27.01.2015 Views

Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny ...

Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny ...

Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny ...

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Inną koleją potoczyło się ży<strong>ci</strong>e mieszkańców miasta Baku, półwyspu i całego kaukaskiego podgórza, gdy w marcu<br />

1918 roku jed<strong>na</strong> część mieszkańców – to z<strong>na</strong>czy Ormianie pod wodzą Szaumianca – zawezwała cztery pułki<br />

ormiańsko–gruzińskie, poduszczone do cofnię<strong>ci</strong>a się z frontu azjatyckiego przez rozkazy z rewolucyjnego rządu<br />

rosyjskiego, a <strong>na</strong>dto, gdy zdołała przeko<strong>na</strong>ć dowódcę wojsk angielskich, ażeby swą artylerią, piechotą i kawalerią w<br />

łącznej sumie dwu tysięcy ludzi obsadził centrum roz<strong>ci</strong>ągniętej osady bakińskiej. Druga część mieszkańców – to z<strong>na</strong>czy<br />

Tatarzy – <strong>na</strong> skutek <strong>taki</strong>ego obrotu rzeczy przypadła w przerażeniu do ziemi, mając w pamię<strong>ci</strong> swe przewiny, straszliwą<br />

rzeź z roku 1905, której ofiarą padło wówczas ormiańskie pogłowie.<br />

Obawy i przewidywania nie zawiodły Tatarów. Ormianie spalili meczety wraz z tatarskimi kobietami i dziećmi,<br />

które się tam schroniły, i od marca do września byli pa<strong>na</strong>mi ży<strong>ci</strong>a i śmier<strong>ci</strong>, a raczej dyspozytorami samej śmier<strong>ci</strong><br />

Tatarów. Tej drugiej częś<strong>ci</strong> mieszkańców miasta Baku i jego okolic nie pozostało do zrobienia nic innego, jak szukać<br />

pomocy <strong>na</strong> zewnątrz. Nie mogła zaś jej z<strong>na</strong>leźć gdzie indziej, tylko <strong>na</strong>d Bosforem, u stóp kalifa, zastępcy proroka i<br />

<strong>na</strong>turalnego mś<strong>ci</strong><strong>ci</strong>ela znieważonych i spalonych meczetów. Kalif <strong>na</strong>kłonił ucha do prośby i dziejów krzywdy<br />

jedynowierców tatarskich i turkmeńskich. Z<strong>na</strong>cz<strong>na</strong> armia turecka pod wodzą Nuri–Paszy w sile pono trzech dywizji<br />

ruszyła do zdoby<strong>ci</strong>a pogórza, przekroczyła Kurę tnąc w pień mieszkańców wiosek ormiańskich, a przez górskie potoki<br />

ś<strong>ci</strong>eląc pod koła armat pomosty z trupów.<br />

Miasto Baku z<strong>na</strong>lazło się w położeniu fatalnym. Bronione przez artylerię angielską, która silnie i umiejętnie<br />

ufortyfikowała się <strong>na</strong> wzgórzach, i przez pułki ormiańskie, które teraz nic nie miały do stracenia, skoro jeszcze Gruzini<br />

po<strong>ci</strong>ągnęli do domu, z<strong>na</strong>lazło się pod ogniem artylerii tureckiej. Na mocy układu zawartego przez dowódcę Szaumianca<br />

z Anglikami miasto Baku miało wystawić coś w rodzaju wojska czy pospolitego ruszenia w sile co <strong>na</strong>jmniej<br />

sześćdziesię<strong>ci</strong>u tysięcy ludzi. Poczęto tedy pędzić do okopów cokolwiek w mieś<strong>ci</strong>e i okolicy nosiło spodnie, od<br />

niedorosłych młokosów do starców zgrzybiałych. Mimo to nie zdołano wystawić więcej po<strong>na</strong>d trzydzieś<strong>ci</strong> –<br />

czterdzieś<strong>ci</strong> tysięcy ludzi, nie przygotowanych i nieprzy<strong>da</strong>tnych do wojny. Nadto nie zdołano wykarmić tej ormiańskiej<br />

armii, złożonej z <strong>na</strong>jrozmaitszych żywiołów krzątających się około <strong>na</strong>fty bakińskiej. Waliły się od tureckich po<strong>ci</strong>sków<br />

nie tylko domy Ormian, bogaczów, przemysłowców, kapitalistów, lecz i kruche domostwa tatarskie. Ulice były<br />

zarzucone rumowiskiem. Nikt z mieszkańców nie przebywał <strong>na</strong>d poziomem, lecz chronił głowę w piwnicy. Czarne<br />

miasto <strong>na</strong>ftowe stało się podwójnie czarnym: od dymu i kurzawy wojennej.<br />

Ży<strong>ci</strong>e Cezarego Baryki upływało podczas bombardowania Baku w warunkach opłakanych. Po upadku<br />

pierwiastkowej rewolucji wypędzony został z izby, którą mu <strong>na</strong> mieszkanie przez<strong>na</strong>czono. Dom, w <strong>który</strong>m niegdyś<br />

mieszkali rodzice, runął właśnie pod po<strong>ci</strong>skami tureckimi. Jed<strong>na</strong>k w piwnicy, która niegdyś zawierała skarb<br />

rodzi<strong>ci</strong>elski, Cezary z<strong>na</strong>lazł kryjówkę dla siebie i kilku współtowarzyszów. Przeżywał czasy głodu. Chadzał pół<strong>na</strong>gi,<br />

brudny, obrośnięty kłakami, nie wiedząc dnia ani godziny, kiedy go niewiadomy po<strong>ci</strong>sk porazi. Od świtu do nocy<br />

tudzież w nocy czyhał <strong>na</strong> sposobność zdoby<strong>ci</strong>a jakiego <strong>taki</strong>ego pożywienia, sposobem niewiele mającym wspólnego z<br />

prawem normalnego kup<strong>na</strong> albo uspołecznioną wymianą jakichkolwiek walorów.<br />

Patrzył <strong>na</strong> rzeczy fenome<strong>na</strong>lne, gdyż Tatarzy i Ormianie nie próżnowali w tym czasie, zagryzając się wzajem <strong>na</strong><br />

śmierć i mordując, gdzie się tylko z<strong>da</strong>rzyło. Okazało się <strong>na</strong>ocznie, że nie tylko rewolucjoniś<strong>ci</strong>, lecz i wszyscy inni mają<br />

w sobie żyłkę do rzezi. Cezary nie wiedział, kim właś<strong>ci</strong>wie jest i gdzie jest jego miejsce w tych zatargach. Nie mógł stać<br />

po stronie Ormian ani Tatarów, ani Turków, ani Anglików, ani Rosjan, którzy tu niegdyś wła<strong>da</strong>li, a później obalili swą<br />

władzę przynosząc hasła rewolucji. Rewolucja jed<strong>na</strong>k upadła i nie było o niej mowy w ogniu dwu frontów<br />

rozjuszonych. Jedyną rzeczywistoś<strong>ci</strong>ą realną i niezmienną został znowu, jak przed nieprzeliczonymi wiekami, gaz,<br />

pałający węglowodór, którego pochwycenie odpokutował ongi Prometeusz przybi<strong>ci</strong>em rąk do skał Kaukazu. Nie z taką<br />

już pogardą, jak niegdyś, Cezary Baryka myślał teraz o świątyni ognia między kopalniami <strong>na</strong>fty Barachan i Surachan,<br />

gdzie niegdyś wyz<strong>na</strong>wcy Zoroastra cz<strong>ci</strong>li tę wieczystą moc niszczy<strong>ci</strong>ela. Nic innego prze<strong>ci</strong>e, tylko tajemne<br />

<strong>na</strong>gromadzenie skalnego oleju we wnętrzu ziemi zeg<strong>na</strong>ło w to miejsce tyle <strong>na</strong>cji wszelakich i rozmaitych, a tak je<br />

między sobą skłó<strong>ci</strong>ło. Komuż było od<strong>da</strong>ć pierwszeństwo a choćby słuszność w wyś<strong>ci</strong>gu do <strong>na</strong>jobfitszego, samorodnego<br />

źródła Zaiste – nie było komu.<br />

Toteż Baryka czuł się szczególnie samotnym, samotnym aż do śmier<strong>ci</strong>. Śmierć stała się dlań obojętną i niemal<br />

pożą<strong>da</strong>ną. Ohydny wiatr Nord lecący z gór Kaukazu, po<strong>ci</strong>ski armatnie bijące z południa, dym płonących źródeł<br />

<strong>na</strong>ftowych, zaduch trupi wszędzie, głód, pragnienie, wszy, brud i nędza legowiska, <strong>który</strong>m by niegdyś psa<br />

podwórzowego nie poczęstował, nie były tak dokuczliwe jak owa pustka wewnętrz<strong>na</strong> i niemożność uczepienia się za<br />

cokolwiek. Ży<strong>ci</strong>e z dnia <strong>na</strong> dzień, ży<strong>ci</strong>e <strong>na</strong> poły złodziejskie, którego jedynym celem było zdobywanie za wszelką cenę<br />

<strong>na</strong>jnędzniejszego pod słońcem pożywienia, przyjadło się i obmierzło. Toteż Baryka wałęsał się niejednokrotnie w<br />

miejscach <strong>na</strong>jbardziej niebezpiecznych, pustych, pogardzając grozą śmier<strong>ci</strong>. Nu<strong>da</strong> leżała wszędzie w tym<br />

bezdrzewnym, bezkwietnym, gazami <strong>na</strong>pełnionym mrowisku, które teraz druzgotały wielkie po<strong>ci</strong>ski armatnie. Gdy się<br />

zaczy<strong>na</strong>ł dzień witany przez ludzi łoskotem strzałów, które wnet zamieniały się w dialog armatni, wiadomo było, że w<br />

<strong>ci</strong>ągu tego dnia nic się nie z<strong>da</strong>rzy oprócz próżniactwa, roz<strong>ci</strong>ągniętego <strong>na</strong> długi szereg godzin. Gdy zapa<strong>da</strong>ła noc, głód<br />

nieustanny podjudzał do zbrodni. Wzory zbrodni były wokoło, <strong>ci</strong>ągle i <strong>na</strong> każdym kroku. Wzory poczwarne i tak<br />

wymyślne, iż nic już widza nie mogło zadziwić. Mordowanie kobiet i dzie<strong>ci</strong> w biały dzień i pośród spokojnych<br />

19

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!