nieba morze błękitne i głębokie pozostało spokojne, bez jednego ruchu, bez jednejzmarszczki, gęste, stojące, martwe. Patna z lekkim świstem płynęła tą równinąświetlaną a gładką, rozwijała czarną wstęgę dymu na tle jasnego nieba, a poza sobą,na wodzie, pozostawiała białą wstęgę piany niknącej natychmiast jak widmo szlakupozostałe na martwym morzu po widmie parowca.Każdego ranka słońce, jak gdyby zawarło ugodę z tym dążącym na pielgrzymkęparowcem, z cichym a nagłym wybuchem światła ukazywało się zawsze w tymsamym miejscu, w tyle parowca, w południe doganiało go, zlewając skoncentrowanyżar swych promieni na pobożne zamiary ludzkie, przechylało się dalej i zapadałotajemniczo do morza wieczór za wieczorem. Pięciu białych na parowcu żyłona śródokręciu,w odosobnieniu od ludzkiego ładunku. Rozciągnięte płótno tworzyło białydach nad pokładem od końca do końca i jedynie niejasny pomruk, cichy szept smutnychgłosów zdradzał obecność tego tłumu ludzi na olbrzymim przestworze wód.Takie były te dni spokojne, gorące, ciężkie, znikające jeden po drugim w przeszłości,jak gdyby wpadały w wiecznie otwartą przepaść; a parowiec, samotny pod słupemdymu, trzymał się stale jednego kierunku, czarny, dymiący w tym świetlistym bezmiarze,jakby spalony ogniem, lecącym nań z bezlitosnego nieba.Zapadająca noc zdawała się błogosławieństwem.IAł IIICudowna cisza zapanowała nad światem, a gwiazdy wraz ze spokojem swych promienizdawały się zlewać na ziemię zapewnienie wiecznotrwałego bezpieczeństwa.Księżyc w swej pierwszej kwadrze błyszczał na zachodzie, podobny do wióra odciętegood złotej sztaby, a Morze Arabskie, gładkie i chłodne dla oka jak przestrzeńlodowa, rozciągało swą doskonałą płaszczyznę pod spokojnym koliskiem ciemnegowidnokręgu. Parowiec szedł naprzód, jego ruchy zdawały się harmonizować z bezpieczeństwemwszechświata; a po obu stronach głębokie fałdy wody, wystające i ciemnena tej błyszczącej równi, wchłaniały w swe proste i poprzeczne bruzdy delikatną białąpianę, wypryskującą z lekkim świstem, małe fale, zmarszczki, zwoje, które, gdy pozostaływ tyle, mąciły przez chwilę powierzchnię morza po przejściu parowca, a późniejsię uspakajały, wygładzały, ginąc w ogólnym spokoju nieba i wody, po której poruszałasię czarna plama łupiny okrętu, pozostając wiecznie w jej centrum.<strong>Jim</strong>, stojąc na mostku, przeniknięty był tą wielką pewnością bezgranicznego bezpieczeństwai spokoju, jaki się daje czytać ze spokojnego stanu natury, podobnie jakczyta się pewność i pieczołowitą miłość rozlaną na twarzy matki.Pod płóciennym dachem,poddawszy się wiedzy i odwadze białych ludzi, ufając w potęgę i moc żelaznejskorupy ich ognistego okrętu, pielgrzymi, wyznawcy wymagającej wiary, spali namatach, derach, deskach, na wszystkich pokładach, we wszystkich ciemnych kątach,owinięci w farbowane sukna, okutani w brudne łachmany, z głowami opartymi namałych zawiniątkach, z twarzami wciśniętymi w podłożone pod nie ręce; mężczyźni,kobiety, dzieci; starzy z młodymi, niedołężni z krzepkimi — wszyscy równi wobecsnu, będącego bratem śmierci.Podmuch powietrza, wepchnięty z przodu parowca szybkością ruchu, przechodziłwzdłuż, muskał szeregi wyciągniętych ciał; zawieszone tu i ówdzie na słupachlampy rzucały mdłe światło, w którego niejasnych kręgach, rzucanych na dół i drgającychlekko wskutek niewyczuwalnych ruchów parowca, ukazywała się to zwróconado góry broda, to para zamkniętych oczu, ciemna ręka ze srebrnymi pierścionkami,chude ciało owinięte w łachman, głowa odrzucona w tył, naga stopa lub gardło,obnażone i naprężone, wystawione jakby pod nóż. Zamożniejsi urządzili dla swoichSłońceTłumNocBezpieczeństwo, Cisza,GwiazdaKsiężyc, MorzeBezpieczeństwo, MorzeBezpieczeństwo, Matka,NaturaSen, TłumSE A 8
odzin zakątki przy pomocy ciężkich pak i okurzonych mat; ludzie spoczywali pokotem,z całym swym bogactwem związanym w jeden węzeł pod głową; samotni starcyspali z wyciągniętymi nogami na dywanikach służących do modlitwy, rękami zakrywaliuszy, a łokcie sterczały im po obu stronach twarzy; jakiś ojciec ze wzniesionymiramionami i kolanami stykającymi się z głową — drzemał, trzymając na plecachchłopca ze zwichrzonymi włosami, który spał wyciągając nakazującym gestem rękę;kobieta spowita jak trup w białe płótno od stóp do głowy, trzymała po nagimdziecku w zagłębieniu każdego ramienia; bogactwo i cnota rezydowały w jednymmiejscu na przodzie parowca, gdzie utworzyła się wysoka góra o nierównych zarysachi w blasku wiszącej nad nią lampy na tle niewyraźnych kształtów zgromadzonychtam przedmiotów połyskiwały brzuchate miedziane dzbany, ostrza oszczepów, gdzieśpochwa starej szabli spoczywała na kupie poduszek, gdzie indziej znów wysuwał siędzióbek dzbanka do kawy. Umieszczony w pobliżu przyrząd periodycznie wydzwaniałkażdą milę przebytą na tej drodze osłodzonej nadzieją i wiarą. Nad uśpionymtłumem unosiło się słabe, cierpliwe tchnienie, od czasu do czasu tylko zmącone, gdyz głębi parowca wydobywały się krótkie, metaliczne dźwięki, ostry zgrzyt szpadlapodnoszącego węgiel, gwałtowny stukot zatrzaskiwanych drzwiczek pieca, jak gdybyludzie tam, w głębi, trzymający w rękach tajemniczą władzę, mieli piersi przepełnionewściekłym gniewem, podczas gdy górna łupina parowca szła równo naprzód,bez jednego chybnięcia się masztu, prując nieustannie wielkie spokojne wody podniedostępnym w swej błogości niebem.<strong>Jim</strong> przeszedł w poprzek mostka, a własne kroki w tej niezmąconej ciszy doszłytak wyraźnie jego uszu, jak gdyby odbiły się echem o czuwające gwiazdy; jego oczy,błądząc po linii widnokręgu, zdawały się łakomie spoglądać w niedostępny świat, niewidząc cienia zbliżających się wypadków.Jedynym cieniem na morzu był cień czarnegodymu, ciężkim, olbrzymim słupem wybuchający nieustannie i rozpływający sięw powietrzu. Dwaj Malajczycy, milczący i prawie nieruchomi, stali po obu stronachkoła, którego mosiężny brzeg błyszczał kawałkami w owalu światła padającegoz klatki kompasu. Co chwila w oświetlonej części ukazywała się ręka z czarnymi palcami,puszczająca i chwytająca szprychy; zwoje łańcucha kołowego ciężko chrzęszczaływ zagłębieniu beczki. <strong>Jim</strong> rzucał okiem na kompas, to znów na ten niedoścignionywidnokrąg, to wyciągał się tak, że wszystkie stawy trzeszczały i było mu dobrze;jakby ośmielony tym widokiem nienaruszalnego spokoju czuł, że nie dba o to, cosię z nim stać może, zanim nastąpi kres życia. Od czasu do czasu spoglądał leniwiena mapę przytwierdzoną czterema pluskiewkami do niskiego, trójnożnego stolika,umieszczonego w tyle okrętu. Ćwiartka papieru, uświadamiająca o głębokości morza,tworzyła błyszczącą powierzchnię w świetle lampy, powierzchnię gładką i równąjak połyskliwa przestrzeń wód. Spoczywały na niej narzędzia miernicze; położenieparowca o północy zaznaczone było małym, czarnym ołówkiem, a prosta linia zakreślonaołówkiem aż do Perim, wykazywała kierunek okrętu — drogę, wiodącą duszedo świętego miejsca, do nadziei zbawienia, nagrody żywota wiecznego (…). „Jak onrówno idzie” — pomyślał <strong>Jim</strong> ze zdziwieniem, z jakimś uczuciem wdzięczności zaten niewzruszony spokój morza i nieba. W takich chwilach myślał o spełnieniu wielkichczynów: kochał te marzenia i wierzył w powodzenie swych wielkich zamiarów.Były one najlepszą cząstką jego życia, jego tajemną prawdą, ukrytą rzeczywistością.Cechowała je dumna męskość, urok nieokreśloności, poprzedzały go krokiem bohaterskim;unosiły z sobą jego duszę i poiły ją boską ambrozją bezgranicznej ufnościw siebie samego. Nie było rzeczy, której by nie mógł stawić czoła. Był zadowolonyze swych myśli i uśmiechał się, patrząc przed siebie, a gdy przypadkiem rzucił okiemCisza, Gwiazda, WzrokObraz świata, OkrętMarzenieSE A 9
- Page 2: Utwór opracowany został w ramach
- Page 5 and 6: przyniósł ze sobą na dół, i wy
- Page 7: zbudziło się w nim nowe uczucie;
- Page 11 and 12: — Gdzieżeś się upił? — pyta
- Page 13 and 14: izbie; wysoko nad jego głową umie
- Page 15 and 16: człowieka gdzieś widzieć — mo
- Page 17 and 18: worek biskwitów⁸, kartofli, czy
- Page 19 and 20: — Wy, Anglicy, jesteście wszyscy
- Page 21 and 22: nogi: zdawał się być spuchnięty
- Page 23 and 24: oczekiwałem cudu. Jedyna rzecz, kt
- Page 25 and 26: Przez cały ciąg jego przemowy oka
- Page 27 and 28: się, że go widzę, jak zapisuje:
- Page 29 and 30: po niskim, pomarszczonym czole. —
- Page 31 and 32: czułem, że na nic mu się przyda
- Page 33 and 34: — Teraz, kiedy pan widzi, że si
- Page 35 and 36: gigantyczną mistyfikacją. Kto odg
- Page 37 and 38: to odgadnąć. Czy uczuł, że mu s
- Page 39 and 40: głosem cichym, dumnym. Uderzył pi
- Page 41 and 42: stojąc bezradnie, ale co by pan zr
- Page 43 and 44: nieruchomości przypatrują im się
- Page 45 and 46: nadziei w mej głowie. Nie wiem. Te
- Page 47 and 48: odesłał ich do wszystkich diabł
- Page 49 and 50: — Struchlałem widząc je tam jes
- Page 51 and 52: — Byli zbyt zdziwieni, by zdobyć
- Page 53 and 54: sześć godzin zupełnej nieruchomo
- Page 55 and 56: Poszedł parę kroków dalej i gdy
- Page 57 and 58: złudzeń lat młodzieńczych, a on
- Page 59 and 60:
i tym sposobem światła jego stał
- Page 61 and 62:
Patrząc na swe ręce, wydął troc
- Page 63 and 64:
podziwiać zdolności spostrzegawcz
- Page 65 and 66:
— chyba że uwzględnicie egzyste
- Page 67 and 68:
— Poszli sobie… schronili się
- Page 69 and 70:
wy. Skończyło się! Myśl ta przy
- Page 71 and 72:
szedłem do sądu, bo mam pewną my
- Page 73 and 74:
— Co panu jest? — krzyknął Ch
- Page 75 and 76:
łem na niego ukradkowe spojrzenie.
- Page 77 and 78:
wróciła nagle ciemność podniesi
- Page 79 and 80:
ozsądnie, a ile razy spojrzałem n
- Page 81 and 82:
Już od sześciu tygodni mieszkamy
- Page 83 and 84:
— Przywiązałem się do starego,
- Page 85 and 86:
chcesz, ale wspomnij sobie moje sł
- Page 87 and 88:
że w owym czasie nie mogłem już
- Page 89 and 90:
— Tylko jeden taki okaz mają w m
- Page 91 and 92:
dzieścia przynajmniej, tak mi się
- Page 93 and 94:
liżej, złożył ją na mym ramien
- Page 95 and 96:
swej pogoni za motylami lub może p
- Page 97 and 98:
Wiedziałem doskonale, że należa
- Page 99 and 100:
Miałem przyjemność spotkania teg
- Page 101 and 102:
i w wielu miejscach poszczerbioną.
- Page 103 and 104:
y prędzej odpływali, i stojąc pr
- Page 105 and 106:
wadzającą z równowagi; jego nale
- Page 107 and 108:
IAł — Tu byłem więźniem przez
- Page 109 and 110:
Była to chwila odpływu, w odnodze
- Page 111 and 112:
delikatna, wysmukła, lekka jak ma
- Page 113 and 114:
sama, gdym zaszedł tam wczesnym ra
- Page 115 and 116:
mógł; w każdym razie, nie ulega
- Page 117 and 118:
Czasami stawała pełna pogardy, pa
- Page 119 and 120:
— Ja słyszałam to wszystko. —
- Page 121 and 122:
nak — ale zdawało mu się, że t
- Page 123 and 124:
zapewne pozbawiło go głosu przez
- Page 125 and 126:
należałem do tego Nieznanego, kt
- Page 127 and 128:
yła sobie z tej uczciwej miłości
- Page 129 and 130:
pienia. Mało tego. Jest wielki —
- Page 131 and 132:
mnie dróżką; nogi jego, obute w
- Page 133 and 134:
— Jak to, — powiedziałem — c
- Page 135 and 136:
— Nie tam w każdym razie. — Tu
- Page 137 and 138:
…Przypuszczam, że nie zapomniał
- Page 139 and 140:
Zdawało się, że lęka się, bym
- Page 141 and 142:
Wówczas, jak sądzę, usiłował n
- Page 143 and 144:
Ona przechyliła się w tył, jej w
- Page 145:
Ten utwór nie jest chroniony prawe