Patoka– Całą noc nie mogłem spać – powiedział Stefan.Przyjaźnimy się od lat. Często telefonujemy do siebie. Początek naszej przyjaźni bierze sięz młodości. Ja przybyłem na wielkomiejski szlak ni to z przedmieścia, ni miasteczka. Stefan zPowązek.Obaj znaleźliśmy się w starym, pamiętającym jeszcze carskie czasy więzieniu na Gęsiej.Mury były żółte, piece dymiły, z okna widok na pomnik Bohaterów Getta. W letnie wieczoryśpiewaliśmy w kraty dzikie, tęskne pieśni urków o Czabaku, jamszczyku i malowanej lali.Kipiało w nas wtedy siłą i wyobrażaliśmy sobie niemało. Przygniotły nas lata. Goryczy i słabościprzydały. Stefan jest fryzjerem, ja pisarzem. Z tamtych lat Stefan posiada na swoimciele mnóstwo tatuaży, ja tylko jeden. Stefan ma sprawę z córką.– Dziecko – powiada – to nie zabawka.I pragnie, żeby córka spełniła jego oczekiwania.Ja mam sprawę z pisaniem i czasem wydaje mi się, że przegrałem. Wtedy robi się pusto igłucho. Nie ma nic. Po pijanemu Stefan dzwoni do mnie i powiada: – Kurwa, żeby jeszczecoś się stało!Po pijanemu dzwonię do niego i mówię to samo.I nagle przypomniał nam o sobie Patoka. Wyczytałem list gończy za nim. Zapamiętałem zopisu „oczy żółte” i „liczne włamania”. Oczy żółte. Takie oczy musi mieć drapieżny kotprzed skokiem. Patoka znaczył swoją drogę zuchwałymi włamaniami i za to go poszukiwali.Jak zza mgły wynurzyła się Gęsiówka i spacerniak między murami. My, małolatki, patrzyliśmyz okien pierwszego piętra na spacerującą recydywę z VI oddziału.– O, Patoka – zaszeptano.Był już wtedy sławny. Przypomnienie poruszyło. Odżyła legenda dawnych lat.Zadzwonił Stefan. Nie mógł spać całą noc. Ujęli Patokę. Wyczytał w gazecie. Przygnębiłago przypadkowość tej końcówki.Spotkaliśmy się nad Jeziorkiem Kamionkowskim i chodząc wzdłuż brzegu rozważaliśmyrzecz całą. Po udanym włamaniu do zagranicznego przedstawicielstwa handlowego, skądzabrał kilkanaście tysięcy dolarów, Patoka ruszył w Polskę, wydawał bankiety, występowałjako poseł.– Wygląd to on ma – stwierdził Stefan.Ja już Patoki nie pamiętałem.– I wyrąbał później jakieś byle jakie mieszkanie – westchnął Stefan. – Po co mu to było?Forsy miał jak lodu.Brzeg Jeziorka Kamionkowskiego jeszcze zimowy, krzaki gołe, trochę lodu na wodzie.„Balaton” nazywają ten staw ludzie z praskiej strony.– Musiał rąbać – uznał Stefan – to artysta. Bez rąbania nie ma dla niego życia.Pod Patokę wypiliśmy flaszkę. Mało co mówiliśmy. Każdy siedział w swojej przeszłości.Ile to już lat się przewaliło!Oglądałem film jugosłowiański Deps. Była to opowieść o przestępcy, który przesiedziałdziesięć lat w więzieniu i porzucił swój fach. Mimo to nie ma spokoju. Nieustannie nękają gotajniacy. Sława speca od trudnych robót dalej mu towarzyszy. Samotny, boryka się ze złymlosem. Opowieść o jego życiu bardzo mnie wzruszyła. Tak sobie wyobrażałem bohatera mojegopierwszego opowiadania, które zobaczyłem w druku. Tamtego nazywali Kwadratowy.48
Ten z filmu Deps. Wtedy zadzwonił Stefan i powiedział: – To było tak, jakby gdzieś dalekozrobili film z twoich opowiadań. – Stefan odsiedział dziesięć lat i nie jest skłonny do łatwychuniesień czy egzaltacji. Ucieszyłem się, że myślał tak samo jak ja.Byłem świadkiem w sądzie. Wilcze sprawy między ludźmi. Staruszkę wygryźli z mieszkaniai opowiedziałem sądowi, który był kobietą w średnim wieku, jak to pożyczyłem tej staruszcekołdrę, żeby uchronić się mogła przed zimnem, pozbawiona swego domu, przebywającaw nieopalanej ruderze. Podziałało. Oczy kobiety w średnim wieku pełne współczucia. Jakoświadek wystąpiłem skutecznie.Wyszedłem na korytarz i dotarłem do sali, przed którą zebrała się spora gromadka ludzi.Przeczytałem wokandę. Sprawa Patoki. Taki przypadek. Wszedłem tam. Siedział między milicjantami.Niepozorny i łysawy, samotny na ławie oskarżonych.Zeznawał więzień-szczur, przerzucany z celi do celi, żeby węszyć i podsłuchiwać. Miał terazopowiedzieć, czego wywiedział się od Patoki podczas wieczornych godzin, kiedy więźniównajbardziej gniecie samotność i ogarnia chęć zwierzeń.Ten szczur sparaliżowany był wzrokiem Patoki. Odwracał głowę od ławy oskarżonych i ażskręcał się z wewnętrznej udręki.Naraz zaskomlał: – Nic nie powiem! Nic nie wiem! Powiem, to nie będzie dla mnie życiaw każdym jednym więzieniu w całej Polsce. Wszędzie dopadną!Patoka przyjrzał mu się z zainteresowaniem. Po jego twarzy błąkał się ulotny, pobłażliwyuśmieszek. Strzepnął z klapy marynarki jakiś niewidoczny pył.Wtedy go sobie przypomniałem. Co tydzień chodziliśmy do łaźni i tam w kłębach pary odsłaniałysię tatuaże pokrywające ciała więźniów. Przeróżne i wymyślne to były wzory, ale niewiem czemu, najbardziej wzrok mój przyciągał tatuaż, który był jak średniowieczny sztych:wysoka góra, zamczysko i drogą podjeżdża rycerz na koniu. Rysunek ten pokrywał plecy jednegoz więźniów.– To Patoka – powiedział Ząbek, mój celowy ze sto jedenastej.Przyglądałem się jego twarzy. I raz w tej ciemnej, ponurej sali sądu, wyłożonej brązowymdrzewem, nasze spojrzenia zderzyły się, moje i Patoki. Wydało mi się, że patrzy we mnie intensywnie,i zapragnąłem, żeby udzieliło mi się choć trochę jego siły.Tyle lat działał nieprzerwanie. Nie ma już więzienia, w którym siedzieliśmy. Zostało zburzone.Zburzono wiele starych domów. Zamknięto wiele knajp i nie ma dawnych bazarów.Pojawiły się nowe domy i place. A Patoka ciągle kradł, dostawał się do więzienia, uciekał,znowu kradł.I pomyślałem też, że wszystko w jego życiu poza tymi śmiałymi włamaniami, długimi latamiwięzienia, a potem napiętym wyczekiwaniem na szansę ucieczki, więc wszystko to inne:kobiety, smak spokoju, rodzina, ciepło i rozkosz bezczynności, było nieważne.Twarz miał szarą, wychudłą i pobrużdżoną, a ta resztka włosów siwa, ale nie czuło się wnim znużenia, rezygnacji; pod tą niepozorną powłoką tkwiła niewyczerpana siła, która przejawiałasię w zacisku guzowatych, mocnych szczęk i uporze wydatnego podbródka. Pozazdrościłemmu tej żelaznej konsekwencji, choć jednocześnie te lata więzienia, długie jak niejednożycie, mroziły wyobraźnię.Adwokat, stary człowiek o znudzonej twarzy sądowego wyjadacza, tym razem był ożywiony.– W sumie przesiedziane dwadzieścia lat – powiedział – osiem udanych ucieczek.Opowiadał o Patoce z uznaniem, jako o doskonałym fachowcu i artyście zarazem.– Wyrok będzie duży – dodał młody aplikant.Odprowadził wzrokiem Patokę, wychodzącego w asyście dwóch milicjantów.Patoka dłonie miał skrzyżowane na przedzie, spięte kajdankami. Z kurtuazją przysunął siędo ściany, dając przejście kobiecie w czarnej todze z czerwoną obszywką.Milicjanci skupieni, czujni. Groźną konwojowali zwierzynę.49
- Page 1 and 2: Aby rozpocząć lekturę,kliknij na
- Page 3 and 4: Tower Press 2000Copyright by Tower
- Page 5 and 6: Oni, ci starzy złodzieje, tak wyst
- Page 7 and 8: Stara ulicaMiesza tu mi się w gło
- Page 9 and 10: SezonMatka od czasu do czasu wybuch
- Page 11 and 12: ojca. Często wzdychała ciężko,
- Page 13 and 14: wcale nie sprzeciwił się, kiedy p
- Page 15 and 16: Krostowaty młodzik w wiśniowych w
- Page 17 and 18: - Pójdziemy - rzekł Malinowski.-
- Page 19 and 20: - Już tu nie robię. Skończyła s
- Page 21 and 22: W obliczu śmierciBył styczniowy,
- Page 23 and 24: Dawna niedzielaLucyna była córką
- Page 25 and 26: PrześladowcaBył to starszy chłop
- Page 27 and 28: Rudy kotJanowi Józefowi Szczepańs
- Page 29 and 30: «Era»Ceju trząsł się bardziej
- Page 31 and 32: Zamilkł i skulił się, porażony
- Page 33 and 34: Stary konia batem zacina. Koścista
- Page 35 and 36: - Pan - mówił - prawdziwy pan, ni
- Page 37 and 38: życia dopiero się zaczynał. Tak
- Page 39 and 40: Siedział na wysokim krześle przy
- Page 41 and 42: Twarz miałem gładką, młodzieńc
- Page 43 and 44: Otworzyłem kuchenne drzwi.- Gdzie
- Page 45 and 46: Pogonił za nim piskliwy głos peda
- Page 47: Starzy wyrokowcy często brali sobi
- Page 51 and 52: U fryzjeraSłońce padało na pochy
- Page 53 and 54: - Zapalisz?Młodszy fryzjer drżąc
- Page 55 and 56: Ale do kieszeni nie sięgnął. Zaw
- Page 57 and 58: - Słucham - zapytał kierownik i w
- Page 59 and 60: Nocny chłopiecWydarzenie miało mi
- Page 61 and 62: Martwa ulicaAż tutaj Arab odprowad
- Page 63 and 64: Wieczór autorski IMiasto schowało
- Page 65 and 66: - Usunęliśmy drzwi - dodała kier
- Page 67 and 68: - Pani kierowniczko, czy mógłbym
- Page 69 and 70: - Ja na literaturze się znam! - po
- Page 71 and 72: technolog chusteczką wytarł do su
- Page 73 and 74: WiosnaStary podniósł do góry fla
- Page 75 and 76: Tamto latoMatceTamto lato było rud
- Page 77 and 78: Zimna łapaZ sądu poszliśmy w krz
- Page 79 and 80: Nadzieja odprawy pieniężnej za ro
- Page 81 and 82: A tłum wokół płynął i płyną
- Page 83 and 84: Pierwszy opatrunekChłopiec liczył
- Page 85 and 86: Nocny gośćPo północy skończył
- Page 87 and 88: mówił o zdeptanej miłości, miot
- Page 89 and 90: Kolejarz odwrócił niespiesznie g
- Page 91 and 92: grafię z bardzo dawnych lat. Nakry
- Page 93 and 94: odezwała się miękko: - Wstydzisz
- Page 95 and 96: Zniknęli w czarnym wnętrzu bramy,
- Page 97 and 98: głowę. Teraz spoglądam na ciemn
- Page 99 and 100:
piero gały wytrzeszczysz, tak przy