analizy i opinieW Tallinie od1 stycznia 2013 rokukomunikacja miejskajest bezpłatna. I to nażyczenie mieszkańców.Można się jedyniedziwić, że w głoszonympół roku wcześniejreferendum...jedynie 75,5procent głosującychopowiedziało się zatakim rozwiązaniem.Nietrudno przewidzieć,że gdziekolwiekby nie przeprowadzićpodobnegosondażu, wynikibyłyby porównywalne.Zaskakujące wydajesię jednak to,że uzyskany rezultatwpłynął na decyzjęwładz miasta. Dziśz darmowejkomunikacji miejskiejmogą korzystaćmieszkańcyzameldowani naterenie Tallinaoraz studencimający poniżej19 lat, niezależnieod narodowościi miejsca zamieszkania.34nych na ich zakup, będzie można po prostu wsiąśći jechać… bez obaw, że złapie nas kontroler biletówi wlepi wysoki mandat. Aż trudne do wyobrażenia,a jednak. W Tallinie od 1 stycznia 2013 roku komunikacjamiejska jest bezpłatna. I to na życzenie mieszkańców.Można się jedynie dziwić, że w ogłoszonympół roku wcześniej referendum... jedynie 75,5 procentgłosujących opowiedziało się za takim rozwiązaniem.Nietrudno przewidzieć, że gdziekolwiek by nieprzeprowadzić podobnego sondażu, wyniki byłybyporównywalne. Zaskakujące wydaje się jednak to,że uzyskany rezultat wpłynął na decyzję władz miasta.Te, powołując się na referendum i czynniki społeczne(na przykład ograniczenie ruchu aut w miastach),zdecydowały się na takie posunięcie. Dziśz darmowej komunikacji miejskiej mogą korzystaćmieszkańcy zameldowani na terenie Tallina oraz studencimający poniżej 19 lat, niezależnie od narodowościi miejsca zamieszkania. Aby skorzystać z takiegorozwiązania, muszą oni zakupić jednorazowospecjalną kartę, którą następnie aktywują przez Internetlub na poczcie. Po wejściu do pojazdu zbliżająją do specjalnego czytnika. A pozostali pasażerowie?Ci już niestety muszą zapłacić. I to nie tak mało– koszt jednorazowego biletu to 1,6 euro, a godzinowykosztuje 1,1 euro.Okazuje się, że choć Tallin widzi siebie jako liderawśród miast z darmową komunikacją miejską,to jednak nie on pierwszy wpadł na takie rozwiązanie.Prawdziwy boom na taki sposób darmowegopodróżowania to lata dziewięćdziesiąte. Wtedyto między innymi w belgijskim Hasselt wprowadzono„Taryfę Zero” – całkowicie bezpłatne przejazdy transportempublicznym. W ten sposób władze miastazamierzały przeciwdziałać korkom ulicznym, uznając,że rozwiązanie to jest tańsze od budowy nowychdróg. Po ośmiu latach jego funkcjonowania okazałosię, że liczba pasażerów korzystających z autobusówwzrosła ponad dziesięciokrotnie. Kolejnym przykłademjest Singapur. 24 czerwca br. miasto to zdecydowałosię na swoisty eksperyment. Przez rok czasupasażerowie niektórych relacji metra (promocja dotyczywyznaczonych stacji w ścisłym centrum), pozagodzinami szczytu, będą zwolnieni z opłat za przejazd.Cel jest jeden – zachęcenie mieszkańców do pozostawieniasamochodów w domach i wygładzenie„pików” potoków pasażerów w godzinach szczytu.Nad różnymi typami rozwiązań zastanawia się wielemiast. Część z nich próbnie wprowadza godzinyobowiązywania jazdy bez biletu, niektóre wyznaczajądarmowe relacje. Przykładem tego mogą byćZagrzeb, Calgary, Baltimore, Seattle, Kirusa i wieleinnych.W Żorach też za darmoPolskie miasta dość nieśmiało odnoszą się do koncepcjiwprowadzenia darmowej komunikacji miejskiej.Pierwszym była Nysa, wprowadzając takie rozwiązaniedla posiadaczy samochodów, którzy swoje„cztery kółka” pozostawią w domu. Chcąc pojechaćautobusem, nie trzeba mieć biletu, wystarczy miećprawo jazdy i ważny dowód rejestracyjny i już możemywsiąść do pojazdu komunikacji miejskiej. W trakciepierwszych sześciu miesięcy od wprowadzenia takiegoudogodnienia ze zorganizowanego przewozuskorzystało 20 tysięcy „nowych” osób. Podobne rozwiązaniechcą wprowadzić kolejne miasta – międzyinnymi Żory czy Częstochowa.Do pomysłu wprowadzenia darmowej komunikacjimiejskiej odniósł się nawet sam Jacek Majchrowski,prezydent Krakowa. Nagabywany przez zwolennikówlegalnej jazdy bez biletów, podzielił się on swymiprzemyśleniami z czytelnikami bloga, który regularnieprowadzi. Potwierdził w nim, że nic dziwnego,że decydenci i przedstawiciele władz miast nie chcąsłyszeć o darmowej komunikacji miejskiej. Przecieżoznaczałoby to wzrost obciążenia dla miejskiegobudżetu. Pisze on: „Muszę Państwa rozczarować– doświadczenie uczy, że nie ma niczego za darmo”.Dalej prezydent udowadnia, że roczny koszt funkcjonowaniakomunikacji miejskiej w Krakowie to ponad400 milionów złotych. Pokrywany jest on w ponad50 procentach wpływami ze sprzedaży biletów,16 milionów płacą sąsiedzkie gminy, a reszta… dokładanajest z budżetu miasta. W dalszej części blogaprezydent Majchrowski polemizuje z pomysłami,które mogłyby przyczynić się do wprowadzenia darmowejkomunikacji miejskiej. Udowadnia, że wzrastającez tego tytułu obciążenie budżetu miastaskutkowałoby koniecznością zmniejszenia dofinansowaniado instytucji kultury, oświaty, modernizacjidróg, chodników i tym podobnych. Ze względuna skalę przedsięwzięcia Majchrowski nie zgadzasię za stawianie Krakowowi za wzór Tallina czy Żor.W Krakowie żyje niewiele mniej osób niż liczy sobiecała Estonia. Szacunki pokazują, że w Żorach ko-komunikacja <strong>publiczna</strong>
analizy i opinieFot. pl.wikipedia.orgNie ma co się oszukiwać,że dla pasażerapodstawowymkryterium wyborusą aspekty ekologiiczy szybkośćprzemieszczania się.Wciąż dominującymczynnikiem wyborujest jednak cenamunikacja miejska pochłania 1,5 procenta budżetumiasta, podczas gdy w Krakowie – 10 procent. Widaćz tego, że taki system darmowej komunikacji łatwiejjest wprowadzać w tych miastach, gdzie system komunikacjijest tańszy i mniej skomplikowany.Koszty nie znikają– zmienia się źródło finansowaniaNiezależnie od zajmowanego stanowiska w sprawiekomunikacji miejskiej należy sobie zdawać sprawę,że koszty jej funkcjonowania nie znikną. Co najwyżejmoże zmienić się źródło jej finansowania. Dziś obowiązującymmodelem w większości systemów jest częściowepokrywanie kosztów transportu publicznegoprzez bilety oraz dotacje z budżetu miast. Można zadaćpytanie, czemu nie odciążyć miejskiej kasy i niesprawić, by całość kosztów pokrywana była z biletów?Banalne pytanie, a jednak oddaje istotę rzeczy.W przypadku wprowadzenia całkowitego finansowaniatransportu publicznego z wpływów z biletówich cena byłaby drastycznie wysoka. To przecież kłócisię z podstawową jej funkcją – społeczną. Tak, komunikacjamiejska jest działalnością niedochodowąi ma za zadanie ułatwić przemieszczanie się mieszkańcom(i innym pasażerom) po danym terenie.Co więcej, pociągi, metro, tramwaje, trolejbusy czyautobusy mają znaczącą konkurencję w… transporcieindywidualnym. Chcąc żyć w czystych miastach,w ekologicznym środowisku, bez korków ulicznychmusimy o tym pamiętać.Nie ma co się oszukiwać, że dla pasażera podstawowymkryterium wyboru są aspekty ekologii czy szybkośćprzemieszczania się. Wciąż dominującym czynnikiemwyboru jest jednak cena. Oznacza to, że dopókicena biletu za przejazd komunikacją miejską będzieznacząco niższa niż na przykład podróż prywatnymsamochodem, to wybierzemy transport zbiorowy(oczywiście w pewnym uproszczeniu, bo są grupyosób, które zgadzają się na wyższy koszt w imięwyższego komfortu podróży). Tak więc w przypadkuwysokich cen biletów pojazdy komunikacji miejskiejbędą mniej wykorzystywane, za to wzrośnie ruch samochodówosobowych w centrum. Z punktu widzeniacałej społeczności, a więc miasta, takie rozwiązaniedoprowadzić może do… katastrofy. Większy ruchsamochodów osobowych to przecież większe korkiuliczne i wzrost zanieczyszczenia powietrza, co prowadzido zwiększonych kosztów na przykład leczeniamieszkańców czy też konieczności budowy nowychdróg i miejsc parkingowych. Z drugiej strony – wprowadzającdarmową komunikację miejską możemy liczyćna wzrost liczby pasażerów w pociągach, metrze,autobusach czy tramwajach, a więc obniżenie kosztów,o których przed chwilą wspomnieliśmy (zanieczyszczenia,korki). Jednakże istnieje konieczność pokryciakosztów funkcjonowania komunikacji miejskiej z innegoźródła – a więc z budżetu miasta.Gdzie jest to źródło?Przykładem sprawnie funkcjonującej komunikacjimiejskiej mogą być darmowe linie autobusowe, dowożąceklientów do dużych sklepów handlowych.Tak naprawdę koszty funkcjonowania takiego rozwiązaniai tak pokrywa pasażer – klient, ponieważukryte są one w cenie towarów, które kupił. Możnapowiedzieć, że taki transport jest „gratisem” do za-35nr 2/2013