12.07.2015 Views

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

38INFORMATORłóżko oświetlone ze wszystkich stron kilkoma latarniami. Ze ścian zwieszały siędziesiątki różnego rodzaju skalpeli i nożyc, pojemników z gazą i wacikami. Popodłodze walały się opakowania z lekami. W kącie zauważyłem chyba nawetrobota medycznego.– Proszę, połóż się na stole. Nie bój się, nie zrobię ci… ech… krzywdy.Pełen wątpliwości i świadom, że na zewnątrz czeka zgraja gotowarozerwać mnie na strzępy, spełniłem jego polecenie. Brodacz w tym czasiechodził wzdłuż ścian i wybierał narzędzia.– Oto co zaraz ci zrobię. Wszczepię ci chip w dużej mierze symulującydziałanie wszczepki. Tak, wiem, że jesteś genetycznie nieprzystosowany. Nieszkodzi.Podszedł do mnie i płynnym ruchem wbił mi igłę strzykawki w szyję.Poczułem, że natychmiast tracę władzę w kończynach.– Niestety twoje… nieprzystosowanie sprawi, że podczas używania chipubędziesz odczuwał silny ból. Dlatego właśnie to rozwiązanie nie przyjęło sięw świecie cywilizowanym. – Chirurg zamachał skalpelem w stronę sufitu.– Technologia zresztą wynaleziona przez wojsko, Bóg jedyny raczy wiedzieć,jak spadła na to dno. W każdym razie wykorzystujemy ją przy produkcjiniewolników dla wyższych sfer. Zabawne, nieprawdaż? Ostatnie czasy, gdyużywano niewolników na masową skalę, przypadają grubo ponad kilka tysięcylat temu. A teraz to… Cóż, nie mnie oceniać, dzięki temu mam pracę. Żyję.Doktor kładł kolejne narzędzia obok mojego bezwładnego ciała. Podszedłteż do robota i wklepał procedurę startującą.– Też kiedyś byłem mieszkańcem górnych partii miasta. Von Heinberg,nie słyszałeś o mnie, niestety, w obozach wiecie przecież zabawnie mało.Kiedyś popełniłem kilka… błędów i musiałem schronić się tutaj. Pozwolili mizostać, pod warunkiem, że pomogę im w biznesie, co właśnie robię. – Chwyciłza jeden ze skalpeli i przechylił moją głowę. – Musisz wybaczyć mi brakznieczulenia. Skończyło się kilku pacjentów temu, a dostawy z powierzchnispóźniają się już tydzień.Tył mojej głowy eksplodował fontanną bólu. Czułem, jak skalpel wwiercasię bezlitośnie między kręgi szyjne. Gdybym mógł krzyczeć, jestem pewien, żeusłyszeliby mnie w obozie. Teraz jednak mogłem wydawać z siebie tylkoprzepełnione cierpieniem stęknięcia.– Cśśśś… – uspokajał mnie lekarz. – Robbie, będę teraz potrzebowałtwojej delikatnej roboty.Kilka tytanowych szpikulców wbiło się w skórę dookoła nacięciai wstrzyknęło tam nanosok. Rozpierał on tkanki, sprawiając, że zrobiło mi sięczarno przed oczami. Kątem oka zauważyłem Heinberga trzymającego międzykciukiem a palcem wskazującym średniej wielkości pastylkę.– Teraz zaaplikuję ci chip. Może troszkę zaboleć.Kolejna eksplozja bólu. Moje nerwy, napięte do granic wytrzymałości,wyły i miotały się w ciele niczym stado palonych w piecu węży. Nie widziałemjuż nic. Czerwień bólu zalała mój wzrok, zostawiając mnie sam na samz cierpieniem. Poczułem, że powoli odpływam w niebyt.– O nie, nie, nie! – krzyknął lekarz, wbijając kolejną igłę w moją szyję.– Teraz nie możesz mi tego zrobić. Nie teraz.Zakręciło mi się w głowie, ale odzyskałem pełną przytomność. Bóltowarzyszył mi nadal, jedynie przybrał na sile. Jednak coś się zmieniło.W moim polu widzenia pojawiły się ciągi niezrozumiałych dla mnie liczb i słów.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!