12.07.2015 Views

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

GKF # <strong>273</strong> 57Jan RybickiPrawo, by byćprawdziwymJan Rybicki. Autor licznych (czterech) opowiadań i dziesiątek monumentalnychepopei w fazie larwalnej (nieprzekraczających jednej strony).Zago-rzały fan C.S. Lewisa oraz S. Collins. Wymyślanie własnych postacii historii zawsze go fascynowało, jednak dopiero niedawno udało mu sięzapisać którykolwiek z pomysłów. Poza pisaniem niezmiennie obiektemjego pasji pozostaje gra w RPG. Z przyjemnością słucha Kilara i Góreckiego.Gwałtowne szarpnięcie jest niemal bolesne, a światło pochodni, dosyćnikłe, jest jak uderzenie obuchem. Świat staje się dla niego jeszcze mniejwyraźny niż wcześniej, kiedy widział uszami i dotykiem. Tylko rozmazanekształty, dwie ludzkie sylwetki, jakieś pomieszczenie, przedmioty poustawianeprzy ścianach. Ktoś coś mówi, ale dociera do niego tylko pogłos odbijający sięmiędzy ścianami.Czuje, że ktoś kładzie mu rękę na ramieniu, zdecydowanie, ale niebrutalnie. Na razie. Zmusza go, żeby usiadł pod ścianą na czymś wilgotnym,ale zdecydowanie nie na kamieniu – bardziej miękkim, uginającym się. Ówczłowiek potrząsa nim, zniecierpliwiony, ale Joesein nie wie, o co mu chodzi.Nadmiar bodźców jest tak bardzo natarczywy, że aż bolesny. Po długiej izolacjiJoesein znów widzi, słyszy, a dźwięki docierają do niego nachalnie, nietłumioneprzez grubą warstwę płótna. Czuje na twarzy podmuch wywoływanygwałtownymi ruchami mężczyzn.Dopiero kiedy po raz kolejny natrętna postać powtarza swoje pytanie,Joesein zaczyna wreszcie rozumieć, co się z nim dzieje i gdzie się znajduje.Schwytali go w zamku, może jakiś kwadrans temu, a może kilka godzin.Zarzucili mu worek na głowę, związali ręce i poprowadzili go gdzieś, w długąwędrówkę pełną schodów, stopni, niezrozumiałych dźwięków i nieustannejciemności.Mimo to domyślał się, dokąd go prowadzili. Spodziewał się tego odwczoraj, kiedy to wszystko się wydarzyło. Nie mógł zostać w domu, bo toprzykułoby uwagę Złotych. Nie mógł tak po prostu opuścić kilku dni pracy, tobyłoby podejrzane, niezawodnie. Nie miał jednak dokąd uciekać, ani gdzie sięschować. Zrobił zatem wszystko tak samo, jak co dzień. Wystawił mleko dlaSkręćwierków ubrał się w swój najgrubszy – jedyny – płaszcz i wyszedł nazewnątrz, w mgłę. Był koszmarnie naiwny, jeśli spojrzeć na to z właściwejstrony. Teraz chciało mu się prawie śmiać z własnej głupoty. Bał się, żeprzyjdą do niego, kiedy będzie w domu, wyważą drzwi, a on nie będzie miał

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!