barwienia brwi i rzęs -<br />
azotan srebra, preparaty do ochrony przez promieniowaniem UV - benzophenon-3,<br />
dezodoranty - ksylen, ketony i aldehydy. Kosmetyki to jedno ze źródeł zwyrodnienia<br />
stawów, wszelkiego rodzaju raka, uszkodzeń układu nerwowego, oddechowego i<br />
trawiennego oraz wydzielniczego. Mają niewąt<strong>pl</strong>iwy udział w uszkadzaniu układu<br />
wydzielania hormonalnego. To
225<br />
przyczyna wielu chorób psychicznych i deformacji płodów. To główne źródło schorzeń<br />
skórnych.<br />
Wpaja się nam wiele nowatorskich rozwiązań kosmetycznych, zmusza do stosowania<br />
całych kom<strong>pl</strong>eksów połączonych synergistycznie kremów i odżywek i przekonuje do ich<br />
skuteczności, choć z prawdą ma to niewiele wspólnego. Bardzo dziś popularne filtry UVA<br />
i UVB, mające chronić nas przed szkodliwym wpływem dziury ozonowej, to historia<br />
całkowicie wyssana z palca. Nie dość, że ich składniki przenikają do wnętrza organizmu,<br />
zasilając potoki trucizn, z którymi organizm i tak nie potrafi się uporać, to na dodatek nie<br />
tylko, że nie blokują niebezpiecznego tzw. bakteriobójczego UVC, ale jeszcze zwiększają<br />
ryzyko zachorowań na czerniaka, powodując mutacje w chromosomach komórek<br />
poprzez interakcję chemikaliów ze światłem. O zawartości kancerogenów nie ma już co<br />
wspominać. Konsorcja kosmetyczne bawią się na całego, wpompowując szkodliwe<br />
chemikalia w kremy ekranujące promieniowanie słoneczne. Sięgają po związki będące<br />
dosłownie substytutem estrogenu. Szczurzym samicom, potraktowanym takimi cudami,<br />
macica zwiększyła się dwukrotnie jeszcze przed okresem dojrzewania.<br />
Badania wykazały, że najpoważniejszym źródłem powikłań związanych z nadmierną<br />
absorpcją promieni słonecznych jest niewłaściwy styl życia i dieta, bogata w tłuszcze<br />
nienasycone i produkty ich utleniania. Poważną przyczyną zachorowań na czerniaka jest<br />
za to długotrwałe poddawanie się oddziaływaniu lamp fluorescencyjnych, a nie światła<br />
słonecznego. Mówimy tu o ekranach monitorów, telewizorów czy promieniowaniu<br />
popularnych świetlówek i żarówek energooszczędnych. Co najdziwniejsze, właśnie<br />
naturalne przebywanie na słońcu, bez stosowania jakichkolwiek filtrów, znacząco osłabia<br />
negatywne skutki owych technicznych niszczycieli. Blokowanie dostępu do ciała<br />
pełnemu spektrum światła słonecznego powoduje powstanie szeregu groźnych chorób,<br />
nawet poważnych schorzeń neurologicznych, zaś umożliwienie mu kontaktu ze skórą<br />
odwrotnie - nie dość, że przyczynia się do wydzielania szeregu witamin) dość<br />
wspomnieć o naturalnej witaminie D), substancji hormonalnych, jak melatonina, to na<br />
dodatek usprawnia w organizmie cały układ wydzielania wewnętrznego.<br />
Podobnie ma się rzecz z modnymi barami tlenowymi, gdzie aktywne osoby, kierujące<br />
się przekonaniem, że nadwyżka tlenu w organizmie pozwala lepiej rozwijać mięśnie i<br />
usprawnia organizm - siedzą w maskach tlenowych i zachłystują się porcjami świeżego<br />
tlenu. Co prawda wypijają wcześniej specjalnie witaminizowany koktajl, który ma ich<br />
zabezpieczyć przed wolnymi rodnikami, ale nikt ich nie informuje, że owo<br />
zabezpieczenie działa dopiero po kilku godzinach. Do tego czasu wolnorodnikowe<br />
pociski uszkadzają wszystkie elementy komórek, w tym również materiał genetyczny. A<br />
spustoszenia mogą być znaczne, jeśli zafundujemy sobie kilkadziesiąt godzinnych sesji,<br />
do czego namawia każdy kierownik baru.<br />
Wiadomo, że każda komórka ciała potrzebuje do podtrzymania swego życia<br />
pewnego stężenia dwutlenku węgla, około 7 procent. Ten biologiczny wymóg zostaje<br />
spełniony, kiedy nasz wdech i wydech mieszczą się w granicach normy, kiedy dwutlenek<br />
węgla pozostaje w równowadze z tlenem. W czasie hiperwentylacji lub oddychania<br />
czystym tlenem zachodzą w organizmie niekorzystne reakcje
226<br />
chemiczne, których rezultatem jest utrudnione przenikanie tlenu z krwi do tkanek ciała.<br />
W rzeczywistości tkanki cierpią z powodu głodu tlenowego, zwłaszcza mózg, mimo iż<br />
krew jest bogata w tlen. Może takie właśnie informacje (obok cennika)<br />
0 skutkach długotrwałego prze wentylowania winny widnieć przed wejściami do barów<br />
tlenowych.<br />
Czy jest to jednak powód do rozpaczy, skoro powietrze poza maską tlenową jest tak<br />
zatrute, iż nawet boża pomsta nic tu nie pomoże?<br />
„Dwie spośród trzech osób umierających wskutek wdychania zanieczyszczeń zabija<br />
choroba wieńcowa lub zawal" - ostrzega prof. Arden Pope, epidemiolog z Brigham<br />
Young University. „Zanieczyszczenia znajdujące się w miejskim powietrzu zwiększają<br />
ryzyko chorób serca o 31 procent. To porównywalne z ryzykiem, na jakie narażeni są<br />
palacze papierosów!" - twierdzi prof. George Thurston z New York University.<br />
Zanieczyszczenia poprzez płuca dostają się do całego organizmu. Zmienia się skład<br />
krwi i degradacji ulega tkanka płucna. Pył i dajmy na to dwutlenek siarki czy tlenek azotu<br />
- rujnują wręcz układ krążenia. Samo zmniejszenie cząstek pyłów atakujących płuca do<br />
ok. 10 mikrometrów aktywizuje nowotwory, a nieznaczny wzrost stężenia mikrocząstek<br />
spalin do ledwie 25 mg w metrze sześciennym powoduje wzrost zawałów o 91 procent.<br />
W takim towarzystwie bary tlenowe wypadają wcale nie najgorzej.<br />
Przemysł spożywczy to cicha śmierć, która dostarcza nam genetycznie<br />
1chemicznie zanieczyszczoną żywność. Spójrzmy na przykład na mięso, cukier i<br />
osławiony aspartam. Mięso, o czym mało kto wie, to wcale nie taka chwalebna kopalnia<br />
aminokwasów i protein. To przede wszystkim martwa substancja organiczna,<br />
rozkładające się, obniżające nasze wibracje zwłoki, nasz przysłowiowy gwóźdź do<br />
trumny.<br />
Cukier (rafinowany): biała śmierć, sprawca poważnych schorzeń fizycznych i<br />
psychicznych. Owe czyste węglowodany to bezpośredni producent metabolitów<br />
toksycznych. Niszczy każdy narząd naszego organizmu, wypłukuje z nas metodycznie<br />
każdą cenną witaminę i substancje mineralne wspomagające trawienie i detoksykację.<br />
Jest przyczyną zachowań psychotycznych, wzmaga schizofrenię, powoduje senność i<br />
upośledza zdolność zapamiętywania. Zresztą jego negatywny wpływ na mózg jest tak<br />
znaczny, że w wielu klinikach przed rozpoczęciem leczenia psychiatrycznego<br />
przeprowadza się test na tolerancję glukozy, w celu ustalenia, czy dany organizm jest<br />
zdolny do przyswajania cukru. Z czysto trawiennego punktu widzenia cukier jest bombą<br />
fermentacyjną, która w szybkim czasie uszkadza wszystkie organy wewnętrzne.<br />
Aspartam, sztuczny słodzik dodawany między innymi do coca-coli i pepsi- coli, a<br />
produkowany przez międzynarodowego znanego nam już giganta Monsanto, jest tak<br />
toksyczny, że wywołał swego czasu prawdziwą wrzawę naukową. Jednak amerykański<br />
Urząd ds. Żywności i Leków (FDA), słynący z bezkompromisowej obrony własnych<br />
interesów, dopuścił ową substancję do obiegu. I nic dziwnego, gdyż od lat pozostaje<br />
ona kurą znoszącą złote jajka. Aspartam, zawarty we
227<br />
wszelkiego rodzaju dodatkach witaminowych i ziołowych wchodzących w skład<br />
zdecydowanej większości napojów, lizaków, wyrobów deserowych, piekarniczych itd.,<br />
niszczy procesy fizjologiczne naszych dzieci z siłą porównywalną do umiejętnie<br />
dawkowanej supertrucizny.<br />
Tymczasem wytwarzany z kory brzozowej ksylitol, naturalny słodzik, nie tylko nie<br />
wywołuje żadnych skutków ubocznych, jak jego syntetyczni bracia, ale wpływa<br />
korzystnie na zęby, stabilizuje poziom insuliny, przywraca normalną konsystencję kości i<br />
zapobiega rozwojowi bakterii w jamie ustnej i jelitach, także bakterii odpowiedzialnych<br />
za owrzodzenia i raka żołądka. Czy słyszał ktoś, w którym sklepie można go nabyć, w<br />
centrum czy w tym na rogu? A jeszcze w latach sześćdziesiątych można go było zdobyć<br />
w niektórych państwa Europy i w Japonii.<br />
Przemysł spożywczy to nie tylko półki zastawione paczkami żywnościowymi, to także<br />
bolesny temat hodowli zwierząt. Zwierzęta hoduje się w warunkach urągających<br />
wszelkim normom etycznym. Męczone, bez możliwości ruchu, faszerowane hormonami i<br />
karmione zatrutą podnoszącą opłacalność chowu żywnością jak to ma miejsce z BST,<br />
umożliwiającym zwiększenie mleczności krów<br />
0 15 procent - trafiają w końcu na nasz stół jako biochemiczne hybrydy. Nim jednak<br />
włożymy do lodówki te ładnie pachnące kawałki, powinniśmy wiedzieć, że od chwili<br />
uboju zwierzęcia przeszły one jeszcze długą drogę technologicznych obróbek, które nie<br />
tylko nie pozbawiły ich trucizn, ale dodały kolejne, zwiększające jedynie zyskowność<br />
produktu. Zwierzęta tuczne, i nie tylko, karmi się specjalnie preparowaną chemicznie<br />
karmą w której spory dodatek stanowią zwierzęce<br />
1 ludzkie odchody, do czego oficjalnie przyznaje się część europejskich rządów.<br />
Z pewnością nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że zwierzęta hodowlane, których<br />
okres wydajności produkcyjnej dobiega końca, jak kury nioski czy mleczne krowy, także<br />
przeznaczane są na ubój, choć ich żylaste i stwardniałe mięso raczej nie nadaje się do<br />
użytku. Mięso takich wyeks<strong>pl</strong>oatowanych zwierząt rozmiękcza się, wstrzykując im przed<br />
zarżnięciem enzym rozmiękczający, który rozpuszcza organy wewnętrzne. Potem takie<br />
mięso trafia do konserw z karmą dla zwierząt oraz jako pełnowartościowy dodatek<br />
pokarmu dla dzieci oraz do pasztetów (!)<br />
To, że z kilograma szynki robi się dziś jej 3 kilogramy, wie każdy kucharz,<br />
obserwujący skaczący na patelni kawałek tak podrasowanego mięsa. Nie każdy jednak<br />
zdaje sobie sprawę z tego, jak mocno toksyczne jest owo mięso.<br />
Nam w 90 procentach oferuje się mięsa ze sztucznie wpompowaną wodą środkami<br />
chemicznymi, wkładami sojowymi i oczywiście polifosforanami, których dopuszczalną<br />
granice podniesiono w ostatnich latach aż dwu- i półkrotnie (do 5000 mg na kilogram<br />
gotowego wyrobu). Co czeka nasze żołądki, skoro takie praktyki stają się normą w całej<br />
Unii Europejskiej? Sam wstrzykiwany do mięsa azotyn sodu, glutaminian sodu i<br />
askorbinian sodu to trucizny, które w obowiązujących dawkach stanowią zagrożenie nie<br />
tylko dla zdrowia, ale również dla życia. Są to tak silne trucizny, że dodanie azotynu sodu<br />
powyżej 0,0125 g na kilogram mięsnego produktu może okazać się katastrofalne w<br />
skutkach, a kumulacja tych trucizn i tak oznacza szybsze żegnanie się z tym światem...
228<br />
Mówiąc o przemyśle spożywczym, nie wolno nam zapominać o związanym z nim,<br />
wypromowanym przezeń przemyśle kulinarnym. Niemalże wszystkie rodzaje zestawów<br />
pokarmowych, z jakimi spotykamy się na co dzień, można zaliczyć do rytualnych form<br />
zbiorowego samobójstwa. Głośno reklamuje się wszelkiego typu diety odchudzające i<br />
zdrowotne, w tym nieracjonalne metody Kwaśniewskiego i Atkinsa, a całkowicie pomija<br />
proces trawienia produktów w układzie trawiennym, gdzie tak jak zestawienie<br />
pokarmów, ważna jest ich kolejność.<br />
Na marginesie muszę wyjaśnić, że ani ograniczenie się do spożywania produktów<br />
roślinnych, ani oddawanie hołdu pokarmom zawierającym wielkie ilości białka czy<br />
węglowodanów, bądź zauroczenie dietami akcentującymi tłuszcze nie jest najlepszym<br />
rozwiązaniem i prędzej czy później odbije się w postaci wszelkiego typu chorób ( na tym<br />
polu godna uwagi jest tylko piramida zdrowia opracowana przez Waltera Willetta z<br />
Uniwersytetu Harvarda). Ponadto człowiek szukający poratowania w dietach - z powodu<br />
niedostatku wydzielanej serotoniny - wykazuje organiczną awersję do tzw. normalnego<br />
sposobu odżywiania. Prawdą jest też, że prawie 90 procent chorób (poprzez osłabienie<br />
organizmu), na jakie cierpi współczesny człowiek, wynika właśnie z nieodpowiedniego<br />
doboru składników żywnościowych. I tak tworzy się lista obejmująca wszystkie <strong>pl</strong>agi<br />
zdrowotne, jakie zna medycyna. Powiem otwarcie: współczesny przemysł spożywczy,<br />
zapychający rynek bezwartościową sztuczną żywnością wespół z kulinarnym zabójcą to<br />
największy usankcjonowany kulturowo morderca naszych czasów. To machina niszcząca<br />
zdrowe tkanki organizmu wszelkiego typu toksynami, także tymi powstałymi w<br />
wewnętrznych procesach zaburzonej fermentacji. Nie tylko rujnuje nasze zdrowie, ale -<br />
co gorsza - skutecznie ogranicza długość naszego życia. I to nie o lata, ale o dziesiątki<br />
lat. Coraz częściej się mówi, że prawidłowo odżywiający się człowiek, bynajmniej nie<br />
rezygnujący z chwil kulinarnego zapomnienia, ale potrafiący prawidłowo zestawiać<br />
produkty żywnościowe, powinien z powodzeniem w pełni sił dożyć 100-120 lat. Pytanie<br />
tylko: komu to potrzebne? Towarzystwom ubezpieczeniowym?<br />
„Oprogramowanie" żywieniowe jest sprawcą wszelkiego typu zaburzeń psychicznych,<br />
które na równi z fermentem jelitowym czyni z człowieka worek treningowy współczesnej<br />
medycyny. Anoreksja, bulimia, ortorektyzm etc. - to przecież współczesne słownictwo.<br />
Czy może być lepiej? Nie wiem. Ale mogłoby być. Ale do tego potrzebne jest<br />
odtrucie organizmu, czyli zdrowa żywność, której wciąż brakuje, która jest genetycznie<br />
modyfikowana nie w celu zwiększenia zbiorów, bo i tak są one w znacznej części<br />
niszczone dla podtrzymania cen rynkowych, ale w celu wywoływania w naszych<br />
organizmach niekorzystnych zmian metabolicznych. Do tego potrzebny jest zwyczajnie<br />
zdrowy rozsądek, lecz programy religijne i społeczne mają na ten temat zupełnie inne<br />
zdanie.<br />
Prócz wspomnianych patentów na rośliny gotowe są co pozornie zakrawa na<br />
szaleństwo, patenty prywatyzujące zwierzęta, które czekają tylko na sprzyjające ich<br />
wyłonieniu czasy. Niedługo wszystkie zasoby wody pitnej na kuli ziemskiej zostaną<br />
przejęte przez grupę międzynarodowych korporacji żywnościowych i wodnych
229<br />
nawet w tych krajach, w których są one dobrem narodowym, a więc stanowią własność<br />
ogólną. Kiedy demontaż granic umożliwi wejście ponadnarodowych koncernów do tych<br />
krajów, będą one musiały podporządkować się prawu globalnemu i to, co stanowiło<br />
dotąd ich własność, jak chociażby zasoby wody pitnej, pozostanie poza ich zasięgiem,<br />
zostanie po prostu sprywatyzowane.<br />
Zresztą żaden kraj nie jest w stanie oprzeć się presji wywieranej przez triadę<br />
gospodarczą zrzeszająca Japonię, USA i Unię Europejską pozostające w rękach oligarchii<br />
finansowej. Wystarczy przeczytać przewodnik po GATS (Traktat Ogólny w Sprawie<br />
Handlu w Usługach), by przekonać się. że Światowa Organizacja Handlu przestała się<br />
liczyć z interesami narodowymi i już niebawem zmonopolizuje cały rynek światowy,<br />
niszcząc jakąkolwiek konkurencję. Co to oznacza w skrócie? Ano likwidację związków<br />
zawodowych i bezpłatnego lecznictwa, monopolizację dostaw wody pitnej i...<br />
sprywatyzowanie edukacji. Prywatyzacji nie unikną nawet takie działy zabezpieczeń<br />
społecznych jak więziennictwo i sądownictwo. A co oznacza wyłączenie aparatu<br />
sprawiedliwości spod kurateli państwa, wiedzą wszyscy. Potem zapłacisz za tlen i prawo<br />
do poruszania się. I będziesz wspominał dobre czasy bez tivi.<br />
Nawet nie wiem, czy napomykać w tym miejscu o trafiającej na półki genetycznie<br />
modyfikowanej żywności. Po nieoficjalnych doniesieniach, że transgeniczna żywność<br />
powoduje znaczące zmiany w najważniejszych organach wewnętrznych oraz mózgu,<br />
opór konsumencki stał się tak duży, że nawet największe sieci hipermarketów zaczęły<br />
sponsorować ośrodki badawcze udzielające wsparcia teoretycznego rolnikom<br />
produkującym żywność naturalną. Jednak w celu utrzymania wysokich cen owych<br />
produktów - marnuje się ich nadwyżki. W samej Europie pod egidą Wspólnej Polityki<br />
Rolnej Unii Europejskiej niszczy się miliony ton produktów spożywczych wartych miliardy<br />
dolarów, i to produktów dopuszczonych już do konsumpcji. Przy czym sam koszt<br />
utylizacji żywności oscyluje w granicach miliarda dolarów.<br />
Gdybyśmy zamierzali w tej chwili poruszyć temat środków chemicznych stosowanych<br />
w rolnictwie, głównie pestycydów i herbicydów, to zwyczajne stwierdzenie, że woda<br />
deszczowa, powstała przecież z odparowanej wody gruntowej ( doprawionej antrazyną<br />
alachlorem i setką innych toksycznych środków), nawet nie dorównuje normom<br />
czystości obowiązującym dla wody pitnej - ucina wszelkie dyskusje. Ucinają ją także<br />
rządy wielu państw. W USA za wygłaszanie negatywnych opinii o wszelkiego rodzaju<br />
pestycydach, którymi niepotrzebnie się opryskuje rośliny, grożą poważne sankcje i<br />
procesy sądowe. Przemilcza się fakt, że takie kancerogeny, jak herbicydy, pestycydy i<br />
szereg toksycznych chemikaliów stosowanych w rolnictwie wywołują dziesiątki<br />
niebezpiecznych chorób, w tym kilka najgroźniejszych odmian raka (np. raka piersi), a<br />
setki innych chorób wspiera w ich biologicznej agresji. Ale omawianie tej kwestii i tak<br />
blednie przy porównaniu z eksperymentami, jakie przeprowadza się bezpośrednio na<br />
ludziach w USA i Kanadzie, gdzie opryskuje się z lotu ptaka ogromne połacie ziemi a<br />
nawet wielomilionowe miasta nieznanymi substancjami, które niszczą układ oddechowy,<br />
genetyczny i immunologiczny i są przyczyną nie tylko śmierci zwierząt, ale i ludzi.
230<br />
Nieoficjalnie mówi się nawet o przygotowaniach do... odstrzału ludzi w<br />
setkomilionowych ilościach. W takim kontekście problem zatrutej wody wygasa sam...<br />
Póki co wyssana z palca historia o śmiercionośnym cholesterolu nabija kabzę<br />
przemysłowi wytwarzającemu środki zapobiegające zbyt wysokiemu jego poziomowi, co<br />
tylko w USA przedkłada się na wartość 60 mld dolarów rocznie. Podobny chwyt<br />
zastosowano w przypadku soi, tworząc mit o jej cudownych właściwościach<br />
zdrowotnych. Nie zmienią tej mistyfikacji żadne słodziki i syntetyczne składniki masowo<br />
pchane do sojowych produktów. Jedynie sfermentowana soja (w takiej postaci<br />
spożywają ją Chińczycy) jest pozbawiona większości toksycznych składników. Do<br />
najgorszych z nich zalicza się inhibitory enzymów, blokujące trawienie protein, co<br />
prowadzi do patologicznych zmianach w wątrobie, a nawet do powstania raka.<br />
Hemaglutynina powoduje zlepianie czerwonych krwinek, a wraz z inhibitorem trypsyny<br />
hamuje wzrost. Kwas fitynowy utrudnia przyswajanie wapnia, magnezu, miedzi, żelaza i<br />
cynku. Fitoestrogeny zaburzają pracę układu dokrewnego i zwiększają wydzielanie<br />
hormonu aktywizującego tarczycę. Genistein wywołuje hiper<strong>pl</strong>azję nabłonkową czyli<br />
rozrost komórek poprzedzający stany złośliwe. Soja to jeden z nielicznych produktów<br />
posiadających tak szeroką dokumentację naukową. Mimo pewnych zalet, spożywana w<br />
nadmiarze, stanowi poważne zagrożenie dla zdrowia. Jej maksymalna dawka nie<br />
powinna przekraczać 25 gramów dziennie. Przekroczenie już tej ilości stwarza u<br />
mężczyzn ryzyko wystąpienia bezpłodności.<br />
Od niedawna mamy do czynienia z kolejnym zamachem na nasze życie. Mam na<br />
myśli nabierające masowego charakteru napromieniowywanie żywności. Dzieje się tak<br />
zarówno w USA jak na Dalekim wschodzie. Napromieniowuje się nasiona, jak i żywność<br />
gotową do spożycia. Ma to zapobiec niekorzystnemu kiełkowaniu nasion i bulw<br />
roślinnych oraz ma przedłużyć okres przydatności produktów do spożycia.<br />
Promieniowaniem jonizującym traktuje się wszystko, co tylko można, nawet zioła i<br />
produkty, którym to wyraźnie szkodzi, jak mleko i artykuły nabiałowe. Wydzielanie się w<br />
tym „konserwującym" procesie substancji t toksycznych, cuchnięcie, rozpad tłuszczów i<br />
inne niespodzianki - nikogo nie wzruszają A kogo to obchodzi, że tak bezceremonialnie<br />
traktowane konserwy zmieniają ludzkie DNA? Potrzebę sterylizowania żywności<br />
usprawiedliwia się koniecznością wyeliminowania szkodliwych dodatków, które dotąd<br />
opóźniały proces psucia (te szkodliwe dodatki wcześniej miały nie być szkodliwe).<br />
Zapomina się przy tym jednak, że w celu przywrócenia napromieniowanej żywności<br />
dawnych walorów smakowych szpikuje się ją nowymi, równie zdradliwymi substancjami,<br />
mającymi także charakter rakotwórczy. Tymi dodatkami są: azotyn sodu, aflatoksyny,<br />
siarczan sodu, kwas askorbinowy, BHA (fenolowy przeciwutleniacz), bromek potasu,<br />
trójfosforan sodu, chlorek sodu i glutation.<br />
Wykorzystanie odpadów nuklearnych do napromieniowywania żywności to pomysł<br />
establishmentu nuklearnego, który kosztowne składowiska odpadów nuklearnych<br />
przekształcił w dochodowe promienniki żywności. Stosowane w nich dwie najbardziej<br />
toksyczne dla człowieka substancje: cez-137 i kobalt-60
231<br />
z łatwością zmieniają skład chemiczny produktów, niszcząc zawarte w nich najważniejsze<br />
grupy witamin i powodując wydzielanie licznych trucizn, przez co u spożywających takie<br />
produkty ludzi pojawiają się w lawinowym tempie zdegenerowane komórki. Będą<br />
pojawiać się jeszcze szybciej, jeśli przejdą projekty sterylizacji gleby oraz<br />
napromieniowywania całej produkcji żywności, w tym ziół, herbat, przypraw ziołowych a<br />
nawet orzechów. A takie próby podejmuje już w Australii przedsiębiorstwo Steritech Pty<br />
Ltd.<br />
Symbol dolara nawet z mleka uczynił bezwartościowy produkt. Tu mogliśmy jak<br />
dotąd wybierać między jego zakupem albo odstawieniem na półkę. W przypadku<br />
masowo degenerowanej żywności takiego wyboru już mieć nie będziemy. I żadne<br />
superbiotechnologie pomocne w zwalczaniu chorób, mające być panaceum na wszystkie<br />
<strong>pl</strong>agi egipskie XXI wieku, nic tu nie wskórają. Bo też nic nie będzie w stanie zatrzymać<br />
procesu niekontrolowanych zmian genetycznych, jakie zdeformują następne pokolenia.<br />
A przecież żywność można konserwować w bardziej humanitarny sposób:<br />
ultradźwiękami, impulsami świetlnymi czy poddawać liofilizacji, dzięki czemu zachowuje<br />
swoją świeżość i aromat nawet przez 20 lat. Zwłaszcza tę ostatnią metodę powinno<br />
wziąć pod uwagę zrzeszające 100 tys. ludzi w ponad 45 krajach stowarzyszenie Slow<br />
Food (Międzynarodowy Ruch dla Ochrony Prawa do Przyjemności), promujące<br />
tradycyjną kuchnię, a obrzucające kamieniami przeciwników byle-jakiego jedzenia.<br />
Skoro już zatrzymaliśmy się przy przemyśle jądrowym, to warto zauważyć, że niemal<br />
wszystko, co tyczy się jego <strong>pl</strong>anów i funkcjonowania, otoczone jest mgiełką tajemnicy, a<br />
wszelkie komunikaty o awariach i skutkach katastrofalnych wycieków radioaktywnych się<br />
przemilcza. Kisztym i Czarnobyl to tylko wizytówka tego, co się naprawdę dzieje.<br />
Zaniedbania w zakresie bezpieczeństwa w zakładach jądrowych oraz brak stosownej<br />
ochrony przed promieniowaniem degradują nie tylko środowisko i łudzi w sąsiedztwie<br />
elektrowni, ale poprzez wszelkiego rodzaju nieprzewidziane wypadki i niemożliwość<br />
bezpiecznego składowania odpadów nuklearnych uderzają w życie wszystkich gatunków<br />
na Ziemi. Dosłownie i w przenośni. I żadna szczelna kurtyna tajemnicy wokół przemysłu<br />
jądrowego tego stanu nie zmieni.<br />
Oszustwa przemysłu spożywczego dotyczą także naszych upodobań kulinarnych.<br />
Chemicznie zniekształcona żywność odbiera nam przecież radość zjedzenia tego, co<br />
chcielibyśmy uznawać za zdrowe i smaczne. W tej chwili moje słowa mają osobisty<br />
charakter i dotyczą dwu pokarmów, które lubię od dziecka: mleka i chleba. Nie mam<br />
zamiaru po raz wtóry wspominać, że zachwalające nienasycone kwasy tłuszczowe<br />
przyzwyczajenia kulinarne, promowane czerwonym mięsem, nabiałem, frytkami i<br />
hamburgerami - to powolne uśmiercanie mózgu, na którego ratowanie przeznacza się<br />
rocznie bajońskie wręcz sumy. Same dopalacze mózgu, czyli substancje zwiększające<br />
jego zdolności intelektualne (np. piracetam, aricept, winpocetyna, wyciągi z miłorzębu,<br />
acetylo-l-karnityna, fosfatydyloseryna, cholina, bez uwzględniania kawy, amfetaminy czy<br />
napojów energetyżujących
232<br />
wspomagających komórki glejowe) w Europie i USA przynoszą dochód w wysokości<br />
ponad 15 mld USD.<br />
To że mleko pasteryzowane czy jakiekolwiek inne sklepowe jest wyłącznie zbiorem<br />
białek, wiadomo od dawna. To, że mleko w większych dawkach jest przyczyną<br />
fermentacji jelitowych, też niby wiadomo, choć nie tak do końca. Chcąc jednak spożywać<br />
je nawet w niewielkich ilościach, muszę jechać do... krowy, bo tylko tam możemy spotkać<br />
jeszcze pełnowartościowy produkt, na którym opierają się przepisy kulinarne naszych<br />
babć. Produkt sklepowy to chemia. Jest on także przyczyną - uwaga: osteoporozy,<br />
choroby degradującej tkankę kostną czyli jest bezpośrednim sprawcą częstych złamań<br />
kości, a więc kolejnym dobroczyńcą farmacji. Piszę te słowa w nadziei, że ktoś tam<br />
wreszcie przestanie dawać nabierać się na slogany reklamowe firm mleczarskich i<br />
zrezygnuje z opłacania dziecku w szkole szklanki mleka. Jeśli zależy mu na zdrowiu<br />
dziecka, niech włoży do tornistra jabłko.<br />
Mleko to bomba z opóźnionym zapłonem. Ono skutecznie zabija. Atakuje oczy,<br />
płuca, narządy wewnętrzne, uszy, gardło, serce, narządy rozrodcze i stawy. Dochodzą do<br />
tego zaburzenia hormonalne, bezpłodność i nowotwory. W krajach, gdzie pije się<br />
najwięcej mleka, notuje się najwięcej przypadków zachorowań na serce i cukrzycę. Lista<br />
przeciwwskazań jest naturalnie znacznie dłuższa, ale wystarczy zapamiętać, że<br />
podawanie go dzieciom nie wróży niczego dobrego i wróci na starość rykoszetem<br />
choćby w postaci choroby wieńcowej i osteoporozy.<br />
Oczywiście, wyjątkiem są łatwiej przyswajalne dla człowieka kwaśne produkty<br />
mleczne, jak kefir, jogurt, zsiadłe mleko czy sery w różnej postaci oraz produkt naturalny,<br />
czyli mleko prosto od krówki. W tym ostatnim przypadku, po uprzednim upewnieniu się,<br />
że nasz organizm nadal trawi laktozę.<br />
Sprawa chleba jest bardziej skom<strong>pl</strong>ikowana. Ten produkt, wytworzony z oczyszczonej<br />
chemicznie mąki, tak czystej technicznie, że aż wymagającej wsparcia syntetycznymi<br />
witaminami, pozbawionej wszystkich cennych pierwiastków, równoważonych potem<br />
innymi toksycznymi świństwami (nawet uzyskiwanymi z piór kurzych i włosów<br />
zwierzęcych) - w procesie wypieku jest zasilany tak dużą dawką trujących substancji,<br />
mających poprawić jego smakowo- wypiekowe walory, że z punktu przydatności<br />
biologicznej staje się zwyczajną trucizną. Nadto zawarta w mące skrobia posiada<br />
najwyższy współczynnik glikochemiczny, co wpływa na odkładanie się produktu w<br />
warstwie tłuszczowej. Dlatego zjadanie go co dzień jest zwyczajnym naigrywaniem się z<br />
dietetycznych zaleceń. Próby własnoręcznego wypieku chleba z mąki razowej też mijają<br />
się z celem, gdyż sprzedawana w tym celu mąka, choć już zawiera błonnik, jest także<br />
toksyczna.<br />
A jak chcemy iść na całość, zafundujmy sobie paczkę chipsów, w których zawarty<br />
akryloamid, 500-krotnie przekraczający dopuszczalne normy Światowej Organizacji<br />
Zdrowia, skutecznie a szybko uszkodzi nam układ nerwowy i nowotworami tak<br />
umiejętnie zrujnuje cały układ pokarmowy, iż wszelkie dyskusje na temat szkodliwości<br />
spożywania pieczywa zostaną usunięte z naszych rozmów raz na zawsze. Reset...
233<br />
Z rozpędu: przemysł tytoniowy. Ten nie wymaga specjalnego komentarza. Tytoń od<br />
1964 roku uważany jest za środek odurzający, od 1988 roku za uzależniający, od 2002<br />
roku za trujący. Krótkie spojrzenie na nikolinę, substancję smakową a rakotwórczą którą<br />
koncerny dodają do każdego papierosa, wystarczy, by nie mieć żadnych złudzeń co do<br />
troski o nasze lepsze samopoczucie. Koncerny przyznają, iż jedna trzecia palących<br />
zagrożona jest śmiercią, ale nic sobie z tego nie robią. Emitują nawet reklamy<br />
skierowane do dzieci. Kiedy G. Carter uzyskał drogą sądową odszkodowanie za raka<br />
spowodowanego paleniem od jednej z największych firm tytoniowych w USA (750 tys.<br />
dolarów), rozpoczynając prawdziwą lawinę pozwów, koncerny zawarły porozumienie z<br />
organizacjami antynikotynowymi. Proste... Jednak niby coś się zmienia, ale zobaczymy<br />
co...<br />
Kogo obchodzi, że pod wpływem palenia drastycznie wzrasta ryzyko udaru mózgu<br />
oraz schorzeń naczyń mózgowych? Podrażniona i osłabiona błona śluzowa gardła to<br />
zwiększona podatność na nowotwory dróg oddechowych, a biorąc pod uwagę płuca:<br />
ryzyko zapalenia oskrzeli i zapadnięcia na rozedmę płuc (wzrost ponad<br />
dwudziestokrotny). W serce palacza uderza choroba wieńcowa i zawał, w układ<br />
krwionośny - nadciśnienie i miażdżyca, a w żołądek - wrzody i nowotwory. Nikotyna to<br />
także sprawca męskiej impotencji i zaburzeń płodności u kobiet. Poza tym dziecko<br />
palącej matki narażone jest na szereg wad rozwojowych: jelita, ulegając nikotynie,<br />
marnieją z powodu wrzodów dwunastnicy i przepukliny jelitowej, nogi słabną atakowane<br />
miażdżycą tętnic, a bywa, że w drastycznych przypadkach muszą być i amputowane.<br />
Przemysł medialny: totalne programowanie człowieka. Prócz dostarczania rozrywki<br />
można mu dać nagrodę za osiągnięcia w dziedzinie naturalnej psychomanipulacji. Tam<br />
gdzie nie pomoże promocja głupoty, wesprze się postrzeganiem podprogowym<br />
(wmontowywaniem między kadry filmowe ścieżek komunikatów dźwiękowych<br />
skierowanych bezpośrednio do podświadomości), a niedługo stałą emisją sygnałów<br />
wręcz usypiających ludzką świadomość. Wespół z siłami Internetu mogą się bawić na<br />
całego. Bulimia i anoreksja to też jego wynalazek.<br />
Wynalazki. Zmuszanie nas do zatruwania naturalnego środowiska, okradanie nas z<br />
efektów naszej pracy poprzez zawyżanie cen oraz zmuszanie do korzystania z<br />
przestarzałych technologii, oto oblicze współczesnej techniki. Zatrzymajmy się na chwilę<br />
przy silnikach spalinowych, które winny zejść z areny motoryzacji dobrych 50 lat temu -<br />
to naprawdę zbyt długi okres, by nie dostrzec, że ktoś tu kogoś robi w balona. Władcy<br />
stają na głowie, aby złoża ropy naftowej sprzedać w jak najkrótszym czasie za jak<br />
największe pieniądze. Wszelkie unowocześnienia w dziedzinie wytwarzania energii w<br />
procesie spalania ropy naftowej są eliminowane już w fazie projektów. Kiedy Allen<br />
Caggiano wynalazł im<strong>pl</strong>ozyjny układ odparowania paliwa, pozwalający pokonać dystans<br />
100 km na 2 litrach paliwa, stał się głównym celem gróźb i inwigilacji ze strony FBI.<br />
Piętnaście lat przechodził
234<br />
prawdziwe piekło, łącznie z odsiadką w więzieniu federalnym, nim ostatecznie udało mu<br />
się uzyskać patent na swój przełomowy wynalazek, którego i tak żaden koncern<br />
samochodowy nie zamierza wdrożyć do produkcji.<br />
To samo spotkało Tony'ego Cuthberta, uważanego za najgenialniejszego<br />
współczesnego wynalazcę, którego unikalnej konstrukcji hybrydowy silnik turbinowy i<br />
silnik grawitacyjny okazały się tak przełomowe, iż finansjera w obronie własnych<br />
interesów całej sprawie ukręciła łeb. A urządzenie Cuthberta porusza się w powietrzu,<br />
nie posiadając silnika ani żadnego innego zewnętrznego napędu. Ciekawe tylko po co<br />
komu bezpaliwowe urządzenie, skoro wydobycie baryłki ropy naftowej kosztuje... 10<br />
centów?<br />
Opatentowana w 1923 roku przez T.T. Browna maszyna, poruszająca się w przestrzeni<br />
na zasadzie wykorzystania sztucznej grawitacji, także została zignorowana. Podobny bój<br />
o uznanie toczy swoim anty grawitacyjnym pojazdem John Searl. Searl został<br />
aresztowany między innymi za to, że mając doprowadzoną elektryczność do własnego<br />
domu wcale z niej nie korzystał. Umieszczonemu w więzieniu profesorowi spalono dom i<br />
całą dokumentację techniczną. Searl się nie poddał i teraz dokładną instrukcję budowy<br />
GES-a (grawilotu) możemy skopiować z jego książki: „Prawo Kwadratów".<br />
Sam chciałbym mieć już zamontowany w samochodzie zasilany darmową energią<br />
silnik Johna C. Bediniego czy ogniwo Joe'go, które korzystając z orgonu, albo jak nazwał<br />
to autor projektu: energii punktu zero - napędzałyby silnik bez stosowania paliwa, więc<br />
za darmo. Zainteresowanie tym wielkości butelki urządzeniem jest ogromne, a jego<br />
technologia możliwa do opanowania przez każdego majsterkowicza, jednak nie sądzę,<br />
by przemysł paliwowy w najbliższej przyszłości pozwolił nadać takim nowinkom wartość<br />
użytkową. Zamiast tego przekonuje się nas do korzystania z tzw. zastępczych źródeł<br />
energii, jak chociażby z energii wodoru. Zgrupowane wokół California Fuel Celi<br />
Partnership koncerny samochodowe i paliwowe chcą doprowadzić do tego, by w ciągu<br />
dziesięciu lat większość Kalifornijczyków przesiadła się na samochody elektryczne<br />
napędzane wodorem. Owszem, jest to krok naprzód w stosunku do tego, co znamy:<br />
silnika spalinowego, ale jest to jednocześnie kolejne oszustwo, takie mydlenie oczu, aby<br />
odwrócić uwagę od prawdy o wyzysku. Taka zamiana jednego kosztownego źródła<br />
zasilania na inne niczego tu nie poprawi.<br />
Zapaleńcom proponuję wejść na stronę internetową www.keelynet.com (podaję za<br />
NEXUSEM), gdzie znajdą dokładne <strong>pl</strong>any pojazdu napędzanego wodą z kranu. W<br />
przesłaniu adresowanym do wolnych umysłów tego świata czytamy:<br />
,,(...)Pochodzenie: W XIX wieku benzyna powstająca w wyniku frakcjonowanej<br />
destylacji surowej ropy naftowej była traktowana jako odpad produkcyjny. Później<br />
odkryto, że zamiast zakopywać jąw ziemi, można stosować ją jako paliwo.<br />
Tempo konsumpcji: Ilość spalanej benzyny przez każdy masowo produkowany<br />
samochód jest starannie zaprojektowana jako tak zwana "wartość tynkowa". Można to<br />
stwierdzić poprzez prostą obserwację tego, jak szybko stacje benzynowe dostosowują<br />
ceny benzyny. Nawet samochody hybrydowe, które stosują silniki elektryczne, zużywają<br />
pewną ilość benzyny, a ich ceny są odpowiednio wysokie.
235<br />
Wydajność: Benzyna zawiera w sobie znaczną porcję energii termochemicznej,<br />
jednak w wodzie jest jej znacznie więcej. Amerykański Departament Energii podaje, że<br />
jest jej 40 procent, dlatego można spokojnie przyjąć, że jest jej z całą pewnością więcej.<br />
Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że proces wewnętrznego spalania jest<br />
definiowany jako proces termalnogazowy, jako że "nie ma cieczy w reakcji spalania",<br />
oraz że większość benzyny w standardowym silniku wewnętrznego spalania jest w<br />
rzeczywistości zużywana (podgrzewana i rozkładana) w katalitycznym konwertorze, który<br />
to proces następuje po niepełnym spaleniu benzyny w silniku. Oznacza to, że większość<br />
benzyny, jaką zużywamy w tym procesie, służy do ochładzania procesu spalania,<br />
podczas gdy można by ją zużyć ze znacznie lepszym skutkiem.<br />
Dodatki: Jak nam wmawiają "władze", do benzyny dodaje się wiele su<strong>pl</strong>ementów, aby<br />
poprawić parametry procesu spalania. W rzeczywistości ze względu na swoją<br />
skom<strong>pl</strong>ikowaną strukturę molekularną służą one do spowolnienia tempa spalania, przez<br />
co w cylindrze zużywana jest tylko część benzyny, zaś pozostała, nie spalona ciekła jej<br />
część jest odprowadzana do katalitycznego konwektora. Innym celem dodatków jest<br />
uniemożliwienie używania gaźników typu Pogue, których konstrukcja umożliwia<br />
uzyskiwanie przebiegów rzędu 200-300 mil z galona benzyny (0,79-1,18 litra na 100<br />
kilometrów).<br />
Jak działa system na zgazowaną wodę? System ten jest niesamowicie prosty. Woda<br />
jest pompowana według potrzeb, aby uzupełnić jej poziom w komorze zgazowania.<br />
Elektrody są zasilane prądem od 0,5 do 5 amperów i dają impulsy, które rozkładają<br />
wodę (2H 2 0) na 2H 2 + 0 2 .<br />
Kiedy ciśnienie osiągnie poziom, powiedzmy: 30-60 psi (2,11-4,22 kG/cm 2 ),<br />
przekręcamy kluczyk i jedziemy. Przyciskając pedał, przesyłamy więcej energii do<br />
elektrod, a więc więcej pary, czyli paliwowej mieszanki do cylindrów. Ustawiamy poziom<br />
biegu jałowego na maksymalny przepływ, aby osiągnąć największą moc, i jesteśmy<br />
gotowi do startu w wyścigach.<br />
Generalnie mówiąc, nasza darmowa energia bierze się z wody kranowej. Zawarta w<br />
niej energia wystarcza do napędu silnika oraz prądnicy (alternatora), a co za tym idzie,<br />
do zaspokojenia różnych poborów prądu (10-20 amperów), w tym dodatkowego prądu<br />
koniecznego do zasilania układu zgazowywania wody. Nie potrzeba żadnych<br />
dodatkowych źródeł prądu ".<br />
Po zamieszczeniu schematu i kolejnych etapów konstruowania tego dziwnego<br />
urządzenia paliwowego każdy może przyjąć do wiadomości takie oto krótkie przesłanie:<br />
„Nie pozwólcie państwo, aby ktokolwiek, kiedykolwiek ograniczył wasze marzenia, waszą<br />
niezależność, waszą wolność". Bez komentarza...<br />
Rozwój urządzeń generujących darmową energię jest i będzie blokowany przez<br />
finansowe elity, sprawujące kontrolę nad światem. W myśl złotego prawa władzę ma ten,<br />
kto w jednym ręku skupił system bankowy i przemysł wydobywczy. Elita Nowego Ładu<br />
nie pozwoli, by surowce energetyczne, jak paliwa kopalne, przestały mocą korporacji<br />
naftowych, przemysłu samochodowego i energetycznego niewolić społeczeństwo.<br />
Technologia darmowej energii ujrzy światło dzienne
236<br />
dopiero wówczas, gdy zostaną, wdrożone nowe sposoby kontroli populacji. Obecnie<br />
jesteśmy bezpośrednimi świadkami takich zachodzących zmian. Do czasu ich<br />
zakończenia spalanie paliw kopalnych i inne rodzaje produkcji energii mogą<br />
doprowadzić nasze środowisko naturalne do stanu nieużywalności. Jest to jednak niska<br />
cena za utrzymanie prymatu nad mieszkańcami tej <strong>pl</strong>anety. I choć nowe źródła energii<br />
są gotowe do użycia, wciąż po staremu nie dopuszcza się do rozwoju prywatnego<br />
sektora w dziedzinie nowych technologii energetycznych. Ich prekursorów szczuje się,<br />
wykupuje lub odbiera się im dokumentacje i prawo do patentów, a także fizycznie<br />
likwiduje. Nawet to, co dociera do naszych uszu, stanowi ledwie wierzchołek góry<br />
chciwości, skorumpowania i dominacji. Jeśli nikt nie przeciwstawi się społecznym,<br />
ekonomicznym i politycznym przemianom utrzymującym nas w niewoli, nasze dzieci i<br />
wnuki zapłacą za to straszną cenę. Ci co stoją na uboczu, sądząc, że nie zostaną<br />
zauważeni, także doczekają końca wolnego świata i na równi z innymi będą podlegać<br />
prawu fizycznej i duchowej degradacji.<br />
Jak ogromne znaczenie w zniewoleniu człowieka ma dostęp do energii, rozumiały już<br />
elity rządzące za czasów Mikołaja Tesli i Thomasa Edisona. Wojna, jaką stoczyli między<br />
sobą obaj naukowcy, mogła wyłonić tylko jednego zwycięzcę: Edisona, który dawał<br />
światu drogą energię. Wynaleziony przez Teslę sposób wytwarzania energii przy<br />
minimalnych kosztach, oraz jej przesyłu i odbioru bez pośrednictwa kabli, a z<br />
wykorzystaniem przewodnictwa ziemi - od samego początku był skazany na porażkę.<br />
Nie do pomyślenia było, że wystarczy wbić do ziemi pręt, aby odbierać przesyłaną<br />
energię. Elektrownię Wardenclyffe rozebrano i sprzedano na złom. Rewolucyjną ideę<br />
zdławiono w zarodku i rynki finansowe nie doznały załamania. Zaprezentowany przez<br />
niego w 1931 roku pierwszy na świecie silnik orgonalny, wielkości skrzynki o wymiarach<br />
30 na 60 centymetrów, rozpędził auto do prędkości 90 mil na godzinę, co w tamtych<br />
czasach było wręcz niewiarygodne. Tego typu nowinki, opatentowane w 1200<br />
wynalazkach, i śmiałe twierdzenie, że znalazł on techniczne dojście do darmowej energii<br />
świata, sprawiły, że znaleziono go martwego w pokoju hotelowym w 1943 roku, a cały<br />
jego naukowy dorobek wraz z tajnymi zapiskami przechwycili agenci FBI.<br />
Wynalazki Tesli znalazły za to zastosowanie w przemyśle zbrojeniowym, i są - jak<br />
dotąd - jedną z najbardziej strzeżonych tajemnic. Oprócz maszyn podgrzewających<br />
ziemską atmosferę, oprócz zrealizowanego na podstawie cewki Tesli projektu HAARP,<br />
oprócz bomb elektromagnetycznych niszczących sprzęt i instalacje wroga, oprócz<br />
urządzeń wpływających na pracę mózgu - niewiele wiadomo, w jakim kierunku poszły<br />
inne prace wykorzystujące pomysły Tesli. Wiadomo jednak, że armia amerykańska<br />
dysponuje urządzeniami mogącymi zniszczyć dowolnie wybrany obszar naszej <strong>pl</strong>anety,<br />
maszynami zmieniającymi na odległość pracę mózgu a nawet działami wytwarzającymi<br />
tzw. promienie śmierci, które mogą zniszczyć w przestrzeni okołoziemskiej dowolny<br />
przedmiot materialny. Nic mi jednak nie wiadomo o społecznie uzasadnionym<br />
wykorzystaniu prac Tesli, ani o chęci podarowania nam darmowej energii.<br />
Tragiczne dzieje losu Wilhelma Reicha po raz kolejny pokazują że żaden człowiek nie<br />
jest w stanie wygrać z rządzącymi elitami. Wynaleziony przezeń
237<br />
akumulator orgonu, czy eteru, jak kto woli, a więc substancji przenikającej wszystko, a<br />
stanowiącej energetyczną podstawę wszelkiego istnienia i działania, będący skrzynią<br />
złożoną z ułożonych na przemian warstw metalu i substancji organicznej - zniszczyli<br />
wraz z dokumentacją agenci federalni. FDA nie dopuściła do zastosowania urządzenia w<br />
lecznictwie i wycofała z obiegu wszystkie książki wynalazcy. Nadzieja wielu chorych na<br />
darmowe pozbycie się wielu, nawet najcięższych chorób rozwiała się jak dym. Za<br />
pozostanie wiernym ideałom zamknięto Reicha w więzieniu, gdzie zmarł w 1957 roku.<br />
Dziś, dzięki światowej solidarności otwartych umysłów, każdy może zbudować jedno<br />
z wielu urządzeń skonstruowanych według zaleceń Reicha, ale ich ogromną wartość<br />
użytkową i leczniczą wciąż poddaje się w wąt<strong>pl</strong>iwość.<br />
Najbardziej znanym z takich urządzeń jest chyba działo orgonowe, zwane roboczo<br />
zbijaczem chmur. Już jego pierwsza konstrukcja, będąca równolegle ułożonymi rurami,<br />
których wnętrze uziemiono za pomocą pustych przewodów w źródle bieżącej wody -<br />
spowodowała tak obfite deszcze w okolicach Tuscon w USA, że pustynia pokryła się<br />
trawą preriową. Prace Reicha z powodzeniem kontynuował James de Meo, jedyny<br />
człowiek, który uzyskał doktorat z teorii orgonu. Zaś usprawnienia Don Crofta pozwoliły<br />
zażegnać ryzyko gromadzenia się podczas pracy urządzenia niebezpiecznej odmiany<br />
orgonu, zwanej dorem, dzięki czemu pracujący operator nie jest już narażony na<br />
niebezpieczeństwo porażenia, jak to się dawniej zdarzało. Przez blokowanie lub<br />
uwalnianie przepływu eteru w zbijaczu chmur możliwe stało się powodowanie suszy lub<br />
sprowadzanie deszczu czy likwidowanie chemicznych zanieczyszczeń (smug). Równie<br />
doskonale spisują się tu maszyny T. J. Constable'a, który opracowaną przez siebie<br />
metodę manipulowania pogodą nazwał Inżynierią Eteryczną Deszczu, wydając na ten<br />
temat liczne książki i publikacje.<br />
Inne zmodyfikowane wersje tych urządzeń potrafią wywoływać prawdziwe katastrofy<br />
ekologiczne. Serie największych powodzi i trzęsień ziemi, jakie nawiedziły kontynenty w<br />
ostatniej dekadzie też przypisuje się działaniu takich urządzeń. Ale tu - cicho sza...<br />
Równie zdumiewające efekty występują podczas pracy urządzeń orgonalnych T. G.<br />
Hieronymusa. Jego dziecinnie proste w budowie wynalazki, pozwalające uruchamiać<br />
energię eloptyczną (jak ochrzcił eter wynalazca), działają nawet wówczas, gdy zamiast<br />
materialnych części posłużymy się ich narysowanymi schematami. Takie odfajkowane na<br />
papierze schematy działają identycznie jak prawdziwe urządzenia. Jednak w obu<br />
przypadkach, czy to mamy do czynienia z kartką papieru, czy z prawdziwą maszyną -<br />
zawsze potrzebna jest obecność człowieka, który mentalnie, poprzez myśl, daje sygnał,<br />
przyzwolenie do zadziałania mechanizmu. A możliwości tych prostych, wręcz naiwnych<br />
konstrukcyjnie maszynek do spełniania życzeń są oszałamiające. Można nimi leczyć<br />
organizm z wszelakich chorób, można wpływać na zmiany pogody, można badać<br />
odległe zakątki świata, można wreszcie wykorzystywać w rolnictwie, tak do<br />
wyhodowania zdrowego ziarna jak i ustrzeżenia pól uprawnych przed chwastami czy<br />
robactwem (bez wykorzystania chemii).
238<br />
Zrozumiałym jest, że uniwersalną zasadę działania takich orgonalnych maszyn można<br />
wykorzystać tak do pokojowych jak i militarnych celów i że z tego powodu rządy starają<br />
się ograniczyć do nich dostęp nieprzewidywalnemu w zachowaniu obywatelowi.<br />
Zastrzeżenia budzi prosty fakt, że wciąż każe się nam słono płacić za korzystanie z<br />
obecnych rozwiązań technologicznych, gdzie wartość dostarczanej energii wielokrotnie<br />
się zawyża. Może dlatego potrójny silnik-generator Adamsa na energię eteryczną czy<br />
generatory darmowej energii Hansa Colera, choć nie trafiły na półkę z napisem znikające<br />
projekty, nieprędko znajdą praktyczne zastosowanie, choć nie stanowią przecież<br />
militarnego zagrożenia. Zastanawia jednak brak zgody na wytwarzanie urządzeń, których<br />
pierwotnym przeznaczeniem jest ratowanie ludzkiego zdrowia i życia.<br />
Najbardziej znanym przykładem takich urządzeń jest niewąt<strong>pl</strong>iwie odpowiednio<br />
zmodyfikowana cewka Tesli, Oscilloclast Abramsa i generator Rife'a oraz wzorowane na<br />
ich konstrukcji inne współczesne modele, jak chociażby urządzenie J.E. Bare'a. Rife<br />
odkrył, że poddawana działaniu energii komórka wchodzi z nią w rezonans, po czym<br />
wchłania ową energię, która może być przez nią użyta do samoregeneracji bądź zostać<br />
wypromieniowana w postaci ciepła lub wibracji. Przy nadmiarze energii rezonansowej<br />
komórka ulega deformacji. Znając więc częstotliwość rezonansową danej komórki, a<br />
każda struktura biologiczna posiada inną można niszczyć bakterie, wirusy i patogeny<br />
typu rakowego. Skuteczność takiej praktyki oceniono na 90 procent. Jej niebagatelną<br />
zaletą jest również fizjologiczne pobudzenie, zwłaszcza pobudzenie systemu<br />
immunologicznego.<br />
Technikę rezonansowego leczenia udoskonalił przed II Wojną Światową Clayton i<br />
Cooperson. Ich notatki i laboratorium rząd z czasem skonfiskował, uznając za zagrożenie<br />
dla bezpieczeństwa narodowego. Cooperson popełnił rzekomo samobójstwo, a<br />
Claytona wkrótce potem otruto. Pewnie był to zbieg okoliczności. Jednak to chyba dzięki<br />
temu sprawa nabrała rozgłosu i w latach dziewięćdziesiątych udoskonalone przez dra<br />
Bare'a urządzenie zaczęto budować w wielu częściach świata.<br />
W tym samym mniej więcej czasie nastąpił gwałtowny rozwój bioakustyki, siostry<br />
radioniki. I tu zgodnie stwierdzono, że określone częstotliwości stanowią klucz do<br />
kontroli patogenów. Odkryto, iż zdolność organizmu do samoleczenia dźwiękami,<br />
poprzez wydawanie głosu o różnych częstotliwościach, można znacznie udoskonalić<br />
poprzez stworzenie harmonicznej matrycy organizmu. Skoro organizm jest<br />
matematyczną macierzą wzajemnych oddziaływań częstotliwości, to zależności<br />
biochemiczne są zależnościami między częstotliwościami. Przekładając na prosty język:<br />
każdy organ, każdy mięsień i każda komórka, każdy składnik pokarmowy lub<br />
biochemiczny posiada swój odpowiednik częstotliwościowy w Matrycy Harmonicznej,<br />
który pozostaje we wzajemnej korelacji z innymi składnikami organizmu, nad czym<br />
czuwa centralny układ przetwarzania, czyli układ nerwowy i mózg. Manipulowanie<br />
dźwiękami o określonej częstotliwości pozwala leczyć odpowiednie organy, niszczyć<br />
wrogie organizmy i przewidywać na podstawie analizy głosu pacjenta stany chorobowe.<br />
Receptę, czyli właściwy dobór dźwięków,
239<br />
można potem przesłać Internetem i zaa<strong>pl</strong>ikować przy pomocy głośników. Ciekawi mnie<br />
w tym wszystkim czas, jaki upłynie od teraz do chwili wdrożenia tego medycznego cudu<br />
do produkcji, oraz cena, jaką przyjdzie nam zapłacić za tę nowoczesną, acz tanią<br />
technologię.<br />
Cena nie będzie niska, bowiem prawdziwe oblicze ponadnarodowych korporacji<br />
wygląda dość ponuro. Coca-cola: masowy truciciel, światowej sławy zabójca zza ściany,<br />
posługuje się w reklamie bodźcami podprogowymi. Kalifornijski Unocal, amerykański<br />
gigant naftowy, łącznie z francuskim Totalem bezwzględnie czerpał korzyści z<br />
niewolniczej pracy ludności birmańskiego reżimu. Na dodatek do tego stopnia<br />
zanieczyszczał środowisko, że obywatele Kalifornii musieli bronić swoich spraw w sądach<br />
Taktykę niewolnictwa zastosował również w Nigerii Chevron i Texaco. Shell tłumił tam<br />
opozycję i stał się fundatorem terroru. General Motors - był aktywną częścią<br />
nazistowskiej machiny w czasie II wojny światowej. Loral - ujawnione przekręty<br />
umożliwiające jego globalistyczną politykę zdumiały świat. Mobil - w celu osiągnięcia<br />
maksymalnych zysków poprze każdą dyktaturę. Monsanto - bez komentarza... Wal-Mart<br />
- tu pracownik jest niewolnikiem do tego stopnia, że musi się posługiwać kartkami<br />
żywnościowymi, by przeżyć; wyzysk azjatyckich dzieci.<br />
Teraz już wiadomo, że nic tanio nie dostaniemy...<br />
Jeśli nie potrafi się nas wykończyć ciężką pracą i programami, to tworzy się nam<br />
sztuczne, agresywne środowisko, które miast ułatwić życie, sukcesywnie je niszczy. Tu<br />
skażenie powietrza efektem spalania ropopochodnych związków nie jest bynajmniej<br />
najgorsze. Okazuje się bowiem, że chemia stosowana w życiu codziennym, a więc opary<br />
unoszące się ze środków czystości oraz sprzętów i urządzeń nas otaczających aż<br />
siedmiokrotnie przekraczają poziom skażenia powietrza na zewnątrz budynków.<br />
Szkodzą nam związki chemiczne używane do produkcji odzieży, mebli, sprzętów<br />
gospodarstwa domowego, dywanów. Aerozole zawierają ksylen, ketony i aldehydy, które<br />
przy częstszym stosowaniu są bardzo toksyczne. Stosowanie środków ochrony roślin,<br />
zawierających pestycydy, zwiększa ryzyko zachorowania na białaczkę aż siedmiokrotnie.<br />
Prof. Tom Blundelł, kierujący Wydziałem Biochemii University of Cambridge,<br />
opublikował raport, w którym przyznał, iż w Unii Europejskiej produkuje się 30 tysięcy<br />
szkodliwych substancji, z którymi na co dzień styka się człowiek, z czego kilka tysięcy w<br />
mniejszym lub większym stopniu stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia. I nie są to czcze<br />
słowa. Na przykład znajdujący się w materiałach budowlanych radon stanowi po<br />
nikotynie największe źródło zachorowań na raka płuc. Środki czystości w 90 procentach<br />
stymulują reakcje alergiczne i powstanie stanów zapalnych, a ich pary stanowią większe<br />
zagrożenie dla naszych płuc niż spaliny. Ostatecznie wdychany przez nasze płuca benzen<br />
aż w 55 procentach pochodzi z oparów farb i lakierów. Wydostający się z mebli i<br />
dywanów formaldehyd aż 20-krotnie przekracza dopuszczalne normy. Nie dziwią zatem<br />
alarmujące wyniki badań przeprowadzonych przez prof. Jane Houlihan
240<br />
z Sinai School of Medicine w Nowym Jorku, wskazujące na obecność w krwi ludzkiej 62<br />
toksycznych dla mózgu i centralnego układu nerwowego substancji, które wykryto w<br />
naszym bezpośrednim otoczeniu. Przy czym żaden z badanych nie pracował ani nie<br />
mieszkał w warunkach szkodliwych dla zdrowia. Nie ma to chyba wielkiego znaczenia,<br />
gdyż wiele substancji jest szkodliwych już w najmniejszych ilościach. Rtęć nawet w tzw.<br />
nieszkodliwej dawce 10 mikrogramów na decymetr krwi zaburza pamięć, koordynację<br />
ruchów i obniża poziom inteligencji.<br />
Poza substancjami czysto chemicznie toksycznymi kolejny rozdział zagrożeń<br />
stanowią żywe organizmy, które w starym budownictwie drewnianym i murowanym nie<br />
stanowiły zagrożenia, gdyż przy zachowaniu minimalnego poziomu higieny nie były w<br />
stanie rozwinąć się tam do niepożądanych rozmiarów. Popularne sieci klimatyzacyjne są<br />
siedliskiem roztoczy, zarodników grzybów i <strong>pl</strong>eśni, wywołujących astmę oskrzelową,<br />
alergiczny nieżyt nosa i alergiczne zapalenie spojówek, bóle stawów, osłabienie<br />
odporności i chroniczne zmęczenie. Zagrzybienie mieszkań przybrało takie rozmiary, że<br />
walka z nim wydaje się bezskuteczna. W nowoczesnym budownictwie <strong>pl</strong>eśnie<br />
wykorzystują do swojego rozwoju każdą niszę: wszelkiego rodzaju szczeliny, instalacje<br />
wodnokanalizacyjne czy masowo stosowane sztuczne dywany i wykładziny, wspierając w<br />
nękaniu ludzi znajdujące się w nich rakotwórcze policykliczne węglowodory<br />
aromatyczne i metale.<br />
A teraz nowinka prosto z piekła rodem: najważniejsza substancja potrzebna do życia,<br />
czyli woda, jest powoli substancją owo życie niszczącą. Woda posiada pamięć<br />
strukturalną i strukturalną zmienność, dlatego przez długi czas potrafi magazynować w<br />
sobie informacje dotyczące wszystkich zawartych w sobie substancji i informacje te<br />
aktywnie przekazywać ciału. Działa tu homeopatyczna zasada, w myśl której czynnikiem<br />
roboczym, interaktywnym, jest zdolność przekazywania właściwości związków<br />
chemicznych zawartych w wodzie bez względu na ich procentową zawartość. Trwały<br />
zapis informacji dokonuje się w każdej cząsteczce wody w taki sam sposób, jak to się<br />
dzieje w przypadku zapisu na taśmach video. Informacji zawartych w cząsteczce wody<br />
nie usunie ani jej mechaniczne i chemiczne oczyszczanie, ani proces destylacji. Zapisana<br />
w postaci elektromagnetycznych drgań informacja i tak dotrze do organizmu człowieka.<br />
Kiedy pijemy tak naładowaną wodę z kranu, zawsze akumulujemy w ciele energetyczne<br />
odpowiedniki chloru, ołowiu, kadmu, azotynów i niezliczonej ilości innych środków<br />
stanowiących dla nas zagrożenie. Zachodzi ten sam rodzaj przenikania, jaki dotyka<br />
osoby gromadzące w ciele odpady radioaktywne, chociażby zamieszkiwały one obszary<br />
czyste ekologicznie.<br />
Dobrze, znane są nauce systemy reenergetyzacji wody, jak dynamiczna im<strong>pl</strong>ozja,<br />
gdzie zachodzi proces zmiany biegunowości wody z ujemnej na dodatnią jak to się<br />
dzieje w naturze, dzięki czemu wzrasta ilość rozpuszczonego w wodzie tlenu i szkodliwe<br />
elementy przechodzą przez ciało nie czyniąc mu szkody. Innymi słowy, zawarte w wodzie<br />
negatywne wibracje, które uszkadzają organizm fizycznie i emocjonalnie, przestają<br />
działać. Woda na powrót staje się żywym, rezonującym z naszym ciałem tworem, który<br />
niesie w sobie tzw. dobre energie. Jednak jak dotychczas nie spotkałem się z<br />
propozycjami zakładania im<strong>pl</strong>ozerów nawet
241<br />
w prywatnych sieciach wodociągowych. Czyżby edukacja w tej dziedzinie nie leżała w<br />
interesie kół rządzących?<br />
Nikt nie ma wąt<strong>pl</strong>iwości, że elektryczność znacznie przyczyniła się do rozwoju naszej<br />
cywilizacji, wręcz zapewniła jej błyskawiczny start. Ale już nie każdy zdaje sobie sprawę z<br />
tego, jak groźne dla życia są domowe urządzenia elektryczne, że ta sama elektryczność,<br />
ten elektromagnetyczny smog w postaci okablowania mieszkań i domostw i linii<br />
przesyłowych jest przyczyną chemicznych zmian w mózgu i osłabienia układu<br />
immunologicznego. Człowiek nie posiada zmysłu wrażliwego na zmiany pola<br />
elektromagnetycznego, a ponieważ organizm ludzki składa się głównie z wody, dlatego<br />
pole elektromagnetyczne może poczynić takie spustoszenia. Doprowadza to do<br />
trwałego uszkodzenia materiału genetycznego w bezbronnych komórkach,<br />
nieprawidłowego ich rozrostu i namnażania się. Zakłócony zostaje przebieg<br />
przetwarzania w komórce informacji pochodzącej od hormonów, enzymów i innych<br />
związków biochemicznych regulujących ich wzrost. Wystawienie komórek<br />
nowotworowych na działanie pola o częstotliwości 60 Hz (standardowa częstotliwość<br />
linii wysokiego napięcia) 24-krotnie przyspieszało ich ewolucję i uodparniało na<br />
działanie systemu immunologicznego organizmu. Więcej<br />
0 potencjalnej kancerogenności pól magnetycznych można się dowiedzieć z oficjalnego<br />
raportu (którego nie udało się ocenzurować), przygotowanego na potrzeby<br />
amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska. W książce „Prądy krzyżowe" dra R. Becera<br />
możemy przeczytać, iż nawet niewłaściwe okablowanie elektryczne jest źródłem<br />
groźnych pól i że należy mieć stale na uwadze zagrożenie związane z używaniem<br />
codziennych sprzętów.<br />
Za szkodliwe uważa się pola rzędu 0,1 militesli, choć są to i tak szacunki zawyżone.<br />
Tymczasem zwykła lampa halogenowa wytwarza już pole elektromagnetyczne o<br />
zaskakująco wysokich wielkościach - 12 (IT. Idźmy dalej, by uświadomić sobie stopień<br />
zagrożenia, na jaki codziennie wystawiamy swoje ciało. Monitor komputera: 0,2 -2 (iT;<br />
wentylator zwykłego urządzenia chłodzącego: 40 |iT; żelazko: 0,12-0,4 uT; zmywarka:<br />
3pT; lodówka: 0,5-1,7 pT; malakser: 12 |JT; kuchenka mikrofalowa: 2-10 PT; wiertarka: 2-<br />
16 JIT; suszarka: 0,01-7 PT; pralka: 3 (J.T; telewizor: 0,4-2 |IT; telefon bezprzewodowy: 8 ^T;<br />
radioodtwarzacz: 5 uT. Pola te są tak mocne, że zakłócają pracę wielu urządzeń<br />
elektronicznych<br />
1 mogą wywoływać wybuchy paliw, nie wspominając o przegrzewaniu tkanek<br />
żywych organizmów, zwłaszcza komórek mózgowych.<br />
Taki sam destrukcyjny związek zachodzi podczas poddania dziecka w okresie<br />
prenatalnym ultrasonografii, gdzie energetyczna bomba hamuje mu wzrost, opóźnia<br />
mowę czy doprowadza z czasem do dysleksji. Także technika obrazowania płodu za<br />
pomocą ultradźwięków oznacza uderzenie w organizm brudną energią powodującą<br />
chociażby nieodwracalną utratę komórek mózgowych.<br />
Jest to problem tak ważny, że stał się on celem wielu naukowych eksperymentów. W<br />
badaniach typu „double blind", polegających na tym, że badany i badający nic o sobie<br />
nie wiedzą, przeprowadzonych w jednej ze szkół w Arizonie, wykazano, że po włączeniu<br />
systemu eliminującego działanie pól magnetycznych
242<br />
wewnątrz klasy, ilość uczniów z problemami behawioralnymi zmniejszyła się 37 procent.<br />
Wbrew powszechnie panującej opinii współczesne oblicze sportu nie ma nic<br />
wspólnego z troską o zdrowie naszego organizmu. Sztuczna, nastawiona na efekt<br />
finansowy hodowla mistrzów rujnuje wszystkie systemy organizmu z precyzją godną<br />
inteligentnej maszyny-zabójcy. Dzisiaj już żadne sukcesy nie są możliwe bez stosowania<br />
używek, sterydów i zmian genetycznych. Te ostatnie dotyczą zwłaszcza genów<br />
odpowiedzialnych za produkcję erytropoetyny (zwiększającej ilość czerwonych ciałek<br />
krwi w organizmie) oraz enzymu konwertazy angiotensyny (modyfikującej pracę mięśni).<br />
Coraz głośniej też o manipulacjach genetycznych pozwalających wyhodować mistrza ze<br />
sportowego beztalencia nie tylko poprzez chwilowe podwyższenie jego biologicznej<br />
sprawności, ale przede wszystkim poprzez stałą zmianę jego genotypu, i to w wieku<br />
dojrzałym.<br />
Reklamy napędzające obroty w sportowym biznesie tak silnie oddziałują na psychikę,<br />
iż moda na sportową i szczupłą sylwetkę staje się czymś w rodzaju kultu. Szanowani<br />
biznesmeni stosują kosztowną su<strong>pl</strong>ementację i terapię hormonalną panie zaś nie bacząc<br />
na skutki - a<strong>pl</strong>ikują sobie wszelkiej maści środki odwadniające, byle tylko zaspokoić<br />
potrzebę uznania. Zapomina się przy tym, że chemia tak samo niszczy organizm, jak<br />
nadmierny wysiłek fizyczny i że za chwilę zazdrosnego spojrzenia przyjdzie potem<br />
zapłacić ruiną stawów, zniszczeniem narządów wewnętrznych i zaburzoną pracą<br />
układów wydzielania wewnętrznego. Niejeden potem płacze nad własną indolencją<br />
próbując coś wytargować z towarzystw ubezpieczeniowych lub wysupłać jaki grosz z<br />
własnej kieszeni na medyczne poratowanie.<br />
Co prawda szum wokół komórek macierzystych, posiadających zdolność<br />
przekształcania się w komórki tkanek dowolnego typu, rokuje pewne nadzieje na<br />
odzyskanie zdrowia, lecz są to wciąż prace nowatorskie i dopiero w przyszłości<br />
umożliwią być może, regenerację uszkodzonych organów. Jednak i wówczas pytanie: w<br />
imię czego doprowadziło się organizm do takiego stanu? - nie straci na ważkości. A<br />
wydaje się, że interesom przemysłu produkującego sprzęt sportowy, przemysłu<br />
farmaceutycznego, medycynie i systemowi ubezpieczeń i tak nic nie jest w stanie<br />
zagrozić. Zawsze znajdzie się ktoś gotów postawić własne zdrowie na szali sztucznie<br />
lansowanego sukcesu.
243<br />
5. Kościelni korektorzy a prawda religijna, czyli najniebezpieczniejszy program świata<br />
„Przyszedł czas, w którym każdy ma prawo i obowiązek szukania indywidualnego<br />
spotkania z Bogiem ".<br />
Należy rozumieć, że religia jest procesem historycznym, a nie czymś stałym i<br />
wiecznym, i że tworzy ją stosunek do tego, co święte (co oznacza nie dającą się<br />
zdefiniować wartość religijną), co w różnych religiach rożnie jest pojmowane. Dlatego<br />
określenie zjawisk i przypadków za religijne i niereligijne zawsze jest umowne. Zachodzą<br />
one na siebie, tworząc obszar trwałego przemieszania wiary z herezją. Cały trud<br />
interpretacji zależy od zaistniałych warunków historycznych oraz od zamysłu autora:<br />
proroka, teologa czy opiniotwórcy. Łatwo więc zrozumieć, że we własnym interesie<br />
gotów on jest na często umykające prawdzie manipulacje.<br />
W najostrzejszej formie ma to miejsce wówczas, gdy siły religiotwórcze<br />
przekształcają kult w zwartą doktrynę religijną reprezentowaną od tej pory przez<br />
instytucję kościelną której celem nadrzędnym nie staje się - jak być powinno -<br />
propagowanie religii dążącej do osiągnięcia przez społeczeństwo wyższego poziomu<br />
rozwoju duchowego, ale usilne zapewnienie przetrwania samej sobie, potem własnego<br />
rozwoju i dominacji. W krzepnięciu tym największy nacisk kładzie się na tworzenie<br />
zwartości samego Kościoła. Początkowo poprzez rozwój doktryny: formułowania<br />
wyznania wiary i rytuału kultowego, co owocuje powstaniem kanonu ksiąg świętych z<br />
zasadą prawowierności, herezji i schizmy, potem zaś poprzez przechwytywanie władzy<br />
drogą nacisków politycznych i ekonomicznych (także przez rozwijanie własnej<br />
działalności gospodarczej).<br />
Buddyzm, chrześcijaństwo, islam, konfucjonizm i manicheizm, konkurując z sobą<br />
starając się dostosować do potrzeb i wymagań wszystkich ludzi (pomijamy oczywiście<br />
bolesną kwestię kształtowania tych potrzeb i wymagań), już z samego założenia<br />
zmierzają do opanowania świata. I o dziwo, ta bezgraniczna dążność do zwiększania<br />
obszaru wpływów ukazuje nie tylko prawdziwy charakter ekspansji, ale podważa<br />
zasadność rozdzielnego istnienia poszczególnych religii, bezspornie udowadnia ich<br />
wspólny rodowód, wywodzący je z Indii i Bliskiego Wschodu. Co oznacza, iż żaden z<br />
Kościołów nie ma prawa podawać się za jedynego depozytariusza prawdy religijnej...<br />
Tymczasem duchowni każdego z Kościołów uważają się za wyznawców wiary jedynej<br />
i w obronie tej wiary gotowi są sięgnąć po każdy dostępny im oręż: od fałszerstw<br />
począwszy, a na ludobójstwie skończywszy. Ta smutna prawidłowość nie
244<br />
ominęła również bliskich memu sercu idei wznoszących mury Państwa Watykańskiego,<br />
gdzie Kościół, operując pojęciem Jezusa historycznego, upowszechnił wizję starego<br />
świata, na dodatek wizję wywodzącą się ze szczelnego kręgu tajemnicy braci zakonnych.<br />
A powszechnie wiadomo, iż język mędrców, ludzi świętych i oświeconych, czy niespełna<br />
rozumu, jest niezrozumiały dla przeciętnego człowieka i posługiwanie się nim z<br />
łatwością wprowadza słuchającego w błąd, o ile takie intencje przyświecają retorowi.<br />
Zwłaszcza gdy zasadnicze treści świadomie są skryte w gąszczu umownych znaczeń i<br />
tworzonej po temu symbolice, zrozumiałej w przekładzie jedynie zaufanym.<br />
Mówiąc o Jezusie historycznym, nie wolno nam zapominać, iż historia jest nauką<br />
ścisłą. Tymczasem, niestety, chrześcijaństwo - jak wszystkie religie - jest religią<br />
objawioną i już z samej definicji przeczy niepodważalności własnych dogmatów.<br />
Dzisiejszy Kościół Rzymskokatolicki przyznaje już (choć rozważania można<br />
ekstrapolować na jakiekolwiek inne wyznanie), iż chrześcijaństwo wyrosło z Objawienia<br />
Mojżeszowego i że Stary Testament stanowił jedynie wyjście dla nowej doktryny<br />
religijnej. Nie przyznaje się jednak, mimo chwalebnych tendencji ekumenicznych, do<br />
wypaczeń powstałych w tworzeniu podstaw własnej wiary, a także do odstępstw<br />
doktrynalnych. Nie przyznaje, bo nie może. Nie może w obliczu już pozyskanych<br />
zwolenników, nie może przez pamięć krzywd, jakie wyrządził ludzkości na przestrzeni<br />
wieków, jak i nie może z powodu zafałszowania i błędnej interpretacji słów samego<br />
Jezusa Chrystusa. Broni się też przed zarzutem podrabiania dokumentów kościelnych o<br />
historycznym znaczeniu (pism świętych) i polegania na źródłach już i tak wąt<strong>pl</strong>iwych. A<br />
przecież sam Mojżesz, kierowany naturalnie boskim posłannictwem, dopisał połowę<br />
Pięcioksięgu(l) Zaś w układaniu Nowego Testamentu miało swój udział wielu boskich<br />
<strong>pl</strong>enipotentów: proroków i kapłanów. Czy można w takim przypadku mieć<br />
stuprocentową pewność, iż każde słowo zawarte w Biblii było raz wyrzeczone, zgodnie z<br />
boskim zamysłem? Przecież sam wspomniany Pięcioksiąg Mojżesza nie powstał od razu,<br />
pomijając część odautorską samego proroka, ale kształtował się w ciągu długich stuleci,<br />
czeipiąc informacje z wielu źródeł - pierwszy raz spisany w IX i VIII w p.n.e., kolejnego<br />
opracowania doczekał się trzysta lat później, a ostateczną postać przybrał po kolejnym<br />
(aż!) tysiącleciu. Wiadomo też, że został skompilowany z kilku niezwiązanych ze sobą<br />
źródeł, a i nawet to, co doń weszło, też zostało sfałszowane. Dość wspomnieć o Księdze<br />
Jozuego i Księgach Królewskich. Reszta też jest wąt<strong>pl</strong>iwa. Na przykład księga Izajasza<br />
tylko w rozdziałach 1-39 rzeczywiście odzwierciedla działalność proroka z VII wieku<br />
p.n.e. Natomiast pozostałe rozdziały dotyczą czynów innych anonimowych postaci, które<br />
na pewno żyły wiele stuleci później. Wystarczy sięgnąć po współczesne wydania<br />
Nowego Testamentu, by na wielu stronicach przedmowy spostrzec z przerażeniem, że<br />
edytor słowami teologów oficjalnie przyznaje się do tego, że Pismo Święte było<br />
wielokrotnie przerabiane i w wyniku tego przerabiania często zatracano właściwy sens<br />
objawień.<br />
Dolejmy trochę oliwy do ognia. Jezus nigdy nie słyszał o Starym Testamencie, tym<br />
bardziej o Biblii. W tworzeniu świętej literatury odrzucono Księgę Pana, Księgę Wojen<br />
Jehowy i Księgę Jaszara. Tę ostatnią pominięto tylko dlatego, gdyż nie
245<br />
współbrzmiała z Księgą Wyjścia, gdzie Jehowa wydawał instrukcje Mojżeszowi,<br />
dotyczące zasad pożycia społecznego, łącznie z X Przykazaniami i prawami dotyczącymi<br />
Szabatu. Tymczasem w Księdze Jaszara nie ma nawet słowa<br />
0 Jehowie, a prawa przekazuje Izraelitom Jetro, Najwyższy Kapłan Midian i Pan Góry,<br />
generalny zarządca świątyni synajskiej, który był... człowiekiem z krwi<br />
1 kości.<br />
W czasach Mojżesza nie było tez góry Synaj. Całą historię wymyślono na podstawie<br />
tekstów hebrajskich dopiero 1700 lat po Mojżeszu. X Przykazań i Psalmy skopiowano z<br />
egipskiego rytuału i przeinaczono. Nawet Słowa Mądrości Salomona z Księgi Przysłów<br />
Starego Testamentu wyjęto żywcem z ust egipskiego mędrca Amenemopa, choć i te<br />
sami Egipcjanie oparli na kanwie jeszcze starszych nauk Ptahhotepa, które po raz<br />
pierwszy ujrzały świat ponad 2000 lat przed Salomonem.<br />
Dziś już wiadomo, że cała patriarchalna historia Starego Testamentu, idąca przez 19<br />
pokoleń od Adama do Abrahama, to dzieje mezopotamskie, zaczynające się w<br />
sumeryjskim Edenie, gdzie hodowano rasę przywódców ludzkości, karmionych<br />
ekstraktami hormonalnymi, dzięki czemu mogli żyć setki a nawet tysiące lat. Zresztą pod<br />
Górą Horeb wyprawa Petriego odkryła świątynie, w której wyrabiano Chleb Pokładny,<br />
ten sam, który jako Ogniowy Kamień sycił świetliste ciała królów babilońskich. Dopiero<br />
od czasów Abrahama i Izaaka, kiedy Enłił-Jehowa przejął przywództwo nad ludźmi,<br />
żywotność panów drastycznie spadła. Ale o tym już było...<br />
W ostatnich 150 latach odnaleziono wiele apokryfów przedstawiających staro<br />
testamentowe historie zupełnie inaczej, lecz za każdym razem spotykał je ten sam los:<br />
spadały do rangi mitu. Manipulowanie literaturą przez teologów wieków wcześniejszych<br />
nikogo już nie dziwi, ale co można powiedzieć o nowej wersji poprawnej politycznie<br />
Biblii z IX 1995 roku, z której usunięto wszystkie wzmianki o zabiciu Jezusa przez Żydów i<br />
w której tak poprzekręcano słownictwo, iż wiele modlitw zmieniło swój sens?<br />
Proszę zauważyć, że zmieniano zapisy w księgach religijnych przez tysiące lat, a nie w<br />
ciągu jednego czy dwóch ostatnich miesięcy. W tym okresie sama ludzkość przeżyła<br />
kilka społecznych rewolucji. Przecież święte teksty, uznawane przez wiernych za jedyne i<br />
przez Boga natchnione, były wielokrotnie kodyfikowane, sortowane i... na powrót<br />
przerabiane. Pierwszej oficjalnie odnotowanej segregacji dokonano na kongresie<br />
kapłanów w Jamanii (Jabne), gdzie wszystkie księgi święte ludzkim orzecznictwem<br />
podzielono na kanoniczne, zgrupowane pod szyldem Biblii, oczyszczane już od III wieku<br />
przed Chrystusem, i apokryfy, księgi nie pasujące do prowadzonej przez Kościół polityki.<br />
W 325 r. po Chrystusie mocą soboru Nicejskiego specjalni korektorzy kościelni znowu<br />
solidnie okroili i przerobili Pismo Święte w sensie tego, co za właściwe uznanym zostało.<br />
W roku 383 na polecenie papieża Damazego I sporządzono kolejny przekład, zwany od<br />
tej pory Wulgatą. Mało tego, w VII i VIII wieku naszej ery za boskie teksty wzięli się<br />
masoreci, którzy nie tylko przyjęli nowy kanon (raz na zawsze określili), ale ustalili nawet<br />
kolejność zdań i porządek słów w zdaniach. A i to nie był kres przeróbek, bo następne<br />
stulecia wyeliminowały jeszcze wiele gorących tekstów i ksiąg niewygodnych dla<br />
Kościoła.
246<br />
A i tak święte księgi rażą sprzecznościami, dając wyraz coraz większemu<br />
niezadowoleniu mądrzejszych z każdym pokoleniem wyznawców i powodując nawet<br />
odejście wielu duchownych z łona Kościoła, i - co znamienne - ruchy reformatorskie.<br />
Błędy owe - twierdzą oni - nie mogłyby zaistnieć, gdyby teksty biblijne pisane były pod<br />
dyktando Ducha Świętego. I trudno odmówić im racji.<br />
Przecież już sama Księga Rodzaju, mająca zawierać prawdy niepodważalne, pełna jest<br />
niekonsekwencji. Wystarczy chociażby przypomnieć historię grzechu pierworodnego,<br />
Drzewa Życia i Drzewa Dobra i Zla czy Potopu, gdzie Bóg wykorzystuje każdą<br />
sposobność do wyrażania niezadowolenia nie tylko ze stworzonego na własne<br />
podobieństwo człowieka, ale i z samego aktu stworzenia świata. Gdy tymczasem nawet<br />
dziś skłonni jesteśmy przyznać, iż to, co stworzył Bóg, powinno być zawsze doskonałe.<br />
Jakże zaskakujące jest opisane w Księdze Rodzaju zachowanie Boga po złożonej mu<br />
przez Noego ofierze całopalenia:<br />
„ Gdy Jahwe poczuł miłą woń, rzekł do siebie: Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze<br />
względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest już złe od młodości. Przeto już nigdy<br />
nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem...".<br />
To niezadowolenie Boga z własnego dzieła było i jest dla wielu wiernych nie do<br />
przyjęcia. Jego przyznanie się do dewastacji ziemi wstrząsa na równi z miłą dla Boga<br />
wonią palonych zwierząt.<br />
Jezusowy zakaz spożywania mięsa zastąpił Kościół zaleceniami Jahwe, jakich Ów<br />
udzielił Noemu po potopie:<br />
„Wszystko, co się rusza i żyje, niech wam służy za pokarm (...) A bojaźń i lęk przed<br />
wami niech padnie na wszystkie zwierzęta ziemi i na wszelkie ptactwo niebios, na<br />
wszystko, co się rusza na ziemi, i na wszystkie ryby morskie; wszystko to oddane jest w<br />
wasze ręce ".<br />
Niepokojące, nieprawdaż? Czy tak przemawia Bóg, o którym czytamy w Księdze<br />
Genesis, że stworzył niebo i ziemię i polecił ludziom jako wyłączny pokarm roślinny?<br />
Chyba tak, skoro w drugiej Księdze Mojżeszowej czytamy, jak po wyprowadzeniu<br />
Izraelitów z Egiptu nakazuje Bóg Mojżeszowi zbudowanie ołtarza ofiarnego, a Trzecia<br />
Księga Mojżeszowa zawiera już dokładny instruktaż składania ofiar wraz z opisem<br />
podziału rytualnej ofiary między kapłanów:<br />
„ Ofiarę pokutną zaczynać się będzie w tym samym miejscu, gdzie zarzyna się ofiarę<br />
całopalną a krwią jej pokropi się ołtarz dookoła. Na ofiarę złoży się M'szystek tłuszcz Z<br />
niej, ogon i tłuszcz pokrywający wnętrzności. Obie nerki i tłuszcz, który jest na nich przy<br />
polędwicach, i otrzewną na wątrobie przy nerkach oddzieli się ją. Kapłan spali je na<br />
ołtarzu jako ofiarę ogniową dla Pana. Jest to ofiara pokutna. Każdy spośród kapłanów<br />
może ją spożywać".<br />
Instrukcja zaleca skrapianie ołtarza krwią zabitych zwierząt i wylewanie jej reszty u<br />
jego podstaw. Czy tego mógł wymagać Pan Stworzenia? Jeżeli tak, to nauki Jezusa<br />
przeczą zamiarom Wszechwładnego...<br />
Ale już sto lat po Mojżeszu pojawiają się odmienne tendencje, zakazujące składania<br />
krwawych ofiar i jadania mięsa. Kolejni prorocy, tacy jak Jeremiasz, Amos, Micheasz,<br />
Ozeasz wypowiadają się przeciwko zalecanym przez Mojżesza
247<br />
ofiarom. Powstaje pytanie, komu się przeciwstawiają: Bogu czy Mojżeszowi? A jeśli<br />
prawu Mojżeszowemu, to czy to aby nie poddaje w wąt<strong>pl</strong>iwość jego wiarygodności? A<br />
skoro Mojżesz mylił się w tak fundamentalnych sprawach, to czy nie mylił się i w<br />
pozostałych? A może doskonale wiedział, co robi...?<br />
Jeremiasz nie tylko odcina się od tego typu praktyk, ale słowami Boga poddaje w<br />
wąt<strong>pl</strong>iwość wiarygodność przekazu Mojżeszowego:<br />
„Bo nic nie powiedziałem ani nie nakazałem waszym przodkom, gdy wyprowadzałem<br />
ich z Egiptu , co do ofiar całopalnych i krwawych ".<br />
Izajasz stawiał sprawę otwarcie:<br />
„Przestańcie składania czczych ofiar... Ręce wasze pełne są krwi".<br />
Butny Ozeasz bezpośrednio oskarża kapłanów:<br />
„Lubią ofiary i chętnie je składają; lubią też mięso, które wówczas jedzą, lecz Jahwe<br />
nie ma w tym upodobania".<br />
Za to biskup chrześcijański James Pilkington pouczał wręcz, iż dzikie zwierzęta<br />
zostały stworzone tylko po to, aby ludzie prowadzący wojny mogli na nich ćwiczyć swoją<br />
odwagę. Zaś zwierzęta domowe - aby ludzie je dręczyli, gdyż w ten sposób pomagają<br />
nam dźwigać grzech pierworodny Adama i Ewy. Inny pasterz dusz, Henry Moore, w tym<br />
samym tonie głosił, iż woły i barany to chodzące konserwy, taki podarunek od Boga, po<br />
który należy sięgać, gdy tylko jest się głodnym.<br />
Zdumiewające, jak rozbieżne w tej kwestii jest stanowisko Kościoła i Jezusa. Jak<br />
przeciwstawne sobie są różne teksty Pism Świętych, jak - według tych pism - pełna<br />
nielogiczności jest natura boska.<br />
Może trudno w to uwierzyć, ale do wegetarianizmu przywiązywał Jezus ogromne<br />
znaczenie. Także ojcowie Kościoła tamtego okresu konsekwentnie odrzucali pożywienie<br />
zwierzęcego pochodzenia, propagując - zgodnie z dziewiczą nauką Jezusa - ideał<br />
miłości do zwierząt: Św. Hieronim mieszkał z dwoma lwami, a św. Franciszek z Asyżu<br />
słynął z uwolnienia gołębia, oswojenia wilka i z wygłaszania kazań do ryb. Słowem, całe<br />
wczesne chrześcijaństwo całkowicie wyrzekło się mięsa w jedzeniu, o czym z powagą<br />
czytamy w pierwszej wersji Ewangelii, jaką Esseńczycy ukryli w jednym z tybetańskich<br />
klasztorów, oraz w tekstach odkrytych w Qumran.<br />
Esseńczyków, spadkobierców nauk Melchizedeka, uważano - i słusznie - za<br />
pierwszych chrześcijan, aż do pojawienia się ucieleśnionego Chrystusa. To właśnie<br />
Esseńczycy wychowali Jezusa w doktrynie wyłożonej przez Eliasza na Górze Caramel. Oni<br />
też - przeciwnicy Pawła - od samego początku otwarcie występowali przeciwko<br />
krwawym ofiarom i bezbożnemu spożywaniu mięsa, określając ofiarnictwo<br />
podstawowym złem religii, a jego zniesienie ważnym zadaniem dla Jezusa, uważanego<br />
przez nich za proroka.<br />
Warto w tym miejscu zacytować 29 i 30 werset Księgi Genesis, który stał się kością<br />
niezgody wczesnochrześcijańskiego świata:<br />
„Potem rzekł Bóg: oto daję wam wszelką roślinę wydającą nasienie na całej ziemi i<br />
wszelkie drzewa, których owoc ma w sobie nasienie - niech będzie dla was pokarmem!<br />
Wszystkim zaś dzikim zwierzętom i wszelkiemu ptactwu niebios
248<br />
i wszelkim płazom na ziemi, w których jest tchnienie życia, dają na pokarm wszystkie<br />
rośliny. I tak się stało ".<br />
Idea wegetarianizmu wypełniała cały ówczesny świat, stając się nie tylko metodą<br />
rozwoju duchowego, ale i moralnym obowiązkiem każdego chrześcijanina. Św. Piotr<br />
przyznaje ze szczerością: „Żyję chlebem i oliwkami, którym tylko sporadycznie dodaję<br />
jakąś jarzynę". Podobnie czynił św. Mateusz i św. Jan. „Także Jakub, brat Pana - powiada<br />
Św. Augustyn - żywił się nasionami i roślinami, nie dotykał ani mięsa, ani wina". W liście<br />
Pliniusza do Trajana czytamy, że pierwsi chrześcijanie nie jedli nic. co było do życia<br />
zrodzone, lecz tylko - cilbum innoxium - niewinne potrawy.<br />
Plutarch, grecki historyk, wielokrotnie powtarzał słowa Orfeusza: „Tak jak wy mają<br />
dusze... dlatego powstrzymajcie się od spożywania pokarmów na bazie mięsa!<br />
(...)Barbarzyństwem jest sprzedawać stare konie, kiedy nie są już użyteczne. Oznacza to,<br />
że nie jest się wdzięcznym za oddane usługi. Prawdziwie dobry człowiek winien<br />
zatrzymać stare konie, nawet jeśli nie są użyteczne".<br />
Już Zarathustra potępiał ludzkie barbarzyństwo, głosząc: „Zamiast ofiarowywać<br />
zwierzęta, pozwólcie im być wolnymi. Pozwólcie im szukać trawy, wody i pieszczoty<br />
wiatru. Zwierzęta, które zabijacie, dały wam już swą ofiarę w postaci mleka i wełny.<br />
Zawierzyły waszym rękom, które teraz je zabijają".<br />
Kiedy Budda ujrzał zranionego baranka, który nie potrafił nadążyć za stadem, wziął<br />
go na ręce, mówiąc: „Biedna matko o wełnistej sierści, gdziekolwiek pójdziesz, poniosę<br />
twoje małe. Lepiej nie pozwolić cierpieć zwierzęciu, niż siedzieć kontem<strong>pl</strong>ując zło świata<br />
i modlić się w towarzystwie kapłanów".<br />
Jednakże kiedy pierwsze wieki oficjalnego chrześcijaństwa przyniosły rozkwit<br />
Kościoła, dając mu silną pozycję, jego patriarchowie zaczęli powoli odsuwać się od nauk<br />
Jezusa, uważając je często za niewygodne i zbyteczne. W 314 roku koncylium regionalne<br />
w Ankarze zawiesiło wszystkich kleryków i diakonów, ponieważ nie chcieli jeść mięsa<br />
nawet ukrytego w jarzynach, co potraktowano z całą surowością jako wystąpienie<br />
przeciwko Bogu, który dał zwierzęta za pokarm. Na taką praktykę pozwalała im pozycja<br />
monopolisty oraz wysoki poziom wykształcenia. Możemy zaryzykować stwierdzenie, iż<br />
jedynie duchowni byli w tamtych czasach doskonale zorientowani w zawiłościach pism<br />
świętych. I - co bardzo ważne - jedynie oni mieli dostęp do tego rodzaju ksiąg, podczas<br />
gdy reszta społeczeństwa mogła polegać jedynie na ich zapewnieniach. Dopiero<br />
wynalezienie druku poprawiło nieco stan powszechnej ciemnoty. Niestety, był to krok<br />
stanowczo spóźniony: sfałszowane pisma zdążyły już na stałe wejść do tradycji, a<br />
okrzepły monolit kościelny stał się zbyt silny na wszelkie próby dociekania prawdy. Poza<br />
tym zadziałał tu jeszcze czynnik ślepej wiary, na stulecia kształtującej formę<br />
powszechnego pola informacji.<br />
„Pod wieloma względami uczeni działający na polu studiów biblijnych dowiedli, że z<br />
Biblią łączą się o wiele bardziej złożone problemy, niż się zwykłe przypuszcza. Na<br />
przykład w wypadku Nowego Testamentu powszechnie już wiadomo, że Ewangelii nie<br />
można traktować jako ścisłych historycznych doniesień o tym, co Chrystus mówił i czynił.<br />
Przeciwnie, wiele legend o jego życiu
249<br />
i dokonaniach zostało w znacznym stopniu upiększonych, zanim włączono je do<br />
ostatecznej wersji Ewangelii w ostatnim trzydziestoleciu I wieku n.e."<br />
Jonathan Campbell<br />
Bezkarność kapłanów i niedostępność Biblii dały Kościołowi całkowicie wolną rękę w<br />
kształtowaniu obrazu wiary. Już na Soborze Nicejskim w 325 r.n.e. specjalni korektorzy<br />
starannie wykreślili niewygodne teksty (nie należące do ciekawych), w tym tak istotne dla<br />
dogmatu, jak prawdę o reinkarnacji czy zakaz spożywania mięsa. Oczywiście w zapale<br />
fabrykowania nowej prawdy spłodzono także wiele rzekomo oryginalnych tekstów, jak<br />
chociażby 1 i 2 List do Tymoteusza, List do Kolosan, 2 List do Tesaloniczan, List do<br />
Tytusa czy List do Hebrajczyków. A nie chodzi tu o przypisywanie autorstwa jakiemuś<br />
tam dziełu literackiemu, co na przełomie wieków było regułą ale o niezgodności<br />
doktrynalne.<br />
Jednak nie wszyscy duchowni przyjęli zarządzenie soboru za właściwe. Wielu wciąż<br />
trwało przy Jezusowych prawdach. Doszło do takiego rozłamu w łonie Kościoła, iż<br />
wszyscy duchowni pod groźbą usunięcia z urzędu musieli próbować mięsa. Tej postawie,<br />
proszę zauważyć, sprzeciwili się kapłani uznawani za świętych przez ich własny Kościół!<br />
Przy naukach Jezusa niezłomnie trwał chociażby Klemens z Aleksandrii, Bazylii Wielki,<br />
arcybiskup Cezarei, czy Hieronim z Dalmacji. „Za" opowiadała się początkowo większa<br />
część niższego duchowieństwa.<br />
Respektowana przez cały stan mnichów chrześcijańskich wstrzemięźliwość upadła,<br />
dopiero kiedy zakony stały się bogate i potężne. Ideał chrześcijaństwa odszedł wówczas<br />
w zapomnienie raz na zawsze. Klasztory próbujące temu zaradzić zamykano, a<br />
duchownych odwoływano. Tylko nielicznym udawało się jakiś czas bronić świętych<br />
zasad, ale i oni znikali potem w tajemniczych okolicznościach. Na własnej skórze<br />
doświadczył tego wędrowny kaznodzieja Piotr Waldes, który - choć w głoszeniu ideałów<br />
czystości przechytrzył aż dwóch papieży, otrzymując z ich rąk przyzwolenie na głoszenie<br />
słowa Bożego, tak bardzo przejął się misją wygłaszania kazań, iż musiał... zaginąć w<br />
podróży do Ziemi Świętej, aby zainicjowany przezeń ruch odnowy przestał dręczyć<br />
Kościół prachrześcijańskimi zasadami.<br />
Przetrwał za to wizerunek krwiożerczego Boga ze Starego Testamentu. Boga pełnego<br />
sprzeczności, Boga bezwzględnego, który nie wahał się uśmiercić synów Aarona<br />
(Nadaba i Abihu), i na dodatek Boga zazdrosnego (także seksualnie):<br />
„Nie będziesz oddawał pokłonu bogu obcemu, bo Jahwe ma na imię Zazdrosny: jest<br />
Bogiem Zazdrosnym.. Nie będziesz zawierał przymierzy z mieszkańcami tego kraju, aby<br />
gdy będą uprawiać nierząd z bogami obcymi i składać ofiary bogom swoim, nie zaprosili<br />
cię do spożywania ich ofiary. A także nie możesz brać ich córek za żony dla swoich<br />
synów, aby one uprawiając nierząd z obcymi bogami nie przywiodły twoich synów do<br />
nierządu z bogami obcymi".<br />
Trzeba przyznać, iż wzmianka o lubieżnych zainteresowaniach bogów i ich<br />
wzajemnych stosunkach, o których tak wiele mówią apokryfy i teksty kanoniczne, jest dla<br />
katolika końca dwudziestego wieku zaskakująca. Niemniej to właśnie one wraz z całą<br />
tajemniczą oprawą stanowią wciąż aktualne źródło wiary.
250<br />
Podobnych niejasności pozbawione są odkryte w latach 1947-56 w Qumran<br />
przedchrześcijańskie rękopisy, na których oparto znaczną część tekstów Nowego<br />
Testamentu i z których zaczerpnięto wiele kazań przypisanych potem Jezusowi i jego<br />
uczniom, co daje ogólne wyobrażenie o sposobie kompilowania Pisma Świętego.<br />
Odnalezione w grotach teksty liczą prawie osiemset rękopisów, z których największy,<br />
będący pierwowzorem Księgi Izajasza (o tysiąc lat wcześniejszym od znanej do tej pory<br />
kopii hebrajskiej Biblii), jest zwojem mierzącym ponad siedem metrów długości.<br />
Znaleziono także, prawdopodobnie, szóstą księgę Tory, co już z podejrzenia jest nielichą<br />
sensacją Oprócz pierwowzorów pism świętych natrafiono również na pisma codzienne,<br />
jak i na mające charakter historycznej tajemnicy. Mowa oczywiście o „Wojnie Synów<br />
Światłości z Synami Ciemności",<br />
0 której dotąd nikt nie słyszał, a która rzuca jaśniejsze światło na koincydencję Starego<br />
Testamentu z Wedami. Niestety, znaczna część znaleziska z powodu przesłania i swego<br />
rewolucyjnego charakteru zostanie - ku zadowoleniu Watykanu - udostępniona dopiero<br />
w przyszłości.<br />
Skoro jesteśmy już przy Watykanie, to przyjrzyjmy się prawdom głoszonym przez<br />
proroków, uznawanych w powszechnej opinii za autentycznych uczniów Jezusa. Niestety<br />
i tu trafiamy na mistyfikację szytą grubymi nićmi. I tak Ewangelia Marka nie pochodzi od<br />
apostoła Marka, ale od tłumacza Piotra w Rzymie, o czym zaświadcza Papias w swoim<br />
liście do prezbitera Jana:<br />
„Marek, tłumacz Piotra, kreśli z dokładnością, chociaż bez większego porządku,<br />
wszystko, co przechował w pamięci o tym, co Jezus miał powiedzieć, ponieważ zaś on<br />
sam Pana nie widział, lecz był tłumaczem Piotra, który go uczył, gdzie zachodziła<br />
konieczność, nie wyłożył wszystkich słów Chrystusa w ich pełni. Nie można więc<br />
Markowi mieć za złe, że zapisał tylko to, co jemu przekazała pamięć ".<br />
Również Ewangelia Łukasza, jak i Dzieje Apostolskie, nie pochodzą od Łukasza, który<br />
terminował u Pawła, o czym wspomina list do Kolosan, ale wyszły spod ręki innego<br />
legendotwórcy. Także autor Ewangelii Mateusza nie jest tym, za kogo zwykł go podawać<br />
Kościół. Mało tego, trzy ewangelie, tj. Marka, Mateusza<br />
1 Łukasza, zwane synoptycznymi, są niemal identyczne, czwarta zaś, ewangelia Jana,<br />
do dziś uznawana jest przez teologów za kontrowersyjną.<br />
Już sama historia objawienia wygląda u Jana dość ciekawie. Zawezwany w celu<br />
napisania Ewangelii, odparł Jan po długim zastanowieniu: „Pośćcie ze mną od dzisiaj trzy<br />
dni i co każdemu zostanie objawione, będziemy sobie opowiadali". I choć całość<br />
sfirmował Jan własnym podpisem, to i tak jego (czytaj: ich) wizje nie uniknęły kolejnych<br />
sprostowań chrystognostyków wieków późniejszych.<br />
Zresztą Dionizos z Aleksandrii Wielkiej (zm. w r. 264/65) przyznaje, iż Apokalipsę Jana<br />
napisał Cerynt. Zaznaczył przy tym, iż waga dzieła jest zapewne nadzwyczajna i przez ten<br />
walor można traktować je jako oryginalne. Dzisiaj postępowanie takie nazywamy<br />
oszustwem i jeśli można - likwidujemy drogą jurystycznej odpowiedzialności. Jednakże<br />
w tamtych czasach Kościół był sędzią własnych czynów i nagminnie korzystał z tego<br />
przywileju. Współcześnie możemy
251<br />
mówić jedynie o dalekowzrocznej zapobiegliwości. Efektem takiej zaradności są setki<br />
„gorących oryginałów", np. I i II List Piotra, do czego zresztą teologia katolicka się<br />
przyznaje i co... usprawiedliwia. List Pawła do Efezjan, do Kolosan, II List do Tesaloniczan<br />
to też podroby. Podobnie wygląda to z I i II Listem do Tymoteusza i setkami innych<br />
dokumentów, co już podnosiłem, ale nie ma potrzeby wyliczać ich wszystkich. Wystarczy<br />
świadomość metod, które Kościół z powodzeniem stosował w celu rozciągnięcia władzy<br />
nad społeczeństwem i których skutki pokutują w nas po dzień dzisiejszy.<br />
Także Paweł zwiastował Dobrą Nowinę w niecodziennych okolicznościach - kiedy<br />
ujrzał światło i na trzy dni stracił wzrok, zstąpiło nań objawienie. Również jego<br />
towarzysze słyszeli głosy niebios, chociaż nikogo nie widzieli.<br />
Prawda jest taka, że teksty odnalezione w Qumran i nieco wcześniej w Nag Hammadi<br />
były przekazami biblijnymi zupełnie inaczej przedstawiającymi starotestamentowe<br />
historie, a już w ogóle niewiele miały wspólnego z naukami Kościoła wyrosłego na<br />
legendzie Jezusa. Mało tego: jako jedyne wiarygodne pisma z okresu przed- i<br />
Jezusowego przedstawiały życie i nauki Mesjasza w świetle wrogim obowiązującym po<br />
dziś doktrynom religijnym. Lecz były zbieżne ze wszystkim, co przekazuje nam świat<br />
duchowy. Uderzając w fundamenty religii, gorące teksty musiały siłą rzeczy być<br />
odrzucone przez Watykan, napiętnowane i wzgardzone. Uznane za wywrotowy element.<br />
Czy słusznie? A jakże. Wystarczy wspomnieć historię dwóch Szymonów, których<br />
prawdziwe życie niewiele miało wspólnego z przekazem, jaki polityczną manipulacją<br />
dotrwał do naszych czasów w słowach Pawła z Tarsu i św. Piotra.<br />
Szaweł, właśnie w czasie swojej podróży do Damaszku, której celem było wydanie<br />
Rzymianom zwolenników Jezusa, wpadł na genialny pomysł stworzenia nowej religii,<br />
religii opartej na kulcie Jezusa. A ponieważ Nauki Jezusa były wówczas mało zrozumiałe<br />
i bardzo mało popularne, można wręcz powiedzieć: były jednym z licznych sposobów<br />
pojmowania świata obok wielu innych wierzeń, jakie wyrażały swój stosunek do<br />
„nieuchronnego" ówczesne społeczności - umyślił więc Szaweł stworzenie nowej wiary<br />
od podstaw. Zaczął od siebie, przybierając imię Pawła z Tarsu. Potem przy współudziale<br />
św. Piotra przejął całą mitologię Mitry, czyniąc z Jezusa Boga zrodzonego z dziewicy i<br />
zmartwychwstałego po ukrzyżowaniu. I choć, uznani za heretyków, zostali odrzuceni<br />
przez większość apostołów, to jednak do nich należał pomysł, który ochoczo przejął<br />
powstały w wiekach późniejszych Kościół. I tak to chrześcijaństwo przejęło w czasie<br />
swojej wiekowej tradycji wszystko, co było najlepsze w wierzeniach innych społeczności,<br />
to znaczy wszystko to, co najbardziej przemawiało do wyobraźni tłumów, wraz z datą<br />
narodzin Jezusa, sakramentem chrztu, spowiedzi, małżeństwa etc., etc. (a co w<br />
rzeczywistości w ogóle nie miało miejsca).<br />
Za przykład rozmijania się prawdy z rzeczywistością niech posłuży tylko jedna<br />
historia, odczytana w bibliotece Esseńczyków i ukazana światu przez L. Gardnera w „Krwi<br />
z krwi Jezusa". Śledztwo, a raczej fakty dotyczą życiorysów dwóch Szymonów, którzy żyli<br />
i pracowali w otoczeniu Jezusa. Szymon Piotr, czyli Szymon Skała był typowym<br />
analfabetą tamtych czasów, matołowatym wieśniakiem, chciwie
252<br />
korzystającym z blasku otaczającego Jezusa, facetem nie pojmującym jego nauk.<br />
Dlatego nienawidził kobiet, zwłaszcza tych wykształconych, a przede wszystkim Marii<br />
Magdaleny, przyjaciółki Jezusa, której ten częściej dawał posłuch niż jemu. Potem swoją<br />
nienawiść do kobiet wbetonował w podstawy chrześcijaństwa.<br />
Drugi z Szymonów, zwany Zelotą wszechstronnie wykształcony człowiek (stąd<br />
przydomek: Mag) - był jednym z najcenniejszych współtowarzyszy Jezusa i jednym z<br />
nielicznych, którzy rozumieli jego nauki, także te dotyczące Wielkiej Mocy tkwiącej w<br />
człowieku, z którą pojednanie oznacza wyzwolenie duszy z kręgu wielu narodzin.<br />
Aresztowany przez Rzymian, cudem uniknął śmierci. Miast niego zginął Szymon<br />
Cyrenejczyk. On zaś na czas zorganizował pomoc i w ostatniej chwili zdjął z krzyża<br />
Jezusa. Potem wraz z Jezusem, Marią Magdaleną i Józefem z Arymatei uciekł do Egiptu.<br />
Do końca życia pozostał wierny naukom spisanym w „Wielkiej Zapowiedzi" i tępił jak<br />
mógł tworzone przez Pawła z Tarsu i Piotra chrześcijaństwo. Kiedy Jezus wyjechał do<br />
Tybetu, gdzie żył jeszcze wiele lat, więź między oboma przyjaciółmi zerwała się na stałe.<br />
I tak to wygląda historyczna uczciwość chrześcijaństwa w tworzeniu, a raczej w<br />
umacnianiu własnego wizerunku. Ten sam schemat prokurowania Pisma Świętego<br />
zastosowano współcześnie w Papui i Nowej Gwinei, gdzie żyjące tam <strong>pl</strong>emiona nie<br />
spotkały się jak dotąd z innym zwierzęciem poza świnią. Dlatego wszystkie zwierzęta<br />
występujące w Biblii zostały przemianowane na świnię. Nawet Baranek Boży w tym<br />
wydaniu Pisma nazywa się Świnią Bożą.<br />
„ Tak więc, aby móc pokładać wiarę w treści zawarte w ewangeliach, musimy wrócić<br />
do oryginalnych greckich rękopisów wraz Z występującymi w nich wtrętami w postaci<br />
słów i wyrażeń hebrajskich i aramejskich. Kiedy to zrobimy, odkryjemy, że w rodowodzie<br />
Jezusa duża część istotnych danych została źle zinterpretowana, błędnie zrozumiana,<br />
błędnie przetłumaczona lub po prostu pominięta. Czasami przyczyną tego był brak<br />
odpowiednich słów w językach, na które je tłumaczono".<br />
Sir Laurence Gardner<br />
Obowiązkowym wtrętem będzie także nawiązanie do innej metody zdobywania<br />
przewagi nad niewiernymi, do oszustwa, i przypomnienie tu o „Darowiźnie<br />
Konstantyńskiej", najgenialniejszym (udowodnionym) fałszerstwie w historii Kościoła,<br />
które oddało mu w posiadanie cały ówczesny świat, zapewniając władzę i majątek<br />
nieznane dotąd w historii. Fałszerstwa dokonano w kancelarii papieskiej w VIII wieku i<br />
choć katolicy przyznali się doń osiem stuleci później, to już nic i nikt nie mógł pozbawić<br />
ich uzyskanych profitów, strzeżonych Chrystusową tajemnicą mocą wypraw krzyżowych,<br />
inkwizycją eksterminacją Indian i tym podobnym arsenałem środków. Otóż wspomniana<br />
„Darowizna Konstantyńska" oddawała we władanie Kościoła cały Zachód Cesarstwa,<br />
czyniąc jednocześnie z papieża ukonstytuowanego przez Cesarza Niebieskiego samo<br />
władcę:
253<br />
,,(...)ponieważ doczesny cesarz nie powinien sprawować władzy tam, gdzie przez<br />
Cesarza Niebieskiego został ustanowiony głową (papież) chrześcijańskiej religii".<br />
Dokument ten, ukazany światu w odpowiedniej chwili i miejscu, przyniósł właściwy<br />
dla tego czasu i miejsca skutek. Wspomagało go zresztą przeszło sto innych fałszerstw,<br />
które wymienił swego czasu sekretarz papieski Yalla.<br />
Jeśli zaś brakowało dokumentów, wystarczyło wzorem Grzegorza I podjudzić do<br />
wojny i sięgnąć do ludobójstwa, a zwycięstwo było gwarantowane.<br />
„Cóż można ganić w wojnie? - dziwił się św. Augustyn w jednym ze swych licznych<br />
pism. - Czy to, że giną w niej ludzie, mający i tak kiedyś umrzeć? Dezaprobowanie wojny<br />
lub nienawidzenie jej jest małostkowością i nie ma nic wspólnego z bojaźnią bożą".<br />
Nie ganił jej także Sykstus IV. Prócz nepotyzmu, defraudacji majątku kościelnego i<br />
rozpusty, jak i popierania kazirodztwa w rodzinie, chętnie wspierał zbrodniarzy<br />
wojennych i przestępców, spiskował, organizował wojny i z lubością zadawał rany.<br />
Nakazał profanowanie grobów celem zbierania relikwii, otwieranie domów publicznych i<br />
ku<strong>pl</strong>erstwo. Zresztą oszustwa i fałszerstwa to i tak drobnostki w porównaniu z jego<br />
talentem do wywoływania wojen.<br />
Jego następca nie był już tak aktywny, ale współudział w morderstwie to też pewne<br />
osiągnięcie. Za to Grzegorz IX, miast wojsku płacić żołd, zezwolił na bezlitosne grabienie<br />
miejscowości. Pozostali papieże nie byli gorsi. Jeśli jednak kto uważa, iż zbrodnie<br />
wojenne stanowią jedynie niechlubną a przestarzałą kartę historii Kościoła i nie mają nic<br />
wspólnego z dzisiejszym obliczem Watykanu, to się grubo mylą. Tak dla sprostowania<br />
przyjrzyjmy się na krótko wiekowi dwudziestemu, który niechlubnie rozpoczęła I wojna<br />
Światowa:<br />
„To będzie piękna wojna - instruował swoich sekretarzy Leon III. - Wojna, której<br />
skutki określać się będzie mianem piątej krucjaty. Katolicyzm zatryumfuje na Bałkanach,<br />
prawosławie zostanie zepchnięte do roli większej sekty i przy okazji okiełzna się islam ".<br />
Pius X to wcielone szerzenie fałszu, rasizm, przerabianie Pisma, naturalnie Świętego<br />
(choć nie dorównał na tym polu Sykstusowi V, który osobistej, doskonałej przeróbce<br />
Słowa Bożego poświęcił aż osiemnaście miesięcy pontyfikatu), łamanie praw człowieka,<br />
szantaż i ekskomunika nałożona na wszystkich historyków Kościoła poprawnie<br />
interpretujących prawdy objawione. Mało?... A organizowanie i wspieranie wojny<br />
zaborczej w Bośni i Hercegowinie? A przecież to za wykorzystywanie wojny do<br />
rozszerzania władzy katolickiej nad kraje słowiańskie zasłużył sobie na miano papieża<br />
pokoju! Dzisiaj takich ludzi, zwanych zbrodniarzami wojennymi, ściga prawo<br />
międzynarodowe.<br />
Z drugiej zaś strony nie był chyba taką czarną owcą bo w zestawieniu z Piusem XII<br />
wypada wcale nieźle. Niemniej wspieranie zbrodniczych stowarzyszeń i zorganizowanej<br />
przestępczości, jak i osłanianie zbrodniarzy wojennych udowodniono obu patriarchom<br />
Kościoła. Mało kto jednak wie o współpracy Piusa XII z nazistami, i to bynajmniej nie z<br />
obawy przed utratą życia, co spotkało Piusa XI w przeddzień potępienia faszyzmu, ale z<br />
chęci uczynienia z faszyzmu
254<br />
zbrojnego ramienia Kościoła. Watykan oficjalnie poparł dyktatury w Hiszpanii, Portugalii<br />
i w Niemczech. Po wojnie domowej w Hiszpanii papież złożył generałowi Franko<br />
serdeczne podziękowanie za odniesienie tak pożądanego przez Kościół Katolicki<br />
zwycięstwa. Szczególnymi względami i błogosławieństwem Watykanu cieszył się sam<br />
Hitler, którego pamięć po samobójczej śmierci uczcił kardynał Bertram odprawieniem w<br />
dniu 1 maja uroczystego rekwiem. To właśnie Pius XII, a może raczej Kościół Katolicki, w<br />
szerzeniu wiary przyczynił się do wymordowania w Serbii prawie 850 tysięcy ludzi! I to<br />
nie tylko przez zawarcie przymiera z chorwackim fiirerem Pavelicem, cieszącym się<br />
formalnym poparciem Piusa XII, ale przede wszystkim przez... bezpośrednie uczestnictwo<br />
w eksterminacji niewiernych:<br />
„Bombami zabijali ustasze i ich duchowni pomocnicy przede wszystkim dzieci, które<br />
najpierw, jeszcze żywe, wrzucano do masowych grobów - pisze Uli Weyland w swojej<br />
wstrząsającej książce "Jezus oskarża". - Karabinów i broni maszynowej używali do<br />
masowych egzekucji, przeprowadzanych z wyszukanym okrucieństwem. Strzelano w<br />
nogi, potem w brzuchy, wreszcie w piersi. Innym narzędziem mordu były noże<br />
rzeżnickie, którymi przycinano szyje niewinnych ofiar, odmawiających przyjęcia<br />
katolicyzmu. Toporami mnisi i żołnierze ćwiartowali Cyganów. Rozcinali im głowy,<br />
brzuchy i klatki piersiowe. Posługiwali się także, starając się nie wzbudzać wiele hałasu i<br />
rozgłosu, siekierami ciesielskimi, używając ich do rozłupywania głów, łamania<br />
kręgosłupów i rozcinania arterii. Podczas masowych mordów używali ponadto<br />
drewnianych młotków; uderzone nimi wielokrotnie bezbronne ofiary padały martwe. Tak<br />
zwane "ciche egzekucje" bandy morderców wykonywały ze szczególną lubością. Do<br />
zabijania dzieci i kobiet stosowały one żelazne pręty, specjalnie w tym celu<br />
produkowane w jednej z fabryk. Bito na oślep w głowy i tułowia. Ludzi chorych i starych<br />
- wiemy to z pewnością - zabijano kilkoma uderzeniami żelaznych młotków.<br />
Pewien franciszkanin o nazwisku Filipovic, zwany "szatanem", ze szczególną pasją<br />
uśmiercał dzieci i chorych, posługując się motyką. Jedna z najstraszliwszych metod<br />
mordowania, służąca przedłużaniu męki ofiar, polegała na deptaniu ofiar i skakaniu im<br />
po brzuchach aż do zmiażdżenia wątroby i śledziony. Także skórzanymi batami<br />
fanatyczni i spragnieni krwi słudzy "świętego Kościoła Katolickiego" chłostali na śmierć<br />
"niewierne" dzieci, kobiety i mężczyzn. Powieszenie było aktem łaski".<br />
Takie było prawdziwe oblicze klerykalnego faszystowskiego kultu Piusa XII, którego<br />
fascynację polityką Hitlera trudno nazwać nawet chorobą. Nawet sam Mussolini prawie<br />
wszystko zawdzięczał wsparciu Państwa Papieskiego. To właśnie prohitlerowska polityka<br />
Stolicy Apostolskiej torowała przywódcy III Rzeszy tryumfalny pochód przez Europę. Ten<br />
błogosławiony przez Boga wszechmogącego wódz, za którego tak błagalnie modlił się<br />
papież, wziął sobie to wsparcie do serca i z czystości intencji dzielnie gazował żydów,<br />
morderców Jezusa. To dlatego niemieccy więźniowie zaczytywali się Biblią i Mein Kampfem,<br />
a w kwietniu 1939 roku, tuż po zajęciu Czechosłowacji przez hitlerowskie wojska,<br />
Pius XII ochoczo zapewniał:
255<br />
„ Cieszymy się z wielkości, rozkwitu i dobrobytu Niemiec i fałszem byłoby<br />
twierdzenie, jakobyśmy nie chcieli Niemiec kwitnących, wielkich i potężnych ".<br />
Jeszcze wcześniej, po wkroczeniu do Austrii i po okupacji Sudetów, kiedy liczba<br />
katolików w zajętych ziemiach wzrosła o 10 procent, Kościół aż wył z radości, śląc<br />
depesze dziękczynne do Hitlera i zapewniając Rząd Niemiecki, że duchowni<br />
zachowająjak najsurowsze milczenie na temat obozów koncentracyjnych, jeżeli się im<br />
„pozwoli w nich pełnić ich obowiązki".<br />
W klerykalno-faszystowskiej Słowacji Kościół Katolicki w osobie prałata Tisy oddał<br />
Hitlerowi w posługę trzy dywizje w sile 50 000 ludzi! Także na ziemiach polskich<br />
Watykan dzielnie kolaborował z władzami niemieckimi i z Gestapo w zwalczaniu w<br />
kościele polskim wszelkich przejawów polskości. Jeszcze przed napadem na Polskę<br />
papież osobiście zapewnił, że powstrzyma się od potępienia Niemiec, kiedy te uderzą na<br />
nasz kraj. Proszę nie zapominać, że wierni, katolicy, chcą tego czy nie, ponoszą za ową<br />
politykę taką samą odpowiedzialność co Watykan. Opłacając watykańskich morderców,<br />
przyczynili się bowiem cichą zmową i aprobatą do ukształtowania się takiej a nie innej<br />
polityki XX wieku. I oni musieli pragnąć chwały zwycięstwa, kiedy wojska niemieckie<br />
uderzyły na Rosję, a ujarzmieni wyznawcy prawosławia na klęczkach czołgali się do<br />
krzyża prawdy. W ich imieniu Ojciec Kościoła Katolickiego zanosił się radością, głosząc:<br />
„Zbliża się wielki dzień X, dzień wkroczenia do Związku Radzieckiego". Czyż można się<br />
dziwić, że w Modlitewniku Katolickim i Śpiewniku Wojskowym z 1940 roku czytamy:<br />
„Pobłogosław, Boże. wojsko niemieckie, powołane do tego, by strzec pokoju i<br />
chronić ognisko domowe, i daj tym, którzy w nim służą, siłę do najwyższej ofiaiy dla<br />
Fiihrera, narodu i Ojczyzny. Pobłogosław szczególnie naszemu Furerowi... Obyśmy<br />
wszyscy pod jego wodzą widzieli swoje święte zadanie w oddaniu się narodowi i<br />
Ojczyźnie, abyśmy przez wiarę, posłuszeństwo i wierność dostąpili wiecznej Ojczyzny w<br />
królestwie twojej światłości i Twojego pokoju. Amen ".<br />
Aż ciśnie się na usta pytanie, dla jakiej to świętej sprawy katolicy z imieniem Boga na<br />
ustach poświęcali życie drugiego człowieka? Czyż ludzkie życie mogło być przeszkodą<br />
dla szerzenia się uniwersalnych prawd zawartych w Biblii? Czy to dla poparcia tych<br />
prawd tyko siedmiu katolików odmówiło walki za Rzeszę Niemiecką? Czy naprawdę tyko<br />
tylu odważyło się zaakcentować własne człowieczeństwo? A może pozostali doskonale<br />
zdawali sobie sprawę z tego, że dla chrześcijaństwa, tej wojującej religii. Biblia jest<br />
idealnym parawanem do osiągania osobistych celów, że tę Świętą Księgę można<br />
odczytywać na tysiące sposobów, a i tak nie wyczerpie się wszystkich możliwości<br />
interpretowania zawartych w niej treści? A może to nikt inny, tylko katolicy wiedzą<br />
doskonale, że Biblia a Jezus to dwie zupełnie różne sprawy? Czyżby dlatego ich kapłani<br />
w osobach kardynałów tak ochoczo błogosławili sprzęt wojskowy i rozdawali medaliki<br />
idącym na mord niemieckim wyznawcom? I ostatnie pytanie: Czy tylko na papiestwie<br />
ciąży wina za przygotowanie wespół z Mussolinim i Hitlerem II Wojny Światowej? Bo jeśli<br />
tak, to znaczy, że nie należy brać serio tego, czego tak głośno domaga się od wiernych<br />
Watykan. Ale jeśli chrześcijanin stawia prawa kościelne nad boskimi, to wtedy...
256<br />
historia Kościoła źle wpływa na trawienie (Wolter), wtedy i on (rezygnując z<br />
indywidualnych przekonań) staje się składnikiem władzy politycznej i automatycznie<br />
przestaje być nośnikiem humanizmu.<br />
Wstrząsające? Niewiarygodne?... Ale to nie koniec historii. Prócz popierania po<br />
wojnie kolejnych bandyckich reżimów, Watykan stworzył specjalną organizację.<br />
Commissione Pontificia d^Assistenza, która przerzuciła do Ameryki Południowej,<br />
Północnej i Australii kilkadziesiąt tysięcy zbrodniarzy wojennych. Uczyniono to z<br />
czystości serca, z obowiązku wspierania nie tak dawnych sprzymierzeńców, ale i z obawy<br />
przed zdemaskowaniem haniebnych powiązań Świętego Ciała Kościoła z Bogami Wojny.<br />
No i oczywiście z obowiązku przejęcia części masy spadkowej po III Rzeszy. To zbożne<br />
dzieło z wielkim zaangażowaniem kontynuował następca Piusa XII, Paweł VI,<br />
wyprowadzając do ziemi obiecanej 30 tysięcy niesławnych uciekinierów, zaopatrzonych<br />
w pieniądze i paszporty Watykanu lub Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.<br />
Ale i to nie koniec idei krucjat w Kościele. Zakon Rycerzy Grobu, oddział szturmowy<br />
Watykanu, od początku lat pięćdziesiątych wspomaga aktywnie dyktatury wojskowe<br />
głównie w Ameryce Środkowej i Południowej. Statut jego zawiera także obowiązek<br />
udzielania pomocy katolikom walczącym z Żydami! Może dlatego, że już św. Hieronim<br />
nazwał Żydów ,,bluźniercami i złymi ludźmi", a synagogi „siedzibą szatana", a Jan<br />
Chryzostom, jeden z ojców Kościoła, uważał ich za „zakałę rodzaju ludzkiego", zaś ich<br />
świątynie za „miejsca niewiary, bezbożności i szaleństwa". Być może. Jednak to z<br />
apostołów żydowskiego pochodzenia składa się fundament Kościoła katolickiego. Czy<br />
Jezusa i Piotra także należałoby nazywać zakałami rodzaju ludzkiego? Przecież byli<br />
Żydami...<br />
Przez dwa tysiące lat tępiono Żydów, przypisując im odpowiedzialność za śmierć<br />
Jezusa, choć to nie oni, lecz Rzymianie byli sprawcami jego odejścia. Zaś rzekome<br />
judaszowskie srebrniki wycofano z użytku... 300 lat wcześniej. A przecież Paweł,<br />
najstarszy świadek koronny, o żadnym Judaszu, który sprzedał Jezusa, nie słyszał.<br />
Historię tę dorobiono znacznie później, a ostateczny jej rys nadał arcybiskup Genui<br />
Jakub de Voragine w „Złotej legendzie".<br />
Czytamy w niej, że Judasz urodził się w Jerozolimie. Matce, Cyborei, przyśniło się, że<br />
urodziła wielkiego zbrodniarza, więc w porozumieniu z mężem, Rubenem, włożyła<br />
dziecko do koszyka i puściła w morze. Chłopca znalazła na <strong>pl</strong>aży królowa wyspy, do<br />
której dobił koszyk. Nie mogąc mieć dzieci, upozorowała ciążę i przyjęła Judasza jak<br />
własnego syna. Jak to się jej udało, nie wiadomo, bo Judasz miał przeszło rok, ale<br />
możliwe też, że mieszkańcy wyspy Skariot nagminnie cierpieli na zaburzenia wzroku,<br />
zwłaszcza mąż królowej. Jednak stał się cud i po czasie królowa stała się brzemienną.<br />
Kiedy zawistny Judasz zabił królewicza, musiał ratować się ucieczką do Jerozolimy, gdzie<br />
wstąpił na służbę do Piłata, równie niecnego łotra jak on sam. Otoczony prokuratorską<br />
kuratelą czuł się na tyle bezkarnie, że kiedy nabrał ochoty na jabłka sąsiada, zabił tego, a<br />
w nagrodę za odwagę Piłat wyswatał go z żoną po zamordowanym. Wkrótce okazało<br />
się, że zabitym sąsiadem był jego własny ojciec, a starą nałożnicą jego własna matka.<br />
Ojcobójca i kazirodca udał się więc do Jezusa z prośbą o wybaczenie. Czemu nie
257<br />
prosił o to Cyborei, nie wiadomo, może dlatego że Kościół nie przyznawał kobietom<br />
żadnych praw, więc i dla Judasza była ona tylko kupą mięsa, na dodatek starego. Jezus<br />
nie tylko wybaczył Judaszowi, ale nawet przyjął go na ucznia i uczynił skarbnikiem.<br />
Judasz kradł ile mógł, a gdy pewnego razu nie podprowadził towaru, to znaczy wartych<br />
30 srebrników olejków, którymi Maria, siostra Marty namaszczała Jezusowi stopy, wściekł<br />
się i z powodu handlowej porażki, by powetować sobie straty, wyznał wszystko Piłatowi.<br />
Na koniec, kiedy zabrano Jezusa, z rozpaczy powiesił się, lecz ducha nie wyzionął ustami,<br />
tylko przez rozpękłe na pół ciało, co znamionuje wieczne potępienie. Tyle gwoli słowa<br />
prawdy o Żydzie-Judaszu.<br />
Dwa tysiące lat prześladowano Żydów za lichwę, gdy tymczasem Kościół sam<br />
zakładał banki i wykupywał akcje. A kiedy w końcu Watykan uznał istnienie Izraela za<br />
fakt dokonany (uczynił to dopiero w roku 1993) - to zrobił to we własnym dobrze<br />
pojętym interesie, walcząc o nową strefę wpływów, o posiadłości i podatki. Nie ma się<br />
więc co dziwić, że kiedy w 1933 roku Hitler zapowiedział eksterminację Żydów, Piusa XII<br />
zajęła walka z... kobiecą modą.<br />
Czy tak wygląda ideał miłości do bliźniego. Czy stać katolików na to, by utrzymywać<br />
Zakon Obrońców Grobu Świętego, tę na pół tajną przestępczą organizację liczącą 2<br />
tysiące księży i 80 tysięcy ludzi świeckich? Nadto organizację zawiadującą<br />
skorumpowanym Bankiem Watykańskim i odpowiedzialną za pranie brudnych pieniędzy<br />
oraz zamawiającą u amerykańskiej mafii sfałszowane papiery wartościowe na kwoty<br />
dochodzące do miliarda dolarów?! Chyba stać, skoro tylko z terenu samych Niemiec<br />
Watykan ściąga rocznie daninę w postaci para miliardów euro.<br />
Co w takim razie robi Biedny Kościół ze swymi pieniędzmi? Z pewnością nie<br />
przekazuje większości swoich dochodów na akcje charytatywne, jak próbuje<br />
udowadniać, gdyż z wyliczeń jasno wynika, iż kwoty przekazywane na prace misyjne, a<br />
więc i tak nie bezinteresowne, nie przekraczają 10-12 procent dochodów tej największej<br />
finansowej machiny świata, dochodów zwolnionych z podatku. I warto przy tym<br />
pamiętać, że już za Jana XXII Watykan posiadał majątek dwukrotnie większy od<br />
majątków pozostających w dyspozycji wszystkich chrześcijańskich władców świata.<br />
„I to jest już cud ekonomiczny godny wybrańców Boga - stwierdza Jerzy Gracz. - Od<br />
blisko trzydziestu lat Watykan ponosi każdego roku ogromne straty, a jego majątek rośn<br />
ie ".<br />
Watykan „jest największym i najbardziej brudnym przedsiębiorstwem świata " -<br />
przyznał ksiądz Giuliano Ferrari, i trudno odmówić mu racji.<br />
Zostawmy jednak brudy tej instytucji w spokoju i wróćmy do zasadności świętych<br />
ksiąg,<br />
Otóż żadna z zatwierdzonych przez Kościół Ewangelii nie została spisana przez osoby<br />
stykające się z Jezusem, na co powołują się katoliccy kapłani, a wręcz przeciwnie:<br />
tworzyły je osoby drugie i co najgorsze - przedkładające interes zatrudniającej ich<br />
instytucji nad dobro wiernych. Fałszerstwa i Corpus Hermeticum doprowadziły do utraty<br />
wielu cennych wartości, sprowadzając wiarę kanoniczną do rangi wiary literowej. Nie<br />
należy więc się dziwić, iż wiele państw w tamtych
258<br />
czasach w ogóle nie uznawało owych czterech Ewangelii, i posługiwało się innymi<br />
księgami. W Syrii, na przykład, jeszcze w piątym wieku używano harmonii Ewangelii<br />
Tacjana.<br />
Już wówczas poszukiwano prawdy w wizerunku miłosierdzia Bożego, a nie w<br />
kościelnych opowiastkach o cudach, które w mniemaniu ewangelistów miały<br />
współczesnym dostarczyć niezbitego dowodu na boskie pochodzenie Jezusa. I choć św.<br />
Marek w ogóle pomija kwestię zwiastowania i narodzenia Jezusa, akcentując jedynie<br />
znaczenie chrztu, to u św. Mateusza mamy już boską ingerencję przed narodzinami<br />
proroka, gdzie anioł zapowiada Józefowi w trakcie snu przyjście na świat Syna Bożego,<br />
podczas gdy św. Łukasz brnie jeszcze dałej, przyoblekając niebieskie siły w cielesną<br />
postać anioła, a św. Jan już bez wahania puszcza wodze fantazji, barwiąc poczęcie i<br />
narodzenie Jezusa bajkowym opisem. Najwidoczniej post miał wyjątkowo korzystny<br />
wpływ na wizje „grupy Jana".<br />
Nawet powierzchowne przejrzenie treści zawartych w Ewangeliach uwidacznia ich<br />
nieprawdopodobieństwo i rażące sprzeczności, także chronologiczne, które nie miałyby<br />
miejsca, gdyby relacje rzeczywiście spisywano w tamtych czasach, łub gdyby wygłaszali<br />
je boscy wysłannicy. Na historycznym przekazie Łukasza nie można polegać nawet w<br />
fundamentalnych kwestiach. Jego historyczny opis działalności Jezusa załamuje się już w<br />
trakcie ustalania daty narodzin Syna Bożego. Co gorsze, żaden z czterech popieranych<br />
przez Kościół ewangelistów nie jest w rzeczywistości zainteresowany biografią Jezusa, a<br />
wszystkie tak zwane dane źródłowe są jedynie echem uchwyconym na tle religijnego<br />
krajobrazu Palestyny. Same zaś biblijne opowieści, te dopisane do podań<br />
wcześniejszych, są zaledwie cudownym marzeniem chrześcijaństwa. Wymysłem są fakty<br />
dotyczące narodzin Jezusa, wymysłem są uznawane przez katolików święta. Na przykład<br />
Wielkanoc i Zielone Świątki zapożyczono wiele wieków później z innych kultur.<br />
Wymysłem jest także większość cudów dokonywanych przez Jezusa.<br />
Kościół z upodobaniem rozsławia wiele ponadnaturalnych czynów Jezusa, skrzętnie<br />
zapominając o cudach nie tyle wąt<strong>pl</strong>iwych, co całkowicie bezsensownych. Za przykład<br />
niech nam posłuży żałosna historia drzewa figowego.<br />
Jezus odczuł głód. A widząc z daleka drzewo figowe okryte liśćmi, podszedł ku<br />
niemu zobaczyć, czy nie znajdzie czegoś na nim. Lecz po podejściu bliżej, nie znalazł nic<br />
prócz liści, gdyż nie był to czas na figi. Wtedy rzekł do drzewa: „Niech już nikt nie je<br />
owoców z ciebie " - i drzewo uschło.<br />
Zawarta w tej przypowieści nauka poddaje w wąt<strong>pl</strong>iwość rolę Jezusa jako obrońcy<br />
wszystkiego co żywe, a nadto każe się zastanowić nad stanem jego psychiki. Nie wydaje<br />
mi się jednak prawdopodobne, by Jezus przechodził okres zamroczenia umysłowego i<br />
szukał zimą truskawek. Czemuż więc miały służyć te barwne opowieści? Przekonaniu<br />
wiernych do idei chrześcijaństwa? Otóż nie, gdyż Jezus nie był jedyną chodzącą legendą<br />
tamtych czasów. Tworzenie mitu miało ukryć niewiarę piszących w totalną<br />
ponadczasowość Jezusa Chrystusa!... Miało też otoczyć zasłoną tajemnicy jego<br />
prawdziwe przesłania. Ci którzy z taką gorliwością
259<br />
rozsławiali jego imię, w ogóle nie rozumieli jego nauk, czego dowodzi cała historia<br />
Kościoła. Cuda miały nadać im charakter uniwersalny.<br />
Podobnie było z gwiazdą Betlejemską której historia, jak wynika z analiz<br />
astronomicznych, co wytykali również współcześni ewangelistom astronomowie, jest<br />
zwykłym urojeniem, a w której obronie papież Leon I (zm. w 461 roku) dydaktycznie i<br />
poglądowo głosił, iż gwiazda ta była dla Żydów niewidoczna z powodu ich zaślepienia.<br />
Musiało to być wyjątkowe zaślepienie, skoro Ignacy z Antiochii (zm. około 110 r.) podaje:<br />
„Gwiazda rozjaśniała na niebie, a siła jej światła była nie do opisania; wszystkie<br />
pozostałe gwiazdy, wraz ze słońcem i księżycem, bez mała "tańczyły" w korowodzie<br />
wokół niej, a jej światło przyćmiewało je wszystkie ".<br />
Szczytem bzdury jest z pewnością List Jezusa do króla Abgara V Ukkamy z Edessy, w<br />
którym Mesjasz obiecuje królowi, iż uleczy go, ale w danej chwili nie ma czasu, bo musi<br />
najpierw udać się do nieba, ale potem pośle któregoś ze swoich uczniów, aby go uleczył.<br />
I wielu duchownych zarzekało się na autentyczność boskich skreśleń. Wielu robi to<br />
do dzisiaj.<br />
I jak tu dać wiarę spójności boskiego przekazu, skoro nawet fałszowane Ewangelie<br />
kanoniczne pełne są niespójności i nieścisłości historycznych? Jak pogodzić z sobą dwa<br />
rodowody Józefa, ojca Jezusa, czy wiele dat przyjścia na świat samego Mesjasza (spór<br />
między Mateuszem a Łukaszem)?<br />
Dodajmy jeszcze więcej. Piotr nigdy nie przebywał w Rzymie, a Jezus stale<br />
występował przeciwko religijności formalnej i rytualnej i nigdy nie wyrzekł słów<br />
włożonych w jego usta przez Mateusza: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, udzielając<br />
im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego". Wiara w Trójcę Świętą uznaną<br />
dekretami cesarzy rzymskich, wespół z kultem świętych, odpustami i wyświęcaniem<br />
świątyń - została zapożyczona z religii pogańskich i nie jest patentowym osiągnięciem<br />
Rzymu.<br />
Nie było też rzezi niewiniątek ani ucieczki Marii i Józefa do Egiptu, ponieważ Herod<br />
nie żył już od czterech lat. Kazanie na Górze, wjazd Jezusa do Jerozolimy czy rozmowa z<br />
Piłatem to kolejny cios w nieomylność Ksiąg Natchnionych, pękających od natłoku<br />
przeinaczeń. Św. Józef nie był zwykłym stolarzem, ale mistrzem sztuk, mistrzem, czyli<br />
człowiekiem wykształconym, lecz tłumacz przełożył to na mistrza w zawodzie.<br />
Przeinaczenie młodej kobiety na dziewicę uczyniło z Marii przedmiot chuci anielskiej a z<br />
narodzin Jezusa powtarzaną bajeczkę o Niepokalanym Poczęciu. A przecież tłumaczenie<br />
było łatwe i słowo, że Maria była virgo określało jej wiek, nie było zaś późniejszym<br />
synonimem nietkniętej kobiety. Kolejnym błędem było uczynienie z Jezusa<br />
Nazareńczyka, czyli człowieka związanego z liberalną sektą żydowską Jezusa<br />
Nazaretańczyka, czyli mieszkającego w Nazaret, choć Nazaret powstało dopiero w latach<br />
sześćdziesiątych pierwszego wieku n.e., a jest to ważkie spostrzeżenie, gdyż wiąże się<br />
bezpośrednio z przekłamaną historią o Świętym Graalu.<br />
Takie historyczne nieścisłości, gdzie myli się sens słowa, wyraźnie świadczą o lichych<br />
kwalifikacjach kościelnych twórców i tłumaczy. Pewno żaden z nich się
260<br />
nie spodziewał, że nadejdą czasy, w których ktoś odważy się wystąpić przeciwko<br />
fałszerstwu. To wyjaśnia, czemu błędnie odczytano pozostawanie Jezusa z Marią<br />
Magdaleną w związku małżeńskim (na co nie dali się nabrać Tem<strong>pl</strong>ariusze, traktujący<br />
Marię Magdalenę jako zasadnie uświęconą) i samą śmierć proroka jako prawdziwą choć<br />
chodziło tu o symboliczne ukrzyżowanie, oznaczające śmierć prawną i duchową w<br />
wyniku wyklęcia, co określała powszechnie obowiązująca zasada trzech dni i co wszyscy<br />
żyjący w pierwszym stuleciu rozumieli bez najmniejszych wąt<strong>pl</strong>iwości.<br />
Owego fizycznego wskrzeszenia dokonał zgodnie z rytuałem Szymon Zelota. Nawet<br />
Koran mówi o tym bez ogródek. Ale Jezus musiał porzucić współtowarzyszy i udać się na<br />
wygnanie. Wyklęty już wcześniej przez swoich (ekskomunikowany przez Sanhedryn) oraz<br />
naznaczony piętnem terroryzmu przez Piłata, wyrzucony poza nawias społeczeństwa,<br />
Jezus udał się z powrotem do Azji Większej, skąd swego czasu musiał uciekać z powodu<br />
głoszonej przez siebie idei równości wszystkich ludzi wobec Boga, czym naraził się na<br />
gniew braminów.<br />
„ Człowiek zostaje przez Kościół przywołany do wierzenia, a nie do myślenia -<br />
przyznaje Uta Ranke-Heinemann, profesor teologii katolickiej. - Tym- sposobem<br />
człowiek przez całe swoje życie ćwiczy się w chrześcijańskiej gimnastyce mówienia: TAK -<br />
i - AMEN. W religii, która błogosławi wierzących, nigdy zaś wątpiących, ci, którzy pytają,<br />
pozostają bez błogosławieństwa, a pytający w oczach niejednego wierzącego stają się<br />
wręcz podejrzani. Tymczasem pytanie jest chrześcijańską cnotą choć rzadko jest cechą<br />
chrześcijan ".<br />
Na podstawie tych i podobnych wpadek katoliccy i protestanccy egzegeci zgodnie<br />
uważają Ewangelie za przekazy objawienia duchowego, mające niewiele wspólnego z<br />
prawdą historyczną. I taki był stosunek do całej sprawy wszystkich duchownych przez<br />
całe dwa tysiące lat istnienia chrześcijaństwa. Każdy więc dodawał coś od siebie i w<br />
nowym ujęciu to propagował. Nie dziwi więc stanowisko Kościoła, który dopiero na<br />
Soborze Trydenckim w 1545 roku zatwierdził napisaną jak się przyjmuje, w 94 roku<br />
Apokalipsę Jana. Jednak kanonizacja, czyli oficjalne uświęcenie nie objęło wielu<br />
znaczących tekstów. Przypomnijmy niektóre z nich:<br />
• Codex Askewianus /Pistis Sophia/<br />
• Codex Bruce, zawierający Księgę Wielkiej Rozprawy według Tajemnicy<br />
• Codex Berolinensis 8502, zawierający Ewangelię Marii, Tajemniczą Księgę Jana,<br />
Sofię i Jezusa, Dzieje Piotra<br />
• Protoewangelia Jakuba<br />
• Ewangelia Piotra /VIII wiek/<br />
• Apokalipsa Piotra /VIII wiek/<br />
• Ewangelia Nikodema zwana też Dziejami Piłata<br />
• Ewangelia Gameliala<br />
• Galilejski testament NSJC<br />
• Ewangelia Dwunastu Apostołów<br />
• Ewangelia Bartłomieja<br />
» Dzieje Jana /IV wiek/
261<br />
• Dzieje Piotra /V wiek/<br />
® Apokalipsa Pawła /V wiek/<br />
• Homilie Klementyńskie,<br />
czy 49 rękopisów odnalezionych w Kenoboskion w 1947 roku.<br />
Kanonizacji doczekały się natomiast pisma, które często na to nie zasługiwały. A to z<br />
racji odstępstw doktrynalnych, odbiegających daleko od nauk Jezusa, a to znów z<br />
powodu sekciarstwa czy wręcz fanatyzmu religijnego. Wystarczy wspomnieć o widzeniu<br />
świata oczami Pawła, którego seksualne dewiacje zaciążyły na katolickim podejściu do<br />
spraw seksualności, a więc na fundamentalnej kwestii naszego istnienia.<br />
Paweł obrzydzał młodzieńcom kobiety, a pannom mężczyzn, głosząc w kazaniach: „<br />
W przeciwnym razie nie ma clla was zmartwychwstania, chyba że pozostaniecie w<br />
czystości i nie s<strong>pl</strong>amicie ciała swego". Przy czym starannie omijał temat prokreacji,<br />
szydząc z narodzin człowieka w śluzie rozpadu i w łonie rozpusty, z człowieka od<br />
urodzenia napiętnowanego grzechem, z człowieka stanowiącego wyprany z cząstki<br />
Ducha odpad ewolucji. Tę tezę odnajdujemy w historii o Raju utraconym, o Adamie i<br />
Ewie i w naukach Tomasza z Akwinu, który stwierdza autorytatywnie, iż dusza wchodzi w<br />
płód męski w czterdziestym dniu ciąży, a w żeński - z powodu wstydu - w<br />
osiemdziesiątym. Może dlatego św. Augustyn, prócz potępiania kobiet, tak ostro<br />
krytykował kaleki, uważając je za istoty będące jedynie w części człowiekiem. To właśnie<br />
dla poparcia jego nauk obowiązywał swego czasu w kilku stanach Ameryki obowiązek<br />
sterylizacji głuchych.<br />
Antyczłowiecze stanowisko, depczące kobiecą potencjalność, rozbudowujące na<br />
własne potrzeby polityczny i kulturowy antyfeminizm, nie przeszkadzało jednak<br />
papieżom w zawładnięciu całym grzesznym interesem, który skupiony pod skrzydłami<br />
Kościoła przechrzci! nazwę burdel w miano domu dla skruszonych dziewic, gdzie<br />
chronione przez Świętą Inkwizycję panienki ruszały do pracy pod patronatem św.<br />
Magdaleny.<br />
Nawet Jezusa obarczono awersją do kobiet. Kiedy Szymon Piotr chce oddalić Marię<br />
Magdalenę, Jezus proponuje: „Oto poprowadzę ją, aby uczynić mężczyzną, aby stała się<br />
sama duchem żywym, podobnym do mężczyzn". Chodzi oto, że kobieta, jako<br />
zwyrodniała część człowieka, mogła stać się godną i równą mężczyźnie tylko przez<br />
całkowite oddanie się Bogu. Mężczyzna zaś już z mocy urodzenia uchodził za równego<br />
aniołom.<br />
„Człowiek jest zrobiony z najbrudniejszego nasienia - grzmiał papież Innocenty III -<br />
karmiony krwią menstruacyjną, która ma być tak godna pogardy i nieczysta, że przy<br />
zetknięciu z nią owoce nie rosną, a rośliny więdną... a gdy psy ja^ zeżrą, dostają<br />
wścieklizny".<br />
Św. Hieronim tak pisał:<br />
„Tak długo, jak kobieta żyje tylko po to, by rodzić, i dla dzieci, tak długo między nią i<br />
mężczyzną istnieje taka sama różnica, jak między ciałem i duszą; jeżeli jednak pragnie<br />
Chrystusowi bardziej służyć niż światu - wówczas przestanie być kobietą i nazwą ją<br />
"mężczyzną", gdyż życzymy sobie, by wszyscy zostali podniesieni do stanu doskonałego<br />
mężczyzny ".
262<br />
„Kobieta jest ułomna, gorsza niż mężczyzna i na ciele i na duszy" - św. Tomasz.<br />
„Kobiety są więc siedliskiem wszelkich wad. To one wciągają mężczyzn w grzech.<br />
Skoro brzydzą was rzygowiny i kupa gnoju, jak możecie trzymać w ramionach ten wór<br />
nieczystości" - opat Odon z Cluny.<br />
W liście św. Pawła do Tymoteusza czytamy: „Kobieta niech się uczy w cichości i w<br />
pełnej uległości. Nie pozwalam zaś kobiecie nauczać ani się wynosić nad męża..."<br />
Ten prosty zabieg nie tylko podporządkował Kościołowi połowę wiernych, czyniąc<br />
nadto z kobiety istotę upadłą i bezwolną w rękach duchownych, ale wywołując wyrzuty<br />
sumienia emocjonalnym zamętem - przysporzył mu kolejnych dochodów od dążących<br />
do świętości zagubionych panienek.<br />
Lecz nie tylko u chrześcijan spotykamy się z męskim szowinizmem i ekonomicznym<br />
sprytem, bo oto w Koranie podobne stanowisko zachowuje sam Prorok:<br />
„Mężczyźni stoją nad kobietami(...) napominajcie je, by były posłuszne, trzymajcie je<br />
w łożach i bijcie je. Bo kobieta jest tym, co w świecie najbardziej zepsute ".<br />
I tak przekształcone w firmowe hasło dewiacje Pawła stały się oficjalnym tonem<br />
polityki Kościoła. Dlatego w 1958 roku podczas powszechnej wystawy w Watykanie w<br />
sali poświęconej złu wisiało zdjęcie Brigitte Bardot. a w 1999 roku potępiono rozdawanie<br />
pigułek aborcyjnych kobietom zgwałconym w Kosowie. Tylko duchowieństwo, jedyny<br />
organ dokładnie zorientowany w celu i słuszności głoszonych przykazań Bożych i<br />
kościelnych, żyło po swojemu, topiąc smutek bezżeństwa w doczesnych uciechach.<br />
Papież Sykstus VI sumiennie sprzeniewierzał pieniądze Kościoła na kochanki swego<br />
bratanka - kardynała Piętro. Aby ratować finanse Kościoła, uruchomił produkcję świętych<br />
relikwii, które wraz z zyskami płynącymi z wybornie funkcjonujących domów<br />
publicznych, knajp i zajazdów rzetelnie wspierały podatki płacone przez kościoły całej<br />
Europy.<br />
Dzielnie i ochoczo sekundował takiej rozrzutności Leon X, któremu osiem lat<br />
wystarczyło na przehulanie całego majątku Watykanu, jaki zgromadził jego poprzednik<br />
papież Juliusz II. Hulać umiał także Aleksander VI, zapamiętany przez historię z powodu<br />
ślubu córki, na którym śmiałkowie ścierali się zbrojnie o życie. Polegli dostępowali<br />
zaszczytu ostatniego namaszczenia z rąk samego papieża!<br />
A pomniejsi duchowni? Na opisanie ich wyczynów nie starczyłoby tysięcy ksiąg. A<br />
przecież wstydliwą historię zakłamania i pruderii tworzą wciąż nowe pokolenia<br />
kapłanów, czego wymownym potwierdzeniem jest współczesny mariaż Watykanu z<br />
sycylijską mafią w wyniku czego w tajemniczych okolicznościach zmarł przedostatni<br />
papież, a Banco Ambroziano zbankrutował.<br />
Podsumujmy to słowami papieża Leona X, wytrawnego znawcy wagi pism świętych:<br />
„Musimy wiedzieć, ile My i nasze dwory zawdzięczamy przepięknej baśni o Chrystusie ".<br />
Wracając do Pawła, do wykładni jego koncepcji przez stulecia stymulującej sumienie<br />
wiernych, postarajmy się przyrównać ją do osiągnięć szkoły hinduskiej.
263<br />
gdzie pożycie cielesne miast w grzech, ubiera się w piękną szatę erotycznych uniesień:<br />
„Seks jest faktem biologicznym, nie ma w nim nic złego. Więc nie walcz Z nim, bo<br />
stanie się zboczony (...) W rzeczywistości akt seksualny nie jest dialogiem pomiędzy<br />
kobietą i mężczyzną. Jest dialogiem mężczyzny z Naturą poprzez kobietę i kobiety z<br />
Naturą poprzez mężczyznę. Jest dialogiem z Naturą. Przez chwilę jesteście w niebiańskiej<br />
harmonii, jesteście zestrojeni z całością. W ten sposób mężczyzna dopełnia się poprzez<br />
kobietę, a kobieta poprzez mężczyznę".<br />
W duchu uważam te słowa za piękne i krzepiące. Wypada szanować również, co<br />
oczywiste, odmienne w tej kwestii stanowisko Pawła. Nie można się jednak pogodzić z<br />
narzucaniem innym własnych poglądów, zwłaszcza gdy są sprzeczne z prawami natury<br />
lub, co gorsze, gdy samemu się ich nie przestrzega. To właśnie zabiło Joannę z<br />
Moguncji, jedynego w dziejach chrześcijaństwa papieża-kobiety, i roztrzaskało o bruk<br />
głowę jej nowo narodzonego dziecka. A wszystko w szale moralnego i politycznego<br />
skandalu.<br />
Nie dziwi całe to zamieszanie wywołane wokół osoby Pawła, jeśli się przypomni, iż<br />
jego beznadziejnych doktryn w ogóle nie chciano brać pod uwagę w czasie tworzenia<br />
nowej wiary. Proszę pamiętać, że w okresie powstawania gmin chrześcijańskich istniało<br />
wiele przeciwstawnych sobie lub różniących się między sobą teorii wiary i tak na dobrą<br />
sprawę, to do końca nie było wiadomo, kogo można było uważać za prawowiernego, a<br />
kogo za odszczepieńca. O zwycięstwie którejkolwiek z frakcji decydowały przetargi,<br />
spory polityczne, a nierzadko i przypadek. Dopiero kiedy chrześcijanie wzrośli w siłę i<br />
kiedy w II stuleciu ukonstytuował się Kościół Katolicki, a każda z frakcji nadal walczyła o<br />
własną klientelę, zrodziła się potrzeba wspólnego działania i rozpoczął się niesławny<br />
proces tworzenia podstaw wiary, gdzie nie miało znaczenia powoływanie się na dzieło<br />
Jezusa, lecz na treści mogące wzmocnić potęgę kształtującego się aparatu władzy.<br />
Dopiero wtedy zajaśniała gwiazda Pawła, doszedł do głosu ten, który początkowo<br />
wszystkimi dostępnymi mu metodami niszczył gminy chrześcijańskie i prześladował<br />
wyznawców Pana. Po przejściu na drugą stronę stał się równie zagorzałym obrońcą idei<br />
świętego grobu, jak jego niedawni wrogowie. Fanatykiem, którego jak ognia unikali<br />
współwierni i który po mistrzowsku opracował obowiązujące przez następne stulecia<br />
zasady zwalczania religijnych przeciwników (czytaj: politycznych).<br />
Owej fanatycznej nietolerancji i religijnej głupocie przeciwstawiali się wszyscy, ale<br />
ustanawiane przez niego prawa padły w końcu na podatny grunt kościelnej intrygi. Tym<br />
śladem poszli po nim następni kościelni dogmatycy. Najważniejsze, że chrześcijanie<br />
przestali zwalczać się wzajemnie, a zjednoczyli się w walce przeciwko poganom. Wobec<br />
tego faktu reszta jest niczym, sam zaś fakt połączenia doktryny chrześcijańskiej z<br />
judaizmem, stoicyzmem, elementami <strong>pl</strong>atońskimi, egipskimi, perskimi etc. wydaje się w<br />
ogóle mało znaczącym elementem. Kogóż to zresztą mogło obchodzić, skoro<br />
chrześcijanie wywodzili się z kręgów najmniej wykształconych i najbardziej żądnych<br />
cudów, za to najbardziej mściwych i wojowniczych...
264<br />
Dzisiaj już wiemy, że teorie św. Pawła okazały się tak samo prawdziwe, jak mleko,<br />
które miast krwi trysnęło z jego ciała, kiedy Pawła ścięto z rozkazu Nerona. Wraz z nim<br />
popłynęły w świat wiernych poetyckie opisy całego jego bogobojnego żywota. Oto<br />
jeden z nich. Kolejna odsłona tajemnicy: wiarygodne „Dzieje Pawła i Tekli", które dopiero<br />
po stuleciach usunięto z kanonu wiary. Jednak nasi przodkowie święcie w nie wierzyli.<br />
(Kościół kazał).<br />
Tekla, pod wpływem natchnionego kazania Pawła, nawróciła się na wiarę jedyną i<br />
pragnąć zostać człowiekiem, zerwała z narzeczonym, składając w duchu śluby czystości.<br />
Ośmieszony, wściekły do granic wytrzymałości, porzucony narzeczony doprowadza do<br />
aresztowania Pawła. Pawła wygnano a Teklę skazano na śmierć przez spalenie. Ale<br />
opatrzność boska czuwa: cudowny deszcz i grad uwalniają Teklę i nic nie stoi już na<br />
przeszkodzie, by odszukała Pawła i stała się jego żarliwą uczennicą (wypadałoby skłonić<br />
się w stronę tradycji i powiedzieć: uczniem).<br />
Ale nie koniec to zmartwień. W Antiochii wpada Tekla w oko niejakiemu<br />
Aleksandrowi i po raz wtóry opłaca swą odmowę współuczestnictwa w grzechu<br />
skazaniem na śmierć. Tym razem ma być pożarta przez dzikie zwierzęta. Ale wygłodniała<br />
lwica, miast posilić się Teklą liże jej stopy i pozwala się dosiąść. Mało tego - zaciekle<br />
broni ją przed rozjuszonym niedźwiedziem i lwem. Korzystając z powstałego<br />
zamieszania, Tekla wskakuje do wody, która dziwnym zrządzeniem losu znajduje się w<br />
pobliżu i nie jest odgrodzona. Przy okazji Tekla chrzci się i może dlatego foki, które<br />
starały się ją skonsumować, solidarnie zdychają. Następne wypuszczone na Teklę<br />
drapieżniki zapadają w kataleptyczny sen. Ostatecznie nagą Teklę przywiązano między<br />
dwa dorodne byki, a pod ich organa płciowe podłożono rozpalone żelaza. Kiedy i to<br />
zawodzi, niewinność jej zostaje udowodniona. Uwolniona Tekla odnajduje Pawła i<br />
oczyszczona duchowo staje się mężczyzną, by do końca życia głosić słowo boże. Czyni<br />
to aż do dziewięćdziesiątego roku życia. Umiera spokojnie, ze starości, a nad jej grobem<br />
powstaje przepiękna bazylika, w której dokonuje się aż trzydzieści jeden cudów. A<br />
potem... a potem następne pokolenia upamiętniały jej sukcesy kolejnymi świętymi<br />
budowlami.<br />
Piękne to i prawdziwe jak kazania Pawła. Nadto równie reporterskie jak pokonanie z<br />
Bożą pomocą Goliata przez Dawida, dzięki czemu ten ostatni mógł potem długo i<br />
szczęśliwie rządzić Judeą. No, skoro Tekla mogła w oczach Kościoła awansować do rangi<br />
mężczyzny, to czemu Bóg nie ma wykazywać upodobania w publicznych mordach?<br />
Nasuwa się więc pytanie, dlaczego Kościół przetrwał próbę czasu? Dlaczego nie<br />
starły go w proch ruchy reformatorskie? Czemuż trwa w zawierusze dziejów mimo<br />
haniebnego upadku stanu kapłańskiego, mimo mieszania się w politykę państwową?<br />
Odpowiedź jest prosta. Ponieważ krwawym mieczem wypraw krzyżowych i torturami<br />
Świętej Inkwizycji, i ogniem stosów czarownic, i bezprzykładną hańbą schizmy oraz<br />
matactwami tworzącymi złudny wizerunek prawd wiary zapewnił sobie monopol na<br />
religię, albo raczej na odmalowywanie obrazu religijności, którego mianował się<br />
strażnikiem. Monopol depczący ludzką godność, monopol żerujący na ludzkiej<br />
niewiedzy i naiwności, monopol
265<br />
wygrywający jednych przeciwko drugim, ale i monopol, przyznajmy, konieczny i<br />
dopasowany do specyficznych warunków historycznych rozwoju człowieka w pewnym<br />
okresie jego ewolucji.<br />
Lecz nim doszło do komercjalizacji chrześcijaństwa, jego wyznawcy przegrali<br />
wszystkie bitwy o wiarę. Z kretesem zaprzepaścili wszystkie teologiczne dysputy.<br />
Przykładem życia i myśli jawili się współczesnym jako hańba rodzaju ludzkiego. Chcąc<br />
wygrać, musieli zdeptać prawa ludzkie i postawić na zbrodniczą działalność. Pomógł im<br />
w tym przypadek i zła sława, jaką cieszyły się eksterminacyjne zapędy chrześcijan. To<br />
właśnie na nich padł wybór cesarza Konstantyna, który dla ideologicznego poparcia<br />
własnej koncepcji władzy szukał religii, która w oczach poddanych mogłaby<br />
usprawiedliwić jego ludobójcze zamiary, która dosłownie miała stać się podporą trwania<br />
jego imperium. Postawił na chrześcijaństwo, ponieważ jego przeciwnicy i poprzednicy je<br />
zwalczali, ponieważ tylko chrześcijaństwo nosiło znamiona religii wojskowej, tylko ono<br />
wynosiło zbrodniarzy w kręgi świętych i tylko ono widziało w nim patrona, a nie<br />
mordercę teścia, cesarza Maksymiana, szwagrów Licyniusza i Bassianusa, mężów swych<br />
sióstr Konstancji i Anastazji, własnego syna Kryspusa i żony Fausty.<br />
Konstantyn nie omylił się w swoich przewidywaniach. Znalazł równych sobie i z ich<br />
pomocą zawojował cały antyczny świat, wprowadzając terror porównywalny jedynie z<br />
dokonaniami Tamerlana. W nagrodę uczynił chrześcijaństwo religią jedyną a jej<br />
kapłanów - samowładcami podlegającymi tylko jego osobistemu zwierzchnictwu.<br />
Uczynił z Kościoła państwo w państwie, obdarzając go wszelkimi możliwymi<br />
przywilejami. Namieszał przy okazji w doktrynie religijnej tyle, ile mógł, i jak mu<br />
pasowało, czyniąc z soborów prywatę i pośmiewisko. Niemniej zapadłe na nich<br />
postanowienia miały obowiązywać wiernych po wsze czasy i miały być przeniesione na<br />
cały pogański świat. I tak zostało do dziś. W nagrodę za swoje zasługi Konstantyn,<br />
morderca i złodziej, dochrapał się tytułu umiłowanego przez Boga przywódcy i jako<br />
chrześcijanin podług serca został przed śmiercią ochrzczony. Ów najbardziej religijny z<br />
cesarzy stał się trzynastym apostołem i doczekał się własnego święta, uroczyście<br />
obchodzonego 21 maja. I choć zmarł biedak 22 maja 337 r. przed rozpoczęciem kolejnej<br />
wielkiej wyprawy krzyżowej, przeciwko królowi perskiemu Szapurowi II, to czego on nie<br />
rozpoczął osobiście, dokończyli kolejni chrześcijańscy władcy.<br />
Dzisiaj Sobór Watykański oświadcza, iż „ Osoba ludzka ma prawo do wolności<br />
religijnej", a równocześnie wprowadza wiarę katolicką do szkół, uznając niezachwiane<br />
przewodnictwo wyznawanej przez siebie prawdy. Trochę wcześniej to samo uczynił<br />
papież Innocenty X. Kiedy podczas podpisywania pokoju westfalskiego przyznano<br />
przedstawicielom mniejszości religijnych takie same prawa co wszystkim obywatelom,<br />
papież obłożył taki akt klątwą jako szalony i równoznaczny z ateizmem. Dzielnie broni w<br />
tym duchu własnych interesów ks. dr A. Panasiuk, wierząc, iż „Kościół będzie trwał aż do<br />
końca świata". Szkoda tylko, że Diecezjalny Pasterz Młodzieży starannie omija kwestię<br />
wiary i religii.<br />
Inercja i zacofanie sprawiły, iż Kościół nie mógł dłużej bronić swojej pozycji drogą<br />
utrzymywania społeczeństwa w niewiedzy, więc postanowił rozbudować
266<br />
instytucję poprzez zawłaszczenie sumienia wiernych. Skrzepnął jako instytucja przez<br />
duże „I" i dlatego, kreując grzech, piekło i czyściec, zamknął wyznawcę w lochu jego<br />
własnej małostkowości, obiecując odpuszczenie grzechów przez żywe uczestnictwo w<br />
życiu kościelnym. Tam zaś, gdzie wiedza i zdrowy rozsądek tryumfowały nad<br />
reakcjonizmem, prawa ekonomii, ekskomunika i lobby przywracały posłuch, wstrzymując<br />
jakże skutecznie spływ wartościowych idei.<br />
Dziś, trwając przy błędach, chyli się ku upadkowi, pociągając za sobą miliony istnień.<br />
Twórczą krytykę uważa za herezję, błędy dogmatyczne za prawdę lub według własnego<br />
widzimisię - za wymysł szatana, a wyrządzone krzywdy - za urojone. Zapada się i zamyka<br />
za spiżową bramą. Przestaje ewoluować, odgradza się od prawdy, prawdy obiektywnej.<br />
Wie, że zaakceptowanie zmian wymagałoby reorganizacji wszystkich struktur<br />
kościelnych. Broni więc dawnej chwały uporczywym powoływaniem się na... na... -<br />
powiedzmy - na to co było. Co jest niewzruszone, trwałe i święte: na bajeczki...<br />
Spójrzmy przez chwilę za kurtynę niewzruszoności, trwałości i świętości. Co widzimy?<br />
Widzimy dopalające się ognie węglące starcze ciało Giordana Bruno i Joanny d'Arc. Ich<br />
wizja nigdy nie uspokoi sumienia Kościoła, a prawda o tym, wsparta ideą Kopernika,<br />
wciąż wzbudza pogardę dla zabójców schowanych za symbolem krzyża. Widzimy<br />
jęczące w płomieniach tysiące ciał biczowników, których idea wybaczania wyrządzonych<br />
innym krzywd uderzyła w podstawy Kościoła, czyniąc z tej organizacji świętego rzeźnika.<br />
Najpierw uderzył papieski inkwizytor Walter Kerlinger, a trzydzieści lat później w 1399 r.<br />
sam papież Bonifacy IX. Spłynęły rzeki krwi...<br />
Mrok historii spowija zniszczoną potęgę najpotężniejszego zakonu tamtych czasów -<br />
Tem<strong>pl</strong>ariuszy, którzy zapłacili najwyższą cenę za odkrycie w świątyni króla Salomona<br />
prawdy o Jezusie. Zginęli, choć nie naruszyli istoty wiary. Ale oni poznali prawdę.<br />
Dlatego musieli zamilknąć, dlatego konali w płomieniach roznieconych przekleństwem<br />
papieża Klemensa V i aprobatą króla Francji Filipa IV Pięknego. Jedynym pocieszeniem<br />
dla brata Godfryda de Charnay'a (komandora Normandii) i Jacques"a de Molay'a<br />
(Wielkiego Mistrza Zakonu Świątyni) był wyraz sprawiedliwości bożej w spełnieniu<br />
straszliwej przepowiedni - rychłej śmierci obu prześladowców: chciwego króla i<br />
hipokryty-papieża (choć dziś podaje się, iż król w ostatniej chwili wycofał się z decyzji o<br />
uśmierceniu swoich przeciwników). Dla całego świata była to kolejna odsłona<br />
prawdziwego oblicza Kościoła. Przekonali się o tym także Jezuici.<br />
Dopiero kilka stuleci później uporała się Francja z wizją kościelnej dominacji, kiedy to<br />
29 kwietnia 1903 roku wojsko przystąpiło do wyprowadzania „manu militarii"<br />
zakonników z La Grandę Chartreuse, zgodnie z decyzją podjętą miesiąc wcześniej przez<br />
Izbę Deputowanych.<br />
Tymczasem u nas, miast rozdzielić Kościół od państwa, słyszymy o konkordacie, a<br />
ustawa o aborcji zbiera bolesne żniwo, godząc w ludzi najbardziej potrzebujących<br />
wsparcia. Tymczasem wiadomo, iż do trzeciego miesiąca ciąży dusza nie jest związana z<br />
kształtującym się w łonie matki organizmem. A jeśli już zdarzy się taki niecodzienny<br />
przypadek, to i tak ostateczna decyzja o usunięciu ciąży
267<br />
powinna zależeć od kobiety. Mało tego, wszyscy współcześni prorocy zgodni są co do<br />
jednego - nadmierna liczba obecnie żyjących ludzi robi dużo zamieszania na wszystkich<br />
poziomach astralnych, gdzie dusze nie mają wystarczająco dużo czasu na przygotowanie<br />
się do kolejnego wcielenia.<br />
Ponadto wymagana przez Kościół wstrzemięźliwość stoi w sprzeczności z samą<br />
naturą człowieka. Onanizm nadal uważany jest za grzech, a prezerwatywa od czasu bulli<br />
Leona X - napiętnowana jako produkt przeciwstawiający się wyrokom opatrzności. Carło<br />
Caffarra, kierownik Papieskiego Instytutu ds. Małżeństwa i Rodziny, wręcz ostrzega, że<br />
lepiej, by zainfekowany (choćby wirusem HIV) małżonek - nie mogąc zachować<br />
dożywotniej pełnej wstrzemięźliwości - zainfekował własną żonę, niż gdyby miał użyć<br />
prezerwatywy, albowiem uszanowanie wartości duchowych, takich jak sakrament<br />
małżeństwa, należy przedłożyć nad dobro życia. Słowem, kolejny ukłon w stronę Pawła.<br />
Przy tym Kościół starannie przemilcza historię samego sakramentu małżeństwa, który<br />
w okresie wczesnego chrześcijaństwa (do wieku X) nie istniał (tak samo zresztą jak i<br />
kościelna ceremonia ślubna) i który dopiero w drugim tysiącleciu nabrał praktycznie<br />
mocy prawnej i stał się jedną z form nacisku na wiernych. Od czasu tego genialnego<br />
posunięcia za rozwód trzeba było płacić, i to sowicie. Przywilej jego przeprowadzania<br />
zdał papież na ręce najbliższych współpracowników, czyli biskupów. Kiedy w wiekach<br />
późniejszych zaczęto stawiać zarzut kupczenia rozwodami, i na to znalazła się rada. Na<br />
przykład w Anglii, która stanowiła dla kościoła źródło wręcz bajecznych zysków, o<br />
szybkości otrzymania rozwodu decydowała jedynie wysokość sumy wpłacanej na<br />
krzewienie wiary katolickiej. Zaś zgodę na zawarcie małżeństwa mieszanego<br />
otrzymywało się natychmiast po podpisaniu zobowiązania, że dzieci z takich małżeństw<br />
będą wychowane w wierze, jaką wyznaje papież. By żonglerka dogmatami przestała<br />
wprowadzać zamieszanie, Pius XII w roku 1942 ogłosił w bulli „Mystici Corporis", iż<br />
odtąd papież i Chrystus (w sensie Bóg, bo jak wynika z dalszej lektury, rzeczony papież<br />
do końca nie rozumiał pojęcie Chrystusa w Jezusie) stanowią jedność, przeto każda<br />
decyzja papieska - i ta dotycząca rozwodu - w ogóle nie podlega ludzkiemu<br />
orzecznictwu. Co zostało pobłogosławione w niebie, przez owo niebo może być osobą<br />
papieża rozwiązane. I basta...<br />
Wracając do konsumpcji małżeństwa, mającego dostarczać nowych wyznawców,<br />
chcąc poważnie traktować zalecenia Kościoła, należałoby się spodziewać w 2050 roku<br />
narodzin dwudziestomiliardowego człowieka i totalnego kryzysu żywnościowego. A<br />
przecież już dzisiaj głoduje 850 milionów ludzi. No i dlaczego Watykan nie wspiera<br />
biednych i głodnych, miast inwestować w fabryki produkujące środki antykoncepcyjne?<br />
Czyżby chęć wysmażenia dwóch pieczeni przy jednym ogniu? Ale to cwane...<br />
W Księdze Hioba czytamy: „Seks jest ogrodem grzechu, przyjemność płciowa jest<br />
grzeszną <strong>pl</strong>amą, pożądliwość - grzesznym aktem". Papież Grzegorz I po „każdym<br />
zakłócającym słuszny, boski porządek stosunku małżeńskim" polecał wymazywanie<br />
grzechu odmawianiem modlitwy pokutnej, choć w psalmie 127 czytamy, iż dzieci nie są<br />
owocem grzechu, ale darem Jahwe.
268<br />
To równie bolesny cios jak przypisanie Ewie grzechu bluźnierstwa. No bo niby skąd<br />
biedna dziewczyna mogła wiedzieć o zakazie zrywania owoców z Drzewa Poznania<br />
Dobra i Zła, skoro została stworzona później? Dydaktyzm wynikający z tej bajeczki jest<br />
równie wąt<strong>pl</strong>iwej wartości, co i pozostałe kościelne historie. Zdecydowanie wyższy<br />
poziom intelektualny przedstawia sprzeciwiająca się Pismu i opiniom drugiego Soboru<br />
Watykańskiego i Komisji do Spraw Regulacji Urodzin powstała w 1968 roku encyklika<br />
papieska, która oficjalnie i bez ogródek uderza w życie intymne wiernych, naruszając ich<br />
ludzkie prawa:<br />
„Nie ulega żadnej wąt<strong>pl</strong>iwości, że rozumne i wolne kierowanie popędami wymaga<br />
ascezy, ażeby znaki miłości, właściwe dla życia małżeńskiego, zgodne były z etycznym<br />
porządkiem, szczególnie poprzez zachowanie okresowej wstrzemięźliwości. Jednakże to<br />
opanowanie, w którym przejawia się czystość małżeńska, nie tylko nie przynosi szkody<br />
miłości małżeńskiej, lecz nadaje jej nowe wartości. Wymaga ono wprawdzie stałego<br />
wysiłku, ale dzięki jego dobroczynnemu wpływowi małżonkowie rozwijają w sposób<br />
pełny swoją osobowość, wzbogacając się o wartości duchowe. Opanowanie to przynosi<br />
życiu rodzinnemu obfite owoce w postaci harmonii i pokoju oraz pomaga w<br />
przezwyciężeniu innych jeszcze trudności; sprzyja trosce o współmałżonka i budzi do<br />
niego szacunek, pomaga także małżonkom wyzbyć się egoizmu, sprzecznego z<br />
prawdziwą miłością, oraz wzmacnia w nich poczucie odpowiedzialności. A wreszcie<br />
dzięki opanowaniu siebie rodzice uzyskujfi głębszy i skuteczniejszy wpływ na potomstwo<br />
".<br />
Bzdura?...Przecież nawet Biblia uczy (w tych nie wymazanych fragmentach), wręcz<br />
nakazuje poznanie się kobiety i mężczyzny przez akty miłości jeszcze przed stworzeniem<br />
wspólnoty rodzinnej, aby partnerzy przekonali się, czy są dla siebie stworzeni.<br />
0 zapobieganiu ciąży za to napisano: „Nie jest złem, bo jest zakazane, lecz jest<br />
zakazane, bo jest złem". Oto współczesna furtka dla interpretacji ewentualnych<br />
nieporozumień w przyszłości...<br />
1 czy wypada powoływać się na przesiąknięte reakcjonizmem wytyczne soboru, na<br />
którym w dalszym ustępie w ogóle nie potępiono wojny ani zbrojeń? Zresztą jak można<br />
było to zrobić, skoro nieznacznie wcześniej wojnę w Wietnamie reklamował Watykan<br />
jako świętą wojnę, a żołnierzy amerykańskich chrzcił mianem Żołnierzy Chrystusowych.<br />
Od tamtej pory w militarnej polityce Watykanu nic się nie zmieniło. Widać to jaskrawo<br />
po kompromitującej podróży Jana Pawła II do Ameryce Łacińskiej, w której bardzo<br />
czytelnie poparł reżimy dyktatorskie.<br />
Robi zresztą to samo co Pius I, układający się z Berią w celu inwazji katolicyzmu na<br />
ZSRR. Gdyby Beria nie zginął od kuli, stosunki Watykanu z NKWD ułożyłyby się na<br />
podobieństwo stosunków łączących rodziny mafijne.<br />
Jaka jest więc moralność Rzymu? A jaką ma być, skoro w encyklice „Blask Prawdy"<br />
Jan Paweł II wykłada moralność opartą na średniowiecznych poglądach Tomasza i<br />
scholastyków?<br />
„Stara się ubezwłasnowolnić swych wiernych - stwierdza Uli Weyland. - Zakazuje im<br />
myśleć. Stale powołuje się na Ducha Świętego, forsując swe osobiste przekonania. Tak<br />
wygląda nieomylność papieża? Co za śmieszny anachronizm (...)
269<br />
Encyklika ta jest zaprzeczeniem wszelkiej wolności i liberalizmu. Rzym, odwołując się do<br />
dogmatów i katechizmu, zmusza swych wiernych do niewiary".<br />
We wspomnianym Katechizmie papież przymusza wiernych do całkowitej aprobaty<br />
postanowień soboru z 382 roku, uznającego Kościół Rzymski za jedyne<br />
przedstawicielstwo Boga na ziemi: Wierzę w jeclen święty, katolicki Kościół, w Kościół,<br />
który nadal uznaje istnienie Ziemi jako formę <strong>pl</strong>acka z krążącym wokół Słońcem. Wolne<br />
żarty?... Niestety nie. Takich ciekawostek na przestrzeni wieków wysmażył Kościół więcej.<br />
Oprócz krążącego wokół Ziemi Słońca było powstanie świata obliczone oficjalnie na<br />
dzień 23 X 4004 roku przed narodzeniem Chrystusa. Urzędowym kuchmistrzem, okazał<br />
się we własnej osobie arcybiskup Armagh, jego zaś dzielnym wsparciem najlepsi<br />
teolodzy z Johnem Lightfootem na czele. Wyliczenia te, zgodne z Księgą Rodzaju,<br />
potraktowano z szacunkiem nie tylko religijnym, ale i naukowym, czego wyrazem było<br />
wkroczenie do obliczeń Uniwersytetu Cambridge. Datę stworzenia świata sprecyzowało<br />
ciało naukowe w osobie wicekanclerza tego uniwersytetu, uściślając czas na dziewiątą<br />
rano czasu Greenwich. Bzdura? Z pewnością, ale nie mniej szkodliwa niż konkordat i<br />
ustawa<br />
0 aborcji. Równie nie do przyjęcia jak ustalona według Biblii temperatura nieba<br />
1 piekła, wynosząca w niebie 525 stopni Celsjusza powyżej zera, a w piekle, o<br />
zgrozo! - 445 stopni Celsjusza poniżej zera. A mamy tu do czynienia ze sprawą<br />
bynajmniej nie przedawnioną. Obliczenia te podał poważny periodyk „Ap<strong>pl</strong>ied Optics" w<br />
1972 roku naszej ery.<br />
Czy wierzyć Kościołowi? Niełatwe pytanie i jeszcze trudniejsza odpowiedź. W<br />
odpowiedzi posłużmy się przestrogą niedawnego papieża, który na pytanie, co sądzi o<br />
lotach w kosmos, odrzekł zdecydowanie: „Żadna rakieta do nieba nie poleci, bo zaraz ją<br />
Pan Bóg strąci na ziemię". Arcybiskup David Hope uznaje zaś Internet za oblicze diabła,<br />
w którym przegląda się społeczeństwo bez duszy. Nic dodać, nic ująć. Podobną metodę<br />
wykorzystywał komunizm, tłumaczący sklerozę Lenina nadmierną aktywnością<br />
intelektualną. I na poklask: kiedy włoska policja finansowa, likwidująca lichwiarską siatkę<br />
w Lukanii, objęła śledztwem kardynała Michele Giordano i przeszukała kurię (fakt<br />
bezprecedensowy), dyrektor biura prasowego Watykanu Joaąuin Navarro Valls<br />
oświadczył, że Stolica Apostolska „jest zawsze blisko każdego biskupa w momentach<br />
jego radości i próby".<br />
To nie są wolne żarty. Żartem nie jest także chrześcijańska etyka seksualna. Zwłaszcza<br />
rola kobiety, uważanej przez chrześcijaństwo za istotę gorszą od zwierzęcia, za istotę nie<br />
zasługującą na jakiekolwiek porównanie z mężczyzną z człowiekiem. Że w tworzeniu tak<br />
szkalującego wizerunku miał swój udział Paweł, wie wielu, lecz że ów wizerunek dziarsko<br />
poprawiali inni, wie już nie każdy. Niewąt<strong>pl</strong>iwie, prócz Pawła, największy udział w<br />
poniżeniu kobiety, a przez nią w potępieniu seksualności, miał św. Augustyn, jeden z<br />
ojców chrześcijaństwa, typ wyjątkowo upadły moralnie, który odpowiedzialność za<br />
popełnione przez siebie niegodziwości, wynikające z seksualnej ułomności, usiłował<br />
przerzucić na cały rodzaj żeński. Psychozę seksualną ubrał w szaty wszystko<br />
usprawiedliwiającego wywodu teologicznego i tak rozgrzeszony ruszył do walki o męską<br />
godność. Stworzył przy tym własną koncepcję potępienia i grzechu pierworodnego, a<br />
potem
270<br />
sam zaczął w nią wierzyć. Wykreował nieludzką naukę do dziś kształtującą rzeczywistość<br />
chrześcijan.<br />
Dla Augustyna tylko Jezus był wolny od grzechu pierworodnego i dlatego mógł<br />
przyjść na świat wyłącznie w akcie dzieworódczym (ciekawe jak, bo to był chłop, a w<br />
partenogenezie stoi jak byk, że kobieta może urodzić tylko kobietę). Owo niepokalane<br />
poczęcie i tak Matce Boskiej nie pomogło, gdyż Ona sama była zrodzona sposobem<br />
naturalnym, więc grzesznym. Była związana z cielesnością a więc - jak każda kobieta - ze<br />
światem złych demonów. Augustyn całkowicie potępił miłość do partnera, upatrując w<br />
jej odczuwaniu zabiegi szatana, całkowicie odrzucił akt seksualnego współżycia, nawet w<br />
celu prokreacyjnym. Lecz skoro do tego już dochodziło, to pod rygorem ognia<br />
piekielnego należało się wyzbyć odczuwania jakiejkolwiek rozkoszy. Nietrudno więc<br />
zauważyć, że nawrócenie Augustyna na chrześcijaństwo nie przyniosło tej wspólnocie<br />
niczego dobrego.<br />
Skoro Augustyn potępiał współżycie seksualne, siłą rzeczy musiał potępiać wszelkie<br />
metody zapobiegania poczęciu. „ Jest niedozwolone i haniebne obcować Z żoną,<br />
unikając przy tym poczęcia potomstwa; tak czynił Onan, syn Judy, i dlatego uśmiercił go<br />
Bóg". W swoich rozważaniach Augustyn posunął się tak daleko, że liczbę dni, w których<br />
kobieta mogła zajść w ciążę, okroił o przeszło połowę, domagając się surowo<br />
przestrzegania seksualnej wstrzemięźliwości podczas postów i dni świętych.<br />
Po czasach Augustyna walka z lubieżnością nabrała tempa. Kobieta całkowicie<br />
upadła i przestała się liczyć. Stała się narzędziem w rękach Kościoła, istotą którą należy<br />
kochać, bo jest człowiekiem, i nienawidzić, bo jest kobietą. Samo zaś małżeństwo<br />
uważano za grzeszne, jeśli nie służyło doskonaleniu się przez walkę z własną chucią jeśli<br />
nie trwało niczym bastion wstrzymujący ataki rozpusty. Ba, stosunki inne niż pozycja<br />
góra-dół, a przede wszystkim stosunki oralne i analne, karane były surowiej niż...<br />
ludobójstwo.<br />
Odcięcie się od cielesności dotknęło także stan kapłański. Krwawo wprowadzono<br />
bezżeństwo księży i unowocześniono obrzędy eucharystyczne. Od tej pory tylko<br />
dziewice mogły służyć Bogu, a ciała kobiety nie wolno było dotykać księżom nawet w<br />
trakcie komunii. Zasłaniania się kobiet w Kościele żądali także papieże. Wielu usiłowało<br />
ten nakaz rozszerzyć także poza przestrzeń sakralną domagając się widoku kobiety<br />
typowego dla państw arabskich: chodzącego na czarno kokonu. Kościół, prócz<br />
ustawowego podkreślenia służebności kobiety wobec mężczyzny, skutecznie utrudniał<br />
jej życie wieloma bezzasadnymi, głupimi nakazami i zakazami. Na przykład synod w<br />
Elwirze postanowił, że kobietom nie wolno we własnym imieniu pisać ani otrzymywać<br />
listów. Apostoł Paweł obstawał za noszeniem przez niewieści stan długich włosów, a<br />
„Konstytucje apostolskie" napominały, by kobiety rygorystycznie ograniczały zbyt częste<br />
mycie się. Miały to robić najlepiej w południe, i to nie co dzień. Zabroniono im śpiewać i<br />
mówić w kościele, co najwyżej symulować ruch ustami, i odcięto od nauczania w<br />
Kościele, powołując się na apostołów, którzy, w sile przecież dwunastu, byli wyłącznie<br />
mężczyznami.
271<br />
Doskonałość mężczyzny wyraziła się także w posłudze rodzinie. Tylko on, nie kobieta,<br />
dzięki doskonalszemu rozumowi mógł zagwarantować właściwe wychowanie<br />
potomstwa. Dobre, nie?<br />
Jeszcze lepiej zabrał się do tego św. Tomasz, zauważając, że „kobieta potrzebuje<br />
mężczyzny nie tylko do płodzenia i wychowywania dzieci, ale także jako swego władcy".<br />
Dla tego męża opatrzności akt seksualny był objawem rozkładu ducha, a częstsze<br />
stosunki seksualne dowodem na niedorozwój umysłowy.<br />
Takimi to reformatorami szczyci się Kościół katolicki. Szkoda tylko, że słowem święty<br />
zastępują wyczyny, które ze świętością nie mają nic wspólnego. A i dzisiaj nie jest lepiej.<br />
Wystarczy powołać się na obowiązujące do 1977 r. brewe Sykstusa V albo przypomnieć,<br />
że każde nie umieszczenie nasienia w naczyniu prowadzi do potępienia duszy. Wystarczy<br />
sięgnąć do Lutra, by to lepiej zrozumieć. Lub inaczej: sięgnąć do próbek talentu Jana<br />
Pawła II, by znowu odżyło echo Pawłowo-Augustyńsko-Arystotelesowskich wizji, by<br />
przekonać się, że to całe gadanie ma zupełnie inny cel, że ma odwrócić uwagę od<br />
niedoskonałości biblijnej teologii. No, chyba że nadal obstajemy przy świętych<br />
głoszących, iż „lekkie dotknięcie ręki kobiety może być grzechem śmiertelnym, jeśli<br />
bierze się z nieczystego zamiaru ".<br />
Niemniej takie kościelne widzenie świata łatwiej pozwala nam zrozumieć różnice<br />
między Prawem Objawionym w Starym i Nowym Testamencie a Prawem Pana<br />
głoszonym przez Jezusa. Nareszcie rozumiemy, dlaczego Stworzyciel Świata tak daleki<br />
jest od ideału i dlaczego Biblia jest księgą nie historyczną lecz objawioną.<br />
Biblia, zwłaszcza Stary Testament, stanowi kronikę rozwoju rodzaju ludzkiego, ale nie<br />
taką jaką chce ją widzieć Kościół. Jest to kronika kształtowania się nowych wartości<br />
duchowych, i wreszcie opis paleokontaktów, spotkań z przybyszami z gwiazd, których<br />
opatrznie (a słusznie i stosownie do poziomu ówczesnej wiedzy) brano za bogów.<br />
Dopiero nauka dwudziestego wieku pozwala nam spojrzeć na Biblię zgodnie z jej<br />
pierwotnym przesłaniem, z przesłaniem nawiązującym zresztą do treści wyniesionych<br />
przez święte księgi pozostałych religii starego świata. Czyżby więc dlatego przez<br />
pierwszych tysiąc lat Biblia była księgą ukrytą a potem jak najstaranniej strzeżoną przed<br />
okiem pospólstwa (uwzględnioną także w spisie ksiąg zakazanych!), aby wierni mogli<br />
polegać jedynie na zapewnieniach kapłana? Walka w zwalczaniu swobodnego dostępu<br />
do Biblii była tak zażarta, iż na wieki zepchnęła na <strong>pl</strong>an dalszy pozostałe bolączki<br />
Kościoła.<br />
Dlaczego chciano się odciąć od powiązań z innymi religiami? By trwać w<br />
wywyższeniu? Może, a może bano się porywać na coś, czego zrozumienie przekraczało<br />
wątłe siły świętych, świętych zbrojnych w obarczone skazą objawienie(?) Tymczasem już<br />
w sumeryjskim eposie o Annie, spisanym ręką kapłana babilońskiego, spotykamy taki<br />
oto opis:<br />
„ W pierwszym roku z tej części Zatoki Perskiej, która przylega do Babilonu, pojawiło<br />
się zwierzę obdarzone rozumem, które nazywało się Ann. Całe ciało zwierzęcia było jak u<br />
ryby, a niżej rybiej głowy miała drugą. W dole wraz Z rybim ogonem miało nogi, jak u<br />
człowieka. Głos i mowa ludzkie i zrozumiałe. Istota ta
272<br />
w dzień spotykała się z ludźmi, ałe nie przyjmowała ich ofiar, a sama nauczyła ich pisania<br />
i nauk oraz wszystkich sztuk. Nauczyła ich budować domy, wznosić świątynie, spisywać<br />
prawa oraz objaśniała początki geometrii. Nauczyła ich także odróżniać płody ziemne i<br />
pokazała, jak zbierać <strong>pl</strong>ony".<br />
Równie ciekawe jak egipskie papirusy, z których jeden, znaleziony u Alberta Tuli,<br />
byłego dyrektora Muzeum Egiptu w Watykanie, traktuje o wydarzeniu z czasów faraona<br />
Thotmesa III. Opiewa on pojazd, jaki przez kilka dni wisiał nad Egiptem na oczach całego<br />
narodu, armii i faraona. Potem dołączyły do niego następne, by z czasem odlecieć na<br />
południe, świecąc jaśniej od boskiego słońca.<br />
O UFO głośno zresztą wszędzie. Prócz zagadkowej płyty z Palenąue informują<br />
0 nich prawie wszystkie teksty cywilizowanego świata. W indyjskim eposie „Ramajana"<br />
mamy niebieską karetę wysoką na dwa piętra, z wieloma pokojami<br />
1 oknami, ryczącą jak lew i jednostajnie szumiącą w czasie lotu.<br />
W sanskryckiej księdze „Samaranghama Sutradhawa" spotykamy opis aparatu<br />
latającego zwanego wimana, którego prezentacji poświęcono aż 230 strof:<br />
,, Korpus jego musi być mocny i zwarty, wykonany z lekkiego materiału i kształtem<br />
przypominający wielkiego latającego ptaka. Wewnątrz należy umieścić urządzenie z<br />
rtęcią i żelaznym generatorem ciepła. Dzięki siłe, która ukryta jest w rtęci i która<br />
powoduje powstanie wichru, człowiek znajdujący się wewnątrz wimany może w<br />
niezwykły sposób przelecieć po niebie olbrzymie odległości".<br />
Ale to nie wszystko. Dalej omawiane są wady i zalety rozmaitych typów samolotów<br />
oraz rodzaje materiałów użytych do ich skonstruowania i typy napędów.<br />
Prawie zawsze dodaje się, że latające pojazdy mogą poruszać się zarówno w<br />
obszarze słonecznym jak i międzygwiezdnym. Wielce wymowne są relacje osób<br />
odbywających podróże po obszarach dostępnych tylko bogom. W tym kontekście<br />
babiloński epos Etany wygląda wręcz jak dziennik pokładowy, konkurując ze<br />
staroindyjskim poematem „Mahabharata". Tam Ardżuna otrzymuje od Indry (boga w<br />
ludzkiej postaci) niebiański wóz i pięć lat uczy się astrawidii; w tym posługiwania się<br />
boską bronią jaką w niedługim czasie otrzymuje do swojej dyspozycji od bogów<br />
zgromadzonych wokół Indry - od Waruny, Agni i pozostałych przeciwników obozu<br />
promienistych. Oblatując układ słoneczny widuje wiele podobnych pojazdów, a <strong>pl</strong>anety<br />
wydają mu się lampami, „chociaż są to wielkie same w sobie ciała".<br />
Piąta księga „Mahabharaty" wymienia szczegółowo bronie skutecznie unicestwiające<br />
wojowników mających w sobie metal. A jakby tego było mało, opis wykorzystywanych<br />
przez nich środków masowego rażenia każdego wojskowego może przyprawić o<br />
przysłowiowy zawrót głowy, na przykład: agneyastra - działa artyleryjskie, aguiratha -<br />
bombowce samosterowne, arydiastra - broń chemiczna, mohanastra - gazy<br />
obezwładniające, saura - bomba atomowa, sikharatha - bomby rozpryskujące, tashtra -<br />
radar. Śmiertelne tchnienie boga powoduje wypadanie włosów, schodzenie paznokci i<br />
bladnięcie przedśmiertne.<br />
„Świat osmolony żarem tej broni zataczał się od gorąca. Poparzone słonie biegały<br />
oszalałe tam i z powrotem, woda wrzała - wszystkie ryby wyginęły, drzewa kładły się<br />
pokotem ".
273<br />
Skutki użytej broni, jaśniejszej od tysiąca słońc, możemy dzisiaj podziwiać na<br />
przykładzie wieży Borsippa.<br />
„Wprost trudno wyjaśnić, jak mógł powstać tak niesamowity żar - pisze E.Ceren,<br />
badacz na pół stopionej budowli - który nie tylko rozżarzył, ale wręcz stopił setki<br />
wypalonych cegieł i przenikając aż do samego szkieletu konstrukcyjnego wieży, stopił ją<br />
w zwartą bezstrukturalną masę przypominającą roztopione szkło".<br />
Taką broń demonstruje Ardżuna swoim braciom po powrocie na Ziemię:<br />
„I oto, gdy ta dziwna broń rozpoczęła działanie,<br />
Drgnęła ziemia pod nogami i zachwiała się wraz z drzewami,<br />
Rozkołysały się rzeki, nawet wielkie morza zafalowały,<br />
Pękały góiy, spłoszyły się wiatry, Ponuro począł płonąć<br />
Ogień, ściemniało promieniste słońce...<br />
Ardżuna, Ardżuna, nie używaj tej broni!"<br />
Naukowcy odkryli w wielu rejonach pustynnych obszary zawierające stopiony na<br />
szkło piasek, tudzież zeszklone mury górskich fortec, czy mury innych starożytnych miast<br />
zniszczonych wskutek działania wysokich temperatur. Tylko w zachodniej części<br />
Półwyspu Arabskiego istnieje aż 28 pól pełnych spieczonych głazów, a każde z nich<br />
zajmuje obszar co najmniej kilkanastu tysięcy metrów kwadratowych.<br />
Albion W.Hart, naukowiec pracujący w afrykańskim interiorze, odkrył tam teren<br />
pokryty zielonkawą szklistą masą, taką samą jaką wytworzyły próby jądrowe w stanie<br />
Nowy Meksyk. Również w dolinie Eufratu w południowym Iraku odsłonięto w miejscu<br />
istnienia pradawnej cywilizacji warstwę stopionego, zeszklonego piasku, która w żadnym<br />
przypadku nie mogła powstać w sposób naturalny.<br />
Chińczycy przeprowadzający próby z bronią jądrową na pustyni Gobi ze zdumieniem<br />
spostrzegli, że pozostawione przez ich doświadczenia z bronią jądrową ogromne połacie<br />
zeszklonego piaskowca sąsiadują z podobnymi obszarami, tyle że starszymi o całe<br />
tysiące lat. Podobne poligony odnaleziono już na pustyni Mohave w USA, zaś budowle<br />
zniszczone oddziaływaniem ogromnego żaru - w Szkocji, Mandii, Anglii, Turcji i Indiach.<br />
Podobne doniesienia docierają z pozostałych części świata. Tak więc wznoszący się aż<br />
do nieba słup dymu nad Sodomą i Gomorą nie był przypadkowym wydarzeniem.<br />
„Kiedyś dawno temu na Ziemi panował raj, klimat był łagodny, kataklizmy nieznane,<br />
ludzie dobrzy, <strong>pl</strong>anety nie zmieniały swoich orbit, istoty pozaziemskie zstępowały często<br />
wśród ludzi, by uczyć ich mądrości" ( Huai-Nan-Tzu).<br />
„W czasach, kiedy ziemia była jeszcze młoda, toczyły się straszliwe walki. Hocha na<br />
swoim kole z ognia i wiatru pobił wojska Chank-Kuoi-Funk wzywając na pomoc zastępy<br />
srebrnych latających dragonów" (Feng-Shen-Yen).
274<br />
„Kiedy przedpotopowa rasa Mao-Tse... podjudzona przez Thiyoo zaczęła niepokoić<br />
całą ziemie, świat zapełnili złoczyńcy. Wówczas pan Chang-ty, król boskiej dynastii,<br />
widząc, że jego naród stracił wszystkie cnoty, polecił dwóm półbogom Thang i Lhy<br />
przeciąć komunikację między niebem a ziemią. Od tej pory nie było już więcej zlatywania<br />
w dół, ani wzbijania się w górę" (Shoo-Ikng).<br />
Równie niezwykłą bronią była brahmadanda, dziryt Brahmy, której skutki użycia<br />
rozciągały się na całe kraje i narody, a czas oddziaływania sięgał kilku pokoleń. Zresztą<br />
niezwykle trudno posługiwać się skróconym opisem zastosowania tych niezwykłych<br />
broni, skoro W.R. Dikszitar, jeden z badaczy „Mahabharaty", samemu wyliczeniu boskich<br />
broni poświęca aż kilkanaście stron. Najpotężniejszą w tym spisie arsenału astrawidii jest<br />
głowa Brahmy, brahmasziras, esencja wydobyta z głębin oceanu, przypominająca w<br />
skutkach zastosowanie napalmu:<br />
„Wtedy wypuścił Rama strzałę niepokonanej siły, Siejącą zgrozę, niosącą śmierć...<br />
Błyskawicznie wypuszczona przez Ramę dalekosiężna starła Zapaliła wielkim płomieniem<br />
potężnego rakszasa z jego końmi i karetą.<br />
Całkowicie rozpadł się na pięć podstawowych pierwiastków. Jego szkielet, mięśnie i krew<br />
już nawet nie trzymały się razem; Spaliła je broń. Tak, że i popiół nawet nie został".<br />
W X księdze „Mahabharaty" walki toczone między Ardżuną a Aszwathamaną nabrały<br />
takiego rozmachu, że nie obyło się bez ingerencji bogów, którzy po załagodzeniu<br />
sprawy, choć skutki zmagań wojennych zdążyły zaszkodzić ciężarnym kobietom - taką<br />
dali na odchodnym przestrogę:<br />
„Niech nigdy żaden człowiek nie odważy się nią zaatakować; Gdy wpadnie w ręce<br />
słabego, spalić może cały świat. Należy ją wykorzystać tylko w obronie przeciw innej<br />
broni. Dziwna ona jest, nieodwracalna, ale w uderzeniu Każdej innej broni potrafi się<br />
przeciwstawić".<br />
Nasuwa się pytanie, dlaczego bogowie nie odebrali groźnej zabawki Ardżunie?<br />
Czyżby mieli w tym swój interes? Oczywiście - Ardżuna, bezpośredni potomek Indry,<br />
Dharmy, Waju i Aszwiny, wspierał politykę prowadzoną przez Indrę i należał do<br />
zgrupowania niszczącego promienistych. Zawarty z bogami pakt obowiązywał go do<br />
końca życia. Indra postawił zresztą sprawę otwarcie:<br />
,,Piętnastu rodzajami broni władasz...<br />
Nie ma równego tobie w pięciu sposobach jej stosowania,<br />
W trzech światach nie ma teraz niczego,<br />
Co by dla ciebie był niemożliwe do wypełnienia.
275<br />
Mam wrogów, danawów; niwatakawacze nazywają się.<br />
Trudno do nich dotrzeć: żyją ukryci w głębi oceanu.<br />
Mówią że jest ich trzysta milionów,<br />
A są wszy scy jak jeden mąż i tryskają siłą.<br />
Pokonaj ich tam! To będzie twą zapłatą dla nauczyciela..."<br />
W wyborze Ardżuny Indra nie popełnił błędu. Najemnicy Ardżuny dotarli w końcu na<br />
dno morza i rozgromili promienistych, o czym radośnie donosi sam wódz:<br />
,,Po powrocie coś bezgranicznie wielkiego udało mi się ujrzeć:<br />
Samo poruszające się dziwne miasto.<br />
Pełne różnorakich sztucznych urządzeń, wolne od chorób i smutku...<br />
(...)To latające miasto, promieniujące jak słońce, kierowane według woli,<br />
Dzięki posiadanym przez dajtiów zdolnościom szczęśliwie broniło się.<br />
To uciekało w ziemskie głębiny, to rzucało się pod niebiosa,<br />
To szybko mknęło na ukos, to pogrążało w wodzie..<br />
W końcu rozbiły je jednak moje żelazne, ostre i celne strzały.<br />
I upadło na ziemię w szczątkach miasto asurów".<br />
Tragiczne i właściwe dla ludzkiej natury.<br />
W Biblii brakuje opisów tak drastycznej walki dobra ze złem, niemniej i tu mamy<br />
szereg jednoznacznych odwołań do związków z kosmitami.<br />
Pomińmy kwestię aniołów, kosmitów, wykonujących polecenia kierownictwa,<br />
zostawmy w spokoju interpretację imienia Jahwe, oznaczającego dzisiaj niematerialną<br />
zasadę, z której wszystko bierze swój początek, a które zastąpiło używane dawniej<br />
przemiennie słowo Elohim, oznaczające w swojej formie liczby mnogiej niebian,<br />
pomińmy milczeniem Sodomę i Gomorę, startą z powierzchni ziemi wybuchem bomby<br />
atomowej, zrzuconej przez bogów zgorszonych krzywdami i rozpustą roz<strong>pl</strong>enioną w obu<br />
zdeprawowanych miastach (w rzeczywistości były to ośrodki ludzkiej nauki), a<br />
zatrzymajmy się na chwilę przy widzeniu proroka Ezechiela, które swego czasu<br />
rozsławiło Stary Testament.<br />
Oto fragment zadziwiającego tekstu:<br />
,,I stało się trzydziestego roku, miesiąca czwartego, piątego dnia tegoż miesiąca, gdy<br />
byłem pośrodku pojmanych, że się otworzyły niebiosa, i widziałem widzenie Boże (...) I<br />
widziałem, a oto wiatr gwałtowny przychodził od północy, i obłok wielki, i ogień<br />
pałający, a błask był około niego, a z pośrodku niego wynikała jakby niejaka prędka<br />
światłość, z pośrodku mówię, onego ognia. Także z pośrodku jego ukazało się<br />
podobieństwo czworga zwierząt, których takowy był kształt: podobieństwo człowieka<br />
miały. A każde po cztery twarze, a także po cztery skrzydła każde z nich miało. Nogi ich<br />
proste były, a stopa nóg ich jako stopa nogi cielęcej, a lśniły się właśnie jako miedź<br />
wypolerowana (...) Skrzydła ich spojone były jedno z drugim, nie obracały się, gdy<br />
chodziły, ale każde wprost na swą stronę chodziło (...) A twarze ich i skrzydła ich były<br />
podniesione ku górze; każde zwierzę dwa skrzydła spajało z dwoma skrzydłami<br />
drugiego, a dwoma przykrywały ciało
276<br />
swoje. A każde z nich wprost na swą stronę chodziło; kędykolwiek duch chciał, aby szły,<br />
tam szły, nie obracały się, gdy chodziły. Także podobieństwo onych zwierząt na<br />
wejrzeniu było jako węgle w ogniu rozpalone, palące się jako pochodnie, ten ogień<br />
ustawicznie chodził między zwierzętami, a on ogień miał blask, z którego ognia<br />
wychodziła błyskawica. Biegały też one zwierzęta i wracały się jako prędkie błyskawice.<br />
A gdym się przypatrywał onym zwierzętom, a oto koło jednego było na ziemi przy<br />
zwierzętach (...) Na wejrzeniu były koła i robota ich (...) a podobieństwo było jednakie<br />
onych czterech kół, a były na wejrzeniu koła i robota ich, jakoby było koło w pośrodku<br />
koła. Mając iść, na cztery strony swoje chodziły. Dzwona taką wysokość miały, aż strach z<br />
nich pochodził (...) A gdy chodziły zwierzęta w górę od ziemi, podnosiły się i koła.<br />
Gdziekolwiek chciał duch, aby szły, tam szły, a koła podnosiły się przed niemi, bo duch<br />
zwierząt był w kołach.<br />
Nad głowami zwierząt było podobieństwo rozpostarcia jako podobieństwo kryształu<br />
przezroczystego rozciągnionego nad głowami ich z wierzchu. A pod onem<br />
rozpostarciem skrzydła ich były podniesione, jedno z drugim spojone; każde miało dwa,<br />
któremi się przykrywało, każde, mówię, miało dwa, któremi przykrywało ciało swoje. I<br />
słyszałem szum skrzydeł ich jak szum wód wielkich, jako szum Wszechmocnego, gdy<br />
chodziły, i szum huku jako szum wojska; a gdy stały, spuściły skrzydła swoje. A gdy stały<br />
i spuszczały skrzydła swoje, tedy był szum z wierzchu nad rozpostarciem (...) A z<br />
wierzchu na rozpostarciu, które było nad głową ich, było podobieństwo stolicy na<br />
wejrzeniu jako kamień szafirowy, a nad podobieństwem stolicy, na nim z wierzchu na<br />
wejrzeniu jako osoba człowieka. I widziałem na wejrzeniu jakoby prędką światłość, a<br />
wewnątrz w niej w około na wejrzeniu jako ogień od biódr jego w górę; także też od<br />
biódr na dół widziałem na wejrzeniu jako ogień, i blask około niego. Jak bywa tęcza na<br />
wejrzeniu, która bywa na obłoku czasu deszczu, taki był na wejrzeniu blask w około ".<br />
„Ale doprawdy nie trzeba tu mieć zbyt wielkiej fantazji - pisze Lucjan Znicz w<br />
"Gościach z kosmosu?" - żeby stwierdzić, że prorok Ezechiel opisuje nie tyle Boga, co<br />
jakieś zupełnie nieznane dla niego (stąd ta bezradność porównań) i bardzo dla niego<br />
samego nieprawdopodobne (stąd zapewne ciągłe powtórzenia) urządzenia techniczne<br />
lądujące w obłokach i ogniu na metalowych wspornikach i poruszające się "duchem" z<br />
towarzystwem błyskawic w czterech kierunkach na specjalnie skonstruowanych kołach,<br />
bądź też unoszące się z szumem w górę za pomocą wirujących skrzydeł".<br />
Dlaczego widzenie Ezechiela rozsławiło Biblię? Ponieważ na podstawie<br />
zaczerpniętego ze Starego testamentu tekstu inż. J.Blumrich, współprojektant rakiety<br />
kosmicznej Saturn V, pracownik NASA, skonstruował urządzenie latające obwarowane<br />
patentem wynalazczym. Podobnego patentu może się jeszcze doczekać maszyna<br />
produkująca mannę.<br />
Innym opisanym w Biblii cudem jest wyprowadzenie narodu wybranego do ziemi<br />
obiecanej, co w przypadku wspieranego boską techniką Mojżesza wydaje się
277<br />
nam, współczesnym, rzeczą naturalną, a co dla ludu żydowskiego było dowodem boskiej<br />
interwencji.<br />
Mojżesz ,,... zaprowadził owce w głąb pustyni i przyszedł do góry bożej Horeb. Wtedy<br />
ukazał mu się anioł Jahwe w płomieniu ognia ze środka krzewu. Mojżesz widział, jak<br />
krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego (...) Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem<br />
zwrócić oczy na Boga ".<br />
Również przejście przez Morze Czerwone nie obyło się bez udziału pozaziemskiej<br />
techniki: „Anioł Boży, który szedł na przedzie wojsk izraelskich, zmienił miejsce i szedł na<br />
ich tyłach. Słup obłoku przeszedł również z przodu i zajął ich tyły, stając między<br />
wojskiem egipskim a wojskiem izraelskim ".<br />
Pojawiający się opis chmury nie jest przypadkowy i występuje często podczas relacji<br />
ze spotkań trzeciego stopnia, kiedy to tajemnicze obłoki porywają nie tylko<br />
pojedynczych obserwatorów, ale i całe oddziały, wraz z należącym do nich sprzętem A<br />
opis ów musiał być bardzo dokładny, skoro odpowiada najważniejszemu okresowi w<br />
historii narodu wybranego.<br />
Równie tajemniczy jest powrót Mojżesza, kiedy ten wraz z kamiennymi tablicami<br />
przynosi polecenie wybudowania przybytku dla samego Pana, do którego mógłby Ów<br />
zstępować:<br />
,, ...przyjdę do ciebie w gęstym obłoku (...) Oznacz ludowi granice dookoła gó/y Synaj<br />
i powiedz mu: Strzeżcie się wstępować na górę i dotykać jej podłoża, gdyż kto by się<br />
dotknął góry, będzie ukarany śmiercią. Człowiek ani bydlę nie może być zachowane przy<br />
życiu ".<br />
,,Gdy Mojżesz zstępował z góry Synaj z dwiema tablicami świadectwa w ręku, nie<br />
wiedział, że skóra na jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Jahwe. Gdy Aaron i<br />
synowie Izraela zobaczyli Mojżesza z dala i ujrzeli, że skóra na jego twarzy promienieje,<br />
bali się zbliżyć do niego. A gdy Mojżesz, ich przywołał (...), dawał im polecenia (...) Gdy<br />
Mojżesz zakończył rozmowę, nałożył zasłonę na twarz. Ilekroć Mojżesz wchodził przed<br />
oblicze Jahwe na rozmowę z Nim, zdejmował zasłonę aż do wyjścia. Gdy zaś wyszedł,<br />
opowiadał synom Izraela to, co mu rozkazał Jahwe. I wtedy to synowie Izraela mogli<br />
widzieć twarz Mojżesza, że promienieje skóra na twarzy Mojżesza. A Mojżesz znów<br />
nakładał zasłonę na twarz, póki nie wszedł na rozmowę z Nim ".<br />
Oprócz opisu maski tlenowej (?) spotykamy także analogie do mikrofonu i<br />
słuchawek: „Przeto idź, a Ja będę przy ustach twoich i pouczę cię, co masz mówić" lub<br />
„Ja zaś będę przy ustach twoich i jego i pouczę was, co winniście czynić ".<br />
Gwoli wyjaśnienia należy przypomnieć, iż techniczna pomoc przychodzi w najbardziej<br />
niebezpiecznym dla działalności Mojżesza okresie, kiedy ów usiłuje opanować bunt, jaki<br />
w ludzie izraelskim roznieca wroga mu opozycja. A jak z historii wiadomo, Mojżesz do<br />
krasomówców nie należał. Boskie wsparcie i fizyczne wyeliminowanie wrogów<br />
przywróciły patriarchowi traconą pozycję.<br />
Po wybudowaniu stanicy dla Pana historia toczy się po staremu:
278<br />
,,Podczas gdy niebo było zupełnie pogodne, chmura zstąpiła na Przybytek, nie tak<br />
głęboka i gęsta, by mogła wydawać się zawieją zimową, ale dostatecznie mroczna, by<br />
ludzkie oczy nie mogły jej przeniknąć"- podaje Flawiusz.<br />
„Ile zaś razy Mojżesz wszedł do namiotu, zstępował słup obłoku i stawał u wejścia do<br />
namiotu, i wtedy (Jahwe) rozmawiał z Mojżeszem. Cały lud widział, że słup obłoku stawał<br />
u wejścia do namiotu(...) A Jahwe rozmawiał z Mojżeszem twarzą w Warz, jak rozmawia<br />
się z przyjacielem ". Jednak prawdopodobnie Mojżesz nigdy nie poznał prawdziwego<br />
oblicza Pana: „Nie będziesz mógł oglądać mojego oblicza, gdyż żaden człowiek nie<br />
może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu ".<br />
Czy wizerunek boskiej twarzy trącał o karykaturalność, czy też chodziło<br />
0 prawdę trudną do przyjęcia przez naszych przodków - próżno dociekać<br />
Śmiertelne niebezpieczeństwo niosły także podarowane Mojżeszowi<br />
1 Aaronowi laski, symbol boskiego wstawiennictwa. W uderzonych nimi wodach<br />
Nilu ginęły ryby, a woda przybierała barwę purpury. Zapewne był to rodzaj broni, ale czy<br />
na pewno? Za to na pewno niesiona z dala od tłumu Arka Przymiera zabijała każdego,<br />
kto niepowołany próbował zgłębić jej boskie tajemnice. Życiem obdarowywał jedynie<br />
Wiekowy Starzec, którego opis, przedstawiony w „Księdze Zohar", wykorzystali angielscy<br />
inżynierowie Rodney Dale i George Sassoon do zrekonstruowania prawdziwej maszyny<br />
produkującej mannę (rodzaj pożywnej mączki z chlorelli), czym w osłupienie wprowadzili<br />
wszystkich religioznawców.<br />
Zupełnie nowego znaczenia nabiera także zagadkowy opis wzięcia Mojżesza do<br />
nieba, choć Kościół obstaje przy naturalnym zgonie patriarchy.<br />
„Gdy tak szedł ku miejscu, z którego miał zniknąć - czytamy w Księdze Czwartej<br />
Flawiusza - wszyscy postępowali za nim, zalani łzami. Wreszcie ruchem ręki nakazał im,<br />
by zachowali spokój (...) Tylko rada starszych poszła za nim (...) Kiedy jednak wstąpił na<br />
górę Abarim - wysoką górę wznoszącą się naprzeciw Jerycha (...) odesłał starców. A gdy<br />
żegnał się z Eleazarem i Jozuem i jeszcze z nimi rozmawiał, nagłe zstąpiła na niego<br />
chmura i zniknął w wąwozie. Sam napisał jednak o sobie w świętych księgach, że umarł;<br />
nie chciał bowiem, by ośmielili się twierdzić, że dzięki swej niezwykłej cnocie odszedł do<br />
Boga".<br />
Co oznacza, iż życie i praca Mojżesza nie skończyły się bynajmniej na Ziemi.<br />
Także Henoch, siódmy po Adamie patriarcha, zostaje w wieku 365 lat - po<br />
wypełnieniu ziemskich powinności - żywcem wzięty do nieba. Do czasu odejścia odbywa<br />
wiele kosmicznych podróży, poznając sekretne tajemnice Boga, których opis tak bardzo<br />
rozpalał umysły świata duchownego wieków pochrystusowych, iż stał się zagrożeniem<br />
dla zachowania religijnego ładu. I tak rewelacyjne wieści, jak proroctwa o końcu świata i<br />
losach poszczególnych królestw, jak zwarty obraz struktury wszechświata z<br />
rozbudowanym działem poświęconym mechanice nieba, czy chociażby barwne relacje<br />
ze spotkań z Bogiem i aniołami oraz wtajemniczanie w arkana najwyższej wiedzy, znane<br />
światu w postaci Księgi Henocha, trafiły w piętnastym wieku do grona apokryfów. Mimo<br />
że przez wszystkie poprzednie stulecia traktowano je na równi z innymi pismami<br />
świętymi. A przecież Mojżesz wymienia Henocha jako siódmego patriarchę, a więc<br />
żyjącego jeszcze przed
279<br />
potopem. I najistotniejsze pytanie - gdzie podziało się 360 ksiąg przekazanych mu przez<br />
Bogów, ksiąg będących darem dla przyszłych pokoleń?<br />
O ile Stary Testament mniej drobiazgowo opisuje historie kosmiczne, o tyle Henoch<br />
(Enoch) poświęca im więcej uwagi. On też bardzo przejrzyście opisuje historię powstania<br />
upadłych aniołów. Bo „Kiedy ludziom zaczęło się rodzić mnóstwo dzieci w tamtych<br />
czasach, przyszły też na świat piękne i szykowne dziewczęta. A kiedy aniołowie, dzieci<br />
niebios, ujrzeli je, zapałali do nich miłością i tak uradzili: wybierzemy sobie spośród tej<br />
ludzkiej rasy kobiety i spłodzimy z nimi potomstwo ".<br />
Trudno się dziwić ludziom z kosmosu, że ciężko pracując z dala od domu i uciech<br />
własnej cywilizacji - postanowili założyć rodziny, mimo że regulamin tego zabraniał.<br />
Dowództwo <strong>pl</strong>acówki też przymknęło oczy na owo niedopatrzenie. „Następnie Samjaza,<br />
ich wódz, rzekł do nich: lękam się, że nie spełnicie swych zamiarów i że na mnie spadnie<br />
kara za waszą zbrodnię. Oni jednak odpowiedzieli: przysięgamy tobie i zwiążmy się<br />
wszyscy obopólną przysięgą: niczego nie zmienimy w naszych zamiarach, wypełnimy<br />
wszystko cośmy postanowili. Ślubowali więc i związali się wzajemnie. A było ich dwustu...<br />
I każdy z nich wybrał sobie kobietę, zbliżył się do niej i razem z nią zamieszkał; i wszyscy<br />
oni uczyli swe kobiety czarów i sztuki magicznej (obcowania z techniką) a także<br />
właściwości korzeni i drzew (przyrodoznawstwa). Kobiety zaś zachodziły w ciążę i<br />
wydawały na świat olbrzymów ".<br />
Trudno się dziwić, że po latach wzajemnej asymilacji obu cywilizacji, kiedy rodzina<br />
stała się wartością moralną, przybysze, nie chcąc zostawiać potomstwa, zrezygnowali z<br />
powrotu na starą <strong>pl</strong>anetę i wzorem Stanów Zjednoczonych jako wolna kolonia wystąpili<br />
przeciwko kolejnym ekipom badawczym, a więc przeciwko przyłączeniu Ziemi do<br />
macierzy. A może było nieco inaczej i mamy tu do czynienia z kolonią Enkiego, czyli<br />
prawdziwym rajem ludzkości?<br />
Dalej Henoch opisuje przerażające walki, jaki rozgorzały między starą kolonią a<br />
nowymi siłami z niebios. Nasi sprzymierzeńcy przegrali, ulegając zdecydowanej<br />
przewadze siłom przeciwnika. Strąceni z nieba, owi upadli aniołowie o dużych oczach,<br />
mlecznej cerze i białych włosach musieli na stałe osiąść na Ziemi bez prawa korzystania z<br />
dobrodziejstw własnej cywilizacji.<br />
To ważna część naszej historii, zwłaszcza dzisiaj, kiedy Stary Testament, kronika<br />
spotkań z UFO, doczekał się kolejnej odsłony. Otóż dr Elijahu Ripsa, jeden z<br />
największych na świecie specjalistów w dziedzinie teorii grup, działu matematyki<br />
0 kluczowym znaczeniu zwłaszcza dla fizyki kwantowej, odkrył kod, który wprowadzony<br />
do świętych tekstów (tylko części Starego Testamentu) - odsłania przed ludzkościąjej<br />
przyszłość. Precyzja i ilość pozyskanych danych: czasu, miejsc<br />
1 wydarzeń - wprawia w zdumienie. Odkrycie szyfru potwierdzili wybitni matematycy z<br />
Harvardu, Yale oraz Uniwersytetu Hebrajskiego. Pod ciężarem prawdy ugięli się również<br />
specjaliści od łamania szyfrów Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych. I co z tego<br />
wynika: że Newton miał rację, uznając Wszechświat za kryptogram ustalony przez<br />
Wszechmogącego? Nie tylko. Po raz kolejny potwierdzono związek Starego Testamentu<br />
z kosmicznym przekazem,
280<br />
z obecnością Bogów o wąt<strong>pl</strong>iwej moralności, którzy ludobójstwem, nienawiścią i<br />
matactwami uczynili z nas marionetki. A co najbardziej interesujące, próba<br />
rozszyfrowania historii kamiennych tablic, na których Bóg przekazał ludzkości dziesięć<br />
przykazań, skończyła się stwierdzeniem, że zostały napisane przez komputer.<br />
Także i życie Jezusa związane jest z kosmicznym braterstwem. Niestety, okrojone z<br />
tych treści pisma kanoniczne mówią w tym przypadku niewiele, a jeśli już, to w sposób<br />
bardziej zawoalowany niż historie starotestamentowe. Więcej dowiadujemy się z innych<br />
ksiąg, bądź nawet od samych przybyszów z gwiazd, którzy chętnie przyznają się do<br />
Jezusowego dziedzictwa duchowego, a już w ogóle do przestrzegania prawd Przezeń<br />
objawionych, które Kościół świadomie odrzucił bądź wypaczył we własnym interesie.<br />
Jezus nie tylko często i chętnie korzystał z pomocy UFO, ale odbył nawet podróż na<br />
Wenus, gdzie zażywał zasłużonego odpoczynku po swoich ciężkich przeżyciach. Statek,<br />
którym podróżował, przechowywany jest jako pamiątka w podziemiach egipskiej<br />
piramidy wespół z Jego koroną cierniową Jego płaszczem, sandałami i klejnotami, jakie<br />
złożyli u stóp Mesjasza mędrcy ze wschodu, oraz z archiwaliami dokumentującymi<br />
pradawne dzieje ludzkości. Według słów mistrzów, żyje jeszcze sam pilot przewożący<br />
Jezusa i czeka w dobrym zdrowiu, aby w odpowiednim momencie dać świadectwo<br />
prawdzie.<br />
To samo próbował uczynić Carlo Crivelli, malując scenę zwiastowania z<br />
uwidocznionym w tle pojazdem UFO, emitującym w kierunku głowy Najświętszej Marii<br />
Panny zagadkowy promień (symbolizujący utrzymywanie stałej łączności radiowej).<br />
Podobnie wygląda to na piętnastowiecznym dziele autorstwa Filippo Lippiego „Maria,<br />
św. Jan i Jezus", ukazującym typowy obiekt UFO z charakterystyczną anteną nadawczą i<br />
falami komunikacyjnymi. Ciekawostkę powiela „La Tebaida" Paolo Veccellego z 1300<br />
roku, prezentująca aż dwa niezidentyfikowane obiekty latające, fresk z monastyru Visoki<br />
Decani, przedstawiający istotę ludzką sterującą rakietą czy rysunek wniebowzięcia Jezusa<br />
z 1538 roku. Ufologiczne koneksje charakteryzują także malarstwo pozareligijne, ale jest<br />
ono tak obszerne, iż nie wymaga komentarza.<br />
Te i setki innych faktów to tylko część prawdy odsłaniającej mroczną tajemnicę<br />
kształtowania się chrystianizmu. Nie możemy bowiem wszystkich aspektów religii<br />
tłumaczyć jej związkami z kosmitami, choć niewąt<strong>pl</strong>iwie odegrali oni niebagatelną rolę w<br />
powstawaniu zrębów pierwszych trwałych struktur państwowych i religijnych. Niemniej<br />
sam rozwój duchowy leżał tylko w mocy człowieka i nikt i nic nie mógł w tym nas<br />
wesprzeć. Zwłaszcza Kościół.<br />
Rozumie to doskonale odłam postępowego duchowieństwa, akceptujący i<br />
dopasowujący się do wszystkich aspektów dokonującej się obecnie rewolucji naukowokulturowej.<br />
To właśnie pod ich naciskiem Pius XII poważnie rozważał uznanie<br />
reinkarnacji w Kościele Katolickim. Nowoczesny duchowny odchodzi od<br />
skompromitowanych dogmatów, a w swojej pracy duszpasterskiej względy finansowe<br />
stawia na dalszym miejscu. Są to jednak początki zmian i awangarda
281<br />
kapłaństwa wciąż ugina się pod ciężarem sankcji kościelnych i ataków nietolerancyjnej,<br />
konserwatywnej grupy wiernych.<br />
Na szczęście zmiany wszędzie daje się zauważyć - wstrząsają stolicą apostolską<br />
zarówno od dołu jak i od góry. Wymownym tego przykładem jest Jacgues Gaillot,<br />
najpopularniejszy francuski duchowny, którego niesprawiedliwy wyrok katolickich<br />
fundamentalistów pozbawił diecezji w Enreux.<br />
Ten perspektywicznie myślący duchowny jeszcze w czasach studenckich stał się<br />
młotem burzącym w mroku błędnie pojmowanego dogmatu zmurszałe, spękane mury<br />
państwa kościelnego. Opowiadał się za nową inteipretacją Ewangelii, za ograniczeniem<br />
cenzury prasy katolickiej i za zniesieniem celibatu wśród księży.<br />
Nazbyt postępowemu księdzu szybko podcięto skrzydła. Samotną walkę z<br />
wiatrakami: z ciemnotą i stagnacją podjął na nowo po otrzymaniu nominacji na biskupa<br />
diecezji Enreux w Normandii. Buntownicza natura odrodziciela zatryumfowała już w<br />
czasie pierwszej homilii, wzbudzając zaniepokojenie władz. „Sprawiedliwy" zaczął od<br />
publicznego ujawnienia skandalicznego prowadzenia się kilkunastu proboszczów, z<br />
których w efekcie dwóch trafiło na ławę oskarżonych a trzech uciekło za granicę.<br />
Zyskując aprobatę wiernych, stał się - przez szczerą krytykę dogmatów papieskich - solą<br />
w oku Watykanu.<br />
„Bóg jest wszędzie - głosił - nawet wśród tych, którzy przestali w niego wierzyć, ale<br />
nie możemy ich obwiniać, lecz sięgnąć mieczem archanioła do niegodnych pasterzy w<br />
sutannach, myślących wyłącznie o własnym dobrobycie. Jedynie Bóg jest nieomylny i<br />
wszystko, co zrobił, zrobił świadomie, czego nie zawsze jesteśmy w stanie pojąć naszym<br />
ciasnym umysłem. Niestety, niektórzy z nas popełnili grzech pychy i wkroczyli w jego<br />
kompetencje, czego tragicznym następstwem są puste kościoły. Wielu, uchodzących we<br />
własnym mniemaniu za nieomylnych, pełni eksponowane stanowiska w hierarchii,<br />
chociaż powinni znaleźć się na obserwacji w zakładach psychiatrycznych ".<br />
W 1988 roku opowiedział się za pobłogosławieniem pary homoseksualistów (czytaj:<br />
ludzi), twierdząc, że w Starym i Nowym Testamencie było ich kilkunastu. Ze skandalu<br />
wybrnął obronną ręką grożąc, że w razie utraty stanowiska ujawni długą listę<br />
homoseksualistów rekrutujących się z najwyższych gremiów kościelnych. To dobra lekcja<br />
dla naszych rodzimych fanatyków religijnych, gniewnie demonstrujących swego czasu<br />
przeciwko wyświetlaniu na ekranach kin skandalizującego filmu „Ksiądz". Ludzie ci nawet<br />
nie zdawali sobie sprawy, iż stali się narzędziem w ręku kościelnego molocha,<br />
walczącego o własny wizerunek.<br />
„Jest to film obrażający kapłanów! - fuknął biskup Alojzy Orszulik, podejrzewając, że<br />
duchownych ulepił Bóg z innej gliny. - Jest wynikiem panującej na Zachodzie obsesji na<br />
temat homoseksuałności księży". Czyżby? „Jeśli są homoseksualiści, to niech sobie będą,<br />
ale po co ich pokazywać" - rzekła zawstydzona współpracowniczka Radia Maryja. Och!<br />
dlaczego Bóg stworzył homoseksualistów?! A może... a może to dzieło szatana i należy<br />
ich spalić tak samo jak czarownice wieków poprzednich, które niesprawiedliwy świat<br />
dopiero co zrehabilitował? W Radiu Maryja nie słyszeli zapewne o kanadyjskiej wizycie<br />
Jana
282<br />
Pawła II, podczas której papież słusznie przyznał, że homoseksualizm jest jednym z<br />
cichych problemów Kościoła.<br />
Dziś mamy już pierwszego biskupa geja.<br />
Przecież psychologia wyraźnie mówi, iż ludzie mający skłonność do tej samej płci są<br />
wrażliwsi, niż reszta populacji. Czyżby kolejny przytyk do nietolerancji?<br />
Ten epizod toczonej u nas wojny religijnej trafnie skomentował uderzający zawsze w<br />
sedno sprawy Zygmunt Kałużyński: „Film nie narusza religii, lecz pokazuje jej działanie<br />
twórcze, choć związane z torturą psychiczną. Jest argumentem przeciw hipokryzji, która<br />
pochodzi od fałszu w instytucji, nie od Boga".<br />
To właśnie brak Słowa Bożego i nietolerancja instytucji doprowadziła do zdjęcia z<br />
afisza dobrego przykładu filmowego rzemiosła, dzieła Martina Scorsese^a: „Ostatnie<br />
kuszenie Chrystusa". Niewiele brakowało, by podobny los spotkał „Pasję" Mela Gibsona.<br />
W demokratycznym kraju nie może być miejsca na terror i polityczny nacisk ze strony<br />
jakiejkolwiek grupy religijnej. W przeciwnym razie doprowadzimy do sytuacji podobnej<br />
do tej, jaka panuje w niektórych państwach islamskich, gdzie pogwałcenie praw ludzkich<br />
można przyrównać jedynie do ludobójstwa czasów aren Nerona. Na przykład u talibów<br />
kobieta nie ma żadnych praw: nie wolno jej ani pracować, ani bez zezwolenia męża<br />
opuszczać domu. Za to rządzący fundamentaliści religijni dysponują z mocy Boga<br />
wszelkimi prawami, łącznie z prawem mordu i legalnego pobierania<br />
dwudziestoprocentowego podatku od handlu narkotykami (zajmowali do niedawna<br />
drugie miejsce w świecie w produkcji opium i heroiny). Żywe toipedy to też ich (boski)<br />
wynalazek.<br />
Trzeba sobie uświadomić, iż to nie Bóg wstydzi się człowieka, jego nagości fizycznej i<br />
duchowej, ale sam człowiek. Bóg stworzył świat idealny, tylko człowiek uczy się go<br />
dopiero właściwie postrzegać. Dlatego kiedy Gaillot poparł pigułkę antykoncepcyjną<br />
spotkał się z ostrym potępieniem duchowieństwa i części wiernych. Tymczasem grono<br />
zwolenników prawdomównego rosło z kazania na kazanie. Ale Watykan czuwał. Czuwał i<br />
działał. Kiedy specjalni szpiedzy nie potrafili znaleźć niczego uchybiającego cnocie<br />
duchownego lub wyznawanym przez niego zasadom wiary, zawsze wspartych słowem<br />
biblijnym, wtedy Watykan wydał w styczniu 1995 roku bezprecedensowy wyrok, skazując<br />
Gaillota na zesłanie do nieistniejącego biskupstwa w mauretańskiej Partenii, gdzie - jak<br />
oświadczył Maurice Baldo ze Stowarzyszenia Rodzin Francuskich - można<br />
demoralizować jedynie pustynne pchły. „Wyrok - nie ukrywał J.Strumiłł - spotkał się ze<br />
zdecydowanym potępieniem, wznosząc kolejny mur między skostniałymi<br />
fundamentalistami watykańskimi, a zmniejszającą się z każdym dniem liczbą<br />
praktykujących katolików ".<br />
To, że polski katolicyzm (często zwany kryptochrześcijańskim mistycyzmem o<br />
fanatycznym podejściu) jest najbardziej konserwatywny w świecie, wiedzą wszyscy, tylko<br />
nie Polacy. No bo kto inny, jak nie nasza rodzima instytucja uznałby radiestezję,<br />
bioenergoterapię, pedagogikę waldorfowską, synkretyzm, tarot, astrologię, chiromancję<br />
i wszelkiego rodzaju techniki prognostyczne, medytację, muzykę relaksacyjną,<br />
przepowiednie, rzekomo niepotrzebne nikomu sny,
283<br />
reinkarnację, numerologię, magię minerałów, energię kolorów, ekologizm, czyli<br />
upominanie się o ochronę środowiska naturalnego, feminizm, spirytyzm, seksualizm itd.<br />
za przejaw obecności szatana we współczesnym świecie? Zachęcam do zapoznania się z<br />
głośnym kościelnym apelem „Stop! Dla przejawów Okultyzmu".<br />
Ciekawe, co o tym sądzi ksiądz Jankowski, jeżdżący w kuloodpornym lincolnie,<br />
noszący złote ornaty i ciężkie złote sygnety, urządzający wystawne bankiety dla elit<br />
rządzących i biznesu, na których każdorazowo sprasza po kilkaset osób. Czy jego<br />
światopogląd również wyrasta z mroków średniowiecza? Czyżby był on odporny na<br />
religijny fundamentalizm? Co prawda akurat mu się podwinęła noga, ale na pewno<br />
jeszcze o nim usłyszymy.<br />
W naturze człowieka leży podziwianie osób odnoszących sukces, zmieniających<br />
rzeczywistość i wpływających na życie przyszłych pokoleń. Czyżby dlatego polscy<br />
katolicy podczas ostatniej wizyty Ojca Świętego z owczym pędem ściągali z reklam<br />
wszelkie przejawy emancypacji i wolności słowa, stawiając w ich miejsce ogromne<br />
zdjęcia najbardziej medialnego z papieży. A może histeria wokół osoby Jana Pawła II ma<br />
zupełnie inny podtekst. Może uwielbienie papieża, nie Boga, ma uspokoić nadwerężone<br />
duchową bezczynnością serca katolików? Może nie musi to świadczyć o umiłowaniu<br />
prawdy, lecz ma tylko obwieszczać o wzrastającej sile katolików? Przecież owo papieskie<br />
nawiedzenie nawiedzonych ma wyłącznie charakter podtrzymania dobrodziejstw, jakich<br />
oczekuje i o jakie walczy w Polsce Kościół. I nie chodzi tu bynajmniej o ustanowienie<br />
rekordu świata w stawianiu krzyży, lecz o prawne kroki koscielno-politycznej prawicy.<br />
I tak ograniczone przez prorodzinnego ustawodawcę renty rehabilitacyjne, będące<br />
emerytalnym zabezpieczeniem kalek, pośrednią i zawoalowaną drogą pożrą instytucje<br />
kościelne. Sam Lublin łoży na przyparafialne świetlice i ośrodki 70% sum przeznaczanych<br />
na zadania zlecone. Mało tego - arcybiskup Życiński domaga się, by miast<br />
Młodzieżowego Domu Kultury wybudować kościół. Jeszcze większy przewrót dokonuje<br />
się w szkolnictwie. Tu nie tylko nauczyciele przechodzą dokształcanie przez kościelne<br />
ośrodki edukacyjne, ale duchowni przechwytują dyrektorstwa szkół. Walka o niedzielne i<br />
świąteczne wpływy kasy kościelnej z kasą hipermarketów (słynne blokady zakładane w<br />
niedziele przez duchownych przy wejściach do hipermarketów) staną się niczym w<br />
porównaniu z sukcesem, jaki może odnieść Kościół, gdy nauka religii stanie się<br />
obowiązkowa w przedszkolach. Czy tego właśnie chciał Jezus, nauczając o wolności<br />
wyboru? Czy dla władzy i pieniędzy przestanie Watykan niewolić jednostkę już od<br />
kołyski? Oczywiście, że nie. Watykan nie ma nic wspólnego ze zbawieniem i objawioną<br />
prawdą. To tylko katolicki mit. Dogmatyczna zasłona ukrywająca prawdziwe powody<br />
pożerania jednej grupy społecznej przez drugą.<br />
Zafałszowany obraz duchowieństwa nie dotyczy bynajmniej wyłącznie katolików. Ta<br />
przykra dramaturgia dotyczy każdego wyznania. Jako przykład posłużmy się<br />
osobąjednego z patriarchów Kościoła buddyjskiego, żywej legendy za życia, Fra Yantry,<br />
w którego rozliczne gwałty i seksualne dewiacje nie wierzyły rzesze wiernych, protestując<br />
tysiącami przeciwko wynikom oficjalnych dochodzeń! Podobny skandal towarzyszył<br />
osobie rabina Israela Grinwalda, jednego
284<br />
z największych cadyków żydowskoamerykańskich, i związanego z nim administratora<br />
gminy żydowskiej Jehudy Friedlandera - słynących nie tylko z rozpasania seksualnego i<br />
wykwintnego życia ponad stan, ale i z deprawowania kilkuletnich dziewczynek.<br />
Najbardziej zastanawiające w całej tej sprawie okazało się zachowanie pozostałych<br />
rabinów, którzy miast potępić zboczeńców, obrazoburczo atakowali osoby<br />
zaangażowane w dochodzenie. „ Gdzie są dobre stare czasy, gdzie wszystko załatwiano<br />
po cichu?" - wołał oficjalnie pasterz bożej trzody rabin Izaak Awaraham. Słowa te niczym<br />
motto życiowego niepowodzenia dręczą zapewne tego i owego kapłana, świadomego,<br />
iż poza boską może ich jeszcze spotkać kara ziemska. Ale skoro istnieją dwie prawdy...<br />
Najlepiej wiedzą o tym duchowni Kościoła Prawosławnego, szkolący najlepsze kadry<br />
homoseksualistów w Klasztorze Przeobrażenia Zbawiciela w Kamieńsku Uralskim. Testy<br />
kwalifikacyjne zawierają szereg pytań w stylu: „Czy lubisz stać nago przed lustrem i<br />
oglądać członka swego?" - co ma na celu... zapewnienie fachowej pomocy najwyższym<br />
kręgom prawosławnego duchowieństwa. A wszystko po to, aby było mniej takich<br />
przypadków, jak biskup Nikon, który bez zgorszenia opowiadał, że „gdyby miał chłopca,<br />
to nie denerwowałby się tak w czasie odprawiania nabożeństw".<br />
W Kościele Katolickim historia wygląda podobnie i nie ma sensu przytaczanie tu<br />
wielu niewiarygodnych wręcz faktów, wystarczy dodać, iż tylko w jednej ze szkół<br />
kształcących duchownych (Szkoła Chrześcijańska Braci Artane) złożono 230 skarg na 75<br />
księży, a wyczyny siostry Dominiki z Domu Dziecka w irlandzkim mieście Cappoąuin<br />
mogą zawstydzić niejednego pedofila. Z kolei o stylu życia w polskich ośrodkach<br />
kształcenia duchownych jest tak głośno, iż żaden wierny nie zwraca już na to uwagi. Ba,<br />
milczy nawet, gdy księża do nieprzytomności biją mu dzieci. Wiadomo: w tym kraju<br />
walka o sprawiedliwość, gdzie Kościół mocą prawa jawi się stróżem moralności, przynosi<br />
tylko kłopoty i rozczarowania. Ale tylko do czasu...<br />
Zupełnie innym przykładem rozmijania się prawdy kościelnej z życiem jest historia<br />
katolickiego księdza Bronusa Poltanoviciusa, porwanego 15 czerwca 1992 roku przez<br />
UFO i przewiezionego na inną <strong>pl</strong>anetę, gdzie odbył kilka pouczających rozmów z jej<br />
mieszkańcami, którego zaproszono do odwiedzenia tamtejszego domu bożego.<br />
„My również mamy dziesięć przykazań - wyznali mieszkańcy obcego świata - takich<br />
samych jak wy. Tylko że wy ciągle je łamiecie, a my staramy się je respektować. Jeśli<br />
naruszymy któreś w myśli lub czynie, natychmiast poprawiamy się i staramy się więcej<br />
tak nie czynić (...) Jesteście źli, popełniacie błędy i zbrodnie. Jecie mięso, a wraz z nim<br />
spożywacie zło, ból i agresję i sami jesteście pełni agresji. My nie jesteśmy tacy,<br />
chcielibyśmy wam pomóc się zmienić (...) Na waszej <strong>pl</strong>anecie sąpopełniane morderstwa,<br />
cały czas toczą się wojny. Postępowanie tego rodzaju nie jest dobre i musi ulec zmianie.<br />
Musicie się zmienić i zmienić wasz sposób życia, który wpływa na to postępowanie".<br />
Nie dziwi więc wydany Poltanoviciusowi przez kardynała Litwy nakaz zabraniający<br />
ujawniania przebiegu zdarzeń. Tylko operatywności pewnych osób zawdzięczamy, iż<br />
przypadek ten ujrzał światło dzienne.
285<br />
Za to założony 116 lat temu Kościół Spirytualny wydaje się swoją formułą być<br />
wzorcowym pomostem łączącym świat ziemski z duchowym. Kościół ten wyznaje wiarę<br />
w reinkarnację, w przewidywanie przyszłości oraz w zbawcze dla żywych kontakty z<br />
duchami, dzięki którym wyznawcy mogą rozwijać swoje zdolności paranormalne, tak w<br />
celu leczenia bliskich, jak i lepszego poznawania własnej natury. A wszystko odbywa się<br />
bez agresywnej ewangelizacji i z całkowitym poszanowaniem woli drugiego człowieka.<br />
Nadejście takiego typu Kościoła przepowiadał już papież Celestyn V, wielki jasnowidz<br />
i bioenergoterapeuta. W swoich wizjach przyszłości oglądał świat ludzi wierzących,<br />
doskonale obywających się bez księży, biskupów i kardynałów. Nadejście takiego świata<br />
zapowiadają także wszyscy jasnowidzący. Słynny nieżyjący już mistyk włoski Ojciec Pio<br />
za takie i podobne poglądy poddany był przez Watykan rozlicznym represjom. Jeszcze w<br />
1961 roku, kiedy jego sława i zdolności znane były całemu światu, został poddany całej<br />
serii restrykcji.<br />
A benedyktyn Ojciec Pellegrino Ernetti, wynalazca chronowizora, to jest maszyny<br />
rejestrującej głosy, obrazy i zdarzenia z przeszłości, które potem starannie<br />
dokumentowano, na prowadzenie eksperymentów uzyskał zgodę samego Piusa XII.<br />
Ojciec Święty stwierdził wręcz, iż „Prowadzenie takiego eksperymentu nie niesie z sobą<br />
żadnego niebezpieczeństwaf...), że być może stanie się to początkiem badań mogących<br />
zademonstrować wiarę w życie wieczne ". Wszystko było w porządku do czasu badania<br />
niedalekiej przeszłości, kiedy uwagę zapisujących pochłaniały działania Hitlera,<br />
Mussoliniego i Napoleona. Ba, nawet trwały zapis i opublikowanie przedstawienia<br />
teatralnego Quintusa Enniusa na rynku Trajana w starożytnym Rzymie nie zapowiadało<br />
tragedii, jaka mogła się stać, gdy oko chronowizora spoczęło na Jezusie. Badania<br />
natychmiast przerwano i zakazano w ogóle wspominać o jakichkolwiek eksperymentach.<br />
Maszynę zdemontowano, a jej części ukryto... w kilku miejscach. Co zarejestrowała<br />
maszyna, możemy się tylko domyślać.<br />
Pytanie tylko, dlaczego Watykan odebrał nam prawo nie tylko do poznania prawdy o<br />
Jezusie, którą wielu i tak już odkryło, ale przede wszystkim prawo do poznania historii<br />
człowieka, jego korzeni sięgających gwiazd?! I proszę pomyśleć<br />
0 możliwościach jury stycznych aparatury umożliwiającej zrekonstruowanie życia<br />
1 czynów każdej osoby współczesnej i odeszłej, zwłaszcza w odniesieniu do<br />
przestępców! Tego nie można puścić płazem... To obłudne bronienie fałszywego<br />
wizerunku przynosi i będzie przynosić nam wszystkim niepowetowane straty.<br />
Czy my naprawdę chcemy oglądać okrutne zbrodnie Jana XII, zabitego z ręki<br />
wściekłego męża, który zastał go w łożu swej małżonki, czy Stefana II, odcinającego<br />
palce trupowi swego poprzednika, aby ten i po śmierci nie mógł sięgnąć po papieską<br />
tiarę? Po co? Lepiej już zatopić się w wyczynach Benedykta IX, znoszącego bezżeństwo<br />
księży i rezygnującego z papieskiego stolca na rzecz bycia z Adrianną swoją ukochaną<br />
nałożnicą. A i z pewnością Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości chciałby przyjrzeć<br />
się działalności wielu niesprawiedliwych tego świata. Byłby to największy oręż do walki z<br />
szatanem w dziejach ludzkości. Byłoby to narzędzie Pana rugujące wojny, głód i<br />
pozostałe nieszczęścia będące naszym udziałem. Cóż więc takiego ukazał chronowizor,<br />
jakąż tajemnicę odsłonił, skoro
286<br />
Watykan na szali sprawiedliwości z jednej strony postawił swoje przetrwanie, a z drugiej<br />
zwiastowany raj na ziemi? Pozostawmy sam znak zapytania...<br />
Powracający jak bumerang temat związków UFO z Biblią też już odstawmy do<br />
lamusa. Zainteresowanych odsyłam do obfitej w tej tematyce literatury. Zaniechajmy<br />
również rozmów o bulwersującym prowadzeniu się księży, bo i tak niczego to nie zmieni,<br />
a większości parafian niczego nie nauczy. Jedynie wgląd pod zasłonę kościelnej utopii i<br />
poznanie prawdziwych nauk Jezusa mógłby odnieść właściwy skutek. Na to jednak<br />
trzeba i czasu, i chęci. Tymczasem większość z nas nie może sobie pozwolić ani na jedno,<br />
ani na drugie. Ciężka walka o byt, przepracowanie i znużenie, czasami ludzka prostota i<br />
awersja do nauki ograniczają nasze możliwości poznawcze, spychając potrzeby<br />
wyższego rzędu na <strong>pl</strong>an dalszy. Pozostaje ślepe poleganie na zastanych wzorcach, na<br />
przypisach często bzdurnych, ale od wieków dobrze funkcjonujących, nie wymagających<br />
głębszej refleksji. Ten prosty układ chroni przed trwonieniem cennej energii, upraszcza<br />
życie, zrzucając odpowiedzialność za nasz rozwój na barki innych. Ważniejszą staje się<br />
niewiedza, niż niewygodna odpowiedzialność. Cena ponoszona za ten stan, za<br />
przynależność do grupy religijnej wydaje się niewspółmiernie niższa od cierpień<br />
nękających każdego poszukującego prawdy. I Kościół bezwzględnie to wykorzystuje.<br />
Tymczasem rola księdza chrześcijańskiej gminy powinna być rolą duszpasterza.<br />
Ksiądz, jako przewodnik, powinien wprowadzać w tajemnicę. Katecheza miała być w<br />
pierwotnych założeniach wolnym wyborem i formą wtajemniczenia w pewne prawdy, a<br />
nie obowiązkiem i narzucaniem niezmiennej wizji, nadto wizji ulepionej na potrzeby<br />
instytucji. Komunia święta, msza i chrzest - to przeżycia inicjacyjne, które Kościół<br />
wykorzystał w walce o wiernych.<br />
Czy wielu z nas zna prawdziwy sens chrztu, mającego dorosłemu, świadomemu w<br />
wyborze człowiekowi pomóc w rozumieniu samego siebie? Dlaczego Jezus przyjął<br />
chrzest w okresie własnej dojrzałości? Ponieważ był świadomy odnalezienia w sobie<br />
Chrystusa!!! (!!!) Czy o tym jest przekonane niemowlę? W tekstach Dziejów Apostolskich<br />
i Mateusza jasno jest wyłożone, że chrzest jest przeznaczony tylko dla ludzi, którzy<br />
dojrzeli do niego. Nadto kościelny wymysł o grzechu nie ochrzczonego człowieka jest<br />
równie absurdalny, co potworny. Bardzo potworny. Czyżby Bóg znajdował przyjemność<br />
w oglądaniu wiekuistych cierpień dzieci zmarłych jeszcze przed przyjęciem chrztu?<br />
Niegodna praktyka obowiązkowego chrztu i komunii tłamsi nasze prawo do wolności.<br />
Podobnie jak grzech odszczepieństwa jest to kolejne manipulowanie sumieniem<br />
wiernych. Jednocześnie genialny chwyt w walce o trzodę (czytaj: zyski). Szkoda tylko, że<br />
stoi to w sprzeczności z prawem Jezusowym, że jest pogwałceniem praw naturalnych,<br />
ludzkich i boskich.<br />
Dzisiaj mamy religię w szkołach. Słyszymy o nauczaniu w przedszkolach. Zapewne<br />
niedługo Kościół zejdzie do poziomu żłobka, zamykając przed człowiekiem okno na<br />
piękny i wielki świat duchowych przeobrażeń, gdzie chrześcijaństwo, te jego istotne<br />
atrybuty - jest tylko jednym z elementów duchowej świadomości społeczeństwa.<br />
287<br />
Póki co kościelna cenzura utrudnia jak tylko może dostęp do prawdy, do poznania<br />
Prawdziwego Oblicza Chrystusa. Broni, walcząc o wpływy materialne i władzę nad<br />
światem wiernych, a poprzez wiernych o władzę nad resztą ludzkości, gdzie wierny wcale
nie oznacza chęci bycia wiernym naukom Jezusa, ale oznacza bycie wiernym naukom<br />
Kościoła. To nie prawa Kościoła są uniwersalne, ale nauki Jezusa. To nie Kościół ma<br />
monopol na słowa Jezusa, ale każdy człowiek. Do Kościoła przynależy msza, odpusty,<br />
relikwie, święta kościelne, grzech i jego odpuszczenie, fałszywa ideologia i budynki, to, o<br />
czym Jezus z rzadka wspominał, a jeśli już, to miało to zgoła odmienną wymowę do tej,<br />
jaką manią nas watykańscy nauczyciele. Oddajmy Kościołowi to, co kościelne, i mówiąc o<br />
Jezusie, nie zapominajmy darzyć szacunkiem pozostałych religii świata, oraz podnosić<br />
ich wartości duchowe, gdyż to właśnie ich suma daje nam moc własnej duchowej<br />
świadomości, moc i obowiązek indywidualnego poszukiwania Chrystusa ukrytego w<br />
każdym z nas.<br />
Zresztą dróg poszukiwania prawdy jest wiele i każda z nich ma zapewne swoje zalety.<br />
Jedne z nich wiodą w obszary przeszłości wciąż niedostępne współczesnej nauce, drugie<br />
są bezpośrednio związane z czasem bieżącym, jeszcze inne czerpią pożywkę z<br />
przyszłości, a nawet prowadzą do odległych <strong>pl</strong>anet i cywilizacji. A wszystkie razem<br />
tworzą tajemniczą aurę samoświadomości i kreują nasz czas w możliwie największą ilość<br />
aspektów poznania.<br />
Ciekawym połączeniem takiego przejawu zjawisk jest niewąt<strong>pl</strong>iwie historia Ruchu<br />
Raeliańskiego, nie tylko poszerzająca nasze horyzonty myślowe, ale wpisująca nasze<br />
istnienie w boskie prawo wolnej egzystencji całego wszechświata, gdzie wszystkie formy<br />
życia posiadają te same prawa i gdzie prawo tolerancji, szacunku i miłości stanowi<br />
wykładnię każdego zjawiska..<br />
Cała historia wzięła swój początek od pana Vorilhon, nazwanego Raełem, co w języku<br />
hebrajskim oznacza tego, który przynosi światło. Światłem tym są informacje<br />
przekazywane przez kosmitów, informacje burzące wiele przesądów religijnych,<br />
filozoficznych i naukowych, w których jest mowa nie tylko o Biblii, będącej w zamyśle<br />
kosmitów sprawozdaniem prowadzonych przez nich w zamierzchłej przeszłości prac, ale<br />
i o rozbudowanym systemie pomocy oferowanej przy wychodzeniu ludzkości z okresu<br />
wojen i nienawiści. Zawierają także ostrzeżenie przed samozagładą i w przypądku jej<br />
zaistnienia obietnicę odtworzenia ludzkości na innej <strong>pl</strong>anecie. A wszystko podparte<br />
zasadą nieingerencji i troską o pomyślny rozwój człowieka.<br />
Raeliański przekaz koresponduje z wieloma innymi audycjami nadawanymi wprost z<br />
przestrzeni kosmicznej, co zdaje się oznaczać, iż ludzkość znalazła się rzeczywiście w<br />
przełomowym punkcie własnego rozwoju, nadto rozwoju bardzo zbliżonego do ewolucji<br />
innych ras, co pozwala przypuszczać, iż prawa rozwoju duchowego wszędzie mają to<br />
samo znaczenie.<br />
Przypomnijmy jeden z przekazów, tłumaczonych na wszystkie języki świata, który<br />
odebrano na obszarze Anglii 26 listopada 1977 roku. Galaktyczne orędzie nadeszło<br />
wprost z gwiazd, eliminując z ekranów odbiorników telewizyjnych oglądane programy.<br />
Oto jego jakże wymowny fragment:
288<br />
,, Mówi do was Gramaha, przedstawiciel Galaktycznego Dowództwa Asztar. Od wielu<br />
lat widzieliście nas jako światła na firmamencie. Zwracamy się teraz do was w pokoju i<br />
mądrości, tak jak to zrobiliśmy względem waszych braci i sióstr na całej waszej <strong>pl</strong>anecie<br />
Ziemi.<br />
Przychodzimy ostrzec was przed losem waszej rasy i waszego świata po to, byście<br />
mogli poinformować waszych współmieszkańców o kierunku, w jakim musicie zmierzać,<br />
aby uniknąć katastrofy, która zagraża waszym światom i istotom z otaczających was<br />
światów. Ma to umożliwienie wam udziału w wielkim przebudzeniu podczas<br />
przechodzenia <strong>pl</strong>anety do Nowej Ery Wodnika. Nowa Era może być okresem wielkiego<br />
pokoju i ewolucji waszej rasy, ale tylko wtedy, gdy rządzący wami uświadomią sobie<br />
istnienie sił zła, które mogą przesłonić ich osądy.<br />
Słuchajcie teraz uważnie, gdyż wasza szansa może się więcej nie powtórzyć. Przez<br />
wiele lat wasi naukowcy, rządy i generałowie nie baczyli na nasze ostrzeżenia;<br />
kontynuowali eksperymenty z siłami zła, które nazywacie energią nuklearną. Bomby<br />
atomowe mogą w jednej chwili zniszczyć Ziemię i istoty na siostrzanych światach.<br />
Odpady z atomowych siłowni zatrują waszą <strong>pl</strong>anetę na wiele następnych tysiącleci.<br />
My, którzy podążaliśmy ścieżką ewolucji o wiele dłużej niż wy, od dawna zdawaliśmy<br />
sobie sprawę z tego, że energia atomowa zawsze jest skierowana przeciwko życiu. Nie<br />
ma ona pokojowego zastosowania. Jej używanie, jak i badania nad zastosowaniami,<br />
muszą być natychmiast przerwane, gdyż inaczej wszyscy ryzykujecie zniszczeniem.<br />
Wszystkie bronie zła muszą zostać usunięte.<br />
Obecnie czas konfliktu należy do przeszłości. Rasa, której częścią jesteście, może<br />
przejść do najwyższych poziomów ewolucji, jeżeli pokażecie, że jesteście tego warci.<br />
Macie niewiele czasu, by nauczyć się żyć razem w pokoju i dobrej woli.<br />
Niewielkie grupy na całej <strong>pl</strong>anecie uczą się tego, a istnieją po to, by przepuścić dla<br />
was wszystkich światło świtającego Nowego Wieku. Macie swobodę akceptacji lub<br />
odrzucenia ich nauk, lecz tylko ci, którzy nauczą się żyć w pokoju przejdą do wyższych<br />
dziedzin duchowej ewolucji.<br />
Słuchajcie skierowanego do was głosu Gramahy, przedstawiciela Galaktycznego<br />
dowództwa Asztar. Wiedzcie również, że jest wielu fałszywych proroków i przewodników<br />
działających w waszym świecie. Wyssają oni z was waszą energię - energię, którą<br />
nazywacie pieniądzem - i użyją do niecnych celów, dając warn w zamian bezwartościowe<br />
odpady.<br />
Ochroni was przed tym wasza wewnętrzna boska jaźń. Musicie się nauczyć<br />
wrażliwości na wewnętrzny głos, który powie warn, co jest prawdą, a co mętami,<br />
chaosem i nieprawdą. Uczcie się słuchać tego głosu prawdy, który jest w was, a<br />
wprowadzicie siebie na ścieżkę ewolucji.<br />
Jest to nasze przesianie do naszych drogich przyjaciół. Przez wiele lat przyglądaliśmy<br />
się, jak wzrastacie, także i wy oglądaliście nasze światła na waszym niebie. Wiecie też, że<br />
jesteśmy tutaj i że jest więcej istot na i wokół waszej Ziemi niźli wasi naukowcy<br />
przyznają.
289<br />
Jesteśmy głęboko przejęci wami i waszą ścieżką ku światłu i zrobimy wszystko, co<br />
możemy, by wam pomóc. Nie obawiajcie się, starajcie się tylko poznać samych siebie i<br />
żyć w harmonii z drogami waszej <strong>pl</strong>anety Ziemi. My tu, w Galaktycznym Dowództwie<br />
Asztar, dziękujemy wam za uwagę. Opuszczamy teraz płaszczyznę waszej egzystencji.<br />
Bądźcie błogosławieni przez najwyższą miłość i prawdę kosmosu".<br />
Piękne i pouczające. Nadto zadziwiające, wprost nie do przyjęcia, by taka potęga<br />
zostawiała nam prawo wyboru nawet w obliczu samozagłady. I ta lapidarna wzmianka o<br />
naszym głosie wewnętrznym, o Chrystusie mającym siedzibę w świątyni serca, a nie w<br />
murach kościelnych. I te pełne szacunku, pokory, miłości i tolerancji słowa. Wzniosłe,<br />
szlachetne i upragnione. Nasycone najwartościowszymi osiągnięciami ludzkiej myśli<br />
filozoficznej i stricte naukowej.<br />
To poszukiwanie prawdy skłania nas do niezamykania się w obrębie tylko jednego<br />
wyznania, lecz do poszukiwania korzeni naszego rodowodu, które w sporej mierze<br />
czerpały żywotne soki z Indii, kolebki wielkich systemów religijnych. Tam odnajdziemy<br />
braminizm, najstarszą religię współczesnego świata, która obdarowała ludzkość świętymi<br />
księgami „Wedami" i która poprzez traktaty filozoficzne i teologiczne dała pojęcie Boga,<br />
co otworzyło w człowieku siódmy czakram, zwany czakramem wiedzy, i co zaowocowało<br />
powstaniem pierwszych potężnych cywilizacji, takich jak Mezopotamia, Indie czy Egipt.<br />
Kolejny etap kształtowania się religii zainicjował Budda i Konfucjusz. Człowiek w stanie<br />
nirwany, czyli oświecenia, mógł nareszcie zrealizować swój byt duchowy poprzez<br />
otwarcie szóstego czakramu. Judaizm z kolei wykształcił cały system etyczno duchowy,<br />
przyczyniając się do odblokowania czakramu piątego, zwanego czakramem<br />
jasnosłyszenia. Przyjście na świat Jezusa związane jest niepodzielnie z podstawowym<br />
czakramem duchowej ewolucji człowieka: ośrodkiem serca, co utorowało drogę do<br />
odkrycia boskiegp pierwiastka, będącego właśnie naszą prawdziwie jedyną istnością<br />
Ponieważ celem ziemskiej wędrówki jest uwolnienie się spod prawa przyczyny i<br />
skutku, otwarcie czterech najwyższych czakramów umożliwiło postrzeżenie prawa<br />
absolutnego, bezosobowej ofiarnej miłości, odblokowującej naszą świadomość na<br />
pozostałych <strong>pl</strong>anach egzystencji, co uwalnia doskonalącą się duszę z koła ponownych<br />
wcieleń.<br />
Bez obaw można zaryzykować stwierdzenie, iż kolejność powstawania uniwersalnych<br />
religii nie była wcale przypadkowa, zaś fenomen Jezusa Chrystusa stanowi<br />
ukoronowanie duchowej przemiany ludzkiej rasy. Płynące z Jego nauk wskazówki<br />
przekształciły pojęcie wiary w moc własnej duchowej świadomości. Tę prawdę Kościół<br />
Chrześcijański zataił, lub jej nie zrozumiał, a podnoszoną przez Jezusa powinność<br />
pielęgnowania boskości w każdym z nas sprowadził do dogmatycznego wierzenia w<br />
boga immanentnego, obwarowując na dodatek taką wiarę rozbudowanym systemem<br />
zakazów i nakazów, co sprowadziło cały proces duchowej przemiany do technicznego<br />
przestrzegania regulaminu, za co przed Kościołem - nie przed Bogiem! - stał się<br />
odpowiedzialny każdy wierny.
290<br />
Zapomniano przy tym dodać, iż ów regulamin nie wyszedł spod ręki Boga, ale że<br />
sporządzili go kościelni urzędnicy. Właśnie kościelni, jako że chrześcijańska prawda<br />
religijna jest prawdą modyfikowalną, uzależnioną od kształtu, siły ekspansji i<br />
przeobrażeń samej organizacji kościelnej. To znaczy, że wraz ze zmianą formy i struktury<br />
instytucji Kościoła, oraz jego relacji ze światem zewnętrznym, przeistoczeniu ulegają<br />
same, niby niepodważalne dotąd założenia religijne, których wizerunek wpływa na<br />
oblicze ewoluującego świata, gdzie zawsze musi być miejsce dla dominującej pozycji<br />
rzeczonej organizacji.<br />
Kiedy Jezus powrócił do Ziemi Świętej i zaczął o tym właśnie nauczać, naraził się<br />
rabinom, którzy odprawili go, mówiąc: „Mówisz ludziom za wiele. Kościół utrzymuje<br />
swoją władzę właśnie poprzez tajemnice ".<br />
Zresztą Kościół od zawsze był mistrzem mistyfikacji i zawsze potrafił właściwie<br />
wybrnąć z sytuacji wystawiających na szwank jego dobre imię. Papież Leon X, któremu<br />
niejednokrotnie wytykano rozwiązłość, szydząc z jego syfilisu, dy<strong>pl</strong>omatycznie tłumaczył,<br />
iż to efekt obmacywania przez kościelnych dostojników w ka<strong>pl</strong>icy Bazyliki św. Jana,<br />
którzy według dawnego zwyczaju sprawdzali męskie pochodzenie kandydata<br />
obmacywaniem genitaliów. Widać to kardynałowie byli zepsuci...<br />
W jakim stopniu wierny potrafi oddzielić prawdę od zakłamania i niedomówień<br />
zależy w dużej mierze od samego zainteresowanego, od aktywizujących się w nim<br />
zdolności poznawczych i wewnętrznej potrzeby, których jakość ściśle koreluje z<br />
poziomem intelektualnego i mentalnego rozwoju. Niemniej każdy z nas, wierzący czy<br />
niewierzący, do końca życia pozostanie uzależniony od wpływów kościelnej machiny.<br />
Tym dotkliwiej ów nacisk jest odczuwany, im bardziej twórczy i wrażliwy jest organizm,<br />
im większe jest dążenie do wolności, im żarliwsze umiłowanie wiedzy i im intensywniej<br />
rozkwita duchowość w aspekcie boskiej intuicji.<br />
A jak ów rozkwit duchowości wygląda w wykonaniu chrześcijańskich świętych? I tak<br />
Ammonios, jeden z pierwszych ojców Kościoła, latami przypalał swoje ciało rozpalonym<br />
żelazem, Katarzyna z St. Trond pakowała się do gorącego pieca, kazała torturować,<br />
wisiała obok zwłok powieszonych przestępców, a nawet upatrywała przyjemność w<br />
zakopywaniu się w grobie. Św. Katarzyna z Genui pożywiała się łachmanami nędzarzy<br />
wraz ze znajdującym się tam brudem i robakami, a św. Angela namiętnie spijała wodę,<br />
którą myto trędowatych. Kiedy połknęła odpadnięty kawałek ciała trędowatego, zdało<br />
się jej, iż przyjęła świętą komunię. Szymon Słupnik, taki współczesny fakir, ale jednak<br />
święty, ponieważ lubił żyć w odosobnieniu, wegetował w studniach i zamurowanych<br />
celach. A ponieważ brakowało mu świadków swoich wyczynów, zamieszkał na słupie,<br />
gdzie spędził kilkadziesiąt lat na śpiewaniu psalmów i biciu pokłonów. Dla nieroba był to<br />
niezły sposób na przetrwanie...<br />
Równie skuteczną metodą na bezrobocie była asceza. Podobno na samej tylko<br />
pustyni egipskiej w IV wieku żyło 24 tysiące brudnych, zżeranych przez robactwo<br />
nędzarzy, którzy pod hasłami świętej ascezy domagali się datków, przez co stanowili<br />
prawdziwe nieszczęście dla okolicznych mieszkańców. Życie w brudzie
291<br />
było wśród ascetów uważane za jedną z najważniejszych cnót. Św. Antoni nie mył się<br />
całe życie i śmierdział tak, że nikt koło niego nie potrafił przebywać. Cuchnęła też Św.<br />
Małgorzata Węgierska. A ponieważ mało jej było ran zadawanych przez insekty, kazała<br />
sobie włożyć do butów gwoździe kaleczące stopy. Nasza święta Jadwiga Śląska nie była<br />
gorsza: myła się w wodzie po żebrakach, jadła najgorsze resztki, nosiła raniącą ciało<br />
odzież i nawet zimą chodziła boso. Byli jednak i tacy, którym tego typu tortury zdawały<br />
się nic nie warte. Św. Dominik musiał biczować się do utraty przytomności, a<br />
dominikanin Heinrich Seuse do codziennego biczowania dołożył sobie obowiązek<br />
noszenia krzyża najeżonego gwoździami, przez co rany ropiały mu całe życie. W sprawie<br />
biczowania zalecano, by kobiety, jako płeć słabsza, wzorem karmelitanek biczowały się<br />
jedynie w okresie czterdziestodniowego postu oraz w piątki, środy i poniedziałki.<br />
Koniec jednak z tymi ponurymi opowieściami. Powstaje jednak pytanie, dlaczego<br />
takie wyczyny gwarantowały umieszczenie w panteonie świętych? A może to oni, a może<br />
Watykan, a może cały obłęd tamtych wieków zasługuje na rozważenie pod kątem<br />
psychiatrii klinicznej? Bo jeśli tak, to jak powinniśmy reagować na przekazy zostawione<br />
potomnym przez tak wąt<strong>pl</strong>iwą rzeszę świętych (ludzi niespełna rozumu)...?<br />
Chcąc mieć jednak pełny wgląd w istotę tych przeobrażeń, nie wolno nam dla<br />
własnej kulturowej i obyczajowej wygody przywdziewać maski niepraktykującego<br />
wierzącego, gdyż utrudnia to dostęp do prawdy innym poszukującym, podejrzewającym,<br />
iż to właśnie z nimi jest coś nie w porządku. Manipulowani, walczą ze wszystkim i<br />
wszystkimi, także z samymi sobą przechodząc w ciągu życia wiele niepotrzebnych i<br />
bolesnych wzlotów i upadków, miotając się między głęboką prawowiernością a<br />
religijnym obrazoburstwem, między pochwałą laicyzacji a ślepym klerykalizmem. Raz<br />
pojmują, to znowu tracą wątek. I wciąż zaczynają od nowa, nie wiedząc tak na dobrą<br />
sprawę, czego szukają. A Kościół im tego nie ułatwia - to nie leży w jego interesie.<br />
Posługując się myślowym konserwatyzmem, niechęcią do konfrontacji z innym<br />
poglądami, tylko reprezentowanej przez siebie wierze przypisuje wartości pozytywne,<br />
innym zaś stanowiskom, obcym, więc i wrogim - cechy negatywne<br />
,, Wyjaśnia to w dużym stopniu deklarowaną w naszym kraju religijność oraz masowe<br />
uczestnictwo w praktykach religijnych - pisze Zenon Kawecki - mimo że niejednokrotnie<br />
są one pozbawione motywacji religijnych. Ponieważ tradycjonalizm wyrasta nie z<br />
osobistych doznań, przeżyć i przemyśleń, ale kształtuje się pod wpływem środowiska,<br />
wystarczy częstokroć mniej łub bardziej długotrwała rozłąka Z tym środowiskiem, aby<br />
jednostka odeszła od swoich tradycyjnych poglądów. Świadczy to, że religia jest<br />
traktowana nie tyle jako wartość osobista, którą człowiek żyje na co dzień, iłe jako<br />
wartość kulturowa, wynikająca z przywiązania do tradycji, do "wiary ojców". Oczywiście w<br />
religijności tej zachodzą pod wpływem działalności Kościoła istotne zmiany, u wielu łudzi<br />
uzyskuje on podbudowę intelektualną staje się wartością uświadamianą, wysoko<br />
cenioną".<br />
Niestety, katolicyzm kulturowy pozbawiony jest tradycyjnie głębszej refleksji. Niski<br />
poziom wiedzy religijnej, nawet w odniesieniu do podstawowych dogmatów
292<br />
wiary, potwierdza tylko tezę o religijności na pokaz, religijności zakorzenionej społecznie<br />
i kulturowo, a nie świadomościowo, czego dowodem jest trwanie przy wierze mimo<br />
nieuznawania niektórych praw czy norm moralnych, lub przykazań kościelnych, co<br />
przecież jest z założenia nie do przyjęcia i co jest na równi traktowane z odrzuceniem<br />
wiary.<br />
Kościelny przekręt z pokutą i odpuszczeniem grzechów w trakcie mszy świętej należy<br />
uznać w tym kontekście za jedno z najsprytniejszych posunięć Watykanu. Zapewnienie<br />
Jezusa, iż każdy człowiek ponosi odpowiedzialność za swoje czyny przed samym sobą<br />
gdzie odpuszczenie grzechów nie zależy od Boga, lecz leży w mocy (powinności)<br />
samego człowieka, z całą bezwzględnością odrzucono. I ten manewr był strzałem w<br />
dziesiątkę, choć nie obeszło się bez przemocy.<br />
Kiedy czternastowieczną Europę przecinały marsze wielotysięcznych tłumów<br />
samobiczujących się pokutników, proszących w bolesnym zaśpiewie Boga o<br />
przebaczenie, po raz kolejny stało się dla Watykanu jasne, że namacalna prawda o<br />
samoprzebaczeniu godzi w najbardziej żywotny interes gminy chrześcijańskiej: w<br />
kościelny skarbiec. Bezradna wobec skali zjawiska Stolica Apostolska, bo i sam papież<br />
Klemens VI uchodził swego czasu za biczownika, stosowną bullą przestrzegła<br />
biczowników przed odchodzeniem od oficjalnych sakramentów. Kiedy nie poskutkowało<br />
to, co poskutkować w obliczu prawdy nie mogło, Kościół ponownie sięgnął do<br />
argumentów administracyjnych, zakazując pokutnikom biczowania się w grupach<br />
powyżej dziesięciu osób. Uciekając przed sankcjami, a nie mogąc ograniczyć swej<br />
masowości, biczownicy utworzyli tajne stowarzyszenie, podkładając się tym samym<br />
świętej inkwizycji. Na pierwszy odstrzał gotowego do działania papieskiego inkwizytora<br />
Waltera Kerlingera poszedł wraz z dwoma tysiącami zwolenników przywódca ruchu<br />
Konrad Schmid. Przez kolejne trzydzieści lat egzekucyjne stosy ostatecznie udowodniły,<br />
po czyjej stronie leży prawda o odkupieniu grzechów. Tę wypróbowaną metodę<br />
wpajania kościelnych zasad stosował Watykan z niezmiennym powodzeniem i z iście<br />
hollywoodzkim rozmachem przez kolejne niespokojne stulecia, tworząc wszelkimi<br />
dostępnymi środkami trwałe zręby niepodważalnego boskiego namiestnictwa, mit<br />
hierarchii, niebiańską nie podlegającą jakiejkolwiek ocenie maszynę religijną w której<br />
społeczeństwo stanowi zwyczajną kastę pariasów.<br />
Charakterystyczną cechą takiej masówki (masowej religijności) był i jest słaby związek<br />
między religią a moralnością przy jednoczesnym uznawaniu Kościoła za autorytet<br />
społeczny i moralny, co wyrażało się i wyraża w dążeniu do zwiększania uczestnictwa<br />
Kościoła w życiu społecznym i politycznym. Wpojono przekonanie o wielkiej<br />
użyteczności Kościoła w utrzymaniu ładu moralnego i przekonanie o potrzebie<br />
konstytucyjnego rozwoju klerykalizmu politycznego, co klerowi, drwiącemu z<br />
Chrystusowego prawa tolerancji, jako czynnikowi kierowniczemu podporządkowało<br />
również świat świecki. Ciążący na wiernych obowiązek dawania świadectwa wiary w<br />
codziennym postępowaniu spadł na <strong>pl</strong>an dalszy, przekształcając religijną ideologię w<br />
społeczny fanatyzm, nie mający wiele wspólnego z tak zwaną religijnością prawdziwą nie<br />
mówiąc już o pogłębionej.
293<br />
Oczywiście, karty dziejów Kościoła pełne są także chlubnych tradycji. Tworzyli je<br />
przecież ludzie uwikłani w najrozmaitsze spory swoich czasów. Istnieje jednak i druga<br />
strona medalu: walka o władzę i wpływy, która przekształciła wąt<strong>pl</strong>iwej jakości religijność<br />
w tak zwaną religijność selektywną. Spowodowany upowszechnieniem wiedzy upadek<br />
retuszowanej doktryny religijnej i autorytetu Kościoła zaostrzył apetyt na prawa<br />
duchowe, dające się pogodzić z praktyką życia codziennego i zdrowym rozsądkiem. To<br />
przyspieszyło proces prywatyzacji religii, nadawania jej nowej, swoistej interpretacji,<br />
odbiegającej od oficjalnej, zdyskredytowanej wykładni kościelnej, nadto sprawnie<br />
łączącej nowe objawienia z nauką. Powstałe tą drogą związki wyznaniowe, kulty i sekty,<br />
gloryfikując postać nawiedzonego mistrza i objawionych mu prawd, pozyskują dla<br />
własnych celów tę część wiernych, która przestała ufać staremu porządkowi rzeczy.<br />
Wielu zapewne pamięta echa tragedii, jaką było zbiorowe samobójstwo<br />
kilkudziesięciu członków sekty Koresha w Teksasie, kiedy podczas próby wtargnięcia<br />
policji na teren farmy wyleciały w powietrze zabudowania, grzebiąc pod sobą<br />
wyznawców mesjasza. To historyczne wydarzenie wyczuliło świat na praktyki<br />
współczesnych proroków.<br />
W przypadku Koresha pod sloganem posłannictwa ukryto wyuzdane i sadystyczne<br />
praktyki. Wielka rodzina proroka wraz z jego uzbrojoną gwardią Gałęzią Dawida,<br />
niezłomnie wierzyła w nadchodzący koniec świata, a chcąc zapewnić sobie zbawienie,<br />
przekazywała na błogosławione ręce cały dorobek swojego życia. Wierzyła, iż stanie się<br />
narodem wybranym. Oczekując na ziemski finał, wyznawcy objawienia w wydaniu<br />
Koresha wypełniali ściśle narzucane przez mistrza zadania. Mężczyźni krzewili wiarę, a<br />
kobiety - w wieku od 12 do 80 lat - zasilały osobisty harem nawiedzonego. „Życie z nim<br />
było jak konkurs piękności - wyznała Robyn, jedna z oblubienic - wszystkie walczyłyśmy<br />
z sobą o względy Pana Boga. Nie wiedziałyśmy, że jesteśmy w piekle".<br />
Mesjasz uwiódł Robyn, gdy miała siedemnaście lat. Po urodzeniu dziecka dołączyła<br />
do haremu, konkurując o względy pana z własną matką. Koresh, mając początkowo<br />
piętnaście żon, bezlitośnie odebranych prawowitym mężom, których obowiązywała<br />
całkowita wstrzemięźliwość seksualna - wciąż powiększał ogród rozkoszy. „Baranek Boży<br />
będzie miał sześćdziesiąt żon - tłumaczył biblijny przekaz - lecz pozostali mężczyźni<br />
muszą czekać na raj". Opornych wobec jasno i zwięźle wyłożonych nauk spotykały<br />
dotkliwe kary. Sadystyczne skłonności Koresha i jego gwardii widoczne są do dziś na<br />
ciałach tych, którzy mieli na tyle szczęścia i rozumu, by w porę zbiec spod opiekuńczych<br />
skrzydeł mesjasza. Liczba tych, którym się nie udało, do dzisiaj pozostaje tajemnicą<br />
Zresztą sam Koresh aż do końca umiejętnie wymykał się wszelkim policyjnym<br />
nagonkom, a zniewoleni ludzie, lękając się zemsty, solidarnie trzymali jego stronę.<br />
A kim był sam Koresh? Człowiekiem, któremu nie wyszło w życiu. Urodzony jako<br />
Vernon Howell przez niespełna piętnastoletnią matkę, molestowany seksualnie przez<br />
ojca, usunięty ze szkoły i odrzucony przez kręgi artystyczne (chciał zostać gwiazdą<br />
rocka), wstąpił w szeregi Adwentystów Dnia Siódmego, gdzie policyjnym donosem na<br />
przywódcę apokaliptycznego odłamu Adwentystów zwanego Szczepem
294<br />
Dawidowym przejął władzę. Chorobliwe wizje i manipulowanie członkami sekty wyniosły<br />
go w grupie na szczyt. I tyle.<br />
Podobne, o ile nie większe zagrożenie dostrzegamy w ruchu satanistycznym.<br />
Nabożeństwa odprawiane ku czci Księcia Ciemności budzą lęk i grozę. Zmuszają swym<br />
okrucieństwem, nie mistyką do głębokiego zastanowienia się nad związkami spajającymi<br />
religijność z psychozą.<br />
„Jak opowiedział dziesięcioletni Michael Nokes (Newsweek z 1985 roku), on wraz z<br />
dwudziestoma pięcioma innymi dziećmi zostali zabrani do złego kościoła przez<br />
czterdziestu dorosłych, którzy rozebrali ich do naga i otoczyli, śpiewając modły do<br />
szatana. Na czarno ubrany leader wołał: Powstań Diable i uwielbiaj nas, jak i my ciebie<br />
uwielbiamy! Dalej Michael opowiedział, jak on i mała dziewczynka zostali następnie<br />
zmuszeni do rzucania nożami w dzieciątko Jonathan, a wkrótce dołączyli do nich rodzice<br />
i przyjaciele (...)<br />
Następnie dorośli poćwiartowali zwłoki dziecka i zmusili dzieci do wypicia jego krwi.<br />
Wreszcie dorośli zaczęli seksualnie napastować dzieci, poczynając od własnych ".<br />
Co ciekawe, dziewiąty paragraf biblii satanistów nakazuje czcić Kościół, jako<br />
największego przyjaciela Szatana. Nie wiadomo, czy z powodu papieża Aleksandra VI,<br />
który zawarł pakt z diabłem, dzięki czemu po jego śmierci spłonęło na stosie 15<br />
milionów ludzkich istnień, czy też z racji krzewienia doktryn przeczących Słowu Pana.<br />
Niewąt<strong>pl</strong>iwie jedną z najgłośniejszych w naszym kraju było rozbicie w 1993 roku<br />
sekty „Niebo". Założona przez Kacmajora grupa wyznawców, byłego pracownika<br />
elbląskiego teatru, legitymującego się podstawowym wykształceniem, pod hasłem<br />
leczenia Duchem Świętym zwabiała młodych ludzi, uzależniając ich psychicznie od<br />
przewodnika, który stosunki panujące w społeczności kształtował dopracowanym<br />
systemem kar, układów personalnych i zastraszeń, jakim były poddawane również dzieci.<br />
Groźby, strach i szantaż wymuszały na nowych członkach nie tylko bezwzględne<br />
posłuszeństwo wobec świętej rady, ale doprowadzały do całkowitego zrywania więzów z<br />
rodziną i bliskimi. Także prawda o nadnaturalnych mocach Kacmajora okazała się zbyt<br />
prozaiczna: rzekome uzdrowicielskie oddziaływanie mesjasza i jego komitantów na<br />
otoczenie sprowadzało się tylko do umiejętnie podsycanej psychozy strachu i nie miało<br />
nic wspólnego z boskimi zdolnościami. Wierzono w nie czy też nie, nie wiadomo, jedno<br />
jest pewne - za wiarę w nadprzyrodzone zdolności przywódcy zapłacili wszyscy.<br />
Podobnie jak w sekcie „Niebo", tak przystąpienie do sekty „Rodzina" uzależniano od<br />
przekazania na rzecz wspólnoty całego posiadanego majątku. Także „Rodzina Miłości"<br />
od samego początku była nastawiona na seksualne wykorzystywanie łatwowiernych.<br />
W Polsce działa około 300 różnego rodzaju kościołów, związków wyznaniowych i<br />
grup religijnych i parareligijnych, z czego przeszło sto jest zarejestrowanych. Reszta<br />
funkcjonuje nielegalnie, podobnie jak za granicą. A i te legalne stowarzyszenia zajmują<br />
się inną działalnością niż ta deklarowana. „Chrystianie" i „Wspólnota Niezależnych<br />
Zgromadzeń Misyjnych Rodzina" stale
295<br />
były wiązane z zaginięciami nieletnich w Polsce i za granicą. A wszystko pod<br />
płaszczykiem rozdawania <strong>pl</strong>akatów i ulotek, darmowej nauki języków obcych i<br />
organizowania w szkołach pogadanek na temat narkomanii i AIDS.<br />
Kwestia seksualnego wykorzystania nieletnich jest jedną z głównych, jeśli nie<br />
najważniejszą przyczyną działania różnych sekt. Członkowie kanadyjskiej sekty<br />
„Apostołowie Nieskończonej Miłości" mówili o tym otwarcie i bez skrępowania gwałcili<br />
już czteroletnie dzieci. Dosłownie wszędzie kwestie seksu są opatrzone specjalnie w tym<br />
celu dorabianą ideologią i zgodnie koegzystują z innymi formami wykorzystania<br />
człowieka.<br />
Ukraińskie „Białe Braterstwo", wieszczące nadejście końca świata dnia 24 listopada<br />
1994 roku, cieszyło się tak ogromnym zainteresowaniem, że setki oddanych boskiej<br />
parze prawowiernych wyzbywało się w pośpiechu majątków, oddając pieniądze i siebie<br />
w posłudze wielkiemu guru. Nawet gdy tęsknie wyczekiwana apokalipsa nie wstrząsnęła<br />
światem w zapowiedzianym terminie, i nawet gdy gruchnęła wieść o ucieczce boskiej<br />
pary za granicę (wraz z dwunastoma apostołami i majątkiem sekty) - nawet wówczas<br />
większość oddanych sprawie wiernych gotowych była z całych sił służyć<br />
przedstawicielom Jedynego na Ziemi, za jakich uważali Jana Swami i Marię Davis<br />
Chrystus (w rzeczywistości Jurija Kriwonogowa i Marię Cwigun, hochszta<strong>pl</strong>erów<br />
wykorzystujących do ubezwłasnowolniania ludzi hipnozę i wiedzę z zakresu zachowań<br />
człowieka).<br />
Ojciec Niebiański i Matka Świata za nic mieli przeciwdziałania policji i Komitetu<br />
Rodziców Ofiar Białego Braterstwa, chcących położyć kres psychozie i dotrzeć do<br />
zaginionych bez wieści ofiar ślepego kultu, i w trwającym zaślepieniu dalej<br />
rozpowszechniali kolejne proroctwa o nadciągającym końcu świata, kiedy to dwanaście<br />
tysięcy dusz miało złożyć z siebie ofiarę Matce Świata. W oczekiwaniu na zbawienie żywe<br />
dusze śpią pod mostami, głodują handlują sobą i wizerunkiem boskiej pary, by<br />
zarobione pieniądze skrzętnie przekazywać na potrzeby Jana i Marii.<br />
Czy aresztowanie Ojca Niebiańskiego wiele tu zmieni? Nie. Tak jak i aresztowanie<br />
proroka Shoko Asahara, przywódcy „Najwyższej Prawdy Aum", nie ukoi żalu rodzin<br />
pomordowanych w tokijskim metrze.<br />
O ile jedne z sekt z założenia samych twórców mają charakter efemeryczny i są<br />
nastawione na szybki i krótkotrwały zysk, o tyle związki wyznaniowe założone wcześniej,<br />
posiadające pewną tradycję historyczną i programową jak na przykład „Kościół<br />
Zjednoczenia Sun Myung Moona", mają znacznie większe aspiracje. Mają wcale niezłą<br />
szansę przetrwania, rozwoju, a nawet przeistoczenia się w potężne imperium finansowe,<br />
pochłaniające banki, stocznie, wydawnictwa, sklepy i restauracje.<br />
Taki rozwój, zapoczątkowany łatwowiernym zainteresowaniem magią hermetycznego<br />
środowiska, przekształcony w samofinansującą się organizację, stanowi niewąt<strong>pl</strong>iwe<br />
niebezpieczeństwo dla jednostek słabych, poszukujących wsparcia duchowego i własnej<br />
tożsamości, dla ludzi stojących na skraju życiowej przepaści, dla których jakikolwiek<br />
odruch współczucia ze strony drugiego człowieka często oznacza odwrót od totalnego<br />
zwątpienia i psychoz. Podatni na stresy, o słabej
296<br />
konstrukcji psychicznej, mający najczęściej niewłaściwe wyobrażenie o rzeczywistości,<br />
członkowie ugrupowań pretendujących do miana Wiary Jedynej, chcą tego czy nie,<br />
padają ofiarami wielkich wtajemniczonych objawionych temu światu.<br />
Oto zalecany przez Dominikańskie Centrum Informacji o nowych ruchach religijnych i<br />
sektach tekst pozwalający z grubsza ocenić wiarygodność duchowego ugrupowania:<br />
• Już pierwszy kontakt z grupą otwiera całkowicie nowe widzenie świata.<br />
• Obraz świata jest prosty i wyjaśnia każdy probłem.<br />
• W grupie można znaleźć wszystko, czego się do tej pory szukało.<br />
• Grupa ma mistrza lub przywódcę, ojca, guru bądź największego myśliciela, który<br />
posiadł całą prawdę i często jest czczony jak Bóg.<br />
• Świat zmierza nieuchronnie ku katastrofie i tylko grupa wie, jak go ratować.<br />
• Grupa jest elitą. Pozostali ludzie są chorzy i zagubieni. Jeżeli nie staną się członkami<br />
grupy, nie będą mogli się uratować.<br />
• Grupa odrzuca naukę w szkołach i uczelniach. Jedynie nauka grupy jest uważana za<br />
wartościową.<br />
• Grupa odrzuca racjonalne myślenie jako negatywne i ,,nieoświecone".<br />
• Krytyka osób z zewnątrz jest dowodem na to, że grupa ma rację.<br />
• Grupa uważa siebie za prawdziwą rodzinę lub wspólnotę.<br />
• Grupa chce, by wszelkie dawne relacje z rodziną, przyjaciółmi i środowiskiem ostały<br />
zerwane, ponieważ przeszkadzają w rozwoju. Grupa oddziela się od reszty świata<br />
poprzez ubiór, pożywienie, własny hermetyczny język, ograniczanie swobody w<br />
relacjach międzyludzkich.<br />
• Grupa żąda ścisłego posłuszeństwa regułom albo dyscy<strong>pl</strong>iny, ponieważ jest to jedyna<br />
droga do zbawienia.<br />
• Grupa narzuca sposób zachowań seksualnych, np. kontakt z partnerami za Zgodą<br />
kierownictwa, seks grupowy, całkowity zakaz kontaktów seksualnych itp.<br />
• Nigdy w ciągu dnia nie jesteście sami, ktoś z grupy zawsze wam towarzyszy.<br />
• Grupa wypełnia cały wasz czas zadaniami, np. sprzedażą książek, czasopism,<br />
werbowaniem nowych członków, udziałem w kolejnych kursach, medytacją.<br />
• Jeżełi obiecany przez grupę sukces bądź uzdrowienie nie nastąpią grupa uznaje, że<br />
dana osoba nie zaangażowała się dostatecznie lub nie wierzyła wystarczająco silnie.<br />
• Członkiem grupy trzeba zostać natychmiast.<br />
• Nie ma możliwości uzyskania obiektywnego obrazu grupy, gdyż ważniejsze od<br />
refleksji jest przeżycie, zgodne z zasadą: tego nie da się po prostu wyjaśnić.
297<br />
Czy można poważnie traktować proroków nakłaniających młodych ludzi do<br />
porzucenia domu rodzinnego i organizowania się w podległe panu komuny, proroków<br />
manipulujących chwytliwymi hasłami walki z technokracją i konsupcjonizmem, podczas<br />
gdy sami pchają się rękami i nogami do wyszydzanej sfery luksusu? Można, a wręcz jest<br />
to obowiązkiem każdego normalnie myślącego człowieka, każdego, który może innym<br />
pomóc wydobyć się z zaklętego kręgu sekciarstwa.<br />
Boskie zasady „Kościoła Zjednoczenia", stanowiące melanż prymitywnego<br />
politycyzmu i powielonych bez zrozumienia haseł mistycznych, opracował w dogmacie<br />
wiary prorok Moon osobiście i to pod patronatem samego Jezusa Chrystusa, który<br />
przemówił doń tymi słowami: „Ty jesteś jedynym człowiekiem, który może dopełnić<br />
mojej misji, i musisz się podjąć tego zadania". Ale tak jak największą troską Jezusa było<br />
wspieranie biednych, tak prorok Moon wespół z małżonką grawitują w zgoła<br />
przeciwnym kierunku, zaskarbiając sobie łaski wielkich i bogatych. Tak jak Jezus wysoce<br />
cenił wartość uczuć każdego człowieka, akcentując prawo miłości, tak prorok Moon za<br />
nic ma osobiste uczucia - wiernych kojarzy na podstawie nadesłanych zdjęć, a<br />
odpowiedni datek znacznie poprawia szansę zamożniejszych i starszych członków na<br />
korzystny mariaż z młodszymi partnerami. Wiek, narodowość i wykształcenie nie<br />
odgrywają tu żadnej roli. Potem przychodzi czas na zbiorowy ślub z błogosławieństwem<br />
samego Najwyższego, czyli Moona. Było już kojarzenie przeszło trzydziestu tysięcy par<br />
jednocześnie na stadionie olimpijskim w Seulu, może będzie i więcej. Nowe szeregi<br />
wiernych z bezkrytyczną fascynacją oglądają instruktażowe filmy o Moonie, recytują z<br />
pamięci jego przykazania, z żarem w oczach przytaczają słowa prawdy: Nowy Odkupiciel<br />
Świata narodzi się w Korei, która będzie Nową Ziemią Świętą, ale przede wszystkim...<br />
przede wszystkim kwestują. Syn Boży buduje za to fabryki i doprowadza mniejsze firmy<br />
do bankructw, zaś w wolnych chwilach starannie dogląda przemytu i handlu<br />
narkotykami.<br />
Nie przez przypadek kryzys wielkich religii przyczynił się do rozkwitu sekciarstwa.<br />
Poza hasłami Hare Kriszna, Hare Rama roz<strong>pl</strong>akatowane są dyskusje<br />
0 Ewangelii, o światowej rodzinie bożej, o medytacjach i o tysiącach innych cudownych<br />
sposobów pozbycia się trosk i kłopotów. Prorocy wabią duchową skromnością,<br />
niesłychaną mądrością i są zawsze szokująco przekonywujący. Kiedy misternie tkana sieć<br />
na stałe zwiąże zdobycz z mesjaszem, zwykle za późno jest już na opamiętanie.<br />
Przychodzi izolacja, narkotyki, wyzysk, prostytucja i nieludzkie traktowanie - przychodzi<br />
zniewolenie.<br />
Okres rozwoju sekt jest szczególnie niebezpieczny dla krajów postkomunistycznych.<br />
Zdemaskowane na Zachodzie kościoły przerzucają tu swój kapitał, wietrząc kolejną<br />
szansę na krociowe zyski. Jest ich wiele, ale tylko nieliczne, jak „Kościół Scientologiczny",<br />
„Kościół Zjednoczenia", „Dzieci Boże"<br />
1 „Ruch Świadomości Kriszny" mają charakter ogólnoświatowy. Jednak wszystkie, te<br />
mniejsze i większe bazują w swoim spekulacyjnym działaniu na zniewalającej sile tradycji,<br />
potędze potrafiącej milczeniem wieków rozsadzić niejeden trwały światopogląd, system<br />
filozoficzny czy naukowy, umiejącej pod osłoną czasu ukryć
298<br />
każdy wstydliwy krok swojej działalności. Zacz walka z legendąjest najtrudniejsza. O ile<br />
jest to możliwe w odniesieniu do współczesnych wyznań hermetycznych,<br />
0 tyle wręcz niewykonalne w stosunku do wyznań ugruntowanych historycznie,<br />
preparujących i gloryfikujących własną niesprawdzalną przeszłość.<br />
Jaskrawym przykładem takiej beznadziejnej walki są „Świadkowie Jehowy",<br />
dobroduszni ludzie głoszący Dobrą Nowinę, którzy nie znają nawet podstaw własnej<br />
wiary. Zmuszani do pracy na rzecz zboru, dochodzącej do 250 godzin miesięcznie, jak to<br />
ma miejsce w Anglii, izolowani, zachęcani do rezygnowania z dążenia do wiedzy i<br />
mądrości, bez słowa skargi czy sprzeciwu głoszą nadejście Armagedonu. Kolportują przy<br />
tym pisma, w których, prócz prawd znanych całemu chrześcijaństwu i od tego<br />
chrześcijaństwa podebranych, nie ma ani słowa o błędach przeszłości czy wzmianki o<br />
skompromitowanych tendencjach.<br />
Jak bardzo są odcięci od świata i nieświadomi swojego sekciarstwa, uświadomiłem<br />
sobie podczas spotkania z pewną młodą jehowitką. Dziewczyna owa, a raczej samotna<br />
27-letnia panna, tonąca wieczorami w pismach przewodnich własnego kościoła,<br />
domyślając się moich filozoficznych inklinacji, zagadnęła mnie razu pewnego o sprawy<br />
wiary. Ponieważ zrobiła to dyskretnie i skromnie, zaprosiłem ją na wizytę dnia<br />
następnego. Przyszła, obładowana nowymi<br />
1 archiwalnymi numerami „Strażnicy", i uraczyła długim wykładem o Jahwe, sypiąc przy<br />
tym jak z rękawa wieloma nic nie znaczącymi faktami, mającymi w jej oczach podkreślić<br />
powiązanie jej wiary z zamysłem Pana Boga. A wszystko w tonacji znanych prawd i<br />
zestawień porównawczych typu (powtarzam słowo w słowo) - „Skoro Bóg nazywa się<br />
Jahwe, to czyż prawdą nie jest, że tylko jego wyznawcy znajdą łaskę w oczach Boga, gdy<br />
nadejdzie dzień Sądu Ostatecznego?"<br />
Tak erystyczne ujęcie może nie tyle rozśmiesza, co każe się zastanowić nad siłą<br />
religijnego fanatyzmu. Kiedy skończyła szkoleniowy wywód o przyjściu na świat<br />
Odkupiciela, opowiedziałem jej zmyśloną historię o kulcie „Ebola", którego wyznawcy<br />
zapowiadali koniec świata na rok 1990. Zapytałem następnie, jaki w jej mniemaniu<br />
powinien być stosunek czcicieli „Ebola" do proroka przekazującego błędne informacje? I<br />
czy aby owa wiara nie opierała się przypadkiem na błędnych założeniach? A może i<br />
sama była archaizmem?<br />
Po pewnym zastanowieniu przyznała rację i z błyskiem olśnienia w oczach powróciła<br />
do poprzednich wywodów, akcentując wyższość wyznawanej wiary nad wąt<strong>pl</strong>iwymi,<br />
pełnymi sprzeczności innymi wyznaniami. Kiedy ochłonęła, zapytałem niby<br />
mimochodem, czy wie, że według jej Biblii Armagedon miał nastać v/ 1914 roku i że po<br />
kompromitacji proroctwa przeniesiono jego spełnienie na rok 1974? I czy - posiłkując się<br />
wspomnieniem kultu „Ebola" - nie uważa, że jej wyznanie również rozmija się z prawdą?<br />
A może i bardziej, bo prorok oszukał wiernych dwukrotnie, i to w tak podstawowej<br />
kwestii?<br />
Przychodziła jeszcze dwukrotnie, ale ani ja, ani ona przekonań nie zmieniliśmy. Nie<br />
wolno jej przecież kwestionować nauk głoszonych przez Stowarzyszenie Strażnicy ani<br />
czytać tekstów innych niż te, które są odgórnie akceptowane. Podkreślam: innych niż te,<br />
które są odgórnie akceptowane. To bardzo ważne stwierdzenie. To jest właśnie idea<br />
(siła!), która umożliwia kierownictwu
299<br />
organizacji na trzymanie 3,5 milionowego grona wiernych w separacji i posłuszeństwie.<br />
Odcięcie ich od prawdy, od źródeł informacji, stworzyło warunki sprzyjające narzuceniu<br />
wielu czasochłonnych i wyczerpujących obowiązków, z których najważniejsze dotyczą<br />
pracy na rzecz zboru, ze szczególnym uwzględnieniem domokrążnego krzewienia wiary,<br />
co wyraża się sprzedażą czasopism, tak zwanej firmowej literatury, i Biblii. Jest to bądź co<br />
bądź główne źródło dochodów organizacji, ważne do tego stopnia, iż osiągniętą przez<br />
członka wartością sprzedaży mierzy się jego oddanie Bogu. Ideałem żarliwości religijnej<br />
innej miary był obowiązek propagandowej aktywności, sięgający osiemnastu godzin<br />
dziennej harówki na rzecz zboru (sic!), co dopiero niedawno zredukowano do godzin<br />
dziesięciu (niechlubnym przykładem pozostaje Anglia), ponieważ niektórzy pionierzy nie<br />
byli w stanie sprostać zadaniu i między samymi zainteresowanymi dochodziło do wielu<br />
niekontrolowanych wybuchów agresji.<br />
We wzbudzaniu winy u osób, które nie zatracają w posłudze Bogu własnej<br />
indywidualności, organizacja doszła do perfekcji. Całkowite oddanie to nie tylko<br />
obracanie się w kręgu wyznawców tej samej wiary, podsycane codziennymi spotkaniami<br />
i cotygodniowym zborem, ale zakaz towarzyskich kontaktów z otoczeniem. Całkowity<br />
zakaz uciech, w tym korzystania z telewizora czy książek, zakaz zabaw i uprawiania<br />
sportu, to tylko część drobnych nakazów, jakie fanatycznym masochizmem podkreślają<br />
swoją boską wartość wyznawcy. Najdotkliwsze ograniczenia dotyczą dzieci (czym<br />
skorupka za młodu nasiąknie...), którym zaleca się umartwianie duchowe i wzbrania<br />
kontaktów z rówieśnikami, także w szkole. Słabością jest obdarowywanie dzieci<br />
prezentami, a wielkim grzechem oddawanie krwi, nawet gdy zależy od tego życie<br />
dziecka.<br />
Mała dygresja - podobnie ograniczone postrzeganie nie jest obce również katolikom.<br />
Już sam słownik herezji stanowi niezbity dowód nieprzejednanej walki o przewodnictwo<br />
w reprezentowaniu interesów Boga na ziemi, w której Watykan starł w proch kilkaset<br />
wyznań wywodzących się pierwotnie właśnie z chrześcijaństwa. Mało tego, Kościół toczył<br />
i toczy zaciekły pojedynek o prymat także z organizacjami świeckimi. I to w dobie<br />
pontyfikatu Jana Pawła II, kiedy to ideę ekumenizmu uwolniono rzekomo z okowów<br />
wstecznictwa. Katolicy dzielnie przeciwstawiają się wszystkim instytucjom świeckim<br />
skupiającym ludzi dobrej woli, o ile tylko owe ugrupowania - łącząc własną działalność z<br />
wiarą w istnienie osobowego Stwórcy - cieszą się społeczną przychylnością<br />
Stolica Piotrowa nadal potępia wolnomularstwo, choć przestała nagłaśniać bulle<br />
Piusa VII, potępiające masonów (wyczyn ten pięciokrotne powtórzył Pius IX). Zresztą<br />
papieże znani są z frywołnego rzucania klątwami, ba! - nawet sami siebie nimi okładają,<br />
a jeśli wymaga tego święty interes, to - wchodząc w boskie kompetencje - skazują<br />
inaczejmyślnych na śmierć, jak to miało miejsce chociażby z siedemnastowiecznymi<br />
księżmi zgrupowanymi wokół księdza Gallot. A potem, gdy sprawa przycicha, to ich się<br />
po prostu słusznie, z poczucia winy, beatyfikuje. Słowem: groteska. Przy tym porównaniu<br />
zachowanie wyznawców Jehowy przestaje być niezrozumiałe.
300<br />
Lepiej przygotowany do działalności był z pewnością Lafayette Ronald Hubbard,<br />
znany uczniom jako Ron, który nie potrafiąc wyżyć z pisania kiepskich powieści<br />
fantastycznych, wykorzystał znajomość religii Wschodu do napisania „Dianetyki:<br />
Nowoczesnej Nauki Zdrowia Psychicznego", w której zawarł opis metod<br />
samodoskonalenia umysłu sprzecznych z ówczesną nauką. Ponieważ książka stała się<br />
bestsellerem, Hubbard poszedł za ciosem i cztery lata później założył „Kościół Nauki o<br />
Wiedzy". Ta mafia religijna, jak go zwą w celu pozyskania uczniów stosuje opisane<br />
właśnie w „Dianetyce" metody psychicznej perswazji, których celem jest - oczywiście -<br />
odblokowanie umysłu i uzyskanie stanu energetycznej czystości. A że przy okazji miesza<br />
się adeptom w głowach, dzięki czemu przekazują guru często cały dorobek życia, to już<br />
znana nam powtórka z historii. Nowi członkowie oficjalnie płacą za kursy zdobywania<br />
wiedzy, a ponieważ klas jest sto dwadzieścia, a kwoty figurujące w cenniku zaczynają się<br />
od czterystu dolarów za kurs podstawowy, a kończą ośmioma tysiącami za wyższe<br />
wtajemniczenia, to już domyślamy się, że po raz kolejny mamy do czynienia z kościołem,<br />
który pod hasłami nawrócenia owieczek ludzkie dążenie do prawdy przelicza na twardą<br />
walutę.<br />
Charles Tare Russel nie zdawał sobie zapewne sprawy ze skutków, jakie wywołało<br />
wydanie w 1879 roku pierwszego numeru „Strażnicy Syjonu" i „Zwiastuna Nadejścia<br />
Chrystusa", poprzedników „Strażnicy" i „Świtu", w których obwieścił, iż Chrystus zstąpił<br />
na ziemię w niewidzialnej postaci w 1874 roku i wyznaczył Armagedon na rok 1914. Ale<br />
za to na pewno świadomie wykorzystywał pracujących nań ciężko gorliwych krzewicieli<br />
opracowanej pospiesznie idei, co przysporzyło mu niebagatelnych dochodów, ale chyba<br />
nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie przypuszczał, że sfingowana historia przetrwa<br />
próbę czasu i że on, żywa legenda, stanie do konfrontacji z nią jeszcze za życia. I co<br />
zrobił prorok, kiedy obiecany koniec nie nastąpił, a on nadal żył? Zwyczajnie...<br />
przedatował go. Czyż nie miał do tego prawa? Miał i umiejętnie je wykorzystał.<br />
Takie samo prawo głoszenia Słowa Bożego miał Joseph Smith, któremu Anioł Moroni<br />
przekazał boskie zalecenia 21 września 1823 roku, głosząc o objawieniu i złotych płytach<br />
ze spisanymi na nich dziejami wczesnoamerykańskiej cywilizacji, gdzie była mowa o<br />
podróży zmartwychwstałego Jezusa do Ameryki, o wielkich bitwach toczonym przez<br />
zaginione cywilizacje etc. Do fantazji miał prawo jak każdy z nas. Dziwić się należy tylko<br />
archeologom, ludziom nauki, którzy na podstawie pism objawionych Smitha długo i<br />
bezskutecznie usiłowali odnaleźć pozostałości po opiewanych miastach czy bitwach.<br />
Ktoś mógłby zapytać, jak to się stało? Dlaczego mimo całkowitej kompromitacji ruch<br />
Jehowych wezbrał w sile? Gdzie logika? Gdzie zdrowy rozsądek? Odpowiedzią na to<br />
pytanie jest reguła psychologiczna: stereotypowy wzorzec zachowania wyznawców<br />
proroctwa, którą odkryli, bądź rozpracowali (w tym przypadku zawodzi inteipretacja)<br />
trzej psychologowie z Uniwersytetu Minnesota - Leon Festinger, Henry Riecken i Stanley<br />
Schachter.<br />
Zadziwiło ich, iż mimo ewidentnej klęski głoszonych wierzeń, apostolski duch miast<br />
upaść - zostaje wzmocniony. Ta prawidłowość uchroniła od zatracenia
301<br />
montanistów w II wieku, anabaptystów w XVI stuleciu, osiemnastowiecznych<br />
sabbatystów, czy wreszcie millerytów i Świadków Jehowy. By przekonać się<br />
0 słuszności własnych przemyśleń, zastosowali metodę obserwacji uczestniczącej<br />
1incognito przyłączyli się do znanej ze swoich poglądów sekty, która manifestowała<br />
poglądy z góry zapowiadające jej niechlubny koniec.<br />
Otóż nawiedzeni przywódcy grupy, pozostający w stałym kontakcie z kosmitami,<br />
zapowiadali nadejście wielkiego potopu, mającego najpierw pochłonąć półkulę<br />
zachodnią a potem resztę ziemi, oraz głosili ocalenie z rąk samych przybyszów. Wszyscy<br />
członkowie grupy w napięciu oczekiwali dnia zagłady i zbawienia, czyniąc w tym czasie<br />
wiele bezsensownych rzeczy, od sprzedaży majątku począwszy, a na agitacji i<br />
przyjmowaniu nowych członków skończywszy. Kiedy zwiastowany koniec świata minął w<br />
nerwowym wyczekiwaniu bez żadnego echa, przywódczyni sekty spokojnie oznajmiła, iż<br />
oni (wierni) „samotnie wyczekując przez całą noc, roztoczyli wokół tyle światła, że Bóg<br />
ocalił świat przed, zniszczeniem". I proszę sobie wyobrazić, że tak sformułowane<br />
wyjaśnienie odrzucił tylko jeden członek grupy. I stała się rzecz niesłychana. W<br />
pozostałych wyznawców wstąpiła nowa nadzieja i nowe siły. Uruchomili drugi front,<br />
zaktywizowali w sobie wszystkie siły i z jeszcze większą gorliwością zaczęli propagować<br />
ideę potopu. Ten prosty pozornie zabieg umożliwił wypełnienie wewnętrznej pustki i<br />
odrzucenie przygniatającego ich ciężaru niepewności. Perspektywa ośmieszenia we<br />
własnych oczach połączona ze wstydem i stratami materialnymi wydała się bardziej<br />
przerażająca niż podtrzymanie doktryny. Jedna z kobiet wyznała rozbrajająco szczerze:<br />
„Muszę wierzyć w nadejście potopu dwudziestego pierwszego, bo wydałam<br />
wszystkie pieniądze. Rzuciłam pracę i kurs komputerowy.. Muszę w to wierzyć".<br />
Podobne stanowisko cechowało doktora Armstronga, jednego z przywódców sekty:<br />
„ Tyle już przeszedłem. Poświęciłem prawie wszystko, co miałem. Przeciąłem<br />
wszystkie więzy, spaliłem za sobą wszystkie mosty. Obróciłem się do świata <strong>pl</strong>ecami. Nie<br />
mogę sobie pozwolić na wąt<strong>pl</strong>iwości. Muszę wierzyć. I nie ma dla mnie żadnej innej<br />
prawdy ".<br />
Charakterystycznym objawem trwania przy wielkiej tajemnicy było psychotyczne<br />
zachowanie pani Keech, która pewnego wieczoru potrafiła prowadzić konwersację z<br />
grupą wielu osób, chcących wstąpić do sekty, i prowadzić jednocześnie telefoniczną<br />
rozmowę z osobą którą wcześniej brano za kosmitę, a która dla zabawy urządziła całą<br />
hecę i teraz przez telefon się do tego przyznawała. Pani Keech ani na chwilę nie zwątpiła<br />
w swoje misyjne powołanie, bo tylko ono stanowiło już jej treść życia.<br />
„ Zastali ją pogrążoną w dyskusji na temat latających spodków z osobą którą jak się<br />
później okazało, uważała za kosmitę - odnotował Festinger. - Pragnąc nadał z nią<br />
rozmawiać, a jednocześnie nie chcąc tracić nowych gości, Marian po prostu włączyła ich<br />
do telefonicznej konwersacji. Przez godzinę rozmawiała na przemian to z uczniami<br />
zgromadzonymi w jej domu, to z kosmitą przy słuchawce. Ogarnięta była duchem<br />
apostolstwa tak dalece, że nie chciała przepuścić żadnej okazji "■
302<br />
Podobnie postąpili holenderscy anabaptyści. Kiedy rok 1533 nie przyniósł końca<br />
świata, rozwinęli niesłychanie intensywną kampanię misyjną. A jeden z misjonarzy, Jakob<br />
van Kampen, tylko jednego dnia ochrzcił stu nowych wyznawców. Anabaptyści,<br />
angażując w krzewienie wiary wszystkie swoje siły, nie tylko przezwyciężyli nieprzychylną<br />
atmosferę wokół siebie, ale mocą tradycji wykreowali społeczny dowód słuszności, dzięki<br />
czemu zjednali do swych przekonań dwie trzecie holenderskich miast. Gdy sytuacja jest<br />
niejasna i dwuznaczna, gdy króluje niepewność, gdy sami nie jesteśmy pewni swego,<br />
wówczas zasada społecznego dowodu uznaje za zasadne działania osób posiadających<br />
własny system przekonań.<br />
To samonapędzające się koło ochrzczono mianem niewiedzy wielu. Doskonale<br />
zapoznają się z tym zagadnieniem katoliccy duchowni podczas teologicznych studiów.<br />
Po uzupełnieniu całości wiedzą o odmiennych stanach świadomości, potrafią niejako w<br />
sposób naturalny wykorzystać w dyskusji bodźce podprogowe.<br />
Jednak największą operatywnością w takich kombinacjach poszczycić się może<br />
ugrupowanie Hare Kriszna, które dorobiło się w latach siedemdziesiątych niebywałego<br />
majątku, wykorzystując do oporu regułę wzajemności.<br />
Reguła wzajemności, zobowiązanie do zadośćuczynienia, nakazuje spełniać prośby,<br />
których w normalnych warunkach nie spełniamy. Społeczną konsekwencją gwarantuje<br />
ona dawcy odebranie w przyszłości przynajmniej części przekazanego daru. Reguła<br />
wzajemności, s<strong>pl</strong>eciona ze zobowiązaniem, staje się imperatywem zmuszającym do<br />
zadośćuczynienia. Proszeni o rewanż, dla uratowania komfortu psychicznego, gotowi<br />
jesteśmy zwykle odpłacić się hojniej, niżby wypadało. Taki honorowy łańcuszek<br />
zobowiązań stanowi typowo ludzki mechanizm adaptacyjny.<br />
Skuteczność zastosowania tego prawa w praktyce przeszła najśmielsze oczekiwania<br />
przywódców Hare Kriszna, zwłaszcza że przy zbieraniu funduszy pomijano wymagający<br />
wysiłku obowiązek wzbudzania sympatii w ofiarodawcach. Zaś jego błyskotliwość i<br />
prostota posłużyły jako materiał do powstania kilku cennych prac naukowych.<br />
„Rozwiązanie wymyślone przez przywódców sekty okazało się niezwykle błyskotliwe<br />
w swej prostocie i skuteczności - pisał Robert Cialdini w swojej znaczącej pozycji<br />
„Wywieranie wpływu na ludzi".- Zwrócili się mianowicie w stronę takiej taktyki zbierania<br />
funduszy, której skuteczność nie zależała od sympatii wzbudzanej w ofiarodawcach<br />
przez zbierających datki. Zależała natomiast od poczucia obligacji, jakie zbierający datki<br />
w nich wzbudzali poprzez umiejętne manipulowanie regułą wzajemności. Zastosowana<br />
taktyka polegała na tym, że zanim jakiś członek sekty zwrócił się do przechodnia o<br />
datek, inny członek sekty "bezinteresownie" go obdarowywał - zwykle książką "Bhagvad<br />
Gita", miesięcznikiem stowarzyszenia wyznawców Kriszny, czy wreszcie, w najbardziej<br />
ekonomicznej wersji - kwiatem. Bogu ducha winien przechodzień, któremu znienacka<br />
przypięto do ubrania czy wciśnięto do ręki kwiat, w żadnym przypadku nie mógł go<br />
oddać z powrotem. "Nie, nie. Proszę go zatrzymać - to nasz prezent dla pana" -<br />
kategorycznie stwierdzał członek sekty. Dopiero wtedy, kiedy sprawa przyjęcia<br />
"prezentu" była już załatwiona, a przechodzień na dobre siedział
303<br />
w pułapce poczucia zobowiązania, następowała prośba o datek na rzecz sekty. Ta<br />
taktyka "z dobroczyńcy-żebrak", stosowana w szczególności na lotniskach, okazała się<br />
prawdziwym hitem Stowarzyszenia Hare Kriszna, przynosząc mu ogromne sumy<br />
pieniędzy, wydawane następnie na zakup i budowę świątyń, domów i całych<br />
przedsiębiorstw należących dziś do 321 ośrodków sekty w Stanach i poza ich granicami".<br />
Ponieważ wielu darczyńców wykształciło w sobie odruch obrony przed regułą<br />
wzajemności, przyspieszając jej upadek, nie dziwi poszukiwanie przez sektę nowych<br />
rynków działalności. Szczególnym zainteresowaniem cieszą się ostatnio rejony państw<br />
postkomunistycznych. Proponuję więc nie dać się wpuścić w maliny - lepiej złamać<br />
regułę, nim klamka zapadnie, niż czuć się potem oszukanym. Mówię to także do<br />
odwiedzających Jasną Górę.<br />
Tło historyczne, kanon wiary, brak zdrowego rozsądku, a przede wszystkim brak<br />
wiary we własne siły przyspieszają dokonującą się na naszych oczach przemianę<br />
kulturowo-religijną. Należy więc zwracać coraz większą uwagę nie na tradycję<br />
wyznaniową, ale na prawdę, której nie mają.<br />
Podobna sytuacja dotyczyła także naszego przodka, który w rzeźbie i rysunku<br />
zaklinał wizerunek tego, co było dla niego ideałem. Z czasem jednak ideał ten stał się<br />
tylko bałwochwalczym sławieniem samego bożka. Zapomniano, iż to ledwie symbol<br />
dokonującej się w człowieku przemiany, iż miano aktywizować czynem wyrażony<br />
osobowo ideał, a nie czcić jego martwe przedstawienie.<br />
Odejście Jezusa oznaczało odcięcie się od idealizowania boskiej siły w obrazie bożka,<br />
oznaczało stworzenie drogi Wewnętrznemu Pocieszycielowi i dawało szansę poznania<br />
własnych mocy. Jezus dał do zrozumienia, iż jedynie ciało duchowe jest rzeczywiste. Ta<br />
odsłona miała przymusić człowieka do poszukiwania własnej tożsamości. A że obracała<br />
na nice zastane wzory zachowań religijnych i społecznych, to już inna kwestia. Syn<br />
Człowieczy był jedyny, niepowtarzalny, a jego nauka miała charakter totalny, nie<br />
lekceważyła żadnego aspektu ludzkiej egzystencji, co jest cechą wyróżniającą<br />
prawdziwych proroków.<br />
Wszystkie religie powinny dążyć do utworzenia jednego uniwersalnego wyznania, do<br />
zatarcia istniejących między nimi różnic. Nadchodzi czas Jedynego Kościoła, nie gmachu,<br />
nie instytucji, ale Odrodzonego Człowieka. Nie wszyscy tego oczekują bo nie każdy ma<br />
w tym swój interes. Każda ucieleśniona dusza musi nauczyć się wyrażać sobą pełnię<br />
egzystencji, tego co w niej najlepsze. Musi przeżyć życie jak najbardziej twórczo i<br />
świadomie. „Jak Ojciec zawiera w sobie życie, tak i Synowi dał, by je w sobie posiadał".<br />
Kiedy Jezus przebywał na wierzchołku góry, uświadomił sobie, że Mądrość<br />
Chrystusowa to nic innego, jak wzniosłe postanowienie rozwijania w sobie pełni władz<br />
duchowych. Że doskonałe oblicze Chrystusa w człowieku rodzi się zawsze w mądrości,<br />
gdyż to w niej bierze swój początek Wielka Miłość i wielki Akt Poznania. Wystarczy to<br />
sobie uświadomić i szczerze zapragnąć. Tak pojęta święta inicjacja to rozumne<br />
zaistnienie - to uświadomienie sobie tego, co w rzeczywistości przedstawia dla nas życie.<br />
Wówczas każdy otrzyma dar odkrycia w sobie Jam Jest i pozna znajdujące się w nim<br />
moce duchowe i istotę rzeczy, z której wszystko bierze
304<br />
swój początek. Tu, a nie gdzie indziej, wznosi się monument świątyni promieniującej<br />
wiarą i mocą: raj na ziemi. „Szukajcie naprzód Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a<br />
reszta będzie wam dodana". W ten sposób dusza staje się godna zjednoczenia z Ojcem,<br />
który jest w nas, a nie w ka<strong>pl</strong>iczce na rozdrożach. Ka<strong>pl</strong>iczka ma nam tylko o tym<br />
przypominać. Kiedy istota rozumienia wraca z poniewierki do Ziemi Obiecanej, kraina<br />
grzesznego mroku zostaje raz na zawsze opuszczona. To, co stare, zostaje odrzucone, by<br />
trzymać się nowego. Należy oczyścić się z obrazów i rzeczy niepożądanych, a<br />
urzeczywistnić sobą i w sobie nową prawdę - ześrodkować myśli na własnej<br />
doskonałości i tę doskonałość, ufając sobie, rozwijać.<br />
Nadszedł czas zapowiadanych wielkich przemian duchowych nie tylko wybranych<br />
jednostek, ale całego świata. Zapomnienie ogarnia Świętą Inkwizycję, wyprawy krzyżowe,<br />
deprawację księży i chorą wersję ateizmu. Zradza się w chłonnym umyśle obraz<br />
doskonale rozwiniętej nauki, gdzie Budda wymienia uścisk dłoni z Jungiem, gdzie<br />
doktryny religijne idą w parze z psychotroniką a ekonomia z naukami społecznymi i<br />
dobrobytem świata. Powstaje nowa rzeczywistość wniwecz obracająca kłamstwa wieków,<br />
czerpiąca ze wszystkich nauk prawdy stałe i uniwersalne. Tylko w takim obrazie<br />
przyszłości odnajdziemy zacisze do nauki i rozwijania tkwiących w nas boskich talentów.<br />
W mądrości poznania przychodzi zrozumienie i wiedza. Potem budowanie i miłość.<br />
Prawdziwa religia to prawdziwa wolność, prawdziwy hołd złożony samemu życiu,<br />
wysłowienie wielkiej twórczej przyczyny. To człowiek, nie Bóg, obwarował ją pismami<br />
świętymi i podzielił na niezliczone systemy wierzeń. Pisma święte wynikły z religii, a nie<br />
odwrotnie. To one są produktem religii, a nie jej przyczyną. Historia religii to suma<br />
doświadczeń jej członków, zaś Ewangelia wynika ze wszystkich religii. Lecz ich nie<br />
tworzy. Zaś wiara jest i była początkiem i końcem całego ludzkiego przemienienia. Cała<br />
reszta to chorobliwa narośl, którą powinno się odrzucić.<br />
Jezus, zgłębiając osiągnięcia swoich poprzedników, pojmował je, ale nie kopiował.<br />
Odnalazł korzenie sięgające jedynego źródła - drogi od zewnętrznego do<br />
wewnętrznego. Pojął, że po odrzuceniu istniejących form rytualnych, religia ma tylko<br />
jedno pochodzenie: Boga wewnątrz, którego w zamiłowaniu nazwał swoim Ojcem.<br />
Nauczył się zwracać bezpośrednio do serca tego kochającego Ojca, do siły sprawczej<br />
wypełniającej każdego człowieka. Zostawił nużące studiowanie dogmatów, rytuałów,<br />
wierzeń, formuł i wtajemniczeń, które uwiło kapłaństwo dla utrzymania ludu w niewiedzy<br />
i posłuszeństwie. Prowadzenie czystego w myślach, słowie i czynie życia utorowało mu<br />
drogę do świątyni serca, gdzie odnalazł Chrystusa. STAŁO SIĘ OBJAWIONE. I prosty lud,<br />
o który Jezus walczył, chętnie go słuchał. Słuchał prawdy, a nie opowieści o cudach.<br />
W stosunku do swoich poprzedników uczynił Jezus krok naprzód: podniósł w sobie<br />
świadomość Chrystusa do stopnia uduchowienia. Wyznawcy ofiarowali mu tron, lecz nie<br />
wyraził na to zgody. „Królestwo moje nie materialne, lecz w duchu". Chrystus nie<br />
potrzebuje bogactw tego świata, bo sam jest największym bogactwem, bogactwem<br />
prawdy i wiekuistego istnienia. Jezus odciął się od czczenia złotego
305<br />
bożka. Ogłosił zrozumienie swojej boskości i boskości każdego przebywającego w Bogu<br />
stworzenia. Ze wzrokiem skierowanym na ten ideał napełnił nim całe ciało i odszedł w<br />
całkowitość Chrystusa.<br />
Kiedy posuwamy się ciemnymi korytarzami czasu, dzielącego prawdę na różne<br />
kawałki, przedstawiające sobą obraz niepełny, bądź ciemny i zabobonny, pojmujemy, iż<br />
to człowiek, nie Bóg, wprowadził do życia wir grzechu i dysharmonii. Jezus wskazał<br />
drogę odmiany tego stanu przez powrót do Ojca, którego boska moc wszystkiemu złu<br />
sprostać potrafi.<br />
Niewiedza jest tym, co sprowadza grzech i chorobę, jest ona brakiem czci dla<br />
Boskiego Planu Jedności. Choroba nie jest karą za grzechy, jak to chce widzieć Kościół,<br />
ale jest rezultatem ludzkiego niepojmowania wolnego wyboru. Kiedy wszystko staje się<br />
jasne, grzech znika w akcie przebaczenia i choroba znika, czyniąc człowieka wolnym i<br />
świadomym. „Bądźcie doskonali, jako Ojciec wasz niebieski doskonałym jest" - nauczał<br />
Jezus, a trzeba wiedzieć, że wymagał od uczniów tylko tego, co człowiek może osiągnąć.<br />
Przebaczenie i miłość akcentował w atrybucie Chrystusa. Kiedy Piotr powiedział, że<br />
przebaczył siedem razy, Jezus oznajmił mu, iż on przebaczyłby siedemdziesiąt siedem<br />
razy i nie przestałby przebaczać, dopóki postępowanie takie nie stałoby się powszechne.<br />
Mądrość przebaczenia oznacza Chrystusowe przebaczenie samemu sobie. Ta prawda to<br />
światło wyprowadzające nas z mroku duchowego zacofania. Tę prawdę przeobraził<br />
Kościół w grzech, w kazamaty po stokroć potężniejsze od żelaznych krat. Kazał uwierzyć<br />
w siłę grzechu i widzieć jego działanie, dopóty nie zetleje w akcie kościelnego<br />
odpuszczenia. A ponieważ człowiek, nieświadom prawd Jezusowych, rzadko dawał<br />
zadośćuczynienie wyrządzonym krzywdom w życiu doczesnym, nie chcąc być<br />
narażonym na konsekwencje tych czynów po śmierci i w następnym wcieleniu, szedł na<br />
ugodę z Kościołem i stawał się z własnej woli propagatorem bajki<br />
0 odpuszczeniu niecności w akcie spowiedzi. Było to znacznie wygodniejsze od pracy<br />
nad sobą. I jakie dawało możliwości...<br />
Kościół wiedział, co robi, i nie wolno nam o tym zapominać. Wielowiekowe praktyki<br />
zdążyły odcisnąć się na naszej psychice i trzeba wyjątkowo trzeźwego spojrzenia, by<br />
oddzielić kłamstwo od prawdy. Ale można o tym czasem zapomnieć, można skupić<br />
uwagę nie na idolu, ale na mocy przezeń wyrażonej. Dlatego ciągnie nas do świątyń, do<br />
miejsc duchowego przeobrażenia. I choć sam rytuał może nam się wydawać mocno<br />
naciągany, to jednak w murach świątyni wielu z nas doświadcza obecności ducha<br />
unoszącego się w Chrystusowej świadomości.<br />
Odrzucając zło instytucji, szukajmy w modlących się boskiego braterstwa z nimi, z ich<br />
cudownym pragnieniem pokuty, odczuwajmy cudowny smak aktu skruchy i wyrzeczonej<br />
obietnicy poprawy. I choć kościelna interpretacja anulowania grzechów jedynie przez akt<br />
skruchy i krzyż uczyniony ręką kapłana niewiele ma wspólnego z rzeczywistością i na nic<br />
zdadzą się tak nielogiczne kalkulacje, to jednak już sama obecność w takich miejscach<br />
mocy pozwala na bezpośredni kontakt z bezgranicznym oceanem duchowego wsparcia,<br />
jaki zasila świątynię serca każdego sprawiedliwego, który kiedykolwiek tutaj zawitał. To<br />
ma swój urok i wymowę,<br />
1 choć może wydać się zabawne w dobrym tego słowa znaczeniu to zawsze, ale to
306<br />
zawsze jest do głębi wzruszające. Ale w tym wszystkim nie zapominajmy o<br />
najważniejszym, że Świątynia Serca ma pierwszeństwo przez Świątynią z Cegły, a nie<br />
odwrotnie.<br />
Zastanawiająca jest analogia do świątyni opisanej przez B.T. Spaldinga w „Życiu i<br />
nauce mistrzów Dalekiego Wschodu". Wzniesiona z białego kamienia budowla nigdy nie<br />
wymaga remontów ani konserwacji. Każdy odpadnięty kawałek muru zostaje samoistnie<br />
zastąpiony przez inny. Zdumionym członkom ekspedycji, do której należał sam autor,<br />
mistrz Emil powiedział:<br />
,,Świątynia została nazwana " Świątynią Milczenia", czyli miejscem Mocy, gdyż<br />
Milczenie - to Moc. Kiedy osiągnięte bywa w umyśle miejsce milczenia, wówczas<br />
osiągamy miejsce Mocy, gdzie wszystko jest Jednością-Bogiem. "Zamilknijcie i poznajcie<br />
Moją Boską Moc". Rozproszona moc - to szum, milczenie zaś jest mocą ześrodkowaną.<br />
Jeżeli drogą koncentracji skupimy wszystkie nasze siły w jednym punkcie, wówczas w<br />
milczeniu obcujemy z Bogiem - jesteśmy Jedno z Nim, Jego Wszechmocą. Na tym<br />
polega Boskie Dziedzictwo człowieka. "Ja i Ojciec - Jedno Jesteśmy".<br />
Istnieje tylko jeden sposób stania się jednością z Mocą Boga - to świadome<br />
obcowanie z Bogiem. Nie może to być uczynione zewnętrznie, gdyż Bóg przejawia się<br />
tylko w głębi nas. Pan przebywa w Swej Świątyni. Niechaj cała Ziemia zachowa milczenie<br />
przed jego obliczem. Tylko wówczas, kiedy zwracamy się od zewnątrz do milczenia w<br />
głębi nas, możemy mieć nadzieję świadomego zjednoczenia z Bogiem -<br />
urzeczywistnienia faktu, kiedy Moc Jego jest dla nas w każdej chwili dostępna. Wtedy<br />
poznajemy, że jesteśmy Jedno z Jego Mocą.<br />
(...) Bóg nie słyszy naszego głośnego i daremnego powtarzania w koło tych samych<br />
słów, lub wielomówności. Musimy poszukiwać Boga za pośrednictwem Chrystusa w nas,<br />
drogą niewidzialnego, milczącego obcowania z Nim w głębi siebie. Kiedy Ojciec<br />
chwalony jest w Duchu i Prawdzie, słyszy On wówczas szczere powołanie otwartej przed<br />
Nim duszy. Ten, kto obcuje z Bogiem w duchowej skrytości, odczuje spływającą przez<br />
niego Moc, jak spełnienie każdego swego pragnienia, albowiem kto poszukuje Ojca w<br />
głębi swej duszy i przebywa tam - Ojciec wynagradza go jawnie.<br />
Jezus często ujawniał swoje obcowanie z Ojcem. Nieustannie pozostawał w<br />
świadomej łączności z Bogiem w głębi swej duszy. Rozmawiał z nim, jak gdyby Bóg<br />
obecny był przy Nim osobowo. I to obcowanie w swej utajonej głębi czyniło Go pełnym<br />
Mocy. Jezus potwierdzał, że Bóg nie przemawia za pośrednictwem ognia, trzęsień ziemi,<br />
huraganów i powodzi, lecz cichutkim szeptem w głębi naszej duszy.<br />
(...) Kiedy człowiek osiągnie poznanie tej wielkiej niewiadomej, co przedstawia sam<br />
dla siebie - niech wejdzie wówczas w głąb swego duchowego wnętrza i zamknie za sobą<br />
drzwi. Znajdzie on tam swego najniebezpieczniejszego wroga - swoje małostkowe "ja" -<br />
i nauczy się panować nad nim. Tam też odnajdzie swego najwierniejszego nauczyciela i<br />
nieomylnego doradcę - rzeczywistego siebie. Odnajdzie ołtarz, na którym Bóg płonie<br />
wiecznym ogniem i na nim jest źródłem wszelkiego dobra, wszechmocy i wszechwiedzy.<br />
Pozna Świątynię Milczenia, w której przebywa Bóg - Sanktuarium w głębi samego siebie.<br />
Odczuje, że każde jego
307<br />
pragnienie zawarte jest w umyśle Boga, a zatem jest pragnieniem Bożym. Pozna<br />
rzeczywisty związek Boga z człowiekiem - Ojca z synem - Ducha z ciałem. Stanie się dla<br />
niego oczywistym, że tylko w jego świadomości istniał dotychczas rozdział, podczas gdy<br />
w rzeczywistości stanowią te "osoby" Jedność".<br />
Wielu z nas odczuwa tę Jedyną Moc, uświadamia sobie ją na <strong>pl</strong>anie fizycznym i przez<br />
nią utożsamia z Bogiem. Pojmuje w tym procesie wzrastania świadomości własną<br />
boskość, boskość w jednostkowym wydaniu. Doszedłszy do takiej konkluzji, rzekł Jakub:<br />
„Zaiste - Bóg przebywa także w tym miejscu, a jam o tym nie wiedział. Wszak to nic<br />
innego, tylko dom Boży, a oto są wrota do Niebios". Odkrył, że wejście do nieba<br />
prowadzi przez świadomość duchowego wnętrza, przez ściosaną w sercu świątynię. Jak<br />
powiedział Emerson: „Tylko ograniczone cierpi".<br />
W chwili gdy zaakceptujemy Boga, poznamy samych siebie. Ciało to narzędzie do<br />
wyrażania boskości i Jezus to stale podkreślał. Jedno i drugie zostało przejawione, a<br />
Boska jaźń człowieka jest jego jedynym zbawieniem.<br />
To Kościół, nie Jezus, narzucił nam wizerunek ukrzyżowanego Syna Bożego,<br />
przeobrażając krzyż w symbol ludzkiego grzechu i cierpienia, a włócznię centuriona<br />
Gaiusa Cassusa, która utkwiła w boku Jezusa - w symbol panowania nad światem.<br />
Właśnie dlatego żądny nieograniczonej władzy Hitler przez wiele lat dążył do jej<br />
pozyskania. To Kościół, nie Jezus, doprowadził grzech magią rytuału do wzniosłego<br />
uwielbienia. Przynajmniej taki obraz świata ewangelicznego narzucili wiernym służebnicy<br />
Kościoła o totalitarnym zacięciu. To Kościół ugiął wiernych pod natłokiem obowiązków,<br />
to Kościół (zwłaszcza w osobie Jana XXII) stworzył wiernym okoliczności sprzyjające<br />
popełnianiu przestępstw a wraz z nimi płatne możliwości rozgrzeszenia, rozgrzeszenia z<br />
każdej zbrodni, z każdego przypadku łamania dziesięciu przykazań. By to osiągnąć,<br />
Kościół nie wahał się skąpać Europy w krwi wiernych.<br />
Mówiąc: Kościół Katolicki, dziwnym zrządzeniem losu mamy na myśli zawsze<br />
niedosięgły ideał i zbrodnie, i kary.<br />
„ Chrześcijaństwo jest religią gloryfikującą jeden konkretny historyczny fakt stracenia,<br />
stracenie Jezusa, gdyż Kościół dostrzega w tym wydarzeniu zbawienie przez krew -<br />
zauważa UTA Ranke-Heinemann. - Tym samym kara śmierci jest dla chrześcijan<br />
warunkiem zbawienia. Kara śmierci zostaje przez to - jeśli można się tak wyrazić -<br />
uświęcona jako środek do osiągnięcia zbawienia. Bóg okazuje się tu najwyższym<br />
rzecznikiem kary śmierci, gdyż skazał swego Syna i pragnął Jego ukrzyżowania, to<br />
znaczy zbawienia ludzi. Ponieważ instytucja ferowania wyroków śmierci musiała istnieć<br />
już przed Jezusem, aby odpowiednio wcześniej umożliwić dokonanie się zbawczej<br />
śmierci - zatem wszyscy ludzie straceni przed Jezusem stają się niejako warunkiem,<br />
poprzednikami i tymi, którzy utorowali drogę tej zbawczej śmierci. Podobnie wszyscy,<br />
którzy zostali straceni po Jezusie są ofiarami tej "koncepcji-zbawienia-przez-krzyż"<br />
(Kreuz-Erloesungs-Idee), ponieważ instytucja kary śmierci, która w odniesieniu do Jezusa<br />
była wolą Boga, w przypadku innych ludzi też nie może być z tą wolą sprzeczna. Tak na<br />
tę kwestie patrząc, można stwierdzić, że wszyscy straceni są w pewnym sensie<br />
męczennikami, zmarli oni i umierają dla dobrej, najlepszej idei - zbawienia świata (...)"
308<br />
Bóg nie obstawał przy straceniu swego Syna - to koncepcja chrześcijańska. Ofiara z<br />
człowieka nie musiała i nie była nigdy złożona. Chrystus żyje nadal. Odmiennego zdania<br />
jest Kościół, który słowami arcybiskupa Antoninusa z Florencji suponuje:<br />
„Gdyby nikt nie był gotów tego uczynić, Maria sama przybiłaby Syna do krzyża, sama<br />
dokonałaby ukrzyżowania, dzięki czemu świat zostałby zbawiony. Nie wolno nawet<br />
przypuszczać, że byłaby pod względem doskonałości i posłuszeństwa Bogu gorsza od<br />
Abrahama, który swego własnego syna przyniósł Bogu w ofierze".<br />
Papież Benedykt XIV ganił wręcz wszystkich za przedstawianie Marii pogrążonej pod<br />
krzyżem w boleści. Pius X w pełni podzielał to stanowisko: „Nie stała w tej strasznej<br />
chwili przepełniona bólem, lecz stała radosna" pod krzyżem swego Syna. Także Jan<br />
Paweł II, jakżeby inaczej, hołduje chorobliwej wizji, sadząc, że Maria „w matczynym<br />
duchu złożenia ofiary, którą urodziła, przytaknęła z miłością". Psychoza... I jakże<br />
odkrywcza myśl: matka, zabijając własne dziecko, nie tylko zapewnia mu zbawienie, ale i<br />
sama przez to staje się świętą...! Ta chorobliwa wizja sprawia, że okrutne i zobojętniałe<br />
chrześcijaństwo kpi sobie z cierpienia i śmierci pojedynczego człowieka. Oto maksyma<br />
chrześcijaństwa: Krzyż, znak Twojej ofiarnej śmierci, zdobi nasze ognisko domowe. To<br />
chorobliwe. To nie Bóg żądał ukrzyżowania Syna swego, ale ludzie umęczyli człowieka,<br />
nie podejrzewając nawet, nie rozumiejąc istnienia ponadczasowego Chrystusa. Bóg nie<br />
jest żadnym katem. To język chrześcijan jest przepełniony krwią. Dlatego św. Katarzyna z<br />
Sieny miała wizje przepełnione krwią; łamaną hostię widziała zabarwioną na<br />
krwistoczerwono, a przyjmowaną przez nią komunię przepajał smak świeżej krwi.<br />
Okropność.<br />
Rudolf Baltman, teolog ewangelicki, demitologizując Nowy Testament, wyjaśnia w<br />
książce Jezus:<br />
„Jezus zresztą nie mówił o swojej śmierci i zmartwychwstaniu, i o ich znaczeniu dla<br />
osiągnięcia zbawienia. Wprawdzie w Ewangeliach włożono w jego usta nieliczne słowa o<br />
podobnej treści, ale ich źródłem jest wiara gminy i na ogół nie wywodzą się one nawet z<br />
gminy pierwotnej, ale z chrześcijaństwa ukształtowanego hellenistycznie. Tak rzecz się<br />
ma przede wszystkim z dwiema najistotniejszymi wypowiedziami, słowami dotyczącymi<br />
okupu i słowami wypowiedzianymi w trakcie ostatniej wieczerzy: "Bo i Syn Człowieczy<br />
nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie za okup wielu" (Mk 10,<br />
45). "A gdy jedli, wziął chleb i odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im mówiąc:<br />
'Bierzcie, to jest ciało Moje'. Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im, i<br />
pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: 'To jest Moja krew Przymierza, która za wielu będzie<br />
wylana' (Mk 14, 22-24)".<br />
Ani w dosłownym, ani w przenośnym sensie Jezus nie dawał swego ciała do jedzenia,<br />
ani swojej krwi do wypicia. Ani Bóg nie pragnął Jego śmierci, ani Jezus sam siebie nie<br />
ofiarował. Nie było tu kata ani ofiary. Obowiązku, ani wypowiedzenia posłuszeństwa<br />
Bogu. Obrządek eucharystii powinni chrześcijanie czcić jako posiłek upamiętniający<br />
Jezusa.
309<br />
Niedorzeczną jest wizja Boga żądnego ludzkiej ofiary. Gdyby współczesny Abraham<br />
zechciał zadośćuczynić Bogu i zabić własnego syna, to w najlepszym wypadku trafiłby na<br />
oddział zamknięty. Niedorzecznością jest również gniew, jaki wywołali w nim Adam i<br />
Ewa, przez co Pan skazał ich potomstwo na wieczne cierpienie. Potem zaś, gdy<br />
potomkowie Adama i Ewy zabili Mu Syna, tak się ucieszył, że wszystko im przebaczył.<br />
Tymczasem w Katechizmie Katolickim niemieckich biskupów z 1948 stoi tłustym<br />
drukiem: „Jezus... przede wszystkim dzięki swojemu cierpieniu i śmierci w najwyższym<br />
stopniu zadośćuczynił niebieskiemu Ojcu". Ręce opadają.<br />
Jezusa zabito (obojętne czy społecznie czy fizycznie), ale nie z chęci przypodobania<br />
się okrutnemu Bogu. Jezusa uśmiercili ludzie. I to nie Jego śmierć mamy naśladować, ale<br />
Jego nauki. Bo życie nie jest bezwartościowe, jak wmawia nam chrześcijaństwo, ale jest<br />
najdoskonalszym przejawem aktywności Ducha w walce o własny wzrost. I tylko od nas<br />
zależy, jak szybko skrzepniemy w tej doskonałości-Chrystusie.<br />
Bóg stworzył człowieka na obraz swój i podobieństwo swoje - to prawda. Prawdą<br />
również jest, że człowiek stworzył wizerunek Boga na obraz swój i podobieństwo swoje,<br />
jako istotę zazdrosną i krwawą Lecz wtedy oba obrazy i podobieństwa będą sobie obce i<br />
przeciwstawne. Należy odrzucić takie porównanie. Należy przestać myśleć o Abrahamie i<br />
Jetcie (ten z kolei złożył córkę w ofierze) jako o rycerzach wiary, a zacząć ich traktować,<br />
jako dzieciobójców, co najmniej jako osoby chore psychicznie.<br />
Celnie ujął tę myśl filozof Ernst Bloch: „Ostateczne wreszcie źródło nauki o śmierci<br />
ofiarnej ma nie tylko szczególnie krwawy charakter, ale jest nad wyraz archaiczne: ma<br />
swoje korzenie w najstarszym, dawno już zaniechanym zwyczaju ofiarowywania ludzi...<br />
Pozbawiona łaski sprawiedliwość wyliczała przewinienia, za które żądano teraz zapłaty, a<br />
Chrystus nauki o odkupiciełskiej śmierci - za co zapłacił własną niewinną krwią, wznosząc<br />
jeszcze dodatkowy wkład do skarbca łaski administracji kościelnej..."<br />
Taka postawa określa postęp, jaki chrześcijaństwo uczyniło w stosunku do Judaizmu,<br />
wyższość idei nowotestamentowych nad starotestamentowymi. A przecież w Starym<br />
Testamencie Bóg tylko wypróbowuje wiarę Abrahama, zadawalając się ostatecznie ofiarą<br />
z baranka. W Nowym Testamencie uśmierca już własnego Syna.<br />
Co zastanawiające, z ust samego Jezusa nie słyszymy żadnych krwawych opowieści.<br />
Wszystkie nieludzkie przekazy pochodzą z wypowiedzi osób postronnych. A przecież w<br />
myśl zasady tworzenia świętego przekazu powinno być raczej odwrotnie. Czyżby dlatego<br />
przetrwały ledwie wzmianki o przemyśleniach Mesjasza i ani jedno Jego Prawdziwe<br />
Słowo? A te ocalałe strzępy przemyśleń i tak są traktowane przez Watykan z milczącą<br />
dezaprobatą. Ich miejsce zajęły pisma święte, służące dobru stolicy apostolskiej, a nie<br />
wiernym. Tak jakby wierny był służebnikiem Watykanu, a nie odwrotnie!<br />
W kontekście takich rozważań z pewnością wielkim wydarzeniem było odnalezienie<br />
oryginalnej, nie przerobionej Ewangelii, zwanej też Praewangelią, jaką
310<br />
w jednym z buddyjskich klasztorów w Tybecie ukrył członek społeczności esseńskiej. Po<br />
raz pierwszy przetłumaczona z oryginału aramejskiego na język angielski około roku<br />
1881 natychmiast wstrząsnęła Watykanem. Odkrywając sens istotnych wydarzeń z życia<br />
Jezusa, odrzuconych przez chrześcijaństwo za swą kontrowersyjność, natychmiast stała<br />
się przedmiotem zajadłej krytyki. Podważenie lub potwierdzenie jej autentyczności stało<br />
się między innymi przyczyną wyprawienia ekspedycji, jaką w 1894 roku zorganizowało<br />
bez rozgłosu dziesięciu amerykańskich uczonych, pokonując w trzech turach obszary<br />
Indii, Tybetu, Chin i Mongolii. Dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu poznali wielkie<br />
tajemnice ludzkości oraz zetknęli się osobiście z prawdziwymi Mistrzami, którzy działając<br />
na <strong>pl</strong>anie astralnym, przygotowują ludzkość do wkroczenia w nadchodząca Erę Wodnika.<br />
Jeden z nich, ucieleśnienie idei chrześcijaństwa, Jezus Chrystus, nie tylko potwierdził<br />
autentyczność Praewangelii, ale wyjaśnił i pogłębił w obecności uczonych rzeczywisty<br />
sens swojej nauki:<br />
„Kiedy powiedziałem: "Jam jest droga, prawda i żywot" - nie miałem zamiaru wpajać<br />
ludzkości myśli, że tyłko Ja byłem jedynym światłem. Ci, którzy są świadomi Ducha<br />
Bożego - są Synami Bożymi. Kiedy powiedziałem : "Jam jest rzeczywiście jednorodzonym<br />
Synem Boga, któremu Ojciec w łaskawości Swej dobro czyni" - zamierzałem tym dać<br />
pojąć całej ludzkości, że jeden z dzieci Bożych poznał, zrozumiał i ogłosił swoją boskość;<br />
zobaczył, że był, poruszał się i przebywał w Bogu, tym Wielkim Ojcu - Macierzystej<br />
Zasadzie wszystkich rzeczy. Stwierdziwszy to, obwieścił wówczas siebie Chrystusem -<br />
jednorodzonym Synem Bożym - i wierny sercem nieustę<strong>pl</strong>iwie wiódł życie takie, jakie<br />
głosił. Ze wzrokiem skierowanym na ideał napełnił on nim całe ciało i nadszedł<br />
upatrzony koniec.<br />
Przyczyną dła której wielu Mnie zobaczyło, było włożenie ciała mego do trumny i<br />
czynienie go niedostępnym. Poza tym - otoczono Mnie cudami i mistyką i umieszczono<br />
z dała od prostych ludzi, których głęboko kocham. Kocham ich tą prawdziwą,<br />
niewypowiedzianą miłością. Tak więc nie Ja odszedłem od nich, lecz oni ode Mnie.<br />
Nastawiali oni zasłon, ścian i przegród, pośredników i obrazy, zarówno Moich, jak i<br />
tych, którzy są mi bliscy i drodzy. Otoczyli nas spokojem i tajemnicą do takiego stopnia,<br />
że zobaczyliśmy siebie tak daleko odepchniętych od bliskich nam, iż ci nie wiedzą jaką<br />
drogą zbliżyć się do nas. Proszą oni i zanoszą modły do Matki Mojej oraz tych, którzy<br />
otaczali mnie podczas Mego życia pośród ludzi, i w taki sposób zachowują nas<br />
wszystkich w swym śmiertelnym umyśle.<br />
(...) Tak długo ukrywaliście nas w tajemnicy, że nie jest w ogóle dziwne, iż zapanowały<br />
zwątpienie i niewiara. Im więcej nastawiacie obrazów i bożków, otaczając nas śmiercią i<br />
czyniąc niedostępnymi dla wszystkich, prócz nas samych - tym głębiej będzie padał cień<br />
i zwątpienie, a brednia będzie się zwiększać coraz bardziej i stawać coraz trudniejszą do<br />
przezwyciężenia.<br />
(...) Bardzo wielu widzi tylko tę część mego życia, która skończyła się ukrzyżowaniem,<br />
zapominając o nieporównanie dłuższym okresie, mianowicie tym, w którym teraz żyję;<br />
zapominając, że człowiek żyje nawet po tym, co wydaje się być
311<br />
gwałtowną śmiercią. Życie nie może ulec zniszczeniu. Ono trwa nieskończenie, a<br />
prawidłowo przeżyte - nie zwyradnia się i nie przemija. Nawet ciało może być uczynione<br />
nieśmiertelnym do tego stopnia, że nigdy nie ulegnie zmianie.<br />
(...) Bóg nie jest wielką istota^ na zewnątrz, którą musicie wprowadzić do wnętrza, a<br />
potem pokazać światu. Bóg jest potęgą, która jest źródłem i mocą waszej własnej<br />
czynności myślowej. Prawda, że moc jest w was i wszędzie dokoła, lecz jest ona<br />
nieczynna, dopóki o niej nie myślicie i nie wiecie o jej istnieniu; gdy wiecie, płynie ona z<br />
was w nieograniczonej mierze.<br />
(...) Przez stałą kontem<strong>pl</strong>ację, uwielbienie, błogosławieństwo i dziękczynienie tej<br />
mocy wzmagacie jej napływ, a gdy to czynicie, staje się ona potężna i dla was dostępniej<br />
sza. A więc powiadam wam: Módlcie się nieustannie. Wasze życie powszednie jest<br />
codzienną modlitwą.<br />
Najpierw poprzez wiedzę, iż moc ta istnieje, potem przez stosowanie jej z absolutną<br />
ujhością wkrótce w pełni ją sobie uświadamiacie.<br />
(...) A więc pójdźcie ze Mną tak, jak Ja idę za Chrystusem, prawdziwym Synem<br />
jednorodzonym z Ojca; a ponieważ Ja uzewnętrzniam i ukazuję Boga, uzewnętrzniam<br />
Boga wewnętrznego. Więc niech będzie powiedziane, że wszyscy są Bogiem!<br />
Największym kazaniem, jakie kiedykolwiek było wygłoszone, jest Oglądanie Boga.<br />
Oznacza to oglądanie Boga w całej Jego chwale, właśnie wewnątrz przez was, jak<br />
również przez wszystkich innych. Gdy oglądacie Boga i nic prócz Boga, kochacie i<br />
wielbicie Go i tylko Jego - wy naprawdę Boga oglądacie, jesteście prawem, prawodawcą<br />
i tym, który zwalnia od prawa.<br />
Gdy się modlicie, wejdźcie do skrytej komory własnej duszy: tam módlcie się do<br />
waszego Ojca wewnątrz, a Ojciec was, który sfyszy, wynagrodzi was jawnie. Módlcie się i<br />
czyńcie dzięki, abyście mogli dawać więcej Boga światu całemu ".<br />
W żadnej z wypowiedzi Jezusa, które spisał Spalding, a było ich wiele, nie pojawia się<br />
choćby słowo o konieczności odwiedzania Świątyni z Cegły. Kościół jest w naukach<br />
Jezusa miejscem, do którego powinniśmy udawać się wówczas, gdy brakuje nam<br />
domowego zacisza do rozmowy z Mocą w nas tkwiącą. Takie samo podejście<br />
charakteryzuje poglądy innego Mistrza, Emila:<br />
„Żywimy przekonanie i mamy nadzieję, że wraz z nami zrozumiecie, iż ten Wielki<br />
Mistrz przyszedł do was po to, byśmy mogli mieć pełniejsze zrozumienie życia tu, na<br />
Ziemi, że wszystkie śmiertelne ograniczenia zostały stworzone przez człowieka i nie<br />
mogą być inaczej tłumaczone. Wierzymy niezłomnie, że ten największy z nauczycieli<br />
przyszedł po to, by pełniej dowieść nam, iż Chrystus przebywający w Nim, przez Którego<br />
czynił owe wszechpotężne dzieła - jest tym samym Chrystusem, który przebywa w nas -<br />
we mnie i w całej ludzkości, że stosując Jego Nauki możemy również czynić to, co czynił<br />
On, i większe jeszcze dzieła. Wierzymy, że Chrystus przyszedł po to, by pokazać nam, że<br />
jedynie Bóg jest Wielką Przyczyną wszystkich rzeczy - że jest On Wszystkością".<br />
Czyż nie jest to pochwała wolności?
312<br />
Zapewne niektórzy pamiętają ten fragment życia Nazareńczyka, kiedy proszony o<br />
skomentowanie wybranego przez siebie fragmentu Biblii, odczytał urywek z Księgi<br />
Izajasza: „Duch Pański nade mną, przeto namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą<br />
nowinę, posłał mnie, abym głosił jeńcom wyzwolenie, a śłepym przejrzenie, abym<br />
uciśnionych wypuścił na wolność" - i opatrzył go komentarzem nie mającym nic<br />
wspólnego z odrodzeniem Dawidowego imperium: „Dziś wypełniło się Pismo w uszach<br />
waszych", co oznaczało obowiązek podjęcia decyzji, czy godzimy się być niewolnikiem,<br />
czy też pragniemy stać się wolnym człowiekiem. Dlatego historię ludzkości podzielono<br />
na dwie epoki: przed i po narodzeniu Zbawiciela. Wolność i jeszcze raz wolność.<br />
Odebranie jej pozwoliło instytucjom kościelnym całego świata na pozbawienie nas<br />
boskości, na zapomnienie<br />
0 prawdzie Chrystusowego serca. Ustanowiło monopol na wiarę, a za namiastkę tego, co<br />
zostało, kazało nam słono płacić. Resztę zaś skryto i o niej zapomniało.<br />
Wspomnijmy tylko niektóre zaciemnione przez Kościół prawdy, odsłońmy drobną<br />
część historycznej mistyfikacji. Zacznijmy od wegetarianizmu i miłości do zwierząt, co jak<br />
wspomnieliśmy na początku - stanowiło żelazną regułę moralną pierwszych wieków<br />
chrześcijaństwa.<br />
Prócz zakazu spożywania mięsa Jezus pochwala braterski stosunek do zwierząt.<br />
Troska o ich los obejmuje nie tylko wyraźny zakaz polowań i łowów, ale<br />
1 obowiązek uwalniania zwierząt od cierpień czy dawania im odpoczynku po pracy<br />
u człowieka. Znęcanie się czy dręczenie zwierząt jest w oczach Jezusa równoznaczne z<br />
odbieraniem im życia i zasługuje na największą pogardę. Podkreślał, iż Stwórca tchnął w<br />
zwierzęta to samo życie, co w człowieka (wraz z cząstką swojej inteligencji).<br />
Pobierając nauki w Indiach, Jezus przekonał się, iż zwierzęta posiadają duszę<br />
zbiorową z której w kole inkarnacji wykształcają się z czasem dusze indywidualne.<br />
Dlatego wraz z pozostałymi Mistrzami traktował zwierzęta jak młodszych braci.<br />
Młodszych, ale równych sobie: godnych takiej samej miłości i wsparcia.<br />
O ile ewolucja zwierząt przebiega na ogół prawidłowo, o tyle ludzka dusza<br />
indywidualna postępuje często niezgodnie z normami Tworzącej Zasady i czasami<br />
sprowadza na siebie upadek. Zachodzi tak zwany proces powtórnego zezwierzęcenia,<br />
czego przykładem jest yeti, człowiek śniegu. Zagadnienie to naświetlili Mistrzowie<br />
uczestnikom wspomnianej wyprawy amerykańskiej. Według ich oświadczenia, śnieżni<br />
ludzie są potomkami społeczności, która utraciła wszelki kontakt z cywilizacją Odeszli od<br />
niej tak bardzo, że zapomnieli o swoim pochodzeniu. Tak długo żyli we wzajemnej<br />
nienawiści i strachu przed współbraćmi, iż zatracili ludzkie cechy, staczając się do<br />
poziomu zwierząt. Nie będąc całkowicie zwierzętami, bo nie posiadają typowego dla<br />
zwierząt instynktu, nie wiedzą teraz, kto je kocha i jak na tę miłość zareagować.<br />
Odczuwając powinowactwo z rodzajem ludzkim, porywają czasami ludzi, by z nimi<br />
obcować, a nawet tworzą z pojmanymi stadła. I choć nadal są dziećmi bożymi, strach,<br />
jaki paraliżuje ich na widok Mistrzów, udaremnia wszelkie próby ulżenia ich cierpieniom.<br />
Ogarnięci nadnaturalnym lękiem, stoją skamieniali, aż Mistrzowie, zwani przez nich<br />
Ludźmi Słońca, opuszczą ich sadyby.
313<br />
Kolejna sporna kwestia to niewąt<strong>pl</strong>iwie reinkarnacja, zwana ewolucją poprzez kolejne<br />
narodziny i śmierć. Jakże niewielu katolików wie, ze aż do roku 504 wędrówka dusz była<br />
zgodna z oficjalnym poglądem Kościoła. Dopiero po soborze w Nikozji uznano za<br />
znacznie wygodniejszą wersję o jednorazowym żywocie na ziemi, zakończonym,<br />
naturalnie, wieczystym szczęściem w raju, względnie niekończącym się cierpieniem w<br />
uścisku piekielnych żywiołów. Przy czym Kościół stanowić miał jedyną wyrocznię, wagę<br />
sprawiedliwości w ocenie ziemskiego żywota każdego człowieka, który w sprawie<br />
rozgrzeszenia, chciał tego czy nie, musiał udać się do kapłana, ziemskiego zastępcy<br />
Boga w sprawach absolucji. Od tego zależał nie tylko rodzaj pośmiertnej egzystencji, ale<br />
i szacunek bądź potępienie jeszcze za doczesności. Dlatego już sama myśl o naprawianiu<br />
grzechów w kolejnych żywotach była nie do przyjęcia ze względu na kościelny interes.<br />
O reinkarnacji głośno w przekazach Esseńczyków, którzy jako jedyni zachowali<br />
prawdziwą mądrość starożytnych pism świętych, wyforowując się w trafności<br />
przepowiedni i wiarygodności głoszonego słowa przed kościół żydowski, który - jak to<br />
określił Pius XII - przechodził przez okres nazwany herezją w działaniu. Zresztą sam Jezus<br />
nie wprowadził niczego nowego do swoich kazań. Ożywił on tylko kluczowe fragmenty<br />
starych nauk, które niestety po jego odejściu umyślnie wypaczano bądź<br />
dyskredytowano, stosownie zresztą do politycznych wymagań Sanhedrynu.<br />
Ponieważ Jezus był Esseńczykiem, wiedza ich była Jego wiedzą. Skoro jednak już za<br />
jego życia trwał narastający konflikt między Esseńczykami a ortodoksyjnym judaizmem,<br />
nie umieszczono żadnej wzmianki o Esseńczykach w Piśmie Świętym. Chociaż to oni jako<br />
jedyni prawidłowo przepowiedzieli nadejście Zbawiciela. Oni także pomagali przy jego<br />
narodzinach i wspierali go podczas ucieczki do Egiptu. Oni też byli pierwszymi<br />
nauczycielami proroka. Oni również pożegnali go ostatnią wieczerzą. Upatrywali w<br />
Jezusie boskość objawiającą się poprzez wysoko rozwiniętą duszę ludzką zwaną<br />
Chrystusem, boskość, która musiała parokrotnie objawiać się na Ziemi, nim dostatecznie<br />
rozwinięta duchowo mogła udźwignąć ciężar ostatniego zadania - ukazania światu<br />
Chrystusowego Jam Jest. To głosili wszem i wobec znienawidzeni Esseńczycy, najniżsi z<br />
Żydów.<br />
Nim Dekret Chalcedoński z 451 roku naszej ery podzielił Jezusa na dwie odrębne<br />
istoty: ludzką i boską nazywając Chrystusa Posłańcem a Jezusa człowiekiem - przeszło<br />
sto lat wcześniej cesarz Konstantyn Wielki nawrócił się wraz z matką Heleną na wiarę<br />
chrześcijańską co przyniosło sprawie Chrystusowej wąt<strong>pl</strong>iwe korzyści i co usunęło z kart<br />
Pisma Świętego pod naciskiem cesarzowej wszystkie wzmianki o reinkarnacji, mimo że<br />
kwestia wędrówki dusz była bezspornie udowodniona w trzydziestu Ewangeliach, jakie<br />
krzewiły ideę Ducha Chrystusowego jeszcze pod koniec pierwszego stulecia naszej ery.<br />
Konstantyn, kpiąc z Boga i ludzi, przyjął chrzest, gwarantując sobie tym samym<br />
odpuszczenie w sakramencie spowiedzi wszystkich zbrodni, jakich dopuścił się w swoim<br />
całym niecnym życiu. Aby zadośćuczynienie wyrządzonym krzywdom przestało obciążać<br />
karmę wielkiego cesarza, należało wymazać wiarę w reinkarnację mocą papieskich<br />
postanowień, słowem - zmienić sposób ludzkiego rozliczania się z życiem.
314<br />
Wędrówkę dusz oficjalnie potępiono także wcześniej, na Soborze w Nicei w 325 roku<br />
naszej ery, co poprawiło nie tylko samopoczucie cesarza, ale i miało ważkie znaczenie<br />
polityczne. Przede wszystkim wzmacniało pozycję Kościoła, za co święta instytucja<br />
gotowa była zapłacić modyfikacją Pisma Świętego. Trzeba pamiętać, iż w tamtym<br />
okresie Kościół bezpośrednio podlegał cesarzowi i jego wola czy zachcianki stanowiły<br />
główne tło działań duchowieństwa. Dlatego potępiono Orygenesa, którego nauki<br />
zobowiązywały do pozostawania przy oryginalnych wersjach Ewangelij oraz przy<br />
wszystkich świętych mogących swoimi poglądami zaszkodzić wyobrażeniom<br />
Konstantyna o pośmiertnym raju.<br />
Tak pisał Plotyn (205-270 r.), potępiony na równi z Orygenesem, św. Klemensem z<br />
Aleksandrii, św. Jeremiaszem czy św. Grzegorzem:<br />
„Dusza, choć ma początek w Bogu, zstąpiwszy Z wysoka zespala się z mrocznym<br />
naczyniem ciała i mając naturę popotopowego boga, zniża się dalej powodowana<br />
własnym upodobaniem, chęcią władzy i przyciągana troskami niższego rodzaju...<br />
Jednak nasze dusze mogą kolejno powstawać, zabierając ze sobą doświadczenie<br />
tego, co poznały i cierpiały w stanie upadku, ucząc się stąd, jakim błogosławieństwem<br />
jest przebywanie w świecie duchowym, i za pomocą porównania przeciwieństw<br />
uświadamiają sobie jaśniej doskonałość wyższego stanu.<br />
Doświadczenie zła daje lepszą znajomość dobra (...) Nie cała dusza wstępuje w ciało.<br />
Jakaś należąca do niej część stale przebywa w świecie duchowym, który jest czymś<br />
odmiennym od świata zmysłowego. To co przebywa w świecie zmysłów, nie pozwala<br />
dostrzec tego, co widzi nadrzędna część duszy ".<br />
„(...) absolutnie koniecznym jest - głosił św. Grzegorz (257-332 r.) - aby dusza została<br />
uzdrowiona i oczyszczona, a jeśli nie stanie się to za jej życia na ziemi, musi się dokonać<br />
w przyszłych wcieleniach ".<br />
W „De principiis" Orygenes powiada: „Każda dusza przychodzi na świat umocniona<br />
przez zwycięstwa, lub osłabiona przez klęski swoich poprzednich wcieleń. Jej miejsce w<br />
świecie zdeterminowane jest przez poprzednie zasługi lub przewiny. Praca duszy na tym<br />
świecie determinuje miejsce, jakie zajmie w świecie przyszłym".<br />
Sobór w Nicei nadał nową interpretację Ewangelii, zadając kłam świadectwom<br />
czterech świętych Kościoła.<br />
„Na Soborze w Nicei - pisał Wolter - żaden z Ojców Kościoła nie przytoczył ani<br />
jednego fragmentu z czterech Ewangelii, takich, jakimi znamy je obecnie.<br />
Nie potrafili oni zacytować Ewangelii, ale nawet obstawali przy pewnych<br />
fragmentach, które obecnie znajdują się tylko w Ewangeliach apokryficznych,<br />
odrzuconych przez kanon.<br />
Skoro wiele fałszywych Ewangelii na pierwszy rzut oka wydaje się być prawdziwymi,<br />
to te, które konstytuują fundamenty naszej wiary, również mogą być sfałszowane".<br />
W nowo odkrytej koptyjskiej Ewangelii św. Tomasza spotykamy następujące<br />
ostrzeżenie: „Faryzeusze i skrybowie otrzymali klucze poznania i ukryli je. Nie
315<br />
weszli, ani nie pozwolili wejść tym, którzy tego chcieli". Jezus strofuje bez ogródek:<br />
„Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania, samiście nie weszli, a<br />
przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli".<br />
Wąt<strong>pl</strong>iwości dotyczące reinkarnacji dzieliły duchowieństwo przez następne stulecia.<br />
Po Dekrecie Chalcedońskim z 451 r.n.e., chroniącym jeszcze nauki Orygenesa, w tym<br />
podnoszoną ponownie kwestię wędrówki dusz, największe jednak zmiany w interpretacji<br />
Pisma zaszły za panowania cesarza Justyniana (483-565 r.), który za namową żony<br />
Teodory pozwolił, by w 543 roku lokalny sobór zdyskredytował i potępił reinkarnację, co<br />
stanowiło wybieg umożliwiający cesarzowej przebudowę Kościoła i wierzeń według<br />
własnych życzeń, formowanych konceptem osobistego doradcy małżonki: Eutychesa.<br />
Ta wywodząca się z ludu prosta dziewka, nie stroniąca od orgii, pomówień i zbrodni (<br />
przyczyniła się choćby do zgładzenia kilku papieży), matactwami i trucicielstwem nie<br />
tylko zmieniła poglądy Justyniana w kwestii zasad wiary, ale umieściła na tronie stolicy<br />
apostolskiej swojego kandydata, spełniając daną w młodości mstliwą obietnicę. A że<br />
ucierpiał na tym kanon wiary, nie miało to dla cesarzowej najmniejszego znaczenia.<br />
Skupiła w swoich rękach siły zdolne zlikwidować wszystkich przeciwników. Ostatecznym<br />
ukoronowaniem prowokacyjnej polityki stał się Piąty Sobór Ekumeniczny, który w 553<br />
roku w Konstantynopolu nadał nową postać Pismu. I to mimo sprzeciwu protegowanego<br />
papieża, mimo samobójczej interwencji wielu zakonów, mimo kompromitacji i oszustw w<br />
czasie głosowania, do którego dopuszczono jedynie... stronników cesarza! Strach przed<br />
karzącą ręką cesarza schylił karki pozostałym prawowiernym. Katastrofalny rezultat tych<br />
zabiegów spowodował nie tylko rozłam w łonie Kościoła, czy zejście do podziemia wielu<br />
ugrupowań religijnych, jak uczynili to katarowie czy albigensi, ale przede wszystkim<br />
wyłączył z wiary chrześcijańskiej naukę o preegzystencji duszy.<br />
Warto dodać, że potępienie Orygenesa nie nastąpiło za sprawą Kościoła, lecz władzy<br />
państwowej. Tak na dobrą sprawę to żaden papież nauk Orygenesa nie potępił. Choć to<br />
właśnie Kościół przetłumaczył w osobie Rufinusa (345-410) najważniejsze teksty<br />
Orygenesa, bacząc uważnie, by ich treść ściśle korespondowała z poczynaniami innych<br />
wielkich tłumaczy tamtych czasów, np. z twórczością Hieronimusa.<br />
Kiedy w 1941 roku odnaleziono w północnym Egipcie w miejscowości Tora 28<br />
papirusów zawierających oryginalny komentarz Orygenesa do sławnego „Listu<br />
Rzymskiego", okazało się, że z prawdziwego przesłania Orygenesa nie dotrwało do<br />
naszych czasów nic godnego uwagi. Czego Rufinus nie zmodyfikował, to po prostu<br />
wyciął...<br />
Kwestię przeróbek Pisma i walki o profity kosztem wiernych Kościół dyskretnie<br />
przemilcza, ucząc rzeczy nieistotnych i przeciwnych naukom Jezusa.<br />
U Jezusa wygląda to zupełnie inaczej, zgodnie zresztą z naukami Orygenesa:<br />
„Błogosławieni, którzy poczynili wiele doświadczeń, przez cierpienie bowiem staną<br />
się doskonałymi. Będą oni jak aniołowie w niebie i nie będą nigdy umierać ani się na<br />
nowo rodzić. Śmierć i narodziny nie będą mieć nad nimi mocy".
316<br />
W rozmowie ze ślepcem: „Nie znasz nawet zdarzeń ze swego poprzedniego życia i<br />
nie możesz przywołać na pamięć swego poczęcia i swoich narodzin ".<br />
Udzielanie ostatnich wskazówek apostołom zakończył Jezus słowami: „(...) wierzymy<br />
w oczyszczenie duszy przez wiele narodzin i doświadczeń, zmartwychwstanie umarłych,<br />
w życie wieczne wszystkich sprawiedliwych i spokój w Bogu na zawsze. Amen".<br />
Ponieważ synod z 543 roku obłożył naukę o ponownym wcieleniu klątwą Kościół<br />
musiał siłą rzeczy podmurować nową naukę o jednorazowym życiu człowieka nowymi<br />
dogmatami. Stąd nie wzmiankowana nigdy przez Jezusa historia<br />
0 grzechu pierworodnym, o stworzeniu duszy w chwili poczęcia, o grzechu śmiertelnym,<br />
o sądzie ostatecznym, czyśćcu i wiecznym potępieniu.<br />
Dr Doreal, po spędzeniu dwóch lat w klasztorze, w jakim Jezus przebywał,<br />
1 po zapoznaniu się z wielu oryginalnymi pismami Jezusa, usłyszał: „ Wiemy<br />
0 naukach Jezusa więcej niż wy w świecie zachodnim, ponieważ On tu spędził pięć lat".<br />
W swojej pracy „Tajemne Nauki Jezusa" Doreal wyjaśnia, iż „Hebrajczycy mieli jasne<br />
zrozumienie praw reinkarnacji. Starożytni Hebrajczycy wierzyli, że dopóki człowiek nie<br />
stał się jednym ze sprawiedliwych, czyli dopóki nie osiągnął w tym zjednoczenia z<br />
Boskością, powtarzał inkarnację. Uważali oni, że Abraham<br />
1 inni stan ten osiągnęli". Doreal przedstawił także na podstawie wiarygodnych<br />
dokumentów wszystkie reinkarnacje Jezusa.<br />
Pierwszy raz żył Jezus około 5800 lat temu w okresie wielkiego upadku Chin. Zmarł w<br />
wieku 85 lat w swojej ukrytej samotni. Po raz wtóry narodził się około 5200 lat temu w<br />
Ameryce Północnej i nosił imię Ea-Wah-Tach. Przyniósł Indianom wiedzę o Gitche<br />
Manitou i Wielkim Duchu. Do dzisiaj uważany jest tam za wielkiego wybawiciela. Trzeci<br />
raz żył w Indiach około 3400 lat temu jako mędrzec Copilya. Był przywódcą barwinów,<br />
których nauki odeszły z czasem w zapomnienie. W czwartym życiu 1100 lat przed<br />
Jezusem jako mędrzec Chine walnie wspomógł rozkwit życia duchowego w Chinach.<br />
Kolejne istnienie przypada na okres o pięćset lat późniejszy, kiedy to swoje nauki<br />
przekazywał pod imieniem Lae-Tac. Ostatnia znana inkarnacja to Nazareńczyk.<br />
Nawet patent Kościoła na łączenie i rozdzielanie ludzi w świętym sakramencie<br />
małżeństwa od dawna budzi ostrą krytykę, także w gronie samych duchownych.<br />
Oczywiście, kwestia bezżeństwa księży to sprawa wewnętrzna samego Kościoła,<br />
chroniącego zapobiegliwym prawem swoje dobra przed zakusami rodzin duchownych, i<br />
nie ma co tego omawiać.<br />
Jednak Jezus dopuszczał możliwość przerwania małżeństwa w przypadku zaistnienia<br />
sprawiedliwej przyczyny: „Zaprawdę powiadam, wam, cokolwiek byście zawsze słusznie<br />
związali na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek byście słusznie rozwiązali na<br />
ziemi, będzie rozwiązane i w niebie".<br />
Przy tym Jezus wyraźnie zaznacza, iż słusznością ową jest nie tylko ustanie życia, ale<br />
również miłości, co teologowie na siłę przemilczają. „Wam jednakowoż, moi uczniowie,<br />
pragnę wskazać zasadę doskonalszą, a tą jest, iż małżeństwo pomiędzy mężczyzną a<br />
niewiastą winno być złączeniem w prawdziwej miłości i przychylności i pełnej wolności i<br />
to tak długo, jak trwa miłość i życie ".
317<br />
Jezus doskonale zdawał sobie sprawę z tragedii, jaka toczy grzechem parę dwojga<br />
nieszczęśliwych czy nienawidzących się ludzi złączonych świętym sakramentem. Ukazał<br />
drogę uniknięcia tego stanu bez jakichkolwiek moralnych obwarowań. A że stało to w<br />
sprzeczności z interesem Kościoła, to już inna historia. Trafnie ujął to K. Zaleski w<br />
posłowiu do polskiego wydania „Ewangelii Życia Doskonałego":<br />
„Nie od rzeczy będzie sobie uświadomić, iż wszystkie dogmatyczne ograniczenia i<br />
wszystkie nakazy i zakazy, częstokroć wręcz sprzeczne z Nauką Jezusa, wprowadzone<br />
zostały nie tyle dla dobra wiernych łub ludzkości, ile dla ugruntowania pozycji Kościoła i<br />
wyższej hierarchii duchowieństwa, a więc stosunkowo wąskiej grupy ludzi. Pomimo więc<br />
szumnych frazesów i miodopłynnych słów itp. decydowały względy często ludzkie, niskie<br />
i przyziemne ".<br />
Chociaż rośnie opór przeciwko kościelnej instytucji o kształcie watykańskiego<br />
molocha, chociaż czarnowidztwo religijne to bolesny okres w życiu każdego człowieka,<br />
równie długi i chaotyczny jak dojrzewanie społeczne, to powinniśmy jasno zdawać sobie<br />
sprawę z tego, iż cała historia Kościoła jest także częścią naszej własnej historii, częścią<br />
nas samych i nie wolno nam niczego uronić z doświadczeń przez ów związek<br />
wyniesionych. Nie trzeba wszystkiego bezkrytycznie akceptować, należy jednak ten stan<br />
rzeczy zrozumieć, a potem przejąć to, co będzie najwłaściwsze dla naszego rozwoju.<br />
Jedynie od wiedzy architekta zależy wygląd gmachu mądrości. Wejście zaś do tego<br />
gmachu prowadzi schodami wątku religijnego, pojęciem złożonej struktury bytu, jego<br />
stosunku do nas i odwrotnie. Bez pokonania schodów doświadczenia niezmiernie trudno<br />
otworzyć człowiekowi drzwi do skarbnicy wiedzy. Pukajmy do świątyni serca, gdzie<br />
Chrystus oczekuje nas z utęsknieniem, i przestańmy szukać pocieszenia w zwodniczym<br />
blasku kościelnego autorytetu, bo autorytety mają to do siebie, że przemijają wraz z<br />
modą.<br />
Po zapoznaniu się z przedstawionymi wyżej faktami łatwiej pojąć starotestamentowy<br />
zakaz kontaktowania się z duchami i wróżbitami, zakaz poznawania prawdy, przed którą<br />
zamknięto drzwi drogą religijnego przymusu. Dziwne, że religijne prawo nie obejmuje<br />
zakazu noszenia ubrań wykonanych z włókien mieszanych, obcinania włosów, golenia<br />
bród czy posiadania tatuaży, czego domaga się od wiernych Pismo Święte. Pomijam już<br />
sporną kwestię niedawno wprowadzonych obowiązków, z którymi wiernyniepraktykujący<br />
może być nie zaznajomiony, jak chociażby wprowadzony w 1998 roku<br />
przez rabina Izraela zakaz dłubania w nosie w czasie ramadanu.<br />
„Iprzemówił Pan do Mojżesza: ...Nie będziesz twego bydła parzył z odrębnym<br />
gatunkiem. Twojego poła nie będziesz obsiewał dwojakim gatunkiem ziarna i nie<br />
odziewał szaty zrobionej z dwóch rodzajów przędzy. Nie będziecie strzygli włosów<br />
dookoła waszej głowy, ani podcinali końca swojej brody... Nie będziecie czynić nacięć na<br />
ciele swoim ani nakłuwać napisów na skórze swojej... Kto zaś zwróci się do wywoływaczy<br />
duchów i do wróżbitów, by naśladować go w cudzołóstwie, to zwrócę swoje oblicze<br />
przeciwko takiemu i wytracę spośród ludu... Mężczyzna, który cudzołoży z żoną<br />
bliźniego swego, poniesie śmierć, zarówno cudzołożnik, jak i cudzołożnica ".
318<br />
Odmienne stanowisko w tej kwestii przyjął św. Augustyn: „Dlaczego nie przypisać<br />
tych spraw duchom zmarłych i nie uwierzyć, że Opatrzność Boska obraca wszystko na<br />
pożytek, aby ludzi nauczyć, pocieszyć i odstraszyć?" W swoich wąt<strong>pl</strong>iwościach umocnił<br />
się z czasem jeszcze bardziej, bo w dziele „O królestwie Bożym" wspomina nawet o<br />
operacjach teurgicznych usposabiających do kontaktu z duchami.<br />
Ale duchy zwalczały na seansach dogmatyzm Kościoła i utwierdzały herezjarchów w<br />
swoich poglądach. Skarżyły się, że pierwotne treści Ewangelii zostały przez Kościół<br />
zaciemnione aż do granic widoczności. Nie mogąc dowolnie otwierać wrót do raju i<br />
piekła, urzędowy Kościół tracił władzę. Dlatego Święte Oficjum wyklęło okultyzm. Wtedy<br />
rzymskie duchowieństwo straciło z oczu przyniesione przez Jezusa światło. Walka o to<br />
światło rozciągnęła się na kilkanaście stuleci, przynosząc w dobie reformacji pierwszą<br />
ideologiczną odwilż. Doktryna tajemna pośmiertnym wspomnieniem tem<strong>pl</strong>ariuszy na<br />
powrót ujrzała światło dzienne. Nawet wyżsi dostojnicy kościelni złożyli jej hołd,<br />
popierając myśl o reinkarnacji i spirytyzmie.<br />
„Ponieważ nie jest wzbronionym wierzyć w poprzednie istnienia duszy - przyznał<br />
biskup de Montal - któż może przewidzieć, co zaszło między inteligencjami w odległych<br />
wiekach".<br />
„W podziw wprawia, że znajdują się ludzie rozsądni, którzy ośmielają się zaprzeczać<br />
zjawom i porozumiewaniu się dusz zmarłych z żyjącymi, albo przypisywać je imaginacji i<br />
sztuce diabelskiej". - wyjaśniał Kardynał Bona w traktacie o „Rozróżnianiu Duchów".<br />
„Prawdą jest - tłumaczył Leon Denis - że Nowy testament zawiera dużo błędów.<br />
Niektóre epizody znajdują się w historii innych ludów, a niektóre fakty z życia Chrystusa<br />
są również w życiu Kriszny i Horusa (...)<br />
Chrześcijaństwo pierwotne posiadało wszystkie czynniki do prawdziwego rozwoju,<br />
lecz zboczyło w samym zaraniu, a istotne jego zasoby, zapoznane przez urzędowych<br />
przedstawicieli, wsiąknęły w świadomość ludów, w dusze tych, którzy nie czując się i nie<br />
uznając już za chrześcijan, piastują nieświadomie ideał marzony przez Jezusa.<br />
Nie w kościele więc, ani w instytucjach domniemanego Prawa Boskiego, które w<br />
istocie jest Prawem Siły, szukać należy dziedzictwa Chrystusowego. Są to naprawdę<br />
instytucje pogańskie lub barbarzyńskie. Myśl Jezusa żyje już tylko w duszy ludu (...)<br />
Katolicyzm wypaczył piękne i czyste nauki Ewangelii przez swe dogmaty o grzechu<br />
pierworodnym, piekle, odkupieniu i zbawieniu przez łaskę. Liczne synody w ciągu<br />
wieków ustanawiały wciąż nowe dogmaty, oddalając się coraz bardziej od nauki<br />
Chrystusa. Zbytek i przekupstwo owładnęły kościołem. Rządził on światem za pomocą<br />
grozy; Jezus chciał rządzić miłosierdziem. Kościół uzbrajał narody przeciwko narodom, z<br />
prześladowania uczynił system i wytoczył potoki krwi.<br />
Na próżno nauka, zdążając za postępem, wykazywała sprzeczności stojące między<br />
nauką katolicką, a istotnym stanem rzeczy. Kościół wyklinał ją, jako wymysł
319<br />
szatana. Dziś przepaść rozdziela doktryny rzymskie od starożytnej mądrości<br />
wtajemniczonych, która była matką chrześcijaństwa (...)<br />
Katolicyzm przypisuje Istocie Najwyższej wszystkie nasze ułomności. Czyni z niej coś<br />
w rodzaju kata duchowego, który skazuje na straszliwe męczarnie dzieło rąk swoich,<br />
wątłe istoty. Ludzie, stworzeni dła swego szczęścia, tłumami ulegają pokusie złego i idą<br />
zaludniać piekło. Brak przewidywania równa się bezsilności, a Szatan zręczniejszy jest od<br />
Boga!<br />
Czy to nie jest ten Ojciec, którego Jezus uczy poznawać, gdy w Jego imieniu każe<br />
zapominać urazy, oddawać dobrem za złe, odczuwać litość, miłość ? Człowiek<br />
współczujący i dobry byłby wyższy od Boga?<br />
(...) Katolicyzm zaciemnił sumienia i zmącił inteligencję, dając ponurą i okrutną ideę<br />
Boga mściciela. Odzwyczaił człowieka od myślenia: kazał tłumić wąt<strong>pl</strong>iwości, unikać<br />
rozumowania, odsuwać się od szczerych poszukiwaczy Prawdy, a szanować tych, którzy<br />
razem z nim nieśli to samo jarzmo.<br />
Obok błędnego nauczania spójrzmy na nadużycia; oto modlitwy i ceremonie płatne,<br />
taksa za grzechy, spowiedź, relikwie, czyściec i wykup dusz; wreszcie dogmaty o<br />
Niepokalanym Poczęciu i nieomylności papieskiej; władza doczesna, widoczne<br />
naruszenie przykazania Deutoronomium, które " zabrania księżom posiadać dobra<br />
ziemskie lub korzystać z jakiegokolwiek dziedzictwa, bo Pan sam jest ich dziedzictwem ".<br />
Niemniej dzieło Kościoła przyniosło pożytek; nałożył on wędzidło barbarzyństwu,<br />
pokrył ziemię siecią instytucji dobroczynnych. Wciśnięty jednak w dogmaty<br />
znieruchomiał, gdy wszystko wokół niego dąży naprzód; rośnie wiedza i rozum ludzki<br />
rozwija skrzydła do lotu ".<br />
Czy na pewno? W katechizmie Kościoła katolickiego ogłoszonym w 1994 roku<br />
czytamy:<br />
„Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych<br />
sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad nimi - nawet w celu<br />
zapewnienia mu zdrowia - są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te<br />
należy potępić, tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu<br />
człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów. Jest również naganne noszenie<br />
amuletów. Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne.<br />
Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. Uciekanie się do tak zwanych<br />
tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia ani wzywania złych mocy, ani<br />
wykorzystywania łatwowierności drugiego człowieka ".<br />
Strach pomyśleć, co by było, gdyby Jezus znalazł się niechcący pod murami<br />
Watykanu i kogoś przez przypadek uzdrowił. Byłby wyklęty?<br />
Na szczęście są duchowni występujący przeciwko wpajaniu społeczeństwu takiej<br />
filozofii. Ksiądz Franęois Brune, zwolennik Hildegardy Schafer, Pierra Monniera i Rolanda<br />
de Jouvenala, a więc mediów wykorzystujących pismo automatyczne, sam skontaktował<br />
się z grupą badaczy z Luksemburga i osobiście uczestniczył w eksperymencie<br />
transkomunikacji, co znalazło swój wyraz
320<br />
w napisaniu popularnej we Francji książki „Umarli mówią". Leo Schmid działa w<br />
Szwajcarii, ojciec Pellegrino Ernetti w Wenecji, ksiądz Karl Pfleger w Alzacji. Andreas<br />
Resch kieruje nawet Instytutem Parapsychologii w Innsbrucku, a Eugenio Ferrarotti<br />
osobiście patronuje zgromadzeniu „Esperanza", zrzeszającemu rodziców, którzy stracili<br />
swoje dzieci i poprzez moce okultyzmu mają z nimi stały kontakt.<br />
A więc coś się dzieje, gdzieś dokonuje się wyłom. Zaczynają obowiązywać dwie<br />
prawdy. Jedna formalna, druga dla wiedzących. Nie dajmy się więc kościelnym<br />
sztuczkom wystrychnąć na dudka i w dążeniu do duchowej doskonałości przestańmy<br />
zawierzać tym doktrynom religijnym, które są skompromitowane, gdzie wiara sprowadza<br />
się wyłącznie do przestrzegania praw kościelnych i do kierowania się w życiu<br />
podpowiedziami spreparowanej Ewangelii. Jak widzimy, odstępstwo od tych zasad nie<br />
oznacza odrzucenia Jezusa, a wręcz przeciwnie - symbolizuje czas powrotu do<br />
duchowego dziedzictwa ludzkości, czas powrotu do własnych duchowych korzeni, do<br />
Jezusa, który z Kościołem mniej ma wspólnego, niż wielu by chciało. Nareszcie mówiąc:<br />
wyznają nauki Jezusa i wierzę w Chrystusa przestajemy się identyfikować z<br />
przestarzałymi poglądami pełnej sprzeczności instytucji. Czas oddawania czci<br />
kamiennym bożkom zostawmy tym, którzy wolą wsłuchiwać się w zwodnicze<br />
zapewnienia kapłanów, niż naprawiać błędy i szczerze nad sobą pracować.<br />
Sama zaś historia wydania zakazu posługiwania się metodami parapsychicznymi<br />
wygląda zupełnie prozaicznie. Cesarz Konstancjusz, syn wielkiego Konstantyna, człowiek<br />
niezrównoważony psychicznie, opętany na dodatek manią prześladowczą umiejętnie<br />
egzekwował w życiu własne poglądy, rugując z życia społecznego mocą ustaw wszystko,<br />
co wzbudzało w nim lęk. Jako głowa państwa i Kościoła wystąpił oficjalnie przeciwko<br />
wszelkiego rodzaju praktykom spirytystycznym. Nakazał karać śmiercią ludzi parających<br />
się przepowiadaniem przyszłości, analizowaniem snów, jasnowidzów i astrologów.<br />
Potem rozszerzył zasięg zakazu na dziedziny pokrewne i siłą kazamatów i mocą<br />
kolejnych ustaw oraz późniejszej inkwizycji wywarł trwały wpływ na świadomość<br />
wiernych. Jego narzucona siłą filozofia przetrwała po dziś i wciąż zbiera żniwo w postaci<br />
wychwalania ludzkiej ułomności.<br />
Jednak strategia Kościoła ma to do siebie, że zawsze jest dozwolone to, co sprzyja<br />
jego interesom. Kiedy więc w okresie średniowiecza pojawiło się zapotrzebowanie na<br />
astrologię, teolodzy nagle zauważyli, że astrologia ma niewąt<strong>pl</strong>iwie niebiańskie korzenie,<br />
bo skoro gwiazdy podtrzymują anioły, to ma to boskie koincydencje - w powinowactwie<br />
do boskiej mocy sprawczej można z gwiazd wyczytać przesłanie kierowane do wiernych<br />
bezpośrednio z samego źródła duchowego. Astrologia mogła się więc odrodzić, i to pod<br />
protektoratem samego Kościoła. Dzisiaj, jako niewygodną znowu się tępi. Znowu<br />
zamazuje otaczające człowieka powszechne pole informacji, bombardujące co sekundę<br />
mózg ponad miliardem różnych sygnałów, z czego świadomość analizuje zaledwie sto.<br />
Pozostałe koduje podświadomość, i to właśnie ona wpływa na nasze zachowanie,<br />
odczucia i pojmowanie świata. Ona także jest naszą osobistą cząstką i nie może<br />
podlegać jakiejkolwiek cenzurze. Gwarantuje to nam 18 paragraf Karty Praw Człowieka.
321<br />
6. Zakończenie<br />
Z całej tej historii wyłania się jeden oczywisty wniosek: bez względu na to, kim<br />
jesteśmy w hierarchii społecznej, czy to palaczem kotłów centralnego ogrzewania, czy<br />
naczelnym inżynierem w kopalni węgla kamiennego - zawsze znajdujemy się pod<br />
czujnym okiem kosmicznego systemu inwigilacji. Od chwili narodzin dzień po dniu<br />
jesteśmy kształtowani podług ustalonego z góry <strong>pl</strong>anu, który od kołyski przekształca nas<br />
w kosmicznego niewolnika. Nie zdając sobie sprawy z tego, kim jesteśmy, nie wiedząc,<br />
komu ani po co służymy, całe nasze myślenie i wszystkie nasze siły oddajemy w<br />
posłudze Panom Tego Świata. Utrzymywani w iluzji, eksterminowani, ograbiani z własnej<br />
duchowości, zaszczuci i osaczeni przez moce pochodzące z wielu światów - zmieniamy<br />
się w marionetki, w posługaczy nie posiadających żadnych praw, poza prawem do<br />
śmierci.<br />
Genetyczni stwórcy okłamali nas w sprawie naszego pochodzenia. Kazali nazywać się<br />
bogami i zmusili nas, byśmy wierzyli, że są oni prawdziwymi stworzycielami świata. I<br />
choć wielu wciąż wierzy w ich boskość, to ich odnotowana historycznie mściwość,<br />
ludobójstwo i nienawiść do całego rodzaju ludzkiego - coraz wyraźniej zniekształca ten<br />
wpajany nam od tysiącleci wizerunek. Wyłamali z nas duchowość, dzieląc ludzką istotę<br />
na duchową i fizyczną. Pozbawili wolności, zamykając w granicach trzech wymiarów.<br />
Ogłupili, modyfikując umysły makiawelicznymi programami. Zdegradowali, odmawiając<br />
prawa do samostanowienia. Ale nie potrafili uczynić jednego: odebrać nam wolności<br />
ducha, odebrać nam naszej prawdziwej natury, zamknąć nam drogi do zbawienia.<br />
Bowiem tak samo oni - jak i my - mają ponad sobą siły wyższe, które wszystkich nas<br />
kołyszą do snu. I choć siły te nie ingerują w żaden człowieczy los, szczycąc się danym<br />
nam prawem wolnostojeństwa, to stworzyły dla swoich dzieci energie, które spieszą<br />
pomocą każdemu z nas, gdy tylko się o to je poprosi. A największą spośród nich jest<br />
miłość: najbardziej harmonijna i najbardziej geometryczna siła wszechświata. Oddech<br />
Boga, Jego Tchnienie i Jego Ciche Słowo. Jego Jam Jest, wyrosłe z określonego u<br />
pierwocin stworzenia Jestem.<br />
Dzisiaj, co naszym materialnym władcom jest już wiadome, dokonują się zmiany,<br />
które wyniosą nasz gatunek i ludzkie serce na wyżyny, gdzie pośród szumu śpiewających<br />
traw dojdzie do scalenia wszystkiego na powrót w jedną całość. Dojdzie do pojednania<br />
świadomości z sercem, do stopienia się duszy z ciałem, do spotkania nadziei z<br />
dokonanym. Jestem w sobie i u siebie stanie się faktem, który zakończy naszą wędrówkę<br />
po materialnych światach, który otworzy przed nami bramy raju i powiedzie wprost w<br />
bezkres cudu stworzenia, gdzie na wielkich obszarach wszechświata będziemy się mogli<br />
doskonalić już bez bólu i cierpienia, jakie zgotowali nam obecni władcy.
322<br />
Kiedy w chwili słabości płacze ludzkie serce, kiedy łza niemocy stapia nasze siły, kiedy<br />
nieobecność ukochanego towarzysza dzieli nas na dwoje, kiedy śpiew ptaka budzi o<br />
poranku, kiedy dziecko małymi rączkami o<strong>pl</strong>ata nam szyję, kiedy trwanie górskich dolin<br />
utrwala w nas spokój, a pęd wód rzecznych nakłania do czynu, wtedy coś w nas pęka,<br />
coś się gdzieś otwiera i cała nasza natura odnajduje się w słowie bajki...<br />
Gdy program nie działa, gdy niepokój umysł opuszcza, wtedy tło życia gaśnie i budzi<br />
się to, co wieczne. Budzi się prawda i miłości wezwanie. Otwiera się oko i świat się barwi<br />
w smugach niewymagających ocen. Weryfikacja, dominacja, ocenianie, manipulowanie,<br />
wykorzystywanie, zabijanie itp. brudne słowa tracą swoją moc i znikają ze słownika<br />
ludzkich pojęć.<br />
Nagle, ale w najbardziej ślamazarnym na świecie „nagle", postrzegamy, jak<br />
zostaliśmy złożeni: głowa, serce i duch poruszający ciałem. Dziwne, ale nie pytamy, co to<br />
takiego owe mgliste kłębki w piersi fruwające. Nawet rozumieć tego nie musimy, bo w<br />
tych rozważaniach umysł jest zawodny. To nawet nie Chrystus w swej oddzielnej formie,<br />
ale nasza duchowość w swym cudownym stanie. Wtedy się nie gniewamy, że tak nas<br />
zwodzono, że nas ktoś podzielił, że drogi gdzieś zamknął, bo już rozumiemy, że<br />
wszystko to dane nam było już wcześniej...<br />
Bardzo to dziwne i bardzo mylące. Genetycy stworzenia chcieli nas pozbawić<br />
duchowej natury, a uczynili rzecz wręcz temu przeciwną: poprzez ból i cierpienie tylko<br />
nas wzmocnili. Czyżby sami byli narzędziem w tym zbawczym procederze?<br />
Spytajmy sami siebie, ale spytajmy odważnie: czy jest z nami aż tak źle, by gorzej już<br />
być nie mogło? Czy mamy szansę wyrwać się z niewoli?<br />
Odpowiedzmy sobie, ale odpowiedzmy szczerze: skoro poznaliśmy wymiar<br />
kazamatów, czy nadal pozostawać w nich tak bardzo chcemy?<br />
Nie musimy składać ofiary z siebie, by mieć stale przed oczami zbawienie. By ten cel<br />
osiągnąć nie trzeba być świętym ani ideałem. Wystarczy krok po kroku pokonywać<br />
własne słabości. Nie rozgłaszać o nich całemu światu w porywie pyszałkowatego<br />
uduchowienia, ale w ciszy zdać się na Boga, na podpowiedzi z serca spływające. A<br />
zapewniam, że żadna ze zmian nie zostanie niepostrzeżona, żaden z czynów nie<br />
pozostanie bez nagrody.<br />
Dajmy z siebie wszystko, by tej pracy nad sobą nadać nowy wymiar.<br />
Swego czasu podjąłem pracę na kopalni. Zaczynałem od najniższego stanowiska -<br />
pomocnika górnika. Dostałem się na dział wydobywczy, czyli tam, gdzie istnieje<br />
największe zagrożenie wypadkiem (tąpnięcia, osuwiska). Jako pracownik<br />
niewykwalifikowany, nie mogłem być co prawda kierowany do pracy na ścianie, gdzie<br />
kombajn odcina węgiel, który potem taśmami transportowymi idzie do zsypów, ale z<br />
braku ludzi byłem i tam posyłany. Taka była zresztą nieprzepisowa praktyka. Nie<br />
przeszkadzało mi to, chociaż praca była znacznie cięższa, niż na dziale transportowym, i<br />
nie otrzymywałem tyle, ile zatrudnieni na ścianie górnicy. Różnica w zarobkach wynosiła<br />
jak 0,6 do 1.<br />
Umieszczano mnie na chodniku nadścianowym i moim zadaniem było rzucanie<br />
węgla do wnęki. Chodziło o to, by w chodniku nie pozostał węgiel, jaki osypywał się<br />
podczas przechodzenia kombajnu. Należało go łopatą wrzucać na
323<br />
usytuowany w górze przenośnik transportowy na zmienną wysokość oci 1,5 do 2,5<br />
metra. Każde przejście kombajnu oznaczało przesunięcie się ściany przodka o jakie 40<br />
centymetrów, co oznaczało, że na każdej dniówce musiałem przeszuflować wiele<br />
metrów sześciennych węgla. Ilość węgla, jaki trzeba było odzyskać, szła w grube tony.<br />
Ponieważ chodnik nadścianowy samoistnie ulegał zgniataniu i nikt nie potrafił ocenić, ile<br />
węgla do niego wpadło i ile powinno było się odzyskać, górnicy wykonujący to zadanie<br />
traktowali tę pracę jako okazję do wypoczynku. Co znaczyło parę ton w zestawieniu z<br />
całym urobkiem? Nic. A jednak wiele znaczyło dla mnie. Ja po prostu nie mogłem<br />
pozwolić sobie na to, bym należycie nie wykonywał swoich obowiązków. Łopata latała w<br />
moich rękach jak rakieta. Niektórzy z rozbawieniem stukali się palcem w czoło na mój<br />
widok, zwłaszcza ci, co wiedzieli, iż za ten wysiłek nie będę miał odpowiednio zapłacone.<br />
Ja jednak uparcie rozbiłem swoje. Po miesiącu wpisano mnie na dniówki ścianowe. Po<br />
dwóch zdobyłem szacunek brygady, po trzech kierownictwo skierowało mnie do szkoły,<br />
chcąc, bym został sztygarem. Nie robiłem tego jednak na pokaz, ale dla siebie, dla<br />
wszystkich. Mały sukces finansowy szedł jakby obok.<br />
Potem pracowałem w Niemczech na czarno w wielu robotach. Raz w tartaku przy<br />
maszynie tnącej drzewo na deski. Pilarkę obsługiwał Polak. Ja, jego rodak, stałem po<br />
stronie przeciwnej i odbierałem deski. Musiałem się wyjątkowo starać, by zdążyć je<br />
układać w szta<strong>pl</strong>e, by na maszynie nie powstał zator. Maciek mnie nie lubił, bo zająłem<br />
miejsce jego kolegi, który na dwa miesiące pojechał do kraju. Miał wkrótce wrócić i<br />
Maciek chciał wykazać przed szefem, że to miejsce nie jest przeznaczone dla mnie, że<br />
czeka na dawnego kolegę, z którym zdążył się zżyć. Obawiał się, że dobrą pracą mogę<br />
zaszkodzić koledze w odzyskaniu stanowiska. Nie wiedział, że pracodawca przyjął mnie<br />
tylko na dwa miesiące, na czas nieobecności sprawdzonego już pracownika. Maciek<br />
zarzucał mnie deskami jak tylko mógł. Prośbę, by nieco zastopował, zbywał chłodnym<br />
uśmieszkiem. Ale właściciel tartaku wiedział, że się staram i że to mi wychodzi. Ani razu<br />
nie powiedział, że robię coś nie tak. I nie robiłem, tylko nie nadążałem. Dopiero po<br />
czasie dowiedziałem się, że już na początku byłem lepszy od wszystkich poprzedników.<br />
Jednak Maciek twierdził co innego i maszyna grzała jak szalona. Aż doszło do dziwnej<br />
sytuacji, kiedy to maszyna zaczęła być wolniejsza ode mnie! Wtedy Maciek się zmienił.<br />
Pojął, że stało się coś, z czym nie powinien walczyć, co powinien uszanować. Uszanował<br />
moje czyste dążenie do celu. Grę fair. Potem sam pomagał mi w pracy, ucząc<br />
obowiązków na kolejnych stanowiskach. Dzięki temu nie tylko ja utrzymałem pracę, ale<br />
tak ustawiono zadania, by znalazło się miejsce i dla wracającego z urlopu kolegi. Nie<br />
robiłem tego specjalnie, by kogoś wygryźć i pozbawić widoków na lepszą przyszłość.<br />
Starałem się, bo zawarłem z niemieckim przedsiębiorcą uczciwy układ: on płaci, ja<br />
pracuję. I rzeczywiście: on płacił, ja pracowałem; oboje zachowaliśmy godność.<br />
Sprzedałem koledze ośmioletni samochód: czerwonego o<strong>pl</strong>a rekorda. W tamtych<br />
czasach była to dobra maszyna i nabywca długo mógł cieszyć się urokami jazdy.<br />
Samochód potrzebny był mu jako środek transportu w handlu obwoźnym, więc spora<br />
ładowność grała tu znaczącą rolę. Znał ten samochód, bo
324<br />
razem nim jeździliśmy. Wiedział, co bierze, i nie bał się zainwestować. Ustaliliśmy cenę,<br />
średnią krajową która tak naprawdę nie odpowiadała wartości samochodu, bo maszyna<br />
miała wymienione wszystkie newralgiczne podzespoły: klocki hamulcowe, paski, tłumiki,<br />
opony, oleje itd. Można było wziąć za nią dużo więcej. Znajomemu się nie przelewało,<br />
chciałem mu pomóc. Dobiliśmy targu.<br />
Po dwóch tygodniach zjawił się w moim mieszkaniu bardzo wzburzony. Samochód<br />
wysiadł - poszedł silnik. Rozsypał się mój dopieszczony mechanizm. No, zawsze mogło<br />
się coś stać, o czym sprzedający mógł nie wiedzieć. Samochodu nie przyjąłem, bo<br />
uczciwie zbyłem dobry sprzęt. Nie pokryłem też naprawy. Od osób trzecich<br />
dowiedziałem się później, że znajomy zrobił z auta bolid formuły jeden. Zarżnął silnik, bo<br />
nie dolał oleju. Zatarł go na amen. Byłem bez winy, ale do dziś czuję dziwne ukłucie w<br />
pobliżu serca, gdy myślę o tej sprawie. Nie mam pretensji do niego, ale do siebie, że nie<br />
ostrzegłem go, by... dbał o auto.<br />
Zawsze, cokolwiek robię, staram się to robić dobrze i dawać z siebie wszystko.<br />
Czasami mi się to nie udaje, często nikt nie rozumie moich starań, ale ja wiem, że dążę<br />
do doskonałości poprzez szacunek do rzeczy, osób i zjawisk, z jakimi się stykam na co<br />
dzień. I wiem, że tym sposobem podążam drogą duchowego wzrostu. Że kiedyś osiągnę<br />
stan pokoju.<br />
Dobrze. Nie zdarzyło się jeszcze, by pojawił się na ziemi ktoś, kto by innych nie zranił.<br />
To byłby cud. Nawet Jezus, nim odnalazł w sobie Chrystusa, popełniał błędy. Potem było<br />
ich już mniej... Ja też je popełniam i czasami upływa wiele lat przygotowań i przemian,<br />
nim świadomie a z wyboru serca potrafię naprawić to, co wcześniej zepsułem. To nie jest<br />
usprawiedliwienie ani przyzwolenie na hołdowanie ułomnościom, ale ukazanie pewnej<br />
prawidłowości, gdzie w dążeniu do zmian nie składowa czasu ma największe znaczenie,<br />
a szczera chęć poprawy (wyrażona czynem).<br />
Jak to zrobić? Odpowiedź jest prosta: poprzez otworzenie świadomości na obszary,<br />
gdzie nie sięga władza Panów Tego Świata. Wstęp do duchowej szkoły rozpoczyna się<br />
od uświadomienia sobie własnej duchowości, od powiedzenia sobie wprost, że nastał już<br />
czas, by przezwyciężać swoje niskie ja.<br />
Władcy tego świata ukryli przed nami wewnętrzną prawdę, która uwalnia duszę i<br />
człowieka. Usunęli ze świadomości ludzkiej wszystko, co mogłoby nas na nią nakierować.<br />
Ale przede wszystkim wmówili nam, że uwolnienie duszy bez ich pośrednictwa jest<br />
niewykonalne. Obecnie stoimy przed zadaniem zmiany takiego nastawieniaoprogramowania.<br />
Od nas zależy, w jakim stopniu wstrząśniemy tym systemem i jakie z<br />
tego wyniesiemy korzyści.<br />
Aby dusza i ciało stały się przepuszczalne dla sił Ducha, powstrzymując zarazem<br />
przepływ sił nam wrogich, wystarczy kierować się jedną zasadą: musimy bez chwili<br />
przerwy uszlachetniać nasze myśli, słowa i czyny. Jak? - nasze sumienie, głos naszego<br />
ducha, zawsze nam to podpowie, wystarczy trwać w ciszy i pokorze, w nadziei na<br />
wewnętrzne uwolnienie. Wystarczy pojąć, że głos serca jest siłą która nas prędzej czy<br />
później określi.<br />
Każdy człowiek ma wolną wolę i każdy może odrzucić zniewolenie. Obserwujmy i<br />
kontrolujmy nasze myśli. Doprowadźmy do tego, by lęgły się one
325<br />
z naszej woli, a nie były nam narzucone. By miały wibracyjnie dodatnią wartość i<br />
zapowiadały sobą boże słowo i boży czyn.<br />
I nie trzeba być fanatykiem, by podążać drogą Prawdy. Tego duch nie chce.<br />
Wystarczy otworzyć się na siły wyższe, a reszta wypełni się sama. Czy to możliwe?<br />
Jako odpowiedź niech nam posłuży wiersz, który wieńczy całe niniejsze dzieło, który<br />
w sobie skupia całą prawdę o nas, który daje nam nadzieję na zbudowanie w naszych<br />
sercach pomostu do świata marzeń.<br />
Wróćmy na chwilę do historii Andrzeja i Oliwii, których szczęście zniszczyła ich<br />
własna niemoc, oprogramowanie i siły zła. W takich warunkach ludzka miłość powinna<br />
być zdeptana, a radość ich dzieci spalona w ogniu egoizmu. Rodzinę powinien<br />
pochłonąć ogień niezgody, a ich myśli, słowa i czyny powinny być przejęte przez moce<br />
egzystujące w obszarach niskich wibracji. Ci ludzie powinni przestać funkcjonować jako<br />
przyczółek człowieczeństwa. A jednak tak się nie stało, choć życie rozcięło ich węzeł<br />
małżeństwa. Patrzą oni na świat z nadzieją bo w ich sercach rozwód się nie dokonał. Coś<br />
zbliżyło tych ludzi do siebie na wieki. I to coś nakazało Andrzejowi napisać poniższe<br />
słowa. Co? - nie odpowiem, ale proszę mi wierzyć, że znaczenie tych słów ma wymiar<br />
kosmiczny, gdyż są one symbolem ludzkiego przetrwania.<br />
Ja w samotności nie dokonam żywota! I kiedyś powróci do mnie miłości twej echo!<br />
Czy tęsknota za cudem twych oczu zniewolić ma moje widzenie świata?<br />
Czy zetrze całun czasu z mych oczu obraz twej harmonii?<br />
Nie, bo ja trwam w anielskim zaśpiewie!<br />
Nie, bo świat zawarł we mnie wszystkie jasne strony!<br />
Wiem: żyć będę inaczej kolejnych lat dziesiątki, tysiące dni wspominać smak z twych ust<br />
płynący; patrzeć tam, gdzie od dawna cię nie ma, i rysować portrety zastygłe w pętli<br />
czasu. A los to gorszy po stokroć od spalenia na stosie, bo każda minuta bez ciebie to<br />
ogień trawiący mą duszę...<br />
I tylko Boga uniżenie proszę, by prawem miłości rozweselał twe serce, by dał swemu<br />
uczniowi nadzieję przetrwania... Bo przecież czas przeszły niósł w sobie też i czystość<br />
kryształu, a śmiech córeczek, goniąc chmury po niebie, wzywał moce natury do<br />
tworzenia barw w naszym wspólnym raju... I choć twe dłonie pieszczą już kogo innego,<br />
to moje serce będzie w tobie zaklęte siłą wspólnych wspomnień po kres tego świata...<br />
Jaki to symbol?... Podpowiem: miłość. Lecz nie ta ziemska, z chemią kochanków<br />
związana, ale ta duchowa, co ciszą i mocą w człowieku pobrzmiewa.<br />
Przytrafiło nam się życie. Trudno - zdarza się. Sąsiadowi z naprzeciwka też się<br />
przytrafiło. Spoglądamy na życie zapisem w matrycy. Sąsiad też tak spogląda. Czy mamy<br />
odwagę spoglądać na nie poprzez miłość? A może sąsiad też będzie
326<br />
gotów tak postąpić? A kto pierwszy zacznie? Kto pierwszy przebaczy? Kto pierwszy się<br />
zbudzi...?<br />
Kto pierwszy się zbudzi?<br />
Jesteśmy kosmicznymi niewolnikami, ale jednocześnie dysponujemy duchową bronią<br />
która jest po stokroć potężniejsza od technologii i wiedzy Obcych. Fakt jej istnienia<br />
wymazano jednak z naszej pamięci. Ale kiedy człowiek uświadomi sobie własną moc,<br />
kiedy zajrzy w głąb siebie i sięgnie po siły pozostające w dyspozycji jego własnego<br />
ducha, odkryje zdziwiony, iż jest równy wszystkim bogom tego świata, a nawet ich<br />
przewyższa pod wieloma względami. I pojmie, jak niewiele mu trzeba, by zbudzić się z<br />
długiego snu nieświadomości...<br />
7<br />
1. Duchy Inny świat<br />
Niektórym ludziom natura sama otwiera drzwi prowadzące w wyższe światy, inni<br />
muszą na tę chwilę ciężko pracować, nierzadko całe życie, ale dla większości są to stany<br />
całkowicie obce i częstokroć... niepojęte. Ja, na swoje nieszczęście, należę do tej<br />
niefortunnej pierwszej grupy i wbrew opinii większości poszukiwaczy wcale się z tego nie<br />
cieszę. Swoista dwoistość natury, przeczucie wiecznego i nieuchronnego, wyalienowanie<br />
i śmieszność, ustawiczna walka z emocjami i zrujnowany układ nerwowy - oto ciężary,<br />
jakie gięły mi kark przez lata. Traktowany trochę jako dziwoląg, trochę jako człowiek<br />
mówiący od rzeczy, przyzwyczaiłem się ostatecznie do odmienności, jaka męczyła całe<br />
moje życie od najmłodszych lat.<br />
Wyrastając w małomiasteczkowym środowisku, siłą rzeczy wyrastałem pod murem<br />
ignorancji. Chcąc uchodzić za normalnego, godziłem się na ustępstwa, które dzisiaj<br />
mogę jednoznacznie nazwać obroną. Wszyscy wiemy, jak traktuje się człowieka, który<br />
robi rzeczy inne niż pozostali, który mówi językiem wyobraźni i widzi rzeczy niedostępne<br />
oku współbraci. Czy urodziłem się z takimi zdolnościami, czy rozwinął je we mnie<br />
przypadek - było to dla mnie bez znaczenia. Czułem się inny, byłem też tak odbierany i z<br />
tego powodu, jako dziecko, wiele wycierpiałem.<br />
Nie chodziłem do żłobka ani do przedszkola. Kiedy matka zostawiała mnie z obcymi,<br />
ryczałem do utraty tchu, bez przerwy. Dlatego cały okres przedszkolny spędziłem w<br />
dwupokojowym mieszkaniu czynszowym, usytuowanym na trzecim piętrze w górskiej<br />
miejscowości leżącej opodal Wałbrzycha. Rodzice wychodzili do pracy wcześnie, wracali<br />
wieczorami. Ojciec pracował ciągle, tylko matka, kucharująca w pobliskim sanatorium,<br />
wpadała za dnia zobaczyć, czy nic złego się ze mną nie dzieje. Robiła to na zmianę ze<br />
swoją siostrą a moją najukochańszą ciotką Genowefą.<br />
Mały, zostawiony sam sobie, uczyłem się przesypiać zły czas osamotnienia. I<br />
marzyłem... marzyłem o wszystkim, o czym tylko może marzyć kilkulatek. A kiedy<br />
ogarniała mnie bezkresna nuda, bawiłem się klockami i godzinami wyglądałem przez<br />
okno. W tych czasach niewielu posiadało telewizor, a gdyby moich rodziców byłoby i na<br />
niego stać, to obawiam się, że z obawy o zagrożenie porażenia prądem - stałby<br />
nieczynny. Nawet radio spoglądało na mnie z półki głuche jak pień. Więc jak<br />
powiedziałem: w krótkim czasie poznałem każdy centymetr mieszkania, każdy wir<br />
krążącego w pokoju powietrza. Innymi słowy, brak<br />
Orin
<strong>http</strong>://<strong>popko</strong>.<strong>pl</strong>/<br />
Orin<br />
329<br />
Spis treści:<br />
1. Duchy .......................................................................................... 7<br />
Inny świat ........................................................................................ 7<br />
Wróg działa w ciszy .................................................................. 37<br />
Słowa stamtąd ........................................................................... 69<br />
2. Podróże astralne ............................................................... 113<br />
3. Kosmiczne niewolnictwo ................................................ 136<br />
Czytelnik ..................................................................................... 136<br />
Oprogramowanie .................................................................... 144<br />
Matryca a struktura osobowości ........................................ 159<br />
Korygowanie matrycy ............................................................ 176<br />
Eden ............................................................................................ 188<br />
4. Bezpośrednia Kontrola .................................................... 197<br />
5. Kościelni korektorzy a prawda religijna, czyli najniebezpieczniejszy program świata<br />
243<br />
6. Zakończenie ....................................................................... 321