27.01.2015 Views

Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny ...

Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny ...

Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny ...

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Wysoki, czarny jegomość nie zapomniał o dwu ludziach z jego łaski zamkniętych w towarowym wozie z<br />

kożuchami. Zaraz podczas pierwszego postoju, gdy zatrzymano się <strong>na</strong> czas pewien, przyniósł im czajnik z gorącą wodą,<br />

nieco cukru zawiniętego w strzęp gazety, kawał chleba, a <strong>na</strong>dto po<strong>da</strong>ł garnczek z rozgotowaną kaszą. Posilali się w<br />

milczeniu, a starszy Baryka wpadł w rozczulenie. Prawił mistycznie o jakiejś ręce, która popycha ku ich pomocy tego<br />

wysokiego i chudego ro<strong>da</strong>ka. W isto<strong>ci</strong>e – jakkolwiekby tam było – czarny zjawiał się co czas pewien z czajnikiem i<br />

garnkiem, w <strong>który</strong>m było zawsze coś posilnego. Zalecał szeptem, żeby się dobrze ukrywać, gdyż rewizja może się<br />

zjawić niespodzianie. Czasem w szczerym polu między zaspami po<strong>ci</strong>ąg staje i zaczy<strong>na</strong> się taniec rewizyjny. Przeglą<strong>da</strong>ją<br />

papiery i rzeczy, a wszelkie zło<strong>ci</strong>dła, pierś<strong>ci</strong>onki, ślubne obrączki, nie mówiąc już o zegarkach, ulegają gruntownej<br />

konfiska<strong>ci</strong>e. Źle również widziany jest ryż, a <strong>na</strong>wet kasza jęczmien<strong>na</strong>.<br />

Oj<strong>ci</strong>ec i syn zakopywali się w kożuchy, zwłaszcza że tęgie zimno trzymało. Cezary odsypiał swe charkowskie<br />

czuwania. Sewerynowi nie służył zapach baranich tułupów. Chory nie mógł powstrzymać piekielnego kaszlu, <strong>który</strong> nota<br />

bene mógł ich zgubić. Toteż <strong>na</strong> stacjach i podczas przypadkowych postojów, w momentach przewidywanych rewizji,<br />

w<strong>ci</strong>skał głowę w futra i formalnie dusił się, żeby tylko nie kaszlać. Wyjechał z Charkowa w gorączce, toteż w<br />

zamkniętym wozie bez powietrza a w nieznośnym fetorze skór źle wyprawionych zapa<strong>da</strong>ł coraz bardziej. Jak <strong>na</strong> złość<br />

po<strong>ci</strong>ąg w<strong>ci</strong>ąż stawał i tkwił <strong>na</strong> miejscu dla doko<strong>na</strong>nia przez maszynistę wiadomych poprawek w lokomotywie. Cezary<br />

był w rozpaczy, gdyż <strong>na</strong> ten stan rzeczy nic nie mógł poradzić. Ilekroć zjawiał się pilny a tajemniczy samarytanin z<br />

garnczkiem i czajnikiem, ilekroć było prosić o radę i pomoc, kładł palec <strong>na</strong> ustach, trwożnie <strong>na</strong>dsłuchiwał i zalecał<br />

<strong>ci</strong>szę, <strong>ci</strong>erpliwość i ostrożność.<br />

Pewnego dnia przyszedł z drugim, starszym człowiekiem. Wdrapali się obadwaj do wnętrza wozu. Ów stary<br />

przysiadł się, a raczej przyłożył do Sewery<strong>na</strong>, rozpiął <strong>na</strong> im przyodziewek i przez słuchawkę począł ba<strong>da</strong>ć płuca. Wnet<br />

jed<strong>na</strong>k przerwał ba<strong>da</strong>nie i schował do kieszeni swoją słuchawkę. Oczy obydwu samarytan były smutne. Serce Cezarego<br />

zatrzęsło się od przerażenia i strasznej, bezsilnej boleś<strong>ci</strong>. Co miał począć Co poradzić Jak ratować Miałże wysiąść z<br />

tego wozu i iść niosąc <strong>na</strong> ramio<strong>na</strong>ch ukochanego Pytał się tamtych dwu, dobrych współbra<strong>ci</strong>, lecz nic mu nie mogli<br />

odpowiedzieć. Czarny przybiegł jeszcze po odejś<strong>ci</strong>u lekarza i przyniósł jakiś <strong>ci</strong>erpki i gorzki <strong>na</strong>pój w szklaneczce.<br />

Ś<strong>ci</strong>skał w ramio<strong>na</strong>ch młodzieńca, bezsilnego w swej męczarni. Gdy się drzwi za nim zamknęły i zostali znowu sami,<br />

Cezary objął ojca ramio<strong>na</strong>mi, przyłożył się, przytulił i marzył, że tak oto przeleje weń swe zdrowie, przesączy w ten<br />

sposób krew swoją pulsującą w jego żyły zeschnięte i wypędzi zeń tajemniczą niemoc. Seweryn był rozpalony. Głowa<br />

jego miotała się po kudłach baranich. Szeptał z jękiem:<br />

– Nie zostawajmy tutaj! Jedźmy! Nie wywłócz mię <strong>na</strong> ziemię! Dojedziemy! Już niedługo! Już bliżej niż <strong>da</strong>lej!<br />

Zasypiał i <strong>na</strong>gle budził się z jakimś krzykiem, <strong>który</strong> syn pocałunkami u<strong>ci</strong>szał. Mówił mu w rozżarzone usta tysiące<br />

po<strong>ci</strong>ech i zaklęć <strong>na</strong>dziei. W pewnej chwili Seweryn Baryka podźwignął się <strong>na</strong> legowisku, jakby mu sił <strong>na</strong>gle przybyło.<br />

Objął Cezarego za szyję i mówił mu tak samo w usta:<br />

– Pamiętasz Takeśmy się wierszy francuskich uczyli. Pamiętasz, Czaruś... Gdybym nie dojechał... Gdybym musiał<br />

tutaj zostać... Ty tu nie zostawaj! Nie zostawaj! Jedź tam! Sam zobaczysz... Przeko<strong>na</strong>sz się... Ja tak nic nie wiedziałem,<br />

nie rozumiałem. Dopiero jakem z legio<strong>na</strong>mi przeszedł poprzez tę ziemię, dopiero jakem wszystko zrozumiał... Takem<br />

nic nie rozumiał, jak ty teraz. I patrz, co się ze mną dzieje. Taki straszny los...<br />

Za<strong>ci</strong>chł <strong>na</strong> długą chwilę i znowu mówił:<br />

– W Warszawie idź do jednego człowieka, <strong>który</strong> się <strong>na</strong>zywa Szymon Gajowiec. Człowiek tam z<strong>na</strong>ny. Dopytasz się.<br />

Powiesz mu o <strong>na</strong>s. Był w przyjaźni z mamą i ze mną. On się tobą zajmie, on <strong>ci</strong> wszystko powie. Nazywa się – Szymon<br />

Gajowiec...<br />

Obalił się <strong>na</strong> posłanie i zasnął. Lecz sen jego był niespokojny, pełen jęku i szlochów. Cezary, <strong>który</strong> siedział <strong>na</strong>d<br />

ojcem pogrążonym w agonii, a nic mu poradzić nie mógł, przeżywał jakby śmierć własną. Po<strong>ci</strong>ąg w przestrzeni<br />

pomykał niby w krainę śmier<strong>ci</strong>. Nieszczęśliwy podsunął ręce pod głowę śpiącego ojca, ażeby mu ulżyć w <strong>ci</strong>erpieniu.<br />

Zmorzony męką duszy, zapomniał się od krótkiego snu. Z<strong>da</strong>wało mu się, że nie zamykał oczu. Lecz dosyć długo trwał<br />

ten jego sen. Po ocknieniu Cezary nie słyszał już charczeń, świstów i jęków w piersi ojcowskiej. Gdy ucho jego<br />

przypadło do rzężącej przed chwilą piersi, nie usłyszało już bi<strong>ci</strong>a serca ani oddechu. Długo leżała bezsil<strong>na</strong> głowa <strong>na</strong>d<br />

pustynią straszliwą, która się przed nią rozchyliła. Długo trwało przeraźliwe zdumienie, iż usta, przemawiające przed<br />

chwilą, stały się kamieniem obojętnym już <strong>na</strong> wszystko, cokolwiek by się z<strong>da</strong>rzyło, obojętnym aż do skończenia świata.<br />

Cezary nie wiedział wcale, jak długo jechał przez pola śniegami okryte i przez wody lo<strong>da</strong>mi okute, wskróś lasów i<br />

ugorów, pustych i niemych jako piersi jego ojca. Nie mógł wy<strong>ci</strong>ągnąć rąk spod nieruchomej głowy, jakby ją lody okuły<br />

i zamroziły mrozy swą mocą. Zapragnął usnąć tak samo, ażeby się nie rozstawać z tym pątnikiem, <strong>który</strong> ze swoim<br />

celem <strong>da</strong>lekim rozstać się musiał. Nie mógł ani płakać, ani jęczeć, ani wyć, ani krzyczeć wniebogłosy, choć krzyk, jęk i<br />

głuche wy<strong>ci</strong>e miał w sobie.<br />

Kiedyś, po krótkim czy długim skostnieniu w boleś<strong>ci</strong>, usłyszał, że drzwi odsuwają się ze zgrzytem i że bardzo zimne<br />

powietrze do wnętrza wionęło. To czarny przyszedł znowu ze strawą. Nachylił się <strong>na</strong>d Sewerynem Baryką i trzymał<br />

przez czas pewien rękę <strong>na</strong> jego sercu. Podźwignął Cezarego i zakrzyknął <strong>na</strong>ń grubo, żeby z tej nory wychodził. Młody<br />

wyszedł pospiesznie. Zimno go owionęło. Tamten <strong>na</strong>rzu<strong>ci</strong>ł <strong>na</strong> jego ramio<strong>na</strong> kożuch pierwszy z brzegu, drzwi zasunął i<br />

39

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!