17.03.2020 Views

POST SCRIPTUM - Wydanie świąteczne - Grudzień 2019

POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury. Wydanie specjalne, świąteczne. W numerze m.in: Święta u artystów, ilustracje Ewy Rodriquez, Bombka Krucha - Jarosław Rybski, Święta ateisty - Jarosław Prusiński, Percepcja koła-wystawa, Poezja, Wywiad z Alkiem Rogozińskim, Kawa – Piotr Jastrzębski, Jak spędzają Święta kobiety na emigracji, Osiem cytatów – Boże Narodzenie we Francji.

POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury.



Wydanie specjalne, świąteczne. W numerze m.in:
Święta u artystów, ilustracje Ewy Rodriquez, Bombka Krucha - Jarosław Rybski, Święta ateisty - Jarosław Prusiński, Percepcja koła-wystawa, Poezja, Wywiad z Alkiem Rogozińskim, Kawa – Piotr Jastrzębski, Jak spędzają Święta kobiety na emigracji, Osiem cytatów – Boże Narodzenie we Francji.

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

ISSN 2633-1292 2½/<strong>2019</strong> fb:post scriptum<br />

PROZA POEZJA PUBLICYSTYKA SZTUKI WIZUALNE<br />

Percepcja koła<br />

ŚWIĘTA ATEISTY<br />

wywiad z Alkiem Rogozińskim<br />

Wigilijny “DACH”Stowarzyszenia Autorów Polskich<br />

Jak święta spędzają KOBIETY NA EMIGRACJI<br />

Piotr Jastrzębski “KAWA”<br />

Święta święta Bożego Narodzenia we Francji we Francji<br />

Jarosław Rybski “BOMBKA KRUCHA”<br />

Święta u Artystów<br />

Robert Knapik<br />

Recenzja Krótkiej wymiany ognia<br />

nowości wydawnicze<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

1


Serdecznie<br />

zapraszamy!<br />

https://www.facebook.com/slawomirmikawoz/<br />

https://slawomirmikawoz.wordpress.com/<br />

W<br />

lutym otrzymacie do rąk pełny<br />

numer. Sto stron podróży do<br />

świata sztuki, którą odbędziecie ze<br />

wspaniałymi artystami. Będzie fotografka<br />

Monika Cichoszewska, będzie<br />

spotkanie z literaturą Olgi Tokarczuk,<br />

zagości na łamach malarz Sławomir<br />

Mikawoz (którego obraz publikujemy),<br />

piosenkarka Żanna Gierasimowa<br />

i wielu innych niewymienionych,<br />

ale równie wspaniałych artystów.<br />

4 Święta u artystów<br />

12 Ewa Rodriquez – ilustracje<br />

14 Bombka Krucha – Jarosław Rybski<br />

16 Święta ateisty - Jarosław Prusiński<br />

18 Percepcja koła<br />

20 Krótka wymiana ognia – recenzja<br />

24 Gwiazdka spadła na DACH<br />

26 Poezja<br />

30 Wywiad z Alkiem Rogozińskim<br />

34 Kawa – Piotr Jastrzębski<br />

36 Grzegorz Ptak – ilustracje<br />

40 Jak spędzają Święta kobiety na emigracji<br />

44 Przy placu MDM – Piotr Jastrzębski<br />

47 Osiem cytatów – Boże Narodzenie we Francji<br />

50 Świąteczne nowości wydawnicze<br />

Drodzy,<br />

W oczekiwaniu na numer lutowy, w którym<br />

znajdziecie wiele smakowitości w postaci<br />

kolejnej dawki ciekawych artykułów,<br />

felietonów, prozy literackiej, poezji<br />

i sztuk wszelakich, w którym wielu<br />

świetnych artystów opowie Wam o swojej<br />

twórczości i zmaganiu się z prozą życia –<br />

oddajemy w Wasze ręce numer świąteczny.<br />

To taki prezent, poza normalnym<br />

cyklem wydawniczym. Chcieliśmy go dla<br />

Was zrobić i... zrobiliśmy. A jest co czytać:<br />

przepytaliśmy Alka Rogozińskiego, artyści<br />

opowiadają o swoich mniej lub bardziej wyjątkowych<br />

świętach, dowiadujemy się jak<br />

Boże Narodzenie spędza się na emigracji,<br />

a na deser – garść wierszy i bajkowych<br />

ilustracji w klimacie świątecznym.<br />

Życzymy przyjemnej lektury i<br />

radosnego świętowania.<br />

Renata Cygan<br />

Redaktor naczelna<br />

ZESPÓŁ REDAKCYJNY:<br />

Iwona Niezgoda, Robert Knapik, Jarosław Prusiński, Ewelina Kwiatkowska-Tabaczyńska,<br />

Katarzyna Saniewska, Renata Cygan<br />

Skład i opracowanie graficzne: Renata Cygan<br />

NUMER KONTA: SORT CODE: 309626 ACC Number: 57418160<br />

fb: post scriptum<br />

2<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

email: postscriptum.mag@gmail.com<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

3


Święta u Artystów<br />

Spotkaliśmy się na tradycyjnym przedwigilijnym śledziku,<br />

popijając go wodą (bo to post w końcu, czas umartwiania) w naszych<br />

skromnych redakcyjnych progach. Literaci pili wodę z literatek,<br />

a inni artyści z kieliszków. Zaprzeczamy kłamliwym pogłoskom, że<br />

w szkle było coś innego niż woda. Była woda, chyba że dokonała się<br />

magiczna jej przemiana w wino. W końcu to święta.<br />

Do stołu z widokiem na Big Bena zasiedli artyści, którzy gościli lub<br />

w najbliższym czasie zagoszczą na naszych łamach - pisarze:<br />

Małgorzata Warda, Elżbieta Sidorowicz-Adamska, Krystyna<br />

Śmigielska, Maciej Siembieda, Jarosław Rybski, Krzysztof Bochus,<br />

malarka – Maja Borowicz, fotografka - Ewa Ćwikła, piosenkarka<br />

i aktorka – Alicja Borkowska, aktorka dramatyczna i pieśniarka –<br />

Żanna Gierasimowa.<br />

Post Scriptum:<br />

Czy któreś święta Bożego Narodzenia szczególnie<br />

zapadły Wam w pamięć? Czy któreś były magiczne?<br />

Małgorzata Warda:<br />

Staram się, aby każde święta były magiczne,<br />

natomiast najcieplej wspominam te obchodzone<br />

w dzieciństwie. Świat widziany oczami dziecka jest<br />

pełen magii i olśnień. Pamiętam moją babcię, przepasaną<br />

fartuchem, nakrywającą do <strong>świąteczne</strong>go<br />

stołu. Mamę i tatę w kuchni, takich młodych,<br />

młodszych niż ja jestem dzisiaj. Przypomina mi się<br />

siostra, jeszcze wtedy nastolatka, widzę siebie,<br />

pospiesznie kończącą pisać rozdział książki w stukartkowym<br />

zeszycie. I widzę nasz dom: blask świec, choinkę,<br />

nastrój oczekiwania, wiarę, że to magia sprawi,<br />

że pod choinką pojawią się prezenty. Mam nadzieję,<br />

że moja córka będzie miała podobne wspomnienia ze<br />

swoich dziecięcych świąt.<br />

Jarosław Rybski:<br />

Świętami, które ja wspominam najcieplej są te liczne,<br />

wielopokoleniowe, kiedy przy wigilijnym stole zasiadały<br />

cztery pokolenia mojej rodziny. Prababcia Maria,<br />

dziadek Wilhelm i babcia Maria, mama Alicja, tato<br />

Bolesław i wujek Leszek. No i ja. Wszyscy zgromadzeni<br />

w jednym pokoju, w kamienicy w jarosławskim rynku.<br />

Dwanaście potraw wigilijnych, sianko pod obrusem<br />

i pachnąca lasem choinka. Za oknem prószył śnieg,<br />

a zapach pyszności przygotowanych przez babcię<br />

zo-stał ze mną na zawsze.<br />

Kolejnymi świętami, które zapamiętałem były te podczas<br />

zimy stulecia w latach 70-tych. Wigilia w podobnym<br />

gronie, choć nieco mniej nas było, bo nie wszyscy<br />

mogli dojechać do Wrocławia. Spałem w czapce<br />

na głowie, bo był dwudziesty któryś stopień zasilania<br />

i w domu było zimno jak w psiarni. Nie muszę<br />

dodawać, że bardzo mi się to podobało.<br />

Teraz spędzamy święta z mamą i moją Dorotką,<br />

bo niemal wszyscy bliscy odeszli. Nie są to jednak<br />

smutne święta. Zawsze dają ciepło i otuchę, nadzieję<br />

na przyszłość.<br />

Elżbieta Sidorowicz-Adamska:<br />

To były święta takie, jak zawsze. Jak zawsze miały<br />

być u mnie, a ja jak zwykle pracowałam do końca,<br />

to znaczy w dzień wigilijny pozwolono nam wyjść<br />

z pracy o 16.00, w drodze wyjątku... Cały poprzedni<br />

tydzień przygotowywaliśmy z mężem wieczorami<br />

kolejne potrawy i sprzątaliśmy dom. W Wigilię byłam<br />

już tak umordowana, że właściwie marzyłam tylko<br />

o tym, żeby się położyć i wypocząć.<br />

Magia świąt? Jaka magia? Na dworze depresyjna plucha,<br />

ani płatka śniegu... Wkurzały mnie te wszystkie<br />

gwiazdkowe reklamy, zasypane magicznym śniegiem.<br />

Wkurzało mnóstwo rzeczy. Przez całą Wigilię latałam<br />

pomiędzy kuchnią a stołem, donosząc, odgrzewając,<br />

pilnując psa i kota, gdyż była to dość złodziejska<br />

i sprytna spółka z o.o., to znaczy odpowiedzialność<br />

zazwyczaj spadała na psa, bo z racji gabarytów trudno<br />

mu było w ciągu sekundy unicestwić się, co kotu<br />

przychodziło bez problemu. I nagle, przy którymś<br />

kolejnym nawrocie, spojrzałam na stół i ludzi przy<br />

nim. Spojrzałam, a potem zatrzymałam się w pędzie.<br />

Siedzieli tu wszyscy. Wszyscy, których kochałam<br />

i którzy byli mi bliscy. Co prawda tata, który miał już<br />

nieźle posuniętego Alzheimera, spytał mnie, dlaczego<br />

mój mąż nie jest w mundurze, bo spodziewał się<br />

dużego zgrupowania wojskowego. Co prawda mojej<br />

mamie trzeba było wszystko kroić na talerzu, bo już<br />

nie dawała sobie z tym rady. Mój brat nie mówił<br />

o niczym innym, tylko o kłopotach z pracownikami,<br />

siostra z postępującą schizofrenią, wyciągnięta cudem<br />

z sanatorium, nie mogła zjeść żadnej potrawy,<br />

bo wszystkie jej szkodziły, córka z bratową rozmawiały<br />

o swoich depresjach, siostra męża do każdego dania<br />

kategorycznie żądała herbaty, koniecznie w dużym<br />

kubku, my z mężem lataliśmy donosząc, pilnując,<br />

krojąc jedzenie, pacyfikując psa i kota, gotując gary<br />

herbaty, ale właśnie - zatrzymałam się. Spojrzałam na<br />

ludzi przy stole - z ich fiołami, chorobami, maniami,<br />

z ich starością - i pomyślałam: jaki to cud. Cud, że udało<br />

nam się spotkać, że udało się ich wszystkich zebrać,<br />

że mam ich tutaj przy sobie - tych wszystkich, których<br />

kocham. Bo przecież nie ma magicznych świąt. Bez<br />

ludzi w ogóle nie ma świąt. A magia? Magia jest<br />

w każdym z nas. To była ostatnia Wigilia, którą<br />

udało mi się spędzić ze wszystkimi. A w tym<br />

roku? Cóż, święta, jak zwykle, będą u nas.<br />

Tylko na stole będą już stały trzy puste talerze.<br />

Krystyna Śmigielska:<br />

Zimowe przesilenie to ważny moment, ciężki<br />

do przetrwania zwłaszcza w naszym klimacie. Od<br />

najmłodszych lat święta Bożego Narodzenia kojarzą<br />

się nam z magią, której będąc dzieckiem nie potrafimy<br />

zdefiniować. W miarę gromadzenia życiowych<br />

doświadczeń zaczynamy rozpoznawać emocje<br />

towarzyszące okresowi przygotowań mających na<br />

celu upamiętnienie przyjścia na świat cudownego<br />

dzieciątka. Świadomie nie przytaczam pięknej opowieści<br />

o narodzinach Bożego Syna, ponieważ jest<br />

ona celebrowana wyłącznie przez chrześcijan, a jak<br />

wiemy magię świąt odczuwają także ludzie niewierzący<br />

lub będący innego wyznania. Szybko zapadający<br />

zmrok, dotkliwy chłód powodują, że bezpiecznie czujemy<br />

się w ciepłym domowym zaciszu, spożywając<br />

w gronie bliskich nam osób obfity posiłek, po którym<br />

możemy spokojnie wypocząć. I ta pierwsza, jaskrawo<br />

świecąca gwiazda… Rodzi się w nas nadzieja<br />

na lepszą przyszłość, wiara, że teraz i my będziemy<br />

mogli pokonać swoje kłopoty, słabości, dolegliwości.<br />

Wzorując się na niezłomności Bożej Rodziny, czujemy<br />

jak wypełnia nas radość, przeświadczenie, że jeżeli<br />

sami nie poradzimy sobie z przeciwnościami losu,<br />

może zdarzyć się cud! I w pewnym sensie mamy<br />

rację. Każdy chociaż jeden, jedyny raz, poczuł to<br />

dotknięcie Bożego palca, wspierającego nas, pomagającego<br />

znaleźć odpowiednią drogę.<br />

Czy rzeczywiście w moim życiu miała miejsce Boska<br />

interwencja, tego nie wiem, ale faktem jest, że wtedy<br />

4 5<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


gotowa byłam w to uwierzyć i z wielkim przejęciem,<br />

głośno odmawiałam dziękczynne pacierze.<br />

Od tej pamiętnej Wigilii minęło już dziesięć lat, a ja<br />

nadal zadaję sobie pytanie, czy magia świąt pomogła<br />

nam w tej karkołomnej jeździe. Pięknych czasów<br />

dożyliśmy, granice przestają mieć znaczenie a ludzie<br />

sami wybierają miejsce, w którym chcą mieszkać<br />

i pracować. Moje dzieci również skorzystały z szansy<br />

osiedlenia się na obcej, ale przyjaznej ziemi. Po<br />

uzyskaniu dyplomów magistra bohemistyki, synowa<br />

i syn rozpoczęli pracę w Brnie. W pierwsze święta<br />

spędzane poza krajem postanowili zaprosić mnie<br />

i męża do pięknej stolicy czeskich Moraw. Jechaliśmy<br />

podekscytowani, w końcu nie tak często spędza się<br />

Boże Narodzenie za granicą. Chociaż nie dzieli nas<br />

znaczna odległość, jednak to zawsze inny klimat, inne<br />

obyczaje. Spokojnie wyjechaliśmy z Polski. Pogoda<br />

na jazdę była wymarzona. Śniegu ani na lekarstwo.<br />

Grudniowe słońce świeciło, w samochodzie dmuchawa<br />

rozprowadzała rozkoszne ciepło, humory nam<br />

dopisywały. Rozłożone na tylnym siedzeniu paczki<br />

z prezentami lekko podskakiwały na nielicznych wybojach.<br />

Od czasu do czasu w słoiku zabulgotał czerwony<br />

barszcz.<br />

Kłopoty zaczęły się po czeskiej stronie. Słońce niepostrzeżenie,<br />

chyłkiem schowało się za widoczne<br />

przed nami góry. Zmrok zapadał szybko, tak jak na<br />

wigilijny dzień przystało. Zaczęliśmy się śpieszyć. Nie<br />

znaliśmy trasy i z trudem orientowaliśmy się,<br />

w którą drogę należy skręcić. Małe znaki drogowe<br />

jedynie migały w blasku świateł samochodu, po czym<br />

pozostawały na miejscach kryjąc przed nami swoje<br />

wskazówki. Nocą, w obcym państwie czuliśmy<br />

się coraz bardziej zagubieni, niepewni, poruszający<br />

się jak ślepcy. Jadąc zgodnie ze wskazaniami GPS-a<br />

zaczęliśmy błądzić. Czechy wydawały nam się wymarłą<br />

krainą. Jadąc przez wioski, nie napotkaliśmy<br />

żywego ducha. W pewnej chwili zauważyliśmy drogowskaz<br />

z napisem Brno. Nie mając czasu na dłuższe<br />

zastanowienie i możliwości, aby zerknąć na mapę,<br />

posłusznie skręciliśmy w lewo i po chwili zaczęliśmy<br />

wspinać się ku górze. Droga była wąska, ale nadal<br />

dobra, asfaltowa. Na GPS-sie pokazały się niebieskie<br />

zygzaki zwiastujące niedalekie serpentyny.<br />

Trochę nas ten obraz zaniepokoił, ale w końcu – niejedną<br />

serpentynę już przejechaliśmy. Co to dla nas?<br />

Pestka! Bułka z masłem! Wyżej i wyżej. Droga stała<br />

się niebezpiecznie wąska. Zakręty następowały jeden<br />

po drugim. Pojawiła się mgła. Mżawka rosiła szyby,<br />

nadal jednak można było dostrzec wierzchołki drzew,<br />

co świadczyło o znajdującym się z prawej strony<br />

stromym urwisku. Do szczytu góry pozostawał spory<br />

kawałek drogi. Mgła gęstniała, a na mokrej jezdni<br />

pokazał się szary śnieg. Im dalej, tym gorzej.<br />

Pocieszaliśmy się, że łatwiej będzie nam zjechać,<br />

a więc – oby na górę – wzajemnie podtrzymywaliśmy<br />

się na duchu. Nie zauważyliśmy, kiedy asfalt stał się<br />

szutrową, zasypaną śniegiem trasą, na powierzchni<br />

której z opadłej mgły powstała gruba warstwa<br />

lodu. Po kolejnych skrętach, czując żołądki w gardle,<br />

zorientowaliśmy się, że prawdopodobnie minęliśmy<br />

wierzchołek góry. Dzięki Bogu – westchnęłam.<br />

Mąż jednak nie podzielał mojej radości. Samochód<br />

powoli zaczął zjeżdżać po oblodzonych serpentynach.<br />

Już nie widzieliśmy drzew, nie było też mowy, abyśmy<br />

mogli dostrzec pierwszą gwiazdkę. Mgła oplotła nas<br />

dokładnie. Pedał hamulca przestał działać. Auto<br />

ślizgało się po szutrowej, pokrytej lodem drodze.<br />

Spojrzałam na męża. Przyciskał do piersi kierownicę,<br />

starając się wyczuć kolejny skręt. Panująca cisza<br />

dzwoniła złowrogo w uszach. Nie było słychać nawet<br />

pracy silnika. Siedzieliśmy jak skamieniali, sunąc<br />

w swojej blaszanej trumnie wprost ku śmierci. Życie<br />

przesuwało się nam przed oczami, jak film puszczony<br />

w przyśpieszonym tempie. Zastanawiałam się nad<br />

tym, jak trudno będzie wydostać nas z tej przepaści.<br />

I już widziałam rozbity słoik po barszczu, dyndające<br />

na drzewach pierogi z grzybowym farszem.<br />

Tak to się skończy. Będziemy wspinać się po tym<br />

urwisku do nieba? – myślałam. – Byleby nie bolało,<br />

byleby nie bolało…<br />

W pewnej chwili przestałam wytężać wzrok. Oparłam<br />

się wygodnie o siedzenie. Już się nie bałam. Przyglądałam<br />

się białej jak mleko szybie i twarzy męża,<br />

na którą nikłe światło rzucał GPS. Poruszaliśmy się<br />

w tym powolnym, przedziwnym tańcu, pokonując<br />

skręt za skrętem, objęci ciemnością w białym kolorze.<br />

Wszystko stało się proste, jasne. Niczego nie oczekiwaliśmy,<br />

nie spodziewaliśmy się niczego tak, jak<br />

nie spodziewaliśmy się końca tej drogi. Wydawało<br />

się nam, że wieczność spędziliśmy na tej górze. Tak<br />

bardzo zapadliśmy w letarg, że długo nie mogliśmy<br />

uwierzyć w rozjaśniającą się mgłę, w nieznaczne poszerzenie<br />

drogi i czubki drzew kłaniające się nam za<br />

oknami. W pewnej chwili lód na szutrze zmienił się<br />

w szary śnieg, a trzy zakręty dalej z radością powitaliśmy<br />

asfaltową nawierzchnię. Kiedy dojechaliśmy do<br />

położonej u stóp góry oświetlonej wioski, zadzwonił<br />

syn.<br />

– Gdybyście zobaczyli kierunkowskaz na Brno i GPS<br />

pokazał wam, żeby skręcić w lewo, nie róbcie tego.<br />

Jedźcie prosto. To droga na paskudną górę. Kiedyś,<br />

w lipcu, wjechaliśmy na nią. Byłem pewny, że nigdy<br />

– My właśnie z niej zjechaliśmy! – zaśmiał się mąż,<br />

a ja głośno odmawiałam pacierz.<br />

Święta Bożego Narodzenia to piękny, magiczny czas.<br />

Czas prawdziwych cudów!<br />

Maciej Siembieda:<br />

Cieszę się, że wyszliście z tego cało. Ja, na szczęście,<br />

takich traumatycznych przeżyć nie miałem. Kiedy zestawiam<br />

we wspomnieniach przymiotnik z rzeczownikiem,<br />

rozpaczliwie szukając „magicznych<br />

świąt”, to przychodzi mi do głowy jedynie biała magia.<br />

Choć wolałbym czarną. Ma więcej emocji, niesamowitości<br />

i nieprawdopodobieństw. Jest bardziej fabularna.<br />

Niestety nie przypominam sobie świąt z udziałem<br />

wróżek i czarnoksiężników, choć mam wrażenie, że<br />

później od innych dzieci przestałem wierzyć w Świętego<br />

Mikołaja i wigilijną okazję pogadania z psami,<br />

z którymi się wychowywałem. Biała magia była prozaicznym<br />

dziełem zimy. Miałem wtedy kilka lat, mieszkałem<br />

u podnóża Gór Świętokrzyskich, gdzie Wigilie<br />

rozstrzygano systemem pucharowym. Raz były u<br />

nas, w przyszłym roku u którejś z ciotek, w następnym<br />

u wujka, i tak dalej aż do kolejnego okrążenia.<br />

Pamiętam, że gdzieś kiedyś na stole pojawił się karp<br />

w galarecie, a ponieważ od wczesnego niemowlęct-<br />

stamtąd nie zjadę.<br />

6 7<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


wa byłem fanem jedzenia, wywarł na mnie piorunujące<br />

wrażenie smakowe i od tej pory czekałem na<br />

Wigilię ze szczególnym, niekoniecznie duchowym natchnieniem.<br />

Od jesieni sporo o tym karpiu myślałem.<br />

A że w latach sześćdziesiątych w kieleckiej Polsce „B”<br />

ryba była rarytasem nie do zdobycia, kolejne Wigilie<br />

zamieniały się w kulinarne ruletki. Będzie karp czy nie<br />

będzie? Któregoś roku okazało się, że będzie. U ciotki<br />

Basi i wujka Dzidka, którzy mieli jakieś tam możliwości<br />

czarnorynkowe. Od połowy grudnia odliczałem<br />

dni do świąt, ale wraz ze mną odliczała je zima, która<br />

serwowała nieludzkie opady śniegu, mrozy i zamiecie.<br />

W dzień Wigilii dała największy popis białej magii<br />

i szanse na przedostanie się z naszego domu przy<br />

ulicy Skalistej do kamienicy na przedmieściu,<br />

w której mieszkało wujostwo, okazały się umiarkowane<br />

a bodaj nawet żadne. I wówczas pojawił się rycerz<br />

w lśniącej zbroi, czyli mój tato, który uznał, że się nie<br />

poddamy. Na wieczerzę wyruszyliśmy z łopatą i na<br />

zawsze zapamiętam korytarz, który ojciec przekopał<br />

w śniegu abyśmy mogli przejść. Ukrywałem radość,<br />

bo jednak narodziny Pana Jezusa zobowiązywały<br />

i czułem się okropnym grzesznikiem myśląc o karpiu.<br />

Dotarliśmy na miejsce około osiemnastej. Wigilia<br />

była, jak co roku, składkowa i każda z gałęzi rodziny<br />

przynosiła inną potrawę. Telefonów nie mieliśmy,<br />

uzgodnienia poczyniono pod koniec sierpnia, a że<br />

koordynowała je beztroska babcia Julia – wszyscy<br />

uczestnicy Wigilii, łącznie z nami, przynieśli pierogi<br />

z kapustą i grzybami. Nic innego. Żadnych barszczy<br />

czerwonych, zup grzybowych, śledzi i deserów<br />

z makiem. Nic, którego nicość dotkliwie pogłębiał<br />

brak karpia. Nikt go nie wyczarował. Wzięliśmy<br />

zbiorowy udział w festiwalu pierogów, kolęd, których<br />

wykonanie z uwagi na muzykalność rodziny nigdy nie<br />

powinno być udostępniane publiczne i wróciliśmy do<br />

domu odkopując korytarz popsuty już przez zimę.<br />

To było moje pierwsze bolesne zderzenie ze zgubnym<br />

wpływem konsumpcjonizmu na osobowość człowieka.<br />

Czymś, co prędzej czy później przynosi gorycz<br />

rozczarowania. Dlatego co roku, kiedy od początku<br />

listopada widzę obite blachą i zasypane lodem stoły<br />

gdyńskiej Hali Rybnej, a na nich tony karpia, robi mi<br />

się jakoś nieswojo.<br />

Maja Borowicz:<br />

Hmmm... przysłuchuję się Waszym opowiadaniom<br />

i intensywnie próbuje przypomnieć sobie właśnie<br />

te jedyne, wspaniałe święta, o których chciałabym<br />

wspomnieć. I muszę przyznać, że w głowie mam<br />

pustkę. Nie to, żebym w życiu nie przeżyła żadnych<br />

świąt. Problem w tym, że nie były wyjątkowe, warte<br />

zapamiętania, przeżyte tak jak bym chciała. Zawsze<br />

podporządkowane pewnym społecznym rytuałom,<br />

takim jak kupowanie prezentów, sprzątanie, gotowanie,<br />

ubieranie choinki, spotkania, jedzenie,<br />

i tym podobne. I z tymi rytuałami mam problem. Nie<br />

lubię podporządkowywania się, jeśli nie rozumiem<br />

czemu ma to służyć, lub dlatego, że ktoś tak kiedyś<br />

postanowił, bo ludzie tak robią. Zadaję niewygodne<br />

pytania i wszystko analizuję. Jeśli nie znajduję<br />

mądrych i szczerych odpowiedzi, nie potrafię tak po<br />

prostu odpuścić. A święta, wyjątkowo, składają się<br />

z szeregu rytuałów i detali, których nie rozumiem lub<br />

nie znajduję na nie rozsądnego wyjaśnienia. Nie pasuje<br />

mi zamieszanie i chaos związany z wybieraniem<br />

i kupowaniem prezentów. Czuję, że to wszystko służy<br />

tylko nakręcaniu rynku i sprzedaży. Nie rozumiem,<br />

czemu akurat przed świętami należy robić gruntowne<br />

sprzątanie. Przecież sprzątać powinno się wtedy,<br />

kiedy zajdzie potrzeba, a nie wtedy, gdy ktoś wymyśli<br />

że należy... A po tym całym sprzątaniu, brudzi się<br />

choinką. To doprawdy irracjonalne.<br />

Dalej, pracuję wtedy, kiedy czuję potrzebę. Różnie<br />

bywa, ale szczególnie dobrze pracuje się w soboty,<br />

niedziele i święta, gdy nikt mi nie przeszkadza, dlatego<br />

duży dyskomfort sprawia mi społeczne oczekiwanie,<br />

iż 24, 25 czy 26 grudnia porzucę swoje zwyczajne<br />

zajęcia, które lubię i będę gotowa spędzać czas tak,<br />

jak tego się ode mnie oczekuje.<br />

Również jedzenie nie jest specjalną atrakcją. Znika magia<br />

pierników, pierogów, ciast, grzanego wina i innych<br />

rzeczy, gdy okazuje się, że to wszystko nie dla mnie,<br />

bo jako osoba bezglutenowa, jestem ich pozbawiona.<br />

Nie jest zbyt komfortowo siedzieć przy wyznaczonej<br />

porcji pierogów, których nikt nie ma ochoty tknąć,<br />

ponieważ nie są tak dobre jak te normalne, albo dlatego,<br />

że szkoda ich mi odbierać, bo przecież innych<br />

jeść nie mogę... I oczywiście, to niezmiernie miłe, gdy<br />

ktokolwiek fatyguje się przygotować coś specjalnie<br />

dla mnie, ale już dawno przestałam żyć dla jedzenia,<br />

które traktuję tylko jako obowiązek dostarczenia<br />

sobie odpowiedniej ilości kalorii i witamin, więc<br />

przykładanie wagi do szczególnego jedzenia w święta,<br />

to również dla mnie niezrozumiały rytuał.<br />

A do tego jest zimno i ciemno, jak to zimą, dlatego<br />

to doskonały czas, by zakopać się w ciepłą pierzynę<br />

i puścić wodze wyobraźni, wymyślać nowy obraz lub<br />

szwendać się gdzieś po ciepłych rejonach świata.<br />

Ale zamiast tego, trzeba się spiąć i spełnić społeczne<br />

oczekiwania.<br />

Reasumując, wciąż czekam na swoje święta warte<br />

wyrycia w pamięci. Święta, w czasie których nikt<br />

nie będzie niczego ode mnie oczekiwał. Święta pozbawione<br />

przed<strong>świąteczne</strong>go zgiełku i szukania prezentów<br />

oraz napięcia, by wszystko wyszło doskonale,<br />

by było czysto, jedzenie gotowe i by paczki<br />

z prezentami dotarły na czas.<br />

Może to będą święta spędzone w cieple i w słońcu,<br />

a może tylko we dwoje, z dala od rodziny? Może będą<br />

to święta, kiedy namaluję swój najlepszy obraz?<br />

Na te wyjątkowe wciąż czekam.<br />

Alicja Borkowska:<br />

To ja trochę tak jak Maja, choć nie wiem, czy akurat<br />

na wyjątkowe święta czekam. Przyjemne rzeczy<br />

mogą mi się zdarzać cały rok, jestem na nie otwarta<br />

i gotowa. Magia świąt nigdy jakoś na mnie specjalnie<br />

nie działała. Oczywiście jestem uprzejma i nawet<br />

całkiem przekonywająco potrafię udawać, że lubię.<br />

Śpiewam czasem <strong>świąteczne</strong> piosenki, ludzie się<br />

wzruszają, ale mnie samej, to nie rusza za bardzo.<br />

Oczywiście świętuję jak wszyscy, na wigilię tradycyjnie<br />

chodzę do babci, bo przecież by jej serce<br />

pękło, gdybym nie poszła, ale zawsze marzę o tym,<br />

żeby gdzieś wyjechać i się z tego wyłączyć. W dzieciństwie<br />

nie czekałam na żadne prezenty, rzeczy materialne<br />

nigdy nie miały dla mnie znaczenia. To znaczy<br />

chciałam kiedyś móc sobie beztrosko tankować<br />

do pełna paliwo i nie zastanawiać się, czy mam<br />

pieniądze. No i się ziściło, kur...a. Pracę dostałam w<br />

korpo. Miałam samochód służbowy i mogłam sobie<br />

lać do pełna, płacąc służbową kartą. Jakie to życie<br />

bywa złośliwe. Nic tak człowieka nie pogrąży, jak jego<br />

własne pragnienia. Szczerze współczuję mojej byłej<br />

szefowej, bo ona ze mnie rozpaczliwie próbowała<br />

zrobić dobrego korpo-pracownika. Jej starania z góry<br />

były skazane na niepowodzenie. Biedna kobieta.<br />

Zawsze umiałam wić się między paragrafami. Niby<br />

nie było się do czego przyczepić, a jednak nie robiłam<br />

tego, czego szefowa ode mnie chciała. W końcu doszłam<br />

do wniosku, że praca w korpo nie jest dla mnie.<br />

Pełny bak w samochodzie tej konstatacji nie zmienił.<br />

Ze świąt pamiętam jedne, gdy mieszkałam w UK.<br />

Raz się postarałam dla męża. Na uszach stanęłam,<br />

żeby wszystko było na stole własnoręcznie przeze<br />

mnie przygotowane. Nawet barszczyk z uszkami (ale<br />

nie tymi, co na nich stałam, z innymi). Mąż powiedział,<br />

że jego mamusia, to robiła lepszy barszczyk.<br />

8 9<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Ożeż ty, sobie pomyślałam, następne święta sam<br />

będziesz przygotowywał. No i tak jakoś od tamtej<br />

pory mnie nie ciągnęło nigdy, żeby się szczególnie<br />

starać. Bo po co?<br />

Ewa Ćwikła:<br />

Nie potrafię od razu z pełnym przekonaniem jednoznacznie<br />

powiedzieć, które święta utkwiły mi<br />

w pamięci i na czym opiera się ich niezwykłość,<br />

ale jedno wiem na pewno – im jestem starsza, tym<br />

częściej sięgam pamięcią do dziecięcych lat, kiedy<br />

moja mama biegła z kuchni z parującym na talerzu<br />

karpiem, który zresztą do dziś jest moim ulubionym<br />

przysmakiem, ale po przeprowadzce do Holandii<br />

trudno go kupić, a chęci zakupu budzą zaskoczenie.<br />

Na szczęście znaleźliśmy firmę sprzedającą karpie<br />

i mój mąż zawsze jeździ tam i przywozi go na święta.<br />

Jednak wracając do dzieciństwa, pamiętam fajne<br />

powroty z wigilii do domu, którym towarzyszyły<br />

z jednej strony przejedzenie, a z drugiej, wyjątkowy<br />

nastrój i chrzęst śniegu pod butami, ponieważ wtedy<br />

były prawdziwe zimy. Kiedy miałam siedemnaście,<br />

czy osiemnaście lat, powiedzieliśmy rodzicom, że wybieramy<br />

się na Pasterkę, ale tak naprawdę całą noc<br />

całowaliśmy się na ławce w parku. Tej wyjątkowej<br />

Pasterki nie zapomnimy, bo bardzo często ją wspominamy.<br />

Wyjątkowo wspominam także święta w Holandii,<br />

które pierwszy raz spędziliśmy w towarzystwie<br />

naszych córek i zięciów. To były bardzo fajne chwile:<br />

było bardzo sympatycznie i emocjonalnie…tak jak<br />

lubię - prosto i szczerze. Cieszyłam się, że mogliśmy<br />

dzielić się polskimi potrawami z holenderskimi zięciami.<br />

Pamiętam też pierwszy od wielu lat wyjazd<br />

z Holandii do Polski na święta: wtedy też było bardzo<br />

rodzinnie i emocjonalnie. Dzieci były bardzo szczęśliwe.<br />

Był karp i kluski z makiem, które zupełnie inaczej<br />

smakują w ojczyźnie, niż na holenderskim gruncie.<br />

Staram się przekazywać dzieciom wartości, które jednak<br />

coraz częściej są wypierane przez holenderski styl<br />

i nowoczesne życie. Z uwagi na to, że jesteśmy oboje<br />

z mężem, święta dzielimy na spędzone z dziećmi<br />

i z naszymi mamami. W ubiegłym roku byliśmy w<br />

Polsce, a w tym zdecydowaliśmy, że spędzimy je<br />

całą rodziną w holenderskim hotelu. Mam nadzieję,<br />

że moja mama dojedzie. Nie jest to pewne, bo lubi<br />

zmieniać zdanie. Nie mam sił, by przygotowywać<br />

tyle potraw, a poza tym zajmujemy od roku mniejsze<br />

mieszkanie. Choć w Holandii mieszkam dłużej,<br />

to jednak – paradoksalnie, więcej wspomnień wiążę<br />

z Polską odnosząc wrażenie, że można mieszkać<br />

gdziekolwiek na świecie, a serce i tak zostaje przy<br />

kluskach z makiem i karpiu…<br />

Żanna Gierasimowa:<br />

A mój stosunek do jakichkolwiek świąt nie jest jednoznaczny.<br />

Jeśli spojrzeć na nie z punktu widzenia<br />

mego zawodu, to często słowo “święta” mnie denerwuje,<br />

bo notorycznie słyszę, że nie w tym czasie ten<br />

czy tamten spektakl gramy, bo wkrótce święta albo,<br />

że teraz jest krótko po świętach i ludzie nie mają za<br />

co kupować biletów. Dodatkowo aktorzy wyjeżdżają<br />

do swych rodzin jeszcze przed świętami i wracają<br />

nie od razu po. Praca leży. Z drugiej strony – już od<br />

dawna nie mam wśród żywych swoich rodziców i ta<br />

tradycja świętowania Bożego Narodzenia w kręgu<br />

rodziny, którą poznałam dopiero w Polsce, wywołuje<br />

u mnie ciepłe uczucia, bo znajduję się z rodziną mego<br />

męża. Zawsze na moment wspominam dzieciństwo<br />

i własną rodzinę. Los zrządził, że nie zważając na to, iż<br />

nie świętowano w moim kraju Bożego Narodzenia, to<br />

w naszym domu święto odbywało się co roku, bo jest<br />

to dzień... moich urodzin! Tak śmiesznie się zbiegło...<br />

Nie mogę powiedzieć, że któreś z tych świąt zapadło<br />

mi w pamięć najbardziej, bo ani razu ani pies, ani kotka<br />

ze mną nie pogadały, więc po prostu pamiętam<br />

choinkę, podniecony nastrój rodziny i piękne zapachy<br />

z kuchni...<br />

Uważam, że tradycja polska, świętowanie Bożego<br />

Narodzenia w kręgu najbliższych jest wspaniała,<br />

i chętnie do niej się przyłączam. Życzę wszystkim<br />

pogodnych świąt, pełnych miłości...<br />

Krzysztof Bochus:<br />

Mam szczególny stosunek do Świąt Bożego Narodzenia.<br />

To dla mnie najpiękniejsze dni w roku. Może nie<br />

czekam na nie już z taką niecierpliwością jak niegdyś,<br />

gdy byłem małym chłopcem, gdyż pewne emocje<br />

zmieniają się wraz z wiekiem i coraz częściej wydaje<br />

się nam, że kiedyś to było jednak jakoś fajniej… Nadal<br />

jednak są to dla mnie dni magiczne, pełne radości,<br />

refleksji i celebrowania wspólnych chwil z rodziną.<br />

Ciągle też jestem przywiązany do naturalnej choinki:<br />

zawsze dużej, pachnącej igliwiem, którą dekorujemy<br />

wspólnie z moimi wnukami. A najbardziej magiczne<br />

święta? Chyba te sprzed dziesięciu lat, gdy wprowadzaliśmy<br />

się do nowo zbudowanego domu. Wznoszący<br />

go górale, czwórka braci, mieli skończyć budowę<br />

przed świętami. Robota i tak się ślimaczyła. A na dodatek<br />

kilka tygodni wcześniej wyrwali się na jakieś wesele<br />

w rodzinnych stronach. Impreza się przeciągnęła<br />

i to mocno… Wrócili dopiero po kilkunastu dniach, co<br />

sprawiło, że planowane wcześniej terminy zakończenia<br />

budowy wzięły w łeb. Dom był nieukończony.<br />

Dysponowaliśmy tylko prądem budowlanym. Ogrzewanie<br />

zapewniała dmuchawa na ropę, wykorzystywana<br />

wcześniej przez górali. I kominek, jedyna w pełni<br />

ukończona część domu. Nie zrezygnowaliśmy jednak<br />

i to była świetna decyzja. Wigilijny stół zastąpiły nam<br />

deski przykryte białym obrusem. Zapaliliśmy dziesiątki<br />

świec, które zbudowały nastrój. Za oknami było<br />

mroźnie i biało. Pachniała choinka. Wszystkie dania<br />

<strong>świąteczne</strong> przywieźliśmy w bagażniku. Była ryba w<br />

galarecie i barszcz dotransportowany w termosie.<br />

Łamaliśmy się opłatkiem w salonie, w którym jedynymi<br />

meblami były drewniane skrzynki ściągnięte<br />

z placu budowy. Było inaczej: bardziej pierwotnie,<br />

bez blichtru, prawdziwiej. Miałem wrażenie, że<br />

inaczej wybrzmiewały też opłatkowe życzenia: szczere<br />

słowa nie potrzebują prezentów, świecidełek ani rozbuchanej<br />

oprawy. Byliśmy tego wieczoru naprawdę<br />

razem, podnieceni i szczęśliwi, że zrealizowaliśmy<br />

swoje wielkie marzenie w postaci nowego domu,<br />

ciekawi przyszłości i związanych z tym emocji. Tak, to<br />

były niezapomniane święta.<br />

W imieniu redakcji<br />

oraz wszystkich zebranych artystów,<br />

życzymy Wam cudownych, wspaniałych i<br />

co najważniejsze magicznych świąt<br />

Bożego Narodzenia,<br />

czy też Przesilenia Zimowego (co kto woli).<br />

No i przepięknego, idealnego, niezapomnianego,<br />

szczęśliwego Roku 2020!<br />

10 11<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Eva Rodríguez<br />

Zima i Święta okiem<br />

hiszpanskiej ilustratorki<br />

www.artworkbyevarodriguez.com<br />

12 13<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Wiadomo, zimą jest najfajniej. U nas w Jarosławiu jest<br />

zawsze mróz i śniegu po pas. Samochody szurają po jezdni<br />

zostawiając szarobure koleiny i wzniecając fontanny brudnej<br />

brei, a furmanki chybocą się na zakrętach grzechocąc<br />

bańkami na mleko. Zimą można iść na sanki nad stary San.<br />

Tylko trzeba uważać, bo zjazd jarem w dół – z górki na<br />

pazurki – może skończyć się twardym lądowaniem w skutych<br />

lodem tatarakach. Ale nikt nie beczy, bo ja i koledzy<br />

jesteśmy już prawie dorośli. Tak samo w bitwach na śnieżki.<br />

A Franek to nawet znalazł tam tatarski grocik od strzały,<br />

tak powiedziała nasza pani. U nas w klasie prawie każdy<br />

chce zostać rycerzem, ale to jest stary zawód i niestety<br />

rycerzy już nie ma. Franek powiedział, że chciałby zostać<br />

takim Gagarinem i polecieć w kosmos, ale dużo uczyć<br />

się trzeba, a Franek woli hasać po wandołach i łapać do<br />

słoika końskie pijawki. No, znaczy latem, nie zimą. Kiedy<br />

wyszedłem z domu po śmietanę było jeszcze ciemno. Hala<br />

niedaleko, a na dodatek w kieszeni grzał mnie nowiutki<br />

banknot dwudziestozłotowy, co go dostałem od dziadka<br />

Cześka. Na Mikołaja dostałem. I teraz nie wiedziałem, co<br />

z tym szczęściem zrobić. No bo tak – w kiosku przy hali<br />

są plastikowi rycerze, na koniach i piesi. Ale z kolei w hali<br />

jest taki jeden pan, co sprzedaje gumowe pająki i węże.<br />

I muszę teraz wybierać. Ech, ciężkie jest życie chłopaka.<br />

W hali poszedłem do jednej takiej pani, co zawsze<br />

u niej babcia śmietanę bierze. Nalała mi całą bańkę. Taką<br />

małą chochelką. Zamknąłem szczelnie wieczko i szybko<br />

wyszedłem nie patrząc nawet w stronę kosmatych<br />

pająków. Przeszedłem podcieniami kamienicy na rogu.<br />

Mówią, że jest bardzo stara i zabytkowa. Pani też mówiła,<br />

bo Jarosław to starożytne miasto. Zauważyłem coś<br />

dziwnego. Przed ratuszem stał taki jeden pan, co wyglądał<br />

bardzo szykownie. Miał płaszcz z futrzanym kołnierzem<br />

i kapelusz. Przyglądał mi się z uśmiechem, kiedy starałem<br />

się nie wywrócić na ośnieżonym chodniku balansując<br />

dla równowagi bańką ze śmietaną. Otworzyłem ciężkie<br />

drzwi do kamienicy i starannie ostukałem trapery, żeby<br />

nie nanieść śniegu. Jeszcze przejechałem ze dwa razy<br />

podeszwami po skrobaczce. W środku przez prześwit na<br />

dziedzińcu widać było jak wielkie płatki śniegu spadają<br />

niespiesznie na ziemię. Na krużgankach nie było nikogo.<br />

Święta tuż tuż. Wszyscy się szykują. Wszedłem po<br />

schodach. Sąsiadka, pani Imielska znów głośno słuchała<br />

radia i wszystko było słychać w naszej sieni. Wszedłem do<br />

mieszkania. Taty jeszcze nie było. Mama i babcia krzątały<br />

się w kuchni, a dziadek Fryderyk mocował drzewko<br />

w donicy. Wysokie aż pod sufit. Z drewnianego odbiornika<br />

z zielonym oczkiem sączyła się muzyka Mazowsza, a potem<br />

spiker podawał ilość tych, no, kwintali z hektara w tym roku.<br />

– No, Grzesiu. Teraz pójdziemy na strych po bombki.<br />

– powiedział do mnie dziadek mrugając filuternie.<br />

Uwielbiałem ten strych. Wielki, dwupiętrowy z całym<br />

mnóstwem zakamarków i małych schodków. Dziadek<br />

hodował tam gołębie. Babcia zawsze mówiła, że dziadek<br />

jak czegoś nie chce zrobić, to mówi, że ma słaby wzrok,<br />

ale purcla to wypatrzy ze stu metrów. Na strychu pachniało<br />

starocią – nasza kamienica była bardzo zabytkowa<br />

i kryła wiele tajemnic. Stare rakiety tenisowe wyprute<br />

z żyłek wiszące na drewnianych powałach, zardzewiały<br />

rower pamietający austriackie czasy, setki pudeł kryjących<br />

przeróżne skarby – to wszystko można było znaleźć<br />

na strychu. I można by było tu siedzieć całymi dniami,<br />

gdyby dorośli pozwolili, ale bali się, że ktoś zaprószy<br />

ogień i strych był dostępny jedynie na krótko i tylko<br />

w towarzystwie któregoś z nich. Dziadek zabrał ze stychu<br />

wielkie pudła z ozdobami choinkowymi. Były tam lampki<br />

z małymi świeczkami, bombki, papierowe kolorowe łańcuchy<br />

i anielskie włosy. Jeszcze zapas ogni sztucznych,<br />

które zostały z zeszłego roku. Trzeba było mieć dużo<br />

cierpliwości, bo trudno się zapalały, ale jak już złapały<br />

ogień to roziskrzały się i od razu widać było, że są Święta.<br />

Dziadek dał mi kilka pudełek do niesienia. Jedno z nich<br />

skrywało Bardzo Ważne Bombki.<br />

W delikatnej otulinie leżały w nim dwie zielone szyszki<br />

i figurka świętego Mikołaja z sosenką w jednej ręce i workiem<br />

z prezentami zarzuconym na plecy. Były to bombki<br />

jeszcze z Podola, skąd przyjechali dziadkowie i miały<br />

ze sto lat. Z namaszczeniem położyłem to pudełeczko<br />

na większym pudle i poszedłem za dziadkiem na<br />

dół. Pech chciał, że potknąłem się szpetnie na ostatnim<br />

stopniu, zachwiałem się, złapałem równowagę, ale drogocenne<br />

pudełko zsunęło się i spadło na ziemię. Rozległ się<br />

chrupot – najgorszy odgłos jaki słyszałem w życiu. Dziadek<br />

odwrócił się i zobaczył, co się stało. Po otwarciu pudełka<br />

zobaczyliśmy dwie nietknięte szyszki i pogruchotanego<br />

świętego Mikołaja. Rozpacz. Delikatne, srebrne płatki<br />

z resztkami farby patrzyły na mnie jak wyrzut sumienia.<br />

Dziadek pocieszał mnie jak mógł. Mówił, że nic się nie<br />

stało, ale po przyjściu do mieszkania nie powiedział nic<br />

babci. Zostaliśmy związani tajemnym paktem milczenia.<br />

Jak w książkach przygodowych, które tak lubiliśmy z<br />

dziadkiem czytać. Innych ozdób było multum, więc może<br />

babcia nie zauważy braku Mikołaja? Jutro, w Wigilię, mieliśmy<br />

usiąść wszyscy przy rozłożonym stole i rozpocząć<br />

świętowanie. Ale jak tu świętować bez Mikołaja? Kończył<br />

się już ten przedświąteczny dzień, ale my z dziadkiem dalej<br />

mieliśmy nietęgie miny i prawdopodobnie babcia i mama<br />

zauważą, że coś jest nie tak. Wtedy rozległ się dzwonek<br />

do drzwi.<br />

Spojrzeliśmy z dziadkiem po sobie. Sąsiadka? Często pożyczała<br />

cukier na szklanki. Pewnie zabrakło jej do wypieków.<br />

Poszedłem za dziadkiem do drzwi przez długi przedpokój.<br />

Ku memu zdziwieniu w drzwiach stał ów pan, co go<br />

wcześniej widziałem w rynku. Trzymał kapelusz w ręku<br />

i widać było, że przyszedł w jakiejś ważnej sprawie.<br />

Uśmiechał się życzliwie i wyciągnął do dziadka rękę na<br />

powitanie.<br />

– Pozwoli pan, że się przedstawię. Nazywam się Leon Słupecki<br />

i jestem tu poniekąd przejazdem. Pozwoliłem sobie<br />

niepokoić państwa w pewnej dość istotnej sprawie. Otóż<br />

prowadzę tu pewnego rodzaju badania, a państwa<br />

mieszkanie jest kluczowym elementem tychże. – mówił<br />

w kunsztowny sposób, jak to dziadek później powiedział<br />

Przybysz pocałował babcię i mamę<br />

w dłoń choć ta ostatnia miała całe ręce<br />

w mące. Rozejrzał się po pokoju, pokiwał<br />

głową. Coś tam zapisał w kajecie.<br />

– Widzę, że szykujecie się państwo do Świąt.<br />

Nie będę dłużej zabierał państwu czasu.<br />

– Ale skoro pan przejazdem to pewnie<br />

nie zdąży na Wieczerzę. Zapraszamy<br />

serdecznie jutro z pierwszą gwiazdką.<br />

– pospieszyła z zaproszeniem mama.<br />

- Ależ tak, naturalnie, zawsze jest miejsce<br />

dla wędrowca przy wigilijnym stole. – potwierdziła<br />

babcia.<br />

– Pięknie dziękuję, ale wigilię spędzę we<br />

Wrocławiu. No, na mnie już pora, ale mam coś<br />

jeszcze, co to było…państwo wybaczą, wiek<br />

już nie ten i pamięć czasami szwankuje… Aha.<br />

Sięgnął do skórzanej torby zapinanej na dwa<br />

zamki i wyciągnął z niej tekturowe pudełko.<br />

– Zdaje się, że upuściłeś to kawalerze na<br />

schodach. Znalazłem, odnoszę.<br />

Spojrzałem na dziadka, a dziadek na mnie.<br />

Pod tekturowym wieczkiem w muślinowym<br />

kłębku leżała najspokojniej bombka<br />

w kształcie świętego Mikołaja z drzewkiem i workiem<br />

prezentów. Cała, nienaruszona. Dziadek zbaraniał.<br />

– No, tego, bardzo dziękujemy panu, ale…<br />

– Nie ma sprawy – jest kolegium – zażartował. – Zapewne<br />

pamiątka rodzinna, taki ładny drobiazg. Mam w planach<br />

wrócić do Jarosławia wiosną, to może sobie wtedy<br />

porozmawiamy dłużej, a teraz już czas na mnie.<br />

Zdrowych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia państwu<br />

życzę! Moje uszanowanie.<br />

Nieznajomy obrócił się na pięcie i wyszedł do sieni<br />

zostawiając nas wszystkich w całkowitym osłupieniu.<br />

Wybiegłem za nim, ale on już schodził po schodach i po<br />

chwili słychać było stukot podkutych butów na dole<br />

w korytarzu. Spojrzałem w tę stronę, chcąc go odprowadzić<br />

wzrokiem, ale nie dostrzegłem nikogo.<br />

Słyszałem tylko to miarowe stuk, puk.<br />

I tak zaczęła się moja najwspanialsza przygoda w życiu.<br />

tak „przedwojennie”.<br />

14 15<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

KONIEC<br />

Jarosław<br />

Rybski<br />

autor książek<br />

zatytułowanych<br />

“Warkot i Gromił”


Felieton<br />

Jarosława Prusińskiego<br />

Jakieś dwie dekady temu, gdym się nieopatrznie przyznał<br />

pewnej znajomej, że jestem całkowicie niewierzący, ta bez<br />

chwili namysłu odebrała mi prawo do obchodzenia świąt.<br />

Skoroś ateistyczna świnia, to wara ci od Bożego Narodzenia<br />

ŚWIĘTA ATEISTY<br />

dóbr jadalnych, z których będziecie chcieli wyczarować<br />

dwanaście wigilijnych potraw, a potem tych prawdziwych –<br />

mięsnych na święta… Nie ma najmniejszego sensu posyłać<br />

po zakupy męża. Kupi na pewno nie to co trzeba i jeszcze<br />

będzie zadowolony z siebie. Zamiast śmietany trzydziestki<br />

kupi 12%, bo pomyśli, że ze śmietaną jest jak z betonem<br />

– im mniejszy numer tym lepiej. O innych rzeczach lepiej<br />

nie wspominać. Kobiety od niepamiętnych czasów muszą<br />

się użerać z mężami-idiotami. Takie ich brzemię, niestety.<br />

Wyobrażam sobie święta w epoce kamiennej, gdy mąż<br />

wtaszcza do jaskini upolowanego dzika: – Tak żeś tego dzika<br />

maczugą wyklepał, debilu, że co ja teraz z tego mięsa<br />

zrobię? – wrzeszczy niewiasta odziana w skóry – Devolaja,<br />

to z tego nie będzie. Mielone co najwyżej. A buraki<br />

na barszczyk przyniosłeś? To co masz w garści, to myślisz,<br />

że buraki, kretynie jeden? To marchewka! Mówiłam czerwone,<br />

a nie pomarańczowe, daltonisto cholerny! Nie<br />

wiem na ile to pocieszające, drogie Panie, że wcześniej<br />

nie było wcale lepiej, fakt jest jednak taki, że z tymi siatami<br />

będziecie się szamotać same. Same je też wniesiecie<br />

na czwarte piętro, bo Wasz mąż-idiota umie przewidzieć<br />

wyniki spotkań piłkarskich meczów na pół roku do przodu,<br />

ale żeby zejść na dół i Wam pomóc dźwigać, żebyście<br />

od tych siat nie miały rąk jak szympans, to już nie. Tego<br />

przewidzieć nie potrafi, że Wam będzie ciężko. No, dobrze.<br />

Załóżmy optymistycznie, że udało Wam się przeżyć robienie<br />

zakupów wszelkich. Zawlekłyście z trudem, nie tylko<br />

nietrafione prezenty, ale też karkówkę, szynkę, buraki<br />

na barszcz, kapustę kiszoną i sto innych produktów, co to<br />

ich nawet wymieniać nie warto, bo listę macie jeszcze w<br />

głowie. Razem z nieznośnym poczuciem, że czegoś jednak<br />

zabrakło, że o czymś zapomnieliście i Wam się przypomni<br />

na godzinę przez Wigilią, gdy teściowa już będzie dzwonić<br />

do drzwi. Ona dzwoni, a Wam się nagle przypomina – Jezu!<br />

Nie kupiłam, karpia, o rany! A wiadomo, że teściowa bez<br />

karpia, to nawet do stołu nie usiądzie. Nie ma takiej opcji.<br />

Odwróci się na pięcie i pojedzie do innego swojego dziecka,<br />

takiego, co to bardziej ogarnięte jest. A Wasz mąż się na<br />

Was za mamusię obrazi na rok co najmniej. Oby tylko. No<br />

więc macie wszystko na stole z poczuciem, że jednak nie<br />

wszystko (karpia macałyście już ze cztery razy – JEST) i co<br />

dalej? No dalej, to już tylko gorzej. Trzeba wypucować dom<br />

od piwnicy po strych. Ma to swoje zalety, bo zwykle się<br />

wtedy znajdują rzeczy, których szukaliście kiedyś przez trzy<br />

miesiące, i które były Wam wtedy absolutnie niezbędne,<br />

a teraz są po nic. Więc układacie wszystko z powrotem,<br />

po wytarciu z kurzu, starając się zapamiętać, gdzie co<br />

wkładacie. Oczywiście, bezskutecznie. Za miesiąc znowu<br />

będziecie czegoś szukać i za cholerę sobie nie przypomnicie,<br />

gdzie to leżało. Nie ma takiej opcji. Jeśli macie mieszkanie,<br />

to chociaż raz w roku cieszycie się, że macie 54 metry<br />

kwadratowe zamiast 300. Cieszycie się tak aż do chwili, gdy<br />

przygotowane specjały trzeba będzie zmieścić w kuchni,<br />

co ma dwa na dwa metry. Wtedy radość trochę zblaknie.<br />

podobno odnalazła dziecko, co o nim była zapomniała,<br />

a się w jakimś kącie zakurzonym cudownie odnalazło. Nie<br />

bardzo w to wierzę, ale gwoli rzetelności kronikarskiej o<br />

tym też nadmieniam. Po pucowaniu domu na błysk, przychodzi<br />

czas na tradycyjne potrawy <strong>świąteczne</strong> i wypieki.<br />

Zwykle wtedy w całej okolicy wywala prąd i ciasto Wam<br />

oklapuje, jak Wasza radość ze świąt. O ile w ogóle kiedyś<br />

była. W ferworze bitwy o święta wydajecie komendy jak<br />

generał, dyrygując dziećmi i mężem: śmieci wynieś, po<br />

chleb do piekarni leć. Co z tego, że w sklepie taki sam.<br />

Z piekarni lepszy. I po raz kolejny obiecujecie sobie, że następne<br />

święta, to już nie ma mowy. Nikt Was nie namówi<br />

do takiej harówki. W życiu! Na Malediwy se pojedziecie.<br />

A co! Nigdy więcej takiego zapieprzu. No way! Koleżanka<br />

moja, gdym się z nią ideą tego felietonu podzielił powiedziała,<br />

że to powielanie stereotypów, że baba to do garów<br />

tylko. A przecież może być cudownie na odwrót. Kobieta<br />

może się robić na bóstwo w zaprzyjaźnionym salonie kosmetycznym,<br />

a przy garach może siedzieć facet. Jej mąż<br />

podobno siedzi i podobno jest zadowolony. Ależ oczywiście,<br />

że może być na odwrót. Niczego nie powielam, a jedynie<br />

obserwuję rzeczywistość. Za 10 lat, jeśli dożyję, może<br />

napiszę felieton o tym, jak faceci tyrają, a ich leniwe żony<br />

leżą na kanapie. Na razie to jednak nie jest norma. Póki<br />

co jest na odwrót – co jako samiec wstydliwie przyznaję.<br />

Sam, prywatnie, nie mam zdania. Czasy się zmieniają<br />

i role społeczne także. Teraz coraz mniej rzeczy jest oczywistych.<br />

Na przykład: oglądałem niedawno program randkowy,<br />

gdzie facet wybiera partnerkę (oglądając wyłącznie<br />

miejsca intymne kandydatek – reszta schowana w kapsule).<br />

Jedna kapsuła różni się od pozostałych. Prowadząca<br />

tłumaczy zdziwionemu bohaterowi programu, że to jest<br />

kobieta, choć ma penisa. Wygląda na to, że jestem dość<br />

jednak stereotypowy i banalny, bo lubię, gdy kobieta ma<br />

to, co mieć powinna. Co się ma oczywiście nijak do całego<br />

mojego wywodu o świętach. Wyraz „wywód” dziwnie<br />

blisko jest od tego penisa, więc czym prędzej wracam<br />

do świąt. Już jesteście po. Dom wypucowany, karp łypie<br />

na Was z półmiska, w otoczeniu barszczu i klusków.<br />

Są <strong>świąteczne</strong> dekoracje i pozytywny nastrój, który z siebie<br />

wykrzesaliście pomimo przeszkadzania dzieci i męża (lub<br />

żony). Upragniona wigilia rozpoczyna się od wzajemnych<br />

pretensji, a pies szwagierki (jak zwykle), wtyka Wam nos<br />

w krocze pod stołem. Rozpoczynają się tradycyjne spory<br />

polityczne. Wujek Janek w pięć minut zdoła się pokłócić<br />

z ciotką Haliną, że ta opozycja, to sama nie wie, czego chce.<br />

Tak się w swoim zapalczywym wywodzie rozpali i rękami<br />

rozmacha, że barszczyk wyląduje Wam na sukience i resztę<br />

Wigilii przesiedzicie w bluzie siostrzeńca. Z kapturem.<br />

I będziecie marzyć. Nie o prezencie żadnym od Mikołaja<br />

Świętego. Tylko o tym, żeby te cholerne święta się już wreszcie<br />

skończyły. Tylko o tym. Czego i ja Wam oczywiście życzę! [JP]<br />

Do siego roku!<br />

przesilenia zimowego znane są od niepamiętnych czasów<br />

i nasi przodkowie, poganie, obchodzili je jak najbardziej,<br />

w dodatku z choinką, świeczkami, prezentami i tym<br />

wszystkim, co znamy dzisiaj, dostałem po gębie. Nie<br />

potraktowałem tego policzka personalnie, albowiem był<br />

to policzek wymierzony w obronie wiary. A wiadomo, że<br />

w obronie wiary wszystko uchodzi i powstrzymam się od<br />

kąśliwych przykładów. Niech sobie po prostu będzie, że<br />

wolno. Nie był to ostatni policzek, który przy okazji świąt<br />

mi wymierzono. Wymierza mi się go nagminnie. Dość<br />

niezręcznie się czuję, patrząc na wylewające się z każdego<br />

kąta i każdej półki sklepowej symbole religijne. Jeszcze<br />

bardziej niezręcznie, gdy na rodzinnych wigiliach czytają<br />

Biblię. Dość nieswojo, gdy jedzą obowiązkową rybę, pokarm<br />

zakazany u Słowian oraz gdy przeinaczają wymowę<br />

zwyczajów, które przejęli od swoich pogańskich przodków<br />

(na przykład dodatkowe nakrycie nie jest dla żadnego<br />

wędrowca, zbłąkanego czy też niezbłąkanego, ale dla<br />

zmarłych – dla nich też się paliło świeczki na choince, żeby<br />

dusze odnalazły drogę do domu). Rozumiem, że Chrześcijanie<br />

mają prawo do obchodzenia starożytnych świąt<br />

z własną oprawą, podparte własną ideologią i własnymi<br />

wierzeniami. No ich to prawo, jak najbardziej. A jednak,<br />

to agresywne zawłaszczenie jest niczym innym, jak policzkowaniem<br />

ateistów czy Rodzimowierców. Ale dość już<br />

o tym policzkowaniu. Święta w końcu są radosne i na radosnym<br />

aspekcie należałoby się skupić. Radość zaczyna<br />

się od pre-zentów. Trzeba obdarować dzieci, rodziców,<br />

siostrzeńców i bratanków i sto innych osób, którym coś<br />

wypada kupić. Najgorzej z dziećmi, bo z reguły wszystko<br />

mają i prezent poniżej kilku tysięcy, to generalnie chała<br />

i sromota, a nie prezent. Lepiej z byle czym w ogóle nie<br />

startować, bo dobry humor diabli wezmą do przyszłych<br />

świąt, co najmniej. Poniżej smartfona za trzy tysie, to<br />

lepiej do domu nie wchodzić. Dzieci obdarować najgorzej.<br />

A kiedy już dostaną te wypasione telefony, to i tak później<br />

będzie wojna, żeby je od tych phonów odegnać i zapędzić<br />

spać. Skończy się to awanturą i wszyscy zakończą dzień<br />

poobrażani. Na bank. Kolejnym orzechem do zgryzienia<br />

są rodzice i teściowie. Rodzice nie są tak wymagający, ale<br />

zwykle też się nie cieszą. Teściowa po otrzymaniu własnoręcznie<br />

namalowanego obrazka oprawionego w ramy<br />

podziękuje uprzejmie, a potem powie, że brzydki. Jeszcze<br />

Wam każe bezczelnie go do piwnicy wynieść, bo ją nogi<br />

bolą z powodu żylaków. Kosmetyki okażą się śmierdzące,<br />

a poza tym ona uczulenie ma, biżuteria tandetna, a czytnik<br />

ebooków jej się nie przyda, bo i tak nie ma czasu na<br />

lekturę. W dodatku oczy ją bolą. Ale oczywiście za każdy<br />

prezent podziękuje i będzie Wam wdzięczna. A te uwagi<br />

poczyni z sympatii przecież. W rewanżu dostaniecie<br />

kosmetyki te same, co zwykle, co to ich szczerze nienawidzicie<br />

i zaczynacie się zastanawiać, czy tu chodzi aby na<br />

pewno o wymianę prezentów czy przeciwnie – o złośliwości.<br />

Po zakupie niechcianych i nietrafionych prezentów przy-<br />

– powiedziała. A gdym jej próbował tłumaczyć, że święta chodzi czas na zakupy poważniejsze, a mianowicie nabycie<br />

Kiedyś przy takim sprzątaniu pewna gospodyni domowa<br />

16 17<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Percepcja koła,<br />

czyli słów kilka o gdańskiej wystawie<br />

współczesnego MALARSTWA ARTYSTYCZNEGO<br />

Pierwszym projektem, który zachęcił nas do dalszych działań była<br />

wystawa malarstwa z nurtu realizmu magicznego zatytułowana<br />

Metamorfoza (www.metamorfoza.info.pl). Pokazaliśmy<br />

wówczas prace 48 polskich artystów tworzących współcześnie.<br />

Ekspozycja prezentowana była w kilku polskich miastach, gdzie za<br />

każdym razem cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Zachęceni<br />

frekwencją oraz pozytywnymi opiniami, postanowiliśmy udostępnić<br />

kolejną część naszej kolekcji. Zatytułowaliśmy ją Percepcja koła.<br />

Tym razem wspólnym elementem wszystkich zaprezentowanych<br />

36 prac będzie kształt – koło, w sztuce określane mianem tonda.<br />

Niestety, polska szkoła nie uczy wrażliwości na sztukę. W obecnej<br />

rzeczywistości, w której prym wiedzie pogoń za dobrami<br />

materialnymi, brakuje miejsca na chwilę refleksji i dostrzeżenie<br />

wartości ponadczasowych, dlatego cieszymy się, że możemy<br />

mieć niewielki, ale jednak znaczący wkład w popularyzację<br />

polskiej sztuki współczesnej, zwłaszcza wśród ludzi młodych.<br />

Zależy nam, aby jak najwięcej osób mogło zobaczyć na żywo, a nie<br />

tylko w Internecie, co tworzą współcześni artyści. Żywimy również<br />

nadzieję, że kolekcjonerzy skorzy będą wyznawać nasz pogląd na<br />

piękno, będące jedną z tych wartości, które się mnożą, kiedy się<br />

nimi dzielimy i zechcą pokazać swoje kolekcje.<br />

W projekcie Percepcja koła będzie można obejrzeć dzieła artystów<br />

z ugruntowaną pozycją, między innymi: Karola Bąka, Mai Borowicz,<br />

Tomasza Sętowskiego, Jarosława Jaśnikowskiego, Marcina<br />

Kołpanowicza oraz młodych, zdolnych, którzy cieszą się pewnym<br />

już dorobkiem jak: Anna Wypych, Alicja Rekowska, Marzena<br />

Machaj i wielu innych. [MK]<br />

Małgorzata Krużycka<br />

SERDECZNIE<br />

ZAPRASZAMY !<br />

Wstęp<br />

wolny!<br />

Wernisaż pierwszej wystawy<br />

odbędzie się 1 lutego 2020 roku w<br />

Nadbałtyckim Centrum Kultury w<br />

Gdańsku w Ratuszu Staromiejskim<br />

przy ul. Korzennej 33/35<br />

o godz. 17.00<br />

Obraz olejny “METAMORFOZA, autor: TOMASZ ALEN KOPERA<br />

źródło: www.arteclat.com<br />

18 19<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Niedobrzy chłopcy,<br />

czyli o trudnej<br />

pamięci<br />

Chopy to pijaki, brudasy.<br />

Wcześniej czy później zawsze<br />

bez pożytku większego,<br />

bez większego, a w końcu<br />

żadnego,<br />

córucho barbelucho.<br />

Niechlubna pamięć, jedni<br />

twierdzą, że potrzebna, pozwala<br />

nie popełniać tych samych<br />

błędów na przyszłość, inni<br />

znowu, i tu jestem chyba zgodny,<br />

przekonani są o tym, że pamiętanie,<br />

zatrzymanie w bólu i rozpaczy<br />

nie przynosi zbyt wiele dobrego. Złe<br />

doświadczenia zbyt długo chowane<br />

w sobie prowadzą do uprzedzeń,<br />

wycofania, niekiedy nawet wrogości,<br />

bowiem człowiek zamiast przyjaciół,<br />

szuka kolejnego ataku, przygotowany<br />

jest na niespodziewany cios.<br />

O takiej właśnie zahartowanej do<br />

boju niemal siedemdziesięcioletniej<br />

kobiecie pisze Zyta Rudzka w swojej<br />

książce Krótka wymiana ognia.<br />

Nie boję się tego powiedzieć,<br />

to wymagająca literatura, czytelnik<br />

wyniesie dużo, jeśli sam również<br />

wejdzie w interakcję z tekstem, w<br />

prozie tej bowiem pełno odwołań do<br />

literatury, kultury, można by to dzieło<br />

nawet określić jako potężny zbiór<br />

Zyta Rudzka<br />

Krótka wymiana ognia<br />

W.A.B. Warszawa 2018<br />

spojrzeń na rzeczywistość.<br />

Zyta Rudzka znana chociażby z takich<br />

powieści jak Białe klisze, Mykwa<br />

czy Ślicznotka doktora Josefa,<br />

jest również dramatopisarką, (Zimny<br />

bufet). Wielokrotnie nagradzana,<br />

laureatka Europejskiej Nagrody Radia<br />

Deutsche Welle czy Nagrody im.<br />

Jarosława Iwaszkiewicza. Przypadła<br />

jej w udziale również tegoroczna Nagroda<br />

Literacka Gdynia w kategorii<br />

Proza właśnie za Krótką wymianę ognia.<br />

Niewątpliwie jest to literatura oryginalna,<br />

wykorzystująca znane lub<br />

mniej znane tropy kulturowe, odwołująca<br />

się do trudnego losu kobiety,<br />

która za wszelką cenę chce być<br />

RECENZJA<br />

w starszym wieku, gryzie się z myślami<br />

– jak zauważają czytelnicy – blisko<br />

Romie do bohaterek kreowanych<br />

przez Elfriede Jelinek, mowa tu<br />

między innymi o demaskowaniu stereotypów,<br />

kąśliwej, czasem wręcz irytującej<br />

postawie wobec otaczającego<br />

świata. Roma z pewnością nie należy<br />

do kobiet o łagodnym charakterze,<br />

jak twierdzi sama Rudzka w rozmowie<br />

z Justyną Sobolewską: Oddałam głos<br />

kobiecie starej, jest to głos drapieżny,<br />

poraniony, ale głos wolny. Roma<br />

swoją postawą może irytować, ale<br />

jednocześnie uświadamia nas, czytelników,<br />

że portret starej kobiety wcale<br />

nie musi być utkany z szalików robionych<br />

na drutach przez babcie dla<br />

które możemy czytać na popularnych<br />

kalendarzach, zdzierakach. Być może<br />

Rudzka szuka nowej narracji, w pełni<br />

kobiecej, wyzwolonej z opresji patriarchatu,<br />

gdzie kobieta nie musi być<br />

jedynie podporą dla mężczyzny. Roma<br />

Dąbrowska sama wybiera sobie partnerów,<br />

później ich porzuca, czasami<br />

też sama jest porzucana – wojenna<br />

i miłosna gra toczy się nieustannie,<br />

pomimo tego, że życie Romy obfituje<br />

w wiele porażek, nie jest to w stanie<br />

zachwiać jej poczucia niezależności<br />

i szacunku do samej siebie.<br />

Pierwsze pobieżne czytanie<br />

Krótkiej wymiany ognia pozwoliło mi<br />

dojrzeć niezwykły kunszt językowy,<br />

żonglerkę różnymi skojarzeniami<br />

czy dialogi wycelowane jak strzały<br />

z karabinu. Drugie podejście, próba<br />

zrozumienia trudnego losu Romy,<br />

zachwiało moim poczuciem bezpieczeństwa.<br />

Literatura spod pióra Zyty<br />

Rudzkiej nie usypia, drąży, podaje<br />

w wątpliwość, zadaje niewygodne pytania.<br />

Być może z tego powodu książka<br />

ta ma skrajne opinie czytelników, od<br />

zachwytu, po rozczarowanie. Raczej<br />

nie jest to pisanie lekkostrawne, jeśli<br />

miałbym użyć kulinarnych metafor.<br />

Roma żyje w poczuciu wiecznej straty,<br />

na okrągło odchodzą od niej bliscy,<br />

doznaje również wielu niesprawiedliwych<br />

uwag od swojej matki, no na<br />

przykład na temat pisania: Wierszyki.<br />

Wierszyki i wierszyki. Po co to komu?<br />

Roma nie jest taka, jaką chciałaby ją<br />

widzieć jej matka, od tego narasta w<br />

niej poczucie winy, złość i frustracja.<br />

Chora zależność od matki nie ma<br />

końca, trzeba też stwierdzić, że Roma<br />

ma zapewne syndrom DDD (Dorosłe<br />

Dzieci z Rodzin Dysfunkcyjnych), zabrakło<br />

jej troski i wsparcia ze strony<br />

rodzica. Stąd zresztą wynikają nieudane<br />

związki, bezskuteczne poszukiwanie<br />

oparcia w drugim człowieku.<br />

Moglibyśmy ulec złudzeniu, że Roma<br />

poszukuje tylko przygodnego seksu,<br />

kusi ją męski prymitywizm, seks w<br />

najbardziej zwierzęcej formie, pojawia<br />

się skądinąd skojarzenie z Kochankiem<br />

lady Chatterley Davida Herberta<br />

Lawrence’a, tam też przecież<br />

anegdot, ciętych dialogów, mocnych sobą. Roma Dąbrowska to poetka wnucząt. Daleko tam także do porad,<br />

chodziło o męski, prymitywny in-<br />

dla niej niechciane dziecko. Poetka ka wielką poetką była, i w takiej<br />

20 21<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

stynkt. Nie chcę już żadnych lekarzy,<br />

tłumaczy, polonistów. Rozumiesz.<br />

Tylko prości chłopcy. Chcę się rozbierać<br />

przed konduktorami, leśnikami,<br />

technikami obróbki skrawaniem, gdyż<br />

afekt mnie dobije. (s. 46). Nie jestem<br />

jednak pewny, czy to najważniejsze,<br />

niebywałą satysfakcję daje Romie<br />

ogrywanie przeciwnika, tak jak w<br />

miłosnej grze. Przy krupniku zapytał<br />

mnie o imię, przy mielonym o stosunek<br />

pracy, po kompocie byliśmy<br />

już umówieni na stosunek (s. 89).<br />

Miłość ze Stefanem skończyła się<br />

tak jak inne: Stefan pragnął miłości<br />

dozgonnej, a moją filozofią była<br />

fizjologia (s. 92). Oprócz wojennej<br />

retoryki, jest nieprzerwanie u Rudzkiej<br />

swoista gra słów. Nic się nie wydarzyło.<br />

Nic nie było. Każdy wskoczył<br />

do swojego okopu. Żadnych śladów<br />

walki. Tylko rany wylotowe (s. 62).<br />

Takie ubieranie miłosnych wzlotów<br />

i upadków w kostium wojenny być<br />

może pomaga Romie niejako zdystansować<br />

się do poczucia odrzucenia,<br />

które ku utrapieniu, towarzyszy jej<br />

bez przerwy. Roma nie ma szczęścia<br />

do związków, kolejne próby kończą<br />

się niewypałem, żeby użyć tej wojennej<br />

metaforyki. Związek z Mateuszem<br />

kończy się, na horyzoncie pojawia się<br />

rywalka Manuela, dzielnie wpisująca<br />

się w patriarchalny obrazek. Tam<br />

właśnie Manuela będzie sprzątać,<br />

piec, wekować, czekać na podjeździe,<br />

mocować się z wiecznie zacinającą<br />

się bramą, tam będzie rozkładać uda<br />

i pobierać pożądany materiał genetyczny<br />

(s. 27). Takiego życia prawdopodobnie<br />

nie chce Roma, powiedzmy<br />

szczerze, bądź co bądź niezależna poetka,<br />

kobieta przejmująca ster, sama<br />

dostarczająca sobie pokus i podniet.<br />

Warto mieć jednak na uwadze, że to<br />

jej partner Mateusz odchodzi i znajduje<br />

chwile ukojenia przy innej kobiecie<br />

- Roma w tej sytuacji mogłaby mieć<br />

realne powody do tego, by zadręczyć<br />

się takim obrotem spraw. Przeżywa<br />

bardzo, chociaż maska przyzwoitości<br />

nie pozwala jej na uzewnętrznienie<br />

wszystkich odczuć. Żeby tego było<br />

mało, jest jeszcze Mamulka, Roma to<br />

wykreowana przez Rudzką egzystuje<br />

w negacji, jej wartość jest cały czas<br />

umniejszana. Córka Romy, Zuzanna,<br />

po osiągnięciu dojrzałości, ucieka<br />

z domu, Roma nieustająco poszukuje<br />

córki, wynajmuje nawet detektywa.<br />

Wspomina jej próby – Zuzanna to wybitna<br />

pianistka, chociaż wspomnienia<br />

te nie przynoszą nic dobrego. Rudzka<br />

przyznała, że tworzy nas brak, z braku<br />

możemy się wyłonić, ukształtować,<br />

dlatego też Romie brakuje dosłownie<br />

wszystkiego: drugiego człowieka,<br />

wsparcia. Roma żyje w roztrzaskanym<br />

świecie, o dziwo, nie brak jej pewności<br />

siebie, wiele kobiet załamałoby<br />

się w połowie drogi, Roma jest<br />

tutaj trochę pomnikowa, ze spiżu.<br />

Swoistym paradoksem<br />

w Krótkiej wymianie ognia jest to, że<br />

Roma będąc poetką stwarza światy<br />

równoległe, korzysta z pamięci, ale<br />

jednocześnie łapie się na wspominaniu,<br />

bolą te powroty. To kokon, z<br />

którego nie potrafi się wydrzeć. Tak<br />

prezentowana jest Roma na spotkaniu<br />

autorskim: Poetka. Podglądaczka<br />

istnienia. Doskonała w anatomii<br />

przedmiotów. Sekcji rzeczy. Odgrzebywaniu<br />

istnień. Dmucha w popiół.<br />

Wychwytuje fragment. Ukryty zarys.<br />

Nieważny detal. Schowany szczegół.<br />

Nieśmiały ślad. Zatartą poszlakę.<br />

Zapomniany trop (s. 33). Pisanie,<br />

a już szczególnie pisanie poezji, spełnia<br />

tu funkcję terapeutyczną, tylko<br />

w jaki sposób Roma ma się otrząsnąć<br />

z ciężaru przeszłości, powiedziałbym<br />

nawet teraźniejszości, poszukuje<br />

córki, spotyka się z byłym partnerem<br />

po samobójczej śmierci Manueli.<br />

Działalność twórcza chyba nie za<br />

wiele dobrego wnosi, samej postaci<br />

Romy dodaje za to jakiś koturn,<br />

w tym swoim poetyckim przedstawieniu<br />

Roma jest groteskowa. Mówię<br />

niezbornie. Lubią to. Kobieta, która<br />

pisze wiersze nie może być normalna.<br />

Tworzę legendę i nie pękam. Chociaż<br />

nacięcie jak stąd do dzieciństwa<br />

(s. 34). Groteskowość, klisze w<br />

przedstawianiu poetyckich tematów,<br />

pięknie, poetycko, obrazkowo. Można<br />

by powiedzieć, Roma Dąbrows-


pozie ory i splendory, chyba zastygła, życie prywatne jest jednak to jednak<br />

koślawość, życie publiczne, niezdarność, honory deforlogi<br />

celne jak pociski w samo serce, dla siebie. Jak dobrze jednak wiemy,<br />

Językowa różnorodność, diadziczoną<br />

pamięcią, starością, obca<br />

pozie chyba zastygła, jest jednak<br />

rozdźwięk,<br />

rozdźwięk, życie publiczne, honory i<br />

i splendory, macja, matka życie mówi prywatne do Romy to córucho jednak teatralna stylizacja, Roma jest tekturowa,<br />

nakręcana jak pozytywka, jest świadoma starości, nie jest to<br />

przed sobą uciec się nie da. Kobieta<br />

splendory, życie prywatne to jednak<br />

koślawość, barbelucho. niezdarność, Ta sama kobieta, deformacja, zgoła<br />

koślawość, niezdarność, deformacja,<br />

matka odmienne mówi sposoby do Romy kreacji, córucho trochę barbelucho.<br />

lustro zmieniające Ta sama kobieta, proporcje, zgoła które od-<br />

język ma to wszystko roznieść od język, deformacja wykoślawienie, od-<br />

jak sztuczność, odnosi się wrażenie, że dla niej naturalny stan – pokazuje to<br />

matka mówi do Romy córucho barbelucho.<br />

Ta sama kobieta, zgoła odmienne<br />

sposoby kreacji, trochę jak<br />

mienne można spotkać sposoby w kreacji, lunaparku. trochę jak środka. Kobieta ma nawet wizję swojego<br />

pogrzebu, dalej jest tam jednak że cielesność, erotyka w Krótkiej wywołania<br />

do mięsa, rzekłbym nawet,<br />

lustro Chociaż zmieniające jest pokusa, proporcje, aby na które chwilę<br />

lustro zmieniające proporcje, które<br />

można odpocząć spotkać od Romy, w lunaparku. nie schodzi ona koturn, szablon, okrągłe pochwalne mianie ognia jest jakaś taka mięsna,<br />

można spotkać w lunaparku.<br />

jednak Chociaż z pierwszego jest pokusa, planu, aby narracja<br />

pieśni na cześć zmarłej poetki, w podtytuł powieści mógłby brzmieć<br />

Chociaż jest pokusa, aby na chwilę odpocząć<br />

od Romy, nie schodzi ona jed-<br />

chwilę jest w odpocząć zasadzie od dwutorowa, Romy, nie schodzi<br />

gwałtowny ona jednak potok z pierwszego myśli oraz Mamul-<br />

planu, nieuświadomiony być może głód świadoma śmierci, chociażby przez<br />

Roma, tym poczuciu pustki jest ogromny, Opowieść o mięsie. Roma jest również<br />

nak z pierwszego planu, narracja jest<br />

narracja ka i jej jest nawoływania w zasadzie do studzienki, dwutorowa,<br />

powrót Roma, do tragicznych gwałtowny czasów potok myśli wojny. Mateusza za męża, tak jak się bierze ki, która zresztą stwierdza: Przeżyłam<br />

miłości. Brak miłości. Wzięłam sobie okrutne doświadczenia swojej mat-<br />

w zasadzie dwutorowa, Roma, gwałtowny<br />

potok myśli oraz Mamulka i jej<br />

oraz Deficyt Mamulka fabuły, i wątki jej nawoływania gubią się, dialogi,<br />

cięte riposty, powrót widoczne tragicznych elementy zastanowienia (s. 119). Widoczna jest związana z wysiedleniami Niemców<br />

do coś z głodu – szybko, zachłannie, bez i zgniłam. Pojawia się tu trauma<br />

nawoływania do studzienki, powrót<br />

studzienki,<br />

do tragicznych czasów wojny. Deficyt<br />

czasów niczym wojny. ze sztuki Deficyt teatralnej. fabuły, Niebywałym<br />

gubią walorem się, dialogi, tej prozy cięte jest riposty, język, w Roma dąży do tego bezustannie, powie<br />

obumieranie, Roma, wprost<br />

wątki<br />

tutaj potrzeba bliskości, akceptacji, z ziem odzyskanych. Życie to właści-<br />

fabuły, wątki gubią się, dialogi, cięte<br />

riposty, widoczne elementy niczym<br />

widoczne moim odczuciu elementy na tym niczym zresztą ze sztuki polega tyka się o przeciwności, odrzucenie, ujmując, pakuje się na śmierć, przeżywa<br />

śmierć swojej matki, powraca to<br />

ze sztuki teatralnej. Niebywałym walorem<br />

tej prozy jest język, w moim<br />

teatralnej. koncept tej Niebywałym powieści - na walorem krótkich zdaniach,<br />

jest które język, jak w przyznaje moim odczuciu sama Rudz-<br />

na dałam mu serce, a on zwrócił mi je znamienite ubranie na śmierć, temat<br />

tej w końcu o samą siebie. Kiedyś od-<br />

prozy<br />

odczuciu na tym zresztą polega koncept<br />

tej powieści - na krótkich zdani-<br />

tym ka, zresztą pisze się polega najdłużej. koncept Wyznaczają tej powieści<br />

one krótki – na krótkich oddech zdaniach, bohaterki, które rytm dawał resztę; teraz zaszedł mi drogę śmiercią jest chyba też oswajaniem<br />

tak niechlujnym gestem, jakby wy-<br />

tabu w wielu domach. Oswajanie ze<br />

ach, które jak przyznaje sama Rudzka,<br />

pisze się najdłużej. Wyznaczają<br />

jak wielkiego przyznaje miasta. sama Czasem Rudzka, trudno pisze się nadążyć<br />

za Wyznaczają Romą, błyskawiczne one krótki dialogi, od- Miłość, dlaczego z czasem przeradza a raczej wiecznej straty. Wracam do<br />

(s. 137).<br />

z przegraną, bilansem zysków i strat,<br />

najdłużej.<br />

one krótki oddech bohaterki, rytm<br />

dech gra skojarzeń bohaterki, i aluzji, rytm wielkiego niespodziewane miasta.<br />

puenty, Czasem szermierka trudno nadążyć słowna: za Romą, jowniczka, są niezagojone rany, do uszu, proszków na sen, czopków na<br />

się w ból i cierpienie? Roma to wo-<br />

miasta, do mieszkania, do zatyczek<br />

wielkiego miasta. Czasem trudno nadążyć<br />

za Romą, błyskawiczne dialogi,<br />

błyskawiczne Całe noce z jąkającym dialogi, gra się skojarzeń radiem. stygmat, teatralne pozy, brak poczucia<br />

zakotwiczenia, Roma wiecznie mowy detronizacyjnej, złożonych na<br />

hemoroidy, tych wszystkich insygniów<br />

gra skojarzeń i aluzji, niespodziewane<br />

i aluzji, Głos spikera: niespodziewane puenty, szermierka<br />

To brzydki słowna: kraj z piękną historią. ucieka, nie może oswoić się z dzie-<br />

krzyż w szafce nocnej (s.132).<br />

puenty, szermierka słowna:<br />

Całe noce z jąkającym się radiem.<br />

To piękny kraj z brzydką historią, odpowiadam<br />

Całe noce z (s. jąkającym 100). się radiem. Pogodzenie ze śmiercią, zawieszona To brzydki kraj wojna, z piękną na historią. szali po-<br />

Głos spikera:<br />

Głos spikera:<br />

nad zwierzęcym instynktem To piękny przeważył kraj z brzydką rozsądek. historią, Czy odpowiadam<br />

(s. 100).<br />

Takich To brzydki „smaczków” kraj z piękną jest historią. w tekście o<br />

wiele To piękny więcej kraj - mam z brzydką nawet wrażenie, historią, pamięć musi aż tak boleć? Człowiek z czasem przyzwyczaja<br />

się do straty, ubywania, miałkości rzeczy do-<br />

że odpowiadam to sposób na (s. obronę 100). nie tyle przed<br />

Takich „smaczków” jest w tekście o<br />

ludźmi, chociaż Roma została wiele czesnych.<br />

wiele więcej - mam nawet wrażenie,<br />

razy zraniona, Takich „smaczków” co przed gorzką jest rzeczywistością,<br />

o wiele życiem, więcej które – mam okazało nawet się<br />

w<br />

że to sposób na obronę nie tyle przed<br />

tekście<br />

ludźmi, chociaż Roma została wiele<br />

wrażenie, pasmem klęsk że to i rozczarowań. sposób na obronę Krótkie, Kiedyś chciałam się zabić, ale tylko podarłam swoje<br />

razy zraniona, co przed gorzką rzeczywistością,<br />

życiem, które okazało się<br />

nie błyskawiczne tyle przed ludźmi, hasła, niczym chociaż strzały Roma z wiersze. Teraz bardziej wspominam, niż oddycham.<br />

została pistoletu, wiele w jakiejś razy mierze zraniona, utrzymują<br />

równowagę gorzką rzeczywistością, psychiczną, pozwalają ży-<br />

co Częściej skreślam, niż zapisuję. pasmem Backspace klęsk i rozczarowań. jest Krótkie, moją<br />

przed<br />

ojczyzną (s. 53).<br />

błyskawiczne hasła, niczym strzały z<br />

ciem, na potrzebny które okazało dystans. się pasmem Zapewne klęsk to<br />

pistoletu, w jakiejś mierze utrzymują<br />

równowagę psychiczną, pozwalają<br />

i też rozczarowań. kreacja, ta Krótkie, proza aż błyskawiczne<br />

kipi od wyrazistych<br />

niczym uwag o strzały świecie z i pistoletu, ludziach, Jednoznacznie wynika z tego, że Roma nie chce odzie-<br />

hasła,<br />

na potrzebny dystans. Zapewne to<br />

w nie jakiejś wiadomo, mierze czy utrzymują to życie w równowagę<br />

a może psychiczną, poezja w pozwalają życiu, przepis na po-<br />

na<br />

poezji, dziczonej pamięci. Traumy, też urazy, kreacja, pogarda ta proza i aż odrzucenie<br />

kipi wyrazistych<br />

uwag o świecie i ludziach,<br />

trzebny zdrowy, dystans. potrzebny Zapewne balans, harmonię to też i bolą, pamięć jest przytłaczającym balastem – zamiast<br />

nie wiadomo, czy to życie w poezji,<br />

kreacja, spokój - ta za tym proza Roma aż kipi tęskni, od ciągle wyrazistych<br />

tego brakuje. uwag o świecie i ludziach, dzi, uczy podejrzliwości i nienawiści. zdrowy, potrzebny Z trudną balans, pamięcią harmonię<br />

jej pokazywać nowe lepsze rozwiązania – izoluje od lu-<br />

a może poezja w życiu, przepis na<br />

nie Językowa wiadomo, różnorodność, czy to życie dialogi w poezji, celne<br />

trudno się pogodzić. Trudno i spokój żyć, dlatego - za tym Roma życie tęskni, Romy ciągle to<br />

a jak może pociski poezja w samo w życiu, serce, przepis teatralna<br />

jej tego brakuje.<br />

zdrowy, stylizacja, potrzebny Roma jest balans, tekturowa, harmonię nakręcana<br />

- jak za tym pozytywka, Roma tęskni, sztuczność, ciągle drogi chyba nie ma.<br />

nieustanne wymazywanie, pozbywanie się siebie. Innej<br />

Językowa różnorodność, dialogi celne<br />

i spokój<br />

jak pociski w samo serce, teatralna<br />

jej tego brakuje.<br />

Robert Knapik<br />

22 Renata Cygan<br />

23<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Gwiazdka<br />

spadła na<br />

Takiej kumulacji „trzynastek” na poetycko-muzycznym<br />

„DACHU”, jaki organizowany jest od ponad 8 lat<br />

w klubie „Ona” – jeszcze nie było. Spotkanie – 113,<br />

odbyło się 13-go ( w dodatku w piątek), odbieraliśmy<br />

trzynastą międzynarodową antologię „Poplątane<br />

ścieżki”, która właśnie przyjechała z drukarni.<br />

Powinien pech wyzierać z każdego kąta. Tymczasem…<br />

Było pięknie. Uroczyście, poetycko,<br />

muzycznie, świątecznie, mikołajkowo,<br />

wesoło.<br />

A w pigułce wyglądało to tak: Pan Paweł Wesołowski<br />

z Departamentu Mecenatu Państwa Ministerstwa<br />

Kultury i Dziedzictwa Narodowego uhonorował<br />

dwóch naszych kolegów. Eugeniusz Orłow, prezes<br />

Rady Głównej SAP, otrzymał Brązowy Medal<br />

“Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Kazimierz<br />

Linda (Stalowa Wola) otrzymał odznakę<br />

honorową “Zasłużony dla Kultury Polskiej”.<br />

I oto kolejny wigilijny<br />

„DACH” ocieplił magią i<br />

przeszedł do albumu, jak<br />

minione.<br />

Uroczysty wieczór petów,<br />

muzyków, pisarzy, atystów<br />

o różnych pasjach, przytulonych<br />

do galerii „Ona”<br />

w Warszawie, wieńczący<br />

kolejny rok spotkań.<br />

Spotkań pod parasolem<br />

Stowarzyszenia Autorów<br />

Polskich (O/Warszawski II),<br />

skupiającego twórców<br />

z całej Polski i wielu krajów<br />

takich jak: Anglia, Niemcy,<br />

Litwa, Szwecja, Dania,<br />

Holandia, Australia.<br />

Było zatem niecodziennie. Promowaliśmy naszą<br />

XII antologię – „ZADUMA”. Wszystko odbyło się w<br />

całkowitych ciemnościach, utwory recytowało ponad<br />

20 autorów – jednym ciągiem, był to szczególny<br />

poetycki spektakl. Całkowicie inny odbiór<br />

poezji, w skupieniu, bez bodźców zewnętrznych.<br />

No i…znakomite ćwiczenie pamięci.<br />

Muzycznie ubarwili wieczór bardowie – Joanna<br />

Jagiełło, Wojciech Gęsicki i Marek Korzemski,<br />

a kiedy pojawił się Mikołaj z workiem pełnym<br />

prezentów (do którego każdy miał obowiązek<br />

przedtem coś przynieść) – obudziło się w biesiadujących<br />

dziecko i świąteczna aura zapanowała<br />

do końca spotkania. Spotkania, urozmaiconego –<br />

zgodnie z „DACHOWĄ” tradycją.<br />

Wyśmienite potrawy, serwowane przez gospodarzy<br />

– Grażynę Dąbrowską i Dariusza Kowalskiego,<br />

zawsze zaskakuja pomysłowością, smakiem, wyglądem.<br />

Na dobranoc – były życzenia, życzenia, jak<br />

w zżytej, szanującej się i szczęśliwej rodzinie…<br />

DACH<br />

Wanda Dusia Stańczak<br />

Prezes Stowarzyszenia Autorów Polskich O/<br />

Warszawski II<br />

24 25<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Anioł zmarznięty<br />

Pstryk!<br />

Pastorałka klubowa<br />

deszcz już nie kapie ścisnął mróz srogi<br />

porozrzucała zima puch biały<br />

zmarznięty Anioł pogubił drogi<br />

błądził po świecie boży dzień cały<br />

ujrzał na niebie gwiazdę pod wieczór<br />

która nowinę światu głosiła<br />

poszedł za światłem choć nóg już nie czuł<br />

gwiazda go do nas przyprowadziła<br />

r:<br />

usiądź aniele tu między nami<br />

gorącym barszczem ogrzej swe ręce<br />

wspomóż w kolędzie, otul skrzydłami –<br />

nas gdy śpiewamy o dziecinie w stajence<br />

posiedział Anioł kolędę nucił<br />

ogrzał się wreszcie najadł do syta<br />

cieszył się widząc gdzie okiem rzucił<br />

jak świat małego Jezusa wita<br />

kiedy odpoczął Panu na chwałę<br />

poszedł, lecz przedtem obiecał szczerze<br />

że będzie czuwać nad nami stale<br />

słowa dotrzyma, mocno w to wierzę<br />

Przemysław Wróblewski<br />

świątecznie<br />

miasto skapuje w dłonie snu<br />

gęstym syropem<br />

aromatem gorzkiej czekolady<br />

kolędą wspomnień<br />

ciepłem świateł<br />

za zimowymi oknami<br />

obraz choinki<br />

wracającej dzieciństwem<br />

obwieszonej radością<br />

ulotnością kolorów<br />

bielą lukrowanych życzeń<br />

opłatkiem najpierwszym słowa<br />

milknie na koniuszkach rzęs<br />

słodyczą chwili<br />

szeptem lampek na śniegu<br />

ciszą ciemności<br />

mocnym iglastym zapachem<br />

na obrzeżach płomienia<br />

Małgorzata T. Skwarek-Gałęska<br />

Tryska radością pachnący grudzień<br />

świerkowym światłem grzeje prezenty<br />

dłonie udają serdeczność wielką<br />

tylu szczęśliwych i wniebowziętych<br />

Życzeń lawina wszystko zalewa<br />

I nie omija wiedźmy sąsiadki<br />

Nie są zdradzane ni zapomniane<br />

kochane żony kochane matki<br />

Usta opłatek zamyka szczelnie<br />

Kłamstwom obelgom i prawdzie wszelkiej<br />

Wielkie wyzwania kurczą się w ciszy<br />

A małe słówka stają się wielkie<br />

Tryska radością pachnący grudzień<br />

Świerkowym światłem grzeje prezenty<br />

tyle w nas dobra co życia w lampce<br />

pstryk i znikniemy ze świata świętych<br />

Wanda Dusia Stańczak<br />

Cicha noc<br />

Rodzinne Święta<br />

Te rodzinne święta są o tym,<br />

jak wypełniać bliskością tęsknoty<br />

na Szyndzielni, Magórce czy Błatniej<br />

jest dziś jaśniej – tak dziwnie jaśniej,<br />

jakby niebo trącało ziemię,<br />

więc się ziemio na lepszą przemień<br />

i rozkwitaj dobrocią, rozkwitaj,<br />

na ulicach, w parkach i w błękitach,<br />

i w uśmiechach… Nie tylko od święta<br />

zapamiętaj ten czas – zapamiętaj,<br />

kiedy błądzisz po krętych ulicach,<br />

to zachwycaj się pięknem, zachwycaj,<br />

które w bliźnich, w drzewach, w kamieniach…<br />

I przemieniaj się w dobroć… Przemieniaj,<br />

gdy Dziecina na ziemię przychodzi,<br />

by się lepszy człowiek w nas rodził<br />

i marzenie odwieczne ziścił<br />

o Miłości – bez nienawiści…<br />

Juliusz Wątroba<br />

Cicha noc<br />

Polskie dzieci umierają<br />

ze śmiechu<br />

przed telewizorami<br />

Cicha noc<br />

Afrykańskie dzieci umierają<br />

z głodu<br />

przed pustymi miskami<br />

Marek Porąbka<br />

Kolęda<br />

Jezusek maluśki<br />

nam grzesznym odpuści,<br />

bo kocha nas wszystkich<br />

i ładnych i brzydkich.<br />

I wszystkie dzieci<br />

o białych buziach,<br />

o czarnych buziach,<br />

o śniadych buziach,<br />

ślepych, kalekich,<br />

w cierniach i w różach.<br />

Jezusek naguśki,<br />

zrodzony w stajence,<br />

zimniutkie ma nóżki,<br />

gorące ma serce.<br />

Do serca tuli<br />

dzieci z in vitro,<br />

starców w jarmułkach,<br />

duchownych z mitrą,<br />

tych, co kochają<br />

w innych wymiarach,<br />

konie na stepach,<br />

robaki w szparach,<br />

biednych, bogatych,<br />

gładkich, tęczowych,<br />

wesołków w kratkę<br />

i smutne wdowy<br />

głodnych za stołem,<br />

rannych z Aleppo,<br />

tych pod kościołem<br />

i tych pod mekką.<br />

Czci cyrylicą,<br />

kocha abdżadem,<br />

wielbi jidyszem,<br />

świeci przykładem.<br />

Jezusek-dziecina<br />

dygocze, jak trzcina,<br />

z nadzieją że w ludziach<br />

współczucie obudzi.<br />

Renata Cygan<br />

26 27<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Próżna pastorałka<br />

wśród nocnej ciszy<br />

nikt jej nie słyszy<br />

może bezkarnie<br />

do reszty zmarnieć<br />

wieść o tym niosę<br />

by się jej losem<br />

ktoś jednak wzruszył<br />

śnieg sobie prószy<br />

Weneckie myśli…<br />

wywiesiłem myśli<br />

białe<br />

pstrokate<br />

czyste<br />

proste<br />

jak pranie<br />

na sznurze<br />

po samobójstwie<br />

bez pętli<br />

luźno<br />

jak w Wenecji<br />

pomiędzy oknami nienawiści<br />

miłości<br />

one w słońcu<br />

odbijają się<br />

kolorowym dywanem<br />

na wodzie<br />

ocierają się<br />

o krawędzie<br />

domów<br />

łodzi<br />

ludzi<br />

Grzegorz Spis<br />

dzisiaj w betlejem<br />

tyle się dzieje<br />

a ja na skróty<br />

psu szyję buty<br />

Agnieszka Smugła<br />

Mała<br />

syryjska dziewczynka<br />

czeka na<br />

Pierwszy Znak<br />

z Nieba<br />

zielone drzewko<br />

w Jej myślach<br />

spełnia<br />

najskrytsze życzenia<br />

Chciałaby lalkę,<br />

sukienkę...<br />

Dorodny kawałek chleba<br />

I Pokój,<br />

spokój i ciszę<br />

Zaklętą w bombce<br />

tęsknotę<br />

pustynny wiatr<br />

ciągle zwiewa<br />

Anna Czachorowska<br />

28 Renata Cygan<br />

29<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


(…) mam ze swoimi książkami<br />

tak, jak kobiety z dziećmi -<br />

najpierw długa ciąża,<br />

a potem poród,<br />

Kiedyś wpisywano zawód do dowodu osobistego.<br />

Co Ty miałbyś wpisane? Pisarz?<br />

Chyba miałbym wymowną kreskę. Żeby nazwać<br />

się pisarzem, trzeba chyba należeć<br />

do jakiejś organizacji zrzeszającej literatów,<br />

a ja nawet nie wiem, jak się ona nazywa.<br />

Niektórzy autorzy, gdy zaczynają pisać<br />

nową powieść, rozpisują wszystko na kartkach,<br />

robią plan, a dopiero potem skrupulatnie<br />

zapełniają strony tekstem. Inni piszą<br />

chaotycznie, a później głowią się, żeby z tego<br />

zrobić powieść. Zaliczam się do tej drugiej<br />

grupy, a jak jest u Ciebie?<br />

Zawsze się śmieję, że mam ze swoimi<br />

książkami tak, jak kobiety z dziećmi – najpierw<br />

długa ciąża, a potem poród, czasem<br />

bardziej, a czasem mniej bolesny. Zbieranie<br />

pomysłów, opracowanie fabuły, elementów<br />

akcji, stworzenie postaci trwają<br />

całymi tygodniami. Zapisuję wtedy miliony<br />

karteczek, w których potem z reguły nie potrafię<br />

się połapać. Kiedy uznam, że pora<br />

przelać ten cały chaos na papier, zasiadam<br />

do komputera i wtedy już nie ma przebacz<br />

– piszę codziennie, choćby nawet kilka zdań.<br />

Napisałeś książkę z Magdą Witkiewicz.<br />

Prawdę mówiąc ja bym chyba nie potrafił<br />

pracować z kimś do spółki. Pisanie to mój<br />

świat, moja przestrzeń. Nie umiałbym ich z<br />

kimś dzielić. Jak Tobie się to udało? Dzięki<br />

wyjątkowości Magdy, czy po prostu<br />

potrafisz wpuścić kogoś do swojego świata?<br />

czasem<br />

bardziej,<br />

a czasem<br />

mniej bolesny<br />

Nie jestem egoistą i lubię się dzielić. Poza tym na etapie,<br />

kiedy tworzyliśmy z Magdą Pudełko z marzeniami i Biuro M,<br />

nasze światy miały zbiór wspólny. Na tyle duży, że dało się<br />

z niego wykreować także ten powieściowy. Pisanie to<br />

bardzo samotna robota – jesteś ty, komputer, w moim<br />

przypadku też szklanka z mocną, czarną herbatą i mieszanka<br />

orzechów, które ponoć dobrze wpływają na pracę mózgu.<br />

I tyle. A kiedy piszesz z kimś, to masz wrażenie, że nawet<br />

jeśli jest daleko, a w przypadku Magdy dzieliło nas pół<br />

Polski, to i tak ci w jakiś magiczny sposób towarzyszy. Lubię<br />

to uczucie i dlatego jestem otwarty na dalszą współpracę.<br />

Czy zdarza Ci się być utożsamianym ze swoimi bohaterami?<br />

Nie zaatakowała Cię na przykład jakaś starsza pani na<br />

spotkaniu autorskim tekstem typu: „Wstydziłby się Pan.<br />

Jak pan mógł porzucić tę dziewczynę?”<br />

Nie pamiętam, żeby ktoś u mnie kogoś rzucał.<br />

Moi bohaterowie raczej mordują i nie, raczej<br />

nikt mnie nie podejrzewał o dokonanie jakiejś zbrodni.<br />

Myślę, że to jest domena aktorów. To oni dają granym<br />

przez siebie postaciom swoją twarz, głos, sylwetkę<br />

i inne charakterystyczne cechy. A pisarze są na<br />

szczęście ukryci za klawiaturą. Może to i lepiej? Rynek<br />

pisarski w Polsce jest trudny. Wielu świetnych autorów<br />

latami wysiaduje pod drzwiami wydawnictw.<br />

wywiad z<br />

Marzeniem Alka jest<br />

objechać cały świat,<br />

a na stare lata<br />

zamieszkać na<br />

jednej z wysp<br />

Morza Śródziemnego.<br />

A tam już tylko pisać, i<br />

pisać, i pisać, i pisać…<br />

Alkiem Rogozińskim<br />

Twórca powieści kryminalnych i obyczajowych. W swoich powieściach<br />

morduje zawsze z przymrużeniem oka i uśmiechem na twarzy. Zadebiutował<br />

w marcu 2015 roku komedią kryminalną Ukochany z piekła<br />

rodem, która zdobyła pierwsze miejsce na liście kryminalnych bestsellerów<br />

księgarni Empik.com. Jednak prawdziwą popularność przyniosła mu komedia<br />

sensacyjna Jak Cię zabić, kochanie?, nominowana przez portal Lubimy<br />

Czytać w 2016 roku w plebiscycie Książka roku (kryminał, sensacja, thriller).<br />

Rok później podobną nominację zdobyła powieść Do trzech razy śmierć.<br />

Dwie jego książki - Lustereczko, powiedz przecie i Zbrodnia w wielkim mieście<br />

– zdobyły pierwsze miejsca w plebiscycie internetowym Zbrodnia z<br />

przymrużeniem oka, a w <strong>2019</strong> roku powieść Raz, dwa, trzy... giniesz ty!<br />

doczekała się inscenizacji teatralnej. Nakład napisanych przez niego powieści<br />

przekroczył już ćwierć miliona egzemplarzy.<br />

30 31<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


a bardziej obyczajowa. Pozwalam sobie<br />

czasem na takie skoki w bok. Poprzednio miało<br />

to miejsce w Jak Cię zabić, kochanie? i Zbrodni<br />

w wielkim mieście. Oczywiście, jest tam<br />

wątek kryminalny, ale tym razem nie będzie<br />

on najważniejszy. Na pierwszym planie<br />

znalazła się kwestia wierności małżeńskiej,<br />

zdrady, ukrywania swoich żądz<br />

i problem, czy niewierność można wybaczyć.<br />

A jeśli nie, to jak ją najlepiej ukarać.<br />

Będzie się dużo działo, to mogę obiecać.<br />

Magiczne święta Bożego Narodzenia<br />

Alka Rogozińskiego. Które wspominasz<br />

najczęściej?<br />

Mam nadzieję, że takie jeszcze ciągle przede<br />

mną. Ale wykorzystam tę okazję, aby złożyć<br />

życzenia Czytelniczkom i Czytelnikom. Dużo<br />

miłości, zrozumienia, zdrowia, marzeń,<br />

które będą się spełniały nie tylko przy<br />

pierwszej gwiazdce na niebie oraz, oczywiście,<br />

samych tylko pasjonujących lektur!<br />

Jeśli coś wam w<br />

duszy gra i macie<br />

przekonanie, że<br />

jest to dobre,<br />

po prostu<br />

przelewajcie to<br />

na papier<br />

i czekajcie na<br />

„swój<br />

moment”<br />

Jak Tobie udało się je wyważyć? Szczęście czy talent?<br />

Trudno mi to rozstrzygnąć. Swój debiut zawdzięczam<br />

pani Bogusi Genczelewskiej z Wydawnictwa Melanż,<br />

która dostrzegła potencjał w powieści, którą<br />

jej wysłałem i postanowiła dać mi szansę, za co jestem<br />

jej niezmiernie wdzięczny. Plik z pierwszą powieścią<br />

wysłałem w sumie do sześciu wydawnictw,<br />

w tym jednego, które oferowało wydawanie książek<br />

w trybie tradycyjnym albo za pieniądze autora.<br />

Otrzymałem stamtąd wiadomość, że powieść im<br />

się bardzo podoba, w związku z tym wydadzą ją<br />

za… i w tym miejscu była odpowiednia kwota, którą<br />

miałbym im zapłacić. Dzisiaj wiem, że za tę sumę<br />

można było wydrukować dwa razy więcej egzemplarzy<br />

niż mi zaproponowano i jeszcze by starczyło<br />

na jakąś małą promocję. Dlatego przestrzegam<br />

początkujących twórców: zastanówcie się, zanim<br />

się na coś takiego zdecydujecie. Czasem lepiej<br />

poczekać i wydać książkę w tradycyjny sposób, niż<br />

eksperymentować. Nie mam nic przeciw self-pubishingowi,<br />

ale widzę w nim sens tylko wtedy, kiedy<br />

ma się już wyrobioną markę i swoją grupę czytelników.<br />

Doskonałym przykładem jest tu Katarzyna Michalak,<br />

której książki kupują tysiące wielbicielek i która<br />

może sobie pozwolić na samodzielne ich wydawanie,<br />

bo po prostu lepiej na tym zarobi. W przypadku młodego<br />

pisarza nie ma to sensu. No chyba, że wydawnictwa<br />

self-publishingowe zaczną przeznaczać większe nakłady<br />

na promocję autorów. O, proszę, w ten sposób<br />

zamiast odpowiedzieć na pytanie, wygłosiłem<br />

przemowę na temat rynku księgarskiego. Cały ja!<br />

Masz jakąś radę dla początkujących pisarzy?<br />

Tak naprawdę tylko jedną: piszcie i się nie zniechęcajcie.<br />

Ani odmowami ze strony wydawnictw, ani<br />

złymi recenzjami, ani tym, że nie od razu sprzedacie<br />

sto tysięcy egzemplarzy powieści. Jeśli coś wam<br />

w duszy gra i macie przekonanie, że jest to dobre, po<br />

prostu przelewajcie to na papier i czekajcie na „swój<br />

moment”.<br />

Wiem, że interesujesz się historią Starożytnego<br />

Rzymu. Kiedy napiszesz książkę o tej tematyce?<br />

Zaplanowałem ją na 2021 rok. I choć zdaję sobie<br />

sprawę, że jak człowiek coś planuje, to gdzieś tam<br />

wysoko w Królestwie Niebieskim wszyscy mają<br />

ubaw, to jednak postaram się zrobić wszystko, aby<br />

tak się stało i powieść ujrzała wtedy światło dzienne.<br />

Powiesz Czytelnikom kilka słów o swoim najnowszym<br />

projekcie, nad którym teraz pracujesz?<br />

Moja nowa powieść będzie mniej kryminalna,<br />

Dziękuję za rozmowę!<br />

Rozmawiał: Jarosław Prusiński<br />

32 33<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Po kilkutygodniowej, zawodowej<br />

podróży, wszedł wreszcie do<br />

mieszkania. Od kiedy pamięta, zawsze<br />

zacinał się klucz drzwi od domofonu,<br />

czasami wystarczało kilkanaście<br />

sekund mocowania z zamkiem,<br />

a niekiedy już był bliski kapitulacji<br />

i miał ochotę zadzwonić do któregoś<br />

z sąsiadów. Tym razem zastanawiał<br />

się już nad tym od kiedy wysiadł<br />

z pociągu. Niby nic, ale pogoda<br />

była dosyć nieprzyjemna.<br />

Zaczął padać pierwszy grudniowy<br />

śnieg. Trochę przedwcześnie<br />

i byłoby nawet uroczo, gdyby<br />

nie przeraźliwie zimny i silny<br />

wiatr. Dlatego kwestia zamka<br />

wydawała się tak istotna i urosła<br />

w głowie do niewyobrażalnego<br />

problemu. Poszło jednak gładko,<br />

za pierwszym przekręceniem.<br />

Może wreszcie naprawili – pomyślał<br />

wspinając się na czwarte piętro.<br />

Jeszcze tylko drzwi do mieszkania i już<br />

czuł się podobnie jak większość ludzi<br />

na wczasach. Od zawsze lubił ten moment.<br />

Zamykając drzwi, zostawiał za<br />

nimi wszelkie sprawy. Wtedy opadała<br />

adrenalina, przychodziła ulga i nieodparta<br />

ochota nacieszenia własnym<br />

azylem. Wprawdzie przyjechał tylko<br />

na kilka dni, ale na początku nigdy<br />

nie myśli się o tym, że pojutrze trzeba<br />

będzie znowu przekręcić zamki z drugiej<br />

strony na kolejne dwa, trzy tygodnie.<br />

Jeszcze nie pora by o tym myśleć.<br />

Zresztą za niecałe dwa tygodnie<br />

znowu przyjedzie i akurat będą święta.<br />

Pomieszka trochę dłużej. Może<br />

jeden, może dwa dni dłużej. Zobaczymy,<br />

nie wykluczone, że wytarguje<br />

ze zlecającym cały tydzień. Wchodząc<br />

do mieszkania, od lat powtarzał<br />

wszystko – buty zaraz po wejściu,<br />

wierzchnie ciuchy z rozmachem na<br />

krzesło. Nieważne jak się ułożą, grunt<br />

by nie spadły. Robił to w pośpiechu,<br />

więc i tak lądowały na podłodze.<br />

Zrobione po drodze szybkie zakupy<br />

i korespondencję wyjętą ze skrzynki<br />

wrzucał na blat kuchenny. Przechodził<br />

do pokoju, siadał w wygodnym<br />

fotelu, włączał kanał informacyjny<br />

telewizji, od której przez ostatnie kilkanaście<br />

dni był odcięty i czekał, aż<br />

włączony po drodze czajnik zasygnalizuje<br />

głośnym wrzeniem, że można<br />

już zalewać kawę. Zwykłą tradycyjną<br />

plujkę z fusami, za którą tęsknił<br />

bardziej niż za żywymi obrazami<br />

kanałów informacyjnych. W podróżach<br />

skazany był na dworcowe automaty,<br />

sieciowe kawiarnie z dobrym,<br />

mocnym espresso i hotelowe zestawy,<br />

gdzie też zwykle serwowano jakąś opcję<br />

z ekspresu. Bardzo je lubił, lecz domowa<br />

zalewajka zasypana fusami do<br />

poziomu jednej czwartej kubka – czyli<br />

dawny popularny “szatan”, była już<br />

rytuałem powrotów i biła na głowę<br />

najlepsze espresso świata. Oczywiście,<br />

w jego subiektywnej skali. Jeśli<br />

się tak zdarzało to po kilkunastu<br />

dokładnie ten sam rytuał. Zrzucał dniach braku zleceń, ponownie tęs-<br />

autor książki pt. “Z dna”.<br />

34 35<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

knił za espresso, ale teraz, ten moment<br />

należał do tej zwykłej “małej<br />

czarnej”. Nawet jeśli wracał późno,<br />

co wielokrotnie się zdarzało, to i tak<br />

nie zmieniał kolejności. Zresztą organizm<br />

tak przywykł do tego trunku,<br />

że nie miał najmniejszych kłopotów,<br />

by wypić ją tuż przed snem. Gorzej<br />

byłoby, gdyby trafił w miejsce, gdzie<br />

o poranku nie może tego zrobić. Tym<br />

razem jednak nie włączył telewizora.<br />

W ciszy czekał aż się zagotuje<br />

woda. Kilka tygodni temu rozstał się<br />

z Klaudyną. Do tej pory nie mógł się<br />

pozbierać, nie mógł przestać myśleć,<br />

czemu odeszła, czemu bez słowa. Po<br />

prostu. Gdy wpadł poprzednim razem<br />

– doskonale to pamięta, był szósty<br />

grudnia – niezły “Mikołaj” - pomyślał<br />

zdejmując ze ścian wszystkie jej<br />

zdjęcia. Pięknie oprawione portrety,<br />

z rożnych etapów ich pięcioletniego<br />

związku. To było tak<br />

trudne, jakby chował do grobu<br />

kogoś najbliższego. Mimo,<br />

że dwa lata wcześniej zrobił<br />

kapitalny remont mieszkania,<br />

z wymianą tynków i malowaniem<br />

ścian, to pomimo świeżości<br />

ściany, kontury po jej portretach<br />

zostały. Przeraźliwie zabolały<br />

swą pustką, w każdym<br />

widział jej twarz i na każdym inną<br />

minę; udawaną srogość, śmiech, usta<br />

ułożone w pocałunek, gdy siedzi za<br />

biurkiem w pracy, śpi wtulona w poduszkę,<br />

czy to gdy pokazała mu język.<br />

Nawet gdy jej nie ma, to jest – pomyślał<br />

– trzeba będzie zamalować te<br />

fragmenty, puste obrysy ramki bolały<br />

bardziej, niż niedawne fotografie.<br />

Obracał w palcach wyjętego z paczki<br />

papierosa. Zapalniczka leżała tuż<br />

przed nim, ale zapobiegliwy palacz,<br />

ma porozkładane pudełka zapałek<br />

po całym mieszkaniu. Kiedy to się<br />

zaczęło? – pomyślał, kiedy zaczął<br />

się upadek, czegoś tak pięknego?<br />

Wzrok zatrzymał na leżących nieopodal<br />

zapałkach. Kłóciliśmy się często,<br />

ale to były spory personalne, nikt<br />

nikomu niczego nie wytykał. Jeśli już<br />

to eufemistycznie można to nazwać<br />

zaciętą wymianą poglądów. Bardzo<br />

to w niej cenił, dyskutowała na argumenty,<br />

merytoryczne nie personalnie,<br />

a spierali się o wszystko. Od<br />

polityki do klimatu. Daleko im było<br />

jednak do powszechnie rozumianych<br />

sporów politycznych. Pasjonował ich<br />

cały świat, wiec i polityka w kłótniach<br />

była szersza niż granice kraju. Oczywiście<br />

nie udało się uciec od kłótni<br />

o ich własnej przeszłości. Marcin<br />

nie był święty, mimo dobrego<br />

wykształcenia, spędził jakiś czas w<br />

więzieniu, popadł w nałogi, alkohol,<br />

narkotyki. To ona wyciągnęła go<br />

za uszy z tego bagna. Była z nim w<br />

najtrudniejszych momentach. Może<br />

to ją przerosło? Znowu poczuł ukłucie,<br />

to czuły punkt – zabolała tęsknota.<br />

Ta, którą tak wypierał. Akurat ten<br />

mechanizm miał opanowany, jako<br />

trzeźwy nałogowiec wiedział jak<br />

wyrzucić z pamięci bolesne zdarzenia.<br />

Jak “wymazać” z pamięci wszystko,<br />

co niewygodne. Ale tego nie potrafił.<br />

Wzrok zawiesił się na pudełku<br />

zapałek. Zaczęło świtać mu w głowie.<br />

Nie, ona nie przestała go kochać,<br />

ale wiedziała, że z jego podejściem do<br />

świata, nie mają przyszłości. Fakt, był<br />

lekkoduchem i mimo, że już dawno<br />

przekroczył czterdziestkę, to wciąż<br />

chodził w krótkich spodenkach.<br />

Nieodpowiedzialny, duży chłopiec.<br />

Odchodziła powoli, dopiero teraz to<br />

zauważył przyglądając się zapałkom.<br />

Odbierała mu siebie, podobnie jak<br />

wyciąga się je z pudełka. Z początku<br />

nie widać, nikt nie jest w stanie<br />

zorientować się, że kilku ubyło.<br />

A to rzadsze spotkania, wizyty, telefony.<br />

Potem w wirze pracy, któremu<br />

oddał się całkowicie, zaprzepaścił<br />

szansę. Nie zwracał uwagi, gdy zostało<br />

ich już kilka na dnie. Zwalał to,<br />

na obowiązki, zarówno swoje jak<br />

i jej. Był pewien, że gdy skończy terminowy<br />

projekt, to uda się wszystko<br />

odbudować. Przecież to właśnie<br />

dla niej podjął się tej pracy, chciał<br />

już budować powoli zręby bytowej<br />

pewności. Mieli swój święty rytuał.<br />

Zawsze rano i wieczorem, tuż przed<br />

snem,wysyłali sobie pewne symbole,<br />

znaki wiadome tylko im. Pierwszy<br />

oznaczał “miłego dnia kochany”<br />

drugi “śpij dobrze”, każde zawierały<br />

wyznanie. Wszystkie nadzieje prysły,<br />

gdy wyjęła ostatnią zapałkę. Pewnego<br />

wieczoru nie przyszła wiadomość,<br />

nie było też rano. Następnego dnia<br />

już wiedział, że to koniec…<br />

To był bolesny moment, którego<br />

nie dało się nie zauważyć, nie<br />

dało zrzucić na karb pracy, zajęć<br />

i jej zobowiązań. Spojrzał jeszcze na<br />

ususzone róże wiszące wokół jednej<br />

z lamp w rogu pokoju. Za każdym<br />

razem, gdy przychodziła, witał ją<br />

tymi kwiatami, zawsze w tym samym<br />

kolorze. Nie zawsze mogła je jednak<br />

zabrać, wtedy zostawały i je suszył<br />

zdobiąc nimi jednocześnie lampkę.<br />

Pięć lat wspólnego życia, równie<br />

dziwnego, jak dziwny i niespotykany<br />

był ten związek. Woda w czajniku<br />

zaczynała coraz głośniej bulgotać,<br />

znak, że zaraz się wyłączy i najwyższa<br />

pora zalać kawę. Poszedł do kuchni<br />

– sypiąc ją dostrzegł – w stercie<br />

urzędowej korespondencji – tradycyjną<br />

kopertę, inną od pozostałych.<br />

Odstawił filiżankę, czajnik już się<br />

wyłączył, czuł że to od niej. Po prostu<br />

wiedział. Szybkim ruchem wyciągnął<br />

ją spod pism urzędowych i tych z administracji.<br />

Poznał jej charakter pisma.<br />

Rozerwał w pośpiechu kopertę,<br />

przeczytał i ogarnęła go radość. Były<br />

tam tylko cztery słowa: “Czekaj na<br />

mnie, wrócę”, a pod spodem dopisek:<br />

“PS - Kocham Cię...” [PJ]<br />

Piotr Jastrzębski


Wybrane przez Dianę Żarów –<br />

Mariola i Grzegorz,<br />

to dwie barwne, artystyczne<br />

dusze, które połączyła miłość<br />

do sztuki i do siebie nawzajem.<br />

Malują, prowadzą teatr<br />

Księżyc i Latarnia Magiczna<br />

oraz Teatr Tańca Marioli Ptak.<br />

W jednym z najbliższych numerów<br />

rozmowa z nimi, a teraz kilka<br />

baśniowych obrazów autorstwa<br />

Grzegorza Ptaka.<br />

Więcej informacji na:<br />

www.ptak.art.pl<br />

36 37<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Grzegorz Ptak<br />

38 39<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Święta Bożego Narodzenia coraz bliżej,<br />

dlatego myślimy już o ozdobach, prezentach, kolacji<br />

wigilijnej i spotkaniach z rodziną.<br />

Jak ten świąteczny, magiczny czas spędzają<br />

kobiety na emigracji ?<br />

By się tego dowiedzieć do zwierzeń nakłoniłam<br />

pięć przedstawicielek płci pięknej, mieszkających<br />

poza granicami naszego kraju. Oto one:<br />

Daria Skiba – od ponad trzech lat przebywa w Irlandii.<br />

Autorka, blogerka, pracownik polskiego sklepu, a prywatnie<br />

szczęśliwa narzeczona i mama uśmiechniętej Leny.<br />

Agata Kelso-Burzyńska – od 1992 roku przebywa<br />

na emigracji. Wychowała dwoje dzieci. Spędziła<br />

dziesięć lat w Londynie, a od 2000 roku mieszka<br />

w Holandii z ukochanym partnerem i kotem imieniem<br />

Lennon, pracując w ISE (Międzynarodowej Szkole Średniej).<br />

Jolanta Kosowska – od czternastu lat mieszka<br />

w Niemczech. Jest lekarką od jedenastu lat praktykującą<br />

w drezdeńskiej przychodni przyjaznej dla cudzoziemców.<br />

Lubi pisać, fotografować i podróżować. Prywatnie mama<br />

trójki dzieci, w tym najmłodszego, niepełnosprawnego<br />

Piotrusia. Do „rodziny” należy jeszcze: koń Celta, kot Beza<br />

i Burunduk Rojber.<br />

Agnieszka Zakrzewska – od ponad siedemnastu<br />

lat mieszka na emigracji w Królestwie Niderlandow.<br />

Lubi nazywać Holandię Krainą Tulipanów i Wiatraków,<br />

albo jeszcze zabawniej, Deszczowców. Niedoszły prawnik.<br />

Z zamiłowania polonistka, z wyboru rekruterka. Jej życiowe<br />

motto brzmi: „Im dłużej czekasz na przyszłość, tym będzie<br />

krótsza”, dlatego nie czeka, działa i spełnia marzenia.<br />

WITAM SERDECZNIE DROGIE PANIE!<br />

Ciekawi mnie bardzo jak organizujecie<br />

i spędzacie Święta Bożego Narodzenia?<br />

Czy zachowujecie polskie tradycje typu: czekanie<br />

na pierwszą gwiazdkę i przygotowywanie<br />

dwunastu potraw?<br />

I w końcu: czy tęsknicie za Polską?<br />

Daria:<br />

Święta Bożego Narodzenia zawsze były moimi ulubionymi.<br />

Pierwsze spędzone w Irlandii były bardzo trudne, chociaż<br />

i kolejne do łatwych nie należały. W tym roku Gwiazdkę<br />

spędzamy sami i czuję, że to będą najtrudniejsze święta –<br />

tylko nasza trójka: ja, narzeczony i nasza córeczka.<br />

W Irlandii ciężko jest czekać na pierwszą Gwiazdkę,<br />

a to za sprawą mało sprzyjającej aury za oknem – zazwyczaj<br />

wtedy pada i niestety nie jest to śnieg, a deszcz.<br />

Na wigilijnym stole nie może u mnie zabraknąć czerwonego<br />

barszczu z uszkami (wersja z kapustą i grzybami),<br />

smażonego karpia, sałatek jarzynowej i śledziowej<br />

w śmietanie, bigosu i gołąbków (to na pierwszy dzień<br />

świąt). Również zawsze w moim domu jadło się białą<br />

kiełbasę z chrzanem lub ćwikłami, a do tego coś słodkiego<br />

- piernik, makowiec, albo i karpatka. Zależy na co<br />

naszła nas ochota. Kilka dni przed świętami przygotowujemy<br />

z córką szybkie pierniczki: Mała uwielbia wycinać<br />

kształty foremkami, a później godzinami je dekorować.<br />

W Irlandii bardzo szybko rodziny ubierają choinki<br />

i przystrajają domy. W domu rodzinnym zawsze w Wigilię<br />

ubierałyśmy z siostrą choinkę. Tutaj jednak robimy<br />

to wcześniej, bo dłużej można nią nacieszyć oczy.<br />

Obchodzimy Święta tak, jak w Polsce, a przynajmniej staramy<br />

się: słuchamy kolęd, spotykamy się z bliskimi, dzielimy<br />

się opłatkiem i zawsze mamy przy stole dodatkowe miejsce.<br />

Irlandczycy z kolei świętują zupełnie inaczej niż my.<br />

Wigilia tam to normalny dzień. Mieszkańcy idą do pracy,<br />

choć zazwyczaj wtedy pracują krócej. W domach<br />

zapalają świece, a wieczorem zasiadają do postnej kolacji.<br />

Potrawy rybne są wtedy bardzo mile widziane.<br />

W nocy Mikołaj zakrada się do domów i zostawia prezenty.<br />

Najważniejszy dla Irlandczyków jest pierwszy dzień świąt.<br />

Tego dnia dzieci budzą się zadziwiająco wcześnie, bo pod<br />

choinką czekają już na nich upominki. Irlandczycy świętują<br />

rodzinnie – spożywają wspólny świąteczny obiad, gdzie<br />

na stole nie może zabraknąć pieczonego indyka, szynki<br />

i irlandzkiego puddingu. To jedyny dzień (o ile się nie mylę),<br />

gdy pozamykane są praktycznie wszystkie sklepy i nawet<br />

puby! Drugiego dnia świąt do domów mogą zapukać<br />

irlandzcy kolędnicy – Wrenboys. Zbierają oni datki na cele<br />

dobroczynne, a według tradycji, jeśli nie przekaże się im<br />

pieniędzy – sprowadzi się na siebie nieszczęście w nowym<br />

roku.<br />

Agnieszka Ciach – od dziewięciu lat mieszka w UK i<br />

pracuje jako facilitator w National Star College, a po godzinach<br />

dodatkowo wciela się w rolę Network marketera Prywatnie<br />

matka oraz właścicielka kota o imieniu Mruczek.<br />

Również po kolacji wigilijnej obdarowujemy się prezentami.<br />

40 41<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Agata:<br />

Moja rodzina żyje w rozsypce: mama w Polsce, syn w Londynie<br />

więc Wigilia jest dla nas ważną okazją do spotkania<br />

się… Mam kuku na punkcie choinki: co roku zmieniam<br />

projekt i kolor dekoracji. Ostatnio zamieniłam zieloną<br />

choinkę na białą. Do wigilijnej kolacji w Holandii zasiadamy<br />

o zmroku, o Gwiazdce nie ma co marzyć – zazwyczaj<br />

o tej porze roku jest tu bardzo pochmurno… Jeśli<br />

chodzi o nasze wigilijne menu, to dwunastu dań raczej<br />

nie ma, ale potraw z pewnością tyle się nazbiera: kilka<br />

rodzajów śledzika na przekąskę, zupka (często dwie, jeśli<br />

są goście): grzybowa i barszczyk z uszkami. Rybka – różna,<br />

w zależności co się kupi. Z karpia dawno zrezygnowaliśmy:<br />

poza Polską nikt chyba nie sprzedawał żywego,<br />

teraz być może by się znalazł, ale w naszej rodzinie nikt<br />

nie ma ochoty go mordować. Poza tym obowiązkowo kapusta<br />

z grochem, mistrzowsko przygotowana przez moją<br />

mamę, ziemniaczki, sałatki... z tradycyjnych deserów<br />

czasem robimy makuchę (tak się chyba nazywa): deser<br />

z mielonego maku, bułeczki i bakalii, lub – jeśli uda się<br />

kupić – dobry sernik. Sama nie mam talentu do pieczenia.<br />

Próbowałam, wierzcie mi…, ale zawsze kończyło się<br />

łzami.<br />

Jolanta:<br />

Mieszkam w Niemczech od 2006 roku i jak do tej<br />

pory tylko raz spędziłam święta tutaj, bowiem zawsze<br />

wtedy jedziemy do Polski, do domu, do swoich. Zresztą<br />

nie tylko my. Jak Święta to u siebie, w domu,<br />

w Polsce, z tradycyjną wigilią, z dwunastoma potrawami,<br />

z nakryciem dla niespodziewanego gościa, z sianem pod<br />

obrusem, opłatkiem, ciepłymi życzeniami, prezentami<br />

pod choinką, pasterką i kolędami. Tak było u prababci,<br />

babci i mamy…W tym roku znowu pojadę na święta<br />

do Polski. W Saksonii święta i okres przedświąteczny wyglądają<br />

odrobinę inaczej niż w Polsce. Saksończycy cieszą<br />

się nie ze świąt, a na święta. Przeżywają i świętują każdą<br />

niedzielę adwentu. Ta radość oczekiwania jest dla nich<br />

najważniejsza. Czasami mam wrażenie, że ważniejsza


niż same święta. Czterotygodniowy czas adwentu obfituje<br />

w zwyczaje i symbole. Już od pierwszego dnia palą<br />

się w oknach łuki adwentowe. Na stołach goszczą wieńce<br />

wykonane z gałązek świerku lub sosny, z czterema świecami,<br />

które przypominają cztery niedziele adwentu.<br />

W pierwszym tygodniu zapala się jedną świecę, w drugim<br />

dwie i tak dalej, a obok wieńców stoją piramidy bożonarodzeniowe.<br />

Saksończycy ubierają choinki na początku<br />

adwentu i rozbierają je zaraz po świętach. Bardzo<br />

znana jest drezdeńska Stolla – strucla bożonarodzeniowa:<br />

drożdżowe ciasto z rodzynkami i marcepanem.<br />

Na saksońskiej wigilii je się sałatkę kartoflaną, różnego<br />

rodzaju pieczone kiełbasy i potrawy z kapusty kiszonej.<br />

Nie je się karpia. Tradycyjnym daniem w pierwszy dzień<br />

Świąt Bożego Narodzenia jest pieczona gęś. Życzenia<br />

są składane bez dzielenia się opłatkiem. Nie ma przy<br />

stole miejsca dla niespodziewanego gościa. Pod talerze<br />

kładzione są monety, co ma zapewnić dostatek przez<br />

cały nadchodzący rok. Muzykuje się wspólnie śpiewając<br />

kolędy i pastorałki. Najczęściej słychać „Cichą noc, świętą<br />

noc”. („Stille Nacht, Heilige Nacht!”) i „Kling Glöckchen<br />

klingelingeling”.<br />

Agnieszka:<br />

Najbardziej brakuje mi w Holandii polskich świąt. Boże<br />

Narodzenie tutaj ma zupełnie inną oprawę i inny smak<br />

niż w Polsce. Holendrzy nie celebrują Wigilii i nie dzielą<br />

się opłatkiem. Śpiewanie kolęd i Pasterka są im nieznane.<br />

Najważniejszym wydarzeniem w grudniu jest przybycie<br />

do kraju świętego Mikołaja, zwanego Sinterklaasem.<br />

Nie pojawia się on bynajmniej na saniach zaprzężonych<br />

w renifery, a na statku przypływającym z.. gorącej Hiszpanii.<br />

Wieczorem cała rodzina spotyka się przy kolacji, dzieci<br />

śpiewają i recytują specjalnie napisane na tę okazję<br />

wierszyki, za które dostają drobne prezenty. Zwykle są to<br />

czekoladowe literki (zwyczajowo pierwsza literka imienia<br />

obdarowanego), malutkie okrągłe ciasteczka Kruidnootjes<br />

i korzenne lub anyżowe kosteczki zwane Pepernoten.<br />

Na święta nie przygotowuje się specjalnych potraw. Staram<br />

się zawsze zapraszać moich holenderskich przyjaciół<br />

w pierwszy dzień Bożego Narodzenia i przyrządzam im ulubione<br />

pierogi z kapustą i grzybami oraz czerwony barszcz.<br />

W takie dni tęsknię najbardziej. Za zapachem choinki,<br />

skrzypieniem śniegu pod butami w drodze do kościoła,<br />

za bliskością i kolędami. Lulajże Jezuniu to jedna z moich<br />

ulubionych…<br />

Agnieszka Ciach:<br />

„To już?!” – tym pytaniem – zdziwieniem, większość<br />

ludzi rozpoczyna sezon świąteczny w UK, który wypada<br />

coraz wcześniej: w tym roku już końcem sierpnia można<br />

było kupić pierwsze bombki czy łańcuchy na choinkę.<br />

Anglicy uwielbiają<br />

kartki.<br />

Wypisują je namiętnie,<br />

dlatego w ich domach<br />

zobaczycie całe<br />

wystawki.<br />

Saksończycy cieszą się<br />

nie ze świąt,<br />

a na święta.<br />

Holendrzy<br />

nie celebrują<br />

Wigilii i nie dzielą się<br />

opłatkiem.<br />

a czasami całe alejki zachęcające do kupowania. Obsesja<br />

zakupowa czas start! Ozdoby, światełka, renifery,<br />

dziadki do orzechów… Anglicy bardzo chętnie poddają<br />

się duchowi konsumpcjonizmu. Znam osoby, które biorą<br />

pożyczki, by kupić WSZYSTKO z dziecięcej listy prezentów,<br />

a po całej imprezie zostają tylko sterty kartonów i śmieci<br />

wylewające się z koszy i wzmożony ruch na grupach<br />

sprzedażowych, gdzie można pozbyć się niechcianych<br />

upominków. Wymiar duchowy świąt widoczny jest głównie<br />

u starszych, którzy stanowią większość obecnych na angielskiej<br />

Mszy świętej, albo u imigrantów z krajów katolickich.<br />

Młodsze pokolenie raczej nie wybierze się do kościoła<br />

i nie podzieli opłatkiem.<br />

Jak zatem wyglądają Święta w angielskiej rodzinie?<br />

Większość domów już na początku grudnia, odwiedza Elf<br />

on The Shelf, który szpieguje dla Mikołaja i robi psikusy:<br />

rozwija rolkę papieru toaletowego czy rozsypuje mąkę.<br />

Elf znika zaraz po świętach, by wrócić następnego roku.<br />

Kreatywniejsze mamy robią z dziećmi gingerbread house,<br />

czyli domki z piernika przybrane lukrem. Słuchanie kolęd<br />

to raczej rzadkość, ale za to hity takie jak All I Want For<br />

Christmas Is You w wykonaniu Mariah Carey, czy A Holly<br />

Jolly Christmas Michaela Buble, rozbrzmiewają wszędzie.<br />

Nie można zapomnieć o sweterkach świątecznych,<br />

noszonych bardzo chętnie przez wszystkich, nie tylko<br />

przez dzieci. Są one obowiązkowym strojem na imprezach<br />

firmowych, które stanowią przyczynek do tego, żeby<br />

się zrelaksować i dobrze bawić.<br />

Przygotowania do Bożego Narodzenia to głownie zakupy,<br />

zakupy i jeszcze raz zakupy. Anglicy uwielbiają kartki.<br />

Wypisują je namiętnie, dlatego w ich domach zobaczycie<br />

całe wystawki. Na zewnątrz też musi się dziać: światełka,<br />

renifery, dmuchany Mikołaj… Im więcej, tym lepiej, jednak<br />

niekoniecznie ładniej. Dzień wigilijny spędzany jest<br />

w pidżamach, a nowy trend Christmas Eve Box staje się<br />

coraz bardziej popularny. W tym „pudełku wigilijnym”<br />

znajdują się istne atrakcje: słodkości, gorąca czekolada,<br />

film na DVD (Grinch lub Chichitty Chitty Bang Bang<br />

u starszego pokolenia), a także jedzenie dla renifera<br />

i, oczywiście, pidżama! Dzieci przed pójściem spać, szykują<br />

ciasteczka oraz mleczko dla Santy i jedzonko dla Rudolfa.<br />

W Boże Narodzenie czeka wszystkich otwieranie prezentów<br />

i obiad w gronie rodziny. Na stole, zamiast dwunastu<br />

dań, króluje wielki faszerowany indyk, podawany<br />

z pieczonymi ziemniakami, brukselką, marchewką i korzeniem<br />

pietruszki, a także sos żurawinowy, który jest<br />

przepyszny!<br />

Na deser Christmas pudding, czyli ciasto z bakaliami, orzechami,<br />

czekoladą i rumem.<br />

Podczas obiadu często mocno zakrapianego alkoholem,<br />

członkowie rodziny dzielą się Christmas Crackers, czyli<br />

strzelającą niespodzianką świąteczną. Jest nią kolorowa<br />

papierowa tubka z umieszczoną w środku niespodzianką,<br />

eksplodująca podczas otwierania. W środku zawsze<br />

znajduje się papierowa korona, którą każdy zakłada na<br />

głowę. W drugi dzień świąt, czyli Boxing Day, wszyscy idą<br />

na wielkie zakupy. Sklepy robią tak olbrzymie przeceny,<br />

że nawet korki na ulicach nie zdołają odstraszyć Anglików.<br />

Po świętach czas na odpoczynek: przeliczenie zawartości<br />

portfela i czekanie na Nowy Rok. Niektórzy biorą urlopy<br />

i jadą w ciepłe miejsca, inni odwiedzają rodzinę. Może<br />

się wydawać, że w tym szale zakupów Anglicy zagubili<br />

religijny wydźwięk Bożego Narodzenia, jednak jedno<br />

muszę im przyznać – wszyscy, nawet największe angielskie<br />

marudy zaczynają się w tym czasie uśmiechać i są po<br />

prostu milsi.<br />

Boże Narodzenie<br />

tutaj ma zupełnie<br />

inną oprawę i<br />

inny smak niż w<br />

Polsce.<br />

Dziękuję serdecznie za podzielenie się<br />

z nami Waszymi historiami. Muszę przyznać,<br />

że się wzruszyłam i poczułam tę tęsknotę…<br />

Przyjmijcie od redakcji Post Scriptum<br />

życzenia zdrowych, wesołych i pełnych<br />

miłości Świąt Bożego Narodzenia.<br />

Rozmawiała: Ewelina Kwiatkowska-Tabaczyńska<br />

prowadząca bloga Zaczytana Ewelka.<br />

Po Halloween już istny szał. Wszędzie stawiane są półki,<br />

42 43<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Przy Placu MDM<br />

Choć brzmi to jak bajka, to nią nie jest, wiem, bo<br />

tak się składa, że poniższa historia<br />

przydarzyła się akurat mnie, ale zapewne niewielu<br />

z Was w nią uwierzy…<br />

Zdarzyło się to blisko dwadzieścia lat temu, gdy<br />

po powrocie z niedawno zakończonej wojny w byłej już<br />

Jugosławii, na jakiś czas zrezygnowałem z pracy w dziennikarskim<br />

zawodzie. Wspomnienia z tej wojny, tego co<br />

tam widziałem, niekiedy uczestniczyłem, były tak mocne,<br />

że wszelkie krajowe tematy, pomysły czy reportaże wydawały<br />

się niewarte uwagi, a co dopiero pisania o nich.<br />

Jedyne, co udało mi się jeszcze zrobić to napisać i w<br />

miarę sprawnie wydać książkę traktującą o tym konflikcie.<br />

<strong>Wydanie</strong>m i dystrybucją zajęło się jedno z bardziej<br />

prestiżowych wydawnictw, co nie powiem, napawało<br />

mnie pewną dumą. Doprowadziliśmy sprawy do końca<br />

– książka poszła w świat i zaczęła żyć własnym życiem,<br />

a ja powoli i o tym zapominałem. Gdy nie pamiętałem już<br />

o niczym, całkowicie się zatraciłem. Dałem się ponieść<br />

nałogom. Bez hamulców i asekuracji. Byłem już po<br />

rozwodzie i było mi wszystko jedno. Włóczyłem się wiec po<br />

świecie, pijąc na umór w rożnych miastach u znajomych<br />

w hotelach lub melinach. Póki były pieniądze, wszystko<br />

wydawało się w porządku. Bardziej chcąc niż nie<br />

chcąc, zapijałam się na śmierć. Marzyłem, by któregoś<br />

razu nie ocknąć się po libacji. Nie piszę obudzić, bo zatraciłem<br />

pory dnia i nocy. Budziłem się i piłem, piłem<br />

tak długo, póki nie zasnąłem. Wylądowałem w końcu<br />

w Warszawie - po kilku dniach ostrego melanżu w stolicy<br />

spłukałem się wreszcie do zera. Popłynęły wszystkie<br />

zarobione wcześniej pieniądze. A nie było ich mało.<br />

W końcu stałem wraz z dwoma kumplami na placu MDM<br />

bez grosza i patrzyłem z chodnika w okna jakiejś drogiej,<br />

eleganckiej restauracji. Pruszył lekki śnieg, nawet miło było<br />

popatrzeć, jak ludzie dźwigają zapakowane <strong>świąteczne</strong><br />

prezenty. Nie znałem dokładnej daty, ale według tego,<br />

co widziałem, nadchodziły święta. Ktoś niósł choinkę,<br />

w licznych butikach wzmożony ruch, a prawie każdy wychodził<br />

z czymś w ładnie zapakowanym pudełku, lub<br />

specjalnej torbie z Mikołajami, gwiazdką i tym wszystkim,<br />

z czym kojarzą się święta Bożego Narodzenia. Przeszywało<br />

mnie upiorne zimno będące konsekwencją zarówno<br />

niskiej temperatury, mroźnego wiatru, ale – przede<br />

wszystkim – ulatującego z organizmu alkoholu. Gapiłem<br />

się na tę restaurację przypominając sobie, że jeszcze nie<br />

tak dawno sam bywałem w niej gościem. Wpadałem<br />

na obiad, albo zapraszałem znajomych. Niedaleko stąd była<br />

jedna z kilku redakcji, w której pracowałem, zaliczanych<br />

do najbardziej opiniotwórczych, a zarobki przewyższały<br />

moje potrzeby. Życie układało się pięknie. Wojna jednak<br />

skutecznie przerwała tę sielankę. Nie czułem ani żalu, ani<br />

rozczarowania. Tylko ten przenikliwy ziąb. Nie miałem też<br />

pomysłu dokąd pójść i kogo odwiedzić. Zresztą i tak, jeśli<br />

nie było to pijackim złudzeniem, trafiłem na termin tuż<br />

przedświąteczny, co zdawały się potwierdzać pootwierane<br />

sklepy, wystrój miasta i ci ludzie z prezentami.<br />

Jedyne, co czułem to lekką zazdrość, że mają gdzie<br />

pójść, ten obraz w mojej głowie wyidealizował ich rodziny.<br />

Taka projekcja własnych pragnień.. Tak czy inaczej,<br />

nie był to dobry moment składania niezapowiedzianych<br />

wizyt niedawnym znajomym. Tym bardziej, że było nas<br />

trzech, przecież nie zostawię kumpli na łasce najbliższej<br />

ławki. Galerie handlowe dopiero raczkowały i najbliższa<br />

to chyba była Promenada. To też nie miało znaczenia,<br />

bo nawet gdyby już funkcjonowały, to i tak nie miałbym<br />

o tym pojęcia. Jedyne co nam zostało to dworzec centralny.<br />

“Poratuje pan złotówką?” – zapytał mijający mnie żebrak.<br />

Popatrzyłem na niego chyba lekko rozbawionym<br />

wzrokiem, przecież widać było, że sam jestem mocno<br />

skacowany, zżulony, i nie wyglądałem jakbym wyskoczył<br />

spod prysznica. Fakt, miałem na sobie markowe ubrania,<br />

ale były już mocno zapuszczone po tych wszystkich<br />

wcześniejszych podróżach, pociągach, autobusach<br />

i melinach. Zdziwił mnie, ale ponieważ zwykle odpowiadam,<br />

gdy ktoś się domnie zwraca, to i jemu odpowiedziałem<br />

– “Chłopie, nie widzisz, że ledwo się na nogach<br />

trzymam? Przecież dałbym sobie rękę obciąć za ćwiartkę,<br />

a za piwo palca”. Zatrzymał się i przeszył mnie<br />

wzrokiem – “Nie masz pieniędzy?” – zapytał –“Ani grosza”<br />

– odpowiedziałem. “To masz” wcisnął mi w dłoń<br />

Włóczyłem się więc po świecie,<br />

pijąc na umór w rożnych miastach u znajomych<br />

w hotelach lub melinach.<br />

monetę i poszedł dalej. Nie było tego dużo, odebrałem<br />

to jako symboliczny gest. W otwartej dłoni przyglądałem<br />

się dwudziestogroszówce, którą mi wręczył. Nie wiedziałem,<br />

śmiać się, płakać czy pójść do lombardu zastawić<br />

ostatnią cenną rzecz jaka mi została, czyli telefon.<br />

W trakcie podejmowania decyzji, gdy już byłem skłonny<br />

ruszyć jak najszybciej do znanego mi lombardu przy ulicy<br />

Emilii Plater, telefon ten zadzwonił. Oczywiście, odebrałem<br />

natychmiast. Był to dyrektor wydawnictwa, które<br />

wydało moją książkę. Powiedział, że hurtownie przesłały<br />

mu część pieniędzy i chciałby się ze mną na bieżąco rozliczyć.<br />

Zapytał, kiedy będę w Warszawie, ewentualnie<br />

czy wolę przekazem, czy na konto. Niemalże krzyknąłem<br />

z wrażenia: powiedziałem mu, że jestem w centrum<br />

i w ciągu pół godziny dotrę. Po tym rozliczeniu, kupiłem<br />

sobie ćwiartkę wódki, by jakoś dojść do siebie zostawiając<br />

część kasy kolegom, którzy cierpieli jak ja, po czym<br />

wsiadłem w pociąg i pojechałem do domu, by następnego<br />

dnia zgłosić się na odtrucie. To był przełom. Bez trudu<br />

odbudowałem pozycję i finansową stabilizację, jednak<br />

do zawodu dziennikarza wróciłem dopiero po dziesięciu<br />

latach, a po odtruciu i pierwszej terapii zająłem się<br />

handlem obrazami. Otworzyłem galerię w Kazimierzu Dolnym.<br />

Trafiłem na złoty okres tej branży i naprawdę szybko<br />

zarobiłem niewielką fortunę. Ale to już temat na osobne<br />

opowiadanie…<br />

Piotr Jastrzębski – autor książki pt. “Z dna”<br />

44 45<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Osiem cytatów,<br />

dzięki którym lepiej poznasz<br />

Francuzów<br />

oraz święta Bożego Narodzenia<br />

we Francji<br />

46 47<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


1. « Quand un Français dit du<br />

mal de lui, ne le croyez pas, il se<br />

vante ! » Edouard Pailleron<br />

1. „Kiedy Francuz mówi o sobie złe rzeczy,<br />

nie wierz mu, chwali się!” Edouard Pailleron<br />

Pierwsza sztandarowa zasada, jeżeli chodzi o kontakty<br />

z Francuzami brzmi: nawet, gdy w Twoim życiu jest wiele<br />

nieprzyjemności, to i tak na pytanie: co u Ciebie słychać?,<br />

odpowiesz: wszystko w porządku. Gdybyś powiedział,<br />

że coś jest nie tak, wówczas uznano by to za coś nietaktownego.<br />

Wyjątkiem od tej reguły jest rozmowa z rodziną,<br />

gdzie możemy pozwolić sobie na całkowitą szczerość– bez<br />

żadnych półprawd i kłamstw.<br />

2. « Connaître une langue à fond<br />

cela signifie connaître à fond le<br />

peuple qui la parle. » Georg<br />

Christoph Lichtenberg<br />

2. „Dokładne poznanie języka oznacza<br />

dokładne poznanie ludzi, którzy nim się<br />

porozumiewają”.<br />

Georg Christoph Lichtenberg<br />

Jadąc do Francji, przygotuj się na to, że nie każdy Francuz<br />

będzie chciał rozmawiać z Tobą po angielsku – po prostu<br />

nie zna tego języka. Nawet, jeśli kaleczysz język francuski<br />

to i tak go używaj. Pomogło mi to w sytuacji, gdy<br />

niesłusznie miałam zapłacić mandat. Francuzi doceniają<br />

fakt, że posługujesz się ich językiem, zgłębiając przy tym<br />

tamtejszą kulturę jak i pewne zachowania.<br />

3. « Les Français croient qu’ils<br />

parlent bien le français parce<br />

qu’ils ne parlent aucune langue<br />

étrangère. » Tristan Bernard<br />

3. „Francuzi uważają, że dobrze mówią po<br />

francusku, ponieważ nie znają żadnego języka<br />

obcego”. Tristan Bernard<br />

To zdanie stanowi kontynuację poprzedniego cytatu.<br />

Prawdą jest, że Francuzi uważają swój język za najpiękniejszy<br />

na świecie, ale który naród twierdzi inaczej? Motto<br />

zawiera więc ziarno prawdy, bowiem starsze pokolenie<br />

Francuzów posługuje się wyłącznie językiem ojczystym,<br />

natomiast młodzież uczy się języków obcych, nie<br />

przykładając jednak do tego zajęcia zbyt wielkiej uwagi.<br />

4. « Ne mettez jamais en<br />

doute le courage des Français,<br />

ce sont eux qui ont découvert<br />

que les escargots étaient comestibles.<br />

» Doug Larson<br />

4. „Nigdy nie kwestionuj odwagi Francuzów:<br />

to oni odkryli, że ślimaki są jadalne.”<br />

Doug Larson<br />

Francuzi są odważni w jednej, fundamentalnej kwestii:<br />

w obronie własnego kraju i jego kultury. Jak każdy naród,<br />

nie lubią, gdy wytyka się im błędy, ale są mistrzami<br />

w celebrowaniu posiłków. Dzień podporządkowują trzem<br />

głównym, podawanym o stałych porach (lekkie spóźnienie<br />

też się zdarza, gdy gospodyni potrzebuje trochę czasu na<br />

ich przygotowanie). Celebracja jedzenia może trwać nawet<br />

kilka godzin (sama tego doświadczyłam). Kolacja spożywana<br />

dwie godziny jest chlebem powszednim, podczas której<br />

trwają rozmowy połączone z delektowaniem się posiłkiem.<br />

5. « Les français parlent vite et<br />

agissent lentement. » Voltaire<br />

5. „Francuzi mówią szybko i działają powoli.”<br />

Wolter<br />

Będąc we Francji starałeś się zrozumieć rodowitego Francuza,<br />

ale nic z tego nie wyszło? Główną przyczyną jest to,<br />

że tamtejsi ludzie mówią bardzo szybko. Na pocieszenie<br />

powiem, że mnie również na początku przygody z tym językiem,<br />

było bardzo ciężko. Przeciwieństwem do szybkiej<br />

sztuki mówienia jest powolne życie. Najczęściej można<br />

tego doświadczyć na wsi. Droga do piekarni, która zajmuje<br />

około 15 minut przedłuża się do godziny z uwagi na spotkania<br />

wielu osób, które chcą porozmawiać, by dowiedzieć<br />

się, co nowego się u ciebie wydarzyło.<br />

6. « Noël est là, Ce joyeux Noël, des<br />

cadeaux plein les bras, Qui réchauffe<br />

nos coeurs et apporte la joie, Jour<br />

des plus beaux souvenirs, Plus beau<br />

jour de l’année. » Washington Irving<br />

6. „Boże Narodzenie jest tutaj Te święta<br />

Bożego Narodzenia pełne prezentów, Ogrzewają<br />

nasze serca i przynoszą radość, Dzień<br />

najpiękniejszych wspomnień, Najpiękniejszy<br />

dzień w roku ”. Washington Irving<br />

Podczas Świąt Bożego Narodzenia Francuzi obdarowują<br />

się wieczorem dwudziestego czwartego grudnia. Nasze<br />

dzieci nie mogą doczekać się rozpakowywania prezentów<br />

podczas wigilijnej kolacji, natomiast francuskie, muszą<br />

poczekać na nie trochę dłużej – nawet do północy.<br />

7. « Ce qui compte à Noël, ce<br />

n’est pas de décorer le sapin,<br />

c’est d’être tous réunis. » Kevin<br />

Bright<br />

7. „W Boże Narodzenie nie jest ważne ozdabianie<br />

choinki, ale bycie razem”. Kevin Bright<br />

Francuzi, tak jak Polacy, bardzo dbają o relacje rodzinne.<br />

Większość więc kolację wigilijną spożywa z najbliższymi,<br />

natomiast pozostałe dni <strong>świąteczne</strong>, poświęca na<br />

Francuzi<br />

są odważni w jednej,<br />

fundamentalnej kwestii:<br />

w obronie własnego kraju<br />

i jego kultury<br />

spotkania z dalszą rodziną, przyjaciółmi czy sąsiadami.<br />

Polacy nie są aż tak skorzy do utrzymywania kontaktów<br />

z sąsiadami, natomiast Francuzi bardzo cenią sobie tego<br />

typu stosunki – starają się być dla nich zawsze mili, podtrzymując<br />

rozmowę nie tylko w <strong>świąteczne</strong>, ale przede<br />

wszystkim w powszednie dni.<br />

8. « Noël est la seule fête où les<br />

enfants reçoivent des cadeaux<br />

sans être obligés de dire<br />

merci. » Daniel Marchiolli<br />

8. „Święta Bożego Narodzenia to jedyne święta,<br />

kiedy dzieci otrzymują prezenty bez<br />

konieczności podziękowania za nie”.<br />

Daniel Marchiolli<br />

Temat sztuki wychowania młodych jest studnią bez dna.<br />

Chciałabym zaznaczyć jednak, że francuskim dzieciom<br />

nie przypomina się za każdym razem podstawowych<br />

zasad kultury, w tym dotyczących podziękowań za otrzymany<br />

prezent, bowiem wyrażają je same wręcz automatycznie,<br />

co jest efektem nauki savoir-vivre od najmłodszych lat,<br />

tak jak mówienie dzień dobry do sąsiadów – francuskie<br />

dzieci przywitają się, często zanim dorośli je zauważą.<br />

Aleksandra Duszeńko<br />

autorka bloga Francuski przy kawie<br />

48 49<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Świąteczne<br />

NOWOŚCI<br />

Wydawnicze<br />

20 grudnia <strong>2019</strong> roku, piątek<br />

Rozdział II<br />

największej szopki, która witała<br />

gości przy wejściu. Była ogromna,<br />

każda figurka nosiła ręcznie uszyty<br />

strój. Dopracowano najdrobniejsze<br />

detale: guziki, marszczenia, łaty<br />

i przydeptane buty. Oprócz centralnych<br />

postaci Jezusa, Maryi i Józefa,<br />

było także kilkunastu świętych<br />

oraz ogromny targ, na którym sześciocentymetrowe<br />

postaci wykonywały<br />

swoje codzienne zajęcia. Był<br />

rzeźnik, handlarz win, muzykanci,<br />

sprzedawca serów, stragan z warzywami<br />

i owocami. Połyskiwały sterty<br />

pomarańczy, kusiły różowe plastry<br />

salami, wino miało nawet napisy<br />

na butelkach. To było dzieło sztuki,<br />

które Melania co roku uzupełniała<br />

o nowe figurki.<br />

Arkadiusz lubił tę szopkę. Z całego<br />

<strong>świąteczne</strong>go wystroju uważał ją za<br />

najlepiej oddającą prowansalski klimat.<br />

Wszystkie inne zabiegi Melanii<br />

postrzegał jako komercyjne ukłony<br />

w stronę klientów, jedynie szopkę<br />

odbierał jako „prawdziwą”.<br />

Ucieszył się, że jest rozstawiona,<br />

choć właściwie nie powinno go<br />

to dziwić. Zgodnie z tradycją rozstawiana<br />

była każdego roku czwartego<br />

grudnia, i co roku kontynuowano<br />

dyskusję o tym, że nie mieści się już<br />

w całkiem przestronnym hallu przy<br />

wejściu do restauracji. Co roku się<br />

mieściła, pomimo nowych figurek.<br />

Co kilka lat Melania decydowała<br />

się na zupełnie nową szopkę. Coraz<br />

rzadziej, ze względu na zajmowane<br />

przez nie miejsce. Szopka powinna<br />

jednocześnie nie mogła przeszkadzać<br />

gościom. Dlatego też ostatnie zamówienia<br />

zwykle ograniczały się tylko<br />

do figurek. Jednak w wy-obraźni Melanii<br />

wciąż pojawiały się nowe obrazy.<br />

Pracowała nad nimi całymi miesiącami,<br />

latami nawet, rysowała rozkład,<br />

obmyślała postaci, kolory, całe rodzajowe<br />

sceny. Figurki i wszelkie inne<br />

elementy były drogie, bo gustowała<br />

wyłącznie w ręcznie robionych i pochodzących<br />

od renomowanych rzemieślników.<br />

Każdorazowo był to jej<br />

autorski projekt, przemyślany w najdrobniejszym<br />

szczególe. Aż do wyrazu<br />

twarzy sprzedawcy mięsa na targu<br />

i koloru spódnicy mieszczki prowadzącej<br />

za rękę kilkuletniego chłopca.<br />

Postaci wyglądały jak żywe, a każda<br />

szopka miała swój indywidualny<br />

rys. Opowiadała historię. A gdy już<br />

Melania ją wymyśliła – przed Bożym<br />

Narodzeniem pojawiała się nowa<br />

szopka, która zawsze sprawiała kłopot,<br />

choć Melania teoretycznie wiedziała,<br />

gdzie chce ją postawić. W tym<br />

roku też złożyła duże zamówienie, nie<br />

na kilka zwyczajowych figurek, ale na<br />

całą, dużą szopkę. Przewoźnik jednak<br />

się opóźniał, jeszcze nie można było<br />

zobaczyć nowego projektu Melanii.<br />

Klemens poprowadził przyjaciela do<br />

przygotowanego stolika, Melania<br />

szybko znikła na zapleczu. Zanim<br />

panowie zdecydowali się na aperitif,<br />

dołączył Michał.<br />

– Zimno – powiedział, otrzepując<br />

głowę ze śniegu.<br />

– Gdybym był twoją mamą, po-<br />

powiedział Arkadiusz po przywitaniu.<br />

– Pamiętasz to? – Michał się zaśmiał.<br />

– Zawsze tak mówiła. Do każdego<br />

z nas – wtrącił Klemens. – I to już we<br />

wrześniu.<br />

– Odpuszczała tylko w wakacje – uzupełnił<br />

Arkadiusz. – Trudno nie pamiętać.<br />

– To chyba był jej sposób na miłość<br />

– odpowiedział Michał. – Nie nacieszyłem<br />

się nią.<br />

Raczej na okazanie miłości – sprecyzował<br />

w duchu Arkadiusz, ale nie<br />

powiedział tego głośno.<br />

– Doprowadziła cię aż do matury –<br />

powiedział Klemens.<br />

– Nawet do studiów – zgodził się<br />

Michał. – Ale i tak mi jej czasami brakuje.<br />

– Zakładaj czapkę, będzie ci się wydawało,<br />

że jest z tobą – rzucił Arkadiusz.<br />

– Może masz rację. Zamawiamy coś?<br />

– Michał odszedł kilka kroków, by odwiesić<br />

kurtkę przy drzwiach. Wieszak<br />

też był niezwykły, jak niemal wszystko<br />

w tej restauracji. Melania zobaczyła<br />

go w pewnej galerii podczas wakacji<br />

spędzanych niedaleko Grasse.<br />

Wieszak był ogromny. Jego ścianę<br />

zrobiono z polerowanego orzecha,<br />

a mosiężne haki wykuto w kształty<br />

roślinne, typowe dla tego regionu<br />

świata. Wymagał przytwierdzenia<br />

do ściany, miał dwa metry wysokości<br />

i trzy szerokości, a co gorsza – był<br />

już sprzedany. Właściciel galerii nie<br />

chciał nawet rozmawiać o odstąpieniu<br />

przedmiotu Melanii. Otrzymał<br />

Umówili się w restauracji Klemensa.<br />

Tak naprawdę tylko zwykli tak to<br />

nazywać. Restauracja należała do<br />

Melanii, żony Klemensa, wysokiej,<br />

chudej kobiety o władczym sposobie<br />

bycia. Miała trochę sardoniczne, inteligentne<br />

poczucie humoru, które<br />

skrzętnie ukrywała przed otoczeniem,<br />

sama nie wiedząc dlaczego.<br />

Z tego powodu Arkadiusz wysoce ją<br />

cenił, ale nie lubił przebywać w jej<br />

towarzystwie. Zawsze obawiał się, że<br />

Melania nie mówi tego, co naprawdę<br />

myśli, a przede wszystkim – że<br />

w głębi ducha naśmiewa się z niego<br />

tak samo, jak z reszty otoczenia.<br />

Elegancki lokal nosił miano:<br />

Mokotowska Prowansja. Jej wystrój<br />

wpisywał się w modny nurt etno,<br />

trochę naturalistyczny, trochę ludyczny.<br />

Lniane obrusy w kratę,<br />

pola lawendy na rozwieszonych artystycznych<br />

fotografiach, przecierane<br />

nierówno ściany – wszystko to<br />

tworzyło przyjazny klimat, zachęcający<br />

do spędzania tu czasu. Melania<br />

uwielbiała Prowansję, wielokrotnie<br />

odwiedzała fabrykę perfum w Grasse<br />

i ślady tej fascynacji można było<br />

dostrzec na ścianach, w obrazach<br />

przywiezionych prosto z południa<br />

Francji. Pola lawendy były oczywistym<br />

akcentem, sporo jednak było także<br />

czarno-białych zdjęć flakonów perfum,<br />

fiolek z zapachowymi ekstraktami,<br />

tłoków do olejów roślinnych<br />

i innych perfumiarskich akcesoriów.<br />

Klimat klimatem, Melania wraz<br />

z projektantem wnętrz nie zapomnieli<br />

także o komforcie klientów. Ba!<br />

Zadbali o luksus. A w temacie eleganckiego<br />

luksusu Melania była mistrzynią.<br />

Tak więc kraciaste obrusy<br />

wyglądały na lniane, ale materiał miał<br />

domieszkę jedwabiu. Sztućce były ze<br />

stali polerowanej, pokrytej specjalną<br />

warstwą utwardzającą, dzięki czemu<br />

przy nakryciach prezentowały się jak<br />

małe lustra. Krzesła obito materiałem<br />

sprowadzonym z Prowansji, kanapy<br />

zrobiono na zamówienie. Świeczniki,<br />

serwetki, stroje kelnerów – najmniejszy<br />

detal był dopracowany.<br />

Melania miała wyśmienity gust i nie<br />

liczyła się z groszem. Efekt był imponujący.<br />

Szczególnie o tej porze<br />

roku. Mokotowska Prowansja wpisała<br />

się w ogólnoświatowy trend bożonarodzeniowych<br />

ozdób. Chwilowo<br />

elegancja ustąpiła miejsca przytulności,<br />

którą w okresie świątecznym<br />

Melania uznawała za ważniejszą.<br />

Światełka, migotanie, odblaski, błyski.<br />

Czerwone i lawendowe kokardy.<br />

Nie było choinek, za to kilka efektownych,<br />

prowansalskich szopek<br />

porozstawianych na stołach przy<br />

ścianach. Klimat bardzo sprzyjał<br />

miłemu spędzaniu czasu. Z<br />

tym że wyłącznie przez tych,<br />

którzy po dwudziestym piątym<br />

nie wypatrywali tęsknie wypłaty.<br />

Melania z Klemensem przywitała Arkadiusza<br />

niemal przy drzwiach. Wspólnie<br />

skomentowali rozmieszczenie<br />

być odpowiednio wyeksponowana, wiedziałbym, że zapomniałeś czapki – już zadatek i handlowa godność nie<br />

50 51<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


pozwalała mu na żadne targi. „A wydawałoby<br />

się, że za pieniądze można<br />

wszystko” – po- wiedziała wtedy Melania,<br />

wychodząc niepocieszona<br />

ze sklepu.<br />

Przeprowadziła śledztwo. Jak domorosły<br />

detektyw poczekała, aż do<br />

galerii wszedł klient, który dyskutował<br />

z właścicielem o wieszaku. Nikt inny<br />

nie kręcił się wokół tego mebla, to musiał<br />

być kupujący. Ten człowiek. Gdy<br />

niewysoki mężczyzna w letnim kapeluszu<br />

wyszedł ze sklepu, zaczepiła go,<br />

przedstawiła sprawę. Opisała swoją<br />

restaurację, miejsce, które właściwie<br />

czeka na ten mebel, i robiła mnóstwo<br />

proszących min. Wypili razem<br />

kawę, a mężczyzna zgodził się na odsprzedanie<br />

wieszaka bez specjalnych<br />

oporów. Mebel mu się nie podobał,<br />

zażyczyła go sobie jego żona. Chętnie<br />

go odstąpił, chociaż nie zrobiłby tego,<br />

gdyby wiedział, jakie piekło urządzi<br />

z tego powodu jego ślubna. Widocznie<br />

wieszak działał przyciągająco na kobiety.<br />

Michał jednak o tym nie wiedział.<br />

Po prostu odwiesił kurtkę, nie<br />

przerywając konwersacji.<br />

– Coś na rozgrzewkę – odpowiedział<br />

Arkadiusz.<br />

– Specjalnie przyjechałem taksówką.<br />

– Michał się zaśmiał.<br />

– Pastis? – zaproponował Klemens.<br />

– Jasne – potwierdził Arkadiusz,<br />

a Michał kiwnął głową.<br />

Kelner uwinął się z zamówieniem<br />

w kilka minut. Restauracja była<br />

jeszcze pusta, dopiero za dwie godziny<br />

spodziewano się natłoku gości.<br />

– Polecam sałatkę nicejską, bouillabaisse,<br />

małże, a na deser calisson<br />

d’Aix. Lub smażone figi – powiedział<br />

młody chłopak zawinięty w fartuch<br />

z logo restauracji.<br />

– Wolałbym coś mięsnego – odpowiedział<br />

Michał.<br />

– Wołowina? – zasugerował kelner.<br />

– Może stek? – bardziej zapytał, niż<br />

stwierdził Michał. Kelner kiwnął<br />

głową.<br />

– Ja z zupy rezygnuję. A na deser<br />

crème brûlée – zażyczył sobie Arkadiusz.<br />

– Małże mogą być, za to migdały<br />

koniecznie.<br />

dopytywał Klemens.<br />

– Z dorsza, halibuta, łososia i owoców<br />

morza – odpowiedział młodzian. Klemens<br />

zadał pytanie przede wszystkim<br />

po to, by pochwalić się przygotowaniem<br />

obsługi.<br />

– Dla mnie sałatka i zupa. I obydwa<br />

desery dla nas wszystkich, plus crème<br />

brûlée dla pana – powiedział Klemens.<br />

– Nie protestujcie, będziecie<br />

zadowoleni.<br />

– W winach zdajemy się na ciebie –<br />

powiedział Michał, patrząc na Klemensa.<br />

– Wolicie delikatniej czy mocniej?<br />

– Wolimy tak, jak wybierzesz.<br />

– Do zupy sugeruję kieliszek sherry<br />

Fino. Jest mocne, wzmacniane,<br />

jego słoność i wytrawność będzie się<br />

doskonale komponowała z rybami.<br />

Ma lekko wyczuwalną nutę prażonych<br />

migdałów, zapach morskości, niektórzy<br />

mówią nawet, że czuć w nim<br />

morską bryzę…<br />

– Klemens, wyluzuj. Wypijemy, co<br />

zaproponujesz! – Michał mu przerwał.<br />

– Poza tym uważam, że morska bryza<br />

nie bardzo kojarzy się z dobrą sherry,<br />

a prażone migdały mają smak, nie<br />

zapach – dodał Arkadiusz.<br />

– Co wy wiecie – westchnął Klemens.<br />

– Wszystko ma zapach. A bakłażan<br />

w słońcu? Taki świeży, wprost z krzaka?<br />

Albo na porannym targu? Morska<br />

bryza o poranku, gdy mgła unosi<br />

się nad przypływem? Wszystko czuć<br />

w winach. Sherry Fino, najjaśniejsza<br />

i najbardziej wytrawna ze wszystkich<br />

rodzajów sherry, pochodzi z Andaluzji…<br />

– Bierzemy! – zadecydował Michał.<br />

– Ale masz także inne, z Francji? Nie<br />

tylko z Prowansji? Co z Alzacją? – powiedział<br />

Arkadiusz, mrużąc odrobinę<br />

oczy. Być może wpadł mu w źrenicę<br />

promień słońca, które akurat postanowiło<br />

upiększyć dość pochmurne<br />

grudniowe południe w Warszawie.<br />

A właściwie w Mokotowskiej Prowansji.<br />

– Mam różne. – Klemens się zaśmiał.<br />

Dość nerwowo, co odnotował Arkadiusz,<br />

ale tego nie skomentował. – Do<br />

Michała, a dla ciebie różowe Côtes de<br />

Provence.<br />

– Pozostanę przy sherry Fino. Piłem je<br />

już kiedyś u ciebie, mam całkiem romantyczne<br />

wspomnienia. – Arkadiusz<br />

przerwał Klemensowi.<br />

– Romantyczne? – zdziwił się Michał.<br />

– Jakbym się w puchową pierzynę<br />

zapadał.<br />

– Cóż, to chyba najlepsza rekomendacja,<br />

jaką słyszałem. – Klemens się<br />

zaśmiał. – W takim razie Bandol dla<br />

Michała. Jest hodowane w okolicach<br />

Marsylii, dość wytrawne, o pięknym<br />

głębokim kolorze. Dominuje w nim<br />

aromat trufli i leśnego runa, ale wyczuć<br />

też można odrobinę pieprzu. Będzie<br />

idealne do steku. A na deser dla nas<br />

wszystkich Beaumes de Venise, prawie<br />

likierowe, idealne do deseru.<br />

Aromatyczne tak, że doprawdy warte<br />

grzechu, zobaczycie. Będzie idealne,<br />

choć niektórzy bardziej polecają je do<br />

serów z niebieską pleśnią.<br />

W tym czasie kelner przyniósł im po<br />

kieliszku pastis.<br />

– Dawno nie piłem anyżówki. – Arkadiusz<br />

się zamyślił.<br />

– Właściwie to powinniśmy wstać –<br />

wtrącił Klemens.<br />

– Bo? – zainteresował się Michał.<br />

– Bo aperitif pije się na stojąco.<br />

Arkadiusz odsunął krzesło.<br />

– W takim razie na stojąco! – Uśmiechnął<br />

się.<br />

– Pamiętacie anyżówkę mojego ojca?<br />

– zapytał Michał.<br />

– Tego się nie da zapomnieć. – Arkadiusz<br />

się skrzywił. – Tak pijany nie<br />

byłem potem nigdy w życiu.<br />

– Chyba zatruty – wtrącił Klemens.<br />

– Na to samo wychodzi – odpowiedział<br />

Arkadiusz.<br />

– To były czasy – westchnął Klemens.<br />

– Młodzi, przystojni i z przyszłością.<br />

Z tego wszystkiego tylko przyszłość<br />

się przeterminowała – powiedział<br />

Michał.<br />

– Sugerujesz, że nie ma już dla nas<br />

przyszłości? – zareagował Klemens<br />

z dość zagadkowym wyrazem twarzy.<br />

– Żartuję. – Michał się uśmiechnął. –<br />

Możemy ją sobie wciąż wyobrażać.<br />

A jaka będzie? – Wzruszył ramionami.<br />

– W opozycji do tego, co mówiła nasza<br />

polonistka. Jak ona się nazywała?<br />

– Piątkowska – powiedział Michał.<br />

– Chyba już nie żyje. – Arkadiusz znów<br />

się zamyślił.<br />

– To było ponad czterdzieści lat temu!<br />

– powiedział Klemens.<br />

– Nie lubiłem jej – wtrącił Michał. –<br />

Postawiła mi kiedyś dwóję, pierwszą<br />

w moim życiu. Nie zapomnę tego do<br />

końca moich dni.<br />

– Przecież na nią zasłużyłeś – odpowiedział<br />

Arkadiusz zasadniczo. –<br />

Doskonale to pamiętam. Uprzedzała<br />

cię kilka razy.<br />

– Za gadanie? Zasłużyłem na dwóję?<br />

– Oczywiście. Odpytała cię wtedy<br />

z poprzedniego tematu, czego nigdy<br />

nie robiła.<br />

– Odpytała, bo gadałem!<br />

– Właśnie.<br />

– Przestańcie. Arkadiusz, nie bądź taki<br />

zasadniczy.<br />

– A poza tym to było pięćdziesiąt lat<br />

temu, mój drogi, pięćdziesiąt. Ale<br />

nie chodzi o wiek. Jeszcze niedawno<br />

widywałem ją na ulicy. Chodziła na<br />

spacery, najczęściej pod rękę z jakimś<br />

młodym człowiekiem. Ostatnio już jej<br />

nie widuję.<br />

– Wszystkich nas to czeka – sentencjonalnie<br />

stwierdził Klemens, zadowolony,<br />

że wymiana zdań nie<br />

rozwinęła się w kłótnię.<br />

– To była ostatnia osoba, która mówiła<br />

do mnie „Arku”.<br />

– Faktycznie! Nigdy nie słyszałem, by<br />

ktoś mówił do ciebie inaczej niż „Arkadiuszu”.<br />

– No właśnie. Stary już za młodu. –<br />

Arkadiusz się uśmiechnął. – Nawet<br />

w domu tak mówią.<br />

– Słuchaj, a wiesz, w łóżku? Podczas<br />

bara bara? – zainteresował się Michał.<br />

– A pamiętacie Francuzkę? – Klemens<br />

zmienił temat. – Ja od niej regularnie<br />

dostawałem dwóje.<br />

– Przecież po francusku gadałeś jak<br />

Anzavour – zdziwił się Michał.<br />

– Nie pamiętasz? Tępiła mnie, bo<br />

kiedyś wytknąłem jej jakiś błąd.<br />

Chyba.<br />

– I tak miałeś piątki. – Arkadiusz<br />

wzruszył ramionami.<br />

– Z jakich ryb dzisiaj bouillabaisse? – drugiego dania proponuję Bandol dla<br />

– Świetlana – wtrącił Arkadiusz. – Bo jakby mi postawiła czwórkę,<br />

52 53<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


to moja matka zażądałaby komisu. A ten zdałbym w<br />

podskokach, wolała się nie ośmieszać. A Aznavoura uwielbiała.<br />

Jakby mogła, to uczyłaby nas francuskiego na jego<br />

piosenkach.<br />

– Co w sumie nie byłoby takie złe. Tego dawało się słuchać<br />

– powiedział Michał.<br />

– Chyba dzisiaj daje się słuchać – skomentował Klemens.<br />

– Postarzeliśmy się, to i muzyka się wokół nas postarzała.<br />

Być może nasze dzieci też będą kiedyś słuchały<br />

The Beatles.<br />

– Już słuchają.<br />

– Jak ona się nazywała? – zastanowił się Michał. – Ta<br />

od francuskiego?<br />

– Starkowska – powiedział Arkadiusz.<br />

– Starecka – równocześnie powiedział Klemens.<br />

Michał wzruszył jednak ramionami, gdyż w tym samym<br />

momencie pojawił się w drzwiach kelner z butelką.<br />

– A te wina z twojej winnicy? – zainteresował się.<br />

Klemens pokręcił głową.<br />

– Ja mam winnicę na północy, w Alzacji. W najbardziej<br />

wysuniętym na wschód północnym zakątku Francji.<br />

– Ale podajesz hiszpańskie i prowansalskie? – zdziwił<br />

się Michał.<br />

– Melania tak sobie życzy. Prowansalska kuchnia, prowansalskie<br />

wino. Hiszpanię ledwie akceptuje, smak jej<br />

nie podchodzi.<br />

– Klimat faktycznie jest tu fantastyczny. A co z twoimi<br />

winami?<br />

– Jest w karcie kilka, a trochę sprzedaję w innych sklepach.<br />

– Ja bym chętnie kupił – zadeklarował Michał, a i Arkadiusz<br />

skinął głową.<br />

– Pomyślimy – wymijająco powiedział Klemens. – Polacy<br />

wolą wina ciut tęższe, głębokie burgundy na przykład.<br />

Świetnie się sprzedaje Châteauneuf-du-Pape, wytrawne<br />

czerwone króluje. U mnie głównie produkujemy rieslingi,<br />

pinot blanc i muscat, sylvaner, trochę pinot gris.<br />

W ogóle zrezygnowaliśmy z uprawy pinot noir, ten szczep<br />

nie lubi się z tamtymi glebami. Mamy więc wina białe,<br />

raczej krzepkie, chłodne w smaku. Mnie zachwycają delikatnością,<br />

rozlewają się po języku jak kropla aksamitu,<br />

ale Polacy doceniają trunki mocniejsze. Czasem myślę,<br />

że gdybym produkował wódki z mirabelek w sąsiedniej Lotaryngii,<br />

byłoby lepiej. Nasze wina są znakowane oczywiście<br />

jako Alsace Grand Cru, tylko pięćdziesiąt jeden winnic<br />

jest na tej liście, ale to w Polsce nie pomaga. Podwyższa<br />

cenę, a Polacy są bardzo czuli na pieniądze.<br />

– Tutaj tego nie widać. – Michał rozejrzał się po wnętrzu<br />

restauracji.<br />

– A widzisz tłum?<br />

– Jest piątek przed świętami…<br />

– Tak, ludzie dopiero przyjdą. Jest sporo rezerwacji,<br />

nie narzekamy. Interes się toczy, nie będę udawał. Ale<br />

w winach chciałbym więcej. Zresztą… – Klemens się zawahał.<br />

– Co tam będę narzekał. Nasze jedzenie nadchodzi.<br />

Sałatki zjedli w milczeniu, popijając winem. Pierwsza butelka<br />

znikła w okamgnieniu.<br />

– Masz genialnego kucharza – pochwalił Michał przy<br />

drugim daniu.<br />

– Melania dogląda kuchni.<br />

– Widać jej perfekcjonizm.<br />

– Taaak – powiedział Klemens, pochylając się nad<br />

jedzeniem.<br />

– Dawno tak dobrze nie jadłem – pochwalił ponownie<br />

Michał, odsuwając pusty talerz.<br />

– Wołowina z rekomendowanych hodowli. Małże dziś<br />

nad ranem przyleciały do Polski, a bouillabaiss bardziej<br />

traktuję jak duszoną rybę niż tylko zupę, jest tak intensywna,<br />

gęsta i dobrze przyprawiona. Bagietka do twoich<br />

małż też jest pieczona tutaj.<br />

– Naprawdę Prowansja w Warszawie – skwitował<br />

Michał.<br />

– Na Mokotowie – uściślił Klemens. – Lubię to miejsce.<br />

– Zupełnie ci się nie dziwię – odparł Arkadiusz.<br />

– Aczkolwiek chętnie bym sobie przypomniał, jak smakują<br />

cynaderki w twoim wykonaniu!<br />

– Ty gotujesz? – zwrócił się Michał do Arkadiusza.<br />

– Oj tam, bez przesady. Nauczyłem się od Barbary.<br />

Ona to umie gotować!<br />

– A co u niej? – ostrożnie zapytał Michał.<br />

– Dobrze. – Arkadiusz wzruszył ramionami. – Ułożyła<br />

swoje sprawy. Podróżuje. Dostaję od niej zawsze jakiś<br />

upominek i co najmniej dwie kartki pocztowe. Wiecie,<br />

która się zrobiła godzina?<br />

– Wpół do trzeciej! – Michał aż podskoczył, zerkając<br />

na zegarek. – Umówiłem się z rodziną w centrum handlowym,<br />

ledwo zdążę! Dziękuję. Rachunek? – pytająco<br />

spojrzał na Klemensa.<br />

– No chyba żartujecie – obruszył się ten ostatni. – Byliście<br />

moimi gośćmi!<br />

Pożegnali się szybko, choć bardzo serdecznie. Michał<br />

i Arkadiusz wyszli razem. Szli wzdłuż Puławskiej spacerowym<br />

krokiem.<br />

– Śpieszyłeś się? – mało taktowanie zapytał Arkadiusz.<br />

– Centrum handlowego nie zamkną, a dziewczyny beze<br />

mnie znakomicie sobie poradzą. Nie ma znaczenia,<br />

czy będę kwadrans później.<br />

Szli w milczeniu kilka minut.<br />

– Nie zastanowiła cię opowieść Klemensa o winnicy?<br />

– Nie. Dlaczego by miała? – zdziwił się Arkadiusz.<br />

– Bo… mimo wszystko… jeśli miałbym winnicę,<br />

sprzedawałbym we własnej knajpie własne wina. Inne<br />

mogą być dostępne, ale polecałbym własne.<br />

– To restauracja Melanii.<br />

– Czyli jego żony! Winnica jest także jej, przecież to ich<br />

wspólne pieniądze!<br />

Arkadiusz milczał. Nie zastanawiał się nad tym wcześniej.<br />

– Wiesz, w sumie winnica nigdy nie była tematem<br />

naszych rozmów. Odziedziczył, to ma. Od zawsze kochał<br />

– Wskazał ręką drzwi od kuchni.<br />

wina, i zresztą wszelkie alkohole, całe szczęście, że po-<br />

54 55<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

szedł w winiarstwo, nie w degustację.<br />

– Wszyscy mieliśmy ku temu tendencje w młodości. –<br />

Michał się zaśmiał. – Pewnie jak większość nastolatków.<br />

– Pewnie tak – surowo odparł Arkadiusz. W jego tonie<br />

słychać jednak było, że nie widzi usprawiedliwienia dla<br />

nadmiernego spożywania alkoholu w żadnym wieku.<br />

Zresztą, nie przyznając się do tego, uważał, że współczesna<br />

młodzież powinna wysnuć wnioski z młodości<br />

wcześniejszych pokoleń i już wiedzieć, że pić nie należy.<br />

Zupełnie przy tym nie zwracał uwagi, że jego czas<br />

młodzieńczy powinien rządzić się tymi samymi prawami.<br />

– Klemens jednak pozostał wierny upodobaniom.<br />

Wina są jego specjalnością, zresztą odbył przecież kurs<br />

sommelierski.<br />

– Pamiętam, to było jego marzenie.<br />

Milczenie zaczynało im ciążyć.<br />

– Złapię tutaj taksówkę – powiedział Michał.<br />

Pożegnali się krótkim uściskiem dłoni.<br />

– Trzeba to powtórzyć – powiedział Michał na pożegnanie.<br />

Nie widzieli się wiele lat. Teraz rozmawiało im się dobrze.<br />

Miło było się zobaczyć – pomyślał Arkadiusz. –<br />

Nie jestem jednak pewien, czy chciałbym je szybko<br />

powtórzyć. Bo właściwie po co? Nie do końca rozumiał,<br />

po co było to spotkanie. Dlaczego Michał do niego dążył?<br />

Fragment powieści Agnieszki Lis Zapach Goździków


Świąteczne<br />

NOWOŚCI<br />

Wydawnicze<br />

Uwierz w Mikołaja<br />

MAGDALENA WITKIEWICZ<br />

To nie będą zwyczajne Święta…<br />

Agnieszka kocha Święta i zawsze spędza je z babcią. Jednak<br />

w tym roku starsza pani ma zupełnie inne plany.<br />

Nie zważając na nic, rusza do domu babci, położonego<br />

w samym środku lasu. Śnieżyca sprawia, że droga do<br />

cywilizacji zostaje odcięta. Sytuacji nie ułatwia fakt,<br />

że z szopy wprost na nią wychodzi… święty Mikołaj.<br />

Pięcioletnia Zosia marzy o choince tak ogromnej jak<br />

w centrum handlowym. Jednak tym razem jej Wigilia<br />

zapowiada się zupełnie inaczej… Robert, policjant,<br />

przyjmuje służbę w Święta, bo jest samotny, więc może<br />

się poświęcić. Sam jest też pewien starszy pan z długą<br />

siwą brodą, ale jemu to w ogóle nie przeszkadza. Jego<br />

żona natomiast ma aż nadto towarzystwa zwariowanych<br />

pensjonariuszy pewnego domu opieki Happy End. I choć<br />

zdaje się, że nic tych ludzi nie łączy, to magia wigilijnej<br />

nocy przyniesie wiele niespodzianek. Jedna świąteczna<br />

opowieść, wielu bohaterów. I wiele marzeń do spełnienia.<br />

Bo może żeby pięknie spędzić Święta, trzeba uwierzyć<br />

w Mikołaja? Czytelnik znajdzie w tej wzruszającej powieści<br />

to, co w Świętach jest najpiękniejsze i najważniejsze: miłość,<br />

radość i nadzieję. Jest to powieść o potrzebie bliskości, która<br />

żyje w każdym z nas. Nawet jeśli się do tego nie przyznajemy.<br />

Każdy z nas ma marzenia. Czasem<br />

by je spełnić, wystarczy otworzyć<br />

serce na innych.<br />

Kiedy świat wypełnia magiczna atmosfera,<br />

a w powietrzu unosi się zapach świerku<br />

i pierników, mieszkańcy nadmorskiego<br />

Niechorza rozpoczną <strong>świąteczne</strong> przygotowania.<br />

Przeszkodzą im tajemnice z przeszłości,<br />

które wyjdą na jaw w najmniej odpowiednim<br />

momencie, oraz kilka niespodziewanych<br />

zdarzeń. Czy mimo to wspólne spotkanie przy<br />

stole pogodzi ich i sprawi, że miłość<br />

zatriumfuje?<br />

Wigilijna przystań<br />

SYLWIA TROJANOWSKA<br />

Fragment z „Wigilijnej przystani”:<br />

Wyszła na dwór. Śniegu było po kostki. Lekki<br />

wiatr rozwiewał jej włosy, a mróz kłuł maleńkimi<br />

igiełkami w policzki. Nic jej jednak nie przeszkadzało.<br />

Nawet to, że znowu ktoś zastawił jej<br />

wjazd do garażu. Spojrzała na lewo, w stronę<br />

żywej szopki, dumy jej sąsiada, księdza Pawła,<br />

i zobaczyła sporą grupkę rumianych jak jabłuszka<br />

dzieci ekscytujących się zwierzętami. Wyglądały<br />

na bardzo rozemocjonowane.<br />

Niektórzy ludzie czekają na święta przez<br />

cały rok. Mówią, że na Boże Narodzenie dzieją<br />

się cuda, że dobro wlewa się do serc i z serc tych<br />

się wylewa. Klaudia w te cuda nie wierzyła, do<br />

dziś. Bo właśnie dziś zdarzył się cud! I to nie jeden!<br />

Poczuła prawdziwe dobro!<br />

Zatrzymała się na skrzyżowaniu z Aleją<br />

Bursztynową, która wyglądała naprawdę uroczo<br />

o tej porze roku. Niczym wyjęta z amerykańskich<br />

żurnali, promieniała niezliczoną ilością świetlnych<br />

sznurów, jaśniejących aniołków i reniferów.<br />

Atmosferę dopełniały kolędy, rozbrzmiewające<br />

ze sklepowych i restauracyjnych głośników. Turyści<br />

to uwielbiali. Widziała to po ich uśmiechniętych<br />

minach. I ona chyba też polubiła. Teraz,<br />

w tym roku.<br />

„To będą prawdziwe święta” –<br />

prze-mknęło jej przez myśl. Uśmiechnęła się i<br />

dotknęła pierścionka zaręczynowego.<br />

– „Na pewno!”<br />

Świąteczne<br />

NOWOŚCI<br />

Wydawnicze<br />

56 57<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Ania Ania Cygan Cygan<br />

Wesołych Świąt<br />

Ania Cygan<br />

58<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!