10.07.2015 Views

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Chłopak z <strong>gołębiem</strong> na głowiePrzystanąłem pod murem i wcisnąłem dwa palce do przełyka. Jednocześnie drugą rękąsprawdziłem pieniądze w kieszeni. Palczatka nie pomogła. Pieniądze były. Mocno opiłem siętej nocy i wszystko wirowało przed oczyma. Puste ulice. „Paradis” wypluł swoich ostatnichgości. Już widno. Czas przed wschodem słońca. Ludzi nie widać. Przejechała polewaczka.Strumień wody bryznął na chodnik. Zmoczył mi twarz. Niewiele pomogło.O wielokolorowy, tryśnij swoją tęczą! Znów spróbowałem ulżyć sobie palcami.Na nic. Tylko szarpało bebechy. Znowu sprawdziłem kieszeń. W porządku... Ta pamiętnapierwsza wypłata za książkę. Wytoczyłem się z „Polonii”. Była zima i padał śnieg. Cieszyłemsię z tych pierwszych pieniędzy za pierwszą książkę. Szedłem czarną, nocną ulicą i śpiewałem.Zatrzymali mnie milicjanci. Wyciągnąłem dowód. Czytali, przeglądali, świdrowali mnieoczyma. Pozwolili iść dalej. Potoczyłem się na dworzec. Padał śnieg i miałem w kieszenipierwsze honorarium. Moje życie zmieniło się w sposób oczywisty. Na dworcu w tamtychczasach gnieździło się wielu włóczęgów, złodziejaszków i naciągaczy. Rozglądałem się poszukującznajomej twarzy. Był taki jeden. Czarny, brudny i obdarty, zwany Mulatem. Jegozaprosiłem. Od dziadka klozetowego kupiliśmy butelkę. Zamknął nas w kabinie. Na zakąskędał chałę. Siedząc na sedesie, ucztowaliśmy z Mulatem. Bardzo już pić nie mogłem. Szarpałobebechy. Przysnąłem. Obudziłem się samotny. Mulata nie było. W pierwszym odruchu, wynikającymz życiowego doświadczenia, sprawdziłem kieszenie. Pieniędzy też nie miałem.Tylko w kondonierce, małej kieszonce spodni, pozostał pięćdziesięciozłotowy banknot. Zerwałemsię i wybiegłem. Kto zabrał forsę? Mulat, a może milicjanci, kiedy wyciągałem dowód.W dowodzie trzymałem pieniądze. Miałem taki zwyczaj. Mógł też dziadek klozetowyzrewidować... Mulata jeszcze kilka razy widziałem w tamtych czasach. Witał się ze mną serdecznie,raz nawet zaprosił na wódkę. Co mogłem mu powiedzieć?Tym razem była dziesiąta książka i honorarium znacznie większe od pierwszego. I letnianoc. Noc pijanych wspomnień. W „Paradisie”, gdzie tyle godzin przesiedziałem na wysokimstołku, barmanką była ta piękna sprzed lat, co w knajpie „Lotnik” podawała węglarzom stakanygorzały i golonkę z tartym grochem.Patrzyłem na nią zachłannie i słowem odezwać się nie śmiałem. Twarz miała szlachetną,czystą, jak z portretu. Tej nocy w „Paradisie” zobaczyłem ją po raz pierwszy po wielu, wielulatach i twarz miała tak samo czystą, szlachetną. Dziwne. Wtedy, przed laty wracałem z LaStrady, ogłuszony tym rykiem porzuconego Zampano na pustej plaży pośród wzburzonychfal. Doszedłem do knajpy „Lotnik”, ta z portretu, księżniczka plugawego szynku, napełniłaszklaneczkę wódką i ciągle ten ryk Zampano słyszałem, a przed oczyma szara droga w deszczui dziwaczny pojazd na trzech kółkach prowadzi Zampano, z tyłu wczepiona w jego baryGelsomina, która wyglądała jak przestraszony, zmokły ptak.Chciałem kogoś jeszcze spotkać z tamtych lat. W bramie narożnej kamienicy stał MieciuŁapka, złodziejski emeryt, z bezwładną, sparaliżowaną ręką. Ten słynny niegdyś as dolinypoznał mnie od razu i uśmiechnął się szeroko. Bezwładna ręka zwisała jak doczepiona, drugą,zdrową, klepał mnie zamaszyście i powtarzał: – Gites, gites.4

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!