12.07.2015 Views

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

GKF # <strong>273</strong> 55– To nie moja zasługa. – Wzruszył ramionami. – Ja po prostu nauczyłemsię nut i dźwięków. Takiego… muzycznego alfabetu. Reszta przyszła sama. Jużod dziecka miałem dobry słuch muzyczny.– Musisz mieć jakiegoś asa w rękawie. – Roześmiała się. – Jaka jesttajemnica twojego kunsztu?Co jest, tatuś kazał jej mnie wybadać? – pomyślał. Co za idiotka. Jejgierka jest łatwa do przejrzenia jak dziecięcy rebus.– To proste – odpowiedział. – Jedyną rzeczą, jaką w życiu prawdziwiekocham, jest muzyka.Samochód stanął.– Jedyną? – Mrugnęła do niego, przesuwając ręką po swoim udzie. – Topewnie musisz się czuć samotny.– Skądże – odparł rozbawiony, kurtuazyjnie otwierając przed nią drzwi –mam wielu przyjaciół, którzy dzielą ze mną pasję.Weszli do obskurnej klatki schodowej. Jedyna działająca żarówka chwiałasię lekko, budząc na ścianach niepokojące cienie. Poprowadził dziewczynę poschodach na piętro i przekręcił klucz w drzwiach mieszkania. Lekkim gestemzachęcił ją, by poszła przodem. Krzyknęła z zaskoczenia i odrazy, chciała sięcofnąć, ale wepchnął ją do środka, przewracając na podłogę.W ciemnym wnętrzu lśniły czerwono setki ślepi. Zapalił światło. Dookołanich kłębiły się roje szczurów. Tych olbrzymich, szarych, żyjących w ściekach,białych z laboratoriów, łaciatych ze sklepów zoologicznych… Wszystkie na jegowidok stanęły słupka i zamarły w oczekiwaniu. Anna podniosła się jużi w szoku przylgnęła plecami do ściany, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.Chłopak powoli wyjął z futerału flet – nie był rozłożony na części, lecz całyczas gotowy do użycia – i zagrał kilka krótkich, ostrych dźwięków. Odpowiedziałmu przeraźliwy krzyk, lecz szybko ucichł, kiedy delikatna szyja zostałazmieniona w ochłap mięsa. W dzielnicy biedy nikt już nie reagował na takieodgłosy. Grajek odwrócił się, nie patrząc na drgające w konwulsjach ciało.Niewiele zresztą było widać pod ruchliwą masą szczurów. Przeszedł dodrugiego pomieszczenia, które, podobnie jak pierwsze, było bardzo skromnieumeblowane. Stał tutaj jedynie stół, dwa krzesła i gazowa kuchenka. Żadnejszafki ani nawet lodówki. Z gołych ścian płatami odpadał tynk.Robert usiadł i przycisnął ustnik do warg. Dopiero wtedy jego obojętnatwarz się ożywiła. Grał dziką, tęskną melodię i wydawał się być obecnyduchem jedynie w świecie dźwięków. Do jego stóp powoli schodziły się szczury– siadały na tylnych łapkach, czyszcząc pyszczki z krwi. Wlepiały w niegopaciorkowate ślepia, a on grał tak długo, póki flet nie wypadł mu zezdrętwiałych palców. Rozejrzał się wtedy, niczym obudzony nagle z głębokiegosnu. Podrapał wypukły grzbiet siedzącej mu na ramieniu ulubienicy.– I jak, niewdzięczne, hałaśliwe stworki? – przemówił czule, a wszystkiezwierzęta poruszyły się na dźwięk jego głosu. – Najadłyście się? To jest to, colubicie najbardziej, prawda?Zajrzał do pokoju obok. Na podłodze, poznaczonej plamami po wylizanejdokładnie krwi, leżały obgryziony niemal do czysta szkielet i strzępy czerwonejsukienki. Oraz prawie nietknięte szpilki. Robert pokręcił z dezaprobatą głową,trącając kości butem i oceniając stan drewnianych klepek, na których możnabyło dostrzec starsze, blaknące już rdzawe plamy.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!