12.07.2015 Views

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

28INFORMATORPo godzinie marszu dotarliśmy do budynku kopalni. Prezentował sięniczym struktura zbudowana przez obcą cywilizację. Pełen ostrych kątówi załamań, spawów, zwojów kabli. Ściany zbudowane z niezwykle twardego,błyszczącego materiału ociekały olejem. Setki małych i dużych kominówwychodzących ze ścian i płaskiego dachu pluły w niebo cuchnącymiwyziewami. Cała budowla zdawała się górować nad nami, grozić nampożarciem i strawieniem w mrocznych, rozgrzanych do białości wnętrznościach.Wkoło roiły się owadokształtne roboty pomocnicze, co chwilęprzystając i wydając z siebie świergoczące dźwięki. Nadawały całości wyglądmon-strualnego mrowiska.Zatrzymaliśmy się zgodnie i, rozdzieliwszy się, weszliśmy do budynku.Gorąco uderzyło w nas, powodując ostre ataki kaszlu. Ledwo oświetlona halapełna była kontenerów z rudami metali. Roje robotów nadzorowały nasząniewolniczą pracę. Ściany pokryte były obrzydliwym elektronicznym śluzem,którym żywiły się pseudoinsekty. Popędzani ciosami pałek podzieliliśmy się nagrupki i weszliśmy do rozsypujących się wind, by z prędkością kilkunastumetrów na sekundę zniknąć pod ziemią.Kopalnia ułożona była w planie przypominającym korzenie drzewa. Odgłównego, szerokiego na kilkanaście metrów pnia na głębokości dwunastumetrów odchodziło dwadzieścia odnóg. Do każdej z nich przydzielanych byłokilku więźniów i strażnik.Przełknąłem ślinę, walcząc z narastającym w uszach ciśnieniem, i rozejrzałemsię po towarzyszach. Młodzi rzygali pod stopy, nieprzywykli do ścisku wspadającym pudle, mimo że bywali tu codziennie. Pojedyncza świetlówkamigotała szaleńczo przy każdym wstrząsie. Temperatura rosła. Wreszcie windastanęła, a nasza grupka wytoczyła się w ciemność. Czekał tu już strażnikwskazujący dzisiejszy kierunek kopania. Każdy chwycił za ciężkie, nieporęcznewiertło i skierował swój umęczony wzrok na czarną jak smoła ścianę. Metalużywany do wyrobu wszczepów. Zabijała nas praca polegająca na uzyskiwaniutego, czego nigdy nie będziemy mieć.Pierwsze urządzenia ryknęły, a ja przystąpiłem do otępiającej pracy.Okruchy pryskały nam w twarze, znacząc je drobnymi rankami. Pył oślepiałi powodował bolesne krztuszenie. Co jakiś czas ktoś mdlał, a pałka strażnikaatakował go ze zdwojoną siłą. Niewolnik, jęcząc, podnosił się i wznawiał pracęz oczami pełnymi łez, niezależnie od wieku. Po chwili każdy z nas, tak jakcodziennie, modlił się o szybką i bezbolesną śmierć.W momencie krańcowego wyczerpania do mojego towarzysza po lewejpodszedł strażnik i przesunął mu pałką po kręgosłupie. Uśmiechnął sięzłośliwie.– Kop, kop. Światu przyda się wasza parszywa robota.Splunął mu na plecy i dodał, krzycząc prosto w ucho:– JEBANY ROBAK!Wtedy coś się stało.Praca ucichła w jednej chwili. Wszyscy popatrzyli niewidzącym wzrokiemna strażnika. Ten cofnął się o krok i sprawnym ruchem zdjął z pleców karabin.– Wracać do roboty! Już!Twardego głosu nie osłabiła ani nuta strachu. Jednak jego oczy zdradzałycałą prawdę. Panikował i zamierzał wezwać wsparcie. Nie można było na topozwolić.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!