11.07.2015 Views

Lord Jim - eBooks

Lord Jim - eBooks

Lord Jim - eBooks

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

stojąc bezradnie, ale co by pan zrobił? Co? Nie wie pan, co powiedzieć — i nikttego nie wie. Na obrócenie się nawet trzeba mieć czas. Cóż miałem zrobić? Czy toby się nazywało dobrocią, gdybym doprowadził tych ludzi do szaleństwa ze strachu,nie mogąc ich uratować… bo nic by ich ocalić nie zdołało? Słuchaj pan! Taka jestprawda, jak tu siedzę przed panem…Szybko dyszał za każdym słowem, rzucając przenikliwe spojrzenia na mą twarz,jakby chcąc śledzić wywołane wrażenie. Nie mówił do mnie, ale przede mną, dysputującz niewidzialną osobistością, swoim nieodłącznym towarzyszem i przeciwnikiem— jakby drugim posiadaczem jego duszy. Były to rzeczy przechodzące kompetencjesędziów; była to subtelna sprzeczka o istotne prawdy życiowe i nie wymagała onasędziego. Tu potrzeba było wspólnika, pomocnika. Czułem, na jakie ryzyko się narażam,jeżeli dam się w to wciągnąć i będę zmuszony wziąć udział w dyspucie niedającejsię rozstrzygnąć, jeżeli się chce pozostać uczciwym względem pewnych szczytnychurojeń mających swoje prawa i wobec tych niechlubnych, mających swe wymagania.Nie mogę wytłumaczyć wam, jak dziwnie pomieszane były moje odczucia, gdyż niewidzieliście go i słyszycie to opowiadanie już z drugich ust. Zdawało mi się, że jestemzmuszany do zrozumienia rzeczy niepojętych — a przykrości tego odczucia nie mogęz niczym porównać. Musiałem patrzeć na tę umowę, ugodę, która czai się na dnieKonflikt wewnętrzny,Spowiedź, Sobowtór,Sumienie, Kondycjaludzkakażdej prawdy, wejrzeć w zasadniczą szczerości fałszu. Zwracał się on zarazem do tej Księżycstrony nas samych, która pozostaje wiecznie zwrócona do światła dziennego, jak i dotej strony, która jak druga strona księżyca egzystuje skrycie w wiecznej ciemności,z bojaźliwym, bladym światłem, ukazującym się tylko czasami na brzegach. Zachwiałmną. Przyznaję się do tego. Sprawa była mętna, nic nieznacząca — jak sobie chcecie,jakiś zgubiony młokos, jeden na milion — ale o to chodziło, że on był z tych dobregogatunku; wypadek zupełnie pozbawiony doniosłości, jak na przykład zalaniewodą mrowiska, a jednak tajemnica jego zachowania się działała na mnie tak, jakgdyby był on jednostką stojącą na czele legionu jemu podobnych, jak gdyby niejasnaprawda była tak znacząca, iż zagrażała pojęciom o całej ludzkości…Marlow umilkł, by zapalić na nowo gasnące cygaro, zdawał się zapominać zupełnieo tej historii i nagle znów zaczął mówić:— To moja wina, naturalnie. Nie należało się tym interesować. To była moja Pozory, Prawdasłabość. Jego słabość była innego rodzaju. Moja polegała na tym, że nie odróżniałemrzeczy przypadkowych, zewnętrznych. Nie zwracałem uwagi na łachmany gałganiarza,jak również na cienką bieliznę innego człowieka. Spotykałem tylu ludzi — ciągnąłdalej z odcieniem smutku — spotykałem najrozmaitszych, a widziałem w nich tylkoludzką istotę. Jakiś przeklęty, demokratyczny rodzaj widzenia, lepszy zapewne odzupełnej ślepoty, ale nieprzynoszący mi korzyści — upewniam was. Ludzie oczekują,by brano pod uwagę ich cienką bieliznę. Ale ja nie mogłem nigdy zdobyć się naentuzjazm dla tych rzeczy. O! To wada, wielka wada; i oto przychodzi piękny wieczór;gromadka ludzi leni się zasiąść do wista — i słuchają opowiadania…Umilkł znów, czekając może na zachęcającą uwagę, ale nikt się nie odezwał; tylkosam gospodarz, jakby spełniając obowiązek, szepnął:— Jesteś subtelny, Marlow.— Kto? Ja? — rzekł Marlow cichym głosem. — O nie! To on był subtelny.Pomimo wszelkich moich usiłowań, by odtworzyć całą osnowę sprawy, braknie miniezliczonych odcieni — tak były delikatne, a tak je trudno oddać w bezbarwnychsłowach. Bo on komplikował sprawy przez swą prostotę — biedny chłopak!… NaJowisza! On był zadziwiający. Oto siedział i mówił, że tak, jak go widzę własnymioczami, tak on, nie bałby się niczego — i wierzył w to najzupełniej. Powiadam wam,że to było bajecznie niewinne, a zarazem piramidalne! Śledziłem go skrycie, jak gdy-SE A 41

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!