10.07.2015 Views

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Czas ciągnął się jak guma. Dopiero ranek. Niektórzy jeszcze do roboty lecą. A im tak sięwydawało, że nie wiem jak długo już stoją. Bogdanek ręce do kieszeni wsunął i tym jednymswoim okiem całą ulicę pod obstrzałem trzymał. Jedno miał oko, drugie stracił, jak go do pudłazamknęli.Zygi łeb zwiesił i jeszcze temu, co się nie chciał zatrzymać, szeptem bluzgał.Ceju to się wcale nie liczył. Niby stał, a jakby go nie było. Tak czekali. Zobaczyli kilku<strong>chłopak</strong>ów z tamtej strony torów. Jeden miał kieszeń obciążoną. Wiadomym ciężarem. Szlisobie i po bramach się rozglądali. Szukali miejsca. Flaszkę rozpić chcieli. Tych <strong>chłopak</strong>ów ztamtej strony torów nie zaczepili jednak. Wstyd im było. Poprzednim razem wyśmiewali się znich, że tak pod „Erą” wystają. Jak oni dzisiaj. Odprowadzili ich tęsknym spojrzeniem. Zniknęliw trzeciej bramie za fryzjerem. Tam rozpiją. Ceju z zazdrości prawie płakał.– Kondycji do chlania nie masz – powiedział Bogdanek.– Szybko się rozklejasz – dodał Zygi.– Każdego to może trafić – bronił się Ceju. – Raz jest taki dzień, a drugi raz inny.Miał rację. Każdego to może trafić. Tylko Ceju cały na wierzchu. To wstyd.W „Erze” już raz piwa zabrakło. Wychlali pierwszy rzut. Podchodzili ludzie do lady, a bufetowaręce rozkładała. Długo przerwa nie trwała. Przyjechał wóz. Drugi rzut. Skrzynkę zaskrzynką wnosili. Znów piwsko się lało. Kolejarzy dużo dziś przychodziło. Dworzec blisko. Znocnej służby wracają.– „Era”? Dlaczego tak się nazywa? – Ceju rozdziawił gapiowato usta.– „Era” – zastanowił się Zygi. – „Era”... Niby czas. Tak się mówi.– Nowy czas idzie – przytaknął Bogdanek. – Tu mają całą dzielnicę wyburzać. Nowe blokibędą stawiać.– Niedobrze – zmartwił się Zygi.Fakt. W tych ruderach swojsko tak. Mety z gorzałką są. Dzień i noc. Zakamarki. Przechodniebramy. Zygi gliniarzom się wczoraj zerwał. Wpadł w takie podwórze i jakby ziemiasię pod nim rozstąpiła. Nie dali rady go znaleźć. Znajoma brama Zygiego wyratowała.– W tych nowych blokach <strong>chłopak</strong>i też jakoś żyją – zauważył Ceju.Z trudem uniósł głowę i pierwszy raz na niebo popatrzył.– Muszę... – zaczął Bogdanek.I wtedy teczkowiec im się nawinął.Prosto na nich się zatoczył. Przybuzowany, stary, w długiej jesionie, i teczkę wypchanąpod pachą ściskał.Bogdanek odepchnąć go chciał. Tak rękę wyciągnął i zawarczał. Naraz rękę opuścił i minamu złagodniała, słodka zrobiła się wprost.– Panowie! Gdzie tu kibel? – stary zawołał. – Tak mnie ciśnie!Chuch miał kwaśny. Wczorajsze zmieszało mu się z dzisiejszym.– Tu niedaleczko – Bogdanek grzecznie się staremu ukłonił.– Możemy drogę pokazać – dodał Zygi.I już między siebie tego z teczką jak w obręcz wzięli. Za nimi poczłapał Ceju.Parę kroków ulicą. Do tej bramy za fryzjerem. Najlepsze miejsce. Trzy podwórza, jestwyjście na inną ulicę. Kibel był w drugim podwórzu. Szli sobie z tym pijaczkiem. Na oko jakprzyjaciele. Ludzi tu nie było. Tylko dzieciaki bawiły się przy trzepaku.Bogdanek pchnął drzwi. Ciemno i ludzkim smrodem pomieszanym z amoniakiem mocnow nosie zakręciło. Drzwi za sobą zamknęli. Teczkowiec od razu do rozporka. Bogdanek poczekał,aż sobie ulży, i za klapy płaszcza go do siebie przygarnął.– Rewizja! – zachichotał Zygi.– Pokaż, co masz! – powiedział Bogdanek. – No!! Rozstawił nogi, już się szykował.– No! – powtórzył.– Panowie – przestraszył się teczkowiec. – Koledzy! Postawić zawsze mogę...30

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!