18.06.2013 Views

KREATYWNI TWóRczE żYcIE W WARszAWIE - creatives

KREATYWNI TWóRczE żYcIE W WARszAWIE - creatives

KREATYWNI TWóRczE żYcIE W WARszAWIE - creatives

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

powiedział, że to, co robię, nie jest beznadziejne. Poczułam,<br />

że jeśli jestem rzeczywiście do niczego, to chcę to usłyszeć<br />

od prawdziwego mistrza, od kogoś, dla kogo mam respekt<br />

i szacunek, a nie od przypadkowych ludzi. Spakowałam swoją<br />

maszynę do szycia i pojechałam autostopem do Londynu.<br />

Czym wtedy różnił się Londyn od Warszawy, jeśli chodzi<br />

o podejście do biznesu i rynku modowego? Jak sobie tam<br />

poradziłaś?<br />

Zanim wyjechałam z Polski, przez jakiś czas pracowałam<br />

jako regularna szwaczka – wstawałam o 5.30<br />

i szłam do fabryki. To mnie wpędziło w totalną depresję.<br />

Ale wiedziałam, że umiem świetnie szyć. Do Londynu przyjechałam<br />

z założeniem, że nie będę opiekować się dziećmi,<br />

pracować w pubie. Przez pierwsze dwa miesiące łaziłam po<br />

całym Londynie – w końcu pewnego dnia weszłam do małej<br />

tureckiej szwalni, która szyła wtedy bardzo modne ciuchy<br />

clubbingowe. Przez tydzień siedziałam przy maszynie, ale<br />

wiecznie coś komentowałam, doradzałam, poprawiałam. Po<br />

tygodniu poproszono mnie, żebym zaczęła dla nich projektować.<br />

Po dwóch miesiącach spotkałam się z moją angielską<br />

przyjaciółką, która mnie zapytała, jakie jest moje największe<br />

marzenie. Odpowiedziałam, że chciałabym pracować dla<br />

najlepszego projektanta w Londynie. Kupiła więc „Vogue’a”,<br />

który drukował wtedy w stopce adresy i telefony wszystkich<br />

projektantów, a ja zakreśliłam parę nazwisk: McQueen, Galliano,<br />

Chalayan, Ribeiro. Poprosiłam, żeby do nich zadzwoniła,<br />

bo nie znałam wtedy dobrze angielskiego, z informacją,<br />

że dzwoni w imieniu młodej, pracowitej projektantki, która<br />

chce od zaraz zacząć pracę. Trzy dni później odezwało się<br />

studio Clements Ribeiro. Przez tydzień robiłam tam wszystko<br />

– szyłam, kroiłam, projektowałam, wybierałam materiały, itp.<br />

Ribeiro przyszedł do mnie po tygodniu i powiedział, żebym<br />

została. Od początku bardzo dobrze zarabiałam. Lata 90. to<br />

był totalny rozkwit mody. Przez kolejne siedem lat zmieniałam<br />

studia. Ludzie sami zaczęli do mnie dzwonić. W 2002 roku<br />

zadzwonili od Husseina Chalayana. I to było jak porażenie<br />

prądem. To jest człowiek, który jest projektantem, muzykiem,<br />

artystą – reprezentuje Turcję na Biennale Sztuki. Ma do<br />

mody podejście totalne. Wtedy zrozumiałam, że moda to jest<br />

coś więcej. Zrezygnowałam z pracy, poszłam do Saint Martins<br />

(obecna nazwa to University of The Arts), żeby się dokształcić.<br />

Skończyłam kurs podyplomowy: innovative pattern cutting.<br />

I wyjechałam do Indii. Od pięciu lat pracuję dla firmy<br />

Anokhi przy sezonowych kolekcjach.<br />

Co Cię w takim razie skłoniło do powrotu do Warszawy?<br />

Podejmuję decyzje instynktownie. Od 2004 roku<br />

regularnie wracałam do Polski, żeby odwiedzić dom rodzinny,<br />

wpadałam też do Warszawy. W Londynie miałam piękne mieszkanie,<br />

własne studio, ale poczułam, że Londyn jest dla mnie za<br />

wielki, zmęczył mnie. Zbuntowało się moje ciało – już nie chcę.<br />

Wynajęłam ciężarówkę, która przewiozła rzeczy, odnajęłam pracownię<br />

w Londynie i wróciłam tutaj. Przyjechałam na osiem<br />

miesięcy, bez żadnych założeń. Zamieszkałam na Mokotowie<br />

i poczułam się w Warszawie superkomfortowo. Zobaczyłam, ile<br />

rzeczy jest tu do zrobienia! Tu jest mało mody, w porównaniu<br />

z tym, jak ten rynek funkcjonuje w Londynie.<br />

Nie ma rynku modowego czy jest za mało projektantów? Gdzie<br />

Twoim zdaniem jest luka I jak to zmienić?<br />

Kiedy wróciłam do Warszawy, w ciągu miesiąca<br />

poznałam bardzo wielu ludzi z branży. Nie jest ona zatem zbyt<br />

wielka. Poza tym zauważyłam, że w Polsce nie funkcjonuje<br />

słownik mody – jeśli w Londynie powiesz: I am a tailor, to<br />

jesteś arystokratą. Jeśli w Warszawie powiesz: jestem krawcem<br />

albo, co gorsza, krawcową, to pewnie jesteś żoną hydraulika.<br />

Na poziomie samego języka jest już luka. Wielu ludzi, którzy<br />

piszą o modzie, najczęściej przepisują informacje prasowe, są<br />

za mało kreatywni. Dlatego w pierwszym roku po powrocie<br />

zajęłam się prowadzeniem warsztatów. Okazało się, że jest<br />

zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam – nie rozumiem takiej<br />

postawy. Wielu artystów korzysta z dotacji unijnych, miejskich,<br />

ale nie fashion designerzy! Kiedy tu przyjechałam, zaczęłam<br />

dopytywać, gdzie jest fashion agent – osoba, do której dzwonię,<br />

by mi wskazała potencjalnych pracodawców – nie ma nikogo<br />

takiego! Poczułam kompletny brak fashion community. Jak<br />

to jest, że młodzi projektanci nie skrzykną się i nie wynajmą<br />

wspólnie sklepu? Tutaj ludzie bardzo boją się konkurencji! Dlatego<br />

na początku założyłam Pop up shop. Chciałam zobaczyć,<br />

142 143

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!