12.07.2021 Views

Ebook2021

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

PROMETEUSZ DOŁĘGA

Był pamiętny październik roku panieńskiego 1850.

Czuję głęboki smutek. Kto nie doznał, nie zrozumie mojej męki. Od prawie

roku ja - Stanisław Dołęga - jestem daleko od konającej Ojczyzny. Ból jest taki,

jakoby pasożyt wysysał ze mnie radość, przypominając

o utracie Domu ukochanego, Ojczyzny…, która zagarnięta trwa w ciągłych

cierpieniach. Kocham ją, więc w mym sercu drzemie i nie znika, ale ogrom

tęsknoty mię nęka każdej nocy.

Kiedy na niebie zawitają pierwsze gwiazdy, widzę trzy czarne orły, jedynie jeden

biały wzlatuje. Nie pofrunie jednak daleko, bo pozostałe ptaki rzucą się na niego

zachłannie. Podzielą na trzy części, podetną skrzydła i stłamszą, a każdy

sprzeciw stłumią krwią gorącą. Biały orzeł stanie się czerwonym…, ale najgorsze

jest to, że ja nie splamię choćby najmniejszego piórka ptaka, uciekam…

Nakazano mi emigrację, emigrację z ziem moich ojczystych! Zostawiam coś, co

kochałem, kocham i będę kochać! Sam jeden powożę swój wóz, jadąc do

Francji. Opuszczam ledwie żywego ptaka. Odchodzę, a on samotnie będzie

toczyć bój.

A gdzie będzie mój Ojciec? Zostanie i powalczy dzielnie do końca. Pewnego dnia

przyjdzie żółta depesza… będzie napisane: „Jenerał Dołęga poniósł klęskę, był

odważnym sługą narodu, będziemy go zawsze wspominać”. Czemu sny tak

często stają się rzeczywistością?! On zginął, za nasze państwo, za Białego

Orła… Jak tu nie ronić rzewnych łez? Mówił, że kiedyś tak będzie, że to normalne,

że tak naprawdę zawsze będzie przy mnie, nieważne gdzie będę…, dlaczego ja

nie potrafiłem podobnie? Opowiadał, że jeśli się kogoś kocha, to ten drugi nigdy

nie znika…, ale czemu ja zniknąłem?

Nadejdzie więcej takich depesz… Nie tylko do mnie, bo to właśnie smutne oblicze

wojny… Pamiętam czasy me dziecięce. Parę lat temu bawiłem

się jeszcze z Wieśkiem Rawiczem oraz Józkiem Puchałą… oboje leżą teraz

w grobach, a ich matki opłakują dzielnych weteranów… A ja? Gdy im przyszło

umierać, siedziałem najpewniej przed kominkiem albo piłem herbatę… Wolałbym

dostać ostrzem od moskala, miast być bitym przez sumienie, aż po kres mego

marnego końca. Bo miecz wykuty w tym wstydzie, zmieszany z dodatkiem

piekielnej tęsknoty, ma najbardziej bolesną klingę we świecie całem. Nie

znajdziesz gorszej…

Kiedy nareszcie nastaje wyczekiwany poranek, by skrócić moje boleści, mój

koszmar się urywa. Wstaje tedy z łoża i idę. Gdzie? - Przed siebie a dokładniej

gdzie mię nogi poniosą. Często słyszę jakieś Bonjour, rzucone mi w pośpiechu. Ale

czy dzień może być dobry? Nadal jestem daleko od kraju i choć błąkam się to tu,

to tam, nigdzie nie czuję się jak swój. Wędrując tak od budynku, po parki,

spotkam czasem Pana dobrodzieja. Siedzi on na ławce i czy to właśnie nastaje

zima czy też lato, pisze swoje poematy. Piękne są, prawdę głoszą, ale płacz

powodują. Łzy lecą mimowolnie, kiedy słucha się o Polskiej krainie lub

o bohaterach - rodakach. Patriota z tego dobrodzieja. Adam się nazywa,

choć zwracam się do niego per Panie Mickiewiczu. Razu jednego podszedłem doń

i zapytałem, czy mu nie zimno tak siedzieć dzień i noc pod tą lipą.

12. Konkurs literacki

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!