23.12.2012 Views

Jan Wowczak (1884-1935) - pierwszy - Nestor - Czasopismo ...

Jan Wowczak (1884-1935) - pierwszy - Nestor - Czasopismo ...

Jan Wowczak (1884-1935) - pierwszy - Nestor - Czasopismo ...

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Reporta¿ literacki Reporta¿ literacki<br />

El¿bieta Szadura-Urbañska<br />

Warszawa w dniach przemiany<br />

Odtworzyæ emocje sprzed kilku tygodni,<br />

wróciæ do tych dni w Warszawie po 10 kwietnia<br />

2010 roku. To trudne zadanie. Szczególnie trudne,<br />

gdy¿ teraz tamte odczucia s¹ poddawane analizie,<br />

s¹ oceniane. Tak wiele powiedziano ju¿ o ich<br />

niestosownoœci. Postawiono w nawias autentycznoœæ<br />

wzruszenia ludzi stoj¹cych przed<br />

Pa³acem Prezydenckim, nie kwestionuj¹c przy tym<br />

szczeroœci bólu obcych polityków. Jak siê broniæ?<br />

Mówiæ, ¿e jestem Polk¹? Powiedz¹, ¿e uderzam w<br />

fa³szywe tony nacjonalizmu, ¿e chcê dzieliæ. Mówiæ,<br />

¿e prze¿y³am poczucie wspólnoty? Powiedz¹, ¿e<br />

da siê to wyt³umaczyæ, stosuj¹c wyk³adniê<br />

psychologii t³umu. Wiêc powiem, ¿e bardziej ni¿<br />

Polk¹ czu³am siê wówczas obywatelk¹ tego kraju,<br />

¿e tam nie by³o t³umu, tylko poszczególni ludzie, nie<br />

by³o zbiorowych egzaltacji. By³y ³zy, modlitwy,<br />

refleksja ka¿dego z nas i dojmuj¹ce odczucie, ¿e do<br />

tych ludzi stoj¹cych obok jest nam bli¿ej ni¿<br />

kiedykolwiek. By³o potêguj¹ce siê z dnia na dzieñ<br />

odczucie duchowej przemiany. Nie obarczajcie<br />

wiêc mnie swoimi przemyœleniami, ¿e to nietrwa³e,<br />

fa³szywe i przemijaj¹ce. Mówcie za siebie. Oprócz<br />

emocji, których wp³ywu na moj¹, nasz¹ przysz³oœæ<br />

jeszcze nie znam - pozostanie pamiêæ tamtych dni.<br />

Ja zapamiêtam je tak:<br />

- Chyba sta³o siê coœ powa¿nego!<br />

Prze³¹czam kana³y i widzê zdezorientowanych<br />

dziennikarzy - kilka minut po dziewi¹tej w sobotni<br />

poranek 10 kwietnia zadzwoni³a do mnie<br />

przyjació³ka. Niedowierzanie. Jeszcze przed<br />

og³oszeniem oficjalnych komunikatów s¹siedzi<br />

wychodz¹ na ulicê. Dopytujemy siebie nawzajem,<br />

dzwonimy, p³aczemy i rzucamy siê sobie w<br />

ramiona. Ktoœ mówi, ¿e jego znajomy mia³ tam<br />

jechaæ. Ktoœ kogoœ zna³, ktoœ nie jest pewien czy<br />

ciocia pojecha³a poci¹giem czy polecia³a z<br />

Prezydentem. Ju¿ ktoœ do stoj¹cych na ulicy podaje<br />

przez otwarte okno nazwiska czytane przez<br />

dziennikarza. Przy ka¿dym nazwisku znów jêk bólu<br />

i strach - O Bo¿e, on te¿! - Co teraz bêdzie? - Co<br />

teraz bêdzie? - Co bêdzie z nami?<br />

Ktoœ próbuje wznieciæ iskierkê nadziei - trzy<br />

osoby prze¿y³y, s¹ w ciê¿kim stanie. Iskierka<br />

szybko gaœnie.<br />

Jeszcze tego dnia, oko³o po³udnia przed<br />

Pa³acem Prezydenckim. Przede mn¹ by³o ju¿<br />

wielu. Kwiaty, znicze i krz¹taj¹cy siê, skupieni,<br />

powa¿ni harcerze. Potem, o 18 msza w<br />

Archikatedrze œw. <strong>Jan</strong>a Chrzciciela. T³um wype³nia<br />

Kanoniê, wylewa siê na plac Zamkowy. Poza<br />

modlitwami, jedynie st³umione, przyciszone roz-<br />

64<br />

mowy. Ca³un ¿a³oby przykry³ miasto. Mieszkañcy w<br />

oknach i na balkonach wywiesili flagi przewi¹zane<br />

kirem. Na naszej ulicy zrobili to wszyscy.<br />

Warszawa ju¿ od sobotniego wieczora<br />

naznaczona punktami zniczy i kwiatów. Przed<br />

sejmem, przed Domem Polonii, przed koœcio³ami,<br />

pomnikami, przed budynkiem politechniki (bo tam ta<br />

m³oda stewardessa, s³ysza³a pani?), przed s¹dami,<br />

budynkami IPN, przed prywatnymi domami. Wœród<br />

zniczy, wetkniête wierszyki, ¿yczenia, zdjêcia. Nie<br />

wstydzimy siê ³ez.<br />

Niedzielny ranek. Sen nie przyniós³ ukojenia<br />

i jak obuchem ok³ada nieodwracalnoœci¹ wczorajszego<br />

dnia. Prze³¹czanie kana³ów telewizyjnych,<br />

niekoñcz¹ce siê rozmowy telefoniczne i rozmowy z<br />

przypadkowymi przechodniami. Zastanawianie siê,<br />

gdzie przywitaæ kondukt ¿a³obny z Cia³em<br />

Prezydenta. Pan w kwiaciarni, w której czêsto<br />

kupujê kwiaty, nawet nie pytaj¹c, bukiet czerwonobia³ych<br />

tulipanów przewi¹zuje czarn¹ wst¹¿eczk¹.<br />

Kto dzisiaj kupowa³by kwiaty z innej okazji? Pójœæ<br />

na Krakowskie Przedmieœcie, czy gdzieœ wzd³u¿<br />

trasy przejazdu? Mo¿e gdzieœ bêdzie mniej ludzi?<br />

Nie ma takiego odcinka trasy. Tu¿ przy Filtrach, na<br />

Raszyñskiej ludzie stoj¹ w kilku rzêdach.<br />

Spontanicznie ustawiliœmy siê pod³ug wzrostu,<br />

dzieci najbli¿ej jezdni. Stoimy ponad godzinê, w<br />

skupieniu, zatopieni w sobie. Powoli wy³aniaj¹ siê<br />

prowadz¹ce kondukt motocykle. Niektórzy przyklêkaj¹,<br />

inni robi¹ znak krzy¿a w powietrzu, jeszcze<br />

inni spuszczaj¹ g³owy. Na trumnê spada deszcz<br />

kwiatów. Znikoma czêœæ z nich dotrze do Pa³acu<br />

Prezydenckiego. Reszta tworzy kwietny dywan, za<br />

chwilê zmia¿d¿ony ko³ami pojazdów. Kondukt<br />

zamyka du¿a, mo¿e dwustuosobowa grupa<br />

ubranych na czarno rowerzystów i motocyklistów.<br />

Na jezdni zostaj¹ krwawe plamy czerwonych<br />

tulipanów. Zwlekamy z powrotem do domu.<br />

A potem bêdzie tak przez kolejne dni. Nie<br />

zapomnimy o nikim. Nawet po zakoñczeniu<br />

oficjalnej ¿a³oby, kiedy ostatnie trumny z cia³ami

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!