10.07.2015 Views

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

– On! – powtórzył Cygan wpatrując się w niego z podziwem i strachem zarazem. – I powiesili– powiedział i wzdrygnął się.Krzysztof pobiegł. Piegowaty i inni chłopcy byli jeszcze na miejscu. W otwartej furtce wisiałaona. Ta gruba Stahlowa. Krzysztof podszedł bliżej. Patrzył na ciało bezwładnie zwisającez poprzecznego pręta nad furtką. Sukienka, sine nogi i zsunięte w niechlujnych fałdachpończochy. Głowa opadła jak złamana tarcza słonecznika, włosy zasłaniały twarz. Pierwszyraz zobaczył śmierć z bliska. Jeszcze niedawno widział tę grubą Stahlową, jak szła do sklepupana Maslicha, i słyszał, jak żartowała z podpitymi banszucami przy ulicznej pompie. A teraztylko sztywny, pokurczony kształt.Piegowaty uśmiechnął się głupawo i zbliżył do powieszonej kobiety. Pewnym, dziarskimkrokiem. I kredą wyrysował na jej plecach koło, w tym kole drugie, mniejsze, trzecie, czwarte.Sweterek miała zielony. Białe, kredowe koła były bardzo wyraźne.– Strzelnica! – ogłosił Piegowaty.Odchodził krokiem równym, wymierzonym. Ustalał odległość. Zatrzymał się przy schodkachjej domu. Zmrużył oczy. Z kieszeni wyciągnął procę.Inni chłopcy patrzyli w milczeniu. Mały Kapucha nie wytrzymał i odwrócił głowę.Piegowaty powoli, z namysłem naciągał gumę. Ale nie zdążył wypuścić z niej kamienia.Krzysztof wyrwał mu procę. Ze wściekłą pasją zaczął łamać widełki, szarpać gumę.– Coś ty!... – oczy Piegowatego zaiskrzyły się niebezpiecznie i rękoma tak zakołysał, jakbysposobiąc się do uderzenia. Jednak Krzysztof nie zląkł się go wcale. I bronić się też niemiał zamiaru. Tylko stał i patrzył na tamtego z pogardą. Piegowaty przestąpił z nogi na nogę,spojrzał na swoje pięści, rozluźnił je i chrząknął z zakłopotaniem. Popatrzył na chłopców. Aleoni wszyscy twarze mieli wrogie, odpychające.– Szkoda procy – wymamrotał.I wyciągnął rękę. Krzysztof jego dłoni nie przyjął. Dalej patrzył z pogardą.Piegowaty poczerwieniał. Niezgrabnie manewrował odtrąconą dłonią, schował za plecy,wysunął do przodu; wreszcie włożył do kieszeni.Wtedy to na schodach tego domku z czerwonym dachem pokazała się babka małego Kapuchy,objuczona pierzyną i kilkoma poduszkami. Jeszcze raz zajrzała do wnętrza, zastanawiającsię, czy nie powrócić tam znów.– Rozdrapali wszystko – powiedziała zrzędliwie.Schodziła po stopniach bardzo powoli, uginając się pod ciężarem swojego łupu. Uchyliłanieco głowę i obojętnie minęła wiszącą w furtce kobietę. Poczłapała ulicą i zaraz zniknęła zaparkanem.Cicho było i straszno. Chłopcy stali nieruchomo i nie czuli wcale zimnicy przenikającej zaubranie.22

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!