16 Tuchowskie Wieści 4(<strong>122</strong>)/<strong>2011</strong>tów. Boliwia słynie z plantacji kawy, kakaoi owoców, takich jak: ananas, grejpfrut,banany czy mandarynki. Najbardziej popularnymnapojem (sfermentowanym lubnie) jest robiony z kukurydzy chicka. Takwięc misjonarz w Boliwii nie jest głodny,równocześnie nie ma wielkiego wpływuna to, co je, bo najczęściej są to posiłkiprzygotowywane przez wiernych.Z.K.: Proszę podać przykłady parafii,w których Ojciec pracował?o.S.W.: W Santa Cruz byłem proboszczemparafii pw. Najświętszego Odkupiciela,w której był kościół pod tym samymwezwaniem i drugi pod wezwaniem św.Róży z Limy. Parafia liczyła 50 tys. wiernychw 34 dzielnicach; tak więc w każdą niedzielęprzez ponad 8 lat pracy odprawialiśmy 9-11mszy świętych, a wspólnotę stanowiło3 ojców (w tym 2 Polaków) i jeden brat.W Tarija przez rok byłem wykładowcą naukispołecznej Kościoła na UniwersytecieKatolickim, gdyż w międzyczasie zrobiłemlicencjat z teologii moralnej. W Oruro, gdziebpem jest Polak – ks. K. Białasik pracowałemw parafii św. Gerarda, w której 16.dnia każdego miesiąca sprawowana byłamsza św. w intencji matek oczekującychpotomstwa. W tej małej parafii do sakramentuI Komunii przystępuje 180 dzieci,a do bierzmowania ok. 150 młodzieży; tenkościół w krótkim czasie stał się kościołemsakramentu pojednania dla parafian i licznieprzybywających ludzi spoza parafii.Posługuje w nim 3 współbraci.Z.K.: Jak obchodzone są święta, czy różnisię tamtejsza tradycja i ludność, będącawyznawcami naszej wiary?o.S.W.: Przytoczę kilka faktów. Naświęta Bożego Narodzenia w każdym kościeleprzygotowuje się żłóbki, jest szopka,a przed mszą św. w Wigilię organizowanyjest teatr – odpowiednik jasełek, pasterkazaś musi się tak zacząć, by ludzie przedpółnocą mogli rozpocząć świętowaniew domach. Najwięcej ludzi przybywa dokościoła na święto Trzech Króli. Nie świętujesię Wszystkich Świętych, lecz Zaduszki.Wtedy wierni przynoszą na groby bliskichjedzenie i picie, częstują się nawzajem;a grupy dzieci chodzą od grobu, do grobuwspólnie się modląc. W Niedzielę Palmowąmamy bardzo dużo ludzi w kościele i aż doWielkiego Piątku często posługę w konfesjonalekończymy ok. 1 30 w nocy. W WielkiPiątek organizowana jest procesja z figurązmarłego Jezusa, przechodząca przez terencałej parafii. W Niedzielę Palmową masaludzi uczestniczy z palmami (plecione z liścipalmy) w procesji obejmującej trasę ok.jednego kilometra, często w takiej procesjiprowadzony jest osiołek. Cechą charakterystycznąadwentu i Białego Tygodnia jestskładanie darów Panu Jezusowi przez dziecipierwszokomunijne (zabawki, słodycze,żywność, odzież). Wszystkie dary są przekazywanew święto Trzech Króli dzieciomnajbardziej potrzebującym. Ze składekpieniężnych kilka razy udało się zakupićgitary do nauki gry w grupach parafialnych.Z.K.: Gdzie znajduje się pierwsza wspólnotaredemptorystów w Boliwii, a gdzieobecnie Ojciec pracuje?o.S.W.: Pierwsza wspólnota znajdujesię w Tupizie, rok temu obchodziłajubileusz 100-lecia. Od lutego br. jestemproboszczem i przełożonym w Tarija. Nasząwspólnotę oprócz mnie stanowi Boliwijczyk– redemptorysta i biskup emeryt z diecezjiPotos, który chce zostać oblatem wspólnotyredemptorystów. Parafia liczy ok. 30 tys.wiernych w 25 dzielnicach. Prowadzimykatechezę dla dzieci, młodzieży i par małżeńskich.Od trzech miesięcy przygotowujemymisje, które odbędą się we wrześniuprzyszłego roku.Z.K.: Inni ludzie, z inną tradycją i kulturąna pewno wymagają nie tylko zrozumienia,ale poszukiwania wzajemnejakceptacji i współpracy w rozwiązywaniunajprostszych problemów. Czy może Ojciecwspomnieć jakiś ciekawy epizod?o.S.W.: Owszem, w jednej z parafiinagminnym zjawiskiem stało się spóźnianienowożeńców na uroczystość ślubu; niestanowiłoby to problemu, gdyby nie fakt,że zwykle po jednej ceremonii następowałakolejna itd. Podejmowane próby rozwiązaniaproblemu nie przynosiły oczekiwanegoskutku. Aż wreszcie… od pewnego czasuprzy załatwianiu formalności zawierałemz nowożeńcami umowę, zgodnie z którąwpłacali pewną kwotę stanowiącą gwarancjęIch punktualnego przybycia dokościoła. Jeśli przybyli punktualnie – poceremonii otrzymywali cały zwrot, jeśli sięspóźnili, kwota stanowiła Ich dar na rzeczkościoła. Od tej pory sporadycznie zdarzająsię spóźnienia…Z.K.: Jak ocenia Ojciec zaangażowanielaikatu boliwijskiego w życie Kościoła?o.S.W.: Ludzie są wszędzie jednakowi– jeśli dasz im serce, to oni dadzą tobie też.Trzeba być blisko Boga i ludzi. W Boliwii niebrak ludzi dobrych i ofiarnych. Chciałbympodkreślić zwłaszcza zaangażowanie młodychludzi, często studentów, którzy swójwolny czas poświęcają na naukę w kościele,prowadzenie wspólnot, a także udziałw inwestycjach materialnych. Jestem zbudowanypostawą wielu lekarzy, inżynierów,którzy za darmo dzielą się swoją wiedząi doświadczeniem zawodowym.Z.K.: Czy obserwuje Ojciec zmianyw swoim sposobie myślenia, czy długoletnipobyt w Boliwii zmienił Ojca?o.S.W.: Myślę, że zjawisko zmian jestnieuniknione i całkiem naturalne. Pewnymwyzwaniem dla mnie była akceptacja niepunktualnościmoich boliwijskich wiernych.Niepunktualność często była uzasadnionacodziennym rytmem pracy, która zapewniaim egzystencję, więc… uczyłem się zrozumienia,a czas oczekiwania na wiernychzacząłem wypełniać i spotkanie zamiasto umówionej 17. rozpoczynałem już zespokojem o 19. Nauczyłem się cierpliwości,wyrozumiałości i osiągnąłem spokój ducha.Chciałoby się rzec, że z człowieka kiedyśkwadratowego stałem się… okrągły.Z.K.: Co chciałby Ojciec powiedzieć Czytelnikom,którzy kiedyś byli w naszej grupierówieśniczej i tym, którzy poprzez ten tekstzapoznali się nieco z Ojcem?o.S.W.: Bardzo serdecznie pozdrawiammoich znajomych z dawnych lat. Pamiętamo Was i mam nadzieję, że Wy o mnie też.Jeżeli kogoś nie poznaję, to tylko dlatego,że się zmieniliście, ale jeśli Wy mnie poznajecie,gdy przebywam w Tuchowie, to- proszę - odezwijcie się do mnie. WszystkimCzytelnikom życzę wytrwałości w realizacjiżyciowych pragnień i umiejętności dostrzeganiaprawdziwego piękna w człowiekui otaczającym świecie.
Tuchowskie Wieści 4(<strong>122</strong>)/<strong>2011</strong>DZIEŃ REMINISCENCJI17Jeszcze kilka lat temu nie myśleliśmy o spotkaniu z koleżankamii kolegami z dawnej szkoły średniej, czyli Liceum Ogólnokształcącegow Tuchowie.Na tę instytucję patrzyliśmy przez pryzmat niepowodzeńszkolnych (nie zawsze przez nas zawinionych) czy „nadasertywnej”postawy niektórych nauczycieli. Krytycznie oceniliśmy też rówieśników,bo nie wszyscy zachowywali się fair, a niekiedy wydawało się,że patrzą na niektórych „z góry”. Po latach szkołę oceniamy inaczej,znacznie lepiej. Przyczyniło się do tego doświadczenie życiowe i…spojrzenie z dalszej perspektywy. Poznaliśmy wielu ludzi, wielenowych środowisk, zdobyliśmy doświadczenie przez naukę, pracęi interakcje z innymi. Przez pół wieku świat bardzo się zmienił i myteż. Dawne spojrzenie „z góry” wydaje się dziś śmieszne. Teraz, po53 latach, dostrzegamy fakty i zjawiska, obok których w czasachszkolnych przechodziliśmy obojętnie. Doceniliśmy również swoichnauczycieli, którzy w dużym stopniu przyczynili się do tego, żestaliśmy się przydatnymi obywatelami naszych „małych ojczyzn”.Spotkanie kogoś, z kim chodziliśmy przez 4 lata do tej samejszkoły, do tej samej lub równoległej klasy po tak długim czasie, jestgłębokim przeżyciem, a przypomnienie sobie drobnych epizodówz życia szkolnego wywołuje wzruszenie i sentymentalizm. Takimdniem naszej reminiscencji był 19 czerwca <strong>2011</strong> r. Spotkaliśmy siępo raz czwarty w tych samych miejscach – na Lipowym Wzgórzu iw „Agawie”. Rozpoczęliśmy od uczestnictwa w Eucharystii, którąkoncelebrował przed ołtarzem Matki Bożej Tuchowskiej proboszczi kustosz bazyliki mniejszej w Tuchowie o. Eugeniusz Leśniak.Intencji tej mszy św. było kilka, m.in. dziękowaliśmy Panu Boguza przeżyte lata i prosiliśmy o dalsze błogosławieństwo w życiu,modliliśmy się za żyjących nauczycieli, zwłaszcza naszego katechetęz liceum ks. prof. Stefana Biesiadeckiego, który w kwietniuobchodził 60-lecie kapłaństwa, prosiliśmy Najwyższego o wiecznyodpoczynek dla zmarłego w tym roku kolegi Adama Marszalika.Spotkanie w restauracji „Agawa” przebiega zawsze w kameralnychwarunkach; polubiliśmy to miejsce od pierwszego razu.Budynek oddzielony od ulicy pasem zieleni z drzewami, tarasemz pięknymi kwiatami, odizolowana sala – sprzyjają nastrojowii wspomnieniom. Tym razem nasza grupa była mniejsza, przyjechalitylko ci, którzy mieszkają w Tuchowie i okolicy, Tarnowie,Jaśle i Krakowie. Również osoby mieszkające daleko, czasemnieobecne na zjeździe, współpracują z nami. Pamięta o nas kolegaKazimierz Maniak mieszkający w USA. Kiedy nie może przyjechaćdo Tuchowa w określonym terminie, to przyjeżdża w innym. Takbyło i tym razem. Spotkał się z nami w listopadzie 2010 r., zaśw maju br. w liściku przesłanym do organizatorki imprezy – LidziKumor - pozdrowił serdecznie wszystkich profesorów i całą naszągrupę. Kaziu w czasach licealnych był najlepszym uczniem w szkolei bardzo uczynnym kolegą. Takim pozostał do dziś.Do utrwalenia naszych spotkań przyczynia się Jurek Ołpiński,który z każdego zjazdu tworzy ciekawy film i przesyła wszystkimuczestnikom.Przebywając w grupie rówieśników zostawiamy, „za drzwiami”życie prywatne, dom, środowisko pracy i wracamy do dawnej społecznościszkolnej. Za każdym razem ktoś inny przypomina sobiejakieś drobne wydarzenia z tamtych lat. My przeżywamy je nanowo, śmiejemy się, rozczulamy, zaś mniej miłe wydarzenia sprzedpół wieku oceniamy spokojnie (staliśmy się bardziej tolerancyjnii wyrozumiali). Wielu nauczycieli wspominamy ciepło i serdecznie.Na ostatnim spotkaniu dużo miłych słów i opinii wyraziliśmyo pani prof. Janinie Winowskiej i naszej sędziwej jubilatce pani