29.12.2012 Views

P o czet dziek anó w - Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku

P o czet dziek anó w - Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku

P o czet dziek anó w - Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Mieto Olszewski Laudacja na pożegnanie profesora Andrzeja Dyakowskiego.<br />

dziewczyn była trzycyfrowa. Główny świadek tych sukcesów, Piekorzewski od lat nie żyje.<br />

Musimy więc zaufać pamięci Jubilata.<br />

Zaufać bardzo proszę, ale jak się pogodzić z własnym dramatem upływającego czasu, ze<br />

świadomością, że życia już nie starczy by zbliżyć się do tego osiągnięcia, co dla A. D. było<br />

tylko introdukcją przecież.<br />

A. D. odbył jeszcze marynarkę wojenną, rok politechnicznej architektury i już go poznałem,<br />

poznaliśmy go osobiście.<br />

*<br />

Zawdzięczam mu niesłychanie wiele. Wpływ Andrzeja na moje życie był przeogromny.<br />

Ożeniłem się z dziewczyną na widok której On się czerwienił i wierząc, że On wie, widzi<br />

więcej – (wcale mi się nie podobała - żartuję oczywiście). Zamieniłem luksusową posadę<br />

bibliotekarki z wyższym wykształceniem na asystenturę, gdyż to Andrzej oznajmił mi<br />

o konkursie w PWSSP, w którym też brał udział. – Zawstydzony wszakże, bo wiedział, że<br />

znam jego opinię przez lata głoszoną, że asystentami zostają mendy.<br />

To wydawałoby się zapomniane w zoologicznym sensie stworzenie przywołał mój przyjaciel<br />

w dyskretnej rozmowie, donosząc mi, że gdy poczuł nieoczekiwane, od lat zapomniane<br />

swędzenie w kroku rozmarzył się, że czyżby mendy – i już po godzinie przypadkowo<br />

spotkany kolega lekarz wyjaśnił, że tak się objawia cukrzyca…<br />

*<br />

Asystenturę zaczęliśmy jednocześnie (36 lat temu). Chwilę potem ocalił mi no nie głowę, ale<br />

przynajmniej jej część – prof. Jacek Żuławski, mój pryncypał, źle znosił i coraz silniejsze<br />

dawał sygnały, że irytuje go moja na onczas nowatorska fryzura - włosy hippisa. Szło<br />

w fatalną dla mnie stronę (Samsonowej kastracji). Jacek był taternikiem, zaczadzonym<br />

Podhalem (to dla młodzieży) – To mediacja Andrzejaszka - „Panie Profesorze, by się Pan<br />

wstydził… A Sabała?… A Janosik?… – zakończyła kwestię fryzjerską raz na zawsze.<br />

*<br />

To nie jest tak, że przyjaźń to same kwiaty, perfumy i landrynki. Przyjaźń, ta męska to czasem<br />

bójka, atawizm i esencja emocji. W latach środkowego Gomułki filmowy kult Garry<br />

Coopera dawał stadnym, alkoholowym przecież naszym zabawom, Gombrowiczowską,<br />

parodystyczną aurę. W takim to zabawowym klimacie, ale zupełnie serio, odbyliśmy<br />

zainspirowani przez grono przyjaciół, bójkę.<br />

Jak szeroko jest skrojone znaczenie tego słowa doświadczyłem na Podhalu. Gdzie w knajpie<br />

piłem z wiekowym góralem, który jak twierdził, brał udział w bójce pod Verdun. Na miłość<br />

Karol Dickens zaczynając Davida Copperfielda napisał – urodziłem się w czepku.<br />

Znajomość moja tej kwestii dała mi w ciężkich czasach bierutowskich zwycięstwo<br />

w konkursie literackim (czy może czytelniczym) - a byłem w ten czas prymusem szkoły<br />

podstawowej w prowincjonalnym miasteczku, co wzbudziło podziw jurorów, całkiem<br />

słuszny zresztą.<br />

Dzisiejszy bohater urodził się siedemdziesiąt lat temu w rodzinie ziemiańskiej, nie na ziemi<br />

jednak i nie w czepku, lecz na ławce – w parku – no ściślej na plantach, bo w Krakowie<br />

park nazywa się planty.<br />

Wróżbici, chiromanci i inni futurolodzy oraz cyganki za oczywiste uznają, że w tych okolicznościach<br />

– bóle porodowe dopadły madame Dyakowską podczas spaceru – stąd ławka<br />

– że tak zrodzone dziecię, zostanie in spe bezdomnym kloszardem, menelem, boomem.<br />

Stwórca a i badacz szczegółów zauważyłby wszakże, że ławka była nieopodal Collegium<br />

Majus, czyli Uniwersytetu, co znaczyłoby całkiem odmienne prognozy dotyczące przyszłości<br />

dzisiejszego bohatera. Człowiek zrodzony, no nie na kamieniu (wtedy wiadomo że<br />

geniusz), lecz na ławce vis a vis Jagiellonki mógł być w przyszłości tylko profesorem.<br />

*<br />

Sielskie dzieciństwo w II Rzeczypospolitej wkrótce zmieniło się w szkołę przeżcia.<br />

Wirtuozerska umiejętność jazdy na rowerku trójkołowym być może to życie ocaliła, gdy<br />

zręcznie lawirował po Krakowskiej szosie wśród lejów po bombach podczas wysiedlenia.<br />

Gdy sytuacja się z grubsza ustabilizowała, jeśli jest to słowo właściwie użyte dla określenia<br />

czasu okupacji w Generalnej Guberni – nasz bohater na pierwszym świadectwie miał<br />

same Sehr gut – czyżby pierwszy ślad Collegium Majus. (?)<br />

*<br />

Powojenny czas dzieciństwa i trudny okres dorastania spędził dzisiejszy emeryt na Podhalu,<br />

co było kolejnym wyzwaniem, bo nikt mi nie wmówi i nie przekona, że życie wśród górali<br />

jest bezpieczne. Klimatycznie zdrowe, ale bezpieczne na pewno nie.<br />

Dlatego nie dziwi mnie, że budując w latach pięćdziesiątych schronisko na Turbaczu jako<br />

nastolatek nabawił się zapalenia wątroby na tle alkoholowym.<br />

A potem – tu wchodzimy już w strefę nieskrywanej mojej osobistej zazdrości.<br />

Babka włoszka genetycznie wyposażyła Andrzeja w olśniewającą urodę śrudziemnomorską<br />

– czyli brunet lokowany z uśmiechem Marino Mariniego – to musiało w kraju nad Wisłą<br />

mieć swoje poważne konsekwencje i reperkusje.<br />

Po pierwszym roku krakowskiej ASP ilość zbałamuconych (proszę docenić ten eufemizm)<br />

68<br />

69

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!