Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Augustyn, Bomba<br />
Bortnowska, Delsol, Slany
Jacek Malczewski<br />
Madonna i dzieci, 1897 <br />
oJej na pl6tnie, 59 x 48 em <br />
Obraz pochodzi ze zbior6w <br />
Muzeum Narodowego w Krakowie
SPIS TRESCr<br />
Samotnosc w rodzinie?<br />
LUTY <strong>2005</strong> (<strong>597</strong>)<br />
4. Od redakcji<br />
DIAGNOZY<br />
DWUGLOS<br />
5. Cuilhem Labouret<br />
"Laickosc" a pami~c zbiorowa<br />
8. Liliana Sonik<br />
Cudzozierncy we wlasnej kulturze<br />
TEMAT MIESI1\CA<br />
DEFINICJE<br />
15. lacek Bomba<br />
Rodzina w dzisiejszej Polsce<br />
21. Chantal Delsol<br />
Jak dzisiaj przekazywac wartosci?<br />
29. Krystyna Slany<br />
Modele zycia rodzinnego<br />
41. l aze! Augustyn Sl<br />
Jezeli chrzescijafistwo nie chce si~ sarno zabic<br />
53. Matka<br />
Z Halinq Bortrwwskq rozmawia lolanta Steciuk<br />
60. Rodzina - dziecko swoich czasow<br />
Ankieta<br />
86. Inspiracje<br />
TEMATY I REFLEKSJE<br />
87. "Moiliwa jest nawet zmiana na lepsze"<br />
Ze Stefanem Wilkarwwiczem<br />
rozmawiajq Dorota Zariko i l aroslaw Gowin
99. Marta Tarabula<br />
Sztuka sfonnatowana<br />
DOSKONALY SMAK ORIENTU<br />
107. Piotr Klodkowski<br />
Dziecko <br />
RUBRYKA POD ROZ1\ <br />
112. Malgorzata Lukasiewicz<br />
Buty tez Sil wazne<br />
o ROZNYCH GODZINACH<br />
117. Halina Bortnowska<br />
* * *<br />
POWROTY<br />
128. Ks. Wojciech Bartkowicz<br />
Ub6stwo w epoce konsumpcjonizmu<br />
ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LlIDZIE<br />
132. Ryszard Kasperowicz<br />
Swiatlosc umyslu<br />
137. Slawomir Poplawski<br />
o naprawie filozofii katolickiej<br />
141. Janina Katz<br />
LIST Z KOPENHAGI: Pi~kni dwudziestoletni<br />
144. KrzysztoJ Biedrzycki<br />
Powrot taty<br />
150. Lukasz Maciejewski<br />
Szkola zycia<br />
SPOLECZENSTWO NIEOBOJ~TNYCH<br />
154. Anna Glq,b<br />
Oswoic odrzucone dziecko<br />
158. REKOMENDACJE<br />
161. ROK 1984
Od redakcii<br />
Czym jest rodzina? Idyllieznym urzeezywistnianiem najbardziej<br />
naturalnej dla ezlowieka drogi iyeiowej? Zakonem<br />
0 surowej regule, w kt6rym powieSc si~ moie tylko<br />
wtedy, gdy wszysey ezlonkowie wsp61noty rozumiej'l konieeznosc<br />
stalej wewnytrznej praey nad sob'l ? Stopniow'l<br />
utrat'l zludzen na temat prawdy 0 ezlowieku? Instytuej'l<br />
wytwarzaj'lq doeh6d wedlug zaloionego biznesplanu? Samotnosei'l<br />
posr6d najbliiszyeh? Cieplym punktem w kosmosie,<br />
skat'l, na kt6rej zawsze moina si~ oprzec?<br />
Czy dzieei to spelnienie pragnien, duma i nadzieja na<br />
przyszlosc - ezy wraia armia, kt6ra zagarnia najlepsz'l ez~sc<br />
naszego iyeia i idzie dalej? Czy wsp61ne iyeie rozwija w nas<br />
ofiarnosc, ezy przeeiwnie - instynkt dbania 0 swoje, jak<br />
w ostawionej kwestii z Kr6la Lwa: ,,0 pi'ltej rano to jest<br />
TWOJ syn". Czy wyehowuj'le dzieei z poswi~eeniem, trwa<br />
Ie wygrywamy walk~ z miloSci'l wlasn'l' ezy, kiedy odehodz'l,<br />
powraeamy w dawne koleiny egoizmu?<br />
Odpowiedzi na te pytania jest pewno tyle, ile indywidualnyeh<br />
doswiadczen. CZysc z nieh znajd'} Pans two w ankieeie<br />
dopelniaj'leej lutowy numer "<strong>Znak</strong>u". Rozpoezynamy<br />
go tekstem Chantal Delsol, kt6ra pisze, dlaezego tak<br />
trudno przekazywac dzisiaj dzieeiom wartosci. Krystyna<br />
Siany pokazuje, jak zmieniat si~ model rodziny na przestrzeni<br />
ostatnieh stu lat, natomiast ks. J6zef Augustyn omawia<br />
problem zwi'lzk6w homoseksualnych. Halina Bortnowska<br />
wspomina swoje dziecinstwo i opowiada 0 zloionej relacji<br />
z matk'l, a Stefan Wilkanowicz m6wi miydzy innymi<br />
o tym, ezego nauczyl siy od wlasnych dzieci. Ponadto w numerze<br />
stale rubryki i Rok 1984, kt6rego redaktorzy zajmuj'l<br />
si~ tym razem tematem sukcesu.<br />
4
Jan N owak-Jezioranski<br />
urodzony 15 maja 1913 w W arszawie<br />
zmad w Warszawie 20 stycznia <strong>2005</strong><br />
Czlowiek niezwyklej odwagi i prawosci, niespozytej energii, ktorq w calosci<br />
poswir;cil walce 0 niepodleglq Polskr; i pracy dla Polski - swojej wielkiej<br />
miioSci. Sluzyl krajowi na polu bitwy, pelniqc najtrudniejsze zadania<br />
kurierskie w AK-owskiej konspiracji, i w Radiu Wolna Europa, ktorym<br />
kierowal blisko cwierc wieku, podtrzymujqc w Polakach ducha wolnosci.<br />
Byi niestrudzonym i skutecznym lobbystq sprawy Polski w USA. Wr6ciwszy<br />
do kraju, siuzyl mu pi6rem i zywym slowem. <br />
Z j ego smierciq tracimy wielki autorytet, a zarazem wiernego Przyjaciela.
OIAGNOZY<br />
DWUGLOS 0 LAICKOSCI<br />
L ~k przed obecnosciq religii w iyciu publicznym zaczyna<br />
(zwlaszcza w Europie Zachodniej) przybierae<br />
karykaturalnq postae. Do czego to prowadzi? Czy<br />
moi;e bye tak, i;e europejscy chrzescijanie stanq si~<br />
"cudzoziemcami" we wlasnym domu? Ponii;ej publikujemy<br />
dwuglos na ten temat.<br />
Guilhem Labouret<br />
" La ickosc" a pami~c zbiorowa<br />
Swiyty Mikolaj nie popisal siy: byl chrzeScijaninem, a w dodatku<br />
biskupem. Jego pastoral i mitra wprawiaj'l w zaklopotanie. Udowodniono<br />
to Pas-de-Calais, gdzie czekoladowe figurki tego swiytego objyto<br />
zakazem obecnosci w szkolach, gdy okazalo siy, ze pr6by wyskrobania<br />
krzyza z biskupiego kapelusza nie daj'l dobrych rezultat6w.<br />
Zabawna historia, podobnie jak usuniycie z wielu szk6l szopek.<br />
Szopek zakazano nawet w Bouches-du-Rhone, regionie znanym z tradycyjnego<br />
wyrobu bozonarodzeniowych swiqtk6w, chociaz Jezusek<br />
jest tam raczej glinianq figurk'l niz sakralnym wizerunkiem Bozego<br />
Syna. W obydwu przypadkach prasa podkreSlala ekonomiczne skutki<br />
tak scislego stosowania ustawy 0 laickosci: pozbawienie zysk6w<br />
producent6w czekolady na p6lnocy, rozczarowanie rzeibiarzy ludowych<br />
z poludnia.<br />
Ale czy za tymi dzialaniami, 0 kr6re dopominaj'l siy przedstawiciele<br />
zwi'lzk6w rodzic6w, przy wsparciu kuratori6w a nawet zainteresowanych<br />
diecezji l , nie kryje siy cos powazniejszego?<br />
1 Francuscy biskupi wyznaj'l zasad~: " Im wi~cej laickoSci, rym gl~bsza wiara" (przyp.<br />
red.).<br />
5
GUILH EM LABOURET<br />
Skutkiem wprowadzenia w tych szkolach ustawy 0 laickosci jest<br />
zanegowanie cz~sci naszego kulturowego dziedzictwa. Kto bowiem<br />
z mieszkanc6w Alzacji, Lotaryngii, Szampanii czy Pikardii wierzy<br />
w cuda czynione przez Sw. Mikolaja, biskupa z Myry, zmarlego<br />
6 grudnia, prawdopodobnie miydzy rokiem 329 a 350? Kto jeszcze<br />
czeka na 25 grudnia, zeby ulozye w zlobku owini~tego w pieluszki<br />
Jezuska? Cz~sto mozna go oglqdae juz z koncem listopada.<br />
Wyeliminowanie obu tych symboli zbiorowej pami~ci jest dziataniem<br />
przeciwko naszym kulturowym dziejom, a nie pracq na rzecz<br />
laickosci. Zeby bye konsekwentym, nalezaloby r6wniez zabronie<br />
wyrobu na swi~to Objawienia Panskiego galette des rois, "ciasta<br />
Trzech Kr6li" (poniewaz 0 jakich kr616w moze tu chodzie, jesli nie<br />
o tych z Ewangelii?), czekoladowych dzwonk6w na Wielkanoc (cZ)'<br />
nie nasuwaj'l skojarzenia z Rzymem i powrotem do dzwonnic?), ale<br />
takZe croissants - naturalnych, maslanych albo z szynk'l- kt6re, przypomnijmy,<br />
S'l wyobrazeniem muzulmanskiego p61ksi~zyca stworzonym<br />
niegdys przez wiedenskiego cukiernika.<br />
Przy odrobinie wyobrazni mozna posun,!c si~ jeszcze dalej - wyobraznia<br />
jest jednak tw6rcza i pracuje szybko, widae juz wi~c jej przejavV)'<br />
w szkolnictwie. Wpiszcie przed dat,! smierci jakiejs postaci historycznej<br />
krzyzyk, a uznaj,! was za prozelit~; kazcie czytae swoim<br />
uczniom Bossueta czy Claudela, a zostaniecie oskarzeni, ze chcecie<br />
ich nawracae. Uwazajcie, jakie lektury uzupeiniaj,!ce polecacie im<br />
kupic: na okladce Atali lub Geniuszu chrzescijanstwa moze pojawie<br />
si~ postae ksi~dza lub krucyfiks .. . Kaz'!c uczniom spiewae na lekcjach<br />
cywilizacji niemieckiej Stille Nacht, Heilige Nacht, tradycyjn,!<br />
kol~d~ zza Renu, narazicie si~ na powazne problemy z ich rodzicami<br />
i kierownictwem szkoly.<br />
Spotyka si~ dzisiaj student6w, catkiem zreszt'! powaznych i bardzo<br />
inteligentnych, kt6rzy maj'l ambicj~ zdae egzamin konkursovV)'<br />
do Wyzszej Szkoty Nauk Humanistycznych w Lyonie, a szczycq siy<br />
tym, ze "powstrzymuj'! siy od zagl,!dania do Pisma Swi~tego, a przede<br />
wszystkim do Ewangelii", choe to lektura utatwiaj,!ca zrozumienie<br />
takiego obj~tego programem dzieia jak "Historia podr6zy do Brazy<br />
Iii" Jeana de Lery, francuskiego misjonarza, kt6ry wyruszyt do Ameryki<br />
w okresie wojen religijnych XVI wieku. Inni, studiuj,!cy na uni<br />
6
DIAGNOZY<br />
wersyteeie histori~ prasy, akeeptujq ezytanie "Le Monde" ezy "Le<br />
Figaro", ale niestosowna lub wr~ez raiqea wydaje im si~ lektura "La<br />
Croix"Z, wielkiego krajowego dziennika, jednego z najstarszyeh,<br />
utrzymujq bowiem, ie ze wzgl~du na tytul gazety jej lektura powinna<br />
bye opejonalna. W 0 wiele mniejszym stopniu stosuje si~ to z pewnoseiq<br />
do pism takieh jak "Metro" ezy ,,20 minutes". I na tym wlasnie<br />
polega problem: ehqe przesadnie zakazywae m6wienia 0 Bogu <br />
ezy oglqdania Go, nawet pod postaeiq wyobraien ludowyeh artyst6w<br />
- w imi~ rzekomej laiekoSci, zapominamy 0 historii naszej kulrury i fundamentaeh<br />
zbiorowej pami~ei. Nieliezni b~dq wi~e studenei, kt6rzy<br />
potrafiq zrozumiee, 0 eo ehodzi w Proboszczu z Tours i Lekarzu wiejskim<br />
Balzaka, ezy ogarnqe zasi~g krytyki Woltera, bo nie b~dq jui<br />
nawet wiedzieli, do jakiej religii si~ odnosi.<br />
Bqdzmy powaini: sw. Mikolaj i Dzieeiqtko Jezus Sq eZ~Sciq naszego<br />
kulturowego dziedzietwa i - podobnie jak wieley autorzy ehrzeseijanscy<br />
- odcisn~li sw6j slad na historii literatury. Obdarowanie<br />
przedszkolaka takq czekoladowq figurkq, podobnie jak poleeenie lieealiScie<br />
czytania Lamartine'a to nie pr6ba ewangelizowania ieh, leez<br />
uswiadamianie im kulturowej toisamosei i otwieranie na swiat.<br />
Zawsze moina zatrzee krzyi na mitrze sw. Mikolaja: zrobil tak<br />
pewien amerykanski rysownik, powolujqc w ten spos6b do iyeia<br />
"Gwiazdora". Ale nie da si~ wymazae odniesien do Boga i religii<br />
w wielkieh tekstach literaekich. Ci, kt6rzy ocenzurowali dzien sw.<br />
Mikolaja i okres Adwentu, mylq poj~ c ia: chqe zaprowadzae laickose,<br />
niweczq jedyny zwiqzek uczni6w szkoly swieekiej, publieznej,<br />
bezplatnej i obowiqzkowej ze zjawiskiem religii - zwiqzek kulturowy,<br />
kt6rego nosnikiem jest odwieezna tradyeja.<br />
C6i wi~e w tym dzialaniu "laickiego"? W rzeczywistosei niewie<br />
Ie. Bye kims swieckim to bye niezaleinym od jakiejkolwiek wiary<br />
religijnej: niezaleinym, lecz nie nietolerancyjnym. Pulapkq ustawy<br />
o laickoSci jest w istoeie to, ie otworzyla drog~ wszelkiego rodzaju<br />
protestom, w wi~kszoSci wypadk6w nieuzasadnionym, jak dowodzi<br />
tego przyklad spornej ehoinki z liceum Van-Dongen de Lagny-sur<br />
Marne 3 ("Le Monde" z dnia 17 grudnia 2004).<br />
2 La croix [0 po francusku krzyz.<br />
J Choinka ustawiona w hallu szkoly zostala u s uni ~ t a trzy dni p6iniej na polecenie<br />
dyrektora liceum, u kt6rego interweni owal)· w tej sp rawie dwie uczennice (dyrektor od<br />
7
v~<br />
GUILH EM LA BO UREr<br />
Zaczynam marzye 0 jakiejs nieistniejqcej swieckiej szkole, gdzie<br />
muzulmanki nosilyby czadory, chrzeScijanie krzyze, a Zydzi kipy.<br />
Gdzie Boze Narodzenie byloby wolne od z a j~e, podobnie jak wielkie<br />
swi~ta zydowskie i muzulmanskie. Gdzie respektowano by nawzajem<br />
swoje tradycje, tak by dzieci poznawaly si~ i uczyly akceptowac<br />
innego. Gdzie wszyscy czuli by s i~ dobrze.<br />
Konczqc: co pozostanie w i ~c uczniom ze szk61 w Pas-de-Calais,<br />
jesli pozbawimy ich sw. Mikolaja? Dziadek z r6zgq czy tez, bardziej<br />
komiczny, osiol (jak wiemy, "osla czapka" miala dawniej swoje calkowicie<br />
uprawnione miejsce w swieckiej szkole)? Bye moze jeden<br />
i drugi.<br />
© An ykul, kt6ry ukazal siy w dzienniku "Le Monde" z dnia 25 grudnia<br />
2004 roku, publikujemy za uprzejmq zgodq Redakcji.<br />
Tlum. Dorota Zanko<br />
GUILHEM LABOURET jest wykladowcq uniwersytetuJaris-Sorbonne.<br />
Liliana Sonik<br />
Cudzoziemcy we wlasnei ku lturze<br />
Argumenty ideowe, pragmatyczne i historyczl1o-prawne z dyskusji<br />
wok61 francuskiego prawa 0 laickosci czy preambuly Konstytucji<br />
Europejskiej zostaly juz zapomniane, co nie oznacza, ze konsekwencje<br />
czysto prawne obydwu akt6w Sq bez znaczenia. W pomawia<br />
ujawnienia ich wyznania) reprezentuj'lce pewn'l (niewielk~) cz ~sc uczni6w uwazaj'lcych<br />
ustawienie drzewka za pogwalcenie zasady laickosc i. Choinka zostala ponownie<br />
ustawiona przez inn'l grup ~ uczni6w, tym ra ze m w sto l6wce, po tym, jak dyrektor polecl l<br />
odcqtanie w klasach mpisa nego wraz z cZ~Sci'l profesorow listu, w kt6tym wyjasnil, i.e<br />
drzcwko jest symbol em odrodzeni a i i.ycia, a tradycja dekorowania go po przesileniu<br />
zimowym jest starsza nii. chrzeSclJ30srwo (przyp. rlum.).<br />
8
DlAGNOZY<br />
wszechnej swiadomosci pozostalo jednak wraienie, i e religia (chrze<br />
ScijaI1stwo) jest irodlem wykluczenia, konfliktow, spolecznego niepokoju<br />
i przemocy. Wywodz'lca si y z XIX-wiecznego antyklerykalizmu<br />
laickose polityczna zostala wzmocniona przez laickosc paroksystyczn'l.<br />
Staje siy ona przyczyn'l zachowan nie wynikajqcych<br />
wprost z faktycznego stanu prawnego.<br />
Jak siy zdaje, reakcje spoleczne moina podzielie na dwie grupy:<br />
1) Odruch dyskryminacyjny plyn'lcy z nieufnosci wobec religii<br />
i ludzi religijnych.<br />
Przykladem najslynniejszym, chociai - ze wzglydu na specyfiky<br />
gry polityczno-dyplomatycznej - nie do koflCa typowym bydzie casus<br />
Rocco Buttiglione. Ciekawszym, bo politycznie neutralnym, wydaje<br />
siy przypadek znanej psycholog - Edith Tartar-Goddet. W ubieglym<br />
roku podparyskie gimnazjum zaproponowalo rodzicom i nauczycielom<br />
seriy wykladow Tartar-G oddet. Spotkania mialy uczye<br />
doroslych dialogu z klopotliwymi nastolatkami. Gdy jedna z matek<br />
znalazla w Internecie informacjy, ze prelegentka jest czlonkiem Protestanckiej<br />
Federacji N auczycielskiej, rodzice zai'ldali natychmiastowego<br />
wstrzymania projektu, bo "z nazwiskiem tej pani Iqczq siy rzeczy<br />
zwiqzane z Bibliq ... ". Komentarz tygodnika "L'Express": "Czy ze szkol'<br />
winno siy USUnqe wierz'lcych nauczycieli pod pretekstem, ie bydq praktykowae<br />
prozelityzm? Moina wierzye w Boga i respektowae laickie<br />
prawo. To oczywistosc w naszych czasacb wcale nieoczywista".<br />
2) Refleks sprzeciwu wobec obecnosci w przestrzeni publicznej<br />
symboli majqcych swe irodlo, choeby odlegle, w religii.<br />
Rok temu Francja wprowadzila nastypuj'lce prawo: "W szkolach,<br />
gimnazjach i liceach zabrania siy noszenia symboli i ubior6w,<br />
poprzez kt6re uczniowie ostentacyjnie rnanifestuj'l sw'l przynaleinose<br />
religijnq". Ustawa rna zapobiegae b6jkorn na szkolnych podw6rkacb<br />
i dyskryrninacji rnuzulmanskicb dziewcz'lt. Notabene pomysl,<br />
by broniqc praw dziewcz'lt, karae wyrzuceniem ze szkoly wlasnie je<br />
(chlopcom nic nie grozi) - brzmi dose oryginalnie. JeSli chusty Sq<br />
sprzeczne z zasadami Republiki, moina bylo zakazae chust jako dyskryminuj'lcego<br />
obyczaju - na tej samej zasadzie, na jakiej prawo zakazuje<br />
poligarnii. Wybrano inne rozwi'lzanie, bo nie tylko 0 r6wne<br />
traktowanie plei chodzito. Figowy listek w postaci uwzglydnienia<br />
9
LILIANA SONIK<br />
wszystkich religii - podczas gdy chodzilo 0 islam - nikogo jednak<br />
nie wprowadzil w bl'ld. Najlepszym dowodem fakt, iz w potocznym<br />
jyzyku przyjyla siy nazwa "prawo 0 chustach". Fortel zrownuj'lcy<br />
wszystkie religie nie okazal siy Ii tylko niewinnym zabiegiem uzasadnionym<br />
wymogiem rownego traktowania. Mlodzi ludzie, ktorych<br />
ustawa dotyczy, odczytali "prawo 0 chustach" doslownie. Zaczyli<br />
instynktownie "przywracac sprawiedliwosC": jeSli prawo w praktyce<br />
dotyka glownie muzulmanow, nalezy przywrocie proporcje<br />
w praktyce. Z braku czegos bardziej wyrazistego postanowili usun'le<br />
ze szkoly choinky. Inni zaprotestowali przeciw sw. Mikolajowi<br />
z czekolady, a jeszcze inni przeciw szopkom z figurkq Jezusa. Skoro<br />
religia sk!oca i konfliktuje - usunmy religiy!<br />
Gdyby tylko sprawy chcialy bye takie proste! Czy bezreligijnosc<br />
lagodzi obyczaje? \Y/ ubieglym wieku, w ci'lgu zaledwie kilkudziesiyciu<br />
lat, pod sztandarami ateizmu wymordowano dziesi'ltki milionow.<br />
"Swiyte" wojny rzadko S'l wojnami religijnymi.<br />
Dlaczego zatem Europa wydaje siy akceptowac pozorn'l logiky<br />
alternatywy: albo wojna religii, albo wojna z religiq? Teren przygotowany<br />
by! nie od dzisiaj. Po wielkich oskarzycielach (Comte, Feuerbach,<br />
Freud, Marks, Nietzsche) przyszlo doswiadczenie dwu wojen<br />
swiatowych i holokaustu. Fakt, iz hitleryzm by! kultem poganskim,<br />
fundowanym na obcej chrzeScijanstwu idolatrii krwi i rasy, uswiadamia<br />
sobie niewielu. Za to wszyscy pamiytajq: "Gott mit Uns!"<br />
ChrzeScijanstwo jednak rzeziom nie zapobieglo i stopniowo tracilo<br />
wiary, ze moze zbawic swiat 1 • Dzis prezentuje skromniejszq<br />
ambicjy: proponuje zbawienie kazdej duszy pojedynczo i z osobna <br />
zgodnie z doktryn'l. Ale niezaleznie od aspektu teologicznego kazda<br />
wielka religia posiada wymiar cywilizacyjny: wspoltworzy calosc<br />
kultury. Rezygnacja z uniwersalizmu rna swe konsekwencje dla calego<br />
Zachodu.<br />
Z koncepcj'l zbawienia "prywatnego" przyjyte w ubieg!ym roku<br />
w Europie r rawa nie koliduj'l. PodkreSlie jednak wypada, ze przedmiotem<br />
"sporu 0 preambu!y" wcale nie bylo invocatio Dei, czyli we<br />
1 Viywam terminu "chrzeScijanstwo" na okreslenie stanu swiadomoSci wielkiej licz··<br />
by chrzeScijan Zachodu, a nie w odniesieniu do oficjalnego stanowiska KoSciola.<br />
10
c!<br />
DIAGNOZY<br />
--- --- ----- ---------------------- ------------------------------- -------- - - ----<br />
zwanie do Stworcy, lecz uznanie historycznej i ewidentnej roli chrze<br />
Scijanstwa w ksztaltowaniu europejskiej kultury. Brak czy obecnose<br />
odniesienia do tradycji chrzeScijanskiej w T raktacie nie wplywa na<br />
przygody duszy z Bogiem. To jedna z przyczyn, dla ktorych tak niewielu<br />
chrzescijan wlqczylo siy w obrony tekstu zawierajqcego odniesienie<br />
do chrzescijanstwa.<br />
Przyczynq drugq jest zaskakujqca ewolucja charakteru religijnosci<br />
w krajach Zachodu. Wydawalo siy, ze postypujqca sekularyzacja<br />
nie rna konca, ze Bog przestanie bye ludziom potrzebny, ze "oratorium"<br />
zostanie skutecznie zepchniyte w niebyt przez "Iaboratorium".<br />
Tymczasem Peter Berger mowi 0 procesie "desekularyzacji"2, Gilles<br />
Kepel- 0 "zemscie Boga"3, Enzo Pace 0 "powrocie sacrum" ... Ozywienie<br />
religijne nie oznacza jednak powrotu do religii instytucjonalnej.<br />
Ani tradycja, ani tym bardziej instytucja Kosciola nie Sq powszechnie<br />
uznanym i0varantem prawdziwoSci czy roztropnosci. Nic zatem<br />
nie jest dane, ale tez niewiele jest zadane. Od zaangazowania duchowego<br />
oczekuje siy szybkiej rekompensaty w postaci pelnej akceptacji,<br />
poczucia "uszczysliwienia", ewentualnie ukojenia cierpienia (stresu?).<br />
Mozna do woli wybierae w o£ercie szkolen obiecujqcych w ciqgu<br />
tygodnia, za kilkaset euro, przyswojenie sobie calych wiekow<br />
mqdrosci Azji. To duchowose swobodnie unOSZqca siy w s£erze przekonan<br />
konstruowanych na zyczenie, na obrzezach religii tradycyjnych.<br />
Fascynacji ezoteryzmem, magiq, astrologiq, towarzyszq rekonstruowane<br />
wedle nowej mody kulty przedchrzescijanskie, takze<br />
satanistyczne, czy praktyki w stylu woodoo. Modny jest<br />
szamanizm zapewniajqcy, jak w reklamie, "dwa w jednym": Syberia<br />
i Indianie, spirytualizacja i medykalizacja, narkotyk i wiedza.<br />
Wiele osob "wierzqcych" nie wierzy w Boga osobowego. ~owi siy:<br />
"Boskose", "Moe", "Energia", "Sila Wyzsza", "Dusza Swiata" <br />
w kazdym z tych okreSlen widae charakterystyczne przesuniycie<br />
w strony pierwiastka kobiecego. Mamy do czynienia z prawdziwym<br />
wysypem sekt. TakZe sekt chrzeScijanskich, ktore Kosciol toleruje<br />
z nieSmialosci lub niewiedzy. Zresztq ksiyza nie chq bye urzydni<br />
2 P. Berger, Le reenchantement du monde, Paris 200l. <br />
J G. Kepe!, La revanche de Dieu, Paris 2003. <br />
11
LILIANA SONIK<br />
kami Pana Boga, chcq siy - jak wszyscy - samorealizowac, a pojycie<br />
"sluzby" czy posluszenstwa zanika. W takiej sytuacji lepiej zbyt wiele<br />
nie mowic 0 doktrynie, 0 grzechu, 0 dogmatach. Obserwujemy<br />
rozejscie siy pojyC, ktore w przeszloSci wydawaly siy nieodictcznie<br />
ze sobq powiqzane: wiara, kodeks moralny, przynaleznosc do Ko<br />
Sciola, praktyki, Credo. Wiara niekoniecznie idzie w parze z akceptacjq<br />
wymogow moralnych, przynaleznosc do KOScioia nie oznacza<br />
wypelniania praktyk, a wszystko razem luino wiqze siy ze swobodnq<br />
interpretacjq dogmatow.<br />
Religijnosc niestandardowa, "osobista", oznacza zazwyczaj synkretycznq<br />
skladanky wedle wlasnych zapotrzebowan i wlasnych wyobrazen.<br />
CZysto jest to religijnosc gorqca, ekstatyczna, ktorej "osobl1y"<br />
charakter domaga siy potwierdzenia w grupie i poprzez grupy<br />
dzielqcq podobne doswiadczenia.<br />
Czyzby "zbawienie" bylo w politeizmie? Takie glosy slyszymy<br />
coraz czysciej. 14 sierpnia 2004, podczas wizyty papieskiej w Lourdes<br />
i dzien po otwarciu igrzysk atenskich, dziennik "Liberation" zamieScil<br />
nastypujqcy komentarz redakcyjny:<br />
Jan Pawel II jest za stary, by po wizycie u Bernadety spodziewae si~ cudu,<br />
zwlaszcza ze Kosci61 nieco przykr~cil kurek cudownych wlasciwosci lokalnej<br />
wody. Zreszt'l, jesli cud jest komus potrzebny, to chyba sam emu Kosciolowi. 20<br />
lat po pierwszej wizycie we Francji papiez moze tylko stwierdzie erozj~ instytucji,<br />
kt6r'l kieruje. Francja, kt6ra od stuleci zawsze wyprzedza inne kultury europejskie,<br />
przestala bye krajem chrzescijanskim. (... ) Od rychlo zapomniancgo<br />
festiwalu paryskich Dni Mlodzieiy w sierpniu 1997 roku papiei bardzo si~ postarzat.<br />
W tym cierpi'lcym ciele moina dostrzec symbol historycznej slabosci<br />
instytucji. Od czas6w tryumfu nad upadaj'lcym Antykiem Kosci61 nigdy jeszcze<br />
nie byl r6wnie slaby. ezy jest przypadkiem, ie dzisiaj Antyk powraca i poprzez<br />
piykne, p61nagie, tancz'lce w greckim swietle ciala, swiyruje sw6j spektakularny<br />
powr6t do Olimpu, do Jupitera?<br />
Autor tych slow daje upust fantazmatom, lecz nic lepiej nie definiuje<br />
stanu swiadomoSci niz fantazmaty, ktore kreuje. Problem w tym,<br />
ze nie rna powrotu. Nie rna powrotu ani do Olimpu, ani do bog6w<br />
Olimpu. Jest oczywiste, ze jestesmy skazani na permanentnq przygody<br />
w swiecie, kt6ry istnieje tylko raz. Lepiej jednak byc swiadomym,<br />
ze formulujqc opiniy 0 linearnym rozwoju historii, myslimy w kategoriach<br />
judeochrzeScijanskich ...<br />
12
Neopoganskie rendencje wiClZCl si~ jednak ze zjawiskiem innej<br />
narury. Biskup Hyppolyre Simon, z wyksztalcenia filozof, z zamilowania<br />
socjolog, w nadspodziewanie dobrze sprzedajClcej si~ ksiClzce<br />
W stron~ Francji poganskiej? pisze: "jesli nie nastClpi zbiorowe orrzezwienie<br />
Francja znajdzie si~ w impasie. Glusi na Siowo, kr6re ich<br />
uksztaltowalo, nasi wsp6lczeSni wracajq do niemych b6stw poganskich.<br />
Innymi slowy: do ninvolnicrwa przeznaczenia. N ie rraktujq<br />
zycia jako powolanie, lecz jak los ... "4.<br />
Czyzby chrzeScijanstwo mialo si~ az tak zle? Socjolog religii D.<br />
Hervieu-Uger 5 m6wi 0 bezglosnym tClpni~ciu, 0 cichej zapasci. Schylkowi<br />
instytucji, kt6ra stworzyla kultur~, system wartosci i odniesien,<br />
oraz wynikajClce zen struktury spoleczne i panstwowe,<br />
towarzyszy kryzys rychie. Poj~cia<br />
Wydaje sit(, ze katolicyz rn<br />
nie rna dzisiaj ani sily, ani<br />
zaczerpni~te bezposrednio z katolickiej wizji<br />
arnbicji, by bronic wartos(<br />
swiata (rodzina, sprawiedliwosc, edukacja,<br />
ktore wsp61tworzyl.<br />
autorytet) zmieniajq SWCl natur~, pozosrawiajqC<br />
Kosci61 "w sranie niewazkoSci", samotnie funkcjonujqcy wedle<br />
kodu coraz trudniej czytelnego dla og6lu. Natomiast wartoSci chrzescijanskie<br />
(solidarnosc, r6wna godnosc wszystkich ludzi, wolnosc,<br />
uniwersalizm, milosc i milosierdzie) rak gl~boko przenikn~ly kultur~,<br />
ie dawno zapomniano, ii ich tw6rcq i nosnikiem byl Kosci6f.<br />
Aksjologiczny kidnaping nie jest jednak rzeczq oboj~tnq. Sekularyzacja<br />
warrosci wiqie si~ ze zmianq sensu lub/j uzasadnienia.<br />
Dia Hervieu-Uger waznym dowodem schylku katoIicyzmu jest<br />
atonia: "coraz wi~ksza liczba katolik6w sqdzi, ze Sq ostatnimi przedstawicielami<br />
ginqcego swiata". KOSci61, zwlaszcza we Francji, nie z takich<br />
kryzys6w wychodzit obronnCl r~kq. Katolik6w praktykujqcych<br />
jest coraz mniej, lecz jakosc, gl~bia, iarliwosc ich wiary bywa imponujqca.<br />
KOSci61 z pewnosciq nie powiedzial ostatniego slowa. Niepokoi<br />
cos innego. Wydaje si~, ze katolicyzm nie rna dzisiaj ani sily,<br />
ani ambicji, by bronic wartoSci, kt6re wsp61tworzyl.<br />
Gdy juz nikt nie b~dzie czerpal ze ir6d la Kosciota - pisze H. Simon - jak<br />
dtugo przeslanie Ewangelii przetrwa w spoleczenstwie? Dla kogo amnezja oka<br />
4 H. Simon, Vers une France pairmne?, Paris 1999.<br />
, D. Hervieu-Leger, Catholicisme, la (in d 'un monde, Paris 2003.<br />
13
7~ <br />
LILl ANA SONIK<br />
i.e si~ bardziej niebezpieezna: dla Koseiola ezy dla przyszlyeh pokolen? Co stanie<br />
si~ gl6wn'l religi'l Franeuz6w, gdy w niedalekiej przyszlosei katoliey stanowic<br />
b~d'l 15% ludnosei? Co stanie si~ z naszq kulrur'l, uksztaltowan'l - jak wolno<br />
s'ldzic - przez 15 wiek6w ehrzeScijanstwa? A nade wszystko, jaka b~dzie<br />
przyszlosc idei dla niej podstawowyeh, ezyli przekonania 0 podstawowej r6wnosei<br />
wszystkieh ludzi i godnoSci osoby ludzkiej? Czy spoleezenstwo zoboj~tniale<br />
na apel ryeh wartosei potrafi poradzic sobie ze strategi'l ryeh wszystkieh,<br />
kt6rzy eheieliby nas nawroeic na ide~ poganskiego poJiteizmu, perspektyw~<br />
legirymizuj'lcq zasadniez'l nierownosc Judzi, lud6w i narod6w?<br />
W obrazie, jaki nakreSla biskup Simon, opustoszale koscioly i sale<br />
katechetyczne S,! wiyc nie tylko problemem duszpasterskim czy<br />
teologicznym, lecz przede wszystkim problemem politycznym.<br />
Guilhem Labouret, autor podrycznika metodologii nauczania literatury<br />
francuskiej, wskazuje na skutki zakwestionowania prawomocnoSci<br />
samego istnienia symboliki chrzeScijanskiej w przestrzeni<br />
publicznej. Zanik kultury religijnej zmienia natury recepcji kultury.<br />
Ani Iiteratura, ani rzeiba, ani malarsrwo czy architektura, ani nawet<br />
najbardziej abstrakcyjna ze sztuk - muzyka - nie ocalej,! nietkniyte.<br />
W dawnej sztuce, gdzie w,!tki religijne S,! wszechobecne, istotna byla<br />
funkcja narracyjna. Ta narracja przestanie bye czytelna. To naturalnie<br />
nie oznacza kon.ca sztuki, wprowadza tylko inn,! jej lektury, opart'!<br />
na alfabecie walorow dekoracyjnych. Przezycie estetyczne moze bye<br />
rownie intensywne - potrafimy "bezinteresownie" kontemplowae<br />
piykno hieroglifow. Nawet jesli nie rozumiemy ich sensu. Cudzoziemcy<br />
we wlasnej kulturze?<br />
Na koniec anegdota z wlasnego doswiadczenia: Paryz. Wielki<br />
dom towarowy peten przedswi,!tecznych dekoracji. Wsr6d zaj'!czkow,<br />
kr61iczk6w, kurek, piskl,!t i barank6w przechadza siy egzotycznie<br />
wygl,!daj,!ca para cudzoziemc6w. Zastanawiaj,! siy p6lszeptern,<br />
0 jakie swiyto moze chodzie. Wreszcie znajduj,! odpowiedi <br />
"to musi bye swiyto zwierz,!t".<br />
LILIANA SONIK, publieystka. Pisala m.in. w "Rzeezpospolitej" i "Tygodniku<br />
Powszeehnym".<br />
14
TEMAT MIESL,\CA<br />
- -- -- -- ---------<br />
DEFINICJE<br />
lacek Bomba<br />
Rodzina w dzisieiszei<br />
Polsce<br />
Spojrzenie psychiatry<br />
Rodzina, nawet najlepiej formalnie zabezpieczona,<br />
nie jest automatem produkuj~cym szcz~scie<br />
osobiste i spoleczne. Jest raczej wyzwaniem<br />
i zadaniem. W razie niepowodzen moze bye,<br />
niestety, gniazdem krzywdy i zla.<br />
Dlaczego spojrzenie psychiatry?<br />
Perspektywa, jak'l daje zajmowanie<br />
siy ochron'l zdrowia psychicznego <br />
to znaczy zapobieganiem zaburzeniom<br />
psychicznym, ich leczeniem i rehabilitacj'l<br />
psychospoteczn'l- pozwala<br />
spojrzee na iycie rodzinne w szczeg61ny<br />
spos6b. Prawo stanowione<br />
przez parlament i dektaracje polityk6w<br />
eksponuj'l naczetne znaczenie<br />
rodziny dla spoteczensrwa i nalein'l<br />
jej z tego powodu ochrony. Gwarancje<br />
tej ochrony stanowi'l tei liczne<br />
rozporz'ldzenia wykonawcze, a ich<br />
efekty s'l widoczne w, przynajrnniej<br />
niekt6rych, dzialaniach adrninistracji<br />
samorzqdowej i pansrwowej czy<br />
pracy s'ld6w rodzinnych. Prawo precyzyjnie<br />
okresla, jaka forma relacji<br />
miydzy ludimi czyni z nich rodziny.<br />
S'l to wiyzy pokrewienstwa oraz okreslone<br />
przez prawo wiyZy malienskie<br />
i przysposobienia. Ale prawo srwarza<br />
takie kategorie posrednie, takie jak<br />
rodzina zastypcza, kiedy komus, kto<br />
nie musi bye zwi'lzany wymienionymi<br />
wyiej formarni z osobq potrzebuj'lcq,<br />
powierzane jest sprawowanie<br />
opieki wraz ze wszystkirni wynikajqcymi<br />
z tego uprawnieniami, zobowiqzaniami<br />
i przywitejami.<br />
Prawo nie potrafi jednak, i nie<br />
czyni tego, zdefiniowae podstawowej<br />
cechy wiyzi rodzinnych, to znaczy<br />
wiyzi uczuciowych. Moze jedynie<br />
zalecie ich oceny przed podjyciern<br />
decyzji 0 rozwiqzaniu rodziny<br />
- na przyklad orzeczeniem 0 rozwo<br />
15
~ <br />
-- -- - ------------------ - ---------------- - ----------- - ------ - -------------- -- -<br />
dzie lub pozbawieniem rodziea prawa<br />
do opieki nad dzieekiem.<br />
Psyehiatra w opareiu 0 swoje doswiadezenie<br />
zawodowe nie moie nie<br />
doceniae i nie podejmowae pr6b<br />
zdefiniowania wtasnie tych ostatnich.<br />
W Polsce badania nad znaezeniem<br />
wiyzi rodzinnyeh dla zdrowia<br />
psychicznego zainiejowane zostaly<br />
prLez Mariy Orwid ponad ewiere<br />
wieku temu I . Najwainiejsze okazujq<br />
siy wiyzi uczuciowe oraz ieh dynamiczny<br />
rozw6j, niezaleinie od tego,<br />
ezy grupa ludzi spelnia formalne kryteria<br />
prawne bycia rodzinq ezy nie.<br />
Te dwa czynniki - sila zwiqzkow<br />
i ich dynamika - w ogromnej mierze<br />
wptywajq na indywid ualny rozwoj<br />
poszezeg61nyeh os6b tworzqeych<br />
rodziny, a takie na to, jak kaida<br />
osoba i cala rodzina radzq sobie<br />
z przeeiwnoseiami losu, takimi na<br />
przyklad jak powaina ehoroba 2 .<br />
Takie radzenie sobie ze stresami<br />
innymi nii spowodowane powainq<br />
ehorobq w ogromnej mierze<br />
zwiqzane jest z moiliwoseiq znalezienia<br />
bezpieeznego opareia w rela-<br />
JAC EK BOMBA<br />
ejach z bliskimi uczuciowo osobami<br />
- naj cz~Sc iej w rodzinie. Badania<br />
socjologiezne wskazujq, ie<br />
w okresach bardzo nasilonego stresu<br />
makrospotecznego relacje rodzinne<br />
s
TEMAT MIESlf\CA<br />
Fu nkcjonalnosc i dysfunkcjonalnosc<br />
rodziny<br />
Badacze zycia rodzin wskazuj'l, ze<br />
wspolczesna rodzina nuklearna jest<br />
grup'l naturaln'l, ktorej celem jest<br />
wzajemne zaspokajanie potrzeb emocjonalnych<br />
tworz'lcych j'l osob,<br />
umozliwienie i wspieranie ich indywidualnego<br />
rozwoju, wychowanie<br />
dzieci, pomoc w osi'lgniyciu niezaleznosci<br />
i samodzielno§Ci, a takze stworzenie<br />
relacji partnerskiej, kiedy<br />
opuszczaj'l gniazdo rodzinne. Badacze<br />
ci podkreslaj'l, ze rodzina jako calose<br />
takie rozwija siy, a w kolejnych<br />
fazach staje przed nowymi zadaniami<br />
i znajduje sposoby ich zadowala<br />
J'lcego rozwqzama.<br />
Niestety, czysto tak Sly nie dzieje<br />
i rodzina reaguje kryzysem, ktory<br />
moze rozwi'lzae sarna, uzyskuj'lc<br />
wiyksz'l dojrzalose. M oze jednak<br />
dojse do utrwalenia takich sposobow<br />
postypowanla, ktore nie rozwi'lzuj'l<br />
problemu, lecz raczej go nasilaj'l lub<br />
generuj'l nowe, powazniejsze problemy.<br />
Najbardziej znane to rozpad wiyzi<br />
miydzy partnerami i d'lzenie do<br />
rozwi'lzania zwi'lzku (rozwod) lub<br />
utrwalenie si~ relacji opartej na wrogosci<br />
i agresji. Ta ostatnia sytuacja<br />
sprzyja pojawieniu siy w rodzinie<br />
przemocy w postaci agresji fizycznej<br />
(bicie), agresji psychologicznej (wyzwiska,<br />
upokarzanie, dryczenie) lub<br />
zaniedbywaniu podstawowych potrzeb<br />
czlonkow rodziny. Ofiarami<br />
przemocy zostaj'l najczysciej te osoby,<br />
ktore S'l w rodzinie najslabsze,<br />
z reguiy kobiety lub dzieci.<br />
Maltretowanie, wykorzystywanie<br />
i zaniedbywanie w rodzinie<br />
Kultura, w ktorej zyjemy i ktor'l<br />
tworzymy, zapewnia rodzinie prawo<br />
do prywatnosci, wlasnych wzorow<br />
i sty low zycia oraz do zachowania<br />
w tajemnicy tego, czego<br />
czlonkowie rodziny nie chq ujawniae<br />
przed innymi osobami w spolecznosci.<br />
W tradycyjnym europejskim<br />
wzorze rodziny, takie w Polsce,<br />
przewaza struktura rodziny,<br />
w ktorej wladza sprawowana jest<br />
przez myza-ojca. Odpowiada on za<br />
dostarczanie rodzinie srodkow materialnych,<br />
zapewnienie bezpieczeii.<br />
stvva, a takie wymierza kary za odstypstwa<br />
od norm zycia rodzinnego.<br />
W tradycyjnej roli kobiety<br />
najwazniejsze S'l: macierzynstwo,<br />
troska 0 wyzywienie i zapewnienie<br />
ciepla uczuciowego. Do rodzinnych<br />
rol spolecznych kobiet i myzczyzn nalezalo<br />
przekazanie dzieciom odmiennego<br />
zestawu wartosci. Myzczyznaojciec<br />
uczyl wartosci zwi'lzanych z zyciem<br />
spolecznym, kobieta-matka <br />
z zyciem rodzinnym. Przekazywae tez<br />
mieli nieco inne aspekty tradycji religijnej<br />
i kuJturowej. Zadania te mogly<br />
bye spelniane przy zachowaniu wyraznych,<br />
ale jednak przepuszczalnych<br />
granic zewnytrznych rodziny (oddzielaj'lcych<br />
j'l od reszty swiata spolecznego)<br />
oraz rownie wyraznych granic<br />
miydzy poszczegolnymi czlonkami<br />
rodziny.<br />
]esJi struktura rodziny nie zapewnia<br />
nalezytej wyrazistosci i przepuszczalnosci<br />
granic, zwlaszcza we<br />
17
~ <br />
wnytrznych, zwiyksza siy ryzyko<br />
wystqpienia zjawisk nieprawidlowych,<br />
z kt6rych - przynajmniej<br />
ostatnio - wymienia siy najczysciej<br />
wykorzystywanie i maltretowanie.<br />
Trzeba od razu powiedziec, ie nie<br />
jest pewne, czy pojawily siy one w iyciu<br />
rodzinnym teraz, w okresie,<br />
w kt6rym tradycyjne role ulegaj
TEMAT MIESI1\CA<br />
Podobnie jak urbanizacja spoleczenstwa,<br />
kt6ra taki wz6r zycia rodzinnego<br />
wymusza. Tradycyjny podzial<br />
r61 w rodzinie r6wniez ulegl zamazaniu<br />
wobec coraz wi ~ k s zego rozpowszechnienia<br />
rozwoju zawodowego<br />
kobiet. Prawo do ksztalcenia si~ i kariery<br />
zawodowej poczqtkowo uczynilo<br />
zycie matek-zon podw6jnie<br />
trudnym. W ostatnich latach jednak<br />
coraz wyrazniejszy jest udzial ojc6w<br />
-m~z6w w pracach domowych i bezposredniej<br />
opiece nad dzieemi. Biez'lce<br />
obserwacje nie wskazujq przy<br />
tym na zwi'lzki mi~dzy takim wzorem<br />
iycia rodzinnego a ryzykiem<br />
dysfunkcjonalnoki.<br />
Stosunkowo nowym zjawiskiem<br />
jest tendencja do budowania zwiqzk6w<br />
partnerskich bez odwolywania<br />
si~ do tradycyjnych zabezpieczen<br />
prawnych (cywilnych lub religijnych).<br />
Wsp6lczesne pokolenie mlodych doroslych<br />
coraz cz~kiej, jak si~ wydaje,<br />
rezygnuje z formalnoki i podejmuje<br />
indywidualne poszukiwania budowania<br />
rodziny w oparciu 0 uczucia, szacunek,<br />
partnerstwo. Takie w6wczas,<br />
gdy celem takiego zwiqzku nieformalnego<br />
jest splodzenie i wychowanie<br />
dzieci.<br />
Podstawowym argumentem krytyki<br />
zwi'lzk6w nieformalnych jest<br />
dopatrywanie si~ u ich podstaw hedonistycznego<br />
dqzenia do zaspokojenia<br />
wlasnych potrzeb seksualnych<br />
oraz egoistycznego odrzucania obowi'lzku<br />
prakreacyjnego (niezaleinie<br />
od tego, czy rozumie siC; go jako zobowi'lzanie<br />
wobec przyszlosci spoleczenstwa<br />
czy jako powinnose religijnq)<br />
. Potrzeba rodzicielstwa jest<br />
gl~bokq potrzebq ludzi doswiadczanq<br />
przez kaidego doroslego, a szczeg61<br />
nie silnie i boldnie w6wczas, gdy<br />
z powod6w zdrowotnych nie moze<br />
bye zrealizowana. Ale przeciez rodzicielstwo<br />
jest nie tylko "obowiqzkiem"<br />
(religijnym, spolecznym). Jest<br />
takie aktem v,rymagajqcym odpowiedzialnosci.<br />
Wielowiekowa tradycja<br />
redukowania potrzeb seksualnych do<br />
funkcji sluzebnej prokreacji przeslonila<br />
ich inn,! wain,! funkcj~, jak,! jest<br />
budowanie i wzmacnianie wi~zi<br />
uczuciowej.<br />
Trzeba jeszcze wspomniee 0 wyraznej<br />
tendencji do budowania partnerstw<br />
os6b tej samej plci, domagaj,!cych<br />
si~ uznania ich prawa do miloki.<br />
Argumenty przeciw rodzinom<br />
homoseksualnym S,! jeszcze bardziej<br />
gwaltowne nii. prieciw heteroseksualnym<br />
rodzinom nieformalnym.<br />
I podobnie broni,! status quo z pominiyciem<br />
przemian spolecznych,<br />
kt6re zachodz,!.<br />
Idea rodziny - a wlakiwie jej idealizowany<br />
obraz - nie przeciwdzialala<br />
w przeszloki istnieniu rodzin<br />
niekompletnych. Najczykiej byly to<br />
rodziny, w kt6rych matka sarna wychowywala<br />
dzieci. Przyczyny nieobecnosci<br />
ojca w tych rodzinach s,!<br />
bardzo r6znorodne. Jeszcze nie tak<br />
dawno samotna matka nie mogla,<br />
poniewai nie przyznawano jej do<br />
tego prawa, wychowywae swoich<br />
dzieci. Prawo wymagalo kurateli<br />
mc;zczyzny, a spolecznosc potc;piala<br />
jCj, jesJi byla niezam~zna. Trzeba siC;<br />
spodziewae, ze skora tendencje do<br />
budowania rodzin nieformaJnych, do<br />
wychowywania dzieci przez partne<br />
19
JUZ W SPRZEDAZY<br />
.AI"'·<br />
,<br />
JOZEF MAJEWSK I<br />
TfOlOGIA <br />
NA ROZOROZACH<br />
J6zef Majewski<br />
Teologia<br />
na rozdrozach<br />
=<br />
JACEK BOMBA<br />
row jednej plci juz si y pojawily, to<br />
prawdopodobnie ulegn,! wzmocnieniu<br />
i stan'! si y czyms moze nie powszechnym,<br />
ale trwale obecnym.<br />
Bliskose, wiyz, wlasne gniazdo s,!<br />
czlowiekowi potrzebne. Niezaleznie<br />
od regulacji prawnych rodzina - formalna<br />
i nieformalna - jest rozwi'!zaniem,<br />
kt6re powtarza si y w r6znych<br />
krygach kulturowych jako najlepszy<br />
spos6b na iycie i wychowanie potomstwa.<br />
Rodzina jednak, nawet najlepiej<br />
formalnie zabezpieczona, nie<br />
jest automatem produkuj,!cym szczyscie<br />
osobiste i spoleczne. Jest raczej<br />
wyzwaniem i zadaniem. W razie niepowodzeit<br />
moze bye, niestery, gniazdem<br />
krzywdy i zla.<br />
JACEK BOMBA, UL 1941, prof.<br />
dr hab. med., kierownik Katedry<br />
Psychiatrii i Kliniki Psychiatrii<br />
Dzieci i Mlodziezy CMU]. Studia<br />
podyplomowe odbywal pod<br />
kierunkiem Antoniego Kypiitskiego<br />
i Marii Orwid.<br />
Przewodnik po problemach, przed<br />
jakimi w ostatnich latach stanl;la katolicka<br />
teologia. Mtody swiecki teolog<br />
pisze m.in. 0 stosunku Kosciola do<br />
innych reIigii i innych wyznan chrzescijanskich,o<br />
nowych w,\tkach w teologii<br />
maryjnej i teologii feministycznej,<br />
0 konsekwencjach reforrny Iiturgii<br />
oraz 0 scieraj,\cych sil; wizjach<br />
Kosciota przysztosci. Teologia na rozdroiach<br />
to ksi,\ika dla wszystkich, kt6<br />
rzy chc,\ zrozumiec, w jaki spos6b wyznaje<br />
swoj,\ wiar~ dzisiejszy Koki61.
TEMAT MIESlt\CA<br />
Chantal Delsol<br />
Jak dzisiai<br />
przekazywac w a rtosci?<br />
: Dziecko bt(dzie moglo odstqpic po pewnym czasie<br />
: od tego, w co ja wierzt(, i zwrocic sit( ku czemus<br />
~ innemu, nie bt(dzie to jednak mozliwe, jeSli nie<br />
: zostanie wychowane w oparciu 0 jakies szczegolo<br />
~ we przekonania moraIne, poprzez ktore nauczy<br />
: sit( relacji i uzna innosc.<br />
Rodzina to mi~dzy innymi przekazywanie wartoSci. Problem ten<br />
nastrt(cza obecnie wiele trudnosci, kt6rych powody chcialabym tu<br />
om6wic. Spr6bujt( tei odpowiedziec na pytanie, dlaczego przekazywanie<br />
jest konieczne.<br />
Aby okrdlic ramy tego zagadnienia, zauwaimy najpierw, ie zanika<br />
przekazywanie rzeczy. Dawniej syn przejmowal firmt( po ojcu lub<br />
p05wit(cal swoje osobiste plany, ieby zachowac wlasnosc, kt6ra byla<br />
srodowiskiem iycia jego przodk6w. Czlowiek mial niegdys poczucie,<br />
ie jest ogniwem dlugiego iancucha ("a jdli jedno oczko w lancuchu<br />
puSci ... "), z tego powodu czt(sto bywal wit(c zmuszony do rezygnacji<br />
ze swoich talent6w czy zamilowan. Dzisiaj daje mu sit( moiiiwosc samorealizacji.<br />
W reklam6wce ubran zamieszcza sit( stwierdzenie: "Zycie<br />
jest zbyt kr6tkie, ieby ubierac sit( ponuro". Nikt z nas nie wpadiby jui<br />
teraz na pomysl, ieby posluiyc sit( szantaiem emocjonalnym po to, by<br />
zmusic swojego syna do kierowania rodzinnq firmq.<br />
21
~<br />
CHANTAL DELSOL<br />
_-- --- - ------- - ---- - ---- - --- - ----- - ---- - ---- - -- - --- - - --- --------------- -- -- <br />
W dzisiejszyeh ezasaeh zerwana zostata jednak nie tylko eiqglose<br />
przekazywania rzeezy: nie przekazuje siy rowniei wartoSci i przekonan.<br />
jeSli rodziee majq nawet jakies wtasne przekonania na temat<br />
tego, ezym jest "dobre iyeie", wahajq siy, ezy je przekazywae, uwaiajqe,<br />
ie to, co bylo wartoSciq dla nieh, niekonieeznie bydzie niq dla<br />
ieh dzieei. Innymi slowy, nie tylko rzeezy utraeily SWq symbolieznq<br />
niesmiertelnose (przedsiybiorstwo, dom rodzinny ezy rodzinne dzielo<br />
nie s'l jui tak waine, by od mlodyeh pokolen moina bylo wymagae<br />
poswiyeenia siebie), ale tei same idee staly si~ nietrwale. Przekonania<br />
ulegaj'l wi~e "przeterminowaniu". Kiedy zostajemy rodzieami,<br />
mamy dojmuj'lee, ehoe ezysto niewydumaezalne uezueie, ie nasze<br />
idealy niekonieeznie maj'l jeszeze znaezenie dla naszyeh dzieei. Od<br />
tego momentu nie wiemy jui, co im przekazywae. Dlaezego? Wid z~<br />
trzy tego przyezyny.<br />
Po pierwsze, pewnosei, ktore byly naszymi wsp6lnymi przekonaniami,<br />
wywolaly w XX wieku niedopuszezalnq opresj~ polityeznq<br />
i spoleeZl1'l. Na wlasne oezy zobaezylismy terroryzm przekonan.<br />
Widzielismy, jak tysiqee mlodyeh ludzi, poezqtkowo niewinny
TEMAT MIESIA CA<br />
rzona zostala etyka iycia codziennego: relacje mi~dzy kobiet'l a m~iczyzn'l<br />
i podzial rol mi~dzy nimi, iycie seksualne i obyczajowosc w ogo<br />
Ie, etyka pracy i sarno nawet poj~cie "projektu iyciowego". Ta blyskawiczna<br />
ewolucja rzucila nas w bardzo niestabilny swiat - czyi mamy<br />
wi~c prawo przekazywac naszym dzieciom zachowania, ktore za trzydziesci<br />
lat mog'l zostae pot~pione? Jesli jeszcze nie tak dawno zdolni<br />
bylismy bronic tego, co dzisiejszy swiat przejmuje groz'l, to co wlaSciwie<br />
oznacza "dobre iycie"? Przekazywae moina to tylko, co uwaia si~<br />
za godne unidmiertelnienia - tymczasem my nie wiemy jui, co to jest.<br />
Jedyn'l rzecz'l, jaka wydaje nam si~ warta ocalenia z pokolenia na<br />
pokolenie, jest osobista wolnosc wyboru wlasnych przekonan. Jest to<br />
trzeci powod nieprzekazywania. Zaleiy nam przede wszystkim na tym,<br />
ieby dziecko moglo iye zgodnie z wlasnymi uzdolnieniami i osobistym<br />
planem iyciowym. Osoba dziecka wydaje nam si ~ wainiejsza nii<br />
jakakolwiek prawda wiary. Innymi slowy, nasze podejscie jest dokladnym<br />
przeciwienstwem postawy Blanki Kastylijskiej, ktora mawiala<br />
o swoim synu, przyszlym Ludwiku Swi~tym : "Wol~, ieby byl prawy<br />
nii szcz~sliwy". Naleiy zauwaiye, ie nie jest to zerwanie z przeszlosci'l,<br />
lecz apogeum powolnej ewolucji, w toku ktorej osoba osi'lga pelni~<br />
swej godnoSci wyraiaj'lcej si~ autonomi'l i wolnosci'l.<br />
W ten sposob dochodzimy do bardzo wspolczesnego pytania:<br />
czy przekazywanie rzeczywiscie jest konieczne?<br />
Jestem wierz'lcy, mowi ojciec rodziny. Ale nie mam odwagi przekonywae<br />
dziecka do mojej wiary. T o takie proste, kiedy jest jeszcze<br />
male! Mialbym jednak pocZllcie, ie popelniam gwalt na jego sumieniu,<br />
ie pozbawiam go przyszlej wolnosci. Dokona wyboru, gdy<br />
dorosnie. Albo zostanie ateist'l, alba przyjmie jak'ls inn'l religi~ nii<br />
moja. A jesli wybierze moj'l reljgi~, dokona si~ to przynajmniej bez<br />
mojego wplywu.<br />
Czy nie moina przekazywae formy bez zawartosci? Wyrobic<br />
w dziecku zmyslu krytycznego, zdolnoSci oS'ldu, tolerancji: nauczyc<br />
je bycia wolnym, po to by kiedys pozniej sarno moglo nadac sens tej<br />
wolnoSci i dac tej formie zawartosC? Pozwol~ sobie udzielic na to<br />
pytanie mojej osobistej odpowiedzi. Wiem, ie jest ona kontrowersyjna.<br />
Ale tym, co I'lczy nas w tych dociekaniach, S'l przekonania,<br />
ktore chcemy pogl~bic.<br />
23
~<br />
CHANTAL DELSOL<br />
- ----- - ----- - ----- - ---- - ----- - -._--- -- ----- - --- ----------- - ----- - ----- - ---- - -<br />
Nie mozna nauczye si~ sqdzenia, nie wydajqc zadnej opinii. Ani<br />
nauczye si~ tolerancji, nie majqc jakiegos adwersarza, kt6rego trudno<br />
nam jest tolerowae. Ani poznae, co to religia, nie nauczywszy si~<br />
wierzye. Podobnie tez nikt nie jest w stanie poznae milosci w spos6b<br />
intelektualny, jdli nie kochal najpierw ojca i matki. Chcy przez to<br />
powiedziee, ze nie mozemy przekazywac formy bez zawartosci ani<br />
pytania bez odpowiedzi, choeby prowizorycznej. Dziecko b ~d zie<br />
moglo odstqpie po pewnym czasie od tego, w co ja wierzy, i zwr6cie<br />
si~ ku czemus innemu, nie b~dzie to jednak mozliwe, jdli nie zostanie<br />
wychowane w oparciu 0 jakid szczeg610we przekonania moraIne,<br />
poprzez kt6re nauczy si~ relacji i uzna innosc.<br />
M6wiqc inaczej, problem wolnoSci dziecka nie wyglqda tak, jak<br />
si~ go dzisiaj powszechnie postrzega. Wszyscy jestesmy przekonani,<br />
ze powinno bye ono wolne, rna bowiem - jako osoba - stae si~ kims<br />
autonomicznym i odpowiedzialnym. Ale nie uczynimy go wolnym,<br />
zaprzestajqc przekazywania mu tego, w co wierzymy, z obawy, ze<br />
moglyby poczue siy wyobcowane. Uczynimy je wolnym, przekazujqc<br />
mu nasze przekonania jednoczesnie ze zmyslem krytycznym, tak<br />
aby samo moglo je zweryfikowae, gdy przyjdzie na to czas. Wiem, ze<br />
to zadanie dla akrobaty: przekazywae przekonania i uczye jednoczesnie<br />
zdolnosci rozr6zniania, kt6ra b~dzie je oceniae. Ale gra warta<br />
jest swieczki.<br />
Jestesmy bytami wcielonymi. Wszystko, czego si y uczymy, musi<br />
wcielae siy w jakis konkret, kt6ry daje dziecku oryz. Przywolujqc<br />
poprzedni przyklad: dziecko nauczy siy kochae dziyki konkretnej<br />
miioSci do matki i w tej pierwszej relacji zobaczy, ze milose moze<br />
bye wspaniala albo przysparzae cierpienia, ze moze bye szlachetna<br />
albo zaborcza. Utopiq jest pr6ba wychowania dziecka uOlwersalnego,<br />
kt6re bydzie bezgranicznie wolne, poniewaz bezgranicznie puste.<br />
Wolnose jest tylko mozliwosciq wybrania punktow odniesienia,<br />
za ktare stajemy siy odpowiedzialni. Ale zeby istniee, juz u podstaw<br />
musi siy ona okreslae wed lug tych punkt6w odniesienia i tej odpowiedzialnoSci.<br />
Dziecko nie uczy siy najpierw wolnoSci, a potem dopiero<br />
siy niq posluguje. Uczy siy jej, gdy siy niq posluguje, nieporadnie.<br />
Doswiadczajqc, jak trudna jest odpowiedzialnose, zdaje sobie<br />
sprawy, jak trudna jest wolnose.<br />
24
TEMAT MIESlf\CA<br />
Dlaczego tak jest? Poniewai czlowiek jest istotq kulturowq. W\asnie<br />
to odr6inia go od zwierzqt. Czym jest kultura? Z espolem odpowiedzi,<br />
zawsze niedoskonalych i niedokonczonych, na niespokojne<br />
pytania, kt6re zadaje sobie to zwierzc; zwane czlowiekiem: dlaczego<br />
mllszc; umrzec? , skqd przychodzimy?, jak dobrze iye? , co to jest prawda?<br />
Odpowiedzi - moraine, religijne, polityczne, spoleczne - Sq sp6jne<br />
w obrc;bie danej grupy ludzi, tworzqc w ten spos6b za kaidym razem<br />
specyficzny - a wic;c relatywny - swiat kulturowy. Swiat kulturO\V)'<br />
Chinczyk6w jest inny nii nasz. Ale ich religia i polityka tworzq sp6jnq<br />
calosc z ich moralnoSciq czy estetykq. Kaida kultura tworzy jakis<br />
swiat. Wszyscy ludzie naleiq do tego samego gatunku, poniewai stawiajq<br />
takie same pytania, i naleiq do r6inych kultur, gdyi na te pytania<br />
udzielajq r6inych odpowiedzi.<br />
Te odpowiedzi kulturowe musi siC; przekazywac, gdyi Sq one zgromadzonym<br />
skarbem, dziC;ki kt6remu iadne dziecko nie musi zaczynac<br />
historii od poczqtku. Poniewai jestesmy istotami kulturowymi,<br />
poniewai z tego tytulu od pierwszych ludzi - tak bliskich zwierzc;<br />
tom - r6ini nas gigantyczne dziedzictwo, moina powiedziec, ie rodzimy<br />
siC; dwa razy.<br />
Dziecko jest czlowiekiem (istotq czlekoksztaltnq), kiedy opuszcza<br />
lono matki. Staje siy istotq ludzkq (istotq ucywilizowanq) dziyki<br />
przekazowi kulturowemu. Stac siy istotq ludzkq to wyrwac siy z pierwomego<br />
barbarzynstwa. Barbarzynca to czlowiek, kt6ry nie posluguje<br />
siy jyzykiem i jest tak prymitywny, ie w staroiytnosci uwaiano<br />
go za czlonka innego gatunku. Pierwszy przekaz to przekazywanie<br />
sl6w. Kaidemu pokoleniu trzeba przekazac<br />
przeogromny kapital swiata kultury, jego slowa<br />
i znaki, historiy, wiedzy i marzenia, jego<br />
organizacjy i rytualy. Jest to gigantyczna praca,<br />
praca syzy£owa, poniewai za kaidym razem<br />
trzeba zaczynac od nowa, a im wiycej stuleci<br />
mamy za sobq, tym zadanie jest trudniej<br />
Dzielo przekazywania<br />
polega na wpisywaniu<br />
dzikiego stworzenia<br />
w swiat - bez tego<br />
natychmiast musialohy<br />
ono pm\T45cic na drzewo.<br />
sze, tym bardziej zloione jest pojmowanie spraw. Tymczasem<br />
przekazywac trzeba wqtpliwosci wraz z wiarq, pytania wraz z namiytnoSciami.<br />
Al bowiem przekazac nie znaczy przyniesc gotowq, zapakowanq<br />
paczky, kt6rq podaje si y z ryki do ryki, jak pilky w grze.<br />
25
~ ______ ______________ __ ____ _____ ___ ____________________ ~_f!~~!_~ _~~~~_L <br />
Kaide pokolenie musi kultury ocenic i zweryfikowac na nowo, uporzqdkowac<br />
jq, usuwajqc przestarzale przesqdy, musi z drieniem przekazywac<br />
stare pytania, na krore nikt nigdy nie potrafil znaleic odpowiedzi,<br />
ofiarowujqc rownoczesnie odkryte wlasnie skarby, najswieisze<br />
doswiadczenia, nowe rozroinienia, nie burzqc przy tym calej<br />
budowli. Istniejq rodziny, w ktorych ta tytaniczna praca prowadzona<br />
jest z takq pieczolowitosciq, tak cierpliwie i z tak niezwyklq uwagq,<br />
ie wyrastajq w nich wspaniali ludzie, tak doskonali, jakby polerowaly<br />
ich stulecia. Przypomina mi siy obraz przedstawiajqcy malego<br />
TocgueviUe'a pracujqcego pod okiem ojca. Z postaci chlopca emanuje<br />
bystrosc, skromnosc, wyrozumialosc, ktore cechowac mialy<br />
p6Zniej wielkiego pisarza. Dzielo przekazywania polega na wpisywaniu<br />
dzikiego stworzenia w swiat - bez tego natychmiast musialoby<br />
one powrocic na drzewo.<br />
Zachwyt iyjqcym w stanie natury dzieckiem, jak pamiytamy, zaczyna<br />
siy zasadniczo w XVIII wieku, kiedy wykrystalizowal siy mit<br />
tabula rasa. Wedlug tego mitu, zwiqzanego z ideq nieokreslonej dekadencji,<br />
ktory przyczyni siy do narodzin XX-wiecznych totalitaryzmow,<br />
czlowiek jest bardziej ludzki w stanie niecywilizowanym <br />
kultura bowiem szkodzi naturze i psuje jq. Chodzi wiyc 0 to, by przekazywac<br />
jak najmniej, pozwalajqc tym samym, by dziecko moglo<br />
rozwinqc w sobie utraconq dobroc naturalnq. Po doswiadczeniach<br />
ostatnich dwoch wiekow wiemy dzis, ie kultura nie przeciwstawia<br />
si y naturze, lecz barbarzynstwu, a dziecko, ktoremu niczego siy nie<br />
przekazuje, nie zostaje dobrym dzikusem, lecz mlodym barbarzyncq.<br />
N ie istnieje zresztq cos takiego jak "dobry dzikus".<br />
Bezposredniq przyczynq sytuacji, jakq dobrze znamy z niektorych<br />
naszych szkol, jest ciqgle swietnie siy majqcy mit tabula rasa. Dorosli<br />
w dzisiejszych czasach odczuwajq lyk przed wychowywaniem. Bojq<br />
si y, mowiqc doslownie, przekazywac kultury, do ktorej nie majq zaufania,<br />
bo uwaiajq jq za niedoskonalq (jakq jest w rzeczywistoSci <br />
jak wszelka rzecz pochodzqca od czlowieka). Wlasnq historiy postrzegajq<br />
jako pasmo zbrodni, wiara wydaje im siy zawsze wystawiona<br />
na pokusy fanatyzmu, wielkich pisarzy uwaiajq za autorytarnych<br />
macho. I zrozpaczeni, ie nie mogq zaproponowac nic doskonalego,<br />
nie chcqc ograniczac wolnosci dziecka wpisywaniem go w swiat z ko<br />
26
TEMAT MIESII\CA<br />
niecznoSci partykularny, zbyt leniwi, bye moze, by podj,,!e prac ~<br />
wychowawcz,,! kr~puj,,!q ich wlasn,,! wolnose - rezygnuj,,! z przekazywania.<br />
Efektem tego S,,! dzieci "pozbawione marki", niemaj,,!ce<br />
punkt6w odniesienia, czasem zupelnie niezainteresowane zyciem<br />
i bl1dz,,!ce z jednego miejsca w drugie, nie wiedz,,!c, na co maj,,! skierowae<br />
sw"! uwag~, czasem dzieci-barbarzyncy, niszcz"!ce swoje otoczenie<br />
i znieksztalcaj,,!ce j~z yk, aby faktami potwierdzie tragizm egzystencji,<br />
na kt6ry dorosli nie mieli odwagi zaproponowae jakiejs<br />
niedoskonalej odpowiedzi. Dorosli daj,,! w ten spos6b dow6d swojego<br />
nihilizmu i przesytu cywilizacj,,! - uczue, kt6re uksztaltowaly ich<br />
samych. Pozbawiajqc dzieci znaczen, kt6re uczynilyby z nich istoty<br />
ucywilizowane, glosz,,!, ze sami odrzucaj,,! czlowieczensrwo godne<br />
tego miana.<br />
Chc~ jeszcze powiedziee 0 czyms, co wydaje mi si~ najbardziej<br />
istotne, kiedy zastanawiamy si~, jak przekazywae. Wszyscy doswiadczylismy<br />
trudnoSci z przekazem, poniewaz nasze punkty odniesienia<br />
bezustannie ewoluuj,,!, a wolnose dziecka wydaje nam si~ obecnie<br />
wazniejsza niz kiedykolwiek. Dlatego nie mozemy przekazywae tak<br />
jak dawniej : argument z autorytetu nie rna juz teraz sensu ("masz tak<br />
robie, bo tak zawsze robit tw6j ojciec; masz tak myslee, bo ja ci to<br />
m 6w i~"). Tego, co my m6wimy, oni juz nie przyjmujq. Pozostajq<br />
nam tylko czyny. Kiedy prawdy Sq niepewne, kiedy otacza nas atmosfera<br />
nihilizmu, ci, kt6rzy chq przekazywae, majq juz tylko jedno<br />
wyjscie: musz"! bye swiadkami tego, co przekazujq. "Swiadkami",<br />
czyli "m~czennikami" -ludimi, kt6rzy dajq dow6d swej wiary, a nie<br />
tylko jq gloszq. Ci, kt6rzy chq przekazywae, nie mogq wi~c tylko<br />
rozprawiae czy argumentowae (chociaz to r6wniez jest konieczne):<br />
musz"! tym zye. Zye mozliwie jak najbardziej wiernie temu, w co<br />
wierzq, i bye szcz~sliwi, ze tak zyj,,!. Mysly, ze tylko pod takim warunkiem<br />
mozemy dzisiaj przekazywae. Tego, w co wierzymy, spoleczenstwo<br />
nie uwaza juz niezmiennie za sluszne. Przeciwnie - wysmiewa<br />
to i niszczy ironiq. Inaczej m6wi,,!c, nie rna juz wielu instytucji,<br />
kt6re podtrzymywalyby i przechowywaly nasze przekonania<br />
(instytucje s,,! straznikami przekonan). T o my sami jestesmy wiyc ostatnim<br />
schronieniem dla naszej wiary. Dlatego nie wolno nam opierae<br />
siy tylko na prawdach odziedziczonych. Musimy bezustannie pod<br />
27
~<br />
- - - - - -- CHANTAL DELSOL<br />
- - - - --- - - - - - - - - - - - -- -- - - - --- - - - - - - - -- --- -- -- - - - -- - - --- - - - --- -- - - - --- ---<br />
dawac nasze przekonania weryfikacji i kwestionowac ich zasadnosc.<br />
Musimy wypr6bowywac je na sobie: na tym polega bycie swiadkiem.<br />
Odslaniamy w ten spos6b naszq kruchosc (jestesmy bowiem raczej<br />
samotni i pozbawieni punkt6w oparcia), zmusza nas to jednak do<br />
stania w prawdzie. Nasza epoka jest doskonalq szkolq dla rodzic6w.<br />
Tlum. Dorota Zmiko<br />
CHANTAL DELSOL, profesor filozofii politycznej i dyrektor Osrodka<br />
Studi6w Europejskich na Uniwersytecie Marne-la-Vallee (Paryi). Po<br />
polsku ukazala si~: Zasada pomocniczosci (1995), Esej 0 czlowieku p6inej<br />
nowoczesl1osci (2003).<br />
28
TEMAT MIESIl\CA<br />
Krystyna Slany<br />
Modele zycia<br />
rodzinnego<br />
Pesymisei podkre§laj,!, ze radykalne przemiany<br />
wzorea malzenstwa i rodziny oraz dominaeja<br />
modelu rodziny jednodzietnej prowadz,! do<br />
katastrofy demografieznej spoleezenstw i ze<br />
w XXIV wieku na swieeie bttdzie zylo okolo<br />
200 mIn ]udzi, a witte tyle ile w okresie neolitu.<br />
"Zyjemy w swieeie niezwyktym, jedynym w swoim rodzaju<br />
w ludzkiej historii, w swieeie, kt6ry nasi przodkowie ledwie mogliby<br />
sobie wyobrazic. Zaehodz
~ KRYSTYNA SLANY<br />
zanie malZenstwa i rodziny w aspekcie dynamicznym i diachronicznym).<br />
Zmiany w modelu rodziny moina najogalniej okrdlic jako:<br />
- przej§Cie od modelu rodziny tradycyjnej (poprzez rodziny nowoczesnq)<br />
do modelu rodziny ponowoczesnej (albo: post-rodzinnej);<br />
- przejscie od modelu rodziny homogenicznej (poprzez rodziny<br />
quasi-heterogenicznq) do modelu rodziny heterogenicznej (nazwanej<br />
tak ze wzglydu na rainorodnosc jej form);<br />
- przej§Cie od modelu spoleczenstw familiarnych (kolektywnych)<br />
do modelu spoleczenstw indywidualistycznych.<br />
Wyrainiajqc te modele, odnoszy analizy malienstwa i rodziny<br />
do trzech faz rozwoju spoleczenstw, okrdlanych przez socjologaw<br />
jako spoleczenstwa tradycyjne, modernizacyjne i postmodernizacYlne.<br />
1. Rodzina tradycyjna<br />
W tradycyjnym, agrarnym typie spoleczenstwa dominuje rodzina,<br />
ktarq - ze wzglydu na jej jednorodnosc - okreslic moina jako<br />
homogenicznq, tradycyjnq i familiarnq. W Europie Zachodniej taki<br />
typ rodziny wyraziscie utrzymywal siy do XIX wieku (w Polsce do<br />
lat 30. XX wieku). Przewaia tu zatem model rodziny wiejskiej, wielopokoleniowej,<br />
duiej. Ziemia stanowi podstawy jej utrzymania, co<br />
powoduje, ie rodzina jest wspaJnotq ekonomicznq i wspaJnotq iycia.<br />
Funkcja ekonomiczno-produkcyjna rodziny to funkcja centralna,<br />
Rodzina tradycyjna to<br />
instytucja trwala, sakralna,<br />
niemobilna przestrzennie<br />
i zawodowo,<br />
zwrocona raczej ku<br />
przeszlosci, a nie ku<br />
przyszlosci.<br />
stanowiqca jej czynnik integracyjny (kaida jednostka,<br />
wlqcznie z dziecmi, jest tutaj przydatna<br />
ekonomicznie). Rodzina tradycyjna wyznacza<br />
pozycjy i status jednostki, okresla jej drogy iycia.<br />
Interes rodziny jest nadrzydny wzglydem interesu<br />
i szczyscia jednostki. Rodzina tradycyjna rna<br />
charakter patriarchalny, z niskq pozycjq kobiety<br />
i dziecka, ktare - jak pokazujq badania - jest<br />
traktowane instrumentalnie i pozbawione dziecinstwa.<br />
PodsumowujqC: rodzina tradycyjna to instytucja trwala, sakralna,<br />
niemobilna przestrzennie i zawodowo, zwra cona raczej ku prze<br />
30
TEMAT MIESIf\C A<br />
szloSci, a nie ku przyszloSci. Charakteryzuje jq rowniez wysoki poziom<br />
analfabetyzmu.<br />
Demografowie zwracajq uwagy na tzw. tradycyjny wzor reprodukcji<br />
ludnosci, nazywany takZe "rozrzutnym", poniewai charakteryzuje siy<br />
niezwykle wysokim poziomem rozrodczosci i umieralnoSci (w tym<br />
niemowlqt i dzieci). Zachowania reprodukcyjne czlowieka determinuje<br />
szeroko rozumiane srodowisko naturalne. Wysoka fizjologicznie<br />
rozrodczosc byla odpowiedziq na maSOWq umieralnosc, wywolanq epide<br />
miami , glodem, wojnami i naturalnymi katastrofami. Przeciytna dlugosc<br />
trwania zycia w Europie w okresie sredniowiecza wynosila okolo<br />
30 lat, a na poczqtku XX wieku tylko ponad 50 lat 2 • Kobiety zawiera<br />
Iy pierwsze malZensrwo w wieku 181at, a w momencie urodzenia ostatniego<br />
dziecka mia!y ok. 40 lat. Odstyp czasu miydzy darq zawarcia<br />
zwiqzku malzenskiego i urodzenia ostatniego dziecka wynosil zatem<br />
22 lata. Oznaczalo to, ze przez cale swoje prokreacyjne zycie kobieta<br />
rodzila dzieci. Wspolczynnik dziemosci (liczba urodzen przez kobiery<br />
zywych dzieci) byl bardzo wysoki i wynosil ponad 6.<br />
Model rodziny tradycyjnej jest najbardziej utrwalony w swiadomosci<br />
spoiecznej, najbardziej "oswojony", poniewai trwal najdluiej,<br />
niemal od zarania dziejow az po wiek XIX. Bardzo cZystO wiele<br />
grup spofecznych i instytucji odwoluje siy do tego modelu, pomijajqc<br />
niejednokrotnie Jub nie majqc pelnej swiadomosci, jaki jest pelny<br />
"zestaw" jego cech i co one oznaczajq.<br />
2. Rodzina quasi-heterogeniczna<br />
Zmiana modernizacyjna, rozpoczynajqca siy w Europie Zachodniej<br />
od polowy XVIII wieku, zapoczqtkowuje radykalne przeobraze<br />
2 W Polsce w polowie XIX wieku przeci~tna diligosc iycia wynosita ok. 29 lat;<br />
w koncll XIX wieku: dla m~iczyzn - 41 ,7 lat, a dla kobier ok. 45 lat; w 1927 roku zas <br />
ok. 52 lata. Dramat)'czne skutki spoleczne, ekonomiczne i polityczne rozbiorow mialy<br />
swoje reperkusje w II Rzeczypospolitej. Wedlug danych spisu z 1921 roku Polska licz)'1a<br />
27,2 min ludnosci, przewaiajqca jej c z ~sc mieszkata na wsi (75%), a 66% utrzymywalo si~<br />
z rolnictwa. Ai 33,1% ludnosci w wieku 10 lat i wi~cej stanowili anajfabeci; najniiszy ich<br />
odsetek (4,2%) wy s t~pow a l w wojewodztwach zachodnich; na kresach wschodnich bylo<br />
ai 65% analfabetow. Polska to wtedy kraj niedorozwini~ty gospodarczo, a wieS byla prze<br />
Ilidniona. Panowalo bardzo wysokie bezrobocie, generujqce ogtomnq bied~ i w rezultacie<br />
masowe wychodzstwo za chlebem. Bezrobocill i biedzie rowarzyszyl wysoki poziom zgonow<br />
niemowlq[ (150 na 1000 urodzen iywych) i nielegalnych aborcji.<br />
31
~ KRYSTYNA SLANY<br />
nia spoteczne i stopniowo rozbija tradycyjny model rodziny. WieJkie<br />
procesy industrializacji i urbanizacji, zainaugurowane pierwsz'l<br />
rewolucj'l naukowo-techniczn'l' powadz'l do wytonienia siy rodziny<br />
quasi-heterogenicznej, miejsko-przemystowej. lej specyfika determinowana<br />
jest nowym ir6dtem utrzymania, kt6rym staje siy praca<br />
w przemysle - najpierw myzczyzn, a nieco p6iniej takZe kobiet. Kobiety,<br />
tradycyjnie przypisywane do r61 matek, zon i gospodyn domowych,<br />
pocz'ltkowo nie wystypuj'l w rolach zywicielek rodziny czy<br />
uczestniczek zycia publicznego - ani jako jednostki samorealizuj'lce<br />
siy. W pocz'ltkowym okresie modernizacji ksztattuje siy wiyc system<br />
jedynego zywiciela rodziny, kt6rym jest myzczyzna. Pracy domow 'l<br />
i rodzinn'l kobiety uwaza siy za mniej wartoSciow'l od pracy "na zewn'ltrz"<br />
jej myza.<br />
luz wkrotce nier6wnosci plci stan'l siy coraz bardziej zauwazaJne,<br />
bowiem podniesie siy poziom edukacji mas. Wraz z postypuj'lC'l<br />
modernizacj'l kobiety na rowni z myzczyznami byd'l wsp6ttworzyc<br />
budzet gospodarstwa domowego i wstypowac do orbis exterior, dot'ld<br />
zarezerwowanego dla myzczyzn. Rozpocznie siy powolny proces<br />
demokratyzowania rodziny i walki z asymetri'l spoteczn'l plci.<br />
Nalezy podkrdlic; iz praca zawodowa kobiet dla wielkich mas rodzin<br />
staje siy konieczn'l i funkcjonaln'l strategi'l ich trwania, czasami<br />
nawet przetrwania. Ogromne przemieszczenia ze wsi do miast intensyfikuj'l<br />
przemiany rodziny i kreuj'l nowe - miejskie wzory zycia<br />
rodzinnego. Miejsce pracy odrywa siy od miejsca zamieszkania, wiyz<br />
miydzypokoleniowa ulega ostabieniu. O balony zostaje tradycyjny<br />
uktad zaleznosci, podziatu pracy i podporz'ldkowania. Rodzina <br />
z wielopokoleniowej i duzej - przeistacza siy w rodziny mat'l, dwupokoleniow'l'<br />
okreslan'l jako nuklearna. Proces ten, zapocz'ltkowany<br />
ponad 150 lat temu, coraz bardziej siy intensyfikuje i staje siy<br />
trwalym wzorem.<br />
Zmiana modernizacyjna, przebiegaj'lca na r6znych ptaszcz)'<br />
znach, rozbija homogeniczn'l rodziny tradycyjn'l' ktora ewoluuje<br />
w kierunku egalitarnego i partnerskiego wzorca i staje siy nietrwata,<br />
laicka, mobilna przestrzennie i zawodowo, matodzietna, dwupokoleniowa,<br />
skierowana na przyszlosc. l ej funkcje ulegaj'l wyraznemu<br />
ograniczeniu, zwi'lzki aranzowane zostaj'l zast'lpione zwi'lz<br />
32
TEMAT MIESI,
~ -------------------------------------------------------- ~~~?~~ -~~~! <br />
3. Heterogeniczna rodzina ponowoczesna<br />
Cezura lat sZeSedziesiqtych xx wieku on-viera nowy rozdzial<br />
w historii malzenstwa i rodziny. Dokonujqce siy przemiany daleko<br />
odbiegajq od tego, co jeszcze niedawno uznawano za rewoJucje "na<br />
zewnqtrz swiata rodzinnego" i "w jego wnytrzu". Nowy etap rozwoju<br />
spoleczenstw rna zaledwie ok. 40 lat, a obserwowane, zintensyfikowane<br />
przerniany - wiqzqce siy z kolejnyrni ultratechnologicznymi<br />
i inforrnacyjnymi rewolucjarni, wiedzq i postypem, przeobrazeniami<br />
ekonomicznymi (przejscie od spoleczenstwa bazujqcego na<br />
pracy fizycznej do spoleczenstwa wiedzy), spolecznymi (m. in. nowe<br />
radykalne ruchy spoleczne, przejscie od kolektywizrnu do indywidualizmu,<br />
oslabienie wiyzi i spolecznego zaufania), kulturowyrni<br />
(zrniany w dotychczasowych normach i wartoSciach, przemiany tozsamosci<br />
czlowieka, oddzialywanie fenomenu globalizacji kulturowej)<br />
- napierajq z niewyobrazalnq silq na malzenstwo i rodziny. W "mlodym"<br />
stosunkowo typie spoleczenstw pojawiajq siy takie formy zycia<br />
rodzinnego i tak intensywne zmiany jakoSciowe (wczeSniej wystypujqce<br />
bardzo rzadko lub w og6le nieznane), ze coraz cZysciej m6wi siy<br />
o swoistym fenomenie heterogenicznej rodziny ponowoczesnej.<br />
Czasy ponowoczesne - jak trafnie zauwazajq Beck i Beck-Gernscheim<br />
4 , odnoszqc rozwazania do eksponowanej plaszczyzny kulturowej<br />
- wymagajq od wszystkich tego, czego w przeszloSci oczeki<br />
Rodzina nie rozpada sift,<br />
ie przybiera now'! formf(:<br />
wylaniaj,! sift zarysy<br />
,post-rodzinnej rodziny".<br />
wano od niewielu : prowadzenia niezaleznego<br />
zycia i manifestowania indywidualizmu. Historia<br />
spoleczna malzenstwa i rodziny jest doskonalq<br />
egzemplifikacjq utrwalania siy tej nowej<br />
ideologii, kt6ra prowadzi miydzy innymi do<br />
uwidocznienia si~ wystypowania wielorakich form zycia malzenskorodzinnego.<br />
Ponowoczesnose odkrywa, ze mozna z powodzeniem<br />
zye poza tradycyjnie okreslonq instytucjq malZenstwa i rodziny. Zadziwia<br />
r6znorodnose typ6w i form strukturalnych malZenstwa i rodzi<br />
4 Zob. U. Beck, E. Beck-Gernscheim, Individualization. Institutionalized Individualism<br />
and Its Social and Political Consequences, London 2002.<br />
34
TEMAT MIESIJ\CA<br />
ny oraz dokonujqce si~ przemiany jakosciowe, majqce swe odzwierciedlenie<br />
na plaszczyinie socjologicznej, psychologicznej i demograficznej.<br />
Zdaniem socjologow 0 orientacji liberalnej, pojawienie si~ roinorodnyeh<br />
form iycia malieiisko-rodzinnego nie wskazuje na "koniee<br />
r8dziny", ale na nowy trend, idqey w kierunku indywidualizmu,<br />
kt6ry odnosi si~ takZe do relaeji pomi~dzy czlonkami rodziny. W rezultaeie<br />
tego procesu rodzina nie rozpada si~, ale przybiera nOWq form~:<br />
wylaniajq si~ zarysy "post-rodzinnej rodziny" (Beck, Beek-Gernseheim),<br />
czy "post-malienskiego spoleczenstwa" (por. J. Q. Wilson,<br />
The Marriage Problem. How Our Culture Has Weakened Families, New<br />
York 2002).<br />
W ponowoczesnyeh spoleezenstwaeh nie da si~ jui pomijae grup<br />
nie pasujqcych do obrazu "normalnego spoleczenstwa": kobiet i m~iczyzn<br />
nie wchodzqcych w zwiqzki malienskie, a iyjqcych samotnie<br />
lub w zwiqzkach kohabitacyjnyeh, bezdzietnych, samotnie wychowujqcych<br />
dzieci, iyjqcych w zwiqzkaeh homoseksualnych, czy zwiqzkach<br />
osob starszych, tzw. renewed oldies, ktorzy nie poswi~caj q si~<br />
wnukom (jak nakazuje tradyeja), ale poszukujq satysfakejonuj,!cego<br />
zycia, samorealizacji w poiniejszej fazie zyeia. Nie moina nie zwracae<br />
uwagi na nasilanie si~ zjawiska urodzeii pozamalienskich, rozwodow<br />
ez)' na przyklad powi~kszenia si~ bazy konfliktowej partnerow,<br />
ktore Sq pochodnq coraz szerzej uswiadamianej - zwlaszeza przez<br />
kobiety - nierownoSci plci. Tak wi~c, wedlug Beckow, w spoleezenstwie<br />
nast~puje nowa konstrukcja normalnoSci, ktora niekoniecznie<br />
wiqie si~ z legalizacjq, przywi,!zaniem, trwaloSciq itd. (Termin "rodzina<br />
tradycyjna", kiedys jednoznaeznie odnosz'!ey si~ do rodziny<br />
funkcjonujqcej w spoleczenstwie rolniczym, w wielu publikacjach<br />
stosowany jest do fazy rozwoju malienstvva i rodziny w spoleezenstwie<br />
przemyslowym).<br />
Zadziwia roinorodnose typow i form strukturalnych malZenstwa<br />
i rodziny. Wiele z nich rna charakter alternatywny wobee podstawowej<br />
formy rodziny, ktorq jest for m a I n e, m 0 n 0 gam i c z n e<br />
malienstwo pary he t e r 0 s e k sua I n e j. Zawarcie takiego malZenstwa<br />
prowadzi do powstania ro d z i n y n uk I ear n e j, uznanej dzis<br />
za najkorzystniejszq dla czlowieka. W zwiqzku z nasileniem si~ zjawiska<br />
rozpadu rodziny, glownie przez rozwod, tworzq si~ malien<br />
35
~ KRYSTYNA SLANY<br />
stwa powtorne - ich efektem jest powstawanie rodzin zrekonstruowanych.<br />
Szczegolnie cz~sto wyst~puje taka forma zycia rodzinnego<br />
jak monoparentalnosc (rodziny samotnych matek)ojcow), wywolana<br />
roznymi czynnikami. Uwag~ zwraca podkreSlana w wielu pracach<br />
moda na bezdzietnosc par heteroseksualnych (ideologia DINK'S<br />
- Double Income No Kids). Zwiqzki kohabitacyjne to nowa forma,<br />
ktora - jak podkresla wielu autorow - staje si~ konkurencyjna wobec<br />
malzenstwa formalnego. Pojawia si~ w roznych fazach cyklu zycia,<br />
dotyczy ludzi mlodych, w srednim wieku i starszych, roznego stanu<br />
cywilnego: wolnych, rozwiedzionych, zyjqcych w separacji, owdowialych,<br />
a nawet znajdujqcych si~ juz w zwiqzku formalnym. Upowszechnia<br />
si~ ponadto szczegolny typ zwiqzku kohabitacyjnego: Living<br />
Apart Together (LAT - razem, ale oddzielnie) lub Live in Lover<br />
(LiL - zycie z ukochanym), ktory nie wymaga stalego wspolnego<br />
zamieszkiwania. W zwiqzku z rewolucjq seksualnq lat 60. we wszystkich<br />
typach spoleczenstw pojawily si~ jawnie i cz~sto legalnie zwiqzki<br />
homoseksualne. Kolejnq alternatywnq formq jest zycie w samotnosci<br />
(tzw. single life) - cz~sto z wyboru, ktore wzbudza z jednej strony<br />
podziw i zainteresowanie, a z drugiej strony niepokoj 0 przebieg i lad<br />
zycia spolecznego, opierajqcego si~ na rodzinie. "Solos" - to okreSlenie<br />
nowego "pokolenia S" (lub quirkyalol1e - "odlotowych singli"),<br />
znamiennego dla naszych czasow, tj. dobrze wyksztalconego, mobilnego,<br />
zwracajqcego uwag~ bardziej na relacje przelotne i instrumentalne<br />
niz trwale i czyste. Pokolenie to przypomina zeglarzy majqcych<br />
w wielu portach licznych przyjaciol; ich sposob zycia nie sprzyja formowaniu<br />
tradycyjnie rozumianego malzenstwa i rodziny. Przyglqdamy<br />
si~ z uwagq takiemu fenomenowi jak malzenstwa-seriale, okreslane<br />
tez poligamiq sukcesywnq. Okreslenie to odnosi si~ do osob<br />
wielokrotnie wchodzqcych w formalne zwiqzki lub zmieniajqcych<br />
partnerow w trakcie trwania zwiqzku formalnego. Powraca rowniez<br />
- w nowoczesnej wersji - malzenstwo kontraktowe (jego trwanie<br />
i rozpad okreslone Sq zazwyczaj formalnq umowq; zawarty kontrakt<br />
moze chronic ten zwiqzek przed rozpadem). Form~ daleko odchodzqq<br />
od klasycznie rozumianej wspolnoty malZenskiej stanowi tzw.<br />
malZenstwo diasporowe (potocznie zwane malZenstwem weekendo<br />
""rym). Jego znamiennq cechq jest dystans fizyczny dzielqcy malZon<br />
36
TEMAT MIESl!\CA<br />
k6w (wynikaj'lcy na przyklad z podejmowania pracy w odleglym<br />
midcie, wyjazdu za granic~ itp.), wplywaj'lcy zasadniczo na funkcjonowanie<br />
rodziny w jej wymiarze instytucjonalnym (realizacja funkcji)<br />
i emocjonalnym.<br />
"1/ obliczu wieloSci form proponuje si~ przyj~cie wielu moiliwosci<br />
definiowania rodziny. Dlatego wlasnie pojawiajq si~ nowe, tzw.<br />
inkIuzywne (otwarte) definicje, podkrdlajqce znaczenie relacji pomi~dzy<br />
czlonkami grupy rodzinnej. Odchodzi si~ tam od postrzegania<br />
rodziny w kategoriach instytucjonalnych i opisuje si~ j'l jako prywatn,!,<br />
dobrowolnq grup~ spolecznq, kt6rq charakteryzujq szczeg61<br />
ne zwi,!zki.<br />
Dokonuj,!ce si~ w tej sferze przemiany socjologiczne i demograficzne<br />
wyjasnia teoria drugiego przejscia demograficznego. Wskazuj,!c<br />
na demograficzne przeslanki zmian, naleiy podkrdlic wyraine<br />
zmiany wzorca malienskiego i rozrodczego. Wyraia si~ to w:<br />
1. spadku liczby urodzen i wsp6lczynnika urodzen;<br />
2. obniianiu si~ plodnosci wynikajqcemu z radykaInych i gl~bokich<br />
zmian wzorca plodnoSci przejawiajqcych si~ mi~dzy innymi:<br />
a) spadkiem nat~ienia urodzen przez kobiety we wszystkich grupach<br />
wieku rozrodczego,<br />
b) wzroscie udzialu grup wiekowych 25-29lat i 30-34 lata w wartosci<br />
wsp6lczynnika dzietnosci og6lnej;<br />
3. op6inianiu zawierania malienstwa przez mlodych ludzi (sredni<br />
wiek dla Europy zachodniej to ok. 30 lat), co wymuszaj,! z kolei<br />
wymogi zwiqzane z systemem ksztalcenia (zdobywanie najwyiszego<br />
poziomu wyksztalcenia) i nowoczesnymi wymogami rynku pracy.<br />
Mlodzi dorosli, zamiast usamodzielniac si~ i opuszczac rodzin~<br />
pochodzenia, zamieszkuj,! nadal ze swoimi rodzicami. Pojawia si~<br />
nowy fenomen okreslany jako crowded nest - przepelnione gniazdo<br />
rodzinne. Demografowie pisz,! wi~c 0 kryzysie malienstw; wskainiki<br />
zawieranych malienstvv obniiyly si~ do niewiarygodnie niskiego<br />
poziomu (poniiej lub ok. 5 malienstw na 1000 mieszkanc6w). Op6inianie<br />
zawierania malienstw prowadzi do odkladania na dalsz,! przyszlosc<br />
realizacji zadan prokreacyjnych, co w rezultacie prowadzi do<br />
dramatycznego ograniczenia liczby dzieci w rodzinie (jedno) lub<br />
wyboru bezdzietnoSci. Wsp6kzynnik dzietnoSci w wi~kszoSci kra<br />
37
~<br />
- - -<br />
KRYSTYNA SLANY<br />
- - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - - - -- - - --- - - --- - - -- - - - - - - - - - - -- - - -- - - --- - - - ---- - --- - ---<br />
jow zachodnich znajduje si~ na poziomie bardzo niskim (ok. 1,55),<br />
co nie gwarantuje nawet prostej zast~powalnosci pokolen. W calym<br />
regionie Europy srodkowowschodniej od lat 90. trendy demograficzne<br />
upodabniajq siy do tych obserwowanych w krajach zachodnich<br />
i wskazujq na ogromnq d epresj~ populacyjnq. Wartosci wspolczynnikow<br />
dzietnosci pozostajq tu najni:isze w swiecie: ok. 1,1 (Polska:<br />
1,3; miasto: 1,2; wies: 1,4). Tylko kraje skandynawskie i Francja<br />
posiadajq wyro:iniajqcy siy poziom dzietnoSci: ok. 1,9. W krajach<br />
tych prowadzi siy takq po l ityk~ rodzinnq, ktora ulatwia kobiecie i m~:iczyznie<br />
godzenie pracy z wychowaniem dzieci.<br />
Badacze podkreSlajq, :ie niekorzystna zmiana demograficznego<br />
wzorca rodziny jest najbardziej widoczna w krajach, ktore nie orientujq<br />
si y - jak to siy fachowo okreSla - na gender system. Plodnosc<br />
kobiet obniza siy zatem szczegolnie w tych krajach, gdzie publiczny<br />
system ksztaltowania egalitarnych i symetrycznych relacji ptci demokratyzuje<br />
si~, natomiast prywatny system rodziny pozostaje niezmieniony<br />
i jest nakierowany na tradycyjne zadania kobiet, pomimo<br />
dywersyfikacji ich rol spolecznych. Egzemplifikacjq krajow 0 niesprzyjajqcym<br />
private gender system, w ktorych jednoczesnie plodnosc kobiet<br />
najbardziej si~ obni:ia, Sq: Wlochy, Japonia, Grecja, Hiszpania,<br />
Portugalia i Polska. Przyspieszenie zmian instytucjonalnych i edukacyjnych,<br />
obejmujqcych przede wszystkim "swiat wewnytrzny rodziny",<br />
na rzecz "symetrii genderowej" to sposob na podniesienie poziomu<br />
dzietnoSci kobiet (vide przyklad Skandynawii i Francji).<br />
Kluczowe dla ponowoczesnoSci jest pytanie: dlaczego rodzi si~<br />
tak malo dzieci? Szukanie przyczyn tego zjawiska w czynnikach stricte<br />
ekonomicznych nie wydaje si~ zasadne. Czynnik ekonomiczny istotnie<br />
oddzialywal na liczby dzieci w rodzinie, ale w okresie bogacenia<br />
siy spoleczenstw. Lesthaeghe i van de Kaa, tworcy teorii drugiego<br />
przejscia demograficznego, wskazujq, :ie w krajach bogatych pod<br />
koniec XX wieku nastqpila zmiana wartoSci. Spoleczenstwo prze<br />
5 N ajniiszy jest dla Wloeh - 1,1. Wlosey socjologowie i demografowie apelujq: jeW<br />
eheemy miee wi~eej dzieei w spoleezensrwie, wypehnijmy doroslc dzieei z domow, nie<br />
przetrzymujmy ieh przy sobie. Wyst'tpuje wyraina korelaeja mi"dzy nisk,! dzietno-'ci0 a<br />
kohabitacjq i zamieszkiwaniem w domu rodzieow (zob.: S. Salvini, Low Italian Fertility:<br />
the Bonaccia of the Antilles? oraz Z. G. DaJJa, Few Children i11 Stol1g Families. Values and<br />
Low Fertility in Italy. Oba teks!), mozna znaleie w: "Genus", 2004, vol. LX, nr 1).<br />
38
TEMAT MIESI1\CA<br />
orientowalo si~ z wartosci materialnych na wartosci postmaterialisryczne<br />
i ponowoczesne - doryczy to zwlaszcza mlodszych generacji.<br />
Wsr6d rych "post-ludzi" upowszechniajq si~ takie zwiqzki i zachowania<br />
demograficzne, kt6re kilkadziesiqt lat temu byly niezwykle<br />
rzadkie. Pre£erowana przez nich liczba dzieci - dwoje - nie jest<br />
osiqgana w zwiqzku z istnieniem konkurencyjnych wobec dziecka<br />
wartoSci oraz przyst~powaniem do realizacji zadan prokreacyjnych<br />
w starszych reprodukcyjnie grupach wieku. Pogodzenie osiqgania<br />
wartosci postmaterialistycznych i posiadania dzieci nie jest latwe 6 ,<br />
chociaz na przykladzie kraj6w skandynawskich i Francji widae, ie<br />
jest ono moiliwe. Dost~pny dzisiaj dla kobiet kapital spoleczny (wyksztalcenie,<br />
praca, zdrowie, wypoczynek) jest po raz pierwszy w dziejach<br />
ludzkosci niewyobraialnie ogromny, niepor6wnywalnie wi~kszy<br />
od tego, kt6ry posiadaly ich matki. Podkresla si~ przy rym, ze<br />
utrudnianie kobietom dost~pu do osiqgania wartosci powszechnie<br />
cenionych byloby pogwalceniem praw jednostki.<br />
W wyjasnianiu niskiej dzietnosci badacze zwracajq si~ r6wniei<br />
w stron~ czynnik6w biologicznych (pomijajqc rosnqcq bezplodnose).<br />
Badania wskazujq, ii na ch~e posiadania dzieci rna wplyw poziom<br />
hormon6w w pierwszych miesiqcach iycia plodowego. Murphy?<br />
pokazal, ii bardziej plodni rodzice posiadajq r6wniei bardziej plodne<br />
dzieci i ie taka zaleinose jest silniejsza nii oddzialywanie na plodnose<br />
zmiennych 0 charakterze spoleczno-ekonomicznym. Inni badacze<br />
podkreSlajq, ie waine jest nie tylko "generyczne dziedzictwo",<br />
ale tabe wzory wychowania dzieci. Poziom plodnosci kobiet determinowany<br />
jest zatem oddzialywaniem czynnik6w biologicznych i socjologicznych.<br />
Pesymisci podkreslajq, ie tak radykalne przemiany wzorca malzenstwa<br />
i rodziny oraz dominacja modelu rodziny jednodzietnej (we<br />
6 W radykalnych ponowoczesnych ideologiach pojawia s i~ na przyklad hasto: niekoniecznie<br />
trzeba miec dzieci, lepszym zabezpieczeniem na starosc jest bardzo dobre ubezpieczenie<br />
spoJeczne niz czekanie na pomoc dzieci i bycie od nich uzaleznionym.<br />
7 M . Murphy, Is the Relationship Between Fertility of Parents and Children Really<br />
Weak ?, "Social Bio logy", 1999, nr 46(1-2).<br />
39
~ KRYSTYNA SLANY<br />
dlug prognoz zdominuje on caly swiat w latach 2050-2085) prowadzq<br />
do katastrofy demograficznej spoleczenstw i i.e w XXIV wieku<br />
na swiecie b~dzie zylo ok. 200 min ludzi, a wi~c tyle ile w okresie<br />
neolitu. Andrzej Jagielski pisze na przyklad:<br />
Korzenie populacji ludzkiej - ludnosci naszej planery - tkwi'i w pocz'itkach<br />
iycia organicznego, a jej dzieje i dalsze losy S'i ksztaltowane przez rzqdz'ice nim<br />
prawa ewolucji i kosmiczne prawo wszechrzeczy: narodzin, rozwoju i kOIlca.<br />
Ale wlasnie dalszy rozw6j i jego zakonczenie wzbudza obawy, kt6re wszakie<br />
nie wynikaj'l z praw rozwoju wszechswiata. Lecz z kierunku i tempa rozwoju<br />
wsp6!czesnej cywilizacji i coraz bardziej gmatwaj'icych siy stosunk6w miydzyludzkich<br />
s .<br />
Optymisci wskazuj
TEMAT MI ESII\CA<br />
Jozef Augustyn SJ<br />
Jeieli ehrzeseiianstwo<br />
nie ehee si ~ samo<br />
zabic<br />
: Nadawanie mocy prawnej zwiqzkom<br />
: homoseksualnym i r ownanie ich z rzeczywistymi<br />
i malienstwami jest uznane za niemoralne i szko<br />
: dliwe spolecznie, gdyz powaznie zagraia wspolne<br />
: mu dobru.<br />
"Pary homoseksualne coraz czysciej pragn'l miec dziecko i wstypowac<br />
w zwi'lzki malZenskie. Obroncy tradycyjnych malZenstw zapowiadaj'l,<br />
ze nigdy siy na to nie zgodz'l. Obie strony powofujq siy<br />
na najwyzsze wartosci. Czy grozi nam wojna 0 nowy ksztah rodziny?"l.<br />
Taki podtytuf daje "Die Zeit" artykufowi Nieswifite rodziny<br />
poswiyconemu problemowi tak zwanych malZenstw homoseksualnych.<br />
Autorzy chq pokazac sprzecznosci, jakie dajq 0 sobie znac we<br />
wspokzesnym swiecie: "Podczas gdy tradycyjne malZenstwa coraz<br />
czysciej decydujq siy na bezdzietnosc, rosnie liczba gej6w i lesbijek<br />
pragnqcych miec dzieci"2. Henri Joyeux, francuski lekarz zajmujqcy<br />
siy problematykq wychowania do zycia w rodzinie, mowi z kolei, ze<br />
pary heteroseksualne rezygnujq z pojycia matienstwa jako zbyt tra<br />
) Zob. "Forum", 16/2004, s. 26.<br />
2 Tamie, s. 27.<br />
41
~ 10ZEF AUGUSTYN 51<br />
dycyjnego na rzecz dziwacznych neologizmow, np. koabitacja, podczas<br />
gdy "zuiytym" tradycyjnym pojyciem chytnie poslugujq siy homoseksualisci.<br />
Czy grozi nam wojna 0 rodzinQ?<br />
Wojna 0 nowy ksztalt rodziny w sensie rozumianym przez autorow<br />
artykulu z "Die Zeit" z pewnosciq nam nie grozi, przynajmniej<br />
w Polsce. G rozi nam jednak coraz wiyksze rozmywanie pojyc w swiadomosci<br />
spolecznej (szczegolnie w umystach ludzi mlodych), nowe<br />
ustawodawstwo zrownujqce prawa mat2:enstw ze zwiqzkami homoseksualnymi<br />
i - w dalszej perspektywie - takZe prawo dopuszczajqce<br />
adopcjy dzieci przez homoseksualne pary. Prawo panstwowe krajow<br />
zachodnich staje dzisiaj wyraznie po stronie homoseksualistow, nie<br />
liczqc siy z konsekwencjami moralnymi.<br />
Nastawienie spoleczne do homoseksualizmu oraz postawy politykow<br />
w tej materii zmieniajq siy gwaltownie. Dotyczy to zwlaszcza<br />
zachodniej Europy. Oak pokazaly ostatnie wybory prezydenckie<br />
w USA, za oceanem ksztaltuje siy nieco illny klimat spoleczny wokol<br />
homoseksualizmu). Polska, stajqc siy czlonkiem Unii Europejskiej,<br />
podlega wszystkim naciskom politycznym, spolecznym, kulturalnym,<br />
jakie ona stwarza. Jak skuteczny bywa to nacisk, pokazal kazus Rocco<br />
Butiglione. Z powodu bezkompromisowej oceny moralnej homoseksualizmu<br />
nie tylko zatrzymano jego kariery w strukturach Unii,<br />
ale uznano go za katolickiego integrysty, a tu i owdzie nazywano<br />
fundamentalistq i "katolickim talibem"3.<br />
Co prawda wielu katolikow uczestniczy w iyciu politycznym<br />
w strukturach panstwowych i miydzynarodowych, jednak niewielu<br />
z nich jest gotowych zaplacic takq ceny za wiernosc swoim przekonaniom<br />
religijnym i moralnym. Politycy chadeccy, ktorzy dalecy Sq<br />
od sprzyjania homoseksualizmowi, zachowujq siy jednak na ogol<br />
konformistycznie, by nie narazie siy na epitety, jakimi obrzucono<br />
wloskiego polityka. Aleksander Solienicyn w swojej prorockiej mo-<br />
42<br />
J Serwis !
TEMAT MIESI1\CA<br />
wie do srudentow na Uniwersytecie Harvarda w 1978 roku powiedzial<br />
0 politykach Zachodu: "Wszyscy wasi znani m~iowie stanu<br />
twierdzq: skoro raz weszlismy na teren wielkiej polityki, nie moiemy<br />
brae pod uwag~ czynnikow moralnych. Takie wlasnie pomieszanie<br />
dobra ze zlem, stusznego prawa z nieslusznym znakomicie przygotowuje<br />
teren pod absolutny tryumf absolutnego zla na swiecie"4 .<br />
Wobec coraz wi~kszej relatywizacji wartosci moralnych oraz jej<br />
wplywu na posta\\ry politykow uchwalenie w Polsce prawodawstwa<br />
na rzecz homoseksualistow \\')'daje si~ tylko kwestiq czasu. Obym<br />
by! zlym prorokiem. Jezeli nie dojdzie do tego w najbliiszych kilku<br />
latach prawicowych rzqdow, to moze dojse do tego podczas kolejnych<br />
kadencji. Przez kilka lat mozemy, co prawda, opierae si~ naciskom<br />
i pozostawae europejskq \\')'sepkq, ale - jak pokazuje zycie <br />
w polityce w koncu z\\')'ci~za pragmatyzm. Mocne oparcie w tradycyjnym<br />
katolicyzmie okazuje si~ dzisiaj dose zwodnicze. W katolickich<br />
krajach, takich jak: Irlandia, Hiszpania, Slowacja, Kanada (Quebec),<br />
0 analogicznej do naszej religijnosci i historii, powstajq mocne<br />
atyklerykalne i antykoscielne trendy, ktore sprawiajq, ie nawolywanie<br />
hierarchii do protestu wiernych w takiej czy innej sprawie trafia<br />
w prozni~. Uchwalanie ustaw sprzecznych z moralnosciq katolickq<br />
postrzegane bywa jako problem papieza i biskupow.<br />
Cywilizacyjne korzenie homoseksualnego ruchu<br />
Jakie Sq te najwyisze wartoSci, 0 ktorych pisze "Die Zeit", a na<br />
ktore powoluje si~ homoseksualizm? Odpowiedi na to pytanie jest<br />
kluczem do rozumienia istoty konfliktu. I choe swoj wielki pochod<br />
cywilizacyjny homoseksualizm rozpoczql zaledwie ponad trzydziesci<br />
lat tern US , to jednak grunt byl przygotowywany juz od czasow<br />
4 A. Solienicyn, Zmierzch odwagi, BibJioteka Literacka 1980, s. 11.<br />
S Za przelomow,! dat~ dla ruchu homoseksualnego uwaza S L~ 27 czerwca 1969 roku,<br />
kiedy klienci baru dla homoseksualist6w StOnewall w Nowym Jorku stawili czolo SZ)' kanuj,!cej<br />
ich policji. Dwadziescia trzy lata pOiniej WHO (1993) wydala oswiadczenie, ze<br />
ani hetereoseksualna, ani homoseksualna orientacja nie moze bye rozpatrywana jako Z3<br />
burzenie. W ten spos6b dokonano korekry freudowskiego widzenia homoseksualizmu,<br />
kt6ry postrzegal je jako zaburzenie w rozwoju.<br />
43
~ JOZEF AUGUSTYN SJ<br />
Oswiecenia. Aleksander Sohenicyn m6wil amerykanskim studentom:<br />
"We wszystkich krajach zachodnich wolnose ulegla erozji, ludzie<br />
definitywnie wyzwolili siy z chrzeScijanskiego dziedzictwa poprzednich<br />
wiek6w, z jego ogromnymi zasobami litoSci i poswiycenia, a systemy<br />
panstwowe bezustannie nabieraly cech coraz doskonalszego<br />
zmaterializowania. W rezultacie Zach6d bronil ( ... ) ai nadto gorliwie<br />
praw czlowieka, podczas gdy calkowicie zatracil poczucie odpowiedzialnosci<br />
wobec Boga i spoleczenstwa"6. Solienicyn podkreSla<br />
nastypnie, ie "droga, jakq przebylismy od czas6w Renesansu, wzbogacila,<br />
co prawda, nasze doswiadczenia, ale stracilismy Calose, to,<br />
co Najwainiejsze, to, co ongis stawialo granice naszym namiytnosciom<br />
i naszej nieodpowiedzialnosci. Zbyt wiele nadziei pokladalismy<br />
w przemianach polityczno-spolecznych, a okazuje siy, ie odebrano<br />
nam to, co mamy najcenniejszego: nasze iycie wewnytrzne.<br />
Na Wschodzie depcze je jarmark Partii, na Zachodzie jarmark Handlu"7.<br />
Po upadku komunizmu na Wchodzie, jak i na Zachodzie kr6<br />
luje niepodzielnie jui tylko jarmark Handlu.<br />
To odiegnanie siy od swiata wartoSci chrzeScijanskich, utrata calosciowego<br />
spojrzenia na ludzkie iycie oraz brak jakiejkolwiek odpowiedzialnosci<br />
przed Bogiem i spoleczenstwem - jak okreSla to Solie<br />
Wsp61czesny homoseksu nicyn - ~eiq u Zr~del rela,tywizmu moralnego<br />
alizm jest jednym z I wymk~Jqcego z mego kranco,;~go sublektywlprzejaw6w<br />
zaloienia, ie zmu, ktory giosl, ~e przYJemnosc staJe Sly Jed~nq<br />
jedynym i najwyiszym I naJwyzszq wartoSCIq. Leszek Kolakowski mowl<br />
dobrem jest przyjemnosc. wprost, ie cywilizacja nasza oparta jest na "niewypowiedzianym,<br />
ale przyjytym zaloieniu, ie<br />
najwiykszym czy tei jedynym dobrem jest przyjemnos("8 .<br />
I 0 tej "wartosci" swiata homoseksualnego m6wi "Die Zeit".<br />
Wsp6lczesny homoseksualizm jest jednym z najbardziej wyrazistych<br />
przejaw6w niewypowiedzianego zaloienia, ie jedynym i najwyiszym<br />
dobrem jest przyjemnose. Bardziej intelektualnie nastawione srodowiska<br />
homoseksualne pragnq bye zwiastunami "nowej cywilizacji"<br />
6 A. Solienicyn, dz. cyt., s. 13. <br />
7 Tamze, s. 14. <br />
" L. Kolakowski, Amatorskie kazanie 0 wartosciach chrzescijaliskich, "Cazeta Wybor<br />
cza", 20-21 I 1996, s. 10.<br />
44
TEMAT MIESL~CA<br />
i nowej kultury: kultury przyjemnosci 9 . M6wi si~ wr~cz 0 tworzeniu<br />
kultury homoseksualnej, kt6ra bylaby alternatywq dla kultury<br />
heteroseksualnej. Jeden z jej zwolennik6w, Maciej Bronski, pisze,<br />
ii "budzenie i rozwijanie wrailiwoSci homoseksualnej prowadzi do<br />
nowego ksztaltu kultury, a mianowicie kultury przyjemnoSci! Milose<br />
hornoseksualna nie da si~ bowiem podporzqdkowae, tak jak<br />
milosc heteroseksualna regulom patriarchalnej (re)produktywno<br />
Sci i subordynacji, stwarza ona nowe pole podporzqdkowania wszelkich<br />
organizacji stosunk6w mi~dzyludzkich (takie 0 charakterze<br />
ekonomicznym) regule zwi~kszania przyjemnoSci"IO. Podobnq filozofi~<br />
- choe nie odnoszqcq si~ do homoseksualnej orientacji <br />
wyznaje wielu polityk6w, psycholog6w, wydawc6w, producent6w,<br />
stqd tak duie zrozumienie dla racji przedstawianych przez srodowiska<br />
homoseksualne.<br />
Ale takiej wizji swiata "chrzescijanstwo nie moze uznae - rn6wi<br />
Kolakowski - jeSli nie chce si~ sarno zabic. B~dzie zatem, jak jui si~<br />
zdarzalo, »przeciwko swiatu« i ostanie si~ tylko pod tyrn warunkiem"l1<br />
. I wlasnie dlatego Kosci61 byl i b~dzie przeciwko homoseksualnemu<br />
stylowi iycia i promowaniu go tak w swiecie polityki, kultury,<br />
jak i w codziennym iyciu spolecznym. W 1994 roku, po przyj~ciu<br />
przez Parlament Europejski rezolucji wzywajqcej kraje<br />
czlonkowskie do uchwalania prawodawstwa na rzecz homoseksualist6w,<br />
Jan Pawet II powiedzial: "M6wi~ to ze smutkiern. (...) Pari a<br />
ment w spos6b nieuprawniony nadal walor prawny zachowaniom<br />
dewiacyjnym, niezgodnym z zamyslem Boiym. (...) Nie wolno falszowac<br />
norm moralnych"12.<br />
Obraz homoseksualizmu w mediach<br />
Media to gl6wne narz~dzie promocji homoseksualizmu w zachodniej<br />
cywilizacji. To wlasnie dzi~ki nim mniejszose homoseksualna,<br />
9 Por. K. Pospiszyl, Narcyzm, WSiP, Warszawa 1995, s. 15I. <br />
10 M. Br0l1ski, eyt. za: K. PospiszyJ, clz. eyt., 146. <br />
11 L. Kol akowski, clz. eyt., s. 10. <br />
" "L'Osservatore Romano", \vydanie polskie, 4/1994, s. 39. <br />
45
~<br />
---- ------------<br />
J6ZEF AUGUSTYN SJ<br />
------------ - - -- - ------------- - ------ ------- - ----- --- - --- - --<br />
kt6ra do niedawna byla podziemnym gettem Sciganym przez prawo<br />
i przesladowanym przez policj~, w ciqgu zaledwie kilkunastu lat stala<br />
si~ zoaczqq silq polityczoq i spoleczoq. Media goniq za sensacjq<br />
i iyjq z niej; interesuje je nie tyle "ci~ika dola" homoseksualist6w<br />
czy tei. zjawisko jako takie, ile raczej konflikt srodowiska homoseksualnego<br />
z Kosciolem katolickim. Jui w mniejszym stopniu interesujq<br />
si~ spolegliwosciq KOSciol6w reformowanych wobec i qda6 homoseksualnych<br />
wiernych. Stqd tei kaidy watyka6ski dokument na<br />
temat homoseksualizmu staje si~ wainym wydarzeniem medialnym<br />
tylko z tego wzgl~du, i.e bywa mocno oprotestowany przez srodowiska<br />
homoseksualne.<br />
Media Sq tei dla wi~kszosci ludzi gl6wnym ir6dlem wiedzy 0 homoseksualizmie.<br />
I choc cz~sto nie popierajq one wprost i qda6 homoseksualist6w,<br />
to jednak wobec agresywnych reakcji dzialaczy i srodowisk<br />
homoseksualnych, usilujq zachowac pozory bezstronnosci.<br />
Raczej rzadko moina spotkac rzeczowe artykuly w prasie niekonfesyjnej,<br />
polemizujqce otwarcie i powainie z argumentami wysuwanymi<br />
przez zwolennik6w homoseksualist6w i oddajqce rzeczywisty<br />
obraz spoleczoego myslenia 0 homoseksualizmie. Na uzoanie zaslugujq<br />
w tym kontekscie publikacje dziennika "Rzeczpospolita"13.<br />
Programy i artykuly medi6w katolickich, poza tym, ie majq bardzo<br />
ograniczony zasi~g, poslugujq si~ nieraz argumentami i j~zykiem<br />
"koScielnym", kt6ry przemawia do bardzo zaw~i.onego grona wiernych.<br />
Czasami widoczoy jest tei brak przygotowania merytoryczoego<br />
do rzeczowego dialogu z argumentami homoseksualist6w. Aby<br />
polemizowac z argumentami homoseksualist6w 0 mocnym zabarwieniu<br />
subiektywnym, trzeba wykazac si~ nie tylko zoajomosciq problemu,<br />
ale taki.e sztukq rozmawiania. Gwaltowne zas ataki pewnych<br />
srodowisk czy medi6w katolickich na osoby czy srodowiska homoseksualne<br />
nie tylko nie zmieniajq nastroj6w spoleczoych, ale raczej<br />
przysparzajq zwolennik6w stronie homoseksualnej.<br />
Niestety media, w tym nieraz i katolickie, upraszczajqc problem,<br />
sprowadzajq go do konfliktu srodowisk homoseksualnych z hierarchiq<br />
koScielnq. Do takiego wlasnie postrzegania problemu przyczyniajq<br />
si~ nadgorliwi duszpasterze i dziennikarze, kt6rzy w swoich wypo<br />
46<br />
13 "Rzeczpospolita", 23 112004, s. A10; 23 IV 2004, s. A8 ; 16 V 2004, s. A9.
TEMAT MIES [~ C A<br />
wiedziach nie ukrywajq niech~ci czy wrogoSci wobec srodowiska homoseksualnego.<br />
I choe takie zachowania bywajq moze i usprawiedliwione<br />
w kontekscie jawnie prowokacyjnych zachowan tego ostatniego<br />
(np. planowany w zeszlym roku w Krakowie marsz homoseksualistow<br />
tuz po procesji ku czci sw. Stanislawa), nie jest to zaden argument<br />
rzeczowy. Demonstrowanie nieuporzqdkowanych emocji zawsze zle<br />
sluzy sprawie, choeby byla ona najlepsza. Potwierdzajq to doswiadczenia<br />
wielu malo opanowanych emocjonalnie politykow.<br />
Niemozliwosc dialogu<br />
Trudno mowie dzisiaj 0 dialogu Kosciola ze srodowiskami homoseksualnymi.<br />
Tak naprawd~ zadna ze stron nie deklaruje otwarcie<br />
ch~ci takiego dialogu. Jezeli nawet niektore srodowiska homoseksualne<br />
od czasu do czasu glosno domagajq si~ zainteresowania ze<br />
strony Kosciola i szczegolnej opieki duszpasterskiej, to jednak najcZ~Sciej<br />
okazuje si~ to okazjq do medialnej autoprezentacji.<br />
Przedstawiciele Kosciola v"ychodzq z zalozenia, ze nie mozna uprawiae<br />
powaznej duszpasterskiej poslugi wobec osob, ktore w sposob<br />
jednoznaczny i wyrazny negujq fundamentalne nauczanie moraine<br />
Kosciola. Ich zachowania nie wynikajq ze slaboSci i zagubienia, jak<br />
dzieje si~ to w przypadku innych grup spolecznych otoczonych szczegolnq<br />
opiekq, ale ze swiadomego i deklarowanego publicznie wyboru<br />
moralnego. Domaganie si~ dialogu przez zdeklarowanych homoseksualistow<br />
mozna porownae do propozycji ekumenizmu wysuwanej<br />
w okresie komunizmu przez ksi~zy narodowcow, ktorzy najpierw zbuntowali<br />
si~ przeciwko KOSciolowi, a po formalnym odlqczeniu si~ od<br />
niego proponowali mu ekumeniczny dialog.<br />
Domaganie si~ przez srodowiska homoseksualne zmiany zasad<br />
moralnych w odniesieniu do zachowan homoseksualnych jest wyrazem<br />
nieznajomosci rudymentow katolickiej teologii moralnej. Sukces<br />
polityczny i cywilizacyjny srodowisk homoseksualnych kaze im<br />
- wbrew wszelkim rozumowym racjom - naciskae na ostatni niezdobyty<br />
bastion, jakim jest Kosciol. Srodowiska sprzyjajqce politycznie<br />
homoseksualizmowi lub tez sami homoseksualisci mylq nieraz ofi<br />
47
~ ]OZEF AUGUSTYN SJ<br />
cjalne nauczanie Stolicy Apostolskiej z personalnymi problemami<br />
kilku ksi~zy.<br />
Wazny dokument<br />
Poniewaz kolejne rzqdy kraj6w zachodnich rozpatrujq spraw~<br />
legalizacji zwiqzk6w hornoseksualnych oraz adopcji dzieci przez pary<br />
hornoseksualne, stqd tel. Kongregacja Nauki Wiary oglosila Uwagi<br />
dotyczqce projekt6w legalizacji prawnej zwiqzk6w mi~dzy osobami<br />
homoseksualnymi 14 • I choc dokurnent ten nie zawieral iadnych nowych<br />
stwierdzen doktrynalnych, to jednak odbil si~ szerokirn echem<br />
w rnediach. Precyzuje on i porzqdkuje "argurnenty 0 charakterze ra·<br />
cjonalnyrn z uwzgl~dnieniern sytuacji istniejqcej w r6znych regionach<br />
swiata". Podpisany pod tyrn dokurnentem kard. Ratzinger, choc odwoluje<br />
si~ do Biblii i Tradycji, posluguje si~ przede wszystkim argurnentacjq<br />
opartq na przeslankach racjonalnych, przyj~tych "przez<br />
wszystkie wielkie kultury swiata": biologicznych, antropologicznych,<br />
spolecznych i prawnych.<br />
Analiza argurnent6w zmierza do jednoznacznego stwierdzenia,<br />
ze nie rna zadnych analogii, nawet bardzo dalekich, pomi~dzy zwiqzkami<br />
homoseksualnymi a rnalzenstwern w prawdziwym tego slowa<br />
znaczeniu. Ustawodawstwa dopuszczajqce zawieranie zwiqzk6w<br />
homoseksualnych Sq wyraznym naduzyciern i pozostajq w sprzecznOSci<br />
z recta ratio - prawym rozumem. "Zadna ideologia bowiem<br />
- pisze Ratzinger - nie moze pozbawic ludzkiego ducha pewnoSci,<br />
ze rnalzenstwo istnieje tylko mi~dzy dwiema osobarni r6znej plci,<br />
kt6re przez wzajernne osobowe oddanie, im wlaSciwe i wylqczne,<br />
dqzq do jednosci ich os6b. W ten spos6b udoskonalajq si~ wzajemnie,<br />
by wsp61pracowac z Bogiern w przekazywaniu i wychowaniu<br />
nowego zycia ludzkiego"15 .<br />
Nadawanie mocy prawnej zwiqzkom homoseksualnym i r6wnanie<br />
ich z rzeczywistymi malzenstwami jest uznane za niemoralne i szko<br />
" Kongregacja Nauki Wiary, Uwagi dotyczqce projekt6w legalizacji prawl1ej z wiqz,<br />
k6w mi~dzy osobami homoseksuall1ymi, Rzym 2003.<br />
1S Tamie, 2.<br />
48
49<br />
TEMAT MIE S L~CA<br />
dliwe spoleeznie, gdyi powai nie zagraia wsp61nemu dobru. N ie moina<br />
bowiem mowic 0 jakiejkolwiek rownosei praw par homoseksualnyeh<br />
i malienstw, jeieJi nie moie istniec jakakolwiek rownosc w ponoszeniu<br />
obowi'lzkow spoleeznyeh. KOSci61 nie widzi iadnej raeji, dla kt6<br />
rej dzialania homoseksualne nie wnosz'lee pozytywnego wkladu "w<br />
rozw6j osoby i spoleeznoSci, mialyby otrzymac od panstwa speeyfiezne<br />
i okreslone uznanie prawne"16 . M oeno brzmi'l slowa dokumentu:<br />
"Malienstwo jest swiyte, natomiast zwi'lzki homoseksualne pozostaj'l<br />
w sprzeeznosei w naturalnym prawem moralnym" l?<br />
Przewodniez'ley Kongregaeji Nauki Wiary zaehyea polityk6w akeeptuj'lcyeh<br />
rozwi'lzania moraine KOScioia katoliekiego do podjycia<br />
stanowezyeh i odwainych krokow, krore uniemoiliwialyby nadawanie<br />
moey prawnej zwi'lzkom par homoseksualnyeh, a w krajaeh, gdzie<br />
takie prawo zostaio jui przyjyte, do wszezyeia dziaian, ktore ograniezylyby<br />
szkodliwosc ustaw. Nie wystarezy jedynie wstrzymywanie siy<br />
od formalnej wspolpraey przy uchwalaniu i wprowadzaniu w iyeie<br />
prawa dopuszezaj'lcego zawieranie zwi,!zkow homoseksualnyeh, ale<br />
takie - w razie potrzeby - konieezna jest odmowa posluszenstwa z pobudek<br />
sumienia. Podobnie jak w wielu wczeSniejszych dokumentaeh,<br />
tak i tu podkresla siy potrzeby odnoszenia siy z szacunkiem, wspolezueiem<br />
i delikatnoSci'l do osob 0 orientaeji homoseksualnej. Jasne wypowiadanie<br />
siy KOScioia w sprawie zwi'lzkow homoseksualnych <br />
stwierdza Ratzinger - nie jest wymierzone przeeiwko nikomu, ale broni<br />
jedynie naturalnego porz'ldku<br />
Wyzwania<br />
Niew'ltpliwie problem homoseksualny bydzie jednym z trudniejszych<br />
dla chrzescijan. Jui dzisiaj widac, ie ocena moralna dzialan<br />
homose ksualnych staje siy przyczyn'l dodatkowego podzialu w 10<br />
nie chrzeScijan. Takie z tego powodu dialog ekumeniezny z KOSciolami<br />
reformowanymi staje siy trudnieJszy. Poniewai Stoliea Apostolska<br />
w sposob jednoznaezny wypowiada siy przeciwko cywilizacyjnej<br />
J6 Tamie, 8. <br />
,- Tamie, 4.
~ ]OZEF AUGUSTYN S1<br />
promocji homoseksualizmu, niekt6re srodowiska homoseksualne<br />
m6wiq wr~cz 0 wake z Kosciolem. Dzis jest to - bye moze - tylko<br />
pewna nieszkodliwa retoryka. Trudno jednak przewidziee, co przyniesie<br />
w tym wzgl~dzie przyszlose.<br />
Na pewno caly ruch homoseksualny stanowi dzisiaj bardzo wazne<br />
wyzwanie dla KOScio!a i dlatego potrzebuje on bardzo mqdrej<br />
refleksji, profetycznej mysli. Rodzi si~ pytanie, jak pozostae wiernym<br />
Ewangelii, wychodzqc jednoczesnie naprzeciw ludziom g!~boko<br />
zranionym emocjonalnie i duchowo w sferze ludzkiej milosci i seksualnosci.<br />
Jak dotqd KOSci61 w Polsce traktuje problem homoseksualizmu<br />
ostroznie i ogl~dnie. Nawet zbyt ostroznie i zbyt ogl~dnie .<br />
Dlaczego? Trudno do konca powiedziee. Ale do tego niewqtpliwie<br />
przyczynia si~ problem homoseksualny wsr6d samych ksi~zy. Watykan<br />
nie obawia si~ publikowae jednoznacznych wypowiedzi 0 homoseksualizmie,<br />
a Jan Pawe! II nie boi si~ odwaznie rozwiqzywae<br />
problem6w naduzye w tej materii. Pokazaly to przyk!ady ostatnich<br />
lat. I nam potrzebna jest ta sarna odwaga.<br />
Stqd tez pierwszym wyzwaniem jest dzisiaj wi~ksza przejrzystose<br />
moralna ludzi KOScioia w tym zakresie. KOSci61 niewqtpliwie boryka<br />
si~ z problemem homoseksualizmu swoich ksi~zy. Udawanie, ze<br />
problem nie istnieje, to rozwiqzanie bardzo kr6tkowzroczne. "Dobq<br />
stronq" afer, do jakich doszlo w ostatnich latach, jest to, ze dzis 0 problemie<br />
m6wi si~ otwarcie. Zbadanie jednak jego rozmiaru jest praktyczne<br />
niemozliwe. Rozeznanie bowiem sytuacji jednej diecezji czy<br />
jednego zgromadzenia zakonnego nie uprawnia bynajmniej do wyciqgania<br />
wniosk6w odnosnie do ca!ej Polski czy - tym bardziej <br />
calego Koscio!a. Kosci61, co prawda, nie moze si~ obronie przed<br />
jednostkami ni euczciwymi Gezus sam zresztq "nie obronil" si~ przed<br />
obecnosciq zdrajcy w gronie ApostoI6w), kiedy jednak ujawniajq si~<br />
sytuacje naduzye, winien zachowae si~ w spos6b jednoznaczny i przejrzysty.<br />
Tej jednoznacznoSci wymaga takZe formacja seminaryjna. Po<br />
kazdym niemal dokumencie watykanskim, jaki ukazuje si~ na temat<br />
homoseksualizmu, powtarza si~ jeden i ten sam argument w ustach<br />
gorliwych jego obronc6w: "Niech Kosci6! rozwiqze najpierw w!asny<br />
problem ksi~zy homoseksualnych, a p6zniej b~dzie nas pouczal,<br />
jak mamy post~powaC". 1 choe taki argument jest malo logiczny, to<br />
50
TEMAT MIE SL~CA<br />
jednak w ten spos6b przypomina si~ nam, ze skutecznosc gloszenia<br />
zasad moralnych jest uzalezniona od zachowania ich najpierw przez<br />
nas samych, kt6rzy je glosimy.<br />
Kolejne wyzwanie, to pozytywna praca duszpasterska z narzeczonymi,<br />
malZonkami i rodzinami. Nie nalezy koncentrowac si~ najpierw<br />
na naduzyciach, ale zaprezentowac pozytywny obraz zycia<br />
malzenskiego i rodzinnego. Szczeg61nie waznym polem dzialania jest<br />
przygotowywanie ludzi mlodych do zycia w rodzinie. Tak zwane<br />
przedmalzenskie kursy bywaj'l cz~sto prowadzone w spos6b powierzchowny,<br />
formalny, choc stwarzaj'l niepowtarzaln'l okazj~ udzielenia<br />
pomocy ludziom mlodym w odpowiednim przygotowaniu si~ do<br />
malZenstwa. Pomoc KOScioia w tym zakresie wydaje si~ tym bardziej<br />
konieczna, ze wielu kandydat6w do malzenstwa wynosi z wlasnej<br />
rodziny znieksztalcony, a nieraz bardzo okaleczony obraz zycia rodzinnego.<br />
St'ld jest rzecz'l wazn'l, aby stwarzac mlodziezy okazj~ do<br />
leczenia wlasnych zranien i budowania pozytywnej wizji ludzkiej<br />
milosci, malzenstwa i rodzi ny.<br />
Wielkim wyzwaniem staje si~ potrzeba otoczenia opiek'lludzi mlodych<br />
zagrozonych szkodliwym oddzialywaniem emocjonalnym i moralnym.<br />
Kultura smierci uderza najpierw w najslabszych: "Najgrozniejsze<br />
dla czas6w wsp6lczesnych jest to, ze wraz ze wzrostem permisywnosci<br />
powi~ksza si~ ryzyko kierowania seksualnych upodoban na ludzi<br />
bardzo mlodych, niedojrzalych, a nawet dzieci"18 . I chociaz naduzycia<br />
seksualne wobec dzieci i mlodziezy S'l jednakowo problemem os6b<br />
heteroseksualnych, jak i homoseksualnych, to jednak "jednostki »folguj'lce«<br />
swym homoseksualnym sklonnoSciom wykazujq og61nie mniejszy<br />
stopien sklonnosci do dumienia swych impuls6w seksualnych, mog'l<br />
przez to wykazywac takZe mniej opor6w przed kierowaniem uwodzicielskich<br />
zap~d6w do dzieci"19 i mlodziezy. Tak wi~c chodzi nie tylko<br />
o ochron~ dzieci przed adopcj'l przez pary homoseksualne, ale takZe<br />
o przedsi~wzi~cie odpowiednich srodk6w w obronie mlodziezy, kt6<br />
ra wystawiona jest na ryzyko destrukcyjnego oddzialywania moralnego.<br />
Akcje srodowisk homoseksualnych promuj'lce swoje zachowania<br />
i postawy mog'l tej mlodziezy wyrzqdzic ogromn'l krzywd~.<br />
18 K. Pospiszyl, dz. cyt., s. 148. <br />
19Tamze, s. 148. <br />
51
~ ]OZEF AUGUSTYN SJ<br />
Kolejne wyzwanie to potrzeba udzielania pomocy osobom z trudnosciami<br />
homoseksualnymi. Kosciol nie moie jedynie ograniczyc si~<br />
do przypominania zasad moralnych. Winien ofiarowac tym ludziom<br />
wsparcie ludzkie i duchowe. List do biskupow Kosciola katolickiego<br />
o duszpasterstwie os6b homoseksualnych Kongregacji Nauki Wiary<br />
sprzed dwudziestu prawie lat ciqgle czeka w Polsce na swojq realizacj~.<br />
Obok bowiem malej grupy krzykliwych nieraz dzialaczy srodowiska<br />
homoseksualnego, istnieje wiele osob - szczegolnie mlodychkt6re<br />
Sq udr~czone swoimi l~kami, rzeczywistymi sklonnosciami czy<br />
tei upadkami moralnymi. Aby mogly prostowac swoje kr~te drogi<br />
iycia, potrzebujq tak duchowego, jak i psychologicznego wsparcia.<br />
W obec otwarcie wrogiego nieraz stosunku srodowisk homoseksualnych<br />
do Kosciola wainym wyzwaniem jest zwrocenie uwagi na kultur~<br />
naszego odnoszenia si~ do tych ludzi i grup. Nie moiemy odpowiadac<br />
metodq starotestamentalnq "zqb za zqb". Pot~piania niemoralnych<br />
czynow nie mozna nigdy utozsamiac si~ z odrzuceniem czlowieka<br />
i brakiem akceptacji dla jego osoby. Jako ludzie wierzqcy musimy nie<br />
tylko deklarowac zyczliwosc i szacunek do os6b homoseksualnych,<br />
ale rzeczywiscie odnosie si~ do nich w ten sposob. Uzywanie epitetow,<br />
obrailiwych sformulowan swiadczy 0 tym, ze nie kierujemy si~<br />
rzeczywistq troskq 0 tych ludzi, ale niech~ciq i gniewem wobec nich.<br />
Trzeba miee swiadomosc, ze za "innym" przezywaniem miloSci ludzkiej<br />
kryje si~ nieraz wielkie cierpienie. Jezeli osoby homoseksualne Sq<br />
rzeczywiscie w jakiejkolwiek formie dyskryminowane i przesladowane,<br />
Kosciol zobowiqzuje nas do bronienia ich godnosci: "Nalezy ubolewac<br />
- czytamy w Liscie 0 duszpasterstwie os6b homoseksualnych <br />
ie osoby homoseksualne byly i wciqi Sq przedmiotem zlosliwych okreslen<br />
i akt6w przemocy. Tego rodzaju zachowania, gdziekolwiek mialyby<br />
miejsce, zaslugujq na pot~pienie ze strony pasterzy Kosciola"20.<br />
jOZEF AUGU51YN 5j, ur. 1950, rekolekcjonista, kierownik duchowy,<br />
wykladowca w Wyzszej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej "lgnatianum"<br />
w Krakowie, redaktor naczelny kwartalnika "Zycie Duchowe".<br />
Ostatnio wyd al: 0 111ilosci i akceptacji (Krakow 2004).<br />
20 Kongregacja N auki Wiary, List do biskupow Kosciola katolickiego 0 duszpasterstw<br />
ie os6& homoseksuaillych, Rzym 198 6, 10.<br />
52
TE ~1 AT MIESII\CA<br />
Matka<br />
Z Halinq. Bortnowskq. rozmawia<br />
lo1anta Steciuk<br />
: Warto, zeby wit(cej matek wiedzialo, ze jest jakas<br />
: nienawisc wieku dojrzewania. Tego momentu,<br />
: w kt6rym czlowiek musi sit( zerwac. Tylko lepiej,<br />
: zeby to sit( dzialo w warunkach, w ktorych matka,<br />
: odpychana gwaitownie, rna sit( do kogo przytulic<br />
! i jest bezpieczna. Nie tak jak bylo z nami.<br />
]OLANTA STECIUK: Przysztas na swiat w 1931 roku, w Toruniu ...<br />
HALINA BORTNOWSKA: Ojciec ukoiiczyl WYZSZq szkoly wojskowq<br />
i jako dyplomowany porucznik dostal przydzial do T orunia. Mama<br />
przyjechala tam po absolutorium z polonistyki na Uniwersytecie<br />
Warszawskim. W T oruniu siy pobrali. Rodzice mieli wiasne iycie.<br />
Wyjeidiali czysto za granicy: do Wloch, do Francji ... 1a wtedy zostawalam<br />
u babci w Dqbkach. Ale pamiytam tez wsp6lne wakacje<br />
nad Dniestrem w przedwojennych Zaleszczykach i nad morzem<br />
w Hallerowie.<br />
Rodzice mnie kochali. Mialam poczucie, ze ojciec mnie rozumie<br />
i ie przy nim zupelne nic mi nie zagraza; natomiast przy mamie zagrazalo<br />
mi to, ze ja mogy jej zrobic przykrosc.<br />
53
~ ROZMOWA Z HALI NA, BORTNOWSKJ\<br />
Istl1iai podziai: to jest swiat m?ski - swiat taty, a to jest swiat kobiecy<br />
- swiat mamy?<br />
Nie parniytarn rnyslenia w takich kategoriach. Raczej swiat rodzicow<br />
razern i swiat ojca osobno. On jest w swojej pracy - wyjeidia,<br />
nie rna go... Jui przed wojnq jako oficer Sztabu Generalnego bywal<br />
cz~sto nieobecny. Jeidzil na roine rnisje, dzisiaj sqdzy, ie porzqdnie<br />
niebezpieczne.<br />
A swiat mamy?<br />
Nie rniaiarn poczucia, ie ona rna jeszcze jakis swiat. Za granicy rodzice<br />
wyjeidiali razern, do teatru chodzili razern ... M arn takie wspornnienie:<br />
jest wiecz6r, bona rnnie kqpie, a rodzice szykujq si~ na bal.<br />
Mama na chwil~ wchodzi do lazienki powiedziec rni "dobranoc",<br />
a ja bardzo nie chc~, ieby poszla na ten bal i oblewarn jq wodq z wanny<br />
- calq slicznq bl~kitnq sukni~ z przypi~tyrni pqczkarni roiy rna rnokrq.<br />
Dostalarn wtedy klapsa w golq pup~. Chyba slusznie [srniech] .<br />
Mama uchodzila za osob~, na ktorq trzeba chuchac i drnuchac.<br />
Sarna jeidzila do uzdrowisk, na przyklad do Truskawca.<br />
Kiedy wszyscy byliscie jeszcze razem w waszym przedwojel1l1ym domu,<br />
kim byia matka?<br />
Paniq...<br />
Co robiia?<br />
Rozporzqdzala osobarni: rnojq bonq, kucharkq, w pewnyrn stopniu<br />
ordynansern. W innych dornach oficerskich ordynans wykonywal<br />
wszelkie prace dornowe, u nas naleialo do niego tylko froterowanie<br />
podlogi i sluiba ojcu.<br />
Dla rnarny bardzo wainy byl teatr. W Zloczowie, gdzie na jakis<br />
czas przeprowadzilisrny si~ z powodu pracy ojca, wyreiyserowala<br />
sztuk~, Dom kobiet Nalkowskiej, arnatorskie przedstawienie z udzialern<br />
ion ofice row.<br />
54
TEMAT MIESI1\CA<br />
Uwaiala si~ za istot~ bardziej wyrafinowanq nii one. Z calq pewnOSci<br />
q nie zrobilaby tego, co inne panie ofice rowe, kt6re kazaly ordynansom<br />
prac podpaski. Pami~tam, ie moja mama pi~tnowala takie<br />
kobiety. Robila to zawsze sarna i mnie tei nauczyla, ie musz~ to<br />
robic sarna. Cale szcz~scie, ie dzisiejsze dziewczyny nie muszq JUz<br />
znac tego zaj~cia.<br />
To matka wprowadzila Cil[! w temat menstruaeji?<br />
Tak, oczywiScie, z duiym wyprzedzeniem. Pod tym wzgl~dem byla<br />
bardzo nowoczesna, serdeczna i rzeczowa. M6wila mi: to jest dobre,<br />
tak dziala ludzki organizm, w ten spos6b si~ objawia to, ie jest<br />
si~ kobietq gotowq do urodzenia dzieci, chociai trzeba jeszcze zmqdrzec.<br />
Sarna interesowalam si~ biologiq i po prostu wiedzialam, ie<br />
swiat jest plciowy, istnieje wymiana chromosom6w i stqd wywodzi<br />
si~ przecudowna rozmaitosc istot i swiata. Mialam ewolucyjnq wizj~<br />
swiata, troch~ teilhardowskq, jako takiej wspanialoSci.<br />
Pami~tam awantur~ w parku: wszystko, co wiedzialam na temat<br />
przychodzenia dzieci na swiat, wytlumaczylam r6wie§nikom.<br />
lch matki przerazily si~ i zgorszyly okropnie. Kazaly odwolac. Moja<br />
mama odwolywac nie kazala, ale nie pozwolila mi jui wi~cej 0 tym<br />
m6wic: "Wiesz to dla siebie, jak b~dzie trzeba, ich mamy im powiedzq".<br />
Menstruacja to bylo cos wainego, jakis patent na doroslosc. Czekalam<br />
i wlaSciwie chcialam, ieby to jui przyszlo. P6zniej, kiedy po<br />
Powstaniu Warszawskim znalazlysmy si~ z mamq w obozie przejsciowym<br />
w Burgweide i z wyglodzenia, szoku i wszystkiego razem menstruacja<br />
obu nam zanikla, wiedzialam, ie to niepokojqcy sygnal, ie<br />
nie jest z nami dobrze.<br />
Ojea nie bylo z Wami od 1939 roku, bo jako ofieer Sztabu Generalnego<br />
zajmowal sil[! wojnq.<br />
Ojciec powiedzial mamie: "Macie miejsce w pociqgu ewakuacyjnym,<br />
ale b~dziecie sobie radzic same, ja si~ Wami nie b~d~ zajmowac, bo<br />
mam swoje zadania". Rodziny oficer6w dose cz~sto usitowaly ucie<br />
55
~ ROZMO WA Z HALI NI\ BORTNOWSI(,~<br />
kac z Warszawy na wsch6d. Ale mama nie zgodzila si~ na wyjazd,<br />
przynajmniej na takich warunkach. Cale szcz~scie zresztq, bo te pociqgi<br />
byly bombardowane i zgin~lo tam mn6stwo ludzi.<br />
Pami~tam moment, kiedy ojciec wyszedl z domu na dobre, a my<br />
z mamq stalysmy na balkonie. Balkon byl obsadzony fasolq i pomi~dzy<br />
liscmi tej fasoli widzialam, jak ojciec idzie uliq - wysoka postac,<br />
spodnie lekko bufiaste, oficerskie. I ogieniek papierosa. Musial si~<br />
denerwowac, bo oficerowie wtedy nie palili na ulicy ...<br />
Mialas siedem lat. Dziecinstwo sir,: skonczylo.<br />
Tak, mi~dzy jednym a drugim swiatem nie rna zadnej ciqgloSci. Skonczyl<br />
si~ zasobny dom, skonczyla si~ sluzba, pewnosc czegokolwiek.<br />
Skonczylo si~ takZe oslanianie mnie przed wszystkim. Teraz ja szlam<br />
zbierac w~giel za wozem, bilam si~ z chlopakami 0 cenne znalezisko.<br />
Ja przynosilam kawalki asfaltu do palenia, szlam do studni do<br />
kolejki po wod~. Wczesniej bylo w og61e nie do pomyslenia, zebym<br />
miala uczestniczyc w walce 0 byt. W og61e nie wiedzialam, ze cos<br />
takiego istnieje. Widz~ to jak przejscie do innego oswietlenia. W jednym<br />
swiecie bylo jasno, w drugim kompletnie ciemno: nie bylo prqdu,<br />
jakieS swieczki tylko czy lampki. Piwnice, bombardowanie.<br />
Gdzie wtedy byl ojciec?<br />
To jest cala odyseja. Opuscil Polsk~ przez Rumuni~. Stamtqd dostal<br />
si~ do Francji, potem do Anglii, ale na bardzo kr6tko. Z Anglii pojechal<br />
do Rosji z waznq misjq wojskowq, byl tam bardzo dlugo, potem<br />
jakis czas w Afryce i znowu wr6cil do Anglii. Przez calq wojn~ usilowal<br />
nam pomagac materialnie, przysylac paczki. Pami~tam, ze mama<br />
sprzedawala ich zawartosc - kaw~, kakao - i z tego zylysmy.<br />
Minr,:ly dwadzidcia dwa lata, zanim zobaczylas ojca ponownie.<br />
Tak, od pewnego momentu wychowywalam si~ w rodzinie niepelnej,<br />
jakby powiedziala dzisiejsza socjologia. Pami~tam zabawy z kolezankami.<br />
Lubilam zabawy fabularne, kiedy cos si~ dzialo, byla jakas<br />
56
TE MAT MIE S I~ tA<br />
akcja, przygody, w~dr6wki. Braly w nich udzial nasze lalki i my, ale<br />
zupelnie nie wiedzialysmy, co zrobie z chlopcami, nie mialysmy dla<br />
nich funkcji, ojc6w przeciez w domu nie bylo. Wi~c tych chlopc6w<br />
nalezalo gdzid odeslae, m6wilysmy wi~c: "Wy idzcie na wojn~".<br />
Czy W osobie matki byla ciqglosi?<br />
Tak. Chociaz naturalnie nie byla juz paniq... Ale to wszystko wydawalo<br />
si~ tymczasowe. Zaraz si~ mialo skonczye, za miesiqc, za dwa,<br />
za p61 roku. Nie bylo poczucia, ze b ~dzi e trwalo dlugo. Potem juz<br />
zacz~lo trwae...<br />
Nie wyobrazalam sobie, zeby moja mama mogla bye jakqs waznq<br />
osobq w konspiracji; nie przychodzilo mi to do glowy. Wszystko, na<br />
co jq bylo stae, to walka 0 nasze przetrwanie.<br />
Mocne slowa.<br />
Niepomiernie bardziej mi imponowali ludzie, kt6rzy w czyms aktywnie<br />
dzialali. W'44 roku chcialam przylqczye si~ do Powstania,<br />
p6jse do jakiegos oddzialu, choe nie bardzo wiedzialam gdzie ... Ale<br />
mialam poczucie, ze nie mog~ mamy zostawie i bylam wSciekla z tego<br />
powodu. Gdyby Powstanie trwalo w naszej okolicy dluzej, moze<br />
bym si~ zdobyla, zeby si~ przedostae na drugq stron~ ulicy, przez<br />
kt6r'l strzelano, i do czegos przylqczye. W pewnym sensie nie zdqzylam,<br />
ale jednoczesnie zdawalam sobie spraw~, ze nie podj~lam takiej<br />
natychmiastowej decyzji. Bylam wobec matki lojalna, ale jednoczesnie<br />
nienawidzilam jej z tego powodu. Caly bunt dojrzewania, jaki<br />
przezywalam, by! zwiqzany wlasnie z tym. "Pod spodem" mialam<br />
poczucie, ze uczestnikom akcji jest lepiej, bo maj'l t~ akcj~. A tu trzeba<br />
wszystko biernie znosie. Choroba morska panuje pod pokladem,<br />
funkcyjni - tak sqdzilam - na pokladzie jej nie majq. I wobec tego<br />
trzeba bye na pokladzie, trzeba bye funkcyjnym. Postanowilam sobie<br />
wtedy, ze wi~c ej nie pozwol~ si~ tak usytuowae. Ze si~ juz wi~cej<br />
nie dam - nawet dla dobra matki. Bo z tego nie wyrasta dobro. Nienawidzilam<br />
jej wtedy.<br />
57
~<br />
- - - - - - - - -<br />
ROZMOWA Z HALINI\ BORTNOWSKA<br />
- - - - - - -- - -- -- - -- - - - - - - - - - - - - -- - - -- - - -- - - --- - -- - - --- -- - -- - -- - - --- -- - -- -<br />
Min~lo szescdziesiqt lat. W okresie przygotowan do rocznicy Powstania<br />
Warszawskiego zbierano relacje do filmu dokumentalnego Powstanie<br />
zwyklyeh ludzi.<br />
Amorom filmu ehodzilo nie 0 relaeje kombatantow, ktore Sq wzgl~dnie<br />
dobrze udokumentowane, ale wlasnie 0 spojrzenie na te same<br />
wydarzenia z perspektywy "pod pokladem". Okazalo si~, ze zebrali<br />
relaeje dowodzqee takiego heroizmu, jaki wedlug mnie przekraezal<br />
bohaterstwo kombatantow. W filmie kluezowa jest relaeja kobiety,<br />
ktora urodzila dzieeko 1 sierpnia, w momeneie wybuehu Powstania.<br />
Jej mqz poszedl wykonywac swoje obowiqzki powstaneze, a ona zostata<br />
z noworodkiem sarna. I to dzieeko przezyto: dzi~ki niej i dziyki<br />
pomoey wszystkich, ktorzy siy w poblizu tej dramatycznej sytuacji<br />
znaleili. W filmie widac wyraznie, ze prawdziwymi uezestnikami Sq<br />
nie tylko kombatanci, ale takZe ei, ktorzy brali udzial w pomoey<br />
wzajemnej i ludzie, ktorzy po prostu przetrwali i uehowali przy ZyCIU<br />
swoich bliskieh.<br />
W filmie jest tei Twoja relacja 0 matce.<br />
Tak. Po upadku Powstania ten kawalek Warszawy, gdzie mieszkalysmy<br />
z mam'l, znalazl si~ w rykaeh jednostki pomoeniezej - bylyeh<br />
zolnierzy radzieckich, ktorzy przeszii na sluzby niemieck'l. Oni wygarniali<br />
ludzi z podpalanyeh domow i pydzili kolumny na plac na<br />
Ochocie, tak zwany ZieJeniak, duzy plae ogrodzony murem. ZaganiaJi<br />
ludzi, az plac caty si~ zapelnil: by Ii tam ciyzko chorzy, ranni,<br />
staruszkowie doniesieni na noszach lub dowleezeni przez swoieh bliskich<br />
... Tlum tak gysty, ze kiedy iudzie porozsiadali siy czy pokladli,<br />
trudno bylo przejsc. Zolnierze, ktorzy nas pilnowali, ehodzili po placu<br />
grupami i w dzieii i w noey wyeiqgaii kobiety, dziewezyny, dziewezynki,<br />
zeby je gwalcic tam, na miejseu, pomi~dzy iudzmi, w tym<br />
dumie. I zabijac od razu. Tak zginyla kolezanka z mojej klasy, 0 kilkanaScie<br />
metrow ode mnie.<br />
Jeden z nieh podszedl tez do mnie i zaez'll mnie eiqgnqc za rami~.<br />
Mama jeszcze przedtem, 0 co bylam na niq wsciekla, zawin~la<br />
mi glow~ jakimis szmatami, ze niby jestem ranna. Teraz mnie nie<br />
58
TEMAT MIESII\CA<br />
puszczala, mawila, ie si~ nie nadaj~ ... I nagle zacz~la na niego krzyczec<br />
po rosyjsku! Nie wiem, sk
TEMAT MIESI /jCA<br />
- - --- ----- - -- - - --------- - ----- - ----------------- ---- - ---------<br />
ANKIETA<br />
Rodzina - dziecko<br />
swoich czasow<br />
Dlaczego wanG zalozyc rodzin~? Czym uzasadnic mozna<br />
obawy przed jej zalozeniem? Z takimi pytaniami zwrocilismy<br />
si~ do trzech grup Czytelnikow: tych, ktorzy rodzin~<br />
juz zaloiyli, tych, ktorzy ze wzgl~du na wlasny wybor<br />
lub okolicznosci zyciowe zyjq sami, oraz do ludzi<br />
calkiem mlodych, ktorzy stojq jeszcze przed takq decyzjq.<br />
Naszych respondentow zapytalismy takie, jakie z przekazanych<br />
przez rodzicow wanosci uwazajq za najcenniejsze,<br />
w czym chcieli rodzicow nasladowac, a w czym sir;;<br />
od nich odroznic oraz w jakim momencie zycia uzyskali<br />
z ich strony najmocniejsze wsparcie. I wreszcie, czy wiedzq,<br />
jak moina rozwiqzywac rodzinne kryzysy.<br />
Redakcja<br />
L. S.<br />
Warto? Nie warto? Gdyby naleialo "dac swiadectwo", musialabym<br />
przeprowadzic rachunek zyskow i strat. A ja odmawiam takiego<br />
bilansowania! Nie z obawy 0 wynik, lecz z powodow zasadniczych.<br />
Jak na naSZq osobisq matematyky w gr~ wchodzi rownanie 0 zbyt<br />
wielu niewiadomych: nie mamy ani petnej wiedzy 0 rzeczywistoSci,<br />
60
TEMAT MIESI1\CA<br />
ani mozliwosci precyzyjnego planowania zycia. I zadna teoria chaosu<br />
nie udzieli nam odpowiedzi na pytanie: "co by byio, gdyby ...".<br />
W tej materii uczciwa rachunkowosc musi uwzgl~dnic slupek pod<br />
tyruiem "dzieci". W moim przypadku one po prostu Sq. Jakie wi~c<br />
zastanawiac si~ nad tym "istnieniem" w kategoriach "warto - nie<br />
warto"? Mog~ tylko stwierdzic, ze w moim doswiadczeniu osobistym<br />
jest, jak jest, i tak wlasnie jest dobrze. Mysl~, ze zakwestionowanie<br />
"oczywistego", "naturalnego", niemal instynktownego charakteru<br />
rodziny jest pierwszym symptomem - juz wtedy nieuniknionego<br />
- kryzysu (vide: siabosc matematycznego bilansowania).<br />
Sytuacji nie ulatwia obraz rodziny postrzeganej jako instytucja<br />
opresyjna i kastrujqca - jak wszystkie struktury odziedziczone: nar6d,<br />
religia, kultura, a nawet pIec.. . Wiyc wyzwalamy si~ od wszelakich,<br />
kiedys instynktownie akceptowanych, schemat6w. Wydaje nam<br />
si~, ze musimy wybierac siebie, wiasnq opcjy zyciowq, wIasnq orientacj~,<br />
wlasnq przynaleznosc, tozsamosc .. . Jest cool? Wr~cz przeciwnie,<br />
bo cenq placonq za tak rozumianq wolnosc jest powszechny skowyt<br />
samotnoSci i epidemia depresji ...<br />
Gdy decyzja 0 zalozeniu rodziny traci sw6j "naturalny" charakter,<br />
pojawia si~ kalkulacja, a wraz z niq "Ja" prowadzqce rachunek<br />
oplacalnoSci. A wi~c rodzina jako zwiqzek realizujqcych swe interesy<br />
"singli", jako kontrakt swobodnie zawierany i niemal r6wnie swobodnie<br />
rozwiqzywany. Dotyczy to nie tylko malienstwa - pojawily<br />
si~ pierwsze rozwody dzieci z rodzicami.<br />
Skoro zadne wi~zy nie zobowiqzujq definitywnie, skoro wszystkie<br />
Sq kwestiq nieustannego wyboru to - aby trwac - mUSZq byc potwierdzane<br />
w drodze permanentnej negocjacji. To m~CZqce zaj~cie.<br />
Zwlaszcza ze negocjatorami staly si~ r6wniez dzieci wyswobodzone<br />
spod kurateli pos!uszenstwa zesianego do lam usa narz~dzi dominacji.<br />
Rodzina funkcjonujqca w kontekscie "warto - nie warto" jest<br />
teatrem nieustannej pr6by si! wszystkich ze wszystkimi. A nawet wi~cej<br />
... Bo w domowq przestrzen wkrad! si~, silniej niz kiedykolwiek<br />
do tej pory, swiat zewn~trzny: jest wsp61tw6rcq domowego j~zyka,<br />
uczestniczy w wychowaniu dzieci, dostarcza argument6w, "prawd",<br />
bodic6w, wzorcow i modeli. Miejsce zdetronizowanego Ojca zajql<br />
61
~ ANKfETA<br />
- -- --- -- --- - - - - - - - - -- --- -- - -- -- --- - -- - - - - - -- - - --- -- -- - - - - - - - - - -- ---- - - - - - - - --<br />
Telewizor (kto naprawdy trzyma ster rzqd6w w domu? Ten, kto rna<br />
w ryku pilota).<br />
Koniecznosc negocjacji ze "swiatem" nie jest niczym nowym.<br />
(Konfucjusz: "Pamiytaj, i.e tw6j syn nie jest twoim synem, lecz synem<br />
swych czas6w ... "). Nowq jakosciq jest zanik kodyfikujqcej normy<br />
i bezprecedensowa emancypacja indywidualnego losu. Jui nie<br />
obyczaj, nie autorytety, nie religia okreslajq wzory postypowania.<br />
Jedynym ustawodawcq, a zarazem prokuratorem, adwokatem, podsqdnym<br />
i sydziq naszych wybor6w jestesmy my sami, nasze "Ja". A jedynym<br />
"uchwytnym" kryterium oceny - sukces (niekoniecznie sukces<br />
materialny, ale - sukces).<br />
Emancypacja nie okazala siy ani bezgrzeszna, ani bezkarna. Paradoksalnie<br />
- zdjycie z "Ja" ciyi.aru uwarunkowaii. oslabilo je, rozchwialo,<br />
skazalo na swobodne wirowanie w przestrzeni nieokreSlonej,<br />
wystawilo na podmuchy emocji, trend6w, kaprys6w i m6d.<br />
Jui nie dlawi nas poczucie uwiyzienia w kadrze zobowiqzaii. <br />
zasqpila je niepewnosc. Za stabilnosc i bezpieczenstwo placilismy<br />
podporzqdkowaniem; autonomiy (lub to, co nam siy autonomiq<br />
wydaje) oplacamy permanentnym zmyczeniem i niepewnoSciq doty<br />
CZqcq wybor6w cudzych oraz - bardziej destrukcyjnq - niepewno<br />
Sciq co do slusznosci wybor6w wlasnych.<br />
Dlaczego rodzina?<br />
Bo to najciekawsza z przyg6d. B6g ceduje wtedy na nas czysc<br />
swych prerogatyw: powolaj do istnienia wlasny swiat, daj iycie, chroii.<br />
i pielygnuj, zapewnij mu harmoniy, trwalosc i r6wnowagy.<br />
Rodzina jest pokornym porzqdkowaniem chaosu. Oswajanie,<br />
nieustanne porzqdkowanie swiata ulegaj,!cego korozji, tej delikatnej<br />
materii poddanej psuciu i obumieraniu, wystawionej na potyi.ne sJy<br />
dezintegracji, wymaga wielkiej mqdroSci. I wiykszej jeszcze dobroci.<br />
Jest zajyciem tylei. trudnym, co fascynujqcym.<br />
W nagrody dostajemy mn6stwo premii, drobnych i wiykszych<br />
satysfakcji. A najwainiejsza? Tu przenikajq siy dusza i cialo, materia<br />
i psyche, rozum i emocje. Rodzina koryguje ekscesy: egoist6w zmu<br />
62
TEMAT MIE S I~CA<br />
sza do myslenia 0 innych, sklonnym do lewitowania przypomina<br />
o wadze cia/a, materialistow uczy metafizyki, ideologom ukazuje rzeczywiste<br />
problemy realnego iycia, uczy uczuc mozgowcow, a wyznawcom<br />
wszelkich cudownych metod: zen-, psy-... itp. -terapii szykuje<br />
niespodzianki ...<br />
Rodzina chroni przed zablqdzeniem w swiat jednowymiarowy.<br />
Kryzysy<br />
Pokusa odejscia? Nie darmo jestdmy dziecmi naszych czasow,<br />
wi~c kto bez grzechu, niech rzuci kamieniem ...<br />
Lepiej wtedy pami~tac, ie milosc niejedno rna imi~, ie potrafi<br />
przeksztalcac si~, zmieniac, ewoluowac. A wszystkie jej postaci lqczy<br />
jedno: ten, kogo kochamy, inspiruje, pobudza wyobraini~, budzi<br />
marzenia. Slabo wierz~ w wylqcznosc inspiracji; wierz~ jednak, ie<br />
jedne naleiy definiowac, a innych nie warto.<br />
Czy gl~bokq przyczynq kryzysow nie jest lenistwo? Lenistwo ducha<br />
i ciala, intelektu i wyobraini? Bo chyba rzadko jest tak, by ten<br />
drugi nie mogl nas zaskoczyc nOWq, jeszcze nieodkrytq wielkosciq.<br />
Cala sztuka w tym, by nie zaciskac powiek. I umiec wyzwalac to<br />
wszystko, co sprawi, ze ta druga strona b~dzie lubic zycie. TakZe<br />
wspolne.<br />
Moie dobrze jest czasem zapomniec 0 sobie, oddac i utraciC? Jak<br />
wtedy, gdy w obliczu bezkresu pustyni, doskonalego pi~kna czy<br />
majestatu wygwieidionego nieba zapominamy 0 sobie i niemal przestajemy<br />
istniec. Wtedy wlasnie - nieskonczenie mali - czujemy, ie<br />
istniejemy naprawd~.<br />
Rozmowa jako panaceum na kryzys? Za Freudem jestdmy sklonni<br />
przypisywac slowom magicznq sil~. Czy jednak powSciqgliwosc nie<br />
bywa mqdrzejsza? Nie ufam rodzinnym wiwisekcjom - zbyt cz~sto<br />
okazujq si~ kolejnq probq sit. Podobnie jak jedno nieopatrzne zdanie<br />
- potrafiq zabic. Czy rodziny, w ktorych mowi si~ wszystko, Sq trwalsze<br />
od innych? Nie przypuszczam. Mowa rzadko bywa lekarstwem,<br />
jest natomiast bezcennym srodkiem zapobiegawczym. Opowidc,<br />
rozmowa, dyskusja chroniq przed znudzeniem, przydajq atrakcyjno<br />
63
~ ANKlETA<br />
----- -- ----- -- --------- -- -- ---- ------ - - ------- -- --------- -- --------------- - - - - -- -<br />
Sci, tworzct obszary wiedzy wsp61nej, a dzieci wyposaiajct w aparat<br />
poj~e niezb~dnych, by umialy oddzielae prawd~ od falszu. J~zyk<br />
milosci, j~zyk rodziny wykracza jednak poza sfer~ werbalnct. W rodzinnym<br />
siowniku wainymi haslami b~dq gesty, usmiechy, spojrzenia,<br />
drobne przyzwyczajenia, zapach porannej kawy i domowego<br />
ciasta... Nic jednak tak nie spaja i nie cementuje jak rytual. Siee rytual6w<br />
tworzy kultur~ istnienia, tlumaczy Boga na j~zyk ludzi i otwiera<br />
rodzin~ na szerszq wsp6Inot~. W zmiennym, chybotliwym swiecie<br />
religia ustanawia kadr stabilny, oparty na odpowiedzialnosci i zanurzony<br />
w czasie wiecznym. N ie wierz~ dyskursowi wskazujctcemu<br />
na pustk~ rytual6w - posiadajq tajemniczq zdolnose wype!niania si~<br />
sensem na tyle, ile tylko sensu jesteSmy gotowi w nie wlae.<br />
Byle nie poddae si~ iluzji samowystarczalnosci. Rodzina oboj~tna<br />
na cierpienie swiata, nieangaiujqca si~ - bezinteresownie - w cos, co<br />
jq przekracza, jest skazana na implozj~. Wsp61ne szukanie Sensu, obecnose<br />
Boga lub t~sknota za Nim relatywizujct to, co na reJatywizaej~<br />
zasluguje, i tak poszerzajq przestrzen, ie zmieSci si~ w niej kaidy.<br />
By jedynym drogowskazem nie pozostala reklama szminki: "Jestem<br />
tego warta!".<br />
Wartosci<br />
To nie byla rodzina idealna. W za duzym ogrodzie za duzy dom,<br />
a w nim malo sl6w, rzadki smiech, starzy rodziee, seisle ramy dyseypliny.<br />
Deficyt milosci czy moie nieufnose wobec nastroj6w i latwyeh<br />
emocji?<br />
Co sprawialo, ze chl6d nie ranii, jak u Mauriaka, leez hartowal?<br />
Pogardzie dla skorumpowanego swiata towarzyszyi sceptyczn),<br />
kult sztuki, ale nie artystow, kult natury, ale podporzqdkowanej, kult<br />
religii, kt6ra wolnosc umoiliwia, a nie zakuwa w dyby. W tym s'Niecie<br />
wiedza 0 ulomnej rzeczywistoSci nie byla w stanie zakl6cie wiary<br />
w istnienie DoskonaloSci.<br />
Jest Wielki Tydzien. Nocne czuwanie w wiejskim kosciele. Pochylone<br />
w lawkach babiny skrzekliwie zawodzct lamentacyjne piesni.<br />
Mam 14 lat i wyewiczone lekcjami ucho, cierpi~. Pochylam si~<br />
64
TEMAT MIESlltCA<br />
w stron~ dziadka i sycz~ przez z~by : "e zy one nie mog,! zmi!czeC?".<br />
W moj~ stron~ biegnie stroskane spojrzenie i bezapelacyjne: "Kaidy,<br />
jak umie, Pana Boga chwali!". Jui nigdy nie zakwestionuj~ wartasci<br />
cudzej t~sknory do doskonalosci, a w ludowej religijnosci potrafi~,<br />
po latach, odnalezc siebie.<br />
Rzucone mimochodem zdanie ksztaltuje na zawsze. Dzieje si~<br />
tak nie rylko w rodzinie. Ale w rodzinie zdarza si~ to cz~sto.<br />
L. S., zona, matka dwojga dzieci.<br />
JOAN NA PETRY MROCZKOWSKA<br />
Zaraz po terminie "zycie", "rodzina" jest jednq z najbardziej egzystencjalnych<br />
kategorii ludzkiego systemu poj~ciowego. Jak do tej<br />
pary nie powiodly si~ proby kulrywowania zycia poza rodzinq.<br />
eo nie znaczy, i:e rodzina dzis wyglqda dokladnie tak, jak wyglqdala<br />
w dawnych pokoleniach. Dlatego nurtujq nas zagadnienia, nad<br />
ktorymi mamy zastanowic si~ w tej ankiecie. Pytanie: "Dlaczego wano<br />
zalozyc rodzin~?", sugeruje, ze pozytywnie odpowiedzielismy na<br />
bardziej podstawowe: "ezy w ogole warto?". Jui: tu wyczuwamy<br />
zmian~ w porownaniu z przeszlosciq. Dzisiaj takie pytanie nie wydajc<br />
si~ od rzeczy. My bowiem mamy wybor. N ie musimy zawierac<br />
malZenstwa, zeby powolac na swiat potomstwo, nie musimy decydowac<br />
si~ na dzieci, kiedy wchodzimy w zwiqzek malZenski czy partnerski.<br />
Nie czujemy si~ ani na malZenstwo, ani na posiadanie potamstwa<br />
"skazani", jedno i drugie - jeste§my gotowi si~ szczycic <br />
zalezy od naszej deeyzji. Nie przyswieea nam - jak to drzewiej bywa<br />
10 - zamysl budowania wi~zow dynasryeznyeh ezy klano\\rych, nie<br />
szukamy w dzieeiaeh koniecznyeh r,!k do praey na ojcowiznie i ez~sto<br />
nie do koflCa liezymy na ieh osobistq opiek~ w starosei.<br />
Nasuwajq si~ dalsze w,!tpliwosei. ezy "zakladajq rodzin~" ei,<br />
a wlasciwie te coraz liczniejsze kobiery, ktore deeydujq si~ na samotne<br />
maeierzynstwo? ezy decyzja urodzenia dzieeka za wszelkq cen~ <br />
za sprawq mniej lub dalej idqeej teehnologii - jest zawsze zdrowa?<br />
ezy aby nader ez~sto - zwlaszcza w zamoznyeh warstwach spoleez<br />
65
-~ - - - -- - -- -- -- ANKJ ETA<br />
- - - - - - - -- - - - - - -- -- - - -- - - - - - -- ---- - - - - - -- - - - - - --- - -- - - - - -- - - -- - - - -- -<br />
nych - nie rna to charakteru ugruntowania statusu, sprawdzenia si~,<br />
ucielesnienia zamyslu nie tyle przedluzenia gatunku, ile przedluienia<br />
siebie? Podejscie takie nieobce jest naszemu pokoleniu: w dobie<br />
sklonnej do kultywowania narcyzmu i skrajnej prywatnoSci nader<br />
cz~sto tak wlasnie traktujemy potomstwo. Koncentrujemy siy na jego<br />
aspekcie "wlasnosciowym". Tracimy z oczu fakt, ze dzieci nie Sq dla<br />
nas, nie Sq po to, zeby nam dawae przyjemnose. Tak jak i my, Sq<br />
takie dla innych.<br />
Wielkim niebezpieczenstwem tak dla malzenstwa, jak i dla rodziny,<br />
jest niedocenianie konieclOoSci ci~zkiej pracy nad relacjami,<br />
w kt6rych siy lOaleilismy, zasqpione sentymentalnq wiarq w idylliclOY<br />
obraz rzeczywistosci emocjonalnej. Kiedy jedna idylla si~ psuje,<br />
wystarczy wyruszye na poszukiwanie nast~pnej. Tymczasem sensem<br />
rodziny jest mocno zakorzenione w realizmie dbanie 0 zdrowie<br />
fizyclOe, emocjonalne, psychiczne i duchowe jej czlonk6w, troska<br />
o tych, kt6rzy w danej chwili Sq slabsi i zalezni. Slabose niejedno rna<br />
imi~, a od wsp61zaleznosci nie ucieknie nawet najbardziej niezalezny<br />
osobnik.<br />
Kryzys rodziny, jdJi zgodzimy si~ na to sformulowanie, wiqze si~<br />
r6wniez z ekspansywnym charakterem dzisiejszej kultury masowej.<br />
Oferowana przez skomercjalizowane media z ich kultem wygody<br />
i pieniqdza, wprowadza wielki zam~t w kwestii pozqdanych warto<br />
Sci, nie naklania do empatii i altruzimu, na kt6rych trudno si~ wzbogacie,<br />
a bez kt6rych zycie nie moze si~ obyc. 0 ile bowiem rodzina,<br />
a takie srodowisko spoleclOe - szkola, praca, zycie publiczne - wymagajq<br />
umiej~tnoSci wsp61zycia, rodzina stanowi najlepsze miejsce<br />
dla ksztaltowania wlaSciwych postaw - kapitalu na cale zycie. Trud<br />
wychowania w dobie ogromnego wplywu czynnik6w pozarodzinnych<br />
polega wi~c dzisiaj na wcielaniu wartosci kontrkulturowych.<br />
W ucieczce przed zaklamaniem, kt6re jak rzadko co odstr~cza mlodych,<br />
musimy sami dae trudne kontrkulturowe swiadectwo.<br />
Si~gajqc do wlasnego przykladu, mog~ powiedziee, ze jakkolwiek<br />
wzrastalam w tzw. pelnej rodzinie, tak si~ zlozylo, ze wychowywala<br />
mnie wczesnie owdowiala babcia, rocznik 1900. Nie spos6b przecenie<br />
jej mqdroSci zyciowej. W ponurych i dla wielu grzqskich latach<br />
50. i 60. babcia niezmordowanie stala na twardym Iqdzie zdrowych<br />
66
~~<br />
TEMAT MIESIJ\CA ~<br />
zasad. Uwazala pewnie, ze fantazjowania uczyc si~ nie trzeba, trzeba<br />
si~ uczyc podejmowania trudu. C hc~ wierzyc, ze skutecznie przekazata<br />
mi zrozumienie dla wartoSci, w kt6re wyposazyly jq warunki<br />
domowe i spoleczne, i kt6re dzis cz~sto na nowo odkrywamy. Sq to<br />
wracajqce gdzieniegdzie do task cnoty wiktorianskie (moze w Polsce<br />
raczej utozsamiane z mieszczanskimi), mi~dzy innymi nacisk na odpowiedzialnosc,<br />
umiar, opanowanie, dyscypjin~, szacunek dla drugiego<br />
czlowieka, pracy i porzqdku.<br />
Odpowiedi na pytanie, dlaczego warto zalozyc rodzin~, dobrze<br />
miesci si~ we wspomnianym etosie. Zadne srodowisko nie stanowi<br />
lepszego "poligonu" do nauki zycia. Moje dzieci nauczyly mnie bardzo<br />
wiele. Byla to i jest trudna nauka, wymagajqca wysitku fizycznego,<br />
psychicznego, emocjonalnego i duchowego. Staly trening, kt6ry<br />
nie pozwala ani na chwil~ osiqsc na laurach, oglosic tryumfu. Ani<br />
przedwczesnej porazki. Okazja do wyrabiania cierpliwosci, w rodzinie<br />
bowiem nie sprawdza si~ ,\rybieranie drogi "na skroty". Praca<br />
nad rodzinq uczy niedocenianej w Polsce wartosci rozsqdnego kompromisu<br />
i kultury. Uczy realizmu i pokory.<br />
Za jednq z najcenniejszych wartosci do przekazania w rodzinie<br />
uwazam wdzi~cznosc. Ilez konflikt6w by os!abila! W dobie roszczen<br />
jest to rzecz deficytowa. Wdzi~cznosc to cecha, kt6ra wymaga wyj<br />
Scia z zaczarowanego kr~gu wlasnego ja. Nie jest to jednak wypad az<br />
tak daleki, jakim bytoby zapuszczenie si~ w znacznie trudniejszq sfer~<br />
bezinteresownoSci i poswi~cen. Wdzi~cznosc jest pierwszym krokiem.<br />
Kaze nam pomyslec 0 darze i darczyncy. Sk!ania nas do chocby<br />
prozaicznej transcendencji. Bez wdzi~cznoSci nie b~dziemy szanowac<br />
niczego i nikogo. B~dziemy struci wiecznymi zqdaniami,<br />
pretensjami, zalami, porownaniami, szczegolnie podatni na gniew,<br />
chciwosc i zawisc.<br />
JOANNA PET RY MROCZKOWSKA, zona (od ponad cwiercwiecza),<br />
matka dwojga pelnoletnich, wedle opinii ogolu z gruntu udanych dzieci,<br />
ktore jednakowoz nie Sq dokladnie takie, jak by sobie tego zyczyli<br />
rodzice. Obowiqzki rodzinne ocenia jako najtrudniejsze sposr6d tych,<br />
jakie jej wypadto spelniac. Niemniej jednak zbudowanie rodziny uwaza<br />
za bodaj najwazniejsze z osiqgniyc zyciowych.<br />
67
~ ANKIETA<br />
- - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - -- - - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - -- - -- -- - -- - -- -- - - - -<br />
EWA RATAJCZVK <br />
Nie mam definieji rodziny, ale pewnq wizjy. Wyobrazam jq sobie<br />
jako twor nie majqey dokladnie okreslonyeh granie i ksztaltu. Jest w eiqglym<br />
ruehu: maleje, zwiyksza siy, jakas ezyse siy lamie (ale nie odpada),<br />
inn a wyrasta. Gdy istniejq oddzielnie, to znaezy, ie tak naprawdy<br />
ieh nie rna, bo isrniee mogq tylko jako ealose. Moiliwe jest, ie te ezysei<br />
nie znajdujq siy razem w tym samym miejseu, bo poruszajq siy w roinyeh<br />
przestrzeniaeh. Jak to siy dzieje, ze te ezysei istniejq razem? Co<br />
stanowi tkanky, ktora nie pozwala im siy rozpasC?<br />
Po pierwsze, jest to wytrwalose i eierpliwose, ktore Sq po to, by<br />
jedna ezyse nie "zjadla" drugiej. Dziyki niej ezysei "ueZq siy" toleraneji<br />
dla swoieh slabostek, niedoeiqgniye. Uswiadamiajq sobie, ie rodzina<br />
to nie perpetuum mobile, ale zloiona z niedoskonalyeh ludzi wspolnota,<br />
ktora wei'lz potrzebuje "paliwa", by dzialae. Wytrwalose i eierpliwose<br />
pomagajq bye weiqi nakierowanym na drugq osoby, dajq sily<br />
do spotkania, wyostrzajq slueh, nie pozwalajq zamknqe oezu wezasie<br />
rozmowy. Kazq dzwonie, pisaemaile, umawiaesiy do kina, na obiad.<br />
Po drugie, ezyms, co lqezy ezy.sci tego tworu, jest nadzieja, ktora<br />
uderza najmoeniej, gdy ehee siy juz zrezygnowae ze staran 0 to, by<br />
ezysei nie odpadly. Uezy bye nieobojytnym i swiadomym. Osmiela<br />
do mowienia 0 swoieh uezueiaeh. Odueza naiwnoSci, to znaezy myslenia,<br />
ze rodzina to wspolnota jui na wstypie otrzymujqea zapas<br />
szezy.scia, ktorego wystarezy na wszystkie lata.<br />
Niezbydnym skladnikiem jest tei wiara w sens isrnienia tyeh ezysci<br />
jako ealo.sci. Brak wiary oznaeza, ze rodzina nie isrnieje. Wiara,<br />
ze kiedys siqdziemy przy wspolnym stole, ehoe wydaje siy to bajkq<br />
konezqeq siy happy endem: "... i iyli dlugo i szezysliwie". Nie ehodzi<br />
tu jednak 0 to, ezy ten eel zostanie osiqgniyty. Najwainiejsze, ze wiara<br />
w niego nadaje sens kazdemu gestowi, slowu. Wiara w to, ie zlamana<br />
ezyse znow siy zrosnie. Wiara w ideal nawet wtedy, gdy postanawia<br />
siy zlamae obietniey, "ie ei y nie opuszezy az do smierei".<br />
Tym, co ogarnia wszystkie poprzednie warunki, jest milosc. Taka,<br />
ktorej trzeba wytrwale i z eierpliwo.sciq siy uezye, pokladajqe w niej<br />
nadziejy i wiary. Ty lekejy trzeba codziennie powtarzae.<br />
68
TEMAT MIESlf\CA<br />
Mam takie wyobrazenie tylko dlatego, ze moja rodzina jest takim<br />
tworem. Pod powyzszym por6wnaniem chcialam skryc prawd~<br />
o sobie, to, w jakiej rodzinie si~ wychowalam. Co tworzymy? Nasuwa<br />
mi si~ odpowiedz, ze to cos, co zwie si~ rodzinq, ale ... Nie mieszkam<br />
z tatq, a od kiedy zacz~lam studia, juz z nikim nie mieszkam<br />
dluzej niz dwa dni, raz na tydzien lub dwa. W czerwcu kolejny raz<br />
si~ przeprowadzilam, a wraz ze zmianq miejsca zmienila si~ liczba<br />
os6b tworzqcych rodzin~. Przybylo dw6ch m~zczyzn. Jeden z nich<br />
zostal m~zem mojej mamy, a drugi jest jego synem. Wszyscy mieszkajq<br />
w jednej miejscowosci. Tw6r 6w jest nad wyraz mobilny i zmienny,<br />
dlatego musimy wkladac wiele wysilku, by m6g1 nazywac si~<br />
rodzinq.<br />
Mam takq wizj~ rodziny (i takq rodzin~), kt6ra nie pasuje do<br />
og6lnie przyj~tego modelu (dwoje malzonk6w, tj . rodzic6w, plus<br />
dzieci). Nie wiem, czy mog~ nazwac jq kom6rkq spolecznq. Moja<br />
rodzina jest bardziej zr6znicowana niz ta podstawowa jednostka<br />
budulcowa. Jednak nie jej ksztalt jest najwazniejszy, poniewaz fundamentalnq<br />
sprawq jest to, co znajduje si~ mi~dzy ludzmi tworzqcymi<br />
rodzin~, co stanowi "Iqcznik" mi~dzy nimi. Calosc opiera si~<br />
na wytrwalosci, cierpliwosci, wierze, nadziei i milosci. To Sq bana<br />
Iy, kt6re "si~ wie", ale tylko zycie w rodzinie umozliwia ich zrozumienie.<br />
Wsp6lne zycie jest ciqglym wysilkiem. To nieustanna lekcja<br />
i nie mozna si~ zatrzymac w momencie, gdy rna si~ dwadziescia<br />
kilka lat i podejmuje decyzj~ 0 zalozeniu rodziny. Codziennie trzeba<br />
si~ uczyc siebie na nowo. Rodzina to studiowanie drugiego czlowieka.<br />
My wciqz si~ tego uczymy.<br />
Moja rodzina jest dla mnie potwierdzeniem, ze warto jq stworzyc<br />
(moze kolejnq, nowq, ale b~dqcq przeciez cz~sciq tej starej). Ktos<br />
moze jednak powiedziec, ze to ogromne ryzyko (i tak jest!) i ogromny<br />
wysilek, kt6ry wiqze si~ z niepewnosciq, czy wybralo si~ "wlasciWq"<br />
osob~, czy rodzina b~dzie trwala, a milosc wieczna. Te obawy<br />
spelnily si~ w mojej rodzinie, ale mysl~, ze zle decyzje pociqgn~ly<br />
za sobq dobre konsekwencje. Przez to, ze ta rodzina si~ rozpadla,<br />
zrozumielismy jej wartosc i to, jak bardzo trzeba si~ starac 0 wi~zi jq<br />
Iqczqce. Czasami tylko taki rodzaj podj~cia ryzyka moze ukazac sens<br />
jej istnienia.<br />
69
~ ANKIETA<br />
Mimo ze przeszlam te trudne lekcje i wyciqgn~lam pewne wnioski,<br />
sarna chcialabym z kims tworzyc rodziny "az do smierci". W tym chcialabym<br />
roznic si~ od moich rodzicow. Moze to jest naiwna wiara w pewien<br />
ideal. A moze wiara w to, ze mi si~ uda, jest fundamentem, ktory<br />
pozwoli mi na zrealizowanie tego celu? Podobnie jak byla i jest podstawq<br />
tworzenia rodziny, w ktorej siy wychowalam i wychowuj~...<br />
EWA RATA]ClYK, studentka socjologii w Wyzszej Szkole Europejsklej<br />
w Krakowie.<br />
JOANNA OlECH<br />
Z mojej rodzinnej schedy, wyniesionej z domu, najbardziej przydaly<br />
mi siy: po c z u c i e hum 0 r u (po Tacie) i po c z u c i e 0 d<br />
pow i e d z i a I nos c i (po Mamie). W dniu slubu moja m~ma miata<br />
lat 19, tata niewiele wi~cej, a to sprawilo, ze byli rodzicami bardzo<br />
mlodzienczymi. Oszcz~dzili mnie i siostrze solennych przestrog,<br />
okazywali za to duzo zaufania. Rodzice nie recenzowali moich zyciowych<br />
decyzji, nawet wowczas, gdy wszystko przemawialo za tym, ze<br />
robi~ blqd. Jestem im za to wdziyczna - dzi~ k i temu mam poczucie,<br />
ze sarna ponosz~ odpowiedzialnosc za swoje zyciowe wybory i nikogo<br />
nie obarczam winq za wlasne porazki. Pamiytajqc 0 tym, powstrzymujy<br />
si~ od wtrqcania si~ w zycie mojego doroslego syna. Nie chc~<br />
zasluzyc na miano Strasznej T eSciowej z niewybrednych dowcipow.<br />
Z perspektywy lat widz~, ze powtorzylam model rodziny b~dqcy<br />
mieszankq rodzicielskiej nonszalancji, intuicji i wiary, ze wszystko<br />
si~ uda. Niefrasobliwie wyszlam za m'lz i rownie niefrasobliwie zostalam<br />
mam'l trojki dzieci. Nie mielismy mieszkania ani stalej pracy,<br />
ale z domu rodzinnego wyszlam z po c z u c i ems i I y i be z piec<br />
z e ii s twa. Wieloletnia opieka nad ciyzko choq babciq, a potem<br />
pobyt na studiach W obcym mieScie przygotowaly mnie na przeciwnosci<br />
losu. Nigdy nie balam siy klopotow materialnych, chociaz zylismy<br />
skromnie. W macierzyiistwie dokuczalo mi natomiast poczucie<br />
uwi'lzania. Do dzisiaj zdarza mi siy marzyc 0 ucieczce od obowiqzkow<br />
na tropikalnq wyspy.<br />
70
TEMAT MIESL1CA<br />
Rodzicielstwo postrzegam jako t r u d n y b a I a n s porn i r;; <br />
d z y pow inn 0 sci ami a ego i z m e m. M6j egoizm czr;;stokroe<br />
okazywal sir;; zbawienny - to, co nazywalam nie dose perfekcyjnym<br />
wypelnianiem matczynych obowiqzk6w, paradoksalnie przyczyni<br />
10 si~ do wir;;kszej samodzielnosci moich dzieci. Gdyby nie ambicje<br />
zawodowe, zostatabym matkq-kwokq, pr6bujqCC1 kontrolowae potomstwo<br />
na kazdym kroku. A ze duzo pracowalam - dzieci zyskiwaly<br />
przestrzen dla wlasnych doswiadczen i eksperyment6w zyciowych,<br />
a ich mama zachowala szacunek dla siebie i poczucie wlasnej<br />
wartosci, jakie daje sensowna praca. Mam wolny zaw6d <br />
jestem Mamq-zawsze-w-domu, co rna swoje ogromne znaczenie.<br />
Dzieci nigdy nie nosily klucza na szyi. Nawet kiedy pracujr;; zamknir;;ta<br />
w swoim pokoju, moje matczyne ucho wr;;druje po calym<br />
mieszkaniu.<br />
Rodzina to elektrownia zasilajqca moje zyciowe baterie. Daje<br />
mi poczucie mocy i wartosci. Ja ich lubir;;, oni mnie lubiq, rozumiemy<br />
sir;; w p61 siowa, smieszq nas te same rzeczy, mozemy na siebie<br />
licz)'e. Rodzina jest fajna, kiedy wszystko gra, i nieoceniona w klopotach.<br />
Swiadomose, ze nigdy mnie nie zostawiq w biedzie, jest<br />
zr6dlem turbomocy. Kiedy jestesmy razem, nic nam nie straszne.<br />
Najwir;;cej oparcia doswiadczylam od rodziny w chorobie. Permanentna<br />
troska, niezawodna pomoc, rodzinny alert wok61 16zka<br />
chorego - to Sq chwile fantastycznej rekompensaty za tr;; tropikalnq<br />
wyspr;;, kt6rej sir;; wyrzekiam.<br />
Aby ten obraz nie byi faiszywie podretuszowany, muszr;; dodae,<br />
ze Sq i straty - w rodzinie, kt6ra jest bardzo zzyta, rany zadane przez<br />
bliskich bolq dotkliwie.<br />
Rodzinne kryzysy rozwiqzujemy pas z c z q. Poprzez gadanie, spory,<br />
negocjacje. Czasami zlowrogie pomruki, czasami wrzaski, ale zawsze<br />
do upragnionego skutku. Bardzo pomaga przyjacielski konfesjonai<br />
- mamy grono zaprzyjaznionych rozjemc6w. W sytuacjach<br />
skrajnych uciekamy sir;; do list6w. Gadulstwo calej naszej rodziny<br />
jest naprawdr;; zbawienne.<br />
My§lr;;, ze najwazniejszym spoiwem rodziny jest p raw d a i 10<br />
j a I n 0 § e.<br />
71
~<br />
-- - - --- - - - ANK1ETA<br />
-- - - -- - -- -- - - --- - - - - - - - --- - - - - - - -- - - - - - --- - -- - - - --- - - - -- - - -- - - - - ---<br />
Pozytki z posiadania rodziny wydajq mi siy tak oczywiste, ze jedynym<br />
przeciwwskazaniem dla zakladania rodziny jest, w moim przekonaniu,<br />
chroniczna nielojalnosc i uzaleznienie od klamstwa.<br />
JOANNA OLECH, z wykszta!cenia grafik, z zawodu publicystka, z zamilowania<br />
mama trojga dzieci (24,16,13), od niedawna teSciowa. Uprawia<br />
macierzynsrwo spomaniczne, improwizowane - od nadopiekunczosci<br />
ku matczynej nonszalancji i z powrotem.<br />
STANIStAW KRAJEWSKI<br />
Tytulowe pytanie jest dla mnie 0 tyle ciekawe, ze niegdys odpowiedi<br />
na nie wcale nie byla dla mnie oczywista. Gdy bylem mlodym<br />
czlowiekiem, myslalem czasem, ze zostany niezaleznym od nikogo myslicielem,<br />
wl6czygq, kt6ry kroczy gdzieS po marginesach tego swiata,<br />
moze nawet pustelnikiem. Rodzina by w tym przeszkadzala. Jednak gdy<br />
tylko zakochalem siy, chyc bycia razem przewazyla. Gdy zakochalem<br />
siy na dobre, zalozenie rodziny wydalo siy czyms oczywistym.<br />
Naturalnie malzenstwo powoduje wyrainq utraty niezaleznosci.<br />
W zamian zyskuje siy poczucie, ze jest siy razem na dobre i na zle i ze<br />
wsp61nie buduje si y zycie. Jdli ktos uwaza, ze rna do spetnienia w zyciu<br />
jakid zadanie, to wsparcie ze strony wsp6lmalZonka jest nieocenione,<br />
bo trwale. Mojej zonie zawdziyczam niezmiernie wiele. Nigdy<br />
nie zalowalem, ze siy ozenilem. Gdyby to siy nie stalo, moje<br />
zycie byloby inne, ale czy lepsze? Bardzo wqtpiy.<br />
Oczywiscie dzieci przynoSZq jeszcze wiykszq utraty niezaleznosci.<br />
W zamian uzyskuje siy niepor6wnywalne z niczym uczucie wobec<br />
dziecka, a ponadto poczucie, ze przedluza siy zycie, i to zycie<br />
ludzkie - najbardziej tajemniczy i najswiytszy ze znanych mi (nam<br />
wszystkim?) sposob6w egzystencji. Mam nadziejy, ze przekazujy mym<br />
synom to, co uzyskalem od moich rodzic6w: poczucie, ze bez wzgl~du<br />
na wszystko nalezy byc porzqdnym czlowiekiem. Nieraz drz~ z niepewnoSci,<br />
czy ten przekaz jest niezagrozony. Dla mnie kiedys znaczyl<br />
on miydzy innymi - choc wprost rodzice 0 tym raczej nie mowi<br />
Ii - ze nie mozna siy zalamac, zostawszy wiyiniem (politycznym).
TEMAT MIESII\CA<br />
Nie jest dla nikogo jasne, co ten przekaz oznacza w obecnych czasach<br />
- gdy mamy wolnosci polityczne, ale nie mniejsze nii niegdys<br />
trudnosci w realizacji drogi iyciowej.<br />
Wainosc rodziny jest powszechnie uznana w Polsce. W iadnym<br />
razie nie jestem wiyc wyjqtkiem, choc, w przeciwienstwie do wiykszosci,<br />
czerpiy tei wsparcie z tradycji iydowskiej. Staram siy zarazem<br />
wystrzegac naiwnosci. Przeciei ani zwiqzek malienski, ani zwiqzek<br />
z dziecmi nie obywa siy bez kryzysow. Zarowno napiycia wewnqtrz<br />
rodziny, jak i pokusy obecne na zewnqtrz Sq dla rodziny<br />
grozne. Kryzysy mogq, jak wiadomo, prowadzic do negatywnych<br />
uczue, zlych zachowan, zaiamania zaufania, wreszcie - do domowego<br />
piekta. Nie rna, rzecz jasna, przepisu, jak do tego nie doprowadzie<br />
i jak siy z takich sytuacji wydobywac. Ja mogy stwierdzic tylko<br />
cos elementarnego: iatwiej jest, gdy siy je potraktuje jako test, czyli<br />
uczyni zaioienie, ie chce siy uratowac te zwiqzki, gdy siy zdobydzie<br />
na determinacjy, by siy nie poddawac, na przekonanie, ie trzeba to<br />
robic wspolnie. OczywiScie nie naleiy abso<strong>luty</strong>zowac wartosci rodziny:<br />
czasem rozwod, a nawet odebranie praw rodzicielskich, jest<br />
najmniej ztym rozwiqzaniem. Wydaje mi siy jednak, ie poza skrajnymi<br />
sytuacjami naleiy zaczynac od zaioienia, ie nadrzydny jest interes<br />
rodziny, a nie sprzeczne za sobq interesy jej poszczegolnych czionk6w.<br />
Nie wiem, czy jest to moiliwe w obecnych czasach, gdy coraz<br />
bardziej oczywisty staje si y absolutny prymat potrzeb indywidualnych.<br />
Wok6! mnie pelno jest rozwod6w. Po kilku lub kilkunastu<br />
latach ludzie zaczynajq iye z kims innym. Warunki spoleczne to umozliwity,<br />
bo kobiety Sq tak sarno wyksztakone i majq takie same szanse<br />
na pracy. Dzieci Sq najbardziej zdezorientowane, bo majq kolejnego<br />
tatusia lub mamusiy. Czy to nowy wzorzec iycia rodzinnego? Nawet<br />
jeSli tak, wskazuje na wagy rodziny.<br />
Uniezaleinianie siy dziecka od rodzic6w jest trudnym i bolesnym<br />
procesem. Syn jest kontynuacjq mojej osoby, a zarazem jest oddzielnym<br />
cziowiekiem, kt6ry rna prawo do swojej niezaleinoSci. Wiem,<br />
ze moze isc swojq drogq, co wiycej, ze wiasnq drogq isc m u s i. Starszy<br />
syn interesuje si y - i to demonstracyjnie - czyms innym nii ja<br />
(utrzymuje wiyc dystans i wobec matematyki, i filozofii, i religii<br />
w ogole - a judaizmu w szczeg61nosci - oraz taternictwa itd.). Ale<br />
73
~ ANKIETA<br />
przeciez jestem z niego dumny: szuka swojej drogi niezaleznie i bezkompromisowo.<br />
Imam nadziejy, ze na dluzsz'l mety nie odejdzie od<br />
dziedzin mi bliskich, a juz na pewno od moich wartosci. Ja przeciez<br />
odrzucilem ateizm moich rodzicaw, nie traqc szacunku ani dla nich,<br />
ani dl a ich ateizmu.<br />
Gdy spotykam malzenstwo bez dzieci, trudno mi si y powstrzymae<br />
od wspalczucia, choe wiem, ze to magi bye ich swiadomy wybar.<br />
Wiem, jak wiele tracq. Nawet gdyby mieli miee dziecko niepelnosprawne.<br />
M6j mlodszy syn uczy mnie czegos zupelnie innego niz<br />
starszy. Jest uposledzony (rna zespa/ Downa). Kontynuacja mojego<br />
zaangazowania zawodowego czy spolecznego nie wchodzi w gry.<br />
Uczy mnie jednak lepiej niz ktokolwiek radosci zycia i czystosci relacji<br />
z ludimi. Moje zycie stalo siy przez niego trudniejsze, ale na pewno<br />
nie gorsze. Oczywiscie jeszcze mniej niezalezne w sensie indywidualistycznym,<br />
ale w jakims sensie jeszcze glybsze. A potrzeba prymatu<br />
rodziny okazala siy dziyki niemu czyms oczywistym. Bo dla<br />
niego rodzina - to caly swiat. Nie zyczy nikomu takiego doswiadczenia,<br />
ale czasem mysiy, ze "wypozyczenie" go ludziom w kryzysie<br />
pozwoliloby im docenie wartose rodziny.<br />
STANISLAW KRAJEWSKI, mieszka w Warszawie z (pierwsz'!) zon'!<br />
Monik,! i dwoma synami: Gabrielem (18) i Danielem (15).<br />
KATARZYNA STARMACH<br />
Dom jest miejscem, gdzie poznalam i odkrylam najprostsze i podstawowe<br />
prawdy 0 swiecie, gdzie spotkalam swoich pierwszych nauczycieli,<br />
kt6rzy pokazali i opisali mi ten swiat. To oni wpisali we<br />
mnie te najbanalniejsze, elementarne zasady i wartoSci. To jednak,<br />
co najbardziej dzisiaj doceniam i za co jestem wdziyczna rodzicom,<br />
to calkowita pewnose, ze akceptujq mnie i moje wybory, to uznanie<br />
mojej odrybnoSci, niepowtarzalnosci, wyjqtkowosci. Dom kojarzy<br />
mi siy z Woinosciq, nie tq pojmowan'l jako samowola, ale z mozliwOSci'l<br />
bycia sobq u siebie, z mozliwoSci'l posiadania wlasnych pogiqd6w,<br />
wlasnego zdania, kt6re zawsze jest szanowane. Rozwijalam<br />
74
TEMAT MIESII\CA<br />
siy w przeswiadczeniu, ze jestem kochana i akceptowana taka, jak'l<br />
jestem. Nie wiem, co to znaczy milose warunkowa, "milose za ...",<br />
milose rodzic6w do dzieci, 0 ile te realizujq ich wlasne, niespelnione<br />
ambicje i marzenia. Moze brzmi to banalnie i malo oryginalnie, ale<br />
to wtasnie temu zawdziyczam poczucie wlasnej wartosci i niezaleznosci,<br />
a jednoczesnie wiem, ze czegokolwiek bym nie zrobila, jakichkolwiek<br />
blyd6w bym nie popelnil a, rodzina zawsze bydzie moim<br />
oparciem i bydzie gotowa na to, by mi pom6c.<br />
Mimo iz otrzymalam od rodzic6w godny nasladowania wzorzec<br />
i w gruncie rzeczy wiem, jak chcialabym zbudowae wi~zi i relacje<br />
w mojej wlasnej rodzinie, gdy zaczynam wybiegae myslami w przysztose<br />
i wyobrazae sobie siebie w roli zony i matki, pojawia si~ we<br />
mnie wiele obaw. Jak wiele przeciez wok61 nas nieudanych zwi'lZk6w,<br />
pomylek i jak wiele zwiqzanych z tym nieszczysc i dramat6w<br />
ludzkich. Dzis, w swiecie, gdzie wszystko jest relatywne, ulotne, nietrwale<br />
i zmienne, ta powazna i dojrzala decyzja 0 trwalym zwi'lzaniu<br />
siy z drugq osobq przeraza swojq powagq i ostatecznoki'l. Przez<br />
to coraz czysciej pojawia siy wsr6d mlodych ludzi przekonanie, ze<br />
na "te" sprawy zawsze jest czas, i ze nie warto si y do niczego spieszye.<br />
Pogl'ldy te utrwalaiq tez bezmyslnie powielane przez mlodych<br />
ludzi schematy postypowania, zycia, w kt6rych wsr6d pozqdanych<br />
rzeczy najpierw jednym tchem wymieniane S'l: praca, kariera, mieszkanie,<br />
samoch6d... , a dopiero potem, gdzies tam na koncu, rodzina.<br />
Mysly, iz przyczynq takiej wlasnie postawy jest ciqgle poczucie niedojrzatoki,<br />
obawa przed utrat'l pelni niezaleznoki i wolnoki decydowania<br />
0 sobie samym. W zwiqzku dwojga ludzi nasze dot'ld autonomiczne<br />
"ja" ulega ograniczeniu, co prawda poprzez swiadomq i dobrowoln'l<br />
decyzjy, ale od tego momentu nie jesteSmy juz<br />
odpowiedzialni tylko za siebie, ale i za ukochanq osoby. Budowanie<br />
malZenstwa, rodziny to nieustanna praca nad sob'l, nad nowq rol'l<br />
zony, matki, nad wsp61nymi relacjami.<br />
Jednak pomimo tych wszystkich trudnosci i wyzwan, jakim musimy<br />
sprostae, uwazam, ze zalozenie rodziny, stworzenie prawdziwego,<br />
pelnego ciepla ogniska domowego, gdzie dzieci i rodzice czujq<br />
siy bezpieczni i szcz~sliwi, jest i powinno bye celem ludzkiego zycia.<br />
Wszystko bowiem, co tworzymy, zostawiamy po sobie na tym swie<br />
75
~<br />
ANKIETA<br />
- -- - - - -- - - - - - - - - - - - - - --- - - -- - - - -- - - -- - - -- - - -- - - -- ---- - - - - - -- - - - -- - --- -- --- ---- -<br />
cie, jest przerazajqco nietrwale i ulotne, nie dajqce nam pelni spelnienia<br />
i satysfakcji. Jedyne, co tak naprawdy prowadzi do pelni szczy<br />
§Cia, to oddanie swiatu cZqstki siebie. To akt stworzenia, wychowania,<br />
uksztaltowania nowego czlowieka, nowej ludzkiej istoty. Nie<br />
rna przeciez wspanialszego uczucia niz szczera milosc kobiety i myzczyzny,<br />
kt6ra owocuje przyjsciem na swiat dziecka. Nie rna wiykszej<br />
satysfakcji jak ta odczuwana, gdy rodzina przez nas zalozona jest<br />
ostojq d la domownik6w - z niej czerpiq aspiracje, motywacje do dzialania,<br />
tu odnajdujq pomoc i zrozumienie.<br />
KAT A RZYNA ST ARtVlACH, studentka europeistyki UJ i socjologii<br />
w Wyzszej Szkole Europejskiej w Krakowie.<br />
MAGDALENA ZIELINSKA<br />
Nie wiem, czy warto zalozyc rodziny, wiyc tym bardziej nie umiem<br />
odpowiedziec na pytanie, dlaczego. Co to w og6le znaczy "zalozyc<br />
rodziny"? Czy to znaczy "wziqc slub"? Co to znaczy "rodzina"? Czy<br />
rodzina to kochajqca siy para, czy malzenstwo, czy moze malzenstwo<br />
z dzieckiem?<br />
Wydaje mi siy, ze rodzina jako wsp6lnota ludzka zawsze bydzie<br />
istniec - zmieniac siy bydzie tylko jej definicja. Mysly jednak, ze "rodzina<br />
tradycyjna" przestanie miec racjy bytu. Kazde pokolenie inaczej<br />
rozumie ty "tradycyjnosC", stqd pewnie wciqz powtarza siy obawa,<br />
ze "tradycyjna rodzina" przezywa kryzys, ze ulega destrukcji.<br />
Na tej samej zasadzie starsze pokolenia ubolewajq nad brakiem dobrego<br />
wychowania i upadkiem obyczajnosci wsr6d mlodziezy. Za<br />
rodziny bydzie siy uwazac osoby powiqzane niekoniecznie krwiq czy<br />
powinowactwem, ale na przyklad przyjainiq. Wiyzy krwi nie zawsze,<br />
niestety, idq w parze z wiyzami emocjonalnymi (chodzi mi 0 milosc<br />
czy chocby 0 sympatiy, bo nienawisc czy strach to przeciez tez emocje).<br />
Jestem jedynaczkq, moja rodzina to tabe w duzej mierze moi<br />
przyjaciele (z kt6rymi znam siy od dziecka). Gdy brak wiyz6w emocjonalnych,<br />
rodzina okazuje siy tylko grupq obcych sobie ludzi 0 podobnym<br />
fenotypie.<br />
76
TEMAT MIESIJ\CA<br />
Sqdz~, ze w pospiechu i bylejakoSci, jakie cz~sto towarzyszq stylowi<br />
zycia wsp6tczesnego czlowieka, pojawia si~ potrzeba znalezienia<br />
autentycznego, szczerego zwiqzku, w kt6rym moglibysmy zdjqe<br />
maski i poczue si~ calkowicie akceptowanym (i nie chodzi mi tu koniecznie<br />
0 zwiqzek 0 charakterze romantycznym). Rosnq oczekiwania<br />
lqczone z bliskoSciq. Dlatego tez cZ~Sciej odczuwa si~ rozczarowan<br />
ie, cZ~Sciej doskwiera swiadomose trudnosci/niemozliwosci zbudowania<br />
bliskiej i gl~bokiej wi~zi z innym czIowiekiem. Rosnie<br />
frustracja, zniech~cenie. Paradoksalnie wi~c: im bardziej szanujemy,<br />
cenimy intymnose, im bardziej zalezy nam na autentycznym kontakcie,<br />
tym wi~cej w nas l~ku przed zawierzeniem si~ drugiej osobie.<br />
Sporo ludzi cofa si~ przed tym ryzykiem (ja osobiscie tez nie nalez~<br />
tu do kamikadze). Boi si~ obciqzenia, boi si~ porazki, nie chce<br />
kompromis6w w tak wazkiej sprawie (zycie jest jed no, w dodatku<br />
kr6tkie), w konsekwencji nie decyduje si~ na zalozenie rodziny. Inni<br />
z kolei podejmujq wyzwanie kompletnie bez namysiu, z powod6w,<br />
posr6d kt6rych mitose i ch~e budowania zwiqzku Sq na ostatnim<br />
miejscu (po: "a bo juz czas", "bo tyle lat jesteSmy razem", "bo boj~<br />
si~ bye samotny/a", "bo b~dziemy rodzicami", "bo razem latwiej si~<br />
utrzymaC"). Istnieje zjawisko opisane przez socjolog6w jako "syndrom<br />
arki Noego": w spolecznosci lokalnej wszyscy pozostajq<br />
w zwiqzkach i wywierajq presj~ na "singli" (osoby zyjqce w pojedynk~),<br />
oczekujqc, ze dopasujq si~ oni do standardu. Jednak prawie po<br />
Iowa gospodarstw domowych w wielkich zachodnich miastach to<br />
wlasnie gospodarstwa sing!i, poza tym narodzily si~ nowe trendy, na<br />
przykIad: quirkyaLone l czy zycie w modelu LAT (living apart together).<br />
Widae wyraznie, jak bardzo wrazliwq na przemiany kulturowe<br />
strukturq jest rodzina.<br />
Rodzicom zazdroszcz~ najbardziej tego, ze trafili na siebie bez<br />
pudta. Od trzydziestu lat chodzq, trzymajqc si~ za r~ce i wymykajq<br />
si~ na spacery we dwoje, a gdy jedno z nich wyjezdza, drugie zaczyna<br />
miee objawy odstawienia. Mysl~, ze sukcesem dobrej rodzi-<br />
I Quirkyalone oznacza osob~, ktora potrafi iye sama, dobrze si\! czuje w pojedynk\!,<br />
nie pcha si~ na sil~ w byle jakie zwi'lzki tylko po to, ieby za wszelk'l cen~ z kims bye.<br />
Wjerzy, ze istnieje prawdziwa milosc, ale czekaj'lc na ni'l, nie siedzi z zaloionymi r~kami,<br />
rylko czerpie z iycia pelnymi garsciami.<br />
77
~ ANKIETA<br />
ny jest sukces pary. Jedn'l z najcenniejszych wartosci, jak'l przekazali<br />
mi rodzice, jest szacunek dla partnera. Dziyki temu znikaj'l problemy<br />
typu: niewiernose, rozgoryczenie stylem zycia czy stanem<br />
konta. Szacunek ten procentuje tez w wychowywaniu dzieci, bo<br />
jdli w rodzinie rna bye porz'ldek, rodzice musz'l bye konsekwentni<br />
i trzymae ze sob'l, czyli nie podwazae wzajemnie swoich decyzji<br />
dotycz'lcych dziecka.<br />
W mojej rodzinie bardzo podoba mi siy tez liczba kontaktow<br />
"czulosciowych". Jest to cos, co chcialabym zastosowae w rodzinie,<br />
ktor'l zalozy (jesli zalozy). Bliskose fizyczna jest przejawem bliskosci<br />
psychicznej. Swiadomose, ze mogy siy przytulie do taty czy domagae<br />
siy "glaskow" od mamy, pozwala czue siy ich dzieckiem niezaleznie<br />
od wieku. Ludzie czysto S'l powsci'lgliwi w okazywaniu sobie sympatii<br />
i obszar zycia rodzinnego nie jest tu wyj'ltkiem. Znam osoby,<br />
ktore nie przytulaly siy do mamy od czasow przedszkola. Dla mnie<br />
(jako ewentualnej matki) bylaby to porazka wychowawcza.<br />
Jdli chodzi 0 wsparcie ze strony rodzicow, dostarczaj'l mi go<br />
w zasadzie za kazdym razem, gdy tego wsparcia potrzebujy, i wydaje<br />
mi siy, ze tak wlasnie powinno bye. Rodzic powinien bye sojusznikiem<br />
swojego dziecka, nie slepym wyznawcq bostwa, ale m'ldr'l podpor'l,<br />
ktora w odpowiednich momentach usuwa siy w cien i pozwala<br />
dziecku samodzielnie dzialae. Tego nauczyli mnie moi rodzice.<br />
MAGDALENA ZIELrNSKA, lat 27, niezam~zna, psycholog, doktorantka<br />
na Uniwersytecie Jagiellonskim w Krakowie.<br />
DOROTA DOBROCZVNSKA<br />
Mam glybokie odczucie, ze teza 0 kryzysie rodziny w czasach<br />
obecnych nie jest do konca prawdziwa. S'ldzy, ze rodzina jest - i byla<br />
w ogole - instytucj'l' w ktorej zyje siy raczej nielatwo, malo tego <br />
w pewnym sensie wyrokiem, bo alternatywy (oprocz singlowania)<br />
do tej pory nie wymyslono.<br />
Pod pojyciem rodziny byd y rozumiala, w kontekscie ponizszych<br />
rozwazan, zwi'lzek myzczyzny i kobiety posiadaj'lcych potomstwo.<br />
78
TEMAT MIESIACA<br />
Na razie ten okrojony model (mimo ze wydaje si~ klasyezny) powinien<br />
wystarezye.<br />
Warto moze zadae pytanie, dlaezego ludzie umawiajq si~ ze sobq<br />
na wspolne zyeie. Odstawmy na polk~ kilka oezywistyeh odpowiedzi,<br />
takieh jak naturaIna potrzeba prokreaeji ezy jakiejs sensownej<br />
organizaeji swojego zyeia. Cheialabym skoneemrowae si~ w tej ehwili<br />
na dwoeh zagadnieniaeh: biologieznyeh aspektaeh ludzkiego funkejonowania<br />
i wymiarze sakralnym tegoz.<br />
Zaeznijmy od natury. Nie jest juz dla nikogo tajemnicq, potwierdzily<br />
to badania empiryezne, ze biologiezne interesy kobiet i m~zezyzn<br />
rozniq si~ znaeznie od siebie. 0 ile dla samea ezlowieka priorytetem<br />
jest obdarzanie swojq informaejq genetyeznq jak najwi~ k szej<br />
liezby samie, dla kobiet opieka nad istniejqcq juz w rzeezywistoSci<br />
emanaejq tego kodu i poezueie bezpieezenstwa wydajq si~ podstawowe.<br />
Przy ezym wydaje si~, ze zarowno dla kobiet, jak i dla m~zezyzn<br />
monogamia jest stanem nienaturalnym: panom blokuje najwazniejszy<br />
z pop~dow (rozprzestrzenianie kodu genetyeznego), panie<br />
skazuje na m~k~ niepewnosei (po kilku lataeh zainteresowanie<br />
partnera slabnie, a poezueie koneentraeji uwagi na sobie jest warunkiem<br />
sine qua non poezueia bezpieezenstwa).<br />
Jednakie istota ludzka nie jest, jak wiadomo (skqd wiadomo - to<br />
wielkie pytanie ...), zbiorem impulsow biologieznyeh ukierunkowanyeh<br />
na przetrwanie i prokreaej~. Cala boska sfera naszej natury pragnie<br />
i dqzy do nieobj~tego i nieskonezonego, ehee milowae i nienawidzie,<br />
bye blisko z istotami wlasnego, a tel, i innyeh gatunkow, przemieniae<br />
si~ i rozwijae, ogrzewac w blasku nienazwanego, a takie<br />
niszezye i zaprzepaszezac si~ w sobie tylko wiadomyeh dqzeniaeh.<br />
Czy zeby jakos uporae si~ z tq dramatyeznq wieloSciq i roznoSciq<br />
potrzeb, wymyslono dla kobiet malienstwo, a dla m~zezyzn wojny?<br />
Czy dlatego, ze pop~dy i marzenia Sq tak niesamowieie sprzeezne,<br />
nie rna ani dobryeh wojen, ani udanyeh malZenstw? A moze jednak<br />
Sq, a jesli tak (tylko zwiqzki, bo fajnej wojny ehyba nie da si~ poprowadzic...),<br />
to od ezego w takim razie to zalezy?<br />
Trudno mowie 0 zamierzehlyeh ezasaeh, ehoeiaz w hordaeh i malutkieh<br />
plemionaeh sp~dzili§my wi~kszose naszego ezasu na Ziemi.<br />
Jak w takieh spoleeznoSciaeh ukladaly siy sprawy m~sko-damskie,<br />
79
~ AN KIETA<br />
a jak relacje rodzic6w z dziecmi, niewiele wiemy, ale jui czasy staroiytne<br />
maluj£! caly fresk szalonej ludzkiej dzialalnoSci na tej planecie.<br />
Wszystkie odmiany promiskuityzmu, zdrady, przemoc, gwalty i kazirodztwo,<br />
okrucienstwo wobec dzieci i siebie nawzajem, niepohamowane<br />
d£!ienie do wladzy i posiadania, a tei i dziesi£!tki lat trwajqce<br />
piykne zwi£!zki, wiernosc ponad wszystko, tysknota za Tym Jedynym<br />
i Tq Jedynq, uporczywe powroty do pewnej wyspy i czula<br />
tkliwosc ...<br />
Czasy nowoiytne chyba nie r6ini£! siy za bardzo od tych zamierzchlych.<br />
Przez co najmniej dwa tysiqce lat niepodzielnie panowal naprawdy<br />
groiny dla kobiet patriarchalizm, kt6ry pojawit siy i rozwijal<br />
jakby kompletnie wbrew jednemu z gl6wnych zdan Starego Testamentu:<br />
"myiczyznq i kobietq stworzyl ich ...". W warunkach takiej,<br />
duchowej, a czysto i fizycznej, przemocy trudno bylo chyba realizowac<br />
partnerstwo, bez kt6rego niemoiliwe jest, jak siy wydaje, zbudowanie<br />
dobrego i trwalego zwi£!zku. Ale i tak najgorszy los spotykal<br />
dzieci. Niewiele siy nimi przejmowano, rodzily siy i marly, a jesli<br />
jui udalo im siy przeiyc, to czysto po to tylko, by mogly byc maltretowane<br />
przez swych rodzic6w i opiekun6w.<br />
Oczywiscie, chcy to mocno podkreSlic, przemoc wobec kobiet<br />
i dzieci nie byla zapewne powszechnq regulq, ale przypadki takie<br />
musialy byc jednak bardzo czyste, skoro jui Bronislaw Ferdynand<br />
Trentowski w 1842 roku odradzal rodzicom karanie chlostq niemowlycia<br />
(sic!), bowiem: " R6zga zapali w niem nieswiadome siebie,<br />
lecz przeciei nieznosne uczucie nieslusznosci, jakiej doznaje".<br />
R6wniei Korczak staral siy uswiadomic swych wsp61obywateli, ie<br />
dziecko jest po prostu istotq ludzkq i moina jq szanowac. Jak wiadomo,<br />
nie wszystkich to obeszlo. Opr6cz dotkliwej przemocy fizycznej<br />
dzieci spotykalo w tzw. procesie wychowawczym upokarzanie,<br />
karanie, przemoc slowna i molestowanie seksualne. (Na<br />
marginesie dodam, ie obecne przelamywanie tabu w tym wzglydzie<br />
i naglasnianie spraw przemocy seksualnej wobec dzieci jest tylko<br />
nieSmialym dotkniyciem czubka g6ry lodowej, a ogromna wiykszosc<br />
tego rodzaju przestypstw popetniana jest przez najblii szych<br />
czlonk6w rodziny dziecka) .<br />
80
TEMAT MlESll\CA<br />
Wszystko to w rodzinach ciqgle istnieje. Niemal codziennie mozna<br />
przeczytae doniesienia 0 okrucienstwach wobec dzieci, ostatnio na<br />
przyklad "Gazeta Wyborcza" opublikowala wywiad z dr Monikq PIatek,<br />
skoncentrowany wok6! dramatycznego pytania (kt6rego, moim<br />
zdaniem, w og6le nie powinno bye, jesli m6wimy 0 rodzinie): dlaczego<br />
nie wolno bie dzieci? Tak wi~c jest smutno, a dla wielu po<br />
prostu strasznie.<br />
Tematem na zupelnie inny tekst bylaby pr6ba opisania kondycji<br />
spolecznej w og61e, bo przeciez my sami i ludzie wok61 nas wyrosli<br />
w takich wlasnie, mniej lub bardziej trudnych warunkach i z tym<br />
smutnym dziedzictwem weszli w dorosle zycie.<br />
"Spieszmy si~ kochae ludzi ...". Ale moze nie dlatego, ze tak szybko<br />
odchodzq, tylko dlatego, ze po prostu Sq. Zacznijmy od siebie.<br />
Pokochac siebie wydaje si~ oczywiste, a jednak wcale nie jest takie<br />
latwe. Ale jeSli to si~ uda, mozna tq cudownosciq kogos obdarzyc.<br />
I to jest najlepszy fundament do zbudowania dobrego zwiqzku. I juz<br />
wcale nie trzeba si~ przejmowae wychowaniem dzieci...<br />
DO ROTA DOBROCZ¥NSKA, w <strong>luty</strong>m rego roku si'1dzie na dwoch<br />
krzeselkach - psychologa i przedsi~biorcy . Od wielu lar pozosraje w mniej<br />
wi~cej monogamicznym zwi'1zku. Srara si~ zapewnic wspolnej progeniturze<br />
mite wspomnienia z dziecinstwa.<br />
AGNIESZKA PELC<br />
Os miel~ s i~ stwierdzic, ze pytania postanowione w ankiecie z g6ry<br />
sugerujq, jak nalezy wartoSciowac posiadanie rodziny, a jak - jej brak.<br />
Zaklada si ~ tu jako mozliwe tylko dwie odpowiedzi: 1) tak, warto<br />
zakladac rodzin~, i 2) tak, warto zakladae rodzin~, ale ... Nie dopuszcza<br />
si~ mysli 0 ludziach, kt6rzy po prostu tego nie chcq. Urodzenie<br />
dziecka, zmienianie mu pieluch przez pierwsze kilka miesi~cy<br />
jego zycia, sprzqtanie, gotowanie i robienie wszystkiego wokolo niego<br />
nie jest, jak przypuszczam, naj w i~kszym marzeniem pewnej cz~sci<br />
ludzi na swiecie.<br />
Dlaczego wi~ kszose z nas uwaza, ze rodzina to schemat przynajmniej<br />
2 + 1? Dlaczego wydaje nam si~, ze rodzina pojawia si~ dopie<br />
81
~<br />
- ---<br />
ANKIETA<br />
-- - - -- - - - - - - - -- - -- - - - -- - - -- - - - - -- - - - - - - - - -- -- - - - -- - - - - --- --- -- - --- - - - - - - - - - -<br />
ro z przyjSciem dziecka na swiat? Czy mamy prawo uwazae, ze osoba,<br />
kt6ra nie chce miee dzieci, jest niepelnowartoSciowym czlowiekiem?<br />
Odpowiedi nasuwa siy sarna, ale czym innym teoria, a czym<br />
innym praktyka. Osoby samotne i bezdzietne bardzo czysto traktowane<br />
Sq jako "te gorsze". Nie bez powodu sam wydiwiyk okrdlenia<br />
"stara panna" jest negatywny.<br />
A przeciez r6wnie dobrym wkladem w ksztaltowanie siy wsp61<br />
czesnego nam swiata jest poswiycanie zycia innym przez uczenie ich,<br />
dzielenie siy wlasnym doswiadczeniem, niesieniem pomocy i rady.<br />
Naukowcy, duchowni, Iiteraci i wielu, wielu innych ludzi podejmuje<br />
przynajmniej pr6by wniesienia we wsp6lczesnq ludzkq egzystencjy,<br />
w ten dziwny i zagmatwany swiat czegos wartosciowego. Owszem,<br />
niekt6rzy majq rodziny, ale inni nie, poswiycajqc siy w zupelnosci<br />
swojej dziedzinie (przykladem moze stae siy tu Immanuel Kant, kt6<br />
ry - uwazany za wybitnq jednostky - calkowicie oddal si y swojej<br />
pracy, nie dzielqc zycia na rodzinne i zawodowe).<br />
Poza tym nie wszyscy stworzeni Sq do zycia rodzinnego, co nie<br />
znaczy, ze nie nadajq siy do zycia w spoleczenstwie. Mysly, ze postulat<br />
"nie mycz siebie i innych" w pewnych przypadkach jest jak najbardziej<br />
uzasadniony. Po co unieszczysliwiae innych i siebie, zmuszajqc<br />
siy do wypelnienia roli spolecznej? Krzywdzi siy tyl ko w ten<br />
sposob cale otoczenie. Nieumiejytnose otwartej rozmowy powoduje<br />
narastanie konfliktow, zmartwien, problemow - a rodzi siy ona ze<br />
znudzenia, braku zrozumienia i przede wszystkim niechyci do drugiej<br />
osoby. Czy nie lepiej skupie swojq energiy na pracy dla siebie<br />
i innych?<br />
Moja mama nauczyla mnie wielu waznych rzeczy, miydzy innymi<br />
tego, ze trzeba w ludziach szukae dobra, a nie samych negatywnych<br />
cech; ze kazdy czasami potrzebuje dobroci i tzw. pomocnej ryki.<br />
Zawsze mowi, ze powinnam olbrzymiq wagq przykladae do wlasnego<br />
wyksztalcenia - nie tylko naukowego, ale takie emocjonalnego.<br />
Uczye siy dla rozwoju rozumu i serca. Chcialabym umiee i mac przekazae<br />
te wartosci komus innemu, ale niekoniecznie swoim dzieciom.<br />
Czlowiek uczy siy przez cale swoje zycie we wszystkich sytuacjach.<br />
Jest zatem wiele ewentualnosci "przemycenia" tych prostych, a tak<br />
przydatnych prawd zyciowych innym. M ozna bye wykladowq, dzien<br />
82
TEMAT M[ESlt\CA<br />
nikarzem, pisarzem, poetq.. . Sq miliony mozliwoSci spelnienia siy<br />
w innej roli niz rodzinna ezy rodzieielska.<br />
Na pytanie, ezy w przyszlosei ehey zalozye rodziny, odpowiadam<br />
redakeji i sobie: "nie wiem". Dzisiaj sklaniam siy bardziej ku<br />
temu, zeby -v.rybrae te drugq drogy - weale nie gorszq, po prostu<br />
innq. Co jednak mozna wiedziee, majqe niespelna dwadzideia lat?<br />
AGNIESZKA PELC, studentka filozofii PAT i socjologii w Wyzszej Szko<br />
Ie Europejskiej w Krak owie.<br />
TOMASZ PONIKtO<br />
Chey zalozye rodziny. Dlaezego? Bo nie -v.ryobrazam sobie iyeia<br />
poza niq. W lasnie w mojej rodzinie zostalem -v.ryehowany w taki sposob,<br />
ie za pewnik uznajy to, iz w zyeiu najwainiejsze Sq wartosei<br />
pozamaterialne: milosc, wiara, nadzieja, uezeiwa praea... i rodzina.<br />
Nie wiem, ile razy mowilismy 0 tym wprost - najwazniejszy byl dla<br />
mnie po prostu przyklad moieh rodzieow. N ie zdarzylo mi siy dostrzee<br />
niekonsekweneji w ieh dzialaniaeh ezy mysleniu - s qdz~ , ze to<br />
bardzo waine. Po pierwsze, u ni k n~ li moralizatorstwa, po drugie,<br />
hipokryzji. Czym innym jest przeeiez sillehanie i przyjmowanie nakazow,<br />
a ezym innym eodzienne doswiadezanie, w naj mniejszyeh<br />
sprawaeh, sily przekonan, wplywu wartosei. Z awsze eZlllem siy czlonkiem<br />
rodziny, osobq, ktora jq wspoltworzy, a nie kims, kto rna siy<br />
ezemlls podporzqdko-v.rywae. Jedyne, co bylo jasno sformulowane,<br />
to milose. Milose, ktora poeiqga za sobq mnostwo konsekweneji,<br />
wiele wymagan, sprawy nie zawsze proste, ezasem bolesne, ale tylko<br />
ona jest w stanie zagwarantowae rodzinie trwalose. C he~ zbudowac<br />
swojq rodziny w opareiu 0 milose, oezywiseie, majqe za punkt -v.ryj<br />
$cia obustronne ueZlleie mojej partnerki i moje, ktore przelozy si~<br />
bezposrednio na nasze dzieei. JeSli wi ~e pomiydzy nami b~dzie milose,<br />
to najwazniejsze jui znalazlem! Jej konsekwenejq bydzie szaeunek,<br />
wolnose, bliskose, wspolodpowiedziainose i ... sib do z-v.ryklego<br />
zyeia. Bo to wlasnie w eodziennoSci tkwi najwi ~ee j zagroien dla rodziny.<br />
Kiedy eoraz wi~eej ezasu sp~dz a si~ poza domem, latwo stra<br />
83
~ ANKIETA<br />
cic z oczu to, co cenne, na przyklad ze wzglerdu na pracer. Praca moieh<br />
rodzic6w jest dla mnie wzorem, po pierwsze dlatego, ze jest uczciwa<br />
i zmierza do dobra ze wzglerdu na sw6j przedmiot; a po drugie,<br />
rn a byc tak sarno dobra dla naszej rodziny. Co rozumiem przez ten<br />
drugi warunek? To, ze pieniqdze nigdy nie Sq wartoSciq samq w sobie.<br />
Zarabianie ich to nie "bogacenie sier", tylko stwarzanie lepszych<br />
warunk6w rodzinie. Moja M ama pracuje z dziecrni niepetnosprawnymi.<br />
Kilkakrotnie bylem obecny podczas Jej zaj\c. Nauczylem sier<br />
wtedy, co to znaczy byc powolanym do okrdlonej pracy, jaki jest jej<br />
eel i czym jest sarna rnilosc. M6j T ata praeuje bardzo eiyzko; rna<br />
malo "swojego" czasu. Wielokrotnie wyjezdzal "na dluzej" - pamiytarn<br />
jeden z Jego powrot6w, akurat w dniu imienin, wiye w domu<br />
zorganizowano powitanie ze znajornymi. Mialem moze piyc<br />
lat. Tata wrocil po pol roku nieobecnoSci i nie moglem nic zrobic<br />
ze swoj q radoSciq: przytulic siy do Niego, opowiadac, pytac, bo<br />
zajerty byl goscmi. Zawolalem Go i powiedzialem: "wiesz, ja bardziej<br />
kocharn M arner, bo Ciebie nie rna ... ". I wtedy po prostu ze<br />
rnnq posiedzial. Bylern za maly, by zrozumiec, ze nie wyjeehal po<br />
to, by zarabiac, ale zeby nam (miydzy innymi rnnie) zapewnic jakotakie<br />
warunki zycia. Parokrotnie podczas wspolnej rozmowy przy<br />
kolacj i zastanawialisrny si\, czy Tata powinien podjqc jakqs oferter<br />
i pamiertam, jak je odrzucal - choc pieniqdze byly dobre, nie mogly<br />
przewyzszyc pewnych wartosci, krore Sq najwazniejsze. Bo ezy pienierdzy<br />
berdzie wiercej, czy mniej, najwazniejsze jest, abysmy byli razern.<br />
Bliskosc osoby, na ktorej mi zalezy, kt6rej ufam, zawsze bydzie<br />
ponad tyrn, co rnogq dac pieniqdze. Dlatego w mojej rodzinie<br />
chey powtorzyc ten wzorzec pracy jako wartosci.<br />
W mojej rodzinie cheer, oczywiscie, miec dzieei, choc przyznajer,<br />
ze kwestia ich wychowania wciqz mnie przerasta. Jednak swojej rodzinie<br />
zawdzierczarn tyle, ze chcialbym to doswiadczenie przekazac<br />
innym, przede wszystkim przez zalozenie wlasnej rodziny. Rodzina<br />
to rnilosc, a mitosc daje siler. Mysly, ze rodzina moze byc sposobem<br />
spelnienia siy czlowieka.<br />
Szczegolnym momentem w fi lmie Prosta historia Davida Lyncha<br />
jest ten, w ktoryrn bohater opowiada 0 tym, jak kazal swoim dzieciom<br />
znaleic patyk i przelamac go, a kiedy to juz zrobity, poprosii,<br />
84
TEMAT MI ESIJ\CA<br />
by wzi~ ly kilka patykow i sprobowaly<br />
uczynic to sarno. Nie mogly;<br />
wtedy powiedzial im - widzicie,<br />
ta garsc patykow to wlasnie<br />
rodzina; zlamiesz jednego czlowieka,<br />
ale nie zlamiesz rodziny.<br />
Odczulem to rowniei ja. Kiedy<br />
przerosly mnie wlasne problemy,<br />
tylko wsparcie mojej rodziny pomoglo<br />
mi przez nie przebrnClc.<br />
Nawet jesli sam si~ 0 nie prosiiem,<br />
musialem ponosic konsekwencje,<br />
ale nigdy nie pozostawalem sam.<br />
Wainym oparciem dla mojej<br />
rodziny jest wiara. O d setek kazan<br />
wainiejszy jest obraz moich<br />
rodzicow, ktorzy choc zm~cze ni<br />
po calym dniu pracy, wieczorem<br />
kl~kajCl do modlitwy. Pewnie tei<br />
na tym polega pokora, ktorej<br />
uczy wiara. Tak sarno i ja b~d e;:<br />
uczyl si~ na nowo pokory, kiedy<br />
zaczne;: wspolne iycie z partnerkCl.<br />
Je§li zbuduje;: rodzine;: na fundamencie<br />
milosci - a tego sobie<br />
iycze;: - cala reszta powinna "si~<br />
uloiyC".<br />
TOMASZ PONIKt O, student<br />
socjologii w W yzszej Szkole Europejskiej<br />
w Krakowie.<br />
"''',J''' K.R.\( ' IKpow"uchn~.<br />
OIJOlOwl"ki .<br />
w his turir \I"rU.1n)<br />
WKROTCE<br />
Ks. Jan Kracik<br />
Powszechny,<br />
apostolski,<br />
w historie wpisany<br />
Ksia,dz Jan Kracik jest znanyrn<br />
historykiem Kosciola, profesorem Papieskiej<br />
Akademii Teologicznej w Krakowie<br />
i publicysta, wsp6tpracuja,cym<br />
stale z "Tygodnikiem Powszechnym".<br />
0publikowal mil';dzy innymi: Swi~ty<br />
Kosci6l grzesznych ludzi, Tlwogi i nadzieje<br />
kOllca wieku oraz Relikwie.<br />
W najnowszej ksia,zce autar omawia<br />
historyczne przemiany KOSciola,<br />
pokazuja,c i ycie reiigijne roi nych epok<br />
zarowno "od gory" (ewolucja doktryny,<br />
relacje Kosci61-pansrwo},jaki "ad<br />
dolu" (codzienna poboinosc, rozumienie<br />
prawd wiary, napiE;cia miE;dzy<br />
wiernymi a duszpasterzami).
TEMAT MIESll\CA<br />
"....t(<br />
~·~1-<br />
- i_._:; nspiracie<br />
\ ':. .-/' ~/ '.J<br />
\. . .)<br />
.•.,. :.._...... ... <br />
Czytelnikom szukajqcym dodatkowych lektur na temat rodziny<br />
polecamy na poczqtek dawky mqdrego.humoru, czy li<br />
ksiqiky Robina Skynnera i Johna Cleese'a Zye w rodzinie<br />
i przetrwae (Warszawa 2001). Tio kulturowe, w jakim funk <br />
cjonujq dzisiejsze rodziny, znakomicie pokazuje w swoich<br />
dwoch ksiqikach Arlie Russell Hochschield - The Time<br />
Bind: When Work Becomes Home and Home Becomes Work<br />
(New York 1997) The Commercialization of Intimate Life.<br />
Notesfrom Home and Work (Berkeley 2003). lako wprowadzenie<br />
mogq tei posluiyc dwa tomy rozmow Doroty Terakowskiej<br />
i Jacka Bomby - Bye rodzinq, czyli jak budowae dobre<br />
iycie swoje i swoich dzieci (Krakow 2003) oraz Bye rodzinq,<br />
czylijak zmieniamy s~przez cale i ycie (Krakow2004).<br />
o religijnym wymiarze rodziny i malienstwa szeroko traktujq<br />
ksiqi ki - J6zefa Augustyna SJ 0 milosci, malienstwie<br />
i rodzinie (Krakow 2004), Anselma Griina OSB Malienstwo.<br />
Blogoslawienstwo na wspolnq drog~ (Krakow 2004),<br />
Jerzego Grzybowskiego Dialog jako droga duchowosci<br />
w malienstwie i nie tylko (Krakow 2004), Miroslawa Pilsniaka<br />
OP Milose, przyjain, modlitwa, czyli wszystko, co<br />
najwainiejsze (Krakow 2004) oraz Elibiety Sujak Poradnictwo<br />
malienskie i rodzinne (Katowice 1988).<br />
Poki czas, warto siygnqc takie po praktyczne poradniki:<br />
Adele Faber, Elaine Mazlish Wyzwoleni rodzice, wyzwolone<br />
dzieci. Twoja droga do szcz~sliwej rodziny (Poznan 1994)<br />
oraz tychie }ak mOwie, ieby dzieci nas sluchaly? }ak sluchae,<br />
ieby dzieci do nas mOwily? (Poznan 1996), Thomasa<br />
Gordona Wychowanie bez poraiek (Warszawa 1991) i Aarona<br />
T. Becka Milose nie wystarczy. }ak rozwiqzywae nieporozumienia<br />
i konflikty malienskie (poznan 2002).<br />
5
87<br />
TEMATY I REFLEKSJE<br />
"Moi liwa iest nawet<br />
zmiono no lepsze"<br />
Ze Stefanem Wilkanowiczem<br />
rozmawiajq Dorota Zanko<br />
i laroslaw Gowin<br />
Cecha wspolczesnej cywilizacji, ktora jest rownoczesnie<br />
jej najwit{kszym zagrozeniem, to wolnosc<br />
bez poczucia odpowiedzialnosci. Sit{gajqc jeszcze<br />
glt{biej, mozna stwierdzic, ze zanika nawet poczucie<br />
ciqglosci.<br />
Przez malienstwo przybliiyl si{! Pan do bardzo odleglego kulturowo<br />
od Polski kraju. Czym w Pana wypadku bylo iycie na styku dwoch<br />
kultur? Gdzie jest Pana ojczyzna duchowa?<br />
Wedlug mnie kazdy rna trzy ojczyzny. Jedna to ojczyzna naturalna,<br />
geograficzno-kulturowa, w kt6rej wyr6sL Druga (i ta jest najbardziej<br />
swojska) to "mala ojczyzna", gdzie czlowiek czuje si~ naprawd~<br />
u siebie. Trzecia to ojczyzna duchowa, kt6q budujemy z rozmaitych<br />
wplyw6w, jakie do nas docierajq, obecnie coraz szybciej i w coraz<br />
wi~kszym stopniu. Z tego splotu wplywow moze narodzic si~ cos<br />
harmonijnego, ale moze tez powstac zupelny chaos. Dzisiejszy swiat<br />
pelen jest takiego chaosu.<br />
Moja ojczyzna duchowa - poza Polskq, kt6rej kultura jest dla<br />
mnie podstawowa - to wietnamska poezja liryczna, ludowa i wspolczesna,<br />
oraz wietnamska muzyka. Rownoczesnie jednak odnajduj~<br />
jq rowniez w muzyce g6rali andyjskich. Kiedy dawniej na krakow
II<br />
ROZMOWA ZE STEFAN EM WILKANOWI CZEM<br />
skim Rynku grywal zesp61 z Peru, zatrzymywalem siy zawsze w poblizu<br />
i mialem poezueie, ze ei ludzie Sq moimi wsp6lrodakami.<br />
Mojq ojezyzoq duehowq jest Podhale, ehoeiaz jestem eeprem<br />
z Warszawy, ale jest niq r6wnoezesnie rzymskie T rastevere i H ue,<br />
dawna stoliea Wietnamu. Bylem tam kiedys przez trzy dni - pokazano<br />
mi kosei61, w kt6rym zostala oehrzezona moja zona, oraz bramy,<br />
kt6rq do palaeu eesarskiego wehodzil m6j tesc. Zobaezylem tez wtedy<br />
i wehlonqlem wiele innyeh rzeezy. Czlowiek musi wiye budowac<br />
swojq ojezyzo ~ duehowq i eiqgle jq harmonijnie rozwijac.<br />
Pmlska zona wychowala sif! w innym krf!gu kulturowym. Czy codzienne<br />
obcowanie z kims, czyja ojczyzna duchowa jest tak odlegla, wzbogacilo<br />
Pana czy raczej wprowadzilo w Pana zycie duchowe chaos?<br />
Choeiaz moja zona jest Wietnamkq, wyehowywala si~ w rodzinie<br />
chrzescijanskiej, wi~c r6znica kulturowa mi~dzy nami nie byla wielka.<br />
Poza tym pewne elementy kultur azjatyckich Sq moim zdaniem<br />
bardziej chrzeScija6skie niz w niekt6rych spoleczenstwach stricte<br />
chrzescijanskich. O to przyklad: gdybym zyl w Chinach przed rewolucjq<br />
kulturalnq, juz od dwudziestu pewno lat przechowywalbym<br />
w domu niezwykle cenny dar - ozdobnq trumn~ , kt6rq ofiarowywano<br />
tam czlowiekowi w starszym wieku jako wyraz najwyiszego szacunku.<br />
Spr6bujmy w Polsce, kraju katolickim, ofiarowac komus trumn~<br />
przed smierciq! W tamtej kulturze smierc jest traktowana 0 wiele<br />
bardziej naturalnie, nie wyzwala takiego strachu jak u nas, nie ukrywa<br />
jej si~ tak jak w kulturze euro-amerykanskiej. Pod tym wzgl~d em<br />
tamte kultury Sq zdrowsze.<br />
Podobnie jest ze sprawami plei. Zwiedzalem kiedys w Wietnamie<br />
muzeum kultury ludu Tjam. T jamowie byli wyspiarzami, prawdopodobnie<br />
piratami, wyznawcami religii hinduskiej, kt6rzy przybyli<br />
do srodkowego Wietnamu i zalozyli tam swoje kr6lestwo. Zobaczywszy<br />
rZeZb~ hinduskiej tancerki, uswiadomilem sobie, ze<br />
w tamtej kulturze plee traktuje si~ jako cos naturalnego, a zarazem<br />
sakralnego. T o bylo bardzo osobiste wrazenie.<br />
N atomiast u nas 0 sprawach plei m6wi si~ alba j~zykiem ""rysublimowanej<br />
duchowosci i sztucznej, oderwanej od zycia idealizacji<br />
88
TEMATY I REFLEKS.lE<br />
czy naukowoSci - albo j~zykiem wulgarnym. Nie mamy nawet odpowiednich<br />
okreSlen. Nasz j~zyk nie umie oddac istoty rzeczy.<br />
Powiedzial Pan, ze dzisiejszy swiat pogrqzony jest w chaosie. Tradycyjna<br />
hierarchia wartosci stopniowo przestaje obowiqzywac. Ten zam~t<br />
dotyka rowniei, a moze przede wszystkim, zycia rodzinnego. Jakie<br />
sq, Pana zdaniem, glowne przyczyny wspolczesnego kryzysu rodziny?<br />
To sprawa niezwykle zlozona. Mysl~ jednak, ze bierze si~ on przede<br />
wszystkim z generalnego oslabienia wi~zi. Istnieje zaleznosc mi~dzy<br />
kryzysem wi~zi rodzinnych a slabni~ciem wi~zi \v spoteczenstwie,<br />
post~pujqcym kryzysem solidarnosci i odpowiedzialnosci. Cecha<br />
wsp6tczesnej cywilizacji, kt6ra jest r6wnoczeSnie jej najwi~kszym<br />
zagrozeniem, to wolnosc bez poczucia odpowiedzialnoSci. Si~gajqc<br />
jeszcze gl~biej, mozna stwierdzic, ze zanika nawet poczucie ciqglo<br />
Sci. Nasza kultura jest kulturq "orgiasrycznq" (wedle niezbyt szcz~sliwego<br />
wyrazenia Jacka Szymanderskiego) - zanika w niej poczucie<br />
ciqgloSci, a zycie zaczyna si~ skladac z serii osobnych przezyc. Czlowiek<br />
nastawiony jest na kolekcjonowanie luinych doznan, a nie na<br />
rozw6j. Zanika wi~c r6wniez poczucie tozsamoSci. Wsp6tczesny czlowiek<br />
rna ogromne trudnosci z wlasnq stalosciq, z dochowaniem wiernosci:<br />
trudno mu podejmowac zobowiqzania na dluzszy czas, poniewaz<br />
nie wie, kim b~dzie za dziesi~c czy dwadzieScia lat. To chyba<br />
najgl~bsza przyczyna tego kryzysu.<br />
Opr6cz tego przechodzimy od tradycyjnej kultury lokalnej do<br />
pluralizmu, mobilnosci, nadmiaru bodic6w i informacji, kt6ry nas<br />
rozbija. Do tego dochodzq znane tradycyjne przyczyny, jak praca<br />
kobiet poza domem, bezrobocie i wiele innych problem6w spolecznych.<br />
Wydaje si~, ze nie jesteSmy jeszcze przystosowani do kultury<br />
pluralisrycznej i nie nauczylismy si~ tworzyc pozyrywnej kultury w nowych<br />
warunkach. Zdarza si~ czasem, ie jakis szlachetny czlowiek<br />
w dobrej wierze broni modelu rodziny, ale ... z XIX wieku.<br />
89
II<br />
ROZM OWA ZE STEFA NEM WILKANOW ICZEM<br />
A Panskim zdaniem nalezaloby si f! juz z nim rozstaC?<br />
Sq dz~, ze nie da si~ go dzis utrzymac. Potrzeba nam refleksji nad nowym<br />
modelem, r6wniez w obr~ bie chrzeScijanstwa, kt6re jak na razie<br />
jest konserwatywne i powtarza dawne schematy, zamiast poszukiwac<br />
nowych tw6rczych rozwiqzan.<br />
Podam najprostszy przyklad: mamy w Polsce wielkie domy towarowe,<br />
do kt6rych ludzie udajq si~ w niedziel ~ na zakupy - po mszy<br />
swi~t ej , a czasem zamiast niej. Biskupi, zaniepokojeni tym nowym zwyczajem,<br />
protestujq, podkreslajqc, ie dzien swi~ty nalezy swi~cic. Nie<br />
m6wiq jednak, jak to robic. W swoich wypowiedziach kladq nacisk<br />
jedynie na to, ieby nie pracowac i nie oddawac si~ niestosownym rozrywkom,<br />
ale brakuje nam refleksji, co naprawd~ oznacza swi~towanie<br />
niedzieli. Trzymamy si~ wi~c pewnego schematu wartoSci autentycznych,<br />
ale pochodzqcych z dawniejszej sytuacji kulturowej. Tymczasem<br />
dzisiaj trzeba znaleic dla nich inny, nowy spos6b wyrazu.<br />
Kolejny przejaw naszej degradacji to " s p i eni~ za n ie swiadomosci",<br />
czyli orientacja na zysk materialny i sukces, kt6ra zaczyna przesianiac<br />
wszystko inne. T rzeba oczywiscie zdawac sobie spraw~, ze<br />
istnieje powazna przyczyna takiej sytuacji - niedoceniany w rzeczywistosci<br />
problem bezrobocia. N ie tylko dlatego, ie ludzie bezrobotni<br />
degradujq si~ na r6ine sposoby, co rna daleko idqce konsekwencje<br />
osobowoSciowe i spoleczne, ale tei ze wzgl~du na to, ze w dzisiejszej<br />
rzeczywistosci zaczyna dominowac strach przed utraq pracy. Powi~kszajqca<br />
si~ mi~dzy przepasc bogatymi a biednymi wywoluje u tych ostatnich<br />
fru stracj~, wzmaganq r6wniei dzialaniem reklamy, ktora wytwarza<br />
sztuczne potrzeby i zmusza Judzi do ich zaspokajania. To rodzi<br />
nieslychany wzrost aspiracji.<br />
Jest jeszcze jeden bardzo konkretny pow6d kryzysu rodziny. O toz<br />
nie rna powainej i szeroko rozwini~tej metody uczenia dzieci iycia<br />
rodzinnego. Ksiqiek z tej dziedziny jest co prawda na rynku duio,<br />
ale nie wi em, czy proponujq one tak naprawdy jakieS perspektywiczne<br />
metody funkcjonowania rodziny. Brakuje tei dobrych ksiqiek,<br />
kt6re pomagataby przygotowac siy mtodym rodzicom do roli wychowawc6w.<br />
To nieprawda, ze oni Sq przygotowani do rodzicielstwa<br />
z natury rzeczy. Muszq siy niestety wiele nauczyc. Marzy 0 ksiqi<br />
90
ce, ktora prezentowataby rozwoj cztowieka od urodzenia do smierci<br />
i ktora mtodym ludziom dawataby elementarnq wied z~ 0 dziecku.<br />
Taka ksiqika moglaby bye przygotowana albo w formie encyklopedii,<br />
albo jako zapis rozmow z rodzicami dzielqcymi si~ swoimi doswiadczeniami.<br />
Dzisiaj trzeba tqczye roine rodzaje literackie: precyzyjnq<br />
uporzqdkowanq inform acj~ z dyskusjq i swiadectwem.<br />
Jaki model rodzil1Y sprawdzilby sif? wobec tego w dzisiejszych czasach?<br />
Czy mialby Pan jakqs swojq propozycjf??<br />
Taka propozycja musialaby bye bardzo ztoiona i uwzgl~dniae wiele<br />
aspektow. Rodzina pozostawiona samej sobie jest absolutnie za slaba,<br />
ieby poradzie sobie ze wszystkimi problemami. Zespoty rodzin,<br />
mniej lub wi~ce j formalne, mogq fu nkcjonowae znacznie sprawniej.<br />
Jako przyklad przywolam sytuacj~ z okresu, kiedy moje corki byly<br />
mlodymi dziewcz ~t ami i przeiywaly okresy buntu i problemow. Kiedy<br />
nie moglem sam im pomoc, poniewai wiedziatem, ie wszystkie<br />
pouczenia pochodzqce ode mnie zostanq przez nie odrzucone, si~ga <br />
tern po pomoc takiej osoby, ktora w danym momencie byta dla nich<br />
autorytetem. Z kolei corka naszych przyjaciol, kt6ra ze swoimi rodzicami<br />
0 pewnych sprawach w iadnym razie nie chciala rozmawiae,<br />
przychodzita do nas i zwierzata si ~ mojej ionie, do ktorej miala zaufanie,<br />
ale z ktorq lqczyly jq oczywiScie catkiem inne relacje. Jeieli<br />
wi~c istnialyby takie srodowiska przyjaciol, znacznie latwiej byloby<br />
pokonywae problemy. W takich sytuacjach zreszq rodzice i dzieci<br />
nieSwiadomie UCZq si~ od siebie nawzajem.<br />
Czego nauczyl si? Pan od swoich dzieci?<br />
Dzieci lICZq rodzicow wyzbywania si~ egoizmu, swiadomego czy nie,<br />
czyli oczyszcze nia mitoSci. Z dzieemi Iqczq nas z jednej strony silne<br />
zwiqzki uczuciowe, z drugiej - poczucie odpowiedzialnosci. Rozwijanie<br />
w sobie poczucia odpowiedzialnoSci jest w i yciu bardzo potrzebne.<br />
Pary, ktore nie maj
Ii<br />
ROZMOWA ZE STEFANEM WILKA NOWICZEM<br />
Poza tym dociekliwosc, spontanicznose i mqdrose dzieci to dla<br />
rodzicow wainy dar. Kiedy dorastajq i zaczynajq od nas odchodzie,<br />
naleiy nauczye siy szanowae ich wiasnq drogy, nie potypiae ich z gory<br />
i nie narzucae im naszego zdania, miee ogromnq cierpliwose i umiejytnose<br />
czekania oraz swiadomose, ie trudnosci czysto znikajq z czasem<br />
same, a jeSli rozwiqzanie ich bydzie wymagalo jakiegos glybszego<br />
dialogu, to na ten dialog tei musi przyjsc wlaSciwy czas.<br />
To, ie problemy czasem znikajq same, u5wiadamiamy sobie CZ?sto<br />
niestety dopiero po fakcie. Kiedy przeiywamy kryzys w relacjach<br />
z dziecmi, trudno wtedy na ogol umiei si? zdystansowac i podchodzic<br />
do tego bez emocji.<br />
Z pewnosciq tak. Ale ja oienilem siy w p6Znym wieku i kiedy pojawily<br />
siy trudnosci z wychowaniem dzieci, mialem jui wiele doswiadczeo<br />
zwiqzanych z iyciem spolecznym czy rodzinnym. Wiedzialem,<br />
jak waine jest cierpliwe czekanie.<br />
Czy na obecnym etapie zycia ma Pan jakis sw6j prywatny dogmat?<br />
"<br />
Wyznajy przede wszystkim wielkq ograniczonose ludzkiej wiedzy.<br />
Wszystko, co wiemy w dowolnej dziedzinie - na przyklad teologii,<br />
kosmologii czy socjologii - jest znikome. T o rozrastajqca siy i niezwykle<br />
cenna wiedza, ale to naprawdy bardzo niewiele. W konsekwencji<br />
powinnismy wiyc bye bardzo ostroini w interpretowaniu<br />
wszelkich prawd - zarowno prawd wiary, jak i hipotez wspokzesnej<br />
nauki. Nie chodzi 0 jakis agnostycyzm, ale 0 postulat lekko relatywizujqcej<br />
ostroinosci. T rzeba bardzo uwaiae, ieby swoim przekonaniom,<br />
zarzqdzeniom, opiniom nie nadawae charakteru absolutnego,<br />
tylko stale odnosie siy do rzeczy najbardziej podstawowych. Mogy<br />
wiyc powiedziee, ie na starose coraz bardziej odpowiada mi teologia<br />
wschodnia, ktora bardziej podkre§la, jak wiele nie wiemy, nii akcentuje<br />
to, co wiemy. Bylbym szczysliwy, gdyby ogloszony zostal nowy<br />
dogmat: 0 Tajemnicy ...<br />
92
TEMATY I REFLEKSJE<br />
Nalezy zwlaszcza wystrzegac si~ przekonania, ze posiadanie pewnej<br />
wiedzy daje uprawnienia. Wiedza daje zobowiqzania, a n ie up rawmenia.<br />
A jaka jest Pana podstawowa prawda w dziedzinie wiary? Wiele os6b<br />
odkrywa w Pismie Swi{?tym jakies "jedno zdanie", kt6re staje si{? w ich<br />
zyciu szczeg6lnie waZne ...<br />
M ysl, b6ra towarzyszy mi przez cale zycie, nie pochodzi, co ciekawe,<br />
z Pisma Swi~tego. Jest to zdanie wypowiedziane przez ks. Wladyslawa<br />
Lewandowicza, kt6re uslyszalem mniej wi~cej pi~cdziesiqt<br />
lat temu w czasie rekolekcji akademickich: "Chrzescijanin to taki<br />
czlowiek, kt6ry czuje si~ osobiScie zwiqzany z Chrystusem". T a mysl<br />
stawia oczywiscie wielkie wymagania i stwarza bolesne problemy,<br />
ale jesli si~ znaczenia osobistego zwiqzku z Chrystusem nie rozumie,<br />
to mozna zastanawiae si~, czy jest si~ naprawd~ chrzeScijaninem.<br />
Kosci61 i chrzeScijanstwo w miar~ uplywu lat pojmuj~ coraz bardziej<br />
chrystocentrycznie. To zabawne, ale w pewnych srodowiskach<br />
katolickich, zwlaszcza na Zachodzie, Kosci61 traktowany jest jako<br />
cos w rodzaju stowarzyszenia, kt6re za patrona obralo sobie Jezusa<br />
z Nazarew. Do Jego nauczania ludzie ci odwolujq si~ w mniej lub<br />
wi~cej swobodny spos6b, a poza tym £unkcjonujq jak zvvykla organizacja.<br />
Oni w pewnym sensie przestali bye Kosciolem. Zdanie ks. Lewandowicza<br />
do nich si~ juz nie odnosi.<br />
W swojej ksiqzce Dlaczego i jak wierz~ napisal Pan, ze wiara to proces,<br />
nie stan. Czy w Pana mysleniu 0 wierze nastqpily w ciqgu zycia<br />
jakies zasadnicze przewartosciowania?<br />
T ak si~ z10zylo, ze w moim zyciu nie bylo jakichs za/aman czy zasadniczych<br />
zmian kierunku myslenia, lecz raczej proces ciqglego, moze<br />
nie powinienem m6wie: "pogl~biania", bo ezlowiekowi trudno samemu<br />
ocenic, czy si~ pogl~bil, czy tez splycd, lecz rozwoju wiary,<br />
coraz lepszego rozpoznawania pewnych zyciowych problem6w, kt6<br />
rych wczeSniej nie uswiadamialem sobie w V\,),starczajqcym stopniu<br />
- na przyklad slaboSci wlasnych ezy slabosci innych ludzi. Kiedy czy<br />
93
II<br />
ROZMOWA ZE STEFANEM WI LKA NOWICZEM<br />
ta si~ historie biblij ne, ewangelie, hist ori~ chrzescijanstwa, widae, ie<br />
iycie ludzkie to przeplatanie s i ~ wiernosci i niewiernoSci, autentycznOSci<br />
i samozaklamania ... W Pismach jest to obecne wsz ~ dzie <br />
i w takim samym stopniu istnieje w kaidym czlowieku.<br />
W iara to zarazem proces powstawania calkiem podstawowych,<br />
czasem strasznych pytan. Jeieli B6g stworzyl swiat, to dlaczego jest<br />
w ni m tyle zla? Z taki mi pytaniami musi zmagae si~ kaidy z nas i nikt<br />
nie znajduje odpowiedzi. M oi na jedynie przyjqe postaw~ szacunku<br />
wobec tajemnicy.<br />
Pojawiajq si ~ tei pytania dotyczqce sfery religii, kt6re wynikajq<br />
z nowej wrailiwosci. Historia Objawienia to przeciei historia okrucienstw.<br />
Stary Testament pelen jest przeraiajqcych opis6w okropnosci,<br />
kt6re w dodatku, jak si~ wydaje, "zarzqdzane" Sq przez Boga.<br />
Wsp6kzesny czlowiek, nieprzygotowany do takiej lektury, nic z tego<br />
nie rozumie. Zadaje pytania. Nie naleiy przed nimi uciekae. Potrzebna<br />
jest wi~c nowa forma katechezy. Nie moina dzisiaj czytae Starego<br />
Testamentu bez znajomosci historii tamtych czas6w, kultury, polityki,<br />
spoleczenstwa. N a przyklad ofiara Izaaka, kt6ra dla wielu ludzi jest<br />
wstrzqsajqca, musi bye rozpatrywana w 6wczesnym kontekscie, kiedy<br />
to ofiary z ludzi byly rzeCZq normalnq. O na wchodzi w tamten kontekst,<br />
a zarazem go przekracza i uniewainia. B6g najpierw iqda calkowitego<br />
poslusze6.stwa i wiernosci, a potem wstrzymuje rc:kc: Abrahama.<br />
To tylko jeden z przyklad6w, a jest ich w Biblii bardzo wiele.<br />
Spos6b nauczania religii wymaga wi~c chyba gl~bo k i ej rewizji.<br />
Rewizji wymaga r6wniei spos6b wydawania Pisma Swi~tego . Dzisiaj<br />
nie powinno s i ~ jui wydawae go tak, jak wydana jest Biblia Tysiqclecia.<br />
Nie wolno tei zachc:cae do czytania go w takiej formie,<br />
gdyi jest prawie pewne, ie b~dzie wywolywalo zgorszenie lub rozumiane<br />
b ~ dz ie opacznie. Stan wiedzy wsr6d ludzi katechizowanych<br />
jest bardzo niski, nawet przy wysokim poziomie religijnego zaangaiowania.<br />
Tym ludziom wie dz~ religij nq trzeba przekazywae tak, jakby<br />
robilo si~ to pierwszy raz. rch chrzeScijanstwo bywa dziecinne,<br />
pomieszane z r6inymi ideologiami. Brakuje powszechnej systematycznej<br />
formacji doroslych. Laicyzacja jest wic:c nieunikniona.<br />
~:-<br />
94
TEMATY I REFLEKSJE<br />
Ktos powiedzial, ie dowodem na istnienie Boga jest obecnose na swiecie<br />
ludzi "sprawiedliwych". Jaki mag/by bye Pana dowad na istnienie<br />
Boga?<br />
Zamiast mowie 0 dowodach na istnienie Boga, 'vvolalbym raczej powiedziee,<br />
dlaczego wierzy . Otoi wierzy, bo uwaiam, ie w czlowieku<br />
jest cos, co domaga siy sensu, ladu, kosmosu, celu - cos, co nie chce<br />
uznae przypadkowoSci i chaosu. Jest w nim tei wiara w bezinteresowne<br />
dobro.<br />
Istnieje tei inna strona wiary - doswiadczenia m istyczne. lch liczba,<br />
jakose i charakter odslaniajq cos bardzo glybokiego. Przez doswiadczenie<br />
mistyczne czlowieka rozumiem nie jakies objawienia formaine<br />
- w formie glosu, postaci itp. - ale przeiycie czegos niewytlumaczalnego.<br />
W ankiecie przeprowadzonej w iele lat temu przez<br />
"Tygodnik Powszechny" i "<strong>Znak</strong>", zatytulowanej Dlaczego wierz?,<br />
wqtpi?, odchodz??, znalazlo siy wiele wypowiedzi w rodzaju: "Bylem<br />
przeciytnym, dose obojytnym i niezbyt gorliwie praktykujqcym<br />
katolikiem. W pewnym momencie przeiylem cos, co moina by nazwae<br />
obecnosciq Boga, i od tej chwiIi cala orientacja mojego iycia<br />
zmienila siy. Spadlo to na mnie nieoczekiwanie i bylem tym nawet<br />
dosye zaienowany".<br />
Powszechnie panuje przekonanie, i e mistyk to wielki 5wiyty, ktory<br />
iyl dawno temu, mial objawienia i napisat 0 tym ksiygy. Tymczasem<br />
takich by to niewielu, podczas gdy doswiadczenia, 0 ktorych mowiy,<br />
Sq, jak siy wydaje, czyms znacznie czystszym i majq 0 wiele wiykszy<br />
zasiyg. One Sq znakami, kt6re wskazujq na Boga.<br />
Wracajqc do wiary w dobro i sens: niekoniecznie musi bye ona<br />
udzialem ludzi formalnie wierzqcych. Przykladem jest dla mnie Joseph<br />
Conrad, jego spos6b przeiywania czlowieka i swiata. Na jego<br />
pisarstwie po czysci siy wychowalem. Kiedy w ksiqice Dlaczego i jak<br />
wierz? pisalem 0 "wierze podstawowej", jego przede wszystkim miatem<br />
na mysii. Taki spos6b patrzenia rozszerza zjawisko wiary nawet<br />
na ludzi, kt6rzy mogq uwaiae siy za ateist6w.<br />
A jak od "wiary podstawowej", tei wiary w dobro i sens, moie l1awet<br />
w Istot? Wyiszq, moina przejse do wiary chrzeScijanskiej? ezy w Pana<br />
wypadku zadecydowalo 0 tym po prostu wychowal1ie?<br />
95
[{[I<br />
ROZMOWA ZE STEFANEM WILKANOWICZEM<br />
W moim wypadku bylo odwrotnie. Najpierw mialem wiary chrzescijanskq<br />
- dosye prosq, choe stosunkowo oswieconq ze wzglydu na<br />
znakomitych wychowawc6w (byli to marianie, jezuici, benedyktyni,<br />
wszyscy "w bardzo dobrym wydaniu"). Na ty wiary musialem dopiero<br />
potem spojrzee jak gdyby z zewnqtrz. Znaleie dla niej uzasadnienie<br />
i glybsze rozumienie.<br />
Dzisiaj, po (ali sekularyzacji, wielu ludzi przezywa odwrotnq sytuacjfC:<br />
majq wiarfC podstawowq i /lie potra(iq przejsc od niej do wiary<br />
chrzeScijm1skiej. Jak takie przejscie moze sifC dokonaC?<br />
Nie wiem. Prawdopodobnie u kazdego czlowieka inaczej. Ale z tym<br />
wiqze siy wazny problem przekazywania chrzescijanstwa, juz u samych<br />
podstaw, poczynajqc od malych dzieci. Ot6z musi bye to jednoczesnie<br />
przekaz objawienia i refleksja naturalna nad czlowiekiem,<br />
wykazywanie, ze wiara i chrzeScijanstwo oraz czlowiek i rozumowanie<br />
naturalne to nie rzeczy odrybne i sprzeczne, lecz paralelne. Powiedzialbym,<br />
ze paradoksalnie obowiqzkiem kazdego chrzeScijanina<br />
w stosunku do innych ludzi jest poslugiwanie siy rozumem naturalnym,<br />
"niezaczepionym" wprost 0 Objawienie, oraz rozw6j niezaleznej<br />
etyki naturalnej. Czasem jest tak, ze nie mozna komus pom6c,<br />
przekazujqc mu Objawienie, bo on nie jest tego w stanie przyjqe.<br />
Mozna jednak przekazae mu dorobek naturalnej refleksji filozoficznej,<br />
pokazae, ze niezaleznie od tego, czy jest wierzqcy czy nie, powinien<br />
siy rozwijae i stawiae wazne pytania. T akiej refleksji u nas brakuje.<br />
Odruchowo przyjmuje siy, ze etyka niezalezna przeciwstawia<br />
siy chrzeScijanstwu, ze to antyklerykalizm itp. OczywiScie w ujyciu<br />
materialistycznym nie bardzo wi adorno, na czym w ten spos6b pojmowana<br />
godnose czlowieka mialaby polegae, ale trzeba zmuszae innych<br />
do wsp6lmyslenia.<br />
A wiyc naturalna refleksja nad czlowiekiem moze bye drogq do<br />
tego, zeby mloda osoba, kt6ra rna problemy, zaczyla glybiej rozumiee<br />
czlowieczenstwo. Dopiero wtedy mozna pokazae, ze refleksja<br />
chrzeScijanska idzie w tym samym kierunku, tylko duzo dalej. Z etyki<br />
naturalnej mozna na przyklad wywiese koniecznose solidarnoSci<br />
miydzyludzkiej - jako warunku przetrwania cywilizacji, spoleczen<br />
96
TEMATY I REFLEKSJE<br />
stwa itd. Kiedy natomiast na ten sam problem spojrzy si~ z punktu<br />
widzenia chrzeScijanskiego, dojdziemy do swi~ tych obcowania, mistycznego<br />
ciala Chrystusa i tego, ie wszyscy jestesmy po l~c zen i niewidzialnymi<br />
wi~ zami i kaidy, chqc czy nie chqc, oddzialuje na drugiego,<br />
choe w niewidzialny sposob.<br />
Problem w tym, ze gdy wspolezeSl1ie mowi sif! 0 etyee niezaleinej, na<br />
ogol ma sif! na mysli wlasnie jej odmianf! materialistyeznq, ezyli redukejf!<br />
ezlowieka do wymiaru biologieznego. Czy nie prowadzi to do<br />
degradaeji osoby ludzkiej?<br />
Dzisiaj obserwujemy bardzo dziwne zjawisko - jednoczesnie degradacj~<br />
czlowieka i jego ubosrwianie. D egradacj~, bo brak giybszej podstawy,<br />
i eby uznae jego godnose, aspiracje, powolanie, wymiar transcendentny<br />
(niezaleinie od tego, co si~ pod tym slowem rozumie), zdolnose<br />
do kontemplacji, solidarnosci z innymi. Z drugiej strony ten sam<br />
czlowiek jest ubosrwiany w postaci pewnych idoli. Mounier napisal<br />
kiedys, jak zmieniala si ~ koncepcja bohatera - w sredniowieczu byl to<br />
swi~ty alba bl ~dny rycerz, potem, po dlugiej ewolucji, w XIX wieku <br />
"kapitan przemyslu", jak to si~ wtedy nazywalo. Byi to bohater, ktory<br />
rozwijai gospodark ~. Dzisiaj moina powiedziee, ie bohaterem jest ten,<br />
kto w jakikolwiek sposob osi~gnqt sukces - jest znany i rna pieni~dze.<br />
Kalesony zbuntowanego piosenkarza mogq bye tak traktowane jak<br />
w sredniowieczu relikwie swi~tego.<br />
Co ezlowiek z Pana wiedzq 0 iyeiu ma do powiedzenia mlodemu pokoleniu?<br />
My s l~, ie starszy czlowiek w i adnym razie nie powinien przyjmowac<br />
w stosunku do mlodych postawy dydaktycznej. M lodych naleiy<br />
pytae i uwainie sluchae, zachowujqc po st aw~ "krytycznej empatii".<br />
To nasz podstawowy obowiqzek. W Fundacji Kultury ChrzeScijanskiej<br />
<strong>Znak</strong> poslugujemy si~ w tym celu konkursami i ankietami,<br />
krore dajq znakomite rezultaty. Jakis czas remu zorganizowalismy<br />
97
II<br />
ROZM OWA ZE STEFANEM WILKANOWICZEM<br />
konkurs dla licealistow "Dlaczego Auschwitz, dlaczego Kolyma, dlaczego<br />
Kosowo?". M ieli napisae esej w formie listu do przyjaciela,<br />
odpowiadaj,!c na te trzy pytania. Prac przyszlo niezbyt wiele, ale<br />
prezentowaly tak znakomity poziom, ze warto bylo przedumaczye<br />
je na piye jyzykow i zamieScie w Internecie. Zainicjowalismy tei: kilka<br />
innych konkursow, na przyktad "Nasza niezwykla przyjazn", gdzie<br />
chodzilo 0 opisanie przyjazni miydzy osobami, ktore tak bardzo roi.<br />
ni,! siy miydzy sob,!, i.e glybsze zrozumienie miydzy nimi powinno<br />
wlaSciwie bye niemoi.liwe - a jednak... Przeprowadzilismy tei: ankiety<br />
0 przemocy, kt6ra rozeslana zostala do kilku tysiycy szk6i. Jej<br />
wyniki r6wniei. byly bardzo ciekawe i ci,!gle S'l wai:ne.<br />
Od mlodych trzeba wydobywae m'ldrose i pozwolie im dzialae.<br />
To jest potrzebne im i nam.<br />
Skqd Pan czerpie sw6j optymizm wobec ogromu zla, jaki nas osacza?<br />
To prawda, i:e ogrom zla jest przydaczaj,!cy. Coraz bardziej rna siy<br />
ochoty wolae na alarm. A z drugiej strony Antoni Golubiew twierdzil,<br />
i:e w historii zawsze jest inaczej, nii: si y przewiduje, i nigdy nie<br />
wiadomo, w jakim kierunku potocz'l siy dzieje. Trzeba wiyc trzymae<br />
siy zdrowej zasady, i.e na przyklad w Polsce moi.liwa jest nawet zmiana<br />
na lepsze! [smiech]<br />
Bo c6i: my naprawdy wiemy? Mamy nasladowae Pana Jezusa.<br />
A co z tego wyniknie, wie tylko On. Trzeba starae siy robie to, co<br />
jest dobre i potrzebne, nie trapie siy za bardzo przyszlosci'l. Czlowiekowi<br />
potrzebny jest optymizm. Potrzebne jest mu tei: oparcie w dobrych<br />
i przyjaznych ludziach - trzeba siy zatem samemu 0 to starae<br />
i szukae takich ludzi, aby moc zrobie cos razem.<br />
Rozmawiali: Dorota Zanko i Jaroslaw Gowin<br />
STEFAN WILKANOWICZ, ur. 1924, publicysta i dzialacz katolicki,<br />
dlugoletni redaktor naczelny "<strong>Znak</strong>u", przewodnicz'lcy Fundacji Kultury<br />
ChrzeScijanskiej "<strong>Znak</strong>". Laureat nagrody dziennikarskiej im. bp.<br />
Jana Chrapka "Slad" (2004).<br />
98
Marta Tarabula<br />
Szfuka<br />
sformafowana<br />
Sila, jakll rna w sobie zblizenie twarzy artysty<br />
w kolorze, powoduje podstawienie jej w miejsce<br />
jego 0 wiele mniej fotogenicznych osillgnil(c. Same<br />
prace autora odgrywajll tu r oll( zdecydowanie<br />
drugorZl(dnll i na dobrll sprawl( moglyby wcale<br />
nie istniec.<br />
Siedemnaseie lat temu odbylo si~ w Niedziey seminarium klubu<br />
sztuki wsp6lczesnej SHS, zatytulowane Autokomentarz artysty. Temat,<br />
rzueony przez Wojeieeha Wlodarezyka - wsehodzC)q gwiazd~<br />
historii sztuki najnowszej - trafial w sedno. Krytyey i historyey sztuki<br />
wsp6lczesnej juz od dluzszego ezasu ezuli si~ niepewnie w swyeh<br />
rolaeh; poezueie kryzysu dyseypliny wzmagal dodatkowo pietyzm,<br />
z jakim przywykli traktowac slowo pisane, zwlaszeza jeSli wyszlo spod<br />
pi6ra artysty.<br />
Arrysci nie cnq milczec - ostrzegal rok wczesniej Mieczyslaw Porybski. -<br />
Nie maj,!c, jak siy zdaje, zbyt wielkiego zaufania ani do wlasnej tw6rczoSci, ani<br />
do kryryki, ani rym bardziej do histOryk6w i teoreryk6w sztuki, robi,! to sami<br />
i robi,! jak najlepiej. Konrynuuj,!c najbardziej w'ltpliw,! z awangardowych strategii,<br />
przescigaj,! siy w krzykliwosci, arogancji, grafomanii, i to nawet wtedy,<br />
gdy maj'l cos do powiedzenia swym dzielem.<br />
99
II<br />
MARTA TARABULA<br />
"Artysta" i "autokomentarz" to byly pojercia-klucze, pomierdzy<br />
ktorymi zawieral sier caly obszar zagadnien - od biografii autora do<br />
kwestii samoswiadomoSci sztuki. Mowiono wierc 0 typowych dla<br />
awangard komentarzach normatywnych, manifestach, deklaracjach,<br />
programach i 0 romantycznych z ducha autokomentarzach podkreslajqcych<br />
jed nose autora i dziela. Podnoszono Gadamerowskq koncepcjer<br />
"zamilkniercia obrazu nowoczesnego", od ktorego mower<br />
przejmuje artysta, i przypominano teorier correspondance des arts,<br />
pytajqc raz jeszcze, czy obraz moina przeloiye na slowo. Rozwaiano<br />
niebezpieczenstwa, jakie niesie ze sobq zasterpowanie dziela tekstem,<br />
a umiejertnosci patrzenia - sklonnosciq do czytania. Jedna tylko<br />
rzecz nie budzila wqtpliwosci: w centrum uwagi bylo zawsze dzie<br />
10 sztuki. Nikomu nie przeszlo przez mysl, ie mogloby chodzie<br />
o co mnego.<br />
Bylo to w czasach zamierzchlych. Telewizja miala tylko dwa programy,<br />
a wlasciwe rozumienie informacji polegalo na umiejertnoSci<br />
czytania mierdzy wierszami. Czytanie prasy przypominalo zabawer<br />
w kotka i myszker z cenzorem. Nazwiska slawnych osob kojarzyly<br />
sier przede wszystkim z ich oSlqgnierciami, a nie z ich wyglqdem. Wierzono,<br />
ie slowo pisane podqia scieikq mysli, a utrwalanie poglqdow<br />
za pomocq znakow pisanych stwarza dogodne warunki do poddawania<br />
tekstu nieustannej analizie. Broniq czytelnika byla intelektualna<br />
gotowose. Dotarcie do logiki wywodu, rozumienie argumentacji<br />
i metaforyki, odczytywanie znaczen, zadawanie pytania 0 prawder Jub<br />
falsz przedstawionych tresci, obiektywizowanie mysE i wiedzy - te<br />
narzerdzia racjonalnego odbioru byly w powszechnym uiyciu. W skansenie<br />
kulturowym, jakim dzis wydaje nam si~ PRL, media nie mialy<br />
jeszcze odpowiednich srodkow, by zdobye wladz~ nad ludimi.<br />
T e braki nadrobilismy w wolnej Polsce bardzo szybko i zrobilismy<br />
to, korzystajqc z najbardziej kompetentnych hode!. Kulturer<br />
maSOWq importowalismy prosto z Ameryki, w najczystszej postaci.<br />
Przejerlismy jq z dobrodziejstwem inwentarza - ze wszystkimi konsekwencjami<br />
w dziedzinie opisywania rzeczywistosci, informacji, nadawania<br />
znaczen, definiowania prawdy, ksztaltowania gustow i wzorow<br />
zachowan. Wystarczylo jednego pokolenia, by okazalo sier, ie<br />
wiedza oznacza przechowywanie w pamierci raczej obrazow nii slow.<br />
100
TEMATY I REFLEKSJE<br />
Obserwujemy co dzien, jak obrazy bez wiykszyeh trudnosei zdobywajCl<br />
przewagy nad slowami. Kultura przestala jui wsp6lbrzmiec ze<br />
slowem pisanym; dzis, aby uwierzyc, trzeba zobaezyc, nie przeezytaco<br />
Centrum dowodzenia nowej epistemologii jest telewizja (ze swej<br />
strony prasa stara siy r6wniei przypominac ekran telewizyjny). "Nie<br />
naduiywac niezyjej uwagi, dostarezac nieustajCleyeh impuls6w poprzez<br />
r6inorodnosc, oryginalnosc, dzialanie i rueh. Najlepsze jest to, co<br />
moina uehwyeic w jednym kysie. Podnieta wizualna jest substytutem<br />
mysli" - tyeh kilka prostyeh zasad, sformulowanyeh przez jednego<br />
z amerykanskieh wydawe6w, odezuwamy dzis na wlasnej sk6rze. Kultura<br />
obrazowa przedstawia swiat jako nieeiClgly, zloiony z oderwanyeh<br />
fragment6w. Nie rna tam miejsea na dyskusjy, wnioski, komentarze:<br />
obrazy kadrujCl rzeezywistosc - i SCI faktami, kt6ryeh nie da siy<br />
podwaiyc. N ie istniejCl sprzeeznoSci, bo faktom tym brakuje wsp6lnego<br />
kontekstu. Czlowiek kultury telewizyjnej nie oezekuje zresztCl analiz;<br />
wymaga jyzyka oezywistego - ehee prostyeh stwierdzen i gotowyeh<br />
rozwiClzan, a nie stawiania go oko w oko z problemami. Myslenie<br />
nie wypada w telewizji dobrze; jest malo widowiskowe. Telewizja<br />
nie odwoluje siy do rozumu, zamiast opinii woli wywolywac emoeje.<br />
Natura tego medium nie znosi sprzeeiwu; w arbitralny spos6b nadaje<br />
wszystkiemu "ksztalt telewizyjny": kaidCl dyskusjy ezy prezentaejy idei<br />
jest w stanie zamienic w wystyp estradowy. Chqe nie ehqe, dyskutanei<br />
przyjmujCl role, dyskusja staje siy pojedynkiem wizerunk6w. Kryterium<br />
prawdy zamienia siy w kryterium wiarygodnosei: ezy dana osoba<br />
potrafi wywrzec wraienie, ie jest szezera? DeeydujCleym testem prawdom6wnosei<br />
nie jest doswiadezenie, leez odpowiednio wytworzony<br />
nastr6j. Ostateeznie i tak ehodzi przeeiei 0 wizualnq atrakeyjnosc;<br />
podstawowym formatem kultury telewizyjnej jest rozrywka.<br />
Co eiekawe, ten spos6b przedstawiania swiata przenosi si y tabe<br />
poza ekran. Przeslanie telewizji - "swiat jest seenq" - zdaje si y obowiqzywac<br />
tabe w rzeezywistoSci. Dzis niekonieeznie argumentuje<br />
siy za pomoq zdan; argumentem bywa wyglqd, atrybuty sukeesu,<br />
sila spojrzenia, rodzaj usmieehu, eiyta riposta. Deeyduje "styl", a najwainiejszq<br />
wiedzq wydaje siy sztuka autoprezentaeji. Graniea miydzy<br />
show-biznesem a rzeezywistoSciq staje siy eoraz trudniejsza do<br />
rozpoznanta.<br />
101
II<br />
MARTA TARABUtA<br />
Jakie postawy przyjmujq dzisiaj artysei wobee kuitury, kt6ra stala<br />
si~ jednq wielkq arenq dla show-biznesu? Co oznaeza dla nieh<br />
wladza medi6w? Czy przyjmujq jej warunki i traktujq serio ob ietnie~<br />
dotareia do szcrokiej publieznosei? Jak radzq sobie z wymogiem "oglqdalnoSci"?<br />
Wyjqwszy tyeh, do kt6ryeh stosuje sit; regula "nie rna Pana u nas,<br />
nie rna Pana w og61e" (podana bez ogr6dek przez jednego z dziennikarzy<br />
nowej generaeji w rozmowie ze znanym artystq) i kt6rzy odmawiajqe<br />
udzialu w kulturze show-biznesu, wybierajq istnienie w eoraz<br />
w~zszym kr~gu tzw. sztuki wysokiej - postawy pozostalyeh mozna<br />
podzielie z grubsza na trzy grupy, kt6re w r6znym stopniu wiqzq<br />
sicr z zagadnieniem autopromoeji. Osoby z grupy pierwszej ezujq sit;<br />
w kulturze show-biznesu jak ryby w wodzie. Opanowaly doskonale<br />
panujqee tu zasady, z kt6ryeh najwazniejszq jest zasada doboru wla<br />
Sciwego opakowania, ezyli sztuka wywierania wrazenia. Autorzy ei<br />
mniej si~ troszezq 0 sprostanie wymogom swoieh dyseyplin niz wymogom<br />
stawianym przez sztuk~ sprawnego sprzedawania swoieh<br />
produkt6w. To oni brylujq na salonaeh wladzy, zaludniajq kolorowe<br />
magazyny i programy telewizyjne, gdzie sztuka - podobnie jak polityka,<br />
sport, edukaeja - jest tylko mitym dodatkiem do show-biznesu.<br />
Zainteresowanyeh odsytam do artykulu Sztuka udawania sztuki zamieszezonego<br />
niedawno w "Rzeezpospolitej"; autorka zadala sobie<br />
trud wyliezenia tyeh os6b z nazwiska. Jest to grupa wprawdzie eoraz<br />
liezniejsza, leez nieszezeg6lnie warta uwagi. Dose wspomniee jako<br />
przyklad postae J 6zefa Krzysztofa Oraezewskiego, kt6ry od lat z sukeesem<br />
wprowadza w zyeie swojq str a tegi~ sukeesu w mediaeh, tak ze<br />
pismo pod tytutem "Sukees" nie waha si~ nazwae go "ambasadorem<br />
polskiej sztuki wsp6tczesnej", autorem "instalaeji przestrzennyeh,<br />
kt6re przyniosty mu ugruntowanq pozyej~ mi~dzynarodowego autorytetu<br />
w tej dziedzinie sztuki", a prezydent Kwasniewski - odznaezye<br />
Krzyzem Ofieerskim O rderu O drodzenia Polski (1999). To przyklad<br />
auropromoeji w ezystej postaei; praee tego autora odgrywajq tu<br />
rol~ zdeeydowanie drugorz~dnq i na dobrq sprawt; moglyby weale<br />
nie istniee.<br />
Grupa druga to ei, kt6rzy wybierajq ku l tur~ masowq jako material<br />
ezy tez jako pole gry. Jak daleee ta gra bywa dwuznaezna i ile jest<br />
102
TEMATY I REFLEKSJ E<br />
w niej krytyki kultury, a ile rnniej lub bardziej udanej autoprornocji,<br />
to ternat wart odrybnej analizy - tu tylko sygnalizujy go og6lnie.<br />
Grupa ta posluguje siy narzydziarni poi yczonyrni z dziedziny showbiznesu;<br />
chytnie stosuje zwlaszcza metody znanq w rnarketingu po<br />
naZV!q teasing - polegajqcq na draznieniu odbiorc6w. Interesujqcego<br />
materialu do badan rnoglyby tu dostarczye na przyktad ostatnie prace<br />
Zuzanny Janin, gdyby nie to, ze 0 u mar I y c h wypada rnowie<br />
wylqcznie w superlatywach.<br />
W tym rniejscu interesuje rnnie postawa trzecia, a raczej pytanie,<br />
czy i w jaki sposob jest ona mozliwa. Wyobrairny sobie artysty<br />
o niekwestionowanej pozycji w swiecie sztuki, pozycji popartej wieloletniq<br />
praCq i wysokq wartosciq artystycznq dziel. Co w tyrn wypadku<br />
oznacza akces do kultury show-biznesu? Jakie Sq jego koniecznoSci<br />
- i jakie przynosi skutki? Interesujqcy jest przypadek<br />
Leona T arasewicza.<br />
"Swoj udzial w widowni rnozna zdobye tylko p rzez dawanie ludziorn<br />
tego, czego oni pragnq" - mowi niepisane prawo swiata mediow.<br />
Widownia nie jest zainteresowana sztukq. Sztuka rna opiniy<br />
niernedialnej; jest dziwaczna, trudna, powaina, nudna i w ogole nie<br />
wiadomo, 0 co chodzi. 0 wiele ciekawszy jest czlowiek - rna jakqs<br />
twarz i jakieS ubranie, rna zycie osobiste, urzqdzil sobie kuchniy i lazienky,<br />
lubi to i tarnto, wyjezdia na wakacje, uprawia jakieS hobby.<br />
M oie to bye slawny sportowiec, polityk, artysta - wszystko jedno.<br />
Sila, jakq rna w sobie zblizenie jego twarzy w kolorze, powoduje<br />
podstawienie jej w miejsce jego 0 wiele rnniej fotogenicznych osiqgniye.<br />
Zarniast zajmowac nasze umysly pojyciami abstrakcyjnyrni,<br />
media proponujq konkretnq osoby jako obraz w oczach widowni.<br />
Dostarczajq w ten sposob symbolu, ogniskowej, ktore widzowie przetwarzajq<br />
w syrnpatyczny i nieodparty obraz ich sarnych. Dzialajq na<br />
ernocje; lubimy tych, kt6rych styl zycia jest dopasowany do naszych<br />
wyobrai en. Tych, kt6rzy dajq narn to, co chcielibysrny dostae. Aby<br />
trafie do szerokiej widowni, osoba taka rnusi jednak zostac poddana<br />
drobnej operacji w sferze znaczen. ; w profesjonalnym jyzyku nazywa<br />
siy to "forrnatowaniem". M usi przyjqe ksztalt, w kt6rym publicznose<br />
zechce jq oglqdae. Ma dzialae zgodnie z wyrnogami medium.<br />
Zawartose treSciowa zostanie przetworzona tak, by najlepiej odpo<br />
103<br />
III
II<br />
MARTA TARABUtA<br />
wiadala wymogom kultury medialnej, kt6ra jest w stanie przeksztalcic<br />
kaidy temat w atrakcyjne widowisko rozrywkowe.<br />
Jak zamienic artystcr w zdarzenie medialne ? Leon Tarasewicz rna<br />
wiele atut6w: egzotyczne pochodzenie, charyzmatyczny wyglqd, niecodzienne<br />
hobby, adres Stacja Walily, a przy tym uczni6w w stolecznej<br />
ASP i micrdzynarodowq slawcr. Aby stworzye wizerunek atrakcyjny<br />
dla szerokiej widowni, wystarczyl drobny zabieg: inne, bardziej<br />
wyraziste rozloienie akcent6w. Leon T arasewicz w wersji<br />
"sformatowanej" to prawdziwy macho, mcriczyzna silny i niepokorny,<br />
a przy tym outsider, wieczny buntownik - niepogodzony ze swiatern,<br />
uciekajqcy od zgidku cywil izacji do swojej samotni na lonie<br />
natury, by tam oddawae si cr hodowli rzadkich okaz6w ptactwa, rybol6wstwu<br />
i innym prawdziwie mcrskim zajcrciom: Robinson naszych<br />
czas6w. Z wysokonakladowej prasy dowiemy sicr, jakie mial dziecinstwo<br />
(trudne, ale szczcrsliwe), gdzie przei yl niezapomniany dzien<br />
(w Jerozolimie), jaki jest jego wymarzony cel podr6iy (las tropikalny<br />
w Brazylii) i co zawsze zabiera na wyprawcr (kamizelkcr) . Spotkamy<br />
go, z nieodlqcznym baiantem na ramieniu, w"M arie Claire",<br />
gdzie zdradza nam, jakie Sq jego drobne przyjemnoSci w i yciu. Podziwiamy<br />
- na o kladce pisma "Swiat lazienek i kuchni" - jak zr crcznie<br />
i ongluje cebulkq w swojej rustykalnej kuchni. Jako slawny micrdzynarodowy<br />
artysta, Leon T arasewicz gotuje w czarnym podkoszulku<br />
z logo MOMA. W iemy jui, jakie potrawy przygotowuje<br />
najczcrsciej (skrzydelka w prodiiu) i jakie elementy wyposaienia kuchni<br />
uwaia za niezbcrdne (kieliszki).<br />
Sztuka, 0 ile w og61e sicr przy okazji tych wystcrp6w pojawia, jest<br />
gdzies daleko w tie, jako egzotyczny kontekst, przywolywany jakby<br />
tylko po to, by podkreslie, ie po pierwsze, liczy sicr prawdziwe iycie,<br />
a po drugie, ie "jego obrazy moi na zobaczyc w galeriach na calym<br />
swiecie". Nic dziwnego: to artysta, a nie jego dzido rna bye przedmiotem<br />
podziwu. W ywiadom towarzysz'l wicrc przede wszysi:kim<br />
zdjcrcia artysty. ArtYScie, niczym znak firmowy, na zdjcrciach towarzysZq<br />
egzotyczne ptaki.<br />
JeSli ten obraz zadomowi sicr w zbiorowej pamicrci - jeSli na diwicrk<br />
hasla "Leon T arasewicz" widownia przypomni sobie obraz artysty<br />
z ptakiem na ramieniu - to znaczy, ie wlasnie zostala wykreowana<br />
104
TEMATY 1 REFLEKSJE<br />
nowa rnarka. ]ak si~ wydaje, byiaby to pierwsza rnarka z dziedziny<br />
sztuki aktualnej. Marka budowana zresztCl wedfug najnowszych zasad<br />
rekJarny: dzis nie reklarnuje s i ~ juz produkt6w za pomoq ich zalet,<br />
reklarnuje s i~ zwiClzany z nirni styl zycia. T o on "sprzedaje" produkt,<br />
Odw0fujClc si~ do upodoban i rnarzen tych, kt6rzy rnieliby go kupic.<br />
Przeslanie marki rnusi skutecznie przern6wic do konsurnenta.<br />
]ak donosi "Viva!" w zarnieszczonej w "Alfabecie towarzyskirn"<br />
relacji z wernisazu wystawy w Zarnku Ujazdowskirn (opatrzonym<br />
zdj~ciarni Autora w towarzystwie Ministra Kultury oraz przedstawicieli<br />
sponsorow),<br />
Artysta pobil rekord w liczbie przyj~rych gratulacji - kolejka ch~ tnych, by<br />
u5ci sn,,!c mu dlon, byla niebywale dluga. Licytowano s i ~ w niej, kto rna juz prace<br />
artysry, a kto nie. Jedna z wielbicielek jego talentu probowala obcasem odkuc<br />
fragment dziela. Widziano jq, jak z kolorow,,! grudk,,! w torebee opuszcza<br />
Zamek.<br />
Sukces.<br />
Kilka stron wczeSniej, w dziaJe "Wydarzenia", przykuwa oko sensacyjny<br />
tytul Podeptac sztuk{\ opatrzony z d j~ciern nog (artysty?)<br />
w czerwonych spodniach. ,,]esli ktos chce podeptac obraz - zachyca<br />
"Viva!" - zapraszarny do Zarnku Ujazdowskiego w W arszawie.<br />
Zwlaszcza ze bydzie to obraz wybitnego malarza, Leona Tarasewicza".<br />
Show-biznes rna swoje prawa: sprawy nudne nie przyciClgnCl uwagi<br />
publicznosci. Ale prawd
.,"',.<br />
.lui W SPRZEDAZY<br />
MARTA TARABULA<br />
bez powodu obsypanego Oscarami.<br />
Podczas operacji "formatowania"<br />
sztuki do postaci zdarzenia<br />
medialnego pew ne rzeczy<br />
mog't si~ gdzieS po drodze zagubie.<br />
Jakie ? Zgadnij, koteczku, jak<br />
mawial mistrz, kt6ry zyl w czasach<br />
zamierzchlych, kiedy slowo<br />
pod'tzalo jeszcze Sciezk't my§li.<br />
Tekst wygloszony w marcu 2004 podczas<br />
sesji "Od represji do promocji",<br />
ktora odbyla si~ w Galeri; Miejskiej Arsenal<br />
w Poznaniu.<br />
Pseudo-Dionizy Areopagita<br />
IPisma teologiczne<br />
MARTA TARABULA, historyk<br />
sztuki i krytyk, prowadzi galeriy<br />
"Zderzak" w Krakowie. Publikowala<br />
m.in. w "Gazecie Wyborczej",<br />
"Res Publice", "Magazynie<br />
Artystycznym" i "Magazynie<br />
Sztuki".<br />
Po raz pieIWSZY w jednyrn tomie<br />
przeklady najwainiejszych pism teologicznych<br />
wybitnego teologa i fliozofa<br />
iyj1\.cego na przelomie V i VI wieku<br />
i zaliczanego do grona neoplatonikow<br />
- jednej z najbardziej tajemniczych<br />
postaci wsrod pisarzy wczesnochrzesci<br />
j ailskich.<br />
W ksi1\.ice znalazly s i~ traktaty:<br />
Im iona boskie, Teo logia mistyczna,<br />
Hie ra rchia niebianska i Hiera rch ia<br />
koscielna. Jak pisze w przedmowie<br />
ks. Tomasz St~pie n , "Swiat ' widziany<br />
oczami Pseudo-Dionizego jest kosmosem,<br />
czyli porz1\.dkiem i ladem<br />
wszystkich elementow, ktore do niego<br />
nalei1\.".
TEMATY I REFLEKS]E<br />
DOSKONAtY SMAK ORIENTU<br />
,<br />
Piotr Klodkowski<br />
Dziecko<br />
lak pogodzic idel( wychowania milionow ukochanych<br />
jedynakow z ide~ solidarnosci i poswil(cenia<br />
dla ogolu? Nie, nie w teorii, jako ze tutaj wszystko<br />
jest mozliwe, ale w praktyce?<br />
To bylo w samym centrum Pekinu, niedaleko Placu Tiananmen.<br />
Rodzina ski ad ala si~ z pi~ciu os6b: dw6jki starszych, prawdopodobnie<br />
dziadk6w, dw6jki mlodych w wieku oketo trzydziestu lat,<br />
zapewne rodzic6w, oraz malego, kilkuletniego, pyzatego chlopczyka.<br />
Chlopczyk byl pysznie ubrany. N iby cesarski syn nosi! i61tq<br />
kurtk~ i spodnie ozdobione haftowanymi smokami, a w rqczce trzymal<br />
nitk~ latawca, zresztq tei 0 ksztalcie smoka. W ydawal si~ niezadowolony.<br />
Co chwil~ przystawal, tupal n6ikq, grymasil, krzywil<br />
si~, a w koncu rozplaka!. Mama od raw pochylila si~ nad synkiem,<br />
wyj~la szybko z torby jakieS lakocie i wloiyla mu do pyzatej buzi.<br />
Zmartwiony tate wziq{ z rClczki chlopczyka nit k~ latawca i zwr6cil<br />
si~, jakby z zapytaniem, w stron~ dziadk6w, kt6rzy cos mu wyjasniali,<br />
pokazujqc pobliski stragan. Tato szybko podbiegl w tam tq<br />
s t ron~ i po chwili zjawil si~ z powrotem z kupionCl zabawkCl. Z taki<br />
m ca{kiem duiym czerwonym samochodzikiem. Postawil go przed<br />
chlopczykiem, a nast~pnie razem z dziadkiem zacz~li bawic si~ na<br />
107
II<br />
PIOTR KtoDKOWSKl<br />
chodniku, puszczajqc samochodzik jeden do drugiego. Chlopczyk<br />
przestal plakae. Zainteresowal si~ nowq zabawkq, przykuCl1ql i dolqczyl<br />
do wsp61nej zabawy. Mama i babcia wyglqdaly na szc z~sliwe. Teraz<br />
babcia trzymala nitk~ latawca, mama zas co chwil~ wsadzala do buzi<br />
chlopczyka malq porcj~ slodyczy. O bie si~ usmieehaly i kiwaly z uznaniem<br />
glowami. Bo czyz jest cos wspanialszego od ukochanego dziecka?<br />
Zwlaszcza gdy to synek, kt6ry nie moze si~ juz spodziewae rodzenstwa<br />
i kt6ry wobec tego b~d zie chowany niby maly cesarz, zyjqcy<br />
obok innych malych cesarzy, znajqcych wylqcznie w teorii takie s!owa<br />
jak "brat" czy "siostra". Polityka jednego dziecka w Chinaeh jest dose<br />
skuteczna. Zwlaszcza w duzych miastach.<br />
Para mlodych ludzi, zakoehanych i poslubionych sobie, powinna<br />
niezwykle rozsqdnie analizowae problem swojego przyszlego potomstwa.<br />
W tym przypadku wszelka spontanieznose moze bye ogromnq<br />
przeszkodq. Niekt6rzy dodajq jeszcze, ze to wr~cz nieodpowiedzialnose,<br />
kt6q nalezy surowo karae. Bowiem sam fakt ukonczenia 23.<br />
roku zycia i zamqzp6jScia weale nie daje prawa do swobodnej prokreaeji.<br />
Wszystko musi bye dokladnie zaplanowane, przedyskutowane<br />
z odpowiednimi wladzami i wreszcie potwierdzone pieczqtkami<br />
z zakladu pracy m~za, zony i, co najwazniejsze, Komitetu Pbnowania<br />
Urodzen. Dopiero po uzyskaniu takieh gwarancji, czyli po<br />
otrzymaniu przydzialu na urodzenie dziecka, mozna powaznie myslee<br />
0 macierzynstwie. Jezeli, nie daj Boze, nie dope/ni si~ wszelkich<br />
formalnosci, to zaden szpital nie przyjmi e ci~zarnej kobiety na oddzia!<br />
i nie wystawi waznej ksiqzeczki zdrowia. Poza tym istniejq przeciez<br />
odpowiednie limity urodzen obowiqzujqee w poszczeg61nych rejonach.<br />
Tak wi~c kolejna ciqza, kt6ra nie miescilaby si~ w rejonowym<br />
planie prokreacji, bylaby wr~cz nielegalna. Nielegalna nie w tym<br />
sensie, ze kobieta zostalaby zabrana silq do kli niki aborcyjnej, ale<br />
w tym, ze jej macierzynski up6r najprawdopodobniej kosztowal by<br />
jq i jej m~za utrat~ pracy. Poza tym urodzone nadplanowo dziecko<br />
nie otrzyma zameldowania, bez kt6rego nie da si~ korzystae z uslug<br />
medyeznyeh, nie mozna tez poslae go p6zniej do przedszkola ezy<br />
szkoly. Po prostu urz~dowo nie istnieje.<br />
Zresztq, jak tu myslee 0 przedszkolu, szkole bqdi szpitalu, kiedy<br />
samemu nie ma si~ praey i kazdy wydatek na dziecko wydaje si~<br />
108
TEM ATY [ REFLEKSJE<br />
•<br />
na uliey z nielegalnym dziee<br />
wowezas zbyt duiy? I jak pokazae si~<br />
kiem, kiedy kaidy z s'lsiadow i urz~ d ni k z Komitetu Planowania<br />
Urodzeft patrzy na nie krzywym okiem? I w og6le jak pozwolie mu<br />
iye z pi~tnem nielegalnie urodzonego?<br />
Niekt6rzy zatem doehodz'l do wniosku, i.e dzieeko to zbyt wielki<br />
ci~iar. Pod kaidym w z gl ~dem. N awet jd li urodzi si~ zupelnie legalnie,<br />
zgodnie z wszelkimi dyrektywami Komitetu, to i tak koszt jego<br />
przysztego wyehowania i edukaeji moze wydawac si~ dla wielu glodnyeh<br />
sukeesu Chi6ezyk6w ealkowieie niewart wyrzeeze6.<br />
Kilkakrotnie rozmawialem z L. , mlod'l, swietnie wyksztakon'l<br />
mieszkank'l poludniowej eZ~ Sc i kraju. L. jest m~iatk'l od kilku lat.<br />
M'li, jak sarna opowiada, doskonale sobie radzi jako obieeuj'ley<br />
menedzer i gwarantuje obojgu wysoki standard iyeia. L. takie mys li<br />
o karie rze i weale nie zamierza oddawae si~ maeierzynstwu. "Nie<br />
planujemy dzieeka ani teraz, ani w przyszlosei", oswiadeza bez skr~ <br />
powania. Czeigodna tradyeja, wielopokoleniowa rodzina, staroi ytny<br />
kult przodk6w ezy nawet delikatne nalegania rodzie6w, kt6rzy<br />
radzi by kiedys ujrzec wnuka, nie maj'l iadnego znaezenia. "A idee<br />
miejseowego soejalizmu albo - ezy ja wiem - moze niekt6re koneepty<br />
przewodniez'leego M ao?", dopytujy z lekk'l ironi'l . L. ehyba wyezuwa<br />
ironiy, ale odpowiada, jak s'ldzy, zupe/nie szezerze: "A kogo<br />
to dzisiaj obehodzi ? Chcemy wreszeie iye na przyzwoitym poziomie,<br />
a nie poswiyeae siy dla jakiejs tam idei, wodza b'ldi tradyeji, tak<br />
jak kiedys moi rodzice i dziadkowie". Filozofia niby zrozumiala, a nawet<br />
niespeejalnie szokuj'lea dla Europejezyka, ale mimo wszystko<br />
dose nowatorska w Chinach, nawet jeieli uwz gl~dni e gigantyczne<br />
zmiany w ideologii i ludzkiej swiadomosei w ei'lgu ostatnieh lat. Bo<br />
przeeiez wedlug starej tradyeji konfuejanskiej, jakos tam obecnej<br />
wehi6skiej wersji komunizmu, to grupa, rodzina b'ldi cale spoleezenstwo<br />
S'l 0 niebo wazniejsze od jednostki, ktora w takiej sytuacji<br />
powinna siy w pewien sposob poswiyeae dla ogolu. O becnie jednak<br />
ta zasada zaezyna bye coraz czyseiej podwaiana. Moie niekoniecznie<br />
ofiejalnie, ezyli bez speejalnego rozglosu, bez tworzenia jakiejs<br />
ideowej otoezki ezy filozoficznego usprawiedliwienia. Ale tak w praktyee.<br />
W deeyzjaeh, ie zyjemy tylko dla siebie. Z amoinie i bezdzietnie.<br />
Bez klopot6w i stres6w.<br />
109
II <br />
PIOTR KtoDKOWSKI<br />
O czywiScie nie oznacza to zaraz, ze tego rodzaju praktyka jest<br />
czyms powszechnie dominujqcym. Wiykszosc malzenstw bynajmniej<br />
siy nie zniechyca i nadal pragnie synka czy, znacznie rzadziej, coreczki.<br />
I to mimo narzucanych odgornie surowych regul panstwa,<br />
ktore zdecydowanie stara siy ograniczyc zbytni przyrost naturalny.<br />
Problem jednakie w tym, ze akurat postulowana polityka "jednego<br />
dziecka" jest rowniez czysciq spolecznej rewolucji, powoli, lecz nieuchronnie<br />
zmieniajqcej dotychczasowq tradycjy. To, co skrajnie indywidualne,<br />
wygrywa z tym, co spoleczne. Bo jak pogodzic idey<br />
wychowania milionow ukochanych jedynakow z ideq solidarnosci<br />
i poswiycenia dla ogolu? Nie, nie w teorii, jako ze tutaj wszystko jest<br />
mozliwe, ale w praktyce?<br />
Codziennie wiyc kazdy maly chlopczyk staje przed nie lad a dylematem.<br />
W domu rodzice, a jeszcze czysciej dziadkowie, kupujq mu bez<br />
przerwy a to kaczuszky, a to samochodzik, a to duzego kolorowego<br />
latawca, najlepiej znacznie wiykszego od tych, ktore majq koledzy.<br />
Pozniej pojawiajq siy gry komputerowe, rowery, a nawet skutery. Chlopczykowi<br />
absolutnie niczego nie brakuje, ktoz bowiem sposrod rodzicow<br />
i dziadkow odmowi zaplanowanemu i w pelni legalnemu synkowi<br />
i wnukowi? Jakie powiedziec "nie" calej generacji chlopczykow<br />
-jedynakow, ktorzy nie bez powodu nazywani Sq "malymi cesarzami"?<br />
Ale w przedszkolu i w szkole jest inaczej. Tam nadal panuje szlachetna<br />
zasada skromnoSci, szacunku dla innych i pierwszenstwa spolecznoSci<br />
przed jednostkq. Pani wychowawczyni podczas posilku pyta zatem<br />
dzieci, ktore z nich weimie jako pierwsze najmniejszq porcjy ryzu, najmniejsze<br />
jablko czy brzoskwiniy? Kto siy poswiyci dla innych i zyska<br />
szacunek nie tylko samej pani, ale tez swoich kolegow i kolezanek?<br />
Ktoz wykaze siy prawdziwq dzielnosciq i oddaniem, jakie zawsze cechowaly<br />
prawdziwych bohaterow? Pokusa jest bardzo wielka. W domu<br />
przeciez najbardziej smakowite kqski mama lub babcia szykuje wlasnie<br />
dla synka i wnuczka, zachycajqc do jedzenia i wcale nie pytajqc<br />
o to, czy chcialby cokolwiek dla kogokolwiek poswiycic. A w przedszkolu<br />
czy w szkole najwiyksza porcja ryzu, najwiyksze jablko czy brzoskwinia<br />
Sq na koncu. T o znaczy dla tych, ktorzy nie chcq siy poswiycic,<br />
nie chcq zyskac szacunku pani oraz uznania swoich kolegow i kolezanek.<br />
I wcale nie myslq, zeby zostac prawdziwym bohaterem.<br />
110
TEMATY I REFLEKSJ E<br />
C6i zatem ezynic? ezy zyskae szaeunek oraz po ehwal~ i ehodzie<br />
przez kilka godzin glodnym, ezy tei zjeSe porzqdnq p orej~ (ehoeiai<br />
i tak mniejszq nii u mamy i babei), ale za to stae si~ napi~ tn owanym<br />
jako ezlowiek nieuiyteezny, niepotrafi qey i ye w spoleeznoSci i gardzqcy<br />
patriotyeznym po swi~ eeniem? Decyzja jest nielatwa. Najlepiej<br />
jednak wybrae drog~ posredniq. Nie zglaszae si~ pierwszym, no ale<br />
tei nie ezekae do samego koflCa, na naj wi ~ kszq po r ej ~. Bye na przyklad<br />
6smym alba jedenastym, a tak od czasu do ezasu zglosie si~<br />
chociaiby jako trzeci, a nawet drugi, i eby zyskae przychylnose pani.<br />
Bo przeeiei szkola nie tylko dostarcza wiedzy, lecz uczy, jak naleiy<br />
post~po wae. A to bardzo cenna nauka. I jakie przydatna p6zniej,<br />
w doroslym zyeiu. Trzeba zatem, jako jedyny i w pelni legalny synek<br />
i wnuezek, korzystae z iycia ile si~ da, bez wi~kszyc h skrupul6w,<br />
pami~tajqc zarazem, zeby swego statusu ukoehanego jedynaka za<br />
bardzo publieznie nie obnosie, a wr~ cz przedstawiae siebie jako szlachemego<br />
czlonka konfuejanskiej spolecznoSci.<br />
T ak do konea nie wiadomo, jak dlugo jeszeze miliony ehlopczyk6w<br />
b~dq egzystowaly w tyeh dw6eh r6znyeh swiatach, malo do<br />
siebie przystajqeych. Jak dlugo eksperyment z malymi cesarzami w rodzinie<br />
i w szkole b~dzie w m iar~ skuteczny, to znaczy z jednej strony<br />
b~dzie zm uszal do ograniezenia dzietnosci w rodzinie, z drugiej <br />
b~dzie sklanial do propagowania solidarnoSci i p osw i ~ ce nia dla innych<br />
w szkole (a moze raczej: do udawania, ze jest s i ~ solidarnym<br />
i gotowym do poswi~een) . Kto wie, ezy pewnego dnia cos pomnoionego<br />
przez dziesiqtki milion6w nagle nie p~knie , nie huknie i nie<br />
zmieni wszystkiego? Samyeh fundament6w chinskiej cywilizacji, kt6ra<br />
stanie si~ bardziej cesarska, tyle ie w zupelnie inny spos6b aniieli sto<br />
lat temu? Bo to przeeiei eksperyment niespotykany w historii swiatao<br />
Podobnie jak i jego konsekwencje.<br />
PIOTR KLODKOWSKI, ur. 1964, dr orientalisty ki. W ydal m.in: Wojna<br />
swiat6w? 0 iluzji wartosci uniwersalnych (2002). Adiunkt w Wyzszej<br />
Szkole Informatyki i Zarz'ldzania w RzesZDwie, wykladowca Wyzszej<br />
Szkoly Europejskiej im. ks. ] 6zefa Tischnera w Krakowie.<br />
111
TEMATY I REFLEKSJE<br />
RUBRYKA POD ROiA-<br />
Malgorzata Lukasiewicz<br />
Buty tei: sq wai:ne<br />
Czy opowieSc 0 Schlemihlu jest przypowiescil:\<br />
o kondycji nowego czlowieka? Taki czlowiek <br />
niedorajda i pechowiec - przybywa na swiat,<br />
w obce dla siebie miejsce, nie ma zadnego rozeznania,<br />
musi dopiero ustalic jakl:\s hierarchil(<br />
wartosci, i to samemu, w trybie prob i bll(dow.<br />
Entuzjasei romantyzmu twierdzq, i e romantyzm otworzyl bramy<br />
swobodnej ekspresj i osobowoSci. Ni e eh~tni uwaiajq, ie w ten sposob<br />
doprowadzit do zatareia miar i kryteriow. Entuzjasei powiadajq,<br />
ie romantyzm przywraea do ezei postponowanq przez oswieeenie<br />
fa n t azj~. Seeptyey pod fantastyeznym kostiumem W~ S Zq zapaszek<br />
moralitetu.<br />
Na poezqtku opowieSei Adelberta von Chamisso Piotr Sehlemihl<br />
sehodzi ze statku, ktory przywiozl go nie wiadomo skqd i dokqd,<br />
w kaidym razie w obee miejsee, gdzie ezeka go nowe iyeie, i udaje<br />
si~ do rezydeneji niej akiego pana Johna. M a ze sobq list poleeajqey,<br />
ubiera si~ starannie, usiluje zrobic jak najlepsze wraienie. Ale ezuje<br />
si~ obey, nie rozumie, 0 ezym rozprawia towarzystwo zebrane u pana<br />
Johna, dziwi sil( , ie rnowiq powainie 0 lekkieh sprawaeh, a lekkim<br />
tonern 0 powainyeh. A jui bardzo si~ dziwi, gdy okazuje si~, ie jeden<br />
z gOSci, niepozorny typek w szaryrn surdueie, potrafi w jednej<br />
112
TEMATY I REFLEKS]E<br />
chwili spetnic wypowiadane przygodnie zyczenia. Ledwo ktos si~<br />
skaleczy, szary gosc wyci'lga z kieszeni angielski plaster, gdy potrzebna<br />
luneta, ""ryjmuje z kieszeni l unet~, gdy potrzebny dywan, by towarzystwo<br />
moglo si~ wygodnie rozsiqsc na trawie, wyciqga z kieszeni<br />
dyw?n, a potem jeszcze namiot i trzy konie z rz~ de m. Piotr Sehlemihl<br />
dziwi si~ pojemnosci tej kieszeni, ale jeszeze bardziej dziwi si~,<br />
ze pr6ez niego nikt z obecnyeh si~ temu nie dziwi, wszysey przyjmujq<br />
niezwykle zdarzenia jako rzeez najzwyklejszq w swieeie.<br />
Chamisso ulozyl Przedziwnq histari{! Piatra Schlemihla w Kunersdorf<br />
(ezyli dzisiejszyeh Kunowieaeh) w 1813 r., kiedy stary swiat si~<br />
tozpadl, now)' dopiero mial powstac, a on sam "juz alba jeszeze" nie<br />
mial ojczyzoy, jak si~ potem wyrazit. W 1792 L, w wieku jedenastu<br />
lat, opuscil miejsee urodzenia, zamek w Boneourt w Szampanii, bo<br />
rodzina udawala siy na emigraej~. Wstqpit do pruskiej armii i walezyl<br />
z Napoleonem. Wiersze pisal najpierw po franeusku, po niemiecku<br />
zaczql pisac ok. 1802 r. i wtedy tez zamiast otrzymanych na<br />
ehrzeie imion Louis Charles AdelaIde przybral imi~ Adelbert. Pierwszym<br />
towarzyskim i literackim srodowiskiem, do kt6rego przylgnql,<br />
byli berlinsey romantyey, bywalcy salonu Rahel Levin. Tam najpewniej<br />
Chamisso zetknq! si~ z okresleniem schlemihl, kt6re w jidisz zoaezy<br />
tyle co "nieudaezoik, niedorajda, peehowiee". Krqzyl miy dzy<br />
Francjq a Niemeami, goseil u pani de StaeJ, tlumaezyl litera tur ~ franeuskq<br />
na niemiecki i niemieekq na francuski. Potem powziql pasj~<br />
przyrodniezq, uezestniezyl w wyprawie dookola 5wiata, publikowal<br />
naukowe studia, by! kustoszem ogrodu botaniezoego. Podobno do<br />
konca iyeia nie wyzbyl si~ obeego akcentu i pewnyeh franeuskich<br />
znamion skladni. Zaznal obeyeh kraj6w, j~zyk6w, sytuaeji, zajyc<br />
i wszystkieh zmian, jakie towarzyszyly tamtemu burzliwemu przetomowi<br />
wiek6w.<br />
Piotr Sehlemihl wslawil si~ niezwyklq transakejq: sprzedal szaremu<br />
gOSciowi wlasny eien w zamian za tzw. mieszek Fortunata, ezyli<br />
sakiewky, z kt6rej mozna bez konea ezerpac zloto. Zyska! bezmierne<br />
bogactwo, ale bynajmniej nie zyskal szez~scia: bardzo szybko okazuje<br />
si~, ze paradujqe bez eienia, wzbudza ni ech~c, wzga r d~ i przerazenie<br />
ludzi. Dzieei siy z niego wysmiewajq, zacny lesniezy nie ehee<br />
oddac e6rki za zony osobnikowi bez eienia. Swoim niewyezerpanym<br />
113
II<br />
MAtGORZATA LUKASIEWICZ<br />
bogacrwem Schlemihl moze sobie zapewnie rozmaite uciechy i luksusy,<br />
ale po ciemku, w ukryciu. Nie osmiela si~ wychodzie z domu<br />
w bialy dzien.. Brak cienia, jednym slowem, kladzie si~ cieniem na<br />
jego zyciu - i nie jest to jedyny paradoks tej historii.<br />
Czego dotyczy transakcja z szarym czlowieczkiem, co wlasciwie<br />
skazuje Schlemihla na samotnose i poczucie obcoSci?<br />
Najpierw, gdy bohatera z pelnq kabzq, a bez cienia spotykajq<br />
pierwsze nieprzyjemnoSci, wydawaloby si~, ze mozna to uznae za<br />
dobrq wiadomose: najwyrazniej ludzie ceniq u bliznich nie tylko bogactwo,<br />
ale cos jeszcze. Moze nazwisko, urodzenie, dobre imi~,<br />
wszystko to, czego brak nuworyszom? Wkrotce jednak konsekwencje<br />
utraty cienia okazujq si~ straszne, chyba za straszne jak na tak<br />
poczciw'l przyczyn~, a przede wszystkim okazuj'l si~ nieodwracalne.<br />
Moie transakcja z szarym gosciem zapowiada nadejScie nowej epoki,<br />
epoki wykorzenionego indywiduum bez zaplecza tradycji. Moze<br />
chodzi 0 wzmoionq w burzliwych czasach dotkliwose przemijania,<br />
odrywania si~ od przeszlosci, zapominania; w Przedziwnej historii<br />
narrator skarzy si~, ie nie umie wskrzesie pewnego minionego okresu<br />
swego zycia: "barwy, ktore go wowczas ozywialy i one jedynie na<br />
nowo ozywie by mogly, zblakly juz we mnie, a kiedy pragn~ odna<br />
Ide w swej piersi to, co niegdys tak bardzo j'l poruszalo: cierpienia<br />
i szcz~scie, i slodkie upojenie, prozno uderzam w skai~, z ktorej zadne<br />
zywe zrodlo juz nie tryska". A moze chodzi 0 bycie sob'l, 0 romantyczne<br />
ja, na ktore nie rna miejsca w uporz'ldkowanej wspolnocie<br />
ludzi? 0 rozbuchan'l indywidualnosc, ktora zaraz okaie si~ innosci'l<br />
i inni ludzie nie b~d'l tego tolerowaC? Moze wreszcie traqc cien.,<br />
Schlemihl wszedl w zakl~ty kr'lg melancholii? W kazdym razie puste<br />
miejsce powstale po stracie korci do coraz to nowych domnieman..<br />
Przedziwna historia Piotra Schlemihla byla wielkim sukcesem, w Niemczech<br />
i na 5wiecie. Takie inspiracjq, Iiterackq i intelektualnq: E. T.<br />
A. Hoffmann niebawem napisal 0 czlowieku bez odbicia w lustrze,<br />
Andersen basn. 0 cieniu, Hofmannsthal basn. 0 kobiecie bez cienia,<br />
C. G. Jung analiz~ archetypu cienia, Tomasz Mann esei 0 Chamissie.<br />
Cien., cos najbardziej nieuchwytnego i wieloznacznego. Nie istnieje<br />
bez swiatia, ale potrzebuje tez ziemi, solidnej materii, podloza.<br />
Kazdy go rna. Sobowtor i karykatura. W swojej opowieSci Chamisso<br />
114
EMATY [ REFLEKS]E<br />
uruchamia wielkie widowisko, wielki balet, wielkie igrzyska z udzialem,<br />
rzec moina, najwiykszych par aktorskich: swiatla i mroku, prawdy<br />
i tajemnicy, zla i dobra, braku i daru.<br />
Sprzedai cienia to dopiero pocz~tek. Nieznajomy w szarym surducie<br />
obiecuje pojawic siy za rok i dzien z nowym interesem. Schlemihl<br />
rna nadziejy, ie zdola cofn~c transakcjy, zwrocic czarodziejski<br />
mieszek i odzyskac cien. Kaidy by tak chcial, tylko ie diabel nigdy<br />
siy na to nie zgodzi. I ten tei siy nie zgadza, proponuje natomiast, ie<br />
owszem, cien zwroci, ale za to wezmie duszy. A na to znow nie zgadza<br />
siy Schlemihl. Nie tylko siy nie zgadza, ale radykalnie zrywa kontakty<br />
z kusicielem. Wybiera samotnosc. Po tej decyzji nawiedza go<br />
jeszcze sen, wizja piyknego swiata, gdzie "nikt nie mial cienia, a co<br />
dziwniejsze, wcale to zle nie wygl~dalo". Potem rusza swoj~ drog~.<br />
Za reszty pieni~dzy z czarodziejskiego mieszka sprawia sobie buty,<br />
ktore maj~ mu sluiyc w samotnej drodze przez iycie, i okazuje siy,<br />
ie s~ to buty siedmiomilowe. Tym razem partnerem transakcji jest<br />
"piykny chlopak 0 jasnych kydziorach", ktory iyczy mu szczyscia.<br />
I to iyczenie poniek~d siy spelnia: ,,'vvykluczony wskutek poprzedniej<br />
mej winy ze spolecznosci ludzkiej, zostalem w zamian zl~czony<br />
z przyrod~, ktor~ zawsze tak lubilem, ziemia stala siy dla mnie wspanialym<br />
a bogatym ogrodem, studia przyrodnicze mialy odt~d nadac<br />
kierunek i moc memu iyciu, a celem jego stac siy miala nauka". 0 dalszych<br />
losach Schlemihla moiemy jeszcze powiedziec, ie faktycznie<br />
wydrowal po swiecie i badal przyrody, ie za glown~ kwatery obral<br />
sobie, wzorem chrzeScijanskich pustelnikow, jaskiniy w pobliiu Teb,<br />
ie wkrotce przekonal siy, ii nawet w siedmiomilovvych butach nie<br />
zdola przemierzyc calego globu, bo nie przeprawi siy przez oceany,<br />
wreszcie odkryl, ie siedmiomilowe buty czasem nios~ zbyt szybko,<br />
wiyc trzeba na nie nakladac "hamuj~ce papucie".<br />
Historia Schlemihla jest i odwroceniem, i powtorzeniem historii<br />
Fausta (tak jak opowiedzial j~ Goethe, bo i Chamisso napisal swego<br />
Fausta, a scislej fragment, jedn~ sceny, przedstawiaj~q Fausta w rozmowie<br />
z Dobrym Duchem i Z lym Duchem, zakonczon~ samobojstwem).<br />
Schlemihl w przeciwienstwie do Fausta nie sprzedal diablu<br />
duszy. Jeieli Faust w pierwszym monologu skariy siy na pieskie iycie<br />
uczonego i chcialby uciec w przygody, to Schlemihl po strasznych<br />
115<br />
II
II <br />
MAt.GORZATA LU KASIEWICZ<br />
przejsciach wlasnie z ulgq oddaje siy nauce. Schlemihl w swojej grocie<br />
rna psa pudla, ktory na powitanie obskakuje go jak wiadomy<br />
pudel z Fausta, a wabi siy Figaro. Obaj drugq czyse zycia i tragedii<br />
spydzajq jako obiezyswiaty.<br />
ezy opowiese 0 Schlemihlu jest przypowiesciq 0 kondycji nowego<br />
czlowieka, czlowieka nowych czasow? Taki czlowiek - niedorajda<br />
i pechowiec - przybywa na swiat, w obce dla siebie miejsce, nie<br />
rna zadnego rozeznania, nie wie, czym siy kierowac, musi dopiero<br />
ustalic jakqs hierarchiy wartoSci, i to samemu, w trybie prob i blydow.<br />
Stopniowo przekonuje siy, ze wazne Sq pieniqdze, ale dusza<br />
jeszcze wazniejsza, ze wazne jest to, co nas lqczy z ludimi, i to, co<br />
nas od nich rozni, a przede wszystkim, ze nie da siy miee wszystkiego<br />
naraz, ze zawsze cos jest za cos i ze czysto nie wiemy nawet, co<br />
tracimy. Wychodzi z tej przygody bezdomny i samotny, ale bynajmniej<br />
nie bezduszny. Wychodzi w butach dwoch szybkosci. W ostatecznym<br />
rozrachunku zamienif cien na buty. Butami rez trzymamy<br />
Sly Zleml.<br />
Adelbert von Chamisso, Przedziwna historia Piotra Schlemihla, przel.<br />
Witold Wirpsza, Warszawa 1961 ; Reise um die Welt mit der Romanzoffischen<br />
Entdeckungsexpedition in den Jahren 1815-1 818, w: tenie, Werke<br />
in zwei Banden, t. 2, Lepizig 1981.<br />
MAtGORZATA LUKASIEWICZ, tlumaczka, eseistka, autorka monografii<br />
Robert Walser (1990).<br />
116
TEMATY I REFLEKS]E<br />
o R OZNYCH GODZINACH<br />
Halina Bortnowska<br />
* * * <br />
17 grudnia. Dokladnie dzisiaj przypada rocznica koflCa nowohuckiego<br />
strajku (1981). A moze nie calkiem dokladnie? Moze to<br />
byl jeszcze szesnasty? Te dni - wszystkie, poza trzynastym grudnia <br />
polqczyly mi siy w jeden wiecz6r i jednq noc. Caly czas bylo na wpol<br />
ciemno - pomieszczenia fabryczne i tak zawsze oswietlane w taki<br />
sam spos6b. Tego wieczora udalo mi siy skorzystac z prysznica i wlasnie<br />
ukladalam siy gdzid na jakims strychu, na trasie do anteny radia<br />
"Wolna Nowa Huta" - moze i byl tam jakis styropian? Wtedy alarm.<br />
Polprzytomna biegny z powrotem na dol, zapominajqc nawet 0 swoim<br />
strajkowym niezbydniku, chwytam tylko naglasniacz - narzydzie<br />
podstawowe. Ktos pomaga mi trafic na walcowniy, w kt6rej zbierajq<br />
siy ci, kt6rzy chc'l dalej strajkowac. Sq znajomi studenci, kt6rzy siy<br />
tutaj schronili, jest ktos z komitetu strajkowego. Tlum ludzi, ale<br />
opr6cz mnie jeszcze tylko dwie czy trzy kobiety. Organizujemy siy<br />
w male grupy po 10 osob - aby kazdy mial kogos, kto zauwazy,<br />
zapamiyta, przekaze, co siy z nim stalo. Biory udzial w "konferansjerce":<br />
co mamy spiewac. Pidni religijne przeplatajq siy z patriotycznymi<br />
i pilkarskimi. Przydaje siy naglasniacz, ktory juz wczdniej<br />
pozwolil mi mowic do otaczajqcego kombinat wojska. To siy teraz<br />
powtorzy, gdy w wejsciu do tunelu pojawiq siy zolnierze z wycelo<br />
117
II<br />
HALI NA BORTNOWSKA<br />
wan'l w nas broni'l. Jak przedtem, tak i teraz mowit: do nieh spokojnie,<br />
wei'lz podkreslaj'le nasz'l polsk'l i ludzk'l wspolnott:. I znow spiewamy<br />
- niezliezon'l ilose razy to sarno. Swi{!ty Boie... Dopoki Wisla<br />
plynie ... Moeny mt:ski ehor. Mijaj'l godziny. Stoimy. Ktoras z kobiet<br />
mdleje, gdzies j'l wynosz'l. Dowodea wojska pozyeza od nas naglasniaez,<br />
ale nie umie sit: nim poslugiwae, malo co mozna zrozumiee.<br />
Wit:e znow spiewamy. Pada swego rodzaju ultimatum: jeSli sami nie<br />
wyjdziemy, to zaezn'l nas po kolei wynosie sit'l. Czekae na to, ezy<br />
nie? Przyezyniam sit: do deeyzji: tak, wyehodzimy - i ruszam naprz6d<br />
z pierwszymi szeregami. Robit: to, bo zdajt: sobie spraw~, ze<br />
ezekanie na wynoszenie doprowadzi do wybuehu, bojki, pewnie strzelaniny.<br />
Wystarezy, ze mnie ktorys z tyeh wojakow szarpnie i sytuaeja<br />
bt:dzie nie do opanowania. Wei'lz mam naglasniaez. Przypominam<br />
0 obowiqzku pilnowania si~ wzaJemnie. Wehodzimy do tunelu.<br />
Niebiesko w powietrzu. Gaz? Nie, to dym z wypalonyeh przez zolnierzy<br />
papieros6w. Jakis hutnik idzie ze mn'l w parze. Na sehodaeh<br />
rozdzielaj'l nas: on moze wr6eic do swojego zakladu, ja - do suki<br />
(dowiadujt: sit: potem, ze z wiadomosei'l 0 mnie dotad do parafii<br />
i do mojej matki).<br />
Tak si~ zaezyna internowanie. Suka zawozi nas (same kobiety)<br />
do jakiegos aresztu. Przerazony stary klawisz wykrzykuje: nie dla<br />
was nie mam, ani koeow nie rna, ani pieia, nie! Jedna ogromna pryeza.<br />
"Tu ezysto - poeiesza nas - mozeeie si~ polozye". Potem odwoz'l<br />
nas na Mogilsk'l jakims autobusem. Tam juz regularna proeedura.<br />
Tak to sobie wspominam - po 23 lataeh. W srodt: uprzytomnila<br />
mi te wspomnienia audyeja Klubu Tr6jki: z Jerzym Sosnowskim<br />
i pro£. Antonim Dudkiem z IPN. Wlaseiwie dotyezyla ona roezniey<br />
wydarzen w kopalni "Wujek".<br />
Wraeam do niekt6ryeh pytan, aby pomysJee nad nimi od nowa:<br />
- Co z naszym glodem sprawiedliwoSci? Nie wiem, jak to przezywaj'l<br />
rodziny ofiar i ieh srodowisko. Tam kolejne proeesy sprawe6w<br />
weiqz od nowa poruszaj'l to, co tkwi w pami~ei, i przynoSZq<br />
kolejne frustraeje. Z tamtejszej perspektywy inaezej widae wlaSciwie<br />
118
TEMATY [ REFLEKS]E<br />
[[I<br />
wszystko - na pierwszym miejscu przetrwanie sily czy sil oslaniaj,!<br />
cych sprawcow. Wci,!z S,! i dzialaj,! gwaranci ich bezkarnoSci. Ale<br />
w szerszej skali: nie wiem, czy glod sprawiedliwoSci istnieje, czy nie<br />
zostal st~piony. Moze nast,!pila utrata wrazliwosci na niespelnienie?<br />
Spr8.wiedliwoSci zabraklo w s,!dach, ale brak jej tez w samym losie:<br />
bezrobocie, niepotrzebnosc. Nie sposob tez nie widziec czy raczej<br />
nie odczuwac, ze w rozliczaniu za przeszlosc - zwlaszcza po tak dlugim<br />
czasie - tkwi takZe jakies niebezpieczenstwo: cos juz przez tyle<br />
czasu musialo si~ zagoic, poukladac, przyszli na swiat nic nie wiedz'!cy<br />
nowi ludzie, oni juz S,! dorosli.<br />
- Co innego ze spraw,! odszkodowan dla ofiar. Niepoj~te - nie<br />
do przyj~cia - ze nalezna, wlaSciwa pomoc nie nadeszla. W dodatku<br />
pada teraz pytanie: kto, to znaczy ktora Rzeczpospolita powinna<br />
placic? Tak to widz~, ze nie jest to dzis dlug historycznego bytu "PRL",<br />
za ktory nikt nie moze odpowiadac. To jest dlug bezprzymiotnikowej<br />
i nienumerowanej Polski, wynikaj,!cy nie z winy, lecz z jej zwi,!zku<br />
z poleglymi.<br />
- Kto jest osobiscie odpowiedzialny za ich smiere? Procesy z coraz<br />
wi~ksz,! trudnosci,! mog,! opisac jak,!s struktur~ formalnej odpowiedzialnosci,<br />
nadac j,! plynnemu zywiolowi faktow, ktore da si~<br />
jeszcze ustalic lub S,! ustalone wedlug kryteriow historycznych (dla<br />
s,!du to ustalenia zbyt malo konkretne!). Wspominaj,!c mysl~, ze zawsze<br />
obok odpowiedzialnosci za rozkaz istnieje odpowiedzialnosc<br />
osobista, indywidualna - na pewno moralna (za czyn), a nieraz takZe<br />
kama.<br />
Swoj,! drog,!, dlaczego wcale nie staralam si~ dowiedziec, jak to<br />
wygl,!dalo w Nowej Hucie od tamtej strony. Dlaczego nie strzelano<br />
do nas, tak jak w kopalni "Wujek"? Czy ten oficer, ktory pozyczal<br />
naglasniacz, mial taki sam blankietowy rozkaz jak tamci? I nie skorzystal<br />
z niego, bo - na przyklad - nie byl tchorzem? A moze na tym<br />
terenie ktos nieco inaczej realizowal stan wojenny?<br />
lnaczej: bardziej teatralnie, spektakularnie, symbolicznie? Stosuj,!c<br />
lepsz,! socjotechnik~? Moze jeszcze warto si~ tego dowiedzieC?<br />
Profesor Dudek twierdzi, ze S,! 0 Hucie dwie ksi,!zki wydane przez<br />
lPN. Wi~cej powiedzialby film 0 nowohuckim strajku. Ktos mogl<br />
119
II<br />
by si~<br />
z niego czegos nauczyc, jak swego czasu hutnicy z Perly w koronte.<br />
HALINA BORTNOWSKA<br />
Sen<br />
Dluga - jakby bez konca - amfilada pokoi. Pustych albo zastawionych<br />
meblami. W azne, ze w jednych jest dzien, w innych noc,<br />
ciemno albo pali si~ jakas lampa. Ktos mnie szybko prowadzi, trzymajqc<br />
z gory za rami~, duzq silnq dloniq popycha naprzod. Jestem<br />
mala. Chyba jestem sierotkq, jak z bajki. M am na sobie dose dtugq,<br />
szaro-niebieskq sp6d ni czk~ z kontrafaldq z przodu. (Wiem na pewno,<br />
ze kiedys takq mialam naprawd~, tylko jej nie pami~tam. A w ogole<br />
gdzie si~ podzial kolor szaro-niebieski? Kolor roznych rzeczy mojej<br />
mamy). Skonczyly si~ pokoje. Teraz idziemy wqskq uliczkq mi~dzy<br />
ogrodkami. Tu gdzies mieszkajq wujostwo Harry'ego Pottera. Moze<br />
to tez Zielone W zgorze? Furtki, Sciezki wsrod szpalerow ligustru,<br />
bukszpanu i zmarzni~tych rozyczek. Portaliki, schodki. Ale zadne<br />
drzwi si~ nie otwierajq. Opiekun obraca mnie wkolo i znika. Teraz<br />
ja jestem doroslym opiekunem. Pro wadz~ gdzieS dzie wczyn~ z niemowl~ciem;<br />
prowa d z~ jq dlugim korytarzem oswietlonego pustego<br />
wagonu. W iem, ze w swoim nowym zyciu rna si~ znalezc rano, aby<br />
nie zaczynac pobytu od nocy, w ktorej moze dopasc jq rozpacz. Siedz~<br />
obok niej, odgradzam jq od okna, pociqg pomalu rusza, migajq<br />
swiada.<br />
Jeszcze 0 nieproszonej psychoanalizie<br />
Awantura wokol profesor Magdaleny Srody, minister-pelnomocniczki<br />
do spraw rownego statusu m~zc zyzn i kobiet. Znam profesor<br />
S rod~ z r6inych tzw. paneIi dyskusyjnych. Zrobita na mnie wrazenie<br />
osoby bardzo pewnej swej znajomosci katoiicyzmu. I zawsze gotowej<br />
postawic diagnoz~.<br />
Dermatolog nie powinien spontanicznie komentowac pryszczy<br />
na czyjejs twarzy. Nieproszona psychoanaliza jest, moim zdaniem,<br />
120
TEMATY I REFLEKSJE<br />
•<br />
jeszcze gorszym nietaktem niz zwykla nieproszona diagnoza lekarska.<br />
Szafowanie diagnozami jest chyba sprzeczne z etykq, a na pewno z etykietq.<br />
Etykieta przestrzega przed po st~p owanie m, kt6re psuje relacje.<br />
Nikt nie lubi komentowania, a zwlaszcza publicznego wyswietlania<br />
motyw6w swego p ost~powan i a . Poddanie si~ psychoanalizie to powazna<br />
osobista decyzja (nie kazdy potrafi w niej wytrwae, gdy analiza<br />
dotknie newralgicznych punkt6w). Psychoanalityczne interpretacje<br />
mogq bye szokujqce, nad wyraz bolesne.<br />
Tak zareagowalo wielu katolikow na su ges ti~, ze przemoc domowa<br />
- krzywda kobiet i dzieci - wiqze si~ Z kultem Boga jako O jca.<br />
Prof. Magdale na Sroda mimochodem rzuciia podobnq uwag~ w rozmowie<br />
z jakims dziennikarzem. W i dz~ w tym przykrq nierozw ag~ <br />
wlasnie taki terapeutyczny nietakt wobec "zbiorowego pacjenta" (jdJi<br />
taki paCJent da si~ pomyslee) . N apisalam to w krotkim komentarzu<br />
dla "Gazety W yborczej". Poruszylam w nim jeszcze spraw~ bardziej<br />
zasadniczq, do ktorej c hc ~ wrocie, poniewaz pozostaje aktualna, b~dzie<br />
nadal praktycznie wazna tabe wtedy, gdy 0 sztokholmskiej<br />
wypowiedzi pani mi nister Srody dawno zapom nimy.<br />
N ie wierz~ w rozzuchwalajqcy wplyw kultu Boga-Ojca na m~ <br />
zow i tatusiow. M oze jest on dostrzegalny w swietle feministycznych<br />
aksjomatow, ale nie w swietle dnia codziennego. W praktyce wychowawczej,<br />
w r~cz we wlasnym zyciu, wi dz ~ zjawisko poniekqd<br />
odwrotne: wierzqce dziecko wyobraza sobie Boga jako podobnego<br />
do tatusia. Otacza Go tq samq emocjonalnq aurq i to nawet wtedy,<br />
gdy juz w zasadzie slyszalo i wie, ze Bog jest inny. Na przyklad: zdaniem<br />
katechetki, "Bog moze wszystko", a tatus na pewno nie. Ale<br />
jednak ... Dlaczego Boga nazywamy O jcem? Bo tak nas nauczyl Jezus<br />
Chrystus. Sam tak do Niego mowil i nam tez pozwolil, nawet nakaza!'<br />
Lecz ojcostwo Boga pozostaje moze na zawsze prz eslon i~ te (ale<br />
i przyblizone) nadawanymi Mu przez nas rysami ziemskich ojcow.<br />
W pewnym momencie zycia zdalam sobie spraw~ , ze "moj" Bog<br />
na pewno rna rozne sprawy wainiejsze ode mnie i tak musi bye <br />
podobnie jak moj ojciec-zolnierz w 1939 roku musiaf najpierw zajqe<br />
si~ wojnq, a nie swojq rodzinq. To nie byl brak mifosci (walczyf przeciez<br />
i za nas), ale na jego serdecznq bliskose i udziaf w codziennych<br />
troskach nie mozna bylo liczye. Raczej trzeba bylo bye samodziel<br />
121
iii iI!5ro!i<br />
HALINA BORTNOWSKA<br />
nym i zaradnym dzieckiem przez solidarnose z nieobecnym. Moze<br />
dlatego wyroslam raczej na "asystentkf' Pana Boga - jednC) z licznego<br />
poolu - a nie na pieszczoszk~. Tonie tragedia, choe pewnie zubozenie.<br />
Ale co z dzieemi ojcow uciekajqcych si~ do przemocy? Bog<br />
podobny do nich budzi strach albo wstr~t i wstyd za Niego. Lub<br />
przeciwnie: to licencja na to, zeby stae si~ rowniez czlowiekiem przemocy.<br />
Nigdy dose uwagi, troski, wysilku, by ten proces wychowywania<br />
przyszlych zlych wychowawcow nareszcie przerwae. OczywiScie,<br />
chodzi 0 przerwanie w konkretnych wypadkach, 0 rodziny, ktorym<br />
mozna dopomoc, albo 0 osoby, ktore z takiej rodziny nie do uratowania<br />
daloby siy wyprowadzie. Nie ratuje siy rodziny, pozwalajqc<br />
komus w niej nadal tkwie i niszczye. KOSciol powinien uczestniczye<br />
w dzialaniach przeciw przemocy (i jej drugiej stronie: bezradnosci).<br />
Wspoldzialanie Kosciola mialoby wielkie praktyczne znaczenie. Zamiast<br />
bezposredniego wspoldzialania wystarczyloby juz dzialanie<br />
rownolegle (skoro wiele rzeczniczek praw kobiet mimochodem lub<br />
naumyslnie podwaza szanse wspolpracy - i vice versa: w wielu kr~gach<br />
katolickich funkcjonuje stereotyp zaperzonej feministki).<br />
Nie mog~ siy oprzee mysli, ie najwazniejszym i najbardziej niezastqpionym<br />
dzialaniem KOScioia powinno bye oczyszczanie obrazu<br />
Boga znieksztalconego przez zle doswiadczenia rodzinne. Bog Ewangelii<br />
jest calkowicie innym Ojcem. Zadne imi~ - a wiyc i to imiy <br />
nie wyraza wprost tego, Kim On Jest. Od dobrego ziemskiego ojca<br />
tez jest calkowicie inny. Niepoj~ty.<br />
Nad sprawq Malgorzaty N.<br />
T aki sam sens niepisania nazwiska, jak w przypadku Andrzeja S.,<br />
choe tu nie wymaga tego prawo. Ale moze jakis komputer nie znajdzie<br />
tak oznaczonego tekstu, dla ktorego ta sprawa jest pretekstem.<br />
Z wydarzenia, ktore dotknylo M. N., bierze si~ energia, ktora kaze<br />
znowu rozmyslae nad teczkami i nad tym, co siy z nich wydobywa.<br />
Swego czasu przyglqdalam siy powstawaniu koncepcji klamst\va<br />
lustracyjnego - jako czynu podlegajqcego karze (gdy nie byly wow<br />
122
TEMATY [ REFLEKSJE<br />
czas, a wit;e nie Sq teraz karalne ezyny, kt6ryeh klamstwo dotyczy).<br />
Praeowali nad tym prawniey Helsinskiej Fundaeji Praw Czlowieka.<br />
Nie wszystkie zastrzezenia wobee lustraeji zostaly odparte: pozostaje<br />
wciqz problem samooskarzenia jako elementu proeedury lustraeyjnej.<br />
Czy nie za latwo sprawa ta jest pomijana?<br />
K. znalazl w komputerze mojq notatkt; (z 96 roku). Rodzaj podsumowania<br />
6wezesnyeh mysli. Sqdzt;, ze warto ten tekst tu przeniesc.<br />
Akrualnosc 0 wiele wezesniejszyeh sposrrzezen musi dawac do myslenia.<br />
To juz osiem lar temu jako ezlonek Komitetu Helsinskiego uezestniezylam<br />
w kilku konferenejaeh mit;dzynarodowych, poswit;eonyeh<br />
kwestii lustraeji i wykorzystywania material6w z arehiw6w sluzb<br />
bezpieezenstwa.<br />
Ostatnie z tych spotkan odbylo sitr w Tiranie. Mielismy tam doradzic Albanczykom,<br />
czy i jak podj,!c lustracjtr i udosttrpnic archiwa. Dalo sitr tam zauwaiye<br />
ciekawe ziawisko: Albanczycy liczyli na lustracjtr jako na srodek mog'!cy<br />
uzdrowic atmosfertr polityczn,! w kraju, ale poza nimi zwolennikami lustracji<br />
byli tylko Niemcy, trzymaj'!cy sitr linii pastora Gaucka. Wszyscy inni przedstawiciele<br />
dawnej opozycji, by Ii witriniowie - od Ameryki Lacinskiej po Bulgaritr <br />
przeswiadczeni byli, ie tabe w Albanii lustracja nie da iadnego pozytywnego<br />
skutku, raczej zniszczy tkanktr spoleczenstwa, nii doprowadzi do oczyszczenia.<br />
Zgadza sitr to z tym, co swego czasu - w wykladzie poswitrconym denazyfikacji<br />
- podkreslil profesor Jerzy Holzer: a mianowicie, ie przy wysokim stopniu<br />
uwiklania bardzo znacznej cztrsci spoleczenstwa w struktury aurorytarnego reiymu,<br />
nie moina wprowadzic ostrych sankcji wobec tych osob, bo operacja<br />
zabilaby pacjenra, spoleczenstwo dyskryminuj,!ce tak wielu winnych byloby<br />
chore, niezdolne do funkcjonowania. Wielka ostroinosc jest tu wskazana. Zmuszanie<br />
ludzi do samooskarien jest w'!tpliwe moralnie i prawnie; z pewnoSci,!<br />
naruszaloby praworz'!dnosc i prawa czlowieka, na kt6rych restytucji nam przeciei<br />
zaleiy.<br />
Z drugiej mony poczucie bezkarnosci dawnych zbrodni jest tei irodlem<br />
udrtrki i zw,!tpienia. Wielu obawia sitr, ii zbrodnie s'l tak dlugo tolerowane wlasnie<br />
dlatego, ie sluiby specjalne podlegle MSW nie zostaly dostatecznie oczyszczone<br />
i oslaniaj'l kolegow winnych zbrodni. Trudno tei pogodzic sitr z faktem,<br />
ie wielu najcitriej winnych nie rna i nigdy nie mialo zadnych obci,!iaj,!cych teczek,<br />
lustracja nic nie ujawni. Nie rna w historii ani cienia sprawiedliwoSci. Czy<br />
bezkarnosc dobrze zabezpieczonych, starannie przygotowanych do dzialania<br />
po grubej kresce naprawdtr nie byta problemem dla pan6w przy "okr,!gtych<br />
stolach"? Bezkarnosc wrtrcz prowokuje do bezczelnosci, do monstrualnych nietaktow...<br />
Czy nie daloby siy oszcztrdzic nam przynajmniej niekt6rych z nich?<br />
123
•<br />
P6zniej<br />
HALINA BORTNOWSKA<br />
jeszcze kilka razy sluchalam wypowiedzi pastora Gaucka.<br />
To wazne, bo on sam czy tez on i jego srodowisko to byli jedyni,<br />
jakich znam, powazni i zarazem praktycznie doswiadczeni zwolennicy<br />
lustracji w oparciu 0 "teczki".<br />
Przyklad niemieckiej praktyki lustracyjnej byl wazny, ale Jego<br />
znaczenie redukowal fakt, ze N iemcy lustrowaly siy w kontekscie<br />
zjednoczenia podzielonego kraju, a wiyc byl dla tego procesu silny,<br />
a w gruncie rzeczy zewnytrzny punkt oparcia.<br />
U nas takiego punktu nie bylo i nie rna. Z resztq i ten niemiecki<br />
niezupelnie byl i na pewno nie jest tym, za co go brano (szczerze lub<br />
nieszczerze). Rzecz, jak mysly, w tym, ze lustracja zaklada cezury,<br />
wyrazny koniec okreslonej gry. T ak chciano widziee porzqdkowanie<br />
zycia niemieckiego po upadku Hitlera i to tez ostatecznie nie wyszlo.<br />
Jeszcze mniejsze byly szanse po upadku Muru.<br />
Gry si~ konczq, bo Sq przedsiywziyciami umownymi, pozostajqcymi<br />
pod wIadzq regul i zalozonej z g6ry logiki. Nie wiadomo, kiedy<br />
nasqpi koniec gry, ale warunki jej zakonczenia Sq znane i ustalone.<br />
Nie byloby szach6w, gdyby sytuacja MAT A nie byla jednoznacznie<br />
zdefiniowana. Albo tez: Czarny Piotrus w mojej garsci, sam jeden.<br />
I nie p otrzeba zadnej lustracji.<br />
H istoria nie jest grq, choe niekiedy tak, na wz6r gry, widzimy<br />
i analizujemy jakid jej wyciyte fragmenty. Ale to ziudzenie. W historii<br />
nie rna cezur ani jednoznacznie przynaleznych pionk6w. Nie rna<br />
rozgrywajqcych ani kart, kt6rymi siy gra. Nie rna sydziego i zawodnik6w.<br />
"To" siy konczy rylko dla spadajqcych z planszy czy znoszonych<br />
z boiska wprosr do kostnicy.<br />
Klamstwo lustracyjne jest popelniane w toku historii podobnie<br />
jak czyn, kt6ry rna ukrye. Niesie w sobie ciyzar i niejednoznacznose<br />
tego czynu, i wIasnq, nOWq, kolejnq dwuznacznose (w starciu z interesem,<br />
moze ze zlq wolq, moze z falszem lustrator6w). Z amiar Mazowieckiego<br />
(na czymkolwiek dokladnie polegal) byl nierealny, jesli<br />
"gruba kreska" miaia bye jakqs formq cezury, rozpoczycia nowego<br />
rozliczenia. 1m wiycej powstaje "po kresce", tym silniejsza motywacja,<br />
by to "zlustrowaC" - obejrzee i oSqdzie na tie tego, co bylo przedtern,<br />
czego rna my rejestr. Wprawdzie pokrzywiony, pelen luk i omam6w,<br />
jak w oku 0 chorej siatk6wce - ale przydatny. Jego wiarygodnose<br />
mierzy si y dzisiejszq, aktualnq przydatnosciq. Niestety, ta<br />
124
TEMATY I REFLE KS]E<br />
•<br />
bardziej nii krytyczna swiadomosc, kim byli<br />
przydatnosc liczy si~<br />
autorzy dokumentow i po co je tworzyli kosztem praw czlowieka<br />
i mi~dzyludzkiej solidarnoSci. Oczywiscie, moina by ten skaiony<br />
rejestr badac w poszukiwaniu nieznanych zaslug i krzywd do wynagrodzenia.<br />
Czy tak jest on czytany przez uznanych za "ofiary"? Oczywiscie,<br />
S,! w tym gronie gracze w dzisiejszq gr~. Czy moina na ich<br />
lekturze polegaC? Kto byl jednoznacznie jedynie i vvylqcznie "ofiarq" ?<br />
Kto kim jest dzisiaj, w kolejnym rozdziale b~dqcym nieoddzielnym,<br />
dalszym ciqgiem wszystkich poprzednich, zapisanych i niezapisanych?<br />
Profesor Kieres rna pod swojq opiekq, wladzq i straiq kilometry<br />
akt, drobny fragment pelnego rejestru, ktory w kategoriach ziemskich<br />
nie istnieje. Czyny i rozmowy Sq spisane w malej cZqstce tylko.<br />
Bog jeden wie wszystko. W ierz~, ie Jego W iedza jest pelna mil osierdzia<br />
i On to milosierdzie w jedyny, sobie wlaSciwy sposob spaja ze<br />
SprawiedliwoSciq.<br />
Tu, w powierzonych sobie aktach, pastor Gauck i jego nast~pczyni<br />
oraz nasz profesor Kieres majq kapowniki diabla. N a oko to<br />
papierki czy mikrofilmy. W rzeczywistosci - nagromadzenie trujqcych<br />
radioaktywnych odpadow historii. Na Boga, niech tego dobrze<br />
pilnujq! Raczej za dobrze, za twardo nii zbyt wyrozumiale. Wcale<br />
nie wiadomo, komu diabelskie kapowniki mogq posluiyc do dalszego<br />
ksztaltowania historii.<br />
Susan Sontag<br />
Przykro mi, ie dotqd nie czytalam iadnej powiesci Susan Sontag.<br />
Teraz chcialabym to naprawic. Sluchajqc zamieszczonego<br />
w "Gazecie W yborczej" tekstu Sontag Pisanie jako czytanie, poczulam<br />
bliskosc autorki. W cale nie cz~sto si~ zdarza, ie ktos dzieli<br />
si~ przeiyciem tak intymnym, jak to, czym jest czytanie albo pisanie.<br />
To jakby pajqk nagle stal si~ zdolny powiedziec, czym jest snucie.<br />
Zwykle mamy przed sob,! gotoWq lub jeszcze rozbudowywanq<br />
siec i milczqcego pajqka.<br />
A Sontag 0 swoim snuciu mowi, dokonujqc ewokacji tak bardzo<br />
skutecznej, ze widz~ jq podczas tego najprzyjemniejszego czytania<br />
125
II <br />
HALINA BORTNOWSKA<br />
wlasnego tekstu, kiedy jest juz co sprawdzae i cyzelowae, kiedy pora<br />
usuwae niekonieczne.<br />
W dniu smierci byla niewiele mlodsza ode mnie. Zdqzyla przedtern<br />
zadomowie siy w radosci pisania jako czytania. Z tego siy cie<br />
SZy. Wzrusza mnie jej wsp6lczucie dla niewidomych pisarzy. My§ly,<br />
ze jednak nie docenia ich mozliwosci czytania tego, co napisali. Jestem<br />
pewna, ze K. S., choe dopiero przymierza siy do tw6rczego<br />
pisania, nie widzqc, jednak oglqda swoje teksty, osluchuje je - bada<br />
palcami, myslq, szeptem swego elektronicznego "kajecika".<br />
Ja nie mam tych zdobywanych od dziecka umiejytnosci. Tak jak<br />
Sontag chcy, muszy widziee sw6j tekst. Choeby wyraz po wyrazie <br />
widziee i q drogq slyszee. Jednak, na przek6r smieciom plqtajqcym<br />
siy w polu widzenia, uparcie praktykowae pisanie jako czytanie.<br />
A powiesci Sontag chcialabym wysluchae, tyskniqc za transem<br />
prawdziwego czytania, przynajmniej wysluchae. Moze kt6rqs sarna<br />
nagrala? Moze zrobil to ktos idqcy wiernie za jej czytaniem-pisaniem?<br />
Terror przypadku<br />
Planetoida moze bye brudnym zlepkiem lodu i sniegu albo moze<br />
bye zelazna. Jak piyse Golema. Zgniecie cale kilometry sawanny<br />
albo kartofliska i pola gryki (ledwie co obsadzone i obsiane), albo<br />
prastare winnice i gaje oliwne, albo katedry-meczet w Kordobie;<br />
albo... Czy wtedy, w piqtek 13 kwietnia 2228, ktos zdecyduje si~<br />
wydae sp6inionq wojn~ kosmicznym figlarzom - war on the terror<br />
of chance?<br />
Szczyt fali twardy, jak szkliwo, lsniqcy od nagromadzenia dzikiej<br />
energii. Obla g6ra styzalej wody sunie na lozyskach warczqcych 1 dudniqcych<br />
prqd6w; podcinana wznoSZqcym siy dnem wali siC( na lqd,<br />
na ludzi, z kt6rych nie wszyscy zdqzyli ZaCZqe uciekae - na Judzi slawnych<br />
i pewnych swego i na najmniejszych z malych, 0 kt6rych nikt<br />
nie wie, bo nie liczono ich dokladnie, tylko tak, jak si~ ocenia populacjC(<br />
zaj~cy albo lis6w, kt6re mialy swoje jamy; teraz ich zwloki tkwiq<br />
126
TEMATY I REFLEKSJE<br />
w kodujqcym si~ odm~cie i wyplynq jako szczqtki albo zostanq rozbeltane<br />
tam, gdzie zywiof otrzaskuje i wygladza kamienie.<br />
Nie wygramy wojny z zywiolem przypadku. Ale chyba moglibysmy<br />
policzyc si~ dokladniej. A takZe jakims czynem-wydatkiem potwierdzic<br />
wag~ kazdego ludzkiego isrnienia. Slyszalam, ze istniejq<br />
juz systemy ostrzegania przed falami powodowanymi przez trz~sie-<br />
. nia ziemi. Nie rna ostrzezen tam, gdzie malo liczq si~ ludzie.<br />
HALINA BORTNOWSKA, publicystka, dzialaczka spoleczna, animator<br />
grupy "Wirydarz" przeciw antysemityzmowi i ksenofobii (http://<br />
wirydarz.org), a takie warsztat6w dziennikarskich Stowarzyszenia Mlodych<br />
Dziennikarzy POLIS; czlonek zespolu miesi~cznika "<strong>Znak</strong>".<br />
127
TEMATY I REFLEKSJE <br />
POWROTY: KOsCrOt UBOGI? <br />
Ks. W ojciech BaItkowicz<br />
Ub6stwo w epoce<br />
konsumpcionizmu<br />
Za malo mowi si~ i pisze 0 tym, ze chrzescijanskie<br />
poj~cie ubostwa zawiera w sobie gl~bokll tresc<br />
antropologicznll - jest bowiem w istocie synonimem<br />
stanu wewn~tl"Znej wolnosci czlowieka.<br />
Ub6stwo, ubogi - to terminy nieslychanie istotne dla zrozumienia<br />
Ewangelii Jezusa Chrystusa. Blogoslawienstwo ubogich otwiera<br />
Kazanie na Gorze; w liturgii spiewamy cz
•<br />
TEMATY I REFLEKSJE<br />
1. Wielkim wyzwaniem dla tradycyjnego rozumienia idealu ub6<br />
stwa stat siC; ambiwalentny charakter konsumpcjonizmu. Otoz przyszlo<br />
nam zyc w takim momencie dziejowym, w kt6rym nie da siy<br />
obronic jednostronnie krytycznego oSqdu konsumpcji indywidualnej<br />
i zbiorowej. Ogromny postyp cywilizacyjny, kt6rego swiadkami<br />
i beneficjentami jestesmy, jest mozliW)T dlatego, ze upowszechnienie<br />
konsumpcji stalo si~ niezwykle mocnym bodzcem rozwojowym gospodarki.<br />
W swietle prawidet ekonomicznych konsumpcj~ mozna<br />
w iyC dzisiaj interpretowac w kategoriach postawy prospolecznej.<br />
Pesymizm konsumentow to znak w najwyzszym stopniu niepokojqcy<br />
dla menedzerow, ekonomistow i politykow, to niewqtpliwy zwiastun<br />
kryzysu. Z mniejszenie konsumpcji skutkuje redukcjq zatrudnienia,<br />
zamykaniem fabryk ... W rezultacie mamy do czynienia ze wzrostem<br />
napi~c spolecznych, powi~ksza si~ skala przest~pczosc i,<br />
bezrobocie przynosi prawdziwe dramaty w zyciu rodzinnym, malzenskim<br />
etc. I przeciwnie: optymizm konsumentow napawa nadziejq<br />
nawet tych, ktorzy pozostajq na marginesie zycia spolecznego. I tam<br />
docierajq skutki ozywienia gospodarczego. Rosnq fundusze socjalne<br />
i maleje Iiczba ludzi potrzebujqcych ... Powtorzmy wi~c : konsumpcja<br />
to - w warunkach wsp6lczesnej gospodarki kapitalistycznej - niemaize<br />
przejaw postawy patriotycznej, a poniekqd takze akt milosierdzia<br />
wobec ubogich. Jak rna siy do tego blogosiawienstwo ubogich?<br />
2. Konieczne jest tabe ciqgte redefiniowanie poj~cia ub6stwa<br />
jako problemu spolecznego - tak, by nie stracic z pola widzenia ewangelicznego<br />
sedna tego zagadnienia. Otoi, istot~ zjawiska ubostwa<br />
stanowi chyba jednak nie tyle poziom zycia (i konsumpcji), co stan<br />
§wiadomosci, na ktory sklada si~ upokarzajqce doznanie niewystarczalnosci,<br />
doswiadczenie niezdolnosci do przeciwstawienia siy temu,<br />
co zagraza cziowiekowi, bolesne poczucie odrzucenia czy marginalizacji<br />
swej osoby. Ubostwo to zatem doswiadczenie przede wszystkim<br />
psychologicznej, a nie ekonomicznej natury. N ieslychanie trudno<br />
obronic obiektywny charakter rozmaitych "progow ubostwa",<br />
z ktorymi mamy do czynienia.<br />
Odwolywanie si~ do archetypu ub6stwa opartego na postaci<br />
zebraka proszqcego 0 wsparcie moze w tych warunkach paradoksalnie<br />
utrudniac podj~cie ewangelicznego wezwania do miloSci blii<br />
129
II<br />
KS. WOJCIECH BARTKOWICZ<br />
niego, uspokajajq.c nasze surnienia. Geografia biedy to rzecz bardziej<br />
skornplikowana nii rozklad dochod6w i d6br. To dlatego nie<br />
rna si y co chwalic wyslaniern na koloniy 150 biednych dzieci z parafii,<br />
jeSli nie potrafi siy zorganizowac cotygodniowej Kornunii<br />
swiytej dla 150 parafian, kt6rzy z powodu choroby lub wieku nie<br />
Sq w stanie przyjsc na Mszy swiytq do kosciola. Dlatego tei lepiej<br />
nie zachwycac siy parafialnq garkuchniq, jeSli nie potrafi siy zaofiarowac<br />
kwadransa na rozrnowy kaidej z rodzin odwiedzanych podczas<br />
wizyty kolydowej.<br />
3. Dalej: konieczna jest reinterpretacja pojycia ub6stwa w kontekscie<br />
gwaltownego postypu rnaterialnego z jednej i ogrornnego<br />
upowszechnienia kornunikacji rniydzyludzkiej z drugiej strony. Jeie<br />
Ii w rarnach gospodarki naturalnej, dorninujqcej w czasach biblijnych,<br />
ub6stwo definiowac rnoina bylo jako stan zagraiajqcy fizycznej egzystencji<br />
czlowieka, to dzisiaj - zdaje siy - nie rna wsr6d nas tego<br />
rodzaju ubogich, choc z pewnosciq da siy ich zlokalizowac w pewnych<br />
regionach swiata. Wedlug danych ONZ 1,3 rniliarda ludzi (co<br />
piqty czlowiek na Ziemi) rna na swoje utrzymanie rnniej nii 1 dolara<br />
dziennie. Natomiast obserwowane w naszym krygu cywilizacyjnym<br />
przypadki skrajnego ub6stwa (zagraiajqcego egzystencji) - to<br />
w ogrornnej wiykszosci efekt wolnego wyboru wolnego czlowieka.<br />
Wyzwaniem chwili jest wiyc koniecznosc swoistej globalizacji wyobraini<br />
- poszerzenia granic swojego urnyslu i serca, tak by dostrzec<br />
iyjqcych na tej samej planecie ludzi, kt6rych egzystencja wystawiona<br />
jest na najwyiszq pr6by. Potrzebna jest globalizacja chrzescijanskiego<br />
mitosierdzia - skoro swiat stal siy wioskq, to pytanie: "kt6i jest<br />
rnoim bliinirn?", zyskuje zupelnie nowe znaczenie.<br />
4. I wreszcie zwiqzana z ub6stwern kwestia prakseologii rnilosierdzia.<br />
Teologiczne stwierdzenie, i.e B6g w spos6b szczeg61ny udziela<br />
siy biedakowi, rna swoje antropologiczne dopelnienie: biedak calyrn<br />
sobq poszukuje rozwiqzania swoich problem6w, jest "do b6lu" otwarty,<br />
nie musi siy Iykac utraty jakichkolwiek d6br - gdyi. nic nie posiada.<br />
Ow drarnat przei.ywany przez bliiniego dornaga siy naszej reakcji.<br />
Na czyrn rna ona jednak polegac, jak rna siy skonkretyzowac<br />
w dzialaniu, skoro<br />
130
•<br />
- cz~stokroc pomoc swiadczona ubogim konserwuje ich bied~,<br />
TEMATY I REFLEKSJE<br />
a nie pomaga im wydostac si~ ze stanu ub6stwa;<br />
- swiadczenie pomocy zawiera w sobie ogromne ryzyko upokorzenia<br />
beneficjenta;<br />
- niekt6rzy twierdz'1 wr~cz, ze pomoc spoleczna (z calym swym<br />
zr6znicowaniem) stanowi w istocie element systemu penitencjarnego<br />
- izoluje nieprzystosowanych spolecznie w spos6b tanszy i skuteczniejszy<br />
niz wi~zienia: kraty zast~puje w tym przypadku l~k przed<br />
odebraniem "socjalu".<br />
Bog kocha ubogiego - usynawiaj'1c go; my z wielkim przej~ciem<br />
sJuzymy biedakom - niekiedy czyni'1c z nich zawodowych zebrak6w.<br />
Na ile potrafimy pom6c naszym biednym braciom w nieslychanie<br />
delikatnym procesie przeksztalcania pro b 1 emu u b 6 s twa<br />
w praktycznie realizowany ide a 1 u b 0 S twa?<br />
5. Za malo mowi si~ i pisze 0 tym, ze chrzeScijanskie poj~cie ub6<br />
stwa zawiera w sobie gl~bok'1 treSc antropologiczn'1 - jest bowiem<br />
w istocie synonimem stanu wewn~trznej wolnoSci czlowieka wynikaj'1cej<br />
z dojrzalego przyj~cia swej przygodnosci. W obliczu sztucznych<br />
raj6w produkowanych masowo przez kultur~ wspokzesn'1<br />
chrzescijanstwo rna misj~ odslaniania sytemu czlowiekowi prawdy<br />
o jego ub6stwie. Jezeli dla osiqgni~cia wolnosci potrzebne jest stani~cie<br />
w blasku prawdy, to jedn'1 z pierwszych odslon owej prawdy<br />
musi byc uswiadomienie dzisiejszemu konsumentowi wrazen prawdy<br />
0 jego biedzie. "M6wisz: »jestem bogaty« i »wzbogacilem si~«,<br />
i »niczego mi nie potrzeba«, a nie wiesz, ze to ty jesteS nieszcz~sny<br />
i godzien litosci, i biedny, i s]epy, i nagi ..."<br />
KS . WOJCIECH BARTKOWICZ , ur. 1963, dr teologii, wykladowca<br />
teologii moralnej na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie,<br />
prefekt w Wyiszym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w WarszaWle.<br />
131
~!>!\~~~J::\ -: }~~I_~~! =-_ ~~~~I~___ __________ _________ ____ _______ _<br />
Meyer H. Abrams,<br />
Zwierciadlo i lampa.<br />
Romantyczna teo ria poezji<br />
a tradycja krytycznoliteracka,<br />
przet. Maria Bozena Fedewicz,<br />
slowo/obraz rerytoria, Gdansk 2004, ss. 458<br />
Ryszard Kasperowicz<br />
Swiatlosc umyslu<br />
Staraniem Wydawnictwa slowolobraz terytoria, zoanego z niecodziennej<br />
dbalosci 0 graficzoq szate;- ksiqzek i celny dob6r pozycji, polski czytelnik<br />
otrzymal niedawno dzielo nalezqce do kanonu swiatowej humanistyki<br />
(napisane w 1953 roku), prace;- r6wnie donioslq dla dalszego rozwoju<br />
badan nad dziejami teorii sztuki i estetyki co Literatura europejska i lacil1<br />
skie sredniowiecze Ernsta Roberta Curtiusa czy Sztuka i zludzenie Ernsta<br />
Hansa Gombricha. Mowa 0 studium Meyera H. Abramsa Zwierciadlo<br />
i lampa. Romantyczna teoria poezji a tradycja krytycznoliteracka.<br />
W badaniach nad romantyzmem Abrams zajmuje pozycje;- tak eksponowanq,<br />
jak Frank Kermode i Charles Rosen. Zar6wno Zwierciadlo<br />
i lampa, jak i inna jego praca, Natural Supernaturalism. Tradition and<br />
Revolution in Romantic Literature, nalezq do najcze;-sciej przywolywanych<br />
ksiqzek w studiach nad literatuq i sztukami plastycznymi okresu<br />
romantyzmu. Abrams przyjmuje bardzo interesujqq perspektyw~ badawczq,<br />
pozwalaj'lcq mu roztropnie wywazyc odre;-bnosc i rewolucyj
ZDARZENIA - KSl t\Z KI - LUDZIE<br />
nose idei teoretycznych "ruchu" romantycznego oraz jego zakorzenienie<br />
w tradycji. A to rzecz wielce niewdzi~czna i trudna, bo romantyczni<br />
"filozofujqcy" poeci czy artysci ch~tnie skrywali ostrze swych poglqdow<br />
w szacie dawniejszej retoryki teoretycznej bqdz tez przyswajali sobie tradycyjne<br />
poj~cia filozoficzne, przeksztalcajqc - czasem bardzo daleko<br />
idose dowolnie - ich treSe. W Natural Supernaturalism dla przykladu<br />
Abrams wykazal, ze jeden z najistotniejszych motyw6w poezji Wordswortha<br />
i poezji romantycznej w ogole, "teodycea zycia codziennego"<br />
(sformulowanie Abramsa), majqca si~ dokonae poprzez powt6rne zespolenie<br />
umyslu z naturq, wywodzi si~ ze wzorcow literatury religijno<br />
-mistycznej i autobiograficznej, zwlaszcza Wyznan sw. Augustyna. Zwierciadlo<br />
i lampa rna inny nieco charakter - dqzqc do ukazania wielkiego,<br />
romantycznego prze!omu w kilku kluczowych aspektach teorii sztuki,<br />
Abrams rozpoczyna od wyodr~bnienia podstawowych kategorii, lqczqcych<br />
tradycyjnq i romantycznq estetyk~, by nast~pnie uporzqdkowae<br />
kluczowe poj~cia i metafory, wskazujqc zarazem na gruntowne przemiany,<br />
jakim te poj~cia podlegaly.<br />
Dzisiaj nielatwo docenie zar6wno ogrom pracy Abramsa, jak i nowatorstwo<br />
jego uj~cia. Historycy literatury, sztuki i kultury od dawna<br />
korzystali z jego obserwacji, szereg rozr6inien amerykanskiego badacza<br />
weszlo do potocznego j~zyka humanistyki. Wydaje si~ jednak, ze intencjq<br />
Abramsa bylo cos wi~cej anizeli charakterystyka podstawowych<br />
terminow i narz~dzi romantycznej teorii sztuki sporzqdzona w oparciu<br />
o swietnq znajomose calej, gigamycznej przeciez, tradycji teoretyczno<br />
-krytycznejl. Co prawda, Zwierciadlo i lamN traktowano niekiedy jako<br />
kopalni~ swietnie dobranych i skomentowanych fragmentow z dzie! teoretykow<br />
i tw6rcow, ale taka kwalifikacja nie oddaje w pelni sprawiedliwosci<br />
tej pracy. Abrams zamierzal bowiem wykazae, ze teorie estetyczne,<br />
przy calej swojej r6znorodnosci, wzajemnym wykluczaniu si~ i wewn~trznej<br />
paradoksalnoSci, wcale nie Sq jalowe. Wprost przeciwnie,<br />
odznaczajq si~ swojq wlasnq prawomocnoSciq, tyle tylko ze trudno tu<br />
o dowodliwose znanq z procedur stosowanych w naukach scislych. Dlatego<br />
tez Abrams nie wierzyl w mozliwose "naukowego" ufundowania<br />
teorii sztuki albo estetyki na gruncie psychologii. Prawomocnosc teoretycznych<br />
rozwazan zasadza si~ na tym, ze jako poznawczo wartoSciowe<br />
wychodzq od faktow artystycznych i pozwalajq zdobye dokladny i spoj-<br />
I An aliza Abramsa doryczy w zasadzie teorii wyksztalconych na obszarze Anglii<br />
i Niemiec, co czasami poczytywano za znaczqce ograniczenie.<br />
133
~ ________ ____________________________________ ~J)~~I'
ZDARZENIA - K'SI1}iKl - LUDZIE<br />
emoeji, wrazen, wyobraini, ezy raezej przeksztalcaniem tradyeyjnyeh<br />
konweneji poetyekieh. Autor Zwierciadla i lampy wskazuje w pierwszym<br />
rz~dzie na to, ze sposoby myslenia 0 istoeie poezji zawsze ueiekaj,! si~<br />
do paru kluezowyeh metafor. Te metafory s,! niezb~dne, nieuniknione,<br />
jako ze bez ieh pomoey nie umiemy opisac ani proees6w poznawezyeh<br />
(czy to w uzyeiu teoretyeznym, czy pojetycznym, jak rzeklby Arystoteles),<br />
ani samych zasad rz'!dz'!cych umyslem. Wedlug Abramsa, przemiana<br />
podstawowych metafor ukazuje transformacj~ fundamentalnych przekonan<br />
co do natury ludzkiego umyslu i podstaw tworzenia.<br />
Dwie najwazniejsze metafory, ukazuj,!ce przejScie od klasycznej (i klasycystycznej)<br />
teorii sztuki do koncepcji romantycznych, znalazly si~ w tytule<br />
ksi,!iki - zwierciadlo i lampa. Najog6lniej rzeez biorqc, klasyczna<br />
teoria pojmuje sztuk~ jako czynnosc mimetyczn,!- nasladowcz,!. Artysta<br />
nasladuje: alba wygl,!dy rzeczy, alba sposoby dzialania natury, albo najpi~kniejsze<br />
fragmenty natury widzialnej, albo formy gatunkowe czy typowe<br />
rzeczy, alba nawet w,!tki idealne tkwi,!ee w naturze ezy wreszcie<br />
idee zagniezdzone w jego umysle, ale zasadniczo odtwarza swiat, kt6ry<br />
moze bye przedmiotem jego manipulacji czy ingereneji, lecz nie jest przezen<br />
skonstruowany. Zr6dlow,! metafor,! takiej postawy jest zwierciadlo,<br />
kt6re mniej lub bardziej wiernie odbija rzeczywisrose. "Umysl malarza<br />
chee hye podobny do zwierciadla, mieni,!cego si~ zawsze barw'!<br />
rzeczy, kt6ra jest jego przedmiotem, i napelniaj,!cego si~ tyloma odbiciami,<br />
ile rzeczy stoi przed nim" - pisal Leonardo da Vinci. Rewolucja<br />
kopernikanska w epistemologii, kt6rej symbolem stal si~ Kant, zdezaktualizowala<br />
metafor~ zwierciadla i mimetyczny fundament tw6rczosci. Umysl<br />
tw6rcy juz nie odbija ksztalt6w, obraz6w, przestaje bye biernym receptorem<br />
wrazen, obraz6w czy idei, "ciemnym pomieszczeniem" Locke'a, przechowuj,!cym<br />
widzialne odbicia, czyli idee rzeczy. Umysl bowiem aktywnie<br />
postrzega i wsp61tworzy rzeczywistose, rzuca na ni,! sw6j blask niczym<br />
lampa swoje swiatlo. Jak powiada przepi~knie Wordsworth:<br />
"Swiatlosc pomoenicza, / Z umyslu id,!c, zachodowi slonea / Dawala<br />
swietnose now,! ...". Tw6rczy umysl artysty ujmuje to, co sam po ez~sci<br />
wytworzyl. Istot'! tworzenia stanie si~ teraz rodzaj duchowej projekcji<br />
wn~trza artysty na swiat zewn~trzny, a w dalszej konsekwencji kreacja<br />
swiata sztuki poprzez wyzwolon,!, spontaniczn,! wyobraini~, slad boskosci<br />
w ezlowieku, jak powie najwybitniejszy bez w,!tpienia teoretyk<br />
romantycznej wyobraini, a zarazem jej areymistrz, Coleridge.<br />
I tak oto dokonala si~ rewolucja, przejseie od mimetycznej do ekspresyjnej<br />
koneepcji sztuki. Abrams bynajmniej nie twierdzi, ze stalo si~<br />
135
~ ____ __ __ __ ___ _____ ____________________ ______ ~l?~~~!~_-: }~~I_¥~~ ~_ ~ ~~~I~ <br />
tak bezposrednio pod wptywem filozofii transcendentalnej Kanta - poezja<br />
nie jest odbiciem ani ilustratorkq tez filozoficznych. Z resztq - jak<br />
swietnie pokazuje amerykanski krytyk - Wordsworth i Coleridge, pragnqC<br />
nadac konceptualny wymiar swojej rewolucji artystycznej, w istocie<br />
wracali do przeszlosci; si~gn((li bowiem do Plotyna - "ojca archetypu<br />
rzutowania na zewnqtrz obrazow wewn((trznych".<br />
Zwierciadlo i tampa prezentuje fascynujqq panoram(( dyskusji dotyczqcych<br />
natury sztuki i tworczoSci romantycznej. Abrams zauwaza, ze<br />
w chwili, kiedy poezja - "spontaniczny wybuch gl((bokich uczuC" (znow<br />
Wordsworth) - utracila swoj dawny zwi'izek z retorykq, odwieczny topos<br />
"ut pictura poesis" zastqpilo porownanie z muzykq, "mOWq subtelnq",<br />
jako najbardziej ekspresyjnq ze wszystkich sztuk. W latach 60. XIX wieku<br />
Walter Pater, jeden z najwybitniejszych eseistow Anglii wiktorianskiej,<br />
postulowal, by wszystkie sztuki aspirowaly do kondycji dziela<br />
muzycznego. Abrams swietnie pokazuje, jakie konsekwencje mial triumf<br />
idei romantycznych, chocby dla kwestii oceny dziela - odrzucenie bowiem<br />
norm, regut poprawnosci, srosownoSci, oSqdu wiekow czy naturalnego<br />
upodobania pociqgn((lo za sobq zalew nowych kryteriow - na<br />
przyklad spontanicznosci albo autentycznosci wyrazu. Dzis wiemy, jak<br />
niebezpieczne i zwodnicze byly to przeslanki ocen, ale Abrams nie ocenia<br />
tych spraw tak surowo. Ma przeciez swiadomosc, jak wiele rzeczy<br />
nauczylismy si(( dostrzegac dzi((ki romantycznym wichrzycielom. Z wierciadlo<br />
i lampa b~dzie odtqd jednym z najlepszych przewodnikow po<br />
pu lapkach, zakama rkach, i pi((knosciach romantycznej teorii sztuki<br />
i tworczosci. M oze spelni ona w Polsce takq funkcj((, jakq niegdys spelnily<br />
Dzieje szesciu poj?C Wladyslawa Tatarkiewicza. A Sq to ksiqzki tak<br />
odmienne, ze trzeba je czytac razem. Koniecznie.<br />
RYSZARD KASPEROWICZ, ur. 1968, dr historii sztuki, adiunkt w Katedrze<br />
Teorii Sztuki i Historii Doktryn Artystycznych KUL. Wyda!: Berenson<br />
i mistrzowie odrodzenia. Przyczynek do postawy estetycznej Bernarda<br />
Berensona (2001) oraz Zweite, ideale Schopfung. Sztuka w mysleniu<br />
historycznym Jacoba Burckhardta (2004).<br />
136
ZDARZENIA - KSlf}iKI - LUOZIE<br />
Slawomir Poplawski .<br />
.<br />
o noprowle<br />
filozofii<br />
ko tolickiei<br />
Hans Urs von Balthasar,<br />
o zadaniach filozofii katolickiej<br />
w czasach wsp6lczesnych,<br />
tlum. M arek Urban,<br />
WAt\ll, Krakow 2003, 55. 78<br />
Napisana w 1946 roku, czyli na ruinach Europy, ksiqika Hansa Ursa<br />
von Balthasara 0 zadaniach filozofii katolickiej w czasach wspolczesnych<br />
to program naprawy filozofii katolickiej, kt6rego gl6wnym celem jest<br />
przeciwstawienie si~ jej marginalizacji. Sugerowac by to moglo wi~ksze<br />
zbliienie mi~dzy myslq katolickq i swieckq - nie zas obron~ stanu posiadania<br />
tej pierwszej. W szkicowym dzieJe stanowiqcym raczej rodzaj zach<br />
~ty do takiego zbliienia okazuje si~ ono jednak p%wiczne, daje si~<br />
w nim bowiem slyszec dwa glosy Balthasara: jeden pozytywny, niewahajqcy<br />
si~ przed otwarciem na swieckq filozofi~, wyraiajqcy szacunek,<br />
a nawet podziw dla jej osiqgni~c; drugi redukcjonistyczny, sprowadzajqcy<br />
jej dorobek do aparatury poj~ciowej tomizmu. N ie da si~ ukryc:<br />
filozofia sw. Tomasza traktowana jest przez autora jako paradygmat katolicyzmu.<br />
Profetyczny ton ksiqiki oraz niezwykla erudycja autora mogq<br />
niekiedy zapierac dech, budzq jednak czasem zastrzeienia, przede wszystkim<br />
w tych fragmentach, gdzie slynny Bazylejczyk rzuca "anatemy" pod<br />
adresem tych, kt6rzy nie mieszczq si~ w granicach podanych przez niego<br />
kryteri6w uznawalnosci .<br />
Na poczqtek wybitny teolog i filozof z BazyJei przypomina histori~<br />
wzajemnych stosunk6w wiary i filozofii, skierowujqc nasze spojrzenie<br />
w przeszlosc, na okres staroiytnej filozofii chrzeScijanskiej, kiedy to jawiq<br />
si~ one jednoznacznie i wedlug autora wzorcowo jako prymat O bjawienia<br />
nad filozofiq b~dqca pr6bq systematycznego, abstrakcyjnego uj~cia<br />
prawdy. Wobec chwalebnej prawdy 0 Bogu Tr6jjedynym, w kt6rej czlowiek<br />
poznaje pel n i ~ prawdy 0 sobie i swiecie, wszeJka doczesna filozofia<br />
musiala odqd zblednqc, traqc na znaczeniu. JednoczeSnie jednak<br />
to chrzescijanstwo - twierdzi teoJog - utrzymalo przy iyciu filozofi~,<br />
udoskonalajqc jq swiatlem laski i dajqc najiywszy impuls do jej rozwoju.<br />
Szczytowym jej osiqgni~ciem - 0 czym przekonujemy si~ na podstawie<br />
koJejnych passus6w - stalo si~ dzielo sw. Tomasza, kt6re lqczylo najwy<br />
137
~ __________________________ _________________ _~p:,\~~~} ~_ -:: _~~~~~_ ~~p'~IE<br />
bitniejsz'l pogansk'l filozofi y Arystotelesa z Objawieniem. Jednakie sukces<br />
tomistycznej syntezy zalamal si~ wraz nowoiytnym rozwojem nauk.<br />
Od tej pory, przynajmniej formalnie, katolicka filozofia wyrainie zaczyla<br />
tracie wplyw na ksztaltowanie oblicza filozofii czasow nowszych, kt6ra<br />
tym samym ulegla sekularyzacji. Powstaje pytanie: czy musiala jej ona<br />
ulec? Jesli jednak nie musiala - co sugeruje autor - powstaje kwestia:<br />
kto za ten stan rzeczy odpowiada?<br />
W toku analiz znajdujemy winnych zsekularyzowanego oblicza filozofii.<br />
W pierwszym rZydzie S'l to nowoiytni i wspolczeSni filozofowie,<br />
ktorzy korzystaj'lc obficie z chrzescijanskich idei, ukrywali to, nie chqc<br />
otwarcie deklarowae swej przynaleinoSci wyznaniowej. W oczach Bazylejczyka<br />
egzemplifikacj'l tego jest ... filozofia Schelera. Od razu rodzi<br />
siy w'ltpliwose: czy filozofuj'lcy chrzeScijanin jest zobowi'lzany, by przedstawiae<br />
SW'l mysl jako wprost wyrastaj'lq z dogmatyki chrzeScijanskiej?<br />
Czy autonomia filozofii nie chroni jej dostatecznie przed wymogiem<br />
konfesyjnosci? Po drugie, win'l obarcza Balthasar ignorantow wlasnej<br />
tradycji katolickiej opartej na tomizmie, przez co w kaidej nowo pojawiaj'lcej<br />
siy filozofii widz'l oni rewolucj~ obalaj'lq tradycyjne pojycia<br />
i teorie. Tak ocenia zafascynowanych Bergsonem modernistow, ktorzy<br />
w gonitwie za nowinkami mieli rozmywae toisamose katolicyzmu. Teolog<br />
przyznaje jednak, ie najwiycej kosztowala katolikow izolacja i calkowite<br />
odci~cie si~ od wszelkich wplywow swieckiej nauki i filozofii.<br />
Skutkiem tego bylo system owe skostnienie katolickiej filozofii czyni'lce<br />
j'l nieprzepuszczaln'l dla iywego doswiadczenia bytu. Dlatego jedyn'l<br />
szans'l rna bye jej otwarcie si y na osi'lgniycia nowoiytnych nauk i filozofii,<br />
ktore - jak si y wyraia - ai prosz'l si~, niejako w rewaniu, ,,0 ograbienie<br />
dla celow chrzescijanskich i teologicznych". Jesli asymilacja ta nie<br />
jest czysto zewn~trzna, twierdzi teolog, to oswietiaj'lc na nowo mane<br />
pojycia i problemy, moie bye bez obaw plagiatu "uznana za pierwotne<br />
dokonanie filozoficzne w dziejach ducha". Balthasar postrzega przy tym<br />
pos/annictwo chrzeScijan w swiecie ludzkiej mysli w perspektywie dwoch<br />
celow: otwierania kaidej skonczonej prawdy filozoficznej na Chrystusa<br />
oraz sztuki transpozycji wyjasniaj'lcej.<br />
Ethos otwierania prawd doczesnych na Chrystusa i sytuowania ich<br />
w odlegloSci od Jego centrum bierze pocz'ltek ze slow sw. Pawla do<br />
Koryntian (1 Kor 3, 23): "Wszystko jest wasze, wy zas Chrystusa,<br />
a Chrystus Boga". W dziejach znalazl on swoich promotorow: Ojcow<br />
KOSciola, sw. Tomasza, Leibniza czy Newmana, 0 ktorych wielkoSci<br />
dzis moiemy tylko pomarzye - s'ldzi Balthasar. Wieczna prawda Ewan<br />
138
ZDARZENJA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />
gelii, ehcqe ogarniac wszystkie ezasy, wszystkie ludzkie j~zyki, musi<br />
wszak trafiac w aktualn~ wrazliwosc epoki i jej zapotrzebowanie na<br />
okreSlony aspekt Prawdy. Chrzeseijanska philosophia perennis zm u<br />
szona jest zatem do przyswojenia sobie najr6inorodniejszyeh poj~c<br />
i sposob6w ludzkiego myslenia, by w nieh wyrazic swoje przeslanie.<br />
Aby zrozumiec odmienne formy myslenia, nalezy wszak wyzbyc si~<br />
przem~drzalosei i zdobyc na pokor~. Balthasar podkresla znaezenie osobistego<br />
kontaktu z mysl~ , tylko on bowiem umoiliwia poznanie jej istoty.<br />
"Trzeba badac wszystko, aby zaehowac to, co szlaehetne", powtarza<br />
za Apostolem narod6w. I ezytamy dalej: "Ch~c zrozumienia jest<br />
milosei~, dlatego poza milosei~ nie jest moiliwe zadne prawdziwe,<br />
owoene myslenie" (s. 34).<br />
Rozwazania nabieraj~ konkretnoSci, gdy autor zaezyna rozpatrywac<br />
konfrontaej~ w jej formalnym aspekeie, bior~e pod uwag~ strukturalne<br />
zaleinosei filozofii katoliekiej od jej uiytku szkolnego, podporz~dkowanego<br />
apologetyee, a nie nastawionego na autentyezny dialog<br />
ze swieek~ mysl'l. W katoliekiej propedeutyee filozofii nie tyle przeeiei<br />
problematyzuje si~ okreslone kwestie filozofiezne, co dokonuje<br />
ieh przegl~du i moiliwie sprawnie i szybko je rozwi~zuje. Mylenie jej<br />
z wlaseiwymi, merytoryeznymi badaniami filozofieznymi byloby nieporozumieniem<br />
- przyznaje autor. Wedlug niego, z braku pozytywnych<br />
wzore6w, w naszyeh ezasaeh awangard~ post~pu pozostaje dla<br />
nas filozofia sw. Tomasza, takZe ze wzgl~du na jej harmonijne pot'lczenie<br />
pierwiastka apologetyeznego oraz aporetyeznego, niezb~dnego<br />
dla gl~bi podnoszonyeh kwestii. Jak s~dzi Balthasar, moze ona sluiyc<br />
jako norma negatywna dla wszelkieh filozofii wsp6lczesnyeh, te zas ze<br />
swej strony mog~ j'l wzbogaeac i uaktualniac. St'ld autor poswi~ea ostatni~<br />
ez~sc swej ksi~iki na tw6reze zasymilowanie filozofii iyeia Bergsona<br />
oraz filozofii egzystenejalnej Jaspersa i Heideggera. Sk~d wszakZe u<br />
niego pewnosc, ie wlasnie one nadaj~ si~ najlepiej, by poszerzyc i zaktuaJizowac<br />
filozofi~ sw. Tomasza, w szezeg6lnosei zas koneepej~ realnej<br />
r6iniey mi~dzy istotq a istnieniem?<br />
I tak Balthasar przywoluje postulat filozofii iyeia 0 pierwotnoSci<br />
intuieji nad poznaniem refleksyjnym, kt6ry m6wi, ii w istnieniu moment<br />
bogaetwa i pelni przekraeza kaide jego uj ~eie intelektualne. Actus<br />
essendi, nieograniezony i niewyezerpywalny w iadnym poj~eiu, jest ponadto<br />
warunkiem moiliwosei ratio. Pisze Balthasar: "Akt istnienia rozsadza<br />
ratio, poszerzaj~e ezysto teoretyezny intelekt do pelnego rozumu".<br />
Podobnie prymat istnienia dynamizuje wedlug Bazylejezyka filo<br />
139
~ _____ _______ __ ___ ____________ ______ ____ _____ ~~~-'~~ ~ i'lJ ~\-: _~~~ ~~ ::-_ ~~p'~I.E <br />
zofi~ szyfru Jaspersa, w ktorej byt objawia si~ jako peten znaczenia,<br />
wymagaj
· .<br />
ZDARZEN IA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />
Janina Katz<br />
Pi~kni<br />
dwudziesfolefni<br />
LI ST<br />
Z KOPENHAGI<br />
1.<br />
Patrzq na mnie z fotografii w gazeeie. Jest ieh eztereeh. Ale w rzeezywistosei<br />
Krqg - po dunsku Ringen - liezyi wi~eej ezionkow. Tylko<br />
dwoeh z nieh znalam. Knuda W. Jensena osobiScie, Olego Wivela ze<br />
siyszenia i z mediow. Z pierwszym robi!am dwa lata temu wywiad dla<br />
"<strong>Znak</strong>u". Byl zaiozyeielem i dyrektorem "Louisiany", muzeum i miejsea<br />
vvystaw nowoezesnej sztuki, przepi~knie polozonego nad morzem<br />
w miejscowouei H umlebcek, w poblizu Elsynoru. W trakeie vvywiadu spytalam,<br />
co robi! podezas wojny. Knud W. obruszy/ s i~. Co robi!? To, co<br />
wszysey. Rozmowa miala bye 0 sztuce, nie 0 wojennyeh przezyeiaeh.<br />
Knud W. zmarl trzy lata temu. Serdeezny, skromny, przyst~pny, byl<br />
koehany i podziwiany przez wszystkieh.<br />
Drugi, Ole Wive I, byl przez wiele lat dyrektorem najwi~kszego dunskiego<br />
wydawnietwa, zresztq uratowanego od bankruetwa dzi~ki pieniqdzom<br />
Knuda W. Byl takZe eenionym poetq, socjaldemokratq i, podobnie<br />
jak Knud W., jednq z najwybitniejszyeh kulturalnyeh osobistoSci<br />
w Danii. Elitarny i nietykalny, zmad par~ miesi~ey temu. W lataeh 80.<br />
Knud i Ole zerwali diugoletniq przyjazn.<br />
Zdj~eia poehodzq z ieh okupaeyjnej mlodosei; mlode, gladkie, bardzo<br />
ladne twarze. Rownie przystojny, ale znacznie od nieh starszy Friedrich<br />
Waehnitius, popularnie zwany przez przyjaeiol Fritzem, byl Austriakiem.<br />
Mieszkai od lat w Danii, podezas okupaeji byl przez krotki<br />
ezas eenzorem dunskiego radia (",ryrzueono go za oblapywanie mlodyeh<br />
ehlopeow) i wyglaszal pogadanki na temat niemieekiej kultury. Byl takze<br />
ee nionym tlumaezem dunskieh poetow na niemieeki. Zmad kilkana<br />
Scie lat temu.<br />
Ostatnie zdj~eie: mlodziutki Ole Hest, syn Olufa Hesta, znanego<br />
malarza z Bornholmu. Na par~ lat przed smiereiq Knud W. Jensen wybudowal<br />
mu muzeum na wyspie. Syn Olufa, O le - to ten z fotografii <br />
zginql na froneie wsehodnim, dokqd wyslali go przyjaeiele z Kr~gu. Inny<br />
141
·___ ~ __ ____ ________ ________ _________ ___ ________ ______ ~~ :\~~~!~_ -= -'~~I_~~! ~_ ~~p'~I.E<br />
czlonek Kr~gu, nagabywany przez tych samych przyjaci6l do wyjazdu<br />
na front, skrewil. Zmarl niedawno temu. Ale wczeSniej zd,!zyl szantazowac<br />
Knuda W. Jensena 0 pieni,!dze; mial z okresu ich wsp6lnej mlodo<br />
Sci przechowane wiersze i listy, w kt6rych przyjaciele, szczeg61nie Ole<br />
Wivel, namawiali go do sluiby w Waffen-55.<br />
Poznali si~ i spotykali w kopenhaskiej knajpie z koncem lat 30. P6iniej<br />
przenieSli swoje sympozja do idyllicznej nadmorskiej miejscowosci<br />
w pobliiu Kopenhagi. Przy dobrej pogodzie odbywali w~dr6wki po Jutlandii,<br />
zawsze z zapasem dobrego wina i jedzenia, zakupywanego przez<br />
Knuda W., i recytowali wiersze. Inicjatorem spotkan i w~dr6wek byl<br />
Wachnitius, kt6ry opowiadal swoim dunskim adoratorom, jak we wczesnej<br />
mlodosci on i jego austriaccy przyjaciele chodzili po g6rach i biwakowali<br />
nago, rozmawiaj,!c 0 grecko-rzymskich idealach estetycznych i recytuj,!c<br />
poezje. Jest jeszcze inne zdj~cie Wachnitiusa - w rzymskiej todze.<br />
To on byl bogiem owego mlodocianego dunskiego Olimpu.<br />
Knud W. Jensen i Ole Wivel zrobili po wojnie karier~ i, kaidy na<br />
sw6j spos6b, zasluiyli si~ dla dunskiej kultury. Faszystowskie idealy<br />
mlodoSci poszly w zapomnienie. Paru przyjaci61 wielokrotnie prosilo<br />
Wivela, ieby skonfrontowal swoje mlodziel1cze mrzonki z opini,! publiczn,!,<br />
motywuj,!c to tym, ie par~ innych osobistoSci dunskiego iycia<br />
polityczno-kulturalnego uczynilo to bez iadnych konsekwencji. Wivel<br />
notorycznie odmawial.<br />
Lata sp~dzone w Kr~gu opisal w autobiograficznej powieSci Romanza<br />
na waltorni(!, gdzie uiy! okreSlenia: "moje romantyczno-heroiczne bl~dne<br />
Scieiki". Jego debiut poetycki z roku 1940 i trzy pierwsze zbiory wierszy<br />
- p6iniej wyeliminowane przez autora z literackiego dorobku - s,!<br />
w Wielkiej Dunskiej Encyklopedii opisane jako okres flirtu z polityczn,!<br />
praWlC'!.<br />
5zydlo wyszlo - a raczej zacz~lo wychodzic - z worka w roku 2000,<br />
kiedy mlody literaturoznawca, J0rgen HunoS0e zabral si~ do analizy<br />
wczesnej tw6rczoSci Wivela. Najslynniejszy z wyeliminowanych przez<br />
autora wierszy pt. Krzyz - napisany zreszt'! na okolicznosc wojny sowiecko-finskiej<br />
- jest od,! do Pangermanii i idealu nadczlowieka. Puszka<br />
Pandory, bermudzki tr6jk,!t - tak zacz~!y okreslac tak zwane prawicowe<br />
dunskie gazety t~ afer~. Tak zwane lewicowe gazety, I,!cznie z dunskim<br />
radiem, odm6wily publikacji dokument6w, w tym kompromituj,!cych<br />
list6w czlonk6w Kr~gu, kt6re znalazly si~ w posiadaniu J0rgena HunOS0e'a.<br />
Literaturoznawca opublikowal sw6j artykul w fachowym literacko-lingwistycznym<br />
pismie "Nordica".
ZDARZENIA -- KSli\iKI - LUDZIE<br />
Na publikacjer artykulu i wiadomosc, ze jego autor jest w posiadaniu<br />
dokument6w ujawniaj'lcych wyrazne profaszystowskie sympatie<br />
czlonk6w Krergu, Wive I odpowiedzial luksusowo wydanym "kajetem" <br />
podobnie opublikowal swoje wiersze podczas wojny - zatytulowanym<br />
Zlosiiwa oferma. Lewicowi pisarze, mlodzi i starzy, stanerli w jego obronie.<br />
Inni, mierdzy innymi wybitny prozaik, czlowiek dunskiego ruchu<br />
oporu i wielbiciel poezji Z bigniewa Herberta, Tage Skou-Hansen zaz'ldal<br />
od Wivela ujawnienia przeszlosci. Wivel odm6wil, groz'lc pisarzowi<br />
procesem. Perk1a jeszcze jedna dlugoletnia przyjazn. Przy okazji wyszto<br />
r6wniez na jaw, ze Wivel, kt6ry po wojnie nalezal do intelektualnej lewicy,<br />
grzmial przeciw wojnie w Wietnamie i ostro krytykowal wszystkich,<br />
kt6rzy znajdowali sier na prawo od politycznego centrum, a takZe<br />
byl autorem wzruszaj'lcego wiersza 0 chorej psychicznie dziewczynce <br />
w noworoczny wiecz6r z roku 1942 na 1943 opiewal eutanazjer i skracanie<br />
zycia kalekom i psychicznie chorym.<br />
2.<br />
W tym samym czasie, to znaczy w okresie dzialalnoSci Krergu, inny<br />
pierkny d\vudziestoletni, Allan o. Hagedorff, z zawodu ksiergarz, w zyciu<br />
osobistym homoseksualista, w dodatku z zydowsk'l babk'l od strony<br />
matki, opuscil Kopenhager i wyjechal do Lipska, gdzie pracowal w ksiergarni,<br />
w kt6rej jeszcze przed wojn'l' jako praktykant, poznal mlodego<br />
Niemca, Fritza Hartmanna. Po jakims czasie obydwaj przeniesli sier do<br />
Berlina, gdzie prowadzili do sp6tki male kino. GI6wnie jednak zajmowali<br />
sier dzialalnosci'l antyhitlerowsk'l. Fritz i Allan narazali codziennie<br />
zycie, wysylaj'lc paczki zywnosciowe do Theresienstadtu i pomagaj'lc<br />
mieszkancom tzw. kolektyw6w dla mieszanych maiZenstw (merzowie<br />
Zydzi, zony aryjki), w kt6rych najczersciej nie funkcjonowalo ogrzewanie<br />
i elektrycznosc i gdzie kartki zywnosciowe redukowane byly z dnia<br />
na dzien.<br />
Po wojnie i wielu innych przeprawach w powojennych Niemczech<br />
osiedlili sier obydwaj w Danii. Mieszkali razem do smierci Fritza. W Berlinie<br />
Allan Hagedorff zaprzyjaznil sier byl z Ast'l Nielsen, gwiazd'l dunskiego<br />
i niemieckiego kina, kt6ra uczynila go egzekutorem swojego<br />
maj'ltku. Dzis 87-letni, autor ksi'lzki 0 slawnej przyjaci6lce, z nadszarpniertym<br />
zdrowiem, ale nie umyslem, mieszka na wyspie Ero.<br />
Niedawno ukazala sier ksi'lzka, kt6r'l Allan Hagedorff podyktowal<br />
znanej dziennikarce. Nosi ona tytul: Miody, bardzo Zydom iycziiwy<br />
143
~ ____ _________ __________ ___ _______________ ___~ ~ :'\~~ ~}~ _ --: _1S~ I¥ I5 ! :-_ ~!J~~ I_E <br />
Dunczyk. Podtytul: Wspomnienia z hitlerowskich Niemiec. Tytul jest<br />
cytatem z monumentalnego dziela Victora Klemperera: B?d? skladal<br />
swiadectwo do kOlica, dziennika wybitnego romanisty z lat 1933-1945.<br />
Hagedorff odwiedzal go w "kolektywie", pomagaj'lc przezyc jemu i jego<br />
aryjskiej zonie.<br />
JANINA KATZ, ur. 1939, absolwentka polonistyki i socjologii Uj, tlumaczka,<br />
publicystka, pisarka (dunska). Od roku 1969 mieszka w Danii.<br />
Krzysztof Biedrzycki<br />
Powr6t tcty<br />
Powr6t,<br />
rezyseria: Andriej Zwiagincew,<br />
produkcja : Rosja 2003,<br />
wyst
ZDARZENIA - KSII\Z KI - LUDZIE<br />
Dramat rozgrywa si~ m i ~ dzy trzema osobami: ojeem oraz synami, statszym<br />
Andriejem i mlodszym Iwanem. W poezqtkowej sekweneji pojawiajq<br />
si~ kobiety: matka i babka, niemal miiczqee, pokorne, naleiqee do innego<br />
swiata i odsunj~te na margines. Inni (koledzy braei, ehuligani) naleiq do<br />
ria. W tej kameralnej historii liezq si~ tylko ei trzej, dlatego wyjqtkowo<br />
duiy naeisk zostal poloiony na aktorstwo odtw6re6w gl6wnyeh r6!' Konstantin<br />
L
~ ___ ______ ___ __ ______ ______________ ______ ____~ I?~-"~~~ l'l_I ~\ -:: ~~I¥~! :-_ ~~p_~I_E <br />
a nawet wykrzykuje w twarz to, co 0 nim mysli. Mlodszy brat okazuje<br />
si~ odwainiejszy w relaeji z ojeem, ehoc ta odwaga prowadzi do katastrofy.<br />
Nonkonformizm moie przybierac fo rm ~ bohaterstwa, moze jednak<br />
oznaezac teh6rzostwo (jak we ws t~pnej sekweneji na wiezy) ezy niepotrzebnq<br />
brawur~ i slepy bunt (jak w finale).<br />
Powr6t jest filmem nadzwyezaj przekonujqeym psyehologieznie. Nie<br />
rna tu uproszezen i jednoznaeznoki. Braeia Sq sobie przeeiwstawieni,<br />
ale w spos6b daleki od sehematu. Nie potrafimy obdarzyc sympatiq tylko<br />
jednego z nieh. To, co jest silq starszego, okazuje si~ slaboseiq mlodszego,<br />
i na odwr6t. Bye moze uleglosc Andrieja wynika tylko z jego wieku,<br />
bogatszego doswiadezenia, ale moie z wi~kszej potrzeby autorytetu:<br />
nie zapominajmy, ie ehlopey Sq doswiadezeni brakiem ojea, za kt6rym<br />
tysknili przez wiele lat, kierujqe ealq synowskq wyobrainiy ku jego wizerunkowi<br />
(doslownemu na fotografii przeehowywanej z pietyzmem w starej<br />
Biblii, ale tez wyimaginowanemu). Tak wi~e starszy brat szuka oparcia<br />
(wezesniej znajdowal je w grupie r6wiesnik6w), ehee siy nauezyc roli<br />
doroslego. Iwan odwrotnie, nie autorytetu potrzebuje (moze dlatego,<br />
ie jego namiastk~ odnajduje u opiekunezego Andrieja), ale uezueia, eiepIa,<br />
zrozumienia. Jest jeszeze dzieekiem, wi~e latwiej mu przyehodzi<br />
znaleic ukojenie w ramionaeh matki. Ojeiee wydaje si~ zbyt surowy,<br />
wymagajqey, bezwzgl~dny. Mlodszy brat nie ufa temu - bqdi co bqdiobeemu<br />
m~iezyinie: nie potrafi mu wybaezyc, ze ieh opuseil, a nawet<br />
nie dowierza, ze to on jest naprawd y ojeem. Czy raezej - tatq. Co symptomatyezne,<br />
z trudem przyehodzi mu wypowiedziec slowo "tata", a wlaseiwie<br />
zostaje do tego przymuszony. Najistotniejszy jest tu wlasnie powr6t<br />
taty, ezyli kogos bliskiego i oezekiwanego. Okazuje si y jednak, ze<br />
tat a to nie tylko ktos, kto moie kt6regos dnia zjawic siy niespodziewanie<br />
w drzwiaeh domu. To musi bye osoba, kt6rq obdarzy siy miloseiq.<br />
Ale tei, co eiekawe, sam ojeiee domaga siy, ieby go nazywac tat q.<br />
Wypowiedzenie tego stowa przez syn6w byloby symbolieznym i emoejonalnym<br />
poddaniem i oddaniem si~ mu.<br />
o samym ojeu niewiele wiemy. Dlaezego odszedl i dlaezego wr6eil,<br />
ezemu matka bez slowa go przyjyla, co robi! przez te wszystkie lata, po<br />
co bierze ehlope6w na wyprawy, co zawiera wykopana przez niego skrzynia,<br />
ezy koeha syn6w, ezy jest roztropnym ojeem, kt6ry ieh uezy iyeia,<br />
ezy tei psyehopatyeznym tyranem, kt6ry wyladowuje na nieh swoje utajone<br />
kompleksy? Na kaide pytanie mozemy odpowiedziee tylko ez\<br />
kiowo. Najwainiejszq eeehq ojea jest jego tajemniezose. Moie siedzia!<br />
w wiyzieniu alba nawet lagrze, moze by! na wojnie albo pracowal w slui<br />
146
ZDARZENlA - KS I~K[ - LUDZIE<br />
bach specjalnych, a moze byl niewiernym zonie lekkoduchem lub neurastenikiem,<br />
kt6ry w zaden spos6b nie byl w stanie przystosowac si~ do<br />
zycia rodzinnego, moze wciqz zyje w kr~gu wlasnych obsesji i zludzen...<br />
Wydaje si~ nawet pozbawiony uczuc, choc w kulminacyjnym momencie<br />
ujawnia je z calC! jednoznacznosciq. Ten dziwny czlowiek pozostanie<br />
dla chlopc6w do konca zagadkq, choc tragiczna wyprawa czegos ich<br />
jednak 0 ojcu nauczy - ostatecznie stanie si~ on dla nich tat q, ale dopiero<br />
w6wczas, gdy go na pow r 6 t zabraknie, gdy juz naprawd~ zniknie,<br />
nawet z fotografii, jakby go nigdy nie bylo.<br />
W warstwie realisrycznej jest to zatem film 0 doswiadczeniu spotkania<br />
po latach ojca i syn6w, a takie 0 wynikajqcych stqd konsekwencjach.<br />
Liczne sygnaly kazq jednak interpretowac Powr6t jako przypowieSc, kt6ra<br />
otwiera s i~ na wielorakie, czasem bardzo odlegle od siebie interpretacje.<br />
Jest to zatem opowiesc 0 inicjacji w dorosie zycie. Podr6z syn6w<br />
z ojcem to czas ich dojrzewania, uczenia si~ konkretnych umiej\tnoSci<br />
(radzenia sobie z agresjq zlych ludzi, z przeciwnoSciami natury, z wlasnq<br />
slabosciq), ale tez jest to droga do samopoznania: poszukiwanie ojca<br />
w sobie, a zarazem bunt przeciw niemu; oddawanie si~ mocy superego,<br />
ale i odrzucanie go; podporzqdkowywanie si~ ojcu, a zarazem zabijanie<br />
go w swojej psych ice, bo tylko tak mozna osiqgnqc dojrzalosc; ucieczka<br />
od wolnosci i podporzC!dkowywanie si~ autorytetowi, ale zarazem jego<br />
destrukcja i dC!zenie do wyzwolenia. W braciach uosobione SCI dwie postawy<br />
wobec symbolicznego ojca - postawy sprzeczne, lecz przeciei przenikajqce<br />
si~ w kaidym czlowieku.<br />
Nie jest przypadkiem, ie film opowiada 0 trzech m~iczyznach. Inicjacja<br />
dotyczy nie tylko doroslosci, ale i wejscia w swiat m~ski. Do czasu<br />
powrotu ojca chlopcy wychowywani byli przez dwie kobiery. Teraz zostajq<br />
wyrwani ze znanej, cieplej, bezpiecznej przestrzeni dziecinstwa i macierzynskiej<br />
opieki. Ojciec uczy ich bycia m~iczyznq. To proces bolesny.<br />
Ojca trzeba nasladowac, ale i trzeba buntowac si~ przeciw niemu - to<br />
dwie r6wnolegle drogi m~zc zyzny do doroslosci. Chlopcy wi~c powoli<br />
stajq si~ m~zczyznami, a dopelnienie tego procesu nast~puje w6wczas,<br />
gdy zostajC! sami. Paradoksalnie znikni~cie ojca oznacza jego zwyci\<br />
stwo, bo zostaje on w kaidym z syn6w.<br />
Zmaganie z autorytetem rna tez aspekt poliryczny. Powrot, przy calej<br />
uniwersalnosci jego historii, jest przeciez filmem 0 Rosji. Nie jest<br />
przypadkiem, i e fil m rozpoczyna si\ w jakiejs dawnej sowieckiej bazie<br />
wojskowej, w zonie, kt6ra teraz jest rylko betonowC! ruinq. To Rosja<br />
wychodzqca z doswiadczenia totalitarnego, ale niepotrafiC!ca sobie z nim<br />
147
___ ~ ______________ ____________________________ ____ __ ?I?~}~?~I'l} ~ _-= _~~[~~~ ~ :-_ ~~~~I~<br />
poradzic. W rosyjskiej kulturze ogromn,! rol~ odgrywa kompleks wladzy,<br />
tutaj uosobionej przez ojca. Silnej wladzy - niecierpliwie oczekiwanej,<br />
obdarzanej kredytem zaufania i postrzeganej jako irodlo autorytetu. Zarazem<br />
wladzy znienawidzonej i podejrzewanej 0 najgorsze intencje. Chlopcy<br />
reprezentuj'! dwie postawy wobec wladzy, szczegolnie charakterystyczne<br />
dla Rosji (choc z drugiej strony w tej przypowiesci rosyjski partykularz<br />
nie dominuje, stqd uniwersalnosc jej przeslania): podporzqdkowanie si~<br />
i bunt. W analizie ich postaw dostrzegamy dialektyky akceptacji i odrzucenia.<br />
Silna wladza jest poz'!dana, ale jej bezwzgl~dnosc prowokuje anarchizm.<br />
Z jednej strony ogranicza ona spontanicznosc i wolnosc wyboru,<br />
z drugiej - wychowuje do samodzielnoSci, choc jej skutecznosc staje si~<br />
oczywista dopiero wtedy, gdy ona sarna znika. Odczytywany od tej strony<br />
Powr6t okazuje siy dwuznaczny. Wladza jest obca, nieprzenikniona,<br />
ale jej brak jest jeszcze bardziej przykry niz jej uci'!zliwosc.<br />
Kto wie, czy najistotniejszy w tym filmie nie jest wszak inny aspektreligijny.<br />
Pojawia siy tu szereg tropow odsylaj,!cych do sfery sacrum:<br />
fotografiy ojca chlopcy przechowujq wegzemplarzu Biblii, gdy widz,!<br />
go po raz pierwszy spi,!cego, kadr nasuwa skojarzenie z obrazem Mantegni<br />
Martwy Chrystus, pierwszy positek z ojcem wzorowany jest na<br />
Ostatniej Wieczerzy ... Takich sygnalow jest wiele. Waznq rol~ odgrywa<br />
sredniowieczna lamentacyjna muzyka ormianska rozbrzmiewaj,!ca w tie.<br />
Gdyby jednak nawet nie bylo w tym filmie tak czytelnych znakow i tak<br />
budzilby on religijne (metafizyczne lub nawet mistyczne) skojarzenia.<br />
Jego czystosc artystyczna, rownomierny rytm, kontemplacyjna praca<br />
kamery - to wszystko powoduje, ze widz nie tyle sledzi fabul~, de "czyta"<br />
ten film, tak jak "czyta si~" ikon~. Z upelnie jak u Tarkowskiego,<br />
ktorego sukcesorem wydaje si~ Zwiagincew.<br />
Jednak religijna lektura Powrotu nie jest jednoznaczna. Jesli ojciec<br />
jest zestawiany z Chrystusem, to przeciez nie jest to milosierny i lagodny<br />
Jezus z Ewangelii. Bog w tym filmie to raczej surowy, choc kochaj,!<br />
cy Jahwe ze Starego T estamentu. Sk,!d to przesuni~cie? A dlaczego Bog<br />
najpierw znika, potem niespodziewanie wraca, by znikn,!c powtornie,<br />
juz ostatecznie?<br />
Ojciec utozsamiony z Bogiem jest ni eprzenikniony, pozbawiony niemalludzkich<br />
gestow, do jakich zdolna jest matka. T o Bog niedost~pny ,<br />
grozny, dawca autorytetu, a nie partner do rozmowy, bo i tak jakakolwiek<br />
z Nim rozmowa ujawnia swojC! trywialnosc. N awet Jezus bylby tu<br />
pewnie raczej Jezusem wyrzucajC!cym kupcow ze swi'!tyni i Jezusem "l1ios'!cym<br />
miecz" niz milosiernym ojcem syna marnotrawnego. Sk,!din,!d to<br />
148
ZOARZEN IA - KSI!\ZKI - LUDZIE<br />
wlasnie On jest marnotrawny - porzucit kiedys rodziny, teraz wraca<br />
i domaga si~ postuszensrwa (wizja ta jest bliska wizji Boga, w jakiego<br />
"nie wierzy" podmiot wierszy Tadeusza Roiewicza).<br />
Podkreslmy od razu. W tym filmie ojciec (a wi~c w religijnym odczytaniu<br />
Bog) jest przede wszystkim Tajemniq. O powiada on nade<br />
wszystko 0 ludzkim stosunku do Boga. Zwiagincew pokazuje, co prowadzi<br />
czlowieka do Boga - czy raczej religii, a tak'le co powoduje, ie<br />
czlowiek Bogu si~ nie podporzqdkowuje. Opowiada 0 cenie za bunt,<br />
jakq jest smierc: Boga (ktora moie bye przeciei rozumiana jako Chrystusowa<br />
ofiara milosci, ale tei moze bye odczytyvvana po Nietzscheansku).<br />
Religia tutaj oznacza przede wszystkim autorytet. Powrot ojca i jego<br />
misja bylyby zatem Jezusowe 0 tyle, 0 ile ziemskie nauczanie Jezusa bylo<br />
budowaniem nowego autorytetu religijnego. Milose jest tu surowa, myska,<br />
momentami bezwzgl~dna i okrutna. Nic zatem dziwnego, ie dla<br />
Iwana jest ona podejrzana, moie nawet nieprawdziwa. Iwan oczekiwal<br />
innego, lagodnego Mesjasza.<br />
Zwiagincew przekornie odwraca biblijne, a zwlaszcza ewangeliczne<br />
motywy, zwlaszcza te dotyczqce przedstawianych w roznych przypowiesciach<br />
braci. Tutaj syn marnotrawny paradoksalnie zwyci~ia nad ojcem,<br />
choe nie 0 takie zwyci~stwo mu chodzilo. Z Andriejem i Iwanem raczej<br />
jest tak, jak z owymi braemi, z ktorych jeden ochoczo przytaknql ojcu, ie<br />
wypetni jego polecenie, ale n ie spelnil obietnicy, a drugi najpierw si~ sprzeciwil,<br />
a potem jednak wypelnil wol~ ojca. Choe i pod tym wzgl~dem sprawa<br />
nie jest jednoznaczna, bo ani Andriej mimo konformizmu nie zawodzi<br />
jednak ojca, ani 1wan nie do konca si~ "nawraca".<br />
Powr6t daje duio do myslenia, bo stanowi pelen iarliwoSci dialog<br />
z tradycjq religijnq. Wyplywa z posta\\ry niepokornego 1wana, kt6ry chce<br />
dowodow, chce bye przekonany przez ojca. On wykrztusilby z siebie<br />
slowo "t a t a", ale musialby do tego dojrzee, na co nie starcza czasu.<br />
To bodaj najwainiejszy film religijny od wielu lat. Film 0 poszukiwaniu<br />
Boga w swiecie, z ktorego O n zniknql. Konkluzja jest wyraina:<br />
zostajemy sami z nasz'! wiar,! bqdi niewiaq, z naszym iyciem codziennym,<br />
z wyzwaniami swiata. Powr6t konczy si~ przegl,!dem serii fotografii<br />
z iycia rodziny chlopcow - to wyraine nawi,!zanie do kontemplacji<br />
ikon w finale Andrieja Rublowa Tarkowskiego, nawi,!zanie polemiczne,<br />
bo miejsce rzeczywistoSci nieziemskiej zajmuje swiat najzupetniej materialny,<br />
nawet banalny. Ale tei w tym nawi,!zaniu tkwi gl~bsza mysl, bo<br />
wlasnie codziennosc i zwykle iycie staj,! si~ przedmiatem religijnej medytacji,<br />
nie S,! wi~c te zdjycia tak odlegle ad swi~tych ikon.<br />
149
~_______ ______________________________ _______ZDA_RZENIAcKSv,iKI c_LUIlZIE<br />
Film Zwiagincewa to przyklad najszlachetniejszego kina rosyjskiego,<br />
takiego spod znaku Andrieja Tarkowskiego. Pow r 6 t prawdziwej<br />
sztuki wielkiego ekranu.<br />
KRZYSZTOF BIEDRZYCKI, ur. 1960, krytyk literacki i filmowy,<br />
adiunkt w Instytucie Filologii Polskiej UJ. Wydal m.in. Swiat poezji Stanislawa<br />
Barmlczaka (1995), Malgorzata Musierowicz i Borejkowie (1999).<br />
Lukasz Maciejewski<br />
Szkofa iycia<br />
Bye i mid (Etre et savoir),<br />
reiyseria: Nicolas Philibert,<br />
Francja 2002<br />
Szkota podstawowa jest pierwsz,! szkot'! iycia. Poznaj,!c Iitery, mno<br />
ZqC i dzielqc, uczymy sit;:, jak zye. Spotkanie z niezwyklym francuskim<br />
dokumentem Bye i mid w reiyserii Nicolasa Philiberta rna w sobie moc<br />
seansu terapeutycznego: oto my, dorosli, zagubiwszy naiwnose dziecka,<br />
odnajdujemy jq, dzit;:ki filmowi, na nowo. Ta sarna naiwnose pozwala<br />
na powr6t uwierzye w sens bycia razem, we wsp6lnocie, wsr6d innych,<br />
w jednej szkole, w jednej lawce.<br />
Z reguty jest bowiem zupelnie inaczej. Wszystko to zapamiC(talem,<br />
niestety, z autopsji - obraz chmurnego oblicza niesympatycznej pani od<br />
matematyki, oblesnego wuefi sty, zlosliwych wspoltowarzyszy szkolnej<br />
niewoli, dalej uporczywe wynaturzanie wrazliwosci, charakteru, nadz6r,<br />
a nawet terror. Od polowy sierpnia paralizuj,!ca swiadomose, ie pierwszy<br />
wrzeSnia zbliia siC( nieublaganie. Pr6by zaklinania rzeczywistosci, przedluzania<br />
ostatnich dni wakacji, a te - jakby na zlose - mijaly niepostrzezenie.<br />
Pierwszy wrzeSnia to zawsze byla dla mnie wojna, z perspektywy<br />
neurotycznego trzynastolatka znacznie bardziej dojmuj,!ca od drugiej swiatowej,<br />
bo pierwsza i najwazniejsza - osobista. Rozdzieraj,!ca.<br />
ProszC( wybaczye ten osobisty wtrC(t, wydal mi siC( konieczny, 7.eby<br />
zrozumiee znaczenie filmu, kt6ry pokazuje inn,! szkolC(, innych nauczycieli<br />
i innych uczni6w. Filmu, kt6ry w pewnym stopniu ocalil moj,! wiarC(<br />
w to, ze jednak moze bye inaczej. Ze sztuka pedagogiczna polega na<br />
odrzuceniu pogardy, ponizenia, opicra siC( na szacunku i czuloSci.<br />
Autora Bye i miei, Nicolasa Philiberta, jednego z najwybitniejszych<br />
dzis tvvorc6w kina dokumentalnego, od centrum zdarzen zawsze bar<br />
150
ZDARZENIA - KSlf\Z Kl - LUDZIE<br />
dziej interesowal margines. W swietnej Krainie gluchych (1992) uwzniosIal<br />
gluchottt jako r6wnolegly rodzaj kultury, w niczym nieustttpuj'lcy<br />
"normalnym" zmyslom, w nagrodzonym Prix Europa Miescie Luwr<br />
(1990) Philibert pokazal setki ludzi pracuj'lcych w podziemiach muzeum.<br />
Najmniejsza z rzeczy (1996) opowiadala 0 pacjentach kliniki psychiatrycznej,<br />
kt6rzy pr6buj'l wystawic Gombrowiczowsk'l Operetk?<br />
W naszych kinach, zdominowanych przez produkcje amerykanskie,<br />
europejski film dokumentalny wyswietlany obok hit6w nie rna wielkich<br />
szans na czolow'l lokattt w zestawieniach box office'u. N ie znaczy to<br />
jednak, ze Bye i mid przemkn'll przez polskie ekrany niezauwaiony.<br />
Przeciwnie, ci kt6rzy film Philiberta obejrzeli, zapamitttaj'l go na dlugo.<br />
M oze nawet na zawsze.<br />
Pierwszy krok w doroslosc<br />
Pocz'ltek grudnia, na francuslciej prowincji sroga zima. W malenkiej<br />
wiosce w g6rach Owernii czas dawno stan'll w miejscu. Slyszymy pianie<br />
koguta, ryczenie kr6w i ptasi swiergot. Swiat jest dobryi lagodny. Ale za<br />
chwiltt za oknami wiejslciej szk61lci zacznie szalec snieina zawieja, swierki<br />
w s'lsiedztwie bttd'l niebezpiecznie si~ przechylac, a pas'lce si~ na pastwisku<br />
krowy zbij'l si~ w jedno stado. Patrzymy jednak na t~ grozn'l natur~<br />
zza bezpiecznej przeslony. Jestesmy bowiem w przyjaznej szkolnej sali,<br />
sniein'l zamiec ogl'ldamy przez okno. Jeszcze jest pusto, tylko na podlodze<br />
swoj standardowy mara ton uprawia z6lw, ktory jalcims cudem uciekl<br />
z terrarium i konsekwentnie kieruje pyszczek w stron~ globusa. Za chwil~<br />
wkroczy wesola gromadka: to uczniowie z pobliskich wiosek i przysiolk6w.<br />
Za chwil~ zobaczymy tei ich nauczyciela, pana Georges'a Lopeza.<br />
M~zczyzna jest spokojny i cierpliwy, moie tylko troch~ smutny. Dzieci<br />
pytaj'l go 0 wszystko, cz~sto te pytania nie S'l zbyt m'ldre, ale widz nie<br />
czuje, ieby pan Lopez w jakis szczegolny sposob s i~ dla nich poswi~cal,<br />
przeciwnie - odnosimy wraienie, ie praca sprawia mu wielk'l frajdrr.<br />
Wprowadzaj'lc swoich wychowankow w tajemnice elementarnej wiedzy,<br />
uczy ich tak naprawd~ czegos znacznie wainiejszego - jak zye, ieby ocalie<br />
siebie. Klasa jest laboratorium zycia, pierwszym krokiem w doroslose.<br />
Pan Lopez siedzi na lawce przed szkol'l. Opowiada przed kamer'l, ie<br />
jest synem prostych ludzi. Jego ojciec by! robotnikiem (hiszpanskim,<br />
st'ld niefrancuskie nazwisko), mama rolniczk'l. Dla rodzic6w wybrany<br />
przez syna zawod nauczyciela by! speinieniem ich najskrytszych marzen<br />
dotycz'lcych przyszloSci dziecka. Lopez jest nauczycielem od trzydziestu<br />
151
______ _____________ ______________ _________ ________ ___ ~I?~}:~~~ ~~_ ~ _~~LMI5~ =-_ ~~p_~I~<br />
pi~ciu lat, z czego ostatnich dwadzieScia przepracowal wlasnie tutaj, w tej<br />
szkoke. M owi, ze czas ju;? konczyc pedagogicznq karier~ - to jego ostatni<br />
rok przed emeryturq.<br />
Owa razy dwa<br />
Filmowa wiejska szkolka w niczym nie przypomina naszych tradycyjnych<br />
podstawowek. Nie rna podzialu na klasy, w jednej duzej sali UCZq siy<br />
dzieci starsze i calkiem malutkie, poplakujqce w kqciku za mamq. Co naturalne<br />
- Sq dzieci bardziej i mnie zdolne, ale pan Lopez nie wprowadza<br />
miydzy nimi zadnej rywal izacji. Te mniej zdolne nie bojq siy, ie odpadnq,<br />
nie dor6wnajq do poziomu prymus6w (wspaniala jest scena, kiedy cala<br />
rodzina Iqczy siy przy wsp{Jlnym stole, ieby pomoc chlopcu rozwiqzac<br />
zadanie z matematyki). Nawet dramaty, klotnie, antagonizmy tonuje autorytet<br />
nauczyciela, ktory uczy dzieci przede wszystkim tego, ie mUSZq<br />
bye wartoSciowymi ludzmi, mUSZq posiqsc umiejytnose odroiniania, co<br />
jest dobre, a co zle. T o wainiejsze od tabliczki mnozenia.<br />
Osiem lat - tyle czasu sp~ dzi w szkole kazdy z malych podopiecznych<br />
Lopeza. To wystarczajqco dlugo, zeby wyprowadzie dziecko z wlasnego<br />
wn~trza w swiat innych, w doroslose. Razem z dzieciakami z francuskiej<br />
Owernii, z ich charyzmatycznym nauczycielem, na nowo poznajemy<br />
prawdy pierwsze, zapomniane. Ze ziemia kryci siy dookola slonca,<br />
a dwa i dwa to cztery. Z e cyfra "siedem" powinna bye przekreSlona r6wno<br />
w srodku, a slowo "maman" musi miee dwa rowne "m".<br />
Film ma takZe swoje male gwiazdy. Na przyklad piyciolatek Jojo <br />
rownie rozkoszny kiedy nie moze dokoI1czye rysunku na czas, kiedy<br />
probuje zrobie ksero albo kiedy z niedowierzaniem patrzy na swoje brudne<br />
qczki.<br />
Nie rna w dokumencie Philiberta nawet cienia egzaltacji. W jednej<br />
z najpi~kni e jszych scen w fi lmie Lopez pyta korpulentnego O liviera<br />
o zdrowie taty. Chlopczyk nie ukrywa lez, mowi, ie z tatq jest coraz<br />
gorzej (domyslamy si y, ie to rak). Lopez, glaszczqc chlopca po glowie,<br />
nie pociesza go w sposob sentymentalny, nie szafuje duserami i "zlotymi<br />
myslami" w rodzaju: "nic si~ nie martw, tatus jeszcze zatanczy na<br />
twoim weselu". Nic z tych rzeczy. Dobry nauczyciel, patrzqc chlopcu<br />
prosto w oczy, powie mu, ie choroba jest cZySci q iycia, trzeba starae siy<br />
bye zdrowym, ale jezeli jui ta choroba do nas przyjdzie, musimy si~<br />
z niq pogodzic. Olivier, 0 dziwo, uspakaja si~, ociera Izy. Zrozumial chyba<br />
cos wainego.<br />
152
ZDARZENIA - KSII}ZKI - LUOZIE<br />
Kiedys bylismy mali<br />
Tak bardzo przyzwyczailismy s i~ juz do obrazow szkolnyc h pato logii,<br />
ktorymi niemal codziennie karmiq nas media, ie obraz normalnosci,<br />
z mqdrym nauczycielem i fascynujqcymi dzieemi przyjmujemy jako idyll ~.<br />
W filmie Philiberta, jak w slawnych dokumentach Krzysztofa Kidlowskiego,<br />
intenc j ~ rezysera odkrywamy poprzez obserwacj~ pozornie zwyczajnej<br />
rzeczywistosci. Agnieszka Holland, zachwycona Bye i mid , pisala<br />
w "Wysokich O bcasach": "Dokument w tym wypadku rna s il~ , jakiej<br />
nie moze miee zadna fikcja - nie musi uprawdopodobni e, jest prawdq.<br />
Staje si ~ lekcjq nadziei i mqdrosci. Uczy nas, jak uczye, jak si~ uczye i jak<br />
doj rzewae. j ak bye".<br />
Przez rok (tyle trwala realizacja filmu) podpatrujemy codziennq krzqtanin~<br />
dzieci i ich nauczyciela. W tie towarzyszy nam caly czas pi ~ k n o<br />
krajobrazu Owernii: gorskie szczyty, zmiennose p6r roku. Zimq bezpieczeristwo<br />
daje szkolna sala, kiedy robi si~ cieplo, szkola przenosi s i ~ na<br />
zewnqtrz. Film przywoluje najpi~kni ej s z e wspomnienia z dzieci6stwa.<br />
Kazdego dzieciristwa. Philibert, pokazujqc swoich maluch6w, nie przywoluje<br />
Freuda, nie chodzi mu 0 wyswietienie ukrytych pragnien, kt6re<br />
odrzucita psychika. Bye i mid to raczej podswiadomose jungowska, echa<br />
wspomnieri, mit6w i traum, kt6re ozywajq nieoczekiwanie. Trzeba tylko<br />
uwierzye, ze istnialy, ze byl dobry pan Lopez, ogr6d, dobra mama<br />
i bialy kori. Ze kiedys bylismy mali.<br />
Na laweczce siedzq Lopez i dziewczynka. N ie jest ani ladna, ani zdolna,<br />
tylko kompleks6w u niej pod dostatkiem. W ie 0 tym wszystkim, ale<br />
d z i ~ki nauczycielowi zrozumie, ze jej in nose jest tez jej sitq. Bo Lopez<br />
naprawd~ koch a swoje dzieci - czujemy to, kiedy opowiada im 0 odejsciu<br />
na emerytur~, alb a wtedy, gdy zegna si~ ze swoimi podopiecznymi<br />
na czas wakacji. Kiedy tak stoi na progu szkoiy, patrzqc na figurki odchodzqcych<br />
w doroslose dzieci, widae wyraznie, ze w jego spojrzeniu<br />
kryje si~ cos jeszcze. Pewnose, ze szkola byla wentylem bezp iecze6stwa,<br />
ale ze dalej moze bye roznie. "Miee" zapewne takZe niekiedy zwy ci ~zy<br />
"bye" . Ale moze b~d zie jednak odwrotnie?<br />
t UKASZ MACIEJEWSKI, filmoznawca, dziennikarz radiowy, krytyk filmowy,<br />
doktorant w Katedrze Amerykanistyki Uj, wsp6Jpracownik wielu<br />
pism kulturalnych.<br />
153
ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />
'C£/':\ -_···_·o <br />
{/
ZDARZENIA - KSlf\.ZKI - LUDZTE<br />
nalnych, choroby sierocej i zespolu FAS (poalkoholowy syndrom plodowy),<br />
a nawet robiq post~py w szkole. Najstarsza z corek panstwa<br />
Wilkow, Monika, jako jedyna w klasie uzyskala swiadectwo z wyr6inieniem,<br />
a Sylwia, uCZqC si~ matematyki niemal od podstaw, zdala do<br />
technikum ekonomicznego, choe wczesniej wagarowala i chciala zakonczye<br />
edukacj~ na zawod6wce.<br />
Dzieci wiedzq, ie majq dwie mamy: mam~, ktora si~ nimi opiekuje,<br />
i drugq - mam~-goscia, jak nazwala swojq biologicznq matk~ Dominisia.<br />
Wizyty rodzicow biologicznych, zdaniem pani Joanny, wyrzqdzajq duzo<br />
szkody dzieciakom. Matki skladajq obietnice bez pokrycia, przekonujq,<br />
ie wroq, i nie wracajq. W ten sposob odnawiajq zabliinione rany, dr~czq<br />
dzieci koszmarnymi wspomnieniami. Niszcz'l to, co z takim trudem<br />
Wilkowie starali si~ odbudowae - poczucie bezpieczenstwa, trwaloSci<br />
i milosci.<br />
Z jakimi problemami naj cz ~Sciej borykaj'l si~ rodzice prowadzqcy<br />
rodzinny dom dziecka? Podstawowe trudnosci wi'liq si~ zazwyczaj z wymogami<br />
formalnymi: zbiurokratyzowaniem urz~dow, formalistycznym<br />
podejsciem wielu urz~dnikow, sztywnym systemem kontroli. Dla wielu<br />
rodzic6w najwi~kszym zmartwieniem jest to, ie ze wzgl~du na nieelastyczny<br />
budiet plac6wki edukacja ich dzieci jest na niiszym poziomie.<br />
Wynika to bowiem nie tyle z op6inien rozwojowych dzieci, co przede<br />
wszystkim z braku srodk6w na dodatkowe zaj~cia (np. nauky j~zyk6w<br />
obcych). Jako ie najwi~ksze roinice mi~dzy wychowankami rodzinnych<br />
domow dziecka a ich rowiesnikami dostrzega si~ w wieku przedszkolnym<br />
i na etapie szkoly podstawowej, najwainiejsz'l form'l pomocy dla<br />
rodzic6w jest dofinansowanie zaj~e wyr6wnawczych dla tych grup wiekowych.<br />
Choe dzisiaj z dodatkowej pomocy edukacyjnej wolontariuszy<br />
korzysta 2/3 rodzinnych domow dziecka, pomoc ta czpto nie jest zorientowana<br />
na konkretne grupy wiekowe, a takie w malym stopniu obejmuje<br />
nauk~ j~zykow obcych.<br />
Dlatego Fundacja Swi~tego Mikolaja wraz z Urz~dem Miasta \Xlarszawy<br />
i Koalicjq na rzecz Rodzinnej Opieki Zast~pczej przygotowala multimedialn'l<br />
kampani~ maj'lq na celu popularyzacj~ rodzinnych domow<br />
dziecka i zbiork~ pieni~dzy na fundusz edukacyjny dla nich. Spojrzmy<br />
na statystyki, by dostrzec wag~ tej inicjaty\'vy. \Xl Polsce ponad 170 tysi~cy<br />
dzieci znajduje si~ pod kuratelq s'ld6w, w tym 80 tysi~cy to dzieci<br />
mieszkaj'lce pod opiekq swoich rodzicow biologicznych. Reszta dzieci<br />
przebywa w plac6wkach wychowawczych: ponad 50 tysi~cy w rodzinacb<br />
zast~pczych , niemal 17 tysi~cy w domach dziecka, a tylko 1933<br />
155
~ ZDA RZENIA - KSI1\ZKl - LUDZIE<br />
-- --------------- - --------------------- -- ------------------------------ ----- -----<br />
dzieci (czyli 20/0) w rodzinnych domach dziecka I. Choc liczba dzieci<br />
w Polsce w ciqgu ostatnich dzi esi~ ciu lat zmniejszyla si~ 0 prawie dwa<br />
miliony, liczba tych, kt6re pozostajq pod opiekq sqd6w rodzinnych, jest<br />
alarmujqco wysoka. Odsetek rodzin patologicznych ciqgle rosnie, dlatego<br />
organizacja opieki nad osieroconymi dziecmi staje si~ powaznym<br />
problemem spolecznym, a tabe "''Yzwaniem dla rzqdzqcych i organizacji<br />
pozarzqdowycb.<br />
Dlaczego rodzinne domy dziecka Sq dobrym miejscem \\rychowania<br />
osieroconych dzieci ? Powod6w jest wiele, a wsr6d nich znajduje si ~ ten<br />
najprostszy: dzieci mieszkajq w prywarnycb domach nier6iniqcych si~<br />
od innych, co pozwala im pozbyc si~ p i~tn a sieroctwa. Dzieci majq sta<br />
Iycb opiekun6w, co jest niezmiernie istotne dla icb rozwoju emocjonalnego<br />
i intelektualnego. N iewielka liczba dzieci mieszkajqcych w jednym<br />
domu (maksymalnie sZeScioro) sprawia, ze kaide otoczone jest troskq<br />
opiekuna, dbajqcego 0 jego ed uka cj~ i rozw6j moralny. N adrabiajqc braki<br />
szkolne, dzieciaki mogq osiqgnqc \\ryzszy poziom wyksztakenia niz te,<br />
kt6re zdane na siebie przebywajq w duzych domach dziecka i nikt z nimi<br />
indywidualnie nie pracuje. Rodzinny dom dziecka r6ini s i~ od Z\\rykfej<br />
plac6wki \\rychowawczej przede wszystkim tym, ze dzieciaki UCZq<br />
si~ w nim szybko usamodzielniac - sprzqtac po sobie, zanosic brudnq<br />
bi e lizn~ do pralki, zakladac skarpetki i sznurowac buty, a nawet przyrzqdzac<br />
sniadania czy kolacje. T radycyjny dom dziecka nie przysposabia<br />
do takiej samodzielnoSci. Osiemnastolatkowie dostajq zaz\\ryczaj po dwa<br />
tysiqce zlotycb \\ryprawki i pozostawieni samym sobie, nieprzygotowani<br />
do zycia, cz~sto konczq na ulicy lub wracajq do swoich rodzin, uzalezniajqc<br />
si~ od alkoholu lub narkotyk6w.<br />
D o zaJet rodzinnycb dom6w dziecka zaliczyc nalezy r6wniez to (co<br />
szczeg6lnie powinno przekonac urz~dnik 6w ), ze Sq one taniq formq<br />
opieki. Na utrzymanie jednego dziecka potrzeba 1300 zlotych miesi~cznie,<br />
podczas gdy w domu panstwo\\ry111 koszt utrzymania jednego podopiecznego<br />
\\rynosi od dw6ch do trzech tysi~cy zl otych. Wynikiem niewqtpliwej<br />
sprawnoSci dzialania rodzinnych dom6w dziecka jest to, ze<br />
ich \\rychowankowie rzadziej korzystajq z form opieki spolecznej w momencie<br />
usamodzielniania si~. Zatem nawet z punktu widzenia podatnika<br />
korzystniejszq formq opieki nad dziecmi jest rodzinny dom dziecka.<br />
Liczba dom6w rodzinnych stale rosnie: w 2000 roku istnialy 154<br />
takie plac6wki, w marcu 2004 roku bylo ich juz 236. N ajwi~cej rodzin-<br />
156<br />
I Raport Zmiany w Systemie Opieki nad Dzieemi, Wydz. Pedagogiczny u\X1 2002.
ZDAR ZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />
nych domow dziecka jest we W roclawiu - ponad dwadzieScia, najmniej<br />
w Warszawie - zaledwie jeden. W Warszawie trwa wlasnie rekrutacja<br />
rodzicow, ktorzy chcieliby zaopiekowac si~ takim domem.<br />
Szczegolne slowa uz nania nalez,,! si~ Fundacji S w i~tego M ikolaja,<br />
ktora od kilku lat - na czele z prezesem, filozofem z wyksztalcenia, Dariuszem<br />
Karlowiczem - organizuje spoleczne kampanie reklamowe. Do<br />
najbardziej znanych nalez,,! akcje zach~caj,,!ce do wsparcia Caritas (ka m<br />
pania pod haslem "Bog si~ rodzi. Pomoz samotnym matkom"), Stowarzyszenia<br />
T~ cza ("Kochaj niewidome dzieci"), Warszawskiego H ospicjum<br />
dla Dzieci ("Spieszmy si~ kochac ludzi, tak szybko odchodz,,!") i Polskiej<br />
Akcji Humanitarnej. Przy organizacji kampanii bezplatnie pracu j,,!<br />
dziesi'ltki osob, firm i instytucji.<br />
M isj'l Fundacji Swiytego M ikolaja jest propagowanie solidarnosci<br />
z potrzebuj'lcymi, uwrazliwianie na problemy spoleczne, wspieranie rozwoju<br />
instytucji obywatelskich i promowanie wartosci republikanskich.<br />
Srodki na fundusz edukacyjny dla rodzinnych domow dziecka prosimy<br />
kierowac na konto Fundacji S wi~ tego Mikolaja:<br />
Volkswagen Bank Polski S.A. 37 2130 0004 2001 02999993 0002 <br />
Fundacja Swi ~tego M ikolaja <br />
ul. Przesmyckiego 40 <br />
05-500 Piaseczno <br />
tel./fax: 0 661 116 199, (22) 756 89 00 <br />
www.mikolaj.org.pl <br />
e-mail: mikolaj@mikolaj.org.pl <br />
Dodatkmvych informacji 0 ka mpanii udziela: <br />
Agnieszka Rojewska, 0 606 233 990, a.rojewska@active.pr.pl <br />
Anna Zygon, (22) 654 61 16 w. 27, a.zygon@active.pr.pl <br />
Tekst napisany na podstawie materialow udost~pnionych przez Fundacj~<br />
Swi~tego Mikolaja: reportazu Krystyny Stefankiewicz oraz informacji<br />
prasowych ("Potrzeby edukacyjne w rodzinnych domach dziecka".<br />
Omowienie badan przeprowadzonych przez MillwardBrown SMG/KRC,<br />
Raport 2004; Grunt to rodzina. Pomoi rodzinnym domom dziecka).<br />
157
ZOARZEN IA - KSll}iKI - LUOZIE<br />
:· ·· ·,<br />
f··:· o ,.,~ ekomendacje<br />
F<br />
\. ;:;:...._._ ........../'<br />
• Czytanie cudzej korespondencji, nawet jesli jest ona zebrana<br />
w ksiqz k ~, sprawia, ze czuj~ si~ nieswojo. Mialam duze opory przed wzi~ciem<br />
do r~ki List6w 1963-1996 (Wydawnictwo Literackie 2004), ktore<br />
w tychze latach wymieniali mi~dzy sobq Slawomir Mrozek i Jan Blonski.<br />
Dlugo walczylam z uczuciem dwuznacznosci, jaka towarzyszy tego<br />
rodzaju lekturze, by w koncu ulec szczerosci i osobistemu tonowi wypowiedzi<br />
korespondentow. Lisey to wielki material dla historykow literatury<br />
i historykow zajmujqcych si~ Polskq i Europq wspokzesnq, a wreszcie <br />
po mrozkowemu rzecz ujmuj"lc - "historykow spraw wewn~trznych". Ogolne<br />
wrazenie, jakie wynosi si~ z lektury, mozna by strescic w zdaniu: obaj<br />
korespondenci mieli wielkie szcz~sci e (ale i "nosa"), ze odnaleZli si~<br />
wzajemnie. Mamy tu do czynienia z dwiema bogatymi, dopelniaj"lcymi<br />
s i~ osobowosciami: Mrozek, w listach zdumiewajqco - jak na znanego<br />
milczka - wylewny i zdumiewaj"lco - jak na logicznego dramaturga - chaotyczny,<br />
zawsze lekko chlodny, wnikliwy i wciqz w duchowej potrzebie, a<br />
z drugiej strony precyzyjny, diagnozujqcy sytuacj~ psychologicznq, opiekunczy<br />
i cieply Blonski. Uj~ lo mnie przede wszystkim uczucie przyjazni<br />
i zaufania, jakim korespondenci darzyli si~ wzajemnie.<br />
"Wziqwszy pod uwag~ okolicznosci i przeciwnosci - zycie mi si~ udalo<br />
1 zdaje si ~, ze zalatwilem w nim sobie jui wszystko, co mialem do zalatwienia"<br />
- pisze Mrozek do Blonskiego w l1scie z 16 stycznia 1996 roku,<br />
na co dostaje odpowiedz: " ...cieszy si~, ie Twoje zdrowie w porzqdku,<br />
a zarazem si~ martwiy, ie nie czujesz si~, jak siy to mowi, zadowolony<br />
z zycia. Osmiely siy Ci zaproponowac, abys siy zastanowil, co Ci sprawia<br />
przyjemnosc, i postaral siy temu poswiycic. Podejrzewam, ze byloby to<br />
napisanie czegos, ale moze nie sztuki, wspomnien, marzen, zlosliwosci...<br />
to juz sam musisz wiedziec..." . Na to Mrozek: "Radzisz, bym ni e pisal<br />
sztuk, ale raczej prozy, i to raczej terapeutyczn"l, wspomnienia, introspekcje...<br />
Ale ja nie czujy, zebym mial z czego si~ leczyc. Owszem, kiedys<br />
mialem, duzo tego bylo, im dalej w mlodosc, tym wi~cej , ale juz nie. I to<br />
wlasnie, a nie iles tam napisanych przeze mnie ksiqzek i sztuk teatralnych<br />
uwazam za moje zyciowe osiqgni~cie, za spelniony obowi"lzek wo<br />
158
ZDARZE NIA - K SI ~ZK I - LU DZIE<br />
bec dtugiego iycia. ( ... ) Nie mam wiyc jui z czego siy leczyc ani czego<br />
zaspokajac. A co do pisania, to nie rna obawy ( ... ), pisanie jest aktywnosciq<br />
mi przyrodzonq, to jest funkcjonalne i bez pisania raczej gorzej nii<br />
lepiej siy czujy, jak mleczna krowa, kt6rej nie wydojono".<br />
Widzimy, jak ze wzajemnego niepelnego zrozumienia rodzi siy rozumienie<br />
glybsze; takie siebie samego, i to nawet niekoniecznie za<br />
sprawq odkrycia, ie rozmawiajqc 0 tym samym, mowimy 0 czyms innym.<br />
Obserwujemy, jak korespondenci zbliiajq siy do rozumienia swoich<br />
intencji, a w k0l1CU do glybszego pojmowania istoty sprawl'. Dokonuje<br />
siy to pod jednym wszakie warunkiem: rozmawiajqcy darzq siy<br />
wzajemnym szacunkiem i zaufaniem. To jedna z tych znanych, starych<br />
prawd, nieczysto realizowana w praktyce, ktora w tej korespondencji<br />
znajduje piykne potwierdzenie.<br />
Mira Kui<br />
• Los zrzqdzil, ie jest to ostatnia ksiqika Czeslawa Milosza, kt6ra<br />
ukazala siy za jego i ycia. Mowa 0 bibliofilskim wydaniu poematu Gdzie<br />
wschodzi sionce i k~dy zapada (slow%braz telytoria, Gdansk 2004)<br />
przygotowanym z okazji trzydziestej rocznicy powstania tego bodaj najswietniejszego<br />
dziela Poety. Sam Autor zdqiyl je jeszcze opatrzyc zwiyzlym<br />
wstypem, w ktorym posrednio potwierdza, ie to jego opus magnum,<br />
i objasnia idey utworu: "jest to ( ... ) operacja przl'wr6cenia rzeczy minionych<br />
w ich postaci opierajqcej siy przemijaniu, niejako oczyszczonej".<br />
Caly siedemdziesiyciostronicowy poemat, dajqcy siy porownac<br />
chyba tylko z Czterema kwartetami Eliota, przynosi poetyckq wizjy ostatecznego<br />
sqdu, ktory "staje siy jui". W ostatniej czysci poematu Dzwony<br />
w zimie Milosz dociera w pobliie apokaliptycznej nowej ziemi, nowego<br />
nieba, ktore okazujq siy "przywr6conym" Wilnem. Nie znam w poezji<br />
XX wieku religijnego obrazu Koiica 0 porownywalnej zmyslowej<br />
sugestywnosci i rownie nieodpartej sile. Owiniyta w chusty sluiqca Alibieta,<br />
ktora kroczy przez osnieione Wilno, by zdqiyc na porannq mszy,<br />
jest pierwszq ocalonq od nicosci, a zarazem odkupionq. Choc poemat<br />
ko iiczy siy gorzkim wyznaniem: "Sqdzony bylem za rozpacz, bo nie<br />
moglem tego zrozumiec", przeczuwamy, ie od rozumienia wainiejsza<br />
jest zdolnosc widzenia - ta sarna, ktorq przywraca czytelnikom olsniewajqce<br />
Gdzie wschodzi stonce i kf;dy zapada .<br />
L.T. <br />
159
.lUi W SPRZEDAZY<br />
.''''. <br />
IJan Andrzej Kfoczowski 0 P<br />
10 nadziei<br />
Ksia,ika jest zapisem rekolekcji<br />
znanego krakowskiego dusz pasterza<br />
stanowia,cych p r6b~ odpowiedzi na<br />
pyta nie, jak zachowac nad z iej ~<br />
w swiecie, kt6ry zdaje si ~ stale kwestionowac<br />
jej ir6dia.<br />
Nadzieja jest w pewnym sensie<br />
bezbronna, dlatego ze nie mozna si~<br />
jej uczyc, nie mozna podac sposobu na<br />
w, jak jq zdobyc, ch ocbys uczyl si~<br />
tysiqca rzec.:ry z psychologiq i medytacjq<br />
wlqcznie. Nadziei nie moma s i~ nallC.:ryC,<br />
poniewaZ jest zawsze pokoma.<br />
Wie, ze jest jakims darem, kt6ry pr.:rychodzi<br />
do czlowieka.<br />
(Jan Andrzej Kloczowski OP)
Piszcie do nos:<br />
rok1984 @ znak.com.pl<br />
Zo prasza my no stron ~:<br />
www.1984 .znak.com.pl<br />
Redakcja rubryki Rok '984 : Michol Godzic, Jakvb Lubelski, Katarzyna Marek, Janka SkrLypek, Pawel Szel iga<br />
numfH8/11 200J<br />
Drodzy Czylelnicy,<br />
Odniesliscie juz sukces?<br />
A czy jeslescie golowi no porozki;?<br />
Odpowiedzi no Ie pylonio nie sq 10k<br />
oczywiste, jok si~ wydojq. No noszych<br />
lamoch swoje sqdy przedslowiojq mlodzi<br />
ludzie z bordzo r6znym bogozem doswiodczen:<br />
sludenci prestizowych uczelni br'ltyjskich,<br />
rozczorowony proktykonl-dzien nikorz,<br />
niepewny swego losu obsolwe nl prowo<br />
i by/y yuppie, zdob ywco tegorocznego<br />
Poszportu "Po!ityki" w dziedzinie literolury<br />
- Slawomir Shuty.<br />
Za miesiqc czytojcie 0 "m/ode( muzyce!<br />
Redokcjo Roku 1984<br />
MARCIN DARMAS<br />
bylem praktykantem<br />
S. 1 6~<br />
EMILIA SKRZYPEK<br />
success<br />
s 166<br />
MICHAl<br />
sukces po polsku<br />
s. 16~<br />
SlODKA TRUCIZNA<br />
rozmowa<br />
ze Slawomirem Shutym<br />
S. 114<br />
rys. Jocek Koro szewsk i
~~<br />
¥ ') ")<br />
9 8 II<br />
mRH[in ORHmRS<br />
bylem<br />
praktykantem<br />
1. W mojej szkole wyiszej, tok jok<br />
w koidej innej szkole, noleiy odbyc trzy<br />
miesiqce proktyk. Wi~kszosc rezerwuje no<br />
ten cel kowolek wokocji. Tak chcialem i jo.<br />
Zamierzolem praktykowoc w pewnej znanej<br />
gozecie. Chodzilem tom z poroma innymi<br />
studentami no warsztoty dziennikarskie<br />
pod dow6dztwem poni Marianny. Sqdzilem,<br />
ie proktyko b~dzie noturalnym<br />
przedluieniem moich wczesniejszych zoj~c.<br />
Kto wie, moie noucz~ si~ czegos wi~cej?<br />
Poczuj~ prawdziwq otmos fer~ redakcji<br />
0 tok dlugi ch i slOcownych trodycjach:<br />
b~d~ chodzil szlokomi patrono mojej szko<br />
Iy, a tokie jej re ktoro i niekt6rych wykladowc6w.<br />
Dalib6g, to byl naprawd~ dobry<br />
pomysl! Jui w czervvcu powiedzialem poni<br />
Moriannie, ie chcialbym wraz z garstkq<br />
przyjaci61 poproktykowac we wrzesniu, tui<br />
przed rozpocz~ciem lOj~c.<br />
- Nie mo problemu, ponie Marcinie <br />
powiedziola poni Marianno. - Akurat we<br />
wrzes niu b~d~ w Krakowie. Prosz~ tylko<br />
zrobic list~ zoi nteresowonych i przysloc mi<br />
jq moilem.<br />
Ucieszylem si~ bardlO. List~ skompletowolem<br />
i wyslolem szybko do pani Marionny.<br />
Ko ntent pojecholem na wokocje.<br />
W sierpniu pomyslalem, ie wypodatoby si~<br />
przypomniec. Pani redoktor Marianna mo<br />
z pewnosciq wiele innych obowiqzk6w .<br />
Moja proktykoncka sprawa na pewno nie<br />
noleiy do jej priorytet6w. Wyslolem moilo<br />
z potwierdzeniem mojego przyjozdu do Kro <br />
kowo we wrzesniu . Wiodomosc to polostolo<br />
bez odpowiedzi. Tydzien p6zniej wyslolem<br />
drugq wiodomosc - idem . Kolego<br />
Michol, kt6ry miol ze mnq tei proktykowoc,<br />
lOdzwonil do pani Morionny. Uspokoilo<br />
nos, o wszystkim pomi~to. Mielismy si~ stowic<br />
w redokcj i 1 wrzesnio 0 godzinie 10.<br />
2 . Prowie prosto z ploiy przyjecholem<br />
no um6wione spotkonie. przed wejsciem<br />
do redokcji stoli moi wsp6ltoworzysze. Nie<br />
byte clOsu no wokocyjne opowiesci <br />
wch odzimy. N o portierni czterech flegmo <br />
tyczn ych redoktor6w opierolo si~ 0 wysokie<br />
biuro.<br />
- Poni Morionno ... poni Marionno? <br />
pov,10rzo li , jokby to imi~ slyszeli po roz<br />
pierwszy - no chybo jest poni Marionno I<br />
- Chocioi ono zwykle pracowoc lOczyno<br />
0 jedenostej - rzekl moly, kr~p y redoktor.<br />
- Eeee .. O no tu no pewno gdzies jestodpowiedziol<br />
drugi - dom se r~ce uciqc,<br />
i.e jq dzis widziolem. P6id~ po niq, lOboczycie.<br />
Poszedl, wr6cil po chwili zoienowony,<br />
rozklodojqc r~ce (te, kt6re chcial sobie<br />
uciqc) i lokonicznie stwierdzil: "Ano prowdo,<br />
nie ma jej jeszcze" .<br />
KolOno nom usiqsc i grzecznie czekoc.<br />
UsiedliSmy. Sci any ustronnego pokoju byly<br />
wyscielone orchiwolnymi numeromi tej legendornej<br />
gozety. Z tego miejsco moglismy<br />
lOobserwowoc redokcyjnq krzqtoni <br />
n~ Minuty mijoly.<br />
Zrobilo si~ nogle niemrowo i nudno.<br />
Wymyslolismy glupie gry. No centrolnej<br />
scionie wisi oly zdj~cio lOsluionych, kt6rzy<br />
mojq sw6j wklod w rozw6j pisma: tw6rco<br />
i dlugoletni redoktor noczelny, obecno<br />
zost~pczyni redoktoro noczelnego, slynny<br />
poeto i inni. Jeden z nos wybierol wzrokiem<br />
kt6rqs z postoci, wymowiol jej no<br />
16~
.,--.,<br />
. ' )<br />
DARMAS ( .,<br />
bytem praktykantem ~<br />
I 9 8<br />
zwisko, 0 dwoch pozostolych musiolo jok<br />
nojszybciej znoleic jej zdj~ cie. Czos leciol..<br />
L ocz~ li smy buszowoc po orchiwum.<br />
Nost~pno gro bylo bordziej subtelno niz<br />
pierwszo. Nolezolo nopisoc no kortce nojbordziej<br />
ekscentrycznq froz~ wyj~tq z oktuolnie<br />
czytonej ksiqzki. Jeden kolego miol<br />
przy sobie Czorodziejskq gor~ Ma nno,<br />
drugi Dzienniki Gide'o, jo miolem Twierdz~<br />
Soint-Exupery' ego. Wyszlo nom dose<br />
osobliwe, dlugie i proustowskie zdonie:<br />
"Lud cierpi w kro ku , respektujqc seroficzne<br />
swiotto (po szesc fronk6w bolon), kreslqc<br />
perfekcyjne rysunki no kieszeni komizelki<br />
z brodq sterczqcq do g6ry".<br />
A minuty mijoly, mijoly, mijoly .. W koncu<br />
pojowilo si~ Poni Redoktor i spytolo,<br />
co my tu robimy. Powiedzielismy, ze my tu<br />
proktykonci mlodzi, zworci do procy, czekomy<br />
no dyrektywy poni Morionny, co si~<br />
zoroz zjowi.<br />
- Przeciez poni Marianna jest no wokocjoch.<br />
W ogole teroz momy toki urlopowy<br />
okres w gozecie, malo si~ dzieje <br />
zdziwilo si~ Poni Redoktor.<br />
I no tym mozemy zo ko nczyc opowiesc<br />
o moich przygodoch w tym slownym pismie.<br />
A nopisolem tom tylko jedno zdonie<br />
(nie do konco zresztq sam).<br />
3. Mojo poczqtkowo energio trofilo<br />
wyroinie no opor noglych zdorzen. Z toworzyszomi<br />
niedo!i szukolismy jokiegos<br />
szybkiego rozwiqzonio. Wydedukowolismy,<br />
ze nolezy sprow~ niezwlocznie zomeldowoc<br />
w noszym dziekonocie. Oni tom mojq specow<br />
od tokich przypodkOw. Zolotwiq nom<br />
wnet nowe proktyki i jokos to przeciez b~dzie.<br />
Tom zos, choc intencje byfy jok nojlepsze,<br />
nie udolo si~ nic pewnego znoleic.<br />
UprzeJmy Pan Dziekan dol nom nomiory<br />
do poru instytucji, kt6re moglyby nos zotrudnic.<br />
OczywiScie nie wszystkich rozem.<br />
o tym nie mo juz co morzyc.<br />
Znowu poczulem, ze jest mi troch~ niemrowo,<br />
tok jok w tej wiel kiej soli redokcyjnej.<br />
Potrzylem no moich toworzyszy i poczulem<br />
powiew ko nkurencji. Od tej chwili<br />
nie mo poczki, koniec. Jest indywiduolny<br />
los kozdego z nos. Kozdy musi si~ bic 0 jokies<br />
m iejsce.<br />
Zoczyno si~ wyScig ...<br />
4. Co robi dorosly, dwudziestoletn i czlowiek<br />
w opresji 2 To josne, dzwo ni po pomoc<br />
do toty. Wytozylem mu colq sprow~.<br />
Zostonowil si~ przez chwil~:<br />
- Mom kumplo w telewizji l<br />
Toto mo kumplo w telewizji Achl niemrowosci<br />
przek~to - znowu onol Mimowolnie,<br />
chcqc nie chcqc, ston~lo mi przed<br />
oczomi sceno z Rejsu - rozmowo 0 polskim<br />
filmie. Ze oktor zopolo popieroso,<br />
potrzy w lewo, potrzy w prowo I nic!<br />
Nudol Nic si~ nie dzieje. "A kto zo to ploci?"<br />
- retorycznie pyto inzynier Momon.<br />
,)0 zo to ploc~, pan zo to ploei" - odpowiodo<br />
sam sobie. A niezbyt zointeresowony<br />
Himilsboch mowi: "Spoleczenstwo l".<br />
Tokie miolem skojorzenie z telewizjq.<br />
- Hoiol Halo! - budzi mnie z odr~twienio<br />
glos w sluchowce. - Nic nie obiecuj~,<br />
ole zodzwoni~ do niego.<br />
Po kwodronsie wszystko byte zolotwione.<br />
Mom si~ stowic w telewizJi 13 wrzesnio<br />
0 godzinie 10. Aha, i jeszcze jed no,<br />
mom si~ spotkoc z koordynotorem proktyk,<br />
ponem Antonim.<br />
5. P~dz~ no spotkonie. Obym si~ tylko<br />
nie sp6inill Jestem l<br />
- Identyfikotor - m6wi mi no portierni<br />
wysoki jegomosc z ochrony. U boku mo<br />
przypi~tq prowdziwq dlugq polk~ i prowdziwy<br />
pistolet (nie tokie bodziewio no kopiszony,<br />
co w telewizji wlosnie pokozujq).<br />
- Nie mom indentyfikotoro, mom um6<br />
wione spotkonie z ponem Antonim - niesmiolo<br />
odpowiodom, troch~ zortem,<br />
usmiechom si~ przyjoinie (moze mnie si~<br />
tok tylko wydoje, ze jestem mily).
~~ DARMAS<br />
~ ')'-5 bylem praktykantem<br />
9 8 II<br />
- No, no, no.. , - sorkostycznie smiejqc<br />
s i~ , mowi ochroniorz, - Jo pono wpuScie<br />
nie mog~, musi bye identyfikotor,<br />
- Ale jo mow i~ , ie nie mom l Co mom<br />
zrobic, i eby toki indentyfikotor zdobyC?<br />
- No, jo nie wiem .. Niech pon spyto<br />
1'1 kodroch: piqte drzwi no lewo - pokozuje<br />
mi ochroniorz dtugi korytorz,<br />
No i do telewizji bez identyfikotoro wszedtem.<br />
Szukom kodr. Piqte drzwi no I e"..,o ,<br />
pomi~tom , No drzwio ch plokietko: Dziot<br />
Kodr, 0 pod spodem: Kierownik - Ponkrocy<br />
K. , Zost~pco - Anno C, Sekrelorz<br />
Ewo S,' Sekretorz - Agnieszko F., Sekretorz<br />
- Ewelino 0" Sekretorz - Holino 1.<br />
"Kodro kodr" - gtupio pomyslotem<br />
1'1 duchu. Zopukotem - wszedtem, W pokoju<br />
siedzioty cztery ponie, lie trofitem,<br />
wlos nie jodty snio donie,<br />
- Stu chom? - grzecznie pylo jedno<br />
z nich,<br />
- Jestem studentem i mom spotkonie<br />
z ponem Antonim 1'1 sprowie proktyk, No<br />
po rtierni powiedziono mi, ie musz~ tu toj<br />
wyrobic identyfikotor,<br />
- Proktyki ? A mo pan skierowonie no<br />
pro ktyki ? Bez tego identyfikotoro nie wyrobimy,<br />
A pozo tym musi pan miee zrobione<br />
szkolenie BHP. Bez tego tei identyfikotoro<br />
nie zrobimy, Mo pan CV? - ch opn~to<br />
kowatek ko nopki (i mlosko),<br />
-Mom.<br />
- To pr osz~ - chopn~lo znowu, Kowolek<br />
szynki wystoje jej z buzi, wc iqgo go jok<br />
mokoron (i mlosko) . Wytorlo r~c e i CV<br />
lopczywie wz i~to .<br />
- A co 1'1 tokim rozie ze sp otkoniem,<br />
skoro nie m og~ we jse bez identyfikoto ro ?<br />
- rozpocz liwie zapytolem,<br />
Pani sekrelorz nie podobol si~ chybo<br />
mo j zopo/. Mnie po prostu jokos 10k za<br />
bordza zo leioto, " Co 10 zo uparciuch?" <br />
mowily jej bys tre oczy,<br />
- No wlaSn ie. Wie pa n co? Damy<br />
ponu taki czosowy identyfikoto r, toki "dlo<br />
goSci" .<br />
6 . Pospiesznie przypiqlem identyfikotor<br />
i p~dz~ do wskozonego mi przez mite po ·<br />
nie sekreto rki "news roomu ",<br />
Przed " news roomem" stoi poru redoktorow<br />
ubronych 1'1 wytorte, sto lowe gorni·<br />
tury, Kaidy dtugo zaciqgo s i~ bezfiltrowym<br />
papierosem, Jeden z nich wygloszo jokqs<br />
woinq kwesti~, ktoro mo bye temotem te·<br />
lewizyjnego reportaiu , Chodzilo z grub·<br />
szo 0 jokies malwersocje przy gruntach<br />
downe j fabryki,<br />
- Nie, nie , nie l - krzyczy stojqcy 1'1 srod·<br />
ku redoktor. - Do d upy z takim moterioleml<br />
Gdzie 1'1 tym, co mawisz, jest news?<br />
Doj mi newso!<br />
- Ale Antoni ... (O! An toni to ten , z kto·<br />
rym musz~ s j~ spotkoe) - mowi z emfazq<br />
dziennikorz - w tym jest napro wd~ dobry<br />
news l Pomysl, ile tom kasy poszto no lewo,<br />
a wlaScicie l chodzi spokojny i mo wszystko<br />
w dupie! Robi no szoro wszystkich:<br />
odministrocje, urzqd, procownik6w,<br />
- Do dupyl - powt6rzyt redo ktor Antoni<br />
i szybko zni knq/.<br />
7 . Czekom no pono An t o nie~ o . I znaw<br />
niemrowo, glupio i niemrowo. Sciony puste,<br />
nie mo gozet do poczytonio, Jok szediem<br />
no spotkonie, no Kolworyjskiej wisiol<br />
billboord ononsujqcy ostotni hit Spielbergo,<br />
mom przed oczami jego trese:<br />
"TERMINAL - Zycie jest czekoniem",<br />
8 . Nogle przybiegt pod progi "news<br />
roomu" niewysoki jegomosc 1'1 diokejce,<br />
Ruchy miat szybkie i precyzyjne, Kolor noso<br />
fioletowy. Potrzyt zakrwowionymi oczami<br />
dookolo i szukot celu - jokiegokolwiek,<br />
Niewoine, Zoboczyt mnie i zagodol :<br />
- Proktykont, co?<br />
Afirmotywnie kiwn qtem gtowq, Pomys lotem<br />
0 no jlepszej definicji dlo tokiego prak.<br />
tykon to: "wiecznie sto jqcy bo lwon, szuko·<br />
104
105<br />
DA R MAS<br />
bytem praktykantem ~ I 9 8<br />
jqcy porozumienio z otoczeniem i nieznojdujqcy<br />
litosci w szeregu instytucji". Podol<br />
mi r«k«: "M6w do mnie Josiu".<br />
- W tym fochu - ciqgnql m6j rozm6wco<br />
- trzebo miec par«. Bez tego zginiesz.<br />
topiesz szybko informocj« - news! Dziennikorz<br />
bez newso zginie. Jok pies zginie,<br />
rozumiesz? (Zociqgnql si« bezfiltrowym<br />
"fojrontem", widziolem, jok wyciqgol<br />
z poczkiJ. - Dojq wom trzymoc komery?<br />
To podstowo: umiej«tnosc trzymonio komery.<br />
Montozu to jeszcze do si« nouczyc.<br />
T ego nouczq tokiego jok ty w pi«c minul.<br />
Tom nie mo filozofii. T u dojesz wywiod,<br />
torn kowolek ulicy, w tie dojesz mqdry tekst<br />
i po robocie. Ale trzymoc komer« - to,<br />
brocie, foch prawdziwy. R«ko ci drgnie<br />
i mozesz coly material do kublo wyrzucic.<br />
A nie mosz juz slOnsy no korekt«. Operator<br />
jest jok kowboj: strzelo raz - spudluje<br />
- koniec l Nie zyje. (Zociqgnql si«, r«ce<br />
lOcz«ly mu drZec).<br />
- Od down a tu procujesz? - lOpytolem<br />
niesmiolo.<br />
- Eeee ... jestem tu, jestem tom, a jutro<br />
mnie nie mo. Wolny strzelec jestem I Rozumiesz?<br />
Pracuj« tel. w innej telewizji. Mojo<br />
dziewczyno tel. tom pracuje, prezenterkq<br />
jest. Ale ani tom mojq chorob« pod tytulem<br />
"IojolnosC". Jo si« tego boj«. Chc«<br />
bye no fullo wolny. T utoj pisz«, co chc«<br />
zrobic - scenariusz, rozumiesz. WlodlO<br />
m6wi, czy im to posuje: jok tok, dojq komer«,<br />
operotoro i robisz! Meldujesz si« co<br />
jokis cloS z moteriolem i prezentujesz.<br />
W tomtej telewizji robi« toki program reporterski.<br />
Kilerkq si« lOjmuj«, wiesz, gwolt'l,<br />
seryjne lOb6jstvvo -to mnie kr«ci l (Zgosil<br />
popieroso).<br />
- Robisz maze cos powozniejszego,<br />
jokis wi«kszy projekt?<br />
To pytonie nojwyrazniej go lOzenowo<br />
10. Nie chciol odpowiedziec, jokby si« bol,<br />
I.e musi mi sklomoc. Usmiechnql si« jednok<br />
porozumiewowczo i odpowiedziol:<br />
- T ok, robi« film a doncingoch dlo senior6w.<br />
Troch« mi si« r«ce trz«sq i koco<br />
mom, no, bo wiesz ... Sledztvvo dziennikorskie!<br />
9. T utoj mozemy pomolu konczyc t«<br />
opowiesc. I dlo wyjosnienio: w koncu spotkolem<br />
si« z redoktorem Antonim. Powiedziol<br />
mi, I.e ostotecznie mog« proktykowac,<br />
ole maze mi si« to nie spodoboe,<br />
jokby co, podpisze mi lOliczony tydzien,<br />
miesiqc - ile b«d« chciot. Dloczego? Bo<br />
proktyki to tokie inne czekonie. Czekosz<br />
przed news roomem, oz ktos si« nod tobq<br />
zlituje i wezmie w "teren". Szonse, ze si«<br />
pojedzie, sq noprowd« marne z czysto<br />
proktycznego powodu. Zwykle nie mo<br />
miejsco dlo studento w somochodzie<br />
(w "teren" zobiera si« dziennikorz, dzwi«<br />
kowiec, operator i ... kierowco). N iekt6rzy<br />
dziennikorze lOS nie zobierajq student6w<br />
z pobudek ideowych, bojqc si«, ze mlodo<br />
duslO mogloby cos zepsuc, spoproc. Choc<br />
w rzeczywistoSci w niczym szczeg61nym nie<br />
bierze udziolu. Tylka potrzy. Byl toki jeden<br />
wielki zurnolisto (wielki posturq), kt6ry zo<br />
kozdym rozem, gdy student prosil go, by<br />
m6g1 mu osystowoc, m6wil, ze tok noprawd«<br />
nie jedzie kr«cic moteriolu, tylko<br />
"do lekorzo". Ze og61nie zle si« czuje i mo<br />
um6wionq wizyt«. Niewozne, kt6ra bylo<br />
godzino 10, 1 1, 12 czy 18. "Id« do lekorzo".<br />
Pr6cz tego byly nieposkromione plotkory<br />
z "kroniki". Kowo w r«ku, popieros<br />
w z«boch. Silny mokijoz no tvvorzy, modne<br />
kiecki i dystyngowono polszczyzno.<br />
A godojq a Josiu, co dzis "nie kontoktuje",<br />
a meduzoch w morzu sr6dziemnym,<br />
co jok "ciochnq" w nog«, to nogo spa 10<br />
no, i a tym, ze choc mo si« dzisioj blisko<br />
pi«cdziesiqt lot, to jeszcze mozno cos zwojowoc<br />
w tym mornym zyciu.<br />
10. Nie chciolem tom pracowoc. Zolotvvilem<br />
identyfikotor, zrobilem szkolenie<br />
BHP i po dw6ch tygodnioch poprosilem
:--.-.-~ SKRZYPEK<br />
r-)~<br />
success<br />
9 8 ~<br />
o podpis w dzien niku proktyk. Pod pi sano<br />
bez mrugni~cio . Popotrzylem no po pier<br />
swiodczqcy 0 mojej sfolszowonej proktykonckiej<br />
portycypocji i jokos pomyslo/em<br />
gl~biej 0 tym wszystkim, co mnie spotk%.<br />
Pom ys lo/em 0 Polsce. Skorumpowoni<br />
politycy, kulejqce budiety, nepotyzmy,<br />
smierdzqce powiqzonio . Taka ono bylo<br />
i jest, to Polsko w/o sn ie. A media? To no<br />
pOl6r jedyno zdrowo i dobrze spe/niojqco<br />
swoje zodonie instytucjo? To niezowi <br />
slo, strzelojqco w nieprowosc i absurd<br />
czwo rto wlodzo? Po ronek w"Sygnoloch<br />
Dnio" i problem mediow publicznych, ich<br />
przydotnoSci. Wszyscy (no prowie) jednog/osn<br />
ie zgodzojq si~, ie tokie media sq<br />
nom potrzebne. Ze mojq swoj q spo/ecznq<br />
misj~. I te frozesy odbijojqce s i~ jok czkowko:<br />
"zochowoc kultur~ ", "spoleczny obo <br />
wiqzek", " dqienie do prowdy". Tego<br />
polskim mediom nie mog ~ wyboczyc. To <br />
niego morolizotorstwo i monipulovvonio<br />
foktomi. Nie relocjonuje si~ rze czywistosci,<br />
tylko umiej~t n ie zestowio jej zepsute<br />
elem enty. T okim sposobem telewizjo kreuje<br />
nowq rzeczywistosc i koie no m w niq<br />
wierzyc ..<br />
11. Koidy innq Po l sk~ sobie snit.<br />
010 mnie Polsko to z%twienie kwitko<br />
no proktyki , dlugie korytorze bezsensu,<br />
blogonie, upodlenie, skomlenio i grymosy.<br />
Gdy to wszystko ci s i ~ udo, jest ci wstyd,<br />
a w duchu powtorzosz sobie: po co ?<br />
MARCIN DARMAS (u r.1984) studiule<br />
soc j o l og i ~ w Wyzszej Szkole Europejskie<br />
j im. ks . J6zefo Ti schnero w Krokowie.<br />
fmlLiR S HRZ ~ Pf H<br />
success<br />
Wielu z nas za szczyt marzer'i uzna/oby<br />
moi:liwosc ksztalcenia si~ w uczelni<br />
nalezqcej do k is/ej swiatowej czo/6wki<br />
uniwersytet6w, osiq gni ~c ie wysokiego<br />
statusu materialnego i pozyskanie mi~dzynarodowego<br />
grona przyjaci61. A jak<br />
sukces rozumiejq ci, kt6rzy w powszechnym<br />
mniemaniu os i q g n~li jui: bardzo<br />
wiele? Czym jest on dla poczqtkujqcych<br />
student6w Oksfordu, Cambridge, London<br />
School of Economics czy uniwersytetu<br />
St. Andrew's w Szkocji ? Opinie na<br />
ten temat zebra/a Emilia Skrzypek, dziew<br />
i~ tnastoletnia studentka St. Andrew's<br />
University.<br />
SUCCESS is a journey, not the destination<br />
= polowanie na kr61iczka<br />
Anio, obsolwentk o polskiego Iiceum,<br />
obecnie stu dentko 5wietnej zo chodniej<br />
uczelni , w odpowiedzi no moje pyton ie :<br />
"czym je st su kces?", wy krz yk n~lo: "wszystkim!".<br />
Po chwili zostonowienio wymienilo<br />
kilko jego " rodzo j6w". "Su ~ce s na ukowy?<br />
Ze s i~ tu zno lozlom" - pod a nojpierw.<br />
P6zniej dopiero pojowio si~ glosne i peIne<br />
determinocji - "Sukces zowodowy <br />
pieniqdze!".<br />
FOCUS : If you ch ase two rabbits, both<br />
will escape = gdzie uciekl kr6liczek?<br />
106
SKRZYPEK<br />
SUCCESS<br />
fr..:-:<br />
~ I 9 8<br />
Wielu mlodych dopiero wchodzqcych<br />
w doroslosc jui teroz obowio si~, ie byc<br />
moie colkiem niedlugo b~dq musieli wybrae<br />
jednq z dw6ch populornych "recept<br />
no sukces". Opcje to: "wlodzo i bogoctwo"<br />
oroz "szcz~scie i bliscy". W medioch<br />
.kr6luje wizerunek "czlowieko sukcesu" <br />
wiecznie zoj~tego wloScicielo nowoczesnego<br />
oportomentu w sr6dmiesciu i szofy<br />
pelnej morkowych ubron, z nieodlqcznq<br />
okt6wkq, polmtopem i telefo nem kom6rkowym<br />
pod pochq. Czosu no tzw. iycie<br />
osobiste - brok. Wyb6r zestowu " przyjociele<br />
i rodzino" niemol outomotycznie mo<br />
powodowoc przyporzqdkowonie do drugiej,<br />
przeciwstownej kotegorii.<br />
Moina by pokusic si~ 0 uzosodnienie<br />
stereotypu "pogoni zo pieniqdzem" utortym<br />
jui: slogonem "couse we ore living in<br />
a material world". Pozostoje jednok pytonie,<br />
czy rzeczywiscie mlodzi biorq mosowy<br />
udziol w pogoni i co jest owym kr6<br />
liczkiem, kt6rego chcq zlopoc. Czy rzeczywiscie<br />
jestesmy pokoleniem stride<br />
moteriolistycznym?<br />
Wedlug osiemnostoletniego Matteo,<br />
Szwojcoro biegle wlodojqcego szeSciomo<br />
j~zykomi , studento biochemii, sukcesem<br />
jest osiqgni~cie zomierzonego celu. No<br />
pytonie 0 to , co bylo sukcesem w jego<br />
iyciu, nojpierw pewnym glosem odpowiodo:<br />
"Ukonczenie szkoly sredniej". Po<br />
chwili wohonio dodoje jednok: "Utrzymonie<br />
wi~zi z rodzinq i przyjoci6Imi". "Jest<br />
bordzo duio tokich rzeczy!" - m6wi no<br />
zokorkzenie.<br />
Troch~ odmienne zdonie no ten lemot<br />
mo Nancy, 20-letnio studentko biologii<br />
i filozofii, pochodzqco z Chin, ole no stole<br />
mieszkolqco w Nowym Jorku. "Bye<br />
szcz~sliwq i nie miee zmortwien. Yeah,<br />
that'd be me" - m6wi bez chwili zosto nowien<br />
io . Nancy nie jest pewno, czy osiqgnie<br />
su kces. Wierzy, i.e tok si~ stonie, ole,<br />
jok twierdzi, "s ukces dotyczy przyszloSci".<br />
"Jo swojej nie znom. Nie wiem, czy dotr~<br />
do celu (sukcesu)" - m6wi. 010 niej sukcesem<br />
jest miec poczucie bezpieczenstwo.<br />
Jednym, jok twierdzi, mogq je zopewnic<br />
pieniqdze, innym - milose. Tu nie mo<br />
regu!.<br />
FOLLOW the white rabbit<br />
jest z kr6liczkiem?<br />
jok to<br />
Zreolizowonie morzen zwykle odczuwo<br />
si~ joko osiqgni~cie sukcesu. Ale czy nie<br />
jest tok, ie zor6wno sotysfokcjo, jok i poczucie<br />
sukcesu wzrostojq wprost proporcjonolnie<br />
do wielkosci noszego osobistego<br />
wklodu w dotorcie do zomierzonego<br />
celu? Groczo, kt6remu poszcz~Scilo si~ no<br />
loterii, moiemy zestowic z kontrprzyklodem<br />
osoby, kt6ro dzi~ki lotom procy, wyrzeczer'r<br />
i poswi~cer'r dorobilo si~ dui.ej ilosci got6wki,<br />
r6wniei spelniojqc morzenie 0 bogoctwie.<br />
Oboje posiodojq status moteriolny,<br />
0 jokim morzyli. Oboje wi~c spelnili<br />
swoje morzenie i do celu dotorli. Nosuwo<br />
si~ jednok pytonie, czy oboje osiqgn~li ten<br />
sam poziom sukcesu? 010 21-letniej Kate<br />
to nie tokie jed noznoczne. Uwoio ono, ie<br />
no sukces trzebo sobie zoprocowoc. T ylko<br />
wtedy jest prowdziwy.<br />
Slowo "sukces" mo niezvvykle chwytliwq<br />
tresc i bordzo wysokq wortosc morketingowq.<br />
Uczne kursy, vvydownictwo, szkolenio<br />
kuszq obietnicomi lotwego zreolizowonio<br />
morzen . T ylko czy istnieje cos tokiego<br />
jok "sukces uniwersolny"? Misho mo 19<br />
lot i pochodzi z Rosji. Studiuje ekonomi~<br />
i filozofi~ no jednej z nojlepszych ekonomicznych<br />
uczelni Swioto. Sukces to dlo niego<br />
"sotysfokcjo z osiqgni~cio cel6w, dzi~ki<br />
kt6rym zdobywo si~ lepszq i vvyiszq pozycj~<br />
w hierorchii spofecznej" . To stwierdzenie<br />
obejmuje zor6wno rozw6 j osobisty,<br />
polqczony z wzrostem populornoSci w do<br />
101
~<br />
SKRZYPEK<br />
f'~':f<br />
9 8 4<br />
SUCCESS<br />
nym srodowisku, jok i owo ns w miejseu proey,<br />
dzi~ki kt6remu ezujemy si~ dowortoSciowoni<br />
i spelnieni zowodowo. Widzimy, ie<br />
jokkolwiek poj~eio "sukees" i "ombiejo" sq<br />
ze sobq spokrewnione, nie sq poj~eiomi<br />
toisomymi. Nie zowsze bowiem zreolizowonie<br />
ombieji jest r6wnoznoezne z osiqgni~eiem<br />
sukeesu i no odwrat. Nie moino jednok<br />
miee poezueio sukeesu bez odczueio<br />
sotysfokeji. Bez wzgl~du no to, w jokiej dziedzinie<br />
i z powodu jo kieh ezynnik6w to poezueie<br />
sotysfokeji zostolo osiqgni~te.<br />
THERE IS NO SPOON = ezy kto~ widzial<br />
kr6liezka?<br />
Moino pokusic si~ 0 stwierdzenie, ie<br />
sukees istnieje tylko w ludzkiej pereepeji.<br />
Wedlug 18-letniej Szwedki Fillipy sukees<br />
moino por6wnoe do sztuki, w kt6rej wszystko<br />
zoleiy od subiektywn'ej oceny jednostki.<br />
Ktos uznoje obrozy Worholo zo orcydzielo,<br />
podczos gdy dlo kogos innego jego<br />
proco mo niewiele wsp61nego ze sztukq.<br />
Podobnie jest z sukcesem. Cos, co jedni<br />
postrzegojq w kotegorioeh wielkiego wyczynu,<br />
dlo innych moie bye czyms zupelnie<br />
nieistotnym.<br />
Dyskusyj ne jest jednok, czy sukces moino<br />
zoboczyc. Jeieli tok, to czy przejowio<br />
si~ on tylko w sferze moteriolnej? A jeieli<br />
nie - to moie, jok twierdzi T rilee, od 12<br />
lot mieszkojqco w Rzymie p61-Finko, p61<br />
Peruwion ko: "Cos tokiego jok sukces nie<br />
istnieje"?<br />
Zoryzykuj~ stwierdzenie, ie otoezojq nos<br />
mole sukcesy, ktarych nie dostrzegomy.<br />
o sukcesie myslimy zowsze joko 0 czyms<br />
odleglym, r6wniei czosowo. Rzodko sotysfokcjonuje<br />
nos to, gdzie "znojdujemy<br />
si~" w donej chwili . W ten spos6b cz~sto<br />
pozbowiomy s i~ rodOSci , jakq moglibysmy,<br />
o moze nowet powinnismy odczuwoe z powodu<br />
wszystkiego, eo juz osiqg n ~lismy. Czy<br />
jednok sukees juz osiqgni~ty nodol pozostoje<br />
sukcesem? Czy wypodo 0 nim tok<br />
m6wic?<br />
PERSISTENCE:<br />
Now when we hove exhousted 011<br />
possibilities, let's get started<br />
Ani~, Matteo, Noncy, Mish~, Filip~<br />
iTrilee dzieli bordzo wiele - pochodzenie,<br />
kulturo, religio, j~zyk i doswiodezenio<br />
zyeiowe. tqezy ich to, ze wszysey sq<br />
studentomi uezelni nolezqcych do brytyjskiej<br />
" premier leogue", jok rawniez morze<br />
nie, ze kiedys b~dq szez~sliwi . ~~ o osiqgni~eie<br />
sukeesu mojq r6ine recepty, wyznoczojq<br />
sobie inne cele posrednie, kt6re<br />
mojq im pomae w dotorciu do niego.<br />
Sukeesowi przypisujq r6inq rol~ w swoim<br />
iyeiu i stowiojq go no odmiennych szczebloch<br />
wyznowonej przez siebie hierorchii<br />
wortosci. Wszyscy jednok przyznojq, ie<br />
wi~kszosc ieh dziolon w jokims stopniu<br />
zmierzo wlosnie ku osiqgni~ciu sukcesu.<br />
Tylko definicji sukcesu jest wsr6d nich tyle,<br />
ilu ieh somych.<br />
Mom wielkie szcz~scie przyjoinic si~<br />
z tym i ludzmi. I bylo prowdziwq przyjemnoseiq<br />
dyskutowonie z nimi no temot sukcesu<br />
, obserwowonie ieh reokeji i sposobu<br />
podejScio do problemu. Uswiodomi<br />
10m sobie wtedy, 10k rzodko rozmowiomy<br />
no ten temo l, mimo ie on bezposrednio<br />
nos dotyezy. Podezos tych rozm6w dowiedzielismy<br />
si~ bordzo duzo 0 sobie somych<br />
i 0 sobie nowzojem . Bylismy zgodni eo do<br />
tego, ie liczbo molych, wi~kszych i tych<br />
colkiem sporych sukces6w w noszym iyciu<br />
jest cz~sto duio wi~kszo, nii nom si~ wydOje.<br />
Doszlismy do wniosku, ie poj~cie<br />
sukcesu w duiej mierze kreujemy som i<br />
w sobie. Moie po prostu potrzebujemy<br />
wi~eej wyobroini, elostyeznoSci i odwogi,<br />
ieby go dostrzee?
MICHAl ~~<br />
SUkCES po polsku ~ -~<br />
1 9B '<br />
Dla mn ie samej ogromnym osiqgni~ciem<br />
bylo np. dostanie si~ na mojq wymarzonq<br />
u cze lni ~, jak r6wniei. niezgubienie i.adnej<br />
skarpetki podczas ostatniego prania. Jak<br />
niewiele czlowiekowi trzeba, aby poczul si~<br />
dowartoSciowany i zdolny do osiqgni~cia<br />
sukcesu . Po proslu szcz~sliwy.<br />
EM ILIA SKRZYP EK (ur 1985) studiuje<br />
anlropologi'i! spolecznq, geagrafi'i!<br />
i ekanomi~ w SI. Andrew's University.<br />
sukces<br />
pO<br />
polsku<br />
Dla wi ~kszo Sci mlodych ludzi pierwszy<br />
prawdziwy "przystanek" i.yciowy to moment<br />
ukonczenia studi6w (zaloi.en iem lego<br />
lekstu jest przedstawienie spojrzenia na<br />
rzeczywislose oczami swiei.o upieczonych<br />
absolwent6w). Stanowi on cezur~ okresu,<br />
gdy w zdecydowanej w i~kszosci przypad <br />
k6w wszystko loczylo si~ ustalonym torem.<br />
Po dwudziestu pi'i!ciu latach podqi.ania<br />
przewidywalnq i zna jomq drogq dajqcq<br />
narkotyczne poczucie bezpieczenslwa,<br />
samookresleni a i przynalei.nosci spolecznej,<br />
obrona pra cy magisterskiej nagle sta je<br />
si~ zjawiskiem podobnym do przejscia Alicji<br />
na drugq stron~ lustro. Od lej pory nic<br />
lUi. nie jest lakie samo. Nagle okazu je s i ~,<br />
i.e dokonywanie i.yciowych wybor6w 10<br />
sprawa wca le nie tak lalwa, jak mogloby<br />
si~ wydawae. Kai.dy krok stawiamy odtqd<br />
na wlasny rachunek. Gdybym urodzil si~<br />
w Wielkiej Brytanii, Holandii lub w Niemczech,<br />
bye moze lepiej znalbym znaczenie<br />
tych sl6w. Najp6iniej od poczqtku studi6w<br />
mieszkalbym z przy jaci61mi w wynaj~<br />
tym mieszkaniu, a na swoje utrzymanie<br />
zarabialbym, pomagajqc na uczelni lub<br />
wykonujqc nieskomplikowane prace uslugowe<br />
na godziny. Nie musialbym si~ czue<br />
" darmozjadem" i pozostawae na wylqcznym<br />
utrzymaniu rodzic6w. Zb~dn y jest<br />
169
~.--.,.~ MICHAl<br />
.') '-)<br />
8 4<br />
sukces po polsku<br />
chybo komentorz, ie sytuocjo noszo, czyli<br />
Polok6w mojqcych lot dwodziekio kilko,<br />
bylo czy tei nodal jest diametralnie inna.<br />
W ten spos6b jui no starcie kaidy z nos<br />
doznaje i yciowego okoleczenio, nie mogqe<br />
uezyc si~ somodzielnosei iyciowej,<br />
strotegii podejmowonio decyzji i odpowiedziolnoki<br />
zo w1asne wybory.<br />
Noleiy tei ubolewoc nod tym, ii spoleczenstwo<br />
polskie nie jest jeszcze no tyle<br />
maj~tne, abysmy no szerszq skol~ magli<br />
korzystac z dobrodziejstw znonej w swiecie<br />
i populornej proktyki zwonej gop year.<br />
Zjowisko to obejmu je w panstwach zo <br />
ehodnich obsolwentow liceow, ktorzy nie<br />
mojq wystarezojqcego przeko na nio co do<br />
konkretnego kierunku studiow, student6w<br />
pragnqcych wzbogacic si~ a nowe do<br />
5wiodezenio, a tokZe swieio upieczonyeh<br />
absolweni6w studi6w, dlo ktorych jest to<br />
"ostatni moment" no reolizocj~ roinego<br />
typu marzen. Gap year pozwala sp~d z ic<br />
pewien ezas (zazwyezoj rok akademieki)<br />
no procy w ehorokterze wolontariuszo<br />
w obeym kroju , no zagronicznej padr6iy<br />
polqczonej z naukq j~zyka i zrazumieniem<br />
obeej kuitury, wreszcie no praktykach lub<br />
stai u w roinych instytu cjach, w celu analizowonia<br />
wlasnych zomilowan i predyspozyc<br />
ji . To wszystko ma sluiyc rozwojowi jednostki<br />
ludzkiej, pomogoc w zrozumieniu<br />
somego siebie, a co zo ty m idzie, pe1niej <br />
szej i bordziej sWiadomej samorealizocji<br />
poprzez gl~bsze poznanie wlasnych cel6w<br />
i wartosei .<br />
W maim przekonaniu pomogloby nom<br />
to bordzo z kilku wainyeh powodOw. Po<br />
pierwsze, prze1amaloby stereotyp, ie pilny<br />
i porzqdny iok to ten, ktory przede<br />
wszystkim stud iuje przepisowe pif;)c lot, nie<br />
zm ieniajqc w tym ezosie - Boie, uchowaj!<br />
- kierunku lub, co gorszo, uczelni. Po wt6<br />
re, ustrzegloby wielu z nos przed lekkomyslnym<br />
ezy tei zupelnie chybionym wy<br />
borem moterii studi6w. Nie moie nie dziwie<br />
lokt, ie jedyn ie pramil przyszlych studentow<br />
zdecydowal si~ udoc no ktorykolwiek<br />
wyklod w wymorzonej uczelni ezy <br />
jeszcze przezorniej - wziqe do rf;)ki sw6j<br />
potenejolny przyszly podrf;)cznik kursowy.<br />
Po trzeeie, do studiow trzebo intelektuolnie<br />
dorosnqc. Choe malo kto bylby sklonny<br />
sif;) do tego otworeie przyznac, istniejq<br />
moterie imudne, trudne i zloione, do ktoryeh<br />
pereepcji duio ez~se osiemnastoletnich<br />
maturzyst6w nie jest gotowo z r6inyeh<br />
przyczyn. Bolesno jest czyniona zozwycza j<br />
post factum refleksja, ie nosze podejseie<br />
do zogodnien noukowych podczas pierwszych<br />
lot stud i6w przypominolo przedluienie<br />
I7w. szkolki. Niestety, jok wszystkie<br />
iyeiowe niedociqgnif;)cio, rowniei opisono<br />
sytuoejo potrofi si~ zemScie powoinymi lukomi<br />
w wiedzy. A jesli to wiedza z zaloienio<br />
powinna sif;) noworstwiae systemotyeznie,<br />
jok w przypodku lekarzy, prownik6w czy<br />
iniynierow, ie wymienif;) tylko pierwsze no <br />
suwajqee sif;) przyklody, odrobienie strat<br />
wymaga w ogolnym razrachunku ogromnej<br />
iloSei czasu. Niekiedy nawet poczqtkowe<br />
braki uniemoiliwiajq dalsze wtajemniczanie<br />
w studiowany loch.<br />
Konczqc stud io, stajf;) do wolki a sw6 j<br />
byt, przeroiony donymi Urzf;)du Statystycznego<br />
- m6j roeznik rozpoczyna fol~ potf;)inego<br />
wyiu demografieznego, ktoro<br />
w eiqgu cztereeh lot powif;)kszy polski rynek<br />
proey a mil ion osob. Wszysey uezestniezymy<br />
w tym wyseigu. Bez wzglf;)du no<br />
to, ezy b~dzie nom dane zarobiac 900 ezy<br />
9000 zlotyeh, przy najmniejszej pr6bie<br />
dyskusji szel pokaie nom teczkf;) pelnq<br />
podan z prosbq a pracf;) w jego lirmie.<br />
Haslo " nikt nie jest niezostqpiony" zysko<br />
10 w dzisiejszych czasach najbordziej panurq<br />
z moiliwych konotacji. Najbordziej<br />
brutolno dla nos jest prawdo, ie cos, co<br />
okreslo sif;) jako "wyseig szezurow", w spo<br />
17~
MICHAl<br />
SUkCES po polsku<br />
r-~<br />
~'~<br />
I 9 8<br />
teczenstwoch kraj6w wysokorozwini~lych<br />
rozpoczyno si~ dopiero od okreslonego<br />
putopu dochod6w i prestiiu. 010 os6b<br />
mniej przedsi~biorczych, kt6re ch~tnie zadowolojq<br />
si~ przeci~tnym poziomem iycio,<br />
pozostoje jednok nodal mn6stwo stonowisk<br />
procy. Swieio upieczony polski obsolwent<br />
musi stowic czoto duio trudniejszej sytuocji<br />
. Ookqdkolwiek si~ udo, b~dzie no niego<br />
wywierano presjo. No porzqdku dziennym<br />
jest wszokie przedtuionie okresow<br />
pr6bnych, zoniionie kwot no umowoch<br />
o prac~, wreszcie, wymuszonie nodgodzin.<br />
Wiqie si~ z Iym swoisly porodoks: z jednej<br />
strony, brak nowych miejsc procy tiumoczy<br />
si~ kosztomi i czosochtonnoSciq szkolenio<br />
i odoptocji procowniko do powierzonych<br />
zadon, z drugiej, rotocjo personolno osiqgo<br />
rozmiory nigdy do tej pory nienotowone.<br />
Tricky, isn't it ?<br />
Nie mog~ oprzec si~ wroieniu, ie idio<br />
Iyczne slogony rodem z kolumny ogtoszen<br />
gozetowych, a mom tu no mysli "orientocj~<br />
no cele" czy tei "zodoniowosc wykonywonej<br />
procy", stoty si~ felyszem dzisiejszych<br />
spoteczenstw. Chcqc nie chcqc, jednostko,<br />
kt6rej zadoniem jest odnolezienie<br />
si~ w gospodorce rynkowej, storo si~ jok<br />
nojwczesniej i jok nojScislej przystosowoc<br />
do przysztych wymogon. To fokt bezsporny:<br />
zte nowyki wyksztokone w poprzednim<br />
okresie historii noszego kroju nie mogq<br />
si~ ostoc. Nie mo wqtpliwoSei, ie rzetelnosc,<br />
punktuolnosc, stownose, odpowiedziolnosc<br />
czy dotrzymywonie um6w to cno<br />
Iy, kt6rych osiqgni~cie w Polsce wciqi: jeszcze<br />
wymogo wyt~ionej procy. Niestety,<br />
skutkiem ubocznym owego przystosowonio<br />
si~ do wymogon rynku jest post~pujqce<br />
wynoturzenie noszego stosunku do iycio<br />
joko hormonijnej cotoSei. Wefekcie stonowczo<br />
wi~kszosc dzioton podejmowonych<br />
przez mtodego cztowieko nie wyptywo<br />
z jego wewn~trz n ej potrzeby. Miejsce<br />
worioSci elycznych, doznon estetycznych<br />
czy uczuciowych nieubtogonie zoczyno<br />
zojmowoe cos no ksztoit iniynierii zyciowej,<br />
czyli toklyczno-bojowych dzioton mojqcych<br />
prowodzie do Sukcesu.<br />
I tok, ombicjq wszystkich mtodych ludzi<br />
powinno stoe si~ odbycie stoiu zogronicznego<br />
- nojlepiej w Porlomencie lub Komisji<br />
Europejskiej, w ostotecznOSci w poczciwym<br />
Sejmie RP. Aspirujq do tego studenci<br />
socjologii, psychologii, ekonomii,<br />
prowo, politologii, zorzqdzonio oroz wszelkich<br />
innych moiliwych kierunk6w. Pow6d?<br />
Slogonizocjo i uniformizocjo myslenio, kt6<br />
ra nie swiodczy zbyt dobrze ani 0 stonie<br />
umyst6w somorodnych "elit" wsp6kzesnego<br />
rynku procy, ani 0 somych zoi nteresowonych,<br />
kt6rzy tej swoistej modzie ufojq<br />
i ulegojq.<br />
Co pozostowio dzisiejszy swiat reszcie<br />
spoteczenstwo, no kt6rq wyiej opisoni spoglqdojq<br />
z wyiszoSciq? Poczucie braku 50<br />
moreolizocji, bycio gorszymi i odstowonio<br />
od " elily" - no i oczywiscie, odmowio si~<br />
im miono "Iudzi sukcesu ".<br />
Mom wielkie obowy, ie putopko tokiego<br />
sposobu postrzegonio otoczenio i oplikowonio<br />
do stosunk6w mi~dzyludzkich<br />
regut gry rynkowej doprowodzi w koncu<br />
do zupetnej otomizocji spoteczenstwo . Co<br />
wi~cej , jui dzis trocimy no tym wszyscy,<br />
poniewoi promowone sq jednostki konformislyczne,<br />
0 Iypowym nostowieniu korierowiczowskim<br />
. Co zo Iym idzie: obecnie<br />
nojlepszy negocjotor to ten twordy<br />
i bezwzgl~dny, kt6ry nie chce styszee<br />
o strotegii win-win . Modelowy pracownik<br />
to ten lojolny wytqcznie wobec interesu<br />
sztucznego tworu, jokim jest korporacjo.<br />
(Istnienie korporacji stuiy przeciei wytqcznie<br />
zyskowi finonsowemu i dlotego jej<br />
funkcjonowonie opiero si~ po prostu no<br />
pewnej konwencji, w mysl ktorej wyznocznikiem<br />
wortoki zespotu ludzkiego jest<br />
III
~~ MICHAl<br />
r- -~"")<br />
9 8 ~<br />
SUkCES po polsku<br />
wielkose r6inicy mi~dzy "dochodem"<br />
a "rozchodem'l W ten sposob somodzielne<br />
myslenie odchodzi do lomuso joko<br />
czynnik rozproszojqcy dqienie do nokreslonych<br />
odgornie celow.<br />
Mojo obowo, zrodzono no gruncie powyiszego<br />
wywodu, wiqie si~ z troskq<br />
o koidego z nos, mtodych ludzi, ktorych<br />
kulturo procy zorobkowej dopiero b~dzie<br />
si~ wyksztotcoe. Nieswiodomie bowiem<br />
coroz mniej czynimy dlo siebie i z wtosnyeh,<br />
czysto duchowych pobudek. Smiem<br />
twierdzie, ie w relotywnie krotkim czosie<br />
moie to doprowodzic do powoinyeh dysfun<br />
kcji, czego liczne sygnoty jui dzis obserwuje<br />
si~ w gobinetoch psychologow ezy<br />
tei teropeut6w.<br />
Tymezosem wydo je si~, ie moino<br />
uczestniczyc w tej swoistej grze swiodomie,<br />
w pewnym zokresie no wlosnych zosodoch .<br />
I to moie stoe si~ - porodoksolnie - nojwi~kszym<br />
sukcesem koidego z nos.<br />
Piszqc 0 sukcesie; nie spos6b przemilczec<br />
los6w duiej grupy miodych ludzi, kt6<br />
rzy postonowili szukoc swojej szonsy zo<br />
gronicq. Dzis, gdy - przynojmniej teoretycznie<br />
- gronice mojq czysto formolny<br />
charakter, wielu deeyduje si~ no wyjozd.<br />
Ich doswiodczenio sq zozwyczoj obiecujqce,<br />
poczqwszy od godziwyeh pensji i lepszych<br />
worunkow procy, przez poezucie<br />
bycio docenionym i troktowonym powoinie,<br />
a skonczywszy no duio wi~kszyc h perspektywoch<br />
rozwoju zowodowego. W dodotku,<br />
owonsem zyskujq drogi pozbowione<br />
dziur, czyste ulice, mniejszy stroeh<br />
o wlosne mienie (choeby w postoci somochodu).<br />
przede wszystkim zos odkrywojq<br />
zupetnie inny swiat, w ktorym rzeezq normolnq<br />
jest posilonie si~ w lokoloch gostronomicznych,<br />
korzystonie z toksowek, kupowonie<br />
ubron i ksiqiek w sotysfo kcjonujqeej<br />
liezbie i lokosci - a wszystko to<br />
bynojmniej nie z pensji dyrektorskiej, leez<br />
In<br />
z pensji osoby zotrudnionej w biurze czy<br />
w sektorze ustug. Niemoiliwe nogle stoje<br />
si~ moiliwe: dwie procujqce osoby mogq<br />
bez nojmniejszego wysitku utrzymoc si~,<br />
wynojmowoe mieszkonie i swobodnie plonowoe<br />
egzotyczne wokocje. Z tego wszystkiego<br />
dlo mnie, obsolwento czolowego<br />
kierunku renomowonej polskiej uczelni,<br />
dost~pno jest jedynie wspomnio no egzotyko,<br />
tyle ie zwiqzo no wlos nie z tego rodzoju<br />
opowieSciomi.<br />
Bt~dem jednokie bytoby sqdzi(, ie obronie<br />
tokiej drogi nie wiqi.e si~ z wyrzeczeniomi.<br />
Do nojbordziej dojqeych si~ we<br />
znoki bolqczek nolezy odseporowonie od<br />
rodziny i przyjociot, ktore, nowet jesli z poczqtku<br />
nie by to brone pod uwog~ , bordzo<br />
szybko doje 0 sobie znoe. Pozo tym duio<br />
trudniej zdecydowoe si~ no zoioienie rodziny,<br />
mojqc swiodomosc, ie jest si~ zdonym<br />
wytqcznie no wtosne sity, nie wspomniowszy<br />
0 tym, ii potomek pozbowiony<br />
b~dzie komforlu przebywonio pod ezulq<br />
opiekq babe, dziodkow, wujk6w i cioc.<br />
Pozostoje tobe ciqglo t~sknoto zo ojczystymi<br />
krojobrozomi oroz ... jedzeniem, kt6 <br />
re podobno nigdzie nie smokuje tok somo<br />
jok w ojczyinie. (eno wysoko, a jednok<br />
wielu z nos decyduje si~ jq zoptocie, troktujqc<br />
to jok optot~ zo bilet do normolno<br />
Sci. Musz~ przyznoc, i.e mojq roej~. Zwtoszczo<br />
ie nie tylko ci nojzdol niejsi, tytoni procy<br />
i pilnosci mogq z powodzeniem szukoe<br />
swego miejsco pozo jej gronicomi. T okie<br />
dlo przeci~tnyc h zjodoczy chlebo znojdzie<br />
si~ miejsce procy i godziwo ptoco.<br />
Nojbliisze kilko lot to zdecydowonie<br />
ostotni dzwonek, oby ojezyzno zooferowo<br />
10 (nie tylko, choc przede wszystkim) ludziom<br />
mlodym cos ciekowszego nii obecnie.<br />
Stwierdzenie to nie mo nic wspolnego z posto<br />
wq roszczeniowq. Wystarezyioby, gdyby<br />
wszyst kie funkcjonujqee instytueje po r'l stwowe<br />
rzetel nie i skuteeznie wywiqzywoty si~
MICHAl ~<br />
5ukces po polsku<br />
~~'"'<br />
1 9B '<br />
ze swoieh lOdor\ stojqe si~ sprzymierzen <br />
eo mi swyeh wspolobywoteli. W i~kslO sc<br />
z nos przeehodzi ehlodny dreszez no mysl<br />
o prowodzeniu wlosnej firmy, ehoe skqdinqd<br />
wiodomo, iz podstowq bogoctwo<br />
spoleezenstw sq przedsi~bi ore y prowodzqey<br />
dzi olo lnose gospodorezq no wlosny<br />
roe hunek. Uklody, ko rupejo, wszeehobecne<br />
cwonioetwo i brak dostotecznej oehrony<br />
prownej sprowiajq, ze wr~cz nie da s i~<br />
w spokoju lOjmowae swojq dziedzinq wiedzy<br />
ezy biznesu. Weiqi. trzeba omijae kolejne<br />
pulopki, w czym w zoden sposob nie<br />
pomogo obywatelowi ponstwo. Gdy czytam<br />
hurraoptymistyczny ortykul, ktorego<br />
gl6wno mysl sprowadzo si~ do stwierdzenia,<br />
iz menadzerowie mojqcy zo sobq<br />
proktyezne doswiadczenie procy w Po ls ce<br />
sq no jbordziej pozqd oni w Europie,<br />
zwloszezo wschodniej, poniewaz zdobyli<br />
najtrudniejsze i najbardziej troumatyczne<br />
doswiodezenie rynkowe, Izy stajq mi<br />
w oczoeh. Od zowsze uwozolem, ze jestesmy<br />
norodem zdolnym, ombitnym i zoslugujemy<br />
na najlepsze . Tymczas em weiqz<br />
ciqzy nod nami widmo kroju szemranyeh<br />
interesow i wladzy dbajqeej w pierwszym<br />
rz~dzie 0 wlasne profity<br />
T ytulem poeieehy nalezy wspomniee, ze<br />
jui niedlugo od nas tylko zolezec b~dzie ,<br />
ezy cokolwiek wokol ulegnie zmianie. N iestety,<br />
nie done nam jest miee zbyt wielu<br />
mi st rzow, ktorzy stanowiliby godne naslodowonia<br />
wlOrce. Zadanie b~ dz ie tym bardziej<br />
nielotwe. przyjqe w i~ e nolezy, ze su k<br />
eesem somym w sobie jest lui to, ze nabralismy<br />
wprowy w sprownym poruszoniu<br />
si~ w rodzimej rzeczywis tosei. Niestety,<br />
marna to pociecha.<br />
Powyzsze refleksje kolotoly si~ w mojej<br />
duszy przez ealy okres studiow. Ale czy nie<br />
wydoje Ci s i~ , Czytelniku, ze skqds je<br />
znosz? Z colq pewnoSciq. T owarzyszq noszemu<br />
pokoleniu od momentu, kiedy zdoli<br />
smy sobie spraw~, ie kaidy z nas je st<br />
eZ~Sc iq w i~k sze j eolosei. Urodzilismy s i~<br />
zo wczes nie, ieby w stu proeentoeh juz<br />
w dziecinstwie i wezesnej mlodoSci skorzystoe<br />
na tronsformoeji o jczystego kraju, i zo<br />
pozno, by uniknqe zozdrosci tylko troeh~<br />
storszych od nas; zbyt ryc hlo, aby reolnie<br />
myslee 0 studiach lOgranicznych, i juz no<br />
storcie sp6znieni no masowq "Ioponk~ "<br />
do kodr wszystkich firm, ktore dzis zdojq<br />
si~ zotrudniae komplet sily roboezej no<br />
nojblizsze dwodziescio lot.<br />
Dlo mnie osobiScie nojgorsze jest jednok<br />
to, ze tok noprowd~ nie momy dorobku<br />
spoleeznego w dziedzinie sukeesu.<br />
Jestesmy pierwszym pokoleniem, kt 6re<br />
dorostalo ze swoiseie "zresetowonq" przeszloSciq,<br />
do kt6rej si~ nie wraca , ku przyszlosci,<br />
kt6ro - przynoszqc zupelnie nowe<br />
reguly - dlo wszystkich pozostawalo niewiodomq.<br />
Przyznoe si~ do bezrodnosci<br />
w ezo soeh, gdy ni kt nie eheiolby bye no <br />
zwony bezradnym - to wymogo odwogi.<br />
Nie momy si~ no kim wlOrowac, przyno[<br />
mniej w kwestiach proktycznych, poniewoz<br />
peehowo to my w pewnym sensie jes te <br />
smy pionierami nowego porzqdku. Ale juz<br />
ezos nojwyzszy powiedziee glosno, ze<br />
w wielu przypadkoch nie dojemy rady osiqgnqe<br />
mglistego, niejosnego "sukeesu".<br />
Mnie udalo si~ od grudnio znoleie proe~.<br />
Wielu moich znojomych jednok nodal<br />
jej nie mo, nieko ni eeznie z powodu broku<br />
ofert, roczej w efekeie milczqcego bojkotu<br />
tok sto wek plocowyeh, jok i haniebnego<br />
braku perspektyw rozwoju, ktoremu to<br />
bo jkotowi i ja do niedowna holdowolem.<br />
Zresztq, z pensjq, kt6ro smieszy przez Izy,<br />
nodal nie mog~ joko jednostka sam osto <br />
nowie 0 sobie: nie mo mowy 0 lOmieszkoniu<br />
na wlosnq r~k~ i utrzymoniu si~ bez<br />
eiqzqeego jak komien u szyi wsporeio ro <br />
dzic6w, nowet 0 pokrye iu wszystkich eo
~~ ~{'<br />
~ ')"S czytaj - sluchaj - patrz<br />
9 8 4<br />
miesi~czn y ch wydotk6w bieiqcych. M y sl~ ,<br />
ie nosze pokolenie wyjqtkowo wiele zowd<br />
z i~c z o rodzicom, kt6rzy i yjqc w kroju<br />
demokrocji ludowej , a p6zniej w worunkoch<br />
dropieinej gospodorki rynkowej,<br />
przez w i~k s zo s c i ycio odmowioli sobie szeregu<br />
rzeczy, oby nom zopewnic ed u kocj~ ,<br />
i yciowy start czy wreszcie lepszy byt. Nie<br />
wyobroiom sobie, ie moino nie podjqc<br />
pr6by odwzojemnienio si~ zo te wyrzeczenio.<br />
I dlotego obserwocjo sytuocji no rynku<br />
procy wyzwolo u mnie slepq ogresj~.<br />
Morz~, oby m6c kiedys zlogodzie bolqczki<br />
wieku podeszlego i uprzyjemnic Iota<br />
emerytury swym rodzicom. S~k w tym, ie<br />
to kwestio pi~ciu, moie siedmiu lot. Kto<br />
jeszcze wierzy, ie do tego czosu nostqpi<br />
cud?<br />
Pokrzepio to, ie z sukcesem rzecz mo<br />
si~ chybo troch~ jok ze szcz~Sciem: jesli<br />
usiqsc i 0 nich myslec, sq proktycznie nieosiqgolne.<br />
A jesli robic swoje i wierzyc<br />
w to, nogle okozuje si~, ze je posiedlismy.<br />
Pytonie, no jok dtugo.<br />
MICHAt (ur. 1980, nozwisko znone redokcji)<br />
jest obsolwentem prowo Uniwersytetu<br />
Jogiellonskiego.<br />
slodka<br />
t rucizna<br />
ze Slawomirem Shutym*<br />
rozmawiaj~ Katarzyna Marek<br />
i Pawel Szeliga<br />
ROK 1984: W swojej ksiqice nopiso <br />
les: "Tok powinno bye. Nikt nie powiedziol,<br />
ie powinno bye inoczej . No bo<br />
jok mogloby bye inoczej, jok nie moze<br />
bye inoczej". No to wlokiwie jok jest?<br />
StAWOMIR SHUTY: Wydaje mi si~, ie<br />
opisolem bardzo populorny spos6b myslenio.<br />
To mentolnose, kt6ra ma swoje<br />
poczqtki jeszcze w czo sach komuni stycznych.<br />
Obserwuj~ to tei u siebie czy moich<br />
rodzic6w. Jeieli wlodzo m6wi "Jest tok<br />
i tok", przyjmujemy, ie tok wtasnie jest.<br />
Jesli wedtug ponstwo wskainiki wzroslu<br />
gospodarczego rosnq, wierzymy . ie rzeczywiscie<br />
rosnq . W ten sam spos6b pa <br />
trzymy no ofery i wszystko, co s i~ teraz<br />
dzieje. W szyscy m6wimy: "OK, po prostu<br />
tok jest". Nikt nie bierze odpowiedziolnosci<br />
no siebie. T ok wtosnie jest.<br />
Ponuje morozm?<br />
Wtosnie. To sytuocjo wygodna : moiesz<br />
sobie ponorzekoe, ale nic nie musisz robie.<br />
Jok dostoles proc~ w bonku?<br />
Mom wyksztotcenie ekonomiczne i po<br />
skonczeniu studi6w bylem swi~cie przekonony,<br />
ie nic innego nie mog~ robie. Wi~c<br />
procowotem w r6inych instylu cjo ch: noj
~~ L~<br />
czytaj - sluchaj - patrz ~) '<br />
1 98<br />
pierw w bonku, potem joko przedstowiciel<br />
hondlowy i w r6znych firemkoch. W pewnym<br />
momencie spr6bowotem ze rwoc ze<br />
swaim wwodem. Poszedtem do wo jsko ,<br />
p6zn iej wy jechotem do Londynu - chciolem<br />
uciec od lego wszyslkiego. Po powro <br />
cie z Angl ii wczqlem procowoc no wykopoliskoch<br />
orcheologicznych . Nie przynosito<br />
10 duzych dochod6w, 0 jo musio/em<br />
z czegos zyc. Wtedy znoloz/em ogloszenie,<br />
ze w bon ku pol rze bujq procowni k6w. Wys/o/e<br />
m CV, zoslo/em przy j ~ l y i zoczq/e m<br />
pracowoc.<br />
Od poczqtku wie d zia/e~, ie praca nie<br />
spe/ni !waich aczekiwan?<br />
Wydow% mi si ~, ze to dlo mnie jedyn o<br />
szonso no pra c~ . Interesowo/em s i ~ r6znymi<br />
rzecwmi, prowodzilem wczes niej gol e<br />
ri~. Ale jo kos nie mia/em po myslu, co ze<br />
sobq zrobic. W bonku przec hodzilem ko <br />
lejne etopy szko leni o. Jednym z nich by/<br />
kurs w Worswwie - wlosn ie 10m zrozumio<br />
/em: "To nie 10". Czekolem. M6wi/em so <br />
bie: "A, p o p rocu j ~ jeszcze z p61 roku, zeby<br />
dosloc bezrabocie". Po p61 roku: "To moze<br />
jeszcze p6t roku, zeby miec cos do CV przy<br />
okozji n os l~p n e j procy". Tok s i ~ 10 ciqgn ~<br />
/0 i c iqg n ~ l o.<br />
Prasa sugerowala, i.e rezygnujqc z konsumpcyjnego<br />
stylu iycia, odrzucile~ wspanialq<br />
karier~ i ogromne zarobki. Czy rzeczywikie<br />
powodzilo ci si~ tak dobrze?<br />
Wcale nie. Zorabia/em 1200 zl na r~k~ ,<br />
co jesl niskq slowkq, zwoiywszy, ie czlowiek<br />
by/10m odpowiedziolny w wszystko:<br />
obs/ugo kli enlo, z%twionie rochunk6w,<br />
odpowiedziolnosc zo go l 6w k ~ w kosie ...<br />
Oui o stresu zo mole pieniqdze.<br />
Miale~ perspektyw~ awansu?<br />
Awons nie wydowa/ si~ laki pewny. przy <br />
no jmniej jo nie widzialem zadnej perspek<br />
Iywy i, w sumie, nie chcia/e m widziec.<br />
W naszym oddziale szonse awonsowonio<br />
by/y szczeg61nie nik/e, bo kierowniczko<br />
bylo ko piq lej ze Zwolu . Udupi% ludzi,<br />
kt6rzy starali sj~ wybic. Moie m6glbym<br />
wo lczyc 0 przenies ienie do innego dzio <br />
/u , ole 10k no p rawd ~ 10 chcialem isc do<br />
procy na osiem godzin i wr6cic do domu.<br />
Wszyslko zo leiy od lego, czego s i ~ chce.<br />
Co~ w og61e ci sifil podobalo w pracy<br />
w banku?<br />
Nic. Ludzie i relocje m i~dzy nimi by/y dla<br />
mni e slraszn e. Nie podobal mi si~ spos6<br />
b pracy i obowiqzek nieustannego<br />
usmi echania si~. Nie jestem cz/owiekiem,<br />
kl6ry usmiecha si~ do wszystkich. Zomiast<br />
jednok cos zmieniac, trwa/em w tym, bo<br />
wydowa/o mi si~, ze tak musi byc.<br />
Nie kai.dy moi.e sobie pozwolit na rzucenie<br />
pracy i zajfilcie sifil sztukq.<br />
Ale ja, pracujqc w bonku, jeszcze niczego<br />
nie publi kowa/em. Nowy wsponioly<br />
smak powsta/ p6i.n iej. Mia/e m wi ~ c furl <br />
k~ - pas jfil, ale bez perspeklyw, ie cos<br />
z lego wyjdzie. Ryzykowalem. Wszyslkie<br />
ksiqzki rozchodzi/y sifil w zn ikomych ilo <br />
Scioch. T akie Belkot i Cukier w normie.<br />
Po co napisa/e~ lwal?<br />
Po proslu lubi fil pisac . To mo ja pos jo ,<br />
milosc zycio. 010 mnie najwoiniejszy jesl<br />
okl pisa nia, tworzenia i zoslonawia nio<br />
si~. Nie ma w Iym za dnej ideo logii .<br />
Czy zgadzosz sifil z redaktorem "Ha lartu",<br />
Jankiem Sowq, kt6ry m6wi: "No<br />
metr ode mnie nie ma konsumpcji"?<br />
11J
~-,<br />
~~ ~ '~:r<br />
')"'S czytaj - s'uchaj - patrz<br />
9 8 4<br />
(He! Tok powiedziol?) Nie zgodlOm si~<br />
Zochowonie tokiej ideologicznej czystosci<br />
wobecnym swiecie jest bordzo trudne.<br />
T rzebo by si~ zostonowioe nod kozdym<br />
wyborem - nowet nod lOkupem "Iv\oslo<br />
Polskiego", bo nie wiodomo, kt o stoi lo<br />
tq morkq. Niekt6rzy dobrze si~ no tym<br />
znojq, uwozojq, co kupujq czy konsumujq.<br />
Jo tokim rodykolem nie jestem.<br />
No wlo~nie, twojo ksiqi:ka to tei: produkt.<br />
Ksiqzk~ trzebo sprzedoc - jo to rozumiem<br />
i okceptuj~, dlotego, ze chc~ trofic do ludzi.<br />
Poprzednimi ksiqikomi tei chciolem si~<br />
z odbiorcq komunikowoc, ole one byly niskonoklodowe.<br />
Wi~ksze wydownictwo dolo<br />
mi mozliwosc dotorcio do wi~kszej liczby<br />
ludzi. Tym somym pozwolilo mi zrobic cos<br />
wi~cej. Teroz otwiero si~ duio nowych<br />
drzwi, a jo mom mnostwo pomyslow. Fojnie<br />
byloby miec okozj~ je zreolizowoc.<br />
Czym jest dlo ciebie sukces?<br />
To po prostu mozliwose pokierowonio<br />
swoim zyciem tok, jok si~ chce. Spelnienie.<br />
Pracujesz teraz fizycznie w magazynie<br />
firmy kurierskiej. Czy twoje nowe i:ycie<br />
uznojesz ZO sukces olternotywny?<br />
FizycZllo proco jest lOjebisto! Usuwo z ciebie<br />
nogromodzone nerwy i stres, doje josnosc<br />
umyslu. W trokcie wysil ku fizycznego<br />
duzo pomyslow przychodzilo mi do<br />
glowy. Niestety, ostotnio zmienil si~ cha <br />
ra kter mojej procy - siedz~ teroz w bi urze<br />
i zupelnie mechonicznie wklepuj~ done do<br />
bozy. Poswi~com no t~ czynnosc siedem<br />
godzin dziennie, a przeciez 1'1 tym czosie<br />
moglbym robic cos rozwijojqcego. Ostot<br />
170<br />
nio duzl) si~ dzieje: tutoj wywiod, tom wyjozd.<br />
Bro!uje mi clOsu no pisonie. CarOl<br />
mniej mi si~ to wszystko pod abo i dlotego<br />
sprobuj~ wr6cie do procy fizycznej. Chciolbym<br />
lOjqc si~ robotomi wysokosciowymi.<br />
Co w i:yciu worto, a czego nie worto?<br />
Worto sprowdlOc. Cz~sto jest tok, ze cos<br />
mi si~ no poczqtku nie pod abo, a potem<br />
okozuje si~ posjonujqce. Dlotego kieruj~<br />
si~ wschodniq moksymq: "To, co no poczqtku<br />
wydoje si~ slodkie jok mi6d, maze<br />
okolOc si~ truciznq. A trucizno - slodyczq".<br />
Worto podjqe wysilek, by dowiedziec si~,<br />
co mi smokuje.<br />
A dqi:enie do sukcesu?<br />
Sukces nie jest celem sam wsobie, chocioz<br />
stworzo nowe mozliwosci. Sukces finonsowy<br />
umozliwio reolilOcj~ morzen i zochowonie<br />
nielOleznoSci, oN/iero nowe fu riki.<br />
Iv\o i ciemne strony: Wojciech KuclOk,<br />
kt6ry dostol n ogrod~ Nike, musi teroz rezerwowoc<br />
clOs no tysiqce spotkon, kilko<br />
miesi~cy 1'1 roku poswi~co no tourn ee po<br />
Polsce. No i mogq si~ przytrofic olkohol,<br />
norkotyki, upodek no somo dno.. Ale, no<br />
kozdym eta pie zycio pojowiojq si~ nowe<br />
problemy.<br />
• StAWOlv\lR SHUTY, trzydziestolotek<br />
pochodzqcy z Hu ty (Nowej Huty 'II Kro·<br />
kowie). Ukonczyl krokowskq Akodem i ~<br />
Ekonom icznq. Prozoik, fotogrof, rei yser<br />
film6w undergroundowych W <strong>2005</strong><br />
roku otrzymol Poszport "Polityki" Nozywo<br />
siebie prorokiem ontykonsumpcji.<br />
Przez kdko lot szukol swojego miejsco,<br />
podejmujqc si~ roznych lOj~c. Ostotnio<br />
wydol powiesc Zwo/ (Wydownictwo<br />
WAB., Worszo wo 200~), w ktorej "wypluwo"<br />
wlasnq prowd~ 0 procy w zogroni<br />
cznym bonku. I ttumoczy, dloczego<br />
"zdezerterowol ze spoleczenstwo ko n<br />
sumpcji"
Zespol<br />
Wojciech Bonowicz, Halina Bortnowska, Tomasz Fialkowski, Tadeusz Gadacz, Stanislaw<br />
Grygiel, ks. Michal Heller, Waclaw Hryniewicz OMI, ks. Jan Kracik, ks. Grzegorz Rys, Marek<br />
Skwarnicki, Stanislaw Sromma, Wladyslaw Strozewski, ks. Tomasz W,ciawski, Stefan Wilkanowicz,<br />
Jacek Wozniakowski<br />
Redakcja<br />
Michal Bardel (sekretarz redakcji), Olgierd Chmielewski (opracowanie graficzne), Jaroslaw Gowin<br />
(redaktor naczelny), Janusz Poniewierski, Krystyna Strqczek, Karol Tarnowski, Lukasz Tischner,<br />
Stefan Wilkanowicz (przewodniczqcy Fundacji Kultury Chrzescijanskiej ZNAK), Elzbieta<br />
Wolicka, Henr)'k Wozniakowski, Dorota Zanko<br />
NOWE, KORZYSTNE WARUNKI PRENUMERATY<br />
Cena pojedynczego numeru - 18 zl.<br />
Cena numeru w prenumeracie:<br />
przy zakupie jedenasru kolejnych numerow - 12 zl; szeSciu numerow - 14 zl; <br />
trzech numerow - 16 zl. <br />
UWAGA! <br />
Numer wakacyjny (Iipieclsierpieil) jest Illczony. <br />
PRENUMERATJ;: mozna rozPOCZqC od wybranego numeru. Cena prenumerary w <strong>2005</strong> roku: <br />
prenumerata roczna 11 numerow: 132 zl, 6 numerow: 84 zl, 3 numer)': 48 zl. Wplary przyjmuje <br />
srw <strong>Znak</strong> Sp. z 0.0., ul. KOSciuszki 37, 30-105 Krakow, 80 1440 11270000 0000 0197 0054 <br />
(Nordea Bank Polska S.A., Krolewska 51, Krakow). <br />
Prenumerat, miesi,cznika "<strong>Znak</strong>" prowadzi dzial handlow)' SIW ZNAK. Wplat, kwory na pre<br />
numerat, rozpoczynajqcq si, od wybranego numeru prosz\, zglaszac pod numerem bezplatnej <br />
infolinii: 0800 130 082, na adres e-mail: dzial_handlowy@znak.com.pllub przeslac na nr faksu: <br />
(+12) 61 99563. <br />
DO PRENUMERA"IY zach,camy Czytelnikow mieszkajqcych poza Polskq. Rocznq prenumcrat, <br />
zagranicznq mozna rozPOCZqC od w)'branego numeru. Koszty prenumeraty wraz z oplatq za <br />
wysylk, lotniczq: Europa - 62 euro lub 72 $, Ameryka Pn. i Afryka - 87 $, Ameryka Pd. i Lac., <br />
Azja - 107 $, Australia i Oceania - 132 $. Wplary w zlot6wkach (wedlug aktualnego kursu NBP) <br />
prosz\, kierowac pod adresem jw. <br />
KAZDY PRENUMERATOR jest czlonkiem Klubu Przyjaciol <strong>Znak</strong>u i otrzymuje zaproszenia na <br />
wszystkie spotkania i dyskusje organizowane przez miesi,cznik "<strong>Znak</strong>". <br />
KAZDY PRENUMERATOR otrzymuje raz w roku nieodplatnie ksiqzk,. W roku <strong>2005</strong> jest to <br />
Siowo a slebodzie. Kazania spod Turbacza ks. Jozefa Tischnera z kasetami. <br />
PRENUMERATA KRAJOWA I ZAGRANICZNA PROWADZONA PRZEZ "RUCH" <br />
Cena prenumerary wI kwartale <strong>2005</strong> wynosi 48 zl. Szczegolowe informacje we wlasciwych dla <br />
miejsca zamieszkania prenumeratora oddzialach "Ruch" lub w urz,dach pocztowych. Prenumerata <br />
zagraniczna jest 0 100% drozsza od prenumerary krajowej i za I kwartal <strong>2005</strong> r. wynosi 96 zl. <br />
adres redakcji: <br />
30-105 Krakow, ul. KOSciuszki 37, tel. (+12) 61 99530, fax (+12) 6199502; <br />
e-mail: miesiecznik@znak.com.pl <br />
Dzial reklamy i promocji, tel./fax: (+12) 61 99 SSO <br />
Material6w niezamowionych nie odsy1amr<br />
Naklad 2400 egz. <br />
Sklad i lamanie: Lukasz Mazurkiewicz <br />
Druk: Drukarnia Colonel, Krakow, ul. Dqbrowskiego 16
numerze:<br />
~ uczniow<br />
J<br />
Jak<br />
"Laickosc" a pamitt zbiorowa, s. 7<br />
Guilhem Labouret: Ci, kt6rzy ocenzurowali dzie rl sw. Mikolaja i okres Adwentu,<br />
my I,! poj ~c i a : chc,!c zaprowadzae laickosc, niwecz!j jedyny zwiqzek<br />
szkoly swieckiej, publicznej, bezplatnej i obowiqzkowej ze zjawi s<br />
kiem religii - zwiqzek kulturowy, ktorego nosnikiem jest najstarsza tradycja.<br />
dzisiaj przekazywac wartosci?, s. 24<br />
Chantal Delsol: Problem wolnosci dziecka nie wyglijda tak, jak s i ~ go dzi siaj<br />
powszechnie postrzega. Wszyscy jestesmy prJ:ekonani, ze powinno bye ono<br />
wolne, ma bowiem stae s i ~ kims autonomicznym i odpowiedzialnym. AJe nie<br />
uczynimy go wolnym, zaprzestajijC przekazywania mu tego, w co wierzymy,<br />
z obawy, ze mogloby poczuc s i~ wyobcowane. Uczynimy je wolnym, przekazujqC<br />
mu nasze przekonania jednoczesnie ze zmyslem h ytycznym.<br />
Buly tei sq waine, s. 113<br />
Malgorzata Lukasiewicz: Piotr Schlemihl wslawil s i ~ niezwyklij transakcj!j:<br />
sprzedal szaremu gosciowi wlasny cierl w zamian za tzw. mieszek FOItunata,<br />
~ czyli s aki e wk ~ , z kt6rej mozna bez kOrlca cze'-pac zloto. Zyskal bezmieme<br />
hogactwo, ale bynajmniej nie zyskal s z c z~sc ia: bardzo szybko okazuje si~, ze<br />
paradujqc bez cienia, wzbudza ni ec h ~c, wzgard ~ i przerazenie ludzi. Brak<br />
cienia, jednym slowem, kladzie s i ~ cieniem na jego zyciu - i nie iest to jedyny<br />
paradoks tej historii.<br />
o ksiqice Hansa Ursa von Balthasara<br />
o zodonioch fi'ozofii koto'ickiei ... , s. 139<br />
SJawomi,' Poplawski: ChrzescijaIlska philosophia perennis zll1uszona jest<br />
do przyswojenia sobie najr6znorodniejszych poj ~c i sposob6w ludzkiego<br />
rnysl enia, by w nich wyrazie swoj e przeslanie. Aby zrozumiec odmienne<br />
formy myslenia, nalezy wyzbye siy przemijdrzalosci i zdobyc na pokory.<br />
Balthasar podhesla znaczenie osobistego konlaklu z my§lij, tylko on bowiem<br />
umozliwia poznanie jej istOly.<br />
Bytem proklykantem, s. 166<br />
H<br />
~<br />
Marcin Darmas: Polskim mediom ni e mog~ wybaczyc laniego moraliza<br />
~(')1' lorslwa i manipulowania faktami . Ni e relacjonuje s i ~ rzeczywistosci, tylko<br />
lImi<br />
ej ~ tni e zeslawia jej zepsule elemenl Y. Takim sposobem telewizja h euje<br />
nowlt rzeczywi stosc i kaze nam w niq wi erzyc ...<br />
all ISSN 02<br />
' 70044 488508<br />
I<br />
Za miesiqc: 0 lustracji<br />
www.miesiecznik.znak.com.pl