jak Grzegorz wyjaśnił telefon nocny od rzekomego doktora Kwiatkowskiego, jakwreszcie Piorun udaremnił umieszczenie pod jego łóŜkiem złośliwego gramofonu.Wszyscy troje słuchali z otwartymi ustami. Zgroza malowała się na ich obliczach.- Nic o tym nie wiedzieliśmy - rzekł głupio Czarnkowski.- Ja wiedziałam - zawołała Wanda.Spojrzeli na nią w osłupieniu.- Nie wiedziałam, co się dzieje, ale wiedziałam, Ŝe Ŝycie jego jest wniebezpieczeństwie. Przez te parę dni nie mogłam sobie dać rady z sobą. Uczulamsię bezradną; co chwila chciałabym biec do niego. Nie macie pojęcia, jakie tostraszne. Mówią, Ŝe nie istnieją przeczucia...Twardowski słuchał z wdzięcznością, a jednocześnie z obiektywnym,naukowym zainteresowaniem.- Ja bym tego nie nazwał przeczuciem; to było coś innego.- Wiec cóŜ?- W tej chwili trudno byłoby to wytłumaczyć.Czarnkowski wygłosił swoją refleksje, będącą zarazem apologią:- I jak człowiek uczciwy moŜe się obracać w świecie, w którym dzieją się takierzeczy! KtóŜ moŜe podejrzewać, Ŝe za takimi szlachetnymi pozorami kryją się takiezbrodnie!..- OtóŜ to właśnie! – zawołał Twardowski. - Dotknął pan rzeczy najwaŜniejszej.Widzicie tylko małe, pospolite kłamstwa i tylko prostackie, niezaradne zbrodnie.Wielkie fałszywe i najnikczemniejsze zbrodnie ukrywają się przed waszymi oczami. Ito się dzieje we wszystkich cywilizowanych krajach. A wie pan dlaczego?. Bo naszacywilizacja od czasów greckich wychowuje w nas kult prawdy i pogardę dlakłamstwa. Nie oduczyła ona nas kłamać. ale kłamiemy niezdarnie. Gdy wchodząmiedzy nas ludzie innej cywilizacji, która nie ma tego szacunku dla prawdy, my ichnie jesteśmy zdolni przejrzeć do głębi. Dlatego to śydom tak się powodzi. Ichcywilizacja podniosła kłamstwo do godności wielkiej sztuki, powiedziałbym nawet -cnoty. Oni kłamią na taka skalę, Ŝe Polak, Francuz. Anglik czy inny, niezdolny jestnawet przypuścić, Ŝeby moŜna było tak kłamać. I dlatego łapiemy ich nanajmniejszych, mniej waŜnych fałszach, ale tam, gdzie się dopuszczająnajwiększych, naiwnie im wierzymy. śaden, najzdolniejszy w łotrostwie Polak,gdyby nawet największe robił wysiłki. nie umiałby tak, jak Kulmer, kłamać przez całeswoje Ŝycie, kaŜdego tonu wychodzącego z ust swych słowa, kaŜdego gestu swejręki. Cynizm wyłaziłby z niego na kaŜdym kroku. ToteŜ, sądząc po sobie, niemoŜemy uwierzyć, aŜeby to wszystko było kłamstwem. Dlatego Kulmer, będącnajnikczemniejszym łotrem, jest uwaŜany za najszanowniejszego męŜa i pracująckonsekwentnie na zgubę Polski, jest podawany za wzór patriotyzmu.Czarnkowski słuchał z wytrzeszczonymi oczyma i niewiele rozumiał.- Pan jako uczony... - zaczął.- Nie jestem uczonym - przerwał mu Twardowski. - Nauka. która się chełpiodwaga w poszukiwaniu prawdy, boi się dotychczas uczynić przedmiotem swychbadań tego. co ja studiuję. A ja prowadzę studia nad kłamstwem, które nas, całąnaszą cywilizację zniszczy, jeŜeli go nie poznamy i nie nauczymy się go tępić.Czarnkowski jeszcze mniej rozumiał.Gdy wstawali od slotu; rzekł:- Musze iść odpocząć: czuje się całkiem wyczerpany. Pan mnie przekonał, ŜeCulmer nie jest tym szlachetnym czlowiekiem.za którego go miałem. Nie uwierzypan. jak mnie to zmartwiło.Twardowski się roześmiał.
- Kulmer zapytaliby pana czy pan nie ma większego zmartwienia?..I tego Czarnkowski nie zrozumiał.Poszedł do swego pokoju, a Twardowski wypił czarną kawę z paniami.-Pani mi zrobiła nadzieje - rzekł do Czarnkowskiej - Ŝe odwiedzi kiedyś Turów.Teraz właśnie na początku wiosny Turów jest naprawdę ładny.Wanda zaczęła kląskać w ręce jak uradowane dziecko.-Mamusiu, pojedziemy, dobrze? Tak bym chciała zobaczyć Turów!- Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby pani zechciała wypocząć w Turowie potych niemiłych ostatnich tygodniach. Za parę dni dom mój będzie gotów na przyjęciepaństwa.Mówił „państwa”, ale miał nadzieje, ze Czarnkowski nie pojedzie. Byłuszczęśliwiony, Ŝe Wanda przyjęła projekt z takim zapałem.Pani próbowała się uśmiechnąć, ale jakoś nie mogła.- Dziękuję panu - rzekła z niezwykłą powaga. - Bardzo pragnę być w Turowie izaproszenie przyjmuję całym sercem w imieniu swoim i Wandeczki. Mam nadzieje,Ŝe za jakiś tydzień będziemy mogły pojechać.Widaw było, Ŝe o męŜu nie myślała.Zobowiązał się przyjść wieczorem na obiad celem ułoŜenia całego planuwspólnie z panem Czarnkowskim.Gdy się zaczął Ŝegnać, Wanda zawołała:- Co, juŜ uciekasz? A mieliśmy pogadać.- Nie chce pań męczyć dłuŜej i sam nie jedno mam jeszcze do załatwieniaprzedwieczorem.Spojrzał na zegarek.- Mam jeszcze pół godziny czasu.- To ja was tu zostawię, gadajcie sobie - rzekła pani Czarnkowska. – Jestemnaprawdę bardzo zmęczona.Gdy zostali sami Wanda posadziła Twardowskiego.- Słuchaj - rzekła - to zaproszenie nas do Turowa jest genialne. Tam będziemyciągle razem i moŜe nareszcie znajdę odpowiedz na moje pytanie.- Na jakie pytanie?- Kto ty jesteś? Jesteśmy narzeczeni, a ja ciebie doprawdy nie znam.- Masz słuszność: oświadczyłem ci się za wcześnie. Ale to twoja wina: po cosię tak upierałaś w sprawie tych pieniędzy? Widzisz, Ŝe miałem słuszność, Ŝemajątek do was wróci..- Nie o to chodzi, czy za wcześnie, czy za późno. Ja juz dawno wiem, Ŝemuszę zostać twoją Ŝoną: bez ciebie juŜ Ŝyć bym nie umiała. Tylko to jestnienormalne, Ŝeby Ŝoną tak mało znała swego męŜa. Imponujesz mi, zachwycam siętobą i boję się ciebie. Wszystkich męŜczyzn, którzy mnie otaczają, zaczynając odtatka a kończąc na Kozienieckim, znam na wylot, a w tobie jest jakby jakieś miejscezamknięte, w którym coś siedzi, czego ja się nawet domyślić nie mogę. Chciałabymto miejsce otworzyć i boję się… Czy ja kiedyś tam zajrzę?..Twardowski słuchał i nic nie odpowiadał.- Nie myl, Ŝe to są kłopoty naiwnej panienki, która nie wie, co to znaczy wyjśćza maŜ. Takich panienek nie ma. My, młode dziewczyny, wiemy dziś wiece, niŜnasze matki. Tu nie o to chodzi, tu chodzi o ciebie. Ty jesteś jakiś inny niŜ wszyscymęŜczyźni.- Wszyscy, których ty znasz, kochanie.
- Page 1 and 2: Rozdział XIX-Teraz juz nic nie roz
- Page 3 and 4: niezbędna. Wy zaś bodaj nie wieci
- Page 5 and 6: - Macie ludzi wielkich?- mówił da
- Page 7 and 8: innych. Popełniał błędy skutkie
- Page 9 and 10: szanującemu się człowiekowi, nie
- Page 11 and 12: słabo. I mówił sobie, Ŝe gdyby
- Page 13 and 14: spełniała sumiennie, prowadziła
- Page 15 and 16: I panna Wanda trochę się bała te
- Page 17 and 18: śledzeni. StróŜowi trzeba wierzy
- Page 19 and 20: - Pan myśli, Ŝe nie będę umiał
- Page 21 and 22: - Jakim sposobem?- Tym, Ŝe mam je
- Page 23 and 24: - Bardzo mi się podobał ten dyrek
- Page 25 and 26: - Nie powiem.- Przysięgasz?- Przys
- Page 27 and 28: wyniki. Jedyna rzecz, która by mog
- Page 29 and 30: - On nie jest tak straszny, jak mi
- Page 31 and 32: - Musze to odłoŜyć na inny raz.
- Page 33 and 34: - Czym panu mogę słuŜyć? - zapy
- Page 35 and 36: Twardowski bogatszy był w jego ocz
- Page 37 and 38: - Myślę, Ŝe tak. Trzeba, Ŝeby s
- Page 39 and 40: Culmer wreszcie opanował się.- Pa
- Page 41 and 42: Po chwili milczenia rzekł, jakby d
- Page 43 and 44: - Wszystko jedno. Jest pan prawniki
- Page 45 and 46: Człowiek wstał z ogromnie niemąd
- Page 47 and 48: - Gdybym był wiedział za miliony
- Page 49: - Kto stawał z ramienia Kulmera?-
- Page 53 and 54: - Gdybym nie był pod wraŜeniem tw