ym podejrzewał, że ma względem mnie jakieś niedobre zamiary. Był przekonany,że nie było nic takiego, czemu by on nie potrafił stawić czoła. Jeszcze gdy był „małymbębnem”, przygotowywał się do wszystkich trudności, jakie go na lądzie lubwodzie mogą spotkać. Dumny był z tego rodzaju przewidywania. Obmyślał niebezpieczeństwai obronę, spodziewając się rzeczy najgorszych, ćwicząc się w przezwyciężaniutrudniejszych prób. Musiał wieść egzaltowaną egzystencję. Czy możecie tosobie wyobrazić? Cały szereg przygód, wzrastająca chwała z odznaczonych zwycięstw,a z każdym dniem poczucie tych zdolności przenikało głębiej jego wewnętrzną istotę.Zapominał się zupełnie; oczy błyszczały, a za każdym jego słowem moje serce, spaloneświatłem jego niedorzeczności, coraz bardziej ciążyło mi w piersiach. Nie chciałemsię śmiać, więc przybrałem poważny wyraz twarzy, by się przypadkiem nie roześmiać.<strong>Jim</strong> okazywał pewne zdenerwowanie. „Zwykle zdarzają się rzeczy nieoczekiwane” —rzekłem pojednawczym tonem. Tępota moja wywołała pogardliwy okrzyk: — „Et!”Przypuszczam, że chciał wyrazić, iż rzeczy nieoczekiwane nie mogą go dotknąć; niemogły się ostać wobec doskonałego przygotowania się z jego strony. Był znienackanapadnięty — i mruczał do siebie przekleństwa na wody, firmament, parowieci ludzi.Wszystko go zdradziło! Dopadła go tego wyższego rodzaju rezygnacja, która niepozwoliła mu ruszyć jednym palcem, podczas gdy tamci, mający doskonale jasne pojęciesytuacji, popychali się wzajemnie, rozpaczliwie pracując nad uwolnieniem łodzi.Coś się tam zepsuło w ostatniej chwili. Musiał to być ciekawy widok — gorączkowapraca tych nędzników na nieruchomym parowcu zapadającym powoli w ciszę uśpionegoświata: walczyli oni z upływającym czasem, by jak najprędzej uwolnić łódź,klnąc na czym świat stoi, ciągnąc, popychając, warcząc zjadliwie jeden na drugiego,gotowi do mordu, powstrzymywani jedynie bojaźnią śmierci stojącej w milczeniu zaich plecami jak niewzruszony ciemnooki poborca podatków. Och! Tak, musiał tobyć wspaniały widok! <strong>Jim</strong> widział to wszystko, mógł o tym mówić z pogardą i goryczą;on za pomocą szóstego zmysłu ogarnął to wszystko, tak przynajmniej wnioskuję,gdyż przysięgał mi, że trzymał się na uboczu, nie rzucając jednego spojrzenia ani nanich, ani na łódź! Wierzyłem mu. Przypuszczam, że zanadto był zajęty groźnym pochylaniemsię parowca, tą groźbą odkrytą w chwili najzupełniejszego bezpieczeństwa— zahipnotyzowany był widokiem miecza wiszącego na włosku ponad jego pełnąimaginacji głową.Przed jego oczami nie było żadnego ruchu i mógł bez przeszkody wyobrazić sobie,jak ciemna linia nieboskłonu podniesie się razem ze spokojną powierzchnią wód;widział otwierającą się przepaść, beznadziejną walkę, sklepienie niebios zamykającesię na zawsze nad jego głową jak sklepienie grobu — bunt młodego życia — okropnykoniec! Mógł! Na Jowisza! Kto by nie mógł? A musicie pamiętać, że on w pewienwłaściwy sobie sposób był artystą: biedak, był obdarowany władzą szybkich, przenikliwychwizji. To, co widział, zmieniło go w zimny głaz od stóp aż do karku; alew głowie jego gorączkowo pląsały myśli: były to pląsy ślepych, kulawych myśli — wirstrasznych kalek. Czy nie mówiłem wam, że spowiadał się przede mną, jak gdybymmiał władzę odpuszczania grzechów. Zagrzebał się głęboko, głęboko w nadziei mojejabsolucji, która jemu na nic by się nie przydała. Była to jedna z tych spraw, w którejżaden człowiek pomóc nie może: gdy Stwórca sam zdaje się opuszczać grzesznika, bygo zostawić własnemu losowi.Trzymał się na przeciwnym brzegu mostu, jak mógł najdalej od toczącej się walkio łódź, która nabierała znamion szaleństwa połączonego z tajemniczością spisku.A tymczasem obaj Malajczycy pozostali przy kole steru. Wyobraźcie sobie wszystkichaktorów tej sceny: jedni walczą do ostatecznego wyczerpania, drudzy — w zupełnejCzyn, Los, Marzenie,ZdradaWizjaArtystaSpowiedźSE A 42
nieruchomości przypatrują im się, a nad nimi rozciągnięte płótno kryło zupełną nieświadomość,setki istot ludzkich z ich męką, marzeniami, nadziejami, wstrzymanychniewidzialną ręką nad samym brzegiem przepaści niosącej zupełną zagładę. Bo takrzeczy się miały, wierzcie mi, wziąwszy pod uwagę stan parowca, innego rezultatuspodziewać się nie można było. Nic dziwnego, że tamci przy łodzi wariowali. Gdybymtam był, nie dałbym złamanego szeląga za to, że parowiec jeszcze sekundę zdoła sięutrzymać na powierzchni wody. A jednak utrzymywał się jeszcze! Ci śpiący pielgrzymimieli ukończyć swą pielgrzymkę. Widocznie Wszechmocna Istota, do łaskiktórej zwracali się, chciała, by pozostali jeszcze chwil kilka na tym świecie i spojrzawszyw dół, dała znak oceanowi: „Czekaj!” Ocalenie ich zaniepokoiłoby mnie jakowypadek przechodzący ludzkie pojęcie, gdybym nie wiedział, jak wytrzymałe jeststare żelastwo — tak jak wytrzymały jest duch ludzki, kołaczący się w ciałach takwyczerpanych, że zdają się być cieniami.Nie dziwi mnie zupełnie zachowanie dwóch sterników przez te dwadzieścia minut.Byli oni wraz z innymi tuziemcami przywiezieni z Adenu, by świadczyli w sądzie.Jeden z nich walczył ciągle z nadzwyczajną nieśmiałością, był bardzo młody. Pamiętamdoskonale, że Brierly przez tłumacza spytał go, o czym on myślał w tej chwiliniebezpieczeństwa? Tłumacz po krótkiej z nim rozmowie odwrócił się do sądu z minąpoważną, oświadczając: „On twierdzi, że wcale nie myślał.”Drugi, z cierpliwymi, mrużącymi się oczyma, wypłowiałą niebieską chustką zgrabniezawiązaną na siwych kosmykach włosów, z ciemną twarzą, która wydawała sięjeszcze ciemniejsza wskutek pokrywających ją zmarszczek — objaśnił, że wiedział,iż coś złego dzieje się z parowcem, ale nie było rozkazu; nie przypomina sobie, byjakiś wydano; więc po cóż miał porzucać ster? Na inne pytania wzruszył szerokimiramionami i oświadczył, że nigdy mu to przez myśl nie przyszło, by biali ludzie moglize strachu uciekać z parowca. I teraz temu nie wierzy. Musiały być jakieś tajemniczeprzyczyny. On dobrze wie o tym. Był on człowiekiem wielkiego doświadczeniai chce, by biały Tuan (pan) wiedział — zwrócił się do Brierly'ego, który nie podniósłnawet głowy — że on nauczył się wielu rzeczy, służąc białym ludziom na morzu przezbardzo wiele lat — i nagle uniesiony, zaczął wymieniać dziwnie brzmiące nazwiskazmarłych kapitanów, zapomnianych okrętów. Przerwano mu w końcu. Nastała ciszaw sądzie — nieprzerywana cisza trwała parę minut, aż przeszła powoli w szept.Ten epizod wywołał sensację; w drugim dniu śledztwa zrobił wrażenie na wszystkichobecnych; jeden tylko <strong>Jim</strong> siedział zasępiony na końcu pierwszej ławki i nie spojrzałnawet na tego dziwnego świadka, mającego jakąś tajemniczą teorię obrony.I tak ci dwaj biedacy nie puszczali steru na parowcu niemającym już żadnej drogido przebycia, czekając, by znalazła ich śmierć, gdyby im była przeznaczona. Biali nierzucili im jednego spojrzenia, zapomnieli zapewne o ich egzystencji. Z pewnością <strong>Jim</strong>nie pamiętał o nich. Pamiętał, że nic zrobić nie może teraz, gdy pozostał sam. Nicinnego nie pozostawało, tylko utonąć z parowcem. Nie było potrzeby przeciwdziałaniatemu, bo po co? Czekał w milczeniu, zesztywniały w pojęciu jakiejś bohaterskiejdyskrecji. Wołano go po cichu. Pierwszy maszynista przebiegł ostrożnie most i pociągnąłgo za rękaw. „Chodź pan! Pomóż! Na miłość Boga, chodź i pomóż pan!”Wrócił na palcach do łodzi i znów przybiegł, targając za rękaw, prosząc i przeklinającjednocześnie.— Zdaje mi się, że gotów był całować moje ręce — rzekł <strong>Jim</strong> dzikim głosem —a potem zaraz, pieniąc się, szeptał mi w twarz: „Gdybym miał czas, z przyjemnościąrozgniótłbym ci czaszkę!” Odepchnąłem go. Nagle schwycił mnie za szyję. Psiakrew!Palnąłem go i nie patrząc trafiłem. „Nie chcesz ratować własnego życia, ty przeklętyLos, Niebezpieczeństwo,MorzeCiało, DuszaKolonializm, RobotnikOdwaga, Śmiech,TchórzostwoSE A 43
- Page 2: Utwór opracowany został w ramach
- Page 5 and 6: przyniósł ze sobą na dół, i wy
- Page 7 and 8: zbudziło się w nim nowe uczucie;
- Page 9 and 10: odzin zakątki przy pomocy ciężki
- Page 11 and 12: — Gdzieżeś się upił? — pyta
- Page 13 and 14: izbie; wysoko nad jego głową umie
- Page 15 and 16: człowieka gdzieś widzieć — mo
- Page 17 and 18: worek biskwitów⁸, kartofli, czy
- Page 19 and 20: — Wy, Anglicy, jesteście wszyscy
- Page 21 and 22: nogi: zdawał się być spuchnięty
- Page 23 and 24: oczekiwałem cudu. Jedyna rzecz, kt
- Page 25 and 26: Przez cały ciąg jego przemowy oka
- Page 27 and 28: się, że go widzę, jak zapisuje:
- Page 29 and 30: po niskim, pomarszczonym czole. —
- Page 31 and 32: czułem, że na nic mu się przyda
- Page 33 and 34: — Teraz, kiedy pan widzi, że si
- Page 35 and 36: gigantyczną mistyfikacją. Kto odg
- Page 37 and 38: to odgadnąć. Czy uczuł, że mu s
- Page 39 and 40: głosem cichym, dumnym. Uderzył pi
- Page 41: stojąc bezradnie, ale co by pan zr
- Page 45 and 46: nadziei w mej głowie. Nie wiem. Te
- Page 47 and 48: odesłał ich do wszystkich diabł
- Page 49 and 50: — Struchlałem widząc je tam jes
- Page 51 and 52: — Byli zbyt zdziwieni, by zdobyć
- Page 53 and 54: sześć godzin zupełnej nieruchomo
- Page 55 and 56: Poszedł parę kroków dalej i gdy
- Page 57 and 58: złudzeń lat młodzieńczych, a on
- Page 59 and 60: i tym sposobem światła jego stał
- Page 61 and 62: Patrząc na swe ręce, wydął troc
- Page 63 and 64: podziwiać zdolności spostrzegawcz
- Page 65 and 66: — chyba że uwzględnicie egzyste
- Page 67 and 68: — Poszli sobie… schronili się
- Page 69 and 70: wy. Skończyło się! Myśl ta przy
- Page 71 and 72: szedłem do sądu, bo mam pewną my
- Page 73 and 74: — Co panu jest? — krzyknął Ch
- Page 75 and 76: łem na niego ukradkowe spojrzenie.
- Page 77 and 78: wróciła nagle ciemność podniesi
- Page 79 and 80: ozsądnie, a ile razy spojrzałem n
- Page 81 and 82: Już od sześciu tygodni mieszkamy
- Page 83 and 84: — Przywiązałem się do starego,
- Page 85 and 86: chcesz, ale wspomnij sobie moje sł
- Page 87 and 88: że w owym czasie nie mogłem już
- Page 89 and 90: — Tylko jeden taki okaz mają w m
- Page 91 and 92: dzieścia przynajmniej, tak mi się
- Page 93 and 94:
liżej, złożył ją na mym ramien
- Page 95 and 96:
swej pogoni za motylami lub może p
- Page 97 and 98:
Wiedziałem doskonale, że należa
- Page 99 and 100:
Miałem przyjemność spotkania teg
- Page 101 and 102:
i w wielu miejscach poszczerbioną.
- Page 103 and 104:
y prędzej odpływali, i stojąc pr
- Page 105 and 106:
wadzającą z równowagi; jego nale
- Page 107 and 108:
IAł — Tu byłem więźniem przez
- Page 109 and 110:
Była to chwila odpływu, w odnodze
- Page 111 and 112:
delikatna, wysmukła, lekka jak ma
- Page 113 and 114:
sama, gdym zaszedł tam wczesnym ra
- Page 115 and 116:
mógł; w każdym razie, nie ulega
- Page 117 and 118:
Czasami stawała pełna pogardy, pa
- Page 119 and 120:
— Ja słyszałam to wszystko. —
- Page 121 and 122:
nak — ale zdawało mu się, że t
- Page 123 and 124:
zapewne pozbawiło go głosu przez
- Page 125 and 126:
należałem do tego Nieznanego, kt
- Page 127 and 128:
yła sobie z tej uczciwej miłości
- Page 129 and 130:
pienia. Mało tego. Jest wielki —
- Page 131 and 132:
mnie dróżką; nogi jego, obute w
- Page 133 and 134:
— Jak to, — powiedziałem — c
- Page 135 and 136:
— Nie tam w każdym razie. — Tu
- Page 137 and 138:
…Przypuszczam, że nie zapomniał
- Page 139 and 140:
Zdawało się, że lęka się, bym
- Page 141 and 142:
Wówczas, jak sądzę, usiłował n
- Page 143 and 144:
Ona przechyliła się w tył, jej w
- Page 145:
Ten utwór nie jest chroniony prawe