Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
PROZA<br />
potęgi nie można zrazu pojąć. Wreszcie domyślił się,<br />
kto jest kim w życiowej układance. Zdziwiony, że dopiero<br />
teraz zdołał się tropnąć, postanowił dokładnie<br />
przepytać dziewczynę – wypisz, wymaluj jego Annę.<br />
Przeszli na zaplecze, żeby usiąść i swobodnie pogadać.<br />
Z okładek, grzbietów, obwolut książek piętrzących<br />
się od podłogi po sufit, z ramkowych fotografii<br />
i linorytów powieszonych na wolnych od półek<br />
skrawkach ściany, śledzili ich zazdrośni o każde słowo<br />
pisarze i poeci; najwięksi tego świata, zausznicy<br />
antykwariusza w cenie skupu 5-10 zł.<br />
Przyglądał się jej uważnie, chłonąc najdrobniejsze<br />
strzępy informacji, by móc zanurzyć się w życiu<br />
ukochanej kobiety, wywoływać doznania, budować<br />
wyimaginowane obrazy i fabuły, w których mógłby<br />
uczestniczyć. Dziwna była to opowieść. Cały czas<br />
miał wrażenie, że Anka mówi do niego. Nawet wtedy,<br />
kiedy dziewczyna opisywała śmierć matki na raka,<br />
nie opuszczało go to zwodnicze przeświadczenie.<br />
Weronika była jej jedyną córką. Z tego co mówiła<br />
wynikało, że ostatnio mieszkały w Hamburgu. Tam<br />
została pochowana, tutaj nie miała nikogo.<br />
Gdyby życie inaczej się potoczyło, Weronika<br />
mogłaby być jego córką. Potoczyło się, jak potoczyło,<br />
bo Jacenty zachował się kiedyś jak tchórzliwy<br />
gnojek. W myślach nie oszczędzał siebie, ale<br />
głośno o wstydliwych faktach nikomu nie zamierzał<br />
opowiadać, a już najmniej Weronice. Zależało mu,<br />
żeby miała o nim dobre zdanie. Była w jego królestwie,<br />
toteż czuł się pewnie. Ze swadą opisywał odwiedzających<br />
antykwariat zbiedniałych inteligencików,<br />
różnych przegranych magistrów i profesorków<br />
ze złamaną karierą, targających do jego Kanossy<br />
siaty z zaczytanymi tomami. Wykonywał wobec konającej<br />
inteligencji higieniczne zabiegi sępa czyszczącego<br />
czaszki z bezużytecznej tkanki mózgowej<br />
i jak sęp bezwzględną skuteczność zawdzięczał błogiej<br />
nieświadomości roli, jaką przyszło mu pełnić<br />
w odmóżdżonym świecie.<br />
- Proszę sobie wyobrazić – czarował dziewczynę<br />
kolejną opowieścią – przychodzi do mnie zasuszony<br />
staruszek z trzynastoma tomami Wielkiej Encyklopedii<br />
Powszechnej PWN. Pojęcia nie mam, jak<br />
je wszystkie przydźwigał. Sapał niczym lokomotywa.<br />
Nie chciałem tego wziąć nawet w komis, bo teraz<br />
encyklopedie to i do gazet dodają. Uprosił mnie,<br />
żebym w oknie wystawił, to może kupiec prędko się<br />
znajdzie, a on sobie wreszcie leki wykupi. Stała kilka<br />
miesięcy kurz łapiąc. W końcu spakowałem do bagażnika<br />
i sam mu ją do domu odwiozłem. Żeby się<br />
człowiek nie męczył – wyjaśnił i dorzucił niby mimochodem,<br />
że taki już jest.<br />
Potem przeprosił, że gapa z niego, bo przecież<br />
w sprawie książek przyszła, a on gada i gada. I<br />
znów zagadał:<br />
- Kiedy byliśmy w pani wieku – ja, pani mama<br />
i wszyscy wokoło – w prozie iberoamerykańskiej rozczytywaliśmy<br />
się; zagadkowej, wieloznacznej, metafizycznie<br />
tajemniczej, egzotycznej. No, ale dość tego,<br />
już naprawdę milknę – raz jeszcze obiecał poskromić<br />
ględzenie, więc zapytał już krótko, czy przygotowała<br />
listę tytułów do sprzedania.<br />
- Listy nie mam, ale mam w głowie super zdanko<br />
z przyszykowanej książki. „A umrzeć to lepszy<br />
sposób życia, zwłaszcza jeśli ktoś sam ma na<br />
to ochotę i wybiera odpowiedni moment i sposób”<br />
– wyrecytowała.<br />
- Skąd to<br />
- Z jednego z waszych Argentyńczyków.<br />
Pamiętał ten passus. Pochodził z pierwszego rozdziału<br />
„Żeby cię lepiej zjeść” Kieffera o niewyjaśnionym<br />
zaginięciu studenta w drodze do Mar del Plata.<br />
Stanowił też fragment jego odręcznego wpisu dla<br />
Anki. Wymowa książkowej dedykacji w połączeniu<br />
z pewnym znanym w mieście późniejszym wydarzeniem<br />
była dla antykwariusz nie tylko wstydliwa,<br />
ale mogła być też kłopotliwa, nawet po latach.<br />
Za tę jedną pozycję oddałby wszystkie wyszperane,<br />
wymienione, zakupione, przepłacone, wykradzione,<br />
wyłudzone woluminy. Lecz czego miałby się obawiać,<br />
skoro tylko Anka znała tajemnicę W takim razie,<br />
kim jest i co wie kobieta, z którą rozmawia Weroniką,<br />
która zamiast siedzieć w internetowej sieci,<br />
wertuje książki i kojarzy odpowiednie fakty Odmłodzoną<br />
geniuszem chirurga plastycznego Anką Kim<br />
Spoglądał nieufnie na zapchane regały. Na wszystkowiedzące<br />
poradniki, pękate encyklopedie, wychudzone<br />
poezje, przemądrzałe podręczniki, zapomniane<br />
wspomnienia, złowieszcze raporty, wywrotowe<br />
mowy, usłużne słowniki, krwiożercze kryminały, zadziorne<br />
pamflety, wierne albumy. Z zaprzyjaźnionego<br />
kręgu lokatorów antykwariatu pochodził zdrajca.<br />
Odgrażał się na tytułowej stronie.<br />
- Pani bardzo oczytana. A dzieła nie znam – skłamał<br />
– ale z uwagi na pani sytuację, odkupię.<br />
Tymczasem dziewczyna wyciągnęła rękę na do<br />
widzenia i uśmiechnęła się znacząco. Może w podzięce<br />
za komplement, może z konwencjonalnej<br />
grzeczności, a może, co byłoby najgorsze, z jakiejś<br />
innej niepokojącej przyczyny.<br />
Zaskoczony i oniemiały nagłym pożegnaniem antykwariusz<br />
odprowadził ją wzrokiem do wyjścia. Poszła<br />
sobie, ale jeszcze przez krótką chwilę wybrzmiewały<br />
uderzenia dzwonka, z których usilnie pragnął<br />
wyłowić nieoczekiwany dźwięk zwiastujący powrót<br />
biznesowego klienta.<br />
aleje III 31