14.04.2014 Views

4 - Portret

4 - Portret

4 - Portret

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

em trzaskał pierwszy pień zdziczałej gruszy w<br />

dawnym sadzie Daniłojciów, a pocisk z działa<br />

czołg wjeżdżał w pszenicę, stalowa stodoła na<br />

dwóch parach gąsienic. Potem pod jego cięża-<br />

A piętro wyżej — niby w dalszym planie<br />

— w rudawej poświacie świtu pierwszy pruski<br />

z Wysockim śród figur jak widma bielejących w<br />

nocnym parku…<br />

— już szwoleżerów huragan rozdziera blejtramy<br />

kafli; rusza w wąwóz rusztów. Biegną Nabielak<br />

Pskowem Batory, i pan Beniowski — król Madagaskaru.<br />

Wyprawa Zaliwskiego. Samosierra<br />

szubienicznych. Towiański ma widzenie Marii<br />

w Antoszwińciach. Pułaski w Ameryce, pod<br />

fezie, i Mickiewicz — w ciasnych uliczkach<br />

Stambułu kusztyka. Na Cytadeli pięć drzew<br />

I Kalinowski z partią brnie w przesieki, i<br />

kosy kują, i śmierć Ellenai. I pan Słowacki w<br />

Zastrzelony prystaw.<br />

talarki z ułana. Kirasjer ścięty, z woltyżera plama,<br />

rozpruty huzar i artylerzysta przebity lancą.<br />

scenki bukoliczne z życia ziemiaństwa. Kozak<br />

rozpłatan, płat kozaka, ochłap. Ułan na plastry,<br />

kroki od ulicy Mickiewicza, wówczas głównej<br />

w Wilnie. Tyle, że jego metopy pokrywały<br />

Podobny piec zdobił mieszkanie prababci<br />

na piętrze nad Czerwonym Sztrallem, trzy<br />

***<br />

miejsce polskiego „e, i, o, u, a, y”.<br />

dyftongów panoptica dzikie. Pochyłe, labializowane,<br />

smykiem smagane ciemne passeggiaty, w<br />

Szczęsne narody, co śnią samogłoski — bazyliki<br />

przegłosów, marmur włoski wzdłużeń,<br />

***<br />

się na naszych oczach wysypaną trocinami areną,<br />

a gwiezdne bestie — aktorami przedstawienia<br />

prowincjonalnym wieczorem święcącego<br />

sukcesy na prowincjonalnym przedmieściu.<br />

Żywioł cyrkowy zdominował niebiańską menażerię<br />

całkowicie i oto krąg nieboskłonu stawał<br />

Priap a niedołęga. Skorpion krążył jak opętany<br />

w kręgu płomienia. Byk wierzgał jak na rodeo.<br />

biustu pęczniejącego pod sznurówką zdradzała<br />

narodowość artysty i jego cokolwiek Plattdeutsch<br />

zmodyfikowane gusta. Strzelec zezował<br />

w jej kierunku i napinał się niczym woltyżer —<br />

błyski. Horoskopowe monstra szczerzyły kły<br />

i stroiły groźne miny w swoim teatralnym panopticum,<br />

nie bardzo serio traktując rolę stróżów<br />

świata. Panna ściskała gorset — a obfitość<br />

bowatym serafim. Krąg zodiaku jak koło odpustowej<br />

loterii wirował, rzucając dookoła barwne<br />

W takim właśnie pejzażu, w dioramie<br />

pierwszych tygodni świata…<br />

podgardlem jak pelikan, pełnym raków, ramienionogów<br />

i śledzi.<br />

unosiły się nad wodami i raz za razem dawały<br />

nura w żółty odmęt, by wznieść się na powrót z<br />

nęły strugi soku, łącząc się w zlewiska, delty,<br />

estuaria. W rzeki Eufrat i Tygrys, Gichon i Piszon.<br />

A w falach ich baraszkowały behemoty i<br />

wszelka morska żywina, i potwór. Stada mew<br />

na wznak łapały prosto w otwarte usta moszcz<br />

kapiący z nabrzmiałych owoców, a ziemią pły-<br />

o rychłym babim lecie. Dziady sokalskie rozkładały<br />

sienniki w kępach dzikiej śliwy i leżąc<br />

wszędzie na przydrożach ścieżek osiedlowych i<br />

ich kwaskowata woń nasycała powietrze myślą<br />

blokami. Zanim zastąpi go czerwona rewolucja<br />

dzikich róż i głogów, pozapalał gwiazdy owoców<br />

w głębinach ałyczy i białe bąble śnieguliczki.<br />

A te przejrzałe śliwki, te mirabelki walały się<br />

Sierpień rozsiadł się w mieście zapachem<br />

mirabelek osypujących się z drzew pomiędzy<br />

***<br />

trawę, która soki wypuszcza jasne, urobione w<br />

szkliwie.<br />

Fryz — korowód pór roku, tan miesięcy,<br />

pląs pogód. Stopy w etruskim skręcie depczą<br />

argonu i tlenu z czarnych pysków rozwartych w<br />

imię Świętej Rzeszy.<br />

narożach miast ułanów Beliny-Prażmowskiego<br />

przedstawiał Huzarów Śmierci z wrzeszczańskich<br />

koszar, a konie ich nie drobiły kopytkiem<br />

przed Zmartwychwstałą, lecz ziały płomieniami<br />

dygresji — kubek był w kubek jak ten nad<br />

Czerwonym Sztrallem. Tyle tylko może, że w<br />

Ale należy się nam opowieść o piecu przy<br />

Jaśkowej. Którego fryz — tu się tłumaczę z<br />

***<br />

jak na dzisiejsze normy sexappealu.<br />

lata, i rozpędzone podwody, i zaprzęgi wołów. A<br />

jeszcze wyżej — złote empireum, w nim Zmartwychwstała<br />

Polska w trupim gieźle. Milknę tutaj,<br />

choć rzec bym pragnął, że jest ciut tłustawa<br />

A wyżej — różowe zboża i wierzby z obrazów<br />

Malczewskiego. I fauny, i staruchy z koromysłem,<br />

Nike i sfinksy w babskim niepokoju. A<br />

wyżej — niebo Chełmońskiego i smugi babiego<br />

głogów. Kwiat-owoc dzikiej róży, głogi, tarnina,<br />

szakłak, eksplozje krwi z tętnic.<br />

uderzał w kolumienki ganku. Kraśna sotnia<br />

jeźdźców rozwijała się w ataku na karabiny maszynowe.<br />

Pierwszy padał esauł, w pełnym galopie<br />

w krzew dzikiej róży, w krwawą gwiazdę<br />

PORTRET25 - 113

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!