HMP 58
New Issue (No. 58) of Heavy Metal Pages online magazine. 57 interviews and more than 180 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Satan's Host, Sanctuary, Turbo, Anvil, Satan, Riot V, Warrant, Kat & Roman Kostrzewski, Hellion, Astral Doors, CETI, Threshold, Pain Of Salvation, Isole, Exlibris, Lonewolf, Starblind, Wild, Crosswind, Cromlech and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 58) of Heavy Metal Pages online magazine. 57 interviews and more than 180 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Satan's Host, Sanctuary, Turbo, Anvil, Satan, Riot V, Warrant, Kat & Roman Kostrzewski, Hellion, Astral Doors, CETI, Threshold, Pain Of Salvation, Isole, Exlibris, Lonewolf, Starblind, Wild, Crosswind, Cromlech and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
Kernunna - The Seim Anew
2013 Self-Released
Celtic folk metal z Brazylii? Ano, można
i tak, tym bardziej, że debiutujący
niniejszą płytą septet poczyna sobie
całkiem zgrabnie. Nie dość, że mają
wszechstronnego, w dodatku grającego
na różnych etnicznych instrumentach,
wokalistę Bruno Maia, chętnie korzystają
też z banjo, fletu, mandoliny czy
skrzypiec, to jeszcze nieźle komponują.
Czasem jest to bardziej mroczne, chociaż
folkowe granie, z partiami instrumentów
klawiszowych niczym z lat 70-
tych (opener "Kernunna"), niekiedy
przybierające formę power folk metalu
(inspirowany dokonaniami Jethro Tull,
rozpędzony "Curupira's Maze") czy
wręcz etnicznej muzyki brazylijskiej
(utwór tytułowy). W podobnym stylu
utrzymany jest również "Pog mo thoin",
z kolei szybki "The Keys To Given!" to
wręcz kandydat na folowy przebój. I
chociaż nie zawsze muzykom udaje się
uniknąć pułapki plagiatu (brzmiący niczym
"Silent Lucidity" Queensryche,
"Snark"), to już inspirowany zarówno
staroangielskim folkiem jak i dokonaniami
Yes czy Styx "Dreamer" czy folkowo-progresywny
"Ricorso", czerpiący zarówno
z ekstremalnego metalu jak i
zwiewności art rocka, mogą się podobać.
(4)
Wojciech Chamryk
King Diamond - Dreams Of Horror
2014 Metal Blade
W oczekiwaniu na kolejne studyjne
dzieło, będącego już w pełni sił po zdrowotnych
perypetiach Króla, Metal Blade
Records uraczyło jego fanów kolejną
kompilacją. "Dreams Of Horror" to 33
utwory na dwóch płytach CD, wybrane
przez samego Kinga Diamonda oraz
gitarzystę Andy'ego La Rocque z albumów
wydanych w latach 1986-2007.
Jednak jak to bywa przy tego typu wydawnictwach
efekty nie są powalające. Z
każdej płyty na ową składankę trafiły
bowiem 1-2 utwory, co dziwi o tyle, że
wczesne LP's Mistrza to właściwie płyty
bez słabych punktów i aż dziwne, że
zabrakło tu miejsca dla większej ilości
reprezentantów "Fatal Portrait", "Abigail",
"Them" czy "Conspiracy", tym
bardziej, że każdy z tych kompilacyjnych
dysków trwa raptem 54-56 minut.
Nie ma też niestety żadnych rarytasów
czy ciekawostek, choćby singlowych
utworów z lat 80-tych. Można też było
się pokusić o dorzucenie zawartości dawno
nie wznawianego MLP "The Dark
Sides", czy pomyśleć o opublikowaniu
czegokolwiek, chociażby w postaci nieznanych
fanom nagrań koncertowych.
Dla maniaków czy kolekcjonerów dokonań
Kinga Diamonda nie ma więc
na tej płycie niczego godnego uwagi,
chyba, że zechcą postawić na półce kolejną,
dość efektownie wydaną płytę.
Mogę jednak polecić "Dreams Of Horror"
tym wszystkim, którym wystarczy
jedno wydawnictwo szalonego Duńczyka
z dość reprezentatywnym wyborem
jego najciekawszych utworów, bądź
początkującym słuchaczom. (4)
Korzus - Legion
2014 AFM
Wojciech Chamryk
Thrashowa krucjata Brazylijczyków
trwa w najlepsze. Panowie zdają się nie
przejmować mijającymi latami, a w
końcu grają już razem, nie licząc oczywistych
w tak długim czasie zmian
składu na niektórych pozycjach, od 31
lat. Może dorobek zespołu nie jest jakiś
bardzo obszerny, ale dziewięć albumów,
w tym kompilacja i dwie koncertówki,
to też niezgorszy wynik, tym bardziej,
że grupa miewała też cztero-pięcio letnie
okresy milczenia. Podobnie było w
ostatnich latach, jednak "Legion" zdecydowanie
wynagradza fanom Korzus owo
dość długie oczekiwanie na kolejną
płytę brazylijskiej legendy. Wypełniające
krążek utwory są bowiem z jednej
strony dojrzałe, dopracowane i wręcz
urozmaicone, jak na poły balladowy
"Die Alone", "Self Hate" czy rozbudowany
do siedmiu i pół minuty, zamykający
album utwór tytułowy. Czasem robi się
też nieco nowocześniej, bo zespół stawia
na wyrazisty groove ("Lifeline") albo
brzmi nieco nowocześniej ("Time Has
Come"). Jednak bez obaw, muzycy nader
chętnie udowadniają też, że najlepiej
czują się w bezkompromisowym,
surowym, totalnie thrashowym łojeniu
na najwyższych obrotach, tak więc każdy
fan old schoolowego thrashu pewnie
nie będzie rozczarowany takimi
dawkami muzycznej agresji jak: "Lamb",
"Vampiro", "Purgatory" czy "Devil's
Head". (4,5)
Kreyson - Návrat Krále
2013 Petards
Wojciech Chamryk
W połowie lat 90-tych kariera Kreyson
uległa pewnemu załamaniu. Krížek
skoncentrował się na popowym Damiens
i karierze solowej, odnowił też
współpracę z Vitacit. Jednak wilka ciągnie
do lasu i koniec końców Kreyson
wrócił do gry. Początkowo tylko w wymiarze
koncertowym, później pojawiły
się dokumentujące to wydawnictwa
koncertowe, następnie składanki, aż w
końcu coś, do czego dojść musiało -
nowy album studyjny, wydany po kilkunastu
latach przerwy. "Návrat Krále"
wstydu grupie nie przynosi. Przerwa
chyba wyszła muzykom na dobre, bowiem
- powróciwszy w nieco zmienionym
składzie - zaproponowali jeszcze
mocniejsze, pełne mocy bezkompromisowe
utwory. Czasem niemal thrashowe
("Archandel Michael"), niekiedy
nawet z perkusyjnymi blastami ("Kde se
toulas"), chociaż muzycy potrafią też w
porywający sposób powrócić do kipiącego
energią metalowego czadu z lat 80-
tych ("Otervi oci") oraz połączyć szybkie,
drapieżne partie z balladowymi
zwolnieniami ("Tva zar"). Może niekoniecznie
wszystko na tej płycie musi się
podobać, bo takie chóralne na, na, na w
"Davej, dej" zalatuje wręcz dancingową
sztampą, ale już akustyczne gitarowe solo
w innej, znacznie ciekawszej balladzie
"Ztracim" to już najwyższa klasa - podobnie
jak właściwie cały album "Návrat
Krále". (5)
Wojciech Chamryk
Lions Of The South - Chronicles Of
Aggression
2014 Self-Released
Trio z Miami debiutuje rzeczonym wydawnictwem
i - zważywszy na dość długi,
bo już sześcioletni staż formacji -
spodziewałem się po nim czegoś lepszego.
A "Chronicles Of Aggression",
mimo tego, że nie jest złą płytą, nie porywa
też niczym szczególnym. Ot, poprawnie
zagrany, nieźle brzmiący metal
i nic ponadto. Czasem jest więc szybko,
klasycznie i melodyjnie ("Reflection"),
niekiedy muzycy nawiązują do świetnych
tradycji rodzimego speed/power
metalu z lat 80-tych ("Chronicles Of
Aggression"), ale generalnie preferują
bardziej thrashowe patenty. Czasem
sprawdzają się one całkiem nieźle (ostry
opener "Vicious Cycle", równie siarczysty
"In Your Hands"), ale zespół
niepotrzebnie porywa się na długie
kompozycje, w których grzęźnie w
schematach i zdecydowanie za bardzo
zapatruje się na to co lata temu stworzyła
np. Metallica. Całość dopełnia
monotonny, jednowymiarowy śpiew
Cristobala Pereza - ponad 40 minut
przy tak ograniczonych środkach wyrazu
to zdecydowanie spore wyzwanie
dla słuchacza. Czyli, jak na razie, bez
zachwytów, ale z pewnymi rokowaniami
na przyszłość, bo to przecież w
końcu debiut. (3,5)
Lonewolf - Cult of Steel
2014 Lonewolf
Wojciech Chamryk
Tak naprawdę, wszyscy wtajemniczeni
wiedzą, czego spodziewać się po płycie
francuskiego Lonewolf. Ci, którzy nie
wiedzą, niechaj spojrzą na okładkę
najnowszej płyty zatytułowanej "Cult
Of Steel". Wszystko powinno być jasne.
Spodziewać się możemy solidnej porcji
tzw. true-metalu, mocno osadzonego w
latach 80-tych, zorientowaną na fanów
takich zespołów, jak Running Wild czy
Grave Digger. Trzeba przyznać, że
Francuzi budzą respekt częstotliwością
wydawania płyt studyjnych i zasadne
wydaje się pytanie, czy w parze z ilością,
idzie też, jakość? Przyznaję szczerze, że
nie potrafię udzielić satysfakcjonującej
mnie odpowiedzi. O ile, Lonewolf gra
na najnowszej płycie swoje, jest w tym
wszystkim energia, poziom jest utrzymany,
o tyle, mam wrażenie, że jest to
poziom, co najwyżej średni i za dużo w
tym wszystkim powielania chwalebnych
wzorców (Running Wild, Grave Digger),
a za mało czynnika, który wyróżniałby
kapele, spośród innych. Brak mi
na najnowszej płycie Francuzów odrobiny
polotu, błysku kompozycyjnego.
Natomiast za dużo słyszę wtórności,
czasem nawet muzyka sprawia wrażenie
siermiężnej. Z pewnością młodzi fani
metalu, znajdą tu sporo okazji do
żywiołowego machania banią, lecz czy
coś w tej bani pozostanie na dłużej?
Wątpię. Pewnie, jako fan Running
Wild i ja znajdę na "Cult of Steel", coś
ciekawego, choćby utwory utrzymane w
wolniejszych tempach i nieco bardziej
rozbudowane, jak "Werewolf Rebellion",
czy "Mysterium Fidei", gdzie słyszymy
ciekawe sola gitarowe lub dźwięki akustyczne.
Wyróżnia się też "Funeral Pyre",
cos w rodzaju hymnu metalowego, z
fajną melodią. Chciałbym napisać
więcej pozytywów o płycie zespołu, który
gra już sporo lat, ale wybaczcie, nie
potrafię. Jeśli gra się już muzykę, tak
wyraźnie inspirowaną jakimś zespołem,
to trzeba to wrażenie zniwelować mocnymi
kompozycjami. Na tej płycie, takich
nie odnotowałem. (3.5)
Tomasz "Kazek" Kazimierczak
LostPray - That's Why
2014 Self-Released
"That's Why" to kolejny przykład płyty,
która tak na dobrą sprawę nie powinna
się ukazać. Mamy tu osiem utworów.
Większość z nich rozpoczyna się schematycznym,
balladowym wstępem, po
którym następuje wręcz erupcja kopiowania,
klonowania i powielania metalowych
klisz. Owszem, tych dwóch Ukraińców
i dwóch Turków dysponuje niezłym
warsztatem, są tu, jak mawiano
kiedyś w odniesieniu do filmów, tzw.
"momenty", ale to zdecydowanie za mało,
kiedy aż sześć utworów trwa ponad
pięć minut. O tym, że rozwlekanie ponad
miarę nudnych, pseudo progresywnych
kompozycji nie popłaca przekonują
krótsze, bardziej zwarte "Alienation"
i "Memoir"; reszta, z jednym wyjątkiem
to flaki z olejem. Co gorsza wokaliście
wydaje się, że jest Jamesem
Hetfieldem, a refreny kojarzące się z
pseudo przebojowością współczesnego
"rocka" typu Nickelback ("The Blessed
One") czy jakieś alternatywne granie
("Zero To Hero") są gwoździem do
trumny LostPray. Ów jeden jedyny
chlubny wyjątek to zamykający płytę,
trwający 6:31 "Speakers Of Evil". Nie
mogę się nadziwić, dlaczego zespół nie
poszedł w tym kierunku, bo to świetny,
urozmaicony, dopracowany w każdym
calu numer. Szybki, dynamiczny, skrzą-
RECENZJE 119