10.07.2015 Views

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

chłopak z gołębiem.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Dawny kumpel z BudSpotkałem go w autobusie linii 122. Akurat kierowca przytrzasnął staruszka połówkamiautomatycznie zamykanych drzwi. Staruszek charczał i trzepotał się jak ptak. Kierowca zzainteresowaniem spoglądał w lusterko i milczeniem zbywał nieśmiałe protesty pasażerów.Dopiero ktoś przecisnąwszy się do przodu powiedział:– No otwieraj pan, szybciej!!Głos ten zabrzmiał stanowczo i ochryple.Kierowca odwrócił głowę. Popatrzyli na siebie. Przeciągły syk, drzwi otworzyły się szeroko.Staruszek został uwolniony. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Wtedy go poznałem. On mnieteż. Byłem dumny z niego. Jedyny pośród tylu pasażerów.– Nie lubię taikiego kozakowania – skrzywił się. – Niech podskoczy do równego.Wysiedliśmy na najbliższym przystanku.– Ile to już lat – powiedziałem.– Jak długi wyrok – zaśmiał się.Byliśmy z jednej ulicy. Razem ślizgaliśmy się po zamarzniętej gliniance, graliśmy wszmacianą piłkę i chodziliśmy na szaber do niemieckich magazynów na fortach. Należał dopaki Piechura. Janka Piechura z Bud. Więc do tych, co mi najbardziej imponowali siłą i odwagą.Jego dwóch braci też pamiętałem doskonale. Podczas wojny pruli kolejowe transportyniemieckie. Najstarszy stracił nogi przy tym niebezpiecznym zajęciu. O nim to napisałemopowiadanie. Tutejszy Mieriesjew. Tak go nazwałem i próbowałem opisać jego twardą, pełnąniezwykłego uporu walkę z kalectwem. Ten był najmłodszy. Mój rówieśnik. Uczestnik wielubójek z Wolą. Z Wolą mieliśmy zadawniony konflikt. Przyczyna już niemożliwa do ustalenia.Najmłodszy zasłynął wtedy z niezawodnego uderzenia głową.– Miałeś ten łeb – wpadłem w zachwyt – jak taran!Zdjął czapkę, rozgarnął włosy i pokazał białą bliznę nad czołem.– Pamiętasz Mamuta? – zapytał.Mamut najgroźniejszy z Woli. Pokraczny, słoniowaty i usta miał pełne zepsutych, czarnychzębów.– Pewnie – przytaknąłem.– To Mamut właśnie – powiedział przeciągle – tak mi wypaskudził.Był w skórzanym płaszczu i samodziałowej cyklistówce na głowie. Stary podmiejski szyk.Skóra właśnie. Krzepki, barczysty i jeszcze nieotyły.– Nie zmieniłeś się wcale.– Żartujesz.Spojrzał na nadjeżdżający autobus. Równocześnie na zegarek.– Ten czas zasuwa bez fajerantu.Zapaliliśmy. Pokazał tę wielką budowę na placu za nami. Już była pod dachem.– Szybko ciągną.Oczy zmrużył przed słońcem.– Tu stanąłem na nogi. Robiłem na dźwigu i można było zarobić. Kierownik wypisywałwięcej, niż wyrabialiśmy. Akurat M-3 wtedy dostałem. Jak cacko teraz, kafelki w łazience,meble na wysoki połysk, telewizor Granit. Musisz zobaczyć.Ciągle patrzył na tę wielką budowę. Rusztowanie, błyszczała miedziana blacha na dachu,uwijali się ludzie.18

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!