P o czet dziek anó w - Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku
P o czet dziek anó w - Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku
P o czet dziek anó w - Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
R Y S U N E K<br />
w świecie chronologicznie bliskim i zmierzenia się z problemami, których współczesność<br />
nie skąpi. Świat, prześwietlany dotąd od widocznej strony, będzie teraz wziernikowany<br />
w głąb i otwierany na symbol – znak istnienia w sztuce. Będą próby ogarnięcia rzeczywistości<br />
całej: materii i ducha, natury i idei. To co do tej pory nie było doświadczeniem,<br />
odtąd powinno – nic nie musi się kończyć tam, gdzie nie pada wzrok.<br />
Czego potrzebuje artysta, żeby ujrzeć siebie w całości? Żeby stać się posiadaczem samego<br />
siebie, na tyle przynajmniej, na ile jest to możliwe. Jak wejść w problematykę ducha i egzystencji?<br />
Jak znaleźć swoje miejsce w sztuce, określić swoją przynależność? Jak wymyślić<br />
siebie? Jak rozerwać zasłonę rzeczy, żeby coś się odkryło, żeby coś wreszcie zobaczyć i na<br />
własność przejąć? Jak zaanektować nieznane pola wyobraźni? Jak skorzystać z szansy<br />
dopuszczenia do głosu czegoś istotnego?<br />
Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, być może zasadnicze: co z nas robi artystę?<br />
Rysunek w ontologicznym zawieszeniu, jaki preferują akademicy dla treningu, nie może być<br />
czymś docelowym, bo kategoria poprawności nie jest (na szczęście!) wiodąca w sztuce.<br />
Rozstrzygająca egzekutywa zasad. W terminowanie musi być wpisana idea wyzwolenia,<br />
idea emancypacji z akademickiej „bezgrzesznej” formy. Zmieniają się obiekty inspiracji<br />
i zmieniają się standardy, z czasem więc dyrektywy muszą nabrać bardziej ogólnego<br />
charakteru, a akademicka dyktatura opiniowania osłabnąć; przymusowe odstawianie<br />
do granic musi ustać. Akt przemiany musi mieć swój ciąg dalszy. W interesie własnego<br />
trwania trzeba rosnąć i rozwijać się, monolog musi przejść w dialog, a wzrok przenieść<br />
ku dalszym i znacznie mniej konkretnym rejonom. Dorasta się do zamiany mniej ważnych<br />
i niewłasnych składników – w istotniejsze i własne. Mieć wolę odczuwania własnej jedyności<br />
– nie być jak inni. Każdy, choćby na własny użytek, staje się ontologiem stwarzającym<br />
model bytu, światotwórcą mówiącym o sobie i świecie, i po swojemu jego dylematy rozstrzygającym.<br />
Dynamika rozwoju musi być odtąd przesunięta bliżej współczesności, musi<br />
być organizowana wokół jakiegoś napięcia, tak by w odwiecznym sporze „rzemieślników”<br />
z „koncepcjonistami” wygrywał nie akademik, ale wolny, żywy artysta. Trzeba współczesność<br />
wziąć, podzielić trud i przyjemność refleksji. Z przekonaniem i zachłannością.<br />
Rysunek to lubi – sztuka potrzebuje.<br />
Rysunek, nie-rysunek: wobec samej idei tworzenia, granice mają drugorzędne znaczenie.<br />
Pierwsze są marzenie oraz cel: narzędzia, metody i zasady idą za nimi. Konserwowanie<br />
tego, co jest, tego, co dane, obwarowanie się w granicach, to robienie z rysunku lichego<br />
użytku, bo nie ma w sztuce nic na zawsze przyklepanego, tak jak nie ma optymalnych<br />
sposobów osiągania pełni. Ale limitowanie jest rażąco niewspółczesne. To prawda, że<br />
pole do eksperymentu jest w rysunku zawężone, jednak ryzykowne wycieczki poza<br />
bezpieczną oczywistość i wstępne rozpoznanie przyspieszają krwiobieg sztuki, pozwalają<br />
utopić metodę, złamać rygory, odłożyć zużyte symbole i powołać do życia nowe.<br />
Pozwalają odrzucić formy wyczerpane w ich konturach i w akcie nieposłuszeństwa spalić<br />
ale doskwiera mniej, jeśli jest się na ten stan przygotowanym, jeśli bezsilność bez kwalifikacji<br />
zamienia się w kwalifikowaną, bez porównania znośniejszą, bo lepiej zdefiniowaną.<br />
Mamy wtedy w ręku certyfikat poniesionego trudu i zyskujemy dzielność, a to już coś.<br />
Czy dywersja z niedojrzałości jest tu możliwa?<br />
Rozwój rzadko bywa doskonale linearny i zrównoważony. Do olśnień dochodzi się zrywami:<br />
coś się nagle uwalnia, cząstki czegoś, w co można – przynajmniej na czas jakiś – uwierzyć.<br />
Ale trudno nad tym zapanować, bo choć się wyraża i przedstawia, to jeszcze nie wiadomo,<br />
czym jest i czym nie jest. Nowe doświadczenie coś w nas zmienia, od czegoś oddala,<br />
do czegoś przybliża. A po drodze są i rozczarowania, a jakże, i to z tych, co nam nadzieje<br />
zamazują na czarno. Rysowanie, jako przyczyna stresu i rysowanie jako antidotum na stres,<br />
nakładają się na siebie i plączą, i szarpią. Mianujemy sprzymierzeńców i przeciwników<br />
– nie zawsze trafnie; bronimy się przed rozpaczą, którą przynosi względność, relatywizm.<br />
Jesteśmy jak liść… z wszelkimi konsekwencjami tego kruchego stanu.<br />
<strong>Sztuk</strong>a to świat, w którym pewność jest niestosownością. Wszyscy cierpimy na deficyt chwil<br />
pewności, a zasady – jak na ironię – polegają często na nieuświadomionych instynktach.<br />
Ale zaakceptować niewinność bez analizy? Nie tutaj – nie w akademii. Tutaj nie ma miejsca<br />
dla nagich dusz, tutaj rysowanie jest manifestacją uporządkowania – nie może być<br />
inaczej. A elastyczności tyle tylko, żeby nie stwardnieć w beton i całkiem się w czasie nie<br />
zagubić. Można przy pomocy rysunku z pasją rwać do przodu albo. cierpieć pod jarzmem<br />
jego akademickiej tyranii. Obróbka akademicka: kiedy jesteśmy na nią skazani, rysowanie<br />
może stracić smak. Bywa i tak. Ten zadany nam czas cierpliwości daje się przerobić na<br />
przyjemność, czemu nie. Ale nigdy całkowitą, totalną. Żeby rysunek nas wsparł i żeby nas<br />
wzbogacił, trzeba się nim przejąć, trzeba się w niego głęboko zaplątać, uwikłać, trzeba rysowanie<br />
polubić. I należy przez to przejść. Trzeba z rysowania uczynić partnera w rozwoju.<br />
Bo też co dobrego da się wynegocjować dla swojej sztuki na poziomie nieznajomości<br />
podstaw? W końcu to niewola z wyboru – kontrakt podpisany z samym sobą. A urazy?<br />
Urazy trzeba rozładowywać artystycznie. Poznawanie akademickich technik daje w przyszłości<br />
poczucie wolności wyboru: można ich używać, rozwijać je, można też świadomie<br />
od nich odbiec. Tak czy owak, znać warto. Ale nie jest prawdą, że – jak twierdzą niektórzy<br />
– niezbędna jest nadwyżka techniki, aby rzemiosło zamieniło się w sztukę. To nie tak.<br />
Dla większości, po latach, okres wstępnego elementarnego poznania pozostanie tylko<br />
szkoleniowym epizodem, rodzajem podglebia dla całkiem innych poszukiwań. Ale ciąg<br />
przyczynowo-skutkowy, on jeden, pozostanie bezdyskusyjny. „Dobre wychowanie” odbija<br />
się później na innych pracach – na ogół z dobrym skutkiem.<br />
Tymczasem sztuka zaczyna krążyć w żyłach, jej substancja się zagęszcza, uczynnia, rośnie<br />
operatywność i rosną ambicje. Opalizujemy. Wypracowane składniki, różne obszary tej<br />
samej osobowości składają się, a własne intuicje, gotowe do „wyprojektowania” się na<br />
zewnątrz, szukają ujścia i szukają potwierdzenia. Wzmacnia się potrzeba zanurzenia<br />
P R A C O W N I E 95<br />
94