Strona 4 1-15/07/ 2009 N o <strong>13</strong> (<strong>979</strong>)Western Michigan UniversityObserwacje z USAAndrzej Targowski“Powrót” Niemców na ZachódSprawa rzekomych „wypędzo -nych” Niemców z Europy Cen -tralno-Wschodniej jest bardzogorącym tematem tak w Niem -czech jak i w Polsce. Przypomnij -my sobie fakty i dane liczbowe.Otóż wskutek rozpętanej przezNiemców II Wojny Światowej w1945 r. w Europie było około 60milionów ludzi bezdomnych,czyli przesiedleńców.Z Europy Centralnej i Wscho -dniej powróciło Niemców doNiemiec 7,8 miliona z Polski i 3,5miliona z Czechosłowacji oraz zinnych państw, w sumie około12-<strong>13</strong> miliona. Większość tychludzi pochodziła z terenów poko -nanych Niemiec i przydzielonychpo wojnie Polsce. Połowa z nichuciekła a połowa została deporto -wana do Niemiec. Z liczby 12-<strong>13</strong>miliona, około 6 miliona Niem -ców uciekało przed CzerwonąArmią, która zabiła około 600,000 osób albo „na miejscu” albopotem w gułagu. Nie obce byłysamosądy wykonywane przezmiejscową ludność. Za co winićtrzeba Hitlera, który ich tam osa -dził w ramach akcji kolonizacyj -nej, najpierw wypędzając albomordując prawowitych mieszkań -ców, a potem nie zorganizowałich ewakuacji.Stan ten wynikał bezpośrednioz przegranej wojny przez Hitlera iza mysłu Sprzymierzonych zmniej -sze nia narodu niemieckiego, abypo raz trzeci nie był groźny.Polacy zostali także deportowanipo wojnie z terenów na wscho -dzie przyznanych ZSRR.Śmierć poniosło owe 0,6 milio -na Niemców, co w stosunku do12 milionów stanowi raptem 5%w porównaniu do straty 20% pol -skiej populacji w czasie wojny.Owi Niemcy byli ofiarami chaosukoń ca wojny rozpętanej przeznich samych a nie zimnej kalku -lacji mordowania Polaków, Ży -dów, Cyganów i innych obmyśla -nej przez Hitlera i Stalina.Skoro tak Niemcy chcą zadbaćo pamięć owych wypędzonych,po winni gwoli sprawiedliwościzadbać o pamięć 10 milionówSłowian pracujących niewolniczow Niemczech i drugie tyle zma -sakrowanych w obozach kon -centra cyjnych. Oni też byli prze -siedleni. Czyż nie? Jeszcze jesie -nią 1945 r. 1,5 miliona Wscho d -nich Europejczyków przebywałow obozach przejściowych wNiem czech, gdzie panowało pra -wo dżungli. Nawet w 1949 r. czyliw 4 lata po wojnie przebywało wtych obozach około 175,000 wy -pędzonych. Zaczęto nazywać ich„dipisami” od angielskiego dis -played person (DP). Około 250,000 Polaków nie wróciło z Wiel -kiej Brytanii bowiem bali się wró -cić do sowieckiej Polski. Też bylidipisami.A weźmy sprawę PowstaniaWar szawskiego, około 0,5 milio -na ludzi w wyniku zniszczeniaWarszawy zostało dipisami. Włą -cz nie ze mną, bo nie mogliśmywrócić do naszego mieszkania zwielu powodów, podobnie jakwiększość Warszawiaków.To prawda, że połowa Niem -ców przesiedlała się do Niemiec iw samych Niemczech, gdzie krą -żyła zagubiona, głodna i gwałco -na przez Czerwonoarmiejców(„lepszy Rusek na brzuchu niżlotnik nad głową,” ówczesne po -wie dzenie Niemek). W latach1945-51 aż 25% niemieckiegobudżetu szło na potrzeby tychludzi. Los tych ludzi jest godnytakże pożałowania.Zatem może zamiast konflik -towania Niemiec, Polacy, a defacto, IPN powinien zorganiz -ować wystawę objazdową obej -mu jącą kompleksowo losy owych60 milionów wypędzonych, októrych wspomina się przy okazjitylko. Jak dotąd mówi się zwykleo 50 milionach zabitych, którymwystawiono wiele pomników.Na to miast zapomniano o żywych,dla których los był także okrutny.Na przykład mało wie się olosach sowieckich jeńców, którzypo powrocie do kraju byli wię -zieni i zgładzani. Oczywiście wgrupie wypędzanych nie po winnozabraknąć owych 12-<strong>13</strong> milionówNiemców, ale wyraźnie powinnobyć zaznaczone, że swemu tragi -cznemu losowi są sami sobiewinni.Ciekawe, że owa „wędrówka”Nie miec nie była ich pierwszą whistorii. W V w. zniszczyli Rzyma w XVIII i XIX w. masowouciekali z kryzysem objętychNiemiec do Polski, Rosji i Ame -ryki. Znany jest fakt, że poddanązałogę Helu, złożoną z polskichoficerów Lidnera, Burschego,Millera i inni odbierał niemieckioficer Wiszniewski. Jeszcze paręlat temu polskim premierem byłMiller a jego prawą ręką ministerHausner. Skoro, sięgamy pamię -cią, warto zauważyć, że zgodę napierwszą koronę w Polsce otrzy -mał Książe Bolesław Chrobry odniemieckiego króla (rzymskiegocesarza) Ottona III. A potemdwóch polskich królów mówiłopo niemiecku (XVII i XVIII w.).Czas najwyższy uregulowaćsprawiedliwie historyczne faktyw ramach ogólno-europejskiejkomisji i przystąpić do pokojo -wego i trwałego współżycia zNiemcami, jak to zrobili Francu -zi, którzy aż 3-krotnie zostali na -padnięci przez Niemcy w ostat -nich 140 latach. Na 1000 lat pol -skiej historii, dłuższy pokój wnaszym kraju panował tylkookoło 200 lat, po bitwie podGrunwaldem w 1410 r. Dziś ma -my jeden z najlepszych okresóww polskiej historii. Warto go niezmarnować.POLSKA SZKOŁA MUZYCZNAThe Frederic ChopinMusic SchoolFortepian/pianinoïSkrzypceïGitara ï Emisja g≥osu(Vokal)ïFletïTrπbkaïKlarnetïAkordeonïï Teoria - wszystkie poziomyKOMPOZYCJAïIMPROWIZACJAïDYRYGOWANIE - dla zaawansowanychRYTMIKA i UMUZYKALNIENIE dla dzieci od 4-go roku øycia2399 Cawthra Rd. East, Unit 101, MississaugaTel. (905) 279-7761Informacje o najnowszychksiążkach wydanych w PolsceMaria BudziakowskaW tym artykule kontynuuję in -for macje o teatrze, a ściślej mó -wiąc, o Związku Artystów ScenPolskich (ZASP).Bardzo ciekawa jest książkaKa zimierza Andrzeja Wysińs -kiego pt. „Związek ArtystówScen Polskich 1918-1950. Zarysmonograficzny” (Zaklad Naro -dowy imienia Ossolińskich, Wy -daw nictwo Polskiej AkademiiNauk). Autor przedstawił zagra -ni cz ne związki aktorskie we Fran -cji, Niemczech, a także w in nychkrajach, jak np. Anglii, Belgii,Cze chosłowacji, Holandii, Rumu -nii, Szwajcarii i w Stanach Zjed -no czonych. Opisał historię pols -kich związków aktorskich. Nale -ży podkreślić, że we wszys t kichpol skich teatrach pracę nor mo -wały odpowiednie przepisy za -twier dzane przez władze.W War szawie: „Ustawy TeatruNa ro dowego” z 1823 roku, oraz„Prze pisy tyczące się reżyseriiTeatru Narodowego” z 1824 ro ku.W Krakowie natomiast obo wią -zywał re gulamin „Urządzenie dlaAr tystów Teatru Krakow skiego”z 1843 roku, a we Lwo wie „Pra -wa dla teatru” (1824), które „roz -pa trywały m. in. nie przy stojne za -chowanie się akto rów w słowie ipiśmie wobec dyrekcji, zaka zy -wa ły im występo wać poza teat -rem i piętnowały pi jań stwo napró bie i przedstawie niach. Regu -lacji prawnej podle gały takżezabezpieczenia starości aktorów iwypadki niezdolności do pracy.Te kwestie rozwiązy wa no w każ -dym teatrze oddziel nie.Autor przedstawił historięZwiązku Artystów i Artystek Te -atrów Polskich w Galicji (1910),Związku Artystek, Arty stów iPra cowników Warszaw skich Te a -t rów Wielkiego, Roz ma itoś ci i<strong>No</strong> wości (1906), Sto warzysze nieArtystów Teatrów Polskich(1916) oraz Związku ArtystówSceny Polskiej z Siedzi bą wKijowie (1917). Jednak naj więcejuwagi poświęcił zorgani zowaniuZwiązku Artystów Scen Polskich(ZASP) w 1918 roku.Po uzyskaniu niepodległości w1918 roku zaczęto myśleć o utwo -rzeniu jednolitej organizacjizwiąz kowej teatrów polskich. 29października 1918 roku w TeatrzeRozmaitości odbyło się zebranie,na którym podjęto decyzje outwo rzeniu organizacji pod naz wąZWIĄZEK ARTYSTÓW SCENPOLSKICH. Przypusz cza l nienazwę tę zasugerował aktor Ju -liusz Osterwa (twórca kijows -kiego ZASP-u). Ogłoszono odez -wę do wszystkich polskich akto -rów. Czytamy w niej: „Nie chcącpozostawać w tyle za twórczą faląorganizującego się życia polskie -go, postanowili artyści scen war -szawskich dać impuls do połącze -nia wszystkich pracownikówteatralnych w Polsce w jedną, naautonomiczne sekcje podzielonąkorporację, która by była w stanieszczerze i gorliwie przyczynić siędo rozkwitu sztuki scenicznej wodradzającej się Ojczyźnie, a to –w pierwszym rzędzie – poprzezpodniesienie stanu aktorskiego,jako też całej współpracującej znią społeczności teatrowej, takpod względem artystycznym ioby watelskim, jak i ekonomicz -nym. Minęły czasy, kiedy aktorpolski był pariasem wykluczonympoza nawias życia społecznego:chcemy być i będziemy pracowi -tymi obywatelami kraju, gorliwiedla dobra sztuki oraz ogólnegoszczęścia współdziałającymi”.Wiec konstytucyjny odbył sięw sobotę 21 grudnia 1918 roku wTeatrze Rozmaitości. Wiec otwo -rzył Józef Śliwicki, na jego wnio -sek honorowym przewodni czą -cym wiecu został Wincenty Rapa -cki, prowadzenie obrad objął Mieczysław Frenkiel, natomiast prze -mówienie powitalne wygłosił Bo -leslaw Gorczyński. Stefan Ja racz iFranciszek Frączkowski odczytalistatut organizacji (re zul tat pracykomisji organi zacyjnej). StatutZASP-u zawierał 15 roz dzia łów.W dalszej części książki autoropi sał 5 okresów działalnościZwiazku Artystow Polskich (1919-1931; 1931-1936; 1936-1939;1939-1945; 1945-1949).Ciekawą sprawę stanowi utwo -rzenie schroniska w Skolimowiedla aktorów. W 1897 roku adwo -kat Wacław Preker ofiarował 2mor gi swojej skolimowskiej par -celi. Statut Związku Artystów iPra cowników... przewidywałbudowę przytułków „dla scho -rzałych lub sędziwych członków idzieci”. W 1911 roku nastąpiłore jen talne przekazanie parceli wSkolimowie na własność związ -ku, a <strong>13</strong> kwietnia 1927 roku od -by ło się uroczyste poświęcenieschroniska w obecności jegokwestora Antoniego Bednarzyka idelegatów ZASPu. Dom otrzy małnazwę Schronisko Artystów We -teranów Scen Polskich im. Woj -ciecha Bogusławskiego.Z okazji 90-tej rocznicy Związ -ku Artystów Scen Polskich uka -zała się książka pt. „ArtyściSceny Polskiej w ZASP 1918-2008” pod redakcją AndrzejaRozhina (Wydawnictwo ZwiązkuArtystów Scen Polskich). Jest toduży tom, zawierający 590 stron,bogato ilustrowany.We wstępie czytamy, że niniej -szy tom nie mógłby ukazać siębez wcześniej wydanych publika -cji Andrzeja Kazimierza Wysińs -kie go, poświęconych dziejomZwiązku Artystów Polskich. Jestto Księga Jubileuszowa 1918-2008. Przedstawia ona artystówsceny polskiej zaangażowanych widee Związku, który przez wielelat był gwarantem tożsamościśrodowiska ludzi polskiego teatru,tworzących wspólnotę zawodo wą,artystyczną, obywatelską i spo łe -czną. Zostały pokazane prze mia -ny idei poprzez „działają cych wZwiązku ludzi, artystów wielkichi małych, znanych i nie znanych,DokoÒczenie na stronie 23
DokoÒczenie ze strony 4N o <strong>13</strong> (<strong>979</strong>) 1-15/07/2009Refleksje koło fontannyìW Saskim Ogrodzie kołofontanny przysiadł się jakiś facetdo panny”. W naszym szkolnymwy daniu tego wierszyka “przy -siadł się fizyk do Felicjanny”.Fizy kiem był nasz wykładowca,jedyny wówczas mężczyzna wcałym ciele pedagogicznym, Feli -cjanna - to najsilniejszy sopran wcałym zakonie, kobieta bardzoemocjonalna, ale bynajmniej niezainteresowana fizykiem, któryzresztą był żonaty. Po prostu taknam pasowało do rymu.“Przysiadanie się” koło fontan -ny potwierdziłam sama, kiedy zbra ku ciszy w domu, który był“otwar ty” (wnosiła się doń odrana cała ulica) a na kilka dniprzed egzaminem, wybrałam siędo Saskiego Ogrodu z podręczni -kiem logiki pod pachą. (Wykładałją prof. Pelc).Dosłownie w ciągu niecałej półgodziny przysiadł się do mniesympatyczny młody człowiek,który zaproponował mi kino. Pro -pozycja była ciekawa, ale niestetymusiałam ją odrzucić. Przepro -siłam kawalera i przesiadłam sięna inną ławkę, myśląć, że tam bę -dzie spokojniej.Nie doczytałam jeszcze dokońca pierwszego rozdzialu,kiedy przysiadł się kolejny pan,który bardzo chciał się ze mnąumówić. Proponował spacer imuzyki, kiedy za przyzwoleniemnauczycielki zamknęłam się nakilka godzin w jednym z pokojóww jej mieszkaniu. Mdliło mnie,kiedy szłam na egzamin, ale zda -łam na czwórkę, co uważałam zacud. Może to była nagroda zaniepoddanie się pokusom?Fontanny przyciągają; ludzielubią patrzyć na spadającą wodę.Największe wrażenie zrobiła namnie Fontanna Tevi ze swymiroz hukanymi końmi: raz, że dra -ma tyczna, a dwa, że wyłoniła misię nie spodzianie spośród szarychkamienic. Obsiedli ją wiankiemmłodzi ludzie, którzy tak zawzię -cie palili, że nad fontanną staławielka chmura dymu.Pod fontanną na Piazza Navo -na, też wspaniałą, dłuta Berni -niego, ale bardziej statyczną,przedstawiającą cztery najwięk -sze rzeki świata zjadłam pysznąko lację i zatańczyłam z kolegą zkon ferencji, bo akurat grali popu -larne przeboje i wszyscy tańczylina placu.Największym chyba miłośni -kiem fontann był Kardynał Ippo -li to Sforza, syn słynnej LukrecjiBorgii, córki papieża (RoderigoBorgii). Ogród jego wspaniałejwilli w Tivoli pod Rzymem jestcały w fontannach - istna orgiaspa dającej wody.Po Rzymie chodziliśmy z mę -żem od fontanny do fontanny.Próbowałam chłodzić stopy wkła -dając je do wody, ale policjarzymska strzegła fontann i deli -katnie dawała mi do zrozumienia,że mam natychmiast wyjąć nogi zbel, okrutna Hiszpanka, którą po -ślubił właściciel Alhambry, zażą -dała żeby na jej oczach zabitowszy stkie dzieci męża z poprze d -nich związków. Chodziło jej o za -pewnienie sukcesji swoim przysz -łym dzieciom.Hiszpanie odziedziczyli fontan -ny po Maurach, Rzymianie za -wieźli je do Prowansji, która byłaprowincją Cesarstwa Rzymskie -go, ale tu są one mniejsze i skromniejsze,bez rzeźb i ozdób. Zain te -Laura de <strong>No</strong>vesAvignonbiedny Pe trarka nie miał szans.Urodziła hrabiemu jedenaściorodzieci.Czy Petrarka spotykał ją póź -niej? Bywali przecież oboje nadworze papieskim w Avignonie.Nie wiemy. Opisy fizyczne Laurysą raczej abstrakcyjne, poza jedy -ną frazą: “jej piękna stopa” - tęstopę pewnie zauważył wysta jącąspod długiej szaty.Miłość idealna, miłość bezwza jem ności, czy nawet z wza -jem nością, która się fizycznie niedo pełniła, stała się źródłem - fon -tanną wierszy, a było ich 366 wzbio rze Il Canzoniere (“KsięgaPieśni). Mamy tu sonety do LauryFrancesco PetrarchStrona 5żywej (263) i 103 wiersze ku czciLaury umarłej. Laura umarła pro -wadzi poetę do Boga, do mo dlit -wy.Nie zapominajmy, że FrancescoPetrarka szykował się na księdza ibył związany blisko z kardynałemCokouna i z dworem papieskim.Stąd metafizyczny charakter so -netów.Po śmierci Laury urodziło musię dwoje dzieci z nieślubnegozwiązku - syn Giovanni zmarły wwieku lat 20-tu i córka Francesca,w której domu poeta dokonałżycia w wieku lat 70-ciu.Petrarka, jak na poetę przy -stało, umarł w nocy z piórem wręku. Ale nim umarł, spotkał gowielki zaszczyt ukoronowaniawieńcem laurowym w Rzymiejako naj więk szego poety epoki.W laurach, ale bez Laury -gorzka ironia sławy.LA FONTAINE DE VAUCLUSEpójście do kawiarni, też mile ikulturalnie (bo wtedy panowiezachowywali się przyzwoicie) aleja, mając wizję oblanego egzami -nu przed oczyma, podzięko wa łamgrzecznie i przesiadłam się nakolejną ławkę, gdzie już udało misię doczytać do końca trze ciegorozdziału.Przygnębiona wróciłam do do -mu - wyraźnie Saski Ogród niebył miejscem do studiów. Możebiblioteka uniwersytecka byłabylepsza, ale pogoda była takaśliczna, że wstyd byłoby siedziećw budynku. Poza tym biblitekazawsze działała na mnie usypiają -co; kilkakrotnie nawet usnęłamtam z twarzą w książce. A logikanie jest najbardziej porywającąnauką.Rozwiązałam problem na lekcjifontanny, co niechętnie czyniłam.Rów nież popijaliśmy sobie wodęz fontann, co podobno jest nie -bez pie czne, ale co było robić wtem peraturze ponad 40 stopni C.,kiedy konaliśmy z upału i pra g -nienia? (nie było wówczas jesz -cze wody w plastikowych butel -kach).Rzymianie kochają swoje fon -tanny tak jak Maurowie. Grenada,stolica ich dawnego imperium. zesłynnym pałacem Alhambrą naszczycie góry, zapadła mi w pa -mięć zapachem róż, widokiemośnie żonych szczytów SierraNevada i fontann bijących wogro dach pałacu Maurów.Zapamiętałam szczególnie jed -ną z nich, z czterema kamiennymilwami. Podobno ta fontanna byłaświadkiem morderstwa. Dona Isa -resowała mnie natomiast nazwa“Fon tanna de Vancluse” jako żew rejonie Luberon nie spotkałamwielu fontann.Ta fontanna okazała się spie -nioną rzeką górską której źródło,jak fontanna, wybija ze skał.Rzeka jest wyjątkowo malowni -cza, ocieniona wysokimi drzewa -mi, nic dziwnego, że miasteczkoo tej nazwie stało się mini - Nia -garą Prowansalczyków. Ściągajątam tłumnie, zaludniając licznere stauracje i hotele. jedna z resta -uracji nosi znamienną nazwę“Petrarche et Laure” (Petrarka iLau ra).Tu, w dolinie Vaucluse spędziłPetrarka kilkanaście lat życia, pi -sząc swoje sonety do Laury. Lau -rę de Boves poznał podobno wkościele świętej Klary w Avig no -nie, w kwietniu <strong>13</strong>27 roku. Zap a -miętał tę datę, bo był to Wiel kiPiątek, a Laura zmarła też wWielki Piątek <strong>13</strong>48 roku w czasieplagi w Avignonie.Miłość Pertarki do Laury byłamiłością od pierwszego wej rze -nia. Laura de <strong>No</strong>ves, prowan sal -ka, była żoną hrabiego Hugues deSade, przodka znanego nam Mar -kiza i była żoną wierną, więcAmbasada RP w Ottawie ogłaszakonkurs fotograficznyMOJE POLSKIE WAKACJE 2009w konkursie może wziąć udział każdy, aczkolwiek zaproszenieadresujemy szczególnie do dzieci i młodzieży. Przekażcie namswoje wspomnienia z wakacji spędzonych w Polsce,opowiedzcie przy pomocy obiektywu to, co Was szczególniezainteresowało: piękno polskiego krajobrazu, urok wielkich imałych miast czy polskiej wsi, spotkania z rodziną iprzyjaciółmi.Zdjęcia (do 5 prac), opatrzone tytułami, należy przesyłaćelektronicznie do 30 września 2009 roku na adres:secretary@ottawa.polemb.net z informacją w tytule:MOJE WAKACJE.Prosimy o podanie imienia i nazwiska autora oraz adresuzamieszkania i numeru telefonu. Do autorów najciekawszychprac zwrócimy się z prośbą o przesłanie drogą pocztową pracwydrukowanych w formacie 8X10 cali. Jury wybierze najlepszeprace, których twórcy otrzymają nagrody.Ambasada rezerwuje sobie prawo do publicznej ekspozycji prac, ichpublikacji w internecie, czy też w formie drukowanej.