Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
ROZMAITOŚCI<br />
Łyżka strawy (8)<br />
Plac ki jak czip sy<br />
Re stau ra cja „Ma ry sień ka” na Ryn ku w Sta rym Są czu FOT. ŁY ŻY<br />
Chyba kiełbasa namakała<br />
w żurku dość długo, bo<br />
skwaśniała do tego<br />
stopnia, że przez chwilę<br />
myślałam, iż wędlina jest<br />
lekko nadpsuta. Ale<br />
w porządku – żurek był<br />
pikantny i rozgrzewający.<br />
Wra ca łam z da le ka, do je -<br />
żdża łam do No we go Są -<br />
cza, ale już pra wie<br />
na jego rogatkach dopadł<br />
mnie głód. Nie ta ki po wsze dni, ja ki od -<br />
czuwamy codziennie przed śniadaniem,<br />
obia dem czy ko la cją. To był za iste wiel -<br />
ki GŁÓD, wil czy, ten, z po wo du któ re -<br />
go zja dło by się ko nia z dże mem. Wiem,<br />
nie mó wi się „ko nia z dże mem”, lecz<br />
„z ko py ta mi”. Ale ja by łam już tak<br />
głod na, że – tak jak dzia dek Mau ry cy<br />
z „Rodziny Poszepszyńskich” Macieja<br />
Zembatego – zjadłabym konia i z kopytami,<br />
i z dżemem.<br />
Ten głód-gigant sprawił, że zaparkowa<br />
łam przed ba rem „Pod Ma ko wi cą”<br />
w Barcicach. Mą czujność obudziło już<br />
towarzystwo z tarasu – kilku dżentelmenów<br />
raczyło się piwem. I choć wyglądali<br />
na weteranów alkoholizmu, czynili to<br />
nader wytwornie: butelkę piwa rozlewali<br />
do kilku plastikowych kubków. Trzeba<br />
by ło wi dzieć, z ja ką skon cen tro wa ną<br />
ostrożnością trzęsąca się ręka napełniała<br />
kub ki, że by nie uro nić ani kro pel ki<br />
cennego trunku… Rozumiem i umiem<br />
się wczuć w prozę uprzykrzonego życia,<br />
kie dy jed na flasz ka pi wa na czte rech<br />
musi starczyć do rana, bo dopiero wtedy<br />
w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej<br />
będzie można dostać kolejny zasiłek<br />
albo zapomogę.<br />
Nie zra żo na bie siad ni ka mi z ta ra su,<br />
weszłam do środka. Ogarnęła mnie kwaśna<br />
zawiesina, składająca się z kłębów<br />
dymu papierosowego, oparów alkoholu,<br />
odo ru po tu i ury ny oraz stę chli zny.<br />
Przy dwóch sto li kach sie dzie li kon su -<br />
menci. Palili papierosy, a przed nimi stały<br />
jak sa mot ne bia łe ża gle – kie lisz ki<br />
z 50 gramami „substancji”, jakby napisał<br />
Je rzy Pilch. Trze ci kon su ment<br />
– o ku lach – aku rat do padł la dy<br />
i zamawiał swoją porcję napitku. Rzuciłam<br />
jesz cze okiem na me nu, w któ rym<br />
do strze głam za pie kan kę, i wy co fa łam<br />
się dys kret nie. Za praw dę, po wia dam<br />
wam – tam spragnionego napoją, aliści<br />
głodnego nie nasycą.<br />
Obszedłszy się smakiem, jak niepyszna<br />
– udałam się dalej. Najbliżej miałam<br />
na Rynek Starego Sącza. I kiedy wzniosłam<br />
oczy ku górze, zobaczyłam restaura<br />
cję Ma ry sień ka, któ ra spa dła mi<br />
niczym manna z nieba. Łomocząc obcasami<br />
na stopniach, pognałam po schodach<br />
i jęłam zamawiać. Zanim kuchnia<br />
wydała potrawy – rozejrzałam się wokół.<br />
Wystrój wnętrz nawiązujący do stylu<br />
empire albo może któregoś Ludwika.<br />
Jak po wie dzia ła kel ner ka, re stau ra cja<br />
nosi nazwę na cześć królowej Marysieńki,<br />
któ ra mia ła się po noć oneg daj za trzy -<br />
mać na po pas w Sta rym Są czu.<br />
Od zawsze jest restauracją, ale ponieważ<br />
do niedawna na szyldzie znajdował się<br />
napis „Cafe Marysieńka i coś jeszcze”,<br />
nazwa okazała się myląca i zdrożeni turyści<br />
omijali to miejsce.<br />
Naj pierw umo czy łam usta w żur ku<br />
z kiełbasą (6 zł). Chyba kiełbasa namaka<br />
ła w żur ku dość dłu go, bo skwa śnia ła<br />
do tego stopnia, że przez chwilę myślałam,<br />
iż wędlina jest lekko nadpsuta. Ale<br />
w porządku – żurek był pikantny i rozgrzewający.<br />
Jeszcze długo potem paliło<br />
mnie w ustach.<br />
Następnie wrąbałam filet z kurczaka<br />
panierowany (8 zł) z plackami ziemniaczanymi<br />
(6 zł). O dziwo, filet – w odróżnie<br />
niu od zwy cza jów pa nu ją cych<br />
niemal powszechnie – nie był przesolony<br />
jak becz ko wa ny sztok fisz. Ale plac ki<br />
swoje marne istnienie zawdzięczały nie<br />
star tym przed chwi lą kar to flom, lecz<br />
chyba gotowemu proszkowi, jaki kupuje<br />
się w skle pie – ta kie by ły su che jak<br />
czip sy i bez sma ku.<br />
No i na koniec, żeby tradycji stało się<br />
za dość, zwień czy łam obiad pie ro ga mi<br />
– ja kże by ina czej – ru ski mi (6 zł).<br />
W Marysieńce podają je jakieś słodkawe,<br />
jakby w kuchni komuś pomylił się<br />
normalny farsz z nadzieniem do naleśników<br />
z serem. Podobieństwo było tak łudzące,<br />
że przez cały czas wypatrywałam<br />
w tych pierogach rodzynków.<br />
A po tym su tym obie dzie wsia dłam<br />
na rower i wlokłam się do Nowego Sącza<br />
ze dwie go dzi ny, tak mi by ło cię żko<br />
na – powiedzmy – duszy.<br />
ŻY WI SŁA WA ŁY ŻKA<br />
W mo jej ska li od 1 do 10 re stau ra cji Ma ry sień ka<br />
w Sta rym Są czu ni niej szym przy zna ję 5 ły żek.<br />
94 Sądeczanin STYCZEŃ 2010 v www.sadeczanin.info