10.07.2015 Views

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Od pewnego też czasu moja matka z pilną uwagą wysłuchiwała jego relacji o zawrotnychwygranych i koniach niezwykłej klasy, przynoszących złote fortuny. Chyba najpiękniej o tympotrafił opowiadać. Przed naszymi oczyma galopowały wspaniałe wierzchowce, płatami pokrywałaje piana, i rozgrywała się zażarta, dramatyczna walka o dziesiątki metrów, już tylkometry, a wreszcie o długość wyciągniętego końskiego łba jedynie. Wyników tych gonitwoczekiwaliśmy z najwyższym napięciem, wpatrując się razem z nim w tablicę z imionamizwycięskich koni, nazwiskami dżokejów i wysokością wygranej stawki. Ten świat wyczarowanyprzez pana Hipolita Zabrodzkiego pełen był dźwięcznych, poetyckich imion rumaków,takich jak Kasandra, Hermona, Alpuhara, Tamerlan, Szmaragd czy Król Olch, a jednocześnieszeleściły pliki nowiutkich banknotów, wypłacanych w kasach za tę jedyną, niepowtarzalnąszansę, za tego nieoczekiwanego fuksa przede wszystkim, lub słyszeć się dawał odgłosgwałtownego, desperackiego wprost darcia przez pechowych graczy biletów wyścigowych,też w grubych plikach, zawierających wielkie, niefortunnie stracone pieniądze. Matka najmocniejreagowała na tę wizję straconej szansy.Pan Hipolit Zabrodzki spoglądał na nią z uznaniem.Mój ojciec również poczytywał sobie za obowiązek zabrać głos w tej sprawie, ale jegosłowa miały charakter tak banalny i przykry, że pan Hipolit Zabrodzki krzywił się jak poczymś gorzkim i zwracał wymowne spojrzenie w stronę mojej matki, jego podczas tych rozmównajlepszej sojuszniczki. Ojciec bowiem kwitował te pełne euforii impresje z pola jedyniesuchym: – Hazard do niczego dobrego nigdy nie doprowadzi. Tylko zgubić może. Doszczętu!I spoglądał surowo na mnie, swego jedynaka.– Pamiętaj – dodawał.Były to przykre dla nas chwile. Ten nastrój wyścigowego napięcia i tajemnicy zniszczonytak brutalnie.Jednak pan Hipolit Zabrodzki ani myślał ustępować i pogodzić się z tym zdaniem. Przytaczałnatychmiast argumenty powodujące to charakterystyczne pochrząkiwanie ojca, któreświadczyło zawsze o jego zakłopotaniu.– Podaję fakty, jedynie fakty... – zaczynał rzeczowo pan Hipolit Zabrodzki.I mówił o graczach, zimnych, logicznych graczach, którzy mają niezawodną metodę.– Matematyczną! – podkreślał.Mojego ojca, matematyka, właśnie to wprawiało w największe zakłopotanie.Pochrząkiwał coraz częściej, a pan Hipolit Zabrodzki spoglądał porozumiewawczo namoją matkę.Dzień jego wygranej na polu był również naszym świętem. Zaprosił rodziców do „Wenecji”,najlepszej restauracji w naszym miasteczku. Matka wyjęła z szafy aksamitną wieczorowąsuknię i nałożyła karakuły. Ojciec opierał się i wymawiał brakiem czasu. Wreszcie ustąpił.Wrócili głęboką nocą i długo jeszcze słyszałem głos matki z sypialni. Mówiła o koniach.Znów padały te barwne, dźwięczne imiona arabów i anglo-arabów. Mówiła o dwulatkach itrzylatkach, o stadninach i trenerach. Wiedzę w tym przedmiocie posiadała imponującą.Ojciec co jakiś czas przerywał jej zmęczonym:– Dałabyś spokój, Stachna...Matka podnosiła głos.– Z tobą nigdy w życiu nie mogłam dojść do porozumienia. Właściwie mimo tylu lat zupełnieobcy sobie ludzie...Ojciec milkł. Matka bez przeszkód ciągnęła swój monolog o koniach, dżokejach, graczachi wysokich wygranych.Wkrótce tylko moja matka rozmawiała z panem Hipolitem Zabrodzkim o wyścigach. Ojciecostentacyjnie obwarowywał się książkami i zeszytami i zza tej twierdzy wcale już głowynie unosił. Podczas tych rozmów żona pana Hipolita stawała się mimowolnie sojuszniczką10

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!