12.07.2015 Views

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

26INFORMATORod obozu oraz ze zdawkowych rozmów z towarzyszami niedoli. Co jakiś czasznajdował mnie ktoś, kto chciał wymienić porcje żywności na miejscew przepełnionym baraku albo stosunek z którąś z dziewczynek. Plułemobrzydliwcom w twarz i odchodziłem pospiesznie.Najstarszymi z nas byli dogorywający trzydziestolatkowie. Wszystkichczekała bolesna śmierć, zazwyczaj na raka płuc spowodowanego chmuramiciężkich metali wędrującymi do nas od północy, od zabójczej, nieosiągalnejmetropolii. Bez wszczepów uodparniających krtań i płuca byliśmy nadzyi bezbronni wobec zabójczego środowiska. Wszczepowcy na murach patrzyli nanas obojętnie, jak w atakach kaszlu spryskiwaliśmy krwią ziemię pod stopami.Żadnej opieki medycznej nigdy nam nie zapewniono.Jedyne informacje ze świata wyszarpywaliśmy ze schrypniętych od płaczugardeł nowych dziesięcioletnich współwięźniów. Pozornie nic niewarte urywkizdań były dla nas źródłem tęsknoty i rozpaczy. Grupami przepytywaliśmydzieciaki, by potem wspólnie domyślać się, co znaczy: „pan z telewizorapowiedział, że będzie więcej pieniążków”, „tata powiedział, że rząd zarazupadnie”, „ładna pani z filmów nie żyje”. Czasami podsłuchaliśmy cośz rozmów strażników. Staliśmy się mistrzami układanek, w których brakowałoelementów, a nie mogliśmy zobaczyć całego obrazka na pudełku. Patrzyliśmyprzez dziury po sękach w drewnianym płocie niewiedzy na nieznany świat– miejsce niewyobrażalnie odległe, beznadziejnie nieosiągalne, mimo żeoddalone od nas tylko o pół metra muru i pole minowe.Niedawno przyjechała nowa, coroczna dostawa. Siedemnasta w moimżyciu. Siedemnasty raz, gdy dzieciaki weszły przez zbrojoną bramę obozu,otoczyła je zgraja śmierdzących mężczyzn, szarpiących więźniów za ręcei wykrzykujących chrapliwe rozkazy.– Gdzie jeździłeś z mamą?!– Co nowego zbudowali w mieście?!– Kto jest teraz prezydentem?!Młodzi przeważnie zaczynali płakać w ciągu kilku sekund i uciekali, ale mynie potrafiliśmy odpuścić. Biegliśmy za nimi i zarzucaliśmy pytaniami, chłonąckażdą informację, która wyślizgnęła się z ich wykrzywionych ust. Głód wiedzyo świecie, w którym nigdy na dobrą sprawę nie żyliśmy, był silniejszy niżsumienie. Informacje z zewnątrz stały się dla nas swoistym murem, którydawał nam oparcie, by nie upaść na cztery łapy, by nie zatracić sięw instynkcie przetrwania.Wczoraj jednak dzieci stały jak zaczarowane, z bojowymi wyrazamitwarzy. Po chwili ucichliśmy zdumieni. Niczym nieufne psy, odsunęliśmy się odgrupki i zmierzyliśmy dziesięciolatków zmęczonymi spojrzeniami. Wreszciejeden z nich, wymoczek o tłustych, czarnych włosach, w połamanych, ledwotrzymających się na nosie okularach, wystąpił przed szereg.– Powiedzieli nam, że będziecie na nas krzyczeć i że nie mamy wam nicmówić, bo i tak się wam nie przyda.Zapadła cisza. Grupką młodych wstrząsnął dreszcz, gdy zobaczyli naszetwarze. Staliśmy w bojowych pozach z szaleństwem w oczach. Jedyna nićzostała zerwana. Oficjalnie zamieniono nas w zwierzęta. Zostaliśmy pokonaniprzez grupkę dzieci. Strażnik na murze odbezpieczył broń i wycelował w nasztłum.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!