Z dożynkowym wieńcem Z dożynkowym wieńcem - Kurier Błażowski
Z dożynkowym wieńcem Z dożynkowym wieńcem - Kurier Błażowski
Z dożynkowym wieńcem Z dożynkowym wieńcem - Kurier Błażowski
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
48 <strong>Kurier</strong> B³a¿owski nr 122 wrzesieñ/paŸdziernik 2011<br />
się do czytania i na pewno wyglądałam<br />
dość dziwnie, bo kto w górach czyta<br />
książki, kiedy pogoda nakazuje wędrówkę.<br />
Młodzi rozmawiali niezbyt głośno,<br />
zwracając się do siebie przyjaźnie, z humorem.<br />
W tej rozmowie dostrzegłam<br />
inną nutę, dużo taktu i serdeczności,<br />
Mimo, iż żartowali, jak to młodzi.<br />
W grupie były dwie dziewczyny i trzech<br />
chłopców. Wszyscy w wieku około<br />
20 lat. Na pewno byli studentami, ale<br />
z nadzwyczaj elitarnej uczelni. Może<br />
z KUL-u? Tego już się nie dowiem.<br />
Zaczęłam dyskretnie obserwować<br />
towarzystwo, unosząc nieco głowę, kiedy<br />
odwracałam kartkę książki. Omawiali<br />
dalszą trasę, chcieli coś zjeść i iść dalej.<br />
Na razie losowali cukierki. Młody<br />
człowiek siedzący pośrodku wybierał<br />
czekoladowe o różnych smakach i rozdawał<br />
je w pierwszej kolejności koleżankom.<br />
Nie wszyscy byli zadowoleni z wybranych<br />
przez kolegę słodyczy i kwitowali<br />
te wybory dowcipnie i delikatnie.<br />
To była sympatyczna gra. Nie starałam<br />
się nawiązać z nimi rozmowy, sama<br />
nie wiem dlaczego. Może mój nastrój<br />
nudnego oczekiwania osłabił chęć rozmowy,<br />
może nie chciałam przerywać<br />
łagodnej i taktownej konwersacji młodych.<br />
Dziś tego żałuję. Po długiej chwili<br />
odpoczynku młodzi ludzie zaczęli szykować<br />
się do drogi. W końcu jeden<br />
z nich zagadnął mnie grzecznie, co tu<br />
robię sama przy tak pięknej pogodzie.<br />
Wyjaśniłam pokrótce przyczynę z miną<br />
jeszcze nieco cierpiętniczą. Dodałam, że<br />
boję się sama odchodzić z tego miejsca,<br />
nie wiem gdzie pójść, aby się nie zgubić.<br />
Wtedy zwrócił twarz w moją stronę<br />
młody człowiek, wcześniej losujący cukierki.<br />
Jego oczy patrzyły jakby przeze<br />
mnie, gdzieś w nieodgadnioną przestrzeń,<br />
nieobecne, dalekie, bezradne,<br />
a jednak przeszywające na wylot…<br />
Z uśmiechem wstał, wziął do ręki<br />
białą laskę, której przedtem nie zauważyłam<br />
i z wielką stanowczością i optymizmem<br />
w głosie powiedział: „Proszę<br />
pani, proszę iść prosto przed siebie, zawsze<br />
prosto przed siebie” i wskazał kierunek<br />
białą laską…<br />
Po tych słowach grupa młodych<br />
żegnając się grzecznie i życząc miłego<br />
dnia, oddaliła się stromą ścieżką w lewo.<br />
Wśród nich szedł niewidomy, młody<br />
człowiek, dyskretnie kierowany przez<br />
kolegę, pomagając sobie białą laską…<br />
Zdumiałam się. Niewidomy w gó-<br />
rach! Co za odwaga, jaki optymizm, siła<br />
woli. Przecież nie widział cudu gór,<br />
mógł jedynie odczuwać wrażenie. Patrzyłam<br />
na to zdumiona.<br />
Niewidomy wskazał mi drogę, czy<br />
to możliwe? Przez myśl przeleciały mi<br />
znane słowa: „ Błogosławieni, którzy<br />
nie widzieli, a uwierzyli”. Niewidomy<br />
nie mógł widzieć gór, a jednak szedł<br />
z radością. A ja…? Nagle zdałam sobie<br />
sprawę, że marnuję czas i możliwości.<br />
Przecież widzę – a nie korzystam, przecież<br />
samodzielnie chodzę – a siedzę<br />
w miejscu, w dodatku znudzona oczekiwaniem!<br />
Słowa niewidomego studenta wskazywały<br />
mi kierunek. Ciągle słyszałam:<br />
„wprost przed siebie…”. Posłuchałam<br />
tych słów, niedowierzając jeszcze, ale<br />
spakowałam rzeczy, wstałam i ruszyłam<br />
z pewnym lękiem wprost przed siebie,<br />
dosłownie.<br />
Żar lał się z nieba. Rozgrzana polana<br />
parowała gorącem, było duszno jak<br />
na patelni. Szłam przed siebie. Ścieżka<br />
prowadziła. Po chwili marszu znalazłam<br />
się w cieniu wysokich drzew. Teraz<br />
drogę stanowiły duże kamienie, otoczaki,<br />
wilgotne i śliskie w cieniu. Obok<br />
nich płynął wartko strumień.<br />
W tunelu wysokich drzew było rześko<br />
i chłodno, nie docierały tu prawie<br />
promienie jaskrawego słońca. Z jakąś<br />
dziwną nadzieją szłam łagodnie wznoszącym<br />
się szlakiem z okrągłych kamieni,<br />
ślizgając się po nich.<br />
Nie było nikogo, ale nie czułam lęku.<br />
Po dłuższej, samotnej wędrówce usłyszałam<br />
cichą rozmowę i jak to w górach,<br />
przyjazne „dzień dobry”.<br />
Odpowiedziałam z uśmiechem i powoli<br />
szłam dalej. Trasa nie była najłatwiejsza,<br />
ale pokonywałam ją z przyjemnością.<br />
Z daleka narastał szum wody,<br />
który silniejszy był niż szum potoku.<br />
Nadsłuchiwałam z rosnącym zaciekawieniem.<br />
Kamienista ścieżka była coraz<br />
bardziej śliska, ale moje sportowe<br />
obuwie trzymało się mocno i nie upadłam<br />
ani razu. Szum wody był coraz<br />
mocniejszy. Idąc ciągle pod górę obserwowałam<br />
śliskie głazy patrząc w dół,<br />
pod nogi. Nagle podniosłam głowę.<br />
Przede mną stała granitowa skała,<br />
obcięta precyzyjnie i równo, jakby ręką<br />
wytrawnego Herosa – kamieniarza, lub<br />
tajemniczym, przedwiecznym laserem.<br />
Trzymetrowy sześcian z granitu wtopiony<br />
w zbocze. Po ścianie tej skały spływała<br />
woda wspaniałym wodospadem,<br />
równym i szerokim na całą ścianę. To<br />
tutaj spadały wody Potoku Strążyskie-<br />
go, to wodospad szumiał odwieczną<br />
pieśń, niosąc przeźroczystą wodę z górskich<br />
śniegów czy źródeł.<br />
Pryskał rozpyloną mgłą na twarze<br />
stojących lub siedzących w milczeniu<br />
kilku osób. Ożywiał chłodną mgłą. Ciągle<br />
po kamieniach i wodzie szłam pod<br />
ścianę wodospadu. Byłam wzruszona,<br />
jakbym doszła do źródła poznania, do<br />
sedna, jakbym odkryła nagle tajemnicę,<br />
początek mądrości, treść głęboką,<br />
chociaż źródło tej wody było daleko<br />
poza zasięgiem oczu i wyobrażni.<br />
Nabrałam wody w dłonie i spragniona<br />
napiłam się wody czystej, przejrzystej,<br />
chłodnej, prawdziwej, ze źródła.<br />
Wody, która jest istotą życia, była przed<br />
nami, przed samym początkiem wszystkiego.<br />
Niezbędna do życia, pamiętająca<br />
każdym atomem to wszystko, czym<br />
i gdzie była.<br />
Może ta woda była w topniejących<br />
górach lodowych, płynących po Atlantyku,<br />
które wiele razy oglądałam płynąc<br />
„Batorym”, może z najbielszych pól Antarktydy,<br />
przeniesiona przez wędrujące<br />
chmury, z parujących oceanów czy<br />
rzek… Gdzie jej źródło…?<br />
Długo stałam nieruchomo pod nieustannie<br />
pryskającymi kropelkami ze<br />
skalnej ściany. Wokół siedzieli ludzie,<br />
w zupełnej ciszy, z przymkniętymi oczyma,<br />
w głębokiej kontemplacji. Ocieniały<br />
nas wysokie drzewa, a wodospad śpiewał<br />
odwieczną, niemilknącą pieśń…<br />
Przypomniały się ewangeliczne słowa:<br />
„Macie oczy – a nie widzicie, macie<br />
uszy – a nie słyszycie…” Istotnie.<br />
W radosnym nastroju wracałam na<br />
umówione miejsce. Śliskie kamienie<br />
i głazy były nadzwyczaj przyjazne, bo<br />
szlak biegł w dół. Potok płynął radośnie<br />
bulgocząc po kamieniach, jakby cieszył<br />
się z mojego zwycięstwa nad sobą, nad<br />
lękiem. Czułam się, jakbym zdobyła wysoki<br />
szczyt. Do dziś jestem głęboko<br />
wdzięczna niewidomemu turyście, który<br />
wskazał mi drogę…<br />
Żałuję, że nie wiem kim był. Nieraz<br />
na trudnych, życiowych ścieżkach powtarzam<br />
te słowa: „Prosto przed siebie…”<br />
i idę mimo trudności dalej. Może<br />
do źródła ?<br />
Opisałam zdarzenie, które sama<br />
przeżyłam w sierpniu 2001 roku. Było<br />
dla mnie wzruszającym dowodem, że<br />
człowiek nigdy nie jest sam, że może<br />
więcej niż sądzi. Potrzebny jest znak<br />
odczytany, impuls, kierunek.<br />
Wszystko przychodzi spoza nas<br />
i nad tym warto pomyśleć.<br />
Zdzisława Górska