10.07.2015 Views

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

A my w tym czasie stanowiliśmy kolejne pokolenie, które wstępować zaczęło na jednegodo „Wenecji”. Dziadek nazywał nas studenterią. Goliliśmy wódkę tęgo, z całej mocy zdrowych,odpornych organizmów.Popijając spoglądaliśmy z ciekawością na milkliwego sąsiada przy szynkwasie. Za niemałyzaszczyt poczytywaliśmy uściśnięcie jego miękkiej, jak bez kości prawicy. Mieliśmy wtym pewne ułatwienie, gdyż jeden z nas, Bolek, był synem doktora. Wujcio odpowiadał nanasze pozdrowienia niedbałym skinieniem głowy i poczęstunek w postaci zwyczajowej setkiprzyjmował tak samo jak od węglarzy czy innych tutejszych bywalców. Po wódce wcale niestawał się rozmowniejszy. Wiedzieliśmy o nim tylko tyle, że niegdyś, w zamierzchłej przeszłości,studiował, razem z doktorem, jeździł za granicę, nieliczne zdjęcia z rodzinnego albumu,które pokazał nam Bolek, przedstawiały młodego, życzliwie uśmiechniętego człowieka okrótko ostrzyżonych włosach, z melonikiem w jednej dłoni, a laseczką w drugiej.– Jak tam u niego z babami? – dopytywał któryś z nas, wstydliwie obmacując pęczniejącena twarzy krosty.– Machnął ręką na wszystko – mówił Bolek – w pewnym momencie tak zrobił i nie wiadomowłaściwie dlaczego...Opowiadał jeszcze Bolek, że w domu stryj przesiaduje przeważnie w pokoiku na górce itylko do niedzielnych obiadów zasiada razem ze wszystkimi.– Jakby go nie było – kończył Bolek – siedzi sobie jak mysz na górce, czasem podłogaskrzypi, spaceruje, lubi spacerować.Właściwie cały dzień spędzał Wujcio w „Wenecji” i tam był jego dom. Ten dom jednakjuż trzeszczał w posadach. Dziadek wyrywał sobie ostatnie włosy z głowy i zadawał zaufanymgościom nerwowe pytanie: – Zamykać czy nie?Interes stawał się niepewny. Dziadek stanął wobec konieczności likwidacji. Kiedy pytał,wygląd miał naprawdę tragiczny, gdyż ta knajpa o szumnej nazwie „Wenecja” była całymjego światem.W odpowiedzi na to natarczywe pytanie Wujcio wzruszył ramionami, a choć Dziadek czekałw napięciu na jego zdanie, milcząc rozłożył ręce i jedynie z nikłym ożywieniem w oczachprzyjął szklaneczkę wódki, którą Dziadek podsunął mu osobiście.– Nie ma co zamykać – zamruczał wreszcie – samo się zamknie...Wskazującym palcem trącił ogromny brzuch Dziadka, tym samym gestem przytknął palecdo swojej piersi. Dziadek z całą powagą pokiwał głową. Dla nas w tej odpowiedzi zabrzmiałyzagadkowe treści. Podsunęliśmy się do Wujcia. Czekaliśmy na dalsze słowa proroka. Wabiliśmygo wódką. Składaliśmy się, przetrząsając kieszenie. Przyjmował poczęstunek. Trącał sięz nami szkłem. Nic więcej nie powiedział. Też milczeliśmy. Onieśmielał nas jakoś. Onieśmielałi fascynował. Naśladowaliśmy go skrycie. Niektórzy z nas uczyli się w samotnościjego niezwykłego kunsztu wychylania setkowej szklaneczki. Podczas picia bezskuteczniepróbowaliśmy być małomówni tak jak on. Andrzej Łogwinow widział w nim szulera z okładkijakiejś powieści brukowej. Dla niego był to nie tylko karciany gracz, ale ktoś, kto gra onajwyższe, ludzkie stawki.A Włodzio, który wcześnie zaczął się interesować polityką i określał Wujcia mianem „relikt”,w jego obecności nie mądrzył się przecież.Nie wiadomo, czy wiedział Wujcio o naszej adoracji. Czy sprawiała mu jakąś przyjemność?Zapewne traktował nas tak samo jak poprzednich poszukiwaczy alkoholowych miraży.Tylu ich przecież przepłynęło przez „Wenecję”. Może byliśmy mu nieco bliżsi z powoduBolka. Chociaż nie jest to pewne. Bolek kiedyś zalał się przedwcześnie i próbował dotrzeć dodrzwi. Gięły mu się nogi, trzewiami szarpała wódka i ślepymi ruchami rąk poszukiwał klamki.Widowisko było humorystyczne, rechotali węglarze. Wujcio obrócił się nieco i popatrzył.Popatrzył tak obojętnie jak na innych, którzy zazwyczaj padali u Dziadka o późnej porze.Komentowaliśmy to potem i Bolek uśmiechał się wstydliwie. Młodzi byliśmy. Czas naszego36

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!