POST_SCRIPTUM_1_23_21_
POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury.
POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury.
Transform your PDFs into Flipbooks and boost your revenue!
Leverage SEO-optimized Flipbooks, powerful backlinks, and multimedia content to professionally showcase your products and significantly increase your reach.
<strong>POST</strong><br />
NIEZALEŻNY KWARTALNIK<br />
LITERACKO-ARTYSTYCZNY<br />
<strong>SCRIPTUM</strong><br />
P R O Z A P O E Z J A P U B L I C Y S T Y K A S Z T U K I W I Z U A L N E<br />
MAGDALENA ABAKANOWICZ<br />
ZŁOCI SIĘ W CZERNI<br />
MAGDALENA KAPELA<br />
T A T E M O D E R N W L O N D Y N I E<br />
O LISTACH POŚWIATOWSKIEJ<br />
I MORAWSKIEGO<br />
PROF. IZOLDA KIEC<br />
RUBAJATY PO POLSKU<br />
„RĘKA PISZĄCA” – WOJCIECH KASS<br />
W POSZUKIWANIU NADZIEI<br />
WYWIAD Z AGATĄ TUSZYŃSKĄ<br />
Ulice pełne obrazów<br />
L U I G I G R I E C O<br />
HYPERSPACE<br />
G R U P P A S I E D E M<br />
LESZEK ŻEGALSKI<br />
FASCYNUJĄCY BARBARZYŃCA<br />
1 / 20<strong>23</strong> (<strong>21</strong>)<br />
www.postscriptum.uk<br />
www.postscriptumfundacja.com<br />
fb: post scriptum<br />
Gość specjalny<br />
NIE-PROSTY ARTYSTA GRAFIK<br />
ADAM ŻEBROWSKI<br />
„Jeden z milionów zapomniany numer”<br />
POEZJA OBOZOWA<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
1
WERSJA ELEKTRONICZNA DO POBRANIA ZA DARMO:<br />
https://www.yumpu.com/user/postscriptum.mag<br />
DRUK NA ŻYCZENIE: 24,95 zł<br />
ZAMÓWIENIA BEZPOŚREDNIO W DRUKARNI:<br />
https://www.wyczerpane.pl/wydawnictwo-post-scriptum,dBA-0io.html<br />
Prawa do indywidualnych utworów pozostają przy twórcach.<br />
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych<br />
i zastrzega sobie prawo do redagowania tekstów.<br />
FUNDACJA WSPIERANIA KULTURY „<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>”<br />
05-092 Łomianki<br />
ul. STANISŁAWA STASZICA 14/5,<br />
KRS 0000908539<br />
NIP 1182225810,<br />
e-mail: biuro@postscriptumfundacja.com<br />
www.postscriptum.uk postscriptum.mag@gmail.com fb: post scriptum redakcja@postscriptum.uk<br />
SPIS TREŚCI:<br />
PROZA<br />
14 MICHAŁ PAWEŁ URBANIAK – Opowiadanie (Cz. 2)<br />
38 Prof. Izolda Kiec o listach Poświatowskiej i Morawskiego<br />
48 Recenzja Droga do siebie. O poczuciu wartości – Robert Knapik<br />
52 Wywiad z AGATĄ TUSZYŃSKĄ – Agnieszka Herman<br />
58 Felieton Juliusza Wątroby<br />
72 Ręka pisząca – WOJCIECH KASS<br />
86 BASIA SZYMANEK – Opowiadanie<br />
poezja<br />
sztuki wizualne<br />
16 JOANNA NORDYŃSKA – wiersze<br />
18 Wanda Dusia Stańczak o poezji obozowej<br />
<strong>23</strong> KLAUDIA W. CHUDOWOLSKA – wiersze<br />
37 MARTA BOCEK – wiersze<br />
45 Rubajaty po polsku – Beata Kulaga – recenzja<br />
46 ROBERT BARANOWSKI – wiersze<br />
50 NIELS HAV – wiersz<br />
56 IRENA SZYMAŃSKA – wiersze<br />
71 KASIA DOMINIK – wiersze<br />
96 Wiersze polecane – ENORMI STATIONIS<br />
100 ALICJA SANTARIUS – wiersze<br />
4 Wywiad z MAGDALENĄ KAPELĄ – Juliusz Wątroba<br />
24 Wywiad z ADAMEM ŻEBROWSKIM – Anna Maruszeczko<br />
62 LUIGI GRIECO – fotografia<br />
76 MAGDALENA ABAKANOWICZ w Tate Modern – Renata Cygan<br />
88 Wywiad z AGNIESZKĄ CHARUBĄ – Agnieszka Herman<br />
98 Gruppa Siedem – LESZEK ŻEGALSKI<br />
110 Łukasz Radwan o sztuce PIOTRA JAKUBCZAKA<br />
112 Orapizm w Rzymie – KRZYSZTOF KONOPKA<br />
inne<br />
12 Światowy Dzień Sztuki – Wanda Dusia Stańczak<br />
102 KĄCIK SATYRYCZNY<br />
104 HYPERSPACE – Irruptive Chora<br />
ZESPÓŁ REDAKCYJNY:<br />
Renata Cygan (redaktor naczelna), Zastepczynie redaktor naczelnej: Joanna Nordyńska i Katarzyna Brus-Sawczuk<br />
Redaktorzy: Juliusz Wątroba, Anna Maruszeczko, Izolda Kiec, Wanda Dusia-Stańczak, Renata Szpunar,<br />
Robert Knapik, Iza Smolarek, Alex Sławiński, Agnieszka Herman. Rysunek satyryczny: Jarosław Janowski<br />
Gościnnie: Beata Kulaga, Wojciech Kass, Łukasz Radwan, Ania Mokrzycka i Agata Kik<br />
Korekta: Aleksandra Krasińska, Joanna Olszewska, Dominika Paluch i Małgorzata Nowak<br />
Tłumaczenia z języka angielskiego: Renata Cygan i Joanna Nordyńska<br />
2<br />
Skład, łamanie i opracowanie graficzne: Renata Cygan<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Na okładce:<br />
Rzeźba Magdaleny Abakanowicz.<br />
Foto: Renata Cygan<br />
Wiosenna magia powoli daje o sobie znać – świat zaczyna pączkować,<br />
zazielenia się, niebo coraz częściej błękitnieje (co prawda z doskoku<br />
i nieśmiało, ale zawsze…), na obrazach Magdaleny Kapeli złoci się czerń,<br />
Agata Tuszyńska zbiera poetyckie pomysły do błękitnej teczki, Juliusz Wątroba pisze<br />
o wariacjach niebieskiego ptaka, a na okładce „Post Scriptum” króluje brązowy<br />
abakan. Mieszkający w Muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Praniu poeta<br />
i eseista Wojciech Kass nasłuchuje tajemnic, którymi także niewątpliwie owiane<br />
są senne, rozmyte (głównie czarno-białe), wprowadzające nas w baśniowy nastrój<br />
zdjęcia-obrazy mediolańczyka Luigiego Grieca.<br />
WSTĘPNIAK<br />
Gość specjalny tego numeru, jeden z czołowych polskich plakacistów, Adam Żebrowski<br />
w wywiadzie udzielonym Annie Maruszeczko mówi, że w plakacie nie należy<br />
za bardzo kombinować, bo się przekombinuje. Przekonuje także, że mniej znaczy<br />
więcej, a my mu wierzymy.<br />
Polska sztuka podbija świat: Krzysztof Konopka i jego orapizm rama w ramę<br />
z Tamarą Łempicką rozgościli się na wystawie „Tamara” w galerii Micro Art Visive<br />
w Rzymie, a monumentalne, tkane rzeźby Magdaleny Abakanowicz zawładnęły<br />
Tate Modern w Londynie – uczta!<br />
Podobno czytanie stało się znów modne, więc zgodnie z najnowszymi trendami<br />
zaglądajcie do nas, drodzy Czytelnicy, nie tylko po to, by nacieszyć oczy pięknymi<br />
obrazami, lecz także – by napełnić duszę słowem pisanym. Na przykład esejem<br />
prof. Izoldy Kiec o listach Poświatowskiej i Morawskiego, czyli historią czułego<br />
związku chorej na serce poetki i niewidomego prozaika, albo refleksją nad przeszłością<br />
i przyszłością w artykule o nowatorskim projekcie HYPERSPACE w Londynie,<br />
albo rubajatami – trochę zapomnianym gatunkiem poetyckim.<br />
Jednym słowem: jest co czytać, jest co oglądać, jest się nad czym zadumać.<br />
Bardzo serdecznie zapraszamy Państwa do pierwszego w tym roku (a <strong>21</strong>. z kolei)<br />
numeru „Post Scriptum”. Życzymy miłej lektury i wielu artystycznych wrażeń.<br />
Redaktor naczelna<br />
www.postscriptum.uk, fb: post scriptum, e-mail: redakcja@postscriptum.uk<br />
Wydawca: Post Scriptum LTD, Watford, UK<br />
NUMER KONTA: IBAN: GB82 LOYD 3096 2657 4181 60<br />
UK: SORT CODE: 309626 ACC Number: 57418160<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
3
MAGDALENA KAPELA<br />
Magdalena Kapela urodziła<br />
się, mieszka i tworzy w Bielsku-Białej.<br />
Artystka malarka,<br />
absolwentka Wydziału Artystycznego<br />
na kierunku Grafiki<br />
i Malarstwa Akademii Sztuk<br />
Pięknych w Katowicach. Autorka<br />
licznych wystaw indywidualnych<br />
oraz zbiorowych. Jej<br />
prace znajdują się w prywatnych<br />
kolekcjach w Polsce i za<br />
granicą. Były prezentowane<br />
w telewizji. Artystka wszechstronna:<br />
uprawia malarstwo<br />
sztalugowe, portretowe, grafikę,<br />
tworzy murale i niezwykłymi<br />
dziełami „ożywia” zimne<br />
przestrzenie przemysłowe.<br />
Jako pierwsza kobieta w Polsce<br />
wprowadziła sztukę do<br />
przemysłu i sama wymalowała<br />
kilkadziesiąt silosów. Ostatnio<br />
łączy podróże z malowaniem,<br />
tworząc na żywo złote obrazy<br />
na czarnych płótnach w Barcelonie,<br />
Paryżu, Rzymie…<br />
4<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
5
M agdalena<br />
KAPELA<br />
6<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
ZŁOCI SIĘ W CZERNI<br />
Magdalenę Kapelę poznałem przypadkiem – choć niektórzy mówią, że<br />
nie ma przypadków – na… Kongresie Kobiet! Nie, nie jestem kobietą,<br />
ale światłe kobiety, organizatorki tej spektakularnej imprezy, doszły do<br />
wniosku, że swoim głupim gadaniem mogę ubarwić już i tak wielobarwne<br />
wydarzenie. Nie miały chyba świadomości, co czynią! Główną atrakcją<br />
części artystycznej były dużego formatu fotografie aktów! autorstwa<br />
Magdaleny. Fotografie artystyczne, pełne tajemnic, kobiecości, niedomówień<br />
– bardziej do domyśleń i wyobraźni odbiorców, gdyż panie,<br />
uchwycone na oryginalnych zdjęciach, prezentowały swoje niewątpliwe<br />
wdzięki zawoalowane przejrzystymi tkaninami, muślinami, światłem,<br />
cieniem, mrokiem…<br />
W grupie przedsiębiorczych kobiet Magdalena od razu rzuciła mi się<br />
w szeroko otwarte… nie, nie ramiona, tylko oczy! Gdy nas sobie przedstawiono<br />
i zasugerowano, byśmy razem wyszli na scenę, nasza pierwsza<br />
rozmowa wyglądała tak:<br />
– Co pan będzie prezentował?<br />
– Nie mam pojęcia, ale najpierw uwiodę Panią, potem pozostałych<br />
sześćset kobiet na widowni, a dalej już samo pójdzie… – Wielkie piwne<br />
oczy Magdaleny zrobiły się jeszcze większe.<br />
– Ale jak my wyjdziemy razem na scenę? – zapytała z pewną nieśmiałością.<br />
– Normalnie: biorę cię za rączkę i udajemy się w objęcia reflektorów!<br />
Muszę tu wyjaśnić konsternację Magdy, wynikającą zapewne z tego, że<br />
prezentowana artystka mogłaby z powodzeniem być koszykarką, a ja…<br />
wyrośniętym krasnoludkiem! Dominującą tematyką jej twórczości jest<br />
miłość. Wypada więc rozpocząć rozmowę z artystką (kawę już zaczęliśmy)<br />
od tej właśnie tematyki, chyba najtrudniejszej.<br />
Wprawdzie wszyscy mieli do czynienia z miłością<br />
(z lepszym lub gorszym skutkiem), ale opowiedzieć<br />
o miłości pędzlem czy słowem, to już coś<br />
trudnego… Jeśli ma to być oryginalne, jedyne,<br />
rzucające się w oczy, wywołujące u odbiorcy skojarzenia,<br />
wspomnienia czy marzenia… A Twoje<br />
prace takie właśnie są. Najbardziej cenię te, na<br />
których złocą się w czerni, potraktowane syntetycznie,<br />
skrótowo, niemal beznamiętnie i zimno<br />
postacie w pozach niepozostawiających wątpliwości<br />
o co chodzi, wyłaniające się z czerni, w której<br />
skryć się może wszystko. Złoto też nieprzypadkowe…<br />
Wiem, że trudno mówić o swoich pracach,<br />
bo artysta prezentuje się za pomocą dzieł, ale jeśli<br />
możesz, powiedz, jak postrzegasz to, co robisz<br />
„w temacie miłości”, głównie w malarstwie?<br />
Temat miłości jest mi bliski, gdyż miłość jest<br />
wszechobecna. Jest naszym centrum, jest sercem,<br />
które ma ponad czterdzieści tysięcy neuronów<br />
i kilka tysięcy neuroprzekaźników. Jest więc potężna<br />
moc w tym wszystkim. Naszym najsilniejszym<br />
zmysłem – wzrokiem – przyciągamy to, na<br />
co patrzymy i na czym się koncentrujemy. Dlatego<br />
ten temat przewija się w moim malarstwie.<br />
Miłość to siła, afrodyzjak. Wizualizacja miłości<br />
za pomocą obrazów jest potężną afirmacją. Tak<br />
uważam ja i moi klienci, którzy patrzą na miłość<br />
i cenią sobie tę kolekcję. Maluję głównie akry-<br />
7<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
lem, używam czerni, szmaragdu<br />
oraz złota ukraińskiego. A to właśnie<br />
złoto ma największą wibrację<br />
z wszystkich kolorów. Serię miłości<br />
maluję od czasu pandemii, kiedy<br />
ludziom najbardziej brakowało miłości,<br />
przytulenia i bliskości, ale tak<br />
naprawdę temat jest cały czas aktualny,<br />
ponieważ najczęściej odrzucamy<br />
serce na rzecz racjonalności.<br />
A to w nas, w naszym sercu, znajdujemy<br />
odpowiedź na wszystko. „Jest<br />
gdzieś życie piękniejsze od wierszy.<br />
I jest miłość. I ona zwycięży. 1 ” – pisał<br />
Władysław Broniewski.<br />
Dobry początek mamy za sobą.<br />
A jaki był początek Twojej przygody<br />
ze sztuką, która stała się pasją,<br />
miłością, wreszcie zawodem?<br />
Już jako dziecko ceniłam sobie dobry<br />
styl, klasę i marzyłam o luksusie.<br />
Zainspirowała mnie nauczycielka od<br />
plastyki, która była osobą dystyngowaną<br />
i jednym z moich pierwszych<br />
mentorów. To właśnie ona obudziła<br />
we mnie głębokie pragnienie realizowania<br />
siebie poprzez sztukę.<br />
Zbudowała we mnie cel, aby pójść<br />
do liceum plastycznego. W drugim<br />
roku liceum pokazałam moje prace<br />
profesorom na plenerze malarskim<br />
i usłyszałam słowa zachwytu. Po raz<br />
pierwszy poczułam, że znalazłam<br />
się w swoim własnym środowisku.<br />
Poczułam, że sztuka jest mi bardzo<br />
bliska i jest częścią mnie. Uwierzyłam,<br />
że poprzez malarstwo nadaję<br />
czemuś sens, wyrazistość. Zanim<br />
ukończyłam ASP, Wydział Grafiki<br />
Artystycznej, a potem Wydział Malarstwa,<br />
próbowałam studiować<br />
cztery różne kierunki, w tym prawo<br />
i administrację, które były, tak sądzę,<br />
upewnieniem się tylko, że to<br />
nie dla mnie. Ukończyłam studia na<br />
Akademii Sztuk Pięknych na dwóch<br />
kierunkach. To był bardzo przydatny<br />
etap mojego życia. Przyniósł mi<br />
rozwój i docenienie tego wszystkiego,<br />
co dostałam od profesorów, wyposażenia<br />
uczelni i czasu, który dobrze<br />
i świadomie wykorzystany daje<br />
zaplecze na całe życie. Do tej pory<br />
czuję zapach sal, pamiętam porady,<br />
myśli, procesy tworzenia i nie<br />
zapomnę ich do końca życia. Zapragnęłam<br />
robić rzeczy z rozmachem.<br />
1 W. Broniewski, Poezja, za: [online] https://zcyklu.pl/wslowach/zywe-slowa/kto-jest-poeta-wladyslaw-broniewski-poezja/,<br />
data dostępu: 10.02.20<strong>23</strong>.<br />
8<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Zrozumiałam, że muszę wykonać<br />
pracę i działać na sto procent. Już<br />
wiedziałam, że marzenia, pasja stanowią<br />
nieodłączną część mojego<br />
życia. Przełomem było namalowanie<br />
portretów Martyny Wojciechowskiej<br />
i Zbigniewa Religi, z których<br />
ten ostatni znajduje się w jego<br />
prywatnym gabinecie w szpitalu<br />
w Zabrzu. Moje obrazy pojawiły<br />
się na wystawach w Warszawie,<br />
m. in. na Gali Business Woman and<br />
Life oraz w Zabrzu na Gali Fundacji<br />
im. prof. Zbigniewa Religi Dzisiaj<br />
poszukuję inspiracji w samym życiu<br />
i ludziach. Obserwuję i czerpię<br />
motywację z rzeczy dla mnie ważnych.<br />
Maluję obrazy z historią, o ludziach<br />
i ich wkładzie w życie świata.<br />
Bo sztuka to sens życia!<br />
Jestem w pracowni artystki,<br />
gdzie święta Rita w aureoli,<br />
(z portretu, który zadomowi<br />
się w… kościele) tuli się do goluśkiego<br />
atlety na czarnym tle,<br />
gdzie rozchybotaną gondolą<br />
przypłynie z Wenecji pewnie<br />
Casanowa, a bezwstydna para<br />
(robi bara-bara) i nie widzi nikogo,<br />
nie czuje zimna, bo tak to już<br />
jest w miłosnych uniesieniach,<br />
których pracownia Magdy pełna.<br />
W drugim kącie królowa<br />
Elżbieta II (jak żywa) spogląda<br />
z wyższością na prezydenta<br />
Warszawy Rafała Trzaskowskiego,<br />
a nieznany mi (nawet
z widzenia) nadęty osobnik patrzy<br />
na starożytne freski… Słowem<br />
galimatias, wielobarwność<br />
z czernią.<br />
Wybacz, Magdo, że się zapatrzyłem<br />
na Twoje królestwo,<br />
ale skoro nawet królowa na<br />
portrecie, prawda, że w podejrzanym<br />
towarzystwie, to trzeba<br />
zachować szacunek i – by<br />
nie naruszać etykiety – zapraszam<br />
Cię do kawiarni.<br />
W „naszej” kawiarni, przy „naszym”<br />
stoliku, tradycyjnie zamawiamy<br />
gorącą czekoladę.<br />
Widok na kamienice rynku podpowiada<br />
mi kolejne pytanie.<br />
Już jako dziecko<br />
ceniłam sobie<br />
dobry styl, klasę<br />
i marzyłam<br />
o luksusie<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
9
celu wprowadzenie sztuki, malarstwa,<br />
a więc odpowiedniego koloru<br />
oraz aranżacji artystycznej, która<br />
dawałaby energię, a także mocno<br />
zwracała uwagę. Moje wstęgi energii<br />
z dominantą pomarańczu wygrały.<br />
I tak zaczęło się malarstwo w strefie<br />
wybuchu, gdzie każda iskra mogła<br />
spowodować eksplozję i rażenie na<br />
kilometr. Wyzwanie godne realizacji<br />
projektu, konieczność zmierzenia się<br />
z bardzo trudnymi warunkami. Tak<br />
więc „fruwałam” po rusztowaniach<br />
w obliczu przemysłowych kolosów,<br />
podpiętych pod prąd. Myślę, że Michał<br />
Anioł był na podobnych wysokościach,<br />
malując Kaplicę Sykstyńską.<br />
Później projekt rozwinął się tak<br />
ciekawie, że namalowałam na tych<br />
właśnie silosach fabrycznych również<br />
Mona Lisę i kilka znanych obrazów<br />
świata. Fabryka podlegająca ścisłym<br />
procedurom zapewniała pracownikom<br />
prawdziwą sztukę. To znacząco<br />
wpłynęło na poprawę jakości pracowniczej.<br />
Pewnego dnia pani pracująca<br />
w tym przemyśle 30 lat powiedziała:<br />
„Jak patrzę na malowane przez panią<br />
silosy, to znikają mi problemy”. Więc<br />
cel został osiągnięty.<br />
Magdo, miałem o tym nie wspominać,<br />
że zachciało Ci się uprawiać<br />
sporty walki! Jestem całym serce za!<br />
Wszak już starożytna sentencja głosi,<br />
że „w zdrowym ciele zdrowy duch.<br />
Mówię o tym celowo, bo jesteś autorką<br />
znakomitych, pełnych dynamiki<br />
i ruchu olejnych obrazów, prezentujących<br />
sportowców w akcji. Nim<br />
wydobrzejesz i pójdziesz na kolejny<br />
trening, powiedz coś na ten temat.<br />
Magdaleno, nie ograniczasz się tylko<br />
do tworzenia w pracowni, ale wychodzisz<br />
w plener, choćby miejski. Twoje<br />
(trójwymiarowe!) murale ozdabiające<br />
fasady firm czy parkanów świadczą<br />
o Twojej niezwykłej wszechstronności,<br />
ale i odwadze! Bo malowanie<br />
na oczach gapiów, kilka metrów nad<br />
ziemią, nie jest chyba proste. Ale Ty<br />
zrobiłaś coś jeszcze bardziej niezwykłego<br />
i nowatorskiego: w przemysłowej,<br />
zimnej i odhumanizowanej<br />
przestrzeni malowałaś na ogromnych<br />
zbiornikach gigantyczne obrazy, wdrapując<br />
się na chybotliwe rusztowania,<br />
tachając farby i wszystko, co sprawia,<br />
że dzięki Tobie ponure fabryczne hale<br />
10<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
nabierały życia. To coś niezwykłego.<br />
Podziwiałem Twoją kreatywność<br />
i małpią sprawność fizyczną!<br />
Moja przygoda z malarstwem<br />
w przemyśle zaczęła się od wygranego<br />
konkursu. Firma PPG, znana<br />
na całym świecie z produkcji farb,<br />
ogłosiła konkurs na wprowadzanie<br />
sztuki do przemysłu, a dokładnie<br />
na wymalowanie artystycznie kilkudziesięciu<br />
zawieszonych na sześciu<br />
metrach wysokości, ważących około<br />
dwudziestu ton silosów (egalizatorów)<br />
produkujących farby. Odpowiadając<br />
na zlecenie, przygotowałam<br />
projekty na słoikach. Projekt miał na<br />
Sport jest ważny w moim życiu. Gdybym<br />
nie zajmowała się sztuką profesjonalnie,<br />
na pewno byłabym częściej<br />
na macie. Oglądam często zawody<br />
boksu, MMA, to mnie odpręża. Trochę<br />
znam reguły walk i jest mi łatwiej<br />
zrozumieć to i poczuć.<br />
Magdaleno, inspiracją do Twoich<br />
obrazów są (jak przypuszczam!) nie<br />
tylko Twoje bujne przeżycia, ale i podróże<br />
po Europie, gdzie podziwiasz<br />
oryginały dzieł genialnych artystów<br />
oraz zachwycasz się cudami architektonicznymi,<br />
które utrwalasz na<br />
płótnach „na żywo” i w plenerze. Czy<br />
te artystyczne podróże wiele wnoszą<br />
w Twoje postrzeganie świata? Jaki<br />
mają wpływ na Twoją twórczość?<br />
Podróże to esencja życia. Nie wyobrażam<br />
sobie już, że mogłabym pojechać<br />
w podróż bez płótna i farb. Wybieram
Żyję i tworzę, kierując się<br />
coraz częściej intuicją<br />
miejsca, które mają dla mnie znaczenie,<br />
często historyczne, jak na<br />
przykład Plac Świętego Marka czy<br />
Koloseum. Ta ogromna siła płynąca<br />
z otoczenia, w którym jestem, sprawia,<br />
że pękam z dumy po zakończeniu<br />
malowania. To rodzaj spełnienia.<br />
Potem idę na pyszną kawę<br />
i cieszę się tym wszystkim.<br />
Magdo, pozwolisz, że zejdziemy<br />
jednak z obłoków albo chociaż<br />
z rusztowania, z którego szczęśliwie<br />
nie spadłaś, na ziemię. Jesteś<br />
nie tylko wyjątkową artystką,<br />
ale także musisz być, bo takie<br />
mamy czasy dla artystów, „kobietą<br />
wszechstronną”: zajmować się firmą,<br />
klientami, wyjazdami, by czerpać<br />
inspirację na kolejne dzieła,<br />
kupować materiały, wspierać różne<br />
fundacje, a feminizmem tknięta<br />
jesteś tam, gdzie być powinnaś;<br />
wreszcie realizujesz konkretne<br />
zamówienia. Może przychodzi Ci to<br />
nieco łatwiej, bo jesteś przebojowa,<br />
konkretna, wiesz, czego chcesz,<br />
nie dajesz się stłamsić niekompetentnym<br />
kreaturkom. Powiedz, jak<br />
się odnajdujesz w tym świecie, gdy<br />
wyobraźnię, artystyczne uniesienia,<br />
wrażliwość owocującą dziełami musisz<br />
odstawiać często w kąt i schodzić<br />
z Olimpu w szarzyznę codzienności,<br />
by załatwiać niezbędne przyziemne<br />
sprawki, by obronić siebie w sobie,<br />
a nie zginąć, czy się poddać, zamieniając<br />
powołanie do bycia artystą na<br />
komercyjne disco polo.<br />
To proste. Żyję i tworzę, kierując się<br />
coraz częściej intuicją. Nie koncentruję<br />
się na tym, co powinno być według<br />
innych ludzi. Jeśli mam coś do<br />
powiedzenia poprzez sztukę, to musi<br />
to mieć mój wymiar i styl. Swoją pracę<br />
traktuję zadaniowo. Kiedyś Pablo<br />
Picasso powiedział, że nie czeka się<br />
na natchnienie, tylko lenie czekają.<br />
Bardzo często łączę wiele czynności,<br />
które finalnie kończą się sztuką. Jest<br />
to proces. Ale oprócz tego jest wiele<br />
czynności, które sprowadzają się<br />
do prowadzenia firmy, udzielania się<br />
w fundacjach, wyjazdów, planów,<br />
spotkań, które sama organizuję<br />
i w których uczestniczę.<br />
Dziękuję, Magdaleno. Życzę wielu<br />
podróży, a mało… kontuzji oraz<br />
wielu inspirujących spotkań z wyjątkowymi<br />
ludźmi… słowem tego, byś<br />
w tym świecie znalazła swoje miejsce,<br />
w którym dobrze się czujesz<br />
i pięknie tworzysz! [JW]<br />
ROZMAWIAŁ:<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
11
Światowy Dzień Sztuki<br />
„Sztuka jest bez wątpienia jednym<br />
z najczystszych i najwyższych elementów<br />
ludzkiego szczęścia” – powtarzam<br />
za Johnem Lubbockiem, 1. baronem<br />
Avebury (1834–1913), angielskim<br />
antropologiem, archeologiem,<br />
biologiem, politykiem, arystokratą,<br />
członkiem parlamentu. Powtarzam,<br />
bo w pewnym sensie przemawia do<br />
mnie ten wywód. W ramy definicji<br />
bowiem nie da się sztuki wstawić najpełniej.<br />
Zawsze z którejś strony coś<br />
wystaje, nie pasuje, określenie zostawia<br />
niedosyt. Jest ona jednak niewątpliwie<br />
czymś wyjątkowym, co sprawi,<br />
że nie pozostaniesz obojętny, że coś<br />
poczujesz, poruszy cię. Obojętne,<br />
w którą stronę. Myślę zatem, że John<br />
Lubbock, mówiąc o szczęściu, miał na<br />
myśli twórcę, a nie odbiorcę, bowiem<br />
reakcje na takie samo dzieło bywają<br />
diametralnie różne, wywołują emocje<br />
od podziwu, poprzez zdziwienie,<br />
aż do oburzenia czy odrazy. A każda<br />
z tych emocji potwierdza właśnie, że<br />
mamy do czynienia ze sztuką.<br />
Ciekawa zdania na ten temat ludzi<br />
z tą dziedziną w różny sposób związanych<br />
pokusiłam się o odszukanie ich<br />
wypowiedzi, cytatów o sztuce. Ponad<br />
72 znalazłam na internetowej stronie<br />
ABAREN Art&Life. Pozwolę sobie kilka<br />
zacytować.<br />
Pablo Picasso podpowiadał – „Naucz<br />
się zasad jak profesjonalista, abyś<br />
mógł je łamać jak artysta”.<br />
„Sztuka ma budzić niepokój, uspokajanie<br />
jest rolą nauki” – Georges<br />
Braque.<br />
ale – z jakiegoś powodu – sądzi, że<br />
dobrym pomysłem byłoby im je przekazać”<br />
– Andy Warhol.<br />
„Liczy się nie to, na co patrzysz, ale to,<br />
co widzisz” – Henry David Thoreau.<br />
„Sztuka jest królową wszystkich nauk<br />
przekazujących wiedzę wszystkim pokoleniom<br />
świata” – Leonardo da Vinci<br />
„Jestem swoim własnym eksperymentem.<br />
Jestem swoim własnym<br />
dziełem sztuki” – Madonna.<br />
„Każdy artysta był najpierw amatorem”<br />
– Ralph Waldo Emerson.<br />
Ile wypowiedzi, tyle spojrzeń na sztukę.<br />
Świat ujrzał w niej jedno: skarb<br />
bezcenny, który trzeba chronić, pielęgnować<br />
w każdym zakątku. 15 kwietnia<br />
obchodzony jest Światowy Dzień<br />
Sztuki. Na święto wybrano dzień urodzin<br />
Leonarda da Vinci, wielkiego artysty,<br />
włoskiego malarza, rzeźbiarza,<br />
wynalazcy, muzyka, pisarza, filozofa<br />
epoki renesansu. Polska uczestniczy<br />
bardzo aktywnie w obchodach. Organizowane<br />
są wydarzenia artystyczne,<br />
spotkania, warsztaty, korowody taneczne,<br />
happeningi, pokazy, wykłady,<br />
najróżniejsze formy prezentacji artystycznych<br />
pod dachem i pod niebem.<br />
W dniu składania „Post Scriptum”<br />
wydarzenia były jeszcze w przygotowaniu,<br />
ale z pewnością zaskoczą<br />
pomysłowością, atrakcyjnymi magnesami<br />
na całym świecie. Warto śledzić<br />
zapowiedzi, by oddać się wspólnemu<br />
świętowaniu. [WDS]<br />
„Nie obawiaj się doskonałości – nigdy<br />
jej nie osiągniesz” – Salvador Dali.<br />
„Artysta to ktoś, kto produkuje przedmioty,<br />
których ludzie nie muszą mieć,<br />
12<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Obraz<br />
jest<br />
tajemnicą<br />
dotyczącą<br />
tajemnicy.<br />
Im<br />
więcej<br />
mówi,<br />
tym<br />
mniej<br />
wiesz<br />
Diane Arbus<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
13
Cz. 2<br />
Jakaś złuda. Jakiś los<br />
Michał Paweł Urbaniak<br />
Zaszyła się w kącie z Sebkiem.<br />
Nie mieli nawet okazji porozmawiać,<br />
trochę potańczyli<br />
w parze, ale muzyka była za głośna<br />
na wymianę uwag. Wreszcie miała go<br />
trochę dla siebie. Potrzebowała jego<br />
obecności.<br />
Zaprzyjaźnili się na studiach, a potem<br />
pracowali razem, spędzali też wspólnie<br />
sporo wolnego czasu. Lubili ze<br />
sobą rozmawiać, gotować, urządzać<br />
dwuosobowe karaoke, oglądać komedie<br />
romantyczne (zapłakani, podawali<br />
sobie chusteczki). Bywało, że spędzali<br />
noce w jednym łóżku – Justyna<br />
czasem żałowała, że między nimi nie<br />
mogło dojść do niczego więcej, nawet<br />
gdy się upili, ale potem mitygowała<br />
się, że tak jest łatwiej. Przy Sebku<br />
życie wydawało się wciągającym, ale<br />
odmóżdżającym filmem na wieczór –<br />
jakby się wpadło do świata kawałów,<br />
absurdalnego, zabawnego, ale bezpiecznego.<br />
– Hej, pani Czerniak! – zagadnął. –<br />
Gdybyśmy byli na evencie firmowym,<br />
robilibyśmy za lożę szyderców, ale to<br />
twój ślub, więc nie wypada.<br />
– Nie wypada, ale nie mam komu powiedzieć,<br />
że moja teściowa założyła<br />
garsonkę, która chyba wisiała w szafie<br />
od czasu potopu! – zaśmiała się.<br />
– Omal mnie mole nie obsiadły, gdy<br />
składała mi życzenia! Może chciały mi<br />
życzyć smacznych ubrań.<br />
– Wodzirejowi zabierz flaszkę, bo jeszcze<br />
każe nam śpiewać!<br />
– A orkiestra! Kapela z remizy!<br />
– Szkoda, że nie było tej eksi Nika, tej<br />
Cindy! Obejrzelibyśmy ją! Ale możemy<br />
ponabijać się tylko z jego siostruni!<br />
Widziałaś, jakie ma bryle?<br />
Przekomarzali się z wymuszeniem.<br />
Justyna starała się być zawsze miła<br />
14<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
i sympatyczna – i dla rodziny, i dla<br />
klientów, i dla szatniarek, i kelnerek,<br />
i parkingowych. Tak ją widzieli – córka<br />
zamożnych restauratorów, skazana na<br />
szczęście, ale nie zadzierała nosa. To<br />
nie była gra, naprawdę taka się stała.<br />
Tylko przy Sebku mogła pokazać swoją<br />
złośliwą stronę – tymczasem czuła,<br />
że już tak nie powinna.<br />
– Tyle przygotowań, że na końcu człowiek<br />
właściwie zapomina, po co to<br />
było – powiedział Sebek zdumiewająco<br />
poważnym tonem. – Śluby wypompowują<br />
z miłości. Oczywiście nie<br />
was, świeżynki – dodał asekuracyjnie,<br />
ale ton go zdradził. Nie wierzył, żeby<br />
w ich przypadku miało być inaczej. –<br />
Wszystko się dla ciebie teraz zmieni.<br />
Nie chciała mu mówić, że Niki go nie<br />
polubił.<br />
– Ale nie będziesz z nim trzymać po<br />
ślubie? To pedał – powiedział, jakby<br />
chodziło o misia, którego należało zostawić,<br />
aby dorosnąć.<br />
Mogli się wtedy po raz pierwszy<br />
pokłócić. Obyło się bez spięcia, ale<br />
pomyślała cieplej o Irku – on lubił Sebastiana.<br />
– A, wiem, co chciałam ci powiedzieć!<br />
Podszedł do mnie facet w naszym<br />
wieku i powiedział, że jest moim synem<br />
– nie miała zamiaru mu tego mówić<br />
(najlepiej, żeby nikt nie wiedział),<br />
ale musiała go jakoś odmarkotnić.<br />
– To jakiś nowy sposób na podryw?<br />
– Żenada! Kto by podrywał pannę<br />
młodą?<br />
– Znaleźliby się tacy amatorzy.<br />
Oglądali wesele, jakby znów siedzieli<br />
w kinie i patrzyli na film klasy B.<br />
– Syn? Jak Widmo z Wesela! – odezwał<br />
się Sebek i wyrecytował, rapując:<br />
„Miałem ci być poślubiony, moja<br />
ślubna ty. Bywałeś mój narzeczony,<br />
przyrzekałeś mi. Byłaś dla mnie słońce<br />
złote, w moim domku zimno mnie.<br />
Mróz jakiś od was wionie, zimnem<br />
ubiór dmie”. Coś tam dalej… Byłem<br />
Widmem, wystawialiśmy to w gimnazjum.<br />
Wyspiański prekursorem horrorów:<br />
dawny narzeczony zamieniony<br />
w upiora.<br />
– To nie jest mój narzeczony, tylko syn<br />
– zaprotestowała. – Syn też nie.<br />
– Ludziom się nudzi, skoro odwalają<br />
taką manianę. No, ale wesela są nudne.<br />
– Rzucił jej zaniepokojone spojrzenie.<br />
– Przejmujesz się tym? Hej,<br />
Dżusta?<br />
Chciała to zbagatelizować, ale nie potrafiła.<br />
Poczuła się osaczona, jak wtedy,<br />
gdy zdradziła Irka z kurierem, który<br />
potem zaczął ją niby szantażować,<br />
że wszystko Irkowi powie. Wtedy też<br />
pocieszał ją Sebek. Facet nie spełnił<br />
swoich gróźb.<br />
– Jest trochę podobny do Nikiego, jak<br />
tak mu się przyjrzeć. A zaraz znów mi<br />
się wydaje, że są zupełnie różni. Sama<br />
nie wiem. To takie głupie, ale… On tak<br />
na mnie patrzył.<br />
– Może to podpucha. Różne rzeczy się<br />
robi na weselach. Jak się mój kuzyn<br />
żenił, ten przystojny, z Połańca, Marek,<br />
to na jego wesele przyszedł facet<br />
przebrany za babkę i stwierdził, że jest<br />
jego żoną. Nawet fajnie wyszło.<br />
Zawsze potrafił jej rzucić koło ratunkowe.<br />
Wtedy dopadł ich ten cały Jacek.<br />
Sebek umiał odnaleźć się w takich<br />
sytuacjach, zaczął wypytywać Jacka<br />
o niego samego (tak, był synem<br />
mamy), pracę (był pisarzem, tworzył<br />
pod pseudonimem, podał nawet tytuły<br />
paru powieści), rodzinę (była<br />
żona, córka).
„Ty dzisiaj jesteś szczęśliwą,<br />
panno młoda – zaproś gości<br />
tych, którym gdzie złe wciórności<br />
dopiekają – którym źle –<br />
których bieda, Piekło dręczy”.<br />
Stanisław Wyspiański, Wesele, Warszawa 2002.<br />
– Czemu nie wziąłeś córki ze sobą? Dżusta<br />
chętnie poznałaby też wnuczkę.<br />
Jacek stał się czujny. Zrozumiał, że to<br />
nie ot taka sobie rozmowa. Przygryzł<br />
wargi. Niki robił tak samo, kiedy byli<br />
na granicy kłótni (jeszcze nieprzekroczonej),<br />
ale pewnie wiele ludzi tak<br />
robi.<br />
– To tylko dla dorosłych ten system,<br />
dopiero go testują. Nadal wzbudza<br />
kontrowersje. I ile się trzeba napodpisywać,<br />
że oni nie ponoszą odpowiedzialności,<br />
że… ech, zawsze się rozgaduję!<br />
Firma się nazywa Vehikulos.<br />
A Zosia ma dopiero siedem lat, w tym<br />
roku poszła do szkoły. – Na jego twarzy<br />
odbiła się ojcowska duma. – Poza<br />
tym to drogie. Wysyłają cię na dwie,<br />
trzy godziny, a u nich w kieszeni zostaje<br />
kilka tysięcy euro!<br />
– Nie lepiej było zostawić taką kasę<br />
we własnej? – zaśmiał się Sebek.<br />
– Terapeuta mi to zalecił. Czasem<br />
trzeba wybrać się do przeszłości, żeby<br />
coś zrozumieć, poradzić sobie z czymś<br />
teraźniejszym. Po tym, co się u nas<br />
działo… I chciałem mamę zobaczyć. –<br />
Uśmiechnął się do niej. – Moją kochaną<br />
mamę!<br />
– Ale zaraz, co się działo? – przerwała<br />
mu. Przed chwilą było jej gorąco, teraz<br />
zrobiło się zimno.<br />
– Ech, zawsze za dużo gadam! – Klepnął<br />
się w czoło. – Lepiej mi idzie mówienie<br />
na piśmie! Nie, mamo, nie<br />
teraz, nie chciałbym ci psuć ślubu,<br />
naprawdę…<br />
– Jeśli już musisz do mnie mówić,<br />
mów mi po imieniu!<br />
– Mamo, nie bądź zła, proszę cię…<br />
Przepraszam: Justyno. Przecież ja…<br />
– Skończ!<br />
Nie odrywała wściekłego wzroku od<br />
tego… nawet nie wiedziała, jak go nazwać.<br />
Uzurpatora? Wariata? Oszusta?<br />
Mitomana? Syna?<br />
*<br />
Niki świetnie tańczył. Jak ją wypiruetował,<br />
wyprzytulał, wycałował do<br />
„gorzko, gorzko, gorzko”, to na chwilę<br />
zapomniała o Jacku.<br />
Zaproponowała odpoczynek. Niki się<br />
zgodził, choć wolałby dalej tańczyć.<br />
Lew parkietu! Usiedli przy stole i obserwowali<br />
gości. Pomyślała o ślubnej<br />
fotografii wiszącej w kuchni czy<br />
w salonie, o młodych ludziach, którzy<br />
z latami przeobrażają się w stare małżeństwo.<br />
Dobrze się czuła przy Nikim.<br />
Wśród gości znów dostrzegła Jacka.<br />
Tańczył z ciocią Ludką. Mówił coś,<br />
a ona kiwała głową z uśmiechem.<br />
– Jestem trochę zmęczona – powiedziała.<br />
– Napij się kawy. To jedyna taka noc<br />
w życiu.<br />
– W Stanach para młoda nie zostaje<br />
na weselu. Tak jest na filmach.<br />
– Jesteśmy w Polsce.<br />
Pewna prostota jego myślenia bardzo<br />
ją pociągała. Według Nikiego życie nie<br />
było skomplikowane. Ktoś taki musiał<br />
być solidny. Niezależnie od tego, co<br />
twierdziła mama, był dobrym kandydatem<br />
na męża. Gdyby miał własną<br />
firmę albo ważne stanowisko, to i ona<br />
nie zgłaszałaby obiekcji – a tymczasem<br />
skreśliła go, jak tylko usłyszała, że<br />
jest piekarzem. Jeszcze tylko dopytała,<br />
czy Niki ma własne piekarnie. Niestety,<br />
był szeregowym pracownikiem,<br />
choć z nadzieją na awans.<br />
– A więc mezalians! – podsumowała<br />
mama.<br />
– Nie jesteśmy rodziną królewską –<br />
odcięła się Justyna.<br />
Tak się zaczęła wojna – mama udowadniała<br />
jej, że Niki dybie na pieniądze,<br />
na restauracje, że chce łatwo<br />
dostać mieszkanie, że to nie jest<br />
kandydat na męża, że jak już coś być<br />
musi, to romans – Justyna jest dorosła,<br />
a mama nie będzie jej do sypialni<br />
zaglądać. Ojciec dogadywał swoje<br />
spod pantofla. Justyna wypowiedziała<br />
standardową kwestię z Irkiem – ale<br />
tym razem to nie był koniec. Im natarczywiej<br />
starzy ją naciskali, tym bardziej<br />
chciała bronić Nikiego.<br />
Jeśli miała jakieś wątpliwości co do<br />
małżeństwa, to ogniskowały się w jednym<br />
punkcie: mityczna Cindy (właściwie<br />
Celina), jej poprzedniczka, z którą<br />
Niki zerwał, tuż zanim poznał Justynę.<br />
Wybuchowa jak petarda, trudna i fascynująca.<br />
Niki nie krył tej historii. Podobno<br />
to i tak było fiasko, ciągle zrywali<br />
i wracali do siebie, nie mogli się<br />
rozstać. Potem Justyna zrozumiała,<br />
że ta wersja została mocno okrojona.<br />
Żaneta, siostra Nikiego, przyjaźniła się<br />
z Cindy i żałowała, że się między nimi<br />
trochę schrzaniło po rozstaniu z Nikim.<br />
Bardzo chętnie sprzedała więcej<br />
szczegółów.<br />
– Słyszałaś jak się poznali? Mój brat<br />
dla jaj napisał w CV w zainteresowaniach<br />
„seks”, a ona zaprosiła go<br />
na rozmowę! Czaisz? Zupełnie jak<br />
z Greya czy coś! Pasowali do siebie!<br />
Tylko Cindy nie chce byle czego, ona<br />
wymaga. Bycie z nią, to jak walka<br />
z lwem w zamkniętej klatce. Chciałoby<br />
się niby uciec, bo to niebezpieczne,<br />
ale się nie da. Jak Nikuś odpuścił,<br />
to go olała. Jego strata. I tak będzie<br />
o niej myślał, takiej dziewczyny się<br />
nie zapomina. Ale ty też jesteś bardzo<br />
miła – zakończyła komplementem.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
15
foto: Pixabay<br />
Mama mogła wygrać, gdyby użyła<br />
właściwego argumentu: Cindy. Dobrze,<br />
że nie znała tej historii.<br />
– Zadowolona? – zapytał Niki.<br />
– Jasne! – zapewniła go, bo chciałaby,<br />
żeby jej się podobało. – I szczęśliwa!<br />
Pocałowali się namiętnie. Bywał wybuchowy!<br />
Mógłby równie dobrze<br />
wsunąć jej rękę pod ślubną kieckę.<br />
Tylko nie teraz! Nie była pruderyjna,<br />
ale przeszkadzał jej hałas, goście, wodzirej.<br />
I był jeszcze Jacek. Opowiedziała<br />
o nim Nikiemu.<br />
– Jeśli ktoś z twoich zrobił taki kawał,<br />
taki macie zwyczaj, to OK, ale mogłeś<br />
mnie przygotować.<br />
– Ale co ty, kotku, kto by sobie tym<br />
tyłek zawracał? – Niki się roześmiał. –<br />
Że takie pierdoły każdy ci może wmówić?<br />
To jakieś jaja!<br />
– On jest nawet do ciebie trochę podobny!<br />
– odparła, jakby potrzebowała<br />
się bronić. – A ja kiedyś chciałam<br />
nazwać syna Jacek, choć tych imion<br />
tyle było… Już nie wiem!<br />
– Zaraz to załatwimy.<br />
Przywołał swoich kolegów. Przypałętała<br />
się też Żaneta, wietrząc sensację<br />
16<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
jak hiena padlinę. Justyna poczuła się<br />
nieswojo. Niki streścił historię z Jackiem<br />
– w jego wersji brzmiało to jeszcze<br />
durniej niż w jej.<br />
– Który z was wyciął taki numer? Przyznać<br />
się!<br />
Tamci popatrzeli po sobie i zaczęli zaprzeczać,<br />
autentycznie zdumieni.<br />
– Stary, ale może to Cindy? – podsunął<br />
Zenek. – Mówiła, że jeszcze pożałujesz!<br />
– dodał, a pozostali go poparli<br />
aprobującymi mruknięciami.<br />
Justyna wzdrygnęła się na to imię,<br />
trochę ze złości, a trochę z poczucia<br />
winy. Umawiali się z Nikim, że więcej<br />
nie będą o niej rozmawiać. Irek też<br />
miał być tematem tabu. Zresztą kiedy<br />
Justyna zaczęła się spotykać z Nikim,<br />
Irek już miał żonę, nawet spodziewali<br />
się dziecka (nie lubiła o tym myśleć),<br />
a z Cindy było inaczej. Justyna wiedziała,<br />
że układa sobie życie na czyimś<br />
nieszczęściu. Może miała do tego prawo,<br />
Niki był wolny – a jednak gryzło ją<br />
sumienie. Starała się nigdy nie robić<br />
świństw, a wyszła za mąż za cudzego<br />
faceta... Nie! Niki był teraz jej. Tylko jej!<br />
– To wygląda na sprawkę Cindy! – odezwała<br />
się Żaneta. – Inna by wydzierała<br />
się pod kościołem, a ona nie, po co by<br />
jej było patrzeć na wasz ślub? Ja chyba<br />
nawet znam tego gościa, jestem<br />
chyba pewna, to jej kolega, trochę<br />
podobny do tego… no tego… na de…<br />
de… de… – poddała się. – To w stylu<br />
Cindy, co nie, Niki?<br />
– Z tą kurwą wszystko możliwe!<br />
Justyna patrzyła na niego, zażenowana.<br />
Ta Cindy musiała mu strasznie zaleźć<br />
za skórę.<br />
– Który to skurwiel?! – zwrócił się do<br />
niej. – Zaraz pokażemy mu wyjście,<br />
i szlus!<br />
Nie! Nie życzyła sobie żadnych bójek<br />
na weselu. I w ogóle nigdy. Mogła<br />
być wściekła na tego całego Jacka, ale<br />
mimo wszystko nie chciała, żeby znikał.<br />
Bo co, jeśli…?<br />
– Nie, nie, Niki, to jest nasz dzień! Gość<br />
się znudzi i sobie pójdzie, po co nam<br />
nerwy? To nasz dzień – powtórzyła.<br />
Przekonała go. Próbował jeszcze się<br />
czegoś dowiedzieć, ale wykorzystała<br />
powrót orkiestry. Zaciągnęła go na<br />
parkiet, choć sama nie miała ochoty<br />
na taniec. [PMU]<br />
Ciąg dalszy w następnym numerze.
***<br />
Za krótki dzień,<br />
i noc też krótka,<br />
na wszystko, co chcę – tak „po prostu”.<br />
Na wszystkie musy i niemusy.<br />
By poznać,<br />
zaznać…<br />
i zdążyć nacieszyć się<br />
… wszystkim.<br />
***<br />
W półśnie, w półuśmiechu,<br />
zastygam nagle,<br />
jak w gorącej lawie,<br />
w zadziwieniu.<br />
Jakby smyczek osunął się<br />
żałośnie po skrzypcach…<br />
Nie odwróciłeś się,<br />
nie spojrzałeś,<br />
nie zapytałeś<br />
o NIC.<br />
Nie ma NAS.<br />
***<br />
Znów czekam na peronie…<br />
na ciepłe powitanie,<br />
czuły taniec ust w półmroku<br />
i słowa muskające oczy.<br />
Nie wysiadł…<br />
Joanna Nordyńska<br />
***<br />
Zbyt szybko, zbyt czule, zbyt<br />
gwałtownie...<br />
Szalona miłość „bez znieczulenia”<br />
Pojawia się nagle, nieproszona.<br />
Bez sensu, wstępu czy romansu.<br />
Namiętna i nieznośna.<br />
Czy zostanie?<br />
Ilustracje: Joanna Nordyńska 17<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
17
Anioł czuwał nade mną<br />
Niecodzienne i silnie wzruszające<br />
spotkanie wpisać warto do majowego<br />
kalendarza AD 20<strong>23</strong>. W Perth<br />
w Australii już bukują bilety na samolot. Ile<br />
osób przyleci? Wiem na pewno, że Danuta<br />
Duszyńska i Vanda Longman. Pierwsza to<br />
autorka książki Anioł czuwał nade mną, druga<br />
– córka bohatera tomu, wydawca. Przylot<br />
rozważa też Hanna Lilpop, reprezentująca<br />
Związek Polskich Więźniów Politycznych<br />
w Australii. Przygotowania trwają już też<br />
w Warszawie. Pora zatem przybliżyć powód.<br />
Na warszawskich Włochach na murach jednego<br />
z centralnych budynków uwagę zwraca<br />
kotwica Polski Walczącej i napis Willa Jasny<br />
Dom.<br />
– Kamienica ta – mówi Marlena Piekarska-<br />
-Olszówka, prezes Fundacji „Willa Jasny<br />
Dom” – od lutego do października 1945 roku<br />
była siedzibą Głównego Zarządu Informacji<br />
Wojska Polskiego. W jej piwnicach urządzono<br />
cele więzienne, a na wyższych kondygnacjach<br />
znajdowały się pokoje przesłuchań<br />
i biura. Według historyków Instytutu Pamięci<br />
Narodowej przez budynek przeszło ponad<br />
tysiąc kobiet i mężczyzn, w tym żołnierzy Armii<br />
Krajowej. Potwierdzeniem ponurej, tragicznej<br />
przeszłości piwnic są zachowane do<br />
dziś wyryte na ceglanych ścianach napisy,<br />
kalendarze kreskowe oraz drzwi z wyciętymi<br />
judaszami.<br />
To właśnie tutaj 26 maja o godzinie 17 zabrzmią<br />
strofy, które narodziły się w innym<br />
miejscu kaźni, w innej rzeczywistości, ale<br />
tortury, ból, strach, bezradność, widmo<br />
śmierci były bliźniaczo tragiczne.<br />
autorka książki, Danuta Duszyńska. – Założył<br />
dzienniki poetyckie i w nich znalazły się<br />
utwory współwięźniów, którzy swój ból, tęsknoty,<br />
miłość, przelewali na papier. Zdzisław<br />
Bodzek zginął w 1944 roku podczas bombardowania<br />
fabryki broni przy obozie. Dzienniki,<br />
tak ważne, tak bezcenne, przejął Jan Tyrka.<br />
Miał je przy sobie podczas marszu śmierci<br />
z Buchenwaldu do Dachau, udało mu się wtedy<br />
uciec z kilkoma współwięźniami. Dzienników<br />
nie zostawił. Po kilku latach przyleciały<br />
z nim do Australii. Przeleżały w szafie aż do<br />
śmierci ich opiekuna.<br />
Dopiero córka, Vanda, zajęła się odkrywaniem<br />
ich kart, zbieraniem dokumentacji itp.<br />
Danuta Duszyńska aktywnie uczestniczyła<br />
w tych pracach. Owocem jest obszerny tom,<br />
który traktuje o bohaterstwie Jana Tyrki, harcerza<br />
Szarych Szeregów, i jego dwóch braciach,<br />
którzy zginęli. Tytuł rozdziału IX brzmi:<br />
„Poezja obozowa – Jeden z milionów zapomniany<br />
numer”, a kolejny poświęcony jest<br />
Zbigniewowi Bodzkowi i Obozowym dziennikom<br />
poetyckim. To właśnie tu znalazły się<br />
rękopisy, a także wiersze przepisane. To właśnie<br />
one zabrzmią w Willi Jasny Dom. Spotkanie<br />
organizowane pod patronatem Fundacji,<br />
a także Stowarzyszenia Autorów Polskich Oddziału<br />
Warszawskiego II. Danuta Duszyńska,<br />
mimo iż mieszka w tak wielkim oddaleniu,<br />
należy do Stowarzyszenia, jest ambasadorem<br />
polskiej poezji i kultury. Po spotkaniu przy<br />
ul. Świerszcza 2 (Willa Jasny Dom) odbędzie<br />
się w pobliskiej sali promocja książki Anioł<br />
czuwał nade mną, z udziałem córki bohatera,<br />
Vandy Longman. [WDS]<br />
– Dzienniki spisane zostały przez więźnia<br />
obozu koncentracyjnego Buchenwald, Zdzisława<br />
Bodzka z Żabna koło Tarnowa – mówi<br />
Zdjęcia – za zgodą Danuty Duszyńskiej<br />
18<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
POEZJA OBOZOWA – JEDEN Z MILIONÓW ZAPOMNIANY NUMER<br />
* * *<br />
Gdzież zaginął we mnie zuchwały młodzieniec,<br />
który humorem, piosenką czarował dziewczęta<br />
i żył miłością, majem, odrzucając cienie<br />
ścielące się w kręgu życia. I któż dziś pamięta<br />
tego, co śmiałą dłonią zrywał życia róże?<br />
W tym szarym, postrzępionym więziennym mundurze<br />
czem stałem się dzisiaj? – niegdyś ponoć człowiek,<br />
który szczycił się duszy nieśmiertnelnej mocą.<br />
Niegdyś… niegdyś… płyną łzy spod powiek<br />
i po licach cierpieniem zoranych się toczą.<br />
Zapomniałem przeszłości, rodziny, mienia<br />
i stałem się numerem – cyfra bez znaczenia.<br />
Paszport mój mam, na pewno! – Spójrz po lewej stronie,<br />
gdzie serce bić powinno, z dala się czerwieni<br />
trójkąt i kształt pisany czarnej P litery…<br />
Pod trójkątem na białej karteczce się mieni<br />
Numer: Sześć tysięcy pięćset dwadzieścia i cztery.<br />
autor wiersza – Ryszard Stańkowski<br />
LIST Z DALEKA<br />
Czekam na mały cudny list,<br />
pisany Twoją reką,<br />
a tęskni we mnie każdy zmysł,<br />
gdy patrzę w nieba błękit.<br />
Smutek chmur cieniem szczęście skradł,<br />
zamienił dnie w miesiące,<br />
gdy, jak zroszony deszczem kwiat,<br />
za słów tęsknię słońcem.<br />
Aż raz wybije szczęścia dzień,<br />
że nie na próżno czekam<br />
i wyczaruję z bajki sen,<br />
Twój mały list z daleka.<br />
w podpisie – Idzio lub Edzio<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
19
CZWARTY ROK BEZ OKRUCHÓW BIAŁEGO OPŁATKA<br />
MATKO!<br />
Poprzez daleką przestrzeń mil tysiące,<br />
w odległości czasu, przez życia odchłanie,<br />
zamknięty z drutów kolczastych okręgach,<br />
nękany losem, który nas rozłącza,<br />
w gwiazdy Najświętszej wpatrzony świtania,<br />
duchem się dzisiaj jeno z wami sprzęgam<br />
w długą, wieczorową popadłszy zadumę,<br />
jeden z milionów zapomniany numer...<br />
Wieczór jest taki cichy wigilijną ciszą,<br />
gwiazdy są takie srebrne, te same, co u nas.<br />
jeno bukowe drzewa w śniegowych całunach<br />
nieznanej się melodii falami kołyszą.<br />
Śpiewają stare buki obcej ziemi słowa...<br />
(Zerwała się kolęda – i łzy na powiekach).<br />
Duch ożył wpomnieniem i zamarł w okowach;<br />
gdzieś tam na krańcach ziemi Matka na mnie czeka.<br />
Pytasz o matkę moją? Nie, ja nie mam matki...<br />
Wynurza się ze wspomnień widmo czyjejś twarzy<br />
tak drogiej – takiej drogiej! A nocą się marzy<br />
ta twarz tak dziwnie droga, a taka daleka...<br />
Zapomnieć! Chcę zapomnieć...Gdzieś tam Matka czeka...<br />
Nie czekaj – ja nie wrócę! Bo taki szmat życia<br />
oddziela mnie od Ciebie, że wyda się wiekiem.<br />
Zapomnij! Cóż, nie możesz? Ja Twego oblicza<br />
już dawno nie pamiętam. To takie dalekie,<br />
obce... Lecz wyznać Ci muszę,<br />
żem zapomniał oblicza – a pamiętam duszę!<br />
Matko! Syn Twój był... był, ale go już nie ma.<br />
Poszedł za inną „Matką” - żyć, cierpieć, pamiętać!<br />
Jakże droga, przestrzenna, bezcenna jest Ziemia,<br />
którą zwałaś Ojczyzną– Ojczyzna jest święta!<br />
Twoje słowa: „Za matkę daj życie w potrzebie”:..<br />
Wybacz więc, że dla Ziemi odbiegłem od Ciebie.<br />
Budzę się, jak z letargu, wstaję, jak z uśpienia.<br />
Rzeczywistość ta sama, smutna i jałowa.<br />
Dźwięk kajdanów – głos niewoli. Znów dźwiga się z cieni.<br />
Ból, rozpacz, bunt!...Upadek... I znowu od nowa<br />
wstaję, by iść bezsilnie, aż do kresu męki...<br />
Szary orężny mundur – padło pióro z ręki.<br />
Już czwarty taki wieczór, czwarty rok rozstania.<br />
Czwarty rok, bez okruchów białego opłatka –<br />
mgła na źrednicach siadła, obraz przesłania –<br />
biały stół wigilijny – ojciec, brat i Matka.<br />
Podarki u stóp choinki – i znów się wyłania<br />
myśl twarda, jak granaty – wytrwać do ostatka!...<br />
Najdrożsi, kiedy wam pierwsza w zgrozie zabłyśnie<br />
narodzenia Gwiazda, gdy pierwsza kolęda<br />
goryczą łez stłumiona przy rodzinnym stole<br />
zabrzmi echem lat dawnych – przyjdę, jak przybłęda.<br />
Duch zabłąkany z wszechświatów zjawi się mgłą zwiewną...<br />
Zostawcie dla mnie miejsce – ja przyjdę na pewno!<br />
Przyjdę, zasiądę z wami i złożonych życzeń<br />
wysłucham tak, jak niegdyś, jak niegdyś przed laty,<br />
potem zniknę niczem, jak przyszedłem niczem.<br />
Wrócę w kolczastych drutów zamotane światy.<br />
Nie wiem, czy poprzez drutów kolczastych zasieki,<br />
poprzez światów granicę sięgną moje słowa<br />
w „Wasz świat – taki kochany, a taki daleki,<br />
który mi się we wspomnieniach dziś jawi od nowa.<br />
Nie wiem, lecz wierzę mocno, że przez granicę,<br />
związani ze mną duchem, falą świętych przeczuć<br />
posłyszycie gorące słowa moich życzeń,<br />
łamiąc biały opłatek w Wigilijny Wieczór...<br />
Całuję wasze ręce, kto wie? Kiedyś może...<br />
Idą ku mnie pragnienia nieprzerwanym tłumem.<br />
Żegnam... W koncentracyjnym zamknięty obozie<br />
jeden z milionów zapomniany numer.<br />
20<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Aleksander Marian Kubicki<br />
* * *<br />
Buchenwald, marzec 1944<br />
Kiedy zawisnę na drutach ciałem,<br />
jak sztandar protestu u progu Wolności,<br />
jak okrzyk goryczy i żalu,<br />
– to oni będą winni mojej śmierci!<br />
W waszych sercach będę żył dalej,<br />
a im myśl zatruje wieczna pamięć zbrodni.<br />
TO ONI<br />
BĘDĄ WINNI<br />
MOJEJ ŚMIERCI!<br />
– Ukamienowali żywego,<br />
opluwali zniewagą,<br />
zdeptali nerwy, ciało,<br />
– dusza czystością dumna, biała<br />
ukochała samotność…<br />
– Gdzieś w kraju, w rodzinnej wsi<br />
ojciec stary pójdzie zgarbiony karczować pnie,<br />
zapłacze krwawa, sieroca łza<br />
i wróci do pustej chaty na chłopski przednówek.<br />
– Mała siostra, z oczami<br />
błękitnemi, jak niebo,<br />
nie doczeka nigdy dobrego brata,<br />
co mówił wieczorową porą<br />
bajkę o chlebie,<br />
o szczęściu i lepszej dla ludzi doli…<br />
Nie będzie komu śpiewać<br />
piosneczki o jaworze i rozmarynie.<br />
– Tam, w kraju<br />
pamięć towarzyszy, serce bijące,<br />
co nigdy nie zapomni, Twoje.<br />
Za cały życia trud, mordęgę, znoje<br />
będę dla nich jasnym, żywym, bliskim…<br />
Człowiekiem.<br />
Zabiją numer.<br />
Zostaje jednak pamięć tragiczna,<br />
co będzie budzić po nocach niezasłużona krzywda<br />
i wreszcie fala deszczowa, smuga muzyczna<br />
kieleckim lasem, raszkowskim polem<br />
potoczy cię bruzda,<br />
aż zamknie ją ból szczęścia<br />
w polskiego dziecka oczach<br />
Zdjęcia – za zgodą Danuty Duszyńskiej<br />
W podpisie – Marian Kub<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>21</strong>
foto: Katarzyna Brus-Sawczuk<br />
22<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
MIKORYZA<br />
Zmywanie talerzy nie pasuje do ciebie. Rdza na łyżkach. Zębach.<br />
Światłowody rąk. Pęcherzyki. Podróże. Do sklepu. Do miasta.<br />
Poza horyzont. Niespełnione.<br />
Guziki przyszywane do płaszcza. Małe smutki – nowa odmiana kwiatów.<br />
Lukrecja. Skóra pomarańczy. Czas kradnie oddech. Za mało tlenu. Za dużo azotu.<br />
Chciałbym abyś opuściła<br />
mikoryzę.<br />
Doiłbym twoje piersi.<br />
Zapuszczał korzenie.<br />
Codzienne zasypianie. Ścielenie łóżka. Polerowanie przezroczystych naczyń<br />
przez które widać świat w resztkach kobiecej skóry. Jedzenia. Wyblakła miłość.<br />
Poza horyzont. Niespełniona.<br />
Strącasz mnie w powierzchnię ziarna.<br />
Metr pod ziemią<br />
podróżują<br />
motyle.<br />
ONE NIE MIAŁY NIC Z WRÓŻEK<br />
one nie miały nic z wróżek<br />
półprzezroczyste nimfy<br />
na skraju brzytwy<br />
metaliczne zimne krwawnikowe<br />
trzymały swych mężczyzn<br />
na podwójnych powrozach<br />
wrastały w ziemię<br />
parzyły pokrzywami<br />
po kolei<br />
Klaudia W.Chudowolska<br />
topiły<br />
kradzione po wsi dzieci<br />
wkładały do trumienek z liści babki i mchu<br />
ozdabiały ciałka<br />
piórami dzikich ptaków<br />
nie płakały<br />
<strong>23</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
24<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Adam<br />
ŻEBROWSKI<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
25
NIE-PROSTY ARTYSTA GRAFIK<br />
ADAM ŻEBROWSKI<br />
26<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
„Reżyser ma na pokazanie spektaklu od 2 do 4 godzin,<br />
ja mam do dyspozycji jeden obrazek” – mówi Adam Żebrowski,<br />
artysta grafik, autor plakatów do oper i baletu<br />
w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej.<br />
Nadal mówisz o sobie: Adam Żebrowski,<br />
prosty grafik?<br />
Tak. Chociaż wkrótce wygaśnie mój<br />
adres mailowy prostygrafik@…<br />
To może znak, że nie jesteś już tylko<br />
prostym grafikiem?<br />
Jestem prostym grafikiem. Zawsze się<br />
tak przedstawiałem.<br />
Właściwie dlaczego?<br />
Trochę dla żartu, bo zwykle grafik jest<br />
rzeczywiście prostym grafikiem, który<br />
świadczy usługi – składa w całość<br />
to, co dostaje. Rzadko to analizuje.<br />
Ja niestety mam taką przypadłość,<br />
że czytam i oglądam. I mam z tym<br />
olbrzymi problem, bo gdy coś nie ma<br />
sensu albo czegoś nie rozumiem, to<br />
nie jestem w stanie z tym pracować.<br />
Czyli jednak nie jesteś prostym grafikiem.<br />
Jestem, bo także prosty grafik powinien<br />
czytać, oglądać, zanim coś złoży.<br />
Od kiedy tworzysz plakaty?<br />
Plakaty zdarzały mi się od zawsze.<br />
Robiłem dyplom z plakatu. Kilka musiałem<br />
zrobić, inaczej nie dostałbym<br />
piątki. Po studiach zajmowałem się<br />
tym od czasu do czasu. Plakat był<br />
i jest jedną z moich aktywności i to<br />
wcale nie tą, która zajmuje mi najwięcej<br />
czasu. W 2008 r. zacząłem współpracę<br />
z Teatrem Wielkim – Operą<br />
Narodową, no i wtedy zacząłem robić<br />
plakaty nałogowo. Zrobiłem ich 200.<br />
Niemało. Gdzie one są?<br />
Pod łóżkiem.<br />
(Śmiech) Naprawdę?<br />
Tak. Zbieram się od lat, żeby kupić szafę<br />
z szufladami w formacie B0, żeby<br />
sobie leżały poukładane, a ja miałbym<br />
do nich dostęp. Ale niestety tkwią<br />
w teczkach, poprzekładane karteczkami<br />
z tytułami, tak żebym wiedział<br />
z grubsza, gdzie który jest. No i te teczki<br />
leżą jedna na drugiej pod łóżkiem.<br />
Jak długie życie ma Twój plakat?<br />
Zwykle niezbyt długie. W repertuarze<br />
Opery jest do kilkunastu spektakli<br />
rocznie. To są krótkie cykle. Chociaż<br />
– fakt – niektóre plakaty żyją<br />
i kilkanaście albo kilkadziesiąt lat,<br />
ponieważ spektakle wracają, patrz<br />
sztandarowe Dziadki do orzechów.<br />
Kiedy rozpoczyna się współpracę<br />
z jakąś instytucją, wprowadza się<br />
tam dużo zmian, to koncepcja komunikacji<br />
dla wszystkich jest niezwykle<br />
istotna. Więc na początku plakat<br />
był pokazywany zawsze w ostatnim<br />
momencie, czyli 2 tygodnie przed<br />
premierą, czasami nawet 10 dni. Miał<br />
być niespodzianką. Koncept był komentowany<br />
w mediach społecznościowych,<br />
ludzie mówili, czy jest ładnie,<br />
czy brzydko. Na szczęście – raczej<br />
że ładnie. To rzeczywiście było coś.<br />
Był szum.<br />
To się zmieniło?<br />
Stało się normą. W tej chwili, ze<br />
względów marketingowych, projekty<br />
plakatów pokazywane są wcześniej,<br />
np. ostatni plakat, do Mocy przeznaczenia<br />
Giuseppe Verdiego w reżyserii<br />
Mariusza Trelińskiego, pokazałem<br />
dwa miesiące przed premierą. To był<br />
absolutny rekord, nigdy wcześniej się<br />
tak nie zdarzyło. Zresztą za każdym<br />
plakatem stoi osobna historia.<br />
Jedna nawet sensacyjna.<br />
Niemalże. Chodzi pewnie o plakat<br />
do Carmen. Podstawą konceptu było<br />
zdjęcie, do którego modelem był<br />
14-letni Tymek Skorupka. Po 5 latach<br />
spektakl wrócił na deski teatru i poza<br />
standardowych rozmiarów plakatami<br />
wyprodukowano jeszcze wielkoformatową<br />
reklamę zewnętrzną, co<br />
miało na tyle dużą siłę rażenia, że<br />
pewna „miła pani” zgłosiła wniosek<br />
do jakiegoś stowarzyszenia nadzoru<br />
nad czymś, że baner zawiera treści<br />
pedofilskie. Więc po 5. latach miałem<br />
taki kłopocik i musiałem się z tego<br />
wytłumaczyć.<br />
Kim jest Tymek?<br />
Tymek jest moim najmłodszym kumplem,<br />
który niedawno skończył 18<br />
lat. I synem przyjaciół. W spektaklu<br />
w reżyserii Andrzeja Chyry bardzo<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
27
28<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
istotna była grupa małych chuliganów,<br />
więc żeby nie zrobić kolejnego<br />
plakatu z bykiem albo czerwoną sukienką,<br />
wymyśliłem, że pokażę łobuza,<br />
który robi bycze rogi, przykładając<br />
do skroni dłonie z wysuniętymi<br />
palcami wskazującymi. Zdjęcie, które<br />
robił Łukasz Margrabia, powstało dosłownie<br />
w piętnaście minut. Tymek<br />
na zdjęciu miał nagi tors, więc bardzo<br />
pilnowałem, żeby literami przykryć<br />
wszystko, co mogłoby ewentualnie<br />
kogoś zgorszyć. Dmuchałem na zimne.<br />
Natomiast w porównaniu z innymi<br />
banerami, na przykład z paniami<br />
w samych majtkach, ta interwencja<br />
była bardzo zabawna, bo zdecydowanie<br />
nadmiarowa.<br />
Jaki wpływ na Twoją pracę mają<br />
twórcy opery czy baletu, choćby<br />
wielcy Mariusz Treliński czy Krzysztof<br />
Pastor? Mówiąc wprost: czy bardzo<br />
się wtrącają? (Śmiech)<br />
Pastor mniej, Treliński – bardziej.<br />
Aczkolwiek trudno to nazwać wtrącaniem<br />
się, bo ja nie robię plakatów dla<br />
siebie, tylko na zlecenie, do przedstawień<br />
konkretnych reżyserów. Więc<br />
mój przypadek to nie jest casus kontynuatorów<br />
polskiej szkoły plakatu,<br />
gdzie widać, czyj to jest plakat, tylko<br />
nie wiadomo do czego. Mam odwrotne<br />
podejście – mój styl, moja estetyka<br />
są drugorzędne.<br />
Czasy mamy takie, że w przedstawieniu<br />
Orfeusz i Eurydyka kupidyn<br />
może być kurierem DHL-u, więc na<br />
plakacie powinno być pokazane, czy<br />
ta konkretna realizacja utworu jest<br />
kanoniczną czy też uwspółcześnioną<br />
wersją klasycznego repertuaru.<br />
Co ciekawe, twórcy baletu zwykle nie<br />
wnikają w moją pracę, ale też chcą,<br />
żeby na plakacie baletowym był balet.<br />
Na plakacie do Draculi nie było.<br />
Nie było na plakacie do Draculi, nie<br />
było na plakacie do innego baletu<br />
Krzysztofa Pastora – do Tristana,<br />
który bardzo lubię. To był pierwszy<br />
plakat, który zrobiłem dla Teatru<br />
Wielkiego. Nie zmienia to faktu, że<br />
często zabiega się o to, by na plakacie<br />
widniała postać głównego bohatera.<br />
I nie ma mowy o modelach. To musi<br />
być zdjęcie tancerki albo tancerza,<br />
którzy grają w przedstawieniu. Mało<br />
tego, wszystko musi się zgadzać. Soliści<br />
pilnują, i wiąże się to dla nich<br />
z niemałym stresem, żeby na zdjęciu<br />
prezentować się idealnie poprawnie.<br />
Natomiast z Mariuszem jest zupełnie<br />
inaczej. Czytam jakieś streszczenie,<br />
czasami libretto, chociaż czytanie libretta<br />
ma umiarkowany sens…<br />
I pewnie chodzisz na próby?<br />
Niewiele by mi to dało. Na przestrzeni<br />
lat byłem dosłownie na kilku próbach.<br />
Tancerze biegają w dresach. Opowieść<br />
jest poszatkowana na kawałki.<br />
To się odbywa trochę tak jak kręcenie<br />
scen w filmie, niechronologicznie.<br />
W takim razie jak wygląda proces<br />
twórczy? Czym się kierujesz, czego<br />
potrzebujesz?<br />
Przed każdą realizacją odbywa się<br />
prezentacja, podczas której reżyser,<br />
dramaturg, scenograf opowiadają dokładnie<br />
o projekcie, łącznie ze szczegółami<br />
technicznymi, bo w spotkaniu<br />
biorą też udział dyrektorzy techniczni<br />
i osoby odpowiedzialne za to w operze.<br />
Wtedy okazuje się, czy realizacja<br />
będzie łatwa, trudna, tania, droga itd.<br />
Bardzo dokładnie jest też przybliżany<br />
charakter konkretnego przedstawienia<br />
i to mi bardzo dużo daje. Robię<br />
notatki, do których wracam. Natomiast<br />
w przypadku Trelińskiego po<br />
prezentacji spotykamy się jeszcze raz.<br />
Choćby na 10–15 minut.<br />
Już tête-à-tête?<br />
Tak, tylko we dwóch. On zwykle nie<br />
ma czasu, poza tym obaj lubimy robić<br />
szybko, nie rozwlekać. No i te rozmowy<br />
są najcenniejsze, bo wtedy pada<br />
jedno słowo albo jedno zdanie, które<br />
mnie zaindukuje. Chociaż zdarza się<br />
i tak, że nie pada. Tak czy owak, po<br />
tym briefingu tête-à-tête przystępuję<br />
do pracy. Warto zauważyć, że reżyser<br />
ma na pokazanie tego spektaklu od 2<br />
do 4 godzin, ja mam do dyspozycji jeden<br />
obrazek. Gdy powstaną wstępne<br />
koncepcje, najczęściej wysyłam je do<br />
wglądu i do wyboru, by nie dopracowywać,<br />
nie szlifować wszystkich na<br />
darmo. Po czym na ogół „rzeźbię”<br />
wszystkie wersje.<br />
No nie! Bo wszystkie się podobają<br />
i trzeba je dalej rozwijać?<br />
Różnie to bywa. Czasami plakat jest<br />
przyjęty „od strzału”, czyli od razu, tak<br />
jak w przypadku projektu do opery<br />
Donizettiego Lukrecja Borgia, mojego<br />
drugiego plakatu dla Opery.<br />
Co było w butelce? Biorąc pod uwagę,<br />
że Lukrecja – córka papieża – była<br />
rozpustnicą i trucicielką, to pewnie<br />
coś jadowitego, trującego…<br />
W butelce – po kroplówce – był skorpion.<br />
Więc ta butelka to był strzał<br />
w dziesiątkę. Dla odmiany, do kameralnej<br />
opery Thomasa Adèsa Powder<br />
Her Face w reżyserii Trelińskiego…
…przez środowiska konserwatywne<br />
określanej jako pornograficzna, inspirowanej<br />
prawdziwym skandalem<br />
seksualnym lat 60. I postacią „Don<br />
Juana wśród kobiet”…<br />
Tam padają wręcz nazwiska. Pierwowzorem<br />
głównej bohaterki była Margaret,<br />
księżna Argyll, brytyjska arystokratka,<br />
kobieta o nienasyconym apetycie<br />
seksualnym. Wtedy wymyśliłem<br />
plakat z dużym białym pudlem, który<br />
bardzo lubiłem. I miałem olbrzymi<br />
kłopot, żeby zrobić kolejne wersje, bo<br />
reżyserowi projekt się nie spodobał.<br />
Powstało 6 alternatywnych wersji, i to<br />
nie szkiców, tylko gotowych plakatów,<br />
takich, które mogłyby iść do druku.<br />
Żaden się nie podobał, po czym reżyser<br />
wrócił do pudla, bo „po co robić<br />
tyle wersji, skoro pudel był świetny”.<br />
(Śmiech)<br />
A Twój ostatni plakat – do Mocy<br />
przeznaczenia tego samego reżysera<br />
– okazał się „strzałem”?<br />
Tu też było sporo komplikacji, ale też<br />
jest to bardzo skomplikowana opera.<br />
Po premierze byłeś zachwycony.<br />
Rzadko który reżyser operowy podejmuje<br />
się realizacji tej opery. Pokazać<br />
to na jednej scenie jest niebywale<br />
trudno, a Treliński sobie poradził<br />
z wielością planów (kasyno, pole bitwy,<br />
pustelnia…). To było wyjątkowo<br />
trudne do pokazania. Sam, czytając<br />
libretto, streszczenia po kilka razy,<br />
będąc na prezentacjach, musiałem<br />
sprawdzać w notatkach, kto kogo zabił<br />
i dlaczego. No i przepiękna muzyka<br />
Verdiego, która momentami jest tak<br />
współczesna, że podczas spektaklu<br />
wydawało mi się, że słyszę syntezatory.<br />
Brzmienie zupełnie nieorkiestrowe,<br />
świetne.<br />
Temat tak naprawdę banalny – moc<br />
przeznaczenia. A dla mnie problem<br />
tym większy. Zresztą w operze generalnie<br />
trzeba mieć wiaderko krwi i jakieś<br />
narzędzia, żeby poradzić sobie ze<br />
stratą i zazdrością. Wszystkie są o tym<br />
samym. Plus minus.<br />
W operze sztuką jest uniknąć banału<br />
w libretcie. W plakacie też.<br />
Aczkolwiek w plakacie czasami banał<br />
jest wskazany. Nie można za bardzo<br />
kombinować, bo się przekombinuje.<br />
A więc szukałem jakiejś metafory,<br />
żeby zamknąć w niej tę nieuchronność.<br />
Mariusz sugerował kule bilardowe,<br />
ale upierałem się, że to nie jest<br />
trafne porównanie. Nie czułem tego.<br />
W bilardzie przecież kule się mogą<br />
różnie potoczyć. I wtedy wpadłem<br />
na pomysł kostki, która ma na każdej<br />
ściance jedynkę. Czyli z rachunku<br />
prawdopodobieństwa wynika, że<br />
zdarzenie losowe jest przewidywalne<br />
i jedyne możliwe. Po prostu nie może<br />
być inaczej, zawsze wypadnie jeden.<br />
W treści Mocy przeznaczenia tak właśnie<br />
było z bohaterem, którego nie<br />
dało się zabić z różnych powodów kilka<br />
razy. Aż w końcu zginął, bo takie<br />
było jego przeznaczenie.<br />
Zatem myślenie o plakacie zaczęło<br />
się od statycznego wizerunku kostki.<br />
Początkowo była to olbrzymia kostka<br />
na neutralnym tle, ale to się wydawało<br />
sztywne. Zrobiłem więc bardzo<br />
fabularną wersję z człowiekiem,<br />
który podrzuca 6 kostek z samymi<br />
jedynkami. Taki filmowy efekt, a akurat<br />
Mariusz Treliński lubi, żeby było<br />
filmowo, tak też zresztą stara się robić<br />
swoje opery. Moc przeznaczenia<br />
na pewno jest bardzo filmowa. Natomiast,<br />
o dziwo, ten plakat też nie<br />
wzbudził entuzjazmu. Nie był zły, ale<br />
widziałem, że nie o to dokładnie chodzi.<br />
Przepadła też kolejna wersja –<br />
z trzema portretami głównych bohaterów.<br />
Aż powstał plakat, który<br />
łączył to wszystko. Ostatecznie, żeby<br />
wyeksponować tytułową moc, skupiłem<br />
się głównie na mocnej typografii.<br />
Kostki z jedynką na każdej ściance zagrały,<br />
ale kluczowa była dłoń, która te<br />
kostki podrzuca.<br />
Wow! Rzeczywiście, myśl twórcy plakatu<br />
podąża rozmaitymi ścieżkami.<br />
W historii mojego projektowania jest<br />
to wyjątek, dziwny przypadek, bo<br />
ja zwykle robię to dużo oszczędniej.<br />
A tutaj sporo się dzieje, jest bardzo dynamicznie.<br />
I muszę przyznać, że moją<br />
faworytką nie była ostatnia wersja,<br />
29<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
30<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
ZA KAŻDYM PLAKATEM STOI HISTORIA<br />
jednak gdy obejrzałem spektakl, uznałem,<br />
że to był bardzo dobry wybór.<br />
Jak się z tym ma Twoje ego?<br />
Niespecjalnie lubię, gdy mi się poprawia<br />
i grzebie w projekcie. Z Mariuszem Trelińskim<br />
jest inaczej. Nawet jeśli czasami<br />
jest stresująco, to wiem, że to się dobrze<br />
skończy, że to ma sens.<br />
Współpraca twórcy z twórcą. Czym to<br />
jest dla Ciebie, udręką czy przygodą poznawczą?<br />
Raczej przygodą. Jest to nawet przyjemne.<br />
W ciągu kilkunastu lat, bo tyle już<br />
współpracujemy, bywało, że czułem się<br />
poirytowany przy 4. wersji, ale to były<br />
początki.<br />
Patrzenie obiektywne w tym przypadku<br />
jest niemożliwe, ale staram się<br />
w miarę uczciwie oceniać to, co widzę,<br />
w tym siebie. I w momencie, kiedy robię<br />
coś, co uważam, za naprawdę świetne,<br />
a ktoś mi w tym grzebie, to rzeczywiście<br />
odczuwam dyskomfort. Natomiast<br />
w sytuacji, kiedy czuję, że jestem w stanie<br />
zrobić lepiej, to wtedy bardzo chętnie<br />
dyskutuję.<br />
Potrafisz się bronić, jak rozumiem?<br />
Zawsze, gdy wiem, że ma to sens, gdy<br />
to ja mam rację. Jednak mocować się<br />
muszę raczej w przypadku innych twórców<br />
niż Treliński, bo z nim się już chyba<br />
bardzo dobrze rozumiemy. I nawet ta<br />
jego magiczna prośba o nowe podejście,<br />
o zmianę, bez podania konkretów,<br />
w ogóle mnie nie deprymuje.<br />
Jak określiłbyś Waszą relację?<br />
Chyba się lubimy, wydaje mi się, że jakoś<br />
też się cenimy, ja go cenię na pewno.<br />
Również za to, że potrafi uczciwie ocenić<br />
swoją pracę. Pamiętam, jak powstawał<br />
album podsumowujący jego twórczość,<br />
taki około 200-stronicowy. Spotkania<br />
robocze odbywały się nawet u niego<br />
w domu. Ludzie w teatrze się dziwili,<br />
że on się z kimkolwiek z pracy spotyka<br />
u siebie. A przy wyborze zdjęć z poszczególnych<br />
spektakli czasem zasłaniał oczy<br />
i mówił, że to jest okropne i pokazywał<br />
dalej. Więc też nie jest tak, że uważa się<br />
za skończonego geniusza.<br />
Zmianę w podejściu do pracy bardzo<br />
widać u niego po ostatnim przedstawieniu.<br />
Pamiętam, że kiedyś, w czasie prób,<br />
trudno było rozmawiać z Mariuszem<br />
o czymkolwiek innym. On był tak zaangażowany<br />
w spektakl, że trzeba było<br />
się nagimnastykować, by porozmawiać<br />
o plakacie do tego spektaklu czy o czymkolwiek<br />
innym. A gdy podczas prób do<br />
Mocy przeznaczenia poprosiłem, żeby zadzwonił,<br />
bo mam klika pytań, to zadzwonił<br />
natychmiast. Na zakończenie tej rozmowy<br />
powiedziałem mu, że szkoda,<br />
że ma taki młyn, bo jest świetny film<br />
w kinie. On mówi: „Za godzinę kończę<br />
próbę, to chętnie pójdę. Jaki?”.<br />
A jaki?<br />
The Menu.<br />
A więc to są byty równoległe – tworzy<br />
się spektakl i tworzy się koncept<br />
plakatu. Mówisz, że do ostatecznej<br />
wersji Mocy przeznaczenia ostatecznie<br />
sam przed sobą się przekonałeś<br />
dopiero, obejrzawszy premierę…<br />
Tak. Wtedy uznałem, że to był słuszny<br />
wybór. Do momentu premiery cały<br />
czas miałem wątpliwości i uważałem,<br />
że moja opcja jest fajniejsza. I nawet<br />
miałem plan, że na swoim kanale<br />
na Instagramie, do którego założenia<br />
mnie zmuszono (śmiech) pokażę<br />
wszystkie trzy plakaty. Natomiast po<br />
premierze z tego planu zrezygnowałem.<br />
Nie widziałem sensu w prezentowaniu<br />
pozostałych dwóch.<br />
Do ilu przedstawień robisz plakaty?<br />
Do znacznej większości. Do wszystkich<br />
premier.<br />
Nigdy nie było kryzysu we współpracy<br />
z Teatrem Wielkim?<br />
No do tej pory nie, ale nie wywołujmy<br />
wilka z lasu. (Śmiech) Kryzysu nie<br />
było w relacjach. Natomiast ja kryzysu<br />
twórczego doświadczam przy każdym<br />
plakacie, bo naprawdę nie jest<br />
łatwo uniknąć banału czy powtórzeń.<br />
Nie lubię powtórzeń nawet samego<br />
siebie. Żadnego projektu ani nawet<br />
jego części nie pokazuję drugi raz<br />
w innej wersji. A biorąc pod uwagę,<br />
że Halki zrobiłem do tej pory 3, Królów<br />
Rogerów też 3, to bardzo utrudnia<br />
życie. Ale nie jestem w stanie się<br />
od tego uwolnić.<br />
Trzy razy podejść do tej samej opery<br />
bez autocytatów, to jest coś! Czy te<br />
plakaty wyraźnie się różnią od siebie?<br />
Wyraźnie, bo też to są różne przedstawienia.<br />
Jedna Halka jest bardziej<br />
romantyczna, druga trochę bardziej<br />
neurotyczna, jeden Król Roger jest<br />
bardziej mistyczny, drugi idzie w stronę<br />
psychologii. Plakat musi to odzwierciedlać.<br />
Zbiór toposów, symboli, metafor też<br />
jest skończony. Czy plakat zawsze<br />
obok czegoś nowego powinien zawierać<br />
coś starego, oczywistego,<br />
żeby był czytelny?<br />
Zawsze to nie jest dobre słowo. Ale ja<br />
nie boję się posłużyć choćby najprost-<br />
31<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
szym toposowym skojarzeniem. Pamiętam,<br />
że w Wilhelmie Tellu Rossiniego<br />
z obydwu liter „L” w tytule<br />
zrobiłem strzały do kuszy, a nad literą<br />
„T” umieściłem jabłko. Brzmi to<br />
strasznie.<br />
Bo dosłownie? Tell w operze ma<br />
strącić strzałą jabłko z głowy własnego<br />
syna, a po oddanym udanym<br />
strzale oznajmia, że gdyby stało się<br />
inaczej, kolejną strzałę skierowałby<br />
w stronę swego niecnego zleceniodawcy.<br />
Właśnie, banalnie, ale to był udany<br />
plakat.<br />
W obrazie się broniło, miało siłę.<br />
I bardzo dobrze działało, także dlatego,<br />
że było znajome. Ludzie lubią<br />
zobaczyć coś, co znają.<br />
Twoje najsilniejsze, rozpoznawalne<br />
środki wyrazu?<br />
Zajmują się tym raczej krytycy. Oni<br />
to robią wspaniale. Ja bym to ujął<br />
w ten sposób: jakimś cudem te<br />
plakaty stworzyły mój styl. Nie robię<br />
założenia, że powstanie plakat<br />
w moim stylu. Dostaję temat, wymyślam,<br />
jak go zrealizować i powstaje<br />
plakat, który w zestawieniu z innymi<br />
plakatami nie krzyczy, nie odstaje,<br />
jakoś do nich pasuje.<br />
Bardzo trudno pokazać mój styl na<br />
przykładzie dwóch-trzech plakatów,<br />
bo one są różne. Ów widać dopiero,<br />
gdy plakaty są pokazane w większym<br />
zbiorze.<br />
Bardzo często do tworzenia plakatu<br />
używam fotografii, którą czasem<br />
mocno przetwarzam, czasem – prawie<br />
wcale. Zwykle organizuję sesje<br />
zdjęciowe, głównie z Łukaszem Murgrabią.<br />
Jednocześnie twierdzę, że są<br />
zdjęcia, których nie da się zrobić,<br />
jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało.<br />
Trzeba je znaleźć. Niektórzy graficy<br />
uważają za zbrodnię korzystanie<br />
z tak zwanych gotowców. To jest ta<br />
jedna sekunda, kiedy powstaje to<br />
wyjątkowe zdjęcie, drugiego takiego<br />
nigdy nie będzie. A odtwarzanie<br />
fotografii nie ma sensu.<br />
Przedzierasz się przez stocki?<br />
W stockach nie szukam. Są inne biblioteki<br />
i miejsca, strony internetowe<br />
fotografów, gdzie można te<br />
zdjęcia znaleźć i po prostu je kupić.<br />
Tak było na przykład z plakatem do<br />
opery Sprawa Makropulos, w któ-<br />
32<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
rej tematem – jak wiadomo – jest<br />
duży majątek. Użyłem zdjęcia z lat<br />
70. przedstawiającego dłoń pełną<br />
biżuterii Tiffany‘ego. To były czasy,<br />
kiedy były duże budżety i olbrzymie<br />
nakłady luksusowych pism. Na<br />
zdjęciu wszystko jest prawdziwe,<br />
warte chyba kilkadziesiąt milionów<br />
dolarów. Brylanty są naprawdę<br />
duże. Takiego zdjęcia nie zrobi się<br />
na zawołanie.<br />
Plakat do opery Jolanta/Zamek Sinobrodego<br />
wymagał zdjęcia jelenia.<br />
Najlepiej pełnego emocji. Złapać<br />
jelenia i zrobić mu takie zdjęcie byłoby<br />
dość trudne, więc wpadłem na<br />
pomysł, by przeszukać stronę amerykańskiego<br />
towarzystwa, które zakłada<br />
fotopułapki na podczerwień<br />
na drzewach w lesie. W ten sposób<br />
powstaje ciekawa galeria zdjęć.<br />
Prawda w takim zdjęciu na plakat<br />
jest bardzo istotna, nawet jeśli<br />
nikt o tym nie wie?<br />
Zdecydowanie. Tak było z plakatem<br />
do Pasażerki. Akcja: była więźniarka<br />
obozu koncentracyjnego na<br />
transatlantyku w drodze do Stanów<br />
spotyka swoją oprawczynię.<br />
Na plakacie było mnóstwo walizek<br />
z Oświęcimia, a wśród nich jedna<br />
elegancka, wydizajnowana, nowiutka<br />
walizka Samsonite z lat 70.<br />
To zdjęcie było zrobione w Auschwitz.<br />
To nie są walizki kupione<br />
na rynku staroci na Kole, za 10 złotych.<br />
Może dlatego ten plakat na<br />
ludzi działa.<br />
W wielu zdjęciach do plakatów występują<br />
prawdziwe rekwizyty. To<br />
nie jest efekt z Adobe Photoshop.<br />
Wymyśliłem je, ktoś je wykonał<br />
i ktoś je sfotografował. Tak było<br />
z różową czaszką do Traviaty –<br />
powstała w rekwizytorni Teatru<br />
Wielkiego metodą, która się nazywa<br />
„flokowanie”. Istnieje specjalny<br />
rodzaj kleju, który się nakłada<br />
na dowolną powierzchnię (np. na<br />
papier), a potem napyla malutkie<br />
włókienka układające się w strukturę<br />
aksamitu. Różowa aksamitna<br />
czaszka jest właściwie nie do kupienia.<br />
Trzeba ją stworzyć. Potem<br />
się okazało, że bardzo trudno ją<br />
sfotografować. Próbowało kilku fotografów<br />
i dobrze zrobił to znowu<br />
Łukasz Murgrabia.<br />
Jest świetnym fachowcem. Mamy<br />
na tyle dobre porozumienie, że<br />
jak sobie coś wymyślę, to on się<br />
stara to zrealizować jak najbliżej
mojego pomysłu. To też silna osobowość,<br />
ale umiemy współpracować.<br />
Dowodem na to jest choćby<br />
plakat do opery Turandot. Plan był<br />
taki: chciałem mieć zdjęcie kobiety<br />
z alabastru, idealnie gładkiej, porcelanowej<br />
postaci o niewzruszonym<br />
wyrazie twarzy. I takie zdjęcie z Łukaszem<br />
zrobiliśmy, po czym wrzuciłem<br />
to na monitor i okazało się, że<br />
to jest nuda. Odbyła się sesja, koszty<br />
zostały poniesione. W nocy nagle<br />
wpadłem na pomysł, że to powinno<br />
być zupełnie odwrotnie. Na tę nieskazitelnie<br />
bielusieńką postać narzuciłem<br />
zdjęcie zakrwawionej areny z corridy,<br />
które zrobiłem kiedyś w Hiszpanii.<br />
I powstała zupełnie nowa jakość.<br />
Murgrabia nie miał do Ciebie pretensji<br />
za ten zamach na jego dzieło?<br />
Właśnie nie, chociaż się narobił, a ja<br />
mu to zepsułem. I za to go lubię. Bo<br />
też on dokładnie wie, że gdyby nie ta<br />
jego robota, to ja nie miałbym czego<br />
zepsuć.<br />
Wesele Figara – co tam „zepsułeś”?<br />
W szczurze w postprodukcji nie poprawiłem<br />
nawet ogonka. Tam trzeba<br />
było – ale na planie – zepsuć wykwintny<br />
tort. Wszak wesele w Weselu<br />
Figara było niewypałem.<br />
Czym jest dla Ciebie opera? Wcześniej<br />
trochę kpiłeś, mówiąc, że opery<br />
z grubsza są o tym samym.<br />
Wszyscy to wiedzą.<br />
Ale jedni to kochają, innych to mierzi.<br />
Jaki Ty masz stosunek do tego rodzaju<br />
widowiska?<br />
Mnie to absolutnie nie mierzi. Widzę<br />
i doceniam zaangażowanie olbrzymiej<br />
energii ludzi, bardzo wartościowych,<br />
którzy świetnie robią to, co<br />
robią. Najczęściej są to wybitni wykonawcy,<br />
dyrygenci, choreografowie,<br />
kostiumolodzy itd. Mam świadomość,<br />
że to jest tworzenie czegoś bardzo<br />
trudnego. Żałuję tylko, że te spektakle<br />
tak krótko żyją. Czasem mają raptem<br />
kilka przedstawień i nie wracają po<br />
latach, w przeciwieństwie do wspomnianego<br />
Dziadka do orzechów czy<br />
Carmen, które ludzie znają i wiedzą,<br />
że jak na nie pójdą, to nie ma obawy,<br />
że nie zrozumieją.<br />
W takiej sytuacji są spektakle do dzieł<br />
mniej lub bardziej współczesnych<br />
kompozytorów typu Powder Her Face<br />
Adèsa. Moc przeznaczenia to też<br />
rzadko wystawiana opera.<br />
A więc tak, ja operę doceniam,<br />
szczególnie w warstwie muzycznej.<br />
Do przedstawień mam stosunek<br />
ambiwalentny – na ogół lubię nowoczesne<br />
ujęcie oper, ale znowu<br />
okazuje się, że z odstępstwami.<br />
Niedawno byliśmy na premierze<br />
Giselle, czyli na spektaklu baletowym,<br />
w realizacji XIX-wiecznej.<br />
Dokładnie odtworzona choreografia,<br />
nawet długość sukienek była<br />
taka jak wtedy. Nóżkę podnoszono<br />
do wysokości takiej jak wtedy,<br />
a nie takiej jak dzisiaj. Ten balet był<br />
bardzo nowatorski wtedy i trudny<br />
do dziś. Zwykle jest tak, że tancerka<br />
podnosiła nogę i trzymała ją na<br />
pewnej wysokości, co jest oczywiście<br />
trudne, ale umiarkowanie w porównaniu<br />
z figurami w Giselle, gdzie<br />
tancerka podnosiła nogę i trzepotała<br />
nią bez przerwy. Noga jest cały<br />
czas w trzepocie! Spróbuj to zrobić.<br />
Ja ostatnio widziałam Draculę<br />
i także byłam zachwycona kunsztem<br />
tancerzy. Doskonałe były sceny<br />
zbiorowe, notabene do muzyki Wojciecha<br />
Kilara. Oszalałam na punkcie<br />
Hrabiego Draculi, a właściwie na ich<br />
punkcie, bo przecież było ich dwóch.<br />
Bilety na wiosenne przedstawienie<br />
były wyprzedane już zimą.<br />
Dracula wyparł Dziadka do orzechów<br />
w tym sezonie, tak więc nie ma żartów.<br />
Mało jest tych przedstawień, bo<br />
też artyści mają kalendarze pozapychane.<br />
I bardzo trudna jest synchronizacja<br />
tych kalendarzy w operach na<br />
całym świecie. Trzeba się jakoś podzielić<br />
śpiewakami z najwyższej półki.<br />
Dodatkowo w czasie pandemii wszystkie<br />
kalendarze się posypały. Większość<br />
oper łudziło się, że to się jednak<br />
zmieni, może za miesiąc, może za<br />
dwa, i cały czas kulawo, ale działało.<br />
Metropolitan Opera, jako jedna z niewielu,<br />
po prostu zamknęła się na rok.<br />
I to oni mieli rację. W innych teatrach<br />
były przygotowywane premiery, były<br />
próby, po czym jeden skrzypek miał<br />
covid i spektakl się nie odbywał.<br />
W 2022 r. doszły jeszcze ograniczenia<br />
z powodu wojny w Ukrainie. Odwołano<br />
Borysa Godunowa, a to był już<br />
gotowy spektakl, łącznie ze scenografią.<br />
W związku z tym, że to była ko-<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
33
produkcja z Japonią, w Tokio spektakl<br />
był pokazywany, bo tam wtedy mieli<br />
„gdzieś” wojnę.<br />
Zatem stałeś się miłośnikiem opery.<br />
Lubię operę, aczkolwiek z biegiem<br />
czasu polubiłem ją bardziej. Kiedyś<br />
wolałem wykonania koncertowe, bez<br />
teatralnego anturażu. Wydawało mi<br />
się, że dużo bardziej istotna jest sama<br />
muzyka. Lubię muzykę klasyczną<br />
i szczerze mówiąc, na ogół troszkę mi<br />
przeszkadzało, jak ktoś śpiewał. Więc<br />
do tego musiałem się przyzwyczaić.<br />
Ocena poziomu śpiewaków jest bardzo<br />
trudna. Podstawowe poziomy – zerowy,<br />
średni i wysoki – stosunkowo łatwo<br />
odróżnić, z czasem można się nauczyć<br />
dostrzegać niuanse. Aczkolwiek,<br />
gdy ktoś twierdzi, że zna się na operze,<br />
to powinien się dwa razy zastanowić,<br />
czy dobrze wie, co mówi. Tu wchodzi<br />
w grę nawet aspekt historyczny.<br />
34<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Zainteresowanie operą rosło wraz<br />
z pracą nad plakatami?<br />
Opera daje bardzo duże możliwości<br />
twórcze. Odkryłem to od razu i bardzo<br />
mnie to ucieszyło. Do pewnego<br />
momentu zajmowałem się głównie<br />
reklamą i pochodnymi. I w pewnym<br />
momencie naturalnie mnie przesunęło<br />
w kierunku kultury. Opera to nie<br />
jest jedyna instytucja, z którą pracuję.<br />
Ale rzeczywiście tak się złożyło, że<br />
współpracuję głównie z instytucjami<br />
kulturalnymi. Projektowałem m.in.<br />
oprawę wystaw dla Muzeum POLIN,<br />
dla Opery Szczecińskiej i in.<br />
Jaki spektakl najbardziej Cię poruszył?<br />
Nie lubię oceniać, nie jestem krytykiem<br />
teatralnym ani muzycznym, ale<br />
powiem. To był wieczór baletowy,<br />
dwa spektakle jeden po drugim.<br />
Pierwszy Exodus Anny Hop, drugi<br />
Izadory Weiss Bieguni-Harnasie. Przy<br />
pierwszym Viola, moja partnerka [Viola<br />
Śpiechowicz, projektantka mody –<br />
przyp. red.], prawie się popłakała. Sceny<br />
baletowe to były wręcz niewyobrażalne<br />
ewolucje. Czuło się exodus w tym<br />
ruchu. Bardzo odkrywcza choreografia,<br />
wydarzenie na skalę światową.<br />
Ale nie wiem, czy to dobrze, żebym<br />
mówił o operach, które mi się najbardziej<br />
podobały, bo zdarza się, że<br />
mój plakat jest świetny, a spektakl<br />
beznadziejny. I nie oskarżaj mnie<br />
o megalomanię. Jeden z najlepszych<br />
plakatów, jakie zrobiłem, powstał do<br />
beznadziejnego spektaklu, o którym<br />
wszyscy woleliby zapomnieć.<br />
Można wiedzieć do którego?<br />
Wolałbym nie rzucać tytułami. Każdy,<br />
kto to przeczyta, a ma jakikolwiek<br />
związek z operą, będzie wiedział,<br />
o który chodzi.<br />
Według definicji z Wikipedii plakat<br />
to artystyczny gatunek grafiki użytkowej<br />
spełniający funkcję informacji,<br />
reklamy i agitacji politycznej.<br />
Co powiesz o takiej definicji?<br />
W Wikipedii musi być prosto i bardzo<br />
ogólnie.<br />
A jak byś ją uzupełnił?<br />
Plakat ma swoją historię, jak każda<br />
dziedzina sztuki, grafiki, po prostu się<br />
zmieniał. Jego funkcja się zmieniała. Ja<br />
nie nazywam siebie plakacistą. Jestem<br />
grafikiem, który czasami robi plakaty,<br />
i robię to dokładnie tak jak wszystkie<br />
inne projekty graficzne, czyli logotypy,<br />
albumy, książki itd., zgodnie z ich przeznaczeniem.<br />
Plakat musi jasno mówić<br />
o tytule spektaklu, filmu, baletu, czyli<br />
zachęcić do bardzo konkretnego dzieła,<br />
niespecjalnie kłamiąc.<br />
Niespecjalnie kłamiąc?<br />
Tak, czyli nie można zrobić plakatu<br />
ultranowoczesnego, „pojechanego”<br />
typograficznie i wizualnie do spektaklu<br />
baletowego, który jest odtworzeniem<br />
choreografii z XIX w., bo byłoby<br />
to wprowadzanie w błąd. I byłoby to,<br />
za czym ja właśnie nie przepadam,<br />
robienie plakatu z jego autorem na<br />
pierwszym planie i twórcami spektaklu<br />
– na drugim.<br />
Przerost formy nad treścią?<br />
Artyści z takim podejściem do plakatu<br />
są momentalnie rozpoznawalni, wiadomo<br />
czyj to plakat, tylko nie wiadomo<br />
do czego. Mają swoje biblioteki –<br />
foldery z klatkami, ptaszkami, sukien-
kami, drzewkami i na dowolne zamówienie<br />
są w stanie w ciągu 25 minut<br />
złożyć z tych klocków plakat, cytując<br />
głównie siebie. Trochę się zapędziłem.<br />
Ale takie projektowanie jest mi<br />
kompletnie obce. Uważam też, że polska<br />
szkoła plakatu ma swoje miejsce<br />
w historii, ale to już minęło, ta szkoła<br />
się skończyła. Gdy ktoś stara się bardzo<br />
do tej szkoły nawiązać i udawać<br />
np. Henryka Tomaszewskiego, którego<br />
się nie da udawać, to moim zdaniem<br />
jest to lekko żałosne.<br />
A często ma miejsce?<br />
Tak, zdecydowanie. Pisałem pracę<br />
magisterską, w której dużą część poświęciłem<br />
Tomaszewskiemu, bo go<br />
uwielbiam. Ale też nigdy nie chciałbym<br />
się nawet zbliżyć do jego graficznych<br />
realizacji. Myślenie o grafice<br />
mamy podobne, czyli im prościej, tym<br />
lepiej, im mniej, tym lepiej, środki wyrazu<br />
– zupełnie inne. Nie chcę do niego<br />
nawiązywać, bo to się po prostu<br />
nie udaje. Tak zwani kontynuatorzy<br />
polskiej szkoły plakatu tworzą te bohomazy,<br />
które wyglądają identycznie.<br />
I gdyby zrobić wystawę tychże kontynuatorów,<br />
widownia byłaby pewna,<br />
że to jest dzieło jednego człowieka.<br />
Nie masz litości.<br />
Nie chciałbym oceniać i mówić, że<br />
to jest złe. Dla mnie jest to po prostu<br />
śmieszne. Bardzo się cieszę, że to<br />
mnie nie dotyczy. To jest dodatkowe<br />
obciążenie. Oceniając rzecz obiektywnie,<br />
nie da się zrobić lepiej niż Tomaszewski<br />
w stylu Tomaszewskiego.<br />
Czy umiałbyś stworzyć definicję<br />
plakatu współczesnego, obecnego<br />
A.D. 20<strong>23</strong>?<br />
Miałaby to być definicja plakatu moich<br />
marzeń czy ocena plakatów, które<br />
wiszą na mieście?<br />
Może wyjdźmy od tych drugich.<br />
Niewiele ma to wspólnego ze sztuką<br />
plakatu. Bardzo wielu grafików się<br />
z tego śmieje, bo obecnie plakat to<br />
jest po prostu kadr z filmu plus napis.<br />
Albo zdjęcie aktorów, którzy grają<br />
główne role w sztuce plus napis.<br />
Zdjęcie z napisem – tak to nazywam.<br />
Sam staram się unikać fotografowania<br />
postaci, które grają w spektaklu,<br />
żeby uniknąć tego zdjęcia z napisem.<br />
Plakat filmowy to już w ogóle nie jest<br />
plakat, tylko anons albo duża ulotka.<br />
Artystyczny plakat filmowy zdarza się,<br />
ale bardzo rzadko. Priorytetem producenta<br />
jest ściągnięcie jak największej<br />
liczby widzów do kin. Na plakacie<br />
musi być tytuł i data. Nazwisko reżysera<br />
jeśli nawet się pojawia, to małymi<br />
literami. Najważniejszy jest znany<br />
aktor, który przyciągnie masy do kin.<br />
Najważniejsza jest sprzedaż biletów.<br />
A więc jest to po prostu kartka ze<br />
zdjęciem i serią informacji.<br />
Gdybyś miał wskazać plakat, który<br />
dotyka Twojej definicji marzeń, to<br />
byłby plakat z krajobrazu polskiego<br />
czy światowego?<br />
W Polsce mamy wielu świetnych plakacistów.<br />
Wielu polskich grafików pracuje<br />
też za granicą. Gdy wybierzemy<br />
się na biennale plakatu, to tam duża<br />
część plakatów, nawet większość, to<br />
są bardzo dobre prace. Niezbyt pochlebnie<br />
wypowiedziałem się o tym,<br />
co wisi na ulicy w swojej masie, jednak<br />
muszę powiedzieć, że wśród nich<br />
zdarzają się prawdziwe perły. Plakaty,<br />
które trafiają na wystawy, wcześniej<br />
przecież wisiały na ulicy.<br />
A może tego „zdjęcia z napisem” jest<br />
tak dużo z powodu nadprodukcji.<br />
Jest mnóstwo filmów, spektakli, festiwali,<br />
koncertów, więc trzeba robić<br />
szybko, co dzieje się ze szkodą dla artystycznej<br />
warstwy przekazu.<br />
To nie jest kwestia ilości. Kiedyś jeden<br />
z warszawskich teatrów chciał<br />
nawiązać ze mną współpracę, żeby<br />
stworzyć własną stylistyczną linię<br />
plakatów na wzór tego, co robię<br />
w Teatrze Wielkim. I jako jedną z pierwszych<br />
wytycznych usłyszałem, żeby to<br />
ADAM ŻEBROWSKI, ARTYSTA GRAFIK<br />
Pracuje z wieloma instytucjami kultury,<br />
wydawnictwami, agencjami<br />
reklamowymi i firmami fonograficznymi.<br />
Zajmuje się tworzeniem<br />
strategii komunikacji wizualnej,<br />
projektowaniem graficznym i słowem.<br />
Projektuje znaki graficzne,<br />
systemy identyfikacji wizualnej,<br />
plakaty, albumy, książki, makiety<br />
magazynów, okładki płyt i serwisy<br />
internetowe.<br />
Od 2008 r. tworzy wizerunek Teatru<br />
Wielkiego – Opery Narodowej. Jest<br />
autorem ponad 120 plakatów do<br />
spektakli operowych i baletowych. Kolejnych 60 zaprojektował między<br />
innymi dla: Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Festiwalu<br />
Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, Muzeum Narodowego w Warszawie<br />
czy Zachęty.<br />
https://www.instagram.com/adamzebrowskidesign/<br />
nie było zbyt artystyczne. Czyli chodziło<br />
o to, żeby plakat był łatwy do wykonania.<br />
To miał być rodzaj szablonu. Nie wziąłem<br />
tego zlecenia.<br />
I ostatnie pytanie na dziś: Twoi mistrzowie?<br />
Z tym mam problem. Nie śledzę rozwoju<br />
współczesnego plakatu na świecie. Jeżeli<br />
mam jakichś mistrzów, to nie w odniesieniu<br />
do ich środków artystycznego wyrazu<br />
– zresztą, powtórzę, to na ogół kończy<br />
się plagiatem albo nieudolnym naśladownictwem<br />
– tylko raczej w odniesieniu do ich<br />
sposobu myślenia o plakacie. Z powszechnie<br />
znanych artystów grafików cenię<br />
Henryka Tomaszewskiego, za jego skrótowe,<br />
proste, czytelne myślenie, które jednak<br />
często kończy się zapętloną grafiką.<br />
Po prostu inteligentne pokazanie tematu,<br />
dowolnymi środkami – tak bym to<br />
nazwał.<br />
A czy mam jakichś mistrzów? Pytanie<br />
jest trudne, spodziewałem się go, ale nie<br />
przejrzałem Internetu, żeby znaleźć sobie<br />
5 świetnych nazwisk.<br />
A ja myślałam, że daruję sobie to pytanie,<br />
ale dobrze, że je zadałam, bo odpowiedź<br />
jest brawurowa. [AM]<br />
ROZMAWIAŁA:<br />
https://open.spotify.com/show/3RjoeghoM8ZSU9RiAX2cmA<br />
https://www.youtube.com/channel/UCfU6CmCs29TF-<br />
0xmKZGDyMg<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
35
Foto: RC<br />
36<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
d<br />
RZEKI. SPIS KOCHANEK<br />
Marta Bocek<br />
RAJ<br />
Przecież był tylko<br />
widok, wąchanie wilgoci, zapamiętywanie plusków,<br />
czasem dotyk (dłoń, stopa), ukłucie komara, czasem tylko most.<br />
Wiele ich, kuszące, ciemne, ciężkie od meandrujących granic i znaczeń.<br />
Więcej cieków nie pamiętam, tylko które miałam naocznie, nadłonnie:<br />
Gwadalkiwir, Oulujoki, Sekwana, Tamiza, Morawa,<br />
Szprewa, Odra, Warta, Tanew,<br />
Douro, Dunaj, Sawa, Cisa,<br />
Dyja, Łaba, Niemen,<br />
Pad, Tyber, Nil, Tag,<br />
Wisła, nade wszystko San.<br />
I te, najbliższe ciału:<br />
Czarna Łada, Głuchówka,<br />
nade wszystko Olza, błogosławiona między rzekami.<br />
Gromadzić je jak kochanki, podziwiać ciek, wieczną cieczkę,<br />
zdrowaś Wisło, zdrowaś Olzo.<br />
Zawsze przy, pramatki, zamiast pytań<br />
zadawały kamienie, lubiły nadgryzać brzegi, spijać śnieg z gór,<br />
może dlatego kobiety, bo raz wąskie, tam szerokie, ciągłość wody,<br />
a nie do złowienia, nie.<br />
Wciąż płyną, to kiedy są sobą?<br />
W rybach, szuwarach, kamieniach,<br />
w nas płyną ku morzu, w nas.<br />
W latach dziewięćdziesiątych otwarto bramy raju<br />
i trochę z niego wywiało na nasze podwórko. Byliśmy wszyscy:<br />
babcia, dziadek, matka i ojciec, dzieci. I wszystkie zwierzęta:<br />
krowa, koń, świnia, kury, kaczki, koty i Pimpek. Tak zjawił się.<br />
Był drewniany dom z ogromnym piecem kaflowym,<br />
mrówkami pod podłogą i telewizorem pozbawionym obrazu,<br />
więc służył do rozwijania wyobraźni. Kipiącymi łychami jedliśmy<br />
zsiadłe mleko, dzieci pracowały w piaskownicy, a dorośli przy sianie.<br />
Dziwne, że nie pamiętam wieczorów, ale w raju nie mogło być<br />
znikającego świata, za to poranki były gęstą euforią:<br />
jajka, twaróg, masło, Lato z Radiem i dźwięk kociego języka chłepczącego mleko.<br />
Popołudniami żuło się szczaw, kwaśne jabłka i popijało oranżadą ze szkła.<br />
Wszystko wydawało się jasne, wiekuiste, czyli takie, jakie ma.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
37
O listach<br />
Poświatowskiej<br />
i Morawskiego<br />
CZWOROKĄT SERCA<br />
38<br />
PROF. Izolda Kiec<br />
„ Czasami całuję listy, ale coraz rzadziej,<br />
właściwie bardzo rzadko. Pocałowałam<br />
Twój list, bardzo mocno pocałowałam<br />
i położyłam pod poduszkę, co jest czynnością<br />
zgoła głupią, zważywszy, że się<br />
temu przyglądam z boku, ale przecież<br />
mówiłam już, że kocham każdy Twój<br />
list, każdy osobno i chyba także osobno<br />
od Ciebie. Pewnie dlatego, że Twoje listy<br />
są jak wspaniałomyślne lustro, można<br />
się w nich przeglądać ”.<br />
To fragment jednego z wielu listów,<br />
które w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych<br />
ubiegłego wieku pisała<br />
poetka Halina Poświatowska (1935-<br />
-1967) do Ireneusza Morawskiego<br />
(1935-2011), niewidomego prozaika,<br />
którego w swojej twórczości nazywała<br />
przyjacielem, choć on sam miał nadzieję<br />
być dla niej kimś więcej. Zauroczony,<br />
zakochany, snuł plany na wspólną<br />
przyszłość. Łączyło Halinę i Ireneusza<br />
zamiłowanie do sztuki, gwałtowność<br />
uczuć i zawłaszczająca istotne rejony<br />
życia choroba. Dzieliła – miara słowa<br />
„kocham”, inaczej przez tych dwoje<br />
pojmowana odpowiedzialność za miłosne<br />
deklaracje.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
***<br />
Poznali się w listopadzie 1956 roku w redakcji „Życia Częstochowskiego”<br />
podczas wieczoru autorskiego debiutującej<br />
pisarki, która mogła się już pochwalić wierszami opublikowanymi<br />
na łamach „Współczesności” i zapowiadała<br />
swój pierwszy tomik poetycki – Hymn bałwochwalczy,<br />
mający ukazać się w roku 1958. Morawski miał za sobą<br />
prasowy debiut – na fali popaździernikowej odwilży ogłosił<br />
opowiadanie Spotkanie z Marią.<br />
Ów moment pierwszej rozmowy młodych twórców tuż po<br />
zakończeniu spotkania z czytelnikami zanotowała Poświatowska<br />
w wydanej niemal dekadę później Opowieści dla<br />
przyjaciela. Dla Przyjaciela, dla Ireneusza.<br />
[…] ledwie skończyłam, zaczęli hałaśliwie wybierać się do<br />
kina, zapraszając i mnie, a kiedy odmówiłam, kiedy odmówiliśmy<br />
oboje, podeszłam do ciebie i zapytałam: – Dlaczego nie<br />
chce pan iść do kina?<br />
– Nie lubię chodzić do kina.<br />
Czarne okulary zasłaniały ci oczy. Nagle zrozumiałam. […]<br />
Chcąc naprawić moją niezręczność powiedziałam – ja także<br />
nie lubię chodzić do kina – i poprosiłam, żebyś mnie odprowadził<br />
do domu.<br />
Od tego dnia Ireneusz zaczął bywać u państwa Mygów,<br />
w rodzinnym domu Haliny. Ich ówczesną relację oddaje<br />
pozostający w maszynopisie, niepublikowany i niewystawiony<br />
nigdy dramat Poświatowskiej zatytułowany<br />
Dwie pary. Głównymi jego postaciami są siostry, Marta<br />
i Alina, oraz odwiedzający je koledzy, Piotr i Ryszard. Obie<br />
dziewczyny kochają się w tym drugim chłopaku, lecz Marta,<br />
która porusza się na inwalidzkim wózku, rezygnuje<br />
z rywalizacji z Aliną i gdy ta spotyka się z Ryszardem, ona<br />
prowadzi w domu długie rozmowy z Piotrem. Ten chory<br />
na gruźlicę chłopiec, uważny, mądry, darzy Martę nieodwzajemnionym<br />
uczuciem. Ranią się wzajemnie – oboje<br />
bezsilni i okrutni wobec siebie, zatraceni we własnych<br />
cierpieniach, pomiędzy buntem a rezygnacją.
Marta: […] pozwalasz się litować nad sobą obcym ludziom?<br />
Piotr: Nie Marto, to mnie nie dotyczy.<br />
Marta: Jak to – nie czujesz tych wszystkich lepkich spojrzeń,<br />
które przylegają do twojej twarzy – nie widzisz uśmiechów,<br />
półuśmieszków, słówek w rodzaju: „biedna, biedna, a taka<br />
młoda” – czyżby istotnie na ciebie ludzie tak mało zwracali<br />
uwagi, czy może masz jakiś sposób, że chodzisz niewidzialny<br />
z tą swoją twarzą bladą i wychudłą?<br />
Piotr: No popatrz – nareszcie zauważyłaś, że mam twarz.<br />
Nie Marto, ludzie nie są obojętni nawet w moim wypadku,<br />
chociaż daleko mi do twojej urody, szepczą, uśmiechają się,<br />
przechodzą – a ja też przechodzę i nie widzę ich – tak wygodniej,<br />
nie lepiej, ale wygodniej.<br />
Marta: Zazdroszczę ci tego – ja nie potrafię nie widzieć.<br />
Piotr: Biedactwo – wiele rzeczy nie potrafisz… W gruncie<br />
rzeczy różnicie się charakterami z twoją siostrą ogromnie,<br />
powiedziałbym, zastanawiająco […].<br />
W tobie jest więcej ruchu pod pozorami spokoju […]. Na<br />
przykład teraz – milczysz, a przecież kipią w tobie niewypowiedziane<br />
myśli – w każdej minucie buntujesz się na nowo,<br />
ciągle na nowo, ciągle na nowo – masz w sobie wulkan […].<br />
Marta: Ślicznie potrafisz mówić, tylko że to nic nie pomaga.<br />
Piotr: Któż ci powiedział, że chcę ci pomóc – nie jestem lekarzem,<br />
Marto, nie mam żadnych parszywych pretensji do<br />
ulżenia twoim cierpieniom – tego niestety nie potrafię – jestem<br />
bezsilny – spójrz na mnie – to ci powinno wystarczyć,<br />
ode mnie nie spodziewaj się pomocy. Przyszedłem tu porozmawiać<br />
z tobą, przyniosłem ci książki.<br />
Marta: Pokaż.<br />
Piotr: Znów będziesz smutna i zła.<br />
Marta: Nie – lubię te książki, a smutno mi dlatego, że nie<br />
mogę sama nic przeżyć, nic z tych cudnych, dalekich rzeczy.<br />
Piotr: A mnie jest wesoło, gdy czytam te same książki,<br />
czasem miło, kochanie, dowiedzieć się, że życie może<br />
być równie podłe tu i pod równikiem – jest coś piekielnie<br />
wspólnego w losie gruźlika – jak ja – i tego tam nieudanego<br />
kapitana. Fatalizm – nie wiem jak to nazwać… Wiesz, czego<br />
im należy zazdrościć – śmierci, tylko tego jednego. Oni potrafią<br />
odważnie umierać.<br />
Marta: Jesteś okrutny.<br />
Piotr: Bo cię straszę, czy to istotnie takie nowe dla ciebie,<br />
założę się, że wszystkie te godziny, które tu spędzasz sama<br />
– myślisz o tym, tylko o tym i dręczysz się na śmierć. Czemu<br />
nie mielibyśmy porozmawiać razem? Śmierć, gdy się o niej<br />
mówi we dwoje, przestaje być straszna – wierz mi, Marto,<br />
nigdy nie powinnaś myśleć o śmierci samotnie…<br />
Marta: Skąd ty wiesz?<br />
Piotr: Zapominasz, czym jestem, choroba ma to do siebie,<br />
że zawsze jest taka sama – zdrowie może mieć tysiące odcieni,<br />
tysiące barw – choroba nie – zawsze szara.<br />
Marta: Piotrze, czy wiesz, że jesteś większym melancholikiem<br />
ode mnie?<br />
Piotr: Wiem – ty jesteś bardzo odległa od melancholii –<br />
w tobie jest bunt, we mnie rezygnacja.<br />
Marta: Kłamiesz – nigdy się nie rezygnuje.<br />
Piotr: Czasami tak – bardzo rzadko – ale bywa… […].<br />
Wkrótce Morawski wyjechał z Częstochowy na studia<br />
polonistyczne do Wrocławia. Wtedy zaczęli wymieniać<br />
z Poświatowską listy. I w tej formie kontynuowali znajomość<br />
podczas pobytu Haliny w Stanach Zjednoczonych,<br />
dokąd chora na serce kobieta udała się w roku 1958 na<br />
operację ratującą życie. „Jesteśmy sobie zamkniętym<br />
czworokątnym światem” – być może tak właśnie, jak<br />
w zakończeniu wiersza jestem dla ciebie czuła…, definiowała<br />
poetka tę ujętą na kartkach listowego papieru,<br />
zamkniętą w pocztowych kopertach, niezwykłą znajomość.<br />
Pisaną rozmowę artystów, kochanków, wyjątkowych,<br />
wrażliwych osobowości.<br />
Ireneusz uświadomił sobie ów literacki, a więcej nawet,<br />
bo jak się okazało – wydawniczy zamysł Poświatowskiej<br />
w roku 1959, gdy pani Stanisława Mygowa zwróciła się<br />
do niego z prośbą, by na życzenie córki udostępnił jej<br />
listy, które Halina pisała do niego przez trzy lata znajomości.<br />
Celem było wykonanie kopii tej korespondencji.<br />
Tym gestem, tą zadziwiającą prośbą poetka potwierdziła<br />
słowa, które tuż po pierwszych spotkaniach i po<br />
wymianie pierwszych listów z Morawskim napisała do<br />
krakowskiego aktora Jana Niwińskiego:<br />
Poznałam takiego początkującego literata – przyprowadzili<br />
mi go do domu – ślepy od urodzenia prawie – domyśla się<br />
Pan, że to zrobiło na mnie wrażenie – chciałabym Panu pokazać<br />
jego nowelkę – (ale on jej nikomu nie daje) – jakie to<br />
wszystko rozedrgane – jak ten człowiek się szamocze – i jakie<br />
okrutne, i jakie powiedzmy sobie w myśl zasad chrześcijańskich<br />
– celowe – gdyby miał oczy, nie mógłby tak pisać<br />
– na pewno!!! Zamykam oczy i usiłuję patrzeć na ciemno<br />
– odkryłam, że najbanalniejsze są porównania wzrokowe<br />
– gdybym potrafiła, to bym pisała wiersze jak ślepy – ale<br />
to mi nie bardzo wychodzi. Powie Pan, że ja mogę pisać jak<br />
chora na serce – cóż, kiedy nigdy nie doceniamy własnych<br />
wad, a mamy chrapkę na cudze – na cudze zdrowie i na<br />
cudze talenty.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
39
***<br />
byłeś dla mnie tylko czworokątem papieru<br />
lecz moje serce ma właśnie taki kształt<br />
byłeś więc moim sercem<br />
i ten sam pospieszny rytm ożywiał papier<br />
powiększał do rozmiaru drzewa<br />
twoje słowa były liśćmi<br />
a smutek mój wiatrem<br />
twoje słowa jaśniały kolorem<br />
od moich oczu<br />
i od moich ust chciwie chwytających słowa<br />
i od dłoni<br />
którymi rozrywałam koperty tak delikatnie<br />
jak gdybym na włókna<br />
rozrywała twoje bijące serce<br />
upłynęły dwa lata<br />
mój krzyk przysypał biały śnieg gęsiego pierza<br />
biały krzyk gęsiego pierza poplamiony czerwienią<br />
pociemniał zapach<br />
i tylko drzewo –<br />
pamięć rośnie zaborczą zielenią<br />
***<br />
ty miły jesteś ślepy<br />
więc cię nie winię<br />
ale ja miałam dwoje oczu widzących<br />
na nic<br />
widzącymi oczyma<br />
nie dostrzegłam twojego serca<br />
chwytnymi rękami<br />
nie ujęłam<br />
i wymknęło mi się<br />
jak ziemia bogu<br />
żeby zataczać się po orbitach<br />
samotności<br />
i stałeś się odległy<br />
jak mleczna droga<br />
widny już nocą tylko<br />
bezsenną z chłodu<br />
Ostatni wiersz<br />
to już ostatni wiersz<br />
dla ciebie<br />
więcej nie będzie<br />
powiedziałam<br />
potem<br />
zakleiłam list znaczkiem<br />
i wrzuciłam<br />
w podłużny otwór skrzynki<br />
płaskie kwadratowe serce<br />
teraz ludzie chodzą ostrożnie<br />
wokół skrzynki z listami<br />
pytają<br />
co to –<br />
czy w skrzynce z listami<br />
zamieszkał ptak<br />
bo tłucze<br />
skrzydłami o boki<br />
i nieledwie<br />
śpiewa<br />
40<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Wiersze Haliny Poświatowskiej dla Ireneusza Morawskiego<br />
[…] będę miała dla Pana ciekawą rzecz – listy<br />
Ireneusza – on jest ślepy i poeta – przytłacza<br />
mnie jego fantazja – musi mi go Pan trochę odmroczyć.<br />
Prośbie matki Poświatowskiej Morawski zdecydowanie<br />
odmówił. Zrozumiał, że to, co dla<br />
niego miało przybrać czworokątny kształt<br />
wspólnego domu, dla Haliny było jedynie<br />
czworokątem papieru. Wiele lat później Ireneusz<br />
Morawski napisał w liście do mnie:<br />
W sprawie tej korespondencji przechowuję pewien<br />
uraz. Halina prawdopodobnie już przy wymianie<br />
pierwszych listów umyśliła sobie, że one<br />
powinny być, muszą być i będą opublikowane.<br />
Pisanie listów pod opublikowanie jest „robieniem”<br />
literatury, a literatura do czytania przez<br />
wszystkich jest jakby spowiedzią, która tak długo<br />
manipuluje grzechem, aż grzech ten ukryje<br />
i przeinaczy. Obawiam się, że w listach przewidzianych<br />
pod opublikowanie musi – chcąc nie<br />
chcąc – przemieszkiwać duch nieszczerości.<br />
A wartości nieszczerych listów trzeba przyglądać<br />
się zupełnie szczególnie – nieprawdaż?<br />
W 1963 roku Morawski zerwał znajomość<br />
z Poświatowską. Rozgoryczony, w przekonaniu,<br />
że został oszukany, przestał odpowiadać<br />
na jej listy, choć Halina wciąż próbowała go<br />
nakłonić do odnowienia dawnej relacji:<br />
Ireneusz,<br />
przez wszystkie burze morza – gdzie jesteś?<br />
Znowu pewnie kłamię, jak zawsze. Matka mi<br />
to napisała, że moje listy to był stek kłamstw.<br />
Ona ma często rację, lecz jeśli kłamałam, to najpierw<br />
siebie. Ciągle to robię, nie chcę patrzeć,<br />
jak mi wszystko kurwieje w oczach i ja sobie też,<br />
aby obraz był pełny, niepozbawiony kolorów<br />
[…]. Nie trzepoczę więcej, nie umiem, jestem<br />
jak kawałek betonu, z którego robi się chodniki<br />
do chodzenia po nich. A Ty mnie nie kochasz,<br />
prawda? Bo to byłoby zbyt głupio […]. Pisz do<br />
mnie, bo inaczej udławię się swoją samotnością.<br />
Całuję – Halina.<br />
Nie odpisywał… I to właśnie wtedy powstała<br />
Opowieść dla przyjaciela, autobiograficzna<br />
książka Poświatowskiej, której adresat przez<br />
długie lata uchodził za postać fikcyjną, wykreowaną<br />
na użytek historii ujętej w epistolarnej<br />
konwencji szczerego, bezpośredniego<br />
zwierzenia:<br />
Będę mówić, przyjacielu. Najchętniej milczałabym,<br />
ale milczenie nie jest żadnym rozwiązaniem,<br />
milczenie nie wyjaśnia nic […]. Chcę ci<br />
przypomnieć siebie taką, jaką byłam poprzez<br />
wszystkie te lata, które mijały nam wspólnie,<br />
dni – podczas których nasze myśli płynęły równolegle<br />
świadome swej bliskości; wystarczyło<br />
napisać list, wyciągnąć rękę, żeby napotkać<br />
twoje słowa, twój przyjazny gest. […] Moje listy,<br />
uporządkowane dokładnie, związane papierowym<br />
sznurkiem, leżą na dnie twojej walizki. Pozwól<br />
mi je wyjąć stamtąd, pozwól mi rozwiązać<br />
sznurek, którym je związałeś; przeczytajmy je<br />
wspólnie raz jeszcze […].
foto: pocztówka wydana przez Muzeum Haliny Poświatowskiej<br />
Znajomy<br />
grymas<br />
na twojej<br />
twarzy. Unosisz<br />
kąciki ust, wydymając<br />
lekko wargi. Wiem,<br />
co myślisz o miłości. Nie musisz<br />
mówić, żebym wiedziała. Wiem<br />
nawet więcej niż ty sam. Twoja ironia nie jest<br />
szczera, ty także lękasz się miłości. Czy nie dosięgła cię poprzez<br />
ciemność i wzgardę, czy nie sprawiła ci bólu? Nie potrafisz<br />
zaprzeczyć, że kochałeś mnie poprzez wszystkie te lata i że<br />
kochasz mnie jeszcze. Wiem, że mnie kochasz, i jestem dość<br />
okrutna, aby ci powiedzieć, że nie podzielam tej miłości. Nie<br />
kocham ciebie. Nigdy cię nie kochałam i nigdy nie byłam dla<br />
ciebie dobra. Nigdy nie usiłowałam sprawić ci radości. A jednak<br />
jesteś mi równie bliski jak moje własne serce. Przywykłam<br />
do twoich słów, do tonu twojego głosu, do twoich myśli, które<br />
zawsze były moimi.<br />
Opowieść dla przyjaciela wydana została w roku poprzedzającym<br />
śmierć Poświatowskiej, która nie wyjawiła publicznie<br />
tożsamości adresata swoich słów. Sam Ireneusz<br />
milczał kolejnych dwadzieścia lat. Odnalazłam go, pisząc<br />
pracę magisterską o adresacie lirycznym w twórczości<br />
Haliny Poświatowskiej. Z każdym przeżywanym i analizowanym<br />
słowem mojej bohaterki utwierdzałam się bowiem<br />
w przekonaniu, że niewidomy przyjaciel z Opowieści<br />
nie został wymyślony… „Wszystko, co wiąże się z Haliną,<br />
chciałbym, aby było u mnie sprawą delikatnie chronioną”<br />
– napisał Ireneusz Morawski w pierwszym liście do mnie,<br />
latem 1988 roku. „Miło mi było istnieć w roli osoby fikcyjnej.<br />
Trudno! Widocznie taka jest konieczność. Może tak<br />
musi być, że żaden fragment twórczości sławnych i sławniejących<br />
poetów nie może pozostać incognito?”.<br />
A jednak odmawiał zgody na publikację złożonego z jego<br />
słów tomu, zatytułowanego przez Poświatowską Listy od<br />
przyjaciela. Po raz pierwszy odrzucił prośbę samej Haliny,<br />
która pisała:<br />
Ty nawet nie wiesz, ile Ty listów napisałeś do mnie i do matki<br />
[…]. Czytam je dosyć często w ciągu ostatnich trzech lat. Teraz są<br />
już ładnie posegregowane według dat i uczuć, tworzą tom objętości<br />
około 200 do 250 stron […]. Oczywiście, nie zrobię z nimi<br />
nic więcej bez Twojej zgody; dlatego proszę – zgódź się. Zgódź<br />
się, żebym<br />
je<br />
pokazała<br />
ludziom, żebym<br />
je pokazała<br />
wydawcom. Mnie nawet<br />
nie zależy tak bardzo,<br />
żeby były drukowane natychmiast,<br />
możesz czekać – możesz czekać<br />
i wydrukować je wtedy, kiedy mnie już nie będzie,<br />
ale chcę, koniecznie chcę wiedzieć, że one będą wydrukowane.<br />
One są piękne, lepsze, mój drogi, od mojej książki i, daruj, ale<br />
lepsze od Twoich opowiadań: im nie wolno umrzeć.<br />
Wobec konsekwentnego „nie” Morawskiego poetka spróbowała<br />
w kolejnym liście wyjaśnić mu swoje uczucia i decyzje,<br />
odkryć istotę ich relacji – tak jak ona ją postrzegała od<br />
początku, od owego listopadowego wieczoru w 1956 roku.<br />
Były to – jak się okazało – ostatnie słowa Haliny do Ireneusza.<br />
Pożegnanie z Przyjacielem:<br />
Mówisz, że często nie byłeś prawdomówny w listach, ja – ja<br />
chyba także, ale przecież pamiętam doskonale, że nigdy nie<br />
kłamałam, że nigdy nie kłamałam świadomie. Po prostu to, co<br />
czułam, czuję do Ciebie, nie pasowało w żadne schematy, a Ty<br />
mnie odbierałeś poprzez schematy i ja też nie miałam innych<br />
możliwości porozumiewania się z Tobą jak te schematyczne.<br />
Ostatecznie słowa takie jak: kocham, tęsknię, czekam są dość<br />
jednoznaczne – ja nie miałam prawa użyć tych słów pisząc do<br />
Ciebie. Bo nie kochałam Cię w sensie kochania, a więc pragnienia<br />
posiadania i bycia posiadanym: nie tęskniłam za Tobą, za<br />
Twoją cielesną bliskością, tak jak nie tęsknię i teraz – ale musiałam,<br />
chciałam wiedzieć, że jesteś przy mnie, że mogę myśleć<br />
z Tobą, nie o Tobie, ale z Tobą, czy do Ciebie […]. Mało – mówisz<br />
– ogromnie mało i rozgoryczasz się, bo Ty chciałeś mnie z mięsa<br />
i kości; jednym słowem to, co sobie bardzo cenię i w dodatku<br />
czym nie bardzo rozporządzam […]. Przyjaciel – mój drogi – to<br />
także słowo – konwencja, jeśli wolisz, to mogę napisać, że jesteś<br />
połową mojej duszy albo takim koniecznym zwierciadłem,<br />
w którym się dobrze mojej duszy przeglądać, bo wtedy nie jest<br />
zupełnie sama na tym naszym wystygłym świecie. Mało – powtarzasz<br />
– diabelnie mało – no to co chcesz jeszcze, mam Ci<br />
zapisać moje zwłoki, czy jak. A w końcu, co ja na to poradzę, że<br />
jesteś mi tak potrzebny, jak jesteś, a jesteś. Możesz nie pisać,<br />
możesz sobie milczeć choćby wieczność, to i tak nic nie zmieni.<br />
Nie piszę, że Cię kocham, bo to bzdura, ale pewnie Cię kocham.<br />
Halina.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
41
Ponad dwadzieścia lat później Ireneusz Morawski, pisząc<br />
do mnie, wracał po raz kolejny do minionych zdarzeń, by<br />
opowiedzieć o nich z własnej – czy odmiennej aniżeli intuicje<br />
Poświatowskiej? – perspektywy:<br />
Wielki czas istniejący sam dla siebie walił do przodu, uciekało<br />
życie. Nie mogliśmy ani naprawdę przyjść do siebie, ani naprawdę<br />
odejść, ani naprawdę rozmawiać, ani naprawdę zamilknąć.<br />
I kiedy wreszcie przestaliśmy wymieniać listy, to milczenie było<br />
też niepewne, niepostanowione, niedokończone tak bardzo, że<br />
nawet do nieżyjącej napisałem kilka listów. […] Rzeczy zostały<br />
na zawsze nienazwane, idee niepoznane, a między nami leżał<br />
ocean, ocean wody wzburzonej, zimnej i złej, a później także<br />
ocean wszechstronnych niemożliwości […]. Mnie jako mnie,<br />
z całą ohydą i dobrodziejstwem tego, co jest mną, w ogóle nie<br />
było w tej sprawie. Halinie potrzebny był dobrze rezonujący<br />
respondent, słuchacz, odbiorca. I uznała, że może właśnie ja,<br />
może nieco lepiej od innych spełniam tę rolę. I pełniłem tę rolę<br />
dopóki było to możliwe, a nawet dłużej, znacznie dłużej i owo<br />
dłużej było moim olbrzymim błędem. Ja byłem poza marginesem,<br />
poza marginesem – i tak właśnie wyglądała prawda o niej<br />
i o mnie, ale prawda o ludziach nie może być statyczna, bo ludzie<br />
wciąż idą i idą, i idą – zawsze, aż do upadnięcia. Prawda ta<br />
nie była wcale tak oczywista. Do diabła! Przecież nie mogę napisać<br />
Pani tego tak, jak pamiętam, bo prawdę, a przynajmniej<br />
to, co ja uważam i pamiętam jako prawdę, trzeba było gdzieś<br />
zgubić. I niechaj zginie – na zawsze!<br />
42<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Listy od przyjaciela nie zginęły na zawsze. Już po<br />
śmierci Ireneusza Morawskiego ukazały się w tomie<br />
Tylko mnie pogłaszcz…, który opracowała Mariola Pryzwan,<br />
a opublikowało wydawnictwo Prószyński i S-ka<br />
w 2017 roku. Przyzwolenie na ów gest ujawnienia –<br />
pomimo wszystko – czworokątnego świata kreowanego<br />
przez tych dwoje nieprzeciętnych ludzi, wyjątkowych<br />
osobowości, czytam w kolejnym, zachowanym<br />
przeze mnie liście Przyjaciela Haliny Poświatowskiej:<br />
[…] aczkolwiek lata naszej „przyjaźni” były dla mnie trudne,<br />
bo były przesycone chcianą miłością, postawioną<br />
wobec absolutnego braku nadziei, więc aczkolwiek pamiętam<br />
i czuję dręcząca trudność tamtego czasu, byłbym<br />
gotów, a nawet szczęśliwy przeżyć to jeszcze raz…<br />
[IK]<br />
Fragmenty listów Haliny Poświatowskiej do Ireneusza Morawskiego<br />
zostały udostępnione autorce tekstu przez ich adresata. Maszynopis<br />
dramatu Dwie pary przekazała Izoldzie Kiec Zofia Niwińska.<br />
Fotografie Poświatowskiej są własnością autorki.
foto: Luigi Grieco<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
43
Ilustracja: Elżbieta Wodała<br />
44<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
zewa prosto w rêce moje<br />
pomarszczonym z³ocie<br />
stem w tej mojej podró¿y<br />
y ju¿ mo¿e w locie<br />
Jak zamknąć życie w czterech krótkich wersach,<br />
czyli<br />
RUBAJATY PO POLSKU<br />
Wandy Dusi Stańczak<br />
WARSZAWA 2022<br />
Trzymam w dłoni jeszcze pachnący farbą drukarską<br />
tomik wierszy Wandy Dusi Stańczak Rubajaty po<br />
polsku, wydany pod patronatem Stowarzyszenia<br />
Autorów Polskich Oddziału Warszawskiego II. O redakcję<br />
i skład techniczny zadbał Kazimierz Linda. Poza egzotycznie<br />
brzmiącym tytułem uwagę przykuwa okładka autorstwa Elżbiety<br />
Wodały z bajecznymi postaciami wykonami wyłącznie<br />
z elementów suszonych roślin. Ale po kolei…<br />
Rubajaty podsumowują trzydziestoletnią działalność literacko-artystyczną<br />
Wandy Dusi Stańczak, dziennikarki, poetki,<br />
piosenkarki, aktorki, założycielki kabaretu literackiego<br />
„Pół-serio”, osoby o wielu pasjach. W notce biograficznej<br />
czytamy, że jej mottem są słowa amerykańskiej pisarki Susan<br />
Sontag: „Nie byłam wszędzie, ale wszędzie na pewno<br />
jest na mojej liście”. Dokąd tym razem zabiera nas poetka?<br />
Na mapie poetyckiej twórczości autorki pojawia się jeden<br />
z cenionych, choć rzadkich, gatunków orientalnych – rubajaty.<br />
Zaistnienie tego gatunku w literaturze zawdzięczamy<br />
Omarowi Chajjamowi (Gijasaddin Abolfatl Omar ibn Ibrahim<br />
an-Nisaburi Chajjam), perskiemu poecie, filozofowi,<br />
matematykowi, lekarzowi i astronomowi, żyjącemu blisko<br />
tysiąc lat temu. Kulturze europejskiej przybliżył rubajaty<br />
Edward FitzGerald. W języku polskim ukazały się m.in.<br />
w tłumaczeniu prof. Andrzeja Gawrońskiego. Jak podają<br />
źródła, rubajaty to czterowersowe liryki, przeważnie<br />
o charakterze filozoficznym, ale nie tylko. Cechą charakterystyczną<br />
tego gatunku jest układ rymów aaba, abab<br />
bądź aaaa. Pierwotnie rubajaty były utworami bez tytułu.<br />
W swojej twórczości sięgała po nie Maria Pawlikowska-<br />
-Jasnorzewska.<br />
Dzisiaj z ogromną przyjemnością przyglądam się światu<br />
przez pryzmat rubajatów Wandy Dusi Stańczak. Czytam<br />
pierwszy, ten z okładki tomiku:<br />
ZADUMA<br />
Smutny liść opadł z drzewa prosto w ręce moje<br />
zatopiłam spojrzenie w pomarszczonym złocie<br />
pomyślałam – gdzie jestem w tej mojej podróży<br />
czy jeszcze na gałęzi czy już może w locie<br />
I z wielkim apetytem sięgam po więcej.<br />
Autorka, która jest mistrzynią krótkiej formy wyrazu poetyckiego,<br />
co udowodniła w swoich poprzednich tomikach,<br />
zauroczona (jak sama się przyznaje) tą egzotyczną formą,<br />
na początku książki ściśle przestrzega reguł rymowania.<br />
NA DRUGĄ STRONĘ<br />
Dojrzewamy jak wino rozkwitamy w purpurze<br />
by się skurczyć i zniknąć po cichutku jak róże<br />
potem zbudzi ktoś pamięć o zapachu chryzantem<br />
aż kolejność się rzeczy nieuchronnie powtórzy<br />
W dalszej części książki układ rymów ewoluuje, pozostańmy<br />
jednak przy tych regularnych.<br />
Rubajaty po polsku Wandy Dusi Stańczak to swoista<br />
podróż przez życie, przez jego aspekty egzystencjalne<br />
i emocjonalne. Nie mogło tu więc zabraknąć motywu<br />
drogi, jak np. w rubajacie Pod prąd:<br />
Ja wiem są drogi proste łatwe ich przebycie<br />
ma niepokorna dusza szuka jednak skrycie<br />
wądołów i bezdroży krętych bocznych ścieżek<br />
wierząc że po wybojach mknie prawdziwe życie<br />
Inne dotykają najskrytszych, wręcz intymnych sfer:<br />
DRESZCZ<br />
Kiedy płaszcz ci podaję pożądanie rodzisz<br />
dotyk oddech muśnięcie na wiele się godzisz<br />
jak zatrzymać tę chwilę gdy byłaś tak blisko<br />
chociaż budzisz pragnienie znów obca odchodzisz<br />
Nad wieloma utworami tego tomiku ciąży fatum przemijania,<br />
o którym poetka przypomina bardzo pięknie<br />
i subtelnie, choć daleka jest od pogodzenia się z nim.<br />
W tej poetyckiej podróży towarzyszą nam ilustracje niezwykłej<br />
artystki z Wrocławia, Elżbiety Wodały, która tworzy<br />
swoje grafiki wyłącznie z części naturalnych roślin. Jak<br />
pisze Wanda: „Każda scena czy postać to dopieszczone<br />
w każdym elemencie dzieło, przemyślane, oparte na szerokiej<br />
wiedzy z wielu dziedzin, także historii sztuki”. I trudno<br />
się z tym nie zgodzić. To przenikanie się niecodziennej<br />
sztuki wizualnej ze słowem poetyckim o orientalnym rodowodzie<br />
tworzy niezwykły klimat i zabiera nas w cudowną<br />
egzotyczną podróż. [BK]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
45
***<br />
wsuwam<br />
palce<br />
w kryształy<br />
plaży<br />
mokre<br />
od wieczornego<br />
przypływu<br />
lepkie<br />
otaczają<br />
dłonie<br />
gruboziarnistą<br />
barierą<br />
bez<br />
przepustki<br />
do Twojej<br />
skóry<br />
* * *<br />
chodzę<br />
z Tobą<br />
za rękę<br />
a czuję<br />
Miniatury<br />
* * *<br />
jest coś<br />
pomiędzy<br />
ciszą a dotykiem<br />
jest coś<br />
co spada<br />
liściem bezszelestnie<br />
jest coś<br />
na rzeczy<br />
między nami<br />
jest coś<br />
co wraca<br />
sercu pamięć<br />
***<br />
lubię<br />
wiatr<br />
* * *<br />
wodzi<br />
chcę Cię<br />
na<br />
dotknąć<br />
pokuszenie<br />
oczami<br />
wplatam<br />
jedynie<br />
palce<br />
w Twoje<br />
musnąć<br />
włosy<br />
po skórze<br />
Robert Baranowski<br />
nasze<br />
zaplecione<br />
serca<br />
chłonę<br />
ich<br />
zapach<br />
jestem<br />
w niebie<br />
delikatnie<br />
niczym<br />
pawim<br />
piórem<br />
46<br />
siódmym<br />
niebie...<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
foto:R.C.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
47
(Neuro) różnorodni<br />
Ewa Woydyłło Droga do siebie. O poczuciu wartości<br />
Umiejętność jasnego określania i egzekwowania<br />
granic idzie w parze z poczuciem wartości.<br />
Osoby, które same siebie nie doceniają, łatwiej<br />
godzą się na byle jakie traktowanie. Dotyczy to<br />
wszystkich bliskich relacji, nawet tych między<br />
rodzicem a niewinnym maluchem, między nauczycielem<br />
i klasą szkolną czy szefem i podwładnymi.<br />
Osoba o niskiej samoocenie i niepewna<br />
siebie częściej spotyka się z wykorzystywaniem.<br />
Co więcej, wcale nierzadko skłonna jest uwierzyć,<br />
że gdy odczuwa niezadowolenie sama jest<br />
temu winna. W ogóle wiele rzeczy daje sobie<br />
wmawiać właśnie dlatego, że ma wobec siebie<br />
wiele zastrzeżeń, czuje się gorsza, nie taka, jaka<br />
powinna być. Podobna postawa przypomina postawę<br />
piorunochronu, ponieważ ściąga na taką<br />
osobę najróżniejsze formy dominacji i opresji.<br />
Dobra rodzina – rodzinna, małżeńska, przyjacielska,<br />
koleżeńska, czy związana z pracą – opiera<br />
się na wzajemnym szacunku. Szacunek nie musi<br />
być koturnowy czy pomnikowy, ale powinien<br />
uwzględniać obustronne granice i potrzeby.<br />
Tym geograficznym słowem określamy niedopuszczalność<br />
zachowań, na które dana osoba<br />
się godzi. Ktoś o niskiej samoocenie, kto nie<br />
ma śmiałości wyznaczyć swoich granic, naraża<br />
się na to, że każdy będzie robić z nim, co mu się<br />
żywnie podoba; może stawiać nieprzewidziane<br />
wymagania, lekceważyć i bezkarnie krzywdzić.<br />
A dlaczego bezkarnie? Ponieważ osoba o niskim<br />
poczuciu, uważa gdzieś na dnie swojej duszy, że<br />
nie jest warta godnego traktowania. Znosi cierpienie<br />
w poczuciu osamotnienia. Smutna, gorzka,<br />
sieroca egzystencja, o której – jeżeli nikomu<br />
nie powiesz – nikt się nie dowie. A wtedy znikąd<br />
pomocy.<br />
O poczuciu własnej wartości, samoocenie, stawianiu<br />
granic – zapewne nie raz będę wspominał. Należę do<br />
ludzi, którym poczucie własnej wartości przeszkadza<br />
w codziennym funkcjonowaniu. Mam na myśli sytuację,<br />
w której to poczucie jest zbyt niskie na skutek postępowania<br />
dorosłych w naszym dzieciństwie – raz dawali<br />
odrobinę ciepła, a następnie krytykowali i odrzucali niemożliwą<br />
do zniesienia liczbę razy. Zbyt niskie poczucie<br />
własnej wartości niestety owocuje tym, że człowiek już<br />
dorosły szuka na siłę akceptacji i zrozumienia – raz otrzyma<br />
trochę dobroci, raz chłód i obojętność. Zamaskowane<br />
twarze będą powtarzać, że przecież ludzie nie są źli,<br />
a ja będę się samobiczował, że nie jestem dość dobry.<br />
Będę się przymilał, szukał uwagi, później cierpiał, bowiem<br />
jest pewna granica poniżenia, której już znieść nie<br />
można. Ciągłe bycie atencjuszem, dowartościowywanie<br />
się tym, że ktoś nas dostrzegł – to niebezpieczna droga<br />
w przepaść. Obudziłem się w porę i przestałem się sta-<br />
48<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
rać, aby ludzie zwracali na mnie uwagę, a tym bardziej<br />
czekać na grzecznościowe gesty, które brałem jako szczególne<br />
znaki wysyłane właśnie do mnie. W erze emotikonów,<br />
buziek, serduszek każde takie poruszenie może<br />
być omylnie wzięte za gwarancję jakiegoś niebywałego<br />
połączenia dusz nadawcy i adresata. Warto w takim momencie<br />
wylać sobie kubeł zimnej wody na głowę. Osoby<br />
o niskim poczuciu wartości (z deficytami czułości, których<br />
nie da się w pełni zaspokoić, i brakiem zaufania)<br />
będą wyczulone na każdy znak, nawet jeśli będzie on<br />
fałszywy, przekonane, że każdy je lubi i docenia. Komplementy<br />
będą traktowały z przymrużeniem oka, natomiast<br />
przytyczki bacznie analizowały. Sam tak mam, próbuję się<br />
z tym uporać i więcej nie rozpamiętywać słów niekoniecznie<br />
przyjaznych mi ludzi, nie jest to jednak łatwe.<br />
Z pisaniem Ewy Woydyłło po raz pierwszy spotkałem się<br />
ponad dziesięć lat temu. Nie znałem wtedy takiego pojęcia<br />
jak DDA, przemoc domowa czy w rodzinie była bagatelizowana.<br />
O takich sprawach się nie mówiło. Czasem<br />
mam wrażenie, że dotąd nie wyszliśmy z kołtuńskiego<br />
zaścianka i nadal aktualne są powieści Gabrieli Zapolskiej<br />
(O czym się nie mówi; O czym się nawet myśleć nie chce).<br />
Czy można mieć udane życie po nieszczęśliwym dzieciństwie<br />
– o tym w skrócie jest Poprawka z matury Woydyłło.<br />
Pamiętam, że bardzo mnie zabolały tezy stawiane<br />
przez autorkę, że właściwie ofiary z dysfunkcyjnych rodzin<br />
same są sobie winne, nie można wiecznie rozpamiętywać<br />
doznanych urazów. Mentorski, oschły ton – jesteś<br />
sam odpowiedzialny za własne życie, „weź się w garść”.<br />
Łopatologia stosowana i to w dodatku napisana przez<br />
psychologa. Jak zbudować własne życie, jeśli permanentnie<br />
nie ufa się ludziom, jest się tzw. piłeczką odbijaną<br />
między wieloma obojętnymi twarzami. Woydyłło sama<br />
nie pochodzi z rodziny dysfunkcyjnej, nie zaznała od najmłodszych<br />
lat chłodu, lęku i bycia na drugim planie. Dodatkowo<br />
jeszcze stwierdza, że obojętnie jak nasze życie<br />
wyglądało, mamy być wdzięczni rodzicom za ten piękny<br />
dar. Rozumiem, że gwałcone i bite dzieci też powinny być<br />
rodzicom za to wdzięczne. Mając jeszcze nad sobą nimb<br />
świętości Jana Pawła II, apostoła rodziny, do niedawna<br />
w ogóle nic zdrożnego na temat rodziców nie można<br />
było powiedzieć. Czwarte przykazanie Dekalogu nakazuje<br />
czcić swoich rodziców. Nawet jeśli to oni zaszczepiali<br />
w nas wieczny lęk, wstyd, poczucie winy. Niestety to przykazanie<br />
jest mi zupełnie obce. Tak samo zupełnie obca,<br />
pozbawiona empatii była dla mnie postawa Woydyłło. Jej<br />
książki omijałem zatem szerokim łukiem.<br />
W zeszłym roku pojawiła się jednak publikacja, która na<br />
szczęście zmieniła mój stosunek do psycholożki. Droga do<br />
siebie. O poczuciu wartości. Temat jak rzeka. W mediach<br />
społecznościowych jest całe bogactwo myśli różnych autorów<br />
udostępniane i powielane na wszelakie sposoby.
Niektóre myśli są bardziej udane, inne mniej. Woydyłło<br />
tego mnóstwa wątków ani nie rozwija, ani też w jakiś szczególny<br />
sposób nie porządkuje. Przytacza rozmowy ze swoimi<br />
klientkami, ilustruje własne przemyślenia, czasem daje<br />
łopatologiczne porady. Zwraca się do czytelniczki, kobiety.<br />
Kobiety jako adresatki książki to dość sprytny i przemyślany<br />
zabieg. W odróżnieniu od innych krajów, chociażby<br />
zachodnich, w Polsce nadal dominuje w wielu obszarach<br />
prymitywny patriarchat. Mężczyzna odchodzi od kobiety,<br />
ponieważ była złą żoną. To kobieta jest na cenzurowanym,<br />
jest tą gorszą, można ją bezczelnie krytykować i oceniać.<br />
Kobieta ma wpojony wstyd, poczucie winy głęboko w swoich<br />
regułach istnienia. Nieświadomie potem przekazuje<br />
truciznę dalej. Wprawianie w poczucie winy to ukryty<br />
rodzaj manipulacji, próba przejęcia kontroli. Człowiek ma<br />
się czuć winny, a szczególnie ten, który przestał zgadzać<br />
się na dyktowanie racji przez innych. Dobrze, by miał niskie<br />
poczucie wartości – wtedy winę łatwiej wpoić. Masz<br />
się czuć zły, odrzucony – bo już przestałeś być pożyteczny.<br />
Ewa Woydyłło przekonuje, że nie musimy być zakładnikami<br />
cudzych wyobrażeń o nas. Niech sobie myślą, co chcą.<br />
W odróżnieniu od magicznych książek o byciu sobą – publikacja<br />
Ewy Woydyłło pokazuje oblicze niekoniecznie różowe,<br />
bardziej szarobure polskiego zaścianka. Poczucie<br />
własnej wartości tutaj to ciągle coś obcego i niekoniecznie<br />
miłego dla całego stada manipulatorów i przemocowców.<br />
Autorka z bliższej perspektywy przygląda się wybranym<br />
wątkom z całego mnóstwa refleksji. Jak słusznie oceniają<br />
czytelnicy, to taka trochę wieczorna pogawędka w pobliskiej<br />
kafejce. Ewa Woydyłło opowiada historie, przybliża<br />
i stara się je umieścić w szerszym kontekście, pokazać argumenty<br />
za i przeciw. Duża w tym doza przypadkowości.<br />
Ma to co prawda swój urok, ale na dłuższą metę jest nieco<br />
męczące. Dowiemy się na przykład, co psycholożka sądzi<br />
na temat spowiedzi dla dziewięciolatków. Poczucie własnej<br />
wartości odgrywa tu przecież jakże istotną rolę. Spowiedź<br />
taka wywołuje wiele szkód w umysłach młodych ludzi.<br />
Raz, dziecko nie ma jeszcze wtedy wykształtowanego systemu<br />
wartości. Dwa, widzi przecież dorosłych, którym do<br />
grzechu niedaleko. Trzy, od najmłodszych lat kształtuje się<br />
w dzieciach poczucie winy. Problem w tym, że może być<br />
ono strawą dla manipulatorów. Mam się czuć pełnowartościowy,<br />
a jednocześnie samobiczować za każde przewinienie.<br />
Prosta droga do choroby umysłowej. A może warto<br />
inaczej – porozmawiajmy o dobrych uczynkach. Złymi nie<br />
warto się zajmować, przynajmniej nie na tyle, by myśleć<br />
o nich nieprzerwanie.<br />
Z przemyśleń Woydyłło można wynieść sporo nauki. Sam<br />
też jestem otwarty na zmiany, na pewno takie, które ułatwiają<br />
codzienne funkcjonowanie. Nie warto trwać w gniewie<br />
i złości, chociaż akurat złości nie warto się wypierać.<br />
Autorka stwierdza, że to emocja jak każda inna, należy ją<br />
przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza. Złość potrafi być<br />
siłą napędową do zmian, działania, bylebyśmy tylko ochłonęli.<br />
Dajmy sobie czas, aby minął stan rozżalenia. Akceptacja<br />
odgrywa tutaj ważna rolę. W innej części książki jest<br />
z kolei mowa o uporze. Złość może być przydatna, upór<br />
niekoniecznie. Warto dać sobie pomóc, szczególnie w dziedzinach,<br />
w których niezbyt dobrze się orientujemy. Koniec<br />
z samobiczowaniem, nie jestem dość dobry/dobra, on/ona<br />
robi to lepiej. Nie porównujmy się, bo, jak przekonuje autorka,<br />
to wybór między bananem a pomarańczą, jednakowo<br />
przecież smacznymi owocami. Samobiczowanie może<br />
również przyjąć formę narcyzmu. Nie będę działać, no bo<br />
warunki mi nie pozwalają, gdyby tylko coś tam… manna<br />
z nieba, pomocni ludzie… Psycholożka nie bez przyczyny<br />
wspomina o (neuro)różnorodności. Zauważa, że jest sporo<br />
niesprawiedliwości w traktowaniu osób o innych psychicznych<br />
uwarunkowaniach – ma tu na myśli na przykład ludzi<br />
w spektrum autyzmu, często wykluczanych ze społeczeń-<br />
stwa. Takie osoby nie rozumieją społecznych konwenansów,<br />
kurtuazyjnych masek, odbierają za to inne sygnały,<br />
mają niepowtarzalną percepcję świata oraz nierzadko<br />
są bardzo inteligentne. Autorka pisze o autystykach, ale<br />
można by tu nawiązać do innej różnorodności: wyznania,<br />
orientacji seksualnej, sposobu ubierania się. Poczucie własnej<br />
wartości zależy przecież od tego, czy jestem akceptowany,<br />
szanowany przez innych. Niespecjalnie lubię słowo<br />
„tolerancja”, bo, jak stwierdził niegdyś aktor Andrzej Seweryn,<br />
kojarzy się ono z przymusem,<br />
z tym, że muszę kogoś<br />
tolerować, a nie o to przecież<br />
chodzi. Świat mieni się wielością<br />
barw, naszym zadaniem<br />
jest dostrzegać wszystkie jego<br />
Olga Lipińska, Mój pamiętnik potoczny…,<br />
Prószyński Media, Warszawa 2014.<br />
powaby – możemy zyskać przy<br />
tym pole do rozwoju poczucia<br />
własnej wartości. Warto jednak<br />
zauważyć, że na przeszkodzie<br />
może stać samoocena<br />
zbyt niska (drażliwość, niechęć<br />
do zmian, czarnowidztwo),<br />
jak również zbyt wysoka<br />
(wybujałe ego, przekonanie<br />
„jaki jestem wspaniały”).<br />
Mam się czuć dobrze ze sobą,<br />
bez potrzeby udowadniania i robienia czegokolwiek na pokaz.<br />
Szukanie uwagi jest niestety objawem niedostatków<br />
i deficytów, nad poczuciem własnej wartości i spełnienia<br />
należy wtedy popracować.<br />
Odnoszę wrażenie, że autorka nie byłaby sobą, gdyby nie<br />
powróciła do swojej łopatologicznej wersji rzeczywistości.<br />
Była nadzieja, pozostało rozczarowanie. Będzie dobrze,<br />
tylko skończmy z krytykanctwem, perfekcjonistycznymi nawykami.<br />
Najlepiej zapisać się na wizytę do urzędu pracy,<br />
z samego rana, bo zawiłe procedury mogą się przedłużyć.<br />
Droga pani, procedury w urzędach przeciągają się miesiącami<br />
i latami, chyba że zapiszemy się na kurs parzenia kawy<br />
i herbaty, to może przyjmą od razu. No i jeszcze kolejny<br />
kwiatek: po prostu zapytajmy ludzi, co im się w nas nie<br />
podoba. To, co się ludziom nie podoba, oczywiście należy<br />
zmienić. Ma to podobno pomóc w budowaniu poczucia<br />
własnej wartości. Jakby tego było mało, na koniec dostajemy<br />
towarzystwo wzajemnej adoracji, umizgi i prawienie<br />
komplementów. Woydyłło zaprosiła do rozmowy między<br />
innymi Urszulę Dudziak czy Dorotę Warakomską. Dowiemy<br />
się od gościń, co to sukces i poczucie własnej wartości. Tyle<br />
że te laurki w sumie nie za wiele wnoszą do treści książki,<br />
a szkoda. [RK]<br />
Ewa Woydyłło-Osiatyńska – doktor psychologii i terapeuta<br />
uzależnień. Autorka książek takich jak: Wybieram<br />
wolność, czyli rzecz o wyzwalaniu się z uzależnień;<br />
Zaproszenie do życia; Podnieś głowę; Buty<br />
szczęścia; Sekrety kobiet; My – rodzice dorosłych<br />
dzieci; W zgodzie ze sobą; Rak duszy. O alkoholizmie;<br />
Poprawka z matury. Spopularyzowała w Polsce leczenie<br />
oparte na modelu Minnesota, bazującym na<br />
filozofii Anonimowych Alkoholików.<br />
Ewa Woydyłło, Droga do siebie. O poczuciu wartości, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
49
CISZA<br />
Mowa jest srebrem<br />
a milczenie strachem:<br />
Żyjemy i umieramy z zaciśniętymi zębami,<br />
rzeczy niewypowiedziane zostają w niebycie.<br />
On stoi u szczytu domu i rozmyśla<br />
jak wariat, gdy światło zmienia się<br />
z porami roku. Nagle wraca<br />
jednak po swą myśliwską strzelbę.<br />
Jej sucha skóra pęka, od teraz<br />
ma ochotę tylko oglądać Koło fortuny<br />
i zagapić się na śmierć.<br />
Niels Hav<br />
Całą zimę kraczą kruki.<br />
Milczący parkuje samochod na skraju lasu;<br />
cisza.<br />
© Niels Hav przeł. Paweł Kaźmierczak<br />
50<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Foto: R.C.
Foto: RC 51<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
W POSZUKIWANIU NADZIEI<br />
Rozmowa z Agatą Tuszyńską, pisarką, poetką, reportażystką<br />
Jakie jeszcze interpretacje do ciebie dotarły?<br />
Niesny, czyli rzeczywistość, czyli jawa lub coś na jej kształt,<br />
specjalna dyspozycja ducha, zatrzymanie, moment, błysk.<br />
Posługuję się określeniem Julii Hartwig – błysk. Czyli chwila<br />
wielkiego widzenia, połączenia znaczeń, elektrycznego<br />
spięcia, ale też miejsce, z którego obserwuje się świat.<br />
I jest to jednak moment szczęśliwy.<br />
Dlaczego tak długo milczałaś?<br />
Ciągle się zastanawiam, dlaczego tyle czasu sobie tego<br />
odmawiałam. Może miałam wrażenie, że muszę wciąż gonić<br />
za kolejnym bohaterem, że to jest ważniejsze. Poezja<br />
wymaga większego skupienia, a może tylko innego – nie<br />
można się bać siebie, nie można bać się być ze sobą dłużej.<br />
Żeby wysnuć te wszystkie słowa. Ułożyć je odpowiednio.<br />
Natomiast proza nie zawsze wchodzi tak głęboko. Może<br />
też ciągle jest mi trudniej pisać wiersze? Chociaż to, że słowa<br />
się sobie dziwią i układają, jest dla mnie źródłem niezwykłej<br />
radości. Może trzeba bardziej szlifować i mieszać,<br />
i przestawiać. To trudniejsze zajęcie. A poza tym może<br />
byłam mniej pewna tamtych słów. Gdzieś kiedyś powiedziałam,<br />
że gdybym od początku była bardziej chwalona<br />
za wiersze, być może pisałabym więcej. Gdyby żył Wiktor<br />
Woroszylski, który bardzo wierzył w moją poetycką gwiazdę,<br />
zapewne byłoby inaczej. A tymczasem poszłam za innymi<br />
książkami. Za historiami innych ludzi.<br />
Mam wrażenie, że ten tomik jest nieco różny od poprzednich.<br />
Jesteś w nim bardziej ukorzeniona…<br />
W wodzie, w piasku?<br />
Dziesięć lat milczałaś w poezji. Pod koniec 2022 roku<br />
pojawił się zbiór wierszy niesny. Czytelnicy szukają odpowiedzi<br />
na pytanie, co oznacza ów neologizm w tytule.<br />
Na spotkaniu autorskim odmówiłaś podania swojej interpretacji...<br />
I dalej odmawiam…<br />
Marta Stefańczyk z książkowego bloga „Kot na książki”<br />
interpretuje niesny jako stan medytacji, próbę odnalezienia<br />
siebie po stracie, po bólu. Ktoś inny szuka w tym<br />
rzeczywistości jako zaprzeczenia snu. Czy taki rodzaj odczytania<br />
Cię satysfakcjonuje?<br />
Kocham moich czytelników i zawsze jestem ciekawa ich<br />
lektury. Każdy czyta sobą i każdy dopisuje własne zakończenia<br />
albo początki zdarzeń, fragmenty interpretacji,<br />
rozmyślania, szkice. Czyli im więcej interpretacji niesnów<br />
i twórczych znaków zapytania dotyczących tego, czym są,<br />
tym lepiej. Naprawdę jestem szczęśliwa, że moje wiersze<br />
są czytane, żyją. Jestem trochę zła na siebie, że pozwoliłam<br />
sobie tak długo nie dłubać w poezji.<br />
52<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Paradoksalnie tak. Plaża, morze to jednak miejsce konkretne.<br />
Człowiek, do którego się zwracasz, to też konkretny<br />
adresat. Poprzednie tomiki były bardziej związane<br />
z podróżami. Tam byłaś za oknem, najczęściej samolotu,<br />
pociągu, hotelu, czyli za szybą, oddzielona, bardziej<br />
obserwująca rzeczywistość. Tu wchodzisz w życie.<br />
Ten tomik rzeczywiście jest bardziej gdzieś. Być może<br />
dlatego, że brak żywych spotkań w czasie pandemii spowodował,<br />
że więcej zaczęłam pisać o byciu na miejscu,<br />
o byciu zamkniętą, o codzienności, o pieczeniu chleba,<br />
o niemożności podróży. To było uziemienie. Ale teraz,<br />
mimo że mam dużo spotkań autorskich i podróży, czuję<br />
silniej niż wcześniej przynależność do miejsca. Mam nadzieję,<br />
że nie jest to związane z wiekiem – chciałabym,<br />
żeby tak było. Stałam się bardziej świadoma tego, gdzie<br />
jest mój adres – Polska, Warszawa, i który z tych wszystkich<br />
języków, którymi potrafię się posługiwać, jest moim<br />
własnym. Ojczyzna polszczyzna. I rzeczywiście, jeśli można<br />
być ukorzenionym w morzu, w falach i w piasku oraz w takich<br />
miejscach, które dają więcej możliwości przystanięcia<br />
i pomyślenia, to tak jest. Od momentu, kiedy zaczęłam te<br />
wiersze przepisywać, pozwalam sobie na dłuższe przystanki,<br />
bycie ze sobą bez poczucia winy za nienapisaną prozę.
I myślę, że to widać w wierszach. Choć niektóre, jak<br />
sama wspomniałaś wzięły się również ze zbioru Miejsce<br />
przy oknie, wydanego w 2003 roku, czyli dwadzieścia lat<br />
temu. Wróćmy na chwilę do tych utworów. Wszystko<br />
jest w języku – historia i lęki naszych przodków przede<br />
wszystkim. Wynotowałam sobie sformułowania, które<br />
na pewno rozpoznasz w zdarzeniach, które nie były na<br />
szczęście Twoim udziałem: „misterium / rozebrania ze<br />
skóry”, „Obudziłam się / z pętlą na szyi”, „Ariadna uplotła<br />
ci / ocalenie”, „Może ten wyrok / jest łaską”, „las broczy<br />
złotem”, „iskry od popiołu”, „przeżyją nas drzewa”,<br />
„drut kolczasty / broni / dostępu / do ciebie”, „ziemia<br />
nam wspólnie / obiecana”. W Rodzinnej historii lęku<br />
opowiedziałaś o losach Twoich przodków, wielu z nich<br />
zostało zgładzonych. Jest w tym zbiorze wstrząsający<br />
wiersz pt. sen powtórzony o tym, jak w muzeum zagłady<br />
w Oświęcimiu przymierzasz okulary albo jeśli brzozy to<br />
„pod bandażami skóry”. W niesnach też znajdziemy takie<br />
odniesienia, choć jest ich znacznie mniej…<br />
Ja tego w ten sposób nie zapamiętałam, ale teraz to rzeczywiście<br />
słyszę. Zastanawiam się, o ile jest w nich teraz<br />
mniej wojennego echa. Tak, jest mniej, choć tak naprawdę<br />
każdego dnia myślę o getcie i każdego dnia w różnych<br />
wariantach i odsłonach przywołuję moją babkę, jej torebkę<br />
albo mur, albo dzieci w getcie, kawiarnię Sztuka<br />
albo Wierę Gran. Wszystko to, cała gettowa układanka<br />
jest we mnie. Mam przyjaciół, którzy twierdzą, że niszczy<br />
mnie smutek, zapatrzenie w przeszłość. A ja się już przyzwyczaiłam<br />
do obcowania z tym, co było. Nawet czerpię<br />
z tego coś w rodzaju siły. Wiem, że nastąpi taka chwila, gdy<br />
będę musiała wszystko zostawić i bez niczego wybrać się<br />
w drogę. Może będzie to już ostateczna droga, może jakaś<br />
inna, ale taka perspektywa mnie nie przeraża. Rozważam<br />
ją. Niekiedy myślę też o śmierci, której się nie boję. Rozumiem,<br />
że może nieść ulgę.<br />
Napisałaś „do raju / trzeba odejść”. Trzeba. Jakaś niekoniecznie<br />
interesująca możliwość. I jak się okazuje słowo,<br />
Twoje słowo, nie tylko ma zadanie ocalić historię życia<br />
Twoich kolejnych bohaterów (Twoją osobistą również),<br />
lecz może mieć także cechy profetyczne. W jednym<br />
z wierszy napisałaś: „ćwiczenia stylistyczne / z utraty //<br />
próba spektaklu / który się nie / zdarzy”. Długi czas po<br />
tym powstała książka Ćwiczenia z utraty, która była zapisem<br />
ostatnich miesięcy życia Twojego męża, Henryka<br />
Daski. Na ile świadomie zapisałaś takie właśnie słowa?<br />
Nieświadomie. Do tego stopnia, że ich nie pamiętam. Nie<br />
pamiętam wielu swoich myśli i sformułowań. Tytułu książki<br />
nie wzięłam z tego wiersza, wymyśliłam go jeszcze raz.<br />
Sądziłam, że go właśnie odkryłam. Zawsze wierzyłam, że<br />
w naszej parze to raczej ja jestem narażona na niebezpieczeństwo.<br />
Ja będę chora. Mnie coś złego się zdarzy.<br />
Henryk był w moich oczach człowiekiem niepokonanym,<br />
takim, któremu nic się nie może stać, bo jest królem życia.<br />
On panuje nad wszystkim, mądry, błyskotliwy, utalentowany.<br />
To nie jego miało spotkać. A jeśli ja? Nie bałam się<br />
tego. Czułam, że tak ma być. Utrata wpisana jest w każdy<br />
los. Żyje jeszcze moja mama, żyje mój pies, który ciągle<br />
pamięta Henryka. Drogie mojemu sercu istoty, które nie<br />
będą wieczne. Rozumiem, że tak dzieje się świat.<br />
Ale bardzo bym chciała, żeby ten dym przeszłości mógł<br />
się trochę rozrzedzić. Chociaż swojej rodzinnej historii nie<br />
odczuwam jako kary ani dopustu. To jest część mnie. Nie<br />
chcę jej zamazać ani unieważnić. To dotyczy również mojej<br />
mamy, dziewczynki z warszawskiego getta. Teraz łaska-<br />
RAZEM CZY OSOBNO<br />
najtrudniej nauczyć się<br />
pisowni „“nie”” z przymiotnikami<br />
i innymi częściami<br />
nas<br />
nie mój nie my nie sny<br />
razem czy osobno<br />
i jeszcze nie czuły nie wierny nie zapomniany<br />
jaki<br />
więc razem<br />
nie wiem<br />
• • •<br />
miłość<br />
ma więcej liter<br />
niż los<br />
i sens<br />
więcej niż<br />
ty i ja<br />
razem wzięci<br />
więcej niż<br />
świt i noc<br />
układa się<br />
jedynie<br />
ze śmiercią<br />
(niesny, 2022)<br />
koło ratunkowe<br />
koło ratunkowe<br />
ma trzynaście liter<br />
w języku pełnym<br />
chrząstek i gżegżółek<br />
taki ptak nieortograficzny<br />
szary z piegowatym brzuszkiem<br />
ma sześć sylab w tym samym dialekcie<br />
kołysanek pierwszych<br />
rysopisów rzeczy<br />
przytrzymam się uchwytu „“ł””<br />
nie istniejącego<br />
w żadnym innym<br />
alfabecie<br />
w naszym łączy<br />
łódź z miłością<br />
pozwala przepłynąć<br />
przez kolejne<br />
złudzenie<br />
do portu<br />
łaskawego lub mniej<br />
oto ja<br />
i mój dar<br />
kukułcze jajo<br />
(niesny, 2022)<br />
(niesny, 2022)<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
53
wa pamięć pozbawiła ją wojennych wspomnień. W wieku<br />
dziewięćdziesięciu jeden i pół roku jest małą dziewczynką,<br />
która wymaga opieki.<br />
Getto jest we mnie i wszystko, co tam się działo, i moja<br />
babka Dela z jej czarną torebką. Ale to nawet nie jest we<br />
mnie bólem, ale zgodą na określony los. Taki mi przydzielono.<br />
Gwiazdy? Przeznaczenie? Młodzi mówią, że nie chcą<br />
rozmawiać o zagładzie, że mają dosyć słuchania o śmierci,<br />
że za dużo tego w szkole. Ja się przed tym nie bronię. Nie<br />
odrzucam. Nie uciekam. Getto jest w moim krwiobiegu.<br />
Jest ważnym punktem odniesienia.<br />
Mam takie poczucie, że ludzie, którzy przeżyli wojnę<br />
w miejscu, gdzie się działa, nie w Paryżu, ale w Warszawie,<br />
w Łodzi czy w Radomiu, są inni niż tacy, który o niej słyszeli<br />
z dalekiej lub emigracyjnej perspektywy. Ich życie potem<br />
jest inne bez względu na to, w jakim stopniu zostali przez<br />
wojnę dotknięci. Świadkowie odchodzą, znikają ostatni,<br />
niedługo nie będzie z kim rozmawiać o głodzie, łapankach,<br />
powstaniu. O walce.<br />
Czego szukasz w getcie?<br />
Jest mi bliskie, jak dom. Dom, który mógłby być mój. Jak<br />
los. Przecież to mogło zdarzyć się właśnie mnie, gdybym<br />
urodziła się nieco wcześniej w tej samej żydowskiej rodzinie<br />
z Łęczycy. Szukam tam nadziei. Bo istniała, mimo zła<br />
i okrucieństwa istniało dobro. Niektórym udało się ocaleć.<br />
O tym jest opowieść Zosi Zajczyk w mojej książce Mama<br />
zawsze wraca. Także o stwórczej mocy słów. Z moimi bohaterami<br />
wchodziłam do getta wiele razy. Wiera Gran<br />
wymusiła na mnie pytania o granice kompromisu i cenę<br />
przeżycia. Konfrontacja z trudnymi wyborami z przeszłości<br />
pomaga refleksji na temat współczesności. Choć niekiedy<br />
mam wrażenie, że nie uczymy się historii. Wraca nienawiść<br />
i żądza władzy, upokarzanie innych i chęć dominacji.<br />
Trzeba o tym pisać, krzyczeć trzeba. Bo nawet w czasie<br />
hańby są ludzie, który przywracają wiarę w dobro. Ja właśnie<br />
tego dobra szukam.<br />
Twoja mama i babcia uciekły z getta. Im się udało.<br />
Udało im się opuścić dzielnicę za murami, ale zaraz potem<br />
zetknęły się ze szmalcownikiem. Musiały się wykupić,<br />
musiały się ukrywać. Babka przeżyła prawie. Zginęła<br />
trzy miesiące przed końcem wojny. Moja mama odcięła<br />
przeszłość. Latami nie wracała do niej. Bała się. I bała<br />
się zarazić mnie lękiem. A ja muszę, bo przecież to moja<br />
przestrzeń, moja tożsamość, którą stale tworzę. I szukam<br />
w niej paradoksalnie siły, siły w pokonywaniu lęku. Przyglądam<br />
się tym, którzy ocaleli i próbuję dociec, jak im się<br />
to udało. Rozwiązuję te sploty ludzi skazanych na śmierć.<br />
Inni interesują mnie znacznie mniej.<br />
Isaac Bashevis Singer pisał, że nawet człowiek szczęśliwy<br />
nie chce czytać o człowieku szczęśliwym. Musi być dramat.<br />
Musi być węzeł, konflikt, sprzeczności. Coś, co pokaże<br />
podszewkę życia. Walka, mierzenie się z losem, pokonywanie<br />
przeciwności. Dlatego tak ważna była dla mnie Irena<br />
Krzywicka, którą życie boleśnie doświadczyło, a która<br />
w latach 30. byłą królową świata. Kariera, rodzina, zacny<br />
mąż, sławny kochanek, synowie, modna kawiarnia Ziemiańska,<br />
przyjęcia, premiery, dom w Podkowie Leśnej…<br />
Wojna odebrała jej niemal wszystko. Ocalała. A los dalej ją<br />
doświadczał. Potrafiła mówić o tym z uśmiechem, mając<br />
wtedy 90 lat.<br />
54<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Agata Tuszyńska<br />
Pisarka, poetka, reportażystka. Autorka bestsellerowych<br />
biografii (Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej,<br />
Wiery Gran, Józefiny Szelińskiej – narzeczonej Schulza),<br />
a także książek autobiograficznych (Rodzinnej historii lęku<br />
i Ćwiczeń z utraty). W ostatnich latach ukazały się Mama<br />
zawsze wraca oraz Żongler. Romain Gary. W kwietniu<br />
20<strong>23</strong> roku ukaże się, przy okazji 80. rocznicy wybuchu<br />
powstania w getcie warszawskim, Czarna torebka. Wydała<br />
kilka tomików wierszy (I znowu list, Adresat nieznany,<br />
Miejsce przy oknie, Nadzieja 2). Jej książki przetłumaczono<br />
na kilkanaście języków. W 2022 roku została odznaczona<br />
francuskim Orderem Sztuki i Literatury.<br />
Masz taki postulat dla świata – jeden wiersz do czytania<br />
dziennie. Czym jest dla Ciebie poezja, czym słowo?<br />
Jestem bardzo przywiązana do słów. Do ich znaczeń,<br />
dźwięku, kształtu, zapachu, ciężaru. Blasku i temperatury.<br />
„Ze słowa łódkę albo kamień…” – napisałam kiedyś. Słowo<br />
jest najważniejsze. Pozwala mi istnieć. Opowiada ból<br />
i żal i miłość. Bawię się nim, dotykam, odmieniam przez<br />
przypadki. Noszę ze sobą i w sobie. Litery, sylaby, wyrazy.<br />
Nazywam i opisuję. Znajduję słowa na piasku i w wodzie.<br />
Jako muszelkę, falę, księżyc.<br />
Wymyślam też słowa. Na przykład „jesienniejemy” albo<br />
„bezdusza” lub dzień „bez-list-ny”. Ten dziwny język pełny<br />
chrząstek i gżegżółek świetnie się do tego nadaje. Ma<br />
tyle dziwnych znaków i tak zaskakującą melodię. Nie mam<br />
innego sposobu, żeby wyrazić siebie. Nie znam nut ani<br />
sekretów malarstwa. Słowem próbuję opisać moją wewnętrzną<br />
rzeczywistość. Słowo jest bardzo plastyczne<br />
– niemal jak ceramika, która teraz mnie fascynuje, glina,<br />
którą ugniatam, lepię do momentu, kiedy powstanie wymyślony<br />
kształt. To nie jest zresztą takie łatwe. Podejrzani<br />
są dla mnie ludzie, którzy uważają, że pisanie to proste<br />
zajęcie. Praca w słowie to jest i rzeźbienie, i kamieniołomy,<br />
i łowienie motyli. Mozolne przebieranie muszli i grzebanie<br />
w piasku, gdzie czasem tylko pojawiają się bursztyny.<br />
Ostatnio zbieranie bursztynów pochłania mnie bez reszty.<br />
A co Cię tak bardzo w tym zbieraniu fascynuje?<br />
Może to, że jednego ranka na brzegu morza nie ma nic,<br />
a innego dnia pojawiają się te żółte, rdzawe, miodowe<br />
skarby. Nie ma reguł, które by tym rządziły. Ważny i zachwycający<br />
jest moment znalezienia – niekiedy tak się
dzieje ze słowem, że myślisz godzinami i ciągle to nie jest<br />
to słowo, czy też to właściwe połączenie słów. Liczy się<br />
ten błysk. Błysk pomiędzy słowami. Albo żywiczny, między<br />
ziarnami piasku.<br />
A jeśli zamiast bursztynu znajdziesz szkiełko?<br />
Szkiełek nie zbieram. Chyba że są to niebieskie koraliki.<br />
Ale nie nad morzem. Po latach doświadczeń umiem już<br />
doskonale rozpoznać bursztyny. Podobnie jest z pisaniem.<br />
Po latach praktyki widzę z daleka, co jest imitacją, a co<br />
szlachetnym surowcem. Szkiełko jest cięższe i bardziej<br />
świecące, bursztyn lżejszy i świeci inaczej. W tej chwili<br />
potrafię zobaczyć z góry nawet drobny okruch. Co za radość<br />
– mieć kieszenie napchane znalezionymi bursztynami.<br />
Jest to jakoś pewnie podobne do Nabokovowskiego<br />
łowienia motyli w siatkę. Nigdy tego nie robiłam, ale czuję,<br />
że to podobne. A poza tym to rodzaj uzależnienia, nigdy<br />
nie mam dość. Włóczę się kolejne godziny, żeby jeszcze raz<br />
przeżyć ten moment – mam, znalazłam!<br />
Czy po śmierci męża, który odchodził na Twoich oczach,<br />
nie straciłaś wiary w słowo?<br />
Oczywiście, że straciłam. Nawet więcej, poczułam się<br />
kompletnie zdradzona przez słowo. Pomyślałam – po co<br />
to wszystko, te biblioteki, które kompletowaliśmy przez<br />
lata, te powieści, poezje, traktaty. Henryk był pasjonatem<br />
książek. Wykupywał dodatkowy bagaż, żeby przewozić do<br />
Jak zmieniasz fokus – poezja jest innym rodzajem widzenia.<br />
Inaczej się zapisuje prozę, inaczej poezję…<br />
Mam inne zeszyty, inne kartki i teczki, w których zapisuję szkice<br />
wierszem lub prozą. Wszystko piszę piórem. Wszystko zaczynam<br />
piórem. Poetyckie notatki, fragmenty biografii, pomysły<br />
na internetowe wpisy. Potem przechodzę na klawiaturę komputera,<br />
ale pierwsza myśl, najważniejsza, idzie z brzucha przez<br />
rękę na papier. I to przez rękę, która jest zaopatrzona w pióro.<br />
Długopisów nie uznaję! Mam dużo ołówków, używanych na<br />
równi z piórami. Zawsze noszę kartki i pióro, na spacerze, w podróży,<br />
u przyjaciół. Pomysły na wiersze przychodzą nagle, w windzie,<br />
za zakrętem drogi, w poczekalni u okulisty. Coś się zdarza,<br />
co wymaga zapisania. Najpierw bez zobowiązań. Ale wyraźnie.<br />
Z czasem nabiera pełniejszych kształtów. Wtedy siadam przy<br />
biurku i majstruję dalej. Długo. Przy biurku w Warszawie lub<br />
w Sopocie, gdzie już też jestem prawie u siebie.<br />
Można powiedzieć, że w prozie oddajesz się na usługi innym,<br />
a w poezji możesz być dla siebie?<br />
Tak powiedział kiedyś Wiktor Woroszylski, z którym się przyjaźniłam.<br />
Ale teraz jest trochę inaczej. Mam wrażenie, że i w<br />
prozie jestem teraz ja sama. Proza, biografia, eseistyka jest<br />
pozornie o innych, ale już wiem, że to lustrzane odbicia. Że<br />
wciąż piszę o sobie. Nie napiszę każdej biografii na zamówienie.<br />
Pewne postaci mnie nie interesują, chociaż obiektywnie<br />
są fascynujące. Ja muszę widzieć w nich siebie i moje własne<br />
pytania.<br />
Getto jest we mnie i wszystko, co<br />
tam się działo, i moja babka Dela<br />
z jej czarną torebką<br />
Toronto kolejne tomy z Warszawy. Ustawialiśmy je w bibliotece,<br />
na trzech piętrach naszego wielkiego domu. Książki<br />
były u nas najważniejszymi lokatorami. Oboje fanatycznie<br />
im ufaliśmy, wierzyliśmy, że są lekarstwem na wszystko i że<br />
wszystko potrafią wyrazić. Znajdowaliśmy w nich mądrość<br />
i pocieszenie. I nagle, kiedy Henryk zachorował i kiedy chorował,<br />
okazało się, że słowo nie jest w stanie udźwignąć tragedii.<br />
Zawiodło. Pamiętam moje rozgoryczenie. Patrzyłam<br />
na te wszystkie książki, które nas otaczały i wydawały mi się<br />
wtedy kompletnie niepotrzebne. Bezradne jak ja. Jak my.<br />
Trwało to długo, kilkanaście miesięcy. Ale potem pomyślałam,<br />
że przecież pisanie to jedyna możliwość ocalenia. Jeśli<br />
nie chwycę się za słowo, dosłownie jak za koło ratunkowe,<br />
to mogę jedynie sobie strzelić w łeb. Miałam takie myśli,<br />
ale nie mogłam ich zrealizować ze względu na pamięć<br />
o Henryku. On tak brawurowo walczył o życie, że ja nie mogłam<br />
się go pozbawić. Byłam chora z rozpaczy. Poza tym<br />
nic mi nie było. Henryk zachęcał mnie do opowiedzenia<br />
naszej historii. Historii miłosnej. Czułam, że bardzo mnie<br />
kocha. Jako kobietę, Polkę, Żydówkę, Żydówko-Polkę, ale<br />
także jako pisarkę. Wiedział, jak ważne jest dla mnie pisanie,<br />
utwierdzał mnie w tym w chwilach moich wahań.<br />
Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, żebym dla niego zrezygnowała<br />
z tej części siebie. Nie chciał, jak niektórzy, żeby<br />
żona rezygnowała ze swojej pasji na rzecz „miłości” albo<br />
wspólnego życia czy budowania kariery męża. Może czuł,<br />
że kiedy go zabraknie, zostanę sama. Dlatego bardzo mnie<br />
namawiał, żebym opisała to, co się z nami działo. I żebym<br />
pisała w ogóle.<br />
Twój nowy tom cieszy się wielkim zainteresowaniem czytelników,<br />
z którymi utrzymujesz dość bezpośredni kontakt<br />
poprzez media społecznościowe. Jak długo będziemy<br />
czekać na kolejne wiersze?<br />
W czasie covidowego zamknięcia, kiedy nie było bezpośrednich<br />
spotkań, kontakt z ludźmi w internecie był bezcenny.<br />
Zasilał taką energią, jaką zwykle czerpię ze spotkań<br />
autorskich. Zaczęłam zamieszczać dużo więcej postów<br />
i czułam narastającą z czytelnikami więź. Niezwykłe doświadczenie.<br />
Nie zdawałam sobie wówczas sprawy ze skali<br />
tego przedsięwzięcia. Wpisy o poezji, na przykład o Tuwimie<br />
czy Broniewskim lub o kobietach pisarkach (Kuncewiczowa,<br />
„Czajka” Stachowicz, Grodzieńska) mają tysiące<br />
odwiedzin i równie wiele komentarzy. W wielu miastach<br />
Polski, do których jeżdżę na spotkania autorskie, jestem<br />
poznawana na ulicy przez fejsbukowych fanów. To dla<br />
mnie wielka radość!<br />
Poczułam też, że moi czytelnicy czekali na moje wiersze.<br />
Piszą mi o tym i mówią. Mam już pomysł na kolejny tomik.<br />
Jest tytuł i kilka szkiców. I nowa teczka na poetyckie zapiski.<br />
Oczywiście niebieska. [AH]<br />
ROZMAWIAŁA:<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
55
SEN POETY<br />
LUNATYK<br />
milczę. księżyc w pełni<br />
rozmowy. prowadzę dialog<br />
z sobą. cisza klawikordu<br />
ptaków nocy. dotykam<br />
to co rozproszone. powroty<br />
odejścia. teraz<br />
potem. przeżuwam myśli<br />
ciężkostrawne – ja<br />
lunatyk błądzenia<br />
snem poety wiersz<br />
ten oczekujący narodzin<br />
zamknięty w muszli znaczeń<br />
drzemie ziarnami liter<br />
oddycha cząsteczkami<br />
światów tajemnych<br />
rozkwita piórówką<br />
uśpionych wersów<br />
najpiękniejszy wiersz<br />
snem<br />
56<br />
IRENA SZYMAŃSKA<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
ŚCIEŻKI SNÓW<br />
dygotają zmęczeniem<br />
poszarpane sny<br />
płoną ścieżki oniryczne<br />
niczym żyrafa Salvadora<br />
ręce pozbawione skóry<br />
stają się bezużyteczne<br />
nie znajduje oparcia ciało kościste<br />
bez pulsującej krwi<br />
bałagan w szufladach mózgu<br />
tyranizuje myśli –<br />
giną szkielety przeznaczenia<br />
wrasta w kamień czas
***<br />
PRAWDA<br />
wielka –<br />
nawet gdy malutka<br />
jak gryczany groszek<br />
słodko-gorzka<br />
w sukni z muślinu<br />
p-r-a-w-d-a<br />
w małych miasteczkach<br />
przy wąskich uliczkach<br />
stare domy<br />
mosty skrzypią znajomo<br />
jak schody na strych<br />
dzwony wybijają rytm ślubów i zgonów<br />
nocą – kwadraty okien<br />
świecą jak oko morskiej latarni<br />
tam tęsknoty pożądania lęki<br />
stałość i zmienność<br />
tajemnice księżyca<br />
atmosfera gry<br />
obce jej przystanki zagubienia<br />
choćby ją wciskano<br />
w zakamarki niepamięci<br />
wyciąga do niej rękę<br />
przeniewierca – wierzący<br />
że mu się uwierzy<br />
straceniec i szubrawiec<br />
ciskający kamieniami słów<br />
kłaniają się jej sztandarowi<br />
obłudnicy tego świata<br />
wysyłając żołnierzy<br />
w ostatni bój...<br />
a ona –<br />
jak pisklę krzyżodzioba<br />
rodzi się nawet w tęgi mróz<br />
ILUSTRACJE: JAKUB TURCZYŃSKI<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
57
Wariacje<br />
niebieskiego<br />
ptaka<br />
J<br />
u l i u s z W ą t r o b a<br />
1To Ona jest najważniejsza! We wszystkich<br />
budząca za każdym razem ten sam<br />
zachwyt. Niezależnie od płci i wieku,<br />
miejsca zamieszkania, pozycji społecznej<br />
czy stanu konta. To Ona rządzi się<br />
i szarogęsi, złotopawi i zielonosikorzy.<br />
Gdyby nie Jej coroczna, oczekiwana<br />
z utęsknieniem obecność, bylibyśmy<br />
szarzy jak popielcowy popiół, ponurzy<br />
jak miny grabarzy w jesienno-pochmurne<br />
popołudnia, załamani jak<br />
spróchniały mosteczek, co to kiedyś się<br />
uginał…<br />
Nikt Jej nie musi prosić, by się zjawiła,<br />
ani nakazywać ustawą, by objawiła się<br />
pod rygorem takim a takim. Nie musi<br />
obiecywać złotych gór czy bajońskich<br />
honorariów za to, że raczy nas zaszczycić,<br />
bo na szczęście jest za darmo. Za<br />
każdym razem nowa i jedyna, wywołująca<br />
zdumienie i zachwyt. To prawdziwy,<br />
a nie domniemany, cud! To Ona<br />
– niepowtarzalna – choć coroczna, najprawdziwsza<br />
Wiosna!<br />
A jeśli wiosna, to świetlista zieleń.<br />
A jeśli wiosna, to nowa nadzieja,<br />
więc porzuć smutki i dłużej się nie leń,<br />
by popękany świat dobrocią sklejać.<br />
58<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
To Ona sprawia, że słowa mi się same<br />
układają w grafomański wierszyk, ptaki<br />
wiją gniazda, wyblakłe oczy nabierają<br />
blasku, a złamane serca wierzą w nową<br />
miłość… Więc nie prześpijmy tej wiosny,<br />
bo nie jest sama dla siebie, ale dla<br />
nas – by podnieść, unieść, dodać skrzydeł<br />
i wiary w to, że życie warte życia!<br />
Ach, jak lekko się oddycha, gdzie nie<br />
spojrzeć, to Jej wszędzie pełno. Zima<br />
dawno już zrzuciła śniegowy kożuszek.<br />
Dziewczęta zrzucają zbędność kubraczków,<br />
które ciepełkiem otulały ich<br />
wdzięki, by pokazać światu, jak pięknie<br />
rozkwitają. Nawet w zalanych betonem<br />
miastach nie da się zabetonować<br />
wiosennego nastroju, bo jest w nas,<br />
w genetycznym kodzie, po przodkach,<br />
którzy byli zanurzeni w pięknie natury,<br />
jak my w brzydocie współczesności.<br />
Ale nawet w miejskich przestrzeniach<br />
ocalały parki: z parkami na ławeczkach,<br />
z wiewiórkami baraszkującymi wśród<br />
młodego listowia, z klombami rozkwitającymi<br />
pierwszymi kwiatami – pierwiosnkami<br />
i tulipanami. Można by się<br />
rozpisywać o każdym stworzonku: jak<br />
motylek się motyli, jak biedronka liczy<br />
kropki, nawet wróbel kolorowy, jakby<br />
tęczy się nadziobał… A jeśliby nawet<br />
szaleńcy, których coraz więcej na tej<br />
obłąkanej planecie, wycięli wszystkie<br />
drzewa i wyrwali każdą roślinkę, to i tak<br />
nie mają możliwości, by zabronić świecić<br />
słońcu. A słońce ze światłem i ciepłem<br />
zsyła wiosnę wibrującą najwspanialszą<br />
energią. Nawet w zanieczyszczonym<br />
i zbezczeszczonym powietrzu,<br />
którym musimy oddychać…<br />
2<br />
Niby zwyczajny dzień… a jednak niezwykły,<br />
bo to właśnie dzisiaj – pierwszy<br />
dzień wiosny! Zapukała zielonym paluszkiem<br />
w chłód serduszek, bocianim<br />
klekotem rozbudziła zaspane duszyczki,<br />
błękit nieba wlała w szare oczy, słońcem<br />
ogrzała zimne ręce… Nic, tylko się<br />
cieszyć, że żyjemy, że jesteśmy, że doczekaliśmy<br />
kolejnej.<br />
Jakie to szczęście, że wiosna jest apolityczna<br />
i całą szczodrobliwością obdarza<br />
wszystkich niezależnie od przekonań,<br />
świętych racji, laickich bezeceństw,<br />
także tych, którym wszystko jedno,<br />
byle tylko do pierwszego, do lepszego.<br />
Co by to było, gdyby wiosna była podatna<br />
na polityczne wpływy lub zależała<br />
od ludzi sprawujących władzę czy<br />
walczących o nią. Już widzę, jak się biją<br />
o jej względy: ci chcą słoneczko, tamci<br />
zieleń, kolejni lazur nieba, a najbardziej<br />
ofensywni zamierzają zawłaszczyć całość,<br />
bo im się należy! Na szczęście tak<br />
nie jest i nigdy nie będzie, bo nie zależy
to od bezmyślnych i pozbawionych instynktu<br />
samozachowawczego ludzi.<br />
Granica oddzielająca zimę i wiosnę<br />
jest wprawdzie umowna, ale umowy<br />
społeczne są wpisane w nasze stadne<br />
życie. Czyli wiosna, a jak wiosna – to<br />
budzące się życie, a jak budzące się życie<br />
– to rozmnażanie, a jak rozmnażanie<br />
– to miłość, a jak miłość – to szaleństwo!<br />
Wszak według najnowszych<br />
badań psychiatrów miłość jest wyjątkowym<br />
stanem, rodzajem choroby<br />
psychicznej, w czasie której człowiek<br />
jest nieświadomy tego, co czyni. Gdyby<br />
był świadomy, nigdy by nie popełniał<br />
głupstw, które są następstwem zakochania,<br />
że wymienię chociażby zawieranie<br />
w tym euforyczno-anormalnym<br />
stanie małżeństw…<br />
Ale Pierwszy Dzień Wiosny, o którym<br />
wiedzą prawie wszyscy, nie jest jedynym<br />
świętem w tym wyjątkowym<br />
dniu, jest to bowiem także Światowy<br />
Dzień Poezji, o czym są poinformowani<br />
tylko nieliczni. Oczywiście poeci są jeszcze<br />
większymi wariatami niż zakochani<br />
(czy to szczęśliwie, czy tragicznie), bo<br />
o ile miłość po jakimś czasie przechodzi,<br />
to wariat myślący i widzący inaczej,<br />
którego zowią pogardliwie poetą,<br />
w swoim nienormalnym stanie pozostaje<br />
do końca życia. Nie pomoże mu<br />
psycholog, psychiatra, terapia indywidualna,<br />
zbiorowa ani nawet ksiądz<br />
(który przecież wszystko wie najlepiej).<br />
3<br />
Dlatego Pierwszy Dzień Wiosny uczcijmy<br />
całodobową radością, a Światowy<br />
Dzień Poezji minutą… ciszy. Bo cisza<br />
jest nam tak samo potrzebna, a może<br />
jeszcze bardziej, jak szept, rozmowa,<br />
śmiech czy krzyk… Właśnie w ciszy,<br />
i z ciszy, rodzi się wszystko. Wprawdzie<br />
najmądrzejsza księga świata mówi, że<br />
na początku było słowo, ale prapoczątkiem<br />
słowa była cisza. Pomilczmy więc<br />
trochę. Może i z naszego milczenia,<br />
w naszej ciszy, zrodzi się pomysł na życie,<br />
na życzliwość, na szacunek dla bliźnich,<br />
nawet tych, którzy mają czelność<br />
myśleć inaczej, niż sobie ubzdurał ten<br />
czy ów nawiedzony polityk. Politycy<br />
przeminą szybciej, niż przypuszczali, bo<br />
skończy się kadencja, stanowiska oraz<br />
upajanie się władzą, a żądza władzy –<br />
która nie przeminie – jest po stokroć<br />
gorsza i niebezpieczniejsza niż miłość<br />
i poezja razem wzięte, szczególnie<br />
wiosną.<br />
Podobno też wraz z wiosną rozkwitają<br />
najpiękniej uczucia, ale z tym akurat,<br />
nauczony wieloletnimi doświadczeniami,<br />
się nie zgadzam, bowiem uczucia<br />
nie rozróżniają pór roku ani tempera-<br />
tur panujących dookoła. Zakochanym<br />
z bijącymi na szczęśliwe uniesienia<br />
sercami jest wszystko jedno (gdy są<br />
już jednością!), czy z nieba leci śnieg,<br />
grad, deszcz, czy żaby, czy słońce<br />
śmieje się od wschodu do zachodu,<br />
czy ciężkie chmury wiszą nad głową,<br />
czy też z ciepłym wiatrem aniołki ślą<br />
pozdrowienia. Bo też miłość, ta prawdziwa,<br />
nie serialowa, jest ponad porami<br />
roku, a nawet ponad czasem.<br />
Jeśli jednak trzeba jakoś określić<br />
porę roku miłości, można ją nazwać<br />
jedynie – nieudolnie – Nieustającą<br />
Wiosenną Wiosną. Wiem, że to idiotyczne,<br />
ale za to miłość jest tak piękna,<br />
że traci się dla niej głowę, rozum<br />
i co tam jeszcze kto ma do stracenia.<br />
Uczucia wymykają się obiektywnym<br />
i naukowym prawdom oraz – podobnie<br />
jak nałogi – traktują jednakowo<br />
mędrców, kmiotków i debili.<br />
By jednak zejść nieco na ziemię ze<br />
stratosfery uczuć, by wdychać pełną<br />
piersią wiosenne zachwyty, trzeba<br />
stwierdzić, że niewątpliwie wiosna<br />
jest również porą twórców, których<br />
trzeba piękniej nazwać artystami.<br />
Gdyż, niezależnie od wieku, nieustannie<br />
się rozwijają, rozkwitają, owocują<br />
nowymi dziełami. Wierzą naiwnie<br />
w perpetuum mobile, bo trawa sama<br />
się puszcza, kwiaty same kwitną, ptaki<br />
same śpiewają, słońce samo świeci…<br />
I tylko „samo się nie myśli, jako grzmi<br />
samo i samo się błyska” – jak słusznie<br />
zauważył Witkacy, choć nie wiem,<br />
czy był „czysty”, czy bujał w siódmych<br />
niebach narkotycznych wizji. Tak czy<br />
owak, myślenie to rzeczywiście wysiłek<br />
– niewidoczny i niewymierny,<br />
a jednak pochłaniający energię, wymagający<br />
skupienia, czasem prowadzący<br />
do wyczerpania. Byle tylko w słusznej<br />
sprawie, przynoszącej konkretne dobro:<br />
czy to wynalazki ułatwiające życie,<br />
czy udogodnienia wszelakie, czy nawet<br />
futurystyczne przewidywania. Choć<br />
z tymi wynalazkami też jest różnie.<br />
Gdzieś w świecie jest coroczny konkurs<br />
na „najbardziej nieprzydatny wynalazek<br />
roku” – na takie „cuda” szkoda wysiłku.<br />
59<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
4Siedzę w parku. Przez zamknięte powieki<br />
wciska się marcowe słońce żółto-<br />
-pomarańczowymi plamami, malując<br />
abstrakcyjne obrazy. Zamknąć uszu się<br />
nie da. Dolatują do mnie głosy latających<br />
przyjaciół. Choć każdy śpiewa na<br />
swoją nutę, nie przeszkadzają sobie,<br />
a ten chaotyczny, zdałoby się, śpiew,<br />
rozbrzmiewa tak harmonijnie, jakby<br />
ptasimi fruwającymi chórami dyrygował<br />
genialny dyrygent. Może w istocie<br />
tak jest? Pierwsze skrzypce grają,<br />
a właściwie gwiżdżą (także na wszystko)<br />
kosy. Właśnie nadszedł czas najwspanialszego<br />
skrzydlatego śpiewu,<br />
bo w ptasim świecie piękno śpiewu<br />
zależy od pory roku. Na wiosnę ptaki<br />
śpiewają najpiękniej, bo wprawdzie<br />
uwiły już gniazda i zniosły jaja, ale<br />
nie są jeszcze obarczone głodnym,<br />
wiecznie nienażartym potomstwem,<br />
któremu trzeba wkładać nieustannie<br />
w otwarte dzióbki świeże smakołyki.<br />
Wtedy ptasi rodzice są tak zalatani,<br />
że się im już nawet śpiewać nie chce,<br />
a gdy śpiewają, to tak cienko jak ja po<br />
dziesięcioleciach małżeństwa…<br />
Z myślenia rodzi się też sztuka: malarstwo<br />
wzbudzające zachwyt, literatura<br />
wzruszająca pięknem, muzyka trącająca<br />
struny serca… Słowem wrażliwość<br />
utrwalona różnymi alfabetami.<br />
A po co to komu? – zapytają malkontenci.<br />
Sam nie wiem, lecz przypuszczam,<br />
że w naszym genetycznym<br />
kodzie zapisane jest ręką Stwórcy<br />
wspomnienie raju, gdzie wszystko<br />
było idealne. Stąd pewnie odwieczne<br />
dążenie człowieka do szukania<br />
i tworzenia piękna. Od zarania. Wszak<br />
nasi przodkowie już przed tysiącami<br />
lat malowali na ścianach jaskiń zwierzęta<br />
czy sceny rodzajowe. Po co im<br />
to było? Pożyteczniej i praktyczniej<br />
mogli wykorzystać czas, polując na<br />
mamuty, rozniecając ogniska, waląc<br />
maczugami po łbach niebezpiecznych<br />
intruzów lub ciągnąc za włosy do grot,<br />
w wiadomych celach, wybranki swoich<br />
gruboskórnych i kosmatych serc. Coś<br />
w tym musiało być!<br />
Myślę o myśleniu. Od myślenia wszystko<br />
się zaczyna. Słowa i czyny. Dobre<br />
i złe. Myślenie to też jedyny azyl prawdziwej<br />
wolności, bo ze słowami trzeba<br />
60<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
się liczyć, a za czyny ponosi się konsekwencje.<br />
Myśli są jednak nieobliczalne<br />
i nieuchwytne. A przez to niebezpieczne.<br />
Szczególnie te objawiające<br />
się zadawaniem niewygodnych pytań.<br />
Niektórzy, a może i nazbyt liczni, gdyby<br />
tylko mogli, w każdym miejscu ustawialiby<br />
nowy znak zakazu. Na białym<br />
tle przekreślony mózg, co znaczyłoby:<br />
„surowy zakaz myślenia”. Albo wspaniałomyślnie<br />
poszliby na kompromis:<br />
wybiórcze myślenie dla poszczególnych<br />
grup. Dla elit rządzących: „myślenie<br />
przytakujące”, dla elektoratu:<br />
„myślenie wybierające” (oczywiście<br />
rządzących), dla niby-artystów: „myślenie<br />
oklaskujące” (nieszczęsnych<br />
widzów), dla właścicieli wielkich sieci<br />
handlowych: „myślenie kupujące” (zakupoholików)…<br />
Nie przypadkiem w powszechnym<br />
użyciu funkcjonuje termin „pranie<br />
mózgów”. Nad takimi „pralniami”<br />
myślą tęgie głowy, bynajmniej nie<br />
po to, by uszczęśliwić maluczkich…<br />
Z moim mózgiem też się dzieje coś<br />
niedobrego, bo ze świetlistej zieleni<br />
malowanej wiosną myśli dryfują<br />
w mroczne zaułki…<br />
Ale ptaki są szczęśliwsze od ludzi, bo<br />
nie mają, permanentnej u nas, kampanii<br />
wyborczej i nie są ani w totalnej<br />
władzy, ani w totalnej opozycji (choć<br />
niektóre są równie lekkomyślne, co<br />
może wynikać z namiętnych wiosennych<br />
uczuć). Przykładem tego może<br />
być choćby parka kosów, która uwiła<br />
sobie gniazdo na terenie mojego<br />
ogródka, na czereśni – akurat w miejscu<br />
złamania przez wichurę. Teraz nie<br />
mogę ruszać powalonego drzewa,<br />
a dodatkowo jestem zobowiązany<br />
zapewnić całodobową ochronę nieroztropnym<br />
zakochanym, bo kotka<br />
Pola tylko czeka stosownej chwili, by<br />
zamordować nieświadome ryzyka<br />
ptaszęta. Może to ich pierwsze gniazdo<br />
i nie załatwiły właściwej lokalizacji<br />
gdzie trzeba?<br />
Ech, mógłbym tak narzekać cały<br />
boży dzień na perfidne niegodziwości<br />
ludzkiego świata, ale wiosna jest<br />
na to zbyt piękną porą roku! A kiedy<br />
jeszcze ma się szczęście żyć w zielonej<br />
republice wiosennej wyobraźni,<br />
to szczęście jest pełne i niezniszczalne<br />
– nawet przez kampanię przedwyborczą,<br />
nieuczciwych sprzedawców<br />
szalejących wespół z inflacją,<br />
czy polityków, których ulubionym<br />
płynem są pomyje do oblewania adwersarzy.<br />
Mnie na szczęście nie obowiązują<br />
ludzkie prawa i bezprawia<br />
(w majestacie prawa), bo żyję w skrzydlatym<br />
świecie Pegaza i nie tylko –<br />
wszak jestem niebieskim ptakiem!
5<br />
Jednak z której strony by nie patrzeć na<br />
wiosenny świat, zewsząd słychać, jak<br />
niesie się (nie tylko po lesie) nawoływanie<br />
i zew natury: „Rozmnażajcie się!”.<br />
Skierowane do wszystkiego, co żyje,<br />
a przede wszystkim do ludzi, którzy<br />
w pogoni za dobrami materialnymi<br />
zagubili potrzebę posiadania dzieci:<br />
rozwrzeszczanych, sikających, chorujących,<br />
zabierających czas, wolność<br />
i niezależność. Ludzie! Bierzcie przykład<br />
z braci mniejszych, którzy gdy tylko<br />
poczują bożą wolę, nie dają się powstrzymać<br />
przed prokreacją! I to bez<br />
500+, żłobków, przedszkoli, wyprawek<br />
itd., itp. Ale zawzięły się wygodne ludziska,<br />
bo seksić się, to jak najbardziej, ale<br />
rozmnażać, to już uchowaj Panie Boże!<br />
A tu naród ginie, kurczy się, a najgorsze,<br />
że nie wiadomo tak naprawdę,<br />
dlaczego!<br />
Na siłę jednak niczego, nawet wiosną,<br />
a już szczególnie dzieci, nie da się zrobić.<br />
Napiszę im jednak dydaktyczną<br />
kołysankę, by szczególnie wiosną „rozmyślali<br />
w cichości o przyszłym spisie<br />
ludzkości…”.<br />
A może to taka moda na bezdzietność,<br />
taki trend, taka tendencja złośliwością<br />
podszyta? Ale chyba nie, bo mody się<br />
zmieniają, a raczej zmieniają wygląd<br />
– szczególnie podatne na chwilowe<br />
zmiany są piękne panie. Na początek<br />
modelki i celebrytki torturują się<br />
rozmaitymi dietami, by wystawiać<br />
swoje zmaltretowane ciała na podziw<br />
i zachwyt w najmodniejszych jednosezonowych<br />
kreacjach… Jakby tego<br />
było mało, po silikonowych biustach<br />
i pośladkach nadszedł czas manipulowania<br />
naturalnymi kształtami ust, by<br />
wyglądały jak wzdęte sztucznie i nachalnie<br />
parówki. Ale piękno to rzecz<br />
umowna. Podobne jak brzydota.<br />
I już sam nie wiem, czy piękniejsze jest<br />
brzydkie piękno, czy piękna brzydota.<br />
Mody się zmieniają, a Ona jest zawsze<br />
jednakowo, ciągle na nowo, corocznie<br />
tak samo piękna. Na szczęście nad naszymi<br />
głowami przewala się nie tylko<br />
wielka polityka małych ludzi, ale także<br />
błękitne niebo i jasne słońce. Wystarczy<br />
unieść głowę i uśmiechnąć<br />
się sercem, żeby dostrzec to, co najważniejsze:<br />
że nasze życie to nie tylko<br />
nurzanie się w bagnie, ale przede wszystkim<br />
dążenie do słońca i czystego błękitu,<br />
który unaocznia zarówno piękne idee,<br />
jak i realne piękno oraz dobroć, które są<br />
w zasięgu oczu, rąk i przeczuć. Przecież<br />
nie urodziliśmy się po to, by uprzykrzać<br />
życie bliźnim (a i sobie przy okazji), ale po<br />
to, by dojrzewać i owocować owocami<br />
godnymi rozumnych ludzi oraz by zmieniać<br />
świat na lepsze (a nie na gorsze), by<br />
cieszyć się życiem zamiast nienawidzić –<br />
nie tylko wiosną…<br />
Coś mi się ten felietonik myli z kazaniem,<br />
gdy wiosna puka zielonymi paluszkami<br />
pąków do naszych serc i łepetynek, ale<br />
tak to czuję, szczególnie teraz, gdy życie<br />
zielenieje i odradza się po zimie. I chciałoby<br />
się, i marzy mi się, i wierzyć chce się<br />
(choć to nie do wiary), że ludzie z wiosną<br />
spojrzą życzliwej na siebie po to, by życie<br />
było piękniejsze, po to, by zamiast niszczyć<br />
bliźniego, cieszyć się z tego, że jest…<br />
Tylko zanurzyć się w zieleń ziemi, błękit<br />
nieba i złoto słońca, bo w zieleni nadzieja,<br />
w błękicie spokój, a w słońcu energia.<br />
Tego wszystkiego możemy zaznać, jeżeli<br />
tylko chcemy, a warto… [JW]<br />
Zdjęcia:RC<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
61
62<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
LUIGI GRIECO<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
63
64<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Luigi<br />
Grieco<br />
Włoski artysta fotograf Luigi<br />
Grieco urodził się w 1962<br />
roku. Od wielu lat mieszka<br />
w Mediolanie. Zajmuje się fotografią społeczną,<br />
reportażem i portretem. Otrzymał<br />
Qualified Italian Photographer (QIP)<br />
w kategorii Portrait and Illustrative oraz<br />
Qualified European Photographer (QEP).<br />
Jego prace nagradzane są na arenie międzynarodowej<br />
w najbardziej prestiżowych<br />
konkursach na świecie, takich jak: IPA,<br />
PX3, Black&White Awards, Fiof Awards,<br />
Master Color, Loupe, i innych. Brał udział<br />
w wystawach w wielu znakomitych miejscach,<br />
a niektóre jego fotografie zostały<br />
pozyskane przez ważne muzea, takie jak<br />
Biblioteca Casanatense, Biblioteca nazionale<br />
di Roma i Wexford Art. Museum.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
65
Luigi Grieco fotografią artystyczną zainteresował<br />
się całkiem niedawno, ale<br />
odkąd po raz pierwszy zasmakował w tej<br />
dziedzinie sztuki – całkowicie jej się oddał.<br />
„Miłość do sztuki wpływa na moją wizję, a poprzez<br />
ciągłe eksperymentowanie i korzystanie<br />
z mediów cyfrowych staram się łączyć fotografię<br />
z innymi mediami. Za pomocą obrazów<br />
chcę stworzyć intymną i sugestywną formę<br />
wypowiedzi, która pozwala mi opowiedzieć<br />
o moich odczuciach i uwolnić emocje”.<br />
Jego fotografie są niezwykle klimatyczne, rozmyte,<br />
senne – taki nastrój uzyskuje przez długi<br />
czas naświetlania i kontrolowane poruszenia<br />
aparatem. Ostatecznej obróbki dokonuje<br />
w programie graficznym, w którym nakłada<br />
na siebie obrazy, tworząc tekstury, kontrasty<br />
i oryginalne efekty.<br />
„Lubię, gdy fotografia przypomina malarstwo<br />
– taki właśnie efekt chcę uzyskać w swojej<br />
twórczości – uwielbiam, gdy obraz jest rozmyty<br />
i efemeryczny, gdy wszystko się zmienia,<br />
przenika i odpływa… Robiąc zdjęcia, nie zastanawiam<br />
się, nie planuję – całkowicie podążam<br />
za swoim instynktem, co pozwoliło mi wypracować<br />
własny styl”.<br />
66<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
67
wszystko się zmienia i odpływa...<br />
SUSAN SONTAG O FOTOGRAFII<br />
Ludzkość wegetuje niezmiennie w jaskini Platona<br />
i, zgodnie z odwiecznym zwyczajem, wciąż<br />
znajduje upodobania w samych tylko przebłyskach<br />
prawdy. Ale przebłyski prawdy dostarczane<br />
przez fotografię różnią się od przebłysków<br />
dostarczanych przez starsze i bardziej rzemieślnicze<br />
obrazy. Ponadto mamy obecnie do czynienia<br />
z o wiele większą liczbą obrazów starających się<br />
przykuć naszą uwagę. Inwentaryzację tematów<br />
fotograficznych zaczęto sporządzać od 1839 roku<br />
i dziś trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko<br />
już chyba sfotografowano. Owo nienasycenie<br />
fotografującego oka zmienia warunki, na jakich<br />
przetrzymywani jesteśmy w naszym świecie,<br />
w jaskini. Ucząc nas nowego kodu wzrokowego,<br />
fotografie zmieniają i rozszerzają pojmowanie<br />
tego, co zasługuje na oglądanie, i tego, co mamy<br />
prawo zauważyć. Stanowią gramatykę i – co jeszcze<br />
ważniejsze – etykę widzenia. Wreszcie najbardziej<br />
pompatycznym wynikiem fotograficznego<br />
przedsięwzięcia jest poczucie, iż jesteśmy w stanie<br />
cały świat zmieścić w głowie jako antologię<br />
obrazków. Zbierać fotografie to zbierać świat. [SS]<br />
68<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
LUIGI GRIECO<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
69
70<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
foto: R.C.
NOC, KTÓRA ZABIŁA GWIAZDY<br />
Kasia Dominik<br />
Było po północy<br />
w deszczu i pod słońcem<br />
Pokora ugrzęzła pomiędzy<br />
szeptem ukrytego biodra<br />
a skostniałym paznokciem<br />
Czekałam długo<br />
tylko samotność<br />
odwiedziła mnie i została<br />
Nie pamiętam kiedy<br />
skrzydła stały się białą laską<br />
a milczenie<br />
które zabiło moje imię<br />
przyszło znikąd<br />
Stoczyłam się po klifie<br />
spękanego grobu<br />
Pchana do tyłu<br />
poza życie<br />
poza świt<br />
Jestem echem<br />
w dudniącej studni<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
71
Ręka pisząca<br />
fragmenty*<br />
1.<br />
WOJCIECH KASS<br />
Fenomenalnym, a zarazem fundamentalnym zjawiskiem<br />
kultury jest spotkanie z człowiekiem, z niego bierze się<br />
dalsze wszystko. W religii natomiast – spotkanie z Bogiem.<br />
Te dwie sfery na ogół się przenikają.<br />
Potęgowanie spotkania: spotkanie implikuje rozmowę, rozmowa<br />
– poznanie, samopoznanie. Ostatnie – myśl/ideę.<br />
Wtedy osamotnieliśmy.<br />
Pożałowałem homo faber.<br />
Pożałowałem konkretu bez człowieka.<br />
I człowieka bez konkretu.<br />
W dalszej kolejności zrozumienie i wybaczenie.<br />
2.<br />
Trzeba przekroczyć ten próg duchowy, poza którym pisanie<br />
przestaje być ambicją, a staje się sposobem istnienia,<br />
egzystencjalną koniecznością.<br />
Oddechem.<br />
Na gruncie oddechu wyrasta drzewo wewnętrznej wolności<br />
i uspokojenia.<br />
3.<br />
Żyć i życie znaczyć literą? O ile nie będzie ona słabszą od<br />
życia, bogactwa jego przejawów i możliwości. Litera nie<br />
dorówna mu nigdy, ale droga tworzenia i docelowy sen<br />
poezji polegał właśnie na tym, żeby dorównać i ustalić<br />
jeszcze lepsze warunki do życia i wartości dla jego fenomenu<br />
albo też bezwzględnie i spektakularnie, i w czym<br />
nasza epoka znalazła sobie powszechne upodobanie, nadając<br />
mu statut formy i normy, prawa i zadania.<br />
4.<br />
Minus dziesięć, słońce.<br />
Zimny wschodni wiatr wyprasza śnieg z drzew.<br />
Do karmnika zleciał grubodziób, niecodzienny gość.<br />
Zleciał na chwilkę, ale moje oko w tej właśnie chwilce go<br />
spostrzegło, w tej, a nie innej, ani wcześniej, ani później:<br />
tłuściutki, z siwym kołnierzem na karczku, usiłuje podlecieć<br />
do ziarna w karmniku i odlatuje, znów podlatuje po<br />
to, by cofnąć się na gałązkę jaśminu, zaniepokojony obecnością<br />
sikor i kowalika.<br />
Dobry znak, myślę sobie. Taki gość musi coś zmienić.<br />
W konkrecie, w zajęciach wiążących<br />
człowieka z konkretem<br />
i na odwrót, jest woda życia.<br />
Pożałowałem wieku, który wysadził istotę ludzką z obcowania<br />
z konkretem.<br />
5.<br />
Odzyskać obecność.<br />
Odzyskać obecność świata, jego realność.<br />
Odzyskać istnieniowość w codziennym u-obecnianiu świata.<br />
Odzyskać tożsamość w codziennym u-realnianiu się świata.<br />
Odzyskać święty związek słowa z rzeczywistością.<br />
W życiu? W poezji? Czy to się jeszcze da?<br />
6.<br />
Adagio Gnossienne Satiego, przejmujące.<br />
Niczego nie rozstrzygające.<br />
Zostało ci dane, zostało odjęte.<br />
7.<br />
Skrzydła są organem nader wrażliwym i dlatego należy<br />
je oszczędzać, dokonywać przeglądu, czyścić pióra, słowem<br />
– dbać. Nie mylić czyszczenia ze stroszeniem piór. Ani<br />
strojeniem, gdyż do strojenia najbardziej nadaje się dusza.<br />
Staram się w międzyludzkich środowiskach z najwyższą<br />
ostrożnością szafować własnymi frasunkami, szkodzi to<br />
bowiem rozwojowi poetyckiego fechtunku. Gdzieś napisałem<br />
o tym, że człowiek powinien mieć jedno czyste<br />
zajęcie: miłość do ludzi. Reszta przychodzi sama. Reszta<br />
zawsze przychodzi do „pańskiego stołu” lub „pod czyjąś<br />
rękę”. Dlatego jest resztą, czyli czymś rozmienionym.<br />
Rozmienianie na drobne, mimo że jest ono żywiołem życia,<br />
chyba nie sprzyja twórczej literze. Podobnie jak rozmijanie<br />
nie służy ułożeniu się z losem.<br />
– To zaś, co podchodzi z Ciebie, co cierpliwie wyharujesz<br />
i wydziergasz cierpieniem, to jest właśnie bijące serce<br />
skały, to jest czule zwrócona na wszystko inne twierdza –<br />
w sumie niepokonalna.<br />
– Reszta? Rozmaite strategie i dywersje typu: prowokacje,<br />
miny, pozy, uniki, mizdrzenia, maski, wesołkowatość,<br />
merdactwo (czym się tylko da), złośliwa ironia, umiłowanie<br />
płycizn i kuszenie nimi niby głębiami, podczas gdy głębin<br />
tych nigdy nie doznaliśmy i faktycznie boimy się ich<br />
oraz obchodzimy jak niebezpieczeństwo.<br />
72<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Reszta więc podchodzi i przychodzi,<br />
obwącha i odchodzi.<br />
W długiej perspektywie wszystkie strategie w poezji biorą<br />
w łeb. Dlaczego we współczesnej umysłowości znalazły<br />
one sobie tyle miejsca, tego nie wiem. Za to przekonany<br />
jestem, że to miejsce sobie umościły. Więcej – owa umysłowość<br />
ubzdurała sobie, że tędy droga.<br />
Nie tędy. Owa droga jest niczym innym, a pychą zadufanego<br />
w sobie, ekonomicznego, merkantylnego i marketingowego<br />
umysłu.<br />
Rozumiem potrzebę konfesyjności w poezji, ale odradzam<br />
posunięty do aktu donosicielskiego konfesyjny ekshibicjonizm,<br />
a w aspekcie społecznym bolszewizm, czyli donoszenie<br />
wersyfikatorów na ojców i matki, mężów i żony, szukania<br />
w rodzinie przyczyn własnych ułomności i niedociągnięć.<br />
Ziemskie zasoby wody pitnej maleją. Żałość mnie ogarnia,<br />
gdy w myjniach bezdotykowych widzę ludzi myjących samochody<br />
podczas złej pogody. A gdyby problem akwatyki<br />
przełożyć na ekwiwalent poetyki? Na przykład na zagadnienie<br />
wiersza/wody, wodolejstwa lub lania wody? Wydaje<br />
mi się, że jego racją jest ten wyższy etap, kiedy to<br />
wodę wiersza przemieniamy w wino wiersza, nasyconego<br />
cierpkością ziemi i ciemną czerwienią krwi własnej. Dalej –<br />
w winę wiersza. Ale to jest już jazda bez kierownicy.<br />
8.<br />
4.09.<br />
Kiedy poetę podchodzą kwasy żołądkowe,<br />
ta ostra, żerna i nieprzyjemna<br />
ciecz, to musi uważać, aby rzecz gastryczna<br />
nie psuła szyków Rzeczypospolitej<br />
Gramatycznej, dla niego przecież<br />
najważniejszej. Czytając niektóre<br />
współczesne wypasy poetyckie, odnoszę<br />
wrażenie, że te porządki, biologiczny<br />
i lingwistyczny, wiążą się ze sobą,<br />
ale i bywają mylone z sobą, a mianowicie:<br />
co jest gastryką, co jest gramatyką.<br />
Gra w ping-ponga, czyli odbijanie piłeczki ja do ty i ty do<br />
ja, przy czym chodzi o to, aby jeden drugiego „kiwnął”<br />
i przechytrzył. Niektóre loty piłeczki zwie się u nas „śmierdzielami”<br />
lub „fuksem”, kiedy to, dajmy na to, zawadzi ona<br />
o rant siatki lub trafi na kant stołu. Co się wtedy dzieje?<br />
Piłeczka nagle i niespodziewanie zmienia trajektorię lotu,<br />
całkowicie zaskakując i konsternując tego, który usiłuje ją<br />
dopaść i odbić. Przekładając rzecz na poezję: nagła zmiana<br />
trajektorii słowa, jego pędu, orbity, na której się znajduje,<br />
dobrze robi wierszowi, wprowadzając którąś jego cząstkę<br />
w obszar poza zasięg, niepochwytność.<br />
Na własny użytek nazywam to zjawisko nagłą zmianą<br />
losu/lotu słowa, skierowanie go na te terytoria językowe,<br />
które stawiają je na progu poznania, twarzą w twarz z niewidzialnym<br />
i niepojętym. Ten rodzaj poznania pozostaje<br />
poza zasięgiem naukowego ratio, doświadczenia potocznego,<br />
empirycznego i pragmatycznego.<br />
9.<br />
Wiersz to dar, coś jak wytrącenie z kontekstu codziennego<br />
zajęcia, zmiana koleiny mechaniczności i bezwiedności<br />
mowy; wstrząs duszy, a zaraz przy tym wybryk słowa – jakby<br />
to stara szkapa języka przypominała sobie od czasu do<br />
czasu, że kiedyś była źrebakiem, z nagła więc wierzgnie zadem,<br />
bryknie bokiem, zakręci kopytkiem.<br />
I zarzuci łbem wersu.<br />
10.<br />
Bezpłodne uniesienia, bezpłodne wysiłki.<br />
Mandelsztam po jednym z sympozjonów Stowarzyszenia<br />
Poetów powiedział: wydaje im się, że latają, lecz to latanie<br />
jakoś im nie wychodzi. Z kolei żona poety Nadieżda zapisuje,<br />
że poeta powinien nauczyć się nie tylko mówić, lecz<br />
także milczeć – zwłaszcza gdy wewnętrzny głos nakazujący<br />
nie dość jest silny.<br />
Niejasny stan sprzed tworzenia Goethe nazwał rozbudzoną<br />
rozpaczą, a Achmatowa – przedpiosennym niepokojem.<br />
Według reguły „milcz lub pisz”:<br />
– ile rękopisów zgromadzisz, tyle samo wyrzuć;<br />
– ile zapiszesz, tyle skreśl;<br />
– ile słów pokochasz, tyle znienawidź;<br />
– ile cudzych wierszy potępiłeś, tyle napisz lepszych;<br />
– ile cudzych wierszy uznałeś za pozorne lub samowolne, tyle<br />
napisz prawdziwych i wolnych.<br />
Wybrałeś nasłuchiwanie tajemnic, ufaj więc bardziej milczeniu<br />
niż mowie.<br />
11.<br />
foto:Pixabay<br />
Tradycja wiersza wolnego liczy sobie niewiele ponad sto<br />
lat. Może więcej, gdy poszuka się wierszy prekursorskich,<br />
które wylały mleko formy uwolnionej – i sprawiły, że weszła<br />
ona do ogólnego obiegu i powszechnego stosowania.<br />
Wydaje się jednak ten jeden wiek oseskiem w porównaniu<br />
z tysiącami lat uprawy wiersza i ustalania się jego wiązań,<br />
odrzucających jedne konwencje i przyjmujących inne,<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
73
niemniej były to zawsze formy ścisłe, zorkiestrowane<br />
i zrytmizowane, organizujące się w metrum i rym, strojące<br />
struny rytmu i na ogół sterujące ku harmonice.<br />
Czesław Miłosz w którejś ze swoich ars poetica zapisał, że<br />
dąży do formy bardziej pojemnej, która nie byłaby zanadto<br />
poezją i zanadto prozą, a w jednym z esejów zapisał zdanie,<br />
że wiersz wolny jest „tanią przepustką do nowoczesności”.<br />
Nie są to formuły sprzeczne, niemniej druga, zawierająca<br />
przyganę, daje upust ironii. Poeta zdaje się mówić: no dobrze,<br />
rozwiązuję nieco gorset wiersza, zamierzam jednak<br />
zachować zdrowy balans między wiązaniami poezji, a „rozsznurowaną”<br />
prozą.<br />
Wiersz Różewicza w swoich wielu realizacjach zbliża się<br />
do granicy, , gdzie ustawiona jest tabliczka z ostrzeżeniem<br />
„uwaga, proza”. Dałoby się to ryzyko igrania z granicą przełożyć<br />
na literę niektórych wierszy Białoszewskiego. Materia<br />
języka w rękach majstrów nie jest już tą samą materią w<br />
posiadaniu epigonów i – co gorsza – w nader ubożuchnym<br />
repertuarze dyletantów, który na ogół jest całkowicie nieskuteczną<br />
rozwiązłością.<br />
Zaistniało więc w wierszoróbstwie ostatniego półwiecza –<br />
zjawisko wiersza postróżewiczowskiego: jego kontynuatorzy<br />
są już tylko psujami (jakby wiersz był wyłącznie domeną<br />
mechaniki) i bachorami strojącymi się w piórka kapłanów<br />
luzatorstwa mowy poezji. Do czego zmierzam? Dostrzegam<br />
niebezpieczną tendencję rozpuszczania się wiązań poezji<br />
w żywiole prozy. To jest tak, jakby jej twarda tkanka językowa<br />
(w suple, czyli metaforze mająca swój korzeń) z wolna miękła<br />
przybierając galaretowatą konsystencję. Obawiam się więc,<br />
że wolny wiersz nowoczesny jest nim coraz bardziej w sensie<br />
zewnętrznym, bo od wewnątrz to sprawa prozy rozpisanej na<br />
wersy, to proza udająca strukturę wiersza, podszywająca się<br />
pod jego konstrukcję, mocowania, zbrojenia.<br />
A już całkowitym fałszerstwem prawdziwej monety poezji<br />
jest wspomaganie się technicznymi możliwościami maszyny<br />
do pisania – jaką jest przecież komputer – kiedy to autor,<br />
przed lub po zapisie wiersza, wciska w „narzędziowni” funkcję<br />
układu tekstu, centrując wersyfikację lub równając ją do<br />
idealnego prostokąta strofy lub strofoidy. Te typograficzne<br />
sztuczki wiodące na manowce łatwizny, dyletanctwa, te drogi<br />
na skróty, którymi mamią technologie, stają się dość powszechną<br />
praktyką piszących wiersze mas.<br />
12.<br />
W 1773 roku niemiecki teolog Christian Tobias Damm<br />
wydał Betrachtung über Religion, w którym literę<br />
h w wielu niemieckich słowach uznał za nieprzydatną<br />
i całkowicie zbyteczną. Niedługo potem Johann<br />
Georg Hamann z Królewca opublikował polemiczny<br />
traktat zatytułowany Nowa obrona litery<br />
H. Damm zapragnął zracjonalizować język<br />
i uwolnić go od przypadkowych i nieuzasadnionych<br />
racjonalnie elementów. Hamann, przekonany<br />
o tym, że język tożsamy z myśleniem jest narzędziem<br />
pochodzącym wprost od Boga, a litera jest duchem<br />
i duch literą, zanegował ideę wyczyszczonego i ortodoksyjnie<br />
logicznego języka, który pozbawiony wszelkiej<br />
dziwności stałby się nudnym, jałowym i ponurym. Literka<br />
h, ten zbędny, przykry twór, była według Hamanna<br />
nieprzewidywalną i nieprzekładalną cząstką rzeczywistości,<br />
cząstką fantazyjnego polotu w boskim kierowaniu<br />
światem. W rezultacie czego traktat przemienia<br />
się – jak pisze Isaiah Berlin w swoim eseju Mag północy<br />
– „w diatrybę przeciwko czyściutkiemu, oschłemu<br />
światu i staje się peanem na cześć nieregularności<br />
i piękna tego, co irracjonalne”.<br />
74<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Dlatego bombarduj swój wiersz<br />
wojskiem świadomości literackiej<br />
i filozoficznej, historiozoficznej<br />
i eschatologicznej z każdej strony,<br />
z góry i dołu, przeprowadź nalot z powietrza,<br />
natrzyj z wody, napadnij z lądu, a jak<br />
trzeba, to zrzuć na niego napalm. Dopiefoto:Pixabay<br />
Dla Nerona takimi literkami h byli chrześcijanie, dla krucjat<br />
i inkwizycji – katarzy, dla Hitlera – Żydzi i Słowianie, dla Mao<br />
Tse-tunga – Tybetańczycy. Właściwie wszystkie szaleństwa<br />
tyranów, dyktatorów i dogmatyków, które sobie tłumaczyli<br />
jako wielkie, racjonalizatorskie i oczyszczające projekty społeczne,<br />
obierały sobie za wroga literę h w postaci bezradnych<br />
wspólnot i mniejszości ludzkich.<br />
Pewien Niemiec kupił we wsi Krzyże działkę, na której pobudował<br />
dom. Wiele czasu poświęcił na przygotowanie gruntu<br />
pod trawnik, jego zasianie, a potem na pielęgnację już wyrosłej,<br />
nieskazitelnej i niepomieszanej z żadnym innym zielem<br />
trawy. Wzruszał ramionami, gdy miejscowi przestrzegali go,<br />
13.<br />
Metafora jest wielookim zjawiskiem<br />
językowym. Poprzez nią<br />
spostrzegamy na raz, od razu.<br />
I tym żywotniejszym, intensywniejszym,<br />
nasyconym i pełnym,<br />
krwistym i soczystym, brzemiennym<br />
i promiennym, cierpkim<br />
i ciernistym, im bardziej medium,<br />
przez które się ona wyraża, zanurzonym<br />
pozostaje w istnieniu.<br />
że ten eksperyment na tych piaskach i pod tym lasem nie uda<br />
się, nie przejdzie. Po jesieni oraz zimie Niemiec znów zjechał<br />
do swojego mazurskiego domku i chwycił się obiema rękami<br />
za głowę, gdy pomiędzy źdźbłami zielonej trawy zobaczył panoszące<br />
się mchy, porosty, chwasty, takie rozmaite h. Rzeczy<br />
są myślami Boga, litery – Jego tchnieniem i nawet jeśli literka<br />
h jest biedna, bezradna, niepraktyczna, to według Hamanna<br />
ona mówi: twoje życie jest tym, czym ja jestem, ein Hauch<br />
(oddechem).<br />
14.<br />
Wiersz podchodzi poetę,<br />
a niekiedy osacza „ze<br />
wszystkich stron naraz”, jak<br />
w którymś ze swoich wierszy<br />
zapisałem. Cóż by to jednak<br />
było, gdyby to tylko wiersz<br />
nas podchodził? Byłoby łatwo.<br />
To pierwsze podejście<br />
wiersza domaga się wzajemności,<br />
czyli i wiersz chce, aby<br />
go podejść – nie raz, nie dwa<br />
i to „ze wszystkich stron naraz”.
o to, co po tym totalnym ataku ostanie się z pierwotnego<br />
budulca, zasługuje na dalszą uwagę, gdyż trwała ruina jest<br />
wiarygodniejsza niż nieudolnie wystawiona, choćby spięta<br />
fundamentem i dachem, budowla. Dlatego, ile wlezie bombarduj<br />
kościółek swojego wiersza, nie miej litości – ani dla<br />
niego, ani dla siebie. Niechaj sczezną w nim wszelkie złogi,<br />
nazbyt słabe wiązania, pozorne mocowania, łańcuchy girland,<br />
ławy makat i bluszczy, kombinatoryczne esy-floresy,<br />
retoryczne pustosze, słowem: te wszystkie nawyobracane<br />
w mowie i piśmie – i dlatego zdewastowane, zużyte – językowe<br />
konstrukcje.<br />
Niechaj odpadną od niego cząstki miałkie i treści banalne.<br />
Jeszcze o tym nie wiesz, ale to, co przetrwa, któryś z fragmentów<br />
wieży lub krypty, sklepienia lub posadzki, kaplicy<br />
albo empory, to – jak igła kompasu – wytyczy dalszy kierunek<br />
wierszowi.<br />
Jeszcze tego nie wiesz, ale przekonasz się, ile widać z wiersza<br />
po jego zbombardowaniu.<br />
Jeszcze nie domyślasz się, jak wiele tym bombardowaniem<br />
wyraziłeś.<br />
Jeszcze nie wiesz, jaką ulgę ono przynosi i nie wiesz, że szkielet<br />
wiersza, ta jego reszta, która po nim pozostała, wbrew<br />
wszelkim wyobrażeniom, dobrze się trzyma, niejako zwarła<br />
się w sobie i niczego już nie potrzebuje (zwłaszcza pochlebstw),<br />
bo dostała za swoje, przeszła próbę ognia.<br />
15.<br />
Warto sobie przedstawić rzecz następującą i zarazem niepokojącą,<br />
a mianowicie fakt, że każdemu wierszowi wyznaczony<br />
jest szyderca, czyli ktoś taki, kto pochylony nad – w naszym<br />
mniemaniu – dziełkiem, robi dziwne miny i wykonuje<br />
jeszcze dziwniejsze gesty, słowem, kpi sobie z tego wiersza,<br />
używa na nim jak na godnej politowania szkapie.<br />
Nawet jeśli wymyśliłem sobie takiego szydercę, to w chwili,<br />
kiedy decydujesz się wystawić swój wiersz na pokaz, warto<br />
sobie przynajmniej wyobrazić figurę takiego szydercy, coś<br />
jak figurę retoryczną lub jeszcze gorzej – losu, to może być<br />
wredny karzeł lub krasnoludek na pozór tylko filuterny.<br />
Jaki z tego morał? Wiersz należy uzbroić w takie środki,<br />
które szydercę oniemią i ogłuszą, a wtedy uda on, że<br />
nic nie widział, więcej – nic się nie wydarzyło. Ale czy ten<br />
unik szydercy, to jego udawanie, nie jest jeszcze większym<br />
szyderstwem? Gdyż brak sygnału odbioru, brak słowa<br />
zwrotnego – tej „zwrotki” na naszą zwrotkę (strofę, strofoidę)<br />
– to także szyderstwo, tyle że w masce, a więc zakryte.<br />
W nieznanym ci zaułku do stolika nakrytego obrusem<br />
w kratę podchodzi właśnie kelnerka, niosąc na tacy filiżankę<br />
napełnioną aromatyczną kawą i kieliszeczek aperitifu. Klient<br />
uśmiechając się do niej, odkłada na obrus małą książeczkę, to<br />
może być twój szyderca, ale ty przecież postanowiłeś wyprawić<br />
swój wiersz pomiędzy ludzi i krajobrazy.<br />
16.<br />
Poeta powinien być zdolny do przemiany, ćwiczyć się<br />
w przemianie.<br />
Poezja jest znakiem przemiany w Innego, w Inne.<br />
Czesław Miłosz: kultura wyłącznie artystyczno-literacka jest rodzajem<br />
klatki, w której odbywa się pogoń za własnym ogonem.<br />
17.<br />
Wiersz przeniknięty<br />
tym, co większe od niego,<br />
tym, co pochodzi spoza nawiasu konwencji,<br />
tym, co jeszcze nieustalone, a co chce się ustalić,<br />
tym ciemniejszym,<br />
tym jaśniejszym,<br />
to jest poezja.<br />
18.<br />
Krzysztof Kuczkowski: „Chodzi o więcej”.<br />
Wojciech Kass: „Poezja czyni miejsca większymi niż są”.<br />
Jarosław Ławski: „Tam, gdzie jest Poeta, jest i więcej”.<br />
19.<br />
Literatura to ciemne, zaborcze i żarłoczne bóstwo, które<br />
wymaga ofiary. Najczęściej tą ofiarą są najbliżsi krewni<br />
adorującego to bóstwo literata. Oni to poświęcani są<br />
w pierwszej kolejności, następnie przychodzi kolej na adoratora.<br />
Bóstwo podnosi jedno ze swoich ciężkich ramion<br />
i skazuje go na niedocenienie, po jakimś czasie drugie, równie ciężkie<br />
– i zakrywa literata oraz jego literę płaszczem zapomnienia.<br />
20.<br />
Wiersz jest meandrującą linią napięcia słowa.<br />
<strong>21</strong>.<br />
Ręka pisząca, która żmudnie wytycza myśl i papilarną linię ciała<br />
życia oraz ciała słowa.<br />
I ten puls krwi w nadgarstkach, dłoniach, kilku palcach, opuszkach.<br />
Bywa, że któryś z pulsów zaświeci. Nie wiem który, wiem tylko,<br />
że ciemny puls krwi potrafi na chwilę błysnąć.<br />
Gdy jednak ręka pisząca zaświeci na dłużej, nie będę już stawiał<br />
słów, będę istniał!<br />
Czegóż mógłbym chcieć więcej Panie!<br />
Więcej grzechów nie pamiętam. [WK]<br />
*Od końca 2008 do 2016 roku Wojciech Kass prowadził zapiski<br />
zatytułowane Notes, które publikowane są regularnie w dwumiesięczniku<br />
literackim „Topos”. W ostatnim kwartale 2013<br />
roku założył drugą linię swoich zapisków pt. Ręka pisząca, fragmentami<br />
i okazjonalnie publikowanych w polskich periodykach<br />
literackich. W 2011 roku w krakowskim wydawnictwie Austeria<br />
w książce Ręka pisząca ukazała się niewielka ich część.<br />
Poezja jest formą przemiany.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
75
76<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
foto: Renata Cygan (Tate Modern)<br />
T a t e M o d e r n w L o n d y n i e<br />
Every<br />
Ta n g l e<br />
o f<br />
Thread<br />
a n d<br />
Rope<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
77
Między mną<br />
a materiałem,<br />
z którego tworzę,<br />
nie ma pośrednictwa<br />
narzędzia.<br />
Wybieram go rękami.<br />
Rękami kształtuję.<br />
Ręce przekazują<br />
mu moją energię.<br />
Tłumacząc<br />
zamysł na kształt,<br />
zawsze przekażą one<br />
coś, co wymyka się<br />
konceptualizacji.<br />
Ujawnią<br />
nieuświadomione<br />
Magdalena Abakanowicz<br />
78<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Prześlizgujesz<br />
się<br />
przez<br />
przestrzenie<br />
między<br />
sękatymi<br />
drzewami<br />
sizalu.<br />
Stąpasz<br />
po<br />
rozpiętej<br />
lianie;<br />
zaglądasz<br />
w cieniste<br />
szczeliny<br />
szorstkiej<br />
tkaniny.<br />
Stoisz<br />
pośród<br />
mrocznych<br />
form<br />
i czarnych<br />
cieni<br />
Rachel Campbell-Johnston<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
79
MAGDALENA ABAKANOWICZ<br />
80<br />
Magdalena Abakanowicz urodziła się<br />
20 czerwca 1930 r. w podwarszawskich Falentach.<br />
Jej matka, Helena Domaszowska,<br />
wywodziła się ze starej polskiej arystokracji.<br />
Korzenie ojca, Konstantego Abakanowicza,<br />
sięgały Abak-chana — żyjącego<br />
w XIII w. mongolskiego władcy. Magdalena<br />
od maleńkości znała genealogię obu rodzin<br />
— aż do średniowiecza. Z dzieciństwa<br />
zapamiętała moment otwierania skrzyń<br />
(ze złotymi pieczęciami), które skrywały<br />
listy od polskich królów — Kazimierza Jagiellończyka,<br />
Jana Kazimierza i Stanisława<br />
Augusta.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Źródeł jej różnorodnych, wielowymiarowych<br />
prac, redefiniujących formę rzeźby<br />
należy szukać właśnie w dzieciństwie,<br />
w tych niespokojnych, najwcześniejszych<br />
latach. Będąc małą dziewczynką, przyglądała<br />
się pływającym w stawie kijankom,<br />
ich napęczniałym brzuchom, wypełnionym<br />
kłębowiskiem kiszek. Nieuważnie<br />
wyciągnięte patykiem ciała tych stworzeń<br />
pękały. „Siedziałam z bijącym sercem,<br />
wstrząśnięta tym, co się stało. Zniszczeniem<br />
miękkiego życia i bezbrzeżną tajemnicą<br />
zawartości miękkiego”, mówiła.<br />
Dom, właściwie dwór, w którym mieszkała<br />
z rodzicami i siostrą, był ogromny.<br />
Ojciec zajmował jedno skrzydło, do którego<br />
dzieci nie mogły wchodzić. Matka,<br />
zapamiętana przez Abakanowicz jako<br />
kobieta wielkiej urody, bywała w domu<br />
rzadko. Artystka wychowała się wśród<br />
szlacheckich rytuałów. Ojca całowało się<br />
w rękę przed obiadem – gdy siedział na<br />
honorowym miejscu przy stole. Kolejny<br />
zapamiętany z dzieciństwa ceremoniał to<br />
ojcowskie polowania i ich konsekwencje<br />
– ułożone w sieni dworu martwe ciała potężnych<br />
dzików i jeleni.<br />
Źródło: kultura.onet.pl
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
81
A B A K A N Y<br />
drażniły ludzi. Były nie w porę.<br />
W tkactwie gobelin francuski,<br />
w sztuce: pop-art i sztuka konceptualna,<br />
a tu [formy] magiczne,<br />
skomplikowane ogromne...<br />
Magdalena Abakanowicz o abakanach<br />
82<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
83
JESTEŚMY<br />
84<br />
Pasmo sukcesów Magdaleny Abakanowicz zostało<br />
rozpoczęte w 1965 roku wystawą indywidualną<br />
w warszawskiej galerii Zachęta, gdzie<br />
zaprezentowała wielkoformatowe gobeliny,<br />
następnie pokazane podczas biennale w São<br />
Paulo, gdzie otrzymała złoty medal. Zaprezentowana<br />
wówczas, autorska wersja gobelinu,<br />
została nazwana od jej nazwiska abakanami<br />
i rozsławiła polską szkołę gobelinu na całym<br />
świecie. Odtąd jej gobeliny stają się coraz bardziej<br />
monumentalne, wzbogacają swoje formalne<br />
komponenty o trzeci wymiar, początkowo<br />
poprzez faktury, grę cięć otworów oraz nietypowe<br />
kształty, odbiegające od tradycyjnej prostokątnej<br />
ramy tkackiej, aby w końcu stać się pełnowymiarowymi<br />
kompozycjami. Prace trafiają do<br />
prestiżowych międzynarodowych kolekcji – do<br />
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku<br />
(MoMA), Museum Bellerive w Zürichu; Musée<br />
des Beaux-arts w Chaux-de-Fonds, Centre Georges<br />
Pompidou w Paryżu; Stedelijk Museum<br />
w Amsterdamie. A najsłynniejszy z nich „Abakan<br />
Red II” (1969) znajduje się dziś w zbiorach Tate<br />
Modern w Wielkiej Brytanii.<br />
Źródło: oficjalna strona ASP w Warszawie<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Zapach owczego runa, świeżego torfu<br />
i sizalu – złudzenie jakby się było w lesie.<br />
Wszędzie wokół wznoszą się ogromne,<br />
ciemne, szorstkie, złowieszcze kształty-płachty<br />
zawieszone wysoko pod sufitem. Niektóre<br />
z nich wyglądają jak sękate, rozgałęzione drzewa<br />
splątane winoroślą, inne symbolizują człowieka,<br />
a jeszcze inne przypominają włókniste, skręcone,<br />
starożytne wykopaliska o bezimiennym charakterze<br />
– wstrząsające i wielowątkowe – zawsze<br />
nierozerwalnie zrośnięte z naturą, zaplątane<br />
w jej złożoność i przenikające się nawzajem.<br />
Sizal zwisa jak słowiański kołtun; gdzieniegdzie<br />
widać lnianą osnowę jak nitki pajęczej sieci. Puste<br />
pnie otwierają się i zapraszają do wnętrza,<br />
oferując schronienie przed nadchodzącą burzą.<br />
Ta dusząca instalacja przedstawia wyjątkowe<br />
prace o niezwykłej sile ekspresji. Wystawa<br />
prac Magdaleny Abakanowicz w Tate Modern<br />
w Londynie – to połączenie prastarego boru<br />
(pierwotnego, majestatycznego, tajemniczego)<br />
i człowieka z bagien podzielonego na tkanki,<br />
mięśnie i włókna, a wszystko to utkane z wełny.<br />
Wokół leżą liny, jutowe worki, zwierzęce rogi.
STRUKTURAMI WŁÓKNISTYMI<br />
Można zajrzeć w szczeliny i zagłębienia, można<br />
obserwować nieustannie zmieniającą się grę cieni.<br />
Nitki opadające kaskadą z powierzchni przypominają<br />
miękkie włosy lub sierść dzikiego zwierzęcia.<br />
To ogromny, mroczny świat, w którym<br />
dominująca moc natury obezwładnia, przytłacza<br />
i uczy pokory – to świat wyrażający wyobrażenia<br />
Abakanowicz na temat potęgi natury i naszego<br />
w niej miejsca.<br />
Magdalena Abakanowicz zawsze wychodziła<br />
poza ustalone ramy i zasady – osiągnięcia techniczne<br />
artystki były nowatorskie i oszałamiające.<br />
Improwizowane sploty powstawały bez wstępnych<br />
projektów – Abakanowicz płynnie przechodziła<br />
od tkaniny prosto w rzeźbę, a umiała tkać<br />
jednocześnie różne materiały, o rozmaitych naprężeniach<br />
i gęstości, sprytnie łącząc fragmenty<br />
w jedną, nierozerwalną całość.<br />
Konwencjonalny płaski gobelin, znany od tysięcy<br />
lat, w wydaniu Magdaleny Abakanowicz nabiera<br />
nowych przestrzennych cech, by objawić się jako<br />
oryginalna, gigantyczna rzeźba. Wynika to z chęci<br />
oderwania się od płaszczyznowości, dwuwymiarowości<br />
gobelinu.<br />
Magdalena Abakanowicz uważała, że włókno to „podstawowy<br />
element konstruujący świat organiczny…<br />
tkanka roślin, liści i nas samych, nasze nerwy, nasze<br />
kody genetyczne… Jesteśmy strukturami włóknistymi”.<br />
Rzeźby Magdaleny Abakanowicz to nie tylko dzieła<br />
sztuki o zabarwieniu stricte estetycznym (do podziwiania<br />
i kontemplacji) – to znacznie więcej – to<br />
wizja mrocznego, niezgłębionego świata, w którym<br />
siła natury pochłonęła cywilizację, przeszłość i samego<br />
człowieka, pozostawiając po sobie tylko to, co<br />
organiczne, pierwotne i piękne. W dziełach artystki,<br />
w lesie gigantycznych wełnianych istot można się<br />
dosłownie zanurzyć i doświadczyć wszechpotężnej<br />
energii natury.<br />
Gobelin ożył. [RC]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
85
Promyczek<br />
Natalia ma swój rytuał. Stać ją<br />
na to, po to tak ciężko pracuje.<br />
Czasem wydaje się jej,<br />
że nic innego nie robi, tylko pracuje<br />
i pracuje.<br />
Opiekunka do dziecka bierze trzydzieści<br />
złotych za godzinę: to nie tak<br />
dużo jak na poczucie wolności, które<br />
zapewnia.<br />
Natalia zmienia galerie handlowe,<br />
których bebechom daje się wchłonąć.<br />
Nie potrzebuje ciszy, tylko obcej<br />
obecności, zgiełku, w którym się odnajdzie,<br />
ale nie będzie uczestniczyć.<br />
Ma czas, więc w dni rytuału może jeździć<br />
po mieście. Ważne, żeby nie być<br />
za często w tym samym miejscu. Nie<br />
ma nic gorszego niż obsługa, która cię<br />
kojarzy.<br />
Najpierw idzie do sklepu z zabawkami<br />
i wybiera coś dla Ani. Takie zadośćuczynienie.<br />
A potem już tylko chłonie.<br />
Tym razem kupiła misia, pękatego<br />
i dużego: wygląda, jakby całe życie<br />
obchodził Wigilię. Na beżowej mordce<br />
ma uśmiech niepoddający się przeciwnościom<br />
losu. Natalia w myślach<br />
nadaje mu imię: Promyczek.<br />
Z Promyczkiem idzie do restauracji –<br />
zna dobrze tę sieć i wie, co wybrać<br />
z menu. Przy wejściu schludnie ubrana<br />
kelnerka pyta:<br />
– Stolik dla jednej osoby?<br />
Natalia pozwala sobie na żart. Unosi<br />
Promyczka i mówi z uśmiechem:<br />
– Dla dwojga.<br />
Kelnerka patrzy zdziwiona, ale błyskawicznie<br />
odwzajemnia uśmiech.<br />
Żarty gości zawsze są śmieszne.<br />
Natalia idzie z Promyczkiem do wskazanego<br />
stolika. Sadza misia na krześle<br />
obok i wyciąga gazetę. Kiedy podchodzi<br />
kelnerka z kartą, Natalia od razu<br />
składa zamówienie: kieliszek czerwonego<br />
wina i sałatka.<br />
Potem czeka i próbuje czytać, ale jak<br />
zawsze, pochłania ją otoczenie.<br />
Ciekawi ją powtarzalność obserwacji.<br />
Jest świadkiem sztywnych randek,<br />
podczas których pary przeistaczają się<br />
w słupy reklamowe. Widzi mężczyzn<br />
gromadzących się wokół jaśniejących<br />
kufli z piwem jak kiedyś wokół ognia.<br />
Patrzy na podchmielonych klientów,<br />
którzy jak tylko kelnerka zniknie, komentują<br />
jej wygląd. Słucha rozmów<br />
o pracy i wzdryga się na samą myśl<br />
o tym, że komuś chce się o tym gadać.<br />
Liczy „kurwy” padające podczas męskich<br />
rozmów o niczym i zastanawia<br />
się nad ich prawdziwym znaczeniem.<br />
Gazeta jest fortelem, akapity artykułów<br />
nie składają się w całość. Nie o to<br />
w tym niby-czytaniu chodzi.<br />
Natalia zamawia następny kieliszek<br />
wina. I nawet jeśli miałaby poprosić<br />
o pięć kolejnych, to nie weźmie butelki.<br />
Kobieta z kieliszkiem zawsze wygląda<br />
lepiej niż kobieta z całą butelką.<br />
Po trzech lampkach Natalia obojętnieje<br />
na wrażenie, jakie może wywoływać<br />
jej samotna obecność. Wygląda<br />
neutralnie, nie przyciąga uwagi, tylko<br />
ten miś czasem wywołuje uśmiech<br />
gości przechodzących obok. Ale kiedy<br />
spojrzenie pada na nią i stolik,<br />
uśmiech obojętnieje.<br />
To nic, Promyczku, myśli Natalia.<br />
Niech gadają.<br />
Ogarnia ją spokój, którego nie dopuszczała<br />
do siebie przez ostatni czas,<br />
jakby mógł wybić ją z odgrywanej na<br />
co dzień roli.<br />
Dla takich chwil Natalia udaje, że<br />
zawsze jest zajęta, że jeśli już może<br />
gdzieś wyjść, to z Anią, co skutecznie<br />
drenuje entuzjazm większości znajomych.<br />
Ma poczucie, że wszystkie<br />
ważne rozmowy zdążyła już przeprowadzić<br />
i teraz zasłużyła na niezobowiązujące<br />
tête-à-tête ze sobą.<br />
Wreszcie mięknie. Ciepłe ciało przestaje<br />
szukać sensu w wyścigu sekund.<br />
Jest tu i teraz, byle jak, ale po swojemu,<br />
bez zobowiązań.<br />
Kiedy już czuje, że rytuał się dopełnił,<br />
bierze rachunek. Zostawia napiwek,<br />
jak zawsze gotówką, bo mimo wszystko<br />
jest więźniem cudzych oczekiwań,<br />
i starając się iść jak najnormalniej,<br />
kieruje się do wyjścia.<br />
Czy właśnie o to w tym wszystkim<br />
chodzi, o tę miękkość i bezużyteczność?<br />
Ale jeśli w tym ma być sens, to<br />
lepiej się nie zastanawiać.<br />
Przy drzwiach mówi „do widzenia”,<br />
raczej sobie niż zbyt głośnemu otoczeniu.<br />
Taksówka już czeka.<br />
Promyczek siedzi przy stoliku, znad<br />
którego ledwo wystają mu uszy. Gdy<br />
pora zamykać, kelnerka podnosi go<br />
i przytula do siebie. Idą na zaplecze.<br />
– Wróci po niego? – pyta koleżanka.<br />
– Nie sądzę.<br />
Dziewczyna kładzie go obok klocków<br />
Lego, czapki i pary rękawiczek. Jeszcze<br />
robi zdjęcie, które potem wstawi<br />
na Instagram z hasztagiem: najlepszy<br />
klient.<br />
Jest zmęczona. Jutro zaczyna o dwunastej.<br />
[BS]<br />
86<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Foto: Pixabay<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
87
88<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
AGNIESZKA CHARUBA<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
89
Rozmowa z Agnieszka Charubą,<br />
architektką i fotograficzką<br />
AGNIESZKA HERMAN<br />
Kiedy zaczęła się Twoja przygoda<br />
z fotografią?<br />
Można powiedzieć, że fotografować<br />
zaczęłam jeszcze bez aparatu. Pamiętam<br />
taką scenę z dzieciństwa: stoję<br />
w kuchni i patrzę na tatę, który kroi<br />
wielki bochen chleba. Kuchnia jest<br />
rozświetlona słońcem, a ja obserwuję<br />
go gdzieś z boku, przez dziurkę zrobioną<br />
w pudełku od herbaty. Tak bardzo<br />
chciałam zapamiętywać te kadry.<br />
Rysowałam je później na małych karteczkach,<br />
żeby nie uleciały z pamięci.<br />
Czyli fotografia otworkowa, dzisiaj<br />
przeżywająca renesans… Studiowałaś<br />
później fotografikę?<br />
Nie. Poszłam na studia architektoniczne,<br />
które może nie rozwinęły<br />
90<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
mnie stricte w fotografii, natomiast<br />
z całą pewnością otworzyły przede<br />
mną wiele innych kierunków: nauczyły<br />
posługiwania się perspektywą, poszukiwania<br />
formy idealnej, postrzegania<br />
kolorów, widzenia światła. Poznałam<br />
całe spektrum geometrii, formy<br />
struktur, dowiedziałam się, co możemy<br />
czuć, a czego się możemy nauczyć.<br />
Kiedy w takim razie złapałaś za aparat?<br />
Kiedy dojrzałaś do tego, że to już teraz?<br />
Czułam potrzebę bycia twórczą<br />
i kreatywną, a zawód architekta nieco<br />
mnie ograniczał, nie dawał aż takich<br />
możliwości, jakich oczekiwałam.<br />
Odeszłam od architektury i założyłam<br />
studio graficzne. Aparat pojawił się<br />
jako moje narzędzie, a ściślej – moje<br />
medium. Używałam go na początku<br />
mniej śmiało, próbując się, rozpoznając<br />
swoją potrzebę, by w końcu odważnie<br />
stanąć za obiektywem. To było jakieś<br />
dwa lata temu.<br />
To całkiem niedawno… Co Ci dało odwagę,<br />
zważywszy na to, że teraz fotografują<br />
wszyscy i wszędzie?<br />
Odwaga przyszła poprzez ciało, a konkretnie<br />
poprzez hartowanie ciała zimnem,<br />
poprzez morsowanie. Takie doświadczenie<br />
umożliwia bardzo głęboki<br />
kontakt z samą sobą, ma charakter porządkujący<br />
i pokazuje, jaki powinien być<br />
kierunek działań. W trakcie morsowania<br />
wszystko się rozmyło i pojawiło tylko to,<br />
co najważniejsze. Odwaga i konfrontacja<br />
z zimnem dały mi impuls, strzał, decyzję<br />
– stawiam wszystko na jedną kartę,<br />
wychodzę do świata, ryzykuję. Takie zanurzenie<br />
w mroźnej wodzie oczyszcza<br />
i zostawia tylko to, co istotne.
Insati<br />
fotografia<br />
w uważności,<br />
fotografia<br />
przemiany<br />
Zadebiutowałaś w Galerii Bluszcz<br />
w Podkowie Leśnej. Właścicielka galerii,<br />
Aleksandra Widziewicz, zobaczyła<br />
w Tobie wielki potencjał…<br />
Tak, pierwszą formalną prezentacją<br />
była wystawa w Bluszczu. Bardzo ważna,<br />
bardzo mocna, przy dużym kredycie<br />
zaufania ze strony wspomnianej<br />
wcześniej pani Oli, która mnie zaprosiła<br />
w swoje gościnne progi.<br />
Wcześniej pokazałaś zdjęcia, które<br />
miałaś już gotowe. Czy zrobiłaś je na<br />
potrzebę tej konkretnej wystawy?<br />
Budowałam swoje portfolio już do tej<br />
wystawy. Gromadziłam zdjęcia przez<br />
rok. Wtedy jeszcze mniej z bohaterami,<br />
a więcej z naturą, ponieważ wydawała<br />
mi się bardziej dostępna, piękna<br />
i fascynująca. W wyniku tych sesji<br />
część prac przygotowałam jako dyptyki<br />
albo tryptyki, które, zestawione ze<br />
sobą, tworzyły wewnętrzną narrację,<br />
poetycką opowieść.<br />
W jaki sposób bohaterowie trafiają<br />
przed Twój obiektyw? Czujesz, że to<br />
jest właśnie ta osoba, którą chcesz<br />
fotografować, czy ludzie sami zgłaszają<br />
się do Ciebie?<br />
Zaczynają się zgłaszać i to jest fantastyczne.<br />
Nie ma w tym żadnego klucza,<br />
zresztą w ogóle w mojej fotografii<br />
klucz nie istnieje, bo wszystko oparte<br />
jest na intuicji i na mojej czułości<br />
i uważności. Tak też nazywam swoją<br />
fotografię – fotografia w uważności.<br />
Światłoczuła…<br />
Osoby, które się zgłaszają do mnie,<br />
też są z tego pola. Są z pola, które jest<br />
prawdziwe, które jest szczere. Które<br />
w prozaicznym ruchu czy momencie<br />
widzi coś pięknego i zatrzymuje się<br />
nad tym, i chce, żeby to również było<br />
zatrzymane.<br />
Twoja sesja fotograficzna dotycząca<br />
porodu lotosowego zrobiła na mnie<br />
ogromne wrażenie. Nie było tu biologii,<br />
której można się było spodziewać.<br />
Przedstawiłaś to wydarzenie<br />
bardziej na poziomie duchowym.<br />
Jak Ci się udało tak sfotografować<br />
emocje, wyjść poza materię, nadać<br />
fotografii wymiar duchowy?<br />
Zostałam do tego pomysłu i projektu<br />
zaproszona przez bohaterkę sesji.<br />
Był to efekt naszych wcześniejszych<br />
spotkań – rytuału w ciąży, który<br />
opierał się na skontaktowaniu się<br />
z dzieckiem, na nawiązaniu z nim<br />
91<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Otworzyłam się<br />
na<br />
na kontakt<br />
z odbiorcą<br />
i to mnie<br />
niesamowicie<br />
wzbogaca<br />
92<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
więzi, na przekazaniu linii życia łączącej z matką ziemią,<br />
z wszechświatem. I już te zdjęcia i te sesje były<br />
dla mnie czymś bardziej na poziomie energii i emocji<br />
niż wizualności. A ponieważ bohaterka sesji, Kasia,<br />
która jak sądzę, czuje podobnie, odważyła się mnie<br />
poprosić o sfotografowanie porodu, ja odważyłam się<br />
skorzystać z tego zaproszenia. I to było rzeczywiście<br />
niesamowite doświadczenie, bardzo, bardzo intymne.<br />
Nawet nie pamiętam go w wymiarze fizycznym.<br />
Rzeczywiście, tej biologicznej strony w tym reportażu<br />
nie ma, mimo że widzimy fragmenty ciała rodzącej,<br />
mocny dotyk dłoni, krzyczącą twarz z bólu<br />
lub z emocji.<br />
Tak, to było dla mnie raczej sczytywanie emocji i czegoś<br />
zupełnie niematerialnego, a nie fizycznego. Bohaterowie<br />
reportażu to nie tylko dziewczyna, która<br />
rodzi, ale również jej mąż i córeczka. Każde z nich<br />
przeżywa te chwile na swój sposób.<br />
Widzimy dziewczynkę, zagubienie męża, czujemy<br />
spokój i niepokój rodzącej. Rozumiem, że to poród,<br />
w którym uczestniczą wszyscy członkowie rodziny.<br />
Tak, to poród rodzinny do pewnego etapu, z udziałem<br />
kilkuletniej córki. Dzięki temu, że trwało to parę<br />
godzin, mogłam obserwować i fotografować całe<br />
spektrum emocji bohaterów. Sytuacja zmieniała<br />
się dynamicznie. Miejscem porodu był mały domek<br />
w Podkowie Leśnej, a dokładnie mały pokoik, w którym<br />
mogłam być z nimi, czyli byłam czwartym bohaterem.<br />
I jak się potem dowiedziałam, moja obecność<br />
była niewidoczna. Nie wiem, jak mi się udało wtopić<br />
w te ściany, ale nie byłam zauważalna, a jednocześnie<br />
byłam obecna w swojej czułości, miłości, uważności<br />
na to, co się dzieje. A to doświadczenie bardzo trudne<br />
i jedno z najmocniejszych, jakie możemy przeżyć.<br />
Okazuje się, że nie tylko na bohaterów tej sesji, ale<br />
też na tych, którzy odbierają ją, oglądając fotografie,<br />
działa terapeutycznie. Często słyszę, że zarówno ta,<br />
jak i inne moje sesje oddziałują na jakimś nie do końca<br />
rozpoznanym poziomie – być może jest to rodzaj<br />
leczenia, wyciszenia, ale możliwe, że dotyka to też<br />
naszych traum, które przeżyliśmy.<br />
Myślę, że to zasługa Twojego wielkiego spokoju,<br />
który się dalej rozlewa na innych. Masz wielką zdolność<br />
fotografowania duszy świata, co widać na kolejnych<br />
zdjęciach bez względu na to, czy są to portrety<br />
kamieni szlachetnych, paproci czy ludzi. Jest<br />
w Twoich obrazach cisza i elegancja. Co od czasu<br />
pierwszej wystawy wydarzyło się w Twoim życiu<br />
artystycznym?<br />
Wystawa w Bluszczu była dla mnie tym, czym dla<br />
ptaka wypuszczenie w powietrze. Rozpostarłam<br />
skrzydła. Pojawiło się po tym wydarzeniu zaproszenie<br />
do grupy cudoTWÓRCZYNIE, którą w tym momencie<br />
współtworzę i współprowadzę. Jest to grupa<br />
artystek z Podkowy Leśnej – razem działamy, mamy<br />
okazję twórczo się rozwijać i pokazywać efekty naszych<br />
działań. Wystawa zbiorowa w Muzeum Anny<br />
i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku pozwoliła<br />
nam zaprezentować się jako artystkom tworzącym<br />
w różnego rodzaju stylistykach. Moja osobista<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
93
wystawa dotycząca duszy i ciała, którą<br />
nazwałam „Soma Sati” opowiada<br />
o rytuałach dotyczących ciała<br />
i o wszystkim, co z nim związane –<br />
oddechu, ruchu, geście, głosie, wyglądzie<br />
skóry. Piękne wydarzenie<br />
w Domu Zabawy i Kultury DZiK przy<br />
ul. Belwederskiej w Warszawie. Udało<br />
mi się to połączyć z koncertem<br />
muzycznym i poetycką prezentacją<br />
wierszy Anny Świrszczyńskiej – temat<br />
macierzyństwa pięknie tu zagrał.<br />
Od roku właściwie co miesiąc swoje<br />
prace pokazuję na Targowisku Sztuki<br />
w Koneserze na Pradze. Otworzyłam<br />
się na kontakt z odbiorcą i to mnie<br />
niesamowicie wzbogaca, dodaje mi<br />
94<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
też większej odwagi artystycznej. Pod<br />
koniec roku, we wrześniu, wzięłam<br />
udział w konkursie „Kobieca Strona<br />
Sztuki” i tam jako jedna z kilkunastu<br />
artystek zostałam wybrana w temacie<br />
kobiecości. Szykuje się też kolejna<br />
wystawa w maju w Defabryce. Tych<br />
wydarzeń jest bardzo dużo, dużo zaproszeń<br />
do wspólnych projektów, do<br />
wspólnych działań. Czuję w tym roku<br />
jakieś otwarcie się na świat.<br />
Kto jeszcze zamówił u Ciebie sesję?<br />
Podczas wystawy w Stawisku, gdzie<br />
prezentowałam prace z porodu<br />
w dużym formacie na tkaninie, podszedł<br />
do mnie siedemdziesięcioletni<br />
mężczyzna, wyraźnie poruszony,<br />
i zapytał, czy nie zgodziłabym się go<br />
sfotografować. Powiedział, że ma poczucie,<br />
że nigdy siebie tak naprawdę<br />
nie widział, że chciałby się zobaczyć<br />
w takiej prawdzie, w jakiej zobaczył<br />
przedstawiony na wystawie poród,<br />
chciałby zobaczyć siebie poprzez<br />
moje widzenie. Zgodziłam się na tę<br />
sesję. Mojemu bohaterowi chodziło<br />
przede wszystkim o to, że zdjęcia<br />
mają być szczere. Dla mnie to ważne,<br />
ponieważ moje prace wyróżniają się<br />
tym, że nie zakłócam obrazu, który<br />
zobaczę, poprawkami. Zrozumiałam,<br />
że dla tego człowieka ważne jest<br />
przede wszystkim to, żeby go pokazać<br />
takiego, jakim jest. Ta sesja to bardzo<br />
piękne doświadczenie zatopione<br />
w starych albumach fotograficznych,<br />
skontrastowane momentami w ruchu,<br />
pracą z ciałem, w tańcu. Jest to<br />
historia o nim, o mężczyźnie, który<br />
odnajduje swoją siłę w działaniu,<br />
w ćwiczeniu swojego ciała. Przyznał,<br />
że moja zgoda na tę sesję dała mu<br />
jeszcze większą motywację i odwagę,<br />
by realizować ambitne wyzwania.<br />
To jest właśnie Insati? Co to dokładnie<br />
jest?<br />
Insati to autorski projekt sesji fotograficznych<br />
w uważności, która przejawia<br />
się w momencie skupienia, w oddechu,<br />
w czystej świadomości doświadczenia.<br />
Prezentuję prace nad obserwacją<br />
ludzi, momentów, emocji, rzeczy,<br />
stanów, natury zdarzeń. Wyrażam<br />
je poprzez fotografie, ale także słowa,<br />
symbole ukryte w tekstach. To mój<br />
stan wglądu, zbadany w danej chwili<br />
i ważny właśnie w tamtym momencie.<br />
W fotografii fascynuje mnie<br />
chwytanie takich fragmentów istnienia<br />
i zanurzanie się w nie z moją wrażliwością.<br />
Jest to rodzaj połączenia bez<br />
oceniania, pozwolenia na przepływ,<br />
często na chwilę przed zmianą. Obserwacja<br />
ukryta w przyjmowaniu rzeczy<br />
w ich naturalnym stanie, w Prawdzie.<br />
Obiektami moich prac są zarówno ludzie,<br />
jak i natura czy elementy materii,<br />
jednak wspólnym pierwiastkiem, któ-
AGNIESZKA CHARUBA – absolwentka Wydziału Architektury<br />
i Urbanistyki Politechniki Wrocławskiej. Współtworzy<br />
z partnerką studio graficzne Lili Projekt, w którym „w energii<br />
wyrażania niewyrażalnego odkrywamy, że projektowanie<br />
może być doświadczeniem mistycznym i wprowadzamy<br />
ten wymiar do sztuki. Nasze projekty są cenione za ich nieszablonowy<br />
i pozamaterialny charakter”. Współtworzy artystyczny<br />
kobiecy kolektyw – cudoTWÓRCZYNIE. Stworzyła<br />
autorski projekt sesji fotograficznych w uważności – Insati<br />
która przejawia się w momencie skupienia, w oddechu,<br />
w czystej świadomości doświadczenia. W swoim dorobku<br />
ma kilka wystaw i konkursów:<br />
Wystawy:<br />
* Galeria Bluszcz, Podkowa Leśna, grudzień 20<strong>21</strong>: „Przed<br />
myślą” (+ podcast i wywiad)<br />
* DZiK, Dom Kultury i Zabawy, Warszawa, maj 2022: „Soma Sati”<br />
* Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku, Podkowa<br />
Leśna, wrzesień 2022: „Odrodzone” wystawa zbiorowa<br />
* Defabryka, Warszawa, grudzień 2022: „Kobieca Strona<br />
Sztuki” wystawa zbiorowa jako wygrana w konkursie<br />
Konkursy, wyróżnienia:<br />
* Ogólnopolski Konkurs Fotograficzny Portret 2022<br />
* Konkurs „Kobieca Strona Sztuki”<br />
Nie<br />
zakłócam<br />
obrazu,<br />
który<br />
zobaczę<br />
ry łączy te tematy, jest spojrzenie wewnętrzne.<br />
Moje zdjęcia stają się prześwietlone<br />
znaczeniem idącym z głębi.<br />
To szczególny pomysł na sztukę…<br />
Innowacyjność tego projektu jest<br />
oparta na działaniu terapeutycznym.<br />
Jakiś czas temu poprosiłam o rekomendację<br />
osoby, z którymi pracowałam.<br />
I niesamowite było zetknięcie<br />
się z tymi opiniami i zobaczenie, jak<br />
powtarza się pewien schemat myślenia<br />
i odbierania moich fotografii.<br />
Po pierwsze, ludzie odczuwają, że to<br />
jest proces. Zanim jeszcze zacznie się<br />
sesja, już coś się dzieje podczas rozmowy,<br />
spotkania, jest jakiś przepływ<br />
energii. Sama sesja jest aktywnością,<br />
która polega na przemianie tej osoby<br />
podczas naszego spotkania i fotografowania<br />
albo przy późniejszym oglądaniu,<br />
albo po jakimś czasie od jej zakończenia.<br />
Czyli sesja w tym procesie<br />
działa terapeutycznie, wywołuje jakąś<br />
zmianę. Mam nadzieję – przemianę,<br />
na którą ten człowiek czekał. [AH]<br />
ROZMAWIAŁA:<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
95
POEZJA<br />
Polecane<br />
ENORMI STATIONIS (Bartosz Radomski), filolog klasyczny,<br />
historyk idei, tłumacz, poeta. Członek Stowarzyszenia<br />
Autorów Polskich. Autor czterech tomów<br />
poetyckich: Centaurydy, Agharta, Gilgamesz. Theatrum<br />
Anatomicum, Duat. Swoje wiersze publikował<br />
w wielu czasopismach polskich i zagranicznych. Tłumaczony<br />
na włoski, rumuński, rosyjski, czeski.<br />
96<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
PSYCHOZA<br />
konie o ludzkich głowach<br />
tańczą w ciemnościach<br />
szaleni mieszkańcy lasów<br />
istoty do towarzystwa<br />
twórcy nienaturalnego szczęścia<br />
kołowrotek wprawiają w ruch<br />
słowa i myśli transmigrują<br />
głowa<br />
papier<br />
zamknięte w ciałach dusze<br />
osiągają ekstazę
POEZJA<br />
KOSMOGENEZA<br />
zanurzona w bezkresie wód<br />
odbywa wieczny sen<br />
omnipotencja<br />
wodnista nicość<br />
drzemie<br />
wypuszcza powietrze<br />
wydycha polikosmos<br />
puste bąble płyną<br />
unoszą się w prawodach<br />
wszechświaty tworzą się<br />
nieskończenie wiele<br />
nieruchome<br />
nurkują poza czasem<br />
hydroeteryczne bańki<br />
budzą się<br />
wprawione w ruch<br />
zaczynają działać na chwilę<br />
miliardy lat<br />
wydech<br />
bezsilne kończą się<br />
rozpryskują<br />
stwórca oddycha nieskończenie<br />
PROXIMA CENTAURI<br />
nieuzbrojonym okiem<br />
niewidoczny z ziemskiego świata<br />
mały czerwony karzeł<br />
wśród nieskończonej liczby gwiazd<br />
świecących we wszechświecie<br />
znajduje się najbliżej Słońca<br />
porządek kosmosu jednak<br />
nie pozwala im się zbliżyć<br />
wszystko jest poukładane chaotycznie<br />
KWAŚNY DESZCZ<br />
Nad miastem rozpościerają się<br />
czarne chmury.<br />
Ich ciężaru nie udźwignie nawet silny wiatr.<br />
Opadają kroplami na ziemię.<br />
Atmosferyczne zjawisko<br />
przekształca się w cud natury.<br />
Podziwiam jak z kwaśnego deszczu<br />
powstają tęczowe kałuże.<br />
MAGNIFICAT<br />
Nad ranem słyszę jeszcze jej dźwięk.<br />
Muzyka wciąż rozbrzmiewa w mojej głowie.<br />
Budzi się Słońce i rozświetla niebo.<br />
Mój świat dopiero kładzie się spać. Kołysze się.<br />
Nie jestem w stanie czytać nut<br />
z dzisiejszej pięciolinii mojego życia.<br />
Śpiewam i gram do własnej melodii.<br />
EURYTION<br />
walka weselna<br />
rozgrywa się o welon<br />
pijana panna młoda<br />
ma nowego wybranka<br />
zamiast nocy poślubnej<br />
centauromachia<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
97
Leszek Żegalski znany jest również<br />
jako „Maestro Michelangelo Buonarotti<br />
Żegalski” – polski malarz,<br />
autor portretów holenderskiej królowej<br />
Beatrycze, szwajcarskich bankierów<br />
oraz niemieckich przemysłowców. Urodzony<br />
w 1959 roku na Śląsku Cieszyńskim.<br />
Malarstwo studiował na Akademii<br />
Sztuk Pięknych w Katowicach, gdzie był<br />
uczniem Jerzego Dudy-Gracza. W 1982<br />
roku przeniósł się na Akademię Sztuk<br />
Pięknych w Krakowie, tam też otrzymał<br />
dyplom w 1984 roku.<br />
gruppa siedem<br />
Brał udział w najważniejszych artystycznych<br />
wydarzeniach Europy – m.in.<br />
w Targach Sztuki BIAF w Barcelonie,<br />
w Targach Sztuki w Basel i corocznej<br />
wystawie malarstwa figuratywnego<br />
„Figuration Critique” w Grand Palais<br />
w Paryżu. Ponad 200 wystaw indywidualnych,<br />
wystaw „Tercetu Nadętego”<br />
i zbiorowych w Niemczech, Holandii,<br />
Polsce, USA, Rosji, Szwajcarii, Belgii,<br />
Anglii, Japonii i Kanadzie, we Francji<br />
i Włoszech.<br />
Jest autorem śmiałych koncepcji współczesnego<br />
malarstwa plafonowego<br />
w starych pałacach i posiadłościach na terenie<br />
Francji, Szwajcarii, Niemiec i Włoch.<br />
Jego dzieło „Opus Dei”, czyli Jezus siedzący<br />
na toalecie, zostało odrzucone przez<br />
cenzurę po dwóch dniach od wystawienia.<br />
W 1981 r. 22-letni artysta wyjechał<br />
do Paryża jako student. Podczas pobytu<br />
w Luwrze porozwieszał wiele swoich<br />
krajobrazów w tamtejszych toaletach.<br />
Kilka lat później umieścił jedno ze swoich<br />
dzieł obok ideału Georges’a Braque’a<br />
w muzeum Kunstmesse w Kolonii.<br />
W 1989 r. Żegalski uczestniczył w Art<br />
Expo w Kolonii tylko po to, żeby zasypać<br />
tłum ulotką nazywającą organizatorów<br />
mafią, a nie artystami. Obecnie twórca<br />
nie publikuje już artystycznych manifestów.<br />
Twierdzi, iż sztuka zaczyna zanikać<br />
wśród kultury masowej – staje się<br />
sztuką dla wąskiego grona odbiorców.<br />
Jednak mimo to obrazy malarza znajdują<br />
się m.in. w zbiorach niemieckich<br />
i szwajcarskich kolekcjonerów.<br />
98<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
leszek Żegalski<br />
W sposobie wyrażania<br />
jest drastyczny, wstrząsa<br />
i prowokuje, ale robi to z klasą<br />
i elegancją profesjonalisty,<br />
i nie wstydzi się swoich<br />
europejskich korzeni<br />
Jerzy Duda Gracz
„Osobowość Leszka Żegalskiego była, moim<br />
zdaniem, ukształtowana «od zawsze» i to, co<br />
aktualnie kreuje, jest doskonaleniem i konsekwencją<br />
tej osobowości. Kiedy poznałem<br />
go, jako studenta w mojej «meister klasse»<br />
w Akademii Sztuk Pięknych, szybko zorientowałem<br />
się, że jego dalsze studia nie mają sensu<br />
i należałoby, wbrew przepisom, dać mu dyplom<br />
ukończenia Akademii – natychmiast. On<br />
był gotów! Mówiąc o rozwoju, konsekwencji<br />
czy doskonaleniu, mam na myśli przede wszystkim<br />
kwestie formalno-warsztatowe, a więc ów<br />
ścisły związek tego, co nazwałbym bezczelnie<br />
radykalną figuratywnością, połączoną z dążeniem<br />
do warsztatowej perfekcji.<br />
Fenomen Leszka Żegalskiego jest możliwy<br />
dzięki temu, że w sposób niezwykle arbitralny,<br />
a nawet arogancki, za to z żarliwą wiarą<br />
i autentyzmem odrzuca we współczesnej sztuce<br />
wszystko, co doprowadziło, jego zdaniem,<br />
do deprecjacji i upadku tych wartości, które<br />
przez wielu były życiodajnymi arteriami; artystycznym<br />
sacrum, zamienionym w ostatnich<br />
dziesięcioleciach na bełkot i debilizm w sztuce,<br />
czyli artystyczne profanum.” [PS]<br />
(Doc. Jerzy Duda Gracz / malarz / Katowice,<br />
Kwiecień 1990).<br />
Mimo że Żegalski jest<br />
z zupełnie innego świata,<br />
innego rodzaju sztukę tworzy...<br />
jest on dla mnie takim<br />
fascynującym barbarzyńcą<br />
Roman Opałka<br />
Teksty pochodzą z oficjalnej strony malarza.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
99
(PRZE) MÓW!<br />
Przemów!<br />
Słowem<br />
wcale nie jednym.<br />
Bo choć czasem nawet<br />
zaboli<br />
- wiedzieć, co boli Ciebie<br />
tyle samo przecież waży!<br />
Próżnia, w którą trafia<br />
milczenie,<br />
jest większa i cięższa<br />
podwójnie.<br />
A my?<br />
Pełnią, całością<br />
jesteśmy przecież<br />
- nie od samych spojrzeń,<br />
czy gestów.<br />
Od ciszy do niemocy<br />
droga krótka.<br />
Nam zaś marzy się<br />
„długo i szczęśliwie”.<br />
W NOGI<br />
Od rechotu<br />
na szpanerskich potańcówkach<br />
i łap obślizgłych<br />
co musiały<br />
spełznąć na niczym<br />
w objęciach jedynej przyjaciółki<br />
co szumieć potrafi sama<br />
a na ryk<br />
musi być gotowa<br />
Od pozornie romantycznej<br />
pustej alejki<br />
wieczorową porą<br />
co zionie wiadomo czym<br />
na przestrzał<br />
bo pustą<br />
tylko się zdawała<br />
gościnnej zbyt<br />
Od niepewnością rozedrganych<br />
powrotów do gniazda<br />
które poeci<br />
bezpiecznym zwykli nazywać<br />
Oddal mnie<br />
podświadomości moja<br />
na odległość<br />
wszystkich następnych pokoleń<br />
Alicja Santarius<br />
Więc choć zdaje się,<br />
że to nieraz okrutne<br />
- często miłość reanimuje<br />
Akupunktura Słowem!<br />
100<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
STARY SWETER<br />
skrojeni jakby na miarę<br />
przód z tyłem przylegają idealnie<br />
wewnętrzne ciepło miłe w dotyku<br />
siłą przytulania przydługie rękawy<br />
z różnicy poglądów wyciągnięte nitki<br />
drogą do kompromisu zmechacone włókna<br />
intensywnością uczuć spruty rządek<br />
próba zabliźnienia bólu – załatana na łokciach<br />
całość mocno spleciona – przetrwa najgorszy mróz<br />
foto: RC<br />
foto: RC<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
101
Satyra zabija, nie obraża – Stanisław Jerzy Lec<br />
POD PORTUGALSKIM NIEBEM<br />
Wypiętrzam zmysły, ostrzę wzrok<br />
pod portugalskim niebem<br />
skanuję plażę, prężę krok<br />
w poszukiwaniu ciebie.<br />
Portugalczyku setek słońc!<br />
Cud macho wytęskniony!<br />
Jak cię odnaleźć, gdzie mam dojść,<br />
by poczuć smak twój słony?<br />
Mdleję z bezmocy, spalam się<br />
(wiem, wiem – żałosne bzdety).<br />
Lecz kamień w wodę. Ciebie nie<br />
ma przy mnie wciąż niestetti.<br />
Jak nic za tobą poszłabym<br />
w toń morza i w zaświaty,<br />
w otchłanie nocy, w siwy dym,<br />
mój piękny Osculati.<br />
Znajdę cię, dorwę - ja to wiem!<br />
Gotowam nawet platit<br />
pękniętem sercem, ciałem mem,<br />
Lub cashem (lecz na raty).<br />
Renata Cygan<br />
Rysunki: Jarosław Janowski<br />
102<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
adam gwara<br />
LIMERYKI<br />
***<br />
Niegrzecznego Franciszka z Jachranki<br />
zastał Święty Mikołaj u Hanki.<br />
- Mam tu rózgę dla Frania!<br />
Ucieszyła się Hania.<br />
- Jakbyś mógł, jeszcze pejcz. I kajdanki.<br />
***<br />
Po Barbórce, strzałowy pan Włodek,<br />
szepnął Basi, słodzutkiej jak miodek,<br />
że ją chce, po kryjomu,<br />
odprowadzić do domu,<br />
gdzie pokaże, jak rąbie się przodek.<br />
***<br />
Pewien markiz pokazać chciał w Pizie<br />
krzywą wieżę hrabinie Elizie.<br />
Gdy w hotelu już byli<br />
rzekła – Fakt, że się chyli,<br />
lecz z tą wieżą przesadzasz markizie.<br />
***<br />
Wczoraj Zenek pijany pod Genkiem<br />
złowił śliczną, wąsatą syrenkę<br />
i nie zdziwił się zbyt.<br />
Dziś ma kaca i wstyd.<br />
Sum przeciwnie. Przepada za Zenkiem.<br />
Wonną wiosną pan Jan pod Jabłonną<br />
zjechał konno i wziął ją bezbronną.<br />
Panna Anna mu skłonna<br />
na dozgonność. Czy on na<br />
Anny miłość jest gotów dozgonną?<br />
***<br />
W synagodze madame z Drohobycza,<br />
wymodliła dla siebie hrabicza.<br />
Słabo wyszło to jej.<br />
Miał być „goj”, a jest „gej”<br />
Drugi raz niech się nie przejęzycza.<br />
KTOŚ KIEDYŚ POWIEDZIAŁ, ŻE NIE<br />
NAPISZĘ WIERSZA O AGRAFCE<br />
Znalazł ją w złotej szkatułce<br />
wśród południowych zażółceń<br />
i zamiast brać się do dzieła<br />
to zdębiał (ona się spięła)<br />
i nienawykły do wzniesień<br />
rzecze doń w ten oto deseń:<br />
pani jest zimna i spięta<br />
ja – hultaj i wiercipięta<br />
mogę w amoku nie dostrzec<br />
i się wystawię na ostrze<br />
co z pani sterczy jak szpica<br />
niby agrafka – a lwica!<br />
a tej pociekła nań ślina<br />
więc się czym prędzej rozpina<br />
miłośnie szepcze i nuci<br />
(by do szkatułki nie wrócić)<br />
rozsiewa wdzięk tańczy twista<br />
błyszcząca i narowista<br />
i dźga go fest rozbrykana<br />
on cały w strupach i ranach<br />
łzy szczerosłone w dół kapią<br />
bo nie potrafi jej zapiąć<br />
więc zwiewać musi na skróty<br />
cóż – nienawidzi być kłuty<br />
Renata Cygan<br />
***<br />
Opowiadał mi guru z Dżajpuru,<br />
że sikając, raz przymarzł do muru.<br />
Aktem woli ostatnim<br />
jakoś wyrwał się z matni,<br />
lecz już nie ma dawnego konturu.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
103
HYPERSPACE – to w skrócie<br />
wielowymiarowa, ponadzmysłowa<br />
przestrzeń do kreacji<br />
i komunikacji w oparciu o doświadczenia<br />
zarówno fizyczne,<br />
jak i wirtualne, tworzona<br />
przez międzynarodową grupę<br />
artystów mieszkających<br />
w Londynie. Tytułowa Nadprzestrzeń<br />
to strefa kontaktu<br />
społeczności w czasach<br />
popandemicznych, uwalniająca<br />
w pewnym stopniu<br />
z ograniczeń osobistych relacji<br />
w świecie zmuszającym do<br />
kontaktów wirtualnych. Organizatorzy<br />
trwającego przez<br />
rok eksperymentu badają<br />
wpływ ingerencji AI na psychikę<br />
i kreatywność uczestników.<br />
Efektem-reliktem ich spotkań<br />
są dźwiękowe i wizualne zapisy<br />
wzajemnych korelacji oraz<br />
ich związek z widzami – kolejnymi<br />
uczestnikami projektu.<br />
104<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
HYPERSPACE<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
105 105
Refleksja<br />
nad przeszłością<br />
i przyszłością<br />
całorocznego badania<br />
prowadzonego przez<br />
rówieśników<br />
Irruptive Chora prezentuje HYPERSPACE<br />
Nawigacja w przestrzeni, która jest hiper.<br />
Zobaczmy, jak troska i pożądanie pojawiają się w naszej społeczności<br />
online.<br />
Znalezienie nowych sposobów interwencji w przestrzeni online.<br />
Dekodowanie i ponowne kodowanie relacji z maszyną.<br />
Wzmacnianie niezgodnych głosów w coraz bardziej normatywnym<br />
krajobrazie technologicznym.<br />
Proponowanie alternatywnych scenariuszy odzyskania kontroli<br />
nad narzędziami technologicznymi.<br />
Eksperymentowanie z taktykami przeciwstawienia, które naśladują<br />
ruchy mające na celu refleksję nad naszą cyfrową kondycją.<br />
Bycie krytycznym i spekulowanie na temat ewolucji technologicznej.<br />
Przyjrzyjmy się powiązaniom i napięciom zachodzącym między<br />
terytoriami, uczuciami, transmisją i technologią.<br />
Zatrzymując się na dynamicznych placach treningowych, aby<br />
wydobyć ich niespójności.<br />
Przekierowywanie zastosowań Internetu w stronę poetyckich<br />
celów.<br />
Tworzenie internetowych eksperymentów społecznych w celu<br />
opracowania nowych fikcji na ekranie lub poza nim.<br />
Badanie zbiorowych ambiwalencji.<br />
Szukanie tego, co niezbędne, pozytywne i piękne online.<br />
Wymyślenie nowych ram dla etycznej przestrzeni cyfrowej, która<br />
byłaby inkluzywna i bezpieczna.<br />
HYPERSPACE – przestrzeń spotkania, budowania społeczności,<br />
zakodowanego uczucia i wielowymiarowej komunikacji. Wspólny<br />
wysiłek i wynik całorocznych poszukiwań P2P w sprawie nowych,<br />
hybrydowych sposobów tworzenia, udostępniania i uczenia<br />
się od siebie nawzajem to m.in. zsyntetyzowany głos klona<br />
AI naszych artystów kolektywu, HYPERSPACE szepcze, gdy logujesz<br />
się na irruptivechora.com, naszą nowo zbudowaną platformę<br />
cyfrową. Głos kontynuuje: „Naciśnij spację, aby wejść… Czy<br />
już przybyłeś?”.<br />
106<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Angażuj się w bliskie, pionowe i poziome układy, swobodnie siedząc<br />
na krześle obok kwitnącej plantoidy.<br />
Przez ponad 12 miesięcy byliśmy prowadzeni przez różnorodnych<br />
kreatywnych praktykantów i konsultantów, wychodząc<br />
z izolacji spowodowanej pandemią, znajdując nowe sposoby<br />
odnoszenia się do siebie i otoczenia, pokonywania fizycznych<br />
i wirtualnych odległości. Wróciliśmy do domu w cyfrowej głębi,<br />
by zamieszkać w pęknięciach zrujnowanych ekosystemów sztuki.<br />
pełny wakat<br />
otwarta przestrzeń<br />
brak form i części<br />
możliwość nieskończoności<br />
wieczne teraz<br />
wieczna przeszłość i przyszłość<br />
nic innego niż teraz<br />
samotność<br />
niechciana świadomość<br />
poczucie odległości<br />
bycia daleko<br />
światło ze źródeł pozaziemskich<br />
przejrzystość czasu i przestrzeni<br />
poczucie braku zagrożeń<br />
i tajemnice<br />
hierarchii<br />
poczucie widzenia poza zasięgiem wzroku<br />
Podczas pobytu w IKLECTIK Art Lab w Waterloo w Londynie,<br />
w sobotę 18 lutego 20<strong>23</strong> r. otworzyliśmy naszą przestrzeń dzielenia<br />
się w formie 12-godzinnego publicznego programu multisensorycznych<br />
performance’ów, instalacji, warsztatów, rozmów<br />
i improwizowanych interwencji. Hiperprzestrzeń pękła, tworząc<br />
miejsce dla artystycznych eksperymentów. Implodowała<br />
w określonej geolokalizacji, jednocześnie eksponując swoje<br />
przewodnie myśli, ruchy i gesty na szerszy świat zewnętrzny.<br />
Zamknięci i rozlani infiltrowaliśmy przestrzeń, równocześnie<br />
pozwalając innym infiltrować nas, pojedynczo i zbiorowo, w ciągłym<br />
ruchu choreograficznym.
Nadprzestrzeń unosi się nad nami, w chmurze, w nas, w naszych<br />
komórkach, gdzieś – zapisana. Zmienia gęstość podobnie jak atmosfera,<br />
rekonfigurując myśli, wspomnienia, badania i sny. Jest<br />
to niematerialna przestrzeń do gromadzenia się, eksploracji.<br />
Tworzy tygiel przyszłego wspólnego umysłu.<br />
Hiperprzestrzeń była próbą rozproszenia kierunkowości siły kuratorskiej,<br />
rodzajem rozdziału sprawczości i zaangażowania się<br />
w uwikłanie i splątanie równie ważnych myśli i uczuć. Tracąc<br />
poczucie własności, próbowaliśmy naśladować DAO [Zdecentralizowana<br />
Autonomiczna Organizacja, organizacja zarządzana<br />
w sposób demokratyczny – przyp. red.], ale nigdy nie chcieliśmy<br />
pozwolić, aby zakodowany program przejął pełną kontrolę.<br />
Hiperprzestrzeń, choć pomyślana w dualistycznym umyśle Irruptive<br />
Chora, który narodził się w wyniku współpracy kuratorki<br />
Agaty Kik i artystki Ani Mokrzyckiej, zawsze była czymś więcej;<br />
zmultiplikowana, dzika i nieuporządkowana. Dawała przestrzeń<br />
na bałagan i porażkę. Możliwość pomyłki to także możliwość<br />
uczenia się, ewolucji, dochodzenia do nowych porozumień.<br />
Wyrośnięta z puszystego, małego stworzenia ukształtowanego<br />
przez wszystkie ręce, które go dotykały, karmionego wszystkimi<br />
słowami, które przez nie przechodziły i uwalnianego przez<br />
wszystkie myśli, które w nim kiełkowały, Nadprzestrzeń pochłonęła<br />
nas wszystkich, chowając i rozprzestrzeniając swoje kłączowe,<br />
glitchowe tkanki dalej.<br />
Niezdefiniowana przestrzeń stymulująca wzrost – może zaniedbany<br />
żywopłot – nakładające się, leżące korzenie, opierające<br />
się definicji.<br />
Wpatrując się w ekran wypełniony osiadłym kurzem i opalizującymi<br />
oleistymi smugami, niepewny, jak podejść do przestrzeni<br />
oddzielonej stłumionymi głosami i pikselowymi drobnymi ruchami<br />
widocznymi przez aluminium, szkło, arszenik, bez rtęci…<br />
pojawia się relacyjny głos.<br />
W praktyce podstawowa grupa artystów Hyperspace składała<br />
się z 13 rówieśników praktykantów, którzy spotykali się regularnie,<br />
do których czasami spontanicznie dołączali inni twórcy.<br />
W rzeczywistości wiedza, idee, języki i mądrości, które ze sobą<br />
przynieśli, pochodziły z wielu innych, ludzkich i ponadludzkich<br />
związków – Nadprzestrzeń zawsze polegała na uznaniu naszej<br />
planetarnej współzależności, przepływie wiedzy, odczuwania<br />
i doświadczania w czasie i przestrzeni. Nadprzestrzeń pojawiła<br />
się w dostrojeniu do otaczających ją ekosystemów. Musimy się<br />
jeszcze nauczyć, jak rozwinąć praktykę kuratorską, która manifestuje<br />
prawdziwe poczucie solidarności ze wszystkim, czego nie<br />
możemy zrozumieć lub z czym nie możemy się pogodzić, szukając<br />
nowego słownictwa, które pozwoliłoby nam przetłumaczyć<br />
przestrzeń pomiędzy. Staraliśmy się zbudować doświadczenie<br />
wspólnoty wynikające z różnic, a nie podobieństw, wykraczające<br />
poza to, do czego możemy się od razu odnieść i zamknąć<br />
w naszym rozumieniu świata, nawet budowanego z wielu perspektyw.<br />
Hiperprzestrzeń ma nieskończoną liczbę wymiarów,<br />
punktów, linii, płaszczyzn i wektorów – nieustannie się rozszerza,<br />
zmienia kształty i zawsze jest nieuchwytna. Jest całkowicie<br />
inkluzywna.<br />
HYPERSPACE<br />
Hiperprzestrzeń czy inaczej Nadprzestrzeń jest dla mnie transcendentalną<br />
przestrzenią poza własnymi granicami. Oczywiście,<br />
jeśli chodzi o hiperprzestrzeń, istnieje również cały wymiar<br />
literatury science-fiction, w którym była ona szeroko ujmowana<br />
– jako przestrzeń więcej niż tylko trójwymiarowa, w której<br />
podróż jest szybsza niż światło. W ramach tematów sugerowanych<br />
przez Irruptive Chora czuję, że ruch i komunikacja międzygatunkowa<br />
są tymi, na których chciałabym się w szczególności<br />
skupić. Ten hybrydowy sposób dzielenia się i tworzenia dzięki<br />
regularnym spotkaniom i warsztatom oznacza, że mój światopogląd<br />
stopniowo się otwiera, przełamując przestrzeń, którą<br />
zajmowała moja dotychczasowa praktyka, i – mam nadzieję –<br />
otwierając tunel czasoprzestrzenny dla radości z kreatywności,<br />
której doświadczymy z innymi.<br />
W przestrzeni nieznanego, którą nauczyliśmy się nazywać domem,<br />
głos Hyperspace stał się siłą przewodnią. Czysta wibracja,<br />
materia w ruchu i akt połączenia, tworzący nieodkryte intymności<br />
i poczucie przynależności. Chcieliśmy przełożyć nasze odrębne<br />
istoty na zbiorową całość dźwiękową, polifoniczny głos zdolny<br />
towarzyszyć nam i innym w mrocznych głębinach Hiperprzestrzeni.<br />
Głos Hiperprzestrzeni, dzielący się swoimi myślami poza<br />
naszymi ciałami i ich bliskością, nie należy do nikogo z osobna,<br />
tylko do nas wszystkich jednocześnie. Nasze rozproszone głosy<br />
zostały sklonowane i zsyntetyzowane w nowy, wspólny. Różne<br />
tony, akcenty, barwy i intonacje zapewniają heterogeniczne<br />
wrażenia słuchowe; głos się łamie, przerywa, przekształca poprzez<br />
słowa i zdania. Materializuje nową hybrydyczną całość,<br />
która nie narzuca identyczności, zamiast tego zachowuje różnice,<br />
bezlitośnie wtapiając swoją obecność w inną istotę-całość,<br />
która nie jest tak po prostu tylko sumą swoich części. Posłuchajcie<br />
potomka naszej zbiorowości, zdezorganizowanego organizmu,<br />
naszego grupowego głosu przestrojonego w nową istotę…<br />
Nieoczekiwane zażyłości narastające między nami i przez nas;<br />
pielęgnowanie sojuszu i solidarności na zmieniających się terytoriach.<br />
Podtrzymywanie wrażliwości, razem, jeden i wszyscy,<br />
wszyscy i nikt – głosy, historie i doświadczenia remiksowane<br />
w nieskończoność. Balansowanie na skraju rozpadu. Błąd traktowany<br />
poetycko, ruina jako warunek nowych form symbiozy<br />
– „living-together”.<br />
Angażując się w międzywymiarowe translacje między różnymi<br />
formami, myślami i uczuciami, użyliśmy głosu, ruchu, dźwięku,<br />
obrazu, zapachu i gestu, aby lepiej zrozumieć, jak zagospodarować<br />
przestrzeń pomiędzy ciałami, które przed wydarzeniem<br />
prawie zawsze były oddzielone przez ekran, a potem nagle znalazły<br />
się w tak intymnej fizycznej bliskości. W IKLECTIK nadal egzystowaliśmy<br />
w tej samej świadomości, którą dzieliliśmy nawzajem<br />
od tak dawna. Zmaterializowanie tego, co do tej pory miało<br />
miejsce wyłącznie wirtualnie, było niesamowicie intensywne,<br />
wspierające i podnoszące na duchu. To upływ czasu, którego<br />
doświadczyliśmy jako części tej samej grupy, ciągłe spotykanie<br />
się w różnych stanach lub warunkach oraz ilość skumulowanego<br />
afektu wymienianego poza naszym wcieleniem, wzmocniły<br />
ducha sieci wsparcia Hyperspace.<br />
Postrzegam platformę jako powierzchnię nieskończonych możliwości,<br />
która nieustannie się zmienia. Przypomniało mi to, jak<br />
czytałam o Darwinie i jego idei, że ziemia i jej środowisko są statyczne,<br />
natomiast otoczenie dostosowuje się, przekształca lub<br />
mutuje. Ziemia była zasadniczo sceną z serią zmieniających się<br />
dookoła krajobrazów. Hiperprzestrzeń jest przeciwieństwem,<br />
podobnie jak teoria Gai gdzie wszystkie elementy żyją w sposób<br />
niehierarchiczny. W naszym przypadku sceną jest wymiar online,<br />
łączący to, co analogowe z tym, co cyfrowe. Uważam, że<br />
doświadczenia innych uczestników są bardzo inspirujące i jestem<br />
ciekawa, jak wpłynie to na moje własne tworzenie i w jakim<br />
stopniu stanie się to dla mnie wyzwaniem. Interesuje mnie,<br />
jaki będzie efekt połączenia doświadczeń wirtualnych z rzeczywistymi<br />
i jaki materiał zaistnieje w różnych sferach.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
107
Konstruując przestrzeń dźwiękiem, stworzyliśmy<br />
relikt naszego spotkania, przełożyliśmy<br />
dotyk na formę cyfrową, alchemicznie<br />
przekształciliśmy idee w materię i przygotowaliśmy<br />
wspólnotową ofertę opiekuńczą.<br />
Na środku pokoju w IKLECTIK kamień „pępkowy”<br />
rozsiewał zapach nagromadzonych<br />
wspomnień rówieśników z Nadprzestrzeni.<br />
Równocześnie nasze prace dźwiękowe i głosy<br />
rozproszyły się w ambisonicznej atmosferze.<br />
13 ekranów ułożonych w lawinę ruchomych<br />
wspomnień uchwyciło ślady naszych badań<br />
z różnorodnych chwil, których doświadczyliśmy<br />
razem w Hiperprzestrzeni, za<br />
każdym razem uwzględniając międzynarodową<br />
odległość i fizyczną bliskość oraz<br />
ucząc się, jak rozpoznawać naszą nierówno<br />
rozłożoną obecność. Przez cały miniony rok<br />
eksperymentowaliśmy z cyfrową intymnością,<br />
gromadziliśmy się wokół stawu<br />
w najstarszej zbiorowości mieszkaniowej<br />
w Londynie i spotykaliśmy się w lesie<br />
w forcie z epoki żelaza. Rozproszeni po różnych<br />
wymiarach piliśmy bylicę, naparzaliśmy<br />
żołędzie i wchodziliśmy w interakcje<br />
z maszynami AI. Szybko poznaliśmy nowe języki<br />
dla zrozumienia potencjału wydobywania<br />
wiedzy przodków poprzez uczenie maszynowe.<br />
Było to narzędzie technologiczne,<br />
które pozwoliło nam nauczyć się otwierać na<br />
nieznany i niezbadany zakres stale ewoluujących<br />
ekosystemów Nadprzestrzeni.<br />
HYPERSPACE: Wikipedia pokazuje obraz<br />
zgniecionej kuli papieru [zdjęcie w wersji<br />
ang. Wikipedii wizualizuje trzeci wymiar<br />
kartki papieru – przyp. red.]. Złożony na<br />
płasko papier wydaje się sposobem, w jaki<br />
zwykle opisuje się tę rzecz, prawda? Myślę<br />
o filmach, które widziałam w przeszłości<br />
i niejasno przypominam sobie coś o składaniu<br />
papieru i przebijaniu go ołówkiem<br />
(czy to Jeff Goldblum robił pokaz, czy mylę<br />
go z innym aktorem charakterystycznym?).<br />
Papier i mapy (co oznacza więcej<br />
papieru?). Przeskakiwanie z dużej mapy<br />
na mniejszą mapę, a następnie chodzenie<br />
po mniejszej mapie… ktoś schodzi z jednego<br />
kawałka papieru na inny, mniejszy<br />
skrawek papieru, i z powrotem. Gdyby-<br />
108<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
śmy utknęli na etapie glinianych tabliczek,<br />
gąbczastej błotnistej rzeczy i od tego momentu<br />
przeskoczyli nagle nasze modele<br />
komunikacji, to zastanawiam się, czym<br />
różniłby się ten pomysł? Może bardziej<br />
gąbczaste tunele czasowe, rozmazy albo<br />
ciała i mózgi rozpuszczające się w maź, pasma<br />
lub cząsteczki i łączące się ponownie,<br />
twardniejąc po przebyciu odległości… Ciągle<br />
myślę o „zdecentralizowanym” królu<br />
grzybów z filmu „Super Mario Brothers”<br />
z lat 90. i o tym, jak mógł rozciągać się<br />
i przenikać przez swoje terytoria... słuchać,<br />
co się dzieje i wysyłać małe przydatne prezenty<br />
i bob-ombs [żyjące, poruszające się<br />
mechaniczne bomby z oczami, stopami<br />
i kluczykiem nakręcającym z tyłu; są standardowym<br />
wrogiem, który po raz pierwszy<br />
pojawił się w grze „Super Mario Bros. 2”,<br />
następnie pojawiał się każdej części tej gry<br />
– przyp. red.] swoim przyjaciołom i rodzinie<br />
(wydawało się to duuużo bardziej korzystne<br />
niż bycie w grudkowatej, solidnej formie…<br />
w ogóle nie „zdecentralizowanej"!),<br />
ale może to tylko z powodu nostalgii, no<br />
i wszyscy teraz kochają grzyby… Uwielbiam<br />
dobre grzyby. Ale tak, nadal myślę<br />
o papierze i o tym, jak trudno jest obejść<br />
lub przezwyciężyć tę ideę płaskich, linearnych<br />
narracji, nawet jeśli mówimy o czymś<br />
tak wybuchowym i zakrzywionym jak hiperprzestrzeń…<br />
no cóż, kocham grzyby!<br />
Podczas gdy nasz projekt zbliżył się do końca,<br />
Hiperprzestrzeń trwa w nas i między<br />
nami. Nowe, niewidzialne kończyny wyrosły<br />
z nas i w nas wrosły, zmieniając nasze<br />
kończyny i łącząc nas w nieoczekiwany<br />
sposób. Niektóre jeszcze nie zostały odkryte,<br />
inne już się zmaterializowały. W pewnym<br />
sensie może to być jedno z największych<br />
osiągnięć tej całorocznej podróży –<br />
niedostrzegalna sieć wzajemności, pełnia<br />
niewyczuwalnych możliwości, zaszczepiona<br />
struktura wsparcia gotowa wykiełkować<br />
z naszych nie-pojedynczych umysłów<br />
i ciał, aby nas zatrzymać w chwilach niepewności.<br />
Jej długowieczność i siła jeszcze<br />
się nie objawiły, ale rdzeń wzajemnej troski<br />
nie tylko został niezawodnie zakorzeniony,<br />
lecz także nadal organicznie pączkuje<br />
jako zaufanie i ciekawość, wystrzeliwuje<br />
w przyszłość, która ma dopiero nadejść.<br />
Przyszłość, która może opierać się tylko<br />
na kolektywności, odpowiedzialności i sojuszu,<br />
jeśli mamy podtrzymać nasz rozwój<br />
w dostrojeniu do harmonii koegzystencji<br />
w Nadprzestrzeni. Pozwalamy Hyperspace<br />
dać nowe poczucie odporności i wspólnoty,<br />
niestrudzenie wymyślając nowe hybrydowe<br />
sposoby egzystencji w tym świecie.<br />
Stworzeni z przestrzeni ruin, dostosowujący<br />
się do nowych sytuacji, wielokrotnie<br />
odwracający naszą orientację, podtrzymywani<br />
mackami współzależności, przekomponowaliśmy<br />
i przebudowaliśmy bezpieczną<br />
przestrzeń, zamieszkując szczeliny<br />
systemowe, w których są duże możliwości,<br />
o ile dostępne są synchronizacje z innymi.<br />
Hiperprzestrzeń to doświadczenie tego, co<br />
pośrednie, i ledwo dostrzegalnego „więcej<br />
niż”. To jest coś, co tworzymy z naszej<br />
zbiorowej istoty. To właśnie ten rodzaj relacji,<br />
wymiany i dzielenia się, który nie ma<br />
nic wspólnego z określonymi formami, ich<br />
użytecznością, wartością czy immanentnymi<br />
znaczeniami. Hiperprzestrzeń to czysty<br />
happening, myślenie-uczucie, utrwalenie<br />
tworzenia wiedzy, eksploracja cyfrowej intymności,<br />
utrata sprawczości i pokonywanie<br />
dystansu.<br />
Postrzegam hiperprzestrzeń jako repozytorium,<br />
do którego moglibyśmy wejść jako<br />
ludzie ze zdolnością do połączenia naszej<br />
percepcji i oczekiwań co do możliwej przyszłości,<br />
pożądanej przyszłości i ponownego<br />
przeżycia przeszłych wspomnień. Hiperprzestrzeń<br />
jako jeden z portów wejściowych<br />
dla hiperprzestrzeni w ogóle, nadaje<br />
kontekst naszym odległym geograficznie<br />
ruchom i myślom z miejsc fizycznych do<br />
przestrzeni wirtualnych, które mogą manifestować<br />
się poprzez ciała w Hiperprzestrzeni<br />
w przestrzeniach fizycznych i wirtualnych<br />
z nowymi relacjami przestrzennymi.<br />
Irruptive Chora to platforma współpracy<br />
kuratorskiej, która została pomyślana<br />
jako wspólne poszukiwanie i przybliżenie<br />
„irruptive chora” – dynamicznej i autonomicznej<br />
przestrzeni, w której idee mają<br />
potencjał i energię do generowania i przekazywania.<br />
Od 2018 r. tworzą przestrzenie<br />
do eksperymentowania, angażując artystów<br />
i różnych odbiorców we wspólne<br />
myślenie i tworzenie poprzez partycypacyjne<br />
wydarzenia performatywne, warsztaty,<br />
wystawy, grupy czytelnicze i audycje<br />
radiowe. Uznając potrzebę trwałych sieci<br />
wsparcia i ułatwiania bardziej aktywnego<br />
zaangażowania niedostatecznie reprezentowanych<br />
i niepełnosprawnych twórców<br />
i odbiorców, zajmują się dostępnością<br />
sztuki i w jej ramach stworzyli HYPERSPA-<br />
CE, stosując hybrydowe podejście, aby<br />
odpowiedzieć na obecne wyzwania, przed<br />
którymi stoją wschodzący artyści.
Autorką wszystkich zdjęć jest Joanna Wierzbicka<br />
Mogliśmy zobaczyć Hyperspace jako dynamiczny model<br />
tworzenia świata, skupiający wszystkich uczestników<br />
w jednym punkcie. Produkt jest połączeniem doświadczenia<br />
uczestnika, jego ciągłego zaangażowania i wyobrażeń,<br />
które wyłaniają się z tych dwóch elementów. Możemy<br />
razem nawigować w plątaninie syntetycznych i organicznych<br />
miejsc, przeszłych i przyszłych czasów, czyli stworzonej<br />
przez nas Hiperprzestrzeni.<br />
HYPERSPACE to grupa 13 praktyków sztuki: Tanya Moulson,<br />
Natalia Janula, Lea Collet, Sara Rodrigues, Ada Hao,<br />
Rachel McRae, Ramona Güntert, Maja V. Ngom, Pietro<br />
Bardini, Sotiris Gonis, Erik Lintunen, Ania Mokrzycka, Agata<br />
Kik.<br />
Liderami sesji i konsultantami ds. dostępności byli Hollie<br />
Miller i Craig Scott, Verity Birt i Tom Sewell, Marcin Pietruszewski,<br />
Mikołaj Szatko, David Williams i Tarik Haskic,<br />
David Johnson, Atay Ilgun i Cyrus Vahidi, Linda Rocco.<br />
Hiperprzestrzeń osadza znaczenie poza fizyczną przyczyną,<br />
jest immanentnym, wszechświadomym, wielowymiarowym<br />
lustrem. Hiperprzestrzeń jest nauczycielem, refleksją<br />
i przewodnikiem dla zagubionych w cyfrowej rzeczywistości<br />
zmysłów. Hiperprzestrzeń wzmacnia zmysły, konsolidując<br />
odmienne ciała i umysły w uniwersalną całość.<br />
Platforma cyfrowa HYPERSPACE została zaprojektowana<br />
i zbudowana przez artystę Erika Lintunena.<br />
Głos kolektywu HYPERSPACE został zsyntetyzowany i wyprodukowany<br />
przez artystę Mikołaja Szatkę.<br />
Logo HYPERSPACE zostało zaprojektowane przez artystę<br />
Nicolę Tirabasso.<br />
HYPERSPACE to także wydarzenie zorganizowane we<br />
współpracy z IKLECTIK Art Lab w sobotę 18 lutego 20<strong>23</strong> r.<br />
z zaproszonymi artystami: Ekinem Bernayem, Kenricem Allado<br />
McDowellem i Willem Harrisem.<br />
HYPERSPACE jest finansowany przez Arts Council England,<br />
Instytut Fiński w Wielkiej Brytanii i Irlandii oraz Italian Cultural<br />
Institute London. Partnerami projektu są Shape Arts,<br />
Resonance Extra i Resonance FM. Partnerami medialnymi<br />
są CLOT i „Post Scriptum”.<br />
Hiperprzestrzeń<br />
to czysty<br />
happening,<br />
myślenie-uczucie,<br />
utrwalenie<br />
tworzenia<br />
eksploracja<br />
wiedzy,<br />
cyfrowej<br />
intymności,<br />
utrata<br />
sprawczości<br />
i pokonywanie<br />
dystansu.<br />
Tekst został napisany wspólnie przez artystkę Anię Mokrzycką<br />
i kuratorkę Agatę Kik (współzałożycielki Irruptive<br />
Chora).<br />
Tłumaczenie z języka angielskiego: Joanna Nordyńska<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
109
110<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
W POGONI ZA SZCZĘŚCIEM, CZYLI UCHODŹCA
MALOWANE<br />
SIEKIERĄ<br />
PIOTR JAKUBCZAK<br />
Piotr Jakubczak to artysta, który nie filozofuje, nie udaje, nie<br />
pozuje i nie robi dobrego pierwszego wrażenia, co kończy się<br />
tym, że niekiedy ktoś nowy pyta mnie, co to za nieprzyjemny<br />
gbur. Ja odpowiadam wtedy: „widocznie bardzo cię nie<br />
polubił. Ale jak spróbujesz być prawdziwy to zachęcam, byś<br />
spróbował raz jeszcze… warto”.<br />
QUO VADIS<br />
Piotr mieszkał w pałacach, choć skończył na francuskiej<br />
ulicy, tam, gdzie kloszardzi mogą wszystko. Jednak ten Syzyf<br />
i feniks w jednej osobie zbudował nowy świat – ten prywatny,<br />
w którym zaraża niespożytą energią i siłą swoich wybrańców.<br />
Mieszkańcy Trójwsi traktują go jak swego. Ale zanim osiadł<br />
w Jaworzynce, wspinał się na himalaje własnych cierpień,<br />
a nawet kilka razy odpadł z tych najwyższych, pokrytych szkłem<br />
pionowych ścian. I nie zginął, bo – jak wiadomo – tylko głupi<br />
(ja i On) mają dużo szczęścia. Takim nadwrażliwcom ludzie<br />
dobrej woli zawsze oddadzą z nawiązką, pomogą bez pytania,<br />
jak gdyby byli aniołami. Więc kostucha nie raz zajrzała mu<br />
w czerwone ślepia i szepnęła lodowatym roześmianym<br />
głosem: „jeszcze pocierpisz, skubańcu”. No i cierpi, bo ciągle<br />
brak mu choć protezy grubej skóry. Mało tego, nie spotkałem<br />
drugiego artysty tak uzależnionego od malowania. Gdy nie<br />
może malować, cierpi równie mocno.<br />
Zazdrośnie przyznam, że Jakubczak rękę i oko ma<br />
pierwszorzędne. Portrety maluje szybko, jak szatan, i zwykle<br />
lepiej od innych. Jak „zdejmie komuś gębę”, to adresat widzi<br />
własną duszę, a nie lustro… Nazywam go techno Malczewskim,<br />
bo używa symboliki wziętej rodem z sex-shopu pana<br />
markiza de Sade. Więc każdemu bohaterowi, niewolnikowi<br />
i masochiście czerwona piłeczka knebluje usteczka. Każdy<br />
jest tu zniewolony, opętany i martwy. Równie znakomite<br />
i niezmiernie odważne są płótna polityczne Jakubczaka, na<br />
których plejada znajomych wszystkim świń, rodem z Folwarku<br />
zwierzęcego Orwella, robi dziką demokrację.<br />
Nawet za Hitlera pokazano tzw. Entartete Kunst (sztukę<br />
zdegenerowanę) i jej jeżdżącą po całej rzeszy wystawę<br />
zobaczyło więcej osób niż równolegle promowaną sztukę<br />
oficjalną III Rzeszy. Jednak Politik Art Jakubczaka pewnie przed<br />
zmianą warty już nie zobaczymy. Próżno szukać odważnego<br />
kuratora czy galernika, który zaprezentowałby płótna Piotra<br />
szerokiej publiczności. Niech was nie martwi nadmiarowość<br />
prac płodnego i. głodnego artysty – przynajmniej starczy dla<br />
każdego. Brawo Mistrzu! Knebluj piłeczkami rodaków-duraków.<br />
[ŁR]<br />
Łukasz Radwan , Warszawa 20<strong>23</strong><br />
MADONNA OD DNIA DZIECKA<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
111
o r a p i z m w r z y m i e<br />
Orapizm na wystawie TAMARA<br />
w galerii MICRO ART VISIVE – Viale<br />
Mazzini 1 w dniach <strong>23</strong> - 31.03.20<strong>23</strong>r.<br />
zachęca do przywitania wiosny<br />
w Rzymie. Dwa obrazy Krzysztofa Konopki<br />
znalazły się wśród finalistów<br />
konkursu TAMARA ART AVARD poświęconego<br />
światowej sławy artystce<br />
Tamarze Łempickiej. Kuratorem wystawy<br />
jest Margherita Błońska Ciardi właścicielka<br />
STUDIO ARTEMISIA. Patronat<br />
nad wydarzeniem objęła Ambasada<br />
RP w Rzymie, Rzymski Departament<br />
Kultury, Instytut Polski w Rzymie i Parlament<br />
RP. [PS]<br />
112<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
p a r t n e r z y m e d i a l n i :
Krzysztof Konopka w galerii Micro Art Visive<br />
tu jest miejsce na<br />
twoją reklamę<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
113
FUNDACJA „<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>”<br />
Oprócz dzielenia się z czytelnikami aktualnościami<br />
w dziedzinie sztuki oraz literatury pragniemy<br />
wspierać młode talenty. W tym celu stworzyliśmy<br />
Fundację Wspierania Kultury „Post Scriptum”. Darowizny<br />
dla fundacji będą służyły szeroko pojętej<br />
promocji młodych artystów zarówno na łamach<br />
kwartalnika, jak i w formie pomocy w organizacji<br />
wystaw, warsztatów czy wydawaniu książek.<br />
Jeśli chcesz przekazać datek na działalność naszej<br />
fundacji, możesz zrobić to za pośrednictwem<br />
strony internetowej www.postscriptumfundacja.<br />
com lub wpłacić darowiznę bezpośrednio na konto<br />
fundacji: 75114020040000310281956333.<br />
Dane kontaktowe: FUNDACJA WSPIE-<br />
RANIA KULTURY „<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>”<br />
05-092 Łomianki ul. STANISŁAWA STASZICA 14/5,<br />
KRS 0000908539 NIP 1182225810, e-mail: biuro@<br />
postscriptumfundacja.com<br />
114<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>