11.07.2015 Views

Lord Jim - eBooks

Lord Jim - eBooks

Lord Jim - eBooks

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

nogi: zdawał się być spuchnięty do niemożliwych rozmiarów wskutek jakiejś strasznejchoroby lub działania tajemniczej a nieznanej trucizny. Podniósł głowę, ujrzałtych dwóch stojących przed nim, otworzył usta z nadzwyczajnym wykrzywieniemwydętych policzków, chcąc do nich przemówić, jak sądzę — i nagle przyszła mu dogłowy jakaś myśl. Grube purpurowe wargi zamknęły się, nie wydawszy głosu, poszedłpewnym krokiem do powoziku i z taką brutalną niecierpliwością zaczął szarpać jegodrzwiczki, iż byłem przekonany, że wszystko się na niego przewróci: powozik, koniki woźnica. Ten ostatni, zbudzony z zamyślenia nad swą piętą, zaczął natychmiastzdradzać objawy natężonego strachu, schwycił się rękami za kozioł i patrzył na tegopotwora pakującego się do wózka. Powozik trząsł się gwałtownie, a purpurowy kark,szerokość bioder, olbrzymi ciężar pleców przykrytych pasiastą flanelą, cały wysiłekohydnej masy działał na zmysły jak coś śmiesznego i okropnego zarazem, jak wizjemęczące w gorączce. Znikł. Myślałem, że buda powoziku pęknie na dwoje, a sam wózekrozpadnie się jak dojrzały strączek, ale on tylko ugiął się ze zgrzytem gniecionychresorów i nagle opadła jedna z firanek. Ukazały się ramiona w ciasnym otworze;wysunęła się głowa, wielka, trzęsąca się jak balon, spocona, wściekła, wrzeszcząca.Szturchnął woźnicę pięścią czerwoną jak kawał surowego mięsa. Krzyczał, by ruszaćjak najprędzej. Dokąd? Do Oceanu Spokojnego może. Woźnica śmignął biczem; konikchrapnął, stanął dęba i puścił się galopem. Dokąd? Do Apia? do Honolulu? Miał6 000 mil podzwrotnikowego pasa, gdzie mógł się zabawiać, lecz ja nie dosłyszałemdokładnego adresu. Prychający konik uniósł go w mgnieniu oka i nigdy go więcejnie widziałem, a co więcej, nie znam takiego, co by go widział po tym zniknięciuz moich oczu w powoziku, który pomknął na zakręcie w tumanie białego kurzu.Odjechał, znikł, rozpłynął się, zapadł się pod ziemię i dziwnym sposobem zdawałosię, że zabrał z sobą powozik, gdyż nigdy później nie natknąłem się na kasztanowategokonika z przeciętym uchem i biednego woźnicę z chorą nogą. Ocean Spokojny jestrzeczywiście wielki; ale czy kapitan Patny gdziekolwiek znalazł miejsce do rozwojuswych talentów, czy nie, faktem jest, że znikł w przestrzeni jak czarownica na miotle.Młody chłopiec z ręką na temblaku rzucił się za powozikiem, wrzeszcząc: „Kapitanie!Słuchaj! Słu-u-chaj!” — ale po chwili stanął, spuścił głowę i wracał powoli. Nazgrzyt kół młodzieniec odwrócił się, stojąc na miejscu. Nie poruszył się więcej, niedał żadnego znaku, patrzył tylko w nowym kierunku, gdzie powozik znikł z oczu.Wszystko to trwało znacznie krócej niż moje opowiadanie, gdyż usiłuję wytłumaczyćwam słowami momentalne wrażenia wzrokowe. Za chwilę ukazał się na scenieurzędnik, Metys, wysłany przez Archibalda, żeby zobaczył, co się dzieje z biednymirozbitkami z Patny. Wyleciał z gołą głową, rzucał okiem na prawo i lewo, przejętyswoją misją. Przeznaczenie chciało, że co do głównej osobistości usiłowania jegomusiały być daremne, ale zbliżył się do pozostałych z krzykliwą pewnością siebie;został jednak prawie natychmiast wciągnięty do gwałtownej sprzeczki z chłopcemmającym rękę na temblaku. On nie myśli czekać na rozkazy. On wcale się nie boitakiego anta z polewanym nosem, jego pogróżki tyle go obchodzą, co zeszłorocznyśnieg! Wrzeszczał, że chce, pragnie i musi iść do łóżka. „Gdybyś nie był spodlonymPortugalczykiem — słyszałem jak wrzeszczał — wiedziałbyś, że szpital jest dla mnienajodpowiedniejszym miejscem pobytu!” Podsunął pięść swej zdrowej ręki pod nostamtego; tłum zaczął się zbierać; metys pomieszany robił, co mógł, by zachować swągodność, usiłował wyjaśnić swoje zamiary. Odszedłem, nie czekając na koniec sprawy.Ale zdarzyło się, że miałem znajomego w szpitalu i poszedłem odwiedzić go nadzień przed rozpoczęciem rozprawy sądowej i ujrzałem tego chłopaka leżącego nałóżku z ręką ujętą w łupki na oddziale dla białych. Ku wielkiemu memu zdziwieniuPijaństwo, SzaleństwoSE A 21

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!