— Niech pan mu nie daje wpadać w pasję — krzyczał z daleka rozpaczliwiegniewny głos, który, obijając się o mury, robił wrażenie głosu dobywającego się z tunelu.Palce jak szpony wpijały się w moje ramię: spoglądał na mnie spod oka porozumiewawczo.— Okręt przepełniony był nimi, wie pan, a my musieliśmy uciekać skrycie —szepnął nadzwyczaj pośpiesznie. — Wszystkie różowe, wielkie jak brytany, z okiemna szczycie głowy i pazurami naokoło wstrętnych paszcz. Och! O-o-ch!Szybkie rzuty wywołane jakby galwanicznym prądem, uwydatniały pod cienkąkołdrą zarysy chudych, ruchliwych nóg; puścił moje ramię i chwytał coś w powietrzu;ciało jego drgało przeciągle jak rozluźniona struna har, a gdy spojrzałem w dół,straszna groza przedarła się przez szkliste jego spojrzenie. Natychmiast twarz staregożołnierza o szlachetnych, spokojnych zarysach znikła sprzed moich oczu zepsutawyrazem podstępnej chytrości, wstrętnej obawy i rozpaczliwej zgrozy. Powstrzymałkrzyk.— Szaa! Co one tam robią teraz na dole? — spytał — wskazując na podłogęz dziwaczną ostrożnością w głosie i geście, a znaczenie tego było dla mnie jasne.— Wszystkie śpią — odparłem — patrząc na niego badawczo.Tak, to chciał usłyszeć; to były właściwe słowa, mogące go uspokoić. Odetchnąłgłęboko.— Szaa! Cicho, spokojnie! Stary wyga ze mnie. Znam te bestie. Roztrzaskaj głowępierwszej, która się poruszy. Za dużo ich tu jest, a okręt zaledwie dziesięć minututrzymać się jeszcze może!— Rzucił się znów. — Śpiesz się — wrzasnął nagle i jużkrzyczał jednym głosem. — Zbudziły się wszystkie! Miliony ich! Depczą po mnie!Czekaj! O! Czekaj! Zgniotę je na miazgę jak muchy! Czekajcie na mnie! Pomocy!Ra-a-tun-ku!Przeciągłe wycie dopełniło miary mego niepowodzenia. Widziałem, jak drugichory rozpaczliwym ruchem podniósł obie ręce do obandażowanej głowy; felczerz fartuchem zawiązanym aż pod brodę ukazał się w perspektywie, zdawało mi się,że patrzę na niego wąskim końcem teleskopu. Wyznaję, że sam byłem zbity z tropui bez dalszych ceregieli uciekłem na zewnętrzną galerię przez jedno z długich oknien.Wycie ścigało mnie jak zemsta. Zawróciłem na puste schody i nagle otoczyły mniecisza i spokój; idąc powoli i w milczeniu, mogłem zebrać myśli. Na dole spotkałemmiejscowego chirurga, który mnie zatrzymał.— Odwiedzałeś swego chorego, kapitanie? Zdaje mi się, że go jutro rano możnabędzie uwolnić. Chociaż ci idioci nie mają żadnego pojęcia, jak trzeba zachować siępo chorobie. A wie pan, mamy tu głównego maszynistę z tego okrętu z pielgrzymami.To ciekawy wypadek. irim rm najgorszego rodzaju. Pił przez trzy dniw tym szynku Greka czy Włocha. Więc czegóż można się spodziewać? Cztery butelkidziennie najmocniejszej wódki — mówiono mi. Jeżeli to prawda, to tylko dziwić siętrzeba, że wytrzymał. To jakby łykał roztopione żelazo. Że mu się w mózgu pomieszało,to się rozumie, ale to dziwne, że w jego bredzeniu jest pewna metoda. Próbujęją zbadać. Logiczna nić w takim dirim — to rzecz niezwykła. Zgodnie z tradycjątakich wypadków powinien widzieć węże, ale on ich nie widzi. Dobre stare tradycjewzięły teraz w łeb. Jego wizje należą do świata żab. Ha! Ha! Nie, doprawdy, nie przypominamsobie, by mnie kiedy wypadek białej gorączki tak interesował. On po takimtraktamencie powinien był umrzeć, ale to twarda natura! A te dwadzieścia cztery latapodzwrotnikowego życia też znaczą niemało. Powinieneś pan, doprawdy, spojrzeć naniego. Szlachetnie wyglądający opój. Dziwniejszego człowieka nie spotkałem nigdy,z punktu widzenia medycznego rozumie się. Nie chce pan?Alkohol, Choroba,Pijaństwo, SzaleństwoSE A 24
Przez cały ciąg jego przemowy okazywałem wielkie zainteresowanie się tym przedmiotem,grzeczność tego wymagała, ale teraz, przybierając wyraz żalu, szepnąłem cośo braku czasu i pospiesznie uścisnąłem jego rękę.— On nie może być obecny na śledztwie! — krzyknął za mną. — Czy jegozeznanie jest niezbędne?— Nie, wcale! — zawołałem już z bramy.IAł IWładze najwidoczniej były tego samego zdania. Rozprawa sądowa nie została odłożona.Odbyła się w wyznaczonym dniu, tłumu na nim nie brakło zapewne dlatego,że w wypadku tym wchodziły w grę rozliczne odczucia ludzkie. Nie było żadnychwątpliwości co do faktów — przynajmniej co do jednego materialnego faktu. Jakimsposobem Patna została uszkodzona, nie sposób było się dowiedzieć; sąd nawet niespodziewał się odkrycia tej tajemnicy, a w całym audytorium ani jeden człowiek nieinteresował się tym. Jak już mówiłem, wszyscy marynarze znajdujący się w tym czasiew forcie byli obecni w sądzie, licznie reprezentowany był też cały handel nadmorski.Wiedzieli o tym czy nie, ciągnęło ich tu zainteresowanie czysto psychologicznejnatury — oczekiwanie na wyjawienie całej siły, potęgi, całej okropności ludzkichwzruszeń. Rozumie się, że nic podobnego nie mogło zostać wyjawione. Przesłuchaniejedynego człowieka, który był w stanie i chciał poddać się śledztwu, obracało się bezużyteczniewokół dobrze znanego faktu i pytania rzucane w tej kwestii były równiepouczające jak stukanie młotkiem o żelazne pudełko, w którym mieści się poszukiwanyprzedmiot. Urzędowe badanie nie mogło być czym innym. Celem jego byłonie zasadnicze „dlaczego”, ale powierzchowne „jak” całej tej sprawy.Ten młody człowiek mógłby dać istotne wyjaśnienie, ale chociaż ta właśnie rzeczinteresowała całe audytorium, zadawane mu pytania odciągały go z konieczności odtego, co dla mnie na przykład byłoby jedyną prawdą godną poznania; ale czyż możeciesię spodziewać, by ukonstytuowane władze zbadały stan duszy ludzkiej — lubprzynajmniej stan jego wątroby? Ich zadaniem było rozpatrywanie skutków i, mówiącszczerze, urzędnik policyjny i asesorowie floty niezdatni są do niczego innego.Wcale nie twierdzę, że byli oni głupcami. Prezes sądu był bardzo cierpliwy. Jedenz asesorów był kapitanem żaglowca, miał rudą brodę i świętoszkowaty charakter.Drugi — był to Brierly. Wielki Brierly. Słyszeliście pewno o nim — o kapitanienajwytworniejszego okrętu linii Blue Star!Zdawał się skrajnie znudzony honorem, jakiego dostąpił. Nigdy w swym życiunie popełnił omyłki, nie miał żadnego wypadku, niepowodzenia, nie doświadczyłżadnego wahania się w swojej karierze i był to jeden z tych szczęśliwych ludzi, którzynie znają uczucia niezdecydowania, a tym mniej niedowierzania sobie. Mając lattrzydzieści dwa, otrzymał najlepszą komendanturę i umiał to docenić. Nie było równejposady na całym świecie; gdybyście go przyparli do muru, ręczę, że wyznałby,iż w jego mniemaniu nie ma drugiego takiego komendanta. Wybór padł na odpowiedniegoczłowieka. Reszta ludzkości, niedowodząca szesnastowęzłowym stalowymparowcem Ossa, należała do rzędu marnych istot. Niejednemu uratował życie na morzu,szedł z pomocą zagrożonym okrętom, dostał złoty chronometr od towarzystwaasekuracyjnego i binokle z odpowiednim napisem od jakiegoś obcego państwa napamiątkę oddanych usług. Był głęboko przekonany o swych zasługach i słusznościotrzymywanych nagród. Ja go dość lubiłem, chociaż wiem, że wielu moich znajomych,skądinąd łagodnych i poczciwych, zupełnie nie mogło go znieść. Nie miałemnajmniejszej wątpliwości co do tego, że czuł wobec mnie wyższość — gdybyś byłSąd, UrzędnikSąd, DuszaCnota, SędziaPycha, ZazdrośćSE A 25
- Page 2: Utwór opracowany został w ramach
- Page 5 and 6: przyniósł ze sobą na dół, i wy
- Page 7 and 8: zbudziło się w nim nowe uczucie;
- Page 9 and 10: odzin zakątki przy pomocy ciężki
- Page 11 and 12: — Gdzieżeś się upił? — pyta
- Page 13 and 14: izbie; wysoko nad jego głową umie
- Page 15 and 16: człowieka gdzieś widzieć — mo
- Page 17 and 18: worek biskwitów⁸, kartofli, czy
- Page 19 and 20: — Wy, Anglicy, jesteście wszyscy
- Page 21 and 22: nogi: zdawał się być spuchnięty
- Page 23: oczekiwałem cudu. Jedyna rzecz, kt
- Page 27 and 28: się, że go widzę, jak zapisuje:
- Page 29 and 30: po niskim, pomarszczonym czole. —
- Page 31 and 32: czułem, że na nic mu się przyda
- Page 33 and 34: — Teraz, kiedy pan widzi, że si
- Page 35 and 36: gigantyczną mistyfikacją. Kto odg
- Page 37 and 38: to odgadnąć. Czy uczuł, że mu s
- Page 39 and 40: głosem cichym, dumnym. Uderzył pi
- Page 41 and 42: stojąc bezradnie, ale co by pan zr
- Page 43 and 44: nieruchomości przypatrują im się
- Page 45 and 46: nadziei w mej głowie. Nie wiem. Te
- Page 47 and 48: odesłał ich do wszystkich diabł
- Page 49 and 50: — Struchlałem widząc je tam jes
- Page 51 and 52: — Byli zbyt zdziwieni, by zdobyć
- Page 53 and 54: sześć godzin zupełnej nieruchomo
- Page 55 and 56: Poszedł parę kroków dalej i gdy
- Page 57 and 58: złudzeń lat młodzieńczych, a on
- Page 59 and 60: i tym sposobem światła jego stał
- Page 61 and 62: Patrząc na swe ręce, wydął troc
- Page 63 and 64: podziwiać zdolności spostrzegawcz
- Page 65 and 66: — chyba że uwzględnicie egzyste
- Page 67 and 68: — Poszli sobie… schronili się
- Page 69 and 70: wy. Skończyło się! Myśl ta przy
- Page 71 and 72: szedłem do sądu, bo mam pewną my
- Page 73 and 74: — Co panu jest? — krzyknął Ch
- Page 75 and 76:
łem na niego ukradkowe spojrzenie.
- Page 77 and 78:
wróciła nagle ciemność podniesi
- Page 79 and 80:
ozsądnie, a ile razy spojrzałem n
- Page 81 and 82:
Już od sześciu tygodni mieszkamy
- Page 83 and 84:
— Przywiązałem się do starego,
- Page 85 and 86:
chcesz, ale wspomnij sobie moje sł
- Page 87 and 88:
że w owym czasie nie mogłem już
- Page 89 and 90:
— Tylko jeden taki okaz mają w m
- Page 91 and 92:
dzieścia przynajmniej, tak mi się
- Page 93 and 94:
liżej, złożył ją na mym ramien
- Page 95 and 96:
swej pogoni za motylami lub może p
- Page 97 and 98:
Wiedziałem doskonale, że należa
- Page 99 and 100:
Miałem przyjemność spotkania teg
- Page 101 and 102:
i w wielu miejscach poszczerbioną.
- Page 103 and 104:
y prędzej odpływali, i stojąc pr
- Page 105 and 106:
wadzającą z równowagi; jego nale
- Page 107 and 108:
IAł — Tu byłem więźniem przez
- Page 109 and 110:
Była to chwila odpływu, w odnodze
- Page 111 and 112:
delikatna, wysmukła, lekka jak ma
- Page 113 and 114:
sama, gdym zaszedł tam wczesnym ra
- Page 115 and 116:
mógł; w każdym razie, nie ulega
- Page 117 and 118:
Czasami stawała pełna pogardy, pa
- Page 119 and 120:
— Ja słyszałam to wszystko. —
- Page 121 and 122:
nak — ale zdawało mu się, że t
- Page 123 and 124:
zapewne pozbawiło go głosu przez
- Page 125 and 126:
należałem do tego Nieznanego, kt
- Page 127 and 128:
yła sobie z tej uczciwej miłości
- Page 129 and 130:
pienia. Mało tego. Jest wielki —
- Page 131 and 132:
mnie dróżką; nogi jego, obute w
- Page 133 and 134:
— Jak to, — powiedziałem — c
- Page 135 and 136:
— Nie tam w każdym razie. — Tu
- Page 137 and 138:
…Przypuszczam, że nie zapomniał
- Page 139 and 140:
Zdawało się, że lęka się, bym
- Page 141 and 142:
Wówczas, jak sądzę, usiłował n
- Page 143 and 144:
Ona przechyliła się w tył, jej w
- Page 145:
Ten utwór nie jest chroniony prawe