Urwało się nagle pułkownikowi, oczy zmrużone błąkały się czas jakiś po suficie, a potem,jakby w pogoni za czymś pierzchłym, wybiegły, zda się, jeszcze dalej.– Gdzie te lasy dzisiaj!... Gdzie te dwory!... Przerwał mu nagły śmiech. Ksiądz ześlizgnąłsię z rampy bilardowej i ująwszy się w talię wąską aż się zataczał w rozgłośnym śmiechu.– I dałby kto wiarę: na tym skończył, że... że zatęsknił!Ksiądz osunął się w wielki dziadkowy fotel, plecami rzucił się w jego głąb – i śmiał sięwciąż.Pułkownik błąkał się jeszcze gdzieś spojrzeniem, a draśnięty tym śmiechem i ocknięty zzadumy żachnął się cały i mruknął cicho w brodę:„Śmiej się, czuczeło!”Lecz śmiech księdza urwał się nagle jakby w czkawce nerwowej. Wiotka jego postać zsunęłasię po siedzeniu śliskim, wysunęły się spod długich sukien pantofelki z klamrą, głowa,na oparciu pozostała, wtłaczała się w piersi, ręce, o poręcze łokciami wsparte, splotły się napiersiach.I tak się zapamiętał, zastygł w tym ruchu Stańczyka.38
W gabinecie gospodarza leżała sina chmura nad pochylonymi grzbietami. Pracowały cygarai wyrzucały się karty z dłoni. Cisza zalegała tutaj, podkreślana pomrukiem rozwagi i statecznościludzi dojrzałych. I świece na zielonych stolikach paliły się surowo; żółte ich płomykistygły za dymnicą siną, płonęły twardo jak oczy panów pod hazard już wszczęty.Do tej komnaty skupienia wtargnęła nagle fanfarą muzyka szeroka, rytmami posuwista itak w swym umiarze stateczna, że panowie pojęli ją od razu jako apel do swych stanowisk igodności. Bez przeciwiania się tedy i bez zwłoki powstawali wszyscy po kolei i chrząkając zwracalisię za gospodarzem w stronę najgodniejszego z obecnych – siwego nababa z Ukrainy. Zrozumiał.Podczesawszy tedy dłonią czuprynę i podgamąwszy wąsiska, ruszył do salonu.Za chwilę kroczył w czole korowodu, by fantazją głowy siwej i gestu powagą przyjmowaćpięknej pani skłonienia i łaskę w jej płynnych ruchów pochodzie. Wiodąc jakby rozmowęniemą jeno szlachetnego gestu wyrazem, stawali raz po raz oboje, obzierając się na panówtym oto progiem nie gardzących i na dobrodziejki dziś tak łaskawe. Póki zaś najmilszych gościpołączone pary po sali wodzić raczyli, kapela, w dalszych grająca pokojach, nie śmiałauderzać w instrumenty głośne; dopiero gdy służba drzwi na ścieżaj otwarła, muzyka echemwszystkich komnat zagadała nagle.Snuła się poloneza wstęga aż do stołu białej podkowy w świateł, kwiatów i zastawy rozbłyskach.Do wielkiego jak tron fotelu u czoła stołu podprowadzała już było służba z drzwi niedalekichsędziwego starca, dygocącego głową, ręką i kijem w niej trzymanym.Damy surowe, małżonki solidnych mężów, siedziały przy wieczerzy w uroczystym skupieniu,przyjmując potrawy i wina, jak ciało i krew Pańską. Te inne, mniej uroczyste: paniebiałe i pulchne, o miękkich wejrzeniach istot leniwych, dorzucały przez głęboko obnażonebiusta swych piersi ciepłą woń do chłodnego kwiatów tchnienia, win meszkowego zalotu i dopotraw zapachów pikantnych; jedząc i pijąc dosytnio, promieniowały w powietrze fluidumciał luksusowych.Brunetka w skromnej białej sukni, niby w koszulce dziewiczej, pana Szolca jedynaczka, opoduszkowym układzie okrągłej twarzyczki na czarnym jedwabiu swych włosów, słuchała,coraz to bledsza, nieustannych rewelacji z zakresu sztuki i literatury. Pan Horodyski obrabiałtymczasem realiami płową blondynkę o karbowanej grzywce; słuchała jego rebusowych jednoznacznikówz dużym zadowoleniem, miała wszakże tę wadę organiczną, że rumieniła sięraz po raz na widoku ludzi. Młoda mężatka o rozbieganym języku i niespokojnej nóżce znalazłasię szczęśliwie naprzeciwko aż dwóch ludzi popularnych. Przypatrując się rzadkiej minie iniezbyt starannie golonemu obliczu poety oraz udręczonej nerwowym roztargnieniem twarzymłodego muzyka, podniecała swą ciekawość do tego stopnia, że aż zamilkła, pozwalajączresztą siedzącemu tuż obok dziennikarzowi położyć sobie rękę na kolanie; czynił to podstołem gestem cierpliwej i łagodnej wymówki, jak kładzie ojciec dłoń na głowie niedoświadczonegodziecka.Panu Szolcowi natomiast szczęście mniej służyło: minęła go sposobność spożycia kolacjiprzy damie. Tę panią zabawiał hrabia o długiej szyi, z początku nieco odęty na towarzystwocałe i nie wiedzący, o czym mówić, po kilku jej śliskich „powiedzeniach” żywo zainteresowanyi „wcale jeszcze niczego kobieta” – mówiący zezem i szyją skręconą. Lecz jego sceptycyzmzużycia drażnił wolnomyślność starszej małżonki, wybujałą raczej na tle pewnych prywacjiw życiu spokojnym. Wywikłała się z tego cynizmów przeciwieństwa ogólna dyskusja –rzecz oczywista – „o kobiecie”. Hrabia podniecany do coraz to drastyczniejszych powiedzeńprzez hazardowny język pani, mówił w doświadczonej niewiasty oczy bystre:39
- Page 1 and 2: Aby rozpocząć lekturę,kliknij na
- Page 3 and 4: Tower Press 2000Copyright by Tower
- Page 5 and 6: Krwiste wargi rozchyliły się w u
- Page 7 and 8: nym jak łza. Zaś to warg roztkliw
- Page 9 and 10: „Przecież to jest chyba somnambu
- Page 11 and 12: - Więc pan Tański pochlebia sobie
- Page 13 and 14: mu w myślach profesor, nie siląc
- Page 15 and 16: nie żadne; ten stołeczny patrycja
- Page 17 and 18: Od strony gabinetu poczęły wchodz
- Page 19 and 20: przybiegłem umyślnie, by rzucić
- Page 21 and 22: Tłusty szlachcic z Litwy baczył n
- Page 23 and 24: W grupach panów ukazywał się mun
- Page 25 and 26: Na progu zjawiła się Nina. Jej ja
- Page 27 and 28: „Już pan tu jest?” - witał Ho
- Page 29 and 30: „Ty, bracie, potrafisz żyły wyc
- Page 31 and 32: Przez, szparkę drzwi rozchylonych
- Page 33 and 34: Lecz Nina już otrząsła grzywą s
- Page 35 and 36: Rozległ się z kąta głuchy pomru
- Page 37: - Ho - ho! Fiakry śpiewające! - I
- Page 41 and 42: - A ty mi z twą łapą w pierczatc
- Page 43 and 44: Pułkownik skoczył jak sprężyną
- Page 45 and 46: - Mam do pana... już tylko prośb
- Page 47 and 48: Miłość ptak to woli polnej,Nie z
- Page 49 and 50: jeden kłąb nerwów zamienił, że
- Page 51 and 52: gdyby chcąc ugłaskać tamte głow
- Page 53 and 54: się pławić w tej zimnej atmosfer
- Page 55 and 56: Bolesław ujął był rannego pod r
- Page 57 and 58: - Zresztą, tfu! czort! napluć na
- Page 59 and 60: Nina tymczasem, wciśnięta w róg
- Page 61 and 62: Lecz gdy się na pokój odwróciła
- Page 63 and 64: ko.” - „Wont! - krzyknę - niec
- Page 65 and 66: dziwnie podniecony. Wyobraźnia pon
- Page 67 and 68: siejszy nabywał te książki, jak
- Page 69 and 70: Rozjechali się już wszyscy. Pozos
- Page 71 and 72: szy, jak we drzwiach niepotrzebnie
- Page 73 and 74: - Więc ty nie pomyślałaś nawet
- Page 75 and 76: To nieoczekiwane jej wystąpienie s
- Page 77 and 78: Jakoż tamta ukoiła się niebawem
- Page 79 and 80: ich niemoc?” Odpowie mi: „Oto d
- Page 81 and 82: - Tam jest taki wielki, czarny Murz
- Page 83 and 84: Przedsenna trwoga rozjątrzonej wyo
- Page 85 and 86: Rozkiwała mu się głowa, słowa m
- Page 87 and 88: takie, gdzie między tymi dwiema: z
- Page 89 and 90:
Zaszedł ich baron, już przyodzian
- Page 91 and 92:
I zgnębiło ją wraz to uczucie,
- Page 93 and 94:
I tym podbiła mu jakby myśli w be
- Page 95 and 96:
zej ciepło krwi co najbardziej war
- Page 97 and 98:
A jednak złudne to były ukoję: n
- Page 99 and 100:
ęce chce ją chwycić, w ogień sz
- Page 101 and 102:
Zgubi go na chwilę sprzed oczu w g
- Page 103 and 104:
Wanda szczękała zębami. I bladł
- Page 105 and 106:
- Ciała, Nino. Cicho! Nie męcz...
- Page 107 and 108:
- Mój pan szwagier: baron.- Ach? -
- Page 109 and 110:
tkwi oto taki w tużurku zakrystia
- Page 111 and 112:
- Ty świnio mała!... Ot, czym tak
- Page 113 and 114:
panów. Tylko innego to zachowania
- Page 115 and 116:
- Powiadają, że są chrześcijani
- Page 117 and 118:
Za pochodem obcych pielgrzymów czy
- Page 119 and 120:
- Słuchajcie, Jur - rzekł niecier
- Page 121 and 122:
Nina podźwignęła się dłońmi i
- Page 123 and 124:
- Z mikołajewskich ja! - bąkał r
- Page 125 and 126:
Tu, na tratwiane dyle u samego brze
- Page 127 and 128:
„Pókiż tego urzeczenia romantyz
- Page 129 and 130:
zeń, które ją w duszy prawości