HMP 61 Cage
New Issue (No. 61) of Heavy Metal Pages online magazine. 72 interviews and more than 200 reviews. 164 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: : Cage, Death Dealer, Denner/Shermann, Kat & Roman Kostrzewski, Wolf Spider, Divine Weep, Nocny Kochanek, Satan, Tank, Blind Guardian, Stratovarius, Divine, RAM, Reverence, Black Trip, Cancer, Protector, Nuclear Assault, The German Panzer, Masters Of Metal, Darkology, One Machine, Ghost, Tysondog, The Rods, AxeMaster, Killen, Ultra-Violence, Fallen Angels, Civil War, Witchbound and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 61) of Heavy Metal Pages online magazine. 72 interviews and more than 200 reviews. 164 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: : Cage, Death Dealer, Denner/Shermann, Kat & Roman Kostrzewski, Wolf Spider, Divine Weep, Nocny Kochanek, Satan, Tank, Blind Guardian, Stratovarius, Divine, RAM, Reverence, Black Trip, Cancer, Protector, Nuclear Assault, The German Panzer, Masters Of Metal, Darkology, One Machine, Ghost, Tysondog, The Rods, AxeMaster, Killen, Ultra-Violence, Fallen Angels, Civil War, Witchbound and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
sowe?
Wszystko zaczęło się od klimatów Czarnej Śmierci,
ale ewoluowało w stronę H.P. Lovecrafta. Jestem
wielkim fanem Lovecrafta, więc była to dla mnie sama
przyjemność. Wiedziałem, że przeszłość to o wiele
straszniejsza i bardziej wiarygodna okoliczność niż
przyszłość.
Co było dla ciebie największą inspiracją? Zgaduję,
że angielska literatura grozy?
Dużo czytałem o tych czasach i co działo się wówczas
w Londynie. Historia kręci się wokół Elliota Worthingtona,
wysoko postawionego kata w największym
więzieniu w Londynie. Poczytałem o systemie więziennictwa
w tamtych latach i zebrałem najwięcej okropnego
gówna ile tylko mogłem wyczytać. Środek rewolucji
przemysłowej w Anglii i zapyziałe kanały Londynu
stały się płótnem dla mojego umysłu. Chciałem,
aby mój bohater ganiał tam jakiegoś potwora. Nie chcę
zdradzać zbyt wiele, ale to było fajne. Wrzuciłem też
parę egipskich retrospekcji, które świetnie oddaje nowy
teledysk, który właśnie wypuściliśmy. Egipskie zło jest
tak metalowe, że musiałem gdzieś je tam wrzucić, a
cała fabuła posklejała się bardzo ładnie, dając nam w
efekcie końcowym szaloną, horrorową jazdę.
Zarówno na "Hell Destroyer" jak i "Ancient Evil"
pewną rolę odgrywa Chrystus. Skąd pomysł na wcielenie
tej ważnej dla historii i religii postaci w komiksową,
zabawową formułę?
Tutaj główny bohater znajduje się w straszliwej sytuacji
bez możliwości podjęcia dobrej decyzji i w skrócie
nawiązuje pakt z diabłem. Ma tylko swoją wiarę i zaufanie
do Boga jako podporę, gdyż stoi sam przed niemożliwymi
zadaniami. Czuję, że to daje niebywałą
głębię głównemu bohaterowi, a jego wielkie szczęście i
siła w walce z przeciwnościami mogą być przypisane
boskiemu planowi. W "Hell Destroyer" chciałem
stworzyć ostateczny koniec świata, dobro kontra zło,
anioły kontra demony. Ten rodzaj opowiadania.
Chciałem zrobić go tak, żeby nikt w historii metalu
nigdy nie odważył się podjąć czegoś takiego.
Wspomniałeś kiedyś, że sam miałeś w swoim życiu
kilka doznać z pogranicza mistycznych…
Tak, wraz z dziewczyną dostrzegliśmy w pełni ucieleśnioną
zjawę i nawet przeszliśmy przez nią! To był
niepodważalny dowód istnienia życia po śmierci. Taka
świadomość ma swoje plusy. Nie martwię się tym, co
stanie się gdy umrę. Zobaczyłem to, więc pewnie miało
to wpływ na moją twórczość. Kilka innych takich zwariowanych
rzeczy widziałem jeszcze w ostatnich latach.
Nie aż takich, jak zobaczenie zjawy, ale widzieliśmy
jakieś chore gówno z innymi świadkami.
Jak to się stało, że w jedną z postaci na "Ancient
Evil" wcielił się Blaze Bayley? Kwestia przypadku,
czy dokładnie on pasował ci do koncepcji?
Nie, poprosiłem go, żeby zagrał i zrobił to świetnie.
Jego aktorstwo wokalne było doskonałe i szybko stałem
się jego fanem. Nie chciałem sam nagrywać głosów
innych bohaterów i potrzebowałem kogoś z dobrym
angielskim akcentem. On naprawdę pomógł mi tchnąć
życie w tę historię. Wspaniale było puścić w niepamięć
przeszłość i posklejać znajomość w imię metalu. Znów
doskonale się spisał!
Jaką rolę grają takie miniaturowe kawałki jak "To
Save Love"? Traktujesz je jak pełnowartościowe
utwory, czy jako formę wprowadzającego w klimat
intra do kolejnego kawałka?
To dość zabawna historia. Album był już prawie skończony
i kiedy upewniałem się, że wszystko jest w porządku,
zorientowałem się, że dość istotna część fabuły
nie jest do końca wytłumaczona muzycznie. Dave
miał w szufladzie małą kompozycję. Wziąłem ją jednego
wieczora wziąłem ją i zrobiłem linię wokalną. Wyszło
bardzo dobrze, a ja świetnie się bawiłem używając
głosów, których na ogól nie mam okazji użyć.
Postać na okładce w prawej, górnej części okładki
wydaje się być inspirowana tobą. Czy rzeczywiście
tak jest? Jeśli tak, czyja to była koncepcja?
Ha, Marc Sasso, artysta, który robił okładkę, po prostu
narysował go podobnego do mnie. Chcieliśmy, żeby
wyglądał jak Ming Bezlitosny (postać z filmu Flash
Gordon - przyp. tłum.), a on zrobił go ciut zbyt podobnego
do mnie, ale to chyba nic złego. Wszyscy mnie o
to pytają. Myślę, że będę się na nim podpisywał rozdając
autografy (śmiech)! Okładka jednak wyszła
świetnie i ukazuje ważną część fabuły. Nie mogę doczekać
się winylu.
Wiem, że jesteście zespołem typowo hobbystycznym,
komponujecie wtedy, gdzie macie czas i
ochotę. Jak w ten sposób pracy wpasowali się nowi
członkowie? Mieszkacie w jednym mieście? Nie
macie problemów z organizacją prób?
Wszyscy mieszkamy w północnym San Diego w
odległości nie większej niż piętnaście mil od siebie, co
bardzo ułatwia pracę. Teraz, kiedy mam dwie inne
kapele, których członkowie rozproszeni są po całym
piekle, bardzo doceniam tę bliskość. Świetnie jest mieć
zespół, z którym można jammować trzy razy w tygodniu
i naprawdę się do tego przyłożyć. Naturalnie,
pomaga to zespołowi doskonalić umiejętności. To
wciąż hobby, ale teraz będę jeździł w trasy i występował
częściej niż kiedykolwiek. To naprawdę doskonałe!
Cage od lat nagrywa świetne płyty, "Hell Destroyer"
to majstersztyk. Jak to jest, że niestety dopiero po
tym, jak zacząłeś śpiewać w Death Dealer wiele
osób zauważyło Cage?
To głównie dlatego, że nie jeździliśmy w trasy zbyt
często przedtem. Teraz planujemy to zmienić, a z pomocą
nowej wytwórni na pewno się to uda. Uwielbiam
to, a nowy skład nadaje się do występowania jak żaden
inny. Dlatego też cieszę się, że pozbyłem się poprzedniego
składu, który nie był w stanie grać w tej częstotliwości
co teraz. Bycie w Death Dealer i w pewnym
stopniu w Denner/Shermann naprawdę rozsławia
mnie i zwraca uwagę na Cage.
Nie miałeś problemu z oddzieleniem tego, co robisz
dla Cage i tego, co robisz dla Death Dealer? W końcu
obie płyty wychodzą niemal jednocześnie…
Tak, również z Denner/Shermann. To przypadek, że
wszystko wydarzyło się w październiku 2015. Nazwałem
go "Pecktober" i nawet zrobiłem ulotki, które
wciskałem gdzie się dało. Ludzie się mocno podjarali.
Robiłem album koncepcyjny, więc tematyka kawałków
różniła się. Zrobiłem album Denner/Shermann po
tym jak uporałem się z Cage i Death Dealer, więc to
również nie był problem. Teraz pracuję nad długograjem
Denner/Shermann i nowym albumem Cage, ale
może wydam go pod inną nazwą. Potem następny
album Death Dealer. Ufff, metal nigdy nie śpi!
Będę zaskoczona jeśli powiesz, że jeszcze działasz w
Iron Empire?
Ha, śmieszny zbieg okoliczności. Gra tam zajebisty
gitarzysta z Syrii, Ammar Fattal, który jest ogromnym
fanem Cage. Napisał do mnie na Facebooku z pytaniem
ile kosztowałoby żebym zaśpiewał w jego piosence.
Odpowiedziałem mu, a on powiedział, że to
więcej niż jego rodzina zarabia miesięcznie. Nie powiedziałem
mu tego, ale napisałem i nagrałem cały
kawałek i wysłałem do niego. Wyszło przekozacko, a
on był zachwycony. Dobrze poczułem się robiąc taką
niespodziankę innemu metalowcowi. Jestem z nim w
kontakcie i prawdopodobnie nagrany razem EPkę. Projekt
nosi nazwę Iron Empire, która zajebiście mi się
podoba.
Uda wam się znaleźć czas na trasę promującą "Ancient
Evil"?
Tak, prawdopodobnie zrobimy wielką trasę po Europie
w kwietniu i zaczęliśmy już trasę po Stanach.
Bardzo dziękujemy za poświęcony czas dla Heavy
Metal Pages. Życzymy wszystkiego najlepszego!
Bardzo dziękuję za wsparcie i mam nadzieję, że
zobaczymy się na trasie. HMP zawsze nas bardzo
wspierało i życzymy wam wszystkiego najlepszego.
Pytania były świetne!
Katarzyna "Strati" Mikosz
Tłumaczenie: Oskar Gowin
Cage - Ancient Evil
2015 SMG
Cage to zespół, który z powodzeniem mógłby by być
jeszcze lepszy niż jest. Prowadzi go wszak utalentowany
- jakkolwiek to patetycznie zabrzmi - wokalnie i kompozytorsko
Sean Peck. Facet, który ze swoim wprost stworzonym
do klasycznego heavy metalu głosem potrafi
zdziałać cuda. Facet, który wraz z Davem Garcią potrafi
wykreować niezwykle nośne i błyskotliwe kawałki.
Dlaczego więc piszę, że Cage - mimo takich zalet - mógłby
być lepszy niż jest? Otóż dlatego, że zespół niestety
jest tylko zespołem "od święta". Panowie komponują i
grają wtedy, kiedy mają czas po pracy, a swoje płyty
tworzą w zasadzie sami, od produkcji (stąd czasem nietrafione,
przekombinowane krążki) po opiekę nad brzmieniem
(stąd brzmienie spod kredensu). Jeden z najlepszych
albumów zespół nagrał w 2003 roku ("Darker
than Black") a magnum opus w 2007 roku ("Hell Destroyer").
I od tej pory zachłyśnięty rozbuchaną stylistyką
tejże płyty, która mu się kapitalnie udała, zaczął
się staczać po równi pochyłej. Choć może słuszniej byłoby
napisać, że zaczął rosnąć jak balon i był na granicy
pęknięcia. Mianowicie Cage postanowił kontynuować
motywy zastosowane na "Hell Destroyer" w zwielokrotnionej
wersji. Tak "Science of Annihilation" i szczególnie
"Supremacy of Steel" utonęły w tysiącach nakładających
się chórków, w których Peck śpiewał sam ze
sobą. Nic dziwnego, że podeszłam z dystansem do mającego
się właśnie pojawić "Ancient Evil". Iskierka nadziei
pojawiła się wraz z zapowiedziami, że album ma
wrócić do tradycji "Hell Destroyer", a więc albumu koncepcyjnego.
Rzeczywiście, "Ancient Evil" to płyta tekstowo
oparta na powieści napisanej przez… samego
Seana Pecka, a muzycznie… cóż, spuszczenie powietrza.
Cage prawdopodobnie doszedł już do ściany, pod
którą nie da się już stworzyć czegoś bardziej barwnego i
teatralnego niż "Supremacy of Steel" i wykonał krok
wstecz. Być może do tej zmiany przyczynili się także
nowi członkowie grupy, którzy "trzeźwo" popatrzyli z
boku na to, co dzieje się w szeregu Cage. Nie da się przecież
ukryć, że w ostatnich latach w ekipie Pecka zmienił
się gitarzysta, basista i perkusista, a więc ponad połowa
składu Cage. Choć "Ancient Evil" to krążek w stylu
stuprocentowego Cage, te zmiany osobowe słychać
także muzycznie - zarówno gitarowo jak i w aranżacjach
perkusji. Sama płyta szczęśliwie nawiązuje do "Hell Destroyer"
kontynuując jego rozpędzone tempa i trzymające
w napięciu linie wokalne, jednocześnie nie przerysowując
ich. Najlepiej to słychać w pierwszej części płyty,
która nosi najlepsze na krążku kawałki. Taki "Behind
the Walls of Newgate" to stylistycznie to, co w Cage
najlepsze - umiejętne połączenie estetyki rodem z Iced
Earth z Judas Priest tworzące niepowtarzalny, cage'owy
styl. "The Procedure" ze swoją niezwykle wciągającą kombinacją
temp i linii melodycznych również mógłby się
znaleźć na "Hell Destroyer". Płyty słucha się znakomicie
mniej więcej do "Acorss the Sea of Madness", potem
jej moc siada. Przyjemność ze słuchania potęguje fakt, że
Cage wreszcie, od lat, dobrze brzmi. Nadal nie jest to
coś w rodzaju szwedzkiej produkcji, ale i tak jest o niebo
lepiej niż w przypadku poprzednich płyt. Brzmienie nie
jest tak bardzo płaskie, a wysokie rejestry nie kłują w
uszy. O ile stylistycznie "Ancient Evil" jest krokiem
wstecz (w tym akurat nie ma nic złego, zespół wrócił do
złotego wieku), o tyle brzmieniowo Cage postawił krok
naprzód. Zdaję sobie sprawię, że wiele zmęczonych ostatnimi
dziełami Cage osób postawiło już na nim krzyżyk.
Mimo to zachęcam, żeby mimo uprzedzeń sięgnąć po
"Ancient Evil". Znów można się zanurzyć w świetnym
heavy metalu… przynajmniej do połowy. Płyta faktycznie
"jakościowo" jest nierówna, ale z drugiej strony
nagrywanie koncept albumów to rzecz niezwykle trudna.
Fakt, że Cage znów podjął się tego działania świadczy
tylko o jego ambicji. A przecież sam Sean Peck
przeżywa w tej chwili chyba najbardziej "płodny" muzycznie
czas. (4,4)
Strati
CAGE 5