10.07.2015 Views

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Dom przeznaczony do rozbiórkiByła to kawiarnia stara i mroczna jak dawno zapomniany świat. Dom, w którym się mieściła,został przeznaczony do rozbiórki. Światło dnia nie docierało tutaj wcale. Od dawna wybierałemtylko takie miejsca. W moim mieście jest ich coraz mniej. Wymierają jak ludzie.Siedziałem w kącie, sącząc lichą kawę i paląc papierosa. Ludzi było niewielu, i przeważniebywalcy. Koścista kobieta w pomiętym fartuchu krzątała się za ladą, odmierzając winiak doszklanek. Przekomarzał się z nią mężczyzna o nalanej twarzy, do którego ona mówiła „Danusiu”.Ten o nalanej twarzy głos miał piskliwy, cienki. Rozglądał się, rzucając zalotne spojrzeniana mężczyzn. Zresztą w tej kawiarni oprócz bufetowej były tylko dwie kobiety, omotane wgrube warstwy ciuchów handlarki z bazaru, które śliniąc palce liczyły pieniądze. Mężczyznao nalanej twarzy był podpity. Kolejarze zajmujący stolik pod piecem, między łykami wódkiwypijanej ukradkiem z trzymanej w teczce butelki, podkpiwali z niego ordynarnie.– Nie stój tak!– Kartofle pogubisz!Kobieta za bufetem parsknęła śmiechem.– Ja sobie wypraszam! – pisnął mężczyzna i poczerwieniał. Sprawiał wrażenie zapędzonegopedała, który ma świadomość braku widoków na spełnienie dokuczliwych pożądań. Raczyłsię chciwie winiakiem, częstując również bufetową. Ona wypiła, pochylając głowę podladę. Na ścianie ponad bufetem umieszczony był święty obrazek, Matka Boska Częstochowska,z podwójną szramą od szwedzkiego rapiera na policzku.Siedziałem w kącie i przebierając łyżeczką w grubej warstwie fusów na dnie filiżanki błądziłemospałym wzrokiem po niewyraźnych, zamazanych twarzach i porysowanych, liszajowatychścianach musztardowego koloru. Zatrzymałem spojrzenie w oknie. Miałem widok najasną, słoneczną ulicę pełną ludzi. Był to inny świat. Zapaliłem kolejnego papierosa, patrzącwrogo i zazdrośnie na ulicę. Oczy rejestrowały twarze kobiet i ich według najnowszej modyopięte dżinsowymi spodniami pośladki i uda. Widziałem też piersi. Niektóre strome, wyzywającei odsłonięte w głęboko wyciętych dekoltach bluzek. Były to młode dziewczyny. Niemój świat. Należałem już do przeszłości. Rozpamiętywałem i grzebałem w warstwach odległych,minionych lat. Ale ten świat ulicy, młody i beztroski, wabił i przyciągał wzrok, któryjak pies na łańcuchu wyrywał się tam. Opuściłem głowę.Te spodnie oblepiające pośladki i uda dziewcząt...Pewien mój znajomy powiedział: – One to spodnie rano moczą i mokre nakładają na siebie.Tak chodzą, aż wyschną. W ten sposób robią się dopasowane. Mają zdrowie te zdziry –zakończył niechętnym, zrzędliwym głosem.Wtedy śmiałem się z niego. Z tej jego niechęci. Teraz nie. Przeraźliwie skrzypnęły drzwi iw progu stanęli otyli Cyganie, muzykanci. Najstarszy, brodaty dźwigał kontrabas. Popatrzylina szare, mętne wnętrze kawiarni i odwrócili się ze zniechęceniem.Potem przyszedł młody żołnierz, z wyglądu prowincjusz zagubiony w mieście. Zainteresowałsię nim pedał. Otarł się o niego dosyć nachalnie i zaproponował kieliszek. Kolejarzesiedzący pod piecem zarechotali. Kobieta za ladą wykrzywiła swą zniszczoną twarz starejulicznicy. Żołnierz odsunął się i stanowczo odmówił. Zaraz wyszedł.44

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!