10.07.2015 Views

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Młody w niebieskim kombinezonieJest to pierwsza brama przy tej ulicy. Skręca się od śródmieścia w tę małą uliczkę i jeślidni są upalne, brama zaprasza przyjemnym, choć może trochę zatęchłym chłodem. Naprzeciwznajduje się bar „Pod Bombą”. Zdarzyć się może – wypijesz za dużo, wtedy najlepiej trzymającusta w garści pobiec prosto do tej bramy. W podwórzu wśród drewnianych zabudowańrozsiadł się obszerny klozet, trzeszcząca rdzawego koloru buda. Dozorca tego domu jestczłowiekiem niemłodym i rozmownym. Chętnie do ciebie zagada.– Ano, dzień mamy ładny... Ludzie są tacy, siacy...Jeśli znasz się na rzeczy, poczęstuj go papierosem. Będzie zaciągał się chciwie; pokiwagłową, powie coś o zdrowiu i polityce. Rozejdziecie się.Na prawo od bramy wisi szyldzik „Biustonosze”. Przychodzi tu dużo kobiet, niektóre niebrzydkiei chętne. Przy pewnym wysiłku możesz poznać całkiem do rzeczy kobietę. W samymrogu jest „Manikiur i podnoszenie oczek”. Tam w niewielkim okienku dojrzysz ładnądziewczynę. Ciemnowłosa o niebieskich oczach. Ale nie natnij się, dziewczyna ta widzi wyłącznieprzystojnych i modnych facetów. Tylko wtedy błyśnie w jej spojrzeniu uznanie. Nibyprzypadkiem wyjdzie przed zakład, w słoneczny dzień przeciągnie się kocio. Mając kiepskąurodę, byle jakie włosy i szerokie spodnie, westchnij jedynie i idź do swojej dziewczyny.Podwórze otaczają z trzech stron mury czteropiętrowej kamienicy. W oknach suszą się gacie,ścierki, babska różowizna. Na balkonach wisi pościel. Gdzieś słychać śpiew. Z drugiegopiętra ktoś wrzeszczy: – Józek, na obiad!Niekiedy zajdzie na podwórze wędrowny majster.– Śluuuusarz, luuutuje, reperuje! – wyciągnie przenikliwie. Wygląda jak kataryniarz.Oczy dziewczyny z „Manikiuru i podnoszenia oczek”! błyszczą marzycielsko. Jest pewnieprzed randką lub po randce...Dziś było upalnie. Słońce grzało cholernie, a niebo powlekał zamglony, okrutny błękit bezjednej chmurki. Ludzie ocierali spotniałe twarze i oddychali ciężko. Koło południa spiekotęochłodził nieco mizerny wietrzyk, który podrywał zwiewne sukienki kobiet i odsłaniał białe,jeszcze nie opalone nogi. Na obnażonych nogach zatrzymywały się spojrzenia mężczyzn,pożądliwe i bezsilne od tego upału. Sprzedawczyni ze sklepu przy bramie pośpiesznie zamknęładrzwi.– Są... Na pewno tam są! – krzyknęła ostro.Gruba kobieta i chłopek w trykotowej koszuli pokiwali zgodnie głowami. Sprzedawczyniwywieszając na drzwiach sklepu kartkę z kulfoniastym napisem „Zaraz wracam” znowu cośkrzyknęła, wskazując w stronę bramy. Ten w trykocie zdeptał papierosa. Weszli w podwórze.Dwaj w niebieskich kombinezonach, spaleni słońcem i ociężali, również przystanęli przybramie. Zapatrzyli się w jej ciemne wnętrze. Starszy, wąsaty, chciał iść dalej. Jego gąbczastatwarz spływała potem, przetaczał językiem po spieczonych wargach i marzył o gorzkawym,zimnym porterze. Był niezaprawiony i zły. Ten drugi, młody <strong>chłopak</strong>, miał w oczach męczącyobraz kobiecych nóg, których tyle zobaczył dzisiaj. Ostatnie, z rogu, pełne, niepokojące. Nogikobiety przed komisem. Twarzy nie widział, ale łatwo wyobraził ją sobie. Potarł o spodniewilgotne dłonie.– Chodź, Malinowski, zobaczym – powiedział ochryple. Powlekli się do bramy. Z rozkosząwdychali jej zapach. Potarł o spodnie wilgotne dłonie.Przed wychodkiem zebrała się gromadka ludzi.14

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!