10.07.2015 Views

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

– Ciężkie pieniądze... – zaczął rozwlekle – ciężkie pieniądze pakują ludzie... znaczy w tekonie...Matka popatrzyła na niego podejrzliwie. Kulawy pośrednik minę miał jednak nieprzeniknionąi tym swoim ulubionym ruchem przełożył czapkę z jednego kolana na drugie.Zaraz po nim przybył przyjaciel ojca, mecenas Kuligowski – ten, który studiował filozofięindyjską – żeby sporządzić dokument prawny określający charakter spółki przyszłych posiadaczykonia.Jak zwykle niczym się poza tymi Hindusami, Gandhim i Mahabharatą nie interesując, zmechaniczną biegłością rutynowanego prawnika zabrał się do redagowania dokumentu. Matkachciała w nim umieścić ojca jako współwłaściciela konia wyścigowego. Ale mój ojciecsprzeciwił się temu stanowczo.Oto wszystko już prawie było gotowe i wielkim ożywieniem błyszczały oczy mojej matki.Tuż przed północą zbudziło nas gwałtowne dobijanie się do drzwi. To była pani Zabrodzka.Długo nie mogliśmy zrozumieć, co się stało, gdyż łkała nieprzerwanie. Wreszcie w tympłaczu dało się odróżnić: – Zabrali go! Zabrali!– Kogo?– zapytała matka.– Hipolita! – wykrztusiła pani Zabrodzka. – Policja!Ojciec przyniósł karafkę spirytusowej nalewki i wmusił w panią Zabrodaką kielich tegomocnego trunku. Uspokoiła się nieco i dowiedzieliśmy się wszystkiego.Pan Hipolit Zabrodzki wykorzystał w celach hazardowych futra swoich klientów, jak równieżwszelkie dostarczane przez nich ostatnio skórki i błamy. Zastawił je u pokątnych handlarzyi zaczął grać z rozmachem o coraz większe stawki. Jednak szczęście opuściło go i tylkoprzegrywał.– Dureń! – powiedziała pani Zabrodzka; po nalewce jej twarz poczerwieniała mocno,oglądając się w lusterku starannie wycierała rozmazany tusz z policzków. – Przed wojną taksamo zrobił. Tylko wtedy miał szczęście. Odegrał się.Zapadła cisza. Jakże wesołe oczy miał wtedy ojciec. Te głęboko schowane niebieskie oczywprost skrzyły się od wesołych błysków.Przykra jeszcze była rozmowa z pośrednikiem, kulawym Sobczakiem. Domagał się prowizjiza trudy, które poniósł w poszukiwaniu odpowiedniego nabywcy. Ojciec zgodził się dosyćszybko na jego wygórowane warunki, a matka wyglądała jak nieobecna.Niebawem ja również wkroczyłem na swój szlak przygód. Dostałem się do więzienia iznalazłem się na oddziale dla małoletnich, w celi pod numerem 111. W pierwsze południerozległy się na korytarzu głosy i tupot drewnianych butów, a potem kolejno zgrzytały kluczew drzwiach cel na tym oddziale.– Batory jedzie – powiedział celowy Ząbek.Wkrótce i nasze drzwi otworzyły się szeroko i w progu stanął strażnik oraz dwóch kalifaktorówz dymiącym kotłem zupy.Ustawiliśmy się w ogonku z miskami i kiedy doszedłem do drzwi, zagapiłem się na starszegokalifaktora ze zdumieniem.Był to pan Hipolit Zabrodzki. Ubrany tak samo jak ja, w szary drelich, na głowie miałokrągłą aresztancką czapkę zwaną kaniołką, tylko wąsiki starannie przyczernione jak na wolności.Też poznał mnie od razu. Uśmiechnął się powściągliwie i chochlą zaczerpnął zręczniez wierzchu kotła tłuszczu i skwarek do mojej miski, potem dorzucił gęstwy kartoflanej z dna.Tak było odtąd zawsze. Tłuszcz i gęstwa z dna zapełniała moją obiadową miskę.– Masz fory u tego fajfusa – mówili moi koledzy.– Znajomy z wolności – odpowiadałem.A raz, kiedy z powodu choroby nie wyszedłem na spacer, zajrzał do mojej celi. Miał tutaj,na naszym oddziale wyraźne względy, gdyż drzwi celi otworzył mu oddziałowy Szczęka i12

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!