Wydało jej się, że to zakonnica siedzi nad nią, chorą w tej chwili, i swym pobożnie łagodnymuśmiechem zachwyca się Niny urodą, tańcem jej niedawnym, by tak jej zaufanie pozyskawszy,spleść na piersiach suche dłonie i opuściwszy powieki poprosić ją o trzy „Zdrowaś”dla wspólnego odmówienia: bo nigdy nie wiadomo, co nam sądzono; zaś święta Brygida,córka królewska, była jeszcze ładniejsza, tańczyła jeszcze piękniej, a jednak...Otrząsła się cała. I sprężyła za chwilę, jak gdyby tą piersią obfitą odpychając od siebiewszystkie smutki życia. Bo pacierz pokutny był jak smutek, smutek jak śmierć sama ludziomobiecana, a niedola życia czymś najgorszym, bo każącym ukochać wszystkie te okropności.„O nie – nie – nie!”A jednak wbrew woli fascynować ją poczęły tamtych oczu głębie fioletowe, opal tegoczoła, żyłki błękitne na wklęsłej skroni, gładziutkie przyczesanie włosów miękkich o barwieniby kora schnącej krzewiny; a w tej włosów firance rysów marmurowa szlachetność i spokójjak spod dłuta.„Przecież ona jest daleko ładniejsza ode mnie!” – pomyślała Nina z przerażeniem.I teraz dopiero zainteresowała się nią żywiej.– Moja panno Wando – przysunęła się do niej bliżej z nagle przypomnianą ciekawością. –Jakże tam było? jak? W więzieniu?! – rzekła mimo woli ponuro. I przeraziło ją teraz samosłowo w własnych ustach. – O, mój Boże!– Wie pani – mówiła Wanda spokojnie – właściwie bardzo źle było tylko przez pierwszekilka tygodni, zanim nas nie posegregowano. I po nocach. Kiedyśmy w długiej celi na kilkuzaledwie siennikach pod ścianą ułożonych leżały jedna przy drugiej i z głowami owiązanymitak mocno, że aż bolało, żeby tego najgorszego chociażby robactwa do włosów nie dopuścić.I kiedy drzwi się czasem po nocy otwierały, a te białe głowy podnosiły się z ziemi jedna zadrugą. Najczęściej wpychano taką z ulicy – wie pani! Ta, pijana najczęściej, klnie przedewszystkim strasznie, za chwilę opowiada coś wesoło, czka, z ust oddaje i znów opowiada. Apotem, bywało, że położy się tuż obok. Wtedy całe ciało zamiera po prostu ze wstrętu w kłodędrzewa, w kość, a w głowie tylko jeden jęk w odpowiedzi na to wszystko, co się słyszałoprzed chwilą. I znów się drzwi otworzą: biorą po nocy na śledztwo.Ninie wysunęła się szyja, jakby w stężeniu nagłym. Wargi wystawiły się w dziób niemądry,a powieki mrużyły się migotliwie, jakby pod światło. Gdy nagle rozciągnęły się szerokojej usta i w tym kurczowym grymasie poczęły dygotać, chlupać śliną, połykać ją, a policzkizatrzęsły się przy tym jak w febrze. A gdy spojrzała w dodatku na te jej skronie wklęsłe, żyłkina nich błękitne, przygładzonych włosów uczesanie... brzydkie – chwyciła Ninę taka łez tłumionychniemocność, że zerwawszy się z miejsca, rozchwiała się w sobie jak na wichrzegwałtownym.Za chwilę była już w drugim końcu pokoju twarzą zwrócona do książek na półce, dla podbiegłejWandy twardo opryskliwa, stopą jakieś rytmy sobie dla fantazji przytupująca przyupartym sylabizowaniu oczami łacińskiego tytułu na grzbiecie którejś z książek.– Taka jestem dziś rozdrażniona – bąknęła wreszcie na usprawiedliwienie. – Ogromnieniemądra jestem.Aby złagodzić swą opryskliwość, dała Wandzie krótki pocałunek, uderzyła ją w policzektym pocałunkiem – tak tylko, dla przyzwoitego zatarcia swej szorstkości. Lecz za chwilę,jakby w skoku, ujmie nagle te jej skronie w swe krzepkie ręce, odsunie od siebie tę twarz wątłąi patrzy pod pełne rozchylenie przyróżowionych zawsze powiek: spogląda błyskiem małychjak grochy, złotoczarnych, złych, niespokojnych oczu.– Ach, ty!...I nuż ją zasypywać pieszczotą najtkliwszą, całunkami najłagodniejszymi, ugłaskaniem jejtwarzy opałowej.– Moja ty najcudowniejsza, jaka jest na świecie!Teraz Wanda przeraziła się z kolei tą egzaltacją.32
Lecz Nina już otrząsła grzywą swe oszołomienie. I uderzyła w śmiech krótki, łzami jeszczechlupiący.A gdy powróciły na miejsce i rozmawiały dalej, trzymały się już za ręce.Lecz Wanda poczęła się jakby wstydzić jaskrawości swych przejść, które tak wzburzyły jejnową przyjaciółkę. Pośpieszyła tedy łagodzić wszystko: – Tak źle było tylko na początku, bogdy przenieśli gdzie indziej, siedziała już sama; a gdy się do szpitala potem dostała, było jużzupełnie doskonale.– Do szpitala?!...– O – przypomniała powoli swe przejścia – najgorsze były zawsze wspomnienia tychpierwszych czasów. Potem gdy przychodziła gorączka, to mnie w niej zawsze prześladowałowspomnienie jednej z tych... wie pani!... Żeby pani wiedziała, jakie te kobiety są straszne!– Które? – pytała Nina.– No, prostytutki. Taka ciężka, otyła – wspominała Wanda z odrazą – Mańka „Kalosz” nazywaliją – bo one wszystkie mają przezwiska.Nina otrząsła się ze wstrętem: jakaś nieuchwytna dla niej ohyda wyzierała z tego przezwiska.– Ta Mańka „Kalosz” naprzykrzała mi się swoją opieką. Usługiwała, zabiegała, pobiła sięraz o mnie z drugą, ale za to ciągle rozmawiać chciała: „Po coś pani w tę robotę lazła?”Więc jej mówię prosto, tłumaczę, jak umiem; myślę: także przecie człowiek – zrozumie. Aona pozwala mi tak mówić z pół godziny, kiwa głową, potakuje, a gdy skończyłam, zwieszawargę i klepie mnie po ramieniu: „Mnie starej... (no, nie mogę powtórzyć!) mnie starej będzieszpani powiadała. Za facetami lazłaś w tę robotę albo przez nich zapędzona. Przecieżkażda kobieta, cokolwiek w życiu robi, to tylko przez tych... no, znów nie mogę powtórzyć,przez tych... (no, «drani» powiedziała). A my przecie we wszystkim, w co oni nas pchną,mamy więcej i wytrwania, i chytrości, i wszystkiego, co trzeba. W naszych sprawach złodziejskichczy tam w waszych: słyszała pani, żeby kobieta kiedy zdradzała? Chyba że się zemścićchciała. A oni? Hej! Oni wszystko złe w życiu robią, oni siebie nawzajem niszczą. A iwaszych sokołów napatrzyłam się przecie, gdy tu pod kluczem w sępów się zamienią. A mydo nich, takich czy innych, jak te ćmy. I do ostatka. Bo my same z siebie to nic. Chyba zamąż się dać lub... się. Tyle tylko potrafimy z siebie.”Obu dziewczynom omiękły blade w tej chwili twarze, jak gdyby ich oblicza nie znajdowałyjeszcze wyrazu dla takich wrażeń i myśli. Wanda tymczasem przypominała tego grubego,o nie golonej twarzy, z oczami wilka – cywilnego, który naprzód łaził za nią przez kilkadni po mieście, a potem trącał i popychał jak cielę, gdy wiózł przez miasto w dorożce wśródnocy głuchej. Potem wróciła znów do wspomnień o Mańce „Kalosz”, o jej „chłopcu szykownym”,który Mańce wszystkie pieniądze zawsze zabierał i bił ją strasznie. Mańka miała pierśniegdyś nożem przez niego rozprutą. Pokazywała: takie wielkie, obwisłe, obrzydliwe piersi!I tak oto Wanda rozgawędziła się prawie ochoczo; choć mówiła ze wstrętem, widać było,że by chętnie tak do jutra opowiadała. Z równym wstrętem i równą ochotą słuchałaby i Nina.W oczach dziewczyn zapaliły się niedobre błyski: nie ciekawości bynajmniej – przelała sięjuż dawno przez brzegi wyobraźni – lecz jakby zaszczepianej w tej chwili żądzy za nękiem iudręką duszy własnej w tym musowym zafascynowaniu ostatnimi dołami człowieczeństwa irozkładającymi się w nich trupami dusz; jak fascynuje przepaść wrażliwe zmysły dziecięce,jak to czyni w ich snach gorączkowych jama wężowa.Lecz oto Wandzie przeskoczyła myśl na pogodniejsze wspomnienia, na tych jej chłopcówz ulicy, których uczyła.– Och, jacy oni żywi!... Wie pani, że powagą nic z nimi nie zrobi, a pogodą wszystko. Onimi się nieraz przyznawali, gdy który z nich co chapnął.– Co znaczy chapnąć? – pytała Nina.33
- Page 1 and 2: Aby rozpocząć lekturę,kliknij na
- Page 3 and 4: Tower Press 2000Copyright by Tower
- Page 5 and 6: Krwiste wargi rozchyliły się w u
- Page 7 and 8: nym jak łza. Zaś to warg roztkliw
- Page 9 and 10: „Przecież to jest chyba somnambu
- Page 11 and 12: - Więc pan Tański pochlebia sobie
- Page 13 and 14: mu w myślach profesor, nie siląc
- Page 15 and 16: nie żadne; ten stołeczny patrycja
- Page 17 and 18: Od strony gabinetu poczęły wchodz
- Page 19 and 20: przybiegłem umyślnie, by rzucić
- Page 21 and 22: Tłusty szlachcic z Litwy baczył n
- Page 23 and 24: W grupach panów ukazywał się mun
- Page 25 and 26: Na progu zjawiła się Nina. Jej ja
- Page 27 and 28: „Już pan tu jest?” - witał Ho
- Page 29 and 30: „Ty, bracie, potrafisz żyły wyc
- Page 31: Przez, szparkę drzwi rozchylonych
- Page 35 and 36: Rozległ się z kąta głuchy pomru
- Page 37 and 38: - Ho - ho! Fiakry śpiewające! - I
- Page 39 and 40: W gabinecie gospodarza leżała sin
- Page 41 and 42: - A ty mi z twą łapą w pierczatc
- Page 43 and 44: Pułkownik skoczył jak sprężyną
- Page 45 and 46: - Mam do pana... już tylko prośb
- Page 47 and 48: Miłość ptak to woli polnej,Nie z
- Page 49 and 50: jeden kłąb nerwów zamienił, że
- Page 51 and 52: gdyby chcąc ugłaskać tamte głow
- Page 53 and 54: się pławić w tej zimnej atmosfer
- Page 55 and 56: Bolesław ujął był rannego pod r
- Page 57 and 58: - Zresztą, tfu! czort! napluć na
- Page 59 and 60: Nina tymczasem, wciśnięta w róg
- Page 61 and 62: Lecz gdy się na pokój odwróciła
- Page 63 and 64: ko.” - „Wont! - krzyknę - niec
- Page 65 and 66: dziwnie podniecony. Wyobraźnia pon
- Page 67 and 68: siejszy nabywał te książki, jak
- Page 69 and 70: Rozjechali się już wszyscy. Pozos
- Page 71 and 72: szy, jak we drzwiach niepotrzebnie
- Page 73 and 74: - Więc ty nie pomyślałaś nawet
- Page 75 and 76: To nieoczekiwane jej wystąpienie s
- Page 77 and 78: Jakoż tamta ukoiła się niebawem
- Page 79 and 80: ich niemoc?” Odpowie mi: „Oto d
- Page 81 and 82: - Tam jest taki wielki, czarny Murz
- Page 83 and 84:
Przedsenna trwoga rozjątrzonej wyo
- Page 85 and 86:
Rozkiwała mu się głowa, słowa m
- Page 87 and 88:
takie, gdzie między tymi dwiema: z
- Page 89 and 90:
Zaszedł ich baron, już przyodzian
- Page 91 and 92:
I zgnębiło ją wraz to uczucie,
- Page 93 and 94:
I tym podbiła mu jakby myśli w be
- Page 95 and 96:
zej ciepło krwi co najbardziej war
- Page 97 and 98:
A jednak złudne to były ukoję: n
- Page 99 and 100:
ęce chce ją chwycić, w ogień sz
- Page 101 and 102:
Zgubi go na chwilę sprzed oczu w g
- Page 103 and 104:
Wanda szczękała zębami. I bladł
- Page 105 and 106:
- Ciała, Nino. Cicho! Nie męcz...
- Page 107 and 108:
- Mój pan szwagier: baron.- Ach? -
- Page 109 and 110:
tkwi oto taki w tużurku zakrystia
- Page 111 and 112:
- Ty świnio mała!... Ot, czym tak
- Page 113 and 114:
panów. Tylko innego to zachowania
- Page 115 and 116:
- Powiadają, że są chrześcijani
- Page 117 and 118:
Za pochodem obcych pielgrzymów czy
- Page 119 and 120:
- Słuchajcie, Jur - rzekł niecier
- Page 121 and 122:
Nina podźwignęła się dłońmi i
- Page 123 and 124:
- Z mikołajewskich ja! - bąkał r
- Page 125 and 126:
Tu, na tratwiane dyle u samego brze
- Page 127 and 128:
„Pókiż tego urzeczenia romantyz
- Page 129 and 130:
zeń, które ją w duszy prawości