2081–4852
Na wokandzie - SÄ d Rejonowy w Pszczynie
Na wokandzie - SÄ d Rejonowy w Pszczynie
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Numer specjalny<br />
naprawdę ma problem z rozpoznaniem, co będzie dla niej dobre,<br />
w dodatku jest pod ogromną presją sprawcy działającego w myśl<br />
zasady „jak ją przekonam do wycofania się, to i sąd mi odpuści”.<br />
Pełnomocnik-pułapka<br />
Osobami, które mogłyby w sali sądowej wspierać pokrzywdzonych<br />
i skutecznie reprezentować ich interesy, są adwokaci.<br />
Niestety, niewiele osób doznających przemocy w rodzinie stać<br />
na pełnomocnika z wyboru. Te lepiej zorientowane w świecie<br />
wymiaru sprawiedliwości zabiegają o pełnomocnika z urzędu.<br />
I tu często wpadają w kolejną pułapkę. Na początek sąd bardzo<br />
rygorystyczne bada – co do zasady słusznie – kondycję finansową<br />
strony pod kątem zwolnienia z kosztów sądowych. W rubrykach<br />
formularzy podatkowych czasem ginie jednak perspektywa<br />
osoby, która musiała opuścić dom, aby uciec przed sprawcą.<br />
Osoby, która tylko pozornie dysponuje swoim majątkiem. Jeśli<br />
sąd uzna, że pełnomocnik z urzędu stronie się należy, to czasem<br />
okazuje się, że pełnomocnik ten ma bardzo niską świadomość<br />
problemów ofiar przemocy domowej. Jego też irytują „niezdecydowane<br />
i rozhisteryzowane kobiety”. Na dokładkę za pracę z „trudną<br />
klientką” nie dostaje wystarczającej gratyfikacji finansowej, a to,<br />
co dostaje, trafia na jego konto z dużym opóźnieniem.<br />
W przypadku strony, która ma pełnomocnika, sąd wykazuje<br />
tendencję do pomijania jej wypowiedzi i wniosków, bo... „przecież<br />
ma pani pełnomocnika”. Tyle, że on właśnie zastępuje kolegę,<br />
a akta sprawy poznał w drodze do sądu. Tymczasem oskarżony<br />
zwykle ma pełnomocnika (z wyboru), który w ramach dobrze<br />
pojętego interesu swojego klienta nie wykazuje należytego szacunku<br />
wobec uczuć pokrzywdzonej – przesłuchując ofiarę krzyczy<br />
na nią, ośmiesza, minimalizuje lub wręcz kwestionuje jej<br />
doznania i odczucia („I to naprawdę było taaakie straszne?”, ”Niezły<br />
teatr nam tu pani odstawiła”). Niestety, na takie komentarze pełnomocników<br />
oskarżonego sędziowie zwykle nie reagują. Taki brak<br />
wyważenia praw i obowiązków stron procesu skutkuje tym, że<br />
oskarżony staje się gospodarzem procesu.<br />
Pomocą dla ofiar przemocy w rodzinie mogłaby być obecność<br />
w sali rozpraw przedstawiciela organizacji pozarządowej<br />
(w procedurze karnej) lub osób zaufania w postępowaniach cywilnych<br />
(art. 154 k.p.c.). Sędziowie niechętnie jednak na takie<br />
rozwiązanie przystają, chociaż udział tych osób, jeśli strona wyrazi<br />
taką wolę, jest obligatoryjny. Są oczywiście sądy (sędziowie)<br />
przychylnie nastawione do uczestnictwa w postępowaniu osób<br />
zawodowo lub społecznie wspierających pokrzywdzonych.<br />
Niestety, bywa, że nie ma z kolei chętnych do wspierania ofiar<br />
i procedur sądowych. Wiele osób działających w obszarze przeciwdziałania<br />
przemocy w rodzinie skarży się na niefrasobliwość<br />
prokuratorów i sędziów w podawaniu w aktach spraw ich danych<br />
teleadresowych. W efekcie taki psycholog, lekarz, pedagog<br />
czy terapeuta, wracając z pracy do własnego domu, zastaje pod<br />
drzwiami sprawcę usiłującego się dowiedzieć „Co pani do mnie<br />
ma?” i „Kiedy odczepi się pani wreszcie od mojej rodziny?”.<br />
Strategia gorącego kartofla<br />
Sprawy dotyczące przemocy w rodzinie nie należą do łatwych,<br />
lekkich ani przyjemnych. Większość osób mających<br />
z nimi do czynienia stosuje strategię „gorącego kartofla”. Policja<br />
odsyła ofiary do pomocy społecznej, pomoc społeczna do organizacji<br />
pozarządowej, organizacja pozarządowa do prokuratury,<br />
prokurator do sędziego, a sędzia... Co ma zrobić sędzia?! Tego<br />
typu sprawy trwają, pokrzywdzone się wahają, a i prestiż orzekania<br />
w „znętach” niewielki. To może by tak do mediacji? „Może<br />
się uda zażegnać jakoś ten konflikt »pokojowymi metodami«” – myśli<br />
sędzia. I pewnie miałby rację, gdyby rzeczywiście miał do czynienia<br />
z konfliktem.<br />
Jestem gorącym orędownikiem mediacji: w sprawach<br />
z udziałem nieletnich, w drobnych wykroczeniach, w sprawach<br />
związanych z prawem gospodarczym, nawet w części spraw<br />
rodzinnych. Ale w sprawach o przemoc w rodzinie mediacja<br />
po prostu nie działa! Efekt jest taki, że wymediowana ugoda<br />
podtrzymuje stary układ sił – sprawca górą, ofiara spełnia jego<br />
żądania, do egzekucji których sprawca ma teraz glejt na piśmie.<br />
Po roku czy dwóch od mediacji osoby doznające przemocy rodzinnej<br />
trafiają do poradni „Niebieskiej Linii”, poradni zdrowia<br />
psychicznego, nawet do szpitali psychiatrycznych po próbach<br />
samobójczych, bez wiary w możliwość obrony swoich praw na<br />
drodze sądowej.<br />
Słucham uważnie mediatorów, którzy mówią, że „czasami to<br />
się udaje”. Może. Choć śmiem się upierać, że udaje się to wtedy,<br />
gdy mieliśmy do czynienia z konfliktem rodzinnym, który (często<br />
niespodzianie dla samego sprawcy) przerodził się w agresję.<br />
Tam, gdzie mamy do czynienia z klasyczną dla przemocy w rodzinie<br />
nierównością stron, trudno o sukces, bowiem mediator co<br />
do zasady nie może wzmacniać żadnej ze stron mediacji, a ofiara<br />
bez wyrównania jej sił zawsze będzie bez szans na obronę<br />
swoich interesów przed sprawcą. Aby uniknąć tej pułapki wiele<br />
krajów przyjmując mediację do porządku prawnego zastrzegło<br />
wprost zakaz jej stosowania w sprawach dotyczących przemocy<br />
w rodzinie.<br />
Wiedza, wiedza, wiedza<br />
Czy to, co napisałam, to prawda o doświadczeniach ofiar<br />
przestępstw z wymiarem sprawiedliwości? Tak, choć oczywiście<br />
nie jedyna.<br />
W bardzo wielu miejscach w Polsce pracują w instytucjach<br />
wymiaru sprawiedliwości wspaniali, mądrzy i empatyczni ludzie.<br />
Do poradni „Niebieskiej Linii” zgłaszają się osoby, które<br />
niejednokrotnie mówią: „zawdzięczam jej/jemu życie i zdrowie”,<br />
„dzięki jemu/jej moje dzieci są bezpieczne”. Wiele z tych osób nagrodziliśmy<br />
wyróżnieniem „Złotego Telefonu” przyznawanym od<br />
1996 r. osobom szczególnie zasłużonym w obronie praw ofiar<br />
przemocy domowej i szczególnie konsekwentnych w podejmowaniu<br />
działań na ich rzecz. W 2010 r. laureatem wyróżnienia został<br />
ówczesny Minister Sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski.<br />
Chodzi o to, aby takich osób było więcej.<br />
Część z problemów opisanych wyżej można łatwo wyeliminować<br />
poprzez organizowanie szkoleń z zakresu psychologii<br />
ofiar przemocy w rodzinie oraz wyznaczanie do prowadzenia<br />
tego typu spraw prokuratorów i sędziów, którzy mają tzw. „odporność<br />
psychiczną”. Przede wszystkim jednak, co najtrudniejsze,<br />
wypada zastanowić się nad własnymi postawami.<br />
Warto powtórzyć – kontakt z osobami po traumach wewnątrzrodzinnych<br />
nie należy do łatwych ani przyjemnych.<br />
Naturalnym jest, że w swojej pracy świadomie bądź podświadomie<br />
unikamy nieprzyjemnych uczuć i napięć, a tym samym<br />
kontaktów z osobami ich doświadczającymi. Chyba, że zawczasu<br />
uzbroimy się w wiedzę i umiejętności, które pozwolą nam<br />
pomagać innym bez uszczerbku dla naszej psychiki.<br />
Renata Durda<br />
Autorka jest kierownikiem Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska<br />
Linia” prowadzonym przez Instytut Psychologii Zdrowia, członkiem działającej<br />
przy Ministrze Sprawiedliwości Rady ds. Pokrzywdzonych Przestępstwem<br />
4<br />
Na wokandzie<br />
7(10)/ 2011