gę wyrazić się metaforycznie, przeżuł go na drobne kawałeczki i — a! wypluł goz powrotem.Za chwilę więc ujrzałem monstrualny brzuch schodzący pośpiesznie z góry i zatrzymującysię o parę kroków przede mną. Potwór zatrzymał się widocznie dla namysłu;jego wielkie purpurowe policzki drżały. Gryzł swój kciuk, a po chwili, ujrzawszymnie, rzucił długie spojrzenie z ukosa. Trzej jego towarzysze stworzyli małą grupęi zatrzymali się w pewnym oddaleniu. Był tam mały mężczyzna o żółtej cerze, z rękąna temblaku i jakaś długa osobistość w ubraniu z niebieskiej flaneli, sucha jak szczapa,z obwisłymi siwymi wąsami, oglądająca się wokoło z wyrazem ogłupienia. Trzecimbył prosto się trzymający, szeroki w plecach młodzieniec z rękami w kieszeniach;odwrócił się tyłem od swych towarzyszy rozmawiających z wielkim ożywieniem. Patrzyłna pustą esplanadę. Jakiś trzęsący się wózek stanął naprzeciw tej grupy i woźnica,zakładając prawą nogę na kolano, oddał się krytycznemu oglądaniu swych palców.Młodzieniec, nie ruszając się, nie podnosząc nawet głowy, patrzył w przestrzeń zalanąsłońcem. W takich okolicznościach pierwszy raz ujrzałem <strong>Jim</strong>a. Wyglądał tak obojętniei niedostępnie, jak tylko młodzi mogą wyglądać. Stał tam w czystym ubraniui o jasnej twarzy, mocno trzymając się na nogach, słońce nigdy nie świeciło chybajeszcze nad bardziej obiecującym chłopcem; a patrząc na niego, wiedząc wszystko, coon wie i trochę więcej jeszcze, byłem tak zły, jak gdybym odkrył, że chce on coś wydrzećze mnie przy pomocy rozmaitych wykrętów. Jak on może wyglądać tak krzepkoi zdrowo? Pomyślałem sobie: no, jeżeli tego rodzaju człowiek może tak się zhańbić…czułem, że mógłbym zerwać kapelusz z głowy i deptać po nim z serdecznego zmartwienia— widziałem, jak robił to pewien Włoch, właściciel barki, gdy idiota majteknie umiał sobie poradzić z kotwicą, zarzucając ją w przystani napełnionej okrętami.Widząc go tak spokojnym i pewnym siebie, zadawałem sobie pytanie: czy on głupi— czy też zatwardziały? Zdawało się, że za chwilę zacznie gwizdać wesołą piosenkę.A zwróćcie tylko uwagę, że nic a nic nie interesowało mnie zachowanie się tamtych.A przecież osobistości te były przedmiotem gawęd publicznych i miały stanąć terazprzed sądem.— Ten stary wariat, łotr, nazwał mnie psem! — rzekł kapitał Patny.Nie wiem, czy on mnie poznał — przypuszczam, że tak — w każdym razie naszespojrzenia się spotkały. Wytrzeszczył oczy, a ja uśmiechnąłem się; pies był tonajłagodniejszy epitet z tych, które doszły moich uszu przez otwarte okna.— Doprawdy? — spytałem wskutek dziwnej niezdolności utrzymania języka zazębami.Skinął głową, gryzł znów kciuk i przeklinał; nagle podniósł głowę i patrząc namnie z ponurą i bezczelną pasją — zawołał:— Ba! Ocean Spokojny wielki jest, przyjacielu! Wy, przeklęci Anglicy, możeciesobie robić, co wam się podoba; ja wiem, gdzie się zawsze znajdzie miejsce dla takiegojak ja człowieka; znają mnie dobrze w Apia, w Honolulu, w…Zatrzymał się, namyślając, a ja bez wielkiego wysiłku mogłem sobie wyobrazićgatunek ludzi, którzy go dobrze znali w tamtych okolicach. Nie chcę robić z tegotajemnicy, że sam znałem niejeden podobny okaz. Są takie chwile, że człowiek musipostępować tak, jak gdyby mu słodko było w każdym towarzystwie. Przeżyłemi takie chwile, a co więcej, nie będę udawał, że bolałem nad tą koniecznością, gdyżwielu osobników z tego złego towarzystwa pozbawionego moralności — co mówię,moralnych póz — było dwa razy bardziej ciekawych i dwadzieścia razy zabawniejszychod zwykłego szanowanego złodzieja, którego wy wszyscy sadzacie przy stolebez rzeczywistej konieczności, z przyzwyczajenia, tchórzostwa, z dobroci serca, z tysiącaniezrozumiałych lub niskich powodów.Hańba, Honor, MłodośćSE A 18
— Wy, Anglicy, jesteście wszyscy łajdakami — mówił australijski patriota z Flensburgaczy Szczecina. Nie mogę sobie przypomnieć teraz, jaki przyzwoity port na wybrzeżuBałtyku był gniazdem tego rzadkiego ptaka. — Kto wy jesteście, żeby wrzaskpodnosić? Co? Powiedzcie mi. Nie jesteście lepszym od innych narodem, a tamten,stary łajdak, śmiał mi wymyślać.Grube jego cielsko drżało na nogach, zdających się być słupami; drżał cały odstóp do głów.— Wy, Anglicy, to tylko potraficie: wrzask podnosicie dla najmniejszej rzeczy,dlatego, że nie urodziłem się w waszym przeklętym kraju. Odebrać moje świadectwa!A bierzcie je! Nie potrzebuję świadectw. Człowiek taki jak ja nie potrzebuje waszychr¹⁰ świadectw. Pluję na nie! — Plunął. — Zostanę obywatelem amerykańskim— krzyczał tupiąc, przestępując z nogi na nogę, jak gdyby chciał uwolnić sięod niewidzialnej a tajemniczej siły, nie pozwalającej mu odejść z tego miejsca. Taksię przy tym rozgorączkował, że szczyt jego okrągłej głowy parował.Mnie trzymała na miejscu siła nietajemnicza: ciekawość jest najsilniejszym uczuciemi to ona nie dawała mi odejść; chciałem zobaczyć, jakie wrażenie wywoła towszystko na młodym chłopcu, który stał z rękami w kieszeniach, odwrócony plecamii patrzył poprzez gazony esplanady na żółty portyk hotelu Malabar, z minączłowieka wybierającego się na spacer, gdy tylko przyjaciel jego będzie gotów. Takąmiał minę i było to wstrętne. Czekałem, by go ujrzeć zgnębionego, zmieszanego,przeszytego na wskroś, wijącego się jak ćma na szpilce, a zarazem bałem się to zobaczyć,jeżeli rozumiecie moją myśl. Nic okropniejszego, niż patrzeć na człowieka,który był schwytany nie na zbrodni, ale na gorszej niż zbrodnia słabości. Zwykłyhart ducha nie pozwala nam stać się zbrodniarzami w rzeczywistym słowa tego znaczeniu;żaden z nas nie może się jednak zabezpieczyć przed nieznaną słabością, możepodejrzewaną tylko, jak w niektórych częściach świata podejrzewacie, że pod każdymkrzakiem kryje się zdradliwy wąż — słabości ukrytej, świadomej lub nieświadomej,pogardzanej, powściąganej lub nieznanej przez większą część życia. Jesteśmy pchanido czynów, za które spadają na nas przekleństwa, do czynów, za które wieszająnas, a duch może to wszystko przeżyć, przeżyć wydany wyrok, przeżyć stryczek, naJowisza! A są rzeczy, wydające się czasami małymi, przez które niejeden z nas zostajecałkowicie, zupełnie zgubiony. Patrzyłem na tego młodzieńca: podobał mi sięjego wygląd; znałem takich ludzi; pochodził z porządnego środowiska, był jednymz nas. Wyszedł on z gromady tych kobiet i mężczyzn, może ani zabawnych, ani inteligentnych,ale których istnienie oparte jest na uczciwej wierze i na odwadze. Niemówię tu o wojskowej czy cywilnej odwadze ani o żadnym rodzaju zwykłej odwagi.Mam na myśli tę wrodzoną zdolność patrzenia prosto w oczy pokusom, tę nieocenionąsiłę oporu, tę nieobmyśloną a błogosławioną sztywność wobec wewnętrznejczy zewnętrznej zgrozy, wobec potęgi natury i zwodniczego zepsucia ludzi, podpartąniewzruszoną wiarą wobec siły faktów, zarazy złego przykładu, podszeptów idei. Dodiabła z ideami! To są włóczędzy, żebracy dobijający się do tylnych drzwi naszychumysłów; każdy zabiera odrobinę twej substancji, unosi odrobinę tej wiary w kilkaprostych pojęć, których musisz trzymać się ze wszystkich sił, jeżeli chcesz żyćprzyzwoicie i zakończyć życie spokojnie!Nie ma to nic wspólnego z <strong>Jim</strong>em, tyle że zewnętrznie wyglądał, jakby należał dotego rodzaju ludzi dobrych, głupich, jakich chętnie widzimy obok siebie w życiu, typuosób nietarganych wybrykami inteligencji lub zboczeniami, powiedzmy, nerwów.Był to gatunek człowieka, któremu oddałbyś w opiekę cały okręt, mówiąc w przenośnii wyrażając się fachowo zarazem. Mówię, że ja bym tak zrobił, a powinienem sięCzyn, Hańba, Zbrodnia,WążPozycja społeczna,Sumienie, Odwaga¹⁰r (niem.) — przeklęty.SE A 19
- Page 2: Utwór opracowany został w ramach
- Page 5 and 6: przyniósł ze sobą na dół, i wy
- Page 7 and 8: zbudziło się w nim nowe uczucie;
- Page 9 and 10: odzin zakątki przy pomocy ciężki
- Page 11 and 12: — Gdzieżeś się upił? — pyta
- Page 13 and 14: izbie; wysoko nad jego głową umie
- Page 15 and 16: człowieka gdzieś widzieć — mo
- Page 17: worek biskwitów⁸, kartofli, czy
- Page 21 and 22: nogi: zdawał się być spuchnięty
- Page 23 and 24: oczekiwałem cudu. Jedyna rzecz, kt
- Page 25 and 26: Przez cały ciąg jego przemowy oka
- Page 27 and 28: się, że go widzę, jak zapisuje:
- Page 29 and 30: po niskim, pomarszczonym czole. —
- Page 31 and 32: czułem, że na nic mu się przyda
- Page 33 and 34: — Teraz, kiedy pan widzi, że si
- Page 35 and 36: gigantyczną mistyfikacją. Kto odg
- Page 37 and 38: to odgadnąć. Czy uczuł, że mu s
- Page 39 and 40: głosem cichym, dumnym. Uderzył pi
- Page 41 and 42: stojąc bezradnie, ale co by pan zr
- Page 43 and 44: nieruchomości przypatrują im się
- Page 45 and 46: nadziei w mej głowie. Nie wiem. Te
- Page 47 and 48: odesłał ich do wszystkich diabł
- Page 49 and 50: — Struchlałem widząc je tam jes
- Page 51 and 52: — Byli zbyt zdziwieni, by zdobyć
- Page 53 and 54: sześć godzin zupełnej nieruchomo
- Page 55 and 56: Poszedł parę kroków dalej i gdy
- Page 57 and 58: złudzeń lat młodzieńczych, a on
- Page 59 and 60: i tym sposobem światła jego stał
- Page 61 and 62: Patrząc na swe ręce, wydął troc
- Page 63 and 64: podziwiać zdolności spostrzegawcz
- Page 65 and 66: — chyba że uwzględnicie egzyste
- Page 67 and 68: — Poszli sobie… schronili się
- Page 69 and 70:
wy. Skończyło się! Myśl ta przy
- Page 71 and 72:
szedłem do sądu, bo mam pewną my
- Page 73 and 74:
— Co panu jest? — krzyknął Ch
- Page 75 and 76:
łem na niego ukradkowe spojrzenie.
- Page 77 and 78:
wróciła nagle ciemność podniesi
- Page 79 and 80:
ozsądnie, a ile razy spojrzałem n
- Page 81 and 82:
Już od sześciu tygodni mieszkamy
- Page 83 and 84:
— Przywiązałem się do starego,
- Page 85 and 86:
chcesz, ale wspomnij sobie moje sł
- Page 87 and 88:
że w owym czasie nie mogłem już
- Page 89 and 90:
— Tylko jeden taki okaz mają w m
- Page 91 and 92:
dzieścia przynajmniej, tak mi się
- Page 93 and 94:
liżej, złożył ją na mym ramien
- Page 95 and 96:
swej pogoni za motylami lub może p
- Page 97 and 98:
Wiedziałem doskonale, że należa
- Page 99 and 100:
Miałem przyjemność spotkania teg
- Page 101 and 102:
i w wielu miejscach poszczerbioną.
- Page 103 and 104:
y prędzej odpływali, i stojąc pr
- Page 105 and 106:
wadzającą z równowagi; jego nale
- Page 107 and 108:
IAł — Tu byłem więźniem przez
- Page 109 and 110:
Była to chwila odpływu, w odnodze
- Page 111 and 112:
delikatna, wysmukła, lekka jak ma
- Page 113 and 114:
sama, gdym zaszedł tam wczesnym ra
- Page 115 and 116:
mógł; w każdym razie, nie ulega
- Page 117 and 118:
Czasami stawała pełna pogardy, pa
- Page 119 and 120:
— Ja słyszałam to wszystko. —
- Page 121 and 122:
nak — ale zdawało mu się, że t
- Page 123 and 124:
zapewne pozbawiło go głosu przez
- Page 125 and 126:
należałem do tego Nieznanego, kt
- Page 127 and 128:
yła sobie z tej uczciwej miłości
- Page 129 and 130:
pienia. Mało tego. Jest wielki —
- Page 131 and 132:
mnie dróżką; nogi jego, obute w
- Page 133 and 134:
— Jak to, — powiedziałem — c
- Page 135 and 136:
— Nie tam w każdym razie. — Tu
- Page 137 and 138:
…Przypuszczam, że nie zapomniał
- Page 139 and 140:
Zdawało się, że lęka się, bym
- Page 141 and 142:
Wówczas, jak sądzę, usiłował n
- Page 143 and 144:
Ona przechyliła się w tył, jej w
- Page 145:
Ten utwór nie jest chroniony prawe