12.07.2021 Views

Ebook2021

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Nic nie było w stanie przysłonić mi szczęścia, jakie odczuwałem w tamtym

czasie. Konflikt z Klaudią był swego rodzaju ciężarem, jednak świadomość, że

osiągnąłem tak wiele, startując praktycznie z niczym, popychała mnie ciągle do

przodu. Mimo wszystko uderzał mnie fakt, że Michał zaczął traktować mnie jak

obcą osobę. Usprawiedliwieniem stało się przekonanie, że robię to wszystko dla

jego dobra i, że kiedyś mi podziękuje. Budowa biurowca okazała się bardziej

problematyczna niż przypuszczaliśmy. Ziemia, na której miał stanąć, różniła się

od standardowego, miastowego podłoża. Bliskość rzeki powodowała zwiększoną

wilgotność, która prowadziła do niestabilności konstrukcji. Drugie piętro

musieliśmy budować na wielokrotnie wzmocnionym parterze, który stał na

niepewnych fundamentach. Wizja ukończenia go w idealnym stanie wciąż się

oddalała, jednak ja nie zamierzałem odpuścić.

To był krytyczny moment w naszym małżeństwie. W domu bywałem raz, może

dwa razy w tygodniu. Kłótnie nasilały się, powoli trawiąc nas od środka. Aż do

pewnego popołudnia, kiedy to będąc w pracy, dostałem telefon. Dotyczył on

zawalenia się mostu. Mostu, po którym w tym czasie jechała Klaudia wraz

z Michałem. Najpierw nastąpił szok. Informacje, jakie uzyskałem, pozwoliły

rozwiać wszelkie wątpliwości. W zatopionym samochodzie odnaleziono walizki.

Drogę prowadzącą do rodzinnej wioski Klaudii przecinała rzeka. Chciała odejść

bez pożegnania, zabrać dziecko i po prostu odjechać. Potem czułem tylko rozpacz

i wściekłość. Uczucie niedowierzania, którego nie da się opisać. W jednej chwili

straciłem rodzinę, dla której poświęciłem życie. Tak wtedy myślałem.

Pogrzeb był wydarzeniem nie z tego świata. Stałem tępo wpatrzony w dwie

trumny, nie mogąc wychwycić ani jednego słowa ze składanych kondolencji.

Rodzice, z którymi praktycznie nie miałem kontaktu, również się zjawili, jednak

ich obecności w żaden sposób nie odczuwałem. Nigdy jeszcze nie czułem się tak

wyobcowany. Miałem ochotę krzyczeć, wyładować się na czymś. Proszę bardzo,

dopiąłem swego, wspiąłem się na szczyt, ale co z tego. Nagle to wszystko

przestało mi wystarczać. Na czyje szczęście miałem pracować?

W domu praktycznie przestałem mieszkać. Włóczyłem się po hotelach, byleby

nie wracać do miejsca, gdzie wszystko mi o nich przypominało. W któryś wieczór,

kolejny spędzony na bezmyślnym patrzeniu w okno, poczułem potrzebę

zobaczenia miejsca, które zabrało mi rodzinę. Wsiadłem więc do samochodu

i pojechałem nad rzekę. Była już noc, jednak księżyc idealnie wszystko oświetlał,

wskazując mi drogę. Po dotarciu na miejsce zgasiłem silnik i przystanąłem na

skraju przepaści. Szum rwącej rzeki, oświetlonej białą łuną w dziwny,

niewytłumaczalny sposób uspokajał mnie. Moment kulminacyjny nastąpił, gdy

moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem sarny stojącej po przeciwnej stronie

wody. W jednej chwili cały świat się zatrzymał. Nie widziałem niczego oprócz

wzroku łani. Nie słyszałem dźwięków innych od tych wydawanych przez rzekę.

Nagle uświadomiłem sobie, że… przegrałem. Poczułem się bezsilny.

Nie wiem, ile czasu spędziłem nad wodą. Do świata żywych przywrócił mnie

telefon z pracy. Biurowiec runął, fundamenty nie wytrzymały. Po prostu się

rozłączyłem. Czas najwyższy wracać na koniec świata.

17. Konkurs literacki

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!