11.07.2015 Views

W oczekiwaniu na coś, co by w końcu nasunęło się, zapanowało

W oczekiwaniu na coś, co by w końcu nasunęło się, zapanowało

W oczekiwaniu na coś, co by w końcu nasunęło się, zapanowało

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Ten właśnie mechanizm pozwala zrozumieć zabiegi, jakich Gombrowicz dokonuje <strong>na</strong>tworzywie językowym. On, uformowany przez kraj a<strong>na</strong>chroniczny, <strong>na</strong> domiar złego wyrosłypośród ziemiańskich wujów i ciotek – zamiast trzebić pańsko–chłopskie geny i gamety swegojęzyka – zrozumiał, że wystarczy je pokazać w pełnym blasku. Wystarczy przecieżbogoojczyźniany sarmatyzm i zaściankowe zadufanie „przeciwstawić” nowoczesnemu światu– a<strong>by</strong> już samym tym, jakże ostentacyjnym i świadomym, „przeciwstawieniem” po stronienowoczesnego świata <strong>się</strong> opowiedzieć: „a niech tam, a jazda! Jezus Maria! ChrysteMiłosierny! Matko Boleściwa!”.Moż<strong>na</strong> dostrzegać w jego języku uniesienia wieszcze i kazania sejmowe, słowa Paska iSienkiewicza, i Rzewuskiego – ale i nie moż<strong>na</strong> nie zauważyć, że autor „nowoczesnym będącczłowiekiem” z rozmysłem przywoływał ich a<strong>na</strong>chroniczną dawność, że użył ich zwyrachowaniem. I że właśnie o to autorowi chodziło, a<strong>by</strong> jego wyrachowanie zauważyć. On,debiutujący w środowisku – zrozumiał – prowincjo<strong>na</strong>lnym, którego „europejskość”, będącaodpowiedzią <strong>na</strong> a<strong>na</strong>chroniczną sytuację kraju, <strong>by</strong>ła tamtej lustrzanym odbiciem; on,częściowo przecież także ukształtowany przez tę umowną „Europę”, gdzie rysy zapamiętanez dawnych wojaży i wzboga<strong>co</strong>ne o rysy kilku świeżo poz<strong>na</strong>nych dzieł literackich tworzyłykontynent, którego nie ma <strong>na</strong> żadnej mapie – on taki „Zachód”, taką „Romę”, takie „Alpy”,taki „Paryż” przyjął. I – o Mistrz Mistrz! – jak mądrze znowu w tym akcesie przesadził.„Cher ami... Imaginez que vous rendiez visite á Fréderic Nietzsche en Engadine” (wwywiadzie przeprowadzonym przez Françoisa Bondy, „Ľherne”) – oto <strong>co</strong> <strong>się</strong> <strong>na</strong>zywa:poko<strong>na</strong>ć przeciwnika jego własną bronią. Uformowany przez ludzi, jak ich <strong>na</strong>zywa,„artystycznie pretensjo<strong>na</strong>lnych”, których samozadufanie <strong>by</strong>ło funkcją samozadufania elityspołecznej kraju – on, funkcja tej funkcji – <strong>na</strong> ich samozadufanie i pretensjo<strong>na</strong>lność przystał;lub raczej – nie przystać nie mógł. I oto jak chytrze kazał wierzyć, że właśnie o to mu idzie,a<strong>by</strong> czytelnik jego pretensje zauważył: zarzucał literatom przecież nie to, że są pretensjo<strong>na</strong>lni,ale że swoją pretensjo<strong>na</strong>lność starają <strong>się</strong> ukryć – „albowiem ukrywanie pretensji jest błędemstylu” (w Ferdydurke). Piętnował ich zamknięty w sobie artyzm – wyrafinowanie, do którego„artysta zmusza artystę” – ale walka jego polegała <strong>na</strong> tym, że słowo ich wykwintneprzelicytowywał wykwintem; że chciał <strong>by</strong>ć bardziej artystowski niż oni.Wyrafinowane pomówienie sztuki o wyrafinowanie; artystowska krytyka artystostwa;słowo wykwintne w odpowiedzi <strong>na</strong> wykwint słów; słowa a<strong>na</strong>chroniczne w odpowiedzi <strong>na</strong>a<strong>na</strong>chronizm; sarmackość przeciwstawiająca <strong>się</strong> sarmatyzmowi; egocentryzm artysty jakoodpowiedź <strong>na</strong> wyob<strong>co</strong>wanie środowiska artystycznego; dezintegracja społecz<strong>na</strong>, któraprowadzi sztukę do gabinetu luster; i wydelikacenie, wysublimowanie środków wyrazuwspółczesnej sztuki, które, jako odpowiedź, prowokuje <strong>na</strong>jwyższą samoświadomość artysty –oto sekret licytacji, którą w swym dziele zastosował Gombrowicz. Odpowiedź poniżejwłasnych możliwości, umykanie rzeczywistości w dół, skoro te możliwości nie wydają <strong>się</strong><strong>by</strong>ć wystarczające dla z<strong>na</strong>lezienia <strong>się</strong> powyżej rzeczywistości i zatryumfowania <strong>na</strong>d nią.Ta dziecię<strong>co</strong>–prześmiewcza postawa wobec świata określiła niemal w całości świadomośćwspółczesnej sztuki. Dziecięca bowiem jest nie tylko metoda, którą w swej grze ze światemprzyjęliśmy, polegająca <strong>na</strong> stosowaniu kolejnych przedrzeźnień; i z dziecięctwa wiedzie <strong>się</strong>nie tylko to, <strong>co</strong> w swej grze ze światem możemy światu przeciwstawić (własneniedookreślenie, bezradność, „dzieckiem podszycie”). Dziecięca jest sama zasada, <strong>na</strong> jakiejświat przyswajamy. Jest o<strong>na</strong> pochodną bezradności i polega <strong>na</strong> p r z y s w a j a n i u w s z ys t k i e g o; wszystkiego tego, czego nie rozumiemy, <strong>na</strong>d czym nie umiemy intelektualniezapanować – i <strong>na</strong> przyswajaniu właśnie dlatego, iż nie umiemy <strong>na</strong>d tym zapanować.Tak przecież postępują dzieci: chcąc zadomowić <strong>się</strong> w świecie, muszą nie zrozumianą(więc wrogą sobie) rzeczywistość przyjąć do wiadomości, a <strong>na</strong>stępnie przetłumaczyć ją <strong>na</strong>33

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!