Pomocnik maszynisty łatwym zwrotem przeszedł do kwestii swoich finansówi odwagi.— Kto pijany? Ja? Nie, kapitanie! Tak nie można. Musi pan wiedzieć, że mójstarszy jest tak skąpy, że i wróbla by nie upoił. Nigdy w życiu tak nie pościłem, jakteraz; a ten gatunek wódki nikomu w głowie nie zaprószy. Ja mógłbym pić roztopionyogień, a byłbym zimny jak lód. Gdybym myślał, że jestem pijany, rzuciłbym się domorza, skończyłbym ze sobą, do pioruna. Tak! Prosto! A z mostka nie zejdę. Gdziepan myślisz, że będę szukał świeżego powietrza w taką noc jak dzisiaj, co? Może nadolnym pokładzie, między tym robactwem? Przypuszczam, że nie! A zresztą, wcalesię pana nie obawiam.Niemiec wzniósł w górę dwa ciężkie kułaki⁶, potrząsał nimi, nie mówiąc słowa.— Ja nie znam, co to strach — ciągnął dalej maszynista z zapałem szczerego Morze, Natura,przekonania. — Nie boję się pracować w tej zgniłej skorupie! To szczęście niemałedla pana, że jest nas kilku na świecie, co się o własne życie nie boimy — inaczej —gdzie byłby pan sam — i ten stary grat, z bokami cienkimi jak papier — tak, papier— może nie? To wszystko bardzo pięknie dla pana — ciągnie pan sobie pieniążki,czy tak, czy owak; ale cóż mi z tego — co ja z tego mam? Mizernych sto pięćdziesiątdolarów miesięcznie. Chciałbym się pana z uszanowaniem spytać — z uszanowaniem,uważaj pan, kto by nie plunął na takie psie zajęcie jak to?… Nie gadaj, że bezpieczne— to nieprawda! Tylko że ja jestem jednym z tych nieustraszonych ludzi…Puścił trzymaną belkę i wykonywał szerokie ruchy, jak gdyby chcąc wskazaćkształt i doniosłość swej wartości; jego cienki głos rozchodził się po morzu jak przeciągłykwik, pochylał się to naprzód, to w tył, i nagle runął głową naprzód, jak gdybypchnięty z tyłu. „Psia krew!” — zawołał padając i chwila ciszy nastała po tym okrzyku.<strong>Jim</strong> i kapitan, jakby jedną myślą tknięci, rzucili się naprzód, a opanowawszy się,stanęli sztywni i patrzyli wciąż ze zdumieniem na niezmąconą powierzchnię morza.Następnie spojrzeli w górę na gwiazdy.Co się stało? Maszyna sapnęła ciężko. Czy ziemia została wstrzymana w swymbiegu? Nie mogli zrozumieć; i nagle to spokojne morze, to niepokalanie czyste niebowydało się strasznie niepewne w swej nieruchomości, jak gdyby zwiastowało zbliżaniesię ogólnego zniszczenia. Maszynista całym swym ciałem podskoczył w górę i opadłznów jak bezkształtna masa. Ta masa jęknęła: „A co to?” ze stłumionym akcentemwielkiego gniewu. Odgłos grzmotu, grzmotu nadzwyczaj oddalonego, mniej niż głos, Dźwięktrochę więcej niż wibracja, przeszedł powoli, a w odpowiedzi parowiec zadrżał, jakgdyby ten grzmot zagrzmiał głęboko w wodzie. Oczy dwóch Malajczyków przy kolebłysnęły w stronę białych ludzi, ale ciemne ich ręce pozostały przy szprychach koła.Długa łupina, płynąc dalej, zdawała się wznosić na kilka cali stopniowo, przez całą swądługość, jak gdyby stała się giętka i znów powróciła do swej sztywności, i dalej prułagładką powierzchnię morza. Drżenie jej ustało, ścichł też głos grzmotu, jak gdybyparowiec przepłynął przez wąski pas drgającej wody i dźwięczącego powietrza.Odwaga, Pijaństwo,RobotnikNiebezpieczeństwo,OkrętIAł IW miesiąc czy później potem, gdy <strong>Jim</strong> w odpowiedzi na rozmaite pytania starał siępowiedzieć uczciwie całą prawdę o przeszłych wypadkach, wyraził się tak o parowcu:— Przeszedł tak łatwo przez to, co tam było, jak wąż prześlizgujący się po kiju.Określenie to było dobre: pytania miały na celu zbadanie faktów, a śledztwoodbywało się w policyjnym gmachu, w jednym z portów wschodnich. <strong>Jim</strong> stał nawzniesieniu, w miejscu dla świadków, z pałającymi policzkami, w chłodnej, obszernejSąd, Wyrzuty sumienia⁶ — pięść.SE A 12
izbie; wysoko nad jego głową umieszczony wentylator poruszał się miarowo, a z dołuspoglądały ku niemu oczy z ciemnych twarzy, białych twarzy, czerwonych twarzy,twarzy skupionych, oczarowanych, jak gdyby wszyscy ci ludzie, siedzący w równychrzędach na wąskich ławach, byli pod wpływem hipnozy jego głosu. A był on donośny,brzmiał zadziwiająco dla jego własnych uszu, był to jedyny dźwięk słyszalny naświecie, gdyż te okrutnie wyraźne pytania, które wydzierały jego odpowiedzi, zdawałysię kształtować same w bólu i rozpaczy wewnątrz jego piersi i dochodziły do niego,bolesne a milczące, jak okrutne pytania własnego sumienia. Tam, za tą salą sądowąsłońce przypiekało, wewnątrz wiał wiatr z wielkich wentylatorów wywołując dreszcze,wstyd palił, spojrzenia tych utkwionych oczu były jak ostrza sztyletów. Twarzprezydującego urzędnika, gładko wygolona i niewzruszona, patrzała na <strong>Jim</strong>a, trupioblada, w otoczeniu dwu czerwonych twarzy urzędników morskich. Przez szerokieokno umieszczone pod sufitem spływało światło na głowy i ramiona tych trzech ludzi,którzy odcinali się wyraźnie w półświetle wielkiej sali sądowej, gdzie audytoriumzdawało się być złożone z ruchomych cieni. Domagali się faktów. Faktów! Domagalisię od niego faktów, jak gdyby te fakty mogły wszystko wytłumaczyć!— Gdy doszedł pan do przekonania, że zetknęliście się z czymś pływającym, powiedzmyz jakąś resztką rozbitego okrętu, kapitan kazał panu pójść na przód parowca,by się przekonać, czy nie został uszkodzony. Czy sądził pan, że siła zderzenia mogłato zrobić? — spytał urzędnik siedzący na lewo.Miał cienką, w podkowę podciętą brodę, wystające kości policzkowe, a oparłszyoba łokcie na stole, składał i rozkładał grube palce, patrząc na <strong>Jim</strong>a badawczymi,niebieskimi oczyma; drugi, ciężki, pełen pogardy mężczyzna, rozparty w krześle, wyciągnąłna całą długość lewą rękę i delikatnie bębnił palcami po bibule leżącej przednim; po środku nich siedział prosto w wysokim fotelu sędzia, głowę lekko pochyliłna ramię, ręce złożył na piersiach; obok kałamarza stały kwiaty zanurzone w szklancewody.— Nie — odparł <strong>Jim</strong>. — Powiedziano mi, by nie wołać nikogo i nie robić żadnegohałasu z obawy przed wywołaniem paniki. Uważałem tę ostrożność za konieczną.Wziąłem jedną z lamp wiszących pod płótnem i poszedłem na przód parowca. Otworzyłemklapę i usłyszałem bulgotanie wody. Spuściłem lampę jak mogłem najgłębieji przekonałem się, że otwór jest do połowy wypełniony wodą. Wiedziałem już, żetam w dole musi być wielka dziura.Umilkł.— Tak — rzekł gruby urzędnik, uśmiechając się do bibuły; jego palce nieustannieskakały po papierze nie wywołując stuku.— Nie pomyślałem jeszcze o niebezpieczeństwie. Mogłem być trochę oszołomiony;wszystko to się stało tak spokojnie, tak nagle. Wiedziałem, że w parowcunie ma innego spojenia, tylko tam w dziobie, gdzie pusta przestrzeń dzieli dno oddolnego pokładu. Wróciłem do kapitana, by mu to powiedzieć. Natknąłem się nadrugiego maszynistę, który podnosił się z ziemi u stóp drabiny wiodącej na pomost;zdawał się oszołomiony i powiedział mi, że prawdopodobnie ma złamane lewe ramię;potknął się na jednym ze stopni, gdy ja byłem na przedzie statku. Krzyknął: „Bożemój! To zgniłe, zardzewiałe żelastwo rozpadnie się za chwilę, a przeklęty parowiecpójdzie na dno jak bryła ołowiu!” Odepchnął mnie prawą ręką, wyprzedził i drapiącsię po drabinie krzyczał. Lewe ramię wisiało mu bezwładnie. Podążyłem za nim i widziałem,jak kapitan rzucił się na niego i powalił na plecy. Nie bił go więcej; pochyliłsię tylko nad nim mówiąc coś gniewnie, lecz cicho. Zdaje mi się, że mówił mu, dlaczego,u diabła, nie zatrzymał maszyny, zamiast wrzeszczeć na pokładzie. Słyszałem,Czyn, SłowoSE A 13
- Page 2: Utwór opracowany został w ramach
- Page 5 and 6: przyniósł ze sobą na dół, i wy
- Page 7 and 8: zbudziło się w nim nowe uczucie;
- Page 9 and 10: odzin zakątki przy pomocy ciężki
- Page 11: — Gdzieżeś się upił? — pyta
- Page 15 and 16: człowieka gdzieś widzieć — mo
- Page 17 and 18: worek biskwitów⁸, kartofli, czy
- Page 19 and 20: — Wy, Anglicy, jesteście wszyscy
- Page 21 and 22: nogi: zdawał się być spuchnięty
- Page 23 and 24: oczekiwałem cudu. Jedyna rzecz, kt
- Page 25 and 26: Przez cały ciąg jego przemowy oka
- Page 27 and 28: się, że go widzę, jak zapisuje:
- Page 29 and 30: po niskim, pomarszczonym czole. —
- Page 31 and 32: czułem, że na nic mu się przyda
- Page 33 and 34: — Teraz, kiedy pan widzi, że si
- Page 35 and 36: gigantyczną mistyfikacją. Kto odg
- Page 37 and 38: to odgadnąć. Czy uczuł, że mu s
- Page 39 and 40: głosem cichym, dumnym. Uderzył pi
- Page 41 and 42: stojąc bezradnie, ale co by pan zr
- Page 43 and 44: nieruchomości przypatrują im się
- Page 45 and 46: nadziei w mej głowie. Nie wiem. Te
- Page 47 and 48: odesłał ich do wszystkich diabł
- Page 49 and 50: — Struchlałem widząc je tam jes
- Page 51 and 52: — Byli zbyt zdziwieni, by zdobyć
- Page 53 and 54: sześć godzin zupełnej nieruchomo
- Page 55 and 56: Poszedł parę kroków dalej i gdy
- Page 57 and 58: złudzeń lat młodzieńczych, a on
- Page 59 and 60: i tym sposobem światła jego stał
- Page 61 and 62: Patrząc na swe ręce, wydął troc
- Page 63 and 64:
podziwiać zdolności spostrzegawcz
- Page 65 and 66:
— chyba że uwzględnicie egzyste
- Page 67 and 68:
— Poszli sobie… schronili się
- Page 69 and 70:
wy. Skończyło się! Myśl ta przy
- Page 71 and 72:
szedłem do sądu, bo mam pewną my
- Page 73 and 74:
— Co panu jest? — krzyknął Ch
- Page 75 and 76:
łem na niego ukradkowe spojrzenie.
- Page 77 and 78:
wróciła nagle ciemność podniesi
- Page 79 and 80:
ozsądnie, a ile razy spojrzałem n
- Page 81 and 82:
Już od sześciu tygodni mieszkamy
- Page 83 and 84:
— Przywiązałem się do starego,
- Page 85 and 86:
chcesz, ale wspomnij sobie moje sł
- Page 87 and 88:
że w owym czasie nie mogłem już
- Page 89 and 90:
— Tylko jeden taki okaz mają w m
- Page 91 and 92:
dzieścia przynajmniej, tak mi się
- Page 93 and 94:
liżej, złożył ją na mym ramien
- Page 95 and 96:
swej pogoni za motylami lub może p
- Page 97 and 98:
Wiedziałem doskonale, że należa
- Page 99 and 100:
Miałem przyjemność spotkania teg
- Page 101 and 102:
i w wielu miejscach poszczerbioną.
- Page 103 and 104:
y prędzej odpływali, i stojąc pr
- Page 105 and 106:
wadzającą z równowagi; jego nale
- Page 107 and 108:
IAł — Tu byłem więźniem przez
- Page 109 and 110:
Była to chwila odpływu, w odnodze
- Page 111 and 112:
delikatna, wysmukła, lekka jak ma
- Page 113 and 114:
sama, gdym zaszedł tam wczesnym ra
- Page 115 and 116:
mógł; w każdym razie, nie ulega
- Page 117 and 118:
Czasami stawała pełna pogardy, pa
- Page 119 and 120:
— Ja słyszałam to wszystko. —
- Page 121 and 122:
nak — ale zdawało mu się, że t
- Page 123 and 124:
zapewne pozbawiło go głosu przez
- Page 125 and 126:
należałem do tego Nieznanego, kt
- Page 127 and 128:
yła sobie z tej uczciwej miłości
- Page 129 and 130:
pienia. Mało tego. Jest wielki —
- Page 131 and 132:
mnie dróżką; nogi jego, obute w
- Page 133 and 134:
— Jak to, — powiedziałem — c
- Page 135 and 136:
— Nie tam w każdym razie. — Tu
- Page 137 and 138:
…Przypuszczam, że nie zapomniał
- Page 139 and 140:
Zdawało się, że lęka się, bym
- Page 141 and 142:
Wówczas, jak sądzę, usiłował n
- Page 143 and 144:
Ona przechyliła się w tył, jej w
- Page 145:
Ten utwór nie jest chroniony prawe